A Pawlak Książeczka Wojskowa

background image

Ksi ka pobrana ze strony

http://www.ksiazki4u.prv.pl

ANTONI PAWLAK

KSI

ECZKA

WOJSKOWA

O PO YTKACH PŁYN CYCH Z PRZEBYWANIA

W MIEJSCACH ZAMKNI TYCH

Gdy wiosn 1976 szedłem do wojska, wiedziałem jedno – albo mnie tam wyko cz , albo

to

wszystko opisz . Nie wyko czyli.

Ludowe Wojsko Polskie było wówczas, w latach siedemdziesi tych, tematem tabu. W

literaturze wła ciwie nie istniało. Oczywi cie, je li nie liczy propagandowych

powie cideł

wydawanych w masowych nakładach przez Wydawnictwo MON.

Wi c napisałem i – jak si okazało – wstrzeliłem si . Byłem pierwszy, który po wojnie

opisał wojsko inaczej. My l , e prawdziwie.

Dzi nie mam wi kszych złudze . Doskonale wiem, e „Ksi eczka wojskowa” nie jest

wielkim dziełem literackim. Jest swego rodzaju dokumentem. Dokumentem o bardzo

ciekawych, jak s dz , losach.

Po pierwsze – niezale ny kwartalnik literacki „Zapis” kupił ode mnie tekst w ciemno. A

rzecz taka młodemu literatowi (miałem wówczas 26 lat) zdarza si , raczej rzadko.

Po drugie – dwa pełne nakłady tego numeru „Zapisu” w cało ci skonfiskowała Słu ba

Bezpiecze stwa. Pozwala mi to do dzi ywi nadziej , e wła nie mój tekst był tak

wa ny.

Po trzecie – „Ksi eczka wojskowa” w wielu jednostkach wojskowych stała si

obowi zkow lektur szkoleniow dla oficerów. Nigdy nie my lałem, e stan si kim w

rodzaju autora podr cznika.

Po czwarte – w drugiej połowie grudnia 1981 roku w wi zieniu w Białoł ce jeden ubek

powiedział mi, e wła nie „Ksi eczka...” była głównym powodem mojego internowania.

I w ten sposób dochodzimy do „Ksi ki skarg i wniosków” – tekstu, w którym staram si

opisa obozy internowanych.

Od grudnia 1981 do lipca 1982 byłem internowany w Białoł ce, Jaworzu i Darłówku.

Udało mi si siedzie z wieloma lud mi, którzy dzi (pisz to na pocz tku grudnia 1990

r. ) tak

du o znacz . eby si pochwali , niektórych wymieni :

z rz du – Tadeusz Mazowiecki, Waldemar Kuczy ski, Jan Lity ski, Bronisław

background image

Komorowski, Stefan Kawalec...

z ambasadorów – Władysław Bartoszewski, Krzysztof liwi ski...

z Sejmu i Senatu – Bronisław Geremek, Andrzej Szczypiorski, Adam Michnik,

Aleksander

Małachowski, Gabriel Janowski, Andrzej Celi ski, Stefan

Niesiołowski...

z telewizji — Andrzej Drawicz, Jan Dworak...

I jeszcze wielu polityków, działaczy, artystów, wydawców, dziennikarzy i naukowców.

Jak wida jestem – do dobrze ustawiony. Czego wszystkim serdecznie ycz .

Antoni Pawlak

„Wrócicie do cywila i skombinujecie tak

wszystko, e zrobicie ze mnie dup i skurwysyna,

a z siebie inteligenta i pacyfist ,

który jest ponad szarym yciem pułkowym”.

Zbigniew Uniłowski „Dzie rekruta”

I

Gdy dowiedziałem si , e mam i do wojska, robiłem wszystko, aby to nie doszło do

skutku. Pomagało mi w tym wielu ludzi, co doprowadziło do pewnego zamieszania. W

ko cu

wezwał mnie komendant sztabu dzielnicowego. Usiedli my w jego gabinecie.

– Naprawd nie mog zrozumie , dlaczego z takim uporem stara si pan unikn słu by

wojskowej. Przecie jest to pa skim obowi zkiem. Zreszt te wszystkie legendy, e w

wojsku

nie ma mo liwo ci ani czasu, to wierutne brednie. A pan tu jaki bałagan robi. A poza

tym,

nawet jakbym chciał, nie mog panu i na r k . Ja, prosz pana, musz rozlicza si z

ka dego, kto nie poszedł.

Starałem si mu wytłumaczy , e studiuj filozofi , a w wolnych chwilach pisuj

wierszyki, i obawiam si , e dwuletnie koszarowanie nie wyjdzie na dobre ani moim

studiom,

ani te wierszykom.

– Ale pan jest w bł dzie! To, e zajmuje si pan filozofi i literatur , w aden sposób

nie

przeszkodzi panu w odbyciu słu by. Zreszt , dobrze, e mi pan o tym powiedział.

Postaramy

si skierowa pana do takiej jednostki, w której słu ba b dzie w jaki sposób współgrała

z

pa skimi zainteresowaniami.

Prawdopodobnie dlatego trafiłem do czołgów.

– A jakie s pa skie plany na przyszło ? Jako krytyka, oczywi cie – zapytał mnie w

Pałacu Kazimierzowskim Nestor Krytyków.

– Trudno mówi o planach. Za tydzie b d ju w wojsku.

– Aha – sapn ł N.K. z nagłym błyskiem w oku. – Tego to panu nawet zazdroszcz .

Niech

background image

pan Mnie dobrze zrozumie; jest pan młodym, zdolnym człowiekiem. A groziło panu

zatoni cie w kawiarnianym bagienku. (Pan wie, co oni o Mnie?) Wie pan, z tego si

bardzo

trudno wyci gn . Tam za b dzie pan miał pole do naprawd twórczej obserwacji.

Wej cie

w tak odmienne rodowisko, to dla ka dego twórcy cenne, bardzo cenne

do wiadczenie.

Zdenerwował mnie tylko. Niby yd, a takie bzdury opowiada.

Kazik chciał uprzyjemni mi ostatni dzie wolno ci. Chod – powiedział – poznam ci z

Postaci Historyczn . Lecieli my przez cał Warszaw , a on do ko ca nie chciał

wyjawi ,

kogo miał na my li. Posta Historyczna i tyle.

A P.H. umiał si znale . Jak tylko zorientował si , w jakiej jestem sytuacji, zacz ł mnie

pociesza .

– Niech si pan zbytnio nie przejmuje – mówił. – Wojsko to tylko karykatura ustroju

totalitarnego, do którego – jak s dz – zdołał si pan ju przyzwyczai . Jak panu

wiadomo,

ustrój totalitarny zbudowany jest na zasadzie sieci, która nas tak naokoło oplata, oplata.

Ale

ka da sie ma to do siebie, e posiada oka, w których przeci tnie inteligentny człowiek

potrafi uwi sobie spokojne gniazdko. Czego i panu serdecznie ycz .

Przy po egnaniu Kazik mocno u cisn ł mi dło .

– Mam nadziej , Antoni, e doczekamy jeszcze czasów, gdy młodzi ludzie b d pełni

dumy szli do POLSKIEGO wojska.

Ja nie miałem tej nadziei. Nie mam jej do dzisiaj. Zreszt , Kazik, wojsko jest zawsze

wojskiem. Poza wszystkim innym.

Pocz tkiem drogi był Dworzec Wschodni. Całe tłumy młodych ludzi. Pijanych młodych

ludzi. Pijanych i wyj cych młodych ludzi.

Wojskowe piosenki wzbijały si pod dach dworca. Jak barany na rze wsiadali do

poci gów kolejni obro cy granic. Ten koszmar towarzyszył mi przez cał drog . W

pewnych

chwilach robiło mi si wr cz głupio za t moj trze wo , za brak piewu. Wygl dało na

to,

e ja jeden boj si tego, co nas czeka. e tamci jad pełni pijanej rado ci, a ja jeden

itd.

Stałem obok jakiego starszego faceta, który z pewnym niedowierzaniem obserwował

ten

Wesoły Poci g. W pewnym momencie facet zacz ł do mnie mówi .

– Wie pan, wojsko nie jest łatw rzecz . Ja si wcale nie dziwi , e oni nie maj ochoty

tam i . Ale to w sumie niedobrze, bo powinni. Nie, nie dlatego, e to obowi zek i tak

dalej.

Ode mnie pan czego takiego nie usłyszy, nie jestem dziennikiem telewizyjnym. Po

prostu tak

ju w yciu jest, e wojsko i wi zienie to najwi ksza i najlepsza szkoła ycia. Ja, panie,

byłem

ju w paru wojskach i paru wi zieniach. Najpierw, w trzydziestym dziewi tym, w polskim

wojsku. Normalne. Zaraz na pocz tku wojny Niemcy wzi li mnie do niewoli. Ale obozu

background image

jenieckiego nie zobaczyłem, bo udało mi si uciec z transportu. Do czterdziestego

trzeciego

byłem w AK na terenie Warszawy. I w tedy Niemcy znów mnie złapali. Tym razem

gestapo. I

po raz drugi udało mi si uciec. Byłem ju spalony w mie cie i musiałem i do lasu, do

oddziału. A jak w czterdziestym czwartym przyszli Ruskie, to pierwsza rzecz nas

zamkn li.

Wtedy wła nie uciekłem z wi zienia po raz ostatni. Ruscy zamykali mnie na fałszywych

papierach, wi c pod prawdziwym nazwiskiem wst piłem do ko ciuszkowców. Byłem z

nimi,

panie, a do Berlina. Po wojnie chciałem zosta w wojsku i nawet zostałem. Ale

niedługo. W

czterdziestym ósmym kto wpadł na to, e zwiałem Ruskim. Wie pan, wtedy si nie

patyczkowali, mo na było i czap lekk r czk zarobi . Zamkn li i koniec. Nawet nie

miałem

ju ochoty ucieka . Wyszedłem zupełnie legalnie w pi dziesi tym pi tym.

I widzi pan: tyle wojsk, tyle wi zie . Ale jak patrz z perspektywy, to nawet jestem

zadowolony, e los mnie tak do wiadczył. Nie ma we mnie ch ci zemsty na kimkolwiek.

To

naprawd wielka szkoła. Oni wszyscy, a w ka dym razie ci inteligentniejsi, tak e dojd

do

tego wniosku. Bardzo w to wierz . Oby jak najpr dzej. Nie wyobra a pan sobie, jak taka

wiadomo mo e im pomóc. Przynajmniej w pocz tkowym, najtrudniejszym okresie.

A poza tym, jakby tak porówna wojsko dwadzie cia lat temu i teraz. To to sanatorium.

Co wcale nie znaczy, e chciałbym umniejsza ich cierpienia. Nie, chyba po prostu tak

jest, e

ka de pokolenie ma inny, swój udział w cierpieniu.

W miejscu docelowym byłem rano. Trze wy, tylko zm czony całonocn podró . I

gnany

my l : musz tutaj, teraz, jeszcze przed przekroczeniem bramy pozna kilku z tych, z

którymi

przyjdzie dzieli ten okres. Wydawało mi si to konieczne. Wi cej ni konieczne. Byłem

pewien, e w du ej mierze ułatwi to aklimatyzacj . B dzie wszak kto , z kim mo na

wróci

wspomnieniem do tych kilku ubogich chwil pozostawionych na zewn trz.

Akurat napatoczyło si dwóch. Przyczepiłem si do nich, starałem si upodobni , sta

si

jednym z nich lub oboma naraz. Wiedziałem, e to mo e by jedyna droga, eby mnie

zaakceptowali.

I poszli my w tan. Najpierw po butelce wina. Zacz ło si pierwsze macanie:

Sk d jeste ?

Ile razy udało ci si mign ?

Itd.

Od pierwszej chwili zdobyłem co w rodzaju szacunku. Nie byłem nawet najstarszy,

byłem

dla nich po prostu stary. Cztery, sze lat to ju w tym wieku wiele. Ale dorosło trzeba

background image

potwierdzi siln głow . Wi c dalej, dalej. Wi c po dwie setki i po dwa piwa. I dalej.

Szli my

przez miasteczko zbieraj c innych, takich jak my. Jeszcze sklep i jeszcze po trzy wina

za

paski od spodni. Na ulicy, a potem w domu jakiego miejscowego. Stamt d te chyba

jeszcze

jakie zakupy. Ale ja si nie popisałem, nie pami tam, straciłem film.

Odzyskałem go dopiero w jednostce. Do dzi nie wiem, w jaki sposób tam trafiłem.

W jednostce najpierw przechodzi si przez co w rodzaju powtórnej komisji

wcieleniowej.

Kilku lekarzy i facet wypytuj cy o yciorys. Tutaj wła nie przydzielaj do poszczególnych

pododdziałów.

Przez komisj przeszedłem bez wi kszych kłopotów. Tylko przy tym nielekarskim stoliku

wdałem si w dyskusj mocno zawił z jakim majorem. Poszło o to, czy jestem karany.

Powiedziałem mu, e to skomplikowana historia – i jestem, i nie jestem. Za dał

wyja nienia.

A ja z pijackim uporem powtarzałem w kółko to samo, dodaj c co jaki czas, e to

troch zbyt

skomplikowane, by on to zdołał zrozumie .

W ko cu dał mi spokój.

Zacz to przerabia mnie na ołnierza.

Najpierw strzy enie. Fryzjer o mało nie zwariował z rado ci, gdy zobaczył moje

spływaj ce na plecy włosy. Od razu na zero.

Potem rozbierali my si do naga i pakowali my cywilne ubrania do worków, z których

próbowali my robi paczki do domu. I ła nia. Nadzy i łysi pod prysznicami z ledwie

letni

wod . Teraz ju zupełnie nie mogłem pozna wie ych kolegów. Fryzjer zmienił nas w

sposób zasadniczy. Byli my grup anonimowych golców.

Z ła ni do kilku stoisk – jak w sklepie, tyle, e bez płacenia.

STOISKO I – bielizna.

– Masz tu spodenki i podkoszulk . Co marudzisz? Jak za du e, to i lepiej, e nie za

małe.

Koszulka to nic, ale spodenki ci gle spadaj .

STOISKO II – moro.

– Za du e, to skrócisz, za małe, to wymienisz. Co si tak gapisz – spierdalaj.

Szybko do nast pnego.

STOISKO III – komplet alarmowy.

Jakie chlebaczki, zapasowe gacie, koszulki itd. Po choler tego a tyle?

STOISKO IV – galanteria skórzana.

A wi c pasy i buty. Tutaj przynajmniej mo na sobie dobra na miar .

STOISKO V – obuwie sportowe.

tenisówki (j.w.)

STOISKO VI – berety.

Te na miar .

A poza tym wła nie tutaj jak najszybciej nale ało nauczy si zawi zywa onuce. Co

nieprawdopodobnie trudnego. Potem wszystko pod pach i na kompani .

Le eli my ju w łó kach próbuj c zasn , gdy – około wpół do jedenastej – przyszło

background image

dwóch nowych. Spogl dali na nas m tnie, spode łba. Z zaciekawieniem przygl dali my

si

ich przygotowaniom do snu. Panowało pełne napi cia milczenie. W pewnym momencie

jeden

z nich zapytał: A kiedy tu daj kolacj ?

Strasznie nas to roz mieszyło. mieli my si długo i niepohamowanie. W tym miechu

było co oczyszczaj cego. Teraz ju wiedzieli my – jeste my w wojsku.

II

Drugiego dnia pobytu w jednostce wzbudziłem zainteresowanie sekcji politycznej. Kazali

mnie do siebie, do sztabu, przyprowadzi .

Młody porucznik posadził mnie naprzeciw siebie.

– Tak. Ogl dałe mo e telewizj w cywilu? Bo wiesz, ja tam prowadziłem jeszcze

niedawno program dla młodzie y...

Z przykro ci poinformowałem go, e raczej nie zdarzało mi si ogl da programów dla

młodzie y. Ale specjalnie go to nie zniech ciło. Okazało si , e nie tylko po to mnie tutaj

wezwano.

– Co wy cie pokr cili wczoraj przy ewidencji z t wasz karalno ci ?

Na wszelki wypadek rozejrzałem si wokoło. Ale byli my sami. Có , trzeba si b dzie

przyzwyczai do drugiej osoby liczby mnogiej.

Wyja niłem, e owszem, byłem karany, ale ju nie jestem. Bowiem wyrok z

zawieszeniem

po zako czeniu zawieszenia ulega automatycznemu zatarciu. Przekonywał mnie, e tak

wcale

nie jest. „Nie znacie prawa, ot co”. Bardzo delikatnie suponowałem mu, e mo e by

akurat

odwrotnie.

Jako nie mogli my si dogada .

