Susannah Erwin
Czułości nocy
Tłumaczenie: Anna Sawisz
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Cinderella Unmasked
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 by Susannah Erwin
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo
do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie
przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane
bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wchodząc na pierwszy stopień schodów, Nelle Lassen uniosła nieco
szeroki dół turkusowo-srebrnej długiej sukni. A zaraz potem cofnęła stopę.
Jeśli teraz się odwróci, będzie mogła pojechać do domu. Zdjąć z siebie
wszystkie te pożyczone świecidełka, wskoczyć w ulubione legginsy i bluzę
z kapturem. Zwinąć się w kłębek na kanapie, przeglądać w laptopie swoje
kanały w mediach społecznościowych i obejrzeć w telewizji jakiś angielski
serial kostiumowy. Bo tak właśnie najbardziej lubiła spędzać wolne
wieczory.
A przynajmniej lubiła, dopóki jej życie nie wywróciło się do góry
nogami. Oczerniono ją, straciła pracę, a jej wiara w siebie znikła tak, jak
rozpada się na plaży zmyty falą przypływu zamek z piasku.
Potrzebowała miesięcy, by się z tego otrząsnąć i znaleźć jakieś wyjście.
Ciągle przed nią długa droga, ale dzięki przyjaciółce i sublokatorce Yoselin
Solero znalazła już przynajmniej nową pracę i nowe lokum. Do tego
jeszcze nowe imię.
Nelle, skrót od dawnego Janelle.
Z kieszeni ukrytej pod zwojami tiulu i koronek wydobył się dźwięk
dzwonka. Nelle wygrzebała telefon.
– Idę na galę – rzuciła w słuchawkę.
– W takim razie szybciej wchodź po tych schodach – usłyszała głos
Yoselin.
– A ty co? Szpiegujesz mnie? – roześmiała się Nelle.
Dwa stopnie wyżej dostrzegła machającą do niej postać w przebraniu
pirata.
– Owszem – odparła Yoselin. – Czekam przy drzwiach. I pośpiesz się,
bo jest chłodno.
No tak, niby czerwiec, ale wichry znad zatoki San Francisco potrafią
być mroźne nawet latem.
A więc już za moment u szczytu schodów odbędzie się pierwszy test
projektu „Nowa Nelle”.
Wyprostowała ramiona i nabrała w płuca zimnego słonego powietrza.
Jeden mały kroczek po schodach, a wielki skok w jej życiu. Nawet Yoselin
nie wie, jak wielki.
Przyjęcie z uśmiechem zaproszenia na dzisiejszą galę wymagało od
Nelle nie lada wysiłku. Wszak uroczystość została zorganizowana dla
uczczenia Graysona Monka, inwestora wysokiego ryzyka, słynnego
filantropa i bohatera licznych, zapierających dech w piersiach materiałów
w mediach. Wszędzie wychwalano jego umiejętności biznesowe, w dalszej
kolejności wspominając o sportowej sylwetce, urodzie blond surfera
i o przenikliwym spojrzeniu ciemnych oczu.
Grayson Monk, syn człowieka, który omal nie zniszczył życia jej
ojcu…
Telefon znów zadzwonił.
– Już prawie jestem – rzuciła Nelle w słuchawkę i się rozłączyła.
To zabawne. Przecież ona teraz mieszka w San Francisco i zajmuje się
pozyskiwaniem funduszy dla organizacji dobroczynnych. Nie jest już tą
sztywną finansistką wspierającą doradztwem ludzi z bogatych
nowojorskich firm. Tu jest mile widzianym gościem, a nie obiektem szykan
ze strony zazdrosnego otoczenia, nie wyłączając byłego chłopaka. Tu nie
musi się nikogo bać.
Nawet samego Graysona Monka.
Niezależnie od tego, jaka rodzinna przeszłość ją z nim łączy.
Idąc po schodach, z zachwytem rozglądała się wokół, myśląc, że
nareszcie na pewno nie znajduje się w Kansas.
Ferry Building, dawny port dla promów, to jedna z nielicznych w San
Francisco zabytkowych budowli ocalałych z pożaru będącego następstwem
trzęsienia ziemi w 1906 roku. Na środku wielkiej prostokątnej hali na
piętrze znajdowało się atrium pozwalające na oglądanie z góry targowiska
na parterze.
Wysoki strop zbudowany z metalowych stylizowanych na drewniane
beczki wsporników, kuliste lampy, wielkie okno w kształcie półksiężyca
z siatką imitującą roje gwiazd, mozaikowa podłoga z płytek – to wszystko
robiło niesamowite wrażenie.
Do tego nakryte kolorowymi obrusami stoły, między którymi
przechadzały się tłumy odświętnie ubranych, rozmawiających
i uśmiechniętych gości. W końcu sali parkiet taneczny i podium dla
orkiestry.
Tematem dzisiejszego balu przebierańców miała być „Wenecja
w Zatoce San Francisco”. Naręcza kwiatów, migające lampki choinkowe
i draperie z błyszczących tkanin pomagały w nadaniu industrialnej
architekturze baśniowego i karnawałowego klimatu.
Przypominająca Jacka Sparrowa Yoselin przywołała ruchem ręki Nelle
do stolika, przy którym rejestrowano przybywających gości.
– Nareszcie, już myślałam, że ci się obcasy przykleiły do schodów –
gderała. – Zaraz zaczną się wystąpienia. Pokażę ci, kto jest kto.
Siedząca przy stoliku kobieta powitała je i poprosiła o podanie nazwisk.
– Zostałyśmy zaproszone przez Octavię Allen – wyjaśniła Yoselin.
Octavia Allen należała do ścisłego kierownictwa Create4All, fundacji,
w której Nelle i Yoselin pracowały. Wysłała je na galę w nadziei, że znajdą
tam darczyńców chętnych wesprzeć tę wspomagającą dzieci organizację
charytatywną.
Yoselin jako dyrektor zarządzająca miała wraz z Octavią prosić
dotychczasowych sponsorów o zwiększenie zaangażowania, a Nelle jako
nowa dyrektor do spraw rozwoju otrzymała zadanie przekonania
szczególnie dotychczas opornych na naciski i urok pani Allen.
Recepcjonistka odhaczyła je obie na liście i uśmiechnęła się szeroko.
– Pani Allen już tu jest. Będziecie siedziały wszystkie trzy przy stoliku
numer siedemnaście, w pierwszym rzędzie na prawo od sceny. A gdzie pani
maska? – spytała Nelle.
Nelle wyciągnęła swoją zakrywającą pół twarzy maseczkę
udekorowaną przez dziecięcych podopiecznych fundacji w trakcie zajęć
plastycznych.
– Bardzo… oryginalna – pochwaliła kobieta. – I proszę pamiętać:
przebrania nosimy do końca balu, do północy.
Nelle założyła maskę, wzięła głęboki oddech i za przyjaciółką weszła
do sali.
Grayson Monk czekał z boku sceny za kurtyną, wsłuchując się
w odgłosy tłumu. Impreza zapowiadała się znakomicie: jedzenie
przygotowane przez najlepszych szefów kuchni, wino z najsłynniejszych
winnic Kalifornii, tłum uśmiechniętych zrelaksowanych gości.
Ot, gala jak zwykle godna organizatora – miejscowego stowarzyszenia.
A jednak było nieco inaczej niż zazwyczaj. Grayson pomyślał przez chwilę
i doszedł do wniosku, że ta różnica to… jego osoba.
Dotychczas udział w podobnych imprezach traktował jak haracz za
odniesienie sukcesu biznesowego w Dolinie Krzemowej. Wiadomo, trzeba
pokazać twarz i okazać nieco zainteresowania początkującym, spragnionym
kapitału przedsiębiorcom, którzy wierzyli, że co jak co, ale prywatny
fundusz inwestycyjny Monk Partners na pewno nie da im zginąć. Grayson
założył tę firmę zaraz po ukończeniu studiów w Stanfordzie.
Ale dzisiejszy wieczór ma być inny.
– Panie i panowie, przed wami zdobywca tytułu Filantropa Roku,
Grayson Monk!
Sala zatrzęsła się od braw i młody mężczyzna w zestawie
słuchawkowym na głowie wprowadził Graysona na scenę.
Ten uścisnął dłonie zgromadzonych tam notabli, podziękował za
zorganizowanie gali, po czym przemówił do publiczności.
– Jak zapewne wielu z was wie, od piętnastu lat kieruję firmą Monk
Partners – zaczął, po czym wymienił kilka bardziej znaczących firm, które
swój sukces zawdzięczały jego działalności. – Po prostu oddaję dług
wdzięczności ziemi, z której się wywodzę – skromnie podsumował swoją
aktywność, po czym przełknął ślinę.
Dotąd szło mu jak po maśle. Ot zwykła mowa trawa, powtarzał to
dziesiątki razy w trakcie rozmaitych wystąpień publicznych.
Ale teraz… musi powiedzieć coś jeszcze.
– Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Tak więc za zgodą
organizatora naszego spotkania chciałbym państwu oznajmić, że odchodzę
z Monk Partners.
Halę wypełnił jęk zdziwienia i rozczarowania.
– Ale bez obaw – ciągnął mówca. – Zostawiam firmę w dobrych
rękach. Ster przejmie ode mnie Philip Adebayo, reszta kierownictwa
pozostaje taka sama. Jedynie nazwa firmy może ulec zmianie.
Kilka osób roześmiało się i Grayson poczuł się zrelaksowany. A więc
ma to już za sobą. Poszło lepiej, niż przypuszczał.
– Nie będę was dłużej trzymał, zabawa czeka. Jeśli macie jakieś
pytania, moje biuro od jutra rana jest gotowe na nie odpowiadać.
Z końca sali padło:
– A co pan będzie teraz robił?
Grayson osłonił oczy przed światłem, by zobaczyć, kto to powiedział.
Ale pytający i tak miał przecież na twarzy maskę, pozostawał więc
anonimowy.
– Widzę, że ktoś tu nie może zaczekać do jutra – uśmiechnął się
Grayson. – Nie jest chyba tajemnicą, że mój ojciec ostatnio poważnie
choruje. Odpowiem więc w sposób banalny: w najbliższym czasie chcę się
skupić na sprawach rodziny.
Spodziewał się pomruku współczucia, ale zamiast tego doszły go
strzępy całkiem konkretnej rozmowy toczonej przy najbliższym stoliku:
– Akurat… Wszyscy tak mówią… Skupić to on się chce, ale na
przejęciu fotela kongresmena… tylko czy El Santo chce mieć w Kongresie
drugiego Monka? Zasługujemy na kogoś lepszego…
A potem zaczął narastać ogólny zgiełk.
Grayson zamrugał oczami. Tak wroga reakcja dziwiła go, tym bardziej
że przytoczone słowa wypowiedziane zostały młodym kobiecym głosem.
Nie tego oczekiwał.
Odchrząknął, by pokryć zmieszanie, i powiedział:
– No cóż, będzie mi was brakowało. Może z wyjątkiem Wikrama
i Helen – wymienił imiona swoich największych rywali. – Ale i tak
doceniam styl, w jakim nieustannie deptaliście mi po piętach. – Sala
wybuchnęła śmiechem i Grayson ponownie się rozluźnił. – Firm można
założyć wiele, ale ojca ma się jednego. Dziękuję za nagrodę i przede
wszystkim za przyjaźń oraz wsparcie.
Sala zadrżała od oklasków i ogólnego gwaru, a Grayson pomachał
wszystkim i wrócił za kulisy.
Tam ze szklanką napełnioną whisky na dwa palce czekał na niego Luke
Dallas, jeden z dwóch przyjaciół, których firmę Medevco zajmującą się
zastosowaniem najnowszych technologii w medycynie Monk wymienił
w przemówieniu.
– Gratulacje. – Luke podał Graysonowi drinka.
– Z powodu nagrody? To przecież zasługa twojej żony – odparł
Grayson. – To ona namówiła mnie na zeszłorocznej gali charytatywnej na
udzielenie tej dotacji.
– Ja też się cieszę, że dostałeś tę nagrodę. – Żona Luke’a, Danica,
pojawiła się u jego boku i spojrzała na męża ze znaczącym, natychmiast
odwzajemnionym uśmiechem. – Ja już swoją nagrodę mam.
Byli małżeństwem od prawie roku, ale Grayson wciąż nie mógł
nadziwić się łatwości, z jaką nieco gburowaty dawniej Luke okazuje żonie
uczucia.
Z zazdrością spojrzał na parę. Podobne dopasowanie napotykał
dotychczas jedynie w kompletach klocków Lego. On też chciałby spotkać
swoją drugą połówkę, ale wątpił, czy ktoś taki w ogóle istnieje.
A przelotne miłostki go nie interesowały. Chociaż stałej partnerki też
nie szukał, na pewno nie teraz.
Do grupki dołączył Evan Fletcher, partner Luke’a z Medevco. Podał
szklankę wody Danice, sam pił z kieliszka czerwone wino. Złożył
gratulacje Graysonowi, dodając:
– Stary, nie zazdroszczę ci. Twoje wystąpienie wywołało taki oddźwięk,
że jak tylko wyjdziesz zza kulis, nie będziesz mógł się opędzić od
ciekawskich. Zadepczą cię.
– Tak to się zaczyna – mruknął Grayson, wpatrując się w swoje puste
szkło.
– Co się zaczyna? Emerytura w wieku trzydziestu pięciu lat? Możesz
teraz żyć jak w raju, przyjacielu. Chyba kupisz jakąś niewielką wyspę
i postawisz na niej dom. Nie zapomnij tylko o pokoju gościnnym dla
starych znajomych. Na przykład dla mnie.
– Ja nie przechodzę na emeryturę. – Grayson pokręcił głową. – Nie na
taką, o jakiej mówisz.
– W takim razie po jaką cholerę… – Evan machnął ręką, w której
trzymał kieliszek, i omal nie wylał całego wina.
– Masz zamiar to pić czy mi tym grozić? – zapytał Grayson.
Fletcher spojrzał na kieliszek, po czym odstawił go na stojący obok
stolik.
– A ja chciałbym usłyszeć odpowiedź na pytanie Evana – wtrącił się
Luke. – Skoro nie emerytura, to co?
Im można powiedzieć. Przecież i tak nie da się tego długo utrzymać
w tajemnicy.
– Okej, ale na razie tylko do waszej wiadomości – zaczął Grayson. –
Mój ojciec zamierza zrezygnować z zasiadania w Kongresie. Jak to zrobi,
zostaną ogłoszone wybory uzupełniające, do końca kadencji został jeszcze
ponad rok. Zamierzam kandydować – dokończył po zaczerpnięciu
powietrza.
Danica westchnęła, a Luke uścisnął dłoń przyjaciela.
– Gratulacje, stary, możesz oczywiście liczyć na nasze poparcie –
zapewnił. – Ale dlaczego dopiero teraz nam to mówisz?
– Szczerze mówiąc, dziwię się waszemu zaskoczeniu – odparł
Grayson. – Zawsze chciałem iść w ślady ojca.
Nie wspomniał o głosach, które rozległy się, gdy ogłosił odejście
z firmy.
– Cześć, cześć! – rozległo się gromkie powitanie i na zaplecze sceny
wkroczyła z nieodłącznym telefonem w dłoni główna organizatorka gali,
Bitsy Christensen.
Za nią kilku muzyków taszczyło swoje instrumenty.
– Przepraszam, ale musicie ustąpić miejsca tym ludziom – dodała. –
Dlaczego jeszcze nie siedzicie za stołem? Żarcie jest fantastyczne.
– Jasne, już idziemy.
Grayson skierował się do wyjścia, dając znak swojemu towarzystwu, by
szło za nim. Evan schylił się po kieliszek i od tej chwili wszystko zaczęło
się rozgrywać jak w zwolnionym tempie. Wpatrzony w swój kieliszek Evan
zderzył się z nieodrywającą wzroku od wyświetlacza telefonu Bitsy. Stało
się to tuż przed Graysonem.
Smartfon i kieliszek wyleciały w powietrze.
Grayson schylił się, by pochwycić spadający telefon, i w tym samym
momencie dostał w głowę kieliszkiem. Jego śnieżnobiała smokingowa
koszula przybrała nagle barwę różową, a on sam zaczął roztaczać wokół
siebie zapach kogoś, kto właśnie zażył kąpieli w beczce najlepszego wina
z Napa Valley.
Nie było mowy, aby w takim stanie mógł wejść w tłum
najznamienitszych i – co ważne – bardzo zaciekawionych jego
oświadczeniem obywateli rejonu Zatoki San Francisco. Bezskutecznie
wycierał zalaną koszulę papierowym obrusem, choć wino zdążyło już
zmoczyć mu skórę.
Zszokowana Bitsy powtarzała jedynie „o Boże”, ale kiedy szok minął,
wzięła od Graysona swój telefon i zadzwoniła do współpracowników.
– Mamy jakieś zapasowe kostiumy na wypadek, gdyby ktoś zapomniał
się przebrać – wyjaśniła Graysonowi i jego towarzyszom. – Jesteśmy
przygotowani na każdą okoliczność – pochwaliła się. – Zaraz przyniosą ci
kostium Pierrota – zapewniła Graysona po chwili rozmowy z kimś.
Pierrota? Pajaca? Super, pomyślał. Tak właśnie pragnął pokazać się
swojemu przyszłemu elektoratowi – jako klaun w obszernych białych
śpiochach.
Usunął się w kąt, by poczekać na dostarczenie mu stroju, i w myślach
powtarzał sobie cele na dzisiejszy wieczór: pozyskać sponsorów kampanii
wyborczej, uspokoić zdenerwowanych jego odejściem udziałowców Monk
Partners i… Po głowie krążyło mu zasłyszane „Ludzie z El Santo zasługują
na kogoś lepszego”.
Oczywiście w sali mogą znajdować się ludzie, którym z nim było nie po
drodze. Na przykład właściciele i menedżerowie firm, których prośby
o zastrzyk finansowy załatwił odmownie. Albo jego była dziewczyna, która
obraziła się na niego za skrócenie urlopu na Bali z tygodnia do pięciu dni,
bo akurat musiał pilnie dopiąć jakąś transakcję.
Ale Grayson był ogólnie lubianym człowiekiem. Urodzonym
przywódcą, który już w szkole doprowadził drużynę pływacką do tytułu
mistrzowskiego, i w liceum założył swoją pierwszą spółkę inwestycji
kapitałowych, by mieć z czego finansować starty w zawodach. A obecnie
cieszył się sławą jednego z najlepszych inwestorów w Dolinie Krzemowej.
Zawsze jednak ciągnęło go do służby publicznej. Ot, rodzinna
tradycja – pradziadek był gubernatorem Kalifornii, dziadek sędzią sądu
stanowego. Przejęcie po ojcu fotela w Izbie Reprezentantów jest chyba
logicznym zwieńczeniem historii takiego rodu.
Przyniesiono mu kostium, który okazał się jeszcze bardziej idiotyczny,
niż sobie wyobrażał. Już chciał to zapakować z powrotem do plastikowej
torby i wystąpić w poplamionej winem koszuli, gdy nagle zdał sobie
sprawę, że może właśnie nadarza mu się ostatnia okazja, by się zabawić.
Potem czeka go kampania: tysiące ściskanych dłoni, setki całowanych
w główkę dzieci i dziesiątki oficjalnych wystąpień. Jego i tak mizerne życie
towarzyskie zniknie zupełnie. A gdy dostanie się do Kongresu, już w ogóle
nie będzie miał dla siebie czasu.
A tak przynajmniej, przebrany od stóp do głów, zaskoczy swoich
potencjalnych wyborców. Częściowa anonimowość pozwoli mu na bardziej
bezpośrednie kontakty z ludźmi, spędzenie czasu z przyjaciółmi bez obawy,
że zostanie zadeptany.
Tak, to będzie ostatni wieczór względnej wolności.
I może uda mu się dowiedzieć, kto i dlaczego głośno wypowiedział coś,
do czego jemu trudno byłoby się przyznać przed samym sobą.
Siedzący obok Nelle i Yoselin goście oddali się plotkom, gdy tylko
Grayson Monk opuścił podium. Tylko Nelle milczała, sącząc wódkę
z sokiem żurawinowym i mając nadzieję, że zawarty w drinku lód sprawi,
że rumieńce na jej policzkach staną się mniej widoczne.
Oczywiście tak jak wszyscy obserwowała życie Graysona Monka
w mediach, których był zresztą ulubieńcem od momentu, gdy w wieku
dwudziestu pięciu lat zarobił pierwszy miliard. Czyli od jakichś ośmiu lat.
Ale w rzeczywistości był wyższy, lepiej zbudowany, miał więcej uroku
i bardziej wyraziste spojrzenie niż na zdjęciach.
Gdy wydawało jej się, że się do niej uśmiechnął, zaczerwieniła się.
Z bólem stwierdziła, że nie jest odporna na jego czar. A przecież wiedziała,
jaki jest naprawdę. Bierze wszystko, nie oglądając się na krzywdę innych.
Ma to po ojcu.
Ale teraz nie powinna się tym przejmować, a skorzystać z okazji
i cieszyć się miłym wieczorem. Wie już, jak wygląda, wie, że jest ubrany
w smoking i nie nosi maseczki. Nie musi się więc obawiać, że przypadkiem
się na niego natknie.
– Sądzisz, że on naprawdę wystartuje? – spytała ją Yoselin.
– Kto?
– Grayson Monk. Do Kongresu.
– A bo ja wiem?
Nelle nagle zauważyła, że zaraz nie będzie już miała nic do picia i że
potrzebuje następnego drinka. A najchętniej dwóch.
– Ale ty pochodzisz z El Santo, prawda? – drążyła przyjaciółka. – On
przecież też.
– Tak, ale jest kilka lat starszy ode mnie – odparła Nelle, czując, jak jej
policzki przybierają żurawinową barwę. Pewnie od tego drinka. – Zresztą
nie obracaliśmy się w tych samych kręgach. A skoro już o startach mowa,
mówiłam ci, że mam zamiar w tym roku wystartować w maratonie?
Pani Allen pochyliła się w jej stronę.
– Czy ja dobrze usłyszałam? Dorastałaś tam gdzie Grayson Monk?
Nelle omal nie udławiła się kostką lodu.
– Tak, pochodzimy z tego samego miasta, ale…
– To znakomicie! – wykrzyknęła pani Allen, klaszcząc w dłonie. – Od
lat staram się pozyskać Monka jako kluczowego sponsora. Z jego
wsparciem budowa naszego nowego ośrodka poszłaby jak po maśle. Teraz
rozumiem, dlaczego Yoselin nalegała, żeby cię zatrudnić.
Nelle przygryzła wargę i wbiła wzrok w stół. Pani Allen mówiła
prawdę – Yoselin musiała ostro walczyć o zatrudnienie Nelle. Była inna
kandydatka, z lepszą pozycją wśród miejscowej socjety.
– Nelle była świetną kandydatką także z innych powodów –
zaprotestowała Yoselin. – Po pierwsze, ona…
Widząc zbliżającego się ku nim wysokiego zamaskowanego mężczyznę
w sędziowskiej todze, Yoselin przerwała i krzyknęła:
– Jason! – Po czym wstała, by ucałować swojego chłopaka. – Co ty tu
robisz? Mówiłeś, że nie możesz mi towarzyszyć, bo musisz się uczyć do
jutrzejszych zajęć – trajkotała.
– Postanowiłem wziąć sobie wolne od nauki – odparł Jason
z uśmiechem. – Pożyczyłem togę od sędziego Durhama, a pani Allen dała
mi wejściówkę, więc mogłem zrobić ci niespodziankę.
Yoselin podziękowała szefowej.
– Należało ci się, ciężko pracowałaś. A fakt, że Nelle zna Graysona
Monka, to dodatkowy punkt dla ciebie – odparła pani Allen. – To teraz wy
dwoje się bawcie, a ja i Nelle zajmiemy się naszym biznesem.
Muzycy zajęli miejsca na estradzie i zaczęli stroić instrumenty. Światła
przygasły i salę spowił poblask fioletowych, zielonych i niebieskich
reflektorów skierowanych na scenę.
– Mogę prosić? – Jason wstał i podał rękę Yoselin. Zdążył jeszcze
przypomnieć Nelle, że w niedzielę, gdy skończy się targ farmerski, idą
razem na brunch.
– Mam to w kalendarzu – zapewniła go dziewczyna.
Patrzyła, jak para oddala się w kierunku parkietu. Są tacy… są
jednością. Wdzięczna im była, że czasem zapraszali ją na wspólne wyjścia,
nie czuła się przy nich jak piąte koło u wozu, ale jednak…
Fajnie byłoby mieć kogoś dla siebie, iść z nim pod rękę, tańczyć i śmiać
się z jego żartów.
Tak, ale najpierw trzeba doprowadzić do szczęśliwego końca projekt
„Nowa Nelle”. Stanąć wreszcie na własnych nogach, odbudować reputację,
karierę zawodową i wiarę w siebie. A potem dopiero pomyśleć o drugiej
połówce.
Pochwyciła spojrzenie pani Allen, którą zapewniła:
– Ja tu się czuję na posterunku, więc proszę się nie krępować
i powiedzieć mi, co mam robić.
Pani Allen rozejrzała się dyskretnie.
– Oj, tam za sceną stoi Bitsy. Muszę z nią pomówić w cztery oczy. Ty
w tym czasie możesz spróbować z kimś pogadać. Ja niedługo wrócę.
Inni goście przy ich stole także zaczęli się rozchodzić, a to do
szwedzkich bufetów, a to do baru. Nelle pomyślała, że łatwiej będzie
nawiązać kontakt z osobą, która ma ręce zajęte tylko kieliszkiem niż z taką,
która trzyma talerz i widelec. Udała się więc do najbliższego baru.
Zamówiła sok żurawinowy z wodą sodową, alkoholu póki co miała
dosyć.
Rozglądała się za szefową, by nie spóźnić się na moment, gdy ta wróci
do stołu, ale w tłumie smokingów i różnokolorowych kostiumów nie mogła
jej dojrzeć. Nagle ktoś trącił ją łokciem i szklanka z jej sokiem się
zachwiała.
Już chciała ostrzec faceta w białym przebraniu, że zaraz może oblać go
sokiem, ale ten wykazał się refleksem i złapał szklankę, zanim ta się
przewróciła. Nie została uroniona ani jedna kropla.
– To pani drink? – zapytał przebieraniec, uśmiechając się na widok
szeroko otwartych z przerażenia oczu Nelle.
Był wysoki i nawet luźny kostium weneckiego pajaca nie mógł
zamaskować jego szerokich ramion. Zazwyczaj wystrzegała się bezbłędnie
zbudowanych i wytrenowanych chłopaków, ale ten tu miał takie wesołe
iskierki w widocznych zza maski ciemnych oczach, że przestała się mieć na
baczności.
– Tak, nie ukrywam – odrzekła z uśmiechem. – Mistrzowski chwyt –
pochwaliła.
– Przynajmniej raz mi się udało – powiedział, podając jej szklankę. Ich
palce się zetknęły i Nelle poczuła się, jakby przeszedł ją prąd. – To nie
pierwszy drink, którym miano mnie oblać dziś wieczorem.
Jeszcze pół roku temu Nelle uśmiechnęłaby się uprzejmie i odeszła, ale
czyż pani Allen nie poleciła jej, by nawiązywała kontakty? Dawna Janelle
nie wdałaby się w żaden flirt, ale nowa Nelle? Jeszcze z wódą wciąż
krążącą w jej żyłach? Czemu nie?
– Zaintrygowałeś mnie – powiedziała. – Jeśli o mnie chodzi, to był
czysty przypadek. Ale komu tak się naraziłeś, że chciał coś na ciebie
wylać?
– Usiłowałem uratować telefon, który znalazł się w niebezpieczeństwie.
– I ten niegrzeczny telefon w zamian czymś cię oblał? Ma taką apkę?
Toż to hit wieczoru!
Nieznajomy zaniósł się śmiechem. Nelle też nie potrafiła powstrzymać
uśmiechu. Spojrzał na nią z uznaniem.
– Miałem dziś pomysł na wynalazek: beczka whisky bez dna. Ale
telefoniczna apka, które oblewa intruzów czerwonym winem, przebija go
kreatywnością. Tego nam brakuje.
– Dlaczego ograniczać się do świata alkoholi. A pomidory?
– Jak to?
– No na przykład oglądasz jakiś kiepski występ. Apka, która wirtualnie
obrzuca scenę pomidorami, najlepiej zgniłymi, byłaby jak znalazł. A co
z tortami weselnymi?
– Tortami?
– Na każdym weselu ktoś zostaje upaprany tortem. Robisz to więc za
pomocą apki i… co za oszczędność na praniu chemicznym!
Pierrot wyszczerzył zęby w bardzo powabnym uśmiechu.
– Musiałaś bywać na jakichś szczególnie pechowych weselach. A może
to wydarzyło się na twoim własnym?
– Jak dotąd nie i mam nadzieję, że się nie wydarzy. To nie w moim
stylu. Mam na myśli smarowanie tortem, a nie wesele jako takie –
uściśliła. – Bo co do wesela, to… hm… – Poczuła, że płoną jej policzki,
więc zmieniła temat. – Czym tu jeszcze można kogoś oblać? Koktajlem
mlecznym? No wiesz, takim gęstym, kremowym, w którym łyżka staje.
Urwała, bo nagle zorientowała się, że przysunęła się do rozmówcy tak
blisko, że cekiny z jej sukni niemal zaczepiały o płótno jego kostiumu.
– Mów dalej – zachęcał. – Co się potem robi z taką łyżką?
– Łyżka… – Nelle z trudem przełknęła ślinę. Spojrzała na jego usta
i podbródek, jedyne odsłonięte części twarzy. Podbródek był starannie
ogolony, usta ani nie za szerokie, ani nie za wąskie, w sam raz.
– No więc łyżka… – zaczęła się plątać.
– O, tu jesteś! – usłyszała za plecami głos pani Allen. – Czekałam na
ciebie przy naszym stole.
Przestraszona Nelle zachwiała się i bezwiednie oparła o pierś
rozmówcy, który przytrzymał jej nagie ramię.
– Możemy porozmawiać? – nalegała szefowa. – Chyba że coś ci
przerwałam.
– Ależ skąd, już idę – odparła Nelle.
Dopiero dostała umowę o pracę, nie może teraz wszystkiego schrzanić.
Jednak gdy już szła za panią Allen na drugi koniec sali, dotarło do niej,
że nie pożegnała się z człowiekiem o perfekcyjnych ustach. No i nie wzięła
swojego soku.
ROZDZIAŁ DRUGI
Grayson patrzył w ślad za kobietą, aż zniknęła w tłumie. Zaintrygowała
go jej twarz, przynajmniej ta jej część, którą widać było zza starannie
ozdobionej maski syrenki. Pełne usta, wyraźnie zarysowany podbródek,
lśniące niebieskie oczy. Patrząc w nie, mógłby przysiąc, że ona też była nim
zaciekawiona.
Takich przypadkowych spotkań miał w życiu na pęczki, był już nimi
znudzony. Nie musiał wyrywać kobiet przy barze, nawet jeśli to był
darmowy bar na gali dobroczynnej. Ale potrafił odróżnić podszyte
wyłącznie pożądaniem zainteresowanie kobietą od takiego, które angażuje
jego mózg i uczucia.
