Bogowie, groby i uczeni C W Ceran archeologia


C.W. Ceram
Bogowie, Groby i Uczeni



Tytu艂 orygina艂u 獹諸TER, GR腂ER UND GELEHRTE
Wyb贸r i opracowanie ilustracji ZSOLT KISS
Projekt graficzny serii RYSZARD 艢WI臉TOCHOWSKI
Opracowanie ok艂adki i stron tytu艂owych TERESA KAWI艃SKA
Reprodukcje fotograficzne STANIS艁AW TURSKI i MIECZYS艁AW KOWALSKI
Copyright by Rowohlt Verlag GmbH Reinbek bei Hamburg 1949
Copyright for the Polish edition by
Pa艅stwowy Instytut Wydawniczy
Warszawa 1958

PRINTED IN POLAND Pa艅stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1996 r.
Wydanie 贸sme
Ark. wyd. 33,3. Ark. druk. 29,25
Papier offset, kl III 70 g, 70 x 100 cm
Cieszy艅ska Drukarnia Wydawnicza
Nr zam. 565/K-96
ISBN 83-06-02398-6



































SPIS TRE艢CI

I. KSI臉GA POS膭G脫W

1. PROLOG NA ZIEMI KLASYCZNEJ
Pierwszy szyb w przesz艂o艣膰. Odkrycie Herkula-num. Jak kwit艂a i zgin臋艂a Pompeja. Trzy rodzaje
艣mierci. Uczestnicy w艂asnego pogrzebu. "Du偶o pi臋kniejsze ni偶 dzie艂a Rafaela." Lessing darowuje
dziesi臋膰 lat swego 偶ycia.

2. WINCKELMANN, CZYLI NARODZINY NOWEJ NAUKI
Syn ubogiego szewca. Konwertyta. Przedmowa na 2677 stronach. Zagadkowy ka艂amarz. Rozgo-
ryczony padre. Omy艂ki Winckelmanna. 艢wiat antyczny tak nie wygl膮da艂! Zamordowanie
Winckelmanna.

3. TROPICIELE HISTORII
Sk膮d te wiadomo艣ci? Martwy wojownik. Mania kolekcjonerstwa. Koloseum jako kamienio艂omy.
Zagadkowy szkielet. Skamienia艂o艣ci wytworzone "sposobem domowym". Brat Casanovy "nabiera"
Winckelmanna. Psyche z brod膮. M膮dro艣膰 Hery. Jak umar艂 Fidiasz?

4. BAJKA O BIEDNYM CH艁OPCU, KT諶Y ZNALAZ艁 SKARB
Zbrodzie艅 Hennig, zwany Bradenkierl. Siedmioletni ch艂opiec wyrywa si臋 do Troi. Pijak deklamuje
Homera. Geniusz j臋zykowy. Handlarz z艂ota. Schliemann wierzy Homerowi. Bunarbaszi czy
Hissarlik? Schliemann znajduje Troj臋. Dziewi臋膰 warstw. "Skarb Priama". Lord Elgin robi z艂y
interes.

5. MASKA AGAMEMNONA
"Agamemnon", odwieczny temat dramaturg贸w, od Ajschylosa do Sartre艂a. Lwia Brama. Piec pie-
karniczy czy skarbiec? Zofia Schliemann pomaga w pracach wykopaliskowych. Martwe twarze.
Klejnoty i z艂oto. Maski. Napiwek cesarza Brazylii. Z艂oto, z艂oto i jeszcze raz z艂oto.

6. SCHLIEMANN I NAUKA
Winckelmann a Schliemann. Nauka i reklama. G艂os ma Schopenhauer. Wielcy dyletanci. Omy艂-
ki Schliemanna. Kto ostatecznie kupi jego zbiory? Obywatele honorowi Berlina: Bismarck, Molt-ke i
Schliemann. Troj膮 odkopuj膮 w Niemczech!

7. MYKENY, TIRYNS I WYSPA ZAGADEK
"Z艂ote miasta". Miejsce urodzenia Herkulesa. Mury Tirynsu. Strusie jajo znalezione w Mykenach.
Dziwne wizerunki byk贸w. Posz艂o o 1612 drzew oliwkowych. 艢mier膰 Schliemanna. Evans szuka
starego pisma.

8. NIC ARIADNY
Kreta, pa艅stwo Minosa. Evans znajduje Labirynt. 75 000 litr贸w oliwy. Rozw贸j kultury minojskiej.
Moda kobieca na Krecie. Jeszcze raz obrazy byk贸w. Ofiary dla Minotaura. Czarne 偶agle
Tezeusza. Po偶eracze tysi膮cleci.


II. KSI臉GA PIRAMID

9. O PEWNEJ KL臉SCE, KT脫RA STA艁A SI臉 ZWYCI臉STWEM
Napoleon i jego "uczeni cywile". "Czterdzie艣ci wiek贸w spogl膮da na was!" Denon rysuje. Odkrycie
staro偶ytnego Egiptu. Nil. Tajemnica hieroglif贸w.

10. CHAMPOLLION I TR脫JJ臉ZYCZNY KAMIE艃 Z ROSETTY
Znowu geniusz j臋zykowy! Cudowne narodziny Champolliona. Siedemnastoletni cz艂onek Akademii.
Nieznany 偶o艂nierz znajduje kamie艅 z Rosetty. Champollion w Pary偶u. Kapitan Scott na biegunie
po艂udniowym. Czy偶by hieroglify by艂y ju偶 odcyfrowane?

11. ZDRAJCA STANU ODCYFROWUJE HIEROGLIFY
Dwunastoletni ch艂opiec wypowiada swe pogl膮dy polityczne. "Sto dni" Napoleona. Champollion ska-
zany na wygnanie. Pr贸by odcyfrowania. Champollion contra Horapollon. Imiona kr贸lewskie.
Ptolemeusz i Kleopatra. Istota hieroglif贸w. Champollion pod portykiem 艣wi膮tyni w Denderze.

12. 獵ZTERDZIE艢CI WIEK脫W SPOGL膭DA NA WAS Cztery wielkie nazwiska. "W艂oski
olbrzym." Taranem na komory grobowe! Lepsius porz膮dkuje histori臋. Kronika Manetona.
Rozw贸j historii egipskiej. Mariette znajduje 艣wi臋te byki. Bogaty pan Ti.

13. PETRIE I GROB AMENEMHETA
Petrie kopie przez ca艂e 偶ycie. Nagi cz艂owiek w piramidzie. "Horyzont Cheopsa". Grobowce bu-
dowane w艣r贸d krwi i 艂ez. Ka. Silvio Gesell i arka przymierza. Mistyka liczb. Petrie kopie w
wodzie. Na tropie rabusi贸w pl膮druj膮cych groby.

14. ZB諮CY W 獶OLINIE KR脫L脫W........
Amerykanin kupuje antyki. Historia "Doliny Kr贸l贸w" to historia rabunk贸w. Nowoczesny proces
sprzed 3000 lat. Ramzes III trzykrotnie pochowany. Masowe groby dla kr贸l贸w.

15. MUMIE
Pococke i Bruce w "Dolinie". Elektrycznie o艣wietlone grobowce. "Czarny rynek" zabytk贸w. Abd-
el-Rasul. Dynastia rabusi贸w. Brugsch-bej znajduje 40 martwych kr贸l贸w. Jak balsamowano zw艂oki?
Fellachowie odprowadzaj膮 mumie swych w艂adc贸w.

16. HOWARD CARTER ODKRYWA GR脫B TUTANCHAMONA. Kulminacyjny punkt odkry膰
archeologicznych. Wypadek samochodowy Carnarvona. Pierwszy stopie艅 kamiennych schod贸w.
Zapiecz臋towane drzwi. Znowu na tropie rabusi贸w. W przedsionku grobowca. "Cudowne rzeczy!"
Bezcenne skarby w bocznej komorze.

17. Z艁OTY MUR
Organizacja wykopalisk. List Raisa Achmeta Gur-gara. 700 przedmiot贸w w przedsionku. Z艂ota
skrzynia. Jeszcze wi臋ksze skarby. Carter krytykuje niedbalstwo staro偶ytnych Egipcjan. Z艂ota
trumna Tutanchamona. Kim by艂 ten kr贸l? Zdj臋cie banda偶y z mumii. 12 300 turyst贸w. Bzdura o
"przekle艅stwie faraona"


III. KSI臉GA WIE呕

18. PISMO 艢WI臉TE POWIADA
Kara boska. Francuski zbieracz owad贸w. Redaktor i archeolog. Nic poza kilkoma usypiskami.

19. BOTTA ZNAJDUJE NINIW臉
Mezopotamia kraj i ludzie. Cudowne dziecko. Dyplomacja i nauka. Wykopaliska pod
Kujund偶ykiem. Pierwszy asyryjski pa艂ac pod Chorsaba-dem. Nieudany transport. Ca艂y 艣wiat
zelektryzowany wykopaliskami Botty.

20. ODCYFROWANIE PISMA KLINOWEGO
Nauczyciel idzie o zak艂ad. Podr贸偶e Niebuhra. Persepolis. Jedna warstwa kulturowa na drugiej.
Georg Friedrich Grotefend. Genialny pomys艂. "Wielki kr贸l kr贸l kr贸l贸w..." Dziadek, ojciec i syn.

21. POCZW脫RNA PR脫BA
Siedemnastoletni redaktor. Napis behistu艅ski. "Oto co wie艣ci kr贸l Darajawahusz..." Praca kopisty
na wysoko艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w nad ziemi膮. Powt贸rne odcyfrowanie pisma klinowego.
Niepowodzenia. S艂ownik na glinianych tabliczkach. Czterech uczonych dochodzi do identycznego
wyniku.

22. PA艁ACE POD WZG脫RZEM NIMRUD
Henry Austen Layard. Pierwsza podr贸偶. "Wielki 艂owca przed Panem". Layard rozpoczyna sw膮
przygod臋 z 60 funtami angielskimi w kieszeni. Rewolucja! Sztuczny cmentarz. Nemrod powstaje i
z ziemi. Przera偶enie na targu. Przem贸wienie szejka. Uskrzydlone byki o ludzkich twarzach prze-
wiezione do Londynu. Layard opisuje wzg贸rze Nimrud.

23. GEORGE SMITH SZUKA IG艁Y W STOGU SIANA
Ponowne wykopaliska pod Kujund偶ykiem. Pyszna Niniwa. Wojny, mordy, grabie偶e, ucisk. Ogr贸d
na skale. Sanheryb asyryjski dyktator. Babilon starty z oblicza ziemi. Biblioteka z glinianych
tabliczek. Hormuzd Rassam znajduje epos Gilgamesza. Smith odkrywa podanie o potopie.
Utnapisztim babilo艅ski Noe.

24. kule 艢wiszcz膮 wok贸艂 Koldeweya
艁贸d藕 nosz膮ca nazw臋 "艢wie偶y Ser". Profesor pisze wiersze. "W kraju oper i tenor贸w". Zb贸jca z
Wenecji. Strzelaniny "istna plaga w tej okolicy".

25. ETEMENANKI, CZYLI WIE呕A BABEL
Babilon Nabuchodonozora. Szeroki mur. Wisz膮ce ogrody Semiramidy. Wie偶a babilo艅ska. Zni-
szczenia. 艢wi臋ta droga. "Smok babilo艅ski". Proroctwa Jeremiasza.

26. TYSI膭CLETNI KR脫LOWIE I POTOP
Nasze zabobony pochodz膮 z Babilonu. Jak "wyliczono", 偶e pewien lud musia艂 kiedy艣 istnie膰. Naj-
starsza kultura 艣wiata? Rzut oka na histori臋 Mi臋dzyrzecza. Sargon by艂 postaci膮 historyczn膮!
Woolley parfait gentilhomme. Sztandar mozaikowy z Ur. Straszne odkrycie. Potop. "Listy
kr贸l贸w". Mes-anni-padda.


IV. KSI臉GA SCHOD脫W

27. SKARB MONTEZUMY II
Cortez stoi pod Meksykiem. Spotkanie z cesarzem Aztek贸w. Odkrycie 艢rodkowej Ameryki. Cortez
spada z balkonu. "S艂uszna sprawa" Hiszpan贸w. Znalezienie skarbu. Uwi臋zienie Montezu-my.
Cortez odnosi zwyci臋stwo nad Narvaezem.

28. ZAMORDOWANA KULTURA
Religia aztecka. 20000 ofiar ludzkich w ci膮gu jednego dnia. Powstanie Aztek贸w. Ucieczka Corteza:
Noche triste. Bitwa w dolinie Otumba. Bohaterski czyn Corteza. Stracenie ostatniego cesarza
Aztek贸w. Odkryta kultura zostaje zapomniana.

29. MR STEPHENS KUPUJE MIASTO
Sk膮pe wiadomo艣ci o Jukatanie. Stephens i Catherwood. Wojna domowa w 艢rodkowej Ameryce.
"Pan w cylindrze". Ruiny Copanu. 艢wiat obcych form. Stephens kupuje miasto Copan. Podr贸偶
Waldecka. Sk膮d przybyli Majowie? William H. Prescott.

30. INTERMEZZO
Stary r臋kopis. Proboszcz w艣r贸d Indian. Diego de Landa. Kultura bez zwierz膮t domowych.
Dzisiejsi Majowie. Zachowa艂y si臋 tylko trzy dokumenty z dawnego pa艅stwa Maj贸w!

31. TAJEMNICA OPUSZCZONYCH MIAST
Zbiory Maudslaya. Kalendarz Maj贸w najlepszym kalendarzem 艣wiata. Trudno艣ci synchronizacji.
"Ksi臋gi Chilam Ba艂am". "Nowe Pa艅stwo". Tajemnicza emigracja. Przegl膮d dziej贸w "Starego
Pa艅stwa". Ekspansja "do wewn膮trz". Kultura bez p艂uga.

32. DROGA DO STUDNI
Thompson spogl膮da na Chichen-Itza. Schliemann Ameryki. 艢wi臋ta Studnia. Thompson uczy si臋
nurkowa膰. Archeologia pod wod膮. Z艂oto i szkielety. Najnowsze wykopaliska w starym pa艅stwie
Maj贸w. Sztuka bez ro艣linnego motywu zdobniczego. Kolumny-w臋偶e. Zastyg艂a astronomia.

33. SCHODY POD LASAMI I LAW膭
Ksi膮偶e Ixtlilxochitl. Kultura starsza od kultury Maj贸w. Tul膮. Piramidy doko艂a Meksyku. Skarb z
Monte Alban. Toltekowie, Olmekowie, Zapotekowie. 艢wiat ko艅czy si臋 co 52 lata. Piramida pod
law膮 sprzed 8000 lat. Quetzalcouatl.


V. KSI臉GI, KT脫RYCH JESZCZE NIE MO呕NA NAPISA膯

34. NOWE POSZUKIWANIA W STARYCH PA艃STWACH
Dwadzie艣cia jeden cywilizacji Arnolda J. Toynbee. Czy istnia艂y "czarne kultury"? Atlantyda.
Yarim-Lim, kr贸l Hetyt贸w. Kosock odbywa loty nad "drogami inkaskimi". Nowe odcyfrowania.
Archeologia i nauki przyrodnicze.














































"Nie ma patriotycznej sztuki ani patriotycznej nauki. I jedna, i druga, jak wszystko, co wznios艂e i dobre,
nale偶膮 do ca艂ego 艣wiata i mog膮 rozwija膰 si臋 tylko w powszechnym i swobodnym wzajemnym oddzia艂ywaniu
na siebie wszystkich 偶yj膮cych wsp贸艂cze艣nie ludzi przy sta艂ym uwzgl臋dnianiu tego, co przej臋li艣my w
spu艣ci藕nie z czas贸w minionych i co o nich wiemy."

Goethe



"Kto czasy swe chce widzie膰 w艂a艣ciwie, niechaj patrzy na nie z daleka. Z jak daleka? To bardzo proste:
akurat z takiej odleg艂o艣ci, by nie m贸g艂 ju偶 pozna膰 nosa Kleopatry."

Ortega y Gasset



































O CZYM B臉DZIE MOWA

Radz臋 czytelnikowi nie zaczyna膰 tej ksi膮偶ki od pierwszej stronicy. Radz臋 mu tak, bo wiem, jak
ma艂o skutku odnosz膮 najgor臋tsze nawet zapewnienia autora, i偶 ma do opowiedzenia rzeczy
niezwykle ciekawe, jak ma艂o przekonuj膮 zw艂aszcza w贸wczas, gdy tytu艂 zapowiada "powie艣膰 o
archeologii", a wi臋c ksi膮偶k臋 z dziedziny nauki o staro偶ytno艣ciach, kt贸r膮 zwyk艂o si臋 uwa偶a膰 za jedn膮
z najbardziej suchych i najnudniejszych ga艂臋zi wiedzy.
Radzi艂bym zacz膮膰 od rozdzia艂u o Egipcie: Ksi臋g臋 Piramid. Mam nadziej臋, 偶e wtedy najbardziej
nawet nieufny czytelnik 偶yczliwiej ustosunkuje si臋 do naszego tematu i postanowi wyrzuci膰 za
burt臋 balast wszystkich z g贸ry powzi臋tych uprzedze艅. Prosz臋 jednak, aby zaznajomiwszy si臋 w ten
spos贸b z tematem, przerzuci艂 z powrotem pomini臋te kartki i zacz膮艂 czyta膰 od rozdzia艂u pierwszego.
Odt膮d bowiem, aby lepiej zrozumie膰 nawet najbardziej pasjonuj膮ce wydarzenia, b臋dzie
potrzebowa艂 prowadz膮cego go planowo przewodnika.
Ksi膮偶ka ta jest napisana bez 偶adnych ambicji naukowych. Raczej pr贸bowali艣my uj膮膰 jej przedmiot
okre艣lon膮 ga艂膮藕 nauki w taki spos贸b, aby prac臋 badaczy i uczonych ukaza膰 przede wszystkim
w jej wewn臋trznym napi臋ciu, w jej dramatycznych powik艂aniach, w jej powi膮zaniu z 偶ywym
cz艂owiekiem. Uwa偶ali艣my, 偶e dla osi膮gni臋cia tego celu nie nale偶y si臋 cofa膰 ani przed dygresj膮, ani
przed osobist膮 refleksj膮, ani nawet przed nawi膮zywaniem do spraw aktualnych. Z tego wszystkiego
zrodzi艂a si臋 ksi膮偶ka, kt贸r膮 naukowiec nazwie "nienaukow膮".
Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, 偶e o to mi w艂a艣nie chodzi艂o. Uwa偶a艂em bowiem, 偶e
archeologia, ta przebogata nauka, w kt贸rej osi膮gni臋ciach id膮 w parze Przygoda i mozolna praca
uczonego, romantyczne porywy i krytyczny umiar, nauka prowadz膮ca nas w g艂膮b najodleglejszych
epok i przez najdalsze przestrzenie globu ziemskiego, 偶e ta nauka zosta艂a w publikacjach
fachowych pogrzebana. Przy ca艂ej swej naukowej warto艣ci nie by艂y one w 偶adnym razie pisane po
to, aby je "czytano". Zaprawd臋, dziwi膰 si臋 mo偶na, 偶e dotychczas podj臋to nie wi臋cej ni偶 trzy lub
cztery pr贸by, aby te wyprawy w zamierzch艂膮 przesz艂o艣膰 zebra膰 w pasjonuj膮c膮 przygod臋. Bo te偶
rzeczywi艣cie nie ma chyba bardziej porywaj膮cej przygody, je艣li tylko za przygod臋 zawsze uwa偶a膰
b臋dziemy po艂膮czenie my艣li i czynu.
Jakkolwiek pisz膮c t臋 ksi膮偶k臋 trzyma艂em si臋 metody odrzucaj膮cej wszelki "czysty" opis, to jednak
zaci膮gn膮艂em wielki d艂ug wobec "czystej" nauki o archeologii. Jak偶e偶 mog艂oby by膰 inaczej, skoro
ksi膮偶ka ta jest hymnem pochwalnym na cze艣膰 jej osi膮gni臋膰, jej przenikliwo艣ci, jej niestrudzonej
pracy, przede wszystkim za艣 na cze艣膰 samych badaczy, kt贸rzy w wi臋kszo艣ci wypadk贸w tylko z
prawdziwej skromno艣ci przemilczeli to, co w ich pracy zas艂uguje na rozg艂os, bo godne jest
na艣ladowania. Ze 艣wiadomo艣ci tego d艂ugu, zaci膮gni臋tego wobec archeologii, wyp艂ywa te偶 moje
usi艂owanie unikania nieprawdziwych zestawie艅 i fa艂szywych akcent贸w. Moja "powie艣膰 o
archeologii" jest powie艣ci膮 w sensie barokowym, opowiada bowiem o romantycznych w
najdawniejszym znaczeniu tego s艂owa (bynajmniej nie k艂贸c膮cych si臋 z rzeczywisto艣ci膮) zdarzeniach
i 偶ywotach ludzkich.
Ale jest "powie艣ci膮 autentyczn膮". W danym za艣 wypadku rozumie膰 przez to nale偶y jak
najdos艂owniej, 偶e autor w ca艂ym swym opisie bynajmniej nie tylko nawi膮zuje do fakt贸w
(przyozdobionych przez w艂asn膮 wyobra藕ni臋), lecz operuje wy艂膮cznie faktami, do kt贸rych jego
wyobra藕nia nie dodaje nawet najmniejszego ornamentu, je艣li go nie dostarczy艂a historia danej
epoki.
A jednak jestem przekonany, 偶e specjalista-archeolog, kt贸remu ksi膮偶ka ta wpadnie w r臋ce, wykryje
w niej b艂臋dy. Tak na przyk艂ad pocz膮tkowo trudn膮 do pokonania przeszkod膮 wydawa艂a mi si臋
pisownia nazw i nazwisk. Niejednokrotnie dla jednego i tego samego imienia czy nazwy mia艂em do
wyboru z tuzin rozmaitych pisowni. Zgodnie z charakterem tej ksi膮偶ki zdecydowa艂em si臋 w ko艅cu
stosowa膰 pisowni臋 najbardziej przyj臋t膮, bez trzymania si臋 w tym wzgl臋dzie jakiejkolwiek zasady
naukowej, co miejscami uczyni艂oby tekst zupe艂nie niezrozumia艂ym. 艁atwiej przysz艂o mi powzi膮膰 t臋
decyzj臋, gdy przeczyta艂em s艂owa znakomitego niemieckiego historyka Ed. Meyera, kt贸ry w swej
Historii staro偶ytnej mimo i偶 przeznaczonej dla 艣wiata naukowego sta艂 przed t膮 sam膮 trud-
no艣ci膮 i w ko艅cu pisze: "...widzia艂em wi臋c tylko jedno wyj艣cie nie trzyma膰 si臋 偶adnej zasady".
Przyk艂ad historyka tak niepowszedniej miary wolno chyba by艂o na艣ladowa膰 autorowi skromnego
opisu.
Z pewno艣ci膮 jednak i poza tym zdarzy艂o mi si臋 pope艂ni膰 czysto rzeczowe b艂臋dy. Nie s膮dz臋, by
mo偶na si臋 od nich uchroni膰, gdy pr贸buje si臋 po raz pierwszy wt艂oczy膰 w ramy jednego przegl膮du
tak olbrzymi materia艂, obejmuj膮cy a偶 cztery specjalne dyscypliny naukowe. Ka偶de sprostowanie ze
strony kompetentnego czytelnika przyjm臋 z wdzi臋czno艣ci膮.
Zaci膮gn膮艂em wszak偶e nie tylko zobowi膮zanie wobec nauki, lecz r贸wnie偶 i d艂ug wobec okre艣lonego
gatunku literackiego, do kt贸rego ta ksi膮偶ka nawi膮zuje, 艣ci艣lej wobec tw贸rcy tego gatunku. O ile
mi wiadomo, ameryka艅ski lekarz Paul de Kruif by艂 pierwszym autorem, kt贸ry spr贸bowa艂
przedstawi膰 rozw贸j pewnej bardzo specjalnej ga艂臋zi nauki w艂a艣nie w taki spos贸b, 偶e jego prac臋 o
niej czytano z zainteresowaniem, jakie w naszym stuleciu budz膮 chyba tylko powie艣ci kryminalne.
De Kruif "odkry艂" w 1927 roku, 偶e rozw贸j bakteriologii, je偶eli rozpatrywa膰 go i uszeregowa膰 pod
pewnym k膮tem widzenia, zawiera w sobie elementy powie艣ciowe. Odkry艂 ponadto, 偶e nawet
najwa偶niejsze problemy naukowe mo偶na przedstawi膰 w spos贸b niezwykle prosty i zrozumia艂y, gdy
si臋 je opisuje jako procesy pracy, prowadz膮c czytelnika dok艂adnie t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 kroczy艂
uczony od momentu zrodzenia si臋 pomys艂u a偶 do uko艅czenia bada艅. I doszed艂 do wniosku, 偶e w
samym b艂膮dzeniu uczonego po wszystkich owych bezdro偶ach, rozstajach i 艣lepych zau艂kach, na
kt贸re wiod艂a go omylno艣膰 i niedoskona艂o艣膰 ludzkiego umys艂u, niepo偶膮dane przypadki i
utrudniaj膮ce zadanie wp艂ywy zewn臋trzne, tkwi taka dynamika i tyle dramatyczno艣ci, 偶e s膮 one w
stanie wywo艂a膰 najwy偶sze napi臋cie. Tak powsta艂a jego ksi膮偶ka 艁owcy mikrob贸w. Ju偶 sam tytu艂,
kt贸ry trze藕we okre艣lenie "bakteriologowie" przeobra偶a w kategori臋 ludzk膮, zawiera艂 w sobie
program nowego gatunku literackiego: "powie艣ci autentycznej".
Od czasu owej pierwszej pr贸by Paula de Kruifa nie ma chyba dziedziny naukowej, do kt贸rej ten czy
inny autor, a czasem i kilku autor贸w naraz nie pr贸bowa艂oby zastosowa膰 tej nowej, literackiej
metody. 呕e pr贸by takie podejmowali pisarze, kt贸rzy w danej dziedzinie nauki byli dyletantami, to
rzecz najzupe艂niej naturalna. Wydaje mi si臋, 偶e dla krytyki, wci膮偶 jeszcze na tym polu
niedostatecznej, wa偶ne s膮 nast臋puj膮ce kryteria: w jakiej proporcji pozostaje w tych ksi膮偶kach nauka
do literatury, w jakim stopniu przewa偶a w nich "autentyczno艣膰", a w jakim "powie艣膰". Mnie
osobi艣cie wydaje si臋, 偶e najlepsze ksi膮偶ki nale偶膮 do tej kategorii, kt贸ra pierwiastek powie艣ciowy
wydobywa z fakt贸w jedynie przez ich "uszeregowanie", a tym samym zawsze oddaje
pierwsze艅stwo faktom. Do tej kategorii pragn膮艂em jak najbardziej przybli偶y膰 sw膮 ksi膮偶k臋. Mam
nadziej臋, 偶e odda艂em przez to przys艂ug臋 ka偶demu czytelnikowi, kt贸ry pragnie i艣膰 "na pewniaka" i
kt贸ry chcia艂by ksi膮偶k臋 t臋, mimo jej powie艣ciowego charakteru, traktowa膰 jako podr臋czne 藕r贸d艂o
wiadomo艣ci naukowych. My艣l臋, 偶e mo偶e j膮 za takie 藕r贸d艂o uwa偶a膰.
Dla osi膮gni臋cia tego celu musia艂em dokona膰 jeszcze dodatkowej pracy g艂贸wnie dlatego, 偶e mam na
tym polu poprzedniczk臋, Ann臋 Therry White, kt贸rej ksi膮偶ka Lost Worlds (Zaginione 艣wiaty),
nale偶膮ca do owej drugiej kategorii, wpad艂a mi w r臋ce, gdy ko艅czy艂em ju偶 swych Bog贸w, groby i
uczonych. Mimo uznania dla mej ameryka艅skiej kole偶anki po pi贸rze pozostaj臋 jednak przy swym
zdaniu, i偶 zasada oddawania pierwsze艅stwa faktom przed "powie艣ci膮" jest s艂uszniejsza. Dlatego te偶
w przeciwie艅stwie do pani White postanowi艂em wszystkim tym, kt贸rzy pragn臋liby nadal
interesowa膰 si臋 nauk膮 o dawno minionych czasach, s艂u偶y膰 stale w mej pracy jasnymi, nie
budz膮cymi w膮tpliwo艣ci wskaz贸wkami. Nie l臋ka艂em si臋 tedy przerywa膰 toku opowiadania datami i
przegl膮dami historycznymi, a nadto doda艂em do ksi膮偶ki wykaz bibliografii, mapy, tablice
chronologiczne oraz indeks nazw i nazwisk.
Wreszcie pragn膮艂bym tu wyrazi膰 podzi臋kowanie wszystkim tym, kt贸rzy udzielili mi pomocy w mej
pracy. Niemieccy profesorowie dr Eugen von Mercklin, dr Carl Rathjens i dr Franz Termer byli tak
uprzejmi, 偶e sprawdzili r臋kopis, ka偶dy w zakresie swej specjalno艣ci. Prof. dr Kurt Erdmann, prof.
dr Hartmut Sohm鰇el i badacz odkry膰 Schliemannowskich dr Ernst Meyer wnie艣li do niej kilka
istotnych poprawek. Wszyscy oni udzielili mi cennych wskaz贸wek, pomagaj膮c pod ka偶dym
wzgl臋dem, przede wszystkim w zdobyciu potrzebnej literatury (za co winien jestem tak偶e
podzi臋kowanie prof. dr Walterowi Hagemannowi z M黱ster), i zwr贸cili mi uwag臋 na niekt贸re
b艂臋dy, kt贸re zdo艂a艂em jeszcze usun膮膰. Dzi臋kuj臋 im nie tylko za ich pomoc, lecz przede wszystkim i
za zrozumienie, z jakim jako naukowcy-specjali艣ci odnie艣li si臋 do ksi膮偶ki, kt贸ra tak ca艂kowicie
wybiega poza ramy naukowej fachowo艣ci. Pragn臋 wreszcie podzi臋kowa膰 tak偶e pani Eddzie
R鰊ckendorff i Erwinowi Dunkkerowi za to, 偶e zdj臋li ze mnie cz臋艣ciowo ci臋偶ar bardzo nieraz
trudnych prac t艂umaczeniowych.

Listopad 1949. C. W. C.































I. KSI臉GA POS膭G脫W



Co za dziwy! o nap贸j 藕r贸dlany proszona,
Ziemio! c贸偶 to z twego 艣lesz nam dzisiaj 艂ona?
Czy i otch艂anie 偶yj膮? nowe偶, niedostrzeg艂e
Mieszka plemi臋 pod law膮 czy powraca zbieg艂e?
Do mnie, Grecy, Rzymianie! zgubion bez nadziei
Znalaz艂 si臋 gr贸d Herkula i wstaje Pompei!

Fryderyk Schiller, Herkulanum i Pompei
(przek艂ad J. D. Minasowicza)



Rozdzia艂 pierwszy

PROLOG NA ZIEMI KLASYCZNEJ


W 1738 roku Maria Amalia Krystyna, c贸rka Augusta III saskiego, opu艣ci艂a dw贸r drezde艅ski, aby
po艣lubi膰 Karola Burbona, kr贸la Obojga Sycylii.
Szperaj膮c po rozleg艂ych neapolita艅skich ogrodach i pa艂acach, 偶ywa, obdarzona zmys艂em
artystycznym kr贸lowa coraz to odkrywa艂a pos膮gi i rze藕by, kt贸re przed ostatnim wybuchem
Wezuwiusza b膮d藕 znaleziono przypadkowo, b膮d藕 wydobyto na 艣wiat艂o dzienne na skutek
inicjatywy, jak膮 podj膮艂 niejaki genera艂 d艂Elboeuf.
Urzeczona pi臋knem tych tors贸w bez g艂贸w i ko艅czyn, Maria Krystyna nalega艂a na swego
kr贸lewskiego ma艂偶onka, by kaza艂 szuka膰 dla niej wi臋cej takich rze藕b. A 偶e Wezuwiusz po wielkim
wybuchu w maju 1737 roku kiedy to zbocze g贸ry rozwar艂o si臋 na dwoje, a cz臋艣膰 jej szczytu
wylecia艂a w powietrze od p贸艂tora roku sta艂 spokojnie pod b艂臋kitnym niebem Neapolu, kr贸l uleg艂
jej pro艣bom.
Wydawa艂oby si臋, 偶e nie by艂o nic prostszego, jak kontynuowa膰 poszukiwania tam, gdzie d艂Elboeuf
je przerwa艂. Kr贸l naradzi艂 si臋 z naczelnym dow贸dc膮 swych wojsk saperskich, hiszpa艅skim
kawalerem Rocco Gioacchino de Alcubierre. Hiszpan 艣ci膮gn膮艂 robotnik贸w, sprowadzi艂 narz臋dzia i
proch. Trudno艣ci by艂o sporo. Trzeba by艂o przebi膰 si臋 przez pi臋tnastometrowy pok艂ad stwardnia艂ej
na kamie艅 masy erupcyjnej. Ze studni, odkrytej jeszcze przez d艂Elboeufa, zacz臋to prowadzi膰
podziemne chodniki, wiercono otwory strzelnicze. Wreszcie nast膮pi艂a chwila, gdy pod uderzeniami
kilofa, kt贸ry natrafi艂 na metal, zad藕wi臋cza艂o jak dzwon. Wydobyto pierwsze znaleziska: trzy
fragmenty wykutych w br膮zie koni nadnaturalnej wielko艣ci.
Dopiero teraz zrobiono rzecz najm膮drzejsz膮, jak膮 mo偶na by艂o zrobi膰, jak膮 w艂a艣ciwie zrobi膰
nale偶a艂o na samym pocz膮tku: sprowadzono fachowca. By艂 nim markiz don Marcello Venuti,
humanista, kierownik biblioteki kr贸lewskiej. Odt膮d on nadzorowa艂 dalsze prace wykopaliskowe. Z
kolei znaleziono trzy marmurowe rze藕by, przedstawiaj膮ce ubranych w togi Rzymian,
polichromowane kolumny i tu艂贸w ko艅ski z br膮zu. Para kr贸lewska przyby艂a na miejsce, aby obejrze膰
znaleziska. Markiz opu艣ci艂 si臋 na sznurze w g艂膮b przekopanych chodnik贸w. Natrafi艂 na schody. Ich
forma pozwoli艂a mu wysun膮膰 przypuszczenie, czym by艂a ta budowla. 11 grudnia 1738 roku
przypuszczenie potwierdzi艂o si臋. Znaleziono napis, z kt贸rego wynika艂o, 偶e niejaki Rufus
wybudowa艂 tu w艂asnym sumptem teatr Theatrum Herculanense.
A wi臋c znaleziono zagrzeban膮 w ziemi miejscowo艣膰. Bo gdzie znajdowa艂 si臋 teatr, tam musia艂o te偶
znajdowa膰 si臋 miasto. Niegdy艣 ju偶 d艂Elboeuf cho膰 mia艂 przecie偶 do wyboru rozleg艂e stoki
zastyg艂ej lawy zupe艂nie bezwiednie natrafi艂 na sam 艣rodek tej sceny. Scena by艂a zawalona
pos膮gami. I tylko tutaj mog艂o le偶e膰 tyle rze藕b, dos艂ownie jedna na drugiej, bo pot臋偶ny strumie艅
lawy obali艂 bogato ozdobion膮 rze藕bami tyln膮 艣cian臋 teatru, kt贸ra z hukiem run臋艂a na scen臋. Tu
kamienne pos膮gi spocz臋艂y na siedemna艣cie wiek贸w.
Napis na teatrze wymienia艂 nazw臋 miasta: "Herculaneum".


Lawa, wylewaj膮ca si臋 z krateru masa p艂ynnej ska艂y, mieszanina wszelkiego rodzaju minera艂贸w,
znowu zastyga na szk艂o, twardnieje na kamie艅. Pod t膮 grub膮 na dwadzie艣cia metr贸w pow艂ok膮 le偶a艂o
Herkulanum.
Inaczej ma si臋 rzecz z ma艂ymi wulkanicznymi kamyczkami, tzw. lapilli. Wyrzucane z wulkanu
wraz z t艂ustym popio艂em, spadaj膮 jak deszcz, uk艂adaj膮 si臋 lu藕no i daj膮 si臋 usun膮膰 lekkim
narz臋dziem. Pod takimi kamyczkami, zagrzebana znacznie p艂yciej ni偶 siostrzane Herkulanum,
le偶a艂a Pompeja.
Jak to cz臋sto zdarza si臋 w historii, a tak偶e w 偶yciu pojedynczego cz艂owieka, rzeczy najtrudniejsze
dziej膮 si臋 na samym pocz膮tku, a droga najd艂u偶sza uwa偶ana jest za najkr贸tsz膮. Od czasu gdy
d艂Elboeuf po raz pierwszy zacz膮艂 tu kopa膰, min臋艂o trzydzie艣ci pi臋膰 lat, a dopiero teraz pierwsze
zatkni臋cie rydla doprowadzi艂o do odkopania Pompei.
Kawaler de Alcubierre, wci膮偶 jeszcze prowadz膮cy wykopaliska, nie by艂 juz zadowolony ze swych
znalezisk, chocia偶 Karol Burbo艅ski m贸g艂 dzi臋ki nim za艂o偶y膰 muzeum, kt贸re nie mia艂o r贸wnego
sobie na ca艂ym 艣wiecie. Kr贸l i in偶ynier zgodnie postanowili przenie艣膰 prace wykopaliskowe gdzie
indziej i tym razem nie wdziera膰 si臋 ju偶 na 艣lepo w 偶u偶el ziemi, lecz rozpocz膮膰 je w miejscu, na
kt贸re wskazywali uczeni m贸wi膮c: "Tu le偶y Pompeja, wed艂ug antycznych 藕r贸de艂 zasypana w tym
samym dniu, co miasto Herkulesa."
To, co teraz nast膮pi艂o, 偶ywo przypomina zabaw臋 w chowanego, nazywan膮 przez dzieci "zimno,
ciep艂o". Ale zabaw臋 z nieuczciwym partnerem, kt贸ry w momencie, gdy r臋ka zbli偶a si臋 ju偶 do
schowanego przedmiotu, zamiast wo艂a膰 "ciep艂o", wo艂a "zimno". Duchy m艣ciwo艣ci, chciwo艣ci i
niecierpliwo艣ci obj臋艂y rol臋 b艂臋dnych ognik贸w.
Prace wykopaliskowe rozpocz臋艂y si臋 1 kwietnia 1748 roku. Ju偶 6 kwietnia znaleziono pierwsze
wielkie cudowne malowid艂o 艣cienne. 19 kwietnia natrafiono na pierwsze zw艂oki. Szkielet le偶a艂
wyci膮gni臋ty na ziemi; z r膮k, kt贸re zdawa艂y si臋 jeszcze co艣 trzyma膰, dawno ju偶 wysypa艂y si臋 z艂ote i
srebrne monety.
Teraz jednak zamiast dalej kopa膰, usystematyzowa膰 prac臋 i spo偶ytkowa膰 znaleziska, aby doj艣膰 do
wynik贸w bez zb臋dnej straty czasu, zasypano znowu wykopane do艂y, nie podejrzewaj膮c nawet, 偶e
natrafiono na sam 艣rodek Pompei. Zacz臋to kopa膰 w innym miejscu.
Albo偶 mog艂o by膰 inaczej? Par膮 kr贸lewsk膮 powodowa艂 jedynie zachwyt wykszta艂conych laik贸w (z
tym wykszta艂ceniem zreszt膮, zw艂aszcza je艣li chodzi o kr贸la, te偶 nie by艂o najlepiej). Dla Alcubierre艂a
motorem dzia艂ania by艂o przezwyci臋偶enie problemu technicznego (Winckelmann m贸wi艂 p贸藕niej o
nim ze z艂o艣ci膮, 偶e zna艂 si臋 na staro偶ytno艣ciach tyle, co kura na pieprzu). Wszyscy inni kierowali si臋
tylko ukryt膮 nadziej膮, 偶e je偶eli pod kilofem znowu zabrz臋czy z艂oto i srebro, uda im si臋 mo偶e
zr臋cznym i szcz臋艣liwym chwytem zagarn膮膰 co艣 dla siebie (na dwudziestu czterech ludzi
zatrudnionych 6 kwietnia przy wykopaliskach by艂o dwunastu kryminalist贸w; reszta otrzymywa艂a
n臋dzn膮 zap艂at臋).
Odkryto widowni臋 amfiteatru. Ale gdy nie znaleziono tu ani pos膮g贸w, ani z艂ota i klejnot贸w, zacz臋to
znowu kopa膰 gdzie indziej. A w艂a艣nie tutaj cierpliwo艣膰 doprowadzi艂aby do celu. W okolicy Bramy
Herkulesowej natrafiono na will臋, co do kt贸rej twierdzono bez 偶adnego uzasadnienia dzi艣 nikt
ju偶 nie wie, sk膮d w og贸le wzi臋艂o si臋 to mniemanie 偶e jest to dom Cycerona (tego rodzaju
wyssane z palca twierdzenia jeszcze niejednokrotnie odegraj膮 rol臋 w archeologii, i to nierzadko rol臋
owocn膮). 艢ciany willi ozdobione by艂y cudownymi freskami. Oddzielono je wraz z tynkiem od
艣cian, skopiowano, po czym will臋... znowu zasypano. Przez przeci膮g oko艂o czterech lat na okolice
Civit (dawna Pompeja) nie zwracano najmniejszej uwagi. Powr贸cono znowu ku bogatszym
wykopaliskom ko艂o Herkulanum, gdzie co prawda znaleziono jeden z najbardziej na贸wczas
interesuj膮cych skarb贸w z czas贸w antycznych: will臋 z bibliotek膮, z kt贸rej korzysta艂 filozof Filodem,
nazywan膮 dzisiaj Villa dei Papiri (Willa Papirus贸w).
Wreszcie w 1754 roku w po艂udniowej cz臋艣ci Pompei znaleziono znowu szcz膮tki kilku grobowc贸w i
antycznych mur贸w. Od tego dnia po dzie艅 dzisiejszy w obydwu miastach prace wykopaliskowe
trwaj膮 z nieznacznymi przerwami i coraz to nowe cuda wy艂aniaj膮 si臋 z g艂臋bi ziemi.
Tylko znaj膮c rodzaj katastrofy, kt贸ra nawiedzi艂a oba miasta, mo偶emy zrozumie膰 i poj膮膰 dzia艂anie,
jakie odkrycie Herkulanum i Pompei wywar艂o na stulecie poprzedzaj膮ce wiek klasycyzmu.
W po艂owie sierpnia 79 roku n.e. wyst膮pi艂y pierwsze oznaki zwiastuj膮ce nowy wybuch Wezuwiusza.
Zrazu zdawa艂o si臋, 偶e chodzi o jeden z wybuch贸w, jakie ju偶 cz臋sto si臋 zdarza艂y. Lecz 24 sierpnia w
godzinach przedpo艂udniowych sta艂o si臋 jasne, 偶e rozpoczyna si臋 katastrofa nie spotykanych dot膮d
rozmiar贸w.
W艣r贸d straszliwego huku wierzcho艂ek g贸ry rozpad艂 si臋 na dwoje. S艂up dymu niby olbrzymia
rozcapierzona pinia wzbi艂 si臋 pod kopu艂臋 nieba. W艣r贸d przeszywaj膮cych powietrze 艂oskot贸w i
o艣lepiaj膮cych b艂ysk贸w lun膮艂 na miasto deszcz kamieni i popio艂贸w, kt贸ry zakry艂 sob膮 s艂o艅ce. Ptaki
spada艂y martwe na ziemi臋, oszala艂y t艂um ludzi w艣r贸d krzyk贸w pr贸bowa艂 ratowa膰 si臋 ucieczk膮;
zwierz臋ta pochowa艂y si臋 w kryj贸wkach. Przez ulice przelewa艂y si臋 strumienie wody i nikt nie
wiedzia艂, sk膮d si臋 bra艂y z ziemi czy z nieba.
Katastrofa zaskoczy艂a obydwa miasta w s艂oneczny poranek, gdy ludno艣膰 pracowicie krz膮ta艂a si臋
ko艂o swych zaj臋膰. Dwojaki jednak by艂 rodzaj ich zag艂ady. Na Herkulanum zwali艂a si臋 lawina
szlamu, mieszanina popio艂贸w, ulewnego deszczu i lawy. Wtargn臋艂a w ulice, wdar艂a si臋 we
wszystkie zau艂ki, ros艂a, pokry艂a dachy, wciska艂a si臋 w okna i drzwi, wype艂ni艂a miasto, jak woda
wype艂nia g膮bk臋. Pokry艂a je wraz ze wszystkim, co nie zd膮偶y艂o si臋 uratowa膰 szybk膮 ucieczk膮.
Inaczej w Pompei. Tu nie by艂o strumienia szlamu, przed kt贸rym istnia艂 jeden tylko ratunek
ucieczka. Tu katastrofa rozpocz臋艂a si臋 od spokojnego deszczu popio艂u, kt贸ry mo偶na by艂o strz膮sn膮膰
z siebie. Niebawem jednak zacz臋艂y spada膰 lapilli, a potem wraz z nimi bry艂y pumeksu wa偶膮ce po
wiele kilogram贸w. Dopiero stopniowo zrozumiano ogrom niebezpiecze艅stwa. Ale wtedy by艂o ju偶
za p贸藕no. Miasto zacz臋艂y spowija膰 ob艂oki pary siarkowej. Wciska艂a si臋 w szczeliny i szpary,
przenika艂a pod kawa艂ki sukna, kt贸rymi ludzie, oddychaj膮c z coraz wi臋kszym trudem, zas艂aniali
sobie twarze. Tych, co szukaj膮c powietrza i ratunku uciekali z dom贸w na ulice, g臋sty, kamienny
grad drobnych lapilli tak mocno siek艂 po g艂owach, 偶e przera偶eni cofali si臋 z powrotem. Ledwie
jednak znowu znale藕li si臋 w domu, a ju偶 wali艂 si臋 sufit grzebi膮c ich pod sob膮. Niekt贸rych los przez
kr贸tki czas jeszcze oszcz臋dzi艂. Pod filarami schod贸w i 艂ukowymi sklepieniami trwali przykucni臋ci
nie d艂u偶ej chyba ni偶 p贸艂 godziny. Potem wyziewy siarkowe dociera艂y i do nich; gin臋li uduszeni.
Po czterdziestu o艣miu godzinach znowu wyjrza艂o s艂o艅ce. Ale Pompeja i Herkulanum przesta艂y
istnie膰. W promieniu osiemnastu kilometr贸w wszystko uleg艂o zniszczeniu, pola by艂y zas艂ane law膮 i
popio艂em. Cz臋艣膰 popio艂贸w zaw臋drowa艂a a偶 do Afryki, Syrii i Egiptu. Nad kraterem Wezuwiusza
wzbija艂 si臋 jeszcze cienki s艂up dymu. Niebo zn贸w zaja艣nia艂o b艂臋kitem.
Trzeba sobie uprzytomni膰, jak ca艂y 艣wiat naukowy zajmuj膮cy si臋 badaniem przesz艂o艣ci
zelektryzowany zosta艂 wiadomo艣ci膮 o odkryciu Pompei i Herkulanum. Oto po bez ma艂a
siedemnastu wiekach inni ludzie, uzbrojeni w inn膮 wiedz臋, ludzie o innych obyczajach, a przecie偶
w臋z艂ami krwi, kt贸rymi zwi膮zana jest ca艂a ludzko艣膰, spokrewnieni z tamtymi, zasypanymi lud藕mi,
zatkn臋li w ziemi臋 rydel i wydobyli na 艣wiat艂o dzienne to, co tak d艂ugo w niej spoczywa艂o. Nie
by艂o偶 to podobne do cudu wskrzeszenia umar艂ych?
艁atwo mo偶e si臋 zdarzy膰, 偶e badacz, porwany pasj膮 dla swej nauki, a przeto wolny od wszelkiego
pietyzmu, uzna t臋 katastrof臋 za szczeg贸lnie szcz臋艣liwe zrz膮dzenie losu. "Trudno znale藕膰 co艣
bardziej interesuj膮cego..." m贸wi Goethe o Pompei. Istotnie, trudno sobie wyobrazi膰 do-
godniejsz膮 ni偶 贸w deszcz popio艂贸w sposobno艣膰, aby dla przysz艂ych pokole艅, dociekaj膮cych
zagadek przesz艂o艣ci, zachowa膰, nie, raczej "zakonserwowa膰" s艂owo to lepiej oddaje stan rzeczy
miasto w ca艂ej krz膮taninie codziennego 偶ycia. Nie by艂 to uwi膮d, naturalna 艣mier膰 starego miasta.
Tu si艂a 偶ywio艂u dotkn臋艂a miast pulsuj膮cych 偶yciem, tu prawo czasu, powstawania i zaniku straci艂o
sw膮 moc.


Do czasu pierwszych wykopalisk znano tylko nagi fakt: dwa miasta zosta艂y zasypane. Teraz jednak
krok za krokiem poznawano dramatyczny przebieg tego wydarzenia. Wiadomo艣ci przekazane nam
przez antycznych autor贸w nabra艂y 偶ycia. Dowiedziano si臋 o ca艂ej okropno艣ci tej 偶ywio艂owej
katastrofy, kt贸ra tak nagle, tak nieoczekiwanie przerwa艂a tok powszednich zaj臋膰, 偶e nawet nie
zd膮偶ono wyj膮膰 z pieca prosi臋cia ani 艣wie偶o upieczonego chleba.
Jaka偶 historia kryje si臋 w szcz膮tkach dw贸ch szkielet贸w, kt贸re maj膮 na sobie jeszcze kajdany
niewolnik贸w? Byli nimi przykuci, gdy doko艂a sro偶y艂a si臋 zag艂ada. Jakie m臋ki kry艂a w sobie 艣mier膰
psa, kt贸rego r贸wnie偶 uwi膮zanego na 艂a艅cuchu znaleziono pod sufitem jednego z pokoj贸w?
Pies wspina艂 si臋 coraz wy偶ej i wy偶ej na rosn膮c膮 stert臋 wdzieraj膮cych si臋 przez okna i drzwi ma艂ych
lapilli, dop贸ki go nie zatrzyma艂 sufit; szczekn膮wszy po raz ostatni, pad艂 martwy, uduszony gazami.
艁opata wdzieraj膮c si臋 w g艂膮b ziemi ods艂ania艂a dramaty rodzinne, dramaty rozgrywaj膮ce si臋 mi臋dzy
rozpacz膮 i 艣mierci膮. Ko艅cowy rozdzia艂 s艂ynnej powie艣ci Bulwera Ostatnie dni Pompei nie ma w
sobie nic nieprawdopodobnego. W odkopanej Pompei znaleziono matki trzymaj膮ce w ramionach
swe dzieci: os艂ania艂y je ostatnim skrawkiem swego szala, nim si臋 udusi艂y i jedne, i drugie.
Wykopano m臋偶czyzn臋 i kobiet臋, kt贸rzy pozbierawszy swe skarby dotarli ju偶 do bramy i tu, smagani
gradem kamieni, padli na ziemi臋, ostatni膮 reszt膮 si艂 trzymaj膮c sw膮 bi偶uteri臋 i pieni膮dze. Cave
canem "Strze偶 si臋 psa", taki napis widnieje przed furtk膮 domu, w kt贸rym Bulwer ka偶e mieszka膰
swemu Glaukowi. Przed progiem tego domu dwie m艂ode dziewczyny, chc膮c jeszcze szybko zawi-
n膮膰 swe klejnoty, zbyt d艂ugo oci膮ga艂y si臋 z ucieczk膮, a potem by艂o ju偶 za p贸藕no.
Ko艂o Bramy Herkulesa znaleziono wielkie ilo艣ci trup贸w, le偶膮ce obok siebie. Ludzie ci upadli
ob艂adowani swym dobytkiem domowym, kt贸rego nie mogli ju偶 ud藕wign膮膰. W pewnym zasypanym
pokoju natrafiono na dwa szkielety, kobiety i psa. Dok艂adna obserwacja pozwoli艂a odtworzy膰
okropn膮 tragedi臋, jaka si臋 tu rozegra艂a. Szkielet psa zachowa艂 sw膮 form臋, ko艣ci kobiety natomiast
by艂y rozsiane po ca艂ym pokoju. Jak膮偶 si艂膮 zosta艂y tam rozsiane? A raczej kto je tam zawl贸k艂?
Zawl贸k艂 je pies. W momencie g艂odu zwyci臋偶y艂a w nim wilcza natura. Mo偶e wydar艂 艣mierci jeszcze
jeden dodatkowy dzie艅 偶ycia przez to, 偶e napad艂 i po偶ar艂 sw膮 pani膮. Nie opodal od tego miejsca
przerwana zosta艂a stypa 偶a艂obna. Po tysi膮cu siedmiuset latach znaleziono jej uczestnik贸w w tych
samych pozycjach, w jakich spoczywali na swych 艂o偶ach przy uczcie uczestnicy w艂asnego
pogrzebu.
Tu znowu 艣mier膰 zaskoczy艂a siedmioro dzieci, kt贸re nie przeczuwaj膮c nic z艂ego bawi艂y si臋 w
pokoju; tam trzydziestu czterech ludzi, a wraz z nimi koz臋, kt贸ra trwo偶nie pobrz臋kuj膮c
zawieszonym u szyi dzwonkiem szuka艂a prawdopodobnie schronienia w ludzkim domostwie. Kto
zbyt d艂ugo zwleka艂 z ucieczk膮, temu potem nie pomog艂a ju偶 ani odwaga, ani roztropno艣膰, ani si艂a
fizyczna. Znaleziono pewnego m臋偶czyzn臋 i艣cie herkulesowej budowy. Nie m贸g艂 ju偶 ochroni膰
biegn膮cej przed nim matki z czteroletni膮 c贸reczk膮. Wszyscy troje zwalili si臋 na ziemi臋. Prawda, 偶e
on ostatni膮 resztk膮 si艂 pr贸bowa艂 si臋 jeszcze pod藕wign膮膰, ale odurzony gazami zn贸w powoli osun膮艂
si臋 na ziemi臋, przetoczy艂 na plecy i wyprostowa艂 cz艂onki. Popio艂y zasypa艂y go, zachowuj膮c form臋
cia艂a. Uczeni, wype艂niwszy j膮 gipsem, uzyskali zarys postaci cz艂owieka plastyczny obraz
martwego pompeja艅czyka.
Jaki偶 huk musia艂 si臋 donosi膰 z tego oto zasypanego domu, gdy jeden z jego mieszka艅c贸w,
opuszczony i pozostawiony w samotno艣ci, stwierdziwszy, ze drzwi s膮 zamkni臋te, chwyci艂 za
siekier臋 i pocz膮艂 ni膮 rozwala膰 艣cian臋? Gdy si臋 okaza艂o, 偶e i tu nie ma wyj艣cia, j膮艂 r膮ba膰 drug膮
艣cian臋, a gdy i spoza niej zwali艂 si臋 tylko gruz, pad艂 w ko艅cu martwy na pod艂og臋.
Domy, 艣wi膮tynie Izydy, amfiteatr sta艂y tak jak niegdy艣, kiedy by艂y zamieszka艂e i kiedy pe艂no by艂o
w nich ludzi. W kancelariach urz臋d贸w i kantorach kupieckich le偶a艂y tabliczki woskowe, w
bibliotece zwoje papirus贸w, w warsztatach rzemie艣lniczych narz臋dzia pracy, w termach
skrobaczki. W ober偶ach na sto艂ach sta艂y jeszcze naczynia, le偶a艂y pieni膮dze rzucone w po艣piechu
przez ostatniego p艂ac膮cego go艣cia. Na 艣cianach szynk贸w widnia艂y wiersze zakochanych lub
zrozpaczonych amant贸w, na 艣cianach willi malowid艂a 艣cienne, kt贸re, jak pisa艂 Venuti, by艂y
"znacznie pi臋kniejsze ni偶 dzie艂a Rafaela".
Przed takim to bogactwem odkry膰 znale藕li si臋 o艣wieceni ludzie XVIII wieku. Ludzie urodzeni po
epoce Renesansu, chciwi pi臋kna staro偶ytno艣ci, synowie czasu, kt贸ry przeczuwa艂 ju偶 rodz膮c膮 si臋
pot臋g臋 nauk 艣cis艂ych. Ludzie pragn膮cy po艣wi臋ci膰 si臋 realnej rzeczywisto艣ci, a nie trwa膰 tylko w
podziwiaj膮cym estetyzmie.
Po to jednak, aby po艂膮czy膰 te dwa r贸偶ne pogl膮dy, potrzebny by艂 cz艂owiek, kt贸ry sam 艂膮czy艂by w
sobie umi艂owanie sztuki staro偶ytnego 艣wiata z metodami naukowych bada艅 i naukowej krytyki.
Gdy pod Pompej膮 po raz pierwszy zacz臋艂y si臋 prace wykopaliskowe, cz艂owiek, dla kt贸rego to
zadanie mia艂o sta膰 si臋 celem 偶ycia, ju偶 偶y艂. By艂 wtedy bibliotekarzem hrabiowskiej biblioteki pod
Dreznem. Mia艂 trzydzie艣ci lat i nie dokona艂 jeszcze niczego istotnego. Ale w dwadzie艣cia jeden lat
p贸藕niej nie kto inny, jak Gotthold Ephraim Lessing napisa艂 na wiadomo艣膰 o jego 艣mierci takie oto
s艂owa: "Jest to w ostatnich czasach drugi pisarz, kt贸remu z przyjemno艣ci膮 podarowa艂bym par臋 lat
mego 偶ycia."




Rozdzia艂 drugi.

WINCKELMANN, CZYLI NARODZINY NOWEJ NAUKI


W 1764 roku Angelika Kaufmann malowa艂a w Rzymie portret swego profesora Winckelmanna.
Na portrecie tym Winckelmann siedzi nad otwart膮 ksi膮偶k膮 trzymaj膮c w r臋ku g臋sie pi贸ro. Ogromne,
ciemne oczy spogl膮daj膮 spod my艣l膮cego czo艂a. Du偶y nos jest na tym obrazie tak okaza艂y, 偶e a偶
niemal burbo艅ski. Usta i podbr贸dek s膮 mi臋kkie i okr膮g艂e. W ca艂o艣ci raczej g艂owa artysty ni偶
uczonego. "Natura m贸wi o nim Goethe w艂o偶y艂a we艅 wszystko, co czyni i zdobi m臋偶czyzn臋."
Winckelmann urodzi艂 si臋 w 1717 roku w Stendal jako syn ubogiego szewca. W latach ch艂opi臋cych
podczas w艂贸cz臋gi przyci膮ga艂y jego uwag臋 ogromne kurhany rozsiane w tej okolicy. Namawia艂
koleg贸w, by razem z nim grzebali w ziemi i szukali starych urn. W 1743 roku dochrapa艂 si臋
stanowiska rektora szko艂y w Seehausen. "Baka艂arzy艂em pisze o sobie z wielk膮 sumienno艣ci膮,
ale gdy sp臋dza艂em na tym czas, ka偶膮c dzieciom o strupiastych g艂owach czyta膰 abecad艂o, marzy艂em
o poznaniu Pi臋kna i w duchu niby modlitw臋 recytowa艂em wiersze Homera." W 1748 roku obj膮艂
posad臋 bibliotekarza u hrabiego von B黱au w pobli偶u Drezna. Bez goryczy i 偶alu opu艣ci艂
fryderycja艅skie Prusy. Pozna艂 je jak sam pisze jako "kraj despotyzmu" i my艣la艂 o nich z
dreszczem odrazy: "W ka偶dym razie wi臋cej ni偶 inni odczuwa艂em t臋 niewol臋." Ta zmiana miejsca
przes膮dzi艂a o kierunku dalszej jego drogi 偶yciowej. W Dre藕nie obraca si臋 w kr臋gu wybitnych
artyst贸w, a gdy w dodatku znajduje tu najwi臋ksze w 贸wczesnych Niemczech zbiory staro偶ytno艣ci,
rzuca w k膮t wszelkie inne plany. (Nosi艂 si臋 w贸wczas z zamiarem wyjazdu do Egiptu). Gdy jego
pierwsze prace ukazuj膮 si臋 w druku, znajduj膮 odd藕wi臋k w ca艂ej Europie. Duchowo coraz bardziej
niezale偶ny, pod wzgl臋dem religijnym wolny od wszelkiego dogmatyzmu, przechodzi Winckelmann
na katolicyzm, aby uzyska膰 nadarzaj膮c膮 mu si臋 posad臋 we W艂oszech. Rzym, uwa偶a, wart jest mszy.
W 1758 roku jest bibliotekarzem i nadzorc膮 zbior贸w kardyna艂a Albaniego. W 1763 roku zostaje
mianowany generalnym nadzorc膮 wszystkich zabytk贸w w Rzymie i okolicy i w tym charakterze
odwiedza Pompej臋 i Herkulanum. W 1768 roku zostaje zamordowany.
Spo艣r贸d dzie艂 Winckelmanna trzy przede wszystkim sta艂y si臋 podwalin膮 naukowej archeologii.
S膮 to: Sendschreiben o odkryciach w Herkulanum, jego g艂贸wne dzie艂o Geschichte der Kunst des
Altertums (Historia sztuki staro偶ytnej) i Monumenti antichi inediti (Nieznane pomniki
staro偶ytno艣ci).
Wiemy ju偶, jak bezplanowo prowadzono prace wykopaliskowe w Pompei i Herkulanum. Gorsz膮
jednak od bezplanowo艣ci by艂a tajemniczo艣膰, jak膮 otaczano te wykopaliska. Ukoronowaniem jej by艂
wydany przez egoistycznych w艂adc贸w zakaz, zabraniaj膮cy cudzoziemcom oboj臋tnie, czy
ludziom nauki, czy zwyk艂ym podr贸偶nikom dost臋pu do znalezisk, o kt贸rych mogliby
poinformowa膰 艣wiat. Jedynie niejaki Bayardi, m贸l ksi膮偶kowy, otrzyma艂 od kr贸la zezwolenie na
sporz膮dzenie pierwszego katalogu znalezisk. Bayardi zacz膮艂 pisa膰 wst臋p do tego katalogu nie
obejrzawszy nawet miejsca wykopalisk! Pisa艂 i pisa艂, a偶 z ko艅cem 1752 roku wype艂ni艂 ju偶 pi臋膰
tom贸w "wst臋pu" o 艂膮cznej obj臋to艣ci 2677 stron, nie doszed艂szy jeszcze do pocz膮tku w艂a艣ciwego
dzie艂a. Przy tym, z natury zazdrosny i z艂o艣liwy, zdo艂a艂 doprowadzi膰 do tego, 偶e dwu innym
autorom, kt贸rzy zamiast zatrzymywa膰 si臋 nad wst臋pem od razu przyst膮pili do sedna rzeczy, dekret
ministerialny zabroni艂 opublikowania rezultat贸w ich prac.
Je偶eli mimo to udawa艂o si臋 tu i 贸wdzie jakiemu艣 uczonemu uzyska膰 dost臋p do kilku odkopanych
zabytk贸w celem bli偶szego ich zbadania, to nie mog膮c si臋 oprze膰 na 偶adnych wst臋pnych pracach na
tym polu dochodzi艂 on do tak mylnych teorii jak np. Martorelli, kt贸ry w dwutomowym dziele
licz膮cym 652 strony druku pr贸bowa艂 na podstawie odkopanego ka艂amarza dowie艣膰, 偶e w
staro偶ytno艣ci przyj臋te by艂y ksi膮偶ki o formacie czterok膮tnym, a nie w postaci zwoj贸w mimo 偶e
mia艂 przed oczyma zwoje papirusowe Moderna.
Wreszcie w 1757 roku ukaza艂 si臋 w formacie in folio pierwszy tom o odkopanych zabytkach,
kt贸rego wydawc膮 by艂 Valetta, a kt贸ry kr贸l sfinansowa艂 subwencj膮 12000 dukat贸w. W tej
atmosferze nie偶yczliwo艣ci, intryg i strupiesza艂ej uczono艣ci znalaz艂 si臋 Winckelmann. Po
nieopisanych trudno艣ciach, traktowany jako szpieg, zdo艂a艂 w ko艅cu uzyska膰 zezwolenie na
zwiedzenie kr贸lewskich muze贸w. Ale c贸偶, surowo zabroniono mu sporz膮dzi膰 cho膰by najmniejszy
rysunek z rze藕b i obraz贸w.
Rozgoryczony tym wszystkim, znalaz艂 sobie sprzymierze艅ca w klasztorze augustian贸w, w kt贸rym
udzielono mu go艣ciny. By艂 nim ojciec Piaggi. Winckelmann zasta艂 go przy bardzo dziwnej pracy.
Gdy swego czasu odkryto bibliotek臋 w willi dei Papiri, znalezione tu bogate zapiski wzbudzi艂y
entuzjazm. Gdy jednak wzi臋to je do r臋ki i chciano zbada膰, rozsypa艂y si臋 w proch.
Pr贸bowano r贸偶nych sposob贸w, aby uratowa膰 te zwoje. Wszystko na pr贸偶no. A偶 pewnego dnia
zjawi艂 si臋 jaki艣 zakonnik "z ram膮 podobn膮 prawie do ram, jakich perukarze u偶ywaj膮 do naszywania
w艂os贸w na peruki". Zakonnik ten twierdzi艂, 偶e za pomoc膮 takiej ramy potrafi rozwin膮膰 rolki
papirus贸w. Zgodzono si臋 na to. Gdy Winckelmann zjawi艂 si臋 w celi owego zakonnika, ten ju偶 od lat
oddawa艂 si臋 swemu zaj臋ciu. Uda艂o mu si臋 rozwin膮膰 zwoje papirus贸w, ale nie uda艂o mu si臋 zyska膰
sobie przychylno艣ci kr贸la i kawalera Alcubierre, kt贸rzy nie rozumieli trudno艣ci jego pracy.
Zgorzknia艂y padre, podczas gdy Winckelmann przesiadywa艂 w jego celi, pieni艂 si臋 na wszystko, co
dzia艂o si臋 na pobliskim dworze kr贸lewskim. Z nies艂ychan膮 ostro偶no艣ci膮, jak gdyby sortowa艂 puch,
nawija艂 zw臋glony papirus milimetr za milimetrem na sw膮 "maszyn臋". Ciska艂 przy tym gromy na
kr贸la i jego oboj臋tno艣膰, na nieudolno艣膰 urz臋dnik贸w i robotnik贸w. A gdy wreszcie przedk艂ada艂
Winckelmannowi nowo uzyskan膮 stron臋 z traktatu Filodema o muzyce, wtedy duma z tego
osi膮gni臋cia pobudza艂a go do nowych wybuch贸w z艂o艣ci na niecierpliwych i zazdro艣nik贸w.
U Winckelmanna s艂owa te znajdowa艂y tym wdzi臋czniejsze ucho, 偶e w dalszym ci膮gu nie pozwalano
mu zwiedzi膰 miejsca wykopalisk i 偶e nadal musia艂 si臋 ogranicza膰 do muze贸w, gdzie znowu nie
wolno mu by艂o niczego kopiowa膰. J膮艂 przekupywa膰 dozorc贸w. Pokazali mu to i owo. Tymczasem
jednak znaleziono rzeczy o donios艂ym znaczeniu, rzeczy, dzi臋ki kt贸rym mo偶na by艂o uzyska膰
szerszy pogl膮d na antyczn膮 kultur臋. By艂y to rze藕by i obrazy zw艂aszcza natury erotycznej. Kr贸l,
cz艂owiek o ograniczonych horyzontach, zgorszony pewn膮 rze藕b膮 przedstawiaj膮c膮 satyra i koz臋
po艂膮czonych w lubie偶nym akcie kopulacji, kaza艂 natychmiast wszystkie te dzie艂a odes艂a膰 do Rzymu
i trzyma膰 pod 艣cis艂ym zamkni臋ciem. Winckelmann i do nich nie uzyska艂 dost臋pu.
Mimo wszystkich trudno艣ci wyda艂 w 1762 roku pierwszy traktat, swe pierwsze Sendschreiben: "O
odkryciach w Herkulanum". W dwa lata p贸藕niej zwiedzi艂 ponownie to miasto i muzeum, po czym
wyda艂 drugi traktat. Obie prace nawi膮zywa艂y do tego, co us艂ysza艂 w celi zakonnika, i by艂y pe艂ne
cierpkiej krytyki. Gdy drugie Sendschreiben trafi艂o w francuskim przek艂adzie na dw贸r
neapolita艅ski, wywo艂a艂o ono najwi臋ksze oburzenie na tego Niemca. Czy偶 nie udzielono mu tak
rzadko przyznawanego zezwolenia? (Zezwolenia na zwiedzenie muzeum!) I jak si臋 za to
odwdzi臋czy艂? Zarzuty Winckelmanna by艂y oczywi艣cie s艂uszne, jego gniew uzasadniony. Ale
wszystko to jest dzi艣 ju偶 zupe艂nie niewa偶ne. Warto艣膰 jego Sendschreiben polega艂a na tym, 偶e po raz
pierwszy da艂y one 艣wiatu rzeczowy opis wykopalisk u st贸p Wezuwiusza.
W tym samym mniej wi臋cej czasie ukaza艂o si臋 g艂贸wne dzie艂o Winckelmanna, Geschichte der Kunst
des Altertums (Historia sztuki staro偶ytnej).
W dziele tym uda艂o mu si臋 ogarn膮膰 pewnym okiem naros艂膮 do olbrzymich rozmiar贸w mas臋
pomnik贸w staro偶ytno艣ci, wnie艣膰 w nie 艂ad i porz膮dek i "nie maj膮c 偶adnego wzoru", jak sam z
dum膮 zaznacza opisa膰 po raz pierwszy rozw贸j sztuki staro偶ytnej. Ze sk膮pych danych antycznych
pisarzy zbudowa艂 system, z nieprawdopodobn膮 przenikliwo艣ci膮 przebi艂 si臋 do poznania rzeczy
dot膮d przez nikogo nie rozpoznanych i zdo艂a艂 swe odkrycia przekaza膰 z takim polotem j臋zyka, 偶e
intelektualist贸w ca艂ego 艣wiata ogarn臋艂a fala entuzjazmu dla idea艂贸w staro偶ytno艣ci entuzjazmu, z
kt贸rego zrodzi艂 si臋 wiek "klasycyzmu".
Historia sztuki staro偶ytnej Winckelmanna wywar艂a decyduj膮cy wp艂yw na archeologi臋. Zbudzi艂a
pragnienie poszukiwania pi臋kna, gdziekolwiek by si臋 ukrywa艂o, wskaza艂a drog臋 i da艂a klucz do
zrozumienia dawnych kultur przez kontemplacj臋 ich pomnik贸w, zbudzi艂a nadziej臋, 偶e grzebi膮c w
ziemi 艂opat膮 mo偶na b臋dzie odkry膰 inny, nieznany 艣wiat, pogrzebany w ziemi tak jak Pompeja, ale i
tak jak ona pe艂en cud贸w.
We w艂a艣ciwy jednak or臋偶 naukowy uzbroi艂 Winckelmann m艂od膮 jeszcze archeologi臋 oddaj膮c w jej
r臋ce swe og艂oszone w 1767 roku Monumenti antichi inediti. Winckelmann "nie maj膮c 偶adnego
wzoru" sam sta艂 si臋 wzorem. Przez to, 偶e dla interpretacji i obja艣nienia antycznych rze藕b i obraz贸w
przemierzy艂 ca艂y kr膮g greckiej mitologii i 偶e umia艂 przy tym wyci膮gn膮膰 wnioski z najdrobniejszych
wskaz贸wek, uwolni艂 dotychczasow膮 metod臋 badawcz膮 od wszelkich filologicznych przypuszcze艅,
od kurateli starych historyk贸w, kt贸rych s艂owa do niedawna mia艂y znaczenie kanonu.
Wiele twierdze艅 Winckelmanna by艂o fa艂szywych, niejeden s膮d nazbyt pochopny. Jego obraz 艣wiata
antycznego by艂 wyidealizowany. Nie tylko "ludzie podobni bogom" mieszkali w Helladzie. Jego
znajomo艣膰 greckich dzie艂 sztuki mimo ca艂ej obfito艣ci materia艂u by艂a ograniczona. To, co widzia艂,
by艂y to przede wszystkim kopie z czas贸w rzymskich. Biliony kropel s膮cz膮cej si臋 wody, biliony
ziarenek 艣cieraj膮cego wszystko piasku sczy艣ci艂y i star艂y je do niepokalanej bia艂o艣ci. Ale 艣wiat
antyczny nie by艂 tak surowy, zalana s艂o艅cem Grecja nie 艣wieci艂a t膮 bia艂o艣ci膮. Nie, by艂a pe艂na
kolor贸w, by艂a tak barwna, 偶e i dzi艣 jeszcze, od dawna uzbrojeni w dok艂adn膮 znajomo艣膰
staro偶ytno艣ci greckiej, ledwo mo偶emy sobie to wyobrazi膰. Oryginalne greckie rze藕by i
p艂askorze藕by by艂y malowane. Marmurowy pos膮g kobiety z ate艅skiego Akropolu wykazuje barwy
czerwon膮, zielon膮, niebiesk膮 i 偶贸艂t膮. Nierzadko pos膮gi mia艂y nie tylko czerwone wargi, ale i
艣wiec膮ce si臋 oczy ze szlachetnych kamieni i sztuczne rz臋sy, co nam wydaje si臋 bardzo dziwne.
Zas艂ug膮 Winckelmanna by艂o, 偶e zaprowadzi艂 艂ad tam, gdzie przed nim panowa艂 chaos, 偶e wni贸s艂
wiedz臋 w sfer臋, gdzie panowa艂y tylko hipotezy i legenda, 偶e ponadto przez otwarcie antycznego
艣wiata stworzy艂 pole dla niemieckiej klasyki Goethego i Schillera, 偶e przygotowa艂 dla bada艅
archeologicznych narz臋dzie, kt贸re p贸藕niej pos艂u偶y艂o archeologom do tego, by wydrze膰 pomroce
dziej贸w jeszcze inne, jeszcze starsze kultury.


W 1768 roku Winckelmann powraca艂 z Niemiec do W艂och. W Trie艣cie zawar艂 w hotelu znajomo艣膰
z pewnym W艂ochem. Nie wiedzia艂, 偶e mia艂 do czynienia z wielokrotnie karanym przest臋pc膮.
Mo偶emy si臋 jedynie domy艣la膰, 偶e tylko szczeg贸lne sk艂onno艣ci Winckelmanna doprowadzi艂y go do
tego, by szuka膰 towarzystwa tego by艂ego kucharza i sutenera, ba, nawet zasiada膰 z nim do sto艂u w
swym hotelowym pokoju. Winckelmann by艂 w tym hotelu bardzo honorowanym go艣ciem. Jego
str贸j by艂 bogaty, maniery zdradza艂y 艣wiatowca, a przy sposobno艣ci pokazywa艂 te偶 z艂ote monety
pami膮tki z audiencji u Marii Teresy. W艂och, kt贸ry nosi艂 ma艂o do艅 pasuj膮ce nazwisko Arcangeli, za-
opatrzy艂 si臋 w p臋tl臋 i n贸偶.
Wieczorem 8 czerwca 1768 roku uczony postanowi艂 napisa膰 jeszcze kilka wskaz贸wek dla drukarni.
Zdj膮wszy ju偶 ubranie siad艂 jeszcze raz do biurka. Wtedy w艂a艣nie W艂och dokona艂 zab贸jstwa. Wszed艂
do pokoju, zarzuci艂 Winckelmannowi p臋tl臋 na szyj臋, w kr贸tkiej walce szybko uzyska艂 nad nim
przewag臋 i zada艂 wielkiemu badaczowi sze艣膰 ci臋偶kich ran no偶em.
Chocia偶 ci臋偶ko ranny, Winckelmann, silnie zbudowany, zdo艂a艂 jeszcze zczo艂ga膰 si臋 ze schod贸w.
Zalany krwi膮, z trupio blad膮 twarz膮, widokiem swym wzbudzi艂 u kelnera i pokoj贸wki takie
przera偶enie, 偶e nim pomy艣leli o pomocy, by艂o ju偶 za p贸藕no.
Skona艂 po kilku godzinach. Na biurku znaleziono kartk臋 papieru z ostatnimi s艂owami, kt贸re wysz艂y
spod r臋ki wielkiego uczonego: Es soli...
Po tych dw贸ch s艂owach morderca wytr膮ci艂 Winckelmannowi, tw贸rcy nowej nauki, pi贸ro z r臋ki.
Ale dzie艂o Winckelmanna wyda艂o owoce. Na ca艂ym 艣wiecie 偶yj膮 jego uczniowie. Dwie艣cie lat
up艂yn臋艂o od jego 艣mierci, a jeszcze co roku w Rzymie i Atenach w wielkich dzisiejszych
instytucjach archeologicznych zbieraj膮 si臋 archeolodzy, aby uczci膰 "Dzie艅 Winckelmanna", 9
grudnia, dzie艅 jego urodzin.




Rozdzia艂 trzeci

TROPICIELE HISTORII


Gdy otwieraj膮c dzi艣 jak膮艣 ksi膮偶k臋 z dziedziny historii sztuki, zawieraj膮c膮 reprodukcje obraz贸w i
rze藕b z czas贸w staro偶ytno艣ci, zastanowimy si臋 nad pewnym zagadnieniem, ogarnia nas zdumienie.
Autorzy tych ksi膮偶ek zdawali si臋 nie napotyka膰 偶adnych trudno艣ci w obja艣nieniu reprodukowanych
obraz贸w. Zaopatrywali je w podpisy, kt贸re m贸wi膮 nam z najwi臋ksz膮 dok艂adno艣ci膮, o co w nich
chodzi. Ta oto g艂owa, kt贸r膮 wykopa艂 z ziemi jaki艣 wie艣niak w rzymskiej Kampanii, jest g艂ow膮
cesarza Augusta, ten oto pos膮g je藕d藕ca przedstawia Marka Aureliusza, to zn贸w jest bankier rzymski
Lucius Caecilius Jucundus itd., itd. Ba, m贸wi膮 nam jeszcze wi臋cej i jeszcze dok艂adniej: to jest
Apollon Sauroktonos, dzie艂o Praksytelesa, to za艣 amazonka, dzie艂o Polikleta. Albo we藕my taki np.
podpis: Zeus porywa 艣pi膮c膮 dziewczyn臋 malowid艂o wewn臋trzne wazy Durisa, nie podpisane
przez malarza.
Kt贸偶 z nas 艂amie sobie g艂ow臋 nad tym, sk膮d autor takiego obja艣nienia czerpa艂 sw膮 wiedz臋, sk膮d ta
pewno艣膰 jego twierdze艅 o rze藕bach, kt贸re nie nosz膮 ani podpisu tw贸rcy, ani 偶adnej wzmianki o
przedstawianej osobie?
Albo znowu w臋drujemy po naszych muzeach. Widzimy po偶贸艂k艂e, na po艂y zbutwia艂e, nadgryzione
przez stulecia zwoje papirus贸w. Widzimy skorupy waz, p艂yty z p艂askorze藕bami, kolumny pokryte
dziwnymi obrazami i znakami, hieroglify i pismo klinowe. Wiemy, 偶e s膮 ludzie, kt贸rzy umiej膮
czyta膰 te znaki, kt贸rzy czytaj膮 je tak, jak my czytamy gazet臋 lub ksi膮偶k臋. Czy ktokolwiek z nas
zdaje sobie spraw臋 z tego, ile trzeba by艂o wysi艂k贸w i bystro艣ci umys艂u, aby przenikn膮膰 tajemnic臋
tych pism i j臋zyk贸w, kt贸rymi ju偶 w czasach, kiedy pomocn膮 Europ臋 zamieszkiwa艂y jeszcze
barbarzy艅skie ludy, nikt wi臋cej nie m贸wi艂 ani nie pisa艂? Czy zastanawiamy si臋 nad tym, jak w og贸le
mo偶na by艂o odnale藕膰 sens, doj艣膰 znaczenia tych martwych znak贸w?
Albo wertujemy dzie艂a naszych historyk贸w. Czytamy o dziejach dawnych lud贸w, kt贸rych
dziedzictwo, chocia偶 偶ycie ich przebiega艂o w dalekich od nas strefach i zagin臋艂o w pomroce
dziej贸w, nosimy w sobie w u艂amkach naszego j臋zyka, w wielu naszych zwyczajach i
obyczajach, w dzie艂ach naszej kultury, w 艣ladach 艂膮cz膮cej nas z nimi wsp贸lnej krwi. Czytamy o ich
historii.
S艂yszymy nie podania i nie bajki, s艂yszymy liczby i daty, s艂yszymy imiona ich kr贸l贸w,
dowiadujemy si臋, jak 偶yli w czasach wojny i w czasach pokoju, co robili w swych domach i
艣wi膮tyniach. Dowiadujemy si臋 o ich rozkwicie i upadku, przy czym wszystkie te wiadomo艣ci
ustalone s膮 z dok艂adno艣ci膮 nie tylko co do roku, ale co do miesi膮ca i dnia, chocia偶 wszystko to
dzia艂o si臋 w贸wczas, gdy jeszcze nie rozpocz臋艂a si臋 nasza rachuba czasu, gdy nie narodzi艂 si臋 jeszcze
nasz kalendarz.
Sk膮d wi臋c ta wiedza? Sk膮d ta dok艂adno艣膰? Sk膮d 艣cis艂e tablice historyczne.


Chcemy w naszej ksi膮偶ce opowiedzie膰, jak powsta艂a i rozwija艂a si臋 archeologia. Skoro za艣
zamierzamy przedstawi膰 pewien proces rozwoju, nie wybiegajmy naprz贸d. Na wi臋kszo艣膰 dopiero
co postawionych pyta艅 odpowied藕 w toku dalszego opisu sama si臋 wy艂oni. Ale by nie nu偶y膰
czytelnik贸w powt贸rzeniami, podamy ju偶 teraz gar艣膰 wiadomo艣ci rzucaj膮cych pewne 艣wiat艂o na
k艂opoty, a zarazem na metody archeologii.
Rzymski handlarz dzie艂 sztuki Augusto Jandolo opowiada w swych pami臋tnikach, jak b臋d膮c jeszcze
ch艂opcem mia艂 sposobno艣膰 by膰 obecnym przy otwarciu etruskiego sarkofagu:
"Nie by艂o rzecz膮 艂atw膮 poruszy膰 wieko, w ko艅cu jednak podnios艂o si臋 ono, zatrzyma艂o si臋 w
pozycji pionowej, po czym ci臋偶ko opad艂o na drug膮 stron臋 sarkofagu. Teraz nast膮pi艂o co艣, czego
nigdy nie zapomnia艂em i co a偶 do 艣mierci b臋d臋 mia艂 przed oczyma. Ujrza艂em spoczywaj膮ce we
wn臋trzu sarkofagu cia艂o m艂odego wojownika w pe艂nej zbroi wojennej, z he艂mem, w艂贸czni膮, tarcz膮 i
nagolennikami. Podkre艣lam: ujrza艂em nie szkielet, lecz cia艂o doskona艂e w swych kszta艂tach,
wyprostowane; wygl膮da艂o tak, jak gdyby je dopiero co w艂o偶ono do grobu. Ale widok ten trwa艂
tylko kr贸tk膮 chwil臋. Potem wszystko jak gdyby rozp艂yn臋艂o si臋 w blasku pochodni. He艂m potoczy艂
si臋 na prawo, okr膮g艂a tarcza osun臋艂a si臋 w zapad艂e blachy kirysu os艂aniaj膮ce piersi, nagolenniki
roz艂o偶y艂y si臋 na p艂ask na dnie sarkofagu, jeden z prawej, drugi z lewej strony. Przy zetkni臋ciu z
powietrzem nie naruszone od stuleci cia艂o rozsypa艂o si臋 w proch. W powietrzu doko艂a 艣wiat艂a
pochodni zdawa艂 si臋 unosi膰 jaki艣 z艂oty py艂."
Le偶a艂 tu wi臋c jeden z syn贸w owego nieznanego ludu, o kt贸rym i dzisiaj jeszcze nie wiemy, z
jakiego pnia si臋 wywodzi艂 ani sk膮d si臋 wzi膮艂. Odkrywca m贸g艂 rzuci膰 tylko jedno jedyne spojrzenie
na jego twarz, na cia艂o, kt贸re potem rozsypa艂o si臋 i zgin臋艂o bezpowrotnie. Dlaczego si臋 tak sta艂o?
Win臋 ponosi艂a nieostro偶no艣膰 odkrywcy.
Gdy na klasycznej ziemi, na d艂ugo przed odkryciem Pompei, wydobyto na 艣wiat艂o dzienne pierwsze
pos膮gi, a ludzie byli ju偶 na tyle o艣wieceni, by w nagich postaciach widzie膰 nie tylko poga艅skich
bo偶k贸w, lecz wyczu膰 warto艣膰 ich pi臋kna, i gdy potem ustawiono je w pa艂acach ksi膮偶膮t Odrodzenia,
dynast贸w miejskich i kardyna艂贸w, w pa艂acach parweniuszy i kondotier贸w, mimo wszystko
traktowano je tylko jako osobliwo艣ci, kt贸rych zbieranie sta艂o si臋 mod膮. 艁atwo te偶 mog艂o si臋
zdarzy膰, 偶e w takim prywatnym muzeum antyczny pos膮g s膮siadowa艂 z zakonserwowanym
zarodkiem dziecka o dw贸ch g艂owach, a staro偶ytna p艂askorze藕ba z wypchanym ptakiem, kt贸rego
za swego 偶ycia mia艂 pono膰 dotkn膮膰 艣wi臋ty Franciszek z Asy偶u, wielki przyjaciel ptak贸w.
Jeszcze w ubieg艂ym stuleciu 偶adne zakazy nie broni艂y powodowanym tylko chciwo艣ci膮 profanom
bogaci膰 si臋 na znaleziskach i niszczy膰 znalezione przedmioty, gdy rokowa艂o to zysk.
Na Forum Romanum, placu zgromadze艅 ludu rzymskiego, gdzie doko艂a Kapitolu skupione by艂y
najwspanialsze budowle, pali艂y si臋 w XVI wieku piece wapienne, w kt贸rych kamienie z dawnych
艣wi膮ty艅 przerabiano na materia艂 budowlany. Papie偶e zdobili antycznymi marmurami fontanny w
swoich ogrodach. 艢wi膮tyni臋 Serapeum wysadzono w powietrze, aby papie偶 Innocenty mia艂 czym
upi臋kszy膰 swe stajnie. Kamienie z term Caracalli sta艂y si臋 obiektem sprzeda偶y, za kt贸ry p艂acono
dobr膮 cen臋. Przez cztery stulecia rzymskie Koloseum s艂u偶y艂o za kamienio艂omy. Jeszcze w 1860
roku Pius IX kontynuowa艂 to dzie艂o zniszczenia, by tanim kosztem darami z czas贸w poga艅skich
ozdobi膰 pewn膮 chrze艣cija艅sk膮 budowl臋.
Archeolodzy XIX i XX wieku stali przed ruinami tam, gdzie nienaruszone pomniki mog艂yby im
niejedno powiedzie膰.
Tam jednak, gdzie tak si臋 nie dzia艂o, gdzie niepowo艂ana r臋ka niczego nie zburzy艂a, gdzie 偶aden
z艂odziej nie szuka艂 ukrytych skarb贸w i gdzie oczom archeologa ukazywa艂a si臋 nienaruszona
przesz艂o艣膰 jak偶e rzadko to si臋 zdarza艂o! rozpoczyna艂y si臋 trudno艣ci innego rodzaju,
rozpoczyna艂a si臋 sztuka interpretacji.
W 1856 roku ko艂o D黶seldorfu odkryto resztki szkieletu. Gdy dzi艣 wspominamy o nich, m贸wimy o
cz艂owieku neandertalskim. Wtedy jednak brano je za ko艣ci zwierz臋ce. I tylko nauczyciel
gimnazjalny z Elberfeldu, dr Fuhlrott, okre艣li艂 to znalezisko w spos贸b w艂a艣ciwy.
Prof. Mayer z Bonn by艂 wtedy zdania, 偶e s膮 to ko艣ci jakiego艣 poleg艂ego tu w 1814 roku Kozaka.
Wagner z Getyngi uwa偶a艂 je za szkielet Holendra, Pruner-bej z Pary偶a za starego Celta. Wielki
lekarz Virchow, kt贸rego autorytetem zbyt pochopnie si臋 zas艂aniano, nieraz op贸藕niaj膮c tym
prawdziwe naukowe rozeznanie, twierdzi艂, i偶 jest to szkielet z艂amanego podagr膮 starca.
Oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu lat potrzebowa艂a nauka, aby stwierdzi膰, 偶e s艂uszno艣膰 mia艂 skromny nauczyciel
gimnazjalny z Elberfeldu.
Prawda, 偶e ten przyk艂ad nale偶y raczej do dziedziny bada艅 prehistorycznych grob贸w i do
antropologii, a nie do archeologii. Ale mamy inny, r贸wnowa偶ny przyk艂ad w postaci pr贸by
periodyzacji jednej z najs艂ynniejszych rze藕b greckich grupy Laokoona. Winckelmann
przypisywa艂 j膮 czasom Aleksandra Wielkiego. W ubieg艂ym stuleciu uwa偶ano j膮 za arcydzie艂o
szko艂y rodyjskiej, powsta艂e oko艂o 150 roku przed Chr. Inni przypisywali j膮 czasom pierwszego
cesarstwa. Dzi艣 wiemy, 偶e grup臋 t臋 stworzyli rze藕biarze Agisander, Polidor i Atenodor w po艂owie
pierwszego stulecia przed Chr.
Widzimy wi臋c, 偶e interpretacja, nawet gdy ma si臋 do czynienia z nienaruszonymi obiektami, jest
rzecz膮 trudn膮. Ale co dzieje si臋 w贸wczas, gdy ju偶 sama autentyczno艣膰 badanego obiektu nastr臋cza
w膮tpliwo艣ci?
Przyk艂adem tego jest cho膰by godny Dyla Sowizdrza艂a 偶akowski 偶art, kt贸rego ofiar膮 pad艂 prof.
Beringer z W黵zburga. W 1726 roku Beringer wyda艂 ksi膮偶k臋, kt贸rej 艂aci艅skiego tytu艂u nie
b臋dziemy tu przytacza膰, gdy偶 obejmuje on ni mniej, ni wi臋cej, tylko p贸艂torej strony druku. W
ksi膮偶ce tej jest mowa o skamienia艂o艣ciach, kt贸re Beringer i jego uczniowie znale藕li w pobli偶u
W黵zburga. Czytamy w niej o kwiatach i 偶abach, o paj膮ku w艂a艣nie chwytaj膮cym much臋 (a
skamienia艂ym wraz ze sw膮 ofiar膮), o skamienia艂ym astrze, skamienia艂ej rybie, o tablicach z hebraj-
skimi literami i o innych najbardziej zdumiewaj膮cych rzeczach. Przy tym nie brak w ksi膮偶ce
ilustracji, kt贸re, rysowane z nautry i reprodukowane doskona艂膮 technik膮 miedziorytow膮, pokazuj膮 w
obrazach to, co opisuje tre艣膰. Ksi膮偶ka ta o poka藕nej obj臋to艣ci, zawieraj膮ca w przypisach mn贸stwo
atak贸w i polemik z oponentami autora, cieszy艂a si臋 wielk膮 poczytno艣ci膮, by艂a bardzo chwalona,
dop贸ki nie wysz艂a na jaw okrutna prawda. Okaza艂o si臋, 偶e uczniowie profesora zrobili sobie po prostu
偶art. Sami "domowym" sposobem wykonali wszystkie te "skamieliny" i postarali si臋 o to, aby
znalaz艂y si臋 w miejscach, gdzie profesor zwyk艂 by艂 prowadzi膰 swe poszukiwania.
Skoro wspomnieli艣my o Beringerze, nie zapomnijmy te偶 o Domenechu. Ten francuski ksi膮dz jest
autorem wydanego we wspania艂ej szacie graficznej, zaopatrzonego w 228 tablic dzie艂a pt.
Manuscrit pictographique americain. Ukaza艂o si臋 ono w 1860 roku jako facsimile i
przechowywane jest w paryskiej Bibliotece Arsena艂u. Zawarte w nim "rysunki india艅skie" to po
prostu jak si臋 p贸藕niej okaza艂o bohomazy, kt贸re w swym kajecie nagryzmoli艂 pewien
urodzony z niemieckich rodzic贸w ameryka艅ski ch艂opiec 偶yj膮cy w dziewiczych lasach Ameryki.
Powie kto艣, 偶e co艣 podobnego mog艂o si臋 przytrafi膰 tylko takiemu Beringerowi i Domenechowi.
Nieprawda, bo i wielki Winckelmann da艂 si臋 nabra膰 w podobny spos贸b. A zadrwi艂 z niego brat
Casanovy, autor ilustracji do dzie艂a Winckelmanna Monumenti antichi. Pr贸cz ilustracji do tego
dzie艂a namalowa艂 w Neapolu trzy obrazy, z kt贸rych jeden przedstawia艂 Jowisza i Ganimeda, dwa
inne za艣 postacie ta艅cz膮cych kobiet. Casanova pos艂a艂 te obrazy Winckelmannowi twierdz膮c, 偶e
znaleziono je w Pompei i od艂upano od 艣cian. Aby nada膰 swemu twierdzeniu wi臋cej
prawdopodobie艅stwa, skomponowa艂 jak膮艣 awanturniczo-romantyczn膮 histori臋 o pewnym oficerze,
kt贸ry je po kryjomu, "kawa艂kami" wykrad艂. Nie brakowa艂o tu i niebezpiecze艅stwa 偶ycia, i ciemnej
nocy, i mar grobowych Casanova umia艂 po mistrzowsku stworzy膰 odpowiednie decorum. I
Winckelmann da艂 si臋 wywie艣膰 w pole.
Uwierzy艂 nie tylko w autentyczno艣膰 malowide艂, ale i w ca艂膮 t臋 szalon膮 bajk臋. W pi膮tym tomie swej
Historii sztuki staro偶ytnej opisuje dok艂adnie te znaleziska, twierdz膮c, 偶e zw艂aszcza Ganimed to
malowid艂o, "jakiego 艣wiat dot膮d nie widzia艂". Wcale si臋 zreszt膮 nie myli艂, bo poza nim i Casanov膮
istotnie nikt go nie ogl膮da艂. "Ulubieniec Jowisza pisze Winckelmann dalej jest niew膮tpliwie
jedn膮 z najpi臋kniejszych postaci, jakie zachowa艂y si臋 z czas贸w staro偶ytno艣ci. Nic nie da si臋
por贸wna膰 z jego twarz膮. Przemawia z niej tyle zmys艂owo艣ci, 偶e ca艂e jego 偶ycie zdaje si臋 by膰 tylko
jednym poca艂unkiem."
Je偶eli krytyczny Winckelmann m贸g艂 pa艣膰 ofiar膮 podobnego fa艂szerstwa, to kt贸偶 o艣mieli si臋
twierdzi膰, 偶e jest pewien, i偶 sam zawsze potrafi si臋 przed nim uchroni膰? Ju偶 za naszych czas贸w
jeden z archeolog贸w rosyjskich dowi贸d艂 raz jeszcze, na jakie trudno艣ci natrafia archeolog w swej
pracy: dla stosunkowo prostej marmurowej rze藕by z Herkulanum przed艂o偶y艂 do wyboru a偶 dziewi臋膰
r贸偶nych interpretacji.
Sztuka polegaj膮ca na tym, by nie da膰 si臋 "nabra膰", czyli metoda odczytywania z r贸偶nych oznak
zar贸wno prawdziwo艣ci, jak rodzaju i historii jakiego艣 zabytku, a zatem sztuka interpretacji
zabytk贸w, nazywa si臋 hermeneutyk膮.
Literatura zajmuj膮ca si臋 wy艂膮cznie interpretacj膮 znanych klasycznych znalezisk wype艂nia ca艂e
biblioteki. Mo偶emy 艣ledzi膰 poszczeg贸lne interpretacje, poczynaj膮c od pierwszej pr贸by podj臋tej
przez Winckelmanna, a ko艅cz膮c na sporach, jakie uczeni jeszcze dzisiaj tocz膮 wok贸艂 tego samego
obiektu. Archeologowie to tropiciele historii. Z przenikliwo艣ci膮, kt贸r膮 nazwa膰 by mo偶na
przenikliwo艣ci膮 detektywa, uk艂adaj膮 (cz臋sto dos艂ownie) kamyk na kamyku, dop贸ki z tego nie
narzuci si臋 logicznie nieodparty wniosek.
Powie kto艣 znowu, 偶e archeolog ma 艂atwiejsze zadanie od detektywa rozwi膮zuj膮cego zagadk臋
kryminaln膮. Ze ma przed sob膮 martwe przedmioty, kt贸re nie rozwijaj膮 偶adnej dzia艂alno艣ci dla
sparali偶owania poszukiwa艅 i nie s膮 w stanie ani zaciemni膰 obrazu, ani zatrze膰 艣ladu, ani
wprowadzi膰 na fa艂szywy trop. Zgoda, martwe kamienie nie mog膮 si臋 broni膰 przed 偶adn膮
obserwacj膮. Ale ile fa艂szerstwa tkwi ju偶 w nich samych? Ile b艂臋d贸w pope艂nili ci, kt贸rzy pierwsi
oznajmili 艣wiatu o odkryciu jakiego艣 znaleziska? Nie zapominajmy, 偶e 偶aden archeolog nie ma
mo偶no艣ci ogl膮dania wszystkich relikt贸w przesz艂o艣ci w oryginale. S膮 one rozsiane po ca艂ej Europie,
po wszystkich muzeach 艣wiata. Pewnie, dzi艣 fotografia daje wierny ich obraz, ale bynajmniej nie
wszystko jest sfotografowane. Wci膮偶 jeszcze trzeba posi艂kowa膰 si臋 rysunkami, te za艣 s膮
subiektywnie zabarwione i subiektywnie 藕le rozumiane. Przy tym rysunki, wykonywane cz臋stokro膰
przez ludzi nie znaj膮cych mitologii i archeologii, pe艂ne s膮 wszelakich nieporozumie艅.
Na pewnym sarkofagu, kt贸ry stoi dzi艣 w paryskim Luwrze, w grupie przedstawiaj膮cej Amora i
Psyche od艂amane jest prawe rami臋 Amora, ale nale偶膮ca do艅 r臋ka zachowa艂a si臋 na policzku Psyche.
W publikacjach dw贸ch francuskich archeolog贸w r臋ka ta przedstawiona jest jako broda. Pomy艣le膰:
Psyche z brod膮!
Mimo oczywistej absurdalno艣ci tych rysunk贸w inny Francuz, autor jednego z katalog贸w Luwru,
pisze o nich: "Tw贸rca rze藕b na tym sarkofagu nie rozumia艂 tej grupy, gdy偶 jego Psyche, chocia偶
ubrana w str贸j kobiety, nosi brod臋."
A oto inne zdarzenie, gdzie mamy do czynienia z fa艂szywym 艣ladem, 艣ladem mo偶e jeszcze bardziej
myl膮cym, ni偶 m贸g艂by go wykombinowa膰 艣wiadomy umys艂 cz艂owieka.
W Wenecji znajduje si臋 pewna p艂askorze藕ba, kt贸ra w cyklu scen pokazuje dw贸ch ch艂opc贸w
powo偶膮cych zaprz臋偶onym w dwa wo艂y wozem; w wozie stoi kobieta. Rze藕ba ta zosta艂a przed oko艂o
150 laty uzupe艂niona.
脫wcze艣ni interpretatorzy uwa偶ali, 偶e przedstawiona na niej historia stanowi ilustracj臋 jednego z
opowiada艅 Herodota. Herodot opowiada, jak kap艂ank臋 Hery, Kydippe, gdy pewnego razu nie
przyby艂y po ni膮 wo艂y, kt贸re zazwyczaj wioz艂y j膮 do 艣wi膮tyni, powie藕li do niej dwaj jej synowie,
zaprz膮gn膮wszy si臋 zamiast wo艂贸w do jarzma. Wzruszona matka b艂aga艂a bog贸w, aby zes艂ali jej
synom najwy偶sze szcz臋艣cie na ziemi. Hera, id膮c za w膮tpliw膮 rad膮 bog贸w, sprawi艂a, 偶e obydwaj
synowie Kydippe umarli lekk膮 艣mierci膮, jako 偶e lekka 艣mier膰 w latach wczesnej m艂odo艣ci jest
najwy偶szym szcz臋艣ciem, kt贸rego cz艂owiek mo偶e dost膮pi膰.
Obraz uzupe艂niono stosownie do tej interpretacji. Krata le偶膮ca u st贸p kobiety sta艂a si臋 wozem na
ko艂ach, koniec postronka, trzymanego w r臋ku przez jednego z ch艂opc贸w, przeobrazi艂 si臋 w dyszel.
Ornamentyka sta艂a si臋 bogatsza, kontury plastyczniejsze, relief bardziej pog艂臋biony. Na podstawie
tego uzupe艂nienia okre艣lono okres, z kt贸rego pochodzi p艂askorze藕ba. Okre艣lono go b艂臋dnie.
Ornamenty wzi臋to za obrazy, 艣wi膮tynie za kapliczk臋 grobow膮. I to by艂o b艂臋dne. Opowie艣膰
Herodota zosta艂a upi臋kszona. Ale i to upi臋kszenie by艂o b艂臋dne, b艂臋dne by艂o bowiem ca艂e uzu-
pe艂nienie p艂askorze藕by. Nie chodzi艂o tu wcale o jak膮艣 ilustracj臋 Herodota. Pism Herodota w
staro偶ytno艣ci nikt nigdy nie "ilustrowa艂". W贸z jest czystym wymys艂em artysty autora
uzupe艂nienia. Posun膮艂 si臋 on tak daleko, 偶e zaopatrzy艂 ko艂a w szprychy, kt贸re w podobnie
ozdobnym wykonaniu nigdy si臋 w staro偶ytno艣ci nie zdarza艂y. Zmy艣lony jest tak偶e dyszel, jak
r贸wnie偶 rzemienie na karkach zwierz膮t. Czy偶 przyk艂ad ten nie daje wystarczaj膮cego poj臋cia o tym,
na ile fa艂szywych 艣lad贸w mo偶e wprowadzi膰 jeden fa艂szywy opis?
S艂yszeli艣my tu o Herodocie, a wi臋c o pisarzu, kt贸rego dzie艂a s膮 po dzi艣 dzie艅 wiecznie bij膮cym
藕r贸d艂em wskaz贸wek dla datowa艅 dzie艂 sztuki i ich tw贸rc贸w. Dzie艂a staro偶ytnych autor贸w, z
jakichkolwiek czas贸w by pochodzi艂y to g艂贸wne filary hermeneutyki. Ale jak偶e cz臋sto i one
wprowadza艂y w b艂膮d archeolog贸w! Albo偶 pisarze nie g艂osz膮 prawdy wy偶szej od prawdy p艂askiej
rzeczywisto艣ci? Czy偶 historia, a tym bardziej mit nie s膮 dla nich tworzywem, kt贸re przeobra偶aj膮,
kszta艂tuj膮, wype艂niaj膮 w艂asn膮 tre艣ci膮, aby nada膰 mu form臋 dzie艂a sztuki?
Cz艂owiek przyziemny m贸wi: pisarze k艂ami膮. Je偶eli wi臋c prawo poety do naukowej nie艣cis艂o艣ci
uznamy za k艂amstwo, to staro偶ytni pisarze k艂amali nie mniej, ni偶 k艂ami膮 pisarze wsp贸艂cze艣ni. Tote偶
archeolog mozolnie toruje sobie drog臋 przez g膮szcz ich twierdze艅. Tak np., aby okre艣li膰 dat臋
powstania olimpijskiego pos膮gu Zeusa, najs艂ynniejszej rze藕by Fidiasza, wykonanej w z艂ocie i ko艣ci
s艂oniowej, wa偶n膮 jest rzecz膮 wiedzie膰, jak umar艂 Fidiasz. O tym jednak posiadamy sprzeczne
wiadomo艣ci, kt贸re przekazali nam Eforos, Diodor, Plutarch i Filochoros. Jeden twierdzi, 偶e Fidiasz
umar艂 w wi臋zieniu, drugi, 偶e zdo艂a艂 z niego zbiec, trzeci, 偶e zosta艂 stracony w Elidzie, czwarty, 偶e
owszem, zmar艂 w Elidzie, ale spokojn膮 naturaln膮 艣mierci膮. Dopiero odkryty stosunkowo niedawno
papirus, opublikowany w 1910 roku w Genewie, potwierdzi艂 relacj臋 Filochorosa.
Wszystko to daje nam ju偶 pewne poj臋cie o z艂o艣liwo艣ci rzeczy martwych, o podst臋pnych figlach
p艂atanych przez obiekty, wobec kt贸rych archeolog staje tylko uzbrojony w 艂opat臋 i przenikliwo艣膰
w艂asnego umys艂u. Wyt艂umaczy膰 krytyczne metody, wyt艂umaczy膰 sposoby patrzenia, rysowania i
opisu, obja艣ni膰 na podstawie literatury inskrypcje, monety i narz臋dzia wyt艂umaczy膰 to wszystko
przekracza艂oby zadanie tej ksi膮偶ki, kt贸ra nie powinna straci膰 swego lekkiego, przyst臋pnego charak-
teru.
Tote偶 jedynie dla tych, kt贸rzy lubi膮 sprawdza膰 przenikliwo艣膰 swego umys艂u, umieszczamy powy偶ej
tajemniczy dwunasto艣cian pi臋ciok膮tny. Co to jest? I od razu dodajemy: archeolodzy do dzi艣 dnia
nie znale藕li odpowiedzi na to pytanie. Z wygl膮du jak wida膰 z ryciny jest to przedmiot z br膮zu
w kszta艂cie pi臋ciok膮tnego dwunasto艣cianu. Po艣rodku ka偶dej powierzchni znajduje si臋 okr膮g艂y
otw贸r r贸偶nej wielko艣ci. Wewn膮trz przedmiot jest pusty. Wszystkie dwunasto艣ciany znaleziono w
p贸艂nocnych Alpach w okoliczno艣ciach zdaj膮cych si臋 wskazywa膰 na pochodzenie starorzymskie.
Jeden interpretator widzi w tym zagadkowym przedmiocie zabawk臋. Inny uwa偶a, 偶e s艂u偶y艂 on do
gry w ko艣ci. Jeszcze inny dopatruje si臋 w nim przyboru do mierzenia cia艂 cylindrycznych. Czwarty
wreszcie jest zdania, i偶 jest to lichtarz.
A wi臋c: co to jest?




Rozdzia艂 czwarty

BAJKA O BIEDNYM CH艁OPCU, KT脫RY ZNALAZ艁 SKARB


A teraz nast臋puje bajka. Bajka o biednym ch艂opcu, kt贸ry maj膮c siedem lat marzy艂 o tym, aby
znale藕膰 pewne miasto, i kt贸ry w trzydzie艣ci dziewi臋膰 lat p贸藕niej wyruszy艂 na jego poszukiwanie.
Znalaz艂 nie tylko owo miasto, lecz ponadto jeszcze i skarb, jakiego 艣wiat nie widzia艂 od czas贸w
wielkich znalezisk hiszpa艅skich konkwistador贸w.
Ta bajka to 偶ycie Henryka Schliemanna, jednej z najbardziej zdumiewaj膮cych postaci nie tylko
w艣r贸d archeolog贸w, ale i w艣r贸d wszystkich ludzi, kt贸rzy kiedykolwiek stali si臋 gor膮cymi
wyznawcami jakiej艣 nauki.
A zacz臋艂o si臋 to tak. Daleko na p贸艂nocy Niemiec, w Meklemburgu, ma艂y ch艂opiec sta艂 nad jednym z
grob贸w na cmentarzu swej rodzinnej wioski. Pochowany tu by艂 zbrodzie艅 nazwiskiem Hennig, a o
przezwisku Bradenkierl. Mia艂 on pono膰 upiec 偶ywcem jakiego艣 pastuszka, a gdy ten ju偶 sma偶y艂 si臋
na ogniu, na dobitk臋 da艂 mu jeszcze kopniaka. Za kar臋 tak sobie opowiadano lewa noga
owego 艂otrzyka, obleczona w jedwabn膮 po艅czoch臋, co roku wyrasta艂a z jego grobu.
Ch艂opiec czeka艂 nad grobem, ale nic si臋 nie sta艂o. Prosi艂 wi臋c ojca, aby zacz膮艂 kopa膰 w ziemi i
zbada艂, gdzie te偶 w tym roku podziewa si臋 owa noga.
Opodal znajdowa艂o si臋 wzg贸rze. W nim podobno opowiada艂y o tym wiejskie kumoszki,
opowiada艂 ko艣cielny zakopana by艂a z艂ota ko艂yska. Ch艂opiec pyta艂 swego ojca, z艂ajdaczonego i
biednego pastora: "Nie masz pieni臋dzy? To dlaczego nie wykopujemy tej z艂otej ko艂yski?"
Ojciec opowiada艂 ch艂opcu klechdy, bajki i legendy. A jako stary humanista opowiada艂 mu tak偶e o
walce Homerowych bohater贸w, o Parysie i Helenie, o Achillesie i Hektorze, o Troi. M贸wi艂 o tym,
jaka by艂a pot臋偶na, jak potem sp艂on臋艂a i legia w gruzach. Na Bo偶e Narodzenie 1829 roku podarowa艂
ch艂opcu Ilustrowan膮 histori臋 hit艅ata Jerrera. By艂a w tej ksi膮偶ce rycina, na kt贸rej Eneasz, prowadz膮c
za r臋k臋 swego syna, a starego ojca d藕wigaj膮c na plecach, uchodzi z p艂on膮cego zamku. Ch艂opiec
patrzy艂 na rycin臋, patrzy艂 na pot臋偶ne mury i olbrzymi膮 Bram臋 Skajsk膮. "To tak wygl膮da艂a Troja?"
zapyta艂. Ojciec potwierdzi艂 skinieniem g艂owy. "I wszystko to jest zburzone, doprawdy ca艂kiem
zburzone? Nikt nie wie, gdzie le偶a艂a Troja?" "Tak jest" odpowiedzia艂 ojciec.
"Nie wierz臋 w to rzek艂 na to ma艂y Heinrich Schliemann kiedy dorosn臋, znajd臋 Troj臋 i skarb
kr贸la!"
Ojciec roze艣mia艂 si臋.
Opowie艣膰 ta nie jest zmy艣lona. Nie jest nawet jednym z owych sentymentalnie zabarwionych
wspomnie艅, jakim tak cz臋sto u schy艂ku swych dni oddaje si臋 cz艂owiek, kt贸remu si臋 w 偶yciu
powiod艂o. To, co przedsi臋wzi膮艂 sobie siedmioletni ch艂opiec, sta艂o si臋 rzeczywisto艣ci膮. W sze艣膰dzie-
si膮tym drugim roku 偶ycia Schliemann, w贸wczas s艂ynny ju偶 na ca艂y 艣wiat ze swych wykopalisk,
b臋d膮c przypadkowo w swych stronach rodzinnych znowu zamierza艂 zbada膰 gr贸b okrutnego
Henniga. W przedmowie do swej ksi膮偶ki o Itace pisze:
"Gdy w 1832 roku, maj膮c dziesi臋膰 lat, wr臋czy艂em memu ojcu jako prezent na gwiazdk臋
wypracowanie o g艂贸wnych wydarzeniach wojny troja艅skiej oraz przygodach Agamemnona i
Odyseusza, nie przeczuwa艂em, ze w trzydzie艣ci sze艣膰 lat p贸藕niej przed艂o偶臋 publiczno艣ci prac臋 na
ten temat, dost膮piwszy przedtem szcz臋艣cia ogl膮dania na w艂asne oczy widowni tej wojny i ojczyzny
bohater贸w, kt贸rych imiona dzi臋ki Homerowi sta艂y si臋 nie艣miertelne."
M贸wi si臋, 偶e pierwsze wra偶enia, jakie odbiera dziecko, pozostaj膮 mu na ca艂e 偶ycie. Ale u
Schliemanna nied艂ugo 艂膮czy艂y si臋 one z opowiadaniami o czynach antycznych bohater贸w. Jego lata
szkolne urywaj膮 si臋 w czternastym roku 偶ycia. Zaczyna wtedy jako terminator pracowa膰 w sklepie
kolonialnym w ma艂ym miasteczku F黵stenberg. Przez pi臋膰 i p贸艂 roku sprzedaje tu 艣ledzie, w贸dk臋,
mleko i s贸l, miele kartofle przeznaczone do destylacji, zamiata sklep. I tak dzie艅 w dzie艅, od pi膮tej
rano do jedenastej wiecz贸r.
Rych艂o zapomnia艂, czego si臋 nauczy艂 i co zas艂ysza艂 od ojca. A偶 pewnego dnia wszed艂 do sklepu
pijany czeladnik m艂ynarski, wgramoli艂 si臋 na lad臋 i j膮艂 grzmi膮cym g艂osem skandowa膰 wiersze,
pe艂en pogardliwego patosu, jaki cz艂owiek, kt贸ry 艂ykn膮艂 troch臋 wykszta艂cenia, zwyk艂 okazywa膰
mniej od niego uczonym prostaczkom. Schliemann by艂 oszo艂omiony. Nie rozumia艂 ani s艂owa. Ale
gdy us艂ysza艂, 偶e s膮 to wiersze z Iliady Homera, pozbiera艂 uciu艂ane grosze i fundowa艂 pijakowi po
kieliszku w贸dki za ka偶de powt贸rzenie.
Niezwyk艂e s膮 koleje 偶ycia Schliemanna. W 1841 roku pojecha艂 do Hamburga i naj膮艂 si臋 jako
ch艂opiec okr臋towy na statek odp艂ywaj膮cy do Wenezueli. Po czternastu dniach podr贸偶y statek
zaskoczony przez gro藕ny sztorm zaton膮艂 w pobli偶u wyspy Texel. Schliemann, ca艂kowicie obdarty,
znalaz艂 si臋 w jakim艣 szpitalu. Dzi臋ki rekomendacji przyjaciela rodziny dostaje si臋 potem jako
ch艂opiec na posy艂ki do pewnego biura w Amsterdamie. Jego wyprawa na dalekie l膮dy i morza nie
powiod艂a si臋. Ale za to teraz zaczyna zdobywa膰 sukcesy na innym polu na niwie nauki.
Mieszkaj膮c w n臋dznej izdebce na poddaszu, w kt贸rej nie ma nawet pieca, zaczyna si臋 uczy膰
nowo偶ytnych j臋zyk贸w. Stosuj膮c niezwyk艂膮 metod臋 w艂asnego pomys艂u nauczy艂 si臋 w ci膮gu dw贸ch
lat angielskiego, francuskiego, holenderskiego, hiszpa艅skiego, portugalskiego i w艂oskiego.
"Po up艂ywie jednego roku pisze p贸藕niej te wyt臋偶one, przechodz膮ce zwyk艂膮 miar臋 studia
j臋zykowe tak dalece wzmocni艂y m膮 pami臋膰, 偶e nauczenie si臋 j臋zyka holenderskiego, hiszpa艅skiego,
w艂oskiego i portugalskiego wyda艂o mi si臋 ju偶 bardzo 艂atwe. Nie potrzeba mi by艂o wi臋cej ni偶 sze艣ciu
tygodni, aby nauczy膰 si臋 ka偶dego z tych j臋zyk贸w i w艂ada膰 nim biegle w s艂owie i pi艣mie."
Zaawansowawszy na korespondenta i ksi臋gowego w pewnej firmie, utrzymuj膮cej stosunki
handlowe z Rosj膮, zacz膮艂 w 1844 roku mia艂 wtedy 22 lata uczy膰 si臋 rosyjskiego. Ale w
Amsterdamie nikt nie w艂ada艂 tym najtrudniejszym chyba z j臋zyk贸w. Jaka艣 stara gramatyka, jaki艣
s艂ownik i kiepskie t艂umaczenie Telemacha oto wszystko, co zdo艂a艂 wyszuka膰 jako pomoce
naukowe.
I z tym rozpocz膮艂 nauk臋. M贸wi艂 tak g艂o艣no, recytowa艂 wyuczonego na pami臋膰 Telemacha tak
grzmi膮cym g艂osem, obijaj膮cym si臋 o go艂e 艣ciany izdebki, 偶e lokatorzy wnosili skargi i dwa razy
musia艂 si臋 z tego powodu przeprowadza膰. W ko艅cu przysz艂a mu my艣l, 偶e dobrze by艂oby mie膰
s艂uchacza. Zaanga偶owa艂 wi臋c za cztery franki tygodniowo pewnego biednego 呕yda, kt贸ry siedz膮c
na krze艣le wys艂uchiwa艂 recytacji Telemacha, cho膰 ani s艂owa z tego nie rozumia艂. Ale po sze艣ciu
tygodniach wyt臋偶onej pracy Schliemann swobodnie rozmawia艂 po rosyjsku z rosyjskimi kupcami,
kt贸rzy przybyli do Amsterdamu na aukcj臋 indyga.
Takie same sukcesy jak w nauce zacz膮艂 osi膮ga膰 w interesach. Zbyteczne dodawa膰, 偶e mia艂 przy tym
szcz臋艣cie. Trzeba natomiast doda膰, 偶e nale偶a艂 do tych nielicznych ludzi, umiej膮cych przytrzyma膰
szcz臋艣cie, kt贸re co dnia przechodzi obok ka偶dego cz艂owieka. I oto syn ubogiego protestanckiego
pastora, terminator sklepowy, rozbitek, ch艂opiec na posy艂ki, ale zarazem i znawca o艣miu j臋zyk贸w
zostaje zrazu handlowcem, a potem w szybkim przebiegu zawrotnej kariery wyposa偶onym w
patent kr贸lewski kupcem, kt贸ry wcale nie kryje si臋 z tym, 偶e drog臋 do pieni臋dzy uwa偶a za drog臋
prowadz膮c膮 do powodzenia. W 1846 roku, maj膮c dwadzie艣cia cztery lata, udaje si臋 jako
przedstawiciel swej firmy do Petersburga. W rok p贸藕niej zak艂ada tu w艂asny dom handlowy. Wyma-
ga艂o to pracy, wymaga艂o czasu.
"Dopiero w 1854 roku pisze o sobie Schliemann mog艂em si臋 nauczy膰 j臋zyka szwedzkiego i
polskiego!" Odbywa艂 podr贸偶e. W 1850 roku widzimy go w Ameryce P贸艂nocnej. Wskutek
przy艂膮czenia Kalifornii do Stan贸w Zjednoczonych nabywa automatycznie prawo obywatelstwa tego
kraju. Ogarni臋ty, jak wielu innych, gor膮czk膮 z艂ota, zak艂ada "Bank dla handlu z艂otem". W okresie
tym jest ju偶 cz艂owiekiem, kt贸rego przyjmuje na audiencji prezydent Stan贸w Zjednoczonych. "O
godzinie si贸dmej opowiada Schliemann pojecha艂em do prezydenta Stan贸w Zjednoczonych.
Powiedzia艂em mu, 偶e pragnienie zobaczenia tego wspania艂ego kraju i poznania jego wielkich
przyw贸dc贸w sk艂oni艂o mnie do odbycia tej podr贸偶y z Rosji i 偶e uwa偶a艂em za sw贸j pierwszy i
najwi臋kszy obowi膮zek z艂o偶y膰 mu uszanowanie. Prezydent przyj膮艂 mnie bardzo serdecznie, przed-
stawi艂 mnie swej 偶onie i c贸rce, jak r贸wnie偶 swemu ojcu. Rozmawia艂em z nim p贸艂torej godziny."
Wkr贸tce potem Schliemann ci臋偶ko zachorowa艂 na febr臋. W ko艅cu niepok贸j, jaki wzbudza艂a w nim
nieobliczalna, dzika klientela jego banku, sk艂oni艂 go do tego, aby jak najszybciej powr贸ci膰 do
Petersburga. Faktem jednak jest, 偶e by艂 w owych latach poszukiwaczem z艂ota, tak te偶 opisuje go
jeden z jego biograf贸w, Emil Ludwig.
Ale z list贸w Schliemanna z owych czas贸w i z jego dw贸ch autobiografii wynika, 偶e nigdy i nigdzie
nie opuszcza艂o go marzenie z lat dziecinnych, aby pewnego dnia ujrze膰 miejsce czyn贸w bohater贸w
Homera i po艣wi臋ci膰 si臋 ich zbadaniu. Marzenie to tkwi艂o w nim tak g艂臋boko, 偶e on,
prawdopodobnie najwi臋kszy geniusz j臋zykowy swego stulecia odczuwa艂 jaki艣 dziwny l臋k przed
zbli偶eniem si臋 do j臋zyka greckiego, przypuszczalnie z obawy, 偶e ulegnie jego urokowi i wycofa si臋
ze swych interes贸w, zanim zd膮偶y zdoby膰 maj膮tek umo偶liwiaj膮cy mu niezale偶n膮 prac臋 naukow膮.
Dopiero w 1856 roku zaczyna si臋 uczy膰 j臋zyka nowogreckiego, kt贸ry znowu opanowuje w ci膮gu
sze艣ciu tygodni. W ci膮gu dalszych za艣 trzech miesi臋cy przezwyci臋偶a trudno艣ci Homerowego
heksametru. Kosztem jakiego trudu? Schliemann sam odpowiada na to pytanie: "Jestem w trakcie
tak gruntownego studiowania Platona, 偶e gdybym za sze艣膰 tygodni m贸g艂 napisa膰 list do niego, na
pewno by go zrozumia艂."
W ci膮gu nast臋pnych lat by艂 ju偶 dwa razy bliski tego, by stan膮膰 na ziemi bohater贸w Homera. W
czasie podr贸偶y do drugiej katarakty Nilu przez Palestyn臋, Syri臋 i Grecj臋 tylko nag艂a choroba
przeszkodzi艂a mu w tym, aby odwiedzi膰 tak偶e wysp臋 Itak臋. (Podczas tej podr贸偶y Schliemann ca艂-
kiem "mimochodem" nauczy艂 si臋 艂aciny i j臋zyka arabskiego. Jego dzienniki podr贸偶y dost臋pne s膮
tylko dla genialnych poliglot贸w: pisa艂 je zawsze w j臋zyku kraju, przez kt贸ry w艂a艣nie przeje偶d偶a艂).
W 1864 roku, w chwili, gdy mia艂 zwiedzi膰 r贸wnin臋 troja艅sk膮, uleg艂 pokusie odbycia dwuletniej
podr贸偶y naoko艂o 艣wiata, kt贸rej owocem by艂a pierwsza jego ksi膮偶ka napisana w j臋zyku francuskim.
Ale wtedy Schliemann by艂 ju偶 cz艂owiekiem materialnie niezale偶nym. Syn skromnego
meklemburskiego pastora wykaza艂 zupe艂nie niebywa艂y zmys艂 do interes贸w i przedstawia si臋 nam
jako Selfmademan na miar臋 ameryka艅skich pionier贸w. Gdy wyzyskuje w celach swej polityki
handlowej wojn臋 krymsk膮 1853 roku albo bogaci si臋 na ameryka艅skiej wojnie domowej, lub w rok
p贸藕niej na imporcie herbaty, sam w pewnym li艣cie pisze o swym "twardym sercu". Przy tym we
wszystkich przedsi臋wzi臋ciach towarzyszy mu nieprawdopodobne szcz臋艣cie. W czasie wojny
krymskiej musia艂 "przedyrygowa膰" dwa 艂adunki okr臋towe do K艂ajpedy. W magazynach
k艂ajpedzkich wybuch艂 nagle po偶ar. Wszystkie towary zosta艂y zniszczone. Wszystkie ale nie
towary Henryka Schliemanna, kt贸re z braku miejsca zamagazynowano przypadkowo w jakim艣
stoj膮cym na uboczu baraku.
M贸g艂 tedy p贸藕niej pisa膰, i niema艂o dumy przebija przez skromno艣膰 u偶ytych s艂贸w: "Niebiosa w
cudowny spos贸b pob艂ogos艂awi艂y mym przedsi臋wzi臋ciom handlowym, tak, 偶e przy ko艅cu 1863 roku
znalaz艂em si臋 w posiadaniu maj膮tku, o kt贸rym nawet w najambitniejszych snach nigdy nie 艣mia艂em
marzy膰." A zaraz po tym zdaniu nast臋puj膮 s艂owa, kt贸re w swej naturalno艣ci wydaj膮 si臋 jak膮艣
ekstrawagancj膮, s艂owa b臋d膮ce rzeczowym stwierdzeniem faktu, kt贸ry dla wszystkich innych
wr臋cz niepoj臋ty tylko dla Henryka Schliemanna by艂 sam przez si臋 zrozumia艂y. "Dlatego te偶
pisze z prostot膮 wycofa艂em si臋 z handlu, aby po艣wi臋ci膰 si臋 wy艂膮cznie badaniom, kt贸re mnie
najbardziej poci膮gaj膮."
W 1868 roku wyjecha艂 przez Peloponez i Troad臋 na Itak臋. Przedmowa do jego ksi膮偶ki Itaka nosi
dat臋 31 grudnia 1868 roku. Podtytu艂 ksi膮偶ki brzmia艂: Arch鋙logische Forschungen von Heinrich
Schliemann (Badania archeologiczne Henryka Schliemanna).


Na jednej z fotografii z czas贸w petersburskich widzimy go ubranego w ci臋偶kie futro. Podarowa艂 to
zdj臋cie 偶onie pewnego le艣niczego, kt贸r膮 zna艂 jeszcze jako ma艂膮 dziewczynk臋. Na odwrocie
wypisana jest harda dedykacja: "Fotografia Henry Schliemanna, niegdy艣 terminatora u pana
H點kstaedta w F黵stenbergu, obecnie petersburskiego kupca hurtowego pierwszej gildy, s臋dziego
petersburskiego s膮du handlowego i dyrektora Cesarskiego Banku Pa艅stwowego w Petersburgu."
Czy nie brzmi to jak bajka, 偶e cz艂owiek, kt贸ry osi膮gn膮艂 fantastyczne wprost powodzenie w
interesach, pali za sob膮 wszystkie mosty, aby p贸j艣膰 drog膮 wy艣nion膮 w marzeniach m艂odo艣ci? 呕e
i tu dochodzimy do nowego odcinka tego niezwyk艂ego 偶ywota maj膮c w g艂owie ma艂o co wi臋cej
nad swego Homera, 艣mie si臋 przeciwstawi膰 ca艂emu 艣wiatu naukowemu, wszystkim w膮tpi膮cym w
Homera rzuci膰 w odpowiedzi swoje w艂asne credo i wzgardzi膰 pi贸rem filolog贸w, aby za pomoc膮
艂opaty wyja艣ni膰 to, co sto ksi膮偶ek dot膮d zdo艂a艂o tylko zawik艂a膰?
W czasach Schliemanna Homer uwa偶any by艂 za piewc臋 zaginionego, prehistorycznego 艣wiata.
Pow膮tpiewanie w samo istnienie osoby Homera sz艂o w parze z niewiar膮 w autentyczno艣膰
opowiadanych przez niego wydarze艅. Uczeni owych czas贸w dalecy jeszcze byli od sformu艂owania
swych nast臋pc贸w, kt贸rzy nazwali Homera "pierwszym sprawozdawc膮 wojennym w dziejach
艣wiata". Warto艣膰 historyczn膮 epopei o walce pod grodem Priama stawiano na r贸wni z warto艣ci膮
starych pie艣ni bohaterskich lub wr臋cz zaliczano do mit贸w.
Albo偶 Iliada nie rozpoczyna si臋 od tego, 偶e "trafiaj膮cy z daleka Apollon" zsy艂a 艣mierteln膮 chorob臋
na szeregi Achaj贸w? Czy偶 Zeus we w艂asnej osobie nie miesza si臋 do walki podobnie jak
"bia艂oramienna Hera"? Czy偶 bogowie nie staj膮 si臋 tu lud藕mi, czy偶 tak jak oni nie podlegaj膮
zranieniu, skoro nawet Afrodyta zostaje trafiona spi偶owym grotem w艂贸czni?
Homer? C贸偶 znajdujemy u Homera? Mit, podanie, legend臋. Wszystko to zdradza bosk膮 iskr臋
jednego z najwi臋kszych poet贸w, ale w艂a艣nie poet贸w.
I jeszcze jedno. Grecja przedstawiona w Iliadzie musia艂a by膰 krajem o wysokiej kulturze.
Tymczasem Grecy, gdy po raz pierwszy wyst臋puj膮 w naszej datowanej historii, s膮 prymitywnym
ma艂ym ludem, nie wyr贸偶niaj膮cym si臋 ani wspania艂o艣ci膮 pa艂ac贸w, ani pot臋g膮 kr贸l贸w, ani flot膮
licz膮c膮 tysi膮ce okr臋t贸w. Istotnie, 艂atwiej by艂o uwierzy膰 w poetyckie natchnienie Homera-cz艂owieka
ani偶eli przypu艣ci膰, 偶e po epoce rozwini臋tej cywilizacji nast膮pi艂 powr贸t do wczesnego
barbarzy艅stwa, a po nim znowu szczytowy okres helle艅skiej kultury.
Ale Schliemanna, marzyciela w臋druj膮cego po 艣wiecie Homera, tego rodzaju rozwa偶ania nie mog艂y
odwie艣膰 od wiary. Czyta艂 Homera jako czyst膮 rzeczywisto艣膰. Jako czterdziestosze艣cioletni
m臋偶czyzna wierzy艂 w t臋 rzeczywisto艣膰 tak samo, jak wierzy艂 w ni膮 jako ch艂opiec, gdy ogl膮da艂
rycin臋, kt贸ra przedstawia艂a uciekaj膮cego Eneasza.
Gdy sprawdza艂 opis zdobnej w Gorgone tarczy Agamemnona, gdy s艂ysza艂, 偶e przypasana by艂a
rzemieniem maj膮cym kszta艂t trzyg艂owego w臋偶a, gdy czyta艂 o rydwanach wojennych, broni, sprz臋cie
i naczyniach opisywanych we wszystkich szczeg贸艂ach, nie w膮tpi艂, 偶e jest to opis greckiej
rzeczywisto艣ci. Wszyscy ci bohaterowie, Achilles i Patrokles, Hektor i Eneasz, mieliby by膰
zmy艣lonymi postaciami? Ich przyja藕艅, nienawi艣膰 i mi艂o艣膰 tylko wytworem fantazji? Schliemann
wierzy艂 w prawdziwo艣膰 ich istnienia. I wiedzia艂, 偶e t臋 wiar臋 podziela艂a ca艂a staro偶ytna Grecja, 偶e
podzielali j膮 wielcy historycy Herodot i Tucydydes, kt贸rzy zawsze uwa偶ali wojn臋 troja艅sk膮 za
wydarzenie prawdziwe, a wszystkich jej uczestnik贸w za postacie historyczne.
Z t膮 wiar膮 czterdziestosze艣cioletni Henryk Schliemann, pan wielomilionowej fortuny, wyjecha艂 nie
do wsp贸艂czesnej Grecji: wyjecha艂 prosto do pa艅stwa Achaj贸w. I czy偶 nie musia艂 poczu膰 si臋
umocniony w swej wierze i przej臋ty entuzjazmem, gdy pierwszy spotkany przeze艅 mieszkaniec
Itaki, miejscowy kowal, przedstawi艂 mu sw膮 偶on臋, kt贸ra nazywa艂a si臋 Penelopa, i syn贸w
Odyseusza i Telemacha?
Opis sceny, kt贸ra potem nast膮pi艂a, brzmi mo偶e nieprawdopodobnie, ale jest prawdziwy. Wieczorem
贸w bogaty i dziwny cudzoziemiec zasiad艂 na placu wiejskim i czyta艂 potomkom tych, kt贸rzy nie
偶yli ju偶 od trzech tysi臋cy lat, dwudziest膮 trzeci膮 pie艣艅 Odysei. Czyta艂 i nie m贸g艂 opanowa膰
wzruszenia p艂aka艂. A wraz z nim p艂akali otaczaj膮cy go m臋偶czy藕ni i kobiety.


To, co teraz nast膮pi艂o, pozostaje mimo wszystko rzecz膮 zdumiewaj膮c膮. Bo gdzie偶 i kiedy zdarzy艂o
si臋 w dziejach 艣wiata, 偶eby sam entuzjazm przywi贸d艂 kogo do powodzenia? Przypowie艣膰 o
szcz臋艣ciu, kt贸re nie opuszcza jedynie ludzi dzielnych, nie bardzo daje si臋 tu zastosowa膰. Jest
bowiem rzecz膮 bardzo w膮tpliw膮, czy Schliemann, przynajmniej w pierwszych latach swych prac
wykopaliskowych, by艂 w rozumieniu naukowej archeologii cz艂owiekiem "dzielnym", to
znaczy cz艂owiekiem "wiedz膮cym". A przecie偶 szcz臋艣cie sprzyja艂o mu jak nikomu innemu.
Jako miejsce, gdzie mog艂a le偶e膰 Troja o ile w og贸le kiedykolwiek istnia艂a wi臋kszo艣膰
wsp贸艂czesnych uczonych wskazywa艂a rna艂膮 wiosk臋 Bunarbaszi, kt贸ra odznacza艂a si臋 jedynie tym,
偶e na ka偶dym z jej dom贸w znajdowa艂o si臋 (i tak jest do dzi艣 dnia) oko艂o dwunastu gniazd
bocianich. W Bunarbaszi by艂y dwa 藕r贸d艂a. One to co 艣mielszych archeolog贸w przywiod艂y do
twierdzenia, 偶e tu ewentualnie le偶e膰 mog艂a dawna Troja.

Ju偶 pag贸rek, ju偶 wiatrem ko艂ysane figi,
Ju偶 wreszcie omijaj膮 wdzi臋czne okolice,
Gdzie tryskaj膮 Skamandru dwoiste krynice...

Tak m贸wi Homer w dwudziestej drugiej pie艣ni Iliady. Schliemann naj膮艂 sobie za czterdzie艣ci pi臋膰
piastr贸w przewodnika, siad艂 na oklep na konia i zobaczy艂 po raz pierwszy krain臋 swych sn贸w
ch艂opi臋cych.
"Przyznaj臋 pisze o sobie 偶e z ledwo艣ci膮 mog艂em opanowa膰 wzruszenie, gdy ujrza艂em
ogromn膮 r贸wnin臋 troja艅sk膮, kt贸rej obraz majaczy艂 przede mn膮 w marzeniach najwcze艣niejszego
dzieci艅stwa."
Ale ju偶 to pierwsze wejrzenie powiedzia艂o mu, 偶e Troja nie mog艂a le偶e膰 w tym miejscu, odleg艂ym o
trzy godziny drogi od wybrze偶a, skoro bohaterowie Homera po kilka razy dziennie przebiegali od
swych okr臋t贸w pod zamek i z powrotem. A na tym ma艂ym pag贸rku mia艂 sta膰 zamek Priama, ze
swymi sze艣膰dziesi臋cioma dwiema salami, cyklopowymi murami i drog膮 pod bram膮, przez kt贸r膮
przemy艣lny bohater wprowadzi艂 do miasta drewnianego konia?
Schliemann obejrza艂 藕r贸d艂a i pokiwa艂 g艂ow膮. Na przestrzeni pi臋ciuset metr贸w znalaz艂 nie dwa
藕r贸d艂a, o jakich m贸wi Homer, lecz trzydzie艣ci cztery. W dodatku przewodnik twierdzi艂, 偶e musia艂
si臋 przeliczy膰, bo jest ich tu czterdzie艣ci i dlatego miejscowo艣膰 nazywa si臋 "Kirk Gi鰏", co w
t艂umaczeniu znaczy "Czterdzie艣cioro oczu".
I czy偶 Homer nie m贸wi艂 o jednym ciep艂ym i jednym zimnym 藕r贸dle? Schliemann, kt贸ry Homera
bra艂 dos艂ownie, tak jak wcze艣ni teolodzy brali Bibli臋, wyci膮gn膮艂 kieszonkowy termometr i zmierzy艂
temperatur臋 ka偶dego z owych trzydziestu czterech 藕r贸de艂. Temperatura by艂a wsz臋dzie jednakowa i
wynosi艂a siedemna艣cie i p贸艂 stopnia.
Ale Schliemann nie poprzesta艂 i na tym. Otworzy艂 Iliad膮 i przeczyta艂 raz jeszcze wiersze o
straszliwej walce Achillesa z Hektorem. O tym, jak to Hektor ucieka艂 przed "艣mia艂ym biegaczem",
jak obydwaj "miasto potr贸jnym okr膮偶yli skokiem", a "bogowie ci膮gle bacznym szli za nimi
okiem".
Schliemann przeby艂 opisan膮 w Iliadzie drog臋. Znalaz艂 zbocze tak strome, 偶e musia艂 ze艅 z艂azi膰 na
czworakach. To utwierdzi艂o go w przekonaniu, 偶e Homer, kt贸rego opisy terenu Schliemann
traktowa艂 tak, jakby chodzi艂o o naj艣ci艣lejsz膮 topografi臋 wojskow膮, nie m贸g艂 pomy艣le膰 o tym, 偶eby
jego bohaterowie mogli po tak stromym zboczu trzykrotnie biegiem okr膮偶y膰 miasto.
Z zegarkiem w jednym i Homerem w drugim r臋ku odmierzy艂 teraz drog臋 mi臋dzy pag贸rkiem, kt贸ry
kry膰 mia艂 w sobie Troj臋, a przyl膮dkiem, gdzie sta膰 mia艂y okr臋ty Achaj贸w. 艢ledzi艂 przebieg
pierwszego dnia walk bitwy troja艅skiej, tak jak opiewa j膮 Iliada od drugiej do si贸dmej pie艣ni, i
obliczy艂, 偶e gdyby Troja le偶a艂a tu, w Bunarbaszi, Achajowie musieliby w ci膮gu dziewi臋ciu godzin
walk przebiec nie mniej ni偶 84 kilometry!
Uzasadnienie swych w膮tpliwo艣ci co do tego, czy tu mog艂a le偶e膰 Troja, znalaz艂 Schliemann w
kompletnym braku jakichkolwiek 艣lad贸w ruin. Ma艂o tego, nie natkn膮艂 si臋 nawet na gliniane
skorupy, kt贸re na og贸艂 znajduje si臋 tak cz臋sto, 偶e kogo艣 sk艂oni艂o to nawet do powiedzenia, i偶
"s膮dz膮c po znaleziskach archeolog贸w, dawne ludy nie trudni艂y si臋 niczym innym, jak tylko
wytwarzaniem waz, przy czym na kr贸tko przed swym upadkiem zawsze przejawia艂y tak
niegodziwy charakter, 偶e roztrzaskiwa艂y je na drobne kawa艂ki, pozostawiaj膮c najpi臋kniejsze okazy
jako 艂amig艂贸wki".
"Mykeny i Tiryns pisa艂 Schliemann w 1868 roku zosta艂y zburzone 2335 lat temu, a jednak ich
ruiny s膮 dzi艣 w takim stanie, 偶e mog膮 chyba przetrwa膰 jeszcze z 10 000 lat." Troja zosta艂a zburzona
zaledwie o 722 lata wcze艣niej; cyklopowe mury nie znikaj膮 bez 艣ladu, tu za艣 nie by艂o najmniejszego
艣ladu po nich.
Ale za to takich 艣lad贸w nie brak by艂o gdzie indziej. Mi臋dzy ruinami Nowego Ilionu, obecnej wioski
Hissarlik, co oznacza tyle co "pa艂ac", o dwie i p贸艂 godziny drogi na p贸艂noc od Bunarbaszi, a tylko o
jedn膮 godzin臋 drogi od brzegu, wida膰 je by艂o ju偶 przy pierwszym pobie偶nym spojrzeniu.
Schliemann dwukrotnie bada艂 szczyt pewnego wzg贸rza, tworz膮cego czworok膮tny, r贸wninny
p艂askowy偶, o bokach d艂ugich na 233 metry. Teraz by艂 ju偶 przekonany, 偶e odnalaz艂 Troj臋.
Pocz膮艂 zbiera膰 dowody. Stwierdzi艂 przy tym, 偶e nie jest w swym pogl膮dzie ca艂kowicie
odosobniony. Niewielu jednak by艂o takich, kt贸rzy go podzielali. Nale偶a艂 do nich na przyk艂ad Frank
Calvert, ameryka艅ski wicekonsul, Anglik z urodzenia. Cz臋艣膰 wzg贸rza Hissarlik by艂a jego w艂a-
sno艣ci膮. Posiada艂 tam will臋 i przedsi臋wzi膮艂 kilka wykopalisk, kt贸re przywiod艂y go do tej samej
teorii, co Schliemanna. Calvert nie wyci膮gn膮艂 jednak z tego 偶adnych konsekwencji. R贸wnie偶
uczony szkocki C. MacLaren i Niemiec Eckenbrecher podzielali to zdanie, lecz g艂osy ich prze-
brzmia艂y bez echa.
Ale jak tutaj przedstawia艂a si臋 sprawa z wymienionymi przez Homera 藕r贸d艂ami, ow膮 g艂贸wn膮
podstaw膮 teorii doszukuj膮cej si臋 Troi w miejscu obecnego Bunarbaszi? Schliemann tylko na kr贸tko
zachwiany by艂 w swym przekonaniu, gdy zasta艂 tu sytuacj臋 wr臋cz odwrotn膮 ni偶 w Bunarbaszi, tzn.
gdy nie znalaz艂 w og贸le 偶adnego 藕r贸d艂a, podczas gdy tam znalaz艂 ich trzydzie艣ci cztery.
W膮tpliwo艣ci Schliemanna rozproszy艂a uwaga Calverta, kt贸ry zaobserwowa艂, i偶 w ci膮gu kr贸tkiego
czasu w tym wulkanicznym terenie kilka gor膮cych 藕r贸de艂 nagle znikn臋艂o i potem znowu wytrys艂o.
Tote偶 Schliemann to, co uczonym dotychczas wydawa艂o si臋 tak wa偶ne, zby艂 tylko mimochodem
wtr膮con膮 uwag膮. To, co w Bunarbaszi s艂u偶y艂o mu za kontrargument, tutaj pos艂u偶y艂o za dow贸d.
Walka mi臋dzy Hektorem a 艣cigaj膮cym go Achillesem nie mia艂a ju偶 w sobie nic
nieprawdopodobnego, je偶eli rozegra艂a si臋 tutaj, gdzie wzg贸rze opada艂o 艂agodnym i szerokim
stokiem. Hektor i Achilles obiegaj膮c trzykrotnie miasto musieli przeby膰 15 kilometr贸w.
Schliemann, opieraj膮c si臋 na w艂asnym do艣wiadczeniu, uwa偶a艂, 偶e nie jest to za wiele dla
wojownik贸w, kt贸rych o偶ywia艂a gor膮czka walki i nienawi艣膰.
I znowu zdanie staro偶ytnych pisarzy mia艂o dla niego wi臋ksze, bardziej decyduj膮ce znaczenie ani偶eli
opinia wsp贸艂czesnych mu uczonych. Czy偶 Herodot nie opowiada, 偶e Kserkses przyby艂 do Nowego
Ilionu, obejrza艂 resztki "Pergamosu Priama" i z艂o偶y艂 Ilijskiej Minerwie tysi膮c wo艂贸w w ofierze?
A czy偶 wed艂ug Ksenofonta w贸dz wojsk sparta艅skich, Mindaros, nie uczyni艂 tego samego? A
Arrianos? Czy偶 nie opowiada, 偶e Aleksander Wielki, nie poprzestaj膮c na z艂o偶eniu takiej samej
ofiary, zabra艂 z Troi bro艅, kt贸r膮 kaza艂 swej stra偶y przybocznej nie艣膰 przed sob膮 w czasie bitwy jako
talizman szcz臋艣cia? I czy偶 Cezar nie zrobi艂 wiele dla Nowego Ilionu, raz dlatego, 偶e by艂
wielbicielem Aleksandra, a po wt贸re, 偶e mniema艂, i偶 posiada wyra藕ne dowody swego
pokrewie艅stwa z troja艅czykami?
Czy偶 wszyscy oni mieliby pa艣膰 ofiar膮 jakiej艣 u艂udy? Czy wprowadzi艂y ich w b艂膮d nieprawdziwe
relacje?
Lecz w ko艅cu rozdzia艂u Schliemann, przytoczywszy nagromadzone przez siebie dowody, odrywa
si臋 od wszelkiej uczono艣ci. Patrzy oczarowany na roztaczaj膮cy si臋 przed nim krajobraz i spod pi贸ra
wymykaj膮 mu si臋 s艂owa, jakimi chyba odezwa艂by si臋 b臋d膮c jeszcze ch艂opcem: "...chc臋 wi臋c jeszcze
napomkn膮膰, 偶e skoro tylko staje si臋 na r贸wninie troja艅skiej, odczuwa si臋 zdumienie na widok
pi臋knego wzg贸rza Hissarliku, kt贸re jak gdyby sama natura przeznaczy艂a do tego, by kry艂o ono w
swym 艂onie wielkie miasto i warowni臋. W istocie pozycja ta, gdyby by艂a dobrze umocniona,
panowa艂aby nad ca艂膮 r贸wnin膮 troja艅sk膮; w ca艂ej okolicy nie ma drugiego miejsca, kt贸re da艂oby si臋 z
ni膮 por贸wna膰."
"Z Hissarliku pisze dalej wida膰 tak偶e g贸r臋 Id臋, z kt贸rej szczytu Jowisz ogarnia艂 spojrzeniem
miasto Troj臋!"


