712 - Max Freedom Long - "Magia cudów"
Wstecz /
Spis Treści /
Dalej
Rozdział XIII
Życiodajny sekret lomilomi oraz nakładanie rąk
Kiedy zapoznaliśmy się już z podstawowymi elementami starożytnej
Tajemnicy (Huny), możemy przejść do praktycznego ich zastosowania.
W niniejszym rozdziale pragnę omówić proste metody
uzdrawiania chorych stosowane przez kahunów. Chcę też wskazać,
jakim sposobem my, ludzie współcześni, moglibyśmy czerpać
korzyści z tej starożytnej wiedzy i z dawnych doświadczeń.
Jak wspominają legendy mórz południowych, bardzo dawno temu
na Hawajach i na terenie całej Polinezji uzdrowiciele często używali
fizykoterapii jako środka pomocniczego do przywracania, nazwijmy to,
„zdrowia psychicznego”.
Owe zabiegi manualne nazywano lomilomi. Składały się one z masaży,
kąpieli leczniczych i działania dogłębnego każdej takiej czynności
towarzyszyło oddziaływanie na umysł pacjenta wspomagające leczenie i
łagodzące ból.
Gdybyśmy dzisiaj połączyli szwedzkie masaże, rozmaite kąpiele,
chiropraktykę, kręgarstwo, osteopatię i sugestię ze starożytną
praktyką religijną „nakładania rąk”, otrzymalibyśmy w
rezultacie zakres działań objętych lomilomi, a stosowanych kiedyś w
praktyce przez doświadczonego kahunę.
Przypadek 24
Lomilomi
Uwagi wstępne:
Doktor Brigham poświęcił mi kiedyś cały wieczór, omawiając
szczegółowo zabieg lomilomi, który dawno temu widział w
dzielnicy Hilo.
Pacjent, mężczyzna około czterdziestki, wrócił kiedyś z
długiej pieszej wędrówki, której celem była obserwacja
wypływu lawy z szerokiego krateru wulkanu Kilauea. Przyszedł do domu
ogromnie wyczerpany. Czuł się chory, bolały go wszystkie stawy.
Szczególnie zaś dokuczał mu ból przypominający lumbago.
Leczyła go wówczas kobieta, kahunka. Nie przypisywała sobie
wysokich umiejętności uzdrowicielskich, ale w tamtejszej społeczności
cieszyła się poważaniem jako dobra pielęgniarka.
Opis przypadku:
Kiedy doktor Brigham usłyszał o zabiegu i przybył na miejsce,
leczenie już rozpoczęto. Mężczyznę obmyto gąbką nasączoną ciepłym
wywarem z ziół i liści z dodatkiem soli warzonkowej, którą
otrzymuje się przez odparowanie wody morskiej. Po takiej kąpieli
pacjent został wytarty, po czym położono go w miejscu nagrzanym przez
słońce, przyodzianego tylko w przepaskę na biodrach. Obmywając ciało
pacjenta ziołami, kobieta nuciła pewien rodzaj recytowanej pieśni
mówiącej o tym, że wszelkie dolegliwości są zmywane, a cały
ból ustępuje. W urozmaiconych słowach kahunka opisywała
dobrodziejstwa płynące z dotyku jej uzdrawiających rąk i z dotyku
okrągłych kamieni wygrzebanych z ognia, umytych i użytych do
masowania sztywnych mięśni i obolałych stawów.
Po masażu gorącymi kamieniami kobieta zastosowała ugniatanie
mięśni samymi rękoma. Nie opodal stale paliło się małe ognisko, tak
by mogła co jakiś czas ogrzewać sobie nad nim dłonie i potem silnie
ugniatać nimi bolące miejsca.
Kiedy ból pacjenta zelżał, jej ruchy stały się bardziej
żywe i energiczne, ściskała i wykręcała po kolei wszystkie stawy
począwszy od wykręcania stawów palców i nadgarstka, a
kończąc na wyginaniu wszystkich możliwych stawów szyi i
pleców, szczególnie tych najbardziej bolących. Lumbago
zdawało się ogniskować w dolnej części pleców, w okolicy
krzyża. Na początku kahunka masowała więc to miejsce bardzo
delikatnie. Stopniowo rozgrzewała je coraz bardziej, miesiła rękami,
aż w końcu mocno gniotła obu nadgarstkami i pięściami.
Ostatnia faza zabiegu polegała na tym, że kobieta położyła swoje
dłonie na dłoniach pacjenta i kazała mu odpoczywać, tak by moce
uzdrawiające mogły przejść z jej rąk do niego, przywracając mu dobre
samopoczucie i usuwając resztki bólu. Trwało to kilka minut.
Na koniec otuliła mężczyznę kocem i zaleciła drzemkę. Osłonięto mu
twarz przed promieniami słońca, a żona usiadła obok i odganiała muchy
wachlarzem z zielonych liści.
Później, jeszcze tego samego dnia, doktor Brigham pytając
mężczyznę o rezultat zabiegu, dowiedział się, że czuje się on
świetnie i nic go już nie boli z wyjątkiem skóry na plecach, w
miejscu, gdzie masaż kahunki był szczególnie silny.
