Wychowanie przez wieszanie


2008-11-19 (09:46)
Wychowanie przez wieszanie
W średniowieczu nietrudno było trafić w ręce kata. Śmiercią karano za kradzież, mord, podpalenie, bigamię,
kazirodztwo, herezję, obrazę majestatu.
W szwajcarskiej Lucernie miejsce kazni otoczono kamiennym murem. Skazańcy, sędziowie, kat i gawiedz
wchodzili do środka przez bramę. W centrum stała szubienica, w pobliżu znajdował się budynek gospodarczy,
użytkowany przez kata, i studnia. Obok szubienicy archeolodzy natrafili na trzy umocnione kamieniami i cegłami
doły po palach, na których mogły być umieszczane koła z przywiązanymi do nich skazańcami. W obrębie murów
znaleziono kości zwierząt, co może sugerować, że miejscowy kat był też lokalnym hyclem. Miejsce kazni
powstało w 1560 r. i funkcjonowało aż do XIX w.
Nie wszystkie europejskie miejsca straceń są tak dobrze przebadane. Przez wiele lat archeolodzy natrafiali na
nie przypadkiem, gdyż większość przykryła współczesna zabudowa, a po szubienicach pozostały jedynie nazwy
 Góra Wisielców, Szubieniczna, Straconka czy Szubienicznik. Chociaż w Europie było co najmniej 10 tys.
miejsc straceń, w samych Niemczech przebadano ich dotychczas tylko 50, w Polsce raptem kilka. Po
kilkudziesięciu latach prac w różnych częściach Europy temat ten doczekał się monografii pod redakcją
niemieckiego archeologa Josta Aulera.  Grono katowsko-szubieniczne to współpracująca ze sobą grupa
archeologów, historyków i antropologów z całej Europy. Wśród nich są nawet osoby pochodzące z rodzin przez
wieki uprawiających zawód kata  mówi wrocławski historyk Daniel Wojtucki, współzałożyciel polskiego
Stowarzyszenia Ochrony i Badań Zabytków Prawa.
Szubienice budowano na wzniesieniach, przy rozstajach dróg, w pobliżu murów i głównych bram miasta.
Zdarzało się, że były to klasyczne, znane z westernów, drewniane szubienice kolankowe, przypominające
trzepak szubienice widłowe czy składający się z trzech słupów trójnogi zwierz. Im większe było miasto, tym
solidniejsze wznoszono konstrukcje, na których zawisnąć mogło jednocześnie kilkadziesiąt osób. Od póznego
średniowiecza wiele murowanych szubienic miało kształt cylindrycznej, czworokątnej lub trójkątnej wieży
wysokości od 2 do 4 m i średnicy kilku metrów. Na jej szczycie wznosiły się słupy. Na opierających się o nie
belkach wieszano skazańców. Często wnętrze tej instalacji stawało się miejscem ostatniego spoczynku
powieszonych. Wieże wisielców były stałym elementem krajobrazu aż do końca XVIII w. Honorowe i nie
Każdy podróżnik przy wjezdzie do jakiegokolwiek europejskiego miasta, chcąc czy nie, musiał minąć miejsce
straceń. Widok zmaltretowanych szczątków skazańców, smród rozkładających się ciał i krakanie krążących nad
szubienicami kruków były nie tylko wizytówką rządzącego tam prawa i surowości sędziów, miały przede
wszystkim odstraszać wędrownych złodziei, morderców i gwałcicieli. Resocjalizacja przestępców była
średniowiecznemu prawu nieznana. Podstawą systemu prawa aż do XVIII w. była surowa kara, do działań
prewencyjnych należało właśnie wystawianie ciał skazańców na widok publiczny. Historia pokazuje, że
egzekucje zawsze przyciągały tłumy gapiów, ale system ten nie miał specjalnego wpływu na zmniejszenie
przestępczości. Wisielec zostawał na stryczku dotąd, aż sam nie odpadł, wtedy kat wrzucał do dołu w
niepoświęconej ziemi tuż przy szubienicy to, co z niego zostało.
