KATARZYNA LEDWOŃ
COŚ SIĘ KOŃCZY
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2014
Redakcja i korekta zespół RW2010
Copyright © Katarzyna Ledwoń 2014
Okładka Copyright © Mateo 2014
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Zapraszamy do naszego serwisu:
Utwór bezpłatny,
z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,
bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
D
ruga połowa pamiętnego roku była dla mnie fatalna. Dla niepoznaki zaczęła się
doskonale, udało mi się zakończyć drugą klasę z wynikiem pozwalającym przejście
do następnej, maturalnej. W wakacje spotkałam swoją pierwszą wielką miłość,
Pawła. Był kilka lat ode mnie starszy, miał swoje mieszkanie, pracował. Tak zawrócił
mi w głowie, że wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam razem z nim. Nie mogło
być zresztą inaczej, skoro wybrał właśnie mnie, a nie Kaśkę, moją koleżankę z klasy.
Ona się oczywiście podle zemściła...
Pewnego dnia nasza wuefistka, Piękna Becia, znalazła przed lekcją w szatni
dziewczyn torebkę z marihuaną.
– No, panienki, doigrałyście się – zawołała z satysfakcją, patrząc wtedy na jej
minę, zastanawiałam się, skąd w tej ładnej, stosunkowo młodej kobiecie tyle
wysokogatunkowej nienawiści do nas, nieogarniętych siks z pryszczami i tonami
kompleksów. – Już teraz wiem, skąd te wasze niby niedyspozycje: bolące główki,
okresiki, słabe żołądki, zwolnienia lekarskie! Co, może to jest lekarstwo?! Słucham?!
Żadna z nas nie odważyła się pisnąć.
– W takim razie mam dla was propozycję nie do odrzucenia. Będziecie biegać,
aż dowiem się, czyje to jest. Nie myślcie, że nabiorę się na wymioty czy omdlenia.
Te, które nie mają ochoty albo nie wytrzymają, dostaną pały na półrocze, chyba, że
zmądrzejecie…
– A jak ktoś nie ma stroju? – zapytała cichutko bardzo blada Ania, której chyba
nikt jeszcze nie widział ćwiczącej.
Piękna Becia uśmiechnęła się szeroko, ale nie był to przyjazny uśmiech.
– O, to żaden problem, kochanie, możesz biegać na golasa! A jak wyhodujesz
sobie pióra, to możesz nawet fruwać!
Zduszony śmiech przeszedł po sali, mimo grozy sytuacji.
Wtedy nieoczekiwanie odezwała się Kaśka.
– To Lilki. Ona spotyka się z takim pokręconym kolesiem. Od niego pewnie
dostała w prezencie...
3
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
Ja – wtedy wielce zakochana – miałam słabą orientację w otoczeniu, ale byłam
całkowicie pewna, że to nie moja marihuana, i w tamtym momencie rękę dałabym
sobie uciąć, że mój chłopak nie mógłby mi zrobić czegoś takiego. Ponadto
widziałam, jak paczuszka wypadła z jej torby. Ale Kaśka ma ustosunkowanych i
bogatych rodziców…
Nikogo nie interesowało, co wiem; obowiązującą stała się jedna wersja.
Dyrektorka, do której zostałam zawleczona przez Piękną Becię, stwierdziła w swej
łaskawości, że tylko wyjątkowa wyrozumiałość pozwala jej potraktować pobłażliwie
taką przestępczą kreaturę jak ja, w tak poważnej sprawie.
– Powinnaś się, dziecko, cieszyć – wysączyła przez swój złożony w ciup
dzióbek – bo wydalenie ze szkoły w twojej sytuacji to w sumie szczęście, a tak
naprawdę konsekwencje powinny być dużo poważniejsze.
Jakby tego było mało, okazało się, że czeka mnie kolejna atrakcja. Tym razem
związana z Pawłem. Zawsze miał pieniądze i mówił, że chodzi do pracy, ale co robił,
gdzie i z kim, tego już nie, a mnie to jakoś szczególnie nie interesowało. Po prostu
byłam dumna, że jest taki zaradny.