– Kto to był? – zapytał Evan, któremu właśnie udało się przecisnąć do
baru tuż obok Graysona. – Niech zgadnę: któraś z twoich byłych, która
rozpoznała cię mimo przebrania.
– Bardzo śmieszne. Ale nie. Rozumiem, że ty też jej nie rozpoznałeś.
– Ja mam kłopot z zapamiętywaniem nawet niezakrytych twarzy, a co
dopiero… – Evan wzruszył ramionami. – Nic ci się nie stało? Tak mi
przykro…
– Wybaczyłem ci już godzinę temu – odparł Grayson, unosząc dłoń
i bezskutecznie rozglądając się w poszukiwaniu tajemniczej nieznajomej.
Jak to możliwe, że zniknęła tak szybko?
– Nie chodziło mi o wylane na ciebie wino – powiedział Evan – ale
o to, że olała cię taka atrakcyjna kobieta.
– Skąd wiesz, że była ładna? – Grayson przyjrzał się przyjacielowi. –
Widziałeś ją bez maski? Kiedy? Gdzie?
– W życiu jej nie spotkałem – odparł Evan, unosząc kieliszek. – Ale
tobie się podoba. Nigdy nie widziałem, żebyś był kimś aż tak
zainteresowany. Idź za nią.
– Olała nie tylko mnie. Zostawiła nawet swój drink.
– To go bierz i jej zanieś. Wyjdziesz na bohatera.
Grayson podniósł się ze stołka. Powinien teraz porozmawiać
z przyjaciółmi, z partnerami biznesowymi, rozbroić tę bombę, którą chwilę
temu zdetonował. Ale w końcu od czego są mejle i telefony?
W poniedziałek też będą działać.
Spojrzał na nacierający na bar tłum.
Evan ma rację. Prawdziwy dżentelmen zaniósłby kobiecie drinka. Wziął
do ręki porzuconą szklankę, pokiwał przyjacielowi na pożegnanie i zaczął
się przedzierać przez tłum najznamienitszych mieszkańców rejonu Zatoki.
Pokręcił się po zatłoczonym parkiecie, potem przeszedł się po sali. Nikt
go nie zaczepiał, nie starał się namolnie zainteresować swoimi
biznesowymi pomysłami. Grayson Monk po raz pierwszy w życiu docenił
zalety anonimowości.
Zrobił kilka rundek, lód w szklance rozpuścił się prawie całkowicie.
Spojrzał na zegarek, dochodziła jedenasta. Może piękna nieznajoma
opuściła już przyjęcie? Ta myśl przyprawiła go o piekący ból w żołądku,
nie spowodowany wcale spożyciem pewnej ilości whisky.
A może tylko mu się wydawało, że gdy spojrzeli sobie w oczy, coś
między nimi zaiskrzyło?
Wracał już w pobliże tanecznego kręgu, gdzie miał zamiar zacząć
urabiać grupę przybyłych z Nowego Jorku inwestorów, gdy nagle dojrzał
zielono-srebrny błysk.
Jego syrenka.
Stała po drugiej stronie parkietu, zwrócona do niego bokiem. Zaczął
dostrzegać szczegóły, które umknęły mu w czasie pierwszego spotkania:
figura klepsydry z bardzo szczupłą talią, urocze krągłości, luźno splecione
w warkocz długie kasztanowe włosy, przewiązane srebrzysto-turkusowymi
wstążkami. Czoło wieńczył diadem z pereł i muszelek.
Spojrzała na niego, a Grayson nie odwrócił wzroku. Niech wie, że
podziwiał jej urodę. A więc nie, to nie były jego wyobrażenia. Naprawdę
coś między nimi jest, czuł to całym sobą. I ona zapewne też. Poznał to po
tym, jak położyła sobie prawą dłoń na szyi.
Tancerze przestali istnieć, podobnie jak cały Ferry Building. Na całym
świecie pozostali tylko on i ona.
Uśmiechnął się i uniósł jej szklankę, potrząsając nią lekko.
Odwzajemniła uśmiech, ale jednocześnie pokręciła głową. Stojąca obok
niej posągowa kobieta w przebraniu feniksa też na niego spojrzała,
uśmiechnęła się, po czym powiedziała coś do syrenki, wymachując rękami,
jakby chciała kogoś przegonić.
I syrenka zaczęła iść w jego kierunku.
Wyglądało to tak, jakby tłum się przed nią rozstępował. On także ruszył
w jej kierunku. Spotkali się na środku parkietu, gdzie światła
z ciemnopurpurowych zmieniły się na bladoniebieskie, a ostrego rocka
zastąpił jakiś jazzowy standard. Perły, jakimi wyszywana była jej suknia,
błyszczały. Kobieta wyglądała jak prawdziwa bogini morskich głębin.
– Zapomniałaś – powiedział, podając jej szklankę.
– Och, dzięki.
Wzięła od niego napój, ale nie zaczęła pić. Gapili się na siebie, aż
solista zaczął śpiewać coś o „porwaniu kogoś na księżyc i igraniu z nim
między gwiazdami”.
To najwyraźniej rozwiązało jej język, bo rzuciła jakiś żarcik
o trzykrotnym oblewaniu kogoś drinkiem, po czym głośno się roześmiała.
Pokręcił głową. Nie rozumiał tego żartu, tak jak nie mógł pojąć, jak to
było możliwe, że w ogóle ją odnalazł.
W milczeniu cieszył się energią wynikającą z połączenia ich spojrzeń.
Nelle nieco nerwowo i niezręcznie usiłowała wytłumaczyć mu dowcip,
zapewniając jednocześnie, że nie zamierza wylewać na niego drinka, który
jej przyniósł.
– Ojej, zobacz, lód się całkiem stopił. Niosłeś to cały czas w ręce? –
zapytała w końcu.
– Chyba widziałaś tę kolejkę do baru. Żal było zostawić. – Grayson
nonszalancko wzruszył ramionami.
– Przecież tu jest więcej barów, prawda? – Kokieteryjnie przekrzywiła
głowę, przez co luźny warkocz zsunął się na lewe ramie, a jedna ze
srebrzystych wstążek spoczęła na jej dekolcie.
Grayson jeszcze nigdy nie zazdrościł tak bardzo cienkiemu paskowi
tkaniny.
Dopiero teraz ze zdziwieniem zauważył, że hala pełna jest bufetów
z jedzeniem i barów z napojami.
– Hm, ale przynajmniej tym ugasisz pragnienie błyskawicznie –
powiedział, wskazując na przyniesioną przez siebie szklankę.
Uśmiechnęła się, a na jej lewym policzku ukazał się rozkoszny
dołeczek.
– Jeszcze raz ci dziękuję – powiedziała, po czym zaczęła iść w stronę
stołu, przy którym zostawiła swoich znajomych.
– Zatańcz ze mną – poprosił bez zastanowienia.
– Z drinkiem w ręce? – zdziwiła się. – Widzę, że naprawdę lubisz
niebezpieczne sytuacje z udziałem różnych napojów.
– Ten problem da się rozwiązać – powiedział, biorąc od niej szklankę
i stawiając ją na tacy przechodzącego kelnera.
– Hej! Dopiero co mi go przyniosłeś! – zaprotestowała. – A poza tym
jest jeszcze jeden problem: nie wyraziłam zgody na taniec.
– Proszę cię, zatańcz ze mną – powtórzył Grayson.
Spojrzała na niego i przygryzła dolną wargę.
– A twoja partnerka nie będzie miała nic przeciwko temu? – zapytała.
– Nie mam partnerki. Ani tu, ani nigdzie. A ty? Ktoś na ciebie czeka?
Powiedz, że nie, pomyślał błagalnie.
W jej spojrzeniu pojawił się nagły błysk, po czym pokręciła głową
i podała mu dłoń.
Orkiestra zaczęła grać powolną melodyjną balladę. Nelle płynęła po
parkiecie, lekko dotykając jego ramion. On obejmował ją w talii delikatnie,
by nie naruszyć misternych zdobień sukni. Ich ruchy były perfekcyjnie
zgrane.
Spojrzeli sobie w oczy i Grayson poczuł w brzuchu coś w rodzaju
trzepotania. Dotychczas nie wierzył, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
Nie był romantykiem. Miłość od pierwszego wejrzenia? Coś takiego
można śmiało włożyć między bajki.
A jednak gdy melodia się skończyła, nie chciał jej wypuścić z objęć.
– Dziękuję – powtórzyła dwukrotnie.
Zdjęła ręce z jego ramion, ale nie odsunęła się nawet o krok.
– Nie ma za co – odparł i dalej stali nieruchomo, mimo iż reszta
tancerzy utworzyła już korowód i zaczęła hasać w rytm muzyki country. –
Może jesteś głodna albo spragniona?
– W jakim sensie? – zapytała rozbawiona.
– Może masz ochotę coś zjeść? – uściślił.
Rozejrzała się po spustoszonych szwedzkich stołach.
– Chętnie, ale chyba już nic nie ma.
– Coś wymyślimy. Masz jakieś zastrzeżenia dietetyczne?
Zaprzeczyła, a w brzuchu zaburczało jej tak głośno, że oboje
wybuchnęli śmiechem.
Pozwoliła mu wyprowadzić się z budynku. Co ona wyprawia? Przecież
na pewno już wytrzeźwiała. Może ktoś rzucił na nią urok? W końcu wokół
jest tylu ludzi w przebraniach czarodziejek, czarownic i magów.
Fakt, Ferry Building to czarowne miejsce. Nawet pani Allen – pewnie
pod wpływem nadprzyrodzonych mocy – zwolniła ją z obowiązków
służbowych, gdy zobaczyła, że na parkiecie czeka na nią facet ze szklanką
w dłoni.
No i jest to towarzysz jak z pięknego snu.
Czy to rozsądne dać się wyprowadzić z przyjęcia mężczyźnie, którego
nie zna się nawet z imienia i nie zawiadomić o tym ani Yoselin, ani pani
Allen?
Dawna ona na pewno by się na to nie zgodziła.
Ale tej dawnej nikt nie wodził po parkiecie, jakby była drogocennym
skarbem, który trzeba traktować z najwyższym szacunkiem. Silny dotyk
nieznajomego dawał poczucie bezpieczeństwa. Z przyjemnością więc
wzięła go teraz pod rękę.
– Daleko idziemy? – zapytała. – Bo jeśli tak, to muszę zmienić buty.
Otworzyła torbę i pokazała mu parę wygodnych bamboszy. Roześmiał
się.
– Nie. Zatrzymamy się tu – odparł, wskazując ławkę.
Zdziwiona uniosła brwi, a już po chwili podbiegł do nich młody
człowiek, podając Graysonowi brązową papierową torbę.
– To mi wygląda na jakąś nielegalną transakcję – zauważyła Nelle.
– Burritos są zakazane tylko dla osób na diecie. – Uśmiechnął się,
wręczając jej zawiniątko w folii aluminiowej.
Dla siebie wyjął taki sam pakunek, po czym sięgnął ręką do twarzy, by
zdjąć maskę.
Nelle powstrzymała go ruchem ręki.
– Nie wolno. Dopiero o północy – ostrzegła go.
– Aha, więc ty jesteś zwolenniczką przestrzegania reguł. – Uśmiechnął
się.
Już chciała to potwierdzić, ale przypomniała sobie, że taka porządna to
była jako Janelle. Wierzyła, że jeśli będzie postępować słusznie i zawsze iść
wyznaczoną ścieżką, świat jej się jakoś odwdzięczy. Niestety, cholernie się
myliła.
– Może jakoś wytrzymamy te magiczne ograniczenia – powiedziała,
patrząc na rozjarzony światłami zegar na wieży Ferry Building. – To
w końcu jeszcze tylko pięćdziesiąt minut.
– Pięćdziesiąt długich minut – sprostował.
– Nie wytrzymasz? – spytała, rozpakowując burrito.
– Właściwie masz rację. Odroczona przyjemność smakuje lepiej.
– Zgadza się. Czasem warto zaczekać – odparła, delektując się
aromatem pieczonej wieprzowiny i czosnku.
Zadrżała.
– Zimno ci – stwierdził, rozglądając się za jakimś bardziej zacisznym
miejscem.
– Może dlatego, że siedzę tu samotnie – odparła, wskazując mu wolne
miejsce obok siebie.
Uśmiechnął się i usiadł. Robiąc mu miejsce, odsunęła nieco fałdy
swojej długiej spódnicy, zauważając przy okazji, że jego mocne uda
wypełniają niemal bez reszty luźne w końcu spodnie kostiumu pajaca. Żeby
nie zastanawiać się nad umięśnieniem reszty jego ciała, skoncentrowałą się
na jedzeniu. Boski smak pieczonego mięsa i dobrze naczosnkowanego ryżu
pochłonął ją, ale nie na tyle, by nie czuła ciepła jego ciała.
Jedli w milczeniu, od czasu do czasu jedynie wymieniając uwagi na
temat przechodniów.
Mieli bardzo podobne poczucie humoru, często wybuchali śmiechem.
Muzycznym tłem ich niespodziewanej randki stał się po chwili dźwięk
przenośnego pianina, na którym pośrodku placu grał młody człowiek. Stał
przed nim kapelusz na datki.
– Faktycznie, jeszcze tylko Chopina nam tu brakowało – powiedział,
a ona się roześmiała.
Co za cudowny wieczór!
– Tak, to wszystko jest do bólu idealne – odparła, przełykając ostatni
kęs. – Ale podoba mi się. No i jedzenie pyszne, serwis bez zarzutu –
dodała, wycierając palce w dostarczoną w pakiecie papierową serwetkę.
– To moje ulubione żarcie w tym mieście. Próbowałem wszędzie, ale
zawsze wracam do tego food trucka. O, tu coś masz – powiedział Grayson,
pokazując miejsce na swoim policzku.
– Teraz lepiej?
– Nie. Mogę?
Ujął jej głowę w dłonie i kilkakrotnie przesunął serwetką po
wskazanym miejscu. Serce Nelle biło w tym czasie tak mocno, jakby
chciało wyskoczyć z piersi. Towarzyszyły temu narastające dźwięki
fortepianowej muzyki.
– Już – powiedział.
Światło latarni tworzyło wokół jego głowy rodzaj aureoli. Piwne oczy
błyszczały, gdy się w nią wpatrywał.
Pragnął jej. Wiedziała, bo czuła to samo.
– Nie robię takich rzeczy – mruknął.
– Jakich?
– Nie całuję przygodnie poznanych kobiet.
– A teraz? Przecież nikogo nie całujesz.
– Ale mogę. Wystarczy, żeby ona się zgodziła. Mogę?
W odpowiedzi przysunęła się do niego i przywarła ustami do jego warg.
To niemądre, ostrzegała ją ta część mózgu, która akurat nie była
pochłonięta pocałunkiem. Przecież oboje są zamaskowani, a ona nie zna
nawet jego imienia. To może być seryjny zabójca. To może być…
Ale ten słaby głosik ostrzegawczy zamilkł, gdy tyko Grayson przytulił
ją do siebie. Rozchyliła wargi i pozwoliła mu penetrować językiem wnętrze
ust. Odwzajemniła się tym samym. To był porządny pocałunek. Żadnych
udziwnień, żadnej nonszalancji, ale też zero banału. Mistrzostwo świata
w całowaniu. Nie chciała przerywać tak cennego doświadczenia.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła mocniej do siebie. Zupełnie
jakby nie miała zamiaru go puścić.
On jednak odsunął się delikatnie i wyszeptał:
– Wstanę już.
Nie zdążyła zaprotestować, gdy podniósł się z ławki, pociągnął ją za
sobą, po czym usiadł i posadził ją sobie na kolanach. Cieniutkie tiule
i tkanina, z której uszyty był jego kostium, nie stanowiły dostatecznej
bariery między ich ciałami. Jego uda były naprawdę takie twarde
i muskularne, na jakie wyglądały. I ciepłe. Bardzo ciepłe.
Chciałoby się skryć w tym cieple wytwarzanym przez ich
roznamiętnione ciała.
Przycisnęła piersi do jego torsu. Już zapomniała, jak wspaniałą rzeczą
może być pocałunek. A może po prostu nigdy tego nie wiedziała?
Zegar na wieży Ferry Building wybijał właśnie północ.
– Maskarada skończona – wyszeptała Nelle, z trudem odrywając usta od
jego warg.
Dziki wzrok Pierrota stopniowo wracał do normy.
– Ach tak – powiedział.
– A to znaczy, że… – Przesunęła palcami po jego kościach
policzkowych, dotykając maski.
Wstrzymał oddech i uśmiechnął się.
– Też tak myślę.
Rozsupłał srebrne wstążeczki podtrzymujące jej maskę. Ona zaś
najpierw zdjęła mu spiczastą czapkę, a potem ściągnęła to, co zasłaniało
twarz. I zamarła.
Nie mogła się poruszyć, nie mogła oddychać. W głowie brzęczała jej
tylko jedna myśl: Całowała się z Graysonem Monkiem.
Gdy jej maska spadła na ziemię, Graysona dosłownie zatkało. Jaka ona
jest piękna!
Domyślał się tego, zanim zdjął jej maseczkę. Była zabawna i pełna
wdzięku, czas szybko mijał mu w jej towarzystwie. Nie przeszkadzały mu
nawet dłuższe chwile milczenia, przyjmował je jako coś naturalnego. Jakby
znali się od dawna. Już jej inteligentne poczucie humoru było czymś
pięknym. A całowała tak, że zapominało się o bożym świecie.
Ale gdy maska opadła, miał już pewność, że jego morska bogini jest
piękną kobietą. Lekko orli nos, wysokie kości policzkowe i oczy koloru
Pacyfiku o poranku. Iście królewska uroda.
Ale co to? Ona patrzy na niego z niechęcią, jakby była w szoku…
Szybko zeszła mu z kolan, omal nie upadając na przy tym na ziemię.
– Dobrze się czujesz? – zapytał, czując mróz w kręgosłupie. – Zrobiłem
coś nie tak? No to przepraszam.
– Ty jesteś Grayson Monk – wyjąkała. – Ja… muszę już iść.
Zebrała dłońmi szerokie fałdy tiulowej spódnicy i zaczęła się oddalać.
Co się stało? Jeszcze przed chwilą przeżywał jeden
z najprzyjemniejszych momentów w życiu, a teraz kobieta uciekała od
niego w popłochu.
Złapał za koniec jednej z szarf.
– Puść – syknęła, odwracając się.
– Nie odchodź w ten sposób. Porozmawiajmy.
– Nie mamy o czym.
– Nic nie rozumiem, wytłumacz mi.
Przecież musiała czuć, że coś ich łączy. Tak namiętne pocałunki zaraz
po poznaniu się to prawdziwa rzadkość.
– Zrobiłem ci coś złego? Powiedz co, to cię przeproszę. I więcej tego
nie zrobię.
Pokręciła głową, wpatrując się w trzymaną w ręce szarfę, którą udało jej
się mu odebrać.
– Nie. To ja popełniłam błąd. Ale zapewniam cię, że to się nie
powtórzy – powiedziała.
Patrzył na nią, na przemian otwierając i zamykając usta.
– Czy my się znamy? – zapytał w końcu, choć przecież wiedział, jaka
będzie odpowiedź.
On jej nie kojarzył, a przecież kogoś takiego się nie zapomina.
Znów pokręciła głową. W kącikach jej oczu pojawiła się odrobina
wilgoci.
– Nie – powiedziała, spuściła wzrok i – nie czekając na jego reakcję –
dosłownie zwiała. Nie da się tego inaczej określić.
W przekrzywionym diademie na głowie biegła w stronę głównego
wejścia do Ferry Building.
Już chciał za nią podążyć, kiedy koło stopy zauważył na ziemi coś
jasnego i lśniącego.
Maseczka. Musiała się zsunąć, kiedy ją rozwiązał. Podniósł ją.
– Zaczekaj! – krzyknął. – Zostawiłaś to.
Maska była jedyna w swoim rodzaju. Szkoda, żeby w strzępach
wylądowała na jednym z licznych chodników San Francisco.
Ale uciekinierka albo go nie słyszała, albo nie chciała słyszeć. Biegła
między ludźmi coraz liczniej wypełniającymi plac, znacząc swą drogę
turkusowo-srebrnym blaskiem.
Ruszył za nią, ale drogę zajechał mu tramwaj. A potem jej już nie było
widać.
Została mu po niej tylko gorączkowo ściskana w ręce karnawałowa
maseczka.
ROZDZIAŁ TRZECI
Zaparkował swoją teslę przed przysadzistym budynkiem z pruskiego
muru, otoczonym sosnami i gęstymi zaroślami. Postronny obserwator
z pewnością pomyślałby, że to siedziba agencji ubezpieczeniowej albo
przychodni dentystycznej.
Na pewno nie domyśliłby się, że tu codziennie przez ręce pracowników
przechodzą kwoty równe rocznemu PKB kilku niewielkich państw.
Jego nazwisko nadal widniało na niewielkiej tabliczce przy drzwiach.
Grayson uśmiechnął się, przywitał recepcjonistę i przeszedł przez bramkę.
Ale uśmiech znikł mu z twarzy, gdy zobaczył, kto na niego czeka.
Finley.
Starsza siostra łagodnym szeptem rozmawiała przez jeden telefon,
przeglądając jednocześnie na drugim media społecznościowe.
Na widok brata odłożyła oba telefony.
– Musimy pogadać – oznajmiła.
– Mieliśmy porozmawiać w przyszłym tygodniu – odparł Grayson,
mijając ją.
Doszedł do końca korytarza, otworzył drzwi swojego gabinetu i wpuścił
do niego siostrę. Zapalił światła i włączył laptop.
Finley usadowiła się na skórzanej kanapie pod ścianą. Rozpostarła
ramiona na oparciu, założyła nogę na nogę, demonstrując najmodniejsze
włoskie czółenka.
Jej elegancki szary garnitur, bez wątpienia szyty ręcznie przez
ulubionego krawca z Hongkongu, pozostawał w jaskrawym kontraście
z informatycznym mundurkiem brata: granatowymi dżinsami, koszulą
z bawełnianego płótna i butami do biegania.
Byli przyrodnim rodzeństwem: ich matka rozwiodła się z ojcem Finley
po trwającym zaledwie trzy miesiące małżeństwie, gdy mała miała rok.
Graysona z siostrą łączyło niewiele poza osobą matki i brązowymi oczami.
Nosiła nazwisko Smythe, bo Barrett Monk nigdy oficjalnie jej nie
adoptował. Kariera polityczna nie pozwalała mu – jak twierdził – zajmować
się takimi głupstwami.
Grayson też uważał, że to nie ma znaczenia. Finley traktował jak
siostrę, co nie znaczy, że zawsze chętnie ją widywał.
– Czeka mnie ciężki dzień – powiedział. – Mam zacząć przekazywać
firmę zespołowi. Czego chcesz?
– Słyszałam, że świetnie się bawiłeś na balu dobroczynnym – odparła
Finley, strzepując ze spodni niewidzialny pyłek.
Grayson przełknął przekleństwo. Musi jednak zachowywać się tak, by
niepotrzebnie nie wzbudzać u siostry podejrzeń. Finley jest specjalistką od
wyciągania i wykorzystywania rozmaitych brudów.
– Ogłosiłem to, co uprzednio zostało ustalone, i tyle.
– To, co wyprawiałeś na placu przed budynkiem, nazywasz
ogłaszaniem? – prychnęła Finley.
No jasne, on też czytał tekst w internetowym „Tygodniku Doliny
Krzemowej”. Chyba wszyscy go czytali, sądząc po wiadomościach
bombardujących jego telefon.
– Jeśli przyszłaś tu poplotkować, to przepraszam, ale nie mam na to
czasu.
– Mam kierować twoją kampanią wyborczą, muszę więc zajmować się
także plotkami. Kim ona jest?
– Gościem gali – odparł Grayson, krzywiąc się z bólu na wspomnienie
tego, jak jego morska boginka odeszła, nie oglądając się za siebie.
– A więc jasne jest, że jej nie znasz. I pozwoliłeś, żeby przyłapano cię
z nią w miejscu publicznym.
Finley pokazała bratu ekran swojego telefonu.
Na jednym zdjęciu oboje z Nelle mieli jeszcze maski na twarzach, ona
trzymała w dłoniach jego głowę, a on pieścił jej udo. Byli całkowicie sobą
pochłonięci. Na ten widok zaparło mu dech w piersiach, choć oglądał to
zdjęcie nie po raz pierwszy.
Za to spojrzawszy na drugą fotkę, zaczął żałować, że jest już po
śniadaniu i po kawie. Bo wszystko podeszło mu do gardła, gdy ujrzał siebie
bez maski, w stu procentach rozpoznawalnego, jak z czymś srebrnym
w dłoni patrzy tęsknie w dal.
„Najbardziej pożądany kawaler Doliny Krzemowej porzucony przez
Kopciuszka!” – brzmiał podpis.
Starając się opanować drżenie rąk, oddał telefon siostrze.
– Ciekawe, jak ten fotograf rozpoznał mnie nawet w masce – zauważył,
siląc się na nonszalancję.
– No to weź pod uwagę, że Bitsy Christensen ma gorącą linię
z większością fotoreporterów w Zatoce. Prawdopodobnie śledziła cię, bo
była ciekawa, dlaczego tak wcześnie wyszedłeś z imprezy.
– Całuję się z kobietami od wielu, wielu lat. – Grayson wzruszył
ramionami. – Także w miejscach publicznych. Chyba nikogo to nie
powinno dziwić. Nie jestem mnichem, jakby na to wskazywało moje
nazwisko.
– Slogany wyborcze to już moja domena – odparła Finley, odkładając
telefon. – Ale trudno, jakoś się to załatwi, mimo że nie wiemy, jak ona się
nazywa.
– Wybacz, Finley, znam kilka języków obcych, ale nie rozumiem, kiedy
ktoś mówi zagadkami. Co to znaczy: „jakoś się załatwi”?
– Tak się załatwi, że ona w kampanii musi wystąpić w roli twojej
ukochanej.
– Przepraszam, patrzyłem w komputer i chyba się przesłyszałem. W roli
kogo?
Finley przysiadła na krawędzi jego biurka i zamknęła mu laptop przed
nosem.
– Skup się, braciszku – syknęła. – Tata lada dzień ogłosi swoje przejście
na emeryturę. Musisz być gotowy.
– Wiem, wiem. Tylko co to ma wspólnego z moją – jak ty ją
nazwałaś? – ukochaną?
– Cóż, nie masz żony ani nawet stałej partnerki. Mam rację?
– Jak zwykle. No i?
– Wszyscy wiemy, że ludzie lubią historie miłosne. A kandydat, który
do tej pory się nie ożenił, choć powinien, nie jest dla nich interesujący. Ani
wiarygodny. Dlaczego mieliby mu powierzyć reprezentowanie siebie? No
więc powinieneś kogoś mieć. Przynajmniej w czasie kampanii przed
prawyborami. A najlepiej do samego końca.
– Ubiegam się o mandat w Kongresie, a nie o udział w reality show
typu „Kawaler do wzięcia”.
– To urocze, że ktoś widzi jeszcze jakąś różnicę między jednym
a drugim – zauważyła Finley.
Grayson wstał. Zamierzał wyprosić siostrę ze swojego biura. On nie ma
czasu na głupoty, zwłaszcza dzisiaj.
– Chwileczkę. – Finley wyciągnęła przed siebie ręce w obronnym
geście. – Usiądź, proszę.
Grayson nadal stał.
– Daję ci jeszcze pięć minut – oświadczył.
– Oczywiście, że są różnice, ale są też podobieństwa – powiedziała,
unosząc do góry palec wskazujący. – W końcu to media kształtują
świadomość społeczną. Oczywiście trzeba przedstawić program polityczny,
ale tego nikt nie przeczyta, nie kliknie w internecie. A romans? Czy ty
wiesz, że ludzie już mówią o niej Kopciuszek? To ma potencjał
marketingowy! Ta historia zawojuje fejsbuka i Twittera. A nade wszystko
Instagram. – Finley uniosła telefon ze zdjęciami. – Ty jesteś wprost
nieprzyzwoicie fotogeniczny!
– Powiedz mi, że żartujesz – poprosił siostrę Grayson.
– A ty mi powiedz, że nie jesteś aż tak naiwny. Chyba wiesz, jak twoje
zwycięstwo zapisze się w historii naszej rodziny. Masz wszelkie atuty:
nazwisko, kamera cię kocha. No i otacza cię legenda człowieka, który
gigantyczny sukces zawdzięcza ciężkiej pracy.
– W takim razie nie potrzeba mi twoich rad.
Grayson usiadł za biurkiem, otworzył laptop i zobaczył, że ma już
pięćset dwadzieścia siedem nieodebranych mejli.
– Obiecałam Barrettowi, że doprowadzę cię do zwycięstwa –
powiedziała Finley obrażonym tonem. – To nie jest łatwe zadanie.
A romans mógłby ci pomóc.
– Trudno, ja jednak postawię na wizerunek tytana pracy – odparł. Na
ekranie miał już o dwadzieścia nowych mejli więcej. W telefonie setki
nieodebranych połączeń. – A skoro o pracy mowa, muszę się teraz do niej
zabrać, więc proszę cię, żebyś wyszła.
– Zdjęcia właśnie robią furorę w mediach społecznościowych. – Finley
pokręciła głową. – Trzeba kuć żelazo, póki gorące. Musimy zaatakować.
– Nie ma mowy. Zresztą nawet gdybym przystał na twój absurdalny
plan, i tak nie znam jej nazwiska.
Na wspomnienie chwili, kiedy zachwyt w oczach pięknej nieznajomej
ustąpił miejsca obrzydzeniu, zabolało go serce.
– A poza tym ona też musi się zgodzić, a to bardzo mało
prawdopodobne – dodał.
Finley przewróciła oczami i z powrotem usiadła na kanapie.
– Ten romans ma zaistnieć wyłącznie na potrzeby kampanii –
zauważyła. – Pokazujesz się z nią, potem ją rzucasz i po wszystkim. Ona
nie musi nic więcej wiedzieć.
– Nie będę kłamał. – Grayson machnął ręką.
– A kto tu mówi o kłamstwie? Przecież i tak byś się z nią spotykał, nie?
– Ale ze świadomością, że to oszustwo. A więc nie. To moje ostatnie
słowo.
Finley spojrzała w sufit, jakby stamtąd oczekiwała pomocy.
– Posłuchaj. Wiem, że mama faszerowała cię rozmaitymi bzdurami
o miłości po grób i tak dalej. No i faktycznie umarła, zanim jej małżeństwo
z Barrettem się rozpadło, więc pewnie wierzysz w to, co mówiła. Ale czy
chociaż raz w życiu mógłbyś zachować się jak prawdziwy dorosły facet,
czyli jak tępy nieoświecony neandertalczyk? Pospotykać się z dziewczyną,
nie myśląc przy tym o pierścionkach, obrączkach i co tam jeszcze. Wszyscy
moi znajomi płci męskiej tak robią.
Rozległo się pukanie do drzwi i głowę do gabinetu wsunął asystent
Graysona.
