Zagadnienia ›
-
-
-
-
-
-
-
-
Str. główna ‹
Szczęście w doktrynach drugiego okresu filozofii starożytnej (V i IV wiek przed J.Ch.) a dzisiaj, autor: TL.
› Szczęście: definicja i istota zjawiska;
› Platonizm;
› Arystotelizm;
› Stoicyzm;
› Epikureizm;
› Sceptycyzm;
› Wniosek ostateczny.
POSTĘPOWANIE WG. KTÓREJ Z DOKTRYN DRUGIEGO OKRESU FILOZOFII STAROŻYTNEJ POZWOLI NA OSIĄGNIĘCIE SZCZĘŚCIA?
Pytanie zostało postawione jasno i przystępnie, nie będziemy więc prowadzić rozważań nad jego sensem, przesłaniem etc. Zastanowimy się jednak nad jedną z części owego pytania, słowem ostatnim, wyrażającym...
SZCZĘŚCIE: DEFINICJA I ISTOTA ZJAWISKA. (Wstęp)
Definicję szczęścia można wyrazić w sposób banalny lub złożony. Od razu należy wykluczyć jeden aspekt rozumienia tego pojęcia
w żadnej części pracy nie będziemy traktowali szczęścia jako powodzenia w grach liczbowych, jako przypadkowe, a dające nieco radości sytuacje ("Znalazłem portfel, a właściciel mieszka w Katowicach! Co za szczęście!"
to nieco przewrotny przykład, pokazujący silnie subiektywne rozpatrywanie niektórych zdarzeń
jeden może bowiem chwalić los za hojną darowiznę, drugi ubolewać nad, nomen omen, nieszczęściem właściciela; taki rozłam zostanie pokazany jeszcze wielokrotnie), z pozoru niemożliwe zbiegi okoliczności ("Nie odrobiłem pracy domowej, pani profesor sprawdzała ławka po ławce, doszła do tej przed moją, wtem coś sobie przypomniała, pognała do tablicy, zaczęła nam klarować jakiś kruczek, który ominęliśmy przy omawianiu ćwiczenia, zadzwonił dzwonek, zapomniała o sprawdzaniu dalej, ja to mam szczęście...") itp. Szczęście, jakim chcemy się zajmować, jest, banalnie mówiąc (co nieuchronnie wiąże się pewnym uogólnieniem, generalizacją, tudzież nagięciem), celem życia każdego chyba człowieka (bo czyż zbawienie nie jest życiem i szczęściem wiecznym podczas oglądania oblicza Boga?). Idąc dalej, należałoby podejść do danego zagadnienia z kilku różnych stron, wprowadzając pewne rozróżnienie odnośnie istoty zjawiska (wszak szczęście szczęściu nierówne
czy jednakowym szczęściem (i czy w ogólne szczęściem!) jest, dajmy na to, otrzymanie FIATła 126p a otrzymanie Ferrari F50? Może być tym samym (jeśli jest), a może być zupełnie różnym; powiemy o tym później). Idąc jeszcze dalej, należałoby przełamać monopol obiektywnego spojrzenia i dopuścić do głosu subiektywizm (bo czyż wszyscy widzą dane zjawisko pozytywne (znowuż: czy wszyscy widzą dane zjawisko jako pozytywne?!) jako szczęście? Przykładowo: obok małego miasteczka upada, dajmy na to, fabryka, która niemiłosiernie wyrzuca z kominów kłęby dymu, powodujące w okolicy ogólny spadek zdrowotności i nieszczególny zapach. Dla mieszkańców: poezja, radość, wolność, zdrowie, świeże powietrze, ogólnie: szczęście i zadowolenie. Dla pracowników: zgoda, czysto, wszędzie czysto: w powietrzu, w portfelu, na koncie, w żołądku i w gazetowym dziale "Zatrudnię"; za co ja mam teraz żyć? Jestem nieszczęśliwy..."). Można iść jeszcze dalej, ale już teraz nasuwa się (pozorny) wniosek: szczęście nie jest pojęciem jednolitym. W sumie można by rzec, iż dla każdego jest inne i każdy widzi je inaczej.
