polityczne kulisy dzialania uop










ANNA MARSZAłEK - Polityczne kulisy działania UOP







Rzeczpospolita - 25.07.1998
 
Tajne operacje: Inwigilacja prawicy, lewicy i mediów, spotkania z Anastazją P., szukanie córki marszałka i złotego pociągu
 
ANNA MARSZAłEK
Polityczne kulisy działania UOP


Istniejący w gabinecie szefa UOP Zespół
Inspekcyjno-Operacyjny zajmował się sprawami Art-B i FOZZ, inwigilacją
polityków i mediów, m. in. "NIE" i "Wprost", sprawdzał
przeszłość Wachowskiego, poszukiwał córki marszałka Kerna, a nawet pociągu
ze złotem NSDAP. Wynika to z własnego śledztwa przeprowadzonego przez
"Rzeczpospolitą". W jego trakcie nasza gazeta dotarła zarówno do
polityków będących obiektami zainteresowania UOP, jak i byłych
funkcjonariuszy.
Urząd Ochrony Państwa od początku swego istnienia (1990
r.) zbierał informacje także o charakterze politycznym, w tym operacyjnie, m.
in. przy użyciu agentury. Czy podejmując działania skierowane przeciwko
politykom złamał przy tym prawo, ma wyjaśnić postępowanie prowadzone od października
1997 r. przez Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie.
Najprawdopodobniej w kilku wypadkach złamano prawo, np. u
jednego z polityków prawicy, obecnie będącego członkiem parlamentu,
zastosowano podsłuch, pisząc fikcyjny wniosek na nazwisko osoby z nim mieszkającej,
która miała być rzekomo zamieszana w sprawę narkotykową. Prowadzono także
poza główną ewidencją agenturę wśród polityków różnych partii. Np.
agent o kryptonimie Maks (później zmienionym) działał w kręgach lewicowych aż
do lipca ub. r., kiedy to cała sprawa została ujawniona.
Zawiadomienie dotyczące inwigilacji prawicowej opozycji
przez UOP w 1993 r. złożył w prokuraturze 17 września 1997 r. gen. Andrzej
Kapkowski, ówczesny szef UOP. Śledztwo wszczęto w sprawie "przekroczenia
uprawnień przez funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa i niedopełnienia obowiązków
przez kierownictwo UOP i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych". Po zmianie
kierownictwa UOP, nowy szef Zbigniew Nowek, dosłał do prokuratury dokumenty
dotyczące podejrzenia nielegalnych działań podejmowanych przez
funkcjonariuszy Urzędu za czasów, kiedy kierował nim gen. Kapkowski. Całość
materiałów dotyczących sprawy objęto klauzulą tajne-specjalnego znaczenia.
Tajemnicza szafa pułkownika L.
Na korytarzach krążyły o niej legendy. - Ma kwity na
każdego - komentowano fakt, że Jan L. pozostaje zaufanym człowiekiem
kolejnych szefów UOP. Odszedł dopiero w ubiegłym roku. To z jego szafy
pancernej 25 lipca 1997 r. wydobyto materiały i dokumenty, które stały się później
podstawą wniosku do prokuratury oraz burzy politycznej.
W latach 1991 - 1997 na etatach w gabinecie szefa UOP
pracowało kilkunastu oficerów do specjalnych poruczeń. Grupa przyjęła nazwę
Zespół Inspekcyjno-Operacyjny. (Później powstał jeszcze jeden zespół, ale
zajmował się sprawami wewnętrznymi UOP; kierował nim Kazimierz S. ) Celem
Zespołu Inspekcyjno-Operacyjnego była formalnie m. in. tzw. zewnętrzna osłona
Urzędu. Przy poważnych sprawach jego pracownicy dostawali do pomocy
funkcjonariuszy z zarządów Kontrwywiadu, Wywiadu i Śledczego. Szefem zespołu
był Jan L., b. funkcjonariusz SB. Przez 13 lat, czyli od drugiej połowy lat
70., pracował w Departamencie III MSW (zajmującym się działalnością
opozycji) rozpracowując KOR. Do jego zadań należała inwigilacja Jacka
Kuronia. Jan L. "opiekował się" Kuroniem do 1989 r. M. in. dzięki
poparciu Jacka Kuronia, przeszedł pozytywnie weryfikację i wkrótce stał się
zaufanym człowiekiem Andrzeja Milczanowskiego.
- To hochsztapler - mówią o nim obecnie byli oficerowie
Kontrwywiadu i Zarządu Śledczego. - Przynosił jakieś plotki, pisał z tego
notatki i dawał szefom, którzy chętnie je czytali, ale kiedy przychodziło do
ich weryfikacji, to okazywało się, że to zwykłe śmiecie. - Takie plotki były
naturalnym uzupełnieniem materiałów uzyskiwanych przez inne zarządy i biały
wywiad - komentują członkowie zespołu. - Czasem okazywało się, że
szefowie nie wiedzieli po prostu, co się mówi "na mieście", czym żyje
określone środowisko, jakie są komentarze.
Do specjalnych poruczeń
W różnych latach w gabinecie szefa UOP pracowali poza
Janem L. m. in. Witold H. (z dawnej SB, b. oficer Departamentu III MSW, który
zajmował się inwigilacją opozycyjnej inteligencji, m. in. KPN, dziś pracuje
w firmie handlowej), Jerzy W., Andrzej G., Jerzy P. (III Departament -
opozycja), Czesław K. (V Departament - gospodarka), Mirosław R., Jan S.
oraz z nowego solidarnościowego naboru Andrzej D. i Krzysztof U. (zostali tam
skierowani z BAI za czasów, kiedy UOP kierował Naimski) .
Zespół istniejący w gabinecie szefa UOP niekiedy
prowadził działania operacyjne równolegle z Kontrwywiadem i Wywiadem.
Oficerowie ci od 1991 do 1996 r. zajmowali się m. in.
takimi sprawami jak:
* Sprawdzanie, czy osoby zajmujący wysokie
stanowiska w państwie były współpracownikami SB (chodziło m. in. o dotarcie
do b. funkcjonariuszy SB w sprawach, w których brakowało materiałów
archiwalnych) .
* Sprawdzanie informacji z anonimów, donosów
oraz skarg funkcjonariuszy negatywnie zweryfikowanych.
* Badanie przeszłości
Mieczysława Wachowskiego. Jan L. na początku lat 90. sprawdzał, czy Wachowski
współpracował z SB. Materiały te miały być m. in. dla Jarosława Kaczyńskiego,
wówczas pracującego w kancelarii Wałęsy. Przy tej okazji wypytywano o
Wachowskiego m. in. gdańskich taksówkarzy i prostytutki.
- Poprosiłem Milczanowskiego o sprawdzenie Wachowskiego
w związku z podejrzeniami, które wobec niego były - powiedział "Rz"
Jarosław Kaczyński. - Po 5 dniach Wachowski zaczepił mnie, kiedy wychodziłem
od Wałęsy i powiedział: "Daj sobie spokój z tymi zespołami, które mają
mnie sprawdzać". To znaczy, że już wiedział.
* Niektóre wątki FOZZ -
zajmował się tym Jerzy W. Sprawdzano m. in. informację o zażądaniu od
Centrali Handlu Zagranicznego Impexmetal przez jednego z przedstawicieli PC 5 mld
starych złotych.
* Niektóre wątki Art-B (zajmowali się tą sprawą m. in. Witold H. i Czesław K.). H. jeździł
nawet do Izraela z prokuratorami. Zespół wskazywał m. in. na legalność
oscylatora i jednocześnie zagrożenie płynące z planowanego wprowadzenia do
polskiego systemu bankowego kolejnych pieniędzy z kredytu, co pozwoliłoby
wyprowadzić znacznie więcej niż 4 bln starych złotych. W sprawie
Art-B prowadzono sprawdzające działania operacyjne dotyczące różnych polityków,
m. in. Dziewulskiego, Siwca, Zalewskiego, Kawalca, Wałęsy, Mazowieckiego. Część
spraw badała później procesowo prokuratura. Zalewskiego ostatnio sąd
uniewinnił.
* Moskiewskie pieniądze (pod kryptonimem "Bony"). W sprawie tej prokuratura prowadziła
śledztwo, które objęło m. in. Rakowskiego i Millera. Podstawą było
naruszenie ustawy karnej skarbowej przez przewóz pieniędzy przez granicę bez
zezwolenia dewizowego. Śledztwo zostało umorzone. Ostatnio nasiliły się głosy,
by je podjąć na nowo. Minister Hanna Suchocka decyzji jeszcze nie podjęła.
* Pieniądze PZPR. W obu tych sprawach UOP podejmował
działania inwigilacyjne, stosowano podsłuchy i obserwację wobec polityków
lewicy.
Zbigniew Siemiątkowski zapytany, dlaczego w takim razie
nie skierował wniosku do prokuratury także w tym zakresie stwierdził:
- Wszystkie działania były podejmowane zgodnie z prawem.
Podejrzewano defraudację i szukano pieniędzy. Na działania operacyjne była
zgoda prokuratury.
* Inwigilacja "NIE" (szukano źródeł przecieków do tego tygodnika - większość ustaleń
pozostała na poziomie operacyjnym - wiadomo było kto, ale nie zdobyto dowodów.
Według części naszych rozmówców m. in. podejmowano próby puszczania do
tego tygodnika fałszywych informacji) .
* Poszukiwanie Moniki Kern, córki ówczesnego wicemarszałka Sejmu. (Zakładano podsłuchy,
jednak na zlecenie łódzkiej prokuratury. Działania koordynował Jan L.
i ostatecznie córkę wicemarszałka Sejmu znaleziono).
* Ustalanie źródła
przecieku instrukcji 0015/ 92, którą rozpowszechnił Jarosław Kaczyński.
Sprawą wewnątrz UOP zajmował się zespół II w gabinecie szefa (ds. wewnętrznych). O przeciek podejrzewano m. in. jednego z "młodych" w służbie
-
Andrzeja P. Według b. pracowników zespołu ostatecznie wykluczono P. i ustalono,
kto dokonał przecieku. Według Jarosława Kaczyńskiego, wszystkie ich
wskazania były jednak chybione.
* Poszukiwanie pociągu ze złotem, który rzekomo w czasach wojny został przez Niemców ukryty i zasypany w sztolni w Sudetach. Zdjęcia lotnicze, geologiczne potwierdzały, że
we wskazywanej górze była kiedyś sztolnia. Na prawdopodobieństwo ukrycia
tam złota NSDAP wskazywało m. in. zatrzymanie w pobliżu wiosną 1945 r.
skarbnika tej partii. Mimo wieloletnich poszukiwań (szczególnie interesował
się nim minister Kołodko) pociągu nie znaleziono jednak do dzisiaj.
* Sprawa
Anastazji P., ze znalezionych w szafie materiałów wynikało, że spotykano się z nią,
a ona przekazywała informacje na temat polityków. W szafie L. znaleziono m. in.
jej zdjęcia z różnymi politykami. Równolegle z Anastazją spotykali się
funkcjonariusze Kontrwywiadu, którzy próbowali czegoś się od niej dowiedzieć - Anastazja opisała ich później w swojej książce.
* Szukanie sprawców
przecieku do "Wprost". To materiały wytworzone w zespole o
pieniądzach PZPR - z błędem literowym w nazwisku - zostały wykorzystane w słynnej
publikacji tego tygodnika, wymieniającej kolejnych po Olinie domniemanych agentów
- Minima i Kata. Zespół badał źródła przecieku na polecenie Gromosława
Czempińskiego, ówczesnego szefa UOP, ale nie znalazł dowodów, a jedynie
przekazał obiegowe opinie - m. in. o spotkaniach redaktorów
"Wprost" z gen. Zacharskim w Victorii, przesłaniu faksu z
Europejskiego itp. Ponadto wyszło na jaw, że UOP ulokował w redakcji
"Wprost" w Poznaniu agenta.
* Poszukując źródła przecieku do "Wprost" funkcjonariusz UOP spotkał się 30
stycznia 1996 r. z dziennikarzem tego tygodnika - Jerzym Sławomirem Macem.
Z relacji dziennikarza wynika, że przedstawił mu się nazwiskiem Jan S. (z numerem
legitymacji 000044). Dawał do zrozumienia, że dużo wie o jego życiu
prywatnym i zawodowym i przekonywał "ideologicznie" do przekazania
informacji np. o tym, co jeszcze mają zamiar wydrukować, kto jest ich wtyką w
UOP, od kogo dostali informacje itp. Przesłuchiwany później w prokuraturze
funkcjonariusz zeznał, że wykonywał rutynowe czynności na zlecenie
kierownictwa i że spotykał się także z innymi dziennikarzami
"Wprost". (Prokuratura nadal bada okoliczności późniejszego tajemniczego zniknięcia Maca).
* Sprawa
opublikowanej później w "NIE" fałszywej lojalki Kaczyńskiego. W
kwietniu br. Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na 10 tys. zł grzywny Marka Barańskiego
z tygodnika "NIE" za opublikowanie tam w 1993 r. rzekomej
"lojalki" Kaczyńskiego. Sąd uznał, że kilkuletni proces wykazał,
iż b. lider PC nie podpisywał żadnej "lojalki". Podczas procesu b.
funkcjonariusz SB, którego parafka miała być pod dokumentem, potwierdził, że
jest on nieprawdziwy. Barański przepraszał Kaczyńskiego; twierdził, że sam
padł ofiarą prowokacji UOP. Lider PC odrzucił przeprosiny. Byli
funkcjonariusze zespołu zaprzeczają, jakoby to oni sfałszowali i sprzedali
dokument do "NIE". Twierdzą, że mieli informację, iż lojalka była
do kupienia "na mieście" za 20 tys. dolarów, a od "NIE" już
po publikacji próbowali się dowiedzieć, od kogo "NIE" ją dostało.
Dokumenty, znalezione w szafie L. były - ich zdaniem - kserokopiami
"lojalki" i znalazły się tam później. Z różnych źródeł
otrzymaliśmy sprzeczne informacje na temat tego, co naprawdę znaleziono w
szafie L. Według jednych - były tam dwa dokumenty ze sobą sprzeczne - fałszywa
"lojalka" i drugi dokument, na identycznym papierze, z odmową. Według
innych - znaleziono dowody na sfałszowanie dokumentu, m. in. w postaci kartki
z próbkami pisma, w tym podpisów Kaczyńskiego.
Jarosław Kaczyński powiedział "Rz", że
podpisał wyłącznie odmowę. - Przed publikacją fałszywej lojalki w
"NIE" zgłosił się do mnie człowiek w wieku ok. 40 lat, który się
przedstawił jako b. funkcjonariusz UOP, zwolniony za rzekome pijaństwo.
Powiedział m. in. o planowanych w "NIE" artykułach dotyczących PC
i mnie - mówi Kaczyński. - Pierwszy miał być w święta wielkanocne. Później
kolejne - o przedsięwzięciach gospodarczych PC. A uwieńczeniem miała być właśnie
"lojalka". Wszystkie te zapowiedzi się sprawdziły.
* Dostarczanie informacji i analiz o działalności SdRP,
PC, RdR, RTR, ROP, SLD, później także AWS, m. in. na podstawie informacji od
agentów. Andrzej D. zrobił jednostronicową analizę książki Romualda
Szeremietiewa "W prawo marsz" (publikacja zawierała uwagi krytyczne
wobec prezydenta Wałęsy i b. szefów MON Onyszkiewicza i Komorowskiego).
* Próba (nieudana) pozyskania dyrektora banku.
Otwarcie puszki Pandory
Zbigniew Siemiątkowski powiedział
"Rzeczpospolitej", że właśnie ujawnienie przez "NIE" tej
nieudanej próby werbunku, stało się podstawą poszukiwań w UOP. Próbowano
ustalić, która komórka za tym stoi. Kiedy wykluczono Zarząd IIa (ds. ochrony
ekonomicznych interesów państwa), Kontrwywiad i Wywiad, pozostał tylko zespół w gabinecie szefa UOP.
W piątek 25 lipca 1997 r. Jan L. został wezwany do gen.
Kapkowskiego na rozmowę. Chwilę potem komisyjnie zaczęto przeszukiwać szafę
L. i spisywać znajdowane tam materiały. W komisji byli Kazimierz Stefański z
Inspektoratu i szef Biura Archiwum Waldemar Mroziewicz. W szafie było wiele
materiałów, w tym luźnych kartek zostawianych m. in. przez osoby, które wcześniej
odeszły z zespołu. L., po usłyszeniu decyzji Kapkowskiego, nie miał już
czasu na to, by coś z niej zabrać. Tego dnia poszedł zresztą na miesięczny
urlop. Zdaniem b. członków zespołu, nie ma żadnej gwarancji, że do szafy
nie dodano jakichś dokumentów. W tym czasie, zanim o sprawie dowiedziała się
Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych czy prokuratura o znalezisku poinformowała
lewicowa prasa.
Pisano, że znaleziono m. in. trzy notatki z lutego
i sierpnia 1993 r., dotyczące ugrupowań prawicowych: PC, RdR i Ruchu III
Rzeczypospolitej. Proponowano w nich podjęcie działań dezintegrujących wobec
tych partii, które w konsekwencji miały doprowadzić do eliminacji ich ze
sceny politycznej. Mieli do tego zostać wykorzystani współpracownicy UOP,
ulokowani w otoczeniu liderów tych ugrupowań. W środowiskach politycznych
mieli m. in. działać agenci o pseudonimach Artur i Maks.
Z informacji "Rz" wynika jednak, że drugi z nich
działał także w środowiskach lewicowych i funkcjonował do lipca ub. roku. Wśród
znalezionych w szafie L., ale dosłanych do prokuratury już po zmianie
kierownictwa UOP, materiałów jest m. in. analiza dotycząca jednego z ugrupowań
zrzeszonych w SLD, przygotowana w marcu 1997 r. Napisana została przez tego
samego agenta - Maksa - który jednak podpisał się tym razem innym
pseudonimem. Na notatce jest podpis Kapkowskiego świadczący, że się z nią
zapoznał.
W sierpniu ub. r. Siemiątkowski ujawnił, że w 1993 r.
UOP prowadził działania operacyjne wobec prawicowej opozycji w celu jej
"dezintegracji". Działania, przy użyciu wszystkich metod
operacyjnych, miały być wymierzone w prawicowych przeciwników Lecha Wałęsy,
m. in. w lidera PC Jarosława Kaczyńskiego (z czym ma się łączyć m. in.
sprawa sfałszowania jego "deklaracji lojalności" z czasu stanu
wojennego, którą następnie jako prawdziwą sprzedano tygodnikowi
"NIE"), Jana Olszewskiego, Antoniego Macierewicza (m. in. rozsiewano
o nim plotki, że był leczony psychiatrycznie), Romualda Szeremietiewa.
W notatce wymieniającej konkretne plany działań,
sprawdzeń tych polityków i dotarć była też propozycja nagłośnienia pewnych
ustaleń czy sugestii przez zaprzyjaźnionych dziennikarzy.
Były pracownik zespołu z gabinetu szefa UOP: - Zagrożenie
ze strony tych ugrupowań (PC, RdR, RTR) uważaliśmy za bardzo realne. Działali
w sposób nieparlamentarny, np. docierały do nas informacje o przygotowywaniu
kijów, młotków, śrub do ataku na URM i zapowiedzi zajęcia go siłą. Były
pomówienia, wyciąganie nieprawdziwych informacji z przeszłości i szkalowanie
innych polityków, atakowanie Belwederu, korupcjogenność, zapowiedzi i próby
przechwycenia niektórych działów gospodarki. Notatki powstawały w zespole na
bazie informacji z różnych źródeł. Ta "koronna", wymieniana we
wniosku, jest bez podpisu. Z niektórymi notatkami zapoznawali się Konieczny i
Milczanowski, ale nie wydali polecenia, by podejmować jakiekolwiek działania
sprzeczne z prawem.
Inny b. funkcjonariusz: - Ta konkretna notatka celowo
zawierała pewne nieprawdziwe informacje, będące zasłyszanymi plotkami.
Powstała na potrzeby wykrycia osoby z zespołu dokonującej przecieków.
Zdaniem polityków prawicy, część informacji, np. o
planach zajęcia Belwederu przez uczestników manifestacji, była prowokacjami
celowo puszczanymi przez UOP, które miały jakoś uzasadniać ich działania.
Ujawniona w czasie kampanii wyborczej w 1997 r. sprawa
podejrzeń o inwigilację prawicy przez UOP narobiła sporo zamieszania.
Prawicowi politycy wprawdzie niechętnie patrzyli na to, że nagle "SLD
staje się ich obrońcą", ale przypomnieli sobie różne "nie wyjaśnione
incydenty", które ich spotykały, a o co już wcześniej podejrzewali UOP
i nasili swoje żądania wprowadzenia "opcji zerowej" w służbach
specjalnych (rozwiązania UOP i WSI i stworzenia nowych służb).
Jarosław Kaczyński: - Nie znam tej osławionej notatki,
ale wzmożoną działalność skierowaną przeciwko mnie odczułem na własnej
skórze, a niektóre przedsięwzięcia można interpretować jako usiłowanie zabójstwa.
- W 1993 r. przebito panu np. opony w samochodzie. Skąd
jednak wiadomo, że stał za tym UOP?
- Wskazywałby na to profesjonalizm, bardzo dobry poziom
techniczny działania. Ponadto później, zaraz po wyborach w 1993 r., nachodził
mnie funkcjonariusz UOP, który próbował mnie nastraszyć i skłonić do
wyjazdu z Warszawy. Przekazywał mi np., że "były major SB dostał na
mnie zlecenie".
Co wiedzieli Konieczny i Milczanowski
- Na dokumencie z 13 lutego 1993 r. dotyczącym
"aktywnych działań zmierzających do politycznego unicestwienia niektórych
ugrupowań prawicowych" ujawniono odręczne adnotacje Andrzeja
Milczanowskiego, ówczesnego szefa MSW - mówił w ub. r. Siemiątkowski.
Premier Włodzimierz Cimoszewicz odpowiadając 17 września
1997 r. na pytania na antenie Radia Zet powiedział, że według jego
"orientacji" istnieją "zapiski" b. szefa UOP Jerzego
Koniecznego, które świadczą o tym, iż znał przynajmniej niektóre z dokumentów
dotyczących rzekomego inwigilowania przez UOP prawicy w 1993 r. Dodał, że
gdyby wiedział o tym wcześniej, przeciwstawiałby się kandydowaniu Koniecznego
z listy SLD.
Zarówno Milczanowski, jak i Konieczny zaprzeczali tym
oskarżeniom. Konieczny nie wykluczył jednak, że mogło się to dziać
"bez jego wiedzy". Milczanowski natomiast nie przypominał sobie, aby
miał kiedykolwiek podpisywać dokumenty o takich działaniach. Podejrzewał, że
jest to prowokacja mająca związek z publikacjami "Życia"
o domniemanych związkach prezydenta z rosyjskim szpiegiem Władymirem Ałganowem
oraz z wyborami.
- Są dane, żeby mieć podejrzenie, że o sprawie
wiedzieli Milczanowski i Konieczny, nie ma zaś danych wskazujących na
wydawanie przez nich poleceń działań sprzecznych z prawem; są natomiast ich
podziękowania - twierdził we wrześniu ub. r. Jerzy Ciemniewski (UW), wówczas
szef Komisji ds. Służb Specjalnych.
Według współpracowników Andrzeja Milczanowskiego, miał
on zwyczaj pisania na wszystkich dokumentach, które otrzymywał słowo
"dziękuję".
Zinformacji "Rz" wynika ponadto, że na
materiale dotyczącym spekulacji, co do możliwości obalenia lub upadku rządu
Suchockiej (z 1993 r.) jest adnotacja Koniecznego "Zapoznałem panią
premier".
Natomiast na analizie stosunków wewnętrznych AWS
i zamiarach jej liderów (z 1997 r. ) podpisał się szef UOP Andrzej Kapkowski
- potwierdzając, że się z nim zapoznał.
Co wiedział Belweder
- Według mnie inspiratorem działań przeciwko nam był
Belweder - mówi Jarosław Kaczyński. - Wiedziałem o kontaktach Wachowskiego
ze służbami specjalnymi cywilnymi i wojskowymi. Z tymi ostatnimi np. często pił.
I powszechnie było wiadomo, że miał od nich informacje.
Jest jednak także odpowiedzialność polityczna, a można
myśleć o karnej, którą ponosi Suchocka, wówczas premier rządu, Dyka i Piątkowski,
ministrowie sprawiedliwości, Blajerski, wtedy wiceminister spraw wewnętrznych,
kierownictwo UOP.
Czy i co wiedziała Suchocka
W czasie tworzenia rządu premiera Jerzego Buzka Jarosław
Kaczyński ostro protestował przeciwko powołaniu na stanowisko prokuratora
generalnego ministra sprawiedliwości Hanny Suchockiej. Jego zdaniem bezprawne
działania UOP przeciwko prawicy były prowadzone w czasie, gdy była premierem
i jej osoba nie gwarantuje rzetelnego wyjaśnienia sprawy w prokuraturze. 20 maja
Sejm odrzucił wniosek SLD o wotum nieufności dla Suchockiej. SLD zarzucał jej
m. in. "powolne tempo" śledztwa w sprawie inwigilacji prawicy i obawiał
się sterowania nim. Suchocka mówiła, że nadzór nad śledztwem przekazała
prokuratorowi krajowemu.
Minister Hanna Suchocka odmówiła rozmowy
z "Rzeczpospolitą" na temat politycznych działań UOP w 1993 r. Przez
swojego współpracownika przekazała nam jedynie, iż "wielokrotnie już
się wypowiadała, że nic nie wiedziała na ten temat".
Ostatnio premier Jerzy Buzek zwolnił z obowiązku
zachowania tajemnicy państwowej Lecha Kaczyńskiego. Szef NIK z 1993 r.
twierdzi, że brał udział w tajnych posiedzeniach rządu Suchockiej, podczas
których mówiono o zagrożeniu "bezpieczeństwa państwa" m. in. ze
strony jego brata. Bez zgody premiera Lech Kaczyński nie mógłby zeznawać.
- Brat mówił mi o wystąpieniu Koniecznego, który
podczas posiedzenia Rady Ministrów wymieniał moje nazwisko wśród polityków
reprezentujących rzekomo ekstremizmy polityczne - mówi Jarosław Kaczyński.
Dotychczas nie dostarczono prokuraturze stenogramów
z posiedzeń Rady Ministrów, podczas których była mowa o zagrożeniach ze
strony liderów opozycyjnej wówczas prawicy.
Śledztwo trwa. W czerwcu "Rzeczpospolita"
poinformowała, że została sporządzona lista świadków, którzy muszą być
do tej sprawy przesłuchani. Są na niej m. in. : Hanna Suchocka, była premier,
obecnie minister sprawiedliwości i prokurator generalny, byli ministrowie
sprawiedliwości Zbigniew Dyka i Jan Piątkowski, Stanisław Iwanicki, niegdyś
zastępca prokuratora generalnego, obecnie poseł AWS i przewodniczący Komisji
Sprawiedliwości. W ostatnich tygodniach prokuratura przesłuchała w tej sprawie
m. in. Jarosława Kaczyńskiego, Lecha Kaczyńskiego, Adama Glapińskiego,
Jerzego Koniecznego, Zbigniewa Siemiątkowskiego i Andrzeja Milczanowskiego.

Większa dawka top secret








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Woźny M , Działalność polityczna Bolka V opolskiego w okresie wojen husyckich
Planowanie przestrzenne a polityka
Analiza?N Ocena dzialan na rzecz?zpieczenstwa energetycznego dostawy gazu listopad 09
Analizowanie działania układów mikroprocesorowych
Zasady ustroju politycznego państwa UG 2012
Podstawy dzialania routerow i routingu
Choresterol nie jest groźny margaryna art Polityki
Dzialalnosc dobroczynna Les 1
Polityka Gospodarcza

więcej podobnych podstron