ROZDZIAŁ PIERWSZY
Drzwi windy rozsunęły się i wyszła z niej Louisa Den
nison, jak zwykle idealnie punktualna.
Patrick przyglądał się jej z irytacją. Czy ta kobieta cho
ciaż raz nie mogłaby się spóźnić bodaj o pięć sekund?
Oczywiście wiedział, że jego reakcja jest irracjonalna, prze
cież trudno byłoby sobie wymarzyć doskonalszą asystentkę
niż ta, którą odziedziczył po poprzednim prezesie Schola
Systems.
Nosiła szare garsonki, kończące się dokładnie na wy
sokości kolan, ani jeden ciemny włos nie śmiał wystawać
z jej gładkiej fryzury. Sprawiała wrażenie kompetentnej,
dyskretnej, opanowanej i rzeczywiście taka była. Nigdy
nie przyłapał jej na wykonywaniu prywatnych telefonów
czy plotkowaniu. Nie wykazywała najmniejszego zaintere
sowania jego sprawami osobistymi. Żeby chociaż raz się
pomyliła, udowadniając, że też jest człowiekiem! Niechby
to była najmniejsza literówka, której mógłby się uczepić.
Niechby miała choć minimalne trudności ze znalezieniem
jakiegoś dokumentu. Niechby rozlała kawę lub porwała
rajstopy.
Nic z tych rzeczy!
W rezultacie Patrick czasem czuł się przy niej nieco
6
Jessica Hart
onieśmielony, co oczywiście wprawiało go w irytację, bo
to on powinien onieśmielać ludzi. Miał opinię bezwzględ
nego i wielu ludzi się go bało. Ale nie Lou.
Ona tylko patrzyła na niego spokojnie ciemnymi ocza
mi, a na jej twarzy nieodmiennie malowała się rzeczowość,
lecz jemu zdawało się, że czasem dostrzegał przebłysk lek
kiej ironii, co go oczywiście złościło.
W odwecie uważał ją za niespecjalnie interesującą. Fakt,
wyglądała całkiem atrakcyjnie, lecz musiała mieć ze czter
dzieści pięć lat, zdradzały to zmarszczki pod oczami. Zde
cydowanie wolał kobiety młodsze, bardziej seksowne, bar
dziej kobiece i nie tak powściągliwe.
-Nie spóźniłam się chyba? - spytała, podchodząc do
niego.
Miał ochotę ostentacyjnie spojrzeć na zegarek i skłamać,
że owszem, o całe piętnaście sekund.
- Oczywiście, że nie.
Zmusił się do uśmiechu. W końcu to nie z jej winy zamk
nięto tego wieczoru linię kolejową wzdłuż Wschodniego
Wybrzeża. To nie jej wina, że najbliższe lotnisko znajdowa
ło się zbyt daleko, by warto było na nie jechać, i że chętnie
zjadłby kolację z kimkolwiek innym, byle nie z nią. Cóż,
oboje utknęli w Newcastle, więc grzeczność nakazywała
mu zaprosić ją na kolację.
- Idziemy do restauracji? A może chciałaby pani naj
pierw pójść na drinka?
Ponieważ dodał to drugie po namyśle, odgadła, że wca
le nie miał ochoty na przedłużanie wspólnego wieczoru.
Ona też nie miała, bo to był naprawdę ciężki dzień.
Zaczął się o piątej rano. Lou musiała wcześniej niż
zwykle wyprawić z domu dwójkę kłótliwych nasto-
Podwójne oświadczyny
7
latków, a potem jechać z szefem pociągiem do innego
miasta na spotkanie biznesowe. Nie chciała jechać, ale
Patrick Farr nalegał. Spotkanie zakończyło się sukcesem
i podpisaniem kontraktu, lecz trwało długo i przebiegało
dość burzliwie, Lou marzyła więc już tylko o powrocie
do domu. Chciała po raz pierwszy od dłuższego cza
su spędzić spokojny wieczór, popijając dżin w gorącej
kąpieli, której nikt nie będzie przerywał waleniem pięś
ciami w drzwi i pytaniami, gdzie są te dżinsy z dziurą na
lewym kolanie!
Właściwie mogłaby odpocząć i w hotelu, jednak szef po
czuł się zobligowany do zaproszenia jej na kolację, a odmó
wić nie wypadało, tak więc oboje byli skazani na godzinę
czy dwie sztywnej konwersacji, na którą żadne nie miało
ochoty. W tej sytuacji zdecydowanie potrzebowała kielisz
ka czegoś mocniejszego.
- Dziękuję, chętnie.
Ściągnął brwi, wyraźnie niezadowolony, lecz nie przeję
ła się tym. W końcu było po godzinach pracy, a nie musia
ła mu dogadzać podczas swojego wolnego czasu. Dawno
stało się dla niej jasne, że szef właściwie nie postrzega jej
jako kobiety. Widać była nie dość młoda i nie dość ładna.
Niezbyt się tym przejmowała.
W barze z trudem znaleźli wolny stolik, ponieważ
nie oni jedni nie mogli z powodu złej pogody dostać
się do Londynu. W dodatku w tym dość prowincjonal
nym mieście wystrój baru hotelowego znacznie odbiegał
od standardów, do jakich Patrick przywykł. Nadmierna
ilość sztucznych roślin i przesadny półmrok raziły jego
poczucie smaku, co też nie poprawiło mu humoru.
- Co dla pani?
8
Jessica Hart
- Poproszę o kieliszek szampana - odparła, wygładza
jąc spódnicę.
Zaskoczyła go, szampan wydał mu się nazbyt frywol-
nym alkoholem dla tak poważnej i opanowanej osoby.
Spodziewał się raczej, że Lou zamówi albo wodę niegazo-
waną, albo wytrawne martini.
Uniosła brwi.
- Czy to zbytnia ekstrawagancja? - spytała, wiedząc, że
mógłby sobie pozwolić na kupienie najlepszego szampa
na w ilościach hurtowych. - Firma zdobyła kontrakt, jest
co uczcić.
Zacisnął zęby. Sam powinien był to zaproponować.
- Słusznie.
Kiedy zjawił się kelner, Patrick zamówił całą butelkę
zamiast dwóch kieliszków, by asystentka nie wzięła go za
sknerę. Gdy czekali, Lou siedziała swobodnie oparta, nie
zdradzając śladu zakłopotania panującym między nimi
milczeniem. Również pod tym względem nie przypomi
nała kobiet, z którymi się spotykał. Wolał dziewczyny, któ
re umiały się bawić.
Na przykład taka Ariel. Gdyby znalazł się w tym ba
rze z nią, zabawiałaby go rozmową i w ogóle wychodzi
łaby z siebie, żeby czuł się z nią jak najlepiej. Tymczasem
Lou po prostu siedziała i milczała. Ciekawe, co trzeba by
zrobić, żeby wywrzeć na niej wrażenie. Przynajmniej raz
komuś się to udało, ponieważ nie była panną, lecz panią
Dennison. Chyba rozwiedzioną, gdyż nie nosiła obrączki
Nic dziwnego. Jej maż zapewne nie dorastał do jej wyso
kich standardów.
Czuł się coraz bardziej niezręcznie, sięgnął więc po
podstawkę pod kieliszek i machinalnie zaczął stukać nią
Podwójne oświadczyny
9
o blat stołu. Ledwo powstrzymywał się od spoglądania na
zegarek
To stukanie działało Lou na nerwy. Tom robił tak samo,
czym doprowadzał ją do szału. Gdyby to on przed nią sie
dział, wyrwałaby mu podkładkę z ręki i kazała przestać, ale
Tom miał jedenaście lat i był jej synem.
A jednak palce świerzbiały ją coraz bardziej. Och, gdzie
ten szampan? Czy barman dopiero poszedł zbierać wino
grona? Ile czasu potrzeba, żeby włożyć butelkę do kubeł
ka z lodem? Jeśli kelner zaraz się nie zjawi, to ona dłużej
naprawdę nie wytrzyma, odbierze szefowi tę nieszczęsną
podkładkę i...
Przy ich stoliku zmaterializował się kelner, wyłaniając
się z ciemności, a Patrick zastygł w pół gestu.
Do niego Lou nigdy się tak nie uśmiechnęła.
Owszem, uśmiechała się uśmiechem idealnej asystent
ki, który doskonale pasował do jej garsonek i gładkiej fry
zury, lecz do kelnera uśmiechała się zupełnie inaczej - cie
pło, przyjaźnie. Lou na oczach Patricka przemieniła się
w atrakcyjną kobietę, z którą przyjemnie będzie wypić bu
telkę szampana.
Wyprostował się odruchowo i przyjrzał się jej z zainte
resowaniem, gdy tymczasem kelner dał prawdziwy popis
otwierania i nalewania szampana, zabawiając przy tym
Lou żartobliwą rozmową. Przecież on z nią flirtuje, pomy
ślał z dezaprobatą Patrick. Tylko się uśmiechnęła, a on ska
cze koło niej, chociaż mogłaby być jego matką!
Wreszcie kelner zamaszyście przewiesił sobie białą ście-
reczkę przez ramię, umieścił butelkę z powrotem w wia
derku i z ukłonem życzył Lou miłego wieczoru, za co po
dziękowała mu kolejnym pięknym uśmiechem. Patrickowi
10
Jessica Hart
nawet nie skinął głową, co było już przesadą, zważywszy,
że przecież to on płacił.
- Myślałem, że już nigdy sobie nie pójdzie. - Obrzucił
niechętnym spojrzeniem plecy oddalającego się chłopaka.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby przystawił sobie krzesło i na
pił się z nami.
- Moim zdaniem był czarujący.
-Proszę mi tylko nie mówić, że lubi pani młodych
chłopców.
- Nie. Ale nawet gdybym lubiła, byłaby to moja prywat
na sprawa.
Zaskoczyła go tą bezpośredniością, gdyż zazwyczaj nie
odzywała się do niego w podobny sposób.
- A nie sądzi pani, że takie upodobanie byłoby cokol
wiek niestosowne? - odparował.
Upiła łyczek szampana.
- i kto mi to zarzuca?
- Czy może pani wyrażać się jaśniej?
- Pańskie przyjaciółki wydają się dość młode.
- Skąd pani wie?
Lekko wzruszyła ramionami.
- Od czasu do czasu pańskie zdjęcie pojawia się w róż
nych gazetach. Zazwyczaj ma pan u boku jakąś młodą
blondynkę.
Nie sądził, by musiał się tego wstydzić.
- To fakt. Lubię piękne kobiety i na tyle młode, że nie
mają jeszcze obsesji na punkcie stałego związku.
Ach, należał więc do tych, którzy nie lubią się wią
zać. Znała ten typ. Lawrie też go reprezentował, lecz przy
wszystkich swoich wadach miał wiele uroku i ciepła, któ
rymi Patrick nie mógł się poszczycić.
Podwójne oświadczyny
11
Owszem, jej szef był całkiem atrakcyjny, musiała
to przyznać. Był niewiele starszym od niej, wysokim,
dobrze zbudowanym szatynem o zdecydowanych rysach
i przenikliwych jasnych oczach, które czasem wydawały
się zielonkawe, a czasem szare. Jego wygląd nie wywierał
jednak na Lou wrażenia, ponieważ arogancja Patricka
zupełnie pozbawiała go wdzięku. Może ponętne młode
blondynki gustowały w takich mężczyznach, ona nie.
Oczywiście wiedziała, że szefowi było wszystko jedno,
co ona o nim myśli. Dla niektórych mężczyzn kobiety po
czterdziestce stawały się niewidoczne i on ewidentnie do
nich należał.
- Nie wiedziałem, że interesuje się pani moim życiem
osobistym - rzekł dziwnie zirytowany jej obojętnym, rze
czowym tonem.
- Nie interesuję się, tylko dziewczyny z działu finansów
mają zwyczaj pokazywać artykuły o panu. Gazety chętnie
zajmują się pańską reputacją.
- A jaką to ja mam reputację?
Uśmiechnęła się lekko.
- Czyżby pan nie wiedział?
- Wolałbym to usłyszeć od pani.
- Cóż.... - Znowu pociągnęła łyczek szampana. - Posia
da pan opinię bezwzględnego. Jest pan człowiekiem suk
cesu oraz pracoholikiem. Niektórzy mają pana również za
playboya. I to już chyba wszystko, co słyszałam. Czy ten
wizerunek odpowiada prawdzie?
- Oczywiście „człowiek sukcesu" mi się podoba, z tym
polemizował nie będę, a co do reszty... Dużo i ciężko
pracuję, to fakt. Wiem, czego chcę i zawsze to dostaję.
Lubię wygrywać, nigdy nie zadowalam się kompromi-
12
Jessica Hart
sem i nie obniżam wymagań. Jeśli z tego powodu ktoś
uważa mnie za człowieka bezwzględnego, to jego prob
lem - stwierdził.
- A co z tą ostatnią częścią opisu?
- Ludzie tak mówią o każdym, kto posiada pieniądze,
a nie ma żony i dzieci. Owszem, spotykam wiele pięknych
kobiet, ale wolę pracować, niż robić to, co zazwyczaj robią
bogaci playboye.
- Rozumiem. Powiem dziewczynom z działu finansowe
go, że pańska reputacja jest mocno przesadzona, ponieważ
w rzeczywistości jest pan całkiem nudny.
Spojrzał na nią ostro, napotkał jej rozbawione spojrze
nie i uświadomił sobie, że ona żartuje. Takiej Lou nie znał.
W jej oczach pojawił się trochę zaczepny błysk, zachowa
nie stało się bardziej bezpośrednie. Patrick odniósł wraże
nie, jakby widział ją po raz pierwszy. Jego cicha, dyskret
na, idealna asystentka miała w sobie znacznie więcej życia
i energii, niż podejrzewał.
Właściwie on nic o niej nie wiedział. Może po trzech
miesiącach bliskiej współpracy pora to zmienić?
- Czyli nie dorastam do mojej reputacji... A co z panią?
Czy pani dorasta do swojej?
Zaskoczył ją tym pytaniem, lecz to nagłe zainteresowa
nie było w sumie przyjemniejsze niż dotychczasowa obo
jętność lub ironia.
- Ja nie mam żadnej reputacji.
- To niezupełnie tak. Słyszałem o pani, zanim przejąłem
firmę. Podobno w rzeczywistości to pani prowadziła Scho-
la Systems, a nie Bill Sheeran.
Ściągnęła brwi.
- Co za nonsens!
Podwójne oświadczyny
13
- Proszę się nie martwić, ani przez chwilę w to nie wie
rzyłem. Gdyby to pani podejmowała decyzje, firma nie
miałaby kłopotów. Jest pani na to zbyt kompetentna, za
radna i zorganizowana.
Zauważył, że jej kieliszek jest pusty, i sięgnął do wiader
ka po butelkę z szampanem.
- Trudno nie stać się zaradnym i zorganizowanym, gdy
człowiek ma dwójkę dzieci, nie mówiąc już o rachunkach
i kredycie do spłacenia.
Zaskoczony Patrick gwałtownie uniósł głowę.
- Każdego poranka czeka mnie poważna operacja logi
styczna polegająca na wyprawieniu dzieci do szkoły. Trze
ba je obudzić, wyciągnąć z łóżek, nakarmić, upewnić się,
czy niczego nie zapomniały, i dopilnować, by się nie spóź
niły.
- Pani ma dzieci? - spytał z niedowierzaniem.
W jego przekonaniu dzieci oznaczały rozgardiasz i ba
łagan, a do tego domagały się poświęcania im prawie całe
go wolnego czasu. To nie pasowało do wizerunku idealnie
poukładanej Lou Dennison.
- Och, tylko dwoje. Grace ma czternaście lat, a Tom je
denaście.
- Nigdy pani nie mówiła, że ma dzieci.
- Nigdy pan nie pytał.
- To nie powód, by ukrywać ich istnienie.
- Niczego nie ukrywam, ich zdjęcie stoi na moim biurku,
mogę je panu jutro pokazać.
- Nie ma takiej potrzeby, wierzę pani - zapewnił, gdyż
nie zamierzał oglądać zdjęć żadnych okropnych bachorów.
- Po prostu trochę mnie pani zaskoczyła, ponieważ miałem
już sekretarki z dziećmi i z mojego doświadczenia wyni-
14
Jessica Hart
ka, że wiecznie chcą wychodzić wcześniej z pracy. W koń
cu przysiągłem sobie zatrudniać wyłącznie bezdzietne ko
biety.
- Bardzo prorodzinnie z pańskiej strony.
- Proszę pani, nie mam nic przeciwko rodzinie, ale nie
rozumiem, czemu to ja muszę ponosić konsekwencje czy
ichś prywatnych wyborów. Pamiętam następujący przypa
dek. .. Akurat jesteśmy w krytycznym momencie trudnych
negocjacji, a tu nagle Carol oznajmia, że wzywają ją do
szkoły syna i ona musi iść. I wkłada płaszcz.
- Czasem zdarza się sytuacja kryzysowa, zwłaszcza gdy
dzieci są małe. - Lou nawet nie zauważyła, kiedy zdąży
ła wychylić drugi kieliszek szampana. - Gdyby któremuś
z moich coś się stało, też włożyłabym płaszcz.
Patrick spojrzał na nią takim wzrokiem, jakim się pa
trzy na grzecznego pieska, który nagle pokazał, że ma zęby
i nie zawaha się ugryźć.
- Nie uspokoiła mnie pani tym stwierdzeniem.
- Czy fakt posiadania przeze mnie dzieci stanowi dla pa
na jakiś problem?
- Nie. Tak długo, jak nie będą wpływać na jakość pani
pracy.
- Doskonale pan wie, że nie wpływają, ponieważ w prze
ciwnym wypadku już dawno dowiedziałby się pan o ich
istnieniu - ucięła. - Nie da się jednak wykluczyć powsta
nia kryzysowych sytuacji, w których będę musiała zareago
wać. I to błyskawicznie.
- Coraz lepiej...
Lou pochyliła się nad stołem.
- W Schoła Systems pracownicy zawsze mogli liczyć
na zrozumienie w podobnych sprawach, Bill Sheeran na-
Podwójne oświadczyny
15
prawdę wykazywał się dużą elastycznością, gdy ktoś mu
siał wyjść wcześniej. To mu zjednało ogromną sympatię.
Patrick żachnął się, po czym dolał im obojgu szampa
na. Nie miał ochoty wysłuchiwać peanów na cześć Billa
Sheerana, który był tak wspaniały, że niemal doprowa
dził firmę do upadku. Co za pożytek z wyrozumiałego
szefa, gdy firma zmierza ku katastrofie i ludzie lądują na
bruku?
- U nas jest mało osób wolnego stanu, więc jeśli będzie
pan traktował posiadanie rodziny jako poważny minus, to
może pan zostać bez pracowników...
- Nie robię nikomu zarzutu z powodu posiadania rodzi
ny! Ja tylko wyraziłem zdziwienie, że nie powiedziała mi
pani wcześniej o dzieciach, to wszystko.
Lou nie zamierzała mu ułatwiać tej rozmowy, ponieważ
on też nigdy nie okazał jej ani odrobiny życzliwości. Przez
tych kilka miesięcy ani razu nie spytał w poniedziałek ra
no, jak udał jej się weekend. Zero normalnych międzyludz
kich relacji.
- Gdyby wykazał pan minimum zainteresowania, to już
dawno by pan o tym wiedział.
- Przecież okazuję zainteresowanie teraz! - zauważył
z pewną urazą. - Czy może jest jeszcze coś, co powinie
nem wiedzieć?
- A czy jest jeszcze coś, co chciałby pan wiedzieć? - od
parowała.
- Nie nosi pani obrączki - rzekł po chwili milczenia.
- Jestem rozwiedziona. - Ponieważ znajdowała się już
trochę pod wpływem szampana, dodała: - Czemu pan py
ta? Czy to panu przeszkadza?
- Nie, skądże. Sam jestem rozwiedziony.
16
Jessica Hart
- Naprawdę?
- Skąd to zdziwienie? Bardzo wiele osób jest przecież
rozwiedzionych.
- Moje zdziwienie wynikało raczej z faktu, że w ogóle
był pan żonaty. Nie sprawia pan wrażenia człowieka, który
ceni sobie życie małżeńskie.
- Właśnie dlatego jestem po rozwodzie. - Uśmiechnął
się ponuro. - Moje małżeństwo trwało krótko, byliśmy
oboje bardzo młodzi. I oboje popełniliśmy błąd... - Wzru
szył ramionami i dorzucił nieco sarkastycznie: - Dziewczy
ny z finansów pewnie zrobią wielkie oczy, gdy się o tym
dowiedzą.
- Nie omieszkam im tego przekazać - odparła bardzo
spokojnie.
Patrick znów sięgnął po butelkę, lecz ku jego zaskocze
niu okazała się pusta.
- Wypiliśmy całego szampana. Zamawiamy następne
go? Ta pani najnowsza zdobycz pewnie tylko czeka, żeby
tu przybiec i znów panią obskakiwać.
Zignorowała tę ostatnią uwagę.
- Wolałabym raczej coś zjeść.
Pół butelki szampana wypite na pusty żołądek napraw
dę zadziałało i Lou czuła bardzo przyjemne rozluźnienie.
Prawdopodobnie była nawet troszkę wstawiona. Oby tylko
idąc do restauracji, nie potknęła się gdzieś po drodze i nie
wyłożyła jak długa! Na szczęście obyło się bez wypadku.
Gdy tylko zajęli miejsca przy stoliku, jeden kelner podał
im menu, a drugi przyniósł karafkę z wodą, bułeczki i ma
sło. Lou natychmiast sięgnęła po pieczywo, ponieważ od
wielu godzin nic nie jadła.
Gdy zaspokoiła pierwszy głód, uświadomiła sobie ze
Podwójne oświadczyny
17
zdziwieniem, że towarzystwo szefa nie jest aż tak uciąż
liwe, jak się spodziewała. Tego wieczoru wydawał się bar
dziej ludzki i przystępny niż zazwyczaj. Oboje stali się tro
chę mniej czujni i nieufni
Lou nie zamierzała już więcej pić, lecz nie wiadomo
skąd zjawił się przed nią kieliszek z winem i niegrzecznie
byłoby go nawet nie tknąć. Będzie więc powolutku sączyć
to jedno wino przez całą kolację.
- A gdzie są teraz pani dzieci? - spytał Patrick, gdy już
złożyli zamówienia. - Z ojcem?
- Nie, Lawrie mieszka w Manchesterze. Ponieważ wie
działam, że i tak wrócę późno, poprosiłam przyjaciół
kę o przysługę. Moje dzieci uwielbiają nocować u Marisy,
mogą oglądać telewizję do późna i nie muszą jeść żadnych
warzyw. - Oho, pod wpływem alkoholu zrobiła się zbyt ga
datliwa. Patricka to wcale nie interesowało, zapytał wyłącz
nie z grzeczności. - A pan ma dzieci?
Z trudem powstrzymał dreszcz zgrozy.
- Nie, nigdy nie chciałem ich mieć. Ale Catriona, mo
ja była żona, chciała. Również dlatego się rozstaliśmy. -
Z wyrazem goryczy na twarzy zapatrzył się w swój kieli
szek. - Wyszło na to, że byłem ogromnym egoistą, pragnąc
żyć po swojemu.
- A czy ludzie nie pobierają się po to, by żyć razem, a nie
każde po swojemu? - wyrwało jej się, nim pomyślała, że to
może już zbyt osobista uwaga.
Patrick jednak nie poczuł się urażony.
- Rozmawiałem z nią przed ślubem, uprzedziłem, że
nie chcę dzieci. Odparła, że ona też, bo nie zamierza mnie
z nikim dzielić. Uwierzyłem jej.
Wzniósł oczy ku górze, jakby ta młodzieńcza naiwność
18
Jessica Hart
budziła w nim politowanie, lecz Lou usłyszała w jego gło
sie ból. Musiał bardzo kochać Catrionę.
- Ustaliliśmy więc wszystko... - ciągnął, zastanawiając
się jednocześnie, czemu jej opowiada o takich rzeczach. -
Tymczasem rok po ślubie ona zaczęła mówić o dziecku!
- To kwestia hormonów - wyjaśniła łagodnie. - Kobie
ta może nie planować posiadania dzieci, aż któregoś dnia
budzi się i nie potrafi myśleć o niczym innym. Miałam to
samo przy Grace.
- Tak, już się nauczyłem, że kobiety nieustannie zmie
niają zdanie - burknął. - Gdybym wiedział to wcześniej,
w ogóle bym nie uwierzył jej przedślubnym zapewnie
niom. Ale ja byłem młody, niedoświadczony i to był dla
mnie prawdziwy cios.
- Dla niej zapewne też - zauważyła. - Przecież pan nie
chciał pójść na żaden kompromis, prawda?
- A jak można pójść na kompromis w kwestii dziecka?
Albo się je ma, albo nie. Nie można być rodzicem od cza
su do czasu.
Lawrie by się zdziwił, pomyślała Lou. Miał czas dla dzie
ci, gdy mu to pasowało, a nie wtedy, gdy go potrzebowały.
- Wielu ojców z konieczności rzadko zajmuje się dzieć
mi - odparła, starając się zachować obiektywizm.
- Ale ja nie chciałem być takim ojcem - uciął. - Nie
uznaję żadnych półśrodków. Albo robi się coś porządnie,
albo wcale.
ROZDZIAŁ DRUGI
- To samo można powiedzieć o małżeństwie - pozwoliła
sobie zauważyć, ponieważ alkohol dodał jej odwagi.
Patrick zaczął bawić się widelcem.
- Dlatego ja bym to ciągnął dalej, ale Catriona koniecz
nie chciała rozwodu. Zgodziłem się na to.
- I co się z nią stało?
- Spotkała kogoś innego, ma z nim trójkę dzieci, ale
znów jest rozwiedziona, bo on odszedł z sekretarką. Wie
pani co? - mruknął w zamyśleniu. - Catriona powtarzała,
że gdyby tylko mogła mieć dziecko, już nigdy nie byłaby
nieszczęśliwa. Widuję ją czasem, ale nie sprawia wrażenia
szczęśliwej, tylko strasznie zmęczonej.
- Wcale się temu nie dziwię, skoro mąż zostawił ją z trój
ką dzieci na głowie.
- Nie przesadzajmy. Zostawił jej też dom i sporo pienię
dzy. Ona nie musi pracować, ma sprzątaczkę na przychod
ne, a do tego przyjęła młodą dziewczynę z zagranicy do
opieki nad dziećmi.
- Ale i tak wychowanie trójki dzieci wymaga wiele wy
siłku - rzekła Lou, choć jej współczucie dla samotnej mat
ki zdecydowanie zmalało, gdy usłyszała o własnym domu,
sprzątaczce i podobnych udogodnieniach. - Dzieci potra
fią być bardzo absorbujące.
20
Jessica Hart
- Wiem, i dlatego z nich zrezygnowałem. Brudne pielu
chy, podrapane kolana, a potem problemy z nastolatkami
- to nie dla mnie.
- A czy jest pan szczęśliwy?
- Oczywiście! Bardziej niż Catriona!
Nie wyglądała na przekonaną.
- Nie jestem pewna. Ona prawdopodobnie ani przez
chwilę nie żałowała swojego wyboru, chociaż on zawsze
wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Wiem to po sobie, bo
czasem padam ze zmęczenia, ale kiedy słyszę śmiech któ
regoś z moich dzieci, na chwilę serce zamiera mi z radości,
że po prostu są. Zna pan podobne uczucie?
- Tak. Jak patrzę na moje porsche - skwitował nonsza
lanckim tonem.
- Samochód wynagradza panu brak rodziny?
- Proszę pani, ja naprawdę żałowałem, gdy Catriona
odeszła - odezwał się z urazą. - Ale czas nie stoi w miej
scu. Żyłem potem tak, jak chciałem, odnosiłem sukcesy za
wodowe, zbudowałem kilka prężnych firm, bardzo dużo
zarobiłem. Praca sprawia mi satysfakcję, mam samochód,
o jakim wielu może tylko marzyć...
- Jako kobieta jakoś nie umiem docenić tego ostatniego.
Wycelował w nią widelec.
- Powiem więc inaczej. Mogę robić, co chcę. Jeździć,
dokąd chcę i z kim chcę. Według pani to nie czyni mnie
szczęśliwym człowiekiem?
Posmarowała masłem kolejną bułeczkę, gdyż kelner
wciąż jeszcze nie zjawiał się z ich kolacją.
- A kiedy ostatni raz pan dokądś pojechał? Na pewno
było to dawniej niż trzy miesiące temu.
- Ostatnio dużo pracowałem, nie wiem, czy pani zauwa-
Podwójne oświadczyny
21
żyła! - Ta nowa, wojownicza Lou wytrącała go z równowa
gi i nie bardzo potrafił sobie z nią poradzić. - Miałem fir
mę do uratowania.
- Firma by nie upadła, gdyby wziął pan tydzień wolnego.
Nie wyjechał pan nawet na Wielkanoc. Wcale nie korzysta
pan z dobrodziejstw, które przed chwilą wyliczył, tak na
prawdę pan tylko pracuje. Czy nie brak panu czegoś? Na
przykład tego, żeby ktoś na pana czekał, gdy wieczorem
wraca pan do domu?
- Chyba nie chce mnie pani spytać, czy nie czuję się sa
motny? - W jego głosie brzmiała ironia.
- A nie czuje się pan?
- Nie muszę być sam, jeśli nie mam na to ochoty. Znam
wiele życzliwych osób i nie narzekam na brak damskiego
towarzystwa.
Lou już miała na końcu języka nieco kąśliwą odpowiedź,
lecz na szczęście w tym momencie przyniesiono im kola
cję. Patrick przyglądał się, jak pod wpływem uśmiechu je
go towarzyszki kolejny kelner odstawia prawdziwy balet,
by tylko ją zadowolić.
Zadziwiające, pomyślał i przyjrzał się jej uważnie. Zdję
ła żakiet i została w prościutkiej jedwabnej bluzce z dekol
tem w łódkę. Jedyną ozdobę Lou stanowił równie prosty
srebrny naszyjnik. Tak, była elegancka i miała klasę. No
i uśmiech, który na pewnych mężczyzn naprawdę działał,
ale poza tymi paroma cechami Patrick nie widział w niej
nic, co mogłoby mu się spodobać.
Chociaż nie, poprawił się w myślach. Do jej plusów na
leżało też zaliczyć ładne ciemne oczy oraz tę szczególną
spokojną pewność siebie, jaką posiadają jedynie dojrzałe
kobiety. Nie mogła jednak uchodzić za piękną, w odróż-
22
Jessica Hart
nieniu na przykład od Ariel, która była w rozkwicie urody
i młodości. Mimo to Lou miała pewien urok...
Po raz pierwszy w pełni uświadomił sobie, że jego kom
petentna, bezosobowa asystentka jest... kobietą. Dziwne,
przecież widywał ją praktycznie codziennie od trzech mie
sięcy, a dopiero tego wieczoru zauważył, jak miękkie i peł
ne miała usta. W dodatku ta jedwabna bluzeczka przy każ
dym ruchu Lou sugestywnie ślizgała się po jej skórze, każąc
Patrickowi pomyśleć o jej ciele. Jakie było w dotyku?
Gwałtownie odwrócił wzrok. Dosyć tego! O czym to
oni mówili?
- A co z panią? Czuje się pani szczęśliwa?
- Raczej tak - odparła z namysłem, kołysząc winem
w kieliszku. - Chociaż prędzej użyłabym słowa „zadowolo
na". Moje dzieci są zdrowe, mam krąg oddanych przyjaciół
i ukochaną ciocię, która traktuje mnie jak rodzoną córkę.
Właściwie byłoby całkiem dobrze, gdyby nie ta okropna
praca. Szef zmienił moje życie w koszmar.
- Co? - zareagował dopiero po chwili. Czy ta kobieta
nie mogła siedzieć spokojnie, najlepiej nie oddychając? Nie
rozpraszałaby wtedy jego uwagi.
- To tylko żart - wyjaśniła cierpliwie.
- Ach! - Odetchnął z ulgą, gdyż przez moment sądził, że
mówiła poważnie. Z jakichś niewiadomych przyczyn nie
chciał, by tak o nim myślała. - Żart. Ha, ha - powiedział
ponuro.
Lou roześmiała się. Po raz pierwszy słyszał ją śmieją
cą się i był to przyjemny odgłos. Nie chichotała, nie miz
drzyła się, jej śmiech był szczery, młodzieńczy, wibrujący
i... seksowny. Czy właśnie to zdołali w niej dostrzec obaj
kelnerzy, zarówno młodszy, jak i starszy?
Podwójne oświadczyny
23
- Proszę mi wybaczyć. Po prostu sprawdzałam, czy pan
słucha.
Patrick nagłe poczuł, że sytuacja robi się coraz dziw
niejsza i zaczyna wymykać mu się spod kontroli. Chyba
wszystko przez tego szampana...
Nie chciał myśleć o zmysłowości Lou, wolał widzieć w niej
nieszczęśliwą, rozwiedzioną kobietę. Tak było bezpieczniej.
- A pani nie dokucza samotność?
- Kiedy się mieszka z dwojgiem nastolatków w maleń
kim mieszkanku, to człowiek czasem chciałby pobyć sam.
- Nie o to pytałem i dobrze pani o tym wie.
- Wiem. - Podparła brodę dłonią i zapatrzyła się w pło
mień świecy. - Przyznaję, czasem brakuje mi męża. Ciężko
jest wychowywać dzieci samotnie. Nie ma z kim porozma
wiać pod koniec dnia, nie ma z kim dzielić kłopotów, rado
ści, maleńkich sukcesów, jakie się czasem odnosi...
