Pawlak Antoni Książeczka wojskowa O pożytkach płynących z przebywania w miejscach zamkniętych

background image

ANTONI PAWLAK

KSI

Ąś

ECZKA

WOJSKOWA


O PO

ś

YTKACH PŁYN

Ą

CYCH Z PRZEBYWANIA

W MIEJSCACH ZAMKNI

Ę

TYCH


Gdy wiosn

ą

1976 szedłem do wojska, wiedziałem jedno – albo mnie tam wyko

ń

cz

ą

, albo

to
wszystko opisz

ę

. Nie wyko

ń

czyli.

Ludowe Wojsko Polskie było wówczas, w latach siedemdziesi

ą

tych, tematem tabu. W

literaturze wła

ś

ciwie nie istniało. Oczywi

ś

cie, je

ś

li nie liczy

ć

propagandowych

powie

ś

cideł

wydawanych w masowych nakładach przez Wydawnictwo MON.
Wi

ę

c napisałem i – jak si

ę

okazało – wstrzeliłem si

ę

. Byłem pierwszy, który po wojnie

opisał wojsko inaczej. My

ś

l

ę

,

ż

e prawdziwie.

Dzi

ś

nie mam wi

ę

kszych złudze

ń

. Doskonale wiem,

ż

e „Ksi

ąż

eczka wojskowa” nie jest

wielkim dziełem literackim. Jest swego rodzaju dokumentem. Dokumentem o bardzo
ciekawych, jak s

ą

dz

ę

, losach.

Po pierwsze – niezale

ż

ny kwartalnik literacki „Zapis” kupił ode mnie tekst w ciemno. A

rzecz taka młodemu literatowi (miałem wówczas 26 lat) zdarza si

ę

, raczej rzadko.

Po drugie – dwa pełne nakłady tego numeru „Zapisu” w cało

ś

ci skonfiskowała Słu

ż

ba

Bezpiecze

ń

stwa. Pozwala mi to do dzi

ś

ż

ywi

ć

nadziej

ę

,

ż

e wła

ś

nie mój tekst był tak

wa

ż

ny.

Po trzecie – „Ksi

ąż

eczka wojskowa” w wielu jednostkach wojskowych stała si

ę

obowi

ą

zkow

ą

lektur

ą

szkoleniow

ą

dla oficerów. Nigdy nie my

ś

lałem,

ż

e stan

ę

si

ę

kim

ś

w

rodzaju autora podr

ę

cznika.

Po czwarte – w drugiej połowie grudnia 1981 roku w wi

ę

zieniu w Białoł

ę

ce jeden ubek

powiedział mi,

ż

e wła

ś

nie „Ksi

ąż

eczka...” była głównym powodem mojego internowania.

I w ten sposób dochodzimy do „Ksi

ąż

ki skarg i wniosków” – tekstu, w którym staram si

ę

opisa

ć

obozy internowanych.

Od grudnia 1981 do lipca 1982 byłem internowany w Białoł

ę

ce, Jaworzu i Darłówku.

Udało mi si

ę

siedzie

ć

z wieloma lud

ź

mi, którzy dzi

ś

(pisz

ę

to na pocz

ą

tku grudnia 1990

r. ) tak
du

ż

o znacz

ą

.

ś

eby si

ę

pochwali

ć

, niektórych wymieni

ę

:

z rz

ą

du – Tadeusz Mazowiecki, Waldemar Kuczy

ń

ski, Jan Lity

ń

ski, Bronisław

Komorowski, Stefan Kawalec...
z ambasadorów – Władysław Bartoszewski, Krzysztof

Ś

liwi

ń

ski...

z Sejmu i Senatu – Bronisław Geremek, Andrzej Szczypiorski, Adam Michnik,
Aleksander
Małachowski, Gabriel Janowski, Andrzej Celi

ń

ski, Stefan

Niesiołowski...
z telewizji — Andrzej Drawicz, Jan Dworak...

background image

I jeszcze wielu polityków, działaczy, artystów, wydawców, dziennikarzy i naukowców.
Jak wida

ć

jestem – do

ść

dobrze ustawiony. Czego wszystkim serdecznie

ż

ycz

ę

.

Antoni Pawlak

„Wrócicie do cywila i skombinujecie tak
wszystko,

ż

e zrobicie ze mnie dup

ę

i skurwysyna,

a z siebie inteligenta i pacyfist

ę

,

który jest ponad szarym

ż

yciem pułkowym”.

Zbigniew Uniłowski „Dzie

ń

rekruta”


I

Gdy dowiedziałem si

ę

,

ż

e mam i

ść

do wojska, robiłem wszystko, aby to nie doszło do

skutku. Pomagało mi w tym wielu ludzi, co doprowadziło do pewnego zamieszania. W
ko

ń

cu

wezwał mnie komendant sztabu dzielnicowego. Usiedli

ś

my w jego gabinecie.

– Naprawd

ę

nie mog

ę

zrozumie

ć

, dlaczego z takim uporem stara si

ę

pan unikn

ąć

słu

ż

by

wojskowej. Przecie

ż

jest to pa

ń

skim obowi

ą

zkiem. Zreszt

ą

te wszystkie legendy,

ż

e w

wojsku
nie ma mo

ż

liwo

ś

ci ani czasu, to wierutne brednie. A pan tu jaki

ś

bałagan robi. A poza

tym,
nawet jakbym chciał, nie mog

ę

panu i

ść

na r

ę

k

ę

. Ja, prosz

ę

pana, musz

ę

rozlicza

ć

si

ę

z

ka

ż

dego, kto nie poszedł.

Starałem si

ę

mu wytłumaczy

ć

,

ż

e studiuj

ę

filozofi

ę

, a w wolnych chwilach pisuj

ę

wierszyki, i obawiam si

ę

,

ż

e dwuletnie koszarowanie nie wyjdzie na dobre ani moim

studiom,
ani te

ż

wierszykom.

– Ale

ż

pan jest w bł

ę

dzie! To,

ż

e zajmuje si

ę

pan filozofi

ą

i literatur

ą

, w

ż

aden sposób

nie
przeszkodzi panu w odbyciu słu

ż

by. Zreszt

ą

, dobrze,

ż

e mi pan o tym powiedział.

Postaramy
si

ę

skierowa

ć

pana do takiej jednostki, w której słu

ż

ba b

ę

dzie w jaki

ś

sposób współgrała

z
pa

ń

skimi zainteresowaniami.

Prawdopodobnie dlatego trafiłem do czołgów.
– A jakie s

ą

pa

ń

skie plany na przyszło

ść

? Jako krytyka, oczywi

ś

cie – zapytał mnie w

Pałacu Kazimierzowskim Nestor Krytyków.
– Trudno mówi

ć

o planach. Za tydzie

ń

b

ę

d

ę

ju

ż

w wojsku.

– Aha – sapn

ą

ł N.K. z nagłym błyskiem w oku. – Tego to panu nawet zazdroszcz

ę

.

Niech
pan Mnie dobrze zrozumie; jest pan młodym, zdolnym człowiekiem. A groziło panu
zatoni

ę

cie w kawiarnianym bagienku. (Pan wie, co oni o Mnie?) Wie pan, z tego si

ę

bardzo
trudno wyci

ą

gn

ąć

. Tam za

ś

b

ę

dzie pan miał pole do naprawd

ę

twórczej obserwacji.

Wej

ś

cie

w tak odmienne

ś

rodowisko, to dla ka

ż

dego twórcy cenne, bardzo cenne

do

ś

wiadczenie.

background image

Zdenerwował mnie tylko. Niby

ś

yd, a takie bzdury opowiada.

Kazik chciał uprzyjemni

ć

mi ostatni dzie

ń

wolno

ś

ci. Chod

ź

– powiedział – poznam ci

ę

z

Postaci

ą

Historyczn

ą

. Lecieli

ś

my przez cał

ą

Warszaw

ę

, a on do ko

ń

ca nie chciał

wyjawi

ć

,

kogo miał na my

ś

li. Posta

ć

Historyczna i tyle.

A P.H. umiał si

ę

znale

źć

. Jak tylko zorientował si

ę

, w jakiej jestem sytuacji, zacz

ą

ł mnie

pociesza

ć

.

– Niech si

ę

pan zbytnio nie przejmuje – mówił. – Wojsko to tylko karykatura ustroju

totalitarnego, do którego – jak s

ą

dz

ę

– zdołał si

ę

pan ju

ż

przyzwyczai

ć

. Jak panu

wiadomo,
ustrój totalitarny zbudowany jest na zasadzie sieci, która nas tak naokoło oplata, oplata.
Ale
ka

ż

da sie

ć

ma to do siebie,

ż

e posiada oka, w których przeci

ę

tnie inteligentny człowiek

potrafi uwi

ć

sobie spokojne gniazdko. Czego i panu serdecznie

ż

ycz

ę

.

Przy po

ż

egnaniu Kazik mocno u

ś

cisn

ą

ł mi dło

ń

.

– Mam nadziej

ę

, Antoni,

ż

e doczekamy jeszcze czasów, gdy młodzi ludzie b

ę

d

ą

pełni

dumy szli do POLSKIEGO wojska.
Ja nie miałem tej nadziei. Nie mam jej do dzisiaj. Zreszt

ą

, Kazik, wojsko jest zawsze

wojskiem. Poza wszystkim innym.
Pocz

ą

tkiem drogi był Dworzec Wschodni. Całe tłumy młodych ludzi. Pijanych młodych

ludzi. Pijanych i wyj

ą

cych młodych ludzi.

Wojskowe piosenki wzbijały si

ę

pod dach dworca. Jak barany na rze

ź

wsiadali do

poci

ą

gów kolejni obro

ń

cy granic. Ten koszmar towarzyszył mi przez cał

ą

drog

ę

. W

pewnych
chwilach robiło mi si

ę

wr

ę

cz głupio za t

ę

moj

ą

trze

ź

wo

ść

, za brak

ś

piewu. Wygl

ą

dało na

to,

ż

e ja jeden boj

ę

si

ę

tego, co nas czeka.

ś

e tamci jad

ą

pełni pijanej rado

ś

ci, a ja jeden

itd.
Stałem obok jakiego

ś

starszego faceta, który z pewnym niedowierzaniem obserwował

ten
Wesoły Poci

ą

g. W pewnym momencie facet zacz

ą

ł do mnie mówi

ć

.

– Wie pan, wojsko nie jest łatw

ą

rzecz

ą

. Ja si

ę

wcale nie dziwi

ę

,

ż

e oni nie maj

ą

ochoty

tam i

ść

. Ale to w sumie niedobrze, bo powinni. Nie, nie dlatego,

ż

e to obowi

ą

zek i tak

dalej.
Ode mnie pan czego

ś

takiego nie usłyszy, nie jestem dziennikiem telewizyjnym. Po

prostu tak
ju

ż

w

ż

yciu jest,

ż

e wojsko i wi

ę

zienie to najwi

ę

ksza i najlepsza szkoła

ż

ycia. Ja, panie,

byłem
ju

ż

w paru wojskach i paru wi

ę

zieniach. Najpierw, w trzydziestym dziewi

ą

tym, w polskim

wojsku. Normalne. Zaraz na pocz

ą

tku wojny Niemcy wzi

ę

li mnie do niewoli. Ale obozu

jenieckiego nie zobaczyłem, bo udało mi si

ę

uciec z transportu. Do czterdziestego

trzeciego
byłem w AK na terenie Warszawy. I w tedy Niemcy znów mnie złapali. Tym razem
gestapo. I
po raz drugi udało mi si

ę

uciec. Byłem ju

ż

spalony w mie

ś

cie i musiałem i

ść

do lasu, do

oddziału. A jak w czterdziestym czwartym przyszli Ruskie, to pierwsza rzecz nas
zamkn

ę

li.

background image

Wtedy wła

ś

nie uciekłem z wi

ę

zienia po raz ostatni. Ruscy zamykali mnie na fałszywych

papierach, wi

ę

c pod prawdziwym nazwiskiem wst

ą

piłem do ko

ś

ciuszkowców. Byłem z

nimi,
panie, a

ż

do Berlina. Po wojnie chciałem zosta

ć

w wojsku i nawet zostałem. Ale

niedługo. W
czterdziestym ósmym kto

ś

wpadł na to,

ż

e zwiałem Ruskim. Wie pan, wtedy si

ę

nie

patyczkowali, mo

ż

na było i czap

ę

lekk

ą

r

ą

czk

ą

zarobi

ć

. Zamkn

ę

li i koniec. Nawet nie

miałem
ju

ż

ochoty ucieka

ć

. Wyszedłem zupełnie legalnie w pi

ęć

dziesi

ą

tym pi

ą

tym.

I widzi pan: tyle wojsk, tyle wi

ę

zie

ń

. Ale jak patrz

ę

z perspektywy, to nawet jestem

zadowolony,

ż

e los mnie tak do

ś

wiadczył. Nie ma we mnie ch

ę

ci zemsty na kimkolwiek.

To
naprawd

ę

wielka szkoła. Oni wszyscy, a w ka

ż

dym razie ci inteligentniejsi, tak

ż

e dojd

ą

do
tego wniosku. Bardzo w to wierz

ę

. Oby jak najpr

ę

dzej. Nie wyobra

ż

a pan sobie, jak taka

ś

wiadomo

ść

mo

ż

e im pomóc. Przynajmniej w pocz

ą

tkowym, najtrudniejszym okresie.

A poza tym, jakby tak porówna

ć

wojsko dwadzie

ś

cia lat temu i teraz. To

ż

to sanatorium.

Co wcale nie znaczy,

ż

e chciałbym umniejsza

ć

ich cierpienia. Nie, chyba po prostu tak

jest,

ż

e

ka

ż

de pokolenie ma inny, swój udział w cierpieniu.

W miejscu docelowym byłem rano. Trze

ź

wy, tylko zm

ę

czony całonocn

ą

podró

żą

. I

gnany
my

ś

l

ą

: musz

ę

tutaj, teraz, jeszcze przed przekroczeniem bramy pozna

ć

kilku z tych, z

którymi
przyjdzie dzieli

ć

ten okres. Wydawało mi si

ę

to konieczne. Wi

ę

cej ni

ż

konieczne. Byłem

pewien,

ż

e w du

ż

ej mierze ułatwi to aklimatyzacj

ę

. B

ę

dzie wszak kto

ś

, z kim mo

ż

na

wróci

ć

wspomnieniem do tych kilku ubogich chwil pozostawionych na zewn

ą

trz.

Akurat napatoczyło si

ę

dwóch. Przyczepiłem si

ę

do nich, starałem si

ę

upodobni

ć

, sta

ć

si

ę

jednym z nich lub oboma naraz. Wiedziałem,

ż

e to mo

ż

e by

ć

jedyna droga,

ż

eby mnie

zaakceptowali.
I poszli

ś

my w tan. Najpierw po butelce wina. Zacz

ę

ło si

ę

pierwsze macanie:

Sk

ą

d jeste

ś

?

Ile razy udało ci si

ę

mign

ąć

?

Itd.
Od pierwszej chwili zdobyłem co

ś

w rodzaju szacunku. Nie byłem nawet najstarszy,

byłem
dla nich po prostu stary. Cztery, sze

ść

lat to ju

ż

w tym wieku wiele. Ale dorosło

ść

trzeba

potwierdzi

ć

siln

ą

głow

ą

. Wi

ę

c dalej, dalej. Wi

ę

c po dwie setki i po dwa piwa. I dalej.

Szli

ś

my

przez miasteczko zbieraj

ą

c innych, takich jak my. Jeszcze sklep i jeszcze po trzy wina

za
paski od spodni. Na ulicy, a potem w domu jakiego

ś

miejscowego. Stamt

ą

d te

ż

chyba

jeszcze
jakie

ś

zakupy. Ale ja si

ę

nie popisałem, nie pami

ę

tam, straciłem film.

Odzyskałem go dopiero w jednostce. Do dzi

ś

nie wiem, w jaki sposób tam trafiłem.

background image

W jednostce najpierw przechodzi si

ę

przez co

ś

w rodzaju powtórnej komisji

wcieleniowej.
Kilku lekarzy i facet wypytuj

ą

cy o

ż

yciorys. Tutaj wła

ś

nie przydzielaj

ą

do poszczególnych

pododdziałów.
Przez komisj

ę

przeszedłem bez wi

ę

kszych kłopotów. Tylko przy tym nielekarskim stoliku

wdałem si

ę

w dyskusj

ę

mocno zawił

ą

z jakim

ś

majorem. Poszło o to, czy jestem karany.

Powiedziałem mu,

ż

e to skomplikowana historia – i jestem, i nie jestem. Za

żą

dał

wyja

ś

nienia.

A ja z pijackim uporem powtarzałem w kółko to samo, dodaj

ą

c co jaki

ś

czas,

ż

e to

troch

ę

zbyt

skomplikowane, by on to zdołał zrozumie

ć

.

W ko

ń

cu dał mi spokój.

Zacz

ę

to przerabia

ć

mnie na

ż

ołnierza.

Najpierw strzy

ż

enie. Fryzjer o mało nie zwariował z rado

ś

ci, gdy zobaczył moje

spływaj

ą

ce na plecy włosy. Od razu na zero.

Potem rozbierali

ś

my si

ę

do naga i pakowali

ś

my cywilne ubrania do worków, z których

próbowali

ś

my robi

ć

paczki do domu. I ła

ź

nia. Nadzy i łysi pod prysznicami z ledwie

letni

ą

wod

ą

. Teraz ju

ż

zupełnie nie mogłem pozna

ć

ś

wie

ż

ych kolegów. Fryzjer zmienił nas w

sposób zasadniczy. Byli

ś

my grup

ą

anonimowych golców.

Z ła

ź

ni do kilku stoisk – jak w sklepie, tyle,

ż

e bez płacenia.

STOISKO I – bielizna.
– Masz tu spodenki i podkoszulk

ę

. Co marudzisz? Jak za du

ż

e, to i lepiej,

ż

e nie za

małe.
Koszulka to nic, ale spodenki ci

ą

gle spadaj

ą

.

STOISKO II – moro.
– Za du

ż

e, to skrócisz, za małe, to wymienisz. Co si

ę

tak gapisz – spierdalaj.

Szybko do nast

ę

pnego.

STOISKO III – komplet alarmowy.
Jakie

ś

chlebaczki, zapasowe gacie, koszulki itd. Po choler

ę

tego a

ż

tyle?

STOISKO IV – galanteria skórzana.
A wi

ę

c pasy i buty. Tutaj przynajmniej mo

ż

na sobie dobra

ć

na miar

ę

.

STOISKO V – obuwie sportowe.
tenisówki (j.w.)
STOISKO VI – berety.
Te

ż

na miar

ę

.

A poza tym wła

ś

nie tutaj jak najszybciej nale

ż

ało nauczy

ć

si

ę

zawi

ą

zywa

ć

onuce. Co

ś

nieprawdopodobnie trudnego. Potem wszystko pod pach

ę

i na kompani

ę

.

Le

ż

eli

ś

my ju

ż

w łó

ż

kach próbuj

ą

c zasn

ąć

, gdy – około wpół do jedenastej – przyszło

dwóch nowych. Spogl

ą

dali na nas m

ę

tnie, spode łba. Z zaciekawieniem przygl

ą

dali

ś

my

si

ę

ich przygotowaniom do snu. Panowało pełne napi

ę

cia milczenie. W pewnym momencie

jeden
z nich zapytał: A kiedy tu daj

ą

kolacj

ę

?

Strasznie nas to roz

ś

mieszyło.

Ś

mieli

ś

my si

ę

długo i niepohamowanie. W tym

ś

miechu

było co

ś

oczyszczaj

ą

cego. Teraz ju

ż

wiedzieli

ś

my – jeste

ś

my w wojsku.

background image

II

Drugiego dnia pobytu w jednostce wzbudziłem zainteresowanie sekcji politycznej. Kazali
mnie do siebie, do sztabu, przyprowadzi

ć

.

Młody porucznik posadził mnie naprzeciw siebie.
– Tak. Ogl

ą

dałe

ś

mo

ż

e telewizj

ę

w cywilu? Bo wiesz, ja tam prowadziłem jeszcze

niedawno program dla młodzie

ż

y...

Z przykro

ś

ci

ą

poinformowałem go,

ż

e raczej nie zdarzało mi si

ę

ogl

ą

da

ć

programów dla

młodzie

ż

y. Ale specjalnie go to nie zniech

ę

ciło. Okazało si

ę

,

ż

e nie tylko po to mnie tutaj

wezwano.
– Co wy

ś

cie pokr

ę

cili wczoraj przy ewidencji z t

ą

wasz

ą

karalno

ś

ci

ą

?

Na wszelki wypadek rozejrzałem si

ę

wokoło. Ale byli

ś

my sami. Có

ż

, trzeba si

ę

b

ę

dzie

przyzwyczai

ć

do drugiej osoby liczby mnogiej.

Wyja

ś

niłem,

ż

e owszem, byłem karany, ale ju

ż

nie jestem. Bowiem wyrok z

zawieszeniem
po zako

ń

czeniu zawieszenia ulega automatycznemu zatarciu. Przekonywał mnie,

ż

e tak

wcale
nie jest. „Nie znacie prawa, ot co”. Bardzo delikatnie suponowałem mu,

ż

e mo

ż

e by

ć

akurat
odwrotnie.
Jako

ś

nie mogli

ś

my si

ę

dogada

ć

.