– No, dobra – zniecierpliwił si po chwili. – Zostawmy to na razie. Mam nadziej , e nie

przyszli cie tutaj po to, by odsłu y , ale po to, by słu y . Bez wzgl du na wasze

(katolickie –

prawda?) pogl dy, powinni cie by dumni, e mo ecie spełni zaszczytny obowi zek

wobec

ojczyzny. Je eli b dziecie szczerze słu y , b dzie dobrze. I, mam nadziej , nie

b dziecie

próbowali za wszelk cen st d si wyrwa . My my tu nawet mieli jednego takiego, te

katolik. I wyszedł. Ale co? – do dzi nie mo e pracy znale , a to ju przeszło rok.

Porucznik pocz stował mnie jeszcze obietnic , e je li podczas okresu unitarnego b d

si

bardzo starał by dobrym ołnierzem, to b d mógł pracowa w ich sekcji jako „pisarz –

maszynista”.

– B dziesz miał złote ycie. Twoi kumple si upierdol , a im si jaja w pocie zagotuj ,

a

ty – jak pan.

Na po egnanie chciał jeszcze sprawdzi , czy rzeczywi cie tak biegle pisz na maszynie.

Dał mi papier i kazał pisa : „Jestem dumny i szcz liwy, e odbywam zasadnicz słu b

background image

wojskow ”. Po chwili powa nej rozterki napisałem: „ Urodziłem si czwartego sierpnia

pi dziesi tego roku w Sopocie”.

Nie był ze mnie zadowolony.

Jak zawsze: najtrudniejsze s pierwsze dni.

Wrzucaj ci w jak zbiorowo i wydaje ci si , e wiat ten, za murami, przestał nagle

istnie . Zanim otrzymasz pierwszy list – to jedyne potwierdzenie istnienia wiata – mija

tydzie do dwóch. Przez ten czas masz tak cholern pewno , e wszyscy o tobie

zapomnieli.

Przychodz do głowy ró ne głupie pomysły. Na przykład: czy warto próbowa ocala

siebie, swoj godno . Dla kogo, skoro i tak nikt nie zauwa ył twojego znikni cia z

tamtego,

dobrego wiata.

Zaczynasz liczy dni, które dziel ci od powrotu.

Z pocz tku jest ich około siedmiuset czternastu.

Przez pierwsze dni – mo e tydzie – mój mózg w ogóle nie pracował. Był wył czony jak

zb dne urz dzenie. Nie my lałem, nie zastanawiałem si nad niczym. Kiedy pytano

mnie o

nazwisko, musiałem mie troch czasu na przypomnienie sobie. Nie tylko ja. Byli my

wszyscy jak ci le zaprogramowane automaty. Reagowali my tylko na krzyk i tryb

rozkazuj cy. Biegali my, maszerowali my, piewali my, czołgali my (si ), myli my (si ),

spali my, jedli my, palili my – wszystko tylko na rozkaz.

Własn inicjatyw przejawiali my tylko w sprawie potrzeb fizjologicznych. Zreszt ja

dopiero po trzech dniach. Do tego bowiem czasu miałem wył czony tak e oł dek.

A poza tym to deprymuj ce uczucie wstydu, gdy musisz przy wszystkich:

– Obywatelu kapralu, szeregowy Jabłkowski melduje si z zapytaniem... Czy mog i

do

ubikacji?

A taki buc na to: Siusiu czy kupk ?

Pocz tkowo jedn z najtrudniejszych rzeczy, obok skomplikowanego sposobu słania

łó ek,

było poranne mycie. Dokładnie dwie minuty na umycie – nóg, r k wł cznie z

wyczyszczeniem paznokci (do sprawdzenia), twarzy, i jeszcze si ogoli .

Najgorsze było to ostatnie. W domu miałem maszynk elektryczn , ale tutaj nie wolno.

Tutaj wszyscy musz mie identyczne przybory, wi c najprymitywniejsze maszynki

yletkowe marki JUNIOR po 45 złotych. Nigdy przedtem nie goliłem si yletk . Po

ka dej

próbie wygl dałem jak korporant po pojedynku.

ołnierz przed przysi g nie mo e opuszcza terenu jednostki. Nie mo e nawet bez

opieki

porusza si poza budynkiem kompanii. Ale jednemu z nas poszcz ciło si . Był w

cywilu

kelnerem i w zwi zku z tym dane mu było prze y Przygod . Urz dzano dla rodzin

kadry co

w rodzaju pikniku nad jeziorem. Potrzebni byli kucharze i kelnerzy. Pojechał i on. Wrócił

całkowicie załamany. Opowiadał:

Podsma ałem w gorza dla jakiego majora. I patrzyłem. Mówi wam, jakie dziewczyny.

background image

Jedz , ta cz , pływaj , opalaj si . Dopiero jak tam byłem, u wiadomiłem sobie, w co ja

si

dałem wpakowa . Zrozumiałem, e ycie przecieka mi mi dzy palcami. e wszystko to,

co

jest udziałem tych dziewczyn, przemyka obok mnie. e zostawiłem po tamtej stronie

muru

zbyt wiele. Chciało mi si płaka . Chłopaki, nie potrafi tego wszystkiego tak dobrze

opowiedzie , ale naprawd miałem łzy w oczach. Nie wstydz si tego. A poza tym,

słuchajcie, one mówiły do mnie „prosz pana”. Słowo honoru. Nie istniałem dla nich jako

facet, jako m czyzna, ale mówiły „prosz pana”.

„Uprzejmie zawiadamiamy, e syn Wasz............ zameldował swoje przybycie do naszej

jednostki w nakazanym terminie i przyst pił do odbywania zasadniczej słu by wojskowej

w

szeregach Ludowego Wojska Polskiego.

Przekraczaj c bram koszar syn Wasz wszedł w nowy okres swego młodzie czego

ycia,

który wywrze istotny wpływ na dalszy proces rozwoju jego osobowo ci. Słu ba

wojskowa

jest bowiem zaszczytnym patriotycznym obowi zkiem obywateli Polskiej

Rzeczypospolitej

Ludowej, w toku której, sposobi c si do obrony granic i niepodległego bytu Ojczyzny,

młodzi obywatele zdobywaj rozległ wiedz i praktyczne umiej tno ci ofiarnej i

rzetelnej

słu by dla dobra narodu, socjalizmu i pokoju.

Jednostka wojskowa, w której synowi przypadło odby ten podstawowy obowi zek

obywatelski, legitymuje si powa nymi osi gni ciami szkoleniowo – wychowawczymi.

Kontynuuj c chlubne post powe i rewolucyjne tradycje narodu polskiego i jego or a

przysporzyła ona naszej ludowej Ojczy nie liczne zast py ofiarnych i doskonale

wyszkolonych obro ców – gor cych patriotów i internacjonalistów, słu cych z całego

serca i

wszystkich sił sprawie ludu pracuj cego.

Zdajemy sobie spraw , e nieobecno syna w gronie rodzinnym wywołuje w ród

najbli szych mu osób t sknot i trosk o jego los. Pragniemy przeto uspokoi Was,

donosz c

niniejszym, e syn wasz godnie przyj ty został do wielkiej rodziny wojskowej,

pozyskuj c

nowych serdecznych przyjaciół oraz do wiadczonych, troskliwych i sprawiedliwych

przeło onych. Otrzymał nale yte umundurowanie i oporz dzenie osobiste, mieszka

wygodnie

i schludnie, otrzymuje wysokokaloryczne po ywienie, ma solidn opiek lekarsk oraz

dobre

warunki wypoczynku, rekreacji i kulturalnego rozwoju.

Obecnie syn przechodzi szkolenie unitarne, zapoznaj c si z podstawowymi

powinno ciami ołnierskimi i elementarnymi zasadami rzemiosła wojskowego. Jego

dotychczasowe zachowanie i podej cie do wykonywania obowi zków słu bowych jest

nienaganne. Specyfika współczesnej słu by wojskowej oraz to, e Ludowe Wojsko

Polskie

background image

jest armi na wskro nowoczesn sprawia, e dalsze nale yte wywi zywanie si z

ci

cych

na obowi zków wymaga b dzie z jego strony du ej rzetelno ci, wysokiego

zdyscyplinowania i samozaparcia w pokonywaniu codzienno ci.

W imieniu dowództwa jednostki oraz bezpo rednich dowódców i wychowawców

zapewniamy Was, e uczynimy wszystko, aby syn z honorem mógł wypełni swój

zaszczytny

i odpowiedzialny obowi zek obywatelski. Prosimy jednak o pomoc z Waszej strony w

postaci ciepłych patriotycznych słów rodzicielskiej zach ty w korespondencji do syna, co

z

pewno ci pomo e mu w pełnej adaptacji do warunków ycia wojskowego oraz w

osi gni ciu wzorowych wyników w szkoleniu i wychowaniu.

Z OŁNIERSKIM POZDROWIENIEM

Przez pewien czas miałem wra enie pełnego roztopienia si w zbiorowo ci.

Przekonanie o

uniformizacji nie tylko zewn trznej było we mnie stosunkowo silne i sprawiało mi swego

rodzaju rado . W warunkach pełnej anonimowo ci wydawało mi si to bardzo

korzystne.

Temu prze wiadczeniu zdawało si wszystko sprzyja . Nie byłem sam – byłem taki

sam. Tak

samo jak moi koledzy odczuwałem zm czenie, zimno, t sknot za domem i nienawi

do

kaprali. Ale stosunkowo szybko zostałem wyrwany z samozadowalaj cego uczucia

to samo ci. I – przynajmniej z pocz tku – w nowej roli, w roli innego, nie czułem si

najlepiej.

Pierwszy sygnał odmienno ci odebrałem na zaj ciach politycznych. Prowadz cy

opowiadał nam o historii hymnu narodowego. W cz ci dyskusyjnej zaj o głos poprosił

Ada .

– Obywatelu poruczniku, jak ja słysz nasz hymn, jak graj „Jeszcze Polska nie

zgin ła”,

to mnie co tu, o tu mnie, mnie...

I szarpie si za bluz na piersiach.

Pomy lałem wtedy: dobry dowcip, tylko gorzej, jak si porucznik zorientuje, e z niego

Ada balona robi. Po chwili jednak ze zdumieniem zrozumiałem, e chłopak mówi serio.

e

oto wylewa przed nami całe swoje jestestwo. Był to dla mnie swego rodzaju szok.

Potem dowody tej niewygodnej inno ci posypały si ju lawinowo. Byłem chyba jedynym

ołnierzem LWP, który za nic nie chciał zafundowa sobie pami tki z wojska w postaci

fotografii w mundurze. Wszyscy chcieli mie takie zdj cie, tylko ja jako nie. Ale mam.

Do

jednego zostałem formalnie zmuszony przez dowódc plutonu.

Pó niej, kiedy nas puszczano do domów, ró nili my si stosunkiem do munduru. Oni

przyje d aj c do domów zabierali si od razu do prasowania i czyszczenia munduru i

potem

robili w nim obchód rodziny i znajomych. Ja inaczej. Z dworca na te swoje Stegny

niemal

background image

przemykałem si podwórkami, byle tylko nikt ze znajomych nie zauwa ył. W domu

ciskałem

mundur w k t i a do wyjazdu starałem si nawet na niego nie patrze . Wstydziłem si

swego

pobytu w wojsku. Ten wstyd pozostał mi do dzisiaj.

Tak e chusty. Kiedy wychodzi si z wojska, robi si na t okazj chusty z kawałków

prze cieradła. Taki zwyczaj. Po brzegach chust obszywa si fr dzlami. Na rodku si

maluje.

Najlepsze elementy do wymalowania, elementy nieodzowne to: czołg, orzeł, goła dupa,

statua

wolno ci z tego ameryka skiego miasta oraz napis „fredom” albo „fre”. W wolnych

miejscach koledzy z poboru wpisuj swoje adresy.

Wszyscy dziwili si dlaczego nie mam chusty.

Uciekaj . Wszyscy mo liwymi sposobami staraj si st d wydosta . Od prymitywnych,

obliczonych na krótk met prób przeskoczenia przez mur, po sposoby bardziej

wyrafinowane. Najcz ciej przez zakład psychiatryczny.

ZBYSZEK Wzorowy dowódca dru yny. Rok słu by. Raptem znika. Po dwóch dniach

sam wraca do koszar. Tego samego dnia wieczorem truje si jakimi tabletkami. Po

odratowaniu idzie na miesi czn obserwacj do zakładu. Jednak e wraca z

orzeczeniem, e

zdrowy i zdolny do dalszego pełnienia słu by. Stara si wi c o przeniesienie do innej

jednostki, co przez kadr zostaje przyj te z ulg . Tam robi kilka podobnych numerów i

nareszcie zostaje zwolniony. Na cztery miesi ce przed terminem.

ANDRZEJ Trzeci dzie w wojsku. Nie wytrzymuje ci głego krzyku i gadania. Rzuca si

na dowódc dru yny z no em od niezb dnika. Miesi czna obserwacja i niezdolny do

dalszej

słu by.

MAREK Pół roku słu by. Z jakich powodów nie chc go pu ci do domu na przepustk .

W nocy, w wietlicy demonstracyjnie tnie si yletk , a raczej – jak sam mówił – mojk .

Tnie

si po przegubach, piersiach, brzuchu i policzkach. Staczamy z nim szalon walk o

yletk ,

bo ma ochot pokiereszowa tak e i innych. Miesi czna obserwacja i do domu.

JAN Uparta, chłopska walka przez całe dwa lata. Obrzucenie kadry kompanii

taboretami.

Pogo za dy urnym z siekier w dłoniach. Ale zyskał tylko tyle, e jako jedyny ołnierz

pułku nie brał udziału w zaj ciach strzeleckich i nie pełnił warty. Nikt z kadry nie chciał

bra

na siebie odpowiedzialno ci za wydanie mu broni czy amunicji. Ale trzymali go, nie

wiadomo

po co, przez cały okres słu by.

ANDRZEJ II Podci ł sobie yły na tydzie przed przysi g . Przedtem pisał jakie

podania

o zamienienie mu słu by wojskowej na pi lat wi zienia. Był to typowy „git” przekonany,

e

wi zienie, oprócz tego, e go nobilituje, b dzie łatwiejsze.

RYSZARD Przez cały rok nocne moczenie, którego w rzeczywisto ci nie miał. W ko cu

background image

udało mu si , dostał roczne odroczenie. Ten chłopak wzbudził we mnie co w rodzaju

szczerego podziwu. Cały rok wysilał si , aby systematycznie la w nocy pod siebie.

Wy miewany i bity przez kolegów, nie poddał si .

Przysi ga wojskowa jest chyba najdziwniejszym ze wi t wieckich. Mo e to wina

niecodziennych warunków, w jakich si odbywa, w ka dym razie czasem wydaje mi si ,

e

przypomina ona wszystkie sakramenty naraz. Tak jakby z ka dego z nich brała po

trochu.

Na wiele dni przed sam przysi g w oddalonych czasem o setki kilometrów domach

trwa

podniecenie. Cz ciej odwiedzane s sklepy. Trzeba synusiowi kupi przynajmniej

troch

w dliny. Tak ich tam le karmi , pisał przecie . I owoce, bo to zawsze witaminy, na

pewno

nie daj im tam owoców. Aha, i alkohol, niech se chłopak łyknie przy swoim wi cie.

Rodzice, dziewczyny, koledzy. Wszyscy chcieliby jecha . Bo trzeba: tyle si go ju nie

widziało, a poza tym podnie na duchu. Bo wypada: do ka dego przecie kto

przyje d a, a

do naszego nikt? Albo po prostu dlatego, e nadarza si jeszcze jedna polska okazja do

wypicia.

A potem w poci gach, gromadnie, z tobołami wypchanymi mi sem, w dlin , ciastem;

słodyczami i wódk . Jedyne polskie wi to, które zawsze sp dza si poza domem. Od

wczesnego rana przed bram jednostki. ołnierze z biura przepustek pocz tkowo

rewiduj

wszystkie baga e w poszukiwaniu alkoholu. A potem ju tylko wyrywkowo, zbyt du y

tłok

jak na ich mo liwo ci. Przeci tnie na jednej przysi dze konfiskuje si (czy raczej –

bierze na

przechowanie) grubo ponad sto litrów alkoholu. A i tak wiadomo, e co najmniej drugie

tyle

udało si odwiedzaj cym przeszmuglowa na teren jednostki.

Potem to niecierpliwe czekanie. Jeszcze tyle godzin. Sama uroczysto zacznie si

dopiero

około godziny dziesi tej. I potrwa swoje. Wi c kiedy si nim nacieszy ?

I ju : maszeruj ! Czasem wr cz trudno pozna tego, do którego si przyjechało. Taki

jaki

obcy. Bez brody, bez włosów i bez tej dzinsowej kurtki. Ale w sumie, popatrz matka,

całkiem

mu do twarzy w mundurze. No, elegancko. I na twarzy si troch poprawił.

