POCZTKI
LUDZKOŚCI
PIERWSZE WIEKI
Trzeba jednak od tej wielkiej wizji wrócić teraz na mozolne,
splątane ścieżki mitów, na których zresztą i Owidiusz będzie nam
towarzyszył. Rzymski poeta nie tylko roztacza panoramę porząd-
kowania Chaosu, lecz także przedstawia domysły dotyczące poja-
wienia się na ziemi człowieka. Jedna z wersji przyznaje w tym
wydarzeniu ważną rolę synowi Tytana Japetosa, Prometeuszowi,
jednej z największych postaci greckiego mitu, różnorako związa-
nej z dziejami ludzi, do której niebawem będziemy się ostrożnie
zbliżali. Najpierw jednak przyjrzyjmy się różnym epokom ludzko-
ści. Opowiada o nich Hezjod w Pracach i dniach (109-201), a po
długim czasie Owidiusz w Przemianach ( 1, 89-150). Już wspo-
mnieliśmy, że pierwszy "wiek" ludzkości, "złoty", najlepszy, był
pono za czasów Kronosa.
Ukazując kolejne epoki, czy raczej rodzaje ludzi, Hezjod okreś-
la je wyrazem genos, który oznacza "ród", "potomstwo", "rasę",
"pokolenie" albo "wiek" jakichś dziejów. Owidiusz zastąpi grecki
wyraz łacińskimi: aeta.s, "wiek", i proles, "potomstwo". Możemy
zachować powstały już u nas zwyczaj nazywania Hezjodejskiego
genos "pokoleniem", pamiętając jednak o tym, że mówi się tu
o rodzajach ludzi i o liczących ileś pokoleń epokach, a nie o poje-
dynczych pokoleniach. Opowiada więc beocki pieśniarz, że ludzie
(meropes anthropoi; przymiotnik meropes jest dosyć tajemniczy;
może znaczył pierwotnie "obdarzeni zdolnością mowy", może
,śmiertelni") zostali uczynieni przez "bogów mieszkających na
Olimpie" (taki mają oni przydomek, choć jeszcze nie nastała, za
85
POCZTKI LUDZKOŚCI
"Wiek złoty"
pierwszego pokolenia ludzkiego, era bogów olimpijskich). "Czy-
nienie" ludzi określa to samo słowo poiein, które nazywa też
twórczość poetycką, wyłoniło z siebie rzeczowniki poiema, poie-
sis, i do dziś nam dzwięczy w wyrazie "poezja".
Najpierw więc uczynili bogowie "złote pokolenie ludzi". Na niebie
panował wówczas Kronos, a owi ludzie żyli bez trosk, trudów
i utrapień. Nie miała też do nich przystępu starość. Zawsze jednako
mocni w rękach i w nogach, błogo ucztowali, a umierali tak, jakby
sen ich ogarniał. Żywili się tylko tym, co żyzna ziemia im rodziła
sama z siebie (a więc, objaśnijmy to, żyli ze zbieractwa, a nie
z rolnictwa). Byli zasobni w stada (chyba głównie owcze, bo to
najczęściej oznacza użyty tu w Pracach i dniach, w. 120, wyraz
mela). Możni bogowie lubili ich. Kiedy zaś pierwsze pokolenie okryła
ziemia, Zeus (który, jak możemy mniemać, właśnie wtedy, po
zwycięstwie w tytanomachii, objął rządy nad światem) uczynił owych
dawniejszych ludzi "dobrymi dajmonami" (daimones hagnoi), niższy-
mi bóstwami, które strzegą ludzi pózniejszych i odtrącają od nich zło,
wędrują po całej ziemi, mgłą okryte, mając oko i na sądy, i na złe
czyny, a udzielają też bogactwa, bo taki dostały od bogów przywilej.
Owidiusz w swoim opisie "wieku złotego", aurea aeta.s, dodaje
do Hezjodejskiego obrazu ważne elementy. Powiada, że nie było
wówczas obwieszczeń w twardym spiżu, nie było sędziego, bo
wszyscy bez przymusu przestrzegali uczciwości i prawości. Nie
spychano statków na morze, ludzie znali jeno własne brzegi.
Osiedli nie otaczały fosy obronne, nie było trąb bojowych ani
szyszaków, ani mieczy; plemiona trwały w bezpiecznym pokoju.
Na świecie w owej epoce łacińskiego Saturna, greckiego Kronosa,
jaśniała wiosna wieczna, ver aeternum. Pózniejsza poezja europej-
ska ileż razy będzie wtórowała "złotemu wiekowi" Owidiusza,
hojniejszego od Hezjoda, bo obdarzającego tamtych ludzi nawet
zbożem sypiącym się bez oraczy i zdumiewającymi strumieniami
(Przemiany, 1, 107 i n.):
Zefiry ciepłym tchem pieściły kwiaty,
Których nie posiał nikt, i tylko patrzeć,
Jak ziemia zrodzi plony nie orana,
Nie odnowione znowu się zasrebrzą
Pola ciężkimi kłosami. To mleka
Płynęły rzeki, to nektaru. Płowy
Miód się z zielonych więzożołdów sączył
"Wiek srebrny" Wróćmy do Hezjoda. Oto bogowie uczynili drugie, "srebrne
pokolenie", o wiele lichsze od "złotego". Ani z ciała, ani z umysłu
86
Pierwsze wieki
' nie było ono podobne do tamtego. Ułomne było życie tych ludzi.
