Glenda Sanders
WIARA, NADZIEJA, MIŁOŚĆ
PROLOG
Pocałunek wyrażał zaproszenie. Richard nie miał co do tego najmniejszych
wątpliwości. Kobieta prowokacyjnie przylgnęła do niego całym ciałem, wsunęła mu
język do ust i zaczęła nim poruszać w niedwuznacznym rytmie. Kiedy wreszcie
oderwała wargi, lekko odchyliła głowę i pytająco spojrzała mu w oczy.
Niczego takiego nie planował. Nie był też do końca pewny, czy tego chciał. Z
wysiłkiem przypomniał sobie jej imię, obco brzmiące w jego uszach, i spróbował je
wypowiedzieć.
Mocniej naparła na niego biodrami.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że cię to nie interesuje?
Nie próbował się wypierać. Jego wygłodzone ciało mimowolnie go zdradziło. Już
od ponad roku nie miał kobiety. A jednak milczał, speszony tym, że wszystko
zdawało się przebiegać zbyt łatwo.
Wtedy nastąpił ostateczny atak.
– Jeżeli boisz się odpowiedzialności, biorę pigułki. A poza tym przyniosłam
ś
rodki zabezpieczające.
Musiał mieć bardzo nieufną minę, bo dorzuciła:
– Dziwi cię to? Jesteś przystojnym facetem. Podobasz mi się, a ja – uśmiechając
się, wymownie zakołysała biodrami – też chyba nie jestem ci obojętna.
Richard wciąż milczał.
– Przecież jesteśmy parą dojrzałych, odpowiedzialnych ludzi. I do tego bez
zobowiązań. Więc w czym problem? Dlaczego nie mielibyśmy miło spędzić czasu?
Nie była piękna, ale na pewno bardzo atrakcyjna. Wciąż czuł na podniebieniu jej
wyrafinowany, drażniący pocałunek.
Ponad rok...
Wreszcie odpowiedział, ale nie słowami. Pochylił głowę i brutalnie wtargnął do
wnętrza jej ust. Poczuł, że jej ręce zaczynają go rozbierać. Błyskawicznie rozpiął jej
bluzkę i w sekundę później jego dłonie spoczęły na obnażonych piersiach.
Przenieśli się na kanapę. Jeżeli przedtem miał jeszcze jakieś zahamowania,
pozbył się ich ostatecznie wraz z resztą ubrania. W końcu, czyż nie jest tylko
człowiekiem?
Byli tak pochłonięci sobą, że nie usłyszał ani odgłosu otwieranych drzwi, ani
cichych kroków. Otrzeźwił go dopiero pełen przerażenia okrzyk:
– Tatusiu!
Uniósł głowę. Kątem oka dostrzegł znikającą dziewczęcą sylwetkę.
ROZDZIAŁ 1
Dziewczyna siedząca naprzeciw psycholog Barbary Wilson była ubrana w dżinsy,
rozciągniętą bluzę i tenisówki. Miała miłą, niemal dziecinną buzię i szeroko
rozstawione błękitne oczy. Długie falujące włosy opadały jej na ramiona, a grzywka,
ułożona za pomocą pianki, sterczała nad czołem jak koguci grzebień. Siedziała
zgarbiona, ze spuszczoną głową, kurczowo ściskając w palcach pasek dużej
dżinsowej torby. Odpowiadała monosylabami na pytania i jak dotąd ani razu nie
podniosła wzroku.
Nazywała się Missy Benson. Miała szesnaście lat i spodziewała się dziecka.
– Złożyłaś podanie o indywidualny program do końca semestru – powiedziała
Barbara.
– Uhm. – Mruknięciu towarzyszyło głębokie, bolesne westchnienie.
Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby coś ją gnębiło. Barbara była tego niemal
pewna. Nie znała jej zbyt dobrze, ale kiedy poprzednio rozmawiały, wydawała się
znacznie bardziej kontaktowa.
– Czy to lekarz kazał ci ograniczyć zajęcia? – spytała Barbara.
Missy potrząsnęła głową.
– Termin porodu został wyznaczony na połowę czerwca – ciągnęła Barbara. –
Jeżeli nie masz jakichś poważnych kłopotów zdrowotnych, możesz chodzić do szkoły
do końca semestru. Wybrałabyś sobie zajęcia przed południem albo po obiedzie i w
każdej chwili mogłabyś odpocząć w gabinecie pielęgniarki.
Milczenie. Uporczywe milczenie nastolatki. Odwieczna zmora rodziców i
wychowawców. Barbara odczekała chwilę i dopiero kiedy nabrała pewności, że Missy
nie ma zamiaru odpowiedzieć, zapytała:
– Nie wydaje ci się, że będziesz się nudzić w domu? Missy wzruszyła ramionami,
jakby jej to nie obchodziło, ale Barbara podejrzewała, że było inaczej.
– Wstydzisz się? – spytała łagodnie.
– Coś w tym rodzaju.
Barbara odczekała jeszcze chwilę, a potem powiedziała:
– Większość twoich kolegów i koleżanek i tak już wie o ciąży, prawda? –
Wiadomość dotarła do Barbary pocztą pantoflową na tydzień przed tym, nim podanie
Missy trafiło na jej biurko.
– Chyba tak – szepnęła Missy.
To już było coś więcej niż mruknięcie. Barbara zaczęła być dobrej myśli.
– Na początku pewnie było ci ciężko, ale teraz, kiedy wszyscy już się z tym
pogodzili, nie będzie tak źle.
Dziewczyna słuchała w milczeniu.
– Nie wolisz być tutaj, wśród kolegów, niż ukrywać się w domu?
Kolejne ciężkie westchnienie. Odczekała moment, a potem ni to stwierdziła, ni to
spytała:
– To nie był twój pomysł, żeby zostać w domu, prawda? Nagle Missy zasypała ją
lawiną słów.
– Mój tata mówi, że wszyscy będą się ze mnie śmiali i że będę się głupio czuła.
– A co ty o tym sądzisz?
– Myślę, że on ma rację. Będę gruba i mogę wyglądać śmiesznie.
Barbara obdarzyła ją uśmiechem, którym miała nadzieję dodać dziewczynie
otuchy.
– Może rzeczywiście trochę śmiesznie pod sam koniec. Jeżeli twoi przyjaciele
będą się z ciebie śmiali – mam na myśli twoich prawdziwych przyjaciół – to będą
tylko takie dobroduszne żarty. Jak wtedy, kiedy masz nieudaną fryzurę albo
poplamisz sobie bluzkę sosem do spaghetti.
Missy poruszyła się na krześle. Nieomylny znak, że mimo wszystko słuchała. I
myślała.
– Młodzi ludzie powinni trzymać się razem – dorzuciła Barbara. – W
towarzystwie rówieśników poczujesz się o wiele lepiej.
Missy wciąż milczała, wpatrzona we własne ręce.
– Im dłużej będziesz poza szkołą, tym trudniej będzie ci potem wrócić do
szkolnej rutyny – przekonywała Barbara. – Zostań. Nie chcesz spróbować?
Missy przygryzła dolną wargę.
– Zawsze możesz zmienić zdanie, gdybyś poczuła się gorzej albo była zbyt
zmęczona.
– Ale mój tata...
– Czy próbowałaś powiedzieć ojcu, co o tym myślisz?
Dziewczyna, zgnębiona, potrząsnęła głową. Barbara westchnęła.
– Tak właśnie sądziłam. Jestem pewna, że twój ojciec chce cię tylko chronić, ale
rodzice nie zawsze wiedzą, jak to robić. Zwłaszcza w trudnych sytuacjach. Może
gdyby dowiedział się, co czujesz i znał opinię specjalistów...
Po raz pierwszy dziewczyna podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.
– Mogłaby pani z nim porozmawiać, pani Wilson? On panią wysłucha.
Barbara uśmiechnęła się.
– Z przyjemnością porozmawiam z twoim ojcem, Missy.
Dziewczyna szepnęła „dziękuję”. Barbara poczuła ukłucie w sercu. Wstała i
obeszła biurko.
– Nie mogę zrobić nic więcej, dopóki się z nim nie spotkam. Postaram się to
zorganizować jak najprędzej.
Missy poderwała się, gotowa do ucieczki. Jest taka młoda, pomyślała Barbara,
taka wrażliwa. I do tego tak przeraźliwie osamotniona.
– Wiesz co, Czasami potrzebujemy tylko jednego – móc się do kogoś przytulić.
Czułaś kiedyś coś podobnego?
– Och, proszę pani! – Dziewczyna ze szlochem rzuciła się jej w ramiona. – Mój
tata uważa, że jestem okropna.
Barbara objęła ją i zaczęła kołysać jak małe dziecko.
– Na pewno jest przygnębiony – powiedziała, gładząc dziewczynę po plecach –
ale to nie znaczy, że uważa cię za okropną. Prawdopodobnie sam jest przerażony.
– Przerażony? – Missy uniosła głowę i grzbietem dłoni otarła oczy.
– Nie wiedziałaś, że rodzice też mogą być przerażeni? – spytała Barbara, podając
jej pudełko chusteczek do nosa.
– Pragną chronić swoje dzieci. Nie chcą, żeby im się przytrafiło coś złego. A
kiedy coś takiego się wydarzy, są na siebie wściekli, że nie potrafili temu zapobiec. I
to ich przeraża. Nie tylko twój świat wywrócił się do góry nogami. Świat twojego ojca
także.
Missy wzięła chusteczkę.
– On się mnie wstydzi.
– Powiedział ci to?
– Nie musiał. – Głośno wytarła nos. – On nie chce, żeby ktokolwiek mnie widział.
Barbara znów uściskała Missy.
– Jestem pewna, że ojciec chce dla ciebie jak najlepiej. On po prostu nie zdaje
sobie sprawy, jak wyrozumiali są twoi przyjaciele. Spróbuję mu to wyjaśnić.
– Dziękuję – szepnęła Missy.
– Mam nadzieję... – Barbara przerwała, żeby zebrać myśli. – Są sytuacje, w
których rodzicom niełatwo porozumieć się z dziećmi. Czasami krzyczą, zamiast
rozmawiać, albo w ogóle nic nie mówią, bo tak jest wygodniej. Chciałabym, żebyś
spróbowała porozmawiać z ojcem i opowiedziała mu o wszystkim, co czujesz.
Missy wyprostowała się, zaczerpnęła tchu, a potem skinęła głową.
Dobrze rozumiała dziewczynę, jej zmieszanie i rozpacz. Przypuszczała, że Missy
ani przez chwilę nie wierzyła, że rozmowa z ojcem cokolwiek jej da.
– Missy – powiedziała, kładąc dziewczynie rękę na ramieniu – jeżeli będziesz
chciała z kimś porozmawiać albo po prostu przytulić się do kogoś, możesz zawsze do
mnie przyjść. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
– Dziękuję pani.
– Czasami mogę być zajęta. Będziesz wtedy musiała zaczekać kilka minut.
Powiesz pani Dinker, że jesteś na mojej specjalnej liście, a ja przyjmę cię o każdej
porze.
– Dziękuję pani.
– W końcu po to tu jestem – mruknęła Barbara. Kiedy Missy czmychnęła z
gabinetu, Barbara odchyliła się w krześle i westchnęła. Udzielanie porad ciężarnym
uczennicom kompletnie ją wyczerpywało. Były takie młode, zagubione,
niedoświadczone, a życie wymagało od nich przedwczesnej dojrzałości.
Co za ironia losu. Dla tych dziewcząt ciąża była tragedią. Barbara, samotna i
bezdzietna, uważała ciążę za błogosławieństwo, którego los jej poskąpił.
W swoim czasie bardzo chciała mieć dziecko. Dennis także sobie tego życzył. W
końcu to było ogólnie przyjęte, a Dennis zawsze robił to, co było ogólnie przyjęte.
Nigdy jednak nie udało jej się zajść w ciążę, a wszelkie nadzieje na dziecko
rozwiały się wraz z rozpadem jej małżeństwa oraz w ciągu pięciu pustych lat, które
potem nastąpiły.
W trzydziestym piątym roku życia Barbara nie mogła narzekać na brak zajęć.
Szybko się przekonała, że było mnóstwo młodych ludzi spragnionych życzliwego
słowa, obiektywnej porady czy bodaj przyjaznego uścisku. Miała całą szkołę pełną
uczniów, z których większość będzie jej prędzej czy później potrzebować. A jednak
to dojmujące pragnienie własnego dziecka wciąż tkwiło gdzieś w głębi jej serca i
napełniało ją smutkiem, ilekroć patrzyła na niemowlaki albo na dziewczyny czy
kobiety w poważnym stanie.
Potrząsnęła głową i sięgnęła po teczkę Missy Benson. Jedenasta klasa. Wzorowa
uczennica. Od trzech lat członek rady uczniowskiej. Śpiewa w szkolnym chórze.
Matka nie żyje. Ojciec: Richard Benson. Pośrednik handlu nieruchomościami.
Richard Benson! Barbara poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Czy to nie
ś
mieszne? Zareagowała jak jedna z jej podopiecznych! Przecież w całym kraju są
setki Richardów Bensonów. W lokalnej książce telefonicznej będzie ich z tuzin. Nic
nie przemawiało za tym, że ojciec Missy to ten sam Richard Benson sprzed lat, z
oddalonego o setki kilometrów małego miasteczka w Georgii. A jednak... Szybko
obliczyła w myślach, że córka Richarda powinna mieć prawie siedemnaście lat. A
więc jest w wieku Missy. Co będzie, jeżeli się okaże, że to jednak ten sam człowiek?
Z westchnieniem ukryła twarz w drżących dłoniach. Potem głęboko zaczerpnęła
tchu i zmusiła się do obiektywnej oceny sytuacji. Przecież świat nie przestanie się
kręcić tylko dlatego, że przyjdzie jej stanąć twarzą w twarz z dawnym chłopakiem.
Nawet jeżeli...
Nawet jeżeli kochała go kiedyś całym sercem i był jej tak bliski jak nikt na
ś
wiecie. A jego pocałunki sprawiały, że ziemia kołysała się pod stopami. Nawet jeżeli
złamał jej serce.
Richard Benson był kimś więcej niż tylko jej chłopakiem, ale nigdy nie zostali
kochankami i ta świadomość bolała ją i prześladowała nawet po latach.
Gdyby wtedy pozwoliła Richardowi na wszystko... Ileż to razy zastanawiała się
nad tym. Jakże inaczej ułożyłoby się jej życie, gdyby miała dość odwagi, żeby mu się
oddać.
Ich miłość mogła wciąż trwać. Mogli się pobrać, mieć dzieci, na zmianę wstawać
do nich w nocy. Mogli wspólnie zmagać się z domowym budżetem i spędzać zimowe
noce wtuleni w siebie pod olbrzymią kołdrą w małżeńskim łożu.
Nie byłoby złamanych serc, gniewu, żalu, rozmyślania o tym, że mogło być
inaczej. Nie byłoby Dennisa Wilsona i tych lat, w czasie których starała się robić to,
czego od niej oczekiwano. Nie byłoby przygnębiających wizyt u lekarza i
rozpaczliwych prób, żeby począć dziecko. Nie byłoby kłótni ojej pracę, nie byłoby
rozwodu.
Gdyby tylko pozwoliła Richardowi na wszystko... Odrzuciła tę myśl,
wyprostowała się i zaczęła przeglądać akta w poszukiwaniu numeru telefonicznego
Richarda Bensona.
Gdy podała recepcjonistce w Agencji Bensona swoje nazwisko i poprosiła o
rozmowę, jej głos brzmiał już prawie całkiem normalnie.
Kiedy zadzwonił wewnętrzny telefon, Richard Benson zajęty był studiowaniem
umowy.
– Tak, Margaret, o co chodzi? – zapytał.
– Co prawda życzył pan sobie, żebym odbierała wszystkie telefony do pana, ale
mam na linii panią Wilson ze szkoły Missy – poinformowała recepcjonistka. Richard
poczuł nagły skurcz żołądka. Ze szkoły Missy?
O Boże! A jeżeli Missy źle się poczuła?
– Porozmawiam z nią – powiedział, wciskając przełącznik. – Mówi Richard
Benson – warknął do słuchawki.
– Dzień dobry panu... – Barbara przełknęła ślinę. Szczerze mówiąc, nie była w
stanie stwierdzić, czy to ten sam głos, którego tak się obawiała. – Tu Barbara Wilson,
szkolny psycholog.
– Czy Missy dobrze się czuje?
– Tak – odparła Barbara. Pańska córka ma się wprost fantastycznie, dodała
ironicznie w duchu. – Właśnie wyszła z mojego gabinetu. Nie ma powodu do obaw –
dorzuciła.
Mężczyzna odetchnął z ulgą.
– Przeglądałam podanie Missy. Chciałabym je z panem przedyskutować. Czy
mógłby pan przyjść jutro do szkoły na jakieś pół godziny?
Czy pozwoli mi pan na siebie popatrzeć, abym się mogła przekonać, czy to ta
sama twarz, którą mam w oczach od siedemnastu lat? – Tego pytania nie
wypowiedziała na głos.
Richard odetchnął. Tak naprawdę nie był w stanie odprężyć się do końca od
momentu, w którym Missy zakomunikowała mu, że chyba jest w ciąży.
– Najbardziej odpowiadają mi godziny poranne – powiedział.
– Ósma trzydzieści?
– Wspaniale.
Barbara zamarła. Czas nagle się cofnął. Oto znów siedziała w starym mustangu.
Richard rozpiął jej bluzkę. Był pierwszym chłopcem, któremu pozwoliła obejrzeć
swoje piersi.
– Wspaniałe – wyszeptał bez tchu.
Ósma trzydzieści też wspaniale mu odpowiadała.
– Wobec tego do zobaczenia jutro rano – rzuciła szorstko i drżącą ręką odłożyła
słuchawkę.
– Teraz już wszystko wiesz – powiedziała sama do siebie.
W drodze do domu wstąpiła do drogerii po pastę do zębów. Zazwyczaj kupowała
tu tańsze mydła i proszki do prania. Kiedy dotarła do kasy, ze zdumieniem spojrzała
na zawartość koszyka. Drogi balsam do włosów, olejek do kąpieli, tusz do rzęs i
szminka.
Tusz to jeszcze nic dziwnego. Skończył jej się parę tygodni temu i jakoś dotąd nie
znalazła czasu, żeby kupić nowy. W zasadzie do pracy się nie malowała. Jutro miała
się jednak spotkać z Richardem Bensonem. Dlatego teraz kupowała tusz – i
ciemnoróżową szminkę w kolorze bluzki, którą zawsze nosiła do popielatego
kostiumu. Co zresztą innego mogła jutro włożyć, nie wzbudzając podejrzeń? Nie
mówiąc już o tym, że w tym właśnie kostiumie było jej najbardziej do twarzy.
A zresztą, to chyba bez znaczenia.
Marszcząc brwi, patrzyła na kasjera, który po kolei przesuwał jej zakupy na
taśmie. Kogo właściwie chciała oszukać? Zadrżała na myśl o jutrzejszym spotkaniu.
Może dlatego, że jej znajomość z Richardem zakończyła się w tak niemiły, bolesny
sposób? A może dlatego, że zakończyła się bezpowrotnie i nieodwołalnie?
– Tak bardzo cię pragnę, Barbaro – szeptał bez tchu, kiedy odsuwała jego rękę od
suwaka dżinsów.
– Wiem – szepnęła z rozpaczą. – Ale... boję się. Nie jestem jeszcze gotowa.
Wtedy odezwał się jakimś złym, zdesperowanym głosem:
– Może powinienem sobie poszukać kogoś, kto jest już gotowy. Dziewczyny,
która wie, jak zadowolić mężczyznę.
Te słowa dotknęły ją do żywego. Przełknęła łzy i dumnie uniosła głowę.
– Jeżeli tego właśnie chcesz... Proszę bardzo, znajdź sobie kogoś innego.
– Może tak zrobię.
– No to zrób.
– Jesteś tego pewna?
– Jasne. Sam wiesz najlepiej, czego chcesz. Mężczyzna... Miał niespełna
dziewiętnaście lat. Teraz Barbara była w stanie pojąć komizm jego słów. W sumie
ś
mieszna historia – gdyby nie to, że jej wspomnienie do dziś tak bolało.
Richard znalazł sobie kogoś innego. Christine, znaną głównie z tego, że świetnie
wiedziała, jak pocieszyć sfrustrowanych mężczyzn. Przyprowadził ją na mecz piłki
nożnej.
Plotka rozeszła się błyskawicznie. Richard rzucił Barbarę! A ona przyszła sama,
pewna, że się pogodzą i wszystko znów będzie dobrze.
Nie miała wiadomości o Richardzie aż do Gwiazdki, kiedy wziął ślub z Christine,
ż
eby dać nazwisko ich dziecku. Później dowiedziała się, że urodziła się im córeczka i
ż
e Richard rzucił studia i poszedł do pracy.
Następnego roku Barbara wyjechała do college’u. Tam właśnie poznała Dennisa.
Nie był tak namiętny jak Richard. Nie wzbudzał w niej gwałtownych uczuć. Dlatego
bez obaw zgodziła się z nim spotykać. I z tej samej przyczyny później się z nim
rozwiodła.
A teraz okazuje się, że Richard też mieszka w Orlando. Co za zbieg okoliczności!
Zjawiła się w szkole wcześniej niż zwykle. Wolała być w znajomym otoczeniu.
Szczerze mówiąc, bała się nieoczekiwanego spotkania na korytarzu.
Teraz siedziała za biurkiem, starannie uczesana, umalowana i uperfumowana,
nerwowo rozważając wszystkie warianty rozmowy. Była tak spięta, że nie pozwoliła
sobie nawet na filiżankę kawy.
Siedemnaście lat... On może być gruby i łysy...
Co powie? Co ona powinna powiedzieć?
A jeżeli jej nie rozpozna? Jak ma się wtedy zachować? Czy ma z uśmiechem
wspomnieć:
– A tak przy okazji, dawniej nazywałam się Simmons.
A może nie powinna nic mówić? Może lepiej, żeby niczego nie zauważył?
Mój Boże, a co jeżeli wyjawi mu, kim jest, a on nie będzie mógł jej sobie nawet
przypomnieć?
A jeśli jednak ją pozna i wszystko będzie tak jak siedemnaście lat temu?
Sama już nie wiedziała, który z tych wariantów najbardziej ją przerażał.
Richard pojawił się pięć minut przed czasem. Nie był gruby. I nie był też łysy. To
był ten sam Richard, tylko trochę starszy. I niestety, Barbara musiała to przyznać, czas
pracował na jego korzyść.
Zmarszczki przydały jego twarzy wyrazistości, a włosy, kiedyś spłowiałe od
słońca, stały się ciemniejsze. Trochę przytył, za to nabrał powagi, której brakowało
mu, gdy był chudym nastolatkiem.
Tak czy inaczej, rozpoznała go od razu.
On też ją poznał. Mogła nawet dokładnie określić, w którym momencie. Wszedł
do jej gabinetu i powiedział:
– Pani Wil...
Na chwilę zamilkł zaskoczony, potem jakby odzyskał zdolność mówienia i
dokończył:
– Mój Boże! Barbara?
– Witaj, Richardzie!
Zdążyła już zapomnieć, jak kiedyś na nią patrzył. A może mając siedemnaście lat,
była zbyt niewinna, żeby odczuć zmysłowość jego spojrzenia?
Przyglądali się sobie przez chwilę, która Barbarze wydała się wiecznością.
Napięcie zdawało się rozsadzać ściany pokoju. Oddychali z najwyższym trudem.
Richard otrząsnął się pierwszy.
– Mogłaś mnie uprzedzić – powiedział.
ROZDZIAŁ 2
Barbara...
Ilekroć nachodziły go wspomnienia, Barbara jawiła mu się w nich taką, jaką ją
widział po raz ostatni. A przecież od tamtej pory minęło siedemnaście lat.
Była teraz kobietą dojrzałą, lecz wciąż piękną. Jej włosy, stylowo ułożone,
zachowały dawny połysk i na pewno były równie miękkie jak kiedyś.
Trochę przytyła, ale te dodatkowe kilogramy przydały jej kobiecości. A jej
zielone oczy...
Były dokładnie takie same – ogromne i pełne wyrazu. W ich głębi czaił się lęk,
mimo że się uśmiechała.
– Nie miałam pewności – powiedziała.
– śe sobie ciebie przypomnę?
– Nie, że jesteś tym samym Richardem Bensonem.
– Nazywasz się teraz inaczej, Barbaro. Cień smutku przemknął przez jej twarz.
– Byłam zamężna.
– Byłaś?
– Moje małżeństwo się rozpadło.
– Tak mi przykro. – Naprawdę było mu przykro. Boże, jak ktoś na tyle mądry,
ż
eby się ożenić z Barbarą, mógł być jednak takim głupcem, żeby się z nią rozwieść?
– To stara sprawa – powiedziała.
Zapadła cisza. Wreszcie Barbara wskazała krzesło po przeciwnej stronie biurka.
– Musimy porozmawiać o Missy.
Richard zacisnął zęby. Jego usta wyglądały teraz jak blada kreska. Dlaczego
akurat Barbara? Jakim ojcem musiał być w jej oczach? Co myślała o nim
siedemnaście lat temu, kiedy porzucił ją dla jakiejś hipiski tylko dlatego, że nie
chciała się z nim przespać?
Nagle poczuł się nagi, bezbronny i pozbawiony godności. Jak rycerz, którego
wróg zaskoczył bez miecza i zbroi. Spojrzał na Barbarę zastanawiając się, jak mógł,
choć przez chwilę, porównywać ją do wroga. Bo w jej oczach nie dostrzegł
potępienia, tylko życzliwą troskę.
Otworzyła teczkę, szybko przejrzała papiery i uśmiechnęła się.
– Missy to bardzo miła dziewczyna.
Wzruszył ramionami. Do czego ona zmierza? O ileż łatwiej byłoby mu
rozmawiać z obcą osobą. Za dużo o nim wiedziała.
– Mam tu jej podanie. Dlaczego uważasz, że powinna uczyć się w domu?
– Missy jest bardzo dobrą uczennicą – odparł. – Nie chcę, żeby ta... sytuacja
negatywnie odbiła się na jej maturze.
Barbara skinęła głową.
Profesjonalny gest, pomyślał. Zupełnie jak lekarz, któremu pacjent wylicza
objawy swojej choroby.
– Ona chce iść na studia – dorzucił.
– Z jej stopniami nie będzie miała z tym najmniejszego problemu.
Wyczuwając wahanie w głosie Barbary, Richard zapytał:
– Czy są jakieś przeciwwskazania do nauki w domu?
– Nie. Raczej wątpliwości. Nie jestem pewna, czy to jest najlepsze wyjście dla
Missy.
Richard przygładził włosy i machinalnie zaczął masować sobie kark.
– Nie chcę, żeby straciła semestr.
– Nie ma żadnych powodów, żeby tak się stało – stwierdziła Barbara. – Jeżeli
dziecko nie urodzi się przedwcześnie, Missy może uczyć się ze swoją klasą do końca
roku szkolnego.
– Ale ona będzie... – Richard westchnął zgnębiony. – Wiesz, co mam na myśli.
Nie chciałbym, żeby się czuła skrępowana.
– Wolisz, żeby się wstydziła?
– Nie rozumiem.
– Czy zastanowiłeś się kiedyś nad tym, co sugerujesz Missy, każąc się jej
ukrywać?
– O Boże! – Richard oddychał z trudem. – Nie mam pojęcia, co robić. Chcę ją
chronić, ale...
– Nie da się chronić dzieci, kiedy stają się dorosłe. Może raczej powinieneś ją
wspierać.
– To też mi nie wychodzi – wyznał z rozpaczą.
– Na pewno robisz to lepiej, niż ci się wydaje – zapewniła go Barbara. – W
przeciwnym wypadku nie zjawiłbyś się tutaj. A i Missy nie byłaby taka, jaka jest,
gdybyś postępował niewłaściwie.
Moja córka nie znalazłaby się w takiej sytuacji, gdybym był lepszym ojcem,
pomyślał Richard z goryczą.
– Uważasz, że Missy powinna nadal uczęszczać do szkoły?
– Tak. Missy będzie się teraz zmieniać nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie.
Jeżeli będziesz ją zmuszać, żeby się ukrywała, gotowa pomyśleć, że się jej wstydzisz.
– Ale koledzy...
– Badania wykazały, że młodzież często służy wsparciem i pomocą rówieśnikom
w takiej sytuacji. Poza tym, im mniej Missy odejdzie od szkolnej rutyny, tym łatwiej
będzie jej do niej powrócić po urodzeniu dziecka. Może to zabrzmi absurdalnie, ale w
całym tym nieszczęściu Missy ma to szczęście, że termin porodu nie przypada w
czasie roku szkolnego.
– Masz rację – przyznał Richard z goryczą. – To rzeczywiście brzmi absurdalnie.
– Rozmawiałam z Missy i myślę, że wolałaby brać udział w lekcjach.
– Ale ona nie ma pojęcia, jak to będzie, kiedy zrobi się gruba jak balon.
Barbara roześmiała się. Richard był taki naiwny!
– Okaż jej trochę zaufania. W dzisiejszych czasach młodzież wie znacznie więcej
niż my w ich wieku. – Pochyliła się w jego stronę. – Posłuchaj, Richardzie, jeżeli
pozwolisz jej chodzić do szkoły, będzie mogła w każdej chwili zmienić zdanie i
odejść. A na razie niech się uczy ze swoją klasą.
Richard zmarszczył brwi i zamyślił się. Oczywiście postąpi zgodnie z jej poradą.
W końcu to ona jest ekspertem, a on...
Westchnął głęboko. On sam nie był żadnym ekspertem. Gdyby było inaczej, nie
siedziałby tu, rozmawiając ze szkolnym psychologiem na temat dalszej nauki swojej
brzemiennej córki.
Barbara patrzyła na niego ze zrozumieniem. Mimo upływu lat i innej fryzury była
taka sama jak zawsze. Dobra. Współczująca. Nic dziwnego, że wybrała pracę z
młodzieżą. Nagle zapragnął dowiedzieć się, jak potoczyło się jej życie, odkąd stracił
ją z oczu. Z takim przekonaniem mówiła o obowiązkach rodzicielskich, ale sama
chyba nie mogła mieć dziecka w wieku Missy.
– Masz dzieci? – zapytał.
– Nie. Próbowaliśmy, ale... – Gdyby nie znał jej tak dobrze, pewnie przeoczyłby
cień smutku w jej oczach.
– Szkoda – powiedział. Uśmiechnęła się.
– Mam za to mnóstwo dzieci w tym budynku. Richard skinął głową. Pewnie
zajmowała się trudnymi uczniami, tak jak ktoś, kto zbiera bezdomne szczenięta.
Barbara znów zajrzała do dokumentów.
– Mam tu informację, że matka Missy nie żyje. Richard spuścił wzrok.
– Zginęła w wypadku samochodowym, kiedy Missy miała siedem lat.
– To straszne!
– Przed wypadkiem Missy nie widziała matki kawał czasu, a jednak bardzo to
przeżyła. – Zamilkł i przełknął ślinę. – Zawsze wierzyła, że na skutek jakiejś
cudownej przemiany Christine zacznie wreszcie postępować jak prawdziwa matka.
Kiedy zginęła, te nadzieje ostatecznie się rozwiały.
– Ty i Christine...
– Macierzyństwo niewiele ją obchodziło. A bycie żoną – jeszcze mniej.
– Przykro mi, że tak ci się nie udało. Richard roześmiał się z goryczą.
– To bardzo wielkodusznie z twojej strony.
– To było dawno temu, Richardzie. – Barbara wyprostowała się. – Byliśmy
jeszcze dziećmi.
Zapadła krępująca cisza. Wreszcie Barbara odezwała się łagodnym tonem:
– Nigdy nie życzyłam ci źle, Richardzie.
– Wiem. Zresztą nawet nie musiałaś. Ja sam jestem winien własnemu
nieszczęściu.
– Za to masz Missy.
– Tak – westchnął i pomyślał, że choć starał się jak mógł, nie radził sobie z
obowiązkami rodzicielskimi, podobnie jak nie potrafił umiejętnie postępować z żoną.
– Czy Missy utrzymuje bliższy kontakt z jakąś kobietą? Czy jest jakaś osoba,
której ufa?
Richard potrząsnął głową.
– Nie. Od czasu... – zaczerpnął tchu – do zeszłego roku mieszkała z nami moja
matka. To ona wychowywała Missy, odkąd Christine odeszła. Ale nawet gdyby tu
była, nie sądzę, żeby Missy zwróciła się do niej. Moja matka...
– Jeśli dobrze pamiętam, twoja matka nie była szczególnie liberalna.
– Więc rozumiesz, w czym problem.
– To całkiem normalne, że młodzież w tym wieku odsuwa się od rodziców. Przy
różnicy dwóch pokoleń przepaść bywa jeszcze większa.
Na chwilę umilkła. Znowu wpada w ten swój profesjonalny ton, pomyślał
Richard.
– Missy potrzebuje teraz kogoś, z kim mogłaby swobodnie porozmawiać. A
ponieważ w waszym domu nie ma żadnej kobiety, powinniście się zwrócić do poradni
rodzinnej.
– Pomówię z nią o tym – obiecał Richard.
– Dobrze. – Barbara z westchnieniem odchyliła się w krześle. – Zawsze mam
opory, doradzając coś takiego. Ludzie niechętnie decydują się na wizytę w poradni.
Cieszę się, że w twoim przypadku jest inaczej.
– Zgodzę się na wszystko, co będzie dobre dla Missy.
– To oczywiste. – Kiedy patrzyła na niego, wszystko stawało się oczywiste:
rozpacz i poczucie winy, miłość do córki i troska o nią, wreszcie świadomość, że nie
jest w stanie rozwiązać jej problemów. Każdego dnia spotykała się z rodzicami,
którzy mieli większe czy mniejsze kłopoty. Sytuacja Richarda Bensona była
szczególna, ponieważ musiał samotnie borykać się z własnymi problemami.
– Służę listą poradni, gdyby Missy się zdecydowała. Możecie też spytać waszego
lekarza – powiedziała, siląc się na służbowy ton.
– Twoje referencje są wystarczające. Pracujesz z młodzieżą.
Barbara skinęła głową i wyjęła z szuflady jakąś broszurę.
– Kiedy podejmiecie decyzję, daj mi znać. Jeżeli tylko będzie wam potrzebna
moja pomoc, nie wahaj się... – przerwała i podejrzliwie spojrzała na Richarda. Patrzył
na nią i uśmiechał się.
– Czy coś przeoczyłam?
– Nie. Po prostu wciąż trudno mi uwierzyć, że to ty siedzisz za tym biurkiem.
– Zwykły zbieg okoliczności – uśmiechnęła się Barbara.
– Powinnaś być w holu i wyjmować książki z szafki numer dwa-dwa-cztery, a nie
udzielać porad w gabinecie.
– Dwa-dwa-cztery? Ciągle pamiętasz numer mojej szafki?
– Bo sam miałem dwa-dwa-sześć. Zapomniałaś?
– Nie. A potem zdałeś maturę i zostawiłeś mnie na pastwę jakiegoś idioty, który
dostał szafkę po tobie.
Na chwilę zatonęli we wspomnieniach. W końcu Richard potrząsnął głową.
– Czy naprawdę którekolwiek z nas myślało, że kiedyś dorośniemy?
– Nie mieliśmy wyboru – stwierdziła ze smutkiem Barbara. – Piotruś Pan to tylko
mit.
Jej imię. Jej głos, który drażnił mu zmysły i budził wspomnienia... Wspomnienia
tak nie na miejscu w tym gabinecie, gdzie udzielała porad rodzicom uczniów.
Barbara zerknęła na zegarek.
– Mam kolejne spotkanie – powiedziała, czując się jak tchórz. – Jeżeli jest jeszcze
coś...
Podniósł się. Machinalnie wyciągnął rękę.
– Dziękuję ci za to, że pomagasz Missy.
Kiedy poczuł jej dłoń, mocno zacisnął wokół niej palce.
– Mój Boże, Barbaro, kto by pomyślał, że wpadniemy na siebie tutaj, kilkaset
kilometrów od naszego rodzinnego miasteczka?
– Przyjaciele nazywają mnie teraz Barb – powiedziała.
– A mnie Rick. Roześmiała się cicho.
– Chyba rzeczywiście staliśmy się dorośli. Niechętnie puścił jej rękę.
– Masz umówioną kolejną wizytę.
– Daj mi znać, gdy już coś postanowicie.
Richard skinął głową i wyszedł. Nogi miał jak z ołowiu.
Barbara odczekała, aż zniknie za drzwiami, a potem jakby zapadła się w krześle.
Musiała odreagować jego wizytę. Często zastanawiała się nad tym, co by poczuła,
gdyby znowu spotkała Richarda.
A teraz się spotkali i nagle wszystko stało się jasne.
Jakby znów miała szesnaście lat i była szaleńczo zakochana.
To minie, zapewniała samą siebie. To tylko przepojone nostalgią wspomnienia.
Wkrótce będzie po wszystkim i sama będzie się z siebie śmiała.
Tak, wkrótce... Za kolejne siedemnaście lat...
