cos sie konczy rw2010 cda

background image
background image

KATARZYNA LEDWOŃ

COŚ SIĘ KOŃCZY

Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2014

Redakcja i korekta zespół RW2010

Copyright © Katarzyna Ledwoń 2014

Okładka Copyright © Mateo 2014

Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.

Dział handlowy:

www.marketing@rw2010

Zapraszamy do naszego serwisu:

www.rw2010.p

Utwór bezpłatny,

z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,

bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

D

ruga połowa pamiętnego roku była dla mnie fatalna. Dla niepoznaki zaczęła się

doskonale, udało mi się zakończyć drugą klasę z wynikiem pozwalającym przejście

do następnej, maturalnej. W wakacje spotkałam swoją pierwszą wielką miłość,

Pawła. Był kilka lat ode mnie starszy, miał swoje mieszkanie, pracował. Tak zawrócił

mi w głowie, że wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam razem z nim. Nie mogło

być zresztą inaczej, skoro wybrał właśnie mnie, a nie Kaśkę, moją koleżankę z klasy.

Ona się oczywiście podle zemściła...

Pewnego dnia nasza wuefistka, Piękna Becia, znalazła przed lekcją w szatni

dziewczyn torebkę z marihuaną.

– No, panienki, doigrałyście się – zawołała z satysfakcją, patrząc wtedy na jej

minę, zastanawiałam się, skąd w tej ładnej, stosunkowo młodej kobiecie tyle

wysokogatunkowej nienawiści do nas, nieogarniętych siks z pryszczami i tonami

kompleksów. – Już teraz wiem, skąd te wasze niby niedyspozycje: bolące główki,

okresiki, słabe żołądki, zwolnienia lekarskie! Co, może to jest lekarstwo?! Słucham?!

Żadna z nas nie odważyła się pisnąć.

– W takim razie mam dla was propozycję nie do odrzucenia. Będziecie biegać,

aż dowiem się, czyje to jest. Nie myślcie, że nabiorę się na wymioty czy omdlenia.

Te, które nie mają ochoty albo nie wytrzymają, dostaną pały na półrocze, chyba, że

zmądrzejecie…

– A jak ktoś nie ma stroju? – zapytała cichutko bardzo blada Ania, której chyba

nikt jeszcze nie widział ćwiczącej.

Piękna Becia uśmiechnęła się szeroko, ale nie był to przyjazny uśmiech.

– O, to żaden problem, kochanie, możesz biegać na golasa! A jak wyhodujesz

sobie pióra, to możesz nawet fruwać!

Zduszony śmiech przeszedł po sali, mimo grozy sytuacji.

Wtedy nieoczekiwanie odezwała się Kaśka.

– To Lilki. Ona spotyka się z takim pokręconym kolesiem. Od niego pewnie

dostała w prezencie...

3

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

Ja – wtedy wielce zakochana – miałam słabą orientację w otoczeniu, ale byłam

całkowicie pewna, że to nie moja marihuana, i w tamtym momencie rękę dałabym

sobie uciąć, że mój chłopak nie mógłby mi zrobić czegoś takiego. Ponadto

widziałam, jak paczuszka wypadła z jej torby. Ale Kaśka ma ustosunkowanych i

bogatych rodziców…

Nikogo nie interesowało, co wiem; obowiązującą stała się jedna wersja.

Dyrektorka, do której zostałam zawleczona przez Piękną Becię, stwierdziła w swej

łaskawości, że tylko wyjątkowa wyrozumiałość pozwala jej potraktować pobłażliwie

taką przestępczą kreaturę jak ja, w tak poważnej sprawie.

– Powinnaś się, dziecko, cieszyć – wysączyła przez swój złożony w ciup

dzióbek – bo wydalenie ze szkoły w twojej sytuacji to w sumie szczęście, a tak

naprawdę konsekwencje powinny być dużo poważniejsze.

Jakby tego było mało, okazało się, że czeka mnie kolejna atrakcja. Tym razem

związana z Pawłem. Zawsze miał pieniądze i mówił, że chodzi do pracy, ale co robił,

gdzie i z kim, tego już nie, a mnie to jakoś szczególnie nie interesowało. Po prostu

byłam dumna, że jest taki zaradny.