– No, dobra – zniecierpliwił si

ę

po chwili. – Zostawmy to na razie. Mam nadziej

ę

,

ż

e nie

przyszli

ś

cie tutaj po to, by odsłu

ż

y

ć

, ale po to, by słu

ż

y

ć

. Bez wzgl

ę

du na wasze

(katolickie –
prawda?) pogl

ą

dy, powinni

ś

cie by

ć

dumni,

ż

e mo

ż

ecie spełni

ć

zaszczytny obowi

ą

zek

wobec
ojczyzny. Je

ż

eli b

ę

dziecie szczerze słu

ż

y

ć

, b

ę

dzie dobrze. I, mam nadziej

ę

, nie

b

ę

dziecie

próbowali za wszelk

ą

cen

ę

st

ą

d si

ę

wyrwa

ć

. My

ś

my tu nawet mieli jednego takiego, te

ż

katolik. I wyszedł. Ale co? – do dzi

ś

nie mo

ż

e pracy znale

źć

, a to ju

ż

przeszło rok.

Porucznik pocz

ę

stował mnie jeszcze obietnic

ą

,

ż

e je

ś

li podczas okresu unitarnego b

ę

d

ę

si

ę

bardzo starał by

ć

dobrym

ż

ołnierzem, to b

ę

d

ę

mógł pracowa

ć

w ich sekcji jako „pisarz –

maszynista”.
– B

ę

dziesz miał złote

ż

ycie. Twoi kumple si

ę

upierdol

ą

, a

ż

im si

ę

jaja w pocie zagotuj

ą

,

a
ty – jak pan.
Na po

ż

egnanie chciał jeszcze sprawdzi

ć

, czy rzeczywi

ś

cie tak biegle pisz

ę

na maszynie.

Dał mi papier i kazał pisa

ć

: „Jestem dumny i szcz

ęś

liwy,

ż

e odbywam zasadnicz

ą

słu

ż

b

ę

wojskow

ą

”. Po chwili powa

ż

nej rozterki napisałem: „ Urodziłem si

ę

czwartego sierpnia

pi

ęć

dziesi

ą

tego roku w Sopocie”.

Nie był ze mnie zadowolony.
Jak zawsze: najtrudniejsze s

ą

pierwsze dni.

Wrzucaj

ą

ci

ę

w jak

ąś

zbiorowo

ść

i wydaje ci si

ę

,

ż

e

ś

wiat ten, za murami, przestał nagle

istnie

ć

. Zanim otrzymasz pierwszy list – to jedyne potwierdzenie istnienia

ś

wiata – mija

tydzie

ń

do dwóch. Przez ten czas masz tak

ą

cholern

ą

pewno

ść

,

ż

e wszyscy o tobie

zapomnieli.

background image

Przychodz

ą

do głowy ró

ż

ne głupie pomysły. Na przykład: czy warto próbowa

ć

ocala

ć

siebie, swoj

ą

godno

ść

. Dla kogo, skoro i tak nikt nie zauwa

ż

ył twojego znikni

ę

cia z

tamtego,
dobrego

ś

wiata.

Zaczynasz liczy

ć

dni, które dziel

ą

ci

ę

od powrotu.

Z pocz

ą

tku jest ich około siedmiuset czternastu.

Przez pierwsze dni – mo

ż

e tydzie

ń

– mój mózg w ogóle nie pracował. Był wył

ą

czony jak

zb

ę

dne urz

ą

dzenie. Nie my

ś

lałem, nie zastanawiałem si

ę

nad niczym. Kiedy pytano

mnie o
nazwisko, musiałem mie

ć

troch

ę

czasu na przypomnienie sobie. Nie tylko ja. Byli

ś

my

wszyscy jak

ś

ci

ś

le zaprogramowane automaty. Reagowali

ś

my tylko na krzyk i tryb

rozkazuj

ą

cy. Biegali

ś

my, maszerowali

ś

my,

ś

piewali

ś

my, czołgali

ś

my (si

ę

), myli

ś

my (si

ę

),

spali

ś

my, jedli

ś

my, palili

ś

my – wszystko tylko na rozkaz.

Własn

ą

inicjatyw

ę

przejawiali

ś

my tylko w sprawie potrzeb fizjologicznych. Zreszt

ą

ja

dopiero po trzech dniach. Do tego bowiem czasu miałem wył

ą

czony tak

ż

e

ż

ą

dek.

A poza tym to deprymuj

ą

ce uczucie wstydu, gdy musisz przy wszystkich:

– Obywatelu kapralu, szeregowy Jabłkowski melduje si

ę

z zapytaniem... Czy mog

ę

i

ść

do
ubikacji?
A taki buc na to: Siusiu czy kupk

ę

?

Pocz

ą

tkowo jedn

ą

z najtrudniejszych rzeczy, obok skomplikowanego sposobu słania

łó

ż

ek,

było poranne mycie. Dokładnie dwie minuty na umycie – nóg, r

ą

k wł

ą

cznie z

wyczyszczeniem paznokci (do sprawdzenia), twarzy, i jeszcze si

ę

ogoli

ć

.

Najgorsze było to ostatnie. W domu miałem maszynk

ę

elektryczn

ą

, ale tutaj nie wolno.

Tutaj wszyscy musz

ą

mie

ć

identyczne przybory, wi

ę

c najprymitywniejsze maszynki

ż

yletkowe marki JUNIOR po 45 złotych. Nigdy przedtem nie goliłem si

ę

ż

yletk

ą

. Po

ka

ż

dej

próbie wygl

ą

dałem jak korporant po pojedynku.

ś

ołnierz przed przysi

ę

g

ą

nie mo

ż

e opuszcza

ć

terenu jednostki. Nie mo

ż

e nawet bez

opieki
porusza

ć

si

ę

poza budynkiem kompanii. Ale jednemu z nas poszcz

ęś

ciło si

ę

. Był w

cywilu
kelnerem i w zwi

ą

zku z tym dane mu było prze

ż

y

ć

Przygod

ę

. Urz

ą

dzano dla rodzin

kadry co

ś

w rodzaju pikniku nad jeziorem. Potrzebni byli kucharze i kelnerzy. Pojechał i on. Wrócił
całkowicie załamany. Opowiadał:
Podsma

ż

ałem w

ę

gorza dla jakiego

ś

majora. I patrzyłem. Mówi

ę

wam, jakie dziewczyny.

Jedz

ą

, ta

ń

cz

ą

, pływaj

ą

, opalaj

ą

si

ę

. Dopiero jak tam byłem, u

ś

wiadomiłem sobie, w co ja

si

ę

dałem wpakowa

ć

. Zrozumiałem,

ż

e

ż

ycie przecieka mi mi

ę

dzy palcami.

ś

e wszystko to,

co
jest udziałem tych dziewczyn, przemyka obok mnie.

ś

e zostawiłem po tamtej stronie

muru
zbyt wiele. Chciało mi si

ę

płaka

ć

. Chłopaki, nie potrafi

ę

tego wszystkiego tak dobrze

opowiedzie

ć

, ale naprawd

ę

miałem łzy w oczach. Nie wstydz

ę

si

ę

tego. A poza tym,

słuchajcie, one mówiły do mnie „prosz

ę

pana”. Słowo honoru. Nie istniałem dla nich jako

background image

facet, jako m

ęż

czyzna, ale mówiły „prosz

ę

pana”.

„Uprzejmie zawiadamiamy,

ż

e syn Wasz............ zameldował swoje przybycie do naszej

jednostki w nakazanym terminie i przyst

ą

pił do odbywania zasadniczej słu

ż

by wojskowej

w
szeregach Ludowego Wojska Polskiego.
Przekraczaj

ą

c bram

ę

koszar syn Wasz wszedł w nowy okres swego młodzie

ń

czego

ż

ycia,

który wywrze istotny wpływ na dalszy proces rozwoju jego osobowo

ś

ci. Słu

ż

ba

wojskowa
jest bowiem zaszczytnym patriotycznym obowi

ą

zkiem obywateli Polskiej

Rzeczypospolitej
Ludowej, w toku której, sposobi

ą

c si

ę

do obrony granic i niepodległego bytu Ojczyzny,

młodzi obywatele zdobywaj

ą

rozległ

ą

wiedz

ę

i praktyczne umiej

ę

tno

ś

ci ofiarnej i

rzetelnej
słu

ż

by dla dobra narodu, socjalizmu i pokoju.

Jednostka wojskowa, w której synowi przypadło odby

ć

ten podstawowy obowi

ą

zek

obywatelski, legitymuje si

ę

powa

ż

nymi osi

ą

gni

ę

ciami szkoleniowo – wychowawczymi.

Kontynuuj

ą

c chlubne post

ę

powe i rewolucyjne tradycje narodu polskiego i jego or

ęż

a

przysporzyła ona naszej ludowej Ojczy

ź

nie liczne zast

ę

py ofiarnych i doskonale

wyszkolonych obro

ń

ców – gor

ą

cych patriotów i internacjonalistów, słu

żą

cych z całego

serca i
wszystkich sił sprawie ludu pracuj

ą

cego.

Zdajemy sobie spraw

ę

,

ż

e nieobecno

ść

syna w gronie rodzinnym wywołuje w

ś

ród

najbli

ż

szych mu osób t

ę

sknot

ę

i trosk

ę

o jego los. Pragniemy przeto uspokoi

ć

Was,

donosz

ą

c

niniejszym,

ż

e syn wasz godnie przyj

ę

ty został do wielkiej rodziny wojskowej,

pozyskuj

ą

c

nowych serdecznych przyjaciół oraz do

ś

wiadczonych, troskliwych i sprawiedliwych

przeło

ż

onych. Otrzymał nale

ż

yte umundurowanie i oporz

ą

dzenie osobiste, mieszka

wygodnie
i schludnie, otrzymuje wysokokaloryczne po

ż

ywienie, ma solidn

ą

opiek

ę

lekarsk

ą

oraz

dobre
warunki wypoczynku, rekreacji i kulturalnego rozwoju.
Obecnie syn przechodzi szkolenie unitarne, zapoznaj

ą

c si

ę

z podstawowymi

powinno

ś

ciami

ż

ołnierskimi i elementarnymi zasadami rzemiosła wojskowego. Jego

dotychczasowe zachowanie i podej

ś

cie do wykonywania obowi

ą

zków słu

ż

bowych jest

nienaganne. Specyfika współczesnej słu

ż

by wojskowej oraz to,

ż

e Ludowe Wojsko

Polskie
jest armi

ą

na wskro

ś

nowoczesn

ą

sprawia,

ż

e dalsze nale

ż

yte wywi

ą

zywanie si

ę

z

ci

ążą

cych

na

ń

obowi

ą

zków wymaga

ć

b

ę

dzie z jego strony du

ż

ej rzetelno

ś

ci, wysokiego

zdyscyplinowania i samozaparcia w pokonywaniu codzienno

ś

ci.

W imieniu dowództwa jednostki oraz bezpo

ś

rednich dowódców i wychowawców

zapewniamy Was,

ż

e uczynimy wszystko, aby syn z honorem mógł wypełni

ć

swój

zaszczytny
i odpowiedzialny obowi

ą

zek obywatelski. Prosimy jednak o pomoc z Waszej strony w

background image

postaci ciepłych patriotycznych słów rodzicielskiej zach

ę

ty w korespondencji do syna, co

z
pewno

ś

ci

ą

pomo

ż

e mu w pełnej adaptacji do warunków

ż

ycia wojskowego oraz w

osi

ą

gni

ę

ciu wzorowych wyników w szkoleniu i wychowaniu.


Z

ś

OŁNIERSKIM POZDROWIENIEM

Przez pewien czas miałem wra

ż

enie pełnego roztopienia si

ę

w zbiorowo

ś

ci.

Przekonanie o
uniformizacji nie tylko zewn

ę

trznej było we mnie stosunkowo silne i sprawiało mi swego

rodzaju rado

ść

. W warunkach pełnej anonimowo

ś

ci wydawało mi si

ę

to bardzo

korzystne.
Temu prze

ś

wiadczeniu zdawało si

ę

wszystko sprzyja

ć

. Nie byłem sam – byłem taki

sam. Tak
samo jak moi koledzy odczuwałem zm

ę

czenie, zimno, t

ę

sknot

ę

za domem i nienawi

ść

do
kaprali. Ale stosunkowo szybko zostałem wyrwany z samozadowalaj

ą

cego uczucia

to

ż

samo

ś

ci. I – przynajmniej z pocz

ą

tku – w nowej roli, w roli innego, nie czułem si

ę

najlepiej.
Pierwszy sygnał odmienno

ś

ci odebrałem na zaj

ę

ciach politycznych. Prowadz

ą

cy

opowiadał nam o historii hymnu narodowego. W cz

ęś

ci dyskusyjnej zaj

ęć

o głos poprosił

Ada

ś

.

– Obywatelu poruczniku, jak ja słysz

ę

nasz hymn, jak graj

ą

„Jeszcze Polska nie

zgin

ę

ła”,

to mnie co

ś

tu, o tu mnie, mnie...

I szarpie si

ę

za bluz

ę

na piersiach.

Pomy

ś

lałem wtedy: dobry dowcip, tylko gorzej, jak si

ę

porucznik zorientuje,

ż

e z niego

Ada

ś

balona robi. Po chwili jednak ze zdumieniem zrozumiałem,

ż

e chłopak mówi serio.

ś

e

oto wylewa przed nami całe swoje jestestwo. Był to dla mnie swego rodzaju szok.
Potem dowody tej niewygodnej inno

ś

ci posypały si

ę

ju

ż

lawinowo. Byłem chyba jedynym

ż

ołnierzem LWP, który za nic nie chciał zafundowa

ć

sobie pami

ą

tki z wojska w postaci

fotografii w mundurze. Wszyscy chcieli mie

ć

takie zdj

ę

cie, tylko ja jako

ś

nie. Ale mam.

Do
jednego zostałem formalnie zmuszony przez dowódc

ę

plutonu.

ź

niej, kiedy nas puszczano do domów, ró

ż

nili

ś

my si

ę

stosunkiem do munduru. Oni

przyje

ż

d

ż

aj

ą

c do domów zabierali si

ę

od razu do prasowania i czyszczenia munduru i

potem
robili w nim obchód rodziny i znajomych. Ja inaczej. Z dworca na te swoje Stegny
niemal
przemykałem si

ę

podwórkami, byle tylko nikt ze znajomych nie zauwa

ż

ył. W domu

ciskałem
mundur w k

ą

t i a

ż

do wyjazdu starałem si

ę

nawet na niego nie patrze

ć

. Wstydziłem si

ę

swego
pobytu w wojsku. Ten wstyd pozostał mi do dzisiaj.
Tak

ż

e chusty. Kiedy wychodzi si

ę

z wojska, robi si

ę

na t

ę

okazj

ę

chusty z kawałków

prze

ś

cieradła. Taki zwyczaj. Po brzegach chust

ę

obszywa si

ę

fr

ę

dzlami. Na

ś

rodku si

ę

maluje.

background image

Najlepsze elementy do wymalowania, elementy nieodzowne to: czołg, orzeł, goła dupa,
statua
wolno

ś

ci z tego ameryka

ń

skiego miasta oraz napis „fredom” albo „fre”. W wolnych

miejscach koledzy z poboru wpisuj

ą

swoje adresy.

Wszyscy dziwili si

ę

dlaczego nie mam chusty.

Uciekaj

ą

. Wszyscy mo

ż

liwymi sposobami staraj

ą

si

ę

st

ą

d wydosta

ć

. Od prymitywnych,

obliczonych na krótk

ą

met

ę

prób przeskoczenia przez mur, po sposoby bardziej

wyrafinowane. Najcz

ęś

ciej przez zakład psychiatryczny.

ZBYSZEK Wzorowy dowódca dru

ż

yny. Rok słu

ż

by. Raptem znika. Po dwóch dniach

sam wraca do koszar. Tego samego dnia wieczorem truje si

ę

jakimi

ś

tabletkami. Po

odratowaniu idzie na miesi

ę

czn

ą

obserwacj

ę

do zakładu. Jednak

ż

e wraca z

orzeczeniem,

ż

e

zdrowy i zdolny do dalszego pełnienia słu

ż

by. Stara si

ę

wi

ę

c o przeniesienie do innej

jednostki, co przez kadr

ę

zostaje przyj

ę

te z ulg

ą

. Tam robi kilka podobnych numerów i

nareszcie zostaje zwolniony. Na cztery miesi

ą

ce przed terminem.

ANDRZEJ Trzeci dzie

ń

w wojsku. Nie wytrzymuje ci

ą

głego krzyku i gadania. Rzuca si

ę

na dowódc

ę

dru

ż

yny z no

ż

em od niezb

ę

dnika. Miesi

ę

czna obserwacja i niezdolny do

dalszej
słu

ż

by.

MAREK Pół roku słu

ż

by. Z jakich

ś

powodów nie chc

ą

go pu

ś

ci

ć

do domu na przepustk

ę

.

W nocy, w

ś

wietlicy demonstracyjnie tnie si

ę

ż

yletk

ą

, a raczej – jak sam mówił – mojk

ą

.

Tnie
si

ę

po przegubach, piersiach, brzuchu i policzkach. Staczamy z nim szalon

ą

walk

ę

o

ż

yletk

ę

,

bo ma ochot

ę

pokiereszowa

ć

tak

ż

e i innych. Miesi

ę

czna obserwacja i do domu.

JAN Uparta, chłopska walka przez całe dwa lata. Obrzucenie kadry kompanii
taboretami.
Pogo

ń

za dy

ż

urnym z siekier

ą

w dłoniach. Ale zyskał tylko tyle,

ż

e jako jedyny

ż

ołnierz

pułku nie brał udziału w zaj

ę

ciach strzeleckich i nie pełnił warty. Nikt z kadry nie chciał

bra

ć

na siebie odpowiedzialno

ś

ci za wydanie mu broni czy amunicji. Ale trzymali go, nie

wiadomo
po co, przez cały okres słu

ż

by.

ANDRZEJ II Podci

ą

ł sobie

ż

yły na tydzie

ń

przed przysi

ę

g

ą

. Przedtem pisał jakie

ś

podania
o zamienienie mu słu

ż

by wojskowej na pi

ęć

lat wi

ę

zienia. Był to typowy „git” przekonany,

ż

e

wi

ę

zienie, oprócz tego,

ż

e go nobilituje, b

ę

dzie łatwiejsze.

RYSZARD Przez cały rok nocne moczenie, którego w rzeczywisto

ś

ci nie miał. W ko

ń

cu

udało mu si

ę

, dostał roczne odroczenie. Ten chłopak wzbudził we mnie co

ś

w rodzaju

szczerego podziwu. Cały rok wysilał si

ę

, aby systematycznie la

ć

w nocy pod siebie.

Wy

ś

miewany i bity przez kolegów, nie poddał si

ę

.

Przysi

ę

ga wojskowa jest chyba najdziwniejszym ze

ś

wi

ą

t

ś

wieckich. Mo

ż

e to wina

niecodziennych warunków, w jakich si

ę

odbywa, w ka

ż

dym razie czasem wydaje mi si

ę

,

ż

e

przypomina ona wszystkie sakramenty naraz. Tak jakby z ka

ż

dego z nich brała po

trochu.

background image

Na wiele dni przed sam

ą

przysi

ę

g

ą

w oddalonych czasem o setki kilometrów domach

trwa
podniecenie. Cz

ęś

ciej odwiedzane s

ą

sklepy. Trzeba synusiowi kupi

ć

przynajmniej

troch

ę

w

ę

dliny. Tak ich tam

ź

le karmi

ą

, pisał przecie

ż

. I owoce, bo to zawsze witaminy, na

pewno
nie daj

ą

im tam owoców. Aha, i alkohol, niech se chłopak łyknie przy swoim

ś

wi

ę

cie.

Rodzice, dziewczyny, koledzy. Wszyscy chcieliby jecha

ć

. Bo trzeba: tyle si

ę

go ju

ż

nie

widziało, a poza tym podnie

ść

na duchu. Bo wypada: do ka

ż

dego przecie

ż

kto

ś

przyje

ż

d

ż

a, a

do naszego nikt? Albo po prostu dlatego,

ż

e nadarza si

ę

jeszcze jedna polska okazja do

wypicia.
A potem w poci

ą

gach, gromadnie, z tobołami wypchanymi mi

ę

sem, w

ę

dlin

ą

, ciastem;

słodyczami i wódk

ą

. Jedyne polskie

ś

wi

ę

to, które zawsze sp

ę

dza si

ę

poza domem. Od

wczesnego rana przed bram

ą

jednostki.

ś

ołnierze z biura przepustek pocz

ą

tkowo

rewiduj

ą

wszystkie baga

ż

e w poszukiwaniu alkoholu. A potem ju

ż

tylko wyrywkowo, zbyt du

ż

y

tłok
jak na ich mo

ż

liwo

ś

ci. Przeci

ę

tnie na jednej przysi

ę

dze konfiskuje si

ę

(czy raczej –

bierze na
przechowanie) grubo ponad sto litrów alkoholu. A i tak wiadomo,

ż

e co najmniej drugie

tyle
udało si

ę

odwiedzaj

ą

cym przeszmuglowa

ć

na teren jednostki.

Potem to niecierpliwe czekanie. Jeszcze tyle godzin. Sama uroczysto

ść

zacznie si

ę

dopiero
około godziny dziesi

ą

tej. I potrwa swoje. Wi

ę

c kiedy si

ę

nim nacieszy

ć

?

I ju

ż

: maszeruj

ą

! Czasem wr

ę

cz trudno pozna

ć

tego, do którego si

ę

przyjechało. Taki

jaki

ś

obcy. Bez brody, bez włosów i bez tej dzinsowej kurtki. Ale w sumie, popatrz matka,
całkiem
mu do twarzy w mundurze. No, elegancko. I na twarzy si

ę

troch

ę

poprawił.

A w jednostce, w

ś

ród nas, ju

ż

na tydzie

ń

przed, nerwowa atmosfera. Dzie

ń

w dzie

ń

wielogodzinne próby defilady i samej uroczysto

ś

ci. A

ż

do znudzenia, do upadłego.