Tymczasem czekają masa roboty. W końcu rodzice zawsze będą potrzebowali
porady. Teraz też już siedzą pod drzwiami gabinetu.
Przez cały dzień Richard zaprzątał jej myśli. Także wieczorem. I w nocy. Wciąż
rozpamiętywała magię ich związku i gorycz jego zdrady. A przed oczami miała jego
twarz: zgnębioną sfrustrowaną naznaczoną poczuciem winy. Nie mogła też przestać
rozmyślać o Missy – wrażliwej, pozbawionej matki dziewczynie, która była córką
Richarda.
Tylko jednego pytania Barbara starała się sobie nie zadawać. Czyjej dziecko z
Richardem wyglądałoby jak Missy?
Następnego ranka Barbarze parokrotnie przemknęło przez głowę, że Richard
może zadzwonić, by poinformować, co Missy postanowiła w sprawie wizyty w
poradni. Nie spodziewała się jednak, że zobaczy jego nazwisko na liście rodziców
umówionych na przedpołudnie. Zdziwiona wyjrzała do poczekalni. Richard
natychmiast poderwał się i podszedł do niej.
– Będziesz mogła mnie przyjąć? Dosłownie na minutę. Ich oczy się spotkały.
– Jeżeli możesz zaczekać...
– Dobrze. Poczekam. Później, w gabinecie, spytała:
– Nie masz nic przeciwko temu, że będę jadła podczas naszej rozmowy? – Wyjęła
z szuflady zawiniętą w papier kanapkę, paczkę chipsów i jabłko.
– Nie miałem zamiaru pozbawiać cię przerwy na lunch.
– Nie po raz pierwszy jem przy biurku. I pewnie nie po raz ostami. Rozgość się.
To nie jest normalny posiłek.
Richard zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła. Barbara rzuciła mu
jabłko jak baseballową piłeczkę. Schwycił je, obejrzał uważnie i zapytał:
– Kusi mnie pani, pani Wilson?
– Staram się tylko być uprzejma. Poczęstowałabym cię kanapką, ale możesz zjeść
coś w drodze do biura, a ja nie mogę się stąd ruszyć.
– Szkoda, że o tym nie wiedziałem. Przyniósłbym ci zapiekankę i truskawki w
wiklinowym koszyczku.
Jej śmiech zabrzmiał naturalnie i szczerze.
– Ile razy jadłeś zapiekankę na lunch?
– Raz czy dwa razy w życiu – odpowiedział z udaną powagą.
Nie stracił poczucia humoru, pomyślała. To wciąż ten sam Richard. Richard,
który złamał jej serce. Gdy sobie to uświadomiła, łzy stanęły jej w oczach.
– Rozmawiałem z Missy – odezwał się po chwili.
– I co powiedziała?
– Zgadza się, ale pod pewnym warunkiem. Barbara, zaskoczona, odłożyła
kanapkę.
– Pod jakim warunkiem?
– śe to ty weźmiesz ją pod swoją opiekę.
– Ja? Przecież...
Richard wzruszył ramionami.
– Dlatego do ciebie przyszedłem. Nie wiem, jaka jest procedura, ale Missy... –
Westchnął głęboko. – Ona chce rozmawiać tylko z tobą. Nie zgadza się na nikogo
obcego. Powiedziałem jej, że muszę ciebie o to zapytać.
– Ale ja nie mam licencji. Nie pracuję w poradni, tylko w szkole.
– Oczywiście zapłacę ci.
– Nie chodzi o pieniądze. Jak w ogóle można brać pieniądze za coś takiego?
– Przecież problem Missy nie polega na tym, że ma mordercze skłonności.
– Tu, w szkole, nie mogę zapewnić Missy takiej opieki, jaka jest jej w tej chwili
potrzebna.
– Ale ona dobrze się z tobą czuje – perswadował Richard.
– Może udałoby nam się coś zorganizować raz czy dwa razy w tygodniu.
– Dziękuję – rzucił Richard z ulgą.
Popatrzyła na niego wyczekująco, ale on tylko potrząsnął głową.
– Po prostu... dziękuję ci. Czasami jestem bardziej skołowany niż moja córka.
Barbara uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Missy jest młoda, a brak doświadczenia to błogosławieństwo młodości.
Poczucie rzeczywistości to przekleństwo rodziców.
Przyjął tę filozoficzną uwagę w milczeniu. W końcu wstał.
– Zająłem ci już zbyt wiele czasu.
– Ale nie zdążyłeś nawet zjeść jabłka – zauważyła. Popatrzył na jabłko, skrzywił
się i ostrożnie położył je na skraju biurka.
– Nie mógłbym przyjąć jabłka od nauczycielki. Barbara czuła, że powinna
powiedzieć coś dowcipnego albo przynajmniej sensownego, ale pod przenikliwym
spojrzeniem Richarda zabrakło jej nagle słów.
– To czyste szaleństwo – rzekł, wkładając w te trzy słowa całą swoją bezradność.
– Muszę się z tobą zobaczyć, ale nie tutaj. Gdzieś, gdzie będziemy mogli swobodnie
porozmawiać.
Barbara skinęła głową.
– Dziś wieczorem? – zapytał. – Wezmę cię na kolację.
– Przyjdź do mnie – powiedziała. – Tak będzie wygodniej. Ja coś przygotuję.
– Ciągle pieczesz te twoje pierniczki? – rozmarzył się nagle.
– Nie piekłam ich od lat – przyznała się – ale mam jeszcze gdzieś przepis.
W drodze do domu zatrzymała się przed supermarketem. Kupiła kakao i orzechy
do pierniczków. Wstąpiła też do drogerii. Tym razem nie po tusz do rzęs.
ROZDZIAŁ 3
Pierniczki stygły na blasze. Ziemniaki, owinięte w papierowe serwetki, także były
gotowe. Wystarczyło je tylko włożyć do kuchenki mikrofalowej. Piersi kurczaka
moczyły się w zalewie.
Barbara zanurzyła się w pachnącej wodzie. Po gorączce zakupów, gotowania i
sprzątania zarezerwowała sobie piętnaście minut na relaks.
Letnia kąpiel przynosiła ulgę i koiła nerwy, boleśnie napięte od chwili, w której
rozpoznała w słuchawce głos Richarda Bensona; odprężała, ale nie była w stanie
przywrócić spokoju i opanować gonitwy myśli.
Richard Benson przychodzi na kolację! Upiekła mu pierniczki. Jakby nie minęło
siedemnaście lat. Czuła się tak samo podekscytowana, znowu ściskało ją w żołądku i
była w stanie najwyższej euforii jak zawsze przed jego wizytą. Nawet pierniczki
piekła z tym samym radosnym uczuciem, bo wiedziała, jak bardzo je lubił.
Próbowała sobie uświadomić, że nie jest już nastolatką. Jest dorosła, ma prawie
trzydzieści pięć lat. A Richard to nie czarujący student, ale stroskany ojciec, którego
córka spodziewa się dziecka i tak bardzo potrzebuje kobiecej rady.
Z westchnieniem oparła głowę o brzeg wanny. Czemu na przykład nie wpadła na
niego w supermarkecie? Albo w zoo? Zajmował się sprzedażą nieruchomości –
dlaczego nie spotkała go, kiedy próbowała kupić dom? , Richard. Ilekroć zamykała
powieki, miała przed oczami jego twarz. Wciąż ten sam, a jednak odmieniony –
dojrzały i pewny siebie, a zarazem tak bezradny, gdy chodziło o córkę. Jego córka.
Kochana, wrażliwa Missy, która uznała, że z Barbarą łatwo się rozmawia.
Barbara miała nadzieję, że nigdy nie będzie żałować decyzji, aby się zająć Missy.
Dziewczyna nie była przecież niezrównoważona. Potrzebowała jedynie towarzystwa
dojrzałej kobiety, a Barbara zawsze miała słabość do dzieci spragnionych miłości i
uwagi. Czy powinna jednak angażować się tak bardzo akurat tym razem? W końcu
chodzi o córkę Richarda.
Córka Richarda... Los potrafi czasami być przewrotny. Ofiarował Richardowi
dziecko, którego nie chciał, w chwili kiedy nie był na to przygotowany, odmawiając
jednocześnie dzieci Barbarze, choć tak bardzo ich pragnęła. A teraz postawił na jej
drodze Missy, zmuszając Barbarę do przyjęcia delikatnej roli przyjaciółki i
powiernicy.
Może to nie była mądra decyzja, ale w przypadkach takich jak ten Barbara nigdy
nie kierowała się rozsądkiem. Przecież pomogłaby każdemu, kto by tego potrzebował.
A fakt, że Missy była córką Richarda, czynił ją tylko jeszcze droższą jej sercu. Gdyby
los ułożył się inaczej...
Szybko odrzuciła tę myśl. Po co te wszystkie gdybania?
Dawno już przebolała zdradę Richarda i miała swoje własne życie.
Niechętnie wypuściła wodę z wanny i zaczęła się wycierać puszystym ręcznikiem.
Richard powinien zjawić się wkrótce, a chciała dobrze wyglądać. Nie za dobrze, by
nie sprawiać wrażenia, że włożyła w to zbyt wiele wysiłku, ale po prostu dobrze. Po
dłuższym namyśle zdecydowała się na czarne dżinsy i koralowy golf. Obcisłe spodnie
doskonale podkreślały jej kobiecą figurę, a w czerwieni zawsze było jej do twarzy.
Srebrny wisiorek w kształcie serca, który dostała od rodziców na urodziny, stanowił
eleganckie uzupełnienie prostego stroju. Jeszcze tylko odrobina różu na policzki,
ostatni ruch grzebieniem, i już była gotowa na przyjęcie Richarda.
Ułożyła pierniczki na talerzu i zaczęła nakrywać do stołu, bezładnie przekładając
serwetki aż do chwili, kiedy dzwonek obwieścił przybycie Richarda. Z bijącym
sercem podeszła do drzwi.
Richard przyniósł kwiaty. Z nieśmiałym uśmiechem wręczył Barbarze bukiet
przewiązany wstążką.
– Nie byłem pewny, czy lubisz wino.
– Jakie piękne – powiedziała, kryjąc twarz w kwiatach. – Dziękuję.
Przeszli do kuchni. Barbara włożyła bukiet do wazonu. Potem zajęła się kolacją.
Wstawiła ziemniaki do kuchenki mikrofalowej. Z piekarnika rozchodził się
smakowity zapach kurczaka.
– Zawsze byłaś dobrą kucharką – stwierdził Richard.
– Nie wydaje mi się, żeby odgrzewanie ziemniaków w kuchence mikrofalowej i
pieczenie kurczaków wymagało jakichś szczególnych kwalifikacji – odpowiedziała z
uśmiechem. – A tak przy okazji, chcesz czymś popić tego pierniczka, którego właśnie
podkradłeś? Może szklankę mleka?
– Co? – spytał i roześmiał się. Za plecami, w zaciśniętej dłoni trzymał pierniczek.
– Nie będzie żadnych kazań na temat psucia sobie apetytu?
– Nie jestem twoją matką – zauważyła, sięgając do lodówki po karton mleka. –
Poza tym, nie przypominam sobie, żeby cokolwiek było w stanie popsuć ci apetyt.
Richard odgryzł kawałek pierniczka, zamknął oczy i westchnął z zachwytem.
– Pyszne jak zawsze.
I nie chodzi tylko o pierniczki, pomyślał, biorąc z rąk Barbary szklankę mleka.
Mleko, pierniczki... i Barbara. Jej twarz, głos, dobroć i bezpośredniość sprawiły, że
cofnął się do czasów, kiedy wszystko wydawało się proste, dopóki nie popełnił
straszliwej pomyłki.
Przez siedemnaście lat żałował swej młodzieńczej nie przemyślanej decyzji.
Siedemnaście lat! Ojcostwo... śona, która nie nadawała się ani do małżeństwa, ani do
macierzyństwa. Nieustanny wyraz potępienia w oczach matki. Ciągła pogoń za
pieniądzem. Poczucie winy w stosunku do wszystkich, których skrzywdził albo
rozczarował. Łącznie z nim samym. I z Barbarą...
Nie mógł zapomnieć jej pobladłej twarzy, kiedy zobaczyła go z Chnstine
uwieszoną u jego ramienia. Nie czul wtedy żadnej satysfakcji. Nagle poraziła go
ś
wiadomość, że popełnia horrendalny błąd i, co gorsza, nie ma ochoty się z tego
wycofać. Chnstine garnęła się do niego i oznaczała seks. A Barbara... Barbara z tymi
swoimi oczami zranionej łani już raz go odtrąciła. Pomyślał wtedy, że nadeszła pora,
ż
eby wreszcie zrozumiała, czego potrzebuje mężczyzna.
Mężczyzna! Miał dziewiętnaście lat i za wszelką cenę chciał dowieść swojej
męskości. Tymczasem dowiódł wyłącznie głupoty.
– Wyglądają tak pięknie. – Barbara postawiła wazon z kwiatami na stole,
nakrytym na dwie osoby. Odwróciła się i omal nie zderzyła z Richardem. Odskoczyła
z cichym okrzykiem, a potem nerwowo się roześmiała.
– Przepraszam. Nie jestem przyzwyczajona do obecności drugiej osoby w kuchni.
Zwłaszcza do obecności Richarda Bensona. Miał metr osiemdziesiąt i był
szczupły, ale w tym małym pomieszczeniu wydawał się znacznie większy. Cofnęła się
o krok, mimo to wciąż czuła bijący od niego żar.
Ich spojrzenia spotkały się na moment. Potem Richard uniósł brwi i mruknął:
– Może lepiej ja popilnuję pierniczków, a ty zajmij się kolacją.
Kątem oka dostrzegła, że wziął następne ciastko. Uśmiechnęła się.
– Zawsze się zastanawiałam, czy je lubisz, czy tylko udajesz, żeby sprawić mi
przyjemność.
– Tak jak ty udawałaś, że podoba ci się „Młody Frankenstein”?
– Wcale nie udawałam.
– Byliśmy na tym filmie sześć razy.
– Siedem – poprawiła go.
– Ale ty ani razu nie obejrzałaś go w całości. Co chwila ze strachu kryłaś twarz na
mojej piersi, a potem wmawiałaś mi, że film bardzo ci się podobał.
– Bo wiedziałam, że tobie się bardzo podobał, a nie chciałam, żebyś poszedł do
kina z kimś innym – powiedziała. – Zwłaszcza z którymś z tych twoich kumpli.
Potem godzinami obgadywalibyście biust Teri Garr.
Richard wybuchnął śmiechem.
– Biust Teri Garr! Przecież tylko dlatego ciągle namawiałem cię na ten film, że
tak się do mnie tuliłaś. Czułem wtedy twoje piersi i z trudem zauważałem jakąś Teri
Garr na ekranie.
Barbara się zarumieniła. Richard, zażenowany swoim wyznaniem, wzruszył
ramionami.
– W końcu miałem tylko dziewiętnaście lat. Wybuchnęli śmiechem.
Kiedy zadzwonił zegar mikrofalowej kuchenki, Barbara stwierdziła:
– Kolacja gotowa.
Usiedli. Richard błyskawicznie spałaszował wszystkie ziemniaki i trzy kurze
piersi.
– Zdążyłem już zapomnieć, jak smakuje domowa kuchnia – powiedział tonem
usprawiedliwienia, kiedy skończył.
– Zwłaszcza odkąd mama się wyprowadziła.
– A ty i Missy...?
– Nigdy nie nauczyliśmy się gotować. Mama miała taką manię. Kiedy gotowała,
nie wpuszczała nikogo do kuchni.
– Więc co wieczór jecie pizzę? – Barbara nie potrafiła nawet wyobrazić sobie
czegoś podobnego. Jednym z jej najwcześniejszych wspomnień była zabawa w
kucharkę pod czujnym okiem babci.
– Przyswoiłem sobie trudną sztukę gotowania klusek – wyjaśnił ironicznie
Richard. – Kupowaliśmy do nich różne gotowe sosy. A Missy nauczyła się tak smażyć
hamburgery, żeby nie były surowe w środku i spalone z wierzchu. Ostatnio
postanowiłem iść z duchem czasu i kupiłem kuchenkę mikrofalową.
– Nie mieliście przedtem kuchenki?
– Missy twierdzi, że jesteśmy ostatnią rodziną w Ameryce, która sobie wreszcie
kupiła kuchenkę mikrofalową. Mama nie chciała się zgodzić. Uważała, że takie
urządzenia są radioaktywne.
– Dokąd wyjechała twoja matka? – spytała Barbara.
– Oczywiście nie musisz mi tego mówić.
– To nie tajemnica. Wuj zapadł na chorobę Alzheimera, więc pojechała do
siostry, żeby jej pomóc w najcięższym okresie. Wuj zmarł zeszłego lata, a mama
została u ciotki.
– Głęboko odetchnął. – Teraz podróżują po Europie. Wyjechały na sześć tygodni.
– To wspaniale. Richard zawahał się.
– To chyba najlepsze wyjście... dla nas wszystkich.
– Zwłaszcza dla Missy, prawda? Spojrzał Barbarze w oczy.
– Mama zawsze zajmowała się Missy. Nawet zanim Christine i ja... ale ostatnio,
odkąd Missy... stała się kobietą... – westchnął bezradnie – kiedy wyjechała, wszyscy
odczuliśmy ulgę.
– I dlatego masz poczucie winy?
– Czy twoja mama nigdy ci nie mówiła, że to brzydko czytać w cudzych myślach?
– obruszył się Richard.
– Nie – odparła Barbara – ale jestem pewna, że byłoby lepiej, gdyby twoja matka
poznała twoje myśli.
Richard popatrzył na nią podejrzliwie.
– Do czego zmierzasz?
– Uznałeś, że jej metody wychowawcze nie są w tej chwili najodpowiedniejsze
dla twojej córki. To wcale nie oznacza, że zapomniałeś, jak wiele Missy jej
zawdzięcza.
Richard potrząsnął głową.
– Kiedy Missy zwierzyła mi się ze swojego... problemu, odruchowo pomyślałem:
co za szczęście, że nie ma tu mojej matki. Boję się o tym jej powiedzieć. Historia się
powtarza.
Historia się powtarza, pomyślała Barbara. Nagle przed oczami stanął jej Richard z
Christine ostentacyjnie uczepioną jego ramienia. Zraniona, spuściła wzrok.
Wygląda dokładnie tak samo jak siedemnaście lat temu, pomyślał Richard. Nagle
ogarnęło go poczucie winy. Nigdy nie przeprosił Barbary za to, co między nimi
zaszło.
Po tej idiotycznej kłótni, podczas której wykrzyczał tyle strasznych rzeczy, nie
rozmawiał z nią ani razu aż do wczorajszego dnia, kiedy stanął z nią twarzą w twarz
w jej gabinecie. A przecież wtedy, zaraz po powrocie do akademika, chciał
zadzwonić. Potem doszedł do wniosku, że lepiej będzie poczekać, aż się zobaczą.
A może nie trzeba było czekać? Przez ile już lat na próżno zadawał sobie to
pytanie? Czy byłoby lepiej, gdyby napisał list albo zatelefonował do Barbary, jeszcze
zanim wybuchła bomba i okazało się, że Christine jest w ciąży? A może byłoby mu
jeszcze ciężej? Czy znalazłby w sobie dość siły, żeby ożenić się z Christine, gdyby nie
miał przeświadczenia, że Barbara pogardza nim za to, jak ją potraktował?
– Nie musisz tego kończyć. – Głos Barbary wyrwał go z niewesołych rozmyślań.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że machinalnie grzebie widelcem w talerzu.
– Nie mam zamiaru zostawić ani kęsa – mruknął, choć do reszty stracił apetyt.
Pokroił resztki kurczaka, przełknął je i odsunął talerz.
Zapadła cisza. I co teraz, pomyślała Barbara. Nagle ogarnęła ją fala gorąca.
Zmieszana zerwała się i zaczęła zbierać ze stołu talerze.
– A teraz zdradź, co robiłeś przez te wszystkie lata – poprosiła.
– Wszystko ci opowiem przy zmywaniu.
– Jesteś moim gościem. Nie musisz...
– Pozwól mi zrobić chociaż tyle. Ty przygotowałaś kolację.
Barbara uśmiechnęła się.
– Nie musisz mnie namawiać. Nie znoszę zmywania. A może masz ochotę na
kawę? – spytała. – Co – prawda, jest jeszcze dość wcześnie, ale możemy wypić
bezkofeinową i...
– Chętnie się napiję – wpadł jej w słowo.
Barbara wsypała kawę do dzbanka i zalała ją wrzątkiem, a potem wsparta o
kuchenny blat patrzyła, jak Richard układa talerze w zmywarce.
– Miałeś mi opowiedzieć, co się z tobą działo przez te siedemnaście lat.
– Nie bardzo jest o czym mówić – stwierdził. – Missy już widziałaś. Oficjalnie
moje małżeństwo z Christine trwało trzy lata, ale tak naprawdę skończyło się znacznie
wcześniej. Matka pomagała mi wychowywać Missy aż do ubiegłego roku. I to
właściwie wszystko.
– Niezupełnie – sprzeciwiła się Barbara. – W swoim czasie dotarła do mnie
wiadomość, że rzuciłeś studia. Teraz jesteś właścicielem dobrze prosperującej agencji
handlu nieruchomościami.
– Chwytałem się różnych zajęć, żeby jakoś związać koniec z końcem – wyjaśnił
Richard. – Te, które lubiłem, były źle płatne. A nierzadko okazywało się, że robię coś,
czego bardzo nie lubię, a co w dodatku jest nieprzyjemne i nieopłacalne.
Spojrzał na swoje dłonie i ciągnął dalej:
– Kiedy pracowałem w sklepie z narzędziami, zwrócił na mnie uwagę jeden z
naszych klientów. Zapytał, czy nie myślałem o tym, żeby zająć się handlem, bo
umiem łatwo nawiązywać kontakty z ludźmi. Nie byłem pewny, o co mu chodzi. Ale
kiedy zaproponował mi, żebym się rozejrzał po jego agencji obrotu nieruchomościami
i sam się przekonał, czy taka praca by mi odpowiadała, postanowiłem spróbować.
Zawsze to lepsze niż sprzedawać gwoździe.
– I okazało się, że znakomicie sobie poradziłeś.
– Po prostu trafiłem na stosowny moment – powiedział. – W tamtych czasach,
ż
eby odnieść sukces, nie trzeba było się specjalnie wyróżniać. Wystarczyło być
przeciętnym. A jeżeli ktoś wyrastał ponad przeciętność, wiodło mu się świetnie.
– Nie bądź taki skromny – powiedziała Barbara. – Musiałeś wykazać się nie byle
jakimi umiejętnościami, skoro udało ci się założyć własną agencję.
Richard uśmiechnął się ze smutkiem.
– Zawsze dostrzegasz w człowieku to co najlepsze.
– Może właśnie dlatego zostałam psychologiem.
– Sam nie wiem, dlaczego twoja obecność w tym gabinecie tak mnie zaskoczyła.
W końcu, jeśli się zastanowić, to najodpowiedniejsze miejsce dla ciebie.
Obrzuciła go sceptycznym spojrzeniem.
– Gabinet psychologa – tak, ale niekoniecznie w szkole twojej córki. Tym
bardziej że znajdujemy się o setki kilometrów od naszego rodzinnego miasta.
– Ja trafiłem tutaj dzięki korzystnej sytuacji na rynku nieruchomości w tych
stronach. A ty, Barbaro? Co ciebie tu przywiodło?
– Nowe otoczenie, nowe szkoły. Kiedy prowadziłam zajęcia ze studentami, moją
promotorką była pani Stephon, która później została tutaj kuratorem. Kiedy się tu
przeniosła, zaproponowała mi posadę na swoim terenie. Spodobały mi się okolice,
praca też mi odpowiadała.
Zapadło milczenie. Wreszcie Barbara powiedziała:
– Kawa już gotowa.
Napełniła dwie filiżanki i zaproponowała:
– Przenieśmy się do pokoju.
Richard usiadł w jednym z obszernych foteli, stojących po obu stronach sofy.
Barbara wręczyła mu filiżankę, a drugą postawiła na niskim stoliku.
– Mam nowe nagranie przebojów z lat siedemdziesiątych – powiedziała. – Chcesz
posłuchać?
– Jasne.
– To smutne, że przeboje z naszej młodości należą już do historii – stwierdziła,
wkładając kasetę do odtwarzacza. Z głośników popłynął dyskotekowy przebój grupy
Bee Gees.
– Parę dni temu słyszałem w radiu dyskusję na ten temat – powiedział Richard.
– Czy to aby nie znaczy, że zaczynamy się starzeć? My mielibyśmy się zestarzeć?
– pomyślał Richard.
Właśnie spotkał kobietę, której złamał serce, kiedy była w wieku jego córki – jego
brzemiennej córki – a ona się martwi, że mógłby uważać ją za starą.
– Tak. To chyba jeden z objawów starości – zażartował patrząc, jak Barbara
zdejmuje buty i podkula pod siebie nogi. Zawsze tak robiła, kiedy miała ochotę
porozmawiać.
Z głośników płynęła cicha muzyka. Pili kawę zatopieni we wspomnieniach.
Wreszcie Barbara odstawiła filiżankę.
– Pomyślałam sobie, że Missy mogłaby przychodzić do mnie po szkole, raz w
tygodniu. Rozmawiałybyśmy o różnych sprawach.
– U ciebie w domu? To bardzo miłe z twojej strony, ale...
– Będzie się tu czuła lepiej niż w szkolnym gabinecie. Potrząsnął głową.
– Z pewnością, ale... to chyba zbyt wiele...
– Osobiste kontakty z uczniami to najprzyjemniejsza strona mojej pracy.
– Ale przyjmowanie uczniów u siebie w domu chyba trochę wykracza poza twoje
obowiązki?
Barbara wzruszyła ramionami.
– Twojej córce potrzebna jest przyjaciółka.
Richard westchnął głęboko, a potem spojrzał Barbarze w oczy.
– Wiem, że Missy potrzebna jest przyjaciółka. I wiem, że trafiła w dobre ręce. Nie
chciałbym tylko nadużywać twojej życzliwości.
– Missy jest moją uczennicą – przypomniała Barbara. – I twoją córką – dodała
łagodnie. – Podejrzewasz mnie o to, że mogłabym odmówić jej pomocy?
Znowu zapanowało milczenie, które przerwał Richard:
– Nie, myślę, że nikomu nie odmówiłabyś pomocy. Jednego tylko nie rozumiem.
Jak możesz spokojnie na mnie patrzeć po tym, co ci zrobiłem? Barbara ciężko
westchnęła.
– Nie mam zamiaru zaprzeczać, że mnie wtedy zraniłeś. Złamałeś mi serce. Myślę
nie tylko o tej kłótni. W końcu przeżyliśmy tyle szczęśliwych chwil...
– Przepraszam, że cię skrzywdziłem. Nie o to mi wtedy chodziło. Ja tylko...
próbowałem...
Barbara gorzko się uśmiechnęła.
– Próbowałeś być dorosły.
– Byłem po prostu głupi.
– Popełniłeś błąd. W młodości wszyscy popełniamy błędy.
– Ale nie tego rodzaju – zaprotestował Richard. Nie takie, pomyślał, których
konsekwencje trzeba ponosić przez całe życie.
– Może nie ten konkretny błąd – zgodziła się Barbara. Wszystkich nas prześladują
jakieś upiory z przeszłości, dodała w duchu.
Richard podniósł do ust pustą filiżankę.
– Jest jeszcze kawa w dzbanku – powiedziała Barbara, ale on odstawił filiżankę
na stolik i podniósł się.
– Nie, dziękuję. Muszę już iść.
– Zapakowałam ci parę pierniczków. Zaraz przyniosę.
Wstała i poszła do kuchni. W obcisłych dżinsach i kolorowym swetrze, z
rozpuszczonymi włosami, wyglądała równie młodo jak jej uczennice. Po chwili
wróciła z papierową torbą, którą wręczyła Richardowi.
– Będę się musiał tłumaczyć przed Missy.
– Więc ona nic nie wie o twojej wizycie? Potrząsnął głową.
– Wyjaśniłem jej tylko, że powinienem na chwilę wyjść. Pewnie pomyślała, że
mam spotkanie z klientem.
– Mówiłeś jej, że się znamy?
– Nie. Wydawało mi się, że nie ma powodu.
– Należałoby coś jej powiedzieć – stwierdziła Barbara. – Nie musi wiedzieć, że
spotykaliśmy się. Wystarczy, jeśli wspomnimy, że chodziliśmy razem do szkoły. W
końcu świat jest mały. Jeżeli dowie się o tym przypadkiem, może pomyśleć, że
chcieliśmy ją oszukać.
Richard machinalnie skinął głową. Jego uwagę bez reszty przykuły poruszające
się usta Barbary.
– Zobaczę się z nią jutro w szkole i wyznaczymy terminy spotkań – ciągnęła
Barbara.
I wtedy z głośników popłynęła ta piosenka. Jakże znajoma piosenka. Nucili ją
wspólnie w mustangu Richarda. Tańczyli przy jej muzyce, całowali się...
– To nie było zaplanowane – pospiesznie wyjaśniła Barbara. – Nawet nie
wiedziałam, że ta piosenka jest...
Zaplanowane czy nie, było już za późno, żeby cokolwiek zatrzymać. Piosenkę,
wspomnienia, ramiona Richarda, które nagle ciasno ją otoczyły, i jego usta, które
spoczęły na jej wargach. Za późno, żeby powstrzymać nagły przypływ namiętności,
który zagarnął ich bez reszty.
W ostatnim przebłysku rozsądku Barbara pomyślała, że nie popełni tego samego
błędu po raz drugi.
Objęła Richarda i przyciągnęła do siebie, wodząc dłońmi po jego plecach, jakby
chciała go wchłonąć. Pod naciskiem jego ust jej wargi rozchyliły się, by go przyjąć.
Richard atakował wszystkie jej zmysły. śar, który bił od niego, jego siła, zapach,
smak, namiętny pomruk, który wyrwał się z jego piersi, kiedy miażdżył usta Barbary –
wszystko to sprawiało, że omdlewała teraz bez tchu. Nie była w stanie ani myśleć, ani
nawet oddychać. Pragnęła już tylko jednego – kochać się z Richardem.
Kiedy niespodziewanie ją odsunął, doznała wstrząsu.
– Barbaro! Nie wolno nam tego robić! – powiedział głucho, niemal siłą
rozplatając obejmujące go ramiona.
Nie wolno im tego robić! To niepojęte! Czegoś takiego nie przeżywała od
siedemnastu lat i przez te wszystkie lata czekała na tę chwilę. Jak mógł ją odtrącić,
kiedy nareszcie się odnaleźli? Dlaczego nie pragnął doprowadzić do końca tego, co
tyle czasu czekało na dokończenie?
Nagła odmowa Richarda sprawiła jej ból. Wpatrzyła się w jego twarz, szukając
odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale wyczytała z niej jedynie odbicie własnej
udręki. Potem drżącymi rękami poprawiła sweter, jakby to mogło cokolwiek
naprawić.
– Czy jesteś... związany z kimś innym? – spytała schrypniętym głosem.
– Nie – potrząsnął głową. – To byłoby zbyt proste.
– Więc dlaczego?
Richard nie mógł znieść jej spojrzenia. Zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach,
tłumiąc okrzyk rozpaczy.
– Nie umiem ci tego wyjaśnić – powiedział głucho.
– To nie tak, że cię nie chcę. Pragnę cię aż do bólu. Od chwili gdy przekroczyłem
próg twojego gabinetu.
– No to powiedz mi dlaczego! – krzyknęła zgnębiona.
– Nie jesteśmy dziećmi. Jesteśmy dorośli i odpowiedzialni. Będziemy... ostrożni.
Nikogo przecież nie skrzywdzimy. Powiedz mi chociaż tyle. Czy uważasz, że
moglibyśmy w ten sposób wyrządzić komuś krzywdę?
Z głośników wciąż płynęła piosenka, szydząc z uczuć, które w nich wzbudzała.
Richard położył ręce na ramionach Barbary, jakby chciał ją utrzymać na
bezpieczny dystans.
– Mój Boże, Barbaro! Nie jestem w stanie myśleć, kiedy na ciebie patrzę. Ani
mówić... Ani nic ci wyjaśnić...
– Nie proszę cię, żebyś mówił ani cokolwiek wyjaśniał. Proszę cię tylko o to,
ż
ebyś się ze mną kochał.
– Jeżeli zostanę jeszcze pół minuty, na pewno to zrobię – powiedział opuszczając
ręce, jakby się bał, że swoim dotykiem rani Barbarę. – A wtedy oboje będziemy tego
ż
ałować.
– No to idź! – spokojnie powiedziała Barbara, a kiedy Richard doszedł do drzwi i
ujął klamkę, dodała: – Myślałam, że stałeś się dorosły, Richardzie. Miałam nadzieję,
ż
e twoje błędy czegoś cię nauczyły. Teraz widzę, że to były tylko pobożne życzenia.
Jesteś wciąż tym samym egoistą, który mnie przed laty porzucił.
Popatrzył na nią z bólem. Jego usta poruszyły się, jakby chciał wypowiedzieć jej
imię, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Potrząsnął głową, wyprostował
zgarbione ramiona i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ 4
Barbara zamarła na środku pokoju, z poczuciem, iż poniosła druzgocącą klęskę.
Potem, stopniowo, zaczęła do niej docierać rzeczywistość.
Stara sentymentalna piosenka nagle się urwała. Z głośników popłynął hałaśliwy
dyskotekowy przebój. Barbara podbiegła i wyłączyła magnetofon.
Nagła cisza, zamiast przynieść ukojenie, jeszcze bardziej ją przytłoczyła. Jak w
transie przeszła przez pokój i osunęła się na sofę, a potem z podciągniętymi pod brodę
kolanami zaczęła się kołysać. Wstrząsnął nią dreszcz.
Richard znowu ją odtrącił! Kiedy miała siedemnaście lat, potraktowała jego
zdradę z właściwą młodości wielkodusznością, usprawiedliwiając wszystko brakiem
dojrzałości. Teraz jednak była prawie trzydziestopięcioletnią kobietą i uznała, że
trudno wytłumaczyć zachowanie dojrzałego mężczyzny, jakim był Richard, czym
innym niż tylko brakiem zainteresowania.
Obolała i sfrustrowana, z dojmującym uczuciem zawodu, wyszeptała jego imię.
Przez tyle lat marzyła o chwili, w której Richard weźmie ją w ramiona, a kiedy
wreszcie ten moment nadszedł...
Wtuliła twarz w poduszkę, a z jej piersi wyrwał się cichy szloch. Może popełniła
błąd, kurczowo trzymając się marzeń. Czy Richard nosił w sercu bodaj cząstkę tego
marzenia? A przecież kiedy ją całował, wydawało jej się, że...
Z furią odrzuciła poduszkę. Jakże była głupia! W całym tego słowa znaczeniu! I
teraz przyjdzie jej z tym żyć. Na domiar złego, prędzej czy później, znowu będzie
musiała spotkać się z Richardem. Przecież obiecała, że zajmie się jego córką. Czy
będzie w stanie spojrzeć mu w oczy i zachowywać się tak, jakby tego nieszczęsnego
wieczoru w ogóle nie było?
Już wkrótce miała się o tym przekonać, i to w najmniej spodziewanym miejscu.
Wybrała się do hali sportowej, gdzie zorganizowano mecz koszykówki. Przy
wejściu przystanęła obok kiosku z napojami i zaczęła się rozglądać za Susan Tanner,
nauczycielką biologii. Susan wyszła za mąż za trenera drużyny koszykarskiej, więc
czuła się w obowiązku uczęszczać na wszystkie mecze i dopingować jego
podopiecznych. Barbara często jej towarzyszyła.
Trzymając w jednej ręce drożdżówkę, a w drugiej butelkę wody sodowej, odeszła
od okienka i już miała wejść na salę, kiedy pod wpływem impulsu zawróciła, aby
wziąć kilka serwetek.
Właśnie wtedy zobaczyła Richarda. Stał przy stoisku z hot dogami. I nie był sam!
Towarzyszyła mu bardzo atrakcyjna kobieta, o wybitnie południowym typie urody.
Była ubrana w sportową koszulkę, która opinała jej kształtny biust, i szorty w kolorze
khaki podkreślające szczupłą talię i smukłe nogi. Patrząc na nią, Barbara poczuła się
jak szara myszka.
Kobieta z ożywieniem tłumaczyła coś Richardowi, wyciskając jednocześnie
musztardę i ketchup na leżące przed nią hot dogi. Barbara już miała się odwrócić, ale
w tym momencie Richard powiedział coś do swojej towarzyszki i oboje wybuchnęli
ś
miechem.
Zamarła, wpatrzona w rozbawioną parę. Przed oczami stanął jej obraz
roześmianego Richarda z inną kobietą, a raczej dziewczyną – podczas innego meczu,
w całkiem innym mieście. Stała jak sparaliżowana, na nowo przeżywając dawną
zdradę i wstyd.
Dlaczego po tylu latach to wspomnienie wciąż sprawiało jej ból?