I policja wybrała sobie właśnie ten, a nie inny moment, żeby dobrać mu się do

tyłka i go aresztować, w dodatku akurat w czasie aktu pocieszania. Po tym

wstrząsającym doświadczeniu całkowicie straciłam ochotę do wszelkich wygłupów,

samodzielności i w ogóle wszystkiego. Właściwa optyka życiowa, która mi nagle

wróciła, nakazała powrót do domu.

Miałam klucze, jednak bałam się ich użyć, bo nie wiedziałam, jak mama

zareaguje na mój widok.

– Dzisiaj są schabowe, a jutro liczę na ogórkową. Najbardziej lubię twoją –

powiedziała jak gdyby nigdy nic, kiedy zobaczyła, że siedzę na schodach.

Kochana mama ucieszyła się z powrotu córki marnotrawnej i nie robiła mi

żadnych wyrzutów, przeciwnie, okazała się cudownie wyrozumiała. Niestety wcale

nie poczułam się przez to lepiej. Kiedy usłyszała, jakich narobiłam głupot, złapała się

4

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

za głowę, ale też zaczęła mnie zaraz przekonywać, że nie jestem jeszcze na dnie i że

na wszystko znajdzie się rada. Namówiła mnie do złożenia papierów do szkoły

wieczorowej; gorzej, że aby nie stracić całego roku, musiałam odwiedzić dawne

liceum, bo konieczne były jakieś zaświadczenia i bieżące oceny.

Na przeprawę do byłej już szkole wybrałam w poniedziałek. Na samą myśl o

tym, że znowu znajdę się w tych starych, zimnych murach, w budynku kojarzącym

się najbardziej z mauzoleum, że będę musiała przejść te długie korytarze, odstać

swoje pod sekretariatem i pokojem nauczycielskim, a potem upraszać się o swoje –

robiło mi się słabo. Pewnie jeszcze trafi się przerwa i spotkam koleżanki i kolegów z

klasy. Brr... Jednak byłam zdecydowana wytrzymać te męki, bo miałam silne

postanowienie, że mimo wszystko skończę szkołę i zdam maturę.

Los najwyraźniej zmiękł, bo jakimś cudem załatwiłam wszystko za pierwszym

razem. Czułam wielką ulgę i jeszcze większą radość, tak wielką, że chciało mi się

tańczyć i śpiewać. I oceny z tego roku też miałam całkiem niezłe. Tak sobie szłam z

głową w chmurach i czuła się niemal szczęśliwa. Nie byłam na tyle głupia, żeby

wywalenie ze szkoły w klasie maturalnej traktować jako życiowy sukces, ale tego

nadętego liceum nie lubiłam nigdy. Kto wie, może mama ma rację i to nie koniec

świata.

Tak sobie rozmyślając, wędrowałam, kiedy jeden z samochodów

zaparkowanych wzdłuż chodnika nagle ruszył – niestety wprost na mnie.

Uskoczyłam w bok, ale i tak zdążył mnie uderzyć, a teczka z dokumentami

wylądowała w jednej jedynej na całej ulicy kałuży, sprasowana kołem samochodu.

To było ponad moje nadwątlone już mocno siły. Usiadłam na krawężniku i się

rozpłakałam.

Kierowca nieśpiesznie wysiadł, wzrok miał totalnie błędny. Popatrzył na mnie,

na samochód, znowu na mnie i znowu na samochód, a potem ciężko usiadł obok

mnie i ukrył twarz w dłoniach.

5

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

– Na wielkie nieszczęście potrzebne jest jeszcze większe... Coś panią boli? –

zapytał po krótkiej chwili. – Może podjedziemy do szpitala?

– Nie trzeba – odburknęłam. – Nic się nie stało.

– Może coś na uspokojenie pani potrzebuje, nie byłem nigdy w sytuacji

poszkodowanego, lecz wydaje mi się, że to ogromny szok.

Rozpłakałam się jeszcze mocniej.

– Zniszczył mi pan życie! – załkałam melodramatycznie.

Spojrzał na mnie przerażony.

– Jak w takim razie mogę naprawić to, co zepsułem?

W tym momencie się zdenerwowałam. Czy ten człowiek naprawdę jest ślepy?!

– Niech pan zabierze to cholerne koło z teczki z oryginałami moich

dokumentów, które jutro mam złożyć w nowej szkole!

Chyba dopiero teraz zobaczył, co się stało. Błyskawicznie poderwał się do góry.

– Rzeczywiście, tak mi się wydawało, że na coś najechałem, byłem pewien, że

to pani!

Szybko wycofał samochód i podniósł teczkę, ale mi jej nie oddał, tylko wrzucił

do samochodu.

– Proszę, niech pani wsiada – zawołał, otwierając drzwi od strony pasażera.

Normalnie zastanowiłabym się dobrze, czy skorzystać z zaproszenia w takiej

sytuacji, teraz nie było czasu na rozmyślania. Powoli zaczynaliśmy stawać się

obiektem zainteresowania całkiem sporej grupy ludzi, bo właśnie zaczęła się

przerwa, a że dochodziła pierwsza, wielu uczniów i nauczycieli człapało już do

domów. Gdyby nasze krawężnikowe posiedzenie trwało jeszcze dłużej, to zrobiłoby

się koło nas pokaźne zbiegowisko. Chciałam tego uniknąć i wskoczyłam szybko do

środka, a on ruszył, tym razem nikogo nie potrącając. Przejechał kilkadziesiąt

metrów i zaparkował przed hotelem.

6

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

– Mam na imię Janek i zapraszam panią na obiad, ale w pierwszej kolejności

zajmiemy się tą drogocenną teczką. Cała nie zdążyła przemoknąć, więc istnieje

szansa, że co nieco uda się uratować.

Ujęłam jego wyciągniętą dłoń, a raczej łapę – była wielgaśna jak rękawica do

bejsbola – i poczułam mocny, energiczny uścisk.

– Liliana – odpowiedziałam trochę zawstydzona.

Wziął głęboki wdech, po czym głośno wypuścił powietrze.

– Piękne masz imię, dziewczyno. Nawet nie wiesz, Liluś, jak się cieszę, że nie

zrobiłem ci krzywdy.

– Nie wiem, kto się tu bardziej cieszy – wysiliłam się na dowcip.

Papierów nie było dużo, porozkładaliśmy je starannie na siedzeniach

samochodu, na szczęście rzeczywiście zamokły w niewielkim stopniu i to głównie

przy brzegach.

Obiad był doskonały, zjedliśmy go w hotelowej restauracji. I dobrze mi się

rozmawiało z Jankiem, chociaż czasem sprawiał wrażenie smutnego i jakby

nieobecnego. Czułam, że to nie z powodu wypadku, ale nie chciałam być nachalna i

dopytywać się o przyczyny; w końcu prawie go nie znałam.

Na obiedzie jednak się nie skończyło, bo Janek zaproponował jeszcze spacer.

Ucieszyłam się, bo naprawdę świetnie czułam się w jego towarzystwie. Poszliśmy do

pobliskiego parku, gdzie jak księdzu na spowiedzi opowiedziałam mu o sobie, o tym,

że wychowuje mnie mama, bo ojciec nas dawno temu zostawił; nie pominęłam też

swoich obecnych kłopotów, sporo czasu poświęcając Pięknej Beci. Wiadomo, łatwiej

jest mówić o takich paskudnych sprawach z kimś obcym. To było prawdziwe

katharsis i zdecydowanie rozjaśniło mi w głowie.

Janek też nie unikał zwierzeń. Okazał się człowiekiem z kompletnie innej bajki:

pracowity, stateczny, starszy ode mnie dziesięć lat, uporządkowany do bólu,

spokojny i dosyć majętny. Miał własną firmę wytwarzającą... schody.

– Schody? Jakie...?

7

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

– Wszelakie. Spiralne, proste, do wyboru do koloru, nasz klient nasz pan. –

Roześmiał się wesoło i na krótko zatroskanie zniknęło z jego twarzy, szybko jednak

wróciło.

– Wiesz, Liluś – powiedział cicho – zamiast ciebie miał tu być ktoś mi bliski,

ale... nie wyszło.

Nic więcej nie wyjawił.

Następnego dnia do drzwi naszego mieszkania ktoś zadzwonił. Przed drzwiami

stał kurier z największym bukietem, jaki w życiu widziałam. Do wiechcia dołączono

dziwną karteczkę. Jej treść można było zrozumieć różnie. „Liluś, czasem gdy świat

się kończy, okazuje się, że tak naprawdę wszystko dopiero się zaczyna”. Uznałam, że

mówi o mojej szkole. Fakt, zostałam przyjęta bez większych perturbacji.

Byłam przekonana, że na tym koniec mojej znajomości z Jankiem. Smutno mi

się zrobiło, jakbym straciła jakąś życiową szansę – na przykład na... miłość życia. No

ale patrząc obiektywnie i rozsądnie, jakim cudem tak fajny facet miałby zakochać się

w kimś takim jak ja? I to jeszcze po tym wszystkim, czego się o mnie dowiedział.

Nie wspominając o owej bliskiej osobie; pewnie miał dziewczynę. Jednak rozsądek

nie pomagał w wygonieniu Janka z głowy i serca.

Parę dni później znowu rozległ się naglący dzwonek przy drzwiach.

Pomyślałam, że to może on – bo wciąż o nim myślałam – i czym prędzej

otworzyłam, nie patrząc nawet przez wizjer. I błąd. Zanim zdążyłam cokolwiek

powiedzieć, coś przypominającego tajfun wmiotło mnie z powrotem do przedpokoju.

Drzwi się zatrzasnęły i stanęłam oko w oko z rozwścieczoną furią, czyli wkurzoną

Piękną Becią.

Wyglądało na to, że wuefistka jest w nastroju konfrontacyjnym. W starciu z nią

nie miałabym najmniejszych szans, bo była ode mnie wyższa o głowę, o niebo lepiej

umięśniona, no i wściekła jak stado os.

– Co ty sobie, gówniaro, wyobrażasz? – wysyczała na powitanie. – Zemsty ci się

zachciało?!

8

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

Zatkało mnie, więc milczałam.

– Nie myśl, że tak po prostu pozwolę odebrać sobie narzeczonego!

A teraz zamurowało mnie na amen. Jednocześnie zaczęłam się bać, bo Becia,

wykorzystując swą fizyczną przewagę, nacierała na mnie. Cofałam się, intensywnie

kombinując, jak by tu uciec z jej łap. Niestety nie było dokąd, drogę do drzwi

wyjściowych zagradzała ona, okna też odpadały, bo nasze mieszkanie znajdowało się

na czwartym piętrze. Jeszcze gdybym widziała, o co tej szalonej babie chodzi... Jaka

zemsta, jaki narzeczony?

Nagle się zatrzymała, zerknęła w bok i wlazła do mojego pokoju.

– To od niego? On daje takie romantyczne wiechcie! – syknęła, potrząsając

bukietem lekko już zwiędniętych kwiatów. Spojrzała na karteczkę i spurpurowiała

jeszcze bardziej. – Nie myśl, że pozwolę takiemu zeru sprzątnąć sobie sprzed nosa

świetną partię! Nie wierzę w te brednie o nowym początku, podobnie jak w miłość od

pierwszego wejrzenia. Jeden błąd nie przekreśli obiecująco zapowiadającego się

związku. Słyszysz... Liluś! – rzuciła z przygniatającą pogardę. Ale nie dlatego serce

skoczyło mi do gardła. Czyżby zdarzył się cud ? Pozwoliłam sobie na nadzieję...

Piękna Becie dostrzegła ją w moich oczach.

– Nie waż się kombinować! – warknęła. – Jak znam Janka, nawet cię nie

pocałował, skoro wciąż był oficjalnie związany ze mną. Stara szkoła. Relikt,

wymierający gatunek. Ale jest mój. I wara ci od niego, smarkulo!

Może gdyby z tej złości się nie wygadała, ustąpiłabym pola, ale nagle poczułam

w sobie siłę do walki. Czy raczej ucieczki.

– Odczep się, ty pomylona babo! – krzyknęłam i wykorzystując wolną drogę,

wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową, trafiając wprost w ramiona Janka.

Na jego widok Piękna Becia oszalała do reszty: cisnęła moim bukietem o ziemię

i zaczęła po nim skakać. Janek podszedł do niej i coś cicho powiedział. Podziałało,

bo wyszła z nim bez protestów. Dzielny rycerz obłaskawił smoka. I co teraz? Byłam

9

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

w takim szoku, że nawet na nadzieję nie miałam już siły. Po prostu wlazłam pod koc,

chowając się przed złym światem.

Po godzinie znowu odezwał się dzwonek przy drzwiach. Tym razem byłam

ostrożniejsza i wyjrzałam przez wizjer. Janek!

– Przepraszam – powiedział od progu. – Jak się domyśliłaś, to z Beatą miałem

wtedy iść na obiad, taką niespodziankę sobie wymyśliłem, że odbiorę ją prosto po

pracy. Głupi byłem...

– Coś poszło nie tak?

– Kiedy przyłapujesz przyszłą żonę, jak w kanciapie wuefistów obściskuje się z

jakimś kolesiem w dresie, wszystko jest nie tak. Ale nie ma tego złego... Widać głupi

ma szczęście, trafiłem na ciebie... – powiedział, patrząc na mnie tak, że moje serce

stopniało jak ser na grzance.

Zaprosiłam go do środka, bo jeszcze chwila takich wyznań i rzuciłabym się na

niego na klatce. Sąsiedzi mieliby o czym plotkować miesiącami.

– I co teraz? – spytałam.

– Będzie ślub – odparł Janek z uśmiechem.

Więc jednak. Dżentelmen, niech go szlag! Obiecał, to się ożeni. Babsko go

zdradziło, ale on się wzniesie ponad to i wybaczy. Zrobiło mi się ciemno przed

oczami, nogi odmówiły posłuszeństwa. Zaczęłam szukać oparcia, żeby się nie

przewrócić. Ściana była zbyt daleko. Jego ramiona – bliżej. Objął mnie i szepnął:

– Ale nim się oświadczę, najpierw muszę coś sprawdzić...

A potem mnie pocałował. Jak było? Tego się nie da opisać. Powiem tylko:

ojejku...

– Zatem ślub może być w przyszłym roku – wyszeptał z niejakim trudem po

długiej, długiej chwili. – Pod warunkiem, że się postarasz i zdasz maturę.

Mogę powiedzieć jedno: postarałam się.

10

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

Oficyna wydawnicza RW2010 proponuje:

Aneta Rzepka: Sonata o marzeniach

Znajdę cię w wielkim mieście, wśród zwykłych zmagań...

Czasem nawet porządna, miła, dobra dziewczyna zrobi coś niemądrego.
Natalia Klimek wraca wzburzona z wywiadówki. Nauczycielka
poinformowała ją, że jej córka, klasowy skarbnik, przywłaszczyła sobie
pieniądze, wpłacone przez kolegów na ubezpieczenie. Natalia nie wierzy,
nie mieści jej się to w głowie, ale... Iza przyznaje się do kradzieży.
Zarazem odmawia odpowiedzi na pytanie, dlaczego to zrobiła. Co się za
tym wszystkim kryje? Jaką rolę odegrała w całej sprawie kapryśna
Dominika? Czy pomoże kuzynce pozbyć się etykietki złodziejki?
Zwłaszcza że Izie tak bardzo zależy na dobrej opinii w oczach Łukasza...

Izę i Dominikę dzieli bardzo wiele. Jedna jest osobą życzliwą, otwartą na świat, potrafiącą czerpać
radość z małych rzeczy. Druga to egoistka, która lubi błyszczeć i nie zważa, kogo zrani w drodze do
celu. A jednak obie szukają w życiu tego samego: miłości, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa;
obie wierzą w spełnienie marzeń, nawet jeśli się z tym nie zdradzają.

Aneta Rzepka: Magia kasztana

Nie wierzysz w talizmany? Nie musisz. Wystarczy, że pozwolisz działać
magii...
Po śmierci rodziców życie Kamili całkowicie się zmienia. Musi opuścić
dom, przyjaciół, ukochaną wieś i przeprowadzić się do stolicy, by
zamieszkać z ciotką, której nie zna. Ma nadzieję, że kiedyś wróci do
domu, ale świat pędzi do przodu, pozbawiając ją złudzeń.
W pokonywaniu codziennych trudności pomaga jej... kasztan i uczucie
do chłopaka o kasztanowych oczach.
Małgosia jest realistką twardo stąpającą po ziemi. Kocha, mocno
i szczerze, niestety bez wzajemności. A układ koleżeński to dla niej za

mało. Próbując uciec przed uczuciem, pakuje się w spore kłopoty. Ofiarowany przez przyjaciółkę
kasztan budzi uśmiech niedowierzania, lecz wbrew rozsądkowi przyjmuje talizman, bo kto wie...
„Magia kasztana” to powieść o codzienności, w którą wplątała się czarodziejska nić nadziei...

11

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

Edward Zyman: Gdy krzywe jest proste

W życiu jak matematyce: jeżeli idzie za łatwo, zapewne robisz coś
źle.
Siedemnastoletnia Caroline Prajs urodziła się w Kanadzie. W wieku
dwunastu lat wyjechała wraz z rodzicami do Polski. Jest więc dość
rzadkim przypadkiem emigrantki, której sytuacja stanowi odwrócenie
losów znacznej części współczesnej polskiej młodzieży. „Gdy krzywe
jest proste” to wartka, pełna uroku, humoru i wzruszeń opowieść
o relacjach rodzinnych młodej bohaterki i jej trudnej adaptacji do
odmiennych warunków i nowego środowiska.
Żywa narracja i dowcipne dialogi wprowadzają czytelnika w świat

życiowych problemów nastolatków oraz niełatwe dylematy ich pierwszych młodzieńczych miłości.

Joanna Łukowska: Wybory

Gdy dorastasz, rodzice wciąż traktują cię jak dziecko, zarazem każą
ci podejmować życiowe decyzje.
„Wybory” to zbiór siedmiu pełnych ciepła i humoru nowelek,
opowiadających o dorastaniu, przyjaźni, miłości i podejmowaniu decyzji:
tych błahych i tych na całe życie. Coś dla młodszych i starszych, dla
dziewcząt i chłopaków, dla wszystkich, którzy nie wstydzą się swoich
uczuć.
Tytułowe „Wybory” to historia rozgrywki między prymuską Zosią
a nonszalanckim Antkiem Romanem, dwojga imion, z których jedno jest
nazwiskiem. Oboje, nieco wbrew sobie, zostają wmanewrowani

w wybory na przewodniczącego samorządu szkolnego. Kto wygra? A może inne wybory okażą się
dużo ważniejsze

Kolejne opowiadania o znamiennych tytułach zapewnią czytelnikom wiele emocji i zaskakujących
point: „Pyzo, wróć”, „Dziennik, pryszcze i cudze sekrety”, „Działka, moja zmora”, „Wakacje
w siodle”, „Korepetycje z przyjaźni”, „Smok i dziewica”.

12

background image

Katarzyna Ledwoń

R W 2 0 1 0 Pietruchowe czary mary

Joanna Łukowska: Państwo Tamickie

Kraina niezwyczajnej codzienności

Powieść obyczajowa w dwudziestu epizodach, które łączy para
bohaterów – młode małżeństwo, wchodzące w dorosłe życie na
przełomie lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Zaczyna się od „ślubu
z rozsądku”, czyli... dla mieszkania. Takie były czasy, że osobie
samotnej przysługiwała zaledwie kawalerka, a małżeństwu „aż” M3.
Sporo humoru w codzienności, czasem zaskakujący finał, trochę
wzruszeń i smutku, trochę grozy, odrobina magii... Jak to w życiu.

Bohaterami są ludzie, duzi i mali, zwierzęta, duchy oraz święci. Książka,
która bawi, wzrusza i pokrzepia. To patchworkowa opowieść, w której

kolejne rozdziały są jak kolorowe kawałki kołdry – każdy inny, ale razem tworzą zgrabną i ciepłą
całość.

13


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Coś sie kończy
Cos sie zaczyna, cos sie konczy Nieznany
Coś się kończy, coś zaczyna
Coś sie kończy
Sap A Coś się kończy, coś zaczyna
Coś się kończy, by coś się zaczęło
Coś się kończy
Andrzej Sapkowski Coś Się Kończy, Coś Się Zaczyna PEŁNA WERSJA
SKALE POMIAROWE, może coś się przyda do projektu
W łazience coś się zatkało
34 Coś się nie udało
Niech Zacznie Sie Ceremonia Rw2010
Coś się dzieje m Prosnak
skale postaw, może coś się przyda do projektu
Fudal Nie wszystko złoto coś się świeci
Jeżeli celebryta nosi nitkę to wiedz że coś się złego

więcej podobnych podstron