– Przepraszam, że przerywam. Pisałem i dzwoniłem, ale nie odbierałeś.
Jest tu osoba przysłana przez panią Allen, która koniecznie chce się z tobą
widzieć.
Asystent otworzyła na oścież drzwi, w których pojawiła się… ona.
Jego syrenka, morska bogini.
W tym momencie serce Graysona zatrzymało się, a po sekundzie
zaczęło bić tak gwałtownie jak po przebiegnięciu maratonu. Mrugnął
kilkakrotnie, bo myślał, że to złudzenie optyczne. Ale przecież dobrze
wiedział, że to ona.
Miała teraz na sobie czarne spodnie i popielaty pulower, a jej
kasztanowe włosy były rozpuszczone. Tylko oczy były takie same:
niebieskie, w ciemnej oprawie gęstych rzęs i nieco uniesionych brwi.
Zrobiła krok do przodu i odezwała się:
– Przepraszam, nie jestem umówiona, ale pani Allen prosiła, żebym
bezzwłocznie z panem porozmawiała. Jestem z… – przerwała i z trudem
przełknęła ślinę – z Create4All – dokończyła.
– Create4All – powtórzył oszołomiony, bo ciągle nie mógł uwierzyć,
kogo ma przed sobą. – Aha, pamiętam, to ta organizacja non-profit, którą
prowadzi Octavia. Wychowanie przez sztukę czy coś takiego.
Kątem oka dostrzegł, jak Finley prostuje się na kanapie i wpatruje
w tajemniczą przybyłą jak szczeniak w torbę pełną psich smakołyków.
O nie, niedoczekanie. Odchrząknął i powiedział znudzonym tonem:
– Ta sprawa nie może zaczekać?
Jego syrenka po raz pierwszy spojrzała wprost na niego.
– Nie. Pani Allen wie, że spotkaliśmy się na gali i… – dziewczyna
omiotła wzrokiem Finley – poprosiła mnie, żebym pociągnęła tę sprawę. To
znaczy… czy nasza fundacja może liczyć na wsparcie pana firmy. Mimo
że… – Znów przerwała, przygryzając wargę. – Mimo wszystko –
dokończyła.
– Mimo wszystko? – wtrąciła Finley. – Jakie wszystko?
Policzki gościa się zaróżowiły.
– Mimo oświadczenia pana Monka, że odchodzi z Monk Partners –
wybrnęła dziewczyna.
– Mogę poświęcić pani kwadrans – powiedział Grayson. – A my –
zwrócił się stanowczym tonem do siostry – widzimy się w przyszłym
tygodniu.
– Jasne, nie wątpię, że będzie o czym rozmawiać – odparła Finley
niespodziewanie radośnie. – Nie fatyguj się, sama zamknę za sobą drzwi.
Do zobaczyska, braciszku.
A on znów został sam na sam ze swoją morską boginką. I to bez zegara,
który przypominałby jej, że pora zmykać.
Nelle odchrząknęła. Serce waliło jej jak oszalałe. Dłonie raz były mokre
od potu, po chwili znów zdrętwiałe z zimna.
– Dzięki, że zechciał mi pan poświecić czas – zaczęła oficjalnie.
Ale cóż, to w końcu jej pierwsze służbowe spotkanie z kimś formatu
Graysona Monka. I w dodatku od tego spotkania zależy, czy nadal będzie
miała pracę.
Miała nadzieję, że ich poprzedni kontakt pozostał niezauważony.
W końcu nie robili nic przy ludziach. Chociaż kto wie… Teraz każdy
posiadacz smartfona może zostać paparazzo. A potem wrzucić fotkę do
internetu. Zwłaszcza jeśli przedstawia ona fotogenicznego miliardera
w dwuznacznej sytuacji.
Pani Allen wiedziała oczywiście – dzięki swym koneksjom
z organizatorką imprezy – kim był facet w kostiumie Pierrota. Dlatego
pozwoliła Nelle dotrzymać mu na gali towarzystwa.
Zdjęcie nowej dyrektorki do spraw rozwoju w czułych objęciach
potencjalnego sponsora nie zachwyciło szefowej Create4All, ale w końcu
Grayson Monk nie jest już właścicielem swojej firmy. Za to fakt, że jej
pracownica zachowała się na tyle nieprofesjonalnie, iż publicznie dała
kosza jednemu z najbogatszych ludzi Doliny? Tego już nie można puścić
płazem.
Koniec końców Nelle nie straciła pracy, ale w zamian kazano jej się
wykazać. Pani Allen bez ogródek oznajmiła, że w najbliższej przyszłości
oczekuje sowitych dotacji od Graysona Monka.
A już w gestii Nelle pozostaje, jak do tego doprowadzić. Nelle musiała
się zgodzić, bo nade wszystko pragnęła udowodnić szefowej, że decyzja
o jej zatrudnieniu była słuszna. I żeby pani Allen nie miała pretensji do
Yoselin.
Sytuacja nie była łatwa dla kogoś, kto przysiągł sobie za wszelką cenę
unikać kontaktów z rodziną Monków.
Z najwyższą niechęcią skręcała więc dziś Nelle – zgodnie ze
wskazówkami GPS – do siedziby Monk Partners. Wolałaby chyba mknąć
dalej autostradą na północ i zatrzymać się dopiero na granicy z Kanadą.
Ale cóż, jest w biurze Graysona Monka, patrzą sobie w oczy, a ona stara
się ze wszystkich sił uniknąć wspomnienia tamtej nocy, kiedy świat
skurczył się do wymiaru ich dwojga, jakby ktoś rzucił na nich urok.
I tego, jak uciekała, zapominając o masce. Było jej przykro na myśl, że
efekt pracy dzieci, którymi opiekuje się fundacja, poniewiera się gdzieś tam
po rynsztokach.
A on? Jest nawet bardziej atrakcyjny, niż jej się wtedy wydawało.
Szerokie bary prezentują się znacznie lepiej w wyprasowanej koszuli niż
w workowatym stroju klauna.
Grayson odchrząknął, a ona aż podskoczyła, pąsowiejąc. Pewnie
zorientował się, że taksuje wzrokiem jego cielesne walory.
– Aha, więc jesteś z Create4All – odezwał się. – Zabawne, na balu
mógłbym przysiąc, że przybywasz wprost z Atlandydy.
– Tak, jestem dyrektorką do spraw rozwoju. Na okresie próbnym. Pani
Allen… myśli, że my… jak zobaczyła zdjęcia… – zaczęła się plątać
Nelle. – To znaczy…
– Też je widziałem – przerwał jej. – A więc jesteś tu, bo przysłała cię
Octavia. Czy może są jakieś inne powody?
Cholera, jest dość bezczelny w tej swojej ironii. Ale uśmiecha się przy
tym filuternie, co jeszcze przydaje mu diabelskiego uroku.
Odchrząknęła i napomniała się w duchu, że to już nie jest maskarada, na
której można było poflirtować w celu przetestowania „Nowej Nelle”.
– Masz rację, są – odparła, twardo patrząc mu w oczy. – Przyszłam też
przeprosić, że wtedy tak nagle zniknęłam.
– Przyjmuję przeprosiny. – Grayson skinął głową i uniósł brwi. –
A mogę zapytać, dlaczego to zrobiłaś?
Wzięła głęboki oddech.
Kiedyś bardzo chciała na dobre wyjechać z El Santo. Najpierw był
Nowy Jork, teraz jest Nowa Nelle. Ale wszystko, o czym chciała
zapomnieć, ma teraz właśnie przed sobą, na wyciągnięcie ręki.
Uosobieniem tego jest ten facet, o którym w dodatku wie, że świetnie
całuje i którego podpis pod aktem szczodrej darowizny będzie musiała
wkrótce uzyskać. Inaczej straci pracę.
– Owszem, możesz. Jestem ci winna wyjaśnienie. Ale obiecaj, że to, co
powiem, nie będzie miało wpływu na twój stosunek do Create4All. –
Wyprostowała się i podała mu rękę. – A teraz pozwól, że się przedstawię.
Jestem Nelle.
– Miło cię poznać, Nelle. – Potrząsnął jej ręką. – Ja jestem Grayson. Ale
to już wiesz.
– Nelle Lassen – dodała, patrząc mu z bliska w twarz, której wyraz
jednak się nie zmienił. – Córka Douga Lassena.
– Przykro mi, nic to nazwisko mi nie mówi – odparł ku jej zdziwieniu.
Jak to? Dla niej konflikt na linii Monk-Lassen był doświadczeniem,
które ją w dużej mierze ukształtowało.
– Doug Lassen, nie pamiętasz? Studiował razem z twoim ojcem,
a potem wspólnie zaczynali praktykę adwokacką.
Grayson nadal niczego sobie nie przypominał.
– Zlikwidowali swoją kancelarię jeszcze przed naszym urodzeniem –
ciągnęła Nelle.
Ręce tak jej się spociły z przejęcia, że z trudem powstrzymywała chęć
wytarcia ich o spodnie.
– Wtedy twój ojciec po raz pierwszy wystartował do Kongresu.
A mojego wrobił w sprawę rzekomego sprzeniewierzenia pieniędzy
klientów, przez co tatę pozbawiono uprawnień adwokackich.
I co zniszczyło moją rodzinę, dodała w myślach.
– To poważny zarzut. – Grayson nagle przestał się uśmiechać.
Nareszcie jakaś reakcja. Na to czekała.
– Taka jest prawda – odparła. – Dlatego byłam tak zszokowana, kiedy
zdjąłeś maskę. Mimo wszystko przepraszam za swoją ucieczkę, nie
powinnam była tak się zachować.
Spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
– Mam nadzieję, że moja tożsamość nie zmieni twojego stosunku do
Create4All – mówiła Nelle. – Robimy naprawdę świetną robotę i…
– Usiłujesz mi wmówić – przerwał jej – że uciekłaś z powodu
nieporozumień między naszymi ojcami, które miały miejsce, zanim oboje
przyszliśmy na świat?
Rozsiadł się na skórzanej kanapie, jej wskazując miejsce w fotelu
naprzeciwko. Nelle pokręciła głową i nie skorzystała z zaproszenia.
– Nic nie usiłuję ci wmówić. To są fakty. Usiłowałam raczej
powiedzieć, że Create4All robi wspaniałe…
– Wspaniały to był nasz pocałunek, jeśli mogę wyrazić swoją opinię.
A ty zwiałaś.
– Był… zadowalający. – Czuła, jak płoną jej policzki. – A Create4All
bardzo pozytywnie oddziaływuje na dzieciaki i na ich rodziców. Chcemy
zbudować nowe centrum…
– Zadowalający? – spytał Grayson, unosząc brwi.
– Na ile znam się na pocałunkach. Ale wracając do Create4All.
Wierzymy, że mądra zabawa pomaga dziecku w budowaniu pewności
siebie i…
– Zadowalający to chyba nie jest odpowiednie słowo. – Grayson oparł
się wygodnie. – A może ty po prostu nie miałaś jeszcze okazji dowiedzieć
się, co to jest cholernie dobry pocałunek?
W kącikach jego ust czaił się uśmieszek.
Nelle zapragnęła znów dotknąć tych ust, zarzucić mu ręce na szyję,
przylgnąć do niego. I niech ich języki rywalizują z sobą w zręczności,
głębokości dotarcia i w innych parametrach. Już ona mu pokaże, że wie, jak
się naprawdę całuje. Tak żeby partnerowi rzuciło się na mózg, by błagał
o więcej.
Niestety.
On jest Monkiem. Zaufać mu to jak zaufać skorpionowi, że ci nie wbije
żądła.
Wyjęła z torebki kolorową broszurę. Na okładce dzieci obojga płci,
w różnym wieku, wszystkich możliwych kolorów skóry lepiły coś z gliny,
występowały na scenie, tworzyły grafiki na komputerach.
– Miałam za to okazję okazję dowiedzieć się, co to jest Create4All. I na
tym się znam – odrzekła. – Oto nasz prospekt – rozpoczęła przemowę,
którą przećwiczyła w samochodzie. – Znaleźliśmy świetne miejsce na nową
siedzibę. Ale żeby ruszyć z budową, potrzebujemy wsparcia kluczowych
sponsorów, takich jak ty. Jeśli przejdziesz na stronę dwunastą…
– Okej, przejrzę to. – Wziął od niej publikację i nawet nie rzucił okiem
na okładkę. – Nie wiem, co ci naopowiadano o moim ojcu, ale…
– Naopowiadano? Nazywasz mojego tatę kłamcą? On…
Nagle zamilkła. Już raz wylano ją z pracy za obronę własnego zdania.
Przeciwstawianie się Graysonowi Monkowi to luksus, na który jej
chwilowo nie stać.
– Nie to chciałam powiedzieć – wycofała się.
– Nie, to ja powinienem przeprosić. Chodziło mi o to, że... Cóż, każdy
ma opowieść, której jest bohaterem. A czarny charakter to zawsze ten drugi.
Tak ci powiedział ojciec, ale ty nie musisz utożsamiać się z tą historią. Nie
jesteś twoim ojcem, podobnie jak ja nie jestem moim.
Fakt, Grayson nie jest Barrettem, ale wszyscy wiedzą, że to tylko
kwestia czasu. Wyraźnie idzie w ślady ojca.
– Formalnie rzecz biorąc nie, ale przecież krew to nie woda, jak się
mówi – odparła.
– Dzieci nie odpowiadają za grzechy ojców. Niezależnie od twojej
opinii o tych grzechach.
– Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
– In vino veritas. To znaczy, że prawdę znajdziesz w winie – wyjaśnił
na koniec tej przerzucanki.
– Wiem, co to znaczy. Tylko nie rozumiem, po co to powiedziałeś.
Grayson położył broszurkę na stoliku przy kanapie.
– Szukasz sponsorów, tak?
– Owszem – wycedziła. W szczególności jednego, ciebie, dodała
w myślach.
– I z tego powodu znalazłaś się na maskaradzie. Łowić jeleni, którzy są
w stanie podpisać czek z odpowiednią liczbą zer.
– To cyniczne tak stawiać sprawę. Create4All spełnia naprawdę ważne
funkcje społeczne.
– Nie mówię, że nie. Ale w sumie o to ci chodzi?
– W sumie tak.
Uśmiechnął się, jego twarz złagodniała, ale w jego spojrzeniu czaiła się
perfidia.
– W najbliższy weekend też odbędzie się impreza, na której powinnaś
się pojawić – powiedział.
– I ty tam będziesz? W takim razie może zamiast mnie powinna iść pani
Allen – zaproponowała Nelle, choć serce zabiło jej mocniej na myśl, że
będzie mogła znów się z nim spotkać.
– Odrzuciłem zaproszenie, ale jeśli będę mógł iść z tobą, zdecyduję się.
– Dlaczego? – zapytała.
– W innych okolicznościach chętnie porozmawiałbym o dotacji, ale jak
wiesz, nie jestem już udziałowcem mojej firmy. Nowa ekipa potrzebuje
trochę czasu na wypracowanie polityki współpracy ze społecznością
lokalną. A moje zasoby osobiste jestem zmuszony przeznaczyć w tej chwili
na inne cele, przykro mi.
Wzięła głęboki oddech. Już widziała minę pani Allen, gdy wróci ze
spotkania z pustymi rękami.
– To może umówimy się jeszcze na jakieś spotkanie? – zaproponowała.
– Tak czy owak, jeśli mój ojciec popełnił jakiś niecny czyn – Grayson
skrzywił się dla zademonstrowania, że w to nie wierzy – jestem skłonny
jakoś ci to wynagrodzić. Udział w imprezie o której mówię, da ci dostęp do
najgrubszych ryb i portfeli na zachodnim wybrzeżu.
Brzmiało to szczerze, ale dobrze wiedziała, że szczerość też może być
udawana.
– Mówiłeś, że nie masz ochoty iść. Może w takim razie pójdę sama?
– Nie ma takiej możliwości. To bardzo ekskluzywne przyjęcie,
spotkanie na szczycie najwyższych rangą biznesmenów.
Podniósł się z kanapy i podszedł do biurka, szukając na nim czegoś.
Przy okazji zademonstrował opięty ciemnymi dżinsami najwspanialszy
męski tyłek, jaki Nelle miała zaszczyt zobaczyć.
– Będziesz mogła nawiązać mnóstwo cennych kontaktów – dodał,
odwracając się i podając jej stos wizytówek. – Ci ludzie lubią, jak się ich
bajeruje. Wyćwicz więc swoją gadkę nieco lepiej.
Co jest? Jej „gadka” jest już wyćwiczona do bólu gardła.
– Nawet nie pozwoliłeś mi jej wygłosić, ciągle przerywałeś –
poskarżyła się.
– A masz doświadczenie w prezentowaniu oferty? Ludziom, nie tylko
przed lustrem.
– No cóż, ja…
Takiego doświadczenia nie miała, w poprzedniej pracy zajmowała się
pisaniem tekstów.
– Nie byłaś zła, ale ci ludzie, co tam będą, wysłuchują codziennie kilku
takich wystąpień. Są w stanie ocenić ich jakość już po pierwszym słowie.
Tu liczy się każda sekunda. – Podał jej zaproszenie, na którym nabazgrał
numer swojego telefonu komórkowego. – Wyślę po ciebie samochód.
Przyślij mi esemesa, skąd cię zabrać.
– St. Isadore Vineyards – przeczytała na zaproszeniu i zdziwiona
uniosła brwi. – To jest w Napa Valley.
– Tak, jakieś dwie godziny drogi stąd. Mogą być korki, weź to pod
uwagę, planując wyjazd. Elegancko, ale swobodnie – ciągnął, jakby
przeczytał w jej myślach pytanie o obowiązujący strój. – Żadnych przebrań.
Ani masek – dodał po krótkiej przerwie.
– Zazwyczaj ich nie noszę – odpowiedziała na ten żart, który zabrzmiał
jak wyzwanie. – A ty?
– Też nie, nie lubię, jak coś zakłóca mi widok. Polegam na zmyśle
wzroku. Może za bardzo.
Czy to miała być aluzja? Nelle przejechała palcem po wytłoczonych
literach trzymanej w ręku karty. Skoro ci ludzie są w stanie wydrukować
tak wykwintne zaproszenia, to pewnie rzeczywiście mają pieniądze.
– Gwarantuję, że w tym gronie znajdziesz hojnych sponsorów –
powtórzył Grayson, jakby ciągle czytał jej w myślach.
Podniosła na niego wzrok.
– Masz dużą łatwość rozporządzania cudzymi pieniędzmi – zauważyła.
– Wręcz przeciwnie, jestem w tym bardzo ostrożny. Właśnie dlatego
ludzie mi ufają. I z tego też powodu uważam, że znajdziesz tam
darczyńców.
No tak, to złagodziłoby gniew pani Allen po tym, jak zobaczyła zdjęcia
sprzed Ferry Building. A gdyby tak udało się pozyskać kasę na budowę
nowego ośrodka…
Pani Allen byłaby zadowolona, a Nelle pewna swojego dalszego
zatrudnienia. No i nie musiałaby już nadskakiwać Graysonowi.
– Jesteś pewny?
Podszedł do niej na tyle blisko, by poczuła jego zapach. Przypomniała
jej się tamta ławeczka.
– Gdybym nie był, kiepski byłby ze mnie inwestor. A dobry jestem
w dwóch rzeczach. Pierwsza to inwestycje... – Jego głos zadźwięczał w jej
uszach.
– A druga? – zapytała, zwilżając językiem wargi.
– Powiedzmy, że… negocjacje. Choć nie dziś. Nie usłyszałem jeszcze
słowa tak – powiedział, zbliżając się jeszcze o pół kroku.
– A na co, przepraszam, miałabym się zgodzić? – spytała, wpatrując się
z bliska w nieskazitelną biel jego koszuli.
– Na Napę. No chyba że chciałabyś znowu ze mną zatańczyć.
– Zatańczyć – powtórzyła bezrefleksyjnie, studiując złotawe cętki
w źrenicach jego piwnych oczu. Gdyby teraz zarzuciła mu ręce na szyję…
Rozległo się pukanie, drzwi się otworzyły i Nelle odskoczyła
gwałtownie od Graysona, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co
powiedział.
Taniec. Aluzja do balu maskowego.
Asystent Graysona wsunął głowę w półotwarte drzwi. Minę miał
w najwyższym stopniu udręczoną.
– Grayson, było do ciebie trzydzieści siedem pilnych telefonów –
powiedział. – A jak natychmiast nie oczyścisz skrzynki mejlowej, serwer
się zawiesi. No i przyszedł już gość na spotkanie o dziesiątej.
– Powiedz Hassanowi i Adamowi, żeby zaczęli. Ja dołączę, jak tylko
będę mógł. No to jak z tą Napą? – zwrócił się do Nelle, gdy asystent
wyszedł. – A może jednak wolisz taniec?
– Nie chcę ci przeszkadzać w pracy – powiedziała pośpiesznie.
Jak to możliwe, że już po dziesięciu minutach przebywania w jego
towarzystwie ma ochotę się z nim całować? Przecież to Grayson Monk, syn
Barretta. Czy nie wyciągnęła żadnych wniosków z tego, co mówił ojciec?
– Na Napę zgoda, prześlę ci mój adres.
Odwróciła się i znów prawie uciekła przez niedomknięte drzwi, choć
nie biegła tak szybko jak tamtej nocy.
Stchórzyła.
Ale gdyby tego nie zrobiła, mogłaby tu stracić coś więcej niż
karnawałową maseczkę.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Miejsce, w którym odbywało się przyjęcie w Napa Valley, było chyba
na końcu świata. Z Fremont, gdzie Nelle tymczasowo mieszkała z Yoselin,
jechało się tam rzeczywiście dwie godziny.
Siedząc na kanapie z miękkiej skóry w samochodzie, który Grayson
zgodnie z obietnicą po nią przysłał, Nelle obserwowała okolicę. Jak okiem
sięgnąć, rozciągały się zielonozłote pagórki. Winnice z szeregami równo
przyciętych winorośli wprowadzały w ten krajobraz pewien geometryczny
porządek.
Niebo było kryształowo czyste i jego kolor kojarzył się Nelle
z ulubionymi kolczykami z szafirami.
Krótko mówiąc, dzień był tak idealny, jakby zaprogramował go
komputer. Oby tylko wieczór okazał się równie perfekcyjny.
Pani Allen nie była zachwycona, gdy Nelle wróciła od Graysona
z niczym. Obietnica udziału w sobotnim raucie w St. Isadore złagodziła
nieco jej zły humor.
Nelle dowiedziała się od szefowej, że impreza jest jeszcze bardziej
prestiżowa, niż to przedstawił Grayson. Tak ekskluzywna, że pani Allen
mimo wieloletnich starań nigdy nie udało się zdobyć zaproszenia.
Udział w tym przyjęciu z pewnością podniósł pozycję Nelle w oczach
zarządu fundacji, ale niestety podniósł też oczekiwania wobec niej.
A towarzyszenie Graysonowi Monkowi – Nelle jak ognia unikała
określenia „partnerka” – umacniało szefową w przekonaniu, że między
tymi dwojgiem coś jest na rzeczy.
Jak tu wierzyć temu całemu Monkowi? – rozmyślała Nelle. Udaje, że
nic nie wie o rodzinnych zaszłościach. Warto by się dowiedzieć, jakim
sposobem jego ojciec wygrał swoje pierwsze wybory. Bo Graysona
najwidoczniej nic to nie obchodzi.
Niech sobie i całuje najlepiej na świecie, ale trzeba mieć się przed nim
na baczności.
Choć teraz jest bardzo jej potrzebny. Wyłącznie dla dobra Create4All.
Kierowca skręcił z autostrady w boczną drogę i po chwili widok
miejsca przeznaczenia zaparł Nelle dech w piersiach.
– Myślałam, że jedziemy do winnicy – odezwała się do szofera, patrząc
na budynek stylizowany na francuski zamek.
Białe kamienne mury wznosiły się ku niebu, zwieńczone szarym
dachem z kamienia łupkowego. Dziesiątki szyb w oknach odbijały
słoneczne światło. Nie zabrakło także wieżyczek i fosy.
– Boże – jęknęła Nelle.
– To dokładnie ten adres, proszę pani – odparł kierowca, jadąc po
mostku nad fosą.
Wjechał na kręty podjazd, pod kołami zachrzęścił biały żwir. Samochód
zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami, które musiały być wysokie na
dwa piętra i co najmniej tak samo szerokie.
Szofer pomógł Nelle wysiąść. Stanęła przed budynkiem, zastanawiając
się, co dalej.
Kiedy pracowała w firmie finansowej, pewnie ze swoim szefem
mogłaby bywać w podobnych posiadłościach, ale zawsze jakoś tak się
składało, że wolała w tym czasie posiedzieć nad analizami i arkuszami
kalkulacyjnymi. W prawdziwym zamku była raz w życiu, na wycieczce
szkolnej w liceum. Ale tam były strzałki i przewodnicy, którzy oprowadzali
zwiedzających.
Kierowca już odjechał, a ona w pierwszym odruchu chciała wyjąć
z torebki telefon, zadzwonić po Ubera i wrócić do domu. Tak zrobiłaby
dawna Janelle. Ale nowa Nelle zebrała się w sobie, pokonała kilka schodów
i stanęła przed drzwiami.
Co teraz? Zapukać? Jak się puka do drzwi zamku? A co robi sąsiad,
kiedy chce pożyczyć kosiarkę?
– Nelle!
W życiu nie ucieszyła się tak na dźwięk swojego imienia. Odwróciła
się. Od lewego skrzydła budynku szedł ku niej Grayson.
Wyglądał cudownie. Podszedł i wyciągnął do niej rękę. Już chciała
rzucić mu się w ramiona, kiedy okazało się, że jemu chodzi o uścisk dłoni.
– Cześć. Fajnie, że dotarłaś. Jak podróż?
Takiego go lubiła. W jego głosie była autentyczna troska o nią,
w oczach iskierki radości, że znów ją widzi.
Ale hola, hola, momencik. Uważaj, ostrzegł ją wewnętrzny strażnik.
Mężczyźni z rodu Monków są znani z czaru osobistego. Pamiętaj, jesteś tu
wyłącznie z powodów zawodowych. On obiecał ci pomóc, więc skorzystaj.
Nic więcej.
Nic, jeśli nie liczyć tego ukłucia w sercu, kiedy spotkała go na balu,
kiedy weszła do jego gabinetu, no i teraz. Ukłucia świadczącego o jego
magnetycznym uroku.
– Jechało się świetnie. I szybko. Mam nadzieję, że nie jestem za
wcześnie?
– W sam raz.
– A dobrze się ubrałam? Szczerze mówiąc, tęsknię teraz za maseczką.
Strój w postaci sukienki w kolorze śliwkowym i butów z wysokimi
cholewami dobrała jej Yoselin. Sukienka wydawała się Nelle nieco zbyt
dopasowana, ale teraz, widząc uznanie w oczach Graysona, nie żałowała, że
posłuchała rady przyjaciółki.
– Fajne byłoby przebranie królika – uśmiechnął się – ale tak też jest
nieźle.
– Właśnie chciałam zapukać – odparła, patrząc wymownie na drzwi.
– Przyjęcie odbywa się na tarasie. Można dojść tą ścieżką. – Grayson
wskazał kierunek, podając jej zgiętą w łokciu rękę.
Wzięła go pod ramię. Przez cienką wełnę, z jakiej uszyta była jego
sportowa marynarka, czuła wspaniałe muskuły. Prowadził ją żwirową,
wijącą się między dębami i krzewami winorośli ścieżką, którą dotarli do
rozciągającego się na całą szerokość budynku tarasu z kamiennych płyt.
Można było z niego podziwiać piękno kalifornijskiego krajobrazu
przywodzącego na myśl obrazy impresjonistów. Pachniało świeżo
skoszonym sianem i dymem z ogromnego żeliwnego grilla.
Na tarasie przebywało sześćdziesiąt, może siedemdziesiąt osób
podzielonych na kilka niewielkich grup. Kilka z nich powitało wejście
Graysona z Nelle życzliwymi spojrzeniami.
Nelle poczuła, że mimo rześkiej bryzy zaczyna się pocić. Na gali
dobroczynnej miała obok siebie Yoselin i panią Allen, a tu nie znała nikogo
poza Graysonem.
Taka sytuacja mogłaby onieśmielić Janelle. A Nelle bierze powietrze
w płuca, dumnie unosi głowę i…
No właśnie. Potyka się o wystający kamień i gdyby nie Grayson,
z pewnością by się przewróciła.
– Wszystko w porządku? – spytał, patrząc na nią.
– A dlaczego miałoby nie być? – Zaśmiała się nonszalancko i wskazując
ręką gości, zatrajkotała: – Jaki jest plan? Mam sama do nich podchodzić
czy będziesz mi ich przyprowadzał? A może poczekam, aż ktoś sam
podejdzie albo…
– Nelle...
– Słucham.
– Weź głęboki oddech.
Zrobiła, jak jej poradził, i od razu poczuła się lepiej.
– Przepraszam – powiedziała. – Na widok większej grupy ludzi robię
się nerwowa.
– Zaprezentuj mi swoją ofertę – polecił lakonicznie.
– Tu? Teraz? Przecież już to słyszałeś. Nie będę…
– Zrób, o co proszę. No już: Create4All jest… i tak dalej.
Parodiował ją tak trafnie, że nie mogła się nie roześmiać. Rozpoczęła
prezentację. W wygładzeniu tekstu pomogła jej Yoselin, ale Nelle musiała
przyznać, że najbardziej przydatne okazały się podesłane przez Graysona
esemesem linki do różnych szkoleń dotyczących wystąpień tego typu.
Dowiedziała się z nich, że uwagę słuchacza należy zdobyć w ciągu
pierwszych piętnastu, góra trzydziestu sekund i że liczy się dosłownie
każda wypowiedziana sylaba.
Kiedy przedstawiała swoje wystąpienie Graysonowi, czuła, jak
wszystkie mięśnie jej ciała stopniowo się rozluźniają. Aha, więc o to mu
chodziło.
– To było dobre – stwierdził, gdy skończyła. – Powinnaś to nagrać. Hej,
Paco! Hassan! – krzyknął nagle, machając do dwóch facetów, których
dojrzał w tłumie.
Obaj, podobnie jak on, mieli na sobie spodnie w kolorze khaki, koszule
i sportowe marynarki.
– Poznajcie, to jest Nelle Lassen, od niedawna pracuje w Creat4All.
Znacie tę fundację, prawda? Pomagają dzieciom odkrywać i rozwijać ich
kreatywność.
– Czyli taki start-up czy inkubator biznesowy dla dzieciaków? –
zaciekawił się wyższy z gości, ściskając dłoń Nelle i patrząc na nią
ciemnymi oczami. – Brzmi intrygująco.
– Świetne podsumowanie naszej działalności. Kupuję – odparła Nelle,
po czym przedstawiła Create4All tak, jak to przed chwilą zrobiła na użytek
Graysona.
Jej pewność siebie rosła z każdym słowem.
Mężczyźni słuchali jej uważnie, po czym zadali kilka pytań. Gdy
skończyli rozmawiać, do grupki dołączyły kolejne trzy osoby i Nelle
powtórzyła dla nich swój wywód. Cały czas był przy niej Grayson
i umiejętnie wciągał ją w dalsze dyskusje na tematy nie dotyczące już
fundacji, ale ogólnie kwestie najszerzej pojętego biznesu.
