MICHA¸ OLSZEWSKI
MICHA¸
OLSZEWSKI
(ur. 1977 w E"ku) dziennikarz, prozaik.
Dawniej redaktor krakowskiego oddzia"u
Gazety Wyborczej , obecnie pracuje
w Tygodniku Powszechnym . Za reportaÅ»
Przez dotyk otrzyma" g"ównÄ… nagrod´
w konkursie Oczy otwarte , w 2009 roku
nominowany do Nagrody
im. A. Woyciechowskiego i Grand Press
w kategorii publicystyka. Zadebiutowa"
zbiorem opowiadał Do Amsterdamu (2003),
nast´pnie wyda" tom prozy Chwalcie "Ä…ki
umajone (2005) i powieĘç Low-tech (2009).
Mieszka w Krakowie.
michalolszewski.blog.onet.pl
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki.
MICHA¸ OLSZEWSKI
Arkadij Babczenko
Dziesi´ç kawa"ków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii
Max Cegielski
Pijani Bogiem
Oko Ęwiata. Od Konstantynopola do Stambu"u
Barbara Ehrenreich
Za grosze. Pracowaç i (nie) przeÅ»yç
Marc Fernandez, Jean-Christophe Rampal
Miasto morderca kobiet
Peter Godwin
Gdzie krokodyl zjada s"ołce
David Grann
Zaginione miasto Z
Tony Horwitz
B"´kitne przestrzenie. Âladami kapitana Cooka
Wojciech Jagielski
Dobre miejsce do umierania, Modlitwa o deszcz
Nocni w´drowcy, WieÅ»e z kamienia
Tobias Jones
Sny o Utopii. PodróŻe w poszukiwaniu dobrego Życia
Marek K´skrawiec
Czwarty poŻar Teheranu
Krystyna Kurczab-Redlich
G"owÄ… o mur Kremla
Murat Kurnaz
Guantanamo. Pi´ç lat z mojego Å»ycia
Sven Lindqvist
Wyt´piç ca"e to byd"o
Terra nullius. PodróŻ przez ziemi´ niczyjÄ…
Juliette Morillot, Dorian Malovic
Uchodęcy z Korei Pó"nocnej
Cees Nooteboom
Drogi do Santiago
Walerij Paniuszkin, Michai" Zygar
Gazprom. Rosyjska broł
Konrad Piska"a
Sudan. Czas bezdechu
Åsne Seierstad
Ksi´garz z Kabulu, Dzieci Groznego
Kamila S"awiłska
Nowy Jork. Przewodnik niepraktyczny
Tiziano Terzani
W Azji
Fabienne Verdier
PasaŻerka ciszy
Xue Xinran
Dobre kobiety z Chin
MICHA¸ OLSZEWSKI
Copyright © by Wydawnictwo W.A.B., 2010
Wydanie I
Warszawa 2010
Krzy 2007
Jastrz bia Góra
Rozewie
Cetniewo
eba
W adys awowo
Mielno
Ustka Cha upy
Puck
Sarbinowo
G ski Gdynia
Ko obrzeg Gda sk
K trzyn
Koszalin
Tczew
Dargos aw
Nowe
Warpno Barczewo
I awa
Szczecin
Sokó ka
Mo ki
Borsukówka
Solec
Dobrzyniewo Du e
Kujawski
Bydgoszcz
Bia ystok
Bielsk Podlaski
Pruszków
Toru
Ma kinia
Rembertów Górna
W oc awek
Pozna
Siemiatycze
ochów
T uszcz
Kutno Ostrom czyn-Kolonia
Sochaczew
Warszawa
Zielona Góra
owicz
Janki
Skierniewice
Kalisz
Radzy Podlaski
ód Koluszki
Bia obrzegi
Kock
Idzikowice
Wo ów Koz ów
Opoczno
Radom
Psary
Lublin
Wroc aw
Zgorzelec
Krzczonów
Kluczbork Skar ysko-Kamienna
Wa brzych
Kielce
Sandomierz
Opole
Jezioro J drzejów
Gorzyce
Otmuchowskie
Osiek
Tarnobrzeg
Góra w. Anny
Po aniec
Szynwa d
D browa Tarnowska
Racibórz
Rzeszów
Tarnów
Biecz
Jas o
Stró e
Przemy l
Iwonicz-Zdrój
Zagórz
Szczawnica
Ryglice
Zakopane
E7
A4
Wi ajny
Kiekskiejmy
ytkiejmy
Rutka-Tartak
Skajzgiry
Sta czyki
Przero l
Filipów
Supienie
Suwa ki
Olecko
Lipi skie
E k
Augustów
Bia a Piska
Pyrzowice
Bytom
Chorzów
S aboszów
Olkusz
Katowice
Nied wied
Miko ów
Jaworzno
Trzebinia
Dulowa
Rudy L dziny
Zgo
Krzeszowice
Chrzanów
Rudno
Che mek
1
P aza Kraków
Rybnik Libi
Niepo omice
2 3
4
Cholerzyn
Alwernia
O wi cim
Liszki
Wieliczka
Przeciszów
Jawiszowice Miejsce
Brzeszcze
Czechowice-
Okle na
-Dziedzice
My lenice
Brod a
Zebrzydowice
Kozy
Andrychów
Bielsko-Bia a Przeginia Duchowna
Skoczów
ywiec
1 Bol cin 3 Por ba- egoty
2 Regulice 4 Zalas
jazda polska
Dalej.