Schliemann zabra艂 si臋 jak szalony do pracy. Ca艂a energia, kt贸ra z ch艂opca sklepowego uczyni艂a
milionera, znajdowa艂a sobie teraz uj艣cie w urzeczywistnieniu dawnych m艂odzie艅czych marze艅. Nie
ogl膮daj膮c si臋 na nic, anga偶owa艂 w to dzie艂o wszystkie swe 艣rodki materialne i w艂asne si艂y.
W 1869 roku Schliemann o偶eni艂 si臋 z Greczynk膮, Zofi膮 Engastromenos. By艂a tak pi臋kna jak
wymarzony przez niego obraz Heleny. Zofia niebawem sama zapomnia艂a o 艣wiecie, oddaj膮c si臋 bez
reszty wielkiemu zadaniu znalezienia Homerowej Troi. Dzieli艂a z m臋偶em wszystkie trudy, udr臋ki i
przeciwno艣ci. Schliemann rozpocz膮艂 prace wykopaliskowe w 1870 roku. W 1871 roku kopa艂 przez
dwa miesi膮ce, w ci膮gu nast臋pnych dwu lat po cztery i p贸艂 miesi膮ca. Mia艂 do dyspozycji oko艂o stu
robotnik贸w. By艂 niestrudzony, nic nie by艂o w stanie powstrzyma膰 go od pracy: ani z艂o艣liwa i
niebezpieczna febra, przenoszona z bagien przez komary, ani brak dobrej wody, ani krn膮brno艣膰
robotnik贸w, ani opiesza艂o艣膰 w艂adz, ani wreszcie brak zrozumienia ze strony uczonych ca艂ego
艣wiata, kt贸rzy nazywali go g艂upcem, a niekiedy obdarzali i gorszymi jeszcze epitetami.
Na wysoko艣ci miasta sta艂a niegdy艣 艣wi膮tynia Ateny. Pcsejdon i Apollo zbudowali mury Pergamosu.
Tak pisze Homer. A skoro tak pisze, to 艣wi膮tynia znajdowa膰 si臋 musi w samym 艣rodku wzg贸rza, a
doko艂a niej mury wzniesione przez bog贸w. Schliemann zacz膮艂 kopa膰. Gdy napotykano mury, kt贸re
zdawa艂y si臋 nie mie膰 wi臋kszego znaczenia, usuwano, po prostu burzono przeszkod臋. W toku
prowadzenia prac wykopaliskowych Schliemann znalaz艂 bro艅 i sprz臋ty domowe, klejnoty i wazy,
nieodparty dow贸d, 偶e sta艂o tu niegdy艣 bogate miasto. Ale znalaz艂 jeszcze co艣 innego. I wtedy
nazwisko Henryka Schliemanna po raz pierwszy obieg艂o 艣wiat: pod ruinami Nowego Ilionu znalaz艂
inne ruiny, a pod tymi jeszcze inne. Ca艂e wzg贸rze by艂o podobne do ogromnej cebuli, z kt贸rej,
niby 艂upin臋 po 艂upinie, trzeba by艂o zdziera膰 jedn膮 warstw臋 po drugiej. Wszystko wskazywa艂o na to,
偶e poszczeg贸lne warstwy by艂y zamieszka艂e w r贸偶nych czasach. Ludy 偶y艂y tutaj i znika艂y, miasta
powstawa艂y i upada艂y. Szala艂 ogie艅 i miecz, jedna cywilizacja nast臋powa艂a po drugiej, za ka偶dym
razem nowe miasto 偶ywych powstawa艂o na ruinach miasta umar艂ych.
Ka偶dy dzie艅 przynosi艂 now膮 niespodziank臋. Schliemann podj膮艂 sw膮 wypraw臋, aby znale藕膰
Homerow膮 Troj臋, ale z biegiem lat wraz ze swymi wsp贸艂pracownikami znalaz艂 ni mniej, ni wi臋cej
tylko siedem pogrzebanych w ziemi miast, a potem jeszcze dwa inne! Dziewi臋膰 miast dziewi臋膰
spojrze艅 w 艣wiat prehistoryczny, o kt贸rym nikt nic nie wiedzia艂, kt贸rego istnienia nawet nikt si臋 nie
domy艣la艂.
Ale kt贸re z tych dziewi臋ciu miast jest Troj膮 Homera, Troj膮 bohater贸w, widowni膮 heroicznych
walk? By艂o jasne, 偶e warstwa najni偶sza to warstwa prehistoryczna, najstarsza, tak stara, 偶e jej
mieszka艅cy nie znali jeszcze u偶ycia metalu, i by艂o tak samo jasne, 偶e pierwsza warstwa od g贸ry
musia艂a by膰 warstw膮 najm艂odsz膮, kryj膮c膮 w sobie ruiny Nowego Ilionu, gdzie Kserkses i
Aleksander sk艂adali bogom ofiary.
Schliemann kopa艂 i szuka艂. W drugiej i trzeciej warstwie od do艂u znalaz艂 艣lady po偶aru, znalaz艂
szcz膮tki olbrzymich wa艂贸w, resztki olbrzymiego muru. By艂 od razu pewny: te mury otacza艂y zamek
Priama, a ta brama by艂a Bram膮 Skajsk膮.
Natrafi艂 na skarby skarby z naukowego punktu widzenia. To, co odes艂a艂 do domu i przekaza艂 do
oceny fachowc贸w, sk艂ada艂o si臋 na obraz odleg艂ej epoki, na zamkni臋ty w sobie obraz, w kt贸rym
rozpozna膰 by艂o mo偶na ka偶dy szczeg贸艂. W ca艂o艣ci swej by艂 to portret 偶yj膮cego tu niegdy艣 narodu.
By艂 to triumf Henryka Schliemanna, ale zarazem i triumf Homera. Bo oto zosta艂o udowodnione, 偶e
to, co uchodzi艂o za podanie i mit, co przypisywano wy艂膮cznie wyobra藕ni poety, faktycznie niegdy艣
istnia艂o.
Fala entuzjazmu przesz艂a przez ca艂y 艣wiat. Schliemann, kt贸ry ze swymi robotnikami usun膮艂 ponad
250000 metr贸w sze艣ciennych ziemi, uzna艂, 偶e nale偶y mu si臋 kr贸tki odpoczynek. Zaczyna艂 ju偶
kierowa膰 wzrok ku innym zadaniom. Ustali艂, 偶e dzie艅 15 czerwca 1873 roku b臋dzie
przynajmniej na razie ostatnim dniem prac wykopaliskowych. I oto w wili臋 tego ostatniego dnia,
w kt贸rym po raz ostatni mia艂 zapu艣ci膰 w ziemi臋 sw贸j rydel, znalaz艂 to, co mia艂o uwie艅czy膰 jego
dzie艂o, obla膰 je blaskiem z艂ota i wprawi膰 w zachwyt ca艂y 艣wiat.
Zdarzenie to mia艂o dramatyczny przebieg. Histori臋 tego odkrycia czyta si臋 jeszcze dzisiaj z
zapartym tchem. By艂 wczesny ranek upalnego dnia. Schliemann wraz z 偶on膮 nadzorowa艂 jak
zwykle prace wykopaliskowe. Nie liczy艂 ju偶 na to, 偶e wydob臋dzie jeszcze co艣 istotnego, ale by艂
uwa偶ny jak zawsze. Na g艂臋boko艣ci dwudziestu o艣miu st贸p robotnicy dotarli do muru, kt贸ry
zdaniem Schliemanna opasywa艂 niegdy艣 zamek Priama. Nagle wzrok jego spocz膮艂 na czym艣, co od
razu tak rozko艂ysa艂o jego wyobra藕ni臋, 偶e zacz膮艂 dzia艂a膰 jak gdyby pod jakim艣 nieodpartym przymu-
sem. I kto wie, co uczyniliby jego sk艂onni do rozboju robotnicy, gdyby i oni zobaczyli to, co
zobaczy艂 Schliemann. Chwyci艂 偶on臋 za r臋k臋.
Z艂oto szepn膮艂.
Spojrza艂a na niego ze zdziwieniem.
Pr臋dko z trudem wyszepta艂 te s艂owa ode艣lij robotnik贸w do domu, ale zaraz!
Ale偶... zacz臋艂a pi臋kna Greczynka.
呕adnego ale, opowiedz im, co chcesz, powiedz, 偶e mam dzisiaj urodziny, 偶e dopiero w tej chwili
przypomnia艂em to sobie, i 偶e wszyscy maj膮 dzi艣 wolny dzie艅. Tylko pr臋dko, pr臋dko!
Robotnicy oddalili si臋.
Przynie艣 sw贸j czerwony szal zawo艂a艂 Schliemann i skoczy艂 do wykopu. Jak szalony zacz膮艂
pracowa膰 no偶em. Olbrzymie zwa艂y kamieni, gruz tysi膮cleci, coraz gro藕niej zwisa艂y nad jego g艂ow膮.
Nie zwraca艂 uwagi na niebezpiecze艅stwo. "W najwi臋kszym po艣piechu pisze wyci膮艂em skarb
wielkim no偶em. By艂o to mo偶liwe tylko przy najwy偶szym nat臋偶eniu si艂 i grozi艂o 艣miertelnym
niebezpiecze艅stwem, gdy偶 wielki mur forteczny, kt贸ry musia艂em podkopa膰, m贸g艂 ka偶dej chwili
zwali膰 si臋 na mnie. Ale widok tylu przedmiot贸w, z kt贸rych ka偶dy z osobna mia艂 nieocenion膮
wprost warto艣膰, dodawa艂 mi szale艅czej odwagi, nie my艣la艂em o niebezpiecze艅stwie."
Ko艣膰 s艂oniowa po艂yskiwa艂a matowym blaskiem, z艂oto brz臋cza艂o. 呕ona Schliemanna przynios艂a szal.
Zape艂ni艂 si臋 skarbami, kt贸rych warto艣膰 zdawa艂a si臋 nie do ocenienia. Skarb Priama! Skarb jednego z
najpot臋偶niejszych kr贸l贸w zamierzch艂ej przesz艂o艣ci, skarb zbroczony krwi膮 i 艂zami klejnoty ludzi
podobnych do bog贸w! Wszystko to zagrzebane od trzech tysi臋cy lat i wydobyte na 艣wiat艂o dzienne
nowej epoki spod gruz贸w siedmiu zaginionych pa艅stw. Schliemann ani na chwil臋 nie w膮tpi艂, 偶e
znalaz艂 w艂a艣nie skarb Priama. Dopiero kr贸tko przed jego 艣mierci膮 udowodniono, 偶e oszo艂omiony
zachwytem z powodu swego odkrycia da艂 si臋 wprowadzi膰 w b艂膮d. Troja nie le偶a艂a ani w drugiej, ani
w trzeciej, lecz dopiero w sz贸stej warstwie od do艂u. Skarb odkopany przez Schliemanna by艂
skarbem jakiego艣 kr贸la, kt贸ry 偶y艂 na tysi膮c lat przed Priamem.
Ma艂偶onkowie przenie艣li skarb do swej drewnianej chaty. Przenie艣li go po kryjomu, w po艣piechu,
jak z艂odzieje. Znalezione klejnoty le偶a艂y teraz na surowym blacie sto艂u. By艂y tu diademy i brosze,
sprz膮czki, 艂a艅cuchy, tace, guziki, druty, w臋偶e i z艂ote nici. "Widocznie kto艣 z rodziny Priama
pisze Schliemann w najwy偶szym po艣piechu zapakowa艂 skarb do skrzyni i zabra艂 j膮 ze sob膮 nie
zd膮偶ywszy wyci膮gn膮膰 klucza. Zaskoczony jednak na murze czy to przez wroga, czy przez po偶ar,
musia艂 pozostawi膰 skrzyni臋, kt贸r膮 od razu na wysoko艣膰 pi臋ciu lub sze艣ciu cali zasypa艂 czerwony
popi贸艂 i kamienie stoj膮cego opodal domu kr贸lewskiego."
I oto Schliemann, fantasta i marzyciel, bierze par臋 kolczyk贸w, bierze naszyjnik i ubiera w nie sw膮
m艂od膮 ma艂偶onk臋. Klejnoty sprzed trzech tysi臋cy lat na dwudziestoletniej Greczynce XIX wieku.
Patrzy na ni膮 i szepce: "Helena!..."
Ale gdzie podzia膰 skarb? Schliemann nie mo偶e milcze膰. Wie艣膰 o znalezisku przedostaje si臋 do
wiadomo艣ci publicznej. W艣r贸d mn贸stwa przyg贸d, z pomoc膮 krewnych swej 偶ony przewozi skarb
do Aten, a st膮d dalej na wie艣. Gdy na 偶膮danie pos艂a tureckiego dom Schliemanna zostaje ob艂o偶ony
sekwestrem, urz臋dnicy ju偶 nie znajduj膮 w nim ani 艣ladu z艂ota.
Czy jest z艂odziejem? Ustawodawstwo tureckie w sprawie ochrony zabytk贸w by艂o wieloznaczne.
Panowa艂a samowola. Czy mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e cz艂owiek, kt贸ry dla marzenia lat dziecinnych
zmieni艂 ca艂e swe 偶ycie, teraz oszo艂omiony sukcesem pragn膮艂 uratowa膰 skarb dla siebie, a przez to i
dla europejskiej nauki? Czy偶 siedemdziesi膮t lat przedtem Thomas Bruce, hrabia Elginu i
Kincardine, nie post膮pi艂 zupe艂nie tak samo z innym skarbem? Ateny nale偶a艂y wtedy jeszcze do
Turcji. Lord Elgin posiada艂 firman su艂tana tureckiego zawieraj膮cy polecenie, aby "nikt nie stawia艂
mu przeszk贸d w zabraniu z Akropolu kilku blok贸w kamiennych z艂 wyrytymi na nich inskrypcjami
lub postaciami". Zdaniu temu Elgin nada艂 bardzo szerok膮 interpretacj臋: wys艂a艂 do Londynu
dwie艣cie skrzy艅 wype艂nionych klejnotami z Partenonu. Sp贸r o prawo w艂asno艣ci do tych cudownych
dzie艂 sztuki greckiej toczy艂 si臋 przez lata. Zdobycie ich kosztowa艂o lorda Elgina 74 240 funt贸w
szterling贸w. Gdy w 1816 roku na mocy uchwa艂y parlamentu angielskiego odkupiono od niego t臋
kolekcj臋, nie zap艂acono mu nawet po艂owy tej sumy: 35 000 funt贸w.
Schliemann wydobywszy "skarb Priama" czu艂 si臋 u szczytu swego 偶ycia.
Czy m贸g艂 si臋 spodziewa膰 jeszcze wi臋kszych sukces贸w?




Rozdzia艂 pi膮ty

MASKA AGAMEMNONA


S膮 ludzie, kt贸rych 偶ycie jest nagromadzeniem tylu nieprawdopodobnych sukces贸w, 偶e p贸藕niejszy
biograf musi czuwa膰 nad swym pi贸rem, aby nie popa艣膰 w literack膮 egzaltacj臋 i ju偶 na samym
pocz膮tku nie wyczerpa膰 wszystkich superlatyw贸w, kt贸re p贸藕niej oka偶膮 mu si臋 tym potrzebniejsze.
Ale s膮 i takie 偶ywoty ludzkie, kt贸re od pocz膮tku do ko艅ca przebiegaj膮 niejako w superlatywach.
Takie w艂a艣nie by艂y koleje 偶ycia Henryka Schliemanna. Jego niezwyk艂y charakter staje si臋 coraz
bardziej zdumiewaj膮cy, a wielkie odkrycia archeologiczne osi膮gaj膮 trzy punkty szczytowe.
Pierwszym by艂o odnalezienie "skarbu Priama". Drugim sta膰 si臋 mia艂o odkopanie grob贸w
kr贸lewskich w Mykenach.
Jednym z najbardziej ponurych, a zarazem najbardziej podnios艂ych rozdzia艂贸w greckiej historii, w
kt贸rym ukazuj膮 si臋 nam ludzie staro偶ytnej Grecji, ludzie pe艂ni niskich nami臋tno艣ci, jest historia
Pelopid贸w w Mykenach, historia powrotu i 艣mierci Agamemnona. Dziesi臋膰 lat sta艂 Agamemnon
pod Troj膮. Egist umia艂 wykorzysta膰 ten czas:

"Kiedy my stali艣my pod Troj膮 i walczyli, on w g艂臋bi Argos koniorodnego spokojnie sobie uwodzi艂
Agamemnonow膮 偶on臋."

Egist wystawi艂 wartownika, kt贸ry mia艂 go uprzedzi膰 o powrocie m臋偶a. Trzyma艂 w pogotowiu
dwudziestu ludzi. Po powrocie Agamemnona zaprosi艂 go na uczt臋, lecz "w lot obmy艣li艂 podst臋p... i
zabi艂 podczas wieczerzy, jakby kto zabi艂 wo艂u nad 偶艂obem. I nie zosta艂 ani jeden z towarzyszy
Atrydy, kt贸rzy z nim przyszli." 2 Min臋艂o osiem lat, zanim pojawi艂 si臋 Orestes, syn i m艣ciciel. Zabi艂
sw膮 matk臋 Klitemnestr臋 i Egista, morderc臋 swego ojca.
Tragicy podchwycili ten temat. Najznakomitsza sztuka Ajschylosa jest na nim osnuta. Jeszcze za
naszych dni Jean-Paul Sartre napisa艂 dramat o Orestesie. Pami臋膰 o Agamemnonie, "kr贸lu m臋偶贸w",
jednym z najpot臋偶niejszych i najbogatszych w艂adc贸w, kt贸rzy panowali nad Peloponezem, nigdy nie
wygas艂a.
Istnia艂y jednak nie tylko krwawe, istnia艂y i z艂ote Mykeny. Ju偶 Troja, jak opowiada Homer, by艂a
bogata. Ale Mykeny by艂y jeszcze bogatsze. W jego opisach tego miasta coraz to powtarza si臋
przymiotnik "z艂ote". Schliemann, urzeczony skarbem Priama, szuka艂 nowego skarbu. I rzecz nie
do wiary znalaz艂 go. Mykeny le偶膮 "w najdalszym zak膮tku koniorodnego Argosu", w p贸艂 drogi
mi臋dzy Argos a Przesmykiem Korynckim. Patrz膮c od zachodu na dawny zamek kr贸lewski widzi si臋
pola zas艂ane ruinami, szcz膮tki pot臋偶nych mur贸w, za kt贸rymi zrazu 艂agodnymi, a potem stromymi
stokami wznosi si臋 g贸ra Eubea z kaplic膮 proroka Eliasza.
Oko艂o 170 roku n.e. Pauzaniasz podr贸偶owa艂 po tych stronach i opisa艂, co widzia艂. A widzia艂 wtedy
jeszcze wi臋cej ni偶 to, co teraz ukaza艂o si臋 oczom Schliemanna. Zadanie, przed kt贸rym sta艂 tutaj
Schliemann, tym r贸偶ni艂o si臋 od zadania, jakie mia艂 pod Troj膮, 偶e miejsce, w kt贸rym le偶a艂y dawne
Mykeny, by艂o bezspornie ustalone. Prawda, 偶e mury pokry艂 py艂 tysi膮cleci, a tam, gdzie niegdy艣
panowali kr贸lowie, teraz pas艂y si臋 owce. Ale ruiny istnia艂y i 艣wiadczy艂y o wielko艣ci i dawnej
艣wietno艣ci tego miasta.
"Lwia Brama", g艂贸wne wej艣cie do pa艂acu, sta艂a ods艂oni臋ta, ukazuj膮c si臋 oczom zdumionych
w臋drowc贸w. Ods艂oni臋te by艂y r贸wnie偶 tak zwane "skarbce" niegdy艣 uwa偶ano je za piece
piekarnicze w tym najs艂ynniejszy skarbiec Atreusza, pierwszego Pelopidy, ojca Agamemnona.
Ponad trzyna艣cie metr贸w wysoka podziemna komora mia艂a kszta艂t kopu艂y, kt贸rej niepodparte
sklepienie z nie ciosanych cyklopowych kamieni rozpina艂o si臋 w naj艣mielsze 艂uki.
Schliemann wczytywa艂 si臋 w dzie艂a kilku antycznych pisarzy, kt贸rzy opisywali to miejsce jako
miejsce grob贸w Agamemnona i jego zamordowanych przyjaci贸艂. Po艂o偶enie zamku nie nastr臋cza艂o
偶adnych w膮tpliwo艣ci, ale co do tego, gdzie le偶a艂y groby, w膮tpliwo艣ci by艂o wiele. I je偶eli
Schliemann odnalaz艂 Troj臋, przeciwstawiaj膮c si臋 zdaniu wszystkich uczonych i kieruj膮c si臋 jedynie
Homerem, to tym razem znowu kierowa艂 si臋 pewnym miejscem opisu Pauzaniasza. Twierdzi艂, 偶e
wszyscy uczeni 藕le je przet艂umaczyli i 藕le zrozumieli. Dotychczas uwa偶ano a by艂o to zdanie
dw贸ch najwi臋kszych autorytet贸w archeologii: Anglika Dodwella i Niemca Curtiusa 偶e wed艂ug
Pauzaniasza groby le偶a艂y po zewn臋trznej stronie muru zamkowego. Schliemann by艂 innego zdania.
Twierdzi艂, 偶e musz膮 one le偶e膰 po stronie wewn臋trznej. Ju偶 w swej ksi膮偶ce o Itace broni艂 tego
pogl膮du, kt贸ry i tym razem opiera艂 si臋 wi臋cej na ortodoksyjnej wierze w pisma staro偶ytnych pisarzy
ni偶 na naukowej analizie. Ale to w ko艅cu nie ma znaczenia. Grunt, 偶e Schliemann kopa艂 i 偶e wyniki
prac wykopaliskowych potwierdzi艂y s艂uszno艣膰 jego tezy.
"Rozpocz膮艂em to wielkie dzie艂o pisze 7 sierpnia 1876 roku z sze艣膰dziesi臋cioma trzema
robotnikami..." Dalej za艣 pisze: "Od 19 sierpnia prowadzi艂em wykopaliska, przeci臋tnie ze 125
robotnikami i czterema wozami do zwo偶enia gruzu, osi膮gaj膮c pomy艣lne wyniki."
Istotnie, na pocz膮tku znajdowa艂 tylko ogromne ilo艣ci waz, coraz to nowe wazy i jeszcze raz wazy,
potem za艣 odkry艂 bardzo dziwny okr膮g艂y plac, okolony podw贸jnym rz臋dem pionowo ustawionych
kamieni. Schliemann bez chwili wahania uzna艂, 偶e jest to myke艅ska okr膮g艂a agora, 偶e dziwny kr膮g
kamieni to 艂awy, na kt贸rych zasiadali dostojnicy dworscy przybywaj膮c na zgromadzenie ludowe, na
rad臋 lub s膮d, i 偶e w艂a艣nie na tym placu sta艂 herold, kt贸ry w Elektrze Eurypidesa zwo艂uje lud na
agor臋.
Potwierdzenie swego przypuszczenia znalaz艂 Schliemann u swoich "uczonych przyjaci贸艂"
staro偶ytnych pisarzy. A gdy u Pauzaniasza, opisuj膮cego inn膮 agor臋, natrafi艂 na zdanie: "Tutaj
zbudowali plac dla zgromadzenia rady, aby gr贸b bohater贸w mie艣ci艂 si臋 w jego obr臋bie", w贸wczas;
z t膮 sam膮 somnambuliczn膮 pewno艣ci膮, kt贸ra poprzez sze艣膰 warstw wzg贸rza Hissarlik przywiod艂a
go do skarbu Priama, wiedzia艂, 偶e stoi na grobie Agamemnona.
Nast臋pnym odkryciem by艂o dziewi臋膰 grob贸w pi臋膰 grob贸w szybowych wewn膮trz mur贸w
zamkowych i cztery, o sto lat m艂odsze, groby kopulaste na zewn膮trz mur贸w; dzi艣 znamy ich og贸艂em
pi臋tna艣cie. W czterech grobach dobrze zachowa艂y si臋 p艂askorze藕by. Po tym odkryciu znikn臋艂y dla
Schliemanna ostatnie w膮tpliwo艣ci, znikn臋艂a ostro偶no艣膰 naukowca. "W rzeczy samej pisze ani
na chwil臋 nie waham si臋 oznajmi膰, 偶e znalaz艂em tutaj groby, kt贸re Pauzaniasz, id膮c za tradycj膮,
uwa偶a za groby 玨r贸la m臋偶贸w Agamemnona, wo藕nicy jego rydwanu wojennego Eurymedona,
Kasandry i ich towarzyszy."
Tymczasem prace ko艂o skarbca w pobli偶u Lwiej Bramy tylko powoli posuwa艂y si臋 naprz贸d.
Twardy jak kamie艅 gruz utrudnia艂 kopanie. Ale i tutaj Schliemann pisze z t膮 sam膮 pewno艣ci膮
lunatyka: "Jestem przekonany, 偶e tradycja, wed艂ug kt贸rej te tajemnicze budowle s艂u偶y艂y jako
skarbce do przechowywania skarb贸w prastarych kr贸l贸w, najzupe艂niej odpowiada prawdzie."臋 Ju偶
pierwsze znaleziska w gruzach, kt贸re musia艂 usuwa膰, aby uzyska膰 dost臋p do wej艣cia, przewy偶sza艂y
pod wzgl臋dem subtelno艣ci formy, pi臋kno艣ci wykonania i jako艣ci materia艂u wszystko, co znalaz艂 w
Troi. Fragmenty fryz贸w, malowane wazy, terakotowe pos膮偶ki Hery, kamienie formierskie do
odlewania klejnot贸w (Schliemann, poszukiwacz skarb贸w, od razu dodaje, 偶e "prawdopodobnie
wszystkie by艂y ze z艂ota i srebra"), ornamenty z emaliowanej gliny, per艂y ze szk艂a, gemmy. O
rozmiarach rob贸t ziemnych przeprowadzonych przez Schliemanna i jego robotnik贸w 艣wiadczy
nast臋puj膮ca uwaga uczonego: "W wyniku dotychczasowych post臋p贸w moich prac
wykopaliskowych nie znajduj臋 nigdzie nagromadzenia gruz贸w si臋gaj膮cego g艂臋biej ni偶 na
dwadzie艣cia sze艣膰 st贸p, a i t臋 g艂臋boko艣膰 osi膮gam jedynie ko艂o wielkiego muru, okalaj膮cego miasto.
Od tego miejsca szybko podnosi si臋 skalisty grunt i dalej g艂臋boko艣膰 gruzu nie przekracza 1320
st贸p."


Ale praca si臋 op艂aci艂a.
Pod dat膮 6 grudnia 1876 roku Schliemann notuje odkrycie pierwszego grobu. Poszukiwania musia艂
prowadzi膰 z najwi臋ksz膮 ogl臋dno艣ci膮. Przez dwadzie艣cia pi臋膰 dni Zofia, jego niestrudzona
pomocnica, posuwa艂a si臋 na kolanach, skroba艂a scyzorykiem, grzeba艂a r臋kami. Potem znale藕li w
sumie pi臋膰 grob贸w, a w tych grobach szkielety pi臋tnastu trup贸w. Schliemann wysy艂a w贸wczas
do kr贸la Grecji telegram:
"Z najwi臋ksz膮 rado艣ci膮 donosz臋 Waszej Kr贸lewskiej Mo艣ci, 偶e odkry艂em groby, kt贸re tradycja
okre艣la jako groby Agamemnona, Kasandry, Eurymedona i ich towarzyszy, zamordowanych
podczas uczty przez Klitemnestr臋 i jej kochanka Egista."
Mo偶na sobie wyobrazi膰, jak wstrz膮艣ni臋ty by艂 Schliemann, gdy odkopywa艂 jeden po drugim
szkielety ludzi, kt贸rych 艣wiat zalicza艂 do legendy, tak jak zalicza艂 do legendy bohater贸w
walcz膮cych pod Troj膮. Jak by艂 wstrz膮艣ni臋ty, kiedy spogl膮da艂 na twarze z偶arte przez czas, ale
przecie偶 jeszcze rozpoznawalne, o pustych oczodo艂ach, bez nos贸w, z ustami wykrzywionymi w
straszliwym grymasie, jak gdyby pod wra偶eniem zbrodni widzianej w ostatniej chwili 偶ycia. Ko艣ci,
do kt贸rych miejscami przylega艂o jeszcze cia艂o, na kt贸rych brz臋cza艂y bransolety i bi偶uteria, ko艣ci
ludzi, kt贸rzy 偶yli przesz艂o dwa tysi膮ce lat temu 偶yli opanowani nami臋tno艣ciami i nienawi艣ci膮.
Schliemann nie w膮tpi艂 o s艂uszno艣ci swej interpretacji. Trzeba przyzna膰, 偶e istotnie wiele
okoliczno艣ci zdawa艂o si臋 potwierdza膰 jego zdanie.
"Cia艂a te pisze by艂y obsypane klejnotami i z艂otem." Czy偶 zwyk艂ym 艣miertelnikom pyta艂
wk艂adano by do grobu podobne skarby? Znalaz艂 bro艅, bogat膮, kosztown膮 bro艅, w kt贸r膮 uzbrojono
zmar艂ych na wszelk膮 ewentualno艣膰 w krainie cieni. Schliemann wskazywa艂 na widoczny po艣piech,
z jakim spalono zw艂oki. Ci, kt贸rzy je pochowali, zasypali je 偶wirem i ziemi膮, nie czekaj膮c nawet, a偶
ogie艅 wszystko strawi. Dzia艂ali z po艣piechem morderc贸w pragn膮cych zatrze膰 艣lady swej zbrodni. A
jakkolwiek z艂o偶enie skarb贸w pozwala艂o wnioskowa膰 o uszanowaniu panuj膮cych zwyczaj贸w, to
sam spos贸b pochowania zw艂ok i miejsce wybrane na groby by艂y tak niegodne, 偶e powa偶y膰 si臋 na to
m贸g艂 tylko morderca pa艂aj膮cy nienawi艣ci膮 do swej ofiary. Czy偶 nie "wrzucono ich do n臋dznych
do艂贸w jak 艣cierwo nieczystych zwierz膮t"?
I znowu Schliemann odwo艂uje si臋 do swoich autorytet贸w antycznych pisarzy. Przytacza cytaty z
Agamemnona Ajschylosa, z Elektry Sofoklesa, z Orestesa Eurypidesa. Nie istnia艂 dla niego 偶aden
cie艅 w膮tpliwo艣ci. A jednak dzi艣 wiemy, 偶e jego teoria by艂a fa艂szywa. Niew膮tpliwie, znalaz艂 pod
agor膮 groby kr贸lewskie, ale nie by艂y to groby Agamemnona i jego towarzyszy, lecz groby wed艂ug
wszelkiego prawdopodobie艅stwa o czterysta lat starsze.
Ale to niewa偶ne. Wa偶ne jest to, 偶e zrobi艂 drugi wielki krok prowadz膮cy w zaginiony 艣wiat
prehistoryczny, 偶e znowu wykaza艂 prawdziwo艣膰 Homera i wydoby艂 skarby (w naukowym i
materialnym tego s艂owa znaczeniu) informuj膮ce nas o kulturze b臋d膮cej pramacierz膮 wszystkich kul-
tur kontynentu europejskiego.
"Przecie偶 odkry艂em dla archeologii wo艂a w uniesieniu zupe艂nie nowy 艣wiat, kt贸rego istnienia
nikt nawet nie podejrzewa艂!"
I oto osi膮gn膮wszy znowu szczyt powodzenia, gdy ca艂y 艣wiat domaga si臋 od niego wiadomo艣ci, ten
wspania艂y cz艂owiek, kt贸ry korespondowa艂 telegraficznie z ministrami i kr贸lami, cz艂owiek pe艂en
nieposkromionej dumy, lecz przy tym nigdy nie wynios艂y, nie zapomina nawet o sprawach
najdrobniejszych i oburza si臋 ponad wszelk膮 miar臋 na wyrz膮dzon膮 drugiemu krzywd臋. Pewnego
dnia, po niezliczonych wizytach znakomitych go艣ci, na miejsce wykopalisk przyby艂 cesarz Brazylii.
Zwiedzi艂 Mykeny i odje偶d偶aj膮c pozostawi艂 miejscowemu komendantowi policji nazwiskiem
Leonardos i艣cie kr贸lewski napiwek wynosz膮cy a偶... 40 frank贸w! 脫w Leonardos zawsze lojalnie
zachowywa艂 si臋 wobec Schliemanna. Tote偶 archeolog jest oburzony, gdy dowiaduje si臋, i偶 zawistni
koledzy Leonardosa twierdz膮, 偶e w rzeczywisto艣ci otrzyma艂 on 1000 frank贸w i r贸偶nic臋 schowa艂 do
kieszeni. Gdy Leonardosa wskutek tego zwolniono, Schliemann postanawia interweniowa膰.
Uruchamia on, s艂awny na ca艂y 艣wiat badacz swe najwy偶sze koneksje, aby przyj艣膰 z pomoc膮
skromnemu policjantowi. Nie szukaj膮c 偶adnych dr贸g okr臋偶nych telegrafuje wprost do ministra:
"Tytu艂em odwzajemnienia za wiele setek milion贸w, kt贸re przysporzy艂em Grecji, prosz臋 o
wy艣wiadczenie mi grzeczno艣ci i przebaczenie memu przyjacielowi policjantowi Leonardosowi w
Nauplion oraz o pozostawienie go na zajmowanym stanowisku. B臋d臋 to uwa偶a艂 za osobi艣cie
wy艣wiadczon膮 mi przys艂ug臋. Schliemann." Gdy nie otrzymuje natychmiast odpowiedzi, wysy艂a
drugi telegram: "Przysi臋gam policjant Leonardos uczciwy i dzielny. Wszystko oszczerstwo. R臋cz臋
otrzyma艂 tylko 40 frank贸w. 呕膮dam sprawiedliwo艣ci." Posuwa si臋 jeszcze dalej, robi rzecz wprost
niewiarygodn膮. Wysy艂a do cesarza Brazylii, kt贸ry tymczasem wyl膮dowa艂 w Kairze, nast臋puj膮cy
telegram:
"Opuszczaj膮c Nauplion Wasza Cesarska Mo艣膰 da艂 komendantowi policji Leonidasowi Leonardos
40 frank贸w do podzia艂u mi臋dzy policjant贸w. Burmistrz, aby oczerni膰 tego poczciwego cz艂owieka,
twierdzi, 偶e otrzyma艂 on od Waszej Cesarskiej Mo艣ci 1000 frank贸w. Leonardos zosta艂 zwolniony ze
stanowiska i tylko z wielkim trudem uda艂o mi si臋 go uratowa膰 od wi臋zienia. Poniewa偶 znam go od
lat jako najuczciwszego cz艂owieka pod s艂o艅cem, prosz臋 Wasz膮 Cesarsk膮 Mo艣膰 w imi臋 艣wi臋tej
prawdy i cz艂owiecze艅stwa o telegraficzn膮 wiadomo艣膰, ile Leonardos otrzyma艂: czterdzie艣ci frank贸w
czy wi臋cej?" I Schliemann, badacz i archeolog, "w imi臋 sprawiedliwo艣ci" zmusza cesarza Brazylii
do publicznego przyznania si臋 do swego brudnego sk膮pstwa. Leonardos jest uratowany. Tak
post臋powa艂 Schliemann. By艂 marzycielem, gdy kierowa艂 sw贸j wzrok ku zaginionym 艣wiatom,
ch艂odno rozumuj膮cym detektywem, gdy poszukiwa艂 skarb贸w, i istnym Michaelem Kohlhaasem ,
gdy walczy艂 o s艂uszn膮 spraw臋.


Skarby by艂y olbrzymie. Dopiero znacznie p贸藕niej, ju偶 w naszym XX wieku, przewy偶szy艂y je
znaleziska Carnarvona i Cartera w Egipcie. "Wszystkie muzea 艣wiata razem wzi臋te pisa艂
Schliemann nie posiadaj膮 nawet pi膮tej cz臋艣ci tego, co tu znalaz艂em."
W pierwszym grobie znalaz艂 na ka偶dym z trzech szkielet贸w po pi臋膰 szczeroz艂otych diadem贸w,
li艣cie wawrzynowe i krzy偶e ze z艂ota. W innym grobie le偶a艂y tu trzy kobiety zebra艂 nie mniej
ni偶 701 cienkich li艣ci ze z艂ota ze wspania艂ymi ornamentami, zwierz臋tami i kwiatami, motylami i
m膮twami; z艂ote klejnoty, ozdobione wizerunkami lw贸w i innych zwierz膮t, wojownik贸w tocz膮cych
mordercz膮 walk臋; klejnoty w postaci lw贸w i gryf贸w, le偶膮cych jeleni oraz w postaci kobiet z
go艂臋biami. Jeden ze szkielet贸w mia艂 na g艂owie koron臋 ze z艂ota; na jej przepasce osadzonych by艂o 36
z艂otych li艣ci, ustawionych pionowo doko艂a g艂owy, kt贸ra by艂a teraz bliska rozsypania si臋 w proch,
podobnie jak inna g艂owa, ozdobiona kunsztownie wykonanym diademem z przylepionymi jeszcze
do niego cz臋艣ciami czaszki.
Pr贸cz tego znalaz艂 pi臋膰 z艂otych diadem贸w zaopatrzonych w z艂oty drut, kt贸rym by艂y przymocowane
do g艂owy. Znalaz艂 niezliczon膮 ilo艣膰 z艂otych krzy偶y i rozet, broszki i spinki do upinania w艂os贸w.
Kryszta艂y g贸rskie, agatowe zasuwki i soczewkowate gemmy z sardoniksu i ametystu. Znalaz艂 ber艂a
z poz艂acanego srebra, z r臋koje艣ciami z kryszta艂u g贸rskiego, z艂ote puchary i szkatu艂y, klejnoty
rze藕bione w alabastrze.
Znalaz艂 co najwa偶niejsze owe z艂ote maski i napier艣niki, kt贸rymi, zgodnie z tradycj膮,
pr贸bowano chroni膰 kr贸lewskie zw艂oki przed wszelkimi wp艂ywami z zewn膮trz. Znowu na kolanach i
w asy艣cie swojej 偶ony zdrapa艂 warstw臋 gliny z pi臋ciu trup贸w czwartego grobu. G艂owy tych trup贸w
widoczne by艂y tylko przez kilka godzin, potem rozsypa艂y si臋 w proch. Ale z艂ote maski, roztaczaj膮ce
migotliwy blask, zachowa艂y ich kszta艂t. Kszta艂t tych g艂贸w i rysy twarzy by艂y na wskro艣
indywidualne "i tak ca艂kowicie r贸偶ni艂y si臋 od idealnych typ贸w bog贸w i bohater贸w, 偶e nie ulega
w膮tpliwo艣ci, i偶 ka偶da z nich przedstawia艂a wizerunek nieboszczyka".
Znalaz艂 sygnety wykonane najmisterniejsz膮 technik膮 intaglio, bransolety, przepaski na czo艂o, paski,
110 z艂otych kwiat贸w, 68 z艂otych guzik贸w bez ozd贸b intaglio i 118 z艂otych guzik贸w z takimi
ozdobami. I na tym jeszcze nie koniec, bo na nast臋pnej stronicy swego opisu grob贸w wspomina
znowu o 130 z艂otych guzikach, dalej o wykonanym ze z艂ota modelu 艣wi膮tyni, jeszcze dalej o
m膮twie ze z艂ota. Ale poprzesta艅my na tym, bo ca艂y opis znalezisk wype艂nia u Schliemanna 206
stron druku du偶ego formatu. Znalaz艂 z艂oto, z艂oto i jeszcze raz z艂oto.
Wieczorem, gdy cienie nocy s艂a艂y si臋 nad myke艅skim akropolem, Schliemann kaza艂 rozpala膰
ogniska ,,po raz pierwszy od 2344 lat". Przypomina艂y one ogniska, kt贸re ongi艣 oznajmi艂y tutaj
Klitemnestrze i jej kochankowi powr贸t Agamemnona. Tym razem ogie艅 s艂u偶y艂 do innych cel贸w.
Mia艂 odstraszy膰 z艂odziei od jednego z najwi臋kszych skarb贸w, jakie kiedykolwiek wydobyto z
grob贸w kr贸lewskich.




Rozdzia艂 sz贸sty

SCHLIEMANN I NAUKA


Trzecie z kolei wielkie prace wykopaliskowe Schliemanna nie wydoby艂y ju偶 na 艣wiat艂o dzienne
z艂ota. Ale za to ods艂oni艂y zamek w Tirynsie, a wykopaliska wraz z tym, co odkry艂 w Mykenach i co
w dziesi臋膰 lat po nim angielski archeolog Evans znalaz艂 na Krecie, uzupe艂ni艂y dopiero obraz
prehistorycznego kr臋gu kulturowego, panuj膮cego niegdy艣 na wybrze偶ach Morza 艢r贸dziemnego.
Zatrzymajmy si臋 jednak na chwil臋 nad pozycj膮 Schliemanna we wsp贸艂czesnym mu 艣wiecie
naukowym. Sprawa ta nie straci艂a nic na aktualno艣ci. Jeszcze i dzi艣 ka偶dy badacz-archeolog walczy
w krzy偶owym ogniu krytyki publiczno艣ci i fachowc贸w. Sprawozdania Schliemanna z prac wy-
kopaliskowych mia艂y inny kr膮g czytelnik贸w ni偶 traktaty Winckelmanna o wykopaliskach w
Herkulanum. Winckelmann, osiemnastowieczny 艣wiatowiec, pisa艂 dla ludzi wykszta艂conych, dla
ma艂ego grona uprzywilejowanych, kt贸rzy b膮d藕 sami posiadali w艂asne muzea, b膮d藕 co najmniej
uzyskiwali do nich dost臋p jako osoby nale偶膮ce do sfer dworskich. Odkrycie Pompei zelektryzowa艂o
ten ma艂y 艣wiatek. Wykopanie cho膰by jednego pos膮gu wprawia艂o tych ludzi w zachwyt, ale ich
zainteresowanie nigdy nie opuszcza艂o g艂adkich parkiet贸w rozmi艂owanego w pi臋knie estetyzmu. W
ko艅cu wprawdzie wp艂yw Winckelmanna si臋gn膮艂 znacznie dalej, ale po to, aby z cienkiej warstwy
erudyt贸w promieniowa膰 w g艂膮b i wszerz swych czas贸w, potrzebne mu by艂o po艣rednictwo
po艣rednictwo poet贸w i pisarzy.
Schliemann oddzia艂ywa艂 bez tego rodzaju "transmisji". Oddzia艂ywa艂 bezpo艣rednio. Publikowa艂
sprawozdania o ka偶dym ze swoich znalezisk i sam by艂 najwi臋kszym ich wielbicielem. Rozsy艂a艂 listy
na ca艂y 艣wiat. Jego artyku艂y trafia艂y na 艂amy wszystkich gazet. Gdyby w贸wczas istnia艂o radio, film i
telewizja, z pewno艣ci膮 pos艂ugiwa艂by si臋 nimi. Jego znaleziska w Troi rozp臋ta艂y burz臋 nie tylko w
ma艂ym 艣wiatku ludzi wykszta艂conych, lecz w艣r贸d najszerszego og贸艂u. Gdy Winckelmann opisywa艂
znalezione pos膮gi, przemawia艂 do estet贸w, do zachwyconych znawc贸w. Znaleziska Schliemanna,
znaleziska ze z艂ota, przemawia艂y do wyobra藕ni ludzi okresu nazywanego w jego ojczy藕nie
"okresem grynderstwa", do ludzi p艂yn膮cych z wezbran膮 fal膮 gospodarczej prosperity. Ludzie ci, dla
kt贸rych Selfmademan by艂 cz艂owiekiem godnym najwy偶szego szacunku i kt贸rzy kierowali si臋
zdrowym rozs膮dkiem, stawali po jego stronie w贸wczas, gdy "czy艣ci naukowcy" odwracali si臋 od
niego jako od "laika".
W kilka lat po og艂oszeniu przez Schliemanna sprawozda艅 w prasie (w 1873 roku) pewien dyrektor
muzeum pisa艂: "W okresie ukazywania si臋 tych sprawozda艅 panowa艂o zar贸wno w艣r贸d uczonych,
jak w艣r贸d publiczno艣ci wielkie podniecenie. Wsz臋dzie w mieszkaniach i na ulicy, w dyli偶ansach
pocztowych i na kolei, m贸wiono o Troi. Wszyscy byli pe艂ni zdumienia, wszystkim na usta cisn臋艂y
si臋 pytania."
Je偶eli Winckelmann, jak m贸wi o nim Herder, "ukaza艂 nam z daleka tajemniczy 艣wiat Grek贸w", to
Schliemann odkry艂 ju偶 ich 艣wiat przedhistoryczny. Z nieprawdopodobn膮 艣mia艂o艣ci膮 wyprowadzi艂
archeologi臋 z kr臋gu 艣wiat艂a lamp naftowych, pal膮cych si臋 w pracowniach uczonych, pod s艂o艅ce
helle艅skiego nieba. Sp贸r o Troj臋 rozstrzygn膮艂 艂opat膮. Jednym wielkim krokiem wyszed艂 z
zamkni臋tego kr臋gu klasycznej filologii, aby przekroczy膰 pr贸g 偶ywego 艣wiata przedhistorycznego i
poszerzy膰 nauk臋 klasyczn膮 o prehistori臋.
Tempo, w jakim nast臋powa艂y po sobie te rewolucjonizuj膮ce archeologi臋 przedsi臋wzi臋cia, coraz
wi臋ksze ich powodzenie, sama dwoisto艣膰 osoby Schliemanna, kt贸ry, nie b臋d膮c ani w pe艂ni kupcem,
ani w pe艂ni uczonym, osi膮gn膮艂 jednak i na jednym, i na drugim polu nadzwyczajne sukcesy,
"reklamiarska nuta" jego publikacji wszystko to "szokowa艂o" mi臋dzynarodowy, a w
szczeg贸lno艣ci niemiecki 艣wiat naukowy. O rozmiarach tego oburzenia 艣wiadczy cho膰by liczba
dziewi臋膰dziesi臋ciu publikacji o Troi i Homerze, kt贸re w owych latach dzia艂alno艣ci Schliemanna
wysz艂y spod pi贸ra r贸偶nych autor贸w. W filipikach tych uczeni atakowali g艂贸wnie jego dyletantyzm.
W dalszym ci膮gu naszej historii wykopalisk b臋dziemy si臋 wci膮偶 spotyka膰 z tym, jak zawodowi
archeolodzy zatruwali 偶ycie ludziom, kt贸rzy wszak swymi odkryciami dodali tylko bod藕ca do
nowych "skok贸w" w nieznan膮 przesz艂o艣膰. Ale 偶e ataki przeciw Schliemannowi by艂y natury
zasadniczej, wi臋c warto tu co艣 nieco艣 o nich powiedzie膰 i przytoczy膰 niekt贸re cytaty. Jako pierwszy
niechaj zabierze g艂os zgorzknia艂y filozof Artur Schopenhauer:
"Dyletanci, dyletanci! tak ludzie uprawiaj膮cy jak膮艣 nauk臋 lub sztuk臋 z zami艂owania i z zapa艂u do
niej, per U loro diletto, nazywani s膮 lekcewa偶膮co przez tych, kt贸rzy zaj臋li si臋 ni膮 dla zysku, bo ich
poci膮gaj膮 tylko pieni膮dze, kt贸re na tym mo偶na zarobi膰. To lekcewa偶enie polega na niskim
przekonaniu, 偶e nikt nie po艣wi臋ci si臋 powa偶nie jakiej艣 sprawie, je艣li go nie popchnie do tego n臋dza,
g艂贸d albo takie czy inne po偶膮danie. Publiczno艣膰 jest tego samego ducha i dlatego te偶 tego samego
zdania. St膮d jej powszechny respekt dla 玣achowc贸w i jej nieufno艣膰 do dyletant贸w. Tymczasem w
rzeczywisto艣ci dla dyletanta przedmiot jego pracy jest celem, dla fachowca za艣 jako takiego jedynie
艣rodkiem. Ale ten tylko z ca艂膮 powag膮 odda si臋 jakiej艣 sprawie, komu bezpo艣rednio na niej zale偶y,
kto zajmuje si臋 ni膮 z zami艂owania, uprawia j膮 con amore. Tacy ludzie, a nie robigrosze zawsze
tworzyli rzeczy najwi臋ksze."
Profesor Wilhelm D鰎pfeld, wsp贸艂pracownik, doradca i przyjaciel Schliemanna, jeden z niewielu
fachowc贸w w Niemczech, kt贸rzy stan臋li u jego boku, pisa艂 jeszcze w roku 1932: "Nigdy natomiast
nie rozumia艂 szyderstwa i drwin, z jakimi wielu uczonych, a w szczeg贸lno艣ci niemieccy filolodzy
traktowali jego prace w Troi i na Itace. I ja zawsze ubolewa艂em nad szyderstwem, z jakim p贸藕niej
kilku wielkich uczonych odnios艂o si臋 do moich wykopalisk w Homerowych miejscowo艣ciach.
Uwa偶a艂em je nie tylko za nieuzasadnione, ale i za nienaukowe."
Nieufno艣膰 "fachowc贸w" do odnosz膮cych sukcesy outsider贸w to nieufno艣膰 mieszczanina do
geniusza. Cz艂owiek o unormowanym sposobie 臋 偶ycia gardzi cz艂owiekiem bujaj膮cym w niepewnych
strefach, cz艂owiekiem, kt贸ry buduje na "kruchych podstawach". Pogarda ta jest nieuzasadniona.
Je偶eli spojrzymy na rozw贸j bada艅 naukowych od najdawniejszych cho膰by czas贸w, nietrudno b臋dzie
nam stwierdzi膰, 偶e ogromnej ilo艣ci wielkich odkry膰 dokonali w艂a艣nie "dyletanci", outsiderzy, ba,
nawet "samoucy". Op臋tani jak膮艣 ide膮, nie odczuwali hamulc贸w fachowego wykszta艂cenia, nie znali
l臋ku specjalist贸w, przeskakiwali przeszkody wzniesione przez tradycjonalizm czcigodnych
akademik贸w.
Otto von Guericke, najwi臋kszy fizyk niemiecki XVII wieku, by艂 z zawodu prawnikiem. Denis
Papin by艂 medykiem. Beniamin Franklin, syn mydlarza, nie maj膮c wykszta艂cenia gimnazjalnego, a
ju偶 tym bardziej uniwersyteckiego, zosta艂 nie tylko aktywnym politykiem (do tego wystarczaj膮
niekiedy i mniejsze kwalifikacje), lecz r贸wnie偶 wybitnym uczonym. Galvani, odkrywca
elektryczno艣ci, by艂 z wykszta艂cenia medykiem i jak wykazuje Wilhelm Ostwald w swej Historii
elektrochemii zawdzi臋cza艂 to odkrycie w艂a艣nie lukom w swej wiedzy. Fraunhofer, autor
wybitnych prac o widmie optycznym, do czternastego roku 偶ycia nie umia艂 czyta膰 ani pisa膰.
Michael Faraday, jeden z najwybitniejszych przyrodnik贸w, by艂 synem kowala i zacz膮艂 jako
introligator. Juliusz Robert Mayer, odkrywca prawa o zachowaniu energii, by艂 lekarzem. Lekarzem
by艂 tak偶e Helmholtz, gdy maj膮c dwadzie艣cia sze艣膰 lat og艂osi艂 sw膮 pierwsz膮 prac臋 na ten偶e temat.
Buffon, matematyk i fizyk, najpowa偶niejsze prace og艂osi艂 z dziedziny geologii. Cz艂owiekiem, kt贸ry
skonstruowa艂 pierwszy telegraf elektryczny, by艂 profesor anatomii Thomas S鰉mering. Samuel
Morse by艂 malarzem, tak samo jak Daguerre; pierwszy stworzy艂 alfabet telegraficzny, drugi
wynalaz艂 fotografi臋. Op臋tani sw膮 ide膮 tw贸rcy balonu sterowego Zeppelin, Gross i Parseval byli
oficerami i nie mieli 偶adnego poj臋cia o technice. Przyk艂ady te mo偶na by mno偶y膰 w niesko艅czono艣膰.
Gdyby wszystkich tych ludzi i ich dzia艂alno艣膰 usun膮膰 z historii nauki, zawali艂by si臋 ca艂y jej gmach.
Mimo to musieli oni za 偶ycia znosi膰 drwiny i szyderstwa.
Ten szereg przyk艂ad贸w znajduje dalszy ci膮g w nauce, o kt贸rej traktuje nasza ksi膮偶ka. William
Jones, kt贸ry dokona艂 pierwszych dobrych przek艂ad贸w z sanskrytu, nie by艂 orientalist膮, lecz s臋dzi膮
okr臋gowym w Ben-galu. Grotefend, kt贸ry pierwszy odcyfrowa艂 jeden z rodzaj贸w pisma klinowego,
by艂 filologem klasycznym, a jego nast臋pca, Rawlinson oficerem i politykiem. Pierwsze kroki na
d艂ugiej i 偶mudnej drodze od cyfrowania hieroglif贸w postawi艂 Thomas Young, z zawodu lekarz.
Champollion, kt贸ry osi膮gn膮艂 ten cel, by艂 w艂a艣ciwie profesorem historii. Humann odkopa艂
Pergamon, a by艂 z zawodu in偶ynierem kolejowym.
Lista ta chyba wystarcza, aby wysun膮膰 nast臋puj膮ce twierdzenie: Nie mo偶na kwestionowa膰 tego
wszystkiego, co wyr贸偶nia fachowca. Ale czy偶 najwa偶niejszy nie jest wynik, o ile tylko zosta艂
osi膮gni臋ty "czystymi 艣rodkami"? I czy偶 outsiderzy nie zas艂uguj膮 na nasz膮 szczeg贸ln膮 wdzi臋czno艣膰?


Pewnie, Schliemann w czasie swych pierwszych wykopalisk pope艂ni艂 powa偶ne b艂臋dy. Zburzy艂
budowle, kt贸re mia艂y wielk膮 warto艣膰, rozwali艂 mury, kt贸re sta艂yby si臋 cennymi wskaz贸wkami. Ale
Ed. Meyer, wielki niemiecki historyk, przyznaje mu nast臋puj膮c膮 zas艂ug臋: "Dla nauki nie-
metodyczne post臋powanie Schliemanna jego celem by艂o dotrze膰 bezpo艣rednio do warstwy
pierwotnej okaza艂o si臋 w najwy偶szym stopniu po偶yteczne. Przy systematycznym prowadzeniu
wykopalisk najstarsze warstwy kryj膮ce si臋 we wzg贸rzu Hissarlik, a zatem i owa kultura, kt贸r膮
okre艣lamy jako w艂a艣ciw膮 kultur臋 troja艅sk膮, prawdopodobnie nigdy nie zosta艂yby odkryte."
Tragicznym zbiegiem okoliczno艣ci w艂a艣nie pierwsze interpretacje Schliemanna i pierwsze ustalone
przez niego daty prawie wszystkie by艂y b艂臋dne. Ale czy偶 Kolumb odkrywaj膮c Ameryk臋 nie s膮dzi艂,
偶e znalaz艂 Indie? Czy to pomniejsza jego odkrycie?
Jedno jest niew膮tpliwe. Je偶eli w pierwszym roku Schliemann wyruszaj膮c na wzg贸rze Hissarlik
przypomina艂 po trosze ch艂opca, kt贸ry uderza m艂otkiem w sw膮 zabawk臋, aby zobaczy膰, co si臋 w niej
kryje, to Schliemann, kt贸ry odkopa艂 Mykeny i Tiryns, bezsprzecznie uwa偶any by膰 musi za
naukowego badacza-archeologa. Potwierdzaj膮 to D鰎pfeld, jak r贸wnie偶 wielki Anglik Evans ten
drugi co prawda z pewnymi zastrze偶eniami.
Ale zupe艂nie tak samo jak Winckelmann cierpia艂 niegdy艣 w "kraju despotyzmu" w Prusach, tak i
Schliemann musia艂 wiele przecierpie膰 wskutek niezrozumienia, z jakim si臋 spotyka艂 we w艂asnej
ojczy藕nie, z kt贸rej niegdy艣 wyw臋drowa艂 zabieraj膮c ze sob膮 marzenia m艂odo艣ci. Mimo g艂o艣nych ju偶
na ca艂y 艣wiat wynik贸w jego wykopalisk jeszcze w 1888 roku ukaza艂o si臋 w Niemczech, ju偶 w
drugim wydaniu, Obja艣nienie "Iliady" niejakiego Forchhammera, zawieraj膮ce niedorzeczn膮 pr贸b臋
przedstawienia wojny troja艅skiej jako symbolu walki 艣cieraj膮cych si臋 na r贸wninie troja艅skiej
pr膮d贸w morskich i rzecznych, mg艂y i deszczu. Ale Schliemann broni艂 si臋 jak lew. Gdy .kapitan
Boetticher, g艂upi kwerulant i g艂贸wny przeciwnik Schliemanna, posun膮艂 si臋 do twierdzenia, 偶e
Schliemann w toku swych prac wykopaliskowych umy艣lnie zburzy艂 mury, aby usun膮膰 dowody
obalaj膮ce jego hipotez臋 o dawnej Troi, zaprosi艂 go na sw贸j w艂asny koszt do Hissarliku. Spotkanie
odby艂o si臋 w obecno艣ci rzeczoznawc贸w naukowych, kt贸rzy potwierdzili s艂uszno艣膰 pogl膮d贸w
Schliemanna i D鰎pfelda. Kapitan Boetticher starannie wszystko obejrza艂 i z widoczn膮 na twarzy
w艣ciek艂o艣ci膮 odjecha艂 do domu twierdz膮c, 偶e "tak zwana Troja" nie jest niczym innym, jak
olbrzymim starym cmentarzyskiem, nekropoli膮 spalonych zw艂ok. Wtedy Schliemann podczas
czwartych z kolei prac wykopaliskowych w 1890 roku zaprosi艂 na swe wzg贸rze przedstawicieli
mi臋dzynarodowego 艣wiata naukowego, dla kt贸rych zbudowa艂 na skraju wzg贸rza w dolinie
Skamandru ma艂e drewniane baraki. Znalaz艂o tu pomieszczenie czterdziestu uczonych. Anglicy,
Amerykanie, Francuzi i Niemcy (m.in. Virchow) przyj臋li zaproszenie. R贸wnie偶 i oni pod nie-
odpartym wra偶eniem tego, co zobaczyli na w艂asne oczy, potwierdzili 艣cis艂o艣膰 sprawozda艅
Schliemanna i D鰎pfelda.
Zbiory Schliemanna mia艂y nieocenion膮 warto艣膰. Wed艂ug jego ostatniej woli mia艂o je po 艣mierci
otrzyma膰 muzeum narodu, "kt贸ry pisze Schliemann najbardziej kocham i ceni臋". Pocz膮tkowo
zaofiarowa艂 je rz膮dowi greckiemu, potem francuskiemu. W 1876 roku pisa艂 do pewnego
rosyjskiego barona w Petersburgu: "Gdy przed kilku laty zapytano mnie o cen臋 moich zbior贸w
troja艅skich, wymieni艂em sum臋 80 000 funt贸w szterling贸w. Ale sp臋dziwszy dwadzie艣cia lat mego
偶ycia w Petersburgu i wobec tego, 偶e ca艂a moja sympatia zwraca si臋 ku Rosji i 偶e szczerze pragn臋,
aby zbiory moje tam w艂a艣nie si臋 znalaz艂y, 偶膮dam od rz膮du rosyjskiego tylko 50 000 funt贸w, a w
razie potrzeby got贸w jestem nawet obni偶y膰 t臋 cen臋."
Krajem jednak, kt贸ry Schliemann najbardziej pokocha艂, otwarcie przyznaj膮c si臋 do tej mi艂o艣ci, by艂a
Anglia. Tu znalaz艂 naj偶yczliwsze echo. "Times" zawsze otwiera艂 mu swoje szpalty, gdy wszystkie
niemieckie dzienniki jeszcze je przed nim zamyka艂y. Sam premier angielski Gladstone napisa艂
przedmow臋 do jego ksi膮偶ki o Mykenach (tak jak przedtem s艂ynny oksfordczyk A. H. Sayce napisa艂
przedmow臋 do jego pracy o Troi).
Je偶eli mimo to zbiory Schliemanna zaw臋drowa艂y w ko艅cu do Berlina "na wieczn膮 w艂asno艣膰 i
niepodzielne przechowanie", to by艂o to znowu o ironio! zas艂ug膮 cz艂owieka, kt贸ry interesowa艂
si臋 archeologi膮 tylko jako mi艂o艣nik-amator. Cz艂owiekiem tym by艂 wielki niemiecki lekarz Virchow.
Za jego spraw膮 Schliemann zosta艂 cz艂onkiem honorowym niemieckiego Towarzystwa
Antropologicznego, a p贸藕niej wraz z Bismarckiem i Moltkem obywatelem honorowym Berlina.
Niegdy艣 Schliemann niczym z艂odziej ukry艂 i zabezpieczy艂 swe zbiory przed w艂adzami tureckimi. Po
wielu perypetiach cenne okazy jego kolekcji wyl膮dowa艂y w berli艅skim Museum f黵 Fr黨- und
Vorgeschichte. Tutaj spoczywa艂y przez dziesi膮tki lat i przetrwa艂y pierwsz膮 wojn臋 艣wiatow膮.
P贸藕niej przysz艂a druga wojna 艣wiatowa. Na Berlin spada艂y bomby. Cz臋艣膰 zbior贸w ocala艂a;
przewieziono j膮 w bezpieczne miejsce. "Z艂oty skarb Priama" umieszczono najpierw w Banku
Pruskim, p贸藕niej w schronie przeciwlotniczym ko艂o berli艅skiego Zoo. Obydwa te miejsca zosta艂y
zburzone. Zbiory ceramiki przewieziono do Sch鰊ebeck nad 艁ab膮, do zamku ko艂o Wroc艂awia i do
zamku w Lebus. W Sch鰊ebeck nic nie ocala艂o. Zamek w Lebus zosta艂 przy ko艅cu wojny
spl膮drowany; p贸藕niej rz膮d wschodnioniemiecki postanowi艂 zburzy膰 ruiny. Wkr贸tce jednak do
Berlina dosz艂y wiadomo艣ci, 偶e w Lebus mo偶na jeszcze uratowa膰 co艣 nieco艣 ze zbior贸w ceramiki.
Pewna uczona otrzyma艂a zezwolenie na przeprowadzenie poszukiwa艅, nie znalaz艂a jednak poparcia
u lokalnych w艂adz wschodnioniemieckich. Wtedy zaopatrzy艂a si臋 w 50 funt贸w cukierk贸w i w ten
spos贸b pozyska艂a dzieci: mia艂y jej znosi膰 star膮 ceramik臋. Dzieci wprawdzie okaza艂y si臋 wkr贸tce tak
sprytne, 偶e t艂uk艂y nie uszkodzone przedmioty, aby przynie艣膰 dwa lub trzy razy skorupy, a tym
samym dwa lub trzy razy "zainkasowa膰" s艂odycze. Ale znalaz艂y si臋 tak偶e sztuki nie uszkodzone.
Pochodzi艂y z mieszka艅, gdzie garnki, miski i dzbany, z kt贸rych ongi jedli i pili troja艅czycy i
kr贸lewski r贸d Atryd贸w, s艂u偶y艂y ch艂opom z Marchii Brandenburskiej do codziennego u偶ytku.
Ale nasza uczona stwierdzi艂a gorsze jeszcze rzeczy. Gdy min臋艂y pierwsze nast臋pstwa kl臋ski
niemieckiej, pozostali przy 偶yciu mieszka艅cy Lebus nie mieli najmniejszego poj臋cia o warto艣ci
skrzy艅 z glinianymi naczyniami. We wsi zacz臋艂o budzi膰 si臋 nowe 偶ycie. M艂odzi ch艂opcy w ostatni
wiecz贸r przed 艣lubem kt贸rego艣 z koleg贸w wyruszali na "po艂贸w": sprowadzali na taczkach urny i
amfory, niepowtarzalne znaleziska Henryka Schliemanna, i w艣r贸d radosnych okrzyk贸w rozbijali je
na progu mieszkania narzeczonych.
Tak oto w 1945 roku cz臋艣ci Troi zosta艂y po raz drugi zniszczone, a z pomoc膮 p贸艂 worka s艂odyczy
po raz drugi zebrane.




Rozdzia艂 si贸dmy

MYKENY, TIRYNS I WYSPA ZAGADEK


W 1876 roku pi臋膰dziesi臋cioczteroletni w贸wczas Schliemann rozpocz膮艂 prace wykopaliskowe w
Mykenach. W latach 18781879 z pomoc膮 Virchowa kopa艂 po raz wt贸ry w Troi. W roku 1880
ods艂oni艂 bogaty strop skarbca Minyasa w Orchomenos, trzecim z kolei mie艣cie, kt贸re Homer
obdarza przydomkiem "z艂ote". W 1882 roku kopa艂 po raz trzeci w Troadzie, a w dwa lata p贸藕niej
podj膮艂 wykopaliska w Tirynsie.
Tu znowu nast臋puje to samo, co znamy ju偶 z poprzednich wykopalisk. Mur zamku sta艂 widoczny
dla wszystkich na powierzchni ziemi. Ale 偶e szalej膮cy tu niegdy艣 po偶ar wypali艂 kamienie na wapno,
a spajaj膮c膮 je glin臋 na prawdziwe ceg艂y, archeologowie s膮dzili, 偶e pochodzi on z czas贸w
艣redniowiecza, a greccy przewodnicy oznajmiali podr贸偶nym, 偶e w Tirynsie "nie ma nic szczeg贸lnie
godnego widzenia".
Ale Schliemann polega艂 na swoich staro偶ytnych pisarzach. Zacz膮艂 kopa膰 z tak膮 gorliwo艣ci膮, 偶e
zniszczy艂 przy tym jakiemu艣 wie艣niakowi z Kophinion plantacj臋 kminku, za co musia艂 zap艂aci膰 275
frank贸w grzywny.
W Tirynsie pono膰 urodzi艂 si臋 Herakles. Cyklopowe mury uchodzi艂y w staro偶ytno艣ci za jeden z
cud贸w 艣wiata. Pauzaniasz przyr贸wnywa艂 je do egipskich piramid. Legenda g艂osi, 偶e Projtos,
legendarny kr贸l Tirynsu, sprowadzi艂 sobie siedmiu cyklop贸w i 偶e to oni wznie艣li te mury. P贸藕niej
podobne mury stawiano r贸wnie偶 gdzie indziej, tak 偶e Eurypides ca艂膮 Argolid臋 nazywa "krajem
cyklopowym".
Schliemann kopa艂 i znalaz艂 fundamenty pa艂acu przewy偶szaj膮cego swymi rozmiarami wszystkie
dot膮d odkopane pa艂ace. Dawa艂 on imponuj膮ce wyobra偶enie o prehistorycznym ludzie, kt贸ry go
zbudowa艂 i kt贸rego kr贸lowie tu mieszkali.
Zamek ten podobny do twierdzy wznosi艂 si臋 na skale z wapienia. Mury sk艂ada艂y si臋 z blok贸w
kamiennych dwa do trzech metr贸w d艂ugich, na metr wysokich i na metr grubych. W dolnej cz臋艣ci,
gdzie znajdowa艂y si臋 tylko pomieszczenia gospodarskie i stajnie, 艂膮czna ich grubo艣膰 wynosi艂a
siedem do o艣miu metr贸w. W g贸rnej cz臋艣ci zamku, gdzie mieszka艂 w艂adca, si臋ga艂a jedenastu,
wysoko艣膰 za艣 szesnastu metr贸w!
Jaki偶 widok musia艂o przedstawia膰 wn臋trze tego zamku w czasach, gdy zamieszkiwali go
szcz臋kaj膮cy or臋偶em wojownicy. Nic dot膮d nie wiedziano o planach tych homerowych pa艂ac贸w. Z
pa艂ac贸w Menelaosa, Odyseusza i innych w艂adc贸w nic si臋 nie zachowa艂o. Nawet szcz膮tki Troi i
zamku Priama nie dawa艂y ju偶 mo偶liwo艣ci zorientowania si臋 w za艂o偶eniach architektonicznych.
Tutaj, w Tirynsie, pod 艂opat膮 badacza taki homerowy pa艂ac wy艂oni艂 si臋 jasno i wyra藕nie. Mo偶na
by艂o rozpozna膰 hale kolumnowe i sale, dziedziniec m臋ski z o艂tarzem, okaza艂y megaron z
poprzedzaj膮cym go portykiem i sal膮, 艂a藕ni臋 (posadzk臋 jej tworzy艂 jeden blok wapienia wagi 20 000
kilogram贸w), gdzie bohaterowie Homera k膮pali si臋 i namaszczali. Tu pod 艂opat膮 Schliemanna
wynurzy艂 si臋 z ziemi obraz, jaki daje nam Odyseja, opisuj膮c powr贸t przemy艣lnego bohatera, uczt臋
zalotnik贸w i krwaw膮 rze藕 w wielkiej sali.
Ale by艂o tu co艣, co zas艂ugiwa艂o na jeszcze wi臋ksz膮 uwag臋: rodzaj znalezionych wyrob贸w
garncarskich oraz malowid艂a 艣cienne. Schliemann od razu zauwa偶y艂 podobie艅stwo mi臋dzy
znalezion膮 tu ceramik膮 wazami, wazonami i naczyniami glinianymi, a ceramik膮, kt贸r膮 znalaz艂
poprzednio w Mykenach. Co wi臋cej, wskaza艂 nawet na ich podobie艅stwo z ceramik膮 znalezion膮
przez innych archeolog贸w w Asine, Nauplion, Eleuzis i na r贸偶nych wyspach, w tym na najwi臋kszej
z nich Krecie. Ju偶 w gruzach myke艅skich znalaz艂 jajo strusie (pocz膮tkowo, co prawda, wzi膮艂 je
za waz臋 z alabastru), co zdawa艂o si臋 wskazywa膰 na kontakty z Egiptem. Tu za艣, w Tirynsie, znalaz艂
teraz wazy o tzw. wzorze "geometrycznym", jakie ju偶 w 1500 roku przed Chr. Fenicjanie
przywozili na dw贸r faraona Totmesa III.
Schliemann w obszernych obja艣nieniach stara艂 si臋 dowie艣膰, 偶e trafi艂 na 艣lad kr臋gu kulturowego,
kt贸rego kolebk膮 by艂a Azja lub Afryka, na 艣lad kultury, kt贸ra panowa艂a na ca艂ym wschodnim
wybrze偶u Grecji, obejmowa艂a wi臋kszo艣膰 wysp, a g艂贸wnie swe centrum mia艂a prawdopodobnie na
Krecie.
Dzi艣 t臋 kultur臋 nazywamy kultur膮 krete艅sko-myke艅sk膮. Schliemann natrafi艂 tylko na pierwsze jej
艣lady. Zas艂uga pe艂nego odkrycia tej kultury przypa艣膰 mia艂a w udziale komu innemu.


Wszystkie pomieszczenia pa艂acu by艂y otynkowane wapnem. Na wszystkich 艣cianach widnia艂y
malowid艂a 艣cienne w postaci fryz贸w, przewa偶nie obwiedzionych 偶贸艂to-niebieskim pasem, kt贸ry
ci膮gn膮艂 si臋 prawdopodobnie na wysoko艣ci wzrostu cz艂owieka, dziel膮c 艣ciany komnat na dwie
po艂owy.
W艣r贸d malowide艂 艣ciennych zw艂aszcza jedno zadziwia艂o sw膮 tre艣ci膮.
Na niebieskim tle przedstawiony by艂 pot臋偶ny byk o czerwonych 艂atach, widocznie w momencie
ogromnego skoku; koliste oko zdradza艂o dziko艣膰, ogon by艂 podniesiony jak gdyby do smagania. Na
byku sta艂 m臋偶czyzna w dziwnej pozycji: jedn膮 r臋k膮 uczepiony rogu zwierz臋cia, zdawa艂 si臋 ni to
szykowa膰 do skoku, ni to ta艅czy膰.
W swej ksi膮偶ce o Tirynsie Schliemann przytacza na ten temat nast臋puj膮ce uwagi niejakiego doktora
Fabriciusa: "...mo偶na by zatem s膮dzi膰, 偶e 贸w cz艂owiek na grzbiecie byka to akrobata lub pogromca
byk贸w popisuj膮cy si臋 sw膮 zr臋czno艣ci膮, polegaj膮c膮 na tym, by w szalonym p臋dzie skoczy膰 na
grzbiet zwierz臋cia, podobnie jak w znanym miejscu Iliady pogromca rumak贸w prowadz膮c
czworokonny zaprz臋g skacze w pe艂nym p臋dzie z grzbietu jednego na grzbiet innego rumaka." To
obja艣nienie, do kt贸rego Schliemann w贸wczas nie mia艂 widocznie nic do dodania, nie by艂o
wystarczaj膮ce. Gdyby Schliemann pojecha艂 wtedy na Kret臋, jak od dawna planowa艂, znalaz艂by tam
co艣, co w zwi膮zku z tym obrazem potwierdzi艂oby wiele jego przypuszcze艅 i sta艂oby si臋
ukoronowaniem dzie艂a ca艂ego jego 偶ycia.
Zamiar podj臋cia wykopalisk na Krecie, w szczeg贸lno艣ci ko艂o Knossos, nie opuszcza艂 Schliemanna
do ko艅ca 偶ycia. Gdzie by艂o wiele gruz贸w, tam by艂y tez widoki znalezienia wielu rzeczy. Na rok
przed 艣mierci膮 pisa艂: "Chcia艂bym zako艅czy膰 prace swego 偶ycia wielkim dzie艂em, a mianowicie
odkopaniem prastarego, przedhistorycznego pa艂acu kr贸l贸w panuj膮cych w Knossos na Krecie,
pa艂acu, kt贸ry jak s膮dz臋, odkry艂em przed trzema laty."
Natrafi艂 jednak na du偶e opory. Gubernator Krety wprawdzie udzieli艂 mu potrzebnego zezwolenia,
ale w艂a艣ciciel wzg贸rza, o kt贸re chodzi艂o, by艂 przeciwnikiem wszelkiego "grzebania w ziemi".
Za偶膮da艂 za sw贸j teren fantastycznej ceny 100 000 frank贸w i tylko za ni膮 got贸w go by艂 odprzeda膰.
Schliemannowi po d艂ugich targach uda艂o si臋 zredukowa膰 cen臋 do 40 000 frank贸w. Ale gdy
powr贸ci艂 na Kret臋, aby sfinalizowa膰 transakcj臋, i przeliczy艂 drzewka oliwkowe na swej nowej
posiad艂o艣ci, stwierdzi艂, 偶e teren odgraniczono inaczej, ni偶 by艂o uzgodnione, tak, i偶 zamiast 2500
drzew oliwnych pozosta艂oby mu tylko 888. Wskutek tego odst膮pi艂 od kupna. Tym razem jego
kupiecka natura przewa偶y艂a nad zainteresowaniami archeologa. W艂o偶y艂 ogromny maj膮tek w prac臋
naukow膮, a z powodu oliwy z 1612 drzew oliwkowych wyrzek艂 si臋 mo偶liwo艣ci znalezienia klucza
do przedhistorycznych zagadek, kt贸re sam stworzy艂 swymi znaleziskami, lecz bynajmniej nie
wszystkie rozwi膮za艂.
Czy nale偶y tego 偶a艂owa膰? Chyba nie. 呕ycie Schliemanna by艂o bogate, a zadanie spe艂nione, gdy w
1890 roku 艣mier膰 wytr膮ci艂a mu z r臋ki 艂opat臋, grzebi膮c tego, kt贸ry sam za 偶ycia tyle odgrzeba艂.
艢wi臋ta Bo偶ego Narodzenia 1890 roku chcia艂 Schliemann sp臋dzi膰 w rodzinnym gronie, z 偶on膮 i
dzie膰mi. Choroba ucha przyprawia艂a go o wielkie cierpienia, ale zaabsorbowany nowymi
projektami, poprzesta艂 na tym, 偶e w przeje藕dzie przez W艂ochy zasi臋gn膮艂 porady kilku ma艂o znanych
lekarzy. Uspokoili go, twierdz膮c, 偶e to nic gro藕nego. Ale w dzie艅 Bo偶ego Narodzenia w Neapolu
na Piazza delia Santa Carit upad艂 na ulicy. Nie straci艂 wprawdzie przytomno艣ci, ale odj臋艂o mu
mow臋. Lito艣ciwi przechodnie przenie艣li chorego milionera do szpitala. Nie chciano go przyj膮膰. Gdy
potem, w komisariacie policji, przeszukano jego kieszenie, znaleziono adres pewnego lekarza.
Sprowadzony na miejsce wyt艂umaczy艂, kim jest ten cudzoziemiec, i za偶膮da艂 sprowadzenia doro偶ki,
aby go przewie藕膰. Ludzie popatrzyli na le偶膮cego na ziemi z艂amanego chorob膮 cz艂owieka w
skromnym ubraniu, kt贸re zdawa艂o si臋 艣wiadczy膰 raczej o ub贸stwie. Gdy zapytali, kto ma zap艂aci膰
za doro偶k臋, lekarz zawo艂a艂: "Ale偶 to bogacz!" Si臋gn膮艂 do ubrania chorego i wyci膮gn膮艂 sakiewk臋.
By艂a pe艂na z艂ota.
Schliemann m臋czy艂 si臋 przez jedn膮 noc, wci膮偶 zachowuj膮c przytomno艣膰. Skona艂 nad ranem.
Gdy sprowadzono zw艂oki do Aten, przy trumnie stan膮艂 kr贸l i nast臋pca tronu Grecji, przedstawiciele
dyplomatyczni obcych pa艅stw, cz艂onkowie rz膮du greckiego i kierownicy wszystkich greckich
instytucji naukowych. W obliczu popiersia Homera sk艂adali dzi臋kczynny ho艂d wielkiemu
filhellenowi, kt贸ry wiedzy o greckiej staro偶ytno艣ci przysporzy艂 ca艂e tysi膮c lat. Przy trumnie sta艂a
jego 偶ona i dwoje dzieci.
Nazywa艂y si臋 Andromacha i Agamemnon.


Artur Evans urodzi艂 si臋 w 1851 roku. W dniu, w kt贸rym Schliemann zanikn膮艂 oczy, mia艂 wi臋c
trzydzie艣ci dziewi臋膰 lat. By艂 Anglikiem w ka偶dym calu. To on mia艂 prawie do ko艅ca zamkn膮膰 kr膮g,
kt贸ry Schliemann rozpozna艂 na tablicy dziej贸w jako niejasny jeszcze zarys.
By艂 skrajnym przeciwie艅stwem Schliemanna. Uko艅czy艂 studia w Harrow, Oksfordzie i Getyndze.
Zacz膮艂 si臋 interesowa膰 hieroglifami. Znalaz艂 znaki pisarskie, kt贸re zwr贸ci艂y jego uwag臋 na Kret臋.
Uda艂 si臋 wi臋c na t臋 wysp臋 i w 1900 roku rozpocz膮艂 wykopaliska. W dziewi臋膰 lat p贸藕niej zosta艂
profesorem archeologii prehistorycznej w Oksfordzie. Powoli i systematycznie dochodzi艂 do coraz
to wy偶szych godno艣ci naukowych. Pewnego dnia m贸g艂 do imienia swego doda膰 tytu艂 szlachecki
"sir". Otrzyma艂 wiele odznacze艅, m.in. jako jedno z ostatnich w 1936 roku cenion膮 Copley
Medaille brytyjskiego Royal Society. Kr贸tko m贸wi膮c, tak z charakteru, jak pod wzgl臋dem
przebiegu kariery 偶yciowej by艂 przeciwie艅stwem bujnej, nieposkromionej natury Schliemanna.
Ale wyniki jego poszukiwa艅 by艂y nie mniej godne uwagi. Przyby艂 na Kret臋, aby na miejscu znale藕膰
potwierdzenie swej teorii, kt贸ra go szczeg贸lnie interesowa艂a.
Pobyt sw贸j oblicza艂 na nied艂ugi okres czasu. Gdy jednak przew臋drowa艂 wysp臋 i zobaczy艂 resztki
gruz贸w i ruin, kt贸re ju偶 przedtem tak bardzo zainteresowa艂y Schliemanna, odsun膮艂 na bok pewnego
dnia swe teorie o nie zbadanym dot膮d pi艣mie i si臋gn膮艂 do 艂opaty. By艂o to w 1900 roku. W rok
p贸藕niej og艂osi艂, 偶e trzeba mu co najmniej jeszcze jednego roku, by odkopa膰 tu wszystko, co
mog艂oby si臋 przyda膰 nauce. Omyli艂 si臋: min臋艂o 膰wier膰 wieku, a on wci膮偶 jeszcze kopa艂, wci膮偶
jeszcze prowadzi艂 wykopaliska w tym samym miejscu, o kt贸rym niegdy艣 s膮dzi艂, 偶e nied艂ugo tam
zabawi.
Kopa艂 id膮c 艣ladem legend i poda艅 zupe艂nie tak samo jak Schliemann. I tak samo jak Schliemann
odkopa艂 pa艂ace i skarby. Schliemann nakre艣li艂 obraz, Evans da艂 do niego ramy. Ale zarazem da艂
tak偶e szkice do wielu dalszych obraz贸w, do kt贸rych brak po dzi艣 dzie艅 w naszej palecie wszystkich
kolor贸w Zapu艣ci艂 rydel w ziemi臋 krete艅sk膮, wdar艂 si臋 w 艂ono wyspy zagadek.




Rozdzia艂 贸smy

NI膯 ARIADNY


Kreta le偶y na samym obwodzie zagi臋tego w 艂uk pasma g贸rskiego, kt贸re ci膮gnie si臋 od Grecji
poprzez wyspy Morza Egejskiego a偶 do Azji Mniejszej.
Morze Egejskie nie by艂o przegrod膮 dziel膮c膮 narody. Ju偶 Schliemann dowi贸d艂 tego, gdy w
Mykenach i Tirynsie znalaz艂 przedmioty, kt贸re musia艂y pochodzi膰 z dalekich krain. Potem Evans
odkry艂 na Krecie ko艣膰 s艂oniow膮 z Afryki i pos膮gi z Egiptu. W ma艂ym 艣wiecie staro偶ytnym handel i
wojna tak samo by艂y spr臋偶ynami stosunk贸w mi臋dzy narodami, jak w naszym wielkim 艣wiecie
dzisiejszym. Pierwszy spr臋偶yn膮 r贸wnie pokojow膮, druga r贸wnie zb贸jeck膮. Wyspy Morza
Egejskiego tworzy艂y wi臋c wraz ze swymi dwiema metropoliami jedn膮 gospodarcz膮 i kulturaln膮
ca艂o艣膰. Ze swymi metropoliami? Metropoli膮 wcale nie musia艂 tu by膰 kraj le偶膮cy na kontynencie.
Rych艂o te偶 okaza艂o si臋, 偶e w艂a艣ciw膮 metropoli膮, w艂a艣ciwym krajem macierzystym (w sensie
dokonywaj膮cego si臋 tu aktu kulturotw贸rczego) by艂a nie Grecja l膮dowa, lecz jedna z wysp Kreta.
Wed艂ug legendy sam Zeus urodzi艂 si臋 na Krecie. Rea, c贸rka Ziemi, powi艂a go w pieczarze w g贸rach
Dikte. Pszczo艂y znosi艂y mu mi贸d, koza Amalteja podawa艂a wymi臋, piastowa艂y go nimfy. Ch艂opcy
zdolni ju偶 pos艂ugiwa膰 si臋 or臋偶em zebrali si臋 w gromad臋, aby go broni膰 przed w艂asnym jego ojcem,
Kronosem po偶eraj膮cym swe dzieci.
Tutaj na Krecie mia艂 te偶 panowa膰 legendarny kr贸l Minos, syn Zeusa, jeden z najpot臋偶niejszych
w艂adc贸w, kt贸rego imi臋 staro偶ytni wymieniali z najwy偶sz膮 czci膮.
Evans rozpocz膮艂 wykopaliska pod Knossos.
Tu偶 pod powierzchni膮 ziemi natrafi艂 na mury. Ju偶 kilka pierwszych godzin pracy przynios艂o
rezultaty. Po paru tygodniach Evans sta艂 przej臋ty podziwem przed szcz膮tkami budowli
pokrywaj膮cymi przestrze艅 o艣miu ar贸w. Z biegiem lat z ziemi wynurzy艂y si臋 resztki pa艂acu pokry-
waj膮ce przestrze艅 dw贸ch i p贸艂 hektara.
Daj膮ce si臋 wyra藕nie rozpozna膰 za艂o偶enie architektoniczne wykazywa艂o mimo pozornie wielkich
r贸偶nic podobie艅stwo z pa艂acami w Tirynsie i Mykenach. Jednak偶e ogrom pa艂acu, jego przepych
i pi臋kno 艣wiadczy艂y o tym, 偶e te zaniki w Grecji l膮dowej mog艂y by膰 tylko grodami ubocznymi,
niczym wi臋cej jak g艂贸wnymi miastami kolonii, kresowych prowincji.
Wok贸艂 g艂贸wnego dziedzi艅ca pa艂acowego, tworz膮cego olbrzymi prostok膮t, wznosi艂y si臋 ze
wszystkich stron skrzyd艂a zabudowa艅. Mury by艂y z d臋tych cegie艂, dachy p艂askie, wsparte na
kolumnach. Ale komnaty, korytarze, sale na r贸偶nych pi臋trach tworzy艂y tak popl膮tan膮 ca艂o艣膰, stwa-
rza艂y tyle mo偶liwo艣ci zab艂膮dzenia, obrania fa艂szywego kierunku, 偶e okrzyk "Labirynt!" wyrywa艂 si臋
z ust ka偶dego, nawet najprostszego podr贸偶nika, chocia偶by nie wiedzia艂 o tym, 偶e legenda w艂a艣nie
kr贸lowi Minosowi przypisuje posiadanie zbudowanego przez Dedala Labiryntu prawzoru
wszystkich labirynt贸w.
Evans nie zwlekaj膮c obwie艣ci艂 艣wiatu, 偶e znalaz艂 pa艂ac Minosa, syna Zeusa, ojca Ariadny i Fedry,
w艂adcy Labiryntu i mieszkaj膮cego w nim straszliwego potwora, na po艂y byka, na po艂y cz艂owieka
Minotaura.
Odt膮d Evans odkrywa w Knossos same cuda. Lud, kt贸ry niegdy艣 tu mieszka艂 Schliemann znalaz艂
tylko 艣lady kolonizacyjnej dzia艂alno艣ci tego ludu, o kt贸rym do owego czasu poza pewnymi
okruchami legend nie miano 偶adnych wiadomo艣ci p艂awi艂 si臋 w bogactwie i rozkoszy.
Przypuszczalnie u szczytu swego rozwoju popad艂 w sybarytyczn膮 dekadencj臋, kt贸ra niesie ju偶 w
sobie zarodek zag艂ady, jako 偶e wtedy i pos艂anie z r贸偶 wydaje si臋 za twarde.
Tylko najwy偶szy rozkwit gospodarczy mo偶e sta膰 si臋 藕r贸d艂em takiej schy艂kowej kultury. Kreta by艂a
w贸wczas tym, czym jest jeszcze dzi艣 krain膮 wina i oliwy z drzew oliwkowych. Ale wtedy by艂a
wielkim o艣rodkiem handlu, a 偶e by艂a wysp膮, wi臋c prowadzi艂a handel morski. Je偶eli ju偶 pierwsze
wykopaliska zadziwi艂y 艣wiat tym, 偶e ten najbogatszy pa艂ac Grecji przedhistorycznej w og贸le nie by艂
obwarowany, nie mia艂 muru obronnego ani 偶adnych innych umocnie艅, to zagadk臋 t臋 rozwi膮za艂o
znalezienie towar贸w handlowych, wymagaj膮cych silniejszej, bardziej ofensywnej ochrony ni偶
defensywna tylko zapora mur贸w obronnych; ochron臋 t臋 dawa艂a panuj膮ca nad morzem flota.
Oczom zbli偶aj膮cych si臋 ku brzegom Krety 偶eglarzy pa艂ac w Knossos ukazywa艂 si臋 wi臋c nie jako
gr贸d warowny, lecz jako ja艣niej膮ca pod pra偶膮cym s艂o艅cem krete艅skim per艂a m贸rz. L艣ni艂 kolumnami
z bia艂ego wapienia i zdobnymi w stiuki 艣cianami, b艂yszcza艂 bogactwem jak szlifowany diament
rzucaj膮cy ognie z ka偶dej fasety.
Evans odkry艂 magazyny spichrze pa艂acowe. Sta艂y w nich obok siebie dzbany, niegdy艣 pe艂ne
oliwy, olbrzymie dzbany, zdobne w bogate ornamenty, pokryte kunsztownymi wzorami,
podobnymi do tych, jakie ju偶 przedtem znaleziono w Tirynsie. Evans zada艂 sobie trud, aby obliczy膰
pojemno艣膰 tych magazyn贸w oliwy. Wynosi艂a ona ni mniej, ni wi臋cej tylko 75 000 litr贸w; zapasy
jednego pa艂acu...
A u偶ytkownicy tego bogactwa?
Evans ju偶 po nied艂ugim czasie doszed艂 do wniosku, 偶e jego znaleziska nie mog膮 pochodzi膰 z jednej
i tej samej epoki, 偶e wiek mur贸w nie jest jednakowy, 偶e nie ca艂a ceramika, nie wszystkie fajanse i
malowid艂a zrodzi艂y si臋 z jednego stylu. Niebawem te偶, ogarniaj膮c przenikliwym wzrokiem
tysi膮clecia rozwoju tej kultury, rozpozna艂 dziel膮ce j膮 cezury. Odr贸偶ni艂 podzia艂 ten uznawany jest
do dzi艣 dnia okres wczesnominojski, od trzeciego do drugiego tysi膮clecia przed Chr., okres
艣rednio-minojski oko艂o 1600 roku przed Chr., i okres p贸藕nominojski, najkr贸tszy, zako艅czony oko艂o
1250 roku przed Chr. nag艂膮 zag艂ad膮. Znalaz艂 nawet 艣lady dzia艂alno艣ci ludzkiej z czas贸w
dawniejszych od okresu wczesnominojskiego, z czas贸w, kt贸re nazywamy epok膮 neolitu, kiedy nie
znano jeszcze metalu, a wszystkie sprz臋ty wyrabiano z kamienia. Znaleziska te datowa艂 Evans na
10 000 lat przed Chr. Inni badacze, co prawda, nie cofali si臋 za nim a偶 w tak odleg艂膮 przesz艂o艣膰,
niemniej jednak okre艣lali ich wiek na 5000 lat, uwa偶aj膮c t臋 periodyzacj臋 za pewn膮.
Sk膮d te datowania? Sk膮d ta periodyzacja?
Evans znajdowa艂 z ka偶dej epoki przedmioty obcego pochodzenia, w tym ceramik臋 i naczynia
gliniane z Egiptu, pochodz膮ce ze 艣ci艣le datowanych okres贸w dynastii farao艅skich. Jako okres
rozkwitu i najwy偶szej kultury okre艣la okres przej艣ciowy od 艣redniominojskiego do
p贸藕nominojskiego, a wi臋c dziesi臋ciolecia na prze艂omie 1600 roku przed Chr., kiedy przy-
puszczalnie 偶y艂 na Krecie Minos, pan wielkiej floty, w艂adca m贸rz. By艂 to okres, w kt贸rym z
og贸lnego dobrobytu zrodzi艂 si臋 zbytek. W czasach tych na Krecie uprawiano kult pi臋kna.
Pochodz膮ce z owego okresu malowid艂a 艣cienne przedstawiaj膮 m艂odzie艅c贸w w臋druj膮cych przez 艂膮ki
i zrywaj膮cych krokusy do smuk艂ych kielich贸w, dziewcz臋ta brn膮ce po kostki w 艂anach liliowych.
Kultura przeradza艂a si臋 w przepych. Malarstwo nie by艂o ju偶 zakrzep艂膮 w formie, poskromion膮 przez
tw贸rc臋 ozdob膮, lecz p艂awi艂o si臋 w kolorach, upaja艂o blaskiem i wspania艂o艣ci膮. Mieszkanie przesta艂o
by膰 konieczno艣ci膮, sta艂o si臋 zbytkiem. Odzie偶 nie by艂a ju偶 potrzeb膮 podyktowan膮 przez natur臋 i
obyczaj, lecz spraw膮 gustu i wyrafinowania.
Nic dziwnego, 偶e Evans do znalezionych przez siebie przedmiot贸w stosuje okre艣lenie
"nowoczesne". Pa艂ac w Knossos nie ust臋powa艂 co do wielko艣ci pa艂acowi buckinghamskiemu w
Londynie. Posiada艂 rowy odwadniaj膮ce, luksusowe 艂azienki, urz膮dzenia wentylacyjne i kanalizacj臋.
Ale por贸wnanie z czasami nowo偶ytnymi narzuca艂o si臋 jeszcze bardziej przy obserwowaniu ludzi,
ich postawy, ich stroj贸w, ich mody.
Jeszcze w pocz膮tkach okresu 艣redniominojskiego kobiety nosi艂y wysokie, spiczaste czapki, d艂ugie,
z przodu rozci臋te, 艣ci膮gane paskiem wzorzyste sp贸dnice oraz wysokie sztywne ko艂nierze z
g艂臋bokim dekoltem ods艂aniaj膮cym piersi.
Z tych starych ubior贸w rozwin膮艂 si臋 w okresie najwy偶szego rozkwitu wyrafinowany str贸j. Z dawnej
prostej sukni powsta艂 stanik z r臋kawami, ciasno 艣ci膮gni臋ty w talii, uwypuklaj膮cy kszta艂ty i r贸wnie偶
ods艂aniaj膮cy obna偶ony biust, teraz jednak ju偶 z wyra藕nie zaznaczon膮, ekscytuj膮c膮 kokieteri膮.
D艂ugie po kostki sp贸dnice z falbankami, bogato i jaskrawo haftowane, ozdobione by艂y niekiedy
obrazami przedstawiaj膮cymi pag贸rek, z kt贸rego wyrasta艂y stylizowane kwiaty lotosu; na
sp贸dnicach jaskrawe fartuszki. Na g艂owach nosi艂y damy krete艅skie wysoki toczek powsta艂y z
dawnej spiczastej czapki. Czy偶by te "modne" postacie by艂y a偶 groteskowe w swej
"hipernowoczesno艣ci"? Skoro dzi艣 panuje u nas moda, 偶e kobiety nosz膮 kr贸tkie w艂osy, to kobiety
krete艅skie istotnie nosi艂y si臋 wi臋cej ni偶 modnie, bo mia艂y g艂owy ostrzy偶one zupe艂nie tak samo jak
m臋偶czy藕ni.
Tak te偶 ukazuj膮 si臋 nam na obrazach: z niedba艂膮 gracj膮 w ruchach, z pe艂nym wdzi臋ku znu偶eniem,
bawi膮c si臋 r臋kawiczk膮, prowadz膮 konwersacj臋 z charme艂em pary偶anki w spojrzeniu i wyrazie
twarzy. Trudno wprost uwierzy膰, 偶e damy te 偶y艂y w czasach odleg艂ych od nas o tysi膮ce lat.
Starczy jednak rzuci膰 tylko jedno spojrzenie na m臋偶czyzn, aby uprzytomni膰 sobie, o jak odleg艂e
chodzi tu czasy: wszyscy bez wyj膮tku nosili tylko opask臋 na biodrach.
W艣r贸d wszystkich wspania艂ych obraz贸w znalezionych przez Evansa ("nawet nasi robotnicy
pozbawieni wszelkiego wykszta艂cenia pisze Evans odczuli ich czar i urok") powtarza si臋
wci膮偶 jeden znany nam ju偶 motyw: m艂odzieniec ta艅cz膮cy na byku.
Tancerz? Akrobata? Za takiego uwa偶a艂 go Schliemann, gdy znalaz艂 podobny obraz w Tirynsie,
owym ponurym kresowym grodzisku, w kt贸rym nie by艂o nic, co mog艂oby przypomina膰 stare
legendy, byki, obiaty i krew dymi膮c膮 po 艣wi膮tyniach.
Inaczej z Evamsem. Znajdowa艂 si臋 przecie偶 na ziemi, gdzie niegdy艣 panowa艂 Minos, kr贸l
posiadaj膮cy Minotaura potwora podobnego do byka. Pos艂uchajmy, co m贸wi o tym legenda:
Minos, kr贸l Knossosu, ca艂ej Krety i wszystkich m贸rz Hellady, wys艂a艂 swego syna Androgeosa do
Aten, aby wzi膮艂 tam udzia艂 w igrzyskach. Gdy silniejszy od wszystkich Grek贸w Androgeos
zwyci臋偶y艂, zabi艂 go rozgniewany kr贸l Aten Egeusz. Rozjuszony Minos wys艂a艂 sw膮 flot臋 do Aten,
nawiedzi艂 je wojn膮, odni贸s艂 zwyci臋stwo i za偶膮da艂 straszliwej kary. Co- rok Ate艅czycy mieli mu
przysy艂a膰 kwiat swej m艂odzie偶y, siedmiu m艂odzie艅c贸w i siedem dziewcz膮t, jako ofiary dla
Minotaura. Gdy jednak nast膮pi艂 termin trzeciej z kolei strasznej ofiary, Tezeusz, syn Egeusza,
powr贸ciwszy z d艂ugiej, wype艂nionej bohaterskimi czynami podr贸偶y, zaofiarowa艂 si臋, i偶 po偶egluje
na Kret臋, aby zabi膰 potwora.

W艣r贸d bryzg贸w niebieskich statek pru艂 dziobem
Morze Krete艅skie. A wi贸z艂 Tezeusza
I siedem par jo艅skiej m艂odzie偶y...

Czarne 偶agle 艂opota艂y na maszcie. Je偶eliby mu si臋 uda艂o dopi膮膰 celu, mia艂 je Tezeusz zast膮pi膰 w
drodze powrotnej bia艂ymi 偶aglami. Ariadna, c贸rka Minosa, ujrzawszy m艂odzie艅ca skazanego na
niechybn膮 艣mier膰, zapa艂a艂a mi艂o艣ci膮 ku niemu. Wr臋czy艂a mu miecz, aby mia艂 czym walczy膰, i
k艂臋bek nici, kt贸ry przyrzek艂a trzyma膰, gdy Tezeusz uda si臋 do Labiryntu, by zabi膰 potwora. W
straszliwej walce Tezeusz pokona艂 Minotaura. Id膮c za nici膮 Ariadny znalaz艂 wyj艣cie z Labiryntu i
po艣piesznie wraz z Ariadn膮 i swymi towarzyszami uciek艂 do rodzinnych Aten. By艂 jednak tak
wzburzony z powodu cudownego ocalenia, 偶e nie pomy艣la艂 o tym, aby zgodnie z umow膮 zamiast
czarnych rozpi膮膰 bia艂e 偶agle. I oto Egeusz, ojciec Tezeusza, ujrzawszy czarne 偶agle i widz膮c w tym
znak, 偶e syn jego poleg艂 rzuci艂 si臋 do morza.
Czy ta legenda dawa艂a podstaw臋 do obja艣nienia obrazu? Dwie dziewczyny i ch艂opiec igrali z
bykiem. Ale mo偶e nie by艂a to tylko zabawa, mo偶e chodzi艂o tu o 艣mier膰 i 偶ycie? Mo偶e na tym
obrazie ofiary stoj膮 przed Minotaurem, co dodajmy znowu: mo偶e nie oznacza艂o nic innego,
jak "byka kr贸la Minosa"?
Przy por贸wnywaniu tej legendy ze znan膮 ju偶 teraz z wykopalisk rzeczywisto艣ci膮, nasuwa艂y si臋
jednak jeszcze i inne pytania. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e zawiera艂a ona ziarno prawdy: chodzi艂o o
Labirynt. Mo偶na tak偶e przypuszcza膰, 偶e zwyci臋stwo Tezeusza by艂o alegori膮, oznaczaj膮c膮
zwyci臋stwo naje藕d藕c贸w, kt贸rzy przybyli z kontynentu i zburzyli pa艂ac Minosa. 呕eby jednak
osobisty akt zemsty Minosa wielko艣膰 ofiary, kt贸rej za偶膮da艂 za swego zamordowanego syna
mia艂 by膰 powodem zburzenia jego pa艅stwa, to wydaje si臋 w najwy偶szym stopniu nieprawdopo-
dobne.
Ale faktem jest, 偶e pa艅stwo Minosa zosta艂o zburzone. I to zburzone tak doszcz臋tnie i tak
niespodziewanie, 偶e ci, kt贸rzy je zburzyli, nie mieli nawet czasu, aby tu cokolwiek zobaczy膰,
cokolwiek us艂ysze膰, czegokolwiek si臋 nauczy膰. Zburzone tak doszcz臋tnie, jak w trzy tysi膮ce lat
p贸藕niej zburzone zosta艂o pa艅stwo Montezumy przez Hiszpan贸w, tak doszcz臋tnie, 偶e nie pozosta艂o
po nim nic poza ruinami, poza martwymi kamieniami, kt贸re nie mog艂y przem贸wi膰.
Sk膮d wi臋c to wszystko si臋 bra艂o i ku czemu zmierza艂o? Pochodzenie i koniec tego bogatego ludu
krete艅skiego stanowi jeszcze i dzi艣 zagadk臋 dla wszystkich archeolog贸w, wszystkich naukowc贸w
zajmuj膮cych si臋 wczesn膮 histori膮.
Wed艂ug Homera mieszka艂o na Krecie pi臋膰 rozmaitych lud贸w. Wed艂ug Herodota Minos nie by艂
Grekiem, wed艂ug Tucydydesa by艂 nim. Evans, a wi臋c cz艂owiek, kt贸ry najwi臋cej zajmowa艂 si臋 tym
zagadnieniem, twierdzi艂, 偶e Minos by艂 pochodzenia afryka艅skiego, 偶e pochodzi艂 z Libii. Eduard
Meyer, gruntowny historyk staro偶ytno艣ci, ogranicza si臋 do negatywnego stwierdzenia, 偶e
Krete艅czycy prawdopodobnie nie przybyli z Azji Mniejszej. D鰎pfeld, dawny wsp贸艂pracownik
Schliemanna, jeszcze w 1932 roku, jako osiemdziesi臋cioletni starzec, polemizuje z tez膮 Evansa i
twierdzi, 偶e sztuka krete艅sko-myke艅ska pochodzi z Fenicji, 偶e wbrew tezie wysuni臋tej przez
Evansa nie powsta艂a na Krecie.
Gdzie偶 jest ni膰 Ariadny, kt贸ra by nas wyprowadzi艂a z labiryntu wszystkich tych pro i contra?
T膮 nici膮 mog艂oby by膰 pismo. Evans przecie偶 dla pisma krete艅skiego przyby艂 na Kret臋. Ju偶 w 1894
roku opisa艂 pierwsze jego znaki. Znalaz艂 niezliczone inskrypcje obrazkowe, a pod Knossos oko艂o
2000 glinianych tabliczek, pokrytych znakami jakiego艣 pisma linearnego. Ale Hans Jen-sen jeszcze
w 1935 roku w swej 藕r贸d艂owej pracy pt. Die Schrift (Pismo) stwierdza: "Sprawa odcyfrowania
pisma krete艅skiego znajduje si臋 jeszcze w powijakach, tak 偶e o jego prawdziwej istocie nie wiemy
nic pewnego."
R贸wnie zagadkowy jak pochodzenie i pismo pa艅stwa krete艅skiego jest te偶 i jego koniec. R贸偶ne
istniej膮 co do tego teorie, jedna 艣mielsza od drugiej. Evans odr贸偶nia trzy fazy zburzenia pa艅stwa
Minosa. Dwa razy pa艂ac w Knossos odbudowano, za trzecim razem zosta艂 ostatecznie zburzony.
Gdyby艣my spr贸bowali spojrze膰 na dzieje owych czas贸w z lotu ptaka, ujrzeliby艣my w臋druj膮ce
hordy, kt贸re wtargn臋艂y do Grecji. Ujrzeliby艣my bladolicych Achaj贸w przybywaj膮cych z p贸艂nocy, z
kraj贸w naddunajskich, by膰 mo偶e z po艂udniowej Rosji. Widzieliby艣my, jak barbarzy艅scy naje藕d藕cy
napadaj膮 na grody 艣niadych tubylc贸w, jak burz膮 Mykeny i Tiryns, jak rozpraszaj膮c si臋 coraz
bardziej, przep艂ywaj膮 morze i niszcz膮 Kret臋. Nied艂ugo potem ujrzeliby艣my nowe zast臋py
zbrojnych: to Doro-wie wypieraj膮 Achaj贸w, wnosz膮c jeszcze mniej kultury ni偶 tamci. Je偶eli
Achajowie byli godnymi Homerowych pie艣ni naje藕d藕cami, kt贸rzy umieli bra膰 co艣 "w posiadanie",
to Dorowie byli tylko 艂upie偶cami, kt贸rzy nie umieli nic wi臋cej, jak tylko burzy膰. A jednak to od
nich rozpoczynaj膮 si臋 dzieje Grecji.
Tak przynajmniej twierdz膮 jedni. A co m贸wi膮 inni?
Evans odkry艂, 偶e zburzenie pa艂acu Minosa musia艂o nast膮pi膰 z gwa艂towno艣ci膮 kataklizmu. Pompeja
by艂a klasycznym przyk艂adem tego rodzaju 偶ywio艂owej kl臋ski. Tutaj, na Krecie, Evans natrafi艂 w
komnatach pa艂acu na podobne oznaki zaskoczenia mieszka艅c贸w przez 艣mier膰 i zniszczenie, na
jakie po raz pierwszy d艂Elboeuf i Venuti natrafili u podn贸偶y Wezuwiusza: pozostawione w
po艣piechu narz臋dzia, rozpocz臋te i nagle przerwane roboty, nie doko艅czone dzie艂a sztuki, po
domach r贸wnie nagle przerwane zaj臋cia gospodarskie.
W umy艣le Evansa zacz臋艂a si臋 krystalizowa膰 teoria, kt贸r膮 mu potwierdza艂o w艂asne do艣wiadczenie.
26 czerwca 1926 roku o godzinie 21.45 le偶膮c w 艂贸偶ku czyta艂 ksi膮偶k臋. Nagle nast膮pi艂 podziemny
wstrz膮s. 艁贸偶ko zako艂ysa艂o si臋, 艣ciany domu zadr偶a艂y, przedmioty spada艂y na pod艂og臋, woda wyla艂a
si臋 z wiadra. Ziemia zrazu jak gdyby westchn臋艂a, wyda艂a g艂臋boki j臋k, a p贸藕niej zagrzmia艂a, tak 偶e
wydawa膰 si臋 mog艂o, i偶 o偶y艂 byk Minosa Minotaur. Wstrz膮s trwa艂 nied艂ugo. Gdy ziemia si臋
uspokoi艂a, Evans wyskoczy艂 z 艂贸偶ka i wybieg艂 na ulic臋. Pop臋dzi艂 do pa艂acu. Jego rekonstrukcje
poszczeg贸lnych cz臋艣ci budowli Evans, gdzie tylko m贸g艂, podpar艂 je stalowymi d藕wigarami i
s艂upami wytrzyma艂y wstrz膮s. Lecz w okolicznych wsiach, a偶 po sam膮 Kandi臋, stolic臋 Krety,
trz臋sienie ziemi wyrz膮dzi艂o straszliwe spustoszenia.
Dla Evansa to osobiste prze偶ycie sta艂o si臋 potwierdzeniem jego teorii. Punktem wyj艣cia tej teorii
by艂 fakt, 偶e Kreta jest jednym z teren贸w Europy najcz臋艣ciej nawiedzanym przez trz臋sienia ziemi.
Tylko si艂a takiego kataklizmu, kt贸ry nagle wstrz膮sa艂 ziemi膮, tak 偶e tworz膮ce si臋 w niej rozpadliny
poch艂ania艂y dzie艂a r膮k ludzkich tylko taka si艂a mog艂a do tego stopnia zniszczy膰 pa艂ac Minosa, 偶e
poza kilkoma n臋dznymi chatami nic ju偶 nie da艂o si臋 na jego gruzach wybudowa膰.
Tyle Evans. S膮 tacy, kt贸rzy nie podzielaj膮 jego zdania. Kiedy艣 i ta sprawa b臋dzie wyja艣niona.
Evansowi uda艂o si臋 zamkn膮膰 kr膮g, kt贸rego pierwsze przeb艂yski ujrza艂 pod zgliszczami Myken
niezachwiany w swej wierze Schliemann. Obaj byli odkrywcami. Teraz przyszed艂 czas, aby g艂os
zabrali interpretatorzy, ci, kt贸rzy odnajd膮 ni膰 Ariadny. Gdzie pali si臋 lampa o艣wietlaj膮ca biurko
cz艂owieka, kt贸ry w przysz艂o艣ci odcyfruje pismo krete艅skie? Lampa rzucaj膮ca tak dalekie 艣wiat艂o,
by mog艂o rozja艣ni膰 nieprzebyte mroki, w kt贸re spowita by艂a przez tysi膮ce lat inna, nie znana nam
Europa?


Tymi pytaniami zako艅czy艂em w 1949 roku ten rozdzia艂. Tymczasem w po艂owie 1950 roku przysz艂a
ju偶 pierwsza na nie odpowied藕; Ernst Sittig, profesor w Tybindze, rozwi膮za艂 jakoby 贸w problem
problem, nad kt贸rym badacz fi艅ski Sundwall mozoli艂 si臋 przez czterdzie艣ci lat, nad kt贸rym p贸藕niej
pracowali Niemiec Bossert, W艂och Meriggi, czeski uczony Hrozny (znany z odcyfrowania
hetyckich tekst贸w klinowych w Bogazkoy), a偶 w ko艅cu Alice Kober w Nowym Jorku w 1948 roku
z rezygnacj膮 stwierdzi艂a: "Nieznany j臋zyk, pisany nieznanym pismem, nigdy go nie mo偶na b臋dzie
odczyta膰..."
Zdawa艂o si臋 wi臋c, 偶e odkrycie Sittiga oznacza wielki triumf nauki. On pierwszy z ca艂膮
konsekwencj膮 zastosowa艂 do filologii antycznej wykszta艂con膮 w ci膮gu dw贸ch wojen 艣wiatowych
sztuk臋 (a tak偶e nauk臋) odcyfrowywania szyfr贸w wojskowych, opart膮 na danych statystycznych i
matematycznych oraz obliczeniach cz臋stotliwo艣ci. Zrazu s膮dzi艂, 偶e odczyta艂 jedena艣cie, a potem
nawet trzydzie艣ci znak贸w tzw. "krete艅skiego pisma linearnego B". Ale w po艂owie 1953 roku
sytuacja znowu si臋 zmieni艂a. M艂odemu Anglikowi Michaelowi Ventris wpad艂a w r臋ce gliniana
tabliczka wykopana przez Blegena w Pylos. Wykazywa艂a ona ugrupowanie znak贸w, z jakim si臋
Sittig do tego czasu nigdy nie spotka艂, a kt贸re genialny Ventris z zawodu architekt, a wi臋c
znowu Outsider zdo艂a艂 ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰 odczyta膰 jako grek臋. Przekre艣li艂o to
interpretacje podane przez Sittiga; z jego trzydziestu t艂umacze艅 zaledwie trzy by艂y prawid艂owe.
Odt膮d jednak rozpocz臋艂a si臋 i d艂ugo trwa膰 jeszcze b臋dzie walka o wyja艣nienie innych, nie
zg艂臋bionych dotychczas tajemnic. Filologia antyczna jest wprawdzie bliska ostatecznego
odcyfrowania pisma krete艅skiego: wi臋kszo艣膰 tabliczek krete艅skich jest czytelna. Co jednak by艂o
powodem, 偶e na Krecie, w tym ognisku samoistnej, wysoko rozwini臋tej kultury, na sze艣膰set lat
przed Homerem pisano w艂asnym pismem w j臋zyku Grek贸w, na贸wczas bynajmniej jeszcze
niewysoko rozwini臋tego plemienia? Czy偶by istnia艂o obok siebie kilka j臋zyk贸w greckich? A mo偶e w
naszej chronologii wczesnogreckiej co艣 si臋 nie zgadza? Mo偶e nawet Homer znowu staje si臋
problemem?
W 1963 roku oksfordzki profesor Leonard R. Palmer mia艂 dosy膰 odwagi, by w swej ksi膮偶ce
Mycenaeans and Minoans ("Myke艅czycy i Minojczycy. Prehistoria egejska w 艣wietle tabliczek
linearnych B") wyst膮pi膰 z nowymi interpretacjami. Zosta艂 jednak tak gwa艂townie zaatakowany
przez fachowc贸w i wytkn臋li mu oni tyle b艂臋d贸w, 偶e musia艂 ju偶 po dw贸ch latach opublikowa膰
"znacznie poprawione i uzupe艂nione" wydanie. C贸偶, dalsze lata bada艅 przynios膮 wyja艣nienie tych
spraw.
My za艣 tymczasem przenie艣my si臋 do innego kraju, kt贸rego pismo r贸wnie偶 przez d艂ugi czas
stawia艂o nas przed zagadk膮 (rozwi膮zan膮, jak dalej zobaczymy, w spos贸b nieomal dramatyczny), do
kraju, kt贸ry od pocz膮tku przemawia艂 do nas j臋zykiem najbardziej gigantycznych pomnik贸w, jakie
pozostawi艂 nam 艣wiat staro偶ytny do kraju nad Nilem.






































II. KSI臉GA PIRAMID

呕o艂nierze! Czterdzie艣ci wiek贸w spogl膮da na was!

Napoleon


Ci, co wznie艣li te budowle z granitu, co obmurowali
hal臋 w Piramidzie, co t膮 pi臋kn膮 prac膮 pi臋kne stworzyli
rzeczy... grobowce ich s膮 r贸wnie puste jak groby ludzi
zm臋czonych, kt贸rzy umieraj膮 na brzegu nie
pozostawiaj膮c po sobie nikogo bliskiego.

Przypowie艣膰 staroegipska.


O Matko Nut! Rozpostrzyj nade mn膮 swe skrzyd艂a jako
gwiazdy wiekuiste!

Napis na trumnie Tutanchamona.



Rozdzia艂 dziewi膮ty

O PEWNEJ KL臉SCE, KT脫RA STA艁A SI臉 ZWYCI臉STWEM


Dwaj ludzie dali pocz膮tek archeologicznemu odkryciu Egiptu: Napoleon I i Vivant Denon. Cesarz i
baron. W贸dz i artysta. Cz臋艣膰 drogi odbyli razem. Znali si臋 dobrze, ale z istoty swej nic nie mieli ze
sob膮 wsp贸lnego. Gdy si臋gali po pi贸ra, u jednego powstawa艂y rozkazy, dekrety i kodeksy, u
drugiego frywolne, rozwi膮z艂e, ba, pornograficzne nowele i rysunki przechowywane jako sekretne
osobliwo艣ci.
Napoleon przydzielaj膮c tego cz艂owieka do ekspedycji egipskiej jako wsp贸艂pracownika do spraw
sztuki zrobi艂 jedno z owych szcz臋艣liwych posuni臋膰, kt贸re dopiero potomno艣膰 umie oceni膰.


17 pa藕dziernika 1797 roku podpisany zosta艂 pok贸j w Campo Formio. Kampania w艂oska by艂a
zako艅czona. Napoleon powr贸ci艂 do Pary偶a.
"Bohaterskie dni Napoleona min臋艂y!" pisa艂 w贸wczas Stendhal. Myli艂 si臋: dopiero si臋
rozpoczyna艂y. Zanim jednak Napoleon zab艂ysn膮艂 niby kometa nad ca艂膮 Europ膮, by potem j膮 spali膰,
oddawa艂 si臋 "szale艅czej, zrodzonej z chorego m贸zgu chimerze". Kroczy艂 tam i z powrotem po swej
ma艂ej izdebce, po偶erany ambicj膮. Por贸wnuj膮c si臋 z Aleksandrem Wielkim, rozpaczaj膮c na my艣l o
rzeczach jeszcze nie dokonanych, pisa艂: "Pary偶 ci膮偶y na mnie niby p艂aszcz z o艂owiu! Kretowisko
oto czym jest wasza Europa! Tylko na Wschodzie, gdzie 偶yje sze艣膰set milion贸w ludzi, mo偶na
zbudowa膰 wielkie imperia i dokona膰 wielkich rewolucji." (Dodajmy zreszt膮, 偶e ogromne znaczenie
Egiptu jako bramy do Wschodu zrozumiano na d艂ugo przed Napoleonem. Ju偶 Goethe
przepowiedzia艂 budow臋 Kana艂u Sueskiego i pod wzgl臋dem politycznym w艂a艣ciwie j膮 oceni艂. A
jeszcze wcze艣niej, bo w 1672 roku, Leibniz w memoriale przed艂o偶onym Ludwikowi XIV trafnie
trafnie z punktu widzenia p贸藕niejszego rozwoju politycznego przedstawi艂 znaczenie Egiptu dla
francuskiej polityki imperialnej.)
19 maja 1798 roku Napoleon na czele floty licz膮cej trzysta dwadzie艣cia osiem okr臋t贸w, maj膮cych
na pok艂adzie trzydzie艣ci osiem tysi臋cy 偶o艂nierzy (dok艂adnie tyle, ile mia艂 ich Aleksander
Macedo艅ski wyruszaj膮c na podb贸j Indii), wyp艂yn膮艂 z Tulonu. Cel: przez Malt臋 do Egiptu.
Plan by艂 godny Aleksandra Wielkiego. Wzrok Napoleona bowiem si臋ga艂 dalej ni偶 do Egiptu
si臋ga艂 do Indii. Skoro do Anglii nie mo偶na by艂o dobra膰 si臋 w Europie, ta wyprawa zamorska mia艂a
j膮 trafi膰 艣miertelnie w jednym z cz艂on贸w imperium. Nelson, dow贸dca floty angielskiej, kr膮偶y艂 przez
ca艂y miesi膮c po Morzu 艢r贸dziemnym. Dwa razy mia艂 ju偶 flot臋 Bonapartego w polu widzenia i dwa
razy da艂 mu si臋 wymkn膮膰.
2 lipca Napoleon stan膮艂 na ziemi egipskiej. Nast膮pi艂 straszliwy marsz przez pustyni臋. Ale marsz si臋
sko艅czy艂 i oto 偶o艂nierze napoleo艅scy k膮pi膮 si臋 w Nilu. 21 lipca o pierwszym brzasku oczom ich
ukaza艂 si臋 Kair. Ze smuk艂ymi wie偶ami swych czterystu minaret贸w, z kopu艂膮 meczetu D偶ami-el-
Azhar sprawia艂 wra偶enie wizji z "tysi膮ca i jednej nocy". Ale obok tego bogactwa form pe艂nych
lekkiego wdzi臋ku, obok spowitej w mg艂臋 wczesnego 艣witu filigranowej ornamentyki, obok ca艂ej tej
bujnej, bogatej wspania艂o艣ci zaczarowanego 艣wiata Islamu, na wprost szarofioletowej 艣ciany g贸r
Mokattamu wy艂ania艂y si臋 ze spalonych 偶贸艂tych piask贸w pustyni zarysy gigantycznych,
odpychaj膮cych swym zimnem budowli: piramidy w Gizeh, skamienia艂a geometria, milcz膮ca
wiekuisto艣膰, 艣wiadkowie 艣wiata, kt贸ry by艂 ju偶 martwy, gdy Islam jeszcze si臋 nie narodzi艂. 呕o艂nierze
nie mieli czasu oddawa膰 si臋 zachwytom. Tam daleko w pustyni le偶a艂a martwa przesz艂o艣膰, Kair by艂
dla nich kusz膮c膮 przysz艂o艣ci膮, na razie za艣 stali w obliczu twardej wojennej rzeczywisto艣ci. T膮
rzeczywisto艣ci膮 by艂o wojsko Mameluk贸w. Dziewi臋膰 tysi臋cy wspaniale wy膰wiczonych je藕d藕c贸w z
l艣ni膮cymi jataganami u boku, na dr偶膮cych z niecierpliwo艣ci koniach. A przed tym mrowiem jazdy
mameluckiej na 艣nie偶nobia艂ym rumaku, w zielonym turbanie, ca艂y b艂yszcz膮cy od brylant贸w
Murad, w艂adca Egiptu, otoczony dwudziestoma trzema bejami. Napoleon wskaza艂 r臋k膮 na
piramidy. W tej chwili ju偶 nie tylko w贸dz przemawia艂 do swych 偶o艂nierzy, nie tylko psycholog do
t艂umu, to Europejczyk mierzy艂 si臋 z histori膮 艣wiata. W艂a艣nie tutaj pad艂y s艂owa: "呕o艂nierze!
czterdzie艣ci wiek贸w spogl膮da na was!"
Starcie si臋 wojsk by艂o straszliwe. Zwyci臋偶y艂 nie zapa艂 mieszka艅c贸w Wschodu, zwyci臋偶y艂y
czworoboki europejskich bagnet贸w. Bitwa zamieni艂a si臋 w rze藕. 25 lipca Bonaparte wkroczy艂 do
Kairu. Zdawa艂o si臋, 偶e po艂owa drogi do Indii jest przebyta.
Ale 7 sierpnia nast膮pi艂a bitwa morska pod Abukirem. Nelson znalaz艂 wreszcie flot臋 francusk膮 i
spad艂 na ni膮 jak demon zemsty. Napoleon znalaz艂 si臋 w pu艂apce. Los egipskiej awantury by艂
przes膮dzony. Wprawdzie trwa艂a jeszcze rok, przynios艂a jeszcze zwyci臋stwa genera艂a Desaix w
G贸rnym Egipcie, a pod koniec zwyci臋stwo Napoleona w bitwie l膮dowej pod tym偶e Abukirem,
kt贸ry by艂 艣wiadkiem zniszczenia jego floty.
Ale rok ten przyni贸s艂 wi臋cej nieszcz臋艣膰 ni偶 zwyci臋stw. Przyni贸s艂 g艂贸d, zaraz臋 morow膮, a dla wielu
uczestnik贸w ekspedycji 艣lepot臋 wskutek egipskiej choroby oczu, kt贸ra sta艂a si臋 we wszystkich
jednostkach wojskowych zjawiskiem tak nagminnym, 偶e w medycynie przyj臋艂a si臋 dla niej nazwa
ophthalmia militaris.
19 sierpnia 1799 roku Bonaparte opu艣ci艂 po kryjomu sw膮 armi臋. 25 sierpnia odp艂yn膮艂 z Egiptu na
fregacie "Muiron". Stoj膮c na pok艂adzie patrzy艂, jak w dali pogr膮偶a si臋 w morzu wybrze偶e kraju
faraon贸w. Odwr贸ci艂 si臋 i skierowa艂 wzrok ku Europie.
Pod wzgl臋dem wojskowym wyprawa Napoleona zako艅czy艂a si臋 niepowodzeniem. Ale widziana z
perspektywy czasu by艂a politycznym otwarciem wsp贸艂czesnego i naukowym odkryciem
staro偶ytnego Egiptu. Flota francuska przywioz艂a nie tylko dwa tysi膮ce armat. Przywioz艂a tak偶e stu
pi臋膰dziesi臋ciu "uczonych cywil贸w", dla kt贸rych majtkowie znale藕li kr贸tk膮, r贸wnie dosadn膮, jak
nietrafn膮 nazw臋: "os艂y". Przywioz艂a bibliotek臋, w kt贸rej nie brak艂o ani jednego niemal dzie艂a o
Egipcie, jakie we Francji mo偶na by艂o zdoby膰, oraz kilkadziesi膮t skrzy艅 z r贸偶nymi aparatami nau-
kowymi i instrumentami pomiarowymi.
Wiosn膮 1798 roku przed wypraw膮 do Egiptu Napoleon, przemawiaj膮c do uczonych w wielkiej sali
posiedze艅 Institut de France, po raz pierwszy przedstawi艂 im swe plany. Trzymaj膮c w r臋ku
dwutomowe dzie艂o Niebuhra艂 Arabische Reise (Podr贸偶 arabska) i dla potwierdzenia swych s艂贸w
postukuj膮c raz po raz palcem w sk贸rzany grzbiet oprawy, wyja艣nia艂 zebranym, jakie zadania nauka
ma do spe艂nienia w Egipcie. Ju偶 w kilka dni p贸藕niej na pok艂adach jego statk贸w stali astronomowie i
geometrzy, chemicy i mineralogowie, technicy i orientali艣ci, malarze i poeci. By艂 w艣r贸d nich
pewien dziwny cz艂owiek, kt贸rego zalotna J贸zefina poleci艂a Napoleonowi jako rysownika.
Cz艂owiek ten nazywa艂 si臋 Dominique Vivant Denon. Za Ludwika XV by艂 kustoszem zbior贸w
antycznych gemm. Uchodzi艂 wtedy za faworyta pani Pompadour. B臋d膮c p贸藕niej sekretarzem
poselstwa w Petersburgu cieszy艂 si臋 wzgl臋dami Katarzyny. Swiatowiec, kobieciarz, uprawia艂 po
amatorsku wszystkie rodzaje sztuki. Pe艂en z艂o艣liwo艣ci, sarkazmu i b艂yskotliwej inteligencji,
przyja藕ni艂 si臋 z ca艂ym 艣wiatem. Gdy przebywa艂 na plac贸wce dyplomatycznej w Szwajcarii, by艂
cz臋stym go艣ciem Woltera. To on namalowa艂 s艂ynny obraz 艢niadanie w Ferney. Inny jego rysunek,
wykonany w stylu Rembrandta Ho艂d pasterzy, przyni贸s艂 mu nawet cz艂onkostwo Akademii.
Wiadomo艣膰 o wielkiej rewolucji francuskiej zasta艂a go we Florencji, gdzie obraca艂 si臋 w nasyconej
sztuk膮 atmosferze toska艅skich salon贸w. Spieszy wtedy do Pary偶a. I oto on, Denon, wczoraj jeszcze
pose艂 kr贸la francuskiego, bogaty i niezale偶ny gentilhomme ordinaire, znajduje swe nazwisko na
li艣cie emigrant贸w. Wszystkie jego dobra skonfiskowano, ca艂y pozosta艂y maj膮tek ob艂o偶ono
sekwestrem.
Biedny, opuszczony, zdradzony przez wielu przyjaci贸艂, wegetuje w n臋dznych dzielnicach Pary偶a,
utrzymuj膮c si臋 z ulicznej sprzeda偶y swych rysunk贸w. W艂贸czy si臋 doko艂a plac贸w targowych, widzi,
jak na placu Greve spadaj膮 pod gilotyn膮 g艂owy wielu jego dobrych znajomych. W ko艅cu
niespodziewanie znajduje protektora. Jest nim Jacques Louis David, wielki malarz rewolucji.
Denon wykonuje miedziorytowe kopie projektowanych przez Davida stroj贸w, kt贸re mia艂y
zrewolucjonizowa膰 r贸wnie偶 mod臋. Zyskuje sobie 偶yczliwo艣膰 Robespierre艂a. Ledwo zd膮偶y艂
strzepn膮膰 z siebie b艂oto dzielnicy Montmartre i stan膮膰 na g艂adkim parkiecie nowych
mo偶now艂adc贸w, a ju偶 rozwija swe talenty dyplomatyczne. Robespierre zwraca mu maj膮tek i skre艣la
go z listy emigrant贸w. Denon poznaje wtedy J贸zefin臋 Beauharnais, zostaje przedstawiony
Napoleonowi, podoba mu si臋, i oto jest uczestnikiem ekspedycji egipskiej.
Powr贸ciwszy znad Nilu, Denon, teraz ju偶 do艣wiadczony, szanowany cz艂owiek, kt贸ry zrobi艂 karier臋,
otrzymuje stanowisko generalnego dyrektora wszystkich muze贸w. Towarzysz膮c Napoleonowi w
zwyci臋skim pochodzie przez Europ臋, "szabruje", gdzie tylko si臋 da, dzie艂a sztuki (nazywa to
"kolekcjonerstwem") i zwozi je do Pary偶a, k艂ad膮c podwaliny pod jedno z bogactw Francji. Skoro z
takim powodzeniem uprawia艂 jako dyletant rysunek i malarstwo, czemu偶 nie mia艂by odnosi膰 takich
samych sukces贸w na polu literatury? Gdy na jakim艣 zebraniu towarzyskim pada z czyich艣 ust
twierdzenie, 偶e nie mo偶na napisa膰 prawdziwej historii mi艂osnej nie popadaj膮c w spro艣no艣膰, Denon
zak艂ada si臋, 偶e jest to mo偶liwe. Ju偶 po dwudziestu czterech godzinach przedk艂ada swym partnerom
nowel臋 Le Point de Lendemain, kt贸r膮 zyska艂 sobie szczeg贸lne miejsce w literaturze. Nowela ta,
zdaniem wielu znawc贸w, jest najsubtelniejszym utworem tego gatunku literackiego. Balzac wyrazi艂
si臋 o niej, 偶e "dla 偶onatych jest ona wy偶sz膮 szko艂膮 偶ycia, a dla kawaler贸w wybornym obrazem
obyczaj贸w ubieg艂ego stulecia".
To Denon r贸wnie偶 jest autorem wydanego po raz pierwszy w 1793 roku zbioru sztych贸w Oeuvre
Priapique, kt贸ry dotrzymuje obietnicy zawartej w tytule i kt贸rego falliczna niedwuznaczno艣膰 nie
pozostawia nic do 偶yczenia. Ciekawa rzecz, 偶e nawet archeologowie bli偶ej zajmuj膮cy si臋 Denonem
zdaj膮 si臋 nic nie wiedzie膰 o tej stronie jego dzia艂alno艣ci, a co najzabawniejsze, nawet tak sumienny
historyk kultury jak Eduard Fuchs, kt贸ry jako badacz obyczaj贸w ca艂y ust臋p w swym dziele
po艣wi臋ci艂 Denonowi pornografowi, ani s艂owem nie wspomina o znaczeniu Denona jako jednego z
pierwszych egiptolog贸w.
Ten wszechstronny bowiem, pod niejednym wzgl臋dem zadziwiaj膮cy cz艂owiek dokona艂 tylko jednej
rzeczy, kt贸ra zapewni艂a mu pami臋膰 potomnych. Napoleon zdoby艂 Egipt bagnetami i nie zdo艂a艂 go
potem utrzyma膰 d艂u偶ej ni偶 rok, on natomiast, Denon, zdoby艂 kraj faraon贸w o艂贸wkiem rysownika,
utrwali艂 go po wszystkie czasy i od razu, jednym poci膮gni臋ciem wprowadzi艂 do naszej
艣wiadomo艣ci.
Gdy Denon, do tego czasu lew salon贸w, stan膮艂 na ziemi egipskiej i po raz pierwszy poczu艂 gor膮cy
dech pustyni, gdy o艣lepi艂y go jej migoc膮ce piaski, popad艂 w zachwyt, kt贸ry trwa艂 tak d艂ugo, jak
d艂ugo z coraz to innych olbrzymich rumowisk sz艂o ku niemu tchnienie pi臋ciu tysi膮cleci.
Przydzielono go do sztabu genera艂a Desaix, kt贸ry w po艣cigu za uciekaj膮cym Muradem, wodzem
Mameluk贸w, w szalonym marszu p臋dzi艂 ze sw膮 armi膮 do G贸rnego Egiptu. Ciesz膮c si臋 sympati膮
genera艂a, kt贸ry m贸g艂 by膰 jego synem Denon mia艂 w贸wczas pi臋膰dziesi膮t jeden lat podziwiany
przez 偶o艂nierzy, w艣r贸d kt贸rych nie brak by艂o tak偶e wyrostk贸w, to wyprzedza艂 stra偶 przedni膮, to
zn贸w wl贸k艂 si臋 w ogonie tabor贸w. Ju偶 o 艣wicie nie by艂o go w namiocie. Rysowa艂 na biwakach,
rysowa艂 w marszu, nie rozstawa艂 si臋 ze swym szkicownikiem spo偶ywaj膮c w po艣piechu skromny
posi艂ek. Alarm bojowy! Denon w wirze potyczki zagrzewa 偶o艂nierzy do walki wymachuj膮c swym
szkicownikiem. Ale wystarcza, by zauwa偶y艂 jak膮艣 malownicz膮 scen臋, a ju偶 zapomina, gdzie si臋
znajduje, i zabiera si臋 do rysowania.
Gdy po raz pierwszy stan膮艂 przed hieroglifami, nic o nich nie wiedzia艂. Nie by艂o tu nikogo, kto
m贸g艂by zaspokoi膰 jego g艂贸d wiedzy. Ale na wszelki wypadek robi z nich rysunki. Chocia偶 laik,
okiem nawyk艂ym do szybkiego chwytania sedna rzeczy odr贸偶nia natychmiast trzy rodzaje napis贸w,
kt贸re trafnie rozpoznaje jako nale偶膮ce do trzech r贸偶nych epok: hieroglify wkl臋s艂e, lekko wypuk艂e
oraz wydr膮偶one en creux. W Sakkarze rysuje piramid臋 schodkow膮, w Denderze olbrzymie
ruiny z czas贸w p贸藕noegipskich. Biega tam i z powrotem po rozleg艂ych gruzowiskach stubram-nych
Teb. Jest niezmordowany. Z rozpacz膮 dowiaduje si臋 o rozkazie wymarszu, w chwili gdy nie zd膮偶y艂
jeszcze uchwyci膰 o艂贸wkiem wszystkiego, co ukazywa艂o si臋 jego oczom. Jest w艣ciek艂y, piorunuje,
sp臋dza kilku wa艂臋saj膮cych si臋 偶o艂nierzy, ka偶e im pr臋dko, w najwi臋kszym po艣piechu odkopa膰 g艂ow臋
jakiego艣 pos膮gu, kt贸rej wyraz go zafascynowa艂.
Tak w艣r贸d niezliczonych przyg贸d poch贸d trwa a偶 do Assuanu, do pierwszej katarakty Nilu. W
Elefantynie Denon rysuje pe艂n膮 tajemniczego uroku, otoczon膮 kolumnami krypt臋 grobow膮 faraona
Amenhotepa (Amenophisa) III. Jego znakomity rysunek jest jedyn膮 wiadomo艣ci膮 o tym grobowcu,
kt贸ry w 1822 roku zosta艂 rozebrany. A gdy kolumna wojsk francuskich wyrusza w drog臋 powrotn膮,
odnosi zwyci臋stwo pod Sedimanem i Murad zostaje pobity na g艂ow臋, baron Dominique Vivant
Denon wiezie do Francji niezliczone rysunki zdobycz znacznie cenniejsz膮 ni偶 艂upy 偶o艂nierzy,
kt贸rzy wzbogacili si臋 mameluck膮 bi偶uteri膮.
Mimo 偶e widok tych obcych 艣wiat贸w oddzia艂ywa艂 pot臋偶nie na jego wyobra藕ni臋 artystyczn膮,
dok艂adno艣膰 rysunk贸w nigdy na tym nie ucierpia艂a. Trzyma艂 si臋 owego, tak po偶ytecznego r贸wnie偶
dla nauki, realizmu dawnych rytownik贸w, kt贸rzy nie pomijali 偶adnego szczeg贸艂u, nic nie wiedzieli
ani o impresjonizmie, ani o ekspresjonizmie, godzili si臋 z tym, 偶e nazywano ich "rzemie艣lnikami", i
bynajmniej nie uwa偶ali tego za degradacj臋. Dzi臋ki temu realistycznemu uj臋ciu rysunki Denona
sta艂y si臋 nieocenionym materia艂em dla uczonych, dla ich bada艅, por贸wna艅. One te偶 g艂贸wnie
stanowi艂y materia艂, na podstawie kt贸rego powsta艂o dzie艂o, kt贸re zapocz膮tkowa艂o egiptologi臋:
Description de 1艂Egypte.


W Kairze tymczasem za艂o偶ony zosta艂 Instytut Egipski. W tym samym czasie, gdy Denon rysowa艂,
reszta Komisji Uczonych i historyk贸w sztuki bada艂a i zbiera艂a to, co w Egipcie znajdowa艂o si臋 na
powierzchni ziemi. A mo偶na by艂o ograniczy膰 si臋 do powierzchni ziemi, bo materia艂 by艂 tu tak
bogaty, tak zupe艂nie jeszcze nie znany i pe艂en wszelkiego rodzaju zagadek, 偶e nie zachodzi艂a
potrzeba si臋gania do 艂opaty. Obok odlew贸w, notatek, kopii, rysunk贸w, sporz膮dzonych z materia艂贸w
botanicznych, zoologicznych i mineralogicznych, kolekcja obejmowa艂a dwadzie艣cia siedem rze藕b,
przewa偶nie fragment贸w pos膮g贸w, oraz kilka sarkofag贸w. Pr贸cz tego zawiera艂a jeszcze jedno
niezwyk艂e w swoim rodzaju znalezisko: stel臋 z czarnego polerowanego bazaltu. Kamie艅 ten, na
kt贸rym wyryta by艂a w trzech r贸偶nych j臋zykach i trzech r贸偶nych pismach inskrypcja, zas艂yn膮艂 jako
"tr贸jj臋zyczny kamie艅 z Rosetty" i mia艂 sta膰 si臋 ni mniej, ni wi臋cej tylko kluczem do wszystkich
tajemnic Egiptu.
Ale we wrze艣niu 1801 roku, po kapitulacji Aleksandrii, Francja po d艂ugich oporach musia艂a wyda膰
Anglii wszystkie zdobyte przez Bona-partego egipskie zabytki. Transport ten przej膮艂 genera艂
Hutchinson. Kr贸l Jerzy III przekaza艂 te bezcenne przedmioty, nale偶膮ce w贸wczas do najwi臋kszych
rzadko艣ci, Muzeum Brytyjskiemu. Zdawa艂o si臋, 偶e Francja mimo po艂o偶onych zas艂ug nie odniesie
偶adnej z nich korzy艣ci, 偶e rok pracy zosta艂 zmarnowany, 偶e na nic posz艂a ofiara wielu uczonych,
kt贸rzy dotkni臋ci chorob膮 egipsk膮 stracili wzrok. Ale niebawem okaza艂o si臋, 偶e to, co dosta艂o si臋 do
Pary偶a, wystarcza艂o dla ca艂ej generacji uczonych, wszystkie bowiem bez wyj膮tku znaleziska
skopiowano. Pierwszym cz艂owiekiem, kt贸ry zaprezentowa艂 艣wiatu widomy i trwa艂y owoc
ekspedycji egipskiej, by艂 Denon, wydaj膮c w 1802 roku swe dzie艂o Voyage dans la Haute et la Basse
Egypte (Podr贸偶 po G贸rnym i Dolnym Egipcie). Jednocze艣nie Francois Jomard, w oparciu o ca艂o艣膰
materia艂贸w Komisji Uczonych, a w szczeg贸lno艣ci o materia艂y Denona, przyst膮pi艂 do opracowania
jedynego w swoim rodzaju w dziejach archeologii dzie艂a, kt贸re za jednym zamachem ukaza艂o
wsp贸艂czesnemu 艣wiatu znan膮 dot膮d tylko niewielu podr贸偶nikom kultur臋, wprawdzie nie zaginion膮
jak Troja, lecz nie mniej od niej odleg艂膮 i nie mniej zagadkow膮


Opracowane przez Jomarda dzie艂o Description de 1艂Egypte obejmowa艂o dwadzie艣cia cztery grube
tomy. Ukazywa艂y si臋 one kolejno w ci膮gu czterech lat od 1809 do 1813 roku. Sensacja, jak膮
w贸wczas wywo艂a艂y, daje si臋 tylko por贸wna膰 z sensacj膮 wzbudzon膮 przez pierwsz膮 publikacj臋 Botty
o odkopaniu Niniwy i przez p贸藕niejsz膮 ksi膮偶k臋 Schliemanna o Troi.
Dzi艣, w czasach maszyny rotacyjnej, trudno zda膰 sobie spraw臋 ze znaczenia, jakie mia艂y wtedy
wspania艂e wydawnictwa albumowe z niezliczon膮 ilo艣ci膮 sztych贸w w kosztownej oprawie, dost臋pne
jedynie dla ludzi zamo偶nych, ale te偶 przechowywane przez nich jako skarby nauki. Dzi艣 ka偶de
wa偶niejsze odkrycie naukowe obiega natychmiast ca艂y 艣wiat, za po艣rednictwem ilustracji, filmu,
prasy i radia dochodzi do wiadomo艣ci milion贸w ludzi, spotyka si臋 z innymi publikacjami, jedn膮
g艂o艣niejsz膮 od drugiej. Ka偶dy mo偶e sobie te publikacje kupi膰 i ka偶dy zaraz je zapomina, bo ju偶
inne, nowsze przyci膮gaj膮 jego uwag臋. Dzi艣 niczego si臋 nie przechowuje. Rzeczy cenne gin膮 w
powodzi bezwarto艣ciowej tandety. Tote偶 w naszych czasach mo偶emy si臋 co najwy偶ej domy艣la膰
podniecenia, jakie ogarn臋艂o ludzi, gdy trzymali w r臋ku pierwsze tomy Description Jomarda, gdy
patrzyli na rzeczy nigdy dot膮d nie widziane, czytali o rzeczach nigdy nie s艂yszanych, dowiadywali
si臋 o 偶yciu, o kt贸rego istnieniu nie mieli poj臋cia, i rzucali spojrzenie w g艂膮b tysi膮cleci. Ludzi tych,
dost臋pniejszych ni偶 my dla uczucia pietyzmu, przejmowa艂o to dreszczem zgrozy i podziwu.
Egipt bowiem by艂 stary. By艂 starszy od ka偶dej innej kultury, o kt贸rej do owej pory s艂yszano. By艂
stary ju偶 w贸wczas, gdy pierwsze zebrania na Kapitolu k艂ad艂y podwaliny pod polityk臋 rzymskiego
imperium 艣wiatowego. By艂 stary i zszed艂 ju偶 z areny dziej贸w w贸wczas, gdy w lasach p贸艂nocnej
Europy Germanie i Celtowie polowali na nied藕wiedzie i lwy. W okresie gdy pierwsza dynastia
egipska obj臋艂a panowanie nad krajem, zapocz膮tkowuj膮c datowan膮 histori臋 Egiptu, to znaczy
okr膮g艂o pi臋膰 tysi臋cy lat temu, istnia艂a ju偶 w tym kraju godna podziwu formacja kulturowa. A gdy
wymar艂a i zgin臋艂a ostatnia, dwudziesta sz贸sta dynastia, up艂yn臋艂o jeszcze pi臋膰set lat, zanim
rozpocz臋艂a si臋 nasza era. Egiptem rz膮dzili Libijczycy, Etiopowie, Asyryjczycy, Persowie, Grecy i
Rzymianie, nim zab艂ys艂a gwiazda betlejemska.
Oczywi艣cie, wiedziano o kamiennych cudach nad Nilem. Ale by艂y to wiadomo艣ci raczej
legendarne, oparte na ma艂ej znajomo艣ci rzeczy. Niewiele tylko zabytk贸w dosta艂o si臋 do muze贸w,
niewiele by艂o dost臋pnych dla publiczno艣ci. Podr贸偶ny zwiedzaj膮c Rzym m贸g艂 podziwia膰 lwy na
schodach wiod膮cych do Kapitolu (dzisiaj tych lw贸w tam ju偶 nie ma), jak r贸wnie偶 pos膮gi kilku
kr贸l贸w z dynastii Ptolemeusz贸w wykonane w czasie, gdy 艣wietno艣膰 Egiptu dawno ju偶 min臋艂a, a
szeroko promieniowa艂a nowa 艣wietno艣膰 Grecji aleksandryjskiej. Znano ju偶 te偶 wtedy par臋
obelisk贸w (dwana艣cie z nich sta艂o w Rzymie), p艂askorze藕by w pa艂acach kardyna艂贸w, skarabeusze,
rze藕by odtwarzaj膮ce 艣wi臋te dla Egipcjan 偶uki, dla swych tajemniczych znak贸w u偶ywane w Europie
jako amulety, a p贸藕niej jako ozdoby i sygnety.
To wszystko.
W 贸wczesnych paryskich ksi臋garniach ma艂o mo偶na by艂o znale藕膰 materia艂贸w naukowych
informuj膮cych o Egipcie. W 1805 roku ukaza艂 si臋 wprawdzie znakomity pi臋ciotomowy przek艂ad
pism geograficznych Strabona, kt贸ry podr贸偶owa艂 po Egipcie za czas贸w cesarza Augusta. Przek艂ad
ten uprzyst臋pni艂 wszystkim to, do czego dot膮d tylko uczeni mieli dost臋p. Wiele ciekawego
zawiera艂a tak偶e gruba ksi臋ga Herodota, tego najdziwniejszego podr贸偶nika staro偶ytno艣ci. Kt贸偶
jednak bra艂 do r臋ki dzie艂a Herodota? I w czyjej pami臋ci 偶y艂y wiadomo艣ci rozproszone po dzie艂ach
innych staro偶ytnych autor贸w?