Dodawał jej otuchy lekkim dotykiem ramienia, czuła się przy nim
absolutnie bezpieczna.
A potem słońce zaczęło zachodzić, debaty się skończyły i znów zostali
tylko we dwoje.
Nelle zaczęła przeglądać otrzymane od rozmówców wizytówki. Sami
dyrektorzy
i
menedżerowie
wyższych
szczebli,
szefowie
międzynarodowych funduszy inwestycyjnych, światowej miary potentaci
biznesu. W tym co najmniej kilka nazwisk z listy 600 Forbesa.
Teraz przed nią tygodnie, jeśli nie miesiące szukania do nich dojścia.
Setki rozmów z ich asystentami, podwładnymi i wszelkiego rodzaju
bramkarzami. Poczuła, jak w jej żyłach zaczyna krążyć adrenalina.
– Taka nawijka to fajna rzecz – powiedziała.
– Zgadza się. Szczególnie jak ma się dobry produkt, a ty taki masz.
Poczytałem sobie o Create4All.
– Naprawdę? A mówiłeś, że nie będziesz nas sponsorował. – Nelle nie
odrywała wzroku od przeglądanych wizytówek.
– Teraz po prostu nie mogę, ale nie powiedziałem, że w ogóle nie
jestem zainteresowany.
Spojrzała na niego i to był błąd.
W świetle zachodzącego słońca jego ciemnoblond włosy przypominały
aureolę, a piwne oczy – topiony brąz. Pomyślała o reprodukcjach
oglądanych na lekcjach historii sztuki. Grayson to taki renesansowy książę.
A potem się do niej uśmiechnął. Wstrzymała oddech.
Cholera. Ona naprawdę nie chce, żeby jej się podobał, żeby wydawał
się pociągający. Ale chętnie pogłaskałaby go teraz po twarzy, przytuliła usta
do jego warg.
Ot tak, aby się przekonać, że to jest człowiek z krwi i kości, a nie jakieś
dzieło sztuki.
Nie ma już powrotu do czasów, kiedy z zasady pogardzała nim na
odległość, a on w ogóle nie wiedział o jej istnieniu. Ale może uda się jej
wyswobodzić z jego sideł jeszcze przed nastaniem nocy.
Zanim posunie się za daleko.
– Dzięki, że mnie zaprosiłeś, to dla mnie wielka rzecz – powiedziała. –
W organizacji typu non-profit pracuję od niedawna i nie wyrobiłam sobie
jeszcze sieci kontaktów.
– Sam fakt, że się tam dostałaś, już dobrze o tobie świadczy. Octavia
Allen jest osobą bardzo… specyficzną. I wymagającą.
Te słowa uznania podziałały na nią kojąco. Niczym miękki aksamitny
kocyk, w który masz ochotę się wtulić i zapomnieć o całym świecie.
– Raczej dobrze świadczy o mojej przyjaciółce, która załatwiła mi tę
robotę – sprostowała. – Musiałam zmienić pracę, bo w moim wyuczonym
zawodzie nie miałam już na co liczyć. Nie mogłam też zostać tam, gdzie
przedtem mieszkałam. Pomogła mi, bo byłam w kiepskim stanie.
– W sensie zdrowotnym?
– Raczej emocjonalnym. Kiedy ktoś rozerwał ci ego na strzępy
i nakarmił nimi stado hien, czujesz się, jakby przejechał po tobie czołg. –
Spojrzała na niego. – Tobie z pewnością takie uczucie jest obce?
– Wcale nie. Chyba każdy kiedyś tak się czuł.
– Akurat. Daj spokój. Ty jesteś Grayson Monk, złoty chłopak, potomek
i dziedzic Barretta Monka. Dostajesz wszystko, czego zapragniesz ot tak, na
pstryknięcie palcem. Czy jest inaczej?
Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
– Myślałem, że masz problem z moim ojcem, ale teraz widzę, że masz
problem ze mną.
– Moim problemem z tobą jest twój ojciec, już ci to mówiłam. I chyba
aż tak bardzo się nie mylę.
Nie oczekiwała od Graysona zrozumienia. On sam jest bardzo miły
i w ogóle w porządku, ale oboje dorastali w dwóch zupełnie różnych
światach.
Słońce skryło się za horyzontem i Nelle zrobiło się zimno. Nie tylko
z powodu wiatru, ale też od chłodu, jaki widziała w spojrzeniu Graysona.
Po dłuższej chwili przyznał jej rację. Otrzymał od swoich bliskich
wielką pomoc.
– Nasze nazwisko otwiera każde drzwi. Nigdy i nigdzie nie musiałem
się troszczyć o pieniądze ani o to, gdzie będę spał. Ciekawe, czy wszyscy
myślą tak jak ty.
– Naprawdę cię to obchodzi? Tacy jak ty nie powinni się przejmować
tym, co myślą o nich inni.
– Ale ja muszę. Kandyduję do Kongresu.
– Aha, więc to nie plotki? – Zdziwiona uniosła brwi. – Barrett ustępuje,
a ty masz zająć jego miejsce?
– To jeszcze nie jest oficjalne, on musi najpierw złożyć rezygnację.
I prasa nie może się o tym dowiedzieć – ostrzegł Grayson.
– Ja nic im nie zdradzę. Ale nadal uważam, że nie musisz dbać o opinię.
W El Santo i w całym okręgu jesteś legendą. Król balu maturalnego, tytuł
mistrzowski w pływaniu, a teraz w dodatku gigant Doliny Krzemowej.
Dziwne, że jeszcze nie wystawili ci pomnika w Parku Osadników – kpiła.
Za późno, by ugryźć się w język. Posunęła się stanowczo za daleko. Oj,
przydałaby się teraz maska!
– Park Osadników? Widzę, że jesteś obeznana z topografią El Santo.
– Mówiłam ci, że mój ojciec razem z twoim prowadził kancelarię
prawną. Gdzie to miałoby być jak nie w El Santo? Wiem, przecież tam
mieszkałam.
– Chwileczkę. Czy to przypadkiem nie ty…? – Grayson zamilkł, po
czym powiedział pod nosem: – „Zasługujemy na kogoś lepszego”. To byłaś
ty! – olśniło go. – Tam, na gali.
– Wiesz, że byłam na gali, przecież zdjąłeś mi maskę. Nie pamiętasz?
– Mam na myśli moje przemówienie. Ktoś krzyknął coś w rodzaju
„Ludzie z El Santo zasługują na kogoś lepszego”. To byłaś ty, prawda?
– Ale… – Twarz Nelle spąsowiała. – Nie sądziłam, że to usłyszysz.
Przepraszam. Ja tylko chciałam…
– I nie zmieniłaś zdania po tym, jak mnie poznałaś?
– Oczywiście, że… zmieniłam.
– Nie zabrzmiało to zbyt pewnie.
– Skądże. Wyborcy uwielbiają twojego ojca. Ciebie też pokochają.
– Nie wyglądasz na przekonaną.
Trudno, trzeba zdobyć się na szczerość. W końcu pewnie już nigdy się
z nim nie spotka.
– No dobra, powiem. Czy ty kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie, na co
ludzie zasługują? Potrafisz im to zapewnić? Bo twojemu ojcu jak dotąd się
to nie udało. Ty pewnie myślisz, że on odwalił kawał dobrej roboty –
ciągnęła, ruchem ręki starając się uciszyć jego spodziewane protesty. –
W końcu ciągle był wybierany. Ale El Santo potrzebuje reprezentanta, który
naprawdę będzie troszczył się o wyborców. Ja dorastałam we wschodniej
zaniedbanej części miasta, za torami kolejowymi. Jestem szczęściarą, bo
udało mi się wyjechać na studia i znaleźć pracę gdzie indziej. Ale co
z bezrobotnymi, których domy ciągle tracą na wartości? Co ty wiesz o tym,
jak się żyje w El Santo? Ty spędzasz większość życia z nimi.
Wskazała ręką tłum elegancko ubranych gości.
– I dlaczego startujesz w wyborach? Bo tak chcesz, bo uznajesz to za
słuszne? Bo wszyscy oczekują, że pójdziesz w ślady ojca?
Patrzył na nią przez chwilę z pochmurną miną.
– Znajdę tu gdzieś jakiś samochód? – zapytała. – Chciałabym się
pożegnać.
– Chcesz wyjechać?
– A czy po tym, co ode mnie usłyszałeś, uważasz, że powinnam zostać?
Grayson milczał, starając się uporządkować myśli. Powinien się
cieszyć, że Nelle wyjedzie i będzie miał ją z głowy. Im dłużej tu zostanie,
tym bardziej prawdopodobne jest, że ktoś znów zrobi im zdjęcie i wrzuci je
do internetu z odpowiednim komentarzem.
Finley znowu zacznie mu truć o kampanijnym romansie, który pozwoli
wyborcom utożsamić się z kandydatem.
Z drugiej strony ona tak pięknie wygląda w świetle zachodzącego
słońca…
A po trzecie byłby idiotą, gdyby teraz, kiedy dowiedział się, że jest z El
Santo, pozwolił jej odejść.
Ojciec i Finley uważają, że jego wybór jest sprawą z góry przesądzoną.
Dlatego stawiają na tradycyjne metody promocji kandydata: plakaty,
ogłoszenie reklamowe. A Nelle uświadomiła mu, że wcale nie będzie tak
łatwo. Będzie musiał odbyć wiele spotkań i bezpośrednich rozmów
z wyborcami.
I nikt nie będzie mu kadził.
Po czwarte: jest dylemat. Czy lepiej całowałoby się ją teraz, kiedy ma
rozpuszczone włosy, czy kiedy miała warkocz? Chyba rozpuszczone są
lepsze, bo można ześliznąć się dłonią w dół po włosach i…
– Jasne, że powinnaś zostać – odpowiedział w końcu. – Doceniam twoją
szczerość.
Wzruszyła lekko ramionami.
– No to jesteś wyjątkiem. Zazwyczaj ludzie kiepsko reagują, kiedy
słyszą prawdę.
– Ja nie jestem taki delikatny.
– Też bym cię tak nie określiła. – Zaśmiała się. – Ale chyba jednak
pójdę. Naciesz się swoimi przyjaciółmi.
– Zaproszenie uwzględnia degustację win i kolację. A degustacja
właśnie się zaczęła. – Wskazał ręką tłumek kłębiący się wokół
zastawionych butelkami stołów.
– Ja tu przyjechałam, żeby przedstawić ofertę twoim znajomym.
Dziękuję, że dałeś mi taką możliwość. Mógłbyś teraz odprowadzić mnie do
samochodu?
Widząc jej determinację, spróbował innej taktyki.
Wskazał jej kamienne schody, po przejściu których miała się znaleźć na
ścieżce prowadzącej na podjazd, gdzie czeka samochód.
– Jeszcze raz ci dziękuję za pomoc. Dobranoc.
Podała mu rękę, którą ścisnął w taki sposób, że poczuła się, jakby
poraził ją prąd. Zatęskniła za mało seksownym, workowatym kostiumem
pajaca.
– Dobranoc. Powiem Reidowi Begaye’owi, że się rozminęliście –
powiedział, odchodząc w kierunku innych zgromadzonych.
– Reid Begaye? – krzyknęła za nim, gdy zebrała myśli.
Bingo.
– Tak, pewnie się spóźni.
– Ten Reid Begaye? Założyciel Metricware’a? Drugi pod względem
zamożności człowiek na świecie?
– Tak, ma być głównym mówcą na jutrzejszej konferencji. Spóźni się,
bo jego fundacja urządza teraz konkurencyjną imprezę. Ale skoro musisz
wracać… Mogę przekazać mu twoją prezentację.
– Pewnie wiesz, że pani Allen marzy o tym, żeby to jego naciągnąć na
sponsoring Create4All? Może nawet bardziej niż ciebie.
– Tak, Octavia z niczym się nie kryje. Reid pewnie będzie żałował, że
cię nie miał okazji poznać. – Grayson skrzywił swoje zachwycające usta,
robiąc z nich coś w rodzaju dziubka.
Nelle zaczęła iść w kierunku bufetów i minęła go, łapiąc po drodze
czysty kieliszek z tacy przechodzącego kelnera.
– Spróbuję jakiegoś czerwonego – powiedziała.
Grayson podążył za nią, nie przestając się uśmiechać.
W miarę zbliżania się do rozgadanego tłumu degustatorów zwolniła
kroku.
Biznesowe rozmowy popołudnia ustępowały miejsca wieczornym
śmiechom i pogaduszkom. Wysokie barowe stoły pokryte były czarnymi
obrusami i zastawione świecami i kieliszkami z rżniętego szkła.
Grillowy dym stał się teraz bardziej ciężki i aromatyczny. Obok rusztów
czekały gotowe do pieczenia kawałki mięsa i warzyw.
Nelle czuła się jak teleportowana z biznesowego spotkania w północnej
Kalifornii na wspaniałe wakacje w Toskanii. W najśmielszych marzeniach
nie przypuszczała, że kiedykolwiek weźmie udział w podobnej imprezie, że
pozna tak znaczące postacie, w tym samego Reida Begaye’a.
Janelle to była gąsienica. Bała się zejść ze swojego liścia, bała się
wszystkiego. A Nelle będzie jak piękny motyl. Będzie latać wysoko,
podróżować daleko, przekraczać wyznaczone granice. Spełniać swoje
marzenia.
Wszystko dzięki Graysonowi.
Jeszcze rok temu przez myśl by jej nie przeszło, że będzie cokolwiek
mu zawdzięczać. Ale przemiana gąsienicy w motyla pociąga za sobą
zmianę perspektywy. Czy motylom też kręci się w głowie, jak jej teraz?
A może ją tak oszałamia bliskość Graysona.
– Najznaczniejsze persony skupiły się wokół ostatniego stolika po
lewej – usłyszała jego basowy szept. – Tam stoi właściciel winnicy.
Grayson pomachał ludziom przy rzeczonym stoliku, a oni
odpowiedzieli mu tym samym.
– To oczywiście też twój znajomy.
Zaprowadził ją do stolika, gdzie zostali powitani przez Evana Fletchera
i jego partnera biznesowego, Luke’a Dallasa. Evan niedawna kupił
przedsiębiorstwo St. Isadore Wines. Nelle zajęła się degustacją, a panowie
rozmową o przejęciach nowych firm.
Nelle nie była tym tematem zainteresowana, a kieliszek wina pozwalał
jej nie trzymać ciągle za rękę Graysona, co ją kusiło i krępowało
jednocześnie.
A może on ma rację? – pomyślała. Przeszłość to przeszłość, nie
powinna wpływać na dzień dzisiejszy.
Ale czy naprawdę? Bijąc się z tymi myślami, nawet nie zauważyła,
kiedy opróżniła kieliszek. A przecież na degustacji powinno się trunek
sączyć powolutku, tak pisali w internecie.
Poczuła na sobie wzrok Evana.
– Poczytuję to sobie za zdrowy wyraz uznania – odezwał się
mężczyzna. – Pozwól, że ci doleję. Taka mała ilość nie pozwoliła w pełni
docenić walorów mojego wina.
Po nawet tak delikatnej aluzji Janelle schowałaby się gdzieś w cieniu
i zaczęła zmierzać ku wyjściu.
Ale ton Evana był lekki i żartobliwy. Luke też przyglądał się Nelle
życzliwie, a Grayson…
Cóż, wzrok Graysona powodował, że coraz częściej zaczynało
brakować jej tchu.
Uniosła kieliszek, stuknęła palcem w jego krawędź i odszukała
w pamięci gdzieś przeczytaną frazę:
– Treściwe, o przyjemnej kwasowości zrównoważonej lekką nutą
słodyczy, urzekająco wytrawne. Jednym słowem: poproszę.
Evan wykonał jej polecenie, po czym wręczył jej nieotwartą butelkę.
– Proszę, to dla ciebie, weź do domu. Zasłużyłaś – dodał, po czym
zwrócił się do Graysona: – Zuch dziewczyna!
– Też tak uważam – odparł Grayson.
Tym razem Nelle sączyła wino powoli, świadoma, że jej policzki
nabierają koloru tego, co ma w kieliszku, i stają się gorące. Ale ich
temperatura była niczym w porównaniu z tą, którą czuła w środku. I która
rosła, ilekroć jej ramię otarło się o ramię Graysona.
Może dla niego to jest spotkanie biznesowe. Dla niej – zdecydowanie
randka.
I nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Grayson przyglądał się, jak Nelle dyskutuje z Lukiem o metodach
stosowanych przez Create4All w celu pobudzenia rozwoju dziecka. Śmiała
się, odrzucała do tyłu głowę, eksponując piękną długą szyję. Miał ochotę
przycisnąć usta do tej szyi. No i ucałować te jej urocze, to znikające, to
pojawiające się na policzkach dołeczki.
Evan poklepał go po ramieniu.
Mężczyźni poznali się na podobnej imprezie, stan kont obydwóch był
wówczas bliski zeru. Ale potem Grayson znalazł inwestorów dla dwóch
start-upów Evana, a jeszcze później skontaktował go z Lukiem Dallasem.
Łącząc swoje nadzwyczajne talenty, Evan i Luke założyli firmę medyczną
stosującą najnowsze technologie. Firma okazała się sukcesem na miarę
podboju kosmosu i teraz Evan mógł sobie pozwolić na zakup winnicy St.
Isadore.
– To jest niezłe. – Grayson uniósł kieliszek. – Choć na ogół nie jestem
fanem kupażowania.
– To prawdziwy przebój. Na razie mam tylko kilka butelek.
– Facet ma talent – przyznał Grayson. – Mam na myśli twojego
technologa.
– Babka ma talent – poprawił go Evan. – To jest ona.
Grayson uniósł brwi.
– Chętnie ją poznam. Gdzie ona jest?
– W pracy. A może w domu? Skąd niby mam wiedzieć? – odburknął
Evan z nieco roztargnioną miną.
– Rozumiem. – Grayson dolał sobie wina.
– A właściwie dlaczego tu jesteś? – spytał go Evan. – Mówiłeś, że nie
przyjedziesz.
– Zmieniłem zdanie.
– I chyba nawet wiem dlaczego – mruknął Evan, patrząc na Nelle. – Już
kojarzę – dodał z kamienną twarzą. – To jest dziewczyna z karnawału
weneckiego i ze zdjęć w „Tygodniku Doliny Krzemowej”. Tak, to na
pewno ona – dodał, gdy Nelle odwróciła się do nich, uśmiechnęła
promiennie i uniosła w górę swój kieliszek, po czym wróciła do
konwersacji z Lukiem.
– Co to ma znaczyć? – oburzył się Grayson.
Miał setki znajomych, ale przyjaciół – takich, na których można
polegać w każdej sytuacji – mógł policzyć na palcach jednej ręki. A jeśli
Evan mu się teraz nie wytłumaczy, będzie ich miał jeszcze mniej.
– Codziennie muszę wysłuchiwać, jak Luke wychwala swoją żonę. –
Evan uniósł dłoń w pojednawczym geście. – I teraz widzę, że z twojej
strony wkrótce czeka mnie to samo. Romantyczna miłość, cholera. Nie
będzie już dla mnie ratunku.
Romantyczna miłość?
Grayson spojrzał na Nelle. Omiótł wzrokiem jej bujne kształty i talię
osy.
Fakt, ona mu się podoba. Miał nadzieję, że podzieli się z nim swoją
wizją El Santo i potrzeb tamtejszych mieszkańców. I – tak, to prawda –
pożądał jej.
Ale pożądanie i miłość to dwie zupełnie różne rzeczy.
Nie miał zamiaru się zakochać. Został mu miesiąc na zamknięcie
swoich spraw w Monk Partners, a potem stanie u boku ojca, gdy ten ogłosi,
że nie będzie się ubiegał o reelekcję. A następnie wystartuje z własną
kampanią.
Poważnie traktował rodzinną tradycję. Ona zobowiązuje. Nie ma czasu
na roztrząsanie, czy iskrzenie między nim a Nelle to coś poważniejszego,
czy to tylko jego libido szuka dla siebie ujścia.
I na pewno nie zgodzi się na ten żałosny, wydumany przez Finley plan.
Nie użyje Nelle jako rekwizytu, za bardzo ją lubi.
– Coś widzę, że ta winnica to może nie była w twoim wypadku
najlepsza inwestycja – odezwał się na widok Evana otwierającego następną
butelkę.
– Pamiętasz, jak Luke patrzył na Danicę na zeszłorocznej gali
dobroczynnej? – zapytał go Evan. – Ja teraz widzę coś podobnego w twoich
oczach, przyjacielu.
– A mnie się wydaje, że widzisz po prostu dno butelki i jesteś smutny –
odparł Grayson. – Obiecaj, że zostaniesz tu na noc. Nie możesz prowadzić
auta.
– Jestem trzeźwy jak świnia – zapewniał Evan, wskazując ręką gości
przechodzących do stołów z jedzeniem. – Podano kolację. Ale tak
naprawdę ciekaw jestem, jaki będzie dziś twój deser. Przepraszam, muszę
się wmieszać w tłum i trochę pohandlować wińskiem. Inaczej ta impreza mi
się nie zwróci. Pogadamy później.
– Oby nie – mruknął Grayson. – Jeszcze wina? – zaproponował Nelle,
która właśnie do niego podeszła, bo Luke dołączył do Evana.
Może i oni powinni coś zjeść? Ale Graysonowi się nie śpieszyło. Im
później zjedzą kolację, tym dłużej będzie trwał ten czarowny wieczór.
Nelle otaksowała wzrokiem kolejkę do bufetów z żarciem i podała mu
swój kieliszek.
– Tego chyba jeszcze nie próbowałam. – Wskazała jedną z butelek.
Grayson nalał jej odrobinę, po czym zaczął sylabizować opis na
etykiecie: Cabernet Sauvignon z nutami śliwki, wiśni i czarnej porzeczki.
– Muszę ci się do czegoś przyznać. Wino to dla mnie po prostu wino.
Lubię je pić i nie rozumiem, po co ludzie tak to wszystko komplikują –
oznajmiła Nelle.
Roześmiał się i zaczął coś bredzić o procedurze smakowania, ale
w głowie miał tylko jej dekolt kontrastujący z ciemną barwą sukienki,
zgrabne łydki opięte cienką skórą długich butów, jej zwilżone winem wargi.
– Chodzi też o teksturę – dokończył zupełnie już bez sensu. – Żeby ją
ocenić, bierzesz wino do ust i…
Włożył ręce do kieszeni, by nie dostrzegła, że jego spodnie zrobiły się
dziwnie ciasne. Zaczynało mu to już doskwierać.
– A jak już je wezmę, to co dalej?
Stała przed nim twarzą w twarz, na odległość przedramienia. Sięgnął po
butelkę stojącą przy jej łokciu i poczuł, że ma teraz wybór: albo naleje jej
jeszcze wina, albo złapie za rękę, zaciągnie do winnicy, znajdzie jakieś
odosobnione miejsce i pokaże jej, co dalej.
– Możesz wybrać – wychrypiał, walcząc z suchością w ustach.
– Mam to wino połknąć? – zapytała.
– Jest taka możliwość, chociaż… nie radzę.
– Naprawdę? Ja mam inne zdanie, to byłaby ogromna strata… Wina,
rzecz jasna.
– Degustacja rządzi się innymi prawami. Im więcej połykasz, tym
szybciej ona się dla ciebie skończy.
– Oj, tego bym nie chciała – odparła z łobuzerskim uśmieszkiem. –
Jedno, co wiem o degustacjach wina, to fakt, że warto je przeciągać
w nieskończoność.
Po serii manewrów i podchodów, jakie ich dłonie wykonywały
w trakcie tego nieco pokrętnego dialogu, ich palce splotły się na wspólnie
trzymanej butelce.
Na gali Nelle wydała się Graysonowi nieco chłodna, pełna rezerwy,
prawdziwa królowa.
Teraz z włosami rozwiewanymi przez morską bryzę, z błyszczącymi
oczami i ustami podkolorowanymi czerwonym winem i z tymi ponętnymi
krągłościami była po prostu ludzka. Kobieta z krwi i kości.
Ciekawe, czy gdyby teraz wyszeptał jej do ucha, co ma ochotę z nią
zrobić, pojawiłyby się jeszcze do kompletu owe urocze dołeczki
w policzkach?
– Jesteś głodna? Masz ochotę na coś? – zapytał, czując w nozdrzach
aromat szlachetnego dymu i przypiekanej wołowiny.
– Zależy na co.
– No, tu mamy grilla albo…
– Albo co? – wyszeptała.
– Grayson! O, tam jesteś!
Z drugiego końca tarasu machał do niego facet w markowym stetsonie,
sportowym płaszczu i spodniach khaki.
– Kto to jest? – zapytała Nelle.
– Jak to kto? Reid Begaye!
Nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.
Reid Begaye przebijał się ku nim przez tłum, ściskając po drodze ręce
i wymieniając powitania z pokaźną liczbą gości. Graysona i jego partnerki
nie tracił jednak z oczu ani na chwilę. Nelle była pewna, że gdyby ten
potentat spóźnił się choć o minutę, już by ich tu nie zastał.
Samochodem Graysona mknęliby w kierunku najbliższego miejsca,
gdzie można wynająć pokój z łóżkiem. Albo nawet włamaliby się do
budynku zarządu winnicy i znaleźli jakieś ustronne pomieszczenie. A ona
zrobiłaby coś, czego rano by żałowała.
Odsunęła się od Graysona, butelkę postawiła na stole. Jeszcze tylko
kilka głębokich oddechów i już będzie mogła uprzejmie uśmiechnąć się do
Reida.
– Podobno mnie szukałeś – powiedział przybysz, ściskając dłoń
Graysona. – Reid Begaye – przedstawił się, kierując wzrok na Nelle.
Był prawie tak wysoki jak Grayson, ale różnił się od niego bardziej
zwalistą sylwetką i krótko ostrzyżonymi włosami. Grayson był wesoły
i otwarty, podczas gdy skryta w cieniu nasuniętego na czoło kapelusza
twarz Begaye’a robiła wrażenie nieprzeniknionej.
Mimo to spodobał się Nelle. Uścisk jego dłoni był silny, patrzył jej
prosto w oczy.
– A więc to ty jesteś Nelle – powiedział. – Luke Dallas mówił mi
o tobie. Zajmujesz się działalnością charytatywną na rzecz dzieci, tak?
– Tak, pracuję dla Creative4All, chętnie opowiem ci coś więcej.
Uśmiech rozjaśnił twarz Reida i wydał się on teraz Nelle znacznie
bardziej przystojny.
– Coś ci powiem. Miałem bardzo ciężki dzień. Przyleciałem z Sydney,
potem jakaś impreza, teraz to. Nie odróżniam swojej prawej ręki od lewej.
Mogę rozmawiać tylko z typami takim jak on. – Wskazał kciukiem
Graysona. – Bo do tego nie potrzeba mózgu.
– Nie? – żachnął się Grayson. – To już teraz rozumiem, dlaczego
sprzedałeś Swynn Industries, mimo że ci to odradzałem. Mówiłem, że
nabywcy doprowadzą firmę do upadłości, co też się stało.
Reid nie spuszczał wzroku z Nelle.
– No tak, Grayson miał wtedy rację, pozwólmy mu się tym cieszyć.
– Mam nadzieję, że w kwestii twojego nastawienia do pomagania
dzieciom też się nie myli – roześmiała się Nelle.
– Owszem, tu też ma rację. Kazałeś mi przyjść, żeby dwukrotnie okazać
swoją wyższość? – Reid klepnął Graysona po ramieniu.
– Fundacja Nelle naprawdę potrzebuje w tym roku solidnego sponsora –
odparł Grayson, poważniejąc.
– Rozumiem, ale żeby o tym pomówić, muszę przynajmniej trochę się
wyspać. – Reid zwrócił się do Nelle. – Co powiesz na jutrzejsze śniadanie?
Siódma trzydzieści, może być? Opowiesz mi o swojej organizacji.
W hotelu, gdzie mam konferencję. Mam już jakieś spotkanie, ale przesunę
je, żeby cię przyjąć.
– Przyjdzie na pewno – odpowiedział Grayson, zanim zdążyła otworzyć
usta. – Dzięki, Reid. Wiem, jak wypełniony masz harmonogram. Zaraz po
konferencji lecisz do Azji, prawda?
– Zgadza się, cóż, biznes to biznes. – Reid jeszcze raz klepnął Graysona
w ramię. – Miło było cię spotkać choćby po to, żeby przypomnieć sobie
swój dawny błąd. A ciebie miło było poznać. – Skłonił się Nelle. –
Widzimy się jutro.
Zniknął tak nagle, jak się pojawił, połknięty przez kolejną grupę ludzi,
którzy czegoś od niego chcieli.
– Wpół do ósmej rano? – zdziwiła się Nelle, spoglądając na Graysona.
– Tylko wtedy będzie miał dla ciebie czas. Jest bardzo zajęty, także
problemami rodzinnymi, ale to długa historia. Musiałaś zrobić na nim nie
lada wrażenie, skoro wcisnął cię do kalendarza.
– Dobrze wiem, że robi to tylko dla ciebie – odparła.
– On nie ma zwyczaju robić komuś uprzejmości. Spodobałaś mu się –
powiedział Grayson, a jeden z mięśni jego szczęki drgnął.
– Gdzie jest samochód? Jeśli mam być gotowa na jutro rano, powinnam
jak najszybciej opuścić to przyjęcie. Ustawię sobie budzik na trzecią rano,
żeby się przygotować. O nie! – zawołała nagle, wpatrzona w ekran
telefonu. – Na południe od nas zapaliły się zarośla. Nie ma ofiar, ale dym
uniemożliwia ruch na autostradzie. Policja zamknęła wszystkie pasy ruchu.
– Pokaż.
Podała mu telefon. Poczuła ucisk w żołądku i zamknęła oczy, usiłując
sobie wyobrazić, jak będzie mogła dostać się do domu. Okrężny dojazd
zajmie o wiele więcej czasu, a ona i tak ma go niewiele.
– Do rana sytuacja będzie opanowana – pocieszył ją Grayson, oddając
telefon.
– Tak, ale ja muszę się dostać do domu już teraz. Bardzo było miło,
dzięki, że mnie tu zaprosiłeś, ale naprawdę muszę wracać – powiedziała,
czując, jak wypite wino nieprzyjemnie chlupie jej w żołądku.
– Nelle, spokojnie. Oddychaj głęboko.
– Ja po prostu… Wiedziałeś, że fundacja Begaye’a potrafi lekką ręką
odpalić dziesięć milionów na cele charytatywne? – mówiła
rozgorączkowana. – Mnie by wystarczył jeden milion. Create4All mogłoby
zbudować za to ten nowy ośrodek. To dla mnie szansa, nie mogę tego
schrzanić.
– Nie schrzanisz.
Uśmiechnęła się niepewnie.
– Pożegnasz ode mnie Luke’a i Evana? I poproś kierowcę, żeby po
drodze znalazł jakiś fast food. Przecież w końcu nie zjadłam kolacji. Aha.