W przeddzie

ń

zebranie w

ś

wietlicy. Ostrze

ż

enie kadry.

– Obywatele, ju

ż

niedługo wasze wielkie

ś

wi

ę

to. Przysi

ę

ga, po której staniecie si

ę

ż

ołnierzami w pełnym tego słowa znaczeniu. Zwi

ę

kszy si

ę

wasz zakres obowi

ą

zków, ale

i
zwi

ę

ksz

ą

si

ę

uprawnienia. Na przykład b

ę

dziecie mogli ju

ż

je

ź

dzi

ć

na przepustki i urlopy,

a
wiem,

ż

e o to chodzi wam najbardziej. Tylko ostrzegam:

ż

eby mi tu nie było

ż

adnego

picia na
przysi

ę

dze. Je

ż

eli stwierdz

ę

,

ż

e kto

ś

z was sobie chocia

ż

troch

ę

wypił, ma z głowy

przepustki
na co najmniej pół roku. I te pół roku to nie b

ę

dzie okres najmilej w

ż

yciu wspominany.

My

ś

l

ę

, obywatele,

ż

e doskonale si

ę

wszyscy rozumiemy i nie b

ę

dzie

ż

adnych

nieprzyjemnych
wypadków.

background image

A po południu, gdy kadra spokojnie siedzi w domach przed telewizorami, tak

ą

sam

ą

pogadank

ę

urz

ą

dzaj

ą

dla nas dowódcy dru

ż

yn.

– Młodzie

ż

słyszała,

ż

e ma nie pi

ć

, nie? Słuchajcie, obywatele, powoli przestajecie by

ć

jebanymi sier

ś

ciuchami. Ale nie my

ś

lcie sobie za wiele. Jak mi kto

ś

podskoczy, to i tak

go
zajebi

ę

, cho

ć

by miał i tysi

ą

c przysi

ą

g. Zrozumiano? I pami

ę

tajcie:

ż

adnego picia. Jak

wam
przywioz

ą

wódk

ę

, to najpierw swojego kaprala poprosi

ć

,

ż

eby z wami wypił. Jasne? No!

A
wy

ż

ołnierzu, podobno macie siostr

ę

. Fajna chocia

ż

? Fajna, to da dupy kapralowi, nie?

Niechby spróbowała nie da

ć

, to b

ę

dziesz miał kocie przesrane do ko

ń

ca mojej fali.

A ja znów obserwuj

ę

t

ę

denerwuj

ą

c

ą

inno

ść

, która oddala mnie od moich kolegów coraz

bardziej. Przysłuchuj

ę

si

ę

ich rozmowom w nocy, podczas prasowania mundurów.

Jeste

ś

my

sami, w swoim gronie, kaprale ju

ż

ś

pi

ą

. Chłopcy si

ę

naprawd

ę

ciesz

ą

,

ż

e stan

ą

si

ę

nareszcie
prawdziwymi

ż

ołnierzami,

ż

e w zasadniczy sposób zmieni si

ę

, poprawi ich sytuacja. Ale

ja
wiem,

ż

e zmieni si

ę

tylko o tyle,

ż

e b

ę

dziemy mogli z rzadka je

ź

dzi

ć

do domu. A to

przecie

ż

jest niewiele, nie zmienia to istoty zupełnie wi

ę

ziennego odosobnienia.

– Chłopaki, trzeba si

ę

postara

ć

,

ż

eby nasza kompania wypadła najlepiej ze wszystkich

na
przysi

ę

dze, nie?

Nie! Denerwuje mnie to wszystko. A najbardziej przera

ż

a perspektywa mojego udziału w

przysi

ę

dze. Ju

ż

teraz czuj

ę

si

ę

tym upokorzony. Nie do

ść

,

ż

e b

ę

d

ę

musiał pokazywa

ć

si

ę

najbli

ż

szym w mundurze, to jeszcze ta defilada. Jak kukła. Jak na próbach, kiedy krok

defiladowy kazał nam kapral

ć

wiczy

ć

w takt wierszyka. Wi

ę

c maszerujemy w t

ę

i z

powrotem
w dwudziestu kilku i jak idioci skandujemy:
r

ą

czka

sprz

ą

czka

ż

ka wy

ż

ej

do przysi

ę

gi

coraz bli

ż

ej

A jeszcze mam takie troch

ę

niedorzeczne, swoje problemy, którymi nawet podzieli

ć

si

ę

nie
ma z kim. Dowiedziałem si

ę

od kilku bardziej ustosunkowanych

ż

ołnierzy,

ż

e jest

niedobra
atmosfera. Nie b

ę

dzie przepustek nawet na miasto. W tym pułku po raz pierwszy od

paru lat.
– Rozumiesz, stary, podobno w Radomiu i jeszcze gdzie

ś

s

ą

jakie

ś

awantury. To przez

te
podwy

ż

ki. A jeste

ś

my obok du

ż

ego miasta przemysłowego. I w razie czego musimy by

ć

w
pogotowiu.

background image

I wła

ś

nie w zwi

ą

zku z tym mam te swoje kłopoty. Zbyt dobrze pami

ę

tam wypadki

grudniowe, aby si

ę

nie obawia

ć

. Co prawda, widziałem je tylko z okna, ale było to okno

w
Gda

ń

sku, a nie w Honolulu. Zaczynam obsesyjnie my

ś

le

ć

, co si

ę

stanie ze mn

ą

, gdy

wy

ś

l

ą

nas pacyfikowa

ć

jakie

ś

miasto. Nie wiedziałem, jaki zasi

ę

g ma to wszystko w Radomiu.

Ale
wiedziałem,

ż

e gdyby zaszła potrzeba, wysłaliby wojsko. Wi

ę

c jak post

ą

pi

ć

, co zrobi

ć

...

W przeddzie

ń

przysi

ę

gi przepisywałem co

ś

na maszynie w sztabie. Bardzo si

ę

z tej

pracy
cieszyłem, bo w tym samym czasie moi koledzy mieli wyczerpuj

ą

ce przygotowania do

defilady. Niechc

ą

cy stałem si

ę

ś

wiadkiem rozmowy, która podtrzymała, wzmocniła mój

niepokój. Był to telefon z dywizji. Przekazano wyra

ź

nie polecenie, aby a

ż

do odwołania

nie
dostarcza

ć

ż

ołnierzom prasy centralnej. Było to co najmniej zaskakuj

ą

ce, zwa

ż

ywszy,

ż

e

dzie

ń

przedtem premier odwołał podwy

ż

ki. Czy

ż

by upadł gabinet?

Stoimy w kolumnach czwórkowych na nasłonecznionym placu. Wznosimy palce. Jak w
dzieci

ń

stwie nie otwieram ust, gdy

ż

ołnierze powtarzaj

ą

słowa przysi

ę

gi. Czy chciałem

mie

ć

to dziecinne usprawiedliwienie: ja przecie

ż

nie przysi

ę

gałem... T

ę

po wpatruj

ę

si

ę

w

trybun

ę

honorow

ą

. Dowództwo jednostki, ojcowie miasta, kilku wiarusów ze ZBoWiD–u i

przedstawiciele zaprzyja

ź

nionej ze mn

ą

Armii Radzieckiej. Ale t

ę

py wyraz twarzy to tylko

pozór. Bo oto w głowie rodzi si

ę

pomysł skontaktowania si

ę

z prawnikiem. A potem, je

ś

li

moje domysły s

ą

słuszne, napisa

ć

artykuł „Wa

ż

no

ść

przysi

ę

gi wojskowej w

ś

wietle

prawa
polskiego”. I – oczywi

ś

cie – udowodni

ć

,

ż

e jest niewa

ż

na. Bo przecie

ż

musi by

ć

w

ustawodawstwie polskim przepis uniewa

ż

niaj

ą

cy przysi

ę

gi i przyrzeczenia składane pod

przymusem. A je

ś

li ma si

ę

do wyboru słu

ż

b

ę

wojskow

ą

, co w konsekwencji prowadzi do

przysi

ę

gi, lub „do pi

ę

ciu lat wi

ę

zienia”, to trudno nie mówi

ć

o jakiej

ś

formie przymusu.

Ta my

ś

l pokrzepia mnie.

Na trybun

ę

wchodzi jeden z nas. Wyci

ą

ga kartk

ę

i czyta:

„Obywatelu Pułkowniku!
Obywatelu Majorze!
Szanowni Go

ś

cie!

Drodzy Rodzice!

ś

ołnierze!

Przed chwil

ą

zło

ż

yli

ś

my akt

ś

lubowania Ojczy

ź

nie – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Jest to dla nas wszystkich wielkie prze

ż

ycie i wzruszenie. M

ą

dre i wiele znacz

ą

ce słowa

przysi

ę

gi wojskowej zapadły mocno w nasze

ż

ołnierskie serca, traktujemy je jako

osobiste
zobowi

ą

zanie wobec narodu i partii.

Zdajemy sobie spraw

ę

z tego,

ż

e przysi

ę

ga wojskowa jest wyra

ż

eniem celów i zada

ń

postawionych nam przez naród.
Przecie

ż

to przysi

ę

ga na całe

ż

ycie, przysi

ę

ga Polsce, której synami jeste

ś

my, której

praw i

background image

honoru b

ę

dziemy zawsze broni

ć

jako obywatele i

ż

ołnierze Ludowego Wojska

Polskiego,
spadkobiercy jego wspaniałych tradycji bojowych.
Pragn

ę

podzi

ę

kowa

ć

wszystkim przeło

ż

onym za ukształtowanie z nas, którzy jeszcze

dwa
miesi

ą

ce temu nie mieli

ś

my poj

ę

cia o wojsku, dobrych

ż

ołnierzy.

Zapewniam,

ż

e nie zawiedziemy naszych przeło

ż

onych, nie zawiedziemy naszych

rodziców, którzy – wiemy o tym – pragn

ą

w nas widzie

ć

swoj

ą

chlub

ę

,

ż

e b

ę

dziemy

wzorowymi

ż

ołnierzami.

W imieniu wszystkich

ż

ołnierzy dzi

ę

kuj

ę

serdecznie naszym drogim rodzicom za

ofiarno

ść

w naszym wychowaniu i za przybycie na uroczysto

ść

”.

Na drugi dzie

ń

przyłapałem go.

– Słuchaj, stary,

ż

e byłe

ś

współautorem tego idiotyzmu, to jeszcze pół biedy. Ale co si

ę

stało,

ż

e zgodziłe

ś

si

ę

wygłosi

ć

to?

Zdziwił si

ę

: Przecie

ż

dostałem za to pi

ęć

dni urlopu.

Ale tu, na placu, znowu ogarnia mnie panika. Czekaj

ą

mnie jeszcze przecie

ż

te

odwiedziny
z domu. I rzeczywi

ś

cie. Tak długo brak osobistego kontaktu, tak mało czasu teraz.

Duszna,
nie wietrzona sala pełna potu i kurzu. Z obu stron dyskretne spojrzenia rzucane wprost
w oczy
zegarka. I przepraszaj

ą

ce gesty. I zapewnienia: jako

ś

to przecie

ż

b

ę

dzie, Kiedy

ś

si

ę

musi
sko

ń

czy

ć

. A czas płynie.

Dochodzi do tego,

ż

e wracam do koszar z pewn

ą

ulg

ą

. Poniewa

ż

ko

ń

czy si

ę

sztywna

atmosfera. Wracam do miejsca, które znam, nie czuj

ę

w nim skr

ę

powania. Chocia

ż

nie

ma te

ż

przyzwyczajenia.
Wi

ę

kszo

ść

wraca pijana. Cz

ę

stuj

ą

dowódców dru

ż

yn. A raczej daj

ą

im haracz. Dowódcy

dru

ż

yn bowiem nie pytaj

ą

, czy mog

ą

. Chodz

ą

mi

ę

dzy nimi dosłownie wydzieraj

ą

c co

smakowitsze k

ą

ski.

A wi

ę

c ko

ń

czy si

ę

pewien etap. Od nast

ę

pnego dnia, od samej pobudki, b

ę

dzie si

ę

tym,

kogo nazywaj

ą

ś

wiadomym

ż

ołnierzem. Jak si

ę

czujesz,

ś

wiadomy

ż

ołnierzu? Ale

wła

ś

nie

fakt,

ż

e si

ę

wie o zako

ń

czeniu tego pierwszego, podstawowego etapu słu

ż

by, z

przera

ż

aj

ą

c

ą

jasno

ś

ci

ą

pozwala sobie wyobrazi

ć

, jak długo jeszcze trzeba b

ę

dzie tu siedzie

ć

. To

przecie

ż

zaledwie dwa miesi

ą

ce. Liczba dni, które jeszcze przed nami, w dalszym ci

ą

gu

niewyobra

ż

alna.

III
KRÓTKI SŁOWNIK OPISOWY
GWARY WOJSKOWEJ (PRÓBA)

Słownik ten nie ma ambicji wyczerpania problemu. Ka

ż

da jednostka wnosi do gwary

background image

swoiste, niepowtarzalne elementy. Słu

ż

yłem tylko w trzech pułkach, w zwi

ą

zku z tym

moja
znajomo

ść

gwar jest raczej

ś

rednia.

ANCEL – Areszt wojskowy.
BIAŁE SZALE

Ń

STWO – Biały ser ze

ś

mietan

ą

. Bardzo cz

ę

sto zamiast posiłku na

kolacj

ę

.

BLACHA – Blaszana ko

ń

cówka Falomierza. Ka

ż

dy rezerwista ma prawo nosi

ć

j

ą

na

pasku od zegarka. Bywa jednak i tak,

ż

e młody

ż

ołnierz jad

ą

c na przepustk

ę

zakłada

Blach

ę

.

To niedopuszczalne.
FALA – Tym mianem okre

ś

la si

ę

liczba dni, jaka została do cywila. Np. 214 dni do cywila

nazywa si

ę

„Fala 214”, a zapisuje si

ę

(na murze) „F–214”. Ale biada temu, kto pochwalił

si

ę

tak

ą

fal

ą

. Fal

ą

miał prawo si

ę

chwali

ć

tylko Falowiec. Fal

ę

liczy si

ę

od tyłu. Na pocz

ą

tku

jest
714, a na ko

ń

cu 0.

FALA SI

Ę

JEBŁA – Dostało si

ę

par

ę

dni Ancla, który automatycznie o t

ę

sam

ą

liczb

ę

dni

przedłu

ż

a słu

ż

b

ę

. Trzeba te dni doliczy

ć

do swojej Fali.

FALOWIEC –

ś

ołnierz posiadaj

ą

cy Fal

ę

. Fal

ę

posiada si

ę

wtedy, gdy wyszli ju

ż

wszyscy,
którzy mieli wyj

ść

przed tob

ą

i jeste

ś

pierwszym kandydatem do wyj

ś

cia. Tylko

Falowcowi
przysługuje prawo meldowania Fali na stołówce. Zgodnie z niepisanymi prawami,
Falowiec
nic nie robi, wysługuj

ą

c si

ę

wszystkimi młodymi. Czasami kadra przestrzega tych

zwyczajów, a czasami nie.
FALOWA

Ć

– Dawa

ć

wszystkim do zrozumienia,

ż

e jest si

ę

Falowcem. Do

najwa

ż

niejszych atrybutów Falowania nale

żą

mi

ę

dzy innymi: czapka na bakier, dłu

ż

sze

włosy, wylegiwanie si

ę

w łó

ż

ku w czasie niedozwolonym, trzymanie r

ą

k w kieszeniach,

samowolne bezrobocie, arogancki stosunek do młodych, meldowanie Fali, chodzenie w
dzie

ń

w tenisówkach, dobre współ

ż

ycie z kadr

ą

, wysługiwanie si

ę

kociarstwem (np.

czyszczenie
butów, przynoszenie kolacji itp.)
FALOMIERZ – Odpowiednio spreparowany centymetr krawiecki. Prawie dzieło sztuki.
Ka

ż

da cyfra oznacza jeden dzie

ń

i jest lekko naci

ę

ta, aby łatwiej j

ą

było oderwa

ć

podczas
meldowania. Wiele dni Wicki pieszcz

ą

swoje Falomierze w ukryciu przed prawdziwymi

Falowcami. Koloruj

ą

, ozdabiaj

ą

... Na odwrotnej (czystej) stronie maluje si

ę

gołe dupy i

pokrzepiaj

ą

ce wierszyki w rodzaju:

gdy rezerwa gło

ś

no chrapie

to kociarstwo kible drapie

Falomierz nosi si

ę

w tzw. kondonierce. Instrukcja u

ż

ycia Falomierza zawarta jest w

ha

ś

le

Meldowa

ć

Fal

ę

. Ponadto Falomierzem mo

ż

na dowoli bi

ć

kociarstwo w my

ś

l

wymalowanej na
odwrocie zasady:

background image

je

ś

li przyjdzie ci ochota

we

ź

falomierz uderz kota.

W niektórych jednostkach oprócz falomierza wła

ś

ciwego stosuje si

ę

tak

ż

e dodatkowe.

– Kupon Toto–Lotka. W tym wypadku skre

ś

la si

ę

nie od 150, a od 49, i oczywi

ś

cie

zupełnie inaczej wygl

ą

da meldowanie.

– Blaszane kalendarzyki przypinane do paska od zegarka. W tym wypadku liczy si

ę

od

31 i
wydrapuje

ż

yletk

ą

poszczególne, zdezaktualizowane liczby.

GRANAT – Nieregulaminowa komenda. Równoznaczna z „padnij”.
ILE CI ZOSTAŁO – Jedno z najcz

ęś

ciej stawianych w

ś

ród

ż

ołnierzy pyta

ń

. Czasami

pytanie ma wyd

ź

wi

ę

k ironiczny, gdy Falowiec zwraca si

ę

z nim do Kota. Biada Kotu,

który
odwa

ż

y si

ę

odpowiedzie

ć

.

JAKA FALA – Jak wy

ż

ej.

JOLI MELDOWA

Ć

– Odsyłacz. Przykładowy zreszt

ą

. Ka

żą

ci wykona

ć

jak

ąś

prac

ę

, a ty

masz Fal

ę

i nie wypada. Mówisz wtedy: „Joli mo

ż

esz to zameldowa

ć

” lub w formie

skrótowej: „Joli”. Ale jest to tylko odsyłacz przykładowy. „Jola” jest w nim wymienna.
Rzeczownik ten mo

ż

e by

ć

zast

ą

piony ka

ż

dym innym w zale

ż

no

ś

ci od osobistej inwencji

odsyłaj

ą

cego. Im bardziej jest to rzeczownik zaskakuj

ą

cy, tym wi

ę

ksze wra

ż

enie. Do

najcz

ęś

ciej stosowanych nale

żą

: krokodylowi, babci, klempie, Zuzi, łososiowi, koniowi,

Krupskiej, pi

ź

dzie, to ju

ż

wiesz komu, ko

ń

skiej kenedykcie itd.

KALORYFER – Plutonowy (ze wzgl

ę

du na du

żą

liczb

ę

belek).

KAPRAL PODPORUCZNIK – Podpułkownik.
KOCÓWA – Nocny, anonimowy samos

ą

d. Najcz

ęś

ciej sugerowany przez kadr

ę

. Je

ś

li

kadra nie daje sobie rady z

ż

ołnierzem, zaczyna stosowa

ć

odpowiedzialno

ść

zbiorow

ą

wobec
pododdziału. Po pewnym czasie: Sami widzicie, obywatele,

ż

e wszyscy macie

przejebane
przez tego jednego chuja. Dajcie mu sami wycisk do wiwatu, to mo

ż

e si

ę

zmieni, mo

ż

e

zrozumie. Jest to tzw. wychowanie przez kolektyw.
KOMARUNEK – Drzemka w czasie niedozwolonym.
KOT – Ka

ż

dy

ż

ołnierz nie b

ę

d

ą

cy Falowcem.

LASTRYKO – Plaster białego salcesonu.
LEWIZNA – Nielegalne przebywanie poza terenem jednostki.
MELDOWA

Ć

FAL

Ę

– Fal

ę

melduje si

ę

po zako

ń

czeniu obiadu w my

ś

l zasady:

obiad zjedzony
dzie

ń

zaliczony

Ko

ń

cz

ą

c obiad Falowiec oddziera aktualny odcinek Fali od Falomierza i wrzucaj

ą

c do

resztek
na talerzu, krzyczy kolejn

ą

liczb

ę

. Wywołuje to nieprawdopodobn

ą

zazdro

ść

kociarstwa i

przewa

ż

nie jest zwalczane przez kadr

ę

za pomoc

ą

sankcji. Je

ś

li swoj

ą

fal

ę

próbuje

meldowa

ć

jaki

ś

Sier

ś

ciuch, jest odpowiednio doceniany przez Falowca i nikogo to nie dziwi, nawet

rzeczonego Kota. W wypadku posiadania dodatkowego Falomierza w postaci kuponu
Toto–
Lotka, zamiast cyfry melduje si

ę

odpowiadaj

ą

c

ą

jej dyscyplin

ę

sportow

ą

. I tak, zamiast

np.

background image

49, krzyczy si

ę

ś

UZEL!!”

MŁODY – Patrz Kot.
NUREK – Szef kompanii. Od nurkowania pod łó

ż

kami w poszukiwaniu kurzu.

OKRESOWA – Barszcz czerwony.
OLA

Ć

– Np. „Ola

ć

go”, czyli mie

ć

go w dupie.

PASOWANIE – Po przysi

ę

dze na

ż

ołnierzy, przed odej

ś

ciem na Falowców itd.

Oczywi

ś

cie pasami. I to bardzo mocno.