"艢wiat艂o艣ci膮 jest szata, kt贸r膮 masz na sobie..." m贸wi psalmista. Wczesnym rankiem wschodzi
s艂o艅ce na stalowoniebieskim firmamencie i zatacza swe ko艂o. Jest 偶贸艂te, jaskrawe, skrz膮ce. Odbijaj膮
je br膮zowe, 偶贸艂te, ochrowe i bia艂e piaski. Cienie odcinaj膮 si臋 ostro, jakby rozlany na piasku
niebieski atrament, jak wycinanki. W t臋 wiecznie zalan膮 s艂o艅cem, spieczon膮 pustyni臋, kt贸ra nie zna
"pogody i niepogody", nie wie, co to 艣nieg, grad lub mg艂a, nie s艂ysza艂a jeszcze huku grzmotu ani
nie widzia艂a b艂yskawic w t臋 pustyni臋, gdzie spiekota czyni powietrze suchym, pozbawionym
bakterii, konserwuj膮cym, a ziemi臋 nieurodzajn膮, zgruzowacia艂膮, pop臋kan膮, o krusz膮cych si臋
skibach, wpada Nil. "Patriarcha Nil", ojciec wszystkich rzek. Przybywa z g艂臋bi kraju. Karmiony je-
ziorami i deszczami spadaj膮cymi na ciemn膮, wilgotn膮 ziemi臋 tropikalnego Sudanu, wzbiera,
wyst臋puje z brzeg贸w, zalewa piaski, poch艂ania pustyni臋 i bluzga szlamem, 偶yznym lipcowym
mu艂em. Tak dzieje si臋 od tysi膮cleci. Nil podnosi si臋 o szesna艣cie 艂okci w symbolicznej
marmurowej grupie w Watykanie szesna艣cioro dzieci bawi si臋 doko艂a b贸stwa rzek a gdy powoli
opada i powraca do swego 艂o偶yska, syty i zadowolony, poch艂on膮艂 nie tylko pustyni臋, lecz wch艂on膮艂
tak偶e susz臋 ziemi, sucho艣膰 piask贸w. Tam gdzie przetoczy艂y si臋 jego brunatne wody, rozpoczyna si臋
kie艂kowanie, zbo偶e wytryska z ziemi, daje podw贸jne i czterokrotne plony, przynosi "t艂uste lata",
kt贸re pozwalaj膮 przetrwa膰 "lata chude". Tam co roku na nowo rodzi si臋 Egipt, "dar Nilu", jak
nazwa艂 go Herodot dwa i p贸艂 tysi膮ca lat temu, "spichlerz staro偶ytno艣ci", bo gdy zdarza艂o si臋, 偶e
wody Nilu sta艂y za nisko lub podnios艂y si臋 zbyt wysoko, Rzym g艂odowa艂.
Dzi艣 nad t膮 krain膮 g贸ruj膮 l艣ni膮ce kopu艂y i kruche, strzeliste minarety. Stoj膮 wype艂nione
r贸偶noj臋zycznym zgie艂kiem miasta, przez kt贸re przetacza si臋 t艂um ludzi stu ras i wszystkich kolor贸w
sk贸ry: fellachowie, Arabowie, Nubijczycy, Berberowie, Koptyjczycy, Beduini, Murzyni. A tu偶
obok wznosz膮 si臋 ruiny 艣wi膮ty艅, grob贸w, sal kolumnowych pozdrowienie z innego 艣wiata.
Tu, w pozbawionej cienia pustyni, kt贸r膮 s艂o艅ce obra艂o sobie za poligon, wznosi艂y si臋 ustawione
szeregiem piramidy, olbrzymie grobowce kr贸l贸w sze艣膰dziesi膮t siedem w samej okolicy Kairu.
Jedna z nich by艂a zbudowana z dw贸ch i p贸艂 miliona kamiennych blok贸w, kt贸re sto tysi臋cy
niewolnik贸w znosi艂o tu w ci膮gu dwudziestu lat.
Tutaj r贸wnie偶 spoczywa艂 jeden ze sfinks贸w, p贸艂 zwierz臋, p贸艂 cz艂owiek. A 偶e s艂u偶y艂 za cel
Mamelukom, kt贸rzy strzelali do艅 ze swych armat, wi臋c jego lwia grzywa by艂a rozbita, a z nosa i
oczu pozosta艂y tylko puste jamy. Szeroko rozpostarty na swych 艂apach, odpoczywa艂 od tysi膮cleci,
czekaj膮c na dalsze wieki na wieczno艣膰. A by艂 tak ogromny, 偶e Tut-mos my艣l膮c, i偶 dopomo偶e
mu to do zdobycia tronu m贸g艂 mi臋dzy jego 艂apami wybudowa膰 kaplic臋.
Tutaj te偶 ostre jak ig艂y, strzeg膮ce bram 艣wi膮ty艅, podnosi艂y si臋 ku niebu na wysoko艣膰 dwudziestu
o艣miu metr贸w obeliski, drogowskazy pustyni, zbudowane ku czci kr贸l贸w i bog贸w. By艂y tu poza
tym 艣wi膮tynie w grotach i pieczarach, pos膮gi zmar艂ych od "w贸jta" wiejskiego do boskiego
faraona sarkofagi, kolumny, pylony, rze藕by wszelkiego rodzaju, p艂askorze藕by i malowid艂a. W
nie ko艅cz膮cych si臋 szeregach przesuwa艂y si臋 na nich procesje ludzi, kt贸rzy niegdy艣 panowali nad
Egiptem. Sztywni, wyprostowani, w ka偶dym ruchu majestatyczni, byli zawsze przedstawiani z
profilu, zawsze w drodze do jakiego艣 celu: "偶ycie Egipcjan polega艂o na w臋dr贸wce ku 艣mierci". To
艣wiadome zd膮偶anie do okre艣lonego celu jest w egipskich reliefach 艣ciennych tak silnie podkre艣lone,
偶e jeden z nowoczesnych filozof贸w kultury uzna艂, i偶 "Droga" jest prasymbolem egipskiej kultury o
r贸wnie g艂臋bokim znaczeniu, jak w naszej kulturze "Przestrze艅", a w greckiej "Cia艂o".
Na tym ogromnym cmentarzysku pomnik贸w najwi臋kszym, jakie zna nasz 艣wiat wszystko
by艂o pokryte hieroglifami. Pokryte zagadkowymi znakami, obrazkami, zarysami, aluzjami,
tajemniczymi szyframi, symbolami ludzi, zwierz膮t, legendarnych istot, ro艣lin, owoc贸w, narz臋dzi,
odzie偶y, broni, figur geometrycznych, falistych linii i p艂omieni. Wida膰 je by艂o wyr偶ni臋te w drzewie,
wyryte w kamieniu, wypisane na niezliczonych papirusach. Znajdowa艂y si臋 na 艣cianach 艣wi膮ty艅, w
komorach grobowych, na tablicach pami膮tkowych, na trumnach, stelach, pos膮gach, rze藕bach
przedstawiaj膮cych bog贸w, na skrzyniach i naczyniach, ba nawet na przyborach do pisania i laskach.
Mog艂oby si臋 zdawa膰, 偶e Egipcjanie byli najch臋tniejszym do pisania narodem spo艣r贸d wszystkich
narod贸w 艣wiata: "Kto zechcia艂by zrobi膰 odpisy z inskrypcji samej tylko 艣wi膮tyni w Edfu i pisa艂by
od rana do wieczora, nie sko艅czy艂by tej pracy nawet za dwadzie艣cia lat."
Ten oto 艣wiat ukazywa艂a Jomardowska Description de 1艂Egypte Europie i jej badaczom, kt贸rzy
wyruszyli na w臋dr贸wk臋 w dalek膮 przesz艂o艣膰. Z inicjatywy Karoliny, siostry Napoleona, z now膮
energi膮 prowadzono wtedy wykopaliska w Pompei. Nauczywszy si臋 od Winckelmanna pierwszych
metod prowadzenia bada艅 archeologicznych, uczeni pragn臋li je czym pr臋dzej wypr贸bowa膰.


Obsypawszy dzie艂o Jomarda Description de 1艂Egypte tyloma pochwa艂ami, musimy poczyni膰 co do
niego tak偶e pewne zastrze偶enia. Zawarty w nim materia艂 w postaci opis贸w, rysunk贸w i kopii by艂
wprawdzie bogaty, ale w cz臋艣ci, kt贸ra dotyczy艂a Starego Egiptu, poprzestawa艂 na pokazywaniu jego
zabytk贸w. Autorzy przewa偶nie niczego nie t艂umaczyli, a je偶eli to czynili, to t艂umaczyli b艂臋dnie.
Wszystkie ukazywane przez nich pomniki by艂y nadal nieme i martwe Wszelkie pr贸by autor贸w
Description, by wnie艣膰 w ten materia艂 jaki艣 艂ad i porz膮dek, wyp艂ywa艂y z wyczucia, a nie z poznania.
Hieroglify by艂y nieczytelne, wszystkie znaki niezrozumia艂e, j臋zyk obcy. Description
pokazywa艂a zupe艂nie nowy 艣wiat; ale ten nowy 艣wiat, gdy chodzi o jego powi膮zania, 艂ad i
znaczenie, by艂 nadal ca艂kowit膮 zagadk膮.
Ilu偶 rzeczy mo偶na by si臋 dowiedzie膰, gdyby si臋 komu艣 uda艂o odczyta膰 hieroglify. Ale czy to by艂o w
og贸le mo偶liwe? "Problem m贸wi艂 wielki paryski orientalista de Sacy jest zbyt zawi艂y, jest
naukowo nieroz-wi膮zalny." Ale czy偶 pewien skromny niemiecki nauczyciel z Getyngi nazwiskiem
Grotefend nie wyda艂 dopiero co ma艂ej ksi膮偶eczki, kt贸ra wskaza艂a drog臋 do odcyfrowania tekst贸w
pisma klinowego z Persepolis, i czy偶 nie przedstawi艂 ju偶 pierwszych wynik贸w swej pracy? A
przecie偶 Grotefend rozporz膮dza艂 niezmiernie sk膮pym materia艂em, podczas gdy inskrypcje
hieroglifowe by艂y dost臋pne w niezliczonych ilo艣ciach. I czy偶 nie istnia艂a znaleziona przez pewnego
偶o艂nierza napoleo艅skiego dziwna czarna p艂yta z bazaltu? Wszak nie tylko uczeni, kt贸rzy j膮 widzieli,
ale nawet gazeta, podaj膮c pierwsz膮 o niej wiadomo艣膰, twierdzi艂a, 偶e ten szcz臋艣liwy przypadek daje
klucz do odcyfrowania hieroglif贸w. Gdzie偶 wi臋c by艂 cz艂owiek zdolny zrobi膰 u偶ytek z tej p艂yty?
Kr贸tko po jej znalezieniu "Courrier de l艂Egypte" przyni贸s艂 o tym wiadomo艣膰 pod rewolucyjn膮 dat膮:
"Le 29 fructidor VII-e ann閑 de la R閜ublique. Rosette, le 2 fructidor, an 7." Dziwny przypadek
zrz膮dzi艂, 偶e egzemplarz tej wydawanej w Egipcie gazety trafi艂 do rodzinnego domu cz艂owieka,
kt贸ry w dwadzie艣cia lat p贸藕niej w genialnej, jedynej w swoim rodzaju pracy odczyta艂 inskrypcje
czarnej p艂yty, a tym samym rozwi膮za艂 zagadk臋 hieroglif贸w.




Rozdzia艂 dziesi膮ty

CHAMPOLLION I TR脫JJ臉ZYCZNY KAMIE艃 Z ROSETTY


Gdy dr Gali, s艂ynny frenolog, dla spopularyzowania swej nauki o czaszkach w臋drowa艂 od miasta do
miasta, przez jednych podziwiany i szanowany, przez innych wy艣miewany i oczerniany, w Pary偶u
przy okazji jakiego艣 towarzyskiego spotkania przedstawiono mu m艂odziutkiego .studenta. Gali
zmierzywszy od razu oczyma czaszk臋 swego vis vis wykrzykn膮艂 ze zdumieniem: "Ach, c贸偶 za
geniusz j臋zykowy!" Istotnie, stoj膮cy przed nim szesnastoletni student zna艂 w贸wczas o czym
frenolog nie m贸g艂 wiedzie膰, chyba 偶e ca艂a ta scena by艂a jedn膮 z jego dobrze zaaran偶owanych
szarlatanerii poza 艂acin膮 i grek膮 jeszcze p贸艂 tuzina wschodnich j臋zyk贸w.


W XIX wieku przyj膮艂 si臋 pewien rodzaj opis贸w biograficznych, kt贸rych autorzy z gorliwo艣ci膮
wykazywali na przyk艂ad, 偶e Descartes jako trzyletni ch艂opiec na widok popiersia Euklidesa
zawo艂a艂: "Ach!", lub gromadzili rachunki, kt贸re Goethe p艂aci艂 swej praczce, aby i w zestawieniu
偶abot贸w i mankiet贸w wykaza膰 jego lwi pazur.
Pierwszy przyk艂ad mo偶na uwa偶a膰 za metodologiczny wybryk, drugi po prostu za bzdur臋. Ale z
takich 藕r贸de艂 powstaj膮 anegdoty, a c贸偶 mo偶na mie膰 przeciw anegdotom? Nawet historia o
trzyletnim Descarcie warta jest felietonu, byle by艂 napisany lekko i odrywa艂 si臋 od wszystkich roz-
my艣la艅 o sprawach powa偶nych, kt贸re co dnia przez dwadzie艣cia cztery godziny wype艂niaj膮 偶ycie
cz艂owieka. A wi臋c i my nie l臋kajmy si臋 opowiedzie膰 o cudownych narodzinach Champolliona.
Matka jego by艂a ca艂kowicie sparali偶owana. Gdy wszyscy lekarze bezsilnie opu艣cili r臋ce, m膮偶,
Jacques Champollion, w艂a艣ciciel ksi臋garni w ma艂ej francuskiej mie艣cinie Figeac kaza艂 w
po艂owie 1790 roku zawezwa膰 do jej 艂o偶a "cudotw贸rc臋" Jacquou. Miasteczko Figeac le偶y w
po艂udniowo-wschodniej Francji, w Delfinacie, w "prowincji siedmiu cud贸w", jednej z
najpi臋kniejszych cz臋艣ci Francji, kt贸r膮 B贸g i tak ju偶 obra艂 sobie za siedzib臋. Mieszka艅cy Delfinatu to
ludzie twardzi i konserwatywni. Trudno ich zbudzi膰 z letargu, ale raz z niego zbudzeni, zdolni s膮 do
bezgranicznego fanatyzmu. S膮 to przy tym pobo偶ni katolicy ze sk艂onno艣ciami do mistycyzmu i
cud贸w.
Cudotw贸rca fakt ten, jak i to, co dalej nast臋puje, potwierdza wielu 艣wiadk贸w kaza艂 u艂o偶y膰
chor膮 na gor膮cych zio艂ach, dawa膰 jej gor膮ce wino i zapowiedzia艂 szybkie wyleczenie. Ponadto, ku
najwy偶szemu zdumieniu ca艂ej rodziny, przepowiedzia艂, i偶 wkr贸tce urodzi ona ch艂opca, dodaj膮c, 偶e
dziecko to, dzi艣 jeszcze znajduj膮ce si臋 w 艂onie matki, dost膮pi wielkiej s艂awy, kt贸ra przetrwa wieki.
Trzy dni p贸藕niej chora wsta艂a z 艂贸偶ka. A 23 grudnia 1790 roku o godzinie drugiej w nocy urodzi艂
si臋 Jean-Francois Champollion, kt贸ry ws艂awi膰 si臋 mia艂 odcyfrowaniem hieroglif贸w. Oba proroctwa
spe艂ni艂y si臋.
Je偶eli dzieci sp艂odzone przez diab艂a maj膮 ko艅skie kopyto, to nikogo nie zdziwi膮 pomniejsze
znamiona u dziecka, w kt贸rego przyj艣cie na 艣wiat wmieszany by艂 czarownik. U ma艂ego Francois
lekarz ku wielkiemu swemu zdziwieniu stwierdzi艂 偶贸艂t膮 rog贸wk臋, w艂a艣ciw膮 tylko ludom wschod-
nim, zdarzaj膮c膮 si臋 u Europejczyk贸w niezmiernie rzadko. Pr贸cz tego niemowl臋 mia艂o niezwykle
ciemn膮, omal 偶e br膮zow膮 cer臋, a i ca艂y owal twarzy by艂 zdecydowanie wschodni. Wszystko to
sprawi艂o, 偶e w dwadzie艣cia lat p贸藕niej Champolliona nazywano "Egipcjaninem".
Champollion by艂 dzieckiem rewolucji. We wrze艣niu 1792 roku w Figeac dowiedziano si臋 o
og艂oszeniu republiki. Od kwietnia 1793 roku rozpocz膮艂 si臋 okres terroru. Dom rodzinny
Champolliona sta艂 o trzydzie艣ci krok贸w od Place d艂Armes (p贸藕niej plac ten nazwano jego
imieniem), na kt贸rym zasadzono Drzewo Wolno艣ci. Pierwszymi d藕wi臋kami, kt贸re dosz艂y do uszu
ma艂ego Francois, by艂a burzliwa melodia Carmagnoli i p艂acz ludzi szukaj膮cych w domu jego ojca
schronienia przed rozszala艂ym plebsem; znajdowa艂 si臋 w艣r贸d nich pewien ksi膮dz, kt贸ry p贸藕niej
mia艂 si臋 sta膰 jego nauczycielem.
Champollion mia艂 pi臋膰 lat, gdy jak ze wzruszeniem notuje jeden z jego biograf贸w po raz
pierwszy "odcyfrowa艂" tekst pisany. Nauczywszy si臋 go na pami臋膰 i por贸wnuj膮c z drukiem, sam
bez niczyjej pomocy nauczy艂 si臋 czyta膰. Jeszcze nie sko艅czy艂 si贸dmego roku 偶ycia, gdy po raz
pierwszy us艂ysza艂 s艂owo "Egipt". Pad艂o ono jak p贸藕niej m贸wi o tym "w u艂udnym blasku
fatamorgany", gdy brat starszy ode艅 o lat dwana艣cie powzi膮艂 zamiar wzi臋cia udzia艂u w ekspedycji
egipskiej; plan ten zreszt膮 nie doszed艂 do skutku.
W Figeac, jak stwierdzaj膮 艣wiadectwa szkolne i wypowiedzi wsp贸艂czesnych, Champollion jest
z艂ym uczniem. Dlatego w 1801 roku jego brat, sam zreszt膮 zdolny filolog, 偶ywo interesuj膮cy si臋
archeologi膮, zabiera go do Grenoble, by zaj膮膰 si臋 jego edukacj膮. Gdy jedenastoletni Francois za-
czyna niebawem przejawia膰 zupe艂nie niebywa艂e wiadomo艣ci z zakresu 艂aciny i greki i ze
zdumiewaj膮cymi wynikami uczy si臋 hebrajskiego, brat, cho膰 sam nieprzeci臋tnie uzdolniony,
przewiduj膮c, 偶e Francois zdob臋dzie kiedy艣 s艂aw臋 i przyniesie honor rodzinnemu nazwisku,
postanawia przez skromno艣膰 nosi膰 odt膮d nazwisko Champollion-Figeac, a p贸藕niej nawet tylko
Figeac.
W tym samym roku z m艂odym Francois rozmawia Fourier. S艂ynny fizyk i matematyk bra艂 udzia艂 w
ekspedycji egipskiej: by艂 sekretarzem Instytutu Egipskiego w Kairze, komisarzem francuskim przy
rz膮dzie egipskim, szefem s膮downictwa i dusz膮 Komisji Uczonych. Teraz, jako prefekt
departamentu Izery, zamieszka艂 w Grenoble, gdzie od razu zgromadzi艂 doko艂a siebie
najwybitniejsze umys艂y. Podczas wizytacji jednej ze szk贸艂 wdaje si臋 w d艂u偶sz膮 rozmow臋 z
Francois. Jest nim 偶ywo zainteresowany, zaprasza go do siebie i pokazuje mu swe egipskie zbiory.
艢niady ch艂opiec patrzy jak urzeczony na pierwsze fragmenty papirus贸w. Ogl膮da napisy
hieroglificzne na kamiennych p艂ytach.
Czy mo偶na to przeczyta膰? Fourier zaprzecza ruchem g艂owy.
A ja to odczytam! m贸wi ma艂y Champollion z najg艂臋bszym przekonaniem. (P贸藕niej sam
cz臋sto opowiada艂 t臋 histori臋.) Odczytam za par臋 lat. Kiedy dorosn臋.
Czy nie przypomina nam to innego ch艂opca, kt贸ry m贸wi艂 do swego ojca: "Ja znajd臋 Troj臋" a
m贸wi艂 to z tym samym przekonaniem, z t膮 sam膮 somnambuliczn膮 pewno艣ci膮. Jak偶e r贸偶ne jednak
by艂y drogi, jak z gruntu odmienne metody, kt贸re mia艂y jednego i drugiego przywie艣膰 do
urzeczywistnienia ch艂opi臋cych marze艅. Schliemann zd膮偶a艂 do tego celu jako ca艂kowity samouk,
Champollion natomiast ani na sekund臋 nie zst臋powa艂 z wyznaczonej drogi systematycznego
naukowego wykszta艂cenia. (Przebywa艂 j膮 zreszt膮 tak szybko, 偶e pozostawi艂 w tyle wszystkich
swych koleg贸w z 艂awy szkolnej i uniwersyteckiej.) Schliemann przyst臋puj膮c do swego dzie艂a nie
mia艂 najmniejszego przygotowania fachowego, Champollion przyst膮pi艂 do swego w pe艂nym
rynsztunku wiedzy, jak膮 rozporz膮dza艂o jego stulecie.
O to wykszta艂cenie troszczy艂 si臋 jego brat usi艂uj膮cy poskromi膰 w ch艂opcu ogromny, nigdy
nienasycony g艂贸d wiedzy. Daremne wysi艂ki. Champollion zapuszcza si臋 w najbardziej odleg艂e
tereny nauki, toruje sobie drog臋 prowadz膮c膮 na wszystkie szczyty wiedzy. Maj膮c dwana艣cie lat
pisze sw膮 pierwsz膮 ksi膮偶k臋 na bardzo dziwny temat: Historia s艂awnych ps贸w. Odczuwaj膮c brak
uporz膮dkowanej chronologii historycznej, kt贸ry bardzo przeszkadza mu w studiach, opracowuje
tablic臋, kt贸rej nadaje tytu艂: Chronologia od Adama do Champolliona m艂odszego. (Starszy brat
zrzek艂 si臋 rodzinnego nazwiska, przeczuwaj膮c, 偶e Francois bardziej je ws艂awi. Champollion,
nazywaj膮c siebie "m艂odszym", wskazuje po艣rednio na brata.)
Maj膮c lat trzyna艣cie zaczyna si臋 uczy膰 j臋zyka arabskiego, syryjskiego, chaldejskiego i
koptyjskiego. Przy tym wszystko, czego si臋 uczy, wszystko, co robi i co zgarnia po drodze, stoi
pod znakiem Egiptu. Czymkolwiek si臋 zajmuje, zawsze wy艂ania si臋 dla niego jaki艣 problem egipski.
Uczy si臋 j臋zyka starochi艅skiego jedynie po to, aby zbada膰 jego ewentualne pokrewie艅stwo z
j臋zykiem staroegipskim. Studiuje pr贸bki tekst贸w najbardziej odleg艂ych j臋zyk贸w zend, pahlavi i
j臋zyka Pars贸w, czerpi膮c te pr贸bki z najrzadszych materia艂贸w, kt贸re jedynie za spraw膮 Fouriera
docieraj膮 do Grenoble. Zbiera wszystko, co mu si臋 nasuwa pod r臋k臋, i w lecie 1807 roku ma
wtedy lat siedemna艣cie opracowuje pierwsz膮 historyczn膮 map臋 Egiptu, pierwsz膮 w dziejach
map臋 pa艅stwa faraon贸w.
Aby zrozumie膰 艣mia艂o艣膰 tych poczyna艅, nale偶y sobie uprzytomni膰, 偶e nie istnia艂y w tym zakresie
偶adne inne podstawy, jak tylko odno艣ne miejsca Biblii, zniekszta艂cone przewa偶nie teksty 艂aci艅skie,
arabskie i hebrajskie oraz por贸wnania z j臋zykiem koptyjskim, jedynym j臋zykiem, kt贸ry, by膰 mo偶e,
faktycznie m贸g艂 s艂u偶y膰 za pomost do starego j臋zyka egipskiego, poniewa偶 w G贸rnym Egipcie
m贸wiono nim jeszcze do XVII wieku n.e.
Jednocze艣nie gromadzi materia艂y do ksi膮偶ki. Postanawia przeprowadzi膰 si臋 do Pary偶a. Akademia w
Grenoble 偶膮da przed艂o偶enia pracy ko艅cowej. Grono profesorskie my艣la艂o, 偶e b臋dzie to, zgodnie ze
zwyczajem, jakie艣 przem贸wienie, zwyk艂y popis krasom贸wstwa. Tymczasem Champollion
przedk艂ada profesorom ksi膮偶k臋: Egipt pod panowaniem faraon贸w.
1 wrze艣nia 1807 roku czyta wst臋p. Przed kolegium profesorskim Akademii stoi smuk艂y, wysoki
m艂odzian o subtelnej urodzie, cechuj膮cej wszystkich przedwcze艣nie dojrza艂ych. To, co m贸wi,
sformu艂owane jest w 艣mia艂ych tezach, przedstawione z nieodpart膮 logik膮. Wra偶enie jest wr臋cz
nadzwyczajne. Siedemnastoletni Champollion zostaje jednomy艣lnie obrany cz艂onkiem Akademii w
Grenoble. Jej prezes, Renauldon, powstaje z miejsca, obejmuje go i m贸wi: "Je偶eli Akademia mimo
pa艅skiego m艂odego wieku powo艂uje pana na cz艂onka, to czyni to z uwagi na to, czego pan dokona艂.
Jeszcze bardziej jednak liczy na to, czego pan dokona w przysz艂o艣ci. Jest przekonana, 偶e spe艂ni pan
jej nadzieje i pewnego dnia, zdobywszy nazwisko, przypomni sobie, 偶e to u niej znalaz艂 pierwsz膮
zach臋t臋 i uznanie."
Tak wiec z dnia na dzie艅 Champollion zosta艂 cz艂onkiem Akademii.
Zemdla艂 opuszczaj膮c gmach uniwersytetu. Sangwinik o silnej sk艂onno艣ci do depresji, by艂 w tym
okresie chorobliwie przeczulony. Duchowo nie tylko wysoko rozwini臋ty, lecz przez wielu ju偶
publicznie nazywany geniuszem, jest pod wzgl臋dem fizycznym rozwini臋ty ponad swe lata. Gdy
opuszczaj膮c 艂aw臋 szkoln膮 postanawia si臋 偶eni膰, nie jest to u niego tylko mrzonk膮 niedowarzonego
sztubaka. Wie, 偶e stoi u progu nowego 偶ycia. Widzi przed sob膮 olbrzymie miasto, centrum Europy,
ognisko 偶ycia intelektualnego i polityki, ale zarazem i siedlisko mi臋dzynarodowych aferzyst贸w.
Gdy ci臋偶ki, trz臋s膮cy dyli偶ans, w kt贸rym wraz z bratem t艂ucze si臋 przez siedemdziesi膮t godzin po
wyboistej szosie, zbli偶a si臋 do Pary偶a, Francois ma za sob膮 d艂ugie godziny rozmy艣lania. Oscyluj膮c
mi臋dzy marzeniem a rzeczywisto艣ci膮, widzi oczyma wyobra藕ni po偶贸艂k艂e papirusy, w uszach
d藕wi臋cz膮 mu s艂owa dwunastu r贸偶nych j臋zyk贸w, na barkach zdaj膮 si臋 ci膮偶y膰 zapisane hieroglifami
kamienie, a przede wszystkim tajemniczy, czarny bazaltowy kamie艅 z Rosetty. Widzia艂 go po raz
pierwszy niedawno, przy po偶egnaniu z Fourierem. Napisy nie daj膮 mu spokoju.
Wtem szczeg贸艂 ten r贸wnie偶 jest autentyczny nachyla si臋 do brata i kontynuuj膮c ju偶 na g艂os
swe my艣li, z pa艂aj膮cymi w 艣niadej twarzy oczyma, wypowiada to, o czym dawno potajemnie ju偶
marzy艂:
Odcyfruj臋 hieroglify! Wiem, 偶e je odcyfruj臋.
Jako cz艂owieka, kt贸ry znalaz艂 kamie艅 z Rosetty, wymienia si臋 Dhautpoula. Ale Dhautpoul by艂 tylko
dow贸dc膮 wojsk saperskich, zwierzchnikiem cz艂owieka, kt贸ry faktycznie znalaz艂 bazaltow膮 p艂yt臋.
Inne 藕r贸d艂a wymieniaj膮 jako znalazc臋 Boucharda. Ale Bouchard by艂 tylko oficerem kieruj膮cym
pracami fortyfikacyjnymi pod zapad艂ym fortem Rachid, zwanym ju偶 wtedy Fort Julien, o 7,5
kilometra na p贸艂nocny zach贸d od Rosetty nad Nilem, tylko tym cz艂owiekiem, kt贸ry p贸藕niej
przewi贸z艂 tr贸jj臋zyczny kamie艅 do Kairu.
W rzeczywisto艣ci tr贸jj臋zyczn膮 bazaltow膮 p艂yt臋 znalaz艂 jaki艣 nieznany 偶o艂nierz. Nigdy nie dowiemy
si臋, czy przypadkowo by艂 na tyle wykszta艂cony, 偶e natrafiwszy na ni膮 kilofem od razu oceni艂 jej
znaczenie, czy te偶 na widok czarnej p艂yty, pokrytej od g贸ry do do艂u tajemniczymi znakami, zacz膮艂
by膰 mo偶e, wydawa膰 okrzyki, jakie wydaje cz艂owiek, kt贸ry boi si臋 popa艣膰 pod wp艂yw jakich艣
tajemnych mocy.
P艂yta, kt贸ra tak niespodzianie wynurzy艂a si臋 z rumowiska starego fortu, by艂a wielko艣ci blatu
sto艂owego, drobnoziarnista, z czarnego bazaltu. Jedna strona by艂a polerowana. Nosi艂a trzy napisy, w
trzech rz臋dach, cz臋艣ciowo zwietrza艂e i zamazane wskutek d艂ugiego tarcia ziarenek piasku, pod
kt贸rym le偶a艂a przez dwa tysi膮ce lat. Z tych trzech napis贸w pierwszy mia艂 czterna艣cie wierszy i by艂
hieroglificzny, drugi dwudziestodwuwierszowy, by艂 demotyczny, trzeci liczy艂 pi臋膰dziesi膮t cztery
wiersze i by艂 grecki.
Grecki! A wi臋c czytelny. A wi臋c zrozumia艂y.
Jeden z napoleo艅skich genera艂贸w, nami臋tny hellenista, od razu zabra艂 si臋 do t艂umaczenia.
Stwierdzi艂, 偶e napis, pochodz膮cy z r. 196 przed Chr., zawiera adres ho艂downiczy kap艂an贸w z
Memfis do Ptolemeusza V z dzi臋kczynieniami za doznane dobrodziejstwa.
Po kapitulacji Aleksandrii p艂yt臋 wraz z wszystkimi innymi zdobytymi przez Francj臋 zabytkami
wydano Anglii. Zaw臋drowa艂a do Muzeum Brytyjskiego w Londynie. Ale francuska Komisja
Uczonych, jak z wszystkich innych przedmiot贸w, tak i z tej p艂yty sporz膮dzi艂a odlewy i kopie. Prze-
wieziono je do Pary偶a. Zebrali si臋 uczeni i zacz臋li por贸wnywa膰 teksty.
Tak jest, por贸wnywa膰, bo ju偶 samo uszeregowanie trzech kolumn zdawa艂o si臋 wskazywa膰 na to, 偶e
zawieraj膮 one jednakowy tekst. Ju偶 "Courrier de PEgypte" m贸wi艂 o tym, 偶e p艂yta ta stanowi klucz
do bram martwego Egiptu, 偶e dzi臋ki niej "Egipt zostanie obja艣niony przez Egipcjan". Zdawa艂o si臋,
偶e po przet艂umaczeniu greckiego napisu nie b臋dzie ju偶 rzecz膮 zbyt trudn膮 ustali膰 znaki
hieroglificzne odpowiadaj膮ce greckim s艂owom, poj臋ciom i nazwom.
Pracowa艂y nad tym najt臋偶sze g艂owy owych czas贸w. I nie tylko we Francji. Nad odcyfrowaniem
kamienia z Rosetty pracowano tak偶e w Anglii (na podstawie orygina艂u), w Niemczech, we
W艂oszech. Na pr贸偶no. Wszyscy bowiem uczeni bez wyj膮tku wychodzili z fa艂szywego za艂o偶enia.
Je艣li chodzi艂o o hieroglify, wszyscy trwali przy tradycyjnych poj臋ciach, kt贸re po cz臋艣ci si臋ga艂y
Herodota i kt贸re z niesamowit膮 uporczywo艣ci膮, w艂a艣ciw膮 tak wielu fa艂szywym wyobra偶eniom
ducha ludzkiego, za艣lepia艂y ich umys艂y. Aby przejrze膰 tajemnic臋 hieroglif贸w, potrzebny by艂 prze-
wr贸t w nauce w skali omal 偶e kopernikowskiej, potrzebny by艂 pomys艂, kt贸ry by wy艂amuj膮c si臋 z
wszystkich utartych tor贸w tradycji jak b艂yskawica rozja艣ni艂 ciemno艣ci.


Siedemnastoletni Francois Champollion, wprowadzony przez brata, stan膮艂 przed swym przysz艂ym
nauczycielem de Sacy, ma艂ym, niepozornym cz艂owiekiem, ale znanym ju偶 daleko poza granicami
Francji uczonym. Francois nie by艂 ani onie艣mielony, ani zmieszany. I tak jak niegdy艣 Fouriera w
Grenoble, tak teraz oczarowa艂 de Sacy艂ego.
Pocz膮tkowo de Sacy, licz膮cy wtedy pi臋膰dziesi膮t lat, uczony, kt贸ry osi膮gn膮艂 szczyty wiedzy swoich
czas贸w, odni贸s艂 si臋 do m艂odzie艅ca raczej nieufnie. W swej ksi膮偶ce Egipt pod panowaniem,
faraon贸w m艂ody Champollion z nies艂ychan膮 艣mia艂o艣ci膮 podj膮艂 przecie偶 plan, o kt贸rym on, de Sacy,
poprzednio si臋 wyrazi艂, 偶e nauka jeszcze nie dojrza艂a do tego, aby go urzeczywistni膰. P贸藕niej
wszak偶e, w swych wspomnieniach o tym pierwszym zetkni臋ciu si臋 z Champollionem, de Sacy
pisze "o g艂臋bokim wra偶eniu", jakie ono na nim zrobi艂o. Ksi膮偶ka Champolliona de Sacy zna艂
tylko wst臋p by艂a na prze艂omie tego roku ju偶 ca艂kowicie uko艅czona. Liczne wi臋c dowody
uznania, jakie w siedem lat p贸藕niej towarzyszy艂y jej ukazaniu si臋 w druku, nale偶a艂y si臋 w艂a艣ciwie
autorowi ju偶 wtedy, gdy mia艂 siedemna艣cie lat.
Champollion z zapa艂em zabra艂 si臋 do studi贸w. Oboj臋tny na wszystkie pokusy Pary偶a, zakopa艂 si臋 w
bibliotekach, biega艂 od jednego instytutu do drugiego, za艂atwia艂 mn贸stwo polece艅 uczonych, kt贸rzy
z Grenoble zasypywali go listami. Studiuje w tym okresie sanskryt, arabski i perski "j臋zyk
w艂oski Wschodu", jak nazywa go de Sacy pie艅, z kt贸rego wyros艂y wszystkie j臋zyki wschodnie, a
r贸wnocze艣nie prosi brata o przys艂anie mu chi艅skiej gramatyki "dla rozrywki".
Tak dalece wczuwa si臋 w ducha j臋zyka arabskiego, 偶e zmienia mu si臋 g艂os i 偶e na jakim艣
towarzyskim spotkaniu pewien Arab, bior膮c go za swego ziomka, zaczyna go wita膰 w艣r贸d
g艂臋bokich uk艂on贸w z ceremonia艂em muzu艂ma艅skiego salemu. Przez same studia tak dalece pog艂臋bia
sw膮 wiedz臋 o Egipcie, 偶e najs艂ynniejszy w贸wczas podr贸偶nik po Afryce Somini de Manencourt po
rozmowie z nim wykrzykuje ze zdumieniem: "Ale偶 on zna kraje, o kt贸rych m贸wimy, nie gorzej ode
mnie!"
W rok p贸藕niej w艂ada ju偶 tak dobrze w s艂owie i pi艣mie j臋zykiem koptyjskim ("m贸wi臋 po koptyjsku
sam do siebie..."), 偶e przeznaczone do w艂asnego u偶ytku rozprawy i notatki pisze dla nabycia
wprawy po koptyjsku pismem demotycznym. A w czterdzie艣ci lat p贸藕niej zdarza si臋 przezabawna
historia, bo jaki艣 uczony publikuje kt贸ry艣 z tych tekst贸w jako egipski orygina艂 z czas贸w Antonin贸w
i dodaje do艅 wyczerpuj膮cy komentarz. Mamy tu francuskie pendant do niemieckiej ksi膮偶ki
Beringera o skamielinach.
Przy tym materialnie powodzi mu si臋 bardzo 藕le. Gdyby nie brat, kt贸ry z najwi臋kszym
po艣wi臋ceniem przychodzi mu z pomoc膮, przymiera艂by g艂odem. Mieszka w n臋dznej izdebce
niedaleko Luwru, za kt贸r膮 p艂aci 18 frank贸w czynszu. Zalegaj膮c i z t膮 zap艂at膮, pisze b艂agalny list do
brata, zaklina go, aby go ratowa艂 w opresji. 呕yciowo niezaradny, nie umie gospodarowa膰 swym
skromnym bud偶etem. Ale jest w najwy偶szym stopniu zdumiony, gdy Figeac pisze mu, 偶e b臋dzie
chyba musia艂 zastawi膰 sw膮 bibliotek臋, je偶eli on, Francois, nie ograniczy swych wydatk贸w. Ogra-
niczy膰 wydatki? Nosi podarte zel贸wki, wystrz臋piony surdut, wstydzi si臋 wprost pokaza膰 w
towarzystwie. Choruje i w ci膮gu tej wyj膮tkowo surowej, przejmuj膮co ch艂odnej i wilgotnej paryskiej
zimy nabawia si臋 pocz膮tk贸w cierpienia, kt贸re p贸藕niej sta艂o si臋 przyczyn膮 jego 艣mierci. Dwa drobne
sukcesy podtrzymuj膮 go wtedy na duchu.
Cesarz potrzebuje 偶o艂nierzy. W 1808 roku zarz膮dzony zostaje generalny pob贸r rekruta, obejmuj膮cy
wszystkich m臋偶czyzn od szesnastego roku 偶ycia. Champollion jest przera偶ony. Ca艂a jego natura
wzdraga si臋 przed wszelk膮 form膮 przymusu. On, kt贸ry przestrzega najsurowszej dyscypliny ducha,
dr臋twieje na widok czworobok贸w gwardii poddanych bezdusznej dyscyplinie, niweluj膮cej wszelk膮
samodzielno艣膰 my艣lenia. Czy偶 nie widzieli艣my, jak Winckelmann cierpia艂 z powodu gr贸藕b innego
militaryzmu? "S膮 dni pisze zrozpaczony Francois do Figeaca kiedy zupe艂nie trac臋 g艂ow臋!"
Brat, kt贸ry zawsze przychodzi mu z pomoc膮, pomaga i tym razem. Odwo艂uje si臋 do wp艂ywowych
przyjaci贸艂, pisze niezliczone podania i w ko艅cu Champollion zosta艂 uwolniony od wisz膮cej nad nim
zmory. Mo偶e dalej studiowa膰, mo偶e w okresie, gdy doko艂a rozlega si臋 tylko szcz臋k or臋偶a, oddawa膰
si臋 nadal studiom nad martwymi j臋zykami.
Druga jednak rzecz, kt贸ra go zajmuje, a raczej tak dalece fascynuje, 偶e chwilami zapomina nawet o
gro偶膮cym mu powo艂aniu do wojska to badania nad kamieniem z Rosetty. Ciekawa rzecz.
Schliemann, znaj膮c w s艂owie i pi艣mie wszystkie j臋zyki europejskie, wiele razy cofa艂 si臋 przed nauk膮
j臋zyka starogreckiego, cho膰 w艂a艣nie on by艂 celem wszystkich jego marze艅. Cofa艂 si臋, bo wiedzia艂,
偶e z chwil膮 gdy zacznie si臋 go uczy膰, odda mu si臋 bez reszty. Tak samo Champollion. Wszystkie
jego my艣li kr膮偶膮 ko艂o kamienia z Rosetty, jakby zw臋偶aj膮c膮 si臋 coraz bardziej spiral膮 oplataj膮 ten cel
wszystkich jego d膮偶e艅. A jednak im jest go bli偶szy, tym bardziej si臋 oci膮ga, bo wci膮偶 mu si臋 zdaje,
偶e nie posiad艂 jeszcze ca艂ego rynsztunku wiedzy, w kt贸rym powinien przyst膮pi膰 do tego dzie艂a.
Teraz jednak, gdy zupe艂nie niespodzianie ma przed sob膮 now膮, wykonan膮 w Londynie kopi臋
kamienia z Rosetty, ju偶 nie mo偶e si臋 pohamowa膰. Wprawdzie i tym razem nie przyst臋puje jeszcze
do w艂a艣ciwego odcyfrowania tekstu, ogranicza si臋 do por贸wnania napis贸w z pewnym papirusem,
ale od razu udaje mu si臋 "dla ca艂ego szeregu liter znale藕膰 samodzielnie w艂a艣ciwe warto艣ci". 30
sierpnia 1808 roku pisze do brata: "Przedk艂adam ci wyniki mego pierwszego kroku!" Przez
skromno艣膰, z jak膮 obja艣nia sw膮 metod臋, przebi艂a po raz pierwszy duma m艂odego odkrywcy.
I w艂a艣nie w tym momencie, gdy zrobi艂 pierwszy krok i wie ju偶, 偶e jest na w艂a艣ciwej drodze,
wiod膮cej do sukcesu i s艂awy, otrzymuje wiadomo艣膰, kt贸ra spada na niego jak grom z jasnego nieba.
On, kt贸ry mi臋dzy sob膮 a swym celem nie widzia艂 nic poza prac膮, trudem i wyrzeczeniami, kt贸ry
got贸w by艂 na to wszystko i ju偶 tak daleko posun膮艂 si臋 naprz贸d, dowiaduje si臋 nagle, 偶e wszystko,
czego dokona艂, wszystko, w co wierzy艂, na co liczy艂 i co ju偶 wiedzia艂, sta艂o si臋 bezprzedmiotowe,
pozbawione wszelkiego sensu: hieroglify s膮 odcyfrowane!
Na zupe艂nie innym polu ludzkich poszukiwa艅 i trud贸w, w trwaj膮cej od dziesi膮tk贸w lat walce o
zdobycie bieguna po艂udniowego, zdarzy艂a si臋 podobna historia. W jeszcze dramatyczniejszej, w
jeszcze uchwytniej-szej formie wyst臋puje w niej moment, kt贸ry ca艂kowicie odpowiada temu, co
obecnie prze偶ywa Champollion, dowiaduj膮c si臋, 偶e kto艣 inny go ubieg艂. Gdy kapitan Scott z
kilkoma towarzyszami, paroma saniami i psami w艣r贸d potwornych trud贸w zbli偶y艂 si臋 wreszcie do
bieguna, ju偶 tylko na wp贸艂 przytomny z g艂odu i wycie艅czenia, ale pe艂en nieopisanej dumy, 偶e
pierwszy osi膮gn膮艂 ten cel, w贸wczas na bezkresnym 艣nie偶nym polu, kt贸re zdobywa艂 jako teren
dziewiczy, ujrza艂 nagle flag臋 zatkni臋t膮 ju偶 na biegunie flag臋 Amundsena.
Przyk艂ad, powtarzamy, jest bardziej dramatyczny, bo tu za rozczarowaniem cz艂owieka sta艂a jeszcze
ponadto i bia艂a 艣mier膰. Czy偶 jednak m艂ody Champollion nie odczuwa艂 tego co kapitan Scott? S艂aba
to pociecha, 偶e w tym tak bogatym w odkrycia stuleciu to samo, co jemu, zdarzy艂o si臋 dziesi膮tkom
innym. Wszyscy oni z pewno艣ci膮 czuli to samo co Scott na widok flagi.
Wiadomo艣膰 uderzy艂a w Champolliona jak grom, ale i wra偶enie jej by艂o r贸wnie przemijaj膮ce jak
wra偶enie gromu. Flaga Amundsena by艂a niezbitym faktem, 艣wiadczy艂a o bezspornym zwyci臋stwie.
Odcyfrowanie hieroglif贸w takim niezbitym faktem jeszcze nie by艂o.
Champollion dowiedzia艂 si臋 o nim na ulicy. Szed艂 w艂a艣nie do College de France. Zakomunikowa艂
mu to z najwi臋kszym przej臋ciem kolega, nie podejrzewaj膮c nawet, o co od dawna walczy
Champollion, o czym marzy, nad czym pracuje przez niezliczone dni i noce, w imi臋 czego cierpi
bied臋, znosi g艂贸d i upokorzenia. Teraz jest przera偶ony, widz膮c, jak Champollion s艂ania si臋 na
nogach i wspiera si臋 na jego ramieniu.
Odcyfrowa艂 je Alexandre Lenoir! m贸wi. Jego praca dopiero co si臋 ukaza艂a. Jest to
w艂a艣ciwie broszura Nouvelle explication, ca艂kowite odcyfrowanie hieroglif贸w. Pomy艣l, jakie to ma
znaczenie!
Komu to m贸wi!
Lenoir? pyta Champollion.
Kr臋ci g艂ow膮. Budzi si臋 w nim iskierka nadziei. Jeszcze wczoraj widzia艂 si臋 z Lenoirem. Zna go od
roku. Lenoir jest cenionym naukowcem, ale dalib贸g, nie geniuszem.
To niemo偶liwe powiada Champollion. Nikt o tym nie m贸wi艂. Sam Lenoir nie wspomnia艂 o
tym ani s艂owem.
To ci臋 dziwi? odpowiada kolega. Kt贸偶 przed czasem rozg艂asza podobne odkrycie?
Champollion ju偶 chce biec dalej.
Kt贸ry ksi臋garz to wyda艂?
Szybko oddala si臋. Dr偶膮cymi r臋kami odlicza na zakurzonej ladzie ksi臋garni frankowe monety.
Dot膮d sprzedano zaledwie kilka egzemplarzy broszury. P臋dzi do domu, rzuca si臋 na wytart膮
otoman臋 i zaczyna czyta膰.
W par臋 chwil p贸藕niej zacna wdowa M艣cran, zaj臋ta w swej kuchni, nagle odstawia garnki na st贸艂: z
pokoju jej lokatora dochodzi jaki艣 piekielny ha艂as. Przera偶ona, nas艂uchuje, potem wybiega z kuchni
i otwiera drzwi. Francois Champollion le偶y na otomanie, cia艂o jego wygi臋te jest w pa艂膮k, z ust
wydobywaj膮 si臋 jakie艣 nieartyku艂owane d藕wi臋ki, ale nie ma 偶adnej w膮tpliwo艣ci: 艣mieje si臋, zanosi
od nieopanowanego, histerycznego 艣miechu.
W r臋ku trzyma ksi膮偶k臋 Lemoira. Odcyfrowanie hieroglif贸w? Tu kto艣 za wcze艣nie zatkn膮艂 sw膮
flag臋! Champollion jest dostatecznie zorientowany, by m贸c natychmiast os膮dzi膰, 偶e wszystko, co
twierdzi Lenoir, jest wierutn膮, wyssan膮 z palca bzdur膮. Ca艂a jego teoria to mieszanina fantazji i
b艂膮dz膮cej po manowcach uczono艣ci.
Niemniej wstrz膮s by艂 okropny. Champollion nigdy go nie zapomni. Prze偶ycie to dowiod艂o mu, jak
bardzo ju偶 wewn臋trznie zr贸s艂 si臋 ze swym zadaniem od dawna wszak pragn膮艂 zmusi膰 martwe
obrazy i znaki, 偶eby przem贸wi艂y. Gdy wycie艅czony zasypia, prze艣laduj膮 go dziwne sny. Z k艂臋bu
sennych widziade艂 dochodz膮 go jakie艣 egipskie g艂osy. Sen uprzytamnia mu to, co w trudach i
k艂opotach codziennego 偶ycia nieraz si臋 zaciera艂o: 偶e jest op臋ta艅cem, 偶e op臋ta艂y go hieroglify, 偶e
cierpi na idie fixe.
Ale we wszystkich tych snach widzi siebie u celu. Teraz cel ten wydaje mu si臋 uchwytny. I gdy tak
przewraca si臋 z boku na bok, osiemnastoletni Champollion nawet nie podejrzewa, 偶e minie jeszcze
dwana艣cie lat, zanim go osi膮gnie. Nie wie, 偶e czeka go wiele niepowodze艅 i przeszk贸d, 偶e on, kt贸ry
w my艣lach ma tylko hieroglify i kraj faraon贸w, pewnego dnia p贸jdzie na wygnanie jako zdrajca
stanu.




Rozdzia艂 jedenasty

ZDRAJCA STANU ODCYFROWUJE HIEROGLIFY


Gdy Champollion jako dwunastoletni ch艂opiec uczy艂 si臋 Starego Testamentu z tekstu oryginalnego,
w pewnym wypracowaniu wypowiedzia艂 si臋 za republika艅sk膮 form膮 rz膮du jako jedynie s艂uszn膮.
Wychowany w ideologii przygotowanej przez wiek O艣wiecenia, a wyzwolonej przez wielk膮
rewolucj臋, cierpia艂 p贸藕niej z powodu nowego despotyzmu, kt贸ry przejawia艂 si臋 ju偶 w edyktach i
dekretach Republiki, a po koronacji Napoleona na cesarza zupe艂nie otwarcie pokaza艂 swoje oblicze.
W przeciwie艅stwie do swego brata nie uleg艂 urokowi Napoleona. Pozosta艂 krytyczny mimo
wszystkich sukces贸w i nawet w my艣lach nie towarzyszy艂 or艂om francuskim w ich zwyci臋skim
pochodzie.
Nie tu miejsce 艣ledzi膰 polityczny rozw贸j Champolliona. Czy mamy jednak przemilcze膰, 偶e on,
egiptolog, wiedziony nieprzezwyci臋偶onym pragnieniem wolno艣ci, ze sztandarem w r臋ku zdobywa艂
cytadel臋 Grenoble? Chocia偶 cierpia艂 pod twardymi rz膮dami Napoleona, nie znosi艂 Burbon贸w i
w艂asn膮 r臋k膮 zdar艂 z wie偶y cytadeli powiewaj膮c膮 na niej chor膮giew z liliami, zatykaj膮c tr贸jbarwny
sztandar rewolucji. Teraz w sztandarze tym, kt贸ry pi臋tna艣cie lat 艂opota艂 na czele hufc贸w
napoleo艅skich przemierzaj膮cych ca艂膮 Europ臋, widzia艂 symbol nowej wolno艣ci.
Champollion znowu przebywa艂 w Grenoble. Jego nominacja na profesora historii na tamtejszym
uniwersytecie nosi dat臋 10 lipca 1809 roku. Maj膮c wi臋c dziewi臋tna艣cie lat wyk艂ada艂 jako profesor w
tych samych murach, w kt贸rych niedawno sam jeszcze studiowa艂. Byli w艣r贸d jego student贸w
m艂odzi ludzie, kt贸rzy jeszcze przed dwoma laty siedzieli z nim na jednej 艂awie szkolnej. Czy mo偶na
si臋 dziwi膰, 偶e w tych warunkach sta艂 si臋 przedmiotem zawi艣ci i 偶e oplata艂a go sie膰 intryg? Knuli je
przeciw niemu zw艂aszcza starsi profesorowie, kt贸rzy uwa偶ali si臋 za pomini臋tych, skrzywdzonych i
upo艣ledzonych.
I jakie偶 to idee g艂osi艂 ten m艂ody profesor historii! G艂osi艂, 偶e najwy偶szym celem bada艅 historycznych
jest poszukiwanie prawdy, przez prawd臋 za艣 rozumia艂 prawd臋 absolutn膮, a nie bonapartystyczn膮 czy
burbo艅sk膮. Domaga艂 si臋 wolno艣ci nauki, przez co znowu rozumia艂 wolno艣膰 absolutn膮, a nie tak膮,
kt贸rej dekrety i zakazy zakre艣laj膮 granice i od kt贸rej 偶膮da si臋 zrozumienia konieczno艣ci
podyktowanych 偶膮dz膮 w艂adzy. Domaga艂 si臋 wi臋c tego, co g艂osi艂y fermentuj膮ce umys艂y pierwszych
dni wielkiej rewolucji, a co od tego czasu z roku na rok coraz jawniej zdradzano.
Tote偶 Champollion si艂膮 rzeczy musia艂 popa艣膰 w konflikt spowodowany rozwojem wydarze艅. Nigdy
nie sprzeniewierzy艂 si臋 swym ideom, cz臋sto jednak upada艂 na duchu. W listach do brata przytacza
sentencje, kt贸re kto inny na jego miejscu zaczerpn膮艂by prawdopodobnie z ostatnich s艂贸w
Wolterowskiego Kandyda, ale kt贸re on czerpie wprost ze 艣wi臋tych ksi膮g Wschodu: "Wykarczuj
swe 艂any! Lepiej tak m贸wi Zendawesta zaora膰 sze艣膰 膰wierci ziemi ni偶 wygra膰 dwadzie艣cia
cztery bitwy." I dodaje: "Najzupe艂niej podzielam to zdanie." A wkr贸tce potem, uwik艂any w coraz
liczniejsze intrygi, co przyprawia go niemal o chorob臋, a na skutek machinacji koleg贸w skazany na
jedn膮 czwart膮 pobor贸w, pisze znowu do brata: "Los m贸j jest przes膮dzony: biedny jak Diogenes
spr贸buj臋 kupi膰 sobie beczk臋 oraz worek, kt贸ry b臋dzie mi s艂u偶y艂 za odzienie. Potem b臋d臋 偶y艂
nadziej膮, 偶e znani ze swej wspania艂omy艣lno艣ci Ate艅czycy zapewni膮 mi utrzymanie."
Pisze satyry przeciw Napoleonowi. Ale gdy Napoleon zostaje ostatecznie obalony i 19 kwietnia
1814 roku sprzymierzeni wkraczaj膮 do Grenoble, pyta sam siebie ze sceptyczn膮 gorycz膮, czy teraz
po obaleniu w艂adzy despoty istotnie rozpocznie si臋 panowanie idea艂贸w. W膮tpi w to.
Ale cho膰 serce jego gor膮co bije dla wolno艣ci narodu i nauki, ani na chwil臋 nie zag艂usza w nim
wielkiej nami臋tno艣ci nami臋tno艣ci do studi贸w nad Egiptem. Jego p艂odno艣膰 jest w dalszym ci膮gu
wr臋cz nieprawdopodobna. Przy tym jednocze艣nie zajmuje si臋 rzeczami okoliczno艣ciowymi,
ubocznymi. Pracuje nad s艂ownikiem j臋zyka koptyjskiego, pisze sztuki teatralne w tym dramat o
Ifigenii dla salon贸w towarzyskich Grenoble. Pisze pie艣ni, politycznie zabarwione chansons,
kt贸re ledwie schodz膮 z jego biurka, ju偶 rozbrzmiewaj膮 na ulicach. Rzecz niepoj臋ta na przyk艂ad dla
niemieckich uczonych, ale we Francji najzupe艂niej zgodna z tradycj膮, kt贸r膮 zapocz膮tkowa艂 ju偶 w
XII wieku Pierre Abelard. Przede wszystkim jednak zajmuje si臋 tym, co nadal pozostaje g艂贸wnym
zadaniem jego 偶ycia: wgryza si臋 coraz g艂臋biej w tajemnice Egiptu. Egipt bowiem trzyma go nadal
pod sw膮 w艂adz膮 oboj臋tnie, czy na ulicach grzmi膮 okrzyki Vive l艂Empereurl, czy Vive le Ro
Pisze w tym okresie niezliczone artyku艂y, przygotowuje ksi膮偶ki, wspomaga rad膮 innych autor贸w
ca艂ego 艣wiata. M臋czy si臋 z przeci臋tnymi studentami. Wszystko to szarpie, zjada jego nerwy,
podkopuje zdrowie. W grudniu 1816 roku pisze: "M贸j s艂ownik koptyjski staje si臋 z ka偶dym dniem
grubszy. Za to jego autor staje si臋 z ka偶dym dniem cie艅szy." Gdy stwierdza, i偶 doszed艂 do strony
1069, a s艂ownik wci膮偶 jeszcze nie jest zako艅czony, z piersi jego wydobywa si臋 ci臋偶kie
westchnienie.
Nadesz艂o "sto dni" Napoleo艅skich. Europa raz jeszcze zadr偶a艂a, gdy Napoleon znowu si臋gn膮艂 po
w艂adz臋. To, co z trudem zosta艂o tak niedawno zbudowane, zn贸w wali艂o si臋 w gruzy. Prze艣ladowani
stali si臋 prze艣ladowcami, w艂adcy zamieniali si臋 w poddanych, kr贸l w zbiega. Dni te i Champolliona
wyp臋dzaj膮 z pracowni: Napoleon wraca! Gazety znacz膮 jego drog臋 kamieniami milowymi
zak艂amania pisz膮c z prawdziwie operetkow膮 gradacj膮: "Potw贸r uciek艂!", "Wilko艂ak wyl膮dowa艂 w
Cannes", "Tyran zatrzyma艂 si臋 w Lyonie!" "Uzurpator stoi o 60 mil od stolicy!", "Jutro Napoleon
b臋dzie w murach Pary偶a!", "Jego Cesarska Mo艣膰 znajduje si臋 w Fontainebleau!"
7 marca Napoleon w swym marszu do stolicy staje pod Grenoble. Stuka tabakierk膮 w bram臋 miasta.
Jest noc, doko艂a p艂on膮 pochodnie. Operowa scena historyczna. Bo oto przez kr贸tk膮, ale jak偶e
straszliw膮 minut臋 Napoleon stoi sam jeden w obliczu ustawionych na wa艂ach armat, ko艂o kt贸rych
krz膮taj膮 si臋 ju偶 kanonierzy. Wtem wybucha okrzyk: "Niech 偶yje Napoleon!", i oto "przyszed艂szy do
Grenoble jako awanturnik opuszcza je jako cesarz". Grenoble bowiem, serce Delfinatu, jest
najwa偶niejsz膮 baz膮 operacyjn膮, jak膮 nale偶a艂o zdoby膰.
Figeac, brat Champolliona, ju偶 niegdy艣 oczarowany przez cesarza, teraz oddaje mu si臋 dusz膮 i
cia艂em. Napoleonowi potrzebny jest zaufany sekretarz osobisty. Burmistrz przedstawia mu Figeaca
i z rozmys艂em b艂臋dnie wymawia jego nazwisko: "Champoleon". "C贸偶 za dobra wr贸偶ba wo艂a
cesarz przecie偶 on nosi po艂ow臋 mego imienia!" Champollion r贸wnie偶 obecny jest przy tej
scenie. Napoleon wypytuje go o jego prac臋, s艂yszy o koptyjskiej gramatyce, o s艂owniku. I podczas
gdy Champollion zachowuje ch艂odn膮 rezerw臋 (czy偶 od dwunastego roku 偶ycia nie obcuje z
w艂adcami, kt贸rzy bli偶ej stali bog贸w ni偶 Napoleon?), Napoleon jest zafascynowany m艂odym
uczonym, d艂ugo z nim rozmawia i w przyst臋pie cesarskiej 艂askawo艣ci obiecuje wyda膰 drukiem w
Pary偶u obydwa jego dzie艂a. Ma艂o tego, nast臋pnego dnia odwiedza go w bibliotece uniwersyteckiej,
znowu powraca do jego studi贸w j臋zykowych wszystko to w dniach, godzinach, gdy jest w
trakcie odzyskiwania swego imperium. Naprzeciw siebie stoj膮 dwaj zdobywcy Egiptu: jeden
w艂膮czy艂 ten kraj w swe zakrojone na skal臋 艣wiatow膮 plany polityczne, chcia艂 go na nowo powo艂a膰
do 偶ycia (w czasie ekspedycji egipskiej my艣la艂 o wybudowaniu tysi膮ca 艣luz, aby mu na wszystkie
czasy zapewni膰 rentowno艣膰 gospodarcz膮), a teraz, s艂ysz膮c bli偶sze szczeg贸艂y o j臋zyku koptyjskim,
ogarni臋ty nowym zapa艂em, postanawia uczyni膰 go j臋zykiem ca艂ego Egiptu; drugi, cho膰 nigdy
jeszcze nie by艂 w Egipcie, w duchu widzia艂 go ju偶 tysi膮ce razy i p贸藕niej zdob臋dzie go si艂膮 swej
wiedzy i swego umys艂u.
Ale dni panowania Napoleona s膮 policzone. R贸wnie nag艂y jak drugi jego wzlot jest i drugi upadek.
Elba by艂a dla艅 wycieczk膮. Wyspa 艢w. Heleny staje mu si臋 艂o偶em 艣mierci.
Burboni znowu wkraczaj膮 do Pary偶a. Nie s膮 silni, wi臋c nie s膮 te偶 m艣ciwi. Niemniej jednak czy偶
mog艂o by膰 inaczej? wyroki skazuj膮ce licz膮 si臋 na setki, "kary spadaj膮 niby manna u 呕yd贸w".
C贸偶 dziwnego, 偶e i Figeac, kt贸ry pod膮偶y艂 z Napoleonem do Pary偶a i zajmowa艂 tu eksponowane
stanowisko, znajduje si臋 w艣r贸d prze艣ladowanych. W po艣piechu, z jakim przeprowadzono procesy
polityczne, a mo偶e i za spraw膮 wielu zawistnych, jakich mia艂 m艂ody profesor w Grenoble, obu braci
pomylono ze sob膮; i przedtem ju偶 mylono ich ze sob膮 jako naukowc贸w. W dodatku Champollion w
ostatnich godzinach "stu dni", w tym samym czasie, gdy czyni艂 rozpaczliwe starania o zdobycie
tysi膮ca frank贸w na kupno egipskiego papirusu, pomaga艂 w za艂o偶eniu tzw. Zwi膮zku Delfinatu, kt贸ry
opowiedzia艂 si臋 po stronie wolno艣ci. Teraz jego cz艂onkowie nale偶膮 do podejrzanych.
Gdy rojali艣ci wyruszyli przeciw Grenoble, Champollion na wa艂ach fortecznych zagrzewa jej
obro艅c贸w do oporu, zupe艂nie nie rozumiej膮c, czyje zwyci臋stwo rokuje wi臋ksz膮 wolno艣膰. Ale co
dzieje si臋 potem? W chwili gdy genera艂 Latour zaczyna bombardowa膰 艣r贸dmie艣cie, Champollion
widz膮c, 偶e przybytek nauki i owoc jego pracy s膮 w niebezpiecze艅stwie, zapomina o polityce i
wojsku, opuszcza w po艣piechu wa艂y forteczne, wbiega na drugie pi臋tro biblioteki uniwersyteckiej i
tu znosz膮c wod臋 i piasek, sam jeden pozostaje w wielkim gmachu przez ca艂y czas bombardowania,
nara偶aj膮c 偶ycie, byle ocali膰 swe papirusy.
W艂a艣nie w tych dniach, pozbawiony katedry i jako zdrajca stanu skazany na banicj臋, przyst臋puje do
pracy nad ostatecznym odcyfrowaniem hieroglif贸w. Wygnanie trwa p贸艂tora roku. Po powrocie
rozpoczyna si臋 okres niezmordowanej pracy. Punktami oparcia s膮 znowu Grenoble i Pary偶.
Tymczasem grozi mu nowy proces o zdrad臋 stanu. Jako zbieg opuszcza w lipcu 1821 roku miasto,
w kt贸rym z ucznia sta艂 si臋 cz艂onkiem Akademii. Ale w rok p贸藕niej og艂asza sw膮 prac臋 Lettre M.
Dacier relative l艂alphabet des hiiroglyphes phonitiques, kt贸ra po艂o偶y艂a podwaliny pod
odcyfrowanie hieroglif贸w. Dzi臋ki tej pracy nazwisko Champolliona znalaz艂o si臋 na ustach
wszystkich, kt贸rzy, spragnieni odpowiedzi na nie rozstrzygni臋te dot膮d pytania, mieli wzrok
utkwiony w piramidach i 艣wi膮tyniach Egiptu.


Trudno wprost uwierzy膰, co by艂o powodem, 偶e hieroglify dot膮d nie zosta艂y odcyfrowane. Przecie偶
ca艂y 艣wiat mia艂 je przed oczyma. Pisa艂o o nich wielu staro偶ytnych autor贸w, rozwodzili si臋, nadaj膮c
im coraz to now膮 interpretacj臋, uczeni 艣redniowiecznej Europy. Po egipskiej ekspedycji Napoleona
dotar艂y w niezliczonych odpisach do pracowni uczonych. Je偶eli mimo wszystko jeszcze ich nie
odcyfrowano, to nie tylko dlatego, ze nie umiano tego dokona膰, nie tylko dlatego, ze wiele ludzi
grzeszy艂o brakiem przenikliwo艣ci, lecz tak偶e dlatego, 偶e jeden cz艂owiek sprowadzi艂 te badania na
manowce.
Herodot, Strabon i Diodor, kt贸rzy podr贸偶owali po Egipcie, wspominaj膮 o hieroglifach jako o
niezrozumia艂ym pi艣mie obrazkowym. Ale tylko Horapollon w IV stuleciu naszej ery da艂
szczeg贸艂owy opis ich znaczenia (wzmianki, jakie czyni膮 o nich Klemens Aleksandryjski i
Porphyrius, s膮 niezrozumia艂e). Nic dziwnego, ze z braku jakiegokolwiek innego oparcia, za punkt
wyj艣cia wszystkich docieka艅 przyj臋to dzie艂o Horapollona. Ale Horapollon stale m贸wi o
hieroglifach jako o pi艣mie obrazkowym. Przez d艂ugie wi臋c stulecia ka偶da pr贸ba ich interpretacji
doszukiwa艂a si臋 w obrazkach symbolicznego znaczenia. Laikom pozwala艂o to puszcza膰 wodze
fantazji, uczonych jednak doprowadza艂o do rozpaczy.
Gdy Champollion odcyfrowa艂 hieroglify, mo偶na by艂o zda膰 sobie spraw臋, ile prawdy by艂o w tym, co
podawa艂 o nich Horapollon. Mo偶na by艂o dostrzec, 偶e we wczesnym ich rozwoju stosowana by艂a
symbolika, w kt贸rej kreska falista oznacza艂a wod臋, prosta kreska dom, a chor膮giew boga.
Stosowanie jednak, w oparciu o Horapollona, tej symboliki do p贸藕niejszych napis贸w prowadzi艂o na
manowce.
Perypetie tych b艂臋dnych docieka艅 by艂y wr臋cz niewiarygodne. Gdy w latach 16501654 uczony
jezuita Athanasius Kircher, cz艂owiek sk膮din膮d obdarzony inwencj膮 (by艂 m.in. konstruktorem
pierwszej latami magicznej), wyda艂 w Rzymie cztery tomy zawieraj膮ce przek艂ady hieroglif贸w, ani
jeden, ale to dos艂ownie ani jeden przek艂ad nie tylko nie by艂 prawdziwy, ale nawet w przybli偶eniu
nie odgadywa艂 prawdziwego ich znaczenia. Grup臋 znak贸w oznaczaj膮cych przydomek rzymskich
cesarzy "autocrator" odczyta艂 on, jak nast臋puje: "Tw贸rc膮 p艂odno艣ci i wszelkiej ro艣linno艣ci jest
Ozyrys, kt贸rego tw贸rcz膮 si艂臋 艣wi臋ty Mophta czerpie z nieba dla swego pa艅stwa."
Jednak偶e Kircher zrozumia艂 negowane przez wielu innych uczonych znaczenie, jakie dla
odcyfrowania hieroglif贸w ma p贸藕niejsza forma j臋zyka Egipcjan j臋zyk koptyjski.
W sto lat p贸藕niej de Guignes wyst膮pi艂 na podstawie por贸wnawczego badania hieroglif贸w w
paryskiej Academie des Inscriptions et des Beaux-Arts z tez膮, ze Chi艅czycy s膮 kolonistami
egipskimi. Ale (to "ale" stosuje si臋 niemal do ka偶dego badacza, ka偶dy z nich bowiem natrafia艂 co
najmniej na jeden w艂a艣ciwy 艣lad) odczyta艂 prawid艂owo imi臋 kr贸l贸w egipskich "Menes". Kt贸ry艣
jednak z jego przeciwnik贸w od razu doszuka艂 si臋 w tych znakach innego s艂owa: "Manouph", co
Woltera, najzjadliwszego komentatora swoich czas贸w, sk艂oni艂o do wypadu przeciw etymologom:
"...samog艂oski pisa艂 dla nich si臋 nie licz膮, a na sp贸艂g艂oskach ma艂o im zale偶y". (Dodajmy
zreszt膮, 偶e w przeciwie艅stwie do tezy de Guignes艂a wsp贸艂cze艣ni mu angielscy badacze uwa偶ali, 偶e,
na odwr贸t, nie Chi艅czycy przyw臋drowali z Egiptu, lecz Egipcjanie przyw臋drowali z Chin.)
Mo偶na by s膮dzi膰, 偶e znalezienie tr贸jj臋zycznego kamienia z Rosetty powinno by艂o po艂o偶y膰 kres tym
niedorzecznym odgadywaniom. Tymczasem sta艂o si臋 inaczej. Droga do rozwi膮zania zagadki
hieroglif贸w wydawa艂a si臋 teraz tak prosta, 偶e nawet laicy porywali si臋 na rozwi膮zanie tego zadania.
Pewien anonimowy "badacz" z Drezna wysylabizowa艂 z kr贸tkiego hieroglificznego fragmentu
kamienia z Rosetty ca艂y tekst grecki. Pewien Arab nazwiskiem Achmet Bin Abubekr "odkry艂" jaki艣
tekst, kt贸ry powa偶ny sk膮din膮d orientalista Hammer-Purgstall nawet przet艂umaczy艂. Jaki艣
anonimowy pary偶anin rozpozna艂 w napisie na 艣wi膮tyni w Denderze psalm 100, a w Genewie
ukaza艂o si臋 t艂umaczenie napis贸w na tak zwanych "obeliskach pamfilijskich", kt贸re mia艂y by膰 "napi-
sanym na cztery tysi膮ce lat przed Chr. opowiadaniem o zwyci臋stwie pobo偶nych nad bezbo偶nymi".
Rozko艂ysana fantazja nie zna艂a ju偶 偶adnych granic. U takiego hr. Palina np. 艂膮czy艂a si臋 z niebywa艂膮
czelno艣ci膮 i g艂upot膮: twierdzi艂 on, 偶e istot臋 kamienia z Rosetty uchwyci艂 na pierwsze wejrzenie. W
oparciu o Horapollona, o doktryn臋 Pitagorasa i o Kaba艂臋 tak szybko odgad艂 symbole bazaltowej
p艂yty, 偶e w ci膮gu jednej nocy mia艂 ju偶 gotowy wynik, a w osiem dni p贸藕niej przed艂o偶y艂 go
publiczno艣ci. Twierdzi艂 przy tym, 偶e tylko ten po艣piech "ustrzeg艂 go przed systematycznymi
b艂臋dami, kt贸re rodz膮 si臋 jedynie i wy艂膮cznie z d艂ugiego rozmy艣lania".
W艣r贸d tych przemijaj膮cych jak fajerwerki "odcyfrowa艅" hieroglif贸w Champollion porz膮dkuje
materia艂y. Por贸wnuje je, sprawdza, szczebel za szczeblem wznosi si臋 do ostatecznego rozwi膮zania.
S艂yszy, 偶e ksi膮dz Tandeau de St.-Nicolas wyda艂 broszur臋, w kt贸rej "niezbicie" dowodzi, i偶
hieroglify w og贸le nie by艂y pismem, lecz tylko 艣rodkiem zdobniczym. Nie zmylony tym
Champollion ju偶 w 1815 roku w jednym ze swych list贸w pisze o Horapollonie: "Praca jego cho膰
nosi tytu艂 Hieroglyphica, bynajmniej nie obja艣nia tego, co nazywamy hieroglifami. Obja艣nia
jedynie 艣wi臋te symboliczne rze藕by, tzn. egipskie symbole, kt贸re r贸偶ni膮 si臋 zasadniczo od
w艂a艣ciwych hieroglif贸w. Ta moja opinia jest sprzeczna z og贸lnie przyj臋tym pogl膮dem, ale dowody
jej s艂uszno艣ci znajduj膮 si臋 na egipskich pomnikach. W emblematycznych scenach wida膰 艣wi臋te
rze藕by, o kt贸rych m贸wi Horapollon, jak np. w臋偶a gryz膮cego w艂asny ogon, s臋pa w opisanej przez
niego postawie, deszcz spadaj膮cy z nieba, cz艂owieka bez g艂owy, go艂臋bia z li艣ciem wawrzynu, nie
wida膰 ich jednak we w艂a艣ciwych hieroglifach."
W owych latach doszukiwano si臋 w hieroglif ach i b膮d藕. systemu.jakiego艣 "mistycznego
epikureizmu, b膮d藕 kabalistycznej, astrologicznej i gnostycznej wiedzy tajemnej, b膮d藕 te偶
praktycznych wskaz贸wek rolniczych, kupieckich czy techniczno-administracyjnych. Wyczytywano
z nich fragmenty Biblii, a nawet literatur臋 przedpotopow膮, chaldejskie, hebrajskie, ba, nawet
chi艅skie traktaty, "jak gdyby pisze Champollion Egipcjanie nie posiadali w艂asnego j臋zyka i
nie pragn臋li wyrazi膰 go w pi艣mie".
Wszystkie te pr贸by obja艣nienia hieroglif贸w opiera艂y si臋 w wi臋kszym lub mniejszym stopniu na
pismach Horapollona. Istnia艂a tylko jedna droga do ich odcyfrowania. Droga ta prowadzi艂a przeciw
Horapollonowi. I t膮 w艂a艣nie drog膮 poszed艂 Champollion.


Wielkie odkrycia ducha ludzkiego rzadko kiedy daj膮 si臋 okre艣li膰 w czasie. S膮 wynikiem
niezliczonych proces贸w my艣lowych, wieloletniego 膰wiczenia umys艂u w kierunku jednego
okre艣lonego problemu. W odkryciach tych 艣wiadomo艣膰 艂膮czy si臋 z nie艣wiadomo艣ci膮, skupiona na
celu uwaga z sennym marzeniem. Rzadko rozwi膮zanie nast臋puje z nag艂o艣ci膮 b艂yskawicy.
Wielkie odkrycia, gdy przyjrze膰 si臋 temu, co je poprzedzi艂o, trac膮 co艣 nieco艣 ze swej wielko艣ci.
P贸藕niejszym pokoleniom, dla kt贸rych nie stanowi膮 ju偶 one zagadki, pope艂nione b艂臋dy wydaj膮 si臋
naiwne, fa艂szywe wyobra偶enia rezultatem za艣lepienia, problemy proste. Dzi艣 trudno ju偶 sobie
wyobrazi膰, co znaczy艂 w owych czasach fakt, ze Champollion wbrew opinii 艣wiata uczonych,
przysi臋gaj膮cych na Horapollona, wyst膮pi艂 ze swym w艂asnym zdaniem. Nie nale偶y zapomina膰, 偶e
zar贸wno uczeni, jak publiczno艣膰 nie dlatego wierzyli w Horapollona, 偶e powa偶ali w nim autorytet,
tak jak ich 艣redniowieczni koledzy wierzyli w autorytet Arystotelesa, a p贸藕niejsi teologowie w
Ojc贸w Ko艣cio艂a. Nie, trzymali si臋 Horapollona po prostu dlatego, 偶e nawet przy najwi臋kszym
sceptycyzmie nie widzieli w og贸le mo偶liwo艣ci 偶adnej innej interpretacji pr贸cz tej jednej: hieroglify
s膮 pismem obrazkowym. Tu bowiem na nieszcz臋艣cie dla bada艅 naukowych autorytatywna
wypowied藕 艂膮czy艂a si臋 z oczywisto艣ci膮. W osobie Horapollona przemawia艂 nie tylko cz艂owiek b膮d藕
co b膮d藕 bli偶szy ostatnich pisanych hieroglif贸w o p贸艂tora tysi膮ca lat, ale i kto艣, kto m贸wi艂 to, co
ka偶dy m贸g艂 widzie膰: w hieroglifach wida膰 by艂o tylko obrazy, obrazy i jeszcze raz obrazy.
Ot贸偶 w tym nie daj膮cym si臋 艣ci艣le okre艣li膰 momencie, gdy Champollion wpad艂 na my艣l, 偶e
hieroglificzne obrazki s膮 "literami" (艣ci艣lej "znakami fonetycznymi", pierwsze bowiem
sformu艂owanie Champolliona brzmi: "...nie b臋d膮c 艣ci艣le alfabetycznymi, s膮 jednak fonetyczne"),
dopiero w tym momencie nast膮pi艂 zwrot odwr贸cenie si臋 od Horapollona co doprowadzi艂o do
odcyfrowania hieroglif贸w. Czy po takim 偶yciu i pracy jak 偶ycie i praca Champolliona mo偶na w
og贸le m贸wi膰 jeszcze o "pomy艣le", o "szcz臋艣liwej minucie"? Gdy Champollionowi po raz pierwszy
przysz艂a ta my艣l, odrzuci艂 j膮. Pewnego dnia zidentyfikowa艂 znak le偶膮cego w臋偶a z d藕wi臋kiem "f";
odsun膮艂 od siebie to twierdzenie jako nie wytrzymuj膮ce krytyki. Gdy kilku innych badaczy
skandynawscy uczeni Zoega i Akerblad, Francuz de Sacy, a przede wszystkim Anglik Thomas
Young rozpozna艂o w demotycznej cz臋艣ci kamienia z Rosetty "pismo literowe", uda艂o im si臋
kilka cz臋艣ciowych rozwi膮za艅. Dalej jednak post膮pi膰 ju偶 nie mogli i rezygnowali ze swych prac lub
nawet odwo艂ywali osi膮gni臋te wyniki. De Sacy ca艂kowicie skapitulowa艂 przed hieroglificzny-mi
tekstami stwierdzaj膮c, i偶 s膮 one "niedost臋pne jak 艣wi臋ta arka przymierza".
Nawet Thomas Young, kt贸ry w odcyfrowaniu demotycznej cz臋艣ci osi膮gn膮艂 wybitne wyniki,
poniewa偶 czyta艂 j膮 "fonetycznie", jeszcze w 1818 roku przekre艣li艂 swe interpretacje, gdy przy
odcyfrowywaniu imienia "Ptolemeusz" znowu dowolnie rozk艂ada艂 znaki na litery i na warto艣ci
jedno- i dwuzg艂oskowe.
I tu w艂a艣nie wyst臋puje na jaw r贸偶nica mi臋dzy dwiema odmiennymi metodami i dwoma r贸偶nymi
wynikami. Young, przyrodnik, niew膮tpliwie cz艂owiek genialny, ale filologicznie niewyszkolony,
pracuj膮c schematycznie przez por贸wnywanie i pomys艂ow膮 interpretacj臋, odcyfrowa艂 w ko艅cu tylko
kilka s艂贸w, przy czym wspania艂ym dowodem jego intuicji jest p贸藕niejsze stwierdzenie
Champolliona, 偶e z listy swych 221 grup symbolicznych 76 odczyta艂 trafnie. Champollion, kt贸ry
znaj膮c ponad dwana艣cie staro偶ytnych j臋zyk贸w, w tym tak偶e koptyjski, bli偶ej ni偶 ktokolwiek inny
dotar艂 do ducha j臋zyka starych Egipcjan, odgad艂 nie tylko, jak Young, poszczeg贸lne s艂owa lub
litery, lecz rozpozna艂 system. Nie poprzesta艂 na samej interpretacji pisma: uczyni艂 je czytelnym,
uczyni艂 ze艅 pismo, kt贸rego mo偶na si臋 nauczy膰. Z chwil膮 za艣, gdy pozna艂 podstawy systemu, na
kt贸rym by艂o oparte, m贸g艂 ju偶 w spos贸b prawdziwie owocny podj膮膰 na nowo my艣l, dawno ju偶
wypowiedzian膮 jako przypuszczenie, ze odcyfrowanie hieroglif贸w rozpocz膮膰 nale偶y od imion
kr贸l贸w.
Dlaczego od imion kr贸l贸w? R贸wnie偶 i ten pomys艂 narzuca艂 si臋 sam przez si臋 i dzi艣 wydaje si臋
bardzo prosty. Napis na kamieniu z Rosetty, jak juz m贸wili艣my, zawiera艂 o艣wiadczenie, 偶e kap艂ani
przyznaj膮 najwy偶sze ho艂dy kr贸lowi Ptolemeuszowi Epifanesowi. Tekst grecki, kt贸ry odczytano od
razu, m贸wi艂 to jak najwyra藕niej. Ot贸偶 w miejscach, gdzie w tek艣cie hieroglificznym nale偶a艂o
domniemywa膰 si臋 imienia kr贸la, znajdowa艂a si臋 grupa znak贸w okolona owaln膮 ramk膮, kt贸r膮
zwyk艂o si臋 dzi艣 nazywa膰 "kartuszem".
Czy偶 nie by艂o rzecz膮 oczywist膮, 偶e w tych "kartuszach", jedynych uwydatnionych miejscach,
nale偶a艂o spodziewa膰 si臋 s艂owa zas艂uguj膮cego na takie uwydatnienie, czyli imienia kr贸la? Dzi艣
niejeden got贸w powiedzie膰, 偶e zadanie to m贸g艂by rozwi膮za膰 ka偶dy inteligentniejszy ucze艅, wystar-
czy艂o bowiem uszeregowa膰 litery imienia "Ptolemeusz" pod odpowiednimi znakami
hieroglificznymi i w ten spos贸b (wed艂ug starej pisowni) zidentyfikowa膰 osiem hieroglif贸w
odpowiadaj膮cych o艣miu literom.
Wszystkie wielkie my艣li wydaj膮 si臋 proste, gdy patrzy si臋 na nie z perspektywy czasu. To, co sta艂o
si臋 tutaj za spraw膮 Champolliona, oznacza艂o zerwanie z horapollonowsk膮 tradycj膮, kt贸ra przez
czterna艣cie stuleci sia艂a zam臋t w umys艂ach. Nic nie pomniejsza triumfu odkrywcy, kt贸remu
niebawem szcz臋艣liwy przypadek przyni贸s艂 wspania艂e potwierdzenie jego odkrycia. W 1815 roku
znaleziono tzw. "obelisk z Philae"; w 1821 roku archeolog Banks przywi贸z艂 go do Anglii. Na tym
obelisku, kt贸ry by艂 niejako drugim "kamieniem z Rosetty", r贸wnie偶 znajdowa艂y si臋 obok siebie dwa
napisy: hieroglificzny i grecki. I na nim obramowane kartusze zawiera艂y imi臋 Ptolemeusza.
Kartuszem jednak okolona tu by艂a jeszcze i inna grupa znak贸w. Champollion, kieruj膮c si臋 greckim
napisem umieszczonym na samym dole obelisku, przypuszcza艂, i偶 oznacza ona imi臋 "Kleopatra".
I znowu brzmi to bardzo prosto. Ale gdy Champollion odpowiednio do przypuszczalnego imienia
wypisa艂 obie grupy znak贸w jedn膮 pod drug膮 (tu w naszej pisowni):
i gdy okaza艂o si臋, 偶e w imieniu "Kleopatra" znaki drugi, czwarty i pi膮ty zgadzaj膮 si臋 z czwartym,
trzecim i pierwszym znakiem w imieniu "Ptolemeusz", w贸wczas klucz do odcyfrowania
hieroglif贸w by艂 znaleziony. Czy tylko klucz do niezbadanego pisma? Nie, klucz do wszystkich za-
mkni臋tych bram Egiptu.
Dzi艣 wiemy, jak niesko艅czenie skomplikowane jest pismo hieroglificzne. Dzi艣 student uczy si臋 jako
rzeczy samo przez si臋 zrozumia艂ej tego, co w贸wczas by艂o niepoznawalne, co Champollion,
opieraj膮c si臋 na pierwszym wyniku, zdobywa艂 mozolnym trudem, i co wtedy, poniewa偶 rozci膮ga艂o
si臋 na okres trzech tysi膮cleci nadal musia艂o pozosta膰 omal 偶e nieprzeniknione. Dzi艣 wiemy o
przeobra偶eniach, jakim ulega艂o pismo hieroglificzne, znamy jego rozw贸j, kt贸ry od hieroglif贸w
najstarszych prowadzi艂 do graficznego pisma "hieratycznego", a nast臋pnie, jeszcze p贸藕niej, po
dalszych skr贸tach i uproszczeniach, do pisma u偶ytkowego, tzw. "demotycznego". Za czas贸w
Champolliona uczeni nie wiedzieli o tym rozwoju. Odkrycie, kt贸re pomaga艂o w odczytaniu jednej
inskrypcji, zawodzi艂o przy pr贸bie odczytania innej. Kto z Europejczyk贸w umie dzi艣 odczyta膰
r臋kopis jakiego艣 mnicha z XII wieku, nawet gdy pisany jest w jednym z nowoczesnych j臋zyk贸w?
W ozdobnym inicjale 艣redniowiecznego pergaminu laik nie rozpozna nawet litery. A przecie偶 od
tych pism nale偶膮cych do naszego kr臋gu kulturowego nie dzieli nas nawet tysi膮c lat.
Uczony staj膮c przed hieroglifami mia艂 przed sob膮 obce pismo, kt贸re w obcym kr臋gu kulturowym
rozwija艂o si臋 przez trzy tysi膮ce lat.
Dzi艣 rozr贸偶nianie mi臋dzy "znakami fonetycznymi", "znakami s艂ownymi" i "znakami poj臋ciowymi"
nie nastr臋cza ju偶 偶adnych trudno艣ci. Podzia艂 ten wni贸s艂 pierwszy 艂ad w r贸偶norodn膮 warto艣膰 znak贸w
i obrazk贸w. Dzi艣 nikogo to nie dra偶ni, 偶e jeden napis trzeba czyta膰 z prawa na lewo, inny z lewa na
prawo, jeszcze inny z g贸ry na d贸艂, wiadomo bowiem, 偶e by艂y to sposoby pisania w艂a艣ciwe r贸偶nym,
dzi艣 ustalonym ju偶 epokom. Rosellini we W艂oszech, Leemans w Niderlandach, de Rouge we
Francji, Lepsius i Brugsch w Niemczech zdobywali coraz to nowe szczeble poznania. Do Europy
sprowadzono dziesi臋膰 tysi臋cy papirus贸w. Z czasem nauczono si臋 p艂ynnie odczytywa膰 coraz to
nowe napisy na grobowcach, pomnikach i 艣wi膮tyniach. W Pary偶u, w latach 18361841, ukaza艂o
si臋 po艣miertne wydanie Grammaire 膰gyptienne Champolliona, p贸藕niej jego pierwszy szkic
s艂ownika staroegipskiego (obja艣nienie j臋zyka zawsze sz艂o r臋ka w r臋k臋 z odcyfrowaniem pisma),
jego Notatki i wreszcie Pomniki. W oparciu o te wyniki i o dociekanie p贸藕niejszych badaczy nauka
zdo艂a艂a uczyni膰 jeszcze jeden praktycznie zb臋dny, ale jak偶e imponuj膮cy krok naprz贸d: od
odczytania hieroglif贸w do pisania hieroglifami. W Egyptian Court Pa艂acu Kryszta艂owego w
Sydenham imiona kr贸lowej Wiktorii i ksi臋cia ma艂偶onka Alberta wypisane s膮 pismem
hieroglifowym. Na dziedzi艅cu Muzeum Egipskiego w Berlinie napis erekcyjny r贸wnie偶 wykonany
jest w hieroglifach. Lepsius ju偶 przedtem umie艣ci艂 na piramidzie Cheopsa w Gizeh tablic臋
pami膮tkow膮 i na niej w hieroglifach uwieczni艂 imi臋 kr贸la pruskiego Fryderyka Wilhelma IV, kt贸ry
wyposa偶y艂 jego ekspedycj臋.
Cz艂owiek, kt贸ry ws艂awi艂 si臋 tym, 偶e kaza艂 przem贸wi膰 pomnikom, sam do trzydziestego 贸smego
roku 偶ycia zna艂 Egipt, przedmiot swych bada艅, jedynie z napis贸w. Spr贸bujmy towarzyszy膰 mu w
jednej z jego pierwszych rzeczywistych przyg贸d egipskich. Udajmy si臋 za nim do Egiptu.


Uczonemu pracuj膮cemu w zaciszu swego gabinetu nie zawsze dane jest ogl膮da膰 na w艂asne oczy
potwierdzenie swych teorii. Cz臋stokro膰 nie nadarza mu si臋 nawet sposobno艣膰 zobaczenia miejsca,
w kt贸rym wyobra藕ni膮 przebywa艂 przez dziesi膮tki lat.
Champollionowi nie by艂o s膮dzone do swych wielkich odkry膰 teoretycznych doda膰 jeszcze
szcz臋艣liwe odkrycia wykopaliskowe. Ale dane mu by艂o przynajmniej zobaczy膰 Egipt, przekona膰 si臋
naocznie o s艂uszno艣ci my艣li, kt贸re powzi膮艂 w swej samotni uczonego. Ju偶 jako m艂odzian, si臋gaj膮c
dalej ni偶 po samo tylko odcyfrowanie hieroglif贸w, pracowa艂 nad chronologi膮 i topografi膮
staro偶ytnego Egiptu. Snu艂 jedn膮 hipotez臋 po drugiej, aby na podstawie sk膮pych danych umiejscowi膰
w przestrzeni i w czasie jaki艣 pos膮g czy napis. Teraz wreszcie przybywa艂 do kraju, kt贸ry od lat by艂
przedmiotem jego bada艅. Znalaz艂 si臋 po trosze w sytuacji zoologa, kt贸ry wymodelowa艂 z resztek
ko艣ci i skamielin posta膰 ichtiozaura, a potem przeniesiony nagle w epok臋 kredow膮 spotyka go
obleczonego w krew i cia艂o.
Ekspedycja Champolliona (od lipca 1828 roku do grudnia 1829 roku) by艂a jednym wielkim
pochodem triumfalnym. Tylko urz臋dowi przedstawiciele Francji wci膮偶 jeszcze nie mogli
zapomnie膰, 偶e niegdy艣 uchodzi艂 za zdrajc臋 stanu (w ramach zarz膮dze艅 "tolerancyjnej monarchii"
post臋powanie przeciw niemu zosta艂o umorzone; brak jednak co do tego bli偶szych szczeg贸艂贸w). Ale
tubylcy 艣ci膮gali t艂umnie, aby zobaczy膰 cz艂owieka, kt贸ry "umie czyta膰 pismo starych kamieni".
Champollion musi stosowa膰 偶elazn膮 dyscyplin臋, aby co wieczora 艣ci膮ga膰 uczestnik贸w swej
ekspedycji na stoj膮ce na Nilu dwa statki "Hator" i "Izyda", pod os艂on臋 tych "dwu 偶yczliwych bogi艅
egipskich". Entuzjazm tubylc贸w udziela si臋 cz艂onkom ekspedycji, kt贸rzy w ko艅cu od艣piewuj膮
nawet Mahommetowi bejowi, gubernatorowi okr臋gu Girge, Marsyliank膮 i pie艣ni wolno艣ciowe z
opery Niema z Portici. Ale ekspedycja ponadto r贸wnie偶 pracuje. Champollion dokonuje jednego
odkrycia po drugim. Znajduje wci膮偶 nowe potwierdzenia swych teorii. W kamienio艂omach
Memfisu od pierwszego wejrzenia rozpoznaje i ustala periodyzacj臋 prac pochodz膮cych z r贸偶nych
epok. W Mit-Rahine odkrywa dwie 艣wi膮tynie i ca艂e miasto umar艂ych. W Sakkarze (gdzie w kilka
lat p贸藕niej Mariette odkryje wiele znalezisk) znajduje w jednej z inskrypcji imi臋 kr贸la "Onnos",
kt贸rego natychmiast z niezawodn膮 pewno艣ci膮 zalicza do najwcze艣niejszej epoki Starego Pa艅stwa.
W Tel-el-Amarna odkrywa, 偶e olbrzymia budowla, kt贸r膮 Jomard okre艣li艂 jako spichlerz zbo偶owy,
by艂a w rzeczywisto艣ci g艂贸wn膮 艣wi膮tyni膮 tego miasta.
Potem dane mu jest zazna膰 triumfu, 偶e s艂uszne by艂o jego twierdzenie, kt贸re jeszcze przed sze艣ciu
laty przynios艂o mu drwiny ca艂ej Komisji Uczonych.
Statki przybijaj膮 do brzegu w Denderze. Przed nimi le偶y 艣wi膮tynia, jedna z wielkich 艣wi膮ty艅
egipskich, o kt贸rej dzi艣 wiemy, 偶e budowali j膮 kolejno kr贸lowie XII dynastii, najpot臋偶niejsi w艂adcy
Nowego Pa艅stwa, Tutmos (Totmes) III, Ramzes Wielki i jego nast臋pca, ko艅czyli za艣 Ptole-meusze i
Rzymianie Augustus i Nerwa; bram臋 i mur otaczaj膮cy 艣wi膮tyni臋 budowali jeszcze Domicjan i
Trajan. Do tego w艂a艣nie miejsca, do Dendery, dotar艂y 25 maja 1799 roku wojska Napoleona po
straszliwym marszu. Tu w艂a艣nie stan臋艂y ol艣nione roztaczaj膮cym si臋 przed nimi obrazem. Tu, na
kilka miesi臋cy przedtem, genera艂 Desaix, urzeczony pot臋g膮 i wspania艂o艣ci膮 zaginionego pa艅stwa,
zaprzesta艂 ze sw膮 dywizj膮 po艣cigu za Mamelukami (rzecz nie do wiary dla genera艂a XX wieku).
Teraz stoi tu Champollion. Zna ka偶dy niemal szczeg贸艂 z opis贸w, rysunk贸w, kopii i napis贸w (jak偶e
cz臋sto rozprawia艂 o tym z Denonem, kt贸ry towarzyszy艂 tu genera艂owi Desaix). Jest noc. Jasna,
ksi臋偶ycowa, roziskrzona gwiazdami egipska noc. Towarzysze nalegaj膮 i Champollion ust臋puje.
Pi臋tnastu uczonych bior膮cych udzia艂 w ekspedycji, kt贸rych teraz nic nie jest w stanie powstrzyma膰,
z Champollionem na czele wdziera si臋 na teren 艣wi膮tyni. Egipcjanin wzi膮艂by ich za szczep
Beduin贸w, Europejczyk za poczet dobrze uzbrojonych kartuz贸w.
L艂h鰐e, jeden z uczestnik贸w ekspedycji, opowiada o tym, z trudem dobieraj膮c s艂owa: "P臋dzimy na
los szcz臋艣cia przez gaj palmowy czarodziejski widok w po艣wiacie ksi臋偶yca! Potem droga
prowadzi przez wysokie trawy, ciernie i zaro艣la. Zawr贸ci膰? Nie, tego nie chcemy. I艣膰 naprz贸d? Nie
wiemy jak i kt贸r臋dy. Krzyczymy z ca艂ych si艂, ale poza dalekim ujadaniem ps贸w nie ma 偶adnej
odpowiedzi. Wtem spostrzegamy obdartego fellacha, kt贸ry zasn膮艂 pod jakim艣 drzewem. Uzbrojony
w kij, odziany w kilka czarnych 艂achman贸w, wygl膮da jak demon ("w臋druj膮ca mumia" m贸wi o
nim Champollion). Przera偶ony, dr偶膮c na ca艂ym ciele, wstaje pe艂en l臋ku, my艣l膮c, 偶e czeka go
艣mier膰... Jeszcze dwie godziny t臋giego marszu i wreszcie sk膮pana w po艣wiacie ksi臋偶yca ukazuje si臋
艣wi膮tynia. Widok ten upaja nas podziwem... W drodze 艣piewali艣my, aby przezwyci臋偶y膰
niecierpliwo艣膰. Ale tu, pod zalanym 艣wiat艂em ksi臋偶yca propylonem co za wra偶enie! Pod
wspartym na olbrzymich kolumnach portykiem panuje niczym nie zm膮cona cisza i tajemniczy czar
wywo艂any g艂臋bokimi cieniami a na zewn膮trz ol艣niewaj膮ce 艣wiat艂o ksi臋偶yca. Niesamowity,
cudowny kontrast...
Rozpalamy wewn膮trz 艣wi膮tyni ognisko z suchej trawy... Nowy czar, nowy wybuch entuzjazmu,
granicz膮cego z ekstaz膮. Ogarnia nas gor膮czka. Czujemy si臋 bliscy szale艅stwa. Byli艣my wszyscy w
stanie upojenia... Ten czarodziejski obraz, pe艂en tajemniczo艣ci, by艂 rzeczywisto艣ci膮
rzeczywisto艣ci膮 pod portykiem 艣wi膮tyni w Denderze."
A co pisze o tym sam Champollion? Uczestnicy ekspedycji nazywaj膮 go "mistrzem". Champollion
zachowuje licuj膮cy z t膮 godno艣ci膮 umiar: "Nie b臋d臋 nawet pr贸bowa艂 opisywa膰 wra偶enia, jakie
zrobi艂 na nas zw艂aszcza portyk wielkiej 艣wi膮tyni. Mo偶na go wprawdzie wymierzy膰, ale trudno da膰
jakiekolwiek o nim wyobra偶enie. Nie mo偶na sobie wyobrazi膰 doskonalszego po艂膮czenia wdzi臋ku i
majestatyczno艣ci. Sp臋dzili艣my tu dwie godziny w ekstazie. Oprowadzani przez naszego
nieszcz臋snego fellacha, w臋drowali艣my po salach i pr贸bowali艣my w 艣wietle ksi臋偶yca odczyta膰
napisy na zewn臋trznej 艣cianie 艣wi膮tyni."
Jest to pierwsza wielka, dobrze zachowana egipska 艣wi膮tynia, kt贸ra ukazuje si臋 oczom
spragnionego tego widoku Champolliona. Jego notatki spisane jeszcze w ci膮gu tej nocy 艣wiadcz膮 o
tym, z jak膮 intensywno艣ci膮 偶y艂 on ju偶 w Egipcie, zanim po raz pierwszy stan膮艂 na jego ziemi, jak
dalece przygotowany by艂 tym, co przeby艂 w wyobra藕ni, marzeniach i my艣li, tak 偶e nic faktycznie
nie wydawa艂o mu si臋 nowe, wszystko by艂o dla艅 tylko potwierdzeniem. Nieoczekiwanie dochodzi艂
do zrozumienia rzeczy w jakim艣 metafizycznym punkcie przeci臋cia, gdzie nawet racjonalistyczne
umys艂y nawiedza o艣wiecenie. Dla towarzyszy, b臋d膮cych tylko uczonymi, jest niespodziank膮.
Wi臋kszo艣膰 uczestnik贸w ekspedycji Champolliona patrzy艂a na 艣wi膮tynie, bramy, kolumny, napisy
tylko jak na kamienie i martwe pomniki. Dla nich dziwaczny str贸j, w jaki si臋 poubierali, nie by艂
niczym wi臋cej jak maskarad膮. Tymczasem Champollion 偶y艂, prawdziwie 偶y艂 w tym stroju. Wszyscy
ostrzygli sobie w艂osy, nosili na g艂owach ogromne turbany, mieli szamerowane z艂otem kurtki i buty
z 偶贸艂tej sk贸ry. "Nosimy to dobrze i z arcydostojn膮 min膮" notuje L艂h鰐e. Ale z tej uwagi przebija
tylko uciecha, wida膰, 偶e bawi go to przebranie. Natomiast Champollion, kt贸rego ju偶 w Grenoble
nazywano "Egipcjaninem", porusza si臋 w nim, zdaniem przyjaci贸艂, jak najautentyczniejszy tubylec.
Champollion nie poprzestaje na odcyfrowaniu tekst贸w i interpretacji. Oddaje si臋 pracy
koncepcyjnej, na niejedno nagle otwieraj膮 mu si臋 oczy. G艂osi sw贸j triumf odniesiony nad Komisj膮:
to nie jest 艣wi膮tynia Izydy, jak twierdz膮, to jest 艣wi膮tynia bogini Hator, bogini mi艂o艣ci. Ta 艣wi膮tynia
w Denderze mia艂aby by膰 "prastara"? Nic podobnego, ostateczn膮 sw膮 posta膰 otrzyma艂a dopiero za
Ptolemeuszy, a uko艅czyli j膮 Rzymianie (c贸偶 znaczy jej wiek osiemna艣cie stuleci wobec
trzydziestu poprzednich stuleci historii Egiptu!). Przemo偶ne wra偶enie, jakie sprawi艂a na nim 艣wi膮-
tynia w 艣wietle ksi臋偶yca, nie przeszkadza mu rozpozna膰, 偶e budowla ta jest wprawdzie
"arcydzie艂em architektury", ale "rze藕by, kt贸re j膮 pokrywaj膮, s膮 w najgorszym stylu". "Niechaj
Komisja nie we藕mie mi za z艂e pisze Champollion ale p艂askorze藕by w Denderze s膮 ohydne.
Nie mo偶e by膰 inaczej: wszak pochodz膮 z epoki upadku. Rze藕ba by艂a ju偶 zdegenerowana, natomiast
sztuka budowlana, kt贸ra jako sztuka oparta na obliczeniach cyfrowych nie ulega tak szybko
przemianom, utrzymywa艂a si臋 jeszcze w postaci godnej egipskich bog贸w i podziwu wszystkich
stuleci."
W trzy lata p贸藕niej Champollion umiera. Za wcze艣nie osieroci艂 m艂od膮 jeszcze nauk臋 egiptologii. Za
wcze艣nie odszed艂, nie do偶y艂 pe艂nego, nieograniczonego potwierdzenia wszystkich swych osi膮gni臋膰.
Natychmiast po jego 艣mierci ukazuj膮 si臋, zw艂aszcza spod pi贸ra angielskich i niemieckich uczonych,
paszkwile, kt贸re dzi艣 wiemy, ile w tym by艂o za艣lepienia ca艂y jego system odcyfrowania
hieroglif贸w, mimo oczywistych, s艂usznych wynik贸w, zbywaj膮 jako czczy wytw贸r fantazji. Ze
艣wietn膮 obron膮 Champolliona wyst臋puje Niemiec Richard Lepsius, kt贸ry w 1866 roku znajduje
dwuj臋zyczny tzw. "Dekret z Kanopus", potwierdzaj膮cy niezbicie metod臋 Champolliona. Wreszcie
w 1896 roku angielski uczony Le Page-Renouf w przem贸wieniu w londy艅skim Royal Society
przywraca Champollionowi nale偶ne mu miejsce w sze艣膰dziesi膮t cztery lata po jego 艣mierci!
Champollion rozwi膮za艂 tajemnic臋 pisma hieroglif贸w. Teraz mo偶na by艂o si臋gn膮膰 do 艂opaty.
Ksi膮偶ka ta daje tylko pewien przegl膮d. Krocz膮c od jednego wielkiego odkrycia archeologicznego
do drugiego, nie mo偶e ona po艣wi臋ci膰 dostatecznej uwagi mr贸wczej pracy uczonych, kt贸rych wielk膮
zas艂ug膮 by艂o sklasyfikowanie, skatalogowanie znalezisk, a zarazem i 艣mia艂a interpretacja, tw贸rcze
hipotezy i owocna inicjatywa.
Wielkie odkrycia egiptologiczne dokonane w ci膮gu najbli偶szych dziesi臋cioleci po odcyfrowaniu
hieroglif贸w przez Champolliona 艂膮cz膮 si臋 w kolejno艣ci i hierarchii podyktowanej nasz膮 metod膮
opisu z nazwiskami czterech ludzi. S膮 to W艂och Belzoni, Niemiec Lepsius, Francuz
Mariette i Anglik Petrie. Mo偶na zwi臋藕le, niemal 偶e jednym s艂owem okre艣li膰 rol臋, kt贸r膮 ka偶dy z
nich odegra艂 w dziejach egiptologii. Rol臋 Belzoniego jako Zbieracza, Lepsiusa jako
Systematyka, Mariette艂a jako Wielkiego Stra偶nika zabytk贸w egipskich, a Petriego jako
wielkiego ich Mierniczego i Interpretatora. By艂oby dobr膮 wr贸偶b膮 na przysz艂o艣膰, gdyby mo偶na
widzie膰 w tym pewien symbol, 偶e ci czterej archeologowie, nale偶膮cy do czterech wielkich narod贸w
europejskich, pracowali nad jednym i tym samym dzie艂em, 偶e zmierzali do jednego celu, z艂膮czeni
wy偶szym nad wszystkie inne d膮偶eniem do Poznania i Prawdy, kt贸re dopiero nasze stulecie a nie
ma ono powodu do tego, by si臋 tym szczyci膰 podporz膮dkowuje interesom narodowym.
Giovanni Battista Belzoni (17781823), kt贸ry jeszcze na kr贸tko przed przybyciem do Egiptu
produkowa艂 si臋 jako "si艂acz" w jednym z cyrk贸w londy艅skich, to wed艂ug s艂贸w archeologa Howarda
Cartera "jedna z najciekawszych postaci w ca艂ej historii egiptologii". Daj膮c tak膮 charakterystyk臋
Belzoniego mia艂 Carter raczej na my艣li jego osob臋 ni偶 wielko艣膰 dokonanego przeze艅 dzie艂a. Wiemy
przecie偶 ju偶 od dawna, 偶e w dziejach archeologii outsiderzy odgrywaj膮 wielk膮 rol臋. Ale spo艣r贸d
tych outsider贸w Belzoni jest bez w膮tpienia jednym z najbardziej ekscentrycznych.
Urodzony w Padwie, pochodzi艂 z szanowanej rzymskiej rodziny. Przeznaczono go do stanu
duchownego: mia艂 zosta膰 ksi臋dzem lub mnichem. Zanim jednak zd膮偶y艂 przywdzia膰 habit
zakonnika, wpl膮ta艂 si臋 w jak膮艣 polityczn膮 afer臋 i zamiast pow臋drowa膰 do kt贸rego艣 z w艂oskich
wi臋zie艅, zawsze gotowych do przyj臋cia nowych "pensjonariuszy", wola艂 wyjecha膰 do Londynu. W
pewnej recenzji spotykamy jego nazwisko jako "w艂oskiego olbrzyma" i "si艂acza", kt贸ry co wiecz贸r
popisuje si臋 obnoszeniem kilku m臋偶czyzn dooko艂a sceny w jednym z podrz臋dnych teatrzyk贸w
londy艅skich. Wtedy Belzoni niezawodnie daleki by艂 jeszcze od jakichkolwiek ambicji
archeologicznych. Nie jest wykluczone, 偶e p贸藕niej studiowa艂 budow臋 maszyn (ale r贸wnie dobrze
mo偶na przypu艣ci膰, 偶e by艂 po prostu szalbierzem udaj膮cym fachowca), bo oto w 1815 roku spo-
dziewa si臋 zrobi膰 fortun臋 w Egipcie przez wprowadzenie mechanicznego ko艂a hydraulicznego o
czterokrotnie wi臋kszej wydajno艣ci od stosowanych tam prymitywnych czerpak贸w-偶urawi. W
ka偶dym razie musia艂 by膰 cz艂owiekiem nieprzeci臋tnie obrotnym, skoro zdo艂a艂 uzyska膰 zezwolenie na
wystawienie modelu swego wynalazku w pa艂acu Achmeta Alego. Achmet Ali bowiem, biedny jak
mysz ko艣cielna Alba艅czyk, p贸藕niej handlarz kaw膮, a po zawrotnej karierze najpierw dow贸dca
wojsk, a potem pasza i w艂adca Egiptu oraz cz臋艣ci Syrii i Arabii, by艂 raczej gro藕nym cz艂owiekiem.
Gdy Belzoni przyby艂 do niego, by艂 on ju偶 od dziesi臋ciu lat, jako nast臋pca wyp臋dzonego tureckiego
gubernatora, zatwierdzonym przez Wysok膮 Port臋 pasz膮 Egiptu. Dwa razy pobi艂 na g艂ow臋 wojska
angielskie i urz膮dzi艂 jedn膮 z najwi臋kszych w dziejach 艣wiata rzezi, likwiduj膮c sw贸j zatarg
polityczny z Mamelukami w ten prosty spos贸b, 偶e pod jakim艣 pretekstem sprosi艂 wszystkich
czterystu osiemdziesi臋ciu bej贸w na "bankiet" do Kairu i tu kaza艂 ich zamordowa膰. Tak czy owak
faktem jest, 偶e Achmet Ali, cho膰 jak widzimy, sk膮din膮d zwolennik "post臋pu", nie da艂 si臋 przekona膰
o celowo艣ci zastosowania wynalazku Belzoniego. Ten jednak uzyska艂 tymczasem od
szwajcarskiego podr贸偶nika po Afryce, Burckhardta, list polecaj膮cy do angielskiego konsula
generalnego w Egipcie, Salta, i podj膮艂 si臋 dla niego przewiezienia z Luksoru do Aleksandrii "kolosu
Memnona" (popiersia Ramzesa II; dzi艣 stoi ono w Muzeum Brytyjskim w Londynie).
Nast臋pne pi臋膰 lat 偶ycia Belzoniego wype艂nia zbieranie egipskich zabytk贸w. Zbiera je zrazu dla
Salta, potem na w艂asny rachunek. Zbiera wszystko, co mu si臋 nawija pod 艂opat臋, od skarabeusz贸w
do obelisk贸w (gdy taki obelisk podczas transportu wpada mu do Nilu, Belzoni wy艂awia go z wody).
Czyni to wszystko w czasie, gdy Egipt, znany ju偶 teraz szeroko jako najwi臋ksze na 艣wiecie
cmentarzysko zabytk贸w, sta艂 si臋 przedmiotem bezplanowej, chaotycznej grabie偶y. Nikt nie
wzdraga艂 si臋 wtedy poszukiwa膰 w Egipcie z艂ota antycznego takimi samymi metodami, jakie w
dwadzie艣cia lat p贸藕niej stosowali poszukiwacze naturalnego z艂ota w Australii i Kalifornii. Nie
istnia艂y tu 偶adne prawa, a je偶eli istnia艂y, to nikt na nie nie zwa偶a艂. Niejeden sp贸r rozstrzygano
dubelt贸wk膮.
Czy偶 mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e tego rodzaju pasja zbierania, w kt贸rej chodzi艂o tylko o zdobycie obiektu,
a nie o zdobycie poznania, wi臋cej niszczy艂a, ni偶 odkrywa艂a, wi臋cej wyrz膮dza艂a szk贸d, ni偶
przysparza艂a wiadomo艣ci? R贸wnie偶 Belzoni, kt贸ry jak si臋 wkr贸tce okaza艂o, mimo zmiennych kolei
dotychczasowego 偶ycia znalaz艂 czas na przyswojenie sobie pewnych wiadomo艣ci fachowych, nie
zna艂 w d膮偶eniu do zdobycia po偶膮danego obiektu 偶adnej przeszkody. Wystarczy powiedzie膰, ze
zapiecz臋towane komory grobowe rozbija艂 taranem.
Przy tego rodzaju metodach, od kt贸rych archeologowi w艂osy staj膮 d臋ba na g艂owie, wydaje si臋 na
pierwsze wejrzenie rzecz膮 niezrozumia艂膮, jak cz艂owiek pokroju Howarda Cartera mo偶e o nim
m贸wi膰 w innym miejscu swej ksi膮偶ki, 偶e nale偶y mu si臋 "pe艂ne uznanie za jego wykopaliska i
spos贸b ich prowadzenia". Ale nie nale偶y zapomina膰, 偶e Belzoni by艂 dzieckiem swoich czas贸w i 偶e
poza tym dokona艂 po raz pierwszy na tak wielk膮 skal臋 dw贸ch rzeczy, kt贸re mia艂y sta膰 si臋
pierwszymi ogniwami nie zamkni臋tego jeszcze 艂a艅cucha bada艅 archeologicznych.
W pa藕dzierniku 1817 roku Belzoni odkry艂 w dolinie Biban-el-Muluk ko艂o Teb obok innych grob贸w
d艂ugi na sto metr贸w gr贸b Setiego I, poprzednika wielkiego Ramzesa, pogromcy Libijczyk贸w,
Syryjczyk贸w i Hetyt贸w. Znaleziona przez Belzoniego wspania艂a trumna z alabastru znajduje si臋 w
muzeum Soane w Londynie. (Sarkofag ten by艂 pusty ju偶 od trzech tysi臋cy lat; zas艂uga znalezienia
mumii Setiego i wykrycia wszystkich w臋dr贸wek, jakie odby艂a, mia艂a przypa艣膰 w udziale komu
innemu, nie Belzoniemu). Wy艣ledzenie tajemnicy tego grobu zapocz膮tkowa艂o najwa偶niejsze
odkrycia w "Dolinie Kr贸l贸w", kt贸re sw贸j punkt kulminacyjny osi膮gn臋艂y dopiero w naszym stuleciu.
W rok p贸藕niej, 2 marca 1818 roku, Belzoni jak jeszcze dzisiaj obwieszcza to zwiedzaj膮cym
napis nad wej艣ciem otworzy艂 drug膮 piramid臋 w Gizeh, piramid臋 Chefrena, gdzie przedosta艂 si臋
a偶 do komory grobowej. Te pierwsze badania da艂y pocz膮tek nauce o piramidach, najwi臋kszych
budowlach staro偶ytnego 艣wiata. We wn臋trzu tych regularnych, geometrycznych konstrukcji zacz臋艂y
z mrok贸w wczesnej historii egipskiej wy艂ania膰 si臋 pierwsze ludzkie rysy ukazuj膮ce nam staro偶yt-
nych Egipcjan.
Belzoni nie by艂 pierwszym, kt贸ry szpera艂 w "Dolinie Kr贸l贸w". I nie on pierwszy szuka艂 wej艣cia do
jednej z piramid. Ale chocia偶 by艂 raczej poszukiwaczem z艂ota ni偶 prawdy, to jednak on pierwszy w
dw贸ch miejscach: przed komor膮 grobow膮 i przed piramid膮 zbli偶y艂 si臋 do problem贸w
archeologicznych, kt贸re jeszcze i dzisiaj w tych samych miejscach zadaj膮 archeologom nie
rozwi膮zane dot膮d zagadki.
W 1820 roku uda艂 si臋 Belzoni do Anglii i w wybudowanej na osiem lat przedtem Egyptian Hali w
Piccadilly urz膮dzi艂 wystaw臋, kt贸rej g艂贸wnymi eksponatami i najwi臋ksz膮 ozdob膮 by艂y alabastrowa
trumna Setiego i model jego grobowca. W kilka lat p贸藕niej Belzoni zmar艂 w czasie nowej podr贸偶y
eksploracyjnej do Timbuktu. Darujmy mu, ze w teba艅skim Ramesseum uwieczni艂 swe nazwisko na
tronie Ramzesa II i 偶e obok wielkich swych zas艂ug zapocz膮tkowa艂 tym wandalski zwyczaj, kt贸ry
odt膮d przez ca艂e generacje kontynuuje, ku zgorszeniu i oburzeniu archeolog贸w, niejeden Mr.
Brown, Herr Schmid czy Monsieur Blanc.
Belzoni by艂 wielkim Zbieraczem. Teraz przyszed艂 czas na wielkiego Systematyka.


Aleksander von Humboldt, podr贸偶nik i przyrodnik, nak艂oni艂 kr贸la pruskiego Fryderyka Wilhelma
IV (kt贸ry na og贸艂 wi臋cej snu艂 plan贸w, ni偶 dokona艂 czyn贸w) do wyasygnowania znacznych sum
pieni臋偶nych na ekspedycj臋 badawcz膮 do Egiptu. Na jej kierownika powo艂ano Richarda Lepsiusa.
Nie mo偶na by艂o dokona膰 szcz臋艣liwszego wyboru.
Lepsius urodzi艂 si臋 w 1810 roku w Naumburgu. Studiowa艂 filologi臋 i lingwistyk臋 por贸wnawcz膮.
Promowa艂 si臋 na doktora maj膮c lat dwadzie艣cia trzy, a w wieku trzydziestu dw贸ch lat zosta艂
profesorem nadzwyczajnym uniwersytetu w Berlinie. W rok p贸藕niej, po dwuletnich
przygotowaniach, wyruszy艂 z ekspedycj膮 do Egiptu.
Ekspedycja by艂a obliczona na trzy lata, od 1843 do 1845 roku. Mia艂a wi臋c to, czym dot膮d nie
rozporz膮dza艂a 偶adna ekspedycja naukowa: mia艂a czas. Nie chodzi艂o jej ju偶 tylko o szybkie
odkrycia, lecz o 藕r贸d艂owe zbadanie znalezisk i ich rejestracj臋. Mog艂a zatkn膮膰 艂opat臋 wsz臋dzie, gdzie
tylko istnia艂y jakie艣 widoki powodzenia. Na same badania w Memfis zu偶y艂a sze艣膰 miesi臋cy, na
badania w Tebach siedem (dzi艣, je偶eli uprzytomni膰 sobie, 偶e w naszym stuleciu badania samego
tylko grobu Tutanchamona poch艂on臋艂y kilka lat, czas u偶yty przez Lepsiusa na badanie ogromnych
teren贸w ruin wydaje si臋 kr贸tki, wtedy jednak by艂o to bardzo du偶o).
Pierwszym sukcesem Lepsiusa by艂o odkrycie kilku pomnik贸w z okresu Starego Pa艅stwa (Stare
Pa艅stwo to okres wczesnej historii Egiptu od oko艂o 2900 do 2270 roku przed Chr., okres
budowy piramid). Znalaz艂 艣lady i resztki nie znanych dot膮d piramid, kt贸rych og贸lna liczba wzros艂a
przez to do sze艣膰dziesi臋ciu siedmiu. Ponadto odkry艂 zupe艂nie do tego czasu nie znany rodzaj
grob贸w, tzw. mastaby (groby szybowe mo偶nych Starego Pa艅stwa), i zbada艂 sto trzydzie艣ci takich
grob贸w. W Tel-el-Amarna ukaza艂a si臋 w pierwszych zarysach sylwetka Amenhotepa IV,
reformatora religijnego. Lepsius pierwszy dokona艂 pomiar贸w "Doliny Kr贸l贸w". Z p艂askorze藕b na
艣cianach 艣wi膮ty艅, z niezliczonych inskrypcji, a przede wszystkim ze znacznych ilo艣ci kartusz贸w z
imionami kr贸l贸w sporz膮dzono kopie lub odlewy. Spenetrowa艂, przetrz膮sn膮艂 histori臋 kilku tysi臋cy lat
i dotar艂 w ten spos贸b a偶 do czwartego tysi膮clecia przed Chr. (tak mu si臋 zdawa艂o, dzi艣 wiemy, 偶e
chodzi艂o o trzecie tysi膮clecie). By艂 pierwszym badaczem, dla kt贸rego to, co widzia艂, uk艂ada艂o si臋 w
pewn膮 uporz膮dkowan膮 ca艂o艣膰, pierwszym, kt贸ry widzia艂 egipsk膮 histori臋, widzia艂 rzeczy w procesie
ich powstawania, tam gdzie przed nim inni widzieli tylko porozrzucane rozwaliny.
Owocem prac wykopaliskowych ekspedycji Lepsiusa by艂y skarby zebrane potem w Muzeum
Egipskim w Berlinie. Owoc jej studi贸w u samego 藕r贸d艂a stanowi艂a niezliczona ilo艣膰 publikacji
pocz膮wszy od wspania艂ego dwunastotomowego wydawnictwa albumowego Denkm鋖er 膅yptens
und 膖hiopiens (Pomniki Egiptu i Etiopii) dzie艂o to mo偶na by nazwa膰 wnukiem Description de
1艂Egypte Jomarda a偶 do specjalistycznych bada艅 nad najbardziej odleg艂ymi od w艂a艣ciwego
tematu zagadnieniami. Gdy Lepsius zmar艂 w 1884 roku, w wieku siedemdziesi臋ciu czterech lat,
jego niemiecki biograf Georg Ebers doskona艂y egiptolog, ale lichy powie艣ciopisarz, kt贸rego
romanse z farao艅skiego Egiptu, Uarda i Egipska kr贸leuma, jeszcze na prze艂omie naszego wieku
znale藕膰 mo偶na by艂o w ka偶dej wypo偶yczalni i w biblioteczce ka偶dego podlotka mia艂 pe艂ne prawo
powiedzie膰, 偶e Richard Lepsius by艂 w艂a艣ciwym tw贸rc膮 wsp贸艂czesnej naukowej egiptologii.
Dwie przede wszystkim prace zapewniaj膮 na zawsze Lepsiusowi w oczach potomno艣ci miano
wielkiego Systematyka egiptologii: wydana w 1849 roku w Berlinie Chronologie Aegyptens
(Chronologia Egiptu) i wydana w rok p贸藕niej, r贸wnie偶 w Berlinie, praca Aegyptisches K鰊igsbuch
(Ksi臋ga kr贸l贸w egipskich).


Egipcjanie, podobnie jak wszystkie inne ludy staro偶ytne, nie mieli rozpoczynaj膮cej si臋 od pewnego
ustalonego momentu historycznego dok艂adnej rachuby czasu w naszym rozumieniu tego s艂owa, nie
mieli 艣cis艂ego poczucia historycznego. Tylko niewzruszona wiara w post臋p, charakterystyczna dla
XIX wieku stulecia, kt贸re uwa偶a艂o siebie za szczytowy wykwit wszystkich czas贸w mog艂a si臋
w tym dopatrywa膰 dziejowej prymitywno艣ci. Dopiero Oswald Spengler dostrzeg艂 w tym "braku"
jedynie charakterystyczny spos贸b patrzenia na rzeczy, w艂a艣ciwe staro偶ytnym ludom poj臋cie czasu,
kt贸re tym tylko r贸偶ni si臋 od naszego, 偶e by艂o od niego "odmienne".
Gdzie nie ma rachuby czasu, tam nie ma te偶 dziejopisarstwa. Tote偶 Egipt nie mia艂 historyk贸w. Mia艂
tylko bardzo niekompletne kroniki, wzmianki o rzeczach przesz艂ych, pod wzgl臋dem historycznym
na og贸艂 nie o wiele bli偶sze prawdy ni偶 nasze podania i ba艣nie. Wyobra藕my sobie, jak by to
wygl膮da艂o, gdyby艣my dzisiaj pr贸bowali odtworzy膰 jako tako dok艂adn膮 co do lat chronologi臋 historii
naszego zachodniego 艣wiata na podstawie napis贸w na gmachach publicznych, tekst贸w Ojc贸w Ko-
艣cio艂a i bajek braci Grimm. A przed takim mniej wi臋cej zadaniem stali archeolodzy, gdy podj臋li
pierwsze pr贸by chronologicznego zrekonstruowania przebiegu dziej贸w Egiptu. Musimy si臋 tu
pokr贸tce zatrzyma膰 nad pr贸bami stworzenia tego rodzaju chronologii. Daj膮 one bowiem znakomity
przyk艂ad przenikliwo艣ci, z jak膮 archeolog wykorzystuj膮c pojedyncze punkty zaczepienia, zabra艂 si臋
do uporz膮dkowania wydarze艅 czterech tysi膮cleci. Z jakim skutkiem? Z tym, 偶e znamy dzi艣 daty
egipskie znacznie dok艂adniej, ni偶 znali je na przyk艂ad Grecy, ni偶 zna艂 je Herodot, kt贸ry podr贸偶owa艂
po Egipcie blisko dwa i p贸艂 tysi膮ca lat temu. (Aby nie powraca膰 do tego tematu, wybiegamy tu
naprz贸d opieraj膮c przytaczane dane na wiadomo艣ciach p贸藕niejszych od czas贸w Lepsiusa i jego
poprzednik贸w).
Jakkolwiek wi臋c wszystkie 藕r贸d艂a egipskie nale偶a艂o z g贸ry traktowa膰 ostro偶nie, to jednak pierwszy
punkt zaczepienia znaleziono w pewnym dokumencie spisanym przez egipskiego kap艂ana. By艂 nim
Manethom z Sebennytosu, kt贸ry oko艂o 300 roku przed Chr., za panowania pierwszych dw贸ch
kr贸l贸w dynastii Ptolemeusz贸w (a wi臋c kr贸tko po 艣mierci Aleksandra Wielkiego), napisa艂 ju偶 w
j臋zyku greckim histori臋 swego kraju, Kroniki egipskie.
Przy tym dzie艂o jego nawet nie zachowa艂o si臋 w ca艂o艣ci. Znamy je tylko z fragment贸w i wyj膮tk贸w
cytowanych przez p贸藕niejszych pisarzy, jak Julius Africanus, Euzebiusz i J贸zef Flawiusz.
Manethon podzieli艂 d艂ug膮 list臋 znanych mu faraon贸w na trzydzie艣ci "dynastii". Podzia艂 ten zosta艂
przez nas przej臋ty i jest stosowany po dzi艣 dzie艅, chocia偶 dawno znane nam s膮 b艂臋dy 藕r贸de艂
Manethona i chocia偶 wsp贸艂czesny ameryka艅ski historyk Egiptu J. H. Breasted nazywa jego ksi膮偶k臋
"zbiorem dziecinnych bajek ludowych".
Mimo tak ostrego s膮du musimy sobie uprzytomni膰, 偶e Manethon, nie maj膮c 偶adnego poprzednika, a
przyst臋puj膮c do napisania historii trzech tysi臋cy lat, znajdowa艂 si臋 mniej wi臋cej w takiej samej
sytuacji, w jakiej znalaz艂by si臋 wsp贸艂czesny historyk grecki, kt贸ry, zdany jedynie na zachowane
podania i tradycje, chcia艂by dzi艣 napisa膰 histori臋 Grecji od czas贸w wojny troja艅skiej. Lista kr贸l贸w
Manethona by艂a przez kilkadziesi膮t lat punktem oparcia dla archeolog贸w (dodajmy tu zreszt膮, 偶e
nazwa "archeologia", jak dot膮d, tak i nadal jest uog贸lniaj膮cym poj臋ciem wszystkich nauk o
staro偶ytno艣ci; poniewa偶 za艣 bogactwo egipskich pomnik贸w i inskrypcji wymaga艂o studi贸w
specjalnych, przeto od czasu Lepsiusa m贸wimy o "egiptologii", tak jak ostatnio przywykli艣my
u偶ywa膰 terminu "asyriologia" w odniesieniu do bada艅 archeologicznych w Mezopotamii). Jak
daleko nauka z czasem odesz艂a od Manethona i jego datowa艅, pokazuje nam poni偶sza lista pr贸b
ustalenia roku, w kt贸rym kr贸l Menes po raz pierwszy dokona艂 zjednoczenia G贸rnego i Dolnego
Egiptu, a wi臋c ustalenia najstarszej dynastycznej daty, od kt贸rej rozpoczyna si臋 w艂a艣ciwa historia
Egiptu:
Champollion ustala t臋 dat臋 na 5867 r. przed Chr., Lesueur na 5770 r., B鰇h na 5702 r., Unger na
5613 r., Mariette na 5004 r., Brugsch na 4455 r., Lauth na 4157 r., Chabas na 4000 r., Lepsius na
3892 r., Bunsen na 3623 r., Ed. Meyer na 3180 r., Wilkinson na 2320 r., Palmer na 2225 rok przed
Chr. Ostatnio podaje si臋 znowu daty wcze艣niejsze. Wed艂ug Breasteda po艂膮czenie G贸rnego i
Dolnego Egiptu przez kr贸la Menesa nast膮pi艂o w 3400 roku, wed艂ug Niemca Georga Steindorffa w
3200 roku. Najnowsze badania ustalaj膮 t臋 dat臋 na 2900 rok przed Chr.
Jest rzecz膮 oczywist膮, 偶e wszystkie te datowania stawa艂y si臋 coraz trudniejsze w miar臋 tego, jak
si臋gano w coraz dalsz膮 przesz艂o艣膰. Do nowszej historii Egiptu (rozumiemy przez ni膮 okres Nowego
Pa艅stwa i tzw. "epok臋 p贸藕n膮", kt贸re by艂y ju偶 zako艅czone w贸wczas, gdy Cezar le偶a艂 u boku
Kleopatry) mo偶na by艂o pos艂ugiwa膰 si臋 por贸wnawczymi datami historii asyro-babilo艅skiej, perskiej,
hebrajskiej i greckiej (Lepsius w 1859 roku wyda艂 prac臋 躡er einige Ber黨rungspunkte der
鋑yptischen, griechischen und r鰉ischen Chronologie O niekt贸rych punktach stycznych chro-
nologii egipskiej, greckiej i rzymskiej).
Dla bardziej odleg艂ej przesz艂o艣ci wy艂oni艂y si臋 nagle nowe mo偶liwo艣ci por贸wnawcze i kontrolne,
gdy w 1843 roku przewieziono do paryskiej Biblioteki Narodowej tzw. "Tablic臋 kr贸lewsk膮 z
Karnaku", kt贸ra zawiera spis w艂adc贸w Egiptu od czas贸w najstarszych a偶 do osiemnastej dynastii.
W Muzeum Egipskim w Kairze mo偶emy dzi艣 ogl膮da膰 znalezion膮 w pewnym grobowcu "Tablic臋
kr贸lewsk膮 z Sakkary", kt贸ra po jednej stronie zawiera hymn na cze艣膰 Ozyrysa, boga podziemia, na
drugiej za艣 modlitw臋 pisarza Tunri do pi臋膰dziesi臋ciu o艣miu wyliczonych w dwu rz臋dach kr贸l贸w, z
kt贸rych pierwszym jest Miebis, ostatnim za艣 Ramzes Wielki. S艂ynniejsza jednak, a dla egiptologii
wa偶niejsza jest "Lista kr贸lewska z Abydos" (Abd偶u). W jednej z galerii 艣wi膮tyni boga Seta
widzimy kr贸la Setiego Ii jeszcze jako nast臋pc臋 tronu Ramzesa II. Oddaj膮 oni cze艣膰 Seti
porusza przy tym kadzielnic膮 swym przodkom, kt贸rych nie mniej ni偶 siedemdziesi臋ciu sze艣ciu
wyliczonych jest imiennie. (Wymienione te偶 s膮 odpowiednie ilo艣ci chleba, piwa, wo艂owiny, g臋siny,
kadzid艂a, kt贸rych nie wolno zapomina膰 przy sk艂adaniu ofiar.) Dawa艂o to oczywi艣cie mo偶liwo艣ci
por贸wna艅, sprawdzenia kolejno艣ci kr贸l贸w, ale nie pozwala艂o ustali膰 dat ich panowania.
Istnia艂y wszak偶e dane, rozsiane mniej wi臋cej wsz臋dzie, o latach panowania kilku kr贸l贸w, o czasie
trwania tej czy innej wyprawy wojennej lub budowy jakiej艣 艣wi膮tyni. Z tego tzw. "dodawania
minimalnej d艂ugo艣ci" okresu panowania wszystkich kr贸l贸w powsta艂 szkielet historii Egiptu.
Pierwsze bezsporne datowania umo偶liwi艂o co艣, co by艂o starsze od Egiptu, starsze ni偶 historia
ludzko艣ci, starsze od samego rodzaju ludzkiego: bieg cia艂 niebieskich.
Egipcjanie mieli kalendarz s艂oneczny (potrzebny im by艂 od najdawniejszych czas贸w, aby oblicza膰 z
g贸ry okres przybor贸w Nilu, od kt贸rych zale偶a艂o istnienie kraju), jedyny do pewnego stopnia
zaspokajaj膮cy praktyczne potrzeby kalendarz staro偶ytno艣ci. Nie by艂 on, jak si臋 dalej przekonamy,
pierwszym kalendarzem, chocia偶 wed艂ug Ed. Meyera pochodzi z 4241 roku przed Chr. Kalendarz
egipski stanowi艂 zreszt膮 podstaw臋 wprowadzonego w Rzymie w 46 roku przed Chr. "kalendarza
julia艅skiego", przyj臋tego przez 艣wiat zachodni i dopiero w 1582 roku n.e. zast膮pionego
kalendarzem gregoria艅skim.
Archeologowie zwr贸cili si臋 o rad臋 do matematyk贸w i astronom贸w. Przed艂o偶yli im stare teksty,
przet艂umaczone inskrypcje, uprzyst臋pnili w czytelnej formie wszystkie hieroglificzne wzmianki o
wydarzeniach astronomicznych, o biegu cia艂 niebieskich. W ten spos贸b na podstawie wiadomo艣ci o
wzej艣ciu gwiazdy Syriusz z wzej艣ciem Syriusza w pierwszym dniu miesi膮ca Thout, a wi臋c 19
lipca, rozpoczyna艂 si臋 rok egipski uda艂o si臋 pocz膮tek XVII dynastii ustali膰 do艣膰 dok艂adnie na
1580 rok przed Chr., a pocz膮tek XII dynastii na oko艂o 2000 rok przed Chr., (z dok艂adno艣ci膮 od
trzech do czterech lat).
Teraz wi臋c posiadano pewne punkty wyj艣cia, do kt贸rych mo偶na by艂o "dopasowa膰" znane ju偶 lata
panowania ca艂ego szeregu kr贸l贸w egipskich. Pozwoli艂o to stwierdzi膰, 偶e dane Manethona o trwaniu
panowania niekt贸rych dynastii by艂y absurdalne, bo jak dzi艣 wiemy, w wielu wypadkach a偶
dwukrotnie przesadzone. W oparciu o ten szkielet dziej贸w trzech tysi膮cleci mo偶na by艂o za pomoc膮
tak uzyskanej chronologii a pierwsz膮 tak膮 praktycznie przydatn膮 chronologi臋 stworzy艂
systematyk egiptologii Lepsius przyst膮pi膰 do nakre艣lenia historii Egiptu.
Dla 艂atwiejszego zrozumienia powi膮za艅 dziejowych podajemy tu kr贸tki przegl膮d historii Egiptu
(najlepszym jeszcze i dzisiaj dzie艂em w tej dziedzinie jest ksi膮偶ka ameryka艅skiego historyka J. H.
Breasteda A history of Egypt).
Kultura egipska jest nierozerwalnie zwi膮zana z Nilem. Z pierwszego po艂膮czenia si臋 rozdrobnionych
pa艅stewek w scalone organizmy polityczne powsta艂o w delcie Nilu "Pa艅stwo P贸艂nocne", a mi臋dzy
Memfisem (Kairem) i pierwsz膮 katarakt膮 Nilu "Pa艅stwo Po艂udniowe".
W艂a艣ciwa historia Egiptu rozpoczyna si臋 od zjednoczenia obu "Pa艅stw" oko艂o 2900 roku przed Chr.
pod panowaniem kr贸la Menesa (I dynastia).
Liczne nast臋puj膮ce teraz po sobie dynastie uj臋to dla uzyskania lepszego przegl膮du w kilka
wi臋kszych grup, kt贸re okre艣la si臋 jako "Pa艅stwa". (Datowania, zw艂aszcza, je偶eli chodzi o okres
wczesnoegipski, s膮 jeszcze i dzi艣 niedok艂adne i mog膮 w odniesieniu do pocz膮tk贸w historii egipskiej
odbiega膰 od rzeczywisto艣ci o oko艂o stu lat. Daty i uk艂ad dziej贸w Egiptu a偶 do czas贸w Nowego
Pa艅stwa podaj臋 tu za niemieckim historykiem Georgiern Steindorffem. Potem obieram przejrzysty,
odpowiadaj膮cy celom niniejszej ksi膮偶ki uk艂ad historyczny, jednak偶e daty dynastyczne nadal podaj臋
za tym samym autorem).


STARE PA艃STWO (29002270 r. przed Chr.)
obejmuje okres panowania dynastii I do VI. Jest to okres pe艂en niezbadanych zagadek pocz膮tk贸w
egipskiej kultury, kt贸ra stwarza swe pierwsze prawa, religi臋, pismo, pierwsze formy artystyczne.
Jest to okres budowy piramid w Gizeh kr贸l贸w Cheopsa, Chefrena i Mykerinusa; wszyscy trzej
nale偶膮 do IV dynastii.

PIERWSZY OKRES PRZEJ艢CIOWY (22702100 r. przed Chr.)
rozpoczyna si臋 od katastrofalnego upadku Starego Pa艅stwa. Okres ten, w kt贸rym utrzymuje si臋 w
Memfisie ca艂kowicie os艂abiona w艂adza kr贸lewska, jest, by膰 mo偶e, okresem przej艣cia do feudalizmu.
Pierwszy okres przej艣ciowy obejmuje panowanie dynastii VII do X o og贸lnej liczbie ponad
trzydziestu kr贸l贸w.

艢REDNIE PA艃STWO (21001700 r. przed Chr.)
stoi pod znakiem ksi膮偶膮t teba艅skich, kt贸rzy obalaj膮 kr贸l贸w w Herakleo-polis i 艂膮cz膮 znowu G贸rny i
Dolny Egipt w jedno pa艅stwo. Obejmuje ono kr贸l贸w od XI do XIII dynastii. Jest okresem
najwy偶szego rozkwitu kulturalnego, kt贸ry za panowania czterech kr贸l贸w imieniem Amenemhet i
trzech imieniem Sezostris przejawia si臋 w wielu wspania艂ych budowlach.

DRUGI OKRES PRZEJ艢CIOWY (17001555 r. przed Chr.)
stoi pod znakiem panowania Hyksos贸w. W okresie tym panuj膮 kr贸lowie XIV do XVI dynastii.
Semicki lud Hyksos贸w ("kr贸lowie pasterzy") zdobywa Egipt, panuje przez sto lat, zostaje jednak w
ko艅cu wyp臋dzony przez ksi膮偶膮t teba艅skich (XVII dynastia). (Dawniej przypuszczano, 偶e z
wyp臋dzeniem Hyksos贸w 艂膮czy si臋 biblijne podanie o wyj艣ciu 呕yd贸w z Egiptu. Dzi艣 od tej tezy
odst膮piono.)

NOWE PA艃STWO (15551090 r. przed Chr.)
jest opok膮 politycznej mocarstwowo艣ci, farao艅skiego "cezaryzmu". Obejmuje panowanie kr贸l贸w
od XVIII do XX dynastii. Podboje Tutmosa III stwarzaj膮 kontakty z Azj膮 Przedni膮, zmuszaj膮 obce
ludy do p艂acenia Egiptowi daniny i powoduj膮 nap艂yw olbrzymich bogactw. Powstaj膮 wspania艂e
budowle. Amenhotep III nawi膮zuje stosunki z kr贸lami Babilonii i Asyrii. Po nim nast臋puje
Amenhotep IV (kt贸rego ma艂偶onk膮 jest Nefretete), wielki reformator religijny. Zast臋puje dawn膮
religi臋 kultem s艂o艅ca i odt膮d przybiera imi臋 "Echnaton". Na piaskach pustyni wznosi now膮 stolic臋
Tel-el-Amarna, kt贸ra zajmuje miejsce Teb. Nowa religia nie przetrwa艂a jednak swego tw贸rcy;
wygasa w czasie wojen domowych. Za panowania jego zi臋cia Tutanchamona stolic膮 kraju staj膮 si臋
znowu Teby. Do najwy偶szej jednak pot臋gi politycznej dochodzi Egipt za panowania faraon贸w XIX
dynastii. Ramzes II, nazwany p贸藕niej Wielkim, w ci膮gu sze艣膰dziesi臋ciosze艣cioletniego panowania
przejawia sw膮 pot臋g臋 w monumentalnych, 艣ci艣lej kolosalnych budowlach w Abu Simbel,
Karnaku, Luksorze, w "Ramesseum", Abydos i Memfisie.
Po jego 艣mierci nast臋puje okres anarchii. Ramzes III, kt贸ry panuje dwadzie艣cia jeden lat, przywraca
znowu spok贸j i porz膮dek. P贸藕niej Egipt popada pod w艂adz臋 kap艂an贸w boga Amona, kt贸rzy od
d艂u偶szego ju偶 czasu wzrastali w pot臋g臋.

TRZECI OKRES PRZEJ艢CIOWY (1090712 r. przed Chr.)
ta przeplataj膮ce si臋 ze sob膮 czasy rozkwitu i upadku. Panuj膮 w nim kr贸lowie XXI do XXIV
dynastii, w tym Sezonchis I, kt贸ry zdoby艂 Jerozolim臋 i zburzy艂 艣wi膮tyni臋 Salomona. Za panowania
XXIV dynastii ca艂y Egipt przechodzi czasowo pod panowanie Etiopii.

EPOKA P脫殴NA (712525 r. przed Chr.)
Za panowania XXV dynastii Egipt zdobywaj膮 Asyryjczycy pod kr贸lem Asarhaddonem. XXVI
dynastii udaje si臋 raz jeszcze zjednoczy膰 Egipt (ale ju偶 bez Etiopii). Na skutek kontakt贸w z Grecj膮
o偶ywia si臋 komunikacja, handel i kultura. Ostatni kr贸l tej dynastii Psametych III zostaje
zwyci臋偶ony przez kr贸la Kambizesa pod Peluzjum. Egipt staje si臋 prowincj膮 persk膮. W 525 roku
ko艅czy si臋 w艂a艣ciwa historia Egiptu, ko艅cz膮 si臋 dzieje jego samoistnej kultury.

PANOWANIE PERSKIE (525332 r. przed Chr.)
umocnione za panowania Kambizesa, Dariusza I i Kserksesa I upada za Dariusza II. Kultura
egipska w okresie tym 偶yje sw膮 dawn膮 tradycj膮; kraj staje si臋 "艂upem silnych lud贸w".

PANOWANIE GREK脫W I RZYMIAN (332 r. przed Chr. do 638 po Chr.)
W 332 r. przed Chr. Aleksander Wielki zdobywa Egipt i zak艂ada Aleksandri臋, kt贸ra staje si臋
ogniskiem szeroko promieniuj膮cej st膮d kultury greckiej. Po upadku imperium Aleksandra
Ptolemeusz III raz jeszcze przywraca Egipt do politycznej pot臋gi. Ostatnie dwa stulecia przed Chr.
wype艂nione s膮 dynastycznymi walkami Ptolemeuszy. Egipt popada coraz bardziej pod wp艂ywy
Rzymu. Za panowania p贸藕niejszych cesarzy rzymskich zachowane zostaj膮 pozory narodowego
pa艅stwa egipskiego, w rzeczywisto艣ci jednak jest ono ju偶 tylko rzymsk膮 prowincj膮 eksploato-
wan膮 koloni膮 i spichlerzem imperium rzymskiego.
Chrze艣cija艅stwo wcze艣nie wkracza do Egiptu, kt贸ry jednak od 640 r. n.e. popada w ca艂kowit膮
zale偶no艣膰 od pa艅stwa arabskich kalif贸w, potem za艣 od pa艅stwa Osman贸w. Dopiero ekspedycja
egipska Napoleona umo偶liwia mu zetkni臋cie z histori膮 europejsk膮.
W 1850 roku Auguste Mariette, trzydziestoletni archeolog francuski, wszed艂 na wzg贸rze cytadeli w
Kairze. Chocia偶 dopiero co wyl膮dowa艂 w Egipcie, chcia艂 jak najpr臋dzej zobaczy膰 tak gor膮co
zachwalany cudzoziemcom roztaczaj膮cy si臋 st膮d widok na miasto. Ale Mariette widzi wi臋cej ni偶
le偶膮cy u jego st贸p Kair. Widzi ca艂e istniej膮ce tu ongi艣 pa艅stwo. Jego oczy, oczy dobrze
przygotowanego archeologa, wybiegaj膮 poza strzeliste minarety do zarysowuj膮cych si臋 na skraju
zachodniej pustyni sylwetek olbrzymich budowli i widz膮 w nich jedno tylko: zaginiony 艣wiat.
Przyby艂 do Egiptu dla spe艂nienia przelotnego zadania. Tymczasem widok z kair-skiej cytadeli sta艂
si臋 dla niego przeznaczeniem.
Urodzony w 1821 roku w Boulogne, wcze艣nie ju偶 zaj膮艂 si臋 studiami egiptologicznymi. W 1849
roku zosta艂 asystentem Muzeum Luwru w Pary偶u. Otrzyma艂 polecenie zakupienia w Kairze
pewnych papirus贸w. Gdy jednak przyby艂 do Egiptu i przekona艂 si臋 naocznie o rabunkowej gospo-
darce, uprawianej w dziedzinie zabytk贸w staro偶ytno艣ci, rych艂o przestaj膮 go interesowa膰 targi o
zakup papirus贸w prowadzone z handlarzami antyk贸w, rozwa偶a natomiast konkretne kroki, kt贸rymi
mo偶na by zaradzi膰 tym nadu偶yciom. Zaradzi膰? Mariette widzia艂, 偶e Egipt sam nie zdaj膮c sobie z
tego sprawy, przeprowadza艂 generaln膮 wyprzeda偶 staro偶ytnych zabytk贸w. Uczeni i tury艣ci,
prowadz膮cy wykopaliska archeologowie, kto tylko z jakichkolwiek powod贸w stawa艂 na ziemi
egipskiej wszyscy zdawali si臋 by膰 op臋tani mani膮 "zbierania antyk贸w", co w praktyce oznacza艂o
obrabowywanie starych budowli i wywo偶enie z kraju najkosztowniejszych pami膮tek. Tubylcy
pomagali w tym dziele. Robotnicy najmowani przez archeolog贸w kradli cichaczem wszystkie
mniejsze przedmioty i sprzedawali je za bezcen cudzoziemcom, kt贸rzy byli tak "g艂upi", by p艂aci膰 za
nie brz臋cz膮cym z艂otem. Przy tym wci膮偶 jeszcze bez 偶adnych skrupu艂贸w burzono, niszczono r贸偶ne
obiekty, wa偶niejsza bowiem od sukcesu naukowego by艂a bezpo艣rednia zdobycz materialna. Znowu,
mimo wzorowego przyk艂adu, jaki dawa艂 swym post臋powaniem Lepsius, wesz艂y w mod臋 metody
stosowane za czas贸w Belzoniego. Tote偶 Mariette, aczkolwiek nade wszystko poci膮ga艂y go badania
archeologiczne i wykopaliska, zrozumia艂, 偶e dla przysz艂o艣ci archeologii najwa偶niejsz膮 rzecz膮 jest
zachowa膰 zabytki egipskie, uchroni膰 je przed rabunkow膮 gospodark膮. Postanowi艂 na zawsze
pozosta膰 w Egipcie, gdzie tylko on m贸g艂 roztoczy膰 nad nimi opiek臋 i ochron臋. Wtedy nie 艣ni艂o mu
si臋 nawet, jakie czekaj膮 go tutaj sukcesy. Nie podejrzewa艂, 偶e za par臋 lat dzi臋ki niemu powstanie
najwi臋ksze na 艣wiecie muzeum egiptologiczne.


