6
Stuart Woods
Worst Fears Realized
Kr¹g strachu
7
1
B
ól pulsowa³ gdzie w g³êbi cia³a. Stone Barrington mia³ wra¿enie, ¿e
przechodzi zawa³ po³¹czony z ostrym atakiem dyskopatii. Mêka zaczê³a
siê po rozmowie telefonicznej zesz³ej zimy, w czasie której Arrington Carter
oznajmi³a mu, ¿e to koniec. Jest teraz ¿on¹ innego mê¿czyzny, mieszka w je-
go domu i wychowuje jego syna. Stone wiedzia³, ¿e nie zobaczy jej ju¿ wiê-
cej, chyba ¿e w towarzystwie mê¿a. I wiedzia³, ¿e nigdy nie bêdzie móg³ o niej
myleæ bez bólu.
Nie przeczuwa³, ¿e udrêka potrwa a¿ do wiosny, a tak siê w³anie sta³o.
Ból nie ust¹pi³, a wrêcz przeciwnie przybra³ jeszcze na sile. Stone widy-
wa³ Dina parê razy w tygodniu, zawsze u Elaine. Dino by³ najlepszym przy-
jacielem Stonea; czasem mia³ wra¿enie, ¿e jedynym. To nieprawda, rzecz
jasna. Elaine te¿ by³a jego przyjació³k¹; wieczory w restauracji Elaine, z ni¹
i Dinem, by³y jedynymi jasnymi chwilami w tygodniu Stonea. Jego prakty-
ka adwokacka sta³a siê ostatnio nieznonie monotonna: zajmowa³ siê spra-
w¹ odszkodowania za obra¿enia cia³a, która wlok³a siê w nieskoñczonoæ.
Kancelaria Woodman & Weld rzuci³a mu j¹ niczym koæ, na której nie ma
doæ miêsa, aby wy¿ywiæ trzydziestu udzia³owców i setkê wspó³pracowni-
ków. Stone by³ gotów do procesu, a propozycja ugody nadal nie nadchodzi-
³a. To stawa³o siê przygnêbiaj¹ce. W³aciwie wszystko by³o przygnêbiaj¹-
ce. Ból nie ustêpowa³ i tylko bourbon móg³ go ukoiæ. Stone zdawa³ sobie
sprawê, ¿e zbyt czêsto siêga ostatnio do tej metody. Usiad³ z Dinem przy
stoliku numer piêæ w restauracji Elaine i zamówi³ kolejn¹ porcjê znieczula-
cza.
Chodmy na balangê zaproponowa³ Dino. Tam wypijesz nastêp-
nego drinka.
Nie mam dzisiaj ochoty na spêd gliniarzy odpar³ Stone.
8
To nie jest policyjna prywatka. Dino skinieniem rêki poprosi³ kelne-
ra o rachunek. Znam wielu ludzi.
Wymieñ trzech, którzy nie s¹ gliniarzami albo mafiosami.
Nie jest to te¿ mafijne przyjêcie zapewni³ Dino.
No to czyje?
Zastêpcy prokuratora okrêgowego.
Aha. W takim razie trzeba zabraæ w³asne trunki.
On nazywa siê Martin B-r-o-u-g-h-a-m. przeliterowa³ Dino. Wy-
mawiaj Bruum. Facet nie narzeka na brak gotówki, o ile wiem.
Czy to nie on prowadzi sprawê Dantego? spyta³ Stone.
Dante by³ jednym z bonzów przestêpczego wiata; jego proces sta³ siê
najwa¿niejszym od czasów sprawy Gottiego.
Dzisiaj uzyska³ wyrok skazuj¹cy.
Nie wiedzia³em.
Czy ty ju¿ nie ogl¹dasz wiadomoci?
Rzadko.
Przyjêcie jest w³anie z tej okazji.
Jak to mo¿liwe, ¿e nie znam tego Broughama?
Bo on obraca siê wy³¹cznie wród elit, do których ty siê nie zaliczasz.
Z marnymi adwokacinami spotyka siê tylko w s¹dzie.
Kogo nazywasz marnym adwokacin¹?
A ilu prawników siedzi przy tym stole?
Nie jestem marnym adwokacin¹, tylko biorê marne sprawy. To zasad-
nicza ró¿nica.
Powiedzmy. Dino wsta³ i siêgn¹³ po p³aszcz. Chodmy st¹d.
Nie chce mi siê burkn¹³ Stone.
Nic ci siê nie chce, ty sflacza³y abnegacie, a ja mam ju¿ tego doæ.
Zak³adaj p³aszcz i ruszaj ty³ek, bo zastrzelê ciê tu, przy wszystkich. I nikt
nawet nie kiwnie palcem, bo bêdzie to ca³kiem usprawiedliwione zabójstwo.
No dobrze ju¿, dobrze wymamrota³ Stone, podnosz¹c siê z trudem.
Tylko na jednego drinka, jeli ten facet ma co porz¹dnego do picia, a potem
siê wynoszê.
Apartament znajdowa³ siê w szeregowcu w East Sixties, dzielnicy, która
z ca³¹ pewnoci¹ nie nale¿a³a do zamieszkiwanych przez zastêpców prokura-
torów okrêgowych.
Mia³e racjê przyzna³ Stone, podaj¹c p³aszcz pokojówce. Facet ma
trochê grosza. W tym salonie wisz¹ obrazy za co najmniej milion dolarów.
A ty co, jeste jego agentem ubezpieczeniowym? spyta³ szeptem
Dino. Myl o tym, ¿eby siê dobrze zabawiæ.
9
Powiedz mi co wiêcej o tym Broughamie.
Chodz¹ s³uchy, ¿e ma dostaæ nominacjê na pierwszego zastêpcê, a potem
bêdzie siê ubiega³ o stanowisko prokuratora okrêgowego, kiedy stary odej-
dzie na emeryturê.
Do tego czasu Brougham te¿ siê zestarzeje mrukn¹³ Stone.
Przystojny mê¿czyzna ko³o czterdziestki zauwa¿y³ nowych goci i ruszy³
w ich stronê, holuj¹c za sob¹ blondynkê w kostiumie Chanel.
Dino rzek³, wyci¹gaj¹c d³oñ. Cieszê siê, ¿e przyszed³e. Pamiêtasz
Danê.
Kobieta poda³a mu rêkê.
A to kto? spyta³a kieruj¹c wzrok na Stonea.
Stone Barrington przedstawi³ Dino. Stone, poznaj Martina i Danê
Broughamów.
Witam powiedzia³ Stone, machinalnie ciskaj¹c d³onie gospodarzy.
S³ysza³em o tobie zacz¹³ Brougham, prowadz¹c wszystkich w stronê
barku. By³e partnerem Dina na dziewiêtnastym posterunku, prawda?
Owszem, kiedy. Po moim odejciu wykopali go na wy¿sze stanowi-
sko, bo nikt nie chcia³ z nim jedziæ samochodem.
Pracujesz u Woodmana i Welda, tak?
Jestem wspó³pracownikiem odpar³ Stone ale Woodman i Weld ra-
czej nie ucieszyliby siê, ¿e o tym wiesz.
Stone nie zrobi³by takiej uwagi, gdyby by³ ca³kiem trzewy.
Brougham parskn¹³ miechem.
Czego siê napijesz?
Dzikiego Indyka z wod¹ sodow¹, jeli masz.
Brougham wyj¹³ butelkê, która wygl¹da³a jak kryszta³owa karafka, i na-
la³ podwójn¹ porcjê.
To jest Dziki Indyk, ale nieco lepszy od zwyk³ego.
Stone spróbowa³ whisky. Facet mia³ racjê: trunek kosztowa³ pewnie ze
trzydzieci dolarów za butelkê. Uzna³, ¿e chyba polubi Broughama.
Dwoje ludzi stanê³o w drzwiach. Gospodarz ruszy³ ich przywitaæ.
Nie traæ czasu, poznaj ludzi rzuci³ na odchodnym.
Stone rozejrza³ siê. Salon by³ pe³en goci; kto ca³kiem niele przygry-
wa³ na pianinie.
Widzê co najmniej czterech gliniarzy.
No i co z tego? Jest te¿ wielu cywilów obruszy³ siê Dino.
Jeli zastêpców prokuratora uznaæ za cywilów. Kim jest ten dryblas
ko³o kominka?
Tom Deacon, szef wydzia³u ledczego prokuratury.
Nie podoba mi siê.
Znasz go? spyta³ Dino.
10
Nie.
Co z tob¹, do licha?
le mu z oczu patrzy.
W koñcu pracuje w prokuraturze, nie?
Przyjêcie trwa³o ju¿ chyba doæ d³ugo, bo nie zosta³o nic do jedzenia,
a wszyscy wygl¹dali tak, jakby wypili po kilka drinków. Stone te¿ by³ lekko
podciêty, ale nie tak rozbawiony jak inni. Rozejrza³ siê za jakim cichym
k¹tem. Zostawi³ Dina z Dan¹ Brougham i skierowa³ siê do podwójnych drzwi,
które prowadzi³y jak siê okaza³o do imponuj¹cej biblioteki. Przed komin-
kiem sta³y dwa wysokie fotele. Stone opad³ na jeden z nich, rad, ¿e uda³o mu
siê wymkn¹æ z ha³aliwego t³umu. Dopiero wtedy zauwa¿y³, ¿e drugi fotel
jest zajêty.
Siedzia³a na nim z podkurczonymi nogami m³oda kobieta o kasztano-
wych w³osach, ubrana w pr¹¿kowany kostium; przy blasku ognia czyta³a ksi¹¿-
kê w skórzanej oprawie. Zerknê³a na Stonea, unosz¹c lekko szklankê w ge-
cie powitania, po czym wróci³a do lektury.
Zepsujesz sobie wzrok powiedzia³ Stone.
Nieznajoma przyjrza³a mu siê uwa¿nie.
Bardzo siê zmieni³a, mamusiu.
Przepraszam. Co pani czyta?
Kochanka Lady Chatterley.
Nie mia³em tej ksi¹¿ki w rêku od czasów liceum.
Ja nigdy nie mia³am jej w rêku.
Wtedy wydawa³a siê szalenie podniecaj¹ca. Ale w³aciwie wszystko
siê takie wydawa³o.
Kobieta umiechnê³a siê, lecz nie podnios³a wzroku.
Pamiêtam.
Gdzie pani by³a, gdy mia³a szesnacie lat?
W Spensie.
Spence to bardzo modna prywatna szko³a na Manhattanie.
A póniej?
W Yale.
Prawo?
Tak. Pracujê z Martinem.
Zabawne. Nie wygl¹da pani na asystentkê prokuratora.
To najmilsza rzecz, jak¹ us³ysza³am od roku.
A wiêc przebywa³a pani z niew³aciwymi mê¿czyznami.
Jest pan nie tylko szarmancki, ale i b³yskotliwy.
Mimo to nie potrafiê odgadn¹æ pani nazwiska.
Susan Bean.
Z L.L. Beanów?
11
Nie. Z firmy Merrill, Lynch, Pierce, Fenner i Bean te¿ nie. Z ca³kiem
zwyk³ych, szarych Beanów. A pan?
Stone Barrington.
Chyba s³ysza³am to nazwisko. Z tych s³ynnych Barringtonów z Mas-
sachusetts, jak przypuszczam?
Stone potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Z tych o wiele mniej s³ynnych Barringtonów z Massachusetts.
Jak pan trafi³ do wielkiego miasta?
To by³o bardzo proste. Urodzi³em siê tutaj. Po tym, jak moi rodzice
wynieli siê z Massachusetts.
Jest pan g³odny?
Stone zauwa¿y³ ze zdziwieniem, ¿e rzeczywicie czuje g³ód; prawie nie
ruszy³ kolacji u Elaine.
Tak.
Kanapek ju¿ nie by³o, kiedy przysz³am. Ma pan ochotê pójæ gdzie na
kolacjê?
Czemu nie.
Dziewczyna wsta³a. By³a wy¿sza, ni¿ siê spodziewa³. I ca³kiem ³adna.
Ma pani p³aszcz?
Tak.
Poszukajmy go.
Stone poda³ jej ramiê; przez chwilê zdawa³o mu siê, ¿e ból znikn¹³. Jed-
nak nie tylko trochê zel¿a³. Poprowadzi³ Susan do wyjcia, starannie unika-
j¹c gospodarzy. Dino odprowadzi³ wychodz¹cych podejrzliwym wzrokiem.
Po chwili znaleli siê na zewn¹trz.
Dochodzi jedenasta zauwa¿y³ Stone zerkaj¹c na zegarek. Nie wiem,
czy w okolicy znajdziemy jeszcze co czynnego.
Mieszkam parê przecznic st¹d powiedzia³a Susan. Znam dobr¹
chiñsk¹ restauracjê z daniami na wynos.
Doskonale.
Mo¿e nie s¹ doskona³e, ale ca³kiem niez³e.
Ja nie mówi³em o jedzeniu.
2
S
zli bez popiechu, gawêdz¹c od niechcenia. Susan mia³a niski, piewny
g³os, którego Stone s³ucha³ z przyjemnoci¹.
12
Pamiêtam, ¿e jeste adwokatem, lecz nie przypominam sobie, w jakiej
firmie pracujesz.
Prowadzê prywatn¹ praktykê.
Susan parsknê³a miechem.
Jak nas uczono w Yale, prywatna praktyka oznacza, ¿e nie mo¿esz
dostaæ pracy w dobrej kancelarii.
To siê z grubsza zgadza, ale ja mam wymówkê. Przez czternacie lat
by³em gliniarzem, czyli strzeg³em prawa, a dopiero póniej zacz¹³em je prak-
tykowaæ. Jestem wspó³pracownikiem firmy Woodman i Weld, lecz moje biu-
ro znajduje siê w domu.
Susan zmarszczy³a brwi.
To doæ dziwne, prawda?
Owszem.
Ach, ju¿ rozumiem. Odwalasz czarn¹ robotê, której oni woleliby nie
ruszaæ, bo s¹ do wy¿szych celów stworzeni.
Szybko mylisz.
Tak o mnie mówi¹ w pracy. Susan Bean szybko myli. Oczywicie,
nie tylko to mówi¹.
Zatrzymali siê na wiat³ach.
A co jeszcze?
Niektórzy nazywaj¹ mnie sumieniem prokuratury, a inni cierniem w ty³-
ku. W sumie wychodzi na to samo.
Czym siê teraz zajmujesz?
By³am asystentk¹ Martina Broughama w sprawie Dantego odpar³a
Susan.
Gratulujê. To wielki sukces.
Chyba tak.
Jako nie wygl¹dasz na uszczêliwion¹.
Cieszê siê ze zwyciêstwa. Mniej podoba mi siê sposób, w jaki je osi¹g-
nêlimy.
Stone ju¿ mia³ zapytaæ, co to znaczy, ale w³anie dotarli do domu. Susan
wydoby³a z torebki klucz i otworzy³a drzwi. Po chwili stanêli przed wind¹;
przy nazwisku obok guzika domofonu widnia³y litery Dr.
Mieszkasz w penthousie? zdziwi³ siê Stone. Ca³kiem niele, jak na
asystentkê zastêpcy prokuratora.
Moje mieszkanie jest na dwunastym, ostatnim piêtrze. Ale to wszyst-
ko, co ma wspólnego z penthousem.
Wjechali na górê. Mieszkanie by³o ma³e: salonik z aneksem jadalnym,
sypialnia i kuchnia. Niewielki balkon wychodzi³ na ulicê. Panoramê miasta
przes³ania³ wysoki biurowiec po przeciwnej stronie jezdni.
13
Susan otworzy³a szufladê w kuchni, wyjê³a menu i podnios³a s³uchawkê
telefonu.
Mogê co wybraæ dla nas obojga? spyta³a.
Oczywicie, tylko dla mnie nie za bardzo pikantne.
Wystuka³a numer i przeczyta³a nazwy potraw.
Jak d³ugo to potrwa? Susan wys³ucha³a odpowiedzi, po czym zakry-
³a mikrofon d³oni¹. Ch³opak, który rozwozi posi³ki, zachorowa³. Poszed³-
by odebraæ? To niedaleko.
Z przyjemnoci¹ odpar³ Stone.
Jak d³ugo? spyta³a jeszcze raz. Aha, dwadziecia minut.
Od³o¿y³a s³uchawkê.
Zrobiæ ci drinka? Dwadziecia minut tak naprawdê znaczy pó³ godziny.
Poproszê lampkê wina.
Susan wyjê³a z lodówki butelkê chardonnay i poda³a Stoneowi razem
z korkoci¹giem.
Ty otwórz. Straszna ze mnie niezdara.
Stone odkorkowa³ butelkê i nape³ni³ kieliszki. Zarzuci³ p³aszcz na opar-
cie krzes³a; usiedli na kanapie.
Zamówi³a chyba pó³ jad³ospisu zauwa¿y³.
¯ywiê siê resztkami tego, co mi dostarcz¹ do domu wyjani³a Su-
san. A wiêc jak¹ to intryguj¹c¹ brudn¹ robotê odwalasz obecnie za firmê
Woodman i Weld?
Pozew o odszkodowanie za obra¿enia fizyczne. Brudna robota nie za-
wsze bywa intryguj¹ca.
Czy to jakie ciekawe obra¿enia?
Bynajmniej. Córka klienta Woodmana i Welda pad³a ofiar¹ wypadku
samochodowego, a firma ubezpieczeniowa kierowcy oci¹ga siê z wyp³at¹
odszkodowania.
To u nich normalne.
A co planuje prokuratura teraz, kiedy Dantego ma ju¿ z g³owy?
Susan westchnê³a.
Nie wiem. Zastanawiam siê, czy nie odejæ. Zaczyna mnie mêczyæ ta praca.
Chyba rozumiem, ale podobno Broughama czeka wielka kariera. Czy
nie poci¹gnie ciê za sob¹?
Mo¿liwe, ale ja nie wiem, czy tego chcê. Kiedy zaczyna³am pracê w pro-
kuraturze, g³owê mia³am pe³n¹ idea³ów. Wyobra¿a³am to sobie jako starcie
sprawiedliwych z niegodziwcami, a teraz nie jestem ju¿ pewna, czy istniej¹
jacy sprawiedliwi.
¯ycie to szara strefa zauwa¿y³ Stone.
Ciemnoszara, z tendencj¹ do ciemnienia. Pyta³am ciê ju¿, czy jeste
¿onaty?
14
Nie jestem.
Rozwiedziony?
Te¿ nie.
Wieczny stary kawaler? O Bo¿e! A mo¿e ty jeste gejem?
Nie.
Dlaczego siê nie o¿eni³e?
Chyba mia³em szczêcie. Stone czêsto tak siê wykrêca³ z odpowie-
dzi na to pytanie. A ty?
Stara panna, lat trzydzieci dwa.
Chyba nie z braku propozycji, jak s¹dzê.
Owszem, mia³am swoje wzloty. Spojrza³a na Stonea dziwnym wzro-
kiem. Czy mogê ciê poca³owaæ?
Rozemia³ siê.
Bywa³em ju¿ ca³owany, ale nigdy nie pytano mnie o pozwolenie.
Mogê?
Nie musisz pytaæ.
Susan nachyli³a siê do Stonea, ujê³a jego twarz i przyci¹gnê³a do swojej.
Ca³owa³a mocno i starannie, raz po raz delikatnie wsuwaj¹c jêzyk do jego
ust. Stone obj¹³ j¹ w pasie, ale Susan odsunê³a g³owê i zerknê³a na zegarek.
Kolacja nam stygnie. Wsta³a i rzuci³a Stoneowi p³aszcz. Ci¹g dalszy
nast¹pi po jedzeniu. Ja tymczasem nakryjê stó³ i zrobiê herbatê. Pospiesz siê.
Stone za³o¿y³ p³aszcz.
I we mój klucz, ¿ebym nie musia³a ci otwieraæ.
Stone wrzuci³ klucz do kieszeni, poca³owa³ szybko Susan i wyszed³. Restau-
racja znajdowa³a siê pó³torej przecznicy dalej; musia³ poczekaæ parê minut na
zamówienie. Wreszcie podano mu papierowy pakunek; Stone zap³aci³ i ruszy³
w powrotn¹ drogê. Otworzy³ sobie drzwi, podszed³ do windy i nacisn¹³ guzik.
Kontrolka wskazywa³a, ¿e winda jest na najwy¿szym piêtrze. Po chwili zaczê³a
zje¿d¿aæ. Windy w niektórych budynkach s¹ strasznie powolne, pomyla³ Stone.
Zatrzyma³a siê na szóstym piêtrze, lecz po chwili znów ruszy³a i dotar³a na parter.
Stone wszed³, nacisn¹³ guzik i kabina zaczê³a sun¹æ w górê.
W mieszkaniu Susan gra³a muzyka, a z kuchni dochodzi³ g³ony gwizd
czajnika. Woda musia³a siê ju¿ zagotowaæ. Stone po³o¿y³ paczkê na stole,
zrzuci³ p³aszcz i skierowa³ siê do kuchni. wiat³o by³o zgaszone, a blask lam-
py w saloniku tutaj nie dociera³. Poszuka³ rêk¹ w³¹cznika, ale go nie znalaz³,
wiêc ruszy³ niemal po omacku w stronê p³omienia gazu. Susan jest pewnie
w ³azience, pomyla³. wist czajnika brzmia³ z tej odleg³oci jak przeci¹g³y
wrzask.
Zrobi³ kolejny krok i nagle polizn¹³ siê. Upad³ na ³okieæ ca³ym ciê¿arem
cia³a i jêkn¹³ z bólu. Opar³ d³oñ na pod³odze, ale by³a liska, wiêc znów siê
osun¹³. Susan pewnie co niechc¹cy rozla³a. Czajnik pia³ nadal.
15
Stone chwyci³ za blat kuchni, podniós³ siê i wy³¹czy³ gaz. Gwizd powoli
zamar³. Trzymaj¹c siê blatu, Stone wróci³ do drzwi kuchni i znów poszuka³
w³¹cznika. Tym razem z lepszym skutkiem.
Ze zdziwieniem spojrza³ na swoje rêce, ca³e by³y ubabrane w czerwonej
farbie. Nie puszczaj¹c blatu, odwróci³ siê powoli. Wszêdzie farba Tylko ¿e
to nie by³a farba.
Susan le¿a³a na plecach pod cian¹ w ogromnej ka³u¿y krwi. Nierucho-
my wzrok mia³a utkwiony w sufit. W jej szyi zia³a g³êboka rana. Stone pod-
szed³ do niej, przyklêkn¹³ i uj¹³ za nadgarstek. Ani ladu pulsu. Nie by³o na-
wet sensu próbowaæ reanimacji. Patrz¹c z bliska na szyjê dziewczyny,
uwiadomi³ sobie, ¿e morderca omal nie uci¹³ jej g³owy.
Stone podniós³ siê chwiejnie; ³api¹c siê po drodze ka¿dego oparcia, do-
tar³ do telefonu. Podniós³ s³uchawkê i zacz¹³ wybieraæ numer Dina, ale zaraz
zmieni³ zamiar.
Nie powiedzia³ g³ono i wystuka³ dziewiêæset jedenacie.
Tak, s³ucham odezwa³a siê dyspozytorka.
Czy rozmowa jest nagrywana?
Tak, proszê pana. O co chodzi?
Nazywam siê Stone Barrington i jestem emerytowanym policjantem.
Kto pope³ni³ morderstwo na ostatnim piêtrze Rozejrza³ siê. Na blacie
le¿a³ rachunek za gaz. Odczyta³ adres. Bia³a kobieta w wieku trzydziestu
dwóch lat. Nazywa siê Susan Bean. Proszê przys³aæ detektywów z wydzia³u
zabójstw oraz patologa.
Zanotowa³am, panie Barrington.
I proszê im przekazaæ, ¿e sprawca jest prawdopodobnie sam, porusza
siê pieszo i nadal przebywa w tej okolicy.
Dobrze. Zaraz przyjad¹.
Stone nacisn¹³ wide³ki i wybra³ numer Dina.
Bacchetti. G³os Dina z trudem przebija³ siê przez gwar zabawy.
Mówi Stone. Mam morderstwo trzy przecznice od miejsca, gdzie je-
ste.
Ponownie odczyta³ adres z rachunku.
Zadzwoni³e na numer alarmowy?
Tak.
Bêdê tam najprêdzej, jak siê da.
Wydaje mi siê, ¿e sprawca by³ tu jeszcze, kiedy przyszed³em, i na pewno
jest ci¹gle w pobli¿u.
Rozejrzê siê po drodze. Nie ruszaj niczego, Stone. Zostaw to moim
ludziom.
Dobrze.
Jadê do ciebie.
16
Stone od³o¿y³ s³uchawkê, usiad³ na krzele w saloniku i próbowa³ nie
myleæ o martwym ciele le¿¹cym w s¹siednim pomieszczeniu. By³ roztrzêsio-
ny. Pracuj¹c wiele lat w wydziale zabójstw, zd¹¿y³ siê napatrzeæ na trupy. Ale
nigdy nie widzia³ zw³ok kobiety, która kwadrans wczeniej go ca³owa³a.
3
Z
jawi³o siê dwóch detektywów; Stone wpuci³ ich i wskaza³ kuchniê.
Jest tam powiedzia³ i usiad³ przy stole. Policjanci weszli do kuchni
i natychmiast wrócili. Jeden by³ wysoki, oko³o metra dziewiêædziesiêciu, a dru-
gi znacznie ni¿szy, krêpy, o ró¿owej cerze.
Wstañ rzuci³ ni¿szy funkcjonariusz.
Co?
Wstawaj!
Stone wsta³.
Policjant zamachn¹³ siê i uderzy³ go piêci¹, trafiaj¹c poni¿ej ucha.
Stone zatoczy³ siê na blat sto³u. Nim zd¹¿y³ siê wyprostowaæ, policjanci
rzucili siê na niego z kajdankami.
Co wy robicie, do cholery?
Posadzili go na krzele.
Zamordowa³ j¹, drañ! warkn¹³ wciekle ni¿szy policjant, wymierza-
j¹c kolejny cios.
Spokojnie, Mick powiedzia³ jego partner. Zostawisz na nim sinia-
ki, a tego bymy nie chcieli.
Stone milcza³.
Dlaczego j¹ zabi³e? spyta³ ni¿szy.
Nie zabi³em jej. Kiedy wszed³em, ju¿ nie ¿y³a odpar³ Stone.
To czemu jeste ca³y we krwi? Policjant znów siê zamierzy³.
Wy¿szy z³apa³ go za nadgarstek.
Mick, nie zmuszaj mnie, ¿ebym za³o¿y³ ci kajdanki ostrzeg³ cicho.
Tamten zmierzy³ go wciek³ym spojrzeniem.
Tylko spróbuj.
Odsuñ siê od niego.
Ni¿szy niechêtnie spe³ni³ polecenie.
Przepraszam pana zacz¹³ wy¿szy z policjantów. Jestem detektyw
Anderson, a to jest detektyw Kelly.
Wyj¹³ notes.
Jak siê pan nazywa?
17
Stone Barrington.
Anderson podniós³ wzrok.
Opowie mi pan, co siê tutaj sta³o? spyta³ po chwili.
Wyszed³em do chiñskiej restauracji po zamówiony posi³ek, a kiedy wróci-
³em, ta dziewczyna ju¿ tam le¿a³a. Polizn¹³em siê na pod³odze w kuchni i upa-
d³em. Dlatego jestem zakrwawiony. Potem zadzwoni³em na numer alarmowy.
£¿e jak pies! wtr¹ci³ Kelly i ruszy³ w stronê Stonea.
Anderson po³o¿y³ mu d³oñ na klatce piersiowej i popchn¹³ pod cianê.
Nie bêdê ci powtarza³, Mick.
Rozleg³o siê walenie do drzwi.
Otwórz poleci³ Anderson i pchn¹³ lekko partnera.
Kelly otworzy³; w drzwiach stan¹³ Dino Bacchetti. Rozejrza³ siê.
Gdzie zw³oki? spyta³.
Tam, panie poruczniku odpowiedzia³ Kelly, wskazuj¹c kciukiem
kuchniê.
Stone, dobrze siê czujesz?
Jestem skuty.
Kelly, zdejmij mu kajdanki.
Ale¿ panie poruczniku
Zrób to.
Kelly wyj¹³ klucz i uwolni³ rêce Stonea.
Ten wsta³, potar³ palcami nadgarstki, a nastêpnie r¹bn¹³ Kellyego prosto
w nos; policjant rozci¹gn¹³ siê jak d³ugi na pod³odze.
No dobra, dosyæ tego powiedzia³ Dino. Uspokójcie siê.
Kelly pozbiera³ siê i ruszy³ do Stonea; z nosa ciek³a mu krew. Dino klepn¹³
go otwart¹ d³oni¹ w czo³o. Kelly opad³ z powrotem na pod³ogê.
Powiedzia³em spokój.
Kelly wsta³, ale ju¿ wolniej ni¿ za pierwszym razem.
Dino zwróci³ siê do Andersona.
Widzia³e co, Andy?
Niby co mia³em widzieæ?
Dino podszed³ do Stonea i obejrza³ jego szczêkê.
W porz¹dku?
Teraz tak.
Jeste ca³y we krwi. Masz jak¹ ranê?
Nie.
To dobrze. Siadajcie, trzeba siê zastanowiæ.
Usiedli.
Kelly wydoby³ chusteczkê i dotkn¹³ twarzy.
Chyba mi, kurcze, z³ama³ nos powiedzia³, nie zwracaj¹c siê do niko-
go w szczególnoci.
2 Kr¹g strachu
18
Cieszê siê rzuci³ Stone.
Andy zwróci³ siê Dino do wy¿szego policjanta.
Anderson po³o¿y³ notes na stole.
Zacznijmy od nowa. Proszê mi podaæ swój adres, panie Barrington.
Stone podyktowa³ adres, a potem zacz¹³ opowiadaæ od samego pocz¹tku,
czyli od przyjêcia u Broughama. Po chwili zjawi³o siê dwóch mundurowych
policjantów, dwóch ludzi z laboratorium kryminalnego oraz patolog.
Anderson zerwa³ rachunek przyczepiony do opakowania z daniem na
wynos i poda³ policjantowi w mundurze.
Idcie do restauracji i dowiedzcie siê, kto zamawia³ posi³ek, kiedy, i kto
go odebra³. Niech podadz¹ rysopis tej osoby.
Policjant wyszed³.
Stone dokoñczy³ relacjê.
To wszystko? spyta³ Anderson.
Nie. Wydaje mi siê, ¿e sprawca by³ jeszcze w budynku, gdy wróci³em
z jedzeniem.
Czemu pan tak s¹dzi?
Kiedy przywo³a³em windê, by³a na ostatnim, dwunastym piêtrze, a jest
tu tylko jedno mieszkanie. Winda zjecha³a na szóste piêtro, zatrzyma³a siê,
i po chwili ruszy³a na dó³. Gdzie by³a, kiedy przyszlicie?
Na parterze odpar³ Anderson.
A wiêc jeli jaki inny lokator lub goæ nie korzysta³ z niej w czasie
miêdzy moim przybyciem a waszym, morderca zaczeka³ na szóstym piêtrze,
a¿ wysi¹dê, a nastêpnie przywo³a³ windê i zjecha³ na parter.
Cwaniak zauwa¿y³ Dino.
Tak, cwaniak zgodzi³ siê Stone.
Przerwali na widok mundurowego policjanta, który wróci³ z chiñskiej
restauracji.
Posi³ek zamówi³a przez telefon pani Bean; czas jest odnotowany na
rachunku, tutaj. Po³o¿y³ kartkê na stole. Jaki mê¿czyzna zjawi³ siê po
odbiór pó³ godziny póniej, zaczeka³ piêæ minut, zap³aci³ i wyszed³. Ponad
metr osiemdziesi¹t wzrostu, dobrze zbudowany, w³osy blond. Mia³ na sobie
p³aszcz.
Anderson zerkn¹³ na rachunek i obliczy³ co w mylach.
To potwierdza pañsk¹ wersjê, panie Barrington stwierdzi³.
Zagotujcie wodê w czajniku zaproponowa³ Stone.
Co?
Kiedy wychodzi³em, Susan zapowiedzia³a, ¿e zrobi herbatê. Sprawdmy,
jak d³ugo siê gotuje taka iloæ wody. To pomo¿e nam ustaliæ dok³adny czas.
Zrób to, Mick poleci³ Anderson. Kelly wsta³ i uda³ siê do kuchni.
Poczekali, a¿ czajnik zacznie gwizdaæ. Anderson spojrza³ na zegarek.
19
Jakie trzy i pó³ minuty.
Ile wody jest w czajniku? spyta³ Stone.
Trochê mniej ni¿ na trzy fili¿anki odpar³ ponuro Kelly.
A wiêc by³o tak mówi³ Stone. Morderca zjawia siê w ci¹gu trzech
i pó³ minuty po moim wyjciu. Zabija Susan, s³yszy gwizd czajnika, wiêc
wy³¹cza gaz.
Po co? spyta³ Kelly.
Nikt nie lubi staæ w pobli¿u gwi¿d¿¹cego czajnika odpar³ Stone.
Zastanówmy siê. Piêæ minut idê do restauracji, piêæ minut czekam, i piêæ mi-
nut zabiera mi droga powrotna, co daje jakie piêtnacie do osiemnastu mi-
nut. Kiedy wracam, sprawca prawdopodobnie nadal przebywa w mieszkaniu.
Co robi przez te piêtnacie minut?
Przetrz¹sa je rzuci³ Anderson. Mo¿e chodzi³o o rabunek?
Zajrza³em do sypialni wtr¹ci³ drugi z mundurowych. Idealny po-
rz¹dek. Na toaletce stoi pude³ko z ca³kiem ³adn¹ bi¿uteri¹.
A wiêc to nie by³ napad rabunkowy stwierdzi³ Anderson. Czego
wiêc szuka³ morderca?
Czego, co mia³o wartoæ tylko dla niego odpar³ Dino. Wsta³ i pod-
szed³ do biurka. Wysun¹³ po kolei wszystkie szuflady; zajrza³ te¿ do segregato-
ra. Wszystko we wzorowym porz¹dku. Nie da siê stwierdziæ, czy co znalaz³.
I przed wyjciem w³¹czy³ z powrotem gaz? spyta³ Kelly. Po co?
¯eby nas wprowadziæ w b³¹d wyjani³ Stone. Chcia³, ¿ebymy po-
myleli, ¿e zabi³ j¹ i od razu uciek³. Wydaje mi siê, ¿e albo szed³ za mn¹
i Susan od domu Broughama, albo spostrzeg³ nas gdzie po drodze i zacz¹³
ledziæ.
Zauwa¿y³e kogo? spyta³ Dino.
Nie, ale wydaje mi siê, ¿e przyszed³ za nami, zaczeka³, a¿ wyjdê, a po-
tem wjecha³ na górê.
Jak dosta³ siê do rodka? spyta³ Kelly.
Zadzwoni³; mo¿e Susan pomyla³a, ¿e to ja. Ale przecie¿ da³a mi klucz.
I wpuci³a go?
Mo¿e wdar³ siê si³¹, a mo¿e go zna³a odpar³ Stone.
Sk¹d wiedzia³, kiedy pan wróci?
Nie wiedzia³; myla³, ¿e poszed³em do domu. Mia³ szczêcie. Za³o¿ê siê,
¿e wsiada³ w³anie do windy, kiedy nacisn¹³em guzik. Musia³ siê wystraszyæ.
Mo¿liwe przyzna³ Dino. Andy, rozelij patrole. Maj¹ dotrzeæ do wszyst-
kich mieszkañców; niech pytaj¹, kto wchodzi³ i wychodzi³, i o której godzinie.
Tak jest, panie poruczniku.
Dino zerkn¹³ na zegarek.
Zdaje mi siê, ¿e czas zbudziæ Martina Broughama.
Zastêpcê prokuratora? spyta³ Kelly. Po co?
20
Chcê rozejrzeæ siê po biurze zamordowanej wyjani³ Dino. Chod-
my, Stone. Odwiozê ciê do domu. Nie mo¿esz pokazaæ siê na ulicy w zakrwa-
wionych ciuchach. Zaraz by ciê aresztowali.
Odwróci³ siê do Kellyego.
Przepro pana Barringtona za swoje zachowanie.
Kelly zaczerwieni³ siê jak burak.
Przepraszam. Myla³em, ¿e to pan zabi³.
Powiniene o czym wiedzieæ, Mick odezwa³ siê Anderson. Pan
Barrington pracowa³ jako detektyw w dziewiêtnastym posterunku i by³ part-
nerem porucznika Bacchettiego.
Twarz Kellyego wyd³u¿y³a siê.
Jest mi naprawdê przykro wymamrota³ spuszczaj¹c wzrok.
A ja przepraszam za nos powiedzia³ Stone, staraj¹c siê, ¿eby nie
zabrzmia³o to zbyt przekonuj¹co.
4
S
tonea zbudzi³ dzwonek telefonu. Przewróci³ siê na drugi bok i jednym
okiem zerkn¹³ na zegarek na nocnej szafce. By³o parê minut po dziesi¹tej.
Uniós³ siê na ³okciu. Le¿a³ z otwartymi oczami co najmniej do czwartej, nie
mog¹c uwolniæ siê od widoku martwej Susan Bean. A teraz zaspa³.
Podniós³ s³uchawkê.
Halo?
Mówi Dino.
Czeæ.
Uda³o ci siê trochê przespaæ?
Parê godzin. Znalaz³e co w biurze Susan?
Wszystkie rzeczy s¹ na swoim miejscu, tak samo jak w mieszkaniu.
Trudno stwierdziæ, czy co zginê³o. Brougham by³ wstrz¹niêty. Wygl¹da na
to, ¿e bardzo na niej polega³ w pracy.
Masz co w zwi¹zku z morderstwem?
Nie, ale wiem, ¿e ten, kto jecha³ wind¹, kiedy przyszed³e, to by³ mor-
derca. ¯aden inny mieszkaniec kamienicy nie rusza³ siê z domu.
Niewiele nam to daje.
Zgadza siê. Nie znalelimy ¿adnych odcisków palców ani innych do-
wodów.
Musia³ byæ mocno zakrwawiony zauwa¿y³ Stone.
Masz racjê, ale patrole nikogo nie spotka³y. Aha, jeszcze co.
21
Tak?
Gdzie jest Alma?
Alma by³a sekretark¹ Stonea, która pracowa³a z nim niemal od chwili,
gdy rozpocz¹³ praktykê adwokack¹ po odejciu z policji.
Powinna ju¿ siedzieæ w biurze odpar³ Stone.
Prze³¹cz mnie na czekanie i zadzwoñ tam powiedzia³ Dino.
Stone nacisn¹³ guzik, a potem wybra³ numer. Nikt nie odpowiada³. Po³¹-
czy³ siê znów z Dinem.
Nikt nie podnosi s³uchawki. Wczoraj wieczorem pracowa³a do póna,
przepisuj¹c moje sprawozdanie, wiêc mo¿e zaspa³a.
Po pó³nocy, kiedy bylimy w mieszkaniu Susan Bean, w twojej okoli-
cy napadniêto kobietê, której rysopis pasuje do Almy. Napastnik zada³ jej
ciosy w g³owê ciê¿kim przedmiotem.
Stone usiad³ i postawi³ nogi na pod³odze.
W jakim stanie jest ta kobieta i gdzie siê znajduje?
W szpitalu Lenox Hill. A co do jej stanu . Có¿, nie jest zbyt dobry.
Czy Alma ma jak¹ rodzinê?
Tylko siostrê w Westchester odpar³ Stone.
Nie znaleziono przy niej ¿adnych dokumentów, ale mia³a zegarek marki
Cartier, z opisu podobny do tego, który jej podarowa³e.
Jadê do Lenox Hill.
Daj mi znaæ, jeli to Alma poprosi³ Dino.
Stone ubra³ siê b³yskawicznie, da³ zakrwawione ubranie gosposi, poleci³,
¿eby zanios³a je do pralni i taksówk¹ pojecha³ do szpitala.
Stan¹³ przed okienkiem w izbie przyjêæ.
Nazywam siê Stone Barrington. Rano otrzyma³em z policji wiadomoæ,
¿e dzi w nocy przywieziono do szpitala kobietê z ranami g³owy, podobn¹ do
mojej sekretarki. Chcia³bym j¹ zobaczyæ.
Proszê chwilê zaczekaæ powiedzia³a kobieta. Wybra³a numer, zamie-
ni³a z kim parê s³ów i od³o¿y³a s³uchawkê.
Doktor Thompson zaraz do pana zejdzie. Proszê usi¹æ.
Stone chodzi³ nerwowo w tê i z powrotem. Lekarz zjawi³ siê po piêciu
minutach. Ucisnêli sobie d³onie.
Chcia³bym zobaczyæ tê rann¹ kobietê, któr¹ przyjêlicie w nocy powie-
dzia³ Stone. Wydaje mi siê, ¿e to mo¿e byæ moja sekretarka, Alma Hodges.
Proszê j¹ opisaæ.
Wzrost sto szeædziesi¹t piêæ centymetrów, nieco po piêædziesi¹tce,
ciemne, lekko siwiej¹ce w³osy, ubrana w pr¹¿kowany kostium.
Lekarz skin¹³ g³ow¹.
To chyba ona. Przykro mi, ale ta pacjentka zmar³a dwadziecia minut temu.
Stone patrzy³ na niego nieruchomym wzrokiem.
22
Dozna³a bardzo dotkliwych obra¿eñ t³umaczy³ lekarz. Uderzono
j¹ co najmniej piêæ razy w g³owê jakim têpym przedmiotem, prawdopodob-
nie m³otkiem. Policja uzna³a to za napad rabunkowy, poniewa¿ nie znalezio-
no przy niej torebki ani ¿adnych dokumentów.
Chcia³bym j¹ zobaczyæ powiedzia³ Stone.
Zjechali wind¹ do podziemia, gdzie znajdowa³a siê kostnica. Lekarz
wyci¹gn¹³ z ch³odni cia³o na wózku i odsun¹³ p³achtê.
Twarzy Almy zastyg³a w wyrazie dziwnego spokoju. Stone pomyla³, ¿e
wygl¹da piêknie. Wola³ nie patrzeæ na ty³ g³owy.
To Alma Hodges powiedzia³.
Czy mia³a jak¹ rodzinê? spyta³ lekarz.
Siostrê. Porozmawiam z ni¹ i zajmê siê pochówkiem.
Autopsja zosta³a wyznaczona na dzi po po³udniu. Mylê, ¿e jutro rano
bêdzie mo¿na odebraæ cia³o.
Stone podziêkowa³ lekarzowi i wyszed³ ze szpitala. Wzi¹³ taksówkê i po-
jecha³ do biura. W miejscu pracy Almy wszystko by³o schludnie pouk³adane.
Na przepisanym sprawozdaniu le¿a³a kartka z trzema s³owami: DO ZOBA-
CZENIA RANO.
Stone opad³ ciê¿ko na fotel Almy; odszuka³ jej notes, a w nim numer
telefonu siostry. Przekaza³ wiadomoæ najdelikatniej, jak to mo¿liwe; zapro-
ponowa³, ¿e za³atwi formalnoci zwi¹zane z pogrzebem. Kobieta podziêko-
wa³a i wyjani³a, ¿e jej szwagier ma przedsiêbiorstwo pogrzebowe, wiêc po-
prosi go, ¿eby siê wszystkim zaj¹³. Stone z³o¿y³ kondolencje; powiedzia³, ¿e
Alma by³a wspania³¹, nieocenion¹ wspó³pracowniczk¹ i bardzo bêdzie mu
jej brakowaæ. Wreszcie od³o¿y³ s³uchawkê z uczuciem potwornego zmêcze-
nia. Telefon zadzwoni³ niemal natychmiast.
Stone Barrington.
Czeæ, Stone, mówi Frank Maddox. By³ to adwokat reprezentuj¹cy firmê
ubezpieczeniow¹, przeciwko której Stone prowadzi³ sprawê o odszkodowanie.
Mój klient proponuje pó³ miliona dolarów.
Nie mogê siê na to zgodziæ. Stone mia³ ju¿ zaplanowan¹ odpowied.
Jestem gotów do procesu.
Wiedzia³ dobrze, ¿e wcale nie jest gotów.
Przeka¿ê propozycjê klientce, ale bêdê j¹ namawia³ do odrzucenia oferty.
Maddox westchn¹³.
A wiêc ile, Stone? Podaj mi jak¹ realistyczn¹ sumê, a ja porozma-
wiam z moim klientem.
Milion dolarów, plus trzysta tysiêcy wynagrodzenia dla adwokata. To
moje ostatnie s³owo. Nie próbuj siê targowaæ. Do zobaczenia jutro w s¹dzie.
Poczekaj. Maddox prze³¹czy³ Stonea na czekanie.
Najwyraniej naradza³ siê z klientem.
23
Odezwa³ siê po chwili.
Za³atwione rzek³.
Spodziewam siê czeku przed koñcem urzêdowania oznajmi³ Stone.
Nie odwo³am terminu rozprawy, dopóki pieni¹dze nie znajd¹ siê w banku.
Jasne. Wylê czek do twojego biura dzisiaj po po³udniu.
Wylij go do Billa Eggersa z firmy Woodman i Weld. Mo¿liwe, ¿e nie
bêdzie mnie dzisiaj w biurze. Mojej sekretarki te¿.
Jak sobie ¿yczysz. Maddox od³o¿y³ s³uchawkê.
Stone zadzwoni³ do firmy i poprosi³ Billa Eggersa, który by³ jednym ze
wspólników zarz¹dzaj¹cych.
Zgodzili siê na milion plus moje honorarium powiedzia³. Czek ma
byæ dzisiaj po po³udniu. Dasz znaæ klientce? Zadzwoni³bym do niej sam, ale
mam straszny dzieñ.
Jasne. Mylê, ¿e to wietne warunki. A co siê sta³o?
Alma zosta³a napadniêta w nocy po wyjciu z pracy. Zmar³a dzisiaj rano.
O Bo¿e, strasznie mi przykro. Wiem, ¿e bylicie ze sob¹ bardzo zwi¹zani.
Nie mogê siê pozbieraæ. Chyba wy³¹czê telefony i wezmê sobie wolne.
Tak w³anie powiniene zrobiæ. Chcesz, ¿ebym znalaz³ ci kogo do
pomocy? Mogê porozmawiaæ z personalnym.
Bêdê ci bardzo wdziêczny powiedzia³ Stone. Ale nie przysy³aj ni-
kogo dzisiaj.
Oczywicie. Przykro mi, Stone. Trzymaj siê.
Dziêki, Bill.
Stone od³o¿y³ s³uchawkê. Powinien siê cieszyæ z ugody i du¿ego honora-
rium, ale czu³ tylko przygnêbienie. Dwie kobiety, które zna³ a do jednej
z nich by³ g³êboko przywi¹zany zosta³y zamordowane tej samej nocy. W³¹-
czy³ automatyczn¹ sekretarkê i nagra³ now¹ wiadomoæ.
Mówi Stone Barrington. Nie bêdê dzisiaj odbiera³ telefonów. Proszê
zostawiæ wiadomoæ; oddzwoniê jutro.
Powlók³ siê na górê, wy³¹czy³ telefon i rzuci³ siê na ³ó¿ko, kompletnie
wyczerpany.
5
Z
budzi³ siê o zmierzchu. W³o¿y³ spodnie khaki, koszulê i mokasyny, po-
szed³ do kuchni i zrobi³ sobie herbatê z du¿¹ ³y¿k¹ miodu. Zabra³ kubek na
dó³ do gabinetu i usiad³ w wysokim fotelu stoj¹cym przy oknie, które wycho-
dzi³o na ogród. Kto zadzwoni³ domofonem. Stone podniós³ s³uchawkê.
24
Tak?
To ja, Dino.
Chod, jestem w gabinecie.
Dino wkroczy³ do pokoju i rzuci³ p³aszcz na kanapê.
Czeæ. Chcesz fili¿ankê herbaty?
Wolê szklankê scotcha odpar³ Dino.
Czêstuj siê.
Dino otworzy³ barek wbudowany w cianê, nala³ sobie whisky z wod¹
sodow¹ i usiad³ na fotelu obok Stonea.
Mo¿e zapali³by wiat³o? spyta³.
Lubiê siedzieæ w pó³mroku odpar³ Stone. Niech tak zostanie przez
parê minut.
Jak siê czujesz?
Jakby mnie kto obi³ kijem baseballowym.
Pojecha³e do szpitala?
Tak. To by³a Alma. Zapomnia³em do ciebie zadzwoniæ, przepraszam.
Jaki przechodzieñ znalaz³ jej torebkê w koszu na mieci kilka przecz-
nic dalej. By³o tam sto dolarów i karty kredytowe.
Niczego nie brakowa³o?
Na to wygl¹da.
To bez sensu.
Wiem.
Taka pogodna osoba rzek³ Stone. Nigdy siê nie przejmowa³a tym, ¿e
mam z³y dzieñ, ¿e gderam. I zawsze znalaz³a sposób, ¿eby mnie rozweseliæ.
Tak, Alma by³a wspania³¹ kobiet¹. Bardzo j¹ lubi³em.
Siedzieli przez chwilê w milczeniu, patrz¹c na ciemniej¹cy ogród; w do-
mach po przeciwnej stronie osiedla Turtle Bay zapala³y siê kolejne wiat³a.
Stone odezwa³ siê Dino. Czy widzisz jaki zwi¹zek miêdzy tymi
dwoma zabójstwami?
Myla³em o tym. Jedyne, co je ³¹czy, to moja osoba.
Ja te¿ to zauwa¿y³em. Zastanów siê: czy jest kto, kto nienawidzi ciê
tak bardzo, ¿eby mordowaæ ludzi, których znasz?
O tym te¿ ju¿ pomyla³em. ¯adne nazwisko nie przychodzi mi do g³owy.
Ani mnie.
Tych zabójstw nie da siê ze sob¹ powi¹zaæ stwierdzi³ Stone. To
tylko makabryczny zbieg okolicznoci.
Chyba masz racjê. Ale ja musia³em wzi¹æ pod uwagê równie¿ tê drug¹
mo¿liwoæ.
Wiem.
Kiedy jeste glin¹, albo nim by³e, zawsze wisi to nad twoj¹ g³ow¹.
Co mianowicie?
25
Dino westchn¹³.
Ta druga mo¿liwoæ: ¿e kto, kogo wsadzi³e za kratki wróci, ¿eby
wyrównaæ rachunki. Wydaje mi siê, ¿e poza mierci¹ na s³u¿bie, to najgorsza
rzecz, jaka mo¿e siê przytrafiæ gliniarzowi.
Nigdy siê nad tym nie zastanawia³em.
Stone, o czym rozmawia³e z Susan Bean wczoraj wieczorem? Jako
do tego nie doszlimy.
Zwyk³a gadka-szmatka, jak to na pierwszym spotkaniu odpar³ Sto-
ne. Co robisz, sk¹d jeste. Odnios³em wra¿enie, ¿e nie jest zadowolona ze
swojej pracy.
A to czemu?
Powiedzia³a, ¿e zastanawia siê nad odejciem z prokuratury.
Z tego, co mówi³ mi wczoraj Martin Brougham, wynika, ¿e mia³a du¿e
szanse na awans.
Susan te¿ tak s¹dzi³a, ale to ju¿ siê dla niej nie liczy³o. Zdawa³o mi siê,
¿e straci³a z³udzenia co do wymiaru sprawiedliwoci; nie by³a zachwycona
tym, co musia³a robiæ w pracy.
Co to znaczy?
Nie mam pojêcia; tak w ka¿dym razie powiedzia³a. Nie zd¹¿ylimy
rozwin¹æ tematu. Sam wiesz, jak to jest, Dino. Niejeden m³ody idealista roz-
czarowuje siê, gdy przyjrzy siê z bliska, jak dzia³a wymiar sprawiedliwoci.
Trzeba mieæ grub¹ skórê, ¿eby znosiæ to na co dzieñ.
Wiem, bo sam tego dowiadczy³em.
Ty? Zdumiewasz mnie.
Naprawdê? Uwa¿asz, ¿e zawsze by³em twardym, trochê cynicznym,
ale uczciwym gliniarzem, jakiego masz przed sob¹? Musia³em wyhodowaæ
gruby pancerz, tak samo jak ty.
Niech ci bêdzie.
W du¿ym, balkonowym oknie domu po przeciwnej stronie ogrodu zapa-
li³o siê wiat³o; do pokoju wesz³a kobieta w eleganckim kostiumie.
Spójrz powiedzia³ Stone.
Na co mam spojrzeæ?
Na tê kobietê, tam, naprzeciwko.
Po co?
Nie pytaj, tylko patrz. Na pewno ciê zainteresuje.
Wysoka, rudow³osa kobieta zaczê³a siê rozbieraæ.
Masz racjê przyzna³ Dino. To rzeczywicie ciekawe.
Nic nie mów.
Kobieta starannie powiesi³a kostium na wieszaku, zsunê³a krótk¹ halkê,
rozpiê³a stanik i zdjê³a majteczki. Wrzuci³a bieliznê do kosza. Sta³a teraz ca³-
kiem naga; mia³a szczup³e, zgrabne cia³o i wysoko osadzone jêdrne piersi.
26
Rany szepn¹³ Dino.
Niez³a, co?
Kobieta otworzy³a szafê, wyjê³a odkurzacz, w³¹czy³a go i zaczê³a sprz¹-
taæ.
Co ona wyprawia, do cholery?
Odkurza. Robi to dwa lub trzy razy w tygodniu. Przychodzi z pracy,
rozbiera siê i sprz¹ta sypialniê. Potem znika na jaki czas; podejrzewam, ¿e
odkurza wtedy ca³e mieszkanie. Nastêpnie wraca, chowa odkurzacz do szafy
i znowu znika. Czasem macha mi leciutko rêk¹.
Chcesz powiedzieæ, ¿e wie, ¿e na ni¹ patrzysz?
Przypuszczam, ¿e ogl¹da j¹ po³owa s¹siadów odpar³ Stone.
Nagle Dino wyprostowa³ siê w fotelu.
Patrz.
Przecie¿ widzê.
Ale nie na ni¹ wyjani³ Dino. Tam jest jaki facet.
Gdzie?
Stoi w drzwiach sypialni.
Stone przyjrza³ siê uwa¿niej. Dino mia³ racjê: na tle pogr¹¿onych w pó³-
mroku drzwi sypialni rysowa³y siê kontury ludzkiej sylwetki.
Pewnie jej ch³opak, co?
W¹tpiê. Nie sta³by w ten sposób. Ona nie wie o jego obecnoci.
Nie zauwa¿y³a, jak wchodzi, i nie mog³a nic us³yszeæ przez szum od-
kurzacza.
Kobieta sprz¹ta³a dalej, kieruj¹c siê w stronê okna. Intruz zacz¹³ siê do
niej zbli¿aæ. By³ niski i szczup³y; mia³ bujne, ciemne w³osy przypominaj¹ce
fryzurê afro, ale bia³¹ skórê.
Cholera, on trzyma nó¿ powiedzia³ Dino.
Stone te¿ to zauwa¿y³. Mê¿czyzna podszed³ do kobiety od ty³u, chwyci³
j¹ za szyjê i poci¹gn¹³ do siebie, unosz¹c podbródek.
Dino zerwa³ siê na równe nogi, otworzy³ drzwi balkonowe i wyszarpn¹³
pistolet spod marynarki.
Nie rób tego, bydlaku! krzykn¹³ na ca³e gard³o.
Stone siedzia³ jak przykuty do fotela. Napastnik sta³ nieruchomo.
Dino podniós³ broñ i strzeli³ dwa razy. W górnym lewym rogu okna uka-
za³y siê dwie du¿e dziury.
Uda³o ci siê zwróciæ jego uwagê powiedzia³ Stone.
Mordercy najwyraniej nie przeszkadza³o, ¿e jest obserwowany. Przeci¹-
gn¹³ ostrzem po szyi wyrywaj¹cej siê kobiety. Krew trysnê³a na jej nagie cia-
³o. Osunê³a siê bezw³adnie, ale oprawca nadal trzyma³ j¹ za podbródek, roz-
szerzaj¹c ranê w szyi.
Puæ j¹, bo ciê zastrzelê, draniu! krzykn¹³ Dino.
27
Morderca cofn¹³ siê do drzwi, zas³aniaj¹c siê cia³em konaj¹cej ofiary jak
tarcz¹, upuci³ je i znikn¹³.
Dzwoñ na numer alarmowy! zawo³a³ Dino, ³api¹c p³aszcz. Idê tam.
Znasz adres?
Nie pamiêtam numeru, bêdziesz musia³ znaleæ odpar³ Stone, pod-
nosz¹c s³uchawkê.
Zaczekaj tu i pilnuj, ¿eby nie wymkn¹³ siê przez ogród rzuci³ Dino,
biegn¹c do wyjcia.
Dino! krzykn¹³ nagle Stone. Policjant stan¹³ jak wryty.
Co?
Ja znam tego cz³owieka powiedzia³ Stone. Znam mordercê.
Póniej. Dino zbiega³ ju¿ po schodach.
Stone zawiadomi³ policjê o pope³nieniu morderstwa, wyj¹³ pistolet i sta-
n¹³ przy oknie, obserwuj¹c ogród. Gdyby zabójca próbowa³ têdy uciec, ³atwo
by³oby go zatrzymaæ jednym celnym strza³em. Po dwóch minutach w oknie
ukaza³a siê sylwetka Dina; zaraz za nim wszed³ umundurowany policjant.
Porucznik wyda³ mu kilka poleceñ; tamten wyszed³. Dino podniós³ s³uchaw-
kê i wybra³ numer.
Stone zobaczy³ kontrolkê zapalaj¹c¹ siê na aparacie; odebra³ natychmiast.
Przyjd tutaj powiedzia³ Dino i roz³¹czy³ siê.
Stone wcisn¹³ broñ do futera³u po pach¹, z³apa³ p³aszcz i wybieg³ z miesz-
kania.
6
B
ieg³ szybko, rozgl¹daj¹c siê za kêdzierzawym mê¿czyzn¹, który przed
chwil¹ pope³ni³ morderstwo. Bez trudu rozpozna³ dom; zaparkowa³y przed
nim dwa czarno-bia³e wozy z migaj¹cymi kogutami. Na schodach sta³ umun-
durowany funkcjonariusz. Stone mign¹³ legitymacj¹ emerytowanego policjanta
i wszed³ do rodka.
Po skrzynkach pocztowych zorientowa³ siê, ¿e okaza³y dom zosta³ po-
dzielony na apartamenty; drzwi do mieszkania na parterze by³y otwarte na
ocie¿. W holu natkn¹³ siê na dwóch mundurowych.
Czy jest tu sier¿ant Bacchetti? spyta³, pokazuj¹c legitymacjê.
Tak potwierdzi³ jeden z policjantów.
Stone wbieg³ po schodach. Min¹³ jeszcze jednego funkcjonariusza w mun-
durze i wpad³ na dwóch detektywów, których pozna³ w mieszkaniu Susan
Bean: Andersona i Kellyego.
28
A pan czego tu szuka? spyta³ podejrzliwie Kelly.
Stone zignorowa³ pytanie i skierowa³ siê na ty³y domu. Znajdowa³ siê teraz
na piêtrze gustownie urz¹dzonego, dwupoziomowego apartamentu. W otwar-
tych drzwiach sypialni le¿a³y nie okryte jeszcze p³acht¹ zw³oki kobiety; jej skó-
ra pokry³a siê mierteln¹ bladoci¹, a w gardle zia³a ogromna rana.
Dino podniós³ wzrok na Stonea.
W bardzo podobny sposób zginê³a Susan Bean. Praworêczny morder-
ca, poci¹gniêcie no¿a od lewej do prawej, g³êboka rana.
Zauwa¿ylicie go gdzie? spyta³ Stone. Bo ja nie; ani w ogrodzie,
ani na ulicy.
Nie odpar³ Dino, podnosz¹c z krzes³a torebkê ofiary. Przekroczy³ zw³oki
i wyszed³ na klatkê, starannie omijaj¹c krwaw¹ plamê na jasnym dywanie.
Chod ze mn¹ rzuci³, kieruj¹c siê do gabinetu. Jedn¹ cianê zakry-
wa³ rega³ z ksi¹¿kami, a na drugiej Stone zauwa¿y³ kilka wartociowych ob-
razów. Naprzeciwko okna wychodz¹cego na ulicê sta³o antyczne biurko.
Siadaj rzuci³ Dino, otwieraj¹c torebkê.
Jak siê nazywa ofiara? spyta³ Stone.
Dino zajrza³ do portfelika.
Miranda Hirsch odpar³, podaj¹c Stoneowi wizytówkê. By³a wice-
prezesem Manhattan Bank, kierowniczk¹ dzia³u kredytowego.
Wysokie stanowisko zauwa¿y³ Stone, przygl¹daj¹c siê karcie.
Zna³e j¹?
Tylko z okna.
Czy bawi¹c siê w podgl¹dacza, zauwa¿y³e kiedy w jej mieszkaniu
mê¿czyznê?
Stone potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Dopiero dzisiaj. Po przedstawieniu z odkurzaczem zawsze zaci¹ga³a
story.
Na parterze te¿?
Tak.
Ile razy widzia³e, jak siê rozbiera?
Dwanacie, mo¿e piêtnacie.
Masz szczêcie, ¿e by³em dzi u ciebie oznajmi³ Dino bo Kelly
i Anderson aresztowaliby ciê pod zarzutem zabójstwa na tle seksualnym.
To niez³y punkt wyjcia w ledztwie zauwa¿y³ Stone. Trzeba prze-
s³uchaæ wszystkich mieszkañców mojej strony osiedla; sprawca mo¿e tam
mieszkaæ. Poza tym za³o¿ê siê, ¿e byli jeszcze inni wiadkowie.
Mo¿liwe, ale jak dot¹d nikt nie zg³osi³ zabójstwa. Zanim wyszed³em,
powiedzia³e, ¿e znasz mordercê, tak?
To prawda, ale nie mogê sobie przypomnieæ, sk¹d.
Postaraj siê.
29
W³anie to robiê odpar³ niecierpliwie Stone, opuszczaj¹c wzrok.
Wydaje mi siê, ¿e obaj mamy z tym co wspólnego.
Z czym?
Ze spraw¹ tego faceta. Razem go aresztowalimy, jestem tego pewien.
To by³o dawno temu.
Podrzuæ jak¹ wskazówkê.
Jako nie mogê tego wszystkiego posk³adaæ. Zaczekaj.
Siedzieli chwilê bez s³owa.
Mitteldorfer powiedzia³ nagle Dino.
Co?
Tak siê nazywa³. By³ ksiêgowym, zabi³ swoj¹ ¿onê.
Herbert Mitteldorfer! zawo³a³ Stone. Jakim cudem przypomnia³e
sobie jego nazwisko?
Podci¹³ ¿onie gard³o wyjani³ Dino. Dlatego mi siê skojarzy³. Kie-
dy to siê sta³o?
Jedenacie, mo¿e dwanacie lat temu. Nie by³o wtedy kary mierci
w kodeksie; dosta³ do¿ywocie.
Ale by³o zwolnienie warunkowe. Siedzia³ doæ d³ugo, ¿eby siê o nie
ubiegaæ.
W którym wiêzieniu go zamknêli?
Nie pamiêtam. Dannemora, mo¿e Attica?
Ja te¿ nie pamiêtam. Sprawd.
Dino wyj¹³ telefon komórkowy i zacz¹³ wystukiwaæ numer. Nagle prze-
rwa³ i spojrza³ na Stonea.
Pamiêtasz, jak wygl¹da³ Mitteldorfer? Niech mnie licho, jeli umia³-
bym go dzisiaj rozpoznaæ.
Wygl¹da³ dok³adnie tak samo, jak morderca, którego widzielimy.
Dino wybra³ numer.
Mówi Bacchetti. Poszukajcie akt Herberta Mitteldorfera. Przelitero-
wa³ nazwisko. Skazany za morderstwo jedenacie czy dwanacie lat temu.
Chcê wiedzieæ, w którym zak³adzie go umiecili i czy nadal siedzi. Poczekam.
Zerkn¹³ na Stonea.
Za³o¿ê siê, ¿e wyszed³ na warunkowe w zesz³ym tygodniu.
Nie zdziwi³bym siê.
Pamiêtasz tego faceta? spyta³ Dino.
Niezbyt dok³adnie. Raczej niski, szczup³y, osobowoæ z pogranicza
psychopatii.
Ale co on móg³by mieæ przeciwko tobie?
To ja go aresztowa³em, nie pamiêtasz?
Tak, ale ja te¿ bra³em w tym udzia³, a na razie nie morduje moich
znajomych.
30
Na razie.
Twarz Dina wyci¹gnê³a siê.
O Bo¿e.
Stone wymamrota³ co pod nosem.
Co mówi³e? spyta³ Dino.
Powiedzia³em: przekleñstwo gliniarza.
7
D
ino mkn¹³ z prêdkoci¹ ponad stu szeædziesiêciu kilometrów na godzi-
nê g³ówn¹ autostrad¹ stanu Nowy Jork, gdy w lusterku wstecznym spo-
strzeg³ migaj¹ce b³êkitne wiate³ko. Stone nie od dzi wiedzia³, ¿e Dino za-
wsze prowadzi tak, jakby ucieka³ przed policj¹ skradzionym samochodem.
Diabli nadali mrukn¹³ Dino. Wydoby³ ze skrytki koguta, po³o¿y³ na
tablicy i wetkn¹³ wtyczkê do gniazda zapalniczki. Na widok b³yskaj¹cego
wiat³a policjant z drogówki w³¹czy³ syrenê.
Dino nacisn¹³ hamulec, omal nie doprowadzaj¹c do kolizji z wozem patro-
lowym; zatrzyma³ siê momentalnie na ¿wirowym poboczu, wzbijaj¹c fontannê
py³u. Wyj¹³ odznakê, spuci³ boczn¹ szybê i zaczeka³ na policjanta. Tamten
rozmawia³ przez radiotelefon; prawdopodobnie sprawdza³ rejestracjê wozu.
Dino odezwa³ siê Stone znu¿onym g³osem. Na autostradzie obo-
wi¹zuje ograniczenie prêdkoci do stu kilometrów na godzinê. Czy nie móg³-
by jechaæ jak cz³owiek sto dwadziecia lub sto trzydzieci?
Ty sobie mo¿esz tak jedziæ odburkn¹³ Dino.
Ros³y m³ody policjant nachyli³ siê do okna.
Dino podniós³ odznakê.
A ty czego sobie, kurwa, ¿yczysz? spyta³ uprzejmie.
Pañskiego prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego odpar³ policjant
oficjalnym tonem.
Innego dokumentu ode mnie siê nie doczekasz. Jeli umiesz czytaæ, to
wiesz ju¿, ¿e jestem porucznikiem nowojorskiej policji. Jadê do wiêzienia
Sing Sing w sprawie s³u¿bowej.
Prawo jazdy i dowód rejestracyjny. I nie bêdê tego powtarzaæ wark-
n¹³ tamten przez zaciniête zêby.
Dino siêgn¹³ do kieszeni po komórkê; policjant cofn¹³ siê nieco, k³ad¹c
d³oñ na kaburze pistoletu.
S³uchaj no, kole zacz¹³ Dino. Zadzwoniê teraz do pu³kownika
Joe OBriana z komendy w Poughkeepsie i powiem mu, ¿e funkcjonariusz
31
zerkn¹³ na plakietkê z nazwiskiem Warkowski utrudnia ledztwo w sprawie
trzech morderstw, zachowuj¹c siê jak zafajdany ¿ó³todziób.
Podniós³ telefon.
Dobrze ju¿, dobrze. M³ody funkcjonariusz podniós³ rêce w pojed-
nawczym gecie. Ale proszê jechaæ wolniej.
Powiem wam co, Warkowski. Jeli postoicie tu jeszcze parê godzin,
zobaczycie, jak prujê z powrotem na po³udnie sto osiemdziesi¹t na godzinê.
Dino zatrzasn¹³ drzwi i zostawi³ policjanta w tumanie kurzu.
Kto jak kto, ale ty potrafisz zjednywaæ sobie przyjació³ rzek³ Sto-
ne. Zawsze to powtarzam.
Tak, tak mrukn¹³ z przek¹sem Dino, zerkaj¹c na wskazówkê prêd-
kociomierza, która w³anie przekracza³a sto piêædziesi¹t.
Naprawdê znasz pu³kownika OBriana z Poughkeepsie?
W zesz³ym roku by³em na kolacji, na której przemawia³. Ale nie przed-
stawiono nas sobie.
W Poughkeepsie ruszyli prosto do wiêzienia Sing Sing; wylegitymowali
siê przy bramie i wjechali na parking.
Czy kto wie o naszym przyjedzie? spyta³ Stone, wysiadaj¹c z wozu.
Dzwoni³em do biura naczelnika. Mamy pytaæ o kapitana stra¿y.
Otworzyli drzwi z napisem DLA ODWIEDZAJ¥CYCH, pokazali legi-
tymacje i spytali o kapitana.
Musicie zdaæ broñ oznajmi³ funkcjonariusz w okienku.
Dino poda³ mu pistolet, a Stone roz³o¿y³ po³y p³aszcza, aby pokazaæ, ¿e
nie jest uzbrojony.
W dy¿urce zjawi³ siê postawny, krótko ostrzy¿ony, umundurowany mê¿-
czyzna miêdzy piêædziesi¹tk¹ a szeædziesi¹tk¹; wskaza³ przybyszom wejcie
i zamkn¹³ drzwi.
Kogo chcielicie widzieæ? spyta³, nie przedstawiwszy siê.
Herberta Mitteldorfera, panie kapitanie odpar³ Dino, nieco zasko-
czony ch³odnym przyjêciem.
Zaczekajcie chwilê powiedzia³ mê¿czyzna, podnosz¹c s³uchawkê
telefonu na cianie. Johnson? Przyprowadcie do dy¿urki Herbiego Mittel-
dorfera; ma goci.
Od³o¿y³ s³uchawkê i poprowadzi³ ich do nastêpnych drzwi.
Czy Mitteldorfer ma prawo wychodziæ na przepustki? spyta³ Dino.
Tak.
Czy przypadkiem nie opuszcza³ wiêzienia wczoraj wieczorem?
Kapitan zatrzyma³ siê przed drzwiami.
Wychodzi tylko po zakupy dla biura i zawsze wraca przed siedemnast¹.
32
Wczoraj te¿ wróci³ o tej godzinie?
Tak.
Stra¿nik wpuci³ Dina i Stonea do rodka, po czym zamkn¹³ drzwi na
klucz.
Dino usiad³ na metalowym krzese³ku i opar³ ³okcie na stole.
Co jest z tym facetem? Tak siê tu przyjmuje policjantów z Nowego
Jorku?
Nie zauwa¿y³e znaczka z jego nazwiskiem? spyta³ Stone.
Nie.
Nazywa siê Warkowski.
Warkowski ?
Bêdziemy mogli siê uwa¿aæ za szczêciarzy, jeli nas st¹d wypuci.
Po dziesiêciu minutach otwar³y siê drzwi i stan¹³ w nich niewysoki mê¿-
czyzna. Za nim ukaza³ siê stra¿nik.
No to jestemy na miejscu, Herbie rzek³ stra¿nik, podaj¹c wiêniowi
klucz. Nie zapomnij póniej zamkn¹æ za sob¹ drzwi.
Herbert Mitteldorfer mia³ sto szeædziesi¹t cztery centymetry wzrostu i ³y-
sinê na czubku g³owy; posiwia³e po bokach w³osy by³y krótko obciête w ni-
czym nie przypomina³y kêdzierzawej czupryny, któr¹ zapamiêta³ Stone.
Czemu zawdziêczam taki zaszczyt? spyta³, mierz¹c przybyszy nieru-
chomym wzrokiem.
Siadaj poleci³ Dino. Chcemy ci zadaæ kilka pytañ.
Chyba czyta³em gdzie, ¿e odszed³ pan z policji, panie Barrington.
Czy¿by spêdza³ pan czas wolny odwiedzaj¹c wiêniów?
Tylko przy szczególnych okazjach odpar³ Stone. Jak rozumiem,
jeste tu zaufanym wiêniem.
Od drugiego roku odsiadki. Widaæ uczciwy ze mnie goæ.
Gdzie by³e wczoraj wieczorem, Herbert? spyta³ Dino.
Mitteldorfer parskn¹³ miechem; Stone omal nie zrobi³ tego samego.
Chyba mo¿na by powiedzieæ, ¿e mam ¿elazne alibi odpar³ Mittel-
dorfer.
Tak? Alibi na co?
To wy mi powiecie; nie mam pojêcia, dlaczego tu przyjechalicie.
Opowiedz nam, jak spêdzi³e wczorajszy dzieñ.
Z przyjemnoci¹. Wsta³em o szóstej, wzi¹³em prysznic, zjad³em niada-
nie, a potem poszed³em do pracy. Czterdziestopiêciominutowa przerwa na lunch,
póniej znowu praca. Skoñczy³em o wpó³ do pi¹tej, napisa³em kilka listów, do
kolacji o szóstej ogl¹da³em telewizjê. Po kolacji przez dwie godziny czyta³em
w bibliotece, nastêpnie wróci³em do celi i poczyta³em jeszcze trochê w ³ó¿ku.
Robi³e jakie sprawunki poza terenem wiêzienia? spyta³ Dino.
Na to pytanie przed chwil¹ odpowiedzia³em.
33
Jak d³ugo siedzisz?
Niedawno minê³o dwanacie lat.
Czyli wkrótce czeka ciê przes³uchanie w sprawie zwolnienia warun-
kowego.
Tak.
A wiêc jeli nie chcesz, ¿ebym zjawi³ siê tutaj i opowiedzia³ komisji,
jakim to niebezpiecznym ma³ym draniem ci¹gle jeszcze jeste, radzê ci lepiej
przyk³adaæ siê do odpowiedzi.
Przepraszam. Z chêci¹ odpowiem na ka¿de pytanie.
Jak czêsto wychodzisz poza teren?
Raz lub dwa razy w tygodniu, w zale¿noci od tego, ile jest zakupów
do zrobienia.
Jakie to zakupy?
G³ównie materia³y biurowe i papier, ale chodzê tak¿e do sklepu kom-
puterowego; czasem za³atwiam te¿ prywatne sprawunki.
Jakiego rodzaju?
Kupujê bieliznê, skarpetki, baterie do mojego radia, szczoteczki do
zêbów. Od czasu do czasu idê na lody.
Czy masz syna?
Nie.
Jakich krewnych p³ci mêskiej?
Nie w tym kraju.
A gdzie?
W Niemczech. Mieszka tam mój siostrzeniec.
Ile ma lat?
Wydaje mi siê, ¿e oko³o trzydziestu piêciu. Tylko raz go widzia³em,
kiedy pojecha³em odwiedziæ siostrê. By³ wtedy nastolatkiem.
Jak siê nazywa?
Ernst Hausman.
Czy przyje¿d¿a³ kiedy do Stanów?
Nie. Dostajê wiadomoci od siostry kilka razy w roku. Mylê, ¿e da³a-
by mi znaæ, gdyby jej syn siê tutaj pojawi³.
Gdzie mieszka twój siostrzeniec?
W Hamburgu. Nie mam adresu. Pracuje w wytwórni papierosów, o ile
mnie pamiêæ nie myli.
Przyczynia siê do poprawy stanu zdrowotnego ludnoci, co?
Mitteldorfer wzruszy³ ramionami.
Widaæ nie ma tak rozwiniêtej wiadomoci etycznej, jak ja.
Stone, chcesz mu zadaæ jakie pytania?
Panie Mitteldorfer zacz¹³ Stone. Czy koresponduje pan regularnie
z kim oprócz siostry?
3 Kr¹g strachu
34
Mitteldorfer zawaha³ siê przez chwilê.
Jest pewna kobieta, z któr¹ kiedy pracowa³em. Pisujemy do siebie od
czasu do czasu.
Kto jeszcze?
Nie.
Czy czêsto przyjmuje pan wizyty?
Tylko tej kobiety.
Jak ona siê nazywa?
Mam nadziejê, ¿e nie chc¹ panowie wci¹gn¹æ jej w tê sprawê powie-
dzia³ Mitteldorfer b³agalnym tonem.
Jak siê nazywa ta kobieta? powtórzy³ Dino pytanie kolegi.
Eloise Enzberg odrzek³ cicho wiêzieñ.
Czy ona mieszka tu, w Poughkeepsie?
Tak.
Gdzie?
Mitteldorfer poda³ adres.
Mam nadziejê, ¿e nie uznaj¹ panowie za konieczne odwiedzaæ mojej
znajomej. To wyj¹tkowo przyzwoita osoba; wizyta policji by³aby dla niej
wstrz¹sem.
Jak¹ pracê wykonuje pan w wiêzieniu? spyta³ Stone.
Jestem szefem biura. Nadzorujê ksiêgowoæ, wybieram wiêniów do
pracy w biurze i szkolê ich.
Czy podci¹³e komu ostatnio gard³o, Herbert? wtr¹ci³ nagle Dino.
Mitteldorfer przestraszy³ siê.
Ale¿ panowie, chyba zdajecie sobie sprawê, ¿e pope³ni³em zbrodniê
w afekcie. Nigdy wiêcej bym czego podobnego nie zrobi³.
Czy pani Enzberg wie, za co trafi³e do wiêzienia? spyta³ Dino.
Tak. Przeczyta³a o tym w gazetach, kiedy mnie aresztowalicie, a po
procesie napisa³a do mnie.
Stone zacz¹³ siê czuæ nieswojo. Mitteldorfer by³ drobnym, potulnym cz³o-
wieczkiem, ca³kowicie ró¿nym od tego, którego zachowa³ w pamiêci. Wyda-
wa³o siê, ¿e odsiadka dobrze na niego wp³ynê³a, i nie ma powodu go drêczyæ.
Ja skoñczy³em powiedzia³ Stone. A ty?
Dino zignorowa³ pytanie.
Przypomnia³em sobie co, Herbert. Zabijanie ¿ony sprawi³o ci przy-
jemnoæ. Ona pieprzy³a siê z kim innym, a kiedy siê o tym dowiedzia³e,
z rozkosz¹ poder¿n¹³e jej gard³o, prawda?
Mitteldorfer spuci³ wzrok.
Proszê powiedzia³ cicho.
Chodmy ju¿ zaproponowa³ Stone.
No dobra, zje¿d¿aj rzuci³ Dino do wiênia.
35
Ten wsta³ i bez s³owa wyszed³ z pomieszczenia. Us³yszeli, jak przekrêca
klucz w zamku.
Stone podniós³ siê i spróbowa³ otworzyæ drzwi, którymi weszli.
Zamkniête na klucz stwierdzi³. Ciekawe, kiedy kapitan Warkow-
ski przypomni sobie o naszej obecnoci.
Up³ynê³a prawie godzina, zanim kapitan siê zjawi³. Stone wiedzia³, ¿e
musi stan¹æ miêdzy nim i Dinem.
Kiedy wyszli, Bacchetti wskoczy³ za kierownicê i przez ca³¹ drogê po-
wrotn¹ do Nowego Jorku nie zdj¹³ nogi z peda³u gazu.
8
P
rzeje¿d¿ali w³anie przez most na rzece Harlem, kiedy odezwa³a siê ko-
mórka Dina. Porucznik wydoby³ telefon z kieszeni, powiedzia³ halo
i szybko odsun¹³ go od ucha.
Stone us³ysza³ kobiecy g³os, niemal wrzask.
Nie tak g³ono! zawo³a³ Dino do aparatu.
To ja!
Mary Ann? Co siê sta³o?
¯ona Dina nadal mówi³a podniesionym g³osem, ale ju¿ nie krzycza³a;
mimo to Stone s³ysza³ wyranie jej s³owa.
Przed chwil¹ zosta³am napadniêta przez jakiego mê¿czyznê! Strzeli-
³am do niego!
Nic ci siê nie sta³o?
Nie jestem ranna, jeli o to pytasz.
Gdzie to siê sta³o?
Na ulicy, przed domem.
A gdzie teraz jeste?
W mieszkaniu.
Ja jestem w West Side, dojadê za kwadrans. Ka¿ê wys³aæ do ciebie
patrol. Zamknij drzwi i nie wpuszczaj nikogo oprócz policji.
Dobrze.
Dino roz³¹czy³ siê i poszuka³ koguta.
S³ysza³e?
Ka¿de s³owo odpar³ Stone.
Porucznik wystuka³ numer na klawiaturze.
Tu Bacchetti. Kto ma dy¿ur? Zamilk³ na chwilê. Anderson? Jed
do mojego mieszkania, natychmiast.
36
Poda³ detektywowi adres.
Ale najpierw polij tam patrol. Kto napad³ na moj¹ ¿onê. Bêdê za
piêtnacie minut.
Dino wy³¹czy³ telefon i skupi³ siê na prowadzeniu. Pêdzi³ jak oszala³y ulic¹
Henry Hudson Parkway, wymijaj¹c inne wozy niczym tyczki slalomowe.
Stone po³o¿y³ d³onie na tablicy i zacisn¹³ zêby. Zawsze ca³kiem serio bra³
pod uwagê mo¿liwoæ, ¿e zginie w samochodzie z Dinem za kierownic¹. Za-
stanawia³ siê, czy nast¹pi to w³anie teraz.
Dino zjecha³ z trasy w Siedemdziesi¹t¹ Dziewi¹t¹ ulicê i pomkn¹³ dziel-
nic¹ West Side. Skrêci³ ko³o Central Parku w Szeædziesi¹t¹ Pi¹t¹ i przeci¹³
wysepkê, ¿eby szybciej w³¹czyæ siê do ruchu.
Przyda³aby siê syrena w tym gracie mrukn¹³ do siebie. Wymin¹³ piêæ
samochodów naraz, wymuszaj¹c pierwszeñstwo na wozach jad¹cych z na-
przeciwka i cudem unikn¹³ czo³owego zderzenia. Po chwili wjecha³ pod pr¹d
w uliczkê w swojej dzielnicy, zostawi³ wóz ko³o hydrantu i rzuci³ siê w stronê
domu. Stone skoczy³ za nim.
Portier zauwa¿y³ ich z daleka.
S¹ tam ju¿ dwaj mundurowi, panie Bacchetti zawo³a³, gdy go mijali,
biegn¹c do windy. Minutê póniej byli w mieszkaniu; Dino ciska³ w ramio-
nach Mary Ann, która do tej pory zd¹¿y³a nieco och³on¹æ.
W porz¹dku, nic mi nie jest powiedzia³a.
Dino posadzi³ j¹ na kanapie.
Opowiedz mi dok³adnie, co siê sta³o.
Wysiad³am z samochodu na rogu i sz³am w stronê domu. By³am ju¿
prawie przy wejciu, kiedy zobaczy³am tego mê¿czyznê nadchodz¹cego z na-
przeciwka. Tylko na niego spojrza³am i wiedzia³am, ¿e idzie do mnie. Kiedy
by³ kilka kroków ode mnie, zobaczy³am, ¿e wyjmuje z kieszeni nó¿ sprê¿y-
nowy i otwiera go. Ja trzyma³am ju¿ rêkê w torebce.
Wskaza³a le¿¹c¹ na krzele rêczn¹ torebkê z du¿¹ dziur¹ o postrzêpio-
nych krawêdziach.
Wystrzeli³am, zanim zd¹¿y³ siê zbli¿yæ. Trafi³am go; zakrêci³ siê, ale
by³ w stanie biec.
Gdzie go trafi³a?
Nie mia³am czasu wymierzyæ, ale celowa³am w g³owê. Zdaje mi siê,
¿e dosta³ w ucho.
W które?
Chyba lewe. Tak, to by³o lewe ucho. Uciekaj¹c, zas³oni³ je rêk¹. Wi-
dzia³am krew.