I policja wybrała sobie właśnie ten, a nie inny moment, żeby dobrać mu się do
tyłka i go aresztować, w dodatku akurat w czasie aktu pocieszania. Po tym
wstrząsającym doświadczeniu całkowicie straciłam ochotę do wszelkich wygłupów,
samodzielności i w ogóle wszystkiego. Właściwa optyka życiowa, która mi nagle
wróciła, nakazała powrót do domu.
Miałam klucze, jednak bałam się ich użyć, bo nie wiedziałam, jak mama
zareaguje na mój widok.
– Dzisiaj są schabowe, a jutro liczę na ogórkową. Najbardziej lubię twoją –
powiedziała jak gdyby nigdy nic, kiedy zobaczyła, że siedzę na schodach.
Kochana mama ucieszyła się z powrotu córki marnotrawnej i nie robiła mi
żadnych wyrzutów, przeciwnie, okazała się cudownie wyrozumiała. Niestety wcale
nie poczułam się przez to lepiej. Kiedy usłyszała, jakich narobiłam głupot, złapała się
4
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
za głowę, ale też zaczęła mnie zaraz przekonywać, że nie jestem jeszcze na dnie i że
na wszystko znajdzie się rada. Namówiła mnie do złożenia papierów do szkoły
wieczorowej; gorzej, że aby nie stracić całego roku, musiałam odwiedzić dawne
liceum, bo konieczne były jakieś zaświadczenia i bieżące oceny.
Na przeprawę do byłej już szkole wybrałam w poniedziałek. Na samą myśl o
tym, że znowu znajdę się w tych starych, zimnych murach, w budynku kojarzącym
się najbardziej z mauzoleum, że będę musiała przejść te długie korytarze, odstać
swoje pod sekretariatem i pokojem nauczycielskim, a potem upraszać się o swoje –
robiło mi się słabo. Pewnie jeszcze trafi się przerwa i spotkam koleżanki i kolegów z
klasy. Brr... Jednak byłam zdecydowana wytrzymać te męki, bo miałam silne
postanowienie, że mimo wszystko skończę szkołę i zdam maturę.
Los najwyraźniej zmiękł, bo jakimś cudem załatwiłam wszystko za pierwszym
razem. Czułam wielką ulgę i jeszcze większą radość, tak wielką, że chciało mi się
tańczyć i śpiewać. I oceny z tego roku też miałam całkiem niezłe. Tak sobie szłam z
głową w chmurach i czuła się niemal szczęśliwa. Nie byłam na tyle głupia, żeby
wywalenie ze szkoły w klasie maturalnej traktować jako życiowy sukces, ale tego
nadętego liceum nie lubiłam nigdy. Kto wie, może mama ma rację i to nie koniec
świata.
Tak sobie rozmyślając, wędrowałam, kiedy jeden z samochodów
zaparkowanych wzdłuż chodnika nagle ruszył – niestety wprost na mnie.
Uskoczyłam w bok, ale i tak zdążył mnie uderzyć, a teczka z dokumentami
wylądowała w jednej jedynej na całej ulicy kałuży, sprasowana kołem samochodu.
To było ponad moje nadwątlone już mocno siły. Usiadłam na krawężniku i się
rozpłakałam.
Kierowca nieśpiesznie wysiadł, wzrok miał totalnie błędny. Popatrzył na mnie,
na samochód, znowu na mnie i znowu na samochód, a potem ciężko usiadł obok
mnie i ukrył twarz w dłoniach.
5
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
– Na wielkie nieszczęście potrzebne jest jeszcze większe... Coś panią boli? –
zapytał po krótkiej chwili. – Może podjedziemy do szpitala?
– Nie trzeba – odburknęłam. – Nic się nie stało.
– Może coś na uspokojenie pani potrzebuje, nie byłem nigdy w sytuacji
poszkodowanego, lecz wydaje mi się, że to ogromny szok.
Rozpłakałam się jeszcze mocniej.
– Zniszczył mi pan życie! – załkałam melodramatycznie.
Spojrzał na mnie przerażony.
– Jak w takim razie mogę naprawić to, co zepsułem?
W tym momencie się zdenerwowałam. Czy ten człowiek naprawdę jest ślepy?!
– Niech pan zabierze to cholerne koło z teczki z oryginałami moich
dokumentów, które jutro mam złożyć w nowej szkole!
Chyba dopiero teraz zobaczył, co się stało. Błyskawicznie poderwał się do góry.
– Rzeczywiście, tak mi się wydawało, że na coś najechałem, byłem pewien, że
to pani!
Szybko wycofał samochód i podniósł teczkę, ale mi jej nie oddał, tylko wrzucił
do samochodu.
– Proszę, niech pani wsiada – zawołał, otwierając drzwi od strony pasażera.
Normalnie zastanowiłabym się dobrze, czy skorzystać z zaproszenia w takiej
sytuacji, teraz nie było czasu na rozmyślania. Powoli zaczynaliśmy stawać się
obiektem zainteresowania całkiem sporej grupy ludzi, bo właśnie zaczęła się
przerwa, a że dochodziła pierwsza, wielu uczniów i nauczycieli człapało już do
domów. Gdyby nasze krawężnikowe posiedzenie trwało jeszcze dłużej, to zrobiłoby
się koło nas pokaźne zbiegowisko. Chciałam tego uniknąć i wskoczyłam szybko do
środka, a on ruszył, tym razem nikogo nie potrącając. Przejechał kilkadziesiąt
metrów i zaparkował przed hotelem.
6
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
– Mam na imię Janek i zapraszam panią na obiad, ale w pierwszej kolejności
zajmiemy się tą drogocenną teczką. Cała nie zdążyła przemoknąć, więc istnieje
szansa, że co nieco uda się uratować.
Ujęłam jego wyciągniętą dłoń, a raczej łapę – była wielgaśna jak rękawica do
bejsbola – i poczułam mocny, energiczny uścisk.
– Liliana – odpowiedziałam trochę zawstydzona.
Wziął głęboki wdech, po czym głośno wypuścił powietrze.
– Piękne masz imię, dziewczyno. Nawet nie wiesz, Liluś, jak się cieszę, że nie
zrobiłem ci krzywdy.
– Nie wiem, kto się tu bardziej cieszy – wysiliłam się na dowcip.
Papierów nie było dużo, porozkładaliśmy je starannie na siedzeniach
samochodu, na szczęście rzeczywiście zamokły w niewielkim stopniu i to głównie
przy brzegach.
Obiad był doskonały, zjedliśmy go w hotelowej restauracji. I dobrze mi się
rozmawiało z Jankiem, chociaż czasem sprawiał wrażenie smutnego i jakby
nieobecnego. Czułam, że to nie z powodu wypadku, ale nie chciałam być nachalna i
dopytywać się o przyczyny; w końcu prawie go nie znałam.
Na obiedzie jednak się nie skończyło, bo Janek zaproponował jeszcze spacer.
Ucieszyłam się, bo naprawdę świetnie czułam się w jego towarzystwie. Poszliśmy do
pobliskiego parku, gdzie jak księdzu na spowiedzi opowiedziałam mu o sobie, o tym,
że wychowuje mnie mama, bo ojciec nas dawno temu zostawił; nie pominęłam też
swoich obecnych kłopotów, sporo czasu poświęcając Pięknej Beci. Wiadomo, łatwiej
jest mówić o takich paskudnych sprawach z kimś obcym. To było prawdziwe
katharsis i zdecydowanie rozjaśniło mi w głowie.
Janek też nie unikał zwierzeń. Okazał się człowiekiem z kompletnie innej bajki:
pracowity, stateczny, starszy ode mnie dziesięć lat, uporządkowany do bólu,
spokojny i dosyć majętny. Miał własną firmę wytwarzającą... schody.
– Schody? Jakie...?
7
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
– Wszelakie. Spiralne, proste, do wyboru do koloru, nasz klient nasz pan. –
Roześmiał się wesoło i na krótko zatroskanie zniknęło z jego twarzy, szybko jednak
wróciło.
– Wiesz, Liluś – powiedział cicho – zamiast ciebie miał tu być ktoś mi bliski,
ale... nie wyszło.
Nic więcej nie wyjawił.
Następnego dnia do drzwi naszego mieszkania ktoś zadzwonił. Przed drzwiami
stał kurier z największym bukietem, jaki w życiu widziałam. Do wiechcia dołączono
dziwną karteczkę. Jej treść można było zrozumieć różnie. „Liluś, czasem gdy świat
się kończy, okazuje się, że tak naprawdę wszystko dopiero się zaczyna”. Uznałam, że
mówi o mojej szkole. Fakt, zostałam przyjęta bez większych perturbacji.
Byłam przekonana, że na tym koniec mojej znajomości z Jankiem. Smutno mi
się zrobiło, jakbym straciła jakąś życiową szansę – na przykład na... miłość życia. No
ale patrząc obiektywnie i rozsądnie, jakim cudem tak fajny facet miałby zakochać się
w kimś takim jak ja? I to jeszcze po tym wszystkim, czego się o mnie dowiedział.
Nie wspominając o owej bliskiej osobie; pewnie miał dziewczynę. Jednak rozsądek
nie pomagał w wygonieniu Janka z głowy i serca.
Parę dni później znowu rozległ się naglący dzwonek przy drzwiach.
Pomyślałam, że to może on – bo wciąż o nim myślałam – i czym prędzej
otworzyłam, nie patrząc nawet przez wizjer. I błąd. Zanim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć, coś przypominającego tajfun wmiotło mnie z powrotem do przedpokoju.
Drzwi się zatrzasnęły i stanęłam oko w oko z rozwścieczoną furią, czyli wkurzoną
Piękną Becią.
Wyglądało na to, że wuefistka jest w nastroju konfrontacyjnym. W starciu z nią
nie miałabym najmniejszych szans, bo była ode mnie wyższa o głowę, o niebo lepiej
umięśniona, no i wściekła jak stado os.
– Co ty sobie, gówniaro, wyobrażasz? – wysyczała na powitanie. – Zemsty ci się
zachciało?!
8
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
Zatkało mnie, więc milczałam.
– Nie myśl, że tak po prostu pozwolę odebrać sobie narzeczonego!
A teraz zamurowało mnie na amen. Jednocześnie zaczęłam się bać, bo Becia,
wykorzystując swą fizyczną przewagę, nacierała na mnie. Cofałam się, intensywnie
kombinując, jak by tu uciec z jej łap. Niestety nie było dokąd, drogę do drzwi
wyjściowych zagradzała ona, okna też odpadały, bo nasze mieszkanie znajdowało się
na czwartym piętrze. Jeszcze gdybym widziała, o co tej szalonej babie chodzi... Jaka
zemsta, jaki narzeczony?
Nagle się zatrzymała, zerknęła w bok i wlazła do mojego pokoju.
– To od niego? On daje takie romantyczne wiechcie! – syknęła, potrząsając
bukietem lekko już zwiędniętych kwiatów. Spojrzała na karteczkę i spurpurowiała
jeszcze bardziej. – Nie myśl, że pozwolę takiemu zeru sprzątnąć sobie sprzed nosa
świetną partię! Nie wierzę w te brednie o nowym początku, podobnie jak w miłość od
pierwszego wejrzenia. Jeden błąd nie przekreśli obiecująco zapowiadającego się
związku. Słyszysz... Liluś! – rzuciła z przygniatającą pogardę. Ale nie dlatego serce
skoczyło mi do gardła. Czyżby zdarzył się cud ? Pozwoliłam sobie na nadzieję...
Piękna Becie dostrzegła ją w moich oczach.
– Nie waż się kombinować! – warknęła. – Jak znam Janka, nawet cię nie
pocałował, skoro wciąż był oficjalnie związany ze mną. Stara szkoła. Relikt,
wymierający gatunek. Ale jest mój. I wara ci od niego, smarkulo!
Może gdyby z tej złości się nie wygadała, ustąpiłabym pola, ale nagle poczułam
w sobie siłę do walki. Czy raczej ucieczki.
– Odczep się, ty pomylona babo! – krzyknęłam i wykorzystując wolną drogę,
wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową, trafiając wprost w ramiona Janka.
Na jego widok Piękna Becia oszalała do reszty: cisnęła moim bukietem o ziemię
i zaczęła po nim skakać. Janek podszedł do niej i coś cicho powiedział. Podziałało,
bo wyszła z nim bez protestów. Dzielny rycerz obłaskawił smoka. I co teraz? Byłam
9
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
w takim szoku, że nawet na nadzieję nie miałam już siły. Po prostu wlazłam pod koc,
chowając się przed złym światem.
Po godzinie znowu odezwał się dzwonek przy drzwiach. Tym razem byłam
ostrożniejsza i wyjrzałam przez wizjer. Janek!
– Przepraszam – powiedział od progu. – Jak się domyśliłaś, to z Beatą miałem
wtedy iść na obiad, taką niespodziankę sobie wymyśliłem, że odbiorę ją prosto po
pracy. Głupi byłem...
– Coś poszło nie tak?
– Kiedy przyłapujesz przyszłą żonę, jak w kanciapie wuefistów obściskuje się z
jakimś kolesiem w dresie, wszystko jest nie tak. Ale nie ma tego złego... Widać głupi
ma szczęście, trafiłem na ciebie... – powiedział, patrząc na mnie tak, że moje serce
stopniało jak ser na grzance.
Zaprosiłam go do środka, bo jeszcze chwila takich wyznań i rzuciłabym się na
niego na klatce. Sąsiedzi mieliby o czym plotkować miesiącami.
– I co teraz? – spytałam.
– Będzie ślub – odparł Janek z uśmiechem.
Więc jednak. Dżentelmen, niech go szlag! Obiecał, to się ożeni. Babsko go
zdradziło, ale on się wzniesie ponad to i wybaczy. Zrobiło mi się ciemno przed
oczami, nogi odmówiły posłuszeństwa. Zaczęłam szukać oparcia, żeby się nie
przewrócić. Ściana była zbyt daleko. Jego ramiona – bliżej. Objął mnie i szepnął:
– Ale nim się oświadczę, najpierw muszę coś sprawdzić...
A potem mnie pocałował. Jak było? Tego się nie da opisać. Powiem tylko:
ojejku...
– Zatem ślub może być w przyszłym roku – wyszeptał z niejakim trudem po
długiej, długiej chwili. – Pod warunkiem, że się postarasz i zdasz maturę.
Mogę powiedzieć jedno: postarałam się.
10
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
Oficyna wydawnicza RW2010 proponuje:
Aneta Rzepka: Sonata o marzeniach
Znajdę cię w wielkim mieście, wśród zwykłych zmagań...
Czasem nawet porządna, miła, dobra dziewczyna zrobi coś niemądrego.
Natalia Klimek wraca wzburzona z wywiadówki. Nauczycielka
poinformowała ją, że jej córka, klasowy skarbnik, przywłaszczyła sobie
pieniądze, wpłacone przez kolegów na ubezpieczenie. Natalia nie wierzy,
nie mieści jej się to w głowie, ale... Iza przyznaje się do kradzieży.
Zarazem odmawia odpowiedzi na pytanie, dlaczego to zrobiła. Co się za
tym wszystkim kryje? Jaką rolę odegrała w całej sprawie kapryśna
Dominika? Czy pomoże kuzynce pozbyć się etykietki złodziejki?
Zwłaszcza że Izie tak bardzo zależy na dobrej opinii w oczach Łukasza...
Izę i Dominikę dzieli bardzo wiele. Jedna jest osobą życzliwą, otwartą na świat, potrafiącą czerpać
radość z małych rzeczy. Druga to egoistka, która lubi błyszczeć i nie zważa, kogo zrani w drodze do
celu. A jednak obie szukają w życiu tego samego: miłości, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa;
obie wierzą w spełnienie marzeń, nawet jeśli się z tym nie zdradzają.
Aneta Rzepka: Magia kasztana
Nie wierzysz w talizmany? Nie musisz. Wystarczy, że pozwolisz działać
magii...
Po śmierci rodziców życie Kamili całkowicie się zmienia. Musi opuścić
dom, przyjaciół, ukochaną wieś i przeprowadzić się do stolicy, by
zamieszkać z ciotką, której nie zna. Ma nadzieję, że kiedyś wróci do
domu, ale świat pędzi do przodu, pozbawiając ją złudzeń.
W pokonywaniu codziennych trudności pomaga jej... kasztan i uczucie
do chłopaka o kasztanowych oczach.
Małgosia jest realistką twardo stąpającą po ziemi. Kocha, mocno
i szczerze, niestety bez wzajemności. A układ koleżeński to dla niej za
mało. Próbując uciec przed uczuciem, pakuje się w spore kłopoty. Ofiarowany przez przyjaciółkę
kasztan budzi uśmiech niedowierzania, lecz wbrew rozsądkowi przyjmuje talizman, bo kto wie...
„Magia kasztana” to powieść o codzienności, w którą wplątała się czarodziejska nić nadziei...
11
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
Edward Zyman: Gdy krzywe jest proste
W życiu jak matematyce: jeżeli idzie za łatwo, zapewne robisz coś
źle.
Siedemnastoletnia Caroline Prajs urodziła się w Kanadzie. W wieku
dwunastu lat wyjechała wraz z rodzicami do Polski. Jest więc dość
rzadkim przypadkiem emigrantki, której sytuacja stanowi odwrócenie
losów znacznej części współczesnej polskiej młodzieży. „Gdy krzywe
jest proste” to wartka, pełna uroku, humoru i wzruszeń opowieść
o relacjach rodzinnych młodej bohaterki i jej trudnej adaptacji do
odmiennych warunków i nowego środowiska.
Żywa narracja i dowcipne dialogi wprowadzają czytelnika w świat
życiowych problemów nastolatków oraz niełatwe dylematy ich pierwszych młodzieńczych miłości.
Joanna Łukowska: Wybory
Gdy dorastasz, rodzice wciąż traktują cię jak dziecko, zarazem każą
ci podejmować życiowe decyzje.
„Wybory” to zbiór siedmiu pełnych ciepła i humoru nowelek,
opowiadających o dorastaniu, przyjaźni, miłości i podejmowaniu decyzji:
tych błahych i tych na całe życie. Coś dla młodszych i starszych, dla
dziewcząt i chłopaków, dla wszystkich, którzy nie wstydzą się swoich
uczuć.
Tytułowe „Wybory” to historia rozgrywki między prymuską Zosią
a nonszalanckim Antkiem Romanem, dwojga imion, z których jedno jest
nazwiskiem. Oboje, nieco wbrew sobie, zostają wmanewrowani
w wybory na przewodniczącego samorządu szkolnego. Kto wygra? A może inne wybory okażą się
dużo ważniejsze
…
Kolejne opowiadania o znamiennych tytułach zapewnią czytelnikom wiele emocji i zaskakujących
point: „Pyzo, wróć”, „Dziennik, pryszcze i cudze sekrety”, „Działka, moja zmora”, „Wakacje
w siodle”, „Korepetycje z przyjaźni”, „Smok i dziewica”.
12
Katarzyna Ledwoń
R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary
Joanna Łukowska: Państwo Tamickie
Kraina niezwyczajnej codzienności
Powieść obyczajowa w dwudziestu epizodach, które łączy para
bohaterów – młode małżeństwo, wchodzące w dorosłe życie na
przełomie lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Zaczyna się od „ślubu
z rozsądku”, czyli... dla mieszkania. Takie były czasy, że osobie
samotnej przysługiwała zaledwie kawalerka, a małżeństwu „aż” M3.
Sporo humoru w codzienności, czasem zaskakujący finał, trochę
wzruszeń i smutku, trochę grozy, odrobina magii... Jak to w życiu.
Bohaterami są ludzie, duzi i mali, zwierzęta, duchy oraz święci. Książka,
która bawi, wzrusza i pokrzepia. To patchworkowa opowieść, w której
kolejne rozdziały są jak kolorowe kawałki kołdry – każdy inny, ale razem tworzą zgrabną i ciepłą
całość.
13