Trudno powiedzieć, ilu skazanych zawisło, ilu ścięto głowę, połamano kołem czy potopiono, z pewnością były to
dziesiątki, a może setki tysięcy. Teksty wspominają o tysiącach najróżniejszych egzekucji, bo trafić na stryczek
wcale nie było trudno. Śmiercią karano za kradzież, mord, podpalenie, bigamię, kazirodztwo, herezję, obrazę
majestatu. Gdy sąd (stosując często tortury) skłonił oskarżonego do przyznania się do winy, zapadał wyrok 
kara chłosty przy pręgierzu, okaleczenie lub śmierć.
 W każdym mieście były dwa miejsca egzekucji  honorowe, czyli rynek, i niehonorowe, poza miastem. O tym,
czy skazany dostąpi zaszczytu ścięcia na rynku, a rodzina będzie miała prawo pochować ciało na cmentarzu,
decydował rodzaj przestępstwa i pozycja skazanego  mówi specjalista od archeologii miejskiej dr Cezary
Buśko. Za małą kradzież odcinano dłoń lub rękę.  Kilka lat temu, kopiąc na rynku we Wrocławiu, natrafiliśmy na
drewniane fundamenty pręgierza z XIV w. i kość strzałkową ręki  mówi dr Buśko.  Być może jest to ręka
złodzieja, którą ku przestrodze przybito do pręgierza.
Większe kradzieże kończyły się karą złodziejską, czyli powieszeniem. Kobiety rzadko trafiały na stryczek,
zazwyczaj je ścinano, przy gorszych zbrodniach (np. dzieciobójstwo) zakopywano żywcem.  Najcięższe
przestępstwa: rozboje na drogach, wielokrotne morderstwa, kwalifikowano do kary łamania kołem  mówi Daniel
Wojtucki, który właśnie pisze doktorat o roli kata na Śląsku. Rozciągniętemu na ziemi skazańcowi kat pod nogi i
ręce podkładał klocki, tak by każde uderzenie ciężkim kołem powodowało otwarte złamanie. Bardziej
humanitarnym sposobem było łamanie od góry, gdyż kat zaczynał od głowy lub szyi, szybko zabijając lub
pozbawiając świadomości skazańca; od dołu  łamano najpierw wszystkie kończyny, po czym wplatano
straceńca w szprychy koła, na którym umierał kilka godzin lub dni. Okrutną karą unicestwiającą ciało było palenie
na stosie lub gorsza wersja  powolne przypiekanie. Znacznie rzadziej zaś wbijano na pal, obdzierano ze skóry
czy wyciągano jelita. Wisielcy z Lubania
W Polsce najwięcej murowanych szubienic zachowało się na Śląsku. Wojtuckiemu udało się zlokalizować ok.
1
300 dolnośląskich miejsc straceń (wyniki jego badań opublikowane będą w książce, która ma wyjść na początku
przyszłego roku). Wraz z pierwszymi lokacjami miast na prawie niemieckim pojawiły się w krajobrazie Śląska
pierwsze miejsca straceń. Prawo wyższego sądownictwa  tzw. karania na gardle  należało do ważniejszych
przywilejów miejskich i było zastrzeżone, dlatego bezprawnie wystawiane szubienice czy pręgierze były
niszczone. Dziś zachowało się tylko kilka murowanych szubienic, najczęściej w formie ruiny, m.in. w
Wojcieszowie, Kątach Wrocławskich, Złotnikach Lubańskich (przebudowana w latach 70. XX w. na zameczek),
Miłkowie koło Jeleniej Góry, Lipie pod Jaworem, Lubaniu czy Mościsku koło Świdnicy  opowiada Wojtucki.