Ale i Mariette, ten trzeci z kolei w艣r贸d czterech wielkich egiptolog贸w ubieg艂ego stulecia, nim
spe艂ni艂 swe pos艂annictwo zachowanie i ochrona skarb贸w Egiptu poszed艂 przede wszystkim
drog膮 odkry膰 archeologicznych.
Kr贸tko po przybyciu do Egiptu zwr贸ci艂 uwag臋 na pewn膮 dziwn膮 okoliczno艣膰. W luksusowych
prywatnych ogrodach dostojnik贸w, jak r贸wnie偶 przed nowszymi 艣wi膮tyniami, tak w Aleksandrii,
jak w Kairze i Gizeh, ustawione dla ozdoby podobnie jak dla ozdoby ustawione by艂y antyczne
greckie pos膮gi w pysznych ogrodach sta艂y zupe艂nie jednakowe kamienne sfinksy. Mariette
pierwszy postawi艂 pytanie: sk膮d pochodz膮 te sfinksy? Kto je tu przy wl贸k艂?
Przypadek odgrywa wielk膮 rol臋 we wszystkich odkryciach. Mariette w臋druj膮c po gruzowiskach
Sakkary w pobli偶u wielkiej piramidy stopniowej znowu znalaz艂 sfinksa. Tylko g艂owa wystawa艂a z
piasku. Mariette bynajmniej nie by艂 pierwszym, kt贸ry j膮 zauwa偶y艂. Ale on pierwszy dostrzeg艂, 偶e
ten sfinks by艂 zupe艂nie podobny do sfinks贸w w Kairze i Aleksandrii. Gdy za艣 znalaz艂 napis, w
kt贸rym wymieniony by艂 Apis, 艣wi臋ty byk z Memfisu, wszystko, co dot膮d przeczyta艂, zas艂ysza艂 lub
widzia艂 na w艂asne oczy, skojarzy艂o si臋 w jego g艂owie z wizj膮 tajemniczej, zaginionej alei sfinks贸w.
Wiedziano, 偶e taka aleja niegdy艣 istnia艂a, lecz nikt si臋 nie orientowa艂, gdzie nale偶y jej szuka膰.
Mariette naj膮艂 kilku Arab贸w, sam wzi膮艂 w r臋k臋 艂opat臋. Odkopa艂 sto czterdzie艣ci jeden sfinks贸w.
Dzi艣 najwa偶niejsz膮 cz臋艣膰 tego wszystkiego, co pod Sakkar膮 znajdowa艂o si臋 ju偶 to na powierzchni
piask贸w, ju偶 to pod piaskiem, nazywamy "Serapeum" lub "Serapeion" od boga Serapisa.
Wszystko, co znajdowa艂o si臋 tak偶e pod piaskiem? Gdy Mariette odnalaz艂 alej臋 sfinks贸w 艂膮cz膮c膮
dwie 艣wi膮tynie (poza dobrze zachowanymi sfinksami odkry艂 w niej niezliczon膮 ilo艣膰 fundament贸w,
z kt贸rych sfinksy skradziono i zawleczono nie wiadomo dok膮d) i ods艂oni艂 j膮 spod wiecznie
znoszonych tu wiatrem piask贸w, kt贸re i dzi艣 znowu od dawna pokry艂y Serapeum, znalaz艂
jednocze艣nie jeszcze co艣 innego, co zawsze wymieniano w po艂膮czeniu z alej膮 sfinks贸w: groby
艣wi臋tych byk贸w Apis. Odkrycie to pozwoli艂o mu wejrze膰 g艂臋boko w pewne obce nam, niesamowite
formy kultu religijnego Egipcjan, kt贸re ju偶 staro偶ytnym Grekom wydawa艂y si臋 tak dalece obce i
niesamowite, 偶e w swych opisach podr贸偶y wspominali o nich jako o rzeczach niezwyk艂ych i
przejmuj膮cych zgroz膮.
Bogowie Egipcjan dopiero w p贸藕niejszym okresie dziej贸w przybrali postaci ludzkie. W
艣wiadomo艣ci religijnej czas贸w dawniejszych wcieleni byli w znaki, ro艣liny i zwierz臋ta. Inkamacj膮
bogini Hator by艂a sykomora, b贸g Neferten 偶y艂 w kwiecie lotosu, bogini Neith czczona by艂a jako tar-
cza, do kt贸rej przybite by艂y dwie na krzy偶 z艂o偶one strza艂y. Przede wszystkim jednak b贸stwo
objawia艂o si臋 w postaci zwierz膮t: b贸g Chnum jako baran, b贸g Horus jako sok贸艂, b贸g Thout
jako ibis, b贸g Suchos jako krokodyl, bogini Bubastis jako kot, a bogini Buto jako w膮偶.
Ale obok tych bo偶k贸w w postaci zwierz臋cej czczono i samo zwierz臋, je偶eli posiada艂o pewne
szczeg贸lne znamiona. Takim najbardziej znanym zwierz臋ciem, otoczonym najpyszniejszym
kultem, jakim kiedykolwiek otaczano na 艣wiecie jakiekolwiek zwierz臋, by艂 Apis, 艣wi臋ty byk z
Memfisu, kt贸rego Egipcjanie uwa偶ali za "s艂ug臋 boga Ptah".
艢wi臋te to zwierz臋 sp臋dza艂o swe 偶ycie w 艣wi膮tyni, gdzie opiek臋 nad nim roztaczali kap艂ani. Gdy
zdycha艂o, w艣r贸d uroczystych ceremonii balsamowano je i grzebano, a jego miejsce zajmowa艂 inny
byk o takich samych znamionach. Powsta艂y cmentarze byk贸w cmentarze godne bog贸w lub
kr贸l贸w. Do takich cmentarzy zwierz臋cych nale偶膮 groby kot贸w w Bubastis i Benihasan, groby
krokodyl贸w w Ombos, groby ibis贸w w Aszmunen, groby baran贸w w Elefantynie. Kulty tych
zwierz膮t przenosi艂y si臋 z jednego okr臋gu kraju na drugi i ulega艂y w dziejach Egiptu niezliczonym
przemianom, raz wybuchaj膮c z niezwyk艂膮 si艂膮, to zn贸w id膮c w zapomnienie na ca艂e stulecia. (Ten z
nas, komu wyda si臋 to dziwne i kto mo偶e zb臋dzie to u艣miechem, niechaj spr贸buje sobie wyobrazi膰,
jak absurdalny wydawa膰 si臋 musi wszystkim ludziom nale偶膮cym do innych kr臋g贸w kulturowych
nasz kult niepokalanego pocz臋cia Naj艣wi臋tszej Panny.)
Mariette sta艂 tedy na cmentarzu 艣wi臋tych byk贸w Apis. Nad wej艣ciem, podobnie jak w grobowcach
egipskich dostojnik贸w, znajdowa艂a si臋 kaplica. Pochy艂y chodnik prowadzi艂 w d贸艂 do krypt
grobowych, gdzie od czas贸w Ramzesa II spoczywa艂y obok siebie wszystkie byki Apis. Komory
grobowe znajdowa艂y si臋 w d艂ugiej na sto metr贸w podziemnej galerii. W toku prac nad
poszerzeniem cmentarza, kt贸re trwa艂y do czas贸w Ptole-meusz贸w, katakumby te przed艂u偶ono do
trzystu pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w. Co za kult!
W migoc膮cym 艣wietle pochodni, maj膮c za sob膮 robotnik贸w, kt贸rzy nie 艣mieli m贸wi膰 nawet
szeptem, Mariette przechodzi艂 z jednej komory grobowej do drugiej. Kamienne sarkofagi, w
kt贸rych spoczywa艂y byki, by艂y z ci臋偶kiego czarnego lub czerwonego granitu, ka偶dy wykonany z
jednej polerowanej bry艂y; wysoko艣膰 ich wynosi艂a trzy metry, szeroko艣膰 dwa i d艂ugo艣膰 co najmniej
cztery metry. (Obliczono, 偶e ka偶dy z tych blok贸w wa偶y 65 000 kilogram贸w.)
Wieka wielu sarkofag贸w by艂y odwalone. Mariette i jego nast臋pcy znale藕li ju偶 tylko dwa
nienaruszone sarkofagi, kt贸re zawiera艂y jeszcze wszystkie z艂o偶one w nich niegdy艣 kosztowno艣ci;
wszystkie inne by艂y obrabowane. Kiedy? Nikt tego nie wie. Przez kogo? Rabusie pozostali bez-
imienni. Raz po raz egiptologowie z 偶alem i bezsilnym gniewem napotykali jedynie 艣lady ich
"roboty". Wiecznie w臋druj膮ce piaski, kt贸re zasypywa艂y 艣wi膮tynie, grobowce i ca艂e miasta, dawno
zatar艂y wszelkie po nich 艣lady.


Mariette wst膮pi艂 w tajemniczy kr膮g dawno zaginionych kult贸w. P贸藕niej dane mu by艂o jeszcze (nie
mo偶emy si臋 tu bli偶ej zaj膮膰 jego wykopaliskami i poszukiwaniami w Edfu, Karnaku i Der-el-Bahri)
uzyska膰 wgl膮d w bogate, barwne 偶ycie codzienne staro偶ytnych Egipcjan.
Dzisiaj turysta, opu艣ciwszy katakumby z grobami byk贸w, odpoczywa na tarasie "Domu
Mariette艂a". Maj膮c po prawej r臋ce piramid臋 stopniow膮, po lewej Serapeum, popija arabsk膮 kaw臋 i
s艂ucha ch臋tnych do rozmowy stra偶nik贸w opisuj膮cych mu 艣wiat obraz贸w, kt贸re z kolei ma obejrze膰.
Niedaleko Serapeum odkry艂 Mariette gr贸b urz臋dnika dworskiego i wielkiego posiadacza
ziemskiego nazwiskiem Ti. Prace przy ostatnich grobach byk贸w wykonywano jeszcze w czasach
Ptolemeusz贸w (wtedy jednak przerwano je tak nagle, 偶e tu偶 za wej艣ciem porzucono olbrzymi
sarkofag z czarnego granitu, kt贸rego nie przetransportowano ju偶 do podziemnej galerii). Natomiast
gr贸b bogacza Ti pochodzi艂 z czas贸w prastarych, czas贸w jeszcze wcze艣niejszych od kr贸l贸w
Cheopsa, Chefrena i Mykerinusa, kt贸rzy zbudowali swe piramidy oko艂o roku 2600 przed Chr. Ale
ten grobowiec, przybytek 艣mierci, m贸wi艂 wi臋cej o 偶yciu Egipcjan ni偶 jakikolwiek z dot膮d
odkrytych pomnik贸w. Mariette nazbyt dobrze zna艂 spos贸b chowania przyj臋ty u staro偶ytnych
Egipcjan, aby nie przewidywa膰, 偶e i w tym grobowcu obok kosztowno艣ci znajdzie tak偶e przed-
mioty codziennego u偶ytku oraz wiele rze藕b i p艂askorze藕b o tematach opisowych. Ale to, co zasta艂
tutaj w galeriach i chodnikach, bogactwem szczeg贸艂贸w przedstawiaj膮cych codzienne 偶ycie
przewy偶sza艂o wszystkie dotychczasowe znaleziska.
Bogaty pan Ti zatroszczy艂 si臋 o to, aby po 艣mierci mie膰 ko艂o siebie wszystko, ale to dos艂ownie
wszystko, co otacza艂o go w r贸偶nych zaj臋ciach za 偶ycia. Oczywista, 偶e punktem centralnym
wszystkich p艂askorze藕b jest on sam, bogaty pan Ti, zawsze trzy albo i cztery razy przewy偶szaj膮cy
wzrostem niewolnik贸w lub prostych ludzi z gminu, przez co i w proporcjach cielesnych wyra偶ona
jest przepa艣膰 dziel膮ca jego pot臋g臋 i znaczenie od ludzi mniej wa偶nych i pozbawionych w艂adzy.
W bardzo stylizowanych, linearnych, zawsze jednak oddaj膮cych najdrobniejsze szczeg贸艂y
malowid艂ach 艣ciennych i p艂askorze藕bach widzimy nie tylko pr贸偶niacze 偶ycie bogaczy, ale tak偶e
ch艂op贸w przy obr贸bce lnu, kosiarzy przy 偶niwach, poganiaczy os艂贸w, ch艂op贸w przy m艂贸cce i oczy-
szczaniu zbo偶a. Jedna z p艂askorze藕b przedstawia kolejne fazy budowy okr臋tu sprzed czterech
tysi臋cy lat: obr贸bk臋 kloc贸w, ciosanie desek, stosowanie kafar贸w i d艂ut ciesielskich. Rozpoznajemy
dok艂adnie poszczeg贸lne narz臋dzia i przekonujemy si臋, 偶e Egipcjanom znana by艂a ju偶 wtedy pi艂a,
siekiera, a nawet 艣wider korbowy. Widzimy z艂otnik贸w i dowiadujemy si臋, jakimi sposobami
rozdmuchiwali ogie艅 w piecach dla uzyskania wysokich temperatur. Widzimy rze藕biarzy,
kamieniarzy, rymarzy.
Ale widzimy tak偶e, i to na ka偶dym kroku, jak膮 w艂adz臋 mieli wysocy urz臋dnicy, tacy jak bogaty pan
Ti. Oto siepacze sp臋dzaj膮 przed dom w贸jt贸w jego wsi dla z艂o偶enia rachunk贸w, wlok膮 ich po ziemi,
brutalnie i dziko chwytaj膮 za gard艂o. Widzimy nie ko艅cz膮ce si臋 szeregi wie艣niaczek znosz膮cych mu
danin臋, widzimy s艂ugi, jak wlok膮 i zarzynaj膮 zwierz臋ta ofiarne (obrazy przedstawiaj膮 to tak
szczeg贸艂owo, 偶e dowiadujemy si臋, jakie chwyty cztery tysi膮ce pi臋膰set lat temu stosowali rze藕nicy
dla powalenia wo艂u). Jak gdyby przez otwarte okna mieszkania zagl膮damy do prywatnego 偶ycia
pana Ti. Oto bogaty pan Ti przy stole, pan Ti ze sw膮 偶on膮, z rodzin膮, pan Ti poluj膮cy na ptaki, pan
Ti w podr贸偶y po Delcie, pan Ti jest to jedna z najpi臋kniejszych p艂askorze藕b p艂yn膮cy 艂odzi膮
przez g臋stwin臋 papirusowych zagajnik贸w.
Stoi wyprostowany. Um臋czeni wio艣larze pochylaj膮 si臋 pod 艣ciskaj膮cymi ich rzemieniami. W g贸rze,
w g臋stwinie drzew, szybuj膮 ptaki. W wodzie pod 艂odzi膮 roi si臋 od ryb i zwierz膮t nilowych. 艁贸d藕
pana Ti poprzedza inna 艂贸d藕, jej za艂oga zarzuca harpuny na t艂uste karki hipopotam贸w, z kt贸rych
jeden w艂a艣nie gryzie krokodyla. Dla nas, ludzi XX wieku, dzie艂o to mimo zwarto艣ci kompozycji,
jasno艣ci i pewno艣ci rysunku ma w sobie co艣 niesamowitego. Pan Ti p艂ynie nie tylko przez g臋stwin臋
krzew贸w papirusowych p艂ynie przez g臋stwin臋 wiek贸w historii.
Za czas贸w Mariette艂a nie strona artystyczna decydowa艂a o nieocenionej warto艣ci tych malowide艂 i
p艂askorze藕b. Warto艣膰 ich polega艂a na tym, 偶e odtwarza艂y najintymniejsze szczeg贸艂y codziennego
偶ycia staro偶ytnych Egipcjan, pokazuj膮c przy tym nie tylko to, c o robili, ale i jak robili. Zar贸wno
grobowiec bogatego pana Ti, jak grobowiec Ptahotepa, wysokiego urz臋dnika pa艅stwowego, oraz
odkryty w czterdzie艣ci lat p贸藕niej grobowiec Mereruki, obydwa w pobli偶u Serapeum, daj膮 nam
wgl膮d, w co prawda starannie wypracowany, ale pod wzgl臋dem 艣rodk贸w technicznych
niesko艅czenie prymitywny spos贸b pokonywania materialnych trudno艣ci 偶ycia.
(Wszystko by艂o wtedy oparte na pracy niewolniczej.) Wgl膮d ten jeszcze bardziej uwypukla ogrom
dzie艂a, jakiego dokonali budowniczowie piramid, dla czas贸w Mariette艂a jednak czyni艂 je tylko
bardziej zagadkowym. (Jeszcze w kilkadziesi膮t lat po 艣mierci Mariette艂a pokutowa艂y w prasie,
ksi膮偶kach fachowych i opisach podr贸偶y najbardziej fantastyczne przypuszczenia, co do tajemnych
艣rodk贸w, jakimi Egipcjanie wznie艣li swe cyklopowe budowle. T臋 tajemnic臋, kt贸ra ni膮 bynajmniej
nie by艂a, rozwi膮za艂 p贸藕niej cz艂owiek urodzony w Londynie w艂a艣nie w tym samym czasie, kiedy
Mariette odkopywa艂 Serapeum).
Min臋艂o osiem lat od chwili, gdy Mariette z kairskiej cytadeli po raz pierwszy rzuci艂 okiem na
staro偶ytny Egipt. Przez te osiem lat w艣r贸d wszystkich prac wykopaliskowych musia艂 na ka偶dym
kroku bezsilnie przygl膮da膰 si臋 temu, jak nadal trwa艂a generalna wyprzeda偶 egipskich zabytk贸w.
Potem jednak, cho膰 przyby艂 do Egiptu tylko po to, aby zakupi膰 kilka papirus贸w osi膮gn膮艂 cel,
kt贸ry wyda艂 mu si臋 nier贸wnie wa偶niejszy: za艂o偶y艂 w Bulak Muzeum Egipskie, a wkr贸tce potem
zosta艂 mianowany przez wicekr贸la dyrektorem egipskiego zarz膮du staro偶ytno艣ci i generalnym
nadzorc膮 wszystkich wykopalisk.
W 1891 roku muzeum przeniesiono do Gizeh. W 1902 roku znalaz艂o ono sw膮 ostateczn膮 siedzib臋 w
Kairze, nie opodal wielkiego mostu na Nilu, w gmachu zbudowanym przez Dourgnona w typowym
dla schy艂ku ubieg艂ego stulecia archaizuj膮cym stylu. Odt膮d wszystko, co odkrywano w Egipcie, co
znajdowano przypadkowo lub te偶 planowo odkopywano, stanowi艂o w艂asno艣膰 muzeum pr贸cz kilku
okaz贸w, kt贸re powa偶nym archeologom i uczonym pozostawiano jako honorowy upominek. Tym
samym Mariette powstrzyma艂 wyprzeda偶, rabunek egipskich zabytk贸w. B臋d膮c Francuzem uratowa艂
dla Egiptu to, co s艂usznie i z mocy prawa stanowi艂o jego w艂asno艣膰. Wdzi臋czny za艣 Egipt wzni贸s艂
mu na skwerze przed muzeum w Kairze popiersie, przewi贸z艂 jego zw艂oki i pochowa艂 je w
marmurowym sarkofagu.
Dzie艂o Mariette艂a ros艂o. Za jego nast臋pc贸w na stanowisku dyrektora Muzeum Egipskiego
Grebauta, de Morgana, Loreta, a przede wszystkim Gastona Maspero prowadzono co roku
archeologiczne prace wykopaliskowe. Za czas贸w Maspero muzeum zosta艂o uwik艂ane w sensacyjn膮
afer臋 kryminaln膮. To jednak nale偶y ju偶 do rozdzia艂u o grobach kr贸lewskich. Przedtem musimy w
osobnym rozdziale zaj膮膰 si臋 cz艂owiekiem, kt贸ry jest czwartym w tym szeregu wielkich tw贸rc贸w
podstaw egiptologii, Anglikiem, kt贸ry przyby艂 do Egiptu, gdy Mariette sta艂 ju偶 nad grobem.





Rozdzia艂 trzynasty

PETRIE I GR脫B AMENEMHETA


Jest rzecz膮 zdumiewaj膮c膮, jak wiele ludzi w艂a艣nie w艣r贸d archeolog贸w odznacza艂o si臋 od
najm艂odszych lat niezwyk艂ymi uzdolnieniami. Schliemann terminuj膮c u kupca w艂ada艂 sze艣cioma
j臋zykami. Champollion maj膮c lat dwana艣cie wypowiada艂 si臋 w sprawach politycznych. Rieh ju偶 w
dziewi膮tym roku 偶ycia budzi艂 sensacj臋 swymi zdolno艣ciami. William Matthew Flinders Petrie,
kt贸rego nazwali艣my Wielkim Mierniczym i Interpretatorem egiptologii, jako dziesi臋cioletni
ch艂opiec jak podaje pewna biograficzna notatka dziennikarska wykazywa艂 niezwyk艂e za-
interesowanie egipskimi pracami wykopaliskowymi. Ju偶 wtedy z ust jego pa艣膰 mia艂o zdanie, kt贸re
p贸藕niej sta艂o si臋 dewiz膮 ca艂ego jego 偶ycia: zachowuj膮c w艂a艣ciw膮 proporcj臋 mi臋dzy pietyzmem a
d膮偶eniem do poznania, nale偶y "zeskroba膰", przesiewaj膮c ziarnko po ziarnku, ca艂膮 ziemi臋 egipsk膮,
nie tylko, by zobaczy膰, co kryje w swym 艂onie, lecz tak偶e, 偶eby si臋 dowiedzie膰, jak te rzeczy, dzi艣
ukryte, niegdy艣 le偶a艂y na powierzchni ziemi. Notatka ta (kt贸r膮 przytaczamy tu gwoli ciekawo艣ci,
lecz kt贸rej nie mogli艣my sprawdzi膰) ukaza艂a si臋 w jednym z dziennik贸w londy艅skich w 1892 roku
w zwi膮zku z mianowaniem Flindersa Petrie profesorem University College (zosta艂 nim zreszt膮
maj膮c lat trzydzie艣ci dziewi臋膰, a wi臋c wcale nie wyj膮tkowo wcze艣nie).
W ka偶dym razie jest rzecz膮 pewn膮, 偶e ju偶 za najm艂odszych lat 艂膮czy艂 ze swym zainteresowaniem
zabytkami staro偶ytnymi wiele innych sk艂onno艣ci, kt贸re do tego czasu rzadko kiedy wyst臋powa艂y w
podobnym po艂膮czeniu, a kt贸re p贸藕niej mia艂y mu odda膰 wielkie us艂ugi. Eksperymentowa艂 na polu
nauk przyrodniczych, interesowa艂 si臋 nie tylko po dyletancku chemi膮, a przede wszystkim
odnosi艂 si臋 z ba艂wochwalczym wprost kultem do nauki, kt贸ra od czas贸w Galileusza stanowi艂a
podstaw臋 nauk 艣cis艂ych do matematyki pomiarowej. Jednocze艣nie szpera艂 po londy艅skich
antykwariatach, sprawdzaj膮c na konkretnych obiektach trafno艣膰 swych obserwacji. Przy tym
wszystko to jeszcze w latach szkolnych! biada艂 nad tym, 偶e na polu archeologii, w szczeg贸lno艣ci
za艣 egiptologii, wci膮偶 brak podstawowych prac.
To, czego brak odczuwa艂 b臋d膮c jeszcze uczniem, sam potem stworzy艂 jako cz艂owiek dojrza艂y.
Publikacje naukowe Petriego obejmuj膮 dziewi臋膰dziesi膮t tom贸w. Jego trzytomowa Historia Egiptu,
wydana w latach 18941905, odznacza si臋 niezwyk艂ym bogactwem materia艂u badawczego i sta艂a
si臋 punktem wyj艣cia wszystkich p贸藕niejszych prac w tej dziedzinie. Wydane w 1892 roku
sprawozdanie Dziesi臋膰 lat prac wykopaliskowych w Egipcie 18811891 jeszcze dzisiaj czyta si臋 z
najwy偶szym zainteresowaniem.
Urodzony 3 czerwca 1853 roku pod Londynem, rozpocz膮艂 sw膮 dzia艂alno艣膰 jako badacz
staro偶ytno艣ci w Anglii; pierwsz膮 jego publikacj膮 jest praca o Stonehenge, osiedlu z epoki neolitu.
Ale ju偶 w 1880 roku, maj膮c dwadzie艣cia siedem lat, udaje si臋 do Egiptu, gdzie odt膮d z pewnymi
przerwami prowadzi wykopaliska przez czterdzie艣ci sze艣膰 lat, do 1926 roku.
W dolinie Nilu znajduje greckie miasto Naukratis. Z gruzowisk w Nebeshe odkopuje 艣wi膮tyni臋
Ramzesa. Ko艂o miasta Kantara (ongi przechodzi艂 tu wielki trakt wojenny z Egiptu do Syrii, dzi艣 na
wielkim placu l膮duj膮 samoloty) "odskrobuje" we "Wzg贸rzu Grabarzy" ob贸z zaci臋偶nych 偶o艂nierzy
faraona Psametycha I i identyfikuje to miejsce z greck膮 miejscowo艣ci膮 Daphnae i biblijnym
Tachpanches. Wreszcie staje tam, gdzie dwie艣cie lat przed nim, w 1672 roku, jako pierwszy stan膮艂
dociekliwy badacz europejski Vansleb, ksi膮dz z Erfurtu: przed szcz膮tkami dw贸ch olbrzymich
pos膮g贸w z piaskowca przedstawiaj膮cych kr贸la Amenhotepa III, o kt贸rych wspomina ju偶 Herodot.
(Staro偶ytni Grecy nazywali te pos膮gi "kolumnami Memnona". Gdy Eos Matka Jutrzenka,
wschodzi艂a nad horyzontem, jej syn Memnon 偶ali艂 si臋 i skar偶y艂 d藕wi臋kiem, kt贸ry, cho膰 nie by艂
ludzki, chwyta艂 wszystkich za serce. Wspominaj膮 o tym Strabon i Pauzaniasz. Ju偶 w czasach du偶o
p贸藕niejszych, w 130 roku naszej ery, Hadrian wraz ze sw膮 ma艂偶onk膮 Sabin膮 czekali tutaj, aby
us艂ysze膰 ten d藕wi臋k. Cierpliwo艣膰 ich by艂a hojnie nagrodzona, us艂yszeli bowiem skarg臋 tak 偶a艂osn膮,
偶e wzruszy艂a ich jak nic przedtem. Odk膮d jednak Septimus Severus kaza艂 "odbudowa膰" g贸rn膮 cz臋艣膰
pos膮gu, do czego u偶yto blok贸w piaskowca, d藕wi臋k nigdy si臋 ju偶 nie powt贸rzy艂. Do dzi艣 nie mamy
偶adnego niezawodnego naukowego wyja艣nienia, jak powstawa艂 d藕wi臋k, sam fakt jednak jest
niew膮tpliwy).
Kolumny Memnona skruszy艂 wiatr stuleci. Vansleb widzia艂 przynajmniej jeszcze doln膮 cz臋艣膰
jednego z pos膮g贸w. Petrie widzia艂 ju偶 tylko ich szcz膮tki i m贸g艂 jedynie po艣rednio wyci膮ga膰
wnioski. Wysoko艣膰 ka偶dej z tych dw贸ch kr贸lewskich postaci oblicza艂 na dwana艣cie metr贸w.
(D艂ugo艣膰 艣redniego palca u r臋ki po艂udniowego kolosa wynosi 1,38 metra.) Opodal znalaz艂 Petrie
wej艣cie do grobowca piramidy w Hauwara, a tym samym zaginiony grobowiec Amenemheta i jego
c贸rki Ptahnofru. Znalezisko to jeszcze i dzi艣 zas艂uguje na to, aby dok艂adnie opowiedzie膰 jego
histori臋.
Nie mo偶emy w tej ksi膮偶ce, kt贸ra nie jest biografi膮 Petriego, wyliczy膰 wszystkich jego prac
wykopaliskowych. A Petrie "kopa艂" przez ca艂e 偶ycie. Nie specjalizowa艂 si臋 na 偶adnym okre艣lonym
obiekcie, tak jak to uczyni艂 na przyk艂ad Evans, kt贸ry po艣wi臋ci艂 dwadzie艣cia pi臋膰 lat na badania
samego tylko pa艂acu w Knossos. Petrie faktycznie "przesiewa艂" ca艂y Egipt, odbywaj膮c przy tym
w臋dr贸wki przez trzy tysi膮clecia. Sta艂 si臋 zw艂aszcza rzecz dla niego charakterystyczna znawc膮
rzeczy najmniejszych, najbardziej familiarnych, jakie Egipcjanie pozostawili po sobie: ceramiki i
ca艂ej drobnej sztuki plastycznej (dokona艂 tu pracy pionierskiej, pierwszy poddaj膮c j膮 periodyzacji),
a zarazem znawc膮 tego, co Egipt pozostawi艂 po sobie najwi臋kszego, najwznio艣lejszego i co zacho-
wa艂o si臋 po nasze czasy olbrzymich, wznosz膮cych si臋 wysoko ku niebu grobowc贸w-piramid.


Czytelnik, kt贸rego w ostatnich rozdzia艂ach raczyli艣my wi臋cej histori膮 ni偶 historiami, wi臋cej
wyliczeniem fakt贸w ni偶 prze偶yciami ludzi, prawdopodobnie zaczyna si臋 ju偶 niecierpliwi膰.
Spodziewam si臋, 偶e nast臋pne rozdzia艂y wynagrodz膮 mu dotychczasowe rozczarowania.
W 1880 roku pod piramidami w Gizeh pojawi艂 si臋 dziwny Europejczyk. Po zbadaniu terenu znalaz艂
jaki艣 opuszczony grobowiec, kt贸ry ju偶 przedtem kto inny, kto u偶ywa艂 go by膰 mo偶e jako magazynu,
zaopatrzy艂 w drzwi. Dziwny przybysz oznajmi艂 swemu tragarzowi, 偶e ma zamiar zamieszka膰 w tym
grobie. Istotnie, nast臋pnego dnia ju偶 si臋 tu urz膮dzi艂. Na skrzyni kopci艂a lampa naftowa, w k膮cie
sycza艂a spirytusowa kuchenka: William Flinders Petrie by艂 zainstalowany.
Odt膮d co wiecz贸r, o godzinie, gdy ziemi臋 spowija艂y granatowe cienie nocy, rozebrany do naga
prze艂azi艂 przez gruzy pi臋trz膮ce si臋 u st贸p wielkiej piramidy, dociera艂 do wej艣cia i podobny do
widma b艂膮kaj膮cego si臋 po martwych komorach, znika艂 w grobowcu. Po p贸艂nocy znowu ze艅 wy艂azi艂.
Mia艂 rozpalone oczy, bola艂a go g艂owa, ca艂y by艂 zlany potem, wygl膮da艂 jak cz艂owiek wypuszczony z
rozpalonego pieca. Potem przykucn膮wszy przed sw膮 skrzyni膮 kopiowa艂 zrobione napr臋dce w
piramidzie notatki, spisywa艂 pomiary, przekroje pod艂u偶ne i poprzeczne, spadzisto艣膰 korytarzy i
rozwarcie k膮t贸w, rozwa偶a艂 pierwsze hipotezy.
Hipotezy? Czeg贸偶 mog艂y dotyczy膰? Czy偶 mog艂y istnie膰 jeszcze jakie艣 tajemnice piramidy, kt贸ra
sta艂a tu od tysi臋cy lat, widoczna dla wszystkich? Ju偶 Herodot j膮 podziwia艂 (nie wspominaj膮c ani
s艂owa o Sfinksie), a staro偶ytni nazwali j膮 jednym z siedmiu cud贸w 艣wiata. Ale cudem jest to, co
niepoj臋te. Czy偶 wi臋c ludziom XIX wieku, zracjonalizowanej i zmechanizowanej epoki, ludziom
pozbawionym wiary i nie maj膮cym 偶adnego zrozumienia dla wznios艂o艣ci, jaka mo偶e tkwi膰 w
dzie艂ach materialnie nieu偶ytecznych, samo istnienie piramid nie musia艂o si臋 wydawa膰 zadziwiaj膮c膮
zagadk膮?
Wiedziano, ze piramidy by艂y grobami, olbrzymimi domami-sarkofagami. Ale c贸偶, na Boga,
sk艂oni艂o faraon贸w do wznoszenia w tym celu budowli o rozmiarach nie maj膮cych sobie r贸wnych na
ziemi? (Tak s膮dzono w贸wczas. Dzi艣 po odkryciach w Ameryce 艢rodkowej wiemy, 偶e w d偶ungli
Toltek贸w wznoszono podobne budowle). Co zmusza艂o faraon贸w, by swe grobowce przeobra偶a膰 w
fortece z tajemnymi przej艣ciami, 艣lepymi drzwiami, 艣lepymi szybami ko艅cz膮cymi si臋 nagle przed
jakim艣 granitowym blokiem? Co sk艂oni艂o Cheopsa do tego, by nad swoim grobowcem zbudowa膰
g贸r臋 z dw贸ch i p贸艂 miliona metr贸w sze艣ciennych piaskowca? Petrie, kt贸ry pracowa艂 noc w noc,
prawie o艣lep艂y, z trudem chwytaj膮c oddech w wysuszonym powietrzu na po艂y zasypanych
korytarzy, by艂 zdecydowany rozwi膮za膰 naukowymi metodami swego stulecia zagadk臋 piramid,
przenikn膮膰 tajemnic臋, dlaczego je wznoszono, pozna膰 spos贸b ich budowy, znale藕膰 odpowied藕 na
wszystkie pytania nasuwaj膮ce si臋 ka偶demu, kto je ogl膮da艂.
Wiele osi膮gni臋tych przez Petriego rezultat贸w znalaz艂o potwierdzenie, wiele innych zdementowa艂y
p贸藕niejsze badania. Gdy dzi艣 m贸wimy o piramidach, nie opieramy si臋 tylko na tym, co m贸wi艂
niegdy艣 Petrie. Liczby, kt贸re przytaczamy, pochodz膮 juz z nowszych bada艅. A gdy po raz pierwszy
pod膮偶amy tropem rabusi贸w, kt贸rzy dzie艂o faraon贸w sprowadzili do absurdu, obieramy sobie znowu
Petriego za przewodnika.


Cofnijmy si臋 w czasy odleg艂e od nas o cztery tysi膮ce lat. Znad brzegu Nilu sunie pod g贸r臋 t艂um
nagich niewolnik贸w. S膮 w艣r贸d nich i biali, i czarni, jedni o p艂askich nosach, inni o grubych wargach
i ostrzy偶onych g艂owach. Cuchn膮 zepsut膮 oliw膮, potem, rzodkwi膮, cebul膮 i czosnkiem (wed艂ug
Herodota samo wy偶ywienie niewolnik贸w zatrudnionych przy budowie piramidy Cheopsa
kosztowa艂o w przeliczeniu ok. dwu milion贸w dolar贸w w z艂ocie). Krzycz膮c pod uderzeniami bata,
j臋cz膮c z b贸lu od wrzynaj膮cych si臋 w plecy sznur贸w wlok膮 powoli po wyg艂adzonych p艂ytach
granitowej szosy, prowadz膮cej znad Nilu na plac budowy, na wielkich saniach kamienie, z kt贸rych
ka偶dy ma obj臋to艣膰 jednego metra sze艣ciennego. To w艣r贸d ich krzyku, ich j臋k贸w, ich konania ros艂a
piramida. Ros艂a tak przez dwadzie艣cia lat. Co roku, gdy muliste wody Nilu wyst臋powa艂y z
brzeg贸w, gdy ustawa艂y wszelkie prace w polu, sp臋dzano sto tysi臋cy robotnik贸w faraona, aby
budowali jego grobowiec, kt贸remu nadano nazw臋 "Echet Chufu" "Horyzont Cheopsa".
Piramida ros艂a. Sprowadzono dwa miliony trzysta tysi臋cy blok贸w kamiennych i spi臋trzono je na
sobie wszystko to si艂膮 ludzkich mi臋艣ni. Ka偶dy bok jej kwadratowej podstawy mia艂 ponad
dwie艣cie trzydzie艣ci metr贸w d艂ugo艣ci, a gdy wreszcie uko艅czono budowl臋, wierzcho艂ek jej osi膮gn膮艂
wysoko艣膰 stu czterdziestu sze艣ciu metr贸w. Grobowiec tego jednego faraona jest prawie tak wysoki
jak katedra w Kolonii, przewy偶sza sw膮 wysoko艣ci膮 katedr臋 艢w. Stefana w Wiedniu i jest znacznie
wy偶szy od bazyliki 艢w. Piotra w Rzymie najwi臋kszego ko艣cio艂a 艣wiata chrze艣cija艅skiego
kt贸r膮 zreszt膮 mo偶na by wraz z londy艅sk膮 katedr膮 艢w. Paw艂a wygodnie pomie艣ci膰 w tym jednym
grobowcu egipskiego faraona. Zu偶yty tu budulec, na kt贸ry z艂o偶y艂y si臋 ska艂y i piaskowce z obu
brzeg贸w Nilu, wynosi 2 521000 metr贸w sze艣ciennych i pokrywa powierzchni臋 54 300 metr贸w
kwadratowych.
Dzi艣 do terenu piramid doje偶d偶a si臋 tramwajem tramwajem linii nr 14. Wrzaskliwy t艂um
dragoman贸w oraz poganiaczy os艂贸w i wielb艂膮d贸w czeka tu podr贸偶nych domagaj膮c si臋 bakszyszu.
Nie s艂ycha膰 ju偶 j臋ku niewolnik贸w, wiatr nilowy dawno uni贸s艂 echo po艣wistuj膮cych bat贸w i zapach
ludzkiego potu. Pozosta艂a jedynie olbrzymia budowla. I nie tylko ta jedna. Starczy wej艣膰 na
piramid臋 Cheopsa najwi臋ksz膮 i najwy偶sz膮 i spojrze膰 na po艂udnie (na lewo stoi Sfinks, na prawo
druga i trzecia piramida Chefrena i Mykerinusa), a widzi si臋 w dali inn膮 grup臋 olbrzymich
faraonowych grobowc贸w. To piramidy w Abusir, Sakkarze i Dahszur. Z wielu innych piramid
pozosta艂y tylko ruiny. Piramid臋 w Abu Roasz rozebrano, tak 偶e mo偶na z g贸ry zajrze膰 do komory
grobowej, kt贸r膮 niegdy艣 pokrywa艂o tysi膮c ton ci臋偶kich g艂az贸w. Piramida w Hauwara (w kt贸rej
zamulonych korytarzach Petrie w 1889 roku 艣ledzi艂 krok za krokiem drog臋 rabusi贸w) oraz piramida
w Illahun, wzniesiona z niepalonych cegie艂 wok贸艂 skalnego rdzenia, nie obroni艂y si臋 przed niszcz膮-
cym z臋bem czasu. Tak zwana "fa艂szywa piramida" pod Medum ("el Ha-ram-el-Kaddab", tak
nazwali j膮 Arabowie, bo wydawa艂a im si臋 zupe艂nie odmienna od wszystkich innych piramid) by艂a
najbardziej wystawiona na zniszczenie, dzia艂ania atmosferyczne i lotne piaski, nigdy bowiem nie
uko艅czono jej budowy. A jednak i ona wznosi si臋 na wysoko艣膰 czterdziestu metr贸w. Piramidy!
Budowano je od najstarszych czas贸w a偶 do okresu etiopskich w艂adc贸w z Meroe sama tylko
p贸艂nocna grupa na terenie Meroe liczy czterdzie艣ci jeden piramid, kryj膮cych w sobie mumie trzy-
dziestu czterech kr贸l贸w, pi臋ciu kr贸lowych i dw贸ch nast臋pc贸w tronu. Budowano z krwi, potu i 艂ez
grobowce dla pojedynczych ludzi, z kt贸rych ka偶dy by艂 Jedyny i kaza艂 coraz to innym setkom
tysi臋cy bezimiennych niewolnik贸w, by uwiecznili jego imi臋 w kamiennym pi艣mie wznosz膮cym si臋
ku niebu. Czy偶 tylko dla swej chwa艂y? Czy tylko z ch臋ci, by monumentalny kamienny pomnik
dawa艂 艣wiadectwo ich wielko艣ci? Czy by艂a to tylko pycha mo偶nych, kt贸rzy zatracili miar臋
zwyk艂ych 艣miertelnik贸w?
W艂a艣ciwy sens budowy piramid wyt艂umaczy膰 mo偶na jedynie osobliwym charakterem wierze艅
religijnych Egipcjan. Nie wiar膮 w bog贸w, bo by艂o ich niezliczone mn贸stwo, nie uczono艣ci膮
kap艂an贸w, bo obrz臋dy i dogmaty tak samo zmienia艂y swe formy jak 艣wi膮tynie "Starego" i "艢red-
niego" i "Nowego Pa艅stwa". Zrozumie膰 je mo偶na jedynie na tle podstawowego wierzenia
religijnego, 偶e droga cz艂owieka po jego 艣mierci cielesnej trwa nieprzerwanie dalej i prowadzi do
wieczno艣ci, 偶e "tamten 艣wiat" le偶y "naprzeciw" nieba i ziemi i 偶e zamieszkuj膮 go zmarli, je偶eli i
to jest tu najistotniejsze dano im na drog臋 po艣miertn膮 艣rodki potrzebne do dalszej egzystencji.
Do tych 艣rodk贸w nale偶a艂o w gruncie rzeczy wszystko, z czego nieboszczyk korzysta艂 za 偶ycia na
ziemi. A wi臋c mocno zbudowany dom, a wi臋c 偶ywno艣膰, aby m贸g艂 zaspokaja膰 g艂贸d i pragnienie, a
wi臋c s艂u偶ba, niewolnicy i urz臋dnicy, a wi臋c wszystkie przedmioty codziennego u偶ytku.
Najwa偶niejsze jednak by艂o zachowanie cia艂a, niezawodne zabezpieczenie go od wszelkich
wp艂yw贸w zewn臋trznych, kt贸re by mog艂y spowodowa膰 jego rozk艂ad. Tylko w贸wczas istnia艂a
mo偶liwo艣膰, 偶e bujaj膮ca swobodnie po 艣mierci dusza cz艂owieka po egipsku baj b臋dzie mog艂a
ka偶dej chwili powr贸ci膰 do cia艂a, do kt贸rego by艂a przynale偶na, i 偶e tak samo b臋dzie m贸g艂 powr贸ci膰
do niego anio艂-str贸偶, uosobienie jego si艂 偶ywotnych po egipsku ka kt贸ry urodzi艂 si臋 wraz z
cz艂owiekiem, lecz nie zgin膮艂 wraz z jego 艣mierci膮 i nadal 偶yje, aby da膰 zmar艂emu na tamtym
艣wiecie potrzebne si艂y na tamtym 艣wiecie, gdzie zbo偶e ro艣nie na siedem 艂okci wysoko, lecz
mimo to wymaga uprawy.
To wyobra偶enie znalaz艂o dwojaki wyraz: w mumifikacji zw艂ok (spotykamy j膮 tak偶e u Ink贸w,
Maorys贸w, Jiwaros贸w i innych lud贸w, lecz w postaci niepor贸wnanie mniej wykszta艂conej) i w
budowie grob贸w na mod艂臋 fortec. Ka偶da bowiem piramida by艂a twierdz膮, kt贸rej jedynym
przeznaczeniem by艂o chroni膰 ukryt膮 w niej mumi臋 przed jakimkolwiek wrogiem, przed wszelk膮
profanacj膮 lub zak艂贸ceniem spokoju.
Tysi膮ce 偶ywych ludzi pada艂o ofiar膮 najci臋偶szej niewolniczej pracy, aby jednemu zmar艂emu
zapewni膰 wieczne bezpiecze艅stwo i wieczne 偶ycie. Faraon, kt贸ry przez dziesi臋膰, pi臋tna艣cie czy
dwadzie艣cia lat kaza艂 budowa膰 dla siebie grobowiec, rujnowa艂 si艂臋 ludu, pogr膮偶a艂 w d艂ugach nie
tylko siebie, lecz tak偶e swe dzieci i wnuki. Ma艂o tego, jeszcze po 艣mierci podrywa艂 finanse swego
pa艅stwa, gdy偶 jego ka wymaga艂o ci膮g艂ych ofiar, sta艂ych pos艂ug kap艂a艅skich. Pewien szczeg贸lnie
przezorny faraon zapisa艂 kap艂anom, kt贸rzy mieli celebrowa膰 ofiarne nabo偶e艅stwa dla jego ka, do-
chody z dwunastu wsi.
Wiara w 偶ycie pozagrobowe by艂a tak silna, 偶e zag艂usza艂a wszelki g艂os politycznego i moralnego
rozs膮dku. Dzie艂o faraon贸w i tylko faraon贸w, gdy偶 mniej od nich mo偶ni dostojnicy pa艅stwowi
zadowalali si臋 skromniejszymi grobowcami, tak zwanymi mastabami, a przeci臋tni mieszka艅cy
zwyk艂ym grobem wykopanym w piasku pustyni jest owocem bezmiernie wybuja艂ego
egocentryzmu, kt贸remu obcy by艂 wszelki rodzaj my艣lenia kategoriami wsp贸lnoty.
Piramidy nie s艂u偶y艂y gminie pobo偶nych, jak s艂u偶y艂y jej olbrzymie budowle 艣wiata
chrze艣cija艅skiego, katedry i tumy. Nie by艂y, jak babilo艅skie wie偶e zikkuraty, siedliskiem bog贸w i
艣wi臋to艣ci膮 dla wszystkich. S艂u偶y艂y przede wszystkim tylko jemu, faraonowi, tylko jego martwemu
cia艂u, jego duszy, jego ka.
Jedno wszak偶e jest pewne ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰: wielko艣膰 grobowc贸w, kt贸re czterdzie艣ci
siedem wiek贸w temu kazali sobie wznosi膰 kr贸lowie czwartej dynastii, przekracza wszelk膮 miar臋,
jak膮 nakazywa艂a wiara, religia i bezpiecze艅stwo. P贸藕niej widzimy, jak wznoszenie tak wielkich
piramid bardzo rych艂o zaczyna zanika膰 i w ko艅cu ca艂kiem ustaje. Ustaje za艣 w czasach, gdy
panowali kr贸lowie b臋d膮cy nie mniej absolutnymi w艂adcami od Cheopsa, Chefrena i Mykerinusa,
kt贸rzy byli nawet bardziej podobni do bog贸w ni偶 ich poprzednicy i jak Seti I i Ramzes II
oddzieleni jeszcze wi臋ksz膮 przepa艣ci膮 od j臋cz膮cych pod jarzmem pa艅szczyzny mas swego ludu.
Jednym z powod贸w, dla kt贸rych zaprzestano wznoszenia wielkich piramid, powodem jednak
nazbyt materialistycznym, by sam przez si臋 m贸g艂 to wyt艂umaczy膰, by艂a wzrastaj膮ca 艣mia艂o艣膰
rabusi贸w okradaj膮cych groby kr贸lewskie ze skarb贸w. Dosz艂o do tego, 偶e w niekt贸rych wsiach to
zb贸jeckie rzemios艂o sta艂o si臋 regularnym sposobem zarobkowania: swego rodzaju socjalne
wyr贸wnanie mi臋dzy wiecznie g艂odnymi i wiecznie sytymi (o tych rabusiach, kt贸rzy z historii
grobowc贸w egipskich uczynili godn膮 pi贸ra Pitavala kronik臋 wypadk贸w kryminalnych, jeszcze us艂y-
szymy). Piramidy wi臋c nie gwarantowa艂y ju偶 mumiom faraon贸w bezpiecze艅stwa.
To zmusi艂o do szukania nowych, zgo艂a odmiennych 艣rodk贸w ochronnych, a tym samym i do
budowania innego rodzaju grobowc贸w.
Dalszy pow贸d zaprzestania budowy piramid prawdopodobnie ujawni膰 mo偶e tylko morfologiczna
metoda historyczna, kt贸ra widzi kultury obok siebie w analogicznym rozwoju i analogicznym
upadku i w ka偶dej 艣wie偶o powsta艂ej kulturze znajduje tendencj臋 do szturmuj膮cej niebo monumen-
talno艣ci. Tote偶 mimo ca艂ej odmienno艣ci babilo艅skich zikkurat贸w, roma艅sko-gotyckich budowli
ko艣cielnych i egipskich piramid istnieje mi臋dzy nimi te偶 pewne podobie艅stwo. Wszystkie one
powstaj膮 w pocz膮tkowym okresie poszczeg贸lnych kultur, kiedy to z barbarzy艅sk膮, brutaln膮 si艂膮
wznosi si臋 budowle-olbrzymy. (Nie zapominajmy, 偶e wczesne katedry gotyckie by艂y tak wielkie, 偶e
ca艂a ludno艣膰 miasta, w kt贸rym je budowano, nie by艂a w stanie ich wype艂ni膰). Si艂a ta nie uznaje
偶adnych przeszk贸d, z najg艂臋bszych pok艂ad贸w 艣wiadomo艣ci wydobywa nagle sztuk臋 obliczania
niezb臋dnej statyki i poprzez mozolne przenikanie tajemnic przyrody stwarza pierwsze prawa
niezb臋dnej do tego mechaniki.
W XIX wieku, wieku post臋pu technicznego, nie chciano wierzy膰, by to w og贸le by艂o mo偶liwe. Nie
chciano wierzy膰, 偶e tego rodzaju budowle mo偶na by艂o wznosi膰 bez "maszyn", bez wyci膮g贸w
艂a艅cuchowych, a prawdopodobnie i bez d藕wig贸w i 偶urawi. Ale p臋d do monumentalno艣ci
przezwyci臋偶y艂 wszystkie przeszkody ilo艣ciowa si艂a wczesnej kultury dor贸wna艂a jako艣ciowej sile
p贸藕niejszej cywilizacji!
Piramidy zbudowa艂a si艂a ludzkich mi臋艣ni. W wywiercone uprzednio otwory skalne wprowadzano
drzewo i tak d艂ugo oblewano je wod膮, a偶 zaczyna艂o p臋cznie膰: w ten spos贸b odpada艂y od ska艂
kamienie ciosowe w g贸rach Mokattamu. Na walcach i wozach ci膮gniono je potem na plac budowy.
Jedna na drugiej uk艂ada艂y si臋 coraz wy偶ej kamienne warstwy piramid. Do dzi艣 dnia jest w
archeologii kwesti膮 otwart膮, czy istnia艂 tylko jeden plan budowy, czy te偶 by艂o ich wi臋cej. (Lepsius i
Petrie reprezentuj膮 dwa skrajnie przeciwstawne pogl膮dy. Nowsze badania sk艂aniaj膮 si臋 raczej ku
pogl膮dom Lepsiusa, przypuszczaj膮c, 偶e istnia艂o kilka plan贸w, kt贸re powstawa艂y niejako "skokami"
w miar臋 tego, jak powi臋ksza艂y si臋 rozmiary budowy). Ci ludzie sprzed czterech tysi臋cy siedmiuset
lat pracowali z tak膮 dok艂adno艣ci膮, 偶e wszystkie b艂臋dy pope艂nione przy budowie wielkiej piramidy w
obliczeniu przekroj贸w poziomych i k膮t贸w jak wyra偶a si臋 Petrie "mo偶na by przykry膰 du偶ym
palcem jednej r臋ki". P艂yty za艣 by艂y tak 艣ci艣le dopasowane, 偶e ju偶 przed o艣miuset laty arabski pisarz
Abd-el-Latif stwierdza艂 z podziwem, i偶 dokonano tu mistrzowskiej roboty, gdy偶 mi臋dzy spojenia
kamiennych p艂yt nie mo偶na wsun膮膰 ig艂y ani w艂osa. Dzi艣 ka偶dy turysta mo偶e to stwierdzi膰 i utrwali膰
na b艂onie fotograficznej. Je偶eli za艣 pewien krytyk zaznacza, 偶e w zakresie statyki staro偶ytni
budowniczowie byli a偶 nazbyt przezorni, gdy偶 na przyk艂ad dla odci膮偶enia poprzeczek strop贸w
pozostawiali nad nimi pi臋膰 wolnych przestrzeni, podczas gdy wed艂ug nowoczesnych oblicze艅
wystarczy艂aby jedna, to uwaga ta jest nies艂uszna. Zapomina on, 偶e i my w czasach gdy spoisto艣膰
d藕wigar贸w sprawdzana jest promieniami Roentgena zwykli艣my budowa膰, i to nie tylko mosty, z
pi臋ciokrotn膮, o艣miokrotn膮, a nawet dwunastokrotn膮 mar偶膮 bezpiecze艅stwa.
Piramidy sta膰 b臋d膮 jeszcze d艂ugo. Z piramidy Cheopsa odpad艂 tylko wierzcho艂ek (tworz膮c
p艂askowzg贸rze o powierzchni dziesi臋ciu metr贸w kwadratowych), a zdobi膮ce j膮 g艂adkie oblicowanie
z najprzedniejszego piaskowca z g贸r Mokattamskich, z wyj膮tkiem ma艂ych zachowanych resztek,
odpad艂o ods艂aniaj膮c 偶贸艂tawy piaskowiec, kt贸ry pochodzi艂 z innych pobliskich kamienio艂om贸w i
stanowi艂 tu g艂贸wny budulec. Piramida Cheopsa stoi, a wraz z ni膮 stoi i wiele innych. Gdzie偶 jednak
s膮 kr贸lowie, kt贸rzy pragn臋li znale藕膰 w nich bezpiecze艅stwo, wolne od obaw miejsce spoczynku dla
swych martwych cia艂 i swych ka?
I tu w艂a艣nie pycha faraon贸w ponios艂a zas艂u偶on膮, tragiczn膮 kar臋. 艁askawiej ni偶 z faraonami los
obszed艂 si臋 z tymi, kt贸rzy znale藕li miejsce wiecznego spoczynku nie w kamiennych twierdzach,
lecz w ukrytych pod ziemi膮 mastabach i w zwyk艂ych, w piasku wykopanych grobach. Wielu
spo艣r贸d nich nie tkn臋艂a r臋ka rabusia. Natomiast granitowy sarkofag Cheopsa jest okaleczony i
pusty. Od jak dawna pusty, nie wiemy. Ju偶 Belzoni zasta艂 w r. 1818 sarkofag Chefrena z
potrzaskanym wiekiem i wype艂niony kamieniami. Z pokrytego bogatym ornamentem bazaltowego
sarkofagu Mykerinusa ju偶 w latach trzydziestych ubieg艂ego stulecia, gdy angielski pu艂kownik Vyse
znalaz艂 komor臋 grobow膮, brakowa艂o wieka. Cz臋艣ci wewn臋trznej drewnianej trumny le偶a艂y w
jednym z g贸rnych pomieszcze艅, a w艣r贸d nich poniewiera艂y si臋 kawa艂ki mumii kr贸lewskiej.
(Sarkofag ten zaton膮艂 u brzeg贸w Hiszpanii wraz z okr臋tem, kt贸ry przewozi艂 go do Anglii).
Miliony kamiennych p艂yt mia艂y chroni膰 martwe cia艂a kr贸l贸w. Zamurowane chodniki, wymy艣lne
pu艂apki architektoniczne mia艂y zatrzyma膰 ka偶dego, kto pr贸bowa艂by 艣wi臋tokradcz膮 r臋k膮 si臋gn膮膰 po
z艂o偶one tu bogactwa. W komorach grobowych bowiem pe艂no by艂o bogactw, pe艂no nie daj膮cych si臋
opisa膰 skarb贸w. Kr贸l, chocia偶 martwy, pozostawa艂 kr贸lem. W chwili gdy jego fca w艣li藕nie si臋 do
mumii i powo艂a go do nowego 偶ycia na tamtym 艣wiecie, b臋dzie musia艂 mie膰 swe klejnoty,
przedmioty zbytku i kosztowne sprz臋ty, kt贸rymi si臋 pos艂ugiwa艂 za swego ziemskiego 偶ycia, b臋dzie
musia艂 mie膰 sw膮 dawn膮 bro艅 ze z艂ota i szlachetnych metali, zdobn膮 w lapis-lazuli, drogie kamienie
i kryszta艂y. Czy piramidy dawa艂y mumiom faraon贸w t臋 ochron臋? Okaza艂o si臋, 偶e przez sw膮
wielko艣膰 nie tylko nie odstrasza艂y rabusi贸w, lecz wr臋cz przeciwnie, tym bardziej ich przyci膮ga艂y.
Pewnie, kamienne p艂yty piramid ukrywa艂y powierzone im skarby. Ale ich wielko艣膰 a偶 nazbyt
wyra藕nie wo艂a艂a: mamy co艣 do ukrycia!
Tote偶 rabusie przyst膮pili do dzie艂a od najdawniejszych czas贸w i kontynuuj膮 je po dzi艣 dzie艅. Ile za艣
wk艂adano w to przebieg艂o艣ci i wytrwa艂o艣ci, ile w tym by艂o korupcji i fortel贸w, odkry艂 Petrie, gdy
zawiedziony stan膮艂 przed pustym sarkofagiem w grobowcu Amenemheta.


Tu musimy wtr膮ci膰 kilka uwag na temat tego, co mniej wi臋cej od stu lat coraz to poruszane jest w
prasie (nie wy艂膮czaj膮c czasopism naukowych) jako "zagadka wielkiej piramidy".
Wiadomo, 偶e gdzie zachodzi jeszcze niepewno艣膰, tam otwiera si臋 pole do wszelkiego rodzaju
spekulatywnych domys艂贸w. Trzeba jednak rozr贸偶nia膰 mi臋dzy spekulacj膮 a hipotez膮. Hipoteza jest
jedn膮 z metod pracy ka偶dej ga艂臋zi nauki. Bior膮c za punkt wyj艣cia fakt ustalony, otwiera
mo偶liwo艣ci, nad kt贸rymi zawsze stoi znak zapytania. Spekulacja natomiast nie zna 偶adnych
hamulc贸w. Tu przewa偶nie nawet punkt wyj艣cia nie jest "ustalony", lecz dowolnie "przystosowany",
to za艣, co nazywa si臋 wnioskiem, nie jest niczym innym, jak czyst膮 fantazj膮. Karmi膮c si臋 z艂udami
spekulacja wst臋puje na b艂臋dne 艣cie偶ki metafizyki, zapuszcza si臋 w najciemniejszy g膮szcz mistyki i
na najbardziej tajemniczy teren fa艂szywych interpretacji Pitagorasa i Kaba艂y. Najniebezpieczniejsze
za艣 s膮 takie spekulatywne rozwa偶ania, kt贸re zdaj膮 si臋 i艣膰 w parze z logik膮 ow膮 logik膮, przed
kt贸r膮 my, ludzie XX wieku, zawsze jeste艣my gotowi uchyli膰 czo艂a.
Znaleziska egipskie wprost prowokowa艂y do tego rodzaju spekulatywnych domys艂贸w. Kilka z nich
wymienili艣my ju偶 omawiaj膮c spos贸b interpretowania hieroglif贸w przed Champollionem. Tu
mo偶emy doda膰 jeszcze jedn膮, bardzo nowoczesn膮 pr贸bk臋. Pani Galahad pod nazwiskiem "sir
Galahad" ukrywa si臋 bowiem kobieta w swej ksi膮偶ce Matki i amazonki wyst臋puje nie z
dyskusyjn膮 tez膮, lecz z kategorycznym twierdzeniem, 偶e w Egipcie ju偶 w czasach historycznych
istnia艂 wyra藕ny matriarchat (pani Galahad przedstawia zreszt膮 swe dowody tak urzekaj膮co
b艂yskotliwym stylem, 偶e nale偶a艂oby sobie 偶yczy膰, aby podobny kunszt cho膰 raz przypad艂 w udziale
jakiemu艣 powa偶nemu archeologowi). W zwi膮zku z tym na szczeg贸ln膮 wzmiank臋 zas艂uguje
ekonomista Silvio Gesell, kt贸ry od 1945 roku znowu cieszy si臋 w Niemczech wielkim rozg艂osem.
Wychodz膮c poza ramy swej specjalno艣ci Gesell wysun膮艂 donios艂e pytanie: czy Moj偶eszowi znany
by艂 proch? Silvio Gesell "dowodzi" z niezwyk艂膮 "przenikliwo艣ci膮", 偶e Moj偶esz, przebywaj膮c na
dworze Ramzesa, przy pomocy swego te艣cia Jethro, kt贸ry jako kap艂an mia艂 dost臋p do tajemnic, u偶y艂
Arki Przymierza jako laboratorium do produkowania materia艂u wybuchowego. Druga ksi臋ga
Moj偶esza, rozdzia艂 30, werset 2338, podaje "recept臋" na ten materia艂 wybuchowy. P艂on膮cy krzak
cierniowy, egipskie rydwany wojenne, kt贸re przewracaj膮 si臋 i kt贸rych ko艂a zostaj膮 oderwane przez
tajemnicze moce, ska艂a p臋kaj膮ca pod jednym uderzeniem pa艂ki, banda Korego, kt贸r膮 poch艂ania
otwieraj膮ca si臋 ziemia, mury Jerycha obalone d藕wi臋kiem tr膮b wszystko to, zdaniem Gesella,
zdzia艂a艂a nauka: wyprodukowany w Arce Przymierza proch. Czy偶 Moj偶esz nie otrzyma艂 tablicy z
dekalogiem w艣r贸d huku mo藕dzierzy i k艂臋b贸w dymu? Czy偶 okazawszy si臋 niezr臋cznym laborantem
nie musia艂 przez czterdzie艣ci dni leczy膰 odniesionych oparze艅?
Zdanie Silvia Gesella popiera od strony przyrodniczej Johannes Lang, nieust臋pliwy obro艅ca teorii
pr贸偶ni 艣wiatowej. Nie ka偶da jednak spekulacja naukowa tak wyra藕nie sama si臋 dyskredytuje.
Ca艂a rzecz w tym, 偶e wielka piramida, piramida Cheopsa (ciekawe, ze w艂a艣nie ona, a nie 偶adna
inna) od najdawniejszych czas贸w objawia艂a mistyczne cuda liczb. Ca艂膮 t臋 mistyk臋 cyfr nale偶y
traktowa膰 tak samo jak przytoczone wy偶ej przyk艂ady, mimo 偶e jeszcze i za naszych czas贸w oddaj膮
si臋 jej powa偶ni naukowcy, kt贸rzy sk膮din膮d w dziedzinie swej specjalno艣ci maj膮 du偶e osi膮gni臋cia.
Wielk膮 piramid臋 cz臋sto okre艣lano jako "zakut膮 w kamie艅 Bibli臋". Znamy "interpretacje" Biblii.
Interpretacje wielkiej piramidy niemal im dor贸wnuj膮. Z rzutu poziomego, ze sposobu
rozmieszczenia bram, korytarzy, hal i komory grobowej pr贸bowano odczyta膰 ca艂膮 histori臋 rodzaju
ludzkiego. Znalaz艂 si臋 nawet i taki "badacz", kt贸ry na podstawie tej utrwalonej w piramidzie
Cheopsa "historii" przepowiedzia艂 na rok 1913 wybuch pierwszej wojny 艣wiatowej, a ci, kt贸rzy go
brali na serio, m贸wili: c贸偶, omyli艂 si臋 tylko o jeden rok.
A trzeba pami臋ta膰, 偶e ci mistycy liczb rozporz膮dzaj膮 materia艂ami, kt贸re, je艣li si臋 ich od razu nie
sprowadzi do w艂a艣ciwego znaczenia dzia艂aj膮 istotnie osza艂amiaj膮co. Tak na przyk艂ad faktem jest,
偶e piramidy s膮 ustawione dok艂adnie wed艂ug stron 艣wiata. Przek膮tna piramidy Cheopsa z
p贸艂nocnego wschodu na po艂udniowy zach贸d pokrywa si臋 w swym przed艂u偶eniu z przek膮tn膮
piramidy Chefrena. Niemal wszystkie jednak dalsze twierdzenia polegaj膮 na b艂臋dnych pomiarach
lub na przesadnym, ca艂kowicie dowolnym rozwijaniu wniosk贸w, jakie mo偶na wysnu膰 z ka偶dej
wielkiej budowli, gdy mierzy si臋 j膮 bardzo ma艂ymi jednostkami miary. Piramid臋 Cheopsa od czasu
pierwszych pomiar贸w dokonanych przez Petriego zmierzono stosunkowo dok艂adnie. Nale偶y jednak
mie膰 na uwadze, 偶e wszelkie, nawet nowoczesne pomiary daj膮 tylko przybli偶one wyniki, gdy偶 nie
zachowa艂a si臋 ok艂adzina piramidy i zburzony jest jej wierzcho艂ek. 呕adna wi臋c mistyka liczb,
operuj膮ca dowodami wymierzonymi w centymetrach lub calach, nie zas艂uguje na wiar臋. I jeszcze
jedno: chocia偶 musimy przyzna膰, ze Egipcjanie posiadali niezwyk艂e wiadomo艣ci z dziedziny
astronomii, to jednak w 偶adnym razie nie mo偶emy im przypisywa膰 posiadania tak dok艂adnej miary,
jak np. wzorcowy metr paryski (aby zrozumie膰 obco艣膰 艣wiata my艣li nie skierowanej, jak my艣l
dzisiejsza, ku 艣cis艂o艣ci, przypominamy tu raz jeszcze charakterystyczny dla Egipcjan brak
historycznego poczucia czasu).
Nietrudno, operuj膮c w stosunku do bardzo wielkiej budowli bardzo ma艂ymi warto艣ciami miary,
uzyska膰 frapuj膮ce rezultaty. Mo偶na uwa偶a膰 za rzecz niemal pewn膮, 偶e je偶eli katedr臋 w Chartres lub
katedr臋 kolo艅-sk膮 b臋dziemy rozbiera膰 miar膮 centymetrow膮, to przez odpowiednie dodawanie,
odejmowanie i mno偶enie uzyskamy najbardziej nieoczekiwane por贸wnania z warto艣ciami
liczbowymi rz臋du kosmicznego. W tej te偶 prawdopodobnie p艂aszczy藕nie le偶y stwierdzenie, 偶e
liczba pi nie jest ju偶 "ludolfin膮", 偶e nie odkry艂 jej Ludolf van Keulen, lecz znali j膮 ju偶 bu-
downiczowie piramid.
Gdyby si臋 nawet okaza艂o, 偶e Egipcjanie faktycznie utrwalili w wielkiej piramidzie niezwykle
donios艂e wiadomo艣ci astronomiczne i matematyczne (wiadomo艣ci, kt贸re nowoczesna nauka
osi膮gn臋艂a dopiero w XIX i XX wieku, np. rzeczywista odleg艂o艣膰 s艂o艅ca), to i wtedy nie by艂oby
powodu do nadawania im jakiego艣 mistycznego znaczenia, a ju偶 tym bardziej wyprowadzania z
nich proroctw.
W 1922 roku niemiecki egiptolog Ludwik Borchardt po bardzo dok艂adnym zbadaniu wielkiej
piramidy wyda艂 ksi膮偶k臋 Gegen die Zahlenmystik an der grossen Pyramide bei Gizeh (Przeciwko
mistyce cyfr wok贸艂 wielkiej piramidy w Gizeh). W ksi膮偶ce tej znajdujemy argumenty, kt贸re k艂ad膮
tam臋 temu zalewowi mistyki.


Petrie nale偶a艂 do typu archeolog贸w, kt贸rych nie odstraszaj膮 偶adne przeszkody. By艂 uparty,
nieust臋pliwy, wytrwa艂y, rozmi艂owany w tropieniu raz natrafionego 艣ladu. Gdy w 1889 roku nie
mo偶e znale藕膰 wej艣cia do zbudowanej z cegie艂 piramidy jakiego艣 kr贸la (nie wiedz膮c wtedy jeszcze,
偶e kr贸lem tym by艂 Amenemhet III, jeden z rzadkich w dziejach Egiptu wielkich w艂adc贸w
prowadz膮cych polityk臋 pokojow膮), przekopuje szyb-tunel w poprzek piramidy i stwierdza, 偶e przed
nim byli tu ju偶 inni, przemy艣lniejsi od niego, jeszcze bardziej ni偶 on wytrwali i wprawieni w
tropieniu 艣lad贸w, ludzie dawno minionej epoki, kt贸rzy znale藕li drog臋, by zbezcze艣ci膰 gr贸b.
Przebijali si臋 do komory grobowej nie z zamiarem wydobycia na 艣wiat艂o dzienne 艣wiadectw
minionej epoki, wydobycia ich ku czci przesz艂o艣ci i dla dobra nauki wsp贸艂czesnej, lecz po to, aby
rabowa膰. Okaza艂o si臋 rzecz膮 wa偶n膮, 偶e w艂a艣nie nie kto inny, tylko niestrudzony Petrie by艂 tym
cz艂owiekiem, kt贸ry wpad艂 na trop jeszcze bardziej od niego niestrudzonych rabusi贸w.
Gdy przyst臋powa艂 do zbadania tej piramidy, kt贸r膮 jad膮c ze wsi Hau-waret-el-Makta na grzbiecie
swego os艂a, osi膮ga艂 po trzech kwadransach drogi, szuka艂 wej艣cia tam, gdzie znajdowa艂o si臋 ono
niemal we wszystkich piramidach: po stronie p"艂ncnej. Nie znalaz艂 go jednak, tak jak przed nim nie
znale藕li go ior archeologowie. Nie znalaz艂szy go tak偶e po stronie wschodniej, postanowi艂 nie traci膰
czasu na 偶mudne poszukiwania i przekopa膰 w poprzek budowli tunel.
Wspania艂a my艣l. Ale 艣rodki techniczne Petriego by艂y ograniczone. Wiedzia艂, 偶e czeka go ci臋偶ka
praca, lecz nie przewidywa艂, 偶e b臋dzie tu musia艂 kopa膰 przez d艂ugie tygodnie. Tote偶 trzeba z ca艂膮
si艂膮 wyobra藕ni wczu膰 si臋 w jego po艂o偶enie, gdy po trudach ponoszonych w egipskim skwarze,
pracuj膮c niedostatecznymi narz臋dziami i z coraz to buntuj膮cym si臋 zespo艂em robotnik贸w, w chwili
usuni臋cia kamienia do szcz臋艣liwie wreszcie znalezionej komory grobowej stwierdzi艂, 偶e inni go
ubiegli.
Raz jeszcze spotykamy si臋 tu z uczuciem, kt贸re jak偶e cz臋sto jest jedyn膮 nagrod膮 badacza staj膮cego
u kresu swych mozolnych poszukiwa艅, z uczuciem straszliwego rozczarowania, kt贸remu tylko
ludzie prawdziwie silni nie daj膮 si臋 z艂ama膰. (Petrie, gdyby ten wypadek zdarzy艂 mu si臋 dok艂adnie w
dwadzie艣cia lat p贸藕niej, dozna艂by przynajmniej satysfakcji, 偶e to samo spotka艂o i innych.
Nowocze艣ni nast臋pcy staro偶ytnych rabusi贸w grob贸w kr贸lewskich w艂amali si臋 do grobowca
Amenemheta II, zmar艂ego oko艂o 1420 roku przed Chr. Szukaj膮c skarb贸w pozdzierali banda偶e, w
kt贸re owini臋ta by艂a mumia. Czeka艂o ich rozczarowanie wi臋ksze ni偶 Petriego, okaza艂o si臋 bowiem,
偶e ju偶 trzy tysi膮ce lat przed nimi byli tu ich koledzy po fachu, kt贸rzy tak gruntownie uporali si臋 ze
swym zadaniem, 偶e nic, ale to dos艂ownie nic nie pozostawili dla swych nast臋pc贸w).
Otw贸r wy艂amany w murze okaza艂 si臋 na razie za w膮ski, by Petrie m贸g艂 przeze艅 przej艣膰. Nie mia艂
jednak cierpliwo艣ci, 偶eby czeka膰, a偶 go poszerz膮. Obwi膮za艂 wi臋c lin膮 egipskiego wyrostka, da艂 mu
do r臋ki 艣wiec臋 i wys艂a艂 go do ciemnej komory grobowej. W chybotliwym 艣wietle 艣wiecy ukaza艂y
si臋 dwa sarkofagi. Wieka by艂y odwalone, oba sarkofagi puste.
Petriemu jako cz艂owiekowi nauki pozosta艂o tylko jedno: spr贸bowa膰 mimo dokonanego tu rabunku
dociec, czyj to by艂 gr贸b. Ale tu pojawi艂a si臋 nowa trudno艣膰. Wn臋trze piramidy zalewa艂a woda
podsk贸rna. Gdy Petrie poszerzy艂 pierwszy otw贸r i sam wszed艂 do komory grobowej, sta艂 po kostki
w wodzie; to samo zdarzy艂o mu si臋 p贸藕niej w pewnym grobie szybowym, w kt贸rym znalaz艂 pokryt膮
klejnotami mumi臋. Ale tak jak w tym drugim wypadku, Petrie i tutaj nie da艂 za wygran膮. Przeszuka艂
艂opat膮 ca艂膮 pod艂og臋, cal za calem. Znalaz艂 alabastrowe naczynie, na kt贸rym wyryte by艂o imi臋
Amenemhet. W drugiej komorze znalaz艂 mn贸stwo wot贸w. Wszystkie by艂y z艂o偶one imiennie
ksi臋偶niczce Ptahnofru, c贸rce Amenemheta III.
Amenemhet III, kr贸l XII dynastii, panowa艂 od 1849 do 1801 roku przed Chr. (wed艂ug Breasteda).
Jego potomkowie zasiadali na tronie Egiptu przez dwie艣cie trzyna艣cie lat, okres za艣, kiedy
Amenemhet po艂膮czy艂 obie korony G贸rnego i Dolnego Egiptu, nale偶a艂 do najszcz臋艣liwszych w tym
kraju pustoszonym od wiek贸w przez wojny zewn臋trzne (przeciwko barbarzy艅skim ludom
o艣ciennym) i wewn臋trzne (przeciw coraz to ponawiaj膮cym si臋 powstaniom udzielnych ksi膮偶膮t
poszczeg贸lnych prowincji). Amenemhet stara艂 si臋 o pok贸j. Wzni贸s艂 niezliczone budowle mi臋dzy
innymi otoczy艂 grobl膮 ca艂e jezioro s艂u偶膮ce zar贸wno celom 艣wieckim, jak i religijnym, wyda艂
zarz膮dzenia w dziedzinie socjalnej, kt贸re wed艂ug naszych poj臋膰 s膮 mo偶e ma艂o wa偶ne, lecz dla
Egiptu, z jego podzia艂em na klasy i gospodark膮 opart膮 jedynie na niewolnictwie, mia艂y ogromne
znaczenie.

On wi臋cej ni偶 wielki Nil pokrywa Egipt zielono艣ci膮,
On kraje obydwa si艂膮 nape艂ni艂,
On jest 偶yciem, kt贸re ch艂odzi nozdrza.
Skarby, kt贸re rozdaje, s膮 straw膮 dla tych, kt贸rzy id膮 za nim.
On 偶ywi tych, co wst臋puj膮 na jego drog臋.
Kr贸l jest po偶ywieniem, jego usta s膮 dosytem.

Znalezienie tego grobu by艂o nie lada zas艂ug膮. Jako naukowiec Petrie m贸g艂 by膰 zadowolony. Ale
jako archeologa, "diggera" pracuj膮cego 艂opat膮, poci膮ga艂o go rozwi膮zanie innego jeszcze
zagadnienia: jak膮 drog膮 wtargn臋li ci, kt贸rzy go ubiegli? Gdzie znajdowa艂o si臋 rzeczywiste wej艣cie
do piramidy? Czy rabusie znale藕li te drzwi, kt贸rych on, a przed nim i inni badacze szukali
bezskutecznie? Rabusie szli 艣ladem architekt贸w. Petrie poszed艂 艣ladem rabusi贸w.
Podj臋cie tego zadania w wiele stuleci po dokonanej tu kradzie偶y nie ust臋powa艂o niemal decyzji
przebicia tunelu. Stoj膮ca w piramidzie woda podsk贸rna, b艂oto, od艂amki cegie艂 i 偶wir utworzy艂y
twardy szlam i nie brak by艂o takich przej艣膰, przez kt贸re Petrie, jak zawsze niestrudzony, musia艂 jak
foka czo艂ga膰 si臋 na brzuchu, z ustami i nosem pe艂nymi stwardnia艂ego b艂ota. Ale chcia艂 za wszelk膮
cen臋 dowiedzie膰 si臋, gdzie znajdowa艂o si臋 prawdziwe wej艣cie! Znalaz艂 je. Wbrew wszystkim
dotychczasowym do艣wiadczeniom, wbrew wszelkiej egipskiej tradycji znajdowa艂o si臋 w 艣cianie
po艂udniowej. A przecie偶 rabusie mimo to je znale藕li. Czy mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e Petrie, zadra艣ni臋ty
w swej ambicji badacza, pyta艂 sam siebie, czy aby za tym "znalezieniem" nie kryje si臋 jaka艣
nieczysta sprawa? Czy by艂o ono doprawdy jedynie owocem samej tylko bystro艣ci umys艂u,
wynikiem niezmordowanej wytrwa艂o艣ci? Powzi膮wszy pewne podejrzenie Petrie poszed艂
wyw臋szonym 艣ladem.
Szed艂 systematycznie drog膮, kt贸r膮 niegdy艣 szli rabusie. Stawa艂 przed wszystkimi przeszkodami,
przed kt贸rymi i oni stawali. I wci膮偶 odwo艂ywa艂 si臋 do w艂asnej bystro艣ci umys艂u, ta za艣 nie zawsze
dawa艂a mu odpowied藕, kt贸r膮 rabusie jednak znale藕li. Jaki偶 to tajemniczy instynkt przeprowadzi艂 ich
przez wszystkie pu艂apki, triki i zasadzki faraonowych architekt贸w? Oto jakie艣 schody urywaj膮 si臋
nagle 艣lep膮 komor膮, z kt贸rej nie ma wyj艣cia. Nie ma wyj艣cia? Rabusie najwidoczniej szybko
wykryli, 偶e wyj艣ciem z komory jest sufit, ca艂y strop, kt贸ry podnosi艂 si臋 jak olbrzymia klapa. Z
trudem przedostali si臋 przez ni膮, jak nowocze艣ni kasiarze rozpruwaj膮cy drzwi pancernego skarbca.
Ale oo im to da艂o? Znale藕li si臋 w kru偶ganku zawalonym masywnymi blokami z kamienia. Petrie
jako fachowiec m贸g艂 oceni膰, ile pracy wymaga艂o samo tylko oczyszczenie tego przej艣cia. Rozumia艂
uczucia rabusi贸w, gdy po pokonaniu tej przeszkody znowu natkn臋li si臋 na komor臋 bez wyj艣cia, a
nast臋pnie, przebywszy ju偶 i t臋 pu艂apk臋, natrafili z kolei na komor臋 r贸wnie偶 pozbawion膮 drzwi.
Petrie w ko艅cu sam ju偶 nie wiedzia艂, co wi臋cej podziwia膰, czy instynkt rabusi贸w, kt贸ry za ka偶dym
razem wskazywa艂 im w艂a艣ciwe wyj艣cie, czy ich wytrwa艂o艣膰. Nie ulega艂o bowiem 偶adnej
w膮tpliwo艣ci, 偶e musieli si臋 tu przekopywa膰 przez d艂ugie tygodnie, miesi膮ce, mo偶e rok ca艂y, a kto
wie, czy nie wi臋cej. I to w jakich warunkach! Prawdopodobnie w ci膮g艂ym strachu przed
stra偶nikami, kap艂anami, a tak偶e przed wszystkimi tymi, co 艣ci膮gali tutaj, aby z艂o偶y膰
Amenemhetowi dary i wota.
A mo偶e wszystko odby艂o si臋 ca艂kiem inaczej? Ambicja Petriego, umiej膮cego wykrzesywa膰 z siebie
tyle inwencji przy pokonywaniu trudno艣ci, kt贸rymi staro偶ytni architekci dla ochrony kr贸lewskich
mumii zagrodzili drog臋 przysz艂ym 艣wi臋tokradcom, nie pozwala艂a mu wierzy膰, 偶e sama bystro艣膰
umys艂u tych egipskich rabusi贸w, prostych, prymitywnych ludzi sprzed wielu stuleci, pomog艂a im
przebrn膮膰 przez te powik艂ane drogi. Czy nie zachodzi艂a raczej inna mo偶liwo艣膰 w literaturze
egipskiej znajduj膮 si臋 pewne podstawy ku temu 偶e rabusie korzystali z czyjej艣 "fachowej
pomocy"? Mo偶e kap艂ani i stra偶nicy, sprzedajni cz艂onkowie skorumpowanej klasy urz臋dniczej,
s艂u偶yli im wskaz贸wkami i pomoc膮?
I to prowadzi nas do "kryminalnego rozdzia艂u" egipskiej historii. Rozpocz膮艂 si臋 on w zamierzch艂ej
przesz艂o艣ci, mia艂 potem sw贸j dalszy ci膮g w "Dolinie Kr贸l贸w" i wcale niedawno osi膮gn膮艂 sw贸j
punkt kulminacyjny w zgo艂a ju偶 nowoczesnej aferze kryminalnej.




Rozdzia艂 czternasty

ZB脫JCY W 獶OLINIE KR脫L脫W


Na pocz膮tku 1881 roku pewien zamo偶ny, interesuj膮cy si臋 sztuk膮 Amerykanin p艂yn膮艂 Nilem w g贸r臋
rzeki do Luksoru, wsi po艂o偶onej naprzeciw Teb, dawnej rezydencji faraon贸w. Chcia艂 kupi膰 kilka
starych zabytk贸w, omija艂 jednak oficjalny, od czasu Mariette艂a surowo kontrolowany handel
zabytkami i zdawa艂 si臋 na w艂asny instynkt. Wieczorami w艂贸czy艂 si臋 po ciemnych zau艂kach, zagl膮da艂
do kramik贸w na bazarze, a偶 w ko艅cu zetkn膮艂 si臋 z pewnym smag艂ym Egipcjaninem, kt贸ry zapropo-
nowa艂 mu kupno kilku niew膮tpliwie prawdziwych i cennych przedmiot贸w.
Metoda tego Amerykanina sk艂ania nas do ma艂ej dygresji. Dzi艣 ka偶dy informator podr贸偶ny ostrzega
turyst臋 przed nabywaniem antyk贸w na "czarnym rynku". I s艂usznie, bo te tak zwane "antyki" s膮 po
wi臋kszej cz臋艣ci wyrabiane przez wsp贸艂czesnych egipskich cha艂upnik贸w lub nawet importowane z
Europy. Pok膮tni handlarze chwytaj膮 si臋 najprzemy艣lniej-szych sposob贸w, aby nada膰 im poz贸r
autentyczno艣ci. W latach dwudziestych nawet taki znawca antycznych dzie艂 jak niemiecki historyk
sztuki Julius Meier-Graefe da艂 si臋 wywie艣膰 w pole. Gdzie艣 w piasku nie wiedz膮c, 偶e kuty na
cztery nogi przewodnik umy艣lnie go t臋dy prowadzi艂 znalaz艂 ma艂膮 statuetk臋. Fakt, 偶e sam j膮
znalaz艂, nie pozwoli艂 mu w膮tpi膰 w prawdziwo艣膰 tego "antyku". Przekupi艂 wi臋c przewodnika, aby
zapewni膰 sobie jego dyskrecj臋, i schowawszy pos膮偶ek pod marynark臋 powr贸ci艂 do hotelu. Chc膮c
kupi膰 do tej statuetki odpowiedni postument, uda艂 si臋 do pewnego handlarza staro偶ytno艣ciami i przy
tej okazji zapyta艂 go, co o niej s膮dzi. Handlarz u艣miechn膮艂 si臋. "Zaprowadzi艂 mnie opowiada艂 o
tym dalej Juliusz Meier-Graefe do tylnego pomieszczenia swego sklepu, otworzy艂 szaf臋 i
pokaza艂 mu cztery czy pi臋膰 indentycz-nych pos膮偶k贸w, jota w jot臋 do siebie podobnych, ka偶dy
pokryty 玹ysi膮cletni膮 patyn膮. Dostarczano je z Boles艂awca na 艢l膮sku, ale m贸j handlarz kupowa艂 je
od pewnego greckiego agenta w Kairze."
Z jakimi niespodziankami poza fa艂szowaniem antyk贸w w celach zarobkowych na skutek
nieobliczalnych figli liczy膰 si臋 musi nawet i nauka, wynika to cho膰by z autobiograficznego
opowiadania wsp贸艂czesnego powie艣ciopisarza francuskiego Malraux, by艂ego komisarza Francji w
Chinach i ministra kultury w rz膮dzie genera艂a de Gaulle艂a. Nie ma powodu w膮tpi膰 w prawdziwo艣膰
opisanego przez niego zdarzenia, chocia偶 oczywi艣cie nie mo偶na go uwa偶a膰 za typowe. Przytaczamy
je te偶 tylko jako swego rodzaju curiosum. W 1925 roku Malraux spotka艂 w jakim艣 barze w
Singapurze pewnego kolekcjonera, rosyjskiego emigranta, kt贸ry podr贸偶uj膮c na koszt muzeum w
Bostonie zakupywa艂 dla niego stare dzie艂a sztuki. Po pierwszym potoku s艂贸w w j臋zyku rosyjskim
pokaza艂 on pisarzowi pi臋膰 ma艂ych s艂oni z ko艣ci s艂oniowej, dopiero co kupionych od jakiego艣
Hindusa, a kt贸re teraz ustawi艂 przed sob膮 na stole jakby piszcza艂ki organ贸w.
Jak pan widzi, drogi przyjacielu, kupuj臋 takie oto ma艂e s艂onie, kt贸re podczas prac
wykopaliskowych wrzucam do grob贸w, zanim je znowu zasypujemy. Za jakie pi臋膰dziesi膮t lat inni
ludzie, otwieraj膮c te groby, znajd膮 w nich ma艂e s艂onie, pi臋knie pokryte patyn膮 wiek贸w, i b臋d膮
piekielnie 艂ama膰 sobie nad tym g艂ow臋... Bawi mnie to, 偶eby ludziom, kt贸rzy przyjd膮 po mnie,
zadawa膰 tego rodzaju 艂amig艂贸wki. Na jednej z wie偶 w Angkor-Wat, drogi przyjacielu, wyry艂em
wyj膮tkowo nieprzyzwoity napis w sanskrycie; gdy go potem odpowiednio zamaza艂em, wygl膮da艂
doprawdy bardzo staro. Z pewno艣ci膮 znajdzie si臋 kiedy艣 jaki艣 m膮drala, kt贸ry go odcyfruje. Trzeba
w naszych poczciwych bli藕nich wywo艂ywa膰 troch臋 zgorszenia...
Po tej dygresji powr贸膰my do naszego Amerykanina. Chocia偶 jako egip-tolog by艂 dyletantem, zna艂
si臋 troch臋 na rzeczy. Gdy wi臋c zetkn膮艂 si臋 w Luksorze z owym Egipcjaninem, jego oferta wprawi艂a
go w takie podniecenie, 偶e nie wdaj膮c si臋 w d艂u偶sze targi, nale偶膮ce do u艣wi臋conych zwyczaj贸w
Wschodu, kupi艂 od niego rzadkiej pi臋kno艣ci i wyj膮tkowo dobrze zachowany papirus. Ukry艂 go w
swym kufrze i omin膮wszy szcz臋艣liwie kontrol臋 policyjn膮 i celn膮 czym pr臋dzej opu艣ci艂 Egipt. Gdy
przyby艂 do Europy, odda艂 go do ekspertyzy jakiemu艣 rzeczoznawcy. Dowiedzia艂 si臋, 偶e w istocie
nie tylko naby艂 rzecz wyj膮tkowo cenn膮, lecz ponadto cho膰 dalej sprawy potoczy艂y si臋 ju偶 bez
jego udzia艂u zapocz膮tkowa艂 tym kupnem zgo艂a niepowszedni膮 afer臋.
Zanim jednak o niej opowiemy, musimy si臋 pokr贸tce zapozna膰 z niezwyk艂膮 histori膮 "Doliny
Kr贸l贸w".
"Dolina Kr贸l贸w", znana tak偶e pod nazw膮 "Groby kr贸lewskie w Biban-el-Muluk", le偶y na
zachodnim brzegu Nilu, naprzeciw Karnaku i Luksoru (gdzie wznosz膮 si臋 olbrzymie kolumnady i
艣wi膮tynie z okresu "Nowego Pa艅stwa"), i stanowi cz臋艣膰 rozleg艂ego, obecnie opustosza艂ego terenu
dawnej teba艅skiej nekropolii. Tu za czas贸w "Nowego Pa艅stwa" powsta艂y podziemne krypty dla
zmar艂ych dostojnik贸w, a oBok nich tak偶e 艣wi膮tynie wzniesione na cze艣膰 kr贸l贸w i 艣wi膮tynie boga
Amona.
Utrzymanie i sta艂a rozbudowa tego olbrzymiego miasta umar艂ych wymaga艂y ogromnego personelu.
Podlega艂 on specjalnemu urz臋dnikowi, kt贸ry nosi艂 tytu艂: "Ksi膮偶臋 Zachodu i pu艂kownik wojsk
nekropolii." Stra偶 mieszka艂a w koszarach. W rozsianych grupach dom贸w, kt贸re z czasem przybra艂y
rozmiary ma艂ych wsi, mieszkali robotnicy zatrudnieni przy robotach ziemnych i budowlanych,
kamieniarze i malarze, wszelkiego rodzaju rzemie艣lnicy i arty艣ci, wreszcie specjali艣ci od
mumifikacji i balsamowania cia艂, kt贸rzy zachowywali doczesn膮 pow艂ok臋 zmar艂ych, tworz膮c
wieczyst膮 pow艂ok臋 dla ich duszy, dla ich ka.
Wszystko to, jak powiedzieli艣my, dzia艂o si臋 w okresie "Nowego Pa艅stwa", gdy na tronie Egiptu
zasiadali najpot臋偶niejsi w艂adcy, jacy kiedykolwiek panowali nad tym krajem: "synowie s艂o艅ca"
Ramzes I i Ramzes II. By艂y to czasy XVIII, a przede wszystkim XIX dynastii, od oko艂o 1350 do
1200 roku przed Chr., czasy je偶eli my艣le膰 kategoriami analogii Oswalda Spenglera naszej
tera藕niejszo艣ci, panowania omal 偶e najczystszej cywilizacji i wykszta艂conego "cezaryzmu". To, co
w贸wczas historycznie dokonywa艂o si臋 w Egipcie, to jednocze艣nie "jednocze艣nie" w sensie
Spenglerowskim dokonywa艂o si臋 w Rzymie cezar贸w, kt贸ry po艂o偶y艂 kres monumentalnej
kulturze Grecji zachowuj膮c z niej tylko "kolosalno艣膰", tak jak wyra偶ona w piramidach wielko艣膰
staro偶ytnych Egipcjan wyrodzi艂a si臋 w pompatyczne budowle Karnaku; Luksoru i Abydosu.
Stosuj膮c dalej Spenglerowskie analogie, to samo dzia艂o si臋 "w tym samym czasie" w Niniwie
Sanheryba, owym "asyryjskim Rzymie", przejawia艂o si臋 "jednocze艣nie" (wci膮偶 w rozumieniu
Spenglera) u chi艅skiego "cezara" Hoang-ti i we wznoszonych od 1250 roku olbrzymich budowlach
indyjskich. By艂y to czasy, kiedy kultur臋 Egipcjan spotka艂o to samo, co obecnie spotyka nas,
mieszka艅c贸w Zachodu ludzi Nowego 艢wiata uciele艣nionego w Nowym Jorku, mie艣cie drapaczy
chmur.
Dla nas wydaje si臋 to rzecz膮 b艂ah膮. W Egipcie oznacza艂o to nag艂e, buntownicze zerwanie z
utrzymywan膮 od siedemnastu wiek贸w tradycj膮.
Oddzielaj膮c 艣wi膮tyni臋, w kt贸rej w okresach 艣wi膮t sk艂adano zmar艂emu dary i wota tak niezb臋dne dla
istnienia jego ha, Tutmos stworzy艂 dla w艂asnego ha, a tym samym dla swego 偶ycia po 艣mierci,
nieobliczalne trudno艣ci. Ale i to by艂o zewn臋trznym bod藕cem do tej decyzji by艂 przekonany,
偶e w ten spos贸b zapewni swemu martwemu cia艂u bezpiecze艅stwo, kt贸rego, jak 艣wiadczy艂y o tym
sprofanowane i okradzione groby, nie zaznali jego poprzednicy. Motorem wskaz贸wek, kt贸re da艂
swemu architektowi nazwiskiem Ineni, by艂 strach mimo ca艂ego racjonalistycz-nego rozpadu i
laicyzacji religii (XXI dynastia sk艂ada艂a si臋 ju偶 z "kr贸-l贸w-kap艂an贸w", kap艂an贸w Amona, kt贸rych
pot臋ga w pa艅stwie od d艂u偶szego czasu stale wzrasta艂a), wci膮偶 jeszcze 偶ywy strach przed zniszcze-
niem jego mumii, zbezczeszczeniem grobu. W pocz膮tkach panowania XVIII dynastii, dynastii
teba艅skiej, nie by艂o w ca艂ym Egipcie bodaj ani jednego grobu kr贸lewskiego, kt贸ry by nie zosta艂
obrabowany, ani jednej mumii znaczniejszej osoby, kt贸ra by nie zosta艂a odarta przynajmniej z
cz臋艣ci "magicznego rynsztunku", a tym samym na wieczne czasy zbezczeszczona. Przy tym uj臋cie
rabusi贸w okradaj膮cych groby trafia艂o si臋 niezmiernie rzadko. Co najwy偶ej tu i 贸wdzie zdarza艂o si臋
mo偶e, 偶e sp艂oszeni podczas rabunku musieli ucieka膰, pozostawiaj膮c na miejscu cz臋艣膰 swego 艂upu.
Na pi臋膰set lat przed Tutmosem I nieznany 艣wi臋tokradca, kt贸ry dla u艂atwienia sobie transportu
dopiero co poci膮艂 na kawa艂ki mumi臋 偶ony kr贸la Zera, zosta艂 w tym momencie sp艂oszony i w
po艣piechu ukry艂 oderwane rami臋 kr贸lowej w jakiej艣 dziurze w murze grobowca. Angielscy
archeologowie znale藕li je tu w 1900 roku w stanie nie uszkodzonym, z zachowanym pod
banda偶ami kosztownym pier艣cieniem, wysadzanym ametystami i turkusami.
Naczelny budowniczy Tutmosa I nazywa艂 si臋 Ineni. Dzi艣 mo偶emy sobie tylko wyobrazi膰, jak
przebiega艂y narady mi臋dzy monarch膮 i jego architektem. Powzi膮wszy decyzj臋 zerwania z tradycj膮
Tutmos zapewne rych艂o zda艂 sobie spraw臋, 偶e je偶eli chce unikn膮膰 losu swych poprzednik贸w,
pozostaje mu tylko jedna droga wyj艣cia: zachowanie absolutnej tajemnicy co do miejsca i planu
grobowca.
Wiadomo艣膰 o tym, jak tego dokonano, zawdzi臋czamy pr贸偶no艣ci Ineniego, kt贸ry na 艣cianach swej
w艂asnej kaplicy grobowej pozostawi艂 szczeg贸艂ow膮 histori臋 swego 偶ycia, w tym tak偶e sprawozdanie
o budowie pierwszego grobu szybowego. "Sam tylko nadzorowa艂em budow臋 grobowca skalnego
Najmi艂o艣ciwszego Kr贸la. Nikt inny go nie widzia艂, nikt inny o nim nie s艂ysza艂." Jednak偶e archeolog
Carter, jeden z najlepszych znawc贸w "Doliny Kr贸l贸w", orientuj膮c si臋 doskonale w trudno艣ciach,
jakie musia艂a napotyka膰 ta budowa, uwa偶a, 偶e Ineni niew膮tpliwie zatrudnia艂 przy niej co najmniej
stu robotnik贸w. "Jest rzecz膮 jasn膮 pisze trze藕wo Carter, nie wdaj膮c si臋 w moraln膮 ocen臋
omawianych fakt贸w 偶e nie mo偶na by艂o dopu艣ci膰 do tego, aby stu czy wi臋cej robotnik贸w znaj膮c
najwi臋ksz膮 tajemnic臋 kr贸la swobodnie porusza艂o si臋 w艣r贸d innych ludzi. Ineni z pewno艣ci膮 znalaz艂
skuteczne 艣rodki, aby na zawsze zamkn膮膰 im usta. Roboty te, by膰 mo偶e, wykonali je艅cy wojenni,
kt贸rych potem zg艂adzono."
Czy to nies艂ychane odszczepie艅stwo, to zerwanie z tradycj膮 da艂o oczekiwane przez Tutmosa
skutki? Jego gr贸b, po艂o偶ony w urwisku zamykaj膮cym bezludn膮 ponur膮 kotlin臋, jest pierwszym w
"Dolinie Kr贸l贸w". Ineni wyku艂 w tej skale strome schody i w zasadzie wybudowa艂 gr贸b w ten
spos贸b, w jaki potem wszyscy p贸藕niejsi architekci faraon贸w przez pi臋膰set lat budowali groby, tak
偶e Grecy z uwagi na w臋偶ykowaty kszta艂t grobowc贸w nazwali je "syryngami" od s艂owa syrinx
oznaczaj膮cego d艂ug膮 fujark臋 pastersk膮. (Strabon, grecki podr贸偶nik w ostatnim stuleciu przed Chr.,
opisuje ju偶 czterdzie艣ci takich "godnych zwiedzenia grob贸w").
Nie wiemy, jak d艂ugo Tutmosowi faktycznie dane by艂o spoczywa膰 w spokoju. Wiemy tylko, 偶e
mierzony skal膮 historii egipskiej okres ten nie m贸g艂 trwa膰 zbyt d艂ugo. Pewnego dnia wraz z c贸rk膮 i
innymi mumiami przeniesiono go gdzie indziej. Nie wykradli go jednak rabusie. Wr臋cz przeciwnie,
zabrano go st膮d dla ochrony przed rabusiami, bo ju偶 i ten skalny gr贸b nie wydawa艂 si臋 bezpieczny.
W owych czasach zacz臋to groby kr贸lewskie wykuwa膰 w ska艂ach coraz bli偶ej siebie, jeden obok
drugiego. Pozwala艂o to skupi膰 w jednym miejscu stra偶e i zapobiega艂o rozproszeniu uwagi.
Niemniej rabunek trwa艂 dalej.
Do grobowca Tutanchamona rabusie wtargn臋li ju偶 w dziesi臋膰 czy pi臋tna艣cie lat po jego 艣mierci. W
grobowcu Tutmosa IV pozostawili nawet sw贸j "bilet wizytowy" w postaci napis贸w
wygryzrnolonych na 艣cianie w antycznej gwarze z艂odziejskiej. Przy tym gr贸b zdemolowali tak
doszcz臋tnie, 偶e w sto lat p贸藕niej pe艂en pietyzmu kr贸l Haremheb w 贸smym roku swego panowania
kaza艂 urz臋dnikowi nazwiskiem Kej "odbudowa膰 gr贸b kr贸la Tutmosa IV b艂ogos艂awione niechaj
b臋dzie imi臋 jego w 艣wi臋tej siedzibie w zachodnich Tebach".
Najwi臋ksze wszak偶e rozmiary przybra艂o pl膮drowanie grob贸w za panowania XX dynastii. Min膮艂 ju偶
wtedy okres wspania艂o艣ci i pot臋gi poprzednich w艂adc贸w Ramzesa I i II oraz Setiego I i II.
Nast膮pi艂o panowanie dziewi臋ciu kr贸l贸w o imieniu Ramzes, kt贸rzy nosili jedynie wielkie imi臋.
Rz膮dy ich by艂y niepewne i stale zagro偶one. 艁apownictwo i korupcja uros艂y do rozmiar贸w nowej,
niedaj膮cej si臋 uchwyci膰 pot臋gi. Stra偶nicy cmentarzy byli w zmowie z kap艂anami, nadzorcy dzielnic
z naczelnikami powiatu, ba, pewnego dnia okaza艂o si臋, 偶e nawet sam zarz膮dca zachodnich Teb,
najwy偶szy urz臋dnik pa艅stwa powo艂any do pieczy nad miastem umar艂ych, by艂 w sp贸艂ce z rabusiami
okradaj膮cymi groby. Dziwne ogarnia nas uczucie, gdy dzi臋ki znalezionym papirusom z czas贸w
Ramzesa IX (11421123 przed Chr.) stajemy si臋 艣wiadkami sensacyjnego procesu w sprawie
pl膮drowania grob贸w, w kt贸rym sprawcy tych rabunk贸w, dot膮d zawsze anonimowi, po raz pierwszy
wyst臋puj膮 imiennie.
Pewnego dnia zarz膮dca miejski wschodniej dzielnicy Teb nazwiskiem Pezer otrzyma艂 wiadomo艣膰,
偶e w zachodniej cz臋艣ci miasta, w mie艣cie umar艂ych, odbywa si臋 zakrojone na wielk膮 skal臋
okradanie grob贸w. Naczelnikiem zachodnich Teb by艂 niejaki Pewero, osobnik w膮tpliwej uczci-
wo艣ci. 呕ywili oni dla siebie wzajemnie ma艂o przyjazne uczucia. Mo偶na tedy przypuszcza膰, 偶e Pezer
skwapliwie skorzysta艂 z okazji, aby r贸wnego mu rang膮 koleg臋 pogr膮偶y膰 w oczach wsp贸lnego
zwierzchnika Chamweze, wezyra ca艂ego okr臋gu teba艅skiego. (Opisujemy t臋 histori臋 wed艂ug barw-
nego opowiadania Howarda Cartera, kt贸ry czerpie swe cytaty ze wspania艂ego zbioru dokument贸w
egipskich Breasteda Ancient Records of Egypt.)
Ale sprawa 藕le si臋 sko艅czy艂a dla Pezera. Pope艂ni艂 on ten b艂膮d, 偶e w swej skardze wymieni艂
dok艂adnie ilo艣膰 spl膮drowanych grob贸w: dziesi臋膰 grob贸w kr贸lewskich, cztery groby kap艂anek i tyle
a tyle grob贸w prywatnych. Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e niekt贸rzy cz艂onkowie komisji, kt贸r膮
Chamweze wydelegowa艂 na zachodni brzeg Nilu celem zbadania sprawy, a by膰 mo偶e i jej
przewodnicz膮cy albo nawet sam wezyr ci膮gn臋li zyski z tych kradzie偶y. 艢wiadczy to zreszt膮 dobrze
o przezorno艣ci Pewera, p艂ac膮cego im jak by艣my to dzisiaj nazwali "prowizj臋". Mo偶na tedy
przypu艣ci膰, 偶e komisja wsiadaj膮c do 艂odzi, by przeprawi膰 si臋 przez rzek臋, mia艂a ju偶 gotowy wyrok.
Za艂atwi艂a te偶 spraw臋 w spos贸b formalno-praw-ny: nie wchodz膮c w istot臋 sprawy, czy rzeczywi艣cie
pope艂niono kradzie偶e, wykaza艂a, 偶e dane Pezera by艂y nieprawdziwe, w艂amano si臋 bowiem nie do
dziesi臋ciu grob贸w kr贸lewskich, tylko do jednego, i nie do czterech, tylko do dw贸ch grob贸w
kap艂anek. Komisja nie mog艂a wprawdzie zaprzeczy膰, 偶e spl膮drowano wszystkie niemal groby
prywatne, lecz nie uwa偶a艂a tego za wystarczaj膮cy pow贸d, aby tak zas艂u偶onego urz臋dnika jak
Pewero oddawa膰 pod s膮d. Post臋powanie umorzono. Nast臋pnego dnia triumfuj膮cy Pewero (z akt
procesu mo偶na doskonale wyobrazi膰 sobie charakter tego cz艂owieka!) zgromadzi艂 "dozorc贸w,
administrator贸w miasta umar艂ych, rzemie艣lnik贸w, policj臋 tudzie偶 wszystkich Arab贸w z nekropolii"
i wys艂a艂 ich na brzeg wschodni, aby urz膮dzili tam demonstracj臋 (wed艂ug modnego dzi艣 s艂ownictwa
nazwaliby艣my j膮 "spontaniczn膮"). Nie omieszka艂 im przy tym specjalnie zaleci膰, aby bynajmniej
nie trzymali si臋 z dala od domu Pezera.
Tego Pezerowi by艂o ju偶 za wiele.
Nie bez powodu uzna艂, 偶e ca艂a historia zakrawa na wyra藕n膮 prowokacj臋, i w swym sk膮din膮d
zrozumia艂ym szale w艣ciek艂o艣ci pope艂ni艂 drugi, tym razem fatalny ju偶 b艂膮d. W toku gwa艂townej
sprzeczki z jednym z prowodyr贸w bandy nas艂anej z zachodniej cz臋艣ci miasta zapowiedzia艂 w
obecno艣ci wielu 艣wiadk贸w, 偶e o ca艂ym tym nies艂ychanym zaj艣ciu doniesie bezpo艣rednio kr贸lowi.
Bezpo艣rednio, a wi臋c z pomini臋ciem wezyra.
Na to tylko czeka艂 Pewero. Pobieg艂 w te p臋dy do wezyra, aby mu donie艣膰 o tym nies艂ychanym,
ur膮gaj膮cym wszelkim przepisom 艂adu i porz膮dku zamiarze Pezera odwo艂ania si臋 do najwy偶szych
instancji z pomini臋ciem drogi s艂u偶bowej. Wezyr zwo艂a艂 s膮d. Pezer, kt贸ry pope艂ni艂 tyle
niezr臋czno艣ci, sam musia艂 teraz wzi膮膰 w nim udzia艂 jako jeden z s臋dzi贸w, sam musia艂 siebie
oskar偶a膰 i uzna膰 winnym krzywoprzysi臋stwa.
Nie mniej nowoczesne ni偶 sam przebieg tej historii do bezspornie udokumentowanych fakt贸w
niczego nie dodali艣my, przeciwnie, nasz opis m贸g艂by by膰 znacznie bardziej szczeg贸艂owy jest jej
zako艅czenie, zako艅czenie jak z bajki, jakiego zawsze pragniemy, lecz rzadko prze偶ywamy.
W dwa lub trzy lata po 艣ledztwie i s膮dzie, przeprowadzonym przez skorumpowanych urz臋dnik贸w,
uj臋to o艣miu opryszk贸w. Gdy "o膰wiczono im stopy i d艂onie r贸zgami", z艂o偶yli zeznania. Protok贸艂
tych zezna艅 wpad艂 widocznie w r臋ce nieprzekupnego urz臋dnika i dlatego nie zosta艂 zniszczony.
Znajdujemy w nim nazwiska pi臋ciu cz艂onk贸w o艣mioosobowej bandy. Byli to: kamieniarz Hapi,
rzemie艣lnik Iramun, wie艣niak Amenemheb, nosiwoda Kemwese i niewolnik murzy艅ski Ehenufer.
Oto ich zeznania:
"Otworzyli艣my ich trumny i zdj臋li艣my z nich pow艂oki, w kt贸re byli owini臋ci. Znale藕li艣my dostojn膮
mumi臋 kr贸la... Mia艂 na szyi d艂ugi sznur amulet贸w i klejnot贸w ze z艂ota. G艂owa by艂a zakryta z艂ot膮
mask膮; ca艂a dostojna mumia kr贸la by艂a od st贸p do g艂owy pokryta z艂otem. Pow艂oki by艂y wewn膮trz i
od zewn膮trz posrebrzane oraz wyk艂adane wszelkiego rodzaju kosztownymi kamieniami.
Pozrywali艣my z艂oto, kt贸re znale藕li艣my na dostojnej mumii boga, a tak偶e amulety i klejnoty, jakie
mia艂a na szyi i w pow艂oce, w kt贸rej spoczywa艂a.
W ten sam spos贸b znale藕li艣my ma艂偶onk臋 kr贸la. Obdarli艣my j膮 ze wszystkiego, co mia艂a na sobie.
Ukradli艣my sprz臋ty, kt贸re znale藕li艣my przy niej, a by艂y to naczynia ze z艂ota, srebra i br膮zu. Z艂oto,
kt贸re znale藕li艣my przy mumiach tych dwojga bog贸w, amulety, klejnoty i powijaki podzielili艣my na
osiem cz臋艣ci."
S膮d wyda艂 wyrok skazuj膮cy. Fakty potwierdzi艂y wi臋c twierdzenia Pezera, gdy偶 jednym z grob贸w,
do kt贸rych ograbienia przyznali si臋 z艂oczy艅cy, by艂 gr贸b wymieniony w z艂o偶onym przez niego
doniesieniu.
Zdaje si臋 jednak, 偶e i to post臋powanie s膮dowe potem jeszcze nieraz zdarza艂y si臋 wyroki s膮dowe
w podobnych sprawach nie by艂o w stanie powstrzyma膰 systematycznego ograbiania "Doliny
Kr贸l贸w". Z dokument贸w s膮dowych wiemy, 偶e w艂amano si臋 do grob贸w Amenhotepa III, Setiego I i
Ramzesa II i 偶e jak pisze Carter "...za panowania nast臋pnych dynastii wszystkie pr贸by
strze偶enia grob贸w kr贸lewskich zosta艂y, zdaje si臋, zaniechane". Carter kre艣li ponury obraz rabunk贸w
pope艂nianych w "Dolinie Kr贸l贸w": "Dolina musia艂a by膰 艣wiadkiem wielu dziwnych rzeczy.
Przeprowadzano tu zuchwa艂e wyprawy. Mo偶na sobie wyobrazi膰, jak ca艂ymi dniami toczy艂y si臋
narady nad planami grabie偶y jak noc膮 spotykano si臋 na skale, jak przekupywano lub og艂uszano
stra偶nik贸w cmentarnych, jak potem zuchwale kopano w ciemno艣ciach, jak przez przebity otw贸r z
trudem przedostawano si臋 do wn臋trza komory grobowej, jak w migoc膮cym 艣wietle 艂uczywa
gor膮czkowo szukano 艂atwych do przeniesienia skarb贸w i jak o brzasku rabusie powracali
ob艂adowani 艂upami. Wyobra偶aj膮c sobie to wszystko, dochodzimy zarazem do wniosku, 偶e by艂o to
nieuniknione. Ka偶dy z kr贸l贸w, dbaj膮c za 偶ycia o odpowiadaj膮ce jego godno艣ci staranne i
kosztowne wyposa偶enie swej mumii, sam przyczynia艂 si臋 do jej zniszczenia. Pokusa by艂a za wielka.
Skarby przechodz膮ce naj艣mielsze marzenia o bogactwie le偶a艂y tu przygotowane, gotowe do wzi臋cia
dla tego, kto znajdzie drog臋 i 艣rodki, aby do nich dotrze膰. Rabusie pl膮druj膮cy groby wcze艣niej czy
p贸藕niej musieli doj艣膰 do celu."
Ale jeszcze znacznie bardziej wstrz膮saj膮ca ni偶 ten obraz nakre艣lony przez Cartera musia艂a by膰 inna
scena, kt贸ra rozegra艂a si臋 w "Dolinie". Tyle ju偶 opowiedzieli艣my o grasuj膮cych w niej rabusiach, o
zdradzieckich kap艂anach, przekupnych urz臋dnikach, sprzedajnych burmistrzach, o ca艂ej tej
z艂odziejskiej organizacji, obejmuj膮cej wszelkie szczeble hierarchii spo艂ecznej (organizacji, kt贸r膮
pierwszy przewidzia艂 Petrie, gdy w grobie Amenemheta wpad艂 na trop rabusi贸w), 偶e mog艂oby to
wywo艂a膰 wra偶enie, jak gdyby zw艂aszcza w okresie XX dynastii nie by艂o ju偶 w og贸le w Egipcie
ludzi prawych, pobo偶nych, oddaj膮cych cze艣膰 swym zmar艂ym kr贸lom.
W tym samym jednak czasie, gdy noc膮 z艂odzieje ob艂adowani 艂upem uchodzili tajnymi 艣cie偶kami,
ma艂e grupy wiernych skrada艂y si臋 po innych 艣cie偶kach. Kap艂ani z konieczno艣ci chwytali si臋 metod
swych przeciwnik贸w, ale w zgo艂a innym celu. Aby zapobiec grabie偶y, musieli sami wykrada膰
mumie, wykrada膰 je pr臋dzej ni偶 tamci. W tej prewencyjnej wojnie podjazdowej, kt贸r膮 ma艂a garstka
wiernych i nieprzekupnych kap艂an贸w prowadzi艂a ze znakomicie zorganizowan膮 band膮 z艂odziei,
odpowiadaj膮c na spisek przygotowanym w najbli偶szym ich s膮siedztwie kontrspiskiem, by艂o z
pewno艣ci膮 jeszcze wi臋cej tajemniczo艣ci, jeszcze wi臋cej sekretnych przygotowa艅.
Je偶eli nat臋偶ymy si艂臋 naszej wyobra藕ni, us艂yszymy szepty, zobaczymy w przy膰mionym 艣wietle
pochodni nachylone nad otwartym sarkofagiem postacie. Gdyby tych kap艂an贸w z艂apano "na
gor膮cym uczynku", nic by im nie grozi艂o, byli tu przecie偶 z mocy prawa, lecz jedno spojrzenie
przekupnego urz臋dnika wystarcza艂oby, aby rabusie zostali poinformowani, kt贸rego kr贸la
uprowadza si臋, aby go nie dosi臋g艂a ich 艣wi臋tokradcza r臋ka. Zobaczyliby艣my dalej w臋dr贸wk臋, jak po
dw贸ch, najwy偶ej po trzech, spiesz膮 za prowadz膮cym ich stra偶nikiem, ostatnim by膰 mo偶e, kt贸ry
pozosta艂 wierny swemu urz臋dowi, jak d藕wigaj膮 zabalsamowane cia艂a zmar艂ych kr贸l贸w, przenosz膮
mumie z jednego grobowca do drugiego, aby je ochroni膰 przed hienami grobowymi; jak potem,
dowiaduj膮c si臋 o nowym spisku, znowu udaj膮 si臋 na now膮 wypraw臋. Martwi kr贸lowie, kt贸rych
mumie mia艂y spoczywa膰 w wiecznym spokoju, zaczynaj膮 odbywa膰 w臋dr贸wki.
A偶 pewnego razu wszystko si臋 zmienia. Tym razem ju偶 w jasny dzie艅. Policja zamyka "Dolin臋
Kr贸l贸w". Tragarze i kolumny jucznych zwierz膮t transportuj膮 olbrzymie trumny unosz膮c je z
niepewnej komory grobowej do innej, nowej kryj贸wki. Nadci膮ga wojsko. Kto wie, mo偶e znowu
wielu 艣wiadk贸w musia艂o si臋 rozsta膰 z 偶yciem, aby tajemnica zosta艂a dochowana.
Mumi臋 Ramzesa III trzy razy wyci膮gano z grobu i trzy razy na nowo chowano. Podobne w臋dr贸wki
odbywaj膮 r贸wnie偶 Ahmos, Amenhotep I, Totmes II, a nawet Ramzes Wielki. A偶 w ko艅cu, z braku
nowych kryj贸wek, wielu le偶y obok siebie w jednym wsp贸lnym grobie.
"W 14 roku, sz贸stego dnia trzeciego miesi膮ca drugiej pory roku przeniesiono Ozyrysa, kr贸la
Usermare (Ramzesa II), aby go zn贸w pochowa膰 w grobie Ozyrysa, kr贸la Menmare Setiego (I), a
pochowa艂 go arcykap艂an boga Amona, Pinutem."
Mumie jednak i w tym nowym grobowcu nie by艂y bezpieczne. Setiego I i Ramzesa II przeniesiono
wi臋c do grobowca kr贸lowej Inhapi. W grobowcu Amenhotepa II le偶y w ko艅cu nie mniej ni偶
trzyna艣cie kr贸lewskich mumii. Inne mumie przy r贸偶nych sposobno艣ciach wyci膮gano z pierwotnych
grobowc贸w, a potem tak偶e z pierwszych i drugich kryj贸wek. Samotn膮, pustynn膮 艣cie偶k膮 (mo偶na ni膮
jeszcze i dzi艣 odby膰 t臋 sam膮 drog臋) przenoszono je z "Doliny Kr贸l贸w" do grobu wykutego w
skalistym uroczysku Der-el-Bahri nie opodal olbrzymiej 艣wi膮tyni, kt贸r膮 zacz臋艂a tu budowa膰
Hatszepsut, nieszcz臋sna wsp贸艂regentka i siostra Tutmosa III.
Tutaj nareszcie mumie przez trzy tysi膮ce lat spoczywa艂y w spokoju.
By膰 mo偶e przypadek tylko zrz膮dzi艂, 偶e rabusie nie znale藕li miejsca tego grobowca, tak jak
przypadek mo偶e ulewny deszcz, kt贸ry zmy艂 wej艣cie w ni偶ej po艂o偶onej cz臋艣ci "Doliny"? po
pierwszym pobie偶nym spl膮drowaniu uchroni艂 r贸wnie偶 grobowiec Tutanchamona. Wreszcie za na-
szych czas贸w zn贸w tylko przypadek podr贸偶 ameryka艅skiego kolekcjonera do Luksoru
sprawi艂, 偶e ten olbrzymi masowy gr贸b kr贸lewsk zosta艂 ponownie odkryty w 1875 roku naszej ery.




Rozdzia艂 pi臋tnasty
MUMIE


Pocz膮tki "Doliny Kr贸l贸w" gin膮 w mroku bezdziejowo艣ci. "Wyobra藕my sobie jak pisze Howard
Carter bezludn膮, ale dla Egipcjanina niew膮tpliwie pe艂n膮 duch贸w kotlin臋, gdzie wykute w Skale
podziemne galerie stoj膮 obrabowane i puste, niekt贸re niby pieczary z otwartym wej艣ciem, s艂u偶膮 za
siedlisko szakalom, sowom i ca艂ym chmarom nietoperzy. A jednak 獶olina, chocia偶 groby jej
dawno zosta艂y spl膮drowane, opuszczone i zburzone, nie straci艂a nic ze swego tajemniczego uroku.
Nadal pozosta艂a 歸i臋t膮 Dolin膮 Kr贸l贸w i zapewne d艂ugo jeszcze 艣ci膮ga艂a liczne rzesze marzycieli
i ciekawych. Za panowania Osorkona I (oko艂o 900 roku przed Chr.) niekt贸re jej groby zosta艂y
ponownie u偶yte chowano w nich zmar艂e kap艂anki."
W tysi膮c lat p贸藕niej w "Dolinie" osiedlili si臋 pierwsi chrze艣cija艅scy pustelnicy, gnie偶d偶膮c si臋 w
opuszczonych syryngach. "Splendor i przepych kr贸lewski pisze Carter dalej zast膮pi艂o pe艂ne
pokory ub贸stwo. 獶ostojna siedziba kr贸la zmieni艂a si臋 w ciasn膮 cel臋 eremity."
Potem jednak obraz znowu si臋 zmienia. Takie wida膰 by艂o ju偶 przeznaczenie "Doliny", 偶e stanowi艂a
jednocze艣nie siedzib臋 kr贸l贸w i zb贸jc贸w. W czasach nowo偶ytnych pierwszy w 1743 roku opisuje
"Dolin臋" angielski podr贸偶nik Richard Pococke, kt贸ry z arabskim szejkiem jako przewodnikiem
zwiedza czterna艣cie otwartych grob贸w. (Strabon, jak ju偶 wspomnieli艣my, zwiedzi艂 ich czterdzie艣ci;
obecnie znamy sze艣膰dziesi膮t jeden.) Okolica jednak by艂a niepewna. W艣r贸d wzg贸rz Khurna
obozowa艂a banda rozb贸jnik贸w. James Bruce, kt贸ry zwiedzi艂 "Dolin臋 Kr贸l贸w" w dwadzie艣cia sze艣膰
lat po owym angielskim podr贸偶niku, opowiada o bezskutecznej pr贸bie wykurzenia zb贸jc贸w:
"Wszyscy oni s膮 wyj臋ci spod prawa i gdziekolwiek by ich napotkano wydani na 艣mier膰. Stary
Osman bej, namiestnik okr臋gu Girge, nie mog膮c d艂u偶ej 艣cierpie膰 pope艂nianych przez nich
bezece艅stw, kaza艂 nazwozi膰 suchego chrustu, obsadzi艂 偶o艂nierzami cz臋艣膰 wzg贸rza, gdzie gnie藕dzi艂a
si臋 wi臋kszo艣膰 tych nikczemnik贸w, po czym kaza艂 wszystkie pieczary wype艂ni膰 wysuszonym
chrustem i nast臋pnie podpali膰. Wi臋kszo艣膰 zb贸jc贸w zgin臋艂a; p贸藕niej jednak bandy znowu wzros艂y w
liczb臋 i nadal uprawia艂y dawny proceder."
Gdy Bruce, chc膮c sporz膮dzi膰 kopie z p艂askorze藕b 艣ciennych w grobowcu Ramzesa III, postanowi艂
sp臋dzi膰 noc w komorze grobowej, przewodnik贸w egipskich zdj臋艂o przera偶enie. W艣r贸d przekle艅stw
cisn臋li swe pochodnie o ziemi臋 i w b艂yskach dogasaj膮cego ognia "rzucali straszliwe proroctwa
przepowiadaj膮c wszelkie nieszcz臋艣cia, jakie natychmiast po ich odej艣ciu nawiedz膮 pieczar臋". Gdy
za艣 potem, z jednym pozosta艂ym przy nim s艂u偶膮cym, jad膮c wierzchem wraca艂 do swej 艂odzi na Nilu,
w okrytej ju偶 ciemno艣ci膮 kotlinie podnios艂y si臋 krzyki, a z wierzcho艂k贸w okalaj膮cych j膮 wzg贸rz
posypa艂y si臋 kamienie i kule. Bruce w艣r贸d tej strzelaniny musia艂 ratowa膰 si臋 ucieczk膮. Dodajmy, 偶e
i napoleo艅ska Komisja Egipska, kt贸ra przyby艂a tu w trzydzie艣ci lat p贸藕niej dla dokonania pomiar贸w
"Doliny" i jej grob贸w, dozna艂a podobnego przyj臋cia: r贸wnie偶 zosta艂a ostrzelana przez teba艅sikich
zb贸jc贸w.
Dzi艣 "Dolina Kr贸l贸w" jest celem wycieczek niezliczonych cudzoziemc贸w, przybywaj膮cych tu z
wszystkich kraj贸w 艣wiata. W miejscu, gdzie dopiero trzydzie艣ci kilka lat temu odkryto jeden z
najbogatrzych skarb贸w, jaki kiedykolwiek archeologom uda艂o si臋 wydoby膰 z ziemi, krzykliwi dra-
gomani ok艂adaj膮 kijami swe os艂y, ze schroniska urz膮dzonego pod Der-el-Bahri przez
Mi臋dzynarodowe Biuro Podr贸偶y Cooka nadchodz膮 tury艣ci, kt贸rych Arabowie w swoistej
angielszczy藕nie zach臋caj膮 do zwiedzenia d e kingses tombes. Trudno oprze膰 si臋 melancholijnym
refleksjom, ale zarazem i powstrzyma膰 od u艣miechu, gdy maj膮c przed oczyma wyobra藕ni wielk膮
histori臋 doliny Nilu, jej kr贸l贸w i lud贸w, czyta si臋 w informatorze turystycznym nast臋puj膮c膮
praktyczn膮 wskaz贸wk臋:
"Najwa偶niejsze grobowce i gr贸b Tutanchamona trzy razy w tygodniu w godzinach
przedpo艂udniowych o艣wietlane s膮 elektryczno艣ci膮."
Najwi臋kszego odkrycia w "Dolinie Kr贸l贸w", kt贸re wprawi艂o ca艂膮 opini臋 europejsk膮 w stan takiego
napi臋cia i podniecenia, jaki dot膮d w dziejach odkry膰 archeologicznych wywo艂a艂o jedynie odkrycie
Troi przez Schliemanna, dokonano w 1922 roku.
Ale prawie nie mniej zdumiewaj膮ce by艂o znalezisko odkryte na kilkadziesi膮t lat przedtem w jeszcze
znacznie dziwniejszych okoliczno艣ciach w kotlinie Der-el-Bahri.
Przypominamy sobie Amerykanina, kt贸remu w zau艂kach Luksoru uda艂o si臋 naby膰 cenny egipski
papirus. Gdy europejski rzeczoznawca stwierdzi艂 jego bezsporn膮 autentyczno艣膰 i nieocenion膮
warto艣膰, usi艂owa艂 wypyta膰 owego Amerykanina o bli偶sze szczeg贸艂y. Zadowolony kolekcjoner wie-
dz膮c, 偶e teraz w Europie nikt ju偶 nie mo偶e mu wydrze膰 zdobyczy, odpowiada艂 ch臋tnie, niczego nie
ukrywaj膮c. Rzeczoznawca napisa艂 o tym wszystkim szczeg贸艂owy list do Kairu. Id膮c po nitce do
k艂臋bka wykryto zupe艂nie niezwyk艂y wypadek systematycznej profanacji grob贸w kr贸lewskich.
Profesora Gastona Maspero, dyrektora muzeum w Kairze, 贸w list z Europy przerazi艂 z dwojakiego
powodu. Raz dlatego, 偶e zbiorom muzeum znowu wymkn臋艂o si臋 cenne znalezisko znowu, bo co
najmniej od sze艣ciu lat na "czarnym rynku" zabytk贸w coraz to pojawia艂y si臋 w zagadkowy spos贸b
rzadkie, pod wzgl臋dem naukowym niezwykle warto艣ciowe okazy. Pochodzenia tych przedmiot贸w
nigdy nie udawa艂o si臋 ustali膰. Nie mo偶na go by艂o doj艣膰 nawet i wtedy, gdy szcz臋艣liwi nabywcy,
znajduj膮c si臋 ju偶 poza granicami Egiptu, wyra偶ali gotowo艣膰 udzielenia bli偶szych szczeg贸艂贸w o
okoliczno艣ciach, w jakich je zakupili. Przewa偶nie wymieniali jako sprzedawc臋 jakiego艣 nieznanego
osobnika, odznaczaj膮cego si臋 wyj膮tkowo wysokim wzrostem. W zeznaniach ich jednak ten
tajemniczy olbrzym wyst臋powa艂 to jako Arab, to jako m艂ody Murzyn, to zn贸w by艂 zamo偶nym
szejkiem. Drugim jednak powodem wzburzenia profesora Maspero by艂o to, 偶e 贸w najnowszy okaz,
zasygnalizowany mu teraz z Europy, stanowi艂 przedmiot przydany do grobu jednemu z kr贸l贸w XXI
dynastii, kt贸rej grob贸w dot膮d nie uda艂o si臋 odnale藕膰. Kt贸偶 zatem je znalaz艂? I czy by艂 to gr贸b tylko
jednego kr贸la?
Ju偶 pobie偶ny przegl膮d przedmiot贸w, o kt贸rych pojawieniu si臋 w po-k膮tnym handlu zabytkami
doniesiono profesorowi Maspero, wystarczy艂 mu, aby stwierdzi膰, 偶e pochodzi艂y one z grob贸w
r贸偶nych kr贸l贸w. A 偶e by艂o rzecz膮 ma艂o prawdopodobn膮, aby wsp贸艂czesnym rabusiom uda艂o si臋
odkry膰 naraz a偶 kilka grob贸w, wi臋c nasuwa艂 si臋 wniosek, 偶e znale藕li jeden z wielkich grob贸w
zbiorowych.
Dla uczonego tej miary, co profesor Maspero, otwiera艂o to osza艂amiaj膮ce perspektywy. Nale偶a艂o
dzia艂a膰. Skoro za艣 policja egipska zawiod艂a, uzna艂, 偶e sam musi wpa艣膰 na trop nowego rabunku. Po
wielu naradach odbytych w 艣cis艂ym gronie postanowi艂 wys艂a膰 jednego ze swych m艂odych
asystent贸w do Luksoru.
脫w asystent od pierwszej chwili po opuszczeniu statku w przystani na Nilu zachowywa艂 si臋
zupe艂nie inaczej, ni偶 zazwyczaj zachowuje si臋 archeolog wyruszaj膮cy na ekspedycj臋 naukow膮.
Zamieszkawszy w tym samym hotelu, w kt贸rym przedtem mieszka艂 Amerykanin, nabywca owego
papirusu, dniami i nocami jako bogaty m艂ody "turysta" w艂贸czy艂 si臋 po wszystkich uliczkach i
zau艂kach bazaru, podzwania艂 pieni臋dzmi, kupowa艂 tu i 贸wdzie jaki艣 drobiazg p艂ac膮c za艅 hojnie.
Gdy wchodzi艂 z handlarzami w poufniejsze rozmowy, dawa艂 sute napiwki, utrzymane jednak w
takich granicach, aby nie wzbudza艂y podejrze艅. Otrzymywa艂 coraz to nowe propozycje kupna
"zabytk贸w" imitacji pochodz膮cych z wsp贸艂czesnych warsztat贸w cha艂upniczych. Rych艂o jednak
zar贸wno koncesjonowani, jak dzicy handlarze zorientowali si臋, 偶e ten m艂ody cz艂owiek, kt贸ry
wiosn膮 1881 roku w艂贸czy艂 si臋 po Luksorze, nie da si臋 oszuka膰. Cudzoziemiec cieszy艂 si臋 wi臋c u
nich coraz wi臋kszym szacunkiem. Szacunek, jak wiadomo, rodzi zaufanie. Kt贸rego艣 dnia pewien
handlarz siedz膮cy na progu swego kramu skin膮艂 mu g艂ow膮 na znak, 偶e chcia艂by z nim m贸wi膰. Po
chwili asystent Muzeum Egipskiego trzyma艂 w r臋ku ma艂y pos膮偶ek. Zdo艂a艂 si臋 opanowa膰 i przybra膰
min臋 na poz贸r zupe艂nie oboj臋tn膮. Usiad艂 wraz z handlarzem na roz艂o偶onej macie i zacz膮艂 si臋 z nim
targowa膰. Obracaj膮c przy tym w r臋ku pos膮偶ek zd膮偶y艂 si臋 przekona膰, 偶e ten nie tylko jest
autentyczny i pochodzi sprzed trzech tysi臋cy lat, lecz co wi臋cej na co wskazywa艂 napis
stanowi przydatek w艂o偶ony do grobu jednego z kr贸l贸w XXI dynastii.
Targi trwa艂y d艂ugo. W ko艅cu asystent kupi艂 ma艂膮 statuetk臋, ale wyra偶a艂 si臋 o niej lekcewa偶膮co,
daj膮c do zrozumienia, 偶e szuka wi臋kszych, warto艣ciowszych przedmiot贸w. Jeszcze tego samego
dnia zawar艂 znajomo艣膰 z pewnym Arabem, m臋偶czyzn膮 w sile wieku i niezwykle wysokiego
wzrostu. Olbrzym ten nazywa艂 si臋 Abd-el-Rasul. By艂 g艂ow膮 szeroko rozga艂臋zionej rodziny. M艂ody
asystent przez kilka dni kontynuowa艂 z nim rozmowy, a gdy na jednym ze spotka艅 Arab
zaofiarowa艂 mu kupno innych jeszcze przedmiot贸w, tym razem pochodz膮cych z grob贸w XIX i XX
dynastii, kaza艂 go aresztowa膰. Nie mia艂 ju偶 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e znalaz艂 poszukiwanego sprawc臋
kradzie偶y w grobach kr贸lewskich.
Czy rzeczywi艣cie go znalaz艂?
Abd-el-Rasul wraz z kilkoma krewnymi stan膮艂 przed mudirem okr臋gu Kene, Daudem pasz膮. Daud
pasza osobi艣cie prowadzi艂 przes艂uchanie. Zjawi艂 si臋 jednak ca艂y poczet 艣wiadk贸w odwodowych.
Wszyscy mieszka艅cy rodzinnej wsi Abd-el-Rasula przysi臋gali na jego niewinno艣膰, na niewinno艣膰
ca艂ej rodziny, jednej jak zeznawali z najstarszych i najbardziej szanowanych w ca艂ej gminie.
Tymczasem asystent, ca艂kowicie przekonany o s艂uszno艣ci swego oskar偶enia, wys艂a艂 ju偶 do Kairu
depesz臋 z wiadomo艣ci膮 o pomy艣lnym wyniku poszukiwa艅. Teraz musia艂 bezsilnie przygl膮da膰 si臋
temu, jak Abd-el-Rasula i jego krewnych z braku dowod贸w wypuszczono na wolno艣膰. Zaklina艂
urz臋dnik贸w, by tego nie czynili w odpowiedzi wzruszali tylko ramionami. Poszed艂 do mudira.
Ten jednak spojrza艂 na niego ze zdumieniem i dziwi膮c si臋 jego niecierpliwo艣ci, powiedzia艂 mu,
偶eby czeka艂.
Asystent czeka艂 dzie艅, potem drugi. Wys艂a艂 do Kairu nowy telegram odwo艂uj膮c poprzedni膮
wiadomo艣膰. Szarpi膮ca nerwy niepewno艣膰 i prawdziwie orientalny spok贸j mudira przyprawia艂y go o
chorob臋. Ale Daud pasza zna艂 swoich ludzi.
Howard Carter przytacza w swej ksi膮偶ce opowiadanie jednego ze swych najstarszych robotnik贸w.
W m艂odych swych latach uj臋ty jako z艂odziej, zosta艂 postawiony przed mudirem. Strach przed
surowym Daudem pasz膮 przerodzi艂 si臋 w przera偶enie, gdy zamiast przed kolegium s臋dziowskie
zaprowadzono go do prywatnego apartamentu paszy, kt贸ry jako 偶e rzecz dzia艂a si臋 w skwarny
dzie艅 za偶ywa艂 ch艂odz膮cej k膮pieli w wielkiej glinianej wannie.
Daud pasza patrzy艂 na niego, nic, tylko patrzy艂. Ale stary robotnik jeszcze po wielu latach
pozostawa艂 pod wra偶eniem tej sceny i m贸wi艂 o niej Carterowi: "...gdy jego oczy przenika艂y mnie na
wskro艣, czu艂em, jak mr贸z przechodzi po ko艣ciach. Potem powiedzia艂 do mnie spokojnie: 玃oniewa偶
stajesz przede mn膮 po raz pierwszy, mo偶esz odej艣膰, ale miej si臋 na baczno艣ci, miej si臋 bardzo na
baczno艣ci, 偶eby艣 nie przyszed艂 po raz drugi. Oblecia艂 mnie taki strach, 偶e zmieni艂em zaw贸d i ju偶
nigdy nie stan膮艂em przed mudirem."
Autorytet Dauda paszy niew膮tpliwie popierany w razie potrzeby okrutnymi 艣rodkami
przyni贸s艂 i tym razem owoce, kt贸rych m艂ody asystent, przykuty wtedy febr膮 do 艂贸偶ka, wcale si臋 ju偶
nie spodziewa艂. Bo oto po up艂ywie miesi膮ca zg艂osi艂 si臋 do Dauda paszy jeden z krewnych i
wsp贸lnik贸w Abd-el-Rasula i z艂o偶y艂 wyczerpuj膮ce zeznanie. Mudir kaza艂 natychmiast zawiadomi膰 o
tym m艂odego asystenta, kt贸ry wci膮偶 jeszcze znajdowa艂 si臋 w Luksorze. Rozpocz臋艂y sd臋 nowe
przes艂uchania. Okaza艂o si臋, 偶e ca艂a wie艣 Khurna rodzinna wie艣 Abd-el-Rasula to zawo艂ani
z艂odzieje i 艣wi臋tokradcy. Rzemios艂o to, przechodz膮c z ojca na syna, kwit艂o tu od niepami臋tnych
czas贸w, prawdopodobnie od XIII wieku przed Chr. Drugiej takiej z艂odziejskiej dynastii nie by艂o
chyba nigdy i nigdzie na 艣wiecie.
Najwi臋kszym znaleziskiem, jakie ta dynastia odkry艂a, by艂 zbiorowy gr贸b w Der-el-Bahri. W jego
odkryciu i obrabowywaniu sz艂y ze sob膮 w parze przypadek i systematyczno艣膰. Na sze艣膰 lat przed
opisywanymi tu wydarzeniami, w 1875 roku, Abd-el-Rasul w masywie skalnym wznosz膮cym si臋
mi臋dzy "Dolin膮 Kr贸l贸w" a kotlin膮 Der-el-Bahri zupe艂nie przypadkowo odkry艂 dobrze
zamaskowany otw贸r szybu. Zbadawszy go nie bez wielu trudno艣ci przekona艂 si臋, 偶e natrafi艂
na rozleg艂膮 komor臋 grobow膮 ze spoczywaj膮cymi w niej mumiami faraon贸w. Ju偶 pierwsze pobie偶ne
rozejrzenie si臋 po komorze powiedzia艂o mu, 偶e mo偶na tu wydoby膰 skarby, kt贸re jemu i ca艂ej jego
rodzinie zapewni膮 do偶ywotni膮 rent臋, o ile tylko uda si臋 to odkrycie zachowa膰 w tajemnicy.
Wtajemniczono w nie tylko najpowa偶niejszych cz艂onk贸w rodziny. Wszyscy uroczyst膮 przysi臋g膮
zobowi膮zali si臋 nigdy nie zdradzi膰 tajemnicy, pozostawi膰 skarb tam, gdzie si臋 znajdowa艂 od trzech
tysi臋cy lat, traktowa膰 go jako zastrze偶one, rzec mo偶na, "zmumifikowane" konto bankowe rodziny
Abd-el-Rasula, z kt贸rego wolno podejmowa膰 kwoty tylko na wsp贸lne potrzeby. Trudno wprost
uwierzy膰, ale faktycznie przez sze艣膰 lat uda艂o si臋 zachowa膰 tajemnic臋. W ci膮gu tych sze艣ciu lat
rodzina dosz艂a do bogactwa. Wszystko to trwa艂o do chwili, gdy 5 lipca 1881 roku przed otworem
grobu stan膮艂 pe艂nomocnik kairskiego Muzeum Egipskiego prowadzony przez Abd-el-Rasula.
By艂a to jedna z owych ma艂ych z艂o艣liwo艣ci losu, 偶e pe艂nomocnikiem muzeum nie by艂 m艂ody
asystent, kt贸remu przypada艂a ca艂a zas艂uga wykrycia zb贸jeckiej bandy, ani profesor Maspero, kt贸ry
je zainicjowa艂. Nowy telegram o niew膮tpliwych ju偶 tym razem zeznaniach nie zasta艂 profesora
Maspero w Kairze. Poniewa偶 nie mo偶na by艂o zwleka膰, wys艂ano w jego zast臋pstwie innego
przedstawiciela. Zosta艂 nim pe艂ni膮cy w贸wczas przy kairskim muzeum funkcje konserwatora Emil
Brugsch-bej, brat s艂ynnego niemieckiego archeologa Henryka Brugscha. Przybywszy do Luksoru
zasta艂 swego m艂odego koleg臋, kt贸ry z takim powodzeniem odegra艂 rol臋 detektywa, chorego na
febr臋. Brugsch z艂o偶y艂 "dyplomatyczn膮" wizyt臋 mudirowi. Wszyscy zainteresowani byli zgodni co
do tego, 偶e gr贸b nale偶y niezw艂ocznie zabezpieczy膰, aby nie dopu艣ci膰 do dalszego rabunku.
Wczesnym rankiem 5 lipca Brugsch wyruszy艂 w drog臋 w towarzystwie Abd-el-Rasula i swego
arabskiego pomocnika. To, co niebawem zobaczy艂, przypomina艂o skarby z bajki o lampie Aladyna,
to za艣, co rozegra艂o si臋 w ci膮gu najbli偶szych dziewi臋ciu dni, mia艂o mu na zawsze pozosta膰 w
pami臋ci.
Po uci膮偶liwym wspinaniu si臋 na skaliste wzg贸rze Abd-el-Rasul przystan膮艂 i wskaza艂 na otw贸r
zakryty w bardzo prosty spos贸b kamieniami. Nic dziwnego, 偶e znajduj膮c si臋 w niedost臋pnym
miejscu, w dodatku dobrze zamaskowany, od trzech tysi臋cy lat nie zwr贸ci艂 uwagi 偶adnego
cz艂owieka. Abd-el-Rasul zdj膮艂 z plec贸w lin臋 i da艂 do zrozumienia, 偶e Brugsch b臋dzie musia艂
opu艣ci膰 si臋 na niej w g艂膮b lochu. Brugsch, zleciwszy stra偶 nad niebezpiecznym przewodnikiem
swemu godnemu zaufania pomocnikowi, bez wahania to uczyni艂. Ostro偶nie, nie bez pewnej obawy,
czy kuty na cztery nogi opryszek nie zgotowa艂 mu jakiej艣 zasadzki, opu艣ci艂 si臋 na d贸艂. Je偶eli nawet
tli艂a si臋 w nim jaka艣 iskierka nadziei, 偶e mo偶e istotnie co艣 tutaj znajdzie, to w ka偶dym razie nie po-
dejrzewa艂, czym to "co艣" oka偶e si臋 w rzeczywisto艣ci.
Szyb mia艂 g艂臋boko艣膰 jedenastu metr贸w. Stan膮wszy na dole Brugsch zapali艂 pochodni臋. Kilka
krok贸w, ostry zakr臋t i oto oczom jego ukaza艂y si臋 pierwsze olbrzymie sarkofagi.
Na jednym z najwi臋kszych, kt贸re sta艂y tu偶 za wej艣ciem, widnia艂 napis wskazuj膮cy, i偶 spoczywa w
nim mumia Setiego I, a wi臋c mumia, kt贸rej w pa藕dzierniku 1817 roku Belzoni na pr贸偶no szuka艂 w
pierwotnym grobowcu tego faraona w "Dolinie Kr贸l贸w". W migoc膮cym 艣wietle pochodni ukaza艂y
si臋 dalsze trumny oraz niezliczone, porozrzucane po pod艂odze i sarkofagach kosztowno艣ci zwi膮zane
z egipskim kultem umar艂ych. Brugsch posuwa艂 si臋 krok za krokiem dalej. Wtem otwar艂a si臋 przed
nim w艂a艣ciwa komora grobowa. W p贸艂mrocznym 艣wietle wydawa艂a si臋 ogromna. Bez艂adnie
rozmieszczone trumny sta艂y, jedne otwarte, inne z zamkni臋tym jeszcze wiekiem. Niekt贸re艂 mumie
poniewiera艂y si臋 na ziemi w艣r贸d rozrzuconych sprz臋t贸w, naczy艅 i klejnot贸w. Brugsch sta艂
os艂upia艂y. Czy zdawa艂 sobie spraw臋 w tej sekundzie, 偶e dane mu jest widzie膰 rzeczy, jakich przed
nim nie ogl膮da艂o jeszcze oko Europejczyka?
Le偶eli przed nim we w艂asnej osobie najpot臋偶niejsi w艂adcy staro偶ytnego 艣wiata. Brugsch mog膮c si臋
miejscami swobodnie porusza膰, to zn贸w czo艂gaj膮c si臋, stwierdzi艂, 偶e le偶y tu faraon Ahmos I
(15801555 przed Chr.), kt贸ry ws艂awi艂 si臋 wyp臋dzeniem Hyksos贸w, "kr贸l贸w pasterzy" (co jednak
wbrew dawniejszym pogl膮dom nie pozostaje w 偶adnym zwi膮zku z opowiadaniem o wyj艣ciu 呕yd贸w
z Egiptu), i Amenhotep I (15551545 przed Chr.), p贸藕niejszy patron ca艂ego teba艅skiego miasta
umar艂ych. Wreszcie w艣r贸d mn贸stwa trumien mniej znanych kr贸l贸w egipskich znajduje mumie
dw贸ch najwi臋kszych faraon贸w, kt贸rych s艂awa, od tysi膮cleci przekazywana z pokolenia na
pokolenie, nawet bez odkry膰 archeolog贸w i docieka艅 historyk贸w przetrwa艂a do naszych czas贸w.
Jest tak oszo艂omiony tym odkryciem, 偶e trzymaj膮c w r臋ku pochodni臋 siada na kilka minut: znalaz艂
martwe cia艂a Tutmosa III (15011447 r. przed Chr.) i Ramzesa II (12981232 r. przed Chr.),
zwanego Wielkim (na kt贸rego dworze, jak w贸wczas wierzono, wychowa膰 si臋 mia艂 Moj偶esz,
prawodawca narodu 偶ydowskiego i ca艂ego 艣wiata chrze艣cija艅skiego), martwe cia艂a dw贸ch w艂adc贸w,
kt贸rzy jeden przez pi臋膰dziesi膮t cztery, a drugi przez sze艣膰dziesi膮t sze艣膰 lat panowania w艣r贸d
krwi i 艂ez swych poddanych nie tylko stworzyli 艣wiatowe imperium, ale i d艂ugo zdo艂ali je utrzyma膰.
Gdy Brugsch, ol艣niony ogromem znaleziska, pobie偶nie odczytywa艂 dalsze napisy, nie wiedz膮c, od
kt贸rego zacz膮膰, natrafi艂 niebawem na histori臋 o "w臋druj膮cych mumiach". Przed oczyma jego
wyobra藕ni wy艂oni艂 si臋 obraz kap艂an贸w, kt贸rzy w ci膮gu niezliczonych nocy unosili cia艂a martwych
faraon贸w z grobowc贸w w "Dolinie Kr贸l贸w" i cz臋stokro膰 w臋druj膮c od kryj贸wki do kryj贸wki w
ko艅cu u艂o偶yli je tu, w Der-el-Bahri, w nowych sarkofagach, jedno obok drugiego. Do艣膰 by艂o
spojrze膰 na niekt贸re mumie, kt贸re pozostawiono oparte tylko o 艣cian臋, aby si臋 domy艣li膰, w jakim
po艣piechu i strachu to wszystko si臋 dzia艂o. P贸藕niej, ju偶 w Kairze, wstrz膮艣ni臋ty do g艂臋bi odczyta艂 to,
co kap艂ani zawierzyli napisom na trumnach odyseje martwych kr贸l贸w.
Zacz膮艂 liczy膰 zebranych tu w艂adc贸w. Doliczy艂 si臋 czterdziestu. Czterdzie艣ci mumii, czterdzie艣ci
zabalsamowanych cia艂 faraon贸w, kt贸rzy ongi艣 panowali na podobie艅stwo bog贸w, a potem
spoczywali w spokoju przez trzy tysi膮ce lat, dop贸ki nie ujrza艂 ich najpierw zb贸jca i 艣wi臋tokradca, a
potem on, Emil Brugsch-bej.