A w jednostce, w ród nas, ju na tydzie przed, nerwowa atmosfera. Dzie w dzie

wielogodzinne próby defilady i samej uroczysto ci. A do znudzenia, do upadłego.

W przeddzie zebranie w wietlicy. Ostrze enie kadry.

– Obywatele, ju niedługo wasze wielkie wi to. Przysi ga, po której staniecie si

ołnierzami w pełnym tego słowa znaczeniu. Zwi kszy si wasz zakres obowi zków, ale

i

zwi ksz si uprawnienia. Na przykład b dziecie mogli ju je dzi na przepustki i urlopy,

a

background image

wiem, e o to chodzi wam najbardziej. Tylko ostrzegam: eby mi tu nie było adnego

picia na

przysi dze. Je eli stwierdz , e kto z was sobie chocia troch wypił, ma z głowy

przepustki

na co najmniej pół roku. I te pół roku to nie b dzie okres najmilej w yciu wspominany.

My l , obywatele, e doskonale si wszyscy rozumiemy i nie b dzie adnych

nieprzyjemnych

wypadków.

A po południu, gdy kadra spokojnie siedzi w domach przed telewizorami, tak sam

pogadank urz dzaj dla nas dowódcy dru yn.

– Młodzie słyszała, e ma nie pi , nie? Słuchajcie, obywatele, powoli przestajecie by

jebanymi sier ciuchami. Ale nie my lcie sobie za wiele. Jak mi kto podskoczy, to i tak

go

zajebi , cho by miał i tysi c przysi g. Zrozumiano? I pami tajcie: adnego picia. Jak

wam

przywioz wódk , to najpierw swojego kaprala poprosi , eby z wami wypił. Jasne? No!

A

wy ołnierzu, podobno macie siostr . Fajna chocia ? Fajna, to da dupy kapralowi, nie?

Niechby spróbowała nie da , to b dziesz miał kocie przesrane do ko ca mojej fali.

A ja znów obserwuj t denerwuj c inno , która oddala mnie od moich kolegów coraz

bardziej. Przysłuchuj si ich rozmowom w nocy, podczas prasowania mundurów.

Jeste my

sami, w swoim gronie, kaprale ju pi . Chłopcy si naprawd ciesz , e stan si

nareszcie

prawdziwymi ołnierzami, e w zasadniczy sposób zmieni si , poprawi ich sytuacja. Ale

ja

wiem, e zmieni si tylko o tyle, e b dziemy mogli z rzadka je dzi do domu. A to

przecie

jest niewiele, nie zmienia to istoty zupełnie wi ziennego odosobnienia.

– Chłopaki, trzeba si postara , eby nasza kompania wypadła najlepiej ze wszystkich

na

przysi dze, nie?

Nie! Denerwuje mnie to wszystko. A najbardziej przera a perspektywa mojego udziału w

przysi dze. Ju teraz czuj si tym upokorzony. Nie do , e b d musiał pokazywa

si

najbli szym w mundurze, to jeszcze ta defilada. Jak kukła. Jak na próbach, kiedy krok

defiladowy kazał nam kapral wiczy w takt wierszyka. Wi c maszerujemy w t i z

powrotem

w dwudziestu kilku i jak idioci skandujemy:

r czka

sprz czka

nó ka wy ej

do przysi gi

coraz bli ej

A jeszcze mam takie troch niedorzeczne, swoje problemy, którymi nawet podzieli si

nie

background image

ma z kim. Dowiedziałem si od kilku bardziej ustosunkowanych ołnierzy, e jest

niedobra

atmosfera. Nie b dzie przepustek nawet na miasto. W tym pułku po raz pierwszy od

paru lat.

– Rozumiesz, stary, podobno w Radomiu i jeszcze gdzie s jakie awantury. To przez

te

podwy ki. A jeste my obok du ego miasta przemysłowego. I w razie czego musimy by

w

pogotowiu.

I wła nie w zwi zku z tym mam te swoje kłopoty. Zbyt dobrze pami tam wypadki

grudniowe, aby si nie obawia . Co prawda, widziałem je tylko z okna, ale było to okno

w

Gda sku, a nie w Honolulu. Zaczynam obsesyjnie my le , co si stanie ze mn , gdy

wy l

nas pacyfikowa jakie miasto. Nie wiedziałem, jaki zasi g ma to wszystko w Radomiu.

Ale

wiedziałem, e gdyby zaszła potrzeba, wysłaliby wojsko. Wi c jak post pi , co zrobi ...

W przeddzie przysi gi przepisywałem co na maszynie w sztabie. Bardzo si z tej

pracy

cieszyłem, bo w tym samym czasie moi koledzy mieli wyczerpuj ce przygotowania do

defilady. Niechc cy stałem si wiadkiem rozmowy, która podtrzymała, wzmocniła mój

niepokój. Był to telefon z dywizji. Przekazano wyra nie polecenie, aby a do odwołania

nie

dostarcza ołnierzom prasy centralnej. Było to co najmniej zaskakuj ce, zwa ywszy, e

dzie przedtem premier odwołał podwy ki. Czy by upadł gabinet?

Stoimy w kolumnach czwórkowych na nasłonecznionym placu. Wznosimy palce. Jak w

dzieci stwie nie otwieram ust, gdy ołnierze powtarzaj słowa przysi gi. Czy chciałem

mie

to dziecinne usprawiedliwienie: ja przecie nie przysi gałem... T po wpatruj si w

trybun

honorow . Dowództwo jednostki, ojcowie miasta, kilku wiarusów ze ZBoWiD–u i

przedstawiciele zaprzyja nionej ze mn Armii Radzieckiej. Ale t py wyraz twarzy to tylko

pozór. Bo oto w głowie rodzi si pomysł skontaktowania si z prawnikiem. A potem, je li

moje domysły s słuszne, napisa artykuł „Wa no przysi gi wojskowej w wietle

prawa

polskiego”. I – oczywi cie – udowodni , e jest niewa na. Bo przecie musi by w

ustawodawstwie polskim przepis uniewa niaj cy przysi gi i przyrzeczenia składane pod

przymusem. A je li ma si do wyboru słu b wojskow , co w konsekwencji prowadzi do

przysi gi, lub „do pi ciu lat wi zienia”, to trudno nie mówi o jakiej formie przymusu.

Ta my l pokrzepia mnie.

Na trybun wchodzi jeden z nas. Wyci ga kartk i czyta:

„Obywatelu Pułkowniku!

Obywatelu Majorze!

Szanowni Go cie!

Drodzy Rodzice!

ołnierze!

Przed chwil zło yli my akt lubowania Ojczy nie – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

background image

Jest to dla nas wszystkich wielkie prze ycie i wzruszenie. M dre i wiele znacz ce słowa

przysi gi wojskowej zapadły mocno w nasze ołnierskie serca, traktujemy je jako

osobiste

zobowi zanie wobec narodu i partii.

Zdajemy sobie spraw z tego, e przysi ga wojskowa jest wyra eniem celów i zada

postawionych nam przez naród.

Przecie to przysi ga na całe ycie, przysi ga Polsce, której synami jeste my, której

praw i

honoru b dziemy zawsze broni jako obywatele i ołnierze Ludowego Wojska

Polskiego,

spadkobiercy jego wspaniałych tradycji bojowych.

Pragn podzi kowa wszystkim przeło onym za ukształtowanie z nas, którzy jeszcze

dwa

miesi ce temu nie mieli my poj cia o wojsku, dobrych ołnierzy.

Zapewniam, e nie zawiedziemy naszych przeło onych, nie zawiedziemy naszych

rodziców, którzy – wiemy o tym – pragn w nas widzie swoj chlub , e b dziemy

wzorowymi ołnierzami.

W imieniu wszystkich ołnierzy dzi kuj serdecznie naszym drogim rodzicom za

ofiarno

w naszym wychowaniu i za przybycie na uroczysto ”.

Na drugi dzie przyłapałem go.

– Słuchaj, stary, e byłe współautorem tego idiotyzmu, to jeszcze pół biedy. Ale co si

stało, e zgodziłe si wygłosi to?

Zdziwił si : Przecie dostałem za to pi dni urlopu.

Ale tu, na placu, znowu ogarnia mnie panika. Czekaj mnie jeszcze przecie te

odwiedziny

z domu. I rzeczywi cie. Tak długo brak osobistego kontaktu, tak mało czasu teraz.

Duszna,

nie wietrzona sala pełna potu i kurzu. Z obu stron dyskretne spojrzenia rzucane wprost

w oczy

zegarka. I przepraszaj ce gesty. I zapewnienia: jako to przecie b dzie, Kiedy si

musi

sko czy . A czas płynie.

Dochodzi do tego, e wracam do koszar z pewn ulg . Poniewa ko czy si sztywna

atmosfera. Wracam do miejsca, które znam, nie czuj w nim skr powania. Chocia nie

ma te

przyzwyczajenia.

Wi kszo wraca pijana. Cz stuj dowódców dru yn. A raczej daj im haracz. Dowódcy

dru yn bowiem nie pytaj , czy mog . Chodz mi dzy nimi dosłownie wydzieraj c co

smakowitsze k ski.

A wi c ko czy si pewien etap. Od nast pnego dnia, od samej pobudki, b dzie si tym,

kogo nazywaj wiadomym ołnierzem. Jak si czujesz, wiadomy ołnierzu? Ale

wła nie

fakt, e si wie o zako czeniu tego pierwszego, podstawowego etapu słu by, z

przera aj c

jasno ci pozwala sobie wyobrazi , jak długo jeszcze trzeba b dzie tu siedzie . To

przecie

background image

zaledwie dwa miesi ce. Liczba dni, które jeszcze przed nami, w dalszym ci gu

niewyobra alna.

III

KRÓTKI SŁOWNIK OPISOWY

GWARY WOJSKOWEJ (PRÓBA)

Słownik ten nie ma ambicji wyczerpania problemu. Ka da jednostka wnosi do gwary

swoiste, niepowtarzalne elementy. Słu yłem tylko w trzech pułkach, w zwi zku z tym

moja

znajomo gwar jest raczej rednia.

ANCEL – Areszt wojskowy.

BIAŁE SZALE STWO – Biały ser ze mietan . Bardzo cz sto zamiast posiłku na

kolacj .

BLACHA – Blaszana ko cówka Falomierza. Ka dy rezerwista ma prawo nosi j na

pasku od zegarka. Bywa jednak i tak, e młody ołnierz jad c na przepustk zakłada

Blach .

To niedopuszczalne.

FALA – Tym mianem okre la si liczba dni, jaka została do cywila. Np. 214 dni do cywila

nazywa si „Fala 214”, a zapisuje si (na murze) „F–214”. Ale biada temu, kto pochwalił

si

tak fal . Fal miał prawo si chwali tylko Falowiec. Fal liczy si od tyłu. Na pocz tku

jest

714, a na ko cu 0.

FALA SI JEBŁA – Dostało si par dni Ancla, który automatycznie o t sam liczb dni

przedłu a słu b . Trzeba te dni doliczy do swojej Fali.

FALOWIEC – ołnierz posiadaj cy Fal . Fal posiada si wtedy, gdy wyszli ju

wszyscy,

którzy mieli wyj przed tob i jeste pierwszym kandydatem do wyj cia. Tylko

Falowcowi

przysługuje prawo meldowania Fali na stołówce. Zgodnie z niepisanymi prawami,

Falowiec

nic nie robi, wysługuj c si wszystkimi młodymi. Czasami kadra przestrzega tych

zwyczajów, a czasami nie.

FALOWA – Dawa wszystkim do zrozumienia, e jest si Falowcem. Do

najwa niejszych atrybutów Falowania nale mi dzy innymi: czapka na bakier, dłu sze

włosy, wylegiwanie si w łó ku w czasie niedozwolonym, trzymanie r k w kieszeniach,

samowolne bezrobocie, arogancki stosunek do młodych, meldowanie Fali, chodzenie w

dzie

w tenisówkach, dobre współ ycie z kadr , wysługiwanie si kociarstwem (np.

czyszczenie

butów, przynoszenie kolacji itp.)

FALOMIERZ – Odpowiednio spreparowany centymetr krawiecki. Prawie dzieło sztuki.

Ka da cyfra oznacza jeden dzie i jest lekko naci ta, aby łatwiej j było oderwa

podczas

meldowania. Wiele dni Wicki pieszcz swoje Falomierze w ukryciu przed prawdziwymi

Falowcami. Koloruj , ozdabiaj ... Na odwrotnej (czystej) stronie maluje si gołe dupy i

background image

pokrzepiaj ce wierszyki w rodzaju:

gdy rezerwa gło no chrapie

to kociarstwo kible drapie

Falomierz nosi si w tzw. kondonierce. Instrukcja u ycia Falomierza zawarta jest w

ha le

Meldowa Fal . Ponadto Falomierzem mo na dowoli bi kociarstwo w my l

wymalowanej na

odwrocie zasady:

je li przyjdzie ci ochota

we falomierz uderz kota.

W niektórych jednostkach oprócz falomierza wła ciwego stosuje si tak e dodatkowe.

– Kupon Toto–Lotka. W tym wypadku skre la si nie od 150, a od 49, i oczywi cie

zupełnie inaczej wygl da meldowanie.

– Blaszane kalendarzyki przypinane do paska od zegarka. W tym wypadku liczy si od

31 i

wydrapuje yletk poszczególne, zdezaktualizowane liczby.

GRANAT – Nieregulaminowa komenda. Równoznaczna z „padnij”.

ILE CI ZOSTAŁO – Jedno z najcz ciej stawianych w ród ołnierzy pyta . Czasami

pytanie ma wyd wi k ironiczny, gdy Falowiec zwraca si z nim do Kota. Biada Kotu,

który

odwa y si odpowiedzie .

JAKA FALA – Jak wy ej.

JOLI MELDOWA – Odsyłacz. Przykładowy zreszt . Ka ci wykona jak prac , a ty

masz Fal i nie wypada. Mówisz wtedy: „Joli mo esz to zameldowa ” lub w formie

skrótowej: „Joli”. Ale jest to tylko odsyłacz przykładowy. „Jola” jest w nim wymienna.

Rzeczownik ten mo e by zast piony ka dym innym w zale no ci od osobistej inwencji

odsyłaj cego. Im bardziej jest to rzeczownik zaskakuj cy, tym wi ksze wra enie. Do

najcz ciej stosowanych nale : krokodylowi, babci, klempie, Zuzi, łososiowi, koniowi,

Krupskiej, pi dzie, to ju wiesz komu, ko skiej kenedykcie itd.

KALORYFER – Plutonowy (ze wzgl du na du liczb belek).

KAPRAL PODPORUCZNIK – Podpułkownik.

KOCÓWA – Nocny, anonimowy samos d. Najcz ciej sugerowany przez kadr . Je li

kadra nie daje sobie rady z ołnierzem, zaczyna stosowa odpowiedzialno zbiorow

wobec

pododdziału. Po pewnym czasie: Sami widzicie, obywatele, e wszyscy macie

przejebane

przez tego jednego chuja. Dajcie mu sami wycisk do wiwatu, to mo e si zmieni, mo e

zrozumie. Jest to tzw. wychowanie przez kolektyw.

KOMARUNEK – Drzemka w czasie niedozwolonym.

KOT – Ka dy ołnierz nie b d cy Falowcem.

LASTRYKO – Plaster białego salcesonu.

LEWIZNA – Nielegalne przebywanie poza terenem jednostki.

MELDOWA FAL – Fal melduje si po zako czeniu obiadu w my l zasady:

obiad zjedzony

dzie zaliczony

Ko cz c obiad Falowiec oddziera aktualny odcinek Fali od Falomierza i wrzucaj c do

resztek

na talerzu, krzyczy kolejn liczb . Wywołuje to nieprawdopodobn zazdro kociarstwa i

background image

przewa nie jest zwalczane przez kadr za pomoc sankcji. Je li swoj fal próbuje

meldowa

jaki Sier ciuch, jest odpowiednio doceniany przez Falowca i nikogo to nie dziwi, nawet

rzeczonego Kota. W wypadku posiadania dodatkowego Falomierza w postaci kuponu

Toto–

Lotka, zamiast cyfry melduje si odpowiadaj c jej dyscyplin sportow . I tak, zamiast

np.

49, krzyczy si „ UZEL!!”

MŁODY – Patrz Kot.

NUREK – Szef kompanii. Od nurkowania pod łó kami w poszukiwaniu kurzu.

OKRESOWA – Barszcz czerwony.

OLA – Np. „Ola go”, czyli mie go w dupie.

PASOWANIE – Po przysi dze na ołnierzy, przed odej ciem na Falowców itd.

Oczywi cie pasami. I to bardzo mocno.

PI CIOBÓJ – ołnierz słu by pi cioletniej, ochotnik. Ostatnio słu ba ta została

zlikwidowana. Z Pi ciobojami bowiem zbyt du o kłopotów, a za mało po ytku.

PRZYCINKA – Inna nazwa Pasowania, bowiem Pasowanie polega na przycinaniu kity

(ogona).

ROZJECHANY KAPITAN – Plutonowy; kapitan, któremu gwiazdki rozjechał walec

drogowy.

SIER

– Patrz Kot.

SIER CIUCH – Jak wy ej, tyle, e najcz ciej w towarzystwie przymiotników w rodzaju

jebany, zapchlony, niemiły...

SKR CI MURZYNKA – Delikatniej: wydali kał.

TROTYL – Ser ółty.

UCHO CZOMBEGO – Salceson czarny.

WICEK – Wicerezerwista. Według Falowców klasa nie istniej ca.

WYGONI KRETA – patrz Skr ci Murzynka.

WY CIG POKOJU – Kara ZOK– u (Zakaz Opuszczania Koszar). Polega ona na tym, e

trzeba si kilka razy dziennie meldowa u oficera dy urnego w pełnym oporz dzeniu. W

bardzo ró nych celach, to troch jak loteria. Czasami po nic. Czasami oficer sprawdza,

czy

czego nie brakuje w plecaku. Czasem zalicza si odpowiedni liczb rundek wokół

jednostki

(w pełnym obci eniu: plecak, maska, hełm), a pomocnik oficera jedzie z tyłu na

rowerku i

pogania. Cz sto ZOK– owiczów wysyła si do prac nadprogramowych, jak np.

rozładowywanie wagonów. Wła ciwie wszystko zale y od tego, jaki oficer ma akurat

słu b .

Bo bywaj ró ni oficerowie. Na przykład dowcipni. Miałem akurat słu b w kuchni, gdy

na

ZOK– owiczach wy ywał si taki dowcipni . Stawiał im pytania i je li nie znali

odpowiedzi,

musieli w ci gu pi ciu minut znale kogo , kto mógł im podpowiedzie . Pytania były

przeró ne.

– Jak miał na imi Zagłoba?

– Tytuły pi ciu polskich miesi czników?

background image

– Kto to naprawd jest Joe Alex?

Siedziałem na krzesełku przed stołówk i udzielałem odpowiedzi spoconym chłopcom.

Bywaj te oficerowie pieprzni ci. Jeden taki ogłaszał alarm ZOK– u zaraz po

capstrzyku.

Zbierał wszystkich w Klubie ołnierskim i przez godzin czytał co z Marksa. W ramach

resocjalizacji zapewne.

ZIOM – Kolega z tych samych stron.

ZLEW – ołnierz zawodowy.

ZLEWISKO – Jak wy ej. Najcz ciej z przymiotnikami w rodzaju: jebane.

ZLEWOWSKI URLOP – Dziesi ciodniowy urlop przysługuj cy ołnierzowi, który

deklaruje ch podpisania na Zlewa. Przewa nie po wykorzystaniu tego urlopu chłopcy

wycofuj si z poprzedniej deklaracji. Niemniej musz odsłu y ten urlop – czyli siedzie

dziesi dni dłu ej. Nie opłaca si .

IV

Pierwsza przepustka na miasto garnizonowe. Po dwóch miesi cach prawie absolutnej

izolacji.

Jakie to krzepi ce! Ta błoga wiadomo , e jeszcze nie cały wiat maszeruje. Istnieje

co

takiego jak spacerowy krok.

e dziewczyny s takie, jakie s , a nie takie, jak w opowie ciach ołnierskich przy

skrobaniu ziemniaków.

e nie wszystkich jeszcze podstrzy ono.

Marian pisał do pisarza, który „ma chody”. Zarzucił mu, e ten nic nie robi w celu

wyci gni cia mnie z wojska. A powinien, od czego niby ma t funkcj .

Pisarz odpisał: „Mog obieca , e poczyni starania na tyle, na ile to b dzie mo liwe.

Musz jednak doda , e czyni to b d wbrew własnym przekonaniom, nie uwa am

bowiem,

aby słu ba wojskowa, tak cz sto lekcewa ona przez młodych, była czym uci liwym

czy

ubli aj cym”.

To cudowne! – dla mnie akurat była jednym i drugim. Ale tego mu nie napisałem.

Opisałem mu jeden dzie z ycia przeci tnego ołnierza. Tylko tyle.

Odpisał, e;

– nie wiedział

– nie my lał

– nie wyobra ał sobie.

A od czego si – pytam – jest pisarzem? Chyba od tego, eby wiedzie , my le i

wyobra a sobie.

Szkolenie polityczne jest najwa niejszym przedmiotem szkoleniowym w wojsku. To

jedyne zaj cia, z których prawie nikomu nie udaje si zwolni .

Program tych zaj nie nale y do najatrakcyjniejszych. Ale nie chodzi przecie o pogo

za

atrakcj . Wła ciwie mo na wyró ni trzy podstawowe zagadnienia, które przez całe dwa

lata

przeplataj si ze sob w najprzeró niejszych wariantach:

background image

– Pr do wojny li Niemcy z RFN.

– Miesza si w nieswoje sprawy zły Ko ciół.

– My i Rosjanie jeste my cacy (cały nasz wielki obóz z małymi wyj tkami Chin i Albanii).

Tematy te przeplatane s informacjami czy raczej komentarzem dotycz cym wydarze

politycznych oraz nieustaj cym zapewnieniem, e kapitalizm chyli si ku upadkowi.

Po serii wykładów za witał mi w głowie pomysł groteski: Zreszt nie takiej znów

groteskowej i oderwanej, jak to si z pocz tku wydawa mo e.

Próbuj pisa :

„Kapitan rze ko przechadzał si mi dzy stolikami. Zacierał raz po raz r ce, jakby mu

zimno było.

– Dobrze, obywatele – rozpocz ł nagle. – Dzi pomówimy o konieczno ci

przestrzegania

tajemnicy wojskowej i pa stwowej oraz o potrzebie czujno ci.

Prosz tak wła nie zanotowa temat.

Zapewne doskonale orientujecie si , dlaczego w zasadzie wszystko w wojsku otoczone

jest

cisł tajemnic wojskow . Otó , s jeszcze ludzie, którzy my l tylko o tym, aby

nacisn

spust karabinu wymierzonego w nasz pier . Chc oni, e tak si wyra , zniszczy

nasz

naród, obali ustrój itede.

Nie b d nawet konkretyzował, o jakich to ludziach mówi , gdy wszyscy doskonale

wiemy, ze chodzi o rz d i mieszka ców Republiki Federalnej Niemiec.

Wiecie dobrze, obywatele, e najskuteczniej mo na przeprowadzi atak maj c wszelkie

mo liwe dane o sile zbrojnej przeciwnika. I tym wła nie tłumaczy si potrzeba

zachowania

tajemnicy wojskowej oraz stałej czujno ci wobec agentów wywiadu

zachodnioniemieckiego.

Dla nikogo na wiecie, a szczególnie dla nas, nie jest tajemnic , e Niemcy maj

doskonale

rozbudowany aparat szpiegowski w znacznej mierze oparty na dawnych siatkach

wywiadowczych gestapo, abwehry czy SS. Agenci niemieccy, dzi ki pomysłowo ci i

finansom swoich ameryka skich chlebodawców, s nieprawdopodobnie trudni do

wychwycenia. A to z kolei wymaga naszej podwojonej czujno ci.

Posłu si przykładem dla lepszego zilustrowania tego wszystkiego, co tu wam

powiedziałem. A nawet paroma przykładami.

My, w Polsce, doskonale wiemy, e ka dy egzemplarz mercedesa, volkswagena czy

opla

ma fabrycznie wbudowany mały zestaw wywiadowczy, który składa si z mikrokamer i

mikronadajników. Dobrze, obywatele, my o tym wiemy, ale przeci tny obywatel Niemiec

Zachodnich nie ma o tym poj cia. I na tym polega kłopot. Co roku przyje d a do

naszego

kraju bardzo wielu turystów zachodnioniemieckich takimi wła nie samochodami.

Absurdem

byłoby przypuszcza , e ka dy z nich jest szpiegiem czy dywersantem. A przecie w

ka dym

background image

ich samochodzie znajduje si sprz t szpiegowski. Sami teraz widzicie, jak trudno

naszemu

kontrwywiadowi wyłuska szpiega z tego morza prawie niewinnych ludzi. Inny przykład.

Par lat temu nieopodal naszych koszar mieszkał pewien emeryt. Przez około pół roku,

wcze nie rano, wyprowadzał na spacer olbrzymiego wilczura. Emeryt był niezwykle

sympatyczny i zawsze podczas swoich porannych spacerów znalazł chwil czasu, aby

zamieni par słów z wartownikami na biurze przepustek. Po pewnym czasie ołnierze

przyzwyczaili si do niego i jego spokojnego psa. Jednak e pewnego ranka pies

przyszedł

sam i przedostał si na teren jednostki. Biegał po budynkach koszarowych, po Parku

Wozów

Bojowych i łasił si do ołnierzy. Nikt na niego nie zwracał szczególnej uwagi. Ale

zainteresował si tym przypadkiem nasz ówczesny oficer kontrwywiadu. Co mu w tym

wszystkim, jak to si mówi, nie grało. Kazał ołnierzom złapa psa i przyprowadzi do

siebie.

Nie b d wchodził w szczegóły, których zreszt nie znam, tylko powiem, obywatele, co

si w

ko cu okazało. Otó pies ten jedno oko miał prawdziwe, a drugie sztuczne. I w tym

sztucznym oku zamontowana była mikroskopijna kamera filmowa.

Widzicie, jak daleko posuni ta jest pomysłowo i perfidia naszego wroga. Mam

nadziej ,

e nikt z was nie b dzie, obywatele, w tpił w konieczno zachowania czujno ci”.

Ale czy potrzebna groteska?

Pewien porucznik opowiadał nam o Ko ciele. Bo Ko ciół jest zły i trzeba nam o tym

zaraz

opowiedzie . eby my wiedzieli, pami tali i strzegli si na przyszło .

Jeden nasz kardynał (tu bł d: nie zanotowałem nazwiska, które padło) to ma dobra

ziemskie w Turcji. Jaki pałac. A wi c po co tak wtr ca si w nasze polskie sprawy?

A ka dy ksi dz to ma swoj bab , któr wali. Absolutnie ka dy. To przecie normalne,

ka dy od czasu do czasu musi, nie? Tylko dlaczego tak si wypieraj ?

A poza tym Ko ciół jako taki jest ju niegro ny. Stał si prze ytkiem, a wierni wymieraj .

Jak w rezerwacie. Wystarczy wej do pierwszego lepszego ko cioła. I co widzimy?

Widzimy

obywatele, tylko jakie stare babcie, które boj si mierci i dlatego tu przychodz .

Młodzie

do ko cioła nie chodzi wcale. Naprawd . Młodzie jak gdzie chodzi, to tylko do

dyskoteki. I

to jest objaw ze wszelkich miar pozytywny.

I w tym momencie nie wytrzymałem. Co mnie kopn ło najwyra niej. Wstałem i

przepisowo poprosiłem o głos.

Obywatelu poruczniku, chciałbym obywatelowi porucznikowi podzi kowa . Naprawd .

Bo, okazuje si , jeszcze w cywilu, to ja miałem okazuje si , ró ne tam omamy

wzrokowe.

Jeszcze w Warszawie chodziłem cz sto do takiego lokalu na Freta. I tam było kup

młodzie y. Mnie si wtedy wydawało, e to było Duszpasterstwo Akademickie

prowadzone

przez dominikanów. Teraz wiem, e to była po prostu dyskoteka.

background image

Kiedy zorientował si w moich intencjach, obiecał, e zostan ukarany. Ale jako mi si

udało.

Jest informacja polityczna. Taki przegl d bie cych wydarze z komentarzem. A mo e

raczej przegl d bie cych komentarzy. Gdzie stycze 1977. Prowadz cy opowiada o

„Arabach czy Murzynach”. W ka dym razie o jakich facetach, których bij . Nie

pami tam.

W pewnym momencie o głos prosi Józiu, taki prosty chłopak z lubelskiej wsi.

– Obywatelu kapitanie, ja chciałem zapyta o jedn spraw . Wła ciwie to chciałem sam

doj do tego, ale ani w gazetach, ani w Dzienniku Telewizyjnym nic na ten temat nie

było.

Wi c mo e obywatel kapitan nam powie – co to jest Komitet Obrony Robotników i

dlaczego

w Dzienniku nic o tym nie ma?

Zmartwiałem. Mo e nie tak bardzo jak prowadz cy zaj cia, ale jednak. Kapitan przełkn ł

gło no lin i zapytał:

– No, dobrze. Ja si nie b d uchylał od tego trudnego pytania. Ale chciałbym, eby mi

powiedział, sk d ty wiesz o istnieniu tej organizacji?

Józiu na to ze szczerym u miechem:

– Z Wolnej Europy, a co, nie wolno słucha ?

– Nie, nie, oczywi cie, e wolno. Tego nikt nie mo e zabroni . Przecie wiesz, e w

Polsce

takie rzeczy masz zagwarantowane konstytucyjnie... Co to jest Komitet Obrony

Robotników?

Widzisz, odpowied na to pytanie nie jest taka prosta. W prasie i telewizji nie mówi o

tym,

poniewa jest to marginalna grupka nie posiadaj ca adnego znaczenia. Prasa i

telewizja

zajmuj si powa nymi problemami, nie mog sobie pozwoli na zajmowanie si

głupotami.

Co to jest KOR? Widzicie, jest to taka organizacja antypa stwowa, która wymy la

oszczercze

i nieprawdziwe rzeczy i przekazuje je na Zachód. W skład tej organizacji wchodzi kilka

dziadków, którzy nie odgrywaj w naszym kraju adnej roli. Wi kszo z nich zawsze

próbowała walczy z władz ludow i socjalizmem. To przewa nie byli członkowie takich

faszystowskich organizacji jak NSZ. Zreszt w wi kszo ci to nie s tak do ko ca Polacy,

przewa nie ydzi.

To mi si bardzo spodobało. Przez kilka dni nie opuszczała mnie wizja ydów z

Narodowych Sił Zbrojnych. To naprawd wielki pomysł!

Pragn zaznaczy , e powy sza rozmowa nie miała adnych skutków. Tylko

nast pnego

dnia okazało si , e ołnierzom zabroniono posiadania radioodbiorników

tranzystorowych.

Pobiegłem do Józia.

– Widzisz, co zrobił, palancie...

– Nic – odpowiedział spokojnie – przecie ja i tak słuchałem Wolnej Europy na

wietlicowym radiu.

Ale bywa te odwrotnie. Prowadz cy zaj cia chce by mieszny.

background image

– Dzi mam mówi o Zwi zku Radzieckim. Ale, prawd mówi c, to nie bardzo wiem, co

mógłbym wam powiedzie . O, tu mam spis wszystkich republik! – Leci palcem po tym

spisie

i po chwili z udanym zdumieniem:

– Polski tu jeszcze nie ma?!?

Kiedy zauwa yłem, e w ród moich kolegów kr y jaki poszarpany zeszyt. Próbuj

dowiedzie si , co to takiego. Słysz : pornografia. Na moje zdziwienie dookre laj : no,

wiesz,

gołe dupy.

Oczywi cie od razu po yczyłem sobie ten zeszyt.

Pełno zdj porozbieranych kobiet. Z „Panoramy”, „Razem’’, „Itd.”. A poza tym

autentyczna twórczo ludowa. Utwory pisane przez nich i dla nich. Czytam wiersz.

WARTOWNIK

Stoi ołnierz na warcie

i my li uparcie

co lepsze: czy dupa czy arcie

Dobra jest dupa

dobre jest arcie

lecz przejebane jest sta na warcie.

I rzeczywi cie. Ten wiersz wyraził moje najintymniejsze uczucia zwi zane ze słu b

wojskow .

Ale reszta wierszy rozczarowuje. Prymitywna, wierszowana pornografia. „ ycie

seksualne”, „Bal Bernardynów”, „Uczucia nocy po lubnej”, „Kurewski poci g” oraz

poemat

„O królewnie Pizdolinie”.

Ale jest i proza. Próbuj czyta .

MIŁO

PO FRANCUSKU

„Rodzice moi pojechali do Włoch ale ja postanowiłam zosta . Obok mnie mieszkał 19 –

letni chłopiec i miał na imi Jan. Zaprosiłam go pewnego razu do siebie. Gdy przyszedł

do

mojego pokoiku postawiłam kaw i ciastka. Rozmow zacz li my na do oboj tny

temat

lecz szybko doszli my do wniosku, e dalsza dyskusja nie miałaby sensu. Mimo woli

dotkn łam kolanem jego kolana tak e Janek drgn ł. Wzi łam go za r k i czule

gładziłam.

Czułam jak Janek dr ał. Wreszcie wzi ł mnie za r ce i przeniósł na tapczan. Ostro nie

mnie

na nim poło ył. Całowali my si do długo. Nagle poczułam jak Janek zacz ł mnie

rozbiera . Gdy zostałam tylko w biustonoszu i majteczkach ci gn łam mu koszul i

slipki, i

po raz pierwszy zobaczyłam m ski członek. Wygl dał jak kr ek kiełbasy ale po chwili

był

długi i napr ony i twardy jak kamie . Jan w mi dzyczasie rozebrał mnie całkowicie.

Przytulili my si do siebie, ale ja od razu nie chciałam straci cnoty. Chciałam tylko

dozna

background image

przyjemno ci. Jan zrozumiał to doskonale dlatego przyciskał mnie coraz mocniej do

siebie i

całowali my si nami tnie. Czułam dr enie jego członka. Wzi łam jego członek do r ki i

zacz łam nim si bawi zdejmowałam skórk do góry i do dołu.

Jan pie cił mnie i rozchylał moje ci ni te kolana podci gał mnie do góry. Miałam

ochot

wci gn go do siebie i wło y go do pochwy. Musiałam jednak ch wstrzyma . Jan

wzi ł

mnie na siebie i mocno przycisn ł. Zacz ł mnie całowa po po ladkach i szparze. Ja

za

wzi łam jego członek do ust i j zykiem dotykałam główki na jego ko cu. Podniecali my

si

bardzo. Jan za musiał go powstrzyma aby mnie nie zadusi , poniewa bardziej

wpychał

głow w pi dzisko. Ja natomiast ciskałam nogami jego głow , tak, e trudno było mu

si

poruszy . W ko cu poczułam e jeszcze chwila a u Jana nast pi wytrysk. Wyj łam jego

członek z ust i wło yłam go mi dzy piersi. Wkrótce poczułam ciepły płyn na mojej piersi i

brzuchu. Zreszt to uczucie dotarło do mnie jak przez sen gdy w tym samym czasie

nast pił

wytrysk u mnie. Takie sny powtarzali my przez 7 dni”.

A wi c w ten sposób przeci tny ołnierz wyobra a sobie ycie erotyczne. Bo przecie

napisał to, czytał (ba – rozczytywał si , chłon ł!) tak e ołnierz. Ale krzywdz ce byłoby

stwierdzenie, e w tych zeszytach znajduje si sama pornografia. Zaraz po opowiadaniu

cytowanym wy ej znajduje si drugie.

Niestety, w tym zeszycie, który ja miałem, opowiadanie to było pozbawione tytułu. A

dopiero zestawienie tych dwóch opowiada daje poj cie o yciu wewn trznym ołnierza.

To

drugie opowiadanie jest jednak bardzo długie, a wi c zacytuj tylko jeden z ko cowych

fragmentów.

„Były tu te dzieci z Domu Dziecka. Nie znały one pot gi mierci. Jednocze nie

wyobra ały sobie, e jest to co najgorszego. Pewnego razu kilkoro dzieci widziało jak

na

cmentarz weszło małe dziecko. Z ciekawo ci chciały tam pój . Poruszali si gromadk

po

alejach cmentarza wpatrywały si ciekawie w mogiły i zrywały z grobów kwiaty. Nagle

Mariusz krzykn ł.

– Nino zobacz jaka ładna pani.

Kilkoro dzieci stan ło obok. Ni ej pod zdj ciem widniały kształtne litery, lecz adne z

nich nie umiało czyta . Nina z Mariuszem stała najbli ej pomnika i przygl dała si

miej cej

pani.

Nina patrzyła na włosy i du e oczy.

Nawet kiedy za miała si , bo Mariusz powiedział e te du e oczy to ozdoba kobiety,

któr

widziała na zdj ciu. Nina patrzyła na miej ce si usta i wydawało si , e ta pani inaczej

si

background image

mieje ni przedtem. Co poci gało j i nie mogła ani na chwil oderwa wzroku od

fotografii. Nie widziała nawet jak wszystkie dzieci odeszły i poszły do innej mogiły. Obok

Niny pozostał tylko Mariusz. Ten równie wyobra ał sobie, e ta pani mieje si tylko do

niego, jest bardzo zadowolona, e j tutaj odnalazł. Patrz Nina jak ta pani patrzy na

mnie

powiedział Mariusz. Przyj yj si Nino, dobrze zobacz. Widz , odpowiedziała Nina.

Wiesz co

Nina powiedział Mariusz jutro my tu przyjdziemy. Rozejrzeli si dookoła, nikogo te nie

było. Byli szcz liwi, ni kiedykolwiek, znale li pani , która była ich najwi kszym

przyjacielem. Od tego czasu przesiadywały na cmentarzu przez długie godziny. Od

trzech dni

przychodził ksi dz, chodził i czytał ksi k ”

.

I tak dalej. Bardzo to wszystko wzruszaj ce. Ta pani z nagrobkowej fotografii to,

oczywi cie, matka Niny i Mariusza. Natomiast ksi dz to wielka, młodzie cza jej miło .

li

rodzice tej pani nie zezwolili im na mał e stwo i st d wszystkie nieszcz cia.

Obiektywnie rzecz bior c opowiadanka te nie zasługuj na gł bsz uwag . Ale to tylko

pozór. Poniewa dla moich kolegów były najprawdziwszym przekazem o wiecie

rzeczywistym. Były zgodne z ich mniemaniem o yciu. Zgoda, e było to mniemanie

ubogie,

ale jednak. Ich wiat układa si w uproszczon kombinacj prymitywnego wyobra enia

seksu

i du ej skłonno ci do taniego sentymentalizmu. Pocz tkowo trudno mi było w ogóle

uwierzy

w mo liwo takiej kombinacji. Pó niej przyzwyczaiłem si do tych, i wi kszych,

pozornych

niekonsekwencji.

Z wielu pisemek przeznaczonych dla ołnierzy adne, jak s dz , nie jest zorientowane

w

potrzebach rynku.

adne z nich nie preferuje tego typu literatury. Mo na w nich spotka co najwy ej

opowiadanka i reporta e o wzorowych ołnierzach. Po ytek z tego tylko taki, e w

jednostkach nie u ywa si papieru toaletowego i cz sto ka da gazeta jest na wag

złota.

22

V

Przez prawie cały okres słu by wojskowej byłem przewodnicz cym S du

Kole e skiego.

Instytucja S dów Kole e skich to przedziwny ukłon w stron tak modnej

samorz dno ci.

Teoretycznie S d jest odbieralny i rozpatruje sprawy kierowane do przez dowódc

kompanii. W wi kszo ci sprawy te dotycz samowolnych oddale oraz nadu ywania

alkoholu. Ale, eby było ciekawiej, S dy te nie maj prawa karania. Mog tylko, w razie

background image

uznania winy, wyst pi z wnioskiem o ukaranie. Decyzja S du ogranicza si tylko do

tego,

którego z przeło onych poprosz o ukaranie winnego. Prawd mówi c, to i tak wiele,

bowiem

im wy szy przeło ony, tym posiada wi kszy zakres kar. Niby wi c jest jaka mo liwo

manewru.

W praktyce działalno S dów Kole e skich bardzo przypomina działalno s dów PRL

w sprawach politycznych. Przede wszystkim skład s du wyznaczany jest przez dowódc

kompanii. Oczywi cie robi si to przy zachowaniu pozorów demokratycznych wyborów,

ale

te nie zawsze. Przed ka d rozpraw (posiedzeniem) dowódca wzywa

przewodnicz cego

S du i komunikuje mu, jakiego to spodziewa si orzeczenia. Zadziwiaj ce, ale

przewa nie

orzeczenia pokrywały si z sugestiami. Czasami, gdy przypadkiem zapadł inny wyrok,

dowódca kompanii zarz dzał ponowne rozpatrzenie sprawy, na co S d przystawał bez

zb dnych dyskusji. Nie musz chyba dodawa , e były to tzw. działania pozaprawne.

Zgodnie

bowiem ze Statutem nikt nie ma prawa sugerowa s dowi jego orzecze oraz

orzeczenia te s

prawomocne i niepodwa alne. Ale kto by si tam stawiał dowódcy kompanii? Otó to –

ja

zacz łem si stawia . Bo w przeciwie stwie do moich poprzedników urz dowanie na

stanowisku przewodnicz cego zacz łem od przeczytania Statutu. I wzi łem to wszystko

bardzo powa nie. Albo kierowała mn naiwno , albo te swoiste poczucie humoru. W

ka dym razie, po ka dym posiedzeniu miałem du e kłopoty. Stałem si bardzo

niewygodny

dla dowództwa kompanii. Pod koniec słu by dowódca kompanii bezprawnie pozbawił

mnie

funkcji.

Ale u podło a decyzji dowódcy kompanii, oprócz ustawicznych moich sprzeciwów,

le ała

jeszcze inna sprawa. Otó wyczytałem w Statucie, e przewodnicz cy mo e i powinien

zajmowa si tak e działalno ci interwencyjn . I wła nie gdy to wyczytałem, nadarzyła

si

okazja. Szeregowiec S. Po trzech dniach aresztu zwykłego powrócił na kompani . Nie

był to

powrót z tarcz ale raczej na. Chodził jaki poskr cany, niemrawo skar ył si , e

traktowano

go w areszcie niezbyt delikatnie. Wzi łem go na bok i zacz łem namawia , aby napisał

skarg na wartowników do dowódcy pułku. Z pocz tku bał si , ale zapewniłem go, e

nic mu

nie grozi.

W ko cu zgodził si , ale pod warunkiem, e mu pomog . Była to z jego strony

niew tpliwie asekuracja. Ale nie tylko, chłopak był niemal wtórnym analfabet . Zacz łem

spisywa jego opowie o trzech dniach aresztu i doł czyłem potem do raportu do

dowódcy

background image

pułku. Zatytułowałem to O WIADCZENIE, ale to był horror.

S. został doprowadzony do aresztu szesnastego wrze nia około godziny trzynastej.

Półtorej

godziny pó niej na wartowni , w której znajdował si areszt, przybyła nast pna zmiana

warty. Zapowiedziano aresztantom, e od tej chwili wszystkie czynno ci nale y

wykonywa

w pełnym biegu. Ale to podobno normalne w ka dym areszcie. Zreszt podobnie jest w

całym

wojsku podczas okresu unitarnego.

Wła ciwe przedstawienie rozpocz ło si dopiero o godzinie siedemnastej.

S. został ubrany w plecak (około dwudziestu paru kilogramów) i kazano mu w nim

wykonywa tzw. pompki. Liczba pompek nie została okre lona. Wartownicy przygl dali

si

słabn cemu powoli chłopakowi. W ko cu ju S. nie mógł podnie si z cementowej

podłogi.

Jeden z wartowników, przekonany, e ten symuluje, kilkakrotnie uniósł go za kołnierz

oraz

pas i rzucił o ziemi . Zorientowawszy si , e to na S. nie działa, dał mu spokój na jaki

czas.

Akurat na tyle, by troch odzyskał siły. Dodano mu drugi plecak, który nale ało trzyma

w

sztywno przed siebie wyci gni tych r kach. I z tymi dwoma plecakami nie okre lona

porcja

przysiadów. Potem odpoczynek. Ale odpoczynek w do wymy lnej formie: kucanie na

czubkach palców, Kolana razem, plecakiem nało onym na plecy wolno opiera si o

cian ,

ale drugi nadal w wyci gni tych sztywno r kach.

Nast pnie mo na było odło y jeden plecak. Z drugim marsz kucany z trzymaniem si

za

pi ty. Znów odpoczynek w opisanej formie. Przysiady z dwoma plecakami i pompki z

jednym. W ko cu S. ponownie bez sił pada na ziemi . Nie reaguje na polecenie

powstania.

Wartownik kilka razy wskakuje S– owi na klatk piersiow . Po pół godzinie wzgl dnego

spokoju S. ponownie „odpoczywa”. Potem biegi po korytarzu wartowni przerywane co

chwila

komend „granat”. Ci ko pada na betonow posadzk . Nast pnym punktem programu

były

zbiórki.

– Szeregowy S., w kiblu zbiórka!

– Szeregowy S., na korytarzu, w dwuszeregu zbiórka!

A e na zbiórki ołnierz musi wychodzi biegiem, niewiele si wła ciwie zmieniło.

W pewnym momencie wyszedł ze swego pokoju dowódca warty i kazał przerwa

przedstawienie. Ale jego rozkaz nie był spowodowany tym, e takich zabaw nie powinno

si

urz dza , lecz po prostu tym, e przywieziono kolacj . Po kolacji sam dowódca warty

ubrał

background image

S- a w plecak i granaty, przysiady, biegi, podskoki, zbiórki. Trwało to tylko pi tna cie

minut,

bowiem dowódcy si to znudziło i przekazał S- a innemu wartownikowi.

Siedemnastego S. nie mógł rano wsta . Bolały go wszystkie mi nie. Miał tylko kilka

granatów. Co prawda, mieli ochot dalej go pompowa , ale doszli do wniosku, e

chłopak ju

naprawd nie mo e, i dali mu spokój.

Nast pny skład warty okazał si dla S- a darem boskim. Dowódca warty był ziomkiem i

chłopak miał dwadzie cia cztery godziny spokoju. To znaczy, i tak wszystkie czynno ci

wykonywał biegiem, ale tym razem był traktowany na równi z innymi aresztantami. Był to

rzeczywi cie powód do szcz cia. Ale osiemnastego wrze nia powrócił poprzedni skład

warty.

Zaraz po obiedzie jeden z wartowników zawołał S- a na sal wartownicz . I od razu

zdenerwowała go lamazarno ruchów aresztanta. Aby wi c „wyrobi mu szybko ”,

r bn ł

go trzy razy elaznym taboretem przez plecy. Za trzecim razem S. wyleciał z sali i upadł

na

korytarzu, co poprawiło humor wartownika.

– No, S.! – zawołał. – W co powinien by wyposa ony spadochroniarz?

Ale S. nie wiedział. Wezwano wi c aresztanta o dłu szym sta u.

– Spadochroniarz powinien by wyposa ony w dwa spadochrony: spadochron wła ciwy

oraz spadochron dodatkowy.

– No, widzicie, S.? – u miechn ł si wartownik wskazuj c stoj ce pod cian plecaki.

Nast piły wiczenia łudz co podobne do tych, z którymi zapoznał si pierwszego dnia.

Gdy

wicz cy go wartownik musiał i na posterunek, komendy wydawał dowódca warty.

Kiedy w ko cu pozwolono mu i do celi osłabiony obijał si o ciany. Na ten widok

dowódca miej c si przywołał wszystkich wartowników znajduj cych si na wartowni.

– Zobaczcie, obywatele, młody ołnierz, przysłany do aresztu, zamiast karnie podda

si

procesowi resocjalizacji, upija si jak winia.

Aby wytrze wiał, kazali mu si czołga . Po wszystkich pomieszczeniach wartowni.

Nawet

ubikacji, gdzie z powodu zepsutej instalacji było po kostki ró nych nieczysto ci. Wła nie

w

tej ubikacji był taki moment, e S. zatrzymał si na krótki odpoczynek. Dostał wtedy

kopniaka w podbrzusze. Z pocz tku zatkało go, ale potem czołgał si ze zdwojon

energi .

Czołgał si tak, jak mu kazano – z szybko ci wiatła.

Spisałem to wszystko i pobiegłem do Jasia, który mimo kapralskich dystynkcji robił na

mnie wra enie inteligentnego i wra liwego chłopaka.

– Normalka – powiedział. – Tak jest we wszystkich aresztach. Znajduj sobie ofiar i

wy ywaj si . Nie wiedziałe ?

Nie, nie wiedziałem. A nawet wi cej – trudno mi było w to uwierzy . Zacz łem

wypytywa innych.

Potwierdzili. Zacz ł mi si rysowa zupełnie niesamowity, makabryczny obraz aresztu.

Napisałem raport do dowódcy pułku, w którym za dałem skierowania sprawy do

background image

prokuratury wojskowej. Nadmieniłem, e opowiadanie szeregowego S– a „przypomina

mi

łudz co wspomnienia z Alei Szucha”. Ale obowi zywała mnie droga słu bowa, wi c

zaniosłem to do dowódcy kompanii. Przeczytał i popatrzył na mnie ze zdziwieniem,

pomieszanym z lekkim podziwem.

– No, no. Aleja Szucha, nie przebierasz w słowach. Mógłby zosta oficerem

politycznym.

Nie odpowiedziałem. Po chwili dowódca odchylił si na krze le i zapytał:

– To ciebie pobili?

– No, nie .

– Wi c, o co chodzi?

Próbowałem wytłumaczy , e zostały drastycznie przekroczone pewne przepisy.