Dlatego, odpowiedziała sama sobie, że nie dalej jak wczoraj Richard znowu cię
zostawił. Chciałaś mu się oddać, a on po prostu sobie poszedł. Z wysiłkiem odwróciła
wzrok, ale było już za późno. Richard zauważył ją, powiedział coś do swojej
towarzyszki i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Barbary.
Tylko natychmiastowa ucieczka mogła ją uratować, ale trudno przedzierać się
przez tłum uczniów, rodziców i nauczycieli, nie wzbudzając sensacji. Cofnęła się parę
kroków, ale Richard już był przy niej i trzymał za rękę.
– To nie to co myślisz, Barbaro – powiedział. – To tylko moja sąsiadka.
Przyjaźnimy się, ale...
– Nie musisz się tłumaczyć, Richardzie. Nie moja sprawa, z kim jesteś i, szczerze
mówiąc, nic mnie to nie obchodzi.
– Widziałem, jak na mnie patrzyłaś. Twoje oczy mówiły co innego.
– To tylko... – Opuściła głowę. – Po prostu przez chwilę coś mi się przywidziało.
– Za nic w świecie nie chciałbym sprawić ci przykrości.
– Richardzie, proszę cię – powiedziała błagalnym tonem.
– Missy wspomniała, że z nią rozmawiałaś. Barbara w milczeniu skinęła głową.
– Podobno ustaliłyście dzień spotkań.
– Wtorek – westchnęła z rezygnacją. Po co w ogóle się na to zgodziła? Czy uda
jej się zachować bezstronność w kontaktach z dziewczyną? Bo jeśli coś spartaczy,
Missy pierwsza za to zapłaci.
– Ona tak się cieszy...
– Rick! – Głos towarzyszki Richarda przerwał ich rozmowę.
Trzymając w uniesionych rękach hot dogi, kobieta uśmiechała się przepraszająco.
– Muszę wracać do kiosku – zawołała. – Automat do popcornu...
Richard zwrócił się do Barbary:
– Muszę iść. Może moglibyśmy...
– Myślę, że nie – odpowiedziała, a kiedy odszedł, weszła do sali i wmieszała się
w tłum.
Udało jej się dotrzeć do Susan, ale przez pierwszą ćwiartkę meczu drżała ze
strachu, że Richard mógłby je znaleźć. Rozluźniła się dopiero w połowie drugiej
ć
wiartki i z zainteresowaniem zaczęła śledzić grę. Tuż przed przerwą miejscowa
drużyna przegrywała różnicą dwóch punktów. Dosłownie w ostatnich sekundach
ś
rodkowy drużyny Eddie Munoz rzucił wyrównującą piłkę i natychmiast,
zdopingowany entuzjastyczną owacją kibiców, zdobył kolejne dwa punkty.
– Co za mecz! – wykrzyknęła Susan. – Roger z wrażenia nie będzie mógł zasnąć
przez cały tydzień. Chyba że pomogę mu się odprężyć – zachichotała.
– Jesteś beznadziejna – skrzywiła się z niesmakiem Barbara.
– Raczej nieznośna – mruknęła Susan. – Kiedy przygotowują się do rozgrywek,
Roger jest tak zajęty, że zapomina o swoich świętych mężowskich obowiązkach.
– Nie wątpię, że co noc mu o nich przypominasz.
– Jak myślisz, po co kupowałam te przezroczyste piżamki?
– Rzeczywiście świetny mecz – przyznała Barbara z roztargnieniem.
– O, tak. Eddie Munoz był fantastyczny. Zależało mu na tym, żeby wypaść jak
najlepiej. Jego ojciec jest na widowni. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy uda
nam się go tu ściągnąć. Ale jest, o, tam – podała Barbarze lornetkę – na wózku
inwalidzkim.
– Co mu się stało?
– Pamiątka z Wietnamu. Nie słyszałaś o tej historii? Miesiąc temu kosił trawnik
przed domem. Nagle upadł i już nie mógł się podnieść. Prześwietlenie wykazało, że
ułamek szrapnela utkwił mu w ciele i latami wędrował, aż wreszcie dotarł do
kręgosłupa.
– To straszne! – Barbara była wstrząśnięta. – Czy już na zawsze będzie
sparaliżowany?
– Nie wiadomo. Przebył operację i teraz trzeba po prostu czekać. Na razie
odzyskuje czucie w lewej stopie, a to już dobry znak.
Barbara jeszcze raz spojrzała w jego stronę.
– Potężny facet – zauważyła.
– Metr dziewięćdziesiąt pięć – potwierdziła Susan. – Grał w koszykarskiej
reprezentacji uczelni. Jego wzrost to największy problem. Trudno go gdziekolwiek
zabrać. Wiesz, jak ciężko go podnieść?
– Mogę to sobie wyobrazić. – Barbara, ulegając niezdrowej ciekawości, podniosła
do oczu lornetkę.
– Eddie to wysoki chłopak, ale sam nie jest w stanie podnieść ojca z fotela. Gdyby
nie pomoc sąsiada pan Munoz byłby na dobre uwięziony w domu.
Zaabsorbowana własnymi myślami Barbara mruknęła coś w odpowiedzi. Nagle w
szkłach lornetki pojawił się sąsiad Munoza. Wręczył mu butelkę lemoniady i coś
powiedział, po czym obaj wybuchnęli śmiechem. Barbara dobrze znała ten śmiech.
Równie dobrze jak twarz mężczyzny, który troskliwie nachylał się nad Munozem.
– Co tam widzisz ciekawego? – zainteresowała się nagle Susan.
Barbara natychmiast opuściła lornetkę.
– Nic takiego – odparła nerwowo. – Przyglądałam się tylko panu Munozowi.
Niezdrowa ciekawość – dorzuciła tonem usprawiedliwienia.
Susan z niedowierzaniem potrząsnęła głową, ale w tym momencie gracze znów
wbiegli na parkiet i rozpoczęła się druga połowa meczu. Po trzeciej ćwiartce
miejscowa drużyna miała już ośmiopunktową przewagę, by w końcu wygrać
dwunastoma punktami.
– Roger będzie szczęśliwy – stwierdziła Barbara. – Chłopcy spisali się na medal.
– Nawet na nich nie patrzyłaś – zauważyła z wyrzutem Susan. – Wyraźnie
myślałaś o czym innym.
– Dobrze wiesz, że koszykówka mnie nie interesuje. Przychodzę na mecze tylko
po to, żeby się z tobą spotkać.
– No, niech ci będzie, ale tym razem byłaś wyjątkowo nieobecna duchem.
Posłuchaj, Roger wróci do domu dopiero za kilka godzin. Zapraszam cię na pizzę.
Przy okazji opowiesz mi, dlaczego jesteś taka roztargniona.
– Dziś nie mogę – powiedziała Barbara. – Miałam ciężki dzień. Jestem bardzo
zmęczona. A poza tym – mrugnęła porozumiewawczo – musisz mieć trochę czasu,
ż
eby wybrać najstosowniejszą piżamę.
– Na noc po meczu wszystko jest ustalone. Jeżeli wygraliśmy – wkładam piżamę
w kolorach klubowych. Jeżeli przegraliśmy – czarną.
Barbara pokręciła głową.
– A nie mówiłam, że jesteś beznadziejna? Skierowały się do wyjścia. Kilku
nauczycieli podeszło do nich, żeby pogratulować Susan i zaprosić wszystkich na
przyjęcie. Barbara ścisnęła ją za łokieć i szepnęła:
– Jedź z nimi. Ja pędzę do domu. Zobaczymy się w poniedziałek.
Idąc powoli przez parking, zobaczyła niewielkie zbiegowisko nie opodal swojego
samochodu.
– Gotowi? – Rozpoznała głos Richarda. – Na „trzy” podnosimy.
– Raz, dwa, trzy! – rozległ się gromki chór.
– Hopla! – krzyknął Richard, a potem dodał z wysiłkiem: – Koniec z hot dogami,
Munoz. Jesteś ciężki jak słoń.
Z pomocą kilku mężczyzn usiłował przesadzić sparaliżowanego mężczyznę z
wózka do samochodu.
– Uwaga na głowę! – niepokoiła się zaaferowana kobieta, prawdopodobnie pani
Munoz.
– Ma głowę twardą jak kula bilardowa – zapewnił ją Richard, a potem zwrócił się
do Munoza: – Jak ty wytrzymujesz z tą kobietą?
Munoz, bezpiecznie ulokowany na przednim siedzeniu, roześmiał się:
– Ma fantastyczne nogi.
Richard nachylił się nad panią Munoz, która mocowała się z wózkiem.
– Zaraz go złożę – powiedział.
Barbara wślizgnęła się do samochodu. Nie oglądając się za siebie, wyjechała z
parkingu.
Kiedy znalazła się w domu, zrzuciła buty, a potem szarpnęła za wstążkę
przytrzymującą włosy. Z uczuciem ulgi potrząsnęła głową i przeczesała palcami
ciemne loki. Dobrze było znów znaleźć się u siebie, ale tym razem widok znajomych
kątów nie przyniósł jej ukojenia.
Pewna, że mimo zmęczenia nie będzie mogła długo zasnąć, skuliła się na sofie i
włączyła telewizję. Obejrzała wiadomości, fragment jakiejś mało śmiesznej komedii,
wreszcie zmusiła się do skupienia uwagi na programie o dziurach w budżecie i braku
funduszy na oświatę.
W przerwie poszła do kuchni, żeby sobie przygotować coś do jedzenia, a potem
znów zasiadła przed telewizorem ze szklanką soku i paroma pierniczkami.
Na ekranie grupa pacjentów opisywała objawy dręczącej ich tajemniczej choroby,
której nikt nie mógł rozpoznać i na którą nie było lekarstwa. Z ciężkim
westchnieniem pomyślała, że chyba też się do nich zalicza. Poza tym, jeżeli
natychmiast nie przestanie objadać się pierniczkami, grozi jej spora nadwaga.
Dzwonek do drzwi zaskoczył ją. Kto to może być o wpół do jedenastej w nocy?
Może jakaś sąsiadka, przeżywająca chwilowy kryzys? Lekko zaniepokojona wyjrzała
przez wizjer.
Kiedy zobaczyła twarz nocnego gościa, pożałowała, że w ogóle podeszła do
drzwi. Czego Richard może od niej chcieć o tej porze? Zresztą, cokolwiek by to było,
nie miała ochoty na nową porcję zmartwień.
Stąpając cicho na palcach, wróciła do pokoju i skuliła się na sofie.
Kolejny dzwonek. Szczeniak sąsiadów zaczął histerycznie ujadać. Barbara ukryła
twarz w dłoniach.
– Idź sobie, Richardzie – jęknęła cicho. – Błagam! Jednak on nie miał zamiaru
odejść. Odczekał jakiś czas i znów zadzwonił, a potem zapukał.
– Barbaro! Słyszę twój telewizor. Wiem, że tam jesteś. Pies sąsiadów szczekał jak
oszalały. Barbara zwlokła się z sofy, wyłączyła telewizor i podeszła do drzwi. Jednak
nie starczyło jej sił, żeby je otworzyć.
Dzwonek zadzwonił po raz kolejny. Barbara wzdrygnęła się, zamknęła drzwi na
łańcuch, a potem lekko je uchyliła.
– Odejdź, Richardzie – powiedziała.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– Już późno.
– Chodzi o nasz ostatni wieczór. Jestem ci winien wyjaśnienie – nalegał Richard.
– Obyłam się bez twoich wyjaśnień, kiedy miałam siedemnaście lat, teraz tym
bardziej nie są mi potrzebne.
– Źle mnie zrozumiałaś.
Zza sąsiednich drzwi wyjrzała zaniepokojona sąsiadka.
– Co się dzieje? – spytała. – Wszystko w porządku?
– Nic, nic – westchnęła Barbara. – To tylko mój znajomy.
Otworzyła drzwi z łańcucha i wpuściła Richarda.
– Słuchaj – zaczął, kiedy znaleźli się w salonie – źle mnie zrozumiałaś. To, co się
stało, nie miało nic wspólnego z twoją osobą.
– Zrozumiałam cię aż nadto dobrze. Prosiłam, żebyś został, a ty odszedłeś. Nie
ma o czym mówić.
– Barbaro...
– Po prostu zapomnieliśmy się na chwilę – przerwała mu, starając się panować
nad nerwami. – Słuchaliśmy starego przeboju i...
– Nie chciałbym cię skrzywdzić po raz drugi – tłumaczył Richard. – Uwierz mi.
Opuściła głowę i ze smutkiem spytała:
– To po co tu przyszedłeś?
– Bo nie chcę, byś myślała, że wtedy uciekłem.
– A co innego mogę myśleć? – zdumiała się Barbara. – W końcu to ja się na
ciebie rzuciłam.
Zapanowało milczenie. Wreszcie Richard westchnął i zapytał:
– Nie zrobiłabyś mi kawy?
– Niestety, nie mam kawy. Może napijesz się gorącej czekolady?
– Nie piłem czekolady od...
– Jeżeli powiesz, że od siedemnastu lat, uduszę cię własnymi rękami.
– Od dłuższego czasu – mruknął Richard.
Przeszli do kuchni. Mimo że Barbara miała czekoladowy napój instant,
postanowiła przyrządzić Richardowi prawdziwe domowe kakao.
Albo jestem wariatką, rozmyślała, starannie mieszając gęsty, brunatny napój, albo
po prostu kocham go, i zawsze będę kochać. Nawet jeśli to bez sensu i kiedyś gorzko
tego pożałuję.
Rozlała dymiące kakao do dwóch kubków i jeden wręczyła Richardowi.
– Do tego pasowałyby bezy, ale niestety nie mam.
– Po co mi bezy? – mruknął i wypił łyk. – Pyszne – pochwalił.
Stali naprzeciw siebie, oparci o kuchenne szafki.
– Nie przyszedłeś tu po to, żeby po raz kolejny wychwalać moje umiejętności
kulinarne – odezwała się nagle Barbara. – Powiedz wreszcie, co ci leży na sercu!
Richard zapatrzył się w swój kubek, a potem gwałtownie go odstawił i uderzył
pięścią w stół.
– Do diabła, Barbaro! Dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? Kiedykolwiek,
zanim jeszcze...
Odwrócił się i cicho zaklął. Z całej jego postaci biło przygnębienie.
Barbara podeszła i położyła mu rękę na ramieniu.
Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz. Odwrócił się raptownie. Dłoń kobiety
zawisła w powietrzu. Ich oczy się spotkały. Potem Richard uniósł rękę i drżącymi
palcami pogładził Barbarę po policzku.
Kiedy zanurzył palce w jej włosy, Barbara wstrzymała oddech.
– Szkoda, że nie możesz się teraz zobaczyć – szepnął. – I te twoje oczy... Nie
umiem wyrazić słowami, co czuję, kiedy tak na mnie patrzysz. Przypominają mi się
dawne dobre czasy, zanim wszystko się poplątało.
Delikatnie musnął ucho Barbary. Nagle odniosła wrażenie, że pożerają głodnym
wzrokiem. Jej oczy wyrażały to samo pragnienie. Richard był pierwszym mężczyzną,
który budził w niej takie uczucia. I prawdopodobnie ostatnim.
– Jeżeli natychmiast nie przestanę cię dotykać – powiedział stłumionym głosem –
zapomnę o wszystkich swoich postanowieniach.
Cofnął rękę, ale Barbara uwięziła ją w swoich dłoniach. Błagalnie spojrzała mu w
oczy i szepnęła:
– Zapomnij o nich, Richardzie.
ROZDZIAŁ 5
Richard w milczeniu oswobodził rękę i cofnął się.
– Richardzie – błagalnym tonem powiedziała Barbara – muszę znać te tajemnicze
powody, dla których nie chcesz się ze mną kochać. Przecież przyszedłeś, żeby mi
wszystko wyjaśnić. Więc słucham...
– Nie mogę więcej ryzykować... Nie chcę i tobie skomplikować życia.
– Jak to: i mnie?
– Nie słyszałaś? – burknął. – Wystarczy, że rozepnę spodnie, a zaraz wszystko
wokół mnie się wali. Koniecznie chcesz się o tym przekonać?
– Richardzie! – powtórzyła. Była zaskoczona jego ostrą reakcją, choć doskonale
zdawała sobie sprawę, że Richard przeżywa wielki stres. Nic zresztą dziwnego.
Samotny ojciec, którego nieletnia córka spodziewa się dziecka. Teraz jednak
zrozumiała, że był w najwyższej rozpaczy. Musiała być ślepa, żeby tego wcześniej nie
dostrzec.
Zrobiła krok w jego stronę, ale cofnął się i zasłonił rękami, jakby się obawiał z jej
strony ataku.
– Nie będziesz kolejnym nieszczęsnym przypadkiem. Na pewno nie ty!
Zapadło krępujące milczenie. Wreszcie Barbara sięgnęła po swoje kakao.
– Właściwie po co tak tu stoimy, zamiast wygodnie rozsiąść się w salonie? Jeżeli
masz ochotę porozmawiać, będę wdzięczną słuchaczką. Chyba jeszcze pamiętasz, że
byliśmy kiedyś przyjaciółmi?
Przeszli do pokoju. Richard przysiadł na brzegu fotela, ściskając kubek w
dłoniach.
Milczenie przeciągało się. Barbara, kuląc się w rogu sofy, pomyślała, że w
gruncie rzeczy byłoby lepiej, gdyby Richard sobie poszedł. Zamęt, w jakim żyła od
dnia, w którym się znów spotkali, sprawił, że nagle poczuła się śmiertelnie zmęczona.
Czy jednak miała prawo odmówić Richardowi pomocy? Był tak udręczony i
samotny, bardziej nawet niż jego własna córka. Nagle zrozumiała, że tylko ona może
mu pomóc. Niech wreszcie zrzuci z siebie to brzemię winy.
– To nie jest zaczarowane kakao – powiedziała. Nie miała siły na jakieś
subtelności. – Gapiąc się w kubek, nie rozwiążesz swoich problemów.
Uniósł wzrok i wzruszył ramionami.
– Dlaczego obarczasz się winą za to, co spotkało twoją córkę?
Richard gorzko się roześmiał.
– Jesteś ostatnią osobą, z którą powinienem omawiać problemy Missy.
– Na razie nie rozmawiamy o jej problemach, tylko starasz się wykręcić od
odpowiedzi na moje pytanie.
Odstawił kubek i zwrócił się do Barbary:
– To jasne, że za wszystko odpowiadam. Przecież jestem jej ojcem.
– Jako ojciec odpowiadasz za warunki, w jakich żyje – powiedziała Barbara. –
Ale nawet najbardziej troskliwi rodzice nie muszą brać odpowiedzialności ani
obarczać się winą za wszystko, co robią ich dorastające dzieci.
– W tym szczególnym przypadku czuję się odpowiedzialny – upierał się Richard.
– To całkiem naturalna reakcja. Niełatwo pogodzić się z faktem, że dzieci
dorastają i stają się bardziej samodzielne. Ale tak już, niestety, jest. Może po prostu
boli cię świadomość, że Missy jest już na tyle dorosła, żeby...
– Oszczędź mi tego profesjonalnego ględzenia – przerwał ostro Richard. – Nie
masz o niczym pojęcia. – Potrząsnął głową i gorzko się roześmiał. – Skąd zresztą
miałabyś wiedzieć? Ale zaraz wszystkiego się dowiesz. Po to tu przyszedłem. Nie
powinnaś myśleć, że tamtej nocy nie chciałem zostać. Ja tylko nie mogłem... nie
mogłem ci tego zrobić.
Poderwał się i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. W pewnej chwili przystanął,
wyjął z magnetofonu kasetę i z ironicznym uśmiechem przeczytał tytuł: „Szalone
wspomnienia”.
Odwrócił się i nie widzącym wzrokiem spojrzał na Barbarę.
– Kiedy usłyszałem tę piosenkę, wydało mi się, że tych siedemnastu lat w ogóle
nie było. A kiedy wziąłem cię w ramiona, zapomniałem o bożym świecie.
Gwałtownym ruchem wsunął z powrotem kasetę do stereo.
– Wtedy znów poczułem smak niewinności. – Roześmiał się jakimś złym,
gorzkim śmiechem. – Chcesz wiedzieć, dlaczego czuję się odpowiedzialny za to, co
zrobiła Missy? Moja córka przyszła kiedyś do mnie i spytała, czy uważam, że
dziewczyna w jej wieku powinna sypiać ze swoim chłopcem. Zaufała mi, a ja
potraktowałem to jako czysto retoryczne pytanie i udzieliłem jej rutynowej
odpowiedzi.
Zdesperowany przeczesał włosy palcami.
– Zafundowałem jej typowe ojcowskie kazanie o tym, że seks jest wyrazem
miłości między dwojgiem ludzi.
– To całkiem zdrowe podejście.
– O, tak – przyznał z goryczą – a Missy grzecznie tego wszystkiego słuchała.
Potem chciała się dowiedzieć, czy to prawda, że chłopcy potrzebują seksu bardziej niż
dziewczęta. Wyjaśniłem jej, że dla chłopców to uczucie raczej fizyczne, natomiast
dziewczęta podchodzą do tego bardziej emocjonalnie. Starałem się przekonać ją, żeby
nigdy nie ulegała swojemu chłopcu tylko dlatego, że on tego żąda, i żeby nie robiła
pod presją czegoś, na co nie jest jeszcze gotowa.
Znów się roześmiał i potrząsnął głową.
– Niełatwo mi było patrzeć córce w oczy, wygłaszając te mądrości. Jak ja sam
postąpiłem, kiedy byłem w jej wieku?
Barbara uśmiechnęła się.
– Nie jesteś pierwszym ojcem, który wyrywa sobie włosy z głowy, bo jego córka
stała się kobietą.
– Missy spytała mnie, jak długo muszę znać kobietę, żeby pójść z nią do łóżka.
– To odważne pytanie.
– Odważne pytanie?! Tu chodzi o moje dziecko! Moją małą córeczkę, która
nawet nie powinna wiedzieć, co to seks, a tym bardziej wypytywać o moje życie
intymne. Byłem zszokowany!
– Co jej powiedziałeś?
– A co miałem powiedzieć? Wygłosiłem mowę na temat dwojga ludzi, którzy się
kochają. Oznajmiłem, że muszę znać tę kobietę na tyle długo, żebym był absolutnie
pewny swoich uczuć.
Osunął się na fotel i powoli zaczerpnął tchu.
– To nie była czysta teoria – dodał tonem usprawiedliwienia. – Moje życie
intymne to żaden temat dla reporterów „Playboya”. Byłem wierny Christine, choć ona,
Bóg mi świadkiem, nie miała pojęcia, co to wierność czy lojalność.
Barbara słuchała z uwagą. Zawsze uważała Richarda za człowieka uczciwego.
Nawet po tym, jak z nią zerwał. Dlatego wcale nie zdziwiło ją wyznanie, że traktował
swoje małżeństwo poważnie.
– Po naszym rozwodzie – ciągnął – byłem zbyt zajęty, żeby sobie zawracać głowę
kobietami. A jeśli nawet miałem trochę czasu, nie starczało mi energii. Zawarłem
kilka znajomości, które prowadziły donikąd. Potem, dwa lata temu, zaangażowałem
się w coś poważniejszego.
Zamilkł i w zamyśleniu potarł czoło.
– To był kolejny niewypał. Matka i Missy jej nie znosiły. Rzecz w tym, że wcale
nie kłamałem, kiedy mówiłem Missy, że muszę dobrze kogoś poznać, zanim się
zaangażuję.
– Czy Missy zarzuciła ci kłamstwo? – spytała Barbara.
– Mnie? Kłamstwo? – powtórzył. – Nie. Nigdy mnie o nic takiego nie oskarżała.
– Ale odniosłeś wrażenie, że ci nie wierzy?
– Ależ wierzyła mi – powiedział z rozpaczą. – Czemu miałaby mi nie wierzyć?
Przynajmniej do chwili, kiedy...
Wstał i znów zaczął chodzić po pokoju, aż wreszcie przystanął przed wiszącą na
ś
cianie reprodukcją przedstawiającą niedzielne popołudnie w parku. Machinalnie
zacisnął pięści i wsunął ręce do kieszeni.
– Ciąży nade mną jakieś fatum – westchnął. – Ilekroć ryzykowałem, zawsze
wpadłem. A przecież popełniam takie same błędy jak wszyscy, tylko że potem płacę
za nie do końca życia.
– Chodzi ci o Christine? Richard gwałtownie się odwrócił.
– Co drugi facet ma na swoim koncie taką Christine, ale żaden z nich się z nią
potem nie żeni. Na liście kochanków Christine miałem dość odległy numer.
Spędziłem z nią tylko jeden weekend – spaliśmy ze sobą raptem dwa razy! I co?
Wpadka! śegnajcie, studia, piękne plany na przyszłość, żegnaj, ukochana
dziewczyno.
– To było dawno temu, Richardzie.
– Masz rację, ale ja popełniam szczególne błędy. Ich konsekwencje ciągną się
potem latami.
Przeszedł przez pokój i znowu usiadł w fotelu.
– O, tak, jeżeli o to chodzi, jestem mistrzem – westchnął.
– Jaki błąd popełniłeś w stosunku do Missy? Richard milczał przez chwilę. Potem
na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
– Ten sam co zawsze – mruknął. – Historia lubi się powtarzać. Zdjąłem spodnie i
jak zwykle wszystko skończyło się fatalnie.
– Opowiedz mi, co się stało – cicho poprosiła Barbara.
– Ona pracowała w jednej z agencji handlujących nieruchomościami. Znalazła
kupca na dom, który wystawiłem na sprzedaż. Spotykaliśmy się podczas negocjacji.
Po sfinalizowaniu umowy zaprosiłem ją do restauracji, żeby oblać transakcję. Ja
wcale... – Zrezygnowany potrząsnął głową. – Ona nawet mi się nie podobała. Poza
tym, jak już ci mówiłem, nie miałem ani czasu, ani ochoty na takie przygody. Tego
wieczora Missy wybrała się na mecz, a po meczu na przyjęcie, a matka właśnie
wyjechała do ciotki Sharon, więc...
Richard umilkł na chwilę.
– To było takie niecodzienne uczucie – ciągnął. – Miałem trzydzieści parę lat i po
raz pierwszy w życiu nie musiałem się nikomu opowiadać, kiedy chciałem wyjść
wieczorem na kolację.
– Więc zaprosiłeś ją? Richard wzruszył ramionami.
– Tak. A po kolacji spytałem, czy chce obejrzeć moje patio.
– W dawnych czasach pokazywałeś swoje grafiki – wtrąciła Barbara drwiącym
tonem.
– Nie szydź ze mnie! To zbyt przykra sprawa, żeby się silić na dowcipy.
Rozmawialiśmy o patiach przy kolacji. Opowiedziałem jej o oranżerii mojej matki.
– Przepraszam – mruknęła Barbara.
– Nie trzeba być geniuszem, żeby zgadnąć, co nastąpiło potem. Sobie mam tylko
jedno do zarzucenia. Dlaczego, na Boga, nie miałem dość rozumu, żeby ją zabrać do
sypialni? – Przesunął dłonią po włosach i westchnął głęboko. – Missy wróciła do
domu, bo czegoś zapomniała. Weszła do salonu...
– To okropne! – Barbara była wstrząśnięta.
– Okropne?! – zachłysnął się Richard. – Moja mała dziewczynka przyłapuje mnie
in flagranti z jakąś przypadkową znajomą. I to zaledwie dwa tygodnie po tych
wszystkich świątobliwych kazaniach, jakimi ją uraczyłem.
– Jak na to zareagowała? – spytała cicho Barbara. Richard patrzył przed siebie
martwym wzrokiem.
– Zawołała tylko: „Tatusiu!” Potem wybiegła z domu. Do końca życia nie
zapomnę tej koszmarnej nocy!
– Czy później, kiedy szok minął, rozmawialiście o tym?
– Nie. Missy nigdy o tym nie wspomniała.
– A ty? Nie próbowałeś jej objaśnić sytuacji?
– Po co? – zapytał z rezygnacją. – To byłoby dla nas obojga krępujące i niczego
by nie zmieniło.
– Mylisz się, Richardzie! To musiało być równie okropne dla niej jak dla ciebie.
Jestem pewna, że szczera rozmowa wiele by wam dała.
– Barbaro! – Richard spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Moja córka, być może
nawet w towarzystwie koleżanek, nakrywa swojego ojca na sofie w salonie, nago, z
jakąś obcą kobietą... O czym tu rozmawiać? Im mniej słów, tym lepiej.
– Jestem pewna, że Missy myśli inaczej, ale wstydzi się przyjść z tym do ciebie.
Powinieneś jej to ułatwić.
– Dwa miesiące później oświadczyła mi, że jest w ciąży. Myślę, że to mówi samo
za siebie.
– Czy ty naprawdę uważasz, że zaszła w ciążę dlatego, że przyłapała cię z jakąś
kobietą?
– Ona wzięła ze mnie przykład – powiedział Richard z goryczą. – A poza tym
musiała pomyśleć, że ją oszukałem, mówiąc co innego i robiąc co innego. – Popatrzył
Barbarze w oczy. – Przysięgam ci, że wtedy nie kłamałem. To był przypadek.
– Wierzę ci – powiedziała Barbara, a po chwili cicho dodała: – Missy też by ci
uwierzyła, gdybyś pomówił z nią tak jak teraz ze mną.
– Za późno na wyjaśnienia – westchnął. – I chyba teraz rozumiesz, dlaczego po
raz trzeci nie chcę ryzykować.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Nie mogę sobie pozwolić na jeszcze jeden błąd – powtórzył. – Zwłaszcza po tej
całej historii z Missy.
– Rozumiem – powiedziała. Zamiast spodziewanej ulgi poczuła wściekłość na
los, który postawił Richarda na jej drodze w chwili, kiedy bał się zapoczątkować
kolejną znajomość. – Po tych strasznych przeżyciach postanowiłeś żyć w celibacie,
tak?
– Masz mi to za złe?
– Nie muszę. – Potrząsnęła głową. – Twoje własne poczucie winy w zupełności ci
wystarczy.
– Ostatnio mało mam powodów do dumy.
– Zadręczasz się z powodu drobnych ludzkich błędów. Jesteś dorosłym
mężczyzną. Zaprosiłeś dziewczynę na kolację i... spędziliście miły wieczór. Nie jesteś
ż
onaty, więc nikogo nie zdradziłeś. Skąd mogłeś wiedzieć, że Missy wróci?
Zaskoczyła cię.
Wychyliła się do Richarda i położyła mu dłoń na ramieniu.
– Nie dręcz się tak, proszę. Dla twojego własnego dobra, i dla Missy. Tracisz całą
energię na rozpamiętywanie czegoś, na co i tak już nie masz wpływu. A ta energia jest
ci potrzebna, żeby pomóc córce.
Richard spojrzał na drobną dłoń Barbary spoczywającą na jego ramieniu, a potem
cofnął się i zdecydowanym tonem powiedział:
– Nie, Barbaro.
Zapadła przygnębiająca cisza. Wreszcie Barbara odezwała się cicho, lecz
dobitnie:
– Nie ty jeden popełniasz błędy.
Richard czekał na jej dalsze słowa pełen najgorszych przeczuć. Bo tak naprawdę
nie chciałby usłyszeć, że jej życie nie było jednym ciągiem cudownych wydarzeń.
– Po naszym zerwaniu przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę się
skrzywdzić w taki sposób, jak ty to zrobiłeś.
Słuchał z przytłaczającym poczuciem winy. Bez względu na to, jaki błąd
popełniła Barbara, on był za to odpowiedzialny.
– Stałam się bardziej niż ostrożna. Nie pozwalałam nikomu zbliżyć się do siebie,
a sama też unikałam związków z ludźmi, którzy w jakikolwiek sposób mogliby
zburzyć mój spokój. Nie interesowali mnie mężczyźni, przy których czułam się bodaj
w najmniejszym stopniu zagrożona. Aż w końcu poznałam Dennisa. On był... –
przerwała, żeby zebrać myśli. – Był wręcz idealny. Uprzejmy, godny szacunku,
dojrzały. I nie musiałam się obawiać, że przy nim stracę kontrolę nad sobą, bo Dennis
miał jej za dwoje. Nie żyliśmy ze sobą aż do nocy poślubnej. Tak ustaliliśmy
wcześniej, a dla Dennisa czekanie nie było żadnym problemem. Nie tak jak dla
ciebie...
Spojrzała na Richarda ze smutnym uśmiechem. Omal nie zerwał się fotela i nie
zmiażdżył jej w objęciach. Czuł, że pragnie jej równie mocno jak przed laty.
– Byłam przekonana, że wszystko przewidziałam. – Barbara gorzko się
roześmiała. – Nawet nie dopuszczaliśmy do siebie pewnych myśli. Uważaliśmy nasz
związek za dojrzały, a to było znacznie ważniejsze niż jakieś tam ulotne zauroczenie.
Mieliśmy wspólne poglądy na wiele spraw i darzyliśmy się nawzajem szacunkiem.
Umilkła na chwilę, a potem ciągnęła:
– Upłynęło wiele czasu, nim zdałam sobie sprawę, jak puste może być życie
pozbawione namiętności. Wydawało mi się, że kiedy już dojdzie do zbliżenia między
mną i Dennisem... sama natura postara się o resztę i... i będę czuła to, co czułam,
kiedy byłam z tobą.
– Jestem ostatnim człowiekiem, któremu powinnaś mówić takie rzeczy – przerwał
jej. Za wszelką cenę pragnął ją powstrzymać, ale Barbara okazała się silniejsza. Jak
zawsze.
– O, nie – zaprotestowała – to może śmieszne, ale jesteś jedynym człowiekiem,
któremu mogę o tym opowiedzieć. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzałam. Chyba ze
strachu, że ktoś mógłby mi zarzucić oziębłość. Przy tobie nie mam już tych obaw, bo
kiedy znów mnie pocałowałeś...
Podniosła na niego rozjarzone oczy.
– Czy ty wiesz, co to za ulga przekonać się, że jest się zdolnym do namiętności?
ś
e to nie tylko gra wyobraźni? Nie masz pojęcia, przez ile bezsennych nocy
zastanawiałam się nad tym, czy uczucie, które żywiłam do ciebie, istniało naprawdę,
czy też wyolbrzymiałam je jak dziecko, któremu we wspomnieniach wszystko wydaje
się większe i piękniejsze niż w rzeczywistości.
– To nie była tylko fantazja – zapewnił ją Richard. Barbara uśmiechnęła się, ale
jej oczy nagle przygasły.
– Zdałam sobie z tego sprawę w chwili, kiedy stanąłeś w progu mojego gabinetu i
popatrzyłeś na mnie jak dawniej . A potem powiedziałeś, że musisz się ze mną
zobaczyć. Miałam nadzieję... – Z jej ust wyrwało się westchnienie.
– Richardzie, ten jeden jedyny raz pragnęłam się przekonać, jak mogło być...
Richard zerwał się na równe nogi. Jego wytrzymałość też miała swoje granice.
Przecież chciał tylko być w porządku i zachować się uczciwie.
– Chcesz wiedzieć, jak by to było? – wykrzyknął. – Mogę ci powiedzieć. Byłoby
tak, jak nie było nigdy, od czasu kiedy uległem młodzieńczej głupocie. To stałoby się
częścią nas, częścią naszego życia, punktem granicznym między przeszłością i
przyszłością. Ogniskową, w której skupiłyby się nasze marzenia. Nie moglibyśmy
przejść obok tego obojętnie. Zostałoby w nas jakieś piętno...
– Myślisz, że o tym nie wiedziałam? – spytała Barbara.
– Mimo to byłam gotowa zaryzykować.
– Ale nie ja! – wykrzyknął Richard. – Lista moich pomyłek jest już wystarczająco
długa.
Barbara wstała, zabrała kubki i odwróciła się do niego plecami.
– Do widzenia, Richardzie – rzuciła mu przez ramię.
– Nie mam prawa... Mógłbym znowu cię skrzywdzić – niezdarnie próbował się
bronić.
– Już to mówiłeś. A teraz wyjdź!
Chciał iść do drzwi, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
– Widzisz, do czego doprowadziłem.
– Nie mam zamiaru z tobą dyskutować. – Barbara minęła go obojętnie, jakby był
meblem. – Wszystko zostało powiedziane. Idź już sobie!
– Barbaro!
Przystanęła, ale się nie odwróciła. Richard patrzył na jej rozrzucone włosy,
wyprostowane ramiona pod wełnianym swetrem, pośladki, których krągłość
uwypuklały obcisłe dżinsy, nagie stopy... Widział jej piękno, ufność, wrażliwość i
siłę. Czuł, że pożąda jej jak dawniej, boleśnie i rozpaczliwie. A świadomość, że była
gotowa mu ulec, podsycała jeszcze jego namiętność.
– Tak będzie najlepiej – powiedział.
– Chyba tak. – Ton Barbary był lodowaty.
Gdyby nie wpatrywał się w nią z takim natężeniem, pewnie przeoczyłby ledwo
dostrzegalne drżenie jej ramion.
Skoro wychodząc tak ją ranił – skąd ta uporczywa pewność, że głębiej ją zrani
zostając? Raz jeszcze z rozpaczą zajrzał w głąb swoich myśli i sumienia, próbując
znaleźć jakikolwiek powód do odejścia.