22. Echnaton i jego ma艂偶onka. Te艣膰 Tutanchamona daje upominki kap艂anowi Efe i jego 偶onie.

Mimo wszystkich 艣rodk贸w ostro偶no艣ci (przedsi臋branych po cz臋艣ci jeszcze za 偶ycia) w艂adcy Egiptu
cz臋stokro膰 bardzo pesymistycznie zapatrywali si臋 na swe bezpiecze艅stwo po 艣mierci: "...ci, co
wznosili te budowle z granitu, co obmurowali hal臋 w Piramidzie, co t膮 pi臋kn膮 prac膮 pi臋kne
stworzyli rzeczy... grobowce ich s膮 r贸wnie puste jak groby ludzi zm臋czonych, kt贸rzy umieraj膮 na
brzegu nie pozostawiaj膮c po sobie nikogo bliskiego."
Ten pesymizm nie przeszkadza艂 jednak faraonom przejawia膰 coraz wi臋kszej troskliwo艣ci o nale偶yte
zachowanie swych martwych cia艂. Herodot opisuje zwyczaje zwi膮zane z egipskim kultem umar艂ych
oraz z balsamowaniem cia艂, wed艂ug zebranych przez niego informacji przestrzegane jeszcze w
czasie, gdy podr贸偶owa艂 po Egipcie (przytaczamy tu tekst za Howardem Carterem): "Gdy umiera
jaka艣 znakomita osoba, kobiety posypuj膮 g艂owy, a niekiedy i twarze ziemi膮. Potem opuszczaj膮
zmar艂ego, wybiegaj膮 z domu i przeci膮gaj膮 ulicami miasta z zakasanymi sukniami, obna偶aj膮 piersi i
bij膮 si臋 w nie. Do ich orszaku przy艂膮czaj膮 si臋 wszystkie krewne nieboszczyka i czyni膮 podobnie.
R贸wnie偶 m臋偶czy藕ni podkasuj膮 szaty i bij膮 si臋 w piersi. Po tych ceremoniach zanosz膮 zw艂oki do
zabalsamowania."
Czas tu powiedzie膰 co艣 nieco艣 o mumiach. Samo s艂owo "mumia" ma wielorakie znaczenie.
Wspomniany ju偶 przez nas arabski podr贸偶nik z XII wieku, Abd-el-Latif, pisze, 偶e w Egipcie
sprzedawano po niskich cenach "mumi臋" jako 艣rodek leczniczy. S艂owo mumiya lub mumiyai jest
s艂owem arabskim i wed艂ug Abd-el-Latifa oznacza b膮d藕 asfalt, czyli "smo艂臋 偶ydowsk膮", b膮d藕
偶ywic臋 skaln膮, kt贸r膮 uzyskiwano z G贸ry Mumiowej w Derabgerd w Persji. Abd-el-Latif nazywa
mumi臋 "mieszanin膮 smo艂y i mirry"; w Europie jeszcze w XVI i XVII wieku kwit艂 handel tym
produktem. Nawet w XIX wieku aptekarze sprzedawali "mumi臋" jako lek na z艂amanie ko艣ci i rany.
Wreszcie "mumia" oznacza tak偶e w艂osy i paznokcie obci臋te 偶ywemu cz艂owiekowi; wtedy jest
"cz臋艣ci膮 cz艂owieka zast臋puj膮c膮 ca艂o艣膰", a przeto nadaj膮c膮 si臋 do zakl臋膰 i urok贸w.
Gdy dzi艣 m贸wimy "mumia", mamy prawie wy艂膮cznie na my艣li zabalsamowane cia艂o, zw艂aszcza
dobrze zachowane cia艂a staro偶ytnych Egipcjan. Dawniej rozr贸偶niano "naturaln膮" i "sztuczn膮"
mumifikacj臋. Za "mumi臋 naturaln膮" uwa偶ano cia艂o, kt贸re bez zastosowania specjalnych zabieg贸w
zachowa艂o si臋 w stanie nieroz艂o偶onym dzi臋ki pewnym szczeg贸lnym warunkom, jak np. zw艂oki w
klasztorze kapucyn贸w pod Palermo, w klasztorze na G贸rze Sw. Bernarda, w podziemnej "komorze
o艂owianej" katedry w Bremie lub na zamku Quedlinburg w Niemczech. Rozr贸偶nienie to stosuje si臋
jeszcze i obecnie, jednak z pewnymi ograniczeniami, gdy偶 liczne badania, w szczeg贸lno艣ci badania
przeprowadzone przez Elliota Smitha oraz dokonana przez Douglasa E. Derry艂ego analiza
anatomiczna i chemiczna mumii Tutanchamona wykaza艂y, 偶e wspania艂e zakonserwowanie zw艂ok
jest zas艂ug膮 nie tyle sztuki balsamowania, ile suchego klimatu Egiptu oraz nieobecno艣ci bakterii w
powietrzu i piasku. W Egipcie znaleziono w piasku pogrzebane bez trumny mumie, kt贸re nie wy-
kazywa艂y 偶adnych 艣lad贸w usuni臋cia wn臋trzno艣ci. Zachowa艂y si臋 one nie gorzej ni偶 zabalsamowane
zw艂oki, kt贸re cz臋stokro膰 pod dzia艂aniem r贸偶nych 偶ywic, asfalt贸w i olejk贸w balsamicznych
papirus Rhind wymienia "wod臋 z Elefantyny, sod臋 z Eileithyiaspolis i mleko z miasta Kim" z
czasem uleg艂y w znacznym stopniu rozk艂adowi lub zlepi艂y si臋 w bezkszta艂tn膮 mas臋.
Dawniej, zw艂aszcza w XIX wieku, przypuszczano, 偶e Egipcjanie posiadali jakie艣 specjalne, tajemne
艣rodki chemiczne. W艂a艣ciwie do dzi艣 dnia nie uda艂o si臋 znale藕膰 autentycznego, dok艂adnego i
pe艂nego przepisu na balsamowanie cia艂a. Obecnie wiemy jednak, 偶e zastosowanie najr贸偶niejszych
ingrediencji podyktowane by艂o raczej rytua艂em i mistycznymi wzgl臋dami ni偶 ich dzia艂aniem
chemicznym. Przy tym nie nale偶y zapomina膰, 偶e w ci膮gu tysi膮cleci sztuka mumifikacji
niew膮tpliwie ulega艂a wielokrotnym przemianom. Tak np. ju偶 Mariette zauwa偶y艂, 偶e mumie z
Memfisu, starsze od innych, s膮 niemal czarne, wysuszone i bardzo kruche, natomiast nowsze
mumie z Teb s膮 偶贸艂te, maj膮 matowy po艂ysk i zachowa艂y pewn膮 gi臋tko艣膰, czego nie mo偶na
wyt艂umaczy膰 sam膮 tylko r贸偶nic膮 czasu, jaki up艂yn膮艂 od z&balsamowamia.
Herodot opowiada o trzech sposobach balsamowania, z kt贸rych pierwszy by艂 trzykrotnie dro偶szy od
drugiego; na trzeci, najta艅szy, m贸g艂 sobie ju偶 pozwoli膰 nawet i ni偶szy urz臋dnik (w 偶adnym jednak
razie prosty cz艂owiek z ludu, kt贸ry los swego cia艂a powierzy膰 m贸g艂 jedynie dobrotliwemu
klimatowi).
W czasach najdawniejszych udawa艂o si臋 zachowa膰 tylko zewn臋trzny kszta艂t cia艂a. P贸藕niej
znaleziono 艣rodki zapobiegaj膮ce kurczeniu si臋 sk贸ry, tak 偶e znajdujemy mumie, kt贸re zachowa艂y
swe indywidualne, daj膮ce si臋 jeszcze rozpozna膰 rysy twarzy.
Sam proces mumifikacji na og贸艂 przebiega艂 w nast臋puj膮cy spos贸b. Nieboszczykowi przede
wszystkim wyci膮gano m贸zg przez nos za pomoc膮 metalowego haka, po czym kamiennym no偶em
otwierano jam臋 brzuszn膮 i wyjmowano wn臋trzno艣ci (niekiedy usuwano je przez odbytnic臋), kt贸re
chowano w tzw. kanopach (wazonach lub wazach); serce wyjmowano i zast臋powano kamiennym
skarabeuszem. Z kolei zw艂oki po niezwykle gruntownym myciu poddawano "nasoleniu" przez
okres przesz艂o jednego miesi膮ca. Wreszcie cia艂o suszono, co wed艂ug niekt贸rych wiadomo艣ci trwa艂o
znowu oko艂o siedemdziesi臋ciu dni. Mumi臋 chowano b膮d藕 w drewnianej trumnie, kt贸r膮 cz臋sto
wk艂adano w kilka wchodz膮cych jedna w drug膮 trumien (maj膮cych przewa偶nie kszta艂t cia艂a
ludzkiego), b膮d藕 bezpo艣rednio w sarkofagu; niekiedy te drewniane trumny r贸wnie偶 wstawiano do
kamiennego sarkofagu. Zmar艂ego chowano w pozycji le偶膮cej z r臋kami b膮d藕 skrzy偶owanymi na
piersi lub 艂onie, b膮d藕 wyci膮gni臋tymi wzd艂u偶 bok贸w. W艂osy przewa偶nie kr贸tko strzy偶ono, kobietom
jednak cz臋sto pozostawiano d艂ugie i wspaniale ondulowane w艂osy. W艂osy na sromie golono.
Aby zapobiec zapadni臋ciu si臋 cia艂a, wypychano je glin膮, piaskiem, 偶ywicami, trocinami, paku艂ami
p艂贸ciennymi, dodaj膮c do tego r贸偶ne wonno艣ci, w tym, rzecz dziwna cebul臋. Biust kobiet r贸wnie偶
wypychano. Potem rozpoczyna艂 si臋 d艂ugi niew膮tpliwie proces zawijania cia艂a w p艂贸cienne banda偶e i
chusty, kt贸re z biegiem czasu tak nasi膮ka艂y asfaltowymi substancjami, 偶e uczonym cz臋stokro膰 ju偶
nie udawa艂o si臋 ich odwin膮膰. Z艂odzieje, chc膮c dosta膰 si臋 do ukrytej w tych wi膮zad艂ach bi偶uterii,
oczywi艣cie nie zadawali sobie tego trudu po prostu rozcinali je wszerz i wzd艂u偶.
W 1898 roku Loret, 贸wczesny generalny dyrektor zarz膮du zabytk贸w, otworzy艂 mi臋dzy innymi gr贸b
Amenhotepa II. I on odkry艂 "w臋druj膮ce mumie", a mianowicie trzyna艣cie mumii kr贸l贸w, kt贸re za
panowania XXI dynastii kap艂ani w艣r贸d uci膮偶liwej nocnej pracy przenie艣li do jednego wsp贸lnego
grobu. Ale Loret nie znalaz艂 nawet w przybli偶eniu tej ilo艣ci klejnot贸w co Brugsch. Tylko same
mumie by艂y nie uszkodzone (Amenhotep le偶a艂 w kamiennym sarkofagu), wszystko inne zosta艂o
zrabowane. Mimo to, gdy gr贸b na skutek nalega艅 sir Williama Garstina znowu zamurowano, aby
martwi kr贸lowie mogli spoczywa膰 w spokoju, w rok czy w dwa lata p贸藕niej wtargn臋li do艅 znowu
z艂odzieje, wywlekli Amenhotepa z sarkofagu i ci臋偶ko uszkodzili jego mumi臋. Z艂odzieje byli
prawdopodobnie, tak jak wszyscy niemal ich poprzednicy w ci膮gu kilku tysi膮cleci, w sp贸艂ce ze
stra偶nikami. Przyk艂ad ten dowodzi, 偶e Brugsch post膮pi艂 s艂usznie ewakuuj膮c zbiorowy gr贸b.
Wszelkie skrupu艂y zrodzone z pietyzmu by艂y w 贸wczesnych warunkach egipskich nie na czasie.
Gdy tylko Emil Brugsch-bej wydosta艂 si臋 z w膮skiego szybu na powierzchni臋 ziemi, pozostawiaj膮c
w grobowcu czterdziestu martwych kr贸l贸w, zastanawia艂 si臋 nad tym, jak by ich st膮d wydoby膰.
Pozostawi膰 gr贸b w tym stanie, w jakim si臋 znajdowa艂, znaczy艂o dopu艣ci膰 do dalszego rabunku.
Chc膮c go jednak opr贸偶ni膰 i przewie藕膰 mumie do Kairu, nale偶a艂o zatrudni膰 ca艂膮 mas臋 robotnik贸w,
kt贸rych mo偶na by艂o zwerbowa膰 tylko ze wsi Khurna, rodzinnej wsi Abd-el-Rasula, od
niepami臋tnych czas贸w siedliska z艂odziei. Gdy jednak zg艂osi艂 si臋 na now膮 audiencj臋 do mudira, by艂
mimo wszystkich gro偶膮cych niebezpiecze艅stw zdecydowany na ewakuacj臋 grobu. Ju偶 nast臋pnego
rana przyst膮pi艂 do pracy z trzystu zwerbowanymi fellachami. Kaza艂 otoczy膰 teren, po czym wesp贸艂
ze swym arabskim pomocnikiem wydzieli艂 ma艂膮 grup臋 fellach贸w wzbudzaj膮cych wi臋ksze zaufanie
od innych. Ta ci臋偶ko pracuj膮ca grupa okaza艂o si臋, 偶e do wydobycia na powierzchni臋 ziemi
najci臋偶szych przedmiot贸w potrzeba by艂o szesnastu ludzi pojedynczo posy艂a艂a na g贸r臋 bezcenne
zabytki, kt贸re Brugsch i jego pomocnik przyjmowali, rejestrowali i uk艂adali rz臋dem u st贸p wzg贸rza.
Pracy tej dokonano w ci膮gu czterdziestu o艣miu godzin! Howard Carter, archeolog pracuj膮cy
nowoczesnymi metodami, zaopatruje to lakoniczn膮 uwag膮: "Dzi艣 nie pracujemy ju偶 tak pr臋dko."
Po艣piech ten by艂 zreszt膮 przesadny nie tylko pod wzgl臋dem archeologicznym, okaza艂o si臋 bowiem,
偶e statek z Kairu ma kilka dni sp贸藕nienia. Brugsch-bej kaza艂 zapakowa膰 mumie, nakry膰 trumny i
przewie藕膰 je do Luksoru. Na statek za艂adowano je dopiero 14 lipca.
Odt膮d jednak Brugsch sta艂 si臋 艣wiadkiem scen, kt贸re na nim, trze藕wym naukowcu, zrobi艂y jeszcze
wi臋ksze wra偶enie ni偶 samo odkrycie skarb贸w. To, co rozgrywa艂o si臋, podczas gdy statek torowa艂
sobie drog臋 w d贸艂 Nilu, wzrusza艂o go ju偶 nie jako naukowca, lecz jako cz艂owieka, kt贸ry nie zatraci艂
uczucia pietyzmu.
Wiadomo艣膰 o 艂adunku, jaki wiezie 贸w statek, roznios艂a si臋 lotem b艂yskawicy po wszystkich wsiach
nadbrze偶nych i po ca艂ym kraju. I oto okaza艂o si臋, 偶e staro偶ytny Egipt, kt贸ry w swych w艂adcach
widzia艂 bog贸w, jeszcze nie wygas艂. Brugsch stoj膮c na pok艂adzie zobaczy艂, jak setki fellach贸w ze
swymi 偶onami towarzysz膮 statkowi, jak pocz膮wszy od Luksoru a偶 do wielkiego kolana Nilu, a偶 do
miejscowo艣ci Kuft i Kench tworzy艂y si臋 wci膮偶 nowe i nowe kondukty. M臋偶czy藕ni strzelali w
powietrze ze strzelb dla uczczenia martwych faraon贸w, kobiety obsypywa艂y sobie cia艂a i twarze
ziemi膮 i py艂em, tar艂y piersi piaskiem. Podczas gdy statek p艂yn膮艂 w d贸艂 rzeki, z brzegu rozlega艂y si臋
偶a艂obne pienia. Ca艂a ta procesja, daleka od wszelkiego przepychu, by艂a wstrz膮saj膮cym wyrazem
偶a艂o艣ci.
Brugsch nie m贸g艂 d艂u偶ej wytrzyma膰 tego widoku. Odwr贸ci艂 si臋. Dr臋czy艂o go pytanie: czy post膮pi艂
s艂usznie? Mo偶e w oczach tych, kt贸rzy na obu brzegach Nilu zawodzili swe skargi i bili si臋 w piersi,
i on nie jest niczym innym, jak zb贸jc膮, jednym z owych z艂odziei i 艣wi臋tokradc贸w, kt贸rzy przez trzy
tysi膮ce lat bezcze艣cili te groby? Czy wystarczy艂o powo艂ywa膰 si臋 na to, 偶e uczyni艂 to w s艂u偶bie
nauki?
Howard Carter po wielu latach da艂 jasn膮 odpowied藕 na te pytania. W zwi膮zku z wydarzeniami,
jakie rozegra艂y si臋 doko艂a sprawy grobu Amenhotepa, pisa艂: "Mo偶emy z tej sprawy wyci膮gn膮膰
jedn膮 nauk臋. Polecamy j膮 krytykom, kt贸rzy nazywaj膮 nas wandalami, bo zabieramy zabytki z
grob贸w. Przekazuj膮c je muzeom, staramy si臋 o ich zachowanie. Pozostawione na miejscu sta艂yby
si臋 wcze艣niej czy p贸藕niej 艂upem z艂odziei, co r贸wna艂oby si臋 ich zniszczeniu."
Gdy Brugsch-bej wyl膮dowa艂 w Kairze, wzbogaci艂 nie tylko jedno muzeum. Wzbogaci艂 ca艂y 艣wiat,
daj膮c mu pozna膰 to, co ongi艣 istnia艂o we wspania艂o艣ci i niepowtarzalnym majestacie.





Rozdzia艂 szesnasty

HOWARD CARTER ODKRYWA GR脫B TUTANCHAMONA


W 1902 roku ameryka艅ski archeolog Teodor Davis otrzyma艂 od rz膮du egipskiego koncesj臋 na
prowadzenie prac wykopaliskowych w "Dolinie Kr贸l贸w". Prowadzi艂 je przez sze艣膰 sezon贸w
zimowych. Owocem ich by艂o wiele ciekawych znalezisk. Odkry艂 mi臋dzy innymi groby Tutmosa
IV, Siptaha i Haremheba oraz mumi臋 i trumn臋 Amenhotepa IV, wielkiego "kr贸la-kacerza", kt贸ry,
przybrawszy jako reformator religijny imi臋 "Echnaton" ("Tarcza s艂oneczna jest zadowolona"),
wprowadzi艂 na miejsce wyznawanej od wiek贸w religii kult s艂o艅ca (偶on膮 Echnatona by艂a Nefretete,
kt贸rej wspania艂e wielobarwne popiersie jest chyba najpopularniejsz膮 u nas rze藕b膮 egipsk膮).
W 1914 roku koncesja przesz艂a na lorda Carnarvona i Howarda Car-tera. Od tego momentu
rozpoczyna si臋 historia najwi臋kszego z odkry膰 grob贸w kr贸lewskich w Egipcie, kt贸ra jak pisa艂a
p贸藕niej siostra Carnarvona w szkicu biograficznym o swym bracie "zaczyna si臋 jak bajka o
lampie Aladyna, a ko艅czy jak grecka legenda o Nemezis".
Odkrycie grobowca Tutanchamona ma dla naszej ksi膮偶ki szczeg贸lnie wa偶ne znaczenie. W dziejach
odkry膰 archeologicznych jest ono punktem kulminacyjnym wszystkich osi膮gni臋膰. Jednocze艣nie
jednak je偶eli w rozwoju archeologii dostrze偶emy wzrastaj膮ce napi臋cie dramatyczne stanowi
niejako perypeti臋 tego dramatu. Pierwsz膮 jego ekspozycj臋 napisa艂 Winckelmann, a pr贸cz niego
niezliczona plejada systematyk贸w, metodolog贸w i specjalist贸w. Pierwsze w臋z艂y dopiero co
rozpocz臋tej akcji rozwi膮zali Champollion, Grotefend i Rawlinson (o dw贸ch ostatnich us艂yszymy w
"Ksi臋dze Wie偶"). Pierwsi czynnie rozwijali j膮 dalej, zbieraj膮c oklaski przy podniesionej kurtynie,
Mariette, Lepsius i Petrie w Egipcie, Botta i Layard w Mezopotamii (patrz "Ksi臋ga Wie偶") oraz
Amerykanie Stephens i Thompson w Jukatanie (patrz "Ksi臋ga Schod贸w"). Potem akcja, z udzia艂em
wszystkich dramatis personae, po raz pierwszy osi膮ga zapieraj膮ce dech w piersiach napi臋cie w
odkryciach Schliemanna i Evansa w Troi i Knossos, nast臋pnie za艣 Koldeweya i Woolleya w
Babilonii i kraju Ur, ojczy藕nie Abrahama.
Schliemann by艂 w dziejach archeologii ostatnim genialnym dyletantem, prowadz膮cym swe
poszukiwania w pojedynk臋. W Knossos i Babilonii pracowa艂y ju偶 ca艂e sztaby fachowc贸w. Rz膮dy,
monarchowie i ksi膮偶臋ta, bogaci mecenasi sztuki i nauki, zamo偶ne uniwersytety, instytuty
archeologiczne i prywatni finansi艣ci rokrocznie wysy艂ali dobrze wyposa偶one ekspedycje z
wszystkich cz臋艣ci nowo偶ytnego do wszystkich cz臋艣ci staro偶ytnego 艣wiata. Ale nigdy jeszcze w
takiej mierze nie spo偶ytkowano wszystkich poprzednio zebranych do艣wiadcze艅 ani nie wyzyskano
w takim stopniu wszystkich mo偶liwo艣ci najr贸偶niejszych dziedzin nauki, jak przy odkryciu
grobowca Tutanchamona. Tu istnia艂 tylko jeden nakaz nakaz nauki. Layard musia艂 jeszcze
walczy膰 z g艂upim zabobonem, Evans pokonywa膰 nie偶yczliwo艣膰 miarodajnych w艂adz. Carnarvon
i Carter nie znali ju偶 tego rodzaju trudno艣ci, przeciwnie, korzystali z wszelkiej pomocy rz膮du.
Zazdro艣膰 koleg贸w po fachu, z kt贸rej zrodzi艂y si臋 oszczerstwa rzucane na Rawlinsona i kt贸ra
zatruwa艂a 偶ycie Schliemannowi, zast膮pi艂 nie spotykany dot膮d w dziejach nauki obraz harmonijnej
wsp贸艂pracy i gotowo艣ci do pomocy. Min臋艂y ju偶 czasy wielkich pionierskich czyn贸w, gdy
pojedynczy archeolog patrz przyk艂ad Layarda tylko z os艂em i plecakiem wyrusza艂 na
zdobycie zagrzebanego w ziemi miasta. Howard Carter, chocia偶 jako ucze艅 Petriego by艂 jeszcze
badaczem starej szko艂y, sta艂 si臋 ju偶 niejako je偶eli wolno u偶y膰 tego por贸wnania egzekutorem
archeologii, kt贸ry nie dokonywa艂 zuchwa艂ych wypad贸w, by odkry膰 nowe l膮dy historyczne, lecz
stosowa艂 艣cis艂e metody mierniczego, zakre艣laj膮cego zimnym cyrklem od艂ogi starej kultury.
Przy ca艂ej jednak drobiazgowej dok艂adno艣ci naukowej umia艂 zachowa膰 w sercu gor膮cy entuzjazm.
W艂a艣nie przez to, 偶e pozostaj膮c entuzjast膮 potrafi艂 za jednym posuni臋ciem podnie艣膰 do najwy偶szej
doskona艂o艣ci 艣cis艂o艣膰, dok艂adno艣膰 i skrupulatno艣膰 naukow膮, sta艂 si臋 jednym z wielkich w kr贸lestwie
archeologii, w kr贸lestwie ludzi, kt贸rzy 艂opat膮 szukali ju偶 nie tylko skarb贸w i cia艂 martwych kr贸l贸w,
lecz wszystkich tajemnic i zagadek ludzko艣ci, odk膮d duch jej nabra艂 kszta艂tu, wyrazu i oblicza w
wysoko rozwini臋tych kulturach.


Lord Carnarvon to spotykany w艂a艣ciwie tylko w Anglii typ arystokraty, stanowi膮cy mieszanin臋
sportowca i zbieracza dzie艂 sztuki, niezale偶nego materialnie gentlemana i podr贸偶nika, realisty w
dzia艂aniu i romantyka w uczuciach. Jeszcze b臋d膮c uczniem Trinity College w Cambridge chcia艂
pewnego dnia na w艂asny koszt przywr贸ci膰 pierwotny, pi臋k-ny wygl膮d ohydnie pomalowanej
boazerii w swym pokoju. Jako m艂odzieniec szpera po wszystkich sklepach z antykami, p贸藕niej za艣,
jako cz艂owiek doros艂y, zbiera nami臋tnie i z du偶膮 doz膮 zrozumienia stare sztychy i rysunki.
Jednocze艣nie jednak jest sta艂ym bywalcem na wszystkich torach wy艣cigowych, 膰wiczy si臋 w sztuce
strzelania, dop贸ki nie zostaje doskona艂ym strzelcem, uprawia sporty wodne i odziedziczywszy w
wieku dwudziestu trzech lat ogromny maj膮tek odbywa jachtem 偶aglowym podr贸偶 naoko艂o
艣wiata. Trzeci zarejestrowany w Anglii prywatny samoch贸d do niego nale偶y. Staje si臋 nami臋tnym
automobilist膮. Nami臋tno艣膰 ta mia艂a zadecydowa膰 o ca艂ym dalszym jego 偶yciu. Oko艂o 1900 roku w
Niemczech, na szosie w pobli偶u uzdrowiska Bad Langenschwalbach, ulega katastrofie
samochodowej: jego w贸z kapotuje, a on sam obok szeregu powa偶nych ran nabawia si臋 ci臋偶kiej
astmy, kt贸ra zw艂aszcza w warunkach angielskiej zimy przyprawia go o wielkie cierpienia. W 1903
roku udaje si臋 po raz pierwszy do Egiptu z uwagi na 艂agodno艣膰 tamtejszego klimatu. Tu trafia na
teren prac wykopaliskowych kilku ekspedycji archeologicznych i jako bogaty, niezale偶ny cz艂owiek,
nie maj膮c dotychczas 偶adnego okre艣lonego celu 偶ycia, dochodzi do wniosku, 偶e w艂a艣nie dzia艂alno艣膰
na tym polu daje mu wspania艂膮 wprost mo偶liwo艣膰 po艂膮czenia zami艂owa艅 sportowych z pragnieniem
powa偶nego zaj臋cia si臋 sztuk膮. W 1906 roku sam rozpoczyna wykopaliska. Ale ju偶 w ci膮gu tej
pierwszej zimy dochodzi do przekonania, 偶e brak mu wystarczaj膮cego przygotowania naukowego.
Zwraca si臋 wi臋c o rad臋 do profesora Maspero, kt贸ry poleca mu m艂odego Howarda Cartera.
Po艂膮czenie tych dw贸ch ludzi by艂o niezwykle szcz臋艣liwe. Howard Carter stanowi艂 idealne
uzupe艂nienie lorda Camarvona. By艂 wszechstronnie wykszta艂conym naukowcem i zanim jeszcze
lord Carnarvon powierzy艂 mu sta艂y nadz贸r nad wszystkimi swymi wykopaliskami, nabra艂 wiele
praktycznego do艣wiadczenia jako wsp贸艂pracownik Petriego i Davisa. W swych pracach
archeologicznych chocia偶 niekt贸rzy krytycy zarzucaj膮 mu nadmiern膮 pedanteri臋 daleki by艂 od
typu badacza pozbawionego polotu i interesuj膮cego si臋 tylko suchymi faktami. W codziennej pracy
by艂 zawsze praktyczny i zr臋czny, gdy za艣 zachodzi艂a potrzeba, dawa艂 dowody wielkiej,
nieustraszonej odwagi. 艢wiadczy o tym cho膰by jego niezwyk艂a przygoda w 1916 roku.
Carter znajdowa艂 si臋 w贸wczas na kr贸tkim urlopie w Luksorze. Pewnego dnia przysz艂a do niego
delegacja starszyzny tej wsi b艂agaj膮c ze wzburzeniem o pomoc. W wyniku zarz膮dze艅
spowodowanych wojn膮, kt贸rej skutki da艂y si臋 odczu膰 nawet w Luksorze, miejscowy aparat urz臋d-
niczy by艂 silnie zdekompletowany. Nieodrodni potomkowie Abd-el-Rasula nie omieszkali
skorzysta膰 z os艂abienia nadzoru policyjnego, aby zabra膰 si臋 znowu do pl膮drowania grob贸w.
Jedna taka banda odkry艂a jakie艣 znalezisko na zachodnim stoku wzg贸rza w g贸rnej cz臋艣ci "Doliny
Kr贸l贸w". Dowiedzia艂a si臋 o tym inna, konkurencyjna banda, kt贸ra natychmiast wyruszy艂a na to
samo miejsce, aby zapewni膰 sobie udzia艂 w spodziewanych 艂upach. Dalej potoczy艂y si臋 wypadki
przypominaj膮ce kiepski film sensacyjny.
Mi臋dzy obydwiema bandami dosz艂o do bitwy. Pierwsza, zaskoczona znienacka, zosta艂a pobita i
przep臋dzona. Zachodzi艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e dojdzie do dalszych krwawych star膰. Carter,
chocia偶 znajdowa艂 si臋 na urlopie i bynajmniej nie by艂 odpowiedzialny za spok贸j w okolicy Luksoru,
postanowi艂 dzia艂a膰. Pos艂uchajmy, co sam o tym opowiada:
"Dzie艅 mia艂 si臋 ju偶 ku schy艂kowi. Szybko zebra艂em tych niewielu moich robotnik贸w, kt贸rych
omin膮艂 pob贸r do wojska, i zaopatrzywszy si臋 w odpowiedni ekwipunek i bro艅 wyruszy艂em na
miejsce opisanych wydarze艅. Trzeba by艂o w 艣wietle ksi臋偶yca wspi膮膰 si臋 na wzg贸rze pod Khur-n膮
wysoko艣ci 600 metr贸w. By艂a juz p贸艂noc, gdy przybyli艣my na miejsce. Przewodnik pokaza艂 mi
koniec liny zwisaj膮cej z prostopad艂ej 艣ciany. Nas艂uchuj膮c us艂yszeli艣my odg艂osy pracuj膮cych na dole
rozb贸jnik贸w. Najpierw odci膮艂em lin臋, pozbawiaj膮c ich tym samym mo偶liwo艣ci ucieczki, po czym
umocowawszy m膮 w艂asn膮, solidn膮 lin臋 opu艣ci艂em si臋 na d贸艂. Opu艣ci膰 si臋 tak o p贸艂nocy na linie do
gniazda zb贸jc贸w, zaj臋tych w艂a艣nie pl膮drowaniem grob贸w, to rozrywka nie pozbawiona pewnego
uroku. By艂o ich o艣miu przy robocie. Gdy wyl膮dowa艂em na dole, prze偶y艂em kilka do艣膰
emocjonuj膮cych moment贸w. Da艂em im do wyboru albo wynie艣膰 si臋 za pomoc膮 mojej liny, albo
pozosta膰 na dole bez 偶adnej liny. W ko艅cu nabrali rozumu i poszli sobie. Reszt臋 nocy sp臋dzi艂em na
dole u st贸p tej ska艂y..."
Gdy uzupe艂nimy w艂asn膮 wyobra藕ni膮 ten skromny, niemal suchy opis, w kt贸rym tylko
mimochodem, z wisielczym humorem, zaznaczone jest niebezpiecze艅stwo sytuacji, uka偶e si臋 nam
obraz wcale wojowniczo usposobionego archeologa. Zb贸jcy zreszt膮, nawet gdyby Carter im nie
przeszkodzi艂, i tak doznaliby rozczarowania. Okaza艂o si臋, 偶e znaleziony przez nich gr贸b,
przypuszczalnie przygotowany ongi艣 dla kr贸lowej Hatszepsut, nie zawiera艂 偶adnych skarb贸w. Sta艂
w nim tylko sarkofag z krystalicznego piaskowca.


Carnarvon i Howard Carter zabrali si臋 wsp贸lnie do pracy. Dopiero jesieni膮 1917 roku zdo艂ali
poprowadzi膰 wykopaliska na tak膮 skal臋, 偶e mog艂y rokowa膰 dobre wyniki. I znowu powt贸rzy艂o si臋
to samo, z czym ju偶 nieraz spotykali艣my si臋 w historii nauk: natchnieni szcz臋艣liw膮 my艣l膮, od razu
odgraniczyli teren, na kt贸rym p贸藕niej dokona膰 mieli swego odkrycia. Niebawem jednak r贸偶ne
okoliczno艣ci zewn臋trzne, krytyczne refleksje, wahania, przede wszystkim za艣 "fachowe
wskaz贸wki" zacz臋艂y dzia艂a膰 hamuj膮co, przez co odkrycie grobu Tutanchamona nie tylko uleg艂o
op贸藕nieniu, lecz o ma艂y w艂os zosta艂oby w og贸le udaremnione.
Czy偶 nie widzieli艣my, jak ju偶 jeden z pierwszych odkrywc贸w archeologicznych, neapolita艅ski
markiz Alcubierre, kt贸remu uda艂o si臋 6 kwietnia 1748 roku natrafi膰 na sam 艣rodek Pompei, zasypa艂
otw贸r i pocz膮艂 kopa膰 w innym miejscu, aby dopiero po latach stwierdzi膰, 偶e w艂a艣nie przy owym
pierwszym zapuszczeniu rydla w ziemi臋 by艂 na w艂a艣ciwym tropie?
Camarvon i Carter chcieli dokona膰 swego odkrycia w "Dolinie Kr贸l贸w". Przed nimi dziesi膮tki
innych archeolog贸w prowadzi艂o tu wykopaliska. 呕aden z nich nie pozostawi艂 dok艂adnych notatek
ani tym bardziej plan贸w. Na obszarze "Doliny" jedno obok drugiego wznosi艂y si臋 usypiska gruz贸w,
mi臋dzy nimi za艣 le偶a艂y wej艣cia do odkrytych grob贸w. Nie pozostawa艂o nic innego, jak przekopa膰
si臋 przez te usypiska a偶 do skalnego gruntu kotliny. Carter zaproponowa艂, aby rozpocz膮膰
poszukiwania w tr贸jk膮cie ograniczonym grobami Ramzesa II, Merneptaha i Ramzesa VI.
"Cho膰bym mia艂 pisze p贸藕niej narazi膰 si臋 na zarzut, 偶e nietrudno by膰 m膮drym po fakcie,
pragn臋 stwierdzi膰, 偶e liczyli艣my wtedy na pewno, i偶 znajdziemy gr贸b okre艣lonego kr贸la gr贸b
Tutanchamona."
Brzmi to wprost nieprawdopodobnie, je偶eli uprzytomnimy sobie, 偶e "Dolina" by艂a ju偶
przetrz膮艣ni臋ta wszerz i wzd艂u偶. Teza Carnarvona i Cartera by艂a tym 艣mielsza, ze opierali oni swe
nadzieje na bardzo kruchych podstawach i 偶e wszyscy specjali艣ci stanowczo twierdzili, i偶 okres od-
kry膰 w "Dolinie Kr贸l贸w" nale偶y definitywnie do przesz艂o艣ci.
Dok艂adnie na sto lat przedtem Belzoni opr贸偶niwszy groby faraon贸w Ramzesa I, Setiego I, Eje i
Mentu-her-Chopszefa pisa艂: "Jestem g艂臋boko przekonany, 偶e w 獶olinie Biban-el-Muluk nie ma
ju偶 innych grob贸w poza tymi, kt贸re niedawno odkopa艂em. Opini臋 moj膮 potwierdza fakt, 偶e
niezale偶nie od mych w艂asnych poszukiwa艅 konsul brytyjski pan Salt, kt贸ry przebywa艂 tu po mnie,
przez d艂ugie miesi膮ce daremnie usi艂owa艂 znale藕膰 jeszcze jaki艣 gr贸b." W dwadzie艣cia siedem lat po
Belzonim, w 1844 roku, do "Doliny" przyby艂a wielka ekspedycja pruska, kt贸ra przeprowadzi艂a
gruntowne pomiary. Jej kierownik by艂 nim znowu Richard Lepsius opuszczaj膮c "Dolin臋",
r贸wnie偶 by艂 zdania, 偶e wszystko, co mo偶na tu by艂o odkry膰, zosta艂o ju偶 odkryte. A jednak na kr贸tko
przed 1900 rokiem Loret, a nied艂ugo po nim Davis odkryli dalsze groby. Teraz dos艂ownie ka偶de
ziarenko piasku w "Dolinie" by艂o ju偶 po trzykro膰 przesiane i obr贸cone na wszystkie strony. Zreszt膮
i Maspero, podpisuj膮c jako dyrektor zarz膮du zabytk贸w koncesj臋 dla lorda Carnarvona, o艣wiadczy艂,
sam b臋d膮c uczonym, 偶e uwa偶a j膮 za bezcelow膮, gdy偶 w "Dolinie" nie mo偶na ju偶 dokona膰 偶adnego
odkrycia.
C贸偶 wi臋c dawa艂o Carterowi nadziej臋, 偶e mimo wszystko znajdzie tu jeszcze jeden gr贸b, i to w
dodatku nie jaki艣, lecz gr贸b okre艣lonego faraona? Widzia艂 na w艂asne oczy znaleziska Davisa. By艂
w艣r贸d nich znaleziony pod jedn膮 ze ska艂 fajansowy kubek z wyrytym imieniem
Tutanchamona. Ponadto w pobli偶u tego miejsca Davis znalaz艂 w pewnym grobie szybowym
po艂aman膮 drewnian膮 skrzyni臋, w kt贸rej zachowa艂y si臋 jeszcze z艂ote listki r贸wnie偶 z imieniem
Tutanchamona. Davis na tej podstawie wysun膮艂 wtedy pochopne twierdzenie, 偶e w艂a艣nie ten gr贸b
szybowy by艂 miejscem ostatniego spoczynku Tutanchamona. Carter doszed艂 do innego przekonania,
w kt贸rym jeszcze bardziej umocni艂 go fakt, 偶e trzecie znalezisko Davisa przy pierwszym zbadaniu
zosta艂o zidentyfikowane niew艂a艣ciwie. By艂y to gliniane naczynia, znalezione w rozpadlinie skalnej,
kt贸re zawiera艂y na poz贸r ma艂o wa偶ne gliniane skorupy i lniane banda偶e. Ponowne zbadanie tych
przedmiot贸w w nowojorskim Metropolitan Museum of Art wykaza艂o bezspornie, 偶e s膮 to resztki
materia艂贸w u偶ytych przy skomplikowanych ceremoniach pogrzebowych Tutanchamona. Ale i na
tym nie koniec: Davis odkrywszy w "Dolinie" grobowiec kr贸la-kacerza Echnatona znalaz艂 w nim
kilka glinianych piecz臋ci Tutanchamona.
Wszystko to, by膰 mo偶e, wygl膮da bardzo przekonywaj膮co. Zdawa艂oby si臋, 偶e Carter mia艂 wszelkie
podstawy ku temu, aby wyci膮gn膮膰 st膮d wniosek, 偶e wbrew wszelkim przeciwnym opiniom gr贸b
Tutanchamona musi si臋 znajdowa膰 w pobli偶u tych znalezisk, a wi臋c nie gdzie indziej, tylko w
"Dolinie Kr贸l贸w". Ale nie wolno zapomina膰 ani o tym, 偶e odk膮d te przedmioty znalaz艂y si臋 w
"Dolinie", min臋艂o trzy tysi膮ce lat, ani o niezliczonych wypadkach wywlekania ca艂ej zawarto艣ci
grob贸w przez kap艂an贸w i rabusi贸w, ani wreszcie o cz臋stokro膰 bardzo jeszcze niefachowych
metodach przeszukiwania "Doliny" przez pierwszych badaj膮cych j膮 archeolog贸w. C贸偶 sk艂ada艂o sie
ra te cztery "dowody" Cartera? Kilka z艂otych listk贸w, fajansowy kubek, par臋 glinianych naczy艅 i
kilka piecz臋ci. Trzeba by艂o mie膰 wiele wiary we w艂asne szcz臋艣cie, aby na tym budowa膰 nie tylko
nadziej臋, ale pewno艣膰 znalezienia grobu Tutanchamona.
Rozpocz膮wszy poszukiwania Carnarvon i Carter ju偶 w ci膮gu pierwszego sezonu zimowego usun臋li
w obr臋bie odgraniczonego tr贸jk膮ta znaczn膮 cz臋艣膰 warstw gruzu i przekopali si臋 a偶 do st贸p wej艣cia
do otwartego grobu Ramzesa VI. "Tu natkn臋li艣my si臋 pisze Carter na ruiny barak贸w
robotniczych zbudowanych na zwa艂ach du偶ych bry艂 krzemienia, co w 獶olinie zawsze wskazuje
na blisko艣膰 jakiego艣 grobu."
Tu nast臋puje moment, kt贸ry w zestawieniu z perypetiami najbli偶szych paru lat nabiera prawdziwie
dramatycznego napi臋cia: Carter i Carnarvon mianowicie postanowili zaniecha膰 na razie dalszych
prac w obranym kierunku, poniewa偶 zabarykadowa艂yby one wej艣cie do grobu Ramzesa VI, ch臋tnie
odwiedzanego przez turyst贸w. W sezonie zimowym 1919艂 1920 kontynuowali wi臋c
poszukiwania tylko ko艂o wej艣cia do grobu Ramzesa VI, znajduj膮c zreszt膮 w pewnej ma艂ej kryj贸wce
kilka nie pozbawionych warto艣ci archeologicznej pojedynczych przydatk贸w grobowych. "Nigdy
jeszcze notuje Carter w swych pami臋tnikach odk膮d prowadzili艣my prace w 獶olinie, nie
byli艣my tak bliscy dokonania prawdziwie wielkiego odkrycia."
W ko艅cu Carter i Carnarvon "odskrobali" ju偶 jak powiedzia艂by Petrie ca艂y wytkni臋ty przez
siebie tr贸jk膮t z wyj膮tkiem terenu, na kt贸rym sta艂y owe stare baraki robotnicze. Tych jeszcze i teraz
nie ruszyli. Zacz臋li kopa膰 w zupe艂nie innym miejscu, w ma艂ej bocznej dolinie, w s膮siedztwie grobu
Tutmosa III. Tu kopali przez dwa sezony zimowe nie znajduj膮c, jak notuje Carter, "nie szczeg贸lnie
warto艣ciowego".
Odbywaj膮 teraz d艂ug膮 narad臋 i ju偶 powa偶nie zastanawiaj膮 si臋 nad tym, czy wobec stosunkowo
sk膮pych wynik贸w paroletnich prac nie przenie艣膰 wykopalisk gdzie indziej! W dotychczasowym
miejscu poszukiwa艅 nie zbadany pozosta艂 tylko teren u st贸p grobu Ramzesa VI, gdzie na usypisku
krzemiennych bry艂 sta艂y baraki robotnicze. Po d艂ugich wahaniach i zmienianych raz po raz
decyzjach Carnarvon i Carter postanawiaj膮 po艣wi臋ci膰 pracom w "Dolinie" tylko jeszcze jedn膮, ale
tym razem doprawdy ju偶 ostatni膮 zim臋.
Zaczynaj膮 wi臋c znowu kopa膰 dok艂adnie w tym samym miejscu, gdzie sze艣膰 lat temu przerwali
prace w miejscu, gdzie stoj膮 baraki robotnicze. Gdy za艣 wreszcie robi膮 to, co robi膰 mogli ju偶
przed sze艣ciu laty, a mianowicie burz膮 ruiny barak贸w, natychmiast, za pierwszym niemal
zatkni臋ciem kilofa, znajduj膮 wej艣cie do grobu Tutanchamona, najbogatszego grobu Egiptu!
"Nag艂o艣膰 tego odkrycia pisze Carter wprawi艂a mnie jak gdyby w stan og艂uszenia. Najbli偶sze
miesi膮ce by艂y tak pe艂ne wydarze艅, 偶e nie mia艂em wprost czasu na to, aby to wszystko przemy艣le膰."
3 listopada 1922 roku Carter lord Carnarvon znajdowa艂 si臋 w贸wczas w Anglii przyst膮pi艂 do
burzenia barak贸w robotniczych (by艂y to ruiny barak贸w zbudowanych za XX dynastii). Ju偶 rankiem
nast臋pnego dnia pod pierwszym zburzonym barakiem natrafiono na kamienny stopie艅 schod贸w. Do
popo艂udnia 5 listopada odgarni臋to dostateczn膮 ilo艣膰 gruzu, aby nie mie膰 ju偶 najmniejszej
w膮tpliwo艣ci, 偶e znaleziono wej艣cie do jakiego艣 grobu.
Ale mo偶e by艂 to jeden z wielu grob贸w, kt贸rych nigdy nie wyko艅czono i nie u偶yto? Je偶eli za艣
zawiera艂 jak膮艣 mumi臋, to mo偶e, jak wszystkie inne, by艂 sprofanowany i spl膮drowany? Mo偶e
wreszcie 偶eby nie pomin膮膰 偶adnej pesymistycznej mo偶liwo艣ci je艣li w og贸le znajduje si臋 w
nim jaka艣 mumia, oka偶e si臋, 偶e jest to mumia jakiego艣 urz臋dnika dworskiego lub kap艂ana?
Prace szybko posuwa艂y si臋 naprz贸d. Podniecenie Cartera ros艂o z ka偶dym dniem. Spod gruz贸w
wy艂ania艂 si臋 stopie艅 po stopniu. O zachodzie s艂o艅ca w Egipcie zmierzch zapada nagle ukaza艂
si臋 dwunasty stopie艅, a wraz z nim "g贸rna cz臋艣膰 zamkni臋tych, pokrytych zapraw膮 tynkow膮,
zapiecz臋towanych drzwi".
"Zapiecz臋towane drzwi! pisze Carter w swych pami臋tnikach. A wi臋c wszystko okaza艂o si臋
prawd膮... By艂a to chwila, kt贸ra ka偶dego archeologa musia艂aby przyprawi膰 o dreszcz."
Carter zbada艂 piecz臋cie. By艂y na艂o偶one przez nadz贸r kr贸lewskiego miasta umar艂ych. W grobie
zatem spoczywa膰 musia艂a co najmniej mumia jakiego艣 wysokiego dostojnika. Poniewa偶 za艣 od
czas贸w XX dynastii baraki robotnik贸w zamyka艂y dost臋p do grobu, wi臋c przynajmniej od tego czasu
nie m贸g艂 on pa艣膰 ofiar膮 rabunku. Carter, dr偶膮c z przej臋cia, wywierci艂 ma艂y otw贸r w drzwiach,
"akurat wystarczaj膮cy, aby wsun膮膰 przeze艅 latark臋 elektryczn膮". Stwierdzi艂, 偶e korytarz za
drzwiami pe艂en jest kamieni jeszcze jeden przekonywaj膮cy dow贸d, 偶e gr贸b ten zosta艂
gruntownie zabezpieczony.
Gdy Carter, pozostawiwszy na stra偶y swych najpewniejszych robotnik贸w, w 艣wietle ksi臋偶yca
powraca艂 przez "Dolin臋" do swej kwatery, by艂 w g艂臋bokiej rozterce. "Wszystko, dos艂ownie
wszystko pisze mog艂o si臋 kry膰 za tym korytarzem. Musia艂em u偶y膰 ca艂ej si艂y woli, aby si臋
opanowa膰, nie wy艂ama膰 drzwi i nie prowadzi膰 od razu dalszych poszukiwa艅." Teraz, podczas gdy
mu艂 k艂usem zd膮偶a w stron臋 domu, m艂ody archeolog walczy z t膮 pokus膮. Umiera z niecierpliwo艣ci.
Jaki艣 wewn臋trzny g艂os m贸wi mu, 偶e oto stoi na progu wielkiego, niebywa艂ego odkrycia. I
zaprawd臋, godna podziwu jest jego decyzja, bo oto po latach daremnych poszukiwa艅 stoj膮c w
obliczu wielkiego znaleziska postanawia zasypa膰 znowu wej艣cie i czeka膰 na powr贸t lorda
Carnarvona, swego protektora i przyjaciela.
Rano 6 listopada wysy艂a telegram: "Dokona艂em wreszcie cudownego odkrycia w Dolinie.
Wspania艂y gr贸b z nie uszkodzonymi piecz臋ciami. Do pa艅skiego przybycia wszystko znowu
zasypane. Gratuluj臋!" 8 listopada nadchodz膮 dwie odpowiedzi: "Wracam w miar臋 mo偶no艣ci natych-
miast", i druga "Spodziewam si臋 dwudziestego by膰 w Aleksandrii".
Wreszcie 23 listopada lord Carnarvon wraz z c贸rk膮- przybywa do Luksoru. Przesz艂o czterna艣cie dni
Carter, z偶erany niecierpliwo艣ci膮, czeka艂 bezczynnie przed zasypanym grobem. Ju偶 w dwa dni po
odkryciu schod贸w zacz臋艂y nap艂ywa膰 niezliczone gratulacje. Ale czego mu winszowano? Jakiego
odkrycia? Znalezienia jakiego grobu? Tego Carter wci膮偶 jeszcze nie wiedzia艂. A starczy艂oby, gdyby
kopa艂 dalej tylko jeszcze na szeroko艣膰 d艂oni. Natrafi艂by wtedy na wyra藕ny, usuwaj膮cy ostatnie
w膮tpliwo艣ci odcisk piecz臋ci Tutanchamona. "Lepiej bym wtedy spa艂 po nocach pisze i
oszcz臋dzi艂bym sobie trzech tygodni niepewno艣ci!"
Po po艂udniu 24 listopada robotnicy odgarn臋li resztki gruzu ze schod贸w. Carter zeszed艂 po szesnastu
stopniach na d贸艂 i stan膮艂 przed zapiecz臋towanymi drzwiami. Teraz dopiero zobaczy艂 wyra藕nie
odciski piecz臋ci i wyryte na nich imi臋 Tutanchamona. Ale zobaczy艂 jeszcze co艣 wi臋cej, co艣, co
dot膮d ukazywa艂o si臋 ka偶demu odkrywcy grobu kr贸lewskiego w Egipcie: 艣lady, 偶e i tutaj kto艣 inny
dotar艂 przed nim, 偶e i tutaj kiedy艣 grasowali ju偶 zb贸jcy.
"Poniewa偶 teraz ca艂e drzwi by艂y ods艂oni臋te i widoczne w 艣wietle dnia pisze Carter zdo艂ali艣my
dostrzec co艣, co przedtem usz艂o naszym oczom, a mianowicie, 偶e jedn膮 ich cz臋艣膰 ju偶 dwa razy z
rz臋du otwierano i znowu zamkni臋to, i 偶e pierwsze odkryte przez nas piecz臋cie, wyobra偶aj膮ce
szakala i dziewi臋ciu je艅c贸w wojennych, zosta艂y na艂o偶one na t臋 otwart膮 i znowu zamkni臋t膮 cz臋艣膰
drzwi. Natomiast piecz臋cie Tutanchamona znajdowa艂y si臋 na drugiej, nie naruszonej po艂owie drzwi,
z czego wynika艂o, 偶e to nimi w艂a艣nie pierwotnie zapiecz臋towano gr贸b. A wi臋c wbrew naszym
oczekiwaniom gr贸b nie by艂 ca艂kowicie nie naruszony. 艢wi臋tokradcy przekroczyli jego pr贸g, i to
niejeden raz. Wobec wzniesionych nad nim barak贸w, rabunek nie m贸g艂 by膰 dokonany p贸藕niej ni偶
za panowania Ramzesa IV. Fakt, 偶e rabusie opuszczaj膮c grobowiec znowu na艂o偶yli na艅 piecz臋cie,
艣wiadczy艂 jednak, 偶e nie wszystko zosta艂o zrabowane."
Ale po tym odkryciu nast膮pi艂o jeszcze inne. Carter by艂 coraz bardziej zdezorientowany i niepewny.
Gdy ze schod贸w usuni臋to ostatnie resztki gruzu, znalaz艂 skorupy i skrzynie z imieniem Echnatona,
Sakere i Tutanchamona oraz skarabeusza Tutmosa III i cz臋艣膰 innego skarabeusza z wyrytym
imieniem Amenhotepa III. Czy偶 z tej rozmaito艣ci imion kr贸lewskich mo偶na by艂o wysnu膰 inny
wniosek ni偶 ten, 偶e wbrew wszelkim oczekiwaniom znale藕li nie gr贸b jednego kr贸la, lecz kryj贸wk臋
wielu mumii kr贸lewskich?
Tylko otwarcie drzwi mog艂o usun膮膰 wszystkie te w膮tpliwo艣ci. Nast臋pne dni po艣wi臋cono ca艂kowicie
temu zadaniu. Za drzwiami Carter, jak wiemy, stwierdzi艂 to ju偶, gdy po raz pierwszy zajrza艂
przez wydr膮偶ony w nich otw贸r znajdowa艂 si臋 korytarz wype艂niony kamieniami. Z tego, jak
r贸偶nie w r贸偶nych miejscach by艂y u艂o偶one, mo偶na by艂o wyra藕nie pozna膰, gdzie rabusie wtargn臋li do
w膮skiego tunelu i jak go potem znowu zasypali.
Po kilku dniach pracy w g艂臋bi korytarza, mniej wi臋cej w odleg艂o艣ci dziesi臋ciu metr贸w od wej艣cia,
natrafiono na drugie drzwi, r贸wnie偶 zaopatrzone w piecz臋cie Tutanchamona i zarz膮du kr贸lewskiej
nekropolii. I tu wyra藕ne 艣lady wskazywa艂y, kt贸r臋dy 艣wi臋tokradcy wtargn臋li do wn臋trza.
Wobec podobie艅stwa ca艂ego tego rozk艂adu z pewn膮 odkryt膮 poprzednio w pobli偶u tego miejsca
kryj贸wk膮 Echnatona obaj archeologowie byli prawie przekonani, 偶e w rzeczywisto艣ci znale藕li nie
gr贸b, lecz jak膮艣 przej艣ciow膮 kryj贸wk臋 "w臋druj膮cych mumii". A czy偶 w takiej kryj贸wce,
najwidoczniej nawiedzonej ju偶 przez z艂odziei, mo偶na jeszcze by艂o spodziewa膰 si臋 jakich艣
wi臋kszych znalezisk?
Chocia偶 mieli ju偶 tylko s艂ab膮 nadziej臋, to jednak w miar臋 jak usuwano coraz wi臋cej kamieni,
zamykaj膮cych dost臋p do tych drugich drzwi, napi臋cie ich ros艂o. "Nadesz艂a pisze Carter
chwila rozstrzygaj膮ca. Dr偶膮cymi r臋kami wydr膮偶yli艣my ma艂y otw贸r w g贸rnym lewym rogu drzwi..."
Carter wzi膮艂 偶elazny pr臋t i wsun膮艂 go do otworu; 偶elazo przesz艂o na wylot natrafiaj膮c na pust膮
przestrze艅. Potem, gdy kilka pr贸b przeprowadzonych z zapalon膮 艣wiec膮 wykaza艂o, 偶e w
pomieszczeniu za drzwiami nie ma gaz贸w, poszerzy艂 otw贸r.
Teraz wszyscy obecni lord Carnarvon, jego c贸rka lady Evelyn i przyby艂y na pierwsz膮
wiadomo艣膰 o odkryciu egiptolog Callender zbili si臋 w ciasn膮 gromadk臋 ko艂o drzwi. Carter
nerwowym ruchem pociera zapa艂k臋, zapala 艣wiec臋 i niepewn膮 r臋k膮 przybli偶a j膮 do otworu.
Dos艂ownie dr偶膮c z napi臋cia i ciekawo艣ci przyk艂ada do niego g艂ow臋, aby nareszcie zajrze膰 do
wn臋trza. Od podmuchu gor膮cego powietrza 艣wiat艂o 艣wiecy zaczyna migota膰. W pierwszej chwili
Carter nie nie mo偶e rozpozna膰. Potem jednak jego oczy przyzwyczajaj膮 si臋 do chybotliwego
艣wiat艂a. Dostrzega zrazu niewyra藕ne kontury, potem cienie pojedynczych przedmiot贸w, odr贸偶nia
kolory, widzi coraz wyra藕niej, co zawiera komora za tymi drugimi, opiecz臋towanymi drzwiami.
Nie wydaje z siebie 偶adnego okrzyku zachwytu. Milczy... Dla czekaj膮cych przy nim os贸b chwile te
wydaj膮 si臋 wieczno艣ci膮. W ko艅cu Carnarvon nie mog膮c d艂u偶ej znie艣膰 tej niepewno艣ci pyta: "Czy
widzi pan co艣?"
Howard Carter odwraca si臋 powoli. Wzruszany do g艂臋bi duszy odpowiada jakby urzeczony: "Tak
jest. Widz臋 cudowne rzeczy."


"W ca艂ej dotychczasowej historii wykopalisk archeologicznych z pewno艣ci膮 nigdy jeszcze nie
widziano tak cudownych rzeczy jak te, kt贸re ukaza艂y nam si臋 teraz w 艣wietle naszej lampy
elektrycznej." Te s艂owa Cartera, wypowiedziane w chwili, gdy min臋艂o ju偶 pierwsze wzruszenie i
wszyscy po kolei zd膮偶yli ju偶 zajrze膰 przez otw贸r do wn臋trza, potwierdzi艂y si臋 po otwarciu drzwi. W
艣wietle silnej lampy elektrycznej l艣ni艂y si臋 z艂ote 艂o偶a, z艂ote krzes艂o tronowe, po艂yskiwa艂y matowo
dwa du偶e czarne pos膮gi, z艂ote wazy i dziwne skrzynie. Jakie艣 dziwaczne g艂owy zwierz膮t rzuca艂y na
艣ciany fantastyczne cienie. Z jednej ze skrzy艅 wyziera艂 艂eb z艂otego w臋偶a. Dwa czarne pos膮gi sta艂y
naprzeciw siebie jak 偶o艂nierze na warcie "ze z艂otymi fartuchami, w z艂otych sanda艂ach, z maczug膮 i
pa艂k膮, ze 艣wi臋tym w臋偶em po艂yskuj膮cym na czole."
W艣r贸d wszystkich tych wspania艂o艣ci, kt贸re niepodobna by艂o ogarn膮膰 pobie偶nym spojrzeniem,
widnia艂y jeszcze 艣lady 偶ywych ludzi, kt贸rzy trzy tysi膮ce lat temu krz膮tali si臋 po tej komorze: kad藕
stoj膮ca ko艂o drzwi, do po艂owy wype艂niona jeszcze zapraw膮 wapienn膮, zakopcona lampa, odcisk
palca pozostawiony przy dotkni臋ciu 艣wie偶o pomalowanej powierzchni; na progu le偶a艂o nar臋cze
kwiat贸w ostatnie po偶egnanie zmar艂ego.
Trwa艂o do艣膰 d艂ugo, nim Carnarvon i Carter, ca艂kowicie poch艂oni臋ci kontemplacj膮 tego martwego
przepychu i 艣lad贸w 偶ycia sprzed tysi臋cy lat, nagle ze zdumieniem u艣wiadomili sobie, 偶e w艣r贸d
ca艂ego tego muzealnego bogactwa bezcennych skarb贸w nigdzie nie wida膰 mumii ani sarkofagu.
Czy偶by znowu stali przed tak d艂ugo rozwa偶anym pytaniem grobowiec czy kryj贸wka?
Po raz pierwszy zacz臋li systematycznie ogl膮da膰 wszystkie 艣ciany. Mi臋dzy obydwoma kr贸lewskimi
szyldwachami odkryli trzecie, r贸wnie偶 zapiecz臋towane drzwi. "Przed oczyma naszej wyobra藕ni
pisze Carter przesuwa艂o si臋 ju偶 wiele innych kom贸r, ka偶da r贸wnie pe艂na przedmiot贸w jak ta
pierwsza, kt贸r膮 mieli艣my przed sob膮; potem wizje te znowu pierzcha艂y pozostawiaj膮c nas w
oszo艂omieniu." Gdy potem za pomoc膮 silnych lamp elektrycznych, zainstalowanych tymczasem
przez Callen-dera, zbadano dok艂adnie te trzecie drzwi, znaleziono w nich tu偶 nad ziemi膮 otw贸r. By艂
r贸wnie偶 zapiecz臋towany, piecz臋cie na nim jednak przy艂o偶one by艂y p贸藕niej ni偶 piecz臋cie na samych
drzwiach. A wi臋c rabusie byli i tutaj. C贸偶 mog艂a zawiera膰 ta druga komora albo ten drugi korytarz?
Czy za tymi drzwiami znajdowa艂a si臋 mumia? A je偶eli tak, czy by艂a nie uszkodzona? Niejeden
szczeg贸艂 by艂 zagadkowy. Zadziwia艂 ju偶 ca艂y plan tego grobu czy kryj贸wki, odbiegaj膮cy od
wszystkich innych znanych dotychczas za艂o偶e艅. Jeszcze znacznie dziwniejsze jednak by艂o co
innego: dlaczego rabusie zadali sobie trud przedostania si臋 za te trzecie drzwi nie zrabowawszy
uprzednio tego, co tutaj w przedsionku mieli pod r臋k膮? Czego szukali, 偶e przeszli tak oboj臋tnie ko艂o
nagromadzonego tu z艂ota?
Carter rozgl膮daj膮c si臋 po tym zdumiewaj膮cym skarbcu widzia艂 w tych przedmiotach wi臋cej ni偶
sam膮 tylko ich warto艣膰 materialn膮. Ile偶 wiadomo艣ci dadz膮 one badaczom! Z niezliczonych
przedmiot贸w codziennego u偶ytku, przedmiot贸w zbytku, dzie艂 kultury, ka偶dy stanowi艂by ju偶 sowit膮
nagrod臋 za trudy i mozo艂y prac wykopaliskowych ca艂ej zimy. Poza tym sztuka egipska pewnej
okre艣lonej epoki ukazywa艂a si臋 tutaj tak 偶ywo i wyra藕nie, 偶e dla Cartera ju偶 na pierwszy pobie偶ny
rzut oka by艂o jasne, i偶 dok艂adne zbadanie tych znalezisk "zmieni, nawet by膰 mo偶e, obali wszystkie
dotychczasowe pogl膮dy".
Nied艂ugo trwa艂o, a zrobili jeszcze jedno wa偶ne odkrycie. Kt贸ry艣 z nich zajrza艂 z ciekawo艣ci pod
jedno z trzech wielkich 艂贸偶. Znalaz艂 tu ma艂y otw贸r. Zawo艂a艂 reszt臋 obecnych w komorze. Do otworu
wprowadzono lamp臋 elektryczn膮. Oczom archeolog贸w ukaza艂a si臋 ma艂a boczna komora, mniejsza
od pierwszej, ale pe艂na, ba, wype艂niona wszelkiego rodzaju przedmiotami u偶ytkowymi i
kosztowno艣ciami. Tej komory rabusie po swej wizycie nie uporz膮dkowali, jak to widocznie
uczynili w przedsionku. "Dzie艂a swego m贸wi Carter dokonali z gruntowno艣ci膮 trz臋sienia
ziemi." (Tu nasuwa si臋 pytanie: grzebi膮c w tych komorach z艂odzieje, jak mo偶na si臋 by艂o
zorientowa膰, przenie艣li niekt贸re przedmioty z bocznej komory do przedsionka. To i owo zniszczyli
lub z艂amali. W istocie jednak zrabowali bardzo ma艂o. Nie zrabowali nawet tego, co za drugimi
drzwiami wprost pcha艂o im si臋 w r臋ce. Czy偶by zostali sp艂oszeni?)
Do chwili tego nowego odkrycia wszyscy, kt贸rym wolno by艂o wej艣膰 do komory, byli jakby
odurzeni, niezdolni do normalnego my艣lenia. Dopiero teraz, zobaczywszy, co kryje w sobie boczna
komora, i w oczekiwaniu tego, co mog艂o znajdowa膰 si臋 za trzecimi zapiecz臋towanymi drzwiami,
uprzytomnili sobie ogrom czekaj膮cego ich zadania naukowego, zrozumieli, ile trudno艣ci b臋d膮
jeszcze musieli pokona膰, ile prac zorganizowa膰; nie by艂o mowy o tym, aby z naukowym
wykorzystaniem tego znaleziska nawet tego tylko, kt贸re odkryli dotychczas upora膰 si臋 w
ci膮gu jednego zimowego sezonu wykopaliskowego.




Rozdzia艂 siedemnasty

Z艁OTY MUR


Je偶eli teraz us艂yszymy, 偶e Carnarvon i Carter postanowili znowu zasypa膰 dopiero co odkopany
gr贸b, to krok ten mia艂 zupe艂nie inne znaczenie ni偶 podobne kroki dawniejszych, niecierpliwych
odkrywc贸w, gdy pr臋dko zasypywali miejsca pr臋dko dokonanych odkry膰.
Wykopaliska zwi膮zane z odnalezieniem grobu Tutanchamona wci膮偶 jeszcze nie by艂o pewno艣ci,
czy jest to jego gr贸b planowano od pierwszej chwili z tak膮 rozwag膮, 偶e mo偶na je uwa偶a膰 za
wz贸r prac wykopaliskowych, chocia偶 sk膮din膮d trzeba uwzgl臋dni膰, 偶e gdyby wyniki by艂y mniej
sensacyjne, Carnarvon i Carter nie doznaliby tej ogromnej pomocy, kt贸ra wtedy od razu zacz臋艂a
nap艂ywa膰 ze wszystkich stron 艣wiata.
Dla Cartera by艂o jasne, 偶e w 偶adnym razie nie wolno mu przyst膮pi膰 natychmiast do szybkiego
odkopania ca艂ego grobu. Pomijaj膮c ju偶 to, 偶e nale偶a艂o dok艂adnie ustali膰 pierwotne po艂o偶enie
wszystkich przedmiot贸w (celem uzyskania pewnych datowa艅 chronologicznych oraz innych punk-
t贸w zaczepienia), trzeba by艂o jeszcze mie膰 na uwadze, 偶e wiele przedmiot贸w, aby w og贸le m贸c je
zachowa膰, nale偶a艂o natychmiast po pierwszym dotkni臋ciu albo jeszcze i przedtem podda膰
zabiegom konserwatorskim. Wymaga艂o to wobec ogromnych rozmiar贸w odkrycia za艂o偶enia
wielkiego sk艂adu r贸偶nych chemikalii i specjalnych materia艂贸w do pakowania. Nale偶a艂o ponadto
zasi臋gn膮膰 porady rzeczoznawc贸w co do najlepszych sposob贸w konserwacji i stworzy膰 na miejscu
laboratorium dla zapewnienia sobie mo偶liwo艣ci dora藕nej analizy takich obiekt贸w, kt贸re rozpad艂yby
si臋 ju偶 za pierwszym dotkni臋ciem. Samo skatalogowanie tak bogatych znalezisk wymaga艂o wielu
wst臋pnych prac organizacyjnych.
Wszystkich tych dzia艂a艅 nie mo偶na by艂o przeprowadzi膰 z "Doliny Kr贸l贸w". Nieodzowny by艂
wyjazd Carnarvona do Londynu; Carter musia艂 co najmniej wyjecha膰 do Kairu. Ktokolwiek za艣,
znaj膮c ju偶 d艂ug膮 histori臋 grabie偶y grob贸w kr贸lewskich w Egipcie, mia艂by jeszcze jakiekolwiek
w膮tpliwo艣ci, czy rozdzia艂 ten w naszych czasach mo偶na ju偶 uwa偶a膰 za definitywnie zamkni臋ty,
znajdzie odpowied藕 w decyzji Cartera, kt贸ry 3 grudnia znowu... zasypa艂 gr贸b. Mimo i偶 pozostawi艂
go pod opiek膮 Cal-lendera, widzia艂 w tym jedyn膮 mo偶liwo艣膰 zabezpieczenia si臋 przed zakusami
nowoczesnych na艣ladowc贸w Abd-el-Rasula. Ledwo za艣 przyby艂 do Kairu, zam贸wi艂 ci臋偶k膮 偶elazn膮
krat臋 dla wewn臋trznych drzwi grobowca.
Gruntowno艣膰 i dok艂adno艣膰, z jak膮 przeprowadzono to najwi臋ksze egipskie wykopalisko, wyst臋puje
jeszcze wyra藕niej w 艣wietle pomocy, z kt贸r膮 cz臋sto w spos贸b najbardziej ofiarny i bezinteresowny
po艣pieszono archeologom ze wszystkich cz臋艣ci 艣wiata. Carter mia艂 wszelkie powody ku temu, aby
w swej ksi膮偶ce wyrazi膰 podzi臋kowanie za t臋 wszechstronn膮 pomoc, z kt贸r膮 si臋 spotka艂. Rozpoczyna
je od przytoczenia listu, kt贸ry w czasie jego nieobecno艣ci przes艂a艂 mu egipski kierownik brygady
robotnik贸w, a kt贸ry i my, aby s艂awi膰 nie tylko pomoc intelektualn膮, przytaczamy tu za nim:

Karnak, Luksor 5 sierpnia 1923 roku
Mr Howard Carter Esq.

Wielmo偶ny Panie!
Prosz臋 pisarza o napisanie tego listu w nadziei, 偶e cieszy si臋 Pan dobrym zdrowiem, i prosz臋 Boga
Wszechmog膮cego, aby mia艂 Pana w opiece i bezpiecznie przywi贸d艂 do nas z powrotem.
Prosz臋 pisarza zawiadomi膰 Wasz膮 Ekscelencj臋, 偶e magazyn nr 15 jest w porz膮dku, skarb jest w
porz膮dku, p贸艂nocny magazyn jest w porz膮dku, Wadain i dom w porz膮dku, a wszyscy pa艅scy
robotnicy stosuj膮 si臋 we wszystkim do czcigodnych wskaz贸wek Waszej Wielmo偶no艣ci.
Rais Hussein, Gas Hassan, Hassan Awad, Abdelad Achmet i wszyscy gafirzy domu pragn膮 przes艂a膰
swe najlepsze pozdrowienia.
Moje najlepsze pozdrowienia dla Pa艅skiej czcigodnej Osoby i dla wszystkich cz艂onk贸w rodziny
Lorda, i dla wszystkich Waszych Przyjaci贸艂 w Anglii.
T臋skni膮c do Waszego rych艂ego powrotu
Wasz bardzo pos艂uszny s艂uga
Rais Achmet Gurgar.


Gdy Carter zwr贸ci艂 si臋 z nie艣mia艂ym zapytaniem do innej ekspedycji, pracuj膮cej w Tebach, a wi臋c
w bezpo艣rednim s膮siedztwie, czy nie mog艂aby mu u偶yczy膰 swego fotografa, Harry艂ego Burtona,
kurator dzia艂u egipskiego Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Lythgoe, cho膰 w istocie
pozbawia艂 si臋 przez to potrzebnych mu pomocnik贸w, odpowiedzia艂 telegraficznie: "Niezmiernie rad
s艂u偶y膰 wszelk膮 pomoc膮. Prosz臋 dysponowa膰 Burtonem i ka偶dym innym cz艂onkiem naszego
sztabu." Skutek by艂 taki, 偶e r贸wnie偶 rysownicy Hali i H鋟ser oraz kierownik wykopalisk
prowadzonych ko艂o piramid pod Liszt, A. C. Mace, przeszli do Cartera. Dyrektor pa艅stwowego
Instytutu Chemicznego w Kairze, Lucas, zadeklarowa艂 gotowo艣膰 przeznaczenia swego
trzymiesi臋cznego urlopu na prace potrzebne Carterowi. Dr Alan Gardiner zaj膮艂 si臋 inskrypcjami, a
profesor James H. Breasted z uniwersytetu w Chicago przyby艂 do "Doliny Kr贸l贸w", aby odda膰 do
dyspozycji sw膮 wiedz臋 fachow膮 przy badaniu odcisk贸w piecz臋ci.


Ju偶 w par臋 lat p贸藕niej 11 listopada 1925 roku dr Saleh-bej-Hamdi i Douglas E. Derry,
profesor anatomii Uniwersytetu Egipskiego, przyst膮pili do anatomicznych i chemicznych bada艅
mumii Tutanchamona. A. Lucas napisa艂 spor膮 prac膮 pt. Chemia w grobie traktuj膮c膮 o znalezionych
w grobowcu metalach, olejach, t艂uszczach i tekstyliach. P. E. New-berry zbada艂 wie艅ce kwiat贸w
z艂o偶one w grobowcu i okre艣li艂 rodzaje kwiat贸w sprzed blisko 3300 lat (na podstawie kwiat贸w i
owoc贸w oraz znajomo艣ci okresu kwitni臋cia b艂awatk贸w i dojrzewania owoc贸w mandragory
"jab艂ek mi艂o艣ci" z Pie艣ni nad pie艣niami Newberry ustali艂, 偶e Tutanchamon zosta艂 pochowany
mi臋dzy po艂ow膮 marca a po艂ow膮 kwietnia). "Szczeg贸lne substancje" badali Aleksander Scott i H. J.
Plenderleith.
Ta wsp贸艂praca pierwszorz臋dnych specjalist贸w (z dziedzin po cz臋艣ci bardzo odleg艂ych od
archeologii) dawa艂a r臋kojmi臋, 偶e ewakuacja grobu Tutanchamona przyniesie wi臋kszy plon
naukowy ni偶 jakiekolwiek dotychczasowe odkrycie grobu w Egipcie. Mo偶na wi臋c by艂o przyst膮pi膰
do pracy. Ju偶 16 grudnia gr贸b znowu otwarto. 18 grudnia fotograf Burton dokona艂 pierwszych zdj臋膰
w przedsionku grobowca. 27 grudnia pierwszy przedmiot wyniesiono z grobu na powierzchni臋
ziemi.
Gruntowno艣膰 wymaga czasu. Prace przy grobie Tutanchamona trwa艂y kilka sezon贸w zimowych.
Nie tu miejsce na dok艂adny ich opis. Id膮c za niezwykle barwnym sprawozdaniem Howarda Cartera
zatrzymamy si臋 tylko nad najistotniejszymi jego momentami. Nie b臋dziemy bli偶ej opisywa膰
wszystkich znalezisk i ograniczymy si臋 jedynie do kilku najpi臋kniejszych okaz贸w. Na pierwszym
miejscu wymienimy drewnian膮 skrzyni臋, pod wzgl臋dem artystycznym jedno z najcenniejszych
dzie艂 staro偶ytnej sztuki egipskiej. Ca艂a pokryta by艂a cienk膮 warstw膮 gipsu i malowid艂ami, w kt贸rych
przepyszna, pe艂na wyczucia kolorystyka 艂膮czy si臋 z niezwyk艂膮 subtelno艣ci膮 rysunku. Sceny
my艣liwskie i wojenne s膮 odtworzone z takim kompozycyjnym opanowaniem szczeg贸艂贸w, 偶e jak
pisze Carter "przewy偶szaj膮 nawet perskie miniatury". Skrzynia ta zawiera艂a najr贸偶niejsze
przedmioty. Aby zda膰 sobie spraw臋 ze staranno艣ci, z jak膮 pracowali naukowcy, do艣膰 powiedzie膰, 偶e
Carter zu偶y艂 trzy tygodnie 偶mudnej, niezwykle drobiazgowej pracy, aby skrzyni臋 t臋 opr贸偶ni膰 do
dna.
Nie mniej warto艣ciowe by艂y trzy wielkie 艂o偶a. Przeznaczenie ich znano ju偶 z malowide艂 艣ciennych
w r贸偶nych grobowcach, dot膮d jednak nigdy jeszcze nie znaleziono ani jednego takiego 艂o偶a. By艂 to
bardzo dziwny rodzaj mebla, z podwy偶szeniem dla n贸g zamiast dla g艂owy. Pierwsze 艂o偶e by艂o
ozdobione g艂owami lw贸w, drugie kr贸w; trzecie zdobi艂a g艂owa jakiego艣 fantastycznego zwierza
na po艂y hipopotama, na po艂y krokodyla. Wszystkie trzy by艂y zasypane kosztowno艣ciami, broni膮 i
szatami. Na tym wszystkim le偶a艂o krzes艂o tronowe z tak wspaniale zdobionym oparciem, 偶e Carter
"bez wahania" twierdzi, i偶 "jest to najpi臋kniejszy przedmiot, jaki dot膮d znaleziono w Egipcie".
Wreszcie wymieni膰 jeszcze nale偶y cztery rydwany. Poniewa偶 by艂y za du偶e, by je w ca艂o艣ci
wprowadzi膰 do grobowca, wi臋c rozpi艂owano je na cz臋艣ci; potem rabusie jeszcze raz porozrzucali je
po ca艂ym przedsionku. Wszystkie cztery wozy by艂y od g贸ry do do艂u pokryte z艂otem, ka偶dy cal
powierzchni zdobi艂y ornamenty i malowid艂a lub inkrustacje z barwnego szk艂a i p贸艂szlachetnych
kamieni.
W samym tylko przedsionku znajdowa艂o si臋 sze艣膰set do siedmiuset przedmiot贸w. P贸藕niej
us艂yszymy jeszcze, jakie napotkano tu trudno艣ci nie tylko od wewn膮trz (najmniejsza omy艂ka mog艂a
zniszczy膰 rzeczy niepowtarzalne), ale i od zewn膮trz.
13 maja, przy temperaturze 37 stopni w cieniu, kolejk膮 polow膮, kt贸rej szyny stale przenoszono do
przodu, wci膮偶 na nowo uk艂adaj膮c z nich tor, zwieziono pierwsze trzydzie艣ci cztery ci臋偶kie skrzynie
na odleg艂y o p贸艂tora kilometra brzeg Nilu, gdzie czeka艂 statek towarowy. Bezcenne dary z艂o偶one w
grobie Tutanchamona odby艂y wi臋c t臋 sam膮 drog臋, kt贸r膮 w odwrotnym kierunku przeby艂y trzy
tysi膮ce lat temu, gdy w uroczystej procesji niesiono je do grobowca.
W siedem dni p贸藕niej znajdowa艂y si臋 ju偶 w Kairze.


W po艂owie lutego pierwsza komora by艂a opr贸偶niona. By艂o teraz dosy膰 miejsca, aby m贸c przyst膮pi膰
do oczekiwanego przez wszystkich z najwy偶szym napi臋ciem nowego etapu prac: otwarcia
zamurowanych drzwi mi臋dzy obydwoma szyldwachami. Spodziewano si臋 uzyska膰 nareszcie
pewno艣膰, czy w tej nast臋pnej komorze znajduje si臋 mumia. W pi膮tek, 17 lutego, o godzinie drugiej
po po艂udniu w przedsionku czyli w pierwszej komorze zebra艂o si臋 oko艂o dwudziestu os贸b
zaszczyconych zaproszeniem do wzi臋cia udzia艂u w tym rozstrzygaj膮cym momencie odkrycia.
呕adna z nich nawet nie podejrzewa艂a, co zobaczy w dwie godziny potem. Po dotychczasowych
znaleziskach trudno by艂o wyobrazi膰 sobie, 偶e mo偶na odkry膰 rzeczy jeszcze bardziej warto艣ciowe,
jeszcze pi臋kniejsze.
Zaproszeni go艣cie cz艂onkowie rz膮du i naukowcy zaj臋li miejsca w ciasno ustawionych rz臋dach
krzese艂. Gdy Carter wszed艂 na schodki, kt贸re przystawiono do drzwi, aby mu u艂atwi膰 rozebranie
zamurowanego wej艣cia, g艂臋boka cisza zaleg艂a w komorze.
Carter z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮 wyj膮艂 g贸rn膮 wastw臋 kamieni. By艂a to 偶mudna i mozolna praca,
grozi艂o bowiem niebezpiecze艅stwo, 偶e kamienie mog膮 si臋 obsun膮膰, spa艣膰 po tamtej stronie 艣ciany i
zniszczy膰 lub uszkodzi膰 to, co si臋 tam znajduje cokolwiek by to by艂o. Pr贸cz tego musia艂 stara膰
si臋 zachowa膰 w stanie nie uszkodzonym piecz臋cie, przedstawiaj膮ce du偶膮 warto艣膰 naukow膮. Ukaza艂
si臋 pierwszy otw贸r. Carter opisuj膮c p贸藕niej ten moment przyznaje: "Co chwila bra艂a mnie nieprze-
zwyci臋偶ona pokusa, 偶eby przerwa膰 prac臋 i zajrze膰 do 艣rodka."
Mace i Callender pomagali mu w pracy. Szmer przeszed艂 po zebranych, gdy po dziesi臋ciu minutach
za偶膮da艂, aby mu podano umocowan膮 na d艂ugim sznurze lamp臋. Przesun膮艂 j膮 przez otw贸r.
To, co zobaczy艂, przechodzi艂o wszelkie oczekiwania, wi臋cej, by艂o tak niesamowite, 偶e a偶
nadnaturalne, a ponadto na pierwsze wejrzenie zupe艂nie niezrozumia艂e.
Ujrza艂 przed sob膮 l艣ni膮c膮 艣cian臋; patrz膮c z prawa na lewo nie m贸g艂 jej ogarn膮膰 wzrokiem. Przesun膮艂
lamp臋 tak g艂臋boko, jak tylko si臋 da艂o. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci sta艂 przed murem z masywnego
z艂ota.
Pr臋dko j膮艂 usuwa膰 dalsze kamienie. Teraz ju偶 i reszta os贸b w przedsionku mog艂a widzie膰 ten z艂oty
blask. W miar臋 jak Carter wraz z Mace艂em i Callenderem usuwali kamie艅 po kamieniu, coraz
wi臋ksza cz臋艣膰 z艂otego muru stawa艂a si臋 widoczna. "Jakby przez drut elektryczny pisze Carter
czuli艣my, 偶e osobom przygl膮daj膮cym si臋 z krzese艂 za barier膮 mrowie przechodzi po ciele."
Zar贸wno on, jak Mace i Callender jednocze艣nie zorientowali si臋, czym jest ten mur: stali przed
wej艣ciem do komory grobowej. To, co uwa偶ali za mur, by艂o w istocie zewn臋trzn膮 艣cian膮 skrzyni-
grobowca zupe艂nie niebywa艂ych rozmiar贸w, prawdopodobnie najwi臋kszej i najdrogocenniejszej
skrzyni grobowej, jak膮 kiedykolwiek ogl膮da艂o ludzkie oko. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e w niej kry膰
si臋 musi sarkofag z mumi膮 faraona.
Up艂yn臋艂y jeszcze dwie godziny, zanim zdo艂ali tak poszerzy膰 otw贸r, aby m贸c wej艣膰 do komory
grobowej. W dodatku nast膮pi艂a nieprzewidziana przerwa, kt贸ra wystawi艂a na pr贸b臋 cierpliwo艣膰
wszystkich obecnych. Na progu znaleziono mianowicie rozsiane per艂y naszyjnika; prawdopodobnie
upu艣cili go tu rabusie. Podczas gdy go艣cie, nie mog膮c ju偶 Usiedzie膰, niecierpliwie kr臋cili si臋 na
krzes艂ach, Carter pieczo艂owicie zbiera艂 per艂臋 po perle z wytrwa艂o艣ci膮 prawdziwego archeologa,
kt贸ry nawet w obliczu rzeczy najwi臋kszych nie lekcewa偶y najmniejszego drobiazgu.
Okaza艂o si臋, 偶e komora grobowa le偶a艂a o jeden metr ni偶ej od pierwszej komory przedsionka
grobowca. Carter wzi膮艂 lamp臋 i opu艣ci艂 si臋 w d贸艂. Tak jest, sta艂 przed skrzyni膮 grobow膮. By艂a tak
du偶a, 偶e wype艂nia艂a niemal ca艂膮 krypt臋. Mi臋dzy ni膮 a 艣cian膮, oddzielaj膮c膮 komor臋 grobow膮 od
przedsionka, pozosta艂o tylko w膮ziutkie przej艣cie szeroko艣ci zaledwie sze艣膰dziesi臋ciu pi臋ciu
centymetr贸w. Id膮c tym przej艣ciem musia艂 porusza膰 si臋 bardzo ostro偶nie, wsz臋dzie bowiem le偶a艂y
najr贸偶niejsze dary pogrzebowe.
Pierwsi za Carterem weszli teraz do krypty lord Camarvon i Lacau. Oniemieli z podziwu.
Pr贸bowali oszacowa膰 w przybli偶eniu wielko艣膰 skrzyni, kt贸ra jak p贸藕niej wykaza艂y dok艂adne
pomiary, mierzy艂a 5,00 X 3,30 X 2,73 metra.
Istotnie, od g贸ry do do艂u pokrywa艂o j膮 z艂oto. Na bokach wysadzanych jasnob艂臋kitnym fajansem
widnia艂y r贸偶ne czarodziejskie znaki zakl臋cia maj膮ce zapewni膰 bezpiecze艅stwo zmar艂emu.
Najwa偶niejsze dla wszystkich trzech by艂o teraz pytanie: czy rabusie zd膮偶yli wtargn膮膰 i do tej
skrzyni-grobowca? Czy zbezcze艣cili mumi臋? Carter stwierdzi艂, 偶e po wschodniej stronie skrzyni
wielkie drzwi skrzyd艂owe by艂y wprawdzie zaryglowane, lecz nie mia艂y na sobie piecz臋ci. Dr偶膮c膮
r臋k膮 odsun膮艂 poprzeczn膮 zasuw臋. Drzwi trzeszcz膮c ust膮pi艂y. Stan臋li przed drug膮, podobn膮 skrzyni膮
ze z艂ota. I ta mia艂a zaryglowane drzwi. Ale na tych drzwiach znajdowa艂y si臋 nie uszkodzone
piecz臋cie!
Wszyscy trzej odetchn臋li z g艂臋bok膮 ulg膮. Dot膮d w tym grobie rabusie zawsze byli przed nimi. Tutaj,
przed najwa偶niejsz膮 cz臋艣ci膮 grobowca, oni byli pierwsi. Znajd膮 wi臋c mumi臋 nie tkni臋t膮, tak jak j膮
z艂o偶ono trzy tysi膮ce lat temu na ostatni spoczynek.
Zamkn臋li z powrotem drzwi, "tak cicho, jak tylko mogli艣my" pisze Carter. Czuli si臋 intruzami.
Nim znowu zamkn臋li drzwi pierwszej skrzyni, zauwa偶yli sp艂owia艂y ca艂un, zwisaj膮cy nad skrzyni膮
wewn臋trzn膮: "czuli艣my, 偶e jeste艣my w obecno艣ci martwego kr贸la, 偶e winni艣my mu okaza膰 g艂臋bok膮
cze艣膰 i szacunek".
W tej chwili, stoj膮c u szczytu swych osi膮gni臋膰, przyt艂oczeni wra偶eniem wspania艂o艣ci, kt贸re
zobaczyli, nie byli zdolni do 偶adnych dalszych poszukiwa艅. A jednak ju偶 w nast臋pnej minucie
czeka艂o ich nowe odkrycie.
Gdy przeszli na drugi koniec krypty grobowej, niespodzianie znale藕li niskie drzwi, kt贸re
prowadzi艂y do jeszcze jednej, mniejszej komory. Z miejsca, w kt贸rym si臋 znajdowali, mogli
ogarn膮膰 wzrokiem ca艂膮 jej zawarto艣膰. Co za艣 musia艂a ona przedstawia膰, 艣wiadcz膮 o tym s艂owa
Cartera, kt贸ry, po wszystkich cudach znalezionych dot膮d w grobowcu, pisze: "Do艣膰 by艂o jednego
spojrzenia, aby si臋 przekona膰, 偶e tu w艂a艣nie znajdowa艂y si臋 najwi臋ksze skarby ca艂ego grobowca."
Po艣rodku komory sta艂 pomnik ca艂y ze z艂ota. Daleko jednak wi臋ksze wra偶enie ni偶 jego przepych i
bogactwo robi艂y postacie czterech bogi艅 opieku艅czych. Tyle by艂o w nich wdzi臋ku, tyle naturalno艣ci
i 偶ywo艣ci, tyle wsp贸艂czucia i b艂agalnej pro艣by o lito艣膰, 偶e jak pisze Carter "ju偶 samo
patrzenie na nie wydawa艂o si臋 niemal 艣wi臋tokradztwem... Nie wstydz臋 si臋 przyzna膰, 偶e nie by艂em w
stanie wydoby膰 z siebie ani jednego s艂owa."
Carter, Carnarvon i Lacau, id膮c powoli wzd艂u偶 z艂otej 艣ciany, powr贸cili do przedsionka. Teraz i
reszcie obecnych wolno by艂o wej艣膰 do krypty. "Ciekawe by艂o pisze Carter obserwowa膰 ich,
gdy znowu jeden po drugim pojawiali si臋 w drzwiach. Oczy ich b艂yszcza艂y, wszyscy podnosili r臋ce
do g贸ry, jakby pod艣wiadomie chc膮c da膰 wyraz temu, 偶e 偶adne s艂owa nie s膮 w stanie opisa膰 tego, co
widzieli..."
Oko艂o godziny pi膮tej po po艂udniu, a wi臋c w trzy godziny po przekroczeniu podwoj贸w grobowca,
wszyscy obecni znowu wyszli na powierzchni臋 ziemi. Gdy znale藕li si臋 w jasnym 艣wietle dnia,
wydawa艂o im si臋, 偶e "nawet i sama dolina zmieni艂a si臋, ukazywa艂a si臋 w jakim艣 innym,
szczeg贸lnym 艣wietle".
Dalsze badania tego najwi臋kszego znaleziska w dziejach archeologii ci膮gn臋艂y si臋 jeszcze przez
kilka sezon贸w zimowych. Pierwsza zima niestety niemal wcale nie zosta艂a wykorzystana. Lord
Carnarvon zmar艂. Po jego 艣mierci wy艂oni艂y si臋 powa偶ne k艂opoty, gdy偶 rz膮d egipski robi艂 trudno艣ci
w sprawie przed艂u偶enia koncesji i podzia艂u znalezisk. W ko艅cu dzi臋ki interwencji czynnik贸w
mi臋dzynarodowych uda艂o si臋 doprowadzi膰 do polubownego za艂atwienia sporu. Mo偶na wi臋c by艂o na
nowo rozpocz膮膰 prace. W zimie 1926/27 roku przedsi臋wzi臋to najwa偶niejsze kroki: otwarto z艂ot膮
skrzyni臋, rozebrano bezcenne trumny i poddano analizie mumi臋 Tutanchamona. Prace te zrazu
przynios艂y ma艂o niespodzianek 偶膮dnej sensacji publiczno艣ci, ale za to egiptologi臋 wzbogaci艂y
wieloma nowymi odkryciami. Potem jednak osi膮gn臋艂y one sw贸j punkt szczytowy skupiaj膮c znowu
na sobie uwag臋 ca艂ego 艣wiata. By艂a to chwila, gdy odkrywcy grobu po raz pierwszy spojrzeli w
twarz Tutanchamona, zobaczyli we w艂asnej osobie faraona, kt贸ry, niedost臋pny dla oka ludzkiego,
spoczywa艂 tu od trzydziestu trzech stuleci. Ale w艂a艣nie ta chwila, oczekiwana przez wszystkich z
napi臋ciem, przynios艂a pierwsze i jedyne rozczarowanie w historii odkrycia tego grobu, stanowi膮c
jeszcze jeden dow贸d, 偶e i w najpi臋kniejszym 艂a艅cuchu szcz臋艣cia trafia si臋 p臋kni臋te ogniwo.
Prace rozpocz臋to od zburzenia 艣ciany z cegie艂, dziel膮cej przedsionek od krypty grobowej. Nast臋pnie
rozebrano pierwsz膮 z艂ot膮 skrzyni臋. Sta艂a w niej druga, a w tej trzecia skrzynia.
Carter mia艂 wszelkie podstawy ku temu, aby przypuszcza膰, 偶e teraz uka偶e si臋 ju偶 sarkofag. Oto jak
sam opisuje otwarcie trzeciej skrzyni i zwi膮zan膮 z tym now膮 niespodziank臋: "Ledwo mog膮c
opanowa膰 wzburzenie przyst膮pi艂em do otwarcia trzeciej skrzyni. Tej chwili najwi臋kszego napi臋cia
w ci膮gu ca艂ej naszej mozolnej pracy nigdy chyba nie zapomn臋. Przeci膮艂em sznur, zdj膮艂em cenne
piecz臋cie, odsun膮艂em rygle, otworzy艂em drzwi i oto sta艂a przed nami czwarta z艂ota skrzynia.
By艂a podobna do poprzednich, ale jeszcze wspanialsza, jeszcze pi臋kniej wykonana ni偶 trzecia. C贸偶
za nieopisana chwila dla archeologa! Znowu wi臋c stali艣my przed niewiadom膮. Co kryje w sobie
czwarta skrzynia? Dr偶膮c z niecierpliwo艣ci odsun膮艂em rygle tych nie zapiecz臋towanych drzwi.
Drzwi powoli si臋 rozwar艂y. Przed nami, wype艂niaj膮c ca艂膮 skrzyni臋, sta艂 olbrzymi sarkofag z 偶贸艂tego
kwarcytu, nietkni臋ty, tak jak gdyby go pobo偶ne r臋ce dopiero co zamkn臋艂y. Niezapomniana,
wspania艂a chwila. Jej wra偶enie pot臋gowa艂 jeszcze blask bij膮cy od wewn臋trznej 艣ciany z艂otej
skrzyni. W nogach sarkofagu sta艂a bogini opieku艅cza, kt贸rej rozpostarte ramiona i skrzyd艂a jakby
broni艂y zmar艂ego przed intruzami. Z g艂臋bok膮 czci膮 stali艣my przed t膮 pe艂n膮 wymowy rze藕b膮..."
Samo wydostanie tych z艂otych skrzy艅-grobowc贸w na powierzchni臋 ziemi zaj臋艂o osiemdziesi膮t
cztery dni ci臋偶kiej fizycznej pracy. Skrzynie sk艂ada艂y si臋 z oko艂o osiemdziesi臋ciu cz臋艣ci. Ka偶da z
nich by艂a ci臋偶ka, niepor臋czna, ka偶d膮 nader 艂atwo by艂o uszkodzi膰.
W tym wszystkim nie pozbawiony komizmu kt贸rego nawet obok rzeczy wznios艂ych nigdy nie
powinno si臋 pomija膰 jest fakt, 偶e Carter, specjalista w rozbieraniu odkopanych zabytk贸w, ostro
krytykuje prac臋 tych, kt贸rzy ongi艣 zmontowali te skrzynie. Pe艂en podziwu dla wysokiego kunsztu
rzemie艣lnik贸w, kt贸rzy je zbudowali, przed zestawieniem starannie ponumerowali i ka偶d膮 ich cz臋艣膰
opatrzyli znakami orientacyjnymi, surowo gani monter贸w. "Skrzynie widocznie montowano w po-
艣piechu pisze powierzaj膮c t臋 prac臋 ludziom, na kt贸rych absolutnie nie mo偶na by艂o polega膰.
Pomylili oni r贸偶ne cz臋艣ci i ustawili je w odwrotnym kierunku, tak 偶e drzwi tych skrzy艅-grobowc贸w
zamiast na wsch贸d otwiera艂y si臋 na zach贸d; sarkofag za艣 zwr贸cony jest nogami na wsch贸d zamiast
na zach贸d. Ten b艂膮d w ko艅cu mo偶na by monterom jeszcze darowa膰. Ale inne zaniedbania s膮
niewybaczalne. Uszkodzili z艂ote ozdoby, tak 偶e dzi艣 jeszcze wida膰 na nich g艂臋bokie 艣lady od
uderze艅 m艂otem. W niekt贸rych miejscach odtr膮cone zosta艂y ca艂e fragmenty. Wi贸r贸w i innych
odpadk贸w w og贸le nie uprz膮tni臋to."
Wreszcie 3 lutego badacze po raz pierwszy zobaczyli ods艂oni臋ty ca艂kowicie sarkofag. Wyciosany z
jednego monumentalnego bloku najszlachetniejszego 偶贸艂tego kwarcytu, mia艂 2,75 m d艂ugo艣ci, 1,50
szeroko艣ci i 1,50 m wysoko艣ci. Nakryty by艂 wiekiem z granitu.
Gdy ze zgrzytem pracowa膰 zacz臋艂y d藕wigi, kt贸re mia艂y podnie艣膰 ci臋偶kie wieko, wa偶膮ce 1200
kilogram贸w, w grobowcu znowu zebra艂o si臋 ca艂e grono zaproszonych dygnitarzy i uczonych.
"W艣r贸d g艂臋bokiego milczenia pisze Carter podnios艂o si臋 olbrzymie wieko sarkofagu. W
pierwszej chwili obecni doznali zawodu: ujrzeli tylko niezliczone zwoje p艂贸tna. Ale po odsuni臋ciu
tych tkanin oczom ich ukaza艂 si臋 osza艂amiaj膮cy obraz posta膰 kr贸la!"
Czy ju偶 jego cia艂o? Nie, z艂ota rze藕ba, przedstawiaj膮ca ch艂opi臋c膮 posta膰 faraona. Bi艂 od niej taki
blask, jak gdyby dopiero co wysz艂a z pracowni artysty. G艂owa i r臋ce by艂y plastycznie uformowane,
cia艂o natomiast przedstawione w p艂askorze藕bie. W skrzy偶owanych r臋kach m艂ody kr贸l trzyma艂
egipskie insygnia kr贸lewskie: pastora艂 i kropielnic臋, inkrustowane niebieskim fajansem. Twarz by艂a
z litego z艂ota, oczy z aragonitu i obsydianu, brwi i rz臋sy z lapis-lazuli. Ta mozaika barw czyni艂a
twarz podobn膮 do maski, nadawa艂a jej kamienny, a jednak 偶ywy wyraz.
Co jednak na Carterze i na reszcie obecnych zrobi艂o niepor贸wnanie wi臋ksze wra偶enie, to jak
pisze Carter .....wzruszaj膮cy wianuszek kwiat贸w, z艂o偶onych przez m艂od膮 wdow臋, jako ostatnie
po偶egnanie ukochanego m臋偶a. Ca艂y kr贸lewski przepych, ca艂e bogactwo, blask z艂ota wszystko to
blad艂o wobec tych skromnych zesch艂ych kwiat贸w, kt贸re jeszcze zachowa艂y nik艂y 艣lad dawnej
艣wie偶o艣ci kolor贸w. To one z najbardziej nieodpart膮 wymow膮 przypomina艂y o znikomo艣ci
tysi膮cleci." W zimie 1925/26 roku Carter znowu wchodzi do grobowca, aby otworzy膰 trumny.
Warto przytoczy膰 s艂owa, w jakich o tym pisze: "I tym razem nie mogli艣my si臋 oprze膰 wra偶eniu
nieodgadnionej tajemnicy tego grobu. Znowu ow艂adn臋艂o nami uczucie onie艣mielenia i g艂臋bokiej
czci dla rzeczy dawno minionych, dla dawnej wielko艣ci, kt贸ra wci膮偶 jeszcze by艂a wielko艣ci膮.
Archeolog nawet wtedy, gdy w t艂oku swych prac zawodowych wykonuje cz臋sto mechaniczne
czynno艣ci, nigdy si臋 ca艂kiem nie wyzbywa tego uczucia." Nie powinni艣my w tych uwagach ani w
tamtych o wianuszku kwiat贸w dopatrywa膰 si臋 taniego sentymentalizmu. Traktujmy je jako g艂os
ludzkiego uczucia. Jest co艣 pokrzepiaj膮cego w tym, 偶e nie jest ono obce i zimno my艣l膮cym
naukowcom.

Nie mo偶emy si臋 tu d艂u偶ej zatrzymywa膰 nad r贸偶nymi szczeg贸艂ami i drobnymi zdarzeniami, kt贸re
towarzyszy艂y pracy przy otwarciu trumien. By艂a ona mozolna i trudna. W ciasnym pomieszczeniu
wci膮偶 grozi艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e najmniejszy fa艂szywy krok, niew艂a艣ciwe nastawienie d藕wigu,
za艂amanie si臋 kt贸rego艣 ze s艂up贸w podtrzymuj膮cych sklepienie mog艂y spowodowa膰 powa偶ne
uszkodzenie skarb贸w. Podobnie jak wieko pierwszej trumny, jak i wieko drugiej wyobra偶a艂o, w
tym samym przepychu i w艣r贸d mn贸stwa ozd贸b, m艂odego faraona w postaci boga Ozyrysa. To samo
powt贸rzy艂o si臋 przy ods艂oni臋ciu trzeciej trumny. W ci膮gu tych prac zastanawia艂a wszystkich
zupe艂nie niezrozumia艂a, ogromna waga trumny. Zagadk臋 t臋 rozwi膮za艂a znowu jedna z
niespodzianek, kt贸rym w tym grobowcu nie by艂o ko艅ca.
Gdy Bur ton dokona艂 ju偶 swych zdj臋膰, a Carter usun膮艂 wianuszek kwiat贸w i os艂aniaj膮cy trumn臋
lniany ca艂un, okaza艂o si臋, 偶e trzecia trumna, d艂ugo艣ci 1,85 metra, ca艂a wykonana jest z masywnego
z艂ota, grubo艣ci od dw贸ch i p贸艂 do trzech i p贸艂 milimetra; sam u偶yty materia艂 przedstawia艂 wprost
nieocenion膮 warto艣膰.
Zaraz po tej niespodziance z pewno艣ci膮 nie mo偶na jej by艂o nazwa膰 nieprzyjemn膮 nast膮pi艂o
inne odkrycie, kt贸re wzbudzi艂o w badaczach najgorsze obawy. Ju偶 przy ods艂oni臋ciu drugiej trumny
stwierdzili, 偶e zdobi膮ce j膮 ornamenty widocznie ucierpia艂y od jakiej艣 wilgotnej substancji. Teraz
za艣 okaza艂o si臋, 偶e ca艂a przestrze艅 mi臋dzy drug膮 a trzeci膮 trumn膮 wype艂niona by艂a czarn膮, tward膮
mas膮, przypominaj膮c膮 smo艂臋. Wprawdzie uda艂o si臋 ca艂kowicie oczy艣ci膰 z niej znaleziony tu pod-
w贸jny naszyjnik ze z艂otych i fajansowych paciork贸w, ale nasuwa艂o si臋 niepokoj膮ce pytanie, jakie
szkody te oleje, u偶yte widocznie w nadmiernej ilo艣ci, wyrz膮dzi艂y samej mumii? Gdy bowiem jeden
ze wsp贸艂pracownik贸w Cartera dotkn膮艂 dobrze na poz贸r zachowanego ostatniego ca艂una i wie艅ca
kwiat贸w z fajansowymi paciorkami, przedmioty te od razu si臋 rozpad艂y. 艢wi臋te oleje ca艂kowicie je
roz艂o偶y艂y.
Lucas natychmiast przyst膮pi艂 do chemicznej analizy olej贸w. Chodzi艂o widocznie o jak膮艣 ciek艂膮 lub
p贸艂ciek艂膮 substancj臋, kt贸rej g艂贸wnymi sk艂adnikami by艂y t艂uszcze i 偶ywica; obecno艣ci 偶ywicy
drzewnej chocia偶 masa po nagrzaniu wydziela艂a silny jej zapach na razie nie uda艂o si臋
stwierdzi膰.
Wszystkich znowu ogarn臋艂a gor膮czka, teraz bowiem mia艂a nast膮pi膰 doprawdy ostatnia,
rozstrzygaj膮ca chwila.
Wyci膮gni臋to kilka z艂otych gwo藕dzi, uj臋to z艂ote uchwyty wieka ostatniej trumny i ods艂oni臋to
mumi臋. Tutanchamon, kt贸rego archeologowie szukali przez sze艣膰 d艂ugich lat, le偶a艂 przed nimi we
w艂asnej osobie.
"W takich chwilach pisze Carter zawodz膮 wielkie s艂owa."


Nasuwa si臋 pytanie, na kt贸re w艂a艣ciwie dawno ju偶 nale偶a艂o Odpowiedzie膰: kim偶e by艂 ten faraon,
ten Tutanchamon, 偶e pochowano go w takim grobowcu? Ot贸偶, rzecz dziwna, by艂 w艂adc膮, kt贸ry si臋
niczym szczeg贸lnie nie wyr贸偶ni艂. Zmar艂 w wieku osiemnastu lat. Wiadomo na pewno, 偶e by艂
zi臋ciem Echnatona, "kr贸la-kacerza", a najprawdopodobniej i jego rodzonym synem. W latach
ch艂opi臋cych, kt贸re przypada艂y na okres reformy religijnej jego te艣cia, by艂 wyznawc膮 boga s艂o艅ca
Atona. 呕e potem powr贸ci艂 do dawnej religii, 艣wiadczy o tym zmiana jego imienia z "Tutanchaton"
na "Tutanchamon". Wiemy, 偶e okres jego panowania pod wzgl臋dem politycznym by艂 dosy膰
burzliwy. Widzimy na obrazach, jak depce nogami je艅c贸w wojennych, a w bitwie w i艣cie kr贸lewski
spos贸b k艂adzie pokotem szeregi nieprzyjaci贸艂. Czy jednak w rzeczywisto艣ci bra艂 kiedykolwiek
udzia艂 w jakiej艣 bitwie, to rzecz wcale niepewna. Nie znamy nawet dok艂adnego czasu trwania jego
panowania; wiemy tylko, 偶e panowa艂 oko艂o 1350 roku przed Chr. Zasiad艂 na tronie dzi臋ki
ma艂偶e艅stwu z ksi臋偶niczk膮 Anchesanamon, kt贸r膮 po艣lubi艂 w bardzo m艂odym wieku; je偶eli obrazy
nie k艂ami膮, by艂a to czaruj膮ca istota.
Z wielu obraz贸w i p艂askorze藕b zdobi膮cych jego gr贸b, a tak偶e z niekt贸rych przedmiot贸w maj膮cych
bezpo艣redni zwi膮zek z jego osob膮, jak np. krzes艂o tronowe, poznajemy wiele rys贸w charakteru,
ukazuj膮cych go w raczej dodatnim 艣wietle. Ale o jego czynach monarszych, o rz膮dach wiemy
niewiele. Jedno jest pewne: monarcha zmar艂y w osiemnastym roku 偶ycie nie m贸g艂 dokona膰 rzeczy
wielkich.
Tote偶 Carter w swym szkicu historycznym nie bez s艂uszno艣ci dochodzi do nast臋puj膮cej lakonicznej
konkluzji: "Na podstawie tego, co dzi艣 wiemy, mo偶emy powiedzie膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮, 偶e jedyn膮
rzecz膮 godn膮 uwagi w jego 偶yciu by艂o to, 偶e umar艂 i zosta艂 pochowany."
Stwierdzenie tej prawdy przywodzi do bardzo wa偶nego wniosku: je偶eli ten osiemnastoletni faraon
zosta艂 pochowany z takim, na nasze zachodnie poj臋cia przechodz膮cym wszelkie wyobra偶enie,
przepychem, to c贸偶 dopiero musia艂y zawiera膰 groby Ramzesa Wielkiego i Setiego I? To ich w艂a艣nie
ma na my艣li Derry, gdy pisze: "Z pewno艣ci膮 ka偶da poszczeg贸lna komora w ich grobach zawiera艂a
tyle偶 skarb贸w co ca艂y grobowiec Tutanchamona."
Teraz ju偶 艂atwo sobie wyobrazi膰, jakie skarby, nagromadzone w grobowcach kr贸lewskich "Doliny",
wpad艂y w ci膮gu tysi膮cleci w r臋ce rabusi贸w.


Widok mumii faraona by艂 zarazem wspania艂y i straszny. Namaszczono go tak膮 absurdaln膮 ilo艣ci膮
olej贸w, 偶e sklei艂y si臋 w jedn膮 lepk膮, obecnie stwardnia艂膮 i sczernia艂膮 mas臋.
W przeciwie艅stwie do tej ciemnej, bezkszta艂tnej masy l艣ni艂a prawdziwie kr贸lewskim blaskiem
zakrywaj膮ca twarz z艂ota maska, kt贸ra by艂a wolna od wszelkich 艣lad贸w oleju, podobnie jak nogi.
Z wielkim trudem po wielu daremnych pr贸bach uda艂o si臋 przez nagrzanie do temperatury 500
Celsjusza (zabezpieczaj膮c z艂ot膮 trumn臋 blach膮 cynkow膮) oddzieli膰 drewnian膮 trumn臋 od z艂otej.
Gdy przyst膮piono do zbadania mumii jedynej mumii w "Dolinie", kt贸rej przez trzydzie艣ci trzy
wieki nie tkn臋艂a 偶adna ludzka r臋ka nasun膮艂 si臋 wniosek, sformu艂owany przez Cartera w
nast臋puj膮cych s艂owach: "Ironia losu sprawi艂a, 偶e archeologowie przekonali si臋 teraz, i偶 rabusie i
kap艂ani, unosz膮c obrabowane mumie z grob贸w, najbardziej przyczynili si臋 do ich konserwacji."
Istotnie, na mumie wykradzione lub uprowadzone przed wiekami niszcz膮ce oleje wcze艣niej
przesta艂y dzia艂a膰. Mumie te (z wyj膮tkiem tych, kt贸re "wykradli" kap艂ani) cz臋sto by艂y uszkodzone i
przewa偶nie obrabowane, ale zachowa艂y si臋 lepiej ni偶 mumia Tutanchamona, kt贸ra gdy chodzi o
jej stan w艣r贸d wszystkich odkry膰 w grobowcu stanowi艂a jedyne rozczarowanie.
11 listopada, o godzinie 9,45 rano, anatom dr Derry przeci膮艂 pierwsze wierzchnie banda偶e
spowijaj膮ce mumi臋. Z wyj膮tkiem twarzy i st贸p, kt贸re nie zetkn臋艂y si臋 z olejami, ca艂a mumia by艂a w
okropnym stanie. Utlenianie si臋 sk艂adnik贸w 偶ywicy wywo艂a艂o co艣 w rodzaju samospa-lania si臋,
wskutek czego nie tylko znaczna cz臋艣膰 banda偶y, ale do pewnego stopnia nawet tkanki cia艂a oraz
ko艣ci by艂y naj dos艂owniej zw臋glone. Warstwa olej贸w po cz臋艣ci tak stwardnia艂a, 偶e spod
poszczeg贸lnych cz艂onk贸w i samego tu艂owia trzeba j膮 by艂o odskrobywa膰 rylcem.
Potem dokonano jeszcze jednego nieoczekiwanego odkrycia. Pod wezg艂owiem maj膮cym kszta艂t
korony znaleziono amulet. Samo przez si臋 nie by艂o to nic nadzwyczajnego, gdy偶 banda偶e
spowijaj膮ce mumi臋 Tutancha-mona, podobnie jak banda偶e wszystkich innych mumii egipskich,
zawiera艂y ca艂y przepisowy "magiczny rynsztunek" niezliczone amulety, symbole i znaki
tajemne. Na og贸艂 amulety tego rodzaju wykonane by艂y z hematytu. Ale amulet znaleziony pod
wezg艂owiem Tutanchamona by艂 z 偶elaza! Znalezisko to wskazywa艂o na jeden z najwcze艣niejszych
moment贸w u偶ycia 偶elaza w Egipcie; zakrawa to niemal na ironi臋, 偶e w grobie dos艂ownie kapi膮cym
od z艂ota jednym z najcenniejszych znalezisk pod wzgl臋dem historyczno-kulturalnym by艂 ma艂y
kawa艂ek 偶elaza!
Niezwykle delikatn膮 prac膮 by艂o odwini臋cie ostatnich lnianych banda偶y ze zw臋glonej g艂owy
m艂odego faraona. Nawet za najl偶ejszym dotkni臋ciem ma艂ego p臋dzelka z sobolego w艂osia resztki
spr贸chnia艂ych tkanek rozsypywa艂y si臋 w proch. Wreszcie ukaza艂o si臋 w tym ko艅cowym
momencie odkrycia oddajmy g艂os samemu Carterowi "...pe艂ne spokoju, 艂agodne oblicze
m艂odzie艅ca. Oblicze szlachetne i dostojne, o 艂adnych rysach i mocnej linii warg."
Bogactwo klejnot贸w i kosztowno艣ci, kt贸rymi obsypane by艂o cia艂o Tutanchamona, przekracza
wszelkie wyobra偶enie. W trakcie odwijania banda偶y znajdowano w nich coraz to nowe klejnoty
u艂o偶one og贸艂em w 101 grupach. Palce r膮k i n贸g tkwi艂y w z艂otych tulejkach. Do艣膰 powiedzie膰, 偶e
je偶eli w ksi膮偶ce Cartera opis badania mumii zajmuje trzydzie艣ci trzy strony, to wi臋cej ni偶 po艂owa
ca艂ego tego opisu po艣wi臋cona jest znalezionym przy niej klejnotom. Osiemnastoletni faraon
dos艂ownie spowity by艂 w kilka warstw z艂ota i szlachetnych kamieni.
P贸藕niej prof. Derry og艂osi艂 drukiem osobn膮 prac臋 przedstawiaj膮c wyniki anatomicznych bada艅
mumii Tutanchamona. Przytoczymy tu tylko trzy jego wnioski. Przede wszystkim wi臋c z du偶膮 doz膮
prawdopodobie艅stwa udowadnia ojcostwo Echnatona, czyli tez臋, wed艂ug kt贸rej Tutanchamon by艂
rodzonym synem tego "kr贸la-kacerza"; fakt ten ma du偶e znaczenie dla wyja艣nienia stosunk贸w
dynastycznych, a tym samym i politycznych za wymieraj膮cej ju偶 na tych w艂adcach XVIII dynastii.
Po wt贸re, wskazuje on na rzecz wysoce interesuj膮c膮 z punktu widzenia historii sztuki
(niejednokrotnie podkre艣lan膮 tak偶e przez Cartera), a mianowicie na stosunek sztuk plastycznych
贸wczesnego Egiptu do realizmu. Przytoczmy tu jego w艂asne s艂owa: "Z艂ota maska pisze
ukazuje Tutanchamona jako m艂odzie艅ca o mi艂ej i ujmuj膮cej powierzchowno艣ci. Komu dane by艂o
spojrze膰 na ods艂oni臋t膮 twarz jego mumii, ten mo偶e potwierdzi膰, jak trafnie, z jak膮 dok艂adno艣ci膮 i
wierno艣ci膮 artysta z czas贸w XVIII dynastii odtworzy艂 jego rysy. Pozostawi艂 nam na wieczne czasy
wyrze藕biony w niezniszczalnym metalu wspania艂y portret m艂odego monarchy." Wreszcie trzeci
wniosek Derry艂ego jako anatoma wyja艣nia ostatecznie kwesti臋 wieku Tutanchamona, co do kt贸rego
藕r贸d艂a historyczne nie daj膮 odpowiedzi. Na podstawie stanu skostnienia guzk贸w stawowych oraz
wzrostu goleni Derry ustala, 偶e Tutanchamon liczy艂 od siedemnastu do dziewi臋tnastu lat;
najprawdopodobniej zmar艂 maj膮c lat osiemna艣cie.
Na tym w艂a艣ciwie mogliby艣my sko艅czy膰 histori臋 odkopania grobu Tutanchamona. Wprawdzie
opr贸偶nienie bocznej komory i ma艂ego skarbca przynios艂o jeszcze wiele wa偶nych wiadomo艣ci,
jednak dla naszego szkicu nie maj膮 one istotnego znaczenia.
Z wykopaliskiem tym jednak 艂膮czy si臋 jeszcze inna historia, kt贸rej tu nie mo偶emy pomin膮膰. Jest to
historia "kl膮twy faraona", kt贸ra mia艂a jakoby spowodowa膰 tajemnicz膮, nienaturaln膮 艣mier膰 ponad
dwudziestu os贸b uczestnicz膮cych w odkopaniu grobu Tutanchamona.
W ci膮gu dwustu lat, od kt贸rych istnieje archeologia, 偶adne jeszcze znalezisko z dawno zaginionego
艣wiata nie nabra艂o takiego rozg艂osu jak odnalezienie tego grobu w "Dolinie Kr贸l贸w" i mumii
m艂odego faraona. Nic w tym dziwnego, skoro odkrycie to nast膮pi艂o ju偶 w czasach prasy rotacyjnej,
fotografii, filmu, a nawet stawiaj膮cego ju偶 pierwsze kroki radia. Zainteresowanie, jakie wzbudzi艂o
ono na ca艂ym 艣wiecie, znalaz艂o najpierw wyraz w depeszach gratulacyjnych. Potem zjawili si臋
reporterzy. Nast臋pnie czy偶 nie roztr膮biono na wszystkie strony, 偶e znaleziono nieocenione
skarby? zacz臋艂y nap艂ywa膰 listy. Jedne by艂y krytyczne, inne entuzjastyczne, jedne podnosi艂y
najci臋偶sze oskar偶enia o zbezczeszczenie grobu, inne jak wspomina Carter zawiera艂y
praktyczne projekty szat 艣miertelnych. W ci膮gu pierwszej zimy ka偶dy dzie艅 przynosi艂 dziesi臋膰 do
pi臋tnastu takich list贸w, co najmniej niepotrzebnych, a cz臋sto wr臋cz bezsensownych. "C贸偶 na
przyk艂ad pisze Carter powiedzie膰 o cz艂owieku, kt贸ry ca艂kiem na serio zapytuje, czy odkrycie
tego grobu rzuci艂o jakie艣 nowe 艣wiat艂o na spraw臋 rzekomych belgijskich okrucie艅stw w Kongo?"
Potem zacz臋艂y nap艂ywa膰 rzesze turyst贸w. Normalny nap艂yw zwiedzaj膮cych przybra艂 niebawem
rozmiary istnych pielgrzymek. Poniewa偶 przy mozolnych i d艂ugich pracach w grobowcu, zw艂aszcza
w pierwszym okresie, rzadko kiedy jaki艣 przedmiot z grobu wynoszono na 艣wiat艂o dzienne (aby go
przenie艣膰 do laboratorium), wi臋c licznie w艣r贸d turyst贸w reprezentowani mi艂o艣nicy fotografii
wystawali ca艂ymi dniami przed grobowcem czekaj膮c, a偶 zdarzy si臋 okazja do pstrykni臋cia
migawkowego zdj臋cia. Carter kt贸rego艣 dnia zauwa偶y艂, jak kawa艂ek zwyk艂ego p艂贸tna do owijania
mumii, kt贸ry kaza艂 sobie przynie艣膰 do laboratorium, zosta艂 a偶 osiem razy uwieczniony na fotografii.
W 1926 roku, gdy gr贸b Tutanchamona sta艂 w centrum uwagi ca艂ego 艣wiata, zwiedzi艂o go w ci膮gu
trzech miesi臋cy 12 300 turyst贸w; w tym samym okresie 270 zbiorowych wycieczek odwiedzi艂o
za艂o偶one przy grobowcu laboratorium.
Jest rzecz膮 sam膮 przez si臋 zrozumia艂膮, 偶e w normalnych warunkach pracy dziennikarskiej redakcja
dziennika, gdy ca艂y 艣wiat m贸wi o sensacyjnym odkryciu archeologicznym w Egipcie, nie mo偶e
kaza膰 swym czytelnikom czeka膰, a偶 jaki艣 specjalista-egiptolog napisze o tym sprawozdanie lub
artyku艂. Do niejednej wi臋c wiadomo艣ci agencyjnej lub innych dziennikarskich sprawozda艅 o
znaleziskach w grobie Tutanchamona wkrad艂y si臋 si艂膮 rzeczy b艂臋dy i nie艣cis艂o艣ci. Le偶y to ju偶 w
samej istocie gazety, 偶e do sensacji przyk艂ada wi臋ksz膮 wag臋 ni偶 do suchych fakt贸w. W tych
warunkach trudno si臋 dziwi膰, 偶e luki w konkretnym, rzeczowym materiale informacyjnym zacz臋to
wype艂nia膰 p艂odami wyobra藕ni.
Jak zrodzi艂a si臋 bajka o "kl膮twie faraona", tego dzi艣 nikt nie potrafi powiedzie膰. Tak czy inaczej
faktem jest, 偶e nawet jeszcze w latach trzydziestych pokutowa艂a ona na 艂amach prasy 艣wiatowej.
Ocenia膰 j膮 mo偶na tylko t膮 sam膮 miar膮, co om贸wion膮 ju偶 przez nas "mistyk臋 liczb", zwi膮zan膮
rzekomo z wielk膮 piramid膮, tak samo, jak coraz to od艣wie偶an膮, z palca wyssan膮 histori臋 o kwitn膮cej
na nowo "mumiowej pszenicy" ziarnach pszenicy sprzed trzech albo i czterech tysi臋cy lat, kt贸re,
w艂o偶one do starych grob贸w egipskich, jakoby zachowa艂y zdolno艣膰 kie艂kowania (odk膮d historia ta
nabra艂a rozg艂osu, zwykli tury艣ci do艣膰 cz臋sto "odkrywaj膮" takie ziarna w szczelinach zwiedzanych
grob贸w kr贸lewskich; sprytni przewodnicy 藕le na tym nie wychodz膮).
"Kl膮twa faraona" to w istocie taki sam "pasjonuj膮cy", przejmuj膮cy dreszczykiem temat do rozm贸w,
jak s艂ynna "kl膮twa diamentu Hope" albo straszliwe pasmo tragicznych wypadk贸w spowodowanych
rzekomo przez mniej znan膮 "kl膮tw臋 mnich贸w z Locrum" (po艂o偶onej naprzeciw Dubrownika
dalmackiej wyspy, przekl臋tej przez wyp臋dzonych z niej mnich贸w; p贸藕niejsi w艂a艣ciciele tej wysepki
cesarz Maksymilian, cesarzowa austriacka El偶bieta, arcyksi膮偶臋 Rudolf, kr贸l bawarski Ludwik II
i arcyksi膮偶臋 Franciszek Ferdynand umarli nienaturaln膮 艣mierci膮).
Prawdopodobnie pierwszy asumpt do skonstruowania tej historii o "kl膮twie faraona" da艂a
nieoczekiwana 艣mier膰 lorda Carnarvona, kt贸ry uk膮szony przez moskita zmar艂 w trzy tygodnie
potem, 6 kwietnia 1923 roku. Ju偶 wtedy podnios艂y si臋 g艂osy m贸wi膮ce o "karze, kt贸ra spotka艂a
艣wi臋tokradc臋".
P贸藕niej pod sensacyjnym tytu艂em Zemsta faraona kolejno pojawia膰 si臋 zacz臋艂y wiadomo艣ci o
"drugiej", "trzeciej", "si贸dmej", "dziewi臋tnastej" ofierze "kl膮twy Tutanchamona". O tej
dziewi臋tnastej ofierze pewien dziennik niemiecki 21 lutego 1930 roku donosi艂 w "telegramie
w艂asnym z Londynu": "W dniu dzisiejszym siedemdziesi臋cioo艣mioletni lord Westbury skoczy艂
przez okno swego po艂o偶onego na si贸dmym pi臋trze mieszkania ponosz膮c 艣mier膰 na miejscu. Syna
lorda Westbury, kt贸ry swego czasu jako sekretarz archeologa Cartera bra艂 udzia艂 w odkopaniu
grobu Tutanchamona, w listopadzie ubieg艂ego roku znaleziono martwego w jego mieszkaniu,
chocia偶 poprzedniego wieczora udaj膮c si臋 na spoczynek by艂 najzupe艂niej zdr贸w. Dok艂adnej
przyczyny 艣mierci nie uda艂o si臋 ustali膰."
"Dreszcz grozy przechodzi przez Angli臋..." tymi s艂owami pewien dziennik rozpoczyna艂
wiadomo艣膰 o 艣mierci Archibalda Douglasa Reida, kt贸ry pad艂 martwy w chwili, gdy chcia艂
prze艣wietli膰 promieniami Roentgena jak膮艣 mumi臋 egipsk膮. Potem przysz艂a kolej na "dwudziest膮
pierwsz膮 ofiar臋 faraona": egiptolog Artur Weigall zmar艂 od jakiej艣 "nieznanej odmiany febry".
Nast臋pnie zmar艂 A. C. Mace, kt贸ry wsp贸lnie z Carterem otworzy艂 komor臋 grobow膮 (w
sprawozdaniu o jego 艣mierci przemilczano jednak fakt, 偶e Mace ju偶 przed odkopaniem grobu by艂
chory i chocia偶 pocz膮tkowo pomaga艂 Carterowi, musia艂 w艂a艣nie z powodu tej choroby wycofa膰 si臋
z dalszej wsp贸艂pracy przy tym wykopalisku).
Wreszcie umiera pope艂niaj膮c "samob贸jstwo w stanie nag艂ego przyst臋pu ob艂臋du" brat
przyrodni lorda Carnarvona, Aubrey Herbert, a w lutym 1929 roku (rzecz na poz贸r istotnie
zastanawiaj膮ca) umiera lady Elisabeth Carnarvon od "uk膮szenia jakiego艣 owada". W 1930 roku
spo艣r贸d wszystkich os贸b, kt贸re wsp贸艂dzia艂a艂y w odkopaniu grobu, pozostaje przy 偶yciu ju偶 tylko
sam jego odkrywca Howard Carter.
"艢mier膰 na pr臋dkich skrzyd艂ach dosi臋gnie tego, kto zak艂贸ci spok贸j faraona" tak brzmia艂 jeden z
wielu szerzonych wariant贸w "kl膮twy", zawartej rzekomo w jednej z inskrypcji w grobowcu.
Gdy wreszcie pewnego dnia doniesiono, 偶e w Ameryce w tajemniczych warunkach straci艂a 偶ycie w
jakim艣 nieszcz臋艣liwym wypadku jeszcze jedna ofiara faraona, nazwiskiem Carter, czyli 偶e teraz
faraon ostrzega ju偶 samego odkrywc臋 grobowca, dosi臋gaj膮c karz膮c膮 d艂oni膮 jego rodziny, zar贸wno
Carter, jak kilku innych powa偶nych archeolog贸w uznali, 偶e czas gruntownie rozprawi膰 si臋 z tymi
bredniami.
Carter pierwszy udziela odpowiedzi. Odkrywca pisze "przyst臋puje do swej pracy z powag膮 i
g艂臋bok膮 czci膮, ale bez tego dreszczyka grozy, kt贸rego tak bardzo po偶膮da i kt贸remu tak 艂atwo ulega
偶膮dna sensacji szeroka publiczno艣膰". Dalej m贸wi o "艣miesznych historyjkach", kt贸re nie s膮 niczym
innym, jak odmian膮 "opowiada艅 o duchach". Potem rzeczowo rozprawia si臋 z twierdzeniem,
jakoby samo przekroczenie progu grobowca co z naukowego punktu widzenia mo偶e 艂atwo
by艂oby uzasadni膰 kry艂o w sobie niebezpiecze艅stwo 偶ycia. Carter wykazuje, 偶e gr贸b jak
bezspornie stwierdzono by艂 wolny od jakichkolwiek niebezpiecznych bakterii. W ostatnim
zdaniu swej odpowiedzi pisze z gorycz膮: "We wszystkich tych niedorzecznych plotkach nie ma ani
krzty rozs膮dku. Widocznie ludzko艣膰 od czas贸w prehistorycznych dokona艂a mniejszego post臋pu, ni偶
to sobie ludziska na og贸艂 wyobra偶aj膮."
W 1933 roku, chc膮c zaspokoi膰 ciekawo艣膰 opinii publicznej, zabiera g艂os w tej sprawie niemiecki
egiptolog Georg Steindorff. Zadaje sobie przy tym trud, aby tam, gdzie to w og贸le jest jeszcze
mo偶liwe, dociec do 藕r贸d艂a ka偶dej z tych fantastycznych wiadomo艣ci. Stwierdza, 偶e owego Cartera,
kt贸ry w Ameryce pad艂 ofiar膮 nieszcz臋艣liwego wypadku, nic nie 艂膮czy艂o z archeologiem Carterem
poza przypadkow膮 identyczno艣ci膮 nazwiska. Stwierdza dalej, 偶e ani lord Westbury, ani jego syn nie
mieli nic wsp贸lnego z odkryciem grobu ani z jego opr贸偶nieniem, ani z sam膮 mumi膮. Po wielu
innych jeszcze dowodach wysuwa w ko艅cu decyduj膮cy argument: "kl膮twa faraona" w og贸le nie
istnieje, nie jest zawarta w 偶adnej inskrypcji grobowej.
Steindorff potwierdza to, na co wskazywa艂 ju偶 Carter: "Egipski rytua艂 umar艂ych nie zna艂 w og贸le
tego rodzaju kl膮tw rzucanych na ludzi 偶ywych, zna艂 tylko pro艣by o pobo偶ne 偶yczenia szcz臋艣liwo艣ci
dla zmar艂ego."
Pr贸ba nadania niekt贸rym, nielicznym zreszt膮 formu艂om zakl臋膰, kt贸re widnia艂y na kilku magicznych
figurkach w komorze grobowej Tutanchamona, znaczenia "kl膮twy" polega na wyra藕nym
wypaczeniu ich sensu. Formu艂y te, jak pisze Steindorff, "maj膮 odstraszy膰 wroga Ozyrysa" (tu
Ozyrysem jest zmar艂y), w jakiejkolwiek pojawi艂by si臋 postaci.
Od czasu odkrycia grobu Tutanchamona wiele ekspedycji archeologicznych prowadzi艂o prace
wykopaliskowe w Egipcie. W latach 1939 1940 i 1946 profesor Pierre Montet odkry艂 pod
Tanisem ca艂膮 "koloni臋" grob贸w kr贸lewskich z czas贸w XXI i XXII dynastii, w tym gr贸b faraona
Psusennesa. W wykutych w skale podziemnych galeriach d艂ugo艣ci przesz艂o jednego kilometra
profesor Sami Gabra znalaz艂 miejsca kultu ibisa, olbrzymie cmentarzyska tych 艣wi臋tych zwierz膮t.
Ekspedycja wyposa偶ona przez kr贸la Faruka dokona艂a szeregu odkry膰 si臋gaj膮cych pradziej贸w
Egiptu; znalaz艂a ona groby z drugiego i trzeciego tysi膮clecia przed Chr. W 1941 roku dr Achmad
Badawi i dr Mustafa El-Amir, zaj臋ci w艂a艣ciwie innymi wykopaliskami, odkryli przypadkowo pod
Memfisem miejsce kultu faraona Amenhotepa II i nietkni臋ty gr贸b ksi臋cia Szoszenka
zawieraj膮cy ogromne ilo艣ci klejnot贸w.


Od czeg贸偶 to rozpocz臋艂a si臋 nasza "Ksi臋ga Piramid"? Od egipskiej kampanii Napoleona i od
narodzin 艣niadego ch艂opca nazwiskiem Jean Francois Champollion. W tym samym czasie, gdy
nast膮pi艂 upadek Napoleona, a m艂ody Champollion zacz膮艂 opanowywa膰 obce j臋zyki, w Getyndze
pewien skromny nauczyciel 艣l臋cza艂 nad kilkoma bardzo osobliwymi kopiami starych inskrypcji.
Gdy cz艂owiek ten odkry艂 znaczenie znak贸w pokrywaj膮cego je pisma, mo偶na by艂o przyst膮pi膰 do
naukowego zdobycia innego staro偶ytnego imperium, jeszcze starszego od Egiptu, krainy
Mi臋dzyrzecza Eufratu i Tygrysu, gdzie niegdy艣 sta艂a wie偶a Babel, gdzie sta艂a i upad艂a Niniwa.


































III. KSI臉GA WIE呕




Przede mn膮 ojciec m贸j i ojciec mego ojca rozbili tu swoje namioty... Od
dwunastu stuleci prawdziwi wierni a tylko oni, Bogu niechaj b臋dzie
chwa艂a, posiadaj膮 prawdziw膮 m膮dro艣膰 osiedli w tym kraju, a 偶aden z nich
nie s艂ysza艂 nigdy o jakim艣 podziemnym pa艂acu ani nie s艂yszeli o nim ci, co
byli tu przed nimi. I patrz! Oto przychodzi cudzoziemiec z Zachodu, z kraju
odleg艂ego o wiele dni drogi, idzie prosto przed siebie na wiadome mu
miejsce, bierze lask膮, przeci膮ga lini臋 w jedn膮 stron臋, przeci膮ga lini臋 w drug膮
stron臋. 玊utaj powiada jest pa艂ac, a tam powiada jest brama, i
pokazuje nam to, co przez ca艂e nasze 偶ycie le偶a艂o pod naszymi stopami, a my
nic o tym nie wiedzieli艣my. Cudowne! Cudowne! Czy nauczy艂e艣 si臋 tego z
ksi膮偶ek, od czarnoksi臋偶nik贸w, czy od waszych prorok贸w? M贸w, o beju!
Powiedz mi tajemnic臋 m膮dro艣ci!

Przem贸wienie szejka Abd-el-Rahmana
do angielskiego archeologa Layarda.




Rozdzia艂 osiemnasty

Pismo 艢wi臋te powiada


O spadaj膮cych niby miecz sprawiedliwo艣ci najazdach Asyryjczyk贸w opowiada Biblia, o budowie
wie偶y Babel, o pysznej Niniwie, o siedemdziesi臋cioletniej niewoli 呕yd贸w, o Nabuchodonozorze.
Opowiada o s膮dzie bo偶ym nad "wielk膮 nierz膮dnic膮", o naczyniach gniewu Jehowy, kt贸re siedmiu
anio艂贸w wylewa艂o na krain臋 nad Eufratem. Prorocy Izajasz i Jeremiasz g艂osili swe straszliwe
widzenia roztaczaj膮c obraz zag艂ady "najpi臋kniejszego w艣r贸d kr贸lestw", obraz zniszczenia
"cudownej wspania艂o艣ci" Chaldejczyk贸w, kt贸r膮 Pan zast臋p贸w wywr贸ci, "jak wywr贸ci艂 Sodom臋 i
Gomor臋", i偶by "dzikie psy wy艂y po ich pa艂acach, a sza-kale po weso艂ych zamkach".
W stuleciach chrze艣cija艅skiej pobo偶no艣ci s艂owo Biblii by艂o nietykalne, ka偶da jej litera 艣wi臋ta.
Czasy O艣wiecenia przynios艂y krytyk臋. To samo jednak stulecie, w kt贸rym we wszystkich
doktrynach filozoficznych opartych na materializmie krytyka sta艂a si臋 ustawicznym w膮tpieniem,
dowiod艂o jednocze艣nie, 偶e j膮dro Biblii zawiera艂o pod skorup膮 p贸藕niejszych zmy艣le艅 wiele prawdy.
Kraj mi臋dzy Eufratem a Tygrysem by艂 wielk膮 r贸wnin膮. Tylko tu i tam wznosi艂y si臋 tajemnicze
wzg贸rza. Szumia艂y nad nimi wichry, szala艂y kurzawy, pi臋trz膮c czarn膮 ziemi臋 w spadziste wydmy,
kt贸re ros艂y tak sto lat, aby potem w ci膮gu pi臋ciu dalszych stuleci znowu rozwia膰 si臋 na wszystkie
strony. Beduini zatrzymuj膮cy si臋 tu, aby odpocz膮膰 w drodze i nakarmi膰 swe wielb艂膮dy, nie
wiedzieli, czy wzg贸rza te kryj膮 co艣 w sobie. Jako wierni wyznawcy Allacha i jego proroka
Mahometa nie znali s艂贸w Biblii opisuj膮cych t臋 krain臋. Potrzebne by艂o czyje艣 pierwsze
przypuszczenie, pierwszy domys艂, pytanie. Potrzeba by艂o pierwszego bod藕ca, energicznej
inicjatywy cz艂owieka ze 艣wiata zachodniej cywilizacji. Trzeba by艂o, aby kto艣 po raz pierwszy
zacz膮艂 tu kopa膰...
Cz艂owiek, kt贸ry pierwszy zapu艣ci艂 rydel w t臋 ziemi臋, urodzi艂 si臋 w 1803 roku we Francji. Maj膮c lat
trzydzie艣ci ani si臋 domy艣la艂, co stanie si臋 g艂贸wnym zadaniem jego 偶ycia. Wykonywa艂 wtedy jeszcze
zaw贸d lekarza. Gdy za艣 uczestnicz膮c w pewnej egipskiej ekspedycji naukowej przyby艂 w drodze
powrotnej do Kairu, wioz膮c ze sob膮 jakie艣 skrzynie, a policja za偶膮da艂a ich otwarcia, okaza艂o si臋, 偶e
zawiera艂y one dwana艣cie tysi臋cy starannie przyszpilonych owad贸w.
W czterna艣cie lat p贸藕niej ten lekarz i zbieracz owad贸w wyda艂 pi臋ciotomowe dzie艂o o Asyrii, kt贸re
w zainicjowaniu naukowego odkrycia Mi臋dzyrzecza odegra艂o nie mniejsz膮 rol臋 ni偶
dwudziestoczterotomowe Description de 1艂Egypte w zapocz膮tkowaniu odkrycia staro偶ytnego
Egiptu.


W nieca艂e sto lat p贸藕niej w Niemczech a podobne przyk艂ady mo偶na by przytoczy膰 tak偶e z
Francji i Anglii ukaza艂a si臋 ksi膮偶ka profesora Brunona Meissnera pod tytu艂em K鰊ige
Babyloniens und Assyriens (Kr贸lowie Babilonii i Asyrii).
Waga tego dzie艂a w najmniejszej mierze polega na jego znaczeniu naukowym. Praca Meissnera
wcale zreszt膮 do tego nie pretendowa艂a, stawia艂a sobie jedynie za zadanie opowiedzie膰 w
popularnej formie o w艂adcach, kt贸rych 艣wietno艣膰 przemin臋艂a dwa do pi臋ciu tysi臋cy lat temu. Dla
naszego opisu rozwoju archeologii prawdziwe jej znaczenie tak jak znaczenie wielu innych
podobnych ksi膮偶ek, kt贸re wysz艂y spod pi贸ra autor贸w innych narodowo艣ci polega na tym, 偶e w
og贸le mog艂a by膰 napisana. W jeszcze wi臋kszej za艣 mierze na tym, 偶e mog艂a by膰 napisana w
popularnej formie. "Taki bowiem spos贸b przedstawienia przedmiotu pisze autor we wst臋pie
wymaga materia艂贸w dokumentalnych mog膮cych dorzuci膰 soczyste tony do kolorystyki obrazu 偶ycia
wybitnych m臋偶贸w i kobiet, je偶eli maj膮 oni powsta膰 przed nami jak 偶ywi."
A jak w danym wypadku mia艂a si臋 rzecz z owym materia艂em przekazowym? Pomijamy tu
przybrane w symbolik臋 opowie艣ci biblijne i cytujemy dalej Meissnera: "Jeszcze sto lat temu
asyriologia by艂a dla nas zamkni臋t膮 ksi臋g膮, a przed kilkudziesi臋ciu laty w艂adcy Babilonu i Asyrii
ukazywali si臋 nam jako nieo偶ywione schematy; znali艣my w艂a艣ciwie tylko ich imiona. Czy偶 wi臋c po
up艂ywie tak kr贸tkiego czasu mia艂oby dzi艣 by膰 rzecz膮 mo偶liw膮 napisa膰 obejmuj膮c膮 ponad dwa
tysi膮clecia histori臋 staro偶ytnego Mi臋dzyrzecza i da膰 rzeczywist膮 charakterystyk臋 jego w艂adc贸w?"
Ksi膮偶ka Meissnera (jak wiele innych ksi膮偶ek wydanych w tym samym mniej wi臋cej czasie)
dowodzi, 偶e w naszym stuleciu napisanie historii Mezopotamii sta艂o si臋 mo偶liwe, 偶e w ci膮gu
zaledwie kilkudziesi臋ciu lat grupa zapalonych "archeolog贸w 艂opaty", naukowc贸w i dyletant贸w,
zdo艂a艂a wydoby膰 na 艣wiat艂o dzienne ca艂膮 dawno umar艂膮 kultur臋. Co wi臋cej, za艂膮czona do tego
dzie艂a tablica chronologiczna daje nam, z bardzo niewieloma lukami, pe艂ny przegl膮d imion i dat
panowania w艂adc贸w staro偶ytnej Mezopotamii. Tablic臋 t臋 opracowa艂 Ernst F. Weidner, jeden z
najdziwniejszych w艣r贸d cz臋sto jak偶e bardzo dziwnych asyriolog贸w. Weidner przez dwadzie艣cia lat
by艂 wsp贸艂redaktorem popularnego tygodnika "Berliner Illustrierte Zeitung" prowadz膮c dzia艂...
krzy偶贸wek i lekkich powie艣ci. Jednocze艣nie wszak偶e og艂asza艂 w prasie fachowej cenne artyku艂y
naukowe z zakresu chronologii asyryjskiej i sam wydawa艂 mi臋dzynarodowe czasopismo naukowe
po艣wi臋cone zagadnieniom asyriologii, kt贸re ukazuj膮c si臋 w nak艂adzie zaledwie kilkuset egzem-
plarzy zalicza艂o do swych prenumerator贸w tylko uniwersytety i uczonych. Dopiero w 1942 roku,
gdy w stolicy Trzeciej Rzeszy wskutek nieustannych nalot贸w alianckich bombowc贸w wszelka
praca naukowa sta艂a si臋 niemo偶liwa, obj膮艂 profesur臋 na jednej z uczelni austriackich ku
niema艂emu zdumieniu wszystkich cz艂onk贸w redakcji "Berliner Illustrierte Zeitung", kt贸rzy przez
dwadzie艣cia lat nawet nie podejrzewali, 偶e maj膮 w swym gronie wybitnego asyriologa.
Znaczenie ksi膮偶ki Meissnera i wszystkich innych podobnych ksi膮偶ek o dziejach Asyrii i Babilonii
polega艂o wi臋c przede wszystkim na tym, i偶 w og贸le mog艂y si臋 ukaza膰. Spopularyzowane w nich
wyniki bada艅 naukowych stanowi艂y wi臋kszy triumf nauki ni偶 na przyk艂ad pierwsza chronologia
egipska Lepsiusa. Podawa艂y one sum臋 wiadomo艣ci nagromadzonych przez trzy generacje
op臋tanych pasj膮 odkrywcz膮 badaczy. Ukazywa艂y sukcesy nie jednego, lecz ca艂ej plejady
archeolog贸w, wyniki niezliczonych godzin ich pracy czy to w kancelarii konsulatu francuskiego w
Mossulu, czy w izdebce gety艅skiego nauczyciela, czy pod pra偶膮cym s艂o艅cem doliny Eufratu i
Tygrysu, czy te偶 w ma艂ej kabinie okr臋towej, gdzie w 艣wietle niespokojnie chyboc膮cej si臋 lampy
angielski oficer mozoli艂 si臋 nad tajemnic膮 pisma klinowego.
Wynik 偶mudnych prac wykopaliskowych w Mezopotamii dlatego wybija si臋 nad wszystkie inne
triumfy archeologii, 偶e nie by艂o tu niemal 偶adnych widomych 艣lad贸w minionej wielko艣ci. Nie sta艂y
tu, jak na klasycznej ziemi Grecji i W艂och, 艣wi膮tynie ani pos膮gi, nie wznosi艂y si臋 ku niebu, jak w
Egipcie, piramidy i obeliski, nie by艂o, jak w lasach Jukatanu i Meksyku, kamieni ofiarnych
opowiadaj膮cych o hekatombach pomordowanych ofiar. W surowych twarzach Beduin贸w i Kurd贸w
偶aden rys nie nosi艂 艣lad贸w wielko艣ci dawnych pokole艅. Skarbnica ich 偶ywych jeszcze poda艅 i
legend nie si臋ga艂a dalej ni偶 do 艣wietnych czas贸w Haru-na-al-Raszyda; wszystko, co by艂o przedtem,
spowija艂 mrok i ciemno艣ci. 呕ywe za艣 jeszcze w czasach obecnych j臋zyki, kt贸rymi tu m贸wiono, nie
naprowadza艂y na 偶aden 艣lad pobratymstwa z j臋zykami sprzed tysi膮cleci.
Triumf ten wreszcie dlatego jest tak wielki, 偶e badacz nie mia艂 tu poza rozproszonymi
wzg贸rzami ma艂o pasuj膮cymi do nizinnego krajobrazu Mi臋dzyrzecza 偶adnego innego punktu
wyj艣cia, jak tylko par臋 s艂贸w Biblii i znajdowane tu i 贸wdzie gliniane skorupy pokryte dziwnymi
znakami klinowymi. Znaki te jednak uwa偶ano za ornamentalne ozdoby. Wed艂ug s艂贸w jednego z
wcze艣niejszych podr贸偶nik贸w wygl膮da艂y one tak, "jak gdyby ptaki przelecia艂y nad mokrym
piaskiem".