Zejdcie na dó³ i sprawdcie, czy jest krew na chodniku poleci³ Dino
jednemu z mundurowych policjantów. Dopilnujcie, ¿eby nikt nie chodzi³
po plamach. Trzeba wzi¹æ próbkê.
37
Policjant wybieg³ z pokoju.
A wy Dino zwróci³ siê do drugiego policjanta zadzwoñcie na po-
sterunek. Niech przyl¹ tutaj ludzi z laboratorium. Powiedzcie im, ¿e chodzi
o pobranie próbki krwi.
Dino zwróci³ siê do ¿ony.
Jak siê czujesz?
Doskonale.
Czy mo¿esz mi odpowiedzieæ na jedno wa¿ne pytanie?
Oczywicie. Co chcesz wiedzieæ?
Chcê wiedzieæ, sk¹d do jasnej cholery wziê³a broñ?!
Mary Ann odwróci³a g³owê.
Tato mi da³.
Wziê³a pistolet od ojca?
Stone wiedzia³, ¿e ojciec Mary Ann jest dobrze ustosunkowanym w³o-
skim d¿entelmenem, prowadz¹cym rozliczne interesy, legalne i mniej legal-
ne, i ¿e ma wielu bli¿szych i dalszych znajomych, którzy posiadaj¹ broñ.
Tak, wziê³am odpar³a. Wiedzia³am, ¿e ty by mi nie pozwoli³.
Fantastycznie powiedzia³ Dino. Znaj¹c twojego ojca, podejrzewam,
¿e nie zawraca³ sobie g³owy staraniem siê o zezwolenie.
A w³anie ¿e tak. Dokumenty s¹ w torebce, jeli mi nie wierzysz.
Bo¿e drogi, dobrze ¿e siê nie postrzeli³a. Broñ to nie jest zabawka dla
ciebie.
Jeli chodzi o posiadanie broni, jestem konserwatywna. Poza tym, gdy-
bym jej nie mia³a, le¿a³abym teraz na ulicy z no¿em w brzuchu.
No dobrze ju¿, dobrze odrzek³ Dino wiadom, ¿e nie ma szans w tej
potyczce. Umia³aby opisaæ tego mê¿czyznê?
Wiek oko³o czterdziestki, niski, metr szeædziesi¹t piêæ wzrostu. Do-
brze umiêniony, fryzura afro.
Czarnoskóry?
Nie, chocia¿ nosi³ tak¹ fryzurê. Co w rodzaju ¿ydowskiego afro.
By³ ¯ydem? Sk¹d wiesz?
Nie, ale w szkole tak nazywalimy tê fryzurê u dzieci ¿ydowskiego
pochodzenia, które mia³y kêdzierzawe czupryny.
Czy on wygl¹da³ na ¯yda?
Raczej nie. Ale mia³ ciemne, prawie czarne w³osy.
Jak by³ ubrany?
Mia³ na sobie p³aszcz przeciwdeszczowy, chyba nowy, bo wcale nie
pognieciony. Albo dok³adnie wyprasowany.
Co jeszcze?
Nic wiêcej nie zauwa¿y³am, bo p³aszcz dobrze go os³ania³. Zapamiêta-
³am, ¿e p³aszcz by³ jednorzêdowy.
38
Zjawili siê Anderson i Kelly; Dino przedstawi³ im sytuacjê.
Andy, zadzwoñ na komendê, niech rozel¹ do wszystkich szpitali na
Manhattanie portret pamiêciowy tego cz³owieka. Mo¿liwe, ¿e zg³osi siê z ra-
n¹ postrza³ow¹ g³owy, a dok³adniej lewego ucha. Niech ostrzeg¹, ¿e facet jest
uzbrojony w nó¿ i bardzo niebezpieczny. Nie chcia³bym, ¿eby ucierpia³a ja-
ka pielêgniarka.
Anderson oddali³ siê do aparatu; Kelly opar³ siê o cianê i milcza³.
Bogu dziêki, ¿e mój ch³opak by³ w szkole rzek³ Dino. Napisa³ co w note-
sie, wyrwa³ kartkê i poda³ Kellyemu. Jed tam i odbierz go. Tu masz adres.
Kelly wyszed³.
Mary Ann, przez pewien czas ty i dziecko bêdziecie musieli chodziæ
wszêdzie pod eskort¹ policjanta.
Daj spokój, Dino powiedzia³a Mary Ann. Przecie¿ on nie poka¿e
siê drugi raz. ¯aden uliczny ³obuz nie bêdzie tak g³upi.
Dino spuci³ g³owê.
Tym razem zrobisz tak, jak ci mówiê, s³yszysz?
Stone usiad³ ko³o niej na kanapie.
Mary Ann powiedzia³. Nie napad³ ciê zwyk³y ³obuz.
O czym ty mówisz?
Odwróci³ siê do Dina.
To by³ on.
Tak, wiem mrukn¹³ Dino. Przekleñstwo gliniarza.
9
K
elly wróci³ z synem Dina, który nosi³ imiê Benedetto. Szecioletni ch³o-
piec mia³ czarne oczy i wygl¹da³ jak ma³y sycylijski ksi¹¿ê; tak¿e pod
tym wzglêdem wrodzi³ siê w matkê. Dino odprawi³ Kellyego, wzi¹³ ch³opca
na kolana i opowiedzia³, co siê sta³o.
Dlaczego nie ka¿esz daæ mu w czapê? spyta³ Benedetto.
Dino westchn¹³ bezradnie i spojrza³ na Stonea.
Ben spêdzi³ weekend z dziadkiem wyjani³.
Odwróci³ siê do syna.
Dlatego, ¿e jestem policjantem, a my nie mamy zwyczaju dawaæ komu
tak po prostu w czapê. Aresztujemy bandytów i wsadzamy do wiêzienia, prze-
cie¿ ci mówi³em. Umyj siê teraz i przygotuj do kolacji. Wujek Stone zje z nami.
Ch³opiec zeskoczy³ z kolan ojca i popêdzi³ do swojego pokoju.
Dziêki za zaproszenie powiedzia³ Stone.
39
Chodmy do gabinetu zaproponowa³ Dino. Napijemy siê czego.
W wyk³adanym kasztanow¹ boazeri¹ pokoju Dino nala³ Stoneowi jego
ulubionego bourbona, a sobie scotcha. Nie by³ to typowy gabinet nowojor-
skiego policjanta: na rega³ach biografie i tomy powiêcone historii oraz histo-
rii sztuki zdradza³y zainteresowania w³aciciela, o których wiedzia³o tylko
niewielu bliskich znajomych.
Stone wiedzia³ za, ¿e teæ Dina wszed³ w posiadanie tego mieszkania
w okolicznociach co najmniej niejasnych. Apartament znajdowa³ siê w ka-
mienicy w East Side, gdzie Amerykanie obcego pochodzenia zazwyczaj nie
byli mile widziani, a jego wartoæ na wolnym rynku wynosi³a od pó³tora do
dwóch milionów dolarów. Stone wiedzia³ te¿, ¿e mieszkanie zosta³o kupione
pod przykrywk¹ jakiej instytucji, dziêki czemu prawdziwy nabywca nie musia³
ujawniaæ swojej to¿samoci. A¿ do dzisiaj ¿aden policjant oprócz Stone nie
wszed³ do tego mieszkania. Wola³ nie myleæ, co by siê sta³o, gdyby wydzia³
kontroli wewnêtrznej wzi¹³ Dina na cel.
Doszed³e do jakich wniosków? spyta³ Dino.
Stone w pierwszej chwili pomyla³, ¿e mowa o mieszkaniu. Zaraz jednak
zrozumia³, o co pyta przyjaciel.
Raczej nie. Mitteldorfer ma mocne alibi. Mylê, ¿e nale¿a³oby zacz¹æ od
sprawdzenia, czy jego siostrzeniec rzeczywicie przebywa nadal w Hamburgu.
Warto by³oby te¿ przejrzeæ listê osób odwiedzaj¹cych go w wiêzieniu. Jeli kapi-
tan Warkowski bêdzie tak uprzejmy i j¹ nam udostêpni doda³ z umiechem.
Dino uniós³ szklankê.
Odpieprz siê.
Dziêki. A ty masz jakie pomys³y? spyta³ Stone.
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
¯adnych. Ale to dziwne, ¿e ten morderca wygl¹da dok³adnie tak samo
jak Mitteldorfer.
Tak. Wydaje mi siê, ¿e siostrzeniec w Hamburgu to mo¿e byæ dobry
trop. Nie zdziwi³bym siê, gdyby siê okaza³o, ¿e wyemigrowa³, albo gdyby
jego nazwisko figurowa³o na licie goci. Chcia³bym te¿ wiedzieæ, czy Mit-
teldorfer ma jakich innych krewnych w Stanach, zw³aszcza dzieci, o których
nie raczy³ nas poinformowaæ.
Zajmê siê tym jutro z samego rana oznajmi³ Dino. Ta sprawa ma
tak¿e dobr¹ stronê, dziêki niej przesta³e myleæ wy³¹cznie o swoim z³ama-
nym sercu.
Daj spokój odrzek³ Stone zrezygnowanym tonem.
A tak w ogóle to chyba dobrze siê sta³o, ¿e Arrington ciê zostawi³a.
Zdawa³o mi siê, ¿e j¹ lubisz.
Lubi³em i nadal lubiê. Pomyla³em, ¿e gdyby siê z ni¹ o¿eni³, mog³a-
by uciec z Vancem Calderem póniej, a to zupe³nie by ciê roz³o¿y³o.
40
Ja jeszcze nie le¿ê na ³opatkach, a ona nie zrobi³aby mi czego takiego.
Pi³eczka by³a po mojej stronie; nie zadeklarowa³em siê w porê, a gdy ju¿
podj¹³em decyzjê
Kiedy j¹ podj¹³e?
Zamierza³em poprosiæ Arrington o rêkê podczas wycieczki jachtem;
postanowi³em tak w drodze na miejsce. A potem burza nie¿na zatrzyma³a j¹
w miecie, zjawi³ siê Calder No có¿, z³o¿y³ jej atrakcyjn¹ propozycjê; Ar-
rington pomyla³a, ¿e z mojej strony nie mo¿e na nic liczyæ.
A wiêc uwa¿asz, ¿e to twoja wina?
Tak.
To j¹ powiniene obwiniaæ; mniej by bola³o. Nie ma to jak wkurzyæ siê
na babê, która ciê zostawi³a.
Spróbujê wzi¹æ to sobie do serca odpar³ z przek¹sem Stone.
S¹dzisz, ¿e mo¿e odejæ od Caldera?
Wykluczone. Nie zapominaj, ¿e urodzi³a mu syna. Jest z nim zwi¹zana
na dobre i z³e.
Nie byliby pierwszym ma³¿eñstwem z dzieckiem, które siê rozwodzi.
Przysz³o mi to do g³owy.
Dlaczego po prostu nie pojedziesz do Los Angeles, ¿eby j¹ stamt¹d
zabraæ?
Mia³em swoj¹ szansê. Arrington dokona³a wyboru. Teraz bêdê musia³
nauczyæ siê z tym ¿yæ.
Naprawdê wierzysz, ¿e to dziecko Caldera, a nie twoje?
Arrington zrobi³a badania. Nie ok³ama³aby mnie w takiej sprawie.
Pewnie. Kobiety nigdy nie k³ami¹.
Pogodzi³em siê ju¿ z t¹ myl¹. Gdyby to by³o moje dziecko, wróci³aby
do mnie. Tak siê umówilimy. Czemu to dr¹¿ysz?
Dino wzruszy³ ramionami.
Pomyla³em, ¿e dobrze ci zrobi, jak siê wygadasz.
A wiesz, rzeczywicie uwiadomi³em sobie, ¿e czujê siê znacznie le-
piej po wyartyku³owaniu swoich emocji.
Gadasz jak jaki psychiatra. Dino uzna³, ¿e czas zmieniæ temat.
Postanowi³em przydzieliæ ci eskortê.
To chyba nie bêdzie konieczne.
Wrêcz przeciwnie. Przecie¿ ten facet ledzi³ ciê tego wieczoru, kiedy
poszed³e do Susan Bean.
Zgadza siê.
Martwi mnie te¿, ¿e rozpozna³ Mary Ann na ulicy.
Zrozumia³e.
To znaczy, ¿e dobrze siê przygotowa³. Du¿o o nas wie.
Straszna myl.
41
Obserwowa³ nas, i to Bóg wie jak d³ugo. Mo¿e wzi¹³ ju¿ na cel inne
osoby, które znamy. Spotyka³e siê z jakimi kobietami?
Nie.
To zupe³nie do ciebie niepodobne, Stone.
Dziêki temu nie muszê teraz wydzwaniaæ do nich i ostrzegaæ przed
jakim maniakiem.
Bo on jest maniakiem, prawda?
Zdrowy na umyle cz³owiek nie zrobi³by czego podobnego, nawet
z zemsty.
Przysz³o ci do g³owy, ¿e jedna z ofiar w ogóle ciê nie zna³a, tylko mia-
³a nieszczêcie mieszkaæ w twoim s¹siedztwie?
Tak. Natrafilicie na co ciekawego podczas sprawdzania moich s¹sia-
dów?
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Sami porz¹dni obywatele.
Musia³ zobaczyæ tê kobietê przez okno stwierdzi³ Stone. Nie wy-
bra³ jej na chybi³ trafi³.
Chcia³, ¿eby patrzy³. Albo raczej, ¿ebymy obaj patrzyli.
To by³a najstraszniejsza rzecz, jak¹ kiedykolwiek widzia³em.
Wiem, co czujesz.
Dino podniós³ telefon i nacisn¹³ guzik szybkiego wybierania.
Mówi Bacchetti. Dajcie Andersona. Andy? Chcê, ¿eby jutro pogrze-
ba³ w aktach Herberta Mitteldorfera. Zabi³ ¿onê dwanacie, mo¿e trzynacie
lat temu. Jed do dzielnicy, w której mieszka³; to chyba by³o w starej czêci
Germantown. Pogadaj z s¹siadami, sklepikarzami, ka¿dym, kto mo¿e go pa-
miêtaæ. Pytaj, czy mia³ jak¹ rodzinê w Stanach, zw³aszcza synów i siostrzeñ-
ców. Dowiedz siê tak¿e o przyjació³ i ewentualnie ich sprawd. Chcê wie-
dzieæ o ka¿dej osobie, z któr¹ siê widywa³. Rozejrzyj siê te¿ w jego by³ym
miejscu pracy. Pracowa³a tam, albo nadal pracuje, niejaka Eloise Enzberg.
Porozmawiaj z ni¹ grzecznie, mo¿e siê z czym wygada. Ta kobieta korespon-
duje z Mitteldorferem w Sing Sing. Zadzwoñ do biura kapitana stra¿y wiêzie-
nia i we listê odwiedzaj¹cych z ostatnich dwóch lat. Skontaktuj siê ze mn¹,
jak tylko skoñczysz; chcê wiedzieæ o wszystkim. Zaczekaj chwilê.
Dino zakry³ mikrofon d³oni¹.
Przychodzi ci co jeszcze do g³owy? spyta³.
Stone zmarszczy³ czo³o.
Niech sprawdzi, z kim Mitteldorfer koleguje siê w Sing Sing i czy któ-
ry z jego kumpli nie wyszed³ ostatnio na wolnoæ.
Dobry pomys³.
Dino przekaza³ polecenie Andersonowi i od³o¿y³ s³uchawkê.
Nie wiem, co jeszcze moglibymy zrobiæ.
42
Stone potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Ja te¿ nie. Ale jedno jest pewne: musimy zachowaæ najwy¿sz¹ ostro¿-
noæ.
10
Z
twardego snu zbudzi³ Stonea dwiêk domofonu. Przewróci³ siê na drugi
bok i spojrza³ na zegarek; by³a dziewi¹ta. Podniós³ s³uchawkê.
S³ucham?
Jestem Joan Robertson z firmy Woodman i Weld. Przys³a³ mnie Bill
Eggers; mam zast¹piæ pañsk¹ sekretarkê.
Ju¿ pani¹ wpuszczam. Proszê znaleæ kuchniê i zrobiæ sobie kawy.
Zejdê za dwadziecia minut powiedzia³ Stone, naciskaj¹c guzik.
Wygramoli³ siê z ³ó¿ka, ogoli³, ubra³ i zbieg³ do kuchni. Przy stole sie-
dzia³a i pi³a kawê schludnie ubrana czterdziestokilkuletnia kobieta; w jej blond
w³osach wi³y siê janiejsze pasemka.
Dzieñ dobry. Zaparzy³am wiêcej. Napije siê pan?
Stone ucisn¹³ jej d³oñ.
Tak, dziêkujê. Nala³ sobie kawy i usiad³. Jest pani podobna do tej
aktorki Jak ona siê nazywa?
June Allyson?
O, w³anie.
Wszyscy mi to mówi¹.
Nawet g³os ma pani podobny. Czy to pani matka?
Nie, o ile rodzice nie ok³amywali mnie przez czterdzieci piêæ lat.
Czy Bob wyjani³ pani, czego oczekujê?
Powiedzia³, ¿e przez kilka tygodni bêdzie pan potrzebowa³ sekretarki.
Zaznaczy³ te¿, ¿e nie powinien pan za bardzo siê do mnie przywi¹zywaæ, bo
nie pozwoli mnie ukraæ.
Stone parskn¹³ miechem. W tej samej chwili zadzwoni³ telefon. Wsta³
i podszed³ do aparatu na cianie.
Halo?
Stone? Mówi Sara Buckminster.
Ucieszy³ siê, s³ysz¹c charakterystyczny, brytyjski akcent.
Z pewnoci¹ pani siê pod ni¹ podszywa powiedzia³. Prawdziwa
Sara Buckminster jest teraz w Toskanii i w³anie udeptuje winogrona na przy-
sz³oroczne chianti.
By³a tam jeszcze wczoraj odpar³a ze miechem Sara.
43
Naprawdê wróci³a?
Naprawdê.
Bo¿e drogi, ile to czasu minê³o?
Szeæ i pó³ roku. Jak ¿yjesz?
Doskonale.
Ja te¿. Postawisz mi lunch?
Jasne. O pierwszej w Czterech Porach Roku? Trzeba uczciæ twój powrót.
Pewnie. Do zobaczenia.
Pa. Stone od³o¿y³ s³uchawkê. Przepraszam. Wróci³a stara znajo-
ma, i to ca³kiem niespodziewanie.
Ucieszy³ siê pan zauwa¿y³a Joan.
Nawet bardzo. Ale o czym to mówilimy
Przerwa³ mu dzwonek do drzwi. Stone podniós³ s³uchawkê domofonu.
Tak?
Us³ysza³ kroki na schodach przed domem.
Halo? Od³o¿y³ s³uchawkê. Sprawdzê, kto to.
Otworzy³ drzwi wejciowe, ale nikogo nie by³o. Na ulicy te¿. Zamkn¹³
drzwi i odwróci³ siê. Na pod³odze w holu le¿a³a niewielka ¿ó³ta koperta. Naj-
wyraniej kto wrzuci³ j¹ przez szparê na listy. Stone podniós³ kopertê, która
okaza³a siê telegramem nadanym w sieci pocztowej Western Union. Wróci³
do kuchni i rzuci³ kopertê na stó³. Kawa zd¹¿y³a ju¿ trochê ostygn¹æ.
Telegram.
To dziwne zauwa¿y³a Joan.
Czemu?
Bo co takiego jak telegramy ju¿ nie istnieje. Teraz wiadomoci wysy-
³a siê poczt¹ elektroniczn¹. A jeszcze wczeniej zast¹pi³ je faks.
Stone otworzy³ kopertê. By³a to starowiecka depesza, z paskami przy-
klejonymi do kartki papieru.
Przepraszam, ¿e nie by³o mnie wczoraj wieczorem. To
siê ju¿ nie powtórzy.
A propos, czy wiesz, ¿e policja obserwuje twój dom?
Twój najgorszy koszmar
Stone nie móg³ oderwaæ wzroku od kartki.
Panie Barrington? odezwa³a siê Joan. Czy dobrze siê pan czuje?
Zblad³ pan nagle.
Stone czu³, ¿e jest blady.
Przepraszam powiedzia³.
44
Jaka z³a wiadomoæ?
Obawiam siê, ¿e tak. Proszê tu na mnie zaczekaæ, Joan. Pod ¿adnym
pozorem nie wolno pani wychodziæ z domu ani nawet zbli¿aæ siê do fronto-
wych drzwi. Rozumie pani?
Tak powiedzia³a, przypatruj¹c mu siê badawczo.
Stone przeszed³ do gabinetu i zadzwoni³ na prywatny numer Dina.
Dosta³em telegram od mordercy. Odczyta³ wiadomoæ Dinowi.
Wrzuci³ go przez drzwi piêæ minut temu.
Zaczekaj. Dino prze³¹czy³ aparat na tryb oczekiwania.
Stoneowi zrobi³o siê s³abo na myl, w co wpakowa³ Joan Robertson.
Jeste tam? spyta³ Dino.
Tak.
Pos³a³em do ciebie jeszcze jeden patrol. Nic wiêcej chyba nie mogê zrobiæ.
Nie wiesz jeszcze o czym.
Wal.
Pope³ni³em b³¹d. Kiedy zginê³a Alma, Bill Eggers zaproponowa³, ¿e
przyle mi kogo do pomocy, póki nie znajdê nowej sekretarki. Na mieræ
o wszystkim zapomnia³em, a ta kobieta przysz³a dzisiaj rano.
O w mordê.
No w³anie.
Trzeba j¹ bêdzie stamt¹d zabraæ stwierdzi³ Dino.
Co proponujesz?
Dino zastanowi³ siê.
Czy w twoim gara¿u zmieci siê samochód?
Tak. Myla³em o kupnie samochodu, wiêc uprz¹tn¹³em stamt¹d trochê
pude³.
Przylê wóz na cywilnych numerach; poczekaj na moich ludzi i otwórz
gara¿. Wjad¹ do rodka, ta kobieta wsi¹dzie z ty³u, a oni j¹ od ciebie wywio-
z¹. Ka¿ê im siê upewniæ, ¿e nie s¹ ledzeni.
Powiedz im, ¿eby zadzwonili, kiedy dojad¹ do mojej ulicy.
Dobra.
Stone od³o¿y³ s³uchawkê i wróci³ do kuchni.
Joan, obawiam siê, ¿e nie bêdê móg³ skorzystaæ z pani us³ug Przy-
najmniej na razie.
Jak pan sobie ¿yczy powiedzia³a, wstaj¹c.
Nie, proszê zaczekaæ. Przyjedzie tu zaraz samochód i odwiezie pani¹
do biura.
To nie bêdzie konieczne, panie Barrington. To niedaleko; spacer do-
brze mi zrobi.
Obawiam siê, ¿e to jest konieczne rzek³ z naciskiem Stone. Przyje-
dzie po pani¹ wóz policyjny.
45
Wóz policyjny? Nie rozumiem.
Nie ma sensu tego wyjaniaæ. Musi mi pani zaufaæ.
Wzruszy³a ramionami.
Jeli pan tak uwa¿a.
Zadzwoni³ telefon. Stone podniós³ s³uchawkê.
Halo?
Mówi Andy Anderson. Jestemy na twojej ulicy.
Dziêki; ju¿ otwieram. Od³o¿y³ s³uchawkê. Proszê za mn¹.
Joan wsta³a.
A wiêc chodmy.
Stone zaprowadzi³ j¹ przez si³owniê do gara¿u. Nacisn¹³ guzik i wrota
powêdrowa³y w górê. Samochód wjecha³ do rodka. Za kierownic¹ siedzia³
Mick Kelly, za Anderson na fotelu pasa¿era. Stone otworzy³ tylne drzwi i wpu-
ci³ Joan.
Niech siê pani po³o¿y na tylnym siedzeniu i nie rusza, dopóki detek-
tyw Anderson nie da sygna³u.
Joan zamia³a siê nerwowo.
To najg³upsza sytuacja, w jakiej kiedykolwiek siê znalaz³am.
Proszê mi wierzyæ, ¿e to dla pani bezpieczeñstwa. Dziêkujê, ¿e pani
przysz³a; dam znaæ, kiedy sytuacja siê poprawi. Stone zamkn¹³ drzwi i mach-
n¹³ Andersonowi. Ruszajcie.
Po drodze do kuchni Stone uwiadomi³ sobie, ¿e nie odwa¿y siê zjeæ
lunchu z Sar¹.
11
S
tone zaczeka³ do dwunastej trzydzieci, zadzwoni³ do Czterech Pór Roku
i poprosi³ Aleksa von Biddera, jednego z w³acicieli lokalu.
Czeæ, Alex, mówi Stone Barrington.
Czeæ, Stone. Zarezerwowaæ ci stolik na lunch?
Tak, jestem umówiony na trzynast¹ z pewn¹ m³od¹ dam¹, Sar¹ Buck-
minster.
T¹ malark¹?
Tak.
Mam jej dwa obrazy; dziewczyna naprawdê wietnie maluje.
Zgadzam siê. Sêk w tym, ¿e nie bêdê móg³ siê z ni¹ spotkaæ; posad j¹
w pobli¿u kogo ciekawego, ¿eby mog³a sobie pods³uchiwaæ
Zrobi siê odrzek³ ze miechem von Bidder.
46
Podaj jej mój numer i powiedz, ¿eby zadzwoni³a.
Jasne.
Sara lubi szampana; zaserwuj jej pó³ butelki jakiego dobrego gatunku
i zapisz na mój rachunek.
Osobicie wszystkiego dopilnujê.
Stone po¿egna³ siê i od³o¿y³ s³uchawkê. Burcza³o mu w brzuchu i by³
wciek³y, ¿e musi sobie odmówiæ lunchu.
Jad³ w³anie kanapkê z szynk¹, gdy odezwa³ siê telefon.
Halo?
Mówi Sara. Rozumiem, ¿e zosta³am wystawiona?
Jest mi strasznie przykro. Bardzo chcia³em siê z tob¹ zobaczyæ, ale co
stanê³o na przeszkodzie
A wiêc bêdê musia³a sama wypiæ szampana?
Obawiam siê, ¿e tak.
Czy mogê wpaæ do ciebie po lunchu?
Nie, to niemo¿liwe.
A na kolacjê?
Stone zawaha³ siê.
Gdzie siê zatrzyma³a?
W mieszkaniu przyjació³, którzy podró¿uj¹ po Europie.
Stone zamilk³, ¿eby siê zastanowiæ.
Jeste tam?
Tak, przepraszam; musia³em pomyleæ.
Czy to taka trudna decyzja?
Ale¿ oczywicie, ¿e nie, bardzo chcê ciê zobaczyæ, tylko
Tylko co?
Nie mo¿emy byæ razem widziani.
Stone, czy¿by siê o¿eni³ pod moj¹ nieobecnoæ?
Nie, nic podobnego.
Mieszkasz z kim?
Nie. Chodzi o to, ¿e znalaz³em siê w strasznie trudnym po³o¿eniu,
i nie chcê ciê w to wpl¹tywaæ.
A mo¿e ja przygotowa³abym kolacjê? Du¿o siê nauczy³am we W³oszech.
Jeste pewna, ¿e nie sprawi ci to k³opotu?
Ale¿ sk¹d. Poda³a Stoneowi adres.
Czy mam co przynieæ?
Móg³by kupiæ wino.
Czerwone czy bia³e?
Czerwone. Co w³oskiego i mocnego.
47
O której godzinie?
Mo¿e o ósmej?
A wiêc o ósmej. Jeszcze raz przepraszam.
Dam ci szansê siê poprawiæ powiedzia³a Sara i od³o¿y³a s³uchawkê.
Stone zadzwoni³ do Dina.
Dino, mam pewien pomys³.
No?
Ten facet mnie ledzi, i nie jest g³upi. Ju¿ zauwa¿y³, ¿e twoi ludzie
obserwuj¹ dom.
Fakt.
Pamiêtasz Sarê Buckminster?
Tê Angielkê, z któr¹ chodzi³e? Jasne. Uciek³a przed tob¹ ze Stanów,
o ile pamiêtam?
W³anie wróci³a, i umówi³em siê z ni¹ na kolacjê. Mieszka u znajo-
mych przy Pi¹tej Alei; mamy siê spotkaæ o dwudziestej.
Dopilnujê, ¿eby kto za tob¹ pojecha³.
Nie, bo on siê tego spodziewa. Trzeba bêdzie obstawiæ kamienicê.
Postaw jednego cz³owieka w holu. Jeli za mn¹ pójdzie, nie bêdzie wiedzia³,
w którym mieszkaniu jestem. Wtedy spróbuje gadaæ z portierem albo pokrêci
siê w pobli¿u. Tak czy inaczej, to mo¿e byæ dla nas szansa.
Jaki jest dok³adny adres?
Stone poda³ numer domu i mieszkania.
Dobrze. Zadzwoñ do mnie do domu, kiedy ju¿ tam dotrzesz.
Jak siê czuj¹ Mary Ann i Ben?
S¹ w domu tecia w Brooklynie. Jeden z jego ludzi codziennie odwozi
Bena do szko³y.
W takim razie s¹ ca³kowicie bezpieczni.
Tak, chcia³bym zobaczyæ, jak ten drañ próbuje przedrzeæ siê przez
ochronê mojego tecia. Czekam na telefon.
Stone od³o¿y³ s³uchawkê i dokoñczy³ jedzenie.
Po po³udniu zszed³ do piwnicy i zgodnie z ¿yczeniem Sary wybra³ czer-
wone wino; by³o to masi amarone rocznik dziewiêædziesi¹ty drugi. W samym
koñcu rega³u mia³ kilka specjalnych butelek. Wybra³ szampana krug rocznik
szeædziesi¹ty szósty, którego oszczêdza³ na tak¹ okazjê; wróci³ do kuchni
i wstawi³ butelkê do lodu. O siódmej trzydzieci zapakowa³ obie butelki w ser-
wetki i wsadzi³ do torby. Za³o¿y³ sztruksowe spodnie, golf z kaszmiru, miêk-
kie mokasyny i tweedow¹ marynarkê; nastêpnie otworzy³ szufladê, wyci¹-
gn¹³ pistolet kalibru dziewiêæ milimetrów, umieci³ go w torbie i przykry³
serwetk¹. Tak wyekwipowany wyszed³ z domu.
48
Rozejrza³ siê w jedn¹ i drug¹ stronê. Na ulicy by³o kilka osób; w wozie
po przeciwnej stronie siedzia³o dwóch policjantów. Stone doszed³ piechot¹
do Trzeciej Alei i zatrzyma³ taksówkê, stale siê za siebie ogl¹daj¹c. Takiego
w³anie zachowania spodziewa³ siê morderca.
Wsiad³ do wozu.
Proszê pos³uchaæ zwróci³ siê do taksówkarza. Skrêci pan w prawo
w Piêædziesi¹t¹ Dziewi¹t¹ ulicê, przejedzie przez most, zawróci, pojedzie
Pierwsz¹ Alej¹ do Siedemdziesi¹tej Dziewi¹tej, a potem do Pi¹tej. Póniej
powiem panu, co robiæ dalej. Zap³acê dziesiêæ dolarów wiêcej, jeli nie bê-
dzie pan pyta³, dlaczego to wszystko robimy.
Kierowca znacz¹co wzruszy³ ramionami, zakry³ usta d³oni¹, i bezb³êdnie
pojecha³ wyznaczon¹ tras¹, czym przyjemnie zaskoczy³ Stonea. Gdy znale-
li siê na Pi¹tej Alei, Stone wysiad³ jedn¹ przecznicê przed domem, gdzie miesz-
ka³a Sara. Wrêczy³ kierowcy hojny napiwek i pomaszerowa³ z torb¹ zarzuco-
n¹ niedbale na ramiê. Ruch samochodowy by³ du¿y, a po chodnikach
spacerowa³o mnóstwo ludzi. Stone nie zauwa¿y³, ¿eby go kto ledzi³.
Odnalaz³ kamienicê; drzwi otworzy³ portier. Za kontuarem w holu sta³o
dwóch policjantów w mundurach. M³odszy z nich nosi³ nieco za ma³¹ mary-
narkê z widocznym wybrzuszeniem pod pach¹.
Tak, proszê pana? spyta³ starszy funkcjonariusz, przygl¹daj¹c siê
Stoneowi z zaaferowan¹ min¹.
Nazywam siê Barrington. Przyszed³em z wizyt¹ do pani Buckminster.
Portier podniós³ s³uchawkê, zapowiedzia³ Stonea i skin¹³ g³ow¹.
Stone rozpozna³ windziarza.
Czeæ, Andy powiedzia³, gdy zamknê³y siê drzwi windy. Do twa-
rzy ci w tym mundurze.
Wielkie dziêki odpar³ Anderson. Mo¿e powinienem zmieniæ za-
wód.
Gdzie Mick?
Siedzi na ulicy i pewnie ob¿era siê p¹czkami.
Pewnie tak.
S¹dzisz, ¿e ten facet ciê ledzi³?
Jeli tak, to musi byæ dobry, bo go nie zauwa¿y³em.
Mam nadziejê, ¿e tu przylaz³. Marzê o tym, ¿eby go dostaæ w swoje
³apy.
Oby siê spe³ni³o.
Szesnaste piêtro. Jestemy na miejscu.
Drzwi siê otwar³y; Stone wyszed³ na korytarz stanowi¹cy przedsionek
mieszkania.
Uwa¿aj na siebie, Andy rzek³, po czym odwróci³ siê i nacisn¹³ dzwonek.
49
12
D
rzwi otworzy³ lokaj w czarnym garniturze.
Dobry wieczór, panie Barrington. Mam na imiê William. Zechce pan
pójæ za mn¹.
Poprowadzi³ Stonea d³ugim korytarzem, na którego cianach wisia³y bar-
dzo dobre obrazy. Znaleli siê w piêknie urz¹dzonym przestronnym salonie.
Proszê spocz¹æ powiedzia³ William. Panna Buckminster jest
w kuchni. Za chwilê tu przyjdzie. Czy mogê podaæ panu co do picia?
Stone wrêczy³ mu torbê.
W rodku jest butelka sch³odzonego szampana i druga z czerwonym
winem. Proszê otworzyæ wino i pozwoliæ mu trochê pooddychaæ; tymczasem
niech nam pan przyniesie szampana i dwa kieliszki.
Oczywicie, panie Barrington odpar³ William, odbieraj¹c torbê.
Stone przeszed³ siê wolno po salonie; nigdy nie widzia³ równie znakomi-
tej kolekcji w prywatnym mieszkaniu. Wiêksz¹ czêæ jednej ciany zajmowa-
³y Lilie wodne Moneta; mniejsze obrazy wisia³y w szeregach, zakrywaj¹c nie-
mal ka¿dy centymetr powierzchni. Stone rozpozna³ dzie³a Picassa, Maneta,
Braquea, Davida Hockneya i Luciana Freuda.
O rany mrukn¹³ do siebie. Bogu dziêki, ¿e nie muszê p³aciæ sk³ad-
ki ubezpieczeniowej za tych ludzi.
Dotar³szy do kominka, stan¹³ jak wryty na widok pejza¿u Parku Waszyng-
tona, który wyszed³ spod pêdzla jego matki. Przez chwilê podziwia³ fakturê
obrazu i wiat³ocieñ.
Znalaz³a siê w nie byle jakim towarzystwie, mamo szepn¹³.
Stone!
Sara Buckminster ubrana by³a w doskonale skrojone spodnie i jedwabn¹
bluzkê. Wyci¹gnê³a rêce. Stone obj¹³ j¹ i poca³owa³. Odsunê³a go na odle-
g³oæ ramion i przyjrza³a mu siê.
Jeste jeszcze przystojniejszy ni¿ kiedy owiadczy³a.
Stone zarumieni³ siê.
Ty te¿ wypiêknia³a.
Sara spojrza³a na obraz Matyldy Stone.
By³am pewna, ¿e od razu go zauwa¿ysz.
Ostatni raz widzia³em ten pejza¿, gdy mia³em jedenacie lub dwana-
cie lat. Szerokim gestem wskaza³ salon. Do kogo nale¿¹ te wszystkie
skarby?
Do Jacka i Hillary Beacon odpar³a Sara. On jest szefem dzia³u han-
dlowego firmy Celltell, operatora telefonii komórkowej. S³ysza³e o niej?
Stone skin¹³ g³ow¹.
4 Kr¹g strachu
50
Nawet kupi³em akcje. Niezbyt wiele, ale ich wartoæ gie³dowa bez
przerwy idzie w górê.
Patrzysz na serce jednej z najwiêkszych prywatnych kolekcji w tym
kraju. Reszta obrazów wisi w pozosta³ych pokojach, których jest siedemna-
cie; czêæ kolekcji zosta³a wypo¿yczona do muzeów.
To niesamowite.
William zjawi³ siê z tac¹, na której b³yszcza³a butelka kruga, dwa prze-
piêkne kieliszki do szampana, kilka kanapek oraz jaki przedmiot zawiniêty
w serwetkê.
Usi¹dmy zaproponowa³a Sara, poci¹gaj¹c gocia ku sofie stoj¹cej
ko³o kominka, w którym p³on¹³ ogieñ.
William nala³ szampana do kieliszków, po czym ruchem g³owy wskaza³
zawini¹tko na tacy.
To pañska w³asnoæ, jak s¹dzê.
Stone skrzywi³ siê.
Co dla mnie, mam nadziejê ucieszy³a siê Sara.
Obawiam siê, ¿e nie ostudzi³ jej zapa³ Stone. Dla ciebie jest szampan.
Williamie zwróci³a siê Sara do lokaja. Mo¿ecie ju¿ z Mart¹ odejæ;
pan Barrington i ja zajmiemy siê sob¹ przez resztê wieczoru.
Gdyby pani czego potrzebowa³a, proszê zadzwoniæ powiedzia³ William.
Na pewno nie bêdê. Zróbcie sobie dzisiaj wolne.
Dziêkujê pani i ¿yczê dobrej nocy. Dobranoc, panie Barrington.
Dobranoc i dziêkujê Stone skin¹³ g³ow¹ w stronê tacy. William
wyszed³.
Umieram z ciekawoci, co jest w tej serwetce powiedzia³a Sara.
Czujê siê trochê g³upio. Zapomnia³em, ¿e wsadzi³em to do torby ra-
zem z winem i szampanem.
Sara przysunê³a tacê i odwinê³a serwetkê.
O Bo¿e! zawo³a³a, cofaj¹c gwa³townie d³oñ. Równie dobrze móg³-
by przynieæ grzechotnika!
Dwoma palcami ujê³a pistolet za lufê i poda³a Stoneowi.
Schowaj to gdzie.
Stone wzi¹³ broñ i umieci³ w futerale pod pach¹.
Pamiêtam, ¿e chodzi³e uzbrojony, ale wtedy by³e policjantem. Jak¹
wymówkê masz teraz?
Muszê przyznaæ, ¿e znalaz³em siê w doæ trudnej sytuacji.
Wkurzy³e mê¿a jakiej kobiety?
Nic podobnego. Pamiêtasz Dina?
Jak mog³abym zapomnieæ tego okropnego konusa?
Jaki czas temu pos³alimy jednego faceta za kratki i wygl¹da na to, ¿e
postanowi³ nam teraz za to odp³aciæ.
Kto to taki?
51
Prawdê powiedziawszy, nie jestemy pewni. Wiemy tylko tyle, ¿e
próbowa³ zrobiæ krzywdê naszym bliskim.
Czy dlatego nie przyszed³e na lunch?
Otó¿ to. Bardzo siê ucieszy³em, kiedy zadzwoni³a, i przez to zapo-
mnia³em, ¿e powinienem uwa¿aæ, z kim siê widujê. To zaczê³o siê niedawno,
wiêc nie zd¹¿y³em siê jeszcze oswoiæ z myl¹, ¿e nara¿am ludzi na niebezpie-
czeñstwo, spotykaj¹c siê z nimi.
Ale¿ to szalenie ekscytuj¹ce.
Wola³bym, ¿eby nie sta³o siê zbyt ekscytuj¹ce.
Nie uwa¿asz chyba, ¿e nara¿asz mnie, jedz¹c ze mn¹ kolacjê?
Podj¹³em pewne kroki, ¿eby zabezpieczyæ siê przed ledzeniem; poza tym,
na dole jest kilku funkcjonariuszy policji. Jeden z nich zast¹pi³ windziarza.
Sara parsknê³a miechem.
Ale¿ to istna komedia. O ile pamiêtam, jeszcze nigdy nie podano mi
szampana razem z pistoletem.
Skosztowa³a trunku.
I do tego krug! Jest cudowny. Nachyli³a siê i poca³owa³a Stonea.
Taki jak ty.
Kiedy przylecia³a?
Wczoraj; jeszcze nie ca³kiem przywyk³am do ró¿nicy czasu. Lecia³am
przez Londyn, dziêki czemu mog³am spêdziæ kilka dni u rodziców.
Wracasz do Toskanii?
Jeszcze nie podjê³am decyzji. Przyjecha³am specjalnie na wernisa¿
moich prac, który odbêdzie siê w przysz³ym tygodniu. Znajd¹ siê na nim
wszystkie obrazy, które namalowa³am przez ostatnich szeæ lat.
Nie mogê siê doczekaæ wtr¹ci³ Stone.
Pozwolê ci je obejrzeæ wczeniej, s³owo. Jak ju¿ wiesz, przez te wszyst-
kie lata ¿y³am niczym w klasztorze i pracowa³am. A ty co porabia³e?
Przedstawiê ci to w wersji skróconej. Pamiêtasz, czym siê zajmowa-
³em, gdy siê ostatnio widzielimy?
Pracowa³e w policji, chocia¿ kr¹¿y³y pog³oski, ¿e zamierzasz odejæ;
pamiêtam te¿, ¿e odziedziczy³e po ciotce jaki liczny stary dom, i chyba
sam zaj¹³e siê remontem.
To by³a siostra mojej babci. A remontowa³em sam, bo policyjna pen-
sja nie starcza³a na wynajêcie robotników.
Potem kto ciê postrzeli³ i odszed³e na urlop.
Zgadza siê.
Gdzie dosta³e?
W kolano.
Niezbyt wa¿ne miejsce.
Stone rozemia³ siê.
52
Odszed³em z policji na emeryturê z powodu utraty zdrowia, która unie-
mo¿liwi³a mi dalsze wykonywanie pracy. cile rzecz bior¹c, zasugerowano
mi takie rozwi¹zanie. Nie robi³em postêpów w prowadzonym ledztwie, i kto
uzna³, ¿e ju¿ siê nie nadajê.
Zawsze by³e dziwny, jak na policjanta zauwa¿y³a Sara z umiechem.
Takie samo przekonanie panowa³o w policji.
Czym siê wtedy zaj¹³e? ¯y³e z pracy na roli?
Mia³em dyplom wydzia³u prawa, wiêc zrobi³em aplikacjê adwokack¹.
Teraz wspó³pracujê z kancelari¹ Woodman i Weld.
S³ysza³am tê nazwê. To zdaje siê renomowana firma. Co to znaczy, ¿e
z nimi wspó³pracujesz?
Zajmujê siê delikatnymi sprawami klientów firmy. Poza tym nie pra-
cujê w ich biurze, tylko w domu.
To brzmi frapuj¹co.
Czasami nawet takie bywa.
Dobrze ci siê powodzi?
Lepiej ni¿ kiedykolwiek mia³bym przypuszczaæ. Dom jest wykoñ-
czony i umeblowany, a ja niemal¿e op³ywam w luksusy.
Z pewnoci¹ lepiej siê ubierasz zauwa¿y³a Sara, przesuwaj¹c palca-
mi po marynarce.
Mi³o by³oby pomyleæ, ¿e nie tylko to robiê lepiej.
To siê zobaczy mruknê³a Sara z umiechem, wstaj¹c. Chod, po-
patrzysz jak kucharzê.
Z przyjemnoci¹ odrzek³ Stone. Mogê najpierw zadzwoniæ? Umó-
wilimy siê z Dinem na telefon.
Oczywicie, tam jest aparat.
Stone wystuka³ numer Dina, ale nikt nie odbiera³. Po chwili w³¹czy³a siê
automatyczna sekretarka.
Dino, tu Stone. Jestem w mieszkaniu Sary. Powtórzy³ adres. Wy-
gl¹da na to, ¿e na dole wszystko w porz¹dku. Anderson bawi siê w windzia-
rza. Nie dzwoñ, o ile nie zdarzy siê co wa¿nego.
Od³o¿y³ s³uchawkê, zabra³ z tacy butelkê szampana i pod¹¿y³ za Sar¹ do
kuchni.
13
K
uchnia lni³a luksusowym wyposa¿eniem i granitowymi blatami. Sara
kaza³a Stoneowi usi¹æ na taborecie, sk¹d móg³ wszystko widzieæ, a sama
53
podesz³a do okaza³ej kuchenki, nala³a do rondelka solidn¹ porcjê oliwy, po-
stawi³a na p³ycie grzejnej, i zajê³a siê siekaniem ziemniaków, czosnku oraz
lici bazylii. Gdy oliwa zaczê³a skwierczeæ, w³o¿y³a do rondla szeæ kromek
w³oskiego chleba i opiek³a z obu stron. Nastêpnie umieci³a pieczywo na nie-
wielkiej paterze i na ka¿d¹ kromkê na³o¿y³a pastê z ziemniaków, czosnku i ba-
zylii. Wziê³a paterê i skierowa³a siê do wahad³owych drzwi.
Chodmy.
Stone zabra³ butelkê amerone i poszed³ za Sar¹; po chwili znaleli siê
w uroczej ma³ej jadalni, gdzie czeka³ ju¿ stó³ zastawiony dla dwóch osób.
Tutaj jadaj¹ gospodarze wyjani³a Sara. Wskaza³a nastêpne drzwi.
Tam jest druga jadalnia ze sto³em na osiemnacie osób.
Stone zapali³ wiece. Usiedli przy oknie wychodz¹cym na Central Park;
dalej b³yszcza³y wiat³a po³udniowej czêci miasta. Nala³ wina i uniós³ kieli-
szek do toastu.
Za spotkanie po latach.
Za spotkanie powtórzy³a Sara; spróbowa³a wina. Mmm. Co to jest?
Amerone.
Wymienite. Spróbuj bruscetty.
Stone w³o¿y³ kromkê chleba do ust.
Wspania³y smak. Taka prosta potrawa, ale naprawdê doskona³a.
Cieszê siê. Mówi³am ci, ¿e du¿o siê nauczy³am w Toskanii.
Gdzie w³aciwie mieszka³a?
W prowincji Chianti, na pó³noc od Sieny, a na po³udnie od Florencji.
Wyobra sobie, ¿e nigdy nie by³em w Europie.
Sara unios³a brwi.
Nie wierzê.
Jako policjant nie mog³em sobie na to pozwoliæ, a teraz ci¹gle brakuje
mi czasu.
Trzeba bêdzie co z tym zrobiæ, jak tylko zacznie siê moja wystawa.
To mog³oby byæ ciekawe powiedzia³ Stone, prze³ykaj¹c resztê przy-
stawki.
I bêdzie, zapewniam ciê. Sara zabra³a jego talerz. G³ówne danie
jest w piekarniku. Zaraz wracam.
Stone napi³ siê wina i zerkn¹³ przez okno na park. Uwielbia³ swój dom,
ale nie mia³ w nim takich widoków.
Sara wróci³a z metalowym, nakrywanym pó³miskiem.
Cannelloni wyjani³a, podaj¹c drobne piero¿ki faszerowane mielo-
n¹ wieprzowin¹. Pola³a je mietanowym sosem i na³o¿y³a sobie porcjê.
Powinna rzuciæ malarstwo i zaj¹æ siê gotowaniem oznajmi³ Stone.
Zjedli posi³ek i deser, a póniej napili siê wina. Sara ujê³a Stonea za
rêkê i poprowadzi³a na górê.
54
Koniecznie muszê ci pokazaæ pokój gocinny szepnê³a zmys³owo.
Otworzy³a drzwi, wprowadzi³a go do wytwornie urz¹dzonej sypialni i objê³a
za szyjê.
A teraz drugi deser powiedzia³a, przyciskaj¹c usta do jego warg.
Stone uwiadomi³ sobie, ¿e prze¿ywa cudowne chwile. Wspania³y posi-
³ek, a teraz Sara opar³a siê o niego piersiami i wsuwa³a jêzyk w jego usta
Nagle rozleg³ siê g³ony dzwonek.
Co to? spyta³ Stone.
Domowy telefon szepnê³a Sara. Nie przejmuj siê tym.
Mylê, ¿e powinna odebraæ.
Zapomnijmy o nim.
Saro, to mo¿e byæ co wa¿nego.
No dobrze! Odsunê³a siê i podesz³a do aparatu. Halo? Tak, Dan.
Nie, teraz nie mogê. To niemo¿liwe.
O co chodzi? spyta³ Stone.
Sara zakry³a mikrofon.
To portier. Chce, ¿ebym zesz³a na dó³ i porozmawia³a z policj¹.
Powiedz mu, ¿e za chwilê zejdziesz.
Oszala³e?
Zrób to, proszê.
Zaraz tam bêdê powiedzia³a Sara i od³o¿y³a s³uchawkê. Co tu siê
dzieje? Czego chce ode mnie policja?
Zostañ tutaj; ja zejdê oznajmi³ Stone.
Kiedy wrócisz? spyta³a Sara miêkkim g³osem.
Jak tylko bêdê móg³. Tymczasem nie otwieraj drzwi nikomu oprócz
mnie. I to naprawdê nikomu.
Stone, przera¿asz mnie.
Nie martw siê, wszystko bêdzie dobrze. Zaraz wrócê.
Stone zbieg³ na dó³, wyszed³ z mieszkania na korytarz i nacisn¹³ guzik
windy. Zerkn¹³ na kontrolkê, spodziewaj¹c siê, ¿e zacznie siê przesuwaæ.
Tymczasem wiate³ko tkwi³o nieruchomo w miejscu oznaczaj¹cym parter.
Nacisn¹³ jeszcze raz, ale winda ani drgnê³a. Stone otworzy³ drzwi klatki scho-
dowej po lewej stronie i zbieg³ na dó³.
Zeskakuj¹c po kilka stopni, wyj¹³ pistolet zza pasa i zabezpieczy³. Zej-
cie z szesnastego piêtra zajê³o mu kilka minut. Na parterze zatrzyma³ siê
i przy³o¿y³ ucho do drzwi. Cisza.
Uchyli³ drzwi i wyjrza³ ostro¿nie; hol opustosza³. Nikt nie sta³ w portier-
ni, a drzwi windy by³y otwarte. Stone delikatnie odbezpieczy³ broñ i wysun¹³
siê, trzymaj¹c j¹ obur¹cz przed sob¹. Zajrza³ za fotele; pusto. Zajrza³ za kon-
tuar portiera.
Wielki Bo¿e! powiedzia³ na g³os.
55
Podniós³ klapê i wlizn¹³ siê za pulpit. Policjant i portier le¿eli na pod³o-
dze w ogromnej ka³u¿y krwi. Stone sprawdzi³ puls; obaj nie ¿yli.
Wyprostowa³ siê. Dopiero teraz zauwa¿y³ dziurê w oszklonych drzwiach
i migaj¹ce wiat³o przed budynkiem po prawej stronie. Wyszed³ na zewn¹trz;
nie oznakowany wóz policyjny sta³ kilka metrów dalej z otwartymi drzwiami
i w³¹czonym kogutem na desce rozdzielczej. Samochody jecha³y Pi¹t¹ Alej¹,
jakby nic siê nie sta³o. Gdzie do licha podziali siê Kelly i Anderson? Stone
zbli¿y³ siê do samochodu, mijaj¹c po drodze dwa cywilne pojazdy.
Pan Barrington?
Stone odwróci³ siê raptownie. Drugi portier wychyn¹³ spomiêdzy dwóch
zaparkowanych wozów, gdzie siê ukry³.
Panie Barrington, to straszne.
Co siê sta³o?
Jaki mê¿czyzna przyniós³ paczkê, wiêc wpuci³em go do rodka. Pod-
szed³ do portierni i bez s³owa zastrzeli³ policjanta. Potem przy³o¿y³ lufê pisto-
letu do skroni mojego kolegi. Widzia³em, jak Dan podnosi s³uchawkê. Led-
wie zd¹¿y³em wybiec i zaraz us³ysza³em strza³.
Co by³o potem?
Nie up³ynê³a nawet minuta, kiedy rozleg³y siê kolejne wystrza³y. Wte-
dy mê¿czyzna, którego wpuci³em, wyskoczy³ z budynku, przebieg³ przez uli-
cê, przesadzi³ mur i znikn¹³ w parku. Kilka sekund póniej w drzwiach uka-
za³ siê policjant obs³uguj¹cy windê; rozgl¹da³ siê, wiêc krzykn¹³em, ¿e
morderca uciek³ do parku, a wtedy policjant skoczy³ za nim. W tamtym wozie
zapali³o siê migaj¹ce czerwone wiat³o; drugi mê¿czyzna, chyba te¿ policjant,
wysiad³ i pobieg³ za tamtymi dwoma.
Czy ten w samochodzie dzwoni³ po pomoc? spyta³ Stone.
Nie wiem.
Stone podszed³ do wozu, wzi¹³ mikrofon i nacisn¹³ guzik.
Komisariat?
Tak. Kto mówi?
Nazywam siê Barrington, jestem emerytowanym policjantem. Poda³
adres. Mamy dwóch zabitych, policjanta i cywila. Dwaj funkcjonariusze
cigaj¹ sprawcê w Central Parku. Chwileczkê.
Zwróci³ siê do portiera.
Jak wygl¹da³ mê¿czyzna, którego wpuci³ pan do rodka?
By³ niski i mia³ na sobie kurtkê z podniesionym kapturem. Nie przyj-
rza³em mu siê zbyt dok³adnie.
Stone podniós³ mikrofon.
Sprawca jest bia³ym mê¿czyzn¹ niskiego wzrostu, ubranym w kurtkê
z podniesionym kapturem. Jest uzbrojony i bardzo niebezpieczny. Jeden ze ci-
gaj¹cych go funkcjonariuszy ma na sobie mundur windziarza, a drugi cywilne
56
ubranie. Potrzebne bêdzie silne wsparcie w parku miêdzy Siedemdziesi¹t¹ Drug¹
i Siedemdziesi¹t¹ Dziewi¹t¹ ulic¹; przylijcie te¿ wóz patrolowy tu, na miejsce.
Proszê skontaktowaæ siê z porucznikiem Dino Bacchettim z dziewiêtnastego
posterunku i przekazaæ mu, ¿eby przyjecha³ tu jak najszybciej.
Gdzie pan bêdzie?
Zabezpieczê hol i tam poczekam.
Przyjê³am i wy³¹czam siê.
Stone od³o¿y³ mikrofon.
Proszê za mn¹ powiedzia³, zwracaj¹c siê do portiera. Zaczekamy
na policjê w holu.
Tak jest.
Weszli do rodka; Stone zbli¿y³ siê do windy.
Ciekawe, dlaczego morderca nie wjecha³ na górê wind¹.
Portier zerkn¹³ na drzwi.
Jest zamkniêta na klucz. Pewnie zabra³ go ten policjant.
Czy jest gdzie zapasowy?
W górnej szufladzie biurka odpar³ mê¿czyzna, wskazuj¹c miejsce za
kontuarem. Najwyraniej nie mia³ ochoty tam wchodziæ.
Stone wydoby³ klucz i wsadzi³ go do kieszeni. S³ysza³ ju¿ syreny nad-
je¿d¿aj¹cych wozów patrolowych. Podniós³ s³uchawkê, odszuka³ na licie
nazwisko lokatora i wystuka³ numer mieszkania. Dzwoni³ raz po raz, lecz
Sara nie odbiera³a.
14
S
tone od³o¿y³ s³uchawkê, sprawdzi³ numer i wybra³ ponownie. Bez odpo-
wiedzi. Podniós³ g³owê: z dwóch policyjnych wozów wysypali siê poli-
cjanci i z wyci¹gniêt¹ broni¹ ruszyli biegiem w stronê drzwi. Stone zda³ sobie
sprawê, ¿e mog¹ go potraktowaæ jak uzbrojonego cywila. Po³o¿y³ wiêc pisto-
let na blacie, odsun¹³ siê od kontuaru, wyj¹³ legitymacjê i podniós³ rêce.
To ja prowadzê ledztwo! zawo³a³ wiedz¹c, ¿e to powstrzyma ner-
wowego gliniarza, który w przeciwnym razie móg³by strzeliæ do nieznajome-
go. Policjanci stanêli.
Co tu siê dzieje? spyta³ ten w stopniu sier¿anta.
Jestem emerytowanym funkcjonariuszem policji odpar³ Stone. Na
blacie le¿y moja broñ. Za kontuarem znajduj¹ siê policjant i portier, obaj za-
strzeleni. Tamten mê¿czyzna jest drugim portierem.
Sier¿ant opuci³ broñ.
57
Pan siê nazywa Barrington, tak? Pracowa³ pan z Bacchettim w dzie-
wiêtnastym posterunku?
Zgadza siê.
Sier¿ant zajrza³ za kontuar.
Jezu Chryste! Kto ich zabi³?
Portier widzia³, jak sprawca wybiega z budynku, przeskakuje przez
p³ot i znika w parku. Detektywi Anderson i Kelly ruszyli za nim w pocig.
Wezwa³em posi³ki z wozu Kellyego i poprosi³em dyspozytorkê o odszuka-
nie Bacchettiego i sprowadzenie go tutaj.
A wiêc nie pozostaje nam nic innego, jak czekaæ na patologów?
Niezupe³nie. Chcia³bym, ¿eby dwóch ludzi posz³o ze mn¹ na górê.
Jad³em kolacjê na szesnastym piêtrze, kiedy to siê sta³o; poprosi³em pewn¹
m³od¹ kobietê, ¿eby tam zosta³a, ale ona nie odpowiada na telefon.
Sier¿ant zwróci³ siê do swoich ludzi.
Garcia, chodcie ze mn¹, a pozostali niech zabezpiecz¹ dok³adnie miej-
sce zbrodni.
Mogê zabraæ swoj¹ broñ? spyta³ Stone.
Oczywicie.
Stone spojrza³ na portiera.
Czy jest zapasowy klucz do apartamentu na szesnastym piêtrze?
W szafce na cianie za kontuarem odpar³ mê¿czyzna.
Stone przekroczy³ zakrwawione cia³a, zdj¹³ klucz, wzi¹³ pistolet i skiero-
wa³ siê do windy. Otworzy³ drzwi i nacisn¹³ guzik z numerem szesnacie.
Nazywam siê McElhenny przedstawi³ siê sier¿ant.
Pamiêtam was powiedzia³ Stone. Zaczynalicie pracowaæ, kiedy ja
odchodzi³em; widzê, ¿e was awansowali.
Panie Barrington, co siê tu dzieje, do licha ciê¿kiego?
Kto zagi¹³ parol na mnie i Bacchettiego; przyszed³ tu za mn¹ dzisiaj.
Anderson i Kelly zaczaili siê na niego, ale nic z tego nie wysz³o.
Czy to by³ ten sam no¿ownik, który próbowa³ zabiæ ¿onê Bacchettiego?
Tak.
Winda zatrzyma³a siê; wyszli z windy i znaleli siê w korytarzu.
Niez³e gniazdko mrukn¹³ McElhenny, rozgl¹daj¹c siê.
W mieszkaniu powinna byæ kobieta; zosta³a na górze, kiedy ja zsze-
d³em na portierniê. Mieszka tu te¿ dwoje ludzi ze s³u¿by, mê¿czyzna i kobie-
ta, ale nie wiem, gdzie teraz s¹. Proponujê, ¿ebycie rozejrzeli siê tutaj, a ja
sprawdzê, co siê dzieje na górze. Przyjdcie do mnie, kiedy upewnicie siê, ¿e
nikogo tu nie ma.
Dobrze odpar³ sier¿ant.
Stone wsun¹³ klucz w zamek i powoli otworzy³ drzwi. Weszli do galerii
bardzo ostro¿nie, ale trzy pary butów i tak szura³y g³ono o marmurow¹
58
pod³ogê. Gdy znaleli siê w salonie, Stone wymownym gestem wskaza³ poli-
cjantom pokój, a nastêpnie skierowa³ palec na siebie i schody.
Policjanci z wyci¹gniêt¹ broni¹ przeszukiwali salon.
Stone odbezpieczy³ pistolet i szybko, lecz ostro¿nie j¹³ wspinaæ siê po
stopniach. Drzwi pokoju Sary sta³y otworem. Stone wsun¹³ szybko g³owê
i natychmiast j¹ wycofa³. Zd¹¿y³ tylko zauwa¿yæ przykryte ³ó¿ko. Wkroczy³
do holu na ugiêtych nogach, z pistoletem przed sob¹. Zd¹¿y³ zrobiæ dwa kro-
ki, kiedy z lewej strony rozleg³ siê przeraliwy krzyk.
Stone obróci³ siê gwa³townie i stwierdzi³, ¿e mierzy z pistoletu prosto
w Sarê Buckminster, która stoi kompletnie naga.
Stone! Co ty robisz?
Skierowa³ broñ na pod³ogê.
Czy jeste sama? Czy jest w mieszkaniu kto oprócz ciebie?
Oczywicie, ¿e jestem sama. Uwa¿asz, ¿e przez ten czas zd¹¿y³am spro-
wadziæ innego mê¿czyznê?
Stone odetchn¹³ g³ono i zabezpieczy³ broñ.
Co siê dzieje, do cholery? spyta³a Sara.
Czemu nie odbiera³a telefonu?
Bo by³am pod prysznicem odpar³a. Spoci³am siê trochê przy goto-
waniu i chcia³am siê odwie¿yæ.
Stone otoczy³ j¹ ramieniem.
Wybacz, ¿e ciê przestraszy³em. Ubierz siê i chod na dó³. Jest tu po-
licja.
Zostawi³ j¹ i zszed³. Funkcjonariusze jednoczenie stanêli w drzwiach
dwóch ró¿nych pokoi.
Tu wszystko w porz¹dku stwierdzi³ sier¿ant. A pan co znalaz³?
Kobiecie nic siê nie sta³o; jest na górze. Wydaje mi siê, ¿e lokaj i poko-
jówka zostali u siebie.
Z galerii dobieg³ odg³os pospiesznych kroków. Wszyscy trzej podnieli
pistolety i skierowali je w tamt¹ stronê. W drzwiach stan¹³ Dino.
To ja, Bacchetti! zawo³a³, unosz¹c rêkê, w której trzyma³ broñ. Stone
rozluni³ miênie, tak samo jak dwaj policjanci. U was wszystko w porz¹dku?
Tak odpar³ Stone. Sara nie podnosi³a s³uchawki, kiedy dzwoni³em
z do³u, wiêc siê zaniepokoi³em.
A co siê sta³o w portierni? spyta³ Dino.
Morderca poda³ siê za dorêczyciela, wiêc portier wpuci³ go do rod-
ka. Wygl¹da na to, ¿e zabi³ twojego cz³owieka, potem przystawi³ drugiemu
portierowi broñ do g³owy, kaza³ zadzwoniæ na górê i poprosiæ Sarê, ¿eby ze-
sz³a. Zamiast niej zszed³em ja i znalaz³em dwóch zabitych. Portier twierdzi,
¿e Anderson i Kelly pobiegli za morderc¹ do parku. Zadzwoni³em na poste-
runek i wezwa³em pomoc. To wszystko.
59
Twoim zdaniem wiedzia³, ¿e obserwujemy budynek? spyta³ Dino.
Wydaje mi siê, ¿e nie. Mylê, ¿e zastrzeli³ policjanta, aby zastraszyæ
portiera. Nie wiem, gdzie by³ Anderson, kiedy sprawca zjawi³ siê w budynku.
Drzwi windy by³y zamkniête na klucz.
Morderca nie da³ im ¿adnych szans. Zamieni³ nó¿ na pistolet i sta³ siê
jeszcze bardziej niebezpieczny.
Na to wygl¹da.
Dino przeniós³ wzrok na klatkê schodow¹; Stone odwróci³ siê.
Saro, pamiêtasz Dino Bacchettiego.
Oczywicie odpowiedzia³a, wyci¹gaj¹c d³oñ.
A to sier¿ant McElhenny.
Czy kto powie mi wreszcie, co siê tutaj dzieje?
Dzieje siê bardzo le odpar³ Stone. Cz³owiek, o którym ci mówi-
³em, zastrzeli³ funkcjonariusza i portiera. Policja przeszukuje teraz park.
Zastrzeli³ Dana? To by³ taki mi³y cz³owiek.
Tak. Przykro mi.
Sara opad³a na sofê.
Stone usiad³ obok niej.
Pos³uchaj mnie zacz¹³. Musimy ciê st¹d zabraæ, i to natychmiast.
Spakuj szybko walizki; Dino nas odwiezie.
Ale dlaczego mam st¹d uciekaæ? Przecie¿ nie grozi mi ¿adne niebez-
pieczeñstwo.
To wszystko moja wina, i bardzo ciê przepraszam. Powiedzia³em ci,
¿e ten cz³owiek nastaje na ludzi, którzy s¹ bliscy Dino i mnie. Bojê siê, ¿e
teraz, kiedy wie, gdzie mieszkasz, zagra¿a tak¿e tobie.
Stone ma racjê odezwa³ siê Dino. Musimy ciê st¹d zabraæ. Czy
w budynku jest gara¿?
Tak odpar³a Sara. Wejcie jest za rogiem kamienicy.
Wskaza³a w stronê centrum miasta.
Wjadê tam samochodem i zabiorê was.
Popro portiera o kartê otwieraj¹c¹ drzwi powiedzia³a spokojnym
g³osem.
Bêdê tam za dziesiêæ minut oznajmi³ Dino. Trzeba zabezpieczyæ
hol. McElhenny, zostañcie tu ze swoim cz³owiekiem i nie spuszczajcie Sto-
nea i Sary z oka, dopóki nie wsi¹d¹ do mojego wozu.
Tak jest, poruczniku.
Sara wsta³a.
Pójdê siê spakowaæ oznajmi³a, kieruj¹c siê do windy.
Stone ruszy³ za ni¹.
Zabiorê tylko kilka drobiazgów mówi³a Sara, wrzucaj¹c rzeczy do
walizki. Po resztê wrócê póniej.
60
Nie chcê, ¿eby tutaj wraca³a, dopóki nie schwytamy tego cz³owieka
odrzek³ Stone. Spakuj wszystko.
Dziesiêæ minut póniej wysiedli z windy; policjanci kroczyli przed nimi
z wyci¹gniêt¹ broni¹. Dino czeka³ przy otwartym baga¿niku samochodu.
Umiecili w nim baga¿e Sary i po chwili jechali w stronê zatoki Turtle Bay.
Teraz przynajmniej wiemy, ¿e nie obserwuje domu zauwa¿y³ Dino.
Pewnie nadal jest w parku, jeli go do tej pory nie z³apali.
Oby mia³ racjê powiedzia³ Stone.
15
R
zucili siê do ³ó¿ka, wyczerpani, i od razu zasnêli. Stone nie mia³ ochoty
na czu³oci po wydarzeniach tego wieczoru; myla³, ¿e Sara czuje siê tak
samo. Przed witem mia³ sen erotyczny z Sar¹. By³ ju¿ bliski orgazmu, kiedy
dotar³o doñ, ¿e wcale nie ni. Otworzy³ oczy. Jasnokasztanowe w³osy dziewczyny
rozsypa³y siê na jego brzuchu; by³ w jej ustach i g³adzi³ d³oni¹ jej poladki.
Jeszcze nie powiedzia³ bo nic nie zostanie dla ciebie.
A ja chcê du¿o, jak najwiêcej szepnê³a, poci¹gaj¹c go na siebie.
Stone próbowa³ uspokoiæ siê nieco, ca³uj¹c jej piersi, ale po chwili wie-
dzia³ ju¿, ¿e nie wytrzyma d³u¿ej. Osi¹gnêli orgazm jednoczenie, wród mi-
³osnych westchnieñ i cichych okrzyków. Sara wtuli³a siê w ramiona Stonea;
ich pot siê wymiesza³.
Jeste taki amerykañski powiedzia³a.
Jak to?
Robisz du¿o ha³asu, tak jak ja. Anglicy nigdy nie mówi¹ w ³ó¿ku ni-
czego podniecaj¹cego.
Rach-ciach, ³ubudubu i dziêkujê?
W³anie tak.
Stone rozemia³ siê.
A W³osi?
Koncentruj¹ siê na sobie odpar³a Sara. Jak w tym starym ¿arcie:
dla W³ocha sportowy wóz to przed³u¿enie cz³onka, a dla Anglika namiast-
ka.
Z tego co mówisz, wynika, ¿e najlepszym dla ciebie miejscem s¹ Sta-
ny Zjednoczone zauwa¿y³ Stone. A ja nawet nie mam samochodu.
To wiele wyjania powiedzia³a Sara z umiechem.
61
Ale ju¿ od dawna planujê zakup. W koñcu jestem przecie¿ w³acicie-
lem gara¿u.
Szkoda by³oby mieæ pusty gara¿. Ujê³a w d³oñ jego penisa. Chyba
powinnam siê tob¹ nacieszyæ, zanim zaczniesz wy³adowywaæ energiê w szyb-
kiej jedzie.
Przyby³o mi trochê lat. To mo¿e siê nie udaæ tak od razu.
Uda siê. cisnê³a nieco mocniej. Widzisz?
Chyba masz racjê przyzna³ Stone, oddychaj¹c g³êbiej.
Sara wtoczy³a siê na niego.
Tym razem ja poprowadzê.
Stonea zbudzi³o uporczywe brzêczenie dzwonka u drzwi wejciowych.
Przewróci³ siê na drugi bok i zerkn¹³ na zegarek. By³o kwadrans po siódmej.
Przycisn¹³ guzik domofonu.
Tak? wymamrota³.
Detektyw Thomas Deacon z biura prokuratora okrêgu Manhattan.
Stone wiedzia³, ¿e sk¹d zna to nazwisko. Po chwili przypomnia³ sobie,
¿e Dino wskaza³ mu tego cz³owieka na przyjêciu u Broughama. Poczu³ do
niego niechêæ od pierwszego wejrzenia.
Chcê z panem porozmawiaæ powiedzia³ Deacon.
Czy s³ysza³ pan kiedy o godzinach urzêdowania?
Wiêkszoæ ludzi o tej porze jest ju¿ na nogach.
Proszê wróciæ po dziewi¹tej rzuci³ Stone. Zerkn¹³ na ods³oniête piersi
pi¹cej Sary. Albo po dziesi¹tej.
Wy³¹czy³ domofon.
Dzwonek odezwa³ siê ponownie.
Czego? warkn¹³ Stone.
Chcê z panem mówiæ teraz, panie Barrington.
Odpieprz siê pan powiedzia³ Stone i wy³¹czy³ domofon.
Przetoczy³ siê na drugi bok, obj¹³ Sarê i zasn¹³.
Po dziewi¹tej zadzwoni³ telefon.
Halo?
Mówi Dino.
Czeæ. Uda³o wam siê go z³apaæ?
Nie odpar³ Dino. Moi ludzie przeczesywali park przez pó³ nocy.
Facet musia³ siê wczo³gaæ w jak¹ dziurê; mo¿e spróbuje wyjæ z niej
rano.
Czy wiesz ju¿, co siê wczoraj sta³o z Andersonem?
62
Zamkn¹³ windê i poszed³ do toalety dla obs³ugi. Po us³yszeniu strza³ów
oporz¹dzi³ siê b³yskawicznie i zbieg³ na dó³ z odbezpieczon¹ broni¹. Dosz³o do
wymiany ognia, Andy mówi, ¿e mo¿e trafi³ mordercê, ale tamten wybieg³ z bu-
dynku i wyskoczy³ na ulicê. Andy nie móg³ strzelaæ, bo obawia³ siê, ¿e kogo
zrani. Kelly pewnie drzema³ w samochodzie, zbyt wolno zareagowa³, a potem
nie zd¹¿y³ zadzwoniæ po wsparcie. Dobrze, ¿e ty o tym pomyla³e.
Miejmy nadziejê, ¿e to zdarzenie trochê przestraszy³o mordercê po-
wiedzia³ Stone. Mo¿e nastêpnym razem zawaha siê, nim uderzy.
Zw³aszcza jeli Andy wpakowa³ w niego kulkê. To ju¿ drugi postrza³,
który dosta³. Pierwszy by³ od Mary Ann. Jaka szkoda, ¿e nikomu nie uda³o siê
trafiæ go raz, a dobrze.
Pamiêtasz, jak na przyjêciu u Martina Broughama pokaza³e mi Dea-
cona?
Tak.
Ten facet chcia³ mnie dzisiaj zerwaæ z ³ó¿ka o wicie.
Po co przyszed³?
Nie mam pojêcia. Pos³a³em go do diab³a.
Pewnie chodzi o zabójstwo Susan Bean.
Jeli tak, to goæ ma s³aby refleks.
Na to wygl¹da.
Dzwoni³ do ciebie?
Nie.
A wiêc ka¿ê mu zg³osiæ siê na posterunek.
Nie ma sensu irytowaæ go bez potrzeby, Stone.
Dlaczego, skoro on wkurzy³ mnie? Ani ty, ani ja nie walilimy lu-
dziom do drzwi o siódmej rano, prawda?
Chyba, ¿e chodzi³o o aresztowanie. Ten Deacon mo¿e wróciæ z od-
dzia³em szturmowym. A propos, Martin Brougham awansowa³ na pierwsze-
go zastêpcê prokuratora okrêgowego.
Nie wiedzia³em.
Nominacja zostanie og³oszona po po³udniu. Wieæ niesie, ¿e stary za-
mierza odejæ na emeryturê i chce przygotowaæ dobr¹ pozycjê startow¹ dla
Broughama w nastêpnych wyborach.
Uwierzê, jak zobaczê powiedzia³ Stone. Tylko mieræ mo¿e zmu-
siæ starego do odejcia z urzêdu. Ale i za to nie da³bym g³owy.
Zjemy dzisiaj razem kolacjê?
Zadzwoniê do ciebie po po³udniu. Czy twoi ludzie nadal mnie pilnuj¹?
W dzielnicy s¹ dwa samochody, jeden na cywilnych numerach. Jeli
kto bêdzie ciê ledzi³, pojad¹ za nim.
Dziêki, Dino. Nie chcê, ¿eby co siê sta³o Sarze. Czy mo¿esz daæ jej
obstawê na kilka dni?
63
Jasne. W koñcu ten wir poluje na ludzi nam bliskich, a nie na ¿adne-
go z nas. Kelly i Anderson jej przypilnuj¹.
Dziêkujê.
Muszê koñczyæ. Zadzwoñ póniej.
Dobra.
Stone wsta³ i powlók³ siê do ³azienki; Sara nie obudzi³a siê. Ogoli³ siê,
ubra³ i zszed³ do kuchni. Zaparzy³ kawê, przygotowa³ zapiekankê i otworzy³
Timesa. Redakcja dziennika nie zd¹¿y³a jeszcze zamieciæ opisu wydarzeñ
wczorajszego wieczoru, ale dok³adne relacje o mierci Susan Bean i Mirandy
Hirsch ju¿ by³y, podobnie jak nekrologi.
Zadzwoni³ domofon; Stone nacisn¹³ przycisk.
Tak?
Thomas Deacon. Czy teraz nie jest dla pana za wczenie?
Proszê przejæ do biura odpar³ Stone. Bêdê tam na pana czeka³.
Od³o¿y³ s³uchawkê, wzi¹³ czajnik z kaw¹ i skierowa³ siê do schodów,
zachodz¹c w g³owê, czego ten cz³owiek mo¿e chcieæ.
16
D
eacon zjawi³ siê w towarzystwie jakiego mê¿czyzny. Stone wpuci³ ich,
zaprowadzi³ do biura i wskaza³ krzes³a.
A wiêc o co chodzi? spyta³ siadaj¹c.
To jest detektyw Simmons przedstawi³ Deacon towarzysza. Pro-
wadzimy ledztwo w sprawie mierci Susan Bean.
Zdawa³o mi siê, ¿e zajmuje siê tym dziewiêtnasty posterunek.
Nasze dochodzenie ma priorytet.
Porucznik Bacchetti zdziwi³by siê, s³ysz¹c to.
Nie obchodzi mnie, co dziwi Bacchettiego oznajmi³ Deacon. Chcê
zadaæ panu kilka pytañ, i oczekujê jasnych odpowiedzi.
Pos³uchaj pan. Jeli zale¿y panu na mojej wspó³pracy, to zabiera siê
pan do tego w niew³aciwy sposób. Najpierw budzi mnie pan o wicie, a po-
tem zjawia siê w moim domu i w³azi z butami w cudze ledztwo, zachowuj¹c
siê przy tym jak gestapowiec. Jeli chce pan w ogóle ze mn¹ rozmawiaæ,
radzê nauczyæ siê manier.
Przez d³u¿sz¹ chwilê mierzyli siê wzrokiem w milczeniu, rozdzieleni tyl-
ko blatem biurka. Deacon odezwa³ siê pierwszy.
Panie Barrington, przepraszam za najcie o tak wczesnej porze. Zosta-
³a zamordowana pracowniczka prokuratury zajmuj¹ca wa¿ne stanowisko.
64
Bylibymy wdziêczni, gdyby odpowiedzia³ pan na pewne pytania. Dziêki temu
byæ mo¿e uzyskamy lepszy obraz wydarzeñ owego wieczoru.
Stone uzna³, ¿e mo¿e zmieniæ taktykê.
Z przyjemnoci¹ udzielê wszelkiej pomocy.
Dziêkujê. Czy móg³by nam pan opowiedzieæ, co robi³ tamtego wie-
czoru po wyjciu z domu?
Oczywicie. Wyszed³em oko³o ósmej trzydzieci i pojecha³em taksówk¹
do restauracji U Elaine przy Drugiej Alei miêdzy Osiemdziesi¹t¹ Ósm¹
i Osiemdziesi¹t¹ Dziewi¹t¹ ulic¹. Zjedlimy kolacjê z porucznikiem Bacchet-
tim. Nieco póniej, chyba ju¿ po wpó³ do jedenastej, porucznik Bacchetti
zaproponowa³, ¿ebymy poszli na przyjêcie do domu Martina Broughama.
Dotarlimy tam mniej wiêcej za piêtnacie jedenasta. Kiedy przedstawiono
nas gospodarzom, poszed³em z drinkiem do biblioteki, gdzie zasta³em Susan
Bean. Rozmawialimy przez kilka minut, po czym postanowilimy iæ gdzie
na kolacjê. A poniewa¿ wiêkszoæ lokali w okolicy by³a zamkniêta, panna
Bean zaproponowa³a, ¿ebymy poszli do jej domu i zamówili kolacjê na wy-
nos w chiñskiej restauracji. Przy zamawianiu okaza³o siê, ¿e dostawa na miejsce
nie jest mo¿liwa, wiêc panna Bean poprosi³a, abym poszed³ i odebra³ zamó-
wiony posi³ek w lokalu. Tak te¿ uczyni³em. Po powrocie znalaz³em pannê
Bean zakrwawion¹ na pod³odze w kuchni. Nie ¿y³a. Zadzwoni³em na numer
alarmowy i z³o¿y³em meldunek o morderstwie. Potem zaczeka³em na przyby-
cie policji.
Simmons notowa³ sumiennie ka¿de s³owo.
Powiedzia³ pan, ¿e zjad³ kolacjê z porucznikiem Bacchettim, zgadza siê?
Tak.
A parê godzin póniej zamówi³ pan chiñszczyznê u panny Bean?
Nie by³em szczególnie g³odny, kiedy spotkalimy siê z porucznikiem
Bacchettim u Elaine. Zjad³em tylko sa³atkê.
Rozumiem powiedzia³ Deacon tonem, jakby przechodzi³o to jego pojê-
cie. Skin¹³ na Simmonsa, zwracaj¹c mu uwagê na sprzecznoæ w zeznaniach.
Stone westchn¹³, przewracaj¹c znacz¹co oczami.
Gdzie i kiedy pozna³ pan Susan Bean?
Tego wieczoru, w domu Martina Broughama.
Czy spotka³ pan j¹ kiedykolwiek wczeniej?
Nie.
I nie s³ysza³ pan o niej?
Nie przypominam sobie.
Jako adwokat prowadzi pan od czasu do czasu sprawy karne?
Zdarza siê.
Czy podczas której z rozpraw nie zetkn¹³ siê pan z pann¹ Bean?
Nie.
65
Kilka lat temu, wkrótce po odejciu z policji, reprezentowa³ pan w s¹-
dzie niejakiego Marvina Herberta Van Fleeta.
To prawda.
Czy pamiêta pan, kto by³ oskar¿ycielem?
Zdaje siê, ¿e Paul Haverty.
A czy przypomina pan sobie, kto mu asystowa³?
Nie. Wiem, ¿e by³a to m³oda kobieta, ale nie pamiêtam jej nazwiska.
Czy¿by Susan Bean?
Przypomnia³ pan sobie teraz?
Pamiêtam doæ pulchn¹, przeciêtnej urody m³od¹ kobietê, która rzad-
ko siê odzywa³a, przynajmniej do mnie.
To by³a Susan Bean.
Naprawdê? W takim razie bardzo siê zmieni³a od tamtego procesu.
A wiêc zna³ pan jednak Susan Bean?
Mylê, ¿e zostalimy sobie przedstawieni.
Ile razy widzia³ j¹ pan póniej prywatnie, po rozprawie?
Ani razu.
Powtórzê pytanie, panie Barrington: ile razy?
A ja powtarzam: ani razu.
Jest pan sta³ym klientem restauracji U Elaine, prawda?
Bywam tam kilka razy w tygodniu.
Od jak dawna?
Od wielu lat.
Czy zapomnia³ pan, ¿e Susan Bean te¿ czêsto tam przychodzi³a?
Nie wiedzia³em o tym.
Nie pamiêta pan, ¿e j¹ tam spotyka³?
Absolutnie. Stone zacz¹³ siê zastanawiaæ, dok¹d zmierza Deacon.
Przynajmniej raz odprowadzi³ j¹ pan z lokalu do domu i dosz³o miê-
dzy wami do zbli¿enia seksualnego, nieprawda¿?
Pytanie zaskoczy³o Stonea; gor¹czkowo zacz¹³ szukaæ w pamiêci ladu
takiego zdarzenia. Pozna³ w barze U Elaine wiele kobiet, i czasami spotkania
takie koñczy³y siê w ³ó¿ku, ale nic podobnego nie wydarzy³o siê, odk¹d od-
szed³ ze s³u¿by.
Nie przypominam sobie czego takiego powiedzia³.
A czy zdziwi³by siê pan, gdybym powiedzia³, ¿e Susan Bean zapamiê-
ta³a to zdarzenie?
Owszem. Kiedy mia³oby do tego dojæ?
Czy pamiêta pan, ¿e pozna³ U Elaine niejak¹ Jean Martinelli?
Nic mi nie mówi to nazwisko.
Panna Martinelli tak¿e pracuje w prokuraturze i bywa³a w restauracji
U Elaine, czêsto w towarzystwie Susan Bean. Pamiêta, ¿e spotyka³a tam pana
5 Kr¹g strachu
66
wielokrotnie. Przypomina sobie, ¿e wyszed³ pan z lokalu z pann¹ Bean, a na-
stêpnego dnia panna Bean opowiedzia³a jej, ¿e poszlicie do niej i uprawiali-
cie seks. Czy zaprzecza pan temu?
Nie przypominam sobie czego takiego odpar³ Stone. Kiedy mia-
³oby siê to staæ?
To nie ma ¿adnego zwi¹zku.
Nie ma zwi¹zku z czym?
Ze mierci¹ Susan Bean.
A mnie siê zdaje, ¿e ma bardzo du¿y zwi¹zek.
Powiedzmy, ¿e wydarzenia te mia³y miejsce przed spraw¹ Van Fleeta.