Zrozumiał, że odbiegła myślami daleko i zastanowił się,
czy w ogóle pamiętała w tym momencie o jego obecności.
Jeśli nie pamiętała, to wcale mu się to nie podobało. Wca
le a wcale.
- Byłoby miło mieć kogoś przy sobie, gdy robi się trud
no i wszystko idzie źle - ciągnęła.
- Kogoś, kto by panią objął? - podsunął, a jego głos za
brzmiał dziwnie.
Ciemne oczy Lou spojrzały na niego znienacka ponad
płomieniem i przez chwilę patrzyli tak na siebie, oboje
z całych sił starając się nie myśleć o tym, co mogły suge
rować jego słowa.
Lou spuściła wzrok pierwsza.
- Tak, kogoś, kto by mnie objął - przyznała cicho. - Cza
sami.
2 4
Jessica Hart
Patrick przypomniał sobie nagle, jak tego ranka weszła
do biura. Wydawała mu się sprawna i bezduszna jak pre
cyzyjnie działający automat, jej opanowanie i chłód dzia
łały na niego jak kubeł zimnej wody. Ale w tej restauracji
wyglądała zupełnie inaczej, jej oczy przypominały poły
skujące ciemne jeziora, w których Patrick miał ochotę
się zanurzyć, podobnie jak miał ochotę zanurzyć dłoń
w jej równie ciemnych włosach, poczuć, jak prześlizgują
mu się między palcami, pozwolić, by opadły jej w nieła
dzie na policzek. Tego wieczoru była odmieniona - cie
pła, zapraszająca...
Jak to się stało? Do tej pory jej ubiór wydawał mu się
nieefektowny, a teraz te same rzeczy kazały mu zachodzić
w głowę, co też ona mogła mieć pod spodem. Gdyby na
przykład usiadła mu na kolanach, to czy pozwoliłaby mu
wsunąć rękę pod spódniczkę? I czy odkryłby wtedy, że Lou
nosi pończochy?
Patrickowi zrobiło się gorąco. Co on wyprawiał? Nie
chciał, by Lou pomyślała, że ma do czynienia z jednym
z tych obleśnych biznesmenów, którzy fantazjują na temat
sekretarek w mini, pończochach i szpilkach. Szybko sięg
nął po swój kieliszek i spróbował pozbierać myśli.
Na szczęście Lou nic nie zauważyła, pochłonięta swoi
mi myślami.
- Wie pan, czego brakuje mi najbardziej? Tego, żebym
komuś była potrzebna jako ja, a nie tylko jako matka, od
której oczekuje się wszystkiego. Oczywiście dzieci mają
prawo oczekiwać ode mnie wszystkiego, wcale tego nie ne
guję, tylko... - Zawahała się i zerknęła na niego, a Patrick
zachęcająco skinął głową.
- Niech pani mówi, dziś wieczorem jest czas zwierzeń.
Podwójne oświadczyny
25
Nic, co pani dzisiaj powie, nie zostanie jutro użyte prze
ciwko pani.
Roześmiała się.
- W porządku, ale w zamian pan też zwierzy mi się ze
swojego wstydliwego pragnienia.
- Rozmawiamy więc o wstydliwych pragnieniach? - spy
tał z humorem. - Robi się coraz ciekawiej!
Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, Lou
miała jednak nadzieję, że nie jest widoczny w migotliwym
świetle świec.
- Rozczaruję pana, ponieważ moje nie jest zbyt ekscytu
jące. Nawet gdybym kogoś poznała i zaczęła się z nim spo
tykać, to nie chciałabym, żeby w grę wchodziły uczucia, bo
wiem, jak wysoką cenę trzeba byłoby potem zapłacić, gdy
by coś nie wyszło. Moja fantazja wygląda wiec tak, że bu
dzę się któregoś dnia jako żona jakiegoś dobrego i miłego
człowieka. Wspiera mnie, gdy tego potrzebuję, ja robię to
samo w stosunku do niego, a poza tym jesteśmy... cóż...
po prostu przyjaciółmi.
Przywołał do porządku nieposłuszne myśli, które znów
zaczęły się błąkać wokół pończoch Lou. O ile je nosiła...
Może ją zapytać?
Chyba upadł na głowę! Przecież to podpadałoby pod
molestowanie seksualne!
- Nie rozumiem, czemu obawiała się pani mi o tym po
wiedzieć. Nie widzę w tym nic wstydliwego.
- Przeciwnie, to jest bardzo wstydliwe - rzekła z za
kłopotaniem. - Żyjemy w dwudziestym pierwszym wie
ku, w nowoczesnym kraju. Jestem silną, niezależną kobie
tą, która umie zadbać o siebie i swoją rodzinę, więc nie
powinnam mieć ciągot do tego, by czasem oprzeć się na
2 6
Jessica Hart
męskim ramieniu, kiedy życie mi dojadło, a dzieci spra
wiają kłopoty.
Co zdarza się stanowczo zbyt często, dodała natych
miast w myślach.
- Pani marzenie nie wydaje mi się nierealistyczne. Wy
starczy tylko znaleźć kogoś odpowiedniego.
- Rzeczywiście, dookoła jest pełno miłych, samotnych
mężczyzn, chętnych do dzielenia codziennych trudów!
- Na pewno ktoś się trafi, jest pani atrakcyjną kobietą
- powiedział szczerze.
- Która ma czterdzieści pięć lat i dwoje nastoletnich
dzieci. Pan by reflektował?
- Kiedy tak pani stawia sprawę, to nie.
- Nie da się jej postawić inaczej. Ale nie narzekam. Od
sześciu lat daję sobie radę sama i naprawdę nie zamierzam
nikogo szukać.
Patrick skrzywił się cynicznie.
- Ile razy ja to słyszałem!
Pomyślał o tych wszystkich kobietach, które zapewniały
go, że tylko chcą miło z nim spędzić czas bez żadnych zo
bowiązań, a potem na siłę próbowały się do niego wprowa
dzać i zaciągały go przed wystawy jubilerów.
- Mówię szczerze. - Lou spojrzała mu prosto w oczy. -
Nikogo nie szukam, ponieważ nie mam na to czasu i ener
gii. Kiedy przez cały dzień się pracuje i potem wraca do
domu, gdzie każdą chwilę i całą uwagę trzeba poświęcić
dwojgu nastolatków, a wiadomo powszechnie, jak trudne
są dzieci w tym wieku, to naprawdę nie ma jak wygospo
darować w tym miejsca dla nowego związku. Ale nawet
gdybym poznała kogoś, kto zgodziłby się spotykać ze mną
tylko raz na parę tygodni, gdy uda mi się podrzucić dzieci
Podwójne oświadczyny
27
przyjaciółce, kto nie zniechęciłby się wybuchami tempe
ramentu Grace i komu nie przeszkadzałoby, że dzieci po
chłaniają prawie sto procent mojej uwagi, to nawet wtedy
bym się zawahała.
- Czemu?
- Bardzo długo dochodziłam do siebie po tym, jak La-
wrie nas zostawił. Nie chcę znowu zostać zraniona. Żad
nych więcej katastrof. - Dopiła wino i zdecydowanie po
stawiła kieliszek na stole, podkreślając definitywność
swojej decyzji.
- Nie odważyłaby się pani zaryzykować?
- Gdybym była sama, to może bym się odważyła. - Po
myślała o tym, przez co musiała przejść. O tym całym bólu.
- Może... Nie wiem. Ale mam dwoje dzieci i za nic nie na
rażę ich znowu na podobną traumę. Nie rozumiem jednak,
czemu pan mnie do tego namawia, przecież pan sam nie
spieszy się do ponownego ożenku - zaatakowała.
- To prawda. Zrobiłem to raz i wystarczy. Wiecznie trze
ba zgadywać, czego druga strona chce, negocjować, ustę
pować. .. To nie dla mnie.
Lawriemu nigdy nie przyszło do głowy, by z nią nego
cjować, o ustępowaniu nie wspominając. Robił to, co mu
akurat przyszło do głowy.
- Nie zawsze to tak wygląda.
- Nie, ale często. Od czasu rozwodu praktycznie każdy
mój związek przebiega tak samo. Kobieta nigdy nie jest za
dowolona i niezależnie od tego, ile dostanie, zawsze chce
więcej.
- Jest pan niesprawiedliwy wobec nas - odparła Lou, nie
mogąc sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz dostała od
mężczyzny cokolwiek.
28
Jessica Hart
- Nie? - Pochylił się do przodu i zaczął wyliczać na pal
cach: - Jest miło i dobrze się bawimy, a tu nagle kobieta
chce zostawić u człowieka w domu suszarkę albo inny dro
biazg i w ten sposób oznaczyć swój teren. Potem żąda wy
znania uczuć, a kiedy już się ustąpi i powie, że się ją kocha,
ona od razu chce się wprowadzać, brać ślub i mieć dzieci!
Do tego cały czas próbuje człowieka zmienić, żeby paso
wał do jej oczekiwań. Kobietę trzeba rozumieć, rozmawiać
z nią, kupować jej kwiaty, zaskakiwać drobnymi prezenta
mi, zabierać dokądś, wysyłać jej e-maile i dzwonić do niej
do pracy, żeby wiedziała, że się o niej myśli Mówię pani,
wiecznie trzeba coś robić, to się nigdy nie kończy!
Lou jakoś nie sprawiała wrażenia pełnej współczucia
dla tych wszystkich cierpień.
- Aha, a pan by chciał sam seks bez trudów budowania
relacji?
- Czemu kobiety zawsze myślą o relacjach i związkach?
- poskarżył się. - Zacząłem umawiać się z młodszymi, bo
myślałem, że one nie mają tej obsesji, ale wystarczy wyjść
z którąś ze dwa razy na miasto, a ona już zaczyna mówić
o związku i wszystko się psuje z powodu jakichś niepo
trzebnych emocji.
- Widzi pan, kobiety mają coś, co się nazywa uczucia -
wyjaśniła z ironią. - Tak, wiem, to bardzo irytujące, ale na
prawdę nie możemy nie na to poradzić. Zakochujemy się,
nie myśląc o tym, jakie to niewygodne dla mężczyzny mieć
kogoś, kto zrobi dla niego wszystko. - Potrząsnęła głową
z udawaną dezaprobatą. - Doprawdy, straszliwe z nas ego
istki.
- Pani sobie kpi, a ja mówiłem poważnie. Chętnie spot
kałbym kobietę, która po prostu brałaby życie takim, jakie
Podwójne oświadczyny
29
jest, nie mówiła w kółko o przyszłości i nie roztrząsała, co
się właściwie między nami dzieje. Jak kobieta mnie osacza,
zaczynam się czuć klaustrofobicznie. Nie będę się z żadną
wiązał na stałe! Po miesiącu umarłbym z nudów.
- Przy Catrionie pan nie umarł - zauważyła.
Pomyślał o tamtych kilku latach. Owszem, skakali sobie
do oczu, ale nie nudzili się ze sobą nigdy.
- Tak, ale to było co innego.
- Czemu?
- Nie wiem. Po prostu było inaczej.
- A nie dlatego przypadkiem, że byliście państwo w jed
nym wieku? Teraz umawia się pan z dziewczynami dwa ra
zy młodszymi od siebie.
Byłby jej wdzięczny, gdyby przynajmniej tym razem nie
trafiła w sedno. I gdyby przez to swoje ubranie nie nasunę
ła mu myśli o pończochach - cały czas go to męczyło i nie
chciało się od niego odczepić.
- To nie ma nic do rzeczy. Nie chcę się żenić, bo im je
stem starszy, tym bardziej cenię sobie moją wolność. Oczy
wiście, czasem dobrze byłoby mieć żonę, przyznaję. Zaj
mowałaby się domem i brała na siebie organizowanie
przyjęć, bo czasem wypada zaprosić do siebie partnerów
w interesach.
- Dom przecież może prowadzić gospodyni, a przyjęcia
organizować firma cateringowa.
-Właśnie tak sobie radzę, ale jednak lepiej byłoby
mieć kogoś, kto pełniłby honory pani domu, witałby go
ści, przedstawiał ich sobie, zabawiał towarzyską rozmową
i tak dalej.
- A pańskie przyjaciółki nie mogą tego robić?
Na twarzy Patricka odbiła się zgroza.
30
- Co też pani mówi! Po pierwsze, one w ogóle nie mają
pojęcia o interesach i szybko się nudzą w trakcie podob
nych przyjęć, a po drugie, uznałyby to za deklarację z mo
jej strony! Taka dziewczyna następnego dnia kupowałaby
magazyny z modą ślubną.
Jego postawa zirytowała ją.
- Naprawdę nie chce mi się wierzyć, by tyle kobiet pró
bowało pana usidlić. Niech pan nie przesadza.
Oczywiście wiedziała, że nie ma wielu bogatych i wol
nych mężczyzn do wzięcia. W dodatku niebrzydkich. Pa
trick był całkiem atrakcyjny, chociaż zupełnie nie w jej
typie. Próbując go opisać swojej przyjaciółce, Lou powie
działa, że jej szef jest niewzruszony jak Clint Eastwood
i bezczelnie pewny siebie jak Tom Cruise, na co usłyszała
od Marisy:
- Jeśli jeszcze wygląda jak George Clooney, to zatrud
niam się u was!
Nie, nie wyglądał jak George Clooney, jego rysy były
zbyt surowe, jego wyraz twarzy zbyt zimny. Zupełnie bra
kowało mu wdzięku, jakim dysponował Lawrie, zawadiac
ki i urokliwy. A mimo to było w nim coś... Lou przyjrza
ła mu się na nowo i przyszło jej na myśl słowo „solidność".
Patrick słuchał uważnie tego, co się do niego mówiło. Pa
trzył rozmówcy w oczy, jego wzrok nie błąkał się dookoła
w poszukiwaniu czegoś - lub kogoś - bardziej interesują
cego, jak to było w przypadku Lawriego.
Dziwne, że dotąd tego nie zauważyła. Tak samo, jak jego
ust. Ciekawe, jak całował. Nie, oczywiście wcale nie chcia
ła sprawdzać, po prostu miał interesujące usta, to wszystko.
I ładniej wyglądał, gdy w jego zazwyczaj chłodnych oczach
pojawiał się błysk rozbawienia.
Podwójne oświadczyny
31
- Czemu nie spotyka się pan z kobietami, które mają
wyższe aspiracje niż złapanie bogatego męża? - spytała, by
odwrócić swoją uwagę od jego wyglądu. - Ktoś, kto rozwi
jałby własną karierę zawodową, pewnie tak samo jak pan
nie miałby ochoty zanadto angażować się emocjonalnie.
- Proszę pani, gdybym poznał taką dziewczynę, to być
może nawet bym się jej oświadczył.
- Jak to? I wyrzekłby się pan swojej bezcennej wolności?
- Taka żona nie byłaby aż taka groźna, a przynajmniej
udałoby się w ten sposób zamknąć usta mojej matce. Cały
czas mnie namawia na ponowne małżeństwo i za nic nie
chce przestać - pożalił się. - Życie z drugą osobą dobrze
mi zrobi, bo wyleczy mnie z egoizmu, koniec cytatu.
Lou stłumiła uśmiech. Pani Farr, tak samo jak ona, nie
uważała Patricka za ósme cudo świata tylko dlatego, że był
kimś", człowiekiem sukcesu, który zarobił krocie.
-Może chciałaby mieć wnuki i dlatego tak pana
namawia?
- Ma już jedenaścioro, chyba wystarczy!
- Jedenaścioro?
- Tak, mam trzy siostry. One też nieustannie wiercą mi
dziurę w brzuchu, pytając, dla kogo ja zarabiam tyle pie
niędzy, z których przecież sam nie skorzystam. Im się wy
daje, że każdy powinien posiadać dużą rodzinę, ale ja tak
sie uważam. Dobrze mi samemu. Aczkolwiek zdarzają się
chwile, gdy dom wydaje mi się trochę pusty - przyznał
i zakłopotanym uśmiechem. - Oto moja mała tajemnica,
aa którą pani czekała!
- Nie na to czekałam. Miał mi pan wyjawić swoje ukryte
pragnienie - skorygowała beztrosko.
Czuła się coraz bardziej odprężona, niewątpliwie z po-
32
Jessica Hart
wodu szampana oraz stojącej na stole butelki wina, z której
niepojętym sposobem wciąż ubywało, chociaż Lou miała
już więcej nie pić Och, nie zamierzała się przejmować, by
ło jej tak przyjemnie. Kto by pomyślał, że z Patrickiem da
się tak miło i otwarcie rozmawiać - nie jak z szefem, lecz
jak z przyjacielem?
Czy rano nie będą tego żałować? Machnęła na to rę
ką. W razie czego zwali winę na szampana. Niewątpliwie
wpłynęło też na nią oddalenie od domu, od codziennych
trosk. Po raz pierwszy od dawna nic nie musiała, miała
wieczór tylko dla siebie. Czuła się jak na wakacjach. A Pa
trick wydawał się coraz bardziej ludzki, ciepły, przez co
atrakcyjniejszy. Chwilami zaczynała zapominać, że nie jest
w jej typie.
- No, niech pan powie. Przecież to wieczór zwierzeń, za
pomniał pan? Jutro nie będziemy o nich pamiętać - zachę
cała go. - Proszę mi zdradzić swoje pragnienie.
Natychmiast pomyślał o tym, które odczuwał najżywiej.
A gdyby nachylił się nad stołem i szepnął, by zapomnieli
o deserze i poszli do któregoś z ich pokojów? Gdyby po
wiedział, że chciałby ją przycisnąć do drzwi, a ledwie za
mkną je za sobą, całować ją, jednocześnie wsuwając rękę
pod tę jej skromną spódniczkę, wsuwając coraz dalej, aż
jego palce dotkną brzegu pończochy, a potem...
- Może nie wszystkie, wystarczy jedno - stwierdziła spo
kojnie, odgadując, czemu jego oczy nagle pociemniały. Sły
sząc o pragnieniach, zaczął snuć fantazje seksualne, to by
ło oczywiste.
Nagle poczuła zazdrość i coś jeszcze, coś, czego nie
czuła od dawna. Oczywiście nie życzyła sobie, by podob
ne reakcje budził w niej jej szef, który właśnie wyobrażał
Podwójne oświadczyny
33
sobie, co robi z jedną z tych swoich ulubionych młodych
blondynek
- Aha, to pragnienie ma być wstydliwe dla pana, a nie
zawstydzić mnie - doprecyzowała stanowczo.
To podziałało na Patricka jak kubeł zimnej wody. Na
prawdę był o krok od zaproponowania swojej asystentce
paru rzeczy i gdyby jej trzeźwa uwaga nie przywróciła go
do rzeczywistości, musiałby się za chwilę gęsto tłumaczyć.
Szybko sięgnął po kieliszek wina, zastanawiając się, co
jej odpowiedzieć. Jakie on ma ukryte pragnienie? Oczy
wiście pomijając kwestię natychmiastowego zbadania, czy
Lou nosi pończochy...
- W zasadzie nasze fantazje są całkiem podobne - rzekł
w końcu. - W mojej budzę się któregoś dnia i mam żonę,
która wszystko rozumie. Jest idealną panią domu, pamięta
o imieninach każdej osoby z mojej rodziny, a do tego dys
kretnie znika, ilekroć poznam kolejną piękną dziewczynę,
dzięki czemu mogę mieć przygody bez poczucia winy.
Lou przewróciła oczami.
- Ach, typowa męska fantazja! - skwitowała. - Od każ
dej dostać, co najlepsze, przy zerowym nakładzie własne
go wysiłku. Ale to wcale nie jest podobne do mojego prag
nienia.
- Chyba nie, bo pani może się spełnić, a moje nie. Pozo
stanę więc przy pustym domu i firmie cateringowej. I dalej
będę sprawiał zawód matce.
Zastanawiając się nad tym, co powiedział, z roztargnie
niem podsunęła mu kieliszek, by dolał jej wina.
- Niekoniecznie, wystarczy podejść do tego inaczej i zna
leźć kobietę, która wyjdzie za pana dla pieniędzy, traktując
bycie pańską żoną jako pracę.
34
Jessica Hart
- Nie brzmi to zbyt romantycznie.
-Przecież pan nie potrzebuje romantycznej miłości
- przypomniała mu. - Pan potrzebuje kogoś, kto będzie
prowadził dom, pamiętał o wszystkim jak dobra sekretar
ka, umiał znaleźć się w towarzystwie, przymykał oko na
pańskie romanse, a w zamian oczekiwał tylko dostępu do
pańskiego konta, nic więcej.
Patrick z uznaniem pokiwał głową, gdyż Lou dobrze to
ujęła, i dolał jej wina.
- Tak, dokładnie tego potrzebuję.
- W takim razie powinien pan ożenić się ze mną.
ROZDZIAŁ TRZECI
Patrick drgnął gwałtownie i rozlał wino na obrus.
- Przepraszam za to... - Osuszył plamę serwetką. - Ale
wydawało mi się, że właśnie zaproponowała mi pani mał
żeństwo.
- Owszem. - Spokojnie sięgnęła po swój kieliszek - By
łabym idealną żoną dla pana.
- Tak pani myśli? - spytał, na poły rozbawiony, a na poły
przerażony tym pomysłem.
- Oczywiście. Znam pańską pracę, znam pańskich part
nerów i kontrahentów, doskonale wiem, na kim trzeba wy
wrzeć wrażenie, kogo oczarować, i tak dalej. Nie obchodzą
mnie pańskie przyjaciółki, nie będzie pan musiał okazywać
mi zainteresowania, wysyłać mi e-maili, kupować kwiatów
i zabierać na wycieczki do Paryża.
- No, dobrze... - rzekł powoli, starając się zyskać na cza
sie, nim się rozezna, czy ona mówi poważnie, czy nie. - Ale
co by pani z tego miała?
- Pieniądze - odparła wesoło.
- Podobno radzi sobie pani bez pomocy mężczyzny?
- Tak, tylko solidne zabezpieczenie finansowe bardzo by
mi się przydało. Czy pan wie, co to znaczy być dość skrom-
nie zarabiającą samotną matką w tak drogim mieście jak
Londyn?
36
Uniósł brwi.
- Czy to wszystko miało służyć poproszeniu o pod
wyżkę?
- Nie o to chodzi, bo jak na asystentkę zarabiam dobrze,
ale to naprawdę ledwo starcza, gdy wynajmuje się mieszka
nie i wychowuje dwójkę dorastających dzieci. Im są więk
sze, tym większe są również wydatki. - Westchnęła i znów
napiła się wina. - Byłoby wspaniale, gdybym mogła powie
dzieć, że wychowałam mądre i wrażliwe dzieci, dla których
najmodniejsze buty lub najnowsza gra komputerowa nie są
aż takie ważne, ale niestety...
Zaskoczyła Patricka swoim podejściem, ponieważ inne
znane mu matki zawsze opowiadały, jakie to ich pociechy
są cudowne i wszechstronnie utalentowane.
- To nie są złe dzieci, one po prostu chcą mieć to sa
mo, co ich koleżanki i koledzy, żeby nie odstawać od gru
py. Trudno, nie wszystkie ich potrzeby mogę zaspokoić, ale
przynajmniej dzięki temu nie są rozpuszczone. Jedna do
bra strona braku pieniędzy... Oczywiście Grace i Tom nie
postrzegają tego w ten sposób!
- Czy ich ojciec nie wspomaga was finansowo?
Westchnęła na samą myśl o Lawriem i jego postępo
waniu.
- Teoretycznie zawsze jest bardzo chętny, ale gdy przy
chodzi do konkretów, okazuje się, że właśnie ma na oku ja
kiś znakomity interes i musi w niego zainwestować.
-i jak to się kończy?
- Zawsze tak samo. Dzięki jego zaradności straciliśmy
dom - powiedziała lekkim tonem, nie chcąc się skarżyć.
Przypomniała sobie tamten dzień. Nie należał on do
najlepszych w jej życiu. Lawrie wrócił z pracy i przyznał się
Podwójne oświadczyny
37
że pożyczył pieniądze pod zastaw domu, włożył je w pew
ne przedsięwzięcie i wszystko przepadło. Aha, a tak przy
okazji, skoro już rozmawiają, to on odchodzi do innej ko
biety, młodszej, ładniejszej i nie takiej nudnej jak Lou, bo
nie prawi kazań o konieczności oszczędzania.
Oczywiście tamta nie miała dzieci, łatwo więc mogła
sobie pozwolić na taką wyrozumiałość.
Tak więc Lou jednego dnia straciła i dom, i męża, i cały
jej świat zawalił się z hukiem.
- Współczuję - rzekł Patrick, który z trudem oswajał
się z myślą, że ta doskonale opanowana i spokojna kobie
ta, która nigdy po sobie niczego nie okazuje, nieustannie
boryka się z trudnościami i ledwo wiąże koniec z końcem.
- Czyli wyjście za mąż dla pieniędzy rozwiązałoby przynaj
mniej część pani problemów? - dodał, by oderwać ją od
smutnych myśli.
- Wie pan, do tej pory w ogóle o tym nie myślałam, ale
skoro już tak wynikło z rozmowy... Poślubienie pana na
prawdę mogłoby być dla mnie dobrym wyjściem. Mam już
dość tego rozpaczliwego oszczędzania na wszystkim, nie
ustannego Uczenia, na co starczy, i martwienia się, co bę
dzie dalej. Pragnę zaoferować Grace i Tomowi lepsze życie
niż to, które mają teraz.
- Przecież nie chciała ich pani psuć - przypomniał jej.
-i nadal nie zamierzam. Nie powinno się obsypywać
ich rzeczami, ale zdecydowanie potrzebują więcej prze
strzeni życiowej. Gdyby widział pan, jak mieszkamy...
- Aż się skrzywiła na samo wspomnienie. - Wynajmu
jemy dwa pokoiki, w jednym śpię ja i Grace, w drugim
Tom, ale u niego mieści się tylko łóżko, to raczej wnęka
niż pokój. Jest ciasno, siedzimy jedno drugiemu na gło-
38
Jessica Hart
wie, nic więc dziwnego, że każde z nas jest podminowa
ne i ciągle dochodzi do kłótni. Gdybyśmy mieli więcej
miejsca, dogadywalibyśmy się znacznie lepiej. Pan pew
nie ma duży dom?
- Nawet trzy.
- No, proszę! I pewnie nie ma pan za jedną ścianą sąsia
dów, którzy się rozwodzą, a za drugą takich, którzy włącza
ją telewizor na cały regulator o siódmej rano i wyłączają
dopiero po północy?
- Nic mi nie wiadomo o sprawach i obyczajach moich
sąsiadów, ponieważ ich nie słyszę.
- Tak właśnie myślałam... I nikt też nie mieszka nad pa
nem, prawda?
Uśmiechnął się.
- Nie, mam dom tylko dla siebie.
Westchnęła.
- Nasi sąsiedzi z góry to wyjątkowo mili i spokojni lu
dzie, ale słychać każdy ich krok i każde słowo, nie wiem,
z czego jest ten sufit...
- Rzeczywiście małżeństwo ze mną poprawiłoby pani
sytuację mieszkaniową - zauważył.
- O, nie tylko! - Wesoło machnęła w jego stronę kawał
kiem bagietki. - Przecież miałabym też dostęp do pańskie
go konta. Oczywiście nie chodzi mi o żadne miliony, ale
o możliwość zrobienia czegoś dla dzieci, rozwinięcia ich
zainteresowań, pokazania im swata... W zeszłe wakacje
dwie przyjaciółki Grace pojechały ze swoim ojcem na wy
cieczkę do Stanów, spędziły tydzień na Florydzie i tydzień
w Nowym Jorku, opłynęły motorówką Statuę Wolności.
Biedna Grace tak im zazdrościła, że prawie nie chciała z ni
mi rozmawiać, kiedy wróciły. Ja, niestety, mogę ją zabrać
Podwójne oświadczyny
39
tylko do mojej cioci do Yorkshire Dales, ale dla czternasto
latki to nic ekscytującego.
- Skoro życie w Londynie tyle panią kosztuje, czemu nie
przeprowadzi się pani gdzieś, gdzie jest taniej?
- Często o tym myślałam, ponieważ chętnie zamiesz
kałabym w jakiejś spokojnej okolicy, ale moje dzieci byłyby
nieszczęśliwe. One są przyzwyczajone do wielkiego miasta,
gdzie indziej nudzą się śmiertelnie. Wyciągnięcie ich na
tydzień do Yorkshire to wyczyn nie lada! Brakuje im tam
rozrywek, Grace nie jest w stanie wytrzymać bez przyja
ciółek Nie mogę ich skazać na życie gdzieś na prowincji.
Patrick popatrzył na nią z dezaprobatą.
- Przede wszystkim nie powinna pani podporządkowy
wać wszystkiego dzieciom.
Lou ze zdumienia aż przestała jeść i odłożyła sztućce
na talerz.
- Kiedy właśnie na tym polega posiadanie dzieci! To
ich dobro jest najważniejsze. Dlatego nie wyprowadzę się
z Londynu, nie zrobię im tego. - Z powrotem sięgnęła po
sztućce. - Sam pan widzi, że albo muszę wyjść za pana, al
bo wygrać na loterii, nie ma innej możliwości.
Spodobało mu się jej podejście, szczere i bezpośrednie.
Pierwsza kobieta, która nie męczyła go rozmową o uczu
ciach i podobnych głupstwach, Oczywiście nie zamierzał
się żenić, ale mógł o tym pogawędzić, to było naprawdę
zabawne.
- Załóżmy, czysto teoretycznie, że wyrażę zgodę. I co
dalej?
- Dalej realizujemy nasze fantazje. Ja jestem idealną żo
ną, prowadzę dom, towarzyszę panu na tych spotkaniach,
na których wypada pokazać się z małżonką, przypominam
40
Jessica Hart
panu, by zadzwonił pan do matki i życzę panu miłego wie
czoru, gdy idzie się pan spotkać z kolejnym kociakiem.
Słuchał jednym uchem, gdyż kiedy wspomniała o fan
tazjach, natychmiast pomyślał o jej pończochach. Nosiła je
czy nie? Ale nie o tym rozmawiali, musiał więc sobie przy
pomnieć, jakie było to jej ukryte pragnienie. Co ona chcia
ła od męża oprócz pieniędzy? Hm, na pewno nie było to
nic związanego z pończochami...
- A co ja miałbym robić?
Lou uśmiechnęła się, ponieważ było jej coraz wese
lej. Zdecydowanie za dużo wypiła, lecz znajdowała się już
w takim stanie, że nie zamierzała się tym przejmować.
- Och, od czasu do czasu musiałby pan posłuchać odro
biny narzekań, ale proszę się nie obawiać, nie kolidowałoby
to w czasie z pańskimi romansami. No i chciałabym, żeby
zapewnił nam pan bezpieczeństwo. Inaczej mówiąc, wola
łabym nie znaleźć się znowu bez dachu nad głową.
- Aha, czyli gdyby to jednak nie wypaliło i rozwiedliby
śmy się, życzyłaby pani sobie dostać dom?
Beztrosko machnęła ręką.
- Skoro ma pan trzy, jeden mógłby pan odżałować. Ale
zgadzam się, że to trochę za dużo. A co pan powie na kon
trakt przedślubny, w którym obieca mi pan jakieś pienią
dze w przypadku rozwodu? Chwileczkę, czemu w ogóle
mielibyśmy się rozwodzić? Przecież małżeństwo z rozsąd
ku będzie nam obojgu na rękę. Ja przestanę się martwić
0 pieniądze, a pana już żadna nie będzie próbowała usidlić
i zamknie pan usta rodzinie. No i nie musi się pan obawiać,
że będę się panu narzucać z uczuciami, bo jestem od tego
równie daleka jak pan.
Przyglądał się jej z rozbawieniem. Jego asystentka wy-
Podwójne oświadczyny
41
raźnie wypiła więcej od niego. Przeczuwał, że następnego
ranka oboje będą żałować tej rozmowy, jednak nie potrafił
jej przerwać, gdyż autentycznie znakomicie się bawił.
- Naprawdę pani sądzi, że byłaby idealną żoną dla mnie?
Mam to traktować jako propozycję?
- Oczywiście. - Wyprostowała się z godnością. - Skła
dam panu naprawdę korzystną ofertę!
- A co z dwojgiem nieznośnych nastolatków?
- Cóż, musi mnie pan przyjąć z całym dobrodziejstwem
inwentarza. Fakt, z pańskiego punktu widzenia to może
być pewien minus, ale przecież sam pan mówił, że dom
wydaje się panu czasem pusty, oni go więc miło zapełnią.
Ile pan ma sypialni?
Musiał się zastanowić, ponieważ nie pamiętał.
- Sześć.
- Sześć? Po co panu tyle, skoro pan mieszka sam?
- Po nic. Kupiłem ten dom, bo ma wygodny dojazd i du
ży garaż.
Wstrząśnięta Lou próbowała dojść do siebie.
- Właściwie to się nawet dobrze składa... Dwie sypial
nie dla dzieci, dwie dla nas i dwie dla gości.
- O, nie zamierza więc pani dzielić ze mną sypialni?
Ciemne oczy popatrzyły na niego zdecydowanie.
-Nie.
Jednak nie jest aż taka wstawiona, pomyślał.
- To co z pani będzie za żona! - rzekł gderliwym tonem,
udając niezadowolonego.
- Przecież nie chce pan ze mną sypiać - stwierdziła spo
kojnie. - Ani ja z panem.
No to raczej nie sprawdzi, czy ona nosi pończochy.
Szkoda.
42
Jessica Hart
- Przynajmniej szczerze.
Nie udało mu się powiedzieć tego zupełnie neutralnym
tonem i Lou zorientowała się, ze go uraziła.
- To nie dlatego, że nie jest pan atrakcyjny - zapewniła
go pospiesznie, chociaż właściwie nie miała pojęcia, czemu
stara się ugłaskać jego zranione męskie ego. - Jest pan. I to
bardziej, niż myślałam.
Wielkie nieba, co ona wygaduje? Stanowczo za dużo
wypiła!
- Kiedy mówiłam, że nie chcę z panem sypiać, nie mia
łam na myśli... To znaczy, miałam, ale... Po prostu cho
dziło mi tylko... - Urwała gwałtownie, bojąc się pogrążyć
jeszcze bardziej.
- Chyba wiem, o co pani chodziło. - Patrick z najwyż
szym trudem zachowywał powagę. - I sądzę, że i bez tego
pani oferta jest całkiem interesująca - dodał, by wybawić
ją z kłopotu.
Posłała mu promienny uśmiech, wdzięczna za przyjście
jej z pomocą.
- Niech ją pan więc przemyśli. - Uniosła kieliszek.
Patrick ledwie w niej rozpoznawał swoją nienaganną
i perfekcyjną sekretarkę. Oczy jej błyszczały od alkoholu,
policzki miała zaróżowione, w ciągu kolacji zdążyła kilko
ma bezwiednymi gestami malowniczo potargać sobie po
rządnie uczesane ciemne włosy.
- Może przemyślę.
Lou wbiła wzrok w przycisk od windy i starała się stać
prosto. Trochę trudno było jej się podnieść od stołu, a po
tem przejść przez całą restaurację i hol. Wymagało to na
prawdę dużej koncentracji.
Podwójne oświadczyny
43
- Zazwyczaj tyle nie piję - zwierzyła się, a jej słowa za
brzmiały trochę niewyraźnie.
- Nic po pani nie widać - zapewnił i dodał z uśmiechem:
- A może na wszelki wypadek odprowadzę panią do pokoju?
Zastanowiła się, jak by to wyglądało, gdyby ją rzeczy
wiście odprowadził, gdyby stanęli pod jej drzwiami, by się
pożegnać. Każdego innego pocałowałaby w policzek, dzię
kując za kolację i miły wieczór, lecz nie potrafiła sobie wy
obrazić, że mogłaby pocałować Patricka.
Doprawdy?
Nagle zrozumiała, że potrafi to sobie wyobrazić w naj
drobniejszych szczegółach, tak precyzyjnie, jakby jej pod
świadomość pracowała nad tym od jakiegoś czasu, a teraz
podsunęła jej gotowe dzieło. Lou ujrzała nagle wyraźnie,
jak całuje Patricka w policzek, wdychając zapach jego skó
ry, a on uśmiecha się leciutko, obraca głowę i ich usta spo
tykają się.
Oooch... Zrobiłoby jej się gorąco, poczułaby przyjemną
słabość, rozchyliłaby usta, otoczyłaby go ramionami, przy
cisnęłaby się do jego mocnego ciała. Staliby tak, całując się,
on wyciągnąłby jej bluzkę ze spódniczki, wsunął rękę pod
śliski jedwab i...
Dobry Boże, co ona wyprawiała? Odetchnęła gwałtow
nie jak ktoś, kto zanurkował głęboko i właśnie wynurzył
się z powrotem na powierzchnię. W ustach jej zaschło, po
liczki jej płonęły. Bała się spojrzeć na swego towarzysza,
by nie wyczytał z jej twarzy, o czym myślała. Och, już ni
gdy w życiu nie tknie alkoholu! I niech ta winda wreszcie
przyjedzie!
Patrick pochylił się i ponownie wdusił przycisk, jakby
niecierpliwość Lou udzieliła się również jemu.
44
Jessica Hart
- Czy oni obsługują to ręcznie, kręcąc korbą? - spytał
z irytacją.
Lou skorzystała z okazji i zerknęła na niego. Przecież on
wyglądał zabójczo! Och, chciałaby go dotykać, chciałaby
go czuć - całego. A przecież nawet go nie lubiła! Przynaj
mniej na początku wieczoru...
Im szybciej Lou zamknie się w swoim pokoju, tym le
piej. Pod warunkiem, że zamknie się w nim sama.
Winda przyjechała wreszcie, Lou weszła pierwsza, stara
jąc się nawet przypadkiem nie musnąć Patricka, bo chyba
od tego stanęłaby w płomieniach i w rezultacie zrobiła coś,
z czego przyszłoby jej się gorąco tłumaczyć.
- Które piętro? - spytał, kiedy drzwi zaczęły się już za
suwać.
Czy musiał zadawać jej takie trudne pytania? Aktualnie
nie była zdolna do myślenia.
- Eee... Czwarte?
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Nie pamięta pani? A numer pokoju?
Poszukała w torebce, znalazła kartę magnetyczną, co
nic nie dało, gdyż numeru pokoju na niej nie umieszczo
no. Na szczęście w głowie Lou otworzyła się odpowiednia
klapka.
- Czterysta siedem.
Patrick nacisnął guziki z numerami cztery i pięć, po
nieważ sam mieszkał na piątym piętrze. Lou nie wiedziała,
co ze sobą począć. Że też nikt inny nie jechał na górę, tyl
ko oni dwoje! I czy ta winda musiała być taka mała? Kilka
godzin wcześniej wydawała się większa. Patrick znajdował
się tak blisko... Jak trzymać ręce przy sobie, jak go nie do
tknąć, kiedy wystarczyłoby wykonać mały gest i...
Podwójne oświadczyny
45
Lou zacisnęła pałce na torebce. Przez cały wieczór gada
ła jak najęta, a teraz nie przychodziło jej do głowy zupeł
nie nic, co mogłaby powiedzieć. Nie miała czym oddychać,
a winda wlokła się do góry w ślimaczym tempie. Wreszcie
zatrzymała się.
- Dziękuję za miły wieczór, do zobaczenia jutro - rzuci
ła Lou i wypadła przez otwarte drzwi.
- Lou! - zawołał za nią.
Odwróciła się i zobaczyła, ze on przytrzymuje drzwi, by
się nie zamknęły.
- To dopiero drugie piętro.
Rozejrzała się i faktycznie nie rozpoznała otoczenia.
- Rzeczywiście. Ależ się wygłupiłam!
Zawróciła, zawstydzona jak nigdy w życiu, zaczerwie
niona po uszy. Tak zachowywała się czterdziestopięciolet
nia kobieta, wzorowa asystentka, matka dwojga dzieci?
- Czwarte piętro - oznajmił Patrick, kiedy drzwi otwo
rzyły się ponownie. - Może ja rzeczywiście panią odpro
wadzę?
Nie patrzyła na niego, lecz słyszała po jego głosie, że się
uśmiechał.
- Dziękuję, nie ma takiej potrzeby - odparła z całą god
nością, na jaką ją było stać, choć w tym momencie nie by
ło tego wiele. Starając się wyjść jak najszybciej, zahaczyła
obcasem o próg windy i wykonała jakąś przedziwną akro
bację, dzięki czemu przynajmniej nie runęła jak długa, ale
na pewno nie wyglądało to pięknie.
- Nic pani nie jest?
Zrobiła dziarską minę, poprawiła przekręcony żakiet.
- Wszystko w porządku.
Na ustach Patricka błąkał się lekki uśmiech.
4 6
Jessica Hart
- W takim razie dobranoc. - Puścił drzwi, które zamk
nęły się powoli.
- Dobranoc - powiedziała, gdy znikł jej sprzed oczu.
Kiedy znalazła się w pokoju, zrzuciła pantofle, padła na
łóżko i spojrzała na zegarek. Dopiero jedenasta? Nie do
wiary. Wystarczyły jej więc trzy godziny, by skompromito
wać się w oczach szefa i być może zupełnie zwichnąć so
bie karierę zawodową. A wszystko przez jakąś głupią pogo
dę i odwołanie pociągów akurat na tej jednej linii. Gdyby
nie to, siedziałaby sobie spokojnie w domu, w ogóle nie
myśląc o Patricku, który był jej najzupełniej obojętny. Za
miast tego...
Jęknęła, wyłowiła z torebki komórkę. Marisa nigdy nie
kładła się przed północą.
- Właśnie powiedziałam mojemu szefowi, żeby się ze
mną ożenił.
- Temu okropnemu typowi, który nigdy nie pyta, jak mi
nął weekend i nie wygląda jak George Clooney? - upewni
ła się przyjaciółka, nie przejmując się brakiem jakiegokol
wiek wstępu.
- Tak, ale on wcale nie jest taki okropny... - Lou obró
ciła się na plecy i zapatrzyła w sufit, przypominając sobie
wyraz twarzy Patricka, gdy miał jej zdradzić swoją fanta
zję. Przebiegł ją gorący dreszcz. - Przy bliższym poznaniu
zyskuje. Jest całkiem w porządku.
- To za mało. Zasługujesz na kogoś fantastycznego.
- Wszystko jedno, bo ja wcale nie zamierzam za niego
wychodzić! - zaprotestowała Lou, do której coraz bardziej
docierało, co narobiła.
- To po co mu się oświadczyłaś?
- Właściwie nie oświadczyłam się, tylko rozmawialiśmy
Podwójne oświadczyny
47
o tym, jaka żona byłaby dla niego dobra, i powiedziałam,
że ja bym się nadawała.
- A co on na to?
- Że to przemyśli.
Marisa fuknęła.
- Co to za odpowiedź? Zimny drań!
- Może i wydaje się zimny, ale chyba potrafi być... no,
wiesz... bardzo gorący.
W słuchawce przez chwilę panowała cisza.
- Ty piłaś?
- Troszeczkę.
- Louiso Dennison, naskarżę na ciebie twoim dzieciom!
- Nie wydaj mnie, błagam! A w ogóle co z nimi? - spy
tała, czując straszliwe wyrzuty sumienia, ponieważ od tego
powinna była zacząć.
- Śpią. Nie zmieniaj tematu, tylko mów, co się dzieje
między tobą a tym Patrickiem Jak-Mu-Tam.
- Nic, po prostu zjedliśmy razem kolację.
-i wypiliście beczkę wina, i rozmawialiście o małżeń
stwie - dopowiedziała Marisa.
Na Lou aż ścierpła skóra.
- Jak sądzisz, powinnam go jutro przeprosić? Trochę
się zagalopowałam, przekonując go, że byłabym dla nie
go idealną żoną.
- Ważniejsze, czy on byłby dla ciebie idealnym mężem.
- Na pewno nie. Lubi dwudziestoparolatki o wyglądzie
modelek i z alergią na stałe związki.
- Ach, stuprocentowy mężczyzna!
- Nie wygłupiaj się, mogę stracić pracę.
- Nie piłaś w godzinach pracy, więc za co miałby cię
zwolnić? Chyba że go czymś obraziłaś.
48
Jessica Hart
- A skąd!
- W takim razie nie masz się czym przejmować. Albo
będzie wolał o wszystkim zapomnieć i będzie się zachowy
wał, jakby się nic nie stało, albo faktycznie przemyśli spra
wę i powie, że miałaś dobry pomysł.
Lou ogarnęła zgroza.
- Tylko nie to. Wcale nie mówiłam poważnie, nie chcę
wychodzić za mąż, jeden raz mi wystarczył.
- Szkoda, bo widziałam wczoraj świetny kapelusz, byłby
w sam raz na twój ślub.
- Kup go i włóż na ślub Grace, ona wyjdzie za mąż du
żo wcześniej niż ja.
Marisa roześmiała się.
- Zobaczymy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Czy mam znaleźć kogoś na zastępstwo? - spytała Lou,
gdy już skończyła notować i wstała.
Patrick spojrzał na nią ponad górną krawędzią okula
rów z nietajonym zdziwieniem.
- Jakie zastępstwo?
- Biorę tydzień urlopu w ostatnim tygodniu maja. - Za
uważyła, że on zamierza zaprotestować, więc dodała: - Mó
wiłam ci o tym.
-Nie pamiętam. I czy naprawdę musisz brać urlop
w tym terminie? Trzeba przygotować ten kontrakt z firmą
Packenham.
- Owszem, muszę - ucięła. - Dzieci mają ferie i chcę
spędzić ten czas z nimi. Chyba nie proszę o nic nazbyt
wielkiego?
Oczywiście miała rację, ale Patrick nie potrafił sobie
wyobrazić pracy bez niej, bo po pierwsze, bez Lou niczego
nie znajdzie i nic nie będzie przebiegało tak sprawnie, jak
powinno, a po drugie... zżył się z nią.
Wbrew jego obawom, tamten wieczór w Newcastle nie
skomplikował ich stosunków, przeciwnie. Chociaż, żadne
z nich nigdy o nim nie wspomniało, atmosfera między ni
mi ociepliła się zdecydowanie, ponieważ trudno zacho
wywać chłód wobec kogoś, z kim się piło, śmiało i komu
50
Jessica Hart
zwierzało się ze swoich ukrytych pragnień. Następnego
ranka Lou co prawda znów zachowywała się jak wcielenie
perfekcji, lecz Patricka już to nie onieśmielało, gdyż wi
dział ją wstawioną i potykającą się o własne nogi, wiedział
więc, że Lou nie jest chodzącym ideałem, a dzięki temu
czuł się w jej towarzystwie dużo lepiej.
Spotykając ją codziennie w pracy, jak zwykle nienagan
ną i rzeczową, porównywał ją w myślach z pełną ciepła
i życia kobietą, która pochyliła się nad stolikiem i z błysz
czącymi oczami powiedziała, że byłaby dla niego idealną
żoną. Oczywiście nie zgadzał się z tym! Gdyby w ogóle kie
dykolwiek miał się jeszcze raz ożenić, wybrałby namiętną,
seksowną piękność, a nie matkę dwojga nastolatków, nie
zależnie od tego, jak zgrabne miała nogi
A Lou miała naprawdę niezłe nogi, o czym Patrick wie
dział doskonale, gdyż za każdym razem przyciągały jego
wzrok i kazały mu się znowu zastanawiać nad tym, czy ona
nosi pończochy. Wstydził się tej obsesji, lecz nie potrafił jej
się pozbyć. Ale właściwie dlaczego? Przecież nie był wy
głodzony, jeśli chodzi o seks, w dodatku Ariel miała jesz
cze lepsze nogi i całą resztę też bez zarzutu. Co więcej, je
go przyjaciółka zawsze dbała o to, by mu było przyjemnie,
w odróżnieniu od Lou nigdy nie unosiła ironicznie brwi
i nie mówiła niczego, co mogłoby mu się nie spodobać.
Ale też nigdy nie umiała go rozbawić i nie czuł dziwnej
pustki, gdy wychodziła.
- Nie będzie cię przez cały tydzień? Bardzo mi to nie
na rękę. I żadne zastępstwo niczego nie zmieni, bo nie za
mierzam tracić czasu na wyjaśnianie komuś od A do Z, co
ma robić.
- W takim razie sam też weź tydzień urlopu.
Podwójne oświadczyny
51
-Co?
- Zrób sobie wolne, wyjedź, odpocznij. Jeśli potrafisz -
dodała.
Zdaniem Patricka, to ostatnie mogła sobie darować.
- Oczywiście, że potrafię.
Lou w odpowiedzi tylko uniosła brwi i uśmiechnęła się
we właściwy sobie, nieco ironiczny sposób. Podziałało.
- W porządku. - Sprowokowany jej miną, zdjął okulary
i rzucił je na biurko. - Ja też wezmę tydzień urlopu. Jutro
zamówisz mi hotel.
Kiedy następnego ranka wszedł do biura, jej serce
drgnęło na jego widok, jak miało w zwyczaju od dnia,
gdy przebudziła się w hotelu w Newcastle. Obawiała się
wtedy spotkania z szefem, lecz on na powitanie spytał
tylko:
- Nie boli panią głowa?
- Owszem, boli - przyznała.
- Mnie też.
I na tym się skończyło, ku wielkiej uldze Lou, która tak
samo jak on postanowiła zapomnieć o tej całej głupiej roz
mowie, ponieważ miała naprawdę ważniejsze rzeczy na
głowie - Grace koniecznie chciała przekłuć sobie nos i za
łożyć kolczyk, a Tom poważnie zadarł z jedną z nauczy
cielek.
A jednak nie dało się zapomnieć. Od tamtego wieczoru
postrzegała Patricka inaczej. Widziała, jak jest atrakcyjny,
była świadoma każdego jego gestu, zauważała jego dłonie,
usta, pionową zmarszczkę między brwiami, gdy się nad
czymś głęboko zastanawiał. Na szczęście miał też sporo
wad - doprawdy było w czym wybierać - więc Lou starała
się koncentrować właśnie na nich i na przykład pamiętać
52
Jessica Hart
raczej o jego szorstkości niż o tym, jak błyszczały mu oczy,
gdy się uśmiechał.
- Jak skończysz, zamów mi hotel - rzucił tego ranka, za
trzymując się na chwilę przy jej biurku w drodze do swe
go gabinetu.
Już miała go spytać, czy przypadkiem nie słyszał kiedyś
o słowie „proszę", lecz powstrzymała się na widok wyrazu
jego twarzy. Zazwyczaj ludzie cieszyli się na myśl o urlopie,
lecz Patrick Farr zdecydowanie do nich nie należał.
- Czyli jednak jedziesz?
- To był twój pomysł - przypomniał jej charakterystycz
nym zrzędliwym tonem.
- Bo ja mam dobre pomysły - odparła spokojnie.
Zapadło milczenie, ponieważ oboje przypomnieli
sobie jej pomysł, by wzięli ślub. Lou doskonale wiedzia
ła, że Patrick myśli o tym samym, co ona, i zarumieniła
się leciutko.
- Przynajmniej czasami - dodała.
W jego oczach coś błysnęło.
- Zarezerwuj mi bilety lotnicze i apartament w hotelu
na Malediwach.
- W którym?
- W najlepszym.
- Ale pod jakim względem? Lokalizacji, jedzenia, pozio
mu luksusu?
- Nie wiem. - Wykonał pełen irytacji gest. - Znajdź naj
droższy.
Lou na moment zacisnęła zęby.
- Rozumiem. Spędzisz urlop w towarzystwie?
- Tak. Drugi bilet zarezerwuj na nazwisko Ariel Harper.
Czarujące imię, jego właścicielka zapewne też. Lou da-
Podwójne oświadczyny
53
łaby głowę, że to smukła blondynka mająca góra dwadzieś
cia pięć lat.
Patrick zauważył jej minę.
- Coś nie tak?
- Nie, nic. Po prostu zaskoczyłeś mnie tymi Malediwami,
nie spodziewałam się po tobie takiego wyboru. Jakoś nie
potrafię sobie wyobrazić ciebie na plaży.
Patrick też nie potrafił. Po godzinie opalania umierał
z nudów. To Ariel zdecydowała, dokąd polecą, ponieważ
jemu było wszystko jedno. Lou sprowokowała go jednak
stwierdzeniem, że on w ogóle nie umie odpoczywać. Za
dzwonił do Ariel z propozycją wyjazdu, wiedząc doskona
le, że spotka się z entuzjastycznym przyjęciem.
- Cóż, niektórzy mają ukryte głębie, widać ja mam ukry
te płycizny.
Lou wybuchnęła serdecznym śmiechem. Patrick wolał
by, żeby tego nie robiła, ponieważ natychmiast sobie przypo
mniał tamtą kobietę, z którą spędził wieczór w Newcastle.
- Skoro wybierasz się aż na Malediwy, to może lepiej
jedź na dwa tygodnie?
Ze zgrozą pomyślał o dwóch tygodniach na plaży w to
warzystwie Ariel. Owszem, urodę miała wyjątkową, ale us
ta jej się nie zamykały...
- Wystarczy mi tydzień - oznajmił stanowczo. - Tobie
wystarcza.
- Tak, ale tylko dlatego, że tyle trwają ferie, potem Grace
i Tom muszą wrócić do szkoły. Pojedziemy na tych kilka
dni do Yorkshire.
- A co takiego jest w Yorkshire?
- Mieszka tam moja ciocia Fenny, jesteśmy bardzo zżyte.
Ma piękny ogród, okolica jest malownicza, uwielbiam tam
54
Jessica Hart
jeździć. Nie zobaczę co prawda Oceanu Indyjskiego, ale
będę równie szczęśliwa, pracując w ogrodzie i wyciągając
dzieci na długie wycieczki.
Poczuł przypływ urazy, ponieważ on nie spodziewał się
zbyt wielu przyjemności po swoim wyjeździe.
- Jeśli to cię ekscytuje... - burknął niechętnie, prawie
wyrwał jej z ręki korespondencję, którą mu właśnie poda
ła, i czym prędzej zamknął się w gabinecie. Zabrał się do
pracy, by nie zacząć się zastanawiać, co jeszcze mogłoby
podekscytować Lou.
Spędziła dobrą część przedpołudnia, sprawdzając ofer
tę hoteli na Malediwach, wreszcie znalazła odpowiedni
i załatwiła rezerwację. Ledwie zajęła się innymi sprawami,
w biurze zjawiła się nieprawdopodobnie piękna blondyn
ka o długich włosach, które co chwilę odrzucała do tyłu, by
zwrócić na nie uwagę. Do kompletu mogła się poszczycić
śliczną skórą, wielkimi niebieskimi oczami oraz idealnym
ciałem, które można było podziwiać prawie w pełnej kra
sie, gdyż nosiła jedynie mikroskopijną spódniczkę z szero
kim paskiem oraz cienką bluzeczkę.
W jej obecności Lou poczuła się nijaka, bezbarwna
i prawie stara.
- Czym mogę służyć?
Zjawisko potrząsnęło blond grzywą.
- Jest Pat?
Przez chwilę Lou nie wiedziała, o kogo chodzi.
- Tak, lecz właśnie ma zebranie - odparła tak uprzejmie,
jak tylko zdołała.
Śliczna zrobiła zawiedzioną minkę.
- Ale ja muszę z nim niezwłocznie porozmawiać o na
szym wyjeździe!
Podwójne oświadczyny
55
- Pani Ariel Harper, jak rozumiem? - Lou pomyślała, że
Patrick naprawdę powinien się wstydzić. Dziewczyna mia
ła na oko jakieś dwadzieścia dwa lata. - Już zajęłam się
państwa wakacjami.
Ariel obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem.
- Ach, tak, Pat mówił, że zleci to sekretarce.
- Właśnie wszystko załatwiłam. Mają państwo zarezer
wowane bilety lotnicze i noclegi.
- W „Kandarai Beach Hotel"? - upewniła się Ariel.
- Nie - odparła ze spokojem Lou. - Nie otrzymałam ta
kiego polecenia. Zarezerwowałam miejsce w najbardziej
luksusowym hotelu, jaki znalazłam.
- Ale ja chciałam jechać do „Kandarai Beach"! - Buzia
Ariel wykrzywiła się jak u nastolatki, która ma napad zło
ści. - Właśnie o tym muszę porozmawiać z Patem. Przy
jaciółka powiedziała mi, że tam jest bajecznie! Na pewno
może pani zmienić tę rezerwację.
- Przekażę to Patrickowi - odparła Lou, która miała ser
decznie dość załatwiania komuś nieprzyzwoicie luksuso
wych wakacji na Malediwach, podczas gdy jej samej ledwo
starczyło na trzy bilety kolejowe do Yorkshire.
- Co mi przekażesz? - spytał, pojawiając się w drzwiach.
Kiedy jego spojrzenie padło na Ariel, ściągnął brwi, lecz
ona tego nie zauważyła.
- Pat, jesteś! - Pospieszyła ku niemu, splotła mu ręce na
szyi i pocałowała go.
Nie pozostało mu nic innego, jak pocałować ją również,
ale kiedy podniósł głowę, jego wzrok natychmiast pobiegł
ku Lou. Napotkał ironiczne spojrzenie ciemnych oczu.
Łypnął na nią groźnie, lecz ona z niewinną miną zapatrzy
ła się w sufit.
56
Jessica Hart
Poirytowany, odsunął Ariel od siebie.
- Co tu robisz? Wiesz, że nie lubię mieszać pracy i przy
jemności.
- Ale ty jesteś! Przyszłam w sprawie naszych wakacji
i dobrze zrobiłam, bo ona zamówiła zły hotel!
- Nie „ona", tylko Lou - poprawił.
- Wszystko jedno. - Ariel machnęła ręką. - Pat, pro
szę, no proszę, ale tak bardzo, bardzo proooszę, powiedz
jej, żeby zarezerwowała nocleg w „Kandarai Beach"! Bę
dę taka szczęśliwa! - Uwiesiła się jego ramienia jak mała
dziewczynka i mizdrzyła się, wpatrując się w niego błagal
nie szeroko otwartymi niebieskimi oczami. -i będę cię za
to bardzo kochała już na zawsze!
Złe zagranie, pomyślała Lou, gdy na twarzy Patricka na
chwilę odbiła się irytacja. Spojrzał na Lou, w jego oczach
widniała prośba. Widać było, że chce się pozbyć Ariel jak
najszybciej i zakończyć tę żenującą scenę.
- Zobaczę, co da się zrobić - rzekła chłodno Lou.
- Och, Pat, dzięki, dzięki, dzięki! - Ariel prawie wiła
się w ekstazie, przeoczając zresztą fakt, że to Lou będzie
musiała znowu wisieć na telefonie. - Chodźmy na lunch
i uczcijmy to!
- Dziś nie wychodzę na lunch, mam zebranie.
Ariel potrząsnęła włosami, które zalśniły jak najczystsze
złoto, zrobiła zawiedzioną minkę.
- W takim razie do wieczora.
- Jeszcze zadzwonię - wykręcił się. - A teraz wybacz, ale
jestem bardzo zajęty.
W drzwiach Ariel odwróciła się i posłała Patrickowi ca
łusa.
- Baw się dobrze! - zaszczebiotała.
Podwójne oświadczyny
57
Ledwie znikła, Patrick podchwycił spojrzenie Lou.
- Tylko bez komentarzy - ostrzegł.
- Gdzieżbym śmiała - odparła Lou z doskonale niewin
nym wyrazem twarzy i podała mu plik dokumentów. - To
jest to zestawienie, które chciałeś.
- Dzięki.
Nie wytrzymała.
- Brzmiałoby bardziej przekonująco, gdybyś to powtó
rzył trzy razy i dodał, że będziesz mnie zawsze kochać -
rzuciła słodko.
Patrick zamarł z ręką na klamce swojego gabinetu, odwró
cił głowę, przeszył Lou morderczym spojrzeniem, lecz ona
tylko się roześmiała i parodiując Ariel, posłała mu całusa.
- Baw się dobrze! - zaszczebiotała.
Ru jej satysfakcji Patrick bez słowa zamknął się w gabi
necie, trzaskając drzwiami. Niestety, nie było jej już tak we
soło, gdy Ariel zaczęła wydzwaniać codziennie, traktując ją
jak swoje prywatne biuro podróży. Kiedy już wreszcie Lou
udało się zarezerwować apartament w „Kandarai Beach",
przyjaciółka szefa zażyczyła sobie, by nie był to apartament,
lecz jedna z bajecznie luksusowych chat na palach wznie
sionych w zatoce, Lou musiała więc znowu wszystko od
woływać i zmieniać.
Potem Ariel chciała przedłużyć pobyt o jeden dzień, że
by jeszcze wziąć udział w jakiejś imprezie, do tego życzyła
sobie wracać przez Mombasę, aha, trzeba się upewnić, czy
w hotelu mają mleko sojowe, bo ona ma alergię na zwykłe.
Zachowywała się jak rozkapryszona gwiazda i nigdy nie
pamiętała, jak Lou ma na imię. O czym Patrick mógł roz
mawiać z taką dziewczyną, zastanawiała się czasem Lou,
lecz odpowiedź narzucała się sama - ci dwoje pewnie mie-
58
Jessica Hart
li inne zajęcia niż prowadzenie rozmów. Ta myśl działała
na nią przygnębiająco. Ona sama nie spała z nikim od tak
dawna, że właściwie już nie pamiętała, jak to jest.
Wreszcie nadszedł wolny tydzień i Lou mogła uwolnić
się od Ariel. Kiedy jechała zatłoczonym pociągiem do York
shire, myślała o tym, że Patrick właśnie leci pierwszą klasą
nad Ocean Indyjski, ale pocieszyła się myślą o tej nieusta
jącej paplaninie, jaką będzie musiał znosić przez te wszyst
kie dni. Spojrzała na nadąsaną Grace i pochłoniętego elek
troniczną grą Toma i westchnęła. Ona też miała trudnych
towarzyszy podróży.
Na szczęście na miejscu dzieciom trochę poprawił się
humor, bo chociaż nie lubiły wsi, przepadały za Fermy. Lou
też była zadowolona z przyjazdu. Nie spędzi co prawda ty
godnia, pławiąc się w luksusach, za to będzie mogła praco
wać w ogrodzie, co uszczęśliwi ją tak samo. No i oderwie
się na chwilę od codziennych trosk, nie będzie myśleć o ra
chunkach, pracy i Patricku. Zwłaszcza o tym ostatnim.
A jednak wbrew temu postanowieniu, od czasu do cza
su jej myśli biegły ku niema Zdarzało jej się plewić grząd
kę i zastanawiać się, co Patrick właśnie robi. Spaceruje pod
palmami, trzymając Ariel za rękę? Pluska się z nią w wo
dzie? Nie, on nie sprawiał wrażenia kogoś, kto umie się
pluskać i dokazywać. Może po prostu spędzali cały tydzień
w łóżku?
- Jesteś myślami gdzieś daleko - zauważyła któregoś
dnia Fenny.
Siedziały właśnie na schodach prowadzących do domu,
popijając herbatę.
- Przepraszam, nie chciałam - tłumaczyła się z zakłopo
taniem Lou. - Po prostu mam tyle na głowie...
Podwójne oświadczyny
59
- Co cię tak zaprząta?
To, jak Patrick wygląda, leżąc nagi i opalony w białej
pościeli...
- No wiesz, normalne sprawy. Rachunki, wydatki, trze
ba kupić dzieciom nowe buty. - Uśmiechnęła się, lecz mało
przekonująco. - Oboje mogliby wreszcie przestać rosnąć!
- A ja myślałam, że chodzi o mężczyznę.
Od kiedy jej ciocia miała zdolności telepatyczne? Lou
udała rozbawienie.
- No wiesz! Jestem za stara na takie rzeczy.
- Bzdura! - ofuknęła ją Fenny. - Na to nigdy nie jest
się za starym. - Westchnęła. - Cały czas mam nadzie
ję, że znów wyjdziesz za mąż. Nie wszyscy mężczyźni są
tak podli i nieodpowiedzialni jak Lawrence. Byłoby ci
łatwiej, gdybyś miała kogoś, kto mógłby ci pomóc. Samej
jest ciężko.
Lou przypomniała sobie tamtą rozmowę w Newcastle.
-Faktycznie, byłoby mi łatwiej, lecz trudno znaleźć
chętnego do pomocy.
- Wiem, ale myślałam, że może ktoś taki się pojawił. -
Fenny obrzuciła ją przenikliwym spojrzeniem. - Wydajesz
się jakaś inna.
Z niewyjaśnionych powodów Lou znów pomyślała o Pa
tricku i jej policzki zaróżowiły się odrobinę.
- Nie, nie pojawił się.
W poniedziałek rano udała się do pracy wypoczęta i do
skonale opanowana. Właśnie stała przy biurku, przegląda
jąc papiery, gdy wszedł Patrick. Jej serce aż podskoczyło,
lecz nie dała po sobie nic poznać.
- Cześć - powiedziała spokojnie.
Na jej widok Patrick stanął jak wryty. Miała na sobie
60
Jessica Hart
prostą popielatą spódnicę i bladoróżową bluzkę, do tego
perełki na szyi. Nie był to ekscytujący strój, lecz po tych
wszystkich kobietach w bikini, które widział w ciągu mi
nionego tygodnia, wydała mu się wcieleniem klasy i ele
gancji.
- O, to ty - wyrwało mu się.
Lou uniosła brwi.
- Owszem. Moja obecność nie powinna cię dziwić, wkoń-
cu to moje biuro.
- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie - zmyślił na
poczekaniu.
- Ja ciebie też nie - odparła, wiedząc, że wrócił bardzo
późno w nocy. - Udał ci się urlop?
- Nie - warknął i znikł w swoim gabinecie.
- Dziękuję, ja też dobrze wypoczęłam - powiedziała Lou
do zamkniętych drzwi. - Miło, że spytałeś.
Patrick włączył komputer, jednocześnie zadowolony z po
wrotu do pracy i zły na Lou. To wszystko jej wina. Ariel po
traktowała wspólny wyjazd jako deklarację uczuć z jego stro
ny i początek stałego związku. Próbował jej tłumaczyć, że
nic podobnego nie ma miejsca, lecz puszczała to mimo uszu,
a on przeklinał w duchu moment, w którym zaproponował
jej spędzenie razem tych krótkich wakacji. Zrobił to jedynie
po to, by udowodnić Lou... właściwie już nie bardzo pamię
tał, co chciał jej udowodnić, w każdym razie to przez nią na
robił sobie kłopotów.
Wieczorami oglądał na Malediwach bajecznie kolorowe
zachody słońca, lecz nie wiedzieć czemu jego myśli bieg
ły ku dalekiemu Yorkshire. Gorący wiatr poruszał liśćmi
palm, a Patrickowi przypominało się czyste, rześkie powie
trze i zieleń łagodnych wzgórz. Wyobrażał sobie, jak Lou
Podwójne oświadczyny
61
siedzi w pełnym zapachów wiejskim ogrodzie, jak wokół
niej powoli zapada zmierzch, zwyczajny angielski zmierzch,
i nagle wydawało mu się to znacznie bardziej pociągające
od tego, co go otaczało.
Chyba upadł na głowę! Oto siedział sobie na tropikalnej
wyspie w niewyobrażalnych dla wielu ludzi luksusach, ob
sługa była gotowa zaspokoić każde jego życzenie, towarzy
szyła mu dziewczyna z nogami po szyję, której zazdrościli
mu wszyscy faceci dookoła, a on myślał o kobiecie w śred
nim wieku, mającej wyraźne zmarszczki pod oczami. Ra
czej nie nadawała się na typową bohaterkę męskich fanta
zji. .. A jednak doza chłodnej ironii w jej ciemnych oczach
podziałałaby na niego orzeźwiająco, tak był zmęczony pu
stą paplaniną Ariel. Brakowało mu humoru Lou, jej inte
ligencji, potrzebował, by spojrzała mu prosto w oczy, jak
miała to w zwyczaju, gdyż Ariel potrafiła tylko trzepotać
rzęsami, by spoglądać spod nich zalotnie.
Coraz częściej przypominał sobie ów wieczór w New
castle, spędzony z kobietą pełną życia i ciepła. Chciał zno
wu zobaczyć tamtą Lou.
Myślał też dużo o propozycji, którą wtedy złożyła. Na
prawdę dużo.
Kiedy wszedł do biura i ją zobaczył, serce mu podsko
czyło, czego nie umiał sobie wytłumaczyć. Uśmiechnęła
się, lecz był to uprzejmy uśmiech asystentki, nic poza tym.
Ewidentnie widok Patricka wcale jej nie ucieszył, co spra
wiło mu taki zawód, że odburknął jej i zamknął się w swo
im gabinecie, trzaskając drzwiami.
Siedział przy biurku, bębniąc palcami o blat. Niedobrze
wyszło, będzie musiał ją przeprosić. Tylko jak ma ubrać
w słowa to, co chciał jej powiedzieć?
62
Jessica Hart
- Przepraszam, byłem trochę nieuprzejmy - powiedział,
gdy Lou niedługo później przyszła do jego gabinetu i upo
rali się już ze wszystkimi zaległymi i bieżącymi sprawami.
- Nie szkodzi. Przykro mi, że urlop ci się nie udał. Czy
hotel ci nie odpowiadał?
- Nie, był bez zarzutu.
- A jaką miałeś pogodę?
- Idealną. Uprzedzając twoje dalsze pytania, powiem od
razu, że załatwiłaś wszystko znakomicie, obyło się bez ja
kichkolwiek kłopotów, a samoloty odlatywały punktualnie.
- Zawahał się. - A tobie jak udał się urlop?
- Cóż, w obie strony pociąg się spóźnił i był zatłoczo
ny, do tego popsuła się pogoda, ale w Yorkshire Dales jest
pięknie, a Fenny wspaniale gotuje, więc naprawdę bardzo
dobrze wypoczęłam.
- Świetnie - burknął, głęboko rozczarowany, bo ona naj
wyraźniej wcale za nim nie tęskniła, szczęśliwa w towarzy
stwie dzieci i ciotki.
Lou wstała, biorąc to za koniec rozmowy.
- Zostań - rzekł szorstko. - Jest jeszcze jedna sprawa.
Usiadła z powrotem, już miała otwarty notes i gotowy
długopis.
- Nie będziesz nic notować - prawie warknął, trochę
zbity z tropu jej nienagannym profesjonalizmem.
Czuł, że źle się do tego zabiera. Trzeba było poczekać
do wieczora i zaprosić ją gdzieś na drinka, ale trochę za
późno przyszło mu to do głowy. Trudno, skoro już zaczął,
dokończy.
- To sprawa osobista - wyjaśnił.
Lou schowała długopis i spojrzała na Patricka nieco po
dejrzliwie. Nie bardzo wiedział, co dalej. Podniósł się z fo-
Podwójne oświadczyny
63
tela, wsunął ręce w kieszenie i zaczął krążyć po gabinecie,
marszcząc brwi.
- Myślałem o tym, co powiedziałaś - odezwał się wresz
cie, zatrzymując się przy oknie.
- Kiedy?
Obrócił się ku niej.
- Tamtego wieczoru w Newcastle.
Zarumieniła się. Czy musiał do tego wracać, kiedy ona
właśnie ostatecznie doszła do wniosku, że cały ten nie
szczęsny incydent poszedł w niepamięć?
- Nie przywiązywałabym wielkiej wagi do tego, co wtedy
mówiłam - rzekła lekkim tonem. - Wypiłam zdecydowa
nie za dużo szampana.
-Powiedziałaś, żebym przemyślał twoją propozycję,
i zrobiłem to. Myślę, że miałaś rację. Powinniśmy się po
brać. Jak najszybciej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Lou wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami,
zupełnie zdezorientowana.
- Nie mówiłam poważnie'.
- Wiem, lecz im więcej o tym myślę, tym bardziej sen
sowne mi się to wydaje.
- To jakiś żart, tak?
- Po ostatnim tygodniu nie jestem w nastroju do żartów.
Popełniłem poważny błąd, zapraszając Ariel na wspólny
wyjazd, ponieważ potraktowała to bez mała jako oświad
czyny. Cały czas przymawiała się o pierścionek zaręczyno
wy i opowiadała mi, jakie suknie ślubne są najmodniejsze
w tym sezonie i co powinien nosić drużba! - Skrzywił się
z najgłębszym niesmakiem. - Przysiągłem sobie, że nigdy
więcej nie narażę się na podobną sytuację, dlatego potrze
buję żony.
Lou ledwie wierzyła własnym uszom.
- Chcesz zadawać się z kobietami gotowymi sypiać z żo
natym mężczyzną?
- Zawsze na początku jasno daję do zrozumienia, że
interesuje mnie tylko niezobowiązujący seks, ale może
brzmiałoby to bardziej wiarygodnie, gdybym miał żonę.
- Przecież istnieje coś takiego jak rozwód. Taka dziew
czyna może sobie pomyśleć, że dla niej zostawisz żonę.
Podwójne oświadczyny
65
- Nie, jeśli jej wytłumaczę, że wiąże mi ręce kontrakt
przedślubny, w myśl którego żona dostanie siedemdziesiąt
procent mojego majątku, jeśli zażądam rozwodu.
- W takim razie prawie warto za ciebie wyjść! - skwito
wała Lou, wciąż podejrzewając go o żarty.
- Mówię poważnie. - Usiadł przy biurku. - Oferuję ci
życiową szansę, nie będziesz już nigdy musiała się martwić
o pieniądze. W zamian oczekuję tylko, byś przekonująco
udawała przed wszystkimi moją żonę. Co prawda inaczej
wyobrażałem sobie moją ewentualną partnerkę, w dodat
ku niestety masz dzieci, a ja nie widzę siebie w roli ojczy
ma, ale pewnie jakoś zdołamy się dogadać w tej kwestii -
ciągnął, nie zauważając malującego się na jej twarzy coraz
większego oburzenia. - Nie jesteś więc idealna, lecz dyspo
nujesz poważnymi atutami, przede wszystkim doskonale
znasz moją pracę i umiesz znaleźć się w towarzystwie mo
ich kontrahentów. A ponieważ jesteś kobietą dojrzałą, ro
zumiesz, że to tylko układ służący wygodzie obu stron. No
i masz wyjątkowo dużą motywację, by dotrzymać warun
ków naszej umowy. Potrzebujesz pieniędzy.
- Nie aż tak bardzo - oświadczyła Lou, która w tym mo
mencie zrozumiała, co czuła Elizabeth Bennet w słynnej
scenie z „Dumy i uprzedzenia", gdy pan Darcy najpierw
obraził ją i jej rodzinę, a potem nieoczekiwanie zapropo
nował jej małżeństwo.
Wstała.
- Dokąd idziesz? - zdumiał się Patrick.
- Mam dużo pracy.
- A moje oświadczyny?
- Ach, to były oświadczyny? - Jej głos ociekał sarka
zmem. - I może jeszcze czekasz na odpowiedź?
66
Jessica Hart
- Oczywiście - burknął z irytacją.
- W porządku. - Przez moment udawała, że się zasta
nawia. - Nie.
- Nie? - wybuchnął, dotknięty do żywego.
- Nie. To były najgorsze oświadczyny, jakie można sobie
wyobrazić. Nie ma mowy, żebym za ciebie wyszła, znajdź
sobie kogoś innego.
Zerwał się na równe nogi.
- Chwileczkę, przecież to był twój pomysł!
- Zlituj się, wypiłam wtedy pół butelki szampana i ze
dwa kieliszki wina! Nie mówiłam poważnie.
- Nie? Byłaś bardzo przekonująca.
- Nie byłabym, gdybym wiedziała, że w rezultacie tak
mnie obrazisz!
Oboje gotowali się ze złości.
- Właśnie ci się oświadczyłem - wycedził Patrick. - To
według ciebie obraza?
- Za kogo ty mnie masz? - spytała z furią. - Napraw
dę myślisz, że dla pieniędzy wyszłabym za kogoś, kogo
nie kocham, ba, nawet nie lubię, za kogoś, komu prze
szkadzają moje dzieci i komu się nie podobam? Two
im zdaniem to nie jest obraźliwe? Złożono mi w życiu
parę mało subtelnych propozycji, ale twoja bije wszyst
kie inne na głowę!
- To co miałem zrobić? Uklęknąć i wcisnąć ci jakiś
romantyczny kit? Może jeszcze powiedzieć, że cię
kocham?
- Wystarczyło okazać mi odrobinę szacunku - odparła
lodowatym tonem.
- Chciałem być z tobą szczery - zaprotestował.
- Tak, bardzo szczerze dałeś mi do zrozumienia, że
Podwójne oświadczyny
67
twoim zdaniem możesz mnie kupić, jak wszystkie inne
kobiety w twoim życiu. Otóż nie! Ja nie jestem na sprze
daż! W dodatku już jeden mąż mi powiedział, że wołałby
mieć inną żonę, nie muszę tego wysłuchiwać ponow
nie. No i nie zamierzam narażać moich dzieci na kon
takt z kimś, kto traktuje młode kobiety jak przedmioty,
a dojrzałe jak przeterminowany towar! Twoja matka ma
rację, jesteś egoistą - ciągnęła, zbyt zraniona, by obawiać
się, czy nie straci przez to pracy. - Myślisz, że jak jesteś
bogaty, to wszystko możesz kupić, z żoną włącznie. Nie
zgadzam się, by Grace i Tom uczyli się takiego postępo
wania!
- Im szybciej się dowiedzą, jakie jest życie, tym lepiej
- odciął się. - Nie ma nic za darmo, na wszystko trzeba
zapracować. Czemu akurat w małżeństwie miałoby być
inaczej?
- Bo małżeństwo jest czymś zupełnie innym! - wybuch-
nęła Lou. - A jeśli nie jest, to w ogóle nie warto się pobie
rać. - Pod powiekami zapiekły ją łzy złości i upokorzenia.
- Przykro mi, jeśli źle mnie zrozumiałeś w Newcastle, naj
lepiej zapomnij o tamtej rozmowie, ja postaram się zapo
mnieć o tej - rzekła zimno i wyszła, starannie zamykając
za sobą drzwi.
Patrick wyładował swoją złość, kopiąc w fotel. Dusił się
z furii, skacząc po gabinecie na jednej nodze i trzymając
się za obolałą stopę. Nie mógł uwierzyć, że po prostu po
wiedziała „nie" i wyszła! W ogóle nie brał pod uwagę od
mowy, bo dotąd zawsze dostawał, czego chciał, w dodatku
zaoferował Lou korzystne wartinki.
Będzie tego żałowała.
On na pewno nie.
68
Jessica Hart
- Mamo, potrzebne mi nowe buty - usłyszała na powi
tanie od Toma. - Te są już za ciasne.
Ogarnęło ją przygnębienie. Tom rósł szybko, co kilka
miesięcy trzeba mu było kupować nowe rzeczy, w dodat
ku modne i odpowiedniej marki, żeby koledzy się z niego
nie wyśmiewali. Lou nie rozpuszczała dzieci, ale nie chcia
ła też, by z powodu braku pieniędzy zbytnio odstawały od
rówieśników.
- W tym tygodniu pójdziemy na zakupy - obiecała.
- Charlie jedzie latem na obóz sportowy - ciągnął Tom.
- Czy ja też mogę?
Lou popatrzyła na jego ożywioną buzię i aż serce jej się
ścisnęło. Tom uwielbiał sport, a Charlie był jego najlep
szym przyjacielem, byłoby więc dobrze, gdyby mogli udać
się na ten obóz razem. Ale to pewnie by kosztowało, i to
sporo...
- Zobaczymy.
Buzia mu się wydłużyła.
- Zawsze jak mówisz „zobaczymy", to nic z tego nie wy
chodzi! Tylko że jak Charlie pojedzie, to będzie lepszy ode
mnie i po wakacjach przyjmą go do drużyny piłkarskiej,
a mnie już nie! - zakończył z goryczą.
Nim Lou zdążyła odpowiedzieć, do kuchni w podsko
kach wpadła Grace, wymachując kawałkiem papieru.
- Mamo, patrz! W przyszłym roku będzie ze szkoły
wspaniały wyjazd w góry na narty! Mogę się zapisać na
listę, prawda?
Tomowi aż zabłysły oczy.
- Ja też chcę! Nauczę się jeździć na snowboardzie!
- Jesteś za mały, to tylko dla starszych klas - zbyła go
Grace. - To co, mamo? Emily była w zeszłym roku, mówi,
Podwójne oświadczyny
69
że bomba, śnieg potąd. - Z podekscytowaniem wskazała
swoje ramię, by Tom zrozumiał, że to nie dla takich ma
luchów jak on.
- Pokaż mi, co tam napisali. - Lou wzięła od Grace pis
mo ze szkoły i przebiegła je wzrokiem.
Tak jak się domyślała, chwilowo nie miała nawet na
wpisowe. Zagryzła wargi. Nie chciała sprawić dzieciom za
wodu, oboje tak marzyli o tych swoich wyjazdach, gdyby
udało się wysłać Toma na obóz sportowy, Grace należałby
się narciarski...
- Porozmawiam z waszym ojcem - zdecydowała.
- Oj, mamo, to nic nie da! - jęknęła Grace. - Wiesz, jaki
jest tata! W tym roku miał nas zabrać do Grecji i co? Kupił
sobie ten głupi samochód!
- Wcale nie głupi - zaprotestował Tom, prawdziwy mi
łośnik motoryzacji. - Sama jesteś głupia. To przecież naj
nowsze audi.
Grace nie słuchała go.
- Tata nie pomoże - powiedziała z najgłębszym rozża
leniem. - On zawsze wszystko obiecuje, a potem nic nie
robi.
Tak, to był cały Lawrie, nic dodać, nic ująć.
Lou patrzyła, jak Grace w jednej chwili traci cały entu
zjazm, ciężko opada na krzesło, zwiesza głowę. Dzieci
kochały ojca, lecz już nie miały co do niego złudzeń.
- Zobaczę, co da się zrobić - obiecała córce, lecz to nie
mogło pocieszyć Grace.
Lou poczuła, że serce jej się kraje. Tom i Grace nie
byli niczemu winni, a tyle już na nich spadło - odejście
ojca, utrata domu, niedostatek... Lawrie nie przejmował
się swoimi dziećmi i nigdy nie starał się im pomóc. Nie,
70
Jessica Hart
nie był złym człowiekiem. Był inteligentnym, dowcip
nym, czarującym kompanem, z którym wspaniale spę
dzało się czas. Niestety, nie chciał zrozumieć, jak bardzo
krzywdzi swoje dzieci przez to, że nie mogą na niego
liczyć!
Dlatego Lou z całych sił starała się im to wynagrodzić
i była gotowa na wszystko, by uczynić ich życie znośniej -
szym. Z tą myślą ponownie sięgnęła po pismo ze szkoły
Grace, by jednak rozważyć, czy nie udałoby się jakoś wy
supłać pieniędzy na wpisowe, i nagle zamarła w pół gestu.
Naprawdę była gotowa na wszystko?
Nawet na poślubienie Patricka Farra?
Popatrzyła na pochyloną głowę Grace, która apatycznie
rysowała coś palcem po stole. Spomiędzy masy ciemnych
włosów wystawał tylko czubek nosa.
Popatrzyła na Toma, który niechętnie grzebał w plecaku,
wyraźnie starając się nie odnaleźć swojej pracy domowej.
Kiedy ją w końcu znajdzie, rozłoży ją na stole kuchennym,
bo przecież nie mieli innego.
Popatrzyła na lodówkę, z której sama za chwilę wyjmie
pomidory, żeby zrobić nieśmiertelny makaron z sosem, ta
ni i pożywny.
Popatrzyła na kosz z prasowaniem, który będzie mu
siała odsunąć, żeby wyjąć oliwę z szafki. W tym maleńkim
mieszkaniu nic się nie mieściło i wiecznie trzeba było coś
przestawiać, by normalnie funkcjonować.
Wystarczyło wyjść za Patricka.
Nerwowo zwilżyła wargi.
- Czy moglibyśmy zamienić kilka słów?
Spędziła bezsenną noc, przewracając się na łóżku i bijąc
Podwójne oświadczyny
71
się z myślami, wreszcie podjęła decyzję. Niestety, Patrick
przez cały dzień był praktycznie nieosiągalny, załatwia
jąc jakieś sprawy poza firmą. Owszem, widzieli się rano,
lecz potraktował ją lodowato i znikł, nie miała więc szan
sy z nim porozmawiać. Wrócił dopiero koło piątej, wziął
od Lou listę osób, które chciały się z nim skontaktować,
lecz prawie się przy tym nie odzywał i wcale na nią nie
patrzył.
Dopiero gdy usłyszał jej prośbę, podniósł wzrok.
- Na jaki temat?
Zebrała się na odwagę.
- Chciałam... Chciałam przeprosić za moją wczorajszą
reakcję. Rzeczywiście złożyłeś mi uczciwą propozycję, ale
ja... ja zupełnie nie byłam na nią przygotowana i dlatego
tak to wyszło. Bardzo mi przykro, naprawdę.
Wyraz jego twarzy zmienił się.
- To ja powinienem przepraszać - przyznał trochę szorst
ko. - Źle to wszystko ująłem i kiedy potem o tym myśla
łem, wcale się nie dziwiłem, że się rozgniewałaś. Mnie też
jest bardzo przykro.
- Rzecz w tym... - Lou urwała gwałtownie, nie mając
pojęcia, jak spytać, czy oferta nadal jest aktualna. W koń
cu Patrick miał prawo zmienić zdanie po tym, jak mu zro
biła taką scenę.
- Słuchaj, może chodźmy gdzieś, gdzie da się spokoj
ne porozmawiać. - Spojrzał na zegarek. - Musisz odebrać
dzieci ze szkoły czy możesz iść na drinka?
Na szczęście tego dnia Grace odrabiała lekcje u przyja
ciółki, a Tom grał z kolegami w piłkę, więc Lou z wdzięcz
nością przyjęła zaproszenie.
- Chętnie się napiję.
72
Jessica Hart
Patrick zabrał ją do spokojnego pubu niedaleko rze
ki, znalazł stolik w miłym, obsadzonym pelargoniami
ogródku, zostawił tam Lou, a sam poszedł po drin
ki. Lou przymknęła oczy i wystawiła twarz do słońca.
Poczuła, jak jej zdenerwowanie przynajmniej częścio
wo ustępuje. Dobrze było posiedzieć trochę na dworze,
nawet w środku Londynu. Byłoby jeszcze przyjemniej,
gdyby nie musiała za chwilę namawiać szefa, by jednak
ożenił się z nią.
- Proszę - powiedział, stawiając na stole dwie szkla
neczki.
Lou gwałtownie otworzyła oczy. Patrick usiadł naprze
ciwko niej, a na sam jego widok zrobiło jej się jakoś dziw
nie w żołądku. Marynarkę zostawił w firmie, podwinął
rękawy koszuli, odsłaniając opalone podczas pobytu na
Malediwach przedramiona.
Sięgnęła po swój dżin z tonikiem, by przełamać parali
żującą nieśmiałość, jaka nagle ją ogarnęła. Nie, nie może
tego zrobić. Poprzedniego dnia wygłosiła kazanie, jak to
ona nie wyjdzie za mąż dla pieniędzy, a teraz powie coś
zupełnie przeciwnego?
Nie ma mowy. Uda, że chciała poprosić o wyższe wyna
grodzenie za nadgodziny.
Ale w tym momencie przypomniała sobie, z jakim pod
ekscytowaniem Grace mówiła o wyjeździe na narty. I to,
jak Tom się zgarbił, gdy usłyszał „zobaczymy". I ciasne
mieszkanie, w którym nieustannie wchodzili sobie w dro
gę i w którym było słychać wszystko, co mówili i robili są
siedzi.
Pomyślała też, że mogłaby zostać żoną Patricka. Prze-
Podwójne oświadczyny
73
biegł ją nagły dreszcz i nie potrafiła już skupić się na ni
czym innym.
Niezręczne milczenie przedłużało się. Lou stara
ła się nie patrzeć na swego towarzysza, lecz i tak była
świadoma każdego jego ruchu. Tak samo jak ona ner
wowo bawił się swoją szklaneczką, więc w końcu Lou
zrozumiała, że on też jest zdenerwowany. To oczywiście
dodało jej odwagi.
- Zastanawiałam się...
- Może nie powinienem...
Jednocześnie zaczęli i jednocześnie urwali, oboje rów
nie zakłopotani.
- Ty pierwsza.
Wzięła oddech jak przed skokiem na głęboką wodę.
- Ty wczoraj postawiłeś sprawę uczciwie, dziś ja zrobię
to sama Przemyślałam, co powiedziałeś, i zastanawiam się,
czy... czy nie jest za późno, żebym zmieniła zdanie.
Patrick spędził całą noc, próbując przekonać samego
siebie, że miał więcej szczęścia niż rozumu i że w sumie na
odmowie Lou wyszedł bardzo dobrze. Gdyby się zgodzi
ła, miałby na karku dwoje nastoletnich pasierbów i żonę
w średnim wieku.
Czemu więc jej pytanie sprawiło mu ulgę?
Czy dlatego, że uśmierzało poczucie upokorzenia, jakie
go doznał poprzedniego dnia?
- Co ci kazało zmienić zdanie? - spytał ostrożnie.
- Pieniądze - przyznała i opowiedziała mu o obozie
sportowym i wyjeździe na narty. - Nie chcę znowu rozcza
rować dzieci. Wbrew temu, co mówiłam wczoraj, jednak
jestem kobietą, która wyszłaby za mąż dla pieniędzy. Może
74
Jessica Hart
po prostu muszę nią być. Raz poślubiłam kogoś z miłości
i to się nie sprawdziło.
- To nie brzmi tak, jakbyś była do końca przekonana -
zauważył.
- Bo nie jestem. I również o tym chciałam z tobą poroz
mawiać. Wołałabym zaczekać z podjęciem decyzji, dopóki
ty i moje dzieci się nie spotkacie. - Zdobyła się na jeden
blady uśmiech. - Wiesz, jak je zobaczysz, możesz zmienić
zdanie...
Patrick milczał z nieodgadnionym wyrazem twarzy,
lecz przynajmniej nie zachowywał się podle czy nieprzy
jemnie.
- Dlatego dobrze byłoby się umówić we czwórkę na
lunch i zobaczyć, czy to w ogóle ma szanse powodzenia
- ciągnęła. - Wtedy albo postanowimy zapomnieć o tym
pomyśle, albo spróbujemy ustalić, czego każde z nas ocze
kuje od takiego układu.
- To brzmi sensownie - stwierdził Patrick, wiedząc,
że właśnie tak należało to rozegrać. - Co robicie w ten
weekend? Może przyszlibyście do mnie w niedzielę na
lunch? - Zawahał się. - Nie umiem zabawiać dzieci, ale
mam basen, więc jeśli lubią pływać, to niech wezmą
stroje kąpielowe.
Do niedzieli Lou tyle razy zdążyła zmienić zdanie, że
w końcu sama już nie wiedziała, co o tym wszystkim
myśli. Oczywiście z wizytą iść musieli, skoro już przyję
ła zaproszenie Patricka.
Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, by ta trójka zdołała
się dogadać. Patricka dzieci nie interesowały zupełnie, zaś
Tom i Grace mieli zwyczaj dość jasno okazywać, gdy ktoś
Podwójne oświadczyny
75
nie przypadł im do gustu. Lou obawiała się, że ten lunch
to będzie jedna wielka katastrofa.
Cóż, przynajmniej sprawa definitywnie się rozstrzygnie
i wtedy Lou poszuka jakiegoś innego sposobu, by wysłać
syna na obóz sportowy, a córkę na narty. Błędem byłoby
natomiast niesprawdzenie tej możliwości.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Patrick mieszkał przy cichej ulicy w luksusowej dzielni
cy Chelsea. Lou miała wrażenie, jakby w pewnym momen
cie po wyjściu z metra zabłąkała się do zupełnie innego
świata. Po raz pierwszy zetknęła się twarzą w twarz z takim
bogactwem i czuła się nieswojo. Ich trójka nie pasowała do
tego miejsca, nie powinni byli w ogóle tu przyjeżdżać.
Postarała się, by dzieci wyglądały jak najlepiej, lecz nie
wiedziała, co Patrick pomyśli na widok Grace, ubranej na
czarno, przepasanej metalowymi łańcuszkami i paradują
cej w ciężkich glanach. Lou próbowała jakoś wpłynąć na
córkę przynajmniej w kwestii fryzury, lecz Grace ją wy
śmiała. I tak poszła na wielkie ustępstwo, nie malując ust
czarną szminką.
Tom nie prezentował się aż tak modnie, lecz on z kolei
należał do tych chłopców, których wypuszcza się z domu
czystych, uczesanych i starannie ubranych, a już za najbliż-
szym rogiem wyglądają jak niechluje.
Wcale nie chcieli iść na lunch do jakiegoś nudne-
go gościa, skusiła ich jedynie perspektywa pływania
w prywatnym basenie. Mijając ukryte wśród zieleni
domy, wyglądali na coraz mniej znudzonych. Nigdy nie
byli w podobnej dzielnicy, gdzie wszystko świadczyło
o ogromnej zamożności mieszkańców. Na żwirowych
Podwójne oświadczyny
77
podjazdach stały samochody, a Tom zaglądał przez prę
ty ogrodzenia i komentował:
- O rany, zobaczcie! Bmw... Mercedes... Znowu merce
des. .. Rolls-royce... Ja nie mogę... Porsche... Jaguar...
- Twój szef musi mieć kasy jak lodu - mruknęła zgryź
liwie Grace.
Lou nie odpowiedziała, prawie chora ze zdenerwowa
nia. Takie bogactwo wydawało jej się niemal nieprzyzwo
ite. Nie ma mowy, nie wyjdzie za Patricka, jest za stara na
odgrywanie Kopciuszka.
Przy posesji numer trzydzieści trzy Grace stanęła jak
wryta.
- To tutaj? - spytała z trwożnym podziwem.
- Na to wygląda. - Lou dołączyła do córki i spojrzała
przez kutą żelazną bramę. - Och!
Wielki dom o doskonale wyważonych proporcjach stał
odsunięty od ulicy. Kremowy fronton obrastały pnące hor
tensje, do imponujących drzwi prowadziła wysypana żwi
rem aleja. Przed domem widniał ogród, zaprojektowany
tak, by jak najbardziej osłaniać posiadłość przed wzrokiem
ciekawskich.
Stali tak we trójkę, zaciskając dłonie na prętach i zaglą
dając do środka niczym więźniowie, którzy mogą tylko
tęsknie popatrzeć na świat wolnych ludzi. Wreszcie Lou
drżącą dłonią nacisnęła guzik dzwonka. Spodziewała się,
że otworzy im jakiś szacowny kamerdyner lub ochroniarz
z warczącym rottweilerem, lecz zamiast tego po prostu
usłyszała głos Patricka.
- To ja, Lou — odparła trochę słabym głosem. - Jesteśmy.
- Świetnie, wejdźcie.
Brama otworzyła się bezszelestnie. Kiedy szli w stronę
78
Jessica Hart
drzwi, pojawił się w nich pan domu, ubrany w spodnie
khaki i niebieską koszulę, rozpiętą pod szyją.
- Cześć - odezwała się Lou dziwnie wysokim głosem
i zauważyła kątem oka, jak Grace obrzuca ją zaskoczonym
spojrzeniem.
- Witaj. Miło mi, że przyszliście.
W odróżnieniu od Lou nie zdradzał nawet śladu zde
nerwowania. Nie starał się też być przesadnie miły, po pro
stu był sobą - bardzo rzeczowym i trochę szorstkim Patri
ckiem Farrem.
Lou otoczyła Grace ramieniem.
- To moja córka Grace.
Tamci dwoje nieufnie zmierzyli się wzrokiem. Patrick
najpierw zobaczył okropny jego zdaniem ubiór, lecz gdy
przyjrzał się uważniej, zauważył, że dziewczyna ma ujmu
jąco ładną buzię, wyraźnie zarysowaną brodę, która zna
mionowała upór, i ciemne oczy matki. Tak samo jak Lou
patrzyła ludziom prosto w oczy.
Grace z kolei ujrzała wysokiego mężczyznę ubranego
jak typowy nudziarz, ale jednak nie potrafiła go zlekce
ważyć jak większości dorosłych. Była w nim jakaś bez
względność i Grace wyczuła, że to jest ktoś, z kim należy
się liczyć. I miał jeszcze jedną cechę - nie próbował jej
zaimponować ani zaskarbić sobie jej sympatii. Podoba
ło jej się to.
- Witaj, Grace.
- Cześć - odparła z rezerwą.
Lou odetchnęła. Grace przynajmniej odezwała się do
niego, a przecież potrafiła poczuć do kogoś żywiołową nie
chęć od pierwszego wejrzenia tylko dlatego, że drażniły ją
czyjeś buty lub sposób, w jaki się uśmiechnął.
Podwójne oświadczyny
79
- A to... - urwała, nagłe zdając sobie sprawę, że jej syn
gdzieś znikł.
Obróciła się i ku swej zgrozie ujrzała, jak Tom przy-
kleił się do stojącego na podjeździe samochodu, roz
płaszczając nos na szybie i opierając się o idealnie czystą
karoserię brudnymi rękami, bo oczywiście po drodze
zdążył się już umorusać.
- Tom, co ty wyprawiasz? Chodź tu natychmiast.
Nawet się nie odwrócił.
- Mamo, wiesz, co to Jest? - W jego głosie brzmiał nie
botyczny zachwyt i najwyższy szacunek. - To porsche 911!
Z podwójnym turbodoładowaniem!
- Bez wątpienia - ucięła. - A teraz zostaw je i chodź
przywitać się z Patrickiem. W tej chwili!
Nie odrywając się od samochodu, zerknął na nią przez
ramię.
- Mamo, ty nic nie rozumiesz! To jest najlepszy samo
chód świata!
Lou spojrzała na Patricka bezradnie.
- Ogromnie cię przepraszam. On ma zupełnego bzika
na punkcie motoryzacji.
- Rozumiem.
Patrick ruszył w kierunku wozu, zaskoczony i jedno
cześnie zadowolony ze spotkania bratniej duszy, choć nie
spodziewał się, że okaże się nią jedenastoletni syn Lou. Po
raz pierwszy widział kogoś, kto był równie wrażliwy na
urodę tego samochodu jak on.
- Chcesz usiąść za kierownicą? - zwrócił się do Toma.
Oczy chłopca zalśniły jak dwie gwiazdy.
- Mogę? - wyszeptał.
Patrick wyjął z kieszeni kluczyki, nacisnął przycisk piło-
80
Jessica Hart
ta, otwierając składany dach. Tom otworzył drzwiczki z ta
kim nabożeństwem, z jakim niektórzy ludzie wchodzą do
katedry. Patrick zajął miejsce w fotelu pasażera, ucieszony,
że może pokazać swój sportowy wóz komuś, kto będzie
umiał go w pełni docenić.
Lou i Grace stały na schodach, słysząc urywki ożywio
nej rozmowy o spojlerach, liczbie obrotów na sekundę
i sześciu biegach. Wymieniły wymowne spojrzenia.
- No to nici z lunchu. - Grace westchnęła. - Wiesz, ja
ki jest Tom.
Lou podeszła do porsche.
- My wejdziemy do domu i rozgościmy się, dobrze?
Patrick z trudem oderwał się od pokazywania czegoś na
desce rozdzielczej, a jego spojrzenie zdradziło, że obecność
pań zupełnie wyleciała mu z głowy.
- Tak, tak, oczywiście... Ja tylko pokażę Tomowi silnik,
za minutę przyjdziemy...
Wiedząc, że ta minuta będzie trwała dość długo, Lou
zabrała Grace i weszła z nią do domu. Ujrzały ogromny
hol wejściowy ze wspaniałymi schodami prowadzącymi na
piętro. Po obu stronach widniały drzwi, lecz Lou oparła
się pokusie zajrzenia chociażby za jedne z nich, gdyż nie
chciała okazać się wścibska. Ruszyły więc w kierunku tyl
nych drzwi, zapraszająco otwartych. Padało z nich światło.
- O rany! - powiedziała Grace.
Za szklanymi drzwiami znajdował się wielki szklany pa
wilon, a w nim basen z turkusową wodą, do pawilonu zaś
przylegał zalany słońcem taras. Grace usiadła przy stole
pod eleganckim kremowym parasolem i z całych sił stara
ła się wyglądać na niewzruszoną tymi wszystkimi luksu
sami, Lou zaś przespacerowała się po ogrodzie, gdyż by-
Podwójne oświadczyny
81
ła zbyt zdenerwowana, by spokojnie usiedzieć na jednym
miejscu.
Ogród wyszedł spod ręki jakiegoś dobrego projektanta,
był znakomicie rozplanowany, obsadzony wyłącznie biały
mi kwiatami, nienagannie utrzymany. Lou doceniła jego
klasę, lecz jej zdaniem należałoby go nieco ożywić, wpro
wadzając trochę koloru i wesołego chaosu.
Właśnie obrywała zwiędłe główki niecierpków - oczy
wiście białych - gdy z domu wynurzyli się Patrick i Tom.
Z daleka było widać, że są w jak najlepszej komitywie.
- Przepraszam. - Patrick przynajmniej starał się wyglą
dać na skruszonego. - Trochę się zagadaliśmy.
Tomowi błyszczały oczy.
- Mamo, musisz iść i sama zobaczyć! - entuzjazmował
się. - Patrick pozwolił mi wypróbować dźwignię zmiany
biegów. To porsche ma sześciostopniową skrzynię! I napęd
na cztery koła. Wiesz, ile wyciąga?
- Na pewno dużo.
- Trzysta na godzinę!
- To wspaniale - zgodziła się Lou, zastanawiając się jed
nocześnie, na co komu samochód rozwijający taką zawrot
ną prędkość w kraju, gdzie można jeździć maksymalnie
«to dziesięć.
Grace też nie wyglądała na przejętą tymi rewelacjami.
Oparła się o stół i ostentacyjnie udawała, że zasypia z nu
dów, lecz Tom nie zwracał na nią uwagi.
- Przyspiesza od zera do stówy w cztery i dwie dziesią
te sekundy - oznajmił z prawdziwym nabożeństwem. -
A kiedy gazujesz już na całego, spojlery dają ci dodatkową
stabilizację.
- Spojlery? No, proszę! - Nie miała bladego pojęcia,
82
Jessica Hart
o czym jej syn mówi, ale patrzyła na jego ożywioną buzię
z największą przyjemnością.
Patrick uśmiechnął się, widząc wyraz jej twarzy.
- Tom, założę się, że twoja mama zupełnie nie wie, co
to jest spojler.
- To takie jakby skrzydło, tylko na odwrót - wyjaśnił
Tom. - No, inaczej niż w samolocie. - Wyraźnie chciał się
popisać świeżo nabytą wiedzą, lecz nie był do końca pewny
swego, więc dodał: - Patrick ci wytłumaczy, jak to działa.
Patrick posłusznie podjął wątek:
- Tom ma rację. Samoloty są zaprojektowane tak, by
skrzydła dawały im siłę nośną. W samochodach o wyso
kich parametrach silnika potrzebne jest z kolei skrzydło,
które działa odwrotnie, czyli dociska wóz do ziemi. Spoj-
lery wytwarzają taką siłę, że przy szybkości trzystu kilome-
trów dałoby się jechać samochodem Formuły 1 po suficie.
- Wyobrażasz sobie, mamo?
Nie, Lou wcale sobie tego nie wyobrażała. Nie rozumia-
ła też, po co ktoś miałby jeździć do góry nogami. Oczywi
ście domyślała się, że wcale nie w tym rzecz.
- O rety - powiedziała, by nie sprawić Tomowi przy
krości.
Podchwyciła rozbawione spojrzenie Patricka i nagle jej
serce zatrzymało się na moment. Jeszcze nigdy nie widzia
ła go tak swobodnie uśmiechniętego, tak zrelaksowanego.
- Nie sądziłam, że ty też jesteś pasjonatem motoryzacji
- rzekła szybko, by ukryć nagłe zmieszanie.
- Zdaniem mojej mamy, kocham tylko samochody -
oświadczył z humorem.
- Cóż, na pewno są mniej wymagające od kobiet - skwi
towała trochę cierpko.
Podwójne oświadczyny
83
- Zgadza się. Nieczęsto jednak spotykam kogoś, kto
ma do nich podobny stosunek. Tom wie o nich napraw
dę dużo.
Lou poczuła dumę, gdyż w głosie Patricka brzmiało
szczere uznanie.
- Ma to po ojcu.
- Ale tata będzie mi zazdrościł, jak mu powiem, że sie
działem w porsche 911!
Pewnie bardziej niż gdyby wiedział, że przymierzam się
do powtórnego małżeństwa, pomyślała Lou.
- Chodźmy zjeść - zaproponował Patrick. - Moja go
spodyni przygotowała dla nas wczoraj lunch na zimno.
Zjedli w wielkiej, pełnej słońca kuchni, której okna wy
chodziły na ogród, a podczas posiłku nawet Grace była
ożywiona, ponieważ w łazience Patricka zobaczyła pięk
ne zdjęcia z gór. Spytała, czy on jeździ na nartach, a gdy
potwierdził, zaczęła z przejęciem opowiadać o organizo
wanym przez szkołę obozie narciarskim i kompletnie przy
tym zapomniała, że miała wyglądać na znudzoną.
- Kiedy jedziesz? - zainteresował się Patrick.
To pytanie sprowadziło Grace na ziemię. Jej entuzjazm
przygasł w jednej chwili.
- Może wcale nie pojadę - wymamrotała pod nosem. -
To dużo kosztuje. Ale mama obiecała zobaczyć, co da się
zrobić.
Patrick przeniósł spojrzenie na Lou, która po chwili od
wróciła wzrok i rzekła tylko:
- Czy mogłabym dostać jeszcze trochę tego wspaniałe
go łososia?
Dopiero teraz w pełni rozumiał, czemu zmieniła zdanie,
gdyż nawet jemu zrobiło się przykro na widok posmut-
84
Jessica Hart
niałej dziewczynki. Podał Lou półmisek, zastanawiając się
jednocześnie, dlaczego nagle poczuł lekkie ukłucie żalu
z tego powodu, że ona chce za niego wyjść dla pieniędzy.
Przecież właśnie o taką żonę mu chodziło, prawda? Gdyby
jakaś kobieta poślubiła go z miłości, skończyłoby się to łza
mi, jak wszystkie jego poprzednie związki. Nie życzył sobie,
by z Lou było tak samo.
Po jedzeniu dzieci chciały popływać, Patrick więc poszedł
z nimi i pokazał im, gdzie mogą się przebrać. Lou odprowa
dziła całą trójkę wzrokiem. Jakoś się dogadywali, toteż nie
miała już pretekstu, by wycofać się i nie wyjść za Patricka.
Ale nagle przestała być pewna, czy pragnie mieć taki
pretekst...
Gdy wrócił, sprzątała ze stołu.
- Zostaw to i usiądź w ogrodzie - zakomenderował. -
Zaraz przyniosę kawę.
Próbowała protestować, lecz nie chciał słuchać, więc
ustąpiła i wyszła na taras, po drodze mijając chlapiących
się w basenie Toma i Grace. Usiadła pod parasolem. Ła
godny wiatr poruszał liśćmi drzew, więc po całym ogro
dzie skakały cętki światła i cienia. Lou patrzyła, jak nad
białą budleją unosi się motyl, wdychała zapach rosnących
nieopodal róż. Dookoła panowały cisza i spokój, trudno
było uwierzyć, że to Londyn.
Łatwo mogłaby przywyknąć do takich luksusów. Nie
bezpiecznie łatwo.
- I co myślisz o moim ogrodzie? - Patrick postawił ta
cę na stole.
- Wspaniały.
Patrick zauważył już w tym ogródku przy pubie, że Lou
rozkwita w otoczeniu przyrody. Pamiętał, jak zastał ją wte-
Podwójne oświadczyny
85
dy z twarzą wystawioną do słońca, z zamkniętymi oczami,
z ustami rozchylonymi w pełnym błogości uśmiechu. Ta
kie chwile ujawniały mu inną Lou - tajemniczą i zmysło
wą, która na co dzień ukrywała się za fasadą chłodnej, rze
czowej asystentki.
Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, czemu te
go dnia w ogóle wydawała mu się inna. Po raz pierwszy wi
dział ją ubraną... prywatnie. Miała na sobie proste lniane
spodnie i jedwabną bluzkę bez rękawów, na jednym ręku
nosiła srebrne bransoletki, z jej uszu zwieszały się srebrne
kolczyki w kształcie kropli.
- Miło mi, że ci się podoba. Wydałem fortunę na ten
projekt.
- To widać.
Skrzywił się.
- Nie taki miałem zamiar.
- Naprawdę jest piękny - pospieszyła z zapewnieniem.
- Ale trochę zbyt doskonały.
- Zbyt doskonały? Nigdy nie słyszałem podobnego za
rzutu.
- Po prostu widać po nim, że wyszedł gotowy spod ręki
projektanta, nie rozwijał się latami. Nie ma tu roślin, które
nie pasują, bo albo podarowali ci je sąsiedzi, albo same się
wysiały, a ty nie masz serca ich wyrwać. Nie ma dzwonków
czy innych roślin, które sadzi się beztrosko, a one wymyka
ją się spod kontroli i po kilku latach pienią się wszędzie. To
ogród do podziwiania, a nie do... kochania.
Patrick przyjrzał jej się z zaciekawieniem. Ostatnio cią
gle go zaskakiwała.
- Myślałem, że lubisz idealny porządek, taki sam, jaki
zawsze utrzymujesz w biurze.
86
Jessica Hart
- Ale ogród to co innego. - Obok niej stała donica
z kwitnącą na biało lawendą i Lou przeciągnęła dłonią po
drobnych kwiatkach, a potem z lubością powąchała pal
ce, które przeszły upojnym zapachem. - Mój wymarzony
ogród byłby zwariowany i pełen barw, w każdym zakątku
rośliny aż by kipiały... - Westchnęła na samą myśl. Może
któregoś dnia jej marzenie się ziści.
- Jesteś romantyczką - odkrył z rozbawieniem. - Nigdy
bym nie przypuszczał!
Wyraz jej twarzy się zmienił.
- Byłam. Po rozwodzie mi przeszło.
- Co się właściwie stało? - wyrwało mu się, lecz potem
pomyślał, że może zachował się nietaktownie. - Przepra
szam, to nie moja sprawa.
- Ty mi powiedziałeś o swoim małżeństwie. Zresztą, jeśli
rozważamy wzięcie ślubu, to jest to twoja sprawa. - Napiła
się kawy, zapatrzyła się na promienie słońca przebijające
się przez liście drzew. - Przez długi czas byliśmy szczęśli
wi. Przynajmniej ja byłam. Myślałam, że jeśli dwoje ludzi
kocha się aż tak bardzo, to nic złego nie może się stać, a ja
kochałam Lawriego, odkąd tylko go zobaczyłam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia? - spytał sceptycznie.
- Ja też nie wierzyłam w jej istnienie, dopóki mnie nie
dopadła. Wystarczyło jedno jedyne spojrzenie. Nigdy
przedtem nie spotkałam nikogo takiego jak Lawrie. Był
przystojny, błyskotliwy, absolutnie czarujący, więc nie mo
głam uwierzyć, że wybrał taką zwykłą i trzeźwo myślącą
dziewczynę jak ja. Ale przy nim stawałam się kimś innym,
przy nim czułam się... cudowna, pełna życia, ekscytująca.
Jej oczy rozjaśniły się, twarz rozpogodziła, usta uśmiech
nęły się do wspomnień tamtych szalonych dni, a wszystko
Podwójne oświadczyny
87
to wywołało w Patricku dziwną reakcję. Czy jego jakakol
wiek kobieta wspominała w podobny sposób? Wątpił. Spo-
chmurniał, wbił wzrok w swoją filiżankę.
- Oczywiście gdybym naprawdę była rozsądna, nigdy
bym za niego nie wyszła. Życie u boku Lawriego przypomi
nało jazdę kolejką górską. Raz prawie fruwałam ze szczęś
cia, a zaraz potem wpadałam w czarną rozpacz, bo on nie
przychodził na umówione spotkania, nie dzwonił, flirto
wał z innymi. Fenny próbowała mnie odwieść od wzięcia
ślubu, ale ja byłam zadurzona bez pamięci. Owszem, zda
wałam sobie sprawę z jego wad, lecz one nie wydawały mi
się aż takie ważne w porównaniu z tym, że sama jego obec
ność czyniła życie niezwykle emocjonującym!
- Co więc się zmieniło? - spytał, zaczynając żałować, że
w ogóle poruszył ten temat.
- Ja. - Teraz i ona posmutniała. - Było cudownie, do
póki nie urodziła się Grace. Kiedy ma się dziecko, trzeba
wyrzec się rozkosznej beztroski, a Lawrie tego nie potra
fił. To, co czyniło go cudownym kochankiem, jednocześ
nie czyniło go kiepskim ojcem. Nie chciał, by cokolwiek
ograniczało jego wolność. Nie umiem powiedzieć, ile razy
dzieci czekały na niego, bo obiecał je gdzieś zabrać, a on
się nie zjawiał.
- To musiał być dla nich wielki zawód - zauważył Pa
trick, myśląc, że ten cały Lawrie to po prostu drań i tyle.
Czemu Lou znosiła go tak długo? Musiała go naprawdę
bardzo kochać.
- Tak. Ja też przeżyłam wielki zawód, gdy dowiedzia
łam się, że pożyczył pieniądze pod zastaw domu i wszyst
ko stracił, a do kompletu wymienia żonę na nowszy model,
bo stary okazał się zbyt nudny.
88
Jessica Hart
Patrick rozgniewał się, choć sam nie wiedział dlaczego.
- Czemu sama go nie zostawiłaś, skoro tak postępował?
- Ze względu na dzieci. No i kochałam go.
-i nadal go kochasz? - wyrwała mu się, nim zdążył się
zastanowić. - Nie, to też nie moja sprawa - zastrzegł się
poniewczasie.
Lou w zamyśleniu bawiła się filiżanką.
- Jakaś część mnie zawsze będzie go kochać. Na pew
no nie umiałabym nikogo innego obdarzyć równie gorą
cym uczuciem i wcale bym nie chciała. To za duże ryzyko,
nie zdołałabym drugi raz przejść przez podobny koszmar,
gdyby coś się nie udało. Właśnie dlatego mogłabym wyjść
za ciebie, bo ty nie oczekujesz ode mnie miłości, przeciw
nie, nie życzysz jej sobie.
- To prawda. - Ku swemu zaskoczeniu usłyszał cień po
wątpiewania w swoim głosie. - Nie życzę sobie - dodał
stanowczo. Zbyt stanowczo, gdyż zabrzmiało to tak, jakby
chciał przekonać samego siebie.
Na szczęście Lou nic nie zauważyła.
- Ja z kolei nie będę oczekiwać wierności z twojej strony.
Proszę tylko, by dzieci nie musiały tego oglądać. Czy mógł
byś nie przyprowadzać tu swoich przyjaciółek, gdy my bę
dziemy w domu?
Kiedy postawiła sprawę w ten sposób, Patrick poczuł,
że pozamałżeńskie romanse są w pewien sposób upoka
rzające. Do tej pory w ogóle się nad tym nie zastanawiał,
podobnie jak nad tym, jak właściwie miałoby to wyglą
dać w praktyce. Na pewno nie zamierzał ranić ani poni
żać Lou.
- Nikogo nie będę tu sprowadzał, obiecuję. Czy twoje
pytanie oznacza, że jednak rozważasz wyjście za mnie?
Podwójne oświadczyny
89
Zagryzła wargi.
- A dalej tego chcesz?
- Dzięki temu moje ukryte pragnienie będzie mogło się
spełnić, więc czemu miałbym nie chcieć? Pytanie, czy ty
tego chcesz?
- Niepokoi mnie kwestia twojego stosunku do Grace
i Toma. Uprzedziłeś, że nie widzisz się w roli ojczyma, a ja
nie umiałabym być twoją żoną, gdybyś miał im za złe, że
w ogóle istnieją.
- Nie mam tego za złe żadnym dzieciom, po prostu
nigdy mi nie brakowało ich obecności. Nie sądziłem, że
mógłbym polubić twoje, ale teraz, kiedy je poznałem, mu
szę zmienić zdanie. Zaczynam rozumieć, jak są dla ciebie
ważne i czemu jesteś gotowa na taki krok.
Przez chwilę słuchali wesołych okrzyków, pisków i od
głosów chlapania dobiegających od strony basenu. Podczas
zabawy Tom i Grace natychmiast zapominali o kłótniach
i dogadywali się świetnie.
- Na pewno nie byłbym jakimś wyjątkowo czułym
ojczymem, ale starałbym się być tak dobrym, jak potra
fię. Wysłałbym Grace na obóz narciarski, Toma nauczył
jeździć na snowboardzie, bo wspominał, że bardzo by
chciał. Przed twoimi dziećmi otworzyłoby się wiele moż
liwości, których dotychczas nie miały. No i spełniłoby się
twoje pragnienie, nie musiałabyś już martwić się o kwe
stie finansowe, wieczorami miałabyś z kim pogadać,
miałby cię kto objąć...
Słysząc ostatnie słowa, spojrzała na niego gwałtownie.
- Po przyjacielsku - dopowiedział szybko. - Przecież
żadne z nas się nie zakocha. Seks tylko niepotrzebnie
komplikowałby sprawy. Bylibyśmy prawdziwymi partne-
90
Jessica Hart
rami, bardziej przyjaciółmi niż małżeństwem. Ten układ
pozwoliłby nam obojgu zrealizować swoje pragnienia.
Zapadło milczenie. Lou patrzyła, jak pszczoła krąży nad
tymiankiem, i zastanawiała się nad tym, co powiedział Pa
trick. Brzmiało to wszystko bardzo sensownie, czemu więc
jeszcze się wahała? Czy dlatego, że nie zamierzał zakochi
wać się w niej?
- Lou, poprzednim razem zrobiłem to nie tak, jak trze
ba - odezwał się po chwili. - Czy mógłbym spytać cię po
nownie?
Skinęła głową, nagle zdecydowana.
-Spytaj.
- Wyjdziesz za mnie, Lou?
Spojrzała prosto w jego zielonoszare oczy.
-Tak.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Popatrzyli na siebie nieco zakłopotani, niepewni, co da
lej. Gdyby byli prawdziwą parą, padliby sobie w ramiona,
lecz w ich przypadku ta opcja nie wchodziła w rachubę.
- Podajmy sobie dłonie, skoro ubiliśmy interes - zapro
ponował, starając się rozładować atmosferę. - Albo nie, le
piej cię pocałuję, co ty na to?
Serce Lou wykonało karkołomne salto.
- Pocałujesz? - powtórzyła nieswoim głosem.
- Jako przyjaciel.
Aha. Jako przyjaciel. Świetnie. Zdusiła w zarodku po
czucie rozczarowania, najzupełniej irracjonalne, bo prze
cież właśnie o to jej chodziło, prawda? O to, by mieć part
nera, na którego można liczyć i przy którym nie wchodzą
w grę żadne niepotrzebne uczucia. To ma być zwykły po
całunek między przyjaciółmi, uspokój się więc, przykazała
tobie, starając się opanować.
- Dobry pomysł - rzekła z udawaną nonszalancją.
Patrick nachylił się nad stołem i pocałował ją w policzek.
Lou aż się zakręciło w głowie, gdy znalazł się tak blisko.
Nagle zapragnęła w odpowiedzi pocałować go w same us
ta, lecz on już się wyprostował z powrotem i spojrzał na
nią z szerokim uśmiechem. Tak, pasowała do tego miej
sca, jakby była stworzona do tego, by siedzieć w jego ogro-
92
Jessica Hart
dzie. I kiedy wezmą ślub, często będzie ją tu zastawał po
powrocie z pracy. Kolejne dziewczyny będą się zmieniać,
lecz Lou zawsze będzie ta sama i zostanie na stałe. Podo
bała mu się ta myśl.
- Pobierzmy się jak najszybciej - powiedział.
- Chciałam z wami porozmawiać - zaczęła nieco nerwo
wo, gdy usiedli do kolacji.
Patrick zamierzał od razu powiedzieć o ich ślubie To
mowi i Grace, lecz Lou wolała zrobić to sama, gdyż naj
pierw potrzebowała trochę ochłonąć. Nie miała też pojęcia,
jak dzieci zareagują. Gdy wreszcie wyciągnęli je z basenu,
Patrick odwiózł ich do domu, pozwalając Tomowi zająć
miejsce obok siebie. Przez całą drogę rozmawiał z nim
o samochodach, Lou zaś siedziała z Grace na tylnym sie
dzeniu, nie zwracając na nic uwagi, wpatrując się w profil
Patricka i reagując gwałtowniejszym biciem serca na wi
dok każdego uśmiechu na jego twarzy.
Zgodziła się go poślubić.
W co ona się pakowała?
Rozdarta pomiędzy paniką, radością, zgrozą i podeks
cytowaniem nawet nie zauważyła, kiedy przyjechali na
miejsce. Widać Tom pilotował Patricka.
- Zaprosiłabym cię na herbatę, ale chyba nie powi
nieneś zostawiać samochodu na ulicy. Przynajmniej na
takiej.
Roześmiał się.
- Do zobaczenia jutro! - rzekł i odjechał do swojego ba
jecznego domu z ogrodem i basenem, a Lou została z per
spektywą zrobienia mało bajecznej kolacji, składającej się
z fasolki i tostów.
Podwójne oświadczyny
93
- Tu Ziemia do planety Lou. Czy mnie słyszysz? - Grace
pomachała jej dłonią przed twarzą. - Mamo, obudź się!
Ocknęła się z zamyślenia.
- Przepraszam. - Odchrząknęła. - No i jak wam się po
dobał dzisiejszy dzień?
- Super! Porsche 911, ja nie mogę!
- Basen też fajny - dodała Grace.
- A widziałyście ten telewizor?
- No dobrze, a sam Patrick? - przerwała im Lou. - Po
lubiliście go?
Tom zareagował entuzjastycznie:
- Jest naprawdę ekstra!
Jak zwykle Grace okazała się bardziej powściągliwa.
- Jest w porządku - przyznała niechętnie. - Przynaj
mniej nie rozmawiał z nami, jakbyśmy byli dziećmi.
Lou pokiwała głową. No tak, przecież uważali się za do
rosłych ludzi.
- Cieszę się, że wam się spodobał. - Zebrała się na od
wagę. - Właśnie o tym zamierzałam z wami porozmawiać,
bo, widzicie, my zamierzamy się pobrać.
Kiedyś czytała o tym, że dzieci potrafią czasem dostrzec
więcej niż dorośli, po cichu liczyła więc na jakieś wyzna
nie w rodzaju: „Od razu wiedziałam, że on za tobą szaleje".
Niestety, spotkało ją rozczarowanie.
- Żartujesz! - wykrzyknęli jednocześnie.
- Mówię najzupełniej poważnie.
- Chcesz powiedzieć, że Patrick cię kocha? - W głosie
Grace brzmiało niedowierzanie, a Lou nie mogła mieć o to
do niej pretensji.
- Nie. - Postanowiła być z nimi szczera, zasługiwali na
to. - Nie kocha mnie. Ja jego też nie.
94
Jessica Hart
Tylko czy to ostatnie na pewno było prawdą? Oby! Są
dząc jednak po jej reakcji na zwykłe cmoknięcie w poli
czek. .. Nie, to musiał być tylko chwilowy przypływ pożą
dania, nic więcej.
- Nie żywimy do siebie gorących uczuć, lecz jesteśmy
przyjaciółmi i szanujemy się nawzajem, a te dwie rzeczy
są bardzo ważne w małżeństwie. Oczywiście w idealnym
przypadku ludzi łączy również miłość, ale nie zawsze moż
na mieć wszystko. Na pewno uda nam się zbudować do
bry związek.
To wszystko zupełnie do nich nie trafiało, przypatrywali
jej się z coraz większą niepewnością.
- Jeśli nie chcecie, nie wyjdę za niego - zapewniła ich
pospiesznie. - Patrick o tym wie. My troje jesteśmy rodzi
ną i zawsze nią będziemy, nic tego nie zmieni. Tyle tylko,
że byłby z nami również Patrick.
- A tata? - spytał z niepokojem Tom. - Będziemy mogli
się z nim spotykać?
- Jak najbardziej! Patrick nie zamierza udawać wasze
go ojca. W ogóle niewiele się zmieni, będziecie dalej cho
dzić do tej samej szkoły. Ze zmian czeka nas tylko prze
prowadzka.
Oczy Toma zrobiły się wielkie jak spodki.
- Do tego domu z basenem?
Grace wyprostowała się na krześle.
- A mogłabym mieć własny pokój?
-Tak.
-i pojechać na narty?
-Tak.
Grace patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, a potem
uśmiechnęła się.
Podwójne oświadczyny
95
- Dzięki, mamo.
Lou poczuła łzy pod powiekami, lecz z całych sił starała
się je powstrzymać.
- Wiem, że to dla was wielki szok i pewnie potrzebujecie
czasu, by przywyknąć do tego pomysłu, ale...
- Mamo, jest spoko - Tom przerwał jej łagodnie. - Faj
niej będzie mieszkać u Patricka niż tutaj, nie?
Rozejrzała się po kuchni przypominającej klitkę, gdzie
tłoczyli się wokół niedużego stołu. Z góry było słychać od
głos kroków, za ścianą ryczał telewizor. Ilekroć ogarną ją
wątpliwości, czy podjęła słuszną decyzję, przypomni so
bie to miejsce.
- Na pewno fajniej.
Lou stała na szczycie pagórka, wystawiając twarz do
wiatru. Kończył się czerwiec, lecz na wzgórzach Yorkshire
nie było widać nawet śladu lata - przynajmniej chwilowo.
Po niebie sunęły szare chmury, co jakiś czas padał przelot
ny deszcz, wiatr był zdecydowanie chłodny.
Patrick nalał z termosu kawy do kubka i podał go Lou.
Usiadła obok niego na głazie, trzymając kubek w obu dło
niach i patrząc na rozciągającą się pod nimi dolinę, przez
którą płynęła nieduża rzeka. W środku doliny znajdowa
ła się wioska, składająca się z garści kamiennych domków
skupionych wokół przysadzistego kościoła. Na przeciwle
głym zboczu wyłaniała się zza drzew fasada hotelu, w któ
rym następnego dnia mieli wziąć ślub.
Ostatnie dwa miesiące upłynęły Lou bardzo pracowi
cie. Wyszukała dla Patricka nową asystentkę, nauczyła ją
wszystkiego i przekazała jej całe biuro w idealnym porząd
ku, choć nie bez uczucia żalu. Przykro jej było rozstawać
96
Jessica Hart
się ze współpracownikami ze Schola Systems, których zna
ła od tylu lat.
Rozstanie z mieszkaniem przyszło jej o wiele łatwiej.
Wszystkie ich rzeczy zostały już spakowane i czekały
w Chelsea, dokąd cała trójka przenosiła się po ślubie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć - odezwał się Patrick,
również spoglądając w stronę hotelu.
- Ciągle jeszcze możesz się wycofać.
-i rozczarować Fenny? Nie potrafiłbym tego zrobić. Po
wiedziała, że przez całe lata czekała, aż znajdziesz kogoś
takiego jak ja!
Ku wielkiej uldze i jeszcze większemu zaskoczeniu Lou
jej ciocia zaakceptowała Patricka bez żadnych zastrzeżeń.
- Nie wiem, czy w pełni doceniasz, jaki zaszczyt cię spot
kał. - Odstawiła kubek z kawą, by rozpakować kanapki, które
Fenny dała im rano, nim wygoniła ich z domu na długi spa
cer. - Ona jest jak Grace, niełatwo uzyskać jej przychylność.
Z Lawriem nigdy nie chciała rozmawiać, zresztą on miał ją za
starą wariatkę i nie zamierzał tu przyjeżdżać. Może i dobrze,
bo pewnie nie wpuściłaby go za próg.
Lou nie miała sekretów przed ukochaną ciocią, więc
wyznała jej szczerze, czemu po raz drugi wychodzi za
mąż. Nie spodziewała się uzyskać aprobaty dla swej decy
zji, przeciwnie. Tymczasem Fenny wysłuchała wszystkiego
spokojnie, a potem skinęła głową.
- Bardzo rozsądnie, moja droga - zawyrokowała. - Mo
żecie wziąć ślub tutaj, gdy tylko dzieci zaczną wakacje.
Patrick otrzepał okruszki ze spodni.
- A może ty chcesz zmienić zdanie? - spytał ostrożnie.
- Wiesz, po tym, jak wczoraj dopadła cię moja matka, wca
le bym się nie zdziwił...
Podwójne oświadczyny
97
Poprzedniego wieczoru obie rodziny spotkały się na
niewielkim przyjęciu w hotelu. Tom i Grace przez cały czas
grali w bilard z siostrzeńcami Patricka, Lou zaś poznała je
go matkę i siostry. Ogromnie jej się spodobało, że na żad
nej z nich bogactwo brata nie robiło najmniejszego wraże
nia. Wcale nie uważały go za kogoś lepszego od innych, nie
odnosiły się do niego z nabożnym podziwem i żartowały
sobie z niego niemiłosiernie.
- O czym rozmawiałyście we dwie przez tyle czasu? -
spytał, sięgając po drugą kanapkę.
- O tobie, oczywiście.
- Straciłam już nadzieję, że ten głuptas znowu się oże
ni - wyznała jej Kate Farr. - Ciągle zadawał się z zupełnie
niewłaściwymi osóbkami. Na szczęście wreszcie zmądrzał
i znalazł sobie prawdziwą kobietę, co mnie bardzo cieszy!
W tym momencie Lou odgadła, że Patrick nie zdradził
rodzinie, czemu biorą ślub. Poczuła się bardzo niezręcznie,
bo oszukiwała jego matkę.
- Catriona była miłą dziewczyną, lecz zupełnie nie pa
sowała do niego - ciągnęła Kate. - To małżeństwo mu
siało się rozpaść. Co prawda rozstali się w przyjaźni, lecz
Patrick przeżył to dużo bardziej, niż był skłonny przyznać.
Potem rzucił się w wir pracy i szybko zarobił za dużo pie
niędzy. Stanowczo za dużo, bo to życie wiecznego playboya
wcale mu nie posłużyło. - Potrząsnęła siwą głową. - Udaje
zimnego jak głaz, ponieważ boi się pokazać, jaki jest na
prawdę.
- Ja to rozumiem - wyznała Lou.
Przyszła teściowa popatrzyła na nią przenikliwie.
- Tak mi się właśnie wydawało... Dlatego nadajesz się
na jego żonę. Pewnie już odkryłaś, że niezależnie od tych
98
Jessica Hart
groźnych min i szorstkiego sposobu bycia jest dobrym
człowiekiem, na którego zawsze można liczyć Dla bliskich
zrobi naprawdę wszystko. Wiesz o tym, prawda?
Lou spojrzała na Patricka. Otoczony siostrami właś
nie ze śmiechem unosił dłonie w geście poddania, wyraź
nie godząc się z faktem, że jest obiektem ciągłych żartów.
Zupełnie nie rozpoznawała w nim tamtego odpychające
go mężczyzny, z którym tak bardzo nie chciała jeść kolacji
w Newcastle.
- Wiem.
Tak, była przekonana, że gdyby poprosiła, Patrick uczy
niłby wszystko dla dobra jej i jej dzieci - dokładnie tak, jak
powiedziała Kate. Jednak powodowałoby nim wyłącznie
poczucie powinności, ponieważ w kontrakcie przedślub
nym zobowiązał się do dbania o ich trójkę.
Lou zapragnęła nagle, by dbał o nich dlatego, że byli dla
niego ważni.
Ale tego kontrakt nie przewidywał.
Kiedy Lou obudziła się w dniu swego ślubu, przez ok
na padało światło słońca, po szarych chmurach nie został
nawet ślad. Wymarzona pogoda na ślub. Gdyby tylko był
prawdziwy...
Ręce jej się trzęsły, gdy wkładała bladoróżowy kostium,
który kupiła, by pasował do pereł otrzymanych wcześniej
od Fenny. Kiedy ciocia rozwinęła aksamit, w którym je
przechowywała, Lou aż wykrzyknęła z zachwytu.
- Są przepiękne!
- Dostałam je od Donalda na początku małżeństwa,
więc liczą sobie dobrych kilkadziesiąt lat. Włóż je na ślub,
tradycja nakazuje mieć coś starego. Są twoje.
Podwójne oświadczyny
99
Marisa, która była druhną i przyjechała wcześniej, by
pomóc Lou w ubieraniu się, ucieszyła się na widok poda
runku Fenny.
- Przywiozłam perłowe kolczyki, żeby ci pożyczyć, będą
idealnie pasować. „Coś starego, coś nowego, wypożyczone
go oraz niebieskiego" - wyrecytowała. - Stare i pożyczone
już masz, nowe pewnie też, bo chyba kupiłaś sobie jakąś
ładną bieliznę, co? Teraz potrzebujesz jeszcze tylko czegoś
niebieskiego.
Lou nie słuchała.
- Słuchaj, a jeśli źle robię? Jeśli dzieci i Patrick nie będą
umieli się z sobą dogadać?
- Na moje oko dogadują się całkiem dobrze.
- Na razie... A jeśli się nami znudzi? Jeśli spotka jakąś
supermodelkę z nogami do szyi i zechce się z nią ożenić?
- Na pewno spotkał niejedną, więc gdyby chciał mieć ta
ką żonę, to już dawno by miał - stwierdziła Marisa. - On
jednak wybrał ciebie.
- Ale z niewłaściwego powodu! - jęknęła Lou. - Jaki ja
przykład daję dzieciom?
Przyjaciółka westchnęła.
- Nie chcę być nietaktowna, lecz ten drań Lawrie w ogó
le nie mógłby być dla dzieci żadnym przykładem, a mimo
to wyszłaś za niego.
- Tym bardziej nie powinnam ponownie popełniać tego
samego błędu! Z Lawriem się nie udało, za Patricka wy
chodzę z wyrachowania, czego ja więc nauczę Toma i Gra
ce? Że mąż i żona zawierają układ, zamiast się kochać?
- Owszem, zawarliście układ, ale jasny i uczciwy, a to
dobry początek. Kto powiedział, że z czasem nie pojawi się
między wami również miłość?
100
Jessica Hart
Lou potrząsnęła głową.
- O tym nie ma mowy, żadne z nas tego nie chce.
- To aż grzech marnować taką okazję - zawyrokowała
Marisa. - Chyba widzisz, jaki on jest przystojny? Gdyby
był mój, żadna bajeczna blondyna już nigdy nie dostałaby
go w swoje szpony!
Lou wzięła leżące na toaletce perły i zapięła je.
- Nie chcę drugi raz zostać zraniona. Niech lepiej krzyw
dzi te bajeczne blondynki.
- Na twoim miejscu nie przesądzałabym niczego z góry,
tylko czekała, jak sytuacja się rozwinie - doradziła Marisa.
- A Patrick nigdy cię nie skrzywdzi.
- Nie możesz tego wiedzieć.
- Owszem, akurat to wiem na pewno. Powiedziałam mu,
że gdyby cię zranił, to osobiście zjawię się u niego z sekato
rem i to nie jego krawat na tym ucierpi.
Lou wybuchnęła śmiechem na samą myśl i od razu po
czuła się lepiej.
- Biedny Patrick! I co on na to?
- Bardzo rozsądnie przyrzekł zachowywać się jak najle
piej. I słusznie! - Marisa ze śmiechem wykonała palcami
gest naśladujący ruch nożyc. - A teraz pójdę po kieliszek
szampana dla ciebie, to ci dobrze zrobi.
- Lepiej nie. To przez szampana wpakowałam się w to
wszystko - zaprotestowała Lou.
-i w rezultacie poślubiasz milionera. W dodatku wy
chodzisz za mąż po raz drugi, podczas gdy niektóre z nas
jeszcze ani razu nie stanęły przed ołtarzem. Nie grymaś!
Marisa wyszła, a zaraz potem zjawiła się Grace, wyjąt
kowo ubrana w uroczą sukienkę w odcieniu miętowej zie
leni w bladoróżowe grochy. Zamiast swoich ukochanych
Podwójne oświadczyny
101
ciężkich głanów miała różowe balerinki. Lou pozwoliła
córce założyć, co tylko zechce, więc zrobiło jej się ogrom
nie ciepło na sercu, gdy Grace wybrała taki strój, by spra
wić jej przyjemność. I nawet się uczesała.
- Ślicznie wyglądasz - szczerze pochwaliła córkę.
- Dzięki. Ty też, mamo. - Grace wyciągnęła przed siebie
rękę, którą trzymała ukrytą za plecami. - Marisa mówi, że
potrzebujesz czegoś niebieskiego.
Lou zobaczyła przeokropną bransoletkę z plastikowych
niebieskich kostek nawleczonych na gumkę - największy
skarb Grace. Dostała go na Gwiazdkę od pewnego kolegi
ze szkoły, jedynego, przy którym robiła się wyjątkowo ci
cha i nieśmiała.
- Możesz ją włożyć, jeśli chcesz.
To było prawdziwe poświęcenie ze strony Grace, Lou
wiedziała o tym doskonale, więc wzruszenie ścisnęło ją za
gardło. Podeszła i objęła córkę.
- Dziękuję, kochanie. Bardzo chętnie ją założę.
Grace normalnie nie okazywała czułości, lecz tym ra
zem na chwilę mocno przytuliła się do matki.
- Wiem, że zrobiłaś to dla mnie i dla Toma.
- Zrobiłam to dla całej naszej trójki. Wszystko będzie
dobrze. - Puściła Grace i z uśmiechem włożyła bransolet
kę, która nie pasowała do jej eleganckiego stroju, lecz Lou
nie dbała o to zupełnie. - Będę na nią bardzo uważać - za
pewniła córkę.
Z samej ceremonii, która odbyła się w ogrodzie hotelu,
zapamiętała niewiele, ponieważ ledwie obróciła się do Pa
tricka, przestała zauważać kogokolwiek i cokolwiek inne
go. On jeden wydawał się realny i solidny, wszystko inne
jakby skryło się za mgłą. W szarym garniturze, śnieżnobia-
102
Jessica Hart
łej koszuli i popielatym krawacie wyglądał tak przystojnie,
że Lou wprost nie mogła się napatrzeć. Powoli przesuwa
ła zafascynowanym wzrokiem po całej jego postaci, aż na
potkała na poły rozbawione, na poły pytające spojrzenie
przenikliwych oczu, które tego dnia wydawały się bardziej
zielone niż szare. Spłoniła się i odwróciła twarz.
- Czy możemy zaczynać? - spytała półgłosem sędzia po
koju.
Ten ślub, w odróżnieniu od pierwszego, wydał się Lou
bardzo dziwny. Słyszała pytania, udzielała odpowiedzi, jej
głos brzmiał zaskakująco spokojnie, a jednocześnie miała
wrażenie, jakby nie do końca brała w tym udział. Czuła się
tak, jakby oglądała samą siebie na filmie.
Wróciła do rzeczywistości, kiedy Patrick wziął ją za rę
kę i nałożył jej obrączkę. Jego palce były ciepłe, ich dotyk
mocny i pewny. Lou nie okazała się aż tak opanowana, jej
dłoń drżała lekko, gdy sięgała po obrączkę i nakładała ją
Patrickowi.
Stało się. Byli mężem i żoną.
Uśmiechnął się, ujął Lou pod brodę, by unieść jej twarz
wyżej i pocałować. Gdy tylko poczuła dotyk jego warg, zie
mia uciekła jej spod nóg. Zawsze sądziła, że Patrick musi
mieć chłodne usta, tymczasem były ciepłe i elektryzujące,
więc aż serce podskoczyło jej w piersi. Nie mogąc oprzeć
się pokusie, przytuliła się lekko do niego.
Trochę przedłużył pocałunek ponad to, co było potrzeb
ne na użytek zgromadzonych, po czym z trudem zmusił
się do tego, by unieść głowę. Lou wyglądała na zaskoczoną,
on sam też się tak czuł. Ten jeden pocałunek, krótki, lecz
nieoczekiwanie słodki wstrząsnął nim do głębi, co było po
prostu niedorzeczne! Nie mógł uwierzyć, że taki drobiazg
Podwójne oświadczyny
103
tak bardzo wytrącił go z równowagi. Ledwo zdołał przy
wołać na twarz nonszalancki uśmiech.
- No to się nam udało.
- Tak - odparła i uśmiechnęła się do niego niepewnie.
Nagle zapragnął porwać ją w ramiona i przyciągnąć do
siebie, lecz ona już się odwracała, tym razem z szerokim
uśmiechem, by uściskać dzieci, które właśnie do niej po
deszły. Patrick patrzył, jak ona przytula je do siebie i po
czuł coś, czego w pierwszej chwili nie rozpoznał. Dopiero
po namyśle zrozumiał, że to zazdrość. Grace i Tom mogli
mieć ją całą dla siebie, gdy tylko chcieli...
W ogóle wszyscy obecni wydawali się mieć pod tym
względem więcej szczęścia niż on. Nawet nie mógł do niej
podejść i spokojnie pobyć z nią sam na sam, na co miał co
raz większą ochotę, ponieważ przez cały czas ktoś do niej
podchodził, ściskał ją, całował, rozmawiał. Przez całe przy
jęcie ciągle była otoczona ludźmi, a Patrick tylko z daleka
widział jej ciemne włosy i ciepły uśmiech, lecz i tym nie
mógł się nacieszyć, bo do niego też nieustannie ktoś pod
chodził, by mu pogratulować. Frustracja Patricka narasta
ła z każdą chwilą.
- Nie martw się, już niedługo będziesz miał ją całą dla
siebie - pocieszyła go w pewnym momencie starsza sio
stra i roześmiała się na widok jego zaskoczonej miny. - Tak,
wszystko po tobie widać! Zresztą bardzo miło oglądać cię
w takim stanie. Nieustannie wodzisz oczami za Lou, zupeł
nie straciłeś dla niej głowę.
Co za bzdura, pomyślał z irytacją. Nigdy w życiu nie
stracił głowy dla nikogo. Po prostu starał się zachowywać
jak typowy pan młody, nic poza tym. Bezwiednie znowu
poszukał wzrokiem Lou. Stała razem z jego matką i Fenny,
104
Jessica Hart
wszystkie trzy właśnie wybuchnęły śmiechem. Popatrzył
na jej ożywioną twarz, na pełne blasku ciemne oczy i przez
moment czuł, jak coś go ściska w piersi.
Lou naprawdę robiła wrażenie, ten blady róż bardzo jej
pasował, nadawał jej skórze blasku. Dzięki wysokim ob
casom wyglądała jednocześnie seksownie i elegancko. Je
dwabny żakiet miała zapięty, lecz między klapami widać
było coś cieniutkiego, ozdobionego koronką, a Patrickowi
aż zaczynało brakować tchu, gdy rozważał, co to mogło
być. Nie miał pojęcia, według jakich zasad dobrała do tego
stroju tę plastikową niebieską bransoletkę, lecz i bransolet
ka mu się podobała. Wszystko, co Lou włożyłaby tego dnia,
zyskałoby jego aprobatę.
Chciałby, żeby byli sami i żeby to w jego towarzystwie
tak się śmiała. Chciałby rozpiąć jej żakiet i przekonać się,
co ona ma pod spodem...
- Tak, nareszcie cię wzięło - stwierdziła z satysfakcją
siostra. - Najwyższa pora, żebyś zakochał się w prawdzi
wej kobiecie, zamiast uganiać się za smarkulami, próbując
udowodnić całemu światu, jaki to z ciebie młodzieniaszek.
Typowy kryzys wieku średniego, ale w twoim przypadku
wyjątkowo długi... O, jest Michael! - Pomachała do kogoś.
- Muszę z nim zamienić dwa słowa.
Patrick został sam, dotknięty do żywego uwagami sio
stry. Nie próbował nikomu niczego udowadniać, nie prze
chodził żadnego kryzysu i z całą pewnością nie zakochał
się w swojej żonie!
Znowu na nią zerknął. Właśnie z uśmiechem pochylała
się ku jednej z jego siostrzenic, mógł więc obserwować, jak
jej piersi poruszają się pod jedwabnym żakietem. Tak, chy
ba jej trochę pożądał, ale nic poza tym. W ogóle wszystkie-
Podwójne oświadczyny
105
mu winien był brak kobiet, ponieważ odkąd zdecydowali
się pobrać, nie umówił się z nikim. Lou zapewniła go, że
nie będzie jej to przeszkadzać, lecz on jakoś nie miał ocho
ty na zabawianie się. Trzeba to zmienić, przecież w końcu
po to się ożenił!
Oczywiście nie planowali podróży poślubnej, lecz Pa
trick zaproponował, by wracali do Londynu bez pośpiechu,
na przykład zwiedzając po drodze najpiękniejsze ogrody.
- Kiedy ciebie ogrody nie interesują! - zaprotestowała.
- To prawda, ale uwielbiam prowadzić. Będę miał pre
tekst, żeby sobie trochę pojeździć.
Roześmiała się.
- Ach, teraz już rozumiem!
- Moja nowa asystentka załatwiła nam noclegi w hote
lach - powiedział jej parę dni później, po czym dorzucił
jakby mimochodem: - Wyłącznie apartamenty, więc bę
dzie ci wygodnie, bo za każdym razem będziesz miała po
kój dla siebie.
- To wspaniale - odparła.
Aha, czyli odpowiadało jej, że nie będą spali razem.
Świetnie. Jemu też. Jak najbardziej.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Była już prawie siódma, gdy zdołali pożegnać się ze
wszystkimi i wyruszyć w drogę. Patrick opuścił dach w sa
mochodzie, chylące się powoli ku zachodowi słońce ob
lewało złotym blaskiem wijącą się przed nimi drogę. Tak
się powinno zaczynać miodowy miesiąc, pomyślała Lou.
Oczywiście nie był to żaden miodowy miesiąc ani podróż
poślubna, ponieważ pocałunki, radosne uniesienie i in
tymne chwile nie zostały w niej przewidziane.
W tej sytuacji Lou wolałaby wracać razem z Tomem
i Grace, lecz Lawrie po raz pierwszy w życiu dotrzymał
obietnicy, zjawiając się pod koniec przyjęcia, by zabrać ich
na tydzień do siebie. To oznaczało, że Lou będzie musia
ła spędzić ten czas tylko z Patrickiem. Owszem, wiele ra
zy znajdowała się z nim sama w biurze, lecz to zupełnie co
innego. Zerknęła na niego ukradkiem.
Jej mąż. Wciąż to do niej nie docierało.
Popatrzyła na jego dłonie, spokojnie i pewnie spoczy
wające na kierownicy, przypomniała sobie, jak poczuła ich
dotyk, gdy Patrick ujął ją pod brodę i pocałował. Na sa
mo wspomnienie zrobiło jej się gorąco, przeszył ją nagły
dreszcz, więc czym prędzej odwróciła wzrok. Dobrze, gdy
mąż wywołuje w żonie taką reakcję, ale nie wtedy, gdy nie
zamierzają z sobą sypiać.
Podwójne oświadczyny
107
Koło ósmej dojechali na miejsce. Powitała ich sama dy
rektorka hotelu, nadskakująco uprzejma.
- Pani i pan Farr! Pozwolę sobie złożyć państwu gratu
lacje z okazji ślubu, który, o ile wiem, odbył się właśnie
dzisiaj.
Patrick, który akurat wpisywał się do księgi hotelowej,
spojrzał na nią ostro.
- Skąd pani wie?
- Dzwoniła niedawno pani... - Zajrzała do notesu. -
Marisa Brandon, zamawiając butelkę szampana do pań
stwa apartamentu i mówiąc, że przyjadą do nas państwo
prosto z przyjęcia weselnego. Oczywiście z największą
przyjemnością zmieniliśmy państwa rezerwację, zaprasza
my do apartamentu dla nowożeńców, jest świeżo odnowio
ny, wyjątkowo romantyczny.
Patrick pytająco zerknął na Lou, lecz ona niepostrzeżenie
pokręciła głową, dając mu znak, by nie obstawał przy pier
wotnej rezerwacji. Naprawdę nie chciała słuchać, jak on tłu
maczy obcej kobiecie, że życzą sobie mieć apartament z od
dzielnymi sypialniami. Byłoby to zbyt ambarasujące.
Zostali zaprowadzeni na górę, dyrektor hotelu z dumą
pokazała im apartament, a Lou starała się omijać wzro
kiem wielkie łóżko. Jedno, oczywiście, bo ilu nowożeńców
chce spędzić noc poślubną osobno?
- Przykro mi, że tak to wyszło - rzekł Patrick, gdy zosta-
li sami. - Zupełnie inaczej to planowałem.
- W sumie nie jest to żaden problem - zapewniła
dziarsko, jednocześnie postanawiając zamordować Mari-
sę, gdy tylko ją spotka. - Bez przesady, nic nam się nie
stanie, jak raz spędzimy noc w jednym łóżku, w końcu
jest ogromne.
108
Jessica Hart
Znakomite do kochania się, pomyślał i rozzłościł się na
siebie, bo natychmiast to sobie wyobraził.
- Zmieścimy się, powinno być nam całkiem wygodnie
- ciągnęła Lou, pragnąc udowodnić, że nie czuje się w naj
mniejszym stopniu zakłopotana. - Zgodnie z umową, je
steśmy przyjaciółmi, a przyjaciołom chyba nie przeszkadza
spanie w jednym łóżku. - Przysiadła na satynowej pościeli
i ściągnęła pantofle, okazując w ten sposób, jak dalece nic
sobie nie robi z zaistniałej sytuacji.
Jej spokój i rzeczowość zirytowały Patricka. Mieli spać
razem, a ona przyjmowała to z zupełną obojętnością! Wi
dać nie spędziła całego dnia, zastanawiając się, jak by to
było, gdyby...
Postanowił wykazać się równym opanowaniem.
- Jeśli o mnie chodzi, to ja też nie widzę problemu - za
pewnił może cokolwiek zbyt gorliwie. -1 myślę, że nic nie
stoi na przeszkodzie temu, byśmy się napili szampana od
Marisy.
Podszedł do barku, wyjął butelkę, otworzył, napełnił
kieliszki, postawił je przy łóżku, ściągnął krawat, rozpiął
górne guziki koszuli, podwinął rękawy, zrzucił buty i wy
ciągnął się na łóżku, opierając się o poduszki. Lou przez ten
czas masowała obolałe stopy i obserwowała go ukradkiem.
Wbrew deklaracjom, jakie wygłosiła, wszystko w niej dy
gotało na myśl o wspólnym spaniu.
- No, to teraz możemy się wreszcie zrelaksować - oznaj
mił z zadowoleniem.
Ja na pewno nie, pomyślała Lou, wciąż przycupnięta na
samym brzegu łóżka. Wcale się nie dziwiła, że Patrick po
trafił zrelaksować się w podobnej sytuacji, w końcu przy
wykł dzielić sypialnię z takimi dziewczynami jak Ariel,
Podwójne oświadczyny
109
więc czterdziestopięcioletnia żona miała raczej niewielkie
szanse na wzbudzenie jego pożądania. Ta myśl podziałała
na nią trzeźwiąco i dygot nieco osłabł.
Kiedy Patrick zapraszającym gestem poklepał poduszkę
obok siebie, Lou też wyciągnęła się na łóżku, opierając się
wygodnie. Patrick podał jej kieliszek z szampanem, potem
sięgnął po swój i wzniósł toast.
- Za nas.
Trącili się kieliszkami.
- Za nas i naszą umowę - odparła Lou.
Patrick pomyślał ponuro, że przez tę umowę czeka go
długa, ciężka noc.
Gdy wypili szampana, Lou poszła się przebrać do ła
zienki, czując się skrępowana i spłoszona jak nastolatka.
Co innego mówić sobie, że jest się dorosłą osobą, na której
podobne rzeczy nie robią wrażenia, a co innego naprawdę
zdjąć ubranie i położyć się u czyjegoś boku...
Popatrzyła na jedwabną koszulkę nocną, którą dostała
w prezencie ślubnym od Marisy.
- To twój miodowy miesiąc, czemu nie masz ładnie wy
glądać? - wyjaśniła przyjaciółka. - Nawet jeśli będziesz spać
sama.
Wszystko pięknie, tylko że ta koszulka ewidentnie mia
ła służyć uwodzeniu! Lou ze zgrozą przejrzała się w lustrze.
Opalizujący, kremowy, rozkoszny w dotyku jedwab spływał
miękko po jej ciele, głębokie wycięcie z tyłu odkrywało pra
wie całe plecy, a cieniuteńkie ramiączka aż się prosiły o to, by
męskie dłonie zsunęły je wzdłuż rąk właścicielki... Idealny
strój na noc poślubną eleganckiej kobiety, jednak Lou wola
łaby w tym momencie mieć na sobie flanelową koszulę nocną
zapinaną pod szyję - taką, w jakich sypiała ciocia Fenny.
110
Jessica Hart
Niosąc przed sobą ubranie, by przynajmniej choć tro
chę się zasłonić, wróciła do pokoju.
- Łazienka wolna - rzuciła z udawaną nonszalancją,
w ogóle nie patrząc w kierunku Patricka.
- Dziękuję.
Lou ułożyła swoje rzeczy na krześle, zgasiła światła, zo
stawiając tylko zapaloną lampkę na nocnej szafce Patricka
i zajęła miejsce po swojej stronie łóżka, naciągając kołdrę
pod samą brodę.
Patrick poczuł ulgę, gdy w pokoju zastał półmrok oraz
Lou leżącą z zamkniętymi oczami. Zawsze sypiał nago, nie
miał więc piżamy, za całe ubranie tej nocy służyły mu tylko
bokserki. Cieszył się, że Lou na niego nie patrzy, gdyż mo
głaby dostrzec, jaki efekt wywarł na nim widok jej nagich
pleców, wyłaniających się spod kuszącego jedwabiu.
Poczuła, jak materac się ugina, gdy Patrick kładzie się
do łóżka. Chwilę potem zgasło światło.
- Dobranoc - burknął.
- Dobranoc.
Tak, byli dorośli i doskonale potrafili sobie poradzić z tą
sytuacją. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli niemal bo
leśnie świadomi swojej bliskości. Patrick z wysiloną natu
ralnością próbował przyjąć wygodną pozycję, Lou, odwy
kła od dzielenia z kimś łóżka, słyszała każdy oddech swego
towarzysza i wyczuwała każdy jego ruch.
Mijały minuty. Przykryta aż po szyję Lou poczuła, że
jest jej za gorąco, więc tak cicho, jak tylko zdołała, odsu
nęła kołdrę na bok, przeklinając przy tym w duchu długą
koszulę, która plątała jej się wokół kostek. Miała ogromną
ochotę obrócić się na bok, lecz powstrzymywała ją obawa,
by przypadkiem nie dotknąć przy tym Patricka. Och, on
Podwójne oświadczyny
111
nawet by tego nie zauważył, gdyż sądząc po jego regular
nym oddechu, spał już głębokim snem. Niektórym to do
brze, pomyślała z urazą.
Była wykończona, lecz zbyt spięta, by zasnąć. Zdawa
ło jej się, że leży tak całe godziny, starając się choć trochę
odprężyć. Ledwie zaczynała zapadać w drzemkę, budziło
ją najlżejsze westchnienie albo poruszenie Patricka. W do
datku zrobiło jej się chłodno i chciała się z powrotem przy
kryć, lecz okazało się, że nie wiedzieć kiedy cała kołdra
znalazła się po jego stronie. Lou zaczęła bardzo delikatnie
przyciągać jej brzeg do siebie, wreszcie zdołała się pod nią
wsunąć, lecz to wybiło ze snu Patricka, który - na poły tyl
ko przebudzony - obrócił się na bok, otoczył Lou silnym
ramieniem i wtulił się w nią, przywierając do jej pleców
i chowając twarz w jej włosach.
Gdy spróbowała się uwolnić, instynktownie przytrzy
mał ją mocniej.
- Patrick! - Z desperacją dała mu kuksańca.
Ocknął się, przez chwilę próbował sobie uprzytomnić,
gdzie jest i co się dzieje, a gdy sobie przypomniał, odsunął
się tak gwałtownie, jakby zbudził się ze żmiją w objęciach.
- Przepraszam - wymamrotał, kładąc się jak najdalej. -
Pewnie myślałem.
Nie chciała wiedzieć, o kim myślał.
- Nic się nie stało - ucięła. - Śpij.
Już widział, jak uda mu się zasnąć po tym, jak przez
chwilę wdychał zapach jej skóry, jak czuł dotyk jej ciała
i pieszczotę włosów na twarzy. Spędził resztę nocy, leżąc
na samym brzegu materaca sztywno niczym kłoda i sta
rając się nie myśleć o tym, jak to było obudzić się z Lou
w ramionach.
112
Jessica Hart
Przez resztę podróży nie musieli już spać razem i Pa
trick powtarzał sobie, że to dobrze, bo gdyby cokolwiek się
wydarzyło, sprawy by się skomplikowały i musiałby pożeg
nać się ze swoim swobodnym życiem kawalera. Chciał jak
najszybciej wrócić do Londynu, do domu i do pracy, by
zapomnieć o ciepłym ciele Lou, o jej skórze, która jaśniała
w ciemności sypialni, o zarysie jej nagiego ramienia.
Oboje odetchnęli, gdy podróż dobiegła końca i mo
gli zająć się swoimi sprawami. Dzieci wróciły od Lawrie-
go, więc dom był pełen życia, gdyż nieustannie spraszały
przyjaciół i razem z nimi chlapały się całymi dniami w ba
senie. Widząc, że Lou panuje nad sytuacją i zawsze dosko
nale wie, kto znajduje się na terenie posesji, Patrick nie za
braniał nikomu przychodzić, zresztą zadziwiająco szybko
przywykł do ciągłego harmidru i rozgardiaszu. To był taki
cichy dom, myślał czasami. I taki nudny... Nic dziwnego,
że tak rzadko w nim przesiadywał, że szukał towarzystwa
gdzie indziej.
Zaczął wracać z pracy wcześniej niż przez te wszystkie
lata. Prawie zawsze zastawał Lou w ogrodzie, klęczącą na
ziemi, coś wyrywającą, przycinającą, sadzącą. Podobało
mu się, jak na jego widok przysiadała na piętach, uśmie
chała się i odgarniała włosy z czoła, czasem zostawiając na
nim ciemną smugę. Wieczorami zazwyczaj siadywali na
tarasie i rozmawiali przy lampce wina, potem jedli kolację
z Tomem i Grace i ich przyjaciółmi, których imion Patrick
nigdy nie mógł spamiętać.
Poza zajmowaniem się ogrodem i gotowaniem dla całej
gromady nastolatków Lou nie miała wiele do roboty.
- I jak było w pracy? - spytała Patricka któregoś dnia
prawie z żalem.
Podwójne oświadczyny
113
- W porządku - rzekł bez większego przekonania. - Jo
jest bardzo kompetentna, ale to nie to, co ty. - Popatrzył
na stojącą na drabinie Lou, która przycinała zbyt rozroś
niętą glicynie. - Bez ciebie jest tam jakoś dziwnie. Braku
je mi ciebie.
Lou powiedziała sobie, że to jeszcze nie powód do wpa
dania w euforię i dalej przycinała zdrewniałe pędy.
- Mnie też tego brakuje - przyznała się. - Przez te
wszystkie lata marzyłam, żeby wreszcie nie musieć praco
wać, a teraz nie bardzo wiem, co ze sobą począć. Dobrze,
że twoja gospodyni znalazła inną pracę i przynajmniej mo
gę zajmować się domem.
Patrick usiadł przy stole i nagle coś sobie uprzytomnił.
- Co tutaj tak cicho? Gdzie są dzieci?
- Nocują dziś u przyjaciół. - Lou zeszła z drabiny.
- Jesteśmy dziś więc sami?
- Na to wygląda. - Zaczęła zamiatać leżące na ścieżce
•cięte pędy.
- A może poszlibyśmy gdzieś na kolację? - zapropono
wał spontanicznie.
Lou zerknęła na niego i wróciła do sprzątania.
- Naprawdę nie potrzebujesz mnie zabawiać. Czemu nie
pójdziesz z Ariel?
Przez chwilę nie wiedział, o kogo chodzi.
- Nie mówiłem ci? Wróciła na Malediwy, bo poznała
tam jakiegoś instruktora nurkowania, chce za niego wyjść
i urodzić mu dzieci. Ciekawe tylko, czy on zdoła jej za
pewnić taki poziom życia, do jakiego przywykła - dodał
cierpko.
- Nie przeszkadza ci to? - spytała ostrożnie.
Zdziwił się.
114
Jessica Hart
- Oczywiście, że nie. Szczerze powiedziawszy, zupełnie
o niej zapomniałem, dopiero ty mi przypomniałaś.
Lou zamiotła wszystko na jedno miejsce, a potem szuflę
przerzuciła do taczek.
- A nie spotkałeś nikogo innego, kto by ci się podobał?
- spytała jak gdyby mimochodem.
- Nie. Jeszcze nie.
- W takim razie możesz mnie zabierać na kolacje, dopóki
nie znajdziesz sobie nowej przyjaciółki - oznajmiła, udając
kompletną niefrasobliwość. - Pójdę tylko wziąć prysznic.
Patrick starał się nie myśleć o Lou pod prysznicem, gdy
kartkował swój notes, szukając numeru jakieś odpowied
niej restauracji. Och, było wiele modnych lokali w Londy
nie, w których zawsze mógł liczyć na wolny stolik, lecz Lou
pewnie za nic miała miejsca, gdzie należy się pokazywać
i przyglądać się, kto jeszcze przyszedł.
- Ale nie idziemy do jakiejś wziętej restauracji, prawda?
- zawołała, jakby czytała w myślach Patricka.
Wyszedł do holu, stanął u dołu schodów i spojrzał do
góry. Lou przychylała się przez barierkę, owinięta kremo-
wym ręcznikiem, zaróżowiona, z mokrymi włosami.
I niezmiernie pociągająca. A gdyby podszedł do niej
i jej to powiedział? Czy uśmiechnęłaby się i przypomnia
łaby mu, że tego wieczoru mają cały dom tylko dla sie
bie? Czy ze śmiechem wbiegłaby z nim do sypialni, padła
by z nim na łóżko? Czy pozwoliłaby mu ściągnąć z siebie
ręcznik, dotykać jej całej, sycić się nią do upojenia?
Oczywiście, że nie, pomyślał, przytomniejąc. Przecież
byli przyjaciółmi, a przyjaciele nie robią takich rzeczy.
- A gdzie chciałabyś pójść? - Jego głos zabrzmiał dziw
nie chropawo.
Podwójne oświadczyny
115
- Do tej małej włoskiej restauracji za rogiem. Jest tam
bardzo miło i nie trzeba rezerwować stolika. Zaraz bę
dę gotowa - obiecała i znikła, zostawiając Patricka, który
próbował sobie wybić z głowy niewłaściwe myśli. Gdyby
się zapomniał, zepsułby wszystko, a za bardzo sobie cenił
przyjaźń Lou, by ją utracić.
- Firma Brewer's First wydaje wielkie przyjęcie z oka
zji piętnastolecia powstania - powiedział, gdy już siedzieli
przy kolacji. - Jesteśmy zaproszeni oboje.
- Chcesz, żebym ci towarzyszyła?
- Jeśli nie masz nic przeciw temu.
- Oczywiście, że nie. Pójdę z przyjemnością, bo dotąd
jeszcze nic nie zrobiłam, by wywiązać się ze swojej części
umowy.
Patrick pomyślał, że on by o tej umowie najchętniej za
pomniał.
- Obowiązują stroje wieczorowe, więc może kup sobie
jakąś sukienkę.
Lou w myślach przejrzała zawartość swojej szafy. Nie
posiadała nic szczególnie ekscytującego, lecz nie powinna
mieć kłopotu ze skompletowaniem eleganckiego stroju.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- Ty w ogóle jeszcze nie kupiłaś sobie nic nowego - za-
uważył nagle. - Cały czas nosisz te same rzeczy.
- Moim zdaniem, nic im nie brakuje.
- Nie w tym rzecz. - Czuł się dziwnie urażony, lecz nie
chciał się do tego przyznać. - To wygląda tak, jakbyś nie
chciała tykać moich pieniędzy. Prawie nic nie wzięłaś z tej
sumy, którą wpłaciłem na twoje konto.
-Przecież codziennie biorę pieniądze na jedzenie -
zaprotestowała.
116
Jessica Hart
- Nie opowiadaj mi się, na co je wydajesz, bo są twoje
i nic mi do tego. Kupuj, co tylko chcesz.
- Nie. Źle bym się czuła, wydając je.
Patrick aż przewrócił oczami.
- Przecież to dla nich za mnie wyszłaś!
- Dla poczucia bezpieczeństwa - skorygowała spokojnie.
- Dzięki tobie ja i moje dzieci uzyskaliśmy luksusowe wa
runki życia, nie potrzebujemy jeszcze do kompletu szastać
twoimi pieniędzmi.
Westchnął z irytacją.
- Przynajmniej kup sobie coś nowego na to przyjęcie,
tylko, na litość, niech to nie będzie nic taniego, bo nie
chciałbym wyjść na sknerę!
Następnego ranka zadzwoniła do Marisy.
- Patrick kazał mi wydać fortunę na nową sukienkę -
powiedziała z miejsca. - Spotkaj się ze mną i pomóż mi
coś wybrać.
- Może jeszcze obudził cię, wachlując cię kartą kredy
tową i wysyłając cię na zakupy? To moje marzenie, odkąd
zobaczyłam „Pretty Woman".
- A moje nie. Czuję się, jakby mnie kupił.
- Daj spokój, jesteś jego żoną, a nie utrzymanką!
- Gdybym naprawdę była jego żoną, nie miałabym
obiekcji - upierała się Lou.
- Hej, byłam twoją druhną, więc wiem, że ślub był praw
dziwy! W dodatku nie marudź, bo pierwszy raz cię o coś
poprosił i wreszcie możesz coś dla niego zrobić - zauwa
żyła przytomnie. - Chodźmy więc kupić taką kieckę, by
padł z wrażenia!
Znalazły ją dopiero późnym popołudniem, gdy Lou już
się poddała i chciała wracać do domu.
Podwójne oświadczyny
117
- Ta! - zdecydowała Marisa bez śladu wahania, ujrzaw
szy mieniącą się wieczorową suknię w pięknym odcieniu
czerwieni.
Kreacja składała się z dwóch warstw, pod spodem by
ła prosta jedwabna sukienka z dużym dekoltem, a po niej
spływał powiewny cieniuteńki szyfon. Kiedy Lou ją wło
żyła, poczuła, jak materiał kusząco ślizga się po jej skórze.
Cena ją co prawda poraziła, lecz Marisa zmusiła ją nie tyl
ko do kupna sukienki, lecz dobrała jeszcze pasujące do niej
sandałki, ozdobioną piórami torebkę, szminkę oraz długie
kolczyki, które kołysały się zalotnie.
Przyjaciółka wpadła do niej w dniu przyjęcia, by dora
dzić jej w kwestii makijażu.
- Wyglądasz bajecznie! - zadeklarowała, gdy Lou była
już gotowa.
- A nie sądzisz, że trochę... przesadnie? - spytała nie
pewnie Lou, zdenerwowana jak szesnastolatka przed
pierwszą randką, co oczywiście było głupie, bo przecież
najzwyczajniej w świecie szła na przyjęcie dotrzymać towa
rzystwa mężowi. Gdyby tylko ta kreacja nie była tak sek
sowna... Zbyt seksowna dla czterdziestopięcioletniej ko
biety, której chodziło o platoniczną przyjaźń.
Patrick czekał na dole, zabójczo przystojny, w czarnym
smokingu i śnieżnobiałej koszuli z muszką. Lou schodziła
po schodach, czując, jak śliski materiał porusza się suge
stywnie przy każdym jej ruchu.
- Ładnie wyglądasz - odezwał się dziwnym głosem Pa
trick. Ukradkiem przełknął ślinę.
- Nie, nie wygląda ładnie - ofuknęła go Marisa, wychy
lając się zza pleców Lou. - Wygląda olśniewająco! Spróbuj
jeszcze raz.
118
Jessica Hart
- Wyglądasz olśniewająco - powtórzył posłusznie oszo
łomiony Patrick.
Lou poczuła rozczarowanie. Gdyby powiedział to sam
z siebie, a nie na polecenie Marisy! W dodatku pewnie my
ślał, że ona na siłę stara się zrobić na nim wrażenie i poczuł
się tym zdegustowany, bo przez całą drogę niemal osten
tacyjnie nie zwracał na nią uwagi, choć siedzieli razem na
tylnym siedzeniu wynajętej limuzyny z szoferem.
Gdy weszli na przyjęcie, Lou zauważyła, że wiele kobiet
ma znacznie strojniejsze i śmielsze suknie niż ona, co tro
chę ją uspokoiło. Chwila ulgi trwała krótko, gdyż Patrick,
zagłębiając się w to gości, wziął Lou pod rękę. Przez ca
ły czas miała wyostrzoną świadomość jego bliskości i sku
piała się głównie na tym, podczas gdy on przedstawiał ją
różnym ludziom. Wymieniała grzeczności, uśmiechała się,
słuchała, co mówiono, lecz wszystkie jej zmysły wydawały
się nastrojone wyłącznie na Patricka.
Potem rozdzielili się i wkrótce Lou zauważyła kątem oka,
jak jakaś blond piękność wdzięczy się do jej męża, zalotnie
przechylając główkę i kładąc dłoń na jego ramieniu. Ogar
nęła ją przemożna pokusa, by podejść i zwyczajnie trzep-
nąć tamtą po ręku, by nauczyła się trzymać łapy z dala od
cudzych mężów. Nie miała jednak prawa tego zrobić, zna
lazła się na tym przyjęciu jedynie po to, by godnie repre
zentować Patricka. Z tą myślą uśmiechnęła się promiennie
do młodego dyrektora banku, z którym właśnie rozmawia
ła. W odróżnieniu od jej męża Charles był nią wyraźnie
oczarowany, co trochę poprawiło Lou nastrój. Proszę, nie
wszyscy mężczyźni uważają, że tylko długonogie blondyn
ki są warte zainteresowania.
- Wracamy do domu.
Podwójne oświadczyny
119
Nie wiedzieć kiedy Patrick zmaterializował się u jej bo
ku, dziwnie nachmurzony.
- Już? - zdumiała się Lou.
- Wystarczająco długo tu zabawiliśmy. - Obrzucił Char-
lesa gniewnym spojrzeniem.
Lou przedstawiła sobie obu mężczyzn, przy czym za
jąknęła się, po raz pierwszy mówiąc komuś o Patricku ja
ko o swoim mężu. Charles bez trudu odgadł, że chwilowo
jego towarzystwo nie jest mile widziane.
- Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy - rzekł
na pożegnanie do Lou.
- Ja również - odparła serdecznie, starając się wynagro
dzić mu opryskkiwość Patricka. - Było mi bardzo miło pa
na poznać.
- Było mi bardzo miło pana poznać - przedrzeźniał z fu
rią Patrick, prawie ciągnąc ją do wyjścia.
- Czemu potraktowałeś go tak niegrzecznie? - spytała,
gdy wsiedli do limuzyny, a Patrick kazał szoferowi odwieźć
ich z powrotem i z trzaskiem zamknął okienko w szybie
oddzielającej ich od kierowcy.
- Bo rozbierał cię wzrokiem!
- Przynajmniej dotrzymywał mi towarzystwa - odcięła
się, rozgniewana. - Ty w ogóle mnie nie zauważałeś.
- Przeciwnie - wycedził. - Trudno było nie zauważyć,
jak flirtujesz na prawo i lewo.
- Nie flirtowałam - oświadczyła, również przez zaciśnię
te zęby. - Starałam się zabawiać rozmową ludzi z twojego
środowiska, sam mnie o to prosiłeś.
Owszem, prosił, ale nie podobało mu się, w jaki spo
sób inni mężczyźni patrzyli na Lou. Nie była ani najmłod
sza, ani najlepiej ubrana, ani najładniejsza, lecz miała klasę,
120
Jessica Hart
emanowała z niej spokojna pewność siebie dojrzałej ko
biety i pewien nieuchwytny urok, który przyciągał do niej
ludzi.
- Masz rację - przyznał z westchnieniem. - Znakomi
cie się spisałaś, wiele osób mi mówiło, że jesteś czarująca.
Wszystko więc dobrze, tylko nie noś więcej tej sukienki.
- Przecież sam kazałeś mi ją kupić! Co ci się w niej nie
podoba?
- Wszystko mi się w niej podoba - rzekł szczerze. - Ale
jest zbyt... sugestywna. Podsuwa mężczyźnie bardzo nie
stosowne pomysły.
Panująca między nimi atmosfera zmieniła się w jednej
chwili, miejsce gniewu zajęło elektryzujące napięcie. Na
wet powietrze zdawało się drżeć, gdy Patrick zajrzał w oczy
Lou i ciągnął niskim głosem, który brzmiał jak zmysłowa
pieszczota:
- Taka sukienka każe mężczyźnie myśleć tylko o tym, że
by ją z ciebie zdjąć. Każe mu się zastanawiać, co masz pod
spodem. Każe mu wyobrażać sobie dotyk twojego ciała...
Lou prawie przestała oddychać. Zwilżyła usta.
- Ona wcale nie miała podsuwać ci takich pomysłów.
- A jednak podsuwa. - Odgarnął jej włosy z policzka. -
Na przykład każe mi myśleć, jak by to było cię pocałować.
Spróbowała obrócić całą sprawę w żart.
- Och, to jeszcze nie najgorzej. Gdybyś wiedział, nad
czym każe się zastanawiać, gdy się ją nosi!
W półmroku ujrzała jego uśmiech.
- W takim razie może przestańmy się zastanawiać i prze
konajmy się.
Lou marzyła o tym od dawna. Ilekroć znajdował się bli
sko, pragnęła go dotknąć, przesunąć dłońmi po jego ra-
Podwójne oświadczyny
121
mionach, całować jego oczy, usta, szyję. I czuć ciężar jego
ciała na sobie, i kochać się z nim, aż zapomną o wszystkim,
wszystkim z wyjątkiem pragnienia.
I oto właśnie zyskała szansę, by spełnić swoje marze
nie. Rozsądek ostrzegał, że to zły pomysł, lecz zmysły za-
krzyczały go, więc gdy Patrick nachylił się, półprzytomna
z podekscytowania Lou nie wahała się ani przez moment.
Przesunęła dłońmi po jego barkach, napawając się doty
kiem silnych mięśni, zaraz potem poczuła jego usta na
swoich.
Poddała się pokusie i zapomniała się zupełnie, całując
Patricka chciwie, rozkoszując się jego bliskością, jego za
pachem, smakiem. Jak cudownie było otoczyć ramionami
muskularne ciało tego niezwykłego mężczyzny, czuć piesz
czące ją gorące i niecierpliwe dłonie, które niemal parzyły
ją przez cieniutki materiał, czuć jego wargi na swojej szyi.
Drżała z podniecenia, oddychała coraz szybciej, serce
jej waliło, w uszach słyszała głośny szum swojej krwi, więc
nawet nie zauważyła, kiedy samochód się zatrzymał.
- Jesteśmy w domu. - Zdyszany, rwący się głos Patricka
z trudem przedarł się do jej świadomości.
Nie wiedzieć jak i kiedy znalazła się na zewnątrz. Pa
trick powiedział coś do szofera, limuzyna oddaliła się z ci
chym pomrukiem, brama zamknęła się za nią bezszelest
nie. Odwrócił się do Lou, ewidentnie równie wstrząśniętej
jak on. Kto by pomyślał, że zwykły pocałunek może tak
szybko wymknąć się spod kontroli? Gdyby szofer nie za
stukał w szybę, by poinformować, że przybyli na miejsce,
to... Uśmiechnął się. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zda-
izyło mu się wykorzystać samochód w podobnym celu.
- Do czyjego pokoju idziemy?
122
Jessica Hart
- Zaczekaj. - Powstrzymała go gestem, bo już sięgał po
jej dłoń. - Nie jestem pewna, czy powinniśmy...
- Jak to? - wybuchnął, nie wierząc własnym uszom. -
Jeszcze przed chwilą nie miałaś żadnych wątpliwości.
- Wiem. - Nadal drżała, lecz chłodne powietrze orzeź
wiło ją nieco i pozwoliło jej pozbierać myśli.
- Tylko nie próbuj mi wmawiać, że mnie nie pragniesz.
- Nawet nie zamierzam. Ale musisz wybrać. Albo ja, albo
te twoje blondynki. Nie możesz mieć jednego i drugiego.
Wzburzony, gwałtownie przeganiał włosy palcami.
- Czy musimy teraz o tym rozmawiać?
-Tak, ponieważ potrzebuję wiedzieć, czy pragniesz
mnie na tyle, żeby zrezygnować z tej swobody, na której
tak ci zależało.
Patrzył na nią, uświadamiając sobie, że pożądał jej już
od wielu miesięcy. Ale czy z powodu jednego pocałun
ku miał zadeklarować dozgonną wierność, wyrzekając się
wolności?
Lou ujrzała jego wahanie.
- Już wiem, jaka jest odpowiedź - rzekła, odwróciła się
i poszła do domu.
Sama.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zobaczył ją ponownie dopiero następnego dnia wieczo
rem, gdy wrócił z pracy. Przez tych kilkanaście godzin zdo
łał przemyśleć sprawę.
- Przepraszam za wczoraj, Lou.
Przerwała pielenie, przysiadła na piętach, podniosła na
niego wzrok.
- Nie musisz przepraszać, ja też nie jestem bez winy. Za
pomniałam się.
- Ale ty wiedziałaś, kiedy się zatrzymać - zauważył. -
Słusznie zrobiłaś, to byłby błąd. Chcę, żebyśmy pozostali
przyjaciółmi.
-Ja też - zgodziła się natychmiast. - Zapomnijmy
o tym.
Patrick wiedział, że nie zdoła zapomnieć tego pocałun
ku, lecz na głos powiedział co innego:
- Chyba zacznę wychodzić wieczorami, jak to sobie pla
nowałem przed ślubem.
Lou zajęła się usuwaniem zielska zaplątanego w grabki,
by ukryć wyraz twarzy.
- Dobry pomysł. Poznałeś już kogoś?
- Owszem - odparł z zakłopotaniem.
Rano znalazł w kieszeni wizytówkę, którą dostał na
przyjęciu od wysokiej, atrakcyjnej blondynki, intełigen-
124
Jessica Hart
tnej i pewnej siebie prawniczki imieniem Holly. Uwodziła
go najzupełniej otwarcie, co nie nastawiło go do niej zbyt
przychylnie, bo przecież musiała widzieć obrączkę na jego
palcu. Lou była jak najgorszego zdania o kobietach roman
sujących z żonatymi mężczyznami.
Spędził bezsenną noc, tłumacząc sobie, że słusznie zro
bił, wybierając wolność. Teraz potrzebował tylko, by coś
odwróciło jego uwagę od Lou, a Holly nadawała się do te
go idealnie, gdyż szukała partnerów tylko do łóżka. Była
wściekle ambitna i zależało jej wyłącznie na zrobieniu ka
riery, w czym trwalszy związek mógłby jej przeszkadzać.
- To świetnie.
- Ma na imię Holly i zamierzam zaprosić ją na kolację.
Nie przeszkadza ci to?
Lou zaatakowała grabkami bezczelny mlecz i rzuciła go
na kupkę wyrwanych chwastów.
- Skądże, przecież tak się umówiliśmy. Mnie nasz układ
bardzo odpowiada. Idź i baw się dobrze.
Wcale się nie bawił. Podczas wspólnej kolacji Holly ze
swadą perorowała o tym, jak angażowanie się w relacje
i przejmowanie się emocjami innych spowalnia realizację
planów życiowych, gdy pragnie się odnieść sukces w swo
im zawodzie. Miała jasno wyznaczony cel i zamierzała
twardo do niego zmierzać. Patrick najpierw żałował, że nie
spotkał jej wcześniej, bo wydawało mu się, jakby słyszał
samego siebie, lecz im dłużej słuchał, tym większa zgroza
go ogarniała. Holly była bezwzględna i zimna jak lód, co
działało na niego odpychająco. Gzy inni ludzie właśnie tak
postrzegali jego?
Siedział w najmodniejszej restauracji z atrakcyjną ko
bietą, lecz jego myśli coraz częściej biegły do domu, gdzie
Podwójne oświadczyny
125
Lou właśnie jadła kolację z dziećmi. Ciekawe, jak Grace
poszedł test z matematyki? Tom po południu grał mecz,
Patrick miał nadzieję, że jego drużyna wygrała. Nawet nie
spytał o to Lou...
Wieczór dłużył mu się w nieskończoność. Wreszcie Pa
trick odwiózł Holly do jej nowoczesnego mieszkania, wy
kręcił się od wejścia „na jednego" i wrócił do domu.
W kuchni pachniało czymś pysznym, na stole stały
kwiaty z ogrodu, leżały książki i zeszyty. Patrick wszedł na
górę i zawahał się pod drzwiami Lou. Gdyby mógł wejść
do środka, przysiąść na brzegu łóżka, wyznać, że spędził
okropny wieczór i że chyba popełnił błąd... Ale po ostat
niej nocy nie mógł tego zrobić. Wybrał wolność i musiał
ponieść konsekwencje swojego wyboru.
- Mamo, pojedziemy gdzieś na ferie?
Lou pakowała dzieciom kanapki do szkoły, starając się
nie zwracać uwagi na Patricka czytającego przy stole po
ranną gazetę. Odkąd zaczął spotykać się z Holly, sytuacja
stała się wyraźnie napięta. Patrick wcale nie sprawiał wra
żenia zadowolonego, znów zachowywał się tak szorstko
i nieprzyjemnie jak niegdyś - jak przed Newcastie. Lou też
zrobiła się drażliwa, gdyż nie potrafiła z nim już tak swo
bodnie przestawać, dlatego starała się go unikać, a podczas
przelotnych spotkań wycofywała się w siebie. Jeszcze wię
cej pracowała w ogrodzie, lecz nagle przestało dawać jej to
ukojenie. W rezultacie wszystko skrupiało się na dzieciach,
które przecież nie były niczemu winne, a poczucie winy
jeszcze pogarszało nastrój Lou.
- Tak. Powinniśmy jechać do Fenny, nie widzieliśmy jej
od czerwca.
126
Jessica Hart
- Oj, mamo, tylko nie znowu to okropne Yorkshire!
- Właśnie! - Tom poparł siostrę. - Jedźmy wreszcie
gdzie indziej.
- Przecież kochacie Fenny.
- Tak, ale czy raz ona nie mogłaby przyjechać do nas?
- spytała Grace. - Yorkshire jest takie nudne!
Lou pomyślała o zielonych wzgórzach, rzece, rześkim
październikowym powietrzu, długich spacerach, powro
tach do domku, w którym płonęło drewno na kominku
i pachniały świeżo upieczone ciastka. W dodatku nie by
łoby tam Patricka, więc mogłaby wreszcie odetchnąć i nie
musiałaby nieustannie przekonywać samej siebie, że do
brze zrobiła, powstrzymując go tamtej nocy. Tak, rozpacz
liwie potrzebowała jechać do Fenny.
- Wcale nie jest nudne, a jeśli tak ci się wydaje, to twój
problem - ucięła.
Grace spojrzała na nią buntowniczo.
- India jedzie na Majorkę, a tata Mariny zabiera ją do
Nowego Jorku!
- Wy też macie tatę, poproście go, żeby was zabrał.
- Poprosiliśmy. Powiedział, że ty lepiej umiesz się nami
zajmować niż on.
-i że teraz możesz sobie na to pozwolić - dodał Tom.
Cały Lawrie! Na sportowy samochód to mógł wydać
nie wiadomo ile, a na wyjazd z dziećmi szkoda mu było
ułamka tej sumy!
- Przykro mi, ale już obiecałam Fenny, że ją odwiedzimy
- oświadczyła ostro Lou, coraz bardziej rozdrażniona.
- Mamo, ale jesteś! - jęknęły dzieci jednocześnie.
- Jeszcze jedno słowo, a w ogóle nigdzie nie pojedzie
cie - ostrzegła ich i odwróciła się do zlewu, by umyć ręce.
Podwójne oświadczyny
127
- Zresztą i tak krzywda wam się nie dzieje, przecież macie
tu własny basen, czego jeszcze chcecie?
Tom i Grace wymienili zrozpaczone spojrzenia.
- To nie to samo, co wyjazd, mamo! - zaprotestował
Tom. - I tata ma rację, możesz sobie na to pozwolić. Prze
cież po to wyszłaś za Patricka, co nie?
- Dosyć - odezwał się surowo Patrick. - Nie dręczcie
waszej mamy, można to wszystko załatwić w inny sposób.
Lou odwróciła się od zlewu, wycierając dłonie w ście-
reczkę.
- To znaczy w jaki?
- Może pojechałabyś teraz sama na tydzień do Fenny?
Ja zostałbym z dziećmi, a na ferie wybralibyśmy się gdzieś
wszyscy razem.
- O, tak! Tak! Super!
Patrick uniósł dłoń, uciszając szalejące z radości dzieci.
- Najpierw chcę usłyszeć, co powie wasza mama.
Lou czuła się rozdarta. Marzyła o wyjeździe do Fenny,
lecz nie miała serca obarczać Patricka opieką nad dziećmi
ani wspólnymi wyjazdami. Ich umowa nie przewidywała
nic podobnego.
- To naprawdę byłoby zbyt wielkie poświęcenie z two
jej strony.
- Wcale nie, zrobię to z przyjemnością. Nie zamierzam
jednak podważać twojego autorytetu, więc jeśli zdecydu
jesz się zabrać dzieci na ferie do Fenny... - spojrzał suro
wo na Toma i Grace - to pojadą, i to bez żadnych dyskusji
na ten temat - Z powrotem przeniósł wzrok na Lou. - Ja
tylko proponuję pewien kompromis.
Lou umiała docenić, że dał jej szansę zażegnania kon-
tiktu. To nie był dobry moment, by unosić się honorem.
128
Jessica Hart
- Wydaje mi się całkiem rozsądny - zgodziła się.
Dzieci nie posiadały się z radości i natychmiast zaczęły
przerzucać się pomysłami, spierając się, dokąd cała czwór
ka powinna pojechać, lecz Patrick uciszył ich ponownie.
- Powiem wam, jak zrobimy. Ustalicie między sobą, do
kąd chcecie jechać, możecie wybrać dowolny kraj w pro
mieniu trzech godzin lotu z Londynu.
- Naprawdę to my wybieramy? - upewnił się Tom, nie
dowierzając własnemu szczęściu.
- Tak, ale pod warunkiem, że natychmiast przestaniecie
męczyć waszą mamę - ostrzegł.
Poskutkowało. Zerwali się od stołu, spakowali śniada
nie do plecaków i szybko wyszli do szkoły.
- To było naprawdę bardzo miłe z twojej strony - rze
kła cicho Lou.
Patrick starał się zbagatelizować sprawę.
- Ech, czego człowiek nie zrobi dla świętego spokoju...
Zerknął na nią, a ponieważ patrzyła na niego, ich spoj
rzenia spotkały się - praktycznie po raz pierwszy od kil
ku tygodni.
- Wyglądasz na zmęczoną - stwierdził może mało tak
townie, lecz Lou naprawdę zmizerniała i wcale mu się to
nie podobało.
- Ostatnio kiepsko sypiam, nie wiem, czemu.
To ostatnie nie do końca było prawdą, gdyż z łatwością
domyślała się powodu - jej mąż widywał się z inną, a jej
miało to nie przeszkadzać!
- W takim razie wyjazd dobrze ci zrobi.
- Nie jestem pewna, czy pojadę. Ktoś powinien być
w domu, gdy dzieci przychodzą ze szkoły.
- Przez tych parę dni mogę wracać wcześniej, w dobie tele-
Podwójne oświadczyny
129
fonów komórkowych, laptopów i bezprzewodowego interne-
tu można bardzo wiele załatwić, nie siedząc w firmie.
Podniósł się od stołu.
- A co będzie z gotowaniem przez ten tydzień? - zmar
twiła się Lou.
- Bez przesady, chyba umiem obrać ziemniaki i użyć mi
krofalówki? Na pewno przez tych kilka dni nie umrzemy
z głodu.
- A co z Holly? - wyrwało jej się.
Patrick, który właśnie wkładał marynarkę, nagle znie
ruchomiał.
Jeszcze raz umówił się z Holly, tym razem zabrał ją do
opery, lecz w ciągu wieczoru coraz bardziej zniechęcał się
do pięknej prawniczki, cynicznej i pozbawionej zasad. Kie
dy ponownie tylko ją odprowadził i wykręcił się od złoże
nia jej wizyty, roześmiała się kpiąco.
- Nie wyglądałeś na pantoflarza. Czy twoja żona jest ta
ka groźna?
Wściekł się, że z ogóle śmiała się wypowiadać na temat
Lou. Jakim prawem?
- Moja żona jest warta tysiąca takich jak ty - wycedził
lodowatym tonem.
Pewna siebie, z uwodzicielskim uśmiechem oparła dłoń
na jego torsie i powoli zaczęła przesuwać ją w dół.
- To co tutaj robisz?
Z obrzydzeniem odsunął jej rękę.
- Sam się zastanawiam.
A teraz patrzył ponad kuchennym stołem w podkrążo
ne, pełne niepokoju oczy Lou. Tego dnia wyglądałaby przy
Holly jak cień. Tamta była bez porównania ładniejsza, in
teligentniejsza, bardziej światowa.
130
Jessica Hart
A Lou była ciepła, dobra i kochająca.
- Nie ma żadnej Holly - powiedział.
Pojechała do Yorkshire dwa dni później, a Patrick od
razu zaczął wyglądać jej powrotu. Jakoś nie umiał znaleźć
sobie miejsca, czuł się dziwnie wytrącony z równowagi,
miał wrażenie, że na coś czeka, lecz nie miał pojęcia, co by
to mogło być. Pilnował, by dzieci codziennie wieczorem
dzwoniły do matki, lecz w rzeczywistości robił to z ego
istycznych pobudek, gdyż zawsze znajdował pretekst, by
pod koniec rozmowy wziąć od nich słuchawkę i samemu
też trochę porozmawiać z Lou.
Była bardzo zadowolona, odpoczęła, chodziła na dłu
gie spacery, ponieważ pogoda dopisywała, więc najchętniej
zostałaby w Yorkshire na zawsze.
- Musisz wrócić, dzieci by za tobą tęskniły - zaoponował
natychmiast, bardziej myśląc o sobie niż o Tomie i Grace.
On by tęsknił.
- Jakoś nie wydają się umierać z tęsknoty, teraz im tylko
te ferie w głowie - odparła z humorem. - Nie obawiaj się,
wracam w piątek, żeby zwolnić cię z posterunku.
Patrick przyłapał się na tym, że liczy godziny do jej po
wrotu, a to odkrycie głęboko go zdegustowało. Można by
pomyśleć, że zakochał się w swojej żonie!
Chwileczkę...
Co takiego?
Powtórzył sobie to zdanie kilka razy, aż wreszcie do nie
go dotarło. Tak, można było tak pomyśleć, ponieważ... by
ło to absolutnie zgodne z prawdą! Zakochał się w Lou, nie
wiedzieć kiedy i jak, choć wcale nie miał tego w planach.
Co za ironia losu! Przez całe lata romansował z piękny-
Podwójne oświadczyny
131
mi dziewczynami, zrywając natychmiast, gdy tylko zaczy
nało wyglądać to zbyt poważnie, a na koniec okazało się, że
jedyna kobieta, na której mu naprawdę zależy, to czterdzie
stopięcioletnia rozwódka z dwójką dzieci.
Niestety, ona oczekiwała od niego tylko przyjaźni, nie
chciała już nigdy więcej nikogo kochać, by znów nie zostać
zraniona. Wiedział, jak trudno będzie mu ją przekonać do
czegoś więcej niż przyjaźń, przecież zawarli układ... Nie
wyzna jej więc od razu, że ją kocha. Najpierw postara się,
by znów czuli się dobrze w swoim towarzystwie, by znów
rozmawiali ze sobą tak swobodnie jak latem. Dopiero wte
dy powie jej, że on już nie chce tej swojej bezcennej wolno
ści, gdyż Lou jest dla niego warta o wiele więcej.
Chyba wolno mówić takie rzeczy swojej żonie, prawda?
W dzień powrotu Lou przygotowali we trójkę kolację,
nakryli do stołu, zapalili świece.
- Nawet jest sałatka, o! - Wskazał z dumą Tom, żeby
mama doceniła, jak się dla niej postarali. Pomyśleli o ja
kimś zielonym paskudztwie!
- Dobrze, że już jesteś z powrotem, mamo - odezwała
się Grace. - Tęskniliśmy za tobą. Prawda, Patrick?
- Prawda.
Zdumiało go, jak spokojnie zabrzmiał jego głos, bo
w rzeczywistości czuł się jak zadurzony nastolatek, któ
ry na widok ukochanej dziewczyny zaczyna się jąkać lub
w ogóle nie potrafi nic z siebie wydusić.
Lou z największym trudem opanowała wzruszenie.
- Ja też się cieszę, że jestem w domu.
W ciągu długich samotnych spacerów zdołała wiele
przemyśleć. Zrozumiała, jak niebezpiecznie bliska była za
kochania się w Patricku. Dla dobra całej ich czwórki mu-
132
Jessica Hart
siała zdusić to uczucie w zarodku, pozostając na zawsze
przy platonicznej przyjaźni i dotrzymując warunków umo
wy. Nie mogła ryzykować żadnych niepotrzebnych kom
plikacji, jej dzieci wreszcie były szczęśliwe, autentycznie
polubiły Patricka, z wzajemnością zresztą. Oczywiście Lou
powinna zatroszczyć się nie tylko o dzieci, lecz o siebie,
dlatego przestanie pragnąć niemożliwego i już nigdy nie
będzie fantazjować o swoim mężu.
- Przepraszam, że byłam taka drażliwa przed wyjazdem
- zaczęła, gdy Tom i Grace poszli spać, a oni zostali sami
w kuchni. - Ale już mi lepiej, bo odpoczęłam i przemyśla
łam parę rzeczy.
- Jakich?
- Myślałam o nas.
Pochylił się nad stołem, pełen oczekiwania. Czyżby ona
też zmieniła zdanie?
- Zrozumiałam, jak ważna jest dla mnie nasza przy
jaźń. Chyba byłam trochę zazdrosna o Holly... - przyzna
ła uczciwie. - ...lecz to się nie powtórzy, niezależnie od
tego, czy będziesz spotykał się z nią, czy z jakąś inną. Ta
część twojego życia nie ma nic wspólnego ze mną i chcę,
by tak zostało.
- Świetnie. - Jego głos zabrzmiał dziwnie głucho.
Lou wstała z uśmiechem.
- Chyba jeszcze nie podziękowałam ci za wszystko, co
dla nas zrobiłeś.
Pochyliła się, a Patrick przymknął oczy. Poczuł słodką
woń perfum i delikatny pocałunek na policzku.
- Dziękuję ci - szepnęła Lou. - Od tej pory będę cię
całować już tylko w taki sposób, możesz nie obawiać się
z mojej strony żadnych więcej emocjonalnych zawirowań.
Podwójne oświadczyny
133
Cieszę się, że tamtej nocy do niczego między nami nie do
szło. Lepiej być przyjaciółmi, prawda?
Co miał na to odrzec?
- Znacznie lepiej.
-i jak się między wami układa? - zagadnęła kilka ty
godni później Marisa, robiąc sobie manicure, podczas gdy
Lou przygotowywała obiad.
- Znakomicie.
Naprawdę znakomicie, powtórzyła w myślach. Spędzi
li we czwórkę bardzo udany tydzień na Majorce, stosunki
między nią a Patrickiem układały się tak dobrze, jak na
samym początku małżeństwa i byłoby naprawdę idealnie,
gdyby tylko Lou zdołała zapomnieć o tamtym płomien
nym pocałunku w samochodzie oraz opanować lekki
dreszcz, jaki za każdym razem odczuwała na widok swe
go męża.
- Nadal łączy was tylko przyjaźń? - zainteresowała się
Marisa, wycinając skórki.
- Tak, a co? - spytała obronnym tonem Lou.
- Nic. Po prostu widziałam twój wyraz twarzy, gdy Pa
trick wrócił z pracy.
-Kiedy?
- W urodziny Grace.
Lou przypomniała sobie tamten listopadowy dzień.
Grace zaprosiła trzy najbliższe przyjaciółki i wspólnie wy
myśliły, że nie chcą żadnego tortu, bo to nudne, tylko ra
zem usmażą naleśniki. Lou pokazywała im, co mają robić,
Marisa popijała szampana, przezornie siedząc jak najda
lej od podrzucających naleśniki na patelni rozbawionych
dziewczyn. Patrick wszedł z ponurej listopadowej szarugi
134
Jessica Hart
do ciepłej, jasnej kuchni, pełnej gwaru, śmiechu, porozsy-
pywanej maki i rozchlapanego naleśnikowego ciasta.
- Patrick, ty też musisz spróbować! - zażądała Grace,
ledwie się zjawił. - Zobaczymy, czy ty złapiesz naleśnik na
patelnię.
- Może daj mu się najpierw rozebrać i odpocząć - za
oponowała Lou, ale tego dnia Grace rządziła i Patrick mu
siał w te pędy ściągać marynarkę i podwijać rękawy.
- Nigdy przedtem tego nie robiłem - zdradził, zdejmu
jąc krawat
- To okropnie trudne - ostrzegł go Tom, który też brał
udział w zabawie. - Tylko mama to potrafi.
- Mnie też się udało! - zawołała Grace. - No, tak do po
łowy. .. Mama ci pokaże, jak to zrobić.
Lou pokazała mu więc, jak leje się ciasto, jak rusza się pa
telnią, a potem czeka się na odpowiedni moment, by szybkim
i gwałtownym ruchem podrzucić naleśnik do góry. Robiła to
wszystko mechanicznie, tak naprawdę skupiając całą uwagę
na jego bliskości. Ukradkiem wdychała zapach jego wody ko-
lońskiej, przyglądała się zarysowi brody, na której kiełkował
ciemny zarost, siateczce zmarszczek przy oczach.
Patrick wziął od niej patelnię, nalał ciasta, a potem, stro
jąc zabawne miny, podrzucił naleśnik, złapał go i skłonił
się przed bijącą brawo publicznością.
- Udało ci się!
- To zasługa mojej nauczycielki. - Spojrzał na Lou
z uśmiechem, a w niej aż serce zamarło.
Oczywiście nic nie umknęło uwadze Marisy.
- Od jak dawna udajesz, że go nie kochasz? - Przyja
ciółka wyciągnęła dłoń przed siebie, by ocenić, czy równo
opiłowała paznokcie.
Podwójne oświadczyny
135
Przez króciutką chwilę panowała cisza.
- Nie kocham go.
Marisa westchnęła.
- Spójrz na mnie.
Lou z ociąganiem popatrzyła jej w oczy.
-i powtórz to.
- Nie chcę go kochać! - jęknęła Lou i opadła na krze
sło. - Wolę się z nim przyjaźnić, w ten sposób nie zosta
nę zraniona.
- Patrick to nie Lawrie. Och, na pewno bywa uparty
i ma masę wad, i czasem trudno z nim wytrzymać, ale to
bardzo porządny człowiek, w dodatku cię kocha.
-A skąd!
- A stąd, że to widać! - Marisa aż przewróciła oczami.
- Wzroku nie może od ciebie oderwać!
- Naprawdę? - W głosie Lou brzmiały jednocześnie nie
dowierzanie i nadzieja.
- Naprawdę i najwyższa pora, żebyście wreszcie przesta
li marnować czas. Przypomnij sobie, ile razy mówiłaś, że
Tom i Grace powinni dostać dobry przykład, jak buduje
się związek oparty na miłości, bo zły przykład, niestety, już
dostali. No to teraz masz szansę im ten pozytywny przy
kład dać!
Lou nie była przekonana.
-i zaryzykować utratę przyjaźni Patricka? Wolę nie.
- Głupia jesteś! - orzekła dobitnie Marisa. - Żaden zwią
zek nie ma z góry gwarancji powodzenia, nad każdym trzeba
pracować, ale chyba warto podjąć ten wysiłek, prawda?
Owszem, lecz Lou dalej się wahała. Patrick już raz mógł
wybrać między nią a kompletną swobodą i wybrał to dru
gie. Wyjaśniła to Marisie i dodała jeszcze:
136
Jessica Hart
- W dodatku ciągłe powtarzałam, że chcę tylko przyjaź
ni! Jak mam mu teraz powiedzieć, że zmieniłam zdanie?
- Cóż, zawsze możesz wysłać dzieci wcześniej do łóżek
i przyjść do jego sypialni w pończochach, szpilkach i czymś
koronkowym. Na pewno załapie, o co ci chodzi.
Lou zrobiło się gorąco na samą myśl o tym.
- Nie mogę tego zrobić! Postawiłabym go w niezręcz
nej sytuacji.
Marisa zachichotała.
- Ty faktycznie dawno nie byłaś z mężczyzną... W jakiej
niezręcznej sytuacji? Nie będzie mógł uwierzyć w swoje
szczęście, zaręczam ci.
- Nie będę nigdzie chodzić w żadnych pończochach!
- W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak uchwy
cić się ostatniej deski ratunku, jaka pozostaje małżeństwu
w kryzysie.
- To znaczy?
- Porozmawiaj z nim! Nie wiem, czy zauważyłaś, ale je
steście oboje dorośli, i to od jakiegoś czasu. Chyba pora na
uczyć się dogadywać, nie sądzisz? Po prostu powiedz mu,
co czujesz.
Wieczorem Lou siedziała jak na szpilkach, czekając na
moment, gdy wreszcie będzie mogła wysłać dzieci do łóżek
i zostać sama z Patrickiem.
- Zastanawiałam się, czy moglibyśmy przez chwilę po
rozmawiać - zaczęła, poniewczasie uświadamiając sobie,
jak sztywno to wypadło.
- Oczywiście. - Patrick wydawał się trochę zdziwiony jej
oficjalnym tonem. - Czy to coś poważnego?
- Nie... To znaczy, tak... W pewnym sensie... - Urwa
ła bezradnie.
Podwójne oświadczyny
137
- To może w takim razie się napijemy?
- Świetny pomysł.
Kiedy przyniósł jej szklaneczkę whisky, Lou od razu po
ciągnęła solidny łyk, by dodać sobie odwagi. Po chwili wa
hania Patrick usiadł na drugim końcu obitej kremową skó
rą kanapy.
- O co chodzi, Lou?
- Otóż chciałam... Tak sobie myślałam, że może... Wi
dzisz, rzecz w tym...
Boże, jak ma powiedzieć własnemu mężowi, żeby się
z nią kochał?
Wciąż jeszcze się głowiła, jak ma to zrobić i właśnie
zaczęła żałować, że nie zdecydowała się na opcję z poń
czochami, gdy zadzwonił telefon. Wybawienie! Uradowa
na, poderwała się, by odebrać, lecz już po chwili rozmowy
krew odpłynęła jej z twarzy.
- Co się stało? - Patrick wstał również, zaniepokojony.
Lou odłożyła słuchawkę.
- Fenny miała wylew.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Muszę jechać do szpitala. - Nerwowo krążyła po po
koju, starając się uporządkować myśli. - Jeśli zaraz we
zwę taksówkę, powinnam jeszcze zdążyć na ostatni pociąg.
Chciałabym zabrać dzieci ze sobą, ale chyba za późno, żeby
je budzić... Co myślisz?
- Że powinnaś usiąść i wypić to. - Dolał whisky do jej
szklaneczki. - Nigdzie dzisiaj nie pojedziesz.
- Ale ja muszę zobaczyć Fenny! - zaprotestowała, gdy
posadził ją z powrotem na kanapie i wcisnął jej szklanecz
kę do ręki.
- Nawet jeśli złapiesz ostatni pociąg jadący na północ, to
i tak w środku nocy nie będzie połączenia do Skipton. Zro
bimy inaczej. Wstaniemy o piątej rano i pojedziemy samo
chodem, powinniśmy być na miejscu koło dziewiątej.
- Przecież musisz iść do firmy, masz spotkania...
Wzruszył ramionami.
- W takiej sytuacji spotkania można przełożyć.
- A co z dziećmi?
-Zaraz zadzwonimy po Marisę. - Usiadł obok niej
i wskazał na whisky. - Wypij, to ci dobrze zrobi.
Drżąc ze zdenerwowania, napiła się posłusznie i poczu
ła ciepło spływające jej do żołądka.
- Lepiej?
Podwójne oświadczyny
139
- Tak. Przepraszam. Chyba chwilowo nie myślę logicz
nie. Muszę się skoncentrować.
- Na razie w ogóle nie musisz o niczym myśleć, ja się
wszystkim zajmę. - Wziął ją za rękę. - A teraz powiedz,
kto dzwonił i co mówił.
Dotyk jego dłoni dodał Lou otuchy, ale jednocześnie
omal się przez to nie rozkłeiła, a przecież nie mogła tego
uczynić, musiała być dzielna! Zamrugała powiekami, po
wstrzymując łzy.
- Dzwoniła sąsiadka Fenny, przyszła do niej dziś po po
łudniu w sprawie kwiatów do kościoła i zastała ją leżącą
na podłodze w kuchni. Wezwała karetkę i też pojechała do
szpitala, bo przecież nie było nikogo innego... Podobno
lekarze nie są dobrej myśli. - Podniosła wzrok na Patricka
i starała się mówić spokojnie, lecz mimo to głos jej się za
łamywał. - Nie mogę stracić Fenny. To tak, jakbym miała
drugi raz stracić matkę.
- Wiem. - Uścisnął jej dłoń. - Wiem.
Lou odstawiła pustą szklaneczkę i otarła parę niepo
słusznych łez.
- Nie wolno mi się rozkleić. Muszę być silna.
Patrick puścił jej dłoń i mocno objął Lou, a ona po
chwili wahania instynktownie przytuliła się do niego. Tej
nocy potrzebowała, by trzymał ją w objęciach jak dziecko,
a nie jak kobietę, i on też o tym wiedział.
- Teraz nie musisz być silna - rzekł, opierając policzek
o jej głowę. - Jestem przy tobie.
Leżąca na szpitalnym łóżku Fenny wydawała się ma
leńka i krucha jak ptaszek. Zawsze była tak aktywna, że
Lou nigdy nie myślała o niej jako o starszej osobie, lecz te-
140
Jessica Hart
raz wyglądała naprawdę staro. Lou serce ściskało się boleś
nie, gdy siedziała na brzegu łóżka, gładząc chudziutką dłoń
cioci i powtarzając, że wszystko będzie dobrze.
Ale nie chciało być dobrze.
W pewnym Fenny otworzyła oczy i jej spojrzenie pad
ło na siostrzenicę.
- .. .uu - wybełkotała.
- Tak, to ja, Lou. Jestem tutaj.
Fenny próbowała powiedzieć coś jeszcze, więc Lou na
chyliła się, starając się zrozumieć.
- Patrick? - Spytała niepewnie, a ciocia wykonała mini
malny ruch głową, potwierdzając. - Przyjechał ze mną, jest
na korytarzu. O, zobacz, właśnie przyszedł.
- Witaj, Fenny - odezwał się, stając tak, by chora mogła
go widzieć.
Usiłowała znów się odezwać, a gdy jej się to nie udało,
zaczęła desperacko ruszać oczami, przenosząc wzrok z jed
nego na drugie. Naraz Patrick zrozumiał, o co jej chodziło,
i położył dłoń na ramieniu żony.
- Nie martw się, Fenny. Będę się opiekował Lou. Masz
moje słowo.
Na twarzy chorej odmalowała się wyraźna ulga, jeden
koniuszek ust uniósł się w bladym półuśmiechu i Fenny
znów zapadła w sen.
Zmarła cichutko godzinę później, kiedy Lou wciąż trzy
mała ją za rękę.
Patrick zatroszczył się o wszystko, podczas gdy Lou sie
działa nieruchoma jak głaz, wciąż nie wierząc w to, co się
stało. Gdy załatwił sprawy w szpitalu, zabrał żonę do sa
mochodu i zawiózł do domu Fenny. Rozpalił w kominku
i zrobił herbaty, a potem długo trzymał Lou w objęciach,
Podwójne oświadczyny
141
bo pierwszy szok zaczął mijać i przyszedł kryzys. Płakała
tak długo, aż zupełnie opadła z sił. Wtedy zaniósł ją na pię
tro, posadził na krześle, przygotował łóżko, wytarł jej za-
puchniętą twarz zmoczonym ręcznikiem i położył ją spać.
Przez następne dwa dni zwijał się jak w ukropie, zała
twiając wszelkie formalności, zmuszając Lou do jedzenia,
wkładając jej płaszcz, zapinając guziki jak dziecku, wycią
gając ją na spacery, chociaż wiatr urywał głowę, rozpalając
ogień na kominku od razu po powrocie. Powolutku do
chodziła do siebie.
- Pojadę po dzieci - rzekł drugiego dnia wieczorem. -
Będziemy jutro rano. - Popatrzył na nią z troską. - Dasz
tu sobie radę sama przez tę noc?
- Tak, oczywiście, już mi lepiej. Jedź.
Ale tęskniła za nim straszliwie, gdy tylko została sama.
Pochowali Fermy w mroźny zimowy dzień. Nagie kona
ry drzew odcinały się ostro na tle jasnoniebieskiego nieba,
blade policzki Grace zaróżowiły się od chłodu. Lou trzy
mała ją za rękę, Patrick stał tuż obok, opierając dłoń na ra
mieniu Toma.
Złożono Fenny u boku męża, którego przeżyła o całe
trzydzieści pięć lat. Miała zaledwie czterdzieści dziewięć,
gdy Donald zmarł. Niedługo i ja będę miała tyle, uświado
miła sobie Lou i zrobiło jej się słabo, gdy pojawiła się na
stępna myśl: A gdybym równie wcześnie straciła Patricka?
Do końca życia żałowałaby, że nie wykorzystała tego
czasu, gdy byli razem. Jej cioci pozostały dobre wspomnie
nia, ona nie miałaby nic! Zerknęła na Patricka i nagle przy
pomniała sobie obietnicę, którą złożył w szpitalu, a potem
te wszystkie rzeczy, które dla niej zrobił w ciągu ostatnich
142
Jessica Hart
dni. Czy to nie były oznaki uczucia? Ależ z całą pewnością!
Pytanie tylko, czy była mu bliska jak prawdziwy przyjaciel,
czy jak żona, którą się kocha? Musiała się tego dowiedzieć,
oczywiście nie teraz, gdyż ich żałoba była wciąż zbyt świe
ża, ale już niedługo.
Następnego dnia Patrick zabrał dzieci do domu, gdyż
one musiały wracać do szkoły, a on sam miał ważne spot
kania, których nie mógł już dłużej odkładać. Lou na razie
została w Yorkshire, by zająć się rzeczami Fenny i uporząd
kować sprawy.
- Przyjadę po ciebie w przyszły weekend - obiecał Pa
trick, zamykając bagażnik.
Tom i Grace już siedzieli w samochodzie, a Lou stała
obok, by im pomachać, gdy będą odjeżdżali.
- Nie ma potrzeby, mogę wrócić pociągiem.
Otworzył drzwi od strony kierowcy.
- Przyjadę w piątek wieczorem - powtórzył stanowczo.
Coraz bardziej jej się podobało, że wreszcie ktoś się
o nią troszczy. Trochę dręczyło ją poczucie winy, przecież
jeszcze niedawno była silna, dzielna i niezależna.
- Dziękuję ci. Tyle dla mnie zrobiłeś...
Zawahał Się, po czym podszedł do niej i pocałował ją
w policzek.
- Uważaj na siebie.
Całus w policzek, nic więcej? Och, to się niedługo zmie
ni, pomyślała.
- Jedź ostrożnie - odparła i uściskała go mocno, po
przyjacielsku. Na razie mogli jeszcze poprzestać na przy
jaźni. Na razie.
Pomachała im, gdy odjeżdżali, wróciła do domu, a po
nieważ nieco przemarzła, podeszła do kominka, by w nim
Podwójne oświadczyny
143
napalić. Właściwie wystarczyło tylko sięgnąć po zapałki,
ponieważ Patrick wszystko już przyszykował, widać zajął
się tym, gdy się rano kąpała.
Lou przykucnęła przed kominkiem i podpaliła zapałką
zwitek papieru. Zajął się błyskawicznie, za chwilę od niego
zajęła się podpałka, potem płomienie zaczęły lizać polana.
Tak było z moim uczuciem do Patricka, uświadomiła so
bie nagle Lou. Najpierw nic się nie działo. Przez trzy mie
siące pracowała dla niego, nie zauważając jego ust, dłoni,
ani oczu - nic!
Kolacja w Newcasde była iskrą, która padła na podat
ne podłoże.
Pocałunek w limuzynie to pierwszy wyraźny płomień.
A teraz Lou chciała cała stanąć w ogniu.
Ich małżeństwo przypominało właśnie takie naszyko-
wane drewno w kominku - uporządkowane, nieruchome,
zimne, czekające na jeden mały płomyk zapałki, by buch
nąć płomieniem.
Kiedy więc Patrick przyjedzie, Lou roznieci między ni
mi ogień.
Zatrzymał samochód przed małym kamiennym dom
kiem. Było już naprawdę późno, a on miał za sobą nużącą,
długą jazdę, w ciemny, mokry i wietrzny wieczór ludzie je
chali wolno, co parę kilometrów robiły się korki. Rozsąd
niej byłoby wyjechać w sobotę wcześnie rano, lecz on nie
chciał spędzić ani chwili więcej z dala od Lou.
Drzwi otworzyły się, Patrick ujrzał prostokąt złocistego
światła, a w nim znajomą sylwetkę. Serce zabiło mu moc
niej. Przez całą drogę myślał o czekającej na niego Lou,
o jej ciepłym uśmiechu i postanowił powiedzieć jej, co czu-
144
Jessica Hart
je. Może to nie był najlepszy moment, w końcu tak mało
czasu minęło od śmierci Fenny, lecz on nie zamierzał pro
sić o nic w zamian, niczego nie oczekiwał. Chciał tylko po
wiedzieć jej, że ją kocha.
Chwycił niedużą torbę podróżną, postawił kołnierz płasz
cza, wyskoczył z samochodu i pobiegł w deszczu w kierunku
otwartych drzwi. Wpadł do środka, gdzie było ciepło, jasno,
sucho i gdzie czekał na niego uśmiech Lou.
- Cześć - powiedziała.
Te jej ciemne oczy, ciemne włosy... Wyglądała tak pięk
nie! Miała na sobie mięciutki czerwony sweterek i prostą
spódniczkę do kolan, która natychmiast mu przypomnia
ła, jak się zastanawiał, czy ona pod tym swoim powściągli
wym ubiorem nosi pończochy. Oczywiście pomyślał o tym
znowu.
Nagle po raz pierwszy w życiu poczuł coś w rodzaju tre
my. A jeśli ona nie kocha go i nie pragnie tak rozpaczliwie,
jak on jej? Musi być ostrożny, powie jej to delikatnie, nie
żądając niczego, da jej tyle czasu do namysłu, ile będzie
potrzebowała.
- Pozwól, pomogę ci. - Lou wzięła od niego mokry płaszcz
i powiesiła na wieszaku.
Była straszliwie zdenerwowana. Przemyślała całą sytua
cję i doszła do wniosku, że gdyby tamtego dnia nie prze
rwał im telefon w sprawie Fenny, najprawdopodobniej
zepsułaby wszystko, bo nie dałaby rady znaleźć odpowied
nich słów. Postanowiła więc skorzystać z pierwszej sugestii
Marisy i uwieść swojego męża.
Nie mogła go przy tym spłoszyć, musiała działać subtel
nie. By stworzyć sprzyjający nastrój, przesunęła sofę przed
kominek i zostawiła zapaloną tylko lampę stołową, która
Podwójne oświadczyny
145
rzucała łagodne, bardzo ciepłe światło, pasujące do migot
liwego blasku płonącego ognia.
Potem pojawiła się kwestia ubioru, bo przecież Lou wy
jeżdżała z Londynu do ciężko chorej cioci, trudno więc
oczekiwać, by w takiej sytuacji ktoś zabrał ze sobą coś sek
sownego. .. Cóż, musiały jej wystarczyć ten rozpinany swe
terek i prosta spódniczka, choć w niczym nie przypomi
nały powiewnego peniuaru, który sfrunąłby z niej, ledwie
muśnięty palcami Patricka. Z drugiej strony jedwabne pe-
niuary niezbyt nadawały się do tego, by otwierać w nich
drzwi w taki wieczór jak ten.
Kiedy już usiądą razem na sofie, powinno pójść gładko.
Lou będzie mu patrzeć głęboko w oczy, powoli przysuwać
się coraz bliżej i niby bezwiednie zwilżać usta. Widziała to
parę razy w telewizji, na ekranie zawsze działało. A potem
- Lou nie wiedziała, jak właściwie do tego dojdzie - poca
łują się i to będzie ten płomyk zapałki, od którego w mig
buchnie wielki ogień.
Plan był dobry, lecz na widok Patricka Lou zapomniała,
że miała wejść w rołę tajemniczej, wyrafinowanej kusiciel-
ki, bo nagle ogarnęło ją przemożne pragnienie, by rzucić
się na niego od razu i powiedzieć, że umrze, jeśli nie bę
dzie się z nią kochał, i to natychmiast, właśnie tu, w tej ma
łej sionce, przy wieszaku na ubrania.
Powstrzymała ją jedynie myśl, że miał za sobą kilka go
dzin męczącej jazdy w deszczu i ciemności, lepiej więc, że
by najpierw trochę odpoczął.
- Chcesz herbaty? A może czegoś mocniejszego?
- Chętnie napiję się herbaty. - Ze znużeniem potarł
twarz dłonią.
- Zaraz ci przyniosę. Wejdź, usiądź przy ogniu.
146
Jessica Hart
Kiedy czekała w kuchni, aż woda się zagotuje, oddycha
ła powoli i głęboko, by się uspokoić.
- Na pewno mi się uda - powiedziała do siebie. - Jestem
jak ta zapałka i mam rozpalić ogień. To proste.
Niedługo potem weszła do pokoju dziennego, niosąc
kubki z herbatą i ujrzała, jak Patrick siedzi na sofie z głową
odchyloną na oparcie, z zamkniętymi oczami. Nagle ogar
nęły ją skrupuły. Czy nie był zbyt zmęczony na to, by go
uwodzić? Ale następnego dnia mieli wracać do Londynu,
a w domu będzie trudniej przeprowadzić jej plan. Dzieci,
praca, obowiązki...
Usłyszał, jak weszła, otworzył oczy. Podała mu herbatę
i usiadła obok niego.
- Jak dzieci? - spytała.
Nie najlepsze pytanie, gdy zamierza się uwieść mężczy
znę, ale przecież musiała od czegoś zacząć rozmowę.
- Dobrze, ale oczywiście bardzo czekają na twój przy
jazd i na powrót do normalnego życia.
To jej dawało dobry punkt zaczepienia.
- Sama już nie wiem, co w naszym przypadku jest nor
malnym życiem - zaczęła ostrożnie. - W tym roku tyle się
zmieniło.,. No i nasze małżeństwo też chyba trudno na
zwać normalnym, prawda?
Patrick natychmiast ujrzał otwierającą się przed nim
sposobność, by poprowadzić rozmowę w pożądanym kie
runku, i postanowił jej nie zmarnować.
- To fakt, pewnie niewiele osób zawiera podobny układ
jak my - stwierdził równie ostrożnie jak ona. - Skoro już
przy tym jesteśmy, to... To jest coś, o czym koniecznie po
winnaś wiedzieć.
Przeraził ją tym zdaniem. Zaraz powie, że poznał ko-
Podwójne oświadczyny
147
lejną długonogą blondynkę i będzie się z nią spotykał. Nie
chciała tego słyszeć, więc by zmienić temat, powiedziała
pierwsze, co przyszło jej do głowy.
- A wiesz, że ja też mam ciekawe wieści? Nie uwierzysz,
co się stało.
- A co się stało?
- Wczoraj byłam u notariusza. Dostałam spadek po
Fenny!
- Chyba można się było tego spodziewać - zauważył ła
godnie.
- Tak, wiedziałam, że zamierzała zostawić mi dom, ale
nie spodziewałam się niczego więcej, bo ona zawsze żyła
wyjątkowo skromnie. Bałam się, czy dam radę go utrzy
mać, miałam nadzieję, że tak, bo za nic nie chciałabym go
sprzedać. - Rozejrzała się dookoła. - To miejsce zawsze
było dla mnie jak dom.
Twój dom jest gdzie indziej - chciał powiedzieć, ale
nagle tknęła go obawa, że być może Lou wcale tak tego
nie postrzega.
- Zostawiła ci więc coś jeszcze? Jakieś pieniądze?
- Trochę.
Pomyślała z uśmiechem, że to mało powiedziane i przy
pomniała sobie słowa notariusza.
- Pani krewna była bardzo bogatą kobietą, pani Farr.
Wielokrotnie namawiałem ją, by wykorzystała część środ
ków do zapewnienia sobie wygodniejszego życia, lecz ona
nieodmiennie uważała, że ma tyle, ile jej potrzeba. Zarzą
dziła, żebym wszystko jak najkorzystniej zainwestował, co
oczywiście uczyniłem. - Uśmiechnął się leciutko, ledwie
skrywając dumę. - W rezultacie dziedziczy pani sporą su
mę pieniędzy, pani Farr.
148
Jessica Hart
- Byłam w szoku! - wyznała Lou Patrickowi, relacjonu
jąc mu, co usłyszała od notariusza i nie mając pojęcia, że
jemu przez to robi się coraz ciężej na sercu. - Kiedy zdra
dził, ile dziedziczę, prawie zemdlałam z wrażenia!
Usłyszawszy wysokość sumy, Patrick bardzo ostrożnie
odstawił na bok kubek z herbatą.
- To bardzo dużo. - Jego głos zabrzmiał głucho. - Cóż,
to wszystko zmienia.
- Co masz na myśli?
- Na przykład to, że już nie potrzebujesz być moją żoną
- stwierdził z wymuszonym uśmiechem. - Gdybyś spodzie
wała się podobnego spadku, nie zaproponowałabyś mi na
szej umowy, prawda?
- Nie - przyznała z ociąganiem.
Rozmowa przybierała zły obrót, zupełnie nie po jej my
śli! Wspomniała o tym spadku tylko po to, by odwrócić
uwagę Patricka od tego, co zamierzał powiedzieć.
- Masz więc zapewnione bezpieczeństwo finansowe,
o które ci chodziło. - Starał się z tego cieszyć ze względu
na nią, ale nié mógł. Nie potrzebowała go więcej!
-Tak, na to wygląda - zgodziła się, lecz bez śladu
entuzjazmu.
Patrick podjął decyzję. Lou była wyraźnie wytrącona
z równowagi tak radykalną odmianą jej sytuacji, potrzebo
wała ochłonąć, oswoić się z finansową niezależnością. Nie
miał prawa narzucać jej się ze swoimi uczuciami.
- Zrozumiem, jeśli nasza umowa przestanie ci teraz
odpowiadać. Gdybyś chciała rozwodu, nie będę stawiał
przeszkód.
Lou zmartwiała. Mówił o rozwodzie tak spokojnie, jak
by mu było zupełnie wszystko jedno!
Podwójne oświadczyny
149
- A co z tobą? Przecież nie tylko ja oczekiwałam czegoś
od naszego układu, ty też.
Unikał jej wzroku.
- Teraz sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Nie zamie
rzam trzymać cię przy sobie na siłę, możemy się spokoj
nie rozstać.
Spokojnie? Może on był spokojny, ona nie! Lou wście
kła się jak jeszcze nigdy. Jeśli chciał się rozwieść, to niech
powie to wprost, a nie używa jej spadku jako wygodnego
pretekstu!
- Czy to właśnie o tym chciałeś ze mną porozmawiać?
O zmianie naszej umowy?
- W pewnym sensie... Ale to raczej nie jest stosowny
moment.
- Owszem, jest! - ucięła gniewnie. - Co ci się nie podo
ba w naszej umowie? Słucham!
Nie chciał okłamywać Lou, lecz nie zamierzał też roz
mawiać o uczuciach. Lou mogła sobie myśleć, że odziedzi
czenie dwóch milionów funtów niczego nie zmienia, lecz
nie była to prawda.
- Ona za bardzo... mnie ogranicza.
- W jaki sposób? Czy kiedykolwiek robiłam ci jakieś
trudności w spotykaniu się z innymi?
-Nie.
- Ale masz dość naszej umowy?
- T a k
Teraz ona bardzo ostrożnie odstawiła swój kubek i usiad
ła twarzą do Patricka, podwijając jedną nogę pod siebie.
- Poznałeś kogoś? - spytała, z najwyższym trudem pa
nując nad głosem.
-Nie.
150
Jessica Hart
- A więc nie chcesz ożenić się z inną?
- Na Boga, nie! - wykrzyknął ze zgrozą.
Lou zastanowiła się, jaki jeszcze mógłby być powód, dla
którego on dąży do rozwodu.
- Rozumiem... Po prostu znudził ci się stan małżeński.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie. Tak go przycisnę
ła do muru, że nie pozostało mu nic innego, jak wyznać
całą prawdę. - Bardzo mi odpowiada. Dobrze jest wrócić
do domu, w którym jesteś ty i Grace i Tom, nareszcie jest
po co i do kogo wracać. I podoba mi się, jak jest głośno
i wesoło, i podoba mi się, że narobiłaś bałaganu w ogro
dzie, na którego urządzenie wydałem fortunę. Przyzwy
czaiłem się, że jesteś. I nie lubię, kiedy cię nie ma. - To
ostatnie wypowiedział niemal oskarżycielskim tonem.
Jej gniew zaczął ustępować, jego miejsce zajęła bardzo
nieśmiała nadzieja.
- To co ci nie pasuje?
- Nasza umowa. Nienawidzę jej! - Pełnym frustracji ge
stem wzburzył włosy dłonią. - Nie mogę cię dotknąć, nie
całujesz mnie na powitanie, kiedy wracam z pracy, mamy
oddzielne sypialnie. Nie potrafię tego dłużej znieść! Oczy
wiście, że nie ma nikogo innego, bo nie chcę nikogo inne
go, tylko ciebie.
Lou oniemiała.
- Kocham cię, Lou. Myślałem o tobie przez całą drogę,
myślałem o tym, jak ci to powiem. Chciałem cię prosić, że
byś zapomniała o tej głupiej umowie, żebyśmy żyli ze sobą
jak normalni ludzie, czasem się kłócąc, czasem się gniewa
jąc, ale zawsze rozmawiając ze sobą i kochając się... A ty
mi teraz mówisz, że mnie nie potrzebujesz!
Podwójne oświadczyny
151
- A kiedy ja coś takiego powiedziałam? - zawołała z naj
wyższym zdumieniem.
- Przed chwilą. Fenny zostawiła ci pieniądze, jesteś nie
zależna.
- To prawda, nie potrzebuję już twoich pieniędzy - zgo
dziła się, jednocześnie zachodząc w głowę, jak taki inteli
gentny człowiek może być tak tępy. - Lecz jest wiele innych
rzeczy, których potrzebuję. Żebyś zrobił mi herbaty, gdy je
stem zmęczona. Żebyś pomógł mi wychowywać dzieci. Że
byś się mną opiekował w potrzebie, jak to robiłeś w ostat
nim czasie. Ale nade wszystko potrzebuję twojego widoku
i tego, żebyś codziennie do mnie wracał, i tego, żebym za
wsze mogła cię dotknąć, gdy tylko zapragnę. - Na jej us
tach zaigrał lekki uśmiech. - A już najbardziej ze wszyst
kiego potrzebuję, żeby mój mąż mnie pocałował.
Wpatrywał się w nią takim wzrokiem, jakby nie wierzył
własnym uszom.
-i to jak najszybciej - dodała na wszelki wypadek, bo
mógł jeszcze nie zrozumieć.
Wspaniały uśmiech rozświedił całą jego twarz.
- Skoro nalegasz...
Nachylili się ku sobie jednocześnie, ich usta spotkały się
w pół drogi i nagle tych pocałunków zrobiło się bardzo
dużo, a wszystkie były rozkoszne, namiętne i słodkie. Już
siedzieli blisko siebie, tak blisko, jak się dało, już się w sie
bie chciwie wtulali, już gorące dłonie Patricka błądziły pod
sweterkiem Lou, każąc jej wzdychać z rozkoszy.
-i potrzebuję, żebyś mnie zawsze kochał - szepnęła po
między pocałunkami. - Dasz radę to zrobić?
Pociągnął ją i już leżeli na sofie. Lou czuła na sobie cię
żar jego ciała, pożądliwe pocałunki na swojej szyi, poca-
152
Jessica Hart
łunki zdobywcy, przesuwające się coraz niżej i niżej. Prze
biegł ją błogi dreszcz.
- Tak.
- I będziesz kochał tylko mnie? Nikogo więcej?
Zatrzymał się, uniósł głowę.
- Jak to? A co z Tomem i Grace?
- Ich pozwalam ci kochać - zgodziła się, wyciągając mu
koszulę ze spodni.
- A moją matkę? - przekomarzał się.
- Czy nie będziesz kochał nikogo młodego i pięknego,
z kim nie łączą cię żadne więzy rodzinne? - sprecyzowa
ła, starając się, by zabrzmiało to surowo, lecz trudno było
udawać srogość, gdy dłoń Patricka spoczywała na jej piersi,
a on sam uśmiechał się szeroko.
- Nie, nie będę - obiecał. - Tak mocno będę kochał tyl
ko ciebie... i mój wóz. Nie masz chyba nic przeciw temu?
Z uśmiechem otoczyła jego szyję ramionami.
- Na to mogę przystać.
I znów całowali się bez pamięci.
- Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem - wyznał cicho
jakiś czas potem. - I nikogo tak nie pragnąłem. Od tamte
go wieczoru w Newcastle nie byłem w stanie myśleć o żad
nej innej kobiecie.
- Aha, a na Malediwach grałeś z Ariel w pchełki?
Kąciki jego ust drgnęły.
- Zabrałem ją ze sobą tylko po to, żeby udowodnić same
mu sobie, że nie jestem opętany tobą, ale to nic nie dało.
- Wcale nie byłeś mną opętany!
- Byłem. Od momentu, gdy siedząc z tobą w tej restau
racji, zacząłem się zastanawiać, czy nosisz pończochy. I już
nie mogłem przestać o tym myśleć, fantazjowałem o tobie
Podwójne oświadczyny
153
cały czas. - Zajrzał w ciemne oczy Lou. - Teraz możesz mi
powiedzieć... Czy pod tymi skromnymi ubraniami nosi
łaś pończochy?
Lou sięgnęła po jego dłoń i z uśmiechem położyła ją na
swoim kolanie.
- Czemu sam nie sprawdzisz? - szepnęła.
Patrick powoli wsunął rękę pod jej spódniczkę, wędro
wał wyżej i wyżej po ciepłym udzie, aż nagle wstrzymał
oddech, gdy jego palce natrafiły na brzeg pończochy i pod
wiązkę.
- Gdybyśmy nie byli małżeństwem, poprosiłbym cię, że
byś za mnie wyszła - powiedział zmienionym z pożądania
głosem.
- A ja bym się zgodziła - odparła w podobny sposób.
- Naprawdę poślubiłabyś mnie dla mnie samego, a nie
dla moich pieniędzy?
- Gdybyś przyrzekł, że będziesz mnie kochał do końca
życia i już nigdy nawet nie spojrzysz na żadną blondynkę.
- Przyrzekam - obiecał z powagą.
- W takim razie chyba nie będziemy się rozwodzić. Je
steś na mnie skazany.
Roześmiał się i przygarnął ją mocno do siebie.
- Jesteś jedyną, na którą chcę być skazany! - I znów za
czął ją całować.
Minęły długie minuty.
- Zaplanowałam sobie, że cię dziś uwiodę - wyznała
Lou, zmieniając pozycję. Teraz ona znalazła się na górze
i pochylała się nad Patrickiem, a jej ciemne włosy łaskota
ły jego twarz.
Zaczęła powoli rozpinać mu koszulę, całując przy tym
jego tors.
154
Jessica Hart
- Takie właśnie są dojrzałe kobiety. - Patrick udawał nie
zadowolonego. - Tylko seks wam w głowie. Ani razu nie
powiedziałaś, że mnie kochasz!
Lou dalej całowała jego skórę, lecz zmieniła kierunek, te
raz posuwała się do góry, aż wreszcie dotarła do jego ust.
- Kocham cię. - Po każdym wyznaniu następował słodki
pocałunek. - Kocham. Kocham. Kocham.
Patrick uśmiechnął się i objął ją.
- No to wygląda na to, że ci się poszczęści...
Sturlał się razem z nią z sofy na dywanik przed komin
kiem, w którym płonął ogień. Oni też płonęli i tego ognia
już nic nie mogło ugasić.