Rozdzia艂 dziewi臋tnasty

BOTTA ZNAJDUJE NINIW臉


Aram-Nacharaim, Syria mi臋dzy rzekami tak w Starym Testamencie nazywa si臋 p贸艂nocna cz臋艣膰
doliny Eufratu i Tygrysu. To tu le偶a艂y miasta, kt贸re 艣ci膮gn臋艂y na siebie gniew bo偶y. To tu, w
Niniwie i w le偶膮cym dalej na po艂udnie Babilonie, panowali gro藕ni kr贸lowie, kt贸rzy mieli innych
bog贸w obok NIEGO i dlatego zostali starci z oblicza ziemi.
Znamy ten kraj pod nazw膮 Mezopotamii. Dzi艣 nazywa si臋 Irakiem, a stolic膮 jego jest Bagdad. Na
p贸艂nocy graniczy z Turcj膮, na zachodzie z Syri膮 i Jordani膮, na po艂udniu z Arabi膮 Saudyjsk膮, na
wschodzie z Iranem dawniejsz膮 Persj膮.
Obie rzeki, Eufrat i Tygrys, kt贸re z tego kraju, podobnie jak Nil z Egiptu, uczyni艂y kolebk臋 kultury,
bior膮 sw贸j pocz膮tek w Turcji. P艂yn膮c z p贸艂nocnego zachodu na po艂udniowy wsch贸d 艂膮cz膮 si臋
niedaleko dzisiejszego miasta Basra i wpadaj膮 do Zatoki Perskiej (w staro偶ytno艣ci wpada艂y do niej
oddzielnymi korytami).
Asyria, dawny kraj Assur, rozpo艣ciera艂a si臋 na p贸艂nocy, na pobrze偶u p艂yn膮cego tu rw膮cym nurtem
Tygrysu. Babilonia, dawny Sumero-Ak-kad, rozci膮ga艂a si臋 na po艂udniu mi臋dzy Eufratem i
Tygrysem si臋gaj膮c a偶 do wybrze偶y zielonych w贸d Zatoki Perskiej. W pewnej encyklopedii z 1867
roku znajdujemy pod has艂em "Mezopotamia" opis ko艅cz膮cy si臋 nast臋puj膮cymi s艂owami: "Okresem
najwi臋kszego rozkwitu tego kraju by艂y czasy panowania asyryjskiego i babilo艅skiego. Pod
panowaniem Arab贸w sta艂 on si臋 siedzib膮 kalif贸w i doszed艂 jeszcze raz do wielkiego rozkwitu.
Dopiero z najazdami Seld偶uk贸w, Tatar贸w i Turk贸w zacz膮艂 podupada膰; dzi艣 jest po cz臋艣ci bezludn膮
pustyni膮."
W tej to pustyni wznosi艂y si臋 owe tajemnicze wzg贸rza o sp艂aszczonych wierzcho艂kach i stromych
stokach, w wielu miejscach porysowane i pop臋kane jak suszony owczy ser Beduin贸w. Wzg贸rza te
do tego stopnia rozpali艂y wyobra藕ni臋 kilku ludzi, 偶e w艂a艣nie tu, w Mezopotami, archeologia jako
nauka wykopaliskowa mog艂a 艣wi臋ci膰 swe pierwsze wielkie triumfy.
Paul Emile Botta ju偶 w m艂odych latach odbywa艂 podr贸偶e po dalekich krajach. W 1830 roku wst膮pi艂
jako lekarz na s艂u偶b臋 Mechmeta Alego i uczestniczy艂 w ekspedycji egipskiej do Sennaaru (w艂a艣nie
wtedy zebra艂 wspomnian膮 ju偶 wy偶ej kolekcj臋 owad贸w). Mianowany w 1833 roku konsulem
francuskim w Aleksandrii, podejmuje podr贸偶 do Arabii i wydaje o niej poka藕n膮 ksi膮偶k臋. W 1840
roku zosta艂 agentem konsularnym w Mossulu. A miasto to wszak偶e le偶y nad g贸rnym Tygrysem...
Co dnia o zachodzie s艂o艅ca Botta uciekaj膮c od dusznego powietrza bazar贸w wyje偶d偶a konno za
miasto. I co dnia wzrok jego zatrzymuje si臋 na owych dziwnych wzg贸rzach.
Nie by艂 pierwszym, kt贸rego zaintrygowa艂 ich widok. Przed nim ju偶 inni podr贸偶nicy, jak Kinneir,
Rieh, Ainsworth, przypuszczali, 偶e kryj膮 si臋 pod nimi ruiny. (Najbardziej interesuj膮c膮 postaci膮
w艣r贸d tych podr贸偶nik贸w jest C. J. Rieh. Podobnie jak Champollion by艂 cudownym dzieckiem. Ju偶
jako dziewi臋cioletni ch艂opiec zacz膮艂 studiowa膰 j臋zyki wschodnie. Maj膮c lat czterna艣cie studiowa艂
j臋zyk chi艅ski. W wieku dwudziestu czterech lat zosta艂 konsultantem Kompanii Wschodnio-In-
dyjskiej i odbywa艂 podr贸偶e po ca艂ej Mezopotamii, kt贸re przysporzy艂y wielu cennych wiadomo艣ci
贸wczesnej nauce). Anglicy i Francuzi, znacznie cz臋艣ciej ni偶 na przyk艂ad Rosja, Niemcy lub
W艂ochy, dawali nauce i sztuce ludzi b臋d膮cych zarazem wytrawnymi 艣wiatowcami, ludzi, kt贸rzy
doskonale reprezentuj膮c swe kraje za granic膮 mieli w sobie 偶y艂k臋 awanturnicz膮, a wszechstronne
zainteresowanie dla znakomitych przejaw贸w 偶ycia umys艂owego umieli 艂膮czy膰 z g艂臋bokim zmys艂em
spraw politycznych. (Przyk艂adem tego s膮 w czasach najnowszych Paul Claudel i Andr艣 Malraux we
Francji lub pu艂kownik T. E. Lawrence w Anglii ).
Botta nale偶a艂 do rz臋du tych ivdzi. Z zawodu by艂 lekarzem. Interesowa艂 si臋 naukami przyrodniczymi.
By艂 dyplomat膮 i umia艂 wykorzystywa膰 stosunki towarzyskie. Nie by艂 tylko archeologiem. Na
jego przygotowanie do przysz艂ego zadania sk艂ada艂a si臋 jedynie znajomo艣膰 j臋zyka tubylc贸w, zdobyta
w wielu podr贸偶ach umiej臋tno艣膰 utrzymywania przyjaznych stosunk贸w z wyznawcami Proroka i
rzecz nie mniej wa偶na niespo偶yta pracowito艣膰, kt贸rej nie by艂 w stanie z艂ama膰 zab贸jczy klimat
Jemenu i bagnistych 偶u艂aw nilowych.
Z tym rynsztunkiem przyst膮pi艂 do pracy. Spogl膮daj膮c dzi艣 retrospektywnie na jego dzia艂alno艣膰
mo偶na z ca艂膮 pewno艣ci膮 powiedzie膰, 偶e nie mia艂 przed sob膮 偶adnego okre艣lonego planu, nie
wychodzi艂 z 偶adnej 艣mia艂o powzi臋tej hipotezy. W gruncie rzeczy mia艂 tylko jak膮艣 bli偶ej nie-
okre艣lon膮 nadziej臋 z pewn膮 domieszk膮 ciekawo艣ci. Tote偶 w ko艅cu sam nie mniej ni偶 ca艂y 艣wiat by艂
zdumiony w艂asnym sukcesem. Dzie艅 w dzie艅 po zamkni臋ciu konsulatu z nieprawdopodobn膮
wytrwa艂o艣ci膮 bada艂 okolice Mossulu. Odwiedza艂 dom po domu, wst臋powa艂 do ka偶dej cha艂upy,
wsz臋dzie stawiaj膮c te same stereotypowe pytania: "Czy macie jakie艣 staro偶ytne przedmioty? Mo偶e
stare garnki? Star膮 waz臋? Sk膮d wzi臋li艣cie ceg艂y, z kt贸rych zbudowana jest ta stajnia? Sk膮d
pochodz膮 te gliniane skorupy z dziwnymi znakami klinowymi?"
Kupowa艂 wszystko, co mu si臋 nadarzy艂o. Ale gdy zaklina艂 ludzi, aby mu wskazali miejsce, sk膮d
pochodzi艂y owe przedmioty, wzruszali tylko ramionami, m贸wi膮c, 偶e Allach jest wielki i z
pewno艣ci膮 rozsia艂 je wsz臋dzie. Niechaj wi臋c sam si臋 rozejrzy.
Gdy starania Botty, aby przez wypytywanie ludno艣ci ustali膰 miejsce rokuj膮ce szczeg贸lnie bogate
znaleziska, spe艂z艂y na niczym, postanowi艂 rozpocz膮膰 wykopaliska pod pierwszym lepszym
wzg贸rzem. Wyb贸r jego pad艂 na wzg贸rze pod Kujund偶ykiem.
Wyb贸r okaza艂 si臋 niefortunny, przynajmniej je艣li chodzi o Bott臋 i o pierwszy rok prac
wykopaliskowych. Bo 偶e w艂a艣nie to wzg贸rze kry艂o w sobie ruiny zamku Asurbanipala (kt贸rego
Grecy nazywali Sardanapalem), odkry膰 to mia艂 dopiero kto inny. On, Botta, kopa艂 tu daremnie.
Wyobra藕my sobie, co to oznacza wytrwa膰 w takiej bezowocnej pracy. Trzeba wczu膰 si臋 w sytuacj臋
badacza, kt贸ry nie maj膮c 偶adnej wyra藕nej wskaz贸wki, wiedziony jedynie nieokre艣lonym
przypuszczeniem, 偶e wzg贸rza te kryj膮 w sobie co艣, co warte jest odkopania, kopa艂 w nich dzie艅 po
dniu, tydzie艅 po tygodniu, miesi膮c po miesi膮cu, nie znajduj膮c nic pr贸cz paru poszczerbionych
cegie艂 pokrytych znakami, kt贸rych nikt nie umia艂 odczyta膰, lub opr贸cz kilku tors贸w rze藕b tak
potrzaskanych, 偶e ca艂o艣膰 by艂a niepoznawalna albo wydawa艂a si臋 tak prymitywna, 偶e nie mog艂a
pobudzi膰 niczyjej wyobra藕ni.
I tak przez okr膮g艂y rok.
Czy偶 mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e po up艂ywie tego roku Botta, zwiedziony ju偶 niejedn膮 fa艂szyw膮
informacj膮 tubylc贸w, ze zniecierpliwieniem odprawi艂 gadatliwego Araba, gdy ten w kwiecistych
s艂owach zn贸w j膮艂 mu opowiada膰 o jakim艣 wzg贸rzu, gdzie pe艂no jest wszystkich tych przedmiot贸w,
kt贸rych on, Botta, poszukuje? 呕e chcia艂 go nawet przep臋dzi膰 ze swego obozu, gdy coraz natr臋tniej
rozwodzi艂 si臋 nad tym, i偶 pochodzi z odleg艂ej wsi, ale us艂yszawszy o 偶yczeniach Francuza, jako 偶e
lubi w og贸le "Frank贸w", chce mu dopom贸c. Botta szuka cegie艂 m贸wi 贸w Arab cegie艂 z
napisami? W jego rodzinnej wsi, w Chorsabadzie, jest ich bez liku. Chyba musi to wiedzie膰, skoro
sam zbudowa艂 sobie piec z takich cegie艂 i skoro w jego wsi wszyscy od niepami臋tnych czas贸w
robili to samo.
Botta, nie mog膮c si臋 op臋dzi膰 przed natarczywo艣ci膮 tego cz艂owieka, pos艂a艂 z nim kilku swych ludzi
do Chorsabadu, odleg艂ego od wzg贸rza Kujund偶yk o szesna艣cie kilometr贸w. Da艂 im dok艂adne
wskaz贸wki, co maj膮 robi膰. Bo w ko艅cu nie mo偶na wiedzie膰, a nu偶?...
Chwila, w kt贸rej Botta zdecydowa艂 si臋 wys艂a膰 t臋 ma艂膮 ekspedycj臋, uczyni艂a jego nazwisko
nie艣miertelnym w dziejach archeologii. Nazwisko Araba jest dawno zapomniane i nikt o nie nie
pyta.
Botta pozosta艂 tym, kt贸ry wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne pierwsze szcz膮tki kultury, co kwit艂a przez
dwa tysi膮clecia i dalsze dwa tysi膮ce lat spoczywa艂a pogrzebana w czarnej ziemi, pogrzebana w
ludzkiej niepami臋ci.
W tydzie艅 po wys艂aniu przez Bott臋 tej ma艂ej grupki ludzi przyby艂 z Chorsabadu wzburzony goniec.
Ledwo zapuszczono rydel w ziemi臋 opowiada艂 wynurzy艂y si臋 z niej mury. Ledwo za艣 z
grubsza odczyszczono je z brudu, ukaza艂y si臋 napisy, obrazy, p艂askorze藕by, jakie艣 straszne
zwierz臋ta...
Botta skoczy艂 na konia i pop臋dzi艂 do Chorsabadu. W kilka godzin potem siedzia艂 przykucni臋ty w
wykopanym dole i rysowa艂 fantastyczne postacie, brodatych m臋偶czyzn, uskrzydlone zwierz臋ta
formy z jakiego艣 zupe艂nie obcego 艣wiata wyobra偶e艅, postacie, jakich nie widzia艂 nawet w Egipcie i
jakich nigdy jeszcze nie ogl膮da艂o oko Europejczyka. W par臋 dni p贸藕niej sprowadzi艂 ju偶 wszystkich
swych robotnik贸w z Kujund偶yku. W艣r贸d brz臋ku kilof贸w i szpadli zacz臋艂y wy艂ania膰 si臋 mury, wci膮偶
nowe mury i mury. Wreszcie nast膮pi艂a chwila, kiedy Botta nie m贸g艂 ju偶 w膮tpi膰, 偶e odkry艂, je偶eli nie
ca艂膮 Niniw臋, to w ka偶dym razie jeden z najwspanialszych pa艂ac贸w staro偶ytnych kr贸l贸w asyryjskich.
Tej pewno艣ci nie m贸g艂 d艂u偶ej zachowa膰 dla siebie. Musia艂 si臋 z ni膮 podzieli膰 z ca艂ym 艣wiatem.
Wysy艂a wiadomo艣膰 o odkryciu do Francji do Pary偶a.
"S膮dz臋 pisze z dum膮, a gazety pod wielkimi nag艂贸wkami drukuj膮 jego s艂owa 偶e jestem
pierwszym cz艂owiekiem, kt贸ry odkry艂 rze藕by pochodz膮ce niew膮tpliwie z okresu, gdy kwit艂a
Niniwa."
Odkrycie pierwszego pa艂acu asyryjskiego by艂o nie tylko sensacj膮 dziennikarsk膮 dla ca艂ej Europy.
By艂o tak偶e nowin膮 pierwszorz臋dnej wagi dla nauki. Dotychczas przypuszczano powszechnie, 偶e to
Egipt by艂 kolebk膮 ludzko艣ci. Nigdzie bowiem dzieje ludzko艣ci nie si臋ga艂y czas贸w tak odleg艂ych jak
w kraju piramid i mumii. O dolinie Eufratu i Tygrysu dot膮d opowiada艂a tylko Biblia dla nauki
XIX wieku "zbi贸r legend i poda艅". Ju偶 wi臋cej wagi przywi膮zywano do sk膮pych wzmianek an-
tycznych pisarzy. Te za艣, cho膰 nie by艂y niewiarygodne, cz臋stokro膰 sobie przeczy艂y i nie zgadza艂y
si臋 z danymi przytaczanymi przez Bibli臋.
Odkrycie Botty oznacza艂o zatem ni mniej, ni wi臋cej tylko to, 偶e w Mi臋dzyrzeczu faktycznie istnia艂a
kultura co najmniej r贸wnie stara jak kultura egipska, a by膰 mo偶e je偶eliby teraz nadal dawa膰
wiar臋 Biblii nawet starsza od niej, 偶e kwit艂a tu w艣r贸d wspania艂o艣ci i pot臋gi, dop贸ki ogniem i
mieczem nie zosta艂a starta z oblicza ziemi.
Fala entuzjazmu ogarn臋艂a Francj臋. Mobilizowano na wielk膮 skal臋 wszystkie 艣rodki, aby umo偶liwi膰
Botcie kontynuowanie prac. Botta prowadzi艂 wykopaliska przez trzy lata, od 1843 do 1846 roku.
Pracowa艂 wbrew klimatowi, wbrew porom roku, wbrew tubylcom, wbrew paszy, tureckiemu
gubernatorowi, kt贸remu podlega艂 ten kraj. Pasza za艣 by艂 gro藕nym despot膮 i wielkim chciwcem. Dla
niestrudzonych poszukiwa艅 Botty znajdowa艂 tylko jedno wyt艂umaczenie: widocznie szuka z艂ota.
Zacz膮艂 mu wi臋c odstr臋cza膰 miejscowych robotnik贸w, grozi艂 im torturami i wi臋zieniem, byle wpa艣膰
na 艣lad jego tajemnicy. Obstawi艂 wzg贸rze chorsabadzkie kordonem stra偶nik贸w. Pisa艂 raporty do
Konstantynopola. Ale Botta by艂 cz艂owiekiem 偶elaznej wytrzyma艂o艣ci. Nie na pr贸偶no by艂 te偶
dyplomat膮. Na intryg臋 odpowiada艂 intryg膮. W ko艅cu pasza oficjalnie da艂 mu spok贸j. Ale
nieoficjalnie zakaza艂 wszystkim tubylcom, pod gro藕b膮 najstraszliwszych kar, pomaga膰
cudzoziemcowi, kt贸ry kopi膮c te rowy nie ma nic innego na celu, jak zbudowa膰 tu twierdz臋 i
zagrozi膰 wolno艣ci wszystkich lud贸w Mezopotamii.
Botta, niewzruszony, kontynuowa艂 wykopaliska.
Z ziemi, zbudowany na pot臋偶nych tarasach, wynurza艂 si臋 pa艂ac. Uczeni, kt贸rzy na pierwsz膮 wie艣膰 o
odkryciu Botty ca艂膮 rzesz膮 po艣pieszyli na miejsce wykopalisk, rozpoznali w nim wymieniony w
proroctwach Izajasza pa艂ac kr贸la Sargona, letni膮 rezydencj臋 kr贸lewsk膮 na kra艅cach Niniwy co艣
w rodzaju Wersalu lub powi臋kszonego do olbrzymich rozmiar贸w poczdamskiego Sanssouci. Pa艂ac
zbudowany by艂 w 709 roku przed Chr., po zdobyciu Babilonu. Z gruz贸w jedne po drugich
wynurza艂y si臋 coraz to nowe mury, dziedzi艅ce ze zdobnymi w bogate ornamenty portalami,
wspania艂e sale, korytarze, komnaty, tr贸jdzia艂owy harem i szcz膮tki tarasowej wie偶y.
Bogactwo rze藕b i p艂askorze藕b by艂o osza艂amiaj膮ce. Raptem, zupe艂nie niespodzianie, tajemniczy lud
Asyryjczyk贸w wy艂oni艂 si臋 z mrok贸w czasu. Oto ich wizerunki, oto ich narz臋dzia i bro艅, oto jyida膰
ich w艣r贸d codziennych zaj臋膰 domowych, na wojnie, na polowaniu.
Ale rze藕by wykonane w wielkiej cz臋艣ci z 艂atwo niszczej膮cego alabastru, gdy nagle pozbawione
zosta艂y chroni膮cej warstwy gruzu, pod gor膮cym tchnieniem pustyni rozsypywa艂y si臋 w proch.
Wys艂any przez rz膮d francuski, przyby艂 do Chorsabadu Eugene Napol艣on Flandin, znany rysownik i
podr贸偶nik po Persji, kt贸ry wyda艂 ju偶 kilka albumowych dzie艂 o zabytkach staro偶ytno艣ci. Sta艂 on si臋
dla Botty tym, czym Vivant Denon dla napoleo艅skiej Komisji Egipskiej. Z t膮 wszak偶e r贸偶nic膮, 偶e
Denon przerysowywa艂 rzeczy, kt贸re i nadal si臋 zachowa艂y, gdy tymczasem Flandin pr贸bowa艂
ratowa膰 na papierze gin膮ce na jego oczach znaleziska.
Botcie uda艂o si臋 pewn膮 ilo艣膰 rze藕b za艂adowa膰 na tratwy. Ale Tygrys, tutaj, w g贸rnym biegu, rw膮ca
jeszcze i nieposkromiona rzeka g贸rska, nie chcia艂 nie艣膰 na swym grzbiecie tego niezwyk艂ego
艂adunku. Tratwy porwane wirem pocz臋艂y kr臋ci膰 si臋 w ko艂o, straci艂y statyczno艣膰, przechyli艂y si臋 i
oto bogowie i kr贸lowie Asyrii, dopiero co wydarci mrokom wiek贸w, pogr膮偶yli si臋 w odm臋cie w贸d.
Nie zra偶ony tym Botta przedsi臋wzi膮wszy wszystkie 艣rodki ostro偶no艣ci wys艂a艂 w d贸艂 rzeki nowy
艂adunek. Tym razem bezcenne znaleziska dop艂yn臋艂y do portu morskiego. Za艂adowane na okr臋t,
wyl膮dowa艂y wkr贸tce we Francji; w par臋 miesi臋cy p贸藕niej sta艂y ju偶 w Luwrze.
Botta przyst膮pi艂 teraz do opracowania wielkiego ilustrowanego dzie艂a o wykopaliskach w
Chorsabadzie. Edycj膮 zaj臋艂a si臋 dziewi臋cioosobowa komisja uczonych. W sk艂ad jej wchodzili
mi臋dzy innymi: Burnouf, niebawem jeden z najwybitniejszych francuskich archeolog贸w (w dwa-
dzie艣cia lat p贸藕niej Schliemann cz臋sto cytowa膰 go b臋dzie jako jednego ze swych "uczonych
przyjaci贸艂"), i pewien Anglik nazwiskiem Layard, kt贸rego s艂awa nied艂ugo potem za膰mi艂a s艂aw臋
Botty. Layard ju偶 wtedy szed艂 jego 艣ladami. Mia艂 on sta膰 si臋 jednym z najszcz臋艣liwszych archeo-
log贸w, jacy kiedykolwiek zatkn臋li 艂opat臋 w gruz tysi膮cleci.
Jednak偶e Botta, pionier na ziemi asyryjskiej, nie poszed艂 w zapomnienie. Prawda, 偶e jako pionier
by艂 w Asyrii tym samym, czym Belzoni w Egipcie nie znaj膮cym hamulc贸w diggerem,
"kopaczem", poszukiwaczem zdobyczy dla Luwru. (Po nim inny Francuz, Victor Place znowu
konsul obj膮艂 w Niniwie rol臋 "stra偶nika zabytk贸w", jak膮 Mariet-te odegra艂 w Kairze.) Mimo to
jego ksi膮偶ka Monuments de Ninive d膰-couverts et dicrits par Botta, mesures et dessinis par Flandin
(Pomniki Niniwy, odkryte i opisane przez Bott臋, wymierzone i przerysowane przez Flandina)
nale偶y do klasycznych dzie艂 archeologii. Wydana w latach 1849 i 1850, obejmuje pi臋膰 tom贸w; dwa
pierwsze zawieraj膮 tablice architektury i rze藕by, tom trzeci i czwarty zbi贸r inskrypcji, tom pi膮ty
wype艂niaj膮 opisy.




Rozdzia艂 dwudziesty

ODCYFROWYWANIE PISMA KLINOWEGO


Do czyich r膮k trafi艂a ksi膮偶ka Botty? Kto doczyta艂 do ko艅ca trzeci i czwarty jej tom? Dla kogo
zrozumia艂e by艂y nagromadzone w nich inskrypcje?
Historia wszystkich wielkich osi膮gni臋膰 naukowych dowodzi, 偶e odkrycie i praktyczne jego
spo偶ytkowanie mog膮 w czasie by膰 bardzo od siebie odleg艂e.
W贸wczas, gdy Botta obok rze藕b zbiera艂 w Chorsabadzie tak偶e pokryte dziwnymi znakami
klinowymi cegie艂ki i po sporz膮dzeniu kopii wysy艂a艂 je do Pary偶a (sam nie maj膮c 偶adnego poj臋cia,
jak nale偶y czyta膰 te znaki), w r贸偶nych punktach Europy i Bliskiego Wschodu badania nad pismem
klinowym prowadzi艂o wielu uczonych, kt贸rzy mieli ju偶 w r臋ku klucz do jego odszyfrowania.
Brzmi to wprost nieprawdopodobnie, a jednak ju偶 od lat mieli w r臋ku klucz do odczytania pisma
u偶ywanego w pa艅stwie, o kt贸rym dopiero teraz dzi臋ki Botcie po raz pierwszy uzyskali bogate
materia艂y. Je偶eli liczy膰 od dnia ukazania si臋 ksi膮偶ki Botty, mieli go dok艂adnie od lat czterdziestu
siedmiu. Aby posun膮膰 si臋 dalej w odcyfrowaniu tego pisma, brakowa艂o im jedynie nowych, coraz
to nowych inskrypcji innych, dok艂adniejszych, liczniejszych ni偶 te, kt贸re mieli przed oczyma
dotychczas. Najistotniejsze wszak偶e podstawy do odcyfrowania system贸w pisma klinowego
osi膮gni臋to ju偶 wtedy, gdy jeszcze nie by艂 ods艂oni臋ty ani jeden mur pa艂acu Sargona, a o Niniwie
gdzie Layard w艂a艣nie rozpoczyna艂 wykopaliska nie wiedziano nic ponad to, co opowiada艂a o niej
Biblia. Teraz, po pionierskim czynie Botty, po dokonanych niebawem odkryciach La-yarda, po
zdobyciu nowych wiadomo艣ci przez pewnego 艣mia艂ego Anglika, kt贸ry niedaleko od miejsca ich
wykopalisk opu艣ci艂 si臋 na linach i hakach ze szczytu prostopad艂ej ska艂y jedynie po to, aby
skopiowa膰 wykuty w niej napis klinowy, nast臋powa艂y jedne po drugich coraz to nowe wykopaliska
i odkrycia. Odcyfrowywano coraz to nowe teksty, wprowadzano wci膮偶 nowe udoskonalenia do
metody ich odczytywania. Wszystko to, w po艂膮czeniu z wiadomo艣ciami czerpanymi z j臋zykoznaw-
stwa i og贸lnej znajomo艣ci historii archaicznych lud贸w, z艂o偶y艂o si臋 w ci膮gu jednego dziesi臋ciolecia
na tak zwart膮 konstrukcj臋 naukow膮, 偶e w po艂owie ubieg艂ego wieku badacze byli ju偶 uzbrojeni we
wszystkie niezb臋dne elementy wiedzy, aby m贸c niezw艂ocznie wzi膮膰 na warsztat wyniki ka偶dego
nowego odkrycia dokonanego 艂opat膮 archeologa.
Dla pierwszego jednak cz艂owieka, kt贸ry zrobi艂 rozstrzygaj膮cy krok na drodze do odcyfrowania
pisma klinowego, bod藕cem do tego czynu trudno odnotowa膰 ten fakt bez u艣miechu na ustach
nie by艂a bynajmniej ani ciekawo艣膰 uczonego, ani p臋d do odkry膰 naukowych. By艂 to Niemiec,
rokuj膮cy pi臋kne nadzieje m艂ody cz艂owiek w wieku dwudziestu siedmiu lat, w 1802 roku nauczyciel
gimnazjum miejskiego w Getyndze. Za pomoc膮 metody, kt贸ra zas艂uguje po wsze czasy na miano
genialnej, odcyfrowa艂 on pierwsze dziesi臋膰 liter jednego z rodzaj贸w pisma klinowego bo poszed艂
o zak艂ad, 偶e tego dokona!


O istnieniu tekst贸w pisanych pismem klinowym dowiedziano si臋 ju偶 w XVII wieku, kiedy w艂oski
podr贸偶nik Pi臋tro delia Valle przes艂a艂 pierwsze kopie napis贸w klinowych do Europy. W 1693 roku
Aston opublikowa艂 w Philosophical Transactions dwa wiersze znak贸w klinowych skopiowane
przez niejakiego Flowera, agenta Kompanii Wschodnio-Indyj-skiej w Persji. Najbardziej
rewelacyjne wiadomo艣ci nie tylko o pismach i zabytkach Azji Przedniej, ale i o jej krajach i
zamieszkuj膮cych je ludach przywi贸z艂 Karsten Niebuhr, Hanowerczyk pozostaj膮cy na s艂u偶bie kr贸la
du艅skiego Fryderyka V. W latach 1760 do 1767 wraz z gronem innych uczonych odby艂 on podr贸偶
po krajach Wschodu. Ju偶 w ci膮gu pierwszego roku wszyscy cz艂onkowie ekspedycji, z wyj膮tkiem
Niebuhra, pomarli. Niebuhr, nieustraszony, sam jeden podr贸偶owa艂 dalej, powr贸ci艂 zdr贸w i ca艂y i
wyda艂 sw膮 Reisebeschreibung von Arabien und anderen umliegenden L鋘dern (Opis podr贸偶y po
Arabii i innych krajach o艣ciennych) ksi膮偶k臋, kt贸r膮 Napoleon stale mia艂 przy sobie podczas swej
wyprawy do Egiptu.
Te pierwsze kopie pisma klinowego, niepe艂ne, zniekszta艂cone, 藕le przerysowane (jeszcze w XVIII
wieku s艂ynny angielski orientalista Hyde twierdzi艂, 偶e chodzi tu o wykut膮 w kamieniu ornamentyk臋,
ale przenigdy o pismo), kt贸re r贸偶nymi drogami okr臋偶nymi dosta艂y si臋 do Europy, przewa偶nie nie
pochodzi艂y z dawnej Asyrii i Babilonii w 艣ci艣le geograficznym znaczeniu tego okre艣lenia. Niemal
wszystkie bez wyj膮tku znalezione zosta艂y w olbrzymich rumowiskach o siedem mil na p贸艂nocny
wsch贸d od Szirazu, kt贸re ju偶 Niebuhr s艂usznie uwa偶a艂 za szcz膮tki dawnego Persepolis.
Rumowiska te nale偶膮 do kultury p贸藕niejszej od tej, kt贸r膮 w latach czterdziestych ubieg艂ego stulecia
Botta swym rydlem znowu przywo艂a艂 do 偶ycia. S膮 to szcz膮tki rezydencji Dariusza i Kserksesa,
ruiny olbrzymiego pa艂acu, kt贸ry Aleksander Wielki zburzy艂 wed艂ug Diodora "podczas
pijackiej biesiady, w stanie zamroczenia". O tej samej libacji opowiada tak偶e Kleitarch, dodaj膮c
jednak, 偶e tancerka ate艅ska Tais w szale ta艅ca porwa艂a z o艂tarza p艂on膮c膮 g艂owni臋 i rzuci艂a j膮 mi臋dzy
drewniane kolumny pa艂acu, a pijany Aleksander wraz ze swymi towarzyszami poszed艂 za jej
przyk艂adem. (Droysen w swej Geschichte des Hellenismus m贸wi o tych relacjach, 偶e "z
niepospolitym talentem, lecz kosztem historii, tworzono tu historyjki".) Pa艂ac w Persepolis s艂u偶y艂
jeszcze za siedzib臋 艣redniowiecznym ksi膮偶臋tom islamu. P贸藕niej ju偶 tylko owce pas艂y si臋 w艣r贸d jego
ruin. Pierwsi podr贸偶nicy "szabrowali" rozsiane tu zabytki; nie ma chyba na 艣wiecie ani jednego
wielkiego muzeum, kt贸re nie mog艂oby si臋 poszczyci膰 posiadaniem fragment贸w jakiej艣
p艂askorze藕by z Persepolis. Flandin i Coste rysowali te ruiny, Andreas za艣 i Stolze sfotografowali je
juz w 1882 roku. Podobnie jak rzymskie Koloseum, tak i ruiny pa艂acu Dariusza s艂u偶y艂y potem za
kamienio艂omy. W ubieg艂ym stuleciu mo偶na by艂o obserwowa膰, jak z ka偶dym dziesi膮tkiem lat
ulega艂y dalszemu zniszczeniu. W latach 1931 do 1934 Ernst Herzfeld na polecenie Oriental Institute
uniwersytetu w Chicago zainicjowa艂 tu pierwsze systematyczne badania, a zarazem i pierwsze
skuteczne 艣rodki maj膮ce na celu zachowanie ocala艂ych szcz膮tk贸w.
Na ziemiach tych dawne kultury le偶膮 na sobie warstwami jak nigdzie indziej. Mo偶na sobie na
przyk艂ad wyobrazi膰 nast臋puj膮c膮 scen臋. Oto jaki艣 Arab przynosi archeologowi do jego pracowni w
Bagdadzie kilka glinianych tabliczek pokrytych pismem klinowym. Na tych tabliczkach, po-
chodz膮cych by膰 mo偶e z Behistunu, mowa jest o Dariuszu, kr贸lu Pers贸w. Archeolog, maj膮c zawsze
pod r臋k膮 swego Herodota, znajduje u niego, a tak偶e u nowszych badaczy, potwierdzenie, 偶e Dariusz
oko艂o 500 roku przed Chr. sta艂 u szczytu swej pot臋gi i ze pa艅stwo jego sta艂o si臋 suzerenem
olbrzymiego imperium. Badaj膮c napisy na innych cegie艂kach nasz archeolog znajduje wzmianki
wskazuj膮ce na dawniejsze dynastie, na wojny, spustoszenia, mordy. Znajduje na przyk艂ad
wzmiank臋 o Hammurabim, a wi臋c o innym olbrzymim pa艅stwie, kt贸re okres swego rozkwitu
prze偶ywa艂o oko艂o 1700 roku przed Chr., lub o kr贸lu Sanherybie, czyli o trzecim olbrzymim
imperium, kt贸re istnia艂o tu na prze艂omie VIII i VII stulecia przed Chr. Aby jednak i na tym nie
urwa艂 si臋 艂a艅cuch relacji o owych olbrzymich imperiach, wystarczy, je偶eli nasz archeolog wyjdzie
za swym Arabem na ulic臋. Zobaczy wtedy, jak ten na najbli偶szym rogu przykucnie w艣r贸d kr臋gu
zebranych tu ludzi, jak ca艂y zamieniony w s艂uch zawi艣nie na ustach ulicznego bajarza
opowiadaj膮cego monotonnie 艣piewnym g艂osem i z pot臋guj膮cymi efekt pauzami o Harun-al-
Raszydzie, wspania艂ym kalifie, kt贸ry oko艂o 800 roku po Chr. a wi臋c wtedy, gdy na zachodzie
Europy panowa艂 ju偶 Karol Wielki sta艂 u szczytu pot臋gi, a s艂awa jego m膮dro艣ci rozchodzi艂a si臋
szeroko po 艣wiecie.
Je偶eli dodamy do tego nasze najnowsze wiadomo艣ci o dziejach Mezopotamii, to oka偶e si臋, 偶e
mi臋dzy dzisiejszym Damaszkiem a Szirazem kwit艂o sze艣膰 wielkich centr贸w kulturowych, z kt贸rych
ka偶de promieniowa艂o na rozleg艂e obszary i wywar艂o ogromny wp艂yw na 艣wiat staro偶ytny. Oka偶e si臋
dalej, 偶e te kultury, 艣ci艣ni臋te na tak w膮skim obszarze, wzajem si臋 zaz臋biaj膮c i wzajemnie
zap艂adniaj膮c, ale zarazem od siebie niezale偶ne, wype艂ni艂y burzliw膮 tre艣ci膮 pi臋膰 tysi膮cleci historii
pi臋膰 tysi膮cleci cz臋stokro膰 strasznych, ale cz臋sto te偶 wznios艂ych dziej贸w ludzko艣ci. Wobec tego
bogactwa dziej贸w ludzkich, przed kt贸rym stan膮艂 archeolog w dolinie Eufratu i Tygrysu, dziewi臋膰
warstw kulturowych, na kt贸re natkn膮艂 si臋 Schliemann odkopuj膮c Troj臋, by艂o zaprawd臋 prostym pro-
blemem. Zawiera艂y one tylko jedn膮 warstw臋 kulturow膮 o prawdziwie wielkim znaczeniu
historycznym. W Mezopotamii warstw kulturowych bez znaczenia wprost niepodobna zliczy膰.
Do艣膰 powiedzie膰, 偶e jedno tylko miasto z okresu akkadyjskiego, z trzeciego tysi膮clecia przed Chr.,
wznosi艂o si臋 ju偶 na pi臋ciu warstwach takiego gruzu kulturowego w okresie gdy Babilon jeszcze
si臋 nie narodzi艂.
呕e w tak olbrzymich okresach dziej贸w wraz z wszystkim innym zmienia艂y si臋 nie tylko j臋zyki, lecz
tak偶e pisma, jest rzecz膮 samo przez si臋 zrozumia艂膮. Tak jak jedne hieroglify nie by艂y identyczne z
innymi, tak i jedno pismo klinowe nie by艂o tym samym, co inne. Cegie艂ki z tekstami klinowymi
wys艂ane przez Bott臋 do Pary偶a wygl膮da艂y zupe艂nie inaczej ni偶 teksty przywiezione przez Niebuhra
z Persepolis. Jednak偶e w艂a艣nie te teksty z Persepolis, te tabliczki sprzed dwu i p贸艂 tysi膮ca lat (i
dlatego we wszystkich pierwszych publikacjach o odcyfrowaniu pisma klinowego nigdy nie ma
mowy o napisach asyryjskich lub babilo艅skich, lecz zawsze tylko o persepolita艅skich) sta艂y si臋
kluczem do odszyfrowania wszystkich innych tekst贸w pisma klinowego, kt贸re teraz wynurza艂y si臋
z gruz贸w w dolinie Eufratu i Tygrysu.


Odcyfrowanie pisma klinowego by艂o dzie艂em genialnym. Pozostanie ono jednym z najwy偶szych
osi膮gni臋膰 m贸zgu cz艂owieka, godnym stan膮膰 obok najwi臋kszych naukowych i technicznych
konstrukcji my艣lowych ludzkiego umys艂u.
9 czerwca 1775 roku w niemieckim mie艣cie M黱den urodzi艂 si臋 Georg Friedrich Grotefend. Po
odbyciu szk贸艂 najpierw w mie艣cie rodzinnym, potem w Ilfeld, studiowa艂 filologi臋 w Getyndze,
gdzie w 1797 roku zosta艂 zast臋pc膮 nauczyciela w miejscowym gimnazjum. W 1803 roku jest
prorektorem, potem za艣 konrektorem gimnazjum we Frankfurcie nad Menem. W 1817 roku za艂o偶y艂
stowarzyszenie uczonych dla bada艅 j臋zyka niemieckiego. W 1821 roku zostaje dyrektorem liceum
w Hanowerze. W 1849 roku rzecz zwyk艂a w 偶yciu urz臋dnika przechodzi na emerytur臋. Zmar艂
15 grudnia 1853 roku.
Maj膮c dwadzie艣cia siedem lat cz艂owiek ten, kt贸rego ca艂e 偶ycie, nacechowane wyj膮tkow膮 prawo艣ci膮,
wolne by艂o od wszelkiej ekstrawagancji lub jakiegokolwiek wybryku, pewnego razu przy kt贸rej艣
tam kolejce piwa powzi膮艂 raptem my艣l, 偶eby p贸j艣膰 z kolegami o absurdalny wprost zak艂ad, i偶
znajdzie klucz do odszyfrowania pisma klinowego. Wszystko, czym wtedy dysponowa艂,
ogranicza艂o si臋 do kilku kiepskich kopii napis贸w z Persepolis. Z m艂odzie艅cz膮 beztrosk膮 zabra艂 si臋
do rozwi膮zania problemu. I w艂a艣nie jemu uda艂o si臋 dokona膰 tego, co najwybitniejsi uczeni owych
czas贸w uwa偶ali za rzecz niemo偶liw膮. W 1802 roku przedstawi艂 Akademii Nauk w Getyndze
pierwsze wyniki swych bada艅. Jego liczne p贸藕niejsze prace filologiczne dzi艣 s膮 ju偶 od dawna
pozbawione znaczenia i zapomniane. Ale jedna jego praca pozostanie na zawsze prac膮 epokow膮:
Beitr鋑e zur Erl鋟terung der persepolitanischen Keilschrift (Przyczynki do obja艣nienia pisma
klinowego z Persepolis).
Przyst臋puj膮c do swego zadania Grotefend m贸g艂 oprze膰 si臋 na nast臋puj膮cych pracach wst臋pnych,
kt贸rych przed nim dokonali ju偶 inni badacze:
Inskrypcje w Persepolis wykazywa艂y bardzo r贸偶norodny charakter. Na kilku tabliczkach widoczne
by艂y trzy r贸偶ne rodzaje pisma w trzech wyra藕nie odgraniczonych od siebie kolumnach. Uczonym
znane by艂y, przede wszystkim z pism antycznych autor贸w greckich, dzieje dawnych Pers贸w,
w艂adc贸w z Persepolis; jako m艂ody humanista zna艂 je tak偶e Grotefend. Wiedzia艂, 偶e oko艂o 540 roku
przed Chr. Cyrus pobi艂 na g艂ow臋 Babilo艅czyk贸w, 偶e stworzywszy pierwsze wielkie imperium
perskie przypiecz臋towa艂 na zawsze los Babilonii. Z faktu tego narzuca艂 si臋 wniosek, 偶e co najmniej
jeden z trzech napis贸w musia艂 by膰 napisem w j臋zyku zaborc贸w. Dalej, kieruj膮c si臋 og贸lnym
wyczuciem, kt贸re rzeczy najwa偶niejszej zawsze dopatruje si臋 w miejscu centralnym,
przypuszczano, 偶e tym tekstem w j臋zyku staroperskim wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa
jest kolumna 艣rodkowa. Poza tym badacze tych inskrypcji ju偶 przedtem zauwa偶yli, 偶e niezwykle
cz臋sto powtarza si臋 w tych napisach pewna grupa znak贸w i pewien pojedynczy znak.
Przypuszczano, 偶e ta grupa znak贸w oznacza by膰 mo偶e s艂owo "kr贸l"; znajomo艣膰 innych zabytk贸w
staro偶ytnych nasuwa艂a tego rodzaju wniosek. Pojedynczy za艣 znak przebiegaj膮c膮 z lewa na
prawo uko艣n膮 kresk臋 klinow膮 uwa偶ano za znak rozdzielczy.
To by艂o wszystko dla odcyfrowania pisma klinowego naprawd臋 bardzo niewiele. Tym bardziej
偶e te sk膮pe hipotezy nawet nie dawa艂y pewno艣ci, jak nale偶y czyta膰 inskrypcje, nie wyja艣nia艂y, gdzie
by艂a g贸rna, a gdzie dolna ich strona, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e nie dawa艂y odpowiedzi na pytanie,
czy nale偶y czyta膰 to pismo z prawa na lewo, czy z lewa na prawo.
Grotefend, od najm艂odszych lat przywyk艂y do gruntowno艣ci, zabra艂 si臋 do zbadania sprawy jeszcze
raz od samego pocz膮tku.
Champollion, kt贸ry w dwadzie艣cia lat p贸藕niej odcyfrowa艂 hieroglify, sta艂 je偶eli uwzgl臋dni膰
istniej膮ce ku temu warunki przed nier贸wnie mniej skomplikowanym problemem. Grotefend nie
mia艂 tr贸jj臋zycznego kamienia z Rosetty, kt贸ry Champollionowi dawa艂 wyra藕ny przek艂ad. Nie zna艂
ani jednego z figuruj膮cych tu obok siebie trzech r贸偶nych j臋zyk贸w i pism. Nie pozostawa艂o mu wi臋c
nic innego, jak rozpocz膮膰 od pr贸by 艣cis艂ego opisu.
Najpierw uzasadni艂 tez臋, 偶e znaki klinowe s膮 pismem, a nie ornamentyk膮. Potem na podstawie
konkretnego braku jakichkolwiek zaokr膮gle艅 stwierdzi艂, 偶e nie nadaj膮 si臋 do "pisania", lecz mog膮
jedynie by膰 wyciskane rylcem w trwa艂ym materiale. (Wtr膮膰my tu nawiasem, 偶e jak obecnie wiemy,
ten dla naszych poj臋膰 tak uci膮偶liwy proceder a偶 do czas贸w Aleksandra Wielkiego najzupe艂niej
wystarcza艂 do za艂atwiania wszelkich spraw zwi膮zanych z 偶yciem politycznym i gospodarczym Me-
zopotamii i staro偶ytnej Persji. Tak na przyk艂ad pisarze jakiego艣 magazynu, zamiast zak艂ada膰 do
maszyny do pisania jak uczyniliby艣my to dzi艣 drukowane formularze firmowe z kalk膮 i
przebitk膮, brali 艣wie偶o przygotowane, jeszcze mi臋kkie tabliczki gliniane, wyciskali w nich rylcem
spis dostarczonych materia艂贸w i jedn膮 tak膮 tabliczk臋 zachowywali dla siebie, drug膮 za艣 wr臋czali
dostawcy; obie cegie艂ki szybko wypalano w piecu, gdzie tak twardnia艂y, 偶e przetrwa艂y potem
wszelkie rodzaje dokument贸w papierowych i jeszcze po trzech tysi膮cach lat informuj膮 nas o
sprawach 贸wczesnych.)
Nast臋pnie Grotefend dowi贸d艂, 偶e chocia偶 znaki klinowe ostrzem swym zwr贸cone by艂y w czterech
kierunkach, to jednak zasadniczy kierunek pisma zawsze przebiega艂 od g贸ry do do艂u lub od lewa na
prawo. K膮ty utworzone przez dwa po艂膮czone kliny zawsze rozwieraj膮 si臋 w prawo. Z tych na poz贸r
tak prostych stwierdze艅 wyci膮gn膮艂 Grotefend pierwszy wniosek, jak nale偶y patrze膰 na napisy:
"Trzyma膰 nale偶y je tak, aby ostrza klin贸w pionowych zwr贸cone by艂y w d贸艂, ostrza za艣 klin贸w
poziomych w prawo i aby k膮ty tak偶e rozwiera艂y si臋 na prawo. Trzymaj膮c si臋 tej zasady przekonamy
si臋, 偶e 偶adne pismo klinowe nie jest pisane w kierunku perpendykularnym, lecz zawsze w kierunku
horyzontalnym i 偶e figury umieszczone obok znak贸w pisarskich na gemmach i walcach nie
stanowi膮 podstawy do okre艣lenia kierunku pisma." Jednocze艣nie wyci膮gn膮艂 z tego wniosek, 偶e
pismo klinowe czyta膰 nale偶y z lewa na prawo co tylko nam, ludziom cywilizacji zachodniej,
wydaje si臋 rzecz膮 naturaln膮.
Wszystko to jednak nie posuwa艂o naprz贸d sprawy odcyfrowania samego pisma. Grotefend sta艂 teraz
przed rozstrzygaj膮cym krokiem. To, 偶e zrobi艂 ten krok, 艣wiadczy o jego geniuszu.
By膰 genialnym znaczy to mi臋dzy innymi mie膰 zdolno艣膰 widzenia rzeczy skomplikowanych w ich
formie najprostszej, zdolno艣膰 rozpoznania zasady, na kt贸rej opiera si臋 jaka艣 konstrukcja.
Prawdziwie genialny pomys艂 Grotefenda, kt贸ry zadecydowa艂 o powodzeniu jego bada艅, by艂 zdu-
miewaj膮co prosty.
Trudno przypu艣ci膰 powiedzia艂 sobie by pewne u艣wi臋cone tradycj膮 zwyczaje zwi膮zane z
napisami na pomnikach (kopie pisma klinowego, kt贸re mia艂 przed sob膮, by艂y w艂a艣nie kopiami
inskrypcji pomnikowych) mia艂y ulec jakiej艣 raptownej zmianie. W jego w艂asnej ojczy藕nie napis:
"Niechaj spoczywa w pokoju", powtarzaj膮cy si臋 regularnie na nagrobkach dziad贸w i pradziad贸w,
b臋dzie przypuszczalnie powtarza艂 si臋 na grobach wnuk贸w i prawnuk贸w. Dlaczeg贸偶 wi臋c stale
powracaj膮ce pierwsze s艂owa na pomnikach nowoperskich nie mia艂yby si臋 tak偶e znajdowa膰 na
pomnikach staroperskich, oczywi艣cie pod warunkiem s艂uszno艣ci samego za艂o偶enia, i偶 jedna z
kolumn zawiera tekst w j臋zyku staroperskim? Innymi s艂owy, dlaczeg贸偶 by inskrypcje w Persepolis
nie mia艂y si臋 zaczyna膰 tak samo, jak wszystkie znane mu nowsze inskrypcje:

"X wielki kr贸l kr贸l kr贸l贸w kr贸l (kraj贸w) A i B syn Y wielkiego kr贸la kr贸la
kr贸l贸w...",

czyli rozpoczyna膰 si臋 od stereotypowego wyliczenia genealogii dynastycznej? My艣l ta by艂a
genialnym rozwini臋ciem hipotezy, wed艂ug kt贸rej jedna z cz臋sto wyst臋puj膮cych grup znak贸w
klinowych oznacza膰 mia艂a s艂owo "kr贸l". Ten w膮tek rozumowania otwiera艂 znacznie szersze ni偶
dot膮d mo偶liwo艣ci, pozwala艂 bowiem od razu wyci膮gn膮膰 nast臋puj膮ce wnioski: je偶eli hipoteza by艂a
s艂uszna s艂uszna w dos艂ownym znaczeniu tego wyrazu to pierwsze s艂owo musia艂o by膰
imieniem kr贸la, potem nast臋powa膰 musia艂 uko艣ny klin jako znak rozdzielczy, nast臋pnie za艣 dwa
dalsze s艂owa, z kt贸rych jedno znowu oznacza膰 musia艂o "kr贸l". W pierwszej wi臋c cz臋艣ci napisu to
s艂owo "kr贸l" musia艂o powtarza膰 si臋 cz臋sto! Mo偶emy tu tylko odda膰 sam膮 zasad臋 dalszego, bardzo
zawi艂ego rozumowania Grotefenda. Nie trzeba mie膰 szczeg贸lnie bujnej wyobra藕ni, aby przedstawi膰
sobie uczucie triumfu, jakie przypuszczalnie opanowa艂o m艂odego badacza, skromnego nauczyciela
gimnazjalnego, gdy w zatopionej w dociekaniach naukowych Getyndze, odleg艂y o tysi膮ce
kilometr贸w od miejsca, gdzie znajdowa艂y si臋 orygina艂y tych inskrypcji, i w trzy tysi膮ce lat od
chwili, gdy zosta艂y napisane stwierdzi艂, 偶e jego hipotezy s膮 s艂uszne. S艂uszne? Nie, s艂owo to jest
zbyt pochopne. Znalaz艂 wprawdzie w inskrypcji powtarzaj膮c膮 si臋 parokrotnie kolejno艣膰, kt贸r膮 sobie
"wyliczy艂", i cz臋sto powtarzaj膮cy si臋 zesp贸艂 znak贸w, kt贸ry wed艂ug jego domniemania oznacza膰
musia艂 s艂owo "kr贸l". Ale czy znajdzie si臋 kto艣, kto uzna to za wystarczaj膮cy dow贸d? I co w gruncie
rzeczy da艂o to odkrycie?
Sprawdzi艂 raz jeszcze osi膮gni臋te dot膮d wyniki. I tu odkry艂 rzecz nast臋puj膮c膮: na wszystkich niemal
tabliczkach, kt贸re mia艂 do dyspozycji, znajdowa艂 tylko dwa r贸偶ne warianty pierwszych grup
znak贸w klinowych. Ile razy por贸wnywa艂 tekst, wci膮偶 natrafia艂 na te same dwie grupy, te same dwa
pocz膮tkowe s艂owa, kt贸re wed艂ug jego teorii musia艂y oznacza膰 imi臋 jakiego艣 kr贸la. Co wi臋cej,
znalaz艂 i takie inskrypcje, kt贸re zawiera艂y jednocze艣nie oba warianty, czyli obydwa imiona kr贸l贸w!
Grotefend by艂 tym zupe艂nie oszo艂omiony. Id膮c dalej za w膮tkiem jego teorii mog艂o to wszak mie膰
tylko jedno znaczenie, a mianowicie, 偶e wszystkie pomniki i grobowce, z kt贸rych pochodzi艂y le偶膮ce
przed nim kopie inskrypcji klinowych, dotyczy艂y tylko dw贸ch kr贸l贸w. Skoro za艣 na niekt贸rych
tabliczkach wymienieni oni byli obok siebie, to czy偶 nie by艂o wi臋cej ni偶 prawdopodobne, 偶e
chodzi艂o tu o ojca i syna?
Tam gdzie te imiona pojawiaj膮 si臋 oddzielnie, po jednym z nich nast臋powa艂a grupa znak贸w o
domniemanym znaczeniu "kr贸l", natomiast po drugim imieniu s艂owo to nie figurowa艂o. Z tego,
zgodnie z teori膮 Grotefenda, wynika艂by nast臋puj膮cy schemat: "X kr贸l syn Z Y kr贸l
syn X kr贸la..."
Nie wolno zapomina膰, 偶e dot膮d wszystkie rozwa偶ania Grotefenda by艂y hipotez膮 hipotez膮 opart膮
jedynie na cz臋stotliwo艣ci kilku znak贸w, na sta艂ym ich powtarzaniu si臋 i na ich kolejno艣ci. Mo偶na
sobie 艂atwo wyobrazi膰, jakie ogarn臋艂o go gor膮czkowe podniecenie, gdy przy ponownym
sprawdzeniu tej ostatniej, podanej wy偶ej kolejno艣ci, nagle jasno i wyra藕nie ujrza艂 przed sob膮 drog臋
prowadz膮c膮 do faktycznego, nieodpartego udowodnienia swej teorii. Zach臋camy uwa偶nego
czytelnika czy偶 nie 偶yjemy w stuleciu lubuj膮cym si臋 w zgadywankach i wszelkich rodzajach
sportu umys艂owego? aby, nim czyta膰 b臋dzie dalej, sam r贸wnie偶 sprawdzi艂 ten ostatni schemat.
Co w nim rzuca si臋 w oczy?
Trudno przeoczy膰 szczeg贸艂 prowadz膮cy do rozwi膮zania zagadki. Jest nim pewna luka maj膮ca
decyduj膮ce znaczenie dla nast臋pnego kroku. 艢ci艣lej brak jednego s艂owa. Jeszcze 艣ci艣lej brak
s艂owa "kr贸l" po imieniu, kt贸re w przytoczonym wy偶ej schemacie oznaczone jest liter膮 "Z".
Je偶eli bowiem schemat ten istotnie odpowiada艂 rzeczywisto艣ci historycznej, to okre艣la艂 on pewne
nast臋pstwo dynastyczne dziadka, ojca i syna, gdzie ojciec i syn byli kr贸lami, natomiast dziadek
nim nie by艂.
Grotefend m贸g艂 odetchn膮膰 z uczuciem ulgi: je偶eli badaj膮c znamy obecnie poczet kr贸l贸w perskich
m贸wi艂 sobie uda mi si臋 odnale藕膰 tak膮 jak wy偶ej opisana grup臋 trzech pokole艅 dynastycznych,
to s艂uszno艣膰 mej teorii jest udowodniona rozwi膮za艂em zagadk臋 pierwszych s艂贸w pisma
klinowego!
Czas udzieli膰 g艂osu Grotefendowi. Niechaj sam opowie o tej decyduj膮cej fazie pr贸by odcyfrowania
pisma klinowego:
"By艂em mocno przekonany, 偶e szuka膰 nale偶y dw贸ch kr贸l贸w z dynastii Achemenid贸w. Uwa偶a艂em,
偶e staro偶ytni historycy greccy, szczeg贸艂owo opowiadaj膮cy o wsp贸艂czesnych im wydarzeniach, s膮
藕r贸d艂em najbardziej wiarygodnym. Zacz膮艂em tedy przegl膮da膰 list臋 tych kr贸l贸w sprawdzaj膮c, kt贸re
imiona najbardziej daj膮 si臋 przystosowa膰 do znak贸w klinowych w inskrypcjach. Nie mog艂y to by膰
imiona Cyrusa (Kyrosa) i Kambizesa, gdy偶 dwa imiona powtarzaj膮ce si臋 w inskrypcjach nie mia艂y
jednakowej litery pocz膮tkowej. Nie m贸g艂 to w og贸le by膰 ani 偶aden Cyrus, ani Artakserkses, w
zestawieniu bowiem z zespo艂ami znak贸w pierwsze imi臋 by艂o za kr贸tkie, drugie natomiast za d艂ugie.
Pozosta艂y mi wi臋c tylko imiona Dariusza i Kserksesa. Dawa艂y si臋 one tak 艂atwo dopasowa膰 do grup
znak贸w klinowych, 偶e nie mog艂em mie膰 偶adnej w膮tpliwo艣ci, iz o nich w艂a艣nie chodzi. W dodatku
inskrypcja dotycz膮ca syna wymienia艂a tak偶e tytu艂 kr贸lewski ojca, natomiast przy drugim imieniu
nast臋puj膮cym po imieniu ojca brak by艂o tego tytu艂u. Spostrze偶enie to potwierdza艂y wszystkie
napisy z Persepolis we wszystkich rodzajach pisma."
Dow贸d zatem by艂 przeprowadzony. Nie tylko Grotefend, kt贸ry wierzy艂 w sw膮 teori臋, ale i ka偶dy
bezstronny krytyk musia艂 uzna膰 nieodpart膮 si艂臋 przekonywaj膮c膮 stworzonego tu 艂a艅cucha
logicznego.
Pozosta艂 do zrobienia jeszcze jeden, ostatni krok. Dotychczas Grotefend wychodzi艂 z greckiej
pisowni imion kr贸lewskich przekazanych g艂贸wnie przez Herodota. Bior膮c za punkt wyj艣cia znane
mu imi臋 dziadka (Hystaspesa) pisze dalej:
"Poniewa偶 w艂a艣ciwe odczytanie imion musia艂o mi umo偶liwi膰 poznanie dwunastu liter, w tym pr贸cz
jednej w艂a艣nie wszystkich liter tytu艂u kr贸lewskiego, wi臋c chodzi艂o teraz o to, aby imionom tym,
znanym tylko w brzmieniu greckim, nada膰 brzmienie perskie i przez prawid艂owe okre艣lenie
warto艣ci d藕wi臋kowej ka偶dej litery odcyfrowa膰 tytu艂 kr贸lewski i w ten spos贸b odgadn膮膰 j臋zyk, w
kt贸rym pisane by艂y te inskrypcje. Ot贸偶 z ksi膮g Zendawesty (zbiorowa nazwa 艣wi臋tych ksi膮g
Pers贸w) wyczyta艂em, ze imi臋 Hystaspesa po persku brzmia艂o Goszap, Kistap, Gustasp lub
Wisztaspa, co da艂o mi pierwszych siedem liter w imieniu Hystaspesa wymienionym w inskrypcji
Dariusza; ostatnie trzy litery rozpozna艂em ju偶 przedtem przez zestawienie wszystkich tytu艂贸w
kr贸lewskich."
Odt膮d uzupe艂niano, udoskonalano odkrycie Grotefenda. Min臋艂o, rzecz szczeg贸lna, ponad
trzydzie艣ci lat, zanim zdo艂ano dokona膰 dalszych decyduj膮cych odkry膰. 艁膮cz膮 si臋 one z nazwiskiem
Francuza Emila Bur-noufa i Norwega Christiana Lassena; i jeden, i drugi og艂osili wyniki swych
bada艅 w 1836 roku.
Jedno w tym wszystkim jest zastanawiaj膮ce. Nazwisko Champolliona, kt贸ry odcyfrowa艂 hieroglify,
znane jest szerokiemu og贸艂owi. Natomiast ma艂o kto zna dzi艣 nazwisko Grotefenda. Nie ucz膮 go w
szko艂ach, a nawet niekt贸re dzisiejsze encyklopedie b膮d藕 wcale go nie wymieniaj膮, b膮d藕 poprzestaj膮
na kr贸tkich wzmiankach w 藕r贸d艂ach bibliograficznych. A przecie偶 jemu, i tylko jemu, nale偶y si臋
prawo pierwsze艅stwa w dokonaniu tego rozstrzygaj膮cego odkrycia, dzi臋ki kt贸remu mo偶na by艂o do-
piero pozna膰 warto艣膰 historyczn膮 wspania艂ych wykopalisk w dolinie Tygrysu i Eufratu.
Powiedzieli艣my: prawo pierwsze艅stwa, gdy偶 jak wiele innych odkry膰 i wynalazk贸w ludzkiego
umys艂u, tak i odcyfrowanie pisma klinowego by艂o dzie艂em dokonanym kolejno przez dw贸ch
r贸偶nych odkrywc贸w. Pismo klinowe zupe艂nie niezale偶nie od Grotefenda odcyfrowa艂 pewien
Anglik. Przy tym, rzecz dziwna, dokona艂 tego nie tylko p贸藕niej od Grotefenda, lecz r贸wnie偶 p贸藕niej
ni偶 Burnouf i Lassen, kt贸rzy uzupe艂nili dzie艂o Grotefenda.
Pierwsze istotne wyniki swych bada艅 贸w Anglik og艂osi艂 dopiero w 1846 roku. Dane mu jednak by艂o
przekroczy膰 w znacznej mierze wszystkie odkrycia swoich poprzednik贸w. Zdo艂a艂 on wiadomo艣ci o
pi艣mie klinowym przenie艣膰 z pracowni uczonych na teren uniwersytet贸w, z przedmiotu bada艅
uczyni膰 przedmiot nauczania. Tym samym umo偶liwione zosta艂o spo偶ytkowanie ich przez wielu
badaczy, kt贸rzy stopniowo w coraz wi臋kszej liczbie potrzebni byli do opracowywania odkopywa-
nych w coraz wi臋kszej ilo艣ci materia艂贸w inskrypcyjnych. Pewnego dnia bowiem znaleziono ca艂膮
bibliotek臋 sk艂adaj膮c膮 si臋 z takich glinanych tabliczek (odkrycie tej biblioteki to osobna historia, o
kt贸rej p贸藕niej jeszcze b臋dzie mowa). A偶eby zda膰 sobie spraw臋 z ogromnego bogactwa tekst贸w
klinowych, ukrytych w ziemi Mezopotamii, wystarczy powiedzie膰, 偶e do dzi艣 dnia nde
odcyfrowano i nie opublikowano wszystkich tabliczek z pismem klinowym, kt贸re jedna tylko
ekspedycja naukowa V. Hilprechta, Amerykanina niemieckiego pochodzenia, odkry艂a w Nippurze
od 1888 do 1900 roku.









Rozdzia艂 dwudziesty pierwszy

POCZW脫RNA PR脫BA


W 1837 roku angielski major Henri Creswicke Rawlinson, kt贸ry przez pewien czas s艂u偶y艂 w armii
perskiej, opu艣ci艂 si臋 na linach i hakach ze szczytu wysokiej ska艂y pod Behistunem w Persji
wy艂膮cznie tylko w celu skopiowania wykutego w tej skale napisu.
Anglik ten jest obok Botty drugim asyriologiem, kt贸ry z zami艂owaniem do tej nauki umia艂 艂膮czy膰
偶ycie polityka i 艣wiatowca.
呕ycie Rawlinsona by艂o w tej samej mierze awanturnicze, w jakiej 偶ycie Grotefenda by艂o
urz臋dnicze. Jego zainteresowanie si臋 staro偶ytn膮 Persj膮 zrodzi艂o si臋 z przypadkowego spotkania.
Maj膮c lat siedemna艣cie by艂 aspirantem oficerskim na statku, kt贸ry p艂yn膮c dooko艂a przyl膮dka Horn
znajdowa艂 si臋 w drodze do Indii. Aby w tej wielomiesi臋cznej podr贸偶y skr贸ci膰 pasa偶erom d艂u偶膮cy
si臋 czas, wydawa艂 gazetk臋 pok艂adow膮. Jednym z pasa偶er贸w by艂 sir John Malcolm, gubernator
Bombaju i wybitny orien-talista. Polubi艂 on rozgarni臋tego siedemnastoletniego redaktora. Prowa-
dzili godzinami rozmowy, kt贸rych tematem, rzecz jasna, by艂y sprawy interesuj膮ce sir Johna
Malcolma historia Persji, j臋zyk perski, perska literatura. Rozmowy te wywar艂y decyduj膮cy
wp艂yw na zainteresowania Rawlinsona, kt贸rym pozosta艂 wiemy do ko艅ca 偶ycia, nawet i wtedy, gdy
w latach ju偶 znacznie p贸藕niejszych absorbowa艂y go odpowiedzialne zadania polityczne.
Urodzony w 1810 roku, wst膮pi艂 w 1826 roku na s艂u偶b臋 w oddzia艂ach wojskowych Kompanii
Wschodnio-Indyjskiej. W 1833 roku stacjonowa艂 jako major w Persji. W 1839 roku widzimy go w
Kandaharze jako agenta politycznego Anglii w Afganistanie. W 1843 roku zostaje konsulem w
Bagdadzie, w 1851 roku konsulem generalnym z jednoczesnym awansem na podpu艂kownika. W
1856 roku powraca do Anglii, zostaje wybrany do parlamentu i do rady Kompanii Wschodnio-
Indyjskiej. W 1859 roku mianowany zostaje pos艂em brytyjskim przy dworze perskim w Teheranie,
w latach 1865 do 1868 zasiada znowu w parlamencie.
Gdy zacz膮艂 si臋 zajmowa膰 pismem klinowym, za punkt wyj艣cia s艂u偶y艂y mu te same tabliczki,
kt贸rymi jako podstaw膮 do swych bada艅 pos艂ugiwa艂 si臋 przed nim Burnouf. I oto nast臋puje rzecz
zdumiewaj膮ca: Rawlinson, nie wiedz膮c nic o pracach Grotefenda, Burnoufa i Lassena, odcyfrowuje
podobn膮 metod膮 jak Grotefend najpierw imiona tych samych trzech kr贸l贸w perskich: Darajawahusz
(staroperska pisownia imienia Dariusza), Kserksesa (Kszajarszy) i Hystaspesa (Wisztaspy), ponadto
za艣 jeszcze cztery inne imiona oraz kilka s艂贸w samego tekstu, cho膰 sposobu ich odczytania nie
uwa偶a jeszcze za pewny. Gdy wreszcie w 1836 roku po raz pierwszy zapoznaje si臋 z publikacjami
Grotefenda i por贸wnuje sw贸j alfabet staroperski z alfabetem skromnego getynge艅skiego nauczy-
ciela, stwierdza, 偶e znacznie przewy偶szy艂 jego wyniki.
Teraz brakowa艂o mu tylko jednego: nowych inskrypcji, a na nich imion, imion i jeszcze raz imion.
W 艣wi臋tej od prastarych czas贸w "boskiej krainie" Bagistanu, rozpo艣cieraj膮cej si臋 po obu stronach
staro偶ytnego traktu handlowego wiod膮cego z Hamadanu przez Kermanszah do Babilonu, stoi
wysoka, skalista g贸ra o dw贸ch wierzcho艂kach. Tu okr膮g艂o dwa tysi膮ce pi臋膰set lat temu kr贸l perski
Dariusz (Darajawahusz, Dorejawasz, Dara, Darab, Darejos to tylko r贸偶ne pisownie i brzmienia
tego samego imienia) kaza艂 na urwistej 艣cianie skalnej, na wysoko艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w nad
r贸wnin膮, przymocowa膰 p艂askorze藕b臋 i wyku膰 napisy s艂awi膮ce jego osob臋, jego czyny i zwyci臋stwa.
Na kamiennym pomo艣cie, odstaj膮c od skalnej 艣ciany widnieje tu p艂askorze藕ba, a w niej wypuk艂e,
wyrze藕bione postacie. Wysoko skrz膮c si臋 w powietrzu, niedost臋pny dla 艣wi臋tokradczej d艂oni, stoi
kr贸l kr贸l贸w, wsparty o 艂uk, trzymaj膮c praw膮 nog臋 na powalonym magu Gaumacie, kt贸ry usi艂owa艂
mu odebra膰 tron i kr贸lestwo. Za kr贸lem stoj膮 dwaj perscy wielmo偶e, ka偶dy z 艂ukiem, ko艂czanem i
oszczepem. Przed nim, ze skr臋powanymi r臋kami, zwi膮zani ze sob膮 postronkiem zarzuconym na
szyje dziewi臋ciu samozwa艅c贸w, pokonanych i ukaranych "kr贸l贸w k艂amstwa". Po obu bokach i
poni偶ej rze藕by widniej膮 w czternastu kolumnach napisy opowiadaj膮ce o kr贸lu Dariuszu i jego
czynach. Pisane s膮 w trzech r贸偶nych j臋zykach, kt贸re ju偶 Grotefend odr贸偶ni艂 na tabliczkach w
Persepolis, nie umiej膮c ich jednak okre艣li膰: staroperskim, elamskim i babilo艅skim. Wykuto je w
skale w pi艣mie klinowym z my艣l膮 o tym, by trwa艂y tu wiecznie:

Oto co wie艣ci kr贸l Darajawahusz:
Ty, co w przysz艂ych latach
zobaczysz ten napis,
kt贸ry wyku膰 kaza艂em w skale,
co zobaczysz te ludzkie postacie
nie niszcz i nie burz niczego!
P贸ki nosisz w sobie nasienie,
dbaj, by ich nikt nie uszkodzi艂!
Poczw贸rna pr贸ba

Rawlinson, dwudziestosze艣cioletni 偶o艂nierz i sportowiec, nie ul膮k艂 si臋 owych pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w
dziel膮cych napis od r贸wniny. Zawieszony na tej zawrotnej wysoko艣ci z nara偶eniem 偶ycia, mog膮c w
ka偶dej chwili run膮膰 w przepa艣膰, skopiowa艂 staropersk膮 kolumn臋 napisu. O dotarcie do tekstu
babilo艅skiego pokusi艂 si臋 dopiero w par臋 lat p贸藕niej. Potrzebne by艂y do tego olbrzymie drabiny,
liny i pot臋偶ne haki, w miejscowych warunkach trudne do zdobycia. Ale w 1846 roku przed艂o偶y艂
Kr贸lewskiemu Towarzystwu Azjatyckiemu w Londynie nie tylko pierwsz膮 dok艂adn膮 kopi臋 tego
s艂ynnego napisu, lecz zarazem pe艂ny jego przek艂ad. By艂 to pierwszy wielki, dla wszystkich
widoczny i dla wszystkich dost臋pny triumf bada艅 nad odcyfrowaniem pisma klinowego.
W Europie jednak uczeni tymczasem nie pr贸偶nowali. Zw艂aszcza Oppert, Francuz niemieckiego
pochodzenia, i Irlandczyk Hincks posun臋li si臋 o dalszy krok naprz贸d. W por贸wnawczych badaniach
dokonano cud贸w przenikliwo艣ci. Dokona艂a ich zw艂aszcza lingwistyka por贸wnawcza pos艂uguj膮c si臋
coraz dok艂adniejsz膮 znajomo艣ci膮 j臋zyka zend i sanskrytu, przede wszystkim za艣 wszystkich
j臋zyk贸w indoeuropejskich, aby zg艂臋bi膰 j臋zyk staroperski r贸wnie偶 pod wzgl臋dem gramatycznym.
Dzi臋ki tym wsp贸lnym wysi艂kom wszystkich uczonych uda艂o si臋, w prawdziwie mi臋dzynarodowej
wsp贸lnocie pracy, ustali膰 oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu znak贸w staroperskiego pisma klinowego.
Tymczasem jednak Rawlinson i inni uczeni podj臋li ju偶 badania nad pozosta艂ymi kolumnami napisu
behistu艅skiego, kt贸ry rozmiarami swymi przewy偶sza艂 wszystkie zebrane dot膮d materia艂y. I oto
Rawlinson dokona艂 odkrycia, kt贸re za jednym zamachem zachwia艂o, niemal przekre艣li艂o wszelk膮
nadziej臋 na dalsze odcyfrowanie tekst贸w klinowych, zw艂aszcza tekst贸w odkopanych ostatnio przez
Bott臋.
Wiemy ju偶, 偶e zar贸wno w inskrypcjach z Persepolis, jak w napisie behistu艅skim mo偶na by艂o
rozpozna膰 trzy r贸偶ne j臋zyki. Grotefend z niezawodn膮 pewno艣ci膮 rozpocz膮艂 prac臋 nad
odszyfrowaniem pisma klinowego tam, gdzie nastr臋cza艂o ono stosunkowo najmniej trudno艣ci i
gdzie ponadto mniejsza odleg艂o艣膰 w czasie umo偶liwia艂a przeprowadzenie pewnych por贸wna艅 z
bardziej znanymi grupami j臋zykowymi: od kolumny 艣rodkowej, kt贸r膮 ju偶 przed nim nazwano I
klas膮 pisma klinowego.
Teraz jednak, ledwo przezwyci臋偶ono trudno艣ci odszyfrowania tej I klasy pisma klinowego, zacz臋to
ju偶 zajmowa膰 si臋 dwiema pozosta艂ymi klasami. Ostateczne utorowanie do odcyfrowania II klasy
pozostanie zas艂ug膮 Du艅czyka Westergaarda; pierwsza praca o osi膮gni臋tych przez niego wynikach
ukaza艂a si臋 w Kopenhadze w 1854 roku. Zas艂uga natomiast odszyfrowania III klasy przypad艂a w
udziale po cz臋艣ci Oppertowi, po cz臋艣ci za艣 znowu Rawltnsonowi, kt贸ry w贸wczas by艂 konsulem
generalnym w Bagdadzie.
W toku bada艅 nad pismem klinowym III klasy bardzo rych艂o jednak dokonano druzgoc膮cego
odkrycia. Klasa I pismo staroperskie by艂o pismem literowym z alfabetem w pe艂ni
por贸wnywalnym z naszymi alfabetami; w pi艣mie tym ka偶dy zesp贸艂 znak贸w klinowych z regu艂y
oznacza艂 jedn膮 odr臋bn膮 liter臋. Inaczej rzecz mia艂a si臋 z pismem stanowi膮cym teraz przedmiot
dalszego etapu bada艅. Tutaj pojedynczy znak oznacza艂 ju偶 sylab臋, ba, cz臋stokro膰 nawet ca艂e s艂owo.
Gorzej jeszcze, zdarza艂y si臋 wypadki a im d艂u偶ej trwa艂y badania, tym by艂y one liczniejsze 偶e
jeden i ten sam znak s艂u偶y艂 do oznaczenia kilku r贸偶nych sylab, a nawet kilku r贸偶nych s艂贸w, co
jak si臋 w ko艅cu okaza艂o nie stanowi艂o wyj膮tku, lecz raczej regu艂臋.
Panowa艂o kompletne zamieszanie.
Wydawa艂o si臋 rzecz膮 zupe艂nie wykluczon膮, aby przebi膰 si臋 przez ten g膮szcz wieloznaczno艣ci,
utorowa膰 cho膰by najskromniejsz膮 艣cie偶k臋 wiod膮c膮 do odcyfrowania tak pogmatwanego pisma. W
szczeg贸lno艣ci odkrycia opublikowane przez Rawlinsona z wyra藕nym zaznaczeniem, 偶e mimo to
mo偶na to pismo odczyta膰 wywo艂a艂y gwa艂towne protesty w 艣wiecie uczonych i fal臋 oburzenia
w艣r贸d laik贸w. Do dyskusji w艂膮czali si臋 obok fachowc贸w ludzie najmniej do tego powo艂ani. W
literackich i naukowych dodatkach dziennik贸w znani i nieznani autorzy, naukowcy i laicy wysuwali
pytanie: czy doprawdy kto艣 zamierza na serio twierdzi膰, 偶e takie ca艂kowicie pomieszane pismo
rzeczywi艣cie kiedy艣 istnia艂o? I 偶e, gdyby istnienie jego mia艂o by膰 faktem, mo偶na je mimo tej wielo-
znaczno艣ci odczyta膰? Odzywa艂y si臋 g艂osy napominaj膮ce uczonych, kt贸rzy wysuwali podobne
twierdzenie, przede wszystkim za艣 samego Rawlinsona, aby "zechcieli 艂askawie zaniecha膰"
niewczesnych 偶art贸w, nie maj膮cych nic wsp贸lnego z nauk膮.
Nie mo偶emy si臋 tu zag艂臋bia膰 w ca艂e to zawi艂e zagadnienie. Jednak偶e dla zorientowania czytelnika
przytaczamy wyrwany z tego ca艂okszta艂tu jeden prosty przyk艂ad. Ot贸偶 g艂oska r oznaczona jest w
tym pi艣mie przez sze艣膰 r贸偶nych znak贸w, zale偶nie od tego, czy maj膮 one wyra偶a膰 zg艂oski ra, ri, ru,
ar, ir lub ur. Gdy za艣 do tych zg艂osek dochodzi jeszcze jaka艣 sp贸艂g艂oska, to przez ka偶dorazowe
po艂膮czenie dw贸ch znak贸w powstaj膮 znowu inne, odr臋bne znaki dla zg艂osek ram, mar i tak dalej.
Wieloznaczno艣膰 polega na tym, 偶e gdy kilka znak贸w klinowych 艂膮czy si臋 w grup臋 wyra偶aj膮c膮
jakie艣 okre艣lone poj臋cie lub imi臋, trac膮 one sw膮 pierwotn膮 warto艣膰 d藕wi臋kow膮. Tak na przyk艂ad
grupa znak贸w, wyra偶aj膮ca imi臋 s艂awnego kr贸la Nabuchodonozora, czytana prawid艂owo daje form臋
tego imienia Nebukudurriussur. Te same znaki, je偶eli ka偶demu z nich nada膰 jego zwyk艂膮 warto艣膰
d藕wi臋kow膮, daj膮 w rezultacie s艂owo A n-p a-s a-d u-s i s!
I oto w owych dniach, gdy wszystkim postronnym obserwatorom wydawa艂o si臋, 偶e nic nie zdo艂a
rozplata膰 tego chaosu, we wzg贸rzu Kujun-d偶yk, gdzie przedtem ju偶 Botta prowadzi艂 wykopaliska,
inny archeolog odgrzeba艂 sw膮 艂opat膮 oko艂o stu glinianych tabliczek. Tabliczki te, pochodz膮ce, jak
p贸藕niej stwierdzono, mniej wi臋cej z po艂owy VII wieku przed Chr. sporz膮dzone prawdopodobnie
na u偶ytek uczni贸w szk贸艂 pisarskich zawiera艂y obja艣nienia warto艣ci poszczeg贸lnych znak贸w w
zestawieniu ze znaczeniem ich odpowiednik贸w w pi艣mie literowym.
Znalezisko to przedstawia艂o nieocenion膮 wprost warto艣膰. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci: by艂y to
s艂owniki!
S艂owniki niezb臋dne dla ucz膮cych si臋 abecad艂a pisma klinowego w okresie, kiedy zacz臋to
upraszcza膰, unowocze艣nia膰 dawne pismo obrazkowe i sylabiczne. Znaleziono potem ca艂e
"podr臋czniki" dla pocz膮tkuj膮cych i zaawansowanych, "s艂owniki" z zestawieniem nazw
sumeryjskich i ich semickich odpowiednik贸w, wreszcie nawet co艣 w rodzaju "encyklopedii", w
kt贸rej ustawione by艂y rz臋dami 艂膮cz膮ce si臋 tematycznie przedmioty codziennego u偶ytku w ten
spos贸b, 偶e w jednej kolumnie podane by艂y ich nazwy sumeryjskie (u偶ywane ju偶 tylko w tekstach
rytualnych i prawniczych), w drugiej za艣 nazwy semickie.
Oczywista, 偶e znalezisko to, mimo swego ogromnego znaczenia, by艂o z natury rzeczy niekompletne
i dawa艂o zaledwie pewne punkty zaczepienia. Tylko fachowiec zna trudno艣ci, manowce i wszystkie
okr臋偶ne drogi, jakimi kroczy膰 musieli badacze, zanim zdo艂ali doj艣膰 do pierwszych wynik贸w swych
docieka艅, zanim w tym konkretnym wypadku mogli powiedzie膰: tak jest, mimo wszystkich
wieloznaczno艣ci jeste艣my w stanie odczyta膰 nawet najbardziej skomplikowane pismo klinowe.
Gdy po tym okresie zupe艂nego zamieszania w szczeg贸lno艣ci Rawlinson (atakowany i szkalowany
przez niegodnych przeciwnik贸w, jak ka偶dy pionier ka偶dej wielkiej nauki) postanowi艂
przeprowadzi膰 publicznie dow贸d, i偶 jest w stanie tego dokona膰, Kr贸lewskie Towarzystwo
Azjatyckie w Londynie zdecydowa艂o si臋 na krok zgo艂a niezwyk艂y, nie maj膮cy prawie precedensu w
dziejach nauki.
Do czterech najwybitniejszych w贸wczas znawc贸w pisma klinowego wys艂ano w zapiecz臋towanych
kopertach 艣wie偶o odkryty obszerny tekst asyryjski pisany pismem klinowym, prosz膮c o odczytanie
go i odwrotne nades艂anie wynik贸w; 偶aden z adresat贸w nie wiedzia艂, 偶e tekst otrzymali do
odczytania r贸wnie偶 trzej inni.
Tak wi臋c nie wiedz膮c jeden o drugim, czterej uczeni byli to Anglicy Rawlinson i Talbot,
Irlandczyk Hincks i Francuz niemieckiego pochodzenia Oppert zabrali si臋 jednocze艣nie do
pracy. Ka偶dy z osobna, ka偶dy sw膮 w艂asn膮 metod膮. W ko艅cu odes艂ali w zapiecz臋towanych
kopertach wyniki swych prac. Specjalnie powo艂ana komisja zbada艂a teksty. I to, co jeszcze na
kr贸tko przedtem tak g艂o艣no podawano w w膮tpliwo艣膰, zosta艂o znakomicie udowodnione. Okaza艂o
si臋, 偶e i to tak niezwykle skomplikowane pismo zg艂oskowe mo偶na odczyta膰: wszystkie cztery
przek艂ady by艂y w istotnych punktach zupe艂nie identyczne.
Prawda, 偶e ta niezwyk艂a pr贸ba wywo艂a艂a rozgoryczenie wielu uczonych. Poczuli si臋 jak gdyby
"nabrani" tego rodzaju metod膮 weryfikacji bada艅 naukowych, obliczon膮 na aplauz publiczno艣ci,
lecz nie licuj膮c膮 z godno艣ci膮 nauki.
Ale za to w 1857 roku w Londynie mog艂a si臋 ukaza膰 publikacja zatytu艂owana: Napis kr贸la Asyrii
Tyglatpilezara, przet艂umaczony przez Rawlinsona, Talbota, Hincksa i Opperta publikacja b臋d膮ca
jednym z naj艣wietniejszych i najbardziej przekonywaj膮cych dowod贸w, 偶e wbrew wszelkim
trudno艣ciom mo偶na odr臋bnymi metodami osi膮gn膮膰 najzupe艂niej zgodne wyniki naukowe.
Rozw贸j bada艅 nad pismem klinowym post臋powa艂 dalej naprz贸d. W dziesi臋膰 lat p贸藕niej ukaza艂y si臋
pierwsze elementarze gramatyki j臋zyka asyryjskiego. Badania, wybiegaj膮c ju偶 poza tajemnic臋
pisma, zacz臋艂y zg艂臋bia膰 tajemnic臋 j臋zyk贸w. Dzisiaj wielu naukowc贸w umie czyta膰 pismo klinowe.
Je偶eli natrafiaj膮 jeszcze na trudno艣ci, to tylko na takie, jak niewyra藕no艣膰 znak贸w i
fragmentaryczno艣膰 tabliczek z tekstami trudno艣ci natury zewn臋trznej, nast臋pstwa owych trzech
tysi臋cy lat, kt贸re nios膮c wiatry i deszcze, piaski i mu艂, przeci膮gn臋艂y nad glinianymi cegie艂kami, nad
murami pa艂ac贸w, nad miastami staro偶ytno艣ci.




Rozdzia艂 dwudziesty drugi

PA艁ACE POD WZG脫RZEM NIMRUD


W 1854 roku londy艅ski Pa艂ac Kryszta艂owy, w kt贸rym trzy lata przedtem mie艣ci艂a si臋 wystawa
艣wiatowa, zosta艂 przeniesiony z Hyde Parku do Sydenham, gdzie zainstalowano w nim muzeum.
Ludzie zachodnich stref cywilizacji europejskiej mogli tu po raz pierwszy wyrobi膰 sobie poj臋cie o
wspania艂o艣ci i przepychu pogrzebanych w ziemi metropolii, kt贸re w Biblii zosta艂y tylekro膰
przekl臋te jako siedliska wyst臋pku i gniazda zepsucia. W zbudowanych tu dwu olbrzymich
staroasyryjskich salach i zrekonstruowanej ogromnej fasadzie pa艂acu po raz pierwszy bezpo艣rednio
przem贸wi艂a imponuj膮ca architektura, o kt贸rej dot膮d opowiada艂y tylko podania, legendy, w膮tpliwe
opisy podr贸偶y antycznych pisarzy i 艣wi臋te ksi臋gi.
W muzeum sydenhamskim odtworzono wielk膮 hal臋 ceremonialnych przyj臋膰, kr贸lewsk膮 komnat臋,
ustawiono uskrzydlone byki o ludzkich twarzach i pos膮gi Gilgamesza, "zwyci臋skiego bohatera",
"w艂adcy kraju", "pogromcy lw贸w". 艢ciany by艂y wy艂o偶one ceg艂ami, pokrytymi wielobarwn膮
glazur膮, jakich nie zna 偶adna inna sztuka budowlana. P艂askorze藕by ukazywa艂y pasjonuj膮ce sceny
my艣liwskie i wojenne sprzed dwudziestu siedmiu stuleci, z czas贸w wielkiego kr贸la Asurnasyrpala.
Cz艂owiek, kt贸remu 艣wiat zawdzi臋cza艂 t臋 wystaw臋, nazywa艂 si臋 Austen Henry Layard. W 1839 roku
jako nikomu nie znany ho艂ysz przyby艂 konno, z jednym tylko towarzyszem podr贸偶y, do Mossulu
nad Tygrysem. W roku, gdy muzeum sydenhamskie otworzy艂o swoje podwoje ukazuj膮c
nagromadzone w nim skarby, "ho艂ysz" ten zasiada艂 ju偶 jako podsekretarz stanu w brytyjskim
ministerstwie spraw zagranicznych.
呕ycie Layarda pod niejednym wzgl臋dem przypomina 偶ycie Botty i Rawlinsona. Tak jak oni mia艂 w
sobie 偶y艂k臋 awanturnicz膮, b臋d膮c zarazem cz艂owiekiem du偶ego formatu; jak oni by艂 wybitnym
uczonym, 艂膮cz膮c z tym jednak upodobania 艣wiatowca; jak oni interesowa艂 si臋 polityk膮 i zna艂 dobrze
wszystkie arkana sztuki obchodzenia si臋 z lud藕mi.
Pochodzi艂 z osiad艂ej od dawna w Anglii francuskiej rodziny. Oto kilka najwa偶niejszych dat z jego
偶ycia. Urodzi艂 si臋 1817 roku w Pary偶u. Cz臋艣膰 dzieci艅stwa i lat ch艂opi臋cych sp臋dzi艂 z ojcem we
W艂oszech. W 1833 roku powraca do Anglii i zaczyna studiowa膰 prawo. W 1839 roku widzimy go
podr贸偶uj膮cego po krajach Bliskiego Wschodu. Potem pracuje jaki艣 czas w poselstwie brytyjskim w
Konstantynopolu. W 1845 roku rozpoczyna wykopaliska w Mezopotamii. W latach 1852 i 1861
dwukrotnie powo艂ywany jest na stanowisko podsekretarza stanu w brytyjskim ministerstwie spraw
zagranicznych. W 1868 roku zostaje ministrem rob贸t publicznych, w 1869 roku pos艂em
angielskim w Madrycie.
Wsch贸d poci膮ga go od najwcze艣niejszych lat. Ju偶 wtedy marzy艂 o dalekim Bagdadzie i Damaszku,
o Persji. Gdy w wieku dwudziestu dwu lat 艣l臋czy w zat臋ch艂ej londy艅skiej kancelarii adwokackiej,
maj膮c przed sob膮 ma艂o urozmaicon膮, z g贸ry 艣ci艣le okre艣lon膮 karier臋, kt贸ra nie rokuje mu nic poza
tradycyjn膮 peruk膮 angielskiego adwokata, pali za sob膮 mosty i pod膮偶a za swym marzeniem.
Jego 偶ycie jest przeciwie艅stwem 偶ycia Henryka Schliemanna. Wprawdzie u obu na pocz膮tku sta艂o
m艂odzie艅cze marzenie u jednego wzbudzone lektur膮 Homera, u drugiego ba艣niami z Tysi膮ca i
jednej nocy. Ale Schliemann najpierw szed艂 twardo i konsekwentnie drog膮 zdobywania sukces贸w
materialnych, aby potem, ju偶 jako milioner posiadaj膮cy rozleg艂e stosunki na ca艂ym 艣wiecie,
pod膮偶y膰 szlakiem wy艣nionym w latach dzieci臋cych. Inaczej Layard. Nie m贸g艂 i nie chcia艂 czeka膰. Z
m艂odzie艅czym zapa艂em i z pust膮 sakiewk膮 wyruszy艂 do krainy z ba艣ni, zobaczy艂 wi臋cej, ni偶 mu
ba艣nie obiecywa艂y, zdoby艂 s艂aw臋 i zaszczyty i wtedy dopiero zacz膮艂 stopie艅 po stopniu osi膮ga膰
coraz wy偶sze szczeble kariery.
Jedno wszak偶e mia艂 wsp贸lne z Schliemannem. Tak jak ten na swym amsterdamskim poddaszu
uczy艂 si臋 obcych j臋zyk贸w, aby przygotowa膰 si臋 do zadania, do kt贸rego wzywa艂 go g艂os
wewn臋trzny, tak Layard ju偶 w latach m艂odzie艅czych uczy si臋 wszystkiego, co jak s膮dzi, mo偶e mu
si臋 przyda膰 w podr贸偶y do krainy jego marze艅. A by艂y to rzeczy nader praktyczne, jak偶e odleg艂e od
studi贸w prawniczych: pos艂ugiwanie si臋 kompasem, oznaczanie czasu i miejsca za pomoc膮
sekstansu, spos贸b u偶ycia wszelkiego rodzaju geograficznych instrument贸w pomiarowych.
Zapoznawa艂 si臋 tak偶e ze sposobami zwalczania chor贸b tropikalnych i niesieniem pierwszej pomocy
w razie nieszcz臋艣liwego wypadku. Wreszcie rzecz z pewno艣ci膮 nie najmniej wa偶na uczy艂 si臋
j臋zyka perskiego i gromadzi艂 zas贸b wiadomo艣ci o Iranie i Iraku staraj膮c si臋 pozna膰 kraj i ludzi.
W 1839 roku wyrywa si臋 z ciasnoty londy艅skiej kancelarii i rozpoczyna sw膮 pierwsz膮 podr贸偶 na
Bliski Wsch贸d. Rych艂o te偶 objawia pewien talent, kt贸ry posiada艂o niewielu tylko jego koleg贸w
pracuj膮cych w tej samej ga艂臋zi nauki: okazuje si臋 nie tylko wielkiej miary badaczem
archeologicznym, lecz tak偶e 艣wietnym pisarzem, malowniczo i barwnie opisuj膮cym swe prace.
Pos艂uchajmy, co sam opowiada o tej pierwszej podr贸偶y (cytat jest nieznacznie skr贸cony):

"Jesieni膮 1839 roku i zim膮 1840 roku w臋drowa艂em po Azji Mniejszej i Syrii. Towarzyszy艂 mi
cz艂owiek nie mniej ode mnie spragniony wiedzy. Nie zwa偶ali艣my na 偶adne niebezpiecze艅stwa.
Podr贸偶 odbywali艣my konno, sami, we dw贸jk臋; za jedyn膮 ochron臋 s艂u偶y艂a nam bro艅, plecak
przytroczony do siod艂a zawiera艂 ca艂膮 nasz膮 garderob臋, a je偶eli go艣cinno艣膰 mieszka艅c贸w jakiej艣
turkme艅skiej wsi lub arabskiego namiotu nie uwalnia艂a nas od tych czynno艣ci sami
obrz膮dzali艣my nasze wierzchowce. W ten spos贸b zapoznawali艣my si臋 bli偶ej z ludem.
Z przyjemno艣ci膮 wspominam te b艂ogie dni, kiedy o pierwszym brzasku opuszczali艣my skromn膮
chat臋 lub zaciszny namiot, aby w臋druj膮c przed siebie, gdzie oczy ponios膮, znale藕膰 si臋 o zachodzie
s艂o艅ca u st贸p odwiecznych ruin, w艣r贸d kt贸rych jaki艣 koczuj膮cy Arab rozbi艂 sw贸j sza艂as, lub w
jakiej艣 zapad艂ej wiosce nosz膮cej jeszcze znan膮 z dawna nazw臋...
Poczu艂em teraz nieprzepart膮 ch臋膰 pow臋drowania dalej na ziemie le偶膮ce po tamtej stronie
Eufratu, kt贸re historia i tradycja okre艣la jako 藕r贸d艂o m膮dro艣ci Zachodu. Wi臋kszo艣膰 podr贸偶nik贸w
odczuwa to samo pragnienie przekroczenia owej wielkiej rzeki i zbadania okolic, kt贸re na mapie
dzieli od granic Syrii ogromna bia艂a plama rozpo艣cieraj膮ca si臋 od Aleppo a偶 het po brzegi Tygrysu.
G艂臋boki mrok spowija jeszcze dzieje Asyrii, Babilonii i Chaldei. Z nazwami tymi 艂膮cz膮 si臋 nazwy
wielkich narod贸w, 艂膮czy ponury cie艅 historii wielkich miast, olbrzymie rumowiska rozsiane
po艣rodku pustynnych obszar贸w tak zagubione w odludnym pustkowiu i tak pozbawione
jakiegokolwiek kszta艂tu, 偶e wymykaj膮 si臋 spod wszelkiego opisu podr贸偶nika; 艂膮cz膮 si臋 wreszcie z
tymi nazwami resztki owych wielkich lud贸w jeszcze dzi艣, zgodnie ze s艂owami Proroka, koczuj膮ce
po tych ziemiach, po tych r贸wninach, kt贸re zar贸wno 呕ydzi, jak poganie uwa偶aj膮 za kolebk臋 swego
plemienia.
18 marca opu艣ci艂em z mym towarzyszem Aleppo. Wci膮偶 jeszcze podr贸偶owali艣my bez
przewodnika, bez s艂u偶膮cego. 10 kwietnia przybyli艣my do Mossulu. Podczas naszego pobytu w tym
mie艣cie zwiedzili艣my wielkie usypiska na wschodnim brzegu Tygrysu, kt贸re powszechnie uwa偶ano
za ruiny Niniwy. Wyje偶d偶ali艣my r贸wnie偶 konno na pustyni臋 i zbadali艣my wzg贸rze Kalah Szergat,
olbrzymie zwalisko kamieni po艂o偶one nad Tygrysem w odleg艂o艣ci oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu mil od
miejsca jego po艂膮czenia si臋 z rzek膮 Zab. W drodze do tego wzg贸rza zatrzymali艣my si臋 na noc w
ma艂ej wiosce Hamum Ali, wok贸艂 kt贸rej mo偶na jeszcze natrafi膰 na 艣lady jakiego艣 nieznanego
staro偶ytnego miasta. Z wierzcho艂ka sztucznego wzniesienia wzrok nasz ogarnia艂 rozleg艂膮 r贸wnin臋,
od kt贸rej oddzieleni byli艣my tylko rzek膮. Szereg wysokich usypisk, z kt贸rych jedno, maj膮ce kszta艂t
piramidy, przewy偶sza艂o wszystkie inne, ogranicza艂o t臋 r贸wnin臋 od wschodu; dalej, za nimi, bieg
w贸d Zabu rysowa艂 si臋 ju偶 tylko niewyra藕nie. Z samego jednak po艂o偶enia 艂atwo by艂o zidentyfikowa膰
to najwy偶sze wzniesienie. By艂a to piramida, kt贸r膮 opisuje Ksenofont (to w pobli偶u niej roz艂o偶y艂o
si臋 obozem jego 玠ziesi臋膰 tysi臋cy), te same ruiny, kt贸re w贸dz grecki widzia艂 dwadzie艣cia dwa
wieki temu, a kt贸re ju偶 wtedy by艂y ruinami jakiego艣 dawnego miasta. Jakkolwiek Ksenofont
pomyli艂 obcoj臋zyczn膮 nazw臋 tego miasta i nada艂 mu bli偶sz膮 greckiemu uchu nazw臋 Larisa, to
jednak tradycja wskazuje nam jeszcze na pochodzenie tych ruin: przypisuje za艂o偶enie tego miasta
Nemrodowi, kt贸rego imi臋 usypisko nosi do dzi艣 dnia, i 艂膮czy je z pierwszymi sadybami rodu
ludzkiego."

Na razie jednak Layard nie od razu zbada艂 dok艂adnie owe tajemnicze wzg贸rza maj膮ce za sob膮 a偶 tak
dalek膮 przesz艂o艣膰. Ale by艂 nimi zafascynowany. Obchodzi艂 je doko艂a, jak chciwiec obchodzi
zamkni臋t膮 szkatu艂臋 z pieni臋dzmi. W swym opisie podr贸偶y wci膮偶 na nowo do nich powraca, pr贸buje
je opisa膰 coraz to innymi s艂owami:

"Wzg贸rza te to olbrzymia, bezkszta艂tna masa, poros艂a teraz traw膮 i nie ukazuj膮ca nigdzie
偶adnego 艣ladu pracy r膮k ludzkich, z wyj膮tkiem niekt贸rych tylko miejsc, gdzie zimowe deszcze
wy偶艂obi艂y rozpadliny w prostopad艂ych przewa偶nie zboczach, ods艂aniaj膮c ich zawarto艣膰." A zaraz
potem, na nast臋pnej stronicy: "Podr贸偶nik daremnie sili si臋 na okre艣lenie kszta艂tu tych spi臋trzonych
bez 艂adu i sk艂adu pustynnych usypisk, kt贸re ukazuj膮 si臋 teraz jego oczom."
Dalej Layard por贸wnuje roztaczaj膮cy si臋 przed nim obraz z ziemiami i ruinami, kt贸re widzia艂 w
Syrii: "Miejsce bogato rze藕bionych kapiteli i gzyms贸w, na po艂y zakrytych bujn膮 ro艣linno艣ci膮,
zajmuj膮 bezkszta艂tne, ponure zwaliska ziemi wznosz膮ce si臋 niby wzg贸rza nad spalon膮 s艂o艅cem
r贸wnin膮."

Layard, chocia偶 niebawem musi uda膰 si臋 w drog臋 powrotn膮, nie mo偶e ju偶 poskromi膰 swej
ciekawo艣ci. "W艣r贸d Arab贸w pisze kr膮偶y legenda, 偶e pod tymi ruinami kryj膮 si臋 jakie艣
wyciosane z czarnego kamienia postacie. Ale w ci膮gu ca艂ego niemal dnia, kt贸ry sp臋dzili艣my na
badaniu zwa艂贸w ziemi i cegie艂 pokrywaj膮cych znaczny pas obszar贸w na prawym brzegu Tygrysu,
daremnie szukali艣my tych pos膮g贸w."
Wreszcie reasumuj膮c pierwsze wra偶enia pisze: "Te olbrzymie gruzowiska dawnej Asyrii zrobi艂y na
mnie wi臋ksze wra偶enie, pobudzi艂y do powa偶niejszych rozmy艣la艅 i refleksji ni偶 艣wi膮tynie Balbeku i
teatry Jonii."
Jedno zw艂aszcza wzniesienie zainteresowa艂o Layarda wi臋cej ni偶 inne.
Zar贸wno sw膮 wysoko艣ci膮 i rozmiarami, jak nazw膮 miejscowo艣ci, kt贸rej gruzy pi臋trzy艂y si臋 u jego
st贸p nazw膮, kt贸r膮 zna艂 i kt贸ra zdawa艂a si臋 stanowi膰 bezpo艣redni pomost do owej, jak sam si臋
przedtem wyrazi艂, "kolebki rodu ludzkiego" do biblijnego Nemroda.
Chus tak m贸wi dziesi膮ty rozdzia艂 I Ksi臋gi Moj偶esza by艂 jednym z syn贸w Chama, kt贸rego
ojcem by艂 Noe. Chus wraz z trzema synami i ich 偶onami oraz ze wszystkim zwierz臋ciem ziemskim,
czystym i nieczystym, pocz膮艂 po wielkim potopie p艂odzi膰 na nowo wszystek rodzaj ludzki. To on
w艂a艣nie, Chus, sp艂odzi艂 Nemroda.
"Ten pocz膮艂 by膰 mo偶ny na ziemi. Przeto si臋 m贸wi: jako Nemrod, mo偶ny 艂owca przed Panem. A
pocz膮tek kr贸lestwa jego by艂 Babilon i Erech, i Achad, i Chalne w krainie Sennaar. Z onej krainy
wyszed艂 do Assur i zbudowa艂 Niniw臋 i Rechowot Ir, i Kalah, a tak偶e Resen mi臋dzy Niniw膮 i Kalah.
A to jest miasto wielkie."
Ale Layard musia艂 wraca膰. Jego skromny fundusz podr贸偶ny ju偶 si臋 wyczerpa艂. Pojecha艂 do
Konstantynopola, gdzie pozna艂 pos艂a brytyjskiego sir Stratforda Canninga. Dzie艅 po dniu
opowiada艂 mu o tajemniczych wzg贸rzach w okolicy Mossulu. M贸wi艂 o nich coraz natarczywiej,
gdy偶 艣wiat tymczasem dowiedzia艂 si臋 o znaleziskach Botty pod Chorsabadem i by艂 nimi
zelektryzowany. P艂omienne s艂owa Layarda, jego barwne opisy, entuzjazm zrobi艂y wra偶enie na
po艣le. Wreszcie, pewnego dnia w pi臋膰 lat po pierwszej podr贸偶y Layarda i w chwili gdy Botta
znajdowa艂 si臋 u szczytu swych sukces贸w pod Chorsabadem sir Stratford Canning podarowa艂 mu
sze艣膰dziesi膮t funt贸w szterling贸w. Sze艣膰dziesi膮t funt贸w! Zaprawd臋, niewielka by艂a to suma dla
zrealizowania zamierze艅 Layarda, kt贸ry chcia艂 dokona膰 czyn贸w jeszcze wi臋kszych ni偶 Botta, a
Botta korzysta艂 przecie偶 z pomocy rz膮du francuskiego i zajmowa艂 urz臋dowe stanowisko w
Mossulu!
8 listopada 1845 roku Layard pop艂yn膮艂 tratw膮 w d贸艂 Tygrysu, aby rozpocz膮膰 wykopaliska pod
wzg贸rzem Nimrud.
Ale nie tylko brak pieni臋dzy mia艂 tu stan膮膰 na przeszkodzie. Czeka艂y go jeszcze ca艂kiem inne
trudno艣ci. Pi臋膰 lat min臋艂o, odk膮d przebywa艂 w tych stronach. Gdy tym razem zeszed艂 ze swej tratwy
na brzeg, znalaz艂 si臋 w kraju ogarni臋tym zamieszkami.


Mezopotamia pozostawa艂a w tych czasach pod panowaniem tureckim. Na kr贸tko przed przyjazdem
Layarda mianowany zosta艂 nowy namiestnik. Zdaje si臋, 偶e odk膮d 艣wiat 艣wiatem, le偶a艂o w zwyczaju
wszystkich namiestnik贸w (najbardziej interesuj膮ce historie o nich opowiadaj膮 nam dzieje
staro偶ytnego Rzymu), 偶eby kraj oddany im pod zarz膮d eksploatowa膰, a mieszka艅c贸w uwa偶a膰 za
dojne krowy lub kury maj膮ce znosi膰 z艂ote jajka.
Nowy gubernator Mossulu by艂 despot膮 na miar臋 azjatyck膮. S膮dz膮c z opis贸w, wygl膮da艂 jak
uosobienie z艂a, jak gdyby 偶ywcem wyszed艂 z jakiej艣 bajki. Mia艂 tylko jedno oko i jedno ucho. By艂
ma艂y i t艂usty t艂usty, jak bywaj膮 tylko Lewanty艅czycy. Dla dope艂nienia obrazu tego 艂otra
dodajmy, 偶e mia艂 twarz poci臋t膮 艣ladami po czarnej ospie. Jego g艂os by艂 straszny, ruchy
nieokrzesane, gwa艂towne, podejrzliwe, jak gdyby zawsze i wsz臋dzie wietrzy艂 jak膮艣 gro偶膮c膮 mu
zasadzk臋. By艂 inteligentnym sadyst膮, obdarzonym potworn膮 wprost pomys艂owo艣ci膮. Nied艂ugo po
obj臋ciu rz膮d贸w na艂o偶y艂 na ludno艣膰 "podatek od z臋b贸w", pozostawiaj膮cy daleko w tyle za sob膮
wszystkie europejskie "podatki od soli". M贸wi艂, i偶 wprowadzi艂 go tytu艂em odszkodowania za
zu偶ycie uz臋bienia i rwanie z臋b贸w, na co zosta艂 nara偶ony, odk膮d zmuszony by艂 spo偶ywa膰 "obrzyd艂e
jad艂o tego kraju".
By艂a to jednak zaledwie niewinna przygrywka do tego, co niebawem mia艂o nast膮pi膰. Ludno艣膰
dr偶a艂a ze strachu. Ekspedycje karne podejmowane przez pasz臋 r贸wna艂y si臋 najazdom 艂upie偶c贸w.
Grabi艂 miasta, puszcza艂 z dymem wsie.
Gdzie istnieje despotyczny system rz膮d贸w, tam nieod艂膮cznie towarzyszy mu plotka s艂u偶ba
informacyjna uci艣nionych. Pewnego dnia w艣r贸d grona ludzi z Mossulu rozesz艂a si臋 wie艣膰, 偶e Allach
ulitowa艂 si臋 nad po艂o偶eniem nieszcz臋snej ludno艣ci i 偶e namiestnik wkr贸tce b臋dzie odwo艂any. W
kilka godzin potem gubernator wiedzia艂 ju偶 o tej pog艂osce. Wpad艂 na pomys艂, kt贸ry m贸g艂by by膰
zaczerpni臋ty ze starow艂oskiej noweli; jest u Boccaccia podobna historia, tylko, 偶e du偶o
pogodniejsza, nie zwi膮zana z tak makabrycznymi okoliczno艣ciami.
Podczas jednego z najbli偶szych wyjazd贸w pasza uda艂, 偶e jest chory. Przewieziono go w po艣piechu
do pa艂acu, dok膮d przyby艂 na poz贸r nie偶ywy. Stwierdza艂y to sprawozdania naocznych 艣wiadk贸w.
S艂owa ich na skrzyd艂ach nadziei roznios艂y si臋 po ca艂ym mie艣cie. Nast臋pnego dnia bramy zamku
pozosta艂y zamkni臋te. Gdy za艣 za murami rozleg艂y si臋 zawodzenia stra偶y przybocznej i eunuch贸w,
ludno艣膰 zacz臋艂a wznosi膰 radosne okrzyki: "Niech b臋dzie pochwalony Allach pasza nie 偶yje!"
T艂um w艣r贸d wrzasku i okrzyk贸w, miotaj膮c przekle艅stwa na znienawidzonego tyrana, zgromadzi艂
si臋 pod murami pa艂acu. Nagle wrota si臋 rozwar艂y. Sta艂 w nich pasza ma艂y, t艂usty, obrzydliwy. Z
opask膮 na pustym oczodole, z szyderczym grymasem na dziobatej twarzy...
Skin膮艂 i 偶o艂dacy rzucili si臋 na os艂upia艂y z przera偶enia t艂um. Rozpocz臋艂a si臋 straszliwa rze藕.
G艂owy pada艂y g臋sto. Przy tym gubernator nie zapomnia艂 w swym sadyzmie i o merkantylnej stronie
sprawy. Skonfiskowa艂 mienie wszystkich "buntownik贸w" przy tej okazji r贸wnie偶 wszystkich
tych, kt贸rych maj膮tku dot膮d nie wolno mu by艂o ruszy膰. Konfiskat臋 uzasadnia艂 tym, 偶e "rozsiewali
pog艂oski podwa偶aj膮ce autorytet w艂adzy".
W ko艅cu ludno艣膰 chwyci艂a za bro艅. Plemiona, kt贸rych 艣wiatem by艂y stepy doko艂a Mossulu,
powsta艂y przeciw tyranowi. Powsta艂y jednak na sw贸j w艂asny spos贸b. Niezdolne do
zorganizowanego oporu, na grabie偶 odpowiedzia艂y grabie偶膮. 呕adna droga nie by艂a bezpieczna,
偶aden cudzoziemiec pewien swego 偶ycia.
W owych w艂a艣nie dniach Layard wyl膮dowa艂 w Mossulu z zamiarem przeprowadzenia wykopalisk
pod wzg贸rzem Nimrud...
Layard nie potrzebowa艂 wiele czasu, aby zorientowa膰 si臋 w sytuacji. Ju偶 po kilku godzinach by艂o
dla niego jasne, 偶e nie wolno mu w Mossulu zdradzi膰 si臋 ze swymi planami. Kupi艂 sobie ci臋偶kiego
kalibru strzelb臋 i kr贸tki oszczep, rozpowiadaj膮c na prawo i lewo, 偶e wybiera si臋 do doliny Tygrysu,
aby polowa膰 na dziki.
Po kilku dniach naj膮艂 wierzchowca i ruszy艂 w drog臋 w kierunku wzg贸rza Nimrud. Nie wiedzia艂, 偶e
ju偶 w najbli偶szej wsi natknie si臋 na rozb贸jniczych Beduin贸w.
Sta艂a si臋 jednak rzecz wr臋cz nieprawdopodobna. Do wieczora tego dnia Layard pozyska艂 przyja藕艅
Awada, przyw贸dcy szczepu obozuj膮cego w pobli偶u wzg贸rza Nimrud. Co wi臋cej, mia艂 ju偶 do
dyspozycji sze艣ciu Arab贸w, kt贸rzy zgodzili si臋 za ma艂ym wynagrodzeniem dopom贸c mu w
zbadaniu, co te偶 ta g贸ra zawiera "w swym brzuchu".
Gdy Layard wieczorem wlaz艂 pod p艂贸tno swego namiotu, przewraca艂 si臋 bezsennie na 艂o偶u. Jutro
mia艂o si臋 okaza膰, czy szcz臋艣cie mu nadal dopisze. Ju偶 jutro? Mo偶e dopiero za miesi膮ce... Czy偶
Botta nie kopa艂 daremnie przez ca艂y rok?
Faktycznie jednak Layard ju偶 w dwadzie艣cia cztery godziny p贸藕niej ods艂oni艂 swym rydlem
pierwsze fragmenty dw贸ch asyryjskich pa艂ac贸w.
Wsch贸d s艂o艅ca zasta艂 go na wzg贸rzu. Szperaj膮c po nim znajdowa艂 wsz臋dzie ceg艂y z napisami
wygl膮daj膮cymi jak odciski piecz臋ci. Wreszcie Awad, szejk Beduin贸w, zwr贸ci艂 uwag臋 swego
nowego przyjaciela na wystaj膮cy z ziemi r膮bek alabastrowej p艂yty. I to w艂a艣nie znalezisko
rozstrzygn臋艂o kwesti臋, gdzie rozpocz膮膰 wykopaliska.
Siedmiu ludzi zabra艂o si臋 do pracy przekopuj膮c we wzg贸rzu podziemny chodnik. Pierwsze rezultaty
nie da艂y na siebie d艂ugo czeka膰. Ju偶 po paru godzinach znaleziono kilka pionowo ustawionych p艂yt
kamiennych. Okaza艂o si臋, 偶e jest to zdobny we fryzy cok贸艂 z tak zwanych ortostat贸w, a wi臋c
lamperia 艣cian jakiej艣 komnaty. Bogactwo ozd贸b wskazywa艂o na komnat臋 jakiego艣 pa艂acu.
Layard podzieli艂 sw膮 ma艂膮 dru偶yn臋 robocz膮 na dwie grupy. Opanowany nagle l臋kiem, by czasem
nie przeoczy膰 jakiego艣 miejsca kryj膮cego jeszcze bogatsze znaleziska, a tak偶e w nadziei ods艂oni臋cia
zupe艂nie nie uszkodzonych mur贸w (te, kt贸re dot膮d odgrzeba艂, nosi艂y 艣lady po偶aru), kaza艂 trzem
swoim ludziom rozpocz膮膰 jednocze艣nie poszukiwania w ca艂kiem innym k膮cie wzg贸rza. I znowu
艂opata Layarda pracowa艂a z niezawodno艣ci膮 r贸偶d偶ki czarodziejskiej: znalaz艂 od razu mury pokryte
rze藕bionymi p艂ytami, kt贸re oddziela艂 fryz zawieraj膮cy inskrypcje. Okaza艂o si臋, i偶 natrafi艂 na
naro偶nik drugiego pa艂acu.
Aby zorientowa膰 si臋 w rodzaju niekt贸rych znalezisk, kt贸re Layard odkopa艂 jeszcze w ci膮gu
listopada, pos艂uchajmy, jak sam opisuje jeden z ortostat贸w zdobnych w p艂askorze藕by:
"Jedna z nich przedstawia艂a scen臋 bitewn膮: dwa rydwany wojenne unoszone przez galopuj膮ce
rumaki. W ka偶dym rydwanie stali trzej wojownicy, z kt贸rych jeden, zapewne g艂贸wna osoba, nie
nosi艂 brody i by艂 widocznie rzeza艅cem. Mia艂 na sobie zbroj臋, kt贸ra na p艂askorze藕bie wykonana by艂a
z metalowych 艂usek. Na g艂owie nosi艂 spiczasty he艂m. Przybranie g艂owy przypomina艂o dawnych
Norman贸w. W lewej r臋ce trzyma艂 napi臋ty 艂uk, praw膮 poci膮ga艂 ku uchu ci臋ciw臋 z gotow膮 do
wystrzelenia strza艂膮. Miecz jego tkwi艂 w pochwie ozdobionej na ko艅cach dwoma misternie
wyrze藕bionymi lwami. W tym samym rydwanie sta艂 wo藕nica pop臋dzaj膮cy konie cuglami i batem
oraz tarczownik, kt贸ry okr膮g艂膮, wykut膮 ze z艂ota tarcz膮 zas艂ania艂 siebie i dw贸ch pozosta艂ych
wojownik贸w od strza艂 przeciwnika. Z podziwem patrzy艂em na elegancj臋 i bogactwo ozd贸b, na
wierny i misterny rysunek cz艂onk贸w cia艂a i muskulatury zar贸wno u ludzi, jak u koni, na artyzm
przejawiaj膮cy si臋 w ugrupowaniu postaci i w ca艂ej kompozycji."
P艂askorze藕by tego rodzaju stoj膮 dzi艣 w ka偶dym muzeum ka偶dego kraju Europy i Ameryki.
Zwiedzaj膮cy przewa偶nie rzucaj膮 na nie tylko pobie偶ne spojrzenie i id膮 dalej. Nies艂usznie. Zas艂uguj膮
one na to, aby je obejrze膰 uwa偶nie. Ukazuj膮 nam tak drobiazgowy realizm w przedstawieniu tre艣ci
(o realizmie stylu m贸wi膰 mo偶na tylko w odniesieniu do okre艣lonych epok), 偶e ju偶 sama uwa偶na
obserwacja kilkudziesi臋ciu takich p艂askorze藕b pozwala wejrze膰 g艂臋boko w 偶ycie tych ludzi, a
przede wszystkim w 偶ycie w艂adc贸w, o kt贸rych Biblia opowiada tak okropne rzeczy.
Dzi艣, w czasach fotografii, niezliczone reprodukcje daj膮 ju偶 dzieciom w szkole jakie艣 poj臋cie o
rze藕bach i p艂askorze藕bach staro偶ytnych Asyryjczyk贸w. Wtedy jednak, gdy Layard, owiany py艂em
pustyni, sta艂 po艣r贸d garstki Arab贸w, znane one by艂y jedynie z kilku pierwszych okaz贸w, kt贸re Botta
zdo艂a艂 wys艂a膰 do Pary偶a. By艂y wtedy jeszcze czym艣 nowym, zupe艂nie nie znanym, czym艣
osza艂amiaj膮cym dla cz艂owieka, kt贸remu dane by艂o wydoby膰 je z ziemi i otrz膮sn膮膰 z py艂u tysi膮cleci.
Dla 艣wiata europejskiego mrok os艂aniaj膮cy dolin臋 Mi臋dzyrzecza trzeba to sobie dzi艣 jasno
uprzytomni膰 rozst膮pi艂 si臋 nagle, niemal za jednym zamachem: w 1843 roku Rawlinson 艣l臋cza艂 w
Bagdadzie nad odcyfrowaniem napisu behistu艅skiego, w tym samym roku Botta rozpocz膮艂 swe
wykopaliska pod Kujund偶ykiem i Chorsabadem, a w 1845 roku Layard kopa艂 pod Nimrudem. Ile
艣wiat艂a wnios艂a ta praca trzech lat, wynika cho膰by z tego, 偶e sam napis behistu艅ski da艂 nam dok艂ad-
niejsze wiadomo艣ci o w艂adcach z Persepolis ni偶 do tego czasu wszyscy antyczni pisarze razem
wzi臋ci. Mo偶na bez cienia przesady powiedzie膰, 偶e wiemy dzi艣 wi臋cej o historii Asyrii i Babilonii, o
rozkwicie i upadku Babilonu i Niniwy, ni偶 wiedzia艂a o nich ca艂a klasyczna staro偶ytno艣膰, wszyscy
greccy i rzymscy historycy, cho膰 byli oni bli偶si tym zamierzch艂ym czasom o przesz艂o dwa tysi膮ce
lat.
Arabowie widz膮c codziennie, w jaki zachwyt wprawiaj膮 Layarda sp臋kane p艂yty kamienne, pos膮gi i
porysowane ceg艂y, uwa偶ali go za wariata. Dop贸ki jednak dobrze p艂aci艂, gotowi byli mu pomaga膰 i
kopa膰 gorliwie. Ale nie by艂o jeszcze takiego pioniera archeologii, kt贸ry m贸g艂by w spokoju
doprowadzi膰 swe dzie艂o do ko艅ca. Z ich poszukiwaniami sz艂a zawsze w parze przygoda, z nauk膮
zawsze 艂膮czy艂o si臋 niebezpiecze艅stwo, a w pe艂n膮 po艣wi臋cenia ofiarno艣膰 zawsze wkracza艂a
szalbiercza ingerencja z zewn膮trz. To samo zdarzy艂o si臋 Layardowi. Tylko 偶e Layard umia艂 sobie
radzi膰.
Pewnego dnia prace wykopaliskowe by艂y wtedy tak zaawansowane, 偶e usprawiedliwia艂y
wszelkie nadzieje, najmniejsza za艣 przerwa wydawa艂a si臋 Layardowi strat膮 czasu Awad, jego
przewodnik i przyjaciel, odci膮gn膮艂 go na bok dla poufnej rozmowy. Chytrze i porozumiewawczo
mrugaj膮c do艅 okiem, a jednocze艣nie ostentacyjnie obracaj膮c w brudnych palcach ma艂y pos膮偶ek ze
艣ladami poz艂oty, da艂 mu do zrozumienia coraz to odbiegaj膮c od przedmiotu i raz po raz
wzywaj膮c imi臋 Proroka 偶e wie, czego on, czcigodny cudzoziemiec, tutaj szuka. 呕yczy mu
szcz臋艣cia i wszystkiego z艂ota, kt贸re kryje si臋 w tym wzg贸rzu (nie taj膮c bynajmniej, 偶e ma w tym i
swoje w艂asne rachuby). Sprawa jednak wymaga zachowania najwi臋kszej ostro偶no艣ci. Ci durni
robotnicy nie umiej膮 trzyma膰 j臋zyka za z臋bami. Nie wolno pod 偶adnym pozorem dopu艣ci膰 do tego,
aby sukcesy Layarda dosz艂y do uszu namiestnika w Mossulu. Tu Awad szeroko roz艂o偶y艂 r臋ce
pokazuj膮c, jak wielkie s膮 te uszy.
A ka偶dy despota ma nie tylko w艂asne "du偶e" uszy ma tysi膮ce takich uszu. Zmys艂y jego s膮
wielokrotnie pomno偶one o zmys艂y wszystkich jego kreatur, kt贸re patrz膮 w niego jak w boga i s艂u偶膮
mu z rozkosz膮. Nied艂ugo te偶 trwa艂o, gdy pasza zacz膮艂 si臋 interesowa膰 Layardem. Na miejsce
wykopalisk przyby艂 turecki kapitan z grupk膮 偶o艂nierzy. Obejrzeli, raczej tylko dla formy,
przekopane przez Layarda chodniki i wydobyte ju偶 rze藕by, przy czym okaza艂o si臋, 偶e s膮 dobrze
poinformowani, i偶 tu i 贸wdzie pojawi艂y si臋 艣lady z艂ota. Wreszcie kapitan uroczy艣cie wr臋czy艂
Layardowi rozkaz namiestnika zakazuj膮cy dalszych prac wykopaliskowych.
艁atwo sobie wyobrazi膰, jakie wra偶enie zakaz ten zrobi艂 na Layardzie, kt贸ry wobec pierwszych,
fenomenalnych sukces贸w swych prac wykopaliskowych przejmowa艂 si臋 nawet najmniejsz膮 strat膮
czasu. Bez chwili namys艂u skoczy艂 na konia i pogalopowa艂 do Mossulu. Przybywszy na miejsce
za偶膮da艂 natychmiastowej audiencji u paszy.
Zosta艂 przyj臋ty. Podczas pos艂uchania mia艂 mo偶no艣膰 pozna膰 ca艂膮 przebieg艂o艣膰 cz艂owieka Wschodu.
Pasza b艂agalnie wznosi艂 r臋ce do nieba. Ale偶 naturalnie, uczyni wszystko, dos艂ownie wszystko, aby
mu pom贸c. Podziwia, szanuje jego nar贸d, prosi go o przyja藕艅 dzi艣, jutro, do ko艅ca swych dni,
dopok膮d Allach go nie odwo艂a z tego 艣wiata. Ale dalej kopa膰 pod Kujund偶ykiem? Nie, to
niemo偶liwe. To偶 to teren starych mahometa艅skich cmentarzy. Niechaj Layard si臋 rozejrzy, a
znajdzie nagrobki. W oczach wszystkich wiernych to, co tam obecnie robi, jest profanacj膮. Wierni
gotowi s膮 chwyci膰 za bro艅, powsta膰 przeciwko cudzoziemcowi, a tak偶e przeciwko niemu, paszy.
Wtedy za艣 nie b臋dzie ju偶 m贸g艂 sw膮 opieku艅cz膮 r臋k膮 os艂ania膰 przyjaciela z dalekiego kraju.
Wizyta by艂a upokarzaj膮ca. Przy tym upokorzenie to nie da艂o najmniejszego rezultatu. Layard
siedz膮c wieczorem przed swym sza艂asem jasno zda艂 sobie spraw臋, 偶e ca艂a jego praca stan臋艂a pod
znakiem zapytania. Powr贸ciwszy od paszy pojecha艂 od razu na wzg贸rze, by sprawdzi膰, czy
doprawdy znajduj膮 si臋 tam mahometa艅skie nagrobki. Tak jest, pasza m贸wi艂 prawd臋. Gdy Layard w
ustronnym miejscu znalaz艂 pierwsz膮 p艂yt臋 grobow膮, zawr贸ci艂 przybity i zniech臋cony. Teraz
rozmy艣laj膮c, co dalej robi膰, wsun膮艂 si臋 pod sw贸j koc. A nie powinien by艂 tego robi膰. Powinien
raczej obejrze膰 sobie bli偶ej owe nagrobki, co zreszt膮 m贸g艂by by艂 uczyni膰 ju偶 na dzie艅 przed
audiencj膮 u paszy. Teraz za艣 nakrywaj膮c si臋 kocem traci艂 znowu, ju偶 drugiej z rz臋du nocy, okazj臋
zobaczenia czego艣, co uzbroi艂oby go w znakomite argumenty do rozmowy z pasz膮. I tej bowiem, i
poprzedniej nocy zobaczy艂by, jak jakie艣 tajemnicze postacie z cicha, ostro偶nie skradaj膮 si臋 ku
wzg贸rzu Nimrud, nie mog膮 jednak unikn膮膰 od czasu do czasu jakiego艣 chrz膮kni臋cia lub brz臋ku wy-
danego przez potr膮cony kamie艅. Zbli偶a艂y si臋 parami i tak samo parami znowu znika艂y. I tak przez
ca艂e dwie noce. Czy偶by rabusie jak w Egipcie? Ale c贸偶 by tu mieli rabowa膰? Tu, gdzie jedyny
艂up stanowi膰 mog艂y ci臋偶kie rze藕by?
Layard mia艂 chyba w sobie jaki艣 niebywa艂y charme, musia艂 by膰 nie lada mistrzem w sztuce
zjednywania sobie ludzi. Gdy nast臋pnego dnia jecha艂 ku wzg贸rzu Nimrud, spotka艂 tego samego
kapitana, kt贸ry przywi贸z艂 mu rozkaz paszy. Wda艂 si臋 z nim w rozmow臋 i nie ma na to innych
s艂贸w od razu zdoby艂 jego serce. Kapitan stawa艂 si臋 coraz wylewniejszy i w ko艅cu wyzna艂 mu w
wielkim zaufaniu, 偶e na rozkaz paszy musia艂 wraz ze swymi 偶o艂nierzami ci臋偶ko napracowa膰 si臋
przez te ostatnie dwie noce, aby zwie藕膰 z okolicznych wsi nagrobki na wzg贸rze Nimrud.
"Aby stworzy膰 tu 贸w rzekomy cmentarz m贸wi艂 zniszczyli艣my wi臋cej prawdziwych grob贸w
wyznawc贸w Proroka, ni偶 m贸g艂by ich pan sprofanowa膰 mi臋dzy Zabem a Selamijah.
Zmordowali艣my si臋 i zaje藕dzili艣my nasze konie, 偶eby sprowadzi膰 te przekl臋te kamienie!"
Zanim jeszcze Layard m贸g艂 zrobi膰 odpowiedni u偶ytek z tej niespodziewanej nowiny gdyby by艂
nieco uwa偶niejszy, dowiedzia艂by si臋 o niej du偶o wcze艣niej trudno艣ci same si臋 rozwi膮za艂y. I to w
zupe艂nie inny, zgo艂a nieoczekiwany spos贸b. Do艣膰 powiedzie膰, 偶e kr贸tko po tej rewelacyjnej
rozmowie Layard odwiedzi艂 pasz臋 w wi臋zieniu. Tak jest, Layard pasz臋 a nie odwrotnie.
艁askawy los, kt贸ry rzadko pozwala despotom do偶y膰 p贸藕nego wieku, zrz膮dzi艂, 偶e pasza nie tylko
zosta艂 odwo艂any, lecz co wi臋cej, poci膮gni臋ty do odpowiedzialno艣ci za swoje sprawki. Layard zasta艂
go w lochu wi臋ziennym, gdzie przez pop臋kany sufit kapa艂y krople deszczu. "Tak to jest z tymi
kreaturami! oburza艂 si臋 pasza. Wczoraj jeszcze ca艂owali mi stopy, a dzi艣 wszystko wali si臋 i
spada na mnie!" Spojrza艂 na sufit i doda艂: "Wszystko, nawet deszcz."
Po upadku despotycznego namiestnika Layard m贸g艂 na nowo podj膮膰 prace wykopaliskowe.
Pewnego poranka z drugiego stanowiska po艂o偶onego na p贸艂nocno-zachodniej stronie wzg贸rza, w
pl膮sach, wymachuj膮c 艂opatami i wrzeszcz膮c na ca艂y g艂os nadbiegli podnieceni robotnicy. Ich
podniecenie zdawa艂o si臋 by膰 jak膮艣 dziwn膮 mieszanin膮 strachu i rado艣ci. "Spiesz si臋, o beju!
wo艂ali. B贸g jest wielki, a Mahomet jego prorokiem! Znale藕li艣my Nemroda, Nemroda we w艂asnej
osobie! Widzieli艣my go na w艂asne oczy!"
Layard po艣pieszy艂 na owo miejsce wykopalisk. Zbudzi艂a si臋 w nim pewna nadzieja, kt贸ra
przypina艂a mu skrzyd艂a do ramion. Nie wierzy艂 ani na chwil臋, by jak s膮dzili arabscy robotnicy
z gruz贸w wydobyto pos膮g przedstawiaj膮cy Nemroda. Nie, nadziej臋 czerpa艂 z sukces贸w Botty.
Czy偶by i tu odkopano jedn膮 z owych wspania艂ych rze藕b, przedstawiaj膮cych dziwne postaci na po艂y
ludzi, na po艂y zwierz膮t, jakie Botta znalaz艂 pod Chorsabadem?
Po chwili sta艂 przed gigantyczn膮 rze藕b膮. By艂a to wyciosana z alabastru olbrzymia ludzka g艂owa
uskrzydlonego lwa. "Rze藕ba pisze Layard by艂a nad podziw dobrze zachowana. Wyraz twarzy
mia艂a spokojny, pe艂en majestatu. Rysy oddane ze swobodnym artyzmem, kt贸rego trudno by艂o si臋
spodziewa膰 po dzie艂ach sztuki z tak wczesnego okresu."
Dzi艣 wiemy, 偶e ta pierwsza odkopana rze藕ba przedstawia艂a jednego z asyryjskich astralnych bog贸w
czterech stron 艣wiata. B贸stwa te, zr贸偶nicowane postacie boga s艂o艅ca, to Marduk przedstawiony
jako uskrzydlony byk, Ninib jako cz艂owiek, Nergal jako uskrzydlony lew i Ninurta jako
orze艂.
Na Layardzie odkrycie to zrobi艂o g艂臋bokie wra偶enie. P贸藕niej pisze o nim w nast臋puj膮cych s艂owach:
"Godzinami wpatrywa艂em si臋 w te tajemnicze symbole i rozmy艣la艂em nad ich znaczeniem i
histori膮. Jakie偶 szlachetniejsze formy m贸g艂 lud ten wprowadzi膰 do 艣wi膮tyni swych bog贸w? Jakie
wznio艣lejsze obrazy mogli zapo偶yczy膰 od przyrody ludzie, kt贸rzy bez pomocy objawionej religii
usi艂owali uciele艣ni膰 swe poj臋cie o m膮dro艣ci, pot臋dze i wszechobecno艣ci najwy偶szej istoty? Dla
rozumu i wiedzy nie mogli znale藕膰 lepszego symbolu ni偶 g艂owa cz艂owieka, dla si艂y cia艂o lwa,
dla wszechobecno艣ci skrzyd艂a ptaka.
Te uskrzydlone lwy o ludzkich g艂owach nie by艂y stworami pozbawionymi znaczenia, nie by艂y tylko
wytworem fantazji. Widniej膮ce na nich napisy m贸wi艂y, co one mia艂y oznacza膰. Nape艂nia艂y czci膮 i
uczy艂y ca艂e pokolenia, kt贸re 偶y艂y i kwit艂y trzy tysi膮ce lat temu. Strzeg艂y portali, przez kt贸re
kr贸lowie, kap艂ani i wojownicy nie艣li ofiary przed o艂tarze na d艂ugo przedtem, nim m膮dro艣膰 Wschodu
dotar艂a do Grecji, nim Grecy wprowadzili do swej mitologii symbole, kt贸re w Asyrii znane by艂y
wtajemniczonym ju偶 od dawna. Ziemia poch艂on臋艂a je w czasach, gdy nie istnia艂o jeszcze Wieczne
Miasto i nie wiedziano o ich istnieniu. Przez dwadzie艣cia pi臋膰 wiek贸w by艂y ukryte przed ludzkim
okiem, a teraz oto ukazywa艂y si臋 raz jeszcze w ca艂ej okaza艂o艣ci swego antycznego majestatu. Jak偶e偶
jednak zmieni艂a si臋 otaczaj膮ca je sceneria! Przepych i cywilizacja pot臋偶nego narodu ust膮pi艂y
miejsca n臋dzy i ciemnocie na po艂y barbarzy艅skich plemion. Wspania艂o艣膰 dawnych 艣wi膮ty艅 i
bogactwo ludnych miast zast膮pi艂y ruiny i bezkszta艂tne usypiska. Nad przestrzennymi salami
pa艂ac贸w, w kt贸rych niegdy艣 sta艂y te pos膮gi, p艂ug znaczy艂 ziemi臋 bruzdami i szumia艂y 艂any zbo偶a.
Zapewne, Egipt posiada nie mniej wspania艂e pomniki, tam jednak by艂y one w ci膮gu d艂ugich stuleci
widoczne, 艣wiadcz膮c o minionej pot臋dze i s艂awie. Pos膮gi za艣, kt贸re teraz sta艂y przede mn膮, dopiero
obecnie wynurzy艂y si臋 z ziemi, aby potwierdzi膰 s艂owa proroka, 偶e 玦stnia艂o niegdy艣 Assur jakoby
wysoki cedr na Libanie, o pi臋knych konarach i g臋stym listowiu, a jego wierzcho艂ek stercza艂 nad
du偶ymi, grubymi ga艂臋ziami."
Straszliwe proroctwo Sofoniasza ko艅czy si臋 w rozdziale drugim, wiersz 1315, nast臋puj膮cymi
s艂owami:

"I (Pan) wyci膮gnie ku p贸艂nocy sw膮 r臋k臋, i zniszczy Assur, i obr贸ci
Niniw臋 w pustkowie. I b臋dzie bezludna jako pustynia.
A wszelakie zwierz臋ta obior膮 sobie w niej le偶e:
i b膮k i je偶 mieszka膰 b臋d膮 pod g艂owicami jej kolumn.
I b臋d膮 艣piewa膰 w oknach,
a progi jej opustoszej膮,
bo zdarte b臋d膮 deski cedrowe.
I to jest owo miasto radosne, co tak pewne by艂o siebie, co m贸wi艂o
w swym sercu:
Jam jest, a opr贸cz mnie nie masz wi臋cej innego!
Jak偶e si臋 sta艂o pustyni膮, legowiskiem zwierz膮t?
A kto tu przejdzie,
ksyka膰 b臋dzie
i macha膰 na nie r臋k膮!"

S艂owa proroka spe艂ni艂y si臋. Spe艂ni艂y si臋 ju偶 przed wieloma wiekami. Teraz jednak Layard wywi贸d艂
na 艣wiat艂o dzienne to, co ocala艂o z Niniwy.
Wie艣膰 o znalezisku podzia艂a艂a na wszystkich tubylc贸w mniej lub wi臋cej zastraszaj膮co i szybko
roznios艂a si臋 po ca艂ym kraju. Zewsz膮d co ko艅 wyskoczy 艣pieszyli na wzg贸rze Nimrud Beduini.
Pewien szejk przyby艂 z polow膮 swego szczepu. Wszyscy strzelali w powietrze. Wspania艂a arabska
fantasia dla uczczenia prastarego 艣wiata, od odwiecznych czas贸w pogrzebanego w ziemi! Je藕d藕cy
podje偶d偶ali do samej kraw臋dzi wykopu, rzucali spojrzenie na gigantyczn膮 g艂ow臋, kt贸r膮 wybieli艂y
s膮cz膮ce si臋 od tysi膮cleci krople wody. Wznosili ramiona ku niebu i przywo艂ywali swego Boga.
Dopiero po d艂ugich namowach uda艂o si臋 nak艂oni膰 szejka, by zszed艂 do rowu i przekona艂 si臋, 偶e to
nie 偶adna zjawa, 偶aden straszliwy z艂y duch, 偶aden d偶in, ale i 偶aden b贸g nie wychodzi z podziemia
na 艣wiat艂o dzienne. "Nie jest to dzie艂o r膮k ludzkich zawo艂a艂 szejk tylko dzie艂o tych
nieprawdopodobnych olbrzym贸w, o kt贸rych Prorok pok贸j niechaj b臋dzie z nimi powiedzia艂,
偶e byli wy偶si ni偶 najwy偶sze drzewo daktylowe. To jeden z owych bo偶k贸w, kt贸rych Noe pok贸j
niechaj b臋dzie z nim przekl膮艂 jeszcze przed potopem."
Tymczasem jeden z Arab贸w ten, kt贸ry pierwszy zobaczy艂 olbrzymi膮 g艂ow臋 "Nemroda"
w艣r贸d oznak przera偶enia, rzuciwszy swe narz臋dzia, uciek艂 ze wzg贸rza i pobieg艂 a偶 do Mossulu,
gdzie wiadomo艣膰, i偶 wielki Nemrod powsta艂 ze swego grobu, wywo艂a艂a niema艂e wzburzenie na
bazarze.
Miejscowy kadi zaj膮艂 si臋 spraw膮. Przes艂ucha艂 owego Araba. "Co znaleziono? pyta艂. Ko艣ci,
prochy Nemroda? Czy tylko jego pos膮g, dzie艂o r膮k ludzkich?" Kadi naradzi艂 si臋 z muftim. Ten
zainteresowa艂 si臋 spraw膮 g艂贸wnie od strony teologicznej: usi艂owa艂 ustali膰, czy nale偶y uzna膰
Nemroda za prawdziwie wiernego wyznawc臋 Allacha, czy te偶 za niewiernego psa.
Nowy gubernator, nast臋pca despotycznego paszy, wyda艂 salomonowy wyrok. Poradzi艂 Layardowi,
aby na wszelki wypadek traktowa艂 "szcz膮tki Nemroda" z nale偶n膮 czci膮, na razie jednak zaprzesta艂
dalszych wykopalisk.
C贸偶, dla Layrda nie by艂a to pierwszyzna. Postara艂 si臋 o rozmow臋 z gubernatorem. Zdo艂a艂 go
przekona膰, 偶e dalsze prowadzenie wykopalisk w niczym nie mo偶e obrazi膰 religijnych uczu膰
wyznawc贸w Proroka. W tym samym czasie nadszed艂 wreszcie firman su艂ta艅ski z Konstantynopola,
kt贸ry raz na zawsze uwolni艂 Layarda od wszelkich szykan ze strony w艂adz lokalnych i od trudno艣ci
powodowanych przez fanatyzm religijny Arab贸w.
Coraz to nowe rze藕by wy艂ania艂y si臋 z ziemi. Wkr贸tce z gruz贸w wydobyto ju偶 trzyna艣cie par
uskrzydlonych lw贸w i byk贸w. Odkopanie przez Layarda wspania艂ej budowli, kt贸ra stopniowo
wynurza艂a si臋 z ziemi w p贸艂nocno-zachodnim k膮cie wzg贸rza Nimrud, okry艂o jego imi臋 s艂aw膮
znacznie przewy偶szaj膮c膮 s艂aw臋 Botty. Budowl臋 t臋 zidentyfikowano p贸藕niej jako pa艂ac
Asurnasyrpala II (wed艂ug Weidnera od 884 do 859 roku przed Chr.), kr贸la Asyrii, kt贸ry
przeni贸s艂 stolic臋 z Assur do Kalchu (obecnego Nimrud). Podobnie jak jego poprzednicy 偶y艂 on w
duchu Nemroda, "wielkiego 艂owcy w obliczu Pana". W艂a艣nie w tym pa艂acu znalaz艂 Layard owe
p艂askorze藕by przedstawiaj膮ce sceny my艣liwskie i obrazy zwierz膮t, kt贸rych naturalizm, skoro tylko
sta艂y si臋 znane w Europie, wp艂yn膮艂 na sztuk臋 ca艂ych pokole艅 wsp贸艂czesnych plastyk贸w. My艣listwo
by艂o codziennym zaj臋ciem asyryjskich wielmo偶贸w. Wskazywa艂y na to wszystkie odkopane
p艂askorze藕by, obrazy i inskrypcje. Utrzymywali oni zwierzy艅ce, nazywane "rajami", prototypy
naszych ogrod贸w zoologicznych, chowaj膮c na ogrodzonych terenach gazele i lwy. Urz膮dzali
polowania z nagonk膮 i uprawiali pewien rodzaj polowania "z sieciami", kt贸rego dzisiaj nie uprawia
si臋 ju偶 chyba nigdzie na 艣wiecie.
Najwi臋cej k艂opotu sprawia艂o Layardowi przewiezienie tych kamiennych kolos贸w do Londynu. Lato
tego roku przynios艂o z艂e urodzaje. Nale偶a艂o si臋 liczy膰 z tym, 偶e w okolicach stolicy pojawi膮 si臋
zb贸jeckie bandy. Layard, mimo i偶 zdoby艂 sobie w艣r贸d Arab贸w wielu przyjaci贸艂, uzna艂, 偶e lepiej nie
zwleka膰 z wys艂aniem tych zabytk贸w.
Pewnego dnia t艂um Arab贸w i Chaldejczyk贸w przewala艂 si臋 przez na wp贸艂 przegni艂y most pod
Mossulem, popychaj膮c, ci膮gn膮c i szamoc膮c ze wszystkich stron gigantyczny wehiku艂 olbrzymi
w贸z, kt贸ry para zaprz臋偶onych do艅 bawo艂贸w ledwo mog艂a uci膮gn膮膰; monstrum to kaza艂 Layard
napr臋dce zbudowa膰 w Mossulu. Do pierwszego transportu wybra艂 dwa pos膮gi, byka i lwa, spo艣r贸d
najlepiej zachowanych, ale zarazem i najmniejszych okaz贸w, gdy偶 wobec skromnych 艣rodk贸w
technicznych, jakie mia艂 do dyspozycji, przedsi臋wzi臋cie by艂o ju偶 i tak do艣膰 ryzykowne.
Aby z usypiska wydosta膰 jednego tylko byka, trzeba by艂o od miejsca, gdzie go znaleziono, do
skraju wzg贸rza przekopa膰 r贸w na trzydzie艣ci metr贸w d艂ugi, pi臋膰 metr贸w szeroki i siedem metr贸w
g艂臋boki. Podczas gdy Layard umiera艂 z niepokoju, dla Arab贸w przedsi臋wzi臋cie to sta艂o si臋 艣wi臋tem
ludowym. W przeciwie艅stwie do egipskich fellach贸w, kt贸rzy w smutku i z 偶a艂obnymi pieniami
odprowadzali swych martwych kr贸l贸w, gdy Brugsch p艂yn膮c w d贸艂 Nilu wywozi艂 ich do Kairu
widzieli oni w tym jedynie okazj臋 do og艂uszaj膮cych, radosnych wrzask贸w. Przy tym
akompaniamencie, znakomicie zagrzewaj膮cym do zdwojenia wysi艂ku, kolosa wytoczono na
walcach z usypiska.
Gdy Layard wieczorem po pomy艣lnym zako艅czeniu tego pierwszego etapu prac powraca艂 konno do
siebie, towarzyszy艂 mu szejk Abd-el-Rahman. Layard przytacza w swej ksi膮偶ce jego przem贸wienie,
kt贸rego cz臋艣膰 z uwagi na swoisty, nie pozbawiony dla nas zabawnej nuty wyraz podziwu Arab贸w,
umie艣cili艣my jako motto na wst臋pie tej ksi臋gi. Szejk zwr贸ci艂 si臋 do Layarda w takich oto s艂owach:
"Cudowne! Cudowne! Na pewno jest tylko jeden B贸g, a Mahomet jest jego Prorokiem! W imi臋
Najwy偶szego, powiedz mi, o beju, co chcesz uczyni膰 z tymi kamieniami? Wyda膰 tyle tysi臋cy
work贸w z pieni臋dzmi na takie rzeczy! Czy偶 to mo偶liwe, 偶e lud tw贸j, jak m贸wisz, uczy si臋 z nich
m膮dro艣ci, czy te偶, jak m贸wi czcigodny kadi, bo偶ki te p贸jd膮 do pa艂acu kr贸lowej, kt贸ra modli si臋 do
nich jak inni niewierni? Bo je偶eli chodzi o m膮dro艣膰, to pos膮gi te nie naucz膮 was robi膰 lepszych
no偶y, no偶yczek i barwnych materia艂贸w, a przecie偶 w wytwarzaniu tych rzeczy Anglicy pokazuj膮
sw膮 m膮dro艣膰. Ale B贸g jest wielki! Oto kamienie, kt贸re od czas贸w 艣wi臋tego Noego, pok贸j niechaj
b臋dzie z nim, by艂y tu pogrzebane. A mo偶e ju偶 przed potopem le偶a艂y pod ziemi膮!
Od wielu lat 偶yj臋 w tym kraju. Przede mn膮 ojciec m贸j i ojciec mego ojca rozbili tu swoje namioty,
nigdy wszak偶e nie s艂yszeli nic o tych pos膮gach. Od dwunastu stuleci prawdziwi wierni a tylko
oni, Bogu niechaj b臋dzie chwa艂a, posiadaj膮 prawdziw膮 m膮dro艣膰 osiedli w tym kraju, a 偶aden z
nich nie s艂ysza艂 nigdy o jakim艣 podziemnym pa艂acu ani nie s艂yszeli o nim ci, co byli tu przed nimi.
I patrz!
Oto przychodzi cudzoziemiec z Zachodu, z kraju odleg艂ego o wiele dni drogi, idzie prosto przed
siebie na wiadome mu miejsce, bierze lask臋, przeci膮ga lini臋 w jedn膮 stron臋, przeci膮ga lini臋 w drug膮
stron臋.
玊utaj powiada jest pa艂ac, a tam powiada jest brama, i pokazuje nam to, co przez ca艂e
nasze 偶ycie le偶a艂o pod naszymi stopami, a my nic o tym nie wiedzieli艣my.
Cudowne! Cudowne!
Czy nauczy艂e艣 si臋 tego z ksi膮偶ek, od czarnoksi臋偶nik贸w, czy od waszych prorok贸w?
M贸w, o beju! Powiedz mi tajemnic臋 m膮dro艣ci!"
Noc zapada艂a, a ze wzg贸rza Nimrud wci膮偶 jeszcze rozbrzmiewa艂y krzyki i wrzawa. W艣r贸d muzyki i
ta艅c贸w, w艣r贸d d藕wi臋ku cymba艂贸w obchodzono pomy艣lne zako艅czenie prac. Uskrzydlony byk,
bia艂y i olbrzymi, le偶a艂 na wozie spogl膮daj膮c na zmieniony 艣wiat...
Nast臋pnego rana przyst膮piono do przewiezienia pos膮g贸w na brzeg rzeki. Bawo艂y zaprz臋偶one do
monstrualnej platformy nie by艂y w stanie uci膮gn膮膰 olbrzymiego ci臋偶aru. Layard poprosi艂 o pomoc.
Szejk da艂 mu ludzi i liny. Sam obok Layarda jecha艂 na czele pochodu, aby wskazywa膰 drog臋. Za
nimi tanecznym krokiem szli muzykanci wygrywaj膮c na b臋bnach i piszcza艂kach, czyni膮c ha艂as, na
jaki tylko sta膰 by艂o ich instrumenty.
"Za nimi pisze Layard toczy艂 si臋 w贸z. Ci膮gn臋艂o go oko艂o trzystu ludzi pop臋dzanych przez
kawas贸w i nadzorc贸w. Poch贸d zamyka艂y kobiety, kt贸re piskliwymi okrzykami podtrzymywa艂y
entuzjazm Arab贸w. Je藕d藕cy Abd-el-Rahmana uwijali si臋 doko艂a tej ci偶by ludzkiej, popisywali si臋
r贸偶nymi sztukami, wyskakiwali do przodu, staczali inscenizowane potyczki."
Jednak jeszcze nie wszystkie trudno艣ci by艂y przezwyci臋偶one. W贸z dwa razy utkn膮艂 w miejscu.
Za艂adowanie pos膮g贸w na tratwy by艂o nie lada zadaniem; Layard poci艂 si臋 ze strachu i
zdenerwowania. Za艂adowanie na tratwy znacznie l偶ejszych p艂yt z p艂askorze藕bami, kt贸re ju偶
przedtem wys艂a艂 do Anglii, nie nastr臋cza艂o nawet po艂owy tych trudno艣ci. Wyprawi艂 je wtedy z
Mossulu do Bagdadu, stamt膮d za艣 do Basry nad Zatok膮 Persk膮, gdzie prze艂adowanie na statki
morskie przy pomocy wszystkich istniej膮cych tam urz膮dze艅 technicznych by艂o ju偶 rzecz膮
naj艂atwiejsz膮. Tym razem jednak ze wzgl臋du na olbrzymi膮 wag臋 tych uskrzydlonych kolos贸w
chcia艂 unikn膮膰 prze艂adunku w Bagdadzie, kt贸rego osobi艣cie nie m贸g艂 nadzorowa膰.
Flisacy z Mossulu nawet s艂ysze膰 nie chcieli o podj臋ciu si臋 tego zadania. Za艂amywali r臋ce: przecie偶
nigdy w 偶yciu jeszcze nie dop艂yn臋li swymi tratwami do Basry! I tylko dzi臋ki przypadkowi
pewnemu bagdackiemu flisakowi grozi艂o wi臋zienie z powodu d艂ug贸w zdo艂a艂 Layard kosztem
wielkich ofiar pieni臋偶nych przeprowadzi膰 sw贸j zamiar i wys艂a膰 艂adunek bezpo艣rednio do Basry.
Przy tym nie spotka艂o go to, co Bott臋, kt贸remu pos膮gi, jak wiemy, zaton臋艂y w Tygrysie.
B贸stwa-kolosy, uskrzydlone zwierz臋ta o ludzkich g艂owach, kt贸re przez dwadzie艣cia osiem wiek贸w
spoczywa艂y w ziemi, wyruszy艂y w dalek膮 drog臋. Przeby艂y tysi膮c kilometr贸w p艂yn膮c tratw膮 w d贸艂
Tygrysu. Potem przeby艂y dalsze dwadzie艣cia tysi臋cy kilometr贸w p艂yn膮c przez dwa oceany doko艂a
Afryki (Kana艂 Sueski otwarto dopiero w 1869 roku) do Londynu. Tu w British Museum znalaz艂y
now膮 siedzib臋.