PI

Ę

CIOBÓJ –

ś

ołnierz słu

ż

by pi

ę

cioletniej, ochotnik. Ostatnio słu

ż

ba ta została

zlikwidowana. Z Pi

ę

ciobojami bowiem zbyt du

ż

o kłopotów, a za mało po

ż

ytku.

PRZYCINKA – Inna nazwa Pasowania, bowiem Pasowanie polega na przycinaniu kity
(ogona).
ROZJECHANY KAPITAN – Plutonowy; kapitan, któremu gwiazdki rozjechał walec
drogowy.
SIER

ŚĆ

– Patrz Kot.

SIER

Ś

CIUCH – Jak wy

ż

ej, tyle,

ż

e najcz

ęś

ciej w towarzystwie przymiotników w rodzaju

jebany, zapchlony, niemiły...
SKR

Ę

CI

Ć

MURZYNKA – Delikatniej: wydali

ć

kał.

TROTYL – Ser

ż

ółty.

UCHO CZOMBEGO – Salceson czarny.
WICEK – Wicerezerwista. Według Falowców klasa nie istniej

ą

ca.

WYGONI

Ć

KRETA – patrz Skr

ę

ci

ć

Murzynka.

WY

Ś

CIG POKOJU – Kara ZOK– u (Zakaz Opuszczania Koszar). Polega ona na tym,

ż

e

trzeba si

ę

kilka razy dziennie meldowa

ć

u oficera dy

ż

urnego w pełnym oporz

ą

dzeniu. W

bardzo ró

ż

nych celach, to troch

ę

jak loteria. Czasami po nic. Czasami oficer sprawdza,

czy
czego

ś

nie brakuje w plecaku. Czasem zalicza si

ę

odpowiedni

ą

liczb

ę

rundek wokół

jednostki
(w pełnym obci

ąż

eniu: plecak, maska, hełm), a pomocnik oficera jedzie z tyłu na

rowerku i
pogania. Cz

ę

sto ZOK– owiczów wysyła si

ę

do prac nadprogramowych, jak np.

rozładowywanie wagonów. Wła

ś

ciwie wszystko zale

ż

y od tego, jaki oficer ma akurat

słu

ż

b

ę

.

Bo bywaj

ą

ż

ni oficerowie. Na przykład dowcipni. Miałem akurat słu

ż

b

ę

w kuchni, gdy

na
ZOK– owiczach wy

ż

ywał si

ę

taki dowcipni

ś

. Stawiał im pytania i je

ś

li nie znali

odpowiedzi,
musieli w ci

ą

gu pi

ę

ciu minut znale

źć

kogo

ś

, kto mógł im podpowiedzie

ć

. Pytania były

przeró

ż

ne.

– Jak miał na imi

ę

Zagłoba?

– Tytuły pi

ę

ciu polskich miesi

ę

czników?

– Kto to naprawd

ę

jest Joe Alex?

Siedziałem na krzesełku przed stołówk

ą

i udzielałem odpowiedzi spoconym chłopcom.

Bywaj

ą

te

ż

oficerowie pieprzni

ę

ci. Jeden taki ogłaszał alarm ZOK– u zaraz po

capstrzyku.
Zbierał wszystkich w Klubie

ś

ołnierskim i przez godzin

ę

czytał co

ś

z Marksa. W ramach

resocjalizacji zapewne.
ZIOM – Kolega z tych samych stron.

background image

ZLEW –

ś

ołnierz zawodowy.

ZLEWISKO – Jak wy

ż

ej. Najcz

ęś

ciej z przymiotnikami w rodzaju: jebane.

ZLEWOWSKI URLOP – Dziesi

ę

ciodniowy urlop przysługuj

ą

cy

ż

ołnierzowi, który

deklaruje ch

ęć

podpisania na Zlewa. Przewa

ż

nie po wykorzystaniu tego urlopu chłopcy

wycofuj

ą

si

ę

z poprzedniej deklaracji. Niemniej musz

ą

odsłu

ż

y

ć

ten urlop – czyli siedzie

ć

dziesi

ęć

dni dłu

ż

ej. Nie opłaca si

ę

.

IV

Pierwsza przepustka na miasto garnizonowe. Po dwóch miesi

ą

cach prawie absolutnej

izolacji.
Jakie

ż

to krzepi

ą

ce! Ta błoga

ś

wiadomo

ść

,

ż

e jeszcze nie cały

ś

wiat maszeruje. Istnieje

co

ś

takiego jak spacerowy krok.

ś

e dziewczyny s

ą

takie, jakie s

ą

, a nie takie, jak w opowie

ś

ciach

ż

ołnierskich przy

skrobaniu ziemniaków.

ś

e nie wszystkich jeszcze podstrzy

ż

ono.

Marian pisał do pisarza, który „ma chody”. Zarzucił mu,

ż

e ten nic nie robi w celu

wyci

ą

gni

ę

cia mnie z wojska. A powinien, od czego niby ma t

ę

funkcj

ę

.

Pisarz odpisał: „Mog

ę

obieca

ć

,

ż

e poczyni

ę

starania na tyle, na ile to b

ę

dzie mo

ż

liwe.

Musz

ę

jednak doda

ć

,

ż

e czyni

ć

to b

ę

d

ę

wbrew własnym przekonaniom, nie uwa

ż

am

bowiem,
aby słu

ż

ba wojskowa, tak cz

ę

sto lekcewa

ż

ona przez młodych, była czym

ś

uci

ąż

liwym

czy
ubli

ż

aj

ą

cym”.

To cudowne! – dla mnie akurat była jednym i drugim. Ale tego mu nie napisałem.
Opisałem mu jeden dzie

ń

z

ż

ycia przeci

ę

tnego

ż

ołnierza. Tylko tyle.

Odpisał,

ż

e;

– nie wiedział
– nie my

ś

lał

– nie wyobra

ż

ał sobie.

A od czego si

ę

– pytam – jest pisarzem? Chyba od tego,

ż

eby wiedzie

ć

, my

ś

le

ć

i

wyobra

ż

a

ć

sobie.

Szkolenie polityczne jest najwa

ż

niejszym przedmiotem szkoleniowym w wojsku. To

jedyne zaj

ę

cia, z których prawie nikomu nie udaje si

ę

zwolni

ć

.

Program tych zaj

ęć

nie nale

ż

y do najatrakcyjniejszych. Ale nie chodzi przecie

ż

o pogo

ń

za
atrakcj

ą

. Wła

ś

ciwie mo

ż

na wyró

ż

ni

ć

trzy podstawowe zagadnienia, które przez całe dwa

lata
przeplataj

ą

si

ę

ze sob

ą

w najprzeró

ż

niejszych wariantach:

– Pr

ą

do wojny

ź

li Niemcy z RFN.

– Miesza si

ę

w nieswoje sprawy zły Ko

ś

ciół.

– My i Rosjanie jeste

ś

my cacy (cały nasz wielki obóz z małymi wyj

ą

tkami Chin i Albanii).

Tematy te przeplatane s

ą

informacjami czy raczej komentarzem dotycz

ą

cym wydarze

ń

politycznych oraz nieustaj

ą

cym zapewnieniem,

ż

e kapitalizm chyli si

ę

ku upadkowi.

Po serii wykładów za

ś

witał mi w głowie pomysł groteski: Zreszt

ą

nie takiej znów

groteskowej i oderwanej, jak to si

ę

z pocz

ą

tku wydawa

ć

mo

ż

e.

background image

Próbuj

ę

pisa

ć

:

„Kapitan rze

ś

ko przechadzał si

ę

mi

ę

dzy stolikami. Zacierał raz po raz r

ę

ce, jakby mu

zimno było.
– Dobrze, obywatele – rozpocz

ą

ł nagle. – Dzi

ś

pomówimy o konieczno

ś

ci

przestrzegania
tajemnicy wojskowej i pa

ń

stwowej oraz o potrzebie czujno

ś

ci.

Prosz

ę

tak wła

ś

nie zanotowa

ć

temat.

Zapewne doskonale orientujecie si

ę

, dlaczego w zasadzie wszystko w wojsku otoczone

jest

ś

cisł

ą

tajemnic

ą

wojskow

ą

. Otó

ż

, s

ą

jeszcze ludzie, którzy my

ś

l

ą

tylko o tym, aby

nacisn

ąć

spust karabinu wymierzonego w nasz

ą

pier

ś

. Chc

ą

oni,

ż

e tak si

ę

wyra

żę

, zniszczy

ć

nasz
naród, obali

ć

ustrój itede.

Nie b

ę

d

ę

nawet konkretyzował, o jakich to ludziach mówi

ę

, gdy

ż

wszyscy doskonale

wiemy, ze chodzi o rz

ą

d i mieszka

ń

ców Republiki Federalnej Niemiec.

Wiecie dobrze, obywatele,

ż

e najskuteczniej mo

ż

na przeprowadzi

ć

atak maj

ą

c wszelkie

mo

ż

liwe dane o sile zbrojnej przeciwnika. I tym wła

ś

nie tłumaczy si

ę

potrzeba

zachowania
tajemnicy wojskowej oraz stałej czujno

ś

ci wobec agentów wywiadu

zachodnioniemieckiego.
Dla nikogo na

ś

wiecie, a szczególnie dla nas, nie jest tajemnic

ą

,

ż

e Niemcy maj

ą

doskonale
rozbudowany aparat szpiegowski w znacznej mierze oparty na dawnych siatkach
wywiadowczych gestapo, abwehry czy SS. Agenci niemieccy, dzi

ę

ki pomysłowo

ś

ci i

finansom swoich ameryka

ń

skich chlebodawców, s

ą

nieprawdopodobnie trudni do

wychwycenia. A to z kolei wymaga naszej podwojonej czujno

ś

ci.

Posłu

żę

si

ę

przykładem dla lepszego zilustrowania tego wszystkiego, co tu wam

powiedziałem. A nawet paroma przykładami.
My, w Polsce, doskonale wiemy,

ż

e ka

ż

dy egzemplarz mercedesa, volkswagena czy

opla
ma fabrycznie wbudowany mały zestaw wywiadowczy, który składa si

ę

z mikrokamer i

mikronadajników. Dobrze, obywatele, my o tym wiemy, ale przeci

ę

tny obywatel Niemiec

Zachodnich nie ma o tym poj

ę

cia. I na tym polega kłopot. Co roku przyje

ż

d

ż

a do

naszego
kraju bardzo wielu turystów zachodnioniemieckich takimi wła

ś

nie samochodami.

Absurdem
byłoby przypuszcza

ć

,

ż

e ka

ż

dy z nich jest szpiegiem czy dywersantem. A przecie

ż

w

ka

ż

dym

ich samochodzie znajduje si

ę

sprz

ę

t szpiegowski. Sami teraz widzicie, jak trudno

naszemu
kontrwywiadowi wyłuska

ć

szpiega z tego morza prawie niewinnych ludzi. Inny przykład.

Par

ę

lat temu nieopodal naszych koszar mieszkał pewien emeryt. Przez około pół roku,

wcze

ś

nie rano, wyprowadzał na spacer olbrzymiego wilczura. Emeryt był niezwykle

sympatyczny i zawsze podczas swoich porannych spacerów znalazł chwil

ę

czasu, aby

zamieni

ć

par

ę

słów z wartownikami na biurze przepustek. Po pewnym czasie

ż

ołnierze

background image

przyzwyczaili si

ę

do niego i jego spokojnego psa. Jednak

ż

e pewnego ranka pies

przyszedł
sam i przedostał si

ę

na teren jednostki. Biegał po budynkach koszarowych, po Parku

Wozów
Bojowych i łasił si

ę

do

ż

ołnierzy. Nikt na niego nie zwracał szczególnej uwagi. Ale

zainteresował si

ę

tym przypadkiem nasz ówczesny oficer kontrwywiadu. Co

ś

mu w tym

wszystkim, jak to si

ę

mówi, nie grało. Kazał

ż

ołnierzom złapa

ć

psa i przyprowadzi

ć

do

siebie.
Nie b

ę

d

ę

wchodził w szczegóły, których zreszt

ą

nie znam, tylko powiem, obywatele, co

si

ę

w

ko

ń

cu okazało. Otó

ż

pies ten jedno oko miał prawdziwe, a drugie sztuczne. I w tym

sztucznym oku zamontowana była mikroskopijna kamera filmowa.
Widzicie, jak daleko posuni

ę

ta jest pomysłowo

ść

i perfidia naszego wroga. Mam

nadziej

ę

,

ż

e nikt z was nie b

ę

dzie, obywatele, w

ą

tpił w konieczno

ść

zachowania czujno

ś

ci”.

Ale czy potrzebna groteska?
Pewien porucznik opowiadał nam o Ko

ś

ciele. Bo Ko

ś

ciół jest zły i trzeba nam o tym

zaraz
opowiedzie

ć

.

ś

eby

ś

my wiedzieli, pami

ę

tali i strzegli si

ę

na przyszło

ść

.

Jeden nasz kardynał (tu bł

ą

d: nie zanotowałem nazwiska, które padło) to ma dobra

ziemskie w Turcji. Jaki

ś

pałac. A wi

ę

c po co tak wtr

ą

ca si

ę

w nasze polskie sprawy?

A ka

ż

dy ksi

ą

dz to ma swoj

ą

bab

ę

, któr

ą

wali. Absolutnie ka

ż

dy. To przecie

ż

normalne,

ka

ż

dy od czasu do czasu musi, nie? Tylko dlaczego tak si

ę

wypieraj

ą

?

A poza tym Ko

ś

ciół jako taki jest ju

ż

niegro

ź

ny. Stał si

ę

prze

ż

ytkiem, a wierni wymieraj

ą

.

Jak w rezerwacie. Wystarczy wej

ść

do pierwszego lepszego ko

ś

cioła. I co widzimy?

Widzimy
obywatele, tylko jakie

ś

stare babcie, które boj

ą

si

ę

ś

mierci i dlatego tu przychodz

ą

.

Młodzie

ż

do ko

ś

cioła nie chodzi wcale. Naprawd

ę

. Młodzie

ż

jak gdzie

ś

chodzi, to tylko do

dyskoteki. I
to jest objaw ze wszelkich miar pozytywny.
I w tym momencie nie wytrzymałem. Co

ś

mnie kopn

ę

ło najwyra

ź

niej. Wstałem i

przepisowo poprosiłem o głos.
Obywatelu poruczniku, chciałbym obywatelowi porucznikowi podzi

ę

kowa

ć

. Naprawd

ę

.

Bo, okazuje si

ę

, jeszcze w cywilu, to ja miałem okazuje si

ę

, ró

ż

ne tam omamy

wzrokowe.
Jeszcze w Warszawie chodziłem cz

ę

sto do takiego lokalu na Freta. I tam było kup

ę

młodzie

ż

y. Mnie si

ę

wtedy wydawało,

ż

e to było Duszpasterstwo Akademickie

prowadzone
przez dominikanów. Teraz wiem,

ż

e to była po prostu dyskoteka.

Kiedy zorientował si

ę

w moich intencjach, obiecał,

ż

e zostan

ę

ukarany. Ale jako

ś

mi si

ę

udało.
Jest informacja polityczna. Taki przegl

ą

d bie

żą

cych wydarze

ń

z komentarzem. A mo

ż

e

raczej przegl

ą

d bie

żą

cych komentarzy. Gdzie

ś

stycze

ń

1977. Prowadz

ą

cy opowiada o

„Arabach czy Murzynach”. W ka

ż

dym razie o jakich

ś

facetach, których bij

ą

. Nie

pami

ę

tam.

W pewnym momencie o głos prosi Józiu, taki prosty chłopak z lubelskiej wsi.

background image

– Obywatelu kapitanie, ja chciałem zapyta

ć

o jedn

ą

spraw

ę

. Wła

ś

ciwie to chciałem sam

doj

ść

do tego, ale ani w gazetach, ani w Dzienniku Telewizyjnym nic na ten temat nie

było.
Wi

ę

c mo

ż

e obywatel kapitan nam powie – co to jest Komitet Obrony Robotników i

dlaczego
w Dzienniku nic o tym nie ma?
Zmartwiałem. Mo

ż

e nie tak bardzo jak prowadz

ą

cy zaj

ę

cia, ale jednak. Kapitan przełkn

ą

ł

gło

ś

no

ś

lin

ę

i zapytał:

– No, dobrze. Ja si

ę

nie b

ę

d

ę

uchylał od tego trudnego pytania. Ale chciałbym,

ż

eby

ś

mi

powiedział, sk

ą

d ty wiesz o istnieniu tej organizacji?

Józiu na to ze szczerym u

ś

miechem:

– Z Wolnej Europy, a co, nie wolno słucha

ć

?

– Nie, nie, oczywi

ś

cie,

ż

e wolno. Tego nikt nie mo

ż

e zabroni

ć

. Przecie

ż

wiesz,

ż

e w

Polsce
takie rzeczy masz zagwarantowane konstytucyjnie... Co to jest Komitet Obrony
Robotników?
Widzisz, odpowied

ź

na to pytanie nie jest taka prosta. W prasie i telewizji nie mówi

ą

o

tym,
poniewa

ż

jest to marginalna grupka nie posiadaj

ą

ca

ż

adnego znaczenia. Prasa i

telewizja
zajmuj

ą

si

ę

powa

ż

nymi problemami, nie mog

ą

sobie pozwoli

ć

na zajmowanie si

ę

głupotami.
Co to jest KOR? Widzicie, jest to taka organizacja antypa

ń

stwowa, która wymy

ś

la

oszczercze
i nieprawdziwe rzeczy i przekazuje je na Zachód. W skład tej organizacji wchodzi kilka
dziadków, którzy nie odgrywaj

ą

w naszym kraju

ż

adnej roli. Wi

ę

kszo

ść

z nich zawsze

próbowała walczy

ć

z władz

ą

ludow

ą

i socjalizmem. To przewa

ż

nie byli członkowie takich

faszystowskich organizacji jak NSZ. Zreszt

ą

w wi

ę

kszo

ś

ci to nie s

ą

tak do ko

ń

ca Polacy,

przewa

ż

nie

ś

ydzi.

To mi si

ę

bardzo spodobało. Przez kilka dni nie opuszczała mnie wizja

ś

ydów z

Narodowych Sił Zbrojnych. To naprawd

ę

wielki pomysł!

Pragn

ę

zaznaczy

ć

,

ż

e powy

ż

sza rozmowa nie miała

ż

adnych skutków. Tylko

nast

ę

pnego

dnia okazało si

ę

,

ż

e

ż

ołnierzom zabroniono posiadania radioodbiorników

tranzystorowych.
Pobiegłem do Józia.
– Widzisz, co

ś

zrobił, palancie...

– Nic – odpowiedział spokojnie – przecie

ż

ja i tak słuchałem Wolnej Europy na

ś

wietlicowym radiu.

Ale bywa te

ż

odwrotnie. Prowadz

ą

cy zaj

ę

cia chce by

ć

ś

mieszny.

– Dzi

ś

mam mówi

ć

o Zwi

ą

zku Radzieckim. Ale, prawd

ę

mówi

ą

c, to nie bardzo wiem, co

mógłbym wam powiedzie

ć

. O, tu mam spis wszystkich republik! – Leci palcem po tym

spisie
i po chwili z udanym zdumieniem:
– Polski tu jeszcze nie ma?!?
Kiedy

ś

zauwa

ż

yłem,

ż

e w

ś

ród moich kolegów kr

ąż

y jaki

ś

poszarpany zeszyt. Próbuj

ę

background image

dowiedzie

ć

si

ę

, co to takiego. Słysz

ę

: pornografia. Na moje zdziwienie dookre

ś

laj

ą

: no,

wiesz,
gołe dupy.
Oczywi

ś

cie od razu po

ż

yczyłem sobie ten zeszyt.

Pełno zdj

ęć

porozbieranych kobiet. Z „Panoramy”, „Razem’’, „Itd.”. A poza tym

autentyczna twórczo

ść

ludowa. Utwory pisane przez nich i dla nich. Czytam wiersz.

WARTOWNIK
Stoi

ż

ołnierz na warcie

i my

ś

li uparcie

co lepsze: czy dupa czy

ż

arcie

Dobra jest dupa
dobre jest

ż

arcie

lecz przejebane jest sta

ć

na warcie.

I rzeczywi

ś

cie. Ten wiersz wyraził moje najintymniejsze uczucia zwi

ą

zane ze słu

ż

b

ą

wojskow

ą

.

Ale reszta wierszy rozczarowuje. Prymitywna, wierszowana pornografia. „

ś

ycie

seksualne”, „Bal Bernardynów”, „Uczucia nocy po

ś

lubnej”, „Kurewski poci

ą

g” oraz

poemat
„O królewnie Pizdolinie”.
Ale jest i proza. Próbuj

ę

czyta

ć

.


MIŁO

ŚĆ

PO FRANCUSKU

„Rodzice moi pojechali do Włoch ale ja postanowiłam zosta

ć

. Obok mnie mieszkał 19 –

letni chłopiec i miał na imi

ę

Jan. Zaprosiłam go pewnego razu do siebie. Gdy przyszedł

do
mojego pokoiku postawiłam kaw

ę

i ciastka. Rozmow

ę

zacz

ę

li

ś

my na do

ść

oboj

ę

tny

temat
lecz szybko doszli

ś

my do wniosku,

ż

e dalsza dyskusja nie miałaby sensu. Mimo woli

dotkn

ę

łam kolanem jego kolana tak

ż

e Janek drgn

ą

ł. Wzi

ę

łam go za r

ę

k

ę

i czule

gładziłam.
Czułam jak Janek dr

ż

ał. Wreszcie wzi

ą

ł mnie za r

ę

ce i przeniósł na tapczan. Ostro

ż

nie

mnie
na nim poło

ż

ył. Całowali

ś

my si

ę

do

ść

długo. Nagle poczułam jak Janek zacz

ą

ł mnie

rozbiera

ć

. Gdy zostałam tylko w biustonoszu i majteczkach

ś

ci

ą

gn

ę

łam mu koszul

ę

i

slipki, i
po raz pierwszy zobaczyłam m

ę

ski członek. Wygl

ą

dał jak kr

ąż

ek kiełbasy ale po chwili

był
długi i napr

ęż

ony i twardy jak kamie

ń

. Jan w mi

ę

dzyczasie rozebrał mnie całkowicie.