I nie znalazł żadnego! Z jego ust wyrwało się głuche przekleństwo.
ROZDZIAŁ 6
Zapadła cisza. Barbara stała odwrócona plecami do Richarda. Czekał w napięciu,
by zrobiła jakiś ruch, przemówiła, dała mu znak, że go rozumie, że nie zmieniła
zdania, że wciąż chce, by z nią został. Ale ona zamarła jak posąg, z dumnie uniesioną
głową.
Zbliżył się i poczuł bijący od niej żar, usłyszał przyspieszony oddech. Chciał coś
powiedzieć, ale pytania, które cisnęły mu się na usta, nie dały się wyrazić słowami.
Wobec tego położył dłonie na ramionach Barbary i odwrócił ją ku sobie.
Kiedy spojrzał jej w twarz, odetchnął z ulgą. Siedemnaście lat rozpłynęło się we
mgle, a wraz z nimi poczucie winy i dręczącej samotności. Znów był z Barbarą,
patrzył na nią, zaglądał w oczy. Nagle jego serce wypełniła bezbrzeżna radość.
Dotknął gładkiego policzka, a potem pieszczotliwie musnął jej usta. Uśmiechnął
się, a jego uśmiech koił zadawnione rany.
– I co teraz? – szepnęła bez tchu.
Nachylił się i delikatnie ją pocałował, ale kiedy chciał ją objąć, poczuł, że wciąż
przyciska do piersi kubki po kakao. Śmiejąc się cicho, wyjął je z jej zaciśniętych
palców i odstawił na stół. A potem znów wziął ją w objęcia.
Policzki Barbary okryły się rumieńcem. Richard patrzył na nią i wciąż nie mógł
uwierzyć w cud, który sprawił, że w szkole swojej córki odnalazł Barbarę. Po latach
dręczących wspomnień mógł ją zamknąć w ramionach, poczuć miękkość jej
kobiecego ciała. Nagle zrozumiał, że znów jest zdolny do czystej miłości i radosnej
nadziei, którą Barbara wzbudziła w nim przed laty.
Położyła mu dłonie na piersi, a potem objęła go za szyję. Pochylił głowę. Ich usta
się zetknęły. Nagle ogarnęła go fala gorąca. Usłyszał swój galopujący puls. Jak
zawsze, kiedy był z Barbarą. Nawet wtedy, gdy był zbyt niedoświadczony, by pojąć,
ż
e pocałunek to coś więcej niż para tulących się do siebie ust.
Minęło siedemnaście lat, a nadal nic się nie zmieniło. Wystarczyło kilka
pocałunków, by rozpalić w nim zmysły.
Oderwał usta od warg Barbary, ale wciąż trzymał ją w ramionach. Otworzyła oczy
i z uśmiechem zanurzyła palce w jego włosy. Kiedy kciukiem musnęła jego ucho,
cicho westchnął.
– Ciągle to lubisz? – spytała.
Richard objął ją w talii i mocno do siebie przycisnął.
– A jak myślisz? – mruknął.
Spojrzała na niego pociemniałymi oczyma.
– Myślę, że mamy na sobie za dużo ubrań – szepnęła i zaczęła mu rozpinać
koszulę, a potem nachyliła się i pocałowała jego owłosiony tors. Dotyk jej warg,
jeszcze wilgotnych od pocałunku, doprowadzał go do szaleństwa.
– Spieszy ci się? – jęknął, choć chciał, by jego pytanie zabrzmiało ironicznie.
– Czekałam na to siedemnaście lat. Przycisnął głowę Barbary do piersi.
– Umiesz postawić na swoim – szepnął, całując jej włosy.
Z zamkniętymi oczyma wsłuchała się w rytm jego serca.
– Nie sprawisz mi zawodu.
– Skąd ta pewność?
– Bo już teraz jest cudownie – westchnęła. Jej gorący oddech przyprawił Richarda
o dreszcz.
– Barbaro? – zapytał.
– Uhm?
– Którędy do sypialni?
– Spieszy ci się? – żartobliwie powtórzyła jego pytanie.
– Czekałem na to siedemnaście lat.
– Ty też umiesz postawić na swoim.
Richard odgarnął ciemny kosmyk i pocałował skroń Barbary.
– Nie sprawisz mi zawodu – mruknął.
– Skąd ta pewność?
Powiódł wargami po jej policzku, aż dotknął ust.
– Bo... już... jest...
Pocałunek powiedział jej więcej niż słowa. Słowa – namiętne i podniecające –
mogły tylko opisywać uczucia. Pocałunkiem dało się wyrazić nieskończenie więcej.
Wkrótce koszula Richarda była już całkiem rozpięta, a jego dłonie wślizgnęły się pod
sweter Barbary i spoczęły na jej nagich plecach.
– Racja – przyznał. – Rzeczywiście mamy na sobie za dużo ubrań.
– Ty też miałeś dobry pomysł – odparła.
– Który? – zapytał. – Podsunęłaś mi ich kilka.
– Ten z sypialnią. – Wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą. W drzwiach nagle się
zatrzymała. Wyraz jej twarzy zaniepokoił Richarda.
– Obleciał cię strach? – spytał, choć lękał się odpowiedzi.
Barbara zarzuciła mu ręce na szyję.
– Przy tobie niczego się nie boję.
– Więc skąd to wahanie?
– Przekraczamy pewien próg – powiedziała z uśmiechem. – Chciałam się tylko
upewnić, że moje wahania zostały za drzwiami.
– Jakie znowu wahania?
– Te złośliwe istoty, które mogłyby mi zepsuć radość ze wspólnie spędzonych
chwil.
– Jeżeli nie jesteś pewna... jeśli masz jakieś wątpliwości...
– Zostawiłam je za drzwiami, pamiętasz? – ściszyła głos. – A zresztą, to były
stare, głupie wątpliwości. Powinnam była się ich pozbyć siedemnaście lat temu.
– Chyba się nie obwiniasz o to, co się wtedy stało? – Coś takiego nigdy przedtem
nie przyszło Richardowi do głowy. – Mój Boże, Barbaro... nie masz czego żałować.
– Gdybym nie była takim tchórzem...
– Mylisz się – powiedział i zamknął ją w uścisku. – To ty miałaś w sobie więcej
siły. Mnie jej zabrakło. Dlatego wszystko popsułem.
– I co mi przyszło z tej siły?
Zalała go fala czułości. Zawsze był świadom tego, że swoją zdradą głęboko zranił
Barbarę. W jego wspomnieniach urosła do symbolu zdradzonej niewinności. Nigdy
nie myślał o niej jako o kobiecie z krwi i kości, która podczas samotnych nocy
oskarżała się o cudze winy.
Kurczowo przytulił ją do siebie, jakby na nowo chciał się upewnić, że jest przy
nim.
– Mamy tyle zaległości do odrobienia. – Pocałował ją w czoło, skroń, policzek. –
Te samotne noce...
Z westchnieniem spojrzała mu w twarz.
– Masz rację. Tylko że to wszystko wydaje się takie nierealne.
Richard przeciągle spojrzał jej w oczy.
– Chyba nie masz zamiaru zmienić zdania?
– To nie mnie dręczyły kiedyś rozterki – odparła. Dałby wszystko, żeby nie
słyszeć oskarżenia, które zabrzmiało w jej głosie.
– Wyzbyłem się wszelkich wątpliwości. Jestem tylko trochę zdenerwowany.
– Ja też – przyznała cicho Barbara. Zsunęła z ramion Richarda koszulę i położyła
dłonie na jego obnażonych plecach. Richard podciągnął jej do góry sweter. Cofnęła
się o krok. Sweter spadł na podłogę.
Richard wbił wzrok w kształtny biust Barbary, przysłonięty jedynie
półprzeźroczystą koronką.
– Zapomniałem już, jaka jesteś piękna – powiedział, z trudem łapiąc oddech. –
Wydawało mi się, że wszystko pamiętam, a jednak zapomniałem.
Bez trudu go zrozumiała. Ona też sądziła, że pamięta, a przecież zapomniała.
Rzeczywistość okazała się piękniejsza od wspomnień.
Rozpięła stanik i zsunęła ramiączka. Richard wyciągnął rękę i dotknął zagłębienia
między piersiami Barbary, a potem położył na nich dłonie.
– Jeszcze nigdy tak się nie bałem – odezwał się stłumionym głosem.
– A ja nigdy... – Z westchnieniem przylgnęła do jego obnażonej piersi i objęła go.
– Pokaż mi, co straciłam.
Obsypał ją gwałtownymi pocałunkami. Pod dotykiem jego rąk, ust, języka
odkrywała świat nowych doznań.
Szarpnęła za pasek spodni Richarda. On zsunął jej dżinsy z bioder. Stali
naprzeciw siebie, dotykając się jedynie spojrzeniami. Gorący dreszcz raz po raz
wstrząsał ciałem Barbary.
– Nikt nie patrzał na mnie tak jak ty – westchnęła. – Tak jakby... – Głos zamarł jej
w gardle.
– A twój mąż? – zapytał Richard. Potrząsnęła głową.
– Dennis nie był namiętny.
– Ten twój Dennis musiał być głupcem.
– Nie chcę o nim rozmawiać. Chcę tylko... – zająknęła się, bo dłoń Richarda
powędrowała w górę jej uda – chcę się z tobą kochać.
W odpowiedzi usta Richarda zmiażdżyły jej wargi w namiętnym pocałunku. Jego
muskularne ciało, szorstkie włosy, palący oddech, zachłanne ręce – wszystko to nagle
stopiło się w jedno. W ramionach Richarda przeżywała uniesienia, jakich nie zaznała
z innym mężczyzną. Pragnęła go z całej duszy, a jej ciało płonęło w oczekiwaniu
spełnienia.
Objęci przeszli przez sypialnię i osunęli się na łóżko. Barbara drżała w
oczekiwaniu na kolejne pocałunki, kolejne pieszczoty. Tak długo czekałam, myślała,
tak strasznie długo...
Barbara! Richard wciąż nie mógł uwierzyć, że wreszcie mają przy sobie. Nagą – z
wyjątkiem skrawka turkusowego jedwabiu. .. Zakręciło mu się w głowie. Barbara...
Gdyby nie ciepło jej ciała, zapach włosów, jedwabista gładkość skóry, byłby pewny,
ż
e śni.
Ale obecność Barbary i jego pożądanie były zbyt realne, by je uznać za wytwór
fantazji.
Barbara z westchnieniem zagarnęła go pod siebie i spojrzała na niego zamglonym
wzrokiem. Usta miała obrzmiałe od pocałunków. Pochyliła się i delikatnie pocałowała
go w ucho, a potem obwiodła je językiem.
– Wolisz, jak cię tu dotykam czy jak całuję?
– Przestań. – Przyciągnął ją do siebie. – Widzisz, co się ze mną dzieje.
– Chyba wciąż mamy na sobie za dużo ubrań – szepnęła bez tchu.
– Może by coś z tym zrobić. – Te dwa skrawki materiału, jeden bawełniany, drugi
jedwabny, zaczęły mu nagle bardzo przeszkadzać.
– Co proponujesz? – spytała Barbara, unosząc się na łokciach.
– Masz niewiarygodny biust – powiedział, pożerając ją wzrokiem.
Wsunęła palce pod gumkę jego slipek.
– Nie słuchasz, co do ciebie mówię.
– Ależ słucham – zaprzeczył, wpatrzony w jej obnażone piersi.
– Mówiliśmy o zbytecznej garderobie – stwierdziła i jednym ruchem ściągnęła z
niego slipy.
Richard uniósł się, objął Barbarę, a potem położył ją na materacu. Z zamkniętymi
oczami czekała, aż spełni się marzenie jej życia.
Richard uwodził ją każdym gestem, podniecał słowem i dotykiem. Nagle
przestała myśleć i po raz pierwszy w życiu poddała mu się bez reszty.
Kiedy zsunął z jej bioder skrawek jedwabiu, drżąc wstrzymała oddech. Czuła na
sobie jego palący wzrok. Palce Richarda delikatnie wślizgnęły się między jej uda.
Cicho krzyknęła.
– Co ci jest, Barbaro? – Głos Richarda dobiegł ją jakby z oddali.
– Nic. Nie przerywaj...
– Nie łudź się – mruknął. – Masz może....
– Tak. W szkatułce na stoliku.
Sięgnął do szkatułki i wyjął mały pakiecik.
– Trzęsą mi się ręce jak jakiemuś smarkaczowi.
– Pomogę ci. – Pewną ręką poprowadziła jego dłoń, a potem opadła na plecy i
wyciągnęła do niego ramiona.
– Teraz! – szepnęła. – Nareszcie.
Zagarnął ją pod siebie. Zatracili się w pocałunku. Na moment oderwał usta odjej
warg, żeby wyszeptać ostatnie świadome słowo: „Nareszcie!”
Połączyli się z jękiem rozkoszy. Richard poczuł, że wciąga go jedwabisty żar.
Kurczowo przyciągnął Barbarę do siebie.
Wiła się pod nim, wpijając palce w jego ramiona. Otaczał ją i pochłaniał, więżąc
w ramionach, miażdżąc udami.
Stopieni w jedność i ogarnięci żarem, poddali się odwiecznemu rytmowi, który
miał przynieść im spełnienie. Każda sekunda tej słodkiej tortury przybliżała moment
wyzwolenia.
Wreszcie osiągnęli szczyt. Ciałem Richarda wstrząsnęły spazmatyczne dreszcze.
Barbara przytuliła go tak mocno, jakby od tego zależało jej życie.
ś
adne z nich nie wiedziało, jak długo tak leżeli, wciąż połączeni, czekając, aż ich
serca się uspokoją, a oddech wyrówna.
Barbara ocknęła się pierwsza. Richard delikatnymi pocałunkami obsypał jej skroń
i policzek. Czuła jego gorący oddech, słyszała westchnienia.
Chciała coś powiedzieć, ale zawiódł ją głos. Wszelkie słowa wydały się
niewystarczające. Czule pogładziła Richarda po włosach. W głębi duszy lękała się
chwili, w której będą musieli się rozstać.
Tyle lat, pomyślała. Tyle zmarnowanych lat.
Nagle wydało jej się, że czas stanął w miejscu i będą mogli zostać tak na zawsze,
nie dręcząc się błędami przeszłości i tym, co przyniesie przyszłość.
Z westchnieniem zamknęła oczy i pomyślała, jakby to było cudownie. Wzięła
Richarda za rękę i położyła ją na sercu.
– Mówiłem ci, że tak będzie – mruknął.
– Hm?
– Mówiłem ci, że to nie będzie proste. Barbara uniosła się i spojrzała mu w twarz.
– Czy to znaczy, że było ci dobrze?
– Nie – odpowiedział. – Nie było mi dobrze. Przeraziła się.
– Jak to?
– Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że leżysz w łóżku z mężczyzną i pytasz go:
Było ci dobrze? – jakby chodziło o pogodę.
– Nigdy nikogo o to nie pytałam.
– Więc jak możesz tak mówić? – spytał z wyrzutem. – Po co? Wiesz, jak było.
Nie było nam po prostu „dobrze”, bo nie był to tylko seks.
Barbara dotknęła jego policzka.
– Było tak, jak sobie wymarzyłam.
Richard zamknął oczy, a potem z trudem je otworzył.
– Gdyby to był tylko seks, chciałbym jak najprędzej uciec z tego łóżka. A ja
marzę, żebym nigdy nie musiał z niego wychodzić.
– No cóż – westchnęła – uprzedzałeś, że to nie będzie łatwe.
Spojrzeli sobie w oczy i zrozumieli się bez słów. Bali się, że mogliby powiedzieć
za dużo. Wreszcie Barbara z uśmiechem pochyliła się nad Richardem i nim ich usta
się spotkały, spytała:
– Czy nie mówiłeś też, że raz to stanowczo za mało?
ROZDZIAŁ 7
– Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, porozmawiamy w kuchni – zaproponowała
Barbara. – Dziś jest chłodniej, więc mam ochotę na ciepłą kolację. Postanowiłam
zrobić pieczeń. Muszę ją teraz nastawić, bo nie będzie gotowa na wieczór.
– Dobrze – nieśmiało powiedziała Missy.
– No to chodźmy. – Barbara skierowała się do kuchni. Przeczuwając, że Missy
będzie skrępowana podczas ich pierwszego spotkania, postanowiła wymyślić dla nich
obu jakieś praktyczne zajęcie. Najłatwiejszą i najbardziej naturalną czynnością
wydało jej się gotowanie.
– Napijesz się mleka?
– Tak.
– A może zjesz jabłko? – Barbara otworzyła lodówkę. Boja mam ochotę na
jabłko.
– Tak, chętnie – odparła Missy.
Barbara podała Missy szklankę mleka i posadziła dziewczynę za stołem. Opłukała
owoce, wyjęła z szafki talerze, noże i słoik masła orzechowego.
– Lubisz masło orzechowe? – spytała.
– Tak, ale nie z jabłkami. – Missy zmarszczyła nos zupełnie tak samo jak jej
ojciec, kiedy Barbara po raz pierwszy poczęstowała go jabłkiem z masłem
orzechowym.
– Moja mama przyrządzała mi w ten sposób jabłka, kiedy byłam małą
dziewczynką – powiedziała Barbara. – Posmaruję jedno dla ciebie. Spróbuj, może
będzie ci smakowało. – Rozcięła jabłko, wydrążyła i napełniła połówki masłem
orzechowym.
Missy sięgnęła po jabłko i niepewnie ugryzła mały kęs.
– Niezłe – przyznała z ulgą.
Barbara z radością zauważyła, że dziewczyna powoli się odpręża. Szybko
przekroiła drugie jabłko.
– Z masłem czy bez? – spytała.
– Z masłem. – Missy uśmiechnęła się kącikiem ust. Barbara odwzajemniła
uśmiech, podsunęła następne jabłko i wstała.
– Muszę zacząć szykować kolację.
Wyjęła z lodówki mięso i jarzyny, położyła mięso na desce i starannie odcięła
tłuszcz. Czując na sobie uważny wzrok dziewczyny, dodała:
– Lubię ciepłe kolacje, kiedy jest brzydka pogoda. Missy milczała. Barbara zdjęła
z półki kilka słoiczków z przyprawami i ustawiła jej na kuchennym blacie. Potem
zmełła pieprz w młynku i obficie natarła mięso. Missy wciąż przyglądała jej się z
uwagą. Barbara uznała, że przyszła pora na pierwszy ruch.
– Możesz mi pomóc? – spytała, a widząc zakłopotanie na twarzy dziewczyny,
szybko dorzuciła: – Nie będę musiała co chwila myć rąk.
– Dobrze – niepewnie zgodziła się Missy.
– Więc najpierw papryka. Missy zawahała się.
– Zdejmij wieczko – podpowiedziała Barbara – i potrząśnij słoiczkiem. Teraz
możesz sypać.
Missy ostrożnie wykonała polecenie. Barbara wtarła przyprawę i przewróciła
mięso.
– Teraz z tej strony. Śmiało! To łagodna papryka. Nigdy nie jest jej za dużo.
Tym razem Missy z zapałem sypnęła paprykę.
– Teraz gałka muszkatołowa – poleciła Barbara. – Ładnie pachnie, prawda?
Dziewczyna skinęła głową. Barbara konspiracyjnym szeptem dodała:
– To jeden z sekretów mojej kuchni.
– Pani na pewno lubi gotować – stwierdziła Missy.
– Mieszkam sama, więc na ogół kupuję gotowe dania, ale parę razy w tygodniu
staram się przygotować coś porządnego. Chwileczkę... teraz sól czosnkowa, a potem
dodamy mąki.
Missy otworzyła kolejny pojemniczek i posypała mięso solą czosnkową.
– Myślałam, że mąki używa się wyłącznie do chleba i ciasta.
– Do mięsa też, ale tylko troszkę. Ładniej się wtedy rumieni i sos będzie gęstszy.
– Pani naprawdę musi być dobrą kucharką. Barbara roześmiała się.
– Moja babka była wspaniałą kucharką. To ona nauczyła mnie gotować.
– A moja babcia ma fioła na punkcie porządku. Nigdy nie chciała mnie wpuścić
do kuchni. Bała się, że narobię bałaganu.
– Skoro już znasz moją tajemnicę, będziesz mogła sama przyrządzić taką pieczeń.
– Myśli pani, że potrafiłabym?
– Czemu nie? – Barbara znów wzruszyła ramionami. – Kiedy skończymy,
będziesz ekspertem. Mąka jest w tym plastikowym pojemniku. W środku jest sitko.
Posyp trochę z każdej strony, a ja będę wcierać. Dobrze. Widzisz? Nie trzeba na to
dużo czasu.
– Dziwnie to wygląda.
– Może i tak – przyznała Barbara – ale zobaczysz, jakie będzie pyszne. – Podeszła
do zlewu i opłukała ręce. – Pomożesz mi przygotować jarzyny?
– Dobrze.
– Czysta deska i nóż są w tej szufladzie – powiedziała, odłamując dwie łodygi
selera. – Umyję jarzyny, a ty je pokroisz.
Missy zawahała się i przygryzła wargę.
– Nie umiem kroić.
– Weź nóż i deskę. Spróbujemy. W czym problem?
– Nie umiem pokroić... noo... na równe kawałki. Barbara nachyliła się i szepnęła
Missy do ucha:
– Przy pieczeni to nie ma znaczenia. Missy spojrzała na nią z powątpiewaniem.
– Naprawdę! – zapewniła ją Barbara. – Jarzyny dodaje się tylko do smaku i żeby
mięso było wilgotne.
Pokroiły selery, marchewkę, cebulę, nad którą ze śmiechem roniły łzy, i wreszcie,
po wstawieniu potrawy do piekarnika, Barbara oznajmiła:
– Teraz możemy trochę odpocząć.
W salonie Missy chciała usiąść, ale potem się zawahała.
– Czuj się jak u siebie w domu. Możesz zdjąć buty i wyciągnąć się na sofie.
– Jak u psychiatry?
Pytanie było tak nieoczekiwane, a zarazem tak logiczne, że Barbara wybuchnęła
ś
miechem.
– Nie jestem psychiatrą, Missy. Pomyślałam tylko, że będziesz chciała odpocząć
po długim dniu w szkole. Jeżeli wolisz, możesz usiąść w fotelu i położyć nogi na
stoliku.
– Mogę rozpiąć spodnie? Zrobiły się trochę za ciasne.
– Oczywiście. Jesteśmy tu same. Chyba niedługo będziesz musiała sprawić sobie
kilka ciążowych sukienek.
– Chyba tak – westchnęła Missy.
– Nie lubisz zakupów? Missy skrzywiła się.
– Chodzimy czasem z Heather po sklepach, ale...
– Są ciekawsze miejsca niż sklepy dla przyszłych matek? Missy ponuro skinęła
głową.
– A twój ojciec? Robisz z nim czasem zakupy?
– Niezbyt często. On się nie zna na... tych rzeczach.
– Może wybrałybyśmy się razem któregoś dnia? Ja uwielbiam zakupy.
Missy milczała, więc Barbara zmieniła temat.
– Chcesz posłuchać muzyki? Mam nową taśmę z przebojami z czasów, kiedy
byłam w twoim wieku.
– Dobrze.
Barbara włączyła stereo i usiadła w fotelu naprzeciw Missy.
– Twój ojciec na pewno pamięta te piosenki – dorzuciła, jakby mimochodem. –
Chodziliśmy do tej samej szkoły. Mówił ci o tym?
Dziewczyna skinęła głową.
– Byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam w swoim gabinecie znajomego z
dawnych lat.
Po krótkiej chwili Missy spytała drżącym głosem:
– Czy znała pani także moją mamę?
Barbara zająknęła się, dobierając w myślach słowa.
– Niezbyt dobrze – powiedziała wreszcie. – Była starsza o parę lat. Nie
chodziłyśmy razem do szkoły.
– Czy jestem do niej podobna?
Wytężyła pamięć, usiłując przypomnieć sobie Christine, ale przed oczami miała
tylko zamazaną postać u boku Richarda, z pełnym wyższości uśmiechem na twarzy. A
Missy? W Missy widziała jedynie córkę Richarda. Dziecko, które nagle znalazło się w
kłopotach.
– Wydaje mi się, że bardziej przypominasz ojca. Może dlatego, że od lat nie
widziałam twojej matki.
Missy spuściła wzrok.
– Babcia mówi, że wyglądam zupełnie jak mama.
– Na pewno jesteś do niej trochę podobna. A także do ojca i do babci. Do
wszystkich, którzy coś dla ciebie znaczą. Ta mieszanka rozmaitych cech stanowi o
twojej wyjątkowości. Tak samo będzie w przypadku twojego dziecka.
Missy zamyśliła się. Barbara odczekała chwilę, a później znów podjęła rozmowę.
– Powiedziałam ci przed chwilą, że nie jestem psychiatrą, i to prawda.
Chciałabym zostać twoją przyjaciółką, jeśli kogoś takiego potrzebujesz. I chcę też,
byś wiedziała, że możesz mi zaufać. Jeżeli tylko masz ochotę porozmawiać o
czymkolwiek, możesz się do mnie zwrócić. Wszystko, co mi powiesz, zostanie
między nami.
– Nie powtórzy pani... nikomu?
– Jeżeli mnie o to poprosisz – na pewno nie.
– Nawet mojemu tacie?
Nagle Barbara zdała sobie sprawę, w jak kłopotliwej sytuacji się znalazła,
podejmując się opieki nad dziewczyną i jednocześnie romansując z jej ojcem. W
pierwszym odruchu, po spędzonej wspólnie nocy, kiedy wszystko wydawało im się
takie proste, postanowili utrzymać ich związek w tajemnicy jeszcze przez jakiś czas.
Richard uznał, że Missy żyła teraz w zbyt wielkim stresie, by dodatkowo obarczać ją
informacją o nagłym, a zarazem tak poważnym i romantycznym związku ojca.
– Jeśli będzie mi się wydawało, że jest coś, o czym powinien wiedzieć, będę cię
namawiać, żebyś mu o tym powiedziała. Ale w żadnym wypadku nie nadużyję
twojego zaufania.
Z uwagą czekała na odpowiedź Missy. Dziewczyna, nie po raz pierwszy,
zaskoczyła ją.
– Naprawdę poszłaby pani ze mną na zakupy?
– Bardzo chętnie. Najpierw musiałybyśmy poprosić twojego tatę o zgodę. Może
w przyszłym tygodniu? Zamiast spotkania w domu?
– Dobrze. – Missy zawahała się, a potem dodała: – Bardzo potrzebuję kilku
rzeczy. Na przykład... staników.
– To zupełnie normalne – odparła Barbara. – Biust bardzo się zmienia w czasie
ciąży. Wiedziałaś o tym?
– Tak. Piszą o tym w książce, którą dostałam od mojej’ lekarki. Tylko że –
wzruszyła ramionami – wstydzę się prosić w sklepie o... wie pani co.
– Ciążowe staniki?
Missy skinęła głową.
– Może będzie lepiej, jak razem je kupimy. – Barbara uśmiechnęła się. – Właśnie
w takich sprawach chciałabym ci pomóc. Jeżeli masz jakiekolwiek problemy
związane z ciążą, fizyczne czy inne, zawsze możemy o tym porozmawiać.
Widząc, że Missy słucha z uwagą, Barbara postanowiła zaryzykować.
– Mogłybyśmy porozmawiać o dziecku albo o jego ojcu.
Trafiła w sedno. Missy zbladła i posmutniała.
– Już się nie widujemy. – Z zażenowaniem odwróciła wzrok i wyjaśniła: – On
chodzi do innej szkoły, ale to nie jest jedyny powód. Jego matka nie pozwala mu się
ze mną spotykać. Uważa, że to moja wina.
Matka mu nie pozwala. Co za absurd! Barbara była wstrząśnięta.
Nagle Missy głośno się rozszlochała.
– Wszystko, co ona mówi, to nieprawda, pani Wilson. Nie zrobiłam tego
naumyślnie. Zabezpieczyliśmy się, ale... Ja wcale tego nie planowałam.
Barbara usiadła obok Missy, objęła ją i podsunęła jej pudełko chusteczek do nosa.
– Ludzie w gniewie wygadują rozmaite rzeczy. Jestem pewna, że matka twojego
chłopca nie wierzy w to wszystko.
– Wierzy, wierzy. – Missy skuliła się w objęciach Barbary. – Gdyby pani
wiedziała! Nazwała mnie dziwką, a Josh siedział obok i nawet się nie odezwał. A
kiedy mój tato spytał, jak on może w tej sytuacji milczeć, chociaż wie, że był moim
pierwszym chłopcem, matka Josha oświadczyła, że nie byłaby tego taka pewna. Kiedy
Josh próbował jej przerwać, kazała mu się zamknąć. Powiedziała, że jest naiwny, a ja
nieźle sobie to wszystko wykombinowałam. A w ogóle skąd wiadomo, że to dziecko
Josha. – Z desperacją wytarła nos. – To było takie okropne, pani Wilson! Barbara
kojąco kołysała Missy w ramionach.
– Wiem. Wyobrażam sobie, co czułaś.
Nagle dziewczyna zaczęła mówić, jakby pękły w niej jakieś tamy.
– Powiedziała, że jak ktoś sypia z chłopakami na lewo i prawo, powinien się
przynajmniej zabezpieczyć. I że to dziewczyna ma się pilnować, nie chłopak.
Krzyczała, że Josh jest jeszcze za młody na ojca, a ja nie nadaję się na matkę. I że
jeżeli mam chociaż trochę oleju w głowie, powinnam zrobić skrobankę. Ale ja
powiedziałam: „Nie! Nie zabiję swojego dziecka!”
Znowu głośno wydmuchała nos. Barbara poszła do łazienki i przyniosła mokry
ręcznik, a potem usiadła na podłodze u stóp Missy.
– Jak matka Josha zareagowała, kiedy jej oznajmiłaś, że chcesz mieć dziecko?
Missy otarła twarz ręcznikiem i głośno przełknęła ślinę.
– Znowu obrzuciła mnie wyzwiskami. Tata kazał jej się zamknąć. Oświadczył, że
nikt nie ma prawa tak do mnie mówić i że Josh jest tak samo winny jak ja. Wtedy
matka Josha powiedziała, że jeśli nie przerwę ciąży, to złamię życie Joshowi, sobie i
dziecku, i że to nie fair, aby Josh musiał ponosić konsekwencje mojej głupoty. A
jeżeli spodziewam się, że będą płacić na dziecko, muszę najpierw zrobić testy i
udowodnić, że to Josh jest ojcem.
Szlochając wtuliła twarz w ręcznik i stłumionym głosem ciągnęła dalej:
– Wtedy tata się wściekł i oświadczył, że jeżeli Josh nie chce brać na siebie
odpowiedzialności za swoje postępki, musi zrzec się wszelkich praw do dziecka. A
jego matka na to, że to świetnie i żeby im przysłać papiery, to Josh z radością je
podpisze. A on... on tak po prostu siedział i w ogóle się nie odzywał.
– Musiało ci być bardzo przykro. Missy skinęła głową.
– Myślałam, że...
– śe mu na tobie zależy, tak? Dziewczyna znów przytaknęła.
– A tobie musiało bardzo na nim zależeć, skoro zdecydowałaś się z nim sypiać?
Missy zamarła, a potem spojrzała Barbarze w twarz.
– On był moim pierwszym i jedynym chłopakiem. Pani mi wierzy, prawda?
Barbara myślała, że serce jej pęknie. Przytuliła Missy tak mocno, jakby to była jej
rodzona córka.
– Wierzę ci. Oczywiście, że ci wierzę. Twój ojciec też ci wierzy. On bardzo cię
kocha. I twoja babcia...
Missy skamieniała, a potem gwałtownie wybuchnęła:
– Dlaczego muszę babci o tym powiedzieć?! Ona na pewno pomyśli sobie...
Nie dokończyła, tylko głęboko westchnęła i usta jej zadrżały. Barbara dałaby
wiele, żeby się dowiedzieć, o jakie myśli Missy podejrzewa swoją babkę, ale
dziewczyna powtórzyła tylko:
– Po co jej o tym mówić?!
Barbara odgarnęła z twarzy Missy wilgotny kosmyk.
– Twój ojciec uważa, że można zaczekać do kwietnia, aż babcia wróci z Europy.
Masz jeszcze dość dużo czasu, żeby się zastanowić, w jaki sposób jej to
zakomunikujesz.
– Barbara uściskała Missy. – Myślę, że kiedy otrząśnie się z pierwszego szoku,
może ci okazać wiele zrozumienia. W końcu dziecko, które w sobie nosisz, będzie jej
prawnukiem.
Missy ze sceptyczną miną wytarła nos, ale jakby się trochę uspokoiła. Wreszcie
przemówiła tak cichym głosem, że Barbara ledwo ją usłyszała.
– Czy pani też uważa, że powinnam przerwać tę ciążę? Było to ostatnie pytanie,
jakie Barbara chciałaby usłyszeć.
– Nie jestem pewna, czy akurat mnie powinnaś pytać. W tej sytuacji nie umiem
być obiektywna. Ale jedno mogę ci powiedzieć. Uważam, że poszłaś za głosem serca,
a to często najlepszy doradca kobiety, która musi podjąć tę niełatwą decyzję.
Missy w milczeniu rozważyła jej odpowiedź, a potem spytała:
– Dlaczego nie może pani być obiektywna? Zastanawiała się, do jakiego stopnia
powinna zwierzyć się Missy, ale ponieważ nie miała nic do ukrycia, a chciała zdobyć
zaufanie dziewczyny, szczerze odpowiedziała:
– Bo zawsze pragnęłam dziecka. I dlatego nie potrafię mówić o aborcji, nie
myśląc jednocześnie o dzieciach, których nigdy nie miałam. Kiedy patrzę na ładną,
młodą dziewczynę jak ty, u progu życia, myślę, o tu – palcem dotknęła skroni – że nie
planowane dziecko może skomplikować jej życie pod każdym względem. I jestem w
stanie zrozumieć, że aborcja często jest jedynym sensownym wyjściem. Ale tu –
położyła dłoń na sercu – w głębi duszy, nie mogę zapomnieć o tych nie narodzonych
dzieciach.
I mam pretensje do losu, że daje dzieci kobietom, które ich nie chcą, a innym
odmawia tego szczęścia.
– Czemu nie zaadoptowała pani dziecka?
– Może byśmy się na to zdecydowali, ale moje małżeństwo się rozpadło. A po
rozwodzie skupiłam się na innych sprawach. Zrobiłam magisterium, a potem
zaczęłam pracować z młodzieżą.
– Przecież samotne kobiety też mają dzieci.
– Tak, ale macierzyństwo to wielki obowiązek. Gdybym urodziła dziecko,
chciałabym je otoczyć należytą opieką. Trudno by mi było połączyć to z pracą
zawodową. Z czasem moi uczniowie stali się moimi dziećmi. Często czuję się tak,
jakbym co roku miała kilkaset dzieci.
Missy cicho westchnęła.
– Moja lekarka mówi, że ma pacjentki, które nie mogą zajść w ciążę, więc
gdybym chciała oddać dziecko do adopcji, pomogłaby mi znaleźć dla niego dobry
dom.
– Zastanawiałaś się nad tym, żeby oddać dziecko do adopcji? – Ta myśl jakoś
przedtem nie przyszła Barbarze do głowy.
Missy spuściła wzrok.
– Adwokat, który załatwiał sprawę z Joshem, powiedział, że gdybym chciała
oddać dziecko jakiejś rodzinie, Josh nie może mnie już powstrzymać.
– A co ty o tym sądzisz?
– To byłoby łatwiejsze wyjście. A może i lepsze dla dziecka. – Nagle podbródek
zaczął jej się trząść. – Ale nigdy więcej bym go nie zobaczyła. Byłoby mi strasznie
smutno.
Smutno, pomyślała Barbara. To łagodnie powiedziane. Spotkała już tyle kobiet,
które do końca życia sobie nie wybaczą, że oddały własne dziecko. Historie o
połączeniu rodzin, które po latach się odnalazły, stały się tematem numer jeden
telewizyjnych programów.
Słowo „smutno” miało oznaczać rozterki związane z wyrzeczeniem się dziecka,
„łatwiejsze wyjście” – ucieczkę przed trudnościami, z jakimi wiąże się jego
wychowanie, zwłaszcza przez matkę tak młodą jak Missy. Z drugiej strony,
macierzyństwo na zawsze zmieniłoby jej życie, skracając młodość i obarczając jedną
z najtrudniejszych ról.
Sytuacji, w jakiej znalazła się Missy, nie dało się rozwiązać ani szybko, ani
bezboleśnie. Podobnie jak problemów Richarda, który był jej ojcem. Missy czuła się
winna, Richard – odpowiedzialny. A w sumie oboje byli wyjątkowo nieszczęśliwi i
udręczeni.
Nagle Barbara zdała sobie sprawę, że po uszy utkwiła w ich problemach. I że
jedyną rzeczą, jakiej wszyscy troje mogą odtąd być pewni, to że w ich życiu zaszły
nieodwracalne zmiany.
ROZDZIAŁ 8
Kiedy zadzwonił telefon, Barbara właśnie wychodziła spod prysznica.