Zanim Layard zako艅czy艂, przynajmniej na razie, swe prace wykopaliskowe pod wzg贸rzem Nimrud,
raz jeszcze z notatnikiem w r臋ku obszed艂 woko艂o ods艂oni臋te przez siebie pa艂ace. Oto ko艅cowy opis
z jego ksi膮偶ki Niniveh and its Remains, kt贸ra w nast臋pnych latach sta艂a si臋 g艂o艣na:
"Wychodzimy na owo sztuczne wzniesienie, lecz nie widzimy jeszcze 偶adnego wystaj膮cego z ziemi
kamienia: nic, tylko szeroki, p艂aski wy偶, po cz臋艣ci pokryty bujnym 艂anem dojrza艂ego j臋czmienia, po
cz臋艣ci za艣 偶贸艂ty i spalony, bez 偶adnej ro艣linno艣ci z wyj膮tkiem kilku mizernych ost贸w.
Gdzieniegdzie wida膰 jakie艣 niskie czarne kopy; po艣rodku nich cienki s艂up dymu wzbija si臋 w g贸r臋.
To namioty Arab贸w, doko艂a kt贸rych w艂贸czy si臋 kilka starych kobiet budz膮cych politowanie swoim
wygl膮dem. 脫wdzie znowu dostrze偶esz mo偶e jedn膮 lub dwie arabskie dziewczyny, jak
wyprostowane, pewnym krokiem, z dzbanem wody na ramieniu lub wi膮zk膮 chrustu na g艂owie
wchodz膮 na wierzcho艂ek wzg贸rza.
Tymczasem z bok贸w pojawiaj膮 si臋 jakby spod ziemi jakie艣 dziko wygl膮daj膮ce istoty z rozwianym
w艂osem, kt贸rych cia艂o okrywa tylko lekka, szeroka i kr贸tka koszula; jedne w艣r贸d tanecznych
podskok贸w i b艂aznuj膮c, wszystkie jednak jak zwariowane lataj膮 tam i z powrotem. Ka偶dy z tych
ludzi d藕wiga na g艂owie kosz. Doszed艂szy do kraw臋dzi opr贸偶nia go podnosz膮c tuman kurzu, po
czym tak pr臋dko, jak tylko mo偶e, biegnie z powrotem, tym samym tanecznym krokiem, tak samo
jak przedtem krzycz膮c i wymachuj膮c koszem nad g艂ow膮. Potem, tak samo nagle jak przyszli,
znikaj膮, jak gdyby zapadli si臋 w ziemi臋. To robotnicy wynosz膮cy gruz z ruin.
Zejd藕my teraz po wykopanych w ziemi schodach do najwi臋kszego rowu. Na g艂臋boko艣ci dwudziestu
st贸p znajdujemy si臋 nagle mi臋dzy dwoma uskrzydlonymi lwami o ludzkich g艂owach, tworz膮cymi
portal. W podziemnym labiryncie panuje ruch i zamieszanie. Arabowie p臋dz膮 w najr贸偶niejszych
kierunkach, jedni d藕wigaj膮c nape艂nione ziemi膮 kosze, inni przynosz膮c swym towarzyszom dzbany
wody. Chaldejczycy w swych pasiastych ubraniach i dziwnych sto偶kowatych ko艂pakach na g艂owie
rozbijaj膮 kilofami twardy grunt, za ka偶dym uderzeniem podnosi si臋 g臋sty ob艂ok mia艂kiego py艂u. Z
jakiego艣 odleg艂ego wzg贸rza dochodz膮 od czasu do czasu d藕wi臋ki dzikich melodii kurdyjskiej
muzyki, pracuj膮cy za艣 Arabowie, ledwo je us艂ysz膮, wznosz膮 wojenne okrzyki i pracuj膮 ze zdwojon膮
energi膮.
Przej艣ciem pomi臋dzy lwami wchodzimy do g艂贸wnej hali. Po obu stronach widzimy uskrzydlone
gigantyczne figury, jedne o g艂owie or艂a, inne zn贸w ca艂kiem podobne do ludzi, z mistycznymi
symbolami w r臋kach. Po lewej stronie znowu portal flankowany przez uskrzydlone lwy. Jeden z
nich wszak偶e zwali艂 si臋 w poprzek wej艣cia, tak 偶e z trudem znajdujemy dosy膰 miejsca, aby si臋 pod
nim przeczo艂ga膰. Nad portalem wystaje uskrzydlony pos膮g i dwie p艂yty z p艂askorze藕bami; s膮 jednak
tak uszkodzone, 偶e nie mo偶emy niemal rozpozna膰, co przedstawiaj膮.
Odt膮d nie wida膰 ju偶 偶adnego 艣ladu muru, jakkolwiek g艂臋boki r贸w ci膮gnie si臋 dalej. Znik艂a r贸wnie偶
przeciwleg艂a 艣ciana hali, widzimy przed sob膮 tylko 艣cian臋 ziemi. Przy dok艂adniejszym zbadaniu
znajdujemy jednak 艣lady, i偶 sta艂 tu niegdy艣 mur. 艢wiadcz膮 o tym ceg艂y z niepalonej gliny, kt贸re
zreszt膮 od dawna przybra艂y t臋 sam膮 barw臋, co otaczaj膮ca ziemia.
Alabastrowe p艂yty, kt贸re poodpada艂y od 艣cian, s膮 teraz znowu ustawione. Wchodzimy wi臋c do
labiryntu ma艂ych p艂askorze藕b przedstawiaj膮cych rydwany, je藕d藕c贸w, bitwy, obl臋偶enia. A mo偶e
zdarzy si臋, 偶e robotnicy akurat przy nas po raz pierwszy ustawi膮 tak膮 p艂yt臋? Czekamy z
niecierpliwo艣ci膮, co nam ta rze藕ba uka偶e jakie nowe donios艂e wydarzenie z dziej贸w Asyrii, jaki
nieznany zwyczaj, jaki obrz臋d religijny?
Przew臋drowawszy oko艂o stu st贸p pomi臋dzy tymi rozsianymi reliktami dawnych dziej贸w i dawnej
kultury, dochodzimy do drogi wiod膮cej przez bram臋 tworzon膮 przez dwa gigantyczne uskrzydlone
byki z 偶贸艂tego piaskowca. Jeden z nich jest jeszcze ca艂y, drugi natomiast zwali艂 si臋 na ziemi臋 i
potrzaska艂 jego olbrzymia ludzka g艂owa le偶y u naszych st贸p.
Idziemy dalej. Widzimy inn膮 uskrzydlon膮 posta膰 trzymaj膮c膮 w r臋ku delikatny kwiat; wr臋cza go
prawdopodobnie jako dar ofiarny uskrzydlonemu bykowi. Obok tego pos膮gu znajdujemy osiem
pi臋knych p艂askorze藕b. Oto kr贸l na polowaniu: w艂a艣nie pokona艂 lwa i dzikiego byka. Oto wojownicy
oblegaj膮 jaki艣 zamek bij膮c w jego mury taranem. Doszli艣my teraz do ko艅ca hali i widzimy rze藕b臋
wyj膮tkowej pi臋kno艣ci: dw贸ch kr贸l贸w, w asy艣cie skrzydlatych postaci, stoi przed emblematem
najwy偶szego b贸stwa; mi臋dzy nimi 艢wi臋te Drzewo. Przed t膮 p艂askorze藕b膮 znajduje si臋 kamienne
podwy偶szenie, na kt贸rym, by膰 mo偶e, sta艂 niegdy艣 tron asyryjskiego monarchy, gdy sprowadzano
przed jego oblicze pojma-nych wrog贸w lub gdy przyjmowa艂 swych dworzan.
Po lewej stronie jest czwarte wyj艣cie; tworz膮 je dwa uskrzydlone lwy. Przechodzimy mi臋dzy nimi i
stajemy na kraw臋dzi g艂臋bokiego jaru. Na p贸艂noc od niego wysoko pi臋trz膮 si臋 ruiny. Na murach w
pobli偶u tego jaru wida膰 p艂askorze藕by przedstawiaj膮ce je艅c贸w nios膮cych daniny kolczyki,
bransolety, ma艂py. Widzimy tak偶e dwa olbrzymie byki oraz uskrzydlone pos膮gi ponad czterna艣cie
st贸p wysokie, le偶膮ce prawie na kraw臋dzi jaru.
Poniewa偶 z tej strony jar ogranicza ruiny, musimy powr贸ci膰 do 偶贸艂tych byk贸w. Przedostajemy si臋
tworzonym przez nie wej艣ciem i wchodzimy do komnaty otoczonej pos膮gami o orlich g艂owach. Na
jednym jej ko艅cu znajduje si臋 brama strze偶ona przez dwa pos膮gi kap艂an贸w lub b贸stwa w
艣rodku widzimy inny portal maj膮cy po bokach dwa uskrzydlone byki. W jakimkolwiek teraz
p贸jdziemy kierunku, wsz臋dzie napotkamy pokoje i nie znaj膮c terenu niebawem musieliby艣my
zab艂膮dzi膰. Poniewa偶 pozbierany gruz na og贸艂 usypywano w 艣rodku pokoi, wi臋c ca艂e wykopalisko
sk艂ada si臋 z mn贸stwa w膮skich przej艣膰, kt贸re maj膮 po jednej stronie p艂yty z alabastru, po drugiej za艣
calizn臋 ziemi; gdzieniegdzie mo偶na w niej dostrzec na wp贸艂 zagrzeban膮, st艂uczon膮 waz臋 lub l艣ni膮c膮
emaliowan膮 ceg艂臋. Mo偶emy tak przez godzin臋 lub dwie w臋drowa膰 po tej podziemnej galerii i
ogl膮da膰 otaczaj膮ce nas dziwne rze藕by oraz liczne inskrypcje. Widzimy tu d艂ugi poczet kr贸l贸w w
asy艣cie eunu-ch贸w i kap艂an贸w, 贸wdzie znowu偶 r贸wnie d艂ugi poczet uskrzydlonych postaci, kt贸re
nios膮c szyszki jod艂owe i religijne emblematy zdaj膮 si臋 by膰 pogr膮偶one w adoracji mistycznego
Drzewa.
Inne wej艣cia, r贸wnie偶 flankowane przez pary lw贸w i byk贸w, prowadz膮 nas do dalszych komnat. W
ka偶dej z ciekawo艣ci膮 i podziwem ogl膮damy coraz to nowe przedmioty. W ko艅cu przez r贸w
ci膮gn膮cy si臋 po przeciwnej stronie przekopu, kt贸rym weszli艣my, wychodzimy zm臋czeni z
zasypanego pa艂acu i znowu znajdujemy si臋 na go艂ym wierzcho艂ku usypiska."
Wreszcie Layard, pod g艂臋bokim wra偶eniem tej podziemnej w臋dr贸wki, dodaje: "Daremnie
rozgl膮damy sd臋 za jakim艣 艣ladem wspania艂ych zabytk贸w, kt贸re dopiero co widzieli艣my... Gotowi
ju偶 jeste艣my uwierzy膰, 偶e by艂 to tylko sen lub 偶e s艂uchali艣my jakiej艣 wschodniej opowie艣ci. Kto
wie, mo偶e ludzie, kt贸rzy kiedy艣 znajd膮 si臋 na tym miejscu, gdy poro艣nie ono zn贸w traw膮, b臋d膮
mnie podejrzewa膰, 偶e opisa艂em tylko jak膮艣 wizj臋."




Rozdzia艂 dwudziesty trzeci

GEORGE SMITH SZUKA IG艁Y W STOGU SIANA


Znaleziska Layarda spod wzg贸rza Nimrud by艂y tak bogate, tak nadspodziewanie wspania艂e, 偶e
za膰mi艂y sukces uzyskany przez Bott臋 pod Chorsabadem. 艁atwo si臋 domy艣li膰, 偶e osi膮gn膮wszy tak
艣wietne wyniki Layard mia艂 si臋 na baczno艣ci, by nie narazi膰 swej opinii jakim艣 nieprzemy艣lanym
eksperymentem, kt贸ry wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa musia艂by si臋 sko艅czy膰
niepowodzeniem.
Spo艣r贸d wielu pokrytych ceg艂ami wzg贸rz, kt贸re kusi艂y do nowych wykop贸w, obra艂 za cel nowego
ataku wzg贸rze Kujund偶yk to samo usypisko, w kt贸rym Botta na pr贸偶no kopa艂 przez ca艂y rok
dochodz膮c niemal do granic rozpaczy.
Ten tylko pozornie niedorzeczny wyb贸r 艣wiadczy o tym, 偶e Layard by艂 czym艣 wi臋cej ni偶
wiedzionym przez sw膮 pomy艣ln膮 gwiazd臋 szcz臋艣liwym odkrywc膮, 偶e w toku dotychczasowych prac
wykopaliskowych zdoby艂 du偶e do艣wiadczenie, nauczy艂 si臋 w艂a艣ciwie ocenia膰 powierzchni臋 usypisk
i wyci膮ga膰 wnioski z najdrobniejszych oznak.
Mia艂 wi臋c Layard wszelkie moralne prawo do tego, aby zdarzy艂o mu si臋 to samo, co zdarzy艂o si臋
Schliemannowi, gdy 贸w by艂y kupiec i p贸藕niejszy milioner odkopawszy Troj臋 zapu艣ci艂 rydel w
ziemi臋 ko艂o Lwiej Bramy w Mykenach. Wszystkim zdawa艂o si臋, 偶e jego pierwszy sukces by艂
przypadkowy i nie mo偶e by膰 prze艣cigni臋ty. Tymczasem okaza艂o si臋, i ca艂y 艣wiat musia艂 to uzna膰, 偶e
dopiero teraz oko ludzkie si臋gn膮膰 mia艂o w najg艂臋bsze tajniki zamierzch艂ej przesz艂o艣ci, 偶e dopiero
teraz z ziemi wynurzy膰 si臋 mia艂y na 艣wiat艂o dzienne skarby ukazuj膮ce ca艂膮 wielko艣膰 i bogactwo
zaginionej kultury.
Jesieni膮 1849 roku Layard zacz膮艂 kopa膰 we wzg贸rzu Kujund偶yk, naprzeciw Mossulu, na drugim
brzegu Tygrysu. Dokopa艂 si臋 jednego z najwi臋kszych pa艂ac贸w Niniwy!
Przebijaj膮c we wzg贸rzu pionowy szyb natkn膮艂 si臋 na g艂臋boko艣ci dwudziestu st贸p na warstw臋 cegie艂.
St膮d poprowadzi艂 poziome chodniki w najrozmaitszych kierunkach. Natrafi艂 najpierw na portyk, a
potem na bram臋 z uskrzydlonymi bykami po bokach; po czterech tygodniach pracy odkopa艂 ju偶
dziewi臋膰 izb. By艂y to komnaty pa艂acu Sanheryba (704 do 681 roku przed Chr.), jednego z
najpot臋偶niejszych, a zarazem i najkrwawszych w艂adc贸w pa艅stwa asyryjskiego.
Jedne po drugich wynurza艂y si臋 z ziemi inskrypcje, obrazy, p艂askorze藕by i rze藕by, wspania艂e 艣ciany
z emaliowanych cegie艂, bia艂e napisy na turkusowym tle wszystko to pe艂ne mrocznego
przepychu, utrzymane w dziwnie zimnej tonacji barw, w艣r贸d kt贸rych przewa偶a艂y czarna, 偶贸艂ta i
ciemnoniebieska. P艂askorze藕by i rze藕by odznacza艂y si臋 niezwyk艂膮 偶ywo艣ci膮 i si艂膮 wyrazu, a
drobiazgowym naturalizmem znacznie przewy偶sza艂y okazy znalezione we wzg贸rzu Nimrud.
Z Kujund偶yku pochodzi wspania艂a (powsta艂a prawdopodobnie za Asur-banipala) p艂askorze藕ba
艣miertelnie trafionej lwicy: raniona w rdze艅 pacierzowy, z zadem osuwaj膮cym si臋 ju偶 bezw艂adnie
ku ziemi, jeszcze pr臋偶y przedni膮 cz臋艣膰 tu艂owia i podnosi g艂ow臋 do pot臋偶nego ostatniego ryku. Jest
w tej p艂askorze藕bie taka sugestywno艣膰 kompozycji, taka moc artystycznej ekspresji, 偶e zaliczy膰 j膮
nale偶y do najznakomitszych dzie艂, jakie zna Zach贸d ze swej w艂asnej historii i z czas贸w
zamierzch艂ej przesz艂o艣ci.
Odt膮d nasza wiedza o Niniwie mie艣cie pe艂nym grozy, ale zarazem wielkim i majestatycznym,
kt贸re Biblia kolejno s艂awi, pot臋pia i przeklina nie ogranicza si臋 ju偶 do s艂贸w wyrzeczonych przez
kilku prorok贸w. Odkopana 艂opat膮 Layarda, Niniwa wyjrza艂a na 艣wiat艂o dnia.
Nin, wielka bogini mi臋dzyrzecza Tygrysu i Eufratu, da艂a nazw臋 prastaremu miastu. Ju偶
Hammurabi, prawodawca, wspomina oko艂o 1930 roku przed Chr. o 艣wi膮tyni bogini Isztar, wok贸艂
kt贸rej miasto si臋 roz艂o偶y艂o. Ale w贸wczas gdy Assur i Kalchu by艂y ju偶 stolicami, Niniwa wci膮偶
jeszcze pozostawa艂a miastem prowincjonalnym.
Sanheryb, stroni膮c od Assuru, dawnej rezydencji swego ojca, uczyni艂 z Niniwy stolic臋 pa艅stwa,
kt贸re obejmowa艂o ca艂膮 Babiloni臋 a偶 po Syri臋 i Palestyn臋, a na wschodzie si臋ga艂o do obszar贸w
zamieszka艂ych przez dzikie, nie daj膮ce si臋 ujarzmi膰 plemiona g贸rskie.
Za Asurbanipala Niniwa prze偶ywa okres swej 艣wietno艣ci. Jest na贸wczas miastem, "gdzie kupcy s膮
liczniejsi ni藕li gwiazdy na niebie", jest ogniskiem politycznym i gospodarczym, ale zarazem i
ogniskiem kultury, nauki i sztuki. Jest Rzymem okresu cezar贸w. Ale ju偶 za jego syna, Sin-szar-
iszkuna, kt贸ry panowa艂 tylko siedem lat, pod murami miasta pojawi艂 si臋 Kiaksares, kr贸l Med贸w, z
armi膮 wzmocnion膮 przez Pers贸w i Babilo艅czyk贸w. Obieg艂 miasto, zaj膮艂 je, zburzy艂 jego mury i
pa艂ace, pozostawi艂 tylko gruzy i zgliszcza.
A 偶e sta艂o si臋 to w 612 roku przed Chr., wi臋c Niniwa by艂a stolic膮 nie d艂u偶ej ni偶 dziewi臋膰dziesi膮t lat.
Ile偶 zatem wydarze艅 musia艂o zaj艣膰 w ci膮gu tych dziewi臋膰dziesi臋ciu lat, je偶eli dwadzie艣cia pi臋膰
wiek贸w przetrwa艂a 偶ywa s艂awa tego miasta, symbolu wielko艣ci, z kt贸r膮 sz艂a w parze groza i pot臋ga,
sybarytyzm i cywilizacja, rozkwit i nag艂y upadek, zbrodnicza wina i zas艂u偶ona kara!
Dzisiaj znamy ju偶 te wydarzenia. Dzi艣, dzi臋ki dociekliwo艣ci i domy艣lno艣ci archeolog贸w i znawc贸w
pisma klinowego, wiemy ju偶 tyle o 偶yciu obydwu w艂adc贸w, Sanheryba i Asurbanipala (a tak偶e ich
poprzednik贸w i nast臋pc贸w), 偶e mo偶emy powiedzie膰: Niniwa zapisa艂a si臋 w pami臋ci ludzkiej bodaj
偶e g艂贸wnie przez mordy i grabie偶, ucisk i poha艅bienie s艂abszych, wojny i nieszcz臋艣cia wszelkiego
rodzaju, przez krwawy poczet w艂adc贸w, kt贸rzy panowali jedynie przy pomocy terroru. Niewielu z
nich zd膮偶y艂o umrze膰 艣mierci膮 naturaln膮, lecz po nich nast臋powali jeszcze gorsi.
Sanheryb to pierwszy na p贸艂 ob艂膮kany cezar na tronie pierwszej w dziejach 艣wiata metropolii o
艣wiatowym cywilizatorskim znaczeniu, tak jak w czasach znacznie p贸藕niejszych Neron sta艂 si臋 nim
pierwszy na tronie Rzymu. Niniwa to asyryjski Rzym, to miasto podniesione do kwadratu. Zrazu
stolica, staje si臋 potem metropoli膮, miastem olbrzymich pa艂ac贸w, olbrzymich plac贸w i olbrzymich
ulic, miastem nowych, nigdy jeszcze nie spotykanych triumf贸w technicznych. Jest miastem cienkiej
warstwy panuj膮cej oboj臋tnie, czy w艂adz臋 sw膮 wywodzi艂a z krwi, rasy, szlachectwa, pieni膮dza
lub gwa艂tu, czy te偶 z przemy艣lnego po艂膮czenia wszystkich tych 藕r贸de艂, ale zarazem i miastem bitej,
wyzutej z praw, szarej masy ludzi wyzyskiwanych, kt贸rzy (chocia偶 niejednokrotnie w艣r贸d
zr臋cznych frazes贸w nadawano im pozory wolno艣ci) s膮 niewolnikami i musz膮 pracowa膰 (m贸wi膮 im:
dla dobra og贸艂u) i przelewa膰 krew na wojnie (m贸wi膮 im: dla dobra narodu). Ta wiecznie p艂ynna
masa, wiecznie niby powracaj膮cy w dwudziestoletnich odst臋pach przyp艂yw morski
oscyluj膮ca mi臋dzy rewolt膮 socjaln膮 i bezpieczn膮 obro偶膮 niewoli, jest 艣lepa, wierz膮ca i tak samo
gotowa na ofiary, jak gotowe na ofiar臋 jest byd艂o stoj膮ce po wielkich podw贸rcach Niniwy i innych
miast miast ju偶 nie jednego Boga, lecz wielu bog贸w, cz臋stokro膰 sprowadzonych z daleka,
pozbawionych swej dawnej mocy tw贸rczej, miast k艂amstwa i propagandy, miast polityki jako
rzemios艂a wiecznego zak艂amania.
Takim miastem by艂a Niniwa.
Wida膰 j膮 by艂o z daleka, migoc膮c膮 frontem swych pa艂ac贸w, kt贸re odbija艂y si臋 w wodach Tygrysu.
Otacza艂 j膮 mur zewn臋trzny i wielki mur nosz膮cy nazw臋: "Ten, kt贸rego gro藕ny blask powala
nieprzyjaci贸艂." Wzniesiony na fundamencie z kamieni ciosowych by艂 on na czterdzie艣ci cegie艂
gruby i na sto cegie艂 wysoki, co stanowi dziesi臋膰 metr贸w grubo艣ci i dwadzie艣cia cztery metry
wysoko艣ci. Wiod艂o przeze艅 pi臋tna艣cie bram. Wzd艂u偶 wielkiego muru bieg艂 na czterdzie艣ci dwa
metry szeroki r贸w, nad kt贸rym ko艂o Bramy Ogrod贸w rozpi臋ty by艂 most na kamiennych arkadach, w
owym czasie cud sztuki budowlanej.
Po stronie zachodniej sta艂 pa艂ac: "Ten, kt贸ry nie ma sobie r贸wnego", pyszna rezydencja Sanheryba.
Stare budowle, kt贸re przeszkadza艂y nowemu planowi zabudowy, kaza艂 Sanheryb wyburzy膰, tak jak
p贸藕niej uczyni艂 to imperator rzymski August, gdy w miejsce Rzymu z cegie艂 wybudowa艂 Rzym
marmurowy (i tak jak w czasach najnowszych post膮pi艂 Hitler, gdy przeprowadza艂 nowe "osie"
przez sw膮 stolic臋).
Sza艂 budowlany Sanheryba osi膮gn膮艂 sw贸j punkt szczytowy w pomy艣le zrealizowanym w mie艣cie
Assur, gdzie na powierzchni 16 000 metr贸w kwadratowych doko艂a 艣wi膮tyni boga Assur wykuto w
skale otwory, po艂膮czono je podziemnymi kana艂ami i wszystko to wype艂niono ziemi膮, bo w艂adcy
strzeli艂o do g艂owy, 偶e na tym miejscu ma powsta膰 ogr贸d.
Sanheryb rozpocz膮艂 swe rz膮dy od tego, 偶e "uszlachetni艂" swe drzewo genealogiczne. Wyrzek艂 si臋
swego ojca Sargona i wywi贸d艂 sw贸j r贸d od kr贸l贸w sprzed potopu, od p贸艂bog贸w, jak Adapa i
Gilgamesz. (Mo偶na i do tej sk艂onno艣ci znale藕膰 historyczne paralele, bardzo za艣 myli艂by si臋, kto
chcia艂by je uwa偶a膰 za przypadkowe: rzymscy cesarze sami koronowali si臋 na bog贸w i kazali
stawia膰 sobie pos膮gi we wszystkich prowincjach. A czy偶 w naszym wsp贸艂czesnym 艣wiecie
zachodnim pierwsi dyktatorzy r贸wnie偶 nie pretendowali do miejsca na nowym Olimpie, twierdz膮c,
i偶 posiedli nieomylno艣膰? Lud szemraj膮c wprawdzie, lecz w ko艅cu zawsze powolny, gorliwie im to
potwierdza艂 w transparentach obnoszonych po ulicach miast.)
"Sanheryb pisze Meissner by艂 pod ka偶dym wzgl臋dem niezwyk艂ym cz艂owiekiem. Niezmiernie
uzdolniony, entuzjazmowa艂 si臋 sportem, sztuk膮 i nauk膮, a przede wszystkim technik膮. Ale
wszystkie te zalety przekre艣la艂 jego arbitralny, porywczy charakter. Zmierza艂 do wytkni臋tego celu
nie zwa偶aj膮c na to, czy wykonanie danego zamiaru jest w og贸le mo偶liwe. Dlatego te偶 by艂 skrajnym
przeciwie艅stwem dobrego m臋偶a stanu."
Jego panowanie daje si臋 okre艣li膰 jednym s艂owem: wojna. Wojowa艂 w Babilonii, podejmowa艂
wyprawy wojenne przeciw Galejczykom i Kasytom, w 701 roku poci膮gn膮艂 na Tyr, Sydon, Askalon
i Ekron, a tak偶e przeciwko Ezechiaszowi judzkiemu, kt贸rego doradc膮 by艂 prorok Izajasz. Che艂pi艂 si臋
tym, 偶e w kraju judejskim zdoby艂 czterdzie艣ci sze艣膰 twierdz i niezliczon膮 ilo艣膰 wsi. Pod Jerozolim膮
jednak prze偶y艂 sw膮 kl臋sk臋 Warusow膮. Izajasz g艂osi艂:
"Nie wnidzie on do tego miasta ani tam wystrzeli strza艂y, ani si臋 do艅 zbli偶y z tarcz膮, ani usypie ko艂o
niego wa艂u.
I wyszed艂 Anio艂 Pa艅ski, i porazi艂 w oboziech asyryjskich sto osiemdziesi膮t pi臋膰 tysi臋cy luda; a
kiedy rano mieli powsta膰, patrz, same oto trupy martwych le偶a艂y."

To zaraza morowa (dzi艣 wiemy: malaria tropica) pobi艂a jego wojsko. Podejmowa艂 wyprawy,
"spacery wojskowe", na Armeni臋. Wci膮偶, prawie bez ustanku, walczy艂 z Babilonem, kt贸ry nie
chcia艂 uzna膰 w艂adzy jego despotycznych namiestnik贸w. Na czele floty dotar艂 a偶 do Zatoki Perskiej.
Jak szara艅cza spada艂 ze swymi zast臋pami to na jeden, to na inny kraj. Jego opowiadania o w艂asnych
czynach s膮 che艂pliwe, a podawane w nich liczby oparte na czczych wymys艂ach. (Ton tych relacji
najzupe艂niej odpowiada przem贸wieniom, jakie do swych lud贸w i wojsk zwykli wyg艂asza膰
wsp贸艂cze艣ni dyktatorzy w przekonaniu, 偶e wi臋kszo艣膰 im uwierzy. Czy偶 nam, potomnym, pociech膮
ma by膰 fakt, 偶e jeden z naszych archeolog贸w znalaz艂 w ruinach Babilonu cegie艂k臋, na kt贸rej wyryte
by艂o takie oto lapidarne zdanie: "Je艣li si臋 tak rozejrze膰 doko艂a, to ludzie wszyscy razem s膮 g艂upi"?)
Podobie艅stwa wszystkich tych zjawisk nie doszukujemy si臋 rozmy艣lnie. Gdy umie si臋 widzie膰
epoki historii narod贸w nie tylko w ich kolejnym nast臋pstwie, ale tak偶e obok siebie, jedn膮 przy
drugiej, podobie艅stwo to wyst臋puje samo przez si臋.
Sanheryb przekroczy艂 wszelk膮 miar臋 despotyzmu, gdy w 689 roku przed Chr. postanowi艂 zetrze膰
ostatecznie z oblicza ziemi zbuntowany ponownie Babilon (zetrze膰 w 贸w gruntowny spos贸b, dla
kt贸rego w drugiej wojnie 艣wiatowej ukuto s艂owo ausradieren wymaza膰, a nawet czasownik od
Coventry coventrieren). W Babilonie wymordowano takie masy mieszka艅c贸w, 偶e stosy trup贸w
zabarykadowa艂y ulice. Zburzono domy prywatne; 艣wi膮tyni臋 Esagila wraz z wie偶膮 przy艣wi膮tynn膮
str膮cono do kana艂u Arachtu. W ko艅cu miasto zalano wod膮, tak 偶e ulice, place i domy znik艂y z
powierzchni ziemi. Ale rozjuszonemu Sanherybowi to faktyczne zniszczenie miasta nie
wystarcza艂o. Chcia艂 je zniszczy膰 tak偶e symbolicznie. Kaza艂 wi臋c ziemi臋 z Babilonu za艂adowa膰 na
statki, wywie藕膰 a偶 do Tilmunu i rozproszy膰 na cztery wiatry.
To wreszcie, zdaje si臋, przywr贸ci艂o mu spok贸j i pozwoli艂o zaj膮膰 si臋 sprawami wewn臋trznej polityki
pa艅stwa. Aby spe艂ni膰 偶yczenia swej faworyty Nakiji, kaza艂 obwo艂a膰 nast臋pc膮 tronu Asarhaddona,
jednego ze swych m艂odszych syn贸w. Wyroczni臋 bog贸w zmusi艂 do zaaprobowania tej decyzji.
Zebra艂 te偶 co艣 w rodzaju zgromadzenia ludowego, w kt贸rym wzi臋li udzia艂 starsi bracia
Asarhaddona, urz臋dnicy asyryjscy i masy ludu. Gdy zapyta艂, czy wyra偶aj膮 sw膮 zgod臋,
odpowiedzieli: "tak". Ale pod koniec 681 roku starsi bracia, wierni tradycji, napadli na ojca, gdy w
艣wi膮tyni Niniwy modli艂 si臋 do swego boga, i zabili go. Tak sko艅czy艂 Sanheryb.
Wszystko to jednak stanowi艂o tylko cz臋艣膰 krwawej historii, kt贸r膮 Layard ods艂oni艂 swym rydlem.
Drug膮 cz臋艣膰 wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne, gdy w dw贸ch pomieszczeniach, widocznie
dobudowanych do pa艂acu Sanheryba w p贸藕niejszym okresie, znalaz艂 bibliotek臋.
Okre艣lenie "biblioteka" nie jest tu u偶yte niew艂a艣ciwie. Je偶eli za艣 mierzy膰 j膮 miar膮 naszych
obecnych ksi臋gozbior贸w, nie jest te偶 przesadzone, bezcenny bowiem zbi贸r odnaleziony przez
Layarda obejmowa艂 trzydzie艣ci tysi臋cy tom贸w! Pomy艣le膰: biblioteka sk艂adaj膮ca si臋 z trzydziestu ty-
si臋cy cegie艂ek.
Asurbanipal (668 do 626 roku przed Chr.), wyniesiony na tron przez sw膮 babk臋, dawn膮 faworyt臋
Sanheryba, by艂 pod wzgl臋dem charakteru skrajnym jego przeciwie艅stwem. Pozostawione przez
niego inskrypcje, cz臋stokro膰 nie mniej pysza艂kowate ni偶 inskrypcje Sanheryba, zdradzaj膮 pokojowe
usposobienie, sk艂onno艣膰 do beztroskiego 偶ycia i spokoju. Z tego nie wynika, jakoby Asurbanipal
nie prowadzi艂 wojen. Bracia (jeden z nich, starszy kap艂an boga ksi臋偶yca, zadziwia d艂ugo艣ci膮 swego
imienia Assur-etil-szame-irsiti-ubalitsu), w szczeg贸lno艣ci za艣 Szamasz-szum-ukin, osadzony jako
kr贸l na tronie Babilonu, przysparzali mu wiele k艂opot贸w. Asurbanipal rozgromi艂 pa艅stwo
Elamit贸w, zdoby艂 odbudowane przez swego bezpo艣redniego poprzednika miasto Babilon, nie
zburzy艂 go wszak偶e, jak Sanheryb, lecz owszem, obszed艂 si臋 z nim 艂askawie. (Nawiasem m贸wi膮c,
podczas tego obl臋偶enia, kt贸re trwa艂o dwa lata, kwit艂 w Babilonie "czarny rynek", owa nielegalna
forma 偶ycia gospodarczego, kt贸r膮 dzi艣, po 2500 latach i prze偶ytych ostatnio dw贸ch wojnach
艣wiatowych, zwykli艣my uwa偶a膰 za nie znan膮 przedtem w dziejach, na wskro艣 wsp贸艂czesn膮 form臋
chaosu gospodarczego. Trzy silony, czyli dwa i p贸艂 litra zbo偶a, kosztowa艂y w贸wczas sykla, to jest
8,4 grama srebra; za t臋 cen臋 w czasach normalnych otrzymywano w Babilonie
sze艣膰dziesi臋ciokrotnie wi臋ksz膮 ilo艣膰 zbo偶a.)
Poeta s艂awi Asurbanipala s艂owami, kt贸rych nigdy nie m贸g艂by powiedzie膰 o Sanherybie:

Spoczywa艂 or臋偶 zbuntowanych wrog贸w,
wo藕nice rydwan贸w uwolnili swe zaprz臋gi,
spiczaste w艂贸cznie le偶a艂y bezczynnie,
zwisa艂y ci臋ciwy nie napi臋tych 艂uk贸w;
w karbach trzymani byli gwa艂townicy,
co zwad臋 czynili z nieprzyjacio艂y.

Ni w domu, ni w mie艣cie
nikt gwa艂tem nie bra艂 mienia swego towarzysza,
na obszarze ca艂ego kraju
nie by艂o cz艂owieka, co by czyni艂 szkod臋.
Ktokolwiek szed艂 samotnie sw膮 drog膮,
bezpiecznie w臋drowa艂 dalekim go艣ci艅cem.
Nie by艂o zb贸jcy, co by krew przelewa艂,
nikt nikomu nie zadawa艂 gwa艂tu.
George Smith szuka ig艂y w stogu siana
Ziemie by艂y spokojn膮 siedzib膮,
jak gaj oliwny kwit艂y cztery strony 艣wiata.

Imi臋 swe Asurbanipal ws艂awi艂 jednak na wieczne czasy bibliotek膮, kt贸r膮 za艂o偶y艂, "aby samemu w
niej czyta膰". Znalezienie tych cegie艂ek by艂o ostatnim wielkim triumfem Layarda jako
poszukiwacza. Potem ust膮pi艂 on miejsca innym i powr贸ci艂 do Anglii, aby po艣wi臋ci膰 si臋 karierze
politycznej.
Biblioteka ta by艂a kluczem do kultury asyro-babilo艅skiej. Zestawiona jest systematycznie. Cz臋艣膰
tabliczek naby艂 kr贸l od prywatnych posiadaczy; sk艂ada艂y si臋 one po wi臋kszej cz臋艣ci z kopii, kt贸re
kaza艂 sporz膮dza膰 we wszystkich okr臋gach swego pa艅stwa. Gdy jednego ze swych urz臋dnik贸w,
Szadanu, wyprawia艂 do Babilonu, da艂 mu takie oto polecenie:
"W dniu, w kt贸rym otrzymasz m贸j list, we藕miesz ze sob膮 Szurn臋, jego brata Bel-etira, Apla i
artyst贸w z Borsippy, kt贸rych znasz, i pozbierasz tyle tabliczek, ile tylko ich jest po domach, tudzie偶
wszystkie tabliczki, kt贸re le偶膮 w 艣wi膮tyni Ezida."
List ten ko艅czy Asurbanipal nast臋puj膮cymi s艂owami: "Szukajcie cennych tabliczek, z kt贸rych nie
ma odpis贸w w Asyrii, i przynie艣cie mi je! Napisa艂em teraz do prze艂o偶onego 艢wi膮tyni i do
burmistrza Borsippy, 偶e ty, Szadanu, masz przechowa膰 tabliczki w swoim lamusie i 偶e ka偶dy
powinien ci je bez oporu oddawa膰. Je偶eli uznacie, 偶e jaka艣 cegie艂ka lub tekst obrz臋dowy nadaje si臋
do pa艂acu, to szukajcie ich, zabierzcie i przy艣lijcie mi je!"
Pr贸cz tego pracowali dla niego uczeni i ca艂e "zgromadzenie bieg艂ych w szlachetnej sztuce
pisarskiej". Zebra艂 tym sposobem bibliotek臋, kt贸ra reprezentowa艂a ca艂膮 wiedz臋 owych czas贸w,
wiedz臋 stoj膮c膮 zreszt膮 pod silnym wp艂ywem magii, zabobonnych wierze艅 i czarnoksi臋stwa. Tote偶
wi臋ksz膮 cz臋艣膰 ksi臋gozbioru Asurbanipala stanowi膮 dzie艂a o nauce zakl臋膰, wr贸偶b i obrz臋d贸w. Ale
nie brak w niej tak偶e mn贸stwa dzie艂 medycznych, chocia偶 nosz膮 one charakter wybitnie znachorski,
oraz dzie艂 z dziedziny filozofii, astronomii, matematyki i filologii (Layard znalaz艂 we wzg贸rzu
Kujund偶yk tzw. tabliczki "uczniowskie", kt贸re przyczyni艂y si臋 w ogromnej mierze do odcyfrowania
III klasy pisma klinowego).
Znalaz艂y si臋 wreszcie i dynastyczne listy kr贸l贸w, notatki historyczne, polityczne zapiski pa艂acowe,
a nawet i literatura poetycka: epiczno-mityczne opowie艣ci, pie艣ni i hymny, a w艣r贸d nich cegie艂ki,
na kt贸rych spisane by艂o najwi臋ksze dzie艂o staro偶ytnego Mi臋dzyrzecza, pierwszy wielki epos w
historii ludzko艣ci, podanie o wspania艂ym i straszliwym Gilgameszu, kt贸ry by艂 w dw贸ch trzecich
bogiem, a w jednej trzeciej cz艂owiekiem.
Tabliczki te wszak偶e znalezione zosta艂y ju偶 nie przez Layarda. Znalaz艂 je cz艂owiek, kt贸ry na kr贸tko
przedtem zosta艂 przez pewn膮 ekspedycj臋 uwolniony z ci臋偶kiej dwuletniej niewoli w Abisynii.
Gdyby Layard odkry艂 jeszcze i te tabliczki, jego s艂awa doprawdy przebra艂aby miar臋. Epos
Gilgamesza bowiem by艂 nie tylko interesuj膮cy pod wzgl臋dem literackim. Zawiera艂 on opowie艣膰,
kt贸ra rzuci艂a zupe艂nie nieoczekiwane 艣wiat艂o na nasz膮 najdawniejsz膮 przesz艂o艣膰, opowie艣膰 o
zdarzeniach, kt贸rych jeszcze dzi艣 ucz膮 si臋 w szkole wszystkie dzieci Europy, chocia偶 do czasu
odkrycia w Kujund偶yku nikt nawet nie podejrzewa艂, sk膮d si臋 ta historia faktycznie wywodzi.


Hormuzd Rassam by艂 pomocnikiem Layarda. Gdy za艣 Layard rozpocz膮艂 sw膮 karier臋 ministerialn膮,
Muzeum Brytyjskie powo艂a艂o Rassama na jego nast臋pc臋.
Rassam by艂 chaldejskim chrze艣cijaninem. Urodzi艂 si臋 w 1826 roku w Mossulu nad Tygrysem. W
1854 roku jest t艂umaczem angielskiego ministra-rezydenta w Adenie, a wkr贸tce potem, maj膮c
zaledwie trzydzie艣ci lat, zostaje wicerezydentem. W 1864 roku zosta艂 wys艂any w misji specjalnej do
kr贸la Abisynii Teodora. Autokratyczny Teodor, czarny kr贸l, kt贸ry w toku swego panowania
dowi贸d艂, 偶e nie by艂 malowanym kr贸lem, kaza艂 go uwi臋zi膰. Dwa lata sp臋dzi艂 Hormuzd Rassam w
lochach abisy艅skich, dop贸ki nie uwolni艂a go ekspedycja Napiera. Wkr贸tce potem rozpocz膮艂 swe
prace wykopaliskowe pod Niniw膮.
Prowadzi艂 je z nie mniejszym prawie powodzeniem ni偶 Layard. Brak mu jednak by艂o dw贸ch rzeczy,
kt贸re Layarda przywiod艂y do s艂awy: szcz臋艣cia, 偶eby jak Layard by膰 pierwszym i m贸c dzi臋ki temu
wyzyska膰 sensacyjn膮 nowo艣膰 dokonanych odkry膰, oraz owej fascynuj膮cej zdolno艣ci, z jak膮 Layard,
艣wiatowiec i p贸藕niejszy dyplomata, umia艂 w barwnych opisach i 艣wietnych sformu艂owaniach,
rzucaj膮c 艣mia艂e hipotezy, przedstawi膰 swe odkrycia 艣wiatu naukowemu i szerokiej publiczno艣ci.
Jak偶e umia艂by to "poda膰" Layard, gdyby w przekopanym juz wszerz i wzd艂u偶 wzg贸rzu Nimrud
odkry艂 jeszcze jedn膮 艣wi膮tyni臋, d艂ug膮 na pi臋膰dziesi膮t metr贸w i na trzydzie艣ci metr贸w szerok膮! W
jak bogatych barwach umia艂by opisa膰 st艂umienie rewolty robotnik贸w, kt贸r膮 Rassam zdusi艂 偶elazn膮
r臋k膮 w momencie, gdy pod Balawat, czterna艣cie kilometr贸w na p贸艂noc od Nimrud, odkopa艂 nie
tylko 艣wi膮tyni臋 Asurnasyrpala, lecz tak偶e szcz膮tki tarasowego miasta, a w艣r贸d niezliczonych
innych znalezisk wysok膮 na prawie siedem metr贸w dwuskrzyd艂ow膮 bram臋 z br膮zu, pierwszy i
jedyny w贸wczas dow贸d, 偶e w pa艂acach Mi臋dzyrzecza w og贸le istnia艂y drzwi i bramy. Z jak膮偶
wreszcie wspania艂膮 prostot膮 stylu, 艣wiadomie zniewalaj膮c czytelnika wyrazem kornego podziwu,
opisa艂by znalezienie eposu Gilgamesza, cho膰by tak samo jak Rassam nie umia艂 go od razu w
pe艂ni oceni膰.
To dzie艂o bowiem, kt贸re pozwoli艂o wnikn膮膰 g艂臋boko w niezbadane tajemnice przesz艂o艣ci, poznano
w pe艂ni dopiero z biegiem lat. Dzi艣 oczywi艣cie ka偶da historia literatury powszechnej wymienia je
na pierwszych stronicach. Wsp贸艂cze艣ni autorzy u艂atwiaj膮 sobie jednak zadanie: cytuj膮 ze艅 jakie
dziesi臋膰 wierszy, daj膮 ich literack膮 ocen臋, wskazuj膮 na ten epos jako na pra藕r贸d艂o wszystkich
opowie艣ci epicznych, ale ma艂o obchodzi ich tre艣膰 ca艂ego dzie艂a, cho膰 w istocie prowadzi ono do
藕r贸d艂a naszego rodu ludzkiego, do praojca we w艂asnej osobie. Natrafienie na 艣lad tego 藕r贸d艂a jest
zas艂ug膮 cz艂owieka, kt贸ry zmar艂 ju偶 w cztery lata po dokonaniu swego odkrycia, a kt贸rego
tuzinkowe nazwisko spotyka si臋 dzi艣 w historii archeologii jak偶e nies艂usznie tylko w
marginesowych uwagach i przypisach.
Tym cz艂owiekiem by艂 George Smith, r贸wnie偶 Outsider na polu archeologii, gra wer piecz臋ci i
banknot贸w, urodzony 26 marca 1840 roku w Chelsea pod Londynem, samouk, kt贸ry wieczorami w
swej izdebce oddawa艂 si臋 z niestrudzon膮 gorliwo艣ci膮 studiom nad pierwszymi publikacjami z
dziedziny asyriologii. Maj膮c dwadzie艣cia sze艣膰 lat napisa艂 kilka ma艂ych artyku艂贸w o niekt贸rych
w膮tpliwych jeszcze znakach pisma klinowego. Artyku艂y wzbudzi艂y zainteresowanie fachowc贸w. W
kilka lat p贸藕niej Smith jest ju偶 asystentem dzia艂u egipsko-asyryjskiego Muzeum Brytyjskiego w
Londynie. Gdy w 1876 roku zmar艂 przedwcze艣nie, prze偶ywszy zaledwie trzydzie艣ci sze艣膰 lat,
dorobek jego obejmowa艂 oko艂o tuzina ksi膮偶ek, a nazwisko zwi膮zane by艂o z donios艂ymi odkryciami.
Ten w艂a艣nie by艂y gra wer 艣l臋cza艂 w 1872 roku nad cegie艂kami nades艂anymi do Muzeum
Brytyjskiego przez Hormuzda Rassama i usi艂owa艂 je odcyfrowa膰.
W owym czasie nikt jeszcze nie wiedzia艂, 偶e istnia艂a niegdy艣 literatura asyro-babilo艅ska, kt贸rej
dzie艂a zas艂ugiwa艂y na to, aby zaj膮膰 miejsce obok wielkich dzie艂 literatur p贸藕niejszych. Nie to
zreszt膮 przykuwa艂o uwag臋 Smitha, kt贸ry w gruncie rzeczy by艂 tylko ambitnym naukowcem,
prawdopodobnie zupe艂nie pozbawionym wra偶liwo艣ci artystycznej. Ledwo zacz膮艂 odcyfrowywa膰
tekst, porwa艂o go samo opowiadanie, sama tre艣膰. Pasjonowa艂o go to, c o opowiada艂 epos, a nie jak o
tym opowiada艂, interesowa艂y zdarzenia, a nie forma, w jakiej by艂y opisane. Im dalej za艣 posuwa艂 si臋
naprz贸d w odcyfrowywaniu tekst贸w, w tym wi臋ksze podniecenie wprawia艂o go to, o czym ca艂kiem
mimochodem by艂a mowa na samym ko艅cu.
Dowiedzia艂 si臋 wi臋c Smith o wielkich czynach pot臋偶nego Gilgamesza. Czyta艂 o cz艂owieku le艣nym
Enkidu, kt贸rego przez ladacznic臋-kap艂ank臋 zwabiono do miasta, aby pokona艂 Gilgamesza-pysza艂ka.
Ale heroiczna walka dw贸ch tytan贸w pozosta艂a nie rozstrzygni臋ta. Gilgamesz i Enkidu zawarli
przyja藕艅, po czym wsp贸lnie dokonali wielkich czyn贸w: zabili strasznego w艂adc臋 lasu cedrowego
Chumbab臋 i rzucili nawet wyzwanie bogom, ci臋偶ko zel偶ywszy bogini臋 Isztar, kt贸ra rozmi艂owawszy
si臋 w Gilgameszu chcia艂a go mie膰 za kochanka.
Dalej Smith mozolnie odcyfrowuj膮c teksty czyta艂 o tym, jak Enkidu zmar艂 od strasznej choroby, jak
Gilgamesz op艂akiwa艂 swego druha i nie chc膮c podzieli膰 jego losu, wyruszy艂 w drog臋, 偶eby zdoby膰
nie艣miertelno艣膰. Pow臋drowa艂 do Ut-napisztima, praojca wszystkich ludzi, kt贸ry, po wielkiej karze
zes艂anej ongi艣 przez bog贸w na r贸d ludzki, sam tylko ze sw膮 rodzin膮 ocala艂 i kt贸rego bogowie potem
uczynili nie艣miertelnym.
Ut-napisztim, praojciec, opowiedzia艂 Gilgameszowi histori臋 swego cudownego ocalenia. Smith
czyta z rozpalonymi oczyma. Lecz akurat w momencie, gdy jego podniecenie przeobra偶a艂o si臋 ju偶
w pewno艣膰 wielkiego odkrycia, w tekstach cegie艂ek odkopanych przez Rassama pojawia膰 si臋
zacz臋艂y coraz wi臋ksze luki. Smith przekona艂 si臋, 偶e ma przed sob膮 tylko fragment spisanego tekstu,
przy czym cz臋艣膰 dla niego najistotniejsz膮, a mianowicie koniec wielkiego eposu, opowiadanie Ut-
napisztima, posiada艂 tylko w u艂amkach.
Jednak偶e to, co do owego momentu wyczyta艂 z eposu Gilgamesza, nie dawa艂o mu spokoju. Nie
m贸g艂 milcze膰. W艣r贸d tak licznych w Anglii znawc贸w Biblii zawrza艂o. Fakt, 偶e Smithowi przyszed艂
wtedy z pomoc膮 wielki dziennik angielski, jest wspania艂ym przyk艂adem swobodnego 艣cierania si臋
r贸偶nych opinii w demokratycznym kraju. Bo oto londy艅ski "Daily Telegraph" poda艂 do
wiadomo艣ci, i偶 stawia do dyspozycji sum臋 tysi膮ca gwinei osobie, kt贸ra zdob臋dzie reszt臋 tekst贸w
eposu Gilgamesza, to jest uda si臋 do Kujund偶yku i przywiezie stamt膮d cegie艂ki z brakuj膮cymi
napisami.
Pomys艂 n臋ci艂 sw膮 awanturniczo艣ci膮.
George Smith, asystent Muzeum Brytyjskiego, przyj膮艂 wyzwanie. Chodzi艂o za艣 ni mniej, ni wi臋cej,
tylko o to, 偶eby uda膰 si臋 do Mezopotamii, o tysi膮ce kilometr贸w od Londynu, i tam w olbrzymim
gruzowisku, ledwie tkni臋tym przez dotychczasowe prace wykopaliskowe je艣li uwzgl臋dni膰 jego
rozmiary szuka膰 kilku 艣ci艣le okre艣lonych glinianych tabliczek! Tak jak gdyby chciano wy艂owi膰
z jakiego艣 jeziora 艣ci艣le okre艣lon膮 pch艂臋 wodn膮 czy szuka膰 przys艂owiowej ig艂y w stogu siana.
George Smith mimo wszystko przyj膮艂 propozycj臋.
I oto zdarzy艂 si臋 jeszcze jeden niewiarygodny cud w dziejach poszukiwa艅 archeologicznych. Smith
znalaz艂 brakuj膮ce cz臋艣ci eposu Gilgamesza!
Przywi贸z艂 ze sob膮 384 u艂amk贸w cegie艂ek, w tym brakuj膮ce fragmenty historii Ut-napisztima, kt贸ra
go tak urzek艂a, gdy tylko wyczyta艂 pierwsz膮 o niej wzmiank臋. Historia ta by艂a opowiadaniem o
potopie. Nie o jednej z owych katastrofalnych powodzi, jakie spotka膰 mo偶na we wczesnej mitologii
wszystkich prawie narod贸w, lecz o konkretnie okre艣lonym potopie, o kt贸rym znacznie p贸藕niej
opowiada Biblia! Bo Ut-napisztim to Noe! A oto tekst, o kt贸rym mowa: (Przychylny ludziom
b贸g Ea objawi艂 we 艣nie swemu ulubie艅cowi Ut-napisztimowi, 偶e bogowie zamierzaj膮 zes艂a膰 kar臋 na
ludzi; Ut-napisztim zbudowa艂 okr臋t.)

Wszystko, co mia艂em, wzi膮艂em ze sob膮, ca艂y dorobek mego 偶ycia
za艂adowa艂em na okr臋t; rodzin臋, wszystkich krewnych.
zwierz臋ta z pola, byd艂o z pastwisk, rzemie艣lnik贸w,
wszystko na okr臋cie pomie艣ci艂em.
Wszed艂em do okr臋tu i zawar艂em wrota (...)
Gdy wsta艂a poranna jutrzenka,
z widnokr臋gu nieba wzesz艂a czarna chmura (...)
Nagle 艣wiat艂o dnia w ciemno艣膰 si臋 zamienia,
brat nie widzi ju偶 brata,
mieszka艅cy niebios ju偶 si臋 nie poznaj膮.
Bogowie ul臋kli si臋 potopu,
uciekli i w niebie Anu si臋 schronili,
bogowie jak psy skulili si臋 pod 艣cian膮 i przylegli cicho (...)
Sze艣膰 dni i sze艣膰 nocy
wzbiera艂 wicher i potop, sro偶y艂 si臋 huragan nad ziemi膮.
Gdy nasta艂 dzie艅 si贸dmy, burza przycich艂a,
uspokoi艂y si臋 wody, kt贸re niby wojsko sia艂y spustoszenie.
Fale z艂agodnia艂y, wiatr przycich艂, potop ju偶 nie wzbiera艂.
Spojrza艂em na wod臋, ju偶 si臋 nie burzy艂a,
wszyscy ludzie w mu艂 si臋 zamienili!
Na wysoko艣膰 dachu si臋ga艂o trz臋sawisko! (...)
Patrza艂em, gdzie l膮d, gdzie horyzont morza;
daleko, bardzo daleko, ukaza艂a si臋 wyspa.
Do g贸ry Nissir dop艂yn膮艂 m贸j okr臋t,
g贸ra Nissir zatrzyma艂a okr臋t, stan膮艂 jak na kotwicy (...)
Gdy nadszed艂 dzie艅 si贸dmy,
wypu艣ci艂em go艂臋bia, da艂em mu polecie膰,
odlecia艂 m贸j go艂膮b, lecz znowu powr贸ci艂,
nie mia艂 gdzie spocz膮膰, dlatego powr贸ci艂. V
Wypu艣ci艂em jask贸艂k臋, da艂em jej polecie膰, t
odlecia艂a moja jask贸艂ka, lecz zn贸w powr贸ci艂a,
nie mia艂a gdzie spocz膮膰, dlatego wr贸ci艂a.
Wypu艣ci艂em kruka, da艂em mu polecie膰,
kruk odlecia艂, zobaczy艂, 偶e woda opada;
偶re, lata, kracze i wi臋cej nie wraca.

Czy偶 mo偶na by艂o jeszcze w膮tpi膰, 偶e znaleziony zosta艂 prawz贸r biblijnego podania o potopie? Nie
tylko podobie艅stwo samego wydarzenia jest uderzaj膮ce. S膮 w eposie Gilgamesza pojedyncze
momenty, kt贸re p贸藕niej na nowo pojawi膮 si臋 w Biblii. Nie brak nawet go艂臋bicy i kruka, kt贸re i Noe
wys艂a艂 ze swej arki.
艢wiat wsp贸艂czesny Smithowi, poznawszy ten skre艣lony pismem klinowym tekst z eposu o
Gilgameszu, stan膮艂 skonsternowany przed pytaniem: Czy偶by prawda Biblii nie by艂a prawd膮
najstarsz膮?
Badania wykopaliskowe dokona艂y jeszcze jednego olbrzymiego skoku w przesz艂o艣膰. Tym razem
jednak wy艂ania艂y si臋 problemy o zupe艂nie nowych aspektach. Czy historia Ut-napisztima by艂a tylko
potwierdzeniem podania biblijnego przez jeszcze dawniejsze podanie? Do niedawna wszystko, co
Biblia opowiada艂a o dziwnym i bogatym kraju mi臋dzy Eufratem i Tygrysem, uwa偶ane by艂o za
podanie. A czy偶 nie okaza艂o si臋, 偶e u podstawy wszystkich tych poda艅 le偶y jakie艣 ziarno prawdy?
Czy偶by wi臋c i historia o wielkim potopie by艂a czym艣 wi臋cej ni偶 podaniem?
A je艣li ju偶 tak rozumowa膰, to jakich czas贸w si臋ga histora Mezopotamii?
Okaza艂o si臋, 偶e to, co dotychczas uwa偶ano za nieprzebyty mur, za kt贸rym panuje ju偶 tylko mrok
bezdziejowo艣ci, by艂o jedynie kurtyn膮; za jej podniesieniem ods艂ania艂a si臋 jeszcze starsza widownia
dziej贸w 艣wiata!
Oko艂o 1880 roku, a wi臋c w kilka lat po odkryciu George艂a Smitha, inny badacz by艂 nim znowu
Francuz i znowu agent konsularny de Sa-rzec, w toku poszukiwa艅 ko艂o Tello w Babilonii
wykopa艂 z piasku pos膮g, kt贸ry wykazywa艂 opracowanie artystyczne, jakiego do tego czasu w
Mezopotamii nigdy nie spotykano. Prawda, 偶e mia艂 pewne wsp贸lne cechy z dawniejszymi
znaleziskami, by艂 jednak bardziej archaiczny, bardziej monumentalny, by艂 dzie艂em
najpierwotniejszej sztuki z okresu dzieci艅stwa kultury ludzkiej, a w ka偶dym razie znacznie starszy
ni偶 dzie艂a sztuki egipskiej, kt贸re do tego czasu uchodzi艂y za najstarsze.
Znalezienie tych prastarych warstw kulturowych i tego prastarego ludu by艂o owocem niezwykle
艣mia艂ej hipotezy uczonych. Odkrycie, jakiego przypadkowo dokona艂 de Sarzec, znakomicie j膮
potwierdzi艂o.
Tu jednak dotykamy sprawy, kt贸ra si臋ga ju偶 w czasy p贸藕niejsze, bo w lata dwudzieste naszego
stulecia. Ma艂o tego, kto wie, czy to nie w艂a艣nie za naszych dni znajdzie ona swe rozwi膮zanie, skoro
w 1949 roku wyruszy艂y trzy ekspedycje, aby na podstawie doniesienia jakiego艣 ch艂opa tureckiego
w ubieg艂ym wieku uchodzi艂oby to za czyste wariactwo szuka膰 na g贸rze Ararat arki Noego.
Wr贸膰my jednak do czas贸w, kiedy na prze艂omie ubieg艂ego i naszego stulecia pewien Niemiec
przyst膮pi艂 do odkopania Babilonu.





Rozdzia艂 dwudziesty czwarty

Kule 艣wiszcz膮 wok贸艂 Koldeweya


W 1878 roku dwudziestojednoletni bosto艅ski architekt Francis H. Bacon i jego przyjaciel Clarke
wybrali si臋 w drog臋, aby odby膰 podr贸偶 po Grecji i Turcji. Clarke pracowa艂 w贸wczas nad histori膮
architektury doryckiej, Bacon za艣 mia艂 do jego ksi膮偶ki narysowa膰 ilustracje. Pr贸cz skromnej
subwencji bosto艅skiego stowarzyszenia architekt贸w ka偶dy z podr贸偶nik贸w posiada艂 500
zaoszcz臋dzonych dolar贸w.
"W drodze z Ameryki do Anglii pisa艂 Bacon p贸藕niej obliczyli艣my, ile b臋dzie kosztowa膰
wprowadzenie w czyn wszystkich naszych zamiar贸w, i doszli艣my do wniosku, 偶e mamy za ma艂o
pieni臋dzy, aby to wykona膰 w zwyk艂ej, normalnej drodze. Postanowili艣my wi臋c zakupi膰 w Anglii
偶agl贸wk臋, na kt贸rej mogliby艣my mieszka膰, przep艂yn膮膰 ni膮 Kana艂 La Manche, a potem 偶egluj膮c w
g贸r臋 Renu i w d贸艂 Dunaju dotrze膰 do Morza Czarnego, dalej za艣 przez Konstantynopol i Dardanele
na archipelag Egejski i tu kr膮偶膮c mi臋dzy wyspami zwiedza膰 stare siedziby greckie. Wszystko to
wykonali艣my zgodnie z u艂o偶onym planem."
W trzy lata p贸藕niej ci sami, tak niezwykle przedsi臋biorczy archeologowie wyruszyli w drug膮
podr贸偶, tym razem ju偶 z wi臋kszym sztabem wsp贸艂pracownik贸w, w celu przeprowadzenia
wykopalisk na po艂udniowym wybrze偶u Troady. Byli naukowcami, lecz przy tym m艂odzi i pe艂ni
fantazji.
"4 kwietnia 1881 roku pisze Bacon kupili艣my po d艂ugich targach 艂贸d藕, jakich u偶ywa si臋 w
porcie smyrne艅skim, uwi膮zali艣my j膮 do statku i pozostawiaj膮c na wybrze偶u gromad臋 ludzi 偶膮dnych
bakszyszu pop艂yn臋li艣my do Mityleny." W drodze zatrzyma艂 ich przeciwny wiatr p贸艂nocny.
"Skorzystali艣my z tej przerwy pisze dalej Bacon aby oporz膮dzi膰 i pomalowa膰 nasz膮 艂贸d藕.
K艂贸cili艣my si臋 o to, jak j膮 nazwa膰, a 偶e ani 獳rion ani 玈afo, ani 偶adna inna nazwa klasyczna nie
uzyska艂a jednomy艣lno艣ci, wi臋c w ko艅cu nazwali艣my j膮 玀eczitra, co oznacza 歸ie偶y Ser."
1 kwietnia 1882 roku do tych dw贸ch rezolutnych podr贸偶nik贸w przy艂膮czy艂 si臋 trzeci, kt贸ry
doskonale do nich pasowa艂. By艂 to Niemiec Robert Koldewey w dwadzie艣cia lat p贸藕niej jeden z
najznakomitszych archeolog贸w naszego stulecia.
Mia艂 wtedy dwadzie艣cia siedem lat. Oto co pisze o nim Bacon pod dat膮 27 kwietnia 1882 roku:
"Koldewey ogromnie zyskuje przy bli偶szym poznaniu. W sam raz pasuje do Clarke艂a i do mnie!"
Mamy tu pierwsz膮 opini臋 o Koldeweyu, wydan膮 przez koleg臋 po fachu. Poniewa偶 jednak wysz艂a
ona spod pi贸ra cz艂owieka, kt贸ry na ma艂ym stateczku przep艂yn膮艂 rzeki ca艂ej Europy do Morza
艢r贸dziemnego i nada艂 swej 艂odzi nazw臋 "艢wie偶y Ser", a mimo to by艂 powa偶nym naukowcem, wi臋c
znalaz艂a si臋 na stronach naszej ksi膮偶ki. Odt膮d jednak nie mamy powodu dalej zajmowa膰 si臋 Clar-
kiem ani Baconem. Na li艣cie wielkich archeolog贸w figuruj膮 oni daleko w tyle za cz艂owiekiem,
kt贸rego niegdy艣 tak 艂askawie dopu艣cili do udzia艂u w swej ekspedycji.
Robert Koldewey urodzi艂 si臋 1855 roku w Blankenburgu w Niemczech. Studiowa艂 w Berlinie, w
Monachium i Wiedniu architektur臋, archeologi臋 i histori臋 sztuki. Od trzydziestego roku 偶ycia
prowadzi艂 prace wykopaliskowe w Assos na wyspie Lesbos. W 1887 roku kopa艂 w Surgulu i El
Hibba w Babilonii, potem w Syrii, po艂udniowych W艂oszech i Sycylii, a w 1894 roku po raz wt贸ry w
Syrii.
Od czterdziestego do czterdziestego trzeciego roku 偶ycia by艂 nauczycielem szko艂y budowlanej w
G鰎litz (nie czu艂 si臋 dobrze w tej roli); potem, w 1898 roku, maj膮c czterdzie艣ci trzy lata, przyst臋puje
do odkopania Babilonu.
Koldewey by艂 cz艂owiekiem niezwyk艂ym; by艂 zw艂aszcza w zestawieniu ze swymi kolegami po
fachu, niezwyk艂y tak偶e jako naukowiec archeolog. Z archeologi膮, kt贸ra w publikacjach
uczonych specjalist贸w na og贸艂 traktowana jest bardzo sucho, 艂膮czy艂o go uczucie g艂臋bokiej mi艂o艣ci.
Ale rozkochany w swej nauce nie traci艂 jasnego spojrzenia na kraje i ludzi, na urok otaczaj膮cego go
艣wiata, nie oboj臋tnia艂 na wszystkie rzeczy radosne i ucieszne, kt贸re ni贸s艂 ze sob膮 dzie艅 powszedni.
Nigdy te偶 pod wp艂ywem powa偶nego zami艂owania naukowego nie wysycha艂o w nim 藕r贸d艂o
tryskaj膮cego humoru.
Koldewey, uczony archeolog, pozostawi艂 po sobie wiersze rozbrykane rymy kipi膮ce rado艣ci膮
偶ycia, aforyzmy, w kt贸rych z filuternym zmru偶eniem oczu wypowiada w膮tpliwe prawdy. Nie w
latach studenckich, lecz ju偶 jako s艂ynny na ca艂y 艣wiat pi臋膰dziesi臋cioletni profesor nie waha si臋
og艂osi膰 drukiem takiego oto pozdrowienia noworocznego:

Los贸w przysz艂ych nie odgadn臋,
cz艂owiek w niepewno艣ci 偶yje,
nim do 艂贸偶ka spa膰 si臋 k艂ad臋,
ch臋tnie sw贸j koniaczek pij臋!

Niezliczone s膮 te偶 jego listy, kt贸re b艂yskotliw膮, felietonow膮 nonszalancj膮 budz膮 nie tylko nieufno艣膰,
ale i zgorszenie "normalnych", td znaczy zawsze 艣miertelnie powa偶nych uczonych.
Oto na przyk艂ad pisze w jednym ze swych list贸w z podr贸偶y po W艂oszech: "Dzisiaj w Selinuncie
poza wykopaliskami nic si臋 nie dzieje, ale niegdy艣 by艂o tu istne piek艂o na ziemi, a dlaczego
nietrudno odgadn膮膰: jak okiem si臋gn膮膰, ca艂a 艂agodnie opadaj膮ca ku morzu r贸wnina faluje zbo偶em,
z艂oci si臋 wszelkiego rodzaju owocami i winoro艣l膮. Wszystko to nale偶a艂o do Grek贸w z Selinuntu,
kt贸rzy przez kilkaset lat ze znawstwem i w spokoju spo偶ywali te dary przyrody. Trwa艂o to mniej
wi臋cej do 409 roku przed Chr., kiedy na skutek zatargu z Segesta艅czykami nadci膮gn臋li tu
Kartagi艅czycy i kiedy Hannibal Gisgon pocz膮艂 wali膰 taranami w mury przera偶onych mieszka艅c贸w
Selinuntu, co by艂o z jego strony tym nikczemniejsze, 偶e jeszcze na kr贸tko przedtem Selinunt
pomaga艂 Kartaginie. Hannibal rozwali艂 zaniedbane mury i po dziewi臋ciu dniach straszliwych walk
ulicznych walk, w kt贸rych damy tego miasta bra艂y 偶ywy udzia艂 szesna艣cie tysi臋cy zabitych
le偶a艂o na ulicach. Kartagi艅scy barbarzy艅cy rabowali i pl膮drowali, pustoszyli tereny 艣wieckie i
艣wi膮tynne, zdobili swe pasy odr膮banymi r臋kami i innymi potwornymi rzeczami. Selinunt nigdy si臋
ju偶 potem nie podni贸s艂 i dlatego dzi艣 po jego ulicach swobodnie biegaj膮 sobie kr贸liki. Nieraz
wieczorem, gdy wyk膮pali艣my ju偶 nasze znu偶one cia艂a badaczy w spienionych falach wiecznie
wzburzonego morza, zdarza艂o nam si臋 je艣膰 na kolacj臋 takiego kr贸la, kt贸rego ustrzeli艂 pan Gioffr膰 i
kt贸ry czeka艂 na nas ju偶 upieczony."
W innym li艣cie pisze "z kraju oper i tenor贸w": "Jedno w ka偶dym razie jest pewne tutaj ludzie
maj膮 g艂osy. Cz艂owiek, kt贸remu wysokie C sprawia jakie艣 trudno艣ci, jest uwa偶any za kalek臋" po
czym od razu przechodzi do bardzo powa偶nego om贸wienia sposobu stawiania 艣wi膮ty艅 w V stuleciu
przed Chr., dop贸ki od tego tematu nie odci膮gnie go znowu widok w艂oskich 偶andarm贸w: "...gdy si臋
ich tak widzi przeje偶d偶aj膮cych na koniach, w suto szamerowanych frakach i w dumnych tr贸jgrania-
stych kapeluszach na g艂owie, snadnie mo偶na by ich wzi膮膰 za konnych admira艂贸w; jad膮 tak po
szosach, na kt贸rych nie ma ani 偶ywej duszy, i utrzymuj膮 na nich porz膮dek".
W staro偶ytnym Akragas (Agrygent) odkry艂 ku swemu zadowoleniu antyczn膮 kanalizacj臋 (nied艂ugo
potem wpadnie na my艣l napisania ca艂ej ksi膮偶ki o rozwoju kanalizacji). "Urz膮dzenia te pisze
s膮 dzie艂em staro偶ytnego ludu 獸eak贸w i na ich cze艣膰 te staro偶ytne kana艂y nazwano 玣eakami. W
og贸le technicy od samego pocz膮tku odgrywali tutaj ogromn膮 rol臋. Pierwszy tyran Agrygentu,
okrutny Falaris, by艂 z zawodu architektem i budowniczym. Gdy za艣 budowa艂 艣wi膮tyni臋 na wzg贸rzu
zamkowym, od razu opasa艂 j膮 murem, wyrze藕bi艂 玝yka Falarisa i rzek艂 sk艂adaj膮c bogom ofiary:
獼am jest Falaris, tyran Akragasu. By艂o to oko艂o 550 roku przed Chr. Dzi艣 chyba naszym kolegom
po fachu dosy膰 trudno zrobi膰 podobn膮 karier臋." Koldewey pisz膮c te s艂owa nie przeczuwa艂, 偶e w
1933 roku dojdzie do w艂adzy cz艂owiek b臋d膮cy poniek膮d takim "koleg膮 po fachu" i wstrz膮艣nie
Europ膮.
Widok 艣wi膮tyni w Himerze pobudzi艂 go zn贸w do nast臋puj膮cego listu: "C贸偶 jednak sta艂o si臋 z
pot臋偶n膮 Himer膮!... Tam na dole, tu偶 ko艂o tor贸w kolejowych, stoj膮 偶a艂osne resztki wspania艂ej
艣wi膮tyni, a kilka jej kolumn podpiera bynajmniej nie antyczn膮 obor臋. Tak jest, czytelniku, nie
omyli艂e艣 si臋 czytaj膮c to s艂owo: obor臋, gdzie krowy ocieraj膮 si臋 o 偶艂obienia kolumn i w og贸le
zachowuj膮 si臋 zgo艂a nie tak, jak trzeba i nale偶y si臋 zachowywa膰 wobec antycznych 艣wi膮ty艅. Jedno,
co mo偶na w tym stanie rzeczy zrobi膰, to 偶a艂owa膰, 偶e nie ma ju偶 艣wi膮tyni, i zazdro艣ci膰 krowom.
Niejeden niemiecki badacz staro偶ytno艣ci da艂by wiele za to, gdyby tak m贸g艂 przenocowa膰 w
antycznej 艣wi膮tyni!"
W owych czasach szosy we W艂oszech by艂y ma艂o bezpieczne. Kolde-wey by艂 jednak rozczarowany.
"Dziesi臋膰 lat temu pisze szans臋 spotkania zb贸jc贸w by艂y jeszcze wcale znaczne, obecnie
jednak zmala艂y do minimum. Owszem, widzieli艣my raz takiego, zdawa艂oby si臋, bardzo gro藕nego
zb贸jc臋 na szosie przebiegaj膮cej przed 艣wi膮tyniami. Sta艂, gro藕nie rozstawiwszy nogi, oczy gorza艂y w
spalonej na br膮z twarzy, a dziki kalabryjski kapelusz i wszystko, co mia艂 na sobie, p艂awi艂o si臋 w
takim bogactwie kolor贸w, jakie dot膮d zdarzy艂o mi si臋 widzie膰 tylko w widmie s艂onecznym.
Poniewa偶 w pobli偶u znajdowa艂a si臋 winiarnia, szybko weszli艣my do niej. On za nami. Kiedy za艣
wdali艣my si臋 w jak膮艣 zdawkow膮 rozmow臋 z gospodyni膮 i jej wymownie bujaj膮cymi si臋
kolczykami, pytaj膮c przy tym o godzin臋, w贸wczas ten gro藕ny opryszek odezwa艂 si臋 w regionalnym
niemieckim dialekcie: 臋s is膰ht no艂 a Viertelstund bis Fienf. Pochodzi艂 z Wenecji, ale pracowa艂 d艂ugo
w Austrii i Bawarii, no i w og贸le nigdy nie by艂 zb贸jc膮!"
I oto 2 pa藕dziernika 1897 roku ten w艂a艣nie cz艂owiek, Robert Koldewey, wyznaje jednemu ze swych
przyjaci贸艂 "pod najwi臋kszym sekretem", 偶e przygotowuje si臋 ekspedycja archeologiczna do
Babilonii. Sprawa troch臋 si臋 jeszcze przewlek艂a. Lecz 2 sierpnia 1898 roku Koldewey donosi temu
samemu przyjacielowi o konferencji odbytej u Richarda Sch鰊ego, generalnego dyrektora muze贸w
berli艅skich: "B臋dziemy odkopywa膰 Babilon!! (stawia po tych s艂owach dwa wykrzykniki). Pracuj臋
teraz nad projektem instrukcji dla tej ekspedycji. Na razie oblicza si臋 j膮 na jeden rok. W swym
sprawozdaniu za偶膮da艂em na wykopaliska babilo艅skie na pi臋膰 lat prac sumy 500 000 marek, w
tym na pierwszy rok 140 000 marek." 21 wrze艣nia pisze: "Zosta艂em kierownikiem wykopalisk.
Dostaj臋 600 marek miesi臋cznie... Ma艂o nie szalej臋 z rado艣ci. Gdyby mi tak szesna艣cie lat temu kto艣
powiedzia艂, 偶e b臋d臋 odkopywa艂 Babilon, uwa偶a艂bym go chyba za wariata."
Koldewey okaza艂 si臋 w艂a艣ciwym cz艂owiekiem na w艂a艣ciwym miejscu. Maj膮c trzydzie艣ci osiem lat
pisa艂 kiedy艣: "Siedzi tam kto艣 drugi we mnie i raz po raz powiada: s艂uchaj, Koldewey, teraz wolno
ci zrobi膰 tylko to a to, a wtedy wszystko inne jest mi oboj臋tne." I tak istotnie post臋powa艂. Nawet
w贸wczas, gdy 艣wiszcza艂y wok贸艂 niego kule rozb贸jnik贸w, korsarzy pustyni, o kt贸rych istnieniu
w膮tpi艂, a nawet i wtedy, gdy odkry艂 wisz膮ce ogrody Semiramidy i odkopa艂 Etemenanki wie偶臋
Babel!


"Anglicy prowadz膮c wykopaliska w Babilonii i Asyrii pisze Koldewey przebijali przewa偶nie
szyby i tunele! Niekt贸re z nich s膮 jeszcze dost臋pne, w wi臋kszo艣ci wypadk贸w jednak zapuszcza膰 si臋
w nie jest rzecz膮 uci膮偶liw膮 i ma艂o zach臋caj膮c膮. Co do mnie, to mam zwyczaj najpierw par臋 razy
wystrzeli膰 do 艣rodka, aby sp艂oszy膰 zwierz臋ta sowy i hieny, kt贸re ze strachu niekiedy nie wiedz膮,
czy maj膮 po偶re膰 intruza, czy nie."
W listach Koldeweya roi si臋 od podobnych uwag. Pewnie, s膮 to tylko marginesowe notatki,
podobnie jednak jak uwagi Layarda, cytowane w poprzednim rozdziale, daj膮 one obraz owych
tysi臋cy drobnych przeciwno艣ci, na kt贸re natrafia naukowiec-archeolog prowadz膮c wykopaliska.
Publikacje naukowe, ksi膮偶ki przedk艂adane 艣wiatu naukowemu jako owoc wieloletnich prac, nie
wspominaj膮 zazwyczaj o tych sprawach. Nie m贸wi膮 o walce z klimatem i chorobami, z brakiem
zrozumienia ze strony tubylc贸w, z t臋pot膮 miejscowych kacyk贸w, z lich膮 policj膮, wszelkiego ro-
dzaju ho艂ot膮 oraz z krn膮brno艣ci膮 robotnik贸w.
Listy pisane przez Koldeweya wspominaj膮 tak偶e o tych k艂opotach. Gdy przej艣ciowo kieruje
wykopaliskami w Assurze, pisze: "25 wrze艣nia by艂 dzie艅 wyp艂at, szcz臋艣liwie doprowadzili艣my ju偶
nasz stan zatrudnienia do dziewi臋膰dziesi臋ciu ludzi. Z nich dwudziestu o艣miu przy wyp艂acie
wypowiedzia艂o prac臋. Wynagrodzenie, m贸wili, jest za niskie, a od ci臋偶kiej pracy dostaj膮 modzeli na
d艂oniach. 呕膮dali podwy偶ki. Nie pr贸bowa艂em ich zatrzymywa膰, przeciwnie, da艂em im do
zrozumienia, 偶e jestem z tego nawet zadowolony, bo widz臋, 偶e i tak nie m贸g艂bym na nich polega膰.
Spodziewali si臋 wida膰 innej odpowiedzi. Kiedy nast臋pnego dnia kilku z nich powr贸ci艂o i chcia艂o
znowu przyst膮pi膰 do pracy, powiedzia艂em im, 偶e tak nie mo偶na. Kto chce odej艣膰, tego nie b臋d臋
zatrzymywa艂, ale kto odszed艂, ten pracy ju偶 nie dostanie. Wtedy pod przewodem swego szejka
Homadiego zacz臋li prosi膰. Homadi m贸wi艂, 偶e jego ludzie maj膮 za ma艂o oleju w g艂owie, w czym si臋
najzupe艂niej z nim zgadza艂em. W ko艅cu obieca艂em mu, 偶e w poniedzia艂ek przyjm臋 ich znowu do
pracy. No, i dzi艣 wr贸cili przep艂yn膮wszy Tygrys na owczych p臋cherzach. Mieszkali bowiem na
drugim brzegu rzeki i nosili przy sobie te p臋cherze-p艂ywaki, tak jak, powiedzmy, hamburczyk nosi
ze sob膮 parasol."
Bardzo cz臋sto powtarzaj膮 si臋 u Koldeweya zapiski o niebezpiecze艅stwie gro偶膮cym na drogach, o
zb贸jeckich Arabach z plemienia Szamar贸w, o kurdyjskich Jezydach. Na miejsce wykopalisk nie
mo偶na by艂o sprowadzi膰 rogo偶y, cukru, lamp, bo przyw贸dcy karawan z powodu ryzykownego
transportu 偶膮dali za nie zawrotnych cen. Wsp贸艂pracownikom Koldeweya towarzyszy膰 musia艂y
uzbrojone eskorty. On sam jednak nie traci艂 humoru. "Przedwczoraj pisze w jednym ze swych
list贸w przybyli do naszej okolicy ludzie ze szczepu Beni Hed偶eim, aby w nieco gwa艂towny
spos贸b za偶膮da膰 zwrotu zrabowanych owiec. Wczoraj nasi ludzie wzi臋li odwet za ten napad. Z
naszymi szejkami Muhamedem, Abudem i Mis-elem i z dwudziestoma je藕d藕cami na czele ruszyli
w dwie艣cie strzelb w okolice Cherchere. Dosz艂o do potyczki ze strzelanin膮, w czym ludzie tutaj
bardzo gustuj膮. Beni Hed偶eim stracili jednego zabitego i jedn膮 strzelb臋. Po stronie naszych ludzi
jeden robotnik zosta艂 postrzelony w brzuch i dosta艂 kilka uderze艅 maczug膮 po g艂owie, jeden za艣 z
naszych dozorc贸w o bardzo arabskim i bardzo do艅 pasuj膮cym nazwisku Deibel (diabe艂) jak偶eby
go tam mog艂o zabrakn膮膰! zosta艂 ranny w udo. Za to ten偶e Deibel a tempo po艂o偶y艂 trupem swego
przeciwnika i zdoby艂 jego strzelb臋. Straty zatem s膮 mniej wi臋cej r贸wne: tutaj dw贸ch rannych, tam
jeden zabity i jedna stracona strzelba. Wieczorem Deibel ma艂y, uprzejmy jegomo艣膰, tylko w nie
bardzo czystej koszuli siedzia艂 rozpromieniony w budce stra偶niczej, otoczony swymi
towarzyszami s艂awi膮cymi jego lwi膮 odwag臋, k艂ama艂 jak naj臋ty i 艂askawie zezwoli艂 na to, by mu
na艂o偶ono na ran臋 o niezbyt r贸wnym kanale postrza艂owym pi臋kny plaster z ciasta urobionego z
m膮ki, soli i mas艂a."
Pewnego razu jednak i sam Koldewey znalaz艂 si臋 w ogniu. W tych stronach dla syn贸w pustyni bro艅
palna jest przede wszystkim pukawk膮. Nie mog膮 si臋 wyrzec tej zabawy. By艂a duszna noc.
Koldewey, kt贸ry znowu prowadzi艂 czasowo inne wykopaliska, tym razem w Fara, powraca艂 konno
do Babilonu.
"Za Muradieh, po jakich艣 dw贸ch godzinach jazdy opowiada posypa艂y si臋 na nas strza艂y z
wioski le偶膮cej na prawo od drogi. Poczciwi mieszka艅cy wzi臋li nas widocznie za Arab贸w
odbywaj膮cych zb贸jeck膮 wypraw臋, a w takich wypadkach nikt tu nie wdaje si臋 w d艂ugie rozmowy.
Aby ich przekona膰, 偶e s膮 w b艂臋dzie, jechali艣my powoli ku samej linii ognia, a偶 wreszcie 艣rut zacz膮艂
uderza膰 o nasze siod艂a, a 艣wist kul przybra艂 ostry, urywany d藕wi臋k, towarzysz膮cy dobrze
wycelowanym strza艂om.
Obaj 偶o艂nierze, kt贸rzy stanowili nasz膮 eskort臋, krzyczeli wci膮偶: Asker! Asker! 籵艂nierze!
呕o艂nierze!, aby zorientowa膰 tamtych, 偶e nie przybywaj膮 w z艂ych zamiarach. Ale wo艂anie to
zag艂usza艂 trzask strza艂贸w, wycie m臋偶czyzn i pisk kobiet, kt贸re usi艂owa艂y w ten spos贸b doda膰
animuszu swym brzydszym po艂owom.
Ludzie ze wsi stali w ciemno艣ciach wyci膮gni臋ci w d艂ug膮 tyralier臋 w odleg艂o艣ci oko艂o stu metr贸w od
nas. Okr膮g艂e, krwawe ogniki strza艂贸w karabinowych sprawia艂y, 偶e cho膰 noc sama przez si臋 by艂a
niezbyt ciemna, widzialno艣膰 sta艂a si臋 coraz gorsza, ni偶 by艂a w istocie. Nasz kuchcik Abdallach,
jad膮cy na odpoczynek do Hilleh, szuka艂 os艂ony za jucznym koniem; zrozpaczony wyci膮gn膮艂 r臋k臋
trzymaj膮c r膮bek swego p艂aszcza i krzycza艂: Cher Allach! ku wielkiej uciesze swych koleg贸w,
kt贸rzy przez ca艂膮 dalsz膮 drog臋 nie przestawali go tym dra偶ni膰.
Wreszcie Arabowie och艂on臋li z pierwszego przestrachu i zaprzestawszy strzelaniny podbiegli ku
nam. Oko艂o dwustu p贸艂nagich, czamobr膮zowych drab贸w z pukawkami w r臋kach wyprawia艂o
doko艂a nas jakie艣 dzikie ta艅ce, cierpliwie znosz膮c 艂ajania, jakimi obsypywa艂 ich nasz kuchcik Ab-
dallach: 玈owy! Szakale! Czy偶 nie widzicie, 偶e tu jad膮 偶o艂nierze i bej z Fary, i postad偶i? Co za
bezczelno艣膰 urz膮dza膰 podobn膮 strzelanin臋, jak gdyby ca艂a pustynia nale偶a艂a do was!. A po kr贸tkiej
pauzie: 獵o艣 takiego mo偶e przecie偶 trafi膰 cz艂owieka w oko! Te strzelaniny to istna plaga tej
okolicy!"




Rozdzia艂 dwudziesty pi膮ty

ETEMENANKI, CZYLI WIE呕A BABEL


Gdy Niniwa z miasta prowincjonalnego zosta艂a podniesiona do godno艣ci stolicy i pocz臋艂a tworzy膰
histori臋, Babilon by艂 stolic膮 ju偶 od trzynastu stuleci i pod panowaniem Hammurabiego prawodawcy
ju偶 na tysi膮c dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t lat przedtem prze偶y艂 okres najwi臋kszej 艣wietno艣ci i pot臋gi.
Gdy Niniwa zosta艂a zburzona (nie, jak Babilon, zburzona i zn贸w odbudowana, lecz tak zburzona, 偶e
poeta Lukian k艂adzie w usta Merkurego s艂owa wypowiedziane do Charona: "Niniwa wszak偶e, m贸j
dobry przewo藕niku, jest ju偶 zniszczona i 偶aden 艣lad po niej nie pozosta艂; dzi艣 nawet trudno
powiedzie膰, gdzie kiedy艣 sta艂a") w贸dz Nabopolasar za艂o偶y艂 w Babilonie pa艅stwo
nowobabilo艅skie, a jego syn Nabuchodonozor II przywi贸d艂 je znowu do pot臋gi i 艣wietno艣ci.
Przetrwa艂o ono o siedemdziesi膮t trzy lata Niniw臋, dop贸ki nie sta艂o si臋 艂upem kr贸la perskiego
Cyrusa.
Rozpoczynaj膮c 26 marca 1899 roku wykopaliska we wschodniej cz臋艣ci babilo艅skiego zamku "El
Kasr" Koldewey, w przeciwie艅stwie do Botty i Layarda, zna艂 w og贸lnych zarysach histori臋 kryj膮c膮
si臋 pod gruzami, w kt贸re mia艂 zatkn膮膰 艂opat臋. Wykopaliska pod Chorsabadem, Nimrudem i
Kujund偶ykiem przede wszystkim za艣 odkopanie olbrzymiej biblioteki Asurbanipala,
zawieraj膮cej po wi臋kszej cz臋艣ci kopie znacznie starszych orygina艂贸w babilo艅skich przynios艂y
tak偶e wiele wiadomo艣ci o delcie Eufratu i Tygrysu, o jej historii, ludach i w艂adcach. Ale kt贸ry to
Babilon mia艂 si臋 wynurzy膰 spod jego 艂opaty? Czy prastare pa艅stwo i miasto Hammurabiego,
pa艅stwo i miasto jedenastu kr贸l贸w dynastii Amurru? Czy tez m艂odszy, nowszy Babilon,
odbudowany po straszliwym zniszczeniu przez Sanheryba?
Odpowied藕 na to pytanie zarysowa艂a si臋 Koldeweyowi ju偶 w styczniu 1898 roku, gdy wcale jeszcze
nie by艂o pewne, 偶e powierz膮 mu kierownictwo wykopalisk. Zbadawszy powierzchownie r贸偶ne
gruzowiska, pisa艂 wtedy z Bagdadu w sprawozdaniu do dyrekcji muze贸w kr贸lewskich w Berlinie:
"Przewidywa膰 jednak nale偶y, 偶e znalezione tam zostan膮 g艂贸wnie dzie艂a Nabuchodonozora."
Czy nie brzmi to tak, jak gdyby nie obiecywa艂 sobie zbyt wiele po tych wykopaliskach? Rado艣膰, z
jak膮 przyj膮艂 nominacj臋 na kierownika, przemawia przeciwko tego rodzaju przypuszczeniu. Ostatni
za艣 cie艅 w膮tpliwo艣ci rozwiewaj膮 wkr贸tce potem same znaleziska.
5 kwietnia 1899 roku pisze: "Kopi臋 od czternastu dni. Ca艂e przedsi臋wzi臋cie w pe艂ni si臋 uda艂o!"
Pierwsze, na co natrafia, to olbrzymi mur babilo艅ski. Wzd艂u偶 muru znajduje szcz膮tki p艂askorze藕b.
Na razie s膮 to, co prawda, tylko fragmenty: lwie sk贸ry, lwie z臋by, ogony, pazury, oczy, ludzkie
stopy, brody, oczy, nogi cienkonogich zwierz膮t prawdopodobnie gazeli i z臋by dzika. Na
o艣miometrowym zaledwie odcinku muru znajduje oko艂o tysi膮ca takich fragment贸w. Poniewa偶 za艣
艂膮czn膮 d艂ugo艣膰 wszystkich p艂askorze藕b ocenia na trzysta metr贸w, wi臋c w tym samym li艣cie dodaje:
"Licz臋 zatem na znalezienie oko艂o 37 000 fragment贸w."
Takie widoki otwiera艂y si臋 ju偶 po czternastu dniach prac wykopaliskowych.


Najbardziej obrazowe opisy Babilonu zawdzi臋czamy greckiemu podr贸偶nikowi Herodotowi i
Ktezjaszowi, nadwornemu lekarzowi Artakserkse-sa II. Jako o najwi臋kszym cudzie opowiadali o
murze opasuj膮cym Babilon. Herodot podaje jego wymiary, kt贸re przez dwa tysi膮ce lat uwa偶ano za
zwyk艂膮 przesad臋 podr贸偶nika zwiedzaj膮cego dalekie kraje. Twierdzi艂 on, 偶e mur by艂 tak szeroki, i偶
na jego wierzchu mog艂y si臋 wymija膰 dwa zaprz臋偶one w czw贸rk臋 koni rydwany!
Koldewey od razu natkn膮艂 si臋 na te mury. Prace wykopaliskowe by艂y tu bardzo utrudnione,
znacznie uci膮偶liwsze ni偶 na jakimkolwiek innym miejscu wykopalisk na 艣wiecie. Zazwyczaj masy
gruzu na warstwach kryj膮cych w sobie znaleziska archeologiczne nie przekraczaj膮 g艂臋boko艣ci
dw贸ch do trzech, najwy偶ej za艣 sze艣ciu metr贸w. Tutaj natomiast trzeba by艂o odgarn膮膰 pok艂ady
si臋gaj膮ce dwunastu, cz臋stokro艣膰 nawet dwudziestu czterech metr贸w g艂臋boko艣ci. Koldewey z
dwustu robotnikami kopa艂, w lecie i zim膮, przez przesz艂o pi臋tna艣cie lat.
Pierwszy sw贸j wielki triumf 艣wi臋ci艂, gdy zdo艂a艂 dowie艣膰, 偶e dane przekazane przez Herodota
bynajmniej nie by艂y przesadzone. (Czy偶 dotychczas ka偶dy archeolog, kt贸remu uda艂o si臋 dokona膰
wielkiego odkrycia, nie dochodzi艂 do podobnych rezultat贸w? Schliemann dowi贸d艂 prawdziwo艣ci
danych Homera i Pauzaniasza. Evans ziarna prawdy w podaniach o Minotaurze, Layard
dos艂owno艣ci niekt贸rych miejsc Biblii.)
Koldewey odkopa艂 gruby na siedem metr贸w mur z suszonych cegie艂. Przed tym murem, w
odleg艂o艣ci oko艂o dwunastu metr贸w, wznosi艂 si臋 szeroki na 7,8 metra mur z cegie艂 palonych, do
kt贸rego przytyka艂 gruby na 3,3 metra mur nad fos膮 forteczn膮, r贸wnie偶 z cegie艂 palonych.
Prawdopodobnie przed tym trzecim murem bieg艂 r贸w, kt贸ry w razie gro偶膮cego od zewn膮trz
niebezpiecze艅stwa nape艂niano wod膮.
Woln膮 przestrze艅 mi臋dzy murami wype艂nia艂a ubita ziemia si臋gaj膮c prawdopodobnie a偶 do
wysoko艣ci muru zewn臋trznego. To w艂a艣nie 艂膮cznie tworzy艂o obwa艂owanie, na kt贸rym mog艂y si臋
porusza膰 czterokonne rydwany. Mur naje偶ony by艂 wie偶ami stra偶niczymi rozstawionymi w odle-
g艂o艣ci pi臋膰dziesi臋ciu metr贸w jedna od drugiej. Koldewey oblicza liczb臋 tych wie偶 na murze
wewn臋trznym na trzysta sze艣膰dziesi膮t. Na murze zewn臋trznym wed艂ug Ktezjasza mia艂o ich by膰
dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t, co wobec tamtej liczby wydaje si臋 zupe艂nie wiarygodne.
Koldewey odkopa艂 zatem bezwarunkowo najpot臋偶niejsze umocnienia miejskie, jakie kiedykolwiek
istnia艂y na 艣wiecie. Wskazywa艂y one na to, 偶e Babilon by艂 najwi臋kszym miastem staro偶ytnego
Wschodu, wi臋kszym nawet ni偶 Niniwa. Ma艂o tego: je偶eli poj臋cie miasta rozumie膰 w jego znaczeniu
艣redniowiecznym jako "obszar mieszkalny opasany murami", to Babilon pozosta艂 do dzi艣 dnia
najwi臋kszym miastem, jakie kiedykolwiek zosta艂o zbudowane prac膮 ludzkich r膮k.
Pisa艂 Nabuchodonozor: "Kaza艂em otoczy膰 Babilon od wschodu olbrzymim murem. Wykopa艂em
przed nim r贸w, a jego skarp臋 zbudowa艂em ze smo艂y ziemnej i cegie艂. Na jego brzegu wybudowa艂em
olbrzymi mur, wysoki jak g贸ra; umie艣ci艂em w nim szerokie bramy i wstawi艂em w nie skrzyd艂owe
drzwi z drzewa cedrowego, kt贸re pokry艂em pow艂ok膮 z miedzi. A偶eby wr贸g, 偶ywi膮cy z艂e zamiary,
nie m贸g艂 podej艣膰 pod mury Babilonu, otoczy艂em miasto pot臋偶nymi wodami. Przebycie ich jest jako
przeprawa przez wielkie morze s艂onej wody. A偶eby od tej strony nie mo偶na by艂o przedrze膰 si臋 do
mlista, usypa艂em nad rowem wa艂 ziemny i otoczy艂em go przedmurzem z cegie艂. Umocni艂em
kunsztownie obwa艂owanie i uczyni艂em z miasta Babilon warowni臋."
By艂a to twierdza nie do zdobycia dla wszystkich 贸wczesnych 艣rodk贸w obl臋偶niczych. A jednak
Babilon zosta艂 zdobyty! Jak si臋 to sta膰 mog艂o, na to jedno jest tylko wyt艂umaczenie: wr贸g
widocznie zwyci臋偶y艂 od wewn膮trz, a nie od zewn膮trz. Ilekro膰 bowiem nieprzyjaciel pojawia艂 si臋
przed murami miasta, w polityce wewn臋trznej Babilonu panowa艂o zamieszanie. Zawsze istnia艂y tu
partie, kt贸re niekiedy s艂usznie, niekiedy nies艂usznie pragn臋艂y, aby wszed艂 on do miasta jako
wyzwoliciel. Pad艂a wi臋c i ta najpot臋偶niejsza twierdza 艣wiata.
Tak jest, Koldewey nie omyli艂 si臋 przewiduj膮c, i偶 natrafi na Babilon Nabuchodonozora. To
Nabuchodonozor do kt贸rego Daniel m贸wi艂: "Ty艣 kr贸lem kr贸l贸w!", "Ty艣 g艂ow膮 z艂ot膮" podj膮艂
monumentaln膮 odbudow臋 Babilonu. Zbudowa艂 na nowo 艣wi膮tyni臋 Emach na zamku, 艣wi膮tyni臋
Esagila, 艣wi膮tyni臋 Ninurty i starsz膮 od tamtych 艣wi膮tyni臋 Isztary na babilo艅skim pag贸rku Merkes.
Wzni贸s艂 na nowo mur Arachtu, zbudowa艂 pierwszy kamienny most na Eufracie, kana艂 Libil-higalla,
zamek po艂udniowy i pa艂ac, a bram臋 Isztary ozdobi艂 p艂askorze藕bami zwierz膮t z wielobarwnej emalii.
Wszyscy jego poprzednicy wznosili budowle z glinianych cegie艂 suszonych na s艂o艅cu, rych艂o
kruszonych przez wiatr i deszcze. On, Nabuchodonozor, u偶ywa艂 natomiast przede wszystkim
przy budovfie umocnie艅 cegie艂 palonych. Je偶eli po starszych budowlach Mezopotamii pozosta艂o
tak ma艂o 艣lad贸w, 偶e tworz膮 one tylko usypiska gruz贸w, to przyczyna tego le偶a艂a w nietrwa艂o艣ci
materia艂u budowlanego. To jednak, 偶e i po budowlach Nabuchodonozora, cho膰 wzniesionych ze
znacznie trwalszego materia艂u, nie zachowa艂o si臋 du偶o wi臋cej, spowodowa艂a gospodarka
rabunkowa ludno艣ci, kt贸ra przez d艂ugie wieki burzy艂a resztki tych mur贸w, podobnie jak p贸藕niej
papieskie 艣redniowiecze 艣wi臋tokradcz膮 r臋k膮 burzy艂o 艣wi膮tynie poga艅skiego Rzymu. Nowoczesne
mezopotamskie miasto Hilleh i okoliczne wsie zbudowane s膮 z cegie艂 Nabuchodonozora (wiemy o
tym dok艂adnie, gdy偶 wszystkie znaczone by艂y jego piecz臋ciami). Nawet nowoczesna zapora wodna,
spi臋trzaj膮ca wody Eufratu przed kana艂em Hindije, zbudowana jest po wi臋kszej cz臋艣ci z cegie艂, po
kt贸rych na dziedzi艅cach pa艂acowych st膮pali staro偶ytni Babilo艅czycy. 艁atwo wi臋c zdarzy膰 si臋 mo偶e,
偶e kiedy艣 w przysz艂o艣ci, gdy i ta zapora rozpadnie si臋 w gruzy, p贸藕niejsi archeologowie upatrywa膰
w niej b臋d膮 dzie艂o Nabuchodonozora.
Pa艂ac nie, raczej zesp贸艂, ca艂e miasto pa艂ac贸w zajmuj膮ce ogromn膮 powierzchni臋, kt贸re
Nabuchodonozor, wci膮偶 jeszcze niezadowolony, stale powi臋ksza艂, bo to, co dot膮d zbudowano, ju偶
"nie by艂o godne kr贸lewskiego majestatu" pa艂ac ten ze swymi bogatymi ozdobami, wspaniale
emaliowanymi, r贸偶nobarwnymi p艂askorze藕bami na ceg艂ach, stanowi istny cud 艣wiata, cud, od
kt贸rego bije zimny, obcy, barbarzy艅ski przepych. (Nabuchodonozor twierdzi艂 zreszt膮, 偶e zbudowa艂
to wszystko w ci膮gu pi臋tnastu dni, w co naiwnie wierzono przez wiele stuleci.)
Wi臋cej jednak ni偶 wszystkie inne wykopaliska babilo艅skie zelektryzowa艂o 艣wiat odkopanie przez
Koldeweya trzech zw艂aszcza budowli. By艂y to: ogr贸d, wie偶a i droga. Trzy budowle, kt贸re nie mia艂y
sobie r贸wnych na 艣wiecie.


W p贸艂nocno-wschodnim k膮cie po艂udniowego pa艂acu Koldewey znalaz艂 pewnego dnia sklepione
podziemia. Zorientowa艂 si臋 od razu, 偶e ma przed sob膮 niezwykle dziwny, wi臋cej jeszcze, dot膮d w
Mezopotamii w og贸le nie spotykany rodzaj budowy. Przede wszystkim by艂y to pierwsze napotkane
w Babilonie piwnice. Po drugie, dotychczas w ca艂ej Mezopotamii nie spotykano tego rodzaju
architektury sklepionych 艂uk贸w. Po trzecie, znajdowa艂a si臋 tu studnia sk艂adaj膮ca si臋 z trzech bardzo
oryginalnie rozmieszczonych szyb贸w. Dopiero po d艂ugich rozmy艣laniach Koldewey doszed艂 do
wniosku cho膰 i wtedy nie by艂 jeszcze pewny 偶e musia艂a to by膰 studnia z mechanicznym
ko艂owrotem oczywi艣cie nie zachowanym przypominaj膮cym stale obracaj膮cy si臋 g膮sienicowy
wyci膮g, tak zwany paternoster. Urz膮dzenie to niezawodnie s艂u偶y膰 musia艂o do cel贸w ci膮g艂ego,
nieustannego nawadniania jakiego艣 obiektu. I wreszcie, po czwarte, do budowy tego sklepienia
u偶yto nie tylko cegie艂, lecz r贸wnie偶 kamieni ciosowych, dot膮d za艣 w ca艂ym Babilonie kamienie
ciosowe napotkano tylko w jednym miejscu w p贸艂nocnym murze zamku "El Kasr".
W sumie wszystkie wymienione cechy tej oryginalnej budowli dawa艂y tak pod wzgl臋dem
technicznym, jak i architektonicznym nader umiej臋tnie jak na owe czasy skonstruowane urz膮dzenie,
kt贸re musia艂o s艂u偶y膰 do jakich艣 zupe艂nie specjalnych cel贸w. Ale do jakich?
W pewnym szcz臋艣liwym momencie Koldewey wpad艂 na rozwi膮zanie tej zagadki. W ca艂ej
literaturze o Babilonie, u J贸zefa Flawiusza, Diodora, Ktezjasza i Strabona oraz we wszystkich
odcyfrowanych do tego czasu tekstach klinowych, dotycz膮cych "grzesznego" miasta, r贸wnie偶
wymieniane by艂y i podkre艣lane jako szczeg贸lnie godne uwagi dwa tylko miejsca, gdzie u偶yto
kamienia ciosowego: p贸艂nocny mur zamku "El Kasr" (tam Koldewey ju偶 go znalaz艂) i "wisz膮ce
ogrody Semiramidy".
Czy偶by wi臋c odkry艂 te wspania艂e ogrody, kt贸re nape艂nia艂y podziwem wszystkich staro偶ytnych, tak
偶e zaliczyli je do siedmiu cud贸w 艣wiata i po艂膮czyli z imieniem legendarnej Semiramidy?
Dla archeologa tego rodzaju znalezisko, taka zrodzona ze szcz臋艣liwego natchnienia hipoteza
oznacza godziny gor膮czkowego napi臋cia w艣r贸d rozkopanej ziemi; wprawia ono w podniecenie
wszystkich zainteresowanych, wywo艂uje nie ko艅cz膮ce si臋 rozmowy, nami臋tne, fachowe dysputy,
prowadzone zar贸wno na miejscu samych wykopalisk, jak i p贸藕niej, wieczorami, przed namiotem
lub domem mieszkalnym. Wszystkich ogarnia gor膮czka, bo oto przy ich wsp贸艂udziale wyja艣ni膰 si臋
ma zagadka tysi膮cleci.
Koldewey raz jeszcze sprawdzi艂 wiadomo艣ci przekazane przez antycznych autor贸w. Wa偶y艂 ka偶de
zdanie, ka偶dy wiersz, ka偶de s艂owo. Zapu艣ci艂 si臋 nawet na zupe艂nie obcy mu teren por贸wnawczej
lingwistyki. Doszed艂 w ko艅cu do przekonania, 偶e jego teza jest s艂uszna. Tak jest, nie ulega艂o
w膮tpliwo艣ci, 偶e to na tych sklepieniach spoczywa艂y "wisz膮ce ogrody Semiramidy", 偶e w艂a艣nie t臋dy
doprowadzano do nich wod臋 w niezwyk艂y na owe czasy spos贸b, dzi臋ki czemu mog艂y wiecznie
kwitn膮膰.
Ale tym samym rozwiewa艂 si臋 "cud", jeden z siedmiu cud贸w 艣wiata. Opada艂y ze艅 wszystkie wie艅ce
uwite przez legend臋. Czym偶e bowiem je偶eli przyzna膰 Koldeweyowi s艂uszno艣膰 by艂y owe
"wisz膮ce ogrody"? Zapewne, bardzo pi臋knymi, bardzo imponuj膮cymi ogrodami na dachu wielkiej
budowli, arcydzie艂em 贸wczesnej techniki. Ale czy w istocie nie wygl膮daj膮 do艣膰 skromnie w
por贸wnaniu z innymi dzie艂ami Babilo艅czy-k贸w, kt贸re przez Grek贸w nie by艂y zaliczane do cud贸w
艣wiata?
(Wszystkie nasze wiadomo艣ci o legendarnej Semiramidzie s膮 zreszt膮 w膮tpliwe. Pochodz膮 one
przewa偶nie od Ktezjasza, kt贸ry wyr贸偶nia艂 si臋 szczeg贸lnie bujn膮 wyobra藕ni膮; tak na przyk艂ad
wed艂ug niego olbrzymia rze藕ba Dariusza w Behistunie mia艂a przedstawia膰 Semiramid臋, otoczon膮
przez stu ludzi stra偶y przybocznej! Wed艂ug Diodora Semiramida by艂a podrzutkiem. Wykarmiona
przez go艂臋bie, wysz艂a za m膮偶 za pewnego kr贸lewskiego radc臋, kr贸l jednak odebra艂 j膮 ma艂偶onkowi.
Nosi艂a podobno str贸j, "kt贸ry nie pozwala艂 rozpozna膰, czy jest ona m臋偶czyzn膮, czy kobiet膮".
Wreszcie, przekazawszy ber艂o swojemu synowi, odfrun臋艂a jako go艂臋bica z pa艂acu prosto w
nie艣miertelno艣膰.)
Wie偶a Babel!
Budowla, o kt贸rej Ksi臋ga Moj偶esza, rozdzia艂 11, wiersz 3 i 4 m贸wi: "I rzekli, jeden do bliskiego
swego: P贸jd藕cie, naczy艅my cegie艂 i wypalmy j膮 ogniem. I mieli ceg艂臋 miasto kamienia, a i艂
kliowaty miasto wapna. I rzekli: P贸jd藕cie, zbudujemy sobie miasto i wie偶臋, kt贸rej by wierzch
dosi臋ga艂 do nieba: a uczy艅my s艂awne imi臋 nasze, pierwej ni藕li si臋 rozproszymy po wszystkich
ziemiach."
To, co odkopa艂 Koldewey, by艂y to tylko olbrzymie fundamenty. Inskrypcje jednak m贸wi艂y o tym,
偶e wie偶a niegdy艣 istnia艂a. Wprawdzie wie偶y, o kt贸rej m贸wi Biblia (a kt贸ra niew膮tpliwie zosta艂a
niegdy艣 zbudowana), przypuszczalnie nie by艂o ju偶 za czas贸w Hammurabiego, lecz wznosi艂a si臋 tu
wie偶a p贸藕niejsza, zbudowana dla upami臋tnienia dawnej. Nabopolasar pozostawi艂 po sobie te oto
s艂owa: "W owym czasie nakaza艂 mi Marduk, abym wie偶臋 Babilonu, kt贸ra w czasach przede mn膮
zosta艂a os艂abiona i obr贸cona w gruzy, mocno opar艂 fundamentami o pier艣 podziemia,
wierzcho艂kiem za艣 podni贸s艂 ku niebu." Jego syn Nabuchodonozor kontynuowa艂 to dzie艂o:
"Przy艂o偶y艂em r臋k臋 do tego, aby nasadzi膰 wierzcho艂ek na Etemenanki, tak i偶by szed艂 z niebem w
zawody."
Wie偶a wznosi艂a si臋 olbrzymimi tarasami. Herodot twierdzi, 偶e by艂o tu osiem wie偶 ustawionych na
sobie (w rzeczywisto艣ci by艂o ich siedem), jedna mniejsza od drugiej, i 偶e na szczycie najmniejszej
wie偶y mie艣ci艂a si臋, g贸ruj膮c wysoko nad krajem, 艣wi膮tynia.
Wie偶a Etemenanki wyrasta z r贸wniny Sachn, co w dos艂ownym t艂umaczeniu znaczy "patelnia". "Ale
dzisiejsza r贸wnina Sachn pisze Kol-dewey to tylko obszar dawnego 艣wi臋tego okr臋gu, gdzie
wznosi艂a si臋 wie偶a babilo艅ska, zikkurat Etemenanki 玠om podstaw nieba i ziemi opasana
ok贸lnym murem, o kt贸ry opiera艂y si臋 r贸偶ne budowle zwi膮zane z obrz臋dami religijnymi." (Zikkurat,
zigura, ziggurah to r贸偶ne pisownie nazwy sumeryjsko-babilo艅skich schodkowych piramid lub
wie偶.)
Bok jej kwadratowej podstawy wynosi dziewi臋膰dziesi膮t metr贸w; tyle偶 wynosi艂a wysoko艣膰 wie偶y.
Pierwsze pi臋tro mia艂o trzydzie艣ci trzy metry wysoko艣ci, drugie osiemna艣cie, trzecie, czwarte,
pi膮te i sz贸ste po sze艣膰. 艢wi膮tynia Marduka, boga Babilonu, sta艂a na szczycie i mia艂a wysoko艣膰
pi臋tnastu metr贸w. Powleczona z艂otem i ozdobiona niebieskimi kaflami, z daleka ju偶 blaskiem swym
pozdrawia艂a podr贸偶nych.
"Ale c贸偶 znacz膮 wszystkie te pisemne relacje pisze Koldewey w por贸wnaniu z jasno艣ci膮 i
wyrazisto艣ci膮 obrazu, jaki daj膮 nam same ruiny, mimo i偶 s膮 tak bardzo zniszczone. Olbrzymi
masyw wie偶y, kt贸r膮 呕ydzi w Starym Testamencie uwa偶ali za symbol ludzkiej pychy, wznosz膮cy si臋
po艣r贸d wspania艂ych pa艂ac贸w kap艂an贸w, rozleg艂e magazyny, niezliczone pomieszczenia dla
pielgrzym贸w, bia艂e 艣ciany, bramy z br膮zu otoczone gro藕nymi warownymi murami o wysokich
portalach i z lasem tysi膮ca wie偶 wszystko to musia艂o sprawia膰 imponuj膮ce wra偶enie wielko艣ci,
pot臋gi i bogactwa, nie spotykanych chyba nigdzie indziej w rozleg艂ym pa艅stwie babilo艅skim."
Ka偶de wi臋ksze miasto babilo艅skie posiada艂o sw膮 wie偶臋 zikkurat. Ale 偶adna z tych wie偶 nie
dor贸wnywa艂a "wie偶y Babel". Do tej budowy u偶yto osiemdziesi膮t pi臋膰 milion贸w cegie艂. G贸rowa艂a
nad ca艂膮 okolic膮.
Podobnie jak egipskie piramidy tak i wie偶a Babel jest dzie艂em r膮k niewolnik贸w. Jak tam, tak i tutaj
艣wiszcza艂y baty dozorc贸w. Mi臋dzy babilo艅skim zikkuratem a piramidami zachodzi jednak
zasadnicza r贸偶nica. Piramid臋 budowa艂 jeden w艂adca w ci膮gu cz臋stokro膰 kr贸tkiego 偶ycia, budowa艂 j膮
tylko dla siebie, dla swojej mumii, dla swego ka. Natomiast wie偶臋 schodkow膮, zikkurat, budowa艂y
ca艂e generacje w艂adc贸w; cz臋sto wnuk kontynuowa艂 dzie艂o rozpocz臋te przez dziada. Gdy egipskie
piramidy rozpada艂y si臋 w gruzy lub rabusie pl膮drowali ich bogactwa, nikt palcem nie ruszy艂, aby je
odbudowa膰, a tym bardziej nape艂ni膰 nowymi skarbami. Babilo艅skie zikkuraty, gdy si臋 rozpada艂y
lub ulega艂y zburzeniu, znowu odbudowywano i na nowo zdobiono.
Dzia艂o si臋 za艣 tak dlatego, 偶e w艂adcy wznosz膮c zikkuraty wznosili je nie dla siebie. Budowali je dla
wszystkich. Zikkuraty by艂y 艣wi臋to艣ci膮 ludu, celem procesji tysi臋cy i dziesi膮tk贸w tysi臋cy ludzi,
kt贸rzy czcili Marduka jako najwi臋kszego z bog贸w. C贸偶 to musia艂 by膰 za obraz, gdy nadchodzili
t艂umnie z dolnej 艣wi膮tyni, z艂o偶ywszy Mardukowi pierwsze ofiary przed jego pos膮giem, kt贸ry
艂膮cznie z tronem, podn贸偶kiem i sto艂em wa偶y艂 wed艂ug Herodota 800 talent贸w i ca艂y by艂 ze szczerego
z艂ota. (W pomieszczeniach kap艂an贸w znalaz艂 si臋 "pratalent" w postaci kamiennej kaczki
"prawdziwy talent", jak g艂osi艂a wyryta inskrypcja wa偶膮cy 29,68 kilograma. Je偶eli wi臋c wierzy膰
Herodotowi, to pos膮g Marduka wraz z przynale偶nymi do艅 rekwizytami wykonany by艂 z oko艂o 23
700 kilogram贸w czystego z艂ota.)
A p贸藕niej, jaki偶 to musia艂 by膰 widok, gdy szerokim pochodem wst臋powali na olbrzymie kamienne
schody, prowadz膮ce z boku wie偶y na pierwsze pi臋tro, wysokie na trzydzie艣ci trzy metry.
Tymczasem 艣rodkowymi schodami kap艂ani wchodzili na drugie pi臋tro, a stamt膮d tajemnymi
schodkami osi膮gali sam szczyt wie偶y sanktuarium Marduka.
Glazurowane kafle 艣wi膮tyni l艣ni艂y ciemnym b艂臋kitem. Herodot widzia艂 to sanktuarium oko艂o 458
roku przed Chr., a wi臋c mniej wi臋cej w sto pi臋膰dziesi膮t lat po uko艅czeniu budowy ca艂ego zikkuratu.
Wtedy zapewne by艂o ono jeszcze w dobrym stanie. "G贸rnej 艢wi膮tyni" w przeciwie艅stwie do
"Dolnej" nie zdobi艂 偶aden pos膮g. Nie by艂o w niej nic poza "dobrze wymoszczonym" 艂o偶em, przed
kt贸rym sta艂 poz艂acany st贸艂 (na Wschodzie, podobnie jak w Grecji i Rzymie, wszyscy ludzie znaczni
jedli "le偶膮c przy stole"). Do tego sanktuarium prosty lud nie mia艂 ju偶 dost臋pu, tutaj bowiem
ukazywa艂 si臋 Marduk we w艂asnej osobie, a zwyk艂y 艣miertelnik nie m贸g艂by znie艣膰 jego widoku.
Tylko jedna kobieta wybrana kobieta, pozostawa艂a w tym naj艣wi臋tszym przybytku, ka偶dej nocy
gotowa na us艂ugi boga.
"M贸wi膮 tu tak偶e pisze Herodot pow膮tpiewaj膮c jednak w prawdziwo艣膰 tej wersji 偶e sam b贸g
odwiedza 艣wi膮tyni臋 i spoczywa na tym 艂o偶u, co wszak偶e nie wydaje mi si臋 wiarygodne."
Doko艂a, otoczone murem, wznosi艂y si臋 domy, w kt贸rych mieszkali pielgrzymi, gdy w dni
uroczystych 艣wi膮t 艣ci膮gali tu z daleka, aby si臋 przygotowa膰 do procesji. Sta艂y tu tak偶e domy dla
kap艂an贸w Marduka, kt贸rzy jako kap艂ani boga koronuj膮cego kr贸l贸w niew膮tpliwie mieli wielk膮
w艂adz臋. By艂 wi臋c ten dziedziniec, po艣rodku kt贸rego wznosi艂a si臋 wie偶a Etemenanki, niejako
babilo艅skim Watykanem, tylko pos臋pniejszym, p艂awi膮cym si臋 w surowym przepychu.
Tukulti-Ninurta, Sargon, Sanheryb i Asurbanipal zdobywaj膮c Babilon niszczyli tak偶e sanktuarium
Marduka Etemenanki, wie偶臋 Babel.
Nabopolassar i Nabuchodonozor znowu j膮 odbudowali. Kr贸l perski Cyrus w 539 roku przed Chr.,
po 艣mierci Nabuchodonozora, zdoby艂 miasto; by艂 on pierwszym zdobywc膮 Babilonu, kt贸ry go nie
zburzy艂. B臋d膮c, w rozumieniu historycznym, cz艂owiekiem wcze艣niejszej epoki w stosunku do
wsp贸艂czesnej mu Babilonii, by艂 zafascynowany kolosalno艣ci膮 Etemenanki. Zafascynowa艂o go to do
tego stopnia, 偶e nie tylko zaniecha艂 zniszcze艅, lecz co wi臋cej, kaza艂 dla siebie wybudowa膰
grobowiec w postaci miniaturowego zikkuratu w postaci ma艂ej Etemenanki.
Jednak wie偶a zosta艂a jeszcze raz zburzona. Kserkses perski pozostawi艂 po niej tylko gruzy, kt贸re
ujrza艂 potem Aleksander Wielki podczas wyprawy do Indii. I on sta艂 jak urzeczony przed
olbrzymimi ruinami. Na jego rozkaz dziesi臋膰 tysi臋cy ludzi pracowa艂o przez dwa miesi膮ce nad
uprz膮taniem gruz贸w. Wi臋cej jeszcze, zaprz臋gn膮艂 potem do tej roboty ca艂膮 sw膮 armi臋! Strabon
wspomina o 600 000 wyp艂aconych dni贸wek. W dwadzie艣cia dwa wieki p贸藕niej sta艂 na tym samym
miejscu zachodnioeuropejski uczony. Przyszed艂 tu szukaj膮c nie s艂awy, lecz wiedzy. I nie z
dziesi臋cioma tysi膮cami ludzi, tylko z dwustu pi臋膰dziesi臋cioma. Ale w ci膮gu jedenastu lat pracy
wyp艂aci艂 wi臋cej dni贸wek ni偶 Aleksander Wielki, bo a偶 800 000. Wtedy za艣 dowiedziano si臋, jak
wygl膮da艂a niegdy艣 wie偶a babilo艅ska budowla nie maj膮ca sobie r贸wnej na 艣wiecie.


Odkopawszy "wisz膮ce ogrody", s艂awione przez staro偶ytnych jako jeden z siedmiu cud贸w 艣wiata,
oraz wie偶臋 Babel uchodz膮c膮 jeszcze dzi艣 za symbol ludzkiej pychy, Koldewey z kolei odkopa艂 inn膮
jeszcze cz臋艣膰 tego ogromnego miasta, o kt贸rej wprawdzie wspomina艂y staro偶ytne inskrypcje, lecz
kt贸rej wielko艣ci 艣wiat nigdy sobie dot膮d nie u艣wiadomi艂.
By艂a to tylko droga. Ale gdy Koldewey odgrzeba艂 j膮 spod gruz贸w, ukaza艂a si臋 ona oczom
ludzkim jako najwspanialsza droga 艣wiata, wspanialsza ni偶 wszystkie drogi Rzymian, a je偶eli
wspania艂o艣膰 mierzy膰 nie d艂ugo艣ci膮, wspanialsza nawet od dr贸g dzisiejszego Nowego 艢wiata. Zbu-
dowano j膮 nie jako drog臋 komunikacyjn膮 tym celom s艂u偶y艂a tylko ubocznie lecz jako "艣wi臋t膮
drog臋", kt贸r膮 sz艂y procesje do wielkiego w艂adcy Marduka a temu w Babilonie s艂u偶y艂o wszystko,
s艂u偶y艂 nawet Nabuchodonozor.
Nabuchodonozor w ci膮gu czterdziestu trzech lat swego panowania chyba bez przerwy budowa艂. O
budowie tej drogi procesyjnej opowiada obszernie: "Drog臋 babilo艅sk膮 Aibur-szabu dla procesji
wielkiego w艂adcy Marduka wype艂ni艂em wysokim nasypem, a od bramy Ulu a偶 do Isztar-sakipat-
tebisza wy艂o偶y艂em j膮 p艂ytami z kamienia turminabanda i kamienia szedu, aby uczyni膰 j膮 godn膮
procesji jego b贸stwa, i po艂膮czy艂em j膮 z cz臋艣ci膮, kt贸r膮 wybudowa艂 m贸j ojciec i drog臋 t臋 uczyni艂em
wspania艂膮."



31. Piecz臋膰 Nabuchodonozora. Ta sama tre艣膰 powtarza si臋 na milionach cegie艂, z kt贸rych wzniesiono
budowle kr贸lewskie. "Nabuchodo-nozor, kr贸l Babilonu, opiekun Esagila, syn Nabopolassara, kr贸l
Babilonu".
艢wi臋ta droga by艂a jednak nie tylko drog膮 procesyjn膮 Marduka, lecz zarazem cz臋艣ci膮 umocnie艅
miejskich. Stanowi艂a niejako olbrzymi w膮w贸z, z kt贸rego nie mo偶na by艂o swobodnie si臋gn膮膰
wzrokiem ni w lewo, ni w prawo, gdy偶 po obu jej stronach wznosi艂y si臋 wysokie na siedem metr贸w
pot臋偶ne mury forteczne. Poniewa偶 za艣 prowadzi艂a w ten spos贸b od muru zewn臋trznego a偶 do bramy
Isztary (w przytoczonej wy偶ej inskrypcji: Isztar-sakipat-tebisza), przez kt贸r膮 dopiero wje偶d偶a艂o si臋
do w艂a艣ciwego Babilonu, wi臋c wr贸g chc膮c przypu艣ci膰 szturm do tej bramy musia艂 go przypuszcza膰
w艂a艣nie t膮 drog膮. Wtedy jednak stawa艂a si臋 ona drog膮 艣mierci.
Wra偶enie gro藕nej matni, jakie ten kamienny w膮w贸z sprawia艂 zapewne na ka偶dym atakuj膮cym od tej
strony przeciwniku, niew膮tpliwie je偶eli zwa偶y膰 zaludniony wszelkimi fantastycznymi stworami
i z艂ymi duchami 艣wiat wyobra偶e艅 贸wczesnych lud贸w pot臋gowa艂 jeszcze hufiec oko艂o stu
dwudziestu lw贸w, kt贸re, ka偶dy dwa metry d艂ugi, w zdobi膮cej mury wielobarwnej p艂askorze藕bie
zdawa艂y si臋 szybko kroczy膰 na spotkanie wroga. St膮pa艂y przed siebie dumnie i wynio艣le, z rozwart膮
paszcz膮, pokazuj膮c z臋by; sier艣膰 ich by艂a p艂owa lub bia艂a, grzywa 偶贸艂ta lub czerwona. Wszystko
to na jasno- lub ciemnoniebieskim tle. Szeroko艣膰 drogi wynosi艂a dwadzie艣cia trzy metry.
Po艣rodku drogi na podmurowaniu z cegie艂, pokrytym asfaltem, u艂o偶one by艂y olbrzymie kwadratowe
p艂yty z wapienia o podstawie boku d艂ugo艣ci jednego metra, po bokach za艣 o po艂ow臋 mniejsze
czerwono i bia艂o 偶y艂kowane p艂yty okruchowca; wszystkie szczeliny mi臋dzy ich ostrymi kantami
by艂y zalane asfaltem. Na ka偶dej p艂ycie wyryty by艂 od spodu nast臋puj膮cy napis: "Jam jest
Nabuchodonozor, kr贸l Babilonu, syn Nabopolassara, kr贸la Babilonu. Otom wybrukowa艂 drog臋
babilo艅sk膮 dla procesji wielkiego w艂adcy Marduka p艂ytami z kamienia szedu. Marduku, w艂adco!
Obdarz wiecznym 偶yciem!"
Tym s艂owom Nabuchodonozora odpowiada艂a tak偶e brama. Jeszcze dzi艣 jej mury wznosz膮ce si臋 na
wysoko艣膰 dwunastu metr贸w sprawiaj膮 wi臋ksze wra偶enie ni偶 wszystkie inne odkopane zabytki
Babilonu. Tworzy艂y j膮 w艂a艣ciwie dwie olbrzymie budowle z dwiema znacznie wyst臋puj膮cymi do
przodu wie偶ami. Oko podr贸偶nika r贸wnie偶 i tutaj pada na 艣wi臋te zwierz臋ta. Wed艂ug oblicze艅
Koldeweya oko艂o pi臋ciuset siedemdziesi臋ciu pi臋ciu takich p艂askorze藕b sk艂ada艂o si臋 na straszliwe
mrowie owych dzi-wotwor贸w, kt贸re l艣ni膮c na niebieskim tle fascynowa艂y ka偶dego przybysza i
nape艂nia艂y go trwog膮 przed pot臋g膮 rezydencji le偶膮cej za t膮 bram膮.
Bram臋 zdobi艂y nie lwy, lecz byki (lew by艂 艣wi臋tym zwierz臋ciem bogini Isztary, byk 艣wi臋tym
zwierz臋ciem boga burzy Rammana, nazywanego te偶 Adadem). Strzeg艂 jej tak偶e "Sirrusz", smok,
mieszanina gryfa i w臋偶a 偶adne okre艣lenie nie wystarcza na opisanie tego bajecznego potwora,
czczonego jako 艣wi臋to艣膰 nawet przez Marduka, najwy偶szego z bog贸w. Sirrusz by艂o to zwierz臋
czworono偶ne. 艁apy mia艂 wysokie, tylne z ptasimi szponami, tu艂贸w pokryty 艂uskami, a na d艂ugiej
szyi g艂ow臋 w臋偶a z rozdwojonym j臋zykiem i rogi na p艂askiej czaszce... SirrUsz smok babilo艅ski!
I znowu spod skorupy legend wy艂uskane zosta艂o prawdziwe ziarno Biblii. Daniel, kt贸remu tutaj w
Babilonie w jaskini lwa objawi艂 si臋 cud Jehowy, wykaza艂 bezsilno艣膰 smoka wobec jego Boga, kt贸ry
sta膰 si臋 mia艂 Bogiem nast臋pnych tysi膮cleci.
"Nie jest wykluczone pisze Koldewey 偶e kap艂ani 艣wi膮tyni Esagila trzymali sobie jakie艣
podobne zwierz臋, jakiego艣 p艂aza, by膰 mo偶e, trafiaj膮cego si臋 w tych okolicach arwala, i w
p贸艂mrocznym 艣wietle kt贸rego艣 z pomieszcze艅 艣wi膮tyni pokazywali go potem jako 偶ywego Sirrusza.
W ka偶dym razie nie mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e Sirrusz nie m贸g艂 strawi膰 przyrz膮dzonych dla niego przez
Daniela kurcz膮t nadziewanych w艂osami i asfaltem."


Jaki偶 widok przedstawia膰 musia艂a wielka procesja noworoczna ci膮gn膮ca drog膮 Marduka! Koldewey
pr贸buje przeprowadzi膰 tu pewne por贸wnanie:
"Widzia艂em kiedy艣, jak w portalu katedry w Syrakuzach niesiona przez czterdziestu m臋偶czyzn
wysoko nad g艂owami wielotysi臋cznego t艂umu ukaza艂a si臋 nadnaturalnej wielko艣ci srebrna figura
Matki Bo偶ej, obsypana wotami, pier艣cieniami, szlachetnymi kamieniami, z艂otem i srebrem, i jak w
uroczystej procesji w艣r贸d d藕wi臋k贸w muzyki i mod艂贸w t艂umu wyniesiono j膮 do ogrod贸w Latomii.
Wyobra偶am sobie, 偶e podobnie musia艂a wygl膮da膰 procesja boga Marduka, gdy t艂um, opuszczaj膮c
艣wi膮tyni臋 Esagila, by膰 mo偶e, przez perybol, odbywa艂 sw贸j triumfalny poch贸d 艣wi臋t膮 drog膮
Babilonu."
Por贸wnanie to niew膮tpliwie szwankuje. Procesja Marduka (znamy do艣膰 dok艂adnie zwi膮zane z ni膮
obrz臋dy) by艂a zapewne znacznie pot臋偶niejsza, wi臋cej w niej by艂o mocy, przepychu, barbarzy艅stwa,
gdy niesiono ni偶szych bog贸w z "komnaty losu" w 艣wi膮tyni Esagila a偶 nad brzeg Eufratu podczas
trzydniowej adoracji i triumfalnego powrotu.
Na prze艂omie epok, pod panowaniem Part贸w, Babilon zacz膮艂 pustosze膰. Budowle rozpada艂y si臋 w
gruzy. W okresie Sasanid贸w (226 do 636 r. po Chr.), by膰 mo偶e, sta艂y jeszcze gdzieniegdzie domy
mieszkalne tam, gdzie niegdy艣 wznosi艂y si臋 pa艂ace. Ale w arabskim 艣redniowieczu miejsce ich
zaj臋艂y ju偶 tylko chaty; tak by艂o a偶 do XII wieku po Chrystusie.
Dzisiaj wzrok nasz w臋druje znowu po zbudzonym przez Koldeweya Babilonie, po ruinach,
wspania艂ych fragmentach rze藕b i p艂askorze藕b, po szcz膮tkach dawnej 艣wietno艣ci. Jak brzmia艂y s艂owa
Jeremiasza?
"Przeto mieszka膰 b臋d膮 smokowie z dzikimi w臋偶ami i b臋d膮 w niej mieszka膰 strusiowie, a nie b臋d膮 w
niej mieszka膰 dalej a偶 po wieki, ani b臋dzie zbudowane a偶 do pokolenia i pokolenia."