Przytulili

ś

my si

ę

do siebie, ale ja od razu nie chciałam straci

ć

cnoty. Chciałam tylko

dozna

ć

przyjemno

ś

ci. Jan zrozumiał to doskonale dlatego przyciskał mnie coraz mocniej do

siebie i
całowali

ś

my si

ę

nami

ę

tnie. Czułam dr

ż

enie jego członka. Wzi

ę

łam jego członek do r

ę

ki i

zacz

ę

łam nim si

ę

bawi

ć

zdejmowałam skórk

ę

do góry i do dołu.

Jan pie

ś

cił mnie i rozchylał moje

ś

ci

ś

ni

ę

te kolana podci

ą

gał mnie do góry. Miałam

ochot

ę

background image

wci

ą

gn

ąć

go do siebie i wło

ż

y

ć

go do pochwy. Musiałam jednak ch

ęć

wstrzyma

ć

. Jan

wzi

ą

ł

mnie na siebie i mocno przycisn

ą

ł. Zacz

ą

ł mnie całowa

ć

po po

ś

ladkach i szparze. Ja

za

ś

wzi

ę

łam jego członek do ust i j

ę

zykiem dotykałam główki na jego ko

ń

cu. Podniecali

ś

my

si

ę

bardzo. Jan za

ś

musiał go powstrzyma

ć

aby mnie nie zadusi

ć

, poniewa

ż

bardziej

wpychał
głow

ę

w pi

ź

dzisko. Ja natomiast

ś

ciskałam nogami jego głow

ę

, tak,

ż

e trudno było mu

si

ę

poruszy

ć

. W ko

ń

cu poczułam

ż

e jeszcze chwila a u Jana nast

ą

pi wytrysk. Wyj

ę

łam jego

członek z ust i wło

ż

yłam go mi

ę

dzy piersi. Wkrótce poczułam ciepły płyn na mojej piersi i

brzuchu. Zreszt

ą

to uczucie dotarło do mnie jak przez sen gdy

ż

w tym samym czasie

nast

ą

pił

wytrysk u mnie. Takie sny powtarzali

ś

my przez 7 dni”.

A wi

ę

c w ten sposób przeci

ę

tny

ż

ołnierz wyobra

ż

a sobie

ż

ycie erotyczne. Bo przecie

ż

napisał to, czytał (ba – rozczytywał si

ę

, chłon

ą

ł!) tak

ż

e

ż

ołnierz. Ale krzywdz

ą

ce byłoby

stwierdzenie,

ż

e w tych zeszytach znajduje si

ę

sama pornografia. Zaraz po opowiadaniu

cytowanym wy

ż

ej znajduje si

ę

drugie.

Niestety, w tym zeszycie, który ja miałem, opowiadanie to było pozbawione tytułu. A
dopiero zestawienie tych dwóch opowiada

ń

daje poj

ę

cie o

ż

yciu wewn

ę

trznym

ż

ołnierza.

To
drugie opowiadanie jest jednak bardzo długie, a wi

ę

c zacytuj

ę

tylko jeden z ko

ń

cowych

fragmentów.
„Były tu te

ż

dzieci z Domu Dziecka. Nie znały one pot

ę

gi

ś

mierci. Jednocze

ś

nie

wyobra

ż

ały sobie,

ż

e jest to co

ś

najgorszego. Pewnego razu kilkoro dzieci widziało jak

na
cmentarz weszło małe dziecko. Z ciekawo

ś

ci chciały tam pój

ść

. Poruszali si

ę

gromadk

ą

po
alejach cmentarza wpatrywały si

ę

ciekawie w mogiły i zrywały z grobów kwiaty. Nagle

Mariusz krzykn

ą

ł.

– Nino zobacz jaka ładna pani.
Kilkoro dzieci stan

ę

ło obok. Ni

ż

ej pod zdj

ę

ciem widniały kształtne litery, lecz

ż

adne z

nich nie umiało czyta

ć

. Nina z Mariuszem stała najbli

ż

ej pomnika i przygl

ą

dała si

ę

ś

miej

ą

cej

pani.
Nina patrzyła na włosy i du

ż

e oczy.

Nawet kiedy

ś

za

ś

miała si

ę

, bo Mariusz powiedział

ż

e te du

ż

e oczy to ozdoba kobiety,

któr

ą

widziała na zdj

ę

ciu. Nina patrzyła na

ś

miej

ą

ce si

ę

usta i wydawało si

ę

,

ż

e ta pani inaczej

si

ę

ś

mieje ni

ż

przedtem. Co

ś

poci

ą

gało j

ą

i nie mogła ani na chwil

ę

oderwa

ć

wzroku od

fotografii. Nie widziała nawet jak wszystkie dzieci odeszły i poszły do innej mogiły. Obok
Niny pozostał tylko Mariusz. Ten równie

ż

wyobra

ż

ał sobie,

ż

e ta pani

ś

mieje si

ę

tylko do

niego, jest bardzo zadowolona,

ż

e j

ą

tutaj odnalazł. Patrz Nina jak ta pani patrzy na

mnie

background image

powiedział Mariusz. Przyj

ż

yj si

ę

Nino, dobrze zobacz. Widz

ę

, odpowiedziała Nina.

Wiesz co
Nina powiedział Mariusz jutro my tu przyjdziemy. Rozejrzeli si

ę

dookoła, nikogo te

ż

nie

było. Byli szcz

ęś

liwi, ni

ż

kiedykolwiek, znale

ź

li pani

ą

, która była ich najwi

ę

kszym

przyjacielem. Od tego czasu przesiadywały na cmentarzu przez długie godziny. Od
trzech dni
przychodził ksi

ą

dz, chodził i czytał ksi

ąż

k

ę

.
I tak dalej. Bardzo to wszystko wzruszaj

ą

ce. Ta pani z nagrobkowej fotografii to,

oczywi

ś

cie, matka Niny i Mariusza. Natomiast ksi

ą

dz to wielka, młodzie

ń

cza jej miło

ść

.

Ź

li

rodzice tej pani nie zezwolili im na mał

ż

e

ń

stwo i st

ą

d wszystkie nieszcz

ęś

cia.

Obiektywnie rzecz bior

ą

c opowiadanka te nie zasługuj

ą

na gł

ę

bsz

ą

uwag

ę

. Ale to tylko

pozór. Poniewa

ż

dla moich kolegów były najprawdziwszym przekazem o

ś

wiecie

rzeczywistym. Były zgodne z ich mniemaniem o

ż

yciu. Zgoda,

ż

e było to mniemanie

ubogie,
ale jednak. Ich

ś

wiat układa si

ę

w uproszczon

ą

kombinacj

ę

prymitywnego wyobra

ż

enia

seksu
i du

ż

ej skłonno

ś

ci do taniego sentymentalizmu. Pocz

ą

tkowo trudno mi było w ogóle

uwierzy

ć

w mo

ż

liwo

ść

takiej kombinacji. Pó

ź

niej przyzwyczaiłem si

ę

do tych, i wi

ę

kszych,

pozornych
niekonsekwencji.
Z wielu pisemek przeznaczonych dla

ż

ołnierzy

ż

adne, jak s

ą

dz

ę

, nie jest zorientowane

w
potrzebach rynku.

ś

adne z nich nie preferuje tego typu literatury. Mo

ż

na w nich spotka

ć

co najwy

ż

ej

opowiadanka i reporta

ż

e o wzorowych

ż

ołnierzach. Po

ż

ytek z tego tylko taki,

ż

e w

jednostkach nie u

ż

ywa si

ę

papieru toaletowego i cz

ę

sto ka

ż

da gazeta jest na wag

ę

złota.

22



V

Przez prawie cały okres słu

ż

by wojskowej byłem przewodnicz

ą

cym S

ą

du

Kole

ż

e

ń

skiego.

Instytucja S

ą

dów Kole

ż

e

ń

skich to przedziwny ukłon w stron

ę

tak modnej

samorz

ą

dno

ś

ci.

Teoretycznie S

ą

d jest odbieralny i rozpatruje sprawy kierowane do

ń

przez dowódc

ę

kompanii. W wi

ę

kszo

ś

ci sprawy te dotycz

ą

samowolnych oddale

ń

oraz nadu

ż

ywania

alkoholu. Ale,

ż

eby było ciekawiej, S

ą

dy te nie maj

ą

prawa karania. Mog

ą

tylko, w razie

uznania winy, wyst

ą

pi

ć

z wnioskiem o ukaranie. Decyzja S

ą

du ogranicza si

ę

tylko do

tego,
którego z przeło

ż

onych poprosz

ą

o ukaranie winnego. Prawd

ę

mówi

ą

c, to i tak wiele,

bowiem
im wy

ż

szy przeło

ż

ony, tym posiada wi

ę

kszy zakres kar. Niby wi

ę

c jest jaka

ś

mo

ż

liwo

ść

background image

manewru.
W praktyce działalno

ść

S

ą

dów Kole

ż

e

ń

skich bardzo przypomina działalno

ść

s

ą

dów PRL

w sprawach politycznych. Przede wszystkim skład s

ą

du wyznaczany jest przez dowódc

ę

kompanii. Oczywi

ś

cie robi si

ę

to przy zachowaniu pozorów demokratycznych wyborów,

ale
te

ż

nie zawsze. Przed ka

ż

d

ą

rozpraw

ą

(posiedzeniem) dowódca wzywa

przewodnicz

ą

cego

S

ą

du i komunikuje mu, jakiego to spodziewa si

ę

orzeczenia. Zadziwiaj

ą

ce, ale

przewa

ż

nie

orzeczenia pokrywały si

ę

z sugestiami. Czasami, gdy przypadkiem zapadł inny wyrok,

dowódca kompanii zarz

ą

dzał ponowne rozpatrzenie sprawy, na co S

ą

d przystawał bez

zb

ę

dnych dyskusji. Nie musz

ę

chyba dodawa

ć

,

ż

e były to tzw. działania pozaprawne.

Zgodnie
bowiem ze Statutem nikt nie ma prawa sugerowa

ć

s

ą

dowi jego orzecze

ń

oraz

orzeczenia te s

ą

prawomocne i niepodwa

ż

alne. Ale kto by si

ę

tam stawiał dowódcy kompanii? Otó

ż

to –

ja
zacz

ą

łem si

ę

stawia

ć

. Bo w przeciwie

ń

stwie do moich poprzedników urz

ę

dowanie na

stanowisku przewodnicz

ą

cego zacz

ą

łem od przeczytania Statutu. I wzi

ą

łem to wszystko

bardzo powa

ż

nie. Albo kierowała mn

ą

naiwno

ść

, albo te

ż

swoiste poczucie humoru. W

ka

ż

dym razie, po ka

ż

dym posiedzeniu miałem du

ż

e kłopoty. Stałem si

ę

bardzo

niewygodny
dla dowództwa kompanii. Pod koniec słu

ż

by dowódca kompanii bezprawnie pozbawił

mnie
funkcji.
Ale u podło

ż

a decyzji dowódcy kompanii, oprócz ustawicznych moich sprzeciwów,

le

ż

ała

jeszcze inna sprawa. Otó

ż

wyczytałem w Statucie,

ż

e przewodnicz

ą

cy mo

ż

e i powinien

zajmowa

ć

si

ę

tak

ż

e działalno

ś

ci

ą

interwencyjn

ą

. I wła

ś

nie gdy to wyczytałem, nadarzyła

si

ę

okazja. Szeregowiec S. Po trzech dniach aresztu zwykłego powrócił na kompani

ę

. Nie

był to
powrót z tarcz

ą

ale raczej na. Chodził jaki

ś

poskr

ę

cany, niemrawo skar

ż

ył si

ę

,

ż

e

traktowano
go w areszcie niezbyt delikatnie. Wzi

ą

łem go na bok i zacz

ą

łem namawia

ć

, aby napisał

skarg

ę

na wartowników do dowódcy pułku. Z pocz

ą

tku bał si

ę

, ale zapewniłem go,

ż

e

nic mu
nie grozi.
W ko

ń

cu zgodził si

ę

, ale pod warunkiem,

ż

e mu pomog

ę

. Była to z jego strony

niew

ą

tpliwie asekuracja. Ale nie tylko, chłopak był niemal wtórnym analfabet

ą

. Zacz

ą

łem

spisywa

ć

jego opowie

ść

o trzech dniach aresztu i doł

ą

czyłem potem do raportu do

dowódcy
pułku. Zatytułowałem to O

Ś

WIADCZENIE, ale to był horror.

S. został doprowadzony do aresztu szesnastego wrze

ś

nia około godziny trzynastej.

Półtorej
godziny pó

ź

niej na wartowni

ę

, w której znajdował si

ę

areszt, przybyła nast

ę

pna zmiana

background image

warty. Zapowiedziano aresztantom,

ż

e od tej chwili wszystkie czynno

ś

ci nale

ż

y

wykonywa

ć

w pełnym biegu. Ale to podobno normalne w ka

ż

dym areszcie. Zreszt

ą

podobnie jest w

całym
wojsku podczas okresu unitarnego.
Wła

ś

ciwe przedstawienie rozpocz

ę

ło si

ę

dopiero o godzinie siedemnastej.

S. został ubrany w plecak (około dwudziestu paru kilogramów) i kazano mu w nim
wykonywa

ć

tzw. pompki. Liczba pompek nie została okre

ś

lona. Wartownicy przygl

ą

dali

si

ę

słabn

ą

cemu powoli chłopakowi. W ko

ń

cu ju

ż

S. nie mógł podnie

ść

si

ę

z cementowej

podłogi.
Jeden z wartowników, przekonany,

ż

e ten symuluje, kilkakrotnie uniósł go za kołnierz

oraz
pas i rzucił o ziemi

ę

. Zorientowawszy si

ę

,

ż

e to na S. nie działa, dał mu spokój na jaki

ś

czas.
Akurat na tyle, by troch

ę

odzyskał siły. Dodano mu drugi plecak, który nale

ż

ało trzyma

ć

w
sztywno przed siebie wyci

ą

gni

ę

tych r

ę

kach. I z tymi dwoma plecakami nie okre

ś

lona

porcja
przysiadów. Potem odpoczynek. Ale odpoczynek w do

ść

wymy

ś

lnej formie: kucanie na

czubkach palców, Kolana razem, plecakiem nało

ż

onym na plecy wolno opiera

ć

si

ę

o

ś

cian

ę

,

ale drugi nadal w wyci

ą

gni

ę

tych sztywno r

ę

kach.

Nast

ę

pnie mo

ż

na było odło

ż

y

ć

jeden plecak. Z drugim marsz kucany z trzymaniem si

ę

za
pi

ę

ty. Znów odpoczynek w opisanej formie. Przysiady z dwoma plecakami i pompki z

jednym. W ko

ń

cu S. ponownie bez sił pada na ziemi

ę

. Nie reaguje na polecenie

powstania.
Wartownik kilka razy wskakuje S– owi na klatk

ę

piersiow

ą

. Po pół godzinie wzgl

ę

dnego

spokoju S. ponownie „odpoczywa”. Potem biegi po korytarzu wartowni przerywane co
chwila
komend

ą

„granat”. Ci

ęż

ko pada na betonow

ą

posadzk

ę

. Nast

ę

pnym punktem programu

były
zbiórki.
– Szeregowy S., w kiblu zbiórka!
– Szeregowy S., na korytarzu, w dwuszeregu zbiórka!
A

ż

e na zbiórki

ż

ołnierz musi wychodzi

ć

biegiem, niewiele si

ę

wła

ś

ciwie zmieniło.

W pewnym momencie wyszedł ze swego pokoju dowódca warty i kazał przerwa

ć

przedstawienie. Ale jego rozkaz nie był spowodowany tym,

ż

e takich zabaw nie powinno

si

ę

urz

ą

dza

ć

, lecz po prostu tym,

ż

e przywieziono kolacj

ę

. Po kolacji sam dowódca warty

ubrał
S- a w plecak i granaty, przysiady, biegi, podskoki, zbiórki. Trwało to tylko pi

ę

tna

ś

cie

minut,
bowiem dowódcy si

ę

to znudziło i przekazał S- a innemu wartownikowi.

Siedemnastego S. nie mógł rano wsta

ć

. Bolały go wszystkie mi

ęś

nie. Miał tylko kilka

background image

granatów. Co prawda, mieli ochot

ę

dalej go pompowa

ć

, ale doszli do wniosku,

ż

e

chłopak ju

ż

naprawd

ę

nie mo

ż

e, i dali mu spokój.

Nast

ę

pny skład warty okazał si

ę

dla S- a darem boskim. Dowódca warty był ziomkiem i

chłopak miał dwadzie

ś

cia cztery godziny spokoju. To znaczy, i tak wszystkie czynno

ś

ci

wykonywał biegiem, ale tym razem był traktowany na równi z innymi aresztantami. Był to
rzeczywi

ś

cie powód do szcz

ęś

cia. Ale osiemnastego wrze

ś

nia powrócił poprzedni skład

warty.
Zaraz po obiedzie jeden z wartowników zawołał S- a na sal

ę

wartownicz

ą

. I od razu

zdenerwowała go

ś

lamazarno

ść

ruchów aresztanta. Aby wi

ę

c „wyrobi

ć

mu szybko

ść

”,

r

ą

bn

ą

ł

go trzy razy

ż

elaznym taboretem przez plecy. Za trzecim razem S. wyleciał z sali i upadł

na
korytarzu, co poprawiło humor wartownika.
– No, S.! – zawołał. – W co powinien by

ć

wyposa

ż

ony spadochroniarz?

Ale S. nie wiedział. Wezwano wi

ę

c aresztanta o dłu

ż

szym sta

ż

u.

– Spadochroniarz powinien by

ć

wyposa

ż

ony w dwa spadochrony: spadochron wła

ś

ciwy

oraz spadochron dodatkowy.
– No, widzicie, S.? – u

ś

miechn

ą

ł si

ę

wartownik wskazuj

ą

c stoj

ą

ce pod

ś

cian

ą

plecaki.

Nast

ą

piły

ć

wiczenia łudz

ą

co podobne do tych, z którymi zapoznał si

ę

pierwszego dnia.

Gdy

ć

wicz

ą

cy go wartownik musiał i

ść

na posterunek, komendy wydawał dowódca warty.

Kiedy w ko

ń

cu pozwolono mu i

ść

do celi osłabiony obijał si

ę

o

ś

ciany. Na ten widok

dowódca

ś

miej

ą

c si

ę

przywołał wszystkich wartowników znajduj

ą

cych si

ę

na wartowni.

– Zobaczcie, obywatele, młody

ż

ołnierz, przysłany do aresztu, zamiast karnie podda

ć

si

ę

procesowi resocjalizacji, upija si

ę

jak

ś

winia.

Aby wytrze

ź

wiał, kazali mu si

ę

czołga

ć

. Po wszystkich pomieszczeniach wartowni.

Nawet
ubikacji, gdzie z powodu zepsutej instalacji było po kostki ró

ż

nych nieczysto

ś

ci. Wła

ś

nie

w
tej ubikacji był taki moment,

ż

e S. zatrzymał si

ę

na krótki odpoczynek. Dostał wtedy

kopniaka w podbrzusze. Z pocz

ą

tku zatkało go, ale potem czołgał si

ę

ze zdwojon

ą

energi

ą

.

Czołgał si

ę

tak, jak mu kazano – z szybko

ś

ci

ą

ś

wiatła.

Spisałem to wszystko i pobiegłem do Jasia, który mimo kapralskich dystynkcji robił na
mnie wra

ż

enie inteligentnego i wra

ż

liwego chłopaka.

– Normalka – powiedział. – Tak jest we wszystkich aresztach. Znajduj

ą

sobie ofiar

ę

i

wy

ż

ywaj

ą

si

ę

. Nie wiedziałe

ś

?

Nie, nie wiedziałem. A nawet wi

ę

cej – trudno mi było w to uwierzy

ć

. Zacz

ą

łem

wypytywa

ć

innych.

Potwierdzili. Zacz

ą

ł mi si

ę

rysowa

ć

zupełnie niesamowity, makabryczny obraz aresztu.

Napisałem raport do dowódcy pułku, w którym za

żą

dałem skierowania sprawy do

prokuratury wojskowej. Nadmieniłem,

ż

e opowiadanie szeregowego S– a „przypomina

mi
łudz

ą

co wspomnienia z Alei Szucha”. Ale obowi

ą

zywała mnie droga słu

ż

bowa, wi

ę

c

zaniosłem to do dowódcy kompanii. Przeczytał i popatrzył na mnie ze zdziwieniem,

background image

pomieszanym z lekkim podziwem.
– No, no. Aleja Szucha, nie przebierasz w słowach. Mógłby

ś

zosta

ć

oficerem

politycznym.
Nie odpowiedziałem. Po chwili dowódca odchylił si

ę

na krze

ś

le i zapytał:

– To ciebie pobili?
– No, nie .
– Wi

ę

c, o co chodzi?

Próbowałem wytłumaczy

ć

,

ż

e zostały drastycznie przekroczone pewne przepisy.

Dowódca
jednak stwierdził,

ż

e to nie szkodzi, bo S– owi i tak nale

ż

ał si

ę

„ci

ęż

ki wpierdol”. Mój

argument,

ż

e został jednak ukarany trzema dniami aresztu, a nie „ci

ęż

kim wpierdolem”,

nie
znalazł poparcia w jego oczach. W ogóle nie potrafił zrozumie

ć

, dlaczego si

ę

t

ą

spraw

ą

przej

ą

łem. W ko

ń

cu obiecał mi to załatwi

ć

. Ale, jak si

ę

nale

ż

ało domy

ś

la

ć

, sprawa

została
zatuszowana. Przede wszystkim raport mój nie trafił do dowódcy pułku. Mój dowódca
poszedł po prostu z nim na kompani

ę

wartownicz

ą

i zapoznał z tre

ś

ci

ą

dowódc

ę

tej

kompanii.
Oczywi

ś

cie, wartownicy, jak jeden, wyparli si

ę

wszystkiego. A ten, który nad S– em

najbardziej si

ę

zn

ę

cał, dostał trzy dni aresztu z zawieszeniem na trzy miesi

ą

ce, za

„przeprowadzenie z aresztantem musztry specjalnej w budynku aresztu”. Bo, zgodnie z
regulaminem, trzeba przed. Był to skandal, lecz wydawało mi si

ę

,

ż

e nic ju

ż

w tej

sprawie nie
mog

ę

zrobi

ć

.

Wkrótce zreszt

ą

S. dopi

ą

ł swego i został przedterminowo zwolniony z wojska. Kiedy, ju

ż

w cywilnym ubraniu, przyszedł si

ę

ze mn

ą

po

ż

egna

ć

, namawiałem go,

ż

eby si

ę

nie

poddawał.
Radziłem, by spróbował pisa

ć

skarg

ę

do Głównego Zarz

ą

du Politycznego WP. Dałem

mu
nawet adres.
Prawdopodobnie S. skorzystał z mojej rady, bowiem po dwóch miesi

ą

cach w jednostce

wybuchła bomba wodorowa. Zjechała si

ę

cała ekipa

ś

ledcza WSW. Przesłuchiwano

aresztantów z całego półrocza. By

ć

mo

ż

e to tylko przypadek, ale gdy zjawiła si

ę

ekipa

ś

ledcza, wezwał mnie dowódca kompanii.

– Chciałe

ś

jecha

ć

na urlop. No, na

ś

lub tego twojego kumpla. Jutro mo

ż

esz jecha

ć

.

Czterech wartowników, w tym dowódca warty, stan

ę

ło przed s

ą

dem wojskowym.

Najwy

ż

szy wyrok, jaki zapadł w tej sprawie: półtora roku.

Niedługo potem przestałem by

ć

przewodnicz

ą

cym S

ą

du Kole

ż

e

ń

skiego.

VI

Wszystkich puszczano na przepustki w pi

ą

tek po południu. Mnie nie. Dowódca kompanii

powiedział: pojedziesz jutro rano.
Niby jaka

ś

pilna robota. Jednak zbyt długo byłem pisarzem kompanijnym, bym si

ę

dał na

to nabra

ć

. Do

ść

szybko zorientowałem si

ę

,

ż

e nie jest to nic pilnego. Równie dobrze

mo

ż

na to

background image

było zrobi

ć

i za tydzie

ń

. Zacz

ą

łem zastanawia

ć

si

ę

, dlaczego mam jecha

ć

dzie

ń

ź

niej

ni

ż

wszyscy. Jaki

ś

powód musiał istnie

ć

, ale nic m

ą

drego nie przychodziło mi do głowy.

W sobot

ę

po południu stałem na peronie czekaj

ą

c na poci

ą

g do Warszawy. W pewnym

momencie podszedł do mnie sier

ż

ant WSW.

– Wy nazywacie si

ę

Pawlak? Tak, to pozwólcie. Musz

ę

sprawdzi

ć

, co macie w tej

paczuszce, a nie chciałbym tego robi

ć

tak tu, przy ludziach. Wiecie, to nie wypada.

Pójdziemy
na dworcowy komisariat milicji. Bo wiecie – u

ś

miechn

ą

ł si

ę

pojednawczo – mo

ż

ecie

przecie

ż

wywozi

ć

tajne materiały.

Przestraszyłem si

ę

. Było to niemal jawne podejrzenie o szpiegostwo. Poszli

ś

my.

W komisariacie za

żą

dał osobnego pomieszczenia. Zacz

ą

ł przegl

ą

da

ć

zawarto

ść

paczki.

Były tam dwie ksi

ąż

ki, które odwoziłem do domu, i szkice wierszy. Ksi

ąż

ki interesowały

go
tylko przez chwil

ę

. Sprawdził, gdzie wydane, i odło

ż

ył na bok. Bardziej przej

ą

ł si

ę

r

ę

kopisami.

– Słuchaj, ty

ś

pieszysz si

ę

na poci

ą

g, wi

ę

c b

ę

d

ę

musiał te wierszyki zatrzyma

ć

. Jest

tego
dosy

ć

du

ż

o, a jeszcze tak niewyra

ź

nie piszesz. Jak wrócisz z urlopu, to ci zwrócimy.

– W

ż

adnym wypadku, obywatelu sier

ż

ancie. To s

ą

jedyne egzemplarze. Nie mam

ż

adnej

pewno

ś

ci, czy to gdzie

ś

u was si

ę

nie zawieruszy. A dla mnie byłaby to zbyt du

ż

a strata.

– Daj

ę

ci słowo,

ż

e nic si

ę

im nie stanie.

– Niemniej nie zgadzam si

ę

. B

ę

d

ę

w tej sprawie zmuszony zło

ż

y

ć

skarg

ę

.

Zrozumiałem,

ż

e podró

ż

do domu mam ju

ż

z głowy. Trudno, ale tak łatwo ze mn

ą

nie

pójdzie. Ale on miał wida

ć

troch

ę

inne instrukcje. Spojrzał na mnie wrogo i przeszedł do

drugiego pomieszczenia. Przez szyb

ę

w drzwiach widziałem,

ż

e gdzie

ś

dzwoni. Po

chwili
wrócił i oddał mi r

ę

kopisy. Jeszcze tylko małe obmacanie i kazał biec na poci

ą

g, który

akurat
zatrzymał si

ę

na peronie drugim.

Wezwano mnie do kancelarii tajnej w sztabie.
– To wy? – zapytał zaspany sier

ż

ant. – zapl

ą

tała si

ę

tu przesyłka do was. Kolega z

Krakowa przesyła ksi

ąż

k

ę

.

I dali mi. Osobno kopert

ę

, osobno ksi

ąż

k

ę

, osobno list. „Szkice z psychologii religii”

Fromma, od Adama.
Zaskoczyła mnie forma. Co prawda, dotychczas wszystkie przesyłki te

ż

przychodziły

rozdarte, ale zachowywano jakie

ś

pozory. Zawsze odbierałem je w wewn

ę

trznej poczcie

jednostki. O ile si

ę

orientuj

ę

, byłem pierwszym

ż

ołnierzem pułku, który otrzymał

korespondencj

ę

za po

ś

rednictwem kancelarii tajnej. To zaczynało by

ć

niepokoj

ą

ce. A

poza
tym była to jaka

ś

nieostro

ż

no

ść

, która dawała mi wreszcie pretekst do jakiego

ś

działania. Nie
namy

ś

laj

ą

c si

ę

pobiegłem do zast

ę

pcy dowódcy pułku do spraw politycznych.

Zameldowałem

background image

o całym wydarzeniu i wyraziłem rozgoryczenie faktem, i

ż

została złamana

praworz

ą

dno

ść

. To

podziałało na politycznego jak czerwona płachta na byka.
– Ale

ż

słuchaj, to na pewno jaka

ś

pomyłka. Nieporozumienie. Ja to osobi

ś

cie sprawdz

ę

.

Jutro ci

ę

w tej sprawie wezw

ę

, ale to na pewno jakie

ś

nieporozumienie.

Czekałem cały miesi

ą

c i nic. Przez ten czas rozwa

ż

yłem sobie wszystko od pocz

ą

tku.

Je

ż

eli rzeczywi

ś

cie kontrolowano mi korespondencj

ę

, to niew

ą

tpliwie była to sprawka

kontrwywiadu. To nie ulegało w

ą

tpliwo

ś

ci.

Ostatecznie ten pion sam z siebie jest najbardziej policyjny. Postanowiłem zastosowa

ć

troch

ę

hazardow

ą

rozgrywk

ę

. To si

ę

chyba nazywa va banque. Zgłosiłem si

ę

do oficera

kontrwywiadu. Zacz

ą

łem mu wmawia

ć

,

ż

e jest on tutaj tak

ż

e po to, aby sta

ć

na stra

ż

y

poszanowania praw konstytucyjnych, paktów praw, paktów helsi

ń

skich i wielu innych,

jakie
mi tylko do głowy przyszły. We wszystkich tych dekretach zapewnione jest prawo do
tajemnicy korespondencji. Moje prawo zostało w tej jednostce naruszone w sposób
oczywisty
i nie podlegaj

ą

cy dyskusji przez kancelari

ę

tajn

ą

albo te

ż

kogo

ś

, „kto za tym stoi”. I oto

zgłaszam si

ę

do niego jako do osoby kompetentnej, pełen wiary w jego pomoc.

Oficer kontrwywiadu

ś

ledził mój natchniony monolog z lekkim niedowierzaniem. Co

chwila rzucał mi baczne spojrzenia. Ale to była rola mojego

ż

ycia. Nie wygl

ą

dałem wcale

na
takiego, który by z kogo

ś

robił balona. A poza tym miałem za sob

ą

wielki atut: twarz o

wyrazie pełnego ufnej naiwno

ś

ci imbecyla. I to przewa

ż

yło. Obiecał,

ż

e zbada spraw

ę

.

– Tak, dobrze,

ż

e

ś

cie si

ę

do mnie z t

ą

spraw

ą

zwrócili, kolego. Co prawda, nie

przypuszczam,

ż

eby to była jaka

ś

represja w stosunku do ciebie, ale rozumiem,

ż

e

mo

ż

esz tak

my

ś

le

ć

. Sam bym tak my

ś

lał. Szczególnie,

ż

e ten idiota polityczny tak to załatwił. Ja to

zbadam. I gdzie

ś

za tydzie

ń

wpadn

ę

tutaj,

ż

eby tobie powiedzie

ć

co i jak. No, cze

ść

,

kolego.
W ten sposób zostałem koleg

ą

oficera kontrwywiadu. Ale to nic. Oczywi

ś

cie, nie zjawił

si

ę

po upływie tygodnia. W ogóle starał si

ę

mnie unika

ć

. Czekałem półtora miesi

ą

ca, a

potem
przeniesiono mnie do innej jednostki.
Kontrolowano mi korespondencj

ę

, rewidowano na dworcu, nie puszczano przez pewien

czas na urlopy i przepustki, przepytywano niektórych kolegów, o czym z nimi
rozmawiałem.
Niby nic takiego – mo

ż

na si

ę

przyzwyczai

ć

. Ale w ko

ń

cu sytuacja stała si

ę

nie do

zniesienia. Napisałem skarg

ę

do Głównego Zarz

ą

du Politycznego WP. Opisałem te

wszystkie
dziwne przypadki mnie dotycz

ą

ce i ostro zaprotestowałem,

ż

e niby kontrwywiad mi

przeszkadza.
Reakcja była wyj

ą

tkowo szybka. Ju

ż

po tygodniu siedziałem w wygodnym fotelu

naprzeciw trzech umundurowanych panów: przedstawiciela władz wy

ż

szych,

przedstawiciela
dowództwa jednostki oraz oficera kontrwywiadu. Przedstawiciel władz wy

ż

szych zapytał,

czy

background image

zgodz

ę

si

ę

rozmawia

ć

w tym gronie, czy te

ż

mam specjalne

ż

yczenie rozmawia

ć

z nim

w
cztery oczy. Odpowiedziałem,

ż

e nie mam si

ę

czego wstydzi

ć

i w razie czego gotów

jestem
rozmawia

ć

„w obecno

ś

ci całego stanu osobowego pułku”. I rozpocz

ę

ła si

ę

rozmowa,

której
celem było udowodnienie mi,

ż

e nie mam racji.

ś

e jestem po prostu głupi.

Oficer kontrwywiadu wmawiał mi nawet,

ż

e powinienem odczuwa

ć

co

ś

w rodzaju

wdzi

ę

czno

ś

ci dla odpowiednich czynników wojskowych,

ż

e po

ś

wi

ę

caj

ą

mi tyle uwagi i

czasu.
Wdzi

ę

czno

ś

ci nie wyraziłem. By

ć

mo

ż

e było to niedopatrzenie, wi

ę

c t

ą

drog

ą

nadrabiam.
Moja sytuacja na skutek skargi poprawiła si

ę

o tyle,

ż

e „wyrzucono” mnie na upragniony

urlop. Po powrocie jednak wszystko wróciło do normy.
Ale

ż

eby zupełnie nie przewróciło mi si

ę

w głowie, na nast

ę

pn

ą

skarg

ę

nie otrzymałem

odpowiedzi. A szkoda, bowiem oprócz powtórzenia wszystkich zarzutów z pierwszej
skargi,
za

żą

dałem natychmiastowego zwolnienia mnie ze słu

ż

by wojskowej z powodu

szykanowania
mnie za pogl

ą

dy polityczne. Wiem tylko,

ż

e był kto

ś

z władz wy

ż

szych, ale tym razem

nie
wyraził ochoty porozmawiania ze mn

ą

. Szkoda, miałem mu tyle do powiedzenia. W

ka

ż

dym

razie do dzi

ś

nie trac

ę

nadziei i cierpliwie czekam na odpowied

ź

Głównego Zarz

ą

du

Politycznego Wojska Polskiego.

VII

Odbywa si

ę

wielka dyskusja nad nowymi regulaminami. Co

ś

maj

ą

zmienia

ć

. Trend na

nowoczesno

ść

.

PRÓBÓJ

Ę

PISA

Ć

:

„Pułkownik R. Na inspekcji w garnizonie jakim

ś

niewa

ż

nym. Ponury, stary budynek

koszar z poniemieckiego odzysku. Buntuj

ą

si

ę

nie remontowane od lat instalacje

sanitarne. R.
Z obrzydzeniem przygl

ą

da si

ę

zapchanym, cuchn

ą

cym klozetom. Raptem napada go

my

ś

l

zbawienna. Przyszpila j

ą

długopisem do notatnika.

– W raporcie do Ministerstwa zaproponowa

ć

istotn

ą

poprawk

ę

do Regulaminów. (Słowa

zdecydowanie skapuj

ą

na kartk

ę

).

ś

ołnierz zobowi

ą

zany jest do powstrzymania swoich

potrzeb fizjologicznych w wypadku awarii instalacji sanitarnych a

ż

do odwołania.

Zreszt

ą

nie musi by

ć

od razu poprawka do Regulaminów. Na pocz

ą

tek wystarczy

drobne
Zarz

ą

dzonko. Okólniczek male

ń

ki. Ot, taka sobie Dyrektywka”.

Izba chorych to co

ś

po

ś

redniego mi

ę

dzy lazaretem polowym a aresztem. Ka

ż

dy chory

wie,

ż

e jego podstawowym obowi

ą

zkiem jest nie chorowa

ć

oraz sprz

ą

ta

ć

tzw. rejony. Rejony

sprz

ą

ta si

ę

bez przerwy, bowiem bardziej chodzi o to, by sprz

ą

tano, ni

ż

o to, by było

background image

sprz

ą

tni

ę

te. Sanitariuszy ani szefa izby nie interesuje, czy chory jest zdolny do

jakiejkolwiek
pracy. Od pracy zwalnia tylko fala lub kapralski stopie

ń

.

Ponadto sanitariusze

ż

ywi

ą

si

ę

kosztem chorych. I słusznie: le

żą

cy zu

ż

ywa mniej energii

i
nie musi tyle je

ść

. Porcje wi

ę

c dostawali

ś

my zmniejszone. A takich rarytasów jak

kompot,
czy co

ś

w tym rodzaju, wcale.

Najciekawsza jest jednak rola lekarza. Przez sze

ść

dni pobytu w izbie, nie widziałem,

aby
dotkn

ą

ł pacjenta. Na przykład po to, aby osłucha

ć

czy zajrze

ć

do gardła. Obchód

przypominał
z lekka karty z Dzielnego Wojaka Szwejka. Sanitariusz ogłaszał zbiórk

ę

chorych.

Czekali

ś

my

cierpliwie na korytarzu, a

ż

wywołaj

ą

ka

ż

dego z nas osobno do gabinetu lekarskiego.

Lekarz
pytał o samopoczucie i temperatur

ę

. Pytał – nic wi

ę

cej.

Gdy tylko udawało mu si

ę

u kogo

ś

zbi

ć

temperatur

ę

, wyrzucał z izby. Chodziło si

ę

potem
z nie zaleczon

ą

chorob

ą

.

Prawdziwe

ż

ycie erotyczne

ż

ołnierzy ludowego Wojska Polskiego jest niezwykle ubogie.

Co najwy

ż

ej niektórzy próbuj

ą

nadrabia

ć

na przepustkach i urlopach. Zreszt

ą

najcz

ęś

ciej jest

to tylko nadrabianie min

ą

. W ka

ż

dym razie w dobrym tonie jest po powrocie z przepustki

rzuci

ć

tak od niechcenia: Chłopaki, ale mnie czubek boli.

Co ciekawsze, nie zauwa

ż

yłem nawet prób homoseksualizmu. A przecie

ż

warunki były

bardzo sprzyjaj

ą

ce.

Tylko wieczorem, po capstrzyku kwitł onanizm. Mieli

ś

my stare, skrzypi

ą

ce łó

ż

ka. Trudno

było zasn

ąć

przy skrzypieniu dwudziestu kilku łó

ż

ek. Ale do wszystkiego si

ę

w ko

ń

cu

mo

ż

na

przyzwyczai

ć

. Po powrocie do domu nawet mi troch

ę

brakowało tych d

ź

wi

ę

ków.

Przez ostatni okres słu

ż

by zastanawiałem si

ę

tylko nad jednym: jak opowiedzie

ć

.

Dot

ą

d nie było tego problemu. Dotychczasowe pobyty w domu były tak krótkie,

ż

e

ograniczałem si

ę

do pozdrawiania przyjaciół. Nie było czasu na rozmowy. Teraz b

ę

dzie.

Mógłbym opowiedzie

ć

o honorowym krwiodawstwie.

Kto

ś

tam próbował namówi

ć

mnie do oddania krwi. Odmówiłem. Powiedziałem,

ż

e nie

mog

ę

. Przechodziłem kiedy

ś

ż

ółtaczk

ę

i moja krew mo

ż

e okaza

ć

si

ę

szkodliwa. A na

tym tle
jestem szczególnie dra

ż

liwy.

Ś

miał si

ę

. Przecie

ż

nie musz

ą

si

ę

zorientowa

ć

– przekonywał – a dwa dni urlopu to jest

co

ś

.

Bo to jest zwykły handel krwi

ą

. Za dwie

ś

cie mililitrów kupowało si

ę

dzie

ń

urlopu. Za

czterysta – dwa dni.

VIII

Mógłbym tak

ż

e opowiedzie

ć

o pewnej kantynie na poligonie. O tym jednym kiosku na

background image

przestrzeni wielu kilometrów. O kawiarence na pi

ę

tna

ś

cie stolików.

Pracowali

ś

my na tym poligonie kilka tygodni. Dwustu

ż

ołnierzy i sze

ś

ciu opiekunów,

ekonomów z kadry.
Był to cholernie zimny grudzie

ń

siedemdziesi

ą

tego szóstego roku. Otwarta przestrze

ń

pełna ustawicznych wiatrów od morza. Praca przez cały czas na wolnym, odkrytym
terenie.
Mieszkanie w namiotach i ci

ą

głe kłopoty z w

ę

glem do piecyków. Kadra mieszkała w

znakomicie ogrzewanym hotelu garnizonowym. Całe dni, oprócz krótkich wypadów w
celu
sprawdzenia, czy zamiast pracowa

ć

nie grzejemy si

ę

przy ogniu, sp

ę

dzała w kantynie.

My do kantyny nie mieli

ś

my wst

ę

pu. Dwustu

ż

ołnierzy wracaj

ą

c z pracy ustawiało si

ę

cierpliw

ą

kolejk

ą

przed drewnianym podestem pod oknem kantyny. Kupowali

ś

my

papierosy,
znaczki, zapałki...
Ale ju

ż

do

ść

. Mo

ż

e mnie ponie

ść

, i zamierzona chłodna relacja zmieni si

ę

w płaczliw

ą

dziewczynk

ę

z zapałkami...

ś

ołnierze zawodowi poza jednostk

ą

:

Całuj

ą

panie w r

ę

k

ę

.

Rozmawiaj

ą

czasem o literaturze i filmie.

Znaj

ą

takie słowa, jak „prosz

ę

” oraz „dzi

ę

kuj

ę

”.

Ale to tylko pozór. Udawanie kulturalnego człowieka, na które wielu ludzi daje si

ę

nabra

ć

.

Nie ma kulturalnych oficerów. Oczywi

ś

cie, je

ż

eli przyjmiemy,

ż

e kultura osobista to co

ś

wi

ę

cej ni

ż

natr

ę

tne

ś

linienie kobiecych r

ą

k. Aby naprawd

ę

oceni

ć

tych ludzi, trzeba ich

widzie

ć

wtedy, gdy s

ą

w swoim

ż

ywiole. Gdy s

ą

w jednostce.

Bowiem przekroczy

ć

bram

ę

jednostki to nie to samo, co przekroczy

ć

bram

ę

zakładu

pracy.
Wchodz

ą

c na teren jednostki przekraczasz granic

ę

kultur. Z w miar

ę

demokratycznej

Polski
wchodzisz w kastow

ą

społeczno

ść

koszar. Cofasz si

ę

o kilka wieków w historii

ludzko

ś

ci.

Tutaj

ż

ołnierz zawodowy jest niemal wszechwładny. Taki facet mo

ż

e z tob

ą

zrobi

ć

prawie
wszystko.
Postawi

ć

ci

ę

w kolejce do wewn

ę

trznego sklepu mi

ę

snego, co wi

ąż

e si

ę

z wstaniem o

godzin

ę

, dwie wcze

ś

niej.

Wybieraj

ą

c si

ę

z

ż

on

ą

na całonocn

ą

zabaw

ę

do kasyna, zostawi

ć

ci

ę

do pilnowania

dzieci.
Wysyłaj

ą

c na przepustk

ę

, zobowi

ą

za

ć

ci

ę

do po

ś

wi

ę

cenia krótkiego pobytu w domu na

bieganie po sklepach. Po link

ę

do sprz

ę

gła, klej „Skorolep”, ksi

ąż

ki dla studiuj

ą

cej

córki...
Kaza

ć

wysprz

ą

ta

ć

sklep, w którym pracuje jego

ż

ona.

Posła

ć

do sklepu po chleb i masło, bo

ż

onie nie chce si

ę

rano wsta

ć

, a trzeba

ś

niadanie

dzieciom do szkoły.
Poleci

ć

malowanie mieszkania.

Poprzestawianie mebli.
Załatwi

ć

przeprowadzk

ę

, bo koleg

ę

przenosz

ą

do innej jednostki.

background image

Wytrzepa

ć

dywany.

Nazwa

ć

ci

ę

przy wszystkich chujem i kaza

ć

przytakn

ąć

– tak jest, obywatelu sier

ż

ancie.

Przeczołga

ć

bez powodu, ot tak, gdy brak mu innych rozrywek.

STOP!!!
Przecie

ż

ż

adnej z tych rzeczy nie mo

ż

e on, nie ma prawa wymaga

ć

od

ż

ołnierza. Fakt.

Ale
wymaga.

ś

ołnierz to parias i Murzyn. Polski niewolnik. Zwierz

ę

.

Nie wiem, dlaczego zlikwidowano istniej

ą

c

ą

jeszcze przed wojn

ą

funkcj

ę

ordynansa.

Prawdopodobnie chodziło o wprowadzenie demokratycznych zasad współ

ż

ycia w

wojsku.
Prawdopodobnie niektórym reformatorom wydawało si

ę

,

ż

e funkcja ta obra

ż

a godno

ść

ż

ołnierza. I bardzo dobrze,

ż

e tak si

ę

stało. Dzi

ś

pan oficer nie ma ordynansa. Dzi

ś

ordynansem jest ka

ż

dy

ż

ołnierz. Dowódca kompanii wystawia głow

ę

z kancelarii na

korytarz
i woła pierwszego lepszego

ż

ołnierza: wyczy

ść

cie mi buty! Oczywi

ś

cie. Wyczy

ś

cimy!

Ale sprawa ta ma jeszcze drugi aspekt. Traktowani jak bydło

ż

ołnierze cz

ę

sto sami

ponosz

ą

cz

ęść

, i to niebagateln

ą

, winy za tak

ą

sytuacj

ę

. Ta cz

ęść

winy polega na

przyzwoleniu. Nie sta

ć

ich nawet na delikatne zamanifestowanie swojej godno

ś

ci.

Zepchni

ę

cie do roli sługi cz

ę

sto, wida

ć

, wytwarza w człowieku pewne zadowolenie z

takiej
sytuacji. Jest wi

ę

c i taka mo

ż

liwo

ść

,

ż

e kadra zawodowa po prostu nie zdaje sobie

sprawy z
tego,

ż

e

ż

ołnierzy mo

ż

na traktowa

ć

inaczej.

Pozwolono nam ogl

ą

da

ć

jaki

ś

film. Nie zdarzało si

ę

to zbyt cz

ę

sto, wi

ę

c frajda du

ż

a.

Było
to na poligonie zimowym. Telewizor stał w namiocie –

ś

wietlicy. Oczywi

ś

cie w

najwy

ż

szej

cenie były miejsca przy kopc

ą

cej kozie. Zostały zaj

ę

te na długo przed rozpocz

ę

ciem

filmu.
Ale pech chciał,

ż

e akurat tego dnia zepsuł si

ę

telewizor w

ś

wietlicy hoteliku

garnizonowego
(do którego, notabene, nie mieli

ś

my wst

ę

pu). Trzech oficerów przyszło wi

ę

c ogl

ą

da

ć

telewizj

ę

do nas. Weszli tu

ż

przed rozpocz

ę

ciem filmu.

– No, obywatele, ju

ż

widz

ę

trzy wolne miejsca przy piecyku – za

żą

dał jeden z nich.

Oczywi

ś

cie nikt si

ę

nawet nie ruszył. Uparcie gapili

ś

my si

ę

w rozkoszn

ą

Edytk

ę

, udaj

ą

c,

ż

e jego słowa skierowane były do kogo

ś

zupełnie innego. Podobnie zareagowali

ś

my na,

tym
razem du

ż

o gło

ś

niejsze, ponowne polecenie. Ten brak subordynacji wyra

ź

nie

zdenerwował
oficerów.
– Powsta

ń

. Baczno

ść

. Przed namiotem w dwuszeregu, zbiórka!

Tego mo

ż

na si

ę

było spodziewa

ć

. Ale był to ju

ż

najbardziej formalny rozkaz i nie mo

ż

na

było dłu

ż

ej ci

ą

gn

ąć

zabawy w głuchy telefon.

Stoj

ą

c pod namiotami pozwalali

ś

my sobie na niewybredne epitety pod adresem naszych

przeło

ż

onych. Oczywi

ś

cie, nie na tyle gło

ś

no, by mogli nas usłysze

ć

. Chodziło raczej o

wyładowanie własnego gniewu. W pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł –
zaproponowałem zrezygnowanie z filmu.

background image

– Pewnie, niech si

ę

trepy pierdolone same udławi

ą

.

– Dobrze mówi.
Poparli mnie koledzy. Nie jestem pewien, czy był to najlepszy pomysł. Ale zawsze była
to
jaka

ś

manifestacja, jaka

ś

zapowied

ź

istnienia pewnej granicy, do której mo

ż

na nami

pomiata

ć

. Jednak z mojego pomysłu nic nie wyszło. Gdy po chwili pozwolono nam wej

ść

do

ś

wietlicy, wszyscy skwapliwie skorzystali.

Le

żą

c na pryczy słyszałem cz

ę

ste wybuchy

ś

miechu. Podobno była to niezła komedia.

Mojego aktu kontestacji nikt nie zauwa

ż

ył, a film straciłem.

Chcesz u niego załatwi

ć

przepustk

ę

? To trzeba tak:

– Obywatelu sier

ż

ancie, jaka

ś

przepustka by si

ę

zdała...

A on na to: To zapierdalaj

ż

ołnierz do „Zochy” po dwa wina i zobaczymy, co da si

ę

zrobi

ć

.

I tachasz zlewowi te wina, za własn

ą

kupione fors

ę

. I wcale nie wiesz, czy pojedziesz.

Bo
wina niczego jeszcze nie gwarantuj

ą

. S

ą

tylko czym

ś

, co pozwala mu w ogóle

zastanowi

ć

si

ę

nad tym, czy zasługujesz na przepustk

ę

.

Jedn

ą

z najwi

ę

kszych zdobyczy socjalnych dwudziestolecia mi

ę

dzywojennego w

naszym
kraju było zapewnienie o

ś

miogodzinnego dnia pracy. I dzi

ś

jest on nam prawnie

gwarantowany.
Cz

ęść

słu

ż

by upłyn

ę

ła mi w jednostce budowlanej. Na niektórych placówkach praca

trwała
dwana

ś

cie godzin na dob

ę

. Oczywi

ś

cie, po odliczeniu przerw na posiłki – chodzi mi o

czas
czystej pracy. W niedziel

ę

trwa troch

ę

krócej. Przewa

ż

nie do obiadu. Taki system,

szczególnie w lecie, był czym

ś

zupełnie normalnym.

Szlag trafia nasze zdobycze socjalne w tym najlepszym z ustrojów? A mo

ż

e miał racj

ę

Wojtek, gdy mówił,

ż

e słu

ż

ba wojskowa to czasowe pozbawienie praw obywatelskich?

Jaki

ś

m

ę

drzec w sztabie wpadł z nudów na pomysł: oszcz

ę

dniej gospodarowa

ć

materiałami p

ę

dnymi. A tymczasem trzeba było wykona

ć

dosy

ć

powa

ż

ne roboty ziemne.

Wi

ę

c: wojska rakietowe. Szczyt techniki: ziemia – powietrze, czyli stara, dobra łopata w

naszych dłoniach. A obok stoj

ą

przedsi

ę

– i zasi

ę

bierne koparki, stoj

ą

spychacze...

Murzyni? Chyba Wojtek miał racj

ę

.


IX

To nie Daniel Olbrychski ani grupa Smokie kojarzy nam si

ę

z poj

ę

ciem gwiazdora. Dla

nas gwiazd

ą

numer jeden był Wojciech Zyms i jego koledzy. Bowiem Dziennik

Telewizyjny,
a potem Wieczór z Dziennikiem to audycje obowi

ą

zkowe. Nawet regulamin to

ś

ci

ś

le

okre

ś

la.

Za uchylanie si

ę

od ogl

ą

dania tej audycji gro

żą

surowe kary.

Organizacja młodzie

ż

owa teoretycznie odgrywa niezwykle wa

ż

n

ą

rol

ę

w

ż

yciu

background image

wewn

ę

trznym jednostki. Praktycznie za

ś

jest w ka

ż

dym punkcie

ś

ci

ś

le

podporz

ą

dkowana

sekcji politycznej i nie bardzo j

ą

sta

ć

na jak

ą

kolwiek samodzielno

ść

. Niemniej wszystkie

pozory s

ą

zachowane. I tak, na przykład, wybór na stanowisko przewodnicz

ą

cego

zarz

ą

du

pułkowego jest – jednoznaczny ze zwolnieniem z niemal wszystkich tzw. obowi

ą

zków

ż

ołnierskich. Przewodnicz

ą

cy zarz

ą

du pułkowego to prawie etat.

Ale moje kontakty z organizacj

ą

nigdy nie odbywały si

ę

na tak wysokich szczeblach. Nie

mniej były do

ść

swoiste.

Ale wszystko, jak zawsze, zacz

ę

ło si

ę

bardzo niewinnie. Było zebranie sprawozdawczo


wyborcze na szczeblu kompanii. Ust

ę

puj

ą

cy zarz

ą

d chwalił si

ę

tym, co zrobił, a potem

mieli

ś

my wybra

ć

nowy zarz

ą

d. Mieli

ś

my – bowiem było to zebranie otwarte, na którym

musieli by

ć

wszyscy

ż

ołnierze pododdziału. Jeden z kaprali, który jeszcze par

ę

tygodni

temu
lubił patrze

ć

, jak si

ę

czołgam, zaproponował moj

ą

kandydatur

ę

na stanowisko

przewodnicz

ą

cego.

– I tak jest pisarzem – uzasadniał. – To nie chodzi na zaj

ę

cia. Ma czas.

Wszystkim si

ę

ten pomysł bardzo spodobał.

– Bardzo dzi

ę

kuj

ę

za okazane mi zaufanie – powiedziałem wstaj

ą

c – ale nie mog

ę

przyj

ąć

tej funkcji.
– Co to znaczy nie mo

ż

esz – zdenerwował si

ę

mój kapral.

– Poniewa

ż

nie nale

żę

do organizacji.

Wydawało mi si

ę

to proste. Ale nie doceniałem moich kolegów. Dla nich nie było spraw

niemo

ż

liwych.

– To nie szkodzi – zapewnił mnie autentycznie jeden z nich.
– Jak nie nale

ż

ysz to si

ę

mo

ż

esz zapisa

ć

.

– Ale ja nie chc

ę

.

– Dlaczego?
– Poniewa

ż

nie odpowiada mi program tej organizacji.

I potem pytano mnie przez kilka dni, co to znaczy. Bo niby dlaczego miałby mi nie
odpowiada

ć

. Zreszt

ą

, co za program, ostatecznie nikt z nich go i tak nie czytał – po co?

Wła

ś

ciwie – przekonywali mnie – to

ż

adna ró

ż

nica, czy si

ę

nale

ż

y, czy nie. Jedna

legitymacja
wi

ę

cej czy mniej...

Ale ja si

ę

uparłem.

Po roku, ju

ż

w innej jednostce, miałem podobn

ą

propozycj

ę

. Tyle,

ż

e tym razem bardziej

konkretn

ą

i pochodz

ą

c

ą

od przeło

ż

onego. Było to podczas rozmowy z oficerem

opiekuj

ą

cym

si

ę

z ramienia partii (polskiej, robotniczej i zjednoczonej) organizacj

ą

kompanii.

– A nie chciałby

ś

by

ć

przewodnicz

ą

cym? Zapiszemy ci

ę

, wybierzemy...

– No, nie wiadomo.
– A wiesz, jak to jest. A potem dostaniesz własn

ą

kancelari

ę

i b

ę

dziesz miał

ś

wi

ę

ty

spokój.
Wykr

ę

ciłem si

ę

. Ale otrzymałem polecenie zostania czym

ś

w rodzaju nieoficjalnego

sekretarza przewodnicz

ą

cego kompanijnej organizacji. Nie pomogły zapewnienia,

ż

e

background image

organizacja jest mi obca ideologicznie. Rozkaz to rozkaz. Prowadziłem dokumentacj

ę

,

pisałem sprawozdania, co zwalniało mnie z pracy. Gdyby kto

ś

na serio zechciał

poczyta

ć

, co

tam wypisywałem, miałby niezł

ą

zabaw

ę

.

W ko

ń

cu ponownie zostałem wezwany na rozmow

ę

do tego

ż

oficera. Na rozmow

ę

tak

powa

ż

n

ą

,

ż

e ta poprzednia zbladła przy niej zupełnie.

– Nie zapisałby

ś

si

ę

do partii?

– Nie.
– Słuchaj, zastanów si

ę

dobrze. O ile wiem, co

ś

tam sobie piszesz. A chyba zdajesz

sobie
spraw

ę

,

ż

e przynale

ż

no

ść

do partii mo

ż

e ci wiele ułatwi

ć

.

– No, tak. Ale ja nie mam ochoty bra

ć

na siebie odpowiedzialno

ś

ci, nawet po

ś

redniej, za

to
wszystko, co ta organizacja w kraju wyrabia. A poza tym nie odpowiada mi jej program.
– Ale

ż

to

ż

aden problem! Kto by si

ę

tam przejmował programem? Musisz zrozumie

ć

, na

jakim

ś

wiecie

ż

yjesz.

– No, wła

ś

nie, wydaje mi si

ę

,

ż

e rozumiem. Jak mógłbym spojrze

ć

w oczy moim

przyjaciołom, gdybym to zrobił?
– A czy oni musz

ą

o tym tak od razu wiedzie

ć

?

I tak rozmawiali

ś

my godzinami przez par

ę

dni. Nie mogli

ś

my si

ę

zupełnie porozumie

ć

.

Niby obaj mówili

ś

my tym samym j

ę

zykiem (był to j

ę

zyk polski), ale nijak nie

rozumieli

ś

my

si

ę

nawzajem. W ko

ń

cu obaj przestali

ś

my traktowa

ć

t

ę

rozmow

ę

w kategoriach sporu

ideologicznego. Przerzucali

ś

my si

ę

słowami dla zwykłego zabicia czasu.

Stan

ę

ło na tym,

ż

e zostałem, niemal sił

ą

, wci

ą

gni

ę

ty na list

ę

uczestników kursu wiedzy o

partii. Chciałem sobie

ś

wiadectwo kursu powiesi

ć

na słomiance obok

ś

wiadectwa

uko

ń

czenia

kursu przedmał

ż

e

ń

skiego przy ko

ś

ciele

ś

w. Mikołaja w Gda

ń

sku. Ale nie dostałem

ś

wiadectwa. Zreszt

ą

nie

ż

ałuj

ę

,

ż

e uczestniczyłem w tym kursie. Byłem tylko na jednym

wykładzie, ale dowiedziałem si

ę

od prelegenta

ż

e „fakt, i

ż

kontrolujemy prac

ę

robotnika,

nie
jest wynikiem naszego braku zaufania do jego pracy, a wr

ę

cz odwrotnie – dowodem

naszego
do niej zaufania”. Sam bym tego nie wymy

ś

lił.

Jednym z najbardziej rozbudowanych pionów w wojsku jest pion polityczny. Jego
głównym zadaniem jest podnoszenie moralno – politycznego poziomu

ż

ołnierza oraz

przekonanie go,

ż

e Pana Boga nie ma. Po prostu. Widocznie jaki

ś

wariat go sobie

wymy

ś

lił.

Polityczni robi

ą

to w sposób prymitywny, przewa

ż

nie na zaj

ę

ciach politycznych, niemniej

s

ą

konsekwentni. Boga nie ma – kto przeciw?

Zabawne jest to,

ż

e zdarzaj

ą

si

ę

im wpadki. W dodatku, wpadki, które nie maj

ą

prawa

zdarzy

ć

si

ę

powa

ż

nym pracownikom propagandy.

ś

ołnierze odchodz

ą

cy do rezerwy zostali obdarowani przez sekcj

ę

polityczn

ą

nagrodami

za ofiarn

ą

– jak si

ę

tutaj mówi – słu

ż

b

ę

. W

ś

ród nagród rzeczowych tak

ż

e ksi

ąż

ki. Jedna

z nich
wła

ś

nie wzbudziła moj

ą

zgroz

ę

. To,

ż

e wydana przez PAX, to jeszcze pół biedy. Ale jej

tre

ść

!!!

background image

Było to jakie

ś

irlandzkie powie

ś

cidło historyczne. Bez przerwy kto

ś

si

ę

tam z kim

ś

bił.

Przewa

ż

nie dobrzy katolicy ze złymi protestantami. Po stronie katolickiej co rusz

pojawiali
si

ę

ż

ni

ś

wi

ę

ci faceci i czynili cuda. Pełna groza.

Widocznie znów kupiono ksi

ąż

ki na sztuki. Bez pomy

ś

lenia. Bywa.

W przeddzie

ń

wyborów do Rad Narodowych wezwał mnie dowódca kompanii.

– Słuchaj, jutro s

ą

wybory...

– Wiem.
– Ja wiem,

ż

e ty wiesz – zniecierpliwił si

ę

. – Chciałbym si

ę

ciebie wła

ś

nie zapyta

ć

: jak to

b

ę

dzie?

Zrobiło mi si

ę

ciepło na sercu,

ż

e oto stałem si

ę

dla mojego dowódcy wyroczni

ą

w

sprawach politycznych. Postanowiłem nie zawie

ść

pokładanego we mnie zaufania.

– No, có

ż

– odrzekłem zgodnie z najszczerszym przekonaniem. – S

ą

dz

ę

,

ż

e Front

Jedno

ś

ci

Narodu wygra.
Ale okazało si

ę

,

ż

e niezupełnie o to chodziło. Chciał si

ę

dowiedzie

ć

, czy ja, w zwi

ą

zku z

wyborami, nie szykuj

ę

ż

adnego „numeru”. Nie szykowałem.

Wybory w wojsku maj

ą

swoist

ą

poetyk

ę

, zwi

ą

zan

ą

ś

ci

ś

le z atmosfer

ą

miejsca, w którym

si

ę

odbywaj

ą

. Przede wszystkim ka

ż

da jednostka stanowi odr

ę

bny okr

ę

g wyborczy. W

przeddzie

ń

wyborów w ka

ż

dej kompanii odbyły si

ę

spotkania z dowódcami

pododdziałów. U
nas dowódca powiedział: „MAM POMYSŁ”. I był to naprawd

ę

fajny pomysł. Bo niby

dlaczego, rzeczywi

ś

cie, mamy głosowa

ć

dopiero po

ś

niadaniu, jak tam b

ę

d

ą

wszyscy,

b

ę

dzie

tłok i stracone pół dnia, kiedy mo

ż

emy wsta

ć

półtorej godziny wcze

ś

niej i głosowa

ć

przed

ś

niadaniem, kiedy b

ę

dzie zupełnie pusto. No pewnie, wsta

ć

półtorej godziny wcze

ś

niej

czy

ź

niej to

ż

adna sprawa. Przynajmniej dla niego. Potem okazało si

ę

,

ż

e na ten pomysł

wpadli,
zupełnie przypadkowo, wszyscy dowódcy. I w dalszym ci

ą

gu przypadkowo, komisja

składaj

ą

ca si

ę

z wy

ż

szych oficerów sztabu mogła ju

ż

o ósmej i

ść

do domu. Ale to

oczywi

ś

cie

czysty przypadek. Ponadto nie było w tej sprawie

ż

adnego rozkazu, ale zgodnie z

delikatnymi
sugestiami dowódców wszyscy

ż

ołnierze poszli do urn w mundurach wyj

ś

ciowych. Na

cały
pułk tylko ja z Ry

ś

kiem w polowych i, mimo nieprzychylnych spojrze

ń

, nikt si

ę

wła

ś

ciwie

nie
przyczepił.
Około siódmej rano oficer dy

ż

urny jednostki wezwał do siebie wszystkich podoficerów

dy

ż

urnych.

– Słuchajcie podoficerowie – powiedział – do godziny ósmej sto procent ka

ż

dej kompanii

ma by

ć

na głosowaniu. Zrozumiano?

Zrozumiano. Co mieli

ś

my nie zrozumie

ć

– był to przecie

ż

wyra

ź

ny rozkaz. I tylko ja

jeden

background image

zastanawiałem si

ę

, jak on z tego wybrnie. Przecie

ż

wydanie takiego rozkazu stawia go

w
kolizji z kodeksem prawnym. Ale nikt tego nie zauwa

ż

ył. Zreszt

ą

, kto by si

ę

tam

przejmował
drobnostkami, najwa

ż

niejsze,

ż

e FJN wygrał wybory.

X

Prace porz

ą

dkowe w wojsku wykonuje tylko młodzie

ż

. Tak mówi niepisane prawo, wedle

którego nie liczy si

ę

nic, nawet stopnie wojskowe, oprócz przynale

ż

no

ś

ci do okre

ś

lonych

poborów, oprócz fali.

ś

ołnierze maj

ą

cy ponad rok słu

ż

by nie zajmuj

ą

si

ę

prac

ą

, co

najwy

ż

ej

przypilnowaniem, aby młodzie

ż

solidnie pracowała. Jest to w naszym wojsku chyba

najstarsze, a w ka

ż

dym razie najrygorystyczniej przestrzegane prawo.

Prawo to funkcjonuje w my

ś

l zasady: kiedy

ś

mnie goniono, teraz ja goni

ę

. Takie jest

poj

ę

cie sprawiedliwo

ś

ci.

W pierwszej chwili to zaskakuj

ą

ce, ale nigdy nie dostałem tak w ko

ść

od przeło

ż

onych,

jak
od starego wojska. Ale to zupełnie normalne.
Zawsze jest do wykonania jaka

ś

praca zlecona przez przeło

ż

onych. Wiadomo,

ż

e starzy

nawet palcem nie rusz

ą

. Tak wi

ę

c młodzi, przy nieustannym pop

ę

dzaniu, wykonuj

ą

podwójn

ą

robot

ę

. Za siebie i za „panów falowców”. Na ogół nawet si

ę

nie skar

żą

. Bo to w ogólnym

rozrachunku si

ę

nie opłaca. Lepiej cierpliwie czeka

ć

. Niedługo samemu b

ę

dzie si

ę

starym, a
wtedy pogoni si

ę

innych młodych.

Najciekawszy jest stosunek kadry zawodowej do tego problemu. Bo staje si

ę

to problem

du

ż

ej wagi. Sekcja polityczna próbuje z tymi zwyczajami walczy

ć

, jednak robi to bez

specjalnego przekonania. I nic dziwnego. Na dobr

ą

spraw

ę

, trzeba by bowiem zacz

ąć

od
uzdrowienia całej instytucji. A na to oni nie pójd

ą

, bo st

ą

d prosta droga do zanegowania

armii
w jej obecnym kształcie. A połowiczne próby rozwi

ą

zania problemu przez politycznych

doprowadzaj

ą

do groteskowych rezultatów. Zreszt

ą

zachowuj

ą

si

ę

oni cz

ę

sto jak słonie

w
składzie porcelany.
Kiedy

ś

wezwano nas, pi

ę

ciu kotów przed przysi

ę

g

ą

, do sekcji politycznej.

Przesłuchiwano
ka

ż

dego osobno. Ja byłem ostatni. Poprosili (nie kazali!), abym usiadł, dali papierosa i w

ogóle bardzo si

ę

chcieli ze mn

ą

skumplowa

ć

. Po paru tygodniach, w ci

ą

gu których

słyszałem
tylko krzyk, było to dla mnie co

ś

niesamowitego. Zacz

ą

łem nabiera

ć

zaufania,

rozlu

ź

niłem

si

ę

. Ju

ż

chciałem wyla

ć

przed nimi całe moje biedne serce, gdy wtem przyszła mi z

pomoc

ą

opatrzno

ść

. A raczej pewien nawyk. Bowiem, gdy znajduj

ę

si

ę

w nowym otoczeniu i

minie

background image

pocz

ą

tkowe spi

ę

cie, pierwszym objawem rozlu

ź

nienia jest u mnie ciekawskie

rozgl

ą

danie si

ę

.

I wtedy tak

ż

e – omiotłem wzrokiem całe pomieszczenie. Pod biurkiem zauwa

ż

yłem

zwykły
mikrofon do magnetofonu. Kabel biegł do biurka. To rozwiało cał

ą

moj

ą

ufno

ść

. Inna

sprawa,

ż

e zaraz po wyj

ś

ciu zacz

ą

łem zastanawia

ć

si

ę

, czy sobie czasem tego wszystkiego nie

wymy

ś

liłem. Przecie

ż

to a

ż

nieprawdopodobne, by próbowali robi

ć

to w tak prymitywny

sposób. Ale tego samego dnia jeden z kolegów zapytał, czy ja tak

ż

e zauwa

ż

yłem ten

mikrofon pod biurkiem. A wi

ę

c to nie był

ż

aden zwid.

Troch

ę

podobna historia wydarzyła si

ę

na egzaminach z zaj

ęć

politycznych, zaraz po

przysi

ę

dze. Egzaminował nas zast

ę

pca dowódcy jednostki do spraw politycznych. W

pewnym
momencie zapytał nas, jakie ksi

ąż

ki przeczytali

ś

my tu, w wojsku. Był zaszokowany i

zrozpaczony,

ż

e nikt z nas nic nie przeczytał. Przez chwil

ę

zastanawiałem si

ę

, czy to

jego
pytanie podyktowane było naiwno

ś

ci

ą

, czy te

ż

wyj

ą

tkowym sadyzmem. Bowiem fakt,

ż

e

nie
czytali

ś

my, tylko po cz

ęś

ci dawał si

ę

wytłumaczy

ć

naszym niskim poziomem

intelektualnym.
Wyobra

ż

am sobie, co by si

ę

działo, gdyby który

ś

ze starych

ż

ołnierzy lub dowódców

dru

ż

yn

zobaczył mnie z ksi

ąż

k

ą

. Dostałbym tak

ą

szkoł

ę

,

ż

e do ko

ń

ca

ż

ycia bym zapami

ę

tał.

Zupełnie inaczej na problem stosunków mi

ę

dzy

ż

ołnierzami ró

ż

nych poborów zapatruje

si

ę

kadra kompanii. Ci ludzie s

ą

dalej od sprawozda

ń

miesi

ę

cznych, a bli

ż

ej

rzeczywisto

ś

ci. I

dlatego bardzo cz

ę

sto kadra kompanii popiera niepisane prawa. S

ą

jej na r

ę

k

ę

. Daj

ą

pewno

ść

,

ż

e przynajmniej cz

ęść

ludzi b

ę

dzie co

ś

robi

ć

i praca b

ę

dzie wykonana.

Próby walki z tymi zwyczajami na szczeblu kompanii ko

ń

cz

ą

si

ę

przewa

ż

nie sromotn

ą

kl

ę

sk

ą

kadry. Prowadz

ą

do sytuacji, kiedy nikt nie pracuje. Starzy, bo nie wypada ze

wzgl

ę

du

na fal

ę

, a młodzi, bo „co, mamy by

ć

gorsi...”

Jeszcze b

ę

d

ą

c kotem zastanawiałem si

ę

nad tym, jak b

ę

d

ę

si

ę

zachowywał, gdy b

ę

d

ę

ju

ż

starym

ż

ołnierzem, gdy b

ę

d

ę

miał fal

ę

. Była mi bardzo potrzebna

ś

wiadomo

ść

,

ż

e b

ę

d

ę

wtedy
inny. Wiedziałem te

ż

,

ż

e b

ę

dzie to najtrudniejsza próba zachowania własnej godno

ś

ci.

Nie
spodziewałem si

ę

,

ż

e b

ę

dzie to próba tak ci

ęż

ka.

Wojsko bowiem wytwarza pewne ci

ś

nienie psychiczne. Niezwykle trudno jest nie

„przypierdala

ć

” młodych, nie wysługiwa

ć

si

ę

nimi. O wiele trudniej ni

ż

wydaje si

ę

to

tobie,
moralisto, siedz

ą

cy w wygodnym fotelu. Jest bowiem w nich (a przedtem była i w nas)

jaka

ś

trudna do zniesienia słu

ż

alczo

ść

. Czasami brała ochota przegoni

ć

chłopaka wła

ś

nie za

t

ę

background image

mentalno

ść

słu

żą

cego, aby mu to wybi

ć

z głowy. Kilka razy próbowałem co

ś

zrobi

ć

dla

tych
zagonionych i wystraszonych ludzi. Brałem takiego na bok i tłumaczyłem,

ż

e nie

powinien
dawa

ć

si

ę

poni

ż

a

ć

. Ale – odpowiadał – przecie

ż

to wojsko. Tak, dla nich to wszystko

było
normalne. Zrozumiałem,

ż

e tak nie mo

ż

na. Ale nie mogłem podawa

ć

siebie za przykład

faceta, który nie dał si

ę

zgnoi

ć

w pocz

ą

tkowym okresie. Ja nigdy nie byłem słu

ż

alczy i

cz

ę

sto

si

ę

stawiałem, ale miałem za sob

ą

atuty, których oni nie mieli. Byłem pisarzem kompanii

jeszcze przed przysi

ę

g

ą

i narazi

ć

mi si

ę

, mimo

ż

e przecie

ż

byłem młodym

ż

ołnierzem,

nie
było najm

ą

drzej. Ja mogłem sobie na wiele pozwoli

ć

. Zreszt

ą

moje próby podburzania

młodych odnosiły jeszcze jeden nieprzewidziany skutek. W swej nieufno

ś

ci nie ufali

moim
intencjom. Podejrzewali,

ż

e moje post

ę

powanie jest tylko wst

ę

pem do jakiej

ś

perfidnej

gry,
której maj

ą

by

ć

przedmiotem, a której jeszcze nie mogli poj

ąć

. Inna sprawa,

ż

e przez

moje
apostolskie zap

ę

dy i wyskoki współ

ż

ycie z kolegami z jednego poboru stawało si

ę

mocno
utrudnione. Zacz

ę

to mnie traktowa

ć

z wrog

ą

pobła

ż

liwo

ś

ci

ą

. Jak stukni

ę

tego.

Odsun

ą

łem si

ę

wi

ę

c od wszystkiego. Przyj

ą

łem postaw

ę

biernego obserwatora.

Opowiadano mi:
Miał tylko osiemdziesi

ą

t dni do cywila. Wyobra

ż

am sobie – tylko osiemdziesi

ą

t. I na

słu

ż

bie zamkn

ą

ł si

ę

w magazynku broni i strzelił sobie w łeb. Widziałem go. Cała

czaszka
rozwalona. Krew i mózg. Na samochód wrzucili go jak worek kartofli.
Podobno dziewczyna go rzuciła i dlatego. I – popatrz, co za wariat – tylko osiemdziesi

ą

t

dni do cywila! A taki idiotyzm.
Tutaj wszystko liczy si

ę

dniami do cywila. Reszta nie jest wa

ż

na. Samobójstwo młodego

ż

ołnierza wzbudziłoby tylko politowanie, ale nie zdziwienie. Lecz ten?

W stosunkach mi

ę

dzyludzkich w wojsku istnieje jednak, jak s

ą

dz

ę

problem daleko

wa

ż

niejszy ni

ż

konflikt młodzi – starsi. Mam na my

ś

li podoficerów słu

ż

by zasadniczej,

czyli
kaprali, dowódców dru

ż

yn. W pewnym sensie s

ą

to tacy sami

ż

ołnierze jak wszyscy inni.

Te

ż

z poboru na dwa lata. I raczej wbrew własnym ch

ę

ciom. A jednak s

ą

tak bardzo ró

ż

ni.

Ich wojskowa edukacja przebiega nieco inaczej. Pierwsze pół roku słu

ż

by sp

ę

dzaj

ą

w

szkołach podoficerskich, gdzie ucz

ą

si

ę

dowodzenia na szczeblu dru

ż

yny. Ucz

ą

ich

tak

ż

e

wielu innych rzeczy. Cz

ę

sto zastanawiałem si

ę

, czego i jak. Nigdy nie dowiedziałem si

ę

.

Widziałem tego rezultaty, a te były zaskakuj

ą

ce.

Kapral wie,

ż

e w hierarchii wojskowej jest czym

ś

gorszym od

ż

ołnierza zawodowego.

Ale
z drugiej strony jest

ś

wi

ę

cie przekonany,

ż

e jest czym

ś

daleko lepszym od

ż

ołnierza

słu

ż

by

background image

zasadniczej.
Znałem do

ść

blisko wielu kaprali. Byli to cz

ę

sto bardzo inteligentni i kulturalni ludzie.

Nigdy nie potrafiłem zrozumie

ć

, jak dali sobie wmówi

ć

t

ę

nieprawdopodobn

ą

lepszo

ść

.

Prawie

ż

aden z nich nie spoufalał si

ę

ze wszystkimi

ż

ołnierzami. Cz

ę

sto dziwili si

ę

,

dlaczego
mnie tak traktuj

ą

jak równego sobie. Zreszt

ą

przepisy chroniły ich przed zbytnim

kumplowaniem si

ę

z nami, szarymi

ż

ołnierzami. Spali w osobnych salach zwanych

podoficerkami, w stołówce jadali przy wydzielonych stolikach. Mieli daleko wi

ę

cej praw

ni

ż

przeci

ę

tny

ż

ołnierz. Ju

ż

chocia

ż

by to,

ż

e na ZOK biegali bez plecaków i hełmów. Nigdy

nie
byli wyznaczani do prac porz

ą

dkowych. Nawet podoficerki sprz

ą

tane były przez innych,

gorszych

ż

ołnierzy.

Ich pogarda dla

ż

ołnierza była konieczna z wychowawczego punktu widzenia. Tylko

bowiem człowiek, który nami gardził, mógł nas w tak nieludzki sposób gania

ć

po

poligonie.
Jeden z tych inteligentniejszych opowiadał mi nast

ę

puj

ą

c

ą

histori

ę

:

– Wiesz, nie potrafi

ę

tego zrozumie

ć

. Byłem w domu na urlopie. Chciałem zrobi

ć

rodzicom przyjemno

ść

. Opowiedziałem im, jak si

ę

ze mn

ą

licz

ą

, jakie znaczenie mam

tutaj.
Opowiedziałem, jak post

ę

pujemy z młodymi.

ś

e czyszcz

ą

mi buty,

ż

e bez szemrania

słuchaj

ą

,

jak im ka

żę

raptem pompowa

ć

za listy albo co. I matka w czasie obiadu wyszła do

kuchni, a
ojciec zbeształ mnie jak szczeniaka.

ś

e niby faszysta. Jak tak mo

ż

na?

Tak, jak mo

ż

na? Przecie

ż

oni robi

ą

to w celu wychowania dobrych i karnych

ż

ołnierzy.

Zdyscyplinowanych

ż

ołnierzy.

Dobry

ż

ołnierz nie klnie. Szczególnie, gdy jest młodym

ż

ołnierzem. Wi

ę

c w twarz.

Dobry

ż

ołnierz nie choruje. Ka

ż

da choroba ma w sobie co

ś

z symulacji. Wi

ę

c je

ś

li

któremu

ś

zbierze si

ę

na kaszel, to aplikuje mu si

ę

przysiady a

ż

do skutku. To znaczy, a

ż

przestanie kasła

ć

.

I tak dalej. Bo trzeba nam zdrowych i kulturalnych

ż

ołnierzy.

A to,

ż

e czasem za

ś

ciel

ą

nam łó

ż

ko, wyprasuj

ą

mundur, wyczyszcz

ą

bro

ń

, dadz

ą

paczki

z
domu, wyczyszcz

ą

buty, przynios

ą

obiad ze stołówki,

ś

piewaj

ą

i ta

ń

cz

ą

, aby nas

rozerwa

ć

...

To co? Oni nawet zadowoleni,

ż

e mog

ą

co

ś

zrobi

ć

dla swojego kaprala.

XI

Ostatnie miesi

ą

ce wojska...

Ania przestrzegała mnie przed tym. Przypominała wi

ę

zienne do

ś

wiadczenia swoich

przyjaciół. I rzeczywi

ś

cie. Ostatni okres przymusowego skoszarowania jest najci

ęż

szy

psychicznie. Im mniej czasu dzieli nas od wyj

ś

cia, tym trudniej wytrzyma

ć

. I jeszcze to

denerwuj

ą

ce, ci

ą

głe liczenie dni.

Wzrasta nerwowo

ść

. Coraz cz

ęś

ciej si

ę

pije. Z pocz

ą

tku jeszcze w pełnej konspiracji,

background image

potem ju

ż

coraz cz

ęś

ciej przestaje si

ę

zwa

ż

a

ć

na własne bezpiecze

ń

stwo. Nie chce si

ę

my

ś

le

ć

i czyta

ć

. Nie mówi

ą

c ju

ż

o robieniu jakichkolwiek notatek. Potrafiłem w ostatnim tygodniu

przele

ż

e

ć

w łó

ż

ku około dwudziestu godzin na dob

ę

. I nikt nam nawet nie zwracał uwagi

na
niestosowno

ść

zachowania.

Wiarygodno

ść

wyj

ś

cia oddalała si

ę

prawem jakiego

ś

paradoksu.

Przeci

ę

tny

ż

ołnierz dwa razy w

ż

yciu ma okazj

ę

spo

ż

ycia obiadu w towarzystwie

dowódcy
jednostki. Po raz pierwszy w dniu przysi

ę

gi, po raz drugi w dniu odej

ś

cia do rezerwy.

I nie s

ą

to takie zwykłe obiady. To jakby starochrze

ś

cija

ń

ska AGAPA – uczta miło

ś

ci i

pojednania. Całe misterium.
Ten pierwszy obiad jest po to, by

ż

ołnierz zapomniał o okresie unitarnym. Aby

zapomniał
o tych kilku tygodniach, kiedy traktowano go jak zwierz

ę

wymagaj

ą

ce bezwzgl

ę

dnej

tresury.
Ten drugi jest po to, aby

ż

ołnierz zapomniał,

ż

e było dwadzie

ś

cia i par

ę

miesi

ę

cy.

Miesi

ę

cy, gdy był kim

ś

z ni

ż

szej kasty:

pariasem
murzynem

ż

ydem

metekiem.
Najcz

ęś

ciej pami

ęć

knebluje si

ę

kotletem schabowym.

ś

ołnierze powoli ko

ń

czyli obiad. Rezerwista dokładnie, z namaszczeniem składał

niezb

ę

dnik. Wstał, wrzucił do cynowej miski po zupie blach

ę

i gło

ś

no krzykn

ą

ł:

Koniec syfu,
Koniec fali.
Ju

ż

nie b

ę

d

ą

w chuja grali

ZEROOOO...
U

ś

miechn

ą

ł si

ę

wyrozumiale widz

ą

c pełne zazdro

ś

ci spojrzenia kociarstwa

Tak wła

ś

nie wygl

ą

dał koniec.

XII

Adam, gdy sam wychodził po jakim

ś

kilkutygodniowym przeszkoleniu, przestrzegał mnie

przed tym momentem. Pisał o tym, jak długie oczekiwanie na upragnione wyj

ś

cie

fałszuje
perspektyw

ę

.

Ś

wiat, do którego ma si

ę

wyj

ść

, przestaje by

ć

w nas

ś

wiatem

rzeczywistym.
Powstaje gdzie

ś

w gł

ę

bi marze

ń

w opozycji do tego, który tak długo był naszym

udziałem.
A przecie

ż

to, co nas wita, to nie Eldorado. To nie Utopia. Zakres wolno

ś

ci si

ę

zwi

ę

ksza,

ale nie jest za du

ż

y. Zwi

ę

ksza si

ę

nasza mo

ż

no

ść

poruszania si

ę

, ale te

ż

tylko w obr

ę

bie

trzydziestoletnich granic, z których cz

ę

sto trudniej jest si

ę

wyrwa

ć

si

ę

ni

ż

na przepustk

ę

z
jednostki. Ju

ż

nie trzaskamy obcasami, r

ę

ka bezwiednie nie w

ę

druje do daszka czapki.

Fakt,

background image

ale w dalszym ci

ą

gu potulnie wysłuchujemy krety

ń

skich rozkazów byle sier

ż

anta.

Z pocz

ą

tku dajemy si

ę

nabra

ć

na pełni

ę

wolno

ś

ci. Potem na nowo uczymy si

ę

sztuki

ż

ycia

w tym kraju. Jak dziecko ucz

ą

ce si

ę

chodzi

ć

, uczymy si

ę

widzie

ć

.

Na razie stawiam pierwsze kroki.

Kwiecie

ń

– sierpie

ń

1978


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pawlak Antoni Książeczka Wojskowa
Pawlak Antoni Ksiazeczka Wojskowa (www ksiazki4u prv pl)
Pawlak Antoni Ksiazeczka Wojskowa
Pawlak Antoni Książeczka Wojskowa
Antoni Pawlak Ksiazeczka Wojskowa
Antoni Pawlak Książeczka Wojskowa
A Pawlak Książeczka Wojskowa
Pawlak [Książeczka Wojskowa]
POŻYTKI PŁYNĄCE Z UŻYWANIA MŁYNKÓW MODLITEWNYCH
Pawlak Antoni Kazdy z was jest Walesa
Pawlak Antoni Brulion wojenny
Pawlak Antoni Kilka slow o strachu
Pawlak Antoni Zmarli tak lubia podroze
Pracownicza książeczka zdrowia, Miejsce piecz˙tki
Oświadczenie o miejscu przebywania podejrzany o popełnienie wykroczenia

więcej podobnych podstron