Tak mówili sofiści
i byli w wielkim błędzie. Prawdziwe szczęście jest bowiem jedno: dobro i świętość, a droga do niego jest drogą indywidualną, posiadającą pewne kategorie postępowań, które uznać możemy za uniwersalne. Sofiści, jako jedni z pierwszych przedstawicieli drugiego okresu filozofii starożytnej, przedstawili pokrętny sposób rozumienia szczęścia, postawili bowiem na silny subiektywizm, co w konsekwencji prowadzi do unicestwienia tego pojęcia. Dlaczego? Skoro mówisz: "jestem szczęśliwy", a ja się z tobą nie zgodzę, to nie będziesz szczęśliwy w moim pojęciu
a zatem nie będziesz szczęśliwy, bo ja jestem miarą wszystkiego. A skoro ja się z tobą nie zgadzam, nie ma już możliwości, by cały świat z tobą się zgadzał, więc nie może istnieć szczęście będące szczęściem uniwersalnym, więc szczęście będące pojęciem (każde pojęcie jest uogólnieniem) także nie istnieje. A zatem
szczęście nie istnieje.
My, jako chrześcijanie, wiemy o istnieniu szczęścia, znamy wskazówki, jak te (prawdziwe!) szczęście osiągać, choć nie zawsze z nich korzystamy, zwiedzeni widokiem szczęścia fałszywego, doczesnego, w kierunku którego zwracamy całych siebie, na wzór Platona mówiąc: "materialnej, nieboskiej, nietrwałej kopii szczęścia właściwego, kruchego, które nie jest szczęściem (tam: bytem) prawdziwym". Sprawdźmy zatem, czy owe wskazówki nie pojawiają się już w przesłaniach starożytnych, w pismach filozofów, którzy tematem szczęścia zajmowali się bardzo żywo.
‹ Do góry strony
Część właściwa: SZCZĘŚCIE W POZNANYCH DOKTRYNACH FILOZOFICZNYCH DRUGIEGO OKRESU FILOZOFII STAROŻYTNEJ. KATEGORIE SZCZĘŚCIA I ICH PRZEJAWY W OMAWIANYCH DOKTRYNACH. OSIĄGANIE SZCZĘŚCIA.
I. SZCZĘŚLIWOŚĆ OSTATECZNA, SZCZĘŚLIWOŚĆ WYŻSZA
I.1. PLATONIZM
Etyka platońska, podobnie jak cały platonizm, rozdziela świat i wszystko w nim istniejące na dwa aspekty: realny i idealny. Idea to byt wieczny, niezmienny, niematerialny, doskonały, natomiast coś realnego, poznawalnego przez zmysły, to byt materialny, kruchy, nietrwały, zmienny, niedoskonały, rzec by można
średnio udana kopia idei. Najwyższą ideą była idea dobra. Wyraz "najwyższy" wskazuje na pewną hierarchiczność
rzeczywiście, Platon nie równoważył wszystkich idei ze sobą: wszystkie idee podporządkował idei dobra, zaś tym
dobra realne. Idea dobra, sama w sobie, jest dobrem idealnym, do którego należy dążyć. Jak mówi Platon: "[...] całą duszą należy [ostatecznie] odwrócić się od świata zjawisk, które powstają i giną, aż [podkr. moje - autor] dusza potrafi patrzeć na byt rzeczywisty i jego pierwiastek najjaśniejszy, i potrafi to widzenie wytrzymać."[1]. Najciekawszą rzeczą jest jednak fakt, iż Platon uznaje KONIECZNOŚĆ istnienia dóbr doczesnych. Dlaczego? Otóż niemożliwym byłoby natychmiastowe odwrócenie się od świata realnego w kierunku wiecznych idei (stąd moje wtrącenie "ostatecznie"
cytat ten jest bowiem w oryginale poprzedzony całym, metaforycznym zresztą, wywodem dotyczącym procesu "osiągania" idei dobra. Także słowo "aż" wskazuje na pewne procesy zachodzące przed ostatecznym zwróceniem się we wskazanym kierunku). Jak już powiedziałem, wprowadzona została hierarchiczność dóbr, nie polegająca jednak na zasadzie: to, co na górze, jest dobre, to, co niżej, jest wykazem, czego nie należy robić lub do czego dążyć nie należy. Wszystkie dobra doczesne i "pomniejsze" idee POŚREDNICZĄ w osiąganiu idei najwyższej (to platońska teoria miłości: "miłość jest [wg. Platona] właściwym duszy dążeniem do osiągnięcia i wiecznego posiadania dobra; przez swą miłość dusza, należąc do świata materialnego, sięga idei"[2]). Nie znaczy to od razu, iż zarabiając mnóstwo pieniędzy dążymy do świętości
od razu pojawia się pojęcie dobra i jego interpretacji
znaczy to tyle, iż jeśli ich zarabianie czyni nas lepszymi ludźmi (co jest trudne, jednakże możliwe), możemy tedy dążyć przez to do świętości (naprawdę trudno nie kojarzyć świętości z ideą dobra).
