13 (278)



















Frank Herbert     
  Diuna

   
. 13 .    







    Owego pierwszego dnia kiedy MuadDib ze swą rodziną jechał
ulicami Arrakin, niektórzy ludzie na trasie przejazdu przypomnieli sobie legendy
i przepowiednię i podnieśli krzyk: ,.Mahdi!" Lecz ich okrzyk był bardziej
pytaniem, niż obwieszczeniem, gdyż jak dotąd mogli jedynie żywić nadzieję, że
jest on tym zapowiedzianym Lisanem al-Gaibem. Głosem Spoza Świata. Uwagę ich
przyciągnęła również matka, albowiem słyszeli o niej; że jest Bene Gesserit, a
więc - co dla nich było oczywiste - drugim Lisanem al-Gaibem.
z " Krótkiej historii MuadDiba"pióra księżniczki Irulan
    Thufira Hawata zastał książę w kącie pokoju, do którego drogę
wskazał mu strażnik. Z przyległego pomieszczenia docierały odgłosy krzątaniny
ludzi zakładających łącza telekomunikacyjne: Książę rozglądał się dokoła, gdy
Hawat podnosił się od zawalonego papierami stołu. Była to mała izolatka o
zielonych ścianach, w której prócz stołu znajdowały się jeszcze trzy dryfowe
krzesła z pośpiesznie zdartymi z nich ,.H" Harkonnenów, co pozostawiło nie
dobarwione łaty.
    - Krzesła są zdobyczne, ale zupełnie bezpieczne - powiedział
Hawat. - Gdzie jest Paul, Sire?
    - Zostawiłem go w sali konferencyjnej. Mam nadziej, że tam
trochę odpocznie z dala od mojej absorbującej osoby.
    Hawat kiwnął głową, powędrował pod drzwi przyległego pokoju i
zamknął je, odcinając elektrostatyczne szumy i elektroniczne trzaski.
    - Thufir - powiedział Leto - zapasy przyprawy Imperium i
Harkonnenów nie dają mi spokoju.
    - Mój Panie?
    Książę wydął wargi.
    - Składy są narażone na zniszczenie. - Podniósł rękę, gdy Hawat
chciał coś powiedzieć. - Nie bierz pod uwagę skarbu Imperatora. On by się po
cichu ucieszył z tarapatów Harkonnenów. A czy baron może protestować, jeśli
ulegnie zniszczeniu coś, do posiadania czego nie może się otwarcie przyznać?

    Hawat pokręcił głową.
    - Mamy mało ludzi na zbyciu, Sire.
    - Weź część ludzi Idaho. A może jacyś Fremeni mieliby ochotę na
wycieczkę pozy planetę. Rajd na Giedi Prime - z takiej dywersji płyną taktyczne
korzyści, Thufir.
    - Twoja wola, mój panie. - Hawat odwrócił się, a książę, widząc
oznaki. zdenerwowania u starego człowieka, pomyślał: Może podejrzewa, że mu nie
ufam. Musi wiedzieć o moich prywatnych informacjach o zdrajcach. Tak, najlepiej
od razu rozproszyć jego obawy.
    - Thufir - rzekł - musimy omówić jeszcze jedną sprawę, jako że
należysz do niewielu ludzi, których darzę całkowitym zaufaniem. Obaj wiemy, jak
trzeba się mieć nieustannie na baczności, by nie dopuścić do infiltracji naszych
sił przez zdrajców... ale mam dwa nowe doniesienia.
    Hawat obrócił się, wlepił w niego spojrzenie. Leto zaś
powtórzył przyniesione przez Paula historie. Wiadomości te, zamiast wprawić go w
stan wytężonej koncentracji mentackiej, wzmogły jedynie podniecenie Hawata. Leto
przyglądał się uważnie staremu człowiekowi.
    - Ukrywasz coś, stary druhu - odezwał się po chwili. -
Powinienem się był domyślić w trakcie narady, kiedy siedziałeś jak na szpilkach.
Cóż to jest takie trefne, że nie mogłeś wygarnąć tego przed całym sztabem?
    Zabarwione sapho wargi Hawata ściągnięte były w sztywną prostą
linię, z biegnącymi ku niej drobniutkimi zmarszczkami. Nie straciły swej
pomarszczonej sztywności, gdy powiedział:
    - Panie mój, zupełnie nie wiem, jak to poruszyć.
    - Wiele blizn nosimy jeden za drugiego, Thufir - powiedział
książę. - Wiesz, że ze mną możesz poruszyć każdy temat
    Hawat nie spuszczał z niego oczu. Takiego go właśnie lubię
najbardziej - myślał. - Oto jest człowiek honoru, godzien mej wierności i służby
do ostatniej kropli krwi. Dlaczego muszę go zranić?
    - No więc? - ponaglił Leto.
    Hawat wzruszył ramionami.
    - Chodzi o strzępek listu. Znaleziony przy kurierze
Harkonnenów. List był przeznaczony dla agenta imieniem Pardee. Mamy wszelkie
powody mniemać, że Pardee stał na czele tutejszego podziemia Harkonnenów. Ten
list - on może mieć albo ogromne konsekwencje, albo żadnych zgoła. Zależy; jak
go tłumaczyć.
    - Co jest takiego drażliwego w liście?
    - W strzępku listu, mój panie. Niekompletnym. Był na
minimikrofilmie z dołączoną jak zwykle kapsułą niszczącą. Wstrzymaliśmy
działanie kwasu na moment przed całkowitym wymazaniem tekstu, ocalając fragment
zaledwie. Fragment ów jednakże jest wyjątkowo sugestywny.
    - Tak?
    Hawat potarł wargi:
    - Mówi on: "...eto nigdy nie będzie podejrzewał, a kiedy
spadnie na niego cios z ukochanej ręki, już samo to winno go zgubić". List
opatrzony był własną pieczęcią barona, a jej autentyczność sprawdziłem.
    - Twoje podejrzenia są oczywiste - powiedział książę i nagle
głos jego zrobił się zimny.
    - Prędzej uciąłbym sobie własne ręce, niż ciebie zranił -
powiedział Hawat. Panie mój, a co jeśli...
    - Lady Jessika - rzekł Leto czując, jak ogarnia go wściekłość.
- Nie mogłeś wydusić faktów z tego Pardee?
    - Na nieszczęście Pardeeego nie było już wśród żywych, kiedy
przejęliśmy kuriera. Kurier nie wiedział, jestem pewny, co przewoził.
    - Rozumiem.
    Leto potrząsnął głową. Cóż za śliska sprawa - myślał. -
Niemożliwe, by coś w tym było. Znam swoją kobietę.
    - Mój panie, jeśli...
    - Nie! - warknął książę. - W tym jest jakaś pomyłka, która...

    - Nie wolno nam tego zlekceważyć, mój panie.
    - Ona jest ze mną szesnaście lat! Okazji ku temu było bez liku,
sam zresztą sprawdziłeś szkołę i tę kobietę!
    Hawat powiedział z goryczą:
    - Wiadomo o sprawach, które mi umknęły.
    - To niemożliwe, mówię ci! Harkonnenowie chcą zniszczyć ród
Atrydów łącznie z Paulem. Raz już próbowali. Czy kobieta byłaby zdolna spiskować
przeciwko własnemu swemu synowi?
    - Może ona nie spiskuje przeciwko własnemu synowi. A wczorajszy
zamach mógł być sprytną mistyfikacją.
    - Nic mógł być mistyfikacją.
    - Sire, ona ma nie znać swego pochodzenia, ale gdyby tak je
znała? I gdyby tak była sierotą, załóżmy, przez Atrydę?
    - Zrobiłaby to już dawno temu. Trucizna w szklance...sztylet
wśród nocy. Któż miał lepszą okazję?
    - Harkonnenowie zamierzają cię z n i s z c z v ć , mój panie. A
nie po prostu zabić. W kanty istnieje gama subtelnych rozróżnień. Ta może być
dziełem sztuki wśród wendet.
    Księciu opadły ramiona. Przymknął oczy, wyglądał jak stary,
zmęczony człowiek. To niemożliwe - myślał. - Ta kobieta otworzyła dla mnie swoje
serce.
    - Gdzież lepszy sposób zniszczenia mnie nad rzucenie podejrzeń
na kobietę, którą kocham? - zapytał.
    - Brałem taką możliwość pod rozwagę - powiedział Hawat. - Mimo
to... Książę otworzył oczy i utkwił je w Hawacie myśląc: niech on będzie
podejrzliwy. Podejrzliwość to jego fach, nie mój: Może gdy sprawię wrażenie, że
w to wierz, ktoś inny popełni nieostrożność.
    - Co radzisz? - wyszeptał książę.
    - Na razie stałą inwigilację, mój panie. Powinna być pod
nadzorem o każdej porze dnia i nocy. Postaram się, by robiono to dyskretnie.
Idaho byłby idealnym kandydatem do tej roboty. Może za jakiś tydzień ściągniemy
go z powrotem. W oddziale Idaho szkolimy młodego człowieka, który go doskonale
może zastąpić u Fremenów. To urodzony dyplomata.
    - Nie narażaj na szwank naszego przyczółka u Fremenów.
    - Rzecz jasna, Sire.
    - A co z Paulem?
    - Chyba moglibyśmy zaalarmować doktora Yuego.
    Leto odwrócił się plecami do Hawata.
    - Rób, jak uważasz.
    - Zachowam ostrożność, mój panie.
    Na to przynajmniej mogę liczyć - pomyślał Leto.
    - Przejdę się. Gdybyś mnie potrzebował, będę na terenie. Straż
ci...
    - Mój panie, zanim odejdziesz, mam tu wycinek filmowy, z którym
powinieneś się zapoznać. Pierwsza próba analizy fremeńskiej religii.
Przypominasz sobie, że prosiłeś mnie o sprawozdanie na ten temat?
    Książę przystanął i nie odwracając się powiedział:
    - Nie możesz z tym zaczekać?
    - Oczywiście, mój panie. Pytałeś jednak, co oni wykrzykiwali.
To było "Mahdi!" Kierowali to określenie do młodego pana. Kiedy...
    - Do Paula?
    - Tak, mój panie. Mają tutaj legendę, przepowiednię, że objawi
się im jakiś wódz, dziecko pewnej Bene Gesserit, aby poprowadzić ich ku
prawdziwej wolności. Jeszcze jedna wersja znanego schematu mesjasza.
    - Oni myślą, że Paul jest tym...tym...
    - Mają jedynie nadzieję, mój panie.
    Hawat wyciągnął kapsułę z wycinkiem filmu. Książę ją przyjął,
wsadził do kieszeni.