Rozdzia艂 dwudziesty sz贸sty

TYSI膭CLETNI KR脫LOWIE I POTOP


Gdy czarny kot przebiegnie nam drog臋, a nasz zabobon ka偶e nam zawr贸ci膰 czy my艣limy wtedy
o staro偶ytnych Babilo艅czykach? Czy my艣limy o nich, gdy patrzymy na tarcz臋 naszego zegarka z
dwunasto-godzinn膮 podzia艂k膮 my, kt贸rzy poza tym my艣limy i liczymy systemem dziesi臋tnym?
Albo gdy kupujemy "kop臋" jaj (dlaczego akurat sze艣膰dziesi膮t?) lub kieruj膮c wzrok na ugwie偶d偶one
niebo pr贸bujemy znale藕膰 jaki艣 zwi膮zek mi臋dzy naszym losem a cia艂ami niebieskimi?
A powinni by艣my o nich pomy艣le膰, bo cz臋艣膰 naszego my艣lenia i odczuwania wywodzi si臋 z
Babilonii. 艢ci艣lej mo偶e z Babilonii, ale nie od Babilo艅czyk贸w.
Gdy wnika si臋 g艂臋biej w histori臋 rodu ludzkiego, owiewa nas nieraz tchnienie wieczno艣ci. Widzimy
bowiem, 偶e w ci膮gu pi臋ciu tysi臋cy lat dziej贸w ludzkich ma艂o co zgin臋艂o, 偶e to, co by艂o cho膰by z
dobrego sta艂o si臋 z艂e, a z prawdziwego fa艂szywe nadal dzia艂a, nawet wtedy, gdy ju偶 nie 偶yje w
naszej 艣wiadomo艣ci.
W takiej chwili chwyta nas nagle zatrwa偶aj膮ce uczucie, 艣wiadomo艣膰 tego, co znaczy by膰
cz艂owiekiem, by膰 kropl膮 w strumieniu niezliczonych pokole艅, kt贸rych my艣lenie i spos贸b
odczuwania nosimy w sobie jako niezbywalne dziedzictwo, przewa偶nie nie zdaj膮c sobie sprawy z
wielko艣ci tego dziedzictwa (kt贸re my jedyni spo艣r贸d ssak贸w d藕wigamy z sob膮) i nie umiej膮c we
w艂a艣ciwy spos贸b spo偶ytkowa膰 otrzymanych w spu艣ci藕nie dar贸w serca i umys艂u.
Badacze odkopuj膮c ziemi臋 babilo艅sk膮 byli zdumieni, gdy niemal za ka偶dym zatkni臋ciem 艂opaty
otrzymywali coraz to nowe dowody, ile w naszej 艣wiadomo艣ci i pod艣wiadomo艣ci 偶yje z tego, co
my艣la艂 i czu艂 Babilon. Zdumienie to jednak przerodzi艂o si臋 w oszo艂omienie, gdy dla dociekliwych
umys艂贸w badaczy mno偶y艂y si臋 oznaki, 偶e nawet i ta m膮dro艣膰 Babilo艅czyk贸w by艂a m膮dro艣ci膮 ju偶
odziedziczon膮, 偶e pochodzi艂a od ludu znacznie starszego, od semickich Babilo艅czyk贸w, ba,
starszego nawet od Egipcjan.
W 1946 roku ameryka艅ski uczony Samuel Noah Kr鋗er zacz膮艂 publikowa膰 spisane na glinianych
tabliczkach dokumenty tego ludu. W 1956 roku, po dwudziestu sze艣ciu latach niezwykle wyt臋偶onej
i 偶mudnej pracy nad odcyfrowaniem r贸偶nych tekst贸w, wyda艂 ksi膮偶k臋 nosz膮c膮 tytu艂: History begins
at Sumer ("Historia rozpoczyna si臋 w Sumerze"). W ksi膮偶ce tej przedstawi艂 swe badania bez
balastu naukowego po prostu opowiada艂. A opowiada艂 z polotem. Stwierdza艂, 偶e lud ten
odnotowa艂 nie mniej ni偶 dwadzie艣cia siedem rzeczy, do艣wiadcze艅 i zdarze艅 po raz pierwszy
zarejestrowanych w dziejach ludzko艣ci; przy tym nie zawaha艂 si臋 nada膰 im najbardziej nowoczesne
definicje. Pomin臋liby艣my co艣 niezmiernie wa偶nego, gdyby艣my tu ich wszystkich nie wyliczyli.
1. Pierwsze szko艂y. 2. Pierwszy wypadek "ja艂mu偶niczego przekupstwa". 3. Pierwszy wypadek
przest臋pczo艣ci m艂odocianych. 4. Pierwsza "wojna nerw贸w". 5. Pierwsze "dwuizbowe
zgromadzenie" polityczne. 6. Pierwszy historyk. 7. Pierwszy wypadek obni偶enia podatku. 8. Ksi臋gi
prawodawcze: pierwszy "Moj偶esz". 9. Pierwszy "precedens" prawny. 10. Pierwsza farmakopea
(ksi臋ga recept lekarskich). 11. Pierwszy kalendarz rolniczy. 12. Pierwszy eksperyment ogrodniczy.
13. Pierwsza w dziejach ludzko艣ci kosmogonia i kosmologia. 14. Pierwsze prawa moralne. 15.
Pierwszy "Hiob". 16. Pierwsze przys艂owia. 17. Pierwsze bajki zwierz臋ce. 18. Pierwsze filozoficzne
"nicowanie s艂贸w". 19. Pierwszy "raj". 20. Pierwszy "Noe". 21. Pierwsza "opowie艣膰 o
zmartwychwstaniu". 22. Pierwszy "艣w. Jerzy". 23. Gilgamesz by艂 bohaterem sumeryjskim. 24.
Pierwsza "literatura epicka". 25. Pierwsza pie艣艅 mi艂osna. 26. Pierwszy katalog ksi膮偶kowy. 27.
Pierwszy "z艂oty wiek pokoju".
Ka偶dy, kto to czyta, odnosi chyba wra偶enie, 偶e tutaj entuzjasta w spos贸b nieco naci膮gany
zastosowa艂 wsp贸艂czesn膮 terminologi臋 do zjawisk spo艂ecznych, kt贸re wydarzy艂y si臋 pod innym
niebem przed tysi膮cami lat (niekt贸re z nich przesz艂o 4000 lat temu). Ale gdy si臋 samemu czyta zna-
komite przek艂ady Kramera, cz艂owiekowi a偶 dech zapiera. Czytaj膮c cho膰by tylko skargi ojca na jego
nieudanego syna i w og贸le na upadek moralno艣ci m艂odzie偶y, spisane na siedemnastu glinianych
tabliczkach 3700 lat temu (a w swej pierwotnej postaci jeszcze o wiele stuleci starsze), to tak, jakby
si臋 s艂ysza艂o tutaj ojca i syna z naszego dzisiejszego s膮siedztwa. Tekst rozpoczyna si臋 od pytania, z
kt贸rym ojciec zwraca si臋 do syna: "Gdzie by艂e艣?" Odpowied藕: "Nigdzie nie by艂em!"
Istnienie owego ludu ludu Sumer贸w wykryto w najbardziej zdumiewaj膮cy spos贸b. Odkrycie
to jest jednym z naj艣wietniejszych osi膮gni臋膰 umys艂u ludzkiego. A dokonano go w zwi膮zku z
refleksjami, jakie nasun臋艂y si臋 przy odcyfrowaniu pisma klinowego. Trudno znale藕膰 lepsze okre-
艣lenie: istnienie tego ludu zosta艂o "wyliczone".
Astronomia 艣wi臋ci艂a jeden ze swych wielkich triumf贸w, gdy po raz pierwszy na podstawie
skomplikowanych pomiar贸w zdo艂ano wysun膮膰 艣mia艂e twierdzenie, 偶e w pewnej okre艣lonej orbicie i
w okre艣lonym momencie musi pojawi膰 si臋 gwiazda, kt贸ra jeszcze nie mia艂a nazwy i kt贸rej nie
ogl膮da艂o 偶adne ludzkie oko. Triumf nast膮pi艂 w chwili, gdy gwiazda, dok艂adnie tak, jak
przepowiedziano, rzeczywi艣cie si臋 pojawi艂a.
Podobnie mia艂a si臋 rzecz, gdy pewien rosyjski uczony, rozpoznawszy tajemniczy uk艂ad w
odkrytych do jego czas贸w pierwiastkach chemicznych, uj膮艂 go tabelarycznie i z pustych miejsc
mi臋dzy uszeregowanymi w ten spos贸b pierwiastkami przewidzia艂 istnienie nie znanych wtedy
jeszcze pierwiastk贸w i dok艂adnie okre艣li艂 ich w艂asno艣ci.
A w antropologii czy by艂o inaczej? Haeckel czysto teoretycznie wyprowadzi艂 form臋 po艣redni膮
mi臋dzy cz艂ekokszta艂tn膮 ma艂p膮 a cz艂owiekiem i nada艂 jej nazw臋 pithecanthropus. W 1892 roku za艣
Eugeniusz Dubois znalaz艂 na wyspie Jawie szcz膮tki ko艣ci odpowiadaj膮ce tej teoretycznie
wydedukowanej konstrukcji.
Gdy po przezwyci臋偶eniu przez nast臋pc贸w Rawlinsona ostatnich trudno艣ci, jakie nastr臋cza艂o
odcyfrowanie pisma klinowego, specjali艣ci mogli si臋 ju偶 po艣wi臋ci膰 zagadnieniom szczeg贸lnym
jak pochodzenie znak贸w, zwi膮zki j臋zykowe i tym podobne w贸wczas, badaj膮c wiele dziwnych
fakt贸w, doszli do pewnej teorii, kt贸rej konkluzj膮 by艂o wr臋cz zdumiewaj膮ce twierdzenie.
Fakt wieloznaczno艣ci znak贸w asyro-babilo艅skiego pisma klinowego nie dawa艂 si臋 wyt艂umaczy膰
sam przez si臋. Tak dalece zagmatwany system pisma mieszanina pisma literowego, zg艂oskowego
i piktograficznego (obrazkowego) nie m贸g艂 w chwili, gdy Babilo艅czycy wkroczyli na aren臋
dziej贸w, pojawi膰 si臋 od razu w ca艂kowicie wykszta艂conej formie. System ten nosi艂 znamiona d艂ugiej
ewolucji; nie m贸g艂 by膰 produktem pierwotnym, lecz jedynie produktem z drugiej r臋ki. Setki
docieka艅, przede wszystkim lingwistycznych, zbiega艂o si臋 z sob膮, wzajemnie si臋 uzupe艂nia艂o i
dostatecznie znalaz艂o wyraz w tezie, 偶e wynalazcami pisma klinowego nie mogli by膰 semiccy
Babilo艅czycy i Asyryjczycy, lecz stworzy膰 je musia艂 inny lud, przypuszczalnie niesemicki,
przyby艂y z wy偶yn Wschodu, lud, kt贸rego domniemane istnienie nie by艂o jednak poparte dowodem
najmniejszego cho膰by znaleziska.
Trudno wyobrazi膰 sobie 艣mielsz膮 hipotez臋. Jednak偶e z biegiem lat badacze byli ju偶 tak pewni
swego, 偶e nie wahali si臋 nada膰 nawet nazwy temu ludowi, kt贸rego istnienie by艂o tylko wysuni臋t膮
przez nich tez膮, chocia偶 nie wskazywa艂a na nie 偶adna, dos艂ownie 偶adna inskrypcja. Jedni uczeni
nazwali go ludem Akkad贸w. Natomiast Jules Oppert, Francuz niemieckiego pochodzenia, m贸wi艂 o
Sumerach. Na razie ta w艂a艣nie nazwa si臋 utrzyma艂a; wzi臋ta ona jest z tytu艂u najwcze艣niejszych
w艂adc贸w po艂udniowej cz臋艣ci Mi臋dzyrzecza "kr贸l贸w Sumeru i Akkadu".
Tak w bardzo uproszczonym skr贸cie przedstawia si臋 droga, kt贸ra od pierwszych refleksji poprzez
teori臋 doprowadzi艂a do skrystalizowanego twierdzenia o istnieniu Sumer贸w. I zupe艂nie tak samo,
jak niegdy艣 pojawi艂a si臋 obliczona z g贸ry planeta, jak odkryto przewidywane ju偶 dawniej istnienie
niekt贸rych pierwiastk贸w, jak znaleziono szcz膮tki ma艂poluda odpowiadaj膮ce teoretycznej
konstrukcji pithecanthropusa, tak pewnego dnia znaleziono tak偶e pierwsze 艣lady owego
tajemniczego ludu, od kt贸rego Babilo艅czycy i Asyryjczycy przej臋li pismo. Czy tylko pismo?
Niebawem okaza艂o si臋, 偶e wszystko, co Babilon i Niniwa zdzia艂a艂y na polu kulturalnym, wywodzi艂o
si臋 z dawniejszej pracy tajemniczego ludu Sumer贸w.
Wspomnieli艣my ju偶 wy偶ej Ernesta de Sarzeca, francuskiego agenta konsularnego a wi臋c znowu
nie zawodowego archeologa, lecz cz艂owieka, kt贸ry zanim stan膮艂 na ziemi mezopotamskiej, nie mia艂
najmniejszego poj臋cia o zadaniach archeologii wykopaliskowej. Ale ruiny i wzg贸rza Mezopotamii
tak samo pobudzi艂y jego ciekawo艣膰, jak czterdzie艣ci lat przedtem zainteresowa艂y Paula Emila Bott臋.
W jego pocz膮tkowo na wskro艣 dyletanckich badaniach szcz臋艣cie tak dalece mu dopisa艂o, 偶e u st贸p
wzg贸rza w Tello znalaz艂 pos膮g w zupe艂nie dot膮d nie spotykanym rodzaju. Zach臋cony tym Sarzec
kopa艂 dalej. Znalaz艂 inskrypcje i pierwsze widome 艣lady "przepowiedzianego ludu" ludu
Sumer贸w.
Najcenniejszym znaleziskiem by艂 wykuty z twardego diorytu pos膮g przedstawiaj膮cy rz膮dc臋
prowincji lub kr贸la-kap艂ana Gude臋. Pos膮g wraz z innymi cennymi okazami zosta艂 za艂adowany na
okr臋t i znalaz艂 si臋 wkr贸tce w paryskim Luwrze. Niezwyk艂e podniecenie ogarn臋艂o ca艂y 艣wiat
naukowy. Wobec okoliczno艣ci, w jakich odkopano to znalezisko, i w obliczu tekst贸w inskrypcji
nawet najostro偶niejsi, najmniej skorzy do upajania si臋 historycznymi datowaniami asyriolodzy
musieli przyzna膰, 偶e niekt贸re z tych znalezionych fragment贸w niezawodnie pochodz膮 z 4000
3000 roku przed Chr., czyli s膮 艣wiadectwami kultury starszej nawet od kultury egipskiej.
De Sarzec kopa艂 w latach 18771881. W okresie od 1888 do 1900 Amerykanie Hilprecht, Peters,
Hayne i Fischer prowadzili wykopaliska w miastach Nippur i Fara. Od 1912 do 1913 roku
Niemieckie Towarzystwo Orientalne (Deutsche Orient Gesellschaft) prowadzi艂o wykopaliska w
Erech; to samo towarzystwo podj臋艂o nowe prace wykopaliskowe w 1928 roku. W 1931 roku
ekspedycja American School of Oriental Research znowu kopa艂a w Farze.
Na 艣wiat艂o dzienne wyjrza艂y olbrzymie budowle, piramidy stopniowe, zikkuraty, kt贸re, jak rych艂o
stwierdzono, by艂y w dolinie Eufratu i Tygrysu r贸wnie nieod艂膮czne od ka偶dego miasta, jak
nieod艂膮czny jest minaret od meczetu, "campanile" od "chiesy", wie偶a od ko艣cio艂a. Znaleziono tak偶e
inskrypcje, dzi臋ki kt贸rym mo偶na by艂o 艣ledzi膰 histori臋 Mezopotamii cofaj膮c si臋 do czas贸w coraz
bardziej odleg艂ych niemal a偶 do spowitych w mrok pocz膮tk贸w rodzaju ludzkiego. Oznacza艂o to
dla zrozumienia owych 艣wiat贸w historycznych odkrycie 艣wiata przedhistorycznego, maj膮cego takie
samo znaczenie dla zrozumienia Babilonii, jak odkrycie kultury krete艅sko-myke艅kiej dla
zrozumienia staro偶ytno艣ci greckiej.
Kultura sumeryjska prowadzi jednak do czas贸w bardziej, znacznie bardziej odleg艂ych. Wydaje si臋
niemal, 偶e jej pocz膮tki istotnie zbiegaj膮 si臋 ze stworzeniem 艣wiata, tak jak opisuje je Biblia, co
najmniej za艣 z pierwszymi lud藕mi, kt贸rzy 偶yli po wielkim potopie zes艂anym przez Boga, a kt贸ry
prze偶y艂 tylko Noe.
Czy偶 o tym potopie nie opowiada艂 ju偶 epos p贸艂boga Gilgamesza? Epos, kt贸rego brakuj膮c膮 cz臋艣膰
George Smith, asystent Muzeum Brytyjskiego, znalaz艂 w艣r贸d milion贸w glinianych skorup pod
wzg贸rzem Kujund偶yk?
W latach dwudziestych naszego stulecia angielski archeolog Leonard Woolley rozpocz膮艂
wykopaliska w Ur biblijnym mie艣cie Chaldei, mie艣cie rodzinnym Abrahama dowi贸d艂 nie
tylko, 偶e wielka pow贸d藕 z epoki Gilgamesza i potop Biblii s膮 ze sob膮 identyczne, lecz 偶e ta pow贸d藕
by艂a faktem historycznym.


Je偶eli nasi膮k艂a g膮bk臋 艣cisn膮膰 mocno w d艂oni, nie tylko straci ona cz臋艣膰 swych w艂a艣ciwych
rozmiar贸w, lecz stanie si臋 sucha. Nie inaczej b臋dzie z histori膮 babilo艅sk膮 i asyryjsk膮, gdy偶 j膮 teraz
skomprymujemy na kilku stronach naszej ksi膮偶ki. Niemniej jednak taki przegl膮d, mimo 偶e suchy,
b臋dzie u偶yteczny dla czytelnika, kt贸ry nie zadowala si臋 samymi historiami, lecz chce zobaczy膰
histori臋.
Historia Mi臋dzyrzecza nie daje si臋 uj膮膰 jednolicie, jak na przyk艂ad historia Egiptu. Natomiast
narzuca si臋 por贸wnanie z przebiegiem dziej贸w kultury greckiej i rzymskiej. Tak jak tam obcy lud,
przyby艂y z daleka, stworzy艂 sobie w Tirynsie i Mykenach bastiony w艂asnej kultury i jak potem, po
barbarzy艅skich najazdach Achaj贸w i Dor贸w, wszystko to z biegiem stuleci stopi艂o si臋 we w艂a艣ciw膮
kultur臋 helle艅sk膮, tak i tutaj obcy lud Sumer贸w, przyby艂y nad delt臋 Eufratu i Tygrysu, przyni贸s艂 ze
sob膮 gotow膮 kultur臋, zla艂 si臋 z semickimi Akkadami, a na u偶y藕nionej w ten spos贸b glebie,
wyr贸s艂szy z sumeryjskich pa艅stw "Sumeru i Akkadu", powsta艂a i rozkwit艂a Babilonia.
Czy偶 Biblia nie opowiada o pomieszaniu j臋zyk贸w przy budowie wie偶y Babel? Faktycznie w
Babilonie m贸wiono dwoma j臋zykami pa艅stwowymi sumeryjskim i semickim (z czasem
sumeryjski sta艂 si臋 wy艂膮cznie je偶ykiem kap艂an贸w i prawnik贸w); ale wtargn臋li na te ziemie r贸wnie偶
Amoryci, Aramejczycy, Elamici i Kasyci, p贸藕niej za艣, w Asyrii, Lulubejowie, Mitannijczycy i
Hetyci, kt贸rzy przynie艣li ze sob膮 w艂asne narzecza.
Pierwszym w艂adc膮, kt贸remu uda艂o si臋 zjednoczy膰 pod swym ber艂em rozleg艂e obszary od Elamu
a偶 po Taurus by艂 Sargon I (26842630 roku przed Chr.). O jego narodzinach zachowa艂a si臋 taka
sama legenda jak o narodzinach Cyrusa, Romulusa, Kriszny, Moj偶esza i Perseusza. Urodzi膰 go
mia艂a niepokalana dziewica, kt贸ra u艂o偶y艂a niemowl臋 w trzcinowym koszyku, uszczelnionym
asfaltem, i zawierzy艂a nurtom rzeki. Akki, "wylewacz wody", znalaz艂 dziecko i wychowa艂 je na
ogrodnika, potem za艣 bogini Isztar uczyni艂a ze艅 kr贸la Akkadu. D艂ugo wierzono, 偶e Szarru-kin
("prawowity kr贸l" Sargon) nigdy nie istnia艂. Dzisiaj jego historyczna, donios艂a dzia艂alno艣膰 jest
udowodniona ponad wszelk膮 w膮tpliwo艣膰.
Dynastia Sargona panowa艂a przez dwie艣cie lat; potem uleg艂a zag艂adzie. (Histori臋 asyro-babilo艅sk膮,
podobnie jak egipsk膮, r贸wnie偶 dzieli si臋 na dynastie. Poniewa偶 jednak podzia艂 ten nie o艣wietla
rozwoju Mezopotamii w tym samym stopniu, w jakim odzwierciedla rozw贸j Egiptu, pomijamy go
tutaj i uwzgl臋dniamy tylko w tablicach chronologicznych na ko艅cu ksi膮偶ki). Do kraju wtargn臋艂y
ludy g贸rskie, przede wszystkim Gutowie, i spustoszy艂y go. Kr贸lestwa-miasta wsp贸艂zawodniczy艂y
ze sob膮 o supremacj臋; kap艂ani-kr贸lowie miast Ur i Lagasz, jak Urbau i Gudea, zdo艂ali na pewien
czas znacznie rozszerzy膰 swe wp艂ywy. W okresie tym mimo zamieszek politycznych sztuka i
nauka, opieraj膮c si臋 ca艂kowicie o dziedzictwo sumeryjskie, dochodz膮 do takiej tw贸rczej si艂y, 偶e
przez cztery tysi膮ce lat wp艂yw ich zap艂adnia膰 b臋dzie ca艂膮 histori臋 pozosta艂ej ludzko艣ci.
Hammurabi (oko艂o 1700 r. przed Chr.) aktami gwa艂tu politycznego i wyprawami wojennymi znowu
zjednoczy艂 kraj. Wtedy Babilonia i jej kultura mog艂y ju偶 pretendowa膰 do przoduj膮cej roli w 艣wiecie
贸wczesnym. Hammurabi by艂 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko wojownikiem. Zdobywszy w艂adz臋 czeka
dwadzie艣cia pi臋膰 lat, a偶 jego najgro藕niejszy wr贸g, Rimsin z Larsy, dostatecznie si臋 zestarzeje, i
dopiero wtedy si臋 z nim rozprawia. Jest te偶 pierwszym wielkim prawodawc膮 w dziejach 艣wiata.
"A偶eby silny nie czyni艂 szkody s艂abemu, a sierotom i wdowom wskazane by艂o prawo, spisa艂 on na
steli w Babilonie, a mianowicie w 艣wi膮tyni Esagila, swe drogocenne s艂owa i ustawi艂 je przed swym
wizerunkiem przedstawiaj膮cym go jako kr贸la sprawiedliwo艣ci." (Pomniejsze zbiory praw istnia艂y
ju偶 przed Hammurabim. Istnia艂y spisane prawa kr贸l贸w Isinu oraz prawa Szulgiego, kr贸la Uru z
trzeciej dynastii. Gdy za艣 w 1947 roku ameryka艅ski archeolog Francis Steele zestawi艂 cztery
znalezione w Nippurze fragmenty tekst贸w klinowych, okaza艂o si臋, 偶e stanowi膮 one cz臋艣膰 zbioru
praw kr贸la Lipit-Isztar, a wi臋c zbioru o p贸艂tora wieku starszego od "Kodeksu Hammurabiego".)
Zas艂ug膮 Hammurabiego jest to, i偶 zebra艂 on lokalne prawa i przepisy w nadrz臋dne, zwierzchnie
prawo, kt贸rego trzysta paragraf贸w wywiera艂o sw贸j wp艂yw jeszcze i w贸wczas, gdy imperium
babilo艅skie dawno ju偶 leg艂o w gruzach.
Ten olbrzymi zryw na d艂ugo wyczerpa艂 si艂臋 tw贸rcz膮 kultury sumeryjsko-babilo艅skiej. Polityczna
moc pa艅stwa zosta艂a rozdrobniona. Za艂ama艂a si臋 tak偶e jego pot臋ga gospodarcza, kt贸ra za
Kadaszmana-Enlila I i Burnaburiasza II poprzez wszystkie obszary o艣cienne si臋ga艂a a偶 do Egiptu
(przechowa艂a si臋 korespondencja prowadzona oko艂o 1370 roku przed Chr. z Amenhotepem III i
IV). Nawet po zrzuceniu jarzma kasyckich zaborc贸w sumeryjski Babilon, nawiedzany przez
aramejskich Beduin贸w i wpadaj膮cych z p贸艂nocy Asyryje偶yk贸w, na razie nie mo偶e si臋 pod藕wign膮膰 i
stworzy膰 nowego imperium.
I znowu mamy tu doskona艂膮 paralel臋 z rozwojem kultury grecko-rzymskiej. Tak jak niegdy艣
kruszy艂a si臋 polityka, religia, kultura i nauka Aten, gdy parweniuszowski Rzym przetapia艂 ca艂膮 ich
kultur臋 w "stechnizowan膮", odduchowion膮 cywilizacj臋, tak i Babilonia i jej stolica Babilon musia艂y
przygl膮da膰 si臋 temu, jak ich kultura wskrzeszona zosta艂a w postaci cywilizacji parweniuszowskiej
Asyrii, kt贸ra w ko艅cu w Ni-niwie stworzy艂a miasto b臋d膮ce tym samym wobec Babilonu, czym
Rzym by艂 wobec Aten.
Tukulti-Ninurta I (oko艂o 1250 roku przed Chr.) by艂 pierwszym w艂adc膮 asyryjskim, kt贸ry wzi膮艂 do
niewoli kr贸la babilo艅skiego. Pod panowaniem Tyglatpilezara I (oko艂o 1100 roku przed Chr.) Asyria
staje si臋 wielk膮 pot臋g膮, mocarstwem, kt贸re jednak pod jego nast臋pcami okazuje si臋 tak nietrwa艂e, 偶e
koczuj膮cy Aramejczycy s膮 w stanie nie tylko na nie napa艣膰, ale i osiedli膰 si臋 na jego ziemiach.
Dopiero Asurnasyrpal (884 do 860 roku przed Chr.) i Salmanasar IV (781 do 772 roku przed Chr.)
odbudowuj膮 nowe pa艅stwo. Dotarli oni a偶 do Morza 艢r贸dziemnego, zdobyli ca艂膮 Syri臋 i pobierali
danin臋 od miast fenickich. To Asurna-syrpalowi zawdzi臋cza 贸wczesna stolica Kalchu wspania艂y
pa艂ac kr贸lewski, a miasto Niniwa 艣wi膮tyni臋 Isztary. Cztery lata panowa艂a "Semiramida"
(Szaammuramat). Jej syn Adad Nirari III (810 do 782 roku przed Chr.) wykaza艂 tyle monarszego
"taktu", 偶e uwa偶aj膮c, i偶 osi膮gni臋cie zamierzonego celu politycznego "warte jest jednej mszy"
usi艂owa艂 wprowadzi膰 do Asyrii b贸stwa Babilonu. Ale dopiero pod rz膮dami niezwykle energicznego
uzurpatora Tyglatpilezara III (kt贸rego Biblia nazywa Phulem) Asyria znowu poczu艂a si臋
艣wiatowym mocarstwem i zacz臋艂a prowadzi膰 polityk臋 ekspansji i podboj贸w. Za jego panowania
(745 do 727 roku przed Chr.) granice jej rozci膮ga艂y si臋 od Morza 艢r贸dziemnego do Zatoki Perskiej.
Tyglatpilezar III posun膮艂 si臋 a偶 do Armenii i Persji i ujarzmi艂 dzikie ludy g贸rskie, kt贸re
prawdopodobnie zdo艂a艂yby oprze膰 si臋 ka偶demu innemu naje藕d藕cy, zdoby艂 Damaszek i podda艂
administracji asyryjskiej znaczne po艂acie p贸艂nocnego Izraela.
Mi臋dzy wszystkimi tymi w艂adcami by艂o wielu innych, kt贸rzy chocia偶 mani nam z imion i dat
panowania, zbyt ma艂o zaznaczyli si臋 swymi rz膮dami, aby mo偶na ich by艂o wymieni膰 w tak bardzo
skomprymowanym przegl膮dzie.
Nast臋pnym wi臋c w艂adc膮, o kt贸rym wypada nam wspomnie膰, jest dopiero Sargon II (722 do 705 r.
przed Chr.), zwyci臋zca Hetyt贸w z ksi臋stwa Karkemisz. To mo偶e w艂a艣nie za jego panowania Asyria
osi膮gn臋艂a najwi臋ksz膮 spoisto艣膰 polityczn膮. Sargon II by艂 ojcem Sanheryba (705 do 681 r. przed
Chr.), kt贸ry w ob艂膮ka艅czym szale zniszczy艂 miasto Babilon, dziadkiem Asarhaddona (681 do 669 r.
przed Chr.), kt贸ry odbudowa艂 Babilon, na p贸艂nocy pokona艂 Kimmer贸w i w 671 r. przed Chr. zdoby艂
Memfis w Egipcie i zagrabionym bogactwem pomno偶y艂 skarbiec w Niniwie, i wreszcie
pradziadkiem Asurbanipala (668 do 626 r. przed Chr.), kt贸ry wprawdzie utraci艂 ziemie podbite w
Egipcie odebra艂 mu je Psametych I ale za to energi膮 i intrygami doprowadzi艂 swego
zbuntowanego brata Saozduchina, w艂adc臋 Babilonii, do samob贸jstwa. Asurbanipal by艂 za艂o偶ycielem
najwi臋kszej w czasach staro偶ytnych biblioteki w Niniwie (przewy偶szaj膮 j膮 dopiero zbiory
papirus贸w w Aleksandrii) i mimo wszystkich swych wypraw wojennych pozosta艂 w dziejach Asyrii
raczej kr贸lem pokojowym ni偶 wojownikiem.
Wreszcie z dw贸ch nast臋pnych i ostatnich kr贸l贸w Asyrii Sinszar-iszkun (625 do 606 r. przed
Chr.) nie by艂 ju偶 w stanie utrzyma膰 w r臋ku steru pa艅stwa ani odeprze膰 wzmagaj膮cego si臋 naporu
Med贸w, w dodatku za艣 zawierzy艂 sw贸j los chaldejskiemu wodzowi Nabopolasarowi, kt贸ry okaza艂
si臋 zdrajc膮. W chwili gdy Medowie wdzierali si臋 ju偶 w ulice zdobytej Niniwy, kr贸l ten kaza艂 si臋
spali膰 na stosie wraz ze wszystkimi swymi kobietami i skarbami. (Wed艂ug Diodora, kt贸ry powo艂uje
si臋 na Ktezjasza, na stosie tym, wysokim na czterysta st贸p, sp艂on臋艂o ponadto sto pi臋膰dziesi膮t
z艂otych sof, tyle偶 z艂otych sto艂贸w oraz dziesi臋膰 milion贸w talent贸w z艂ota, sto milion贸w talent贸w
srebra i niezliczone mn贸stwo drogocennych purpurowych szat.)
Czy by艂 to ju偶 koniec historii asyro-babilo艅skiej? Nie. W osobie wiaro艂omnego wodza
Nabopolasara raz jeszcze doszed艂 w Babilonie do w艂adzy uzurpator, kt贸ry utorowa艂 drog臋 dla
swego, wi臋kszego ode艅, syna -Nabuchodonozora, "cezara" Mi臋dzyrzecza (604 do 562 r. przed
Chr.).
Pod jego panowaniem Babilon zab艂ysn膮艂 znowu przepychem, 艣wietno艣ci膮 i nie uznaj膮c膮 niczyjej
zwierzchno艣ci pot臋g膮. Wszystko to jednak wywodzi艂o si臋 nie tylko z ducha, tradycji i prastarej
kultury tego miasta, lecz nosi艂o wyra藕ne 艣lady wp艂ywu kultury asyryjskiej Niniwy. 呕adne
zewn臋trzne nawi膮zywanie do dawnych kult贸w, dawnych obyczaj贸w, dawnych form spo艂ecznych
nie mog艂o tego przes艂oni膰. "Pa艅stwo nowobabilo艅skie", jak je dzi艣 nazywamy, by艂o schy艂kow膮
cywilizacj膮 na pod艂o偶u dawnej kultury.
Wszystkie czyny Nabuchodonozora nosi艂y charakter cywilizatorski. Obszernie i szczeg贸艂owo
s艂awione s膮 jego zas艂ugi techniczne: budowa kana艂贸w i ogrod贸w, stworzenie sztucznego jeziora, a
przede wszystkim niezliczone budowle, religijne i 艣wieckie.
Na og贸艂 jednak ka偶da cywilizacja osi膮gaj膮c sw贸j punkt szczytowy nosi ju偶 w sobie zarodek
przysz艂ego upadku. W sze艣膰 lat po 艣mierci Nabuchodonozora wybuch艂a w Babilonie rewolucja
pa艂acowa; ca艂a rodzina kr贸lewska zosta艂a wyci臋ta. Ostatni w艂adca Nabunaid (555 do 539 r. przed
Chr.), zacofany bigot, sp艂on膮艂 w zamku kr贸lewskim wydanym przez zdrajc贸w kr贸lowi perskiemu
Cyrusowi.
Wzlot, do kt贸rego kultura Mi臋dzyrzecza podnios艂a si臋 za panowania Nabuchodonozora, by艂 jej
ostatnim wielkim wzlotem, a zarazem i ostatnim jej tchnieniem.


W 1911 roku pani Winifred Fontana, 偶ona konsula brytyjskiego, podejmowa艂a u siebie trzech
archeolog贸w. A 偶e by艂a malark膮, wi臋c potem w swym pami臋tniku pisze o tej wizycie: "...wszyscy
trzej mogliby stanowi膰 pi臋kne modele dla malarki..."
Tymi trzema archeologami byli David Hogarth, T. E. Lawrence i Leonard Woolley. Jeden z nich w
kilka lat potem ws艂awi艂 si臋 na ca艂y 艣wiat ale ju偶 nie jako archeolog. By艂 to Lawrence, w
pierwszej wojnie 艣wiatowej organizator powstania Arab贸w. Woolley zyska艂 niniejsz膮 s艂aw臋 w艣r贸d
szerokiej publiczno艣ci, tym wi臋ksz膮 za to w艣r贸d swych koleg贸w-archeolog贸w.
Mo偶na zrozumie膰 pani膮 Winifred Fontana, 偶e p贸藕niej, zapytana raz jeszcze o wra偶enie odniesione z
贸wczesnej wizyty, pod wp艂ywem historycznego znaczenia, jakiego tymczasem nabra艂a posta膰
Lawrence艂a, powiada: .....to jednak Lawrence coraz to przykuwa艂 do siebie moj膮 uwag臋".
Natomiast pewien Syryjczyk, kt贸ry w贸wczas r贸wnie偶 by艂 go艣ciem w domu konsula, wyrazi艂 si臋 do
pani Fontana: "Jaki偶 niekorzystny kontrast stanowi ce jeune Lawrence z monsieur Woolleyem,
kt贸ry jest doprawdy na wskro艣 艣wiatowcem un parfait gentilhomme..."
W znacznie p贸藕niejszych latach, w 1927 i 1928 roku, 贸w parfait gentilhomme, maj膮c wtedy
czterdzie艣ci siedem lat, rozpocz膮艂 wykopaliska w mie艣cie Ur nad Eufratem, legendarnym mie艣cie
rodzinnym Abrahama. W nied艂ugim czasie natrafi艂 na niezwykle bogate 艣wiadectwa potwierdzaj膮ce
istnienie ludu Sumer贸w. Odkry艂 "groby kr贸lewskie w Ur", znalaz艂 ogromne skarby i rzecz
nier贸wnie wa偶niejsza ni偶 znalezione z艂oto rozszerzy艂 nasz膮 wiedz臋 o babilo艅skiej prehistorii o
tyle szczeg贸艂贸w, 偶e ten najwcze艣niejszy okres kultury ludzkiej nabra艂 nagle rumie艅c贸w 偶ycia.
W艣r贸d wielu znalezisk (kt贸rych tu niepodobna wyliczy膰) dwa zw艂aszcza okazy by艂y godne
najwi臋kszej uwagi: przybranie peruki pewnej sumeryjskiej kr贸lowej i tak zwany "mozaikowy
sztandar z Ur". Najwa偶niejsze jednak dla naszego poznania najwcze艣niejszej historii ludzko艣ci by艂o
inne odkrycie Woolleya, odkrycie, kt贸re w pe艂ni potwierdzi艂o historyczn膮 prawdziwo艣膰 jednej z
najbardziej sugestywnych opowie艣ci biblijnych.
Woolley przebi艂 wykop we wzg贸rzu, od czego zaczyna si臋 ka偶de niemaj badanie archeologiczne.
Do g艂臋boko艣ci dwunastu metr贸w si臋ga艂a warstwa popio艂贸w, zmursza艂ych cegie艂, glinianych skorup,
gruzu i 艣mieci. W gruzach tych mieszka艅cy Ur wykopali niegdy艣 groby dla swych kr贸l贸w. W
grobie jednej z kr贸lowych znaleziono przydane jej bogate klejnoty, naczynia ze z艂ota oraz dwie
艂odzie, jakich u偶ywa si臋 na Eufracie; jedna by艂a z miedzi, druga ze srebra, ka偶da za艣 mia艂a
sze艣膰dziesi膮t centymetr贸w d艂ugo艣ci. Znaleziono tak偶e przybranie g艂owy kr贸lowej. Grubo podbita
peruka by艂a owini臋ta trzema sznurami paciork贸w z lapis-lazuli i czerwonego krwawnika. Z dolnego
sznura zwisa艂y z艂ote pier艣cienie, z drugiego z艂ote li艣cie bukowe, z trzeciego li艣cie wierzbowe i
z艂ote kwiaty. Nad tym wszystkim tkwi艂 pi臋cioz臋bny grzebie艅 ozdobiony z艂otymi kwiatami z
inkrustacj膮 z lapis-lazuli. Spiralne z艂ote druciki zdobi艂y skronie; ci臋偶ko zwisa艂y z艂ote kolczyki w
kszta艂cie p贸艂ksi臋偶yca.
Katarzyna Woolley na podstawie znalezionej czaszki z owych czas贸w wymodelowa艂a g艂ow臋
kr贸lowej, kt贸ra niegdy艣 nosi艂a te klejnoty. Z ornament贸w ceramicznych zorientowa艂a si臋 w
noszonych w贸wczas fryzurach, z艂ote za艣 opaski poinformowa艂y j膮 o proporcjach peruki. Model ten,
stoj膮cy obecnie w University Museum w Filadelfii, mo偶na uwa偶a膰 za bardzo bliski rzeczywisto艣ci.
M贸wi on nam o tym, jak wysoko rozwini臋ta by艂a pi臋膰 tysi臋cy lat temu sztuka obr贸bki szlachetnych
metali i zmys艂 artystyczny. W艣r贸d cennej bi偶uterii znalezionej w grobach kr贸lewskich w Ur
znajduj膮 si臋 okazy, kt贸rych nie powstydzi艂by si臋 Cartier ani 偶aden inny wielki jubiler paryski.
Znaleziskiem jednak, kt贸re wnios艂o szczeg贸lnie wiele 艣wiat艂a w poznanie 贸wczesnego Sumeru, by艂
tak zwany "sztandar mozaikowy z Ur" (pochodz膮cy wed艂ug Woolleya z 3500 roku przed Chr.).
Sk艂ada艂 si臋 on z dw贸ch prostok膮tnych tablic o 55 centymetrach d艂ugo艣ci i 22,5 centymetra
szeroko艣ci oraz z dw贸ch tr贸jk膮tnych przystawek; przypuszczalnie tablice te by艂y przytwierdzone do
drzewca i noszone niegdy艣 na czele procesji i pochod贸w.
Ot贸偶 ten "sztandar z Ur" pokryty by艂 niezliczon膮 ilo艣ci膮 figurynek z masy per艂owej i muszli
u艂o偶onych w mozaik臋 na lazurowym tle. Chocia偶 nie w tej ilo艣ci i nie z tym bogactwem
szczeg贸艂贸w, co malowid艂a 艣cienne, kt贸re niegdy艣 w grobowcu "bogatego pana Ti" wtajemniczy艂y
Mariette艂a w 偶ycie staro偶ytnych Egipcjan, ukaza艂y one Woolleyowi, niby ksi膮偶ka z obrazkami,
sceny z 偶ycia sprzed pi臋ciu tysi臋cy lat. Sztandar ten stanowi niezwykle cenny klucz do poznania
tych odleg艂ych czas贸w.
Widzimy na nim Sumer贸w, jak siedz膮 przy uczcie (przez co dowiadujemy si臋 o ich odzie偶y,
naczyniach i sprz臋tach), jak prowadz膮 byd艂o rze藕ne (co m贸wi nam o tym, jakie wtedy trzymano
zwierz臋ta domowe), widzimy kolumn臋 je艅c贸w i poch贸d wojownik贸w (z czego dowiadujemy si臋 o
broni i zbrojach), widzimy wreszcie rydwany wojenne, dow贸d, 偶e to Sumerowie w ko艅cu
czwartego tysi膮clecia przed Chrystusem wprowadzili do historii sztuki wojennej wojska walcz膮ce z
rydwan贸w, wojska, kt贸re to spaja艂y, to zn贸w rozbija艂y olbrzymie imperia Babilo艅czyk贸w,
Asyryjczyk贸w, Pers贸w, a nawet jeszcze Macedo艅czyk贸w.
Potem jednak Woolley dokona艂 swego najstraszliwszego odkrycia: groby kr贸lewskie w Ur pr贸cz
zw艂ok kr贸l贸w i kr贸lowych zawiera艂y jeszcze i inne prochy.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e w tych grobowcach odby艂y si臋 masakry. W jednym z grob贸w
spoczywa艂y szkielety wojownik贸w z miedzianymi he艂mami obok spr贸chnia艂ych czaszek, z dzidami
le偶膮cymi obok r膮k. W g艂臋bi innej komory grobowej znaleziono szikielety dziewi臋ciu dam
dworskich, strojne jeszcze we wspania艂e przybrania g艂owy, na艂o偶one przypuszczalnie na
uroczysto艣ci pogrzebowe. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, kobiety te zosta艂y zamordowane. Naprzeciw
wej艣cia do komory znajdowa艂y si臋 dwa ci臋偶kie wozy z drzewa, a w nich szkielety wo藕nic贸w. Na
przodzie obok szkielet贸w wo艂贸w poci膮gowych le偶a艂y ko艣ci s艂ug. I oni zostali zar偶ni臋ci!
W grobowcu kr贸lowej Szubad znalaz艂 Woolley le偶膮ce w dw贸ch rz臋dach zw艂oki dam dworu. Z
brzegu le偶a艂 m臋偶czyzna harfista. Jego ko艣ci 艂okciowe opiera艂y si臋 jeszcze o drogocenn膮,
ozdobion膮 intarsjami harf臋, kt贸r膮 widocznie obejmowa艂 a偶 do chwili, gdy trafi艂 go 艣miertelny cios.
Nawet przy samych marach, na kt贸rych spoczywa艂a kr贸lowa, le偶a艂y skulone szkielety dwojga ludzi,
w postawie, w jakiej ich zasta艂 zab贸jczy cios.
C贸偶 oznacza艂o to znalezisko?
Mo偶liwe by艂o jedno tylko wyt艂umaczenie: tu ludziom 艣miertelnym z艂o偶ono najwy偶sz膮 ofiar臋
ofiar臋 z ludzkiego 偶ycia. Woolley sta艂 w obliczu 艣wiadomie sk艂adanych ofiar ludzkich. Sk艂adali je
przypuszczalnie rozfanatyzowani kap艂ani, pragn膮cy stworzy膰 w艂adz臋 kr贸lewsk膮 otoczon膮 czci膮
bosk膮. Z pozycji zw艂ok i z wszystkich innych okoliczno艣ci mo偶na by艂o wnioskowa膰, 偶e ci
dworzanie, 偶o艂nierze i s艂udzy bynajmniej nie z w艂asnej woli oddali 偶ycie, aby towarzyszy膰 swym
w艂adcom do krainy 艣mierci, jak czyni艂y to wdowy indyjskie, gdy dobrowolnie sz艂y za zw艂okami
swych m臋偶贸w na stos. Tutaj ofiara z ludzkiego 偶ycia by艂a wynikiem rzezi krwawej egzekucji na
cze艣膰 umar艂ych kr贸l贸w!
Jakie偶 wnioski nauka wyci膮gn臋艂a z tego znaleziska? "Nie ma 偶adnych przekaz贸w pi艣miennych
pisze Woolley kt贸re wskazywa艂yby na ten rodzaj ofiar ludzkich. R贸wnie偶 archeologia nie
znalaz艂a nigdzie indziej 艣ladu takiego zwyczaju ani 偶adnych jego resztek w latach p贸藕niejszych.
Je偶eli ofiary te (...) mo偶na obja艣ni膰 deifikacj膮 pierwszych kr贸l贸w, to jednak stwierdzi膰 nale偶y, 偶e
takiego obrz臋du w czasach ju偶 historycznych nie domagali si臋 nawet wy偶si bogowie. Mamy tu
zatem dow贸d, 偶e groby w Ur pochodz膮 z czas贸w nadzwyczaj odleg艂ych."
Do tych odleg艂ych czas贸w sumeryjskiej kultury Woolley niebawem przybli偶y艂 si臋 o dalszy jeszcze
krok.
Gdy zacz膮艂 systematycznie przekopywa膰 si臋 g艂臋biej, natrafi艂 na g艂臋boko艣ci dwunastu metr贸w pod
powierzchni膮 ziemi na warstw臋 mu艂u. Warstwa ta by艂a zupe艂nie czysta. Nie zawiera艂a ani
glinianych skorup, ani nie by艂a zanieczyszczona 艣mieciami. Przy tym grubo艣膰 jej wynosi艂a dwa i
p贸艂 metra.
Na obecno艣膰 tej warstwy widocznie aluwialnego mu艂u istnia艂o tylko jedno wyt艂umaczenie, na kt贸re
z wi臋ksz膮 kompetencj膮 ni偶 archeolog wskaza膰 m贸g艂 geolog. Widocznie Sumer nawiedzi艂a niegdy艣
olbrzymia, katastrofalna pow贸d藕, podczas kt贸rej skoro pozostawi艂a ona warstw臋 mu艂u grub膮 na
dwa i p贸艂 metra niezawodnie morze wyst膮pi艂o z brzeg贸w i rozewrze膰 si臋 musia艂y wszystkie
upusty niebios. Przypuszczalnie pow贸d藕 ta pewnego dnia zala艂a doliny i wzg贸rza, kiedy to, m贸wi膮c
s艂owami Biblii (si贸dmy rozdzia艂 Pierwszej Ksi臋gi Moj偶esza), "przerwa艂y si臋 wszystkie 藕r贸d艂a
przepa艣ci wielkiej, i upusty niebieskie otworzone s膮. I opanowa艂y wody ziemi臋 sto i pi臋膰dziesi膮t
dni."
Woolley sta艂 w obliczu osza艂amiaj膮cego wniosku.
Gdy uprzytomni艂 sobie zgodno艣膰 opowie艣ci biblijnej ze znacznie starszym eposem Gilgamesza, gdy
si臋gn膮艂 do tak zwanych sumeryjskich "list dynastycznych" ("potem przysz艂a pow贸d藕, a po powodzi
kr贸lestwo znowu zst膮pi艂o z niebios"), a ponadto wzi膮艂 pod uwag臋 wszystko, co dot膮d w
wykopaliskach na obszarze Mi臋dzyrzecza potwierdza艂o prawdziwo艣膰 starych legend i Pisma
艣wi臋tego, nie mog艂o ju偶 w艂a艣ciwie ulega膰 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e ta wielka pow贸d藕, kt贸rej niezbite
dowody tu zdoby艂, by艂a potopem.
Oczywista, 偶e ta pow贸d藕 b臋d膮ca faktem historycznym, z kt贸rego zrodzi艂 si臋 mit o potopie, nie star艂a
z oblicza ziemi ca艂ego rodzaju ludzkiego z wyj膮tkiem jednej tylko rodziny Ut-napisztima Noego.
Musia艂a to by膰 jedna z owych powodzi niew膮tpliwie szczeg贸lnie gro藕na kt贸re raz po raz
zalewa艂y obszar delty Eufratu i Tygrysu. Posiadane przez nas dane pi艣mienne o najstarszych
kr贸lach sumeryjskich z okresu przed potopem i po nim pozwalaj膮 wnioskowa膰, i偶 przede
wszystkim prze偶yli j膮 osiadli tu Sumerowie po prostu dlatego, 偶e w przeciwie艅stwie do
rdzennych mieszka艅c贸w, barbarzy艅skich jeszcze Semit贸w mieszkali ju偶 w otoczonych wa艂ami
ochronnymi i wzniesionych na sztucznym gruncie miastach. Nie jest te偶 wcale wykluczone, 偶e Ut-
napisztim, sumeryjski Noe, by艂 postaci膮 historyczn膮, po prostu osadnikiem, kt贸ry mieszkaj膮c na
ziemiach Akkadu zauwa偶y艂 wcze艣niej ni偶 inni przybieranie powodzi i zawczasu przedsi臋wzi膮艂
艣rodki, aby si臋 ratowa膰. Bogowie polecili jemu i jego rodzinie: b膮d藕cie p艂odni, rozmna偶ajcie si臋 i
wype艂nijcie ziemi臋. Sumerowie spe艂nili to przykazanie. Z energi膮, kt贸ra jeszcze dzi艣 napawa
archeologa podziwem, znowu przeistoczyli zniszczony kraj w urodzajne niwy.
Swe znaleziska w grobach kr贸lewskich w Ur Woolley datuje z czwartego tysi膮clecia przed
Chrystusem. A偶 do ich odkrycia nasza znajomo艣膰 tych czas贸w ogranicza艂a si臋 do mit贸w i legend.
Woolley w艂膮czy艂 t臋 epok臋 do historii. W toku za艣 dalszych wykopalisk uda艂o mu si臋 doku-
mentalnie dowie艣膰 historycznego istnienia jednego z najstarszych kr贸l贸w w dziejach ludzko艣ci.


Na podstawie dowod贸w naukowych, opartych jedynie na poszlakach, wysuni臋to twierdzenie, 偶e
istnia艂 kiedy艣 lud Sumer贸w. Dzi艣 posiadamy w naszych muzeach zbyt wiele 艣wiadectw ich sztuki i
rzemios艂, aby mo偶na by艂o jeszcze 偶ywi膰 jakiekolwiek w膮tpliwo艣ci co do tego, 偶e naprawd臋 istnieli.
Jednak偶e o pochodzeniu ludu, kt贸ry wykona艂 te rzeczy, wiemy tyle co nic. I znowu nasze
twierdzenia opiera膰 mo偶emy tylko na poszlakach.
Jedno nie ulega w膮tpliwo艣ci: Sumerowie, niesemicki, ciemnow艂osy lud inskrypcje nazywaj膮 ich
"czarnog艂owymi" przybyli ostatni do wielkiej delty Eufratu i Tygrysu. Przed nimi kraj ten
zamieszkiwa艂y ju偶 (przypuszczalnie) dwa r贸偶ne plemiona semickie. Sumerowie jednak przynie艣li
ze sob膮 wy偶sz膮, w istotnych swych cz臋艣ciach ju偶 ca艂kowicie wykszta艂con膮 kultur臋 i narzucili j膮
owym na wp贸艂 barbarzy艅skim Semi-tom.
Gdzie wykszta艂cili t臋 kultur臋? Pytanie to jest jednym z wielkich, wci膮偶 jeszcze nie rozwi膮zanych
problem贸w archeologii.
J臋zyk sumeryjski jest podobny do starotureckiego (tura艅skiego). Z budowy swej nale偶y do grupy
j臋zyk贸w indoeuropejskich. To wszystko, co wiemy. Odt膮d zaczynaj膮 si臋 ju偶 tylko hipotezy. Ludzie,
kt贸rzy czcz膮 swych bog贸w jako b贸stwa mieszkaj膮ce na szczytach g贸r i na obcej r贸wninie buduj膮 im
nawet sztuczne g贸ry zikkuraty, nie mogli pochodzi膰 z wielkich r贸wnin. Czy przybyli wi臋c mo偶e
z wy偶yn ira艅skich lub z jeszcze dalszych okolic z g贸rskich kraj贸w Azji? Przemawia艂by za tym
fakt, 偶e odkopane w Mezopotamii najwcze艣niejsze pomniki architektury sumeryjskiej wyra藕nie
wskazuj膮 na tradycje budowli drewnianych, te za艣 powsta膰 mog艂y jedynie w g臋sto zalesionych
krajach wy偶ynnych.
Niczego tu wszak偶e nie mo偶na uwa偶a膰 za pewne. Jednocze艣nie bowiem przeczy tej teorii cz臋艣膰
prastarej legendy sumeryjskiej, opowiadaj膮cej o ludzie, kt贸ry wtargn膮艂 do Mezopotamii znad
morza. S膮 poszlaki przemawiaj膮ce i za t膮 mo偶liwo艣ci膮.
Wreszcie pewnego dnia Anglik Arthur Keith stwierdza: "Rysy twarzy staro偶ytnych Sumer贸w
odnale藕膰 mo偶na jeszcze na Wschodzie u mieszka艅c贸w Afganistanu i Belud偶ystanu a偶 po dolin臋
Indusu w odleg艂o艣ci 2 400 kilometr贸w od Mezopotamii."
I rzeczywi艣cie, ledwo zosta艂y wypowiedziane te s艂owa, w wykopaliskach w dolinie Indusu, gdzie
odkryto wysoko rozwini臋t膮 staro偶ytn膮 kultur臋, znaleziono charakterystyczne, prostok膮tne piecz臋cie,
kt贸rych forma, styl znak贸w i inskrypcje by艂y najzupe艂niej podobne do piecz臋ci znalezionych
poprzednio w Sumerze.
Pytanie jednak, sk膮d si臋 wzi膮艂 ten tajemniczy lud, wci膮偶 jeszcze pozostaje otwarte. Nie wolno nam
zapomina膰, jak zamierzch艂ych czas贸w si臋gaj膮 znalezione ju偶 dot膮d zabytki po tym "czarnog艂owym"
ludzie Sumer贸w. Gdy za艣 spojrzymy na tak zwane "listy dynastyczne", otwieraj膮 si臋 przed nami
czasy jeszcze bardziej odleg艂e, jeszcze dawniejsze.
W okresie wczesnobabilo艅skim wszelkie datowania nawi膮zywa艂y do jakiego艣 donios艂ego
wydarzenia z roku poprzedniego. Ale ju偶 w czasach pierwszej dynastii z Isinu (oko艂o 2100 roku
przed Chr.) wydarzenia historyczne po raz pierwszy zacz臋to spisywa膰 w porz膮dku chronologicz-
nym. Zachowa艂y si臋 kopie "list dynastycznych" schematyczne, lecz mimo to cenne dla nas
tablice wyliczaj膮ce kr贸l贸w sumeryjskich oraz z czas贸w znacznie nowszych, bo z IV i III stulecia
przed Chrystusem, mocno okraszony opis Berosa, kap艂ana babilo艅skiego pisz膮cego w j臋zyku
greckim.
Wed艂ug tych list dynastycznych historia Sumer贸w zaczyna si臋 od stworzenia 艣wiata. Biblia
wymienia od czas贸w Adama, pierwszego cz艂owieka, a偶 do potopu dziesi臋ciu "praojc贸w". U
Sumer贸w nazywaj膮 si臋 oni "prakr贸lami" i jest ich r贸wnie偶 dziesi臋ciu. Ju偶 izraelscy praojcowie od-
znaczali si臋 nieprawdopodobn膮 d艂ugowieczno艣ci膮: Adam sp艂odzi艂 pierwszego swego syna maj膮c sto
trzydzie艣ci lat, potem za艣 jakoby 偶y艂 jeszcze osiemset lat. Imi臋 Matuzalema zachowa艂o si臋 do dzi艣
dnia w naszym s艂ownictwie jako synonim d艂ugowieczno艣ci. D艂ugowieczno艣膰 staro偶ytnych
Sumer贸w bije jednak wszystkie rekordy. Wed艂ug jednej listy dynastycznej (wymieniaj膮cej
wprawdzie tylko o艣miu w艂adc贸w) "prakr贸lowie" panowali 艂膮cznie 241 000 lat, wed艂ug innej za艣,
kt贸ra wymienia wszystkich dziesi臋ciu, nawet 456 000 lat.
Potem nast膮pi艂 potop, po kt贸rym r贸d ludzki odrodzi艂 si臋 z plemienia Ut-napisztima. P贸藕niejsi
uczeni babilo艅scy, kt贸rzy pisali swe kroniki oko艂o roku 2100 przed Chr., zaliczaj膮 kr贸l贸w
wymienionych od tego okresu do postaci historycznych. Poniewa偶 jednak w szeregu tych w艂adc贸w
znajduje si臋 kilku takich, kt贸rzy w przekazanej jednocze艣nie legendzie przedstawieni s膮 jako
bogowie i p贸艂bogowie, a dwudziestu trzech kr贸l贸w pierwszej dynastii po potopie mia艂o jakoby
panowa膰 w sumie 24 510 lat, 3 miesi膮ce i 3V2 dnia, wi臋c trudno si臋 dziwi膰, 偶e badacze zachodni
pocz膮tkowo w og贸le nie dawali wiary owym listom dynastycznym.
Jest to tym naturalniejsze, 偶e archeologom a偶 do naszego stulecia nie uda艂o si臋 znale藕膰 ani jednego
dokumentu, kt贸ry by potwierdza艂 autentyczno艣膰 cho膰by jednego kr贸la z okresu sprzed 贸smej
dynastii po potopie.
Gdy jednak Woolley widzia艂 na w艂asne oczy, jak w toku prac wykopaliskowych wy艂ania艂y si臋 na
艣wiat艂o dzienne coraz starsze warstwy najstarszej kultury 艣wiata, nabiera艂 do tych list
dynastycznych coraz wi臋kszego zaufania. Podobny w tym by艂 do Schliemanna, kt贸ry wierzy艂 w Ho-
mera i Pauzaniasza. I podobnie jak Schliemannowi, wielkiemu dyletantowi, tak i Woolleyowi,
uczonemu specjali艣cie, uda艂o si臋 szcz臋艣liwie odkry膰 znalezisko, kt贸re potwierdzi艂o jego wiar臋.
We wzg贸rzu El Obeid pod Ur w Chaldei odkopa艂 艣wi膮tyni臋 matki bog贸w Nin-chursag. Ze swymi
schedami, tarasem, portykiem, wy艂o偶onymi miedzi膮 drewnianymi kolumnami, bogatymi
mozaikami oraz rze藕bami lw贸w i jeleni by艂a to najstarsza budowla 艣wiata, 艂膮cz膮ca z tak wielkimi
rozmiarami artystyczne wykonanie. W 艣wi膮tyni tej Woolley obok wielu innych warto艣ciowych i
bezwarto艣ciowych przedmiot贸w znalaz艂 tak偶e z艂oty paciorek.
I ten w艂a艣nie paciorek dzi臋ki swej inskrypcji da艂 mu pierwsz膮 wiadomo艣膰 o w艂adcy, kt贸ry zbudowa艂
艣wi膮tyni臋. Wyra藕nie wyryte by艂o na nim imi臋: "A-anni-padda".
Jeszcze wi臋cej ni偶 贸w z艂oty paciorek powiedzia艂a Woolleyowi znaleziona potem tablica z wapienia.
Widnia艂 na niej napis w dobrze ju偶 rozwini臋tym pi艣mie klinowym, kt贸ry potwierdza艂, 偶e budowl臋 t臋
po艣wi臋ci艂 A-anni-padda, "kr贸l Ur, syn Mes-anni-paddy, kr贸la Ur".
Ot贸偶 w listach dynastycznych Mes-anni-padda figurowa艂 jako za艂o偶yciel III dynastii po potopie, tak
zwanej I dynastii z Ur, a wi臋c jako jeden z owych kr贸l贸w, kt贸rych historyczne istnienie podawano
dot膮d w w膮tpliwo艣膰.




Rozdzia艂 ten traktuj膮cy o odnalezieniu ludu Sumer贸w rozpocz臋li艣my od pytania o czarnego kota, o
kop臋 jaj, o podzielon膮 na dwana艣cie cz臋艣ci tarcz臋 naszych zegar贸w. I tym te偶 chcemy go
zako艅czy膰.
Od Sumer贸w prowadzi a偶 do nas linia tylko pryzmatycznie za艂amuj膮ca si臋 w kulturach, kt贸re w
owym czasie 偶y艂y i przemin臋艂y. Si艂a tw贸rcza kultury sumeryjskiej by艂a nadzwyczajna. Wp艂yw jej
przenika艂 we wszystkie dziedziny. Wszystko, co w Babilonie i Niniwie dosz艂o do wysokiego
rozkwitu, wyros艂o z sumeryjskiego podglebia. Przytoczymy tylko kilka przyk艂ad贸w 艣wiadcz膮cych o
tym, ile ca艂a babilo艅ska kultura zawdzi臋cza艂a kulturze sumeryjskiej i jak zdobycze tych kultur daj膮
si臋 hierarchicznie uszeregowa膰 w stosunku do dorobku kultur p贸藕niejszych.
Znaleziona w Suzie wielka stela praw zawieraj膮ca Kodeks Hammurabiego jest w istocie tylko
kompilacj膮 starosumeiyjskich zasad prawnych i praw zwyczajowych. Zdumiewa nas w tym zbiorze
"nowoczesne" ju偶 skrystalizowane poj臋cie winy i silne podkre艣lenie czysto prawnych punkt贸w
widzenia (przy jednoczesnym ograniczeniu przykaza艅 religijnych). Tak na przyk艂ad krwawa
zemsta, kt贸ra pojawia艂a si臋 we wszystkich p贸藕niejszych kulturach, a w pewnych cz臋艣ciach Europy
wywiera艂a sw贸j zgubny wp艂yw jeszcze w ubieg艂ym stuleciu, zosta艂a przez prawa Hammu-rabiego
niemal ca艂kowicie zlikwidowana. Zamiast jednostki pa艅stwo i to w艂a艣nie w Kodeksie
Hammurabiego jest najbardziej "nowoczesne" wyst臋puje jako m艣ciciel krzywdy.
Sprawiedliwo艣膰 by艂a surowa, rozmaito艣膰 za艣 kar cielesnych nosi wszystkie znamiona wsch贸dniego
despotyzmu. Niemniej podstawowe za艂o偶enia praw Hammurabiego oddzia艂ywaj膮 przez d艂ugie
wieki i znajduj膮 jeszcze odbicie w kodeksach Justyniana i Napoleona.
Medycyna Babilo艅czyk贸w, 艣ci艣le zwi膮zana z magi膮 w mowie potocznej Rzymian okre艣lenie
"Babilo艅czyk" lub "Chaldejczyk" oznacza艂o tyle co czarnoksi臋偶nik pochodzi艂a z Sumeru.
Babilonia posiada艂a szko艂y lekarskie, korzystaj膮ce z opieki pa艅stwa. Sztuka lekarska w wielu
wypadkach kierowa艂a si臋 przepisami religii. Lekarz wykonuj膮c sw贸j zaw贸d odpowiada艂 przed
pa艅stwem, a w bardzo licznych wypadkach ponosi艂 nawet odpowiedzialno艣膰 karn膮. Tak na przyk艂ad
artyku艂 218 prawa Hammurabiego przewidywa艂 nast臋puj膮c膮 sankcj臋 za wadliwe dokonanie zabiegu:
"Je偶eli lekarz dokona na kim艣 ci臋偶kiego zabiegu za pomoc膮 no偶a z br膮zu i spowoduje 艣mier膰 tej
osoby, albo no偶em z br膮zu zdejmie komu艣 katarakt臋 i przez to spowoduje utrat臋 oka nale偶y mu
uci膮膰 r臋k臋." Bog贸w i wierzenia religijne Sumer贸w, kt贸rzy wyznawali kult cia艂 niebieskich,
znajdujemy pod innymi nazwami i cz臋stokro膰 z nieznacznymi tylko zmianami w Babilonii i Asyrii
a偶 do najp贸藕niejszych okres贸w historii tych pa艅stw, jak r贸wnie偶 w Atenach, a nawet jeszcze i w
Rzymie (z bezpo艣rednim oddzia艂ywaniem historii i legend sumeryjskich na Bibli臋 zaznajomili艣my
si臋 ju偶 wy偶ej).
Nauka o niebie i ruchach cia艂 niebieskich wznios艂a si臋 w Babilonie na szczebel nauki 艣cis艂ej. Da艂a
podstawowy pogl膮d na uk艂ad planetarny, pozwoli艂a stworzy膰 kalendarz i rachub臋 czasu. Wie偶e
艣wi膮tynne zikkurat贸w s艂u偶y艂y za obserwatoria. Babilo艅scy kap艂ani obliczyli ruchy planety
Merkurego z wi臋ksz膮 dok艂adno艣ci膮 ni偶 Hipparch i Ptolemeusz z Aleksandrii. Ba, ustalony przez
nich obr贸t ksi臋偶yca naoko艂o ziemi wykazuje tylko 0,4 sekundy r贸偶nicy w por贸wnaniu z
wyliczeniami naszych astronom贸w wyposa偶onych w najdoskonalsze 艣rodki techniczne.
Matematyka babilo艅ska opiera艂a si臋 na sumeryjskim sze艣膰dziesi臋tnym systemie liczenia,
po艂膮czonym przez Semit贸w z systemem dziesi臋tnym. Powsta艂膮 z tego skrzy偶owania uci膮偶liwo艣膰
liczenia usun臋艂y tablice rachunkowe antyczne suwaki rachunkowe. Jednakowo偶 pos艂uguj膮c si臋
tym swoistym systemem liczenia doszli Babilo艅czycy do warto艣ci liczbowych zdumiewaj膮cych
rz臋d贸w wielko艣ci. Dla Grek贸w, kt贸rym tak偶e w dziedzinie matematyki i astronomii mamy tyle do
zawdzi臋czenia, ju偶 z liczb膮 10 000 艂膮czy艂o si臋 poj臋cie "nieobliczalnie wielkiego mn贸stwa". W
艣wiecie cywilizacji zachodniej poj臋cie miliona pojawi艂o si臋 dopiero w XIX wieku. Tymczasem
jedna z tabliczek klinowych odkopanych we wzg贸rzu Kujun偶dyk zawiera szereg matematyczny,
kt贸rego rezultat ko艅cowy wyra偶ony w naszym systemie liczbowym daje liczb臋 195 955 200 000
000, a wi臋c liczb臋 rz臋du, jakim nie operowano jeszcze w czasach Kartezjusza i Leibniza.
Ciemn膮 jednak stron膮 tej nauki by艂o jej powi膮zanie z astrologi膮 i wr贸偶biarstwem. W艣r贸d wielu
rzeczy dobrych, jakie przekaza艂 nam Sumer i Babilon, jedna jest rzecz z艂a zabobon, kt贸ry
najmniejsze drobiazgi i najb艂ahsze czynno艣ci wi膮za艂 z tajemnymi mocami i r臋ka w r臋k臋 z fa-
natyzmem religijnym doprowadzi艂 na przyk艂ad do tak potwornych przejaw贸w jak polowanie na
czarownice. I to r贸wnie偶 poprzez p贸藕niejszy Rzym i maureta艅sk膮 Arabi臋 znalaz艂o sw膮 drog臋 na
zach贸d. Ksi臋ga Malleus meleficarum (M艂ot na czarownice), spo艣r贸d wszystkich g艂upich ksi膮偶ek
Zachodu najinteligentniej napisana ksi膮偶ka, nie jest niczym innym, jak p贸藕nym potomkiem owych
o艣miu tabliczek z tekstami klinowymi nosz膮cymi tytu艂: Palenie.
Leonard Woolley, kt贸remu zawdzi臋czamy wi臋ksz膮 cz臋艣膰 naszych wiadomo艣ci o tajemniczym
ludzie Sumer贸w, dla zilustrowania trwa艂ego oddzia艂ywania kultury sumeryjskiej przytacza
nast臋puj膮cy przyk艂ad zaczerpni臋ty z dzk dziny architektury: "艁uk architektoniczny poznano w
Europie dopiero po podbojach Aleksandra Wielkiego. Greccy architekci skwapliwie podchwycili
go jako now膮 form臋 architektoniczn膮 i wprowadzili w 艣wiecie zachodnim... P贸藕niej rol臋 Grek贸w
przej臋li Rzymianie. Odt膮d 艂uk stanowi powszechnie stosowan膮 babilo艅sk膮 konstrukcj臋 budowlan膮.
Nabuchodonozor stosowa艂 go przy odbudowie Babilonu w 600 roku przed Chr. W Ur jeszcze
dzisiaj stoi 艂uk w 艣wi膮tyni Kuri-Galzu, kr贸la babilo艅skiego z oko艂o 1400 roku przed Chr., w
domach prywatnych w Ur oko艂o 2000 roku przed Chr. sklepienie bramy budowano z cegie艂, kt贸re
uk艂adano na kszta艂t prawdziwego 艂uku. Sklepienie kana艂u w Nip-purze pochodzi przypuszczalnie z
3000 roku przed Chr., a prawdziwe 艂uki, kt贸re znajdujemy w budowie strop贸w grob贸w kr贸lewskich
w Nippurze, 艣wiadcz膮 o tym, 偶e ta forma architektoniczna istnia艂a ju偶 jakie czterysta lub pi臋膰set lat
wcze艣niej. Mo偶na tu wi臋c przeprowadzi膰 wyra藕n膮 lini臋 prowadz膮c膮 od pierwocin kultury
sumeryjskiej do naszego 艣wiata wsp贸艂czesnego."
Wreszcie Woolley ko艅czy nast臋puj膮c膮 konkluzj膮: "Je偶eli wysi艂ki ludzkie ocenia膰 b臋dziemy
wy艂膮cznie wed艂ug ich powodzenia, to Sumerom (...) przyzna膰 nale偶y zaprawd臋 chlubne, cho膰 nie
wybitne miejsce. Je偶eli jednak ocenia膰 je wed艂ug oddzia艂ywania na rozw贸j historii, to zas艂uguj膮 oni
na bardziej poczesne miejsce. Kultura Sumer贸w, kt贸ra roz艣wietli艂a mroki 艣wiata pogr膮偶onego
jeszcze w g艂臋bokim barbarzy艅stwie, nabiera wtedy znaczenia jednej z pierwszych d藕wigni rozwoju
艣wiata.
Wyro艣li艣my w czasach, kiedy 藕r贸d艂a wszelkich sztuk doszukiwano si臋 w Grecji i wierzono, 偶e sama
Grecja, tak jak Pallas Atena, wysz艂a z g艂owy Zeusa olimpijskiego. Widzieli艣my jednak, jak ten
wykwit kultury ci膮gn膮艂 swe soki 偶ywotne od Lidyje偶yk贸w, Hetyt贸w, Fenicjan, z Krety, Babilonu i
Egiptu. Korzenie te si臋gaj膮 jeszcze dalej wstecz: za wszystkimi tymi ludami stoj膮 Sumerowie."
Gdy towarzysz膮c archeologom 艣ledzimy tropy naszego 偶ycia cofaj膮c si臋 a偶 do Mi臋dzyrzecza, do
kraju potopu i "prakr贸l贸w", czujemy tchnienie tysi膮cleci. Widz膮c za艣 dzia艂anie tak wielu
czynnik贸w, kt贸re dzia艂a艂y ju偶 pi臋膰 tysi臋cy lat temu, na z艂e i na dobre, mo偶emy powiedzie膰, 偶e
tysi膮clecia te by艂y jak jeden dzie艅.


Dot膮d towarzyszyli艣my archeologom w w臋dr贸wce po obszarze geograficznym tylko nieznacznie
wybiegaj膮cym poza rubie偶e Morza 艢r贸dziemnego. Teraz zrobimy wielki skok wielki w
przestrzeni geograficznej, lecz tylko nieznaczny pod wzgl臋dem odleg艂o艣ci w czasie. Wraz z
archeologami uzbrojonymi w 艂opat臋 przeniesiemy si臋 w 艣wiat, kt贸ry, chocia偶 zaginiony dopiero od
niewielu stuleci, wyda nam si臋 bardziej obcy, bardziej barbarzy艅ski, pod niejednym wzgl臋dem
straszliwszy i bardziej niepoj臋ty ni偶 wszystkie dawne 艣wiaty, kt贸re poznali艣my dotychczas. Udamy
si臋 do d偶ungli Meksyku i Jukatanu.



























IV. KSI臉GA SCHOD脫W

Miasto ruin le偶a艂o przed nami niby barka rozbita po艣rodku
morza, z pozrywanymi masztami, bez nazwy, bez za艂ogi. Nikt
nie wie, sk膮d przyby艂a, do kogo nale偶a艂a, jak d艂ugo znajdowa艂a
si臋 w drodze, co spowodowa艂o jej zag艂ad臋. Tylko domniemane
podobie艅stwo jej budowy pozwala si臋 domy艣la膰, kim byli
nieznani, zaginieni majtkowie, lecz pewno艣ci nie uzyskamy
mo偶e nigdy.

(John L. Stephens o swoim pierwszym odkryciu)



Rozdzia艂 dwudziesty si贸dmy

SKARB MONTEZUMY II


O pierwszym s艂abym brzasku hiszpa艅ski dow贸dca by艂 ju偶 na nogach, aby uszykowa膰 sw膮 garstk臋
ludzi. Gdy zatr膮biono pobudk臋 i jej podniecaj膮ce tony ponios艂y si臋 po jeziorze i lasach zamieraj膮c
w dalekim echu g贸r, Hiszpanie z bij膮cym sercem zbierali si臋 pod sztandarami. 艢wi臋te znicze
p艂on膮ce na o艂tarzach niezliczonych 玹eocalli, 艣wi膮ty艅-piramid, ledwo widoczne poprzez szar膮
mg艂臋 porann膮, wskazywa艂y po艂o偶enie stolicy. Potem jednak, gdy s艂o艅ce wstaj膮c nad wschodnim pa-
smem g贸r zala艂o wspania艂ym 艣wiat艂em pi臋kn膮 dolin臋, wyra藕nie ju偶 wida膰 by艂o 艣wi膮tynie, wie偶e i
pa艂ace. By艂 to 8 listopada 1519 roku dzie艅 wielce pomy艣lny w historii, tego bowiem dnia
Europejczycy po raz pierwszy wst膮pili do stolicy zachodniego 艣wiata."
W tych s艂owach pewien historyk ubieg艂ego stulecia (jest nim W. H. Pre-scott, o kt贸rym ni偶ej b臋dzie
jeszcze obszerniej mowa) opisuje historyczn膮 chwil臋, gdy hiszpa艅ski poszukiwacz przyg贸d
Hernando Cortez Cortes, jak podpisuje si臋 na swych listach z garstk膮 czterystu Hiszpan贸w po
raz pierwszy ujrza艂 Tenochtitlan, stolic臋 pa艅stwa Aztek贸w (dzisiejszy Meksyk).
Wojsko Corteza Hiszpanom towarzyszy艂o oko艂o sze艣ciu tysi臋cy Indian, w tym przede wszystkim
Tlaskalanowie, odwieczni wrogowie Aztek贸w przemaszerowa艂o przez grobl臋 艂膮cz膮c膮 sta艂y l膮d z
miastem na wyspie i wesz艂o na wielki most zwodzony. 呕aden z Hiszpan贸w nie mia艂 z艂udze艅 co do
tego, 偶e od tej chwili oddali si臋 w r臋ce w艂adcy, o kt贸rego pot臋dze m贸wi艂y im wymownie nie tylko
roj膮ce si臋 doko艂a rzesze wojownik贸w, nie tylko widniej膮ce przed nimi olbrzymie budowle, ale i
wszystkie zas艂yszane dot膮d opowiadania tubylc贸w.
Ale most zadudni艂 krokiem Hiszpan贸w. Szli bez wahania.
Gdy doszli do g艂贸wnej ulicy przecinaj膮cej 艣rodek miasta, po przeciwleg艂ej stronie ukaza艂 si臋
zmierzaj膮cy ku nim barwny orszak strojnych ludzi. Za trzema urz臋dnikami pa艅stwowymi,
trzymaj膮cymi w r臋ku z艂ote laski, niesiona na barkach dostojnik贸w ko艂ysa艂a si臋 z艂ota lektyka. Jej
baldachim utkany by艂 z r贸偶nobarwnych pi贸r, usiany klejnotami i obramowany srebrem. Nios膮cy go
dostojnicy szli boso, miarowym krokiem, z oczyma spuszczonymi ku ziemi. W nale偶nej odleg艂o艣ci,
jak nakazywa艂 szacunek, poch贸d zatrzyma艂 si臋. Z lektyki wyszed艂 wysoki, szczup艂y m臋偶czyzna w
wieku oko艂o czterdziestu lat. Kolor jego twarzy by艂 ja艣niejszy ni偶 u prostego ludu, w艂osy mia艂
czarne, g艂adkie, niezbyt d艂ugie, brod臋 rzadk膮. Ubrany by艂 w zapi臋ty pod szyj臋 p艂aszcz haftowany
per艂ami i drogocennymi kamieniami. Na stopach mia艂 z艂ote sanda艂y, kt贸rych poz艂ociste rzemyki
by艂y spi臋te na kostkach. Gdy wsparty na ramionach dw贸ch dostojnik贸w pocz膮艂 si臋 zbli偶a膰 ku
Hiszpanom, s艂udzy s艂ali przed nim bawe艂niane chodniki, aby nie pobrudzi艂 swych st贸p. Tak Monte-
zuma II, cesarz pa艅stwa Aztek贸w, stan膮艂 przed Cortezem.
Cortez zsiad艂 z konia, wspar艂 si臋 r贸wnie偶 na ramionach dw贸ch spo艣r贸d szlachcic贸w i poszed艂 na
spotkanie w艂adcy.
Pi臋膰dziesi膮t lat p贸藕niej Bertal Diaz, jeden z towarzyszy zdobywcy, pisze o tym spotkaniu: "Nigdy
nie zapomn臋 tej sceny. Jeszcze dzi艣, po wielu latach, widz臋 j膮 tak 偶ywo przed sob膮, jak gdybym by艂
wczoraj jej 艣wiadkiem."
Gdy jednak ci dwaj m臋偶owie patrzyli sobie w oczy i zapewniali si臋 wzajemnie o przyja藕ni, kt贸ra i z
jednej, i z drugiej strony by艂a przyja藕ni膮 k艂aman膮, sta艂y naprzeciw siebie dwa 艣wiaty, dwie epoki.
Po raz pierwszy w wielkiej historii odkry膰, o kt贸rej opowiada nasza ksi膮偶ka, zdarzy艂o si臋, 偶e
cz艂owiek chrze艣cija艅skiego Zachodu nie musia艂 rekonstruowa膰 obcej, bogatej kultury, lecz zastawa艂
j膮 偶yw膮. Cortez stoj膮cy przed Montezum膮 to tak, jak gdyby Brugsch-bej spotka艂 nagle w dolinie
Der-el-bahri Ramzesa Wielkiego lub jak gdyby Koldewey ujrza艂 przed sob膮 w wisz膮cych ogrodach
Babilonu spaceruj膮cego Nabu-chodonozora i jak gdyby obaj mogli z nimi swobodnie rozmawia膰
tak jak Cortez z Montezum膮.
Lecz Cortez by艂 zdobywc膮, a nie badaczem. Pi臋kno poci膮ga艂o go tylko wtedy, gdy przedstawia艂o
warto艣膰 materialn膮, a wielko艣膰, gdy m贸g艂 si臋 z ni膮 mierzy膰. Chodzi艂o mu o zysk dla siebie i dla
hiszpa艅skiej korony, o zatkni臋cie chrze艣cija艅skiego krzy偶a, ale bynajmniej nie o wiedz臋 (chyba 偶e
jego d膮偶enie do poznania nowych 艣wiat贸w uwa偶a膰 b臋dziemy za d膮偶enie do wiedzy). W niespe艂na
rok po tym pierwszym spotkaniu z Cor-tezem Montezum膮 ju偶 nie 偶y艂. Min膮艂 drugi rok, a
przepyszne miasto Tenochtitlan by艂o zburzone. Czy tylko Tenochtitlan, tylko miasto? Nie, nie
tylko!
To do tych wydarze艅 odnosz膮 si臋 s艂owa wsp贸艂czesnego historyka kultury, Spenglera: "Jest to
jedyny przyk艂ad kultury, kt贸ra zgin臋艂a 艣mierci膮 gwa艂town膮. Kultura ta nie uwi臋d艂a, nie by艂a
uciskana, hamowana. Zosta艂a zamordowana w pe艂ni swego rozkwitu, unicestwiona, jak uni-
cestwiony zostaje s艂onecznik, kt贸remu przechodzie艅 str膮ca koron臋 z 艂odygi."
Aby zrozumie膰 ten proces u艣miercenia kultury obcego ludu, musimy cofn膮膰 si臋 wstecz do lat
znanych pod nazw膮 "epoki konkwistador贸w", do okresu zachodniochrze艣cija艅skiej historii, kt贸ry
czerwony od ognia i krwi zas艂ania艂 si臋 mnisim habitem, a mieczem wytycza艂 granice.
W 1492 roku genue艅ski kapitan Crist贸bal Col贸n, nazwany p贸藕niej Krzysztofem Kolumbem, odkry艂
w drodze do Indii le偶膮ce przed l膮dem 艢rodkowej Ameryki wyspy Guanahani, Kub臋 i Haiti, w
p贸藕niejszych podr贸偶ach Dominike, Gwadelup臋, Puerto Rico, Jamajk臋, a w ko艅cu tak偶e i samo
wybrze偶e Po艂udniowej i 艢rodkowej Ameryki. Podczas gdy w tym samym mniej wi臋cej czasie
Vasco da Gama znalaz艂 prawdziw膮, to znaczy najbli偶sz膮 drog臋 do Indii, Hojeda, Vespucci i
Fernando Magellan zbadali po艂o偶one dalej na po艂udnie wybrze偶a Nowego 艢wiata. Po podr贸偶y
Johna Cabota i okr膮偶eniu globu ziemskiego przez Magellana znany ju偶 by艂 ca艂y kontynent
ameryka艅ski od Labradoru a偶 po Ziemi臋 Ognist膮. Gdy za艣 Nu艅ez de Balboa z patosem, od kt贸rego
nie umie si臋 uchroni膰 偶aden wielki odkrywca, w pe艂nym rynsztunku wyp艂yn膮艂 na wody Pacyfiku
(aby obj膮膰 go w "wieczyste" posiadanie), a Pizarro i Almagro wtargn臋li z zachodniego wybrze偶a do
pa艅stwa Ink贸w, dzisiejszego Peru, w贸wczas w ci膮gu jednego pokolenia ludzkiego utorowana
zosta艂a droga dla najwi臋kszej w dziejach fiuropy wyprawy awanturniczej. Po odkryciu mog艂o
nast膮pi膰 zbadanie nieznanych krain, lecz po zbadaniu musia艂 nast膮pi膰 ich podb贸j. Nowy 艢wiat
bowiem kry艂 w sobie niezmierzone bogactwa, bogactwa w dwojakim znaczeniu: jako przysz艂e
藕r贸d艂a handlu i jako skarbiec, kt贸ry mo偶na by艂o obrabowa膰.
S艂usznie wi臋c, nie wdaj膮c si臋 w jakikolwiek moralno-polityczny machiawelizm, mo偶na powiedzie膰,
偶e ta druga perspektywa by艂a najsilniejsz膮 pobudk膮 owych nies艂ychanie 艣mia艂ych przedsi臋wzi臋膰,
kt贸re podejmowa艂y coraz to nowe garstki ludzi wyp艂ywaj膮c w nieznane morza na statkach nie
wi臋kszych od naszych dzisiejszych statk贸w rzecznych. Nies艂uszne natomiast by艂oby twierdzenie, 偶e
perspektywa ob艂owienia si臋 b艂yszcz膮cym z艂otem Eldorada by艂a jedyn膮 spr臋偶yn膮 ich poczyna艅. Nie
tylko ch臋膰 zysku 艂膮czy艂a si臋 tu z 偶膮dz膮 przygody, nie tylko chciwo艣膰 sz艂a w parze z junack膮
brawur膮. Badacze i konkwistadorzy przedsi臋brali swe podr贸偶e nie tylko dla siebie samych, nie
tylko dla Izabeli i Ferdynanda, a potem dla Karola V, lecz tak偶e dla papie偶a dla Aleksandra VI
Borgii, kt贸ry w 1493 roku jednym zamaszystym poci膮gni臋ciem pi贸ra podzieli艂 艣wiat pomi臋dzy
Hiszpani臋 i Portugali臋. P艂yn臋li dla Jego Apostolskiej 艢wi膮tobliwo艣ci, pod sztandarem Naj艣wi臋tszej
Panny, jako misjonarze przeciwko poganom, i na 偶adnym z ich okr臋t贸w nie brak艂o duchownego,
kt贸ry mia艂 na dalekich l膮dach zatkn膮膰 krzy偶.
Wyprawy badaczy i konkwistador贸w do Ameryki sprawi艂y, 偶e obraz 艣wiata po raz pierwszy w
dziejach ludzko艣ci sta艂 si臋 obrazem obejmuj膮cym ca艂y glob ziemski. Na podr贸偶e konkwistador贸w
istnia艂o zam贸wienie historyczne. Udzieli艂y go: duch czasu, religia, polityka i 偶膮dza przygody.
Znajomo艣膰 astronomii i geografii i wynikaj膮ca st膮d znajomo艣膰 nawigacji morskiej dawa艂y 艣rodki
realizacji ekspansywnej polityce prawdziwie europejskiego imperium, "w kt贸rym s艂o艅ce nigdy nie
zachodzi艂o". Rozfanatyzowana wiara 艣ci膮ga艂a pod swe 艣wi臋te sztandary ludzi 偶膮dnych przyg贸d, bo
serca hidalg贸w do艣膰 ju偶 mia艂y marze艅 i par艂y do czynu.
Te kr贸tkie przypomnienia i uwagi wystarcz膮 na potrzeby dalszego naszego opowiadania. Nieraz ju偶
wspominali艣my, jak decyduj膮c膮 rol臋 w dziejach naszej nauki o zaginionych kulturach odegrali
stoj膮cy z dala od niej outsiderzy. Nie odmawiajmy sobie wi臋c i teraz przyjemno艣ci stwierdzenia, 偶e
Hernando Cortez, kt贸ry w艣r贸d wszystkich konkwistador贸w jako odkrywca Aztek贸w najbardziej nas
b臋dzie interesowa艂, w艂a艣ciwie mia艂 zosta膰 adwokatem. Jego pierwsza ucieczka od tego zawodu, a
mianowicie pr贸ba wzi臋cia udzia艂u w ekspedycji Nicolasa de Ovando, nast臋pcy Kolumba, nie uda艂a
si臋 dlatego, 偶e obsun臋艂y si臋 i pogrzeba艂y go pod sob膮 kamienie wysokiego muru, przez kt贸ry m艂ody
don偶uan chcia艂 dotrze膰 do pokoju ukochanej. Kontuzje, kt贸re odni贸s艂 przy tej przygodzie
pierwszej romantycznej przygodzie Corteza, o kt贸rej wiemy przyku艂y go do 艂贸偶ka, tymczasem
za艣 flota Ovandy wyp艂yn臋艂a na morze.
Narzuca si臋 pytanie, czy dzieje Nowego 艢wiata nie potoczy艂yby si臋 inaczej, gdyby mur, po kt贸rym
wspina艂 si臋 Cortez, by艂 wy偶szy.
Prawda, 偶e nawet i tacy ludzie jak Cortez nie s膮 niezast膮pieni w贸wczas, gdy domaga si臋 ich
historia.


W wyprawie wojennej nie maj膮cej sobie r贸wnych p臋dzi艂 Cortez do Meksyku. Gdy szesna艣cie lat
przedtem Hernando mia艂 wtedy dwadzie艣cia lat i wyl膮dowa艂 w艂a艣nie w Hispanioli (Espagnola)
namiestnik chcia艂 mu przydzieli膰 ziemi臋, odpowiedzia艂 wynio艣le jego pisarzowi: "Przyjecha艂em
tu, aby zdoby膰 dla siebie z艂oto, a nie po to, by jak ch艂op ora膰 ziemi臋." Na z艂oto jednak musia艂
Cortez jeszcze troch臋 poczeka膰. W pi臋膰 lat p贸藕niej pod rozkazami Velasqueza bierze udzia艂 w
podboju Kuby. Wyr贸偶nia si臋, lecz potem staje po stronie przeciwnik贸w nowego namiestnika i
zostaje wtr膮cony do wi臋zienia. Ucieka, zostaje schwytany, ucieka ponownie. W ko艅cu dosz艂o do
pojednania z namiestnikiem. Osiad艂 wtedy w posiad艂o艣ci ziemskiej, pierwszy wprowadzi艂 na Kubie
europejskie byd艂o rogate, eksploatowa艂 kopalnie z艂ota i zebra艂 znaczn膮 sum臋 2 000 do 3 000
castellanos. Biskup de Las Casas, jeden z niewielu przyjaci贸艂 Indian w Nowym 艢wiecie, pisze:
"Jeden B贸g tylko wie, kosztem ilu 偶ywot贸w india艅skich zdoby艂 t臋 sum臋, i za偶膮da od niego zdania
rachunku ze swych czyn贸w!"
Nagromadzenie tego maj膮tku rozstrzygn臋艂o o dalszej drodze 偶yciowej Corteza. Teraz bowiem,
mog膮c ju偶 bra膰 udzia艂 w finansowaniu ka偶dej ekspedycji, otrzymuje naczelne dow贸dztwo nad flot膮
wojenn膮. Wyposa偶y艂 j膮 wesp贸艂 z namiestnikiem Velasquezem, aby wreszcie wyruszy膰 ku
wybrze偶om legendarnego l膮du, o kt贸rym tubylcy opowiadali tyle obiecuj膮cych rzeczy. W ostatniej
chwili wybuch艂y nowe niesnaski z namiestnikiem. Gdy Cortez z flot膮, w kt贸r膮 w艂o偶y艂 ca艂y maj膮tek
sw贸j i swych przyjaci贸艂, znajdowa艂 si臋 ju偶 w Trinidadzie na Kubie, Velasquez pr贸buje go
zatrzyma膰. Wtedy jednak Cortez ma ju偶 za sob膮 偶o艂nierzy oddanych mu na 艣mier膰 i 偶ycie.
Odpowiedzieliby powstaniem na pr贸b臋 wykonania rozkazu namiestnika.
Z jedenastoma okr臋tami (najwi臋kszy liczy艂 sto ton) wyruszy艂 wi臋c Cortez na sw膮 najwi臋ksz膮
przygod臋, na podb贸j kraju, o kt贸rym nie mia艂 偶adnego wyobra偶enia. W owej chwili ca艂a jego si艂a
zbrojna sk艂ada艂a si臋 ze 110 marynarzy, 553 偶o艂nierzy (w tym 23 kusznik贸w i 13 艂ucznik贸w z
rusznicami), 10 ci臋偶kich dzia艂, czterech lekkich falkonet贸w i 16 koni.
Na z艂otem haftowanym sztandarze z czarnego aksamitu widnieje czerwony krzy偶 i 艂aci艅ski napis:
"Przyjaciele! Pod膮偶ajmy za krzy偶em, a pod jego znakiem, maj膮c wiar臋 w sercu, zwyci臋偶ymy!" Pod
tym sztandarem Cortez wyg艂osi艂 do swej malutkiej armii przem贸wienie, kt贸re zako艅czy艂 s艂owami:
"Liczebnie s艂abi, jeste艣cie jednak silni postanowieniem, a gdy ono si臋 nie zachwieje, mo偶ecie by膰
pewni, 偶e Wszechmog膮cy, kt贸ry nigdy nie opuszcza艂 Hiszpan贸w w walce z niewiernymi, b臋dzie
was zawsze strzeg艂, nawet gdy otoczeni b臋dziecie mrowiem nieprzyjaci贸艂. Albowiem wasza sprawa
jest s艂uszn膮 spraw膮, a walczy膰 b臋dziecie pod znakiem krzy偶a. Naprz贸d wi臋c, z radosn膮 odwag膮 i
ufno艣ci膮 w sercu! Doprowad藕cie do zwyci臋skiego ko艅ca tak zbo偶nie rozpocz臋te dzie艂o."
16 sierpnia 1519 roku z miejsca na wybrze偶u w pobli偶u dzisiejszego miasta Vera Cruz wyruszy艂 na
podb贸j Meksyku. My艣la艂, 偶e wypadnie mu pokona膰 pojedyncze szczepy, a teraz widzia艂, 偶e musi
pokona膰 pa艅stwo. Przypuszcza艂, 偶e b臋dzie musia艂 si臋 zmierzy膰 z dzikusami, a przekona艂 si臋, 偶e
podj膮艂 walk臋 z posiadaj膮cym wysok膮 cywilizacj臋 ludem. Spodziewa艂 si臋 spotka膰 na swej drodze
wioski i n臋dzne osady, a tymczasem przed jego oczyma wyrasta艂y z r贸wniny olbrzymie miasta
pe艂ne pa艂ac贸w i 艣wi膮ty艅. To, 偶e napotkawszy to wszystko nie zachwia艂 si臋 w postanowieniu
podbicia tego kraju, 艣wiadczy, i偶 nale偶a艂 do kategorii ludzi, kt贸rych potomno艣膰 tylko wtedy
pot臋pia, gdy im si臋 nie powiod艂o.
Nie mo偶emy zmie艣ci膰 w tej ksi膮偶ce szczeg贸艂贸w tego szale艅czego podboju, kt贸ry po up艂ywie trzech
miesi臋cy przywi贸d艂 Corteza do stolicy Montezumy. Pokonuje trudno艣ci terenu, klimatu i obcych,
nieznanych chor贸b. Stacza zwyci臋skie bitwy przeciw trzydziestu, a nawet pi臋膰dziesi臋ciu tysi膮com
Indian. S艂awa o jego niezwyci臋偶onej sile wyprzedza go biegn膮c od miasta do miasta. W dzia艂aniach
bojowych 艂膮czy precyzyjn膮 sztuk臋 wojenn膮 z brutaln膮 masakr膮. Wykazuje m膮dre polityczne wyra-
chowanie, gdy odprawia z podarkami coraz to nowe poselstwa Montezumy, a jednocze艣nie
podszczuwa jedne przeciw drugim ludy wasalne cesarza Aztek贸w i doprowadza do tego, 偶e
Tlaskalanowie, dzi艣 b臋d膮c jego wrogami, jutro staj膮 si臋 przyjaci贸艂mi. 艢wiadom celu maszeruje dalej
i nie mog膮 go ju偶 powstrzyma膰 偶adne po艂owiczne i bezradne posuni臋cia Montezumy, kt贸ry go w
ko艅cu prosi (w艂adca, maj膮cy na swe rozkazy sto tysi臋cy wojownik贸w!), aby nie wkracza艂 do stolicy
jego pa艅stwa.
Trudno znale藕膰 wyt艂umaczenie dla tego niepor贸wnanego zwyci臋skiego pochodu. Si艂a Corteza
polega艂a na wyprzedzaj膮cej go mitycznej wprost s艂awie, na wy偶szo艣ci organizacji, dyscypliny i
taktyki. Tutaj raz jeszcze jak m贸wi pewien historyk stali przeciw sobie Grecy i Persowie. Ale
"Grecy" poza dyscyplin膮 mieli teraz jeszcze i bro艅 paln膮 now膮 i straszn膮 dla ka偶dego
atakuj膮cego przeciwnika. I mieli jeszcze co艣, co wprawia艂o Indian w przera偶enie: konie. Aztecy
uwa偶ali je za jakie艣 potwory pierwotne i byli przekonani, 偶e ko艅 i je藕dziec to jedno stworzenie.
Tego zabobonnego strachu przed ko艅mi nie wyzbyli si臋 nawet wtedy, gdy zdobyli jedno z tych
zwierz膮t i jaki艣 kacyk kaza艂 je por膮ba膰 na kawa艂ki i rozes艂a膰 do wszystkich miast pa艅stwa
azteckiego.
Nast膮pi艂 wi臋c nieuchronnie dzie艅, w kt贸rym stolica zosta艂a zdobyta, a raczej nie tyle zdobyta, ile po
prostu zaj臋ta. By艂o to 8 listopada 1519 roku. Jednak偶e fakt, 偶e Cortez znalaz艂 w stolicy
meksyka艅skiej skarb, o kt贸rym ju偶 marzy艂 maj膮c dziewi臋tna艣cie lat, oraz przedwczesne zatkni臋cie
krzy偶a na 艣wi膮tyniach azteckich bog贸w mia艂y spowodowa膰 szereg komplikacji, kt贸re o ma艂y w艂os
nie przyprawi艂y Corteza i jego Hiszpan贸w o utrat臋 owoc贸w dokonanego podboju.

10 listopada 1519 roku, w dwa dni po wkroczeniu do stolicy, Cortez prosi cesarza Aztek贸w o
zezwolenie, aby w jednym z pa艂ac贸w przydzielonym jemu i jego ludziom urz膮dzi膰 kaplic臋.
Montezuma nie tylko od razu zezwala na to, lecz, co wi臋cej, przysy艂a mu do pomocy azteckich
rzemie艣lnik贸w (Montezuma, Moctezuma, Motekuzoma to tylko r贸偶ne pisownie tego samego
imienia).
Tymczasem jednak Hiszpanie szperaj膮c na w艂asn膮 r臋k臋 po pa艂acu zauwa偶yli w starych murach
jedno widocznie 艣wie偶o otynkowane miejsce. Do艣wiadczenie nabyte w wielu rekwizycjach m贸wi艂o
im, 偶e znajduj膮 si臋 tu zapewne jakie艣 ukryte drzwi. To, 偶e na razie byli w pa艂acu cesarskim wci膮偶
jeszcze go艣膰mi, nie budzi艂o w nich 偶adnych skrupu艂贸w; rozebrali mur, a gdy istotnie ujrzeli w nim
drzwi, natychmiast je wy艂amali. Zajrzeli do wn臋trza i od razu pos艂ali po Corteza.
Gdy Cortez stan膮艂 w progu otwartego przemoc膮 pomieszczenia, musia艂 przymkn膮膰 oczy. Mia艂 przed
sob膮 sal臋 wype艂nion膮 najbogatszymi i najpi臋kniejszymi tkaninami, klejnotami, drogocennymi
sprz臋tami, wszelkiego rodzaju wyrobami z艂otniczymi, a ponadto srebrem i z艂otem nie tylko w
postaci przepi臋knie wykonanych przedmiot贸w, ale i w u艂o偶onych w stosy sztabach. Bertal Diaz,
kronikarz, kt贸ry patrzy艂 na to zza plec贸w Corteza, pisze p贸藕niej: "By艂em wtedy m艂odym
cz艂owiekiem i wydawa艂o mi si臋, 偶e w sali tej zebrane s膮 chyba wszystkie bogactwa 艣wiata."
By艂 to skarb Montezumy. 艢ci艣lej skarb jego ojca, pomno偶ony przez syna.
Cortez da艂 dow贸d niezwyk艂ej roztropno艣ci. Kaza艂 natychmiast z powrotem zamurowa膰 drzwi. Nie
oddawa艂 si臋 偶adnym z艂udzeniom co do sytuacji, w jakiej si臋 znajdowa艂 Wiedzia艂, 偶e siedzi na
wulkanie, kt贸ry ka偶dej chwili mo偶e wybuchn膮膰. Je偶eli zastanowi膰 si臋, jakie szans臋 mia艂a ta garstka
Hiszpan贸w w olbrzymim mie艣cie (oceniono je na 65 000 dom贸w), to my艣l o ich nieustraszonej
odwadze jeszcze dzi艣 zapiera nam dech w piersi.
Bo te偶, istotnie, jakie mieli przed sob膮 widoki? Jak potoczy si臋 dalej ich przygoda? Czy mieli
cho膰by najmniejsz膮 szans臋 wywiezienia kiedykolwiek ze stolicy, na oczach cesarza i jego
niezliczonych wojownik贸w, tego nareszcie uchwytnego skarbu? Czy偶by byli tak za艣lepieni, 偶eby
wierzy膰, i偶 kiedykolwiek zdo艂aj膮 zagarn膮膰 w艂adz臋 nad tym pa艅stwem i po wszystkie czasy tak
samo je eksploatowa膰, jak im si臋 to uda艂o na dzikich wyspach Nowego 艢wiata?
Istotnie, byli tak za艣lepieni. Jednak, poskramiane przez Corteza, za艣lepienie to nie wybiega艂o poza
mo偶liwo艣ci realnej polityki, cho膰 nam ta polityka wydaje si臋 dzi艣 zupe艂nie nierealna. Istnia艂 tylko
jeden 艣rodek zdobycia w stolicy Aztek贸w silnej pozycji, a my艣l o nim zrodzi膰 si臋 mog艂a tylko w
g艂owach konkwistador贸w i tylko oni zdolni byli obr贸ci膰 j膮 w czyn. Cortez zd膮偶y艂 si臋 ju偶 a偶 nadto
dobrze przekona膰, 偶e osoba Montezumy otoczona by艂a nieomal bosk膮 czci膮 i 偶e tylko w贸wczas,
gdy b臋dzie go mia艂 w swym r臋ku, zabezpieczy si臋 od jakichkolwiek wrogich krok贸w ze strony jego
poddanych. Po pewnym czasie zaproponowa艂 wi臋c Montezumie, aby przeni贸s艂 si臋 do jego pa艂acu i
tym samym po艂膮czy艂 sw膮 cesarsk膮 kwater臋 z kwater膮 wodza Hiszpan贸w. Przytoczy艂 za艣 takie
argumenty, w kt贸rych z pro艣b膮 艂膮czy艂a si臋 ukryta gro藕ba (we drzwiach stali jego najlepsi rycerze w
pe艂nym rynsztunku wojennym), 偶e Monte-zuma w przyst臋pie haniebnej s艂abo艣ci uleg艂 jego
namowom.
Wieczorem tego samego dnia w 艣wie偶o urz膮dzonej kaplicy pa艂acowej duchowni Corteza, ksi臋偶a
Olmedo i Diaz, celebrowali msz臋 艣wi臋t膮. Podczas gdy odprawiano te pobo偶ne obrz臋dy, w
pomieszczeniu na lewo od kaplicy le偶a艂 skarb, a ka偶dy z modl膮cych si臋 Hiszpan贸w uwa偶a艂 si臋 ju偶
za jego wsp贸艂w艂a艣ciciela. Na prawo od kaplicy siedzia艂 posiadacz tego skarbu cesarz, w艂adca
tego pa艅stwa, a jednak tylko zak艂adnik w r臋ku kilku obcych przybysz贸w, i s艂ucha艂 swych
dostojnik贸w pr贸buj膮cych go pocieszy膰 w niegodnym po艂o偶eniu. A Bertal Diaz opisuj膮c t臋 scen臋
dodaje, 偶e wszyscy Hiszpanie modlili si臋 w powa偶nym, przyk艂adnym skupieniu, "tak jak tego
wymaga艂o nabo偶e艅stwo, po cz臋艣ci za艣, aby wywrze膰 zbawienny wp艂yw na pogr膮偶onych w
ciemno艣ci pogan"!
Wielki zwrot w sukcesach Corteza jeszcze nie nast膮pi艂. Jeszcze si臋 zdawa艂o, 偶e ka偶de, nawet
naj艣mielsze jego poci膮gni臋cie b臋dzie uwie艅czone powodzeniem. Potem jednak w kr贸tkich
odst臋pach czasu zasz艂y trzy wydarzenia, kt贸re radykalnie zmieni艂y sytuacj臋.
Najpierw wy艂oni艂y si臋 niesnaski w szeregach samych Hiszpan贸w. Po uwi臋zieniu Montezumy
Cortez nie widzia艂 ju偶 powodu, aby nadal nie rusza膰 skarbu (nieszcz臋sny cesarz pr贸bowa艂 ratowa膰
sw膮 godno艣膰 daruj膮c ca艂y skarb wielkiemu w艂adcy Corteza, kr贸lowi Hiszpanii, dodaj膮c do tego
przysi臋g臋 ho艂downicz膮, co zreszt膮, zwa偶ywszy jego po艂o偶enie, by艂o rzecz膮 pozbawion膮 wi臋kszego
znaczenia). Cortez kaza艂 przenie艣膰 skarb do jednej z wielkich sal i oszacowa膰 go. Og贸lna jego
warto艣膰 (Hiszpanie musieli sami sporz膮dzi膰 sobie wagi i odwa偶niki, kt贸rych Aztekowie, wielcy
rachmistrze, w og贸le nie znali!) wynosi艂a oko艂o 162 000 z艂otych pesos, co wed艂ug pewnego
przeliczenia, dokonanego w ubieg艂ym stuleciu, odpowiada艂o sumie 6,3 miliona dolar贸w. W XVI
wieku stanowi艂o to olbrzymi maj膮tek, jakiego przypuszczalnie 偶aden europejski w艂adca nigdy
jeszcze nie posiada艂 w swym skarbcu. Czy偶 mo偶na si臋 dziwi膰, 偶e 偶o艂nierze wprost oszaleli, gdy
obliczyli, ile wynios膮 ich r贸wne udzia艂y?
Okaza艂o si臋 jednak, 偶e Cortez inaczej zapatruje si臋 na podzia艂. I czy偶 nie mia艂 racji? Albo偶 nie by艂
wys艂annikiem hiszpa艅skiej Korony, kt贸ra mia艂a prawo spodziewa膰 si臋 swej cz臋艣ci? A kt贸偶
wyposa偶y艂 okr臋ty? Kto, je艣li nie on, Cortez, pogr膮偶y艂 si臋 w d艂ugach, kt贸re pewnego dnia b臋dzie
musia艂 sp艂aci膰? Zarz膮dzenie Corteza brzmia艂o wi臋c: jedn膮 pi膮t膮 skarbu otrzymuje kr贸l Hiszpanii,
jedn膮 on sam, jedn膮 Velasquez (wszak by艂 namiestnikiem, a 偶e Cortez odp艂ywaj膮c z wszystkimi
okr臋tami zlekcewa偶y艂 jego rozkazy, nale偶a艂o go ug艂aska膰), jedn膮 pi膮t膮 szlachcice, artylerzy艣ci,
kusznicy i arkabuzjerowie oraz za艂oga pozostwiona na wybrze偶u w pobli偶u Vera Cruz. Jedna pi膮ta
pozostawa艂a do podzia艂u. Na ka偶dego 偶o艂nierza przypada艂o 100 pesos w z艂ocie. 呕ebracze
wynagrodzenie za to, czego dokonali! N臋dzny napiwek w oczach ludzi, kt贸rzy widzieli ca艂y skarb!
Grozi艂 bunt. Dosz艂o do krwawych pojedynk贸w. Wtedy jednak Cortez sam wmiesza艂 si臋 w spraw臋.
Nie surowo艣ci膮 pr贸bowa艂 u艣mierzy膰 sw膮 ma艂膮 armi臋, lecz wymow膮, "s艂odkimi s艂owami, kt贸rych
zawsze mia艂 wiele w zapasie na ka偶d膮 sposobno艣膰" jak m贸wi jeden z wojownik贸w. 呕o艂nierze
uspokoili si臋. Cortez roztoczy艂 przed oczami ich wyobra藕ni nier贸wnie wi臋ksz膮 nagrod臋,
przewy偶szaj膮c膮 ich naj艣mielsze marzenia.
Na razie wi臋c podzielono tylko t膮 jedn膮 pi膮t膮 cz臋艣膰 skarbu, kt贸ra przypad艂a do r贸wnego podzia艂u
mi臋dzy wszystkich. Reszta, to jest pozosta艂e cztery pi膮te, przeznaczone dla kr贸la, namiestnika i
Corteza, pozostawa艂a nadal pod dobr膮 stra偶膮 w pa艂acu.
Drugie wydarzenie jednak, kt贸re nast膮pi艂o w miesi膮c p贸藕niej, by艂o znacznie powa偶niejsze. Oto
kapitan, pozostawiony na wybrze偶u, zawiadomi艂 Corteza, 偶e pod rozkazami niejakiego Narvaeza
wyl膮dowa艂a w pobli偶u Vera Cruz flota wys艂ana przez szalej膮cego z w艣ciek艂o艣ci namiestnika. Mia艂a
ona polecenie odebra膰 Cortezowi dow贸dztwo, uwi臋zi膰 go z powodu jawnej rebelii i przekroczenia
uprawnie艅 i przewie藕膰 na Kub臋. Cortez dowiaduje si臋 nieprawdopodobnych szczeg贸艂贸w. Na
dziewi臋tnastu okr臋tach Narvaeza znajduje si臋 dziewi臋ciuset 偶o艂nierzy, w tym osiemdziesi臋ciu
je藕d藕c贸w, osiemdziesi臋ciu kusznik贸w, stu pi臋膰dziesi臋ciu arkabuzjer贸w i wiele ci臋偶kich dzia艂. Ma艂o
wi臋c tego, ze siedzi w mie艣cie Meksyku jak na beczce prochu, teraz jeszcze maszeruje przeciw
niemu armia jego w艂asnych rodak贸w, kt贸ra nie tylko przewy偶sza wszystkie si艂y, jakie on sam mo偶e
wystawi膰, lecz stanowi w og贸le najwi臋ksz膮 armi臋, jak膮 do tego czasu przeznaczono do walki w
Nowym 艢wiecie.
I oto nast臋puje co艣 wr臋cz nieprawdopodobnego. Ktokolwiek przypuszcza艂by, 偶e sukcesy Corteza
przypisa膰 nale偶y jedynie jego szcz臋艣ciu, jego ryzykanctwu i temu, 偶e przeciwnikiem jego byli 藕le
uzbrojeni Indianie, musi zrewidowa膰 sw贸j pogl膮d.
Cortez postanawia wyruszy膰 przeciw Narvaezowi i pobi膰 go na g艂ow臋.
Wa偶y si臋 na to, by dwie trzecie swej malutkiej armii pozostawi膰 pod rozkazami jednego ze swych
kapitan贸w, Pedro de Alvarado, jako za艂og臋 Meksyku i stra偶 Montezumy, kt贸ry w dalszym ci膮gu
jest cennym zak艂adnikiem. Sam z reszt膮 swej "armii" to jest z siedemdziesi臋cioma 偶o艂nierzami!
艣pieszy na spotkanie Narvaeza. Opuszczaj膮c stolic臋 maluje Montezumie w tak strasznych
barwach kar臋, jak膮 musi wymierzy膰 zdrajcom swego w艂asnego narodu, 偶e trwo偶liwy cesarz
Aztek贸w oczekuje po powrocie Hiszpana rzeczy najgorszych i pozostaje g艂uchy na wszystkie
namowy swych doradc贸w usi艂uj膮cych w tej niezwykle pomy艣lnej sytuacji pobudzi膰 go do czynu.
Ma艂o tego, Montezuma pr贸buje ug艂aska膰 Corteza. Odprowadza go w swej lektyce (dobrze
strze偶ony przez Alvarade) a偶 na grobl臋, obejmuje i 偶egna 偶ycz膮c powodzenia!
Cortez ze sw膮 armi膮, nie, ze sw膮 garstk膮 偶o艂nierzy, kt贸ra wzmocniona Indianami uros艂a do liczby
266 ludzi, schodzi na d贸艂, na nizinn膮 r贸wnin臋, na tiera caliente "ziemi臋 gor膮c膮". Deszcz leje
strumieniami, szaleje burza. Cortez wysy艂a zwiadowc贸w. Dowiaduje si臋, 偶e Narvaez doszed艂 do
miasta Cempoalla. Ju偶 tylko rzeka dzieli go od przeciwnika.
Tymczasem Narvaez, kt贸remu nie brak wojskowego do艣wiadczenia i rozumu, 艣ci膮ga wieczorem
nad rzek臋, aby wyda膰 bitw臋 Cortezowi. Ale 偶o艂nierze sarkaj膮 z powodu straszliwej niepogody i
w贸wczas Narvaez w przekonaniu, 偶e w ci膮gu tej nocy nie nale偶y si臋 spodziewa膰 Corteza, ufny w
przewag臋 swego or臋偶a, cofa si臋 z powrotem do miasta i udaje si臋 na spoczynek.
Cortez za艣 przekracza rzek臋. Napada znienacka na stra偶e przeciwnika. Z wojennym okrzykiem
Espiritu Santol rzecz dzia艂a si臋 w noc Zielonych 艢wi膮tek 1520 roku jego mizerne, 藕le
uzbrojone oddzia艂y wpadaj膮 do obozu Narvaeza pe艂nego ludzi i broni.
Zaskoczenie uda艂o si臋 w zupe艂no艣ci. W ci膮gu kr贸tkiego, lecz krwawego nocnego boju,
o艣wietlonego 艂unami po偶ar贸w, a tu i 贸wdzie b艂yskami pocisk贸w armatnich (dzia艂a odda艂y tylko po
jednym wystrzale), ob贸z zostaje zdobyty. Narvaez broni si臋 jeszcze na wierzcho艂ku 艣wi膮tyni, a偶
nagle dzida wybija mu lewe oko. Jego okrzyk b贸lu zag艂uszy艂y radosne, zwyci臋skie okrzyki Corteza.
P贸藕niejsze wiadomo艣ci podaj膮, jakoby s艂usznej sprawie Corteza przysz艂y wtedy z pomoc膮 roje
niezwykle du偶ych 艣wietlik贸w, kt贸re wprowadzi艂y w b艂膮d obro艅c贸w, sprawiaj膮c wra偶enie, jak
gdyby zbli偶a艂a si臋 armia uzbrojona w muszkiety. Cortez odni贸s艂 stanowcze zwyci臋stwo, kt贸rego
znaczenie ujawni艂o si臋 w ca艂ej pe艂ni w chwili, gdy wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy Narvaeza wyrazi艂a
gotowo艣膰 z艂o偶enia przysi臋gi Cortezowi i gdy ten przeliczywszy bogat膮 zdobycz dzia艂a, strzelby i
konie stwierdzi艂, i偶 po raz pierwszy w toku swej wyprawy na Meksyk ma pod rozkazami
doprawdy pot臋偶ne wojsko.
Jednak偶e to, co dotychczas w tak cudowny spos贸b udawa艂o si臋 szczup艂ej garstce Corteza, mia艂o dla
tej o ile偶 silniejszej armii zako艅czy膰 si臋 niepowodzeniem.




Rozdzia艂 dwudziesty 贸smy

ZAMORDOWANA KULTURA


Krzy偶 widnia艂 na sztandarze, pod kt贸rym Hiszpanie ci膮gn臋li na podb贸j Meksyku. Z okrzykiem
Espiritu Santo, wzywaj膮c Ducha 艢wi臋tego, szli w najwi臋ksze boje. Krzy偶e, a nied艂ugo potem
ko艣cio艂y stawa艂y tam, gdzie utwierdzali sw膮 w艂adz臋. Ksi臋偶a przed ka偶d膮 bitw膮 s艂uchali ich
spowiedzi, a po ka偶dym odniesionym zwyci臋stwie celebrowali uroczyste msze, po czym zabierali
si臋 do nawracania lud贸w azteckich.
Nie tu miejsce roztrz膮sa膰 znaczenie i stron臋 moraln膮 dzia艂alno艣ci misjonarskiej. Dla nas tu jedno
tylko jest wa偶ne: wkraczaj膮c do pa艅stwa Aztek贸w Hiszpanie po raz pierwszy natrafili ju偶 nie na
dzikus贸w, nie na religi臋 wyros艂膮 z prymitywnego animizmu, z barbarzy艅skiej czci dla si艂 przyrody i
duch贸w, na 艂atwe do zachwiania obrz膮dki i zwyczaje, lecz na religi臋 ludu o rozwini臋tej kulturze, na
religi臋, kt贸ra chocia偶 na og贸艂 politeistyczna, jednak偶e w dw贸ch g艂贸wnych b贸stwach, Huitzilopochtli
i Quetzalcouatl, przejawia艂a ju偶 tendencje monoteistyczne, a przez swe 艣cis艂e powi膮zanie z
reguluj膮c膮 ca艂o艣膰 偶ycia Aztek贸w wiedz膮 o kalendarzu wycisn臋艂a na ca艂ej ich kulturze tak silne
pi臋tno, jakie na znanym dot膮d obszarze 艣wiata wycisn膮膰 zdolne by艂y tylko religie o zasi臋gu 艣wia-
towym, oparte na idei zbawienia.
B艂膮d Hiszpan贸w i ich duchownych polega艂 na tym, 偶e za p贸藕no to zrozumieli.
Czy偶 jednak mogli to w og贸le zrozumie膰? Musimy przypomnie膰 sobie znaczenie ko艣cio艂a na
pocz膮tku XVI wieku. W roku, w kt贸rym Cortez. maszerowa艂 przez Meksyk, Marcin Luter nie by艂
niczym wi臋cej jak rebelianckim mnichem, kt贸ry og艂osi艂 kilka buntowniczych pism. Kopernik nie
obwie艣ci艂 jeszcze swego nowego obrazu 艣wiata, a dwaj wielcy sceptycy, Galileusz i Giordano
Bruno, w og贸le si臋 jeszcze nie urodzili. Nie by艂o sztuki poza sztuk膮 ko艣cieln膮, nie by艂o nauki poza
obr臋bem Ko艣cio艂a ani 偶ycia bez Ko艣cio艂a. 艢wiatopogl膮d Europy by艂 艣wiatopogl膮dem chrze-
艣cija艅skim. Stanowi艂 za艣 kr膮g idei tak zamkni臋ty w sobie, przepojony by艂 tak absolutn膮 wiar膮 w
sw膮 s艂uszno艣膰, w wieczno艣膰 swego trwania i w sw膮 moc wyzwole艅cz膮, 偶e si艂膮 rzeczy przyrodzona
mu by艂a nietolerancja. Wszystko, co nie by艂o chrze艣cija艅skie, uwa偶ane by艂o za poga艅skie, wszyscy
ludzie nie 偶yj膮cy i nie my艣l膮cy wed艂ug tego samego 艣wiatopogl膮du byli w jego oczach
barbarzy艅cami.
Te podstawowe wyobra偶enia ludzi XVI wieku absolutnie nie pozwala艂y im na to, aby r贸wnorz臋dne
kultury i cywilizacje uzna膰 za r贸wnorz臋dne i wtedy, gdy by艂y one inne ni偶 ich w艂asna kultura, zro-
dzone z innego pogl膮du na 艣wiat. Wyobra偶enia te nie zosta艂y nawet w贸wczas zachwiane, gdy
zdobywcy Meksyku mieli przed swymi oczyma widome objawy wyra藕nie ukszta艂towanego i
wysoko rozwini臋tego 偶ycia spo艂ecznego, dobrze zorganizowany system szkolnictwa i wychowania i
zdumiewaj膮ce wprost wiadomo艣ci kap艂an贸w azteckich z dziedziny astronomii.
Czysto cywilizacyjne osi膮gni臋cia, przejawiaj膮ce si臋 w budowie azteckich miast, w organizacji
transportu i 艂膮czno艣ci, we wznoszeniu wspania艂ych budowli 艣wieckich i religijnych, w znacznie
mniejszym jeszcze stopniu zdolne by艂y zachwia膰 przekonanie Hiszpan贸w, 偶e maj膮 przed sob膮
dzikus贸w, kt贸rych trzeba nawr贸ci膰. W bogatym mie艣cie Meksyku z jego lagunami, groblami i
ulicami, p艂ywaj膮cymi ogrodami chinampas (ogl膮da艂 je jeszcze Aleksander von Humboldt) widzieli
jedynie dzie艂o szatana.
Na nieszcz臋艣cie religia aztecka mia艂a jedn膮 swoist膮 cech臋, kt贸ra istotnie musia艂a przejmowa膰
zgroz膮 i przera偶eniem ka偶dego, kto si臋 z ni膮 zetkn膮艂, i naprowadza膰 my艣l o diabelskich mocach.
By艂y to sk艂adane w nies艂ychanych ilo艣ciach ofiary z ludzi, kt贸rym kap艂an wyrywa艂 z klatki
piersiowej 偶ywe jeszcze serce. Je偶eli za艣 Hiszpanie tak bardzo si臋 na to oburzali, to mamy chyba
prawo dzi艣 przypomnie膰 ofiary ich w艂asnej 艣wi臋tej inkwizycji, kt贸rych cia艂a sma偶y艂y si臋 na stosach.
Prawd膮 jednak jest, 偶e pod tym wzgl臋dem religia aztecka przewy偶sza艂a wszystko, co kiedykolwiek
i gdziekolwiek mia艂o miejsce na 艣wiecie.
W cywilizacji azteckiej wysoki poziom etyczny 艂膮czy艂 si臋 z dzikim barbarzy艅stwem.
Konkwistadorzy, fanatycy religijni, nie byli w stanie zrozumie膰 tego rozdwojenia jednej i tej samej
cywilizacji. Tote偶 nie u艣wiadomili sobie, 偶e Aztecy nie byli dzikusami, z jakimi zetkn臋li si臋
Kolumb, Vespucci i Cabral, 偶e byli ludem, kt贸ry znosi艂 upokorzenia tylko do pewnej granicy
dop贸ki nie obra偶ono ich wierze艅 religijnych. Hiszpanie nie rozumieli, 偶e pod ochron膮 swej
straszliwej broni mogli bezkarnie uprawia膰 wszelkie bestialstwa, okrucie艅stwa i gwa艂ty z
wyj膮tkiem jednego bezczeszczenia 艣wi膮ty艅 i bog贸w azteckich. A w艂a艣nie to uczynili.
Nieuchronnie dosz艂o wi臋c do owych fa艂szywych krok贸w, kt贸re o ma艂o nie pozbawi艂y Corteza
wszystkich owoc贸w jego podboj贸w dokonanych or臋偶em i polityk膮.
Rzecz znamienna, 偶e to nie ksi臋偶a w orszaku Corteza okazali si臋 najwi臋kszymi gorliwcami
religijnymi. Przeciwnie, duchowni Diaz i Olmedo (zw艂aszcza ten ostatni) pe艂nili swe obowi膮zki
kap艂a艅skie z ogl臋dno艣ci膮 podyktowan膮 rozs膮dkiem politycznym.
Wszystkie wiadomo艣ci zgodnie podaj膮, 偶e pierwsz膮 pr贸b臋 nawr贸cenia Montezumy podj膮艂 (mo偶e z
pod艣wiadomej ch臋ci usprawiedliwienia swych czyn贸w) sam Cortez. Ale cesarz tylko kurtuazyjnie
s艂ucha艂, a gdy konkwistador w ko艅cu swych wywod贸w przeciwstawi艂 krwawym ofiarom ludzkim
czyst膮 i prost膮 ofiar臋 mszy katolickiej, da艂 mu do zrozumienia, 偶e jego zdaniem jest rzecz膮 mniej
odra偶aj膮c膮 sk艂ada膰 bogom ofiary z ludzi ni偶 spo偶ywa膰 cia艂o i krew swego w艂asnego boga. Nie
wiemy, czy Cortez by艂 dostatecznie bieg艂y w dialektyce, aby przeprowadzi膰 do ko艅ca t臋 dysput臋.
Cortez posun膮艂 si臋 jeszcze dalej. Poprosi艂 Montezum臋 o zezwolenie na zwiedzenie jednej z wielkich
艣wi膮ty艅. Montezuma, naradziwszy si臋 ze swymi kap艂anami, nie bez oci膮gania si臋 udzieli艂 tego
zezwolenia. Cortez natychmiast wszed艂 na szczyt wielkiego teocalli w centrum stolicy, nie opodal
jego kwatery. Gdy zwr贸ci艂 uwag臋 ksi臋dza Olmedo, 偶e by艂oby to najodpowiedniejsze miejsce, gdzie
nale偶a艂oby zatkn膮膰 krzy偶, kap艂an stara艂 si臋 go odwie艣膰 od tego zamiaru. Potem stan臋li przed
blokiem z jaspisu, na kt贸rym zarzynano ofiary no偶em z obsydianu. Ujrzeli obraz boga
Huitzilopochtli, kt贸rego budz膮ca groz臋 twarz zdawa艂a si臋 w oczach Hiszpan贸w uto偶samia膰 z
maszkarami wcielonego diab艂a, jakie od niepami臋tnych czas贸w stawia艂a im przed oczyma ich
w艂asna religia. Wysadzany per艂ami i drogocennymi kamieniami w膮偶 oplata艂 olbrzymimi kr臋gami
cia艂o obrzyd艂ego bo偶ka. Gdy obecny i tym razem Bertal Diaz odwr贸ci艂 oczy, wzrok jego pad艂 na
rzecz jeszcze straszliwsz膮: boczne 艣ciany tego pomieszczenia 艣wi膮tyni by艂y od g贸ry do do艂u
obryzgane zakrzep艂膮 krwi膮 ludzk膮. "Md艂a wo艅 pisze Diaz by艂a bardziej niezno艣na ni偶 w
rze藕niach Kastylii." Spojrza艂 potem na kamie艅 ofiarny: le偶a艂y na nim trzy serca ludzkie.
Wyobra藕nia jego by艂a rozpalona, wydawa艂o mu si臋, i偶 jeszcze dymi膮 i krwawi膮.
Gdy niezliczonymi stopniami zeszli znowu na d贸艂, zauwa偶yli stoj膮cy na pobliskim pag贸rku
budynek z bierwion. Weszli do 艣rodka. Okaza艂o si臋, 偶e by艂 a偶 po sam膮 powa艂臋 wype艂niony starannie
u艂o偶onymi czaszkami pomordowanych ofiar. Jeden z hiszpa艅skich 偶o艂nierzy przeliczy艂 je. By艂o ich
136 000.
Wkr贸tce potem okres pr贸艣b ju偶 min膮艂, nast膮pi艂y czasy kr贸tkich 偶膮da艅 popartych gro藕bami!
Cortez zaj膮艂 jedn膮 z wie偶 wielkiego teocalli. Poprzednio, gdy zwiedzi艂 j膮 po raz pierwszy,
wybuchn膮艂 twardymi, nierozwa偶nymi s艂owami. Montezum臋 ju偶 wtedy zaskoczy艂y blu藕nierstwa
Hiszpana. Tym razem, jednak by艂 do g艂臋bi wzburzony i po raz pierwszy zwr贸ci艂 uwag臋, 偶e tego lud
jego nie 艣cierpi. Cortez jednak nie zwa偶aj膮c na to kaza艂 opr贸偶ni膰 艣wi膮tyni臋 i ustawi膰 w niej o艂tarz,
krzy偶 i obraz Matki Boskiej. Znajduj膮ce si臋 w 艣wi膮tyni z艂oto i klejnoty usuni臋to (nie pytajmy, co si臋
z nimi sta艂o). 艢ciany umajono kwiatami. Gdy za艣 w obecno艣ci wszystkich Hiszpan贸w, kt贸rzy
zgromadzili si臋 na szerokich schodach i platformie wielkiego teocalli, rozbrzmiewa艂o w tej
azteckiej 艣wi膮tyni pierwsze Te Deum, z ich oczu jak podaj膮 kroniki sp艂yn臋艂y 艂zy rado艣ci z
powodu zwyci臋stwa odniesionego przez krzy偶.
Odt膮d ju偶 tylko jeden krok dzieli艂 Hiszpan贸w od dokonania czynu, kt贸ry przepe艂ni艂 miar臋
cierpliwo艣ci Aztek贸w.


Historia ta daje si臋 opowiedzie膰 w kr贸tkich s艂owach. Podczas nieobecno艣ci Corteza w stolicy
opu艣ci艂 j膮, jak wiemy, aby odnie艣膰 swe najwi臋ksze zwyci臋stwo nad Narvaezem deputacja
azteckich kap艂an贸w zwr贸ci艂a si臋 do zast臋puj膮cego go Alvarady z pro艣b膮 o zezwolenie na odbycie w
wielkim teocalli (kt贸rego jedna wie偶a zaj臋ta ju偶 by艂a pod hiszpa艅sk膮 kaplic臋) po艂膮czonego ze
艣piewami i ta艅cami dorocznego 艣wi臋ta palenia kadzide艂 na cze艣膰 boga Huitzilopochtli.
Alvarado postawi艂 dwa warunki: po pierwsze, Aztekom nie wolno b臋dzie sk艂ada膰 ofiar z ludzi i po
drugie przyb臋d膮 bez broni.
W dniu 艣wi臋ta zebra艂o si臋 w 艣wi膮tyni oko艂o 600 Aztek贸w (dane kronikarskie r贸偶ni膮 si臋 co do tej
liczby), przewa偶nie nale偶膮cych do najwy偶szej arystokracji, nie uzbrojonych, przybranych w swe
najbogatsze szaty i najcenniejsze klejnoty. Rozpocz臋艂y si臋 uroczysto艣ci religijne. Niebawem mi臋dzy
Aztek贸w wmiesza艂a si臋 ca艂a gromada uzbrojonych po z臋by Hiszpan贸w, kt贸rzy w chwili gdy
uroczysto艣ci osi膮gn臋艂y sw贸j punkt kulminacyjny, na dany znak rzucili si臋 na bezbronnych
uczestnik贸w nabo偶e艅stwa i wyci臋li ich co do jednego.
Ten czyn Hiszpan贸w jest absolutnie niepoj臋ty. Historia te偶 nigdy go ca艂kowicie nie wyja艣ni艂a, gdy偶
po prostu kroku tego niepodobna wyt艂umaczy膰. Jeden z naocznych 艣wiadk贸w tej masakry pisze:
"Krew p艂yn臋艂a strumieniami, jak woda ulewnego deszczu."
Gdy Cortez po zwyci臋stwie odniesionym nad Narvaezem powr贸ci艂 do Meksyku, zasta艂 miasto
zmienione do niepoznania. Kr贸tko bowiem po tej zdradzieckiej masakrze lud aztecki powsta艂 jak
jeden m膮偶. Obrawszy jednego z braci Montezumy, Cuitlahuaca, zast臋pc膮 uwi臋zionego cesarza,
niemal bez przerwy przypuszcza艂 szturm do pa艂acu, w kt贸rym okopa艂 si臋 Alvarado. Gdy Cortez
wjecha艂 w mury miasta, by艂 ju偶 najwy偶szy czas przyj艣膰 obl臋偶onym z odsiecz膮. Tu jednak przyj艣cie
z odsiecz膮 oznacza艂o wpa艣膰 samemu w pu艂apk臋. W istocie oznacza艂o jeszcze wi臋cej.
Wprawdzie ka偶da wycieczka podejmowana przez Corteza z obl臋偶onego pa艂acu ko艅czy艂a si臋
zwyci臋stwem, by艂y to ju偶 jednak zwyci臋stwa pyrru-sowe. Cortez zburzy艂 trzysta dom贸w Aztecy
zburzyli wszystkie mosty stanowi膮ce dla Hiszpan贸w jedyn膮 drog臋 odwrotu; spali艂 wielkie teo-calli
Aztecy ze zdwojon膮 w艣ciek艂o艣ci膮 szturmowali jego redut臋. Niezrozumia艂e by艂o zachowanie si臋
Montezumy, kt贸ry cho膰 niew膮tpliwie mia艂 za sob膮 dzieln膮 przesz艂o艣膰 wojenn膮 (podobno bra艂
czynny udzia艂 w dziewi臋ciu bitwach) i przywi贸d艂 pa艅stwo azteckie do najwi臋kszego rozkwitu i
pot臋gi, od czasu wkroczenia Hiszpan贸w sta艂 si臋 cz艂owiekiem zupe艂nie bezwolnym i teraz sam
zaofiarowa艂 swe po艣rednictwo! Przybrany w cesarskie insygnia przem贸wi艂 do swego ludu! Ale lud
sam wymierzy艂 mu sprawiedliwo艣膰: ukamienowa艂 go. Montezuma II, niegdy艣 wielki cesarz
Aztek贸w, zmar艂 30 czerwca 1520 roku, do ostatniej chwili b臋d膮c je艅cem Hiszpan贸w.
Teraz niebezpiecze艅stwo wisz膮ce nad Hiszpanami osi膮gn臋艂o sw贸j punkt kulminacyjny. W walce o
Meksyk stracili ostatni sw贸j atut osob臋 cesarza. Zbli偶a艂a si臋 najstraszliwsza noc Corteza, kt贸ra
wesz艂a do historii jako noche triste "smutna noc".


Czy偶 przy podziale skarbu Montezumy ju偶 raz nie dosz艂o omal do buntu?
Gdy owej "smutnej nocy" Cortez wyda艂 rozkaz wymarszu z miasta zaiste rozpaczliwy rozkaz,
je偶eli zwa偶y膰, 偶e garstka ludzi chcia艂a si臋 przedrze膰 przez dziesi膮tki tysi臋cy wojownik贸w kaza艂
rozpostrze膰 skarby i rzek艂 pogardliwie: "Bierzcie, ile chcecie." Doda艂 tylko kr贸tk膮 przestrog臋: "Ale
uwa偶ajcie, by si臋 zbytnio nie ob艂adowa膰. Kto noc膮 w臋druje obarczony najmniejszym ci臋偶arem, ten
w臋druje najbezpieczniej." Sam zabra艂 i umie艣ci艂 w 艣rodku swej kolumny tylko jedn膮 pi膮t膮 skarbu
ow膮 jedn膮 pi膮t膮, kt贸ra przeznaczona by艂a dla jego w艂adcy. Gdyby bowiem mia艂 ponie艣膰 kl臋sk臋 i
uj艣膰 z 偶yciem, tylko ona mog艂a mu wyjedna膰 艂ask臋 kr贸la Hiszpanii.
Starzy 偶o艂nierze Corteza wiedzieli, co warta jest jego rada, i wzi臋li tylko niewiele. Nowo zaci臋偶ni
jednak, do wczoraj jeszcze 偶o艂nierze Narvaeza, nie umieli jej oceni膰. Zabrali klejnoty, powtykali
sztaby z艂ota za pasy i cholewy but贸w, ob艂adowali si臋 pokrytymi z艂otem sprz臋tami i w ko艅cu
obci膮偶yli si臋 takim brzemieniem, 偶e ju偶 po up艂ywie pierwszej p贸艂 godziny marszu ledwo dysz膮c
odpadli na ty艂y kolumny. (Mimo to prawdopodobnie wi臋ksza cz臋艣膰 skarbu pozosta艂a w pa艂acu).
W ci膮gu tej pierwszej p贸艂 godziny, w noc 1 lipca 1520 roku uda艂o si臋 Hiszpanom niepostrze偶enie
dla Aztek贸w (kt贸rzy przejawiali dziwny l臋k przed walk膮 nocn膮) przej艣膰 przez martwe miasto i
osi膮gn膮膰 drog臋 na grobli. Wtedy jednak rozleg艂y si臋 okrzyki stra偶y, a z wie偶 teocalli zawarcza艂y
b臋bny kap艂an贸w. Rozp臋ta艂o si臋 piek艂o na ziemi.
By艂o to dos艂ownie piek艂o. Hiszpanie za pomoc膮 przeno艣nego mostu, kt贸ry sami sobie zbudowali,
zdo艂ali przej艣膰 przez pierwsz膮 wyrw臋 w grobli. Nagle spad艂 ulewny deszcz. W b臋bnienie strug
wody wmiesza艂 si臋 plusk niezliczonych wiose艂 zbli偶aj膮cych si臋 艂odzi wojennych, a w rozpaczliwe
nawo艂ywania Hiszpan贸w, kt贸rzy brn膮c w grz膮skim gruncie nie mogli ju偶 posuwa膰 si臋 naprz贸d,
w艂膮czy艂 si臋 gwizd wojenny Aztek贸w. Potem na Hiszpan贸w posypa艂y si臋 kamienie i strza艂y, a
pierwsi azteccy wojownicy, ledwie widoczni w ciemno艣ciach nocy i przez strumienie ulewy,
zacz臋li napiera膰 na Hiszpan贸w; ich maczugi nabijane twardymi jak 偶elazo kolcami obsydianu
pocz臋艂y spada膰 na g艂owy konkwistador贸w.
Stra偶 przednia Hiszpan贸w dotar艂a ju偶 do drugiego zburzonego mostu nad kana艂em. Ale gdzie偶 si臋
podzia艂 przeno艣ny most? Od stra偶y tylnej, podawana z ust do ust, dochodzi wiadomo艣膰 straszliwsza
nad wszystkie inne: pod ci臋偶arem, kt贸ry si臋 przeze艅 przewali艂, most ugrz膮z艂 tak g艂臋boko w
rozmok艂ym gruncie, 偶e nie spos贸b ju偶 by艂o ruszy膰 go z miejsca. Od tej chwili to, co by艂o
zorganizowanym odwrotem, zamieni艂o si臋 w bez艂adn膮 ucieczk臋, a to, co jeszcze by艂o wojskiem,
przeobrazi艂o si臋 w kup臋 pojedynczych ludzi, z kt贸rych ka偶dy my艣la艂 ju偶 tylko o uratowaniu
w艂asnego 偶ycia. Piechurzy i jezdni rzucali si臋 do przecinaj膮cego grobl臋 kana艂u, aby wp艂aw dotrze膰
do drugiego brzegu. Baga偶e, bro艅, a nawet i z艂oto, kt贸rym si臋 ka偶dy z nich ob艂adowa艂,
wy艣lizgiwa艂y si臋 z r膮k i przepada艂y w ciemno艣ciach nocy.
Niepodobna tu opisa膰 szczeg贸艂贸w tych walk toczonych ju偶 tylko w pojedynk臋. Ani jeden z
ocala艂ych Hiszpan贸w nie wy艂膮czaj膮c Corteza, kt贸ry wed艂ug wszystkich sprawozda艅 dokazywa艂
cud贸w waleczno艣ci nie wyszed艂 z nich bez l偶ejszych lub ci臋偶szych ran. Gdy wsta艂 szary po-
ranek, jeszcze przys艂oni臋ty zas艂on膮 deszczu, i Hiszpanie przebyli ju偶 grobl臋, Aztecy za艣 bardziej
zaj臋ci byli liczeniem ogromnej zdobyczy ni偶 po艣cigiem i rozbiciem wrog贸w, Cortez m贸g艂 dokona膰
przegl膮du resztek swego wojska. Dane wsp贸艂czesnych o stratach poniesionych tej nocy przez
Hiszpan贸w wymieniaj膮 r贸偶ne liczby. Przyjmuj膮c liczb臋 po艣redni膮 mo偶na przypuszcza膰, 偶e szeregi
Hiszpan贸w stopnia艂y do jednej trzeciej, a szeregi sprzymierzonych z nimi Tlaskalan贸w do jednej
czwartej lub pi膮tej. Ponadto postradano ca艂膮 bro艅 paln膮 wraz z amunicj膮, cz臋艣膰 kusz i znaczn膮 cz臋艣膰
koni. Pozosta艂 tylko upiorny cie艅 tego wojska, z kt贸rym Cortez dziewi臋膰 miesi臋cy przedtem
wkroczy艂 do stolicy Aztek贸w.
Ale kalwaria Hiszpan贸w jeszcze nie dobieg艂a kresu. Osiem dni trwa艂y potyczki, w艣r贸d kt贸rych
usi艂owali mo偶liwie jak najpr臋dzej (a wobec ko艅cz膮cych si臋 zapas贸w 偶ywno艣ci i s艂aniaj膮cych si臋 z
wycie艅czenia ludzi tempo to nie mog艂o by膰 zbyt pr臋dkie) schroni膰 si臋 na terytorium swych
sojusznik贸w Tlaskalan贸w, odwiecznych wrog贸w Aztek贸w. Gdy jednak 8 lipca 1520 roku
przekroczyli pasmo g贸r zamykaj膮cych dolin臋 Otumby, ukaza艂 im si臋 widok, wobec kt贸rego los ich
zdawa艂 si臋 by膰 ostatecznie przypiecz臋towany.
Jak okiem si臋gn膮膰, ca艂a dolina jedyna droga odwrotu wype艂niona by艂a azteckimi
wojownikami. Ustawieni byli w lepszym ordynku ni偶 kiedykolwiek przedtem. W porz膮dnie
uszykowanych kolumnach bojowych Hiszpanie po mieni膮cych si臋 wszystkimi barwami p艂aszczach
z pi贸r rozpoznali dowodz膮cych tym wojskiem kacyk贸w, kt贸rzy w艣r贸d masy prostych wojownik贸w
odzianych w bia艂y bawe艂niany str贸j wojen-ny wygl膮dali jak barwne ptaki na bia艂ym 艣niegu.
Sytuacja by艂a rozpaczliwa. Hiszpanie jednak nie mieli si臋 nad czym zastanawia膰. C贸偶 bowiem
mogli uczyni膰? Cofn膮膰 si臋 by艂o niepodobie艅stwem. Musieli i艣膰 naprz贸d. Nie chcieli zgin膮膰
zar偶ni臋ci na ofiar臋 bogom azteckim, a taki los spotyka艂 wszystkich je艅c贸w wojennych, kt贸rych cz臋-
stokro膰 tuczono jeszcze w drewnianych klatkach, by nabrali mi艂ej bogu tuszy. Lepiej wi臋c
pr贸bowa膰 si臋 przedrze膰, cho膰by przysz艂o zgin膮膰. Innego wyboru nie by艂o.
I oto w tej, zdawa艂oby si臋, zupe艂nie beznadziejnej sytuacji (liczb臋 Aztek贸w oceniano na oko艂o 200
000, Hiszpanie za艣 stali wobec tej masy bez swej broni palnej, kt贸ra hukiem i ogniem wywalczy艂a
im pierwsze zwyci臋stwo) nast膮pi艂 cud.
Trzema grupami, z resztkami jazdy (oko艂o dwudziestu koni) na skrzyd艂ach, Cortez wrzyna si臋 w
morze Aztek贸w, kt贸re od razu si臋 nad nim zamyka. Dwudziestu je藕d藕c贸w, niby p艂ug kraj膮cy
bruzdy w twardej ziemi, wyr膮buje przej艣cie w zbitej masie ludzi, lecz jak gi臋tkie zielsko pod-
nosz膮ce si臋 na stratowanej ziemi zamykaj膮 je znowu Aztecy pr贸buj膮cy od ty艂u napa艣膰 na konie.
Cortez walczy w pierwszej linii. Ko艅 pod nim pada; dosiada drugiego. Otrzymuje cios w g艂ow臋;
mimo to walczy dalej. Wrog贸w jednak jest nieprzebrana chmara. Raptem, mi臋dzy jednym a drugim
uderzeniem dostrzega na malutkim wzniesieniu niewielk膮 grup臋 szczeg贸lnie bogato ubranych
wojownik贸w, a po艣rodku nich lektyk臋. To naczelny w贸dz Aztek贸w Cihuacu. Cortez poznaje go po
przytwierdzonej do plec贸w bu艂awie, na kt贸rej, jako chor膮giew i znak polowy, powiewa z艂ota siatka.
I oto dzieje si臋
cud. Nie cud Naj艣wi臋tszej Panny ani 偶adnego ze 艣wi臋tych cud Hernando
Corteza, jeden z tych, kt贸re przy ogniskach opiewaj膮 偶o艂nierze. Cortez, chocia偶 ranny, spina
rumaka, nie czeka nawet, a偶 dwaj czy trzej najbardziej wypr贸bowani towarzysze broni znajd膮 si臋 u
jego boku, i p臋dzi przed siebie z lanc膮 i mieczem, tratuj膮c, r膮bi膮c i siek膮c falang臋 azteckich
wojownik贸w, dopada azteckiego wodza, przebija go lanc膮, porywa z艂oty sztandar i powiewa nim
wysoko nad morzem faluj膮cych g艂贸w.
Do tej chwili bitwa z punktu widzenia sztuki wojennej teoretycznie by艂a przegrana. Teraz
praktycznie jest wygrana. Aztecy widz膮c sw贸j symbol zwyci臋stwa w r臋ku bia艂ego wodza, kt贸ry
zapewne wyda艂 im si臋 teraz pot臋偶niejszy od ich w艂asnych bog贸w, rzucaj膮 si臋 do panicznej ucieczki.
W chwili gdy Hernando Cortez wzni贸s艂 zdobyty sztandar, Meksyk by艂 zgubiony. Pa艅stwo
Aztek贸w, pa艅stwo ostatniego Montezumy, przesta艂o istnie膰.


Przy ko艅cu tego rozdzia艂u g艂os niechaj zabierze historyk: "Cokolwiek s膮dziliby艣my o tym podboju
rozpatruj膮c go od strony moralnej, jako czyn wojenny musi on nas nape艂ni膰 podziwem. Oto garstka
awanturnik贸w, lada jako uzbrojonych i wyekwipowanych, l膮duje u wybrze偶y pot臋偶nego pa艅stwa
zamieszka艂ego przez fanatyczny i wojowniczy lud... Nie znaj膮 ani j臋zyka, ani kraju, nie maj膮 map
ani kompasu, nie wiedz膮, czy za najbli偶szym krokiem znajd膮 si臋 w艣r贸d jakiego艣 wrogo
usposobionego szczepu, czy w bezludnej pustyni. Cho膰 w pierwszym starciu z mieszka艅cami tego
kraju nieomal zostaj膮 pokonani, nieust臋pliwie maszeruj膮 naprz贸d ku stolicy pa艅stwa... Roztaczaj膮cy
si臋 przed nimi widok pot臋gi i cywilizacji nie tylko ich nie odstrasza, lecz jeszcze umacnia w
powzi臋tym postanowieniu. Ujmuj膮 cesarza, ka偶膮 na oczach jego poddanych 艣ci膮膰 ministr贸w, a gdy
w艣r贸d ci臋偶kich strat zostaj膮 przep臋dzeni z bram stolicy, na nowo gromadz膮 rozproszone resztki
swych si艂 i wed艂ug planu, wykonanego z niepor贸wnan膮 m膮dro艣ci膮 i odwag膮, zdobywaj膮 stolic臋 i
utwierdzaj膮 swe panowanie nad krajem. Fakt, 偶e tego wszystkiego dokona艂a garstka marnie
wyposa偶onych awanturnik贸w, graniczy z cudem. Pozbawiony nawet tego minimum
prawdopodobie艅stwa, jakiego wymagamy od poetyckiego zmy艣lenia, fakt ten jest bez precedensu w
rocznikach historii."
Tylko dla przejrzysto艣ci i pe艂no艣ci obrazu dodajmy tu kr贸tko, 偶e w ci膮gu najbli偶szych miesi臋cy po
bitwie w dolinie Otumba lud aztecki, znalaz艂szy si臋 znowu pod w艂a艣ciwym kierownictwem, wzni贸s艂
si臋 raz jeszcze do wielko艣ci, kt贸rej po naje藕dzie Hiszpan贸w nie ujawni艂 pod rz膮dami Montezumy,
lecz kt贸ra licowa艂a z tym, czym Aztecy, "ameryka艅scy Rzymianie", byli przed pojawieniem si臋
Corteza. Po 艣mierci Cuitlahuaca, kt贸ry po czterech miesi膮cach zmar艂 na czarn膮 osp臋, obrany zosta艂
cesarzem dwudziestopi臋cioletni Quauhtemoc. Gdy Cortez ze swym wzmocnionym znacznymi
posi艂kami wojskiem ponownie zaatakowa艂 stolic臋, m艂ody monarcha aztecki broni艂 jej z tak膮
zaci臋to艣ci膮, 偶e zada艂 Hiszpanom wi臋ksze straty ni偶 wszyscy poprzedni azteccy wodzowie. Dalej
jednak sprawy potoczy艂y si臋 naturalnym biegiem rzeczy: Meksyk zosta艂 zburzony, domy spalone,
bogowie obaleni, kana艂y zasypane (dzi艣 Meksyk nie jest ju偶 "Wenecj膮"). Sam Quauhtemoc, wzi臋ty
do niewoli, zosta艂 poddany torturom, w ko艅cu za艣 powieszony.
Nowy okres rozpocz膮艂 si臋 od nawracania Indian i kolonizacji kraju. Na szczycie tego samego
teocalli, z kt贸rego schod贸w podczas ostatniego obl臋偶enia azteccy kap艂ani na oczach Hiszpan贸w
str膮cali cia艂a ich wzi臋tych do niewoli rodak贸w, wyrwawszy im przedtem serca, wznosi艂a si臋 teraz
ja艣niej膮c z daleka kolegiata pod wezwaniem Sw. Franciszka. Domy odbudowano. Po up艂ywie kilku
lat w azteckiej stolicy mieszka艂o ju偶 dwa tysi膮ce rodzin hiszpa艅skich (cz臋stokro膰 ma艂偶e艅stwa
mieszane) i co najmniej trzydzie艣ci tysi臋cy rodzin india艅skch. Ziemi臋 podzielono mi臋dzy
zdobywc贸w wed艂ug zasady tak zwanych repartimientos, co dla wszystkich lud贸w nale偶膮cych
niegdy艣 do pa艅stwa azteckiego i dla wszystkich innych, p贸藕niej podbitych Indian oznacza艂o
obr贸cenie ich w niewolnik贸w. Tylko Tlaskalanowie, kt贸rych pomocy Cortez mia艂 tyle do
zawdzi臋czenia, byli na pewien czas wy艂膮czeni spod dzia艂ania tego prawa. (Czy偶by kto doprawdy
spodziewa艂 si臋, 偶e pozostan膮 wolni na zawsze?)
W tych szybkich osi膮gni臋ciach, tak korzystnych dla dalekiej Hiszpanii, jedna by艂a rzecz gorzka dla
zdobywc贸w: zagini臋cie skarbu Montezumy. Hiszpanie s膮dzili, 偶e przy powt贸rnym wkroczeniu do
Meksyku zastan膮 jeszcze t臋 cz臋艣膰 skarbu, kt贸rej nie mogli zabra膰 ze sob膮 w ciemno艣ciach
pami臋tnej noche triste. Skarb jednak zagin膮艂 (nie znaleziono go zreszt膮 do dzi艣 dnia). Cortez kaza艂
wzi膮膰 Quauhtemoca na tortury. Nie wydoby艂 z niego 偶adnej wiadomo艣ci. Kaza艂 centymetr za
centymetrem przeszuka膰 przez nurk贸w wszystkie kana艂y i laguny. Tylko tu i 贸wdzie znaleziono
nieznaczne resztki. W sumie, po d艂ugich poszukiwaniach, da艂o to warto艣膰 oko艂o 130 000 castellanos
w z艂ocie akurat tyle, by mo偶na by艂o wys艂a膰 dworowi hiszpa艅skiemu obiecan膮 mu niegdy艣 jedn膮
pi膮t膮 skarbu. Dodajmy wreszcie i nikt chyba, kto w dziejach hiszpa艅skich podboj贸w 艣ledzi艂
histori臋 zdobycia Meksyku, nie oprze si臋 uczuciu z艂o艣liwej satysfakcji na t臋 wiadomo艣膰 偶e statek
z tym skarbem, zapowiedziany przez Corteza listem z 15 maja 1522 roku, zosta艂 skaperowany przez
Francuz贸w, tak 偶e w ko艅cu nie Karol V hiszpa艅ski, lecz Franciszek I, kr贸l Francji, ku w艂asnemu
zdumieniu znalaz艂 si臋 w posiadaniu skarbu koronnego Aztek贸w.
Czas teraz przerwa膰 na chwil臋 tok naszego opowiadania i odda膰 si臋 pewnym refleksjom. Poniewa偶
ksi膮偶ka nasza nie jest histori膮 odkry膰 geograficznych, a jeszcze mniej histori膮 militarnych i
politycznych zabor贸w, musimy id膮c dalej 艣ladem naszego zainteresowania dawnymi kulturami
zada膰 sobie nareszcie pytanie, jakie znaczenie ma podb贸j Corteza dla naszego obrazu dawnych
kultur Ameryki 艢rodkowej.
呕e w Meksyku w chwili pojawienia si臋 Corteza kultura taka istnia艂a, to po wszystkim, co zosta艂o
dot膮d opowiedziane, nie wymaga chyba dalszych dowod贸w. Gdy patrzymy na Corteza z naszego
punktu widzenia, czyli nie jak na konkwistadora, lecz szcz臋艣liwego odkrywc臋 kultury, kt贸ra ju偶 dla
ludzi 1600 roku by艂a kultur膮 umar艂膮, a dla nas jest martw膮 jak wszystkie inne zaginione kultury
omawiane dot膮d w tej ksi膮偶ce (偶yj膮cy dzi艣 w Meksyku Aztekowie w liczbie oko艂o 1,8 miliona ludzi
p臋dz膮 偶ywot fellach贸w, poza nawiasem historii), zainteresowa膰 nas musi pytanie, jakie wnioski sam
odkrywca, wsp贸艂cze艣ni mu i potomno艣膰 wyci膮gn臋li z tego odkrycia.
I tu od razu uderza nas rzecz zdumiewaj膮ca. Cortez, podobnie jak uczestnicy i 艣wiadkowie jego
podboju, nie pomija艂 偶adnej sposobno艣ci, aby uwypukli膰 pot臋g臋 i znaczenie ujarzmionego przez
siebie ludu; gdyby tego nie podkre艣la艂, pomniejszy艂by w oczach wsp贸艂czesnego mu 艣wiata wielko艣膰
swego dzie艂a. Tego jednak, 偶e zniszczy艂 nie barbarzy艅skie, poga艅skie pa艅stwo dzikus贸w, lecz 偶e
u偶yjemy raz jeszcze przytoczonego wy偶ej por贸wnania "zamordowa艂, 艣ci膮艂 t臋 kultur臋, jