Feministki nie wiedz , co to prawdziwe
ycie
Marta 2012-07-28, ostatnia aktualizacja 2012-07-25 17:37:37.0
Macierzy stwo okazaøo si jazd bez trzymanki. A przy tym wszystkim okazaøo si , e nagle rzeczywisto
opisywana przez feministki przestaøa by moj rzeczywisto ci
Bardzo poruszyø mnie list Czytelniczki, która opowiada o dylematach
"feministki, która zostaøa matk "
. Bardzo dobrze
rozumiem, o co w nim chodzi, bo sama mam podobne dylematy. Nadmiernie rozbudowany w tek "nieobejrzanych
wiadomo ci" i "nieobci tych paznokci" troch - jak dla mnie - wypacza sens tego listu, ale i tak jego tre jest mi bliska.
Bo faktycznie: co to znaczy by feministk , b d c matk ?
Póki na wiecie nie pojawiø si synek, bardzo øatwo mi byøo uto samia si z ruchem kobiecym. Jasne byøy dla mnie
problemy kobiet, umiaøam je nazwa : nierówno pøac, seksistowskie teksty, wychowanie do patriarchatu, brak
proporcjonalnej reprezentacji we wøadzy, przedmiotowe traktowanie kobiecego ciaøa, nierównomierne obci enie
obowi zkami domowymi... Powiedzmy sobie: obracaj c si w rodowisku ludzi "post powych" i " wiatøych" rzadko
do wiadczaøam tych problemów na sobie, a je li ju , to w postaci, któr jako daøo si przeøkn . Nietrudno jest by
salonow feministk . Spodziewaj c si dziecka miaøam poczucie, e oto przede mn czas, kiedy wreszcie gøoszone
przez feministki hasøa trzeba b dzie wypróbowa w praktyce. I byøam dobrej my li: optymizmem napawaø przede
wszystkim "o wiecony" i "post powy" m . Jasne, b dziemy si nadal dzieli obowi zkami, jak dotychczas. Jasne,
wróc do pracy jak najszybciej si da (skoro wiedziaøam, jaka fajna jest praca, a dzieci kojarzyøy mi si z czerwonymi,
rozwrzeszczanymi potworami, to wybór wydawaø si oczywisty).
No i kiedy urodziøam synka, wszystkie te oczekiwania mogøam o kant stoøu potøuc. Niestety, m nie wø czyø si w opiek
nad dzieckiem tak, jak sobie to wyobra aøam. Macierzy stwo okazaøo si na pocz tku jakim szale stwem i jazd bez
trzymanki. A przy tym wszystkim okazaøo si , e nagle rzeczywisto opisywana przez feministki przestaøa by moj
rzeczywisto ci . Usiøowaøam jako lepiej przyjrze si temu fenomenowi i nadal nie do ko ca potrafi go zdefiniowa .
Mo e chodzi o to, e to wcale nie m czyzna (m czy ni) sprawiaj teraz, e nie jestem do ko ca pani siebie i
swojego czasu? Sprawia to obecno dziecka, a przecie nie b d si wyzwala z dzieci cej opresji, tak jak z m skiej?
Spójrzmy na karmienie piersi : przez karmienie nie byøam (i nadal nie jestem) w stanie prowadzi niezale nego ycia.
Musz by w domu w nocy. Musz by w domu wieczorem. Przez pocz tkowe miesi ce musiaøam by z maøym po
prostu non-stop. Feministki (niektóre) maj na to rad , która wcze niej wydawaøa mi si znakomita: karm butelk , wtedy
mleko poda ojciec, babcia, niania. Niby racja, ale ja NIE CHC odstawia maøego. Karmienie sprawia mi rado i
sprawia rado dziecku. Ogranicza moj wolno , frustruje, a jednocze nie zaspokaja potrzeb czuøo ci i blisko ci.
Dalej: powrót do pracy. Pracuj na póø etatu. Dla mnie to idealnie: jestem sporo z dzieckiem, a zarazem robi co dla
siebie. Tylko, powiedzmy sobie szczerze, jak ja mam konkurowa z osobami, które pracuj na peøen etat? Sp dzaj nad
prac dwa razy wi cej czasu, s dzi ki temu wydajniejsze, tøuk sobie punkty do cv? Ju teraz odstaj od nich, a b dzie
tylko gorzej. Wygl da na to, e na wøasne yczenie marnuj swój potencjaø (a jestem przekonana, e w innych
warunkach bez problemu pobiøabym te osoby - gøównie facetów, owszem - na gøow ). Feministki maj tu øatw
diagnoz : dziecko do øobka/ niani, mama do pracy. Albo odwrotnie - jak to uj øa moja bezdzietna kole anka "ja szanuj
kobiety, które chc zosta w domu, je li to jest ich wybór". No wøa nie: jest i nie jest zarazem. To nie jest takie proste!
Ka da decyzja jest jako tam zøa, nawet je li jest moja. Owszem, m czy ni nie maj na ogóø takich dylematów. Ale to
nie jest problem na linii kobieta-m czyzna, ale na linii kobieta-dziecko! Ja nie wracam do pracy na peøen etat, bo chc
by z dzieckiem, a nie dlatego, e mi opresyjny m ski wiat to narzuca. Gdyby mój m chciaø by z dzieckiem równie
døugo, to ch tniej zrezygnowaøabym z niani ni z mojej cz ci czasu sp dzanego z synkiem. Tak, zmarnuj swój
potencjaø, martwi mnie to, ale i chyba godz si na taki koszt. Mam wra enie, e dla wielu bojowniczek o prawa kobiet
taka decyzja jest wiadectwem b d szale stwa, b d "zafaøszowanej wiadomo ci". A ja mam poczucie, e jest po
prostu kompromisem z yciem.
Bardzo uwiera mnie te feministyczny postulat: skoro m ci nie pomaga, zmu go do tego! Ja nie chc takiej strategii.
Owszem, s okresy, kiedy czuj si przeci ona obowi zkami przy dziecku i mam wra enie, e mój m od nich ucieka.
Ale, zarazem, wiadomie ceni te pewn maø e sk harmoni , która wytworzyøa si w tym ukøadzie. Ona jest caøkiem
zno na, a mój maøy dyskomfort na pewno niewarty rozp tywania damsko-m skiej wojny. W ogóle nie podoba mi si (i
nigdy nie podobaø - to inna sprawa) "konfrontacyjny" styl proponowanych rozwi za . ycie maø e skie to kompromis, a
kompromis nigdy nie satysfakcjonuje obu stron. Je li jest mi bardzo le, to owszem, zostawiam synka z ojcem i id
sobie w wiat. Ale co warta jest taka strategia na co dzie ? Czy nie lepiej troch ponegocjowa , troch za da , ale i
troch ust pi , troch zacisn z by? Ja nie chc "postawi na swoim" kosztem dobrego przecie ycia maø e skiego.
Tak, w efekcie to ja o wiele wi cej zajmuj si synkiem ni m i tak ju pewnie zostanie.
Zaczynam coraz bardziej rozumie moj mam , która twierdziøa zawsze, e "feministki nie wiedz , co to jest prawdziwe
ycie". Te coraz bardziej mam takie poczucie. Rozumiem autork listu: w wiecie, w którym wyrywa si czas, eby
umy wøosy, w którym problemem jest "któr dy pój , eby nie nosi wózka po schodach", w którym wyj cie z domu na
kilka godzin wymaga godziny planowania i pakowania, w którym caøa uwaga skupiona jest na rozs dnym wykorzystaniu
ka dej chwili, aby nie uton w chaosie zabawek, ubranek, pieluszek, kocyków, naczy , zupek - w takim wiecie
niezmiernie trudno przejmowa si postulatami parytetów w radach nadzorczych.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 1 z 1
Feministki nie wiedz , co to prawdziwe ycie
2012-07-30
http://wyborcza.pl/2029020,126764,12191852.html?sms_code=