Komentarz:
Opisane wyżej leczenie na pierwszy rzut oka wygląda bardzo prosto
i nieskomplikowanie. Kiedy jednak przeanalizujemy je w kontekście
nauki Huny, a każdy jego etap ocenimy w kategoriach ostatnich odkryć
naukowych, okazuje się, iż stanowi ono najspójniejszy,
najbardziej kompetentny, sugestywny i znaczący zespół zabiegów
leczniczych. Lekarze Zachodu .jak dotąd nie nauczyli się właściwego
wykonywania ani jednego z tych zabiegów osobno, nie mówiąc
już o ich łącznym stosowaniu.
ETAP 1. Kąpiele termiczne znane są wszystkim rasom ludzkim.
Hawajski napar ziołowy przeważnie przygotowywano z liści rośliny ti.
Przypisywano mu moc wypędzania wszystkich duchów niższego
rodzaju, które mogłyby pokusić się o kradzież pacjentowi siły
życiowej. (O tym zagadnieniu pomówimy później).
Wiadomo, że naturalne źródła mineralne dostarczające gorącej
wody do kąpieli, a także gorącego mułu, dają ulgę w rozmaitych
dolegliwościach. Rolę środka zastępczego odgrywają kąpiele tureckie,
czyli parowe. Wśród Indian Navaho i innych plemion indiańskich
długotrwałe kąpiele parowe traktowane są jako środek oczyszczający
stosowany przed różnego rodzaju obrzędowymi rytuałami.
Leczenie za pomocą wysokiej temperatury, czy to rozgrzanymi
kamieniami czy też w inny, podobny sposób, uzdrowiciele
stosowali od wieków. Współczesna medycyna aplikuje
pacjentom rozgrzewanie w rozmaitej formie: diatermia, masaże,
naświetlanie lampami itp. Zabieg rozgrzewania stawów ma na
celu zmniejszenie napięcia mięśniowego i ułatwienie dalszej terapii.
ETAP 2. Gimnastyka stawów, energiczny masaż i nacieranie
przyspieszające cyrkulację krwi -wszystko to wchodzi w skład
starożytnej praktyki lomilomi. Chociaż z pewnością tubylczy
uzdrowiciele, stosujący intensywny masaż po rozgrzaniu i rozluźnieniu
mięśni pacjenta, nie zdawali sobie jasno sprawy z tego, że niektóre
kręgi kręgosłupa mogą się nieco obsuwać i uciskać nerwy, to
dopasowując je na właściwe miejsce za pomocą swoich zabiegów,
wykonywali świetną robotę. Częstokroć dokonują tego samego osteopaci
i chiropraktycy. Natomiast tradycyjni lekarze odrzucają tę metodę z
dagmatyczną zawziętością. Nigdy nie czynili w tej sprawie żadnych
prób i z pogardą odnoszą się do ich podejmowania. Uzdrowiciele
naciskali więc, pchali i wykręcali staw, dopóki nie
„zaskoczył”, o ile oczywiście potrafili wykonać pracę
prawidłowo. Większość stawów dzięki takim manipulacjom
wskakiwała na swoje miejsca, pod warunkiem że przemieszczanie nie
trwało już zbyt długo. Widzimy zatem, iż lomilomi obejmowało
następujące, kolejne czynności: rozgrzanie mięśni i stawów,
manipulacje stawami w celu ich wpasowania na miejsce, intensywny
masaż i nacieranie dla przyspieszenia cyrkulacji krwi i uspokojenia
nerwów. Po tych zabiegach zalecano odpoczynek –
doskonałe lekarstwo samo w sobie.
ETAP 3. Następnych czynności my, ludzie współcześni, musimy
się dopiero nauczyć. Ten etap kuracji polega bowiem na stosowaniu
siły życiowej. Tym, co najbardziej zbliża nowoczesną medycynę do
starożytnych praktyk uzdrowicielskich, jest stosowanie różnego
rodzaju wstrząsów elektrycznych. Istnieje nowa szkoła
leczenia, wywodząca się z chiropraktyki, która uczy, że każdy
organ ciała ludzkiego ma ładunek elektryczny o właściwym sobie
napięciu. Specjalne urządzenie sprawdza napięcie każdego narządu
ludzkiego, kiedy ładunek elektryczny jest niższy niż przeciętny lub
jest poniżej dopuszczalnej normy. Wówczas uszkodzony organ
ładuje się bezpośrednio z aparatu. Chociaż trudno w pełni
zaakceptować taką formę diagnozy i odpowiadającego jej zabiegu (a w
wielu wypadkach towarzyszy jej spora dawka ignorancji i oszustwa), to
sama idea takiego leczenia bliska jest teorii kahunów o
energii życiowej i jej roli w egzystencji i świadomości człowieka.
W kręgach medycznych panuje zgoda co do tego, że elektrowitalna
energia ciała musi zachowywać odpowiednią moc, by zapewnić zdrowie.
Omawiając podstawowe zagadnienie trzech rodzajów napięć
energii życiowej (mana, manamana i mana loa),
wspomnieliśmy, iż bioelektryczne fale mózgu i ciała mierzy się
już z powodzeniem, a także coraz dokładniej bada się ich znaczenie
dla fizycznego i psychicznego zdrowia człowieka.
W praktyce leczniczej kahunów wiedza o sile życiowej szła
zawsze w parze ze znajomością łagodnych form sugestii hipnotycznej.
Ludzie Zachodu odkrywając zjawisko mesmeryzmu, są na dobrej drodze do
zrozumienia starożytnej praktyki Huny, polegającej na przekazywaniu
pacjentowi energii życiowej przez dotyk rąk z jednoczesnym podaniem
mu sugestii leczniczej. Mesmer, który przeszło sto lat temu
demonstrował siłę sugestii, sądził, że uzdrawia ludzi, przelewając na
nich część własnego „magnetyzmu zwierzęcego”. Leczył więc
chorych dotykiem, uprzednio wypełniwszy siebie samego nadmiarem siły
życiowej pochodzącej, jak wierzył, z magnesów trzymanych przez
niego w dłoniach.
W rzeczywistości Mesmer i jego zwolennicy używali przepływu
energii życiowej jako czynnika uzdrawiającego, jednocześnie łącząc go
(nieświadomie) z dużą dawką silnej sugestii. Jest to bardzo ważna
informacja dla wszystkich studiujących zjawisko uzdrowień, zarówno
w celach praktycznych, jak i dla wzbogacenia wiedzy w tej dziedzinie.
Doktor Braid, który działał wiele lat później niż
Mesmer, stwierdził, iż można podawać sugestię na odległość i osiągać
efekty bez fizycznego kontaktu między pacjentem a operatorem. Ogłosił
swoje odkrycia i ofiarował światu wiedzę o zjawisku hipnozy,
przyczynił się jednak do tego, iż całkiem zapomniano o możliwości
przepływu energii życiowej z jednej osoby na drugą z korzyścią dla
jej zdrowia. Naszym lekarzom, którzy używają sugestii w
leczeniu jako środka pomocniczego przy psychoanalizie i przy
wyzwalaniu pacjentów z obsesji, ciągle brakuje czynnika
bodajże najważniejszego w ich sztuce medycznej.
Niektórzy ludzie mają wrodzony dar przelewania na ludzi
słabych i chorych – przez kładzenie na nich rąk – własnej
energii życiowej, co w rezultacie wzmacnia kondycję pacjenta. Jest to
najprostszy zabieg z udziałem siły życiowej. Szybsze i lepsze
rezultaty osiągane są przez nieco bardziej zaawansowanych
uzdrowicieli, skupionych w zrzeszeniach religijnych. Taki lekarz
„nakłada ręce” na pacjenta i modli się do Boga o
uzdrowienie. O ile nawiąże on kontakt z Wyższym Ja i skłoni je do
działania, następuje cudowne uzdrowienie. W innym razie można jedynie
oczekiwać, że zadziała samo pragnienie, by uzdrowić pacjenta. Owo
pragnienie odegra rolę sugestii hipnotycznej, powodującej przepływ
siły życiowej z uzdrowiciela do pacjenta. Działanie jest więc tutaj
podwójne.
Siła życiowa – elektryczność cielesna, czyli niższa mana
(a więc napięcie specyficzne dla niższego Ja i fizycznego ciała
człowieka, nie zaś dla średniego Ja ani woli czy umysłu) – ma
zadziwiające właściwości, nie znane jak dotąd współczesnym
badaczom. Otóż siła ta REAGUJE NA ROZKAZY I ZALECENIA
ŚWIADOMOŚCI ISTOT MYŚLĄCYCH, tak jakby sama była świadomością.
Ta informacja, pisana wielkimi literami, znajdzie się w
przyszłości we wszystkich podręcznikach z tej dziedziny nauki.
Kahuni przekazali nam w formie nieuchwytnej, mglistej i zawikłanej
wiedzę o tym, że wszechświat został stworzony AKTEM ŚWIADOMOŚCI
KIEROWANYM SIŁĄ STWÓRCZĄ. (Mam nadzieję, że dobrze
interpretujemy ich stanowisko, ale być może niektóre szczegóły
wymagają osobnego wyjaśnienia. Ich zrozumienie zależy jednak od
postępu nauk fizycznych).
Nauka powiada, że cała materia składa się z pewnego rodzaju
energii elektrycznej wprawianej w ruch ku działaniu w określonych
związkach z innymi elementami siły napędowej świata. Prawdopodobnie
ze względu na rozmaite proporcje między siłami przyciągania i
odpychania mamy do czynienia z kilkoma rodzajami materii.
Huna uczy natomiast, że czynnikiem wprawiającym w ruch ową siłę
elektryczną jest ŚWIADOMOŚĆ. Wyższe Ja może używać swej świadomości
do zwiększenia napięcia ludzkiej siły życiowej, co powoduje zmiany
temperatury i innych właścicieli materii – tak jak dzieje się
to w przypadku chodzenia po ogniu i przy natychmiastowych
uzdrowieniach. Nad Wyższym Ja prawdopodobnie istnieją jeszcze wyższe
poziomy świadomości, zupełnie niedostępne ludzkiej zdolności
pojmowania, lecz kreujące wydarzenia na skalę światową. (Módlmy
się więc – jeśli zachodzi taka potrzeba – do Wyższego Ja
z prośbą o przekazanie naszych modlitw kolejno wszystkim wyższym
instancjom. Porównajmy praktykę chrześcijańską modlitwy do
Boga-Ojca za pośrednictwem Jezusa. Jego Syna).
Wynika stąd, że chociaż niższe Ja człowieka nie może używać swej
niższej formy świadomości do skłaniania siły życiowej, by zmieniła
właściwości materii, tak jak czyni to Wyższe Ja, mimo to jego
panowanie nad siłą życiową ciała jest jednak znaczne.
Baron Ferson demonstrował, jak dzięki :pewnej wprawie można samego
siebie napełnić nadwyżką energii. W świetle wiedzy kahunów
wnioskujemy, iż była to siła życiowa. Kiedy taki ładunek jest już
zgromadzony, należy użyć siły woli, by odpowiednio nim pokierować.
Wówczas przepłynie z rąk operatora do ciała pacjenta.
Kahuni zwracają uwagę na rzecz bardzo istotną. Otóż gdy
siła życiowa przechodzi z jednej osoby na drugą, może nieść ze sobą
rozmaite substancje, na przykład ukształtowane myśli lub myśli
wcielone w ich wiotkie widmowe ciała.
Ten sekret kahunów rzuca nowe światło na zjawisko sugestii
– zarówno na autosugestię, jak i na hipnozę. Sztuka
sugestii polega na przekazywaniu komuś cząstki swej niższej many,
czyli siły życiowej, a wraz z nią ukształtowanej treści sugestii –
czy będzie chodziło o sugestię leczniczą, czy też o opis czynności,
którą odbiorca sugestii ma wykonać.
Przy podawaniu sugestii leczniczej kontakt z odbiorcą uzyskuje się
przez położenie na nim rąk. Wystarczy, że pacjent zostanie chociaż
raz dotknięty, a nić ciała widmowego na stałe połączy go z
uzdrawiaczem. Gdy lekarz daje swemu niższemu Ja rozkaz kierowany
wolą, by podążyło wzdłuż nici widmowej, nawet na dużą odległość, i
dotknęło chorego, wtedy łączność zostaje nawiązana, a siła życiowa
wraz z ukształtowaną treścią sugestii przepływa jak po drucie
telegraficznym. Jest to „leczenie na odległość”, czyli
zabieg drogą telepatii. Stosowanie takiej formy leczenia wymaga
długiej praktyki i doświadczenia.
Kahuni ofiarowują nam jeszcze jedną BARDZO WAŻNĄ tajemnicę. Na
Zachodzie lekarze starają się, by podawana sugestia hipnotyczna była
jak najsilniejsza i jak najbardziej intensywna. Kahuni natomiast
stosowali tylko łagodną, delikatną sugestię, jeżeli tym słowem można
w ogóle określić ich działanie. Jednocześnie zdawali sobie
sprawę, że użycie bodźca fizycznego towarzyszącego sugestii, może
dawać wprost cudowne efekty. Bodziec fizyczny jest czymś
materińalnym, czyli jakby czynnością – rzeczą realną i
dotykalną, która wywiera wrażenie na niższym Ja pacjenta.
Weźmy klasyczny przykład lekarza, który daje pacjentowi
pigułkę z ciasta, mówiąc, iż uleczy ona jego dolegliwości.
Tabletka jest tym fizycznym czymś, co wywołuje u chorego wiarę, iż
oto otrzymał lekarstwo. Taka lecznicza sugestia ze strony lekarza nie
ma w sobie żadnej mocy hipnotycznej, lecz gdy wzmocniona jest bodźcem
fizycznym – pigułką z ciasta – wywołuje magiczny efekt.
„Leczenie na odległość”, polegające na telepatycznym
przekazywaniu siły życiowej z ukształtowaną treścią sugestii
leczniczej, ma o wiele mniejszą siłę oddziaływania niż bezpośredni
kontakt, a wynika to stąd, iż leczeniu na odległość nie towarzyszy
żaden bodziec fizyczny. Uzdrawiacz kładący ręce na pacjencie i
podający sugestię leczniczą, używa bodźca fizycznego przy każdym
swoim dotyku. Już sama jego obecność jest bodźcem, który
wzmacnia skuteczność sugestii. A jeżeli stosuje jednocześnie coś, co
w umyśle pacjenta kojarzy się z wyzdrowieniem, na przykład rzekome
lekarstwo rezultaty są daleko lepsze.
Niższe Ja jest, jak wiadomo, nielogiczne. Jego działanie opiera
się na informacjach otrzymywanych w dwojaki sposób. Po
pierwsze, jest to wiedza o rzeczach dostarczana za pośrednictwem
pięciu zmysłów. Jeżeli niższe Ja widzi jakiś kwiat, dotyka go,
wącha, sprawdza smak pyłku kwiatowego i słyszy pszczoły buszujące
wśród płatków, to otrzymuje silne wrażenie o kwiecie –
tak silne, iż nie sposób byłoby je przekonać, iż to, co
widziało, nie było kwiatem. Po drugie, niższe Ja otrzymuje dane od
średniego Ja. Średnie Ja może jeszcze dodać informację, w przypadku
kwiatu, iż roślina jest własnością sąsiada i nie wolno jej zerwać.
Niższe Ja polega na swoich zmysłach bardziej niż na czymkolwiek
innym. Zazwyczaj nieco niechętnie odnosi się do informacji
oferowanych przez średnie Ja z tej prostej przyczyny, iż nauczyło się
już, że nie zawsze są one prawdziwe. Na przykład, średnie Ja dziecka
może stwierdzić, że byłoby świetną zabawą stoczyć się z góry w
beczce, nawet jeśli niższe Ja jest przerażone tym pomysłem.
Doświadczenie może okazać się bardzo bolesne, a wniosek, który
niższe Ja wyciągnie na drodze dedukcji (zbliżonej do zwierzęcej
zdolności rozumowania), będzie stwierdzał, że na średnim Ja nie wolno
zbytnio polegać.
Wiele chorób ma źródło w kompleksach kryjących się w
niższym Ja. Owe utrwalone przekonania nie mają przeważnie logicznych
podstaw, kultywowane są jednak z uporem przez długie nawet lata.
Sądzi się, iż trzy czwarte naszych chorób wynika z takich
właśnie psychicznych przyczyn. Chociaż jest to może nieco przesadzona
ocena, nie wolno ignorować znaczenia psychicznego podłoża chorób,
wypadków i innych kłopotów. Jeśli dodamy do tego
przekonanie, zaczerpnięte od kahunów, że przyszłość każdego z
nas buduje Wyższe Ja na fundamencie naszych nadziei, obaw, planów
i myśli życia codziennego, to możemy wyobrazić sobie, że wszystkie
okoliczności, układy i cała nasza egzystencja ma źródło w
naszej psychice. (Do tych „źródeł” kahuni dodają
możliwość ataków poltergeistów lub zwykłych błądzących
duchów, składających się z niższych i średnich Ja i
zamieszkałych w swych połączonych ze sobą widmowych ciałach. Takie
ataki są o wiele częstsze, niż sądzimy). Powinniśmy zawsze pamiętać,
że istnieje możliwość przejęcia jakiejś obcej sugestii, co może
wywołać chorobę lub inne nieszczęście, nawet wtedy, gdy osoba czy
okoliczności wywołujące sugestię nie zamierzały nikogo skrzywdzić.
Przykłady okoliczności, które dają nam sugestię choroby,
można znaleźć, czytając raporty z odkryć psychoanalizy. Typowe
przypadki prawie zawsze dotyczą osób, które w pewnym
okresie życia miały niski poziom siły życiowej z powodu choroby lub
osłabienia i przeżyły wtedy jakieś wstrząsające zdarzenie. Średnie Ja
było wówczas zbyt słabe i niezdolne do logicznego
wytłumaczenia niższemu Ja znaczenia bodźca fizycznego spowodowanego
przez owo wydarzenie. Przyczyną wstrząsu mógł być na przykład
widok okaleczonego, rannego czy ciężko chorego człowieka lub też
widok wypadku. Wstrząs taki może również pochodzić z nagłych,
nieprzyjemnych myśli nawiedzających chorą osobę i bez logicznych
podstaw zagnieżdżających się w jej niższym Ja. Kiedyś pewna kobieta,
zmęczona po tańcu, zobaczyła człowieka z częściowo zeszpeconą twarzą.
Jej niższe Ja przypisało samemu sobie ową zniekształconą twarz,
przejęło ją wbrew wszelkiej logice i z fatalnym skutkiem. Kobieta
powzięła przekonanie, że jej własna twarz jest oszpecona, i nie było
sposobu, żeby jej to wyperswadować. Chodziła więc od jednego lekarza
do drugiego, zanim pewien psychoanalityk nie sięgnął do źródła
problemu i nie wydobył dawnego zdarzenia na światło dzienne. Wówczas
dopiero nastąpiła racjonalizacja przeżycia i jego „wydrenowanie”
z umysłu. Innym razem bardzo zmęczony i chory młodzieniec poślizgnął
się na żelaznym stopniu, wskutek czego później każdy żelazny
stopień wprawiał go w bezrozumne przerażenie. Psychoanalitycy
wydobyli ów kompleks i wyleczyli młodego człowieka.
Niższe Ja przywykło do tego, że średnie Ja przez cały dzień
WYOBRAŻA SOBIE różne rzeczy. Większość naszych myśli,
rodzących się w czasie wolnym od pracy i nauki, dotyczy spraw
nierealnych i nieistniejących. Z tego względu, kiedy niższe Ja
dowiaduje się drogą sugestii, iż jest właśnie leczone z jakiejś
choroby, traktuje takie stwierdzenie za kolejny wytwór
wyobraźni. Trwa w pełnym przekonaniu, że jest chore i nic już na to
nie można poradzić. Dlatego też odrzuca przyjęcie ukształtowanych
treści myślowych i nie chce reagować na wdrażane mu sugestie
lecznicze, wypowiadane ustami lekarza. Z podobnym zjawiskiem mamy do
czynienia kiedy modlimy się z pełną wiarą i wmawiamy sobie, że
właśnie „otrzymaliśmy” to, o co prosiliśmy. Tak samo jest
wtedy, gdy usiłujemy „chwytać się myśli”, że mamy nowy
dom lub uleczone ciało. Niższe Ja nie współpracuje z nami.
Zachowuje się jak niegrzeczny chłopak, kręcąc nosem i drwiąc z
naszych wysiłków. NIE OBCHODZĄ GO SPRAWY, KTÓRYCH NIE
MOŻE W ŻADEN SPOSÓB SPRAWDZIĆ ZMYSŁAMI.
Jeżeli lekarz podaje sugestię leczniczą, a jednocześnie aplikuje
jakieś lekarstwo, sugerując, iż ma ono właściwości lecznicze, i jeśli
w tym momencie pacjent jest rozluźniony i nie wmawia swemu niższemu
Ja, iż lekarstwo nie jest dobre, to sugestia ZE WZGLĘDU NA ÓW
BODZIEC FIZYCZNY w postaci namacalnego, realnego lekarstwa zostanie
zaakceptowana i wykonana. Innymi słowy, niższe Ja nie wyleczywszy
choroby, co powinno było jak zwykle uczynić, skłaniane jest do tego,
by wzięło się wreszcie do roboty i doprowadziło do zdrowia dzięki
sugestii lekarza i zaaplikowanemu lekarstwu.
Jeżeli ktoś modli się o dom, wkłada w to całą swą wiarę, wmawia
sobie, że już ten dom otrzymał, i dziękuje za podarunek, to osiągnie
rezultaty tylko wtedy, gdy użyje bodźca fizycznego, aby przekonać swe
niższe Ja, że dom rzeczywiście został mu już przyznany i sprawa jest
w trakcie realizacji. Znałem kiedyś kobietę, która modliła się
o domy i przeważnie je otrzymywała. W jakiś sposób odgadła ona
tajemnicę o konieczności zastosowania bodźca fizycznego. Powiedziała
mi, że najpierw się modli, a potem bierze do ręki deskę i gwóźdź.
Kładzie je przed sobą i oświadcza, iż są początkiem domu, który
został jej ofiarowany w odpowiedzi na modlitwę. W jej przypadku to
zawsze działało, powoli, ale skutecznie. Gromadziła więc domy, aż w
końcu zaczęła utrzymywać się z ich wynajmu.
Najlepsze efekty daje połączenie sugestii z jednoczesnym
przekazywaniem siły życiowej z rąk uzdrawiacza oraz z towarzyszącym
temu masażem bądź gimnastyką, służącą za bodziec fizyczny. Lomilomi w
najlepszym swym wydaniu obejmuje wszystkie te trzy ważne elementy.
Jako środek pomocniczy można zastosować też leki lub kąpiele ziołowe.
Na Hawajach byli kahuni specjalizujący się w stosowaniu
ziołolecznictwa.
Takie właśnie są tajniki dawania życia. Siła życiowa jest samym
życiem. Bez niej świadomość w rodzaju niższego i średniego Ja nie
potrafi funkcjonować. Bez niej ciało fizyczne umiera.
Odbudujcie więc siłę życiową i wprowadźcie do umysłu niższego Ja
sugestię, mówiącą, że siła ta ma być użyta do uleczenia ciała.
Zastosujcie bodziec fizyczny, by sugestia została zaakceptowana.
Dokonajcie tego przez nałożenie rąk lub na odległość, łącząc się z
obiektem przez nić widmowej substancji. To właśnie magia. Ale jest to
magia skromna, na niewysokim poziomie umiejętności, podczas gdy
modlitwa do Wyższego Ja i natychmiastowe uzdrowienie jest Magią
Najwyższą.
Znałem człowieka chorego na marskość wątroby, którego nie
opuszczał ból. Lekarz, który zgłębił tajemnicę
nakładania rąk i często praktykował tę formę leczenia połączoną z
sugestią, zajął się chorym. Powiedział pacjentowi, że nie może
zmienić stanu jego wątroby, ale potrafi usunąć ból przez
sugestię i masaż kręgosłupa. Wykonał łagodny masaż kręgów i
„położył ręce” na chorym. Podał sugestię, że chce
przesłać pacjentowi moc uzdrawiającą i łagodzącą ból. Po
drugim zabiegu ból ustąpił i chory opuścił łóżko. Po
tygodniowej kuracji człowiek ten żył przez trzy miesiące, nie czując
żadnych dolegliwości. Umarł nagle, lekką śmiercią.
Ten sam doktor leczył pielęgniarkę, pięćdziesięcioletnią kobietę
odesłaną ze szpitala do domu, by spędziła tam resztę swych dni pod
opieką córki. Lekarze nie mogli nic już dla niej zrobić i
dawali jej kilka miesięcy życia. Nikt nie wiedział, na czym polega
jej choroba. Stopniowo traciła siły witalne, aż w końcu przestała
chodzić. Mogła wypowiadać tylko po kilka słów i często wpadała
w histerię, a czasem dostawała konwulsji. Ów mądry doktor
podjął się ją wyleczyć. Stosował łagodne masaże kręgosłupa, dając
równocześnie sugestie powrotu do zdrowia i siły. Po sześciu
tygodniach zabiegów kobieta była w lepszej kondycji zdrowotnej
niż przez wiele minionych lat. Spacerowała swobodnie, z wysoko
uniesioną głową. Jej krok był sprężysty, a oczy jaśniały blaskiem.
Chociaż doktor nic nie wiedział o kahunach, nieświadomie opanował ich
dwa proste sposoby leczenia. Żaden z nich z osobna nie był ani
magiczny, ani nie odznaczał się nadzwyczajną skutecznością, połączone
natomiast, stanowiły kwintesencję życiodajnego lomilomi.
Wykorzystywanie sugestii hipnotycznej w leczeniu obrażeń
fizycznych i zespołów chorobowych jest jeszcze zawodne i nie
cieszy się dobrą opinią. Lekarze nie uczą się jej stosowania, poza
zupełnie wyjątkowymi przypadkami. Ku sugestii zwracają się tylko
psychoanalitycy i psychiatrzy. Uzyskują jednak mierne wyniki, nie
znają bowiem magicznego sekretu stosowania bodźców fizycznych,
ani sztuki przykazywania strumienia siły życiowej, by uzupełnić jej
niedobór w ciele pacjenta.
Siła życiowa jest jak wdowi grosz – jeśli się ją daje,
wzrasta zwielokrotniona. Znam człowieka, który leczył przez
nakładanie rąk, pragnąc, by jego moc uzdrowicielska spływała na
pacjentów i przywracała im zdrowie. Przyzywał na pomoc duchy
swoich zmarłych krewnych. Dokonał wielu uzdrowień. Spytałem go, czy
nie odczuwa wyczerpania i zmęczenia ciągłym wydatkowaniem siły
uzdrawiającej. Odpowiedział, że przeciwnie. Gdyby nie wyzwalał jej
przy leczeniu, na pewno by zmizerniał i musiałby zacząć uprawiać
intensywną gimnastykę.
Siła życiowa powstaje ze spożywanego przez nas pokarmu. Prawie
każdy człowiek potrafiłby przejść dziennie dwa razy więcej
kilometrów, niż się tego spodziewa. Dzienna dawka pożywienia
dostarcza każdemu z nas siły życiowej pozwalającej na o wiele
bardziej intensywną aktywność fizyczną i umysłową. Fizjolodzy
twierdzą, że pokarm zamienia się we krwi w glukozę, która z
kolei ulega spaleniu, gdy zaczynamy działać i potrzebujemy sił
życiowych. Jeżeli nie spalamy całej dziennej dawki glukozy
dostarczanej w pokarmie, jako niepotrzebna zostaje ona wydalona przez
wątrobę.
Wysiłkiem woli można zmusić niższe Ja do wytworzenia nadwyżki
energii. Prawie każdy może się tego nauczyć w ciągu dwunastu
20-minutowych lekcji.
Kiedy mamy w ciele większy zasób życiowej siły niż jakaś
inna osoba i kładziemy na tej osobie ręce, aktem woli przekazując jej
naszą siłę życiową, w tym momencie rozpoczyna się przepływ.
W odpowiedzi na rozkaz woli średniego Ja przepływająca siła
życiowa nabiera prawie ludzkich, rozumnych cech. Wnika do chorego
narządu pacjenta i wzmacnia go. Przynosi ze sobą ukształtowaną
sugestię, jeśli jest ona podawana w milczeniu. Jeszcze lepiej działa
wówczas, gdy operator wypowie sugestię głośno i da do
zrozumienia niższemu Ja pacjenta, co „wola” życzy sobie,
by zostało wykonane w sprawie przywrócenia pacjentowi zdrowia.
Jeżeli wypowiadaną sugestię wspiera bodziec fizyczny, skutek okaże
się najbardziej pomyślny. Obojętnie, czy owym bodźcem będzie masaż,
zabiegi manualne, rozgrzewanie, kąpiele w naparach ziołowych czy też
różnego rodzaju medykamenty.
Teraz, kiedy wiemy już od kahunów, że sugestia polega po
prostu na przekazywaniu siły życiowej wraz z towarzyszącymi jej
ukształtowanymi myślami od jednej osoby do drugiej, widzimy, jak
dziecinne były nasze obawy przed hipnozą.
Strach przed hipnozą i innymi formami sugestii jest swego rodzaju
fobią trwającą już stulecia od czasu odkryć Mesmera. Nie potrafiliśmy
zrozumieć natury tych zjawisk i dlatego budziły w nas lęk. Stosowanie
sugestii przy uzdrowieniach biblijnych nie zostało w pełni opisane, a
biblijni prorocy nie byli jej rzecznikami. Kościół walczył
zatem z tymi nieznanymi metodami leczenia, jak zresztą w ogóle
ze wszystkimi parapsychicznymi praktykami. (Przez całe wieki był
przeciwny postępowi w medycynie i innych naukach. Religie przeważnie
krystalizują się bardzo szybko i stawiają zdecydowany opór
wszelkim nowościom, ponieważ grożą one koniecznością zmian w ich
wierzeniach i obrzędach).
Podczas prac doświadczalnych wiele razy byłem wprowadzany w stan
hipnozy, jak również wielokrotnie hipnotyzowałem innych. Nigdy
w najmniejszym stopniu nie ucierpiałem z tego powodu. Przez
trzydzieści lat byłem świadkiem stosowania hipnozy i sugestii w
leczeniu. Wielokrotnie rozmawiałem z operatorami i ich pacjentami i
ani razu nie znalazłem najlżejszego. śladu szkodliwych skutków
tych metod.
Każdy z nas stale posługuje się autosugestią. Jeśli „chcę”
wstać z krzesła i przejść do sąsiedniego pokoju, to w tym momencie
podaję swemu niższemu Ja ukształtowaną myśl o planowanej czynności.
Niższe Ja przywykło już reagować na tego rodzaju myśli przekazywane
mu przez średnie Ja, jego reakcje zatem są automatyczne. Skłania więc
ciało, aby się podniosło i przeszła do drugiego pokoju.
Autosugestia jest mniej skuteczna, niż być powinna, jeśli
stosowana jest przez odważnych śmiałków, którzy
docenili jej wartość. Problem polega na tym, że brakuje jej bodźca
fizycznego, który towarzyszyłby jej podawaniu. W przypadkach
chorób fizycznych autosugestia daje najlepsze rezultaty
wówczas, gdy pacjent równocześnie przyjmuje jakieś
lekarstwa, pod warunkiem że nie będą to leki podawane już wcześniej i
uznane przez niższe Ja za nieskuteczne.
Zalecanym bodźcem fizycznym jest głośne wypowiadanie afirmacji.
Głośno wyraża się wtedy przekonanie, że jest się zdrowym, bogatym i
mądrym. Samo brzmienie głosu odgrywa rolę fizycznego stymulatora.
Jeżeli afirmacje wypowiadane są dostatecznie często i poparte są wolą
(pochodzącą od średniego Ja), by łatwiej zostały przyjęte, bodziec
fizyczny daje zamierzony efekt.
Od czasu wynalezienia rozmaitych urządzeń rejestrujących głos,
sugestię – nagraną na taśmę lub płytę – można podawać
podczas snu. Nastawiamy odtwarzacz na określony czas w nocy i
kładziemy się do łóżka z mocnym postanowieniem zaakceptowania
i wykonania tej sugestii. Ponieważ w czasie snu człowiek jest w pełni
rozluźniony, a logiczny, świadomy umysł śpi i nie przeciwstawia się
sugestii dochodzącej do podświadomości, sugestia ta dociera do celu.
W nadchodzących latach możemy być świadkami niezwykłego postępu w
dziedzinie odnowy zdrowia i osobowości,, budzenia uśpionych talentów,
umiejętności, a może i geniuszu.
Ostatnio naukowcy starają się ustalić, w jakim stopniu tłumimy i
ukrywamy nasze zdolności, przyjmując bezkrytycznie autosugestię lub
bezmyślne sugestie naszych znajomych w rodzaju: „nie potrafisz
tego zrobić”, „nie dasz rady” itp. Ilu z nas tak
naprawdę zdaje sobie sprawę, czy umie malować, pisać, wygłaszać
prelekcje, czynić wynalazki, być organizatorem czy specjalistą od
reklamy? Niektórzy samozwańczy instruktorzy prowadzą nieźle
płatne kursy. na których mówią nam, iż zewsząd
spotykają nas sugestie typu: „nie umiesz tego lub tamtego”.
Uczą, jak mamy się odhipnotyzować i w pełni się rozwinąć. Słuchacze
takich kursów nie osiągają zbyt wielkich sukcesów, ale
podstawowa idea wykładów sięga istoty problemu. Kiedy
odnajdziemy lepszą metodę wyzwolenia się z utrwalonych przekonań o
naszych rozmaitych „niemożnościach”, rezultaty będą o
wiele lepsze.
Na razie jednak musimy zdać sobie sprawę z tego, iż skoro nie mamy
skrystalizowanych poglądów i stale przyjmujemy nowe prawdy,
powinniśmy podjąć prace badawcze, aby przekonać się, czy metody
terapii tak skuteczne dla kahunów będą równie efektywne
dla nas.
Uważam, że większość nowo promowanych lekarzy, bez względu na to,
jakie szkoły medyczne ukończyli, mogłaby się nauczyć stosowania
magicznie działających metod lomilomi w ciągu, powiedzmy,
dwumiesięcznego kursu. Szybko opanowaliby umiejętność gromadzenia w
sobie i przekazywania innym siły życiowej, a posiadając takie
zdolności, całkowicie odrzuciliby metodę wprowadzania pacjentów
w stan głębokiej hipnozy.
Prawie każdy z nas, mężczyzna czy kobieta, może nauczyć się
stosowania łagodnej sugestii. Po dwóch miesiącach codziennych
jednogodzinnych ćwiczeń przeciętni lekarze staliby się
wyspecjalizowanymi operatorami. Resztę zajęć można by z korzyścią dla
uczestników kursu przeznaczyć na naukę nowej psychologii,
którą stopniowo przejmujemy od kahunów. Po ukończeniu
takiego szkolenia kilku najzdolniejszych lekarzy mogłoby nauczyć się
stosowania metod kahunów służących natychmiastowemu
uzdrawianiu chorych.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
UAS 13 zaoer4p2 5 13Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppozch04 (13)model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)Logistyka (13 stron)Stereochemia 13kol zal sem2 EiT 13 2014więcej podobnych podstron