Zatrzymajmy się w tym miejscu i odnieśmy dotychczasowe wywody do naszego uczniowskiego żywota. Na lekcji religii poświęconej rozwojowi religijności człowieka w ciągu życia potwierdziliśmy, iż znajdujemy się obecnie w wieku zwanym "okresem młodzieńczej religijności", kiedy to następuje "intensywne kształcenie się światopoglądu, poglądów moralnych i postaw religijnych" oraz rozwijanie się "sfery ideałów, obrazów przewodnich"[3]. Wszystkie te określenie można zastąpić jednym
HIERARCHIĄ WARTOŚCI. Takim pojęciem posługujemy się dosyć często, nie zdając sobie chyba sprawy, jak wiele ma ono wspólnego z platońską nauką o ideach i dobrach. Próbując połączyć naukę chrześcijańską i platońską: dążenie do idei dobra (zjednoczenia się z nią) można odnieść do celu życia każdego nas
zbawienia (oglądania Boga, a więc zjednoczenia się z Nim), dobra doczesne, dążenie do idei pomniejszych można odnieść do życiowej postawy, z której będziemy sądzeni (postępowanie wg przykazań
dla przykładu "nie mówienie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu" można odnieść do niematerialnej idei pomniejszej, która ma prowadzić do idei najwyższej, czyli Boga i zbawienia). Nie możemy oczywiście zaadoptować całej filozofii idei na potrzeby naszej wiary
pragnę jedynie pokazać, iż my, jako młodzi ludzie, realizując założenia etyki platońskiej w duchu chrześcijaństwa, ukształtujemy w sobie światopogląd, który pomoże w osiągnięciu szczęścia ostatecznego
zostało bowiem powiedziane w Piśmie Świętym, iż kto dąży do szczęścia na ziemi i przedkłada je nad szczęście wieczne, "odebrał już swoją nagrodę"[4]. Wszak Bóg stworzył świat i oddał człowiekowi w opiekę: "A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące (...). Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i doglądał. A przy tym dał Pan Bóg człowiekowi taki rozkaz: <
>". (Rdz, 2, 8-16
zwraca nawet uwagę tytuł podrozdziału, brzmiący Pierwotny stan szczęścia). Możemy zatem korzystać z dóbr tego świata, ale i musimy służyć temu światu
nie jego dobrom doczesnym. Służba światu oznacza służbę ludziom, służba ludziom oznacza służbę Bogu
albowiem Bóg jest w człowieku, przez niego się objawia (Chrystus powiedział: "Coście uczynili najmniejszemu z braci moich, mnieście uczynili".). W szkole, gdzie spotyka nas mnóstwo okazji do okazania siebie, jest to szczególnie wskazane.
Szczęście ostateczne osiągniemy zatem po śmierci, możemy jednak już teraz poczynić ku niemu krok, zastanawiając się nad naszym systemem wartości. Starajmy się szukać tej najwyższej idei już teraz, stawiając sobie za ostateczny cel jej odnalezienie. A szukajmy jej zastanawiając się nad tym, jacy jesteśmy, czego tak naprawdę chcemy od świata i czego świat może zechcieć od nas
wynieśmy ze szkoły determinację i plan na życie.