S z pewno ci gorsze zaj cia. Zarabiam na rozmowach
z lud mi, odwiedzam najpi kniejsze Nigdzie-kraje, a one
z wdzi czno ci zwracaj mi za podró , przy pomy lnych wia-
trach funduj c nawet posi ek, niespodziewane przygody oraz
noclegi.
Niedawno na przyk ad spa em w pokojach go cinnych przy
wielkiej sali gimnastycznej, zielone ciany kto ozdobi pomy-
s owo reprodukcj obrazu Kossaka, kaloryfer eberkowy ci g-
n si od jednej ciany do drugiej. Po ciel wygl da a na brud-
n , ale wcale taka nie by a. Pod nogami linoleum, zadawniony
t uszcz na cianie. Ogólnie czysto, a mimo to podle. Podle,
a jednak nie le, chocia nie oferowali nawet czajnika elek-
trycznego, a w pokoju i na korytarzach czu o si odwieczny
zapach sali gimnastycznej, zapach potu i tenisówek przenika
ciany, na takim zapachu mo na pogalopowa jak na rydwa-
nie w czas przesz y, ale nie mia em na to ochoty. Za drzwiami
ch opaki i dziewczyny przechodzili z szatni na trening i z po-
wrotem, pi ka do koszykówki klaska a lepko o pod og . Bez
trudu mog em sobie wyobrazi ich niewymiarowe obuwie,
s uszny wzrost, brak proporcji oraz tr dzik. Zima ko czy a si
powoli, wi c mia em ci gle ochot na herbat , a nie oferowali
w cenie cho by jednej saszetki zmielonych odyg. Tak si zda-
rza i nie ma o co robi afery. Za to by telewizor, najlepszy lek
na wieczór, a nad telewizorem zwisa a sztuczna ro linno .
Sztuczne kwiecie pleni o si te bujnie na korytarzu, co ozna- 9
cza o, e nie zbaczam z w a ciwego kursu i zmierzam nadal
w kierunku sedna tutejszej tajemnicy, nie do ko ca przekona-
ny, czy jakiekolwiek sedno istnieje. Mam pewne podejrzenia,
ale wol ich póki co nie zdradza . W ka dym razie spa em
tam, Wo ów miejscowo si nazywa, zapami ta koniecznie,
prapiastowska macierz, resztki murów obronnych, paskudny
krymina , ta sala gimnastyczna, OSiR, czyli O rodek Sportu
i Rekreacji, naprawd prze ywa em kolejne przygody firan-
ki z bistoru, podwieszany sufit nad recepcj , chi sk po ciel,
zielon lamperi i nie by o najgorzej. Tylko troch ch odno.
Bowiem nadal je d i kolekcjonuj , zbieram okruchy
wiata, nie próbuj c na si skleja ich w ca o . Wrzucam do
poszczególnych szuflad swoje skarby, a potem wyci gam, ni
na sznurki, mantry z tego powstaj chaotyczne albo ró a ce,
litanie klepane z mi o ci i odraz jednocze nie.
Jest ju tego sporo. Cho by b jak burmistrz. Rozk a-
dam si przecie wcale cz sto biwakiem w pomieszczeniach
urz dników samorz dowych ni szego szczebla, tam, gdzie
wybaczaj ub ocone buty, wymi te spodnie, tam, gdzie zielon-
kawe verticale na plastikowych sznureczkach, gdzie cz stuj
herbat albo kaw w szklankach, gdzie tanie meble, pami t-
kowe dyplomy, god o, a na szafach proporczyki z zaprzyja -
nionych miast, z innego Nigdzie. Oni opowiadaj o swoim
strachu przed powodzi , w powietrzu fruwaj dane z opieki
spo ecznej, próbuj by wzorowymi urz dnikami, k ad asfalt
oraz kupuj kred , a jednak ci gle wychodzi z nich zwyk y
cz owiek, który dr y przed kl sk ywio ow , siorbie, kocha
w nienowoczesny sposób swój powiat i le si czuje, wyje -
d aj c do stolicy województwa. Jest w tej mi o ci do kawa ka
ziemi co imponuj cego. S wi c ludzie, z których reisefieber
nie wyciska ostatnich potów. S tacy, co im si nie spieszy
gdzie indziej. Coraz rzadsza umiej tno .
Albo szuflada z przygodami kulinarnymi. Trzeba co je
10 po drodze. Niektórzy zabieraj ze sob kanapki przygotowa-
ne w domu i to jest najwi kszy b d, unikanie popasów w tych
wszystkich przera aj co weso ych miejscach, gdzie na sto ach
l duj potrawy z mikrofali, ozdobione szemran galanteri
gastronomiczn , w barach, gdzie muzyka gra zbyt g o no,
szumi telewizor, a prezenter drze z udawan szczero ci mor-
d : Sk d dzwonisz? Z Jas a, Jaworzna, Jastarni, Jelonek, Jele-
niej, Jeleniewa? Niemo liwe, mia em tam kiedy dziewczyn
czy ch opaka, ty, nie pami tam. Wygra a , wygra e w ka dym
b d razie, dwudniowe wczasy w Egipcie, ja pierdol , wygra-
e nagrod , dywan i komod , powiedz nam teraz, jak si cie-
szysz. Drze mord , a tu pozór elegancji, sztuczny kwiat, p onie
sztuczna belka w fa szywym kominku, do potrawy plasterek
pomara czy, wci ty fantazyjnie w plasterek ogórka, z plastiku
urawina, tanie meble made in China, p on butelki z alko-
holami o wietlone wiat em halogenów. Je li jesz domowe,
albo w dobrych lokalach, oszcz dzasz o dek, ale intymn
blisko z otoczeniem osi gn wtedy znacznie trudniej.
Albo d jak droga. Patrz: mier .
Na drogach mier zagl da w oczy, regularnie, ma niez e
auto i strasznie jej si spieszy, bo kredyt, bo raty, bo dziecko
odebra ze szko y, towar si psuje, szef wkurwiony, robotni-
cy oszukali, ona odchodzi, on wraca. Potem stra ak z miot
sprz ta szk o w ciemno ci, niebieski kogut wieci mu po ka-
sku, znowu si uda o, znowu nie ja, nie my.
Sposób na ycie. Poci g do cudzych domostw, pod ego
arcia, podgl danie wiata, jaki toczy si w jad odajniach,
biurach, na parkingach i drogach. Zm czenie podró ne. Nie-
zr czne s owa w biurach, udawany luz w zak adzie fryzjer-
skim Presti w Ryglicach, gdzie zagl dam, eby wypyta o co
dla mnie istotnego. Tysi ce zdumie , cho by pod D bic , tam,
gdzie kusi reklama masarni Mira , a zaraz po niej zaprasza
podobno najwi ksza w kraju hurtownia odzie y Giewont.
Swoj drog , czemu Giewont, do cholery, a nie Rysy, czemu
Giewont w ogóle zamiast or eta czy jako tak? Niezmierzo- 11
na jest pomys owo moich rodaków. Nie ma jak zasn , nuda
nie zagra a, zmys y wystawiane s na prób na ka dym kroku.
Co tu jest naprawd , a co na niby, jak znale drog w ród
mira y? Jak si zorientowa ?
Zapach sztucznej ro linno ci mnie prowadzi. Bary i miej-
scowo ci przekazuj jedne drugim. Plastikowy bluszcz, a na
deser urek domowej roboty z torebki.
Co krok przygoda.
Wo ów 2008
półsny
Podobno przychodzi do nas ta umiej tno w trakcie niebez-
piecznych podró y.
Ale nie w rodku d ungli Borneo czy po walce z rozw cie-
czonym gorylem. Mowa o wyjazdach znacznie trudniejszych,
zwyk ych jak bu ki poranne z polepszaczem smaku. O tym,
co napiera na robotników drukarni w autobusie nr 125 z kra-
kowskich Rybitw, o tym, co czyha w nocnym osobowym do
Trzebini, w przedzieraj cym si przez grudzie busie relacji
Kraków Bochnia albo podczas oczekiwania zimowym przed-
witem na pierwszy autobus z B dzina do Sosnowca.
Uczymy si wówczas snu.
Przychodzi, kiedy chce, spada na g owy jak torba foliowa.
Otula i dusi. Zamykaj si oczy, organizm otrzymuje kilka mi-
nut wytchnienia. Zasypia na stoj co o nierz w korytarzu po-
ci gu, dolna szcz ka powoli si odchyla, ukazuj c z by, g owa
leci w bok. Organizm odpoczywa, a jednocze nie tkwi w sta-
nie czuwania. W busie do Bochni milkn rozmowy, deszcz
ze niegiem uderza w szyb z jednej strony, z drugiej g owy
odskakuj jak pi ki. Przysypiaj na pi minut kolejarze w dro-
dze do Trzebini. W autobusie nr 125 ch opy w skórzanych
kurtkach pi z otwartymi ustami. Podsypiaj dziewczyny
w fioletowych po czochach, w drodze z dyskoteki do domu.
Czasem z k cika ust p ynie nam nieestetyczna lina, czasem
cz owiek zasypia na dzi cio a, a czasem na karpia.
Dziwny stan, dwuznaczny anio nad g owami. Sen, który
wybiera uprzywilejowanych podró ników, tych, co k ad si 13
ca ymi latami odrobin za pó no i wstaj nieco za wcze nie,
tych, co przek adaj z miesi ca na miesi c odpoczynek, bo
fucha, bo zmiana, bo trzeba pojecha , pogada , bo s spra-
wy do zrobienia na wczoraj. Niezdrowe zamroczenie, pi
minut wolno ci od wiata, wycieczka skrajem prawdziwego
wypoczynku, rozpaczliwa próba zregenerowania si . Mówi ,
e mo na spa w marszu, e s kierowcy tirów, którzy za-
sypiaj za kierownic , a mimo to jad prosto, nie do ko ca
oderwani od rzeczywisto ci. Wpadamy w zawieszenie, ni-
gdzie nie b d c do ko ca z jednej strony co niby majaczy,
jaki sen, nowe obrazy, a z drugiej obowi zki przytrzymuj za
fraki. Prawdziwy sen kusi i wsysa coraz mocniej, ale nie mo -
na zasn zbyt g boko, eby nie obudzi si z pustymi kie-
szeniami. Twarze bledn i ciga nas stan podgor czkowy. Ten
taniec podró ników powszednich ma w sobie co z g bokiej
choroby, wyniszcza i szarpie. Kapie lina, ch ód w lizguje si
pod kurtk albo alkoholowy pot p ynie po karku.
Nagle powrót. Auto podskakuje na wi kszym wyboju albo
poci g hamuje z piskiem, niebieski b ysk iskry z pantografu
kalecz cego trakcj wbija si pod powieki. Wychodzimy z tej
awantury z obola ymi g owami i poczuciem trudnej do spre-
cyzowania utraty. Odesz o co naprawd wa nego, co , co za-
ledwie przemkn o bokiem. Rozmy o si .
Im bardziej wyt asz pami , tym szybciej zmyka.
Kraków 2009
Flamingo
Nie pami tam, kiedy wyros o przy drodze do Alwerni to zjawi-
sko. Ale zadurzy em si w nim od razu. Cho by pe na t sknoty
nazwa Flamingo. To temat na d ug rozpraw , dlaczego po
wioskach i miastach tyle egzotycznych nazw zaprasza spragnio-
nych w drowców. Flamingo, tak, ciep e kraje na wyci gni cie
r ki, filmy przyrodnicze z przyrod w pe nym s o cu, kraje
bez eternitu, gnojówki, traktorów, tylko ptaki nad p ytkimi za-
tokami, adnych zmartwie na ekranie telewizora nie wida ,
adna susza nie grozi ani aden grad nie wyt ucze zasiewów
rzepaku. Flamingo niedaleko Alwerni, jej zak adów chemicz-
nych, góry toksycznych odpadów i problemów z bezrobociem.
Flamingo sk ada si z plastikowych okien oraz blacho-
dachówki. Wewn trz parkiet na kilkadziesi t osób, a nad par-
kietem baloniki, wst ki i ruchome kolorofony. Barek z alkoho-
lami jak o tarz dla spragnionych. Mo na zje flaczki, fasolk ,
pstr ga albo schab z grilla, zgasi peta w chi skiej popielnicz-
ce. Nie ma strusiny ani mi sa flaminga. Flamingo przyci ga
w ciekle ró owym neonem, intensywn ó ci elewacji. Po-
winienem si przyzwyczai , a jednak widz c tak erupcj no-
wego w ród domów z dachem kopertowym i zieleni rednich
szeroko ci, nadal czuj zdumienie. Bo jest to jawny i uzasad-
niony protest przeciwko wszystkim niepogodom, jesieniom
rozpostartym od pa dziernika do kwietnia. Przeciwko mgle,
pustce sobotniego wieczoru. Kto wybudowa w Por bie e-
goty latarni morsk . Mo na si w niej bawi , urz dzi wesele
16 albo styp , wynaj pokój na niezapomnian noc.
Naj atwiej by oby Flamingo wy mia . Zrobi ostr polewk
z PCV, kolorofonów i ró owych snów m odzie y z Por by e-
goty, Kaszowa, Nowej Wsi Szlacheckiej, Okle nej czy Mirowa,
m odzie y, która w lokalu tym odprawia ta ce godowe, cie-
szy si , marzy o wyje dzie, a w chwilach szczególnych mo e
nawet wali si po g bach. e to nie tak, e zbyt intensywny
kolor, e flamingi nie pasuj do flaczków i jeszcze ten plastik
w oknach.
Ale po ka dej takiej wizycie ro nie we mnie w tpliwo ,
czy mam prawo narzuca obcym ludziom swoje sny o kraj-
obrazie idealnym, bez nadmiaru polakierowanej blachy, dachu
z amanego na wszystkie strony wiata, niby-okien.
podróż z widokiem na wstyd
Wskoczy em w ostatniej chwili, objuczony zakupami ze spo-
ywczego Harna . Poci g ruszy , powoli wwiercaj c si w noc,
za nami wiat a i cisk Zakopanego, za oknem góralskie wil-
le z lawendow po wiat telewizorów, ch ód nadci gaj cego
pa dziernika i ca kiem ju wyra ny rój Plejad nad horyzontem.
Nie zapalali my wiat a, eby nie obudzi zm czonego
uci liwym szlakiem dziecka. Ani te , eby nie przyci gn
uwagi kozaków z Nowego Targu, którzy chcieli wyj na chwiej-
ne solo z konduktorem. Konduktor wezwa policj , ale policja
akurat nie mia a auta, eby dojecha na stacj w Chabówce.
Tatry min y nieodwo alnie i na najbli szych kilka tygodni,
a ja, mimo pó mroku, zobaczy em wyra nie szczegó , który
sprawi , e z kolejnej zapomnianej skrytki w pami ci wysypa-
a si zawarto : na ciance dzia owej pomi dzy naszym prze-
dzia em a WC widnia nieco ja niejszy prostok t z cienkiego
drewna. Schludny implant w pa dzierzy.
By o bowiem tak, e pierwsze przedzia y wagonów zawsze
nosi y na sobie pi tno podgl dactwa. W cianach widnia y
dziurki i dziureczki, wykonane, bo ja wiem czym wiert em,
gwo dziem, wyryte mo e cyrklem przez zdesperowanego
uczniaka.
Czasem zdarza y si i takie miejsca, w których pa dzierz
nosi a lad pi ci, jakby zakr cony erotycznym ob dem pod-
gl dacz za wszelk cen próbowa wybi dziur w ciance.
Dziurami straszy y równie k ciki higieniczne , teoretycznie
18 s u ce do mycia r k. Z dziur tych s czy y si w nocy stru ki
wiat a. Czasem, gdy natr ctwo erotomanów by o ju zbyt wi-
doczne, do akcji wkracza y ekipy remontowe, zaklejaj c prze-
wity prostok tnymi kawa kami drewna, takimi w a nie jak
wzmiankowany, w pospiesznym relacji Zakopane Szczecin.
A na ich miejsce powstawa y nowe.
Tak, tak pokiwa em g ow . Idzie ku lepszemu, wyra -
nie idzie. Jeszcze nie tak dawno ta cianka by aby dziurawa,
jakby kto przeci gn po niej seri z pepeszy, a teraz prosz .
Dziur nie ma. By a jedna, ale i t zalepili. Znak, e naród nasz
nie nurza si ju w brudzie moralnym, nie podgl da jak byle
zboczeniec. Ma inne rozrywki i nie musi si tak upadla .
Zaraz, zaraz zaprotestowa energicznie siedz cy na-
przeciw wspó towarzysz. Ty pobieg e w Zakopanem po
piwo, a my tu... zatkali my... papierem od kanapek...
Odsun si nieco i si gn za siebie. Szarpn . W d oni
pozosta mu gruby zwitek papieru. Ze szpary, przez dziur
o poszarpanych brzegach, leniwie wp yn do przedzia u ja-
rzeniowy blask.
Słaboszów Haarlem:
portret grupowy
Zapewne ustawiam si w d ugiej kolejce petentów, którzy chc
przed ni przykl kn , pochyli na moment z szacunkiem g o-
w . Przed si do wiadczenia, która sprawia, e w miar up y-
wu lat w umy le powstaj coraz cz ciej niespodziewane ko-
respondencje, a odleg e zdarzenia nak adaj si na siebie. Si a
do wiadczenia sprawia, e zwyk y jesienny wit, który apie
ci w rodku równiny pod Radomiem, zmienia si w zdarze-
nie warte uwagi. Ogl dasz wczesny poranek, ch odny i w bar-
wach stali, nadal s w tobie zachwyt i niepokój, ale cicho inna,
niegdy nieobecna nuta si wkrada. wiadomo , e co tam
ju wiesz. e ten ch odny wit to nie pierwszyzna. By y prze-
cie inne dawne wity wczesn jesieni , na biwakach, przy
drodze, na trze wo i w amoku, w Polsce i gdzie indziej, by
ch ód, stary piwór. Którego razu wzi ci o trzeciej nad ra-
nem z wylotówki w Jankach sprzedawca op atków, w starym
wartburgu ogl dali cie, jak s o ce z trudem podnosi si do
kolejnej rundy. By y balety wrze niowe, ca e doby bez snu,
puste miasta, pierwsze autobusy. Wszystko si czy, coraz
g stsza wokó sie . Pokój hotelowy w Wo owie odsy a do
miejscowo ci Szajdon w Tad ykistanie, maj tam dom go cin-
ny bez wody, z pokrwawionymi prze cierad ami i por ni t
no em cerat na sto ach. Wo ów, Szajdon, pokoje hotelowe
w Rzymie, Amsterdamie, Gda sku i Nowym Jorku. Pod Berli-
nem rosn identyczne ogródki dzia kowe jak w Krakowie. Tak
powstaje do wiadczenie. Nie ma ono nic wspólnego ze znu-
20 eniem, ci gle chcesz po re wszystko, nadal nie do witów
daleko od domu, ci gle zbyt ma o wiate jesieni w oczach.
Ale pracujesz nad tym mocno.
Tak jak w S aboszowie. Do miejscowo ci tej, po o onej
na pó nocno-wschodnim kra cu województwa ma opolskie-
go, zdecydowany kawa w bok od szosy krajowej, dotar em
w niedzielny poranek. Mimo wczesnej godziny na g ównej
ulicy wrza o jak w ulu. Wte i wewte przesuwa y si brygady
rozochoconych stra aków, w he mach, a nawet bez, w poroz-
pinanych mundurach. St pali dumnie w kierunku baru i z po-
wrotem, jakby w ska uliczka by a wybiegiem na konkursie
pi kno ci, mi kkie podeszwy chi skich trampek bezszmero-
wo przykleja y si do asfaltu.
W po udnie uda em si na sum . S aboszów nale y do tych
miejscowo ci, w których nadal mo na zobaczy zapomniany
zwyczaj: na mszy m czy ni zajmuj miejsca po lewej stronie,
kobiety za po prawej.
Pod jedn ze cian siedzia o siedmiu leciwych rolników.
Wszyscy w garniturach, nie nobia ych koszulach i pod kra-
watem, zwróceni twarzami w stron o tarza, w absolutnym
bezruchu i zamy leniu. Poorane bruzdami czo a, wzrok t py
lub bystry, nosy orle obok kartoflowatych. Który z nich wal-
czy w partyzantce? Który siedzia cicho? Blado miesza a si
z buraczkowat czerwieni policzków, ysiny walczy y o lep-
sze z g st siwizn . Arystokratyczna zaduma rami w rami
z ch opskim sprytem. Przesiane przez witra e wiat o majo-
wego po udnia agodnie wybieli o twarze, jakby pada na nie
odblask dalekiej wieczno ci. Mimo e oderwani na moment
od p uga i obornika, zmienili si w byty nie ca kiem rzeczy-
wiste, bli sze sferom niebieskim ni gminnym zawodom stra-
ackim.
Identyczny odblask widzia em w ukrytym na obrze ach sta-
rej cz ci Haarlemu muzeum, w ród stylowych kamieniczek
z czerwonej ceg y, w krajobrazie wysprz tanym co do okru-
cha, bez chi skich trampek i cz onków OSP. Wisi tam obraz 21
p dzla Jana van Scorela: na obrazie miejscowi rycerze, którzy
wyruszyli w podró do Ziemi wi tej, a jakby tego by o ma o,
wrócili z niej szcz liwie. Z ciemnego t a wy aniaj si twarze
chytre, z e, uczciwe, lica m czyzn sk onnych do gniewu lub
romantycznych uniesie . Patrz w jedn stron , jak ch opi ze
S aboszowa. W d oniach palmy symbol przynale no ci do
grona wybranych. W oczach zamy lenie. Na twarzach obce,
zupe nie nietutejsze wiat o.
S aboszów i Haarlem. Tak blisko siebie, e zaciera si pra-
wie pi setletnia przepa i dystans wielu kilometrów. Te
same, niezmienne uczucia wymalowane na twarzach, mimo
e wiele na to wskazuje aden ze s aboszowian do Ziemi
wi tej nie dotar .
koniec narracji
Pali o s o ce, jak zawsze w dzie tej rocznicy. Doro li Cyga-
nie siedzieli na krzese kach i ruinach obozowych baraków,
a nieufne cyga skie dzieci kuca y w trawie. Pod pomnikiem
upami tniaj cym likwidacj romskiego obozu w KL Birkenau
trwa w a nie dyplomatyczny obrz d. Postacie w garnitu-
rach podchodzi y do mikrofonu, eby wyrecytowa te same
formu ki, co rok i pi lat wcze niej. Postacie w garniturach
mówi y o niewyobra alnej zbrodni, o najwi kszej hekatombie
w dziejach ludzko ci, o istnieniach ludzkich startych w proch
przez machin nazizmu. Ludzie ludziom zgotowali ten los.
Nie dopu cimy, by z o zatriumfowa o raz jeszcze. I tak dalej.
Coraz g biej w era si we mnie ta w tpliwo , podczas
ka dego w a ciwie wyjazdu na oficjalne uroczysto ci w KL Au-
schwitz-Birkenau. Jak mówi o wojnie i obozach koncentracyj-
nych? Co zrobi , by z tych s ów, s ów potrzebnych, ale wyrzu-
canych od lat przez tysi ce garde , nie wia o pustk , eby nie
dudni y g ucho jak puste tekturowe pud a? Czy jest szansa,
by ta stylistyka nabra a znowu mocy? Przy okazji kolejnych
rocznic spod pomnika ofiar p yn w wiat s owa, które trac
si i znacz coraz mniej.
Inaczej pewnie by nie mo e. Mijaj kolejne dekady i rocz-
nice, coraz dalej jest wojna i coraz mniej jej uczestników yje
w ród nas. S owa o okrucie stwach wojennych przestaj po-
rusza . Tym bardziej e coraz rzadziej wypowiadaj je bezpo-
redni uczestnicy tamtych wydarze jedyni, w których g o-
sach pobrzmiewa wyra ne echo wojny. G ówn rol przejmuj 23
specjali ci od rocznic i dobrze przygotowanych wyst pie
prezydenci, premierzy, politycy tego i owego szczebla. Kto
w ko cu musi to robi . O wojnie mówi tak samo sprawnie,
jak o podatkach i zagro eniu powodziowym. A e wieje z tych
s ów pustk , e nie ma w nich emocji i prawdy? Inaczej pew-
nie by nie mo e. Kto musi to robi .
I kto powinien tego s ucha . Takie s regu y spo ecznej
gry w pami . Niech mówi byle co, niech tektura i wata wy-
chodz spod tych s ów. Najwa niejsze, eby jakakolwiek for-
ma pami ci pozosta a.
Czasem jednak trudno wytrzyma st enie sztuczno ci
w obozowym powietrzu. Podczas ostatniej uroczysto ci nie
da em rady. Odbi em w bok, pomi dzy ruiny baraków. A tam,
w pokruszonym betonie, na pryzmach cegie , przy resztkach
kominów i pod cianami, k bi si nadal historie. Le tam
pogrzebacze i wygi te od gor ca zawiasy, stare gwo dzie,
zjedzone przez czas szufle wygl daj jak sitka, na cianach wi-
da lady ognia. Pod ubiesz w ziemi i wygl da z niej kawa ek
porcelany z napisem Waffen SS . Co to by o? Gdzie indziej
pot uczone butelki z niedzisiejszego szk a na brudnozielo-
nym u omku wida napis Trieste i wybit map Adriatyku.
Za moimi plecami delegacje sk ada y symboliczne wi zanki
kwiatów i deklarowa y, e ju nigdy wi cej cz owiek cz owie-
kowi.
D uba em w wilgotnej ziemi, a ona, lekko poruszona palca-
mi, zaczyna a opowiada .
piekło pisarzy
Sten Wennlo Mitt Liv Med SAAB, Vladimir Dudinstev De Vita
Waderna. I jeszcze Gunilla Linn Persson Människor i högt gräs.
Tak e Hadley Irwin, Javier Tomeo i Emanuel Larvere. Dzie-
a wszystkich tych prozaików oraz wielu innych znajdziecie
Pa stwo w sieci sklepów Ikea. W przeciwie stwie jednak do
ca kiem niez ej kie basy z osia, cydru bezalkoholowego, rega-
ów, por czy, materacy samopompuj cych i kieszeni na pilota
znalaz y si tam nie po to, by je kupi . Ksi ki pe ni funkcj
eksponatów, nadaj rega om pozór ycia. Wype niaj karnymi
rz dami szafki i pó ki zestawów meblowych. Pewnie nawet ist-
nieje w tym zaplanowanym co do milimetra sklepie osoba od-
powiedzialna za wygl d tych ksi ek, kto , kto ka dego ranka
odkurza je miote k i ustawia jak nale y. Wystarczy wzi do
r ki dowolny egzemplarz, by przekona si , e tych kartek nie
tkn a ludzka stopa. Strony czy ciutkie, niewyszmelcowane,
to nie s ksi ki zaczytane, kupione z siódmej r ki, z zatart
ok adk i porwanymi od emocji stronami, które spe ni y swoj
rol , a teraz godnie wchodz w wiek emerytalny. To s ksi ki
nikomu niepotrzebne.
Je eli istnieje piek o pisarzy, jaki wewn trzny kr g, w któ-
rym wszystkie gryzipiórki sma si w kot ach, j cz , becz
i kaj , to Ikea jest jego bram . Do tych ksi ek mo na by
wk ada karteczk z napisem Przeze mnie droga w miasto
utrapienia . Wyobra my sobie Javiera Tomeo, jak traci zdro-
wie i nerwy nad maszynopisem, jak sypie mu si z powodów
literackich ycie rodzinne, nie chodzi na grilla do przyjació , 25
rezygnuje z wycieczki na Synaj. Brzuszek ro nie, oczy wycho-
dz ze zm czenia z orbit, pisarz w wi tym zapale zape nia
kolejne stronice, szepcz c: Tak, tym razem si uda, czuj ,
czuj , e nadchodzi arcydzie o, s awa wielka i splendory .
Ogród zarasta, pomys y roj si w g owie. Czcionka za czcion-
k , zdanie za zdaniem, coraz bli ej s awy.
Potem ksi ka wychodzi na wiat o dzienne z brzucha wy-
dawnictwa, mijaj kolejne dni, tygodnie. Cisza. Ani wyrazy
uwielbienia, ani te szydercza krytyka nie m c spokoju. Na-
dzieja wi dnie. wiat sunie swoim torem.
W ko cu entuzjastyczny telefon od zaprzyja nionego hur-
townika: Ch opie, co drgn o, naprawd co drgn o, wszyst-
kie twoje ksi ki mi przed chwil wykupili i prosz o jeszcze.
No, w ko cu. Nie wiem kto, ale wygl daj na zachwyconych.
Mówi , e to wspania a pozycja . Tak, w ko cu rado wielka,
hiszpa ski pisarz Javier Tomeo jedzie na Synaj albo odwie-
dza Kornwali wczesn jesieni . Módlmy si , bracia i siostry,
eby w drodze nie nasz a go ochota do zwiedzania ekspozycji
schludnych kanap i mebli.
DuŻe miasta i zapad"e wioski,
Jego proza jest artystycznie doskona"a,
przypadkowi towarzysze podróŻy,
formalnie nienaganna, a tematycznie
urz´dy gminne, pobocza... Polska
nies"ychanie istotna, bo przedstawiajÄ…ca
Micha"a Olszewskiego jest bliska
naszÄ… polskÄ… rzeczywistoĘç bez retuszu.
i egzotyczna zarazem. Znajome
PogubionÄ… w b"yskawicznie zachodzÄ…-
przenika si´ z obcym, oswojone
cych zmianach, trudnÄ…, niekiedy
miesza si´ z nowym, powaga
bolesnÄ…. PrawdziwÄ….
przechodzi w grotesk´.
Krzysztof Mas"oł, Rzeczpospolita
W poszukiwaniu nowej polskiej
toŻsamoĘci autor odkrywa peryferie,
zakamarki i detale zazwyczaj PATRONAT MEDIALNY
niedostrzegane. Polska z Zapisków
to draŻni, to znów wywo"uje
melancholijny uĘmiech, zaskakuje
i ciekawi bardziej niÅ» niejeden daleki
kraj. Wystarczy z"apaç stopa, wsiąĘç
w pekaes czy podmiejski pociÄ…g.
Zwyk"a podróŻ s"uŻbowa moŻe
zmieniç si´ w ekscytujÄ…cÄ… wypraw´
do ęróde" szalełstwa.
Oto kraj, w którym jednoczeĘnie
Ęmiejesz si´ do rozpuku i p"aczesz,
mówiąc, Że to tylko oczy pieką
od niewyspania. Innego nie b´dzie.
Dlatego coraz wi´kszÄ… wartoĘç znaj-
duj´ w miejscach nieistotnych,
pozbawionych krajobrazu, zabytku
i znaczenia dla losów Ęwiata.
(fragment)
cena 34,90 z"
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Intryga Na Prędce Aleksander Fredro EbookZapiski na chusteczkach eedbiznes i ekonomia zaplanuj swoj sukces biznesplan na start anna szajkowska ebookEco Umberto Zapiski na pudelku od zapalekbiznes i ekonomia praktyczne lekcje zarzadzania projektami michal kopczewski ebookInwestowanie na giełdzie bez strat ebook demoEco Umberto Drugie zapiski na pudelku od zapalekwięcej podobnych podstron