Dowódca

jednak stwierdził, e to nie szkodzi, bo S– owi i tak nale ał si „ci ki wpierdol”. Mój

argument, e został jednak ukarany trzema dniami aresztu, a nie „ci kim wpierdolem”,

nie

znalazł poparcia w jego oczach. W ogóle nie potrafił zrozumie , dlaczego si t spraw

przej łem. W ko cu obiecał mi to załatwi . Ale, jak si nale ało domy la , sprawa

została

zatuszowana. Przede wszystkim raport mój nie trafił do dowódcy pułku. Mój dowódca

poszedł po prostu z nim na kompani wartownicz i zapoznał z tre ci dowódc tej

kompanii.

Oczywi cie, wartownicy, jak jeden, wyparli si wszystkiego. A ten, który nad S– em

najbardziej si zn cał, dostał trzy dni aresztu z zawieszeniem na trzy miesi ce, za

„przeprowadzenie z aresztantem musztry specjalnej w budynku aresztu”. Bo, zgodnie z

regulaminem, trzeba przed. Był to skandal, lecz wydawało mi si , e nic ju w tej

sprawie nie

mog zrobi .

Wkrótce zreszt S. dopi ł swego i został przedterminowo zwolniony z wojska. Kiedy, ju

w cywilnym ubraniu, przyszedł si ze mn po egna , namawiałem go, eby si nie

poddawał.

Radziłem, by spróbował pisa skarg do Głównego Zarz du Politycznego WP. Dałem

mu

nawet adres.

Prawdopodobnie S. skorzystał z mojej rady, bowiem po dwóch miesi cach w jednostce

wybuchła bomba wodorowa. Zjechała si cała ekipa ledcza WSW. Przesłuchiwano

aresztantów z całego półrocza. By mo e to tylko przypadek, ale gdy zjawiła si ekipa

ledcza, wezwał mnie dowódca kompanii.

– Chciałe jecha na urlop. No, na lub tego twojego kumpla. Jutro mo esz jecha .

Czterech wartowników, w tym dowódca warty, stan ło przed s dem wojskowym.

Najwy szy wyrok, jaki zapadł w tej sprawie: półtora roku.

Niedługo potem przestałem by przewodnicz cym S du Kole e skiego.

VI

Wszystkich puszczano na przepustki w pi tek po południu. Mnie nie. Dowódca kompanii

powiedział: pojedziesz jutro rano.

background image

Niby jaka pilna robota. Jednak zbyt długo byłem pisarzem kompanijnym, bym si dał na

to nabra . Do szybko zorientowałem si , e nie jest to nic pilnego. Równie dobrze

mo na to

było zrobi i za tydzie . Zacz łem zastanawia si , dlaczego mam jecha dzie pó niej

ni

wszyscy. Jaki powód musiał istnie , ale nic m drego nie przychodziło mi do głowy.

W sobot po południu stałem na peronie czekaj c na poci g do Warszawy. W pewnym

momencie podszedł do mnie sier ant WSW.

– Wy nazywacie si Pawlak? Tak, to pozwólcie. Musz sprawdzi , co macie w tej

paczuszce, a nie chciałbym tego robi tak tu, przy ludziach. Wiecie, to nie wypada.

Pójdziemy

na dworcowy komisariat milicji. Bo wiecie – u miechn ł si pojednawczo – mo ecie

przecie

wywozi tajne materiały.

Przestraszyłem si . Było to niemal jawne podejrzenie o szpiegostwo. Poszli my.

W komisariacie za dał osobnego pomieszczenia. Zacz ł przegl da zawarto paczki.

Były tam dwie ksi ki, które odwoziłem do domu, i szkice wierszy. Ksi ki interesowały

go

tylko przez chwil . Sprawdził, gdzie wydane, i odło ył na bok. Bardziej przej ł si

r kopisami.

– Słuchaj, ty pieszysz si na poci g, wi c b d musiał te wierszyki zatrzyma . Jest

tego

dosy du o, a jeszcze tak niewyra nie piszesz. Jak wrócisz z urlopu, to ci zwrócimy.

– W adnym wypadku, obywatelu sier ancie. To s jedyne egzemplarze. Nie mam

adnej

pewno ci, czy to gdzie u was si nie zawieruszy. A dla mnie byłaby to zbyt du a strata.

– Daj ci słowo, e nic si im nie stanie.

– Niemniej nie zgadzam si . B d w tej sprawie zmuszony zło y skarg .

Zrozumiałem, e podró do domu mam ju z głowy. Trudno, ale tak łatwo ze mn nie

pójdzie. Ale on miał wida troch inne instrukcje. Spojrzał na mnie wrogo i przeszedł do

drugiego pomieszczenia. Przez szyb w drzwiach widziałem, e gdzie dzwoni. Po

chwili

wrócił i oddał mi r kopisy. Jeszcze tylko małe obmacanie i kazał biec na poci g, który

akurat

zatrzymał si na peronie drugim.

Wezwano mnie do kancelarii tajnej w sztabie.

– To wy? – zapytał zaspany sier ant. – zapl tała si tu przesyłka do was. Kolega z

Krakowa przesyła ksi k .

I dali mi. Osobno kopert , osobno ksi k , osobno list. „Szkice z psychologii religii”

Fromma, od Adama.

Zaskoczyła mnie forma. Co prawda, dotychczas wszystkie przesyłki te przychodziły

rozdarte, ale zachowywano jakie pozory. Zawsze odbierałem je w wewn trznej poczcie

jednostki. O ile si orientuj , byłem pierwszym ołnierzem pułku, który otrzymał

korespondencj za po rednictwem kancelarii tajnej. To zaczynało by niepokoj ce. A

poza

tym była to jaka nieostro no , która dawała mi wreszcie pretekst do jakiego

działania. Nie

background image

namy laj c si pobiegłem do zast pcy dowódcy pułku do spraw politycznych.

Zameldowałem

o całym wydarzeniu i wyraziłem rozgoryczenie faktem, i została złamana

praworz dno . To

podziałało na politycznego jak czerwona płachta na byka.

– Ale słuchaj, to na pewno jaka pomyłka. Nieporozumienie. Ja to osobi cie sprawdz .

Jutro ci w tej sprawie wezw , ale to na pewno jakie nieporozumienie.

Czekałem cały miesi c i nic. Przez ten czas rozwa yłem sobie wszystko od pocz tku.

Je eli rzeczywi cie kontrolowano mi korespondencj , to niew tpliwie była to sprawka

kontrwywiadu. To nie ulegało w tpliwo ci.

Ostatecznie ten pion sam z siebie jest najbardziej policyjny. Postanowiłem zastosowa

troch hazardow rozgrywk . To si chyba nazywa va banque. Zgłosiłem si do oficera

kontrwywiadu. Zacz łem mu wmawia , e jest on tutaj tak e po to, aby sta na stra y

poszanowania praw konstytucyjnych, paktów praw, paktów helsi skich i wielu innych,

jakie

mi tylko do głowy przyszły. We wszystkich tych dekretach zapewnione jest prawo do

tajemnicy korespondencji. Moje prawo zostało w tej jednostce naruszone w sposób

oczywisty

i nie podlegaj cy dyskusji przez kancelari tajn albo te kogo , „kto za tym stoi”. I oto

zgłaszam si do niego jako do osoby kompetentnej, pełen wiary w jego pomoc.

Oficer kontrwywiadu ledził mój natchniony monolog z lekkim niedowierzaniem. Co

chwila rzucał mi baczne spojrzenia. Ale to była rola mojego ycia. Nie wygl dałem wcale

na

takiego, który by z kogo robił balona. A poza tym miałem za sob wielki atut: twarz o

wyrazie pełnego ufnej naiwno ci imbecyla. I to przewa yło. Obiecał, e zbada spraw .

– Tak, dobrze, e cie si do mnie z t spraw zwrócili, kolego. Co prawda, nie

przypuszczam, eby to była jaka represja w stosunku do ciebie, ale rozumiem, e

mo esz tak

my le . Sam bym tak my lał. Szczególnie, e ten idiota polityczny tak to załatwił. Ja to

zbadam. I gdzie za tydzie wpadn tutaj, eby tobie powiedzie co i jak. No, cze ,

kolego.

W ten sposób zostałem koleg oficera kontrwywiadu. Ale to nic. Oczywi cie, nie zjawił

si

po upływie tygodnia. W ogóle starał si mnie unika . Czekałem półtora miesi ca, a

potem

przeniesiono mnie do innej jednostki.

Kontrolowano mi korespondencj , rewidowano na dworcu, nie puszczano przez pewien

czas na urlopy i przepustki, przepytywano niektórych kolegów, o czym z nimi

rozmawiałem.

Niby nic takiego – mo na si przyzwyczai . Ale w ko cu sytuacja stała si nie do

zniesienia. Napisałem skarg do Głównego Zarz du Politycznego WP. Opisałem te

wszystkie

dziwne przypadki mnie dotycz ce i ostro zaprotestowałem, e niby kontrwywiad mi

przeszkadza.

Reakcja była wyj tkowo szybka. Ju po tygodniu siedziałem w wygodnym fotelu

naprzeciw trzech umundurowanych panów: przedstawiciela władz wy szych,

przedstawiciela

background image

dowództwa jednostki oraz oficera kontrwywiadu. Przedstawiciel władz wy szych zapytał,

czy

zgodz si rozmawia w tym gronie, czy te mam specjalne yczenie rozmawia z nim

w

cztery oczy. Odpowiedziałem, e nie mam si czego wstydzi i w razie czego gotów

jestem

rozmawia „w obecno ci całego stanu osobowego pułku”. I rozpocz ła si rozmowa,

której

celem było udowodnienie mi, e nie mam racji. e jestem po prostu głupi.

Oficer kontrwywiadu wmawiał mi nawet, e powinienem odczuwa co w rodzaju

wdzi czno ci dla odpowiednich czynników wojskowych, e po wi caj mi tyle uwagi i

czasu.

Wdzi czno ci nie wyraziłem. By mo e było to niedopatrzenie, wi c t drog

nadrabiam.

Moja sytuacja na skutek skargi poprawiła si o tyle, e „wyrzucono” mnie na upragniony

urlop. Po powrocie jednak wszystko wróciło do normy.

Ale eby zupełnie nie przewróciło mi si w głowie, na nast pn skarg nie otrzymałem

odpowiedzi. A szkoda, bowiem oprócz powtórzenia wszystkich zarzutów z pierwszej

skargi,

za dałem natychmiastowego zwolnienia mnie ze słu by wojskowej z powodu

szykanowania

mnie za pogl dy polityczne. Wiem tylko, e był kto z władz wy szych, ale tym razem

nie

wyraził ochoty porozmawiania ze mn . Szkoda, miałem mu tyle do powiedzenia. W

ka dym

razie do dzi nie trac nadziei i cierpliwie czekam na odpowied Głównego Zarz du

Politycznego Wojska Polskiego.

VII

Odbywa si wielka dyskusja nad nowymi regulaminami. Co maj zmienia . Trend na

nowoczesno .

PRÓBÓJ PISA :

„Pułkownik R. Na inspekcji w garnizonie jakim niewa nym. Ponury, stary budynek

koszar z poniemieckiego odzysku. Buntuj si nie remontowane od lat instalacje

sanitarne. R.

Z obrzydzeniem przygl da si zapchanym, cuchn cym klozetom. Raptem napada go

my l

zbawienna. Przyszpila j długopisem do notatnika.

– W raporcie do Ministerstwa zaproponowa istotn poprawk do Regulaminów. (Słowa

zdecydowanie skapuj na kartk ). ołnierz zobowi zany jest do powstrzymania swoich

potrzeb fizjologicznych w wypadku awarii instalacji sanitarnych a do odwołania.

Zreszt nie musi by od razu poprawka do Regulaminów. Na pocz tek wystarczy

drobne

Zarz dzonko. Okólniczek male ki. Ot, taka sobie Dyrektywka”.

Izba chorych to co po redniego mi dzy lazaretem polowym a aresztem. Ka dy chory

wie,

background image

e jego podstawowym obowi zkiem jest nie chorowa oraz sprz ta tzw. rejony. Rejony

sprz ta si bez przerwy, bowiem bardziej chodzi o to, by sprz tano, ni o to, by było

sprz tni te. Sanitariuszy ani szefa izby nie interesuje, czy chory jest zdolny do

jakiejkolwiek

pracy. Od pracy zwalnia tylko fala lub kapralski stopie .

Ponadto sanitariusze ywi si kosztem chorych. I słusznie: le cy zu ywa mniej energii

i

nie musi tyle je . Porcje wi c dostawali my zmniejszone. A takich rarytasów jak

kompot,

czy co w tym rodzaju, wcale.

Najciekawsza jest jednak rola lekarza. Przez sze dni pobytu w izbie, nie widziałem,

aby

dotkn ł pacjenta. Na przykład po to, aby osłucha czy zajrze do gardła. Obchód

przypominał

z lekka karty z Dzielnego Wojaka Szwejka. Sanitariusz ogłaszał zbiórk chorych.

Czekali my

cierpliwie na korytarzu, a wywołaj ka dego z nas osobno do gabinetu lekarskiego.

Lekarz

pytał o samopoczucie i temperatur . Pytał – nic wi cej.

Gdy tylko udawało mu si u kogo zbi temperatur , wyrzucał z izby. Chodziło si

potem

z nie zaleczon chorob .

Prawdziwe ycie erotyczne ołnierzy ludowego Wojska Polskiego jest niezwykle ubogie.

Co najwy ej niektórzy próbuj nadrabia na przepustkach i urlopach. Zreszt

najcz ciej jest

to tylko nadrabianie min . W ka dym razie w dobrym tonie jest po powrocie z przepustki

rzuci tak od niechcenia: Chłopaki, ale mnie czubek boli.

Co ciekawsze, nie zauwa yłem nawet prób homoseksualizmu. A przecie warunki były

bardzo sprzyjaj ce.

Tylko wieczorem, po capstrzyku kwitł onanizm. Mieli my stare, skrzypi ce łó ka. Trudno

było zasn przy skrzypieniu dwudziestu kilku łó ek. Ale do wszystkiego si w ko cu

mo na

przyzwyczai . Po powrocie do domu nawet mi troch brakowało tych d wi ków.

Przez ostatni okres słu by zastanawiałem si tylko nad jednym: jak opowiedzie .

Dot d nie było tego problemu. Dotychczasowe pobyty w domu były tak krótkie, e

ograniczałem si do pozdrawiania przyjaciół. Nie było czasu na rozmowy. Teraz b dzie.

Mógłbym opowiedzie o honorowym krwiodawstwie.

Kto tam próbował namówi mnie do oddania krwi. Odmówiłem. Powiedziałem, e nie

mog . Przechodziłem kiedy ółtaczk i moja krew mo e okaza si szkodliwa. A na

tym tle

jestem szczególnie dra liwy.

miał si . Przecie nie musz si zorientowa – przekonywał – a dwa dni urlopu to jest

co .

Bo to jest zwykły handel krwi . Za dwie cie mililitrów kupowało si dzie urlopu. Za

czterysta – dwa dni.

background image

VIII

Mógłbym tak e opowiedzie o pewnej kantynie na poligonie. O tym jednym kiosku na

przestrzeni wielu kilometrów. O kawiarence na pi tna cie stolików.

Pracowali my na tym poligonie kilka tygodni. Dwustu ołnierzy i sze ciu opiekunów,

ekonomów z kadry.

Był to cholernie zimny grudzie siedemdziesi tego szóstego roku. Otwarta przestrze

pełna ustawicznych wiatrów od morza. Praca przez cały czas na wolnym, odkrytym

terenie.

Mieszkanie w namiotach i ci głe kłopoty z w glem do piecyków. Kadra mieszkała w

znakomicie ogrzewanym hotelu garnizonowym. Całe dni, oprócz krótkich wypadów w

celu

sprawdzenia, czy zamiast pracowa nie grzejemy si przy ogniu, sp dzała w kantynie.

My do kantyny nie mieli my wst pu. Dwustu ołnierzy wracaj c z pracy ustawiało si

cierpliw kolejk przed drewnianym podestem pod oknem kantyny. Kupowali my

papierosy,

znaczki, zapałki...

Ale ju do . Mo e mnie ponie , i zamierzona chłodna relacja zmieni si w płaczliw

dziewczynk z zapałkami...

ołnierze zawodowi poza jednostk :

Całuj panie w r k .

Rozmawiaj czasem o literaturze i filmie.

Znaj takie słowa, jak „prosz ” oraz „dzi kuj ”.

Ale to tylko pozór. Udawanie kulturalnego człowieka, na które wielu ludzi daje si

nabra .

Nie ma kulturalnych oficerów. Oczywi cie, je eli przyjmiemy, e kultura osobista to co

wi cej ni natr tne linienie kobiecych r k. Aby naprawd oceni tych ludzi, trzeba ich

widzie wtedy, gdy s w swoim ywiole. Gdy s w jednostce.

Bowiem przekroczy bram jednostki to nie to samo, co przekroczy bram zakładu

pracy.

Wchodz c na teren jednostki przekraczasz granic kultur. Z w miar demokratycznej

Polski

wchodzisz w kastow społeczno koszar. Cofasz si o kilka wieków w historii

ludzko ci.

Tutaj ołnierz zawodowy jest niemal wszechwładny. Taki facet mo e z tob zrobi

prawie

wszystko.

Postawi ci w kolejce do wewn trznego sklepu mi snego, co wi e si z wstaniem o

godzin , dwie wcze niej.

Wybieraj c si z on na całonocn zabaw do kasyna, zostawi ci do pilnowania

dzieci.

Wysyłaj c na przepustk , zobowi za ci do po wi cenia krótkiego pobytu w domu na

bieganie po sklepach. Po link do sprz gła, klej „Skorolep”, ksi ki dla studiuj cej

córki...

Kaza wysprz ta sklep, w którym pracuje jego ona.

Posła do sklepu po chleb i masło, bo onie nie chce si rano wsta , a trzeba niadanie

dzieciom do szkoły.

background image

Poleci malowanie mieszkania.

Poprzestawianie mebli.

Załatwi przeprowadzk , bo koleg przenosz do innej jednostki.

Wytrzepa dywany.

Nazwa ci przy wszystkich chujem i kaza przytakn – tak jest, obywatelu sier ancie.

Przeczołga bez powodu, ot tak, gdy brak mu innych rozrywek.

STOP!!!

Przecie adnej z tych rzeczy nie mo e on, nie ma prawa wymaga od ołnierza. Fakt.

Ale

wymaga. ołnierz to parias i Murzyn. Polski niewolnik. Zwierz .

Nie wiem, dlaczego zlikwidowano istniej c jeszcze przed wojn funkcj ordynansa.

Prawdopodobnie chodziło o wprowadzenie demokratycznych zasad współ ycia w

wojsku.

Prawdopodobnie niektórym reformatorom wydawało si , e funkcja ta obra a godno

ołnierza. I bardzo dobrze, e tak si stało. Dzi pan oficer nie ma ordynansa. Dzi

ordynansem jest ka dy ołnierz. Dowódca kompanii wystawia głow z kancelarii na

korytarz

i woła pierwszego lepszego ołnierza: wyczy cie mi buty! Oczywi cie. Wyczy cimy!

Ale sprawa ta ma jeszcze drugi aspekt. Traktowani jak bydło ołnierze cz sto sami

ponosz cz

, i to niebagateln , winy za tak sytuacj . Ta cz

winy polega na

przyzwoleniu. Nie sta ich nawet na delikatne zamanifestowanie swojej godno ci.

Zepchni cie do roli sługi cz sto, wida , wytwarza w człowieku pewne zadowolenie z

takiej

sytuacji. Jest wi c i taka mo liwo , e kadra zawodowa po prostu nie zdaje sobie

sprawy z

tego, e ołnierzy mo na traktowa inaczej.

Pozwolono nam ogl da jaki film. Nie zdarzało si to zbyt cz sto, wi c frajda du a.

Było

to na poligonie zimowym. Telewizor stał w namiocie – wietlicy. Oczywi cie w

najwy szej

cenie były miejsca przy kopc cej kozie. Zostały zaj te na długo przed rozpocz ciem

filmu.

Ale pech chciał, e akurat tego dnia zepsuł si telewizor w wietlicy hoteliku

garnizonowego

(do którego, notabene, nie mieli my wst pu). Trzech oficerów przyszło wi c ogl da

telewizj do nas. Weszli tu przed rozpocz ciem filmu.

– No, obywatele, ju widz trzy wolne miejsca przy piecyku – za dał jeden z nich.

Oczywi cie nikt si nawet nie ruszył. Uparcie gapili my si w rozkoszn Edytk , udaj c,

e jego słowa skierowane były do kogo zupełnie innego. Podobnie zareagowali my na,

tym

razem du o gło niejsze, ponowne polecenie. Ten brak subordynacji wyra nie

zdenerwował

oficerów.

– Powsta . Baczno . Przed namiotem w dwuszeregu, zbiórka!

Tego mo na si było spodziewa . Ale był to ju najbardziej formalny rozkaz i nie mo na

było dłu ej ci gn zabawy w głuchy telefon.

Stoj c pod namiotami pozwalali my sobie na niewybredne epitety pod adresem naszych

background image

przeło onych. Oczywi cie, nie na tyle gło no, by mogli nas usłysze . Chodziło raczej o

wyładowanie własnego gniewu. W pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł –

zaproponowałem zrezygnowanie z filmu.

– Pewnie, niech si trepy pierdolone same udławi .

– Dobrze mówi.

Poparli mnie koledzy. Nie jestem pewien, czy był to najlepszy pomysł. Ale zawsze była

to

jaka manifestacja, jaka zapowied istnienia pewnej granicy, do której mo na nami

pomiata . Jednak z mojego pomysłu nic nie wyszło. Gdy po chwili pozwolono nam wej

do

wietlicy, wszyscy skwapliwie skorzystali.

Le c na pryczy słyszałem cz ste wybuchy miechu. Podobno była to niezła komedia.

Mojego aktu kontestacji nikt nie zauwa ył, a film straciłem.

Chcesz u niego załatwi przepustk ? To trzeba tak:

– Obywatelu sier ancie, jaka przepustka by si zdała...

A on na to: To zapierdalaj ołnierz do „Zochy” po dwa wina i zobaczymy, co da si

zrobi .

I tachasz zlewowi te wina, za własn kupione fors . I wcale nie wiesz, czy pojedziesz.

Bo

wina niczego jeszcze nie gwarantuj . S tylko czym , co pozwala mu w ogóle

zastanowi si

nad tym, czy zasługujesz na przepustk .

Jedn z najwi kszych zdobyczy socjalnych dwudziestolecia mi dzywojennego w

naszym

kraju było zapewnienie o miogodzinnego dnia pracy. I dzi jest on nam prawnie

gwarantowany.

Cz

słu by upłyn ła mi w jednostce budowlanej. Na niektórych placówkach praca

trwała

dwana cie godzin na dob . Oczywi cie, po odliczeniu przerw na posiłki – chodzi mi o

czas

czystej pracy. W niedziel trwa troch krócej. Przewa nie do obiadu. Taki system,

szczególnie w lecie, był czym zupełnie normalnym.

Szlag trafia nasze zdobycze socjalne w tym najlepszym z ustrojów? A mo e miał racj

Wojtek, gdy mówił, e słu ba wojskowa to czasowe pozbawienie praw obywatelskich?

Jaki m drzec w sztabie wpadł z nudów na pomysł: oszcz dniej gospodarowa

materiałami p dnymi. A tymczasem trzeba było wykona dosy powa ne roboty ziemne.

Wi c: wojska rakietowe. Szczyt techniki: ziemia – powietrze, czyli stara, dobra łopata w

naszych dłoniach. A obok stoj przedsi – i zasi bierne koparki, stoj spychacze...

Murzyni? Chyba Wojtek miał racj .

IX

To nie Daniel Olbrychski ani grupa Smokie kojarzy nam si z poj ciem gwiazdora. Dla

nas gwiazd numer jeden był Wojciech Zyms i jego koledzy. Bowiem Dziennik

Telewizyjny,

a potem Wieczór z Dziennikiem to audycje obowi zkowe. Nawet regulamin to ci le

okre la.

background image

Za uchylanie si od ogl dania tej audycji gro surowe kary.

Organizacja młodzie owa teoretycznie odgrywa niezwykle wa n rol w yciu

wewn trznym jednostki. Praktycznie za jest w ka dym punkcie ci le

podporz dkowana

sekcji politycznej i nie bardzo j sta na jak kolwiek samodzielno . Niemniej wszystkie

pozory s zachowane. I tak, na przykład, wybór na stanowisko przewodnicz cego

zarz du

pułkowego jest – jednoznaczny ze zwolnieniem z niemal wszystkich tzw. obowi zków

ołnierskich. Przewodnicz cy zarz du pułkowego to prawie etat.

Ale moje kontakty z organizacj nigdy nie odbywały si na tak wysokich szczeblach. Nie

mniej były do swoiste.

Ale wszystko, jak zawsze, zacz ło si bardzo niewinnie. Było zebranie sprawozdawczo

wyborcze na szczeblu kompanii. Ust puj cy zarz d chwalił si tym, co zrobił, a potem

mieli my wybra nowy zarz d. Mieli my – bowiem było to zebranie otwarte, na którym

musieli by wszyscy ołnierze pododdziału. Jeden z kaprali, który jeszcze par tygodni

temu

lubił patrze , jak si czołgam, zaproponował moj kandydatur na stanowisko

przewodnicz cego.

– I tak jest pisarzem – uzasadniał. – To nie chodzi na zaj cia. Ma czas.

Wszystkim si ten pomysł bardzo spodobał.

– Bardzo dzi kuj za okazane mi zaufanie – powiedziałem wstaj c – ale nie mog

przyj

tej funkcji.

– Co to znaczy nie mo esz – zdenerwował si mój kapral.

– Poniewa nie nale do organizacji.

Wydawało mi si to proste. Ale nie doceniałem moich kolegów. Dla nich nie było spraw

niemo liwych.

– To nie szkodzi – zapewnił mnie autentycznie jeden z nich.

– Jak nie nale ysz to si mo esz zapisa .

– Ale ja nie chc .

– Dlaczego?

– Poniewa nie odpowiada mi program tej organizacji.

I potem pytano mnie przez kilka dni, co to znaczy. Bo niby dlaczego miałby mi nie

odpowiada . Zreszt , co za program, ostatecznie nikt z nich go i tak nie czytał – po co?

Wła ciwie – przekonywali mnie – to adna ró nica, czy si nale y, czy nie. Jedna

legitymacja

wi cej czy mniej...

Ale ja si uparłem.

Po roku, ju w innej jednostce, miałem podobn propozycj . Tyle, e tym razem bardziej

konkretn i pochodz c od przeło onego. Było to podczas rozmowy z oficerem

opiekuj cym

si z ramienia partii (polskiej, robotniczej i zjednoczonej) organizacj kompanii.

– A nie chciałby by przewodnicz cym? Zapiszemy ci , wybierzemy...

– No, nie wiadomo.

– A wiesz, jak to jest. A potem dostaniesz własn kancelari i b dziesz miał wi ty

spokój.

background image

Wykr ciłem si . Ale otrzymałem polecenie zostania czym w rodzaju nieoficjalnego

sekretarza przewodnicz cego kompanijnej organizacji. Nie pomogły zapewnienia, e

organizacja jest mi obca ideologicznie. Rozkaz to rozkaz. Prowadziłem dokumentacj ,

pisałem sprawozdania, co zwalniało mnie z pracy. Gdyby kto na serio zechciał

poczyta , co

tam wypisywałem, miałby niezł zabaw .

W ko cu ponownie zostałem wezwany na rozmow do tego oficera. Na rozmow tak

powa n , e ta poprzednia zbladła przy niej zupełnie.

– Nie zapisałby si do partii?

– Nie.

– Słuchaj, zastanów si dobrze. O ile wiem, co tam sobie piszesz. A chyba zdajesz

sobie

spraw , e przynale no do partii mo e ci wiele ułatwi .

– No, tak. Ale ja nie mam ochoty bra na siebie odpowiedzialno ci, nawet po redniej, za

to

wszystko, co ta organizacja w kraju wyrabia. A poza tym nie odpowiada mi jej program.

– Ale to aden problem! Kto by si tam przejmował programem? Musisz zrozumie , na

jakim wiecie yjesz.

– No, wła nie, wydaje mi si , e rozumiem. Jak mógłbym spojrze w oczy moim

przyjaciołom, gdybym to zrobił?

– A czy oni musz o tym tak od razu wiedzie ?

I tak rozmawiali my godzinami przez par dni. Nie mogli my si zupełnie porozumie .

Niby obaj mówili my tym samym j zykiem (był to j zyk polski), ale nijak nie

rozumieli my

si nawzajem. W ko cu obaj przestali my traktowa t rozmow w kategoriach sporu

ideologicznego. Przerzucali my si słowami dla zwykłego zabicia czasu.

Stan ło na tym, e zostałem, niemal sił , wci gni ty na list uczestników kursu wiedzy o

partii. Chciałem sobie wiadectwo kursu powiesi na słomiance obok wiadectwa

uko czenia

kursu przedmał e skiego przy ko ciele w. Mikołaja w Gda sku. Ale nie dostałem

wiadectwa. Zreszt nie ałuj , e uczestniczyłem w tym kursie. Byłem tylko na jednym

wykładzie, ale dowiedziałem si od prelegenta e „fakt, i kontrolujemy prac robotnika,

nie

jest wynikiem naszego braku zaufania do jego pracy, a wr cz odwrotnie – dowodem

naszego

do niej zaufania”. Sam bym tego nie wymy lił.

Jednym z najbardziej rozbudowanych pionów w wojsku jest pion polityczny. Jego

głównym zadaniem jest podnoszenie moralno – politycznego poziomu ołnierza oraz

przekonanie go, e Pana Boga nie ma. Po prostu. Widocznie jaki wariat go sobie

wymy lił.

Polityczni robi to w sposób prymitywny, przewa nie na zaj ciach politycznych, niemniej

s konsekwentni. Boga nie ma – kto przeciw?

Zabawne jest to, e zdarzaj si im wpadki. W dodatku, wpadki, które nie maj prawa

zdarzy si powa nym pracownikom propagandy.

ołnierze odchodz cy do rezerwy zostali obdarowani przez sekcj polityczn nagrodami

za ofiarn – jak si tutaj mówi – słu b . W ród nagród rzeczowych tak e ksi ki. Jedna

z nich

background image

wła nie wzbudziła moj zgroz . To, e wydana przez PAX, to jeszcze pół biedy. Ale jej

tre !!!

Było to jakie irlandzkie powie cidło historyczne. Bez przerwy kto si tam z kim bił.

Przewa nie dobrzy katolicy ze złymi protestantami. Po stronie katolickiej co rusz

pojawiali

si ró ni wi ci faceci i czynili cuda. Pełna groza.

Widocznie znów kupiono ksi ki na sztuki. Bez pomy lenia. Bywa.

W przeddzie wyborów do Rad Narodowych wezwał mnie dowódca kompanii.

– Słuchaj, jutro s wybory...

– Wiem.

– Ja wiem, e ty wiesz – zniecierpliwił si . – Chciałbym si ciebie wła nie zapyta : jak to

b dzie?

Zrobiło mi si ciepło na sercu, e oto stałem si dla mojego dowódcy wyroczni w

sprawach politycznych. Postanowiłem nie zawie pokładanego we mnie zaufania.

– No, có – odrzekłem zgodnie z najszczerszym przekonaniem. – S dz , e Front

Jedno ci

Narodu wygra.

Ale okazało si , e niezupełnie o to chodziło. Chciał si dowiedzie , czy ja, w zwi zku z

wyborami, nie szykuj adnego „numeru”. Nie szykowałem.

Wybory w wojsku maj swoist poetyk , zwi zan ci le z atmosfer miejsca, w którym

si odbywaj . Przede wszystkim ka da jednostka stanowi odr bny okr g wyborczy. W

przeddzie wyborów w ka dej kompanii odbyły si spotkania z dowódcami

pododdziałów. U

nas dowódca powiedział: „MAM POMYSŁ”. I był to naprawd fajny pomysł. Bo niby

dlaczego, rzeczywi cie, mamy głosowa dopiero po niadaniu, jak tam b d wszyscy,

b dzie

tłok i stracone pół dnia, kiedy mo emy wsta półtorej godziny wcze niej i głosowa

przed

niadaniem, kiedy b dzie zupełnie pusto. No pewnie, wsta półtorej godziny wcze niej

czy

pó niej to adna sprawa. Przynajmniej dla niego. Potem okazało si , e na ten pomysł

wpadli,

zupełnie przypadkowo, wszyscy dowódcy. I w dalszym ci gu przypadkowo, komisja

składaj ca si z wy szych oficerów sztabu mogła ju o ósmej i do domu. Ale to

oczywi cie

czysty przypadek. Ponadto nie było w tej sprawie adnego rozkazu, ale zgodnie z

delikatnymi

sugestiami dowódców wszyscy ołnierze poszli do urn w mundurach wyj ciowych. Na

cały

pułk tylko ja z Ry kiem w polowych i, mimo nieprzychylnych spojrze , nikt si wła ciwie

nie

przyczepił.

Około siódmej rano oficer dy urny jednostki wezwał do siebie wszystkich podoficerów

dy urnych.

– Słuchajcie podoficerowie – powiedział – do godziny ósmej sto procent ka dej kompanii

ma by na głosowaniu. Zrozumiano?

background image

Zrozumiano. Co mieli my nie zrozumie – był to przecie wyra ny rozkaz. I tylko ja

jeden

zastanawiałem si , jak on z tego wybrnie. Przecie wydanie takiego rozkazu stawia go

w

kolizji z kodeksem prawnym. Ale nikt tego nie zauwa ył. Zreszt , kto by si tam

przejmował

drobnostkami, najwa niejsze, e FJN wygrał wybory.

X

Prace porz dkowe w wojsku wykonuje tylko młodzie . Tak mówi niepisane prawo, wedle

którego nie liczy si nic, nawet stopnie wojskowe, oprócz przynale no ci do okre lonych

poborów, oprócz fali. ołnierze maj cy ponad rok słu by nie zajmuj si prac , co

najwy ej

przypilnowaniem, aby młodzie solidnie pracowała. Jest to w naszym wojsku chyba

najstarsze, a w ka dym razie najrygorystyczniej przestrzegane prawo.

Prawo to funkcjonuje w my l zasady: kiedy mnie goniono, teraz ja goni . Takie jest

poj cie sprawiedliwo ci.

W pierwszej chwili to zaskakuj ce, ale nigdy nie dostałem tak w ko od przeło onych,

jak

od starego wojska. Ale to zupełnie normalne.

Zawsze jest do wykonania jaka praca zlecona przez przeło onych. Wiadomo, e starzy

nawet palcem nie rusz . Tak wi c młodzi, przy nieustannym pop dzaniu, wykonuj

podwójn

robot . Za siebie i za „panów falowców”. Na ogół nawet si nie skar . Bo to w ogólnym

rozrachunku si nie opłaca. Lepiej cierpliwie czeka . Niedługo samemu b dzie si

starym, a

wtedy pogoni si innych młodych.

Najciekawszy jest stosunek kadry zawodowej do tego problemu. Bo staje si to problem

du ej wagi. Sekcja polityczna próbuje z tymi zwyczajami walczy , jednak robi to bez

specjalnego przekonania. I nic dziwnego. Na dobr spraw , trzeba by bowiem zacz

od

uzdrowienia całej instytucji. A na to oni nie pójd , bo st d prosta droga do zanegowania

armii

w jej obecnym kształcie. A połowiczne próby rozwi zania problemu przez politycznych

doprowadzaj do groteskowych rezultatów. Zreszt zachowuj si oni cz sto jak słonie

w

składzie porcelany.

Kiedy wezwano nas, pi ciu kotów przed przysi g , do sekcji politycznej.

Przesłuchiwano

ka dego osobno. Ja byłem ostatni. Poprosili (nie kazali!), abym usiadł, dali papierosa i w

ogóle bardzo si chcieli ze mn skumplowa . Po paru tygodniach, w ci gu których

słyszałem

tylko krzyk, było to dla mnie co niesamowitego. Zacz łem nabiera zaufania,

rozlu niłem

si . Ju chciałem wyla przed nimi całe moje biedne serce, gdy wtem przyszła mi z

pomoc

background image

opatrzno . A raczej pewien nawyk. Bowiem, gdy znajduj si w nowym otoczeniu i

minie

pocz tkowe spi cie, pierwszym objawem rozlu nienia jest u mnie ciekawskie

rozgl danie si .

I wtedy tak e – omiotłem wzrokiem całe pomieszczenie. Pod biurkiem zauwa yłem

zwykły

mikrofon do magnetofonu. Kabel biegł do biurka. To rozwiało cał moj ufno . Inna

sprawa,

e zaraz po wyj ciu zacz łem zastanawia si , czy sobie czasem tego wszystkiego nie

wymy liłem. Przecie to a nieprawdopodobne, by próbowali robi to w tak prymitywny

sposób. Ale tego samego dnia jeden z kolegów zapytał, czy ja tak e zauwa yłem ten

mikrofon pod biurkiem. A wi c to nie był aden zwid.

Troch podobna historia wydarzyła si na egzaminach z zaj politycznych, zaraz po

przysi dze. Egzaminował nas zast pca dowódcy jednostki do spraw politycznych. W

pewnym

momencie zapytał nas, jakie ksi ki przeczytali my tu, w wojsku. Był zaszokowany i

zrozpaczony, e nikt z nas nic nie przeczytał. Przez chwil zastanawiałem si , czy to

jego

pytanie podyktowane było naiwno ci , czy te wyj tkowym sadyzmem. Bowiem fakt, e

nie

czytali my, tylko po cz ci dawał si wytłumaczy naszym niskim poziomem

intelektualnym.

Wyobra am sobie, co by si działo, gdyby który ze starych ołnierzy lub dowódców

dru yn

zobaczył mnie z ksi k . Dostałbym tak szkoł , e do ko ca ycia bym zapami tał.

Zupełnie inaczej na problem stosunków mi dzy ołnierzami ró nych poborów zapatruje

si kadra kompanii. Ci ludzie s dalej od sprawozda miesi cznych, a bli ej

rzeczywisto ci. I

dlatego bardzo cz sto kadra kompanii popiera niepisane prawa. S jej na r k . Daj

pewno ,

e przynajmniej cz

ludzi b dzie co robi i praca b dzie wykonana.

Próby walki z tymi zwyczajami na szczeblu kompanii ko cz si przewa nie sromotn

kl sk kadry. Prowadz do sytuacji, kiedy nikt nie pracuje. Starzy, bo nie wypada ze

wzgl du

na fal , a młodzi, bo „co, mamy by gorsi...”

Jeszcze b d c kotem zastanawiałem si nad tym, jak b d si zachowywał, gdy b d

ju

starym ołnierzem, gdy b d miał fal . Była mi bardzo potrzebna wiadomo , e b d

wtedy

inny. Wiedziałem te , e b dzie to najtrudniejsza próba zachowania własnej godno ci.

Nie

spodziewałem si , e b dzie to próba tak ci ka.

Wojsko bowiem wytwarza pewne ci nienie psychiczne. Niezwykle trudno jest nie

„przypierdala ” młodych, nie wysługiwa si nimi. O wiele trudniej ni wydaje si to

tobie,

moralisto, siedz cy w wygodnym fotelu. Jest bowiem w nich (a przedtem była i w nas)

jaka

background image

trudna do zniesienia słu alczo . Czasami brała ochota przegoni chłopaka wła nie za

t

mentalno słu cego, aby mu to wybi z głowy. Kilka razy próbowałem co zrobi dla

tych

zagonionych i wystraszonych ludzi. Brałem takiego na bok i tłumaczyłem, e nie

powinien

dawa si poni a . Ale – odpowiadał – przecie to wojsko. Tak, dla nich to wszystko

było

normalne. Zrozumiałem, e tak nie mo na. Ale nie mogłem podawa siebie za przykład

faceta, który nie dał si zgnoi w pocz tkowym okresie. Ja nigdy nie byłem słu alczy i

cz sto

si stawiałem, ale miałem za sob atuty, których oni nie mieli. Byłem pisarzem kompanii

jeszcze przed przysi g i narazi mi si , mimo e przecie byłem młodym ołnierzem,

nie

było najm drzej. Ja mogłem sobie na wiele pozwoli . Zreszt moje próby podburzania

młodych odnosiły jeszcze jeden nieprzewidziany skutek. W swej nieufno ci nie ufali

moim

intencjom. Podejrzewali, e moje post powanie jest tylko wst pem do jakiej perfidnej

gry,

której maj by przedmiotem, a której jeszcze nie mogli poj . Inna sprawa, e przez

moje

apostolskie zap dy i wyskoki współ ycie z kolegami z jednego poboru stawało si

mocno

utrudnione. Zacz to mnie traktowa z wrog pobła liwo ci . Jak stukni tego.

Odsun łem si wi c od wszystkiego. Przyj łem postaw biernego obserwatora.

Opowiadano mi:

Miał tylko osiemdziesi t dni do cywila. Wyobra am sobie – tylko osiemdziesi t. I na

słu bie zamkn ł si w magazynku broni i strzelił sobie w łeb. Widziałem go. Cała

czaszka

rozwalona. Krew i mózg. Na samochód wrzucili go jak worek kartofli.

Podobno dziewczyna go rzuciła i dlatego. I – popatrz, co za wariat – tylko osiemdziesi t

dni do cywila! A taki idiotyzm.

Tutaj wszystko liczy si dniami do cywila. Reszta nie jest wa na. Samobójstwo młodego

ołnierza wzbudziłoby tylko politowanie, ale nie zdziwienie. Lecz ten?

W stosunkach mi dzyludzkich w wojsku istnieje jednak, jak s dz problem daleko

wa niejszy ni konflikt młodzi – starsi. Mam na my li podoficerów słu by zasadniczej,

czyli

kaprali, dowódców dru yn. W pewnym sensie s to tacy sami ołnierze jak wszyscy inni.

Te

z poboru na dwa lata. I raczej wbrew własnym ch ciom. A jednak s tak bardzo ró ni.

Ich wojskowa edukacja przebiega nieco inaczej. Pierwsze pół roku słu by sp dzaj w

szkołach podoficerskich, gdzie ucz si dowodzenia na szczeblu dru yny. Ucz ich

tak e

wielu innych rzeczy. Cz sto zastanawiałem si , czego i jak. Nigdy nie dowiedziałem si .

Widziałem tego rezultaty, a te były zaskakuj ce.

Kapral wie, e w hierarchii wojskowej jest czym gorszym od ołnierza zawodowego.

Ale

background image

z drugiej strony jest wi cie przekonany, e jest czym daleko lepszym od ołnierza

słu by

zasadniczej.

Znałem do blisko wielu kaprali. Byli to cz sto bardzo inteligentni i kulturalni ludzie.

Nigdy nie potrafiłem zrozumie , jak dali sobie wmówi t nieprawdopodobn lepszo .

Prawie aden z nich nie spoufalał si ze wszystkimi ołnierzami. Cz sto dziwili si ,

dlaczego

mnie tak traktuj jak równego sobie. Zreszt przepisy chroniły ich przed zbytnim

kumplowaniem si z nami, szarymi ołnierzami. Spali w osobnych salach zwanych

podoficerkami, w stołówce jadali przy wydzielonych stolikach. Mieli daleko wi cej praw

ni

przeci tny ołnierz. Ju chocia by to, e na ZOK biegali bez plecaków i hełmów. Nigdy

nie

byli wyznaczani do prac porz dkowych. Nawet podoficerki sprz tane były przez innych,

gorszych ołnierzy.

Ich pogarda dla ołnierza była konieczna z wychowawczego punktu widzenia. Tylko

bowiem człowiek, który nami gardził, mógł nas w tak nieludzki sposób gania po

poligonie.

Jeden z tych inteligentniejszych opowiadał mi nast puj c histori :

– Wiesz, nie potrafi tego zrozumie . Byłem w domu na urlopie. Chciałem zrobi

rodzicom przyjemno . Opowiedziałem im, jak si ze mn licz , jakie znaczenie mam

tutaj.

Opowiedziałem, jak post pujemy z młodymi. e czyszcz mi buty, e bez szemrania

słuchaj ,

jak im ka raptem pompowa za listy albo co. I matka w czasie obiadu wyszła do

kuchni, a

ojciec zbeształ mnie jak szczeniaka. e niby faszysta. Jak tak mo na?

Tak, jak mo na? Przecie oni robi to w celu wychowania dobrych i karnych ołnierzy.

Zdyscyplinowanych ołnierzy.

Dobry ołnierz nie klnie. Szczególnie, gdy jest młodym ołnierzem. Wi c w twarz.

Dobry ołnierz nie choruje. Ka da choroba ma w sobie co z symulacji. Wi c je li

któremu zbierze si na kaszel, to aplikuje mu si przysiady a do skutku. To znaczy, a

przestanie kasła .

I tak dalej. Bo trzeba nam zdrowych i kulturalnych ołnierzy.

A to, e czasem za ciel nam łó ko, wyprasuj mundur, wyczyszcz bro , dadz paczki

z

domu, wyczyszcz buty, przynios obiad ze stołówki, piewaj i ta cz , aby nas

rozerwa ...

To co? Oni nawet zadowoleni, e mog co zrobi dla swojego kaprala.

XI

Ostatnie miesi ce wojska...

Ania przestrzegała mnie przed tym. Przypominała wi zienne do wiadczenia swoich

przyjaciół. I rzeczywi cie. Ostatni okres przymusowego skoszarowania jest najci szy

psychicznie. Im mniej czasu dzieli nas od wyj cia, tym trudniej wytrzyma . I jeszcze to

denerwuj ce, ci głe liczenie dni.

background image

Wzrasta nerwowo . Coraz cz ciej si pije. Z pocz tku jeszcze w pełnej konspiracji,

potem ju coraz cz ciej przestaje si zwa a na własne bezpiecze stwo. Nie chce si

my le

i czyta . Nie mówi c ju o robieniu jakichkolwiek notatek. Potrafiłem w ostatnim tygodniu

przele e w łó ku około dwudziestu godzin na dob . I nikt nam nawet nie zwracał uwagi

na

niestosowno zachowania.

Wiarygodno wyj cia oddalała si prawem jakiego paradoksu.

Przeci tny ołnierz dwa razy w yciu ma okazj spo ycia obiadu w towarzystwie

dowódcy

jednostki. Po raz pierwszy w dniu przysi gi, po raz drugi w dniu odej cia do rezerwy.

I nie s to takie zwykłe obiady. To jakby starochrze cija ska AGAPA – uczta miło ci i

pojednania. Całe misterium.

Ten pierwszy obiad jest po to, by ołnierz zapomniał o okresie unitarnym. Aby

zapomniał

o tych kilku tygodniach, kiedy traktowano go jak zwierz wymagaj ce bezwzgl dnej

tresury.

Ten drugi jest po to, aby ołnierz zapomniał, e było dwadzie cia i par miesi cy.

Miesi cy, gdy był kim z ni szej kasty:

pariasem

murzynem

ydem

metekiem.

Najcz ciej pami knebluje si kotletem schabowym.

ołnierze powoli ko czyli obiad. Rezerwista dokładnie, z namaszczeniem składał

niezb dnik. Wstał, wrzucił do cynowej miski po zupie blach i gło no krzykn ł:

Koniec syfu,

Koniec fali.

Ju nie b d w chuja grali

ZEROOOO...

U miechn ł si wyrozumiale widz c pełne zazdro ci spojrzenia kociarstwa

Tak wła nie wygl dał koniec.

XII

Adam, gdy sam wychodził po jakim kilkutygodniowym przeszkoleniu, przestrzegał mnie

przed tym momentem. Pisał o tym, jak długie oczekiwanie na upragnione wyj cie

fałszuje

perspektyw . wiat, do którego ma si wyj , przestaje by w nas wiatem

rzeczywistym.

Powstaje gdzie w gł bi marze w opozycji do tego, który tak długo był naszym

udziałem.

A przecie to, co nas wita, to nie Eldorado. To nie Utopia. Zakres wolno ci si zwi ksza,

ale nie jest za du y. Zwi ksza si nasza mo no poruszania si , ale te tylko w obr bie

trzydziestoletnich granic, z których cz sto trudniej jest si wyrwa si ni na przepustk

z

background image

jednostki. Ju nie trzaskamy obcasami, r ka bezwiednie nie w druje do daszka czapki.

Fakt,

ale w dalszym ci gu potulnie wysłuchujemy krety skich rozkazów byle sier anta.

Z pocz tku dajemy si nabra na pełni wolno ci. Potem na nowo uczymy si sztuki

ycia

w tym kraju. Jak dziecko ucz ce si chodzi , uczymy si widzie .

Na razie stawiam pierwsze kroki.

Kwiecie – sierpie 1978

Ksi ka pobrana ze strony

http://www.ksiazki4u.prv.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Antoni Pawlak Ksiazeczka Wojskowa
Antoni Pawlak Książeczka Wojskowa
Pawlak [Książeczka Wojskowa]
Pawlak Antoni Książeczka wojskowa O pożytkach płynących z przebywania w miejscach zamkniętych
Pawlak Antoni Książeczka Wojskowa
Pawlak Antoni Ksiazeczka Wojskowa (www ksiazki4u prv pl)
Pawlak Antoni Ksiazeczka Wojskowa
Pawlak Antoni Książeczka Wojskowa
Pojęcie i istota rozpoznania wojskowego
Rozpoznanie wojskowe w systemie walki zbrojnej T 1
Służba Kontrwywiadu Wojskowego
Książeczka Cyferki (1 5)
1933 02 13 Konwencja Polska Niemcy Transport wojskowy
Geografia morza-sciaga, Akademia Morska Szczecin, Wojsko

więcej podobnych podstron