‹ Do góry strony
I.2. ARYSTOTELIZM
Platon mówił o szczęściu najwyższym jako o ostatecznym, osiąganym po wyzwoleniu się z oków ciała (niepoznawalnym przez zmysły), do którego prowadzić miały idee pomniejsze i dobra doczesne, które same w sobie stanowiły pewnego rodzaju szczęście (niech za przykład posłuży idea piękna: "na tym szczeblu dopiero życie jest coś warte: wtedy, gdy człowiek piękno samo w sobie ogląda"[5]. Zatem prawdziwe poznanie idei piękna prowadzi do pewnej szczęśliwości, która dopomóc ma w osiągnięciu idei i szczęścia najwyższego). Arystoteles szczęście nazwał "najwyższym dobrem i tym, co moralnie najpiękniejsze, i najwyższą rozkoszą, i nie są to rzeczy odrębne (...). Wszystkie bowiem te cechy są zawarte w najlepszych czynnościach; te zaś czynności lub jedna z nich, a mianowicie najlepsza, stanowią, zdaniem naszym, szczęśliwość".[6] Według Arystotelesa "(...) każda istota dąży do właściwego jej dobra, w którym znajduje swoją doskonałość. Ludzkim dobrem jest działanie zgodne z rozumem. Człowiek znajduje nim jako ostateczny cel swoich dążeń, eudajmonię (szczęście), niezależną od okoliczności zewnętrznych."[7]. Szczęście jest więc działaniem zgodnym z rozumną naturą człowieka, czyli jego REALIZACJĄ
człowiek odnajdujący szczęście to człowiek samorealizujący się, jednakowoż zgodnie z pewnymi kategoriami (roztropność). Oznacza to, iż, dla przykładu, człowiek odnajdujący w sobie potrzebę wiedzy, roztropnie tej wiedzy poszukujący i ją odnajdujący, jest człowiekiem szczęśliwym.
Znowuż dokonajmy przerzutu na płaszczyznę życia młodego człowieka. W tym wieku bardzo ważnym jest, aby dana jednostka dążyła do samorealizacji, spełnienia, podczas odnajdywania w sobie różnych zainteresowań, potrzeb duchowych, i ich zaspokajania. Istnieje tu jednak kilka niebezpieczeństw. Pierwszym z nich jest zachwianie systemu wartości. Nie można bowiem dopuścić, aby malarstwo czy techno stało się całym naszym życiem. Koniecznym jest, aby był to jeden ze sposobów wielbienia Boga. Nie oznacza to oczywiście, aby malarz malował li tylko obrazy, użyjmy tego określenia, religijne (w szerokim zakresie), a nasz wielbiciel techno zaczął miksować psalmy. Oznacza to, by efektywnie wykorzystywał Dar Boży i miał świadomość, iż ten czy inny talent pochodzi od Boga, a nie pochodzi z wewnętrznej przyczyny, jaką musiałaby być względna doskonałość (nie jesteśmy doskonali! Jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga i jednym z naszych celów jest dążenie do doskonałości. A dążenie owo jest jedną z dróg i fragmentem drogi do zbawienia
tu nie ma niepasujących i pobocznych elementów!) jednostki i automatycznie spowodowałaby niejakie wywyższanie się ponad innych. Pycha. To kolejne niebezpieczeństwo. Tu przywołajmy choćby naukę. Tak jak w przypadku pozostałych talentów, ten także jest darem od Boga. Jednostka, która osiąga świetne wyniki, nie ma prawa czuć się ogólnie lepsza od innych. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, iż niedobrze jest czuć się wówczas lepszym uczniem od innych. Dlaczego? Osoba niejako oswojona z sytuacją, w której dostaje o kilka punktów (na "nasz" system) więcej od innych, jest szczególnie narażona na pychę ("Eeej, co jest, czemu ONA pyta się JEGO o to zadanie z matmy, skoro ja miałem więcej punktów? Straciłem autorytet, co robić") tudzież zazdrość ("No co za niefart, on dostał więcej niż ja, aaa, co się ze mną dzieje, jak ja bym chciał mieć choć (zgroza!) tyle punktów co on, jestem do niczego, ratunku"). Jest to też przykład zachwiania systemu wartości, ponieważ opisana tu osoba wariuje już na punkcie swoich ocen. Fałszywa ambicja i niedomiar (brak?) pokory
takich cech młody człowiek powinien się wystrzegać, albowiem nie jest to "moralnie piękne"[8]. Cóż z tego, iż otrzymując swój najlepszy wynik puchnie z radości, skoro nie potrafi cieszyć się sukcesem kolegi? Pamiętajmy, iż Bóg miłuje go tak samo jako nas, a i ten stara się tak samo, jak my, tak samo pragnie dostać dobry stopień, będący ukoronowaniem jego pracy. Arystoteles mówi o konieczności SPRAWIEDLIWOŚCI, "najwyższej cnoty odnoszącej się do wspólnoty, która troszczy się o słuszny podział dóbr i zaszczytów w społeczeństwie"[9]. Mówi także o przyjaźni, która umożliwia przejście od jednostki do wspólnoty. Czy rzeczywiście osoba nie rozumiejąca, iż Bóg obdarzył wszystkich jednakowo, lecz pod innymi względami, osoba zazdrosna o wszystko, będzie dobrym przyjacielem? Będzie się realizować wielbiąc jednocześnie Boga? Czy będzie się tedy w ogóle realizować? Nie. Taka osoba czuje pustkę.