Czteroosobowy zespół przebadał dotychczas resztki szubienicy w Kątach Wrocławskich, Lubaniu i Miłkowie. W
Lubaniu archeolodzy znalezli wewnątrz murowanej szubienicy szczątki 30 skazańców. Stwierdzenie, że ktoś
został powieszony, nie zawsze jest łatwe, jednak znaleziony w Lubaniu łańcuch z wplątanymi fragmentami
kręgów szyjnych nie pozostawia żadnych wątpliwości.  W jednym ze znajdujących się obok szubienicy grobów
natrafiliśmy na kości dojrzałego mężczyzny z nienaturalnie przesuniętym pierwszym kręgiem szyjnym względem
drugiego, co wskazywać może na gwałtowną śmierć w wyniku powieszenia  mówi dr antropologii Honorata
Rutka. Podobnie przesunięte kręgi miał wisielec znaleziony na duńskiej wyspie Zelandia w miejscowości Slots
Bjćrgby. Natomiast w szwajcarskim Matten archeolodzy znalezli szkielet podzielony na dwie części. Prawa noga
była lekko wysunięta z miednicy i brakowało niektórych kości palców. Badacze stwierdzili, że człowiek ten tak
długo wisiał na szubienicy, że dolna część jego ciała odpadła, a zwierzęta rozwlokły mniejsze jego fragmenty.
Z głową między udami
O wiele łatwiej zidentyfikować ofiary katowskiego miecza. Na pochówki ściętych skazańców badacze natrafili
przy szubienicy w Miłkowie. Zbudowaną w 1677 r. szubienicę kazał wznieść właściciel Miłkowa Carl Heinrich von
Zierotin, który odkupił od Jeleniej Góry prawa sądownicze, by móc karać swoich poddanych  opowiada
Wojtucki. Wkrótce na szubienicy zawisł szwagier jej fundatora baron von Fitsch, który zabił swą żonę Joannę
von Zierotin. Uczynił to za namową pokojówki  swej kochanki, którą za karę ścięto mieczem. Kolejna słynna
egzekucja odbyła się w pazdzierniku 1701 r., kiedy to stracono czterech członków rodziny Exnerów, oskarżonych
o kazirodztwo i dzieciobójstwo. Ojca, matkę, syna i córkę ścięto, po czym włożono do grobów i przebito kołkami.
Dla młodego kata z Jeleniej Góry wykonanie egzekucji na rodzinie Exnerów było egzaminem mistrzowskim. W
tym roku badaczom udało się odkopać w Miłkowie trzy bezgłowe szkielety i jeden powieszonego. Najstarszy z
nich  szkielet młodej kobiety  znajduje się pod kolejnymi grobami. Niewykluczone, że są to szczątki skazańców
znanych ze zródeł historycznych.  Ponieważ zależy nam na identyfikacji tych postaci, być może zdecydujemy
się w przyszłym sezonie na badanie metodą C14, by ustalić dokładny wiek kości  mówi dr Rutka. Ale nie
zawsze, tak jak w Miłkowie, skazaniec miał szczęście i trafiał na profesjonalistę. Zdarzało się, że oprawca
uderzał wielokrotnie, zanim udało mu się obciąć głowę nieszczęśnika. Wyjątkowego pecha miał mężczyzna
ścięty toporem w miejscowości Neastved na Zelandii, którego szyję nieudolny oprawca po prostu zgruchotał.
Wisielców najczęściej zostawiano na stryczku, ściętych  chowano, ale zdarzało się, że obcięte części ciała
wystawiano na widok publiczny. Pod koniec zeszłego roku Dawn Hadley z University of Scheffield i Jo Buckberry
z University of Bradford przebadały dziesięć czaszek znalezionych w latach 60. na wzgórzu Walktington Wold
(zwanym też Wrotami Piekieł) w hrabstwie Yorkshire. Okazało się, że czaszki należały do przestępców
straconych między VII a X w. Ścięte głowy długo wisiały na słupach, o czym świadczy brak szczęk, które
odpadły, zanim głowy trafiły do ziemi. Co ciekawe, z okresu wczesnego średniowiecza w Anglii nieznane są
żadne szczątki skazanych kobiet  nie wiadomo, czy to dlatego, że kobiety rzadziej schodziły na złą drogę, czy
też po wykonaniu wyroku szybko je chowano. Z czasem jednak i to się zmieniło. W nadreńskim Langenfeld, w
trakcie prac na miejscu kazni, znaleziono czaszkę zamożnej kobiety (zachowały się resztki brokatowej tkaniny),
w której tkwił długi żelazny gwózdz.