A wiêc ponad szeæ lat temu?
W przybli¿eniu.
A jaki zwi¹zek owo wydarzenie mo¿e mieæ z morderstwem Susan Bean?
Jeli nie ma zwi¹zku, to dlaczego pan k³ama³?
Nie k³ama³em odpar³ nieco ju¿ wzburzony Stone. Twierdzi pan, ¿e
ile lat temu mia³em krótki romans z Susan Bean. Powiedzia³em, ¿e nie przy-
pominam sobie czego takiego, i jest to prawda.
Kiedy rozmawialicie z pann¹ Bean w domu Martina Broughama, od-
nawialicie star¹ znajomoæ, zgadza siê?
Nie s¹dzê.
Gdy przedstawia³ siê pan Susan Bean, wspomnia³a zapewne, ¿e ju¿ siê
poznalicie, prawda?
Nie, ani s³owem.
Proszê opisaæ wasz¹ rozmowê.
Stone zastanowi³ siê przez chwilê.
Kiedy usiad³em, Susan co czyta³a; zdaje mi siê, ¿e porozmawialimy
o tym przez chwilê. Pamiêtam, ¿e mówilimy te¿ o jej nazwisku. Powiedzia-
³a, ¿e asystowa³a Martinowi Broughamowi w procesie Dantego, wiêc pogra-
tulowa³em jej zwyciêstwa. To wszystko, co pamiêtam.
O czym rozmawialicie po drodze do jej mieszkania?
Nie poruszalimy ¿adnego konkretnego tematu.
Czy opowiada³a o swojej pracy?
Chyba co wspomnia³a.
Co mianowicie?
Odnios³em wra¿enie, ¿e zamierza odejæ z prokuratury.
Co dok³adnie powiedzia³a?
Nie pamiêtam; wydawa³o mi siê, ¿e jest znu¿ona prac¹. Nie by³a szcze-
gólnie uradowana werdyktem w sprawie Dantego.
Wie pan o tym, ¿e by³a na przyjêciu wydanym na czeæ zwyciêstwa
w tym w³anie procesie?
Tak.
67
I utrzymuje pan, ¿e nie cieszy³a siê ze zwyciêstwa?
Pamiêtam, ¿e podczas przyjêcia nie bra³a udzia³u w zabawie, tylko
siedzia³a w czytelni. Nie powiedzia³em te¿, ¿e siê nie cieszy³a, tylko ¿e nie
by³a szczególnie uradowana.
Czego nie rozumiem, panie Barrington.
Mianowicie?
Dlaczego postanowi³ pan zamordowaæ kobietê, której nie widzia³ pan
przez ponad piêæ lat.
Stone wyprostowa³ siê raptownie.
Nie zamordowa³em Susan Bean i nie mia³em ¿adnego motywu, aby to
zrobiæ. Zerkn¹³ na pochylonego nad notesem Simmonsa. Proszê to zano-
towaæ.
Notujê odpar³ policjant.
Stone wsta³.
To wszystko, co mia³em panu do powiedzenia oznajmi³, zwracaj¹c
siê do Deacona.
Przykro mi, ¿e odmawia pan odpowiedzi na moje pytania.
Wprost przeciwnie. Proszê zapisaæ, ¿e odpowiedzia³em na wszystkie
pytania pana Deacona. Jeli chce pan uzyskaæ dalsze informacje w sprawie
mierci Susan Bean, radzê zwróciæ siê do detektywów z dziewiêtnastego po-
sterunku policji. Z³o¿y³em tam wyczerpuj¹ce zeznanie. A jeli ma pan jakie
pytania do mnie, proszê siê skontaktowaæ z moim adwokatem Williamem
Eggersem z firmy Woodman i Weld. ¯yczê mi³ego dnia.
Deacon podniós³ siê.
Woodman i Weld? To nies³ychanie ekskluzywna firma. Podejrzewam,
¿e nie bêd¹ zachwyceni, kiedy siê dowiedz¹, ¿e jest pan wpl¹tany w tak¹
brudn¹ sprawê.
Powiedzia³em mi³ego dnia rzek³ Stone, otwieraj¹c drzwi. Z trudem
powstrzyma³ siê, ¿eby nie daæ kopa w ty³ek Deaconowi.
17
S
tone wyszed³ z domu i skierowa³ siê do nieoznakowanego policyjnego
wozu.
Czy Anderson i Kelly s¹ gdzie tutaj? spyta³, wsiadaj¹c.
Tak.
Mo¿ecie nawi¹zaæ z nimi ³¹cznoæ nie u¿ywaj¹c radia?
Mogê zadzwoniæ na komórkê.
68
wietnie.
Policjant wybra³ numer i poda³ aparat Stoneowi.
Anderson.
Andy, tu Stone. Jestem w drugim wozie.
Widzia³em ciê.
My teraz odjedziemy. Za dwie minuty zadzwoñcie do moich drzwi
trzy razy. Otworzy wam panna Buckminster; wtedy odwiecie j¹ do baru
U Elaine. Wiesz, gdzie to jest?
Wozi³em tam porucznika Bacchettiego odpar³ Anderson.
Rozejrzyj siê, czy kto was nie ledzi.
Dobra.
Stone roz³¹czy³ siê i odda³ telefon policjantowi.
Jedziemy do Drugiej Alei miêdzy Osiemdziesi¹t¹ Ósm¹ i Osiemdzie-
si¹t¹ Dziewi¹t¹ ulic¹. Pokluczmy trochê, a ja bêdê patrzy³, czy nie mamy
ogona.
Jasne. Chce pan, ¿ebym w³¹czy³ koguta?
Nie, wolê ¿ebymy nie rzucali siê w oczy.
Dojechali do Trzeciej Alei i skrêcili w stronê centrum; Stone uwa¿nie
lustrowa³ ka¿dy jad¹cy za nimi samochód.
Niech pan jedzie do parku, a potem zawróci do Trzeciej.
Jak pan sobie ¿yczy odpar³ nieco znudzony detektyw.
Dotarcie do Elaine zajê³o im pó³ godziny. Zanim dojechali, Stone jeszcze
raz zadzwoni³ do Andersona.
Anderson.
Andy, kiedy wysadzicie pannê Buckminster, wejdcie do restauracji
i usi¹dcie przy barze ko³o okna. Wiesz, jak wygl¹da morderca, prawda?
Nie zd¹¿y³em wczoraj przyjrzeæ mu siê dok³adnie odpar³ Anderson
ale mam portret pamiêciowy.
A wiêc rozgl¹daj siê.
Jasne.
Zatrzymali siê.
A wy ch³opcy miejcie na oku ulicê powiedzia³ Stone.
Dobra.
Stone wysiad³ i wszed³ do restauracji. Przywita³ siê z Elaine i podszed³
do stolika, gdzie czeka³ ju¿ Dino.
Sara przyjdzie? spyta³ Bacchetti.
Bêdzie tu za minutê; Anderson j¹ przywiezie. Zdarzy³o siê co nowego?
Policja hamburska sprawdzi³a na nasz¹ probê miejsce pobytu siostrzeñ-
ca Mitteldorfera, Ernsta Hausmana. Odwiedzili go w domu i w fabryce; Haus-
man by³ dzisiaj w pracy i od miesi¹ca nie bra³ urlopu.
A s¹siedzi Mitteldorfera co powiedzieli?
69
Kilku starszych s¹siadów pamiêta³o Mitteldorfera, ale nic nie wiedzieli o je-
go krewnych. Dowiedzielimy siê tylko tyle, ¿e Herbie i jego ¿ona byli bezdzietni.
Czy twoi ludzie dotarli do tej kobiety, która koresponduje z Herbim?
Zapomnia³em jej nazwiska.
Eloise Enzberg. Tak, rozmawiali z ni¹ rano. Chyba siê trochê wystra-
szy³a. O niczym nie wie; pisze do Mitteldorfera raz w tygodniu i odwiedza go
co miesi¹c. Przynosi mu strucle.
Jak mi³o z jej strony.
Powiedzmy. Wiesz, ¿e dzielnica Germantown bardzo siê zmieni³a?
To znaczy?
Nie ma ju¿ tylu Niemców, co kiedy, tylko po prostu starzy ludzie.
Pewnie ich dzieci siê wyprowadzi³y. Pamiêtasz restauracjê Gay Vienna?
Jasne. Podawali tam kalbshax.
Udko cielêce, które wygl¹da jak ogromna pa³ka perkusisty.
Dok³adnie.
By³ tam te¿ muzyk, który gra³ na cytrze. Podoba³a mi siê ta muzyka.
Gdzie w³aciwie znajdowa³a siê ta restauracja?
Siedzisz w niej powiedzia³ Dino.
Tutaj?
Kiedy w koñcu zosta³a zamkniêta, Elaine kupi³a budynek i otworzy³a
swój lokal.
A niech to. Jako nigdy nie skojarzy³em tych wydarzeñ.
Zdaje mi siê, ¿e smakosze kalbshax wyprowadzili siê lub powymiera-
li westchn¹³ Dino.
Zjawi³a siê Elaine.
Jak leci?
Niele odpar³ Stone. S³uchaj, czy mog³aby dopisaæ do karty kalbshax?
Co to? Czy¿by nagle zapa³a³ mi³oci¹ do szwabskich smako³yków?
Do restauracji wesz³a Sara; Anderson wsun¹³ siê za ni¹ i od razu zaj¹³
miejsce przy barze.
Dino zawo³a³ kelnera.
Widzisz tego dryblasa przy barze? Szepnij barmanowi, ¿eby poda³ mu
jednego scotcha, i na tym koniec.
Kelner poszed³ spe³niæ polecenie.
Stone i Dino wstali, ¿eby przywitaæ siê z Sar¹. Dziewczyna poca³owa³a
Dina w policzek.
Elaine, pamiêtasz Sarê Buckminster? spyta³ Stone.
Jasne, choæ du¿o wody up³ynê³o odpar³a Elaine. S³ysza³am, co siê
sta³o wczoraj w nocy.
Jak to mo¿liwe, skoro jeszcze nie opisali tego w gazetach? zdziwi³
siê Dino.
70
Mam swoje wtyczki.
I pewnie wiesz o sprawie wiêcej ode mnie.
Niewykluczone.
To mo¿e powiesz mi, gdzie szukaæ mordercy?
Elaine nachyli³a siê do niego.
Spróbuj w Central Parku szepnê³a konfidencjonalnie.
Odwiedzi³ mnie dzisiaj w domu niejaki Tom Deacon oznajmi³ Stone.
A czego on od ciebie chcia³, do cholery? spyta³ Dino.
Podobno przejmuje twoj¹ sprawê.
Niedoczekanie prychn¹³ Dino.
D³ugo mnie przes³uchiwa³, a jego partner wszystko notowa³. Na ko-
niec oskar¿y³ mnie o zamordowanie Susan Bean.
Kim jest Susan Bean? spyta³a Sara.
Nieboszczk¹ odpowiedzia³a Elaine.
Czemu w³aciwie j¹ zamordowa³e? spyta³a Sara, spogl¹daj¹c na
Stonea.
Z nudów. Mordujê dwie lub trzy babki miesiêcznie, jeli nie mam nic
ciekawszego do roboty.
Sara zwróci³a siê do Elaine.
S¹dzisz, ¿e powinnam siê od niego wyprowadziæ?
Po pierwsze, nie wiedzia³am, ¿e siê wprowadzi³a odpar³a zagadniê-
ta. To mi³o, ¿e Stone przesta³ k³aæ siê do ³ó¿ka samotnie.
Sara parsknê³a miechem.
D³ugo to trwa³o?
O, tak. Nawet sobie nie wyobra¿asz, jaki by³ upierdliwy.
Nie by³em sprzeciwi³ siê Stone.
Od razu lepiej wygl¹da, prawda? spyta³a Elaine, zwracaj¹c siê do Dina.
Jasne. Policzki mu siê nawet zaró¿owi³y.
Wola³abym wierzyæ, ¿e jestem jedyn¹ osob¹ w tym gronie, która ogl¹-
da³a policzki Stonea powiedzia³a Sara. Rzeczywicie maj¹ przeliczny
ró¿owy kolor.
Twoje równie¿ rzuci³ Stone, stukaj¹c szklank¹ o szklankê Sary.
Jak s¹dzisz, czemu Deacon wtyka swój nos w tê sprawê? spyta³ Dino.
Mo¿e stoi za tym Martin Brougham? W koñcu Susan pracowa³a dla
niego.
To niewystarczaj¹ce uzasadnienie.
Deacon powiedzia³, ¿e bywa³a tu regularnie. Pamiêtasz j¹, Elaine?
Elaine wzruszy³a ramionami.
Któ¿by zna³ wszystkich, którzy przychodz¹ do lokalu. Przychodz¹,
odchodz¹, kto ich morduje.
Przyjani³a siê z niejak¹ Jean Martinelli.
71
A, tê znam, i owszem. Wyrzuci³am j¹ kiedy, bo upija³a siê i zaczepia-
³a goci przy stolikach.
Podobno ona te¿ pracuje w prokuraturze wyjani³ Stone. Deacon
jest przekonany, ¿e zna³em Susan wczeniej, i czêsto siê z ni¹ widywa³em.
Powiedzia³em mu, ¿e w ogóle jej nie pamiêtam.
Ona by³a kiedy tê¿sza powiedzia³ Dino.
Zna³e j¹?
Dwa czy trzy razy zeznawa³em w procesach, w których oskar¿a³a. Za-
czê³a nad sob¹ pracowaæ i zrzuci³a du¿o kilogramów. Mo¿e dlatego jej sobie
nie przypominasz.
A pamiêtasz Van Fleeta? spyta³ Stone.
Zastrzeli³em tego faceta odpar³ Dino. Jak móg³bym go zapomnieæ?
Broni³em kiedy Van Fleeta w jakiej drobnej sprawie; Deacon mówi³,
¿e Susan by³a drug¹ oskar¿ycielk¹. Asystowa³a prokuratorowi nazwiskiem
Haverty.
Mo¿liwe. Wydaje mi siê, ¿e Susan zaczê³a pracowaæ w prokuratorze
od razu po skoñczeniu uczelni.
Móg³by zadzwoniæ do Broughama i wyjaniæ mu, ¿e to nie ja j¹ zabi-
³em?
No có¿, pewnie móg³bym, gdybym by³ o tym ca³kowicie przekonany.
A wiêc zrób to jutro, Dino. Nie chcê, ¿eby ci ludzie powiedzieli prasie,
¿e uwa¿aj¹ mnie za podejrzanego.
Mogê zabraæ siê do tego od razu rzek³ Dino, wskazuj¹c drzwi skinie-
niem g³owy.
Stone odwróci³ siê. W drzwiach restauracji stali Martin i Dana Brougha-
mowie.
18
E
laine przeciska³a siê miêdzy stolikami, ¿eby ich przywitaæ. Najwyraniej
pytali o wolny stolik, ale wszystkie by³y zajête.
Ona chyba zaproponowa³a, ¿eby siê do nas dosiedli zauwa¿y³ Stone.
Ciekawe, jak zareaguj¹.
Widzieli, jak Martin Brougham kiwa g³ow¹.
A co tam mrukn¹³ Dino. Powiem mu teraz.
Czemu zgodzili siê z nami usi¹æ, skoro Brougham uwa¿a, ¿e zabi³em
Susan?
Zaraz siê tego dowiemy.
72
Sara nachyli³a siê do Stonea.
Mam nadziejê, ¿e wyt³umaczysz mi póniej, co tu siê, u diab³a, dzieje.
Oczywicie odpar³ Stone, wstaj¹c.
Czeæ, Dino powiedzia³ Martin Brougham. Witaj, Stone. Pamiê-
tasz Danê?
Ale¿ tak odpar³ Stone. A to jest Sara Buckminster. Przysi¹dziecie
siê?
Broughamowie usiedli i zamówili drinki.
Jedlicie ju¿? spyta³ Brougham.
Jeszcze nie.
Ja stawiam kolacjê. Mamy okazjê do wiêtowania.
S³yszelimy. Gratulacje. Czy to prawda, ¿e stary zamierza odejæ na
emeryturê i namaciæ ciê na swojego nastêpcê?
Brougham rozemia³ siê.
On tego nie zrobi, póki nie wyda ostatniego tchnienia.
Zerknêli do karty i zamówili posi³ek. Stone nie móg³ poj¹æ zachowania
Broughama, wiêc postanowi³ od razu wzi¹æ byka za rogi.
Deacon odwiedzi³ mnie dzisiaj rano.
Tak? W jakiej sprawie?
Nie orientujesz siê, co robi twój cz³owiek? spyta³ Dino.
To chleb powszedni odpar³ Brougham, zerkaj¹c to na Dina, to na
Stonea. Czy¿bym o czym nie wiedzia³?
Deacon stwierdzi³, ¿e przejmuje ledztwo w sprawie morderstwa Su-
san Bean odrzek³ Dino.
Ale¿ sk¹d. Zapewniam ciê, ¿e nic podobnego siê nie stanie. Spyta³,
czy mo¿e rzuciæ okiem na tê sprawê, a ja siê zgodzi³em. W koñcu Susan by³a
nasz¹ wspó³pracowniczk¹, wiêc chcemy wyjaniæ okolicznoci jej mierci.
Deacon uwa¿a, ¿e to ja zabi³em Susan wtr¹ci³ Stone.
Brougham omal nie ud³awi³ siê drinkiem. Spojrza³ na Dina.
Czy masz jakie dowody, które by potwierdza³y takie przypuszczenie?
Najmniejszych.
Bo jeli takie posiadasz, nie powinienem siedzieæ przy tym stoliku.
Mo¿esz siê odprê¿yæ powiedzia³ Dino. Oczycilimy Stonea
z wszelkich podejrzeñ w pó³ godziny po stwierdzeniu mierci Susan. By³
w chiñskiej restauracji, kiedy to siê sta³o.
S³ysza³em, ¿e to wykluczy³o jego winê. Rozumowanie sprawia³o wra-
¿enie przekonuj¹cego. Poza tym, jaki motyw móg³by mieæ Stone?
Otó¿ to odpar³ Dino.
Mo¿esz zwracaæ siê wprost do mnie powiedzia³ Stone. Jeli chcesz
o co spytaæ, z przyjemnoci¹ odpowiem.
To znaczy, nieoficjalnie?
73
Odpowiada³em na wszystkie pytania Deacona, i to oficjalnie, a¿ do
chwili, kiedy oskar¿y³ mnie o morderstwo. Wtedy odes³a³em go do mojego
adwokata, a potem wyprosi³em z domu. Ale niezale¿nie od tego, odpowiem
na ka¿de twoje pytanie teraz i tutaj, w obecnoci wiadków.
Brougham zastanowi³ siê chwilê.
Czy zna³e Susan, zanim spotka³e j¹ na moim przyjêciu?
Deacon twierdzi, ¿e tak. Powiedzia³, ¿e asystowa³a Havertyemu w spra-
wie przeciwko mojemu klientowi. Przedstawiono mi drug¹ oskar¿ycielkê, ale
nie zapamiêta³em jej. Deacon utrzymuje te¿, ¿e Susan bywa³a w tym lokalu,
i ¿e którego razu poszed³em z ni¹ do jej domu i spalimy ze sob¹. Tego rów-
nie¿ sobie nie przypominam, a wydaje mi siê, ¿e zapamiêta³bym, gdyby co
takiego siê zdarzy³o.
Nie pamiêtasz, ¿e spotyka³e Susan w tym lokalu?
Nie odpar³ Stone. Jeli o to chodzi, Elaine tak¿e jej nie pamiêta,
a przebywa tu znacznie czêciej ni¿ ja.
Nie w¹tpiê.
Elaine pamiêta natomiast Jean Martinelli. Przypomina sobie, ¿e wy-
rzuci³a j¹ z lokalu którego wieczoru, kiedy tamta siê upi³a. Wydaje mi siê,
¿e to w³anie na podstawie zeznania Jean Martinelli Deacon uku³ swoj¹
hipotezê.
Martinelli nie pracuje u mnie prawie od roku stwierdzi³ Brougham
ale nie dziwi mnie wcale, ¿e rozmawia³a z Tomem. Spotykaj¹ siê ze sob¹ od
pewnego czasu. Pewnie to ona do niego zadzwoni³a.
Co jeszcze chcia³by wiedzieæ? spyta³ Stone.
Brougham wzruszy³ ramionami.
No, Martin. Chcê mieæ to z g³owy.
Kto zabi³ Susan, twoim zdaniem?
Stone i ja uwa¿amy, ¿e sprawc¹ jest kto, kogo wsadzilimy razem
dawno temu wtr¹ci³ Dino Ale na razie nie wiemy kto. Zdarzy³y siê jeszcze
dwa morderstwa. Sekretarka Stonea, Alma, zginê³a tej samej nocy co Susan
Bean, a kobieta, która mieszka³a po s¹siedzku ze Stonem w Turtle Bay, zosta-
³a zabita nastêpnego wieczoru.
S³ysza³em o tych morderstwach powiedzia³ Brougham. S¹dzicie,
¿e maj¹ zwi¹zek ze mierci¹ Susan?
£¹czy je tylko osoba sprawcy odpar³ Dino. Podejrzewamy, ¿e tam-
tego wieczoru kto ledzi³ Stonea do twojego domu, a potem do mieszkania
Susan. Kiedy zobaczy³, ¿e Stone wychodzi, wkrad³ siê do budynku. Wiele
wskazuje na to, ¿e by³ tam jeszcze, kiedy Stone wróci³, ale znikn¹³, zanim
przyjecha³ patrol. Ja dotar³em na miejsce piêæ minut potem. To Stone za-
dzwoni³ na numer alarmowy.
Tak, wiem.
74
Masz jeszcze jakie pytania, Martin? spyta³ Stone staraj¹c siê, ¿eby
nie zabrzmia³o to zaczepnie.
Nic nie przychodzi mi w tej chwili do g³owy.
Z chêci¹ stawiê siê w twoim biurze z adwokatem i odpowiem na ka¿-
de pytanie.
Dziêkujê.
Ale jeli jutro przeczytam w gazetach, ¿e jestem podejrzany, bêdê wie-
dzia³, ¿e przeciek pochodzi od Deacona, i pójdê prosto do starego. A znam go
nie od dzisiaj. By³a to prawda, choæ nie do koñca.
Nie s¹dzê, ¿eby to by³o konieczne odrzek³ Brougham. Ale rozu-
miesz, ¿e jeli Deacon znajdzie jakie luki w twojej wersji, bêdziemy musieli
porozmawiaæ.
W mojej wersji nie ma ¿adnych luk oznajmi³ Stone bo jest praw-
dziwa.
Podano kolacjê i wszyscy mogli odetchn¹æ z ulg¹. Dana Brougham zmie-
ni³a temat.
Czy to nie twoje obrazy bêd¹ wystawiane w galerii Bergmana? spy-
ta³a, zwracaj¹c siê do Sary.
Tak, moje odpar³a zagadniêta. Otwarcie wystawy nast¹pi w przy-
sz³ym tygodniu. Wys³aæ wam zaproszenie?
Dana wyjê³a z torebki wizytówkê.
Widzia³am twoje wczeniejsze obrazy i z przyjemnoci¹ obejrzê nowe.
Mo¿esz zdradziæ co na ich temat?
S¹ powiêcone Toskanii. Spêdzi³am tam szeæ lat; jest trochê pejza¿y,
trochê martwych natur i trochê portretów mieszkañców prowincji Chianti.
Uwielbiam ten region W³och.
Zbli¿y³ siê kelner i szepn¹³ co do ucha Dino. Policjant wsta³ i wyj¹³ tele-
fon komórkowy, ale jego twarz niczego nie zdradza³a. Wróci³ po chwili i usiad³.
Wszyscy patrzyli na niego pytaj¹co.
Dzwonili z posterunku oznajmi³ Dino. Mielimy podejrzanego, ale
jego alibi zosta³o potwierdzone.
Szkoda rzuci³ Brougham. Co to za jeden?
Niejaki Mitteldorfer. Aresztowalimy go ze Stonem dwanacie lat temu
za zamordowanie ¿ony.
Czemu go podejrzewalicie?
Razem bylimy wiadkami mierci kobiety, która mieszka³a naprze-
ciwko domu Stonea, po drugiej stronie parku. Morderca wygl¹da³ jak Mittel-
dorfer dwanacie lat temu. Ale Mitteldorfer ju¿ tak nie wygl¹da.
Dziwne zauwa¿y³ Brougham.
My te¿ tak pomylelimy. Zaczêlimy szukaæ jakiego krewnego Mit-
teldorfera, który móg³by siê za niego mciæ, ale jak dot¹d bez powodzenia.
75
W³anie siê dowiedzia³em, ¿e rozmowy ze znajomymi Mitteldorfera z daw-
nego miejsca zamieszkania potwierdzi³y jego niewinnoæ.
Czy on ju¿ wyszed³?
Nie, ale nied³ugo mo¿e ubiegaæ siê o zwolnienie warunkowe.
Chcecie, ¿ebym przeszkodzi³ mu w wyjciu na wolnoæ?
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie przepadam za Herbiem, ale nic na niego nie mam. Jeli wyjdzie
i wtedy znajdziemy jakie dowody, ³atwo bêdzie uniewa¿niæ zwolnienie.
Brougham od³o¿y³ widelec.
Uwa¿acie, ¿e mo¿e wyjæ i znów kogo zabiæ?
Dino wzruszy³ ramionami.
Nie sposób tego przewidzieæ. Mitteldorfera mo¿na uznaæ za jednora-
zowego mordercê. Zabi³ ¿onê w afekcie, kiedy odkry³, ¿e przyprawia mu rogi.
Wydaje siê, ¿e ona by³a jego jedynym wrogiem.
Nie licz¹c ciebie i Stonea zauwa¿y³ Brougham.
19
N
astêpnego ranka Stone w³anie siê ubiera³, gdy Sara wysunê³a g³owê
z ³azienki.
Nie móg³by mnie zabraæ w weekend na wie?
Na jak¹ wie? spyta³ Stone.
Obojêtnie jak¹. Nie zapominaj, ¿e jestem angielsk¹ ró¿yczk¹ ¿e siê
tak wyra¿ê. Wytrzeszczy³a zabawnie oczy. Potrzebujê intymnego kontak-
tu duchowego z drzewami i traw¹, ¿eby uchroniæ moj¹ subteln¹ duszyczkê
przed niechybnym rozpadem. Przebywanie w wiejskiej gospodzie tak¿e do-
skonale jej robi.
Wynajmê samochód.
Przecie¿ dosta³e w³anie du¿e honorarium.
Tak.
A wiêc kup sobie samochód.
Stone wzruszy³ ramionami.
Czemu nie.
Tylko jaki ³adny.
Tak, proszê pani.
Grzeczny z ciebie ch³opiec.
Prawda?
Przecie¿ mówiê.
76
Wysz³a z ³azienki ca³kiem naga; Stone przesta³ siê ubieraæ i bezwstydnie
wlepi³ w ni¹ wzrok.
Nic z tego powiedzia³a. Muszê teraz pojechaæ do galerii i powiesiæ
obrazy, a w gara¿u ju¿ czekaj¹ dwaj uroczy policjanci. No powiedzmy, ¿e
jeden.
Stone wróci³ do przerwanej czynnoci.
Rzeczywicie. Kellyego trudno uznaæ za mi³ego kompana, prawda?
Wstrêtny ma³y drañ powiedzia³a Sara, zak³adaj¹c d¿insy i sweter;
nie w³o¿y³a stanika.
Chcesz, ¿ebym poprosi³ Dina o przys³anie innego policjanta?
Nie róbmy zamieszania. Dino i tak wywiadcza nam ju¿ przys³ugê.
Wytrzymam jako z Kellym.
Stone obj¹³ j¹ i przytuli³.
Wolê, ¿eby wytrzyma³a ze mn¹.
Z³apa³a go za nadgarstki i odsunê³a.
O tym pomówimy, kiedy nie bêdê zmuszona z tob¹ wytrzymywaæ. Na
jakim przyjemnym, neutralnym gruncie, gdzie pod rêk¹ nie bêdzie ³ó¿ka.
Zgoda powiedzia³ Stone, kradn¹c poca³unek.
Id ju¿ po ten samochód.
Stone wysiad³ z policyjnego wozu przy Park Avenue przed salonem Mer-
cedesa i rozejrza³ siê jeszcze raz.
To trochê potrwa ostrzeg³ policjantów, którzy go przywieli.
Tak jest odpar³ jeden z nich, salutuj¹c s³u¿bicie. Nieustaj¹co po-
zostajemy do pañskiej dyspozycji.
Krakauer, pozbêdê siê was przy najbli¿szej okazji.
Odwróci³ siê i wszed³ do salonu; wystawionych by³o szeæ modeli, miê-
dzy innymi najnowszy SLK, liczny sportowy kabriolet ze skórzanym da-
chem; prawdziwe cacko, ale malutkie. Obok sta³a limuzyna S 600 ogrom-
na, potê¿na, i piekielnie droga, chyba a¿ do przesady. Centraln¹ pozycjê
zajmowa³ jednak redni model niemieckiej firmy, E 320 o ³adnym, jasnonie-
bieskim metalizowanym lakierze.
U boku Stonea jak spod ziemi wyrós³ sprzedawca.
Czy mogê w czym pomóc? spyta³.
Interesuje mnie omiocylindrowa wersja tego modelu odpar³ Stone
wskazuj¹c samochód.
E 430? Wspania³y wóz. Mogê sprowadziæ go w ci¹gu czterech miesiê-
cy, jeli dzi z³o¿y pan zamówienie.
Chcê go kupiæ dzisiaj po po³udniu.
Obawiam siê, ¿e to niewykonalne. Popyt jest zbyt du¿y.
77
Stone skrzywi³ siê. Kilka miesiêcy temu wynaj¹³ ten model w Los Ange-
les i bardzo przypad³ mu do gustu. Podszed³ do wielkiej limuzyny S 600.
Ile?
Sto trzydzieci siedem tysiêcy, plus podatki.
Stone uniós³ d³oñ.
Proszê mi o nich nie opowiadaæ.
Bardzo roztropnie z pañskiej strony powiedzia³ sprzedawca. Mogê
za³atwiæ dla pana prawie od rêki S 500, czyli omiocylindrow¹ wersjê tego wozu.
A ile trwa za³atwienie prawie od rêki?
W ci¹gu dwóch tygodni spodziewam siê dostawy jednego egzemplarza.
Jest pan mistrzem uprzyjemniania ludziom zakupów powiedzia³ Stone.
Przykro mi, ale samochodów jest ma³o, a popyt olbrzymi.
Stone wyjrza³ przez okno, gdzie zatrzyma³a siê ciê¿arówka z pokan¹
przyczep¹. Wrota otwar³y siê i po chwili czterech mê¿czyzn zaczê³o wpychaæ
do wnêtrza salonu jaki czarny samochód.
A to co? spyta³ Stone.
Co wyj¹tkowego odrzek³ sprzedawca. Nazywa siê E 55. Jest to
model E 430 specjalnie zmodyfikowany przez AMG, niemieck¹ firmê zaj-
muj¹c¹ siê tuningiem wozów Mercedesa. Kolor obsydianowy, pergaminowa
tapicerka.
Wóz przypomina³ wystawiony model E 320, ale by³ ni¿szy i mia³ bar-
dziej drapie¿ny wygl¹d.
Jakich zmian dokona³a firma AMG w tym samochodzie?
Mê¿czyzna podszed³ do biurka i wyj¹³ z szuflady prospekt.
Ten egzemplarz jest naprawdê wyj¹tkowy. Roz³o¿y³ folder. Ma
omiozaworowy silnik w uk³adzie V o pojemnoci piêciu i pó³ litra, znacznie
potê¿niejszy ni¿ w modelu S 500. Moc trzysta piêædziesi¹t cztery konie me-
chaniczne, przek³adnia z S 500. Karoseria zosta³a obni¿ona, a zawieszenie
wzbogacone o resory antywstrz¹sowe, stabilizatory ruchu i sprê¿yny. Wóz
ma osiemnastocalowe ko³a, opony o profilu Z oraz hamulce z SL 600.
Stone wci¹gn¹³ powietrze.
Szyby s¹ nieco przyciemnione, dziêki czemu z zewn¹trz nie widaæ
pasa¿erów. Ju¿ na miejscu, w kraju, pos³alimy go do specjalisty, który za-
opatrzy³ wóz w lekkie opancerzenie.
Co znaczy lekkie opancerzenie?
Sprzedawca otworzy³ drzwi samochodu i nacisn¹³ guzik; szyba obni¿y³a
siê do po³owy.
Jak pan widzi, szk³o jest znacznie grubsze ni¿ w standardowym mode-
lu jego gruboæ wynosi jeden i dwie dziesi¹te centymetra za dach, wszyst-
kie drzwi oraz pod³oga zosta³y wzmocnione lekkimi, lecz bardzo twardymi
materia³ami, takimi jak kevlar. Karoseria samochodu jest w stanie zamortyzowaæ
78
ostrza³ z broni rêcznej, a nawet ciê¿kiej maszynowej; nie wytrzyma salwy
z bazooki czy wybuchu miny, rzecz jasna. Do tego potrzebna by³aby wersja
w pe³ni opancerzona.
Stone wsiad³ do wozu i rozejrza³ siê.
Ma pan tu sportowe siedzenia i specjalne wykoñczenie, a nawet anty-
radar doda³ sprzedawca, rozgl¹daj¹c siê badawczo. Wykrywa i unieszkod-
liwia policyjne radary. Urz¹dzenie jest legalne w wiêkszoci stanów.
Bardzo ³adny powiedzia³ Stone. Ile kosztuje?
Prawdê powiedziawszy, wóz nie jest nasz¹ w³asnoci¹. Nale¿y do wdo-
wy po naszym kliencie, pewnym d¿entelmenie z Ameryki Po³udniowej.
Dlaczego zosta³a wdow¹?
Samochód zosta³ dostarczony o kilka dni za póno, aby pos³u¿yæ do
przewidzianych celów.
Chce pan powiedzieæ, ¿e tamten facet siedzia³ w innym wozie, kiedy
Kiedy potrzebna mu by³a dodatkowa ochrona, któr¹ zapewnia ten wóz.
Ile ¿yczy sobie za niego wdowa?
W granicach sprzedawca wymieni³ cenê. Ale odnios³em wra¿e-
nie, ¿e ma siln¹ motywacjê, ¿eby sprzedaæ samochód.
Rozumiem powiedzia³ Stone, obmacuj¹c kieszeñ w poszukiwaniu
ksi¹¿eczki czekowej.
Wóz ma na liczniku sto dwadziecia kilometrów, i ca³e wyposa¿enie
dostêpne w modelu S 600 ci¹gn¹³ mê¿czyzna ³¹cznie z telefonem i osob-
n¹ klimatyzacj¹ tylnego siedzenia. Nawet z dodatkow¹ mas¹ opancerzenia
przyspieszy od zera do setki w równe szeæ sekund, a jego maksymalna prêd-
koæ nie jest ograniczona elektronicznie do dwustu kilometrów na godzinê.
A jaka jest ta maksymalna prêdkoæ? spyta³ Stone, wstrzymuj¹c oddech.
Tego nikt nie jest w stanie powiedzieæ odpar³ sprzedawca.
Proszê spytaæ w³acicielkê, czy zgodzi siê na tu wymieni³ kwo-
tê. I niech pan doda, ¿e to moja pierwsza i ostatnia propozycja.
Proszê chwilê poczekaæ powiedzia³ sprzedawca. Zbli¿y³ siê do biur-
ka i podniós³ s³uchawkê telefonu.
Stone obszed³ wóz dooko³a, zajrza³ do baga¿nika, a potem podniós³ ma-
skê. Zapar³o mu dech w piersiach: silnik by³ najpiêkniejszym urz¹dzeniem
mechanicznym, jakie kiedykolwiek widzia³. Pieczo³owicie wypolerowany, na
pierwszy rzut oka zbyt du¿y korpus mechanizmu zosta³ przemylnie umiesz-
czony w za ma³ej, jak siê zdawa³o, komorze. Stone opuci³ maskê i zerkn¹³ na
ko³a; o dwa cale wiêksze od standardowych opony mia³y obni¿ony profil,
a tylne by³y wyranie szersze od przednich.
Zjawi³ siê sprzedawca.
Wdowa siê zgadza oznajmi³. Na jego twarzy b³yszcza³y kropelki
potu. Zap³aci pan gotówk¹, czy woli kredyt?
79
Gotówk¹ odrzek³ Stone, wyci¹gaj¹c ksi¹¿eczkê. Kiedy mogê go
zabraæ?
Samochód jest ju¿ po dotarciu. Za pó³ godziny mo¿e pan wyjechaæ na
drogê.
Czy za³atwi pan w tym czasie numer rejestracyjny?
Chyba pan w to nie w¹tpi odpowiedzia³ sprzedawca, oddychaj¹c z wi-
docznym trudem.
20
S
tone jecha³ nieznonie powoli w gêstym ródmiejskim ruchu; dwaj de-
tektywi trzymali siê tu¿ za nim. Sara czyta³a specjaln¹ instrukcjê dodan¹
do podrêcznika u¿ytkowania samochodu.
Tu jest napisane, ¿e os³ona przeciws³oneczna, elektrycznie uruchamiana,
zosta³a wykonana ze specjalnego materia³u, który mo¿e zatrzymaæ ka¿dy nad-
latuj¹cy obiekt. Zawiesi³a g³os. Jaki obiekt?
Nadlatuj¹cy. Chodzi o pociski i od³amki.
Ka¿dy obiekt, który przebije tyln¹ szybê. Odnalaz³a przycisk w pod-
³okietniku, nacisnê³a i obserwowa³a, jak ekran przeciws³oneczny unosi siê
i opada. Fajne. Czy to cacko ma te¿ wbudowane w karoseriê karabiny ma-
szynowe, jak samochody Jamesa Bonda?
Oczywicie, ¿e nie. ¯a³ujê teraz, ¿e powiedzia³em ci o opancerzeniu.
A ja siê z niego cieszê. Cz³owiek czuje siê trochê przytulniej. Dok¹d
mnie zabierasz?
To niespodzianka.
Jak d³ugo pozostanie niespodziank¹?
Normalnie by³yby to dwie godziny, ale chcê zrobiæ po drodze krótki
postój.
Gdzie siê zatrzymamy?
W Ossining w stanie Nowy Jork.
Fuj, nazwa brzmi okropnie.
Wiêkszoæ mieszkañców te¿ tak uwa¿a.
Po co chcesz tam wst¹piæ?
Muszê zadaæ pewnemu cz³owiekowi kilka pytañ. Stone wjecha³ na
autostradê West Side Highway i wydosta³ siê z samochodowego t³oku. Naci-
sn¹³ peda³ i poczu³, ¿e co wciska go w fotel.
O rany odezwa³a siê Sara.
80
No w³anie. Stone zerkn¹³ w lusterko wsteczne, w którym w b³yska-
wicznym tempie zmniejsza³ siê policyjny wóz. Nacisn¹³ guzik szybkiego do-
stêpu na klawiaturze telefonu.
Krakauer odezwa³ siê policjant.
Dziêki, Krakauer powiedzia³ Stone. Dalej pojadê sam. Powiedzcie
porucznikowi Bacchettiemu, ¿e odprowadzilicie mnie ¿ywego poza miasto.
Dobra rzuci³ policjant. By³oby mi³o, gdyby pan nie wróci³.
Stone przerwa³ po³¹czenie, w³¹czy³ antyradar i rozejrza³ siê za wozami
patrolowymi. Dotar³ do trasy Saw Mill River Parkway w czasie dwukrotnie
krótszym ni¿ normalnie i skierowa³ siê na pó³noc. Przejecha³ rzekê Hudson
mostem Tappan Zee i znalaz³ siê na g³ównej autostradzie stanu Nowy Jork.
S³yszê wist wiatru za szyb¹ zauwa¿y³a Sara. Zawsze myla³am,
¿e przy prêdkoci stu dziesiêciu kilometrów na godzinê takie zjawisko nie
powinno wyst¹piæ.
Jedziemy sto dziewiêædziesi¹t odpar³ Stone.
Ach, tak. Wobec tego zostaniemy aresztowani, prawda?
W¹tpiê.
Stone zwolni³ nieco, widz¹c wóz patrolowy zmierzaj¹cy w przeciwn¹
stronê. Samochód policyjny dojecha³ do najbli¿szego nawrotu i zakrêci³. Za-
nim policjant nabra³ prêdkoci, Stone zwolni³ do stu kilometrów na godzinê.
Widzia³ zafrasowan¹ minê funkcjonariusza, który majstrowa³ co przy desce
rozdzielczej. Po chwili wóz zawróci³ i pojecha³ na po³udnie.
Za³atwiony powiedzia³ Stone.
Co takiego? spyta³a Sara.
W³anie za³atwi³em jego radar.
Myla³am, ¿e to jego radar powinien za³atwiæ ciebie.
wiat siê zmienia.
Stone zatrzyma³ siê na parkingu wiêzienia Sing Sing i podszed³ do budki
stra¿niczej.
Czym mogê s³u¿yæ? spyta³ stra¿nik.
Chcia³bym mówiæ z kapitanem Warkowskim.
Proszê zaczekaæ. Mê¿czyzna podniós³ s³uchawkê, powiedzia³ co do
mikrofonu i poda³ aparat Stoneowi. Jest na linii.
Dzieñ dobry, kapitanie zacz¹³ Stone. Mówi Stone Barrington. By-
³em tu z porucznikiem Bacchettim.
Jak móg³bym zapomnieæ? Co mogê dla pana zrobiæ tym razem?
Chcia³bym siê zobaczyæ z Herbertem Mitteldorferem. Mam do niego
kilka pytañ.
Z przykroci¹ zawiadamiam, ¿e pan siê spóni³.
81
Jak to? Dosta³ przepustkê, ¿eby za³atwiæ co w miecie?
Herbie wczoraj wyszed³.
Rozumiem. Stone spodziewa³ siê tego. Czy mogê dostaæ jego adres?
Obawiam siê, ¿e go nie znam.
A czy mogê spytaæ o nazwisko jego kuratora?
Herbie nie ma kuratora.
S³ucham?
Dosta³ zwolnienie bezwarunkowe.
Bezwarunkowe? Po wyroku za morderstwo? Nigdy o czym takim nie
s³ysza³em.
Rzadko siê zdarza, ale jednak. Herbie by³ wyj¹tkowym wiêniem, nie-
s³ychanie wartociowym dla ca³ego oddzia³u i dla mnie osobicie; badanie
psychiatryczne nie wskazywa³o na sk³onnoæ do recydywy.
A wiêc wypucilicie go tak po prostu i liczycie, ¿e wszystko bêdzie cacy?
Powiedzmy.
I nie wziêlicie nawet jego adresu?
Zgadza siê. Jest wolny jak ptak.
Dziêkujê i przepraszam za k³opot.
¯aden k³opot.
Odk³adaj¹c s³uchawkê, Stone s³ysza³ miech stra¿nika. Wróci³ do samo-
chodu.
Wszystko za³atwione? spyta³a Sara.
Prawie odpar³ Stone.
Wyjecha³ z parkingu i zacz¹³ siê rozgl¹daæ po ulicach. Po chwili znalaz³
to, czego szuka³; zaparkowa³ wóz.
Muszê tu wejæ na minutê.
Kochanie, czy naprawdê czujesz w tej chwili pal¹c¹ potrzebê zakupu
papeterii?
To nie potrwa d³ugo.
Stone wysiad³ z samochodu i ruszy³ w stronê sklepu, nad którego drzwiami
wisia³ szyld z napisem U WILHELMA. Za lad¹ sta³a m³oda kobieta.
Dzieñ dobry powiedzia³ Stone. Czy móg³bym mówiæ z panem
Wilhelmem?
Niestety, wyjecha³ na parê godzin z dostaw¹ odpar³a ekspedientka.
Ach, tak. Stone ju¿ mia³ odejæ, ale przypomnia³ sobie o czym.
Czy Herbert Mitteldorfer zaopatrywa³ siê w tym sklepie?
Herbie? Ale¿ tak, by³ jednym z naszych najlepszych klientów. Z pa-
nem Wilhelmem rozmawiali du¿o po niemiecku.
Jak czêsto tu bywa³?
Praktycznie codziennie, nawet jeli w wiêzieniu nie wydawano prze-
pustek.
6 Kr¹g strachu
82
Przyje¿d¿a³ po zakupy dla wiêzienia codziennie? zdziwi³ siê Stone.
Nie, sk¹d¿e. Z pocz¹tku odwiedza³ pana Wilhelma, a potem zacz¹³ tu
pracowaæ.
Pracowa³ dla pana Wilhelma?
W³aciwie nie dla niego. Pan Wilhelm wynajmowa³ mu pomieszcze-
nie, a Herbie mia³ tam komputer i resztê sprzêtu.
Stone zamruga³ oczami, jakby nie móg³ oswoiæ siê z t¹ myl¹.
Czy wie pani, ¿e Mitteldorfer zosta³ wczoraj zwolniony?
Tak. Herbie wpad³ do nas zabraæ sprzêt i po¿egnaæ siê.
Du¿o by³o tego sprzêtu?
Rega³ z kilkoma segregatorami, komputer i drukarka; to wszystko.
Czy móg³bym rzuciæ okiem na pomieszczenie, gdzie pracowa³ Herbie?
Jest pan jego znajomym?
Przyjecha³em do miasta, ¿eby siê z nim zobaczyæ; dopiero w wiêzie-
niu dowiedzia³em siê, ¿e zosta³ dzisiaj zwolniony.
A wiêc proszê za mn¹.
Kobieta prowadzi³a miêdzy rega³ami pe³nymi papieru i sprzêtu biurowe-
go; po chwili znaleli siê na zapleczu sklepu.
Tutaj pracowa³ Herbie.
Stone rozejrza³ siê po pokoju. Sta³o tam biurko, krzes³o oraz niewielka
skórzana le¿anka.
Czy wie pani, czym Herbie siê tu zajmowa³?
Wiem, ¿e handlowa³ akcjami odpar³a ekspedientka. Nie wiem, co
robi³ poza tym.
Stone popatrzy³ na ni¹ uwa¿nie.
Chce pani powiedzieæ, ¿e obraca³ akcjami na gie³dzie?
Tak, i to z wielkim rozmachem. Spêdza³ ka¿de popo³udnie przy kom-
puterze i telefonie, rozmawiaj¹c ze swoim maklerem. Da³ panu Wilhelmowi
i mnie kilka nies³ychanie cennych wskazówek; sporo dziêki nim zarobilimy.
Bardzo ¿a³ujê, ¿e Herbie od nas odszed³.
Dziêkujê powiedzia³ Stone.
Proszê nas jeszcze odwiedziæ. Czy mam poinformowaæ pana Wilhel-
ma o pañskiej wizycie?
Nie, to nie bêdzie konieczne. A propos, czy Herbie zostawi³ swój nowy
adres?
Przykro mi, ale nie poda³ go ani mnie, ani panu Wilhelmowi. Powie-
dzia³ tylko, ¿e jedzie na zachód.
Jak daleko na zachód?
Tego nie wiem. Zapewni³ nas, ¿e da znaæ, jak tylko gdzie zamieszka.
Rozumiem. Proszê mi jeszcze powiedzieæ, w jaki sposób Herbie za-
bra³ komputer i resztê sprzêtu?
83
Przyjecha³ po niego jaki mê¿czyzna samochodem typu van. Pewnie
Herbie wynaj¹³ transport.
Czy na samochodzie zauwa¿y³a pani nazwê firmy?
Nie. To by³ czarny van, bez ¿adnych napisów.
Mo¿e pani opisaæ wygl¹d kierowcy?
Niestety, nie zwróci³am uwagi. Musia³am zaj¹æ siê obs³ug¹ klientów.
Bardzo dziêkujê za pomoc powiedzia³ Stone.
Wracaj¹c do wozu, Stone zachodzi³ w g³owê, dlaczego zarz¹d wiêzienia
Sing Sing pozwala³ pensjonariuszowi spêdzaæ popo³udnia w Ossining, gdzie
ten swobodnie obraca³ akcjami na gie³dzie.
Czy teraz ju¿ wszystko za³atwione? spyta³a Sara, kiedy usiad³ za kie-
rownic¹.
Ca³kowicie odrzek³ Stone.
Nie mia³ zielonego pojêcia, co dalej robiæ.
21
W
jechali do stanu Connecticut tras¹ I-84; Stone zjecha³ z autostrady miê-
dzystanowej w Southbury i skierowa³ siê na pó³noc. Wóz zachowywa³
siê niczym ¿ywa istota: jak przyklejony trzyma³ siê nawierzchni na zakrêtach
i przyspiesza³ na prostych.
Kiedy siê dowiem, jaki jest cel naszej podró¿y? spyta³a Sara.
Dopiero, gdy dotrzemy na miejsce odpar³ Stone. Tymczasem po-
dziwiaj krajobraz. To przecie¿ dobrze dzia³a na twoj¹ ulotn¹ duchow¹ istotê.
Oczywicie. Nawet w tej chwili czujê, jak siê wzmacnia.
W Woodbury Stone skrêci³ na trasê 47 i niebawem wjechali do dystryktu
sto³ecznego Waszyngton.
O, Waszyngton! ucieszy³a siê Sara. Spêdzi³am tu weekend kilka
lat temu. Cudowne miejsce!
Cieszê siê, ¿e tak uwa¿asz oznajmi³ Stone, skrêcaj¹c w prawo przed
tablic¹ z napisem MAYFLOWER INN. Okr¹¿y³ staw i stromo biegn¹c¹ szo-
s¹ wjecha³ na wzgórze; tam zatrzyma³ siê przed efektownym budynkiem kry-
tym gontem.
Tu jest licznie powiedzia³a Sara. Jak znalaz³e taki uroczy zajazd?
To nie by³o trudne odpar³ Stone. W zesz³ym roku w konkursie ja-
kiego czasopisma ten lokal zosta³ uznany za najlepsz¹ gospodê w kraju.
Wyci¹³em artyku³.
Spryciarz z ciebie.
84
Kto z obs³ugi zabra³ baga¿e na górê i wprowadzi³ goci do ³adnie ume-
blowanego apartamentu z widokiem na ogród.
Czy zarezerwowa³ pan stolik? spyta³ m³ody ch³opak z obs³ugi.
Nie. Móg³by pan to zrobiæ? Chcielibymy zjeæ kolacjê o ósmej.
Oczywicie. Bêdzie panu potrzebna marynarka, ale krawat nie.
Dziêkujê powiedzia³ Stone, wrêczaj¹c mu suty napiwek.
Ch³opak uk³oni³ siê i wyszed³ z pokoju.
Mamy dwie godziny do kolacji oznajmi³ Stone. W jaki sposób
mo¿emy najprzyjemniej spêdziæ ten czas?
Sara podesz³a i przytuli³a siê.
Potrzebujê godziny, ¿eby siê wyk¹paæ i przebraæ. Pozostanie godzina
wolnego czasu i nikt nie bêdzie nas obserwowa³.
Stone poca³owa³ j¹ w usta.
Naprawdê?
No, mo¿e niezupe³nie doda³a, obejmuj¹c go w pasie. Ja bêdê ob-
serwowaæ ciebie.
O dziewiêtnastej trzydzieci wyk¹pani, przebrani i ca³kowicie zrelakso-
wani zeszli do baru i zajêli miejsce przy oknie.
Mog³abym tu mieszkaæ stwierdzi³a Sara. Wystarczy³by mi ten sto-
lik i ³ó¿ko na górze.
Niez³y pomys³ zgodzi³ siê Stone.
Do stolika podesz³a siê m³oda kelnerka.
¯yczy pan sobie drinka, panie Barrington?
Stone skin¹³ g³ow¹ na Sarê.
Wódka z sokiem z zielonej cytryny, zimna, lekko s³odzona.
Dwa razy doda³ Stone.
Po chwili s¹czyli zielonkawy napój. Kelnerka wróci³a po chwili.
Panie Barrington, telefon do pana.
Przepraszam powiedzia³ Stone, wstaj¹c z drinkiem. Kelnerka wska-
za³a mu drogê do aparatu.
Halo?
Tu Dino. Doniesiono mi, ¿e poruszasz siê jakim niebezpiecznym po-
jazdem.
Nie inaczej. Poka¿ê ci go, jak tylko wrócê.
Dobra. Jak posz³o z Mitteldorferem?
Nie posz³o.
Warkowski nie pozwoli³ ci siê z nim zobaczyæ?
Nie by³o z kim.
85
Mów janiej.
Wyszed³.
Na warunkowe?
Bezwarunkowe.
Dino zamilk³ na d³u¿sz¹ chwilê.
A to skurwiel. Pewnie przez dwanacie lat nadstawia³ ty³ka temu War-
kowskiemu.
Nie zdziwi³bym siê. Wst¹pi³em do sklepu papierniczego, w którym
Mitteldorfer robi³ zakupy. Okaza³o siê, ¿e mia³ tam swoje biuro.
Biuro? Jakie biuro? zdumia³ siê Dino.
Te¿ tak zareagowa³em. Ekspedientka wyjani³a mi, ¿e trzyma³ na za-
pleczu komputer i obraca³ akcjami.
Chyba nawet wiem, czyimi.
Warkowskiego.
A jak¿e. I pewnie nie tylko jego.
Ta kobieta powiedzia³a te¿, ¿e udzieli³ w³acicielowi sklepu kilku cen-
nych wskazówek finansowych.
S³ysza³e kiedy o czym podobnym?
W ¿yciu.
Gdzie jest teraz Mitteldorfer?
Nikt nie wie, a nawet jeli wie, to nie puszcza pary z ust odpar³ Sto-
ne. Wed³ug tej ekspedientki Herbie powiedzia³, ¿e jedzie na zachód.
Chryste, oby to by³a prawda. Wola³bym nie ogl¹daæ wiêcej gêby tego
ma³ego drania.
Kto podjecha³ pod sklep czarnym vanem po jego komputer i resztê
rzeczy.
A wiêc ma przyjació³ zauwa¿y³ Dino.
Przynajmniej jednego, póki ¿yje Warkowski. Nie zdziwi³bym siê, gdyby
to sam kapitan pomóg³ mu w transporcie. A ty czego siê dowiedzia³e?
Kaza³em dwóm detektywom przejrzeæ wszystkie sprawy, przy których
razem pracowalimy, i niech mnie diabli, jeli co znaleli. Wszyscy, których
udupilimy, nadal siedz¹.
Czy zdarzy³o siê co, co wskazywa³oby, ¿e morderca nadal jest aktywny?
Nie. Wydaje mi siê, ¿e jeszcze nie wyliza³ siê z ran po postrzale od
Mary Ann. Rzuca³by siê w oczy z banda¿em na uchu.
Nie zauwa¿y³em, by nas kto ledzi³, kiedy wyje¿d¿alimy z miasta.
Krakauer te¿ tak mówi.
A kiedy wjecha³em na West Side Highway, nikt nie mia³ szans mnie
ledziæ.
Czym ty w³aciwie jedzisz? spyta³ wyranie zaintrygowany Dino.
Poczekaj, to zobaczysz.
86
Jak gospoda?
Pierwsza klasa. Ale nie powinienem teraz gadaæ z tob¹, tylko z Sar¹.
To czeæ.
Czeæ. Stone odwiesi³ s³uchawkê i wróci³ do stolika.
To by³ Dino, prawda? spyta³a Sara.
Tak.
A wiêc on wie wczeniej ode mnie, gdzie spêdzê weekend?
Rzeczywicie nie by³ zaskoczony, ¿e tu jestemy.
No w³anie.
Jeste g³odna?
I to jak.
Proszê pani, czy moglibymy prosiæ o kartê?
Poch³onêli s³uszne porcje wêdzonej szynki i ba¿anta, popili butelk¹ do-
brego caberneta i wrócili do apartamentu.
Od razu wskoczyli do ³ó¿ka.
Cieszê siê, ¿e ze mn¹ jeste powiedzia³ Stone. Chcia³bym, ¿eby tak
pozosta³o na zawsze.
Mam nadziejê, ¿e to nie owiadczyny. Sara podnios³a g³owê z jego
ramienia.
Jeszcze nie.
I oby jak najd³u¿ej.
Wedle ¿yczenia, ale chcia³bym zauwa¿yæ, ¿e cile rzecz bior¹c, jeste
bezdomna.
A czyja to wina?
Niezaprzeczalnie moja. I pragnê ci to wynagrodziæ, proponuj¹c ³ó¿-
ko a w³aciwie dom.
I to bardzo ³adny zauwa¿y³a Sara. A przecie¿, gdy wyje¿d¿a³am do
W³och, przypomina³ ruinê.
S¹dzisz, ¿e mog³aby tam czuæ siê jak u siebie?
Mog³abym siê czuæ u siebie z tob¹.
A wiêc wszystko jasne.
Niezupe³nie.
Jak to?
Powiedzia³am ci, ¿e jestem dziewczyn¹ ze wsi i muszê mieszkaæ poza
miastem.
Gdzie dok³adnie?
Na pewno nie u Hamptonów; mam doæ tabunów goci.
Wiêc gdzie?
Mo¿e tutaj.
87
Nie s¹dzê, ¿eby by³o mnie staæ na kupno tej gospody, nawet gdybym
wzi¹³ kredyt.
Chodzi o zwyk³y domek, g³uptasie, i to niedu¿y.
Brzmi niele. Mo¿e rozejrzelibymy siê jutro za agentem sprzeda¿y
nieruchomoci?
Naprawdê chcesz to zrobiæ?
Mylisz, ¿e mówiê to tylko dlatego, ¿e posz³a ze mn¹ do ³ó¿ka?
Tak.
A wiêc s³abo znasz siê na ludzkich charakterach.
Zobaczymy jutro rano powiedzia³a Sara, wtulaj¹c siê w niego nagim
cia³em.
Stone zasypiaj¹c, zastanawia³ siê, gdzie mo¿e byæ Herbert Mitteldorfer.
22
S
tone drzema³ na przednim siedzeniu czarnego range rovera. Za kierowni-
c¹ siedzia³a agentka sprzeda¿y nieruchomoci, Carolyn Klemm. Zd¹¿yli
ju¿ obejrzeæ piêæ domów, bardzo ³adnych, ale ¿aden nie odpowiada³ Stoneowi
i Sarze, która przysypia³a na tylnym siedzeniu. Stone oprzytomnia³, gdy wóz
siê zatrzyma³.
A co pan s¹dzi o tym? spyta³a agentka.
Stone skierowa³ wzrok na bardzo du¿y i piêkny, kryty dachówk¹ dwór,
stoj¹cy w pewnej odleg³oci od drogi.
Mam do niego klucz doda³a.
Carolyn wymamrota³ Stone. Nie mam ochoty zwiedzaæ czyich
rezydencji. Chcê zobaczyæ dom, na który mnie staæ.
Nie mówi³am o tamtym domu, tylko o tym odpar³a agentka, wskazu-
j¹c budynek po prawej stronie.
Stone odwróci³ g³owê i zobaczy³ znacznie mniejszego krewniaka impo-
nuj¹cego dworu.
Ten wielki nazywa siê Ska³a wyjani³a Carolyn. A ten ma³y s³u¿y³
niegdy jako brama do niego.
Obejrzyjmy go odezwa³a siê niespodziewanie Sara.
Carolyn skrêci³a na podjazd os³oniêty szeregiem wiecznie zielonych krze-
wów. Domek zbudowany by³ w stylu wiktoriañskim, mia³ dach kryty gontem
oraz wie¿yczkê stanowi¹c¹ po³owê frontowej elewacji.
S¹ tu dwie sypialnie, dwie ³azienki, gara¿, a na ty³ach liczny ma³y
basenik mówi³a Carolyn.
88
Wysiedli z wozu i po chwili znaleli siê w rodku.
Stali w salonie znacznie wiêkszym, ni¿ mo¿na by³o siê spodziewaæ pa-
trz¹c na domek z zewn¹trz. Naro¿ne pomieszczenie zajmowa³a kuchnia, nie-
dawno wykoñczona, podobnie jak drewniane pod³ogi.
Budynek wzniesiono w roku 1889, jednoczenie z g³ównym domem
ci¹gnê³a Carolyn. Kiedy pierwszy lokator wyprowadzi³ siê, sprzeda³ go osob-
no; od tej pory domek dwa lub trzy razy zmienia³ w³acicieli.
Wejdmy na piêtro zaproponowa³a Sara.
Agentka poprowadzi³a ich efektown¹ klatk¹ schodow¹ do sporej sypialni
z now¹ ³azienk¹ oraz drugiej, mniejszej, z samym prysznicem. Stone i Sara
otwierali drzwi garderób i wygl¹dali przez okna. Z sypialni widaæ by³o g³ów-
ny budynek, za frontowe okna wychodzi³y na szko³ê rusznikarsk¹ po prze-
ciwnej stronie ulicy. Wrócili na parter.
Ca³a ta okolica zwana jest Green wyjani³a Carolyn. To najstarsza
czêæ miasta, najbardziej atrakcyjna jako miejsce zamieszkania.
Ile w³aciciel ¿yczy sobie za ten dom? spyta³ Stone.
Mo¿na powiedzieæ, ¿e maj¹ pañstwo szczêcie odpar³a Carolyn.
Dom jest w³asnoci¹ ma³¿eñstwa, które w³anie siê rozwodzi, wiêc ma powo-
dy, ¿eby spieszyæ siê ze sprzeda¿¹. Chc¹ dostaæ pieni¹dze i podzieliæ je.
Carolyn wymieni³a cenê.
Stone spojrza³ pytaj¹co na Sarê, która prawie niedostrzegalnie skinê³a
g³ow¹. Stone odwróci³ siê do agentki i zaproponowa³ cenê o dwadziecia pro-
cent ni¿sz¹.
W takim razie muszê zadzwoniæ oznajmi³a Carolyn, kieruj¹c siê do
schodów prowadz¹cych na piêtro.
Kiedy zniknê³a z pola widzenia, Sara z³apa³a Stonea za klapy marynarki.
Gdyby ty nie zacz¹³ negocjowaæ ceny, ja bym to zrobi³a! Ten domek
jest przeuroczy, i niedawno by³ odnawiany.
Pozosta³o parê rzeczy do zrobienia, ale sam móg³bym siê nimi zaj¹æ.
I ten liczny ma³y ogród z ty³u. Czy rozumiesz, co to oznacza dla An-
gielki?
Mogê sobie wyobraziæ odpar³ Stone. Ogród nale¿y do ciebie.
Carolyn zesz³a po schodach.
Zamierza³ pan p³aciæ gotówk¹, czy wzi¹æ kredyt? spyta³a.
Mogê zap³aciæ gotówk¹.
A wiêc dobrze. Jeli zgodzi siê pan na cenê wy¿sz¹ o dziesiêæ procent
i sfinalizowanie transakcji w ci¹gu dwóch tygodni, dom nale¿y do pana.
Zgoda.
Chodmy zatem do mojego biura spisaæ umowê zaproponowa³a Ca-
rolyn, kieruj¹c siê do samochodu. Przy nastêpnej wizycie musz¹ pañstwo
koniecznie przyjæ na kolacjê. Zaproszê kilka osób z s¹siedztwa.
89
Dwie godziny póniej w³aciciele przes³ali faksem podpisan¹ umowê; Stone
wsun¹³ j¹ do kieszeni, zostawiaj¹c w zamian pokany czek jako depozyt.
Czy to naprawdê posz³o tak szybko? spyta³a Sara.
Naprawdê.
Dlaczego z tak¹ ochot¹ kupi³e ten dom?
A ty go nie chcia³a?
Oczywicie, ale
Wyprzedzi³em ciê o ca³¹ d³ugoæ. Od pewnego czasu myla³em o kup-
nie domku za miastem; parê lat temu spêdzi³em tu weekend z pewn¹ oso-
b¹.
Nazwisko? spyta³a szorstkim tonem Sara.
Amanda Dart.
Ta dziennikarka, autorka kolumny plotek towarzyskich, któr¹ zamor-
dowano przed wejciem do hotelu Plaza?
Ta sama.
Czy policja ustali³a nazwisko sprawcy?
Nikogo nie aresztowali.
Wiedz¹, kto to zrobi³?
Stone wzruszy³ ramionami.
Byæ mo¿e, ale sprawa nigdy nie zostanie rozwi¹zana.
Dlaczego?
Bo ludzie stoj¹cy za tym morderstwem maj¹ zwyczaj zabijania tak,
¿eby nie mo¿na by³o ustaliæ sprawcy.
Proszê ciê, powiedz, ¿e dom, który w³anie kupi³e, nie nale¿a³ do
Amandy Dart.
Nie nale¿a³. Nawet nie wiem dok³adnie, gdzie mieszka³a Amanda.
By³em tam parê razy, ale pamiêtam tylko, ¿e to przy jakiej bocznej drodze.
Nie mówi³e mi, ¿e bywa³e wczeniej w Waszyngtonie.
Bo nie pyta³a.
Czy kiedykolwiek poznam wszystkie zakamarki twojego mrocznego
umys³u?
Niech Bóg broni.
Zacznê siê rozgl¹daæ za meblami i materia³ami.
Saro powiedzia³ Stone nie zapominaj, ¿e nadal musimy zachowaæ
najwy¿sz¹ ostro¿noæ.
Masz na myli finanse?
Mam na myli twoje ¿ycie.
Dlaczego? Czy podejrzany nie znikn¹³ ze sceny?
Tak, ale nie wiemy, gdzie siê zaszy³. Na razie nie wolno ci mówiæ
nikomu o tym domu. I byæ mo¿e pozostanie tak przez d³u¿szy czas.
Ale¿ ja chcê mówiæ. I to wszystkim.
90
Powiem ci, kiedy bêdziesz mog³a to robiæ. A jeli idzie o urz¹dzanie
domu, mylê ¿e powinnimy kupiæ ³ó¿ko i parê innych niezbêdnych sprzêtów
w miecie, a reszty mebli poszukaæ w okolicznych antykwariatach. Jest ich tu
prawdziwe zatrzêsienie.
Nie mam nic przeciwko temu.
I jeszcze jedno.
Co?
Mam obawy w zwi¹zku z twoim wernisa¿em. Wiem, ¿e to trudne, ale
czy mo¿esz go odwo³aæ, albo chocia¿ przesun¹æ termin?
Oszala³e? Bergman wys³a³ co najmniej tysi¹c zaproszeñ.
Przeje¿d¿a³em wczoraj ko³o galerii. Wychodzi na Madison Avenue;
dostêp do niej jest wyj¹tkowo ³atwy.
Stone zaczê³a Sara. Chcê, ¿eby to by³o jasne. Nie pozwolê, aby
moim ¿yciem kierowa³ jaki maniak, który chce nas skrzywdziæ. Opowiem ci
co. Mieszka³am w Londynie w okresie szczytowego nasilenia zamachów
bombowych IRA. Jedlimy w³anie kolacjê z moimi rodzicami, kiedy wybu-
ch³a bomba w samochodzie przed s¹siednim budynkiem. Wszyscy oczywi-
cie rzucilimy siê na pod³ogê, ale kiedy dym opad³, ojciec za¿yczy³ sobie
nastêpn¹ fili¿ankê herbaty w miejsce tej, która siê rozla³a. Usiad³ i spokojnie
j¹ wypi³. Nigdy, ale to nigdy nie pozwól, ¿eby tacy ludzie choæby w naj-
mniejszym stopniu wp³ywali na twoje ¿ycie, powiedzia³. Nigdy do tego nie
dopuci³am, i nie zamierzam. Nie wyprowadzi³abym siê z domu moich zna-
jomych, gdybym tak bardzo nie pragnê³a pójæ z tob¹ do ³ó¿ka.
No có¿, to by³ bardzo dobry powód odrzek³ Stone.
Rozumiesz wiêc, ¿e nie odwo³am wernisa¿u.
Rozumiem. I mam nadziejê, ¿e i ty zrozumiesz mnie. Bo ja zamierzam
zrobiæ wszystko, co w mojej mocy, aby uczyniæ tê imprezê bezpieczn¹.
Z przyjemnoci¹ przedstawiê ciê Bergmanowi. Bêdziecie mogli to so-
bie spokojnie przedyskutowaæ.
A ja z przyjemnoci¹ go poznam.
Dotarli do gospody i skierowali siê wprost do apartamentu, ¿eby siê prze-
braæ na kolacjê.
To by³ fantastyczny dzieñ powiedzia³a Sara, napuszczaj¹c wody do
wanny.
Dobrze jest ogl¹daæ domy z agentk¹, która zna siê na swojej robocie.
Sara wesz³a do wanny.
Wyk¹piesz siê ze mn¹?
Ju¿ pêdzê. Stone zanurzy³ siê ochoczo w wodzie, ale jego myli kr¹-
¿y³y wokó³ galerii Bergmana.
91
23
P
añstwo Menzies po raz pierwszy przyjechali do swojego domu przy Park
Avenue i wysiedli z taksówki. Pani Menzies by³a atrakcyjn¹ kobiet¹ tu¿
po piêædziesi¹tce, o siwiej¹cych, starannie uczesanych w³osach, ubran¹ w ko-
stium Chanel oraz buty równie znakomitej marki. Pan Menzies, dwa lub trzy
lata starszy od ¿ony, mia³ na sobie szary pr¹¿kowany garnitur, który choæ
dobrej jakoci by³ ju¿ odrobinê niemodny.
Strasznie siê denerwujê powiedzia³a pani Menzies. Mam nadziejê,
¿e ci siê spodoba.
Ale¿ kochanie odpar³ pan Menzies mo¿esz siê uspokoiæ. Bez resz-
ty ufam twojemu gustowi.
Portier serdecznie powita³ przyby³ych.
Jeff odezwa³a siê kobieta. Przedstawiam ci pana Menziesa. Prze-
bywa³ za granic¹, kiedy kupowalimy mieszkanie. Zobaczy je dzisiaj po raz
pierwszy.
Witam pana powiedzia³ Jeff. Jestem pewien, ¿e dom siê panu spodo-
ba.
Ja równie¿ liczê, ¿e tak bêdzie odpar³ Menzies z umiechem.
Proszê mnie wezwaæ, jeli bêdê móg³ w czym pomóc.
Kochanie szepnê³a pani Menzies. Jeff okaza³ siê nies³ychanie po-
mocny przy przeprowadzce.
Gor¹co dziêkujê za pomoc, Jeff powiedzia³ Menzies, wsuwaj¹c
w d³oñ portiera banknot studolarowy.
Wjechali wind¹ na swoje piêtro i wysiedli. Pani Menzies wcisnê³a klucz
w d³oñ mê¿a.
Ty otwórz szepnê³a nerwowo.
Oczywicie, kochanie.
Menzies otworzy³ drzwi, pchn¹³ je i wpuci³ ¿onê przodem. Przytulnoæ,
wygoda i piêkno, jakie stworzy³a gospodyni, od razu rzuca³y siê w oczy. Prze-
chodz¹c z jednego pokoju do drugiego, podziwia³ trafnoæ doboru mebli, a cza-
sem rozpoznawa³ znajomy sprzêt lub obraz, który sam zakupi³ przed laty.
Apartament sk³ada³ siê tylko z szeciu pokoi, ale doskonale spe³nia³ potrzeby
bezdzietnego ma³¿eñstwa w rednim wieku. Z okien roztacza³ siê widok na
park i ulice.
Musi tu byæ cudownie w Bo¿e Narodzenie, kiedy nieg przysypie drze-
wa wzd³u¿ alei zauwa¿y³ Menzies.
Tak w³anie mi mówiono. Bêdziemy musieli poczekaæ parê miesiêcy,
¿eby siê o tym przekonaæ na w³asne oczy.
Menzies uj¹³ d³onie ¿ony.
92
Kochanie, nie wyobra¿asz sobie, jaki jestem wdziêczny za to, czego
dokona³a. Czujê siê, jakbym od zawsze tu mieszka³ powiedzia³, ca³uj¹c
delikatnie ¿onê.
Zrobi³am to dla ciebie z prawdziw¹ przyjemnoci¹. A tak¿e wszystkie inne
rzeczy, o które prosi³e. Mo¿e przygotujê ci drinka i wtedy porozmawiamy?
Doskona³y pomys³ odpar³ Menzies. Poproszê o martini. Tak daw-
no nie pi³em martini.
Rozsiad³ siê na kanapie i odetchn¹³ z zadowoleniem, podczas gdy ¿ona
zakrz¹tnê³a siê przy barku.
Wróci³a po chwili z tac¹. Sta³y na niej dwie lampki martini oraz talerz
z kilkoma kanapkami, które naszykowa³a dla mê¿a ju¿ wczeniej. Postawi³a
swojego drinka na stoliku, a nastêpnie wyjê³a z szuflady teczkê.
Oto dokumenty powiedzia³a. Wszystkie we wzorowym porz¹dku.
Tu jest akt w³asnoci mieszkania, a tutaj aktualny stan konta bankowego oraz
lokat w papierach wartociowych. A to podania o paszport i prawo jazdy.
Egzamin zosta³ wyznaczony na jutro o godzinie piêtnastej.
Menzies przejrza³ pobie¿nie papiery.
Jeste nieoceniona! zawo³a³. Wszystko dok³adnie tak, jak chcia³em.
Uj¹³ d³onie ¿ony.
A teraz pomówmy o twoich sprawach.
Zrobi³am wszystko zgodnie z twoim ¿yczeniem. Nie zabra³am nicze-
go z mojego starego mieszkania, nawet fili¿anki.
I zostawi³a je w idealnym porz¹dku?
W jak najlepszym. Nie ma tam niczego nowego, tylko stare rzeczy.
Zamierzam oddaæ wszystko Armii Zbawienia.
Teraz rzecz najwa¿niejsza, kochanie. Czy powiedzia³a komukolwiek
o tym, ¿e siê tu przeprowadzasz?
Absolutnie nikomu.
Czy zrobi³a co, co mog³oby nasun¹æ twoim znajomym lub s¹siadom
myl, ¿e zamierzasz zmieniæ miejsce zamieszkania?
Nic. Nikt nie wie o mojej przeprowadzce.
M¹¿ poklepa³ j¹ po policzku i poca³owa³.
Grzeczna dziewczynka pochwali³ i dopi³ drinka. A teraz, jeli po-
zwolisz, chcia³bym popracowaæ chwilê w gabinecie.
Zajmê siê przygotowaniem obiadu.
Ale¿ nie trzeba. Ju¿ zarezerwowa³em stolik w bardzo eleganckiej re-
stauracji. To bêdzie moja niespodzianka dla ciebie. Czy mo¿esz byæ gotowa
o ósmej?
Oczywicie! Ju¿ siê cieszê na myl o tym. Popracuj sobie trochê, jeli
chcesz. W telewizji w³anie idzie mój ulubiony serial, a ja nie opuszczam
¿adnego odcinka.
93
Dobrze.
Menzies zebra³ papiery i uda³ siê do gabinetu. By³ to elegancki pokój
pe³en ksi¹¿ek, które zbiera³ przez wiele lat. Zamkn¹³ drzwi, z³o¿y³ dokumen-
ty na biurku, usiad³ i podniós³ s³uchawkê telefonu.
Tak, ju¿ tu jestem oznajmi³. Tak, wszystko przebiega zgodnie z pla-
nem. B¹d na dole za zerkn¹³ na zegarek trzy kwadranse.
Od³o¿y³ s³uchawkê i szczegó³owo sprawdzi³ wszystkie dokumenty. Nie
znalaz³ najmniejszego uchybienia. Nastêpnie przejrza³ wydruki z kont obejmu-
j¹ce okres ostatnich siedmiu lat. Wszystkie wp³aty i wyp³aty na rachunkach
zosta³y zrealizowane na czas. Zerkn¹³ te¿ na stan obrotów gie³dowych, choæ
zna³ go prawie na pamiêæ. Bilans na koniec poprzedniego miesi¹ca wyniós³
nieco ponad piêtnacie milionów dolarów, a od tego czasu kursy akcji poszybo-
wa³y w górê. Odetchn¹³ z satysfakcj¹ na myl o swojej fortunie.
Na biurku le¿a³o dzisiejsze wydanie Wall Street Journal. Menzies z³o¿y³
gazetê i otworzy³ szufladê; koperta znajdowa³a siê dok³adnie tam, gdzie poleci³
j¹ umieciæ. Ta kobieta jest naprawdê wietnie zorganizowana, pomyla³. Wsu-
n¹³ gazetê do koperty, zaklei³ j¹, a nastêpnie napisa³ du¿ymi literami Pan Smith
i opatrzy³ adresem. Spojrza³ na zegarek i wróci³ do saloniku.
Kochanie zacz¹³ jest jeszcze jedna sprawa, o której za³atwienie
muszê ciê poprosiæ, jeli nie masz nic przeciwko temu.
Ale¿ sk¹d, Herbie odpar³a.
Uwaga! zawo³a³, unosz¹c palec.
Och, przepraszam Howardzie.
Teraz lepiej, ale nie wolno ci siê zapominaæ. Zejdmy teraz na dó³.
Wszystko ci wyjaniê po drodze. Poprowadzi³ ¿onê do windy. We tê
kopertê.
Pan Smith przeczyta³a.
Tak. Adres na Long Island. Zamówi³em samochód z kierowc¹. Chcê,
¿eby dostarczy³a kopertê temu d¿entelmenowi i wziê³a pokwitowanie. Nie
zapomnij o pokwitowaniu, jest bardzo wa¿ne.
Jakiej treci?
Otrzyma³em od pani Menzies kopertê z dokumentami. Musi byæ
podpisane pe³nym imieniem i nazwiskiem, które brzmi Franklin P. Smith.
Rozumiem.
Czy ¿yczy pan sobie taksówkê, panie Menzies? spyta³ portier.
Nie, dziêkujê, Jeff. Samochód ju¿ powinien na nas czekaæ Otó¿ i on!
Machn¹³ rêk¹. Czarny lincoln, model town car, jakich tysi¹ce jedzi po
ulicach miasta, zatrzyma³ siê przy krawê¿niku. Kierowca mia³ obanda¿owane
lewe ucho. Menzies otworzy³ ¿onie drzwi.
Kierowca zna adres powiedzia³. Odprowadzi ciê do samego domu.
Do zobaczenia za godzinê, moja droga.
94
Oczywicie, kochanie odpar³a.
Mitteldorfer, bo by³ to w³anie on, odwróci³ siê i wszed³ do budynku.
W windzie odetchn¹³ g³êboko. Teraz, po za³atwieniu najpilniejszych drobia-
zgów, poczu³ siê wolny. Móg³ siê wreszcie zaj¹æ kilkoma innymi sprawami,
a póniej rozpocz¹æ nowe ¿ycie. A chcia³ je zacz¹æ od zadania komu bólu.
24
W
poniedzia³ek rano Stone zadzwoni³ do Billa Eggersa.
Czeæ, Bill. Czy który z twoich asystentów móg³by siê zaj¹æ sfina-
lizowaniem w moim imieniu transakcji zakupu nieruchomoci?
Jasne. Lokal komercyjny czy mieszkalny?
Mieszkalny. Kupi³em domek w Connecticut.
Ty, mieszczuch do szpiku koci?
Lubiê czasem pobiegaæ boso po trawie.
Podejrzewam w tym rêkê jakiej kobiety.
Trafi³e.
Chcê j¹ poznaæ.
Poznasz niebawem. Zgodzi³em siê na dwutygodniowy termin kupna.
Za³atwiæ ci kredyt hipoteczny?
P³acê gotówk¹.
Adieu honorarium za sprawê Allison Manning, któr¹ wygra³e w ze-
sz³ym roku.
Nie da siê ukryæ.
Poproszê Barryego Mendela, ¿eby siê tym zaj¹³. Zadzwoni do ciebie;
podasz mu tylko nazwisko pe³nomocnika sprzedawcy, a dalej sam sobie poradzi.
Wielkie dziêki, Bill.
Spotkamy siê na lunchu?
Obawiam siê, ¿e w tym tygodniu nie bêdzie to mo¿liwe; jestem strasz-
nie zajêty. Odezwê siê. Od³o¿y³ s³uchawkê.
Ale dopiero, kiedy skoñczymy z tym sukinsynem, pomyla³. Nie wolno
mi nara¿aæ kolejnego z moich przyjació³.
Stone stan¹³ w holu galerii Bergmana przy Madison Avenue i spyta³ re-
cepcjonistê o w³aciciela. Otworzy³y siê drzwi gabinetu i ukaza³ siê w nich
niewysoki mê¿czyzna o dystyngowanym wygl¹dzie.
Pan Barrington?
95
Tak odpar³ Stone. Zdaje siê, ¿e Sara Buckminster uprzedza³a pana
o mojej wizycie.
W rzeczy samej. O ile dobrze zrozumia³em, chodzi panu o kwestie
bezpieczeñstwa?
Tak. Ostatnio kto próbowa³ j¹ zabiæ, wiêc uwa¿am, ¿e nie wolno zlek-
cewa¿yæ zagro¿enia.
Oczywicie, rozumiem powiedzia³ Bergman tonem wskazuj¹cym,
¿e w ogóle nie rozumie. Powinien pan wiedzieæ, ¿e nasz¹ galeriê odwiedza-
j¹ tysi¹ce ludzi, dlatego mamy tu liczne zabezpieczenia. Takie wymagania
stawia firma ubezpieczeniowa.
Czy móg³by mnie pan oprowadziæ po budynku? Interesuje mnie oso-
biste bezpieczeñstwo Sary, a nie ochrona przed kradzie¿¹.
Naturalnie. Proponujê zacz¹æ od tylnego wejcia.
Bergman poprowadzi³ na zaplecze galerii, otworzy³ drzwi i wskaza³ przej-
cie do ulicy.
Sara mo¿e wchodziæ i wychodziæ z budynku têdy oznajmi³. Kory-
tarz przebiega obok butiku; zarówno drzwi zewnêtrzne, jak i wejciowe do
samej galerii wykonane s¹ ze stali i pancernego szk³a.
Mi³o to s³yszeæ powiedzia³ Stone. Z pewnoci¹ wykorzystamy to
przejcie i postawimy ko³o niego policjanta. Powinien pan sporz¹dziæ listê
osób, które mog³yby skorzystaæ z tego korytarza w dzieñ wernisa¿u.
Dobrze.
Czy mo¿emy rzuciæ okiem na g³ówne wejcie?
Oczywicie, proszê za mn¹. Bergman zaprowadzi³ Stonea do holu
i wskaza³ drzwi.
Stone zauwa¿y³, ¿e s¹ zrobione z nierdzewnej stali.
A okna? spyta³.
Wykonano je z najlepszego szk³a, jakie uda³o mi siê znaleæ w tym
rozmiarze odpar³ Bergman. Obawia³em siê z³odziejaszków, którzy wybi-
jaj¹ po prostu szybê, zabieraj¹ jaki obraz lub rzebê i bior¹ nogi za pas.
Czy szyby s¹ czym powlekane?
Nie s¹dzê. Ale prawdê mówi¹c, nie jestem pewien, co pan ma na myli.
Istnieje specjalna pow³oka, któr¹ mo¿na przyklejaæ jak tapetê. Jest ca³-
kowicie przezroczysta i wzmacnia du¿e tafle szk³a, uniemo¿liwiaj¹c ich strza-
skanie. Mogê podaæ nazwisko instalatora, jeli pan chce.
Z tego, co mi powiedziano podczas monta¿u, mo¿na s¹dziæ, ¿e szyba
nawet w obecnej postaci stanowi doskona³e zabezpieczenie.
Jak pan uwa¿a odrzek³ Stone, dotykaj¹c palcami grubych stor wisz¹-
cych na oknach. Co to za materia³?
Zwyk³a we³na. Ka¿ê je zaci¹gaæ na czas aran¿acji wystaw. Powstaje
wtedy spory ba³agan.
96
Rozumiem. Sara mówi³a, ¿e rozes³a³ pan du¿o zaproszeñ.
To prawda. Zaprosi³em wszystkich z mojej listy A.
Czy odnotowuje pan nazwiska osób, które przyjê³y zaproszenie?
Tak, ale musi pan wiedzieæ, ¿e na wernisa¿ach zjawiaj¹ siê czasem
tak¿e ci, którzy nie odpowiedzieli na zaproszenie.
Czy wobec tego móg³by pan przekazaæ funkcjonariuszowi przy wej-
ciu listê goci, ¿eby mia³ mo¿liwoæ sprawdzenia, kto przychodzi?
Bergman zmarszczy³ czo³o.
Wola³bym nie robiæ niczego, co opónia³oby wejcie goci do rodka.
Nie chcê, ¿eby stali na ulicy i czekali, a¿ kto przejrzy listê tysi¹ca dwustu
nazwisk. A jeli bêdzie padaæ?
Rozumiem. Czy który z pañskich pracowników zna z widzenia wiêk-
szoæ goci?
Moja ¿ona odpar³ Bergman. Ja muszê przechadzaæ siê wród nich,
ale ona stoi w pobli¿u drzwi, przynajmniej z pocz¹tku, dopóki gocie przyby-
waj¹. Mog³aby daæ funkcjonariuszowi znak, gdyby zauwa¿y³a obc¹ twarz,
lecz wola³bym, ¿eby nie spêdzi³a przy wejciu ca³ego wieczoru.
Tak, to dobry pomys³. Policjant bêdzie zna³ portret pamiêciowy podej-
rzanego, ale nie wiemy, czy jest on precyzyjny.
Porozmawiam z ¿on¹. Zak³adam, ¿e kto bêdzie ko³o Sary przez ca³y czas.
Ja z ni¹ bêdê oznajmi³ Stone.
Czy pan jest policjantem, panie Barrington? Bo nie wygl¹da pan na
policjanta.
Nie jestem, ale kiedy by³em. Teraz pracujê jako adwokat. Chcê za-
znaczyæ, ¿e bezpieczeñstwo Sary interesuje mnie z przyczyn osobistych. Co
znajduje siê na piêtrze?
Pomieszczenia biurowe odpar³ Bergman. Wyjcie ewakuacyjne,
tam tak¿e wszystkie okna maj¹ solidne zabezpieczenia antyw³amaniowe.
Stone poczu³ sygna³ wibracyjny telefonu komórkowego w kieszeni. Wy-
ci¹gn¹³ rêkê do Bergmana.
Dziêkujê, panie Bergman. Nie bêdê panu zabiera³ wiêcej czasu.
Ale¿ proszê. Obaj jestemy zainteresowani bezpieczeñstwem Sary.
Mi³ego dnia.
Nawzajem. Stone odwróci³ siê i siêgn¹³ do kieszeni.
Halo?
Dino z tej strony. Musimy pogadaæ.
Mo¿e spotkamy siê na lunchu? Jestem niedaleko La Gouloue.
A wiêc za dziesiêæ minut.
Stone schowa³ komórkê do kieszeni i wyszed³ z galerii.
97
25
L
a Gouloue to modna restauracja przy Madison Avenue, której klientelê
stanowi¹ ludzie piêkni i bogaci oraz ci, którzy lubi¹ byæ widywani w ich
pobli¿u. Stone nie nale¿a³ do sta³ych bywalców, ale mimo to dosta³ dobry
stolik. Dino zjawi³ siê po chwili; zamówili posi³ek i drinki. Stone spojrza³ na
strapion¹ minê przyjaciela.
Co siê sta³o?
Dino wypi³ ³yk wody mineralnej.
Pamiêtasz Eloise Enzberg?
Kogo?
Kobietê, która korespondowa³a z Mitteldorferem, a wczeniej z nim
pracowa³a.
Aha, pamiêtam. Kaza³e j¹ wybadaæ po naszej wizycie w Sing Sing,
prawda?
Tak. Nic nam nie powiedzia³a, tak samo jak jego s¹siedzi.
Co z ni¹?
Ju¿ po niej.
Co takiego?
Dzisiaj rano znaleziono jej cia³o w rzece East River. Pracowa³a kiedy
w administracji pañstwowej, wiêc mieli jej odciski palców.
Podejrzewasz kogo?
Tylko jednego cz³owieka.
Dlaczego mia³by j¹ zabijaæ? spyta³ pow¹tpiewaj¹co Stone.
Mo¿e wykorzysta³ j¹, a póniej nie by³a mu ju¿ potrzebna.
Wykorzysta³ do czego? Przecie¿ by³ w wiêzieniu.
Wiem. Nie potrafiê powiedzieæ, do czego j¹ wykorzysta³.
Jak zginê³a?
Poder¿niêto jej gard³o odpar³ Dino.
Sk¹d to znamy, prawda?
A¿ za dobrze. To nie wszystko.
Mów.
Mia³a na sobie kostium Chanel.
Mo¿e by³a bogata?
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Zdaje siê, ¿e w zesz³ym roku odesz³a na wczeniejsz¹ emeryturê, i to
by³y jej wszystkie dochody. Nie mog³a dostaæ a¿ takiej emerytury.
A wiêc wykluczone, ¿eby mog³a sobie pozwoliæ na kostium Chanel?
Tak, o ile nie kupi³a go okazyjnie z drugiej rêki.
7 Kr¹g strachu
98
Nie jest to niemo¿liwe. Wybacz, ale to by³oby dziwne, gdyby Mittel-
dorfer zabi³ kobietê, która darzy³a go sympati¹ przez d³ugie lata. Poza tym,
jeli nie mylisz siê co do jej dochodów, to nie mog³o chodziæ o pieni¹dze.
Kelner przyniós³ posi³ek; jedli w milczeniu, pogr¹¿eni w mylach.
Powiedz mi co o swoim nowym samochodzie poprosi³ Dino.
Stone opisa³ wizytê w salonie Mercedesa.
Dino parskn¹³ miechem.
Nigdy w ¿yciu nie mia³e samochodu, a teraz ni st¹d, ni zow¹d kupu-
jesz takie cudo?
Stone wzruszy³ ramionami.
Sara powiedzia³a, ¿ebym kupi³ jaki ³adny wóz.
Ale opancerzony?
Lekko opancerzony. A poza tym, akurat teraz mo¿e mi siê przydaæ
opancerzony samochód, prawda?
Faktycznie przyzna³ Dino.
Stone od³o¿y³ widelec.
By³e ju¿ w domu Eloise Enzberg?
Nie, ale odwiedzili go detektywi, którzy znaleli zw³oki; mówi¹, ¿e to
zwyczajne mieszkanie, pasuj¹ce do jej stanu maj¹tkowego.
Pojedmy tam zaproponowa³ Stone.
Klucz jest w mojej kieszeni powiedzia³ Dino, przywo³uj¹c gestem
kelnera.
Mieszkanie znajdowa³o siê w niepozornym szeregowcu opodal York
Avenue, w dawnej dzielnicy niemieckiej, Germantown. Eloise Enzberg miesz-
ka³a na drugim piêtrze, w tylnej czêci budynku. Dino odsun¹³ ¿ó³t¹ tamê
zabezpieczaj¹c¹ i weszli do rodka.
Stone rozejrza³ siê. Mieszkanie wygl¹da³o przeciêtnie; ciê¿kie, niemiec-
kie meble odznacza³y siê swoist¹ elegancj¹. Stone zbli¿y³ siê do niewielkiego
biurka i zacz¹³ po kolei wysuwaæ szuflady.
Ksi¹¿eczka czekowa powiedzia³, wyjmuj¹c bloczek. Przerzuci³ wy-
rwane kartki; nie by³o tam nic godnego uwagi: op³aty mieszkaniowe i eksplo-
atacyjne, rachunki za produkty ¿ywnociowe, alkohol i naprawy domowe.
Nic ciekawego.
Stone przejrza³ stare czeki.
Wygl¹da na to, ¿e mia³a tylko jedn¹ kartê kredytow¹ z piêciuset dola-
rami na koncie.
Dino zagl¹da³ do szuflad w sypialni.
Wszystko bardzo schludnie u³o¿one powiedzia³ g³ono ale ¿ad-
nych ekstrawagancji.
99
Stone wszed³ do sypialni i otworzy³ garderobê.
Walizki pouk³adane, jakby siê nigdzie nie wybiera³a.
W garderobie znajdowa³o siê mnóstwo nieefektownej, wrêcz pospolitej
odzie¿y.
Nie by³a wielbicielk¹ fotografii rodzinnych stwierdzi³ Dino, wska-
zuj¹c toaletkê z dwoma zdjêciami oprawionymi w ramki. Jedno przedstawia-
³o kobietê po trzydziestce, ubran¹ w surow¹ czerñ; na drugim ta sama kobieta
trzyma³a w ramionach dziecko w koronkowym beciku. Wydaje mi siê, ¿e to
pani Enzberg w objêciach matki.
Stone skin¹³ g³ow¹.
Ubrania i buty dosyæ kiepskie zauwa¿y³. Znalaz³e jak¹ bi¿uteriê?
Dino wyj¹³ z szuflady toaletki satynowe puzderko.
Nie ma ¿adnych kosztownych rzeczy; to wszystko pochodzi chyba z Eu-
ropy.
Pewnie dosta³a od matki. Dowiedzia³e siê, kto by³ jej najbli¿szym
krewnym?
Siostrzeniec odpar³ Dino. Mieszka w Jersey. Znalelimy listy od
niego. Wróci³ do domu przed po³udniem; o niczym nie wiedzia³. Nie odwie-
dza³ ciotki od miesiêcy.
Zerknijmy do kuchni zaproponowa³ Stone. Pomieszczenie okaza³o
siê dobrze wyposa¿one w garnki, patelnie, no¿e i inne narzêdzia.
Widaæ, ¿e gotowanie traktowa³a powa¿nie doda³, otwieraj¹c szafkê.
Wysypa³ siê z niej stos starannie z³o¿onych reklamówek.
Spójrz tylko powiedzia³ Stone, k³ad¹c torby na blacie. Chanel, Saks,
Bergdorf, Ferragamo. Te marki k³uj¹ w oczy w takim otoczeniu, prawda?
Tak zgodzi³ siê Dino. Czy w ksi¹¿eczce czekowej lub wród para-
gonów za zakupy kart¹ znalaz³e jakie rachunki z tych sklepów?
Ani jednego.
A wiêc p³aci³a gotówk¹.
Lub kto p³aci³ za ni¹.
Mitteldorfer? Sk¹d wiêzieñ Sing Sing móg³by mieæ tyle pieniêdzy?
Dobre pytanie. Pamiêtasz, gdzie pracowa³ Mitteldorfer?
Dino wyj¹³ notes i przerzuci³ kilka kartek.
Ginzberg i OSullivan, firma buchalteryjna przy Czterdziestej Siód-
mej ulicy.
Pogadajmy z nimi.
Dino podniós³ s³uchawkê i, zerkaj¹c do notesu, wybra³ numer.
Czy móg³bym mówiæ z panem Ginzbergiem? Aha. A z panem OSul-
livanem? Rozumiem. Chodzi mi o informacjê na temat pewnego mê¿czyzny,
który odszed³ z firmy mniej wiêcej dwanacie lat temu. Czy znajdê kogo, kto
100
pracowa³ tam wtedy? Rozumiem. Mówi porucznik Bacchetti z dziewiêtna-
stego posterunku policji. Mogê prosiæ o jego adres i numer telefonu?
Zanotowa³ dane i roz³¹czy³ siê.
Pierwsi w³aciciele kilka lat temu sprzedali firmê i odeszli na emerytu-
rê oznajmi³. OSullivan jeszcze ¿yje; mieszka w osiedlu East Seventies.
Jedmy tam.
Daniel OSullivan by³ trochê nieokrzesanym Amerykaninem irlandzkiego
pochodzenia przed siedemdziesi¹tk¹. Mia³ bia³e w³osy i ró¿ow¹ cerê; jak na
swój wiek trzyma³ siê dobrze. Sprawia³ wra¿enie zadowolonego z odwiedzin.
Wprowadzi³ goci do gustownie urz¹dzonego mieszkania, które zajmowa³o ca³e
piêtro kamienicy. Zaproponowa³ drinka, a gdy odmówili, nala³ sobie.
Nieczêsto przyjmujê u siebie policjantów rzek³, rozsiadaj¹c siê
w wielkim fotelu. Czym mogê panom s³u¿yæ?
Panie OSullivan zacz¹³ Dino czy pamiêta pan Herberta Mitteldor-
fera?
Herbiego? Jak móg³bym go zapomnieæ? By³ jedynym z moich pra-
cowników o ile mi wiadomo który kogo zamordowa³.
Proszê powiedzieæ, jak¹ pracê wykonywa³ Mitteldorfer w pañskiej fir-
mie?
By³ moim najlepszym ksiêgowym.
Czy móg³by pan opisaæ, na czym dok³adnie polega³y jego obowi¹zki?
Zajmowa³ siê obs³ug¹ firm?
OSullivan potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie, my nie bylimy zwyk³¹ firm¹ buchalteryjn¹. Zarz¹dzalimy fun-
duszami ludzi teatru aktorów, producentów, scenografów, którzy stanowili
mietankê w swoich dziedzinach. P³acilimy ich rachunki, inwestowalimy
pieni¹dze, za³atwialimy kredyty, czasem sami po¿yczalimy im pieni¹dze,
kiedy klientom gorzej siê wiod³o.
A jak¹ rolê odgrywa³ Mitteldorfer?
Herbie zajmowa³ siê wszystkim po trosze. Zacz¹³ jako zwyk³y ksiêgo-
wy, ale okaza³ siê tak dobry, tak bystry, ¿e wkrótce zacz¹³ braæ czynny udzia³
w zarz¹dzaniu aktywami naszych klientów. Zanim dosz³o do tego niefor-
tunnego incydentu, Herbie faktycznie kierowa³ dzia³alnoci¹ firmy. Ja i mój
wspólnik mylelimy ju¿ wtedy o odejciu na emeryturê i bylimy gotowi
sprzedaæ mu nasze udzia³y. A tymczasem on zosta³ aresztowany i musielimy
od³o¿yæ nasze plany na póniej. Kilka lat zabra³o nam przygotowanie dwóch
pracowników do przejêcia obowi¹zków Herbiego. To w³anie im sprzedali-
my potem firmê.
Czy Mitteldorfer posiada³ jaki maj¹tek? spyta³ Stone.
101
Raczej jego ¿ona odpar³ OSullivan. Pochodzi³a z rodziny przed-
siêbiorców z Chicago, zajmuj¹cych siê produkcj¹ opakowañ do miêsa. Nie
mo¿na powiedzieæ, ¿eby by³a obrzydliwie bogata, ale posiada³a niewielk¹
fortunkê, któr¹ Herbie wietnie zainwestowa³. W chwili jej mierci mieli zda-
je siê oko³o dwóch, trzech milionów dolarów; wiem to od Herbiego. Prawni-
cy pewnie uszczknêli nieco z tej sumy, ale jestem pewien, ¿e id¹c do wiêzie-
nia, ci¹gle jeszcze mia³ trochê od³o¿onych pieniêdzy. No i by³o jeszcze bardzo
³adne mieszkanko przy Park Avenue, które ona dosta³a od rodziny w prezen-
cie lubnym. Wydaje mi siê, ¿e zosta³o sprzedane.
Ale jako zabójca ¿ony, Mitteldorfer nie móg³ odziedziczyæ jej maj¹t-
ku zauwa¿y³ Stone.
Wszystko to by³o od wielu lat zapisane na nazwisko Herbiego odpar³
OSullivan. Ju¿ on wiedzia³, jak to za³atwiæ.
Czy pamiêta pan inn¹ pracowniczkê pañskiej firmy, niejak¹ Eloise
Enzberg?
Oczywicie, ¿e tak. By³a kierowniczk¹ biura, najlepiej zorganizowan¹
osob¹, jak¹ zna³em. To dziêki niej wszystko dzia³a³o jak trzeba, dzieñ w dzieñ.
Jeli otrzyma³a jakie zadanie, potrafi³a je wykonaæ lepiej ni¿ ktokolwiek inny,
i nigdy nie zdarzy³a jej siê najdrobniejsza wpadka. Wystarczy³o powiedzieæ
Eloise Wyje¿d¿am na tydzieñ do Londynu, a ona w ci¹gu godziny zd¹¿y³a
zarezerwowaæ hotel, restauracjê i samochód z kierowc¹. A kiedy dociera³o
siê na miejsce, czeka³ ju¿ odpowiedni apartament, zaopatrzony w dodatkowe
rêczniki, a w lodówce sta³a butelka wina.
Czy wie pan, co ³¹czy³o Mitteldorfera i pannê Enzberg? spyta³ Stone.
No có¿ umiechn¹³ siê OSullivan robi³a s³odkie oczy do Herbie-
go, a jak¿e. Kiedy oskar¿ono go o zabójstwo ¿ony, nie uwierzy³a. Bywa³a
codziennie w s¹dzie, zanosi³a mu ró¿ne rzeczy do wiêzienia, ksi¹¿ki, owoce.
Ale musicie panowie wiedzieæ, ¿e kobiety mia³y s³aboæ do Herbiego. Nie by³
szczególnie przystojny, ale umia³ siê gustownie ubraæ, oczarowaæ wdziêkiem,
inteligencj¹ i nigdy nie zapomina³ o urodzinach pañ. Mia³ ca³kiem ³adn¹ ¿onê.
Os³upia³em na wieæ, ¿e j¹ zabi³. Wszystkich nas to zdumia³o.
Mitteldorfera zwolniono z wiêzienia kilka dni temu powiedzia³
Dino. A dzi rano w East River znaleziono cia³o Eloise Enzberg z poder¿-
niêtym gard³em.
OSullivan posmutnia³.
Strasznie mi przykro to s³yszeæ. Eloise by³a tak¹ dobr¹ kobiet¹. Zamyli³
siê. A Herbie jest na wolnoci? Uwa¿acie panowie, ¿e to ma jaki zwi¹zek?
S¹dzi pan, ¿e Herbert Mitteldorfer móg³ zabiæ Eloise Enzberg? spy-
ta³ Stone.
Ale¿ sk¹d, to wykluczone ¿achn¹³ siê OSullivan. Herbie nigdy by
czego takiego nie zrobi³.
102
Zamilk³ na chwilê.
Choæ z drugiej strony dok³adnie to samo mówilimy, kiedy zamordo-
wa³ ¿onê.
26
H
oward Menzies wyszed³ z mieszkania punktualnie o dziewi¹tej ubrany
w swój najbardziej tradycyjny garnitur. Bezwiednie dotyka³ palcami bro-
dy, któr¹ niedawno zapuci³.
Portier przywita³ go nadzwyczaj ciep³o.
Jak siê miewa pan i ma³¿onka? spyta³.
Ja czujê siê doskonale, Jeff, ale moja ¿ona niestety zaniemog³a podczas
wizyty u przyjació³ki i zosta³a u niej na noc. W³anie siê do niej wybieram.
Mam nadziejê, ¿e pañska ¿ona czuje siê ju¿ lepiej powiedzia³ por-
tier. ¯yczy pan sobie taksówkê?
Nie, wolê siê przespacerowaæ odpar³ Menzies. Ach, by³bym zapo-
mnia³. Nied³ugo zjawi siê tu kilku ludzi z pakunkami. Bêd¹ co instalowaæ
w moim mieszkaniu. Proszê ich wpuciæ.
Oczywicie, proszê pana.
Menzies ranym krokiem pomaszerowa³ do Pi¹tej Alei i ruszy³ jej zachod-
ni¹ stron¹ wzd³u¿ Central Parku. Dotar³ do rogu Piêædziesi¹tej Dziewi¹tej ulicy
i wszed³ do hotelu Plaza. Usiad³ przy stoliku ko³o okna w sali edwardiañskiej
i zjad³ obfite niadanie. Posiliwszy siê, opuci³ restauracjê, przeszed³ na drug¹
stronê Pi¹tej Alei i znalaz³ siê naprzeciwko magazynu mody mêskiej Bergdorf
Goodman, który w³anie by³ otwierany. Menzies zdziwi³ siê, ¿e podczas jego
nieobecnoci w miecie powsta³o tyle eleganckich sklepów. W salonie Charve-
ta naby³ kilkanacie koszul i krawatów. Wjecha³ wind¹ na górê i zerkn¹wszy na
wystawy, wkroczy³ do sklepu Oxford, gdzie zakupi³ cztery garnitury, z satys-
fakcj¹ konstatuj¹c, ¿e rozmiar trzydzieci osiem nadal pasuje na niego idealnie.
Tylko nogawki spodni nale¿a³o odrobinê skróciæ. Menzies za¿yczy³ sobie, aby
jeden garnitur przygotowano mu natychmiast; przez pó³ godziny przechadza³
siê po okolicy, dokonuj¹c innych zakupów. Wróciwszy do sklepu, za³o¿y³ nowy
garnitur, koszulê, krawat i buty; stare ubranie kaza³ wyrzuciæ. Na koniec kupi³
kapelusz; wychodz¹c, zauwa¿y³ starowieck¹ laskê z koci s³oniowej ze srebr-
n¹ rêkojeci¹, która bardzo mu siê spodoba³a.
Machaj¹c niedbale najnowszym nabytkiem, Menzies poczu³ siê jak praw-
dziwy elegant z innej epoki; przekroczy³ Pi¹t¹ Alejê i dotar³ do budynku, któ-
rego adres znalaz³ w Internecie. Wjecha³ wind¹ na najwy¿sze piêtro i znalaz³
103
siê w komfortowo wyposa¿onej, choæ nieco pozbawionej charakteru pocze-
kalni. Poda³ nazwisko recepcjonicie, który wprowadzi³ go do nastêpnego
pomieszczenia i wskaza³ fotel fryzjerski.
Dwie godziny póniej opuszcza³ zak³ad z niewielk¹, ale wietnie dopa-
sowan¹ do siwych w³osów peruczk¹ na g³owie; tupecik ods³ania³ ponadto
du¿o czo³a, co sprawia³o, ¿e wygl¹da³ jeszcze naturalniej. Menzies, w pe³ni
ju¿ teraz wyekwipowany, znalaz³ zak³ad fotograficzny i zrobi³ sobie dwa zdjê-
cia paszportowe. Nastêpnie uda³ siê do firmy us³ugowej specjalizuj¹cej siê
w szybkim za³atwianiu wiz i paszportów; zostawi³ tam fotografie, wype³nio-
ny formularz paszportowy, dokumenty legalizuj¹ce zmianê nazwiska oraz op³a-
tê. Paszport mia³ otrzymaæ nastêpnego dnia.
Ruszy³ z powrotem Pi¹t¹ Alej¹; wst¹pi³ po drodze do salonu Cartiera,
obejrza³ uwa¿nie wystawione zegarki i wybra³ z³oty model Tank Francais
z bransolet¹, który natychmiast za³o¿y³. Kupi³ jeszcze now¹ walizkê w skle-
pie T. Anthony przy Park Avenue, pi¿amê w salonie Sulka, myd³o i przybory
toaletowe w Caswell-Massey, a w Dempsey & Carroll zamówi³ artyku³y pi-
miennicze oraz wizytówki. Na koniec wkroczy³ do punktu sprzeda¿y Merce-
desa przy Park Avenue.
Zatrzyma³ siê przed srebrzyst¹ limuzyn¹ S 600 obracaj¹c¹ siê powoli na
okr¹g³ym podecie.
Czym mogê panu s³u¿yæ? spyta³ sprzedawca, dyskretnie zerkn¹wszy
na szykowne ubranie klienta.
Zdaje siê, ¿e ten wóz ma dwunastocylindrowy silnik, prawda? spyta³
Menzies, wskazuj¹c auto lask¹.
Tak, proszê pana. Mo¿na powiedzieæ, ¿e to najlepszy samochód na
wiecie.
A ile kosztuje?
Sprzedawca wymieni³ cenê.
Do tego nale¿y dodaæ podatki, w tym za wysokie zu¿ycie paliwa oraz
od luksusu doda³.
Biorê rzuci³ Menzies.
Sprzedawca z trudem opanowa³ przyspieszony oddech. To ju¿ druga osza-
³amiaj¹ca transakcja, jakiej uda³o mu siê dokonaæ w ci¹gu tygodnia; jego pre-
mia wi¹teczna ros³a w zawrotnym tempie.
Proszê spocz¹æ powiedzia³. Wype³nimy odpowiednie dokumenty
i za³atwimy rejestracjê.
Menzies usiad³, poda³ swoje dane i wypisa³ czek.
W drodze powrotnej do mieszkania przy Park Avenue pozwoli³ sobie na
chwilê upojenia wolnoci¹ i bogactwem. Wiele lat temu nie planowa³ czynu, za
104
który mia³ trafiæ do wiêzienia; tego feralnego dnia straci³ po prostu panowanie
nad sob¹. Kiedy jednak znalaz³ siê w wiêzieniu, mia³ dwanacie lat na zaplano-
wanie, jak bêdzie wygl¹da³o jego ¿ycie po wyjciu na wolnoæ. Teraz realizo-
wa³ te plany. W ci¹gu miesi¹ca pracy w wiêziennym biurze zdo³a³ wykazaæ
swoj¹ wartoæ; dwa lata trwa³o zdobycie namiastki wolnoci w postaci przepu-
stek, a kolejne dwa zaskarbienie sobie zaufania kapitana stra¿y wiêziennej
Warkowskiego oraz pozosta³ych urzêdników zak³adu karnego, którym dora-
dza³ w sprawach finansowych. Prze³omem okaza³a siê jego rada, aby wycofali
siê z rynku papierów wartociowych tu¿ przed za³amaniem gie³dowym w 1987
roku, za prezydentury Reagana. To mistrzowskie posuniêcie oraz lawinowy wzrost
notowañ akcji na gie³dzie w latach dziewiêædziesi¹tych pozwoli³y mu dziesiêcio-
krotnie powiêkszyæ maj¹tek nowych klientów, a przy okazji swój. Siedem lat
temu, dziêki pomocy Eloise Enzberg, w ca³kowicie legalny sposób zmieni³ na-
zwisko. A póniej, jeszcze zanim gubernator, id¹c za rad¹ wdziêcznego naczelni-
ka i rady kuratoryjnej, wyrazi³ zgodê na zwolnienie bezwarunkowe, Mitteldorfer
sta³ siê najbardziej znanym i lubianym pensjonariuszem Sing Sing.
Zbli¿aj¹c siê do domu, Menzies uwiadomi³ sobie, ¿e uniesienie stêpi³o
mu trzewoæ umys³u. Nie powinien pokazywaæ siê portierowi w nowiutkim
ubraniu w dniu, w którym jego ¿ona zapad³a rzekomo na nag³¹ chorobê. Za-
czeka³, a¿ Jeff wyjdzie z budynku, aby zamówiæ taksówkê dla którego z miesz-
kañców, i dopiero wtedy wlizn¹³ siê do rodka.
Komputer czeka³ ju¿ gotowy do pracy, a dokumenty i dyskietki le¿a³y
obok w pud³ach. Menzies przejrza³ je dok³adnie, dr¹c wszystkie papiery pod-
pisane nazwiskiem Mitteldorfer i wrzucaj¹c do plastikowych toreb. W³¹czy³
komputer i z przyjemnoci¹ zerkn¹³ na notowania akcji, które wci¹¿ ros³y.
Gdy koñczy³ jeæ lunch, zadzwoni³ domofon. Menzies podniós³ s³uchawkê.
Mówi Jeff, portier. Pewien d¿entelmen przyprowadzi³ pañski wóz.
Powiedz mu, ¿e zaraz zejdê do gara¿u.
Tak, proszê pana.
Menzies zjecha³ wind¹ na dó³. Sprzedawca sprawdzi³ wszystkie mecha-
nizmy i wyposa¿enie samochodu. Menzies nie móg³ siê doczekaæ chwili, kie-
dy usi¹dzie za kierownic¹, ale wiedzia³, ¿e bêdzie móg³ to zrobiæ dopiero, gdy
otrzyma prawo jazdy. Wola³ nie nara¿aæ siê na najmniejszy nawet konflikt
z prawem. Podziêkowa³ sprzedawcy i wróci³ do mieszkania.
Zadzwoni³ przez wewnêtrzny telefon do Jeffa.
Parê dni temu kupi³em kilka rzeczy, które zostan¹ dzisiaj dostarczo-
ne oznajmi³.
Oczywicie, proszê pana. Przyniosê je natychmiast na górê. Jak siê
czuje pani Menzies?
Niestety, okaza³o siê, ¿e mia³a atak serca. Bardzo siê o ni¹ martwiê. Za
kilka minut pójdê z³o¿yæ jej wizytê.
105
Pomodlê siê za zdrowie pañskiej ¿ony.
Dobry pomys³, Jeff odrzek³ Menzies, z umiechem odk³adaj¹c s³u-
chawkê.
27
D
ino powoli okr¹¿y³ mercedesa.
Bo¿e drogi, a¿ strach patrzeæ na ten wóz.
Od standardowego modelu ró¿ni siê na zewn¹trz tylko listwami z bo-
ku i listw¹ aerodynamiczn¹ z przodu odpar³ Stone, otwieraj¹c drzwi. No
i oczywicie przyciemnion¹ szyb¹ z ty³u. Ale pod mask¹, to ju¿ zupe³nie inna
historia.
Ja poprowadzê zaproponowa³ Dino.
Chyba oszala³e. Ty zawsze jedzisz, jakby ukrad³ samochód. Jeli
kiedykolwiek usi¹dziesz za kierownic¹ tego wozu, to tylko na torze wycigo-
wym, o ile zechcesz siê pofatygowaæ.
Ale ty nieu¿yty, Stone mrukn¹³ Dino, wsiadaj¹c po stronie pasa¿e-
ra. Wiesz o tym?
Tak. Dojadê do Mostu Brookliñskiego, a potem bêdziesz musia³ mnie
pokierowaæ. Nigdy nie zapuci³em siê dalej w Brooklyn ni¿ do River Cafe.
Rzeczywicie niedaleko. Jed, a ja bêdê siê rozgl¹da³, czy kto nie siedzi
nam na ogonie. Wola³bym, ¿eby nikt nie zawlók³ siê za nami do Bianchiego.
Stone ruszy³.
To bêdzie ciekawe spotkanie. Nie mia³em dot¹d okazji poznaæ twoje-
go tecia.
W takim razie szczêciarz z ciebie stwierdzi³ Dino bo to kawa³ skur-
czybyka. Nigdy nie przyjmuj od niego ¿adnego zlecenia; bêdzie mia³ ciê w kie-
szeni, zanim siê obejrzysz. Nie pozwala mi zapomnieæ, sk¹d siê wziê³o nasze
mieszkanie.
Ile stary ma lat?
Nie chce nikomu powiedzieæ, ale musi mieæ ponad siedemdziesi¹t.
Wydawa³oby siê, ¿e ca³e ¿ycie prze¿yte w zbrodni powinno zostawiæ jaki
lad na twarzy, ale gdzie tam. Nie ma sprawiedliwoci na tym wiecie. À pro-
pos, nie zdziw siê, je¿eli wszystko, co tam powiesz, zostanie nagrane na ta-
mach jednej lub dwóch agend rz¹dowych.
Za³o¿yli u niego pods³uch?
Pewnie nie, ale stary nie ma co do tego pewnoci. Ta dokuczliwa w¹t-
pliwoæ to chyba jedyna kara, jakiej zazna za ¿ycia.
106
Ale przecie¿ federalni i tak go kiedy dopadn¹. Wszystkich wy³apuj¹
prêdzej czy póniej, prawda?
Nie liczy³bym na to. Jeden facet z FBI powiedzia³ mi niedawno, ¿e nie
s¹ nawet pewni, czy stary nale¿y do mafii. On posiada ca³¹ sieæ zupe³nie
legalnych firm, które nigdy nie ³ami¹ prawa i sumiennie p³ac¹ podatki, wiêc
ma podk³adkê na swoje dochody. Prowadzi interesy z miastem i stanem i ni-
gdy nie daje ³apówek. Wszystkie mo¿liwe urzêdy kontroli i nadzoru przetrz¹-
snê³y ka¿de z jego przedsiêbiorstw i niczego nie znalaz³y. Po ostatnim naje-
dzie ekipy z urzêdu skarbowego stary dosta³ pó³ miliona zwrotu nadp³aconego
podatku.
Stone parskn¹³ miechem.
Wygl¹da na to, ¿e jest kuty na cztery nogi.
Stary zarobi³ tyle legalnych dolców, ¿e mo¿e sobie ¿yæ jak wenecki
ksi¹¿ê. Ma tam zreszt¹ pa³ac, a to przecie¿ daleko od terenów ³owieckich
mafii. Ma te¿ willê nad samym oceanem w Vero Beach na Florydzie, gdzie
mafia siê nie zapuszcza. W¹tpiê, czy kiedykolwiek odwiedzi³ Sycyliê, cho-
cia¿ stamt¹d pochodzi jego rodzina.
Jeli tak dobrze mu siê powodzi w legalnych interesach, to dlaczego
trzyma z mafi¹?
Mam na to swoj¹ teoriê. Po pierwsze, zacz¹³ dziêki pieni¹dzom ojca,
a ten by³ jednym z pionierów starej mafii, która rozkwit³a za prohibicji. Edu-
ardo dosta³ siê na uniwersytet Columbia, gdzie skoñczy³ dwa fakultety: pra-
wo i ksiêgowoæ; podejrzewam, ¿e uczy³ siê tam g³ównie metod ukrywania
dochodów. To by³o za czasów tego palanta J. Edgara Hoovera, który twier-
dzi³, ¿e mafia w ogóle nie istnieje. Po studiach Eduardo unika³ jak zarazy
wszystkiego, co choæby pachnia³o mafi¹. Z wyj¹tkiem ojca, rzecz jasna, który
zmar³ w wieku szeædziesiêciu lat, kiedy Eduardo dochodzi³ trzydziestki. Za-
nim FBI zwróci³o na niego uwagê, zostawi³ tak daleko za sob¹ wszystkie
ciemne sprawki, ¿e nie znaleli na niego absolutnie nic.
A wiêc w jaki sposób rz¹dzi rodzin¹?
Kiedy chce co za³atwiæ, szepcze komu polecenie na ucho, a tamten
nastêpnemu i tak dalej, a¿ ród³o rozkazu jest niemo¿liwe do ustalenia.
Czemu nikt go dot¹d nie wyda³?
M³odzi z innych rodzin s¹ g³upi, wiedz¹ tyle co FBI. Jeli nawet który
zaczyna zeznawaæ, to i tak nie ma nic na starego. Niektórzy wiedz¹, czym siê
Bianchi naprawdê zajmuje, ale nie maj¹ dowodów.
A dlaczego nie za³atwi³ go kto z najbli¿szego otoczenia?
Stary jest za sprytny. P³aci im tak, ¿e nie maj¹ na co narzekaæ. Podej-
rzewam, ¿e rozwi¹za³ ju¿ problem sukcesji, wiêc po jego mierci nie bêdzie
¿adnej wiêkszej rozróby. O ile w ogóle zamierza umrzeæ.
Jak mylisz, po co zaprosi³ mnie na kolacjê?
107
Kto go tam wie? Pewnie us³ysza³ o tobie od Mary Ann; przecie¿ ona
mieszka u niego od pewnego czasu. Poza tym pamiêta twoje nazwisko z cza-
sów, gdy razem pracowalimy. No i czyta gazety.
Przejechali most; Dino zacz¹³ wskazywaæ drogê.
Co nowego w sprawie Mitteldorfera? spyta³ Stone.
Wiemy, ¿e zmy³ siê z powierzchni ziemi. I tyle.
Po co on to wszystko robi? Dosta³ przecie¿ bezwarunkowe zwolnienie,
jest czysty i najwyraniej nie brakuje mu forsy. Czemu postanowi³ znikn¹æ?
Móg³ pomyleæ, ¿e zechcemy z nim porozmawiaæ po mierci Eloise
Enzberg odpar³ Dino.
Mitteldorfer jest cwany. Jeli j¹ za³atwi³, to przecie¿ nie powinien zo-
stawiaæ zw³ok w rzece, i to ubranych w kostium Chanel.
Wiemy, ¿e kto mu pomaga. Mo¿e ten drugi nie jest a¿ tak sprytny?
Na pewno ma pomocnika zgodzi³ siê Stone. Mylisz, ¿e to jaki
kumpel z Sing Sing?
Sprawdzilimy nazwiska wszystkich, którzy odsiadywali tam karê w ci¹-
gu ostatnich dwóch lat, i nie znalelimy ¿adnego zwi¹zku. A gdzie jest Sara?
Wiesza obrazy w galerii. S¹ z ni¹ Anderson i Kelly. Jutro wernisa¿,
zapomnia³e?
A, tak.
Przyjdziesz z Mary Ann, prawda?
Przyjdê sam. Nie pozwolê jej wyjæ z domu tecia, dopóki to siê nie
skoñczy. O ile kiedykolwiek siê skoñczy. Muszê ci co powiedzieæ, Stone. Po
jutrzejszym otwarciu wystawy nie bêdê móg³ d³u¿ej dawaæ wam obstawy.
To za wczenie, Dino.
Przecie¿ wiesz, ¿e nie ja o tym decydujê. Tak naprawdê, nikt w wy-
dziale nie wierzy, ¿e te morderstwa maj¹ zwi¹zek z tob¹ i ze mn¹. Uwa¿aj¹
mnie za wariata.
A napad na Mary Ann?
Mówi¹, ¿e to sprawka jakiego przypadkowego bandziora.
Mimo ¿e poda³a rysopis zgadzaj¹cy siê z portretem pamiêciowym
mordercy, którego razem widzielimy przez okno mojego domu?
Uwa¿aj¹, ¿e w jaki sposób go jej zasugerowa³em. Od pewnego czasu
nic siê nie dzieje, wiêc wszyscy maj¹ ju¿ doæ tego ledztwa. I tak d³ugo uda-
wa³o mi siê to ci¹gn¹æ. Od jutrzejszego wieczora zostajemy z nim sam na
sam. Musisz pomyleæ, jak zapewniæ ochronê Sarze.
Jeszcze siê nad tym nie zastanawia³em.
Wiem, ¿e to nie bêdzie ³atwe. Mary Ann i Ben s¹ bezpieczni w domu
starego, a ja potrafiê siê sam upilnowaæ. Ale tobie nie zazdroszczê bêdziesz
musia³ ograniczyæ ruchy Sary. A ona nie nale¿y do kobiet, które pozwalaj¹ siê
kontrolowaæ.
108
To fakt. Próbowa³em j¹ namówiæ, ¿eby odwiedzi³a rodziców w Anglii,
ale tak d³ugo nie by³a w Nowym Jorku, ¿e chyba siê stêskni³a i nie chce wy-
je¿d¿aæ.
Wyjazd do Anglii to wietny pomys³. Chcesz, ¿ebym z ni¹ pogada³?
S¹dzisz, ¿e to co da?
W¹tpiê odpar³ Stone. Pomyli, ¿e chcemy jej zrobiæ wodê z móz-
gu, i bêdzie siê stawiaæ jeszcze mocniej.
Ach, te kobiety westchn¹³ Dino.
Tak.
No to jestemy. Dino wskaza³ ¿elazn¹ bramê z lewej strony. Po pra-
wej widaæ by³o ocean.
Stone skrêci³ na podjazd i zatrzyma³ siê przed budk¹ stra¿nika.
Zadzwoñ i przedstaw siê powiedzia³ Dino.
Po chwili skrzyd³a bramy rozsunê³y siê bezszelestnie.
28
S
tone spodziewa³ siê ujrzeæ dom przypominaj¹cy siedzibê Don Vita Cor-
leone z Ojca chrzestnego dyskretn¹, anonimow¹, ukryt¹ przed niepo¿¹-
danymi spojrzeniami. Tymczasem zobaczy³ klasyczny dworek otoczony piê-
cioma akrami nienagannie utrzymanego trawnika.
Wydaje mi siê, ¿e nie jestemy ju¿ w Brooklynie.
A jednak odpar³ Dino. Brooklyn niejedn¹ ma twarz.
Krêty ¿wirowy podjazd prowadzi³ do samych drzwi rezydencji. Wysia-
daj¹c z samochodu, Stone us³ysza³ szmer wody dochodz¹cy z fontanny po-
rodku placu. Drzwi otwar³y siê, zanim zd¹¿y³ zadzwoniæ.
Dobry wieczór, panie Bacchetti powiedzia³ z w³oskim akcentem ni-
ski siwow³osy mê¿czyzna w czarnym garniturze.
Jak siê masz, Pete?
Tamten spojrza³ karc¹co na Dina.
Dobry wieczór, panie Barrington. Mam na imiê Pietro. Proszê têdy.
Przeszli przez wyk³adany marmurem hol i du¿y wykwintnie umeblowa-
ny salon do drugiego mniejszego saloniku wyk³adanego piêkn¹ boazeri¹.
W naro¿nym kominku weso³o trzaska³ ogieñ. Obrazy na cianach przedsta-
wia³y fantazyjne ruiny pa³aców na tle w³oskich krajobrazów.
Czy mogê panom podaæ co do picia? spyta³ Pietro.
Scotcha odpar³ Dino. Ale jakiego dobrego, Pete.
Dobrze pan wie, ¿e innych nie posiadamy. A dla pana, panie Barrington?
109
Strega z lodem.
Stone podszed³ do fotela przy kominku.
Nie tam powiedzia³ Dino. To grzêda starego. Kaza³by Peteowi
poder¿n¹æ ci gard³o w drodze powrotnej.
Stone wybra³ inny fotel.
Ten facet najwyraniej nie lubi, kiedy nazywasz go Pete; czemu to
robisz?
Dino usiad³.
Dwadziecia lat temu wo³ali na niego Ma³y Pete Drago; by³ specjalist¹
od mokrej roboty na us³ugach szajki z Mulberry Street. Mylê, ¿e zd¹¿y³ uzbie-
raæ ze dwadziecia karbów na kolbie swojej spluwy. Nie chcê, ¿eby o tym
zapomnia³.
Dwadziecia lat temu? Pamiêtliwy z ciebie drañ, Dino.
Jestem W³ochem, to chyba wszystko wyjania.
Pietro przyniós³ drinki.
Pani Bacchetti jeszcze siê przebiera, a pan Bianchi jest w ogrodzie
z Benem; wkrótce do panów do³¹czy.
Dziêki, Pete odrzek³ Dino, próbuj¹c scotcha.
Pietro wyszed³ i zamkn¹³ za sob¹ drzwi.
Uwa¿aj, ¿eby nie wykonywaæ ¿adnych gwa³townych ruchów w stronê
Eduardo, bo Pete w mgnieniu oka wsadzi ci sztylet miêdzy ¿ebra.
Postaram siê uwa¿aæ.
Drzwi otwar³y siê i stanê³y w nich dwie kobiety. Pierwsza wesz³a Mary
Ann; za ni¹ ukaza³a siê dziewczyna tak piêkna, ¿e Stone zamar³ z wra¿enia.
Dopiero po chwili otrz¹sn¹³ siê, i wsta³.
Mary Ann zbli¿y³a siê do niego i poca³owa³a w policzek.
Jak siê masz, s³onko szepnê³a. Odwróci³a siê i wskaza³a swoj¹ towa-
rzyszkê. Przedstawiam ci moj¹ siostrê, Rosariê; w rodzinie nazywamy j¹
Dolce. Kochanie, to jest nasz przyjaciel Stone Barrington.
Dolce Bianchi przep³ynê³a przez salon i poda³a d³oñ Stoneowi. By³a o pó³
g³owy wy¿sza od Mary Ann; doskonale skrojona czarna suknia wietnie pod-
krela³a jej pe³ne piersi i w¹skie biodra.
Czeæ, Stone powiedzia³a niskim, aksamitnym g³osem.
Stone zaniemówi³.
Czeæ odezwa³ siê po d³u¿szej chwili. Zdawa³o mu siê, ¿e ma przed
sob¹ sycylijsk¹ ksiê¿niczkê. Jej w³osy opada³y ciemnymi falami na ramiona;
na szyi nosi³a diamentowy naszyjnik, który wygl¹da³ jak zdjêty z wystawy
salonu jubilerskiego Harryego Winstona.
Zanim ktokolwiek zd¹¿y³ siê odezwaæ, w pokoju ukaza³ siê Eduardo
Bianchi. Wsun¹³ siê cicho, prawie niepostrze¿enie, tak ¿e Stone nie od razu
uwiadomi³ sobie jego obecnoæ. Gospodarz okaza³ siê wysokim, przystojnym
110
mê¿czyzn¹ o stalowoszarych w³osach, bia³ych na skroniach, ubranym w dwu-
rzêdowy pr¹¿kowany garnitur, który z pewnoci¹ nigdy nie zosta³ pognie-
ciony.
Witam, panie Barrington. Jak siê pan miewa? Jestem Eduardo Bian-
chi powiedzia³. Jego g³os by³ doskonale modulowany, kulturalny, pozba-
wiony obcego akcentu.
Dobry wieczór, panie Bianchi odrzek³ Stone. Uzna³, ¿e ten cz³owiek
móg³by prowadziæ program telewizyjny powiêcony klasyce teatralnej.
Dino zwróci³ siê Bianchi do ziêcia mo¿esz teraz powiedzieæ do-
branoc Benowi; jest w swoim pokoju.
Dino wyszed³.
Bianchi da³ znak, ¿e mog¹ usi¹æ. Zaj¹³ miejsce i wzi¹³ kieliszek stregi ze
srebrnej tacy, któr¹ podsun¹³ mu Pietro.
Stone ucieszy³ siê, ¿e wybra³ ten sam trunek, a jeszcze bardziej z tego, ¿e
nie zaj¹³ zwyczajowego miejsca gospodarza. Bianchi roztacza³ wokó³ siebie
niemal monarsz¹ aurê; Stone czu³, ¿e to spotkanie wymaga najlepszych ma-
nier, na jakie go staæ.
Mam nadziejê, ¿e droga minê³a panu przyjemnie powiedzia³ Bian-
chi.
Ale¿ tak odpar³ Stone. Nie wiedzia³em, ¿e Brooklyn mo¿e byæ tak
piêkny.
Moja rodzina od lat stara³a siê uszlachetniæ tê czêæ dzielnicy. Ojciec
pragn¹³, ¿eby jego dom stan¹³ w ³adnej okolicy. Niestety, zmar³, zanim zd¹¿y³
go wybudowaæ. Dopiero ja dokoñczy³em tego dzie³a na ziemi, któr¹ on naby³.
Dom jest naprawdê wspania³y. Nale¿¹ siê panu gratulacje.
Dziêkujê odpar³ Bianchi z lekkim skinieniem g³owy. Mi³o mi, ¿e
pan to docenia.
Stone nie wiedzia³, co myleæ. Czy¿by to by³ ten szkaradny potwór, któ-
rego Dino od lat przeklina³ przy ka¿dej sposobnoci?
Dino wsun¹³ siê cicho do salonu i zaj¹³ miejsce.
Mój ziêæ okaza³ siê oporny na czar tego domu rzek³ Bianchi z ¿alem
w g³osie. Dino woli Manhattan.
Wypowiedzia³ tê nazwê, jakby chodzi³o o koloniê karn¹ u wybrze¿y Long
Island.
Dino milcza³, co by³o do niego niepodobne.
Stone i Bianchi gawêdzili spokojnie przez pó³ godziny, a pozostali sie-
dzieli w milczeniu i s³uchali. Wreszcie w drzwiach stan¹³ Pietro i uk³oni³ siê
lekko.
A, tak, podano do sto³u powiedzia³ Bianchi. Kaza³e nakryæ w ma³ej
jadalni, Pietro?
Tak jest, proszê pana.
111
Bianchi poprowadzi³ do uroczego niewielkiego pomieszczenia, gdzie
rozmieci³ goci wokó³ antycznego sto³u zastawionego w³oskim srebrem, an-
gielsk¹ porcelan¹ i francuskimi kryszta³ami.
Stone dosta³ miejsce obok piêknej Dolce, która nie odezwa³a siê od chwili,
kiedy do salonu wszed³ ojciec.
Przemówi³a dopiero teraz.
S³ysza³am, ¿e jest pan adwokatem, panie Barrington.
To prawda.
W czym siê pan specjalizuje?
W tym, czego oczekuj¹ ode mnie klienci odpar³ Stone.
To bardzo dobrze. Jak¿e czêsto prawnicy zapominaj¹, ¿e to oni maj¹
s³u¿yæ klientom, a nie odwrotnie.
Przyznajê, ¿e pozna³em takich.
Ja równie¿ powiedzia³a Dolce.
Stone, który dawno zapomnia³ o tym, ¿e Mary Ann ma siostrê, gotów by³
zgodziæ siê ze wszystkim, co powie ta zjawiskowa istota.
Moja m³odsza córka nie zna³aby tak dobrze prawników, gdyby czê-
ciej sz³a za rad¹ ojca odezwa³ siê Bianchi.
Tak, papo odrzek³a pos³usznie dziewczyna.
Stone wyczu³, ¿e potulnoæ niezupe³nie le¿y w jej naturze. Postawiono
przed nim risotto z grzybami. Starannie wybrawszy widelec, skosztowa³ i po-
czu³ siê, jakby nagle trafi³ do nieznanej krainy.
Czy by³ pan kiedy w Italii, panie Barrington? spyta³ Bianchi, jakby
czytaj¹c w jego mylach.
Z przykroci¹ muszê powiedzieæ, ¿e nie odpar³ Stone. Mam przy-
jació³kê, która w³anie wróci³a po kilku latach spêdzonych w Toskanii i wyra-
¿a siê o niej w samych superlatywach.
Mówi pan zdaje siê o pannie Buckminster, tej malarce, prawda?
Tak potwierdzi³ zaskoczony Stone.
Pamiêtam jej prace z czasu, kiedy mieszka³a w Nowym Jorku ci¹-
gn¹³ Bianchi. Wydawa³o mi siê, ¿e jest obiecuj¹c¹ artystk¹, choæ nie do
koñca ukszta³towan¹. Rozumiem, ¿e w najnowszych obrazach nada³a swoim
wizjom jeszcze doskonalszy wyraz artystyczny.
Jest znakomit¹ malark¹ powiedzia³ Stone.
Pan to potrafi oceniæ, prawda? Przecie¿ pañska matka by³a wybitn¹
artystk¹.
Dziêkujê. Byæ mo¿e odziedziczy³em po mamie umiejêtnoæ docenie-
nia walorów malarstwa, ale nie talent, niestety.
Kilkakrotnie próbowa³em kupiæ obrazy Matyldy Stone, ale zawsze mnie
kto przelicytowa³.
Stone zdziwi³ siê, ¿e ktokolwiek móg³ przelicytowaæ Bianchiego.
112
Musi pan próbowaæ dalej.
I bêdê. Za którym razem na pewno mi siê uda.
Lokaj zabra³ pusty talerz Stonea i poda³ g³ówne danie, którym by³o osso
bucco.
Dzisiejszy posi³ek zawdziêczamy kuchni mediolañskiej wyjani³
Bianchi. Potrawy z tego regionu nale¿¹ do moich ulubionych.
Wszystko, co dzisiaj jad³em, by³o wymienite powiedzia³ Stone.
Przeka¿ê siostrze pañskie pochwa³y. To ona zajmuje siê w domu goto-
waniem.
Proszê jej podziêkowaæ w moim imieniu za doskona³¹ kolacjê.
Bêdzie pan mia³ okazjê zrobiæ to sam odrzek³ Bianchi.
Nagle Stone dozna³ dziwnego wra¿enia, ¿e co wspina siê po jego nodze.
Znieruchomia³ z kieliszkiem w d³oni.
Bianchi wbi³ w niego spojrzenie.
Czy¿by wino nie przypad³o panu do gustu?
Stone spróbowa³ trunku i prze³kn¹³ z trudnoci¹.
Jest doskona³e odpar³. Dopiero teraz uwiadomi³ sobie, ¿e tym, co
dotyka jego ³ydki, jest stopa Dolce Bianchi.
Pochodzi z mojej w³asnej winnicy w Veneto wyjani³ Bianchi.
Znakomite powiedzia³ Stone, staraj¹c siê opanowaæ dr¿enie g³osu.
Os³oniêta poñczoch¹ stopa Dolce dotar³a do krawêdzi jego skarpety i zaczê³a
j¹ ci¹gaæ powoli, z wyczuciem.
To amerone ci¹gn¹³ Bianchi. Winogrona s¹ suszone na s³oñcu i do-
piero póniej wyciskane. Dziêki temu aromat nabiera intensywnoci.
Wspania³e zachwyci³ siê Stone, powstrzymuj¹c chichot.
Dolce ³askota³a go teraz w nogê. Ostro¿nie odsun¹³ stopê. K¹tem oka
spostrzeg³ leciutki grymas niezadowolenia na jej ustach.
Dolce powiedzia³ Bianchi do córki. Jeste dzi wyj¹tkowo cicha.
Powinna zabawiaæ gocia.
Tak, papo odpar³a, zerkaj¹c spod oka na Stonea.
Skoñczyli jeæ; Bianchi wsta³.
Proszê, aby wszyscy wrócili do ma³ego salonu; Pietro poda tam kawê.
Gocie wstali i skierowali siê do wyjcia. Bianchi zwróci³ siê do Stonea.
Panie Barrington, zapraszam na drinka.
Zanim Stone zd¹¿y³ odpowiedzieæ, Bianchi odwróci³ siê i ruszy³ w stro-
nê drzwi. Stone pospieszy³ za nim.
113
29
B
ianchi poprowadzi³ Stonea do wyk³adanego kasztanow¹ boazeri¹ gabi-
netu ze skórzanymi meblami. Pó³ki zape³nia³y piêknie oprawione tomy;
obrazy by³y nowsze ni¿ w innych pomieszczeniach, lecz bardzo dobre.
Wypije pan ze mn¹ kieliszek porto? spyta³ Bianchi.
Tak, bardzo chêtnie. Dziêkujê.
Bianchi podszed³ do tacy po przeciwnej stronie pokoju i przeczyta³ na-
zwê na etykiecie otwartej butelki.
Stone wykorzysta³ sposobnoæ, ¿eby podci¹gn¹æ skarpetkê.
Pietro otworzy³ dla nas Quinto do Noval Nacionale, rocznik szeæ-
dziesi¹ty trzeci oznajmi³ gospodarz, odk³adaj¹c butelkê.
Z kunsztownie ciêtej gruziñskiej karafki nala³ dwa kieliszki trunku i po-
da³ Stoneowi, wskazuj¹c mu jeden z dwóch foteli stoj¹cych naprzeciwko
siebie. Podniós³ kieliszek do toastu.
Za przysz³oæ powiedzia³. Oby by³o w niej mniej niepewnoci.
Stone zastanowi³ siê, co Bianchi ma na myli. Posmakowa³ aromatyczne-
go wina.
Przedni trunek.
Bianchi skin¹³ g³ow¹.
Winnica Nacionale w Quinto do Noval jest bardzo ma³a i rosn¹ tam
najstarsze winorole nie zaatakowane zaraz¹ phylloxera, która spustoszy³a
wiêkszoæ europejskich winnic w dziewiêtnastym wieku. Nie zawsze bêdzie
nam dane rozkoszowaæ siê tym napitkiem.
Stone jeszcze bardziej doceni³ smak wina.
Wiele o panu s³ysza³em przez te lata rzek³ Bianchi. Od Dina i Anny
Marii, która woli amerykañsk¹ wersjê swojego imienia. Ale nie tylko od nich.
Od kogo jeszcze? spyta³ zaciekawiony Stone.
Mamy wspólnych znajomych.
Doprawdy? Pytanie zabrzmia³o nieco zbyt zaczepnie; Stone ugryz³
siê w jêzyk.
Od czasu do czasu zwracam siê o poradê prawn¹ do firmy Woodman
i Weld, z któr¹ pan wspó³pracuje, o ile mi wiadomo.
Stone omal nie zakrztusi³ siê winem. A wiêc Woodman i Weld zajmuj¹
siê reprezentowaniem interesów mafiosa?
Jest pan zaskoczony?
W³aciwie nie sk³ama³ Stone.
Rozumiem, ¿e wszystko, co pan o mnie wie, pochodzi od Dina.
No có¿
8 Kr¹g strachu
114
Mój ziêæ i ja wyznajemy, rzec by mo¿na, odmienne filozofie ¿ycia.
Dino nie jest tak tolerancyjny w ocenie innych ludzi, jak ja. Dlatego dzieli nas
przepaæ, której byæ mo¿e nigdy nie uda siê zasypaæ.
Przykro mi.
Mnie równie¿. Mam ogromnie wiele szacunku dla inteligencji i doj-
rza³oci, z jakimi mój ziêæ wykonuje sw¹ pracê. Lecz jeli idzie o jego manie-
ry, to ju¿ zupe³nie co innego.
Dino rzeczywicie bywa czasem zbyt szczery.
Bianchi rozemia³ siê po raz pierwszy, ukazuj¹c zêby wiadcz¹ce o do-
skona³ych kwalifikacjach dentysty.
Mo¿na to tak uj¹æ. Chcê byæ dobrze zrozumiany: Dino nie okazuje mi
lekcewa¿enia, przynajmniej bezporednio. Ale jako nowoczesny Ameryka-
nin w³oskiego pochodzenia nie w pe³ni potrafi obj¹æ myl¹ znaczenie historii
mojej rodziny. Mój ziêæ pochodzi z pó³nocnych W³och, my za z Sycylii. Nasze
zwyczaje s¹ nies³ychanie stare i nadal determinuj¹ sposób, w jaki na co dzieñ
¿yjemy. Dino nie do koñca to pojmuje.
Rozumiem.
Mo¿e tak, a mo¿e nie. To swoisty paradoks, ¿e honor jest tak wa¿n¹
wartoci¹ zarówno dla Dina, jak i dla mnie, a jednak staramy siê go zachowaæ
w ca³kowicie odmienny sposób. Dino nadal nie przyj¹³ do wiadomoci, ¿e
zaakceptowa³em jego ma³¿eñstwo z Ann¹ Mari¹.
Stone musia³ zadaæ to pytanie.
Zaakceptowa³ pan? Zdawa³o mi siê, ¿e nalega³ pan na jego zawarcie.
Bianchi znów siê rozemia³.
No có¿, mo¿e rzeczywicie nalega³em. luby pod luf¹ karabinów nie
s¹ zjawiskiem obcym w mojej rodzinie. Tak by³o na przyk³ad w moim przy-
padku. I co? Moja ¿ona i ja cieszylimy siê wspania³ym wspólnym ¿yciem
przez czterdzieci jeden lat, a¿ do jej mierci w zesz³ym roku.
Wydaje mi siê, ¿e ma³¿eñstwo Dina i Anny Marii równie¿ jest udane
powiedzia³ Stone.
Mam nadziejê, ¿e siê pan nie myli. Moja wiedza o ich ¿yciu pochodzi
g³ównie od Anny Marii i czasami nie jestem przekonany, czy nie powoduje
ni¹ bardziej lojalnoæ, ni¿ uczucie.
Zapewniam pana, ¿e tak nie jest.
Dziêkujê, panie Barrington. Poprawi³ pan humor staremu cz³owieko-
wi rzek³ Bianchi. Zaraz jednak jego twarz zachmurzy³a siê. Córki s¹ bar-
dzo wa¿ne dla mê¿czyzny doda³ po chwili wahania. Dlatego, kiedy do-
wiedzia³em siê o zamachu na ¿ycie Anny Marii, bardzo siê rozgniewa³em.
Wyobra¿am sobie.
Poniewa¿ nie mam synów, mój wnuczek jest dla mnie nies³ychanie
wa¿nym cz³onkiem rodziny; a teraz nawet nie mo¿e chodziæ do szko³y.
115
Wiem.
Jednak powci¹gn¹³em gniew. Rozumiem, ¿e to na moim ziêciu
spoczywa obowi¹zek naprawy tej sytuacji zarówno przez wzgl¹d na jego
pracê, jak i miejsce w ¿yciu mej córki. Sprawiedliwoæ wymaga, aby otrzy-
ma³ tak¹ mo¿liwoæ. Ale jak dot¹d jego wysi³ki okaza³y siê niewystarcza-
j¹ce.
To wyj¹tkowo skomplikowane ledztwo zauwa¿y³ Stone. Dino
znalaz³ siê w nies³ychanie trudnym po³o¿eniu.
Zemsta jest zawsze trudna, a nawet uci¹¿liwa, kiedy trzeba jej doko-
naæ w granicach prawa tego kraju westchn¹³ Bianchi.
Rozumie pan jednak, ¿e Dino mo¿e dzia³aæ wy³¹cznie w ramach pra-
wa?
Rozumiem to, i dlatego okaza³em tyle cierpliwoci. Wszelako moja
cierpliwoæ mo¿e siê kiedy wyczerpaæ, a mnie nie obowi¹zuj¹ takie ograni-
czenia, jak Dina. Zerkn¹³ na Stonea. Ani pana, jeli o to chodzi.
Stone nie odpowiedzia³.
Przypuszczam, ¿e pan równie¿, jako by³y policjant, a obecnie praw-
nik, mo¿e czuæ siê skrêpowany swoimi dowiadczeniami i przekonaniami.
To prawda.
Ale mo¿e w mniejszym stopniu, ni¿ Dino.
Stone milcza³ przezornie.
Bianchi za³o¿y³ nogê na nogê i napi³ siê wina.
Wiadomo mi, ¿e w zesz³ym roku spêdzi³ pan kilka dni w Kalifornii.
Tak, to prawda przyzna³ Stone, zastanawiaj¹c siê, o co chodzi go-
spodarzowi.
Dosz³y mnie s³uchy, ¿e kiedy poczu³ siê pan dotkniêty przez pewnego
cz³owieka, podj¹³ pan nadzwyczajne kroki i zatopi³ jego du¿y, bardzo drogi
jacht.
Stone zdziwi³ siê.
Czy wie pan to od Dina?
Bianchi potrz¹sn¹³ wolno g³ow¹.
Powiedzmy, ¿e porednio znam w³aciciela jachtu.
Rozumiem.
Bianchi uniós³ d³oñ.
Nie ma w tym nic sprzecznego z prawem, proszê mnie dobrze zrozu-
mieæ. Prowadzê interesy na Zachodnim Wybrze¿u i czasami splataj¹ siê one
z interesami wspomnianej osoby. By³ wszak w³acicielem du¿ego banku
poza tym, ¿e prowadzi³ innego rodzaju dzia³alnoæ.
Oczywicie.
Najbardziej zaskoczy³a mnie w tym wszystkim sprawnoæ i starannie
przemylany charakter pañskiej zemsty.
116
Stone zastanowi³ siê, czy federalni pods³uchuj¹ rozmowê, ale zaraz przy-
pomnia³ sobie, ¿e przecie¿ wiedz¹ o incydencie, o którym wspomnia³ Bian-
chi.
Nie mogê powiedzieæ, ¿e myla³em wtedy ca³kiem sprawnie.
A zatem dobrze to wiadczy o pañskim instynkcie. Przyjrza³ siê pan
dok³adnie temu cz³owiekowi i wyczu³, ¿e niewiele jest rzeczy, które mog³yby
zraniæ go równie mocno jak utrata ukochanego symbolu pozycji spo³ecznej.
Mylê, ¿e jest w tym sporo prawdy.
Mi³o mi, ¿e siê rozumiemy, panie Barrington.
Doprawdy? pomyla³ Stone.
Stara³ siê pan chroniæ kobietê, która by³a dla pana wówczas wa¿na,
a teraz chroni pan inn¹, która zajê³a jej miejsce.
Tak przyzna³ Stone.
Podobnie jak ja dokoñczy³ Bianchi. Rozumie pan?
Niezupe³nie.
Ale zdaje pan sobie sprawê, ¿e chcia³bym pomóc w zakoñczeniu tej
sprawy.
Oczywicie.
I ¿e nie mogê st¹paæ na paluszkach ladem Dina.
Tak.
Zatem mo¿e ³atwiej by³oby mi pomóc panu, zamiast ziêciowi.
Musi pan pamiêtaæ, ¿e Dino jest moim najbli¿szym przyjacielem i ¿e
zawdziêczam mu ¿ycie.
Oczywicie. Wiem o tym i w pe³ni pana rozumiem. Nie proponujê,
aby uczyni³ pan cokolwiek, co mog³oby zaszkodziæ waszej przyjani.
To dobrze.
Chcê tylko powiedzieæ, ¿e mo¿e siê pojawiæ jaka informacja, której
Dino wola³by nie znaæ, i ¿e nasze czasami odrobinê niezrêczne stosunki po-
wstrzymuj¹ mnie od przekazania mu tej¿e wiadomoci.
Co to za informacja?
A wiêc przyjmie j¹ pan ode mnie?
Stone poczu³ siê nieswojo.
Nie jestem pewien, co mia³bym przyj¹æ.
Rozumiem, ¿e ten Mitteldorfer znikn¹³ po wyjciu z wiêzienia.
To siê zgadza.
Chyba mogê panu pomóc go znaleæ.
W jaki sposób?
Bianchi wzruszy³ ramionami.
Powiedzmy, ¿e mam znajomych, którzy maj¹ znajomych, którzy
mogliby mi pomóc, gdybym ich poprosi³.
Muszê przyznaæ, ¿e nie wiem, co o tym myleæ.
117
Bianchi podniós³ d³oñ.
Doskonale pana rozumiem. Siêgn¹³ do kieszeni, wyj¹³ wizytówkê
i wrêczy³ gociowi.
Stone przyjrza³ siê karcie. By³ na niej tylko numer telefonu na Manhattanie.
Gdyby zechcia³ pan przyj¹æ moj¹ radê proszê zatelefonowaæ pod
ten numer i nagraæ wiadomoæ na sekretarkê. Kto z moich znajomych skon-
taktuje siê z panem.
Stone schowa³ wizytówkê do kieszeni i poda³ gospodarzowi swoj¹; zwa-
¿ywszy na okolicznoci, by³ to gest czysto kurtuazyjny.
Zaczekam na wiadomoæ od pana, zanim zacznê szukaæ informacji
oznajmi³ Bianchi. Do³¹czymy do towarzystwa?
Nape³ni³ powtórnie kieliszki i wolnym krokiem skierowa³ siê do drzwi.
Jeli pan pozwoli, zdradzê pewne nazwisko. Brzmi ono Judson Palmer.
Chyba nie mia³em przyjemnoci.
Pan Palmer jest ma³o znanym producentem teatralnym wyjani³ Bian-
chi, ujmuj¹c Stonea pod ramiê.
Obawiam siê, ¿e nie rozumiem.
To w³anie on romansowa³ z ¿on¹ Mitteldorfera przed jej mierci¹.
Czy Mitteldorfer zna to¿samoæ tego cz³owieka?
To nie jest pewne.
Dziêkujê.
Bianchi zatrzyma³ siê.
Stone Czy mogê zwracaæ siê do pana po imieniu?
Naturalnie.
Proszê mi mówiæ Eduardo.
Dziêkujê.
Wieczór w twoim towarzystwie sprawi³ mi wiele przyjemnoci. Nie
wychodzê zbyt czêsto z domu od mierci ¿ony, ale ucieszy³bym siê, gdyby
zechcia³ pan przyj¹æ ode mnie nastêpne zaproszenie na kolacjê.
Dziêkujê, Eduardo. Przyjdê z przyjemnoci¹.
Wrócili do saloniku; do towarzystwa do³¹czy³a wysoka kobieta w staro-
modnej, czarnej sukni.
Pozwolisz, ¿e przedstawiê moj¹ siostrê Rosariê rzek³ Bianchi.
Stone poda³ kobiecie rêkê.
Kolacja, któr¹ pani przygotowa³a, by³a dla mnie niezwyk³ym dowiad-
czeniem.
Kobieta zarumieni³a siê; Bianchi usiad³ ko³o niej.
Stone wybra³ miejsce jak najdalej od Dolce Bianchi.
118
30
D
ino zatrzasn¹³ drzwi samochodu.
No wiêc gadaj, co siê sta³o w tym pokoju? Wrócilicie, prowadz¹c siê
z Eduardem pod ramiê. Widzia³em ju¿ takie sceny; to znaczy, ¿e on czego od
ciebie chce. Czego za¿¹da³? I co dosta³?
Dino odpar³ Stone, zapalaj¹c silnik nie wiem, o czym mówisz.
O czym rozmawia³e z Eduardem? To mnie interesuje.
Stone wzruszy³ ramionami.
Odnios³em wra¿enie, ¿e chce mnie trochê bli¿ej poznaæ. Mo¿e dlatego
zaprosi³ mnie na kolacjê.
Eduardo nigdy, ale to nigdy nie robi niczego bez konkretnego powodu.
Odk¹d go znam, ty jeste pierwsz¹ osob¹ spoza rodziny, która zasiad³a przy
stole w jego domu.
À propos rodziny, dlaczego nigdy mi nie powiedzia³e, ¿e Mary Ann
ma tak¹ piêkn¹ siostrê?
Wiedzia³e, ¿e ma siostrê.
Ale nie spodziewa³em siê takiej piêknoci
Prawda? Trzymaj siê od niej z daleka. Jest niebezpieczna.
Dlaczego?
Po pierwsze, jej by³y m¹¿ to prawdziwy ³obuz.
Jak siê nazywa?
Johnny Donato.
Nazwisko brzmi znajomo.
I nie dziwota. By³ cz³owiekiem Wielkiego Paula Castellano, którego wy-
koñczy³ Gotti. Podobno mia³ wieæ Paula samochodem tej nocy, co oznacza, ¿e
te¿ gryz³by ju¿ ziemiê, ale Paul gdzie go wys³a³ i dziêki temu Johnny ocala³.
Znikn¹³ potem i pojawi³ siê dopiero, kiedy Gotti i Gravano trafili za kratki. Teraz
prowadzi ponoæ ca³kiem legalny interes, który przej¹³ po Sammym.
Jak to mo¿liwe, ¿eby tak liczna dziewczyna jak Dolce wysz³a za ta-
kiego ³ajdaka?
Mniej wiêcej w taki sam sposób, w jaki Mary Ann wysz³a za mnie.
Mieszka³ w s¹siedztwie, pracowa³ dla bukmachera, a na boku dorabia³ drob-
nymi wymuszeniami. Próbowa³ wyci¹gn¹æ od mojego starego tygodniow¹
op³atê za to, ¿e nie spali mu sklepiku, ale dowiedzia³em siê o tym i wzi¹³em
go na bok dla przedyskutowania sprawy.
Chcesz powiedzieæ, ¿e da³e mu zdrowy wycisk?
Mo¿na to i tak nazwaæ.
Dlaczego on i jego kumple siê nie zemcili?
119
Poczeka³em i dopad³em go sam na sam; to by³a prywatna sprawa, wiêc
nie musia³ ratowaæ swojej dumy. Poza tym by³em ju¿ wtedy glin¹, wiêc wola³
ze mn¹ nie zadzieraæ.
Dolce sprawia wra¿enie zbyt inteligentnej, ¿eby siê z kim takim za-
dawaæ, nie mówi¹c o wyjciu za niego.
Jest inteligentna, ale wtedy mia³a osiemnacie, mo¿e dziewiêtnacie
lat i by³a g³upiutka. A on elegancko siê ubiera³, jedzi³ kabrioletem i szasta³
pieniêdzmi na prawo i lewo. Eduardo trzyma³ Dolce krótko, co nie by³o jej
w smak. Zanim zd¹¿y³ opanowaæ sytuacjê, byli ju¿ w podró¿y polubnej
w Miami.
Eduardo sprowadzi³ j¹ z powrotem?
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
To nie w jego stylu. Donato szybko pokaza³ swoj¹ prawdziw¹ twarz.
Nie min¹³ miesi¹c, a on ju¿ wskakiwa³ do ³ó¿ka z ka¿d¹ babk¹, jaka siê nawi-
nê³a. Dolce siê wciek³a i wróci³a do domu.
I co teraz robi?
Jest praw¹ rêk¹ Eduarda; mówiê to z ca³¹ odpowiedzialnoci¹. Ma
wiêcej jaj, ni¿ dwóch facetów razem wziêtych.
Chcesz powiedzieæ, ¿e Sycylijczyk starej daty, taki jak Eduardo, pro-
wadzi interesy wspólnie z córk¹?
A co mu pozosta³o? Nie ma syna, a Ben bêdzie móg³ zaj¹æ jego miej-
sce nie wczeniej ni¿ za piêtnacie lat.
Mylisz, ¿e zechce wci¹gn¹æ Bena w swoje sprawy?
Dino wzruszy³ ramionami.
Na pewno bêdzie siê stara³, ale ch³opak ma niezale¿n¹ naturê. A nawet
gdyby staremu siê uda³o, to mo¿e Ben nie wyszed³by na tym le? Do tego
czasu Eduardo wyczyci do koñca swoje interesy. To co w rodzaju przemian
pokoleniowych: dziadek Eduarda by³ skoñczonym ³otrem, alfonsem, który
zajmowa³ siê wymuszeniami, ³amaniem nóg i r¹k; ojciec siedzia³ po uszy w ma-
fii, ale prowadzi³ te¿ legalny handel owocami; poza tym dobrze dba³ o swoj¹
rodzinê. Eduardo z kolei skoñczy³ uniwersytet Columbia, zasiada w radzie
Metropolitan Museum, otrzyma³ tytu³ szlachecki od papie¿a i ma portfel ak-
cji, którego mo¿e mu pozazdrociæ sam Warren Buffet. Mylisz, ¿e kogo
obchodzi, sk¹d pochodz¹ te pieni¹dze?
Nikogo prócz ciebie.
Tak, ale ja jestem gliniarzem.
Komisarzowi policji to wisi, a tobie nie.
Tak w³anie jest, chocia¿ to mo¿e g³upio z mojej strony. No có¿, jako
nie mogê zapa³aæ uczuciem do Eduarda.
A on ciê lubi.
Tak?
120
Stwierdzi³, ¿e ma wiele szacunku dla inteligencji i dojrza³oci, z jaki-
mi wykonujesz swoje obowi¹zki policjanta. Dok³adnie tak siê wyrazi³.
Chyba ¿artujesz.
Powiedzia³ te¿, ¿e zaakceptowa³ twój zwi¹zek z Mary Ann.
Dino obruszy³ siê.
Poczêstowa³ ciê tym swoim portem Quinto-de-co-tam, prawda? Po
wypiciu tego s³yszy siê dziwne rzeczy.
Wydaje mi siê, ¿e nie doceniasz Eduarda.
I chyba nigdy nie doceniê.
Mam na myli jego jako mê¿czyznê i ojca. On siê starzeje, chce, ¿eby
jego rodzina by³a szczêliwa i bezpieczna.
I uwa¿a, ¿e ja nie potrafiê jej tego zapewniæ? A to skurwysyn!
Czy Eduardo próbowa³ wtr¹caæ siê w twoje ledztwo?
Jeszcze nie, ale trzeba siê mieæ na bacznoci!
Mo¿e potrafi ci pomóc.
Niech sobie wsadzi tê swoj¹ pomoc. Wolê, ¿eby trzyma³ ode mnie
z dala swoje brudne ³apska.
Stone westchn¹³.
A wiêc o tym gawêdzilicie?
Eduardo otwarcie powiedzia³, ¿e pragnie pomóc, ale nie chce ci wcho-
dziæ w drogê. Mo¿emy siê do niego zwróciæ, jeli bêdziemy potrzebowaæ
pomocy.
Ju¿ mówi³em, ¿e jej nie chcê.
On mo¿e mieæ informatorów, o których nie wiemy.
Jeli co wie, niech zadzwoni na posterunek i zg³osi informacjê.
Nie wydaje mi siê, ¿eby to by³o w stylu Eduarda. Co ty na to?
Chce poci¹gaæ za sznurki z ukrycia, jak to zawsze robi³, ale tym razem
próbuje manipulowaæ mn¹ i prawem. Ani mylê na to pozwoliæ.
Dino, gotów by³by wykorzystaæ informacjê od ulicznego handlarza
narkotykami lub alfonsa, a nie chcesz s³yszeæ o nieoficjalnych kana³ach tecia.
Stone, to co mówisz jest ca³kiem logiczne, ale nie mogê postêpowaæ
wbrew sobie. Jeli przyjmê pomoc Eduarda, nie bêdê w niczym lepszy od
niego. Tak to odczuwam, i skoñczmy ju¿ tê dyskusjê, dobrze?
Jak chcesz. Stone prowadzi³ kilka minut w milczeniu.
Wiesz, Dolce pieci³a stop¹ moj¹ nogê.
Dino a¿ otworzy³ usta.
Przy stole, w obecnoci Eduarda? Nie ¿artujesz?
Bynajmniej.
Dino parskn¹³ miechem.
A nie mówi³em, ¿e ona ma jaja? Niez³y z niej numer, co?
Bez w¹tpienia.
121
Stone, nie dzwoñ do niej, nie daj siê wci¹gn¹æ w jej grê.
No có¿
Mówiê ca³kiem serio. Eduardo to szatan, a Dolce jest jego pomagierk¹.
Dino, gadasz teraz jak typowy W³och.
Chcesz mieæ na karku Johnnyego Donato? On rozpowiada na wszyst-
kie strony, ¿e nadal s¹ ma³¿eñstwem.
Czemu Eduardo nie zrobi³ z nim porz¹dku? Dlaczego Donato ¿e
pos³u¿ê siê twoim celnym i obrazowym sformu³owaniem nie le¿y na dnie
zatoki Sheepshead Bay ze s³upem betonu w dupie?
Tak w³anie skoñczy, tylko poczekaj. Ale stanie siê to w taki sposób,
¿e nikomu nawet nie przyjdzie do g³owy ³¹czyæ jego mieræ z Eduardem lub
Dolce. Tak w³anie dzia³a mój teæ.
To oczekiwanie mo¿e byæ frapuj¹ce.
A tymczasem omijaj Dolce szerokim ³ukiem; mówiê ci, to trucizna.
Dino, czy zapomnia³e, ¿e mam Sarê?
Ja pamiêtam. Oby ty nie zapomnia³.
31
S
tone i Sara siedzieli na ³ó¿ku, zajadaj¹c bagietki z serem i czytaj¹c Ti-
mesa.
O, patrz! zawo³a³a Sara. Ca³kiem ciekawa zapowied otwarcia
wystawy!
Stone przeczyta³ notkê.
Cieszê siê. Dziêki temu inauguracyjny wieczór powinien udaæ siê jesz-
cze lepiej. Nie ma to jak kilka ciep³ych s³ów od recenzenta Timesa.
Edgar mówi, ¿e otrzyma³ ju¿ ponad dwiecie zg³oszeñ, a bêdzie jesz-
cze wiêcej. Do tego sprzeda³ dwa obrazy i to z tych najdro¿szych.
Przed otwarciem wystawy? Komu?
Nie chce powiedzieæ; podobno jakiemu kolekcjonerowi z rady Me-
tropolitan! Wyobra¿asz sobie?
Kiedy to siê sta³o?
Wczoraj. Ten facet zadzwoni³ i poprosi³ o prywatny pokaz, mimo ¿e
prace nie by³y jeszcze rozwieszone.
Zdaje siê, ¿e wczoraj zjad³em z nim kolacjê.
Z Edgarem? Przecie¿ on wiesza³ moje obrazy.
Nie. Z tym kolekcjonerem.
Kto to taki?
122
Teæ Dina. Nazywa siê Eduardo Bianchi.
Czy nie wspomina³e, ¿e teæ Dina ma powi¹zania z mafi¹?
Mo¿e i tak, ale pozna³em go i wierz mi, ¿e to nie jest jaki pierwszy
lepszy, ordynarny gangster. Ma pierwszorzêdn¹ kolekcjê sztuki. Wspomnia³
o tobie, ale nie pochwali³ siê, ¿e kupi³ obrazy. Zna³ twoje prace z czasu, gdy
mieszka³a w Nowym Jorku.
Nie obchodzi mnie, czy on jest drugim wcieleniem Ala Capone, jeli
potrafi³ doceniæ moje malarstwo. Tak czy owak, oznacza to prawie dwadzie-
cia tysiêcy dolarów w mojej kieszeni, po odliczeniu prowizji Edgara.
Odrzuci³a ko³drê.
Chodmy na zakupy!
Co chcesz kupiæ?
Zapomnia³e, ¿e mamy domek w Connecticut? Trzeba go urz¹dziæ.
Nie pozwolê ci wydawaæ na to pierwszych pieniêdzy, jakie zarobi³a
od wielu lat.
W takim razie kupiê ci jaki ³adny prezent do nowego domu. Rusz siê!
Pó³ godziny póniej Stone wyje¿d¿a³ mercedesem z gara¿u. Nagle spo-
strzeg³ czarny samochód typu van zaparkowany po przeciwnej stronie ulicy.
Na co siê tak patrzysz? spyta³a Sara, ogl¹daj¹c siê przez ramiê.
Na wóz, którego tu wczeniej nie widzia³em.
Co w nim ciekawego?
Federalni s³yn¹ z tego, ¿e u¿ywaj¹ takich do obserwacji i pods³uchu,
a ten akurat ma kilka anten.
Za³o¿ê siê, ¿e to ludzie Dina.
Mo¿liwe. FBI nie posiada monopolu na vany odrzek³ Stone, skrêca-
j¹c w Drug¹ Alejê.
Stone, od jutra nie chcê widzieæ krêc¹cych siê wszêdzie policjantów. An-
derson jest w porz¹dku, ale na widok Kellyego ciarki chodz¹ mi po plecach.
Nie musisz siê martwiæ o gliniarzy. Po wernisa¿u dzi wieczorem Dino
i tak bêdzie musia³ wycofaæ swoich ludzi. Jego prze³o¿eni uznali, ¿e nie ma
powodu d³u¿ej nas ochraniaæ.
Przysz³o mi do g³owy, ¿e te morderstwa i napady to tylko wyj¹tkowy
zbieg okolicznoci.
Mo¿e masz racjê odrzek³ Stone ale z mojego dowiadczenia wyni-
ka, ¿e jeli takich zbiegów okolicznoci jest zbyt du¿o, to uk³adaj¹ siê one
w co wiêcej: w przeznaczenie.
Teraz przez ciebie chodz¹ mi ciarki po plecach!
Przykro mi, ale to powa¿na sprawa, i nie chcê, ¿eby zapomnia³a o bez-
pieczeñstwie. Trzeba uwa¿aæ, dopóki nie znajdziemy Mitteldorfera.
123
Ale on przecie¿ by³ jeszcze w wiêzieniu, kiedy pope³niano te morder-
stwa; jak móg³ to zrobiæ?
Nie wiem, ale obaj z Dinem jestemy przekonani, ¿e to on. Nie mówi-
³em ci o tym, ale kilka dni temu zosta³a zamordowana przyjació³ka Mitteldor-
fera, która korespondowa³a z nim, kiedy siedzia³.
A wiêc wyszed³ z wiêzienia i od razu zabi³ kobietê, która do niego
pisa³a? Czemu mia³by to robiæ?
Tego te¿ nie wiemy, ale to kolejny zbieg okolicznoci, prawda?
Sara zamilk³a na chwilê.
Stone, czy istnieje jaki powód, dla którego nie moglibymy polecieæ
jutro do Anglii? Po otwarciu wystawy koñcz¹ siê moje zobowi¹zania wobec
galerii Bergmana; nic nie bêdzie mnie tu d³u¿ej trzymaæ. Co ty na to?
Nie chcia³bym zostawiaæ Dina sam na sam z tym koszmarem.
Jakim koszmarem? Przecie¿ od dawna nic siê nie wydarzy³o. We so-
bie urlop.
Stone zastanowi³ siê.
Otwórz schowek; jest tam notes z adresami.
Sara spe³ni³a probê.
Znajd numer telefonu do firmy American Express Platinum Travel
Service. Zadzwoñ i zarezerwuj dla nas dwa bilety pierwszej klasy na lot do
Londynu jutro wieczorem.
Ju¿ siê robi! zawo³a³a Sara, podnosz¹c s³uchawkê.
Stone poczu³, jakby zrzuci³ z barków wielki ciê¿ar. Sara mia³a racjê: po-
trzebowa³ odpoczynku. Znalaz³ parking przy Broadwayu i zamkn¹³ wóz;
skierowali siê do sklepu meblowego ABC. W ci¹gu dwóch godzin kupili ³ó¿-
ko, kanapê, pociel i rêczniki, dwa krzes³a, kilka dywaników i lamp, stó³ do
jadalni i parê innych mebli. Stone zamówi³ transport do Connecticut i zosta-
wi³ kartkê z poleceniem, ¿eby kierowca uda³ siê po klucze do agencji sprze-
da¿y nieruchomoci Klemm. Nastêpnie poszukali sklepu z artyku³ami gospo-
darstwa domowego, gdzie nabyli garnki i patelnie, srebrn¹ zastawê sto³ow¹,
czajnik do kawy, naczynia, szklanki i mnóstwo innych drobiazgów, które im
wpad³y w oko.
W drodze powrotnej na parking Stone spostrzeg³ czarnego vana po dru-
giej stronie ulicy; nie by³ to jednak ten sam wóz, który sta³ przed domem.
Zdaje siê, ¿e dostajesz uczulenia na widok czarnych samochodów
zauwa¿y³a Sara.
Przecie¿ ich nie wymylam, prawda?
Ale nie przejmuj siê nimi a¿ tak bardzo. wiat pe³en jest czarnych
vanów.
Masz racjê przyzna³ Stone, wci¹gaj¹c g³êboko powietrze. Jutro wy-
jedziemy z tego miasta, a po powrocie bêdzie na nas czeka³ dom w Connecticut
124
i fura mebli do ustawienia. Zadzwoniê do Billa Eggersa i poproszê, ¿eby wy-
s³a³ dokumenty transakcji zakupu do Anglii. Gdzie siê zatrzymamy?
Prawdopodobnie w wiejskim domku moich rodziców w Hampshire,
ale maj¹ te¿ dom w miecie. Zatelefonujê do nich póniej i spytam, gdzie
bêd¹.
Stone z przyjemnoci¹ myla³ o swej pierwszej podró¿y za granicê. Mimo
to jego wzrok co chwilê wêdrowa³ w stronê lusterka.
32
S
tone i Sara przygotowywali siê do wyjcia na wernisa¿.
Rozmawia³am po po³udniu z mam¹ powiedzia³a Sara. Zapropono-
wa³a, ¿ebymy przyjechali prosto na wie. Mylê, ¿e tak by³oby najlepiej, co
ty na to? Bêdziemy mogli odpocz¹æ i trochê po¿eglowaæ.
Brzmi obiecuj¹co odpar³ Stone, zawi¹zuj¹c krawat. O jakim ¿e-
glowaniu mówisz?
Dom jest nad morzem, w pobli¿u wyspy Wight. Tato ma jacht zacu-
mowany u ujcia rzeki Beaulieu. Umiesz ¿eglowaæ?
¯eglowa³em trochê jako ch³opiec podczas wakacji w domku kolegi na
Marthas Vineyard. P³ywa³em te¿ wynajêt¹ ³ódk¹ po Morzu Karaibskim, ale
ostatnio nie mia³em czasu.
Bêdzie cudownie zapewni³a Sara, odwracaj¹c siê, ¿eby Stone móg³
jej zapi¹æ sukienkê. Nie by³am w tym domu trzy lata, a tak kocham Hamp-
shire. Na wodzie czujê siê wspaniale.
Ja te¿ bardzo siê cieszê, ¿e tam jedziemy.
Jak wygl¹dam? spyta³a.
Wystrza³owo odpar³ Stone. Sukienka jest fantastyczna.
A pan wygl¹da jak ksi¹¿ê powiedzia³a Sara, poprawiaj¹c mu kra-
wat. Jeszcze nigdy nie widzia³am ciê w smokingu.
Nawet nie mia³em czego takiego, kiedy poprzednio mieszka³a w No-
wym Jorku.
Powiniene go nosiæ stale; jeste jeszcze przystojniejszy ni¿ zwykle.
Stone wzi¹³ j¹ pod rêkê i poprowadzi³ do wyjcia.
Kto nas dzisiaj podwiezie.
Wynaj¹³e szofera?
Niezupe³nie. To by³y policjant nazwiskiem Bob Berman, który czasem
mi pomaga.
I pewnie bêdzie uzbrojony skrzywi³a siê Sara z niesmakiem.
125
Oczywicie.
Jakie jeszcze kroki podj¹³e?
Anderson i Kelly bêd¹ siedzieæ w samochodzie na ulicy; Bob popilnuje
tylnego wejcia, z którego skorzystamy. Dino zostanie z nami w rodku.
Naprawdê uwa¿am, ¿e to wszystko jest niepotrzebne.
Jutro nie bêdziesz ju¿ musia³a o tym myleæ.
Cieszê siê.
W gara¿u Stone przedstawi³ Sarze Boba Bermana niskiego, mocno
zbudowanego mê¿czyznê przed piêædziesi¹tk¹. Po chwili Bob wyjecha³ sa-
mochodem na ulicê.
Wyszlimy z domu wczeniej; mamy trochê wolnego czasu. Pojed
okrê¿n¹ drog¹, ¿eby ch³opcy z ty³u upewnili siê, ¿e nikt nie wlecze siê za
nami powiedzia³ Stone.
Jasne.
Kluczyli wolno ulicami miasta w tê i z powrotem. Po up³ywie pó³ godziny
dotarli na ty³y galerii, punktualnie na czas. Berman wysiad³ z wozu i odszed³
parê kroków, ¿eby siê rozejrzeæ po okolicy. Po chwili wróci³ i otworzy³ drzwi.
Teren czysty oznajmi³.
Stone szybkim krokiem poprowadzi³ Sarê do drzwi, w których sta³ Edgar
Bergman, w³aciciel galerii. Bob Berman tymczasem zwolni³ s³upek blokuj¹-
cy zarezerwowane miejsce na parkingu, postawi³ tam wóz i ustawi³ siê ko³o
drzwi galerii.
Czy sta³o siê dzisiaj co ciekawego? spyta³ Stone.
Bergman potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie. Przyjêlimy tylko mnóstwo zg³oszeñ po wczorajszym artykule
w Timesie.
Czy zna pan wszystkich ludzi, którzy siê zapowiedzieli?
Wiêkszoæ to ci, którym wys³alimy zaproszenia; przyjdzie te¿ kilku mar-
szandów. Wydaje mi siê, ¿e kilku goci nie znam i nigdy o nich nie s³ysza³em.
Bêdziemy musieli zwróciæ na nich szczególn¹ uwagê.
Porozmawiam z recepcjonistk¹ oznajmi³ Bergman.
Weszli do sali wystawowej; w galerii jeszcze nikogo nie by³o.
Ekspozycja prezentuje siê doskonale rzek³ Stone zwracaj¹c siê do
Sary. Przepraszam na chwilê. Muszê porozmawiaæ z Edgarem i portierem.
Podeszli do kontuaru, za którym siedzia³a m³oda kobieta. Edgar przed-
stawi³ Stonea recepcjonistce i ¿onie.
Oto mój plan zacz¹³ Bergman. Moja ¿ona i ja bêdziemy witaæ go-
ci przy wejciu. Jeli zjawi siê kto mi nieznany, odwrócê siê i skinê panu
g³ow¹. Mo¿e tak byæ?
Oczywicie zgodzi³ siê Stone. Bêdê sta³ w pobli¿u.
Ju¿ zaczynam siê denerwowaæ.
126
Jestem pewien, ¿e wszystko skoñczy siê pomylnie uspokoi³ go Sto-
ne. Na ulicy czuwa dwóch policjantów, a mój cz³owiek pilnuje wyjcia.
Rzuci³ okiem na wystawione obrazy i podszed³ do jednego, który mu siê
szczególnie spodoba³.
Jaka jest cena obrazu numer trzydzieci szeæ? spyta³, zwracaj¹c siê
do Bergmana.
W³aciciel galerii zerkn¹³ do katalogu.
To jeden z mniejszych; szeæ tysiêcy dolarów.
Proszê zaznaczyæ, ¿e jest sprzedany rzek³ Stone, podaj¹c recepcjonist-
ce kartê kredytow¹.
Z przyjemnoci¹.
Które zakupi³ pan Bianchi?
Sk¹d pan wie? Bergman by³ wyranie zak³opotany. Transakcja
zosta³a objêta tajemnic¹. Pan Bianchi by³by z³y, gdyby siê dowiedzia³, ¿e ko-
mu powiedzia³em.
Ja tylko zgadywa³em; jad³em z nim wczoraj kolacjê; w pewnym mo-
mencie wspomnia³ o pracach Sary.
Rozumiem uspokoi³ siê Bergman. Kupi³ numer szeæ ten obok
kwiatów oraz numer czternacie, ten du¿y na rodku pó³nocnej ciany.
Ma dobre oko zauwa¿y³ Stone, spogl¹daj¹c na obrazy.
Rzeczywicie. Mam nadziejê, ¿e zachowa pan transakcjê w tajemnicy.
Pan Bianchi jest od dawna jednym z moich najlepszych klientów i wola³bym
go nie zra¿aæ.
Ale¿ oczywicie zapewni³ go Stone.
Obejrza³ siê i zobaczy³ Dina w smokingu.
Elegant z ciebie zauwa¿y³ Stone.
Daruj sobie. Rozmawia³em z Andersonem i Kellym. Czy kto jest przy
tylnym wejciu?
Bob Berman. Przywióz³ nas tutaj.
W porz¹dku.
Stone poinformowa³ przyjaciela, ¿e Bergman bêdzie wskazywa³ niezna-
nych goci.
No to wszystko za³atwione powiedzia³ Dino. Denerwujesz siê?
Tak.
Ja te¿. Potrzebne nam to zbiegowisko jak umar³emu kadzid³o. A zapo-
wied wystawy we wczorajszym Timesie tylko pogorszy³a sprawê.
To prawda. Zrobilimy wszystko, co mo¿na, wiêc spróbujmy siê od-
prê¿yæ i trochê zabawiæ.
No to baw siê rzuci³ Dino. Ja i tak nie przestanê siê denerwowaæ.
Zjawili siê pierwsi gocie; z pocz¹tku wchodzili ma³ymi grupkami, po-
tem nieprzerwanym sznurem. Stone obserwowa³ Bergmanów; co jaki czas
127
które z nich dawa³o znak skinieniem g³ow¹. Wtedy do akcji przystêpowa³
Dino, sumiennie sprawdzaj¹c to¿samoæ nowo przyby³ych; widaæ by³o, ¿e
z trudem powstrzymuje siê, aby ich nie rewidowaæ. Gocie przyjmowali to
nad podziw spokojnie.
Kiedy galeria siê zape³ni³a, Stone podszed³ do Dina.
Jeli tu wszystko w porz¹dku, pójdê zerkn¹æ, co siê dzieje na zewn¹trz.
Dobra, id.
Stone wyszed³ na ulicê i rozejrza³ siê. Nie zauwa¿y³ niczego podejrzanego;
Anderson i Kelly siedzieli spokojnie w samochodzie. I wtedy zobaczy³ vana.
Samochód nie by³ czarny, jak ten, który sta³ ko³o domu, tylko niepozor-
nie szary, bez ¿adnych znaków i napisów. Stone zajrza³ na przednie siedze-
nie: le¿a³a tam mapa miasta. Szyby okien w tylnych drzwiach zosta³y ca³ko-
wicie zamalowane bia³¹ farb¹, tak ¿e nie mo¿na by³o zobaczyæ, co znajduje
siê w rodku. Stone zapisa³ numery rejestracyjne wozu, przeszed³ na drug¹
stronê ulicy i zapuka³ w okno policyjnego samochodu. Kelly spuci³ szybê
o kilka centymetrów.
Tak?
Stone wyrwa³ kartkê z notesu i poda³ mu przez okienko.
Sprawd te numery.
Co to za wóz?
Szary van naprzeciwko galerii.
Sta³ ju¿ tam, kiedy przyjechalimy powiedzia³ Kelly. Nie widzê
potrzeby.
Zrób to, Kelly.
Anderson wzi¹³ kartkê od Kellyego i po³¹czy³ siê przez radiotelefon.
Minutê póniej otworzy³ drzwi i wysiad³ z samochodu.
To buick century z 1966 roku, skradziony dzi po po³udniu w Queens.
Dzwoñ po saperów zawo³a³ Stone i biegiem skierowa³ siê na drug¹
stronê ulicy. W tym momencie zmieni³y siê wiat³a i samochody ruszy³y, zmu-
szaj¹c go do cofniêcia siê. Zniecierpliwiony Stone przemkn¹³ miêdzy jad¹cy-
mi pojazdami i wpad³ do galerii. Bergman z ¿on¹ opucili ju¿ posterunek przy
wejciu, a recepcjonistka zajê³a siê przyjmowaniem p³atnoci za obrazy.
Przepraszam zwróci³ siê do niej Stone ale bêdzie pani musia³a odejæ
z tego miejsca.
Nie rozumiem. Kobieta rozgl¹da³a siê za szefem. Pan Bergman nie
mówi³ nic o tym, ¿e
Proszê to zrobiæ ponagli³ Stone zdecydowanym tonem. Podszed³ do
niego Dino.
Co siê dzieje?
Naprzeciwko galerii stoi skradziony van; trzeba wyprowadziæ st¹d goci
tylnym wyjciem.
128
Dino skin¹³ g³ow¹.
Zróbmy to najspokojniej, jak siê da.
Podszed³ do grupy ludzi i zagadn¹³ ich, wskazuj¹c drogê na ty³y galerii.
Stone ju¿ mia³ do niego do³¹czyæ, kiedy zauwa¿y³, ¿e recepcjonistka na-
dal obs³uguje dwoje goci. Wzi¹³ mê¿czyznê pod ramiê.
Przykro mi, ¿e przeszkadzam, ale wszyscy musz¹ opuciæ galeriê tyl-
nym wyjciem. Proszê têdy.
S³ychaæ ju¿ by³o syreny radiowozów nadje¿d¿aj¹cych Madison Avenue.
Nie rozumiem obruszy³ siê tamten. Nie chcê, ¿eby kto podkupi³
mi obraz.
Proszê siê o to nie martwiæ. Musimy podj¹æ pewne rodki ostro¿noci.
Mê¿czyzna niechêtnie uj¹³ ¿onê pod ramiê i skierowa³ siê do wyjcia.
Zbli¿y³ siê Bergman; w jego oczach czai³o siê przera¿enie.
Co siê sta³o?
Na zewn¹trz stoi podejrzany samochód; proszê pomóc policji wypro-
wadzaæ goci.
W samym rodku wieczoru? Oszala³ pan?
Panie Bergman, to nie s¹ ¿arty. Nie wolno traciæ ani sekundy. I proszê
zabraæ st¹d tê kobietê doda³, wskazuj¹c recepcjonistkê.
Bergman spe³ni³ polecenie.
Zjawi³a siê Sara.
Stone, co siê tutaj dzieje?
Zagro¿enie wybuchem bomby odpar³ szeptem. Saperzy ju¿ jad¹;
chodmy st¹d.
Ruszy³ w stronê tylnego wyjcia, ale nagle odwróci³ siê, podszed³ do
frontowego okna i zaci¹gn¹³ ciê¿kie we³niane story.
Chodmy powiedzia³, bior¹c Sarê pod ramiê.
W tej samej chwili rozleg³ siê potê¿ny huk. Szyby pêk³y, a zas³ony wydê-
³y siê do rodka pod naporem fali uderzeniowej.
33
S
i³a wybuchu cisnê³a Stonea na marmurow¹ pod³ogê; mimo to nie wypu-
ci³ Sary. Gdy siê ockn¹³, dziewczyna próbowa³a siê spod niego wydostaæ.
Przetoczy³ siê na bok.
Nic ci nie jest? spyta³ s³abym g³osem.
Sara wsta³a i z krzykiem rzuci³a siê przed siebie, nie odpowiadaj¹c na
pytanie.
129
Stone pozbiera³ siê i niepewnie stan¹³ na nogach; nadbieg³ Dino i obj¹³
go ramieniem. Rama okna zia³a pustk¹, ca³a pod³oga zas³ana by³a od³amkami
szk³a. Z we³nianej story zosta³y tylko strzêpy wisz¹ce u karnisza. W miejscu,
gdzie sta³ szary van, czerni³ siê w asfalcie niewielki krater. Samochody obok
p³onê³y. Panowa³ nieopisany tumult: kobiety i mê¿czyni w galerii wrzesz-
czeli, przepychaj¹c siê bez³adnie do tylnego wyjcia. Wy³y syreny.
Dino wyj¹³ z kieszeni chusteczkê i przy³o¿y³ do g³owy Stonea.
Krwawisz, stary. Trzymaj to.
Nic mi nie jest. Znajd Sarê, dobrze? I zaprowad j¹ do mojego samo-
chodu; to w tej chwili najbezpieczniejsze miejsce.
Dobrze, ale nie wychod frontowymi drzwiami; stanowi³by ³atwy cel.
Stone s³ania³ siê nieco na nogach, trzymaj¹c chusteczkê z ty³u g³owy;
rozejrza³ siê po galerii. Wiêkszoæ obrazów wisia³a na cianach, a tylko jeden
lub dwa by³y powa¿niej uszkodzone. Zerkn¹³ na okno i zauwa¿y³, ¿e nie zaj-
mowa³o ca³ej ciany: po bokach by³ jeszcze metr muru. Podmuch zmiót³ okno,
ale ceg³y wytrzyma³y.
Nie zwa¿aj¹c na radê Dina, podszed³ do frontowych drzwi, otwartych na
ocie¿ si³¹ eksplozji; szk³o pozosta³o nietkniête. Stone schyli³ siê i podniós³
od³amek. Zdziwi³ siê, wyczuwaj¹c palcami têpe krawêdzie.
Nagle jak spod ziemi wyrós³ Andy Anderson.
Nic ci nie jest?
Chyba nie odpar³ Stone. Widzia³e, co siê sta³o?
Zadzwoni³em po saperów i odjecha³em kilkadziesi¹t metrów, ¿eby im
nie przeszkadzaæ. Szlimy w³anie, ¿eby zatrzymaæ ruch, kiedy wybuch³a
bomba. By³o akurat czerwone wiat³o, dziêki temu ¿aden samochód nie prze-
je¿d¿a³ przed galeri¹; zapali³y siê tylko te, które sta³y zaparkowane. Na ulicy
nikt nie ucierpia³. A wewn¹trz?
Przejd na ty³y i sprawd, czy wszyscy s¹ cali. Pokieruj karetkami,
kiedy przyjad¹.
Dobrze.
Gdzie Kelly?
Nie mam pojêcia. Znikn¹³ mi z oczu.
Stone rozejrza³ siê po ulicy. Witryny pobliskich sklepów przy Madison
Avenue popêka³y, z niektórych samochodów wylecia³y szyby, ale poza tym
nie by³o widaæ ¿adnych powa¿niejszych zniszczeñ. Odwróci³ siê; g³ówna sala
galerii ca³kowicie opustosza³a. Doszed³ korytarzem do tylnego wyjcia i zna-
laz³ siê na ulicy. Dino sta³, otaczaj¹c ramieniem Sarê, która pochyli³a g³owê
i ³ka³a; podobne obrazki widaæ by³o wszêdzie, ale na szczêcie nikt nie le¿a³
ani nawet nie opiera³ siê o maskê samochodu. Dino zamacha³ rêk¹.
Stone po³o¿y³ d³onie na ramionach Sary i spojrza³ jej w oczy.
Jeste ranna?
9 Kr¹g strachu
130
Dziewczyna powoli wraca³a do siebie.
Chyba nie.
Masz drobne skaleczenia na nogach zauwa¿y³ Dino. Chodcie,
odwieziemy was do szpitala.
Zjawi³ siê Bob Berman.
Niele ³upnê³o. Czy kto jest ranny?
Lekko odpar³ Dino. Podrzuæ Sarê i Stonea na pogotowie przy szpi-
talu Lenox Hill.
Mo¿e zabierzemy kogo jeszcze? spyta³ Stone.
Wydaje mi siê, ¿e to wy najbardziej ucierpielicie; ty sta³e najbli¿ej
okna, a Sara przed tob¹. To ty zaci¹gn¹³e story?
Tak, chyba tak.
Os³abi³y si³ê podmuchu i zatrzyma³y szk³o. Wygl¹da na to, ¿e urato-
wa³e wielu ludzi, byæ mo¿e siebie te¿. Wsiadajcie ju¿.
Berman w³¹czy³ silnik. Wycofa³ do Pi¹tej Alei, migaj¹c wiat³ami.
Trzymajcie siê ostrzeg³. Pojadê pod pr¹d.
Skrêci³, uciekaj¹c przed nadje¿d¿aj¹cymi z naprzeciwka samochodami;
dwie przecznice dalej odbi³ na wschód.
Dobrze to wykombinowa³e, Bob pochwali³ Stone. Nie przejecha³-
by przez Madison do centrum. Wybuch sprawi³, ¿e ulica jest zakorkowana
na przestrzeni kilku kilometrów.
Sara siedzia³a sztywno, ciskaj¹c d³oñ Stonea.
Jeste pewna, ¿e nic ci nie jest?
Czujê siê dobrze odpar³a cicho.
W szpitalu zdjêto ze Stonea marynarkê i koszulê; m³ody praktykant ka-
za³ mu siê po³o¿yæ na brzuchu, zrobi³ znieczulenie miejscowe i zacz¹³ wyci¹-
gaæ z g³owy od³amki szk³a.
Nie jest pan ciê¿ko ranny zauwa¿y³. Przywieli du¿o osób z po-
dobnymi obra¿eniami. Co siê sta³o?
Wybuch bomby odpar³ Stone. Poczu³, ¿e kto goli mu w³osy z ty³u
g³owy; dotkn¹³ tego miejsca palcami.
Nie obawiaj siê, przystojniaku uspokoi³a go pielêgniarka. Nie zgo-
lê wiêcej, ni¿ potrzeba. Nadal bêdziesz wygl¹daæ sza³owo.
G³owa mnie boli. Mogê dostaæ aspirynê?
Za chwilê, jak oczycimy rany. Trzeba bêdzie pana zszyæ tu i ówdzie.
Stone le¿a³ nieruchomo, poddaj¹c siê zabiegom. Wreszcie kazali mu
usi¹æ; pielêgniarka poda³a bia³y fartuch.
Proszê to za³o¿yæ. Marynarka i koszula nie prezentuj¹ siê wyjciowo
powiedzia³a, podaj¹c Stoneowi podarte ubranie. Mo¿e pan iæ. To znaczy,
zawiozê pana na fotelu, zgodnie z regulaminem.
Gdzie jest Sara Buckminster?
131
Ta kobieta, która z panem przyjecha³a? Zaszylimy kilka drobnych ran
na jej nogach; jest w samochodzie z mê¿czyzn¹, który pana przywióz³.
Zatrzyma³a siê przed drzwiami.
Dziêkujê. Jak d³ugo tu by³em? spyta³ Stone.
Nie wiem dok³adnie, ale wydaje mi siê, ¿e nieco ponad godzinê.
Stone dotar³ do samochodu.
Odwie nas do domu, Bob.
Pó³ godziny póniej wjechali do gara¿u. Stone nie wypuci³ Sary z wozu,
czekaj¹c a¿ klapa siê zamknie. W ostatniej chwili wsun¹³ siê pod ni¹ Dino.
Jakie twarzowe bia³e wdzianko zauwa¿y³. Lepiej ci w nim ni¿
w smokingu. Dobrze siê czujecie?
Boli mnie g³owa mrukn¹³ Stone. Zapomnieli mi daæ aspirynê.
Chodmy na górê zaproponowa³ Dino, bior¹c przyjaciela pod ramiê.
Daj spokój. Nie jestem ranny.
Poszli prosto do saloniku.
Sara skierowa³a siê do ³azienki.
Biorê tabletkê nasenn¹ oznajmi³a. Jeli kto chce ze mn¹ rozma-
wiaæ, to teraz, bo póniej odp³ynê w krainê snu.
Stone po³o¿y³ j¹ do ³ó¿ka, a nastêpnie po³kn¹³ cztery aspiryny. W gabine-
cie Dino nala³ dwa drinki.
Jakie by³y straty? spyta³ Stone.
Parê samochodów, parê witryn, parê obrazów, kilkoro wystraszonych
ludzi. Saperzy orzekli, ¿e to by³ zwyk³y ³adunek dynamitu rzucony na siedze-
nie vana ¿adnych ustrojów strumieniowych, ¿adnych gwodzi czy innych
od³amków, poza fragmentami samochodu. Ale nic siê nie przedosta³o do wnê-
trza galerii. Eksplozja rozesz³a siê równomiernie we wszystkie strony. Samo-
chód rozlecia³ siê w drobny mak, okno posz³o w diab³y, uzbrojona szyba za-
mortyzowa³a si³ê podmuchu, a zas³ony przyjê³y jej resztkê. Szk³o zosta³o
zaprojektowane tak, aby wytrzymaæ pewne naprê¿enie i rozpaæ siê na têpe
kawa³ki. Zanim bomba wybuch³a, wiêkszoæ goci przesz³a ju¿ na ty³y gale-
rii. Mielimy sporo szczêcia, bo to mog³o zakoñczyæ siê jatk¹. Anderson
i Kelly powinni byli sprawdziæ rejestracje wszystkich wozów w pobli¿u, ale
nikt im tego nie powiedzia³ moja wina a wybuchu bomby siê nie spodzie-
wali.
Przeczuwa³em, ¿e co siê stanie, ale nie co takiego.
Najedlimy siê trochê strachu, ale dziêki temu przynajmniej ledztwo
pozostanie otwarte. Bêd¹ o tym tr¹biæ w dzisiejszych wiadomociach, a czo-
³ówki jutrzejszych wydañ gazet mo¿na sobie wyobraziæ. Najlepiej by³oby,
gdybycie wynieli siê z Sar¹ z miasta.
132
Zamówilimy ju¿ bilety na samolot do Londynu odrzek³ Stone.
Poradzisz sobie beze mnie?
Dino zmierzy³ go wymownym spojrzeniem.
No có¿, bêdê siê stara³.
34
S
tone obudzi³ siê z bólem g³owy. Sara ju¿ wsta³a i bra³a prysznic; jej wa-
lizki le¿a³y po drugiej stronie ³ó¿ka. Wróci³a z ³azienki, owiniêta tylko
rêcznikiem.
Unios³a rêkê.
Nie patrz tak na mnie. Musimy zd¹¿yæ na samolot. Nie czas na figle.
Stone usiad³ i postawi³ nogi na pod³odze.
Z mojej strony nie grozi ci ¿adne niebezpieczeñstwo. G³owa mi pêka.
Chcesz co lepszego od aspiryny? Jestem chodz¹c¹ encyklopedi¹ le-
ków.
Wezmê wszystko, co zaordynujesz.
Sara zniknê³a w ³azience; po chwili wróci³a z pastylk¹ i szklank¹ wody.
Tylko nie pij wina do niadania. Zwali³oby ciê z nóg.
Stone po³kn¹³ tabletkê.
Która godzina?
Wpó³ do ósmej, a nasz samolot odlatuje o dziesi¹tej. Spakuj siê; for-
malnoci na lotnisku potrwaj¹ tyle, ¿e nie mamy nawet czasu na niadanie.
Podadz¹ nam co do jedzenia po starcie.
Dobrze.
Stone wzi¹³ prysznic i zanim wyszed³ z ³azienki, ból min¹³; nadal jednak
krêci³o mu siê lekko w g³owie. Spakowa³ siê, zaniós³ baga¿e do windy, z któ-
rej rzadko korzysta³, i pos³a³ je do piwnicy.
Dino odwiezie nas na wszelki wypadek na lotnisko oznajmi³ Stone.
Nie mam nic przeciwko temu odrzek³a Sara. Zmywajmy siê st¹d.
Jechali policyjnym wozem Dina; za kierownic¹ siedzia³ pocz¹tkuj¹cy
funkcjonariusz. Nie mówili wiele, dziêki czemu Stone mia³ czas pomyleæ.
Doszed³ do wniosku, ¿e nie jest zbyt uszczêliwiony takim rozwojem sytu-
acji. Gdy zatrzymali siê przed budynkiem portu lotniczego, Sara wrêczy³a mu
bilety i swój paszport.
Zajmiesz siê odpraw¹? Muszê iæ do toalety, i to nieodwo³alnie.
133
Dino da³ jej eskortê w postaci m³odszego stopniem kolegi. Stone zawo³a³
baga¿owego i poleci³ wnieæ walizki do budynku.
Dziêki za odwiezienie rzek³, podaj¹c przyjacielowi rêkê.
Nie myl za du¿o o tym, co siê tutaj dzieje. Ja siê wszystkim zajmê.
Powiniene zwróciæ siê do FBI w zwi¹zku z zamachem bombowym.
Mo¿e oni by co wywêszyli?
Ju¿ to zrobi³em; przekaza³em im wszystko, co zosta³o z tego vana.
S³uchaj, Dino. Nie wiem, czy o tym pomyla³e. Mary Ann i Ben s¹
w Brooklynie, Sara i ja wyje¿d¿amy. Zosta³e jedyn¹ osob¹, któr¹ ci szaleñcy
mog¹ wzi¹æ na cel. Musisz naprawdê na siebie uwa¿aæ.
Zawsze uwa¿am odpar³ Dino. Wyluzuj siê i dobrze siê baw. Jak
zadzwonisz, powiem ci, czy sta³o siê co nowego.
Zadzwoniê.
Uciskali siê mocno. Po chwili Stone odwróci³ siê i wszed³ do budynku.
Przed okienkiem obs³uguj¹cym pierwsz¹ klasê nie by³o kolejki, wiêc szybko
za³atwi³ odprawê. Po³o¿y³ na wadze baga¿ Sary, ani na chwilê nie przestaj¹c
intensywnie myleæ.
Czy to ju¿ wszystko? spyta³a kobieta za kontuarem. Pan nie ma
baga¿u?
Stone podj¹³ decyzjê.
Poleci tylko jedna osoba. Czy mogê zostawiæ tu na chwilê walizki?
Wrócê po nie, kiedy po¿egnam siê z przyjació³k¹.
Kobieta odda³a bilety i paszporty.
Oczywicie, bêdê na nie uwa¿aæ.
Stone wsadzi³ bilety do kieszeni; w tej samej chwili wróci³a Sara.
Wszystko za³atwione? spyta³a.
Tak. Chodmy do poczekalni dla pierwszej klasy.
Wypili kawê i zjedli spaghetti; Stone zerkn¹³ na Timesa.
I w ten sposób uda³o nam siê trafiæ na pierwsz¹ stronê.
Nic nie mów powiedzia³a Sara. Chcê zapomnieæ o tym, co siê wczo-
raj sta³o, i b³agam ciê, ¿eby nie wspomina³ o wybuchu moim rodzicom, bo
narobi¹ strasznego lamentu.
Dobrze.
Zapowiedziano lot; ruszyli wolno w stronê przejcia. Stone zatrzyma³
Sarê przed schodami prowadz¹cymi na pok³ad.
Nie mogê z tob¹ lecieæ rzek³. Nie wolno mi opuszczaæ Dina w ta-
kiej sytuacji. Jeli wyjadê, on pozostanie jedynym celem dla morderców.
Dino potrafi o siebie zadbaæ odpar³a Sara.
Gdyby go dopadli, nigdy bym sobie nie wybaczy³.
134
Sara patrzy³a na niego chwilê w milczeniu.
Stone, ja ju¿ nie wrócê do Nowego Jorku.
To szaleñstwo musi siê kiedy skoñczyæ. Zostañ u rodziców, dopóki
nie za³atwimy tej sprawy, a potem wróæ.
Nie, mam ju¿ doæ tego miasta. Wyjecha³am poprzednim razem, bo nie
by³am tu szczêliwa. Teraz to miasto chce mnie zabiæ. Nie wrócê. Przykro mi.
A co z zasad¹, ¿eby nie pozwoliæ terrorystom sob¹ sterowaæ? spyta³ Stone.
Skorygowa³am j¹.
Wiesz, ¿e nie mogê mieszkaæ poza Nowym Jorkiem.
Wiem. Objê³a go. Jeste najmilszym mê¿czyzn¹, jakiego znam, ale
sam powiedzia³e, ¿e zbyt wiele zbiegów okolicznoci uk³ada siê w przezna-
czenie. Ono jest przeciwko nam.
Przykro mi powiedzia³ Stone.
Mnie te¿ odpar³a Sara, ca³uj¹c go.
Poda³ jej bilet i paszport; dziewczyna wesz³a na schody i po chwili znik-
nê³a w drzwiach samolotu.
Stone powlók³ siê z powrotem do budynku; zwróci³ bilet i odebra³ baga¿.
Zdziwi³ siê na widok samochodu Dina, który sta³ dok³adnie w tym samym
miejscu. Wrzuci³ walizki na tylne siedzenie i wsiad³.
I tak oto wróci³em z Anglii oznajmi³.
Jak to?
Nie odpowiada³a mi pogoda.
Pozwoli³e tej dziewczynie wyjechaæ?
Obawiam siê, ¿e tak.
Wróci, kiedy to wszystko siê skoñczy?
Nie. Odwie mnie do hotelu; jeli kto widzia³, jak przyje¿d¿am na
lotnisko, niech myli, ¿e polecia³em.
Dino da³ podw³adnemu znak, ¿eby rusza³.
To nie by³a pierwsza lepsza dziewczyna powiedzia³.
Wiem.
Ale z ciebie fujara.
Wiem.
35
S
tone zameldowa³ siê w hotelu Carlyle i poleci³ w recepcji, ¿eby potwier-
dzaæ jego obecnoæ tylko wówczas, jeli dzwoni¹cy spyta o Elijaha Sto-
nea; by³o to imiê dziadka ze strony matki.
135
Oczywicie, proszê pana powiedzia³ recepcjonista.
Znalaz³szy siê w pokoju, Stone zadzwoni³ na swoj¹ automatyczn¹ sekre-
tarkê. By³a jedna wiadomoæ, od Billa Eggersa. Postanowi³ oddzwoniæ od razu.
Mówi Stone.
Czyta³em Timesa. Jak siê czujesz?
Nic mi nie jest.
Zrobili z ciebie bohatera.
Nie wierz w to. Co s³ychaæ?
Jestemy gotowi do zamkniêcia transakcji zakupu domu.
wietnie. Dzisiaj?
Tak odpar³ Eggers. Sprzedawca ju¿ wszystko podpisa³. Teraz po-
trzebny jest tylko twój podpis, potwierdzenie u notariusza, oraz czek na sumê
zakupu i koszty obs³ugi prawnej; jeli chcesz, mo¿esz mi wystawiæ prywatny
czek, a my zap³acimy z funduszu powierniczego.
Poda³ sumê.
Wylê ci czek faksem odrzek³ Stone, zapisuj¹c numer konta firmy.
Chcesz zajrzeæ dzisiaj?
Ukry³em siê w Carlyle i na razie wola³bym siê st¹d nie ruszaæ. Móg³-
by przyjechaæ do mnie?
Jasne. O której?
Powiedzmy w po³udnie; zamówiê lunch do pokoju.
Dobra, bêdê.
Pokój 1550, wynajêty na nazwisko Elijah Stone.
Do zobaczenia o dwunastej powiedzia³ Bill i roz³¹czy³ siê.
Stone zadzwoni³ do swojego pe³nomocnika finansowego i poprosi³ o prze-
kazanie pieniêdzy z konta na rachunek funduszu powierniczego firmy Wood-
man i Weld; nastêpnie zatelefonowa³ do sklepu ABC i poleci³ zawieæ meble
do domu w Connecticut.
Nasza ciê¿arówka bêdzie przeje¿d¿aæ tamtêdy jutro poinformowa³a
kobieta.
wietnie siê sk³ada ucieszy³ siê Stone. Zadzwoni³ do sklepu ze sprzê-
tem gospodarstwa domowego i poprosi³ o dostawê nazajutrz. Wreszcie wy-
bra³ numer Boba Bermana.
Myla³em, ¿e lecisz w³anie nad Atlantykiem zdziwi³ siê Berman.
Zmiana planów. Wola³em nie wracaæ do domu; mieszkam w hotelu
Carlyle. Chcia³bym ciê prosiæ o du¿¹ przys³ugê.
Mów.
Pojed do mojego domu w nocy w rodku nocy upewnij siê, ¿e nie
jest obserwowany, i wejd do rodka. Masz jeszcze klucz?
Tak, chocia¿ nie jest mi w³aciwie potrzebny. Zapomnia³e, ¿e to ja
zak³ada³em ci system alarmowy?
136
Pamiêtam. Wejd do mojego gabinetu i otwórz schowek na broñ pod
rega³em. Poradzisz sobie z zamkiem?
A czy papie¿ jest Polakiem?
We walthera kaliber 7,67 z futera³em na ramiê i zapasowy magazy-
nek, wyprowad samochód z gara¿u i przyjed do hotelu Carlyle; jest otwarty
non stop. Powiedz parkingowemu, ¿e to dla Stonea z pokoju 1550. Zamknij
broñ w schowku przy tablicy rozdzielczej.
Za³atwione powiedzia³ Berman.
Dziêki, Bob. Jestem twoim d³u¿nikiem.
Czy to pierwszy raz?
Jasne, ¿e nie.
No w³anie. Powodzenia. I nie daj siê zabiæ.
Stone zadzwoni³ do biura agencji Klemmów w Waszyngtonie; spyta³
o kontakt do s³u¿b miejskich i firmy telekomunikacyjnej. Przed wizyt¹ Billa
Eggersa zd¹¿y³ za³atwiæ pod³¹czenie wody, elektrycznoci i telefonów w no-
wym domu.
Bill zjawi³ siê w towarzystwie Joan Robertson, która mia³a kiedy zast¹-
piæ sekretarkê Stonea; kobieta przywita³a go z umiechem, jak gdyby zapo-
mnia³a o tym, ¿e omal nie narazi³ jej na miertelne niebezpieczeñstwo.
Mo¿e od razu zamówimy lunch i za³atwimy wszystkie formalnoci,
czekaj¹c na posi³ek? zaproponowa³ Stone. Joan, zje pani z nami?
Dziêkujê, ale jestem ju¿ umówiona na lunch. Moja mama przyjecha³a
w odwiedziny.
Stone i Eggers zamówili posi³ek, a potem zabrali siê do roboty. Eggers
rozpostar³ na stole plik dokumentów, Stone z³o¿y³ podpisy, a Joan potwier-
dzi³a notarialnie. Wszystko trwa³o trzy kwadranse. Na koniec Bill wrêczy³
Stoneowi teczkê.
Oto twoja umowa. Chcesz, ¿ebymy zatrzymali j¹ w naszym archi-
wum?
Tak, bardzo proszê odpar³ Stone. Niech le¿y tymczasem w sejfie.
Gratulacje. W ten oto sposób zosta³e w³acicielem domku na wsi.
Przedstawiê dokumenty sprzedawcy dzi po po³udniu.
Rozleg³ siê dzwonek do drzwi i kelner wtoczy³ do pokoju wózek z zamó-
wionym posi³kiem.
Muszê uciekaæ powiedzia³a Joan. Jeli pan chce, mogê po drodze
zawieæ dokumenty do kancelarii.
Bardzo pani dziêkujê, Joan. Kiedy to wszystko siê skoñczy, z przyjem-
noci¹ skorzystam z pani us³ug.
Sekretarka wysz³a; Stone i Eggers usiedli do lunchu.
Chcê j¹ mieæ oznajmi³ Stone.
Ma³o ci kobiet?
137
Chcê, ¿eby by³a moj¹ sekretark¹; lojalnie ciê ostrzegam.
W takim razie bêdziesz musia³ z³o¿yæ jej propozycjê nie do odrzucenia.
Tak zrobiê. À propos, s³ysza³em, ¿e macie w firmie klienta, który od
czasu do czasu sk³ada takie propozycje.
Nie wiem, o kim mówisz.
Nigdy nie wspomina³e, ¿e reprezentujecie Eduarda Bianchiego.
Rêka Eggersa znieruchomia³a z no¿em nad kromk¹ chleba.
Sk¹d siê o tym dowiedzia³e?
Z najlepszego ród³a.
Jakiego ród³a?
Od Bianchiego.
Znasz go?
Znam wielu ludzi.
Znasz go osobicie?
Wczoraj wieczorem jad³em z nim kolacjê odpar³ Stone z szelmow-
skim umieszkiem.
Bianchi nie rusza siê z domu, odk¹d zmar³a jego ¿ona.
Jedlimy u niego.
Chcê, ¿eby to by³o jasne: nie reprezentujemy Eduardo Bianchiego, tyl-
ko jego fundacjê dobroczynn¹.
I to niby znaczy, ¿e macie czyste rêce?
Wszystko jest ca³kowicie legalne. Robimy to pro publico bono.
Stone parskn¹³ miechem.
Jak to siê sta³o, ¿e pozna³e Bianchiego? spyta³ Eggers.
A ty nigdy siê z nim nie spotka³e?
Ale¿ tak, i to wielokrotnie, od kiedy zg³osi³ siê do nas w sprawie funda-
cji. No, mo¿e zg³osi³ siê, to za du¿o powiedziane. Odebra³em telefon od kogo,
kto odebra³ telefon od kogo innego, a ten od jeszcze kogo innego. Bianchi
bardzo nie lubi, kiedy mu siê odmawia ze wzglêdu na reputacjê jego rodziny.
Jest na to uczulony. Zawsze bada dok³adnie grunt, zanim ujawni swoje inten-
cje. Dziêki temu oszczêdza obu stronom nieprzyjemnych rozczarowañ.
Rzeczywicie sprawia wra¿enie przezornego.
Wreszcie zjawi³ siê osobicie; utworzylimy fundacjê, której preze-
sem zosta³a jego córka. Prawdê powiedziawszy, facet zrobi³ na mnie ogromne
wra¿enie. Jego córka te¿ doda³ Eggers, unosz¹c znacz¹co brwi.
Nie dziwiê siê.
Znalaz³oby siê w firmie paru facetów, którzy byliby gotowi dorabiaæ
na boku jako egzekutorzy mafii, byleby tylko pow¹chaæ jej majtki.
Czy ona czêsto przychodzi do biura?
Siedziba fundacji znajduje siê piêtro wy¿ej. Wynajêlimy im pomiesz-
czenia.
138
Czym w³aciwie zajmuje siê ta fundacja?
Eggers od³o¿y³ widelec.
To musi pozostaæ miêdzy nami, dobrze?
Jasne.
Bianchi jest bardzo wyczulony na punkcie dyskrecji, a nale¿y do lu-
dzi, których nie wolno denerwowaæ.
Bêdê milcza³ jak grób.
Fundacja sponsoruje sztukê. Wyp³aca stypendia kilkunastu m³odym
artystom, poza tym utrzymuje w³asn¹ kolekcjê obrazów, które wypo¿ycza
czasem muzeom. Przewa¿nie arcydzie³a dawnych mistrzów.
Jak siê nazywa ta fundacja?
Briarwood.
Widzia³em tê nazwê w telewizji, jako sponsora rozmaitych imprez.
Tym te¿ siê zajmuj¹. W zasadzie daj¹ pieni¹dze na wszystko, co inte-
resuje starego. No dobra, teraz twoja kolej. Jak pozna³e Bianchiego?
On jest teciem Dino Bacchettiego.
¯e co?!
Nie ¿artujê. Dino o¿eni³ siê z jego starsz¹ córk¹ jakie siedem, osiem
lat temu.
Eggers potrz¹sn¹³ g³ow¹.
To mi wystarczy.
Ta wiadomoæ te¿ musi zostaæ miêdzy nami.
Jak sobie ¿yczysz.
Dopili kawê; Eggers zerkn¹³ na zegarek.
Muszê iæ do s¹du.
Dziêkujê, Bill.
Nie ma za co. Kiedy siê wybierzemy do twojego domku w Connecticut?
Daj mi trochê czasu. À propos Stone zapisa³ na swojej wizytówce
numery i poda³ Eggersowi.
Tu s¹ numery telefonów i faksu. Powinny dzia³aæ ju¿ jutro, ale na razie
zachowaj je dla siebie.
Do zobaczenia.
Ucisnêli sobie rêce; Eggers wyszed³. Stone wypchn¹³ wózek na kory-
tarz, usiad³ i otworzy³ Timesa. Przeczyta³ gazetê dok³adnie jak zawsze; w ko-
lumnie powiêconej sztuce jego uwagê zwróci³ tytu³ recenzji teatralnej: Jud-
son Palmer przedstawia Pogrzebacz w oku.
Nazwisko przypomnia³o Stoneowi o sytuacji, w jakiej siê znalaz³. A co
mi tam, pomyla³. Sam do niczego nie dojdê. Odszuka³ w portfelu wizytów-
kê, któr¹ dosta³ od Eduarda Bianchiego i wybra³ numer telefonu. Aparat prze-
sta³ dzwoniæ, odezwa³ siê sygna³; w³aciciel nie nagra³ swojego g³osu na se-
kretarce.
139
Mówi Stone Barrington. Mo¿na siê ze mn¹ skontaktowaæ w hotelu
Carlyle, numer 744-1600. Zameldowa³em siê pod nazwiskiem Elijah Stone,
pokój 1550.
Od³o¿y³ s³uchawkê. Przysz³o mu na myl, ¿e byæ mo¿e w ten sposób
zrobi³ pierwszy krok na drodze do utraty prawa wykonywania zawodu.
36
S
tone nie mia³ co ze sob¹ zrobiæ przez ca³y dzieñ; nie móg³ bezpiecznie
wróciæ do domu, a ten w Connecticut nie by³ jeszcze umeblowany. Przeczy-
ta³ ca³ego Timesa, potem znudzi³ siê przy lekturze Wall Street Journal. Nie
zamierza³ zni¿aæ siê do ogl¹dania oper mydlanych, a w telewizji nie by³o ¿ad-
nego dobrego filmu. Wsta³ i przespacerowa³ siê; nadal dokucza³ mu ból po
wczorajszym upadku. Podniós³ s³uchawkê i po³¹czy³ siê z recepcj¹.
S³ucham, panie Stone?
Czy móg³by mi pan zorganizowaæ masa¿ w pokoju?
Oczywicie. Kiedy pan sobie ¿yczy?
Jak najszybciej.
Kobieta czy mê¿czyzna?
Kobieta.
Szwedka czy Japonka?
Szwedka.
Proszê chwilê zaczekaæ; sprawdzê, jakie s¹ mo¿liwoci. Recepcjoni-
sta zamilk³ na chwilê. Sheila zjawi siê u pana za godzinê.
Dziêkujê.
Stone od³o¿y³ s³uchawkê, obejrza³ dwa odcinki Starej chaty, poszed³ do
³azienki, rozebra³ siê i w³o¿y³ szlafrok. Niebawem rozleg³o siê pukanie; do
pokoju wesz³a ³adna dziewczyna i rozstawi³a w sypialni stó³ do masa¿u.
Proszê siê po³o¿yæ na brzuchu poleci³a.
Stone zrzuci³ szlafrok i rozci¹gn¹³ siê na blacie; masa¿ystka zakry³a mu
poladki niewielkim rêcznikiem.
Ma pan rany na plecach zauwa¿y³a.
Wypadek; nie bêd¹ pani przeszkadzaæ?
Ale¿ sk¹d. Proszê powiedzieæ, jeli pana zaboli.
Zaczê³a ugniataæ plecy; Stone z przyjemnoci¹ podda³ siê jej zabiegom.
Wkrótce pogr¹¿y³ siê w drzemce. Przerwa³ mu j¹ dzwonek do drzwi.
Czy mog³aby pani otworzyæ? poprosi³. To pewnie pokojówka; za-
pomnia³em wywiesiæ kartkê z napisem NIE PRZESZKADZAÆ.
140
Oczywicie. Zaraz wracam powiedzia³a masa¿ystka i wysz³a z sypialni.
Stone us³ysza³ otwieranie drzwi i jakie szepty; po chwili drzwi siê za-
mknê³y i dziewczyna wróci³a.
Wywiesi³a pani kartkê?
Aha odpar³a, masuj¹c mu kark.
Stone znów zapad³ w drzemkê; przebudzi³ siê na chwilê, ¿eby odwróciæ
siê na plecy, kiedy poprosi³a. Zakry³a mu oczy woreczkiem wype³nionym fa-
solk¹ i po³o¿y³a rêcznik na brzuchu; Stone rozluni³ siê ca³kowicie. G³adzi³a
szyjê i twarz, a potem przesunê³a d³onie w dó³. Zatrzyma³a siê na chwilê na
jego sutkach; pomyla³, ¿e to trochê dziwne, ale by³o mu zbyt dobrze, wiêc
nie zamierza³ protestowaæ. Poczu³, jak masa¿ystka zdejmuje rêcznik. Có¿,
jeli jej to nie przeszkadza, to mnie te¿ nie, pomyla³.
G³adzi³a mu brzuch i uda; od czasu do czasu niby przypadkowo muska-
j¹c d³oni¹ cz³onek. Nagle sta³o siê jasne, ¿e to nie przypadek. A wiêc hotel
zapewnia równie¿ tego rodzaju us³ugi? Stone us³ysza³, jak dziewczyna sma-
ruje sobie rêce jakim p³ynem; po chwili dotknê³a go w sposób, który nie
budzi³ ¿adnych w¹tpliwoci. Tego siê nie spodziewa³.
Otworzy³ oczy, ale woreczek nadal le¿a³ na jego twarzy, wiêc zamkn¹³ je
z powrotem. Masa¿ystka robi³a swoje delikatnie, lecz zdecydowanie; Stone
poczu³, ¿e dosta³ pe³nej erekcji. Instynkt podpowiada³ mu, ¿eby obj¹æ dziew-
czynê, ale powstrzyma³ siê. Po kilku minutach doprowadzi³a do wytrysku,
a póniej pieci³a delikatnie jeszcze przez chwilê, a¿ oddech Stonea wróci³
do normy. Wytar³a go i poca³owa³a lekko w usta.
Idê umyæ rêce szepnê³a. Proszê siê zrelaksowaæ; zaraz wracam.
Stone us³ysza³, ¿e dziewczyna zamyka drzwi ³azienki. Usiad³ i w³o¿y³
szlafrok. Co to ma znaczyæ? Co takiego przydarzy³o mu siê pierwszy raz
w ¿yciu. Przypuszcza³, ¿e masa¿ystka oczekuje wyj¹tkowo hojnego napiwku,
jeli nie czego wiêcej. Zsun¹³ siê ze sto³u, ¿eby wyj¹æ portfel; drzwi otwar³y
siê i stanê³a w nich umiechniêta Dolce Bianchi.
Stone otworzy³ szeroko usta; nie móg³ wydobyæ g³osu.
Czy podoba³ siê panu masa¿? spyta³a.
Ale¿ ja
Mylê, ¿e tak. Napi³abym siê czego. Przygotowaæ co panu?
Wszystko jest w barku powiedzia³ Stone. Poproszê to samo, co pani.
Odwróci³a siê i wysz³a do salonu; Stone gor¹czkowo próbowa³ zebraæ
myli.
Wróci³a z wype³nion¹ do po³owy butelk¹ szampana i dwoma kieliszkami.
Proszê usi¹æ i odprê¿yæ siê poleci³a, stawiaj¹c kieliszki na stole i wy-
ci¹gaj¹c korek z butelki. Nie powinien pan siê forsowaæ zaraz po masa¿u.
Stone usiad³ w fotelu; dziewczyna poda³a mu szampana.
Jak pani?
141
Przes³ucha³am pañsk¹ wiadomoæ i natychmiast wsiad³am w samo-
chód odpar³a. Nie zatrzyma³am siê przy recepcji, tylko od razu wesz³am
na górê. Masa¿ystka otworzy³a drzwi, a kilka banknotów studolarowych prze-
kona³o j¹, ¿eby wyjæ nieco wczeniej, ni¿ planowa³a.
Stone z wolna odzyskiwa³ zimn¹ krew. Podniós³ kieliszek.
Za nieoczekiwane przyjemnoci.
Dolce rozemia³a siê.
One s¹ najlepsze odrzek³a, podnosz¹c szampana do ust.
Jest pani kopalni¹ niespodzianek powiedzia³ Stone, bo nic innego
nie przychodzi³o mu do g³owy.
O, tak zgodzi³a siê Dolce. Proszê o tym zawsze pamiêtaæ. Jestem te¿
bardzo przedsiêbiorcza. I nigdy siê nie waham, kiedy mi na czym zale¿y.
Ani przez chwilê w to nie w¹tpi³em. Ale sk¹d pani wiedzia³a, ¿e nie
zeskoczê ze sto³u?
W tych sprawach polegam na swoich zdolnociach parapsychicznych.
Ja te¿ je mam oznajmi³ Stone. Powró¿yæ pani?
Czemu nie?
Uj¹³ jej d³onie i przyjrza³ siê liniom.
Widzê, ¿e pani rêce s¹ obdarzone wyj¹tkowym talentem.
Dziewczyna parsknê³a miechem.
Te¿ mi wró¿ba.
By³a pani naiwna za m³odu, ale teraz zm¹drza³a.
Dino musia³ powiedzieæ panu o moim ma³¿eñstwie, to nie ulega w¹t-
pliwoci.
Widzê te¿, ¿e wykonuje pani po¿yteczn¹ pracê ci¹gn¹³ Stone. Jest
pani osob¹, która lubi dawaæ. Na tym w³anie polega pani praca.
Spojrza³a na niego dziwnie.
Proszê mówiæ dalej.
Pani praca ma zwi¹zek ze sztuk¹; pani sama nie jest artystk¹, lecz po-
maga artycie widzê nawet, ¿e niejednemu. O, jakie pieni¹dze To one
pozwalaj¹ tym m³odym ludziom iæ za swym powo³aniem.
Czarne oczy Dolce zwêzi³y siê; by³a wyranie zaskoczona.
Dino nie móg³ panu tego powiedzieæ.
Widzê obrazy, mnóstwo obrazów; s¹ wystawione w wielu miejscach,
byæ mo¿e w muzeach. Dostrzegam te¿ zwi¹zek z telewizj¹, z programami
powiêconymi sztuce
Dolce próbowa³a wyrwaæ rêce, ale Stone nie wypuszcza³ ich.
Wyczuwam nazwê, która kojarzy siê z kolczastym krzewem*.
* Nazwa fundacji, briarwood to po angielsku wrzosiec (Erica arborea) krzew, z które-
go wyrabia siê fajki (przyp. t³um.).
142
Uwolni³a d³onie.
Proszê przestaæ, zaczyna mnie pan przera¿aæ.
Stone wzruszy³ ramionami.
Ka¿dy ma jaki dar. Nie ma siê czego baæ.
Sk¹d pan to wszystko wie?
Wyczyta³em z d³oni.
Dolce rozemia³a siê.
Przez chwilê uda³o siê panu mnie nabraæ. Wypi³a ³yk szampana, na-
chyli³a siê do Stone i poca³owa³a go. Zdaje mi siê, ¿e jest pan moim d³u¿ni-
kiem.
Chyba ma pani racjê przyzna³ Stone.
Nie mam zwyczaju czekaæ na zap³atê i zawsze naliczam odsetki.
To ca³kowicie uzasadnione.
Dziewczyna wsta³a, siêgnê³a d³oñmi za plecy i odsunê³a zamek. Suknia
opad³a na jej stopy. Nie nosi³a stanika, tylko poñczochy z podwi¹zkami i maj-
teczki. Zrzuci³a je i zbli¿y³a siê do Stonea.
Chcia³ siê podnieæ, ale Dolce popchnê³a go i usiad³a okrakiem na jego
kolanach. Przyci¹gnê³a jego g³owê do piersi; poczu³ jej zapach.
To bêdzie pierwsza rata szepnê³a zmys³owo.
Stone zap³aci³ uczciwie. Przez chwilê zastanawia³ siê, w co siê pakuje,
ale nie trwa³o to d³ugo.
37
K
elner nakry³ stolik, otworzy³ dwie butelki wina i oddali³ siê.
Kolacja gotowa zawo³a³ Stone w stronê ³azienki, gdzie Dolce popra-
wia³a sobie makija¿.
Wróci³a i usiad³a przy stole.
Stone spróbowa³ wina i nape³ni³ kieliszki.
Wydaje mi siê, ¿e po raz pierwszy jem kolacjê z kobiet¹ ubran¹ w poñ-
czochy, podwi¹zki i szpilki.
Dolce podnios³a kieliszek.
Za kolejne nowe dowiadczenie.
Za to wypijê z chêci¹ odpar³ Stone. Na pierwsze danie jedli makaron
z sosem z homara. Jeste niezwykle piêkn¹ kobiet¹.
Wiem. Byæ mo¿e moje s³owa zabrzmia³y arogancko, ale mówiono mi
o tym wiele razy, wiêc wiem, ¿e to prawda. Pewnie kiedy przestan¹ byæ
prawdziwe
143
Nie s¹dzê zaoponowa³ Stone. Kiedy zaczniesz siê starzeæ a do
tego czasu up³ynie jeszcze wiele lat nadal bêdziesz doskonale wygl¹daæ.
Zdejmij szlafrok poprosi³a Dolce. Lubiê patrzeæ na twoj¹ nagoæ.
Bojê siê, ¿e rozlejê sos. Jest gor¹cy.
Tchórz.
O tak, jeli w grê wchodzi gor¹ce jedzenie i czu³e miejsca.
Masz racjê. Chcê ciê nienaruszonego.
A dlaczego mnie w ogóle chcesz? spyta³ Stone. Tylko nie wciskaj
mi pochlebstw. Po prostu jestem ciekaw.
Po pierwsze, jeste tak samo piêkny jak ja odpar³a Dolce. Piêkni
mê¿czyni nie nale¿¹ do rzadkoci, ale piêkni i interesuj¹cy, tak. A ty dlacze-
go mnie chcia³e?
Nie wiedzia³em, ¿e mam wybór.
Rozemia³a siê dwiêcznie.
Chyba nie mia³e. Czy moja pewnoæ siebie zrazi³a ciê?
A wygl¹da³em na zra¿onego?
Ani trochê odpar³a Dolce ze miechem. Ale wracaj¹c do twojego
pytania, wiele o tobie s³ysza³am od Mary Ann przez te lata; spodoba³o mi siê
to, co opowiada³a. A Dino z pewnoci¹ by nas sobie nie przedstawi³.
Mylê, ¿e Dino chcia³ unikn¹æ komplikacji.
To nie po w³osku unikaæ komplikacji stwierdzi³a Dolce. On po
prostu chce ¿yæ z dala od ojca i ode mnie i trzymaæ swoich przyjació³ jak
najdalej od nas. Dino nie akceptuje naszej rodziny.
Odmienne filozofie ¿ycia, jak to uj¹³ twój ojciec.
Papa ciê polubi³.
Takie odnios³em wra¿enie. Ja te¿ poczu³em do niego sympatiê.
Nie da siê nie lubiæ papy, jeli on chce, ¿eby siê go lubi³o.
To chyba rodzinne.
A jakie jest twoje pochodzenie etniczne? spyta³a.
Angielskie, z obu stron, jeli mo¿na je nazwaæ etnicznym.
Tak, Barrington to rzeczywicie brzmi z angielska. Przechyli³a nieco
g³owê. Jako nie mogê uwierzyæ, ¿e kiedykolwiek by³e gliniarzem.
Policja te¿ mia³a z tym trudnoci. Niezbyt do nich pasowa³em. Dino
powiedzia³ kiedy, ¿e nowojorska policja to lo¿a braterska, a ja nigdy do niej
nie wst¹pi³em.
Opowiedz mi o swojej rodzinie.
Moi przodkowie z obu stron, Barringtonowie i Stoneowie, przybyli
ze rodkowej Anglii do Massachusetts na pocz¹tku osiemnastego wieku i za-
³o¿yli tkalniê. W dziewiêtnastym wieku firma rozros³a siê. Wiod³o im siê ca³-
kiem dobrze. Mój ojciec nie chcia³ pracowaæ w rodzinnym przedsiêbiorstwie;
uwielbia³ d³ubaæ w drewnie. Jednak dziadek nalega³, ¿eby poszed³ do Yale.
144
Moj¹ matkê rodzice pos³ali do Mount Holyoke na studia plastyczne. Kiedy
w 1929 roku dosz³o do krachu na gie³dzie, obie rodziny podupad³y. Ojciec
porzuci³ Yale i osiad³ w Nowym Jorku; tam pozna³ moj¹ matkê, która miesz-
ka³a w Greenwich Village i malowa³a. Znali siê jako dzieci, a kiedy siê spo-
tkali po latach, zapa³ali do siebie uczuciem. Ojciec zacz¹³ chodziæ od domu
do domu z narzêdziami, szukaj¹c dorywczych prac. Wreszcie uda³o mu siê
otworzyæ warsztat stolarski; z czasem zyska³ sobie reputacjê wytwórcy piêk-
nych mebli. Mieli wielu lewicuj¹cych przyjació³, a mój ojciec wst¹pi³ nawet
do partii komunistycznej w czasie wielkiej depresji.
Wyliczy³am, ¿e musieli byæ doæ zaawansowani wiekiem, kiedy siê
urodzi³e.
Tak, zrobi³em im niespodziankê.
Co siê sta³o z rodzin¹ w Massachusetts?
Zubo¿a³a i rozpad³a siê, jak przypuszczam. Ojciec zosta³ wydziedzi-
czony za komunizm, a matka za to, ¿e go polubi³a. Jedyn¹ osob¹ z rodziny,
jak¹ pozna³em, by³a siostra mojej babki ze strony mamy. Okaza³a siê tak wiel-
koduszna, ¿e przed mierci¹ zapisa³a mi w spadku dom w Turtle Bay.
Mo¿esz byæ dumny ze swojej rodziny powiedzia³a Dolce z wyj¹t-
kiem tego romansu ojca z komunizmem. Ale w latach trzydziestych wielu
ludzi zb³¹dzi³o w ten sposób.
Ojciec nigdy nie robi³ sobie wyrzutów z powodu pogl¹dów politycz-
nych. ¯a³owa³ tylko, ¿e partia okaza³a siê Stone spojrza³ na ni¹ zwê¿ony-
mi oczami. Czy¿bym by³ przes³uchiwany w jakim konkretnym celu?
Byæ mo¿e, ale nie w tym, o którym mylisz. Jestem katoliczk¹, a mój
ojciec to g³êboko wierz¹cy katolik. Wolno mi mieæ tylko jednego mê¿a.
Jako nie potrafiê sobie wyobraziæ ciebie z mê¿em.
Ca³kiem jak on zaraz po lubie.
A wiêc w jakiej sprawie jestem przes³uchiwany?
Jeszcze nie wiem odpar³a Dolce. Dlaczego nie spyta³e mnie o moj¹
rodzinê?
Mówi³em ci, ¿e jestem jasnowidzem. Wiem ju¿ to, co chcia³em wiedzieæ.
Nie wolno ci ¿artowaæ z takich rzeczy z w³osk¹ dziewczyn¹; dla nas to
powa¿ne sprawy.
Zawsze bêdê o tobie wiedzia³ wiêcej, ni¿ by sobie ¿yczy³a odrzek³
Stone licz¹c, ¿e Dolce mu uwierzy, choæ nie by³a to prawda.
Zdawa³o mu siê, ¿e dostrzeg³ w jej oczach niepokój.
Przestañ, proszê ciê.
Dokoñczyli jeæ pierwsze danie; Stone na³o¿y³ na talerze pieczon¹ barani-
nê, która czeka³a w zakrytym pó³misku. Spróbowa³ wina i nape³ni³ kieliszki.
To nie jest w³oskie wino zauwa¿y³a Dolce, przesuwaj¹c kieliszek
pod nosem.
145
Kalifornijskie, byæ mo¿e t³oczone przez W³ochów; nazywa siê Far
Niente.
Dolce Far Niente sprostowa³a dziewczyna. S³odkie nic.
Skosztowa³a.
Jest wymienite, mimo ¿e nie w³oskie.
Czy wszystko musi byæ w³oskie?
Nie wszystko, ale papa uwa¿a, ¿e W³ochy to najwa¿niejszy kraj na
wiecie, choæ nasza rodzina mieszka w Stanach od czterech pokoleñ. Jego
zdaniem, wszystko, co nie w³oskie, jest mniej wa¿ne.
Ty te¿ tak s¹dzisz?
Jestem bardziej amerykañska, ale rozumiem jego przekonania.
We mnie nie ma nic w³oskiego. Co na to twój ojciec?
Nie jeste winem, potraw¹, sztuk¹ ani zabytkiem architektury.
Nie jestem te¿ katolikiem.
Papa nie przyk³ada do tego a¿ tak wielkiej wagi. Na swój sposób uwa-
¿a, ¿e mój rozwód chroni rodzinê.
Wdowieñstwo da³oby ci wolnoæ, prawda?
Dolce umiechnê³a siê nieznacznie.
Jeste domylny. Jedynym powodem, dla którego mój by³y m¹¿ jesz-
cze ¿yje jest to, ¿e papa nie chce, abym ponownie wysz³a za m¹¿.
Rozumiem.
Dlaczego zadzwoni³e?
Twój ojciec poda³ mi ten numer na wypadek, gdybym potrzebowa³
jego pomocy.
A potrzebujesz jej?
Tak.
Czy Dino o tym wie?
Dino nie chce wiedzieæ.
Wczorajszy zamach sk³oni³ ciê do wykonania tego telefonu?
Tak.
A gdzie siê podziewa piêkna malarka?
Wróci³a do swej zamorskiej ojczyzny, Anglii. Nie przyjedzie wiêcej
do Nowego Jorku.
Smutno ci?
Znacznie mniej ni¿ rano.
Jakiej pomocy oczekujesz od ojca?
S³ysza³a, ¿e Mitteldorfer znikn¹³?
Dolce skinê³a g³ow¹.
Papa powiedzia³ mi, co wie o tej sprawie.
Dino zadar³ z dowódc¹ stra¿y w Sing Sing, dlatego nie mogê zdobyæ
z wiêzienia informacji, które mog³yby mi pomóc ustaliæ jego miejsce pobytu.
10 Kr¹g strachu
146
Poza tym, Mitteldorfer zarz¹dza³ aktywami kapitana i dyrektora wiêzienia,
czym zas³u¿y³ sobie na ich przychylnoæ.
Chodzi ci o informacje z wiêzienia?
Tak. Niektórzy wiêniowie musieli utrzymywaæ bli¿sze kontakty z Mit-
teldorferem, przecie¿ spêdzi³ tam dwanacie lat. Mo¿e który z nich wie co
na temat jego planów po wyjciu na wolnoæ.
To jest do zrobienia oznajmi³a Dolce. Zajmie to parê dni, mo¿e
tydzieñ. Mylisz, ¿e po¿yjesz tak d³ugo?
Postaram siê.
A wiêc omówilimy interesy i skoñczylimy kolacjê. Czy mo¿emy te-
raz iæ do ³ó¿ka?
Nie zjedlimy deseru odpar³ Stone.
W³anie ci go proponujê.
38
Z
budzi³ siê oko³o siódmej; ma³o spa³ tej nocy. Dolce ju¿ nie by³o. Na toa-
letce le¿a³a kartka. Dziêkujê za interesuj¹cy wieczór. Daj znaæ, kiedy
bêdziesz potrzebowa³ wiêcej informacji lub zechcesz spêdziæ ciekawie czas.
Dolce. Poni¿ej zapisa³a numery telefonów do biura i do domu.
Stone zamówi³ niadanie i przeczyta³ Timesa. Ponownie rzuci³o mu
siê w oczy og³oszenie teatralne Judsona Palmera; wyci¹³ je i w³o¿y³ do portfe-
la. Wymeldowa³ siê z hotelu o dziewi¹tej i poprosi³ o sprowadzenie samo-
chodu z gara¿u; sprawdzi³, czy pistolet jest w schowku. Zerkn¹³ na og³osze-
nie teatralne; teatr Palmera znajdowa³ siê na Czterdziestej Czwartej Zachodniej,
na zachód od Szóstej Alei. Zostawi³ wóz na parkingu hipodromu na rogu
Czterdziestej Czwartej i Szóstej Alei, a póniej pieszo ruszy³ do teatru. Por-
tier zamiata³ pod³ogê w holu.
Dzieñ dobry odezwa³ siê Stone. Czy móg³by mi pan powiedzieæ,
gdzie znajdê Judsona Palmera?
Têdy odpar³ portier, wskazuj¹c klatkê schodow¹. Na pierwszym
piêtrze.
Wspi¹wszy siê po schodach, Stone znalaz³ siê w doæ obskurnej pocze-
kalni; za biurkiem siedzia³a m³oda kobieta i jad³a niadanie.
Dzieñ dobry.
Kobieta prze³knê³a kês bu³ki i popi³a kaw¹.
Witam. Czym mogê panu s³u¿yæ?
Chcia³bym siê zobaczyæ z panem Palmerem.
147
Czy jest pan aktorem? Role ju¿ obsadzone. Premiera w tym tygodniu.
Nie, chodzi o sprawê osobist¹.
Jest panu winien pieni¹dze?
Nie, nic podobnego.
Stone us³ysza³ kroki na schodach; obejrza³ siê i ujrza³ piêædziesiêciokil-
kuletniego mê¿czyznê w wytartej marynarce z br¹zow¹ teczk¹ pod pach¹.
Przybysz mia³ nadwagê i wygl¹da³ na skacowanego.
Pan Palmer?
Mamy pe³n¹ obsadê rzuci³ Palmer, otwieraj¹c drzwi biura. Zosta-
wi pan dziewczynie zdjêcie i ¿yciorys. Wezmê pana pod uwagê przy obsadzie
nastêpnego przedstawienia.
Nie jestem aktorem odrzek³ Stone. Nazywam siê Stone Barrington.
Aktorskie nazwisko. Czego pan sobie ¿yczy?
Chcê spytaæ o Herberta Mitteldorfera.
Palmer skrzywi³ siê.
Jest pan dziennikarzem?
Nie, i mylê, ¿e powinien mnie pan wys³uchaæ.
Dobrze, proszê wejæ.
Pomieszczenie zdobi³y plakaty wczeniejszych przedstawieñ teatru Pal-
mera. Biuro wygl¹da³o na tymczasowe; Stone pomyla³, ¿e Palmer przenosi
je z teatru do teatru wraz z kolejnymi premierami.
Palmer wskaza³ gociowi krzes³o, po czym wyj¹³ z torby kawê i bagietkê.
Nie s³ysza³em jego nazwiska od wieków powiedzia³. Co ja mam
wspólnego z tym cz³owiekiem?
Stone usiad³.
Wiem, ¿e mia³ pan romans z ¿on¹ Mitteldorfera; w³anie dlatego j¹
zamordowa³.
Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam odpar³ Palmer. Jest pan ad-
wokatem?
Tak, ale nie przychodzê w zwi¹zku z wykonywan¹ prac¹. By³em policjan-
tem i to ja aresztowa³em Herberta Mitteldorfera za zabójstwo ¿ony. Nie wiedzie-
limy wówczas, z kim romansowa³a, dlatego nie skontaktowalimy siê z panem.
Wiêc dlaczego teraz pan do mnie przyszed³? Przecie¿ Mitteldorfer sie-
dzi w wiêzieniu, prawda?
Nie.
Palmer znieruchomia³ z bagietk¹ w d³oni.
W takim razie nie ¿yje.
Te¿ nie. Parê dni temu zosta³ zwolniony.
Jezu Chryste jêkn¹³ Palmer. Zdawa³o mi siê, ¿e nigdy nie wyjdzie.
Wtedy do¿ywocie niekoniecznie oznacza³o spêdzenie za kratkami ca-
³ego ¿ycia. Ka¿dy taki wyrok móg³ zostaæ skrócony.
148
Palmer od³o¿y³ bu³kê i napi³ siê kawy; by³ wyranie poruszony.
Proszê mi powiedzieæ, panie Palmer, czy Herbert Mitteldorfer wie-
dzia³, z kim spotyka siê jego ¿ona?
Tego nie mogê stwierdziæ na pewno odpar³ Palmer, z trudem prze³yka-
j¹c linê. Arlene uwa¿a³a, ¿e j¹ podejrzewa, ale nie by³a pewna, czy wie, ¿e
chodzi o mnie. By³em klientem firmy, w której Herbie pracowa³. Arlene pozna-
³em pewnego dnia podczas wizyty w ich biurze. By³o to przypadkowe spotka-
nie. To Herbie nas sobie przedstawi³. Co wtedy miêdzy nami zaiskrzy³o; po-
czeka³em na ni¹ na zewn¹trz. Kiedy wysz³a, zaprosi³em j¹ na drinka.
Jak d³ugo trwa³ wasz romans?
Cztery czy piêæ miesiêcy a¿ do jej mierci.
Czy pisa³ pan do niej?
Nie.
Czy mog³a mieæ pañsk¹ wizytówkê?
Jeli siê pieprzy z cudz¹ ¿on¹, nie daje siê jej takich rzeczy. Trzeba
zachowaæ ostro¿noæ.
Czy by³ pan ostro¿ny?
Bardzo. Nigdy nie odwiedzi³em Arlene w domu, ani ona nie przysz³a
do mnie. Mia³em wtedy biuro w Schubert Building, gdzie siê widywalimy.
By³a tam niewielka sypialnia i prysznic. Mieszka³em z ¿on¹ w Scarsdale i dwa
lub trzy razy w tygodniu zostawa³em w miecie.
Kocha³ pan Arlene Mitteldorfer?
Chyba nie. Ale bardzo j¹ lubi³em. By³a mi³¹ dziewczyn¹, która wpa-
kowa³a siê w nieudane ma³¿eñstwo.
A czy ona pana kocha³a?
Kocha³a myl o wyzwoleniu siê ze swojego zwi¹zku odpar³ Palmer.
Wiedzia³a, ¿e jestem ¿onaty, ale wiedzia³a równie¿, ¿e moje ma³¿eñstwo te¿
siê wali, i ¿e mam go doæ.
Zatem widzia³a w romansie z panem szansê ucieczki?
Byæ mo¿e, choæ próbowa³em j¹ do tego zniechêciæ. Mia³em wiadomoæ,
¿e rozwód bêdzie mnie kosztowaæ wiêksz¹ czêæ maj¹tku. I nie myli³em siê.
Czy du¿o mówi³a o swoim ma³¿eñstwie?
Trochê. Wie pan, jak zachowuj¹ siê kobiety w podobnych sytuacjach,
prawda?
Niezupe³nie. Proszê mi opowiedzieæ.
Skar¿y³a siê na niego, jaki jest we wszystkim pedantyczny, jak wy-
brzydza na temat mieszkania, ubrañ jej ubrañ. Ponoæ nie czepia³ siê o wy-
datki, ale Arlene narzeka³a, ¿e nie mo¿e decydowaæ o pieni¹dzach, które
wnios³a do ich ma³¿eñstwa; a by³o ich sporo, jak mi siê zdaje. Obawia³a siê,
¿e jeli siê rozwiedzie, nie bêdzie w stanie ich odzyskaæ, a nic poza tym nie
mia³a. Jej rodzice nie ¿yli. To wszystko, co mi powiedzia³a o Mitteldorferze.
149
Czy rozmawia³a z adwokatem?
Tak, dzieñ czy dwa przed mierci¹.
Zna pan jego nazwisko?
Palmer zmarszczy³ czo³o.
Pamiêta³em je Ju¿ wtedy by³ znanym specjalist¹ od spraw rozwodowych,
a póniej nie spocz¹³ na laurach. Od czasu do czasu czytam o nim w prasie.
Bardzo by pomog³o, gdyby je pan sobie przypomnia³.
Komu? Jaki pan ma interes w tej sprawie?
Mitteldorfer znikn¹³ po wyjciu z wiêzienia. Próbujê go odszukaæ.
Dlaczego?
Chcê go z powrotem wsadziæ za kratki.
Goldsmith powiedzia³ Palmer.
Bruce Goldsmith?
Ten sam. Pierwszorzêdny specjalista od rozwodów, zgadza siê?
Tak. Stone by³ z nim na jednym roku.
Niech mi pan powie, co siê w³aciwie dzieje?
Wiele wskazuje na to, ¿e Mitteldorfer mci siê na tych, którzy jego
zdaniem wyrz¹dzili mu krzywdê.
Palmer ukry³ twarz w d³oniach.
O Bo¿e, nie mogê daæ siê w to wpl¹taæ. I tak trudno znaleæ sponso-
rów, a jeli moje nazwisko pojawi siê w gazetach
Mitteldorfer byæ mo¿e ma ju¿ na sumieniu mieræ kilkorga ludzi, w tym
funkcjonariusza policji, który wszed³ mu w drogê. Wydaje siê, ¿e bierze na cel
tych, których uwa¿a za wrogów oraz ich bliskich. Czyta³ pan w Timesie
reporta¿ o wybuchu bomby ko³o galerii w rodê podczas otwarcia wernisa¿u?
Rany boskie. Jutro moja premiera.
Stone zapisa³ nazwisko oraz numer Dina na swojej wizytówce i poda³
Palmerowi.
Ten detektyw prowadzi ledztwo; by³ moim partnerem w sprawie Mit-
teldorfera. Proponujê, ¿eby siê pan z nim skontaktowa³, opowiedzia³ o zwi¹z-
ku z ¿on¹ Mitteldorfera i poprosi³ o pomoc.
A jeli Mitteldorfer nie wie, kim jestem?
Wtedy nie bêdzie pan mia³ powodów do zmartwieñ.
Ale jeli wie?
Wówczas, oprócz wezwania porucznika Bacchettiego, wynaj¹³bym
prywatnego detektywa na wieczór premiery.
O mój Bo¿e jêkn¹³ Palmer, opuszczaj¹c g³owê.
Na wizytówce jest te¿ mój numer. By³bym wdziêczny za telefon, gdy-
by przypomnia³ pan sobie cokolwiek, co pomog³oby mi ustaliæ miejsce poby-
tu Mitteldorfera. ¯yczê powodzenia.
Palmer nie odpowiedzia³. Stone wyszed³ z biura.
150
Mo¿e powinien pan zostaæ aktorem rzuci³a recepcjonistka. Ma pan
odpowiedni¹ aparycjê.
Pani równie¿ odrzek³ Stone.
39
W
yjecha³ z parkingu i zadzwoni³ do informacji, ¿eby zapytaæ o numer
telefonu Brucea Goldsmitha. Przypomnia³ sobie, ¿e rywalizowali kie-
dy o wzglêdy pewnej dziewczyny i Goldsmith wyszed³ z tej potyczki poko-
nany. Wybra³ numer.
Firma Goldsmith, Craven i Moyle odezwa³ siê kobiecy g³os.
Poproszê z Brucem Goldsmithem. Moje nazwisko Stone Barrington.
Czy jest pan klientem firmy, panie Barrington?
Nie, jestem starym znajomym pana Goldsmitha. Proszê mu przekazaæ,
¿e chcê z nim mówiæ, i to jak najszybciej. To pilne.
Chwileczkê.
Zapad³a d³u¿sza cisza; Stone zd¹¿y³ dojechaæ do West Side Highway,
zanim Goldsmith siê odezwa³.
Czeæ, Stone. Co mogê dla ciebie zrobiæ? spyta³ tonem cz³owieka,
który bardzo siê spieszy.
Stone przypomnia³ sobie, ¿e Goldsmith zawsze siê dok¹d spieszy³.
Czeæ, Bruce. Jak siê miewa³e przez te lata?
Nie narzekam. Co mogê dla ciebie zrobiæ?
Ja te¿ nie mogê narzekaæ.
Stone, nie mam wiele czasu. O co chodzi?
Jakie dwanacie lat temu kobieta nazwiskiem Arlene Mitteldorfer
zwróci³a siê do ciebie w sprawie rozwodu. Pamiêtasz j¹?
Milczenie.
Jeste tam, Bruce?
Stone, co to ma znaczyæ?
A wiêc kojarzysz j¹. Pamiêtasz te¿ pewnie, ¿e zosta³a zamordowana
dwa lub trzy dni po wizycie u ciebie.
Sk¹d o tym wiesz?
Zadrêczam ró¿nych ludzi pytaniami. Chcê wiedzieæ, co powiedzia³a ci
wtedy o swoim mê¿u.
Pamiêtam, ¿e aresztowa³e mordercê. Wiesz dobrze, ¿e nie wolno mi
o tym z tob¹ mówiæ. To by³a prywatna rozmowa, w przeciwnym razie za-
dzwoni³bym wówczas do ciebie.
151
Ona nie ¿yje od dwunastu lat. Poufnoæ informacji nie jest ju¿ prze-
szkod¹.
Moje zapiski z tamtego okresu le¿¹ w archiwum w Queens. Odszuka-
nie ich mo¿e potrwaæ oko³o dwóch tygodni.
Nie chodzi mi o twoje notatki. Chcê tylko wiedzieæ, co pamiêtasz z tam-
tego spotkania. Mitteldorfer wyszed³ z wiêzienia, a ja próbujê go znaleæ.
Mam nadziejê, ¿e powiesz mi co, co pomo¿e mi wpaæ na jego trop.
Niewiele pamiêtam.
Ona by³a piêkn¹ kobiet¹, Bruce. Jestem pewien, ¿e zapamiêta³e to
spotkanie.
Nie rozumiem, dlaczego mia³bym ³amaæ zasadê poufnoci w kontak-
tach z klientem, ¿eby ci pomóc.
A wiêc podam ci powód: Herbert Mitteldorfer jest w Nowym Jorku i mor-
duje ludzi, którzy w jakikolwiek sposób zaleli mu za skórê, a czasem te¿ ich
bliskich. Mamy ju¿ szeæ trupów, a to mo¿e byæ dopiero pocz¹tek. Jeli udzie-
li³e Arlene porady, która mog³aby okazaæ siê dla niego niekorzystna, a tak
zapewne by³o, wówczas i ciebie Mitteldorfer zalicza³by do swoich wrogów.
Tym razem cisza trwa³a krótko.
Zabra³em tê kobietê na lunch. Naprawdê wygl¹da³a olniewaj¹co, wiêc
nie mia³em nic przeciwko temu, ¿eby nas razem widziano. Opowiedzia³a mi,
¿e m¹¿ przyw³aszczy³ sobie pieni¹dze zostawione jej przez ojca. Chcia³a siê
z nim rozwieæ i odzyskaæ forsê. Spyta³a, czy to mo¿liwe, a ja odpar³em, ¿e
z ca³¹ pewnoci¹ tak. O ile mnie pamiêæ nie myli, w grê wchodzi³y jakie trzy
czy cztery miliony dolarów, plus mieszkanie podarowane im przez ojca w pre-
zencie lubnym. Ba³a siê, ¿e m¹¿ gotów jest posun¹æ siê do przemocy. Pora-
dzi³em jej, ¿eby niezw³ocznie siê wyprowadzi³a i z³o¿y³a pozew o rozwód.
Obieca³em, ¿e szybko odzyskam mieszkanie, i ¿e bêdzie siê mog³a do niego
wprowadziæ jeszcze w czasie trwania rozprawy. Powiedzia³a, ¿e zadzwoni.
Ale nigdy wiêcej z ni¹ nie rozmawia³em.
Poszed³e z ni¹ do ³ó¿ka, Bruce?
To nie ma nic do rzeczy.
Ma, jeli powiedzia³a o tym mê¿owi. Ma³¿onkowie wyrzucaj¹ z siebie
takie rzeczy podczas domowych sprzeczek.
Tak, pieprzy³em siê z ni¹. Zjedlimy lunch w hoteliku w dzielnicy Six-
ties. Wynajmowa³em tam wtedy pokój.
Czy powiedzia³a ci co jeszcze o swoim ma³¿eñstwie?
Goldsmith zastanowi³ siê.
Tak. Uwa¿a³a, ¿e jej m¹¿ ma drug¹ ¿onê, ¿e jest bigamist¹.
Czy powiedzia³a, kim jest ta kobieta albo gdzie mieszka?
Nie Zrobi³o siê intymnie i nie by³o ju¿ czasu Oczywicie zapyta³-
bym o to, gdyby zadzwoni³a.
152
Nie w¹tpiê.
Stone?
Tak?
Czy powinienem na siebie uwa¿aæ?
Bruce, na twoim miejscu wyjecha³bym z miasta. Ja tak w³anie zamie-
rzam post¹piæ.
Zaczekaj. Goldsmith zwróci³ siê do sekretarki. Millie, powiedz
Moyleowi, ¿e pojadê na tê rozmowê z klientem do San Francisco, i przepisz
bilet na mnie. Lot o czternastej, tak? Nie obchodzi mnie, co on powie, po
prostu zrób, o co proszê.
Goldsmith ods³oni³ mikrofon.
Dziêki za ostrze¿enie, stary.
A ja dziêkujê, ¿e sobie to wszystko przypomnia³e odrzek³ Stone.
Czu³ siê dziwnie zbrukany, wys³uchawszy wspomnieñ Goldsmitha. Roz-
³¹czy³ siê i wybra³ numer Dina. Kierowa³ siê na pó³noc ulic¹ Saw Mill River
Parkway.
Bacchetti odezwa³ siê Dino.
Mówi Stone. Byæ mo¿e zadzwoni do ciebie niejaki Palmer, który
W³anie przed chwil¹ dzwoni³.
A wiêc ju¿ wiesz?
No masz, pewnie. Wygrzeba³e co jeszcze?
Owszem. Arlene Mitteldorfer tu¿ przed mierci¹ zg³osi³a siê do adwo-
kata od rozwodów. Powiedzia³a mu, ¿e jej zdaniem jest drug¹ ¿on¹ Herbiego.
To znaczy, ¿e wczeniej mia³ inn¹ ¿onê?
Nie. Mia³ dwie ¿ony naraz.
Herbie bigamist¹?
Ca³kiem mo¿liwe. Nie jestem pewien, czy w tamtych czasach ma³¿eñ-
stwa by³y rejestrowane elektronicznie, ale mo¿e warto poszukaæ. Chêtnie bym
pogada³ z drug¹ pani¹ Mitteldorfer. Mo¿e to ona go ukrywa.
Wchodzê w to rzuci³ Dino.
Jadê teraz do Connecticut. Podam ci od razu numery telefonów; bêd¹
czynne ju¿ dzi po po³udniu.
Stone podyktowa³ te¿ nowy numer telefonu w samochodzie.
Jeszcze pó³torej godziny spêdzê w wozie, gdyby chcia³ siê skontaktowaæ.
Drzewa rosn¹ce przy Saw Mill zieleni³y siê ju¿ wie¿ymi, wiosennymi
liæmi. Przyjemnie siê jecha³o krêt¹ szos¹.
Wybra³ numer swojego telefonu domowego i wystuka³ kod automatycznej
sekretarki. Masz dwie wiadomoci, oznajmi³a maszyna. Pierwsza wiadomoæ:
Czeæ, tu Dolce. W hotelu powiedzieli, ¿e siê wyprowadzi³e. Nie wiem,
czy masz jakie plany na weekend. Jeli nie, zadzwoñ. Na pewno ciekawie
spêdzimy razem czas.
153
Druga wiadomoæ:
Stone, tu Vance Calder. Mam nadziejê, ¿e dobrze siê miewasz. Arring-
ton i ja wybieramy siê na weekend na Wschodnie Wybrze¿e. Chcielibymy,
¿eby zjad³ z nami kolacjê, jeli bêdziesz wolny. Z przyjemnoci¹ siê z tob¹
spotkamy, a ty przy okazji zobaczysz dziecko. Zadzwoñ do mnie.
Podyktowa³ numer telefonu. Stoneowi zapar³o dech w piersiach. Wie-
dzia³, ¿e w koñcu musi do tego dojæ, ale nie spodziewa³ siê Arrington i Van-
cea w Nowym Jorku tak szybko. Nie by³ pewien, czy zniesie to spotkanie;
poza tym zaplanowa³, ¿e weekend spêdzi w nowym domu, wiêc mia³ wy-
mówkê. Wybra³ numer.
Po³¹czenie przeniesione, odezwa³a siê automatyczna sekretarka. Stone
us³ysza³ kilkakrotny sygna³, a potem g³os kobiety. Nie by³a to Arrington.
Halo?
Czy mogê prosiæ Vancea Caldera?
Kto mówi?
Nazywam siê Stone Barrington. Mia³em do niego zadzwoniæ.
Chwileczkê.
Kilka sekund póniej zg³osi³ siê Vance.
Jak siê masz, Stone? spyta³ weso³o.
Stone spróbowa³ odpowiedzieæ tym samym tonem.
Doskonale. A wy?
wietnie. Czy mo¿emy zjeæ razem kolacjê w weekend?
Naprawdê bym chcia³, Vance, ale w³anie w tej chwili jadê na wie.
Dok¹d?
Kupi³em domek w Waszyngtonie, w stanie Connecticut.
Co za zbieg okolicznoci. Jestemy w mojej willi w Roxbury; to takie
osiedle pod Waszyngtonem.
Stone nie wiedzia³, ¿e Vance ma dom w Connecticut.
Ja w³anie siê wprowadzam, wiêc
Wiêc jutro wieczorem bêdziesz potrzebowa³ odpoczynku i gor¹cej
kolacji. Podaj mi adres, to przylê po ciebie samochód.
Mogê sam przyjechaæ. Daj mi tylko namiary.
Stone wy³owi³ ze schowka notes i zapisa³ adres.
A wiêc jutro oko³o siódmej?
Dobrze, o siódmej.
To nie bêdzie ¿adne oficjalne spotkanie; jeli chcesz, mo¿esz kogo
zabraæ.
Dziêki, Vance. Do zobaczenia.
No có¿, w koñcu jestemy cywilizowanymi ludmi, jako to prze¿yjemy,
pomyla³ Stone koñcz¹c po³¹czenie. Nagle przysz³o mu do g³owy, ¿e wola³by
nie sk³adaæ tej wizyty sam. Zadzwoni³ do Dolce.
154
Czeæ mruknê³a dziewczyna zmys³owym g³osem.
Czeæ. Przes³ucha³em wiadomoæ od ciebie.
Zaplanowa³e co na weekend?
Tak, ale mimo to mo¿esz mnie odwiedziæ. Chcia³em ciê zaprosiæ rano,
ale kiedy siê zbudzi³em, ju¿ ciê nie by³o.
Co masz na myli?
Kupi³em niedawno domek w Connecticut i dzi po po³udniu bêdê siê
wprowadza³. Do jutra trochê to wszystko ogarnê, wiêc mo¿e by przyjecha³a?
Poza tym, jestem umówiony jutro wieczorem na kolacjê z pewnym gwiazdo-
rem filmowym.
Którym?
To bêdzie niespodzianka. We d³ugopis, to podam ci dok³adne namiary.
Dolce zapisa³a adres.
Ile czasu zabierze mi dojazd?
Z centrum miasta nieco mniej ni¿ dwie godziny.
Mylê, ¿e uda mi siê wyjechaæ przed drug¹.
A wiêc do zobaczenia oko³o czwartej powiedzia³ Stone.
Myl o jutrzejszym wieczorze nie przera¿a³a go ju¿ tak bardzo.
40
B
ruce Goldsmith zacz¹³ pakowaæ walizkê.
Millie, pozwól tutaj! zawo³a³. Sekretarka zjawi³a siê z notesem.
Gdzie Moyle mia³ siê zatrzymaæ?
W hotelu Ritz-Carlton. Ma zarezerwowany pokój na tym samym piê-
trze, co sala klubowa.
Zamieñ to na apartament, du¿y. Klienta na to staæ. I niech czeka na
mnie samochód na dworcu. Mercedes, nie lincoln.
Dobrze odrzek³a sekretarka, b³yskawicznie notuj¹c polecenia.
Drzwi biura otworzy³y siê i stan¹³ w nich wspólnik Goldsmitha, Lester Moyle.
Co siê dzieje, do ciê¿kiej cholery?
Jadê spisaæ owiadczenie klienta z San Francisco odpar³ Goldsmith.
Akurat. To mój klient.
A kto ci go da³?
S³uchaj, Bruce, nie wiem, o co chodzi, ale zachowujesz siê jak pan
i w³adca, a ja nie zamierzam tego tolerowaæ.
Les, zamknij siê i przeka¿ Millie swoje notatki. Gówno mnie obcho-
dzi, czy ci siê to podoba, czy nie. Jadê po to owiadczenie.
155
Uwa¿am to za koniec naszej wspó³pracy owiadczy³ Moyle. Mam
doæ twoich manier primadonny. Chcesz wykupiæ moje udzia³y w firmie?
Nie mam nic przeciwko temu, ty ma³y æwoku warkn¹³ Goldsmith.
Znasz procedurê na pamiêæ, wiêc policz wartoæ swoich udzia³ów i przygotuj
umowê. Wylij mi faksem do San Francisco. Podpiszê od razu.
Zabieram moich klientów.
Chyba ci siê przyni³o; przeczytaj nasz¹ umowê. Jeli odchodzisz, odcho-
dzisz sam. Jak spróbujesz zabraæ chocia¿ jednego klienta, wytoczê ci sprawê,
która udupi ciê na d³ugie lata. Wiesz, ¿e mogê to zrobiæ. A teraz znikaj st¹d.
Moyle trzasn¹³ drzwiami z przekleñstwem na ustach.
Co jeszcze? spyta³a Millie.
Tak. Pamiêtasz nazwisko tej kobiety, której parê lat temu za³atwi³em
rozwód z w³acicielem winiarni? Panieñskie nazwisko, bo po rozwodzie do
niego wróci³a.
Madeleine Cochran.
No w³anie. Po³¹cz mnie z ni¹.
Millie wróci³a do swojego biurka; po chwili zadzwoni³ telefon w gabine-
cie Goldsmitha.
Jest na linii oznajmi³a Millie.
Goldsmith podniós³ s³uchawkê.
Maddy? No co tam u ciebie s³ychaæ?
W porz¹dku, Bruce. Co za niespodzianka.
Có¿, nie by³em na Zachodzie od d³u¿szego czasu, ale zosta³em wro-
biony w spotkanie z klientem w San Francisco, i w zwi¹zku z tym muszê
tam lecieæ dzi wieczorem. Mo¿e spotkalibymy siê na kolacji i pogadali.
Co ty na to?
Ty nadal jeste ¿onaty, Bruce, prawda?
Tak, ale to wisi na w³osku. Zak³adam sprawê o rozwód zaraz po po-
wrocie. To by³o piek³o; opowiem ci, jak siê spotkamy.
Nie lubiê k³usowaæ na cudzym terenie. Nadal mam wyrzuty sumienia
z powodu tego jednego razu podczas mojej sprawy rozwodowej.
Powtarzam ci, ¿e moje ma³¿eñstwo jest skoñczone. Naprawdê chcê siê
z tob¹ zobaczyæ, Maddy.
No dobrze. Kiedy i gdzie?
O dziewiêtnastej trzydzieci w hotelu Ritz-Carlton.
W której restauracji?
Wynaj¹³em apartament. Zamówimy kolacjê do pokoju.
Jeste niepoprawny, Bruce.
Numer apartamentu podadz¹ ci w recepcji; do zobaczenia, maleñka.
Goldsmith od³o¿y³ s³uchawkê. Millie, po³¹cz mnie z ¿on¹.
Telefon zadzwoni³ po kilku sekundach.
156
Ellen? To ja. S³uchaj, mam tu straszne urwanie g³owy. Les Moyle odcho-
dzi z firmy i zostawi³ mi bardzo wa¿nego klienta, z którym muszê siê spotkaæ.
Bruce, nie chcesz chyba wymigaæ siê od dzisiejszego przyjêcia? spy-
ta³a kobieta z przera¿eniem w g³osie. Zorganizowa³am je specjalnie dla cie-
bie, nie dla mnie.
Kochanie, wiem, i naprawdê mi przykro, ale Les zostawi³ mnie na lo-
dzie. Nikt nie mo¿e spisaæ tego owiadczenia, tylko ja.
Ale znajdziesz chyba parê godzin dla goci?
S³onko, przed wieczorem muszê byæ w San Francisco.
O Bo¿e. Ile czasu tam spêdzisz?
Co najmniej tydzieñ. To du¿a sprawa, powa¿ne pieni¹dze.
Bruce, Willardowie przyje¿d¿aj¹ do Easthampton na weekend! Mia³e
siê nimi zaj¹æ osobicie.
Zadzwoñ do nich i wszystko wyt³umacz, dobrze? Przez ca³y tydzieñ
bêdê pracowa³ z klientem. Muszê du¿o nadgoniæ w tej sprawie. To wszystko
wina Moylea, niech go szlag!
Co ja powiem gociom dzi wieczorem?
Poradzisz sobie, cukiereczku. Jeste najlepsz¹ gospodyni¹ w ca³ym
Nowym Jorku, przecie¿ wiesz.
Ale wrócisz na szkolne przedstawienie, prawda? Helen gra g³ówn¹
rolê i bardzo na ciebie liczy.
Poruszê niebo i ziemiê, ¿eby tylko zd¹¿yæ. Spakuj mi walizkê, dobrze?
W³ó¿ garnitur i smoking.
Smoking? Zdawa³o mi siê, ¿e masz spisywaæ zeznanie?
Klient chce, ¿ebym pozna³ w przysz³ym tygodniu kilka wa¿nych osób.
To mo¿e mi bardzo pomóc w interesach.
Jeste okropny.
Maleñka, wiem, co czujesz, i obiecujê ci wszystko wynagrodziæ. Poje-
dziemy latem do Toskanii? I proszê ciê, zostaw baga¿e u portiera. Bêdê pê-
dzi³ na lotnisko i nie znajdê czasu, ¿eby wejæ na górê.
Jak sobie ¿yczysz! krzyknê³a Ellen, rzucaj¹c s³uchawk¹.
Goldsmith zadzwoni³ po sekretarkê.
Millie, zatelefonuj do klubu Pebble Beach i zamów mi pole golfowe
na jutro o drugiej po po³udniu. Zarezerwuj te¿ apartament w Holiday Inn
z widokiem na ocean. Pogadaj z kierownikiem, jeli bêdzie trzeba; powiedz,
¿e to dla mnie. Zadzwoñ do szofera i przypomnij mu, ¿eby sprawdzi³, czy kije
golfowe s¹ w baga¿niku. Jeli ich tam nie bêdzie, zamów w Pebble Beach
zestaw kijów Calloway ze stopu wolframu, ¿elaza i tytanu, ¿adnych innych.
Przygotowa³am panu walizeczkê z dokumentami. Co jeszcze?
Mylê, ¿e to wszystko. Goldsmith roz³¹czy³ siê i wybra³ numer swo-
jego urologa; odebra³a jego sekretarka. Jak siê miewasz, kochanie?
157
Doskonale, panie Goldsmith.
Chcê ciê prosiæ o wielk¹ przys³ugê; jedziemy dzisiaj z ¿on¹ do San
Francisco. To bêdzie co w rodzaju powtórki miesi¹ca miodowego. Czy mo-
g³aby zadzwoniæ do hotelu Ritz-Carlton, spytaæ o numer apteki i zamówiæ
dla mnie trochê viagry?
Oczywicie. Ile?
Mylê, ¿e kilka tuzinów powinno wystarczyæ, ha ha ha! Niech dostar-
cz¹ do mojego apartamentu.
Zajmê siê tym. Mam nadziejê, ¿e spêdz¹ pañstwo razem wspania³e
chwile.
Jasne. Z twoj¹ pomoc¹ na pewno. Goldsmith zamkn¹³ walizkê, z³a-
pa³ marynarkê i skierowa³ siê do drzwi. Czy Mike ju¿ przyjecha³?
Tak, czeka na dole. Kije s¹ w wozie.
Nie bêdzie mnie przez tydzieñ, mo¿e dwa. Odwo³aj wszystko, co mo¿e
poczekaæ, a czego nie da siê za³atwiæ za pomoc¹ telefonu i faksu; reszt¹ niech
siê zajmie Craven. Powiedz mu o odejciu Moylea, a kiedy Les wyjdzie na
lunch, uprz¹tnij wszystko z jego biurka i walizki, zamknij szafkê na klucz
i schowaj w sejfie wszystkie wizytówki jego klientów. Jasne?
Nie czekaj¹c na odpowied, wyszed³ z biura.
Jasne, ty szmato mruknê³a pod nosem Millie.
Goldsmith zjecha³ wind¹ na parter; czu³ siê wspaniale. Za jednym zama-
chem pozby³ siê partnera, który bez przerwy tru³ o etyce zawodowej, wy³ga³
siê z nudnego przyjêcia i jeszcze nudniejszego weekendu, obstalowa³ dwuty-
godniowe wakacje w ulubionym miecie w hotelu Pebble Beach, a do tego
za³atwi³ sobie przeliczny ty³eczek, którego nigdy nie by³o mu doæ. Mia³
powody do satysfakcji.
Mike czeka³ ko³o otwartych tylnych drzwi BMW 750; Goldsmith wrê-
czy³ mu dwie walizki i wsun¹³ siê na siedzenie. Szofer zamkn¹³ drzwi i skie-
rowa³ siê do baga¿nika wozu.
Goldsmith odwróci³ g³owê w prawo i z przera¿eniem spostrzeg³ czarne-
go lincolna, który zaparkowa³ o centymetry od jego nowiutkiej limuzyny.
Nacisn¹³ guzik zwalniaj¹cy szybê okna; twarz kierowcy lincolna znajdowa³a
siê tu¿, tu¿.
Jak zrobisz choæby rysê na karoserii, zawlokê ciê za dupê do s¹du!
wrzasn¹³.
Tamten zwróci³ nañ spokojne spojrzenie i uniós³ co, co z perspektywy
Goldsmitha wygl¹da³o jak kawa³ek czarnej rurki. Adwokat nawet nie zd¹¿y³
siê cofn¹æ. Ciche pff! by³o ostatnim dwiêkiem, jaki us³ysza³.
158
41
B
iuro agencji nieruchomoci Klemm znajdowa³o siê w dzielnicy handlo-
wej Waszyngtonu zwanej Depot, po³o¿onej o milê od Zielonego Waszyng-
tonu. Stone wpad³ tam na chwilê, ¿eby odebraæ klucze do swojego nowego
domu.
Carolyn Klemm przywita³a go z radoci¹ i obdarowa³a butelk¹ dobrego,
sch³odzonego szampana oraz list¹ ogrodników i rzemielników, którzy mog¹
siê przydaæ ka¿demu w³acicielowi domu.
Stone zatrzyma³ siê na rynku, gdzie zrobi³ sprawunki na weekend. W skle-
pie monopolowym kupi³ skrzynkê win ró¿nego rodzaju, kilka butelek moc-
niejszego alkoholu i napoi do drinków. Podekscytowany wjecha³ na wzgórze,
skrêci³ w lewo ko³o kocio³a, min¹³ szereg wiecznie zielonych drzew i wresz-
cie dotar³ do swojego nowego domu. Pierwszego, jaki w ¿yciu kupi³.
Pomieszczenia wydawa³y siê sterylnie czyste i przera¿aj¹co puste. Wy³a-
dowa³ zapasy ¿ywnoci i trunków, w³o¿y³ bia³e wino do lodówki, a nastêpnie
wniós³ walizki na górê. Rozpakowa³ je od razu, umieszczaj¹c swoje rzeczy
w mniejszej z dwóch garderób.
Chwilê póniej dostawca z firmy UPS wtaszczy³ do kuchni kilka pude³,
poprosi³ o podpis i znikn¹³. Stone zabra³ siê do rozpakowywania naczyñ, garn-
ków i rondli, które kupili razem z Sar¹. Ledwie zacz¹³, na podjedzie zaparko-
wa³ van z firmy ABC. Nastêpne dwie godziny Stone spêdzi³, rozmieszczaj¹c
sprzêty we w³aciwych pomieszczeniach domu i porz¹dkuj¹c kuchniê.
By³ na piêtrze, zajêty uk³adaniem pocieli na ³ó¿ku, gdy zjawi³ siê przedsta-
wiciel firmy telekomunikacyjnej. Stone wskaza³ mu odpowiednie punkty i zaj¹³
siê swoimi sprawami. W³anie koñczy³ porz¹dkowanie sypialni i ³azienki, kiedy
instalator oznajmi³, ¿e skoñczy³ robotê. Stone wypróbowa³ wszystkie aparaty,
podziêkowa³ pracownikowi i pokwitowa³ wykonanie zlecenia. Poprawi³ ustawienie
mebli, z ¿alem skonstatowa³ brak obrazów na cianach i wreszcie postanowi³ ura-
czyæ siê piwem. Ledwie zd¹¿y³ usi¹æ, zadzwoni³ telefon.
Halo?
Tu Dino. Próbowa³em siê do ciebie dodzwoniæ.
W³anie pod³¹czyli telefon. Co nowego?
Podobno rozmawia³e z adwokatem Arlene Mitteldorfer, jej pe³nomoc-
nikiem w sprawie rozwodowej?
Zgadza siê.
Nazywa³ siê Bruce Goldsmith?
Tak. Jak to, nazywa³ siê?
Kto go rozwali³ oko³o po³udnia, nieca³¹ godzinê po waszej rozmowie.
Jak to siê sta³o?
159
W³anie wychodzi³ z biura, mia³ lecieæ do San Francisco. Kiedy wsiad³ do
samochodu, obok zaparkowa³ czarny lincoln i kto wpakowa³ Goldsmithowi kulê
w ³eb z bezporedniej odleg³oci. Nie by³o huku, pewnie sprawca u¿y³ pistoletu
z t³umikiem. Tylne siedzenie licznego nowego BMW trochê siê zabrudzi³o.
O Bo¿e, zasugerowa³em mu, ¿eby wyniós³ siê z miasta; chyba zabra³
siê do tego za póno.
Raczej tak.
Nie mów nikomu, gdzie jestem, dobrze?
Kto jeszcze wie?
Jedna dziewczyna, która tu jutro przyje¿d¿a, Bill Eggers, Vance Cal-
der i Arrington.
S¹ w miecie?
Nie, tu w okolicy; Vance ma willê nieca³e piêæ mil od mojego domku.
Jutro wieczorem jestem z nimi umówiony na kolacjê.
Dino zachichota³.
Arrington nie mo¿e bez ciebie wytrzymaæ, co?
Nic podobnego: Vance chce, ¿ebymy zostali przyjació³mi. O ile pa-
miêtam, ona te¿ powiedzia³a co podobnego podczas naszej ostatniej rozmo-
wy w zesz³ym roku.
Jeste odwa¿niejszy ode mnie, jeli chcesz wybraæ siê do ich domu
w pojedynkê.
Nie idê sam. Bêdê uzbrojony w piêkn¹ kobietê.
Znam j¹?
Nie, to nowy nabytek odpar³ Stone. By³ niemal pewny, ¿e Dino przy-
³apie go na tym k³amstwie.
To dla mnie zbyt wysoki poziom dobrych manier.
Co chcesz zrobiæ z jutrzejsz¹ premier¹ w teatrze Palmera?
Wszystko, co siê da. Szefostwo wreszcie mi ³askawie uwierzy³o, ¿e
zagro¿enie rzeczywicie istnieje.
Najwy¿szy czas. Uda³o ci siê rozes³aæ list goñczy za Mitteldorferem?
To na razie niemo¿liwe, bo nie mamy przeciwko niemu ¿adnych dowo-
dów rzeczowych. Nic nie ³¹czy go z morderstwami oprócz naszych podejrzeñ.
Mylê, ¿e powiniene umieciæ w niedzielnych gazetach jego najnowsze
zdjêcie z wiêzienia oraz portret pamiêciowy wspólnika. Mo¿esz og³osiæ, ¿e Mit-
teldorfer jest w niebezpieczeñstwie, i ¿e chcesz siê z nim spotkaæ. W ten sposób
opublikujesz jego rysopis i mo¿e zg³osi siê jaki przypadkowy wiadek.
Dobry pomys³. Chyba ominê drogê s³u¿bow¹ i zwrócê siê bezpored-
nio do prasy. Mam znajomego w Timesie. Jak dom?
Dowieli wszystko, co kupilimy z Sar¹; spêdzi³em ca³e popo³udnie,
staraj¹c siê zaprowadziæ tu jaki taki porz¹dek. Brakuje jeszcze obrazów, lamp
i wielu innych rzeczy.
160
Baw siê dobrze w weekend. Kiedy wracasz?
Nie wiem. Mo¿e w ogóle nie wrócê, przynajmniej dopóki Mitteldorfer
ciê nie wykoñczy. Wtedy sam zajmê siê poszukiwaniem go.
Na to nie licz, ch³optasiu. Ten drañ nie dopadnie starego Dina. Dosta-
³em z wydzia³u specjalny wóz, trochê podobny do twojego.
Mercedesa?
Nie. To crown victoria, model, który mo¿e wytrzymaæ salwê z czo³gu.
U¿ywaj¹ takich do przewo¿enia dygnitarzy z ONZ.
To wietna wiadomoæ.
Pewnie. Muszê koñczyæ.
Dzwoñ, jak siê czego dowiesz.
Roz³¹czyli siê. Telefon rozdzwoni³ siê ponownie niemal w tej samej chwili.
Halo?
Stone? Mówi Carolyn Klemm. Jak sobie radzisz w domu?
Wygl¹da nie najgorzej, jak na pierwszy dzieñ.
Jedziemy z moim mê¿em co przek¹siæ w pewnej tutejszej knajpie,
która nazywa siê Tawerna Jerzego Waszyngtona. Mo¿e by zjad³ z nami? Pa-
nuje tam mi³a, luna atmosfera i zje¿d¿a siê mnóstwo ludzi z okolicy.
Dziêki, mylê, ¿e mi siê spodoba.
Podjechaæ po ciebie?
Daj mi tylko namiary. Znajdê was.
Dojedziesz do Waszyngton Depot, przeskoczysz rzekê, a potem skrê-
cisz w prawo na skrzy¿owaniu. Knajpa jest po lewej stronie, widaæ j¹ z dale-
ka. A wiêc oko³o siódmej?
Tak, do zobaczenia odpar³ Stone rad, ¿e nie bêdzie musia³ spêdzaæ
samotnie pierwszego wieczoru w Connecticut.
Szkoda Brucea Goldsmitha, pomyla³. Ale bez przesady.
42
S
tone z trudem znalaz³ wolne miejsce na parkingu ko³o restauracji. Caro-
lyn Klemm zamacha³a do niego z miejsca ko³o kominka.
To jest mój m¹¿, David.
Stone poda³ mê¿czynie rêkê.
Witaj w Waszyngtonie powiedzia³ David Klemm. Na pewno ci siê
tu spodoba.
Zamówili drinki i poprosili o kartê. Stone, który siedzia³ na wprost wej-
cia, ze zdumieniem ujrza³ kapitana Warkowskiego, dowódcê stra¿y wiêzie-
161
nia Sing Sing, wchodz¹cego do lokalu w towarzystwie kobiety w rednim
wieku. Warkowski skin¹³ g³ow¹; Stone odpowiedzia³ na powitanie. Kelner
zaprowadzi³ oboje do oddzielonego przepierzeniem stolika w g³êbi restau-
racji.
Jaki znajomy? spyta³a Carolyn.
Niezupe³nie. Spotka³em go tylko raz i to przelotnie.
Mieszka tutaj?
Nie, pochodzi ze stanu Nowy Jork. Tam go w ka¿dym razie pozna³em.
Czytalimy w gazecie o wybuchu bomby w czasie otwarcia wystawy
Sary powiedzia³a Carol. Jak ona siê czuje?
Dobrze.
Kiedy j¹ zobaczymy?
Sara wróci³a do Anglii. Chce tam zostaæ.
Przykro mi to s³yszeæ. Myla³am, ¿e razem zamieszkacie w tym domku.
Tak zamierzalimy, ale incydent w galerii sk³oni³ j¹ do zmiany planów.
W takim razie bêdziemy musieli zaprosiæ na kolacjê kilka samotnych
kobiet oznajmi³a Carolyn. Nie ma ich tu zbyt wiele, ale znam parê mi³ych
rozwódek.
Ale¿ nie trzeba odpar³ Stone.
Naprawdê chcemy ciê zaprosiæ. Przychodzi do nas wielu ludzi. Chêt-
nie zobaczymy ciê wród goci.
Zamówili posi³ek. Ko³o stolika co chwilê kto siê zatrzymywa³. Klem-
mowie przedstawili Stoneowi kilkanacie osób. Wiêkszoæ przyjecha³a na
weekend z Nowego Jorku, tak jak on.
Znasz kogo w tej okolicy? spyta³a Carolyn.
Tylko jedn¹ parê z Kalifornii, która ma willê w Roxbury.
Pewnie mówisz o Calderach.
Tak. Sk¹d wiedzia³a?
Sprzeda³am Calderowi dom oko³o czterech lat temu. Przez ten czas
zburzy³ go i zbudowa³ od nowa. To czaruj¹cy mê¿czyzna, prawda?
Tak.
Sk¹d ich znasz?
Wspólny znajomy przedstawi³ nas sobie kilka lat temu na kolacji. Po-
tem widzia³em ich parê razy w Los Angeles.
A ja nie pozna³am jeszcze pani Calder. Ma na imiê Arrington, prawda?
Zgadza siê.
Podano kolacjê.
S³ysza³am, ¿e jest urocza. By³a podobno pisark¹, zanim siê pobrali.
Tak. Pisa³a dla kilku magazynów.
Przeczyta³am w gazecie, ¿e urodzi³o im siê dziecko.
Znów trafi³a. Nic ci nie umknie, Carolyn.
11 Kr¹g strachu
162
Mo¿na by rzec, ¿e Carolyn jest nieoficjalnym kronikarzem hrabstwa
Litchfield zauwa¿y³ David.
Spodoba ci siê dom Vancea powiedzia³a Carolyn. Jest naprawdê
jedyny w swoim rodzaju.
Nie mogê siê doczekaæ, kiedy go zobaczê odpar³ Stone. Skoñczyli
jeæ pierwsze danie; Stone zauwa¿y³, ¿e towarzyszka Warkowskiego wysz³a,
prawdopodobnie do toalety. Wsta³.
Przepraszam was na chwilê. Zaraz wracam.
Zbli¿y³ siê do stolika kapitana.
Czy mogê usi¹æ na chwilê?
Jeli taka wola odpar³ Warkowski.
Stone usiad³ naprzeciwko.
Mieszka pan w tej okolicy?
Warkowski potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Weekendowy wypad z ¿on¹ odpar³.
Przykro mi, ¿e nie uda³o mi siê zobaczyæ z panem, kiedy ostatnio przy-
jecha³em do wiêzienia.
By³em zajêty.
Rozumiem, ¿e Dino zachowa³ siê trochê niezrêcznie, ale dzieje siê co
powa¿nego, dlatego potrzebujemy pañskiej pomocy.
My?
Obaj jestemy w to zaanga¿owani, Dino i ja.
W co?
Musimy jak najszybciej znaleæ Herberta Mitteldorfera.
Nie mam pojêcia, gdzie on jest odpar³ Warkowski. Nie zostawi³
adresu korespondencyjnego.
Czy zna pan kogo, kto wie, jak siê z nim skontaktowaæ?
Warkowski potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie.
Dziwiê siê, ¿e tak szybko straci³ pan z nim kontakt. W koñcu ³¹czy³a
was pewna za¿y³oæ.
Nie. W mojej pracy nie ma miejsca na bliskie kontakty z wiêniami.
Tak mog³oby siê zdawaæ, ale z moich informacji wynika, ¿e Mitteldor-
fer przez kilka lat zajmowa³ siê pana sprawami finansowymi.
Kapitan spojrza³ na niego spode ³ba.
Sk¹d siê pan tego dowiedzia³, do cholery?
Niech pan pos³ucha, kapitanie, podejrzewamy, ¿e Mitteldorfer jest zamie-
szany w siedem morderstw, których dokonano po jego wyjciu z wiêzienia.
Warkowski rozemia³ siê.
Chyba pan sobie kpi! Herbie Mitteldorfer nie skrzywdzi³by muchy!
Zabi³ swoj¹ ¿onê, prawda?
163
To by³o zabójstwo w afekcie; trudno go winiæ, bior¹c pod uwagê oko-
licznoci.
Jakie okolicznoci?
Jego ¿ona r¿nê³a siê z po³ow¹ facetów w Nowym Jorku.
Z kim dok³adnie?
Nie znam szczegó³ów.
Proszê pos³uchaæ uwa¿nie, kapitanie. Informacja, ¿e seryjny morderca
wiadczy³ osobiste us³ugi dla urzêdników wiezienia nie wygl¹da³aby zbyt
dobrze w gazecie.
Straszy mnie pan? spyta³ Warkowski. Bo jeli tak, to lepiej, ¿eby
mia³ pan jakie dowody.
Nie straszê pana. Chcê tylko powiedzieæ, ¿e potrzebujemy pañskiej
pomocy w znalezieniu Mitteldorfera.
Co znaczy my? Pan nie jest policjantem, a Bacchetti nie zwraca³ siê
do mnie o pomoc. Jeli zwróci siê do mnie oficjalnie nowojorska policja,
odpowiem. Panu nie mam nic wiêcej do powiedzenia, poza tym, ¿e nie znam
miejsca pobytu Mitteldorfera. Herbie Mitteldorfer to ³agodny, uroczy cz³o-
wiek, który zas³uguje na to, ¿eby spokojnie spêdziæ resztê ¿ycia. Nie wierzê,
¿e móg³ mieæ cokolwiek wspólnego z jakimi morderstwami, i jeli bêdzie
trzeba, powiadczê to w s¹dzie.
Stone zauwa¿y³ k¹tem oka wracaj¹c¹ ¿onê Warkowskiego.
Przepraszam, ¿e pana niepokoi³em, kapitanie. Mam nadziejê, ¿e krew
ofiar nie spadnie na pañskie rêce.
Wróci³ do swojego stolika.
Drugie danie sta³o ju¿ na stole.
Jeszcze chwila i kolacja by wystyg³a upomnia³a go Carolyn.
Chyba jeszcze nadaje siê do jedzenia odrzek³ Stone, podnosz¹c wi-
delec.
Wszystko w porz¹dku? Wygl¹dasz na wzburzonego.
Ale¿ nie. Przypomnia³em sobie o czym, co dzieje siê w Nowym Jor-
ku. Wymienita potrawa.
Grasz w golfa? spyta³ David.
Trudno graæ w golfa, kiedy mieszka siê na Manhattanie.
Mamy tu piêkne pole z dziewiêcioma do³kami. Gdyby mia³ ochotê
zagraæ, po prostu zadzwoñ.
Dziêkujê odrzek³ Stone, zerkaj¹c w bok. Warkowski z ¿on¹ w³anie
opuszczali lokal.
Twoi znajomi nie zabawili d³ugo zauwa¿y³a Carolyn.
Pewnie jedno z nich straci³o apetyt.
164
43
S
tone spa³ dobrze, ale obudzi³ siê nieco zdezorientowany. Usiad³ i zamru-
ga³ oczami, zastanawiaj¹c siê, gdzie jest. Po kilku sekundach przypomnia³
sobie, ¿e znajduje siê w nowym domku w Connecticut i ¿e nie ma obrazów na
cianach.
Wsta³, wzi¹³ prysznic i przygotowa³ sobie co do zjedzenia; brakowa³o mu
Timesa. Zerkn¹³ na listê przedsiêbiorstw us³ugowych, któr¹ dosta³ od Caro-
lyn Klemm i znalaz³ firmê dorêczycielsk¹. Postanowi³, ¿e oprócz Timesa za-
prenumeruje równie¿ lokalny dziennik Litchfield County Times. Przypomnia³
sobie spotkanie z Warkowskim. Podniós³ s³uchawkê i wybra³ numer Dina.
Tak? odezwa³ siê senny g³os.
Obud siê, Dino. Ju¿ prawie dziewi¹ta.
Obudzi³em siê. Jeste g³upim palantem, wiesz o tym?
Dlaczego? Nie podoba ci siê, ¿e wczenie wstajê?
Mówiê o Dolce.
Co mianowicie?
Ostrzega³em ciê, a ty oczywicie
Daj spokój. To mi³a dziewczyna.
To za g³êbokie wody dla ciebie, stary.
Dino, ona jest piêkn¹ i inteligentn¹ kobiet¹.
Ma do ciebie dzisiaj przyjechaæ, tak?
Sk¹d to wszystko wiesz?
Dolce ma siostrê. I rozmawia z ni¹.
Ach, tak. Stone uwiadomi³ sobie, ¿e nie prosi³ Dolce, aby nie mówi³a
o nich Mary Ann. S³uchaj, wpad³em wczoraj wieczorem na Warkowskiego.
By³e w Sing Sing?
Nie, Warkowski przyjecha³ z ¿on¹ na kolacjê do Mayflower Inn. To
popularny lokal w okolicy. Tam go spotka³em.
wietnie. Co jad³ na kolacjê?
Dino, musisz zwróciæ siê do niego z oficjaln¹ prob¹ o udzielenie in-
formacji o miejscu pobytu Mitteldorfera.
Nie zamierzam prosiæ tego buraka absolutnie o nic. Niby dlaczego
uwa¿asz, ¿e móg³by nam pomóc?
Nawet jeli ciê zignoruje, proba zostanie na pimie i byæ mo¿e uratu-
je twój ty³ek.
A wart jest tego. Masz racjê, puszczê faks do tego drania. Rozmawia-
³e z nim?
Tak. Spyta³em, czy wie, gdzie przebywa Mitteldorfer; zaprzeczy³. Nie
chcia³ pomóc, ale stwierdzi³, ¿e odpowie, jeli dostanie oficjaln¹ probê.
165
I nawet wiem, jak. Co jeszcze mu powiedzia³e?
¯e Mitteldorfer inwestowa³ jego pieni¹dze.
Zaprzeczy³?
Nie, ale nie potwierdzi³.
Podsumujmy twoje osi¹gniêcia. Po pierwsze, Warkowski dowiedzia³
siê wszystkiego, co my wiemy. Po drugie, jeli Warkowski kontaktuje siê z Mit-
teldorferem, to Herbie wie, ¿e go poszukujemy.
I tak siê o tym dowie z Timesa. Ale masz racjê, nie powinienem
mówiæ, ¿e wiemy o inwestowaniu pieniêdzy. Zdawa³o mi siê, ¿e w ten sposób
odwie¿ê mu pamiêæ, lecz nic z tego nie wysz³o.
To nie wszystko, m¹dralo. Jeli Mitteldorfer dostaje informacje od
Warkowskiego, dowie siê, ¿e mieszkasz w Waszyngtonie. Zdawa³o mi siê, ¿e
nie by³o to twoim celem.
Stone ¿achn¹³ siê.
No dobrze, by³em g³upi.
Chyba ju¿ ci o tym wspomina³em.
Nie dobijaj mnie.
Mitteldorfer zrobi to za mnie, jeli ciê znajdzie. Powiniene uwa¿aæ.
Bêdê. Warkowski nie wie, ¿e mam tu dom. Mo¿e s¹dziæ, ¿e przyjecha-
³em zjeæ kolacjê w gospodzie, tak jak on.
Oby siê tylko nie myli³, stary. I mam nadziejê, ¿e prze¿yjesz weekend
z Dolce.
Czy jest co jeszcze, co powinienem o niej wiedzieæ?
Powiedzia³em ci wystarczaj¹co du¿o, ¿eby siê zastanowi³ i nie pako-
wa³ w tarapaty. Reszty bêdziesz siê musia³ dowiedzieæ sam.
Dobra, Dino. Zadzwoniê póniej.
Powodzenia. Bêdzie ci potrzebne.
Stone zaprenumerowa³ telefonicznie prasê, ubra³ siê i pojecha³ do dziel-
nicy Waszyngton Depot. W sklepie ¿elaznym kupi³ skrzynkê z narzêdziami.
Pan chyba nazywa siê Stone Barrington powiedzia³ nagle sprzedawca.
Tak odpar³ zaskoczony Stone.
Bêdzie pan pewnie potrzebowa³ otwartego rachunku.
Przyda³by siê. Mogê prosiæ o formularz?
To zbêdne.
A mój adres?
Znam go.
Stone wzi¹³ jeszcze mapê hrabstwa, podpisa³ rachunek i wróci³ do samo-
chodu. Przysz³o mu na myl, ¿e wiele jeszcze musi siê nauczyæ o ma³ych
miasteczkach Nowej Anglii.
166
Roz³o¿y³ mapê i natychmiast spostrzeg³ znajom¹ nazwê: New Preston.
Stone pamiêta³, ¿e mo¿na tam kupiæ antyki. Drog¹ prowadz¹c¹ miêdzy dwo-
ma wzgórzami przejecha³ na drug¹ stronê autostrady i dotar³ do niewielkiej,
ca³kiem ³adnej wioski. Kupi³ dwie lampy, trzy obrazy pejza¿e okolicy
i mnóstwo drobiazgów, które wype³ni³y torbê.
T¹ sam¹ drog¹ dotar³ do jeziora o nazwie Waramaug. Pe³n¹ zakrêtów
szos¹ okr¹¿y³ je, podziwiaj¹c odblask s³oñca na wodzie i kontury wzgórz; po
pewnym czasie znalaz³ siê w miejscu, z którego wyruszy³. Wróci³ do Wa-
szyngtonu i zjad³ lunch w restauracji Pantry, gdzie znajdowa³ siê te¿ sklep
z artyku³ami gospodarstwa domowego i ¿ywnoci¹. Kupi³ kilka drobnych
sprzêtów i parê rodzajów sera.
Po powrocie do domu Stone zawiesi³ obrazy, pod³¹czy³ lampy i rozejrza³
siê, co by tu naprawiæ wie¿o zakupionymi narzêdziami. Niewiele znalaz³.
Dom zosta³ niedawno odnowiony i wydawa³o siê, ¿e poprzedni w³aciciele
pomyleli o wszystkim.
Zjad³ parê kanapek z serem i rozci¹gn¹³ siê na kanapie w salonie. Teraz
pozosta³o tylko czekaæ na przybycie owianej z³¹ s³aw¹ Dolce.
44
Z
budzi³ go ha³as przypominaj¹cy start samochodów wycigowych na to-
rze Indianapolis. Usiad³ i zacz¹³ pocieraæ oczy, nie wiedz¹c, co siê dzieje.
Ha³as zamar³, trzasnê³y drzwi wozu. Kiedy Stone zd¹¿y³ dobiec i otworzyæ
frontowe drzwi, sta³a ju¿ w nich Dolce z narêczem pakunków. Obok swojego
wozu Stone zauwa¿y³ jaskrawoczerwone ferrari.
Czy to dwór Barringtonów? spyta³a, zerkaj¹c do rodka.
Tak odpar³ Stone. Zechce pani wejæ, madame?
Mademoiselle zabrzmia³oby lepiej zauwa¿y³a Dolce. A najlepiej
signorina.
Stone odebra³ paczki; Dolce wróci³a do samochodu. Po chwili zjawi³a
siê z bukietem kwiatów i pokanym wazonem.
Spodziewa³am siê, ¿e trzeba trochê rozjaniæ ten dom powiedzia³a,
wrêczaj¹c gospodarzowi wazon. Nape³nij go w dwóch trzecich letni¹ wod¹.
Spe³ni³ polecenie; Dolce u³o¿y³a kwiaty i postawi³a na stoliku w salonie.
Od razu inaczej, prawda?
Rzeczywicie. Co jest w tych paczkach?
Ró¿ne drobiazgi, dziêki którym w domu zrobi siê przytulniej odpar-
³a. Otwórz.
167
Stone zrobi³, co kaza³a. W rodku znajdowa³y siê dwa przepiêkne obrazy
olejne: wenecka scena rodzajowa oraz pejza¿ z wyeksponowanymi ruinami
rzymskiego pa³acu.
Cudowne zachwyci³ siê Stone, ca³uj¹c dziewczynê. Co przedsta-
wia ten pejza¿?
Sycyliê, a có¿by innego?
Obydwa s¹ wspania³e. Przyniosê narzêdzia i od razu je zawiesimy.
Po chwili obrazy wisia³y w odpowiednich miejscach. Teraz, gdy ciany
przesta³y wieciæ pustk¹, a lampy o¿ywi³y wnêtrze, dom nabra³ charakteru.
Dolce rozejrza³a siê.
Podoba mi siê oznajmi³a. Pasuje do klimatu tego regionu i na swój
sposób do ciebie.
Bêdziesz musia³a czêciej tu zagl¹daæ odrzek³ Stone.
Taki mam zamiar. Przynie torbê z samochodu, a potem zaprowad
mnie na górê.
Stonea zdziwi³y niewielkie rozmiary torby le¿¹cej na przednim siedze-
niu ferrari, ale te¿ w wozie nie by³o za du¿o miejsca. Wróci³ i zaprowadzi³
Dolce na piêtro.
Ile tu jeszcze do zrobienia zauwa¿y³a. £adna garderoba. Trzeba
bêdzie rozejrzeæ siê za jak¹ tapet¹.
Wyjê³a z torby sukienkê i zawiesi³a na wieszaku.
Nie trzeba jej prasowaæ.
Gospodarz mówi³, ¿e to nieoficjalna kolacja.
O, tak rozemia³a siê Dolce. Dla mê¿czyzn na pewno.
Stone obj¹³ j¹ i przyci¹gn¹³.
O rany szepnê³a, trzepocz¹c rzêsami. Jeste gotów, co?
I to jak.
Uwolni³a siê z ucisku.
Bêdziesz musia³ poczekaæ. Muszê ci zadaæ parê pytañ.
Zeszli do salonu i usiedli na kanapie.
No wiêc mów. Co to za gwiazdor filmowy?
Vance Calder.
Skinê³a g³ow¹, jakby kolacje z gwiazdorami by³y dla niej chlebem po-
wszednim.
Jego ¿ona ma na imiê Arrington?
Stone zamruga³ oczami.
Wyprzedzasz mnie o milê.
Musisz siê do tego przyzwyczaiæ.
Aha, zapomnia³em o Mary Ann.
Najlepsz¹ przyjació³k¹ dziewczyny jest jej siostra, zapamiêtaj to.
Na pewno zapamiêtam.
168
A pozostali gocie?
Nic mi o nich nie wiadomo, ale mog¹ siê jacy zjawiæ.
Dziewczyny lubi¹ wiedzieæ, jakiej konkurencji siê spodziewaæ.
Konkurencji?
Innych kobiet. Ale poniewa¿ jeste w tych sprawach ignorantem, po-
wiedz mi tylko, w co siê ubierze Arrington.
Chryste, sk¹d mia³bym wiedzieæ?
Co zak³ada³a na takie spotkania, kiedy mieszkalicie razem?
Wydaje mi siê, ¿e ubiera³a siê z prostot¹, ale elegancko.
Jeste niezwykle pomocny. Po prostu bêdê musia³a w³o¿yæ co umiar-
kowanego. Czy nosi du¿o bi¿uterii?
Niewiele, o ile pamiêtam.
Ale wtedy nie by³a ¿on¹ Vancea Caldera, prawda?
Tak.
Jej pude³ko z b³yskotkami bêdzie teraz znacznie lepiej zaopatrzone.
Czy odzyska³a figurê po urodzeniu dziecka?
Nie mam pojêcia. Nie widzia³em jej od tego czasu.
Jest ¿on¹ z Beverly Hills. Spodziewam siê najgorszego.
¯e jest gruba?
Nie, ¿e jest szczup³a i w doskona³ej formie. A w³osy i paznokcie?
Posiada jedno i drugie.
Pytam, ile w³osów, g³uptasie, i czy lakieruje paznokcie?
Ma mniej wiêcej tyle w³osów, co ty. A paznokcie Ostatni raz, kiedy
j¹ widzia³em, mia³a d³ugie; ale maluje tylko na specjalne okazje.
A wiêc dzi wieczorem na pewno bêd¹ pomalowane stwierdzi³a
Dolce. Przepraszam ciê na chwilê.
Wysz³a do samochodu; po chwili wróci³a z ma³¹ walizeczk¹.
Stone zachodzi³ w g³owê, gdzie j¹ zmieci³a.
W wozie jest niewielki baga¿nik wyjani³a Dolce, jakby czytaj¹c
w jego mylach. O której godzinie mamy tam byæ?
O siódmej.
Zerknê³a na zegarek.
A wiêc czas zacz¹æ siê ubieraæ oznajmi³a.
Dopiero pi¹ta zaoponowa³ Stone. Mo¿e by siê czego napi³a?
Nie ma czasu odpar³a Dolce, znikaj¹c na schodach.
Po chwili Stone us³ysza³ szum wody napuszczanej do wanny.
Dolce wychyli³a siê zza porêczy.
Mo¿esz siê wyk¹paæ o wpó³ do siódmej owiadczy³a. Nie chcê ciê
tu widzieæ przed t¹ godzin¹.
Tak jest, madame.
S³ucham?
169
Chcia³em powiedzieæ, signorina.
Uczysz siê mruknê³a, chowaj¹c g³owê.
45
O
osiemnastej trzydzieci Stone zajrza³ do ³azienki. By³a pusta; Dolce pew-
nie ubiera³a siê w sypialni. Ogoli³ siê i wyk¹pa³; kiedy wyszed³, nie zasta³
Dolce w pokoju. Za³o¿y³ be¿owe spodnie, br¹zow¹ koszulê w kratkê, jasn¹
tweedow¹ marynarkê i mokasyny ze skóry aligatora; tak ubrany zszed³ na dó³.
Dolce sta³a na wprost ³ukowatych okien w salonie z rêkami skrzy¿owa-
nymi na plecach. Mia³a na sobie prost¹ sukienkê z czarnego jedwabiu, buty
na doæ wysokich obcasach i cieniutki diamentowy naszyjnik. Na ramiona
zarzuci³a czerwony sweter z kaszmiru dopasowany do barwy paznokci; jej
czarne jak atrament w³osy opada³y ³agodnie na plecy.
Dobry wieczór powiedzia³a.
Stone stan¹³ jak wryty na jej widok; nigdy nie widzia³ tak piêknej kobie-
ty. Subtelny, prawie niewidoczny makija¿ sprawia³, ¿e jej oczy wydawa³y siê
jeszcze wiêksze.
Dobry wieczór, signorina. Jest pani bardzo piêkna.
A pan wyj¹tkowo spostrzegawczy.
Napijesz siê czego przed wyjciem?
Jest siódma; napijemy siê przy kolacji. Na wsi jada siê wczeniej ni¿
w miecie.
Stone poda³ jej ramiê i poprowadzi³ do mercedesa. Odjechali.
Tutaj jest bardzo ³adnie zauwa¿y³a Dolce, gdy mijali bia³y koció³ek
z wie¿yczkami w dzielnicy Green.
Tak, to prawda.
Jak to siê sta³o, ¿e kupi³e tu domek?
Spêdza³em weekend w gospodzie Mayflower Inn tam, za tym wzgó-
rzem i przyszed³ mi do g³owy taki pomys³.
Tobie czy pannie Buckminster?
Zdaje siê, ¿e Sara pierwsza powiedzia³a o nim g³ono, ale ja myla³em
o tym ju¿ wczeniej. Nikt z moich znajomych, z wyj¹tkiem Dina, nie spêdza
weekendów w miecie.
S³usznie.
Jechali krêt¹ szos¹ powoli, napawaj¹c siê widokiem drzew i kwiatów.
Vance da³ Stoneowi dok³adne wskazówki. Wkrótce dotarli do nieoznaczonej
zamkniêtej bramy. Stone wysun¹³ rêkê za okno i zadzwoni³.
170
Tak?
Moje nazwisko Stone Barrington.
Wrota otwar³y siê i Stone ruszy³ powoli wysadzan¹ piêknymi drzewa-
mi, wij¹c¹ siê alej¹. Za jednym z zakrêtów ukaza³ siê zielony trawnik, a za
nim szary, kryty gontem dworek z bia³ymi wykoñczeniami i okiennicami.
Stone zaparkowa³ wóz przed frontowymi drzwiami; wysiedli i stanêli na
obszernym ganku z bujanymi fotelami. Zadzwonili do drzwi. Mê¿czyzna
w bia³ym garniturze otworzy³ i wprowadzi³ goci do salonu, gdzie pyszni³y
siê wielkie, miêkkie kanapy i przepiêkne antyki. Vance Calder sta³ przy ko-
minku z kieliszkiem w d³oni; mia³ na sobie b³êkitn¹ bluzê, bia³e spodnie,
jedwabn¹ koszulê i apaszkê. Stone wyci¹gn¹³ rêkê, ale Vance min¹³ go, jak-
by nie zauwa¿ywszy.
Dolce! zawo³a³, bior¹c dziewczynê w ramiona. Co za cudowna nie-
spodzianka! Nie wiedzia³em, ¿e znasz Stonea.
Poznalimy siê niedawno odpar³a Dolce. Jak siê masz, Vance?
Doskonale! A Eduardo?
Jest w dobrej formie.
Vance odwróci³ siê w koñcu i poda³ Stoneowi rêkê.
Mi³o ciê znowu widzieæ, Stone.
Ja te¿ siê cieszê, Vance wydusi³ zaskoczony Stone. Nie wiedzia-
³em, ¿e siê znacie.
Vance towarzyszy³ mi podczas przyjêcia z okazji szesnastych urodzin
powiedzia³a Dolce. By³ najlepszym tancerzem na sali.
Znam jej ojca od dawien dawna. Zrobilimy razem kilka interesów.
Arrington k³adzie dziecko spaæ; zaraz zejdzie. Napijecie siê czego?
Lokaj przyj¹³ od goci zamówienia i po chwili wróci³ z drinkami.
W tym samym momencie na schodach ukaza³a siê Arrington z dzieckiem
na rêku. Ten widok zbi³ Stonea z tropu; nie spodziewa³ siê zobaczyæ ch³opca
tak nagle. Arrington schodzi³a powoli. Jasnow³osa, w sukni z bia³ego jedwa-
biu, wygl¹da³a jak przeciwieñstwo Dolce. Poda³a maleñstwo Vanceowi i ob-
jê³a Stonea z czu³oci¹ wiêksz¹, ni¿ siê spodziewa³.
Stone k¹tem oka zobaczy³ wzrok Dolce; z jej oczu bi³y pioruny.
Jak siê masz, Arrington? spyta³ szeptem.
Dobrze odpowiedzia³a cicho.
Odsunêli siê na d³ugoæ ramion.
Arrington odezwa³ siê Vance chcê ci przedstawiæ Dolce Bianchi,
córkê mojego przyjaciela Eduarda. Wspomina³em o nim.
Ale¿ oczywicie odpar³a ch³odno Arrington, podaj¹c dziewczy-
nie d³oñ. Witaj, Dolce. Starzy przyjaciele Vancea zawsze s¹ mi³ymi
goæmi.
Dziêkujê, ja te¿ siê cieszê, ¿e tu jestem.
171
Kobiety zmierzy³y siê wzrokiem od stóp do g³ów. Stone zauwa¿y³, ¿e
paznokcie Arrington s¹ pomalowane, i ¿e ma na szyi cienki naszyjnik z dia-
mentów i rubinów.
A to jest Peter oznajmi³a, zerkaj¹c na maleñstwo.
Stone spojrza³ po raz pierwszy na ch³opca, który móg³ byæ jego synem.
Dziecko mia³o spokojn¹, niemal powa¿n¹ twarz, i by³o podobne do Vancea
jak dwie krople wody. Jeli kiedykolwiek mia³ w¹tpliwoci co do wyniku
badania krwi, teraz pozby³ siê ich raz na zawsze. Dolce zaszczebiota³a co do
ma³ego, jak nakazuje zwyczaj w takich sytuacjach; po chwili nie wiadomo
sk¹d zjawi³a siê m³oda niania i zabra³a dziecko.
Lokaj poda³ Arrington kieliszek martini na srebrnej tacy.
Mo¿e wyjdziemy na taras zaproponowa³a gospodyni. Wieczór jest
taki piêkny.
To prawda przytaknê³a Dolce.
Vance poprowadzi³ goci na patio, gdzie sta³y ogrodowe meble pokryte
bia³¹ tapicerk¹. Usiedli. Na dworze panowa³ przyjemny ch³ód; wierszcze
dotrzymywa³y im towarzystwa.
Betty kaza³a ciê serdecznie pozdrowiæ odezwa³ siê Vance, spogl¹da-
j¹c na Stonea.
Betty by³a sekretark¹ Vancea, z któr¹ Stone nawi¹za³ przelotny romans
rok temu podczas pobytu w Los Angeles. Dolce zerknê³a w jego stronê, za-
ciekawiona.
Pozdrów j¹ ode mnie odrzek³ Stone.
Nadal dzielnie strze¿e mojego biura. Pamiêtasz Lou Regensteina, pre-
zesa wytwórni Centurion?
Oczywicie.
On te¿ zje z nami kolacjê oznajmi³ Vance, zerkaj¹c na zegarek.
Pos³a³em po nich samochód na lotnisko w Oxford. Powinni tu byæ lada chwi-
la. Lotnisko znajduje siê o parê mil st¹d i ma pas wystarczaj¹co d³ugi dla
samolotu Lou.
Chêtnie zobaczê Lou powiedzia³ Stone.
Gawêdzili swobodnie przez parê minut. Lou zjawi³ siê w towarzystwie
licznej rudow³osej dziewczyny, m³odszej od niego o trzydzieci lat.
Dolce! zawo³a³, obejmuj¹c towarzyszkê Stonea. Co za niespodzianka!
Najbardziej zdumion¹ osob¹ z ca³ego towarzystwa by³ Stone. Mia³ wra-
¿enie, ¿e wiat kurczy siê z ka¿d¹ chwil¹. Poda³ rêkê Lou, który przedstawi³
mu rudow³os¹ piêknoæ; mia³a na imiê Lola.
Chcesz siê odwie¿yæ? spyta³a Arrington.
Nie, przebralimy siê do kolacji w samolocie odpar³ Lou.
Stone lecia³ kiedy tym samolotem i pamiêta³, ¿e jest w nim prysznic. Ucie-
szy³ siê, ¿e na przyjêciu jest jeszcze jedna para; pomyla³, ¿e dziêki temu nieco
172
³atwiej bêdzie znieæ uci¹¿liwe napiêcie. Od czasu do czasu k¹tem oka zerka³
na Arrington, która rzeczywicie by³a szczup³a i zgrabna, zgodnie z przewidy-
waniami Dolce. Wytê¿a³ s³uch, ¿eby uchwyciæ ton jej g³osu.
To niesamowite, ¿e ty i Dolce siê znacie oznajmi³ Lou, który siedzia³
obok Stonea.
No w³anie wtr¹ci³ Vance. Jak siê poznalicie?
Dino Bacchetti, mój by³y partner z policji, o¿eni³ siê z siostr¹ Dolce,
Mary Ann.
A jak siê miewa Mary Ann? spytali jednoczenie Vance i Lou.
Doskonale odpar³ Stone.
Gdy wszyscy zajêli siê rozmow¹, Lou nachyli³ siê do Stonea.
Kiedy Oney Ippolito trafi³ w zesz³ym roku za kratki, Eduardo wykupi³
nale¿¹ce do niego akcje wytwórni. Przyj¹³em to z ogromn¹ ulg¹. Inwestor
jego kalibru to gwarancja stabilizacji.
Kazirodztwo, pomyla³ Stone. Wszyscy ci ludzie pi¹ ze sob¹ w jednym
³ó¿ku. Po chwili dotar³o doñ, ¿e ta myl mo¿e byæ czym wiêcej ani¿eli metafor¹.
W tym momencie wszed³ lokaj i oznajmi³, ¿e podano kolacjê.
46
Z
asiedli przy okr¹g³ym stole z drewna orzechowego w uroczym pokoju
z wykuszowym oknem, które wychodzi³o na ogród sk¹pany w promie-
niach gasn¹cego s³oñca. W kominku weso³o b³yska³ ca³kiem zbêdny ogieñ.
Stone dozna³ nagle wra¿enia déjà vu.
Vance, kiedy w zesz³ym roku odwiedzi³em ciê w studiu Centuriona
podczas krêcenia zdjêæ do filmu, czy nie by³em w tym w³anie pokoju?
Jeste bardzo spostrzegawczy pochwali³ gospodarz. Wiêkszoæ
dekoracji filmowej chaty zosta³a zaprojektowana na podstawie zdjêæ tego
domu. Potem, kiedy zobaczy³em, jak scenografowie urz¹dzili jadalniê, kupi-
³em wyposa¿enie i sprowadzi³em tutaj. Pewnie czujesz siê tak, jakby kto
przeniós³ ciê w inn¹ rzeczywistoæ?
Tak, to niesamowite.
Stone siedzia³ pomiêdzy gospodyni¹ a sza³ow¹ Lol¹. Uwiadomi³ sobie,
¿e jeszcze nigdy nie znalaz³ siê przy stole w towarzystwie tak piêknych ko-
biet. Dolce usadowi³a siê miêdzy Vancem i Lou, czaruj¹c obydwu mê¿czyzn.
Tym razem niczyje stopy nie harcowa³y pod sto³em.
Czyta³em w Timesie o wybuchu w galerii. Móg³by nam o tym opo-
wiedzieæ? poprosi³ gospodarz, spogl¹daj¹c na Stonea.
173
Ten poczu³ siê nieswojo; wola³by unikn¹æ wtajemniczania obecnych w tê
sprawê.
Na szczêcie nikt nie zosta³ powa¿nie ranny. FBI zajê³o siê ekspertyz¹
³adunku wybuchowego i samochodu, a Dino nadzoruje ledztwo prowadzo-
ne przez miejscow¹ policjê.
Podobno ocali³e ¿ycie kilku ludziom powiedzia³a Arrington.
Tak siê z³o¿y³o, ¿e zauwa¿y³em samochód parê minut przed wybu-
chem, dziêki czemu wszyscy znaleli siê w bezpiecznej odleg³oci od okna.
Wszyscy z wyj¹tkiem Stonea wtr¹ci³a Dolce, zerkaj¹c na Arring-
ton. Szkoda, ¿e nie widzielicie ran na jego plecach.
To naprawdê nic powa¿nego wyjani³ pospiesznie Stone.
Ale kto stoi za tym zamachem? spyta³ Lou.
Jak dot¹d policja nic nie ustali³a.
Stone, jeste przesadnie skromny odezwa³a siê znów Dolce. Pe-
wien cz³owiek, aresztowany przez Stonea za morderstwo, wyszed³ niedawno
z wiêzienia i od tego czasu nieszczêcia przytrafiaj¹ siê tym, którzy przyczy-
nili siê do jego skazania Zawiesi³a g³os. Oraz ich bliskim.
Wszyscy przestali jeæ.
Zamordowano sekretarkê Stonea, a potem kto napad³ na moj¹ sio-
strê, która od tej pory nie rusza siê z dzieckiem z domu ojca.
Alma nie ¿yje? spyta³a Arrington.
Niestety potwierdzi³ Stone.
Oprócz tego s¹siadka Stonea, portier w domu jego znajomych oraz
policjant, który siê tam znajdowa³.
Dolce, to taki przykry temat powiedzia³ Stone.
Co robicie z Dinem, ¿eby z³apaæ tego cz³owieka? spyta³a Arrington.
Wszystko, co siê da; jak dot¹d udawa³o mu siê wymkn¹æ, ale jutro
jego zdjêcie uka¿e siê w Timesie. Mamy nadziejê, ¿e kto pomo¿e nam
wpaæ na lad tego cz³owieka.
Który na dodatek zabi³ wczoraj pewnego adwokata w Nowym Jorku
wpad³a mu w s³owo Dolce.
Sk¹d o tym wiesz? spyta³ zaskoczony Stone. Dowiedzia³em siê
o morderstwie dopiero wczoraj pónym popo³udniem, a policja nie ujawni³a
dot¹d informacji o zwi¹zku tego morderstwa z poprzednimi.
Mam swoje ród³a.
Znowu Mary Ann westchn¹³ Stone.
Dolce wzruszy³a ramionami. Lola odezwa³a siê po raz pierwszy; mia³a
zaskakuj¹co cichy g³os.
Czy to znaczy, ¿e wszyscy jestemy w niebezpieczeñstwie?
Ale¿ nie odpar³ Stone. Gdyby taka myl przysz³a mi do g³owy, nie
by³oby mnie tutaj.
174
Czujê siê uspokojony owiadczy³ Vance.
Bardzo niewiele osób wie, ¿e kupi³em tu dom ci¹gn¹³ Stone, zerka-
j¹c na Dolce choæ niektóre z nich s¹ wyj¹tkowo gadatliwe.
Dziewczyna pos³a³a mu kwany umiech.
Wrócili do jedzenia, ale rozmowa jakby przygas³a.
Prowadzisz ciekawe ¿ycie, Stone zauwa¿y³ Lou. Dochodzê do
wniosku, ¿e przypadkowe uwik³anie w nasze drobne nieszczêcie w zesz³ym
roku by³o dla ciebie tylko ma³o znacz¹cym epizodem.
Lou, nie zapominaj, ¿e to my wci¹gnêlimy w to Stonea, i ¿e wiele
mu zawdziêczamy przypomnia³a Arrington.
Oczywicie, oczywicie przytakn¹³ skwapliwie Lou. I czujê siê jego
d³u¿nikiem.
Pierwszy raz s³yszê, ¿e to mówisz zauwa¿y³a Arrington.
O jakim nieszczêciu mowa? spyta³a Lola.
Póniej ci wyjaniê odpar³ szybko Lou.
Zamilkli na d³u¿sz¹ chwilê.
Opowiedz nam o swoim nowym domu, Stone poprosi³a Arrington.
Stone ucieszy³ siê, ¿e zmieni³a temat.
Budynek s³u¿y³ niegdy jako brama do s¹siedniej posiad³oci, która
nosi nazwê Ska³a.
Znam tê rezydencjê wtr¹ci³ Vance. Carolyn Klemm pokaza³a mi
j¹, kiedy szuka³em domu w tej okolicy.
Jak wygl¹da ten dom-brama? spyta³a Arrington.
S¹ tam dwie sypialnie, dwie ³azienki, toaleta, salon, jadalnia i kuchnia.
Ma dach kryty gontem, podobnie jak dwór, i liczn¹ wie¿yczkê.
Musi byæ uroczy powiedzia³a Arrington. Bardzo chcia³abym go
zobaczyæ.
Zaczekaj, a¿ uporam siê z urz¹dzaniem; wtedy zaproszê was oboje
z Vancem na kolacjê.
Z najwiêksz¹ przyjemnoci¹ ucieszy³ siê Vance. Czy wiesz, kto
kupi³ Ska³ê?
Nie pozna³em jeszcze w³acicieli.
Ale poznasz, jeli Carolyn Klemm bêdzie mia³a w tej sprawie co do
powiedzenia. Ona jest tutaj sprê¿yn¹ kontaktów towarzyskich; niesamowite,
jak potrafi kojarzyæ ze sob¹ ludzi.
By³a tak mi³a, ¿e zaprosi³a mnie na kolacjê powiedzia³ Stone.
A wiêc zrobi³e pocz¹tek. Niebawem poznasz wszystkich w okolicy.
Ponownie zapad³a k³opotliwa cisza.
wietnie urz¹dzi³a ten dom, Arrington pochwali³ Stone.
Jestem tu pierwszy raz.
Zak³opotany Stone nie wiedzia³, jak zareagowaæ.
175
Arrington pospieszy³a mu z pomoc¹.
Vance ma wyj¹tkowy smak, jeli chodzi o meble i antyki. Kiedy we-
sz³am do rodka, poczu³am siê jak w domu.
Sk¹d taki dar u syna wikarego z po³udnia Anglii? spyta³ Lou.
Vance wzruszy³ ramionami.
Z obserwacji starszych i lepszych od siebie, jak s¹dzê. Matka potrafi³a
sprawiæ, ¿e kolejne plebanie, na których mieszkalimy, nabiera³y charakteru
prawdziwych domów, co nie zawsze by³o ³atwym zadaniem. Mieszkalimy
w najrozmaitszych domostwach, od zniszczonej chaty krytej strzech¹ poczy-
naj¹c, a na zapuszczonym wiktoriañskim dworze koñcz¹c. Wiele siê te¿ na-
uczy³em, ogl¹daj¹c filmy. Kino by³o moim drugim domem i uniwersytetem.
Vance zacz¹³ snuæ wspomnienia z dzieciñstwa. Stone s³ucha³ z wdziêcz-
noci¹, uradowany, ¿e kto odwróci³ od niego uwagê.
Kolacja dobieg³a koñca. Lou i Lola powiedzieli dobranoc i zniknêli na
piêtrze, Dolce wysz³a do ³azienki, a Vance uda³ siê do kuchni, ¿eby zwolniæ
na noc kucharza i lokaja. Stone zosta³ na ganku sam na sam z Arrington.
To by³ uroczy wieczór powiedzia³.
Tak siê cieszê, ¿e mog³e przyjechaæ odrzek³a Arrington. Stone
Tak?
Zdawa³o mu siê, ¿e chce co powiedzieæ.
Jeste szczêliwa, Arrington?
Skinê³a g³ow¹.
Na swój sposób. By³abym szczêliwsza, gdyby
Idziemy? spyta³a Dolce, staj¹c w drzwiach. Od tego wiejskiego
powietrza strasznie chce mi siê spaæ.
Wróci³ Vance; zaczêli siê ¿egnaæ. Arrington trzyma³a Stonea w ramio-
nach odrobinê d³u¿ej, ni¿ powinna, ale wydawa³o siê, ¿e m¹¿ tego nie zauwa-
¿y³. W przeciwieñstwie do Dolce.
Mi³o by³o, prawda? spyta³a w drodze powrotnej. Zobaczy³e swo-
j¹ ukochan¹. Sprawi³o ci to przyjemnoæ?
Dolce odpar³ Stone znamy siê dopiero od kilku dni, dlatego mo¿e ciê
dziwiæ, ¿e mia³em jakie ¿ycie, zanim siê poznalimy. Nadal je mam, a twoje
miejsce w nim nie jest jeszcze ustalone. Wprawi³a mnie dzi w zak³opotanie
i przestraszy³a moich znajomych. Niepotrzebnie dr¹¿y³a moje problemy.
Tak mi przykro, Stone powiedzia³a potulnie Dolce. Przepraszam.
To siê ju¿ nigdy nie powtórzy.
Tej nocy nawet siê nie dotknêli. Myli Stonea kr¹¿y³y wokó³ innych
spraw.
176
47
S
tone mia³ erotyczny sen. Nagle otworzy³ oczy i okaza³o siê, ¿e wcale nie
ni. Promienie s³oñca s¹czy³y siê przez okna sypialni. Stone oderwa³ g³o-
wê od poduszki i ujrza³ czubek g³owy Dolce. Westchn¹³ g³ono, ¿eby zwróciæ
jej uwagê.
Dziewczyna unios³a siê, wsunê³a go w siebie i pochyli³a siê, ca³uj¹c ko-
chanka w usta. Blask s³oñca rozproszy³ siê w jej w³osach; Stone podda³ siê
chwili, która rozkosznie siê przeci¹gnê³a. Tego ranka ochrzcili dom.
Le¿a³ na plecach, spocony, oddychaj¹c ciê¿ko; Dolce wysz³a do ³azienki.
Wróci³a po chwili z rozgrzanym rêcznikiem, którym otar³a twarz Stonea.
Dzieñ dobry powiedzia³a.
O, tak odpar³ Stone. Zdaje mi siê, ¿e stracony. Jestem wyczerpany
i chyba w ogóle nie ruszê siê z ³ó¿ka.
Odpocznij sobie, a ja przygotujê niadanie zaproponowa³a Dolce,
wychodz¹c.
Stone zapatrzy³ siê w sufit i po chwili zapad³ w drzemkê. Obudzi³a go
Dolce wdrapuj¹ca siê na ³ó¿ko; w powietrzu unosi³y siê apetyczne zapachy.
Stone usiad³ i u³o¿y³ poduszki jedn¹ na drugiej. Dolce postawi³a na jego kola-
nach tacê z jajecznic¹, kie³baskami, bu³kami, sokiem pomarañczowym i ter-
mosem kawy. Na pocieli obok le¿a³ Sunday Times.
Chêtnie bym siê do czego takiego przyzwyczai³ powiedzia³ Stone,
smaruj¹c bu³kê mas³em. Zerkn¹³ na Dolce popijaj¹c¹ melona kaw¹. Masz
jaki cel w tym, ¿eby mnie utuczyæ?
Spróbowa³ jajecznicy; by³a pyszna.
Ty w ogóle nie przybierasz na wadze odpar³a. Wiem o tobie wszyst-
ko: jesz i jesz i ci¹gle wygl¹dasz tak samo. Jak ci siê to udaje?
Dobrze wybra³em rodziców. Oboje byli szczupli przez ca³e ¿ycie.
Gdybym jad³a wszystko, co stawia przede mn¹ ciotka Rosaria, wa¿y-
³abym ze dwiecie kilo.
Czy ona jest twoj¹ jedyn¹ krewn¹ poza ojcem?
Wiêkszoæ mojej rodziny nie ¿yje. Mama zmar³a w zesz³ym roku, a obaj
bracia papy umarli dawno temu, zanim skoñczyli trzydziestkê.
W tak m³odym wieku? Na co?
Znaleli siê w niew³aciwym miejscu w niew³aciwym czasie.
Ach tak.
Papie nawet nie pozwolono pójæ na pogrzeb. Ojciec pos³a³ go na Uni-
wersytet Columbia i rozpowiedzia³ wszystkim, ¿e syn wyjecha³ na studia do
Europy. Przez trzy lata mia³ surowy zakaz pokazywania siê w Brooklynie. By³
jedynym studentem prawa, który chodzi³ na wyk³ady uzbrojony.
177
Trudno wyobraziæ sobie twojego ojca strzelaj¹cego z pistoletu. To zbyt
pospolite.
Nigdy te¿ do tego nie dosz³o, ale mimo to mo¿na powiedzieæ, ¿e nale-
¿y do ludzi, którzy musieli walczyæ o ¿ycie. Gdyby jednak zasz³a taka ko-
niecznoæ, na pewno zrobi³by, co trzeba doda³a Dolce, spogl¹daj¹c na Sto-
nea. To cecha rodzinna.
Zna³a dziadka?
Nie. Zmar³ na d³ugo przedtem, zanim siê urodzi³am. Papa mia³ wtedy
dwadziecia kilka lat, wiêc na jego barki spad³ ogromny ciê¿ar. Nie ¿eni³ siê
przez wiele lat z obawy, ¿eby nie uczyniæ ¿ony wdow¹. D³ugo trwa³o, zanim
zdo³a³ zapanowaæ nad sytuacj¹, któr¹ zasta³. To by³o straszne bagno.
Ale ju¿ nie jest?
Nie. Papa powiêci³ ca³e swoje ¿ycie, aby zdobyæ szacunek dla rodzi-
ny. Dlatego tak siê za³ama³, kiedy wysz³am za Johnnyego.
Czemu to zrobi³a?
Dolce rozemia³a siê.
By³am dziewic¹. Papa nie spuszcza³ mnie z oka, wiêc to by³ dla mnie
jedyny sposób, ¿eby pójæ z kim do ³ó¿ka.
Musia³ byæ jeszcze jaki powód.
Rozemia³a siê ponownie.
A jednak nie. Kiedy wychodzi³am, papa zawsze posy³a³ kogo za mn¹.
Gdybym doprowadzi³a do tego, ¿e jaki ch³opak zrobi fa³szywy ruch, obe-
rwa³by, a ja nie chcia³am mieæ nikogo na sumieniu.
Mi³o s³yszeæ, ¿e posiadasz co takiego jak sumienie.
Oczywicie, ¿e je mam! niemal krzyknê³a Dolce. Czy mylisz, ¿e
jestem taka sama jak ojciec?
W³aciwie nie wiem, jaka jeste. Znam ciê tylko z ³ó¿ka, a tam nie
masz sobie równych.
To wrodzony talent odpar³a. Jak umiejêtnoæ piewania.
Wierzê ci. Stone odsun¹³ tacê i zacz¹³ kartkowaæ Timesa.
Znalaz³ to, czego szuka³, w czêci zwanej Metro.
Oto on.
Pokaza³ Dolce fotografiê.
To ma byæ Mitteldorfer?
Tak.
Wygl¹da jak niepozorny kurdupel.
Ale jest bardzo niebezpieczny.
Gdzie siê twoim zdaniem ukrywa?
Mam zgadywaæ? W East Side na Manhattanie i dobrze sobie ¿yje. Dla-
tego mam nadziejê, ¿e kto z s¹siadów rozpozna go na zdjêciu.
A ten mê¿czyzna na rysunku? Jest podobny do Mitteldorfera.
12 Kr¹g strachu
178
To portret pamiêciowy sporz¹dzony na podstawie relacji Mary Ann.
Tak opisa³a mê¿czyznê, który j¹ napad³. S¹ do siebie ³udz¹co podobni, praw-
da? Stone spojrza³ na zdjêcia. O cholera!
Co siê sta³o?
Stone podniós³ s³uchawkê telefonu i wybra³ numer Dina.
Halo?
W³anie przegl¹dam Timesa. Porówna³e zdjêcie Mitteldorfera i por-
tret pamiêciowy?
Jasne. S¹ do siebie podobne. Pamiêtasz faceta, który poder¿n¹³ gard³o
twojej s¹siadce? Wygl¹da³ jak Mitteldorfer z czupryn¹. Dlatego sprawdzili-
my, czy ma dzieci, i nic z tego nie wysz³o. Okaza³o siê, ¿e ma tylko sio-
strzeñca mieszkaj¹cego w Niemczech.
Dino, jeli Mitteldorfer mia³ drug¹ ¿onê, jak twierdzi³a Arlene, to ta
kobieta mog³a mu urodziæ dziecko.
S³usznie.
Wygrzeba³e co w archiwach urzêdu stanu cywilnego?
Jeszcze nie. Dane zapisane w komputerze siêgaj¹ tylko kilka lat wstecz,
ale zaprz¹g³em paru ¿ó³todziobów do przegl¹dania starszych dokumentów na
mikrofilmach.
To w³aciwy trop, jestem pewien. Jeli znajdziemy pierwsz¹ pani¹
Mitteldorfer, znajdziemy te¿ jej syna, a on zaprowadzi nas do Mitteldorfera.
Mo¿e sprawdzi³by wszystkie osoby o tym nazwisku zamieszka³e na terenie
stanu? Albo nawet ca³ego kraju; to nie jest przecie¿ pospolite nazwisko.
Wyznaczê do tego ludzi jutro z rana. Jak tam wczorajsza kolacja?
Opowiem ci póniej. Zadzwoñ, jak tylko co znajdziesz. Ach, prawie
bym zapomnia³. Co z wczorajsz¹ premier¹ w teatrze?
Nic siê nie sta³o.
Mo¿e Mitteldorfer nie zna nazwiska Palmera.
Tak mi siê wydaje. Kiedy bêdziesz z powrotem w miecie?
Nie jestem pewien. Nie mogê wróciæ do mieszkania.
No dobra, zadzwoniê póniej.
Stone od³o¿y³ s³uchawkê.
Zdaje siê, ¿e wasze ledztwo w wiêzieniu Sing Sing nie przynios³o jak
dot¹d rezultatów? zwróci³ siê do Dolce.
Chwileczkê. Dolce podnios³a s³uchawkê telefonu po swojej stronie
³ó¿ka i wystuka³a numer.
Wiesz, kto mówi? Czego siê dowiedzia³e? spyta³a.
Da³a Stoneowi znak, ¿eby poda³ jej papier i d³ugopis.
Tak, przeliteruj. Masz adres? Jak siê nazywa kurator? Dziêkujê.
Od³o¿y³a s³uchawkê i odda³a Stoneowi notes z trzema nazwiskami. Dwaj
pierwsi siedzieli razem z Mitteldorferem, a trzeci to ich wspólny kurator. Obaj
179
wyszli przed Mitteldorferem. Mój informator nie móg³ zdobyæ ich adresów,
ale twierdzi, ¿e utrzymywali bliskie kontakty z cz³owiekiem, którego szukasz.
Jest od czego zacz¹æ powiedzia³ Stone. Ale dopiero jutro. Ubierz-
my siê i pojedmy gdzie. Jest piêkny wiosenny dzieñ, a gdzie w okolicy na
pewno odbywa siê wyprzeda¿.
Jaka?
Wiejska.
Ale czego?
Antyków, mebli, obrazów, bibelotów.
Nie mogê, muszê wracaæ do miasta.
Przecie¿ jest niedziela.
Jutro mam zebranie zarz¹du; trzeba przeczytaæ ponad sto podañ o sty-
pendia.
Ach tak.
Poza tym, za du¿o tu tlenu w powietrzu jak na p³uca miejskiej dziew-
czyny. Powiedzia³e, ¿e nie chcesz wracaæ do domu?
Na razie nie.
Czemu nie zamieszkasz ze mn¹?
W Brooklynie?
Oczywicie, ¿e nie. Mieszkam w dzielnicy East Sixties.
Jeste pewna, ¿e znajdzie siê tam dla mnie miejsce?
Nie zajmujesz go a¿ tak du¿o.
Mo¿e przyjadê dzi wieczorem. Chcesz?
Pewnie. Zapisa³a adres. Zadzwoñ z samochodu, kiedy dojedziesz
do mojej ulicy. Otworzê ci gara¿.
Chyba jestemy jedynymi mieszkañcami tego miasta, którzy maj¹ ga-
ra¿e.
Mo¿liwe przytaknê³a Dolce. Wsta³a, wrzuci³a ubrania do torby, po-
ca³owa³a Stonea i wysz³a.
Silnik ferrari zawy³ na wysokich obrotach. Po chwili Stone zasn¹³.
48
W
yrwa³o go ze snu g³one dzwonienie. Przez chwilê zdawa³o mu siê, ¿e
ni, ale dzwonek odezwa³ siê ponownie. Nie by³ to telefon. Czy¿by kto
dzwoni³ do drzwi? Stone uwiadomi³ sobie, ¿e jeszcze nie s³ysza³ dzwonka
w tym domu. Wsta³, zarzuci³ na siebie szlafrok i pocz³apa³ na dó³.
Na ganku sta³a Arrington.
180
Dzieñ dobry wymamrota³ zaspanym g³osem. Wejd.
Arrington by³a ubrana w wyblak³e d¿insy i cienk¹ lnian¹ koszulê zawi¹-
zan¹ w supe³ pod biustem; nie mia³a makija¿u. Stone pomyla³, ¿e jeszcze
nigdy nie wygl¹da³a tak piêknie.
Objê³a go w pasie i przytuli³a g³owê do jego ramienia.
Dzieñ dobry powiedzia³a.
Napijesz siê kawy?
Tak, chêtnie.
Stone odwróci³ siê i wszed³ do kuchni; zaparzy³ kawê.
Arrington usiad³a na taborecie ko³o blatu oddzielaj¹cego kuchniê od sa-
lonu.
Rozumiem, ¿e minê³am siê z pann¹ Bianchi?
Tak.
Widzia³am, jak odje¿d¿a.
Stone odwróci³ siê.
A ona widzia³a ciebie?
Nie.
Odetchn¹³ z ulg¹.
Podoba mi siê ten domek. Pasuje do ciebie.
Dziêkujê.
Wybiera³e go z pann¹ Bianchi?
Nie odpar³ Stone. Wola³ nie rozwijaæ tego tematu.
A wiêc podoba mi siê jeszcze bardziej.
Mi³o mi. Musisz odwiedziæ mnie kiedy z Vancem i Peterem.
Nie odpowiedzia³a.
Co ciê do mnie sprowadza w niedzielê rano?
Zamierza³am wybraæ siê na wiejsk¹ wyprzeda¿, ale przeje¿d¿a³am w po-
bli¿u i pomyla³am, ¿e wolê zobaczyæ siê z tob¹.
Aha Stone nape³ni³ fili¿anki. Jad³a ju¿ niadanie?
Tak. Jeli mieszka siê z Vancem Calderem, zawsze znajdzie siê pod
rêk¹ jaki s³u¿¹cy, gotów przybiec na ka¿de skinienie.
Powiedzia³a to bez szczególnego zachwytu.
Jak siê mieszka w Los Angeles? Podoba ci siê tam?
Mo¿e byæ, o ile nie jestem porywana.
Mam nadziejê, ¿e nie wesz³o ci to w krew.
Nie. By³e na tyle mi³y, ¿eby po³o¿yæ temu kres. Zawsze bêdê ci za to
wdziêczna doda³a, k³ad¹c rêce na ramionach Stonea.
Ca³a przyjemnoæ po mojej stronie.
Wiem, ¿e nie przepadasz za wyrazami wdziêcznoci, ale musia³am to
powiedzieæ. Vance czuje to samo. On ciê bardzo lubi.
Ja jego te¿.
181
Usi¹dmy w saloniku zaproponowa³a Arrington, podnosz¹c fili¿an-
kê i kieruj¹c siê do kanapy.
Stone usiad³ ko³o niej, zachowuj¹c odpowiedni¹ odleg³oæ.
Co porabia³e od czasu, gdy siê ostatnio widzielimy? spyta³a.
Wspomnienie tamtych chwil wróci³o jak fala. Sypialnia w apartamencie
hotelu Bel-Air, naga Arrington na tle okna.
Trochê pracowa³em, trochê siê bawi³em.
Jak siê miewa Dino?
Jest wciek³y; nie znosi, kiedy jego rodzinie zagra¿a niebezpieczeñstwo.
Arrington skinê³a g³ow¹.
A Elaine?
Bardzo dobrze.
Pozdrów ich ode mnie.
Oczywicie.
Zamilkli. Stone usilnie myla³, co by tu powiedzieæ.
Piszesz jeszcze? spyta³ w koñcu.
Zaczê³am powieæ, ale po kilku rozdzia³ach da³am za wygran¹.
Nie rezygnuj. Mo¿esz napisaæ dobr¹ ksi¹¿kê; staæ ciê na to.
Nie jestem pewna, czy nadajê siê na powieciopisarkê.
Dlaczego?
Wydaje mi siê, ¿e aby napisaæ dobr¹ powieæ, trzeba umieæ stawiæ
czo³o rzeczywistoci, a ja nie jestem w tym dobra.
Co takiego jest w rzeczywistoci, z czym nie potrafisz siê zmierzyæ?
Rzeczywistoæ jest taka, ¿e chcê byæ z tob¹.
Stoneowi zapar³o dech w piersi. Milcza³.
Mylê o tobie bez przerwy, o kolacjach z tob¹, o Dinie i Elaine, o miesz-
kaniu w twoim domu, kochaniu siê z tob¹. Zw³aszcza o tym nie mogê prze-
staæ myleæ.
Stone odstawi³ fili¿ankê i potar³ skronie. Jeszcze do niedawna i on nie
myla³ o niczym innym. A teraz ona tu siedzi. Co robiæ?
Czy ty te¿ o mnie mylisz? spyta³a Arrington.
Tak.
Przysunê³a siê bli¿ej.
Czy wspominasz, jak siê kochalimy?
Tak.
Usiad³a mu na kolanach i przesunê³a d³oni¹ po jego w³osach. Drug¹ rêk¹
rozwi¹za³a pasek szlafroka.
Stone zatrzyma³ jej rêkê. Potem wzi¹³ j¹ w ramiona i poca³owa³.
Nie powiedzia³. To zbyt bolesne.
Chcê, ¿eby przesta³o boleæ. Chcê ciebie.
Wiesz doskonale, ¿e ja te¿ ciê pragnê.
182
A wiêc jestem twoja.
Stone zaczerpn¹³ powietrza.
Nie jeste.
Chcê znowu byæ twoja.
Nie mogê pozwoliæ sobie na to, ¿eby ciê pragn¹æ.
Dlaczego nie? Mo¿emy znowu nale¿eæ do siebie.
Nie, nie mo¿emy odpar³ Stone, sam nie wierz¹c, ¿e to mówi.
Wrócê do Nowego Jorku, wezmê rozwód. Nie powinnam by³a wycho-
dziæ za Vancea.
Ale zrobi³a to.
Pope³ni³am g³upi b³¹d powiedzia³a Arrington. Czy mam za niego
p³aciæ do koñca ¿ycia?
Oboje musimy p³aciæ.
Chcê do ciebie wróciæ, Stone.
Nie mo¿esz odbieraæ Vanceowi syna. Nie przy³o¿ê do tego rêki.
A wiêc zostawiê mu Petera. Bêdê mog³a go widywaæ.
Arrington, widzia³em ciê wczoraj z dzieckiem. Doskonale siê czujesz
w roli matki; gdybym wszed³ miêdzy ciebie i ma³ego, znienawidzi³aby mnie
wczeniej czy póniej.
Ciebie potrzebujê bardziej.
To nieprawda.
Wyprostowa³a siê i rozsunê³a szlafrok Stonea.
Kochaj siê ze mn¹. Przesunê³a d³oñmi po jego plecach, poca³owa³a
w szyjê i ramiona. Tylko ten jeden raz. Potem, jeli ka¿esz mi odejæ, odejdê.
Stone po³o¿y³ rêce na jej ramionach i odsun¹³.
Pos³uchaj mnie. Uczyni³em w ¿yciu ró¿ne rzeczy, z których nie jestem
dumny, ale nigdy nie cudzo³o¿y³em, i nie zamierzam robiæ tego teraz, nawet
z tob¹, mimo ¿e kocha³em ciê bardziej ni¿ jak¹kolwiek inn¹ kobietê. Nie po-
trafiê.
Po twarzy Arrington p³ynê³y ³zy.
Kocham ciê, Stone.
Ja zawsze bêdê ciê kocha³ czêci¹ mojej duszy.
A wiêc, dlaczego nie mo¿emy byæ razem?
Oboje dokonalimy wyborów, z którymi musimy nauczyæ siê ¿yæ.
Udawa³o mi siê to, dopóki ciê wczoraj nie zobaczy³am zaszlocha³a
Arrington. Naprawdê.
W takim razie mo¿esz to robiæ dalej. Stone wsta³. Musisz teraz
wracaæ do domu.
Obj¹³ j¹ ramieniem i odprowadzi³ do drzwi. Arrington ci¹gle p³aka³a.
Stone chwyci³ garæ chusteczek higienicznych z pude³ka na stole.
W drzwiach odwróci³a siê do niego.
183
Nie ka¿ mi odchodziæ, proszê. Nie rób tego.
Musisz odejæ.
Przecie¿ nie chcesz, ¿ebym odesz³a powiedzia³a przez ³zy.
Stone otar³ jej oczy chusteczk¹.
To, czego ja chcê, ju¿ siê nie liczy.
Arrington wziê³a chusteczki i g³ono wytar³a nos.
Poca³ujesz mnie na po¿egnanie?
Uj¹³ jej twarz w d³onie i delikatnie poca³owa³ w usta.
¯egnaj, moja s³odka.
Odwróci³a siê i pobieg³a do range rovera zaparkowanego na podjedzie.
Stone wszed³ do domu i zamkn¹³ drzwi; co ciska³o go w gardle. Nagle
us³ysza³ trzaniêcie drzwiczek samochodu. O Bo¿e, ona wróci³a, pomyla³.
Drugi raz nie potrafiê jej odepchn¹æ.
Otworzy³ drzwi, gotów wzi¹æ Arrington w ramiona. Na ganku sta³ Vance
Calder.
Czeæ.
Czeæ odpar³ Stone s³abym g³osem. Wejdziesz do rodka?
Nie. Przyszed³em tylko spytaæ, czy mam siê czego obawiaæ z twojej
strony.
Stone potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie, Vance. Nie masz siê czego obawiaæ.
Calder zaczerpn¹³ g³êboko powietrza.
Dziêkujê ci.
Postaraj siê, ¿eby by³a szczêliwa.
Vance skin¹³ g³ow¹, cisn¹³ lekko ramiê Stonea, wróci³ do samochodu
i odjecha³.
Stone wszed³ do domu. Móg³ tylko mieæ nadziejê, ¿e nie ka¿dy poranek
w Connecticut bêdzie równie trudny.
49
Z
amkn¹³ drzwi na klucz, wsiad³ do wozu i ruszy³. Nie by³ pewien, czy
post¹pi³ s³usznie, odpychaj¹c Arrington, i ta myl nape³nia³a go udrêk¹.
Nie móg³ przestaæ wyobra¿aæ sobie, jak by³oby, gdyby wróci³a. Zaraz jednak
przypomina³ sobie o synu Arrington. I tak w kó³ko. Wyje¿d¿aj¹c z Pleasant-
ville, zadzwoni³ do Dina.
Halo?
Czeæ, tu Stone.
184
Gdzie jeste?
Na autostradzie Saw Mill Parkway. Mo¿esz spotkaæ siê ze mn¹ w ba-
rze P.J. Clarke za godzinê?
Co siê sta³o?
Mam trop.
Sk¹d?
Nie pytaj. Czekaj tam na mnie i na mi³y Bóg sprawd, czy nie jeste
ledzony.
Dobra, za godzinê w Clarke.
Doje¿d¿a³ do Yonkers, kiedy odezwa³ siê telefon samochodowy.
Halo?
Mówi Bill Eggers.
Czeæ, Bill.
Musimy porozmawiaæ, ale nie przez telefon.
Co siê sta³o?
Spotkajmy siê; kiedy bêdziesz z powrotem w miecie?
Jestem umówiony z Dinem za pó³ godziny w barze Clarke. Przy³¹-
czysz siê?
Tak. Dina to te¿ dotyczy. Do zobaczenia.
Od³o¿y³ s³uchawkê.
Stone wy³¹czy³ telefon. Co to wszystko znaczy?
Znalaz³ miejsce na parkingu ko³o baru i wszed³ do rodka. Dino zd¹¿y³
ju¿ wypiæ pó³ szklanki scotcha.
Hej rzuci³ na powitanie.
Jak min¹³ weekend? spyta³ Stone.
Parszywie. A twój?
Nie pytaj.
Co to za trop?
Stone wyj¹³ z kieszeni zwitek papieru.
Mam nazwiska dwóch kumpli Mitteldorfera z Sing Sing oznajmi³, po-
daj¹c kartkê Dinowi. Obaj s¹ na zwolnieniu warunkowym i maj¹ tego samego
kuratora na Manhattanie. Jutro rano mo¿esz zadzwoniæ do tego faceta i dowie-
dzieæ siê, gdzie przebywaj¹ ci gocie. Razem pójdziemy z nimi pogadaæ.
Jasne. Najwy¿szy czas, ¿ebymy pchnêli to ledztwo do przodu.
Idzie Bill Eggers powiedzia³ Stone, wskazuj¹c skinieniem g³owy
drzwi. Chce z nami o czym porozmawiaæ. Nie mam pojêcia, o czym.
Bill podszed³ i przywita³ siê.
Zbli¿a siê pora kolacji zauwa¿y³. Mo¿e usi¹dziemy przy stoliku?
Czemu nie.
185
Zajêli miejsca. Po chwili zjawi³ siê kelner; zamówili steki z frytkami i piwo.
Co siê sta³o, Bill? Mia³e strapiony g³os, kiedy rozmawialimy przez
telefon.
I nie bez przyczyny. Po po³udniu zadzwoni³ znajomy z prokuratury
rejonowej. Martin Brougham chce w tym tygodniu wnieæ sprawê morder-
stwa Susan Bean do wielkiej ³awy przysiêg³ych.
A wiêc musi mieæ podejrzanego.
Ma. Ty nim jeste. Dostaniesz wezwanie.
ledztwo prowadzi mój posterunek, a ja pierwsze s³yszê o oskar¿eniu
Stonea wtr¹ci³ Dino. Co mi tu mierdzi.
Nie mam nic przeciwko temu, ¿eby mnie wezwali oznajmi³ Stone.
Z³o¿ê zeznanie dobrowolnie. Mówi³em to ju¿ Broughamowi.
Stone, nie mogê pozwoliæ, ¿eby stan¹³ przed wielk¹ ³aw¹ przysiêg³ych.
Mam siê powo³aæ na pi¹t¹ poprawkê? Jak to bêdzie wygl¹daæ?
W³anie dlatego martwi mnie ca³a ta sprawa owiadczy³ Bill.
Przepraszam, ale czego tu nie rozumiem powiedzia³ Dino. Znam
doæ dobrze to ledztwo, bo przyjecha³em na miejsce pó³ godziny po zabój-
stwie i s³ysza³em, jak Stone sk³ada³ zeznanie przed moimi detektywami. Co
Marty wie, czego ja nie wiem? Stone, czy co przede mn¹ ukry³e?
Ale¿ sk¹d odpar³ Stone. O wszystkim ci powiedzia³em.
W takim razie on musi mieæ wiadka stwierdzi³ Bill. Bo inaczej
jak móg³by prowadziæ dochodzenie przeciwko tobie?
wiadka czego? spyta³ Stone.
S³uchajcie rzek³ Dino. Chêtnie stanê przed wielk¹ ³aw¹ przysiê-
g³ych i zeznam, ¿e mój zespó³ przeprowadzi³ gruntowne ledztwo, które oczy-
ci³o Stonea z zarzutów.
Wtedy Martin zakwestionuje twoje zeznanie ze wzglêdu na dawn¹
wspó³pracê i ³¹cz¹c¹ was d³ugoletni¹ przyjañ. Poza tym i tak ciê nie powo³a,
bo to z jego punktu widzenia mija³oby siê z celem.
To wszystko nie ma sensu ¿achn¹³ siê Stone. Marty musi wiedzieæ,
¿e nie uda mu siê postawiæ mnie przed s¹dem.
Dobry prokurator mo¿e uzyskaæ od wielkiej ³awy przysiêg³ych wszyst-
ko, co zechce zauwa¿y³ Bill.
Ale nie wyrok skazuj¹cy, wiêc po co mnie oskar¿aæ?
S¹ dwie mo¿liwoci odpar³ Bill. Pierwsza to taka, ¿e Brougham
mo¿e mieæ wiadka, który podwa¿y twoj¹ wersjê, albo nawet przedstawi ciê
jako mordercê.
To musia³oby byæ krzywoprzysiêstwo lub spisek stwierdzi³ Stone.
Albo jedno i drugie.
Prawda zgodzi³ siê Bill. Druga mo¿liwoæ jest taka, ¿e Brougham
zak³ada, i¿ sprawa nie zostanie w ogóle rozwi¹zana, wiêc chce kogo rzuciæ
186
prasie na po¿arcie. Ju¿ widzê pierwsz¹ stronê Wiadomoci nazajutrz po two-
im zeznaniu. I artyku³, z którego wynika, ¿e jeste g³ównym podejrzanym, ale
nie ma wystarczaj¹cych dowodów, ¿eby ciê postawiæ przed s¹dem. Jak dot¹d.
O kurna jêkn¹³ Dino.
Dobrze, ¿e przynajmniej ty czujesz bluesa powiedzia³ Bill.
Ale przecie¿ ludzie tego nie kupi¹ zaoponowa³ Stone.
Kupi wystarczaj¹co wielu, ¿eby nie mia³ czego szukaæ w tym mie-
cie stwierdzi³ Dino.
I nie bêdzie dla ciebie miejsca w firmie Woodman i Weld doda³ Bill.
Nie pozwol¹ sobie na korzystanie z us³ug, choæby sporadycznie, adwokata
podejrzanego o dokonanie krwawego mordu.
Dino odstawi³ szklankê.
Zosta³by drugim O.J. Simpsonem.
Stone straci³ zainteresowanie dla stoj¹cego przed nim talerza z kolacj¹.
Nie wydaje mi siê, ¿eby Martin Brougham by³ takim podstêpnym dra-
niem. A jeli nie on, to kto?
To mi mierdzi Tomem Deaconem owiadczy³ Dino.
Kto to jest Deacon? spyta³ Bill.
Szef wydzia³u ledczego prokuratury rejonowej wyjani³ Dino. Nie
cierpi Stonea i mnie.
Aha.
Nie zapominajmy, ¿e Martin Brougham chce byæ nowym prokurato-
rem. Mo¿e uzna³, ¿e taka g³ona sprawa pomo¿e mu utrwaliæ swoje nazwisko
w pamiêci wyborców.
To niewykluczone zgodzi³ siê Bill. Mylicie, ¿e ten Deacon próbu-
je tylko pokazaæ siê w dobrym wietle?
Takie dzia³anie pasuje do jego charakteru odpar³ Dino. Zna paru
dziennikarzy, mo¿e siê dobrze zaprezentowaæ, a jednoczenie ochlapaæ b³o-
tem Stonea. To by³oby proste.
Ju¿ mu powiedzia³em, ¿e jeli co takiego zrobi, oskar¿ê go o znies³a-
wienie oznajmi³ Stone.
Mo¿e do tego dojæ oceni³ Bill. Czy Brougham ma du¿e zaufanie
do Toma Deacona?
Ogromne odpar³ Dino skoro chce wpakowaæ Stonea w bagno tyl-
ko dlatego, ¿e Deacon ma takie widzimisiê.
Potrzebujemy innych wiadków z policji oprócz ciebie, Dino. Czy oso-
bicie prowadzisz ledztwo w sprawie morderstwa Susan Bean?
Nie odrzek³ Stone. Tym zajmuj¹ siê Andy Anderson i Michael Kelly.
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Kelly ju¿ nie.
Wyrzuci³e go? spyta³ Stone.
187
Nie, odszed³ na w³asn¹ probê.
Gratulujê. Chyba nie bêdziesz têskni³ za tym ma³ym zasrañcem.
Przeniós³ siê do wydzia³u ledczego prokuratury odpar³ Dino. Za-
czyna od jutra.
A wiêc mo¿e siê okazaæ, ¿e jeden z detektywów ledczych zeznaje
przeciwko Stoneowi?
Co mo¿e powiedzieæ? spyta³ Stone. Poza tym, Dino i Andy Ander-
son zaprzecz¹ ka¿demu k³amstwu.
Nie podoba mi siê to powiedzia³ Eggers. Spróbujê ukrêciæ sprawie
³eb, póki siê na dobre nie wyklu³a.
W jaki sposób?
Odwiedzê Martina Broughama dzisiaj wieczorem, jeli zastanê go w do-
mu, i postaram siê wszystko wyprostowaæ. Czy przychodzi wam do g³owy
co, co mog³oby mi pomóc?
Stone w zamyleniu wypi³ ³yk piwa.
Pamiêtam, ¿e Susan Bean co mi powiedzia³a. Wtedy nie zwróci³em
na to szczególnej uwagi.
Co mówi³a? spyta³ Eggers.
Szlimy Madison Avenue i gawêdzilimy. Pogratulowa³em jej zwy-
ciêstwa w sprawie Dantego.
Tego mafiosa?
Tak. Zdziwi³o mnie, ¿e nie wygl¹da na szczególnie podekscytowan¹.
Przecie¿ naprawdê mia³a powody do radoci.
Co ci dok³adnie powiedzia³a?
Stwierdzi³a, ¿e cieszy siê ze zwyciêstwa, ale nie podoba jej siê sposób,
w jaki je osi¹gnêli.
To wszystko?
Tak.
Eggers zastanowi³ siê.
Czy to mo¿e znaczyæ, ¿e prokuratura dopuci³a siê jakiego nadu¿ycia
w czasie procesu?
Niewykluczone, ¿e w³anie to mia³a na myli Susan.
Domylasz siê, co to mog³o byæ?
Nie, ale sama wzmianka o tym mo¿e zrobiæ wra¿enie na Broughamie.
Owszem przytakn¹³ Eggers. Jeli dowie siê, ¿e co takiego zeznasz
przed wielk¹ ³aw¹ przysiêg³ych, byæ mo¿e zastanowi siê dwa razy, zanim ciê
wezwie. To niewiele, ale zawsze co.
Nic wiêcej nie wiem powiedzia³ Stone. Zwróci³ siê do Dina. W wy-
dziale ledczym prokuratury pracuj¹ policjanci, prawda?
Tak, Deacon jest policjantem.
Czy znasz kogo w wydziale wewnêtrznym, kto móg³by siê zaintere-
sowaæ materia³em dowodowym w sprawie Dantego?
188
Znam paru ch³opaków, ale raczej w¹tpiê, ¿eby kwapili siê otworzyæ tê pusz-
kê Pandory. Zw³aszcza po skazaniu cz³owieka, którego policja ciga³a od lat.
A mo¿e masz tam kogo, kto nie lubi Toma Deacona?
To ju¿ bardziej prawdopodobne. Wielu go nienawidzi. Spróbujê.
Eggers zerkn¹³ na zegarek.
Idê teraz do Martina Broughama. Tylko nie pobijcie siê o to, kto ma
zap³aciæ rachunek. Rzuci³ serwetkê na stó³ i wsta³. Stone, powiniene siê
gdzie zamelinowaæ na dzieñ lub dwa, ¿ebym mia³ czas to za³atwiæ.
Jasne. Bêdê w
Nie chcê wiedzieæ, gdzie bêdziesz przerwa³ mu Eggers bo kto
mo¿e mnie o to zapytaæ. Zadzwoñ rano, a jeli mnie nie zastaniesz, dzwoñ
dalej do skutku. Nie zostawiaj numeru.
Dobrze.
Eggers po¿egna³ siê i wyszed³.
Stone wyj¹³ kartê kredytow¹ i zawo³a³ kelnera.
Gdzie pojedziesz? spyta³ Dino.
Chyba te¿ wola³by tego nie wiedzieæ odpar³ Stone. Jeli bêdziesz
siê chcia³ skontaktowaæ, zadzwoñ na telefon w samochodzie lub na komórkê.
Dam znaæ, jeli uda mi siê co zdzia³aæ w wydziale wewnêtrznym
obieca³ Dino.
Stone podpisa³ rachunek, po¿egna³ siê i wsiad³ do wozu. Przysz³o mu do
g³owy, ¿e jest inny sposób, aby dowiedzieæ siê wiêcej o procesie Dantego.
50
S
krêcaj¹c w ulicê, przy której mieszka³a Dolce, wybra³ jej numer na kla-
wiaturze telefonu samochodowego. Po chwili min¹³ doæ wiekow¹ limu-
zynê marki mercedes.
Halo?
Mówi Stone. Jestem na twojej ulicy.
Otworzê ci drzwi gara¿u. Zaparkuj ko³o mojego wozu i wjed wind¹
na piêtro. Zostaw baga¿e w samochodzie poleci³a Dolce.
A wiêc nie bêdzie móg³ zostaæ u niej na noc. Stone rozejrza³ siê za nume-
rem domu Dolce. Znalaz³ go na du¿ej, piêknej willi z czerwonej ceg³y. Wje-
cha³ na niewielk¹ platformê prowadz¹c¹ do gara¿u. Wrota zamknê³y siê.
Têdy powiedzia³a Dolce, zapraszaj¹c go gestem do obszernego gabinetu.
Na fotelu ko³o kominka siedzia³ Eduardo Bianchi. Wsta³, ¿eby przywitaæ
siê z gociem.
189
Mi³o pana znów widzieæ rzek³, wyci¹gaj¹c d³oñ. Wskaza³ Stoneowi
miejsce naprzeciwko.
Dolce poda³a mu drinka i usiad³a na szezlongu.
Jak rozumiem, kupi³ pan domek na wsi zacz¹³ Bianchi.
Tak. W Connecticut.
Doskona³y pomys³. Trzeba od czasu do czasu wyrwaæ siê z tego miasta.
To prawda przytakn¹³ Stone, zastanawiaj¹c siê, czy Bianchi wie, ¿e
jego córka spêdzi³a w tym domku noc.
Domylam siê te¿, ¿e zna pan moich przyjació³, Lou Regensteina oraz
Vancea Caldera.
A wiêc wie.
To prawda. W zesz³ym roku spêdzi³em trochê czasu w Los Angeles.
Dziêki Vanceowi mog³em tam polecieæ z Lou jego samolotem.
Bianchi skin¹³ g³ow¹.
Uwa¿am ten samolot za ekstrawagancjê, lecz Lou twierdzi, ¿e nie móg³by
chodziæ po Hollywood z podniesion¹ g³ow¹, gdyby go nie mia³. No có¿, przy-
puszczam, ¿e takie rzeczy maj¹ tam znaczenie. Roz³o¿y³ bezradnie rêce i zmie-
ni³ temat. Czy informacja, któr¹ przekaza³a panu Dolce przyda³a siê na co?
To siê oka¿e dopiero jutro odpar³ Stone. Ale jestem wdziêczny za
ka¿d¹ wiadomoæ, która mo¿e nas naprowadziæ na trop Mitteldorfera.
Jeli mogê jeszcze w czym pomóc, proszê mówiæ.
Chyba jest co takiego.
S³ucham.
S³ysza³ pan pewnie o tym, ¿e prokurator okrêgowy doprowadzi³ ostat-
nio do skazania pewnego mê¿czyzny nazwiskiem Dante.
Salvatore Dante? Tak, chyba sobie przypominam.
Stone mia³ wra¿enie, ¿e wyczu³ nutkê ironii w g³osie Bianchiego.
Otó¿ asystentka prokuratora w tym procesie, Susan Bean, zosta³a za-
mordowana. Przed mierci¹ zasugerowa³a mi, ¿e byæ mo¿e prokurator dopu-
ci³ siê jakiego nadu¿ycia.
Bianchi uniós³ brwi.
Doprawdy?
Stary wyranie siê zainteresowa³.
W³anie wracam z kolacji z Billem Eggersem z kancelarii Woodman
i Weld. Bill poinformowa³ mnie, ¿e g³ówny oskar¿yciel w procesie Dantego
chce wszcz¹æ przeciwko mnie ledztwo w zwi¹zku z morderstwem Susan
Bean, mimo ¿e policja oczyci³a mnie z wszelkich podejrzeñ. Bill nie obawia
siê, i¿ prokuratura mo¿e udowodniæ mi winê, ale ¿e wezwanie przed wielk¹
³awê przysiêg³ych zrujnuje mi opiniê.
Co nie by³oby dobre dla firmy Woodman i Weld doda³ Bianchi, ki-
waj¹c g³ow¹ ze zrozumieniem.
190
Ani dla mnie jako adwokata.
Rozumiem. Zak³ada pan, ¿e gdyby pan wiedzia³, kto kombinowa³ przy
sprawie Dantego, pañska pozycja przetargowa w rozgrywce z prokuratur¹
by³aby mocniejsza?
Tak. Pomyla³em, ¿e jeli na przyk³ad sfabrykowano jakie dowody,
Dante wiedzia³by o tym. Jego obroñcy tak¿e, rzecz jasna.
S³uszne za³o¿enie. Dolce, mo¿e zaprosi³aby gocia do kuchni i poda-
³a mu co do jedzenia?
Oczywicie, papo powiedzia³a dziewczyna, wstaj¹c. Wziê³a Stonea
za rêkê i zaprowadzi³a go do kuchni.
Papa chce zatelefonowaæ wyjani³a. Jad³e ju¿ kolacjê, mo¿e w ta-
kim razie skusisz siê na deser?
Chêtnie.
Mo¿e kawa³ek smakowitego w³oskiego sernika?
Stone uniós³ brwi.
Z przyjemnoci¹.
Dolce rozemia³a siê. Wyjê³a sernik z lodówki, ukroi³a kawa³ek i poda³a
gociowi.
Inny w³oski specja³ dostaniesz póniej.
Stone zjad³ ciasto i napi³ siê kawy. Po trzech kwadransach w drzwiach
kuchni stan¹³ Eduardo Bianchi.
Smakowa³ panu sernik?
Wymienity odpar³ Stone.
Rosaria piecze doskona³e ciasto. Ale do rzeczy. Rozmawia³em z pew-
nym z pewnymi osobami i chyba czego siê dowiedzia³em. Wydaje siê, ¿e
oskar¿yciel pana Dantego przedstawi³ tamy z pods³uchu, które zdoby³ wy-
dzia³ ledczy prokuratury. Dziwne jest tylko to, ¿e Dante zaprzecza, jakoby
wypowiedzia³ s³owa, które zosta³y z nich odtworzone w s¹dzie.
A wiêc tamy zosta³y spreparowane?
Adwokaci pana Dantego poddali je badaniu przez bieg³ych, ale ci nie
znaleli ¿adnych dowodów wiadcz¹cych o sfa³szowaniu tam. Obroñcy za-
mierzaj¹ przeprowadziæ jeszcze jedn¹ ekspertyzê. Zakwestionowana czêæ
nagrania, choæ trwa niewiele ponad minutê, odegra³a kluczow¹ rolê w skaza-
niu pana Dantego, który nadal twierdzi, ¿e nigdy nie wypowiedzia³ tych ob-
ci¹¿aj¹cych go s³ów. A poniewa¿ pan Dante nie wyst¹pi³ jako wiadek w swojej
sprawie, nie by³ w stanie owiadczyæ tego przed ³aw¹ przysiêg³ych. Choæ
nale¿y w¹tpiæ, czy mia³oby to jakiekolwiek znaczenie.
Stone skin¹³ g³ow¹.
Czy mogê zatelefonowaæ?
Proszê skorzystaæ z aparatu w gabinecie odrzek³ Bianchi. Ja tym-
czasem skosztujê sernika.
191
Stone mia³ nadziejê, ¿e telefon Broughama nie jest zastrze¿ony. Na szczê-
cie nie by³. S³uchawkê podnios³a kobieta; Stone poprosi³ do telefonu Billa
Eggersa.
Halo?
Tu Stone. Bill, s³uchaj uwa¿nie: tamy, które Martin wykorzysta³ w pro-
cesie Dantego, zosta³y w jaki sposób spreparowane przez Deacona lub ko-
go innego z prokuratury. Wiem to z bardzo wiarygodnego ród³a.
Dziêkujê odpar³ Bill. To szalenie ciekawe.
Jak idzie?
Zadzwoñ jutro powiedzia³ Bill i od³o¿y³ s³uchawkê.
Stone wróci³ do kuchni.
Czy informacja okaza³a siê pomocna? spyta³ Bianchi.
Wydaje mi siê, ¿e tak. Ale dopiero jutro bêdê wiedzia³ na pewno.
Jestem ciekaw, jak zakoñczy siê ta sprawa.
Nie omieszkam pana zawiadomiæ obieca³ Stone.
To straszne, ¿e urzêdnicy pañstwowi nadu¿ywaj¹ w³adzy stwierdzi³
z zadum¹ Bianchi. Pomyleæ, ¿e kto taki jak Brougham mo¿e zrujnowaæ
czyje ¿ycie dla politycznych profitów. Ten cz³owiek chce obj¹æ urz¹d po
odejciu obecnego prokuratora na ze wszech miar zas³u¿on¹ emeryturê.
S³ysza³em o tym.
Mo¿e by³oby dobrze dla spo³eczeñstwa, gdyby kto temu zapobieg³
zastanawia³ siê g³ono Bianchi.
Byæ mo¿e.
Pomylê nad tym owiadczy³ ojciec Dolce, zerkaj¹c na zegarek.
Có¿, póno ju¿. Czas na mnie. Zostawiam was m³odych samym sobie na resz-
tê wieczoru.
Bianchi poda³ Stoneowi rêkê; Dolce odprowadzi³a ojca do drzwi.
Stone nala³ sobie kawy.
Dziewczyna wróci³a po chwili.
Teraz mo¿esz przynieæ baga¿e oznajmi³a, ca³uj¹c go.
Stone poszed³ do gara¿u.
Twój ojciec wie, ¿e bylimy razem w Connecticut rzek³ po powrocie.
Rozmawia³ dzisiaj rano z Lou, wiêc szyd³o wysz³o z worka. Mimo to
wydaje mi siê, ¿e wola³by nie widzieæ, jak wchodzisz z baga¿ami. Poca³o-
wa³a go jeszcze raz. Co powiesz na wiêkszy kawa³ek w³oskiego serniczka?
Umieram z g³odu.
Pó³ godziny póniej Dolce pog³aska³a Stonea po twarzy.
Co siê sta³o?
Nie wiem; chyba jestem po prostu przemêczony.
192
W³anie przekona³ siê, ¿e nie mo¿e myleæ o Arrington i kochaæ siê z Dolce.
To przejdzie szepnê³a mu do ucha.
Stone uda³, ¿e pi.
51
M
³ody funkcjonariusz zaparkowa³ wóz i zdj¹³ czapkê.
To ten warsztat oznajmi³ Dino. Wolisz wejæ od frontu czy od
zaplecza?
On nie bêdzie ucieka³ odpar³ Stone. Zosta³ legalnie zwolniony i nic
od tego czasu nie przeskroba³.
Dino zerkn¹³ w notatki.
Eliot Darcy. Zabi³ ¿onê, tak jak Mitteldorfer, tyle ¿e prawie dwadzie-
cia lat wczeniej.
Chodmy rzuci³ Stone, otwieraj¹c drzwi.
By³ to warsztat szewski, nieco wiêkszy od tego rodzaju zak³adów, z krze-
s³ami, aby klienci mogli przymierzyæ obuwie lub podstawiæ do czyszczenia.
Za kontuarem dwóch mê¿czyzn obs³ugiwa³o jak¹ maszynê.
Pan Darcy? spyta³ Dino, zwracaj¹c siê do starszego mê¿czyzny.
Darcy zerkn¹³ na przyby³ych, nie wy³¹czaj¹c maszyny.
Zgadza siê odpar³. Czym mogê s³u¿yæ?
Dino wyj¹³ odznakê.
Czy mo¿emy porozmawiaæ?
Darcy podniós³ ruchom¹ czêæ blatu i da³ znak, ¿eby poszli za nim. W ma-
leñkim pomieszczeniu na zapleczu znajdowa³o siê tylko jedno krzes³o dla
klienta; Dino usiad³ na nim, a Stone opar³ siê o cianê.
O co chodzi? spyta³ Darcy.
Jak siê panu powodzi po wyjciu na wolnoæ? Ile to ju¿?
Dziewiêæ miesiêcy odpar³ Darcy. A powodzi mi siê dobrze, nie
narzekam. Nie wiedzia³em, ¿e policja interesuje siê, czy by³ym pensjonariu-
szom zak³adów karnych dobrze siê wiedzie.
Policja ma wielkie i czu³e serce.
Czym sobie zas³u¿y³em na wizytê pana porucznika?
Nie mielibymy wysy³aæ szeregowego funkcjonariusza do szefa prê¿-
nej firmy rzemielniczej odpar³ Dino. Bo to pañska firma, prawda?
Tak.
Proszê powiedzieæ, sk¹d pan wytrzasn¹³ kapita³ na rozpoczêcie dzia-
³alnoci? To przecie¿ bardzo ekskluzywna lokalizacja.
193
Nie by³em bankrutem, kiedy poszed³em siedzieæ. Przyzna³em siê, wiêc
adwokaci nie zagarnêli wszystkiego.
Ile pan mia³ na koncie, kiedy zacz¹³ odsiadywaæ karê?
Nie tak wiele. Parê tysiêcy dolarów i trochê osobistych rzeczy: samo-
chód, meble i tym podobne. Wszystko sprzeda³em.
I pieniêdzy przyby³o, kiedy odbywa³ pan karê?
Tak.
Czy Herbie Mitteldorfer by³ pañskim doradc¹ inwestycyjnym?
Pomaga³ mi, to prawda.
Jak pan go pozna³?
Pracowalimy w tym samym oddziale.
W jakim oddziale?
W biurze wiêzienia. Póniej zaj¹³em siê prowadzeniem warsztatu;
Herbie za³atwi³ mi przeniesienie.
Móg³ to zrobiæ?
Potrzebowa³ kogo z umiejêtnoci¹ obs³ugi komputera.
On potrzebowa³?
Mo¿na powiedzieæ, ¿e Herbie zarz¹dza³ biurem.
Gdzie jest teraz Herbie?
Nie mam zielonego pojêcia. Widzia³em jego zdjêcie w gazecie. Nie
wierzê w ani jedno s³owo. Herbie nikogo by nie skrzywdzi³.
Zabi³ swoj¹ ¿onê.
Darcy wzruszy³ ramionami.
Tak samo jak ja, a te¿ mogê powiedzieæ, ¿e nikomu innemu nie zrobi³-
bym krzywdy. Nie ma pan pojêcia, do jakiego szaleñstwa mo¿e doprowadziæ
kobieta.
Kiedy ostatni raz rozmawia³ pan z Mitteldorferem? spyta³ Stone.
Tego dnia, kiedy wychodzi³em na wolnoæ.
Darcy powiedzia³ Dino chcesz wróciæ do Sing Sing? Mogê to za³a-
twiæ.
Nie zrobi³em niczego, za co móg³bym tam wróciæ.
A ja i tak mogê ci to za³atwiæ.
Dobrze, rozumiem, ¿e mo¿e pan zrobiæ wszystko, co chce, ale powta-
rzam, ¿e nie wiem, gdzie jest Mitteldorfer. Herbie i tak by siê ze mn¹ nie
skontaktowa³.
Dlaczego nie?
Uwa¿a mnie za gorszego od siebie odpar³ Darcy. W koñcu jestem
tylko szewcem. Herbie nie zadawa³by siê ze mn¹. Straszny z niego snob.
Wiêc dlaczego pomaga³ panu inwestowaæ pieni¹dze? spyta³ Stone.
Bo oddawa³em mu pewien procent zysku. Tak samo jak inni.
Jacy inni?
13 Kr¹g strachu
194
Wiem o piêciu czy szeciu wiêniach, którzy mieli pieni¹dze w banku.
Którzy to?
Darcy zacz¹³ odlicza³ na palcach.
Middleton, Schwartz, Alesio, Warren i ja.
To piêciu.
No wiêc piêciu. Nie licz¹c personelu wiêzienia, oczywicie.
Oczywicie. Ile to osób?
Te¿ piêæ albo szeæ.
Kto wyszed³ oprócz pana i Alesia? spyta³ Stone.
Alesio wyszed³? Nie wiedzia³em. To chyba wszyscy. Pozostali nadal
siedz¹.
Utrzymuje pan kontakt z którym z nich?
Dosta³em kilka listów od Schwartza; chce siê przy³¹czyæ do interesu,
kiedy wyjdzie w przysz³ym roku.
Co napisa³ o Mitteldorferze?
Tylko tyle, ¿e nie dosta³ od niego ¿adnej wiadomoci od dnia, kiedy
Mitteldorfer wyszed³. Herbie zrobi³ podobno co w rodzaju obchodu wiêzie-
nia, po¿egna³ siê ze wszystkimi i zapowiedzia³, ¿e nigdy wiêcej nie bêdzie siê
z nikim kontaktowa³, ¿e od tej pory musz¹ liczyæ na siebie. Kaza³ im poszu-
kaæ sobie maklera.
A kto by³ maklerem Mitteldorfera?
Nie jestem pewien, czy Herbie w ogóle mia³ maklera. Wydaje mi siê,
¿e w jaki sposób handlowa³ akcjami za pomoc¹ komputera. Móg³ to robiæ
nawet z biura wiêzienia, ale potem zacz¹³ pracowaæ na zewn¹trz. Kiedy wy-
szed³em, okaza³o siê, ¿e moje oszczêdnoci zosta³y przeniesione do tutejsze-
go banku. Nie mam pojêcia, jak mu siê to uda³o. Zatrzyma³ dla siebie dwa-
dziecia piêæ procent jako wynagrodzenie.
Z kim jeszcze Mitteldorfer przyjani³ siê w wiêzieniu? spyta³ Stone.
Przyjani³ siê? On nie przyjani³ siê z nikim. Przecie¿ powiedzia³em,
¿e to snob. To znaczy by³ grzeczny na swój sposób, ale nie móg³ cierpieæ
g³upszych od siebie, nawet Warkowskiego. Mia³ celê, w której siedzia³ sam.
Oprócz niego nie zna³em w Sing Sing nikogo, kto mia³by w³asn¹ celê.
W samochodzie Dino poda³ kierowcy nastêpny adres.
Z³ó¿my wizytê Alesio.
Czujê, ¿e nie pomo¿e nam bardziej ni¿ Darcy powiedzia³ Stone.
Mitteldorfer jest za sprytny, ¿eby utrzymywaæ kontakt z kimkolwiek, kto sie-
dzia³ z nim w wiêzieniu. Darcy s³usznie zauwa¿y³, ¿e Herbie to snob. Nie
bêdzie siê zadawa³ z by³ymi wiêniami.
Musimy spróbowaæ odpar³ Dino.
195
Alesia nie zastali pod adresem zamieszkania; portier skierowa³ ich do
domu spokojnej staroci. By³ to starszy mê¿czyzna; Stone oceni³, ¿e zbli¿a siê
do siedemdziesi¹tki. Gdy weszli, podniós³ g³owê znad szachownicy i roze-
mia³ siê.
Spodziewa³em siê was powiedzia³.
Naprawdê? Jak to? spyta³ Dino.
Od chwili, gdy zobaczy³em zdjêcie Herbiego w gazecie. Nigdy go nie
znajdziecie.
A to dlaczego?
Bo nie jest g³upi, dlatego. Wydaje mi siê powtarzam, wydaje mi siê,
bo nie wiem na pewno ¿e Herbie za³atwi³ sobie now¹ to¿samoæ jeszcze
przed wyjciem z wiêzienia.
Jeli pan nie wie na pewno, to dlaczego pan tak s¹dzi? spyta³ Stone.
Alesio wzruszy³ ramionami.
Herbie przypomina³ dobrego szachistê. Zawsze planowa³ kilka ruchów
naprzód. Widaæ to by³o po sposobie, w jaki traktowa³ personel wiêzienia.
Kiedy prosi³ o co i tego nie otrzymywa³, mia³ ju¿ przygotowan¹ drug¹ pro-
bê, a jeli i ta nie poskutkowa³a, zwraca³ siê o co innego, a¿ wreszcie dosta-
wa³ to, czego chcia³. Po jakim czasie spe³niali wszystkie jego ¿yczenia. W koñ-
cu zarabia³ dla nich pieni¹dze.
Wrócili do samochodu.
Wzywaj¹ nas z posterunku poinformowa³ m³ody funkcjonariusz.
Dino podniós³ s³uchawkê.
Gdzie? Kiedy? Po chwili odwróci³ siê do Stonea. Mamy go.
Nikt, ale to nikt nie mo¿e z nim rozmawiaæ, dopóki nie przyjadê
nakaza³ stanowczo. Bêdê za dwadziecia minut.
Od³o¿y³ s³uchawkê.
Mitteldorfer? spyta³ Stone.
Nie, ten drugi. Rozpozna³ go kto z pralni chemicznej przy Trzeciej
Alei. Mê¿czyzna z po³ow¹ ucha.
52
W
wydziale zabójstw Andy Anderson siedzia³ przy komputerze na rod-
ku sali.
Mów rzuci³ Dino od drzwi.
196
Poszukiwany przyniós³ rzeczy do pralni chemicznej przy Trzeciej Alei
w dzielnicy Seventies; szef zak³adu skojarzy³ go z portretem pamiêciowym za-
mieszczonym w Timesie i od razu zadzwoni³. Akurat przeje¿d¿a³ w pobli¿u
radiowóz z dwoma funkcjonariuszami; dopadli faceta, kiedy wychodzi³. Mia³ przy
sobie pistolet kalibru dziewiêæ milimetrów i du¿y nó¿ sprê¿ynowy, wiêc w razie
czego mo¿emy go zatrzymaæ pod zarzutem bezprawnego posiadania broni.
Gdzie on jest?
Odpoczywa w areszcie.
Zorganizuj przes³uchanie z nagraniem na tamy wideo i audio pole-
ci³ Dino.
Ju¿ to zrobi³em.
Czy kto odczyta³ mu jego prawa?
Policjanci z patrolu.
Dobrze, przeczytaj mu jeszcze raz i powiedz, ¿e przes³uchanie bêdzie
nagrywane.
Panie poruczniku.
Co?
Jest pewien problem: on nie powiedzia³ ani s³owa od chwili areszto-
wania.
Niemowa?
Nie wiem.
Zrób, jak ci mówi³em.
Dino odezwa³ siê Stone musimy najpierw zorganizowaæ konfrontacjê.
Dobrze, sprowadzê Mary Ann.
Nie, to my obaj musimy go zidentyfikowaæ, zanim go zobaczymy na
przes³uchaniu. To siê przyda w s¹dzie. Obaj bylimy wiadkami jednego z mor-
derstw.
Masz racjê. Dziêki odpar³ Dino. Andy, zbierz grupê wiêniów oraz
innych mê¿czyzn, których Stone i ja nie znamy z widzenia. ¯adnych niedoró-
bek, to musi byæ przekonuj¹ce dla s¹du.
Anderson wyszed³ spe³niæ polecenie.
To musia³o siê tak skoñczyæ powiedzia³ Stone. Kto zadzwoni³ i po
wszystkim.
Nie bêdzie po wszystkim, dopóki nie przymkniemy Mitteldorfera i nie
zbierzemy mocnych dowodów przeciwko niemu.
Dino wkroczy³ do sali obserwacyjnej pierwszy. Po chwili wyszed³ drugi-
mi drzwiami. Stone rozpozna³ mê¿czyznê natychmiast. Dino czeka³ na ze-
wn¹trz.
Mia³e jakie w¹tpliwoci? spyta³ Dino.
197
¯adnych. To on.
Przyjrzyjmy mu siê dok³adniej, zanim zaczniemy przes³uchanie.
Stone wszed³ do sali obserwacyjnej, s¹siaduj¹cej z pokojem przes³uchañ.
Rozdziela³a je jednostronnie przezroczysta szyba, nieprzejrzysta od strony
sali przes³uchañ. Anderson siedzia³ naprzeciwko mê¿czyzny, który pali³ pa-
pierosa.
Mary Ann powiedzia³a prawdê stwierdzi³ z satysfakcj¹ Dino. Rze-
czywicie przestrzeli³a mu ucho.
Zdumiewaj¹ce podobieñstwo do Mitteldorfera zauwa¿y³ Stone. To
musi byæ jego krewny.
Dobra, wchodzê oznajmi³ Dino. Ty musisz tu zostaæ. Nie chcê,
¿eby obrona mia³a siê do czego przyczepiæ podczas procesu.
Ja te¿ chcê go przes³uchaæ. Czy adwokat mia³by jakie podstawy do
zg³oszenia sprzeciwu?
Dino zastanowi³ siê.
Dobrze, ale nie odzywaj siê, dopóki nie uznasz, ¿e co pomin¹³em.
Zostaw przes³uchanie Andyemu i mnie.
Zgoda.
Dino wszed³ pierwszy; Stone postawi³ krzes³o nieco z boku za areszto-
wanym, tak aby nie rzucaæ mu siê w oczy. Dino usiad³ obok Andersona, na-
przeciwko podejrzanego.
Odczyta³e mu jego prawa?
Tak.
Czy wie, ¿e przes³uchanie jest nagrywane?
Powiedzia³em mu, ale nie wiem, czy zrozumia³.
Dino zwróci³ siê do mê¿czyzny.
S³yszy mnie pan?
Zapytany skin¹³ g³ow¹.
Rozumie pan po angielsku?
Tamten skin¹³ jeszcze raz.
Jak siê pan nazywa?
Mê¿czyzna siedzia³ nieruchomo.
Sprawdzi³e jego odciski palców w bazie danych?
Tak, ale na razie nic odpar³ Anderson.
Dowiemy siê, kim pan jest, jak tylko zidentyfikujemy odciski.
Podejrzany pokaza³ na migi, ¿e chce co do pisania.
Anderson podsun¹³ mu notatnik i d³ugopis.
Bêdzie pan zapisywa³ odpowiedzi? spyta³ Dino.
Mê¿czyzna skin¹³ g³ow¹.
Jak siê pan nazywa?
Brak reakcji.
198
Pójdê zobaczyæ, co z odciskami oznajmi³ Anderson.
Dino przyjrza³ siê podejrzanemu.
Dlaczego zabi³e tych wszystkich ludzi? spyta³ niespodziewanie Dino.
Mê¿czyzna napisa³ co na kartce i odwróci³ j¹, ¿eby Dino móg³ przeczytaæ.
Wydawa³o ci siê, ¿e to dobry pomys³?
Podejrzany potwierdzi³ energicznym skinieniem g³owy.
Anderson wróci³ na swoje miejsce.
Nic? spyta³ Dino.
Anderson potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Dino skierowa³ wzrok na podejrzanego.
Proszê zapisaæ nazwiska ludzi, których pan zabi³.
Mê¿czyzna napisa³ co i pokaza³ kartkê.
Dino odczyta³.
Trzy kobiety, portier, policjant, adwokat.
W jaki sposób zabi³ pan te kobiety? spyta³ Dino.
Mê¿czyzna wykona³ ruch uderzania w g³owê, a nastêpnie przeci¹gn¹³
palcem po szyi.
Stone podniós³ cztery palce; podejrzany nie móg³ tego widzieæ.
By³y cztery kobiety powiedzia³ Dino. Jak pan zabi³ czwart¹?
Mê¿czyzna powtórnie zamarkowa³ cios z góry.
Dino potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Stone wpad³ na pomys³.
Herr ober! odezwa³ siê gard³owym g³osem.
Mê¿czyzna odwróci³ siê raptownie.
Wiemy o tym, ¿e mówi pan z niemieckim akcentem oznajmi³ Sto-
ne. Nie ma powodu milczeæ.
Podejrzany zastanowi³ siê przez chwilê.
Ach rzek³ cicho.
53
D
³u¿sz¹ chwilê siedzieli w milczeniu. Dino jakby nie móg³ oswoiæ siê
z myl¹, ¿e podejrzany przemówi³.
Stone pierwszy przerwa³ milczenie.
Herr Mitteldorfer?
Mê¿czyzna rozemia³ siê.
Nein odpar³. Sprechen Sie Deutsch?
Nie. Ale pan nazywa siê Mitteldorfer, prawda?
199
Nie.
A wiêc jak?
Nie potrzebujecie wiedzieæ odrzek³ mê¿czyzna z twardym niemiec-
kim akcentem.
Ale jest pan jego synem, nieprawda¿?
Tamten umiechn¹³ siê, ale milcza³.
Dino podsun¹³ mu notatnik.
Proszê napisaæ nazwiska ludzi, których pan zabi³.
Ja nie znam wszystkich nazwisk.
Proszê napisaæ te, które pan zna.
Mê¿czyzna zacz¹³ co pisaæ, potem przesta³ i odczyta³ z kartki.
Sekretarka ja nie znam nazwiska; pani Hirsch, naga, z maszyn¹
do sprz¹tania.
Z odkurzaczem podpowiedzia³ Dino.
Ja. Tak potwierdzi³ podejrzany. Fräulein Enzberg, cz³owiek przy
drzwiach na Pi¹tej Alei i policjant, i adwokat, Herr Goldschmidt.
Goldsmith.
Tak.
Dlaczego pan zabi³ Fräulein Enzberg?
Mê¿czyzna wzruszy³ ramionami.
By³a przyjació³k¹ Mitteldorfera. Czemu chcia³ jej mierci?
Kim jest ten Mitteldorfer co pan ci¹gle powtarza? spyta³ podejrzany
z nieznacznym umiechem.
Doskonale pan wie, kim on jest stwierdzi³ Dino.
To pañski ojciec doda³ Stone.
Jestem sierot¹ odpar³ mê¿czyzna z umiechem.
Stone chcia³ wymieniæ jeszcze jedno niemieckie nazwisko, ale nie móg³
go sobie przypomnieæ.
Dlaczego pan zabi³ Susan Bean? wtr¹ci³ Anderson.
Mê¿czyzna wygl¹da³ na szczerze zdziwionego.
Bean to osoba*?
Kobieta mieszkaj¹ca na ostatnim piêtrze domu w dzielnicy East Six-
ties ci¹gn¹³ Anderson. Poszed³ pan tam za panem Barringtonem i zabi³ j¹,
kiedy jego nie by³o. Dlaczego pan to zrobi³?
Ja nic o tym nie wiem.
Stone przypomnia³ sobie nazwisko.
Herr Hausman powiedzia³ czy chce nam pan powiedzieæ, ¿e nie
wie, kim by³a Susan Bean?
Mê¿czyzna odwróci³ siê do Stonea z bezradnym wyrazem twarzy.
* Bean znaczy po angielsku fasola (przyp. t³um.).
200
Ja nie wiem
Nie dokoñczy³ zdania.
Ale nazywa siê pan Hausman, prawda?
Tamten rozemia³ siê.
Teraz rozumiem powiedzia³ Dino. Siostrzeniec z Hamburga, ten,
który pracuje w fabryce papierosów.
Podejrzany potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie zaprzeczy³. Ernst przebywa ci¹gle w Hamburgu.
Pañska matka te¿ jest w Hamburgu, prawda? spyta³ Stone.
Mê¿czyzna odwróci³ siê i wbi³ w niego wzrok, ale nie odpowiedzia³.
Wróæmy do sprawy Susan Bean odezwa³ siê Anderson. Odczyta³
z kartki nazwê ulicy i numer domu. Zna pan ten adres?
Nie odpar³ Hausman. Ja nie znam tego miejsca.
Stone wzi¹³ ze sto³u notes, wyrwa³ kartkê i napisa³: Sprawd, czy Ernst
Hausman jest nadal w Hamburgu. Znajd adres i nazwisko matki. Dowiedz
siê, czy ma rodzeñstwo. Poda³ kartkê Dinowi, który zerkn¹³ i przekaza³ j¹
Andersonowi. Ten wsta³ i wyszed³.
Nie pojmujê powiedzia³ Dino. Przyznaje siê pan do zamordowa-
nia tych wszystkich osób, ale wypiera siê zabójstwa Susan Bean. Dlaczego?
Panu trzeba lepiej s³uchaæ odpar³ mê¿czyzna. Ja nie znam tej pani.
Anderson wróci³.
Zabrali siê do tego oznajmi³ wrêczaj¹c Dino jak¹ kartkê.
Ten przeczyta³ i poda³ Stoneowi.
Stone odczyta³ na g³os.
Brak zapisu odcisków palców w Stanach Zjednoczonych. Wys³ano do
Interpolu.
Od jak dawna przebywa pan w Ameryce? spyta³ Dino.
Mê¿czyzna wzruszy³ ramionami.
Kilka tygodni, zdaje mi siê.
Czy przyjecha³ pan tu legalnie?
O, tak. Ja zawsze wszystko robiê legalnie.
Z wyj¹tkiem mordowania ludzi.
Z wyj¹tkiem potwierdzi³ Hausman z umiechem.
Dobrze siê pan bawi, prawda? spyta³ Dino.
Podejrzany wzruszy³ ramionami.
Muszê pana zapoznaæ z pewnym paragrafem kodeksu karnego stanu
Nowy Jork rzek³ powoli Dino. Istnieje tu kara mierci. Rozumie pan,
o czym mówiê?
Niemiec wzruszy³ ramionami.
Bior¹ ig³ê ci¹gn¹³ Dino, wskazuj¹c ramiê i wbijaj¹ tutaj, w têtnicê.
I koniec, ganie wiat³o, kaput.
201
W Deutschland nie mamy kara mierci odrzek³ mê¿czyzna. Deutsch-
land cywilizowany kraj.
A my nadal pozostajemy barbarzyñcami odpar³ Dino. Morderców
skazujemy na mieræ, a pan jest morderc¹. Przyzna³ siê pan do zabicia sied-
miu osób.
Tylko szeciu sprostowa³ Hausman. Nie tej pani Bean.
No có¿, szeæ morderstw to a¿ nadto, ¿eby zas³u¿yæ na karê mierci.
Ale zanim to nast¹pi, spêdzi pan wiele lat w ciasnej celi, gdzie nie bêdzie do
kogo otworzyæ ust. W tym kraju s¹ takie wiêzienia. Ludzi niebezpiecznych,
takich jak pan, osadza siê w specjalnych celach, w których nikogo nie widu-
j¹ i z nikim nie mog¹ rozmawiaæ przez dwadziecia trzy godziny na dobê.
Jedna godzina przeznaczona jest na ruch, te¿ w samotnoci. Raz w tygodniu
mo¿na wzi¹æ prysznic. Potem, po kilku latach, kiedy cz³owiek jest ju¿ bli-
ski szaleñstwa, bior¹ go do niewielkiego pomieszczenia i wbijaj¹ ig³ê. Zro-
zumia³ pan?
Mê¿czyzna nic nie odpowiedzia³, ale jego twarz wyranie siê zmieni³a.
Byæ mo¿e jednak jest sposób, ¿eby ocali³ pan ¿ycie ci¹gn¹³ Dino.
Wiemy, ¿e zabi³ pan tych wszystkich ludzi na polecenie Mitteldorfera. Bo
przecie¿ pan nie mia³ nic przeciwko nim, prawda? To Mitteldorfer wydawa³
panu polecenia. Jeli nam pan o tym opowie, jeli zezna pan to przed s¹dem,
to mo¿e zwrócimy siê do prokuratora, ¿eby nie domaga³ siê kary mierci.
Ale ja bêdê w tym miejscu sam? Ja nie bêdê z nikim rozmawiaæ? Ja
nie bêdê nikogo widzieæ?
Jeli naprawdê nam pan pomo¿e, to spróbujemy i z tym co zrobiæ.
Ja nie wierzê panu powiedzia³ mê¿czyzna. Ja bêdê w tym pokoju
siedzieæ ca³y czas.
Proponujê panu uk³ad odpar³ Dino. Rozumie pan, co to takiego?
Nie.
Pan pomaga mnie, ja pomagam panu.
Jak ja pomagam?
Mówi mi pan, gdzie jest Mitteldorfer, i dlaczego chcia³, ¿eby pan zabi³
tych wszystkich ludzi. I zeznaje pan to w s¹dzie.
Mê¿czyzna potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Jak pan mnie nie zabije, to on zabije.
Nie odpar³ Dino. Zapewnimy panu ochronê przed Mitteldorferem.
Stone zdumia³ siê, widz¹c, ¿e Niemiec p³acze.
Dino a¿ otworzy³ usta ze zdziwienia.
Hausman wsta³.
Muszê wyjæ do ubikacji.
Póniej powiedzia³ Dino.
Tamten zacz¹³ rozpinaæ spodnie.
202
Dobrze, ju¿ dobrze. Dino wsta³ i za³o¿y³ mu kajdanki z przodu, tak
¿eby móg³ skorzystaæ z toalety.
Chodmy zakomenderowa³.
Wyszli z pomieszczenia; Stone pod¹¿y³ za nimi. Korytarz by³ w¹ski i do-
syæ zat³oczony. Dino przytrzyma³ podejrzanego przy cianie, robi¹c miejsce
dwóm przechodz¹cym policjantom.
Stone w mgnieniu oka zrozumia³, co siê wiêci. Otworzy³ usta, ¿eby
krzykn¹æ, lecz by³o za póno. Mê¿czyzna wyszarpn¹³ pistolet zza pasa prze-
chodz¹cego funkcjonariusza, odepchn¹³ Dina ³okciem i wymierzy³ w Sto-
nea.
Uwaga! krzykn¹³ Stone, rzucaj¹c siê na pod³ogê. Us³ysza³ dwa strza-
³y. Kiedy podniós³ g³owê, Niemiec le¿a³ obok niego z odstrzelon¹ po³ow¹
g³owy. Andy Anderson sta³ jeszcze w pozycji strzeleckiej z broni¹ wymierzo-
n¹ w martwego Hausmana.
O kurwa! zakl¹³ Dino.
54
W
w¹skim korytarzu rozpêta³o siê prawdziwe piek³o. Policjanci jak je-
den m¹¿ dobyli broni i mierzyli we wszystkie strony. Andy Anderson
sta³ oparty o cianê, wymiotuj¹c. Policjant, któremu zabity wyrwa³ pistolet,
wrzeszcza³ raz po raz: To nie moja wina, to nie moja wina!
Dino zerwa³ siê na równe nogi.
Nie strzelaæ! krzykn¹³. Cisza!
Ha³as stopniowo ucich³.
Aresztowany nie ¿yje. Wszyscy schowaæ broñ, natychmiast.
Stone podniós³ pistolet Andersona, poda³ Dinowi i pchn¹³ Andyego do
³azienki.
Spryskaj sobie twarz zimn¹ wod¹.
Uwaga mówi³ g³ono Dino, wskazuj¹c d³oni¹ kolejnych policjan-
tów. Ty sprowad patologa, ty przynie koc i przykryj cia³o. Wszyscy inni
natychmiast siadaj¹ do komputerów i zapisuj¹ dok³adnie, co widzieli.
Korytarz opustosza³.
Jezu Chryste, ale spieprzy³em sprawê powiedzia³ Dino. Mielimy
go.
W porz¹dku, Dino uspokoi³ go Stone. On i tak nie wyda³by nam
Mitteldorfera. Tylko bawi³by siê z nami w kotka i myszkê.
Ale przynajmniej mamy jego zeznanie na tamie. To ju¿ co.
203
Po chwili zjawi³ siê patolog, obejrza³ zw³oki i kaza³ swoim ludziom za-
braæ je do kostnicy; wony sprz¹tn¹³ z pod³ogi krwaw¹ miazgê. Dino zapro-
wadzi³ Stonea do swojego oszklonego gabinetu i zaci¹gn¹³ zas³ony.
I tak wrócilimy do punktu wyjcia oznajmi³.
Niezupe³nie. Ten, który dokonywa³ zbrodni, nie ¿yje, wiêc nie musi-
my d³u¿ej ¿yæ w strachu. Nie wydaje mi siê, ¿eby Mitteldorfer by³ zdolny sam
mordowaæ.
Mylisz, ¿e ten facet by³ jego synem?
Wygl¹da na to, ¿e mia³ ich dwóch: Ernsta, który pracowa³ w fabryce
papierosów, i tego. Przypomnij mi, ¿ebym podziêkowa³ Andyemu Anderso-
nowi. B³ysn¹³ refleksem. Tamten nawet nie zd¹¿y³ poci¹gn¹æ za spust.
Przedstawiê go za to do odznaczenia.
Jeli bêdziesz potrzebowa³ poparcia, podpiszê siê obydwiema rêkami.
Rozleg³o siê pukanie do drzwi. Wszed³ Anderson i po³o¿y³ na stole kilka
kartek papieru.
Oto mój raport, panie poruczniku.
Andy odezwa³ siê Stone. Dziêki twojej b³yskawicznej reakcji jesz-
cze ¿yjê. Chcê ci podziêkowaæ.
Mi³o mi odpar³ Anderson. Co mam teraz robiæ?
Pewnie nie dosta³e jeszcze odpowiedzi z Hamburga? spyta³ Dino.
Nie. Zadzwoniê drugi raz.
Andy, kiedy przywioz³e tu tego cz³owieka, opró¿ni³e mu kieszenie,
prawda? spyta³ Stone.
Tak. Wszystko zostawi³em u dy¿urnego sier¿anta.
Przynie te rzeczy. Zobaczymy, co facet mia³ przy sobie.
Anderson wyszed³.
Co teraz zrobimy? spyta³ Dino.
Pojedziemy do pralni i bêdziemy pokazywaæ ludziom zdjêcia tego
Niemca. Jeli dowiemy siê, gdzie mieszka³, mo¿e znajdziemy u niego co, co
nas naprowadzi na lad.
Dobry pomys³. Andy zaraz siê do tego zabierze.
Anderson wróci³ z szar¹ kopert¹ i poda³ Dinowi, który rozdar³ j¹ i wysy-
pa³ zawartoæ na biurko.
Ca³a trójka pochyli³a siê nad blatem.
Nieco ponad sto dolarów amerykañskich i trochê niemieckich marek
powiedzia³ Dino. ¯adnego portfela, dwa kluczyki na kó³ku.
Drzwi zewnêtrzne i wewnêtrzne zauwa¿y³ Stone. Roz³o¿y³ zwitek
papieru. I rachunek za czynsz wystawiony na Erwina Hausmana.
Odczyta³ adres.
To niedaleko pralni, tu¿ za rogiem powiedzia³ Andy.
Jest od czego zacz¹æ doda³ Stone. Jedmy tam.
204
Spojrza³ na Andersona.
Dopilnuj, ¿eby prasa nie wywêszy³a, co tu siê sta³o. Nie chcia³bym,
¿eby Mitteldorfer dowiedzia³ siê o wszystkim z gazety.
Ju¿ chyba za póno, panie poruczniku odrzek³ Anderson.
Mów.
Kiedy policjanci z patrolu aresztowali Hausmana, w okolicy krêci³ siê
akurat zespó³ telewizyjny z programu czwartego. Mieli kamerê i wszystko
zarejestrowali.
Wiedz¹, kim on jest? spyta³ Stone.
Nie mam pojêcia.
Dino zerkn¹³ na zegarek.
Mamy czas do pi¹tej. Wtedy nadaj¹ wiadomoci.
Chyba ¿e wczeniej puszcz¹ zapowied.
Andy, zadzwoñ do Czwórki i za³atw, ¿eby poczekali dwadziecia czte-
ry godziny. Zaproponuj im wy³¹cznoæ, jak bêdzie trzeba.
Oni ju¿ maj¹ wy³¹cznoæ, panie poruczniku.
Powiedz im, ¿e udzielê im wywiadu, jeli poczekaj¹ do jutra.
Nie wiem, czy uda siê wstrzymaæ emisjê chocia¿ do dwudziestej pierw-
szej odpar³ Anderson.
Postaraj siê. Chodmy, Stone.
Kamienica wygl¹da³a jak kupa popêkanych cegie³ z wyjciem przeciw-
po¿arowym z przodu. Na ¿adnej ze skrzynek pocztowych nie znaleli nazwi-
ska Hausmana, ale jeden z kluczy pasowa³ do zamka w drzwiach wejcio-
wych. Dino zapuka³ do dozorcy. Okaza³ siê nim niewysoki Latynos.
Tak?
Dino pokaza³ odznakê.
Ma pan tu lokatora nazwiskiem Hausman. Pod którym numerem mieszka?
Ja nic nie wiem mrukn¹³ mê¿czyzna.
Dino podsun¹³ mu rachunek za czynsz.
No wiêc jaki jest ten cholerny numer?
S¹ w 3D.
S¹? To znaczy kto?
Pan Hausman i ten drugi.
Mê¿czyzna?
Tak.
Jak wygl¹da?
Stró¿ wzruszy³ ramionami.
Podobny do pana Hausmana, tylko ¿e z bardzo krótkimi w³osami.
Czy ten mê¿czyzna jest teraz w mieszkaniu?
205
Nie wiem. Oni czêsto wchodz¹ i wychodz¹.
Proszê wróciæ do mieszkania i zostaæ tam, dopóki pana nie zawo³am.
Dozorca spe³ni³ polecenie.
Dino zwróci³ siê do Stonea.
Jeste uzbrojony?
Stone pokaza³ pistolet.
Dino wezwa³ wsparcie przez telefon komórkowy.
Chodmy.
Po cichu wspiêli siê po schodach. Dino przy³o¿y³ ucho do drzwi.
Telewizor jest w³¹czony szepn¹³.
Stanêli po obu stronach drzwi.
Dino zapuka³ energicznie.
Halo? powiedzia³, naladuj¹c g³os dozorcy. To ja, dozorca.
Cisza.
Stone wytê¿a³ s³uch, lecz nie s³ysza³ nic oprócz telewizora.
Dino zapuka³ jeszcze g³oniej. Bez odzewu. Wsun¹³ klucz w zamek i prze-
krêci³ bardzo ostro¿nie. Dwiêk telewizora przybra³ na sile.
Halo? zawo³a³ Dino. Tu dozorca. Przyprowadzi³em hydraulika, ¿eby
sprawdzi³ instalacjê.
Dino skin¹³ na Stonea. Wkroczyli tak samo, jak to robili wczeniej setki
razy: na ugiêtych nogach, z broni¹ w wyci¹gniêtej rêce. Obeszli wszystkie
pomieszczenia. By³y tylko trzy, wiêc nie trwa³o to d³ugo.
Buty w dwóch ró¿nych rozmiarach odezwa³ siê Stone z sypialni
i du¿o pustych wieszaków w szafie.
Wszed³ Dino.
Co jeszcze?
Górna szuflada toaletki otwarta i pusta.
S¹dzisz, ¿e ten drugi czmychn¹³?
Przeszli do pokoju sto³owego akurat, gdy zaczyna³y siê skrócone wiado-
moci.
Podamy teraz dalsze informacje o aresztowaniu dokonanym dzisiaj przez
policjê przy Trzeciej Alei
zapowiedzia³ spiker
. Oto relacja naszej wys³an-
niczki Marii Jones, która znajduje siê na miejscu wydarzenia.
Na ekranie ukaza³a siê m³oda kobieta stoj¹ca przed pralni¹.
Dziêkujê, Bob. Uda³o mi siê dowiedzieæ od w³aciciela zak³adu, ¿e areszto-
wanym mê¿czyzn¹ jest ten sam, którego portret pamiêciowy policja opublikowa³a
w niedzielnym wydaniu New York Timesa. Ma on ponoæ co wspólnego z Herber-
tem Mitteldorferem, by³ym wiêniem poszukiwanym przez policjê w zwi¹zku z co
najmniej piêcioma morderstwami i zamachem bombowym na goci wernisa¿u w ga-
lerii przy Madison Avenue w zesz³ym tygodniu. Udam siê teraz na posterunek, ¿eby
porozmawiaæ z policj¹. Bob, oddajê ci g³os.
206
Jeli to by³a druga relacja, to nasz cz³owiek pewnie widzia³ pierwsz¹
i da³ nogê.
I pierwsze, co zrobi, to zadzwoni do Mitteldorfera powiedzia³ Dino.
Stone rozejrza³ siê.
Nie widzê tu telefonu.
O cholera.
Us³yszeli ciê¿kie kroki policjantów biegn¹cych po schodach. W drzwiach
stan¹³ Andy Anderson.
Andy, zabezpieczcie to miejsce. Przetrz¹nijcie wszystko bardzo do-
k³adnie. Oprócz Hausmana mieszka³ tu jeszcze kto; szukajcie czego, co
mog³oby doprowadziæ nas do niego i do Mitteldorfera.
Tak jest.
Masz jakie wiadomoci z Hamburga?
Nie, panie poruczniku. Z Interpolu te¿ na razie nic.
Utrzymuj z nimi kontakt poleci³ Dino.
Musimy pogadaæ, Dino rzek³ Stone. Chodmy do wozu.
55
J
eff Banion, portier z kamienicy przy Park Avenue, pe³ni³ w³anie dy¿ur,
kiedy podjecha³a taksówka. Pospieszy³, ¿eby otworzyæ drzwi, ale wnet za-
uwa¿y³, ¿e mê¿czyzna, który p³aci³ taksówkarzowi, raczej nie skieruje siê do
jego kamienicy. Jeff nie zamierza³ zamykaæ za niego drzwi samochodu. Od-
wróci³ siê i wszed³ do budynku.
Tymczasem mê¿czyzna, ku zaskoczeniu Jeffa, ruszy³ w jego stronê. By³
niski, mia³ bardzo krótko obciête w³osy i nosi³ niechlujne, za szerokie ubra-
nie oraz ciê¿kie buty z cholewami. W rêkach trzyma³ zwiniêt¹ w rulon foliê.
Czym mogê panu s³u¿yæ? spyta³ Jeff, nie usuwaj¹c siê z drogi.
Mam siê zobaczyæ z kim w tym budynku oznajmi³ nieznajomy
z twardym akcentem.
Z kim mianowicie?
Z panem Howardem Menziesem.
Jeffowi wyda³o siê to podejrzane.
W jakiej sprawie?
Prywatnej odpar³ mê¿czyzna.
Pañska godnoæ?
Peter Hausman.
Jeff zlustrowa³ go od stóp do g³ów.
207
Proszê tutaj zaczekaæ.
Wszed³ do rodka i zwróci³ siê do Ralpha, nowego recepcjonisty.
Przyszed³ jaki podejrzany typ, który chce siê widzieæ z panem Men-
ziesem. Czy lokator jest w domu?
Ralph zerkn¹³ na listê mieszkañców.
Tak, o ile nie wyszed³ przez gara¿.
Po³¹cz mnie z nim.
Ralph wybra³ numer i przystawi³ s³uchawkê do ucha.
Pan Menzies? Portier chce z panem mówiæ.
Przekaza³ s³uchawkê Jeffowi.
Pan Menzies?
Tak, Jeff. O co chodzi?
Przy drzwiach stoi pewien mê¿czyzna, który chce siê z panem widzieæ.
Wola³em jednak zadzwoniæ do pana, zanim go wpuszczê.
Kto to taki?
Przedstawi³ siê jako Hausman, Peter Hausman.
Menzies zamilk³ na d³u¿sz¹ chwilê.
A, tak. To mój siostrzeniec. Przyjecha³ do miasta na pogrzeb mojej
¿ony. Proszê go wpuciæ.
Przepraszam, ale czy móg³by pan opisaæ swojego siostrzeñca? Chcê
mieæ pewnoæ, ¿e wpuszczam w³aciw¹ osobê.
Mniej wiêcej mojego wzrostu, bardzo krótkie w³osy, doæ dziwacznie
ubrany.
Czy mówi z obcym akcentem?
Tak odpar³ Menzies.
Ju¿ go wpuszczam na górê powiedzia³ Jeff. Wróci³ do drzwi i otwo-
rzy³. Proszê wejæ i wjechaæ wind¹ na szesnaste piêtro. Pan Menzies ocze-
kuje pana.
Hausman nic nie odpowiedzia³; skierowa³ siê prosto do windy i nacisn¹³
guzik.
Jeff uzna³, ¿e spe³ni³ swój obowi¹zek, ale mimo to nie podoba³o mu siê,
¿e kto taki przebywa na terenie kamienicy. Pozostali mieszkañcy te¿ nie by-
liby tym zachwyceni.
Jeff powiedzia³ Ralph.
Tak?
Carlos zadzwoni³, ¿e jest chory, a dzisiaj jest dzieñ usuwania mieci do
recyklingu. Czy móg³by wynieæ pojemniki i gazety?
Jasne odpar³ Jeff.
Nie mia³ na to szczególnej ochoty, ale nie by³o nikogo innego, kto móg³-
by siê zaj¹æ odpadami. Zjecha³ drug¹ wind¹ na poziom gara¿u, gdzie w k¹cie
le¿a³y worki mieci i paczki gazet. Zawiesi³ mundur i czapkê na haku, wcisn¹³
208
guzik otwieraj¹cy drzwi gara¿u i zabra³ siê do roboty. Wyniós³ na ulicê worki,
po cztery naraz, i wróci³ po ciê¿kie paczki gazet. Mieszkañcy kamienicy czy-
tali mnóstwo prasy, Jeff zauwa¿y³ to ju¿ dawno. Jego gazety nigdy nie cieka-
wi³y. Czasami ogl¹da³ lokalne wiadomoci w telewizji, ale na ogó³ niewiele
go to wszystko obchodzi³o.
Przenosz¹c ostatni pakunek, Jeff by³ ju¿ spocony. Kiedy uk³ada³ go na
wierzchu, co zwróci³o jego uwagê. Na stronie zatytu³owanej Sunday Metro
widnia³a podobizna cz³owieka przypominaj¹cego tego, który przed chwil¹
wszed³ do budynku. By³a te¿ fotografia innego, nieco starszego mê¿czyzny.
Jeff wyci¹gn¹³ czêæ gazety i przeczyta³ artyku³ towarzysz¹cy wizerun-
kom. M³odszy z mê¿czyzn mia³ bujn¹ czuprynê, ale poza tym by³ podobny do
Petera Hausmana jak dwie krople wody. Ci dwaj wygl¹dali jak bracia, a star-
szy przypomina³ nieco Howarda Menziesa, który jednak mia³ w³osy na g³o-
wie i nosi³ brodê. £ysiej¹cy mê¿czyzna na zdjêciu nie móg³ wiêc byæ panem
Menziesem.
Jeff wyrwa³ kartkê z gazety, z³o¿y³, wsadzi³ do kieszeni i umieci³ gazetê
z powrotem w paczce. Nagle us³ysza³, ¿e kto uruchamia silnik samochodu;
odwróci³ siê. Na platformie ukaza³ siê mercedes pana Menziesa. Prowadzi³
Hausman, a pan Menzies siedzia³ po stronie pasa¿era. Umiechn¹³ siê do Jef-
fa i pomacha³ mu rêk¹. Jeff odpowiedzia³ takim samym gestem.
Portier wróci³ do gara¿u, zamkn¹³ drzwi, w³o¿y³ mundur i czapkê, po
czym wjecha³ na górê; jak siê okaza³o, w sam¹ porê, aby pomóc starszej pani
w przenoszeniu pakunków. Gdy skoñczy³, wyj¹³ skrawek gazety i powtórnie
przeczyta³ reporta¿. Siedem morderstw. Jeff a¿ siê wzdrygn¹³.
Pomyla³, ¿e gdyby nie zna³ osobicie pana Menziesa, zadzwoni³by pod
numer policyjny podany w gazecie. Ale przecie¿ d¿entelmen, taki jak pan
Menzies, nie mo¿e byæ zamieszany w tak straszn¹ sprawê. Jednak co do sio-
strzeñca Jeff mia³ powa¿ne w¹tpliwoci. Trzeba to bêdzie przemyleæ.
Kto stan¹³ przed drzwiami wejciowymi. Jeff schowa³ kawa³ek gazety
do kieszeni i poszed³ otworzyæ.
56
P
o powrocie na posterunek Stone natychmiast zadzwoni³ do Billa Egger-
sa. Telefonowa³ ju¿ wczeniej do firmy, ale Eggersa jeszcze nie by³o w pracy.
Halo?
Mówi Stone.
Czeæ.
209
Jak posz³o wczoraj z Martinem Broughamem?
Niewiele wskóra³em. Wydaje mi siê, ¿e nadal zamierza ciê wezwaæ.
Czy wspomnia³e o spreparowanym nagraniu w procesie Dantego?
Nie mia³em okazji. Ju¿ zbiera³em siê do wyjcia, kiedy jego ¿ona po-
prosi³a mnie do telefonu, a gdy skoñczy³em rozmawiaæ, Marty by³ ju¿ w wan-
nie. Teraz zamierzam do niego zadzwoniæ. Widzia³em w telewizji, ¿e z³apali-
cie tego faceta. To jego podejrzewa³e o zamordowanie Susan Bean, prawda?
Ta wiadomoæ powinna zastopowaæ Martina.
Przykro mi, ale to niezupe³nie tak. Podejrzany nazywa siê Hausman;
przyzna³ siê do szeciu morderstw, ale zaprzeczy³, jakoby wiedzia³ cokolwiek
o mierci Susan. Nie bardzo wiem, co o tym myleæ.
Po prostu musicie nad nim trochê popracowaæ. Jeli bêdzie w nastroju
do wyznañ, to mo¿e ciê ca³kowicie oczyciæ z wszelkich podejrzeñ.
Obawiam siê, ¿e facet nie bêdzie ju¿ w ¿adnym nastroju, poniewa¿ nie
¿yje. Na korytarzu w komendzie wyrwa³ policjantowi pistolet, a inny funk-
cjonariusz po³o¿y³ go trupem na miejscu.
Ale klapa.
No w³anie.
S³uchaj, mam pomys³. Czy nadal jeste zdecydowany zeznawaæ, jeli
ciê wezw¹?
Tak. Nie zrobiê niczego, co mog³oby zasugerowaæ, ¿e jestem winny.
W takim razie pojedmy jutro rano do s¹du, poka¿my siê przed sal¹ posie-
dzeñ wielkiej rady przysiêg³ych i za¿¹dajmy, ¿eby pozwolili ci zeznawaæ.
Stone zastanowi³ siê.
Sprytnie pomylane. Zabijemy Broughamowi æwieka.
Zjawi siê te¿ paru dziennikarzy, wiêc twoje wejcie zrobi jeszcze wiêk-
sze wra¿enie. Poka¿¹ ciê w wieczornych wiadomociach.
Powiem przy okazji Martinowi, co wiemy o procesie Dantego; niech pamiê-
ta o tym, kiedy bêdzie ci zadawa³ pytania przed ³aw¹, a jeli nas wkurzy, mo¿emy po
przes³uchaniu wspomnieæ o tych tamach dziennikarzom doda³ Eggers.
Dobrze zgodzi³ siê Stone.
Spotkajmy siê jutro o dziewi¹tej rano. Nie mów mi, gdzie bêdziesz do
tego czasu. Jeli spróbuj¹ dorêczyæ ci wezwanie, bêdê móg³ powiedzieæ, ¿e
nie znam twojego miejsca pobytu.
Do zobaczenia o dziewi¹tej powiedzia³ Stone i roz³¹czy³ siê.
Co nowego? spyta³ Dino.
Stone zrelacjonowa³ mu rozmowê.
Chcia³bym, ¿eby uda³o nam siê zamkn¹æ sprawê, zanim staniesz przed
wielk¹ ³aw¹ przysiêg³ych.
Ja te¿ bym chcia³.
Wszed³ Andy Anderson.
14 Kr¹g strachu
210
Siadaj i mów, co siê dzieje rzuci³ Dino.
Anderson wyj¹³ notes.
Po pierwsze, mieszkanie. Przewrócilimy wszystko do góry nogami,
ale niewiele tam by³o: jeszcze jeden kwit za czynsz na nazwisko Hausmana,
¿adnych wiadectw to¿samoci ani notatek. Zebralimy te¿ dwa rodzaje odci-
sków palców, Erwina i kogo innego.
Nic, co pomog³oby nam znaleæ Mitteldorfera?
Absolutnie nic. Gdyby by³ telefon, moglibymy sprawdziæ, do kogo
dzwoni³.
Dlatego nie by³o telefonu zauwa¿y³ Stone. Mitteldorfer jest nie
w ciemiê bity.
A teraz o odciskach palców ci¹gn¹³ Anderson. Interpol ma w swo-
im archiwum odciski Erwina, poniewa¿ by³ kilka razy aresztowany za udzia³
w burdach na meczach pi³karskich w ca³ej Europie. Nale¿a³ do licznej rzeszy
recydywistów. Potwierdzi³a to hamburska policja, a co wiêcej, okazuje siê, ¿e
Erwin mia³ m³odszego brata, wielokrotnie aresztowanego za takie same wy-
kroczenia. Nazywa siê Peter Hausman. Wys³a³em do Interpolu drugi zestaw
odcisków, zak³adaj¹c, ¿e nale¿¹ do Petera. Trzeci z braci, Ernst, pracuje w fa-
bryce papierosów i jest ponoæ uczciwym obywatelem. Ich matka ma na imiê
Helga i wyrzek³a w obecnoci policji tylko kilka s³ów. Nie chcia³a odpowia-
daæ na ¿adne pytania o ojca jej dzieci, który nie mieszka z rodzin¹.
Nareszcie co wiemy ucieszy³ siê Dino.
Co wiemy? spyta³ pow¹tpiewaj¹co Stone. Czy przez to ³atwiej nam
bêdzie znaleæ Mitteldorfera, Hausmana czy jakkolwiek on siê nazywa?
Sprawdzi³em nazwisko Hausman w archiwach miejskich wtr¹ci³
Anderson. W Nowym Jorku mieszka tylko dwóch Hausmanów: jeden to
starszy, emerytowany maszynista z Queens, a drugi od szesnastu lat pracuje
jako taksówkarz.
A wiêc pozostaje nam publikowanie zdjêæ w prasie stwierdzi³ Sto-
ne. Jak dot¹d mielimy tylko jeden pozytywny odzew.
I dotyczy³ Hausmana, a nie Mitteldorfera zauwa¿y³ Dino. Andy,
zadzwoñ do lokalnych stacji telewizyjnych i przeka¿ im zdjêcie Mitteldorfera
oraz portret pamiêciowy Hausmana, ale z krótkimi w³osami.
Jasne. To wszystko?
Skup siê na tym. Mamy ma³o czasu.
Jest jeszcze co, o czym chcê panu powiedzieæ, poruczniku.
Wal.
Chodzi o morderstwo Susan Bean. Do tej pory nie wydawa³o mi siê to
wa¿ne, a poza tym Mick Kelly prosi³, ¿eby o tym nie wspominaæ. Nie by³o
powodu, wiêc nie mówi³em.
Ale o czym? spyta³ Dino.
211
Kiedy dosz³o do trzech morderstw w bardzo krótkich odstêpach cza-
su Susan Bean, sekretarki Stonea i panny Hirsch myla³em, ¿e s¹ ze sob¹
powi¹zane.
Wszyscy tak mylelimy wpad³ mu w s³owo Dino.
Teraz wydaje mi siê, ¿e mieræ Susan Bean nie ma zwi¹zku z pozosta-
³ymi dwiema. Po pierwsze, Hausman zaprzeczy³, ¿e ma z ni¹ co wspólnego,
a bior¹c pod uwagê, ¿e przyzna³ siê do szeciu morderstw, jego zeznanie wy-
daje siê wiarygodne.
S³usznie zauwa¿y³ Dino. Masz innego podejrzanego?
Oby nie mnie wtr¹ci³ siê Stone.
Ale¿ sk¹d odpar³ Anderson. Powiedzcie mi, czy istnieje jaki po-
wód, dla którego kto w prokuraturze chcia³by zamkn¹æ usta Susan Bean?
Stone wyprostowa³ siê.
To bardzo mo¿liwe. Dlaczego pytasz?
Pamiêtacie pewnie, ¿e Mick i ja dotarlimy wtedy do mieszkania pan-
ny Bean niemal natychmiast?
Tak.
Dlatego, ¿e kiedy odebralimy wezwanie, bylimy na rogu tej ulicy.
Czemu? spyta³ Dino.
Mick chcia³ siê z kim spotkaæ w barze przy Lexington. Zawioz³em go
na miejsce, wysiad³ i wszed³ do rodka. By³ w barze mo¿e ze trzy minuty,
kiedy z³apa³ mnie skurcz nogi, wiêc wyszed³em, ¿eby j¹ rozchodziæ. Wiecie,
¿e prawo wymaga, aby w ka¿dym lokalu znajdowa³o siê ma³e okienko, przez
które kobiety mog¹ sprawdzaæ, czy ich mê¿owie s¹ w rodku.
Tak, oczywicie.
No wiêc zajrza³em, ¿eby sprawdziæ, czy Mick ju¿ skoñczy³, i zobaczy-
³em, ¿e z kim rozmawia.
I któ¿ to móg³ byæ? spyta³ Stone, który domyla³ siê odpowiedzi.
Tom Deacon z prokuratury rejonowej odpar³ Anderson.
A mieszkanie Susan Bean znajduje siê o pó³ minuty drogi od baru?
Tak potwierdzi³ Andy. Bardzo przepraszam, ¿e wczeniej o tym
nie mówi³em, panie poruczniku, ale wtedy to wydawa³o siê bez znaczenia.
Spyta³em Micka, po co spotka³ siê z Deaconem. Odpar³, ¿e stara siê o pracê
w wydziale ledczym prokuratury, i poprosi³, ¿ebym nie wspomina³ o tym
nikomu, bo g³upio by wygl¹da³o, gdyby wszyscy siê dowiedzieli, ¿e ledwo
dosta³ pracê w naszym posterunku, a ju¿ chce uciekaæ.
Dino zacz¹³ Stone nie wiesz jeszcze o czym. Kiedy szlimy tego
wieczoru z Susan do jej mieszkania, powiedzia³a, ¿e nie jest zachwycona sty-
lem, w jaki wygrali sprawê Dantego, i ¿e zastanawia siê nad odejciem z pro-
kuratury.
Pamiêtam, ¿e wspomina³e o tym.
212
Nie mia³em okazji ci o tym opowiedzieæ, ale dowiedzia³em siê
z pewnego ród³a, ¿e byæ mo¿e Deacon sfabrykowa³ dowód w postaci
nagrania magnetofonowego, które Martin Brougham wykorzysta³ przeciw-
ko Dantemu.
S¹dzisz, ¿e Brougham wiedzia³?
Mo¿e wiedzia³, a mo¿e nie odpar³ Stone. Ale wydaje mi siê, ¿e
jutro poznam odpowied na to pytanie.
Dino zwróci³ siê do Andersona.
Zbadaj, czy da siê za³atwiæ nakaz rewizji w mieszkaniu Deacona.
Bêdê musia³ powiedzieæ sêdziemu, czego szukamy.
Narzêdzia zbrodni albo czegokolwiek innego. Wiem, ¿e to cienka spra-
wa. Spróbuj u sêdziego Havermana. On zawsze szed³ nam na rêkê.
Ju¿ siê robi powiedzia³ Anderson, wychodz¹c.
W ¿yciu nie dostaniesz tego nakazu oznajmi³ Stone. Nie lepiej
by³oby sprowadziæ tu Deacona i przycisn¹æ go? Nie domyla siê, ¿e wiemy,
¿e by³ w pobli¿u miejsca zbrodni. Mo¿e pope³niæ b³¹d.
Teraz jestem ju¿ gotów na wszystko rzek³ Dino.
57
S
tone wróci³ do mieszkania Dolce i spakowa³ swoje rzeczy. Skoñczy³y mu
siê czyste ubrania, a poza tym doszed³ do wniosku, ¿e po mierci Erwina
Hausmana mo¿e bezpiecznie wróciæ do domu. Zostawi³ list do Dolce, ale po
chwili namys³u zachowa³ klucz, który mu da³a.
Dotar³szy na swoj¹ ulicê, przejecha³ kilka razy w tê i z powrotem, rozgl¹-
daj¹c siê za podejrzanymi samochodami. Otworzy³ pilotem drzwi gara¿u,
wjecha³ do rodka, wyj¹³ rzeczy z baga¿nika i wszed³ na górê.
Zasta³ wszystko na swoim miejscu. Wygl¹da³o na to, ¿e Helen nadal przy-
chodzi regularnie do pracy. Zaniepokoi³a go myl, ¿e byæ mo¿e narazi³ j¹, nie
uprzedzaj¹c o gro¿¹cym niebezpieczeñstwie.
Wrzuci³ brudne rzeczy do kosza i schowa³ walizki. Zamierza³ od³o¿yæ
pistolet do schowka, ale zreflektowa³ siê, ¿e kto byæ mo¿e Peter Hausman
nadal gdzie siê czai, wiêc nie zrobi³ tego. Zszed³ do biura i sprawdzi³ nagra-
nia na automatycznej sekretarce. By³o ich kilkanacie, ale niezbyt wa¿nych.
Po zakoñczeniu sprawy o odszkodowanie Stone nie mia³ wiele pracy. Zanie-
pokoi³o go jednak, ¿e kto zadzwoni³ trzy razy i nie zostawi³ ¿adnej wiado-
moci. Wszystkie trzy pochodzi³y z numeru w Brooklynie, którego nie zna³. Przy-
sz³o mu na myl, ¿e to móg³ byæ Eduardo Bianchi, ale przecie¿ on wiedzia³, gdzie
213
szukaæ Stonea. Uspokoi³ siê, mówi¹c sobie, ¿e jeli to by³a wa¿na sprawa,
zainteresowana osoba znowu zadzwoni.
Tymczasem zadwiêcza³ dzwonek domofonu. Stone ju¿ podnosi³ s³uchaw-
kê, ¿eby odpowiedzieæ, ale w ostatniej chwili wstrzyma³ siê. Otworzy³ drzwi
biura i zerkn¹³ na schody. Sta³ tam po szpanersku ubrany mê¿czyzna w wieku
oko³o trzydziestu piêciu lat, niecierpliwie przytupuj¹c nog¹.
Halo powiedzia³ Stone. Czym mogê panu s³u¿yæ?
Stone Barrington? spyta³ tamten.
Tak.
Nieznajomy podszed³ do drzwi biura.
Próbowa³em dodzwoniæ siê do ciebie parê razy, ale nie odbiera³e.
Nazywam siê John Donato. Mówi ci to co?
Nie s¹dzê odpar³ Stone i w tej samej chwili przypomnia³ sobie, ¿e
zna to nazwisko.
A powinno, bo r¿niesz moj¹ ¿onê.
Rozumiem. Wiem, kim pan jest, ale radzi³bym nie wyci¹gaæ tak dale-
ko id¹cych wniosków.
Znam Dolce i to nie s¹ ¿adne tam wnioski. R¿niesz j¹, wiêc chcê ciê
ostrzec, zanim wsadzê ci do ucha pistolet i przestrzelê mózg.
Stone mia³ doæ. Postanowi³ od³o¿yæ na bok prawnicz¹ powci¹gliwoæ.
A wiêc s³uchaj, ty têpa ³ajzo wycedzi³. Dobrze wiem, co ty za
jeden: tani opryszek, by³y m¹¿ dziewczyny, której nie dorastasz do piêt. W cza-
sie waszego ma³¿eñstwa szlaja³e siê ze wszystkim zdzirami, jakie siê nawi-
nê³y, wiêc nie truj mi o swoich prawach ma³¿onka.
Donato cofn¹³ siê o krok i rozpi¹³ marynarkê, ukazuj¹c kaburê z pistole-
tem pod pach¹.
Widzisz to? spyta³.
Tak, widzê odpar³ Stone, rozk³adaj¹c po³y marynarki. A ty widzisz?
Donato zamruga³ oczami i cofn¹³ siê jeszcze o krok.
Stone wyj¹³ z kieszeni odznakê i podsun¹³ intruzowi pod nos.
A to widzisz? Ta blaszka znaczy, ¿e wystarczy jeden mój telefon, a zwali
ci siê na kark tuzin policjantów. Co ty na to? A mo¿e wolisz, ¿eby federalni
przyjrzeli siê dok³adniej twoim interesom w bran¿y budowlanej? To te¿ mogê
ci za³atwiæ. Rozjani³o ci siê we ³bie?
Donato by³ wyranie zbity z tropu. Odwróci³ siê.
Pamiêtaj pan tylko, ¿e dopóki ¿yjê, Dolce jest mê¿atk¹.
Przeszed³ na drug¹ stronê ulicy, wsiad³ do samochodu i odjecha³.
Stone wróci³ do biura, zatrzaskuj¹c za sob¹ drzwi. Z daleka s³ysza³ dzwo-
nek telefonu.
Halo? rzuci³ wzburzonym g³osem.
Tylko mnie nie pogry powiedzia³a Dolce.
214
Przepraszam.
Przeczyta³am twoj¹ kartkê i jest mi smutno. Chcia³am ciê zastaæ w do-
mu po powrocie.
Dolce, ja naprawdê musia³em wróciæ do siebie. Mam dobre wieci:
mê¿czyzna, który próbowa³ zabiæ Dina, mnie i naszych znajomych, nie ¿yje.
Zosta³ zastrzelony w areszcie.
To naprawdê wspania³a wiadomoæ odrzek³a Dolce. A wiêc ju¿ po
wszystkim?
Nie, poniewa¿ nie mamy Mitteldorfera; poza tym wydaje siê, ¿e jesz-
cze jeden cz³owiek jest zamieszany w te morderstwa. Ogl¹daj wiadomoci
o osiemnastej.
Czy mogê je obejrzeæ u ciebie? spyta³a melodyjnym g³osem.
Kochanie, naprawdê powinienem odpocz¹æ chocia¿ jedn¹ noc. Jutro
z samego rana muszê stan¹æ przed wielk¹ rad¹ przysiêg³ych, wiêc potrzebujê
trochê czasu, ¿eby przemyleæ swoje zeznanie.
Stone zamrucza³a Dolce to, ¿e nie wysz³o ci wczoraj w nocy nie
znaczy, ¿e dzisiaj te¿ nie wyjdzie. Mo¿e zrobi³abym co do jedzenia?
Na wzmiankê o jedzeniu Stone zmiêk³.
Dobrze, podam ci adres.
Nie trzeba, wiem, gdzie mieszkasz. Ja przyniosê jedzenie, a ty pomyl
o winie.
Kiedy przyjedziesz?
Daj mi godzinê albo trochê wiêcej.
Nie musisz siê spieszyæ. Nigdzie siê nie wybieram.
Wiem o tym.
Stone odpowiedzia³ na kilka telefonów, nastêpnie zszed³ do piwnicy i wy-
bra³ wina. Wróci³ na górê, przebra³ siê w wygodniejsze rzeczy i w³¹czy³ tele-
wizor w sypialni. G³ównym punktem wiadomoci by³a relacja o mierci Er-
wina Hausmana, uzupe³niona fotografi¹ Mitteldorfera i skorygowanym
portretem pamiêciowym drugiego Hausmana. Stone gotów by³ siê modliæ,
¿eby tym razem odzew by³ wiêkszy. Zadzwoni³ telefon.
Halo?
Mówi Dino. Wróci³e do domu?
Tak, pomyla³em, ¿e po mierci Erwina i pokazaniu zdjêcia Mitteldor-
fera w telewizji nasi przeladowcy znaleli siê w odwrocie.
A ja siê cieszê, ¿e opuci³e ³o¿e tej wiedmy i wróci³e do swego.
Dolce jest w³anie w drodze do mnie; wola³bym, ¿eby przesta³ wyra-
¿aæ siê o niej w taki sposób.
Nie powiedzia³em niczego, co nie by³oby prawd¹.
Dino, ja j¹ lubiê. Przyznajê, ¿e Dolce czasem bywa nieco niesforna,
ale to nic nie zmienia. Lubiê te¿ jej ojca. I powiem ci jeszcze, ¿e to on dowie-
dzia³ siê o sfabrykowaniu tam u¿ytych w procesie przeciwko Dantemu.
215
Nie chcê mu niczego zawdziêczaæ zaperzy³ siê Dino.
No có¿, to ju¿ siê sta³o, a ja uwa¿am, ¿e ka¿da pomoc siê przyda, nawet
od niego. Chcê, ¿eby moje ¿ycie wróci³o wreszcie do normy, rozumiesz?
Jasne, jasne. W³anie g³ówkujê, czy przywieæ z powrotem do domu
Mary Ann i Bena.
Na razie nie; zachowajmy ostro¿noæ jeszcze przez parê dni. Mo¿e
tym razem kto zadzwoni po obejrzeniu wiadomoci telewizyjnych.
Jeszcze jedno, dostalimy zezwolenie na rewizjê w mieszkaniu Dea-
cona. Andy pojedzie tam jutro rano, jak tylko Deacon wyjdzie do pracy.
Co spodziewasz siê znaleæ?
Prawdopodobnie nic. Facet nie jest tak g³upi, ¿eby trzymaæ nó¿ w domu.
Ale trzeba spróbowaæ. To, ¿e znajdowa³ siê w pobli¿u domu Susan, kiedy
zosta³a zamordowana, nie wystarczy.
Mo¿na by te¿ dobraæ siê do ty³ka Mickowi Kellyemu.
Dobry pomys³. Zgarnê go jednoczenie z Deaconem.
Jutro rano zadzwoñ do mnie, jak tylko bêdziesz co wiedzia³. Chcê
mieæ jak najwiêcej amunicji, kiedy zacznê zeznawaæ.
Jasne.
Ach, zapomnia³bym. Odwiedzi³ mnie dzi po po³udniu Johnny Donato.
O rany jêkn¹³ Dino. Widzisz, jak to jest, kiedy nie s³uchasz moich rad?
Powiedz mi lepiej, co o nim wiesz.
No có¿, facet nie jest ani zwyk³ym ¿o³nierzem, ani ojcem chrzestnym. Ale
podobno ma szanse kiedy nim zostaæ, jeli go kto wczeniej nie sprz¹tnie.
Czy jest niebezpieczny?
Kto to wie? Mo¿e napuciæ na ciebie jakich zbirów, jeli bêdzie pe-
wien, ¿e mu to ujdzie na sucho. Wed³ug mnie nie mia³by odwagi sam ciê zabiæ.
Pokaza³ mi broñ, a ja mu pokaza³em swoj¹.
Dino parskn¹³ miechem.
To sprawi, ¿e bêdzie siê trzyma³ z dala. Tacy jak Donato nie zadzieraj¹
z ludmi uzbrojonymi równie dobrze jak oni sami. Powiniene byæ mu
wdziêczny, Stone. On jest buforem miêdzy tob¹ i Dolce. Dopóki ¿yje, ona nie
mo¿e podj¹æ ¿adnych decyzji o nieodwracalnych skutkach.
Czemu uwa¿asz, ¿e Dolce mog³aby mieæ wobec mnie jakie zamia-
ry? spyta³ Stone.
Nie wiem. Wygl¹da na to, ¿e Eduardo wysoko ciê ceni, a nigdy wcze-
niej nie zdarzy³o mu siê darzyæ sympati¹ wybrañców Dolce.
Sk¹d to wszystko wiesz?
Od Mary Ann, a od kogó¿by innego?
Dino, za daleko posuwasz siê w swoich przypuszczeniach.
Tylko uwa¿aj, ¿eby nie zastrzeliæ Donato. To nie le¿a³oby w twoim
interesie.
216
Czeæ powiedzia³ Stone, odk³adaj¹c s³uchawkê.
Po chwili odezwa³ siê dzwonek u drzwi.
Tak?
Przyjecha³a kolacja oznajmi³a Dolce.
58
W
esz³a z dwiema du¿ymi torbami pe³nymi wiktua³ów. Poca³owa³a Stonea
w usta, wrêczy³a mu torby i rozejrza³a siê po mieszkaniu.
£adnie tu oceni³a po chwili namys³u. Chocia¿ odrobinê ponuro.
Przyda³oby siê wiêcej barw, ale ogólnie mo¿e byæ.
Poka¿ê ci kuchniê powiedzia³ Stone.
To pomieszczenie spodoba³o siê Dolce znacznie bardziej.
S¹ wszystkie sprzêty, jakich potrzebuje dziewczyna w kuchni. Znasz
siê na gotowaniu?
Owszem, czasem trochê kucharzê odpar³ Stone, odk³adaj¹c torby.
Napijesz siê czego?
Lampkê strega poproszê.
Przykro mi, ale tego akurat nie mam.
Stone, spotykasz siê z W³oszk¹; czas siê odpowiednio zaopatrzyæ.
Ale mam za to trochê dobrej oliwy z oliwek.
Tylko jej nie wypij. A mo¿e kieliszeczek dobrego scotcha? Czy kupi-
³am doæ chleba?
Mam laphroaig odpar³ Stone, zerkaj¹c do barku glenlivet i dalwhin-
ney.
Poproszê laphroaig. Bez lodu, z odrobin¹ zimnej wody. Stone nape³ni³
kieliszek.
Dolce skosztowa³a drinka i przytuli³a siê do Stonea.
Bardzo dobre powiedzia³a. Kiedy zobaczê sypialniê?
Najpierw jedzenie, potem mi³oæ odpar³ Stone i zastanowi³ siê, dla-
czego u¿y³ s³owa mi³oæ, a nie seks.
S³usznie zgodzi³a siê Dolce, zdejmuj¹c fartuch z wieszaka. À pro-
pos, mia³e jak¹ wiadomoæ od Johnnyego Donato?
Czemu pytasz?
Naprzykrza³ mi siê, ale chyba jest zbyt cwany, ¿eby niepokoiæ ciebie.
To mój m¹¿.
Niepokoi³ mnie, i to dzi po po³udniu. Przyszed³ tutaj.
Dolce zamknê³a oczy i zacisnê³a zêby.
217
Dopilnujê, ¿eby to siê nie powtórzy³o.
Nie przejmuj siê uspokoi³ j¹ Stone. Chyba siê przestraszy³, kiedy
wspomnia³em o policji i FBI. On czuje, ¿e to dla niego zbyt g³êboka woda.
Dziewczyna nala³a wody do garnka, postawi³a na kuchence i zajê³a siê
siekaniem czosnku.
Johnny zawsze wyp³ywa³ na zbyt g³êbok¹ wodê po tej stronie East
River oznajmi³a Dolce. To ch³opak z Brooklynu i nigdy nie powinien siê
stamt¹d ruszaæ.
Przystojniak z niego zauwa¿y³ Stone. Rozumiem, ¿e móg³ ci za-
wróciæ w g³owie, kiedy mia³a dziewiêtnacie lat.
Sêk w tym, ¿e Johnny nadal ma dziewiêtnacie lat mówi³a Dolce,
siekaj¹c prosciutto. Wyczynia straszne rzeczy, a potem domaga siê, ¿eby
mu wybaczyæ. To szczególny przypadek rozdwojenia jani: raz jest kocha-
nym, s³odkim ch³opcem, a po chwili zamienia siê w rozwrzeszczanego ma-
niaka.
Jak d³ugo z nim mieszka³a?
Nieca³y miesi¹c. Ostatniego dnia walnê³am go w g³owê ciê¿kim ron-
dlem i zostawi³am na pod³odze w kuchni przekonana, ¿e nie ¿yje. Okaza³o
siê, ¿e ma twardszy ³eb, ni¿ przypuszcza³am.
Przypominaj mi stale, ¿ebym ciê nie denerwowa³ poprosi³ Stone.
Dolce pos³a³a mu s³odkie spojrzenie.
No wiêc przypominam powiedzia³a. Nigdy mnie nie denerwuj.
Stone odkorkowa³ butelkê bia³ego wina, nala³ sobie i pow¹cha³.
Mogê spróbowaæ? spyta³a Dolce.
Poda³ jej lampkê.
Zakrêci³a kieliszkiem, pow¹cha³a i upi³a ma³y ³yk.
Doskona³e wino. W³oskie?
Mondavi reserve chardonnay, rocznik dziewiêædziesi¹ty czwarty. Nie
wszystko, co dobre, musi byæ w³oskie.
Mondavi to w³oska nazwa odpar³a pewnie Dolce. A skoro mówi-
my o W³ochach, papa chce, ¿eby przyszed³ jutro wieczorem na kolacjê.
Z przyjemnoci¹. Kto jeszcze bêdzie?
Mary Ann, ale nie jestem pewna, czy Dino te¿. Przyjedziesz po mnie
o szóstej?
Tak, oczywicie.
O co chodzi z t¹ wielk¹ ³aw¹ przysiêg³ych? Co masz zeznaæ?
¯e nie zabi³em pewnej m³odej kobiety.
A czy to prawda?
Tak.
Cieszê siê.
218
Kolacja sk³ada³a siê ze spaghetti z sosem z prosciutto, groszku i mietan-
ki. Stoneowi smakowa³y potrawy przygotowywane przez Dolce; coraz bar-
dziej lubi³ te¿ j¹ sam¹. Czasem sprawia³a wra¿enie twardej jak stal, ale teraz,
w kuchni, by³a delikatna, zabawna i urocza. A jak gotowa³a!
Masz ochotê na kawa³ek ciasta od cioci Rosarii? spyta³a, gdy skoñ-
czyli jeæ.
Tak, ale najpierw wezwij karetkê odpar³ Stone. Po takiej kolacji i de-
serze równie dobrze móg³bym sobie wstrzykn¹æ w ¿y³ê dawkê cholesterolu.
Po kolacji weszli na górê. Dolce obejrza³a sypialnie równie dok³adnie
jak wczeniej salonik.
Panuje tu bardzo mêski klimat.
Mieszka tu osoba p³ci mêskiej przypomnia³ jej Stone.
Ani przez chwilê o tym nie zapominam zagrucha³a Dolce, rozpina-
j¹c mu pasek. Spodnie opad³y na pod³ogê.
Chyba zosta³em bez portek zauwa¿y³ Stone.
Dolce ci¹gnê³a jego slipy a¿ do kostek. Stone uwolni³ z nich stopy.
Dzisiaj chyba nie gro¿¹ nam ¿adne rozczarowania powiedzia³,
rozpinaj¹c bluzkê Dolce i ca³uj¹c jej piersi.
Wiem szepnê³a.
59
N
azajutrz rano Stone spotka³ Billa Eggersa na stopniach budynku s¹du;
razem weszli do rodka i stanêli na korytarzu przed sal¹ posiedzeñ wiel-
kiej ³awy przysiêg³ych.
Tutaj zaczaimy siê na Martina Broughama powiedzia³ Eggers.
Usiedli na ³awce pod cian¹.
Jeste pewien, ¿e to najlepszy sposób za³atwienia sprawy? spyta³ Stone.
Nie odbiera³ mojego telefonu wczoraj wieczorem odpar³ Eggers
a wiêc moim zdaniem, jedyny.
Trudno, niech tak bêdzie.
Jad³em wczoraj kolacjê z Eduardem Bianchim oznajmi³ Eggers.
Du¿o o ciebie wypytywa³.
Naprawdê? Co chcia³ wiedzieæ?
To co zwykle przysz³y teæ.
Stone nic nie odpowiedzia³, ale poczu³ siê nieswojo.
219
Pyta³ o twoje wychowanie i wykszta³cenie, sprawy finansowe i per-
spektywy.
I co mu powiedzia³e?
Prawdê, oczywicie. Takim ludziom jak on siê nie k³amie.
Jak zareagowa³?
Znam Eduarda od doæ dawna, i dopiero wczoraj wieczorem po raz
pierwszy us³ysza³em z jego ust przychyln¹ opiniê o kimkolwiek. Rzecz jasna,
Bianchi jest nies³ychanie skrytym cz³owiekiem i bardzo rzadko wypowiada³
siê o ludziach le. Muszê jednak przyznaæ, ¿e by³em zaskoczony.
Tym, ¿e kto ma o mnie dobre zdanie?
Eggers parskn¹³ miechem.
Nie kto, tylko Eduardo. Na nim naprawdê trudno zrobiæ wra¿enie.
Stone zamierza³ zadaæ kolejne pytanie, kiedy z g³êbi korytarza dobieg³y
odg³osy jakiego poruszenia. Martin Brougham przesuwa³ siê wolno w t³u-
mie reporterów. Na jego widok Eggers wsta³; Stone nie zmieni³ pozycji.
Dzieñ dobry, Marty powiedzia³ Eggers g³ono, jakby nie zauwa¿y³
obecnoci dziennikarzy.
Wyci¹gn¹³ d³oñ i Brougham, chc¹c nie chc¹c, musia³ j¹ ucisn¹æ.
Dzieñ dobry, Bill. Wybacz, ale
Marty, s³ysza³em, ¿e zamierzasz wezwaæ Stonea przed wielk¹ ³awê
przysiêg³ych, wiêc postanowi³em oszczêdziæ ci k³opotu i przyprowadzi³em
go tutaj. Od razu mo¿e odpowiedzieæ na pytania sêdziów oznajmi³ Bill,
daj¹c rêk¹ znak Stoneowi.
Stone wsta³ i poda³ Broughamowi rêkê.
Dzieñ dobry, panie Brougham powiedzia³ g³ono, tak aby zarejestro-
wa³y to mikrofony reporterów. Przyby³em tu dobrowolnie, ¿eby odpowie-
dzieæ na wszelkie pytania, które zechce pan zadaæ na temat moich kontaktów
z Susan Bean oraz tego, co robi³em owego wieczoru, kiedy zginê³a. Czy mo¿e
pan powiêciæ mi czas w pierwszej kolejnoci?
Brougham by³ wyranie zmieszany, chocia¿ stara³ siê tego nie okazywaæ.
Postaram siê, panie Barrington. Doceniam to, ¿e dobrowolnie zgodzi³
siê pan zeznawaæ.
Bardzo mi na tym zale¿y doda³ Stone, nie puszczaj¹c rêki prokurato-
ra. Pamiêta pan pewnie, ¿e ju¿ wczeniej deklarowa³em gotowoæ wszel-
kiej wspó³pracy w tej sprawie.
Tak, oczywicie odrzek³ Brougham, wyrywaj¹c wreszcie d³oñ z uci-
sku Stonea. Proszê zaczekaæ, panie Barrington. Postaram siê poprosiæ pana
jak najszybciej.
Marty, czy moglibymy porozmawiaæ chwilê na osobnoci? spyta³
Eggers. Posiadam pewne informacje, które mog¹ mieæ znaczenie dla tej
sprawy, i chcia³bym siê nimi z tob¹ podzieliæ, zanim rozpoczniesz posiedze-
nie wielkiej ³awy przysiêg³ych.
220
Przykro mi, Bill, ale w tej chwili nie mam czasu; mo¿e póniej. Brou-
gham odwróci³ siê i wszed³ do sali.
Wczoraj wieczorem próbowa³em siê do ciebie dodzwoniæ zawo³a³
Eggers. Brougham zamkn¹³ drzwi.
Reporterzy skupili siê wokó³ Eggersa.
Jakie informacje ma pan dla prokuratora?
Bêdzie lepiej, jeli przeka¿ê je najpierw panu prokuratorowi, a dopie-
ro póniej pañstwu odpar³ Eggers. Proszê wybaczyæ.
Usiad³ obok Stonea.
Teraz musi ciê wezwaæ szepn¹³ bo jeli nie, prasa rozerwie go na
strzêpy.
Stone siedzia³ w milczeniu. Na korytarzu pojawili siê inni wiadkowie, któ-
rzy mieli zeznawaæ przed wielk¹ ³aw¹ przysiêg³ych. Stone skin¹³ g³ow¹ sier¿an-
towi Timowi Ryanowi z dziewiêtnastego posterunku, którego zna³ od lat. Zd¹¿yli
zamieniæ parê s³ów, gdy przerwa³ im sygna³ telefonu komórkowego Stonea.
Przepraszam powiedzia³ Stone.
Oddali³ siê na koniec korytarza i wyj¹³ aparat.
Halo?
Mówi Dino.
Stone niemal s³ysza³ jego miech.
Co siê sta³o?
Godzinê temu weszlimy do mieszkania Deacona i zgadnij, co znale-
limy.
Mam nadziejê, ¿e narzêdzie zbrodni.
A¿ tyle szczêcia nie mielimy, ale wpad³ nam w rêce dziennik Susan.
wietnie! Zd¹¿y³e go przeczytaæ?
Oczywicie. Jest bardzo lakoniczny, ale mo¿na wyczytaæ o spreparo-
waniu tam w procesie Dantego.
Czy zapiski Susan wskazuj¹ na udzia³ Broughama?
Nie wprost, ale skoro Susan Bean wiedzia³a o tamach, trudno uwie-
rzyæ, ¿e Marty by³ niewiadomy manipulacji. Tak czy owak, wszystko to kie-
ruje podejrzenie na Deacona; sam fakt posiadania pamiêtnika go obci¹¿a.
Staje siê naszym g³ównym podejrzanym. Mo¿na te¿ zak³adaæ, ¿e Mick Kelly
pomaga³ mu po fakcie. Mogê wyrzuciæ Kellyego z policji choæby za to, ¿e
nie zawiadomi³ o pobycie Deacona w pobli¿u miejsca zbrodni.
Aresztowa³e ju¿ Deacona?
Jeszcze nie, ale szukamy go; Kellyego te¿. Nie rozes³a³em jeszcze
listu goñczego, ¿eby ich nie wystraszyæ.
To wspania³a wiadomoæ, Dino. I trudno o lepszy moment.
Czy ju¿ zeznawa³e?
W³anie czekam na korytarzu.
221
Daj Broughamowi popaliæ ode mnie.
Za³atwione. Czy mogê wykorzystaæ to, co mi w³anie powiedzia³e?
Z moim b³ogos³awieñstwem. Do zobaczenia póniej.
Przychodzisz dzisiaj na kolacjê do Bianchiego?
Zosta³em zaproszony odpar³ Dino.
A wiêc tam siê spotkamy. Stone od³o¿y³ s³uchawkê i wróci³ na miejsce.
Co nowego? spyta³ Eggers.
Nie uwierzysz, ale
W tej samej chwili otwar³y siê drzwi sali posiedzeñ wielkiej ³awy przy-
siêg³ych. Wony wytkn¹³ g³owê.
Zawo³ajcie Stonea Barringtona! krzykn¹³.
Tu jestem odpowiedzia³ Stone, podnosz¹c siê.
Mê¿czyzna otworzy³ do koñca drzwi i wprowadzi³ go do rodka.
Stone szybkim krokiem zbli¿y³ siê do miejsca dla wiadka i usiad³ na-
przeciwko przysiêg³ych, grupy zwyczajnie wygl¹daj¹cych ludzi, którzy sie-
dzieli w dwóch d³ugich ³awkach. Martin Brougham skrzy¿owa³ rêce na pier-
siach i rozgl¹da³ siê z buñczuczn¹ min¹. Wony zaprzysi¹g³ Stonea.
Proszê podaæ nazwisko i imiê powiedzia³ Brougham.
Stone przedstawi³ siê, po czym doda³:
Proszê zanotowaæ, ¿e nie zosta³em tu wezwany, lecz stawi³em siê przed
tym zgromadzeniem dobrowolnie.
Tak, tak rzuci³ zniecierpliwiony Brougham. Panie Barrington, czym
siê pan zajmuje?
Jestem adwokatem.
Kiedy pracowa³ pan w policji, prawda?
Tak. S³u¿y³em w nowojorskiej policji czternacie lat. Zakoñczy³em s³u¿-
bê w stopniu starszego detektywa.
W jakich okolicznociach odszed³ pan ze s³u¿by? Dlaczego nie docze-
ka³ pan emerytury?
Zosta³em ranny podczas pe³nienia obowi¹zków i zwolniony z przyczyn
zdrowotnych. Otrzyma³em pe³n¹ emeryturê i wszelkie inne wiadczenia.
Ta odpowied zaskoczy³a Broughama. Widaæ nie by³ na to przygotowany.
Rozumiem powiedzia³ prokurator, zebrawszy myli. Czy zna³ pan
Susan Bean przed jej mierci¹?
Tak. Pozna³em j¹ u pana w domu.
Stone poda³ datê przyjêcia.
Brougham skrzywi³ siê. Najwyraniej wola³, ¿eby nie trafi³o to do steno-
gramu.
Ale zna³ pan j¹ ju¿ wczeniej?
Broni³em kiedy w procesie, w którym panna Bean by³a asystentk¹
prokuratora, lecz bardzo s³abo j¹ zapamiêta³em. Kiedy spotka³em pannê Bean
222
w pañskim domu, nie wiedzia³em, ¿e poznalimy siê wczeniej. Ona równie¿
nie wspomnia³a o tym w rozmowie.
Czy nie jest prawd¹, ¿e kilka lat temu spotka³ pan pannê Bean w barze,
zaprowadzi³ j¹ do domu i uwiód³?
Przedstawi³em ju¿ wszystkie fakty dotycz¹ce mojej znajomoci z pan-
n¹ Bean. Nie mam nic do dodania.
Czy uwiód³ j¹ pan?
Odpowiedzia³em ju¿ na to pytanie.
Brougham zwróci³ siê twarz¹ do wielkiej ³awy przysiêg³ych.
Czy nie jest prawd¹, ¿e zamordowa³ pan Susan Bean w ataku wcie-
k³oci?
Nie jest to prawd¹. Nie zabi³em Susan Bean ani nie wyrz¹dzi³em jej
¿adnej innej krzywdy odpar³ spokojnie Stone, zwracaj¹c siê do przysiêg³ych.
Brougham zaczerpn¹³ g³êboko tchu, uniós³ siê na palce i podniós³ g³os.
Czy nie jest prawd¹, ¿e
Prawd¹ jest natomiast przerwa³ mu Stone ¿e kilka minut temu po-
rucznik Bacchetti, szef wydzia³u ledczego dziewiêtnastego posterunku policji
poinformowa³ mnie telefonicznie, i¿ znane jest nazwisko g³ównego podejrza-
nego w sprawie morderstwa Susan Bean. Policja ju¿ rozpoczê³a poszukiwania.
Martin Brougham wypuci³ powietrze z gard³owym charkotem.
Co pan?
Porucznik Bacchetti stwierdzi³, ¿e owym podejrzanym jest niejaki Tho-
mas Deacon, zwierzchnik departamentu ledczego prokuratury rejonowej.
Broughamowi odebra³o g³os. Sta³ na wprost przysiêg³ych blady jak cia-
na, z otwartymi ustami. Zaczerpn¹³ tchu.
Jest pan wolny, panie Barrington.
Czy nie zechce pan zapoznaæ siê z dowodami wiadcz¹cymi przeciw
Deaconowi, panie Brougham?
Jest pan wolny! krzykn¹³ Brougham.
Stone wsta³ i wyszed³ z sali. Bill Eggers czeka³ na korytarzu.
Szybko to za³atwi³e. Jak posz³o?
Stone otworzy³ usta, ¿eby odpowiedzieæ. W tej samej chwili ujrza³ zbli-
¿aj¹cych siê Toma Deacona i Michaela Kellyego.
Przepraszam ciê na chwilê powiedzia³, odwracaj¹c siê do Tima Ry-
ana. Mogê po¿yczyæ twoje kajdanki?
Ryan bez s³owa siêgn¹³ za pas.
Zamierzam dokonaæ aresztowania obywatelskiego oznajmi³ Stone.
Pomo¿esz mi?
Jasne, stary odpar³ Ryan.
Znasz Deacona i Kellyego?
Tak.
223
Ja wezmê Deacona, a ty uwa¿aj, ¿eby Kelly nie strzeli³ mi w plecy.
Dobra.
Stone schowa³ lew¹ rêkê z kajdankami za siebie. Z wyci¹gniêt¹ praw¹
d³oni¹ ruszy³ naprzeciw Deacona.
Czeæ, Tom.
Deacon zrobi³ zdziwion¹ minê, ale wyci¹gn¹³ rêkê.
Stone przytrzyma³ j¹ i b³yskawicznym ruchem zapi¹³ kajdanki.
Jeste aresztowany za zamordowanie Susan Bean owiadczy³. Nim
Deacon zd¹¿y³ zareagowaæ, Stone wykrêci³ mu ramiê, popchn¹³ do ciany
i sku³ rêce za plecami. Nastêpnie obróci³ go, wyrwa³ pistolet z futera³u i wy-
j¹³ z wewnêtrznej kieszeni marynarki odznakê policyjn¹.
Nie bêdzie ci ju¿ potrzebna.
Stone us³ysza³ odg³os upadaj¹cego cia³a; obejrza³ siê. Mick Kelly le¿a³
brzuchem na marmurowej pod³odze, a Tim Ryan siedzia³ na jego plecach
i zak³ada³ kajdanki.
Zabierz mu broñ i odznakê poleci³ Stone i odczytaj prawa areszto-
wanego. Ja zadzwoniê na policjê.
Popchn¹³ Deacona na ³awkê, wyci¹gn¹³ telefon i wybra³ numer Dina.
Halo?
Mówi Stone. W³anie dokona³em obywatelskiego aresztowania.
60
J
eff Banion czuwa³ na swoim posterunku przed kamienic¹, gdy w blasku
latarni ujrza³ nadje¿d¿aj¹cego wielkiego mercedesa Howarda Menziesa
z dwoma mê¿czyznami na przednich siedzeniach. Wóz zatrzyma³ siê pod
markiz¹. Sylwetka kierowcy, który w³anie wysiad³, wyda³a siê Jeffowi zna-
joma. Po chwili rozpozna³ siostrzeñca Menziesa, Petera Hausmana, mimo ¿e
na jego jeszcze rano niemal ³ysej g³owie piêtrzy³a siê teraz burza w³osów.
Zaraz wracam oznajmi³ z gard³owym niemieckim akcentem. Nie
ma potrzeby zapowiadaæ. Pan Menzies mnie oczekuje.
Dobrze odpar³ Jeff. Zerkn¹wszy w bok, spostrzeg³ umundurowane-
go stra¿nika miejskiego wypisuj¹cego mandaty za niew³aciwe parkowanie.
Otworzy³ drzwi mercedesa i wsiad³.
Przepraszam pana zwróci³ siê do nieznajomego mê¿czyzny. Mu-
szê przestawiæ samochód, bo za chwilê pan Menzies dostanie mandat.
Oczywicie odpar³ tamten. Niez³a bryka, co?
Jeff odjecha³ kilka metrów dalej.
224
Fakt. Zaczekajmy, a¿ ten gliniarz przejdzie.
Kupi³by pan ten wóz?
Jasne rozemia³ siê Jeff. Zaraz wypiszê czek.
Nie rozumiem tego Menziesa mówi³ nieznajomy. Naby³ u nas ten
samochód nieca³e dwa tygodnie temu i ju¿ go odsprzeda³.
Naprawdê?
Tak. Mam go odwieæ na lotnisko Kennedyego, a potem odprowa-
dziæ wóz. Pozbycie siê go kosztowa³o Menziesa tyle, ile taka limuzyna traci
rocznie na wartoci.
Stra¿nik znikn¹³ za rogiem.
Có¿, ludzie robi¹ czasami dziwne rzeczy zauwa¿y³ filozoficznie Jeff.
Wróci³ na swój posterunek zastanawiaj¹c siê, dlaczego Menzies postano-
wi³ sprzedaæ nowy samochód. Zadzwoni³ wewnêtrzny telefon.
Tu Jeff.
Mówi Howard Menzies. Jeff, czy móg³by wejæ na górê i pomóc mi
w przenoszeniu baga¿y?
Oczywicie, panie Menzies. Zaraz tam bêdê. Jeff zwróci³ siê do Ral-
pha. Przypilnuj drzwi. Muszê pomóc panu Menziesowi.
Wjecha³ wind¹ na szesnaste piêtro. Drzwi mieszkania Menziesa sta³y
otwarte.
Halo? zawo³a³ portier.
Wejd, Jeff odezwa³ siê Menzies. Jestem w gabinecie.
Peter Hausman min¹³ Jeffa z dwiema walizkami w d³oniach, kieruj¹c siê
do windy.
Jeff wszed³ do gabinetu.
W sypialni zosta³o jeszcze kilka baga¿y powiedzia³ Menzies.
Wybiera siê pan w podró¿? spyta³ Jeff.
Tylko na kilka dni odpar³ Menzies, dwigaj¹c ciê¿k¹ walizê. Od-
wozimy z Peterem prochy mojej ¿ony do ojczyzny. Nieweso³a misja.
Rzeczywicie. Strasznie mi przykro z powodu jej mierci. Wezmê po-
zosta³e walizki.
Jeff wszed³ do pokoju; na ³ó¿ku le¿a³y dwa niewielkie nesesery. Schyla-
j¹c siê po nie, uderzy³ w co stop¹. Pochyli³ siê, ¿eby zobaczyæ, co to takiego.
Uniós³ brzeg pocieli na pod³odze le¿a³ pistolet w kaburze z uprz꿹. No
có¿, niektórzy ludzie maj¹ przesadne wyobra¿enie na temat niebezpieczeñstw
¿ycia w Nowym Jorku. Dwign¹³ walizeczki i zaniós³ do windy.
Zjecha³ na dó³ razem z Menziesem i jego siostrzeñcem, którzy nie ode-
zwali siê ani s³owem. Jeff zamierza³ spytaæ o sprzeda¿ mercedesa, lecz przy-
sz³o mu do g³owy, ¿e to nie jego sprawa, wiêc zrezygnowa³. Gdy winda dotar-
³a na parter, za³adowa³ walizki do baga¿nika, tak wype³nionego, ¿e trzeba
by³o poprzek³adaæ baga¿e, aby domkn¹æ klapê.
225
Menzies wyci¹gn¹³ rêkê.
Dziêkujê ci za wszelk¹ pomoc, Jeff. Do zobaczenia za parê dni
powiedzia³ Menzies, podaj¹c d³oñ portierowi.
Przyjemnej podró¿y, panie Menzies odpar³ portier. Zdziwi³ siê, gdy
otworzywszy po chwili d³oñ, ujrza³ dwa zwiniête banknoty studolarowe. Mer-
cedes ruszy³ Pi¹t¹ Alej¹ i po chwili znikn¹³ za rogiem, kieruj¹c siê na wschód.
Jeff wróci³ do budynku, rozmylaj¹c o tym, czego by³ wiadkiem. To
wszystko do siebie nie pasowa³o: czupryna Hausmana, sprzeda¿ mercedesa,
hojny napiwek. Portier nie móg³ siê uwolniæ od przeczucia, ¿e ju¿ nigdy nie
zobaczy Howarda Menziesa.
Po raz dziesi¹ty wyj¹³ z kieszeni skrawek gazety i przeczyta³ artyku³. Sie-
dem morderstw, napisa³ autor. Portier schowa³ papier i podj¹³ decyzjê.
Ralph, czy móg³by jeszcze przez chwilê zerkn¹æ na drzwi? Muszê
skorzystaæ z telefonu na zapleczu.
Jeff nie by³ wprawdzie pewien, czy postêpuje s³usznie, ale musia³ to zro-
biæ.
61
W
rezydencji Bianchiego Stonea przywita³ lokaj Pietro; zaprowadzi³ go
wprost na taras wychodz¹cy na rozleg³y ogród. Eduardo Bianchi cze-
ka³ na wycie³anym fotelu z kutego ¿elaza. Wsta³, aby przywitaæ gocia.
Dobry wieczór, Stone rzek³ ciep³ym g³osem, podaj¹c mu d³oñ i wska-
zuj¹c s¹siedni fotel. Kobiety gawêdz¹ o swoich sprawach, a my tymczasem
mo¿emy wypiæ razem aperitif. Wieczór jest dzisiaj taki piêkny.
Czego siê pan napije, panie Barrington? spyta³ Pietro.
Poproszê o lampkê strega, jeli mo¿na.
Pietro pokrania³ na znak aprobaty dla gustu gocia, uk³oni³ siê i wyszed³.
Doprawdy piêkny wieczór powiedzia³ Stone. Promienie zachodz¹-
cego s³oñca i d³ugie cienie uk³ada³y siê w kobierzec wiat³a przeplatany ciem-
nymi plamami. Pañski ogród równie¿ jest niezwyk³ej urody.
Dziêkujê odrzek³ Bianchi. S¹dzê, ¿e ze wszystkiego, co posiadam,
w³anie on sprawia mi najwiêcej radoci. Starzejê siê, dlatego koj¹ca by³aby
wiadomoæ, ¿e ten dom oraz ogród przejd¹ w rêce kogo, kto doceni ich
wartoæ.
Doskonale rozumiem. Odnoszê wra¿enie, ¿e jest pan dzi w refleksyj-
nym nastroju.
Zdarza mi siê to coraz czêciej. To przywilej staroci, jak s¹dzê.
15 Kr¹g strachu
226
Ale¿ pan nie wygl¹da staro.
Bianchi umiechn¹³ siê wyrozumiale.
Kiedy bêdzie pan w moim wieku, pojmie pan, ¿e staroæ to co wiêcej
ani¿eli kondycja cia³a to stan umys³u. Choæbym stara³ siê ze wszystkich si³,
nie potrafiê ju¿ myleæ tak jak m³ody mê¿czyzna, albo nawet mê¿czyzna
w rednim wieku. Jasnoæ umys³u wieku dojrza³ego to wielki dar od Boga;
dziêki niemu mogê bez koñca zadawaæ sobie pytania: Czy dobrze wykorzy-
sta³em swoje ¿ycie? Czy da³em szczêcie blinim? Czy moje grzechy zosta³y
przebaczone?
Stone s³ucha³ w milczeniu.
Odby³em wczoraj d³u¿sz¹ rozmowê z Billem Eggersem oznajmi³
Bianchi, zmieniaj¹c nagle temat. Dotyczy³a g³ównie pana.
Bill wspomina³, ¿e zjedli panowie razem lunch.
K³opoty, które spotka³y pana ze strony prokuratury rejonowej, to ju¿
przesz³oæ, jak mniemam.
Mo¿na tak powiedzieæ. Nie rozmawia³em z Dino od rana; jest zajêty
przes³uchiwaniem Toma Deacona w sprawie morderstwa Susan Bean. Mam
nadziejê, ¿e dobrze mu idzie.
O tak, z ca³¹ pewnoci¹ rzek³ Bianchi tonem, który wskazywa³, ¿e
wie na ten temat co wiêcej. S¹dzê, ¿e ten Brougham nie bêdzie siê ju¿ panu
wiêcej naprzykrza³.
Jestem pañskim d³u¿nikiem oznajmi³ Stone.
Bianchi machn¹³ rêk¹.
Nie ¿yczê sobie, ¿eby moi przyjaciele poczuwali siê do wdziêcznoci
wobec mnie. Jeli udaje mi siê wywiadczyæ komu przys³ugê, to samo to jest
wystarczaj¹c¹ nagrod¹. Tak powinien myleæ ka¿dy mê¿czyzna.
Poza tym ci¹gn¹³ Bianchi nie powinien pan czuæ siê moim d³u¿ni-
kiem. Musi pan zachowaæ niezale¿noæ, zw³aszcza ode mnie.
Stone nie wiedzia³, co o tym myleæ.
Bill Eggers opowiedzia³ mi o panu niema³o. Dziêki temu mog³em od-
powiedzieæ sobie na wiele pytañ oraz stworzyæ na swój u¿ytek pe³niejszy
obraz pañskiej osoby. I muszê powiedzieæ, ¿e to, co us³ysza³em, w pe³ni po-
twierdzi³o moj¹ pierwsz¹, intuicyjn¹ ocenê.
Stone s³ucha³ z rosn¹cym zaciekawieniem.
Z przyjemnoci¹ dowiedzia³em siê, ¿e jest pan uczciwym cz³owiekiem,
lojalnym przyjacielem i posiada rozwiniête poczucie sprawiedliwoci. Jestem
przekonany, ¿e mê¿czyzna taki jak pan by³by mi bardzo pomocny w wielu
moich interesach.
Eduardo odezwa³ siê Stone. Pañskie zaufanie bardzo mi pochle-
bia, ale wola³bym byæ pañskim przyjacielem ni¿ pracownikiem.
227
Bianchi umiechn¹³ siê szeroko. Stone po raz pierwszy zobaczy³ radoæ
na jego obliczu.
W ten sposób potwierdza pan, ¿e siê nie myli³em owiadczy³ Bian-
chi. Z pewnoci¹ ma pan wiadomoæ, jak wa¿na jest dla mnie Dolce.
Oczywicie odpar³ Stone, zastanawiaj¹c siê, dlaczego rozmowa kie-
ruje siê na córkê Eduarda.
Jej szczêcie, jej bezpieczeñstwo stanowi¹ dla mnie najwy¿sz¹ war-
toæ. Wnuk jest równie wa¿ny, lecz Dolce zajmuje w mym sercu specjalne
miejsce. Jest do mnie tak podobna, tak wiele rozumie moraln¹ dwuznacz-
noæ ¿ycia w bogactwie, to, ¿e sprawiedliwoæ jest koniecznym warunkiem
sukcesu, sens w³aciwego korzystania z maj¹tku. Bardzo pragnê, aby sta³a siê
kobiet¹ w pe³nym znaczeniu tego s³owa. Rzecz jasna, przez pewien czas by³o
to niemo¿liwe, lecz teraz
W tym momencie zadzwoni³a komórka Stonea. Zak³opotany, wyj¹³ tele-
fon z kieszeni.
Proszê wybaczyæ, Eduardo. Niewielu ludzi zna mój numer, wiêc to
musi byæ co wa¿nego i powinienem odebraæ.
Ale¿ oczywicie, proszê.
Halo?
Mówi Dino. Jeste z Eduardem?
Tak.
A wiêc dobrze, ¿e zadzwoni³em.
O czym mówisz?
Wyjaniê ci wszystko za minutê. Tyle mi zajmie dotarcie do drzwi jego
domu. Czekaj tam na mnie. Nici z dzisiejszej kolacji.
Dino, o czym ty mówisz, do cholery?
Mitteldorfer siê pokaza³.
Zaraz tam bêdê. Stone zamkn¹³ klapkê telefonu i wsta³. Eduardo,
jest mi bardzo przykro, ale nie bêdê móg³ zostaæ na kolacji. W³anie dzwoni³
Dino. Mê¿czyzna, którego szukamy, ten, który zagra¿a³ Mary Ann i Benowi,
w³anie siê gdzie pojawi³. Dino ju¿ po mnie jedzie.
Bianchi wsta³.
Rozumiem, Stone. Bardzo mi przykro, ¿e przerwano nam rozmowê.
Ufam, ¿e niebawem bêdziemy mogli j¹ dokoñczyæ.
Proszê przekazaæ moje przeprosiny Dolce i Mary Ann.
Oczywicie.
Podali sobie d³onie; Stone pospieszy³ do wyjcia; Pietro otworzy³ mu
drzwi. Wycie policyjnych syren rozleg³o siê ze zdwojon¹ si³¹.
228
62
S
tone ledwie zd¹¿y³ wsi¹æ do samochodu, który prawie siê nie zatrzyma³.
Jeszcze nie zd¹¿y³ zapi¹æ pasa, a Dino ju¿ przycisn¹³ peda³ gazu. Fontan-
ny ¿wiru wystrzeli³y spod kó³ wozu.
Mów poprosi³ Stone, gdy tor jazdy ustabilizowa³ siê nieco.
Zadzwoni³ portier z kamienicy przy Park Avenue zacz¹³ Dino wy-
przedzaj¹c kolejny samochód. Jechali z migaj¹cym kogutem, a zawodzenie
syreny miesza³o siê z wyciem silnika pracuj¹cego na najwy¿szych obrotach.
Rozpozna³ Petera Hausmana z portretu pamiêciowego, ale nie od razu zdoby³
siê na to, ¿eby zatelefonowaæ. Mitteldorfer mieszka³ w tym domu pod nazwi-
skiem Howard Menzies.
Zachowa³ inicja³y zauwa¿y³ Stone.
Tak, mo¿e kaza³ je sobie kiedy wyhaftowaæ na rêcznikach. W ka¿dym
razie, Hausman zjawi³ siê w kamienicy zaraz po tym, jak aresztowalimy jego
brata. Wieczorem Mitteldorfer sprzeda³ z du¿¹ strat¹ nowiutkiego mercedesa
z powrotem do salonu, spakowa³ manatki i ruszy³ prosto na lotnisko Kenne-
dyego. Powiedzia³, ¿e chce odwieæ prochy ¿ony do ojczyzny.
Prochy Eloise Enzberg, jak rozumiem?
Zgad³e. Portier rozpozna³ j¹ na zdjêciu, które pokaza³ mu Anderson.
A wiêc leci do Niemiec?
Nie da³bym za to g³owy. W ci¹gu jednej godziny odlatuj¹ samoloty do
Londynu, Pary¿a, Rzymu i kilku innych stolic, nie licz¹c czterech miast
w Niemczech. Kazalimy szukaæ nazwisk Menziesa i Hausmana na wszyst-
kich listach pasa¿erów. Andy czeka ju¿ na lotnisku; dowiemy siê wiêcej po
dotarciu na miejsce.
Dino a¿ siê przechyli³ w prawo, wyprzedzaj¹c ciê¿arówkê.
Jeli do¿yjemy wtr¹ci³ Stone, zaciskaj¹c zêby. Dino jedzi³ bardzo
szybko w normalnych warunkach, a teraz, gdy sytuacja wymaga³a popiechu,
przechodzi³ samego siebie. Wyci¹gn¹³e co z Deacona?
Nie powiedzia³ ani s³owa. Jest na to zbyt cwany.
Niech to szlag!
Dino umiechn¹³ siê przebiegle.
Ale z³ama³em Micka Kellyego. Dobi³em z nim targu.
Czy Kelly mo¿e pogr¹¿yæ Deacona?
I to jak. Deacon mia³ krew na rêkawach koszuli, kiedy Kelly spotka³
siê z nim po morderstwie. Zaszanta¿owa³ Deacona, ¿eby ten za³atwi³ mu ro-
botê w prokuraturze. Mia³ szczêcie, ¿e Deacon nie poder¿n¹³ mu gard³a.
Dobra robota, Dino! A co z Broughamem?
229
Musia³ wiedzieæ o przekrêcie z tam¹, ale nie dostaniemy go, jeli
Deacon nie zacznie przeciwko niemu zeznawaæ. Na razie Brougham ust¹pi³
ze stanowiska.
Dino pojecha³ skrótem: zamiast skierowaæ siê na trasê Long Island Express-
way, przemyka³ uliczkami w dzielnicach mieszkalnych i przemys³owych.
Stone zauwa¿y³, ¿e strza³ka prêdkociomierza ani przez chwilê nie opa-
d³a poni¿ej stu kilometrów na godzinê, a czasami przekracza³a sto trzydzie-
ci. Jeszcze nigdy nie jecha³ tak szybko w terenie zabudowanym.
Jak tam rozmowa z Eduardem? spyta³ Dino
Trzymaj kierownicê i nie gadaj burkn¹³ Stone.
Lepiej mi siê prowadzi, kiedy z kim rozmawiam odpar³ Dino. W³a-
nie ci¹³ zakrêt obok domu na rogu ulicy, podskakuj¹c na krawê¿niku. Led-
wo unikn¹³ zderzenia z ciê¿arówk¹ dostawcz¹. Co ci powiedzia³?
¯e Brougham nigdy wiêcej nie sprawi k³opotów.
To bêdzie mu na rêkê, co? Proces Dantego zostanie powtórzony, a Edu-
ardo zbierze laury od kumpli z ferajny.
Nie powiniene zapominaæ, ¿e nie ugrylibymy tej sprawy bez jego
pomocy.
Ta wiadomoæ odbiera mi trochê satysfakcji stwierdzi³ Dino, wpa-
daj¹c jak wariat na szeciopasmow¹ trasê dojazdow¹ do lotniska, zat³oczon¹
samochodami. Czy Eduardo zd¹¿y³ ci zaproponowaæ?
Niby co?
Ma³¿eñstwo.
O czym ty bredzisz, Dino? spyta³ Stone, zaciskaj¹c powieki. O cen-
tymetry wyminêli zepsuty samochód stoj¹cy na poboczu.
Chyba wiesz, o co mu chodzi? Eduardo próbuje za³atwiæ mê¿a dla Dolce.
Dolce jest ju¿ mê¿atk¹, Dino.
Nie mówi³em ci? Dzisiaj po po³udniu kto za³atwi³ Johnnyego Donato.
Stone znieruchomia³.
¯artujesz. Powiedz mi, ¿e to ¿art.
Nie ¿artujê.
Kto to zrobi³?
Prawdopodobnie nigdy siê tego nie dowiemy, ale nie pad³bym trupem
ze zdziwienia, gdyby mi kto powiedzia³, ¿e zrobi³a to sama Dolce. Klasycz-
ne zabójstwo mafijne: dwa pociski w ty³ g³owy.
Dino zachichota³.
Nie widzê w tym nic miesznego ¿achn¹³ siê Stone.
A ja owszem odpar³ Dino, wje¿d¿aj¹c na drogê dojazdow¹ do termi-
nalu miêdzynarodowego lotniska; po chwili wóz zatrzyma³ siê z piskiem opon.
Do samochodu podbieg³ Andy Anderson.
Zaalarmowa³em s³u¿bê ochrony lotniska oznajmi³. Oto jej szef.
230
Do wozu zbli¿y³ siê mê¿czyzna w ciemnym garniturze.
Porucznik Bacchetti? Jestem Sam Warren. Dowodzê tu ochron¹. Jak
mogê pomóc?
Widzia³ pan zdjêcia?
Warren skin¹³ g³ow¹.
Moi ludzie w³anie je ogl¹daj¹, ale z tego, co siê orientujê, poszukiwa-
ni przeszli ju¿ przez bramki kontrolne i znajduj¹ siê w poczekalni w strefie
odlotów. Bramek jest dwadziecia piêæ, a do pó³nocy z ka¿dej z nich odleci
co najmniej jeden samolot.
Zamknijcie je powiedzia³ Dino.
S³ucham?
¯adnych odlotów, dopóki nie przeszukamy wszystkich poczekalni.
Rany boskie, poruczniku, nie mogê zatrzymaæ dwudziestu piêciu sa-
molotów. Pan sobie wyobra¿a, co by siê sta³o z rozk³adem? Pasa¿erowie spó-
niliby siê na po³¹czenia w ca³ej Europie. To wykluczone.
A co robicie, kiedy pada nieg?
Wtedy zdarzaj¹ siê opónienia, to jasne.
Dino skierowa³ palec w niebo.
Patrz pan, jaka nie¿yca! Prawdziwa zamieæ!
Poruczniku
Pos³uchaj, Sam. Na terenie lotniska znajduje siê dwóch morderców,
którzy maj¹ na sumieniu mieræ szeciu osób. Chcesz wzi¹æ na siebie odpo-
wiedzialnoæ za wypuszczenie ich z kraju?
Warren milcza³; niemal widaæ by³o myli k³êbi¹ce siê w jego g³owie.
Andy, ilu ludzi tam mamy? spyta³ Dino.
Oko³o dwunastu. Dalszych piêædziesiêciu jest w drodze, ale ruch taki, ¿e
Wiem. Najpierw obskoczymy loty do Niemiec. Sprawdzilicie rezer-
wacje?
Na licie nie by³o ¿adnych Menziesów ani Hausmanów odpar³ Anderson.
A wiêc maj¹ paszporty na inne nazwiska. Bêdzie trudniej.
Andy, szukaj inicja³ów H. M. wtr¹ci³ Stone. Zacznij od lotów do
Niemiec.
Niez³y pomys³ powiedzia³ Dino. Do roboty, Andy. Daj znaæ, jak
bêdziesz co mia³.
No wiêc dobrze oznajmi³ Warren. Zrobiê to.
Przystawi³ do ust mikrofon radiotelefonu.
Baza, tu Warren.
Tak, szefie?
Czerwony kod dla wszystkich odlatuj¹cych samolotów. Nic nie odry-
wa siê od ziemi, dopóki nie dam zezwolenia.
Przyj¹³em. Co z samolotami, które ko³uj¹ na pas startowy?
231
Zatrzymaj wszystkie miêdzynarodowe na moj¹ odpowiedzialnoæ.
Odezwê siê póniej.
Idziemy rzuci³ Dino.
Ca³a czwórka ruszy³a biegiem w stronê bramek.
Anderson skrêci³ po chwili w stronê telefonu alarmowego.
Gdzie reszta moich ludzi? spyta³ Dino.
Przeczesuj¹ poczekalnie z fotografiami w d³oniach.
Warren przeprowadzi³ grupê przez bramkê bezpieczeñstwa; znaleli siê
w strefie odlotów.
Chodmy prosto do wyjæ zaproponowa³ Stone.
Postawi³em ju¿ ludzi na bramkach oznajmi³ Warren. Jeli ci dwaj
tam s¹, mog¹ siê wydostaæ tylko do samolotów, a te ju¿ zatrzymalimy. Pasa-
¿erowie lec¹cy do Niemiec przechodz¹ przez cztery nastêpne bramki; jeli ci
dwaj nie weszli na pok³ad do tej pory, przeszukamy poczekalnie.
Wkroczyli do pierwszej poczekalni, gdzie spikerka w³anie zapowiada³a
wejcie na pok³ad. Warren wzi¹³ mikrofon od umundurowanej kobiety i og³o-
si³, ¿e lot opóni siê o piêæ minut.
Dino, daj mi swoj¹ zapasow¹ broñ poprosi³ Stone.
Porucznik siêgn¹³ do paska na kostce i wyci¹gn¹³ krótki pistolet kalibru
trzydzieci osiem; Stone wetkn¹³ go sobie za pas. Szybkim krokiem przecho-
dzili wzd³u¿ oczekuj¹cych pasa¿erów. Stone spogl¹da³ na ka¿d¹ mêsk¹ twarz;
szuka³ wzrokiem krótkow³osego mê¿czyzny i Herberta Mitteldorfera.
Nagle do Dina podbieg³ zdyszany Andy Anderson.
Poruczniku, niejaki Heinz Müller znajduje siê na licie pasa¿erów, któ-
rzy przechodz¹ do strefy odlotów dwie bramki dalej. To jedyny mê¿czyzna
o tych inicja³ach lec¹cy do Niemiec.
Dino z³apa³ za ramiê Sama Warrena, po czym skin¹³ na Stonea.
63
C
a³a czwórka rzuci³a siê pêdem przed siebie, ³okciami toruj¹c sobie drogê
wród pasa¿erów. Poczekalnia okaza³a siê pusta. Jedyn¹ osob¹, któr¹ tam
znaleli, by³a m³oda kobieta w punkcie rejestracji biletów.
Warren skoczy³ prosto do niej.
Kiedy ruszy³ ten samolot? spyta³, migaj¹c odznak¹.
Dziewczyna zerknê³a na zegarek.
Dwadziecia minut temu.
O, nie jêkn¹³ Stone.
232
Warren z³apa³ s³uchawkê telefonu i wystuka³ numer.
Wie¿a? Mówi Sam Warren z ochrony. Dajcie mi szefa. Poczeka³ chwi-
lê. Tu Sam Warren. Stojê przy bramce numer osiemnacie; samolot do Ber-
lina, lot numer sto cztery, zacz¹³ ko³owaæ spod tej bramki dwadziecia minut
temu. Czy jest jeszcze na ziemi?
Warren zamilk³.
wietnie! Zawróæcie go do rêkawa. Niech pilot og³osi, ¿e ma jaki
drobny defekt techniczny, którego usuniêcie potrwa kilka minut. Pasa¿erowie
musz¹ wysi¹æ, ale mog¹ zostawiæ baga¿e na pok³adzie.
Od³o¿y³ s³uchawkê.
Samolot ju¿ ko³uje z powrotem do rêkawa. Wszyscy pasa¿erowie wy-
si¹d¹, a my bêdziemy mogli ich wtedy sprawdziæ.
Zwróci³ siê do kobiety w okienku.
Proszê sprawdzaæ wszystkie nazwiska na licie poleci³. Nikogo nie
wolno pani przepuciæ bez odnotowania.
Zrozumia³am.
Czas oczekiwania wykorzystali na z³apanie oddechu. Dino kaza³ Ander-
sonowi sprawdziæ listy pasa¿erów innych lotów do Niemiec.
Modlê siê do Boga, ¿eby oni byli w tym samolocie powiedzia³ Dino,
maszeruj¹c w tê i z powrotem.
Do tej pory Mitteldorfer trzyma³ siê inicja³ów, wiêc czemu mia³by je
teraz zmieniaæ? spyta³ retorycznie Stone.
Mija³y kolejne minuty.
Jest samolot oznajmi³ Warren, wskazuj¹c okno.
Wróci³ Anderson.
Na listach pozosta³ych lotów nie ma nikogo o takich inicja³ach stwier-
dzi³. Jeli to nie on, bêdziemy musieli sprawdziæ wszystkie samoloty miê-
dzynarodowe.
Warren po³¹czy³ siê przez radio.
Baza, mo¿ecie puciæ wszystkie loty do Niemiec z wyj¹tkiem lotu nu-
mer sto cztery. W³anie go sprawdzamy.
Zjawia³o siê coraz wiêcej policjantów; od razu zajmowali miejsca przy
bramkach. Stone i Dino zbli¿yli siê do trapu i stanêli po obu stronach. Ste-
wardessa otworzy³a drzwi samolotu.
Stone zacz¹³ siê wpatrywaæ w twarze wychodz¹cych pasa¿erów. Ode-
tchn¹³ g³êboko; wiedzia³, ¿e musi szukaæ wród m³odych mê¿czyzn z krótko
obciêtymi w³osami oraz tych w rednim wieku. Czu³, ¿e Mitteldorfer jest gdzie
blisko. Stara³ siê znaleæ w twarzach oznaki napiêcia, ale na wiêkszoci wi-
dzia³ tylko zmêczenie i z³oæ. Nagle spostrzeg³ m³odego mê¿czyznê, niskie-
go, barczystego, w lunym czarnym ubraniu. Niestety, ch³opak mia³ d³ugie
w³osy. Odwróci³ obojêtne spojrzenie od Stonea i poszed³ dalej.
233
Stone skierowa³ uwagê na innych pasa¿erów, gdy nagle us³ysza³ za sob¹
przeraliwy kobiecy krzyk i odg³osy szamotaniny. Odwracaj¹c siê, poczu³ sil-
ne uderzenie w lewy bark. W pierwszej chwili zdumia³ siê, ¿e cios sprawi³ tak
wielki ból. Odwróciwszy g³owê, ujrza³ mê¿czyznê w czarnym ubraniu z wy-
soko uniesion¹ piêci¹. Spróbowa³ zas³oniæ siê lew¹ rêk¹, ale nie móg³. To
by³o dziwne. Wydarzenia toczy³y siê jakby w zwolnionym tempie.
Stone widzia³ teraz, ¿e napastnik trzyma w d³oni krótki nó¿ i kieruje go
wprost na jego twarz. Nie zdo³a³ jednak dokoñczyæ ruchu, bo drgn¹³ i zato-
czy³ siê w bok, jakby co targnê³o nim gwa³townie. Z szyi trysnê³a krew. Do-
piero wtedy Stone us³ysza³ wystrza³. Odwróci³ siê. Dino sta³ w pozycji strze-
leckiej z pistoletem w wyci¹gniêtych d³oniach.
Pasa¿erowie podnieli nieopisany krzyk; niektórzy rzucili siê na pod³o-
gê, inni skoczyli przed siebie. Dino z broni¹ w rêku przebi³ siê przez ludzki
g¹szcz do m³odego mê¿czyzny, który skuli³ siê na pod³odze z twarz¹ wykrzy-
wion¹ grymasem. Obok niego, w przejciu miêdzy rzêdami foteli, le¿a³ za-
krwawiony nó¿ kuchenny.
Zabierzcie st¹d tych ludzi! krzykn¹³ Dino do Warrena. I sprowad-
cie lekarza!
Gdy ostatni pasa¿erowie zdo³ali przedrzeæ siê do wyjcia, Dino stan¹³
obok Stonea.
Usi¹d nakaza³.
Co?
Usi¹d na fotelu. Zosta³e pchniêty no¿em. Zdejmij marynarkê.
Stone ci¹gn¹³ marynarkê i zdumia³ siê, widz¹c, ¿e ca³y lewy rêkaw na-
si¹kn¹³ krwi¹. Nie poczu³ uk³ucia no¿em, tylko cios w ramiê.
Sk¹d wzi¹³ nó¿? Jak przedosta³ siê przez wykrywacz metalu?
Z tacy odpar³ Dino. Widzia³em, jak siê na ciebie zamierza, ale nie
mog³em oddaæ strza³u. Zbyt wielu ludzi sta³o miêdzy nami.
Zbli¿y³a siê pierwsza stewardessa.
Wezwalimy pomoc. Przykro mi z powodu no¿a. Kroi³am w³anie cy-
trynê w pierwszej klasie, gdy
To nie pani wina przerwa³ jej Stone. Zwróci³ siê do Dina. Widzia-
³em go, kiedy przechodzi³, ale te w³osy
Dino podszed³ do le¿¹cego mê¿czyzny i poci¹gn¹³ za czuprynê. Peruka
zosta³a mu w rêku. Sprawdzi³ puls.
Nie ¿yje. Czy nie powiedzia³em ci o peruce?
Nie.
Portier zawiadomi³ nas, ¿e Hausman zapuci³ przez noc w³osy. Przepra-
szam, zapomnia³em ciê ostrzec. By³em zajêty prowadzeniem samochodu.
Niewa¿ne odrzek³ Stone s³abym g³osem.
Stewardessa przynios³a czysty rêcznik i przycisnê³a do ramienia rannego.
234
Proszê siê oprzeæ o fotel poleci³a. W ten sposób rêcznik siê nie
wysunie.
Poradzisz sobie? spyta³ Dino. Ja przeszukam kabinê samolotu.
Dobrze.
Dino skin¹³ na Sama Warrena. Ruszyli powoli miêdzy rzêdami foteli,
zagl¹daj¹c wszêdzie, nawet do toalet.
Po chwili Dino wróci³.
Jak siê czujesz?
Jako ¿yjê. Kiedy bêdziemy mogli st¹d pójæ?
Ciebie odstawimy prosto do ambulatorium odpar³ Dino.
Nie chcê jechaæ karetk¹. Ty mnie odwie.
Oczywicie.
Dino zwróci³ siê do stewardessy.
Czy mo¿e pani sprowadziæ dla nas fotel na kó³kach?
Nie potrzebujê fotela zaprotestowa³ Stone. Mogê chodziæ.
Zapomnij o tym. Nie bêdziesz paradowa³ zakrwawiony przez ca³e lot-
nisko.
Z³apa³e Mitteldorfera?
Nigdzie go nie widzia³em odpar³ Dino. Andy i jego ludzie prze-
czesuj¹ w tej chwili poczekalnie i korytarze. Drañ móg³ siê wymkn¹æ w cza-
sie tego zamieszania.
Dwaj mê¿czyni ze s³u¿by ochrony lotniska wynieli na noszach cia³o
Hausmana. Stone i Dino zostali sami na pok³adzie samolotu.
Sied i nie ruszaj siê poleci³ Dino a ja poszukam fotela. Zaraz ciê
st¹d zabierzemy.
Wyszed³; Stone by³ teraz sam w kabinie.
Oprzytomnia³ ju¿ z szoku wywo³anego wiadomoci¹, ¿e zosta³ pchniêty
no¿em. Od tej chwili up³ynê³o dwadziecia minut; teraz tylko krêci³o mu
siê lekko w g³owie. Naciniêciem guzika opuci³ siedzenie fotela, który znaj-
dowa³ siê w koñcowej czêci kabiny pierwszej klasy, i wsun¹³ sobie po-
duszkê pod g³owê. Pomyla³, ¿e przynajmniej odpocznie, zanim go st¹d
zabior¹.
Prawie ju¿ usypia³, kiedy us³ysza³ odg³os przypominaj¹cy chrapanie. Ze
zdziwienia otworzy³ oczy. Jak mo¿e chrapaæ, skoro nawet nie pi? Pochrapy-
wanie nie ustawa³o. Nacisn¹³ guzik i fotel wróci³ do pierwotnej pozycji. Od-
g³os chrapania dochodzi³ gdzie z ty³u.
Stone podniós³ siê na nogi i nas³uchuj¹c, niepewnym krokiem ruszy³ przej-
ciem w stronê ogona samolotu. Chrapanie przybra³o na sile. Dotar³ do klasy
turystycznej, zatrzyma³ siê i spojrza³ w górê. Po lewej stronie, nad siedzenia-
mi znajdowa³ siê obszerny luk. Stone otworzy³ klapê, wyci¹gn¹³ zza pasa
pistolet Dina i cofn¹³ siê o krok.
235
Chrapanie dobiega³o spod p³aszcza upchniêtego w luku. Luf¹ pistoletu
Stone odsun¹³ p³aszcz. Na pó³ce spa³ mê¿czyzna w rednim wieku z siwymi
w³osami i niewielk¹ brod¹. W pierwszej chwili Stone go nie rozpozna³.
Dino wszed³ na pok³ad, popychaj¹c przed sob¹ fotel.
Hej! zawo³a³. Co ty tam robisz? Nie powiniene wstawaæ!
Chod tutaj odrzek³ Stone. I przygotuj kajdanki.
Mitteldorfer poderwa³ siê, obudzony g³osem Stonea. Pozna³ go natych-
miast i wykrzywi³ twarz.
Ty! krzykn¹³ z nienawici¹.
Tak, to ja! odpar³ Stone.
64
B
y³a pierwsza w nocy, kiedy Dino zatrzyma³ samochód przed domem Sto-
nea; pada³ deszcz. W ambulatorium Stone przeszed³ istne piek³o: zrobili mu
znieczulenie miejscowe i zastrzyk przeciwtê¿cowy, zszyli ranê, podali antybioty-
ki, i na koniec wrêczyli buteleczkê rodków przeciwbólowych. Stone d³ugo mu-
sia³ przekonywaæ lekarza, ¿e lepiej bêdzie mu w domu ni¿ w szpitalu.
Dziêki powiedzia³ Stone.
Nie ma za co. By³o po drodze odrzek³ Dino.
Za to, ¿e zastrzeli³e Hausmana. Gdyby nie ty, pewnie oberwa³bym gorzej.
¯a³ujê, ¿e nie mog³em strzeliæ od razu.
To nareszcie koniec, prawda?
Tak, to koniec.
Nie ma ju¿ nikogo, kto chce nas wykoñczyæ?
Dzisiaj mo¿esz spaæ spokojnie odpar³ Dino. Ja zreszt¹ te¿. Mary
Ann i Ben wrócili ju¿ do domu.
Cieszê siê. Wiem, ¿e za nimi têskni³e.
Tak, to prawda. ¯ycie kawalerskie nie jest tak¹ sielank¹, jak siê niejed-
nemu zdaje.
Nie jest te¿ takie straszne. Chyba, ¿e kto próbuje ciê zabiæ.
Co powiesz Eduardowi?
Spróbujê go przekonaæ.
Mo¿e ci siê uda, ale uwa¿aj, ¿eby nie zraniæ uczuæ starego. Sycylijczy-
cy widz¹ obrazê nawet tam, gdzie jej nie ma.
Bêdê go przekonywa³ bardzo ostro¿nie.
Postaraj siê. Jeste moim przyjacielem, ale nie mogê powiedzieæ, ¿e
chcê mieæ w tobie szwagra.
236
Ranisz mnie, Dino.
Dolce te¿ bêdziesz przekonywa³?
Nie jestem pewien, czy z ni¹ mo¿na dyskutowaæ.
A wiêc jednak zaczynasz co kumaæ.
Jestem teraz zbyt zmêczony, ¿eby trzewo myleæ. rodki znieczulaj¹-
ce zaczynaj¹ robiæ swoje. Mam nadziejê, ¿e uda mi siê wdrapaæ na górê,
zanim zasnê.
Chcesz, ¿ebym ci pomóg³?
Nie, dam sobie radê. Stone otworzy³ drzwi wozu i wyszed³ w si¹pi¹-
cy deszcz. Dobranoc, Dino.
Czeæ, stary. Zadzwoniê jutro i opowiem, co zdzia³alimy z Mitteldor-
ferem.
Bêdê czeka³ na telefon.
Stone zatrzasn¹³ drzwi samochodu i powoli wszed³ po schodach. Otworzy³
drzwi wejciowe i wjecha³ wind¹ na piêtro; nie mia³ ochoty zmagaæ siê ze stop-
niami. W g³owie szumia³o mu ju¿ mocno od rodków znieczulaj¹cych.
Zapalone wiat³o w sypialni trochê go zaniepokoi³o. Wsun¹³ siê ostro¿-
nie do pokoju. Dolce spa³a nago w jego ³ó¿ku, czêciowo tylko przykryta
ko³dr¹. Na jej twarzy malowa³ siê wyraz s³odkiej, dzieciêcej niewinnoci.
Stone uwolni³ rêkê z temblaka, rozebra³ siê po cichu, zgasi³ wiat³o i wli-
zn¹³ siê pod ko³drê obok dziewczyny. Dolce poruszy³a siê w mroku i opar³a
d³oñ na jego piersi. Ciemnoæ rozprasza³a tylko s³aba powiata ksiê¿yca w dru-
giej kwadrze, przes³oniêtego do po³owy chmurami.
Wszystko w porz¹dku? spyta³a dziewczyna prawie przez sen.
Tak. Jak wesz³a?
Dolce zmarszczy³a leciutko czo³o.
Przyprowadzi³am twój samochód i otworzy³am drzwi gara¿u pilotem.
Co siê sta³o na lotnisku?
Zaczyna³a siê budziæ, a to nie by³o Stoneowi na rêkê. Pog³adzi³ dziew-
czynê po twarzy; usnê³a.
Jutro ci wszystko opowiem szepn¹³, zamykaj¹c oczy.
Gdyby tylko wiedzia³, co jej powiedzieæ.
237
Podziêkowania
Pragnê podziêkowaæ mojej redaktorce, a zarazem wiceprezesowi wydaw-
nictwa Gladys Justin Carr, jej personelowi, drugiemu redaktorowi Erinowi
Cartwrightowi, asystentce wydawcy Deidre OBrien oraz wszystkim osobom
w wydawnictwie HarperCollins, które w³o¿y³y tyle pracy w to, aby wprowa-
dziæ moje ksi¹¿ki na rynek.
Chcê równie¿ wyraziæ wdziêcznoæ memu agentowi Mortonowi L. Jan-
klowi oraz jego g³ównej asystentce Ann Sibbald, a tak¿e personelowi firmy
Janklow & Nesbit za wytrwa³e kierowanie moj¹ karier¹ pisarsk¹ i przyjañ,
któr¹ mnie darz¹.
Pragnê te¿ podziêkowaæ mojej ¿onie Chris, pierwszej czytelniczce mo-
ich ksi¹¿ek, za ³atanie w nich dziur oraz g³adzenie po ramieniu, dziêki które-
mu znacznie lepiej znoszê siedzenie przy komputerze.
238
Od Autora
Zawsze z przyjemnoci¹ czytam listy od Czytelników, lecz muszê uprze-
dziæ, ¿e te, które s¹ wysy³ane do mnie na adres wydawcy, wêdruj¹ od trzech
do szeciu miesiêcy, a kiedy ju¿ docieraj¹, jest ich tak wiele, ¿e nie na wszyst-
kie udaje mi siê odpowiedzieæ.
Jeli jednak posiadacie, drodzy Czytelnicy, dostêp do Internetu, mo¿ecie
odwiedziæ moj¹ stronê. Oto jej adres: www.stuartwoods.com. Mo¿na tam
wysy³aæ pocztê elektroniczn¹. Jak dot¹d udawa³o mi siê odpowiedzieæ na
wszystkie listy.
Jeli kto napisa³ do mnie e-mail i nie otrzyma³ odpowiedzi, sta³o siê tak
dlatego, ¿e znalaz³ siê wród zatrwa¿aj¹cej liczby osób, które:
1. Nie znaj¹ swojego internetowego adresu zwrotnego.
2. Nie potrafi¹ go poprawnie zapisaæ.
3. Nie posiadaj¹ takowego.
Jeli nie macie komputera, mo¿ecie wysy³aæ do mnie e-maile z bibliotek,
sklepów, komputerów swoich dzieci lub przyjació³.
Zapamiêtajcie wiêc, drodzy Czytelnicy: e-mail odpowied; list nade-
s³any poczt¹ brak odpowiedzi.
Ci, którzy chc¹ wskazaæ b³êdy drukarskie i redaktorskie w moich ksi¹¿-
kach, powinni kontaktowaæ siê z wydawnictwem HarperCollins Publishers,
10 East 53
rd
Street, Nowy Jork, NY 10022-5299.
Za te przedsiêbiorcze i ambitne osoby, które pragn¹ wykupiæ prawa au-
torskie teatralne, filmowe i telewizyjne do moich utworów, powinny zwra-
caæ siê do Matthew Snydera z firmy Creative Artists Agency, 9830 Wilshire
Boulevard, Beverly Hills, CA 90-212-1825.
239
Ci natomiast, którzy zainteresowani s¹ wspó³prac¹ literack¹, mog¹ kon-
taktowaæ siê z Anne Sibbald z firmy Janklow & Nesbit, 598 Madison Ave-
nue, Nowy Jork, NY 10022.
Jeli chcecie, abym przyjecha³ podpisaæ egzemplarze moich ksi¹¿ek, pro-
szê zwróciæ siê do swojego ksiêgarza o skontaktowanie siê z przedstawicie-
lem wydawnictwa HarperCollins.
Jeli kto ma ochotê wzi¹æ udzia³ w moich spotkaniach z Czytelnikami,
ich program mo¿na znaleæ na stronie internetowej.
Wszystkie moje powieci nadal s¹ w druku w miêkkiej oprawie i mo¿na
je zamówiæ w ksiêgarni. Jeli interesuje Pañstwa nabycie egzemplarzy w twar-
dej oprawie moich wczeniejszych powieci b¹d ksi¹¿ek niebeletrystycz-
nych, proszê zwracaæ siê do dobrych antykwariatów, których w³aciciele s¹
w stanie przeprowadziæ poszukiwania na terenie ca³ego kraju.