Adam Lusher/08:00
Z kamerdynerem nie ma żartów
W Wielkiej Brytanii służbę domową zatrudnia się już równie często jak przed wojną
Większość osób pracujących w tym zawodzie podtrzymuje długą tradycję
lojalności, dyskrecji i bezinteresowności. Czasami jednak sprawy przybierają
niepomyślny obrót, o czym przekonała się żona Stinga, Trudie Styler.
Pewna angielska dama była oburzona. Ktoś ośmielił się zasugerować, że jej kamerdyner
będzie wymagał od czasu do czasu posiłku. "Jedzenie? – wybuchnęła. – Nie dajemy
żadnego jedzenia! Wiesz równie dobrze jak ja, że po każdym przyjęciu zostaje trochę
ziemniaków".
Scenka jak z Dickensa, ale zdarzyło się to całkiem niedawno, w rzekomo egalitarnym
wieku XXI. Ivor Spencer, który odważył się wspomnieć, że kamerdynerzy muszą jeść,
opowiada tę historię w tonie nadzwyczaj delikatnego ubolewania. Mając obecnie 81 lat i
doświadczenie ze służby w 14 najlepszych domach Anglii, prowadzi własną szkołę
kamerdynerów i agencję. Nigdy nie wyjawiłby nazwiska tej damy i jest zbyt oddany swej
profesji, by sugerować, że takie zachowanie to norma. – Zazwyczaj to bardzo porządni
ludzie, proszę pana – mówi.
Opowieść Spencera rzuca jednak pewne światło na dwa przypadki z ostatnich tygodni.
Była szefowa kuchni u Stinga i jego żony Trudie Styler wniosła sprawę o dyskryminację
na tle płci, twierdząc, że została zwolniona, ponieważ zaszła w ciążę. Jane Martin
oświadczyła w sądzie pracy, że służba w posiadłości tej pary w Wiltshire "żyła w ciągłym
strachu" przed panią Styler. 41-letnia Martin powiedziała, że kiedy będąc w ciąży miała
dolegliwości żołądkowe, żona gwiazdy warknęła: "Co ona sobie, k…, wyobraża?".
1
W Nowym Jorku tymczasem podano do wiadomości, że brytyjska modelka Naomi
Campbell będzie niebawem za karę zmywać mopem posadzki w budynkach
użyteczności publicznej na Manhattanie. Przyznała się ona w styczniu do tego, że
cisnęła telefonem w swoją służącą, bo ta nie podała jej odpowiedniej pary dżinsów.
Campbell twierdzi, że nie chciała zrobić krzywdy Anie Scolavino, której trzeba było
jednak założyć na ranę szwy.
Sąd w Southampton rozpatrujący skargę na państwa Stingów jeszcze nie podjął decyzji,
a oskarżani twierdzą, że Martin chce się po prostu wzbogacić. Zaś w podręcznikach
etykiety nanosi się poprawki, by oferowały teraz jaśniejsze rady odnośnie postępowania
ze służbą, która nie znajduje właściwych spodni i nie potrafi położyć uszu po sobie. Oba
te przypadki ujawniają jednak niewygodną prawdę: problemy ze służbą (lub problemy
służby z państwem) są realne. W istocie są dziś nawet powszechniejsze niż niegdyś.
Do niedawna można było twierdzić, że czasy największego znaczenia służby domowej to
przede wszystkim późny okres wiktoriański, kiedy pracowało w ten sposób 1,3 miliona
osób. W końcu XIX wieku służący stanowili największą grupę zawodową w Wielkiej
Brytanii. Do 1931 roku odsetek osób zatrudnionych w tym charakterze wyraźnie zmalał.
Potem przyszła II wojna światowa, która dała początek epoce oszczędności, oraz
państwo opiekuńcze kładące większy nacisk na równość. Nikt już nie bał się spojrzeć na
księcia Portland – za takie wykroczenie jego przodek z XIX wieku wyrzucał z pracy.
Odrodzenie rozpoczęło się w latach 80. za sprawą zapracowanej, lecz zamożnej wyższej
klasy średniej. Przy końcu ubiegłego tysiąclecia Brytyjczycy wydawali już fortunę na
wszelkie formy pomocy domowej, a "Przewodnik po służbie domowej" oznajmił, że
branża ta jest znów tak duża, jak przed wojną.
I nadal się powiększa. Z niedawnych badań wynika, że 38 procent ludzi w Wielkiej
Brytanii, niemal czterech na 10 dorosłych, korzysta przy prowadzeniu domu z jakiejś
formy pomocy zewnętrznej, na przykład usług sprzątaczek lub ogrodników. Wydają oni
2
na te cele średnio 182 funty miesięcznie, co w sumie daje rocznie kwotę 4,5 miliarda
funtów.
Znaczenie takiej pomocy dla tych, którzy mają pieniądze, ale nie mają czasu, ujawnił
inny sondaż, przeprowadzony na grupie 500 matek w wieku od 30 do 45 lat. Na pytanie,
co ułatwiłoby im okres macierzyństwa, 31 procent pracujących kobiet odpowiedziało, że
sprzątaczka, a zaledwie 12 procent chciało móc spędzać więcej czasu z mężami lub
partnerami. Liczba niań w Wielkiej Brytanii wynosi od 100 do 200 tysięcy, a niektórzy
londyńscy agenci nieruchomości twierdzą, że liczba domów z pomieszczeniami dla
służby podwoiła się w ciągu ostatnich pięciu lat.
– Teraz mamy gospodarstwa domowe, w których zarabiają dwie osoby – mówi dr
Pamela Horn, autorka książki "Życie służby w XX wieku". – Pracujące kobiety uważają,
że nie podołają zajęciom domowym, ale stać je na sprzątaczkę. Wciąż istnieją
specyficzne relacje między państwem a służbą – dodaje. – Ale ludzie nie lubią o tym
mówić. Być może dlatego, że w teorii wciąż respektujemy "egalitarne społeczeństwo".
Niektórym udaje się oczywiście ukrywać zakłopotanie tą sytuacją. Pan Spencer został
poproszony o znalezienie kamerdynera dla "utytułowanej damy angielskiej". Poruszyła
ona kwestię wynagrodzenia. – "Nie będzie wysokie" – powiedziała mi – wspomina
Spencer. – "Srebra naszej rodziny mają 600 lat. Czyszczenie ich będzie dla niego
przyjemnością".
Dzisiejsza epoka "celebrytów" rodzi też takie postawy, jaką prezentował w XIX wieku
książę Portland. Liz Brewer, ekspert od etykiety w programie telewizyjnym "Ladette to
Lady", potwierdza: – Młode aktorki podsuwają do podpisania przyszłym służącym
umowy, które za spojrzenie pani X w oczy grożą zwolnieniem.
Sądzi ona też, że nowe bogactwo, które przyczyniło się do odrodzenia służby domowej,
może zwiększać napięcia: – Nuworysze nie zawsze wiedzą, jak prowadzić dom i
traktować służbę.
Michael Rushby, 72-letni były łowczy, zgadza się z tą opinią: – Nowobogactwo jest
zawsze niezdarne. To bardzo niepokojące stwierdzenie, ponieważ kontakty Rushby’ego
ze "starym bogactwem" też nie były wesołe. To prawda, że jego były pracodawca,
siedemnasty wicehrabia Mountgarret nie słynął z łagodnego obejścia. W Izbie Lordów
dał się poznać jako gorący zwolennik kastrowania seryjnych gwałcicieli. Pewnego razu,
gdy polował na ptactwo na swych terenach łowieckich w Yorkshire, zirytował go balon z
gondolą unoszący się w powietrzu. Oddał wówczas strzał "ostrzegawczy", który trafił
pilota. – Nie był taki zły – mówi dyplomatycznie Rushby. – Ale kiedy stawał się przykry,
był jak tyran król Jan.
Gniewu wicehrabiego nie uniknęła nawet pani Rushby. – Pewnego ranka wracam do
3
domu i zastaję Doreen zapłakaną – wspomina małżonek. – On zadzwonił i zażądał
widzenia się ze mną. "Mąż karmi bażanty", wyjaśniła Doreen. A on na to: "To idź i go
poszukaj". Chodziło o teren liczący 1400 hektarów, a Doreen nawet nie pracowała dla
niego.
Prowadzenie dużego domu może oznaczać pensję od 40 do 100 tysięcy funtów rocznie.
– To trudne zajęcie – mówi Spencer. – Zdarza się, że trzeba kontrolować budżet większy
niż w przypadku małej firmy. Jeden z naszych ludzi prowadzi pałac w Bahrajnie, mając
pod sobą 135 osób.
Ale ostrzega: – Tego nie można robić dla pieniędzy. Rodzina, której się służy, musi być
ważniejsza od własnej. Pojęcie "rodziny" jest bardzo szerokie. Pewien szofer wiózł
"bardzo ważnego pasażera" z londyńskiej Belgravii na południe Francji. Na tylnym
siedzeniu Bentleya wylegiwał się pies.
Ekscentryczność nigdy nie jest krytykowana. Opowieści o księciu Walii, który
potrzebował służącego do wyciskania pasty z tubki, są wątpliwe. On jedynie co rano
zamawia siedem jajek, ponumerowanych w zależności od czasu ich gotowania. Jeśli
jajko numer pięć jest za mało ścięte, może spróbować jajka numer sześć.
Zdarza się jednak, jak skłonni są twierdzić obrońcy pani Styler, że problemy stwarza też
służba. Spencer poświęcił część swojej strony internetowej na prostą deklarację: "Mam
przyjemność oznajmić, iż nie szkoliłem Paula Burrella" – chodzi o byłego kamerdynera
księżnej Walii, Diany i jego kontrowersyjne pamiętniki.
– To, co on zrobił, było nikczemne – mówi pan Spencer. – Nigdy, pod żadnym pozorem
nie wolno wyjawiać tego, co się usłyszało.
Pani Styler może też uświadomić sobie, że mogło być gorzej. W latach 20., gdy
procesowanie się nie było jeszcze tak popularne, dwie stare panny powiadomiły swego
kamerdynera, że go zwalniają. "Jeeves" podał im kawę z zachowaniem całego rytuału, a
następnie wyszukał w zbrojowni strzelbę kaliber 12 milimetrów i zastrzelił obie.
4