Chłopiec przez sto lat chował się w domu przy matce, zupełnie
nierozumny, oddany zabawom dziecięcym. Kiedy wreszcie owi
"srebrni" dorastali i wchodzili w pełną młodość, żyli tylko krótko,
i to w udręce, bo ściągali niedolę na siebie własną głupotą. Nie
potrafili wyrzec się przemocy i wyrządzali krzywdy jedni drugim.
Nie chcieli też służyć nieśmiertelnym, nie składali ofiar na ołta-
rzach możnych bogów, jak powinni to robić ludzie, gdziekolwiek
mieszkają. Wreszcie ich odepchnął Zeus Kronida, srogo rozgnie-
wany. Również to drugie pokolenie zakryła ziemia. Teraz śmiertel-
ni nazywają ich "możnymi (albo: szczęśliwymi) podziemnymi"
(hipochthonioi awkaresj, są oni "drugorzędni" (deuteroi, wobec
tamtych dajmonów ze "złotego wieku"), ale i oni doznają czci.
O "wieku srebrnym" Owidiusz też ma coś własnego, zaczerp-
niętego z innych tradycji, do powiedzenia. Po pierwsze trzeba
zauważyć, iż nie jest to w jego wyobrażeniu epoka bardzo marna:
"pokolenie srebrne" było wprawdzie gorsze od poprzedniego, ale
"cenniejsze od płowego spiżu", jaki miał po nim nastąpić. Nic nie
mówi rzymski poeta o ułomności "srebrnych", o ich tak póznym
dorastaniu i krótkim potem żywocie. Największa różnica między
"złotym" a "srebrnym wiekiem" w wizji Owidiusza dotyczy kli-
matu. Oto Jowisz, czyli Zeus, ścieśnił wiosnę i pognał każdy rok
drogą czterech pór przez lato, burzliwą jesień, zimę i krótką
wiosnę. Dopiero wtedy powietrze zbielało w suchym upale, a zi-
mą, w lodowatym wietrze, zawisnęły sople. Ludzie po raz pierw-
szy skryli się w domostwach, którymi były jaskinie, chaszcze,
szałasy uwite z gałęzi przetkanych korą. Wówczas też dopiero
zaczęli rzucać zbożowe ziarno w długie bruzdy, wyryte pługiem:
właśnie dlatego pod twardym jarzmem jęknęły woły. Dokonał się
więc, czy od razu na początku "srebrnego wieku", czy w jego
ciągu, może nawet u schyłku, wielki przełom w egzystencji ludz-
kości, jakim było powstanie rolnictwa po tysiącleciach zbieractwa.
Zasoby tradycji, z których i Hezjod, i Owidiusz czerpali mate-
rię do swoich opowieści, nam przeważnie nie są dostępne. Za
chwilę natkniemy się tu na szczególnie wielką różnicę między
narracją Owidiusza a mitem Hezjoda. U rzymskiego poety nastę-
pują po ludziach "srebrnych" już tylko dwa "wieki": "spiżowy"
i "żelazny". Natomiast w Pracach i dniach płyną przed naszymi
oczyma jeszcze trzy "pokolenia". Najpierw "spiżowe". Oto Zeus
Ojciec uczynił trzeci lud, w niczym niepodobny do "srebrnego",
wywiedziony z jesionów, który był bardzo grozny i mocny. Dbali
jedynie o pełne jęku czyny Aresowe, wojenne, lubowali się
w przemocy. Nie jedli chleba, w ich piersiach srożył się duch
87
##
POCZTKI LUDZKOŚCI
z adamantu. Wielka była ich siła, olbrzymie ciała, niezmożone
ręce, ciągle gotowe do zmagań. Zbroje mieli ze spiżu, w spiżo-
wych też mieszkali domach, spiżem orali ziemię; czarnego żelaza
jeszcze nie było. Wyniszczyli siebie nawzajem w zażartych bojach
i odeszli do stęchłego domostwa mroznego Aidesa (Hadesa), nie
zostawiając po sobie sławy na ziemi. Mocarzami niegdyś byli,
a jednak czarna pochwyciła ich Śmierć i musieli odejść z promien-
nej jasności słonecznej.
"Wiek spiżowy" O "spiżowych" Owidiusz ma bardzo mało do powiedzenia,
ocenia ich łagodniej jednak niż Hezjod; mówi, że w porównaniu
ze "srebrnymi" byli oni ludzmi sroższego ducha i skwapliwszymi
do walki, ale nie oddanymi zbrodni. My zaś, pochyleni nad
Hezjodem, czujemy tu jakby tchnienie historii. Albowiem ci zakuci
w spiż wojownicy to chyba już są pragreccy przybysze z północ-
nych stepów na obszary "pelazgijskie", które podbili i w ciągu
drugiego tysiąclecia przed Chr. uczynili Grecją kontynentalną
i wyspiarską. Uderzającą zaś cechą wizji Hezjoda jest to, że
u niego epoka "spiżowa", która u Owidiusza będzie jedna, roz-
szczepia się na dwa różne "wieki": "spiżowy" i "heroiczny". Ten
czwarty lud był o wiele sprawiedliwszy i szlachetniejszy od po-
przedniego.