    - Później sobie to obejrzę.
    - Oczywiście, mój panie.
    - Teraz potrzebny mi jest czas do...namysłu.
    - Tak, mój panie.
    Książę głęboko odetchnął, westchnął i wyszedł z pokoju wielkimi
krokami. Na korytarzu skręcił w prawo i zaczął iść powoli z rękami założonymi do
tyłu, nie zwracając uwagi, gdzie się znajduje. Mijał korytarze i schody, balkony
i sale; ludzie salutowali i odsuwali się na bok, robiąc mu przejście. Po pewnym
czasie powrócił do sali konferencyjnej, którą zastał w ciemnościach, Paul zaś
spał na stole narzucony płaszczem strażnika, z marynarskim workiem zamiast
poduszki. Książę po cichu przeszedł przez całą długość sali, na balkon
wychodzący na lądowisko. W rogu balkonu wartownik wyprężył się na baczność,
poznając księcia w nikłym odblasku świateł lądowiska.
    - Spocznij - zamruczał książę. Oparł się o zimny metal
balustrady. Spokój przedświtu ogarnął pustynny basen. Książę spojrzał w górę.
Prosto nad głową gwiazdy tworzyły cekinową wstęgę, rozpostartą na tle
niebieskawej czerni. Nisko nad południowym horyzontem drugi księżyc nocy
wyzierał z leciutkiej mgiełki pyłu - niedowiarek księżyc, spoglądający nań
cynicznym blaskiem. Książę zapatrzył się, jak księżyc nurkuje pod Mur Zaporowy
srebrząc jego urwiska i w nagłym zagęszczeniu mroku poczuł ziąb. Zadrżał.
Przeszył go gniew. Po raz ostatni Harkonnenowie mi brużdżą i judzą, i polują na
mnie - pomyślał. - Gnoje o mentalności hycla. Tutaj stawię im czoło! I pomyślał
z nutą smutku: Muszę panować okiem i szponem - jak jastrząb wśród
pośledniejszego ptactwa. Jego dłoń nieświadomie musnęła emblemat jastrzębia na
bluzie. Noc na wschodzie zrodziła smugę świetlnej szarości, a po niej perłową
opalizację, która przyćmiła gwiazdy. Nadciągnął świt szerokim zamachem
rozkołysanego dzwonu uderzając w horyzont. Była to scena takiej piękności, że
książę zapomniał o bożym świecie. Są rzeczy niepowtarzalne - pomyślał. Nigdy nie
wyobrażał sobie, że może być tutaj cokolwiek tak pięknego. jak ten zgruchotany,
czerwony horyzont z purpurą i ochrą urwisk. Poza lądowiskiem, gdzie skąpa nocna
rosa tchnęła życie w śpieszne nasiona Arrakis, ujrzał ogromne łany czerwonego
kwiecia i przecinający je wyraźny trakt fioletu...jak ślad gigantycznych stóp.

    - Piękny poranek, Sire - powiedział strażnik.
    - Tak, piękny - kiwnął głową książę zastanawiając się: być może
ta planeta potrafi zauroczyć. Być może potrafi stać się prawdziwym domem dla
mego syna. Nagle zobaczył postacie ludzkie wkraczające na pola kwiatów,
omiatające je dziwacznymi, przypominającymi kosy narzędziami - żeńcy rosy. Woda
jest tak cenna tutaj, że nawet rosę trzeba zbierać. I potrafi też być ta planeta
miejscem upiornym - pomyślał książę.

następny   









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
UAS 13 zao
er4p2 5 13
Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppoz
ch04 (13)
model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)
Logistyka (13 stron)
Stereochemia 13
kol zal sem2 EiT 13 2014
EZNiOS Log 13 w7 zasoby

więcej podobnych podstron