Prawidłowa realizacja samego siebie mieści się jednak (moim zdaniem) w kategoriach szczęścia doczesnego (aczkolwiek o wiele wyższego od doczesnych dóbr materialnych tudzież cielesnych, samorealizacja ma bowiem podłoże duchowe, a jej piętno dotrwa z nami aż do momentu sądzenia
będziemy bowiem sądzeni z tego, JAK wykorzystaliśmy dary ofiarowane nam przez Stwórcę), która prowadzona przy odpowiednim nakładzie pracy, w odpowiedni sposób, przy odpowiedniej postawie moralnej (która, wg Arystotelesa, "powstaje w trakcie praktyki przez ćwiczenie, przyzwyczajenie się i uczenie się"[10]
wszak człowiek poznaje wiele rzeczy dopiero w trakcie bezpośredniej konfrontacji z nimi i z takim poglądem absolutnie zgodzić się należy; niech za przykład posłuży praca w wolontariacie: wszyscy wiemy, że pomagać trzeba, że jest to dobre i daje satysfakcję, jednakowoż niemal mistycznym doświadczeniem jest samodzielna pomoc osobie niepełnosprawnej) powinna prowadzić do szczęścia wyższego od siebie, platońskiej idei dobra, objawionej nam jako zbawienie. Arystoteles uważał, iż szczęścia można nieomal dotknąć, jest ono bowiem w naszych najlepszych czynach, Platon zaś uważał szczęście jako nagrodę za czyny ku niemu prowadzące (czyli, ogólnie rzecz ujmując, za postawę "poszukiwacza najwyższej idei"). Ja, jako interpretator, uważam, iż arystotelesowska koncepcja szczęścia jako działania zgodnego z własnym rozumem, czyli samorealizacji, jest tak samo dobra i aktualna dla nas jak koncepcja platońskiej najwyższej idei
o ile ustawimy je na różnych szczeblach. Nie da się bowiem ukryć, iż samorealizacja ma ścisły związek z cielesną powłoką i jest nią ograniczona i atakowana przez cielesne słabości. Oglądanie oblicza Boga, nawet przy ostatecznym ciała zmartwychwstaniu, będzie tych ograniczeń pozbawione. Zbawienie jest nagrodą za godziwe życie, za dobre postępowanie w wierze i miłości. Jedno i drugie jest niezwykłym dziełem, które możemy już teraz zapoczątkować. Jeśliby ktoś poprosił o uogólnienie, rzekłbym: "czytaj Arystotelesa by wiedzieć, co robić; czytaj Platona by wiedzieć, jak i dlaczego to robić".
Zatem młody człowiek w liceum może osiągnąć szczęście doczesne, prowadzące do szczęścia najwyższego, poprzez rozpoczęcie poszukiwań CELU i formowania właściwej (i wydaje mi się, iż nie musi ona być dla wszystkich jednakowa!
ważne, by cele podrzędne w żadnym momencie nie znajdywały się NAD nadrzędnymi) hierarchii wartości, co wiąże się także z początkiem dogłębnego poznawania siebie, swoich słabości i pracy nad sobą, aby postępować zgodnie z sumieniem i rozumem, czyli samorealizacją. Stawiam zatem na arystotelesowski platonizm.
‹ Do góry strony
I.3. STOICYZM
Pojawia się zapewne pytanie, dlaczego sformułowałem sąd dotyczący szczęścia młodocianej jednostki nie rozpatrzywszy wszystkich możliwych dróg
bo czyż stoicy nie mówili również o najwyższym dobru, o cnocie i o szczęściu, do którego jest potrzebna wyłącznie cnota?
Pierwszą rzeczą, która odrzuca od koncepcji stoickiej, jest determinizm. To zanegowanie wolności człowieka
jeśli jej brak, nie istnieje zasługa i nie istnieje grzech. Stoicy bronią się, że "stoicyzm nie wiedzie do bezczynności, ale skłania do działania: człowiek musi walczyć, działać, wybierać".[11] Wszystko to jednak prowadzi do wejścia na drogę przeznaczenia, a nie na drogę wolności. Sam determinizm kłóci się znaczącą z chrześcijańską koncepcją drogi człowieka
sami wybieramy szlak, którym chcemy dostać się do Boga, stoicy wybierają tak, aby powrócić na drogę już wyznaczoną ("Nie usiłuj naginać biegu wydarzeń do swej woli, ale naginaj wolę do biegu wydarzeń, a życie upłynie ci w pomyślności"[12]).