– Halo! – rzuciła w słuchawkę.
– Jeżeli nie pocałuję cię w ciągu najbliższej godziny, zwariuję – odezwał się
znajomy głos.
– Richard! – wykrzyknęła. Serce radośnie zabiło jej w piersi.
– Mógłbym się urwać na chwilę, gdybym miał pewność, że pewna pani stęskniła
się za moim towarzystwem.
– Właśnie brałam prysznic. Mam się ubrać?
– Jeżeli chodzi o mnie – nie musisz.
Mimo wszystko Barbara się ubrała. Włożyła czerwoną nocną koszulę, obszytą
czarną koronką – luksusowy zakup, na który pozwoliła sobie kiedyś w przypływie
wisielczego humoru, a który dotąd spoczywał nie rozpakowany na dnie szuflady,
czekając na specjalną okazję.
Taką jak dzisiejszy wieczór.
I na właściwego mężczyznę.
Jak Richard.
Richard przyjechał w niespełna godzinę, z butelką wina i bukietem kwiatów, ale
wino nawet nie zostało otwarte, a kwiaty włożone do wazonu.
Wcale nie miał zamiaru posiąść Barbary z pośpiechem i gwałtownością rycerza
powracającego z krucjaty, ale nie przewidział paru rzeczy. Jej stroju, przezroczystego
jak purpurowa mgiełka, promiennego uśmiechu i palącego pocałunku, którym
obdarzyła go na powitanie. Nie spodziewał się, że już w progu wyciągnie do niego
ręce i zacznie go rozbierać.
Po raz pierwszy w życiu kobieta rozbierała go w taki sposób. Jakby nie mogła się
doczekać chwili, w której dotknie jego ciała. Czuł jej gorący oddech, kiedy całowała
jego ramiona i tors, posuwając się coraz niżej, póki nie natrafiła na pasek spodni, z
którym poradziła sobie szybko, choć ze wzruszającą nieporadnością. Zsunęła mu z
bioder spodnie i okryła jego uda drobnymi pocałunkami. Wreszcie uklękła i zdjęła mu
buty.
Kiedy znów dotknęła ustami jego uda, oblał go żar. Ukląkł i spojrzał Barbarze w
oczy, a potem sięgnął po butelkę i bukiet. Ukryła twarz w kwiatach i powąchała
rozkwitłą różę. Nagle wydało mu się, że jest jakimś staroświeckim zalotnikiem, a
Barbara jego damą.
Wciąż patrząc Barbarze w oczy, zamknął jej uśmiechnięte usta głębokim,
zaborczym pocałunkiem. Zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła go na podłogę.
Zapomnieli o bukiecie i winie.
Dzieliła ich już tylko koszula, wykwintna i podniecająca jak kobieta, której ukryta
siła przeczy jej bezbronnemu wyglądowi. Przezroczysty materiał zdawał się żyć
własnym życiem, broniąc dostępu do nagiego ciała Barbary.
Wreszcie Richard zrezygnował z daremnych wysiłków i z ciężkim westchnieniem
usiadł.
– O co chodzi? – spytała Barbara, z trudem łapiąc oddech.
– Ta przeklęta koszula! Skoro i tak musimy przerwać na chwilę, żeby się jej
pozbyć, poszukajmy jakiegoś wygodniejszego miejsca.
– To dobry pomysł – przyznała i uśmiechnęła się zalotnie. – Może byś wreszcie
przestał narzekać i zaczął się ze mną kochać... Ricky!
Nim skończyła wymawiać to znienawidzone przez niego zdrobnienie, już jej nie
było. Dogonił ją w sypialni.
– Nawet mojej matce nie było wolno tak mnie nazywać – powiedział ze złością,
bo w slipach i skarpetach wydał się sobie bardzo śmieszny, a Barbara w eleganckiej
koszuli wyglądała jak królowa.
– No to mi wytłumacz, dlaczego nie powinnam tak do ciebie mówić?
Z determinacją zdjął majtki i skarpety i wszedł do łóżka.
– Powód pierwszy – powiedział. Barbara zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę.
– Rzeczywiście, imponujący – przyznała z podziwem. Richard położył się na
wznak i patrzył, jak Barbara go dotyka. Nagle wydało mu się, że jest zarazem
ś
wiadkiem i uczestnikiem tej sceny. Widział jak gdyby z oddali, że Barbara otwiera
szkatułkę i wyjmuje z niej małą paczuszkę, a jednocześnie czuł jej zręczne palce,
które pieściły go i podniecały, kiedy go zabezpieczała.
Zarumieniona, oddychała coraz szybciej, aż wreszcie uklękła nad nim i przyjęła
go w siebie.
Wsunął ręce pod delikatny materiał i wreszcie dotknął jej ciała. Na nowo
odkrywał krągłość bioder i ciężar pełnych piersi, kiedy się nad nim pochylała.
Kochali się coraz szybciej i coraz bardziej zapamiętale, aż w końcu Barbara
zadrżała i wykrzyknęła jego imię. Wtedy on osiągnął szczyt, szczęśliwy, że go
wyprzedziła.
Potem, kiedy już uspokojeni leżeli obok siebie, Richard szepnął:
– Cudownie pachniesz.
– Bo mnie wyciągnąłeś prosto spod prysznica. Zapadło milczenie. Po chwili znów
się odezwał:
– Barbaro...
– Hm? – mruknęła. – Co znowu?
– Chciałem cię o coś zapytać.
– Mam nadzieję, że o nic poważnego.
– Jestem po prostu ciekawy.
– No to strzelaj.
– Za każdym razem, kiedy się kochaliśmy, pilnowałaś, żebym się zabezpieczył, a
przecież nie masz dzieci. Myślałem, że...
Barbara westchnęła.
– Myślałeś, że jestem bezpłodna? Richard skinął głową.
– Mówiłaś przecież...
– Nie mówiłam, że to ja, tylko że Dennis i ja nie mogliśmy mieć dzieci.
– Więc to wina Dennisa?
– Nie. Badania wykazały, że z nim też wszystko było w porządku. Lekarze uznali,
ż
e to jakaś poza fizyczna przyczyna.
– I nie potrafili nic na to poradzić?
– Nic, na co Dennis gotów był się zgodzić. On uważał, że te wszystkie badania są
ż
enujące i upokarzające, a wszelkie dalsze propozycje nie do przyjęcia.
Nagle posmutniała. Richard poczuł, że serce mu się ściska. Delikatnie dotknął jej
ust.
– Nie chciałem przywoływać złych wspomnień.
– Nie są złe, raczej smutne. Sprawa byłaby prosta, gdybym to ja okazała się
bezpłodna. Przynajmniej mógłby mnie wprost o to obwiniać.
– Ciebie?
– Dennis był metodycznym, schludnym facetem. Każda rzecz musiała mieć swoje
miejsce i czas. A kiedy stało się inaczej, a jemu nie udało się znaleźć winnego, szalał,
bo to obrażało jego poczucie porządku. Gdy uznał, że pora na dziecko, a ja wciąż nie
zachodziłam w ciążę, to ja musiałam poddawać się tym wszystkim badaniom. A kiedy
lekarze zasugerowali, żeby i on... – Ze smutkiem potrząsnęła głową. – Myślę, że nasze
małżeństwo skończyło się w dniu, kiedy Dennis dostał szału, bo musiał oddać
nasienie do badania. Ja byłam oglądana, kłuta i prześwietlana na wszystkie możliwe
sposoby, a on się obraził, bo w męskiej toalecie leżały pisma pornograficzne. Wkrótce
potem wszczęliśmy kroki rozwodowe.
Richard przysunął się do Barbary i ujął jej twarz w dłonie.
– Trzeba było cię odszukać dawno temu. Próbowałem postępować fair z
Christine, ale kiedy stało się jasne, że naszego małżeństwa nie da się uratować,
powinienem przewrócić niebo i ziemię, żeby cię odnaleźć.
Jego spojrzenie było tak wymowne, że aż się przeraziła. Nie mogła uwierzyć w to,
co sugerował.
– Richardzie, co ty mówisz? – powiedziała z wyrzutem. – Przecież byłam
mężatką. Przysięgałam, że zrobię wszystko, aby moje małżeństwo było udane. Nie
mogłabym odejść tylko dlatego, że ktoś złożył mi lepszą propozycję.
– Oczywiście, że nie. – Richard westchnął z rezygnacją i przymknął na chwilę
powieki, jakby chciał schować w sobie swój ból, a potem znów spojrzał na Barbarę. –
Sam już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Wiem tylko jedno, że twoje miejsce
jest przy mnie, tak jak teraz. Nawet gdyby nasza rozłąka trwała sto lat, a nie
siedemnaście, wchodząc do twojego gabinetu, poczułbym to samo. I nieważne, jak źle
pokierowałem moim życiem ani jak bardzo gubię się w tym wszystkim, co mnie
otacza, bo wiem na pewno, że to... to...
Pocałował ją gwałtownie i zachłannie, do utraty tchu.
– My – mówił dalej urywanym głosem – ty, ja, tutaj... razem... jak w tej chwili...
tylko to jest ważne, tylko to się liczy.
– Nie będę się z tobą spierać – powiedziała Barbara, zanurzając palce w jego
włosy. – Musiałabym kłamać.
Przyciągnęła do siebie jego głowę. Ich pocałunek był pełen żaru i desperacji,
podobnie jak to, co potem nastąpiło.
– Nic ci nie jest? Nie sprawiłem ci bólu? – spytał Richard, kiedy był już w stanie
wydać z siebie głos.
– Bólu? Mnie? – zdziwiła się Barbara. Czuła się tak lekko i radośnie. Jej
elegancka koszula leżała zmięta w rogu pokoju, a pościel na łóżku wyglądała, jakby
nad sypialnią przeszedł huragan.
– Nie wiesz – spytała – że niektóre kobiety przez całe życie czekają na takie
chwile? Miałam wrażenie, że stałam się częścią ciebie.
– Widocznie tak bywa, kiedy jest się z właściwą osobą – stwierdził Richard.
Barbara uśmiechnęła się leniwie.
– Tym bardziej mi żal tych siedemnastu straconych lat.
– Co się stało, to już się nie odstanie. Cieszmy się teraz i nie traćmy energii na
próżne żale. Wszystko ma swój czas.
– Ale jak tylko cię dotykam, przychodzą mi na myśl te wszystkie lata, kiedy tego
nie robiłem, choć mogłem.
– Jeżeli mówimy tylko o seksie, to spotkaliśmy się w najkorzystniejszym dla mnie
momencie.
Richard spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
– Naprawdę. Gdybyśmy zaczęli współżyć ze sobą, kiedy miałeś dziewiętnaście
lat, nie znalazłbyś we mnie partnerki. Dopiero teraz przyszedł mój czas.
– Z tobą czuję się, jakbym znowu miał dziewiętnaście lat, ale niestety moje ciało
zbliża się do czterdziestki.
Barbara roześmiała się.
– To nie ma najmniejszego znaczenia. Jestem absolutnie zaspokojona.
Richard wziął ją w objęcia i wycisnął na jej policzku głośny pocałunek.
– Muszę przyznać, że mi ulżyło – powiedział.
– Chyba wezmę prysznic. – Barbara uniosła się i wsparła na łokciu.
– Zdawało mi się, że dopiero co wyszłaś spod prysznica.
– Przez ciebie muszę się umyć jeszcze raz.
– Mogę ci umyć plecy – zaproponował Richard – pod warunkiem, że nie będziesz
chciała wykorzystać sytuacji.
– Moje ciało też ma już trzydzieści parę lat – uspokoiła go z uśmiechem.
– Jeżeli tak...
Nie zdążyli jeszcze wyjść z łóżka, kiedy zadzwonił telefon.
– Kto to może być? Już po jedenastej – zaniepokoiła się Barbara.
– To pewnie Missy – powiedział Richard z zażenowaniem. – Przyjechałem do
ciebie prosto z biura, a twój numer nagrałem na automatyczną sekretarkę.
– Wobec tego odbierz – zaproponowała Barbara. – Missy mogłaby rozpoznać mój
głos.
Richard skinął głową.
– Przepraszam cię. Nie pomyślałem, że może to być dla ciebie krępujące.
Telefon zadzwonił po raz drugi.
– Na Boga, odbierz! – ponagliła go Barbara. – Jeżeli to do mnie, powiedz, że to
pomyłka. Najwyżej ten ktoś zatelefonuje jeszcze raz.
Richard podniósł słuchawkę.
– Richard Benson – powiedział. – Cześć, kochanie. Znalazłaś tę książkę w
bibliotece? – Przez chwilę słuchał. – Dobrze się czujesz? To świetnie. W porządku.
Niedługo wracam. Za jakąś godzinę. Zamknij dokładnie drzwi. Dziękuję, że
zadzwoniłaś. Dobranoc.
Odłożył słuchawkę i spojrzał na Barbarę.
– Odkąd matka wyjechała, próbujemy przyzwyczaić się do niezależności. Jeżeli
nie ma mnie w domu wieczorem, dzwonię do Missy albo ona do mnie. Missy miała
dziś zebranie w bibliotece. Przygotowują jakiś referat.
– Nie musisz się tłumaczyć ze swoich ojcowskich obowiązków. Chciałabym,
ż
eby więcej moich uczniów miało rodziców podobnych do ciebie. Zdziwiłbyś się,
gdybym ci powiedziała, jak wielu rodziców nie ma pojęcia, gdzie ich dzieci spędzają
czas.
– Przepraszam – uśmiechnął się Richard – ale kiedy tak stoisz przede mną naga
jak cię Pan Bóg stworzył, zapominam o tym, że jesteś psychologiem.
– A ja zapominam o tym, że jesteś troskliwym ojcem, skoro musisz mnie
odwiedzać ukradkiem i robić te kombinacje z telefonami.
– Jeżeli sobie tego nie życzysz – więcej tak nie postąpię. Powinienem to najpierw
z tobą uzgodnić.
– Nie chodzi mi o telefon. Missy musi mieć możliwość w każdej chwili się z tobą
skontaktować. Po prostu mam wrażenie, że się spotykam z żonatym mężczyzną.
– To nie będzie trwać wiecznie. Barbara uśmiechnęła się ironicznie.
– Wszyscy żonaci mężczyźni powtarzają to swoim kochankom.
– Tak jest – mruknął Richard. – Zwłaszcza przed umyciem pleców.
– Teraz twoja kolej – powiedziała Barbara, kiedy już umył jej plecy i parę innych,
równie ważnych miejsc. – Podaj mi mydło.
– Dlaczego mydło? Wolę ten śliski żel.
– Nie możesz wracać do domu, pachnąc fiołkami.
– Już i tak za późno – mruknął, przytulając Barbarę. Obróciła się w jego
ramionach i spojrzała mu w oczy.
– No to trzeba będzie z ciebie zmyć ten damski zapach. Zmoczyła mydło i zaczęła
nim wodzić po torsie Richarda.
– Widzisz? Mydło wcale nie jest takie złe.
– Od dziś zmieniam zdanie na temat mydła. – Zamknął oczy, kiedy zaczęła mu
myć plecy.
Potem wytarli się nawzajem do sucha. Richard pozbierał swoje rzeczy
porozrzucane po całym mieszkaniu, a kiedy się ubrał, zastał Barbarę w salonie. Leżała
na sofie, otulona grubym szlafrokiem. Na stoliku płonęły świece.
Zatrzymał się i z zachwytem spojrzał na ukochaną.
– Wyglądasz dokładnie tak jak siedemnaście lat temu. Wyprostowała się i
poklepała poduszkę obok siebie.
– Usiądź przy mnie.
– Uważaj, żeby ci nie było zbyt wygodnie – ostrzegł ją, kiedy przytuliła się do
jego ramienia.
– Za późno – mruknęła, kładąc mu głowę na piersi – już mi jest nadzwyczaj
wygodnie.
– Naprawdę nie mogę zostać.
– Wiem, ale przez chwilę możemy poudawać.
– Jak kiedyś?
– Uhm.
– Kto by pomyślał, że znowu będę cię całował na dobranoc, a potem wymykał się
do domu?
– To nie będzie trwać wiecznie.
– O tym też już rozmawialiśmy – ponuro stwierdził Richard.
Barbara głęboko westchnęła.
– Nie mieliśmy w ogóle okazji porozmawiać.
– Wolę to, co robiliśmy, od rozmowy.
– Ale musimy pomówić o Missy.
– Słyszałem, że wybieracie się na zakupy.
– Ona chce cię spytać o pozwolenie. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
Missy potrzebuje kilku damskich drobiazgów i parę ciążowych sukienek.
– Dałem już jej swoją kartę kredytową. Będę ci dozgonnie wdzięczny, jeżeli to z
nią załatwisz. Do tej pory moja matka zawsze zajmowała się zakupami. Ze mnie
Missy nie miałaby żadnego pożytku.
– Zabiorę ją do któregoś z większych magazynów w mieście. Tutaj mogłaby się
czuć zażenowana, gdyby ktoś z klasy spotkał ją w takim sklepie, do tego w moim
towarzystwie.
– Cieszę się, że nawiązałyście kontakt. Nie wiem, jak to określić, ale ostatnio
Missy jakby się uspokoiła. Jest znacznie bardziej... skupiona.
– Missy rozpaczliwie potrzebuje kogoś zaufanego – stwierdziła Barbara. – Mam
na myśli kobietę. I cieszę się, że to mnie obdarzyła zaufaniem. Ale, szczerze mówiąc,
wciąż mam mieszane uczucia, Richardzie. Nie powinnam się zbyt głęboko
angażować. Dla dobra Missy, oczywiście, nie dla własnego spokoju ducha.
– Ona cię lubi, a to najważniejsze. Gdybyśmy przekazali ją w ręce kogoś obcego,
na pewno zamknęłaby się w sobie.
– Znasz ją lepiej niż ja. Mam nadzieję, że instynkt cię nie zawiódł. – Zamyśliła się
i po chwili dodała: – Wiedziałeś, że rozważała oddanie dziecka do adopcji?
– To wypłynęło przy okazji podpisywania papierów przez Josha.
– A co ty o tym sądzisz?
– Czysto profesjonalne pytanie – mruknął Richard. Barbara wyczuła napięcie w
jego głosie.
– Skrzywienie zawodowe – odrzekła z przepraszającym uśmiechem. – Nie musisz
mi odpowiadać.
– Przepraszam cię, Barbaro – westchnął Richard. – Wiem, że przyświecają ci jak
najlepsze intencje. Tylko że... nie mam pojęcia, co powiedzieć. Co, u diabła, o tym
wszystkim sądzić? Jeszcze nie do końca oswoiłem się z myślą, że Missy jest w ciąży,
a co dopiero mówić o dziecku. Kiedy sobie uprzytomnię, jak będzie uwiązana, wydaje
mi się to trochę... nie fair. W końcu ona sama jest jeszcze dzieckiem.
– Ona już nie jest dzieckiem, Richardzie.
– To prawda. – W głosie Richarda zabrzmiały gorycz i przygnębienie. – Dla mnie
zawsze pozostanie moją małą córeczką, którą nosiłem na rękach. – Spojrzał Barbarze
w oczy. – Była taka drobna. Jak lalka.
Barbara ujęła go za ręce i wtuliła twarz w jego dłonie.
– Dobrze znaleźć się w takich rękach.
Richard odpowiedział jej smutnym uśmiechem. Czuł, jak bardzo chciała go
pocieszyć.
– Tak się wtedy bałem, że upuszczę to maleńkie zawiniątko. Teraz też się o nią
boję.
– Missy musi sama podjąć tę trudną decyzję.
– Trudną? – powtórzył Richard. – Raczej niemożliwą. Znam moją córkę. Kiedy
już coś robi, to całym sercem. Nie przychodzi mi łatwo wyobrazić ją sobie jako matkę
wychowującą dziecko, ale już na pewno nie widzę jej w roli matki oddającej swoje
własne dziecko obcej osobie. Bez względu na to, jaką Missy podejmie decyzję, coś w
niej zostanie bezpowrotnie zniszczone.
Potrząsnął głową i roześmiał się z goryczą.
– Ta dziewczyna miała tylko jednego chłopaka – a już jej życie zostało
przewrócone do góry nogami. Znowu ta sama historia.
– Przestań wreszcie porównywać swoje przeżycia z sytuacją, w jakiej znalazła się
Missy. To nie to samo.
– Nie – przyznał. – Chyba rzeczywiście nie. Oboje przespaliśmy się z
niewłaściwą osobą, z niewłaściwych powodów. Ja zrobiłem to dlatego, że byłem
młody i nie potrafiłem okiełznać swoich hormonów. A Missy... – zająknął się z
przejęcia – dlatego, że dałem jej zły przykład w nieodpowiednim momencie.
– Czy naprawdę uważasz, że nie poszłaby do łóżka ze swoim chłopakiem, gdyby
cię wtedy nie zaskoczyła w dość kłopotliwej sytuacji?
– Tak. Jestem tego pewny.
– Nie przyszło ci nigdy do głowy, że tu zadziałała zewnętrzna presja? W końcu
mass media nieustannie trąbią o seksie. A dziewczęta w jej wieku bardzo mocno
wszystko przeżywają. Pewnie była przekonana, że kocha tego chłopaka.
– Tego smarkacza bez charakteru?
– Teraz mówisz jak prawdziwy ojciec – powiedziała Barbara.
Richard z oburzeniem potrząsnął głową.
– To gnojek. Nie zastanawiał się nad tym, co robi, kiedy ciągnął porządną
dziewczynę do łóżka. Za to jak wpadł, umył od wszystkiego ręce.
– Ile on ma lat?
– Szesnaście.
– To jeszcze dzieciak. Myślę, że jest po prostu śmiertelnie przerażony.
– Tak samo jak Missy.
Na to już Barbara nie znalazła odpowiedzi. W ciszy, która zapadła, znów
przypomniała sobie o fizycznej bliskości Richarda. Oparła mu głowę na piersi i
wsłuchała się w rytm jego serca.
– Nie ułatwiasz mi wyjścia – westchnął.
– Jest tyle rzeczy, które chciałabym ci ułatwić. Niestety, zostawianie mnie samej
do nich nie należy.
– To nie będzie trwać wiecznie – zapewnił ją i tym razem przypieczętował
obietnicę pocałunkiem.
ROZDZIAŁ 9
Na obu pasmach jezdni wolno sunęły cztery rzędy samochodów. Światła zmieniły
się już dwa razy, a Barbara i Missy wciąż czekały na wolny skręt w lewo.
– Czy zawsze w śródmieściu jest taki ruch? – spytała Missy.
– W wolne dni i weekendy jeszcze gorszy – odparła Barbara – ale warto się tu
wybrać.
– Starsza siostra Heather kupiła sobie sukienkę na bal maturalny – powiedziała
Missy. – Mówi, że to najlepsze miejsce na zakupy.
– Ja uwielbiam butiki. Pokażę ci mój ulubiony sklep papierniczy. Jest doskonale
zaopatrzony w bardzo ładne zeszyty i nalepki. Nigdy tu nie byłam przed dniem
ś
więtego Walentego, ale wyobrażam sobie, że muszą mieć mnóstwo śmiesznych
kartek.
Kiedy wysiadły z samochodu, Barbara spytała:
– Chcesz najpierw coś zjeść czy zaczniemy od zakupów?
– Nie jestem jeszcze głodna – odparła Missy.
– Wobec tego musimy sprawdzić, gdzie są sklepy dla przyszłych matek. –
Rozłożyły plan centrum handlowego. Barbara przeczytała: – „Dla Przyszłej Mamy”.
Drugie piętro.
Towary w witrynach były naprawdę w dobrym guście. Sprzedawczyni,
sympatyczna pani po pięćdziesiątce, przedstawiła się jako Connie i zaproponowała
pomoc.
– Szukamy ciążowych biustonoszy – wyjaśniła Barbara.
– Mamy trzy fasony – powiedziała Connie. – Z przyjemnością je paniom pokażę.
– Otworzyła gablotę i wyjęła biały bawełniany stanik. – Nasze klientki, które planują
karmienie piersią, najczęściej wybierają ten fason, odpowiedni i na ciążę, i później,
podczas karmienia.
Missy w milczeniu patrzyła na prosty biustonosz.
– Jest niezbyt... ładny – stwierdziła Barbara, jakby czytając w jej myślach.
Connie roześmiała się.
– Rzeczywiście, nie jest piękny, ale bardzo praktyczny. Wyjęła kolejny stanik,
przyozdobiony wąziutką koronką.
– Ten jest ładniejszy, ale droższy.
– A ten? – spytała Barbara, wskazując na trzeci, beżowy, z delikatnymi
aplikacjami i koronkową wstawką.
– Śliczny, prawda? Ale nie nadaje się do karmienia, co oznacza podwójny
wydatek, jeżeli ma pani zamiar karmić piersią. – Pytająco spojrzała na Barbarę. –
Będzie pani sama karmić czy nie jest pani jeszcze zdecydowana?
Barbara zarumieniła się. Oczywiście sprzedawczyni sądziła, że to ona jest w
ciąży, a nie Missy. Położyła dłoń na ramieniu dziewczyny i powiedziała:
– Pyta pani niewłaściwą osobę.
Connie nie okazała zdziwienia. Spojrzała na Missy i uśmiechnęła się.
– Albo to ja się starzeję, albo mamy coraz młodsze matki. Zacznijmy od tego, że
zmierzę cię i zobaczymy, jakiego potrzebujesz rozmiaru. Potem wybierzesz sobie
fason. Rozejrzyj się też po sklepie, zanim pójdziesz do przymierzalni. Przyjdę do
ciebie za chwilę.
Missy wybrała parę dżinsów i wełnianą tunikę, a potem weszły z Barbarą do
kabiny. Missy zmierzyła spodnie.
– Znakomite! – stwierdziła Barbara. – Są tylko trochę za długie, ale można
podwinąć nogawki.
– Mogę wejść? – usłyszały głos Connie.
Missy skinęła głową i Barbara odsunęła zasłonę. Weszła Connie z centymetrem w
ręku.
– Bardzo dobrze leżą – orzekła, przyjrzawszy się Missy. Dziewczyna stanęła
tyłem do lustra i zerknęła przez ramię.
– Chyba mi pupa urosła – zauważyła z niepokojem.
– Twoje ciało przygotowuje się do porodu – wyjaśniła Connie. – Hormony
sprawiają, że rozsuwają ci się kości biodrowe. To samo dzieje się z twoimi stopami.
Robią się szersze, żeby móc udźwignąć dodatkowy ciężar. Czy natura nie jest mądra?
Mądra? O, tak, bardzo mądra! Barbara z goryczą pomyślała o tych wszystkich
latach, kiedy na próżno starała się zajść w ciążę.
A przecież była gotowa z radością przyjąć wszystkie niedogodności związane z
poważnym stanem – poranne mdłości, ruchy dziecka pod sercem, ból i tajemnicę
narodzin, piersi wypełnione pokarmem...
Jeden rzut oka na spłoszoną twarz Missy, kiedy sprzedawczyni rozprawiała o
cudzie natury, wystarczył, by Barbara zeszła z obłoków na ziemię. Miała przed sobą
zrozpaczoną nastolatkę, uwikłaną w nie chcianą ciążę i przerażoną koniecznością
podjęcia salomonowej decyzji.
Patrząc na Missy, nie mogła jednocześnie nie pomyśleć o Richardzie. W
spojrzeniu dziewczyny widniała rozpacz, podobnie jak w oczach jej ojca. Richard...
Nagle zdała sobie sprawę, że kocha go z żarliwością siedemnastolatki, a zarazem
mądrością kobiety dojrzałej, boleśnie doświadczonej przez życie. A skoro tak bardzo
go kocha, czy może nie kochać jego córki? Przecież to jego krew.
Connie mierzyła obwód klatki piersiowej Missy, tuż pod piersiami.
– Zawsze namawiam panie, by wziąć miarę – mówiła. – Klientki przychodzą i
podają mi rozmiar stanika, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich biust bardzo się
powiększa podczas... Czy ukłułam cię może, kochanie?
– Nie – bąknęła Missy trochę nieprzytomnie. Miała dziwny wyraz twarzy.
Barbara przysunęła się bliżej, na wypadek gdyby Missy nagle zrobiło się słabo.
– Poczułam coś dziwnego – powiedziała dziewczyna i położyła rękę na brzuchu.
– O, tu.
– Ból? – W oczach Connie błysnął niepokój, ale nadal uprzejmie się uśmiechała.
– A może skurcz?
– Nie – odparła Missy. – Coś jakby się we mnie poruszyło.
– Dziecko? – szeptem spytała Barbara.
– Nie wiem. Może.
– Który to miesiąc? – spytała Connie, a kiedy dziewczyna milczała, dorzuciła: –
Kiedy będziesz rodzić?
– W czerwcu – równocześnie odpowiedziały Missy i Barbara.
Connie policzyła na palcach.
– To znaczy, że jesteś już w piątym miesiącu. Więc to pewnie dziecko. Nigdy
przedtem czegoś takiego nie odczułaś?
– Nie. Och! – Ręka dziewczyny znów dotknęła brzucha.
– Boli? – zaniepokoiła się Barbara.
Dziewczyna potrząsnęła głową i szeroko otworzyła oczy.
– To muszą być ruchy dziecka – powiedziała.
– Myślisz, że ja też je wyczuję? – spytała Barbara. Missy położyła dłoń Barbary
na swoim brzuchu.
– Teraz? – spytała Barbara, podniecona. Missy radośnie skinęła głową. Nagle
spojrzały sobie w oczy i wybuchnęły śmiechem.
Connie zwinęła taśmę i dyskretnie wycofała się z przymierzalni.
– Gdyby mnie panie potrzebowały, proszę wołać. Kiedy zniknęła za kotarą,
Barbara powiedziała:
– Musimy to jakoś uczcić.
Missy skinęła głową i zarzuciła Barbarze ręce na szyję.
– Tak się cieszę, że razem wybrałyśmy się na zakupy.
– Ja też – przyznała Barbara, mając świadomość, że tak naprawdę Missy wcale
nie chodzi o zakupy. Czule poklepała dziewczynę po plecach. – Bardzo się cieszę.
Potem Missy cofnęła się i spojrzała w lustro.
– No więc – spytała Barbara – chcesz te dżinsy? Są wygodne? Nie piją w pasie?
W końcu Missy postanowiła kupić i dżinsy, i tunikę, która wyglądała zupełnie jak
obszerna młodzieżowa koszula i w niczym nie przypominała bezkształtnych
ciążowych strojów.
Zadowolona, że znalazły coś odpowiedniego, Missy przebierała się we własne
ubranie. Czekając, aż dziewczyna skończy, Barbara przechadzała się po sklepie.
Nagle spostrzegła półkę z książkami. Jej uwagę przykuł tytuł: „Pięćdziesiąt dwa
tygodnie – krok po kroku”. Zaczęła przeglądać książkę. Zafascynowały ją zdjęcia.
– Masz to? – spytała, kiedy Missy wyłoniła się z przymierzalni.
Dziewczyna przecząco potrząsnęła głową.
– Chcę ci ją ofiarować. Nie masz nic przeciwko temu?
– Nie.
– To świetnie. – Barbara położyła książkę na ladzie. Tymczasem Connie zdążyła
już zapakować wybrane stroje.
– Zdecydowałaś się na jakiś biustonosz? – zwróciła się do Missy.
Dziewczyna przygryzła wargę i bezradnie spojrzała na Barbarę, która się
uśmiechnęła.
– Weźmiemy ten najładniejszy – zdecydowała. Missy odetchnęła z ulgą.
– Jaki kolor? – spytała Connie.
– A jakie są? – jednogłośnie spytały Barbara i Missy.
– Beżowe, niebieskie, różowe i czarne.
– Czy może nam pani pokazać? – spytała Barbara. Missy wbiła wzrok w
kolorową bieliznę. Przypominała dziecko w sklepie z zabawkami. Z wahaniem
dotknęła błękitnego ramiączka, jakby bała się sparzyć.
Po chwili, kiedy Missy wciąż nie była w stanie podjąć decyzji, Barbara
zasugerowała:
– Będziesz potrzebowała kilku staników. Weź dwa beżowe i po jednym w
pozostałych kolorach.
– Mogę?
Barbara natychmiast domyśliła się, o co chodzi.
– Czy twój ojciec wyznaczył ci jakiś limit finansowy?
– Prosił, żebym nie szalała.
– Do szaleństwa jeszcze daleko – roześmiała się Barbara. – Wybierz, co chcesz.
Później odwiedziły jeszcze kilka sklepów i wstąpiły na lunch. Po lunchu, w
drodze na parking, miały zajrzeć do sklepu papierniczego.
– Jeszcze jeden zakup, a te wszystkie torby nie zmieściłyby się w bagażniku –
stwierdziła Missy, kiedy usiadły przy stoliku i zamówiły dania.
– Udało nam się znaleźć bardzo ładne rzeczy! – cieszyła się Barbara. – Szyją teraz
takie modne stroje na ciążę, że trudno je odróżnić od zwykłych ubrań. – Spojrzała na
swoją towarzyszkę i nagle się zaniepokoiła. – Ejże! Co to za ponura mina? Nie jesteś
zadowolona z naszych zakupów?
– Mama Heather zapowiedziała, że jak moja ciąża zacznie być widoczna, będę
mogła odwiedzać Heather w domu, ale nie wolno jej się ze mną pokazywać w
miejscach publicznych.
– Czy długo się przyjaźnicie? – spytała Barbara, starając się zachować spokój.
Missy skinęła głową.
– Wobec tego musi ci być bardzo przykro, że jej matka tak się zachowała.
Missy zmarszczyła brwi, a potem nagle wybuchnęła:
– To nie fair!
– Masz rację. Jestem pewna, że nie chciała cię urazić.
Po prostu boi się, jak wszyscy rodzice. I pewnie stara się chronić Heather.
– Ona zachowuje się tak, jakby Heather była święta, a ja nie wiadomo kim. – W
głosie Missy zabrzmiała gorycz.
– Matka Heather dobrze wie, że nie jesteś taka. Dlatego tak bardzo się boi. Bo
jeżeli coś takiego spotkało ciebie, równie dobrze może przydarzyć się i Heather.
Missy milczała. Kiedy kelner przyniósł talerze, Barbara zaczekała, aż odejdzie, a
potem z westchnieniem zabrała się do jedzenia. Gdyby miała teraz matkę Heather w
zasięgu ręki, chętnie nadziałaby ją na widelec. Jednak jako osoba mądra postanowiła
nie okazywać wzburzenia.
– Mają tu pyszne sałatki – powiedziała spokojnie. Przygnębienie w niczym nie
umniejszyło apetytu Missy.
Barbara z niemal macierzyńską satysfakcją patrzyła, jak dziewczyna je, i na deser
zaproponowała jej olbrzymią porcję lodów. Sama zadowoliła się filiżanką kawy.
Nagle omal się nie zakrztusiła, bo Missy ponurym tonem wyznała:
– Nigdy nie miałam kolorowego stanika. Nosiłam tylko białe i beżowe. Babcia w
ostateczności zgadzała się na beżowe.
– Myślisz, że nie podobałyby jej się niebieskie i różowe?
– Ona uważa, że młodym panienkom nie wypada nosić kolorowej bielizny, bo jest
zbyt wyzywająca.
Barbara posmutniała, mimo to zdołała się uśmiechnąć.
– Może twoja babcia nie zauważyła, że dorosłaś?
Już wkrótce się o tym przekona, pomyślała. Już wkrótce...
– W jakim wieku jest twoja matka? – spytała Barbara. Był piątkowy wieczór.
Spędzali go wspólnie z Richardem, który stawił się zaopatrzony w kasety wideo i
chińskie przysmaki. Missy wybrała się z koleżankami do kina.
Po kolacji obejrzeli może dziesięć minut filmu, a potem przenieśli się do sypialni.
Teraz leżeli obok siebie, spokojni i nasyceni.
– Właśnie skończyła siedemdziesiąt lat – odparł Richard. – Czemu pytasz?
– Wydawało mi się, że jest starsza od mojej matki, ale chciałam się upewnić.
Richard wsparł się na łokciu i spojrzał Barbarze w oczy.
– Dobrze to wymyśliłaś.
– Nie rozumiem.
– Nie pytasz bez powodu. Coś się za tym kryje.
– Masz rację. Missy powiedziała coś, z czego wywnioskowałam, że twoja matka
jest bardziej konserwatywna niż większość dzisiejszych babć. Zastanawiałam się, czy
to sprawa wieku.
– Nie tylko. Moja matka zawsze była trochę... staroświecka. Długo nie
wychodziła za mąż. Wiedziałaś o tym?
Barbara przecząco potrząsnęła głową.
– Mieszkała w małym miasteczku. W końcu poznała mojego ojca. Był wdowcem
starszym od niej prawie o dwadzieścia lat. Zanim ja się urodziłem, matka parokrotnie
poroniła. Myślę, że moje narodziny musiały być dla niej wielkim szokiem.
Richard z westchnieniem opadł na poduszki.
– Kiedy Missy była mała, dało się jeszcze jakoś wytrzymać, ale gdy zaczęła
dorastać, kłóciły się praktycznie o wszystko: o fryzury, kosmetyki, stroje.
– A ty znalazłeś się między młotem i kowadłem?
– Tak. I zazwyczaj stawałem po stronie Missy. Kiedy Heather, jej najlepsza
przyjaciółka, zrobiła prawo jazdy, wyłoniły się nowe problemy. Matka uważała, że
młode panny nie powinny same wychodzić po zmierzchu. Panicznie się bała, że
Missy mogła odziedziczyć złe skłonności po Christine.
– Chyba nie powiedziała tego Missy? – spytała Barbara z przerażeniem.
– Nie, skądże. Nigdy przy Missy nie rozmawialiśmy o Christine. I tak dziewczyna
dość się wycierpiała z jej powodu. Dobrze wiedziała, jaką beznadziejną miała matkę.
Nie musiała jeszcze wysłuchiwać, że Christine była też beznadziejną żoną.
Niestety, ona o tym wie, pomyślała Barbara. W przeciwnym razie nie
dopytywałaby się tak o matkę. Zmieszana, postanowiła zmienić temat. Odwróciła się
na brzuch i wsparła głowę na łokciach tak, że ich oczy się spotkały.
– Nasza wyprawa na zakupy była bardzo udana. Co sądzisz o nowych strojach
Missy?
– W porządku.
– Chyba nie wydałyśmy za dużo? – Barbara wyczuła, że Richard jest z czegoś
niezadowolony. – Większość rzeczy kupiłyśmy na wyprzedażach.
– Nie wydałyście za dużo.
– No to o co ci chodzi?
– Nie rozumiem...
– To proste pytanie. Zaciskasz zęby tak, że ledwie domyślam się, co mówisz. Co
cię tak zdenerwowało?
– Naprawdę uważasz, że ta książka to był dobry pomysł?
– Jaka książka? – Dopiero po chwili Barbara uświadomiła sobie, o czym mówi. –
Ach ta, o ciąży.
– Właśnie ta. Sądzisz, że to dobry pomysł?
– Oczywiście. Gdybym myślała inaczej, nie kupiłabym jej Missy.
– Nie wydaje ci się, że w tej sytuacji to dość okrutny prezent?
– Okrutny? Dlaczego dziewczyna nie ma wiedzieć, co się z nią dzieje?
– Może lepiej, żeby tego nie wiedziała.
– Lepiej? Ona ma do tego prawo!
– A jeżeli postanowi oddać dziecko do adopcji? – upierał się Richard. – Im
bardziej przywiąże się do niego, tym trudniej będzie jej to zrobić.
Barbara z oburzeniem wyprostowała się i spojrzała na niego płonącym wzrokiem.
– Ona już jest z nim związana, Richardzie. To niezaprzeczalny fakt! Mają
wspólną krew, oddychają tym samym powietrzem. Może tego nie rozumiesz, ale...
Richard rozsiadł się wygodnie i splótł ręce na piersi.
– Nie próbuj robić z tego męsko-damskiej afery. Chcę tylko powiedzieć, że im
mniej Missy będzie skoncentrowana na dziecku, tym będzie jej łatwiej, jeżeli
postanowi je oddać.
– To nie takie proste! Kobieta w ciąży może nawet nie myśleć o dziecku, które
nosi, ale instynktownie reaguje na jego obecność. Czy Missy mówiła ci, że poczuła
ruchy dziecka?
– Nie mruknął.
– W przymierzalni. Z początku nie była pewna, ale potem to się powtórzyło. Obie
wyczułyśmy jego ruchy. Szkoda, że nie widziałeś miny twojej córki, kiedy ta mała
istotka poruszyła się w niej.
– Też to poczułaś?
– Tak. Missy pozwoliła mi położyć ręce na swoim brzuchu. To była szczególna
chwila. Dlatego kupiłam jej tę książkę. śeby to jakoś uczcić.
Richard z czułością pogładził ją po twarzy.
– Wiem, że miałaś dobre intencje, ale... Barbara zamarła.
– Ale co...?
– Na Boga, nie uzmysławiasz sobie, co robisz?! Traktujesz ciążę Missy jak
błogosławieństwo!
– Ktoś musi to zrobić, skoro ty nie chcesz.
– Może mam dać ogłoszenie do gazety, że moja nieletnia córka będzie miała
dziecko?
– Nikt nie wymaga od ciebie entuzjazmu – rzuciła sucho Barbara.
Zapanowała cisza. W końcu Barbara oparła ręce na ramionach Richarda i
powiedziała z naciskiem:
– Twoja córka nosi dziecko pod sercem!
– O, tak. A ty jesteś tak zaślepiona, że nie dociera do ciebie smutna
rzeczywistość.
– Smutna rzeczywistość? – powtórzyła w osłupieniu. Nic już z tego nie
rozumiała.
– Ta historia nie może zakończyć się szczęśliwie. Jeżeli Missy zatrzyma dziecko,
pochłoną ją obowiązki macierzyńskie. Jeżeli będzie się chciała dalej uczyć, będzie
musiała pogodzić naukę i opiekę nad dzieckiem, a to bardzo trudne. Nie będzie miała
czasu na rozrywki, spotkania z przyjaciółmi, wypady do kina, randki... Chłopcy będą
myśleli, że jest łatwa, ale kto będzie się chciał z nią związać? Na co komu cudze
dziecko?
Nagle umilkł, jakby przerażony tą wizją.
– Wiem, o czym mówię – ciągnął po chwili. – Mam to za sobą. Dziecko to nie
tylko tupot drobnych stopek i całe to ględzenie o pierwszym uśmiechu.
– Nikt tak nie mówi – przerwała mu Barbara. – Niczego nie idealizuję. Próbuję ci
tylko wytłumaczyć, że Missy nosi w sobie dziecko i jest instynktownie do niego
przywiązana. Książka ma pomóc jej zrozumieć, co dzieje się z istotą, której dała
ż
ycie.
– Taką książkę kupuje się kobiecie, która jest szczęśliwa z powodu swojego
stanu. Ilekroć Missy otworzy książkę, będzie ją to przybliżać do dziecka. Nie
rozumiesz, że jej to później utrudni decyzję?
Barbara zaczerwieniła się. Jak mogła o tym nie pomyśleć? To instynktowna
reakcja Missy na ruchy dziecka sprawiła, że kupiła książkę, nie zastanawiając się nad
tym, co będzie potem. Z westchnieniem odwróciła się od Richarda i ukryła twarz w
dłoniach.
– Barbaro! – Richard wyciągnął ręce, ale jej nie dotknął.
Po chwili cicho powiedziała:
– Tego się właśnie obawiałam. Nie mam odpowiednich kwalifikacji ani
doświadczenia, żeby sobie poradzić w takiej sytuacji. Pozwoliłam, żeby dobre
intencje przyćmiły mój zdrowy osąd.
Odwróciła się i spojrzała Richardowi w twarz.
– Myślałam, że będę mogła wam pomóc, bo mi tak bardzo na was obojgu zależy.
– Ale ty już pomogłaś Missy.
– Psycholog musi być obiektywny. Jak ja mogę traktować obiektywnie problemy
Missy, jeżeli kocham jej ojca? Tak wiele nas łączy. Gdyby życie potoczyło się
inaczej, Missy mogłaby być moją córką.
Zapadła cisza. Barbara i Richard spojrzeli na siebie.
– Nie powinnam tego mówić – szepnęła, wstrząsana dreszczem.
– Sądzisz, że o tym nie myślałem? Któregoś wieczoru siedziałem pogrążony w
pracy, a ona przyniosła mi jabłko posmarowane masłem orzechowym. – Bezradnym
gestem wyciągnął ręce i wziął drżącą Barbarę w ramiona. – Przepraszam cię. Chyba
rzeczywiście przesadziłem z tą książką. Missy była nią zachwycona. Tego wieczora,
kiedy wróciłyście z zakupów, przyszedłem jej powiedzieć dobranoc. Właśnie ją
czytała. Pokazała mi fotografię pięciomiesięcznego płodu.
– Jak zareagowałeś? – spytała cicho Barbara.
– A jak miałem zareagować? – Richard był wyraźnie zgnębiony. – Popatrzyłem
na ilustrację i powiedziałem coś w rodzaju: „To bardzo interesujące”.
Z jej oczu wyczytał, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
– Serce skoczyło mi do gardła – dodał tonem usprawiedliwienia. – Myślałem
tylko o jednym: jeśli odda to dziecko, będzie załamana, a jeśli je zatrzyma, będzie
miała ciężkie życie.
Westchnął i opuścił ręce.
– Nie mam w tych sprawach doświadczenia – ciągnął. – Kiedy Christine
spodziewała się dziecka, wciąż tylko narzekała. Na poranne mdłości, na to, że tyje i że
robią jej się rozstępy. Obwiniała mnie o wszystko, o każdy najmniejszy szczegół tego
nieszczęścia, które przeze mnie na nią spadło. Gdyby nie to, że poród odbywał się
przy świadkach, chybaby mnie udusiła gołymi rękami. Nie było kłótni, w której by mi
nie wypominała, ile musiała znieść przeze mnie. I przez Missy...
– Obwiniała Missy? – Barbara była zszokowana. Richard ciągnął bolesne
wspomnienia.
– Tak. Nie miała żadnych książek o dzieciach, a nawet gdyby je od kogoś dostała
i tak by ich nie przeczytała. Widzisz więc, że nie mam skąd czerpać entuzjazmu.
Barbara wzięła go za rękę.
– Następnym razem spróbuj sobie wyobrazić, że dziecko Missy to twój wnuk.
– Mój wnuk! – Richard z rozpaczą wzniósł oczy do nieba. – Mam trzydzieści
sześć lat i od dwudziestego roku życia musiałem być dorosły. Jestem śmiertelnie
zmęczony. Nie jestem jeszcze przygotowany na wnuki.
Barbara zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła go jak dziecko.
– Niestety, wnuki nie czekają, aż człowiek będzie na nie gotowy.
Tulili się do siebie przez dłuższą chwilę. Chciał jej wyznać, jak wiele dla niego
znaczy, jak bardzo ceni jej przyjaźń i lojalność, ale miał nadzieję, że Barbara o tym
wie. Delikatnie odgarnął jej włosy i zaczął okrywać pocałunkami twarz. Policzki
miała mokre.
– Płaczesz?
– Tak, bo kiedy myślę o tobie i o Missy, serce mi pęka. Przyciągnął ją do siebie.
Opadli na poduszki. Richard gładził i całował Barbarę po włosach. Jej łzy moczyły
mu pierś. Sami nie wiedzieli, jak wiele czasu upłynęło, wreszcie Barbara odezwała się
pierwsza:
– Czy rozmawiałeś z Missy o dziecku?
– Pomagałem jej załatwić wszystkie sprawy, lekarza, adwokata i ciebie, kiedy
złożyła podanie o indywidualny tok nauczania.
– To oczywiste, że zająłeś się „urzędowymi” sprawami. Ale pytałam, czy
rozmawialiście o dziecku? O tym, jakie są wyjścia z tej sytuacji, o za i przeciw
każdego rozwiązania.
Richard ukrył twarz w dłoniach i westchnął.
– Nie. To chciałaś usłyszeć? Przyznaję się, że nie było o tym mowy. Jeżeli z tego
wynika, że jestem złym, nieodpowiedzialnym ojcem, przykro mi.
– Nie zamierzałam cię krytykować.
– Miałem dość kłopotów z zaakceptowaniem faktu, że Missy jest w ciąży. O
dziecku w ogóle nie myślałem. Do tej pory to była abstrakcja.
– Bo ty patrzysz perspektywicznie, a Missy jest skupiona na tym, co dzieje się w
tej chwili. To zupełnie naturalne. Musimy porozmawiać i opracować kilka wariantów.
– Jakich znowu wariantów?
– Co będzie, jeżeli Missy zatrzyma dziecko. Co będzie, jeżeli je odda. Trzeba się
nad tym zastanowić. To daje poczucie bezpieczeństwa. Wtedy człowiek wie, że
cokolwiek się wydarzy, jest na to przygotowany.
– Jakie szczegóły mamy przedyskutować?
– Wszystkie. Im więcej, tym lepiej. Jak można zapewnić opiekę dziecku, kiedy
Missy będzie w szkole. Jakie obowiązki ma wziąć na siebie Missy, jeżeli chodzi o
utrzymanie dziecka. W jaki sposób posiadanie dziecka wpłynie na wybór college’u.
Richard popatrzył na nią dziwnym wzrokiem.
– O co chodzi? – spytała.
– Jesteś nadzwyczajna – powiedział. – Raz, dwa... i masz gotową listę.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– To należy do moich obowiązków. Jestem pewna, że ty na poczekaniu
zasypałbyś mnie informacjami na temat kupna domu albo działki. – Umilkła na
chwilę. – Jak w ogóle doszło do tego, że padła propozycja adopcji?
Richard potrząsnął głową.
– Szczerze mówiąc, nie wybiegałem myślami aż tak daleko. Dopiero prawnik,
który przygotowywał sprawę zrzeczenia się praw do dziecka przez ojca,
poinformował, że to rozwiązuje Missy ręce, gdyby zdecydowała się oddać dziecko do
adopcji. Twierdził, że ludzie wciąż do niego dzwonią i szukają niemowląt, więc
gdyby Missy... – Głośno przełknął ślinę. – Kiedy powtórzyłem to Missy, powiedziała,
ż
e lekarka mówiła jej to samo.
– Co za ironia losu, prawda? Tyle młodych dziewcząt oczekuje nie chcianych
dzieci, a z drugiej strony tak wiele bezpłodnych kobiet marzy o dziecku. Lekarze i
adwokaci załatwiają adopcję w ten sam sposób jak maklerzy sprzedają nadwyżki akcji
na giełdzie.
– Adwokat utrzymuje, że w państwowych agencjach adopcyjnych są kilometrowe
listy małżeństw oczekujących na zdrowe białe niemowlęta.
– Wiem – powiedziała Barbara i spojrzała Richardowi w oczy. – Według ciebie to
najlepsze wyjście dla Missy?
Długo rozważał to pytanie, nim wreszcie odpowiedział:
– Missy odzyska swobodę, jakaś para dostanie dziecko, o którym marzy, a
dziecko będzie wyrastać w kochającej rodzinie. Czy to nie racjonalne?
– Bardzo racjonalne, ale gdzie tu miejsce na uczucia? Richard westchnął głęboko.
– Tak. Nie pomyślałem o uczuciach.
Barbara pogładziła go po policzku i szybko pocałowała w usta.
– Jakoś się z tym uporasz, Richardzie. Missy także. Oparła głowę o jego ramię i
przysunęła się bliżej. Richard pogładził japo włosach. Były takie jedwabiste.
– Powinienem wreszcie sobie iść, a ty mi to utrudniasz.
– A dlaczego masz iść? – spytała. Gorący oddech Richarda muskał jej włosy.
– Kiedy umawialiśmy się wiele lat temu, po każdym naszym spotkaniu nie
mogłem spać. Leżałem w łóżku i wyobrażałem sobie, jak by to było, gdybym się z
tobą kochał. Teraz kiedy się budzę, tęsknię za tobą. Chciałbym zasypiać ze
ś
wiadomością, że kiedy następnego ranka otworzę oczy, będziesz obok mnie.
Przerwał, oczekując odpowiedzi, ale Barbara milczała. Wciąż gładził jej włosy.
Ich delikatny zapach ekscytował go, a zarazem uspokajał.
– Wiesz, co postanowiłem podczas pierwszej bezsennej nocy po tym, jak się
kochaliśmy?
– Co? – mruknęła i mocniej przytuliła się do niego.
– Chcę, żebyś spała ze mną, w moim łóżku, każdej nocy, do końca życia.
Barbara wciąż milczała, a on czekał i czekał. Aż wreszcie głosem cichszym od
szeptu powiedziała:
– Czy po takim wyznaniu nie powinieneś mnie pocałować?
Oparł się na łokciu i spojrzał jej w twarz.
– Dobrze wiesz, że całowanie się z tobą to jedno z moich ulubionych zajęć. Ale
czekam, żebyś jakoś zareagowała na moje oświadczyny.
– To miały być oświadczyny? – Barbara udała zdumienie. – Myślałam, że
zamierzasz żyć w grzechu.
– To nie żarty, Barbaro. Nigdy w życiu nie byłem bardziej serio. Nie umiem żyć
w grzechu, a ilekroć zgrzeszyłem, rezultaty były opłakane. Tym razem chcę zrobić
wszystko po bożemu. Tak jak należy, z właściwą kobietą. Czy ty... myślałem, że
czujesz to samo?
Nie odpowiadała. W końcu zawołał gwałtownie:
– No powiedz coś, Barbaro! Nie kochasz mnie? Czy to wszystko nic dla ciebie
nie znaczy?
Barbara z westchnieniem zamknęła oczy, a potem znów spojrzała na Richarda.
– Oczywiście, że znaczy. Przecież sprawiłeś, że mam znowu siedemnaście lat.
Patrząc na ciebie, na nowo przeżywam moją pierwszą miłość. A jeśli chodzi o nasze
ż
ycie intymne... ileż to razy podczas bezsennych nocy zastanawiałam się, czy jeszcze
przed śmiercią znajdę kogoś, z kim będę przeżywać wszystko tak jak z tobą.
Richard w milczeniu potrząsnął głową. Barbara myliła się. Nie na tym polegał ich
związek. Zrozumiał to w chwili, kiedy go dotknęła, gdy popatrzyła mu w oczy. To
było coś, czego nawet nie dało się wytłumaczyć. Czuł to nie tylko rozumem, ale
całym sercem i duszą.
– To nie nostalgia ani odgrzebywanie dawnych wspomnień. Ja cię kocham,
Barbaro. Czy masz odwagę spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że mnie nie kochasz?
– Jak można mówić o wiązaniu się na całe życie? Przecież spotykamy się dopiero
trzeci czy czwarty raz po siedemnastu latach. Przeżywasz teraz ciężki okres. Nie
powinieneś podejmować decyzji dotyczących twojego życia teraz, kiedy jesteś tak
bardzo uwikłany w problemy Missy. Być może lgniesz do mnie tylko dlatego, że
kojarzę ci się z młodością, niewinnością i nieodłącznym optymizmem.
– Wcale w to nie wierzysz, podobnie jak ja – powiedział z naciskiem. – Porzuć na
chwilę ten swój mentorski ton i przestań wszystko analizować. Nie możesz choć raz
być spontaniczna?
Zareagowała natychmiast. Wyprostowała się, zasłaniając prześcieradłem jak
tarczą.
– Mentorski ton? Jestem tylko bardziej przewidująca niż ty. Nie wolno mi się
nawet zastanowić? Przepraszam, że to mówię, ale dokąd zaprowadziła cię twoja
spontaniczność?!
– To zupełnie inna sprawa. Tu chodzi o mnie i o ciebie. Nie o Christine. Nie o
babę, z którą zastała mnie Missy. Siedemnaście lat temu byłem w tobie zakochany,
ale wszystko popsułem. Nadal cię kocham i nie chcę powtórzyć błędu.
Zmarnowaliśmy pół życia. Szkoda czasu na połowiczne rozwiązania.
Barbara siedziała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Po chwili powiedziała:
– Czego po mnie oczekujesz? Mam zemdleć z wrażenia na wieść, że chcesz się
ż
enić, bo nie masz czasu na połowiczne rozwiązania?
Richard westchnął głośno.
– Niech ci będzie. Nie jestem romantykiem, ale może zasłużyłem na jakieś punkty
za szczerość?
Barbara przecząco potrząsnęła głową.
– A gdybym ci wyznał, że jestem do szaleństwa w tobie zakochany? śe uważam
cię za najbardziej pociągającą kobietę na świecie i chciałbym z tobą spędzić resztę
ż
ycia? Uśmiechnęła się i spytała:
– Jeżeli całowanie się ze mną to jedno z twoich ulubionych zajęć, to może
zechcesz to udowodnić?
Głodnym spojrzeniem obrzucił jej splątane włosy, zarumienioną twarz, nagie
ramiona.
– Nie jestem pewny, czy uda mi się zrobić to w... – zerknął na zegarek –
dwadzieścia minut.
– Zawsze możesz spróbować – zaproponowała, odrzucając prześcieradło.
ROZDZIAŁ 10
Trzymając przy uchu słuchawkę, uśmiechnęła się do Missy. Kiedy z drugiej
strony linii odezwał się głos Richarda, powiedziała:
– Dzień dobry panu. Tu mówi Barbara Wilson.
– Czemu tak oficjalnie?
– Tak jest. Psycholog ze szkoły Missy.
– Rozumiem! Ona jest u ciebie, prawda?
– Tak. Bardzo miło spędzamy czas.
– Milej niż ze mną?
Nie podchwyciła żartobliwego tonu.
– Jest pewien mały problem, o którym chciałabym z panem porozmawiać. Missy
powiedziała mi, że w czasie następnej wizyty u lekarza mają jej zrobić USG. Jest tym
trochę zdenerwowana.
Richard od razu się zaniepokoił.
– Czy to bolesne badanie? Albo niebezpieczne?
– Nie, ale widok aparatury medycznej może na nią podziałać deprymująco.
Dlatego poprosiła mnie, żebym z nią pojechała, ale najpierw chciałyśmy pana zapytać
o zdanie.
– Chcesz się z nią wybrać?
– Myślę, że to świetny pomysł. Więc zgadza się pan?
– Jeżeli Missy na tym zależy, a ty nie masz nic przeciwko temu, będę ci
wdzięczny.
Barbara z uśmiechem uniosła w górę kciuk i porozumiewawczo mrugnęła do
Missy.
– Cieszę się, że jesteśmy tego samego zdania, panie Benson.
– Muszę z tobą o tym porozmawiać, Barbaro. Sam na sam. Kiedy Missy przy tym
nie będzie.
– Dobrze – zgodziła się uprzejmym tonem. – To dobry pomysł.
– Dziś wieczorem?
– Tak. Świetnie się bawimy z Missy. Przyrządzamy sos do spaghetti. – Na
moment przerwała, bo Missy zaczęła gwałtownie gestykulować. – Przepraszam.
– Niech mu pani powie, że nauczyłam się robić spaghetti – cicho wtrąciła Missy.
– Przygotuję mu któregoś dnia na kolację.
– Może chcesz sama porozmawiać z ojcem?
– Nie. Wystarczy, jak pani mu to powie.
Barbara powtórzyła wszystko Richardowi, potem wysłuchała go i w końcu się
roześmiała.
– Dobrze. Powtórzę.
Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Missy:
– Twój ojciec mówi, że jeżeli spaghetti będzie choć w połowie tak dobre jak
pieczeń, którą mu ostatnio przyrządziłaś, zatrudni cię jako szefa kuchni.
– Tata czasem tak tylko żartuje. – Było widać, że komplement ojca sprawił jej
wielką przyjemność.
Tego wieczora Richard pojawił się z butelką wina.
– Dobry pomysł – pochwaliła Barbara. – Może nam być potrzebne.
Richard zaniepokoił się.
– W czasie rozmowy telefonicznej odniosłem wrażenie, że coś ci leży na sercu.
Czy chodzi o tę wizytę Missy u lekarza?
– Chodzi o wszystko – westchnęła Barbara. – Jeżeli nie jesteś zbyt głodny,
wolałabym porozmawiać przed kolacją.
W milczeniu skinął głową.
– No to się rozgość. Ja tymczasem wstawię wino do lodówki.
Kiedy wróciła do salonu, Richard już siedział na sofie. Poklepał miejsce obok
siebie, a ona posłusznie usiadła.
– A gdzie mój całus na powitanie? – zapytał i objął ją czule.
– Och, Richardzie. – Przytuliła się do niego z westchnieniem ulgi.
– Czy to ma coś wspólnego z moimi oświadczynami? – zapytał. – A tak przy
okazji, to było bardzo sprytne z twojej strony, żeby mnie uwieść, i w ten sposób
wymigać się od odpowiedzi. Wiedziałaś, że muszę wracać do domu.
– Ty też o tym wiedziałeś – zaprotestowała. – I nie zauważyłam, żebyś się zbytnio
opierał.
– Nie jestem doskonały, ale też nie jestem szalony. Było jasne, że nie miałaś
ochoty na rozmowę, a poza tym masz takie cudowne piersi. – Uśmiechnął się
wymownie, bo Barbara spłonęła rumieńcem.
– Tym razem będziemy rozmawiać – orzekła.
– Na początku. Potem pokażę ci, jak bardzo się za tobą stęskniłem.
Barbarę przebiegł lekki dreszcz podniecenia, ale uparcie trzymała się tematu.
– Musimy omówić kilka ważnych spraw – powiedziała dobitnie.
Richard z powagą skinął głową.
– Dotyczących nas czy Missy?
– Missy. I nas też. Richardzie, jestem kompletnie zagubiona. Kiedy
postanowiliśmy zachować nasz związek w tajemnicy, wydawało mi się to proste i
rozsądne. Uznałam, że masz rację, chcąc oszczędzić córce kolejnego stresu. Nadal tak
uważam, ale... – Umilkła i na chwilę ukryła twarz w dłoniach. – Już samo to, że
odwiedzasz mnie po cichu, jak mężczyzna żonaty, okazało się bardzo nieprzyjemne.
A teraz, kiedy bliżej poznałam Missy, odnoszę wrażenie, że pragnąc ją chronić, po
prostu ją okłamujemy. Gdy rozmawiałam z tobą przez telefon, czułam się jak
oszustka.
– Uważasz, że powinniśmy jej o wszystkim powiedzieć?
– Nie wiem – z rozpaczą westchnęła Barbara. – Odkąd mnie poprosiłeś o rękę, nie
mogę sama z sobą dojść do ładu.
– Chodzi ci o nas?
Nie spodziewał się takiej reakcji, ale nagle wydało mu się, że Barbara topnieje
pod jego spojrzeniem.
– Sama już nie wiem, czy nigdy nie przestałam cię kochać, czy też na nowo się
zakochałam. Wiem tylko, że jestem w tobie do szaleństwa zakochana.
Richard odetchnął, jakby ktoś zdjął mu z piersi stukilowy ciężar. Był pewny, że
Barbara go kocha, czuł to każdym nerwem, ale co za ulga usłyszeć to wreszcie z jej
ust! Mocno ją przytulił i pogłaskał po włosach.
– Powtórz to jeszcze raz – poprosił.
– śe cię kocham?
– To już wiem. – Usta Richarda zatrzymały się o milimetr od jej ust. – Powiedz
„Tak!”
Wargami przechwycił jej słowa. Jak wiele znaczył dla niego ten pocałunek.
Zaczął się od obietnicy, a zakończył przypieczętowaniem umowy. Poczuli się sobie
bliscy jak nigdy dotąd.
– No to już jesteśmy oficjalnie zaręczeni – odezwał się Richard.
– Tak. – Oparła mu głowę na ramieniu i po chwili dodała z wahaniem: – Ta
chwila nigdy już się nie powtórzy. Szkoda, że nie da się jej zamknąć w butelce i
odkorkować, kiedy już nic nie będzie w stanie przyćmić naszej radości.
– Chodzi ci o Missy?
Barbara skinęła głową.
– Ona się ucieszy. Tak bardzo cię polubiła.
– A ciebie kocha. I ufa nam obojgu. Więc kiedy się dowie, że początkowo
zatailiśmy przed nią nasz związek, może się poczuć oszukana.
– Myślisz, że przyszła pora, żeby jej o nas powiedzieć?
– Trzeba by się zastanowić, kiedy i jak to zrobić.
– Może stopniowo. Przyjdziesz do nas z wizytą. Missy będzie zadowolona. Potem
powiem jej, że mi się podobasz. Pewnie będzie mnie namawiać, żebym...
– A jeżeli to jej się nie spodoba? Może być zazdrosna o twoją miłość. Czy to
będzie oznaczało koniec, czy znowu będziemy się musieli kryć?
– Na Boga, co ty opowiadasz – oburzył się Richard. – Staramy się oszczędzić
mojej córce dodatkowych stresów, to wszystko.
– To ty miałeś rację, kiedy chciałeś zaczekać, aż Missy rozwiąże swoje problemy.
Gdybym ci się tak nie narzucała...
Richard ujął w dłonie jej twarz.
– Wcale mi się nie narzucałaś. Byliśmy jak dwie lokomotywy, pędzące ku sobie
po tym samym torze.
– Miło mi, że w ten sposób to odebrałeś.
– Nie żałuję tych chwil. Ani jednej minuty czy sekundy. Dręczę się raczej z
powodu straconych lat, które już nie wrócą. Ta cała historia z Missy musi się przecież
jakoś ułożyć, a kiedy tak się stanie...
– Może zostanie druhną na moim ślubie. Richard obrzucił ją palącym
spojrzeniem.
– Gdyby w tej chwili zjawił się tu pastor, ożeniłbym się z tobą natychmiast.
Barbara gorąco go uściskała i na moment zapomnieli o bożym świecie.
Wreszcie z rozmarzenia wyrwało ich wściekłe ujadanie psa w sąsiednim
mieszkaniu.
– Ktoś ma gości – obojętnie zauważyła Barbara.
– Jak oni mogą wytrzymać z tym psem? – dziwił się Richard.
– To mądry pies. Nie znosi dźwięku dzwonka. Richard z niesmakiem pokręcił
głową, a potem zapytał:
– Lepiej mi opowiedz o tym badaniu, które mają zrobić Missy.
– Nie znam się na tym, ale USG to coś w rodzaju radaru. Fale dźwiękowe
odbijają się od narządów wewnętrznych i tworzą obraz. To nie boli. Nie wszystkie
kobiety w ciąży są poddawane temu badaniu, ale Missy zakwalifikowano do grupy
podwyższonego ryzyka z uwagi na jej młody wiek.
– Tego mi nie mówiła. Czyjej zdrowie może być zagrożone?
– Nie jestem lekarzem.
– Ale jesteś kobietą. I to mądrą.
– Moim zdaniem Missy jest zdrową szesnastolatką. Ani jej, ani dziecku nic nie
grozi. Gdyby miała czternaście lat, brała narkotyki albo paliła papierosy, prognozy nie
byłyby tak optymistyczne. Ale czemu nie spytałeś o to lekarza Missy?
– Nie znam jej lekarza.
– Przecież woziłeś ją na okresowe wizyty.
– Siedziałem w poczekalni i wypisywałem czeki. Nikt mnie nigdy nie poprosił do
ś
rodka. Nawet nie wiem, co się znajduje za drzwiami, za którymi znikają pacjentki.
– Nie zainteresowałeś się tym bliżej?
– Nie chciałem się wdzierać w świat kobiet. Missy mogłaby się czuć skrępowana.
Nie patrz tak na mnie.
– Jak?
– Jakbym był jakimś potworem i wyrodnym ojcem.
– Wcale tak nie uważam.
– Przecież gdyby Missy mnie poprosiła, poszedłbym z nią.
– Czy naprawdę myślisz, że wyszłabym za ciebie, gdybym cię uważała za
potwora?
Richard westchnął zgnębiony.
– Nie. Przepraszam cię. W głowie mi się kręci od tego wszystkiego. Czuję się
odpowiedzialny, a zarazem kompletnie... bezradny.
– W końcu jesteś ojcem.
– Czasami wcale nie czuję się jak ojciec. Barbara uspokajająco poklepała go po
plecach.
– Już choćby to, że jesteś taki przygnębiony, dobrze o tobie świadczy.
Richard przyciągnął Barbarę do siebie i wziął ją w objęcia.
– Jeżeli jestem dobrym ojcem, dlaczego nie przyszła z tym do mnie? Mogła
poprosić, żebym z nią poszedł, a nie...
– A nie mnie, tak? Znów westchnął.
– Muszę ci się wydawać strasznym niewdzięcznikiem.
– Przecież zgodziliśmy się, że Missy potrzebna jest życzliwa pomoc jakiejś
kobiety.
– Czy to znaczy, że między kobietami istnieje jakaś szczególna więź?
– Tak. A poza tym jestem pewna, że twoja obecność w gabinecie lekarskim
podczas badania bardzo krępowałaby Missy. Ona i tak się wstydzi swojej ciąży.
Chyba że byłaby z ojcem dziecka. To co innego.
– Wstydzi się mnie, a nie wstydziłaby się tego durnia, który zrobił jej dziecko?!
– To nie takie proste. Gdyby Missy była starsza i zamężna, nie widziałbyś w tym
nic dziwnego, że chce być ze swoim mężem.
– Chyba nie.
– Szkoda, że nie ma przepisów dla ojców, których nic nie obchodzi ciąża ich
nieletnich córek. Gdyby takie reguły istniały, może znaleźlibyśmy odpowiedź na
pytanie, kto ma iść z Missy na USG.
Wyprostowała się i klepnęła Richarda w kolano.
– Wino już się pewnie schłodziło. Nalej nam po kieliszku, a ja przygotuję
spaghetti.
Nastawiła wodę i usiadła przy stole. Pociągnęła mały łyk wina. Miało cierpki,
orzeźwiający smak. Tak, to był bardzo dobry pomysł.
– Coś mi przyszło do głowy – odezwała się sztucznie ożywionym tonem.
– I czekałaś, aż naleję wina, żeby mi to zakomunikować? – zapytał, unosząc brwi.
– To na pewno nic przyjemnego.
– To jest coś, o czym trzeba pomyśleć.
– Nie chcę już więcej o niczym myśleć – zaprotestował Richard. – Chodźmy
lepiej do sypialni i oddajmy się bezmyślnej namiętności.
– Później – ostudziła jego zapędy Barbara. – Najpierw muszę cię porządnie
nakarmić, żebyś mógł sprostać moim wymaganiom. A tymczasem, nim woda się
zagotuje, możemy porozmawiać.
– Byłabyś doskonała, gdyby nie to, że jesteś tak przeraźliwie rozsądna – narzekał
Richard.
– Teraz mówię poważnie.
– Wiem – mruknął zrezygnowany. – Więc o co chodzi?
– Fizyczna strona tego badania jest zupełnie nieistotna, natomiast może ono mieć
kolosalny wpływ na psychikę Missy. Będzie mogła zobaczyć na monitorze obraz
swojego dziecka i prawdopodobnie dostanie wydruk.
– Co? Taki jak z komputera?
– Tak. To wygląda jak czarnobiała fotografia. Richardzie, niektóre matki
oprawiają te zdjęcia w ramki i wieszają na ścianie.
– Rozumiem, że po tym badaniu dziecko stanie się dla niej czymś znacznie
bardziej realnym.
Barbara skinęła głową.
– Jeżeli ono będzie zwrócone w odpowiednią stronę, będzie nawet można
określić, czy to dziewczynka czy chłopiec.
Richard ukrył twarz w dłoniach i cicho zaklął.
– Jak ona to przyjmie? – spytał z przygnębieniem.
– Przypuszczam, że to w znacznym stopniu zależy od ciebie.
– Nie jestem jeszcze gotowy.
– Ale to nieuniknione, bez względu na to, czy jesteś gotowy, czy nie. Ty masz
trzydzieści sześć lat. Missy zaledwie szesnaście. Powinna mieć w tobie oparcie albo
przynajmniej wierzyć, że będzie je miała. Jeżeli nie możesz znaleźć dość siły,
będziesz musiał zadać sobie trochę trudu i udawać, że ją masz.
Woda zaczęła wrzeć. Barbara wstała, wsypała makaron do garnka i zamieszała.
Kiedy się odwróciła, ku swemu zaskoczeniu znalazła się twarzą w twarz z Richardem.
Z jej ust wyrwał się cichy okrzyk.
Richard objął ją i spojrzał jej w oczy.
– Jeżeli znajdę w sobie dość siły, żeby się z tym wszystkim uporać, to tylko dzięki
tobie, bo to ty wskazałaś mi, gdzie jej szukać.
ROZDZIAŁ 11
Kiedy pierwsze krople żelu kapnęły na skórę Missy, dziewczyna nerwowo
zachichotała.
– Ejże! Przecież to nawet nie jest zimne – roześmiał się lekarz, rozsmarowując żel
na obnażonym brzuchu Missy. – Specjalnie go dla ciebie podgrzałem.
Missy skinęła głową.
– Tak. Tylko że to takie dziwne uczucie.
– Nieprzyjemną część badania masz już za sobą – uspokoił ją lekarz. – Teraz
spróbuj się odprężyć, a my obejrzymy sobie twojego dzidziusia.
Łatwo powiedzieć, pomyślała ze smutkiem Barbara. Gdyby Missy mogła się
odprężyć, a jej problemy same w jakiś cudowny sposób rozwiązać... Gdyby ktoś
zwrócił jej młodość, by nie musiała martwić się innymi sprawami niż sukienka na bal
maturalny i wybór najlepszego college’u... Gdyby nie obarczał jej ciężar decyzji, pod
którym ugiąłby się nawet dorosły... Missy znów stałaby się najzwyklejszą pod
słońcem nastolatką. Wtedy jej ojciec mógłby po prostu powiedzieć: „Kochamy się z
Barbarą i mamy zamiar się pobrać. Odtąd wszyscy troje będziemy rodziną”.
Lekarz, młody ciemnowłosy mężczyzna, spojrzał na Missy pełnym życzliwości
wzrokiem i zapytał:
– Czy mam ci wszystko objaśniać?
Dziewczyna zerknęła na Barbarę i przez ułamek sekundy Barbara poczuła się jak
matka, do której dziecko zwraca się z trudnym pytaniem. Czego Missy tak naprawdę
od niej chciała? Dodania odwagi? Moralnego wsparcia? A może w głębi duszy miała
nadzieję, że Barbara odradzi jej oglądanie własnego dziecka?
Zmusiła się do uśmiechu i powiedziała:
– To zależy od ciebie, kochanie.
Czy to ulga odmalowała się na zakłopotanej twarzy, kiedy Missy zwróciła się do
lekarza i skinęła przyzwalająco? A może prosiła o pozwolenie? Trudno było orzec,
ale nie uszło uwagi Barbary, że Missy nerwowo przygryzła wargi, a jej podbródek
zadrżał, gdy na ekranie monitora ukazał się obraz dziecka.
– Popatrz, jak mocno bije jego serduszko – zauważył lekarz. – Widzisz, teraz
zaczyna poruszać nóżkami. Będzie z niego niezły piłkarz. Czujesz, jak kopie?
– Tak. – Na skupionej twarzy Missy odmalowało się zdumienie i lekki przestrach.
Chwyciła Barbarę za rękę i mocno ją ścisnęła.
– Och! – krzyknęła, kiedy dziecko znowu mocno kopnęło.
Spojrzała na Barbarę, jakby się chciała upewnić, że ona też wszystko widzi.
– Jeżeli to dziewczynka, będzie z niej niezły numer – zażartowała Barbara.
– Teraz spróbujemy popatrzeć na buzię dziecka. Co my tu mamy? O, jest!
Palce Missy kurczowo ścisnęły dłoń Barbary.
– Ono ma nos!
Barbara poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Jak urzeczona wpatrywała się w
monitor.
– Co za śliczna buzia. Absolutnie doskonała!
– Teraz zrobię zdjęcie – wyjaśnił lekarz. – Ojej, przestraszyliśmy dzidziusia.
Widocznie nie lubi pozować. Spróbujmy go jeszcze raz obejrzeć.
Na monitorze ukazały się nóżki. Lekarz cierpliwie czekał, aż dziecko się odwróci.
– Jeszcze trochę i będzie można stwierdzić... No tak! Ten młody człowiek jest
bardzo z siebie dumny! Proszę popatrzeć!
– To chłopiec, tak? – spytała Missy.
– Moim zdaniem nie ma cienia wątpliwości – z uśmiechem – stwierdził lekarz. –
No, powiedzmy, jestem tego pewny na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Zostawiam
sobie ten jeden procent na wypadek, gdyby to jednak była dziewczynka. Zrobię
jeszcze jedno zdjęcie.
Missy spojrzała na Barbarę. – . To chłopiec – powiedziała.
– Oczywiście zapewniła ją Barbara.
Przez następny kwadrans lekarz dokonywał rozmaitych pomiarów, ale Missy ze
stoickim spokojem znosiła wszystkie niedogodności. Ani na chwilę nie spuszczała
wzroku z monitora. Podobnie jak Barbara.
– Wydaje się, że wszystko jest w najlepszym porządku – orzekł lekarz. – Na
koniec spróbujmy jeszcze raz sfotografować tę buzię. Dobrze. Bardzo dobrze, młody
człowieku. Trochę bardziej w moją stronę. Uśmiech! Tak jest! Znakomicie!
Z zadowoloną miną zwrócił się do Missy:
– Tym razem młody człowiek był grzeczny i sesja zdjęciowa się udała. A teraz –
wyciągnął paczkę ligninowych serwetek – możesz zetrzeć żel z brzucha i ubrać się.
Potem pielęgniarka zaprowadzi cię do doktor Scofield, a ja pokażę jej wyniki testów.
Doktor Scofield okazała się drobną kobietą o ciemnych, przyprószonych siwizną
włosach, ściągniętych w koński ogon. Zachowywała się życzliwie, choć z rezerwą.
Kiedy Missy przedstawiła jej swoją towarzyszkę, mocno uścisnęła rękę Barbary.
– Cieszę się, że Missy przyszła dziś z przyjaciółką. Zapoznała się z wynikami
badań i potwierdziła to, co Missy i Barbara już wiedziały. Dziecko wydawało się silne
i zdrowe, a jego tętno było bardzo mocne.
– To chłopiec – zwróciła się do Missy po obejrzeniu zdjęć.
Dziewczyna machinalnie skinęła głową. Lekarka spojrzała na nią i odezwała się
oficjalnym tonem:
– Czy przeczytałaś literaturę, którą ci dałam? Missy przygryzła wargę i skinęła
głową.
– Czy nadal bierzesz pod uwagę adopcję?
Missy niespokojnie poruszyła się na krześle i spuściła wzrok.
– Może.
Lekarka zaczerpnęła tchu, a potem spojrzała na Barbarę. W jej wzroku widniało
zrozumienie i współczucie. Musiała sobie zdawać sprawę, przez co przechodzi jej
pacjentka.
– Nie będziesz miała najmniejszych kłopotów ze znalezieniem domu dla
zdrowego chłopczyka.
Missy milczała i wciąż przygryzała wargę, uparcie odwracając wzrok.
– Masz jeszcze czas, żeby to przemyśleć – ciągnęła doktor Scofield. – Gdybyś
jednak chciała spotkać się z ewentualnymi kandydatami na rodziców, tylko po to,
ż
eby porozmawiać, mogę to załatwić. Nie musisz im nawet podawać swojego
nazwiska. – Jeszcze raz przyjrzała się fotografiom. – Chcesz te zdjęcia? Jeśli nie,
włożę je do twojej kartoteki. Będziesz je mogła dostać w każdej chwili.
– Chcę je wziąć ze sobą – szepnęła Missy. Lekarka oddała jej fotografie.
– Jeżeli nie masz już pytań, na dziś skończyłyśmy. Missy się pożegnała. Po kilku
minutach były już w samochodzie Barbary.
– To był podniecający dzień – powiedziała Barbara.
– Uhm.
– Nie wydaje ci się, że powinnyśmy to jakoś uczcić?
– Uczcić? Co?
– To, że po raz pierwszy zobaczyłyśmy buzię twojego synka.
Missy spojrzała na trzymane w ręku zdjęcia.
– Jest jeszcze wcześnie – nalegała Barbara. Czuła, że nim odwiezie Missy do
domu, powinna z nią porozmawiać. – Przejdźmy się trochę po mieście, a potem
mogłybyśmy zjeść razem kolację. Jeżeli chcesz, zadzwoń do ojca i spytaj, czy nie ma
nic przeciwko temu.
– Dobrze.
Przez jakiś czas jechały w milczeniu. Potem nagle Missy zapytała:
– Dlaczego tyle ludzi chce mieć chłopca?
Co za pytanie! Barbara zamyśliła się, a potem odparła:
– Ludzie chcą mieć dzieci z wielu powodów, Missy. Niektóre są nam wrodzone i
stare jak ludzka rasa. Jedną z nich jest chęć przedłużenia gatunku. Rozumiesz, co to
znaczy?
– Chyba tak.
– To znaczy, że po naszej śmierci jakaś część nas będzie żyła w naszych
dzieciach, dzieciach naszych dzieci, i tak dalej. A większość mężczyzn pragnie syna
po to, żeby mu przekazać nazwisko.
– Mój tata pewnie wolałby mieć syna – powiedziała Missy bezbarwnym głosem.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Mężczyzna pragnie syna – ciągnęła Barbara – bo lubi czuć, że sprawuje nad
wszystkim kontrolę, a ponadto uważa, że zrozumie chłopca. Wydaje mu się, że
chłopcu wystarczy kupić piłkę, a znikną problemy wychowawcze. Natomiast wobec
małych dziewczynek mężczyzna staje się kompletnie bezradny.
Kątem oka dostrzegła, że twarz Missy rozjaśniła się uśmiechem. Ośmielona,
ciągnęła dalej:
– Mam ci zdradzić pewien sekret?
Missy skinęła głową.
– Kiedy ojciec po raz pierwszy bierze na ręce swoją nowo narodzoną córeczkę,
jest śmiertelnie przerażony. Bo jest taka maleńka, i do tego jest kobietą – a to
oznacza, że stanowi dla niego tajemnicę. Ale kiedy ta mała dziewczynka zaciska
paluszki wokół jego palca, następuje cud. Rodzi się między nimi więź, to niezwykłe
uczucie, którym ojcowie obdarzają swoje córki. – Uśmiechnęła się do Missy. – Dla
twojego ojca zawsze będziesz tą małą dziewczynką. Być może czasem zastanawia się,
jak by to było, gdyby miał syna. Większość mężczyzn myśli o tym od czasu do czasu.
Ale nigdy w życiu nie zamieniłby cię na chłopca.
Nie była pewna, czy przekonała Missy, ale przynajmniej spróbowała poważnie z
nią porozmawiać. Teraz uznała, że nadeszła pora, aby coś zjeść.
Dała Missy monetę, żeby zadzwoniła do domu, a sama stanęła przed witryną
sklepową i zaczęła oglądać piramidy garnków. Kiedy spojrzała w stronę Missy,
zauważyła, że daje jej gwałtowne znaki. Szybko podeszła do automatu.
Missy dłonią zakryła słuchawkę i poinformowała:
– Tata mówi, że nie jadł dziś obiadu i jest strasznie głodny. Mógłby się z nami
spotkać za pół godziny, ale tylko jeżeli pani nie ma nic przeciwko temu.
W pierwszej chwili Barbara była zbyt zaskoczona, żeby cokolwiek powiedzieć.
Co Richard planuje? Ona, on i Missy mają wspólnie zjeść kolację?
– Powiedz ojcu... że tak. Oczywiście. To świetny pomysł! Sama nie wiem,
dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałyśmy.
Później sama się sobie dziwiła. Tego wieczora zrozumiała, jak mogłoby wyglądać
ich wspólne życie. Nagle wydało jej się zupełnie naturalne, że siedzą razem w miłej
restauracji i jedzą kolację jak prawdziwa rodzina. Wszystko, co robili tego wieczora,
wydawało się właściwe. To, że zachęcała Missy, by opowiedziała ojcu o badaniu, i to,
jak ukradkiem ściskała pod stołem dłoń Richarda, kiedy Missy pokazywała mu
niebieskie buciki, które kupiła dla dziecka. I dodające otuchy uśmiechy, i krzepiące
spojrzenia, jakie wszyscy rodzice wymieniają w trudnych chwilach.
Te półtorej godziny spędzone w restauracji wydało jej się snem. Nigdy dotąd nie
czuła się tak bardzo związana z Richardem i Missy. Przez cały wieczór żartowali i
przekomarzali się ze sobą, jakby zupełnie zapomnieli o zmartwieniach. Kiedy patrzyła
na ojca i córkę, czuła, że oczy zachodzą jej łzami.
Jak ciężko było im się rozstać! Barbara przytuliła Missy, wdzięczna, że mogła
wraz z nią oglądać dziecko. Potem uścisnęła rękę Richarda w podzięce za mile
spędzony czas, choć tak naprawdę miała ochotę przytulić się do niego i powiedzieć,
jak wiele znaczy dla niej ten wieczór.
Po powrocie do domu odczuła zarazem radość i pustkę. Missy potrzebowała jej.
Spędziły wspólnie cały dzień. Niestety, nie mogła towarzyszyć Missy i Richardowi do
ich domu. Choć tak bardzo ich oboje kochała, była tylko powiernicą córki i kochanką
ojca. Nie należała jeszcze do rodziny, nie będąc ani żoną i matką, ani nawet macochą.
Kiedy położyła się do łóżka sama, jedynie z ostatnim numerem ulubionego pisma,
z niezwykłą wyrazistością odczuła nienormalność jej związku z Richardem i jego
córką. Zaczęła czytać jakiś artykuł, ale nie mogła się skupić. Za ścianą rozszczekał się
pies. Wtedy usłyszała dzwonek. Narzuciła szlafrok, podbiegła do drzwi i wyjrzała
przez wizjer.
– Jesteś mi potrzebna – szepnął Richard, biorąc Barbarę w ramiona, jeszcze
zanim zamknęły się za nimi drzwi. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Upadli na
łóżko. Richard wciąż ją całował. A potem posiadł z zaborczością, która mogłaby
wydawać się przerażająca, gdyby nie to, że była tak podniecająca. Potem długo leżeli
w milczeniu, zmęczeni i bez tchu, obejmując się i tuląc do siebie.
– Wiedziałaś o tym – odezwał się Richard. – Dlatego przygotowałaś mnie na
wszystko.
Być może w innych okolicznościach mózg Barbary pracowałby sprawniej, teraz
jednak nic nie mogła zrozumieć.
– Co takiego wiedziałam? – zdziwiła się.
– śe to ja nie byłem gotowy na przyjęcie tego dziecka, a nie Missy.
– Richardzie – powiedziała. – Chciałabym być taka mądra, za jaką mnie uważasz.
Prawda jest taka, że cię po prostu ostrzegłam, abyś mógł się zawczasu przygotować.
Missy musi wiedzieć, że ma w tobie oparcie.
Richard westchnął głęboko.
– Moja matka nigdy nie pozwalała Missy przyklejać czegoś na lodówce, tak jak to
robiły jej koleżanki. Dlatego kupiłem dużą plastikową ramkę, w której wieszaliśmy
jej dyplomy i świadectwa. Dziś wieczorem Missy spytała mnie, czy może umieścić
tam zdjęcia dziecka.
– Och, Richardzie! – Barbarze zabrakło słów, więc tylko gorąco go uściskała.
– Pokazała mi fotografię jego twarzy, a potem całego maleńkiego człowieczka.
Dobry Boże, Barbaro! Widziałem swojego wnuka!
Wzruszony zamilkł i dopiero po chwili podjął:
– To absurd. Ona wciąż... to znaczy, ja wiem, że ona nie jest już dzieckiem, ale
też nie jest jeszcze całkiem dorosła. Nie można wieszać zdjęć dziecka razem ze
szkolnymi świadectwami.
– Która godzina? – przerwała mu Barbara.
– Dochodzi jedenasta.
– No to się ubieraj. Szybko! Może jeszcze zdążymy. Richard błyskawicznie
poderwał się i zaczął ubierać.
Dopiero potem przyszło mu do głowy zapytać, dokąd idą.
– Sklep na końcu ulicy jest otwarty do północy. Ostatnim razem, kiedy
oddawałam tam film do wywołania, widziałam dokładnie to, o co nam teraz chodzi.
Pół godziny później Richard stał w kolejce do kasy, trzymając w ręku ceramiczne
ramki. Były błękitne. Na jednej widniał złoty napis „Bobas”, wokół drugiej biegł
kolorowy szlaczek z baseballowych czapeczek i rękawiczek.
– Był czas, kiedy miałbym wątpliwości, czy to dobry pomysł. Teraz wierzę ci bez
zastrzeżeń.
– Chciała mieć te fotografie, Richardzie. Byłam przy tym. I na pewno chce je
powiesić obok swoich dyplomów i świadectw. – Wymownie spojrzała mu w oczy. –
Cieszę się, że właśnie tak zareagowałeś, kiedy pokazała ci zdjęcia.
– Nawet kamień by się wzruszył na widok maciupeńkiej twarzyczki.
– Kiedy dasz jej ramki, będzie to znak, że akceptujesz dziecko, które w sobie
nosi. Missy potrzebna jest ta świadomość. W sytuacji, kiedy ojciec dziecka w ogóle
się go wyrzekł, a twoja matka podróżuje po Europie, jesteś jej jedyną podporą.
– To nieprawda – zaoponował Richard. – Ona ma też ciebie.
– Dzisiejszy wieczór... to było prawie jak...
– Wiem – przerwał jej Richard. – Też to czułem. Wydawało mi się, że jesteśmy
rodziną. Miałem nawet ochotę głośno powiedzieć, że cię kocham.
– Trochę żałuję, że tego nie zrobiłeś, ale wiem, że spędziliśmy ten wieczór tak,
jak Missy sobie życzyła.
Uśmiechnęła się do Richarda. – To był tak cudownie zwyczajny wieczór. Ty i
Missy byliście tacy pogodni i odprężeni.
– Było jak za dawnych dobrych czasów.
– A kiedy wróciliście do domu, odważyła się pokazać ci zdjęcia.
Zapłacili za ramki i podjechali pod dom Barbary. W samochodzie panował
półmrok. Na werandzie sąsiedniego budynku płonęły lampki. Barbara zwróciła się do
Richarda:
– Jest późno. Nie musisz mnie odprowadzać.
– Ale chcę – odparł, a potem cicho dodał: – Wiem, że rano musisz być w szkole,
więc posiedzę tylko kilka minut. Pozwól mi pobyć z tobą jeszcze chwilę.
Barbara uśmiechnęła się. W słabym świetle jej twarz nagle zajaśniała.
– Chętnie wyrzekłabym się snu, gdybyś mógł trzymać mnie w objęciach do rana.
Richard został z nią, dopóki nie położyła się do łóżka. Potem opatulił ją kołdrą i
pocałował na dobranoc. Wychodząc sprawdził, czy dobrze zamknął drzwi.
Przez kilka sekund stał z ręką na klamce.
– To nie będzie trwać wiecznie – pocieszył się na głos. Idąc do samochodu
pomyślał, że zakochał się w Barbarze na dobre i nieodwołalnie.
ROZDZIAŁ 12
Burza wisiała w powietrzu. Barbara czuła to od pierwszej chwili, kiedy Missy
zjawiła się na kolejnym wtorkowym spotkaniu. Na twarzy dziewczyny malowało się
napięcie, ruchy miała niezgrabne, a jej przygarbione ramiona i spłoszone spojrzenie
były bardziej wymowne niż słowa.
– Napijesz się mleka? – zaproponowała Barbara. – A może masz ochotę na jabłko
z masłem orzechowym?
Missy przecząco potrząsnęła głową. Patrząc na zgnębioną dziewczynę, trudno
było uwierzyć, że to ta sama rozchichotana nastolatka, z którą nie tak dawno Barbara
spędziła uroczy wieczór w restauracji.
– Dobrze się czujesz? – spytała, chociaż instynkt podpowiadał jej, że złe
samopoczucie Missy nie ma nic wspólnego z ciążą.
– Tak – mruknęła Missy.
– Wyglądasz dziś nie najlepiej. – Barbara nie dawała za wygraną. – Czy coś ci
leży na sercu? Może chcesz o tym porozmawiać?
Missy milczała jak zaklęta, tylko coraz mocniej przygryzała wargi. W pierwszym
odruchu Barbara chciała objąć dziewczynę i przytulić ją do piersi, pohamowała się
jednak i postanowiła zaczekać, aż sama zacznie mówić.
– Powinnam uporządkować dokumenty – powiedziała wstając. – Nie będziesz
miała nic przeciwko temu, jeśli teraz się tym zajmę?
Missy nie zaprotestowała, więc rozłożyła papiery na stoliku, a sama usiadła w
kucki na dywanie.
– Kopiarka z segregatorem od tygodnia jest zepsuta – wyjaśniła – muszę więc
zrobić wszystko sama metodą staroświecką.
– Chętnie pani pomogę. – Missy jakby się ożywiła.
– To świetnie – ucieszyła się Barbara. – Jedna z nas może segregować
dokumenty, a druga będzie je zszywać. – Wstała i wzięła z biurka zszywacz i pudełko
zszywek. – Ja już kilka razy przekłułam sobie palec. Umiesz zakładać zszywki?
– Oczywiście.
Podzieliły się pracą. Barbara układała papiery, a Missy je spinała.
– W przyszłym tygodniu i ty dostaniesz taki zestaw. To są informacje dotyczące
egzaminów wstępnych na uczelnie. Przejrzyj je sobie dokładnie, a będziesz wiedziała,
czego się możesz spodziewać.
Missy mruknęła coś niezrozumiale.
– Wybierasz się do college’u, prawda?
– Chciałam zdawać do stanowego college’u, ale... – Z rezygnacją wzruszyła
ramionami.
– Są przecież bardzo dobre szkoły znacznie bliżej – zauważyła Barbara.
Usta Missy wygięły się w podkówkę.
– Czy pani uważa, że powinnam oddać dziecko do adopcji?
Barbara usiadła obok dziewczyny i mocno ją przytuliła.
– To poważna decyzja. Musisz się nad tym zastanowić.
– To chyba byłoby najlepsze wyjście.
– Rozmawiałaś z kimś na ten temat? – spytała Barbara.
– Tylko z tatą.
– Czy powiedział ci, że najlepszym wyjściem będzie adopcja?
Richard wprawdzie zapewnił Barbarę, że nie będzie próbował wpłynąć na decyzję
córki, ale przecież mógł robić to całkiem nieświadomie.
– Nie. Rozmawialiśmy o dzieciach i o odpowiedzialności rodzicielskiej. Tato
mówi, że dziecko może przewrócić człowiekowi życie do góry nogami.
– Wychowanie dziecka to poważne zadanie – przytaknęła Barbara. – Czy miałaś
kiedyś do czynienia z małymi dziećmi?
Missy grzbietem dłoni otarła spływające po policzkach łzy.
– Heather, moja przyjaciółka, ma malutkiego braciszka. Jest słodki, ale czasem
potrafi być bardzo dokuczliwy. Kiedyś wrzucił jej kosmetyki do muszli i spuścił
wodę, tak że trzeba było wezwać hydraulika, bo zatkały się rury. Matka Heather
skrzyczała ją, że zostawia kosmetyki na wierzchu, bo jej brat mógł je zjeść i otruć się
na śmierć. Kiedyś musiałyśmy go pilnować z Heather przez cały dzień. Najgorsze
było karmienie. Był naprawdę obrzydliwy.
– Więc już zdążyłaś zauważyć, że dzieci nie zawsze są słodkie?
– Tata mówi, że przy dziecku jest strasznie dużo roboty, a poza tym dzieci mają
specjalne potrzeby. Muszą mieć swój pokój, wciąż trzeba im kupować nowe ubranka,
chodzić z nimi do lekarza, a kiedy są chore, nie dają spać przez całą noc.
– Wszystko to prawda – przyznała Barbara. – Dobrze, że zdajesz sobie z tego
sprawę. To powinno mieć wpływ na twoją decyzję. Niektóre matki myślą, że dziecko
to coś w rodzaju żywej lalki i że to dziecko będzie je kochać bez względu na
wszystko. Nic dziwnego, że są potem zniechęcone i gorzko rozczarowane.
Missy zamyśliła się na chwilę.
– Dlaczego ludzie chcą mieć dzieci, jeżeli jest z nimi tyle zachodu?
Barbara uśmiechnęła się. Znowu jedno z tych kłopotliwych życiowych pytań!
– Parę dni temu rozmawiałyśmy o przedłużaniu gatunku. Przekazujesz dziecku
cząstkę samej siebie, uczysz je miłości, aby mogło ją potem przekazać następnym
pokoleniom.
– To trudne.
– Tak, to rzeczywiście niełatwe, ale takie jest życie. Dziecko jest też wielkim
cudem.
– Cudem? Nie rozumiem.
– Myślę, że mnie świetnie rozumiesz. Pamiętasz, jak po raz pierwszy poczułaś
ruchy dziecka? Albo zobaczyłaś jego buzię na monitorze? To przedziwne uczucie, od
którego zachciało ci się naraz i śmiać, i płakać?
Missy skinęła głową.
– To jest właśnie ten cud. To, co czułaś, to miłość. I to ona sprawia, że ludzie
chcą mieć dzieci.
– Tata mówi, że ciężko jest wychowywać dziecko, kiedy człowiek nie jest jeszcze
na to przygotowany.
– Nawet kiedy jest się gotowym, też nie jest to łatwe. – Barbara uśmiechnęła się.
– Chciałabym ci opowiedzieć o mojej koleżance. Ale najpierw muszę się czegoś
napić. A ty? Masz na coś ochotę?
– Poproszę o szklankę mleka.
– A może jabłko z masłem orzechowym? – zaproponowała Barbara.
Missy nieśmiało skinęła głową. Wstały i przeszły do kuchni.
– I co z tą pani koleżanką? – spytała Missy, kiedy usiadły przy stole.
Barbara uśmiechnęła się.
– Miała na imię Samantha. Mieszkałyśmy w jednym pokoju w akademiku. Była
wtedy moją najlepszą przyjaciółką. Później została księgową i wyszła za mąż za
inżyniera. Powodziło im się bardzo dobrze. Jej mąż jeździł BMW, ona miała własne
volvo. Kupili też sobie piękny apartament pod miastem.
Ugryzła kawałek jabłka, a potem ciągnęła dalej:
– Kiedy Samantha skończyła dwadzieścia dziewięć lat, doszła do wniosku, że już
najwyższy czas zdecydować się na dziecko. Wybrała się do lekarza i zaczęła zażywać
wszystkie możliwe witaminy oraz czytać literaturę na temat ciąży. Obliczyła, kiedy
przypadają jej płodne dni, i wykupiła bilety na romantyczny rejs, żeby byli z mężem
wypoczęci i odprężeni, kiedy poczną dziecko.
– I udało jej się zajść w ciążę?
– O, tak. Gdzieś na morzu pomiędzy Miami a Nassau. Potem znów rzuciła się na
książki i kupiła specjalny megafon, który przyciskała do brzucha, kiedy mówiła do
dziecka. Kupiła też taśmy z muzyką, która miała je uspokajać. Zapisali się z mężem
do szkoły rodzenia. Mąż oczywiście asystował przy porodzie i osobiście przeciął
pępowinę. Urodziła im się prześliczna córeczka. Samantha wzięła półroczny urlop
macierzyński, potem zatrudnili cudowną niańkę i wszystko układało się idealnie aż do
dnia, w którym Chelsea – to znaczy ich córka – poszła do przedszkola. Było to
oczywiście najlepsze prywatne przedszkole wychowujące dzieci według
najnowocześniejszych metod.
– I co dalej? – spytała Missy, wyraźnie zaciekawiona.
– Któregoś wieczora Samantha zadzwoniła do mnie. Była w stanie histerii.
Płakała tak rozpaczliwie, że z trudem rozumiałam, co do mnie mówiła. – Barbara
kwaśno się uśmiechnęła. – To cud, że łzy nie trysnęły mi do ucha ze słuchawki.
Missy zachichotała.
– Co jej się stało?
– Wychowawczyni Chelsea poradziła im, żeby zatrzymali małą jeszcze przez rok
w niższej grupie, bo na jej rysunkach ludzie nie mają palców.
– Co takiego? – Missy z niedowierzaniem spojrzała na Barbarę.
– Dokładnie to, co mówię. Samantha zadzwoniła do mnie, bo wiedziała, że
ukończyłam studia pedagogiczne, a chciała się jeszcze kogoś poradzić. Była
przekonana, że Chelsea jest dzieckiem opóźnionym i że to jej wina. Doszła do
wniosku, że w ogóle nie nadaje się na matkę, skoro ma takie nieudane dziecko.
– A co pani jej powiedziała?
– Przede wszystkim kazałam jej się uspokoić. Wytłumaczyłam jej, że każde
dziecko rozwija się inaczej i że na pewno któregoś dnia Chelsea sama zauważy, że
ludzikom na jej rysunkach brak palców. Poradziłam jej też, żeby kupiła córce blok i
kredki i pozwoliła jej rysować, zamiast grać z nią w te idiotyczne nowoczesne gry. No
i oczywiście, żeby oprawiła rysunki Chelsea i powiesiła je na ścianie bez względu na
to, czy przedstawiają ludzi z palcami czy bez.
– Posłuchała pani?
– Tak. A po dwóch tygodniach zatelefonowała do mnie i powiedziała, że Chelsea
zaczęła wreszcie rysować ludzi z palcami i wobec tego będzie mogła uczęszczać do
wyższej grupy. Próbuję ci wytłumaczyć, Missy, że wychowywanie dziecka to trudne
zadanie. Dlatego wszyscy rodzice, bez względu na wykształcenie, wiek czy wrodzone
talenty rodzicielskie, stają czasem przed problemami, z którymi nie potrafią sobie
poradzić.
Missy znów przygryzła wargi i głęboko się zamyśliła. Barbara w milczeniu jadła
jabłko. Potem Missy wypiła mleko i wróciły do salonu, żeby skończyć porządkowanie
dokumentów.
– Jak pani myśli, czy jeśli oddam dziecko do adopcji, jego rodzice pozwolą mu
nosić te niebieskie buciki, które kupiłam?
– Nie wiem – odparła Barbara. – Chyba tak, zwłaszcza jeżeli się dowiedzą, że
buciki są od ciebie. Gdybyś chciała zobaczyć swoje dziecko, prawdopodobnie
mogłabyś mu je sama nałożyć.
– W broszurce o adopcji, którą dostałam od doktor Scofield, jest napisane, że
czasami można pisać do dziecka albo posyłać mu prezenty, a nowi rodzice mogą
przekazywać jego zdjęcia za pośrednictwem adwokata.
– Doktor Scofield mówiła też, że można spotkać się z kandydatami na rodziców i
pomóc w wyborze pary, która, według ciebie, byłaby najlepsza dla twojego synka.
Missy pracowicie zszywała papiery.
– Dałabym mu mojego „Kota w butach” – mruknęła, nie odrywając wzroku od
spinanych formularzy.
– To twoja ulubiona książka?
Missy skinęła głową.
– Tata czytał mi ją co wieczór. Był wtedy bardzo zabawny.
– Jak w restauracji?
– Tak. On się czasem wygłupia.
– Dobrze mieć takiego ojca, prawda?
– Tak... – Missy nagle przerwała. Ramiona jej zadrżały. Opuściła głowę i
nieoczekiwanie wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
Barbara przytuliła ją i zaczęła kołysać jak małe dziecko, głaszcząc po plecach i
szepcząc słowa pocieszenia.
– Płacz, płacz, kochanie. Wyrzuć z siebie to wszystko. Będzie ci potem lżej.
– Wcale nie chciałam znowu złamać ojcu życia – szlochała Missy. – Nie zaszłam
w ciążę naumyślnie jak moja matka.
Jak jej matka! Barbara poczuła, że włos jeży jej się na głowie. Co Missy
naprawdę wiedziała o Christine? Jakie jeszcze fałszywe wyobrażenia tłamsiła w
sobie? Jak dziewczyna tak wrażliwa jak Missy mogła żyć ze świadomością, że jej
matka źle się prowadziła?
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała.
Missy odsunęła się i zaczęła palcami rozmazywać łzy na policzkach.
– Nie powie pani nikomu? – upewniła się. – Obiecała pani, że wszystko, o czym
rozmawiamy, zostanie między nami.
– Nic się nie zmieniło. – Mój Boże, pomyślała Barbara, biedne dziecko!
Missy głośno wytarła nos.
– Tata miał studiować prawo. Chciał zostać adwokatem. Na pewno dopiąłby celu,
gdyby nie musiał rzucić studiów, żeby się mną zająć. A to wszystko przez nią.
– Twoją matkę? Dziewczyna skinęła głową.
– To ona go uwiodła i naumyślnie zaszła w ciążę, żeby się potem musiał z nią
ożenić.
– Kto ci takich głupstw naopowiadał? – Barbara była zszokowana.
– Nikt. Podsłuchałam, jak babcia rozmawiała z ojcem na ten temat. – Zarzuciła
Barbarze ręce na szyję i znowu się rozszlochała. – Ona zawsze się bała, że będę taka
jak mama. Mówiła, że to dlatego lubię się malować i ubierać tak... tak...
prowokacyjnie i robić sobie takie idiotyczne fryzury.
– Och, Missy – westchnęła Barbara, kołysząc ją i tuląc – moje biedne kochanie,
twoja babcia...
– Ona miała rację – szlochała Missy. – Wcale nie jestem lepsza od matki. Jestem
w ciąży tak jak ona, a tatuś znowu ma złamane życie.
– Ale tym razem to zupełnie inna sprawa. Ty nie sypiałaś ze wszystkimi jak... –
Przerażona ugryzła się w język, nim wypowiedziała imię Christine, ale i tak było już
za późno.
Missy zamarła, a potem zaczęła mówić, z trudem łapiąc oddech:
– Więc pani ją jednak znała, prawda? I musiała pani wiedzieć, że moja matka była
po prostu zwykłą.
– Cśśś. – Barbara położyła jej dłoń na ustach. – Nie wolno tak mówić o własnej
matce. Mało ją znałam, ale wiem, że wychowywała się bez rodziny, która by się nią
zajęła. Nie była zła, przynajmniej nie w ten sposób, jak myślisz. Ona po prostu nie
miała nikogo, kto by ją nauczył przyzwoitości i szacunku dla samej siebie. A poza
tym, jak mogła być z gruntu zła, skoro urodziła taką miłą córkę?
Odgarnęła kosmyk, który przykleił się do mokrego od łez policzka Missy, i
ciągnęła dalej:
– Nie można odziedziczyć po kimś złych skłonności. Nie jesteś odpowiedzialna
za to, co zrobiła twoja matka, i nie jesteś niemoralna dlatego, że zaufałaś chłopcu,
który nie dorósł do sytuacji.
– Jeżeli nie oddam dziecka, tata znów będzie miał straszne kłopoty, jak przed
moim urodzeniem.
– Kochanie, twój ojciec jest taki przygnębiony, bo wie, jak bardzo dziecko
skomplikuje twoją przyszłość. Twoją przede wszystkim, nie jego! Musicie to
wszystko głęboko przemyśleć i przedyskutować, nim podejmiesz decyzję, która
będzie miała wpływ na całe wasze życie.
Trzymała Missy w objęciach, kołysząc ją łagodnie, aż poczuła, że dziewczyna
zaczyna się uspokajać. Wtedy sięgnęła po paczkę chusteczek do nosa.
Po jakimś czasie skończyły porządkować dokumenty i Missy pojechała do domu.
Nim jej samochód zniknął za rogiem, Barbara już wykręcała numer agencji Richarda.
Richard zjawił się o dziewiątej.
– No i jak tam Missy? – spytała Barbara.
– W porządku. Postąpiłem zgodnie z twoją radą i zabrałem ją na kolację. Była
trochę przygaszona, ale to ostatnio u niej normalne. – Rzucił Barbarze pytające
spojrzenie. – O co chodzi? Po twoim telefonie spodziewałem się, że będzie znacznie
gorzej.
– Bo było. Proszę cię, Richardzie, przytul mnie na chwilę.
– Chodź tu! Mnie też to dobrze zrobi. Tak ładnie pachniesz – dodał, kryjąc twarz
w jej włosach.
– Proszę cię, zrób coś dla mnie – szepnęła Barbara, kiedy wziął ją w objęcia –
spraw, żeby świat choć na chwilę przestał istnieć.
– Gdybym wiedział, jak to zrobić, już by go nie było – mruknął Richard, a po
chwili zapytał: – Co się dzieje z Missy?
– Usiądźmy. – Barbara zaprowadziła go do salonu.
– Jeżeli najpierw mamy rozmawiać, to znaczy, że jest jakiś problem.
– Tak – przytaknęła bezbarwnym głosem. – Missy ...
– Nagle zabrakło jej słów. Wzięła głęboki oddech i znów zaczęła: – Missy na
serio rozważa możliwość oddania dziecka do adopcji.
– Przecież wiemy o tym nie od dziś. – Richard był wyraźnie zaskoczony. – Chyba
cię to nie dziwi? Mówiliśmy już, że to jedna z możliwości. Wiem, jak bardzo
przeżywasz ciążę Missy, ale trzeba też wziąć pod uwagę...
– Nie chodzi o to, że Missy zastanawia się nad adopcją – przerwała mu Barbara –
tylko o to, dlaczego to robi.
– No więc dlaczego? – zapytał Richard. – Według mnie po prostu zdała sobie
sprawę, że nie dorosła jeszcze do macierzyńskich obowiązków. Barbara popatrzyła
mu w oczy.
– Gdyby było tak, jak mówisz, nie czułabym się taka przygnębiona. Chciałabym
mieć pewność, że Missy wybrała wyjście najlepsze dla niej i dla dziecka.
– A jakie inne może mieć powody?
– Och, Richardzie – westchnęła Barbara ze smutkiem – jej chodzi o ciebie.
– O mnie?!
– Ona myśli... ach, mój Boże, jestem w takiej rozterce...
– Ale dlaczego?
– No bo... bo sama nie wiem, co i ile powinnam ci wyjawić.
– Jeżeli to dotyczy Missy, możesz mi powiedzieć wszystko.
– Nie wolno mi zawieść zaufania moich podopiecznych. Tym razem dodatkowo
chodzi o osobę, do której zdążyłam się przywiązać.
– Ale tak się właśnie składa, że ta osoba to moja córka. Źrenice Barbary
niebezpiecznie się zwęziły.
– Mam moralny obowiązek zachować dyskrecję, skoro Missy mnie o to prosiła!
– A ja jestem ojcem Missy! I masz moralny obowiązek powiedzieć mi o
wszystkim, co jej dotyczy. Nie masz prawa niczego przede mną ukrywać!
Barbara westchnęła z rozpaczą.
– Nie kłóćmy się. Przecież oboje jesteśmy po tej samej stronie. Po stronie Missy. I
chcemy dla niej jak najlepiej. Powinniśmy ze sobą współdziałać, a nie walczyć.
– Przepraszam cię, Barbaro. To dlatego że... Po prostu odchodziłem od zmysłów
po twoim telefonie. Ja już nie jestem w stanie patrzeć na to
;
jak Missy się męczy! I do
tego ta przeklęta świadomość, że nie mogę dla niej nic zrobić. A teraz jeszcze
dowiaduję się, że ukrywasz przede mną jakąś straszną tajemnicę...
– Nie ma żadnej strasznej tajemnicy, Richardzie. Missy powiedziała mi coś, co
nasuwa przypuszczenie, że ma kompleks winy.
– Jakiej znowu winy? Dlaczego ma czuć się winna? To ja, jej ojciec, dałem jej zły
przykład.
Barbara zamyśliła się głęboko.
– Nie sądzę – zaczęła po chwili – by Missy podjęła współżycie ze swoim
chłopakiem dlatego, że przyłapała cię w kompromitującej sytuacji z jakąś obcą
kobietą. Złożyło się na to wiele czynników: jej młody wiek i związana z tym
pobudliwość, a zarazem ciekawość, presja środowiska, no i oczywiście młodzieńcze
zadurzenie, które wzięła za miłość – przerwała i z trudem się uśmiechnęła. – Chyba
jeszcze pamiętasz, jak to jest w tym wieku?
Richard ze zdumieniem stwierdził, że też się uśmiecha.
– Aż za dobrze. Barbara wzięła go za rękę.
– Przypominasz sobie, jak kiedyś twoja matka odkryła ślady szminki na twojej
koszuli i powiedziała, że żadna przyzwoita dziewczyna nie maluje ust na tak jaskrawy
kolor?
– Nie.
– Obawiam się, że jeśli chodzi o twoją matkę, nie umiem się zdobyć na
obiektywizm.
Usta Richarda zacisnęły się w wąską kreskę.
– Czy Missy z tobą o niej rozmawia?
– Od czasu do czasu. Ona kocha babcię. Czasami ludzie, na których nam
najbardziej zależy, mają na nas największy wpływ, kształtują nasze poglądy,
wpływają na nasz sposób myślenia, ocenę sytuacji.
– Masz na myśli jakąś konkretną sytuację? Barbara zawahała się, a potem spytała:
– Czy chcesz, żeby Missy oddała dziecko?
– Co?! – wykrzyknął Richard, zaskoczony zarówno pytaniem, jak i raptowną
zmianą tematu.
– Czy tego właśnie chcesz?
– Chcę tego, co będzie dla niej najlepsze.
– To wymijająca odpowiedź. Nie musisz niczego ukrywać, w końcu jesteśmy tu
tylko we dwoje. Powiedz mi, czego naprawdę po niej oczekujesz. Tylko szczerze.
W oczach Richarda pojawił się smutek.
– Chciałbym zbudzić się jutro rano i odkryć, że to był jakiś upiorny sen i Missy
wcale nie jest w ciąży.
– Ale takiej możliwości nie ma.
– Niestety. Każde wyjście wydaje mi się jednakowo beznadziejne. Kiedy myślę o
tym, że Missy miałaby samotnie wychowywać dziecko, jestem przerażony. A z
drugiej strony, jeżeli odda je do adopcji, nigdy już nie będzie tą samą osobą. I to też
napawa mnie lękiem.
– A co trapi cię bardziej?
Richard spojrzał Barbarze w oczy, jakby spodziewał się znaleźć w nich
zrozumienie i współczucie.
– Czy w tej chwili jesteś psychologiem czy kobietą?
– Jestem kobietą, która cię kocha.
Kurczowo chwycił ją za ręce, jakby była jego ostatnią deską ratunku.
– Poradź mi, co mam robić? Popełniłem już tyle błędów. Nie dopuść do tego,
ż
ebym znowu wszystko popsuł!
Obsypała pocałunkami jego szyję, policzki, powieki, gładząc go jednocześnie i
tuląc.
– Zrobisz to, co będzie najlepsze dla Missy. Będziesz przy niej, żeby ją wspierać.
Oboje przy niej będziemy.
Tulili się do siebie przez długą chwilę, wreszcie Barbara uspokoiła się i
spróbowała zebrać myśli.
– Czy rozmawialiście o tym, jak dziecko może zmienić jej życie? Powiedziałeś
jej, że zamierzałeś studiować prawo, ale ciąża Christine popsuła ci szyki?
– Co?! Nie! Oczywiście, że nie! Rozmawialiśmy wyłącznie o tym, że Missy chce
się dalej uczyć, a nie o...
Barbara zgarbiła się i ciężko westchnęła.
– Tak właśnie sądziłam.
Richard rzucił jej pytające spojrzenie.
– Czy o to ci chodziło, kiedy stwierdziłaś, że Missy ma kompleks winy?
Barbara skinęła głową.
– Wbiła sobie do głowy, że byłeś niewinnym barankiem, który wbrew własnej
woli dał się uwieść i gdyby nie jej przyjście na świat:..
– Nigdy jej czegoś podobnego nie mówiłem! Przecież ona nawet nie wić, że
Christine zaszła w ciążę przed ślubem.
– Twoja matka nigdy nie mówiła nic o Christine? Nawet kiedy Missy była mała
albo bawiła się w sąsiednim pokoju? Czy kiedy Christine przychodziła odwiedzić
Missy, nie dochodziło do kłótni?
Richard potrząsnął głową.
– Dzieci są mądrzejsze, niż sądzisz. Domyślają się wielu rzeczy, nawet jeżeli się
o nich nie mówi. Podchwytują strzępki rozmów, wyczuwają nastroje, a potem ich
wyobraźnia wypełnia puste miejsca tej łamigłówki. Richard jęknął z rozpaczą.
– Nie podejrzewałem, że jest aż tak źle! Czy można jej jakoś pomóc?
Oczy Barbary zaszły łzami.
– To nie będzie łatwe.
– Łatwe! – Richard gorzko się roześmiał. – Zapomniałem już, że w ogóle istnieje
takie słowo.
– Uważam, że powinieneś porozmawiać z Missy o Christine. Twoja córka musi
wreszcie poznać prawdę.
– To stara historia – powiedział Richard zdławionym głosem. – Co za sens, żeby
wciągać w to Missy? Po co ma wiedzieć, że...
– śe kiedy jej ojciec był młody i niedoświadczony, popełnił brzemienny w skutki
błąd? Myślę, że właśnie to trzeba Missy uświadomić. – Zarzuciła Richardowi ręce na
szyję i powiedziała, patrząc mu w oczy: – Missy cię uwielbia i boi się, że po raz drugi
łamie ci życie. Jeżeli dasz jej do zrozumienia, że i tobie zdarzało się popełniać
pomyłki, może uwierzy, że rozumiesz ją i pomimo wszystko kochasz.
– Missy wie, że ją kocham.
– Oczywiście, że wie. Bo jesteś jej idealnym tatusiem, a idealni tatusiowie zawsze
kochają swoje córki. Wie, że będziesz ją kochać, nawet jeśli skomplikuje ci życie,
podobnie jak uczyniła to jej matka. Pomyśl jednak, jakie to będzie dla niej ważne,
kiedy się dowie, że jesteś na tyle niedoskonały, by zrozumieć, co teraz przeżywa. Ona
musi wiedzieć, że bez względu na wszystko jesteś po jej stronie, nawet jeżeli
podejmie decyzję, która będzie korzystna dla niej i dziecka, a nie dla ciebie.
– Ona rzeczywiście uzależnia swój wybór ode mnie? Barbara skinęła głową, z
trudem powstrzymując łzy.
– Tak. A potem w każde kolejne święta czy urodziny będzie rozmyślać o
utraconym dziecku, aż wreszcie kiedyś zda sobie sprawę z tego, że tak naprawdę
nigdy nie miała wyboru. I wtedy odwróci się od ciebie. Ale jeśli teraz zrobisz to dla
niej... jeśli sprawisz, że będzie mogła dokonać prawdziwego wyboru, jeszcze bardziej
cię pokocha.
Richard znowu chwycił Barbarę za ręce. Wydawała mu się ostoją i wybawieniem.
– Przedstawiasz to tak, jakbym czaił się przy łóżku Missy, gotowy wyrwać jej z
rąk niemowlę.
– Wcale cię o to nie podejrzewam – zapewniła go Barbara. – Missy też wie, że nie
jesteś taki. Czy to nie ironia losu, że masz teraz prostować mylne wyobrażenia, z
którymi męczyła się przez tyle lat?
Richard westchnął. Jego gorący oddech muskał ucho Barbary.
– śycie jest takie... skomplikowane.
– Czy poczujesz się lepiej, jeżeli ci powiem, że cię kocham?
– Czy poczuję się lepiej? Przecież jesteś jak opoka. Co bym począł bez ciebie?
– Ale czy będziesz mnie nadal kochać, kiedy przestanę ci być tak rozpaczliwie
potrzebna? – Barbara sama nie była pewna, czy to miał być żart.
– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia i nic – ani czas, ani rozłąka, ani moje
błędy – nie jest w stanie tego zmienić. To, że cię odnalazłem w chwili, kiedy byłaś mi
najbardziej potrzebna, to musiał być jakiś... cud. Nagle rozwiała się gęsta mgła, w
której błądziłem przez tyle lat, i zaświeciło słońce. Ale nawet gdybyśmy się spotkali
dopiero za miesiąc, za rok, od nowa bym się w tobie zakochał.
Barbara serce miała przepełnione radością, a gardło ściśnięte ze wzruszenia.
Przytuliła się więc do Richarda, by choć w ten sposób dać mu do zrozumienia, jak
bardzo jest jej bliski.
Milczenie przedłużało się, aż w końcu Richard zapytał:
– Co zrobimy, jeżeli Missy zatrzyma dziecko?
– Będziemy je po prostu kochać – odparła Barbara. – I Missy też będziemy
kochać, by wiedziała, że nie jest osamotniona.
– Wizja małego dziecka w domu trochę mnie przeraża – westchnął Richard. –
Ten hałas, bezsenne noce, ciągły zamęt...
– Przecież z Missy jakoś sobie poradziłeś.
– Ale byłem wtedy znacznie młodszy. Miałem więcej energii. Nie zdawałem
sobie sprawy, jak ciężkie są rodzicielskie obowiązki. Po prostuje wykonywałem i już.
– Więc pomożesz Missy w ten sam sposób. A ja pomogę tobie. Może to zabrzmi
idiotycznie, ale będziemy to robić dlatego, że jesteśmy rodziną, a rodzina jest po to,
ż
eby sobie nawzajem pomagać w trudnych chwilach.
– To piękne, co mówisz – powiedział Richard.
– Jest tylko jeden mały kłopot.
– Nie mam nawet odwagi spytać jaki – westchnął Richard. – Jeżeli jest jeszcze
coś, o czym nie pomyślałem, wolałbym o tym nie wiedzieć.
Barbara zachichotała.
– Rzecz w tym, że jak na dziadka wyglądasz nieprzyzwoicie młodo. Nikt ci nie
uwierzy! Dziadkowie powinni mieć siwe wąsy i strugać drewniane zabawki.
Richard spojrzał na nią pełnym miłości wzrokiem.
– Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie w tej chwili rozśmieszyć. Ale muszę ci
coś zdradzić – tobie też nikt nie uwierzy. Będziesz najbardziej ponętną babcią pod
słońcem.
– Możesz mi kupić flanelową nocną koszulę.
– Przecież jesteśmy na Florydzie – roześmiał się Richard. – Nikt tu nie nosi
flanelowych nocnych koszul. Nie wolałabyś czegoś z koronki, żebym mógł sobie
trochę popatrzeć?
– Dziadek nie powinien nawet myśleć o takich rzeczach.
– To prawda, ale skoro siedzi obok tak wspaniałej babci...
Roześmiali się oboje i na moment zapomnieli o troskach. Jednak po chwili
Barbara wyczuła, że Richard znów zaczyna się martwić.
– Która godzina? – zapytał.
– Wpół do jedenastej. Czy Missy będzie już spała, jak wrócisz do domu?
– Nie wiem. Zawsze była nocnym markiem, ale czasami lubi się wcześniej
położyć. – Umilkł, a po chwili dorzucił: – Chyba powinienem już iść.
Barbara skinęła głową.
– Czuję się kompletnie bezsilny – westchnął.
– Masz w sobie siłę i miłość. Poradzisz sobie. – Ścisnęła go za rękę i czule
pocałowała w usta. – A kiedy już się z tym uporasz, staniecie się sobie bliscy jak
nigdy dotąd.
Odprowadziła Richarda do drzwi.
– Pamiętaj, że istnieje genialny wynalazek zwany telefonem. Daj mi znać, jak ci
poszło.
Skinął głową i obdarzył ją ostatnim pocałunkiem na dobranoc.
Zaraz po jego wyjściu Barbara położyła się do łóżka. Próbowała trochę poczytać,
ale nie potrafiła się skupić, bo głowę wciąż miała zajętą Richardem i Missy. Pewnie
już zdążył wrócić do domu i lada chwila będzie rozmawiał z córką.
Natarczywy dźwięk telefonu przerwał jej rozmyślania. Z sercem pełnym
niepokoju podniosła słuchawkę i powiedziała: „Halo!”
– Missy śpi jak suseł – odezwał się Richard. – Wobec tego nie będę jej budził.
Jutro z nią porozmawiam.
– Może to i lepiej – stwierdziła Barbara. – Będziesz miał więcej czasu, żeby sobie
wszystko przemyśleć.
– Wracam do ciebie, Barbaro. Wyglądaj przez okno, żeby mnie wpuścić. Nie chcę
dzwonić, żeby ten wściekły pies znowu nie dostał szału.
– Teraz? O tej porze?
– Wszystko załatwiłem. Moja sąsiadka, Cynthia Munoz, ta, którą widziałaś na
meczu, zanocuje u mnie na wypadek, gdyby Missy się obudziła. Zgodziła się chętnie,
bo wyświadczyłem jej niejedną przysługę.
– Aha. – Barbara natychmiast przypomniała sobie potężnego mężczyznę na
wózku inwalidzkim.
– Mógłbym zostać do rana, tylko będę musiał wrócić, zanim Missy się obudzi –
powiedział Richard. – Słuchaj, Barbaro, jeżeli nie chcesz, żebym teraz przyjeżdżał, po
prostu mi powiedz. Ale jesteś mi tak bardzo potrzebna. Pragnę być z tobą. Przez całą
noc.
Otworzyła mu drzwi w nocnej koszuli, wyciągnęła rękę i zaprowadziła prosto do
sypialni. Richard rozebrał się i położył obok Barbary.
– Dziś w nocy nie będziesz miała ze mnie zbyt wiele pożytku – ostrzegł ją. –
Chcę tylko, żebyś ze mną była.
Przysunęła się do niego i wtuliła policzek w zagłębienie jego ramienia.
– Możesz być spokojny, nigdzie się nie wybieram – mruknęła.
Bo i dokąd miałaby się wybierać, skoro leżała w ramionach Richarda.
ROZDZIAŁ 13
– Richardzie! – Barbara pocałowała go w policzek.
– Richardzie! – powtórzyła głośniej, całując w drugi.
– Ricky!
Powoli otworzył oczy i nieprzytomnie rozejrzał się wokoło. Kiedy przypomniał
sobie, gdzie jest, uśmiechnął się.
– Musisz wstawać – usprawiedliwiała się Barbara. Richard leniwie się
przeciągnął.
– Wcale nie miałam ochoty cię budzić. Tak spokojnie spałeś. – Nawet nie drgnął,
kiedy rozdzwonił się budzik i Barbara wstała do łazienki.
– Miałem dobre towarzystwo – mruknął półprzytomnie.
– Jak to miło otworzyć oczy i zobaczyć cię obok siebie – powiedziała. – A potem
sobie przypomnieć, jak cudownie mi się zasypiało przy twoim boku.
Richard objął ją i mocno przytulił.
– I tak właśnie ma być. Tak będzie. Jestem tego pewny. Mówił z przekonaniem,
które wzruszyło Barbarę. Nagle poczuła, że budzi się w nim namiętność.
– Trzeba było nastawić budzik pół godziny wcześniej – szepnął, kryjąc twarz w
jej włosach.
Barbara udała zdziwienie.
– A po co?
– Tak czy inaczej, zostało nam jeszcze parę minut. Nie zmarnujmy ich.
– Jak sobie życzysz – roześmiała się Barbara.
Dużo później, wygodnie rozparta na poduszkach, patrzyła na ubierającego się
Richarda.
– Czy coś jest nie tak? – zaniepokoił się.
– Nie – odparła z uśmiechem. – Wszystko w porządku. Tak właśnie ma być.
Richard przysiadł na brzegu łóżka i ujął jej rękę.
– Też tak mówiłem, pamiętasz?
Odpowiedziała uśmiechem. Na moment pogrążyli się w marzeniach o wspólnej
przyszłości. Niestety, wkrótce musieli wrócić na ziemię.
– Zatrzymam dziś Missy w domu – stwierdził Richard.
– Nie chcę odwlekać naszej rozmowy aż do popołudnia, a gdyby szła do szkoły,
zostałoby nam za mało czasu.
– To chyba dobry pomysł. Nie będziesz musiał się spieszyć, a Missy spokojnie
może opuścić jeden dzień.
Richard westchnął i znużonym wzrokiem spojrzał na Barbarę.
– Wiesz, na co mam największą ochotę? Z powrotem znaleźć się w twoim łóżku i
zostać w nim cały dzień.
– Prędzej czy później musiałbyś z niego wyjść i stawić czoło rzeczywistości. Im
szybciej to zrobisz, tym lepiej.
Skinął głową i z ponurym wyrazem twarzy podniósł się z łóżka.
– Będę o tobie myślała – zapewniła go Barbara. – Zadzwoń do mnie do szkoły,
jak tylko będziesz miał okazję.
Jedyną odpowiedzią było posępne skinienie głową.
Przez cały dzień Barbara była kompletnie wytrącona z równowagi. Oczekując
telefonu od Richarda, z każdą godziną bardziej się zdenerwowała. Dawno minęło
południe, a wciąż nie było żadnych wieści. Po szkole wróciła do domu i dalej czekała,
pełna niepokoju.
Telefon odezwał się dopiero po piątej.
– Co z Missy? – krzyknęła, gdy tylko rozpoznała głos Richarda.
– Wszystko w porządku.
– Tak długo nie dzwoniłeś. Bałam się, że coś się stało. Chciałam nawet
zatelefonować do doktor Scofield i spytać, czy Missy nie pojechała do szpitala.
– Nie wydaje ci się, że natychmiast bym cię zawiadomił?
Barbara głęboko westchnęła.
– Przepraszam. Niepotrzebnie wpadłam w panikę.
– Właśnie wróciliśmy z Missy do domu. Spędziliśmy cały dzień na plaży.
– Wydajesz się taki... – Nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. Rozluźniony?
Rozradowany? – Jak wam poszło? – zapytała.
– Bardzo dobrze, ale nie chcę mówić o tym przez telefon. Możesz tu przyjechać?
Missy też chciałaby być przy naszej rozmowie.
– Do ciebie do domu?
– Będzie nam miło móc cię gościć – powiedział z żartobliwą powagą.
Barbara była tak zaskoczona nagłą zmianą nastroju Richarda, że myślała o tym
nie tylko przez całą drogę, ale nawet gdy dzwoniła do drzwi jego domu. Kiedy
Richard wychodził od niej o wpół do siódmej rano, sprawiał wrażenie człowieka
idącego na ścięcie. A teraz był taki... radosny? To było za słabe określenie...
Otworzyli jej oboje. Richard uśmiechał się. Missy powitała ją uściskiem, a potem
zaprowadziła do salonu, oddzielonego szklaną ścianą od osławionego patia starszej
pani Benson. Barbara usiadła na sofie obok Missy, starając się nie myśleć o pewnej
niefortunnej randce Richarda.
Zapadła cisza. Nikt się nie spieszył, żeby zacząć rozmowę. Barbara zauważyła na
stoliku zdjęcia dziecka, oprawione w nowe, błękitne ramki.
Milczenie przedłużało się. Patrząc na córkę i ojca, Barbara odniosła wrażenie, że
rozsadza ich chęć, by jak najprędzej podzielić się z nią najświeższymi
wiadomościami. Wreszcie, nie mogąc już znieść napięcia, z zachęcającym uśmiechem
zwróciła się do Missy:
– Słyszałam, że wybrałaś się dziś na wagary i spędziłaś cały dzień na plaży.
Missy nieśmiało się uśmiechnęła.
– Nigdy by mnie pani o to nie podejrzewała, prawda? Nie mieliśmy dziś żadnych
klasówek i oczywiście postaram się wszystko nadrobić.
– Chcieliśmy się oderwać na chwilę od tego wszystkiego – powiedział Richard. –
A poza tym dawno już odkryłem, że najlepiej rozmawia nam się na plaży.
– Nie puściłam pary z ust – zwróciła się Barbara do dziewczyny konspiracyjnym
szeptem. Napięcie narastało. Znowu zapadło milczenie.
– Odbyłem z Missy poważną rozmowę – przemówił w końcu Richard. –
Nareszcie wiele zrozumiała.
Dziewczyna w milczeniu skinęła głową.
– Missy podjęła pewną bardzo ważną decyzję. Czy chcesz sama o tym
powiedzieć?
Znów przytaknęła i zerknęła na Barbarę. Miała oczy przestraszonego dziecka. Po
raz kolejny Barbara zdała sobie sprawę, że mimo zaawansowanej ciąży Missy wciąż
była niedojrzała.
– Nie dorosłam jeszcze do tego, żeby zostać matką – cicho powiedziała Missy. –
Chcę być wolna, umawiać się z przyjaciółmi, a potem wyjechać na studia. Kiedyś, w
przyszłości, kiedy będę starsza i spotkam właściwego człowieka, wyjdę za mąż i będę
miała dzieci. Ale dopiero wtedy, kiedy będę na to przygotowana.
Richard i Barbara znacząco spojrzeli sobie w oczy.
– Wydaje mi się, że podjęłaś bardzo dojrzałą decyzję, kochanie – odezwała się
Barbara.
– Chcę, żeby moje dziecko zaadoptował ktoś naprawdę wyjątkowy – ciągnęła
dalej Missy.
Richard zachęcająco skinął głową. Wtedy zwróciła się do Barbary.
– Chcę, żeby to... pani adoptowała moje dziecko. – Łza stoczyła jej się po
policzku. – Pani i tatuś.
Barbara poczuła, że i jej łzy napływają do oczu. Popatrzyła na Richarda.
Uśmiechnął się przepraszająco i rozłożył ręce.
– Wyszło szydło z worka. Missy już wszystko o nas wie.
– Ach – zająknęła się Barbara – Ach... – Nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
Zarzuciła Missy ręce na szyję i wreszcie dała upust łzom.
– Nikomu innemu bym go nie oddała – rozszlochała się Missy. – Pani będzie
wspaniałą matką. Och, proszę, będę. taka szczęśliwa, jeżeli pani się zgodzi!
Długo płakały, trzymając się w objęciach, aż wreszcie Barbara otarła łzy i
powiedziała:
– Chciałabym porozmawiać z twoim ojcem w cztery oczy. Chyba nie masz nic
przeciwko temu?
Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową.
– Skądże. Pewnie macie sobie wiele do powiedzenia. Gdybyście mnie
potrzebowali, będę w swoim pokoju.
Zabrzmiało to bardzo dorośle, wręcz protekcjonalnie. Barbara z uśmiechem
patrzyła, jak Missy wychodzi z salonu. Przez chwilę nie odrywali od siebie wzroku,
jakby zobaczyli się po raz pierwszy w życiu, potem Barbara wzięła głęboki oddech i
zapytała:
– Powiedziałeś jej o nas?
– Zdążyliśmy już poruszyć wszystkie inne tematy. Mówiliśmy o Christine i... –
przerwał, żeby zebrać myśli – i o adopcji. O tak zwanej otwartej adopcji, kiedy matka
dziecka może się spotykać z przybranymi rodzicami. I wtedy Missy stwierdziła:
„Wiesz co, tato, chciałabym, żeby pani Wilson miała męża”.
– Tak powiedziała? Richard skinął głową.
– Kompletnie mnie zamurowało, a kiedy odzyskałem głos, spytałem dlaczego. A
ona na to: „Bo wtedy mogłaby zaadoptować moje dziecko”.
Twarz Richarda rozjaśniła się ciepłym uśmiechem. Barbara poczuła, że oczy
znów ma pełne łez. Siedzieli tak blisko siebie, niemal się dotykając, a mimo to wciąż
wydawało jej się, że dzieli ich zbyt wielki dystans.
– Wyjaśniła – mówił dalej Richard – że ty rozumiesz, co to znaczy być matką,
zawsze pragnęłaś mieć dzieci i gdybyś była zamężna, mogłabyś zaadoptować jej
dziecko.
Ze wzruszenia Barbara nie mogła znaleźć słów. Richard kontynuował:
– Skoro tak się jakoś złożyło, że mieliśmy dzień mówienia prawdy, naturalną
koleją rzeczy wyznałem: „Barbara była nie tylko moją szkolną koleżanką. Byliśmy w
sobie zakochani. A kiedy się znowu spotkaliśmy, okazało się, że nadal nam na sobie
zależy, więc poprosiłem ją, żeby za mnie wyszła”.
Barbara z wysiłkiem przełknęła ślinę.
– A... A co ona na to?
– Była zaskoczona.
– Tak myślę.
– Chciała koniecznie wiedzieć, czy powiedziałaś „tak”
– roześmiał się Richard. – A potem rzuciła mi się na szyję i uznała, że to
cudownie. Nasza rozmowa znowu zeszła na temat adopcji i Missy spytała, czy,
według mnie, zgodziłabyś się zaadoptować jej dziecko i czy w tej sytuacji ja nie
miałbym nic przeciwko temu.
Barbara wstrzymała oddech. Serce głucho biło jej w piersi.
– Co jej odpowiedziałeś? – spytała szeptem.
– śe na pewno będziesz zachwycona tym pomysłem.
– Przerwał na chwilę, a potem zapytał: – I co ty na to?
– Od początku wiesz, jak bardzo cierpiałam na myśl o tym, że Missy miałaby
oddać dziecko obcym ludziom – odparła Barbara, starając się mówić spokojnie.
– Czy to znaczy, że będziemy rodzicami?
– To zależy od ciebie – szepnęła. Jeszcze nie mogła w to wszystko uwierzyć.
Czyżby Richard też pragnął zatrzymać to dziecko?
– Dlaczego ode mnie?
– Jeszcze wczoraj wizja małego dziecka w domu wydała ci się przerażająca.
– Przecież to mój wnuk, Barbaro! Moja krew! Myślisz, że mógłbym się go
wyrzec?
– Nie wyrzec się dziecka i pragnąć go, to jeszcze nie to samo. Rodzicielstwo to
obowiązek jak małżeństwo. Zgadzam się pod warunkiem pełnej współpracy.
Wzrok Richarda powędrował ku błękitnym ramkom. Na moment jego oczy stały
się podejrzanie szkliste. Gwałtownie zamrugał.
– Przyzwyczaiłem się do tego małego człowieczka. Chcę widzieć, jak będzie
dorastał.
– To będzie adopcja w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Staniemy się jego
rodzicami, a Missy będzie jego siostrą. Mam nadzieję, że to zrozumie.
– Ona to świetnie rozumie. Rozmawialiśmy już o tym. Uważa, że to najlepsze
wyjście. I ja też jestem tego zdania.
Spojrzeli sobie w oczy.
– Tak być powinno, Barbaro. Kiedy urodziła się Missy, moje przedwczesne
ojcostwo dało mi mało radości. Myślę, że wiele straciłem. Tym razem jestem
znacznie lepiej przygotowany – emocjonalnie, materialnie i na wszystkie możliwe
sposoby.
– Jesteś tego pewny? – Wciąż bała się uwierzyć, że to prawda.
– Tym razem będę dzielił to doświadczenie z kimś, kogo kocham. A poza tym –
uśmiechnął się – Missy wkrótce wyjedzie na studia. Dziecko, które prędzej czy
później będziemy mieli, musi mieć towarzystwo.
– Chcesz mieć ze mną dziecko?
Richard obrzucił ją wymownym spojrzeniem.
– Myślisz, że żeniąc się z tobą i wiedząc, jak bardzo pragniesz dziecka, mógłbym
ci tego odmówić? Musiałbym nie mieć serca.
– Nawet nie myślałam... – Barbara poczuła, że cała drży. – Nie chciałam poruszać
tego tematu, kiedy byłeś tak przejęty sprawami Missy. A zresztą i tak byłam pewna,
ż
e nie zechcesz zaczynać wszystkiego od nowa.
– I mimo to zgodziłaś się wyjść za mnie za mąż?
– Przeżyłam zbyt wiele lat bez ciebie, żeby teraz odrzucić taką szansę. Zanim
znowu pojawiłeś się w moim życiu, zdążyłam się już pogodzić z myślą, że nie będę
miała dzieci. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Wolę spędzić resztę życia jako twoja
ż
ona i macocha Missy niż żyć samotnie, marząc o dziecku.
– Teraz będziesz miała wszystko, o czym marzyłaś.
Serce Barbary było zbyt przepełnione radością, by mogła usiedzieć spokojnie
bodaj chwilę dłużej. Poderwała się, wyciągając ręce do Richarda.
– Jak myślisz, czy kobieta, która będzie miała wszystko, może jeszcze dostać
całusa? Bo... – zająknęła się ze wzruszenia – bo bardzo mi tego potrzeba.
Richard wstał i rozpostarł ramiona.
– Daj tatusiowi buzi, kochanie!
– Och, Richardzie!
W tych dwóch słowach zawarła wszystko – miłość, radość i nadzieję, które miały
im odtąd towarzyszyć przez całe życie.
– Już lepiej? – spytał Richard po chwili. ‘
– Uhm – mruknęła. – Czegoś jednak brakuje, żeby było idealnie.
– Czego?
– Raczej kogo. Naszej Missy.
– I to już wszystko? – roześmiał się, a potem surowym tonem zawołał: – Missy,
chodź no tutaj! Ale już!
Zjawiła się w pół sekundy. Z jej oczu wyzierał strach. Richard uśmiechnął się do
niej z czułością.
– Twoja nowa mama ma ochotę nas wszystkich uściskać.
Missy podbiegła i objęła ich. Przez chwilę stali w milczeniu, tuląc się do siebie i
wspólnie przeżywając radość bycia we troje.
– Czy to znaczy, że jesteśmy teraz rodziną? – spytała Missy.
– Tak! – jednocześnie wykrzyknęli Richard i Barbara, a potem nagle wybuchnęli
ś
miechem.
– To mi się podoba – stwierdziła Missy. – Nawet bardzo.
EPILOG
Kiedy pierwsze krople żelu kapnęły na skórę Barbary, poruszyła się i głośno
westchnęła.
– Ejże! Przecież nawet nie jest zimny – zauważył lekarz, smarując jej obnażony
brzuch.
– Jestem trochę zdenerwowana – wyznała Barbara.
– Ma pani prawo – powiedział lekarz. – W końcu nie co dzień po raz pierwszy
ogląda się buzię swojego dziecka.
Nagle drzwi otworzyły się z hałasem.
– A co to takiego? – roześmiał się lekarz. – Rodzinka w komplecie? Chyba
zacznę sprzedawać bilety!
Do gabinetu weszła Missy, a za nią Richard z chłopcem na ręku.
– Już najwyższy czas! – zwróciła się do nich Barbara z żartobliwym wyrzutem.
Chłopczyk ze śmiechem złapał Richarda za nos.
– No, no! – Barbara pokręciła głową. – Ty mały łobuzie!
– Uhuu! – powtórzyło dziecko.
Barbara z westchnieniem wzniosła oczy do nieba.
– Jak my sobie poradzimy z dwójką?
– Będziemy ich kochać – odparł Richard z promiennym uśmiechem – i łykać
masę witamin.
– Teraz poszukam buzi – powiedział lekarz. – Ręka nam trochę zasłania. Musimy
poczekać, aż maleństwo odwróci się w naszą stronę.
Barbara, Richard i Missy z natężeniem wpatrywali się w migoczący ekran.
Barbara chwyciła Missy za rękę.
– Jest! – triumfalnie obwieścił lekarz. – Oczy, nos i usta!
– Och! – westchnęła Barbara. – Och, Richardzie, Missy, popatrzcie na to!
Widzisz tę buzię, Willy? To twój mały braciszek albo siostrzyczka.
– Można rozpoznać płeć? – dopytywała się Missy.
– Zaraz zobaczymy – powiedział lekarz. Na ekranie ukazały się rączki, potem
nóżki. – Jest! – zawołał. – Będziesz miał brata, młody człowieku.
– Chłopak! – Richard uśmiechnął się z satysfakcją. – Co o tym sądzisz, Willy?
– Dzidzi tu! – Chłopczyk poklepał Barbarę po brzuchu. Jego błękitne oczy, tak
podobne do oczu Missy, żywo zalśniły.
– Masz rację – przyznał Richard. – Mama ma w brzuchu dzidziusia.
– Willy kocha dzidzi – z powagą oświadczył chłopczyk.
– Wszyscy je kochamy – powiedziała Barbara. – Kochamy twojego braciszka tak
samo, jak kochamy Missy i ciebie, Willy.
– Teraz muszę przeprowadzić pomiary. Może pani odczuwać pewien ucisk –
wtrącił się lekarz, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– Dwóch urwisów w domu! To będzie istne pandemonium! – roześmiał się
Richard. – Missy, nie przeniosłabyś się na bliższą uczelnię? Mogłabyś wtedy zostać z
nami i trochę nam pomagać.
– Nie ma mowy! – stwierdziła Missy. – Jeżeli to będzie taki sam łobuz jak Willy,
nie da się przy nim uczyć!
Richard i Barbara roześmiali się, ale Missy nagle spoważniała.
– Cieszę się, że zrobiłaś USG przed moim wyjazdem.
– Zależało mi na tym – powiedziała Barbara. – W końcu to twój brat.
– Mogłabym dostać jego komputerowe zdjęcie? – spytała Missy. – Postawiłabym
je obok naszej rodzinnej fotografii. – Spojrzała na Barbarę i z wymownym
uśmiechem ścisnęła ją za rękę. – Chcę codziennie patrzeć na obu moich braciszków.
Następnego ranka Richard i Barbara z Willym stali w progu domu, machając
Missy na pożegnanie. Kiedy jej wyładowany po dach samochód zniknął im z oczu,
Richard powiedział:
– Wiem, że Missy robi to, co dla niej najlepsze. Mimo to będzie mi jej brakowało.
Barbara przytuliła się do niego.
– Co prawda mamy Willy’ego, ale bez niej dom będzie taki pusty.
– Nie tak znowu pusty... – nagle przerwał, a po chwili ciągnął dalej: – Kiedy
pomyślę, jak pusty byłby, gdybym cię nie spotkał, włos jeży mi się na głowie.
– Ale jednak mnie znalazłeś – powiedziała Barbara. – I mamy Willy’ego, i to
maleństwo...
Richard położył dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu.
– O, tak – przyznał z uśmiechem – ale oni kiedyś dorosną i pójdą własną drogą. A
ty i ja...
– Już nigdy więcej nie będziemy trwonić energii na próżne żale i rozmyślania, że
mogło być inaczej – dokończyła za niego Barbara.
– To dziwne – stwierdził Richard – straciliśmy tyle czasu, a jednak w końcu
dostaliśmy od życia wszystko, o czym marzyliśmy. Wszystko, z wyjątkiem tych lat,
które bezpowrotnie przeminęły. Jak myślisz, czy...?
– Czy co? – spytała.
– Czy nie dlatego tym bardziej cenimy szczęście, którym los nas teraz obdarzył?
– Na pewno – powiedziała Barbara.
– Też tak myślę – przytaknął Richard.
– No to pozostał nam już tylko jeden mały problem – stwierdziła Barbara.
– Jaki znowu problem? – zaniepokoił się Richard.
– Musimy podjąć decyzję, które z nas ma odebrać Willy’emu jego nową zabawkę.
– Barbara głową wskazała kąt podwórza, gdzie Willy z zaczerwienioną z wysiłku
buzią usiłował odkręcić kran.
– O, nie! Tym razem ci się to nie uda! – stwierdził Richard. – Willy! – krzyknął i
rzucił się w stronę dziecka, ale było już za późno. Kurek ustąpił, a Willy porwał wąż
ogrodniczy i zaczął nim energicznie wymachiwać w powietrzu. Nim Richardowi
udało się dopaść malca, wyrwać mu wąż i zakręcić wodę, byli przemoczeni do nitki.
– Tata mokry! – zachichotał Willy, kryjąc się w bezpieczne ramiona ojca.
– O, tak, bardzo mokry – ze śmiechem przyznała Barbara, patrząc na
zdegustowaną minę Richarda. – Ale i tak go kochamy, prawda, Willy?
– Willy kocha tatę. Mama kocha tatę – powtórzył chłopczyk, a Barbara poważnie
skinęła głową.
Ociekająca wodą twarz Richarda rozjaśniła się uśmiechem, pełnym ojcowskiej
dumy i miłości.
Biedny Richard. Miał takie miękkie serce. I chyba właśnie dlatego tak bardzo go
kochała.