Chociaż miejska szubienica czy szafot były niezbędne, to nikt się nie palił, by budować czy odnawiać te
nieczyste miejsca. Kodeks Karola V z 1532 r. reguluje tę sprawę, zobowiązując większość lokalnych
rzemieślników i urzędników do uczestniczenia w budowie i remontach szubienicy. W renowacji wrocławskiej
szubienicy w 1675 r. uczestniczyły setki robotników, w ten sposób dyshonor rozłożył się po równo. Skrupułów
takich nie miał tylko kat, który jako jedyna osoba mógł zbliżyć się do wisielca.
Katowskie życie
 W średniowieczu na Śląsku nie wszystkie miasta miały miejskiego kata  mówi Wojtucki.  Wyrok mógł
wykonać jeden z ławników czy sędzia. Od XVI w. można mówić o rodach katowskich, w których dziedziczyło się
profesję. Kat był osobą niehonorową, ale nie był wyklęty. Z racji swego zawodu miał oddzielne miejsce w
kościele czy oberży, ale często był szanowanym obywatelem, mającym prawo spocząć na cmentarzu.
Długoletniego kata Zgorzelca ze słynnego rodu katowskiego Strassburger, który umarł w wieku około 90 lat,
żegnały tłumy. Życie kata nie było łatwe. Zadawanie bólu, zabijanie, kawałkowanie ciał i chowanie cuchnących
trupów były dla niego chlebem powszednim. W egzekucjach  tych pełnych okrucieństwa, bólu i krwi
wyreżyserowanych spektaklach dla gawiedzi  kat był główną postacią. Przy standardowym ścięciu czy
powieszeniu nie musiał się zbytnio natrudzić, gorzej, gdy trafił się seryjny morderca. Ręce pełne roboty miał kat,
który 19 stycznia 1654 r. przeprowadził w Oleśnicy egzekucję mordercy 251 osób, Melchiora Hedloffa. yródła
wspominają, że kazń zaczęła się od rwania ciała gorącymi obcęgami na rynku, potem zawleczono go końmi na
2
miejsce straceń, gdzie złoczyńcę kat łamał kołem od dołu. Następnie poćwiartował jego ciało i wystawił na
czterech drogach wjazdowych do miasta.
Na razie archeolodzy nie trafili jeszcze w Polsce na ciało skazańca łamanego kołem, udało się to Niemcom.
Szkielet znaleziony w Friedlandburgu koło Getyngi pokazuje, co ta brutalna procedura czyniła z ludzkim ciałem 
wszystkie kończyny i żebra mężczyzny są połamane, a czaszka zmiażdżona.
Na znalezienie ciała poćwiartowanego Melchiora Hedloffa nie ma co liczyć, ale przed archeologami zajmującymi
się badaniem miejsc straceń jeszcze sporo pracy. Na razie z ich badań wynika jednoznacznie  miejsca straceń i
egzekucje wyglądały dokładnie tak, jak opisują to stare dokumenty, a straszące przy drogach szubienice, nabite
na pale głowy czy wystawione na widok publiczny poćwiartowane ciała jednak niespecjalnie zachęcały wszelkiej
maści złoczyńców do wejścia na dobrą drogę.
(Polityka)
3


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Świat wychowania przez sztuki piękne w polskiej szkole
impuls swiat wychowania przez sztuki piekne w polskiej szkole
Impuls Swiat Wychowania Przez Sztuki Piekne W Polskiej Szkole
wychowanie przez sztuke 104 a842
CELE WYCHOWANIA MUZYCZNEGO
niezbednik wychowawcy, pedagoga i psychologa 08 4 (1)
Wycena spolki przez fundusze PE [tryb zgodnosci]
u przez f

więcej podobnych podstron