I jeszcze o czymś zapomniałam…
Nie czekając, aż Nelle sobie to przypomni, Grayson wziął telefon
i poprosił o dodatkowy pokój do jego rezerwacji. Patrzyła na niego
zdziwiona, a on nie przerywał rozmowy:
– Mogę poprosić o połączenie z hotelowym butikiem? Tak? Już daję do
telefonu moją przyjaciółkę. Wszystko, co zamówi, proszę przysłać do
mojego pokoju i dopisać do rachunku.
Podał słuchawkę Nelle.
– Najprostsza opcja to zatrzymać się w hotelu, gdzie odbywa się
konferencja. Zamówiłem ci już pokój, a teraz pogadasz z menedżerką
butiku i zamówisz sobie wszystko, czego ci potrzeba na dzisiejszą noc i na
jutro rano. Ja zapłacę, bez dyskusji.
Patrzyła na niego pełna sprzecznych myśli i odczuć.
– Nie mogę się na to zgodzić – powiedziała w końcu.
– Dlaczego? To w końcu z mojego powodu znalazłaś się w tej sytuacji.
Tyle mogę zrobić, żeby ci pomóc.
– Ale ja…
Kręciła głową w nadziei, że w końcu uzyska jasność myślenia, ale
w rezultacie była coraz bardziej skołowana. W końcu zatrzymać się
w hotelu, gdzie rano ma się spotkać z Reidem, to sensowne rozwiązanie.
Ale z drugiej strony jej dług wobec Graysona w ten sposób rośnie. Fakt,
dotychczas wywiązał się ze wszystkich obietnic, ale to w końcu jest
Monk…
Który bardzo jej się podoba. Flirtowali już przy degustacji wina, a co
dopiero, jeśli zamieszkają pod wspólnym dachem. Chociaż to jest hotel
z wielką liczbą pokoi…
– Nie jestem pewna – zaczęła, gdy Grason rzucił do słuchawki:
– Przepraszam, że musiała pani czekać. Proszę przysłać zestaw
damskich ubrań w rozmiarze… – Spojrzał pytająco na Nelle.
– Nie powiem ci – ucięła.
– No powiedzmy osiem. Styl? Biznes w wersji swobodnej. I jeszcze
coś, w czym można by się przespać.
Nelle wyrwała mu słuchawkę z ręki.
– Rozmiar dwanaście – powiedziała i oddała mu słuchawkę.
A on po skończonej rozmowie miał czelność się uśmiechnąć!
– Jeszcze nie wyraziłam zgody – przypomniała mu.
– Ciągle masz wybór. Albo tłuczesz się z moim szoferem do domu, albo
jesz wytworną kolację, a potem wysypiasz się do woli tu na miejscu. Ty
decydujesz. – Wzruszył ramionami.
Nelle zacisnęła wargi. Miała ochotę zablefować i wybrać jazdę do
domu. Ale kogo chce oszukać? Odrzucenie oferty Graysona to byłby strzał
w stopę.
– Zgoda – powiedziała – ale pod warunkiem, że sama zapłacę za nocleg
i za ciuchy. Bez dyskusji.
– Jak wolisz. No i zobacz, teraz nie ma już kolejki do bufetów.
Pozwolisz? – powiedział, podając jej ramię.
– Wodzu, prowadź.
Spędzą razem resztę wieczoru, powiedzą sobie dobranoc i rozejdą się
do swoich pokoi. Rano ona spotka się z Reidem Begaye, potem wróci do
domu – może w tym celu nawet wynająć samochód – i już nigdy nie będzie
niepokoić Graysona Monka swoją osobą.
Nigdy.
Na tę myśl serce ścisnęło się jej do rozmiarów ciasnego, wypełnionego
bólem supełka.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Mógłby pan powtórzyć?
– Nie mamy wolnych pokoi – odrzekł recepcjonista. – Jutro jest
konferencja, a dodatkowo wielu gości chce zostać na noc z powodu pożaru.
– Ale ja zarezerwowałem pokój telefonicznie – przypomniał Grayson.
Przez resztę wieczoru w winnicy zachowywali się wobec siebie
swobodnie, na granicy żartobliwego flirtu. Jednak gdy znaleźli się
w samochodzie wiozącym ich do hotelu, oboje zamilkli i zaczęli wgapiać
się w swoje telefony.
Nelle miała oczywiście pytania od pani Allen – jak jej poszły starania
o fundusze, i od Yanice – jak jej poszło z Graysonem. Grayson dostał chyba
jakąś nieszczególnie pomyślną wiadomość, bo na jego czole pojawiła się
pionowa bruzda.
– Zgadza się, panie Monk, pana prośba o dodatkowy pokój jest
w komputerze – mówił recepcjonista. – Przenieśliśmy więc pana
z apartamentu do bungalowu, który ma ogólnie większą powierzchnię.
– Chodziło mi o pokój, nie o powierzchnię.
– Przykro mi, źle pana zrozumiano, ale pokoi i tak nie mamy. Mogę
zapytać w naszym siostrzanym obiekcie.
– Chcę rozmawiać z pana przełożonym. Zaczekam.
Nelle podeszła i dotknęła jego ramienia.
– Zgódźmy się, bungalow brzmi zachęcająco. Na pewno lepiej niż jazda
nocą po bezdrożach.
– Chciałem, żebyś miała dobre warunki. Jeśli menedżer nic nie poradzi,
ty idziesz do mojego pokoju, a ja będę spał tu, w holu.
– Nie odgrywaj męczennika. A już na pewno nie z mojego powodu. –
Spojrzała na zrozpaczonego recepcjonistę. – Bierzemy ten bungalow –
powiedziała.
Recepcjonista uśmiechnął się i rzucił coś w słuchawkę.
– Proszę zaczekać, zaraz ktoś przyjdzie i zaprowadzi państwa na
miejsce. Pańskie bagaże już tam są, panie Monk.
W każdej innej sytuacji nocleg w Księżycowej Oberży, jednym
z najbardziej ekskluzywnych hoteli w Kalifornii, byłby dla Nelle
niesłychaną atrakcją. I w dodatku w przypominającym wiejską chatę,
ukrytym przed wzrokiem ciekawskich, typowo instagramowym
bungalowie!
Była tam sypialnia ze świeżo wykrochmaloną pościelą, living room
z kuchenką, świetnie zaopatrzonym barkiem i lodówką wypełnioną
przysmakami, ze specjalną częścią na przechowywania miejscowych win.
Nie zabrakło wielkiej kanapy, dwóch foteli, biurka, stołu i kominka,
przed którym rozpostarto na podłodze baranią skórę. Na licznych stolikach
ustawiono kubełki z lodem i szampanem, wina, czekoladki, owoce i kwiaty.
– Urocze przeprosiny – zauważyła Nelle. – A co jest w tych
papierowych torbach?
– Twoje ciuchy na jutro – odparł Grayson, nie odrywając wzroku od
laptopa.
Pobieżny przegląd ujawnił, że torby zawierają ubrania, kosmetyki
i bieliznę najwyższej jakości.
– Chcesz, żebym posłała sobie na kanapie, dopiero jak skończysz? –
spytała, mając na myśli jego pracę na laptopie.
– Ty śpisz tam – odparł, ruchem głowy pokazując drzwi sypialni. – A ja
nie muszę mieć na kanapie pościeli, wystarczy mi koc.
– Nie mogę pozwolić, żebyś spał tutaj. Widziałeś to łóżko? Jest
cudowne! – Zamilkła, przypomniawszy sobie, jak jeszcze nie tak dawno
marzyło o tym, by dotrzeć z nim do jakiegoś miejsca noclegowego. – Nie
ma mowy, ty je bierzesz. Takie są zasady.
– Mam jeszcze dużo pracy. Łóżko jest twoje – odparł stanowczo, nie
ruszając się z miejsca.
– Skoro tak uważasz…
No tak, ale co ona ma teraz zrobić? Uścisnąć go w ramach
podziękowania? Pocałować na dobranoc?
– Śpij dobrze. A gdybyśmy się rano nie widzieli, życzę powodzenia na
spotkaniu z Reidem. Jak skończycie, samochód odwiezie cię do miasta –
odparł wciąż wpatrzony w ekran.
A więc ją odprawił. No i dobrze, nie będzie problemów. Jutro się
pewnie miną i potem już nigdy nie spotkają. Uśmiechnęła się radośnie,
powiedziała mu dobranoc i zamknęła za sobą drzwi sypialni.
Tylko dlaczego drżały jej ręce i coś piekło pod powiekami? Trudno jej
będzie zasnąć ze świadomością, że Grayson jest zaledwie kilka metrów
dalej.
Kilka godzin później rzeczywiście jeszcze nie spała. Mimo że łóżko,
w którym leżała, było najwygodniejsze z tych, które wypróbowała w życiu,
a w pokoju było cicho i ciemno. Co więc przeszkadzało jej zasnąć?
No tak, to pewnie odwodnienie. Wypiła dużo wina, jedzenie było ostre,
musi więc napić się wody. Zapaliła światło. W sypialni nie było jednak
minibaru, a w łazience szklanek.
Hmm…
Przecież w pokoju obok jest multum butelek wyśmienitej wody
mineralnej.
Zegarek wskazywał drugą w nocy, Grayson na pewno już śpi. Nie
zauważy, jak ona sobie weźmie coś do picia.
Wstała i na gołe ciało wciągnęła jedną z sukienek z tutejszego butiku.
Piżamy jej nie dostarczyli, widocznie uznali, że nie ma takiej potrzeby.
Po cichu otworzyła drzwi do pokoju. Słaby płomień z kominka
oświetlał postać na wpół siedzącego, śpiącego na kanapie Graysona.
Wyglądał tak młodo i… bezbronnie, że aż ścisnęło jej się serce. Nigdy nie
myślała o nim w tych kategoriach.
Na jego kolanach ciągle leżał otwarty laptop. Może się zsunąć na
podłogę, a kosztował na pewno niemało.
Nelle na paluszkach podeszła do kanapy, uklękła i wyciągnęła rękę.
I nagle… zauważyła odbicie ogników z kominka w otwartych oczach
Graysona.
Od pamiętnej gali dobroczynnej śniła mu się każdej nocy. Teraz pewnie
też. Klęczy przy nim. Wyciągnął rękę i przyciągnął jej głowę do siebie.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że nawija sobie na palec prawdziwy
kosmyk włosów i że właśnie usłyszał jej westchnienie. A więc to nie sen.
– Przepraszam, nie chciałam ci przeszkodzić. Ja po prostu… – paplała
coś bez sensu, rozkojarzona tak samo jak i on. – Zobaczyłam laptop,
chciałam go… – ruchem ręki naśladowała zamykanie urządzenia –
zabezpieczyć.
Jego laptop rzeczywiście prawie już zsuwał się na podłogę. Oboje
jednocześnie go złapali.
Ich dłonie się spotkały.
No teraz już na pewno nie zasnę, pomyślał Grayson, siadając. Wziął
komputer z rąk Nelle i położył go na stoliku. Ona jest tak blisko. Wystarczy
się nachylić i dotknąć ustami jej warg.
– Nelle – szepnął. – Jeśli zaraz nie pójdziesz do siebie, będę musiał cię
pocałować. Wybór należy do ciebie.
Zaskoczona wyprostowała się, jakby miała zamiar wstać i wyjść.
No i dobrze. On nie ma czasu na poważny związek, a przelotne romanse
zawsze wbrew pozorom obarczone są ukrytymi kosztami. Zresztą przygoda
na jedną noc z Nelle? Nie, to nie miałoby racji bytu.
Naprawdę ją polubił i nie chciałby, by przez niego cierpiała. Zresztą już
i tak patrzyła na niego podejrzliwie, mając w pamięci rzekome zaszłości
między ich ojcami.
Z drugiej strony, jeśli jej teraz nie pocałuje, do świtu chyba oszaleje.
– No więc? – ponaglił ją ochrypłym głosem.
Wstała. A więc wyjdzie.
Zanim jednak zdążył poczuć zawód, Nelle przysiadła na brzegu kanapy
i wzięła do ręki talerz truskawek w czekoladzie.
– Mam apetyt – wyjaśniła bezceremonialnie, rozgryzając soczystą
słodycz. – Ale na coś innego – dokończyła, odwracając się twarzą do niego.
On też był głodny. Łaknął jej i tej niepowtarzalnej rozkoszy, którą
mogłaby mu zaoferować. Ich wargi się spotkały, a truskawkowy sok
wtargnął mu do ust.
Całowanie się w miejscu publicznym było podniecające, ale całowanie
jej na osobności to prawdziwa erotyczna uczta.
Z tym że niezbyt wygodnie jest całować się, siedząc obok siebie.
Zmienili więc pozycję: ona usiadła mu na kolanach, ściskając udami jego
uda, a on objął jej pośladki. Dotyk aksamitu jej sukienki był dodatkowo
podniecający.
Erekcji doznał już w chwili, gdy poczuł smak truskawki na języku.
A potem jego członek tylko twardniał. Ujął dłońmi jej obfite i miękkie
piersi i zaraz potem oderwał wargi od jej ust.
– Co jest? – spytała.
– Powinniśmy na tym poprzestać.
– Naprawdę chcesz?
Nie, nie chciał. Chciał zdjąć z niej tę aksamitną sukienkę, wziąć do ust
brodawkę piersi, uwolnić swoją erekcję z tekstylnego więzienia i ujrzeć, jak
truskawkowe wargi Nelle obejmują jego członek. Chciał ją położyć na
baraniej skórze, sięgnąć wargami między jej uda i słyszeć, jak jęczy,
a potem głośno krzyczy.
– Jest późno, a ty masz rano ważne spotkanie – zauważył.
– Uważasz, że teraz robimy coś mało ważnego? – Uśmiechnęła się,
napierając na jego przyrodzenie.
– Pragnę cię. Ale nie chcę, żebyś myślała, że to zaplanowałem.
– Coś ty! Ja też tego nie planowałam. Ale skoro tu już jesteśmy, to
brnijmy w to dalej, bo inaczej chyba eksploduję.
Zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, wsunęła dłoń do środka i pieściła
jego sutki.
– Skoro nalegasz… – Uśmiechnął się w odpowiedzi, bo czuł, że nie
tylko jej grozi eksplozja.
– A jeśli już tak bardzo troszczysz się o mój wypoczynek, orgazm na
pewno pomoże mi zasnąć – szeptała, wodząc ustami po jego twarzy i uchu.
A potem wstała i ściągnęła sukienkę przez głowę. Patrzył na nią
zauroczony. Pod spodem nie miała absolutnie nic.
Piersi miała piękniejsze, niż był w stanie sobie wyobrazić. Poniżej talii
w kształcie klepsydry ciemniał trójkąt porośnięty krótkimi kędziorkami.
Biodra miała szerokie i kształtne.
– Twoja kolej – rzekła z uśmiechem.
Nie musiała tego powtarzać. Musiał się pozbyć większej ilości
garderoby niż ona. Gdy uporał się z obuwiem, podniósł wzrok i zobaczył,
że Nelle znikła. Zawołał ją. Natychmiast wyłoniła się z łazienki.
– Przejrzałam zawartość koszyka z przyborami toaletowymi –
tłumaczyła się. – Nie wzięłam z sobą prezerwatyw, myślałam, że znajdę je
w hotelowej łazience, ale nie ma ich. A ty? Masz coś?
– Nie.
Od ukończenia studiów nie nosił w portfelu kondomów.
– Och.
Spojrzała na niego. Męskie ego Graysona zostało mile połechtane
podziwem dla jego warunków fizycznych, jaki ujrzał w jej oczach.
– Ciągle nie zdjąłeś prawej skarpetki – wykrztusiła.
– To się da naprawić. Chyba że z powodu braku gumki zmieniłaś
zamiar.
– Pozwól, ja to zrobię – odparła, klękając przed nim i powoli rolując
jego skarpetkę i pieszcząc kolejne odsłaniane skrawki skóry.
Grayson z trudem opanował jęk. Skąd mógł wiedzieć, że dolna część
łydki to też strefa erogenna? Jego erekcja pulsowała dotkliwie.
Po zdjęciu skarpetki Nelle przysiadła na piętach i przyglądała się
partnerowi spod opuszczonych powiek.
– Myślałam o tym od kilku dni – zaczęła. – No bo skoro już tu jesteśmy
i nie mamy jak się zabezpieczyć…
Jej wilgotne, niewiarygodnie gorące wargi objęły jego członek. Pieściła
go dłońmi i językiem tak umiejętnie, że w końcu ujrzał gwiazdy pod
powiekami. Pomyślał, że jego niedawne fantazje właśnie się spełniają, ale
doznania były o wiele silniejsze od wyobrażeń.
Uniósł ją lekko i przesunął na leżącą przed nimi baranią skórę. Nie
chciał, by ta ich noc skończyła się tak szybko. Bo nie wiedział, czy będzie
następna. Nawet i ta nie miała prawa się wydarzyć, ale skoro już się
wydarzyła, warto skorzystać z niej do końca.
Położył Nelle na wznak przed kominkiem i ustami znaczył drogę od jej
piersi ku wnętrzu ud. Potem odnalazł i pieścił łechtaczkę. Nelle drżała,
dyszała, wykonywała gwałtowne ruchy biodrami. W końcu jej ciało
przeszedł dreszcz i krzyknęła głośno. A on wtedy udał się w znaczoną
pocałunkami drogę powrotną, po czym położył się obok niej, oparł głowę
na łokciu i wodził palcem po brzuchu, przyglądając się jej powrotowi do
świata żywych.
I nagle z całą jasnością uprzytomnił sobie coś, co już wcześniej
przeczuwał.
Ona mu się podoba. Naprawdę. Bardzo.
I wybrał najgorszy chyba moment, żeby to sobie uświadomić.
Nelle zatrzepotała powiekami.
– Było… w porządku – wyszeptała.
– W porządku? – Uśmiechnął się do niej. – Najpierw nazywasz mój
pocałunek zadowalającym, a teraz…
– Jak zwał, tak zwał. A teraz pozwól mi odzyskać oddech, bo gdzieś
chyba wyemigrował.
Pocałował ją w czoło.
– Jeden orgazm dostarczony – stwierdził. – Zaśniesz teraz?
– Niewykluczone. – Spojrzała na niego sennym wzrokiem. – Ale bardzo
nie lubię zasypiać z nieczystym sumieniem.
– Skąd to poczucie winy? – roześmiał się.
– Nie odrobiłam zadania.
Wzięła w rękę jego penis i znalazła najczulsze miejsce. Grayson jęknął
i położył się na plecach. Pozwolił jej dokończyć to, co zaczęła wcześniej.
Doszedł tak szybko i gwałtownie, że chyba nawet na minutę całkiem
odpłynął.
A potem zaprowadził ją do łóżka, otulił, położył się obok i zasnął,
obejmując ją w pasie.
Niestety po niecałych dwóch godzinach zadzwonił telefon.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nelle zignorowała dzwonek, chcąc jak najszybciej wrócić do swego
fascynującego snu. Śniło jej się mianowicie, że jest w łóżku z Graysonem
Monkiem, że się z nim kocha. Och, trzeba koniecznie znów zasnąć, tylko ta
poduszka coś taka twarda i niewygodna.
Telefon nie przestawał dzwonić, ale ją ostatecznie obudziło głośne
chrząknięcie. I wtedy zorientowała się, że jej głowa spoczywa na twardej
męskiej piersi. A bohater jej snu wpatruje się w nią rozbawiony.
– To chyba twój telefon – odezwał się Grayson.
– Przepraszam – odparła skołowana. Naprawdę jest w łóżku
z Monkiem. I do tego całkiem goła.
Owinęła się prześcieradłem, by trochę zwiększyć dystans, ale to
niewiele dało, bo Grayson na dzień dobry obdarował ją długim
pocałunkiem.
A potem sięgnął do nocnego stolika i podał jej wciąż dzwoniący
telefon.
– Dzięki. – Spojrzała na ekran i zerwała się na równe nogi. – Boże, to
mój budzik! Mam spotkanie z Reidem Begaye’em.
Grayson przyglądał się, jak Nelle w popłochu zbiera z podłogi
papierowe torby z zakupami i udaje się z nimi do łazienki.
Gdy mieszkała z Harrym, starała się nie dopuścić do tego, by widział ją
zapuchniętą, pogniecioną i nieumalowaną. Ale teraz zaczynała życie
według nowej zasady: śmiało, odważnie, z wiarą w siebie i bez zbędnego
wstydu. Zresztą nie miała się czego wstydzić, po ostatniej nocy czuła się
naprawdę piękna.
Grayson przekonał ją, że jest wystarczająco dobra, także dla niego.
I to jej odpowiadało. Nie musi przepraszać za to, że nie jest ładniejsza,
mądrzejsza czy bardziej wyrafinowana. Jest, jaka jest. Ot i cała filozofia.
Harry nigdy nie patrzył na nią z podziwem. A w pełnym uznania
wzroku Graysona mogłaby się dosłownie pławić.
Wyszła z łazienki ubrana w szare spodnie z cienkiej wełny
i w granatowy kaszmirowy sweter, tak lekki i miękki, jakby tkały go anioły.
Umyty i ogolony Grayson – mieli do dyspozycji dwie łazienki – siedział
już w living roomie wpatrzony w ekran swojego laptopa.
Podniósł na nią wzrok.
– Brawa dla tego, kto wybrał dla ciebie ten obłędny sweter –
skomplementował jej wygląd.
– Jest w porządku? Mogę tak iść na spotkanie?
– W porządku to stanowczo za słabe określenie.
– Dobra, to ja schodzę na śniadanie. Czy…
Zawahała się. Nienawidziła przygód na jedną noc. Bo rano zawsze
następuje moment niepewności. Czy partner zaproponuje kolejne
spotkanie? Czy zadzwoni? Przyśle esemesa? Dlaczego nie potrafiła
oddzielić seksu od oczekiwań co do przyszłości? Powinna jeszcze nauczyć
się, jak cieszyć się chwilą.
To, co dotychczas przeżyła z Graysonem, było już wystarczająco dobre.
– Chcę się oficjalnie pożegnać – powiedziała, wyciągając rękę. – A nie
uciec tak jak ostatnim razem. Jeszcze raz dziękuję, że zaprosiłeś mnie na tę
degustację. Koszty mojego stroju pokryję czekiem.
Jak tylko coś wpłynie na moje konto, dodała w myślach.
Grayson wstał, ale nie uścisnął jej ręki.
– To zabrzmiało tak… ostatecznie – zauważył.
– Chyba tak jak powinno. Jesteśmy dorośli. Dorośli ludzie uprawiają
seks i nie musi to dla nich znaczyć nic więcej, prawda?
Wziął jej rękę, ale nie wykonał pożegnalnego uścisku, tylko przyciągnął
ją do siebie.
– No to się różnimy – stwierdził. – Bo dla mnie to znaczy bardzo dużo.
– Naprawdę? – Spojrzała na niego uważnie.
Głaskał kciukiem jej podbródek, a potem długo ją całował.
– Naprawdę – wyszeptał prosto w jej usta. – Ale skoro ty masz inne
odczucia, muszę je uszanować – dodał, zasiadając z powrotem do
komputera. – Po twoim spotkaniu będę czekał w holu.
Nie wiedziała, co może powiedzieć po takim pocałunku. A co gorsza,
zupełnie nie czuła się gotowa do zaprezentowania działalności swojej
organizacji.
Ale jego zachowanie dawało nadzieję, że to jeszcze nie koniec. I to ją
uskrzydliło.
Reid był czarujący. Tak, to najtrafniejsze określenie. Inteligentny,
dowcipny, słuchał uważnie jej słów, zadawał trafne pytania. Miał też wiele
celnych uwag. Spotkanie trwało dwie godziny, ale upłynęło jak jedna
chwilka.
No może niezupełnie, bo Nelle cały czas myślała też o tym, że za
chwilę znów spotka Graysona.
Na koniec Reid obiecał zasilić budowę nowego ośrodka Create4All
kwotą co najmniej dwóch milionów dolarów. Rozmowa zeszła więc na
konkrety.
– Ale najpierw musimy się przekonać, czy twoja organizacja
funkcjonuje zgodnie z przyjętymi przez nas standardami finansowymi.
Uprzedzam, że pod tym względem jesteśmy dość rygorystyczni.
Przeprowadzimy szczegółowy audyt.
– Jasne, nasz zarząd chętnie udostępni wam wszelkie potrzebne
informacje – odparła Nelle, kładąc serwetkę obok niemal nietkniętego
omletu z serem.
– Muszę dać o tym znać mojemu dyrektorowi od spraw grantów.
Pozwól, że napiszę teraz kilka krótkich mejli.
Kiedy skończył, pomógł Nelle wstać zza stołu.
– Nie lubię tak raptownie kończyć wspaniałych spotkań, ale sama
rozumiesz, konferencja – usprawiedliwiał się.
– Połamania nóg w czasie wystąpienia – życzyła mu na pożegnanie.
– Dzięki za cudowne śniadanie – odparł z uśmiechem, ściskając jej
rękę. – I powiedz Graysonowi, że może już dać komendę spocznij.
– Spocznij?
– No chyba tak. Cały czas wyglądał na bardzo zaniepokojonego. – Reid
wskazał głową przeszkloną ścianę.
Nelle odwróciła głowę. Grayson siedział w holu, obserwując ich.
A teraz pochwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się.
Reid opuścił salkę konferencyjną, salutując na pożegnanie do swego
kapelusza. A Nelle była bardziej podekscytowana perspektywą rychłego
spotkania z Graysonem, niż bywała w dzieciństwie w poranki swoich
urodzin.
Spokojnie, upominała się w myślach. Nie mogli odbyć pełnego
stosunku, więc on może teraz zwodzi ją, by do niego doprowadzić, zanim
ostatecznie się rozstaną. To bardzo w stylu Monków. Jego ojciec na pewno
by tak zrobił. Ale może Grayson jest jednak inny…
– Jak ci poszło? – zapytał, gdy zjawiła się w holu.
Poczuła, jak pod wpływem jego uśmiechu topi się od środka.
– Powyżej oczekiwań. Jeszcze raz wielkie dzięki.
– Jeśli Reid udzieli wam dotacji, to będzie wyłącznie twoja zasługa.
Podszedł do niej. Pachniał swoją wodą po goleniu. Rozpoznałaby go po
tym zapachu w najgłębszych ciemnościach. Tak bardzo chciałaby się teraz
z nim w nich znaleźć… Cholera, czyżby ostatnia noc nie rozładowała jej
seksualnego napięcia?
– Zasługujesz na wdzięczność – upierała się. – Wziąłeś mnie tu z sobą,
załatwiłeś nocleg. Nie mówiąc już o innych rzeczach.
– A ty uratowałaś mój komputer przed roztrzaskaniem się o podłogę.
Nie mówiąc już o innych rzeczach.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Zwłaszcza jeśli chodzi o te „inne
rzeczy”.
– Chętnie bym je kontynuował, ale niestety muszę natychmiast jechać
do San Francisco. Parkingowy właśnie podstawia mi samochód. Mogę
podrzucić cię, gdzie chcesz. Z tym, że muszę zahaczyć o domowe biuro,
mam pilną telekonferencję.
– Chętnie się przejadę, a potem pochodzę sobie po ulicach miasta.
Z wyjątkiem gali dobroczynnej właściwie po powrocie do Kalifornii
jeszcze nie byłam w San Francisco.
– Jeśli zaczekasz do końca mojej telekonferencji, chętnie posłużę ci za
przewodnika.
Podał jej ramię i poprowadził tam, gdzie czekał na nich samochód,
jeden z modeli tesli. Hotelowy boy włożył do bagażnika jej rzeczy z butiku.
Nelle zajęła skórzany fotel obok kierowcy, podziwiając ekran
dotykowy, który pełnił rolę deski rozdzielczej. Ten samochód był jak
Grayson – elegancki, nieprzewidywalny, zadziwiający.
Kierując takim autem, Nelle nie byłaby bezpieczna. Za bardzo by
zaufała maszynie i za dużo spraw by sobie odpuściła. Podobnie jest
z Graysonem: jeśli za bardzo mu zawierzy i da się zauroczyć, może się
znaleźć w niezłych tarapatach. Już przecież zlekceważyła niektóre znaki
ostrzegawcze. Pójście w nocy do pokoju, gdzie spał, było wysoce
nierozsądne.
Taka wspólna jazda samochodem też do rozsądnych nie należy.
Gdy dotarli do jego mieszkania w penthousie na osiedlu
apartamentowców w dzielnicy Nob Hill, była już całkowicie trawiona przez
pożądanie.
Z ulgą przyjęła fakt, że zaczeka na niego w salonie, podczas gdy on
zamknie się w swoim gabinecie. Będzie czas na chłodne przemyślenia.
Mieszkanie urządził w typowo męskim, minimalistycznym klimacie.
Meble obite ciemną skórą i hebanowe drewniane półki odcinały się od
kremowych ścian. Do tego kilka abstrakcyjnych obrazów i okno na całą
wysokość pokoju pozwalało na podziwianie widoków miasta i zatoki.
Na stoliku pod ścianą stało kilka fotografii. Z jednej z nich uśmiechał
się do Nelle czarno-biały Grayson. Obok jego siostra o podobnej, mocno
zarysowanej szczęce i ciemnych oczach. Po drugiej stronie Graysona stał
jego ojciec. Nelle poczuła ukłucie pod żebrem. Barretta poznałaby na końcu
świata.
Syn odziedziczył po nim swobodny uśmiech i ciemnoblond włosy
namiętnego surfera.
Dlaczego bohater koszmarów jej dzieciństwa wygląda tak… normalnie?
Zrelaksowany, dumny z dzieci. Ani śladu diabolicznego charakteru.
A przecież ona wie, ile zła wyrządził jej rodzinie. Przynajmniej tak jej
mówiono…
Może Grayson ma rację, mówiąc, że każdy ma swoich idoli? Może jej
ojciec niesłusznie oskarżał Barretta?
– To zdjęcie z ostatniej zwycięskiej kampanii taty – usłyszała za
plecami.
– Skończyłeś już konferencję? Tak szybko? – spytała, odkładając
zdjęcie.
– Nie było sensu dalej tego ciągnąć, mam ważniejsze sprawy na
głowie – mruknął.
– Niepotrzebnie się pośpieszyłeś. Ja tutaj podziwiam sobie panoramę.
– Ja też.
A jednak nie patrzył na plątaninę ulic, tylko na nią. Zrobiło jej się
gorąco.
– Obiecałem oprowadzić cię po mieście – dodał.
– Właściwie to już teraz zwiedzam, popatrz, tam jest…
Wymieniła nazwy kilku znanych obiektów, ale co do niektórych się
pomyliła i musiał ją poprawić.
– A ta mała wysepka tam? – spytała.
– To Alcatraz.
To akurat wiedziała, ale chciała przedłużyć tę chwilę bliskości.
Zapytała go jeszcze o kilka miejsc, aż w końcu przyłapała go na
niewiedzy. Spojrzała mu w oczy i aż się przeraziła – w jego spojrzeniu było
jawne pożądanie.
– Nie wiesz? – spytała.
– Bo nie widzę nic oprócz ciebie.
Puls jej przyśpieszył, w uszach zadudniło.