Drugą rzeczą, która odrzuca, jest koncepcja "człowieka idealnego". Stoicy za takiego uważają mędrca, którego cechuje bezuczuciowość (apatheja). Ta z kolei jest naturalną przyczyną obojętności, niewzruszalności, niezależności
także wobec drugiego człowieka. Gdzież więc, pytam, pogodzić taki pogląd z Chrystusowym przykazaniem miłości bliźniego? Nie można! Ani połączyć, ani postępować po "stoicku"! Negacja uczuć kłóci się zarówno z koncepcją chrześcijańską ("Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego"; "Czcij ojca swego i matkę swoją"), jak i arystotelesowską (nakaz rozwijania i pielęgnacji uczuć względem osób, dla przykładu: "Dlatego właśnie sprawiedliwość, jedyna spomiędzy dzielności, zdaje się być "cudzym dobrem", ponieważ obejmuje też stosunek do innych osób, jako że czyni to, co jest pożyteczne dal innych: bądź dla władcy, bądź dla współobywateli".[13]).
Trzecią rzeczą, która kłóci się znacznie z filozofią chrześcijańską, jest koncepcja cnoty. Cnota jest pewnym dobrem, ale rozumianym inaczej, niż przez stoików. Ci określali cnotę jako "pewien stan, który nie podlega rozwojowi ani stopniowaniu, dlatego nawet Bóg nie ma cnoty różnej i większej od ludzkiej"[14]. Uderza w szczególności druga część tej definicji (pierwsza zaprzecza przyjętej przez nas koncepcji hierarchiczności dóbr), wskazująca na to, iż człowiek, który osiągnął cnotę (czyli postępowanie zgodne z rozumem, samowystarczalność, wolność kierowania swym losem), jest równy Bogu, a tym samym ma prawo do dysponowania swym życiem, w tym i do samobójstwa!
Taki stan rzeczy, taki stan ducha, nie może zostać przejęty przez młodego chrześcijanina. Każdy z przedstawionych tu aspektów jest sprzeczny z nauką Kościoła Katolickiego (ot, jedna wspólna rzecz: stoicyzm, podobnie jak chrześcijaństwo, domaga się całkowitej wewnętrznej przemiany człowieka w dążeniu do... właśnie: równości Bogu >< zjednoczeniu się z Bogiem w Jego miłości, jako Jego potomstwo) i z pewnością nie zapewni szczęścia, zwłaszcza podczas obcowania z innymi ludźmi. Stoicki egocentryzm i niewzruszoność nie przysporzą nam przyjaciół, to pewne. Chcemy być sami? Jakże zatem odnajdziemy Boga, który jest w człowieku?
Czasem jednak, w sytuacjach kryzysowych, gdy wydaje się, iż cały świat obrócił się przeciw nam, gdy zostajemy niesłusznie oskarżeni o popełnienie zła czy niedbalstwo, nie rzucajmy się do oczu naszemu rozmówcy z wiązanką kontrargumentów i oskarżeniem o zniewagę. Na miejscu wydaje się chyba rada: "zachowajmy stoicki spokój"
pod warunkiem, iż będzie on prowadził do doświadczenia mistycznego. W takim bowiem doświadczeniu "jest Bóg i jego kojąca łaska (...), jest trzeźwe upojenie Duchem Świętym".[15]
‹ Do góry strony
A teraz pokażę "szczęście" rozumiane nieco inaczej..
II. SZCZĘŚLIWOŚĆ POZORNA, SZCZĘŚLIWOŚĆ DOCZESNA.
Platon widział szczęście doczesne jako niemalże nieistotne, jednakowoż konieczne (jako stopień) do osiągnięcia szczęścia ostatecznego (idei dobra). Arystotelesowską koncepcję szczęścia jako postępowania zgodnego z rozumem w kategorii roztropności już omówiliśmy
warto jeszcze dodać, iż takiemu postępowaniu towarzyszyła przyjemność, nie będąca jednak celem, lecz zjawiskiem towarzyszącym. Stoicyzm odrzucał czucie w ogóle ("pożądanie rzeczy obojętnych winno zostać usunięte"[16]). Na polu bitwy pozostały zatem doktryny epikureizmu i sceptycyzmu, z których szczególnie pierwsza o dobrach doczesnych (a więc swoistego rodzaju szczęściu doczesnym) wypowiada się szeroko, ale w sumie mało treściwie.
II.1. EPIKUREIZM
Koncepcję epikurejskiego szczęścia można streścić jednym słowem: hedonizm. "Twierdzimy, że przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego. Ona bowiem, według nas, stanowi pierwsze i przyrodzone dobro oraz punkt wyjścia wszelkiego wyboru i unikania, do niej w końcu powracamy, gdy odwołujemy się do czucia jako kryterium wszelkiego dobra."[17]. Z powyższego fragmentu można wyciągnąć wszystko
i sensualistyczną metodę poznania, i przyjemność jako najwyższe dobro, jako główny wyznacznik działań. Epikur podkreśla także, iż przyjemności nie należy jedynie osiągać, lecz także różnicować. I tak, samochód marki 126p, będący pierwszym pojazdem danej osoby, byłby przyjemnością pierwszego samochodu. Samochód marki Ferrari F50 byłby, dla tej samej osoby, przyjemnością lepszego samochodu, z pozoru tylko większą od przyjemności pierwszego samochodu
zatarte bowiem (przez znudzenie) uczucie przyjemności posiadania auta zostałoby zastąpione przez przyjemność nowych możliwości samochodu
w rzeczywistości "wartość" przyjemności pozostałaby ta sama, zwiększone zostałoby jedynie jej zróżnicowanie. Wiąże się z tym podział przyjemności w celu uniknięcia tych, które mogą wywołać ból cielesny albo niepokój duszy (np. polityka).
Epikurejczycy zarzekają się jednak: "przyjemność, którą mamy na myśli, charakteryzuje nieobecność cierpień fizycznych i brak niepokojów duszy"[18]. Brak cierpień fizycznych, to, powiedzmy sobie szczerze, nie jest zło
ale nie wyrabia w nas pewnego rodzaju siły pokonywania bólu i świadomości, jakież kruche jest nasze ciało. Brak niepokojów duszy oznacza z kolei brak konstruktywnej refleksji nad sobą i swoim postępowaniem
a bez tego nie da się osiągnąć Królestwa Bożego.
Dlatego też, szczególnie w odniesieniu do drugiego aspektu (dotyczącego duszy
na pierwszy poniekąd nie mamy zbyt wielkiego wpływu), zdecydowanie odradzam postawę epikurejską. Sam bowiem hedonizm jest z założenia sprzeczny z koncepcją pośrednictwa dóbr ziemskich w drodze do szczęścia ostatecznego, a zakrapiany zupełnym brakiem refleksji nad sobą musi prowadzić do katastrofy. Drodzy uczniowie, wszystko co przyjemne, jest dla nas
ale my nie jesteśmy dla tego (zasada qui pro que)!
‹ Do góry strony
II.2. SCEPTYCYZM
Sceptycy, mówiąc krótko, uważali, iż szczęście jest w spokoju (pogląd zwany ataraksją). Nie jest to jednak spokój chwili, np. brak hałasu
jest to spokój całkowity, wynikający z stwierdzenia niemożności poznania jakiejkolwiek rzeczy (prócz bezpośredniego postrzegania zmysłowego, np. coś smakuję, czegoś dotykam) i, co za tym idzie, nie-wypowiadania się w żadnej kwestii. Ogólnie próbowali dowieść, iż każde stwierdzenie nie ma w sobie więcej racji, aniżeli twierdzenie mu przeczące.
Taka postawa ciągnie za sobą bardzo wyraźne skutki
przede wszystkim jest to coś na kształt zjawiska zaobserwowanego podczas omawiania determinizmu, mianowicie: wykluczenie grzechu (bo nie wiemy w końcu, czy to grzech, czy nie
nie możemy tego poznać), usprawiedliwianie własnych błędów. A przecież "mamy iść za głosem Boga jako ludzie, a więc świadomie i dobrowolnie, czyli świadomi swobodnego wyboru pomiędzy dobrem rozpoznanym jako dobro i złem rozpoznanym jako zło. Kościół ufa, że przyjęcie Objawienia dokonuje się nie poprzez losowanie (...), ale dzięki poznaniu racji intelektualnych, przemawiających za racjonalnością treści Objawienia (...)"[19]. Nic dodać, nic ująć. Sceptycyzm, jako taki, jest niedopuszczalny do przyjęcia przez chrześcijaństwo
nie można bowiem dążyć do zjednoczenia z Bogiem, nie znając "jakości" swoich czynów, nie pragnąc poznać dobra i zła, poznać siebie.
Przez nas, licealistów, zdecydowanie do odrzucenia
na pewno nie zaprowadzi do szczęścia ostatecznego. Nawet sam w sobie wydaje się mało atrakcyjny: negacja możliwości poznania wszystkiego nie przemawia do młodego człowieka. Przynajmniej do mnie.
Zakończenie: WNIOSEK OSTATECZNY
Jakąż więc drogę powinien obrać młody człowiek w wieku licealisty, aby osiągnąć szczęście? Jeśli myślenia o przyszłości nie zakłóca mu myśl o przyjemnościach teraźniejszych, winien zwrócić swe oczy ku piętrowemu tortowi szczęścia arystotelesowsko-platońskiemu, na którego podstawie zbłądziła mała wisienka stoicyzmu. Niech pocznie spożywać owy tort od dołu, mając oczy zwrócone ku piętru najwyższemu
i niech gorzkość dolnych partii ostanie przesłonięta przez perspektywę słodkości najwyższej. W wyższych partiach, gdy te będą już nieco słodsze, niech wybiera (ciasto) mądrze i ostrożnie
aby nie zachwiać całej konstrukcji i nie doprowadzić do upadku piętra najwyższego. Przy takich zachwianiach niech sięga po słodką wisienkę stoicyzmu (podpartego mistycyzmem!
czy też na odwrót?), aby nabrać sił do dalszej pracy. Później zaś, przy piętrze poprzedzającym piętro najwyższe, które jest piętrem już nadzwyczaj słodkim (udana samorealizacja), niech nie da się zwieść złudzeniu, iż piętro wyższe nie może być słodsze
niech wzniesie się wyżej; bardzo wysoko
ostatnia kondygnacja jest bowiem o wiele wyżej niż pozostałe.
[1] Fragment z: Platon, Państwo (Metafora jaskini) za: Skrypt, str. 47 za: Platon, Państwo, W-wa 1958
[2] Fragment z: Skrypt, str. 41
[3] Cytat z: drukowana notatka lekcyjna, Rozwój religijności człowieka w ciągi życia
[4] Cytat z: Pismo Święte
[5] Fragment z: Platon, Uczta za: Skrypt, str. 52 za: B. Markiewicz, Filozofia dla szkoły średniej, W-wa 1987
[6] Fragment z: Arystoteles, Etyka nikomachejska, I, 7 za: Skrypt, str. 73
[7] Fragment z: Skrypt, str. 64
[8] Patrz: przypis 6.
[9] Fragment z: Skrypt, str. 65
[10] Fragment z: Skrypt, str.65
[11] Fragment z: Skrypt, str. 81
[12] Fragment z: Epiktet, Encheiridion VIII
Cnota i szczęście
[13] Fragment z: Arystoteles, Etyka nikomachejska V, 1 - Sprawiedliwość
[14] Fragment z: Skrypt, str. 81
[15] Cytat z: Karl Rahner O mistyce dnia codziennego (bałagan w kartkach; cytowane z pamięci)
[16] Fragment z: Skrypt, str. 81
[17] Fragment z: Epikur, List to Menoikeusa za: Skrypt, str. 93
[18] Patrz: przypis 17.
[19] Fragment z: Skrypt, str. 97-98 za: Piotr Lenartowicz SJ, Jolanta Koszteyn, Wprowadzenie do zagadnień filozoficznych, wyd. WAM, Kraków 2000
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
szczęście i dobro platon
Sokrates arystoteles platon polityka
8457571 Platon Kritias
Szczęść Boże premierowi, który się księżom nie kłaniał
5 plus zycie obfite w Szczescie Humor Pomoc Nadzieje oraz Zdrowie 5plus
Jaskinia Platona
Vlastos, G # Platon # (Plato s Theory Of Man) Bb
BYĆ SZCZĘŚLIWYM BIEDAKIEM(1)
Szczescie w poszukiwaniach Znajdz?l ktory nada sens Twojemu zyciu szczep
Ion Platon
więcej podobnych podstron