Są, jak myślę, dobre podstawy do mniemania, że w chłopskiej
Beocji, gdzie wzrósł Hezjod, pełnej starych miejsc świętych i szep-
tanych trwożnie, z pokolenia na pokolenie, podań - i greckich,
i "pelazgijskich" - przechowały się lepiej, niż w innych greckich
krainach, pradawne wspomnienia, widma strasznej epoki podboju.
Tamci przybysze ze stepów w początkach drugiego tysiąclecia
dawnej ery to chyba są właśnie Hezjodejscy ludzie "spiżowi",
najezdzcy, którzy po kilku stuleciach ucywilizują się: mieszając się
z plemionami podbitymi, ucząc się od nich kunsztów i kształcąc
własne sztuki, staną się Achajami żyjącymi w zamkach kultury
mykeńskiej. Ich, jak można mniemać, pieśniarz beocki oddziela od
dzikszych przodków. Dzięki odróżnieniu wieku "heroicznego"
powstała przestrzeń, w której mogły się rozgościć (przeniesione
przez tradycję ponad przepaścią "ciemnych wieków" po upadku
kultury mykeńskiej) wielkie mity o bohaterach, te, które opiewał
Homer, i inne, przechodzące z ust do ust. Niektórzy uczeni uwa-
żają Hezjoda za głównego prekursora mających się w kulturze
greckiej już niedługo po nim pojawić filozofów; albowiem naboż-
nie przechowując tradycję, zarazem stara się jej nadawać racjonal-
ny ład. Być może, owo rozszczepienie przekazanej mu przez
tradycję epoki "spiżowej", jeżeli to właśnie on go dokonał, jest
jednym z wielkich przykładów takiej racjonalizacji.
88
##
WIEK CHWAAY
I WIEKI NIEDOLI
U Owidiusza ostatni wiek, "żelazny", załomocze w wersach "Wiek
Przemiany zaraz po krótkiej, niemal przelotnej, wzmiance o wieku heroiczny"
"spiżowym". Zupełnie inaczej u Hezjoda: zanim nas dopadnie
wiek "żelazny", dowiadujemy się wiele o wieku "heroicznym".
Ludzie owej epoki, opowiada nam pieśniarz beocki, też walczyli
i ginęli, ale inaczej, bo byli inni (Prace i dnie, 155-173):
Gdy ziemia tamtych ludzi pokryła, Zeus inne,
Czwarte na urodzajnych łęgach pokolenie
Uczynił, sprawiedliwsze, szlachetniejsze, boski
Ród mężów bohaterskich, zwanych półbogami,
Pokolenie poprzednie przed nami na ziemi.
Część ich zgładziła sroga wojna, wrzawa bitwy
Kiedy się pod stubramną Tebą w kraju Kadma
Mocowali o trzodę Edypa, a innych,
Gdy popłynęli w nawach i o pięknowłosą
Helenę bój toczyli, śmierć wzięła pod Troją.
Innym jednak Zeus Ojciec życie i mieszkanie
Dał od ludzi daleko. hen na krańcach ziemi.
Żyją sobie beztrosko, gdzie Błogosławionych
Wyspy są nad głębokim wirem Okeanu,
Szczęśliwi bohaterzy. Słodkie jak miód plony
Wydaje dla nich trzykroć na rok ziemia żyzna.
Po tym następują trzy wersy niepewne, z których pierwszy
zachował się jako cytat u neoplatonika Proklosa z V wieku po
89
POCZTKI LUDZKOŚCI
Chr., a dwa dalsze zaczerpnęli filologowie z jednego tylko papirusu:
Z dala od nieśmiertelnych Kronos im panuje,
Bo z pęt go ojciec ludzi i bogów rozwiązał.
I ci ostatni także mają cześć i chwałę.
Nie da się rozstrzygnąć, czy owe trzy wersy pochodzą od autora
Prac i dni. Ale poprzez wersy poprzednie docierają do nas niejakie
wieści o tych wyspach (położonych na dalekim Zachodzie'?). Samą
ich nazwę polską przejmuję z naszej językowej tradycji; trzeba
jednak pamiętać, że nie wiadomo, co dokładnie znaczy greckie
wyrażenie mnkaron nesoi; etymologia bowiem przymiotnika mn-
kar jest nadal przedmiotem sporów; może znaczy on: "szczęśli-
wy", a może raczej: "potężny"; w każdym razie nie można wątpić,
iż odnosi się szczególnie do bogów. Na Wyspach Błogosławionych
gleba jest tak żyzna i łaskawa, jak w innych krainach była w wie-
ku "złotym". Dotyka tych wysp skłębiony głęboko nurt opływają-
cej całą ziemię rzeki Okeanosa.
"Wiek żelazny" według Hezjoda Dopiero po roztoczeniu takich wizji Hezjod pogrąża się w swo-
jej epoce, tej, która go otacza, "żelaznej". Także ona, jak przedtem
wiek "spiżowy", zwraca nasze myśli ku historii. Żelazo w greckich
bitwach załomotało w czasach rozpadania się kultury mykeńskiej.
To właśnie wtedy zaczęły się burzliwe, pełne nowych wędrówek
plemion, "ciemne wieki". Pieśniarz załamuje ręce (w. 174-184):
Czemuż żyć muszę pośród piątych! Czemuż pierwej
Nie umarłem lub pózniej się nie urodziłem!
Teraz zaiste ród jest żelazny. Dzień ludziom
Nie mija bez utrudu i męki, noc żadna
Bez zagłady. Bogowie udręczą ich smutkiem.
Lecz nawet im się nieco dobra ze złem zmiesza.
Zeus zaś ród ten śmiertelnych ludzi zniszczy. kiedy
Zaczną się oni rodzić już z siwymi skrońmi.
Ojciec z dziećmi nie zgodzi się ni dzieci z ojcem,
Ani gość z gospodarzem, ni druh jeden z drugim.
Ani brat bratu miły nie będzie, jak niegdyś.
Zdaje się, że Hezjod, przygnębiony sporem z bratem Perse-
sem o majątek, mniema, iż ta przepowiednia już się w coraz więk-
szej mierze wypełnia. Dzieje się zle, będzie się działo coraz go-
rzej. Ludzie będą znieważać postarzałych wcześnie rodziców, nie
oszczędzą im przykrych słów, nie lękając się nawet oczu bogów.
90
Wiek chwały i wieki niedoli
Goła przemoc stanie się prawem. Będą nawzajem łupić swoje
miasta. Nie uczczą człowieka wiernego przysiędze, sprawiedliwe-
go, dobrego, lecz raczej złoczyńcę i jego bezprawie. Ich prawo
będzie w pięści. Zły pokrzywdzi lepszego, mówiąc fałszywe świa-
dectwo przeciw niemu. Kłamstwo utwierdzi przysięga. Za wszyst-
kimi nędznikami podąży Zawiść o wstrętnym obliczu, złym języ-
ku, radująca się ludzką niedolą. Nadejdzie w końcu taki dzień,
kiedy bogini Ajdos (Wstyd) i bogini Nemezis, pięknie odziane
w białe szaty, odejdą z ziemi o szerokich drogach na Olimp,
porzucą ludzkość, aby się połączyć z nieśmiertelnymi bogami.
Ludziom śmiertelnym zostanie jeno gorzki ból, bez żadnej obrony
przed złem.
W narracji Owidiusza zaś dopiero "wiek żelazny", a nie który-
kolwiek z poprzednich, jest porą kształtowania się cywilizacji;
wcześniej ledwie siano zboże i zaprzęgano woły do orki, nic
więcej się nie działo. A powstawanie cywilizacji jest - według
wyrażonej tu przez rzymskiego poetę koncepcji, którą chyba
odrzuciłoby wielu antycznych Greków - zarazem procesem dege-
neracji moralnej. Oto jak Owidiusz opisuje (w. 128 i n.) "wiek
żelazny" (Dziewica Gwiezdna, Virgo Astraea, to jest grecka Astra-
ja, bogini sprawiedliwości, córka Zeusa i Temidy; kiedy ze spla-
mionej ziemi odeszła między gwiazdy, stała się konstelacją Panny,
szóstym znakiem zodiaku):
W wiek się gorszego kruszcu wnet nieprawość
Wdarła przeróżna, a wstyd. prawdomówność.
Wierność odeszły, ich miejsce zajęły
Zdrady, podstępy, knowania i przemoc.
I niegodziwe pożądanie zysku.
Płótna otwierał żeglarz wiatrom. których
Nie poznałjeszcze. Belki, które długo
Stały na szczytach gór, już się na obcycłu
akołysały wodach. Ziemię przedtem
Wspólną, jak światło słońca, jak powietrze,
Przezorny rolnik piętnował liniami
Granic. Żądano zaś od niej, rodzajnej,
Nie tylko plonów należnych. W głębinę
Zstąpiono, skarby, jakie tam ukryła
I stygijskimi osnuła cieniami,
Rydel wydziera, podnietę występków.
Szkodliwe już się żelazo, szkodliwsze
Wyłania złoto. Wojna się wynurza,
Która obojgiem walczy, w okrwawionej
91
##
POCZTKi LUDZKOŚCI
Ręce potrząsa chrzęszczącym orężem.
Żyje się z łupu. Z ręki gospodarza
Gość może zginąć, zięć od teścia. Rzadka
Wśród braci miłość. Żonie mąż skonania
Życzy, mężowi żona. Żółty tojad
Straszne macochy warzą. Syn przed czasem
Skąpi lat ojcu. W proch padła pobita
Zbożność, a z niebian ostatnia, Dziewica
Gwiezdna, zbroczone ziemie pożegnała.
Wracam znowu do Hezjoda i wszystkie jego "wieki" ogarniam
wzrokiem. O "wieku złotym" wyznam otwarcie: nie wiem, co to
było i jak to było. Pózniej jednak jest u Hezjoda jeszcze "wiek"
w inny sposób złoty, czy raczej wyzłocony (we wspomnieniu
i w poezji): epoka mitów heroicznych. Otoczona jest ona epokami
innych barw: są dwa bolesne wieki przed nią i tragiczna epoka po
niej, pełna grozy, jakiej zresztą doświadczyliśmy także w naszym
stuleciu. Co się tyczy dwóch bolesnych epok wcześniejszych, to
trzeba rzec, iż niedola "wieku spiżowego" jest prosta, łatwo
dotykalna: jest to ciężar zbrojnego najazdu, jaki się zwalił na
rolnicze plemiona, zmora bezprawia zdobywców. Niedola zaś
"wieku srebrnego" jest bardziej zagadkowa.
Czar "wieku heroicznego" i gorycz Teraz przez chwilę zatrzymuję się nad myślą o "wieku heroicz-
nym", który mi się jawi jako nie mniej złoty niż tamten "wiek"
u świtu czasów. O, na pewno nie mniej złoty. Bo z takim trudem,
z taką wiernością, z taką miłością wyzłocony. Jego drogami wę-
drujemy przez większą część tej książki. Dla wielu ludzi był on
i jest schronieniem, ucieczką od cienia innych "wieków". Ci ludzie
w nim żyją. Bynajmniej nie żyje się w nim łatwo. Twardy jest
bowiem i głęboko prawdziwy. Poznając go, nieraz się zaciska zęby
i pięści. Staje się wobec greckiego misterium antynomii nierozwią-
zalnych. Wobec greckiego wezwania, żeby się nigdy nie łudzić.
Spieczone gorzkim poznaniem wargi zwilża się wodą Muz, ale ta
woda ma ostry, zimny smak górskiego potoku.
Już podejmuję z powrotem badanie i opowieść. Dotknęliśmy
zagadki "wieku srebrnego". Ci ludzie bardzo niemrawo się rozwi-
jali, przez długie lata byli jak dzieci, a gdy wreszcie dorastali, żyli
krótko; ich dojrzała egzystencja na ziemi była w najwyższym
stopniu nietrwała. To, że zarazem krzywdzili jedni drugich i grze-
szyli zuchwalstwem, nie wyróżnia ich bynajmniej spośród obywa-
teli innych bolesnych "wieków": "spiżowego" i "żelaznego". Ale
porażenie rozwoju cechuje tylko ich jednych. Chyba nam się
niemal narzuca rozpoznanie, że ze wszystkich ukazanych przez
92
##
Wiek chwały i wieki niedoli
Hezjoda epok człowieka tylko ta jedna, "srebrna", jest napiętnowa-
na jakimś podobieństwem do takiego obrazu pierwotnej ludzkości,
jaki przed nami usiłuje odsłonić obecna nauka w obu swoich
odłamach, którymi są prehistoria i etnologia. Czy ludzkość w dłu-
gich tysiącleciach epok kamienia była podobna do "srebrnych"?
Taką w każdym razie zobaczyli Europejczycy, gdy na innych
kontynentach i na niemal pustynnych wyspach odkrywali w cza-
sach nowożytnych pierwotne, posługujące się kamiennymi narzę-
dziami ludy. Plemieniem tego rodzaju byli na przykład nieszczęśni
Tasmańczycy, których wymordowano w XIX wieku.
Czy w micie utrwalonym przez Hezjoda dostrzegamy przecho-
wany przez tradycję ludzkości cień wspomnienia o egzystencji
w czasach pradawnych, sprzed początków rolnictwa? Czy raczej
obraz ten roztoczyły przed Grekami obserwacje ich podróżników,
stykających się z istniejącymi wówczas dosyć obficie, na przykład
w Afryce, plemionami prymitywnymi? To jeszcze jedno z pytań,
na które nie ma odpowiedzi. Ale świadomość, że właśnie taka
mogła być pradawna ludzkość (niezależnie od tego, czy był kiedyś
"wiek złoty", czy go nie było; mogli oni przecież snuć przypusz-
czenie, że owa tak ułomna pierwotność nastąpiła dopiero po
"wieku złotym" i że była stanem ludzkości po jakimś upadku),
istniała w antycznej kulturze greckiej, choćby nie miała przewagi
nad innymi poglądami. Pierwszy wielki wyraz owej świadomości,
jaki dociera do naszej wiedzy, bo właśnie się przechował, spotyka-
my w tragedii Ajschylosa o Prometeuszu skowanym. Ateński po-
eta, który napisał ten utwór, zrozumiał i wysłuchał mitycznego
buntownika chyba trzezwiej i głębiej niż ktokolwiek inny.
93
##
PODSTęPY
PRZEBIEGAEGO TYTANA
Atlas Niebawem staniemy wobec wielkiego Tytana. Jego imię, Pro-
metheus, znaczy "Wprzód-Myślący", czyli Roztropny. Pierwsze
wieści o jego rodzie czerpiemy z poematów Hezjodejskich.
W Teogonii czytamy, że Tytan Japetos pojął w małżeństwo oke-
anidę, którą Hezjod zwie Klimene (czyżby tożsamą z matką
Faetonta i Heliad? - nie wiemy), a niektóre inne świadectwa-
Azja. Ta urodziła Japetosowi Atlasa, Menojtiosa, Prometeusza
i Epimeteusza. W imieniu Atlasa słyszymy ten sam pierwiastek,
który trwa w słowie tlan, "cierpieć", "znosić", wzmożony tak
zwanym przedrostkiem intensywnym a. Atlas więc to ktoś bar-
dzo cierpliwy, a przy tym, jak się dowiadujemy od Homera, także
"podstępny" albo nawet "knujący złe zamysły" (nie wiemy na
pewno, jak trzeba tu rozumieć przymiotnik oloophron). W Odysei
(1, 52-54) mówi się, że nimfa Kalipso jest córką takiego właś-
nie niebezpiecznego Atlasa (ściślej: Atlanta; po grecku: Atlas,
AIlamos)
który poznał Głębiny całego morza i włada wielkimi
wyspami, jakie są pomiędzy ziemią i niebem.
To znaczy, że na nich niebo, rozpięte nad wielkim dyskiem
ziemi, opiera się. U Hezjoda jednak zadanie Atlasa jest bardziej
mozolne, co pózniej, jak przeczytamy, potwierdzi też Ajschylos.
Teogonia (517-520) poucza nas:
94
Podstępy przebiegłego Tytana
Przemożnie zniewolony dzwiga on na głowie
I nieznużonych rękach wielkie niebo, stojąc
Na skraju ziemi wobec cudnie śpiewających
Hesperyd; taką mądry Zeus mu sprawił dolę.
W pózniejszych czasach (już u Herodota, 4, 184) utożsamia się
owego olbrzyma z kamienną górą, z jednym z podniebnych szczy-
tów w północno-zachodniej Afryce, w górach Atlasu.
Zwróćmy od razu w tym miejscu uwagę także na Hesperydy
(Hesperides), które w naszej wędrówce po szlakach mitów jeszcze
będziemy spotykali. Są to "Córki Wieczoru" (Hesperos), co może
znaczy jeno: nimfy zachodniego krańca świata. Ile ich było? Może
trzy, może cztery, może jeszcze więcej. Tradycja będzie podawała
takie ich imiona (niektóre z nich są może rozszczepionymi wersja-
mi jednego miana): Ajgle (to imięjest najwyrazniejsze: "Jasność"),
Eryteja ("Czerwona"), Aretuza (Arethuso, etymologia nie znana),
Hespere, Hesperetuza (oba te imiona od Hesperos). Według Teogo-
nii, jak już czytaliśmy, zrodziła je - ta sama, która wydała Mojry
i Kery - Noc pierwotna. Pózniej wykreślano dla Hesperyd rozmai-
tą genealogię. Może powiłaje Atlasowi Hesperis, córka Hesperosa
(patrona gwiazdy wieczornej, młodzieńca, który pierwszy wszedł
na szczyt gór Atlasu, aby wpatrywać się w światła niebieskie,
i porwał go stamtąd wicher). Może były córkami Pontoidów,
Forkysa i Keto. Niekiedy jednak mniemano, iż od owych dwojga
pochodził raczej smok Ladon, który owym śpiewaczkom pomagał
w ich zadaniu, jakie stanowiło strzeżenie cudownego drzewa (czy
drzew), gdzie promieniały pośród liści złote jabłka. Owoce te,
opowiadano, były podarunkiem, jaki Gaja-Ziemia zgotowała na
ślub Hery z Zeusem; być może Hera zachwyciła się złotym ich
roziskrzeniem na stole biesiadnym i zasadziła owocujące nimi
drzewa w ogrodzie nad zachodnim brzegiem rzeki Okeanosa,
powierzając pieczę nad nimi Hesperydom. A może już sam boski
ślub odbył się w sadzie, raju wiecznej wiosny,'?
Co się tyczy reszty potomstwa Japetosa, o Menojtiosie czytamy
w Teogonii, że Zeus, oburzony jego pychą i brutalnością, ustrzelił
go piorunem i strącił w otchłań Erebu; Apollodoros upewnia nas,
iż stało się to podczas wielkiej tytanomachii. W świecie życia
i ruchu pozostali dwaj Japetydzi, Prometeusz i Epimeteusz. Tu od
razu powiedzmy, że przeciwieństwo jest wypisane już w ich
imionach. Miano bowiem Epimetheus znaczy "Wstecz-Myślący".
Różnica między zdolnością przewidywania a spózniającym się
myśleniem miała się przejawić pośród zdarzeń, które się nam jawią
nieco dziwne przez swoją prostotę, chciałoby się rzec: przez to, że
95
POCZTKI LUDZKOŚCI
wyglądają na jakąś serię anegdot. Zaczynają się one od tego, że
Prometeusz przebiegle oszukał Zeusa. W Pracach i dniach mówi
się najpierw ogólnie (w. 42 i n.), iż bogowie zataili przed ludzmi
środki do życia, więc ci muszą je wydzierać z ziemi mozolną
pracą. Ale zaraz autor dodaje, iż przyczyną takiego potraktowania
ludzi był gniew Zeusa na szalbierstwo Prometeusza; właśnie
dlatego władca olimpijski ukrył zwłaszcza ogień. Teogonia zaś
podaje (w. 535 i n.) dosyć dokładnie, na czym tamto oszustwo
polegało. Oto gdy bogowie i śmiertelni ludzie zawierali między
sobą w miejscowości Mekone (upatrywanej potem przez Greków
w pobliżu Sykionu, miasta w północnej części Peloponezu, nieda-
leko od Koryntu) układ dotyczący mięsa ofiarnego, Prometeusz
uciekł się do podstępu.
Układ w Mekone Był to szczególny moment w dziejach świata. Skończył się
właśnie, wraz z epoką pokonanego przez Zeusa Kronosa, "wiek
złoty" ludzkości, którego jedną ze znamiennych cech stanowiło,
jak się domyślamy, to, iż ludzie ucztowali z bogami. Relikty takich
biesiad niekiedy przebłyskują nam jeszcze w czasach pózniej-
szych, mianowicie w "wieku heroicznym". Stanowiły one przywi-
lej wybranych jednostek, obdarzanych przez bogów wyjątkowymi
łaskami. Roztaczały się ludzko-boskie uczty zwłaszcza z okazji
małżeństw zawieranych między śmiertelnymi a nieśmiertelnymi.
Pindar na przykład w trzeciej Odzie Pytyjskiej (w. 86 i n.) wspo-
mina dwóch ludzi z "wieku heroicznego": Achillesowego ojca,
Peleusa, który poślubił nereidę Tetydę, oraz Kadmosa, założyciela
Teb, który dostał za żonę Harmonię, córkę Aresa i Afrodyty.
Beztroskie się życie
Ani Peleusowi, synowi Ajakosa,
Ni podobnemu bogom Kadmosowi
Nie zdarzyło, lecz wieść głosi,
Iż najwyższe dla śmiertelnych szczęście
Mieli oni, bo słyszeli wśród gór
I w Tebach siedmiobramnych
Śpiew Muz wieńczonych złotem,
Kiedy ten brał krowiooką Harmonię,
A tamten Tetydę, przesławne
Nereusa, dobrego doradcy, dziecię.
Były to więc bankiety weselne, uświetniane śpiewem samych
Muz! W pierwszej Odzie Olimpijskiej (w. 37 i n.) powiada Pindar,
że Tantal, którego słynną zbrodniczość ten poeta neguje, "zapraszał
bogów na doskonale wyprawiane uczty w swoim drogim Sipylos,
96
Podstępy przebiegłego Tytana
odwdzięczając się za wieczerze, jakich oni mu udzielali". Także to
wyjątkowe obcowanie bosko-ludzkie z czasem dobiegło kresu.
Wtedy trzeba było wydzielić z ludzkich posiłków tę część, którą
należało spalać w ofierze dla bogów. Pertraktacje odbyły się
w okolicznościach, jakie dzięki Hezjodejskiej Teogonii znamy.
Nad światem już panował Zeus, a jako rzecznik ludzi wystąpił
Prometeusz, który był jego boskim kuzynem: ojcowie obu, Kronos
i Japetos, byli przecież Tytanami, braćmi, synami Uranosa i Gai.
Przemyślny Tytan pośpieszył się z podzieleniem rozrosłego wołu
na dwie części, które przedstawił bogom. Z jednej strony położył
przykryte skórą mięso i jelita, a z drugiej kości owinięte po
wierzchu tłuszczem. Podstępnie wezwał Zeusa, żeby wybrał, co
woli. Z jednej strony ubogo ciemniała skóra, z drugiej jarzyła się
białość tłuszczu. Ojciec bogów i ludzi przemówił do niego: "Synu
Japetosa, najsłynniejszy z mocarzy, poczciwcze, jakżeś ty nierów-
no podzielił te części !" Tak rzekł z naganą Zeus, którego mądrość
nigdy się nie zaćmi. Prometeusz zaś odpowiedział z chytrym
uśmiechem: "Najwspanialszy Zeusie, największy z wiecznych bo-
gów, wybierz tę część, którą ci duch twój zaleca".
Anegdota jawi się nam zaiste tak surowa, tak pierwotna, jak
rozrąbane mięso. Chyba powtarzano ją niegdyś z przebiegłą satys-
fakcją. O co tu chodziło? O uzasadnienie stosowanej praktyki
ofiarnej, polegającej na tym, że na ołtarzu spalano dla bogów
przede wszystkim te części zwierzęcia, które były mało użyteczne
jako pokarm, całą zaś resztę spożywali ludzcy uczestnicy obrzędu.
Jakim prawem ludzie byli tak uprzywilejowani? Wyniknęło to,
opowiadano, z podstępu Prometeusza, który sam też był przecież
bogiem, a stanął po stronie ludzi. W pierwszej wersji mitu złuda
usnuta przez przebiegłego Tytana była najprawdopodobniej sku-
teczna: Zeus dał się oszukać i wybrał właśnie część gorszą,
olśniony świetlistością tłuszczu.
Ale Hezjod, jak już o tym mówiliśmy, dokonuje nieraz racjo-
nalizacji mitów. Jego zdaniem Zeus bynajmniej nie dał się zwieść.
Przejrzał machinację Prometeusza i uznał ją za sposobność do
zesłania niedoli na śmiertelnych ludzi. W obie ręce uchwycił biały
tłuszcz, pod którym zagrzechotały kości. Od tego momentu nieod-
wołalna już była zasada obrzędów ofiarnych: bogom przypadną
kości i tłuszcz, z którego zresztą najwięcej wzbija się dymu i won-
ności ku niebu, ludzie zaś będą jedli mięso. Zeus natomiast zdobył
mocną podstawę do wypełnienia gniewu, jaki nim zatrząsł, do
wymierzenia srogiej kary ludziom i Prometeuszowi.
Wersja Hezjoda jest na pewno bardziej racjonalna od tamtej
pierwotnej, jakiej się domyślamy. Ale obie mają tę wspólną cechę,
97
POCZTKI LUDZKOŚCI
że prześwituje poprzez nie wyrazny brak jakichkolwiek serdecz-
nych stosunków między ludzmi i bogami.
Każdy dar bogów, matko, choćby nie był miły
Trzeba przyjąć, bo więcej, niż my, mają siły.
Takie słowa usłyszymy w hymnie homeryckim Do Demeter
(w. 147-148). Bogowie są silniejsi, tylko tyle. Ale jest to bardzo
wiele, Zależy od nich nasza dola, dlatego trzeba się z nimi liczyć.
O serdeczne zaś stosunki było ludziom zaiste niełatwo, gdy w wie-
ku "srebrnym", a potem "spiżowym" i "żelaznym", doświadczali
bezlitosnego, jak często mniemali, milczenia przyrody, jej nieczu-
łości wobec ich cierpień. Niewiele też mogli się ci ludzie spodzie-
wać tkliwości od boskich mocarzy, którzy nad ich głowami toczyli
walki o panowanie nad światem; obalali własnych rodziców i mio-
tali jedni w drugich ogromami gór.
Ukrycie ognia Kara, jaką oburzony szalbierstwem Prometeusza Zeus wymie-
rzył ludziom, była dwoista. Po pierwsze, powiada Hezjod (Prace
i dnie, 50), kryptepw "ukrył ogień", którym, można mniemać,
przedtem się posługiwali. Hezjod pięknie nazywa ogień: "moc
niestrudzonego ognia" albo "widzialny z dala blask niestrudzone-
go ognia"; wyczuwa się, że ten chłopski poeta z Beocji nieraz się
grzał przy ognisku przez długie nocne godziny. Ukrył więc Zeus
przed ludzmi nasienie owego promiennego cudu, ale, jak potem
czytamy i w Pracach i dniach, i w Teogonii, dzielny Japetyda
przechytrzył go. Ukradł to nasienie, wyniósł je w pustym wnętrzu
łodygi rośliny zwanej nartheks, która pono była rodzajem wielkie-
go kopru, i przywrócił ludziom. Spierano się potem, gdzie je
pochwycił: czy spod kół rydwanu Heliosa, czy z kuzni Hefajstosa
na wyspie Lemnos.
98
##
PANDORA
Trudno się więc dziwić, że Zeus, widząc, jak rozpłomienił
się u śmiertelnych ogień, jeszcze się bardziej rozgniewał.1 wy-
mierzył ludziom drugą karę. Czytając o niej w Hezjodejskich
poematach, czujemy się jeszcze głębiej, niż to było w przy-
padku pertraktacji w Mekone, wepchnięci w sferę jakiejś pier-
wotnej anegdoty. Oto Zeus nakazał przesławnemu Kalece,
chromemu na obie nogi, czyli Hefajstosowi, żeby ulepił z ziemi
postać cnotliwej, czy może tylko nieśmiałej, nidoie (Prace
i dnie, 71; Teogonia, 572), dziewczyny. Autor Teogonii naj-
prawdopodobniej pojmuje to zdarzenie jako stworzenie pierw-
szej na świecie kobiety. Powiada bowiem (w. 590), że od owej
dziewczyny właśnie wywodzi się ród niewieści. Jakże więc
przedtem ludzie przychodzili na świat? Może tak, jak
przodek Ateńczyków, Erechteus, który się urodził wprost
z ziemi?
Ukształtowanie dziewczyny opisują oba poematy Hezjodej-
skie. Czytając Teogonię, widzimy, jak ulepioną przez Kulawca
postać Atena, sowiooka bogini, przepasuje i ozdabia srebrną
szatą. Bierze w ręce haftowany wzorzyście welon, tak misterny,
że aż dziwnie było na niego patrzeć, i sama osnuwa nim głowę
owej pięknej, aby spływał na plecy. Wkłada jej też na głowę złotą
koronę, którą przesławny Kulawiec własnoręcznie wykuł jako dar
dla Zeusa. Zdumiewające były na tym rękodziele wizerunki
większości zwierząt, które karmi ziemia i morze, tak podobne,
jakby były żywe i jakby miały się odezwać, a piękność biła z nich
99
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kubiak Zygmunt Mitologia Greków i Rzymian cz VKubiak Zygmunt Mitologia Greków i Rzymian cz VIIKubiak Zygmunt Mitologia Greków i Rzymian cz IVKubiak Zygmunt Mitologia Greków i Rzymian cz IKubiak Zygmunt Mitologia Greków i Rzymian cz VIKubiak Zygmunt Mitologia Grków i Rzymian cz IIIKubiak Zygmunt Mitologia grecka2009 SP Kat prawo cywilne cz II413 (B2007) Kapitał własny wycena i prezentacja w bilansie cz IIFotografia ślubna zdjęcia w plenerze, cz IIChoroby obturacyjne górnych dróg oddechowych u koni cz II(1)więcej podobnych podstron