– A ja nie chcę niczego oprócz ciebie – odparła.
I znów zaczęli się całować.
Poprzednia noc przebiegła w scenerii sprzyjającej spełnieniu marzeń:
seks w świetle kominka z cudownie zbudowanym mistrzem pływackim
z lat liceum. Do tego hotel, w którym noc kosztuje więcej niż jej
całomiesięczny czynsz. Wszystko z lekka nierealne.
Ale teraz…
Pomogła mu zdjąć sweter, po czym wrócili do pocałunku, a on objął jej
piersi. Potem zdjął jej stanik i pieścił twardniejące sutki okrężnymi ruchami
języka.
Nelle rozpięła mu koszulę i przez materiał spodni gładziła coraz
bardziej widoczną wypukłość. Grayson mocno objął ją i oparł jej nagie
plecy o chłodną szybę.
Rozpinał jej spodnie, a ona patrzyła na niego, nie mogą wydobyć
z siebie słowa. Wkrótce miała na sobie tylko lekki trójkącik okrywający
seks.
– To bielizna z hotelowego butiku? – spytał szeptem. – Przypomnij mi,
żebym podziękował osobie, która wybierała te rzeczy dla ciebie – dodał,
gdy przytaknęła ruchem głowy.
A potem przykląkł i całował ją początkowo przez delikatny jedwab,
a gdy już pozbył się majteczek, w ruch poszły jego język i palce. Doszła
błyskawicznie, krzycząc na głos. Nie chciała mu jednak dać odczuć, że
przyczyną jest fakt, iż prawie się już w nim zakochała.
– To było… niezłe – szepnęła, patrząc na niego, gdy trochę
oprzytomniała.
– Niezłe, zadowalające, okej – odparł. – Chcesz, żebym wpadł
w kompleksy?
– Ten kompleks, co tu się rozwija, bardzo mi się podoba – powiedziała,
dotykając przez spodnie jego przyrodzenia. – Nie mów mi teraz, że znów
zapomniałeś o prezerwatywach.
– Lewa kieszeń – mruknął przez zęby.
– No to pora się rozebrać, a potem jej użyć – powiedziała. –
Sypialnia? – szepnęła, gdy już nałożyła mu gumkę.
Odwrócił ją twarzą w stronę okna, o które dotychczas była oparta
plecami.
– Nie bój się, ten budynek jest zabezpieczony przed trzęsieniem ziemi.
Ta szyba wytrzyma nawet ośmiostopniowe – zapewnił.
– To sprzed chwili to chyba było dziesięć stopni – odparła.
Wszedł w nią tak jak stała: z dłońmi i piersiami rozpłaszczonymi na
szybie. Był duży, twardy i bezwzględny. Krzyknęła, gdy zaczął poruszać się
w jej wnętrzu. Robił to tak, by nie odczuwała dyskomfortu. Kolana zaczęły
się pod nią uginać, a on przyśpieszył rytm. Jej orgazm rozwijał się teraz
wolniej, bardziej miarowo, aż w końcu ją pochłonął. On też zaczął drżeć na
całym ciele i razem opadli na dywanik.
– Przysięgłabym, że zgorszyliśmy kilka gołębi – powiedziała, gdy
odzyskała mowę.
– Musimy kiedyś zrobić to w łóżku.
– Ja dziś mam czas do wieczora.
– Ja niestety nie. Obiecałem pewnej osobie, że oprowadzę ją po
mieście.
– Mnie już pokazałeś San Francisco – stwierdziła, wskazując palcem
okno.
– Ale chciałbym, żebyś zwiedziła jeszcze jedno miejsce. Szczęśliwym
trafem znajduje się tam i łóżko.
Zerwała się na równe, choć nieco jeszcze słabe nogi.
– Wchodzę w to.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Grayson patrzył, jak śpiąca Nelle wtula się w pościel, chroniąc się przed
chłodem poranka. Przytulił ją mocniej, wdychając jej słodko-korzenny
zapach. Może powinien wziąć na dziś zwolnienie chorobowe. Ją skłoniłby
do tego samego i oboje mieliby cudowne wagary.
Zaczęliby od treściwego śniadania, by wynagrodzić sobie wszystkie te
posiłki, których nie zjedli, bo nie chcieli opuszczać łóżka. Odrzucił tę
pokusę, przypominając sobie, jak poważnie Nelle traktuje swoją pracę
w Create4All.
On też ma sporo roboty. Na przykład rano spotkanie z…
– Halo, Grayson, jesteś tu? Chyba cię nie obudziłam?
Cholera, Finley. Niepotrzebnie dał jej kod do domofonu.
– Ktoś coś mówił? – Na wpół przytomna Nelle zaczęła się wiercić
w jego objęciach.
– To moja siostra – odpowiedział szeptem. – Zostań tu. Zaraz ją
spławię.
Włożył spodnie od dresu i poczłapał do kuchni, gdzie Finley akurat
robiła sobie cappuccino. Niedobrze.
– Zepsujesz mi automat – ostrzegł ją.
– No właśnie. Jeździsz samochodem bez tablicy rozdzielczej, a kawę
robisz w czymś, co przypomina łazik lądujący na Marsie – narzekała
Finley.
Grayson zrobił kawę jej i sobie.
– Co tu robisz? – zapytał. – Mieliśmy się spotkać po południu.
– Dobre pytanie. Prawie tak samo jak to, co ty robiłeś w weekend.
– Prawie cały czas spędziłem tutaj.
Co było prawdą.
– Wiem, tu jest na to dowód – odparła, podając mu telefon. –
Powinieneś bardziej uważać na paparazzich.
– Co to jest, u licha?
Spojrzał na ekran smarfona i nagle poczerwieniał.
– Nie spodziewałam się, że tak sprawnie zrealizujesz mój pomysł
„dziewczyny wyborczej” – odparła siostra.
Na zdjęciu z internetowej strony „Tygodnika Doliny Krzemowej”
widniało zdjęcie jego oraz Nelle degustujących wina. Wielki tytuł krzyczał:
„Zdemaskowaliśmy Kopciuszka!”, a tuż obok widniała ich wcześniej
opublikowana fotografia z maskarady.
– Ładne zdjęcie – powiedziała Finley. – Pokazuje cię w pozytywnym
świetle. Wszyscy powinni tak cię fotografować.
– To twoja sprawka, prawda? To ty umieściłaś ten materiał w mediach?
– Nie, to nie ja. A jeśli nie chcesz, żeby takie zdjęcia się ukazywały, po
prostu nie całuj się z nikim w miejscach publicznych. Musisz się liczyć
z tym, że po środzie, po rezygnacji taty, takie działania reporterów
przybiorą na sile.
– Owszem, wiem, jestem osobą publiczną. Ale ona nie jest. I ostrzegam
cię, zostaw ją w spokoju. Powiedziałaś po środzie? Przecież ojciec miał
ustąpić dopiero w przyszłym miesiącu.
– Zmienił plany.
Nie, tylko nie to. On nie jest jeszcze gotowy. Musi ogarnąć sprawy
firmy. Musi przekonać się, czy z Nelle to coś poważnego. A to wymaga
czasu.
Nie planował związku, nie uznawał też romansów na jedną noc.
Najrozsądniej byłoby teraz odciąć się od tego, co rodzi się między nim a tą
dziewczyną. Póki jeszcze jest na to czas.
W tym momencie liczyło się dla niego tylko jedno zobowiązanie –
wobec rodziny.
– Nie tak się umawialiśmy, Fin.
– Trzeba było to powiedzieć tacie, zanim jego serce doznało epizodu
tachykardii. Pewnie wtedy nie straciłby przytomności. Ups! – Położyła
sobie rękę na ustach. – Miałam ci nie mówić. Nie chciał cię straszyć.
– Tata stracił przytomność? – Grayson musiał przytrzymać się
najbliższego krzesła, bo zakręciło mu się w głowie. – Przecież lekarze
mówili, że jest na najlepszej drodze do całkowitego wyzdrowienia. Jak
z nim ostatnio rozmawiałem, brzmiał świetnie.
– Na pewno wyzdrowieje. Ale jego serce niezbyt dobrze znosi ten stan
zawieszenia przed ogłoszeniem rezygnacji. Dlatego zdecydowaliśmy się to
przyśpieszyć.
– Mogliście mi powiedzieć. – Grayson pokręcił głową.
– Gdybyśmy to zrobili, rzuciłbyś wszystko, żeby do niego przyjechać,
i start kampanii by się opóźnił. Tata uznał, że będzie lepiej, jak się nie
dowiesz.
– I ty się na to zgodziłaś?
– Ja się tu nie liczę. Jestem tylko pośredniczką, mam sprawić, żeby cały
proces przebiegł jak najsprawniej. Tu chodzi o dziedzictwo rodu Monków.
– Nie jesteś żadną pośredniczką, tylko moją siostrą, a jego córką.
– Dokładniej twoją przyrodnią siostrą, a jego pasierbicą – sprostowała
Finley. – Oraz menedżerką twojej kampanii i szefową jego personelu.
– Wybory nie są ważniejsze niż rodzina.
– Jednego od drugiego nie da się oddzielić – ucięła stanowczo. –
Pomówmy o Kopciuszku – zaproponowała. – Ona jest tą jedyną, czy mam
ci znaleźć jakąś inną wyborczą dziewczynę?
– Wyborczą… kogo? – usłyszeli.
Grayson odwrócił się, choć dobrze wiedział, kogo ujrzy w drzwiach.
Nelle miała na sobie obszerny szlafrok przewiązany w pasie jego krawatem.
Normalnie taki widok wydałby mu się zabawny, ale teraz w głowie
rodziły mu się kolejne odpowiedzi, jakich miałby udzielić na jej pytanie.
Żadna się nie nadawała.
Co ma jej powiedzieć? Że się przesłyszała, że jego siostra zażartowała?
Że on jej wszystko później wytłumaczy?
Milczenie przerwała Finley.
– Cześć – powiedziała do Nelle. – Spotkałyśmy się kiedyś w biurze
Graysona, ale nie zostałyśmy sobie przedstawione. Jestem Finley Smythe.
– Nelle Lasson – odparła Nelle, trzymając głowę tak prosto, jakby miała
na sobie wytworną suknię, a nie płaszcz kąpielowy. – A może raczej Kop-
Nelle-Ciuszek?
– Dobre. – Finley uśmiechnęła się z uznaniem. – Zatrzymaj ją –
zwróciła się do Graysona. – Lubię pracować z dowcipnymi ludźmi.
– Nie przesadzaj – przestrzegł siostrę Grayson, wylewając do zlewu jej
nietknięte cappuccino. – A na drugi raz uprzedzaj, że masz zamiar wpaść.
A my się ubierzemy i zjemy śniadanie w mieście – zwrócił się do Nelle. –
Wszystko ci wytłumaczę.
Nelle całkowicie zignorowała jego słowa, usiadła w szlafroku na
wysokim barowym stołku przy kuchennej wyspie i założyła nogę na nogę.
– Jak to: pracować? Nad czym? – zwróciła się do Finley.
– Grayson startuje do Kongresu, chyba ci mówił?
– Tak. Na fotel swojego ojca.
– No to ja na czas kampanii będę taką waszą dobrą wróżką czy tam
swatką. – Finley radośnie klasnęła w dłonie.
– Dosyć tego! – Grayson podał siostrze jej torbę. – Żegnamy panią.
– Ależ Grayson – zaprotestowała Nelle, a w jej niebieskich oczach
pojawiły się wesołe iskierki. – Zawsze marzyłam, żeby w moim życiu
pojawiła się dobra wróżka. Co mam robić? – zapytała siostrę Graysona.
– Przede wszystkim zaangażować się w kampanię – odparła Finley. –
To, co będziecie robić z moim bratem później, to już wasza sprawa.
– Dzięki za łaskawość – zadrwił Grayson. – Nelle, wolisz espresso czy
cappuccino? Może też być jakiś alkohol.
O tak, dobry pomysł.
– No to jak, Nelle? – nalegała Finley. – Jesteś gotowa pomóc nam
w kampanii?
– Nie odpowiadaj – poradził Grayson. – Jak będziemy ją ignorować,
może w końcu sobie pójdzie.
– Nie mogę się decydować na coś, o czym nie mam pojęcia – odparła
Nelle.
– Masz być dziewczyną mojego brata. Aż do wyborów powszechnych –
oświadczyła Finley.
– Mogę przepaść w prawyborach – zauważył Grayson, nagle
postanowiwszy wziąć całą tę rozmowę na poważnie, tak jak Nelle.
Będzie się w przyszłości z czego razem pośmiać. O ile w ogóle jest
przed nimi jakaś przyszłość.
– To wykluczone – odparła Finley. – A ty – zwróciła się do Nelle – po
prostu rób nadal to, co – jak zauważyłam – robisz do tej pory. Tylko z nim
nie zrywaj, dopóki nie wygra.
– Twój brat po prostu pozwolił mi tu zanocować. To nie jest tak, jak
myślisz – odpowiedziała Nelle.
– Słyszysz? Nie ma potrzeby, żebyś się tu wtrącała ze swoimi
machinacjami – odezwał się do siostry Grayson. – A teraz pozwolisz, że
weźmiemy prysznic, ubierzemy się i pójdziemy do pracy.
– Nie wyjdę, dopóki nie otrzymam odpowiedzi. – Finley spojrzała na
brata, mrużąc oczy. – A wasze wyjaśnienie wcale nie musi być prawdziwe.
Posłuchaj, ludzie lubią takie historie o Kopciuszku. Twoje wskaźniki
sympatii wzrosły po opublikowaniu zdjęć z winnicy – dodała, pokazując
wykres na ekranie smartfona.
– Nawet nie chcę wiedzieć, co to takiego – prychnął.
– Grayson! Zacznij czytać materiały, które ci wysyłam!
Pijąc wyborne cappuccino, Nelle niezbyt dokładnie przysłuchiwała się
kłótni rodzeństwa. Nie chciała się wtrącać. Jeszcze będąc w łóżku, wysłała
do Yoselin mejla z wiadomością, że do pracy przyjdzie dopiero po
południu.
Dostała też mejla od Reida i bardzo chciała podzielić się tą nowiną
z Graysonem, w końcu to on ich poznał. Z niecierpliwością czekała więc na
koniec niespodziewanej porannej wizyty.
Do jej uszu doszło znów słowo „dziewczyna”.
Propozycji Finley nie traktowała poważnie. A może powinna? Między
nią a Graysonem jest chemia. Nawet teraz, mimo obecności niechcianego
świadka, miała ochotę pogłaskać go po muskularnym sześciopaku.
Ale przecież żadna chemia nie trwa wiecznie. Bo może nie ma między
nimi nic oprócz pożądania?
Janelle w życiu nie zgodziłaby się na coś takiego. Bo to, co Barrett
Monk zrobił jej ojcu, wołało o pomstę do nieba. Nelle znała tę historię na
pamięć. Kiedy pieniądze klientów zniknęły, Monk podrobił księgi
rachunkowe, by wykazać, że wypłacił je sobie jej ojciec.
Ojciec bezskutecznie szukał dowodów na to oszustwo. Cudem uniknął
więzienia, ale jego prawnicza kariera była i tak skończona. I wtedy rzucił
się w wir hazardu, chcąc odzyskać pieniądze. Bo co innego mu pozostało?
Zaczął też pić. Matka ostatecznie wyprowadziła się, kiedy Janelle była
w ostatniej klasie. Jedynie babci zawdzięczała to, że ukończyła liceum
i zdobyła stypendium, aby móc studiować. Strach pomyśleć, jak
wyglądałoby teraz jej życie, gdyby nie zdobyte wykształcenie.
Barretta darzyła więc szczerą nienawiścią.
Ale w ostatnim tygodniu wiele się zmieniło. Gala, wyjazd do Napy,
czułości ostatniej nocy. Spojrzenie Graysona, kiedy mówił, że ona coś dla
niego znaczy. Jej dotychczasowy świat zachwiał się w posadach.
– Mam pytanie – odezwała się, kiedy między rodzeństwem na moment
zapadła cisza. – Jakie to ma znaczenie, czy Grayson spotyka się z jakąś
dziewczyną, czy też nie? Wyborców z El Santo to chyba nie interesuje?
– Nie pytałabyś, gdybyś znała El Santo – roześmiała się Finley.
– Nelle stamtąd pochodzi – wyjaśnił jej brat.
Finley otworzyła oczy tak szeroko, że przypominała teraz postać
z kreskówki.
– Naprawdę? No to świetnie! Powinnaś więc znać odpowiedź na swoje
pytanie.
O tak, Nelle znała tę odpowiedź. Dobrze wiedziała, dlaczego dała dyla
z El Santo przy pierwszej nadarzającej się okazji i nigdy tam nie wróciła.
To miasto nie było łaskawe dla dziewczyny, której matka uciekła
z żonatym mężczyzną, a ojca częściej widywano w podmiejskich
spelunkach niż za biurkiem kancelarii, do prowadzenia której nie miał
uprawnień.
To dlatego na gali tak gwałtownie zareagowała na wiadomość, że
Grayson startuje do Kongresu na miejsce swojego ojca. Barrett Monk nie
zrobił nic, by przygotować El Santo na starcie ze zmieniającą się
rzeczywistością. Umiał tylko podsycać złudzenia i uprzedzenia
mieszkańców. Miasto potrzebowało zaś reprezentanta, który zaspokoi ich
potrzeby, a nie będzie bez końca obiecywał tego, czego spełnić nie jest
w stanie.
Ale przecież Grayson – co sam kilka razy jej przypomniał – nie jest tym
samym człowiekiem co jego ojciec.
– Skoro już o tym mówimy, powinnaś wiedzieć, że jestem córką Douga
Lassena – oznajmiła Nelle jego siostrze.
– Nic mi to nie mówi. A powinno? – spytała Finley.
– Mój ojciec był partnerem Barretta w kancelarii prawnej. A po jej
upadku został pozbawiony uprawnień zawodowych – wyjaśniła Nelle, nie
wdając się w szczegóły.
– To się znakomicie składa – odparła Finley po chwili zastanowienia. –
Możemy w kampanii wykorzystać motyw Romea i Julii.
– Przestań! – warknął Grayson.
– Okej, okej, Szekspir jest ogólnie za bardzo tragiczny – przyznała
siostra. – A o twoim ojcu słyszę po raz pierwszy w życiu – zwróciła się do
Nelle. – A to oznacza, że Barrett też ma całą sprawę gdzieś. Ale skoro tobie
to przeszkadza, znajdziemy kogoś innego.
– Nic z tego. – Grayson objął Nelle opiekuńczym gestem. – Nie
interesują mnie cholerne wskaźniki sympatii. Porzuć ten trop.
– A ty mi zaufaj. Wiem, co robię. A ty – Finley zwróciła się do Nelle –
uratuj go przed nim samym. Zgódź się.
Serce Nelle waliło jak oszalałe. Rok temu na pewno by odmówiła. Ale
przecież nowa Nelle podejmuje ryzyko. Żeby odmienić swój los, żeby
znaleźć szczęście. Poza tym wiele Graysonowi zawdzięcza. Poznał ją
z Reidem Begaye’em, prawdopodobnie ratując jej skórę w Create4All.
A jeśli teraz ona pomoże Graysonowi, fatalna historia Monków
i Lassenów może znaleźć szczęśliwe zakończenie.
– A ty tego chcesz? – zapytała go. – To znaczy, żebym z tobą została do
końca kampanii. Bo mnie jest wszystko jedno. Ty zdecyduj.
– Nelle – odparł, patrząc jej w oczy. – Wiesz, że mi się podobasz. Lubię
z tobą być.
Czyżby nagle słońce wyszło zza chmur? Bo wszystko stało się jakby
jaśniejsze, wyraźniejsze, bardziej kolorowe.
– Czy to ma oznaczać tak?
– Nie chciałbym cię wciągać w idiotyczny plan Finley. Ale chcę nadal
się z tobą widywać.
Nelle nie wiedziała, jak to się stało, ale już po chwili Grayson trzymał ją
w ramionach i całował.
– A więc od jutra jestem waszą dobrą wróżką. Przygotujcie się –
usłyszeli głos Finley, a potem dźwięk zamykanych drzwi.
Grayson zaniósł Nelle do sypialni.
To tylko taka przysługa, pomyślała, kiedy jeszcze była w stanie myśleć
względnie logicznie. Odwdzięczy mu się i może przy okazji wyprostuje
kręte ścieżki rodzinnych historii. Nic więcej. Ale gdy tylko Grayson
dotknął jej piersi, wiedziała, że to nie jest do końca prawda.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Przesunęła dłonią po świeżo ostrzyżonych włosach i mocniej ścisnęła
pasek torby na ramieniu.
Stała przed tymczasowym miejscem pobytu Graysona w El Santo,
rozległym ranczem na zachodnich obrzeżach miasteczka.
Gdy jej otworzył, upuściła torbę na ziemię i rzuciła mu się w ramiona.
Jego uśmiech i pocałunek sprawiły, że pozbyła się sztywności karku, która
męczyła ją przez całe trzy godziny podróży.
Wjazd do rodzinnego miasta zawsze był dla niej ciężkim przeżyciem,
ale teraz dzięki obecności Graysona zyskał walor sentymentalnego
powrotu.
Sześć tygodni, które minęły od pamiętnego poranka w kuchni
Graysona, przeżyła jak w oku cyklonu.
Barrett ogłosił, że nie będzie się ubiegał o reelekcję. Gubernator
wyznaczył listopad jako termin wyborów uzupełniających. Ruszył wyścig
konkurentów. Finley w zasadzie żadnego z nich się nie obawiała, liczyć
mógł się najwyżej pewien starszy wiekiem ranczer, posiadacz znacznych
obszarów ziemi w okolicy.
Grayson większość czasu spędzał teraz w El Santo, zaznajamiając się
od nowa z miejscem swojego urodzenia.
Jednocześnie Nelle miała pełne ręce roboty, gdyż znajomości zawarte
przez nią podczas degustacji win zaczęły owocować konkretami. Prawie
codziennie miała jakieś spotkania, biznesowe lunche i inne posiłki oraz
imprezy. Nareszcie miała pieniądze na wynajęcie kawalerki, tyle że nie
miała czasu się nią nacieszyć.
Każdy tydzień zaczynał się dla niej i dla Graystona wideokonferencją,
w trakcie której starali się zsynchronizować – najczęściej bezskutecznie –
swoje rozkłady zajęć na cały tydzień.
A dziś był ten szczęśliwy dzień, kiedy mogła odbyć podróż do El Santo,
a Grayson miał tylko jedno wystąpienie publiczne – na lokalnym festiwalu
piwa rzemieślniczego.
– Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła po gorącym powitaniu.
– A ty jak zwykle jesteś piękna i promienna. Komunikator nie jest
w stanie oddać barwy twoich oczu. Innych rzeczy też nie – dodał
szeptem. – Już nie mogę się doczekać…
Roześmiała się, choć obietnica zawarta w tonie jego głosu wywołała
gęsią skórkę na jej ciele.
– O której mamy się stawić na tym festiwalu? O piątej? Może przedtem
uda nam się… – zapytała, wodząc palcem po jego szczęce.
– Niestety nie uda. Finley niespodziewanie zorganizowała mi tuż przed
piątą spotkanie z organizacją zrzeszającą farmerów. Zresztą zawdzięczam je
tobie.
– Mnie?
– A kto ciągle żąda, żebym poznał tutejsze życie od podszewki? No to
poprosiłem siostrę o serię spotkań ze stowarzyszeniami i związkami
zawodowymi. Wychowałem się tutaj, ale mam wiele do nadrobienia, jeśli
chodzi o wiedzę na temat moich wyborców.
– Dasz radę – powiedziała, tuląc się do niego.
– Może i tak, ale teraz muszę iść – odparł, całując ją w czoło. – Przykro
mi.
– Nie martw się. Mamy jeszcze wieczór.
– No tak.
Zadzwonił jego telefon. Grayson spojrzał na ekran i odrzucił
połączenie.
– Prosiłem, żeby dzwonili wyłącznie w naprawdę ważnych sprawach.
A ten telefon prawie nie milknie – poskarżył się. – Zostaniesz tu na trochę
sama?
– Jasne, ale może mogę jakoś pomóc?
– Świadomość, że tu jesteś i czekasz na mnie, to już dla mnie
nieoceniona pomoc. Możesz najwyżej przejrzeć moje rachunki, zanim
przekażę je skarbnikowi kampanii.
– Świetnie, mam w tym wprawę. Z zawodu i wykształcenia jestem
finansistką.
– Naprawdę? – zdziwił się Grayson.
Boże, jak oni mało o sobie wiedzą.
– Ściślej: byłam. Długa historia, kiedyś ci opowiem.
– Może dziś wieczorem? – zaproponował, odrzucając kolejne
połączenie telefoniczne.
– Jasne, choć wolałabym inaczej spędzić ten czas.
– Ja mam podzielną uwagę. – Uśmiechnął się łobuzersko. – A na biurku
leżą wydruki sprawozdań finansowych z mojej kampanii, jeśli cię to
zainteresuje. Drugie drzwi na lewo.
– Zapamiętam.
Włożył do kieszeni klucze, po czym wziął w dłonie jej twarz, wędrując
po niej wzrokiem.
– Ciężko mi cię tu zostawiać, skoro już przyjechałaś.
– Kiedy wrócisz, na pewno mnie zastaniesz. We własnej osobie, nie na
monitorze. I pewnie nic nie będę miała na sobie.
– W takim razie odwołuję mój udział w festynie piwnym.
Pocałowała go i poczuła, że coś uwiera ją w biodro i że czuje jakieś
wibracje.
– To pewnie znowu twój telefon, a nie…
– No tak, masz rację, chociaż to drugie też. Widzimy się za parę godzin.
Dom, który Grayson wynajął na potrzeby kampanii, prezentował się jak
na El Santo bardzo korzystnie.
Był podobny w stylu do domu jej dzieciństwa, tyle że znacznie większy.
No i oczywiście miał prawdziwy basen. Jej bliższą i dalszą rodzinę stać
było najwyżej na nadmuchiwany brodzik w ogródku.
Niektóre elementy wystroju były jednak podobne. Kamienny kominek,
kosz podarunkowy na kuchennym blacie wypełniony orzechami
i suszonymi owocami z pobliskich sadów. El Santo w pigułce.
Gdy je opuszczała, nawet nie obejrzała się za siebie. I aż do poznania
Graysona nie miała ochoty tu wracać.
Dotknęła miękkiej skóry, jaką obita była kanapa, zagłębiła stopy we
włochaty dywan.
Gdyby Barrett nie oszukał jej ojca, ona też miałaby szansę na
dzieciństwo w tak luksusowym domu. Ale tym razem ta myśl nie wiązała
się z gniewem ani rozżaleniem. Fakt, źle się stało, ojciec już nigdy się po
tym nie podniósł. Ale to nie znaczy, że przeszłość ma wpływać na to, co ją
może czekać u boku Graysona.
Dwie godziny później nadal pochłonięta była przeglądaniem
dokumentów finansowych i robieniem notatek. Nagle ktoś chrząknął za jej
plecami.
– O, już jesteś? Nie słyszałam, jak wchodzisz.
Odwróciła się i zamarła.
W drzwiach nie ujrzała Graysona.
Stał tam jego ojciec.
– Cześć – powiedział z uśmiechem i wyciągnął rękę na powitanie. –
Jestem Barrett Monk. A ty to pewnie Nelle.
Usiadł w fotelu po drugiej stronie biurka.
Kiwnęła głową. Może powinna coś powiedzieć, uśmiechnąć się, ale nie
była w stanie. Jak zaczarowana wpatrywała się w złego ducha swojego
dzieciństwa.
Zapamiętała go jako kogoś wysokiego i zwalistego, istne monstrum.
W rzeczywistości był niewysoki i dość drobny. Skąd wziął siłę, by roznieść
w pył przyjaciela i biznesowego partnera, jednego z najzdolniejszych
adwokatów w kraju?
Doszła teraz do wniosku, że siła w sensie fizycznym nie była mu do
niczego potrzebna.
Facet ma charyzmę, to coś, dzięki czemu ludzie sami z siebie mu się
podporządkowują.
Po kilku sekundach, które wydały jej się wiecznością, odchrząknęła
i zmusiła wargi do czegoś w rodzaju uśmiechu.
– Graysona nie ma, ale zaraz powinien wrócić – wykrztusiła.
– Wiem – odparł Barrett, zakładając nogę na nogę ze swobodą starego
znajomego, który właśnie wpadł na pogawędkę. – Przed przyjściem
rozmawiałem z Finley. Powiedziała mi, że cię tu zastanę.
Specjalnie się fatygował, żeby się z nią zobaczyć? Czyżby chciał
porozmawiać o jej ojcu? To niemożliwe, Barrett nie przejmuje się takimi
drobiazgami.
– Czyli czujesz się lepiej? – Nelle tym razem uśmiechnęła się prawie
szczerze.
W zeszłym tygodniu lekarz zalecił Barrettowi znaczne ograniczenie
aktywności.
– Ach, ci lekarze! – Starszy pan machnął ręką. – Banda starych
plotkarzy, co z niczego robią sensację. Pożyję jeszcze parę ładnych latek,
nie bój się.
– Grayson i Finley będą szczęśliwi – odparła Nelle, robiąc porządek na
biurku. – Właśnie miałam zrobić sobie przerwę na kawę. Też się czegoś
napijesz?
– Dzięki, ale przyszedłem porozmawiać z tobą bez obecności moich
dzieci.
– Ja… – zaczęła, ale Barrett jej przerwał:
– Wiem, że zgodziłaś się towarzyszyć Graysonowi na czas kampanii.
Robisz świetną robotę, jemu to bardzo pomoże. Chciałem ci za to osobiście
podziękować.
Nie spodziewała się usłyszeć od Barretta akurat takich słów na
pierwszym spotkaniu po latach.
– Ale ja nie jestem…
Kim nie jesteś, zapytała samą siebie. A kim jesteś? Podstawioną aktorką
czy prawdziwą dziewczyną Graysona? Przecież on twierdził, że nie
wchodzi w chory pomysł Finley. A z drugiej strony nie rozmawiali o swoim
związku. Ustalili jedynie, że będą się nadal spotykać, mimo iż oboje są
bardzo zapracowani.
A jeśli już udawało im się wygospodarować trochę czasu dla siebie,
spędzali go na czymś zgoła innym niż dyskusje o wspólnej przyszłości.
Nelle założyła za ucho niesforny kosmyk włosów i odezwała się:
– To miłe ze strony Finley, że tak ci to przedstawiła. A co na to
Grayson?
Barret jakby nie dosłyszał jej pytania i dalej rozwodził się, jak
świetnym pomysłem jest postać Kopciuszka.
– Genialne, czyste złoto! Moje gratulacje.
– Obawiam się, że to jednak nie ma wiele wspólnego ze mną.
– Nie bądź taka skromna – Barrett uśmiechał się coraz serdeczniej –
chociaż to dobrze o tobie świadczy. Fajnie, że jesteś w naszej drużynie,
Nelle.
– A co to za drużyna? – spytała, czując, jak kręci jej się w głowie.
– Wszyscy ci, którzy chcą zwycięstwa Graysona.
