Zofia Andrzejewska Powstanie ZWM w Poznaniu

background image

Zofia Andrzejewska

Powstanie ZWM w Poznaniu

Kiedy w połowie lutego 1945 roku wyszłam po czterech tygodniach ze

schronu, pierwszym, na co się natknęłam na zawalonej gruzami ulicy, był
powiewający wesoło, na przekór zgliszczom, plakat. Zapisała go jakaś
niewprawna ręka, bo roił się od błędów. Ale sens był porywający:

"Wszyscy młodzi, pragnący budować wolną, demokratyczną ojczyznę –

w szeregi ZWM. Nasz program: Walka, Nauka, Praca. Zapisy św. Marcin".

Poszłam. W prywatnym mieszkaniu przy ulicy Św. Marcin 60 młody

człowiek z powagą wpisał moje dane personalne na zapełnioną licznymi
nazwiskami listę.

Zostałam wkrótce sekretarką ZWM w dzielnicy Śródmieście. "Ojcowie

miasta" przydzielili nam lokal przy Wałach Jana III. Pożal sie Boże, co to był za
lokal! Setka chłopców wynosiła z niego przez trzy dni gruz. Potem każdy
przyniósł, co miał w domu: obrazki, kilim do świetlicy, obrus na stół, papier,
atrament, książkę, piłkę nożną – bo przecież z miejsca powstała sekcja
sportowa.

Mieliśmy wówczas w kole takiego wścibskiego Janka, co to wchodził

oknem, gdy go drzwiami wyrzucili. Pewnego marcowego dnia Janek
zameldował się z przydziałem fortepianu w ręce. Radość była powszechna. Ale
jak takie skrzydło wnieść bez fachowców na trzecie piętro? Z miejsca zgłosiło
się około trzydziestu ochotników. Niedługo potem przechodnie mogli
zaobserwować taką procesję: na czele szedł chłopak z nogą od fortepianu, za
nim gromada dźwigała ciężkie skrzydło, a nasz Janek z powagą wygrywał na
nim (nieco fałszywie) Mazurka Dąbrowskiego. Ludzie zdejmowali czapki z
głów, a myśmy płakali jak bobry.

Pracy było wtedy co niemiara. Tworzyliśmy sekcje, dzieląc zajęcia

według zainteresowań. Sekcja kulturalno-oświatowa segregowała książki do
biblioteki i przygotowywała otwarcie świetlicy. Starsi chłopcy z sekcji
gospodarczo-porządkowej zajęli się odgruzowaniem sali parafialnej przy Św.
Marcinie (dzisiejszy Teatr Młodego Widza), gdzie wkrótce zorganizowaliśmy
pierwszą w Poznaniu wieczornicę. Jej program był najdziwaczniejszą
mieszaniną amatorskich popisów artystycznych, jakie widziałam w swym
życiu. Obok ckliwej piosenki Wróć do Sorento i popisów cyrkowej
ekwilibrystyki chór śpiewał z przejęciem My ze spalonych wsi, a gromada
chłopców skandowała twardo Lewą marsz Majakowskiego. Tak oceniam tę
wieczornicę obecnie. Wtedy wszystko wydawało nam się dobre i piękne.
Byliśmy zachłyśnięci wolnością, przepełnieni chęcią czynu.

background image

Nasze dziewczęta zorganizowały sekcję pomocy sanitarnej dla szpitali

polowych. Było ich w Poznaniu kilkadziesiąt. Ten fakt wpłynął z kolei na stałe
zajęcia sekcji artystycznej, która co kilka dni dawała koncerty w szpitalach,
niosąc umęczonym żołnierzom trochę naszej radości.

Ale największy wysiłek poznańskiej organizacji Związku Walki Młodych

przypadł wtedy na miesiąc kwiecień. Przyrzekliśmy rozpisując
współzawodnictwo międzydzielnicowe, oczyścić z gruzu do 1 Maja całą ulicę
Św. Marcina. Kto z poznaniaków pamięta tę ulicę po działaniach wojennych
wie, jak niełatwe mieliśmy zadanie. Przepracowaliśmy 7 600 godzin, wywożąc
gruz i oczyszczając około 63 tysiące cegieł. Zmęczeni pracą, ale dumni,
maszerowaliśmy po "naszej" ulicy w pierwszomajowym pochodzie.

Pochód pierwszomajowy w wyzwolonym Poznaniu, 1945 r.

Dzielnica ZWM-Śródmieście, w której stawiałam pierwsze kroki

społecznej działalności, stała się szkołą serc dla wielu młodych ludzi. Wspomnę
chociażby Janka Lenicę – dziś światowej sławy grafika, Janusza Przewoźnego
– kierownika Wydziału Kultury Prezydium MRN w Poznaniu, Zwolińskiego –
długoletniego sekretarza Wojewódzkiego Zarządu Związku Zawodowego
Pracowników Służby Zdrowia w Poznaniu i wielu innych, dziś nauczycieli,

2

background image

oficerów, robotników – członków partii, ktorzy uczyli się ideowego abecadła w
te pierwsze tygodnie 1945 roku.

Byłoby grubą przesadą twierdzić, że ówczesne masy młodzieży

zetwuemowskiej w Poznaniu i w Wielkopolsce były najbardziej radykalnym
trzonem młodzieży naszego województwa. Większość z niej wyrosła przecież
na pożywce przedwojennej szkoły sanacyjnej, a twarde warunki przebytej
wojny nie u wszystkich wyrugowały, niestety, mętlik ideowy zaszczepiony
przez tradycyjne wychowanie i obyczaje. Toteż przed kadrą zetwuemowską
stanęło pilne zadanie kształtowania światopoglądu młodzieży, poszerzania jej
spojrzenia politycznego, wychowywania na komunistów. Wprawdzie masy
młodzieży kierując się zdrowym instynktem pragnęły Polski innej, niż tamta,
przedwojenna, znana z dni bezrobocia ojców, zmartwień matek i tęsknot
młodych do wiedzy i ludzkich perspektyw. Pokierowanie tymi słusznymi
chęciami w sposób ideowo prawidłowy nie było rzeczą łatwą.

Pierwszą kuźnią kadr zetwuemowskich stała się Centralna Szkoła

Związku Walki Młodych w Łodzi. Na jej drugi dwumiesięczny kurs w maju
1945 roku wyjechałam razem z Zenkiem Karpińskim (dziś jest dziennikarzem
pracującym w "Gazecie Poznańskiej"). Szkoła mieściła się w dawnym pałacu
fabrykanta łódzkiego Plichala, otoczona była wspaniałym parkiem, grotami i
wodotryskiem. Poza tym jednak wszystko było w niej zorganizowane po
spartańsku. Spaliśmy na piętrowych łóżkach polowych, jadaliśmy na śniadanie
niezmiennie chleb z marmoladą i "wkuwaliśmy" od rana do nocy, choć nikt nas
do tego nie zmuszał. Piliśmy po prostu wiedzę jak wysuszone gąbki.
Wytrwałość w pochłanianiu grubych tomów ksiąg była wprost zadziwiająca.
Troszcząca się o wszystkich kierowniczka szkoły Marta Ciesielska-Strzelecka
musiała wyrzucać poniektórych o trzeciej nad ranem z czytelni.

Zróżnicowany poziom dotychczasowej wiedzy u słuchaczy powodował

na seminariach burzliwe kłótnie ideologiczne. Ich reperkusje przenosiły się na
sale sypialne, stając się raz po raz przyczyną "wojen" na jaśki i poranne
pantofle. Nasze niepokoje filozoficzne łagodził jednak przykład ludzi
kierujących szkołą. Jerzy Morawski, Janina Balcerzak, Arnold Słucki,
uwielbiana Marta Ciesielska i inni byli ludźmi, którzy przykładem swojego
dotychczasowego życia potwierdzali jedność wykładanych nam treści z
praktyką. Szkoła Centralna ZWM w Łodzi była w roku 1945 prawdziwą kuźnią
kadr Związku Walki Młodych nie tylko ze względu na zasób wpajanej nam
wiedzy, ale przede wszystkim ze względu na atmosferę promieniującą wiarą w
ludzi i zdolność zorganizowania ich rękoma sprawiedliwego porządku
społecznego.

Lipiec zastał mnie na pierwszych po wojnie żniwach w powiecie

wągrowieckim. Było tam wiele majątków poobszarniczych, z których duża
część robotników rolnych została wywieziona do Niemiec i jeszcze nie wróciła.

3

background image

Trzeba było ratować zboże. Powiat ten wzięła pod opiekę wielkopolska
organizacja ZWM. W Grylewie, Redgoszczy, Stępuchowie i wielu innych
wsiach pracowało około 700 młodych ludzi z Poznania, Gniezna, Krotoszyna i
Wągrowca, ratując dziesiątki ton cennego ziarna. Na żniwa wyjechał cały
aktyw Zarządu Wojewódzkiego ZWM bez względu na zajmowane funkcje.
Przewodniczącym grupy kierowniczej był Tadek Sikora, zajmujący się na co
dzień w Zarządzie Wojewódzkim organizacją oświaty. Współtwórca pierwszej
siedmioklasowej szkoły dla dorosłych w Poznaniu, późniejszy wytrawny
pedagog-historyk, pracujący dziś w Wojewódzkiej Komisji Związków
Zawodowych, potrafił umiejętnie rozdzielać obowiązki. Nie wymigał się nawet
"intelektualista" Jurek Zegalski, dziś zdolny reżyser teatralny.

Mnie powierzono tzw. akcję kulturalną, polegającą na organizowaniu po

pracy gawęd przy zapalonych ogniskach. Przewędrowałam wtedy pieszo
powiat wągrowiecki wszerz i wzdłuż. Własne nogi były bowiem wtedy
najpopularniejszym środkiem pochłaniania przestrzeni w tzw. terenie. Przy
ogniskach opowiadałam strudzonej pracą młodzieży historię ZWM-u, uczyłam
partyzanckich pieśni, recytowałam wiersze. Do późnej nocy płynęły nieraz
piosenki, tryskały iskry z ognisk i serc młodych, przepełnionych miłością
najpiękniejszą, bo najbardziej obiektywną – miłością do kraju, do ludzi i
migocącego gwiazdami letniej nocy świata.

Na ogniska przychodzili też chętnie tamtejsi mieszkańcy wsi, szczególnie

kobiety z dziećmi. Nie mogły się nadziwić, że młodzież z miast tak szybko się
"włożyła" do wiejskiej roboty. Serdeczność okazywana nam na każdym kroku
przez ludność cieszyła oraz napawała poczuciem wartości i przydatności.

Nie można mówić o pracy wielkopolskiego Związku Walki Młodych, nie

wspominając o ludziach stanowiących jej trzon kierowniczy, młodych
komunistach dających swą postawą przykład ofiarnej pracy dla ojczyzny.

Współzałożycielami ZWM-u w Poznaniu byli Janek i Danuta Tarłowscy,

partyzanci Warszawy, którzy jeszcze w czasie walk znaleźli się w Poznaniu.
Oni to przy pomocy partii i jej młodego aktywu zorganizowali zarządy i koła
ZWM. Przewodniczącym Zarządu Wojewódzkiego ZWM został Jerzy
Karpiński – inteligentny, pełen koncepcji młody robotnik, dziś doskonały
publicysta pracujący w "Kurierze Szczecińskim". Jurek był duszą organizacji.
Dwoił się i troił, ale był wszędzie, inspirując, a jak było trzeba – ostro
krytykując pracę kół. Potrafił każdemu wyznaczyć funkcję odpowiadającą jego
możliwościom i zdolnościom. Najbliższymi jego współpracownikami byli Jerzy
Tuszyński, Jurek Urbankowski, Maciej Nowicki, Tadeusz Sikora, Czesław
Białas, Marian Kunicki, Zbyszek Frąckowiak i inni, których nazwiska dziś, po
16 latach, uleciały już z pamięci.

4

background image

Członkowie zarządów zmieniali się w tym czasie co kilka tygodni.

Organizacja zasilała bowiem swym aktywem kadry milicji, wojska, organizacji
społecznych i jednostek gospodarczych. Do zarządów hierarchicznie wyższych
wchodzili ludzie z terenu, odznaczający się pracowitością i oddaniem sprawie
socjalizmu. Tak znaleźli się w Zarządzie Wojewódzkim ZWM Stefan

5

background image

Konopiński – jeden z najlepszych przewodniczących zarządu dzielnicowego w
Poznaniu, Józef Jakubowski – kryształowy chłopak z Konina, niestrudzony
społecznik (chyba od urodzenia) Wacek Wojciechowski – ówczesny
przewodniczący Zarządu Powiatowego ZWM w Świebodzinie. Na instruktorów
ściągnięto z terenu Koła i Kępna dwóch "twardych partyzantów" – jak ich
nazywaliśmy – Woszczalskiego i Adamskiego, którzy byli zaprawieni w
walkach z bandami, długo po wojnie nękającymi jeszcze te powiaty. Tą drogą
naturalnego doboru przyszedł również do Wojewódzkiego Zarządu Jan Prętki i
Janusz Skrok.

Odezwa ZW ZWM w Poznaniu z 25 II 1945 r., wzywająca

do jedności i czynu w budowie demokratycznej Polski oraz

do wstępowania w szeregi ZWM

6

background image

Jesień pierwszego roku wolności zapisała się w mym życiu pracowitą

krzątaniną wokół ambitnego zadania, powierzonego przez Zarząd Wojewódzki.
Organizowałam Wojewódzką Szkołę Związku Walki Młodych. Że nie było
lokali i pieniędzy na wyżywienie słuchaczy, to fraszka. Z zasady mierzyliśmy
wtedy siły na zamiary. Przy pomocy Komitetu Wojewódzkiego PPR, który
zapewnił bezpłatnych wykładowców, kolegów pracujących przy adaptacji
strychu w Zarządzie Wojewódzkim na Szkołę, ofiarności kościańskich kół
wiejskich dostarczających kaszy, grochu i kartofli do anemicznej wówczas
stołówki – no i olbrzymiego zapału słuchaczy wszystko poszło jak z płatka. W
styczniu 1946 roku opuszczali Szkołę ZWM pierwsi absolwenci.

Nie od rzeczy będzie przy okazji wspomnieć o sprawie bardzo ważnej w

życiu zetwuemowskiej organizacji: o roli partii. Polska Partia Robotnicza była
ideowym i faktycznym przewodnikiem ZWM – swego młodszego brata, jak się
wówczas mówiło. Jak to wyglądało w praktyce? Prosto. Członkiem Prezydium
Zarządu Wojewódzkiego ZWM był wtedy zawsze jeden z członków
Egzekutywy KW PPR. Na początku był nim towarzysz Olejniczak, stary
kapepowiec z Wrześni, sekretarz KW PPR, po nim znany robotnikom
poznańskim towarzysz Brylczak i inni. Poza tym często bywaliśmy w różnych
sprawach w Komitecie Wojewódzkim na co dzień. Każdy zetwuemowiec czuł
się tam jak we własnym domu. Towarzysz Izydorczyk, towarzyszka Kamińska
– ówczesne duże indywidualności w życiu wojewódzkiej organizacji partyjnej,
znali po imieniu i nazwisku nasz aktyw, rozmawiali z nami, uczyli, karcili lub
chwalili – jak zasłużyliśmy. Wielu z nas znalazło sie w szeregach partii. Był to
honor i zaszczyt dla każdego członka Związku Walki Młodych. Dziesiątki
aktywistow zetwuemowskich zasilały później kadry komitetów partyjnych,
pracując ofiarnie i z oddaniem.

Wiosna 1946 roku zaznaczyła się pewnym odpływem młodzieży z

szeregów organizacji. Był to proces naturalny. Część drobnomieszczańskiej
młodzieży i trochę młodzieży wiejskiej, która na fali ogólnego entuzjazmu
znalazła się w naszym Związku, a nie potrafiła przyjąć naszego programu
działania – odeszła. Silny już był wtedy zresztą Związek Młodzieży Wiejskiej
"Wici", opanowany przez PSL; działało Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży.
Obydwie te organizacje mąciły wodę jak i gdzie się dało.

Wtedy to młodzież wszystkich demokratycznych organizacji zaczęła się

dogadywać, łączyć we wspólnych akcjach. Byłam wówczas kierownikiem
Wydziału Propagandy Zarządu Wojewódzkiego ZWM (Szkołę Wojewódzką
prowadził z kolei wypróbowany aktywista naszego Zarządu – robociarz łódzki
Edward Kowalski) i wchodziłam w skład Międzyorganizacyjnej Wojewódzkiej
Komisji Porozumiewawczej. Członkowie OMTUR, ZMD i lewicowi działacze
"Wici" wystąpili razem z nami po raz pierwszy w Międzynarodowym Tygodniu
Młodzieży – w marcu 1946 roku. Odtąd wszystkie większe akcje polityczne,

7

background image

oświatowe czy kulturalne przeprowadzaliśmy razem. Razem wystąpiliśmy 1
Maja 1946 roku w pochodzie i razem przygotowywaliśmy się do referendum.
Była to nasza pierwsza wielka robota polityczna, wcale niełatwa w ówczesnej
sytuacji. I o dziwo, atmosfera walki, którą przepojona była akcja
przygotowawcza do referendum, zaczęła na nowo wciągać młodzież nie
zorganizowaną w orbitę naszej pracy. Z miesiąca na miesiąc przybywało
nowych członków. W lipcu 1946 roku na zlot do Warszawy jechała 2,5-
tysięczna reprezentacja Związku Walki Młodych – masowej organizacji
młodzieży wielkopolskiej.

Na zlot nie jechaliśmy z próżnymi rękami. Wieźliśmy dorobek

półtorarocznej pracy. Jej formalnym pokwitowaniem była rezolucja
Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu, opublikowana w ówczesnej "Woli
Ludu" z dnia 21 lipca 1946 roku:

W obliczu I Krajowego Zlotu ZWM, który odbędzie się w dniach 21 i 22 VII 1946

roku w Warszawie, Wojewódzka Rada Narodowa w Poznaniu na posiedzeniu odbytym dnia
19 VII 1946 roku postanawia: Wyrazić uznanie dla zasług Związku Walki Młodych i całej
młodzieży wielkopolskiej oraz jej demokratycznych organizacji – na polu wyzwolenia i
zagospodarowania Wielkopolski i Ziemi Lubuskiej, wyrazić uznanie dla ich udziału w
akcjach siewnych i żniwnych, walce o wydajność pracy w przemyśle, w akcji osadnictwa na
ziemiach zachodnich, w szczerze demokratycznym i patriotycznym wychowaniu młodego
pokolenia, w rozwoju sportu i wychowania fizycznego, w rzetelnej pracy młotem i piórem
dla odrodzonej ojczyzny.

Zlot był niezapomnianym przeżyciem dla jego uczestników. W mieście

namiotów, jakie powstało na Polu Mokotowskim w Warszawie, zgromadziło się
około 40 tysięcy młodzieży, 30 tysięcy zetwuemowców oraz 10 tysięcy
delegatów OMTUR, harcerstwa, Wici i ZMD. W potężnej manifestacji, jaka
odbyła się na polu zlotowym, młodzież zadeklarowała swą wolę walki i pracy
dla budownictwa nowej, demokratycznej Polski. Przez umęczoną, pokrytą
ruinami Warszawę przeszło barwną defiladą pokolenie jej budowniczych.

Dziś na miejscu miasteczka zlotowego stoją nowe bloki, domy

mieszkalne, przedszkola i szkoły. Widzieliśmy je wtedy w naszych marzeniach.

Szerokim echem odbił się zlot w sercach i umysłach młodzieży polskiej,

przynosząc w rezultacie masowy napływ do organizacji. Ożywiły i
zróżnicowały się formy pracy kół. Poznańscy "cegielszczacy" z Mieczkiem
Łykowskim na czele rzucili hasło współzawodnictwa pracy. W tym czasie
powstały w ZWM dziesiątki zespołów oświatowych, artystycznych i
sportowych. Organizacja rosła treścią swej pracy. W dużej mierze przyczyniła
się do tego energia ówczesnego przewodniczącego Zarządu Wojewódzkiego
Władysława Młoteckiego oraz ofiarna praca jego najbliższych
współpracowników: Heleny Glibowskiej, Władysławy Maciejewskiej-

8

background image

Klawiterowej, Jarzębowskiego, Zofii Jasiniakowej, Edmunda Kozaka i wielu
innych.

Czytelniczki poznańskiej "Woli Ludu"

Związek Walki Młodych ukształtował światopogląd i charakter tysięcy

młodych obywateli naszego kraju, do dziś z oddaniem i ofiarnie pracujących
dla idei partii i pożytku naszej ojczyzny. Socjalistyczny humanizm przepajający
w tamtych latach wszystkie poczynania ZWM stał się dla jego członków
trwałym kapitałem, z którego nieprzerwanie czerpią.

Nota o autorce:
Andrzejewska Zofia, ur. 3 III 1920 r. w Poznaniu; współorganizatorka ZWM w Poznaniu;
działaczka ruchu młodzieżowego; z zawodu dziennikarz.

http://www.chomikuj.pl/Pierwszy_113/Historia


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ziemianski Andrzej Autobachn nach Poznan
Ziemiański Andrzej Autobahn nach Poznań
Ziemianski Andrzej Autobachn nach Poznań
Andrzej Wierzbicki Miejsce hipotezy podboju w milenijnym kanonie powstania państwa polskiego
Wielkopolanie od Powstania Wielkopolskiego do Poznańskiego czerwca 1956 roku
Powstanie Poznańskie inaczej Powstanie Wielkopolskie
Straty miasta Poznania powstałe w latach 1939 1945
Kibice esej o upamiętnieniu Powstania Wielkopolskiego przez kibiców Lecha Poznań
RACHUBA, Andrzej Stanisław Niezabitowski, Dzienniki 1695 1700, Poznań 1998 [rec ]
Od Poznania do Października Z Karolem Modzelewskim rozmawia Andrzej Żebrowski
Andrzej Krzysztof Kunert KA MIENIE NA SZANIEC OD JANA KILIŃSKIEGO DO POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Powstanie systemu Unix
Zanieczyszczenia powstające w przemyśle metalurgii żelaza prezentacja
Powstanie listopadowe prezentacja multimedialna
jak powstaje rak

więcej podobnych podstron