– Ja bym wolała, żeby Grayson był szczęśliwy – odparła.
– Właśnie. – Barrett się zaśmiał. – Dla Graysona szczęście polega na
wypełnianiu roli, do jakiej od urodzenia był przygotowywany. Cieszę się,
że myślimy podobnie, Nelle. Teraz czuję, że mogę na ciebie liczyć. Bo
mogę, prawda?
W końcu odważyła się spojrzeć mu w oczy.
Jego tęczówki nie miały – tak jak u Graysona – ciepłej barwy brązu, ale
były ciemnoszare, stalowe, hipnotyzujące. Nie można było oderwać od nich
wzroku.
– Liczyć na mnie? W jakiej sprawie? – zapytała.
Rozłożył ręce i znowu się zaśmiał.
– Jak to w jakiej? W tej, o której mówimy: uczynić Graysona
szczęśliwym, pomagając mu wygrać wybory!
– Ja… oczywiście pomogę, na ile mogę. Niech robi to, co uważa dla
siebie za najlepsze.
– No i w tym jest problem. On nie bardzo wie, co jest dla niego dobre.
Barrett podniósł się z fotela, podszedł do biurka i oparł się na dłoniach,
zbliżając twarz do jej twarzy.
– Jemu się wydaje, że wie, ale w gruncie rzeczy jest w tej dziedzinie
żółtodziobem. Wiem, tam, gdzie mieszkacie, jest prawie bogiem, ale tu
ludzie wciąż widzą w nim dzieciaka, który więcej czasu spędza na basenie
niż w pracy. Nie stąpa po twardym gruncie.
– Nie sądzę, żeby wyborcy postrzegali go w ten sposób.
– Cieszę się, że bronisz mojego syna, ale wierz mi, ja się w to bawię od
czasów, kiedy was obojga nie było jeszcze na świecie. To jak? Mogę na
ciebie liczyć, jeśli chodzi o pomyślną przyszłość Graysona?
– Jak mogę pomóc? – spytała, cofając się odruchowo.
– No cóż, teraz pokazujesz się z nim publicznie. Wyglądasz świetnie –
omiótł ją wzrokiem – ale Finley chciałaby zrobić cię… tak bardziej… na
bóstwo. I żebyś się więcej uśmiechała do kamer. Kiedy to się wszystko
skończy, wrócisz do siebie. Sama. I do swojego ulubionego wizerunku.
Nelle poczuła dudnienie w skroniach.
– Sama? Co przez to rozumiesz?
– Nelle, pozwól, że zdradzę ci tajemnicę mężczyzn. My jesteśmy
prostakami. Potrafimy myśleć albo tym, co mamy na szyi, albo tym, co nam
dynda między nogami. Nigdy jednym i drugim jednocześnie. I teraz jest
w porządku, że ty i Grayson macie z sobą dużo uciechy. Ale jak mój syn
wejdzie do Kongresu, będzie musiał zacząć myśleć za pomocą mózgu,
a nie…
– Uważasz, że teraz nie używa mózgu?
Barrett uśmiechnął się, szczerząc zęby. Wyglądało to dość przerażająco.
– Jesteś niegłupią babką, więc nie będę owijał w bawełnę. Na kampanię
jesteś w sam raz, powtórzę, że jestem ci bardzo wdzięczny.
– Ale…?
– Ale za nami, Monkami, stoi wielowiekowa tradycja. Grayson zna
swoje miejsce i swoją powinność. A ja i Finley znajdziemy mu partnerkę
odpowiednią na Waszyngton, która pomoże mu odnieść sukces w polityce.
Przecież oboje chcemy jego szczęścia, prawda? – spytał, wwiercając się
w nią spojrzeniem.
– Ty chcesz decydować o jego szczęściu – odparła Nelle – a ja
wolałabym, żeby to on określił, czego chce.
– Już ci mówiłem, on tego nie potrafi. – Barrett z powrotem usiadł
w fotelu. – A ty? Bądźmy szczerzy, Nelle, czy będziesz umiała pokierować
nim tak, żeby był świetnym kongresmenem, a potem nawet może
prezydentem? Uszczęśliwić go na dłuższą metę?
Nelle zamilkła. Nie da poznać po sobie, jak bardzo udało się Barrettowi
poruszyć wszystkie jej czułe struny za jednym zamachem. Skupi się raczej
na tym, jak oczy Graysona rozświetlają się na jej widok, jak on tuli ją do
siebie, nie chcąc wypuścić z uścisku. Wtedy jest naprawdę szczęśliwy.
Póki co, powtarzał jej w głowie jakiś uparty głosik.
Usłyszała, jak otwierają się drzwi frontowe.
– Nelle? Gdzie jesteś? Gotowa do wyjścia?
– W twoim gabinecie – odkrzyknęła.
Na miękkich nogach podeszła do Barretta i rzuciła mu w twarz:
– Świetnie, teraz mamy okazję zapytać go, czego naprawdę pragnie.
Grayson stanął w drzwiach.
– Tata? Nie wiedziałem, że wpadniesz. Jak się czujesz? – spytał z troską
w głosie.
Barrett uśmiechnął się, jakby syn właśnie przyłapał go na rozmowie
z Nelle o pogodzie.
– W porządku, synu. Może jestem tylko trochę samotny w moim
wielkim domu od dnia, kiedy odprawiłem pielęgniarki. Finley powiedziała
mi, że śliczna Nelle przybywa do miasta, więc postanowiłem przyjechać
i się jej przedstawić. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
Grayson spojrzał na Nelle przepraszającym wzrokiem.
– Tato, doktor kazał ci się nie przemęczać. Właśnie miałem go spytać,
czy pozwoli, żebym przywiózł Nelle do ciebie. Chciałem ci ją osobiście
przedstawić.
Ścisnął ją lekko za rękę, co przyjęła za przeprosiny. Odwzajemniła
uścisk.
– Odbyliśmy tu bardzo ciekawą rozmowę – powiedziała. – Zgodziliśmy
się co do tego, że powinieneś podążać za swoim szczęściem. Jak każdy
człowiek.
– Taki filozoficzny temat? Aż mi się wierzyć nie chce. Ale w porządku,
dzięki.
– A skoro już o tym mowa, to jak ty byś zdefiniował szczęś… –
ciągnęła Nelle.
– Przebierz się – przerwał jej Barrett. – Finley zostawiła ci trochę
nowych ubrań w szafie. Moi wyborcy z pewnością chętnie popatrzą na
ładną laskę w eleganckiej sukience.
– Nelle wygląda dobrze w tym, co ma na sobie – zaoponował Grayson.
– Myślałam, że ten strój pasuje do imprezy piwnej – powiedziała,
spoglądając na swoje znoszone dżinsy, T-shirt oraz tenisówki. – Ale nie
chciałabym rozczarować Finley, rola dobrej wróżki najwyraźniej ją bawi.
Pójdę się przebrać – dodała pojednawczo.
– Nigdzie nie pójdziesz – odparł Grayson. – Tato, twój szofer po ciebie
przyjedzie czy mamy cię podrzucić w drodze na piknik?
– Nie kłopocz się o mnie, synu, dam sobie radę. Ale chciałbym jeszcze
coś powiedzieć. Nelle, bardzo mi przykro z powodu twojego ojca.
Nelle zaczęła z trudem chwytać powietrze. Dłoń Graysona wydała jej
się lodowata.
A może źródłem tego chłodu była jej własna ręka? Trudno stwierdzić.
– Tato, o czym ty mówisz? – spytał Grayson.
– To się stało jeszcze przed twoimi narodzinami, synu. A ty pewnie nie
znasz tej historii, bo byłeś wiecznie zajęty zawodami pływackimi i nauką.
Tata Nelle napytał sobie biedy. Utracił nawet uprawnienia zawodowe
z powodu okradania klientów. Całe miasto tym żyło. Żałuję tylko, że nie
mogłem mu pomóc. Był moim dobrym kolegą na studiach – zwrócił się do
Nelle – planowaliśmy nawet wspólną działalność zawodową. Ale cóż, on
miał zamiłowanie do luksusu. Zbyt często odwiedzał kasyna. To nigdy nie
kończy się dobrze. A potem jeszcze twoja mama go rzuciła. Może
powinienem był wyciągnąć wtedy do niego pomocną dłoń? Żałuję, że tego
nie zrobiłem. Przekaż mu, proszę, że stale o nim myślę i życzę mu jak
najlepiej. On zdaje się mieszka teraz w Vegas?
Nelle wpatrywała się w Barretta z nieruchomą twarzą. Jego opowieść –
jakkolwiek załgana – zawierała jednak ziarno prawdy. Doug Lassen lubił
hazard i życie ponad stan. Czyżby nie chciał się przyznać rodzinie do
własnych słabości? Można go o to zapytać, ale i tak wiadomo, co odpowie.
Swoją wersję wydarzeń przekazywał jej zawsze niewzruszonym tonem,
dlatego w nią uwierzyła. Jego pewność przekonywała.
A teraz to przekonanie rozbiło się na tysiące małych kawałeczków, jak
szkiełka w kalejdoskopie. Jak się ustosunkować do słów Barretta?
Grayson dotknął palcami jej palców, co normalnie odebrałaby jako
wyraz wsparcia. Ale teraz był to dla niej gest litości. Odsunęła rękę.
– Tak, przeniósł się do Vegas, kiedy byłam na studiach. Przekażę mu
twoje pozdrowienia – powiedziała nieswoim głosem.
– Dziękuję ci. I pragnę cię zapewnić, że nie popieram przestępczych
działań twojego ojca skierowanych przeciwko tobie. Ja się bardzo cieszę, że
dziewczyna z El Santo uczestniczy w kampanii mojego syna.
– Tato… – krzyknął Grayson ostrzegawczo, ale Nelle mu przerwała.
– Spójrz na zegarek. Jak teraz nie pójdę się przebrać, spóźnimy się –
powiedziała, opuszczając gabinet.
Musiała wyjść, uciec, oddalić się. Od nich obu. Musi to wszystko
przemyśleć.
– Czekamy na ciebie w samochodzie, Janelle – powiedział Barrett,
szczerząc zęby w szarmanckim uśmiechu. – Nie przeszkadza ci, że używam
twojego prawdziwego imienia, prawda?
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Grayson potarł oczy i opuścił pokrywę laptopa.
– Dosyć na dziś – powiedział do Finley.
– Już?
– Jest prawie dziesiąta, chcę się choć trochę przespać przed jutrzejszą
jazdą do Fremont. – Ziewnął i podniósł ręce, by choć trochę rozciągnąć
zbolałe mięśnie.
Siedziba sztabu kampanii bez tłumów wolontariuszy i całodziennego
zgiełku wyglądała dziwnie i nierealnie. Grayson wziął z tacy wczorajszego
pączka, zagłębił w nim zęby, po czym wyrzucił go do kosza.
– No i muszę zjeść coś… prawdziwego – dodał.
– E tam, po prostu chcesz zadzwonić do Nelle. Tak, żebym ja nie
słyszała waszej rozmowy. No i słusznie. Szef kampanii nie musi wiedzieć
wszystkiego o życiu kandydata – zauważyła Finley, nie przestając stukać
w klawiaturę komputera.
Nelle. Tak, tęsknił za nią. Chciałby, żeby tu z nim była. We własnej
osobie, nie na monitorze.
Ale nie wiadomo, czy ona też by chciała tu z nim być. Coś
niezauważalnego zaczęło psuć ich tak troskliwie budowaną relację.
Problem zaczął się trzy tygodnie temu w czasie pobytu Nelle w El
Santo na pikniku piwnym.
Wiedział, że spotkanie z jego ojcem było dla niej niełatwym
przeżyciem. Zwłaszcza że Barrett przedstawił prawdziwą wersję upadku jej
ojca. Ale mimo początkowego szoku przyjęła to ze spokojem.
Na festynie świetnie się bawili, tyle że Nelle pod koniec strasznie
rozbolała głowa. Opiekował się nią, a kiedy rano się żegnali, wydawało się,
że jej uczucie do niego nie doznało uszczerbku.
Kiedy jednak patrzył w ślad za jej oddalającym się samochodem,
poczuł, że wyrosła między nimi jakaś bariera. Najpierw dość nieznaczna,
ale z każdym dniem zyskiwała na sile.
– Czy tata mówił ci coś o Nelle? – zapytał siostrę Grayson.
– Niewiele. Cieszy się, że ona jest stąd. Dzięki temu zapunktujesz
u lokalsów.
Zrobiło mu się niedobrze. Nie wiedział, czy od smaku nieświeżego
pączka, czy od słów Finley.
Powtarzał siostrze, że jego związek z Nelle nie ma nic wspólnego
z wyborami, a ta z uporem traktowała jego dziewczynę w sposób
całkowicie odczłowieczony, instrumentalny. Jak punkt na wykresie czy
liczbę w tabelce.
– Fin, ona nie jest punktem. Nelle naprawdę mi się podoba – powiedział
po raz enty.
– No i dobrze. To twoja aktualna dziewczyna, więc powinna ci się
podobać – odparła siostra, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.
– Ja ją kocham.
– No to… gratulacje. Fajnie. To świetna dziewczyna. – Finley nareszcie
zaszczyciła go spojrzeniem.
– Wiem, że miałem wrócić jutro wieczorem, ale chcę zostać we
Fremont kilka dni. Zmień mi terminarz.
– Jak to? Myślałam, że tylko spotkasz się z Nelle w jej sprawach
zawodowych, no i Barrett chciał, żebyś jak najszybciej pogadał z Jonem
Wurtzem. On hojnie dotował wszystkie kampanie ojca.
– Te „sprawy zawodowe” Nelle, jak raczyłaś to określić, to przyjęcie
niespodzianka na jej cześć z okazji domknięcia czteromilionowego
kontraktu z fundacją Begaye’a. I nie chcę żadnych innych spotkań, wykreśl
je.
– Okej, z Wurtzem możesz spotkać się później. Ale za dwa tygodnie
jest debata. Musisz mi napisać plan przygotowań do niej.
– Ja się do niej przygotowuję od urodzenia.
– To nie to samo. Rozumiem, jesteś rozgoryczony i wyposzczony. No to
weź sobie dzień wolnego, ale potem już powinieneś się szykować do
debaty. Pamiętaj, musisz roznieść swoich oponentów w proch!
– Powiedziałem i nie zamierzam dłużej dyskutować – odparł Grayson,
z głośnym zgrzytem wsuwając krzesło pod biurko. – Idę coś zjeść,
odpocząć, a jutro z samego rana wyjeżdżam.
Finley kilkakrotnie otworzyła i zamknęła usta.
– Widzę, że chcesz coś powiedzieć. Słucham – warknął.
– No, może rzeczywiście… Prowadzisz w sondażach z dużą przewagą,
może nie musisz się aż tak przygotowywać do tej debaty…
– No właśnie. Do jutra.
– Ale… – Głos siostry zatrzymał go w drodze do wyjścia. – Wybory to
jedynie pierwsza i najłatwiejsza do pokonania przeszkoda na twojej drodze.
A potem przeniesiesz się do Waszyngtonu, gdzie czeka cię praca przez
siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie będziesz
miał czasu na tak częste wypady do… powiedzmy… Fremont. Które nawet
nie leży w twoim okręgu wyborczym.
– No proszę, wykrztuś to z siebie do końca. – Grayson patrzył na
siostrę.
– Chyba nie do końca wiesz, jaki wpływ wygrana będzie miała na twoje
życie. I na jej życie. Bo co, jak długo wy się znacie? Dwa miesiące? Zacznij
nareszcie myśleć głową.
– Już to zrobiłem.
– A Nelle?
– Przecież „dziewczyna wyborcza” to był twój pomysł.
– No właśnie. Mówiłam, żebyś nie traktował jej serio. Pospotykaj się
z nią, a potem rzuć.
– Nie ma mowy.
– No to przynajmniej poważnie z nią porozmawiaj.
To wiedział sam, nie potrzebował dobrych rad. Musi jakoś zburzyć tę
wyrosłą między nim a Nelle barierę.
– Damy sobie radę. A ty wyczyść mój kalendarz na najbliższe cztery
dni.
– Dwa dni. – Finley wytrzymała jego spojrzenie. – Pod warunkiem, że
po powrocie z kopyta zaczniesz przygotowania do debaty.
– Trzy dni. I dziękuję – zakończył Grayson, całując siostrę w czubek
głowy. – Nad czym pracujesz? – zapytał, zerkając na monitor.
– Wysyłam ostatnie mejle. Muszę jeszcze przypomnieć Alowi, żeby
odesłał księgowej podpisany raport finansowy. A potem możemy wyjść
razem.
– A dlaczego ja nie widziałem tego raportu? – zainteresował się
Grayson.
– Naszym skarbnikiem jest Al i to do niego należy zatwierdzanie
raportów.
– A ja nie muszę ich nawet przeglądać? Jak to? Przecież to ja
kandyduję.
– Naprawdę chciałbyś? Barrett nigdy ich nie przeglądał. Al jest jego
skarbnikiem od lat. Ma oko wyczulone na to, do czego mogłaby się
przyczepić federalna komisja wyborcza. Ty i tak masz wystarczająco dużo
pracy, zwłaszcza od kiedy bierzesz sobie dni wolne na uprawianie seksu.
– Ojciec nie zajmował się zawodowo inwestycjami kapitałowymi –
odparł Grayson, ignorując jej ostatnie słowa. – A ja mam nawyk patrzenia
na liczby. Wyślij mi ten raport, powinienem być na bieżąco z naszymi
finansami.
– Ale to dwieście stron nazwisk i cyferek, mnóstwo roboty!
– Dla mnie to jak lektura bajek przed snem. Nie widziałaś
biznesplanów, które musiałem przeglądać w mojej firmie.
– Zepsujesz sobie wzrok, ale jak chcesz. Wysłane, możemy iść –
powiedziała, gasząc komputer.
Yoselin stuknęła się z Nelle kieliszkiem szampana.
– Twoje zdrowie!
– Oj, a ja widzę, że powinnam pogratulować tobie i Jasonowi – odparła
Nelle, patrząc na pierścionek z brylantem lśniący na palcu przyjaciółki.
– Ładny, prawda? Ale dziś jest twoje święto, dziecino.
– Nie przeczę, cieszę się, że mi się udało. – Nelle uśmiechnęła się,
omiatając wzrokiem wystawnie nakryty stół w prywatnym pomieszczeniu
eleganckiej hinduskiej restauracji. – Ale nie trzeba było aż tak…
wytwornie.
– Daj spokój, Octavia to wymyśliła. I masz od dziś mówić jej po
imieniu. Pozyskałaś kluczowego sponsora, masz specjalne przywileje. Ona
zaraz tu będzie.
– A kto jeszcze przyjdzie? Całe biuro?
W tym momencie w drzwiach stanął mężczyzna w charakterystycznym
stetsonie na głowie.
– Reid! – ucieszyła się Nelle. – Co za niespodzianka!
– Nie mogłem nie przyjść. To najfajniejszy projekt, jaki w tym roku
dofinansowujemy. A poza tym nie ukrywam, że chcę pogadać z twoim
chłopakiem.
Nelle pochwyciła niespokojne spojrzenie Yoselin.
– Grayson też będzie? – spytała.
– A jaki facet nie chciałby zobaczyć, jak jego dziewczyna przyjmuje
czteromilionowy czek, żeby pomóc dzieciakom z Zatoki? – odpowiedziała
przyjaciółka. – Jasne, że będzie.
– Ale on jest taki zajęty. Naprawdę wziął wolne? – Nelle przygryzła
dolną wargę i z niedowierzaniem pomyślała, jak jej życie w krótkim czasie
zmieniło się na lepsze w tak wielu wymiarach.
I nagle poczuła się szczęśliwa. Wątpliwości, które narastały w niej po
spotkaniu z Barrettem Monkiem, nagle zaczęły znikać. Nie widziała
Graysona od festynu piwnego, po którym zasnęła u niego w pokoju
gościnnym, z zimnym kompresem na czole. Miała migrenę.
Potem rozmawiali prawie codziennie przez telefon, ale Grayson miał
coraz więcej zajęć. Za każdym razem, odkładając słuchawkę, zastanawiała
się, jakie właściwie jest jej miejsce w jego życiu.
Wiedziała, że mu się podoba, wielokrotnie ją o tym zapewniał. Lubił ją,
ale on w ogóle raczej lubił ludzi.
Natomiast co do swoich uczuć Nelle nie miała wątpliwości. Była w nim
zakochana. W jego ciepłym spojrzeniu, w inteligentnym poczuciu humoru,
w tym, jak potrafił być czuły i na sto sposobów troskliwy.
Ale kiedy już zaczynała sobie pozwalać na odrobinę nadziei, w uszach
dźwięczały je słowa Barretta.
…macie z sobą mnóstwo uciechy… ale czy będziesz umiała uszczęśliwić
go na dłuższą metę?
Teraz, po raz pierwszy od tamtej rozmowy, ośmieliła się twierdząco
odpowiedzieć sobie w duchu na to pytanie.
– Mówił, że może się spóźnić, jeśli będą korki. I żebyśmy zaczynali bez
niego – powiedziała Yoselin, spoglądając za kurtynę oddzielającą ich
pomieszczenie od głównej sali restauracji. – O, jest już Octavia i reszta
kierownictwa. Mam poprosić kelnera, żeby przyniósł indyjskie placki?
Rozpoczęła się niebiańska uczta. Ale aż do jej końca miejsce obok
Nelle pozostało puste.
Robiła wszystko, by nie okazać niepokoju. Śmiała się, żartowała,
gestykulowała. Z uśmiechem słuchała gratulacji, obejrzała poświęconą
sobie specjalną prezentację wideo i wzięła udział w symbolicznym
przekazaniu przez Reida tekturowego czeku wielkości połowy ściany.
Ale nie niosła już jej początkowa fala szczęścia. Talerze i półmiski
zostały opróżnione, wino wypite, a ona czuła się, jakby uszło z niej
powietrze.
Pożegnała się z panią Allen, to znaczy z Octavią, która pozwoliła jej nie
wracać do biura już do końca dnia. Yoselin pomagała kelnerowi sprzątnąć
naczynia i resztki jedzenia. A Nelle z opuszczonymi ramionami samotnie
tkwiła za stołem.
– Wszystko w porządku? – zagadnęła ją Yoselin.
– Tak, czemu nie?
– To moja wina. Nie powinnam była ci mówić, że on ma przyjechać.
– Na pewno zatrzymało go coś ważnego – powiedziała Nelle bez
przekonania. – Jak tylko będzie mógł, na pewno do mnie zadzwoni.
Nie wspomniała, że wysłała do niego kilka esemesów i wiadomości na
komunikatorze. Wszystkie pozostały bez odpowiedzi.
– Powiedz szczerze – odezwała się Yoselin. – Nie jesteście razem tylko
z powodu Create4All, prawda? Bo jeśli spotykasz się z nim dla kariery, to
stanowczo ci to odradzam. Jako przyjaciółka i jako szefowa.
– Ależ nie! To znaczy… tak. Dzięki niemu poznałam wielu
rzeczywistych i potencjalnych sponsorów Create4All. Ale ja nie… to
znaczy… to nie jest główny powód, dla którego… spędzamy razem czas –
dokończyła, nie bardzo wiedząc, jak nazwać to, co łączy ją z Graysonem.
– Jesteś pewna? – Przyjaciółka patrzyła na nią badawczo.
– Tak, to znaczy… jeśli któreś z nas czerpie z tej relacji korzyści dla
kariery, to na pewno nie ja. Miałam na myśli… – zaczęła się plątać. –
Powiem jak jest: fakt, że spotyka się z lokalną dziewczyną, na pewno
wzmacnia jego popularność wśród wyborców. No i cała ta historia
z Kopciuszkiem i maskaradą… no wiesz… media kochają takie rzeczy.
– Czyli udajecie parę?
– Nie! Przynajmniej na pewno nie ja. On chyba też nie udaje. Ale jego
ojciec powiedział… – westchnęła. – Już sama nie wiem, co o tym sądzić.
– A powinnaś wiedzieć. – Yoselin łagodnie położyła rękę na ramieniu
Nelle. – Ten gigantyczny czek, nie mam tu na myśli jego fizycznych
rozmiarów, to twoja i tylko twoja zasługa. Skopię Graysonowi tyłek, jeśli
się dowiem, że on podważa twoją wiarę w siebie.
Nelle wyprostowała się na krześle.
Sama jest sobie winna, że pozwoliła słowom Barretta trwale
zagnieździć się w jej głowie. Choć może Barrett ma rację, że jej ojciec nie
przedstawił całej prawdy o ich konflikcie.
Trudno powiedzieć, bo Doug nie dawał jej jasnej odpowiedzi.
Ale z Graysonem to zupełnie inna sprawa. Nigdy nie dał jej powodu do
zwątpienia w jego szczerość. Na jej widok błyszczały mu oczy. Trzymał ją
w ramionach jak najcenniejszy skarb. Był troskliwy. Dawał jej rozkosz, nie
tylko brał.
Przestraszyła się, że zaczyna popadać w dawne nawyki. Janelle w tej
sytuacji zamartwiałaby się, nerwowo wyłamując sobie palce. Tak jak rok
temu. A ona, jeśli chce być „Nową Nelle” i żyć pełnią życia, musi przestać
się bać i wziąć sprawy w swoje ręce.
– Jeśli już masz skopać jakiś tyłek, to mój. Dasz mi na jutro urlop?
Muszę zrobić to, od czego powinnam była zacząć.
Do El Santo udało jej się dojechać w niecałe trzy godziny, choć omal
nie zarżnęła przy tym swojego wysłużonego samochodu.
Zajechała przed dom Graysona, wyskoczyła z auta, podbiegła do drzwi
i – nie fatygując się pukaniem ani użyciem klucza – mocnym ciosem
otworzyła je na całą szerokość.
– Grayson! Musimy pogadać! I to natychmiast.
Odpowiedziało jej tylko echo.
Grayson prawdopodobnie jest w sztabie kampanii. Albo na naradzie
z lokalnymi oficjelami, albo na spotkaniu z dziećmi w szkole, albo
gdziekolwiek zaciągnęła go Finley, by spotykał się z wyborcami i zbierał
fundusze na kampanię.
No tak, wtargnięcie bez pukania do jego samotni było planem tyleż
zuchwałym, co… głupim.
– Nelle? – Grayson pojawił się korytarzu prowadzącym do gabinetu.
Wstrzymała oddech. Wyglądał strasznie: był zgarbiony, miał
przekrwione oczy, potargane włosy.
Kamienny mur obronny, jakim Nelle obudowywała się przez całą drogę,
runął w jednej sekundzie.
– Co ci jest? Zachorowałeś? Dlaczego Finley mnie nie zawiadomiła?
Nigdy nie martwiła się tym, że może mu się coś stać. Wydawał jej się
nie do zdarcia. A jednak się myliła. On nie jest niezłomny. Też jest
człowiekiem i kto jak kto, ale ona powinna była wcześniej o tym pomyśleć.
– Nelle, to ty – powiedział i wyciągnął do niej ramiona.
Podbiegła do niego, zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła twarz w jego
pierś, wdychając jego zapach. Miał na sobie wymięte ubranie, nie golił się
już chyba drugi dzień.
Przesunęła dłonią po jego zarośniętej szczęce i próbowała go
pocałować.
Grayson jednak cofnął się.
– Co się dzieje? – spytała, marszcząc czoło. – Zaczynam się ciebie
bać – próbowała zażartować.
Pogładził ją po policzku, jakby chciał się upewnić, czy to na pewno ona.
– Dobrze cię widzieć – powiedział w końcu. – Chociaż nie powinnaś…
Ale skoro już tu jesteś, będziesz mi służyła za dodatkową parę oczu –
dokończył.
– Po co?
– Chodź ze mną – powiedział, opuszczając ramiona w geście
rezygnacji.
Wskazał jej miejsce za biurkiem, a sam – szary na twarzy mimo
popołudniowego słońca – usiadł w fotelu.
– Podkreśliłem miejsca, które budzą moje wątpliwości. Sprawdź je, jeśli
możesz, masz w końcu doświadczenie w finansach.
Spojrzała na ekran i od razu coś ją uderzyło.
– To bez sensu – powiedziała.
Wzięła do ręki swój telefon, by sprawdzić kalendarz. Dlaczego w dniu,
kiedy Grayson na pewno był w El Santo, bo miał wtedy spotkanie
z aktywistkami kobiecymi, ktoś wpisał do tabeli rachunek za posiłek
w jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów San Francisco?
Rachunek opiewający na – bagatela – prawie cztery i pół tysiąca
dolarów?
Przyjrzała się jeszcze kilku podkreślonym pozycjom. Zakup materiałów
biurowych na kwotę 2,378.45 dolarów w eleganckim sklepie w Los
Angeles, gdzie zaopatrują się celebryci z Hollywood?
Przecież Grayson tak dbał o to, by nie obnosić się ze swoją
zamożnością! Wszystko kupował na miejscu, w El Santo. I inne rachunki za
usługi, co do których była pewna, że ich nie zamawiał.
W końcu codziennie rozmawiali przez telefon i powiedziałby jej
o noclegu w szykownym ośrodku wypoczynkowym w San Diego, rzekomo
przy okazji spotkania z osobą zbierającą tam dla niego fundusze.
Spojrzała na niego. Wyglądał na przerażonego i rozbitego. Ktoś
postanowił uczynić sobie z jego kampanii wyborczej osobistą skarbonkę
bez dna.
Nie tylko okradał w ten sposób Graysona, ale też oszukiwał komisję
federalną zajmującą się rozliczeniem kampanii wyborczych. A to poważne
przestępstwo, zagrożone więzieniem.
Czy to sprawka Finley? Ma w końcu dostęp do karty kredytowej,
z której pokrywa się kampanijne wydatki.
Nelle jednak od razu skreśliła siostrę Graysona z listy podejrzanych.
Mimo kontrowersyjności jej marketingowych pomysłów Finley na pewno
nie chciałaby psuć bratu reputacji, a tym bardziej wtrącić go do więzienia.
Kto to więc mógł zrobić? Na pewno ktoś pewien własnej bezkarności.
– Tak, widzę – powiedziała.
– A więc sobie tego nie ubzdurałem.
– Masz jakieś podejrzenia?
Grayson szarpnął głową, jakby walczył z myślami.
– Pamiętasz, jak nazwałaś mnie kiedyś złotym chłopakiem?
– Tak, choć nie jest to dla mnie miłe wspomnienie.
– Kiedy dorastałem, nigdy nie podawałem w wątpliwość porządku
panującego na świecie – powiedział i z jego ust wydobył się chrapliwy
chichot.
– Dużo ludzi tak ma – odparła. – Zwłaszcza ci z uprzywilejowanych
środowisk.
– Nie dziwiło mnie, że mieszkamy w ogromnym domu, mamy
prywatnych nauczycieli, a na ferie wiosenne jeździmy do Kenii na safari.
– Ja też nie odmówiłabym wyjazdu do Kenii. – Próbowała się
uśmiechnąć.
– I słusznie. Masai Mara to coś cudownego. Może kiedyś… Tak czy
inaczej… – odchrząknął – teraz już znasz prawdę o swoim ojcu.
– To Barrett go wrobił? – zapytała.
Wstała zza biurka i przysiadła na piętach, obejmując ramionami kolana.
– Ale dlaczego teraz mi to… chwileczkę… – Poczuła w brzuchu
lodowate ukłucie. – Czy to Barrett? Chyba nie myślisz…?
Grayson kiwnął głową.
– Tak, to on sprzeniewierzył fundusze na kampanię.
– Skąd wiesz?
– Bo czerpał pełnymi garściami nie tylko z mojej kampanii, ale także ze
swoich. Komisja federalna przechowuje dane w internecie. W jego
sprawozdaniach jest to samo: daty rachunków się nie zgadzają. – Grayson
spojrzał na nią i objął dłonią jej policzek. – Przepraszam, że nie przybyłem
na twój uroczysty lunch. Yoselin bardzo była na mnie zła?
– Początkowo tak, ale potem jej przeszło. Reid zrobił mi niespodziankę
i też się stawił. I to chyba dla niego twoja nieobecność była największym
rozczarowaniem. – Pocałowała go w palec i wstała. – To co teraz robimy?
Z doświadczenia wiedziała, że im szybciej ujawni się nieprawidłowości
finansowe, tym lepiej.
– Jak to co? Rozstajemy się – odrzekł z twarzą szarą jak popiół.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
To była najtrudniejsza decyzja w jego życiu.
Trudniejsza niż odejście z Monk Partners, niż rezygnacja z obiecującej
kariery biznesowej. Trudniejsza nawet niż telefon do ojca i nakazanie mu,
by wytłumaczył się z tego, co zawierają raporty finansowe.
Myślał, że ból, jaki zobaczył w oczach Nelle, gdy oznajmił, że mają się
rozstać, rozerwie mu serce.
Ale nie było wyboru.
– Nie rozumiem – powiedziała, gwałtownie oddychając. – Dlaczego mi
to robisz?
Patrząc na nią, widział jej pełne usta i przypominał sobie ich słodycz.
I widział jej krystalicznie czyste niebieskie oczy domagające się, by
powiedział, że to żart. I cudowne wypukłości, ciepłe i delikatne terytorium,
którego odkrywania nigdy nie miał dość.
Dzięki niej stał się lepszym człowiekiem. Gdyby nie Nelle, nigdy nie
zdobyłby się na to, co dziś zrobił. A teraz musi z nią zerwać.
Jego rodzina skrzywdziła jej rodzinę, teraz już to wiedział. Nie mógł
sobie wybaczyć, że od razu jej nie uwierzył, że dał się zwodzić
tłumaczeniom ojca, oślizgłego krętacza. Było oczywiste, że jego rodzina
nadal będzie ranić Nelle. Tak długo, jak będzie pozostawała na orbicie ich
oddziaływań. I on musi przerwać ten zaklęty krąg.
Przycisnął palec do miejsca między brwiami, by złagodzić nękający go
od rana ból głowy.
– Zadzwoniłem rano do Barretta – oznajmił.
– No i…?
– Niczemu nie zaprzeczył. Śmiał się i nawet mi pogratulował, mówiąc,
że zawsze przeczuwał, że łebski ze mnie gość.
Wsunęła dłoń w jego rękę. Nie chciał tego, dotyk utrudnia zerwanie.
A jednak splótł palce z jej palcami. Po raz ostatni. Żeby zapamiętać
delikatność jej skóry i siłę, jaką daje uścisk jej dłoni.
– On i jego skarbnik Al – ciągnął – latami kombinowali, jak użyć
pieniędzy przeznaczonych na kampanię do celów prywatnych. Byli sprytni,
nie przykuło to niczyjej uwagi. Na przykład na szesnaste urodziny dostałem
prezent w postaci wyjazdu na Wielką Rafę Koralową, żebym mógł sobie
ponurkować. I wiesz, jak to zaksięgowali? Jako „wizytację bazy
amerykańskiej marynarki wojennej na Południowym Pacyfiku”!
– Tu w El Santo wszyscy myśleliśmy, że wasza rodzina jest…
– …bogata? – wszedł jej w słowo. – Ja też tak myślałem. A teraz
odkryłem, że tata roztrwonił rodową fortunę jeszcze przed moim
urodzeniem. Zainwestował w piramidę finansową. A potem wyprowadzał
pieniądze z kancelarii prawnej.
– Zwalając to na mojego ojca – dodała Nelle, rzucając mu zimne
spojrzenie.
– Wybacz, że ci nie uwierzyłem.
– Okej, teraz już oboje znamy prawdę. Ale dlaczego mówisz, że
musimy się rozstać?
Grayson usiadł za biurkiem i otworzył katalog w komputerze.
– Zobacz, tu są jego mejle, które mi przysyłał w trakcie naszej
rozmowy.
Nelle stanęła za nim i spojrzała na ekran. Nogi się pod nią ugięły.
– O nie, tylko nie to! Nie bój się, nie zemdleję – zapewniła, gdy złapał
ją za łokieć. – Raczej skopię komuś tyłek.
– Mojemu staremu? To może być trudne, on jest w szpitalu. Po
rozmowie ze mną Filney znalazła go na podłodze. Teraz przechodzi
badania. Lekarze twierdzą, że jego życiu może i nic nie zagraża, ale na
pewno tak szybko go nie wypuszczą.
Kiedy Nelle wparowała mu do domu, Grayson właśnie udawał się pod
prysznic, aby nieco się odświeżyć przed udaniem się do szpitala. Finley już
tam była. Do wszystkich okropności ostatnich godzin musiał jeszcze dodać
to, że stan zdrowia ojca się pogorszył.
– Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia – powiedziała Nelle.
– Nie zdziwiłbym się, gdybyś życzyła mu czegoś wręcz przeciwnego.
– To nadal jest twój ojciec i na pewno go kochasz.
– A co, jeśli go zabiłem?
– Nie możesz tak myśleć. Sam jest sobie winien. – Oczy Nelle znów
nabrały stalowo zimnej barwy. – Kradł. A ty nie miałeś z tym nic
wspólnego.
– Ja nie mogę odwrócić się na pięcie i odejść z tej rodziny. Ale ty
możesz. I musisz. Inaczej on użyje tego – wskazał głową ekran
komputera – przeciwko tobie. Nie mogę do tego dopuścić.
Nelle jeszcze raz spojrzała na monitor.
Starannie wyselekcjonowane zdjęcia, pokazujące, jak to ona sobie żyła
w Nowym Jorku. Jakieś przyjęcie w gronie przyjaciół, wszyscy po kilku
kieliszkach i ona uwieszona na swoim byłym chłopaku, w zadartej do góry
sukience, ze wzrokiem zmętniałym od alkoholu.
Kopia sfałszowanego dokumentu, za pomocą którego kilkoro jej
kolegów i koleżanek z biura księgowego chciało zastopować jej awans.
Pismo zwalniające ją z pracy i nawet odpowiedź na jej podanie do
stanowego urzędu pracy. Nic jej nie zaoferują, bo rzekomo w ostatnim
miejscu zatrudnienia udowodniono jej działanie na szkodę firmy.
Zacisnęła usta. Nie zamierzała wypierać się swojej przeszłości, ale
większość tych spraw wynikła bez jej woli i winy.
– Owszem, popełniałam błędy – powiedziała. – Ale błędy można
wybaczyć.
– Tu nie ma nic do wybaczania. Od Yoselin dowiedziałem się, że to
była zorganizowana nagonka.
– A więc wiedziałeś?
– Czekałem, aż mi powiesz. Dawałem ci czas potrzebny do tego, żebyś
mogła mi zaufać.
– Chciałam ci powiedzieć po festynie piwnym, ale… – Przeczesała
włosy palcami. – Wiesz, to takie zawstydzające, że spotkało mnie dokładnie
to samo co mojego ojca. – Roześmiała się nagle. – Harry, jeden z moich
współpracowników, znał ode mnie tę historię i postanowił ją rozegrać
przeciwko mnie. Co za ironia, nie? – Zerknęła znów na ekran. – Dziwne, że
media jeszcze tego nie wyciągnęły.
– Ojciec kupił ich milczenie. Na czas kampanii – odparł Grayson
ponurym tonem. – A jak wyciekną do mediów jego sprawki, on ujawni
materiały o tobie.
Nelle, początkowo zszokowana tym rewelacjami, po ostatnich słowach
odzyskała zdolność logicznego myślenia.
– Niby po co? Ja przecież nie mam dostępu do funduszy kampanijnych.
– Pomagałaś mi porządkować zestawienie moich prywatnych
wydatków.
Fak, to było wtedy, kiedy Barrett do niej przyszedł.
– Miałaś dostęp do mojego komputera. Mogłaś dokonywać przelewów,
korzystać z kart kredytowych.
Nelle słowa uwięzły w gardle. No tak, wszystko się składa w jedną
opowieść. Jaki ojciec, taka córka.
– Przekonywałem cię, że przeszłość nie ma wpływu na teraźniejszość –
powiedział Grayson, zamykając pliki w komputerze – ale to nieprawda.
Jedyne, co można zrobić, to przerwać ten cykl wydarzeń, to błędne koło.
I ja to robię. Dla ciebie.
Ujrzała przed oczami czerwone plamy.
– O nie, nie zrobisz tego! Nie będziesz się poświęcał. A już na pewno
nie dla mnie. Ja sama potrafię się bronić.
– Nie dasz rady. To sprawa moja, mojej rodziny i to ja muszę nie
dopuścić do tego, żebyś została skrzywdzona.
– Ale ty już mnie krzywdzisz. Ja cię kocham, do jasnej cholery. I to od
dawna. – Wyciągnęła do niego rękę. – Przeszłość naprawdę może mieć na
nas wpływ. Jeśli jej na to pozwolimy.
Na jego twarzy malowało się tyle sprzecznych emocji, że się w nich
pogubiła. Złote błyski w jego oczach odzwierciedlały wewnętrzne światło.
Serce zaczęło jej bić w potrójnym tempie, kiedy podał jej rękę.
– Nelle, ja…
Zadzwonił jego telefon i cały czar prysł.
– Tak? – rzucił w słuchawkę, po czym odszedł w odległy kąt pokoju.
Dalszą rozmowę prowadził szeptem.
Patrzyła na niego, przyśpieszony puls tętnił w całym jej ciele.
Niecierpliwie czekała, aż Grayson skończy rozmawiać i wróci do niej. Ale
kiedy to się już stało, jego mina sprawiła, że serce w niej zamarło.
– To tata – powiedział. – Odzyskał przytomność i chce mnie widzieć.
– Pojadę z tobą.
Przymknął oczy. A kiedy je otworzył, nie było już w nich tego blasku co
przed chwilą.
– Posłuchaj, prowadzę w sondażach i prawdopodobnie wygram wybory.
Przeprowadzę się do Waszyngtonu, więc i tak nasz związek wkrótce się
skończy. Po prostu staje się to szybciej, niż przypuszczaliśmy – zakończył,
unikając jej wzroku.
– Ale ja cię kocham – powtórzyła. – I chyba też nie jestem ci obojętna.
– Muszę iść – powiedział, chowając laptop do torby. – Dzięki za pomoc.
I życzę ci wszystkiego, co najlepsze. W całym twoim życiu.
Podbiegła do drzwi, postanawiając go nie wypuścić.
– Pamiętasz, co powiedziałeś po naszej pierwszej nocy w winnicy? Że
coś dla ciebie znaczę. No to teraz spójrz mi w oczy i powiedz, że kłamałeś.
Stał nieporuszony. A potem spojrzał na nią wzrokiem pełnym bólu.
– Przykro mi – wyszeptał.
W jednej chwili jej świat zmniejszył się do wymiaru łepka od szpilki.
W uszach jej szumiało. Oparła się o framugę drzwi, by nie upaść i by go
przepuścić. Ale ciągle nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Grayson! – zawołała i wybiegła za nim, gdy odzyskała władzę
w mięśniach.
Odpowiedział jej trzask zamykanych drzwi frontowych i odgłos
zapuszczanego silnika.
To nie może się tak skończyć. On jest w szoku, ojciec doprowadził go
do ostateczności. Ale za kilka godzin, kiedy przekona się, że ze zdrowiem
Barretta nie jest aż tak źle, na pewno zmieni zdanie.
Za wiele się między nimi wydarzyło, by teraz mógł odejść. Ona
poczeka.
Nawet jeśli to by miało potrwać.
Rano, kiedy Grayson nie wrócił do domu ani nie odpowiedział na żaden
z jej telefonów i esemesów, wsiadła do samochodu i pojechała do Fremont.
„W wyścigu o fotel kongresmena z okręgu numer pięćdziesiąt cztery
w Kalifornii zdecydowanym faworytem jest właściciel firmy inwestycyjnej
z Doliny Krzemowej, Grayson Monk. Dzisiejsza debata wyborcza
powszechnie uznawana jest za zwykłą formalność. Ustępujący kongresmen
Barrett Monk w dalszym ciągu przebywa w szpitalu, gdzie dochodzi do
zdrowia po…”.
Nelle zgasiła telewizor. Czuła się, jakby czyjaś potężna pięść ściskała
jej serce. Z nowego mieszkania usunęła wszystkie pamiątki po Graysonie,
a jednak ciągle czuła jego obecność. Widocznie potrzebuje więcej czasu.
Ale kogo chce oszukać? Nigdy się z niego nie wyleczy.
Zadzwonił telefon. Numer nieznany, mimo to odebrała. Samotność
doskwierała jej tak bardzo, że nawet telefon od oszusta, który oferowałby
jej teraz podróż dookoła świata w zamian za ujawnienie numeru karty
kredytowej, byłby miłym przerywnikiem.
– Słucham?
To nie był komputerowo wygenerowany głos. Dzwoniła Finley i Nelle
już miała się rozłączyć, gdy siostra Graysona zdążyła zadać jej pytanie.
– Gdzie jesteś?
– Co to za pytanie?
– No bo gdzieś musisz być. Przyjeżdżaj jak najszybciej. Kiedy
będziesz?
– A gdzie mam być?
– Jak to gdzie? W El Santo! – Nelle niemal widziała, jak Finley
przewraca oczami. – Przecież dziś mamy debatę.
Nelle wybuchnęła śmiechem. Lubiła w Finley jej tupet, ale teraz
osiągnął on już karykaturalny wymiar.
– Kiedy będę? Nigdy. Zadowala cię ta odpowiedź?
– To nie jest śmieszne. Zdaje mi się, że zobowiązałaś się do
uczestniczenie w całej kampanii.
Nelle spojrzała na telefon. Czy to żarty?
– Ja już nie jestem z twoim bratem, nie wiesz? Rzucił mnie.
– Mam to gdzieś. Sypiaj sobie z nim albo nie, wasza sprawa, ale
kampanię prowadzę ja. On nie ma prawa zwalniać cię z obietnicy, którą
dałaś mnie – dokończyła z naciskiem.
– Nie mogę. Powinnaś to zrozumieć, w końcu wbrew pozorom też
jesteś człowiekiem.
– Sprytnie wymyślone – ironizowała Finley. – Posłuchaj: ja wiem, że
Barrett jest manipulatorem, który w razie potrzeby przysięgnie na Biblię, że
niebo ma kolor żółty, a trawa fioletowy.
– Jest też złodziejem i oszustem. Dlaczego jeszcze nie doniosłaś na
niego do federalnej komisji wyborczej?
– A kto ci powiedział, że nie doniosłam? Ciekawsze pytanie brzmi:
dlaczego ty tego nie zrobiłaś?
Nelle przymknęła oczy. Powinna była to zrobić, ale nie chciała
umniejszać szans Graysona na zwycięstwo.
– Kończę tę rozmowę – powiedziała.
– Jak sobie chcesz. Ale ja mogę zawiadomić komisję, że posiadałaś
materiały obciążające i nic z nimi nie zrobiłaś. Pogadamy o tym później.
– Chwileczkę! Naprawdę grożą mi jakieś konsekwencje? – Nelle nie
znała dokładnie podstaw prawnych działania komisji wyborczych.
– Przekonasz się, jeśli nie przyjedziesz na debatę.
– Finley, to jest szantaż!
– Nie, to jest egzekwowanie umowy. To jak, przyjedziesz?
– Nie zdążę. Muszę się przebrać, a sama jazda trwa co najmniej trzy
godziny. Praw fizyki nie da się zmienić szantażem.
– No to ty mnie jeszcze nie znasz. Bierz torebkę, wyjdź przed dom. I nie
zapomnij zamknąć drzwi.
Powinna odmówić. Nie powinna była w ogóle zaczynać tej rozmowy.
Ale wyszła z mieszkania i zeszła na dół. Ciekawość zwyciężyła.
Kiedy zobaczyła, kto czeka na nią przed blokiem, roześmiała się. Facet
w mundurze lotnika stał obok wielkiego mercedesa. Zaprosił ją do środka.
– Jedziemy na lotnisko. Helikopter czeka.
– No i widzisz? Nawet prawa fizyki nie stanowią przeszkody –
usłyszała Nelle w słuchawce. Zapomniała rozłączyć się z Finley.
Pilot ruchem ręki wskazał jej miejsce po prawej stronie. Pokręciła
głową.
– Chyba nie skorzystam. Ale proszę przekazać Finley wyrazy
najwyższego uznania za skuteczność.
Zaraz, zaraz. Co tam leży na siedzeniu? Suknia? Tak. Srebrno-
turkusowa. Ale to nie jest jej kostium z balu maskowego, tylko kiecka
koktajlowa, rozkloszowana, do kolan, ze srebrnymi perłowymi zdobieniami
na gorsecie.
Do prezentu dołączony był bilecik. „Z poważaniem – od Twojej dobrej
wróżki”. Na drugiej stronie dłuższy tekst prosił o przyjście z pomocą
Graysonowi, który „schrzanił, ale Cię potrzebuje. A potem obiecuję: jeśli
tego chcesz, znikniemy z Twoich oczu na zawsze”.
Pilot odchrząknął.
– Przepraszam, ale samolot czeka.
Nelle wzięła głęboki oddech. Nie musi tego robić, nic nie jest winna
Graysonowi, który ją skrzywdził, ani jego siostrze. Projekt „Nowa Nelle”
najwyraźniej nie wypalił. Podążyła za swoim pragnieniem i przegrała.
Ale…
Spojrzała jeszcze raz na bilecik. „On Cię potrzebuje”.
Wsiadła do auta i zapięła pas bezpieczeństwa.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
W przydzielonej mu garderobie Grayson spojrzał w lustro. Debata
miała odbyć się w sali wykładowej miejscowego koledżu,
a w pomieszczeniu wszędzie walały się różnokolorowe pióra. Widocznie
ostatnio ktoś się tu przebierał za ptaka. Grayson na nowo wiązał krawat,
gdy do pomieszczenia weszła Finley.
– Jak leci? – zapytała.
Wprawdzie nie była ani tak starannie uczesana, ani ubrana jak zwykle,
za to po raz pierwszy od wielu dni jej spojrzenie kipiało energią.
– A u ciebie?
– To nieważne. Dziś ty jesteś główną atrakcją wieczoru – odparła,
przesuwając palcem po marynarce Graysona.
Nie był to odruch opiekuńczy, raczej nerwowy tik.
– Może być – odparł i to była prawda.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu był spokojny, pozbierany,
wyluzowany.
– Nie musisz się o mnie martwić.
– Nie mam zamiaru, ale chciałabym, żeby już było po. Choć wiem, że
skopiesz wszystkim tyłki.
– Wiem – mruknął. Wiedział też, że jak wieczór się skończy, to ona
jemu skopie tyłek.
Wziął głęboki oddech.
– Fin, a właściwie dlaczego ty sama nie startujesz?
– Co takiego? O czym ty mówisz?
– Byłabyś świetną kandydatką. Znasz tutejszy okręg wyborczy, znasz
Waszyngton, wiesz, na czym polega ta robota. Dlaczego jej nie bierzesz?
– Rozumiem. – Zaśmiała się. – Żart jako taktyka na rozluźnienie się
przed wyjściem na scenę.
– Ja nie żartuję. I właściwie dlaczego nie jesteś prawowitą dziedziczką
Barretta? – zapytał, biorąc ją za ręce.
Znów się roześmiała, ale tym razem nieszczerze i ponuro.
– Dobrze wiesz dlaczego. Nie jestem krwią z jego krwi. W tej rodzinie
jest tylko jeden następca.
– Tak. I to powinnaś być ty. Ty teraz powinnaś wejść na tę scenę.
Finley wyrwała dłonie z jego uścisku.
– Skup się na wystąpieniu. Obiecujesz dofinansowanie dla rolników.
Jak to uzasadnisz?
– Jak mogłem być tak ślepy?
– Nie wygłupiaj się, twój główny konkurent jest farmerem, o rolnictwie
wie wszystko.
– Nie zauważałem, jak Barrett fatalnie cię traktuje. Bierze, a nic nie daje
w zamian.
Finley przestała się uśmiechać i ponownie przybrała wyraz twarzy
mówiący, że jest silna, zwarta i gotowa.
– Wiem jedno: za dziesięć minut wychodzisz na scenę. I pokażesz tym
ludziom, kto ich ma reprezentować w Kongresie. A teraz życzę połamania
nóg. No i może jeszcze zwichnięcia łokcia na dodatek.
Uścisnął ją, a ona początkowo zesztywniała. W ich rodzinie nie
praktykowało się czułości. To się musi zmienić, pomyślał Grayson. Finley
odzyska pozycję pełnoprawnego członka rodziny, już on tego dopilnuje.
– Dzięki, siostra. Za wszystko. Za to, że we mnie uwierzyłaś.
– Nie żegnaj się, jakbyś leciał na Marsa. Idź już. Za godzinę będzie po
wszystkim – odparła zarumieniona.
– Racja. – Grayson rzucił ostatnie spojrzenie w lustro i upewnił się, że
w wewnętrznej kieszeni marynarki ma to, co mieć przy sobie powinien.
Nieco spóźniona Nelle z trudem dostała się do sali i zajęła ostatnie
wolne miejsce.
Orkiestra grała jakiś patriotyczny utwór, scena była rzęsiście
oświetlona. Po chwili światła na widowni przygasły i jej serce zadrżało na
widok uśmiechniętego Graysona, który ruchem ręki pozdrawiał
publiczność.
To nieprzyzwoite, żeby facet był aż tak przystojny.
Do Graysona dołączyli pozostali kandydaci, ale prawie ich nie
zauważyła.
Moderatorzy wyjaśnili reguły debaty, a Nelle pomyślała: żeby tylko to
wszystko przeżyć.
Nie rozumiała, dlaczego Finley utrzymywała, że Grayson potrzebuje jej,
Nelle, obecności. Wyglądał kwitnąco, a nie jak ktoś, kogo przez dwa
tygodnie zżerała tęsknota.
Następnym razem po prostu nie odbierze telefonu, cokolwiek pokaże
się na wyświetlaczu.
– A teraz wysłuchamy Graysona Monka. – Głos moderatora przerwał jej
rozmyślania. – Panie Monk?
Grayson wziął do ręki mikrofon i zrobił parę kroków do przodu.
– Wiem, że powinienem mówić o obronie narodowej, ale chciałem
poprosić audytorium i moich oponentów o chwilę wyrozumiałości.
Przez salę przeszedł lekki szmer, a on zbliżył się do krawędzi podium.
– Powrót do El Santo to dla mnie zaszczyt – zaczął. – Wiele się od was
nauczyłem. Zaczynałem kampanię z myślą, że po prostu będę robił to, do
czego zostałem stworzony, że przejmę spuściznę służby publicznej po
moim ojcu Barretcie Monku i pradziadku, który był gubernatorem tego
stanu.
Inni kandydaci zaczęli się kręcić niecierpliwie, a jeden z członków rady
miejskiej zwrócił mu uwagę, że mówi nie na temat.
– Wiem, przepraszam, zaraz kończę. W miarę rozwoju kampanii
zrozumiałem, że El Santo nie potrzebuje reprezentanta z historycznym
nazwiskiem, ale kogoś, kto dobrze zna wasze problemy, potrzeby
i marzenia.
Przerwał i odchrząknął. Nelle pochyliła się do przodu i przygryzła dolną
wargę.
– Może kiedyś stanę tu przed wami i poproszę o wasze głosy. Ale nie
dziś – ciągnął Grayson.
Przesłonił oczy dłonią, wypatrując kogoś na widowni.
– Przytoczę tu słowa osoby, która jest dla mnie ważna: dziś
potrzebujecie kogoś, kto was, wyborców, postawi na pierwszym miejscu.
Przed swoim rodowym dziedzictwem, przed umiłowaniem władzy
i dbałością o wizerunek. Pora zdjąć maski.
Nelle poczuła, że ludzie siedzący obok kierują na nią wzrok.
Grayson ponownie ogarnął spojrzeniem całą salę.
– Wycofuję swoją kandydaturę – oznajmił – i namawiam do głosowania
na moich wspaniałych konkurentów. A ja poszukam właścicielki tej oto
maski i spędzę z nią resztę życia. Bo dzięki niej zrozumiałem, co jest
naprawdę ważne. Dziękuję.
Skończywszy, wyjął z kieszeni udekorowaną muszelkami, kryształkami
i sztucznymi perłami maseczkę w kolorze morskiego błękitu.
Wokół Nelle zrobiło się gorąco, narastał zgiełk. Ale ona myślała tylko
o jednym: Grayson zachował jej porzuconą na bruku San Francisco
maseczkę!
A więc już wtedy była dla niego kimś ważnym. Serce omal nie
wyskoczyło jej z piersi.
I druga sprawa: dla niej porzucił swoje plany i marzenia. A przecież
byłby świetnym kongresmenem. Czy Finley znała jego zamiary? I czy
sprowadziła Nelle tutaj po to, by go powstrzymać?
Zanim zdążyła pomyśleć, wstała i krzyknęła:
– Nie wolno ci rezygnować!
Po czym zaczęła się przeciskać między rzędami krzeseł, depcząc
ludziom po nogach.
Pobiegła w stronę sceny, zrzucając po drodze szpilki, które jej
przeszkadzały.
Trochę za późno zorientowała się, że swoim wyskokiem odwróciła
uwagę ludzi od Graysona.
Jedna z kamer została skierowana właśnie na nią, podobnie jak setki par
oczu.
– Nie rób tego – powtórzyła ciszej, tracąc oddech.
– Nelle? – odezwał się Grayson, bezskutecznie szukając jej w tłumie.
Ludzie pomogli jej wdrapać się na scenę. Chciała go dotknąć, ale
cofnęła rękę.
– Cześć – powiedziała.
– Cześć – odrzekł, odkładając na bok mikrofon. – Myślałem, że nie
lubisz tłumów – dodał z ironicznym uśmiechem.
– Bo nie lubię, ale sprawa jest zbyt ważna, żeby ulegać swojej fobii. Nie
wycofuj się. Nie dla mnie. To przecież było twoje marzenie.
– Nie moje – odparł, zakładając jej za ucho zbłąkany kosmyk włosów. –
To inni marzyli o tym dla mnie.
– Całe życie na to pracowałeś. Kształciłeś się, zakładałeś firmę…
– Tylko dlatego – przerwał jej – że tego ode mnie oczekiwano.
– Ale masz dorobek, nie wyrzekaj się go, a już zwłaszcza z mojego
powodu.
– Nelle, kochana Nelle – odparł, biorąc w dłonie jej twarz. – Prawda
jest taka, że wcale nie robię tego dla ciebie.
– Jak to? Zerwałeś ze mną podobno dla mojego dobra.
– Tak, ale potem przypomniałem sobie słowa pewnej niegłupiej kobiety.
Że przyzwoitość i oczekiwania innych ludzi wobec nas to dwie różne
sprawy. Ta kobieta to miłość mojego życia.
Nelle przewróciła oczami.
– Dotychczas robiłem to, czego ode mnie oczekiwano. Chroniłem ojca.
Teraz pora zachować się przyzwoicie.
– Rezygnacja z kandydowania ma być właśnie czymś przyzwoitym?
– Tak. Kandydować powinna Finley. To ona pasjonuje się polityką, nie
ja.
– A ty? Czym się pasjonujesz?
– Zapytaj mnie za godzinę. Będziemy razem w łóżku, całkiem goli.
I wtedy ci pokażę.
– W takim razie popieram twoje pasje – powiedziała, drżąc z powodu
jego obietnicy.
– I uwierz mi: zamierzam je rozwijać. – Uśmiechnął się łobuzersko.
Nagle spoważniał. – Ale w drodze do domu wpadniemy do szpitala
zobaczyć, jak Barrett przyjął moją rezygnację.
– Jasne.
– On wie, co go czeka. Komisja federalna podjęła śledztwo. Ale to
w końcu nadal jest mój ojciec. Czekają nas ciężkie przejścia.
– Tak. Ciebie i Finley. A gdzie ona jest?
Nelle rozejrzała się po sali wypełnionej rozemocjonowanymi ludźmi.
Panował totalny chaos. Organizatorzy debaty najwyraźniej nie podjęli
jeszcze decyzji co do jej dalszego ciągu.
– Domyślam się, że pojechała do taty. Pewnie się o niego martwi, tak
jak ja.
– Mam nadzieję, że on pogodzi się z twoją decyzją.
– Niewiele ma do gadania. Po ostatnim kryzysie zdrowotnym przekazał
mi na piśmie pełnomocnictwo do zarządzania jego majątkiem. Zwlekałem
z ogłoszeniem rezygnacji, aż to się uprawomocni – tłumaczył się
Grayson. – Likwidujemy jego aktywa. Wszystko przeznaczymy na szkoły
i zakłady pomocy społecznej w okręgu. To im się należą te pieniądze.
A Monk Partners zajmie się potrzebami ojca do końca jego życia.
Chciałbym też wyznaczyć rentę dla twojego taty, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.
Pokiwała głową, nie mogąc wykrztusić słowa.
– A jeśli już mowa o końcu życia… – Grayson przykląkł.
Wrzawa audytorium wzmogła się, kamery zostały skierowane na nich
dwoje.
A Nelle widziała tylko, że klęczący przed nią mężczyzna podaje jej
znajomą maseczkę.
– Dawno, dawno temu dwoje zamaskowanych nieznajomych wymieniło
pocałunek. I ja się wtedy zakochałem. A teraz, kiedy cię lepiej poznałem,
Nelle Lassen, moja miłość rośnie i pogłębia się z każdą godziną. Nie
wyobrażam sobie już ani minuty z dala od ciebie. Czy zostaniesz moją
żoną?
Usłyszała muzykę.
Czy to gra orkiestra na podium, czy aniołowie w niebie? A może to jej
serce śpiewa z radości?
– Tak, kocham cię, Grayson – odpowiedziała, biorąc od niego
maseczkę. Uśmiechała się, choć łzy płynęły jej po twarzy. – Już nie mogę
się doczekać, jak zaczniemy pisać historię naszego wspólnego życia.
Pocałował ją w świetle kamer, na oczach tłumu i grupy niedawnych
konkurentów. Chór ochów i achów dźwięczał im w uszach, ale oboje czuli,
że na świecie nie ma nikogo oprócz nich dwojga. Maseczka zwisała
z serdecznego palca jej lewej dłoni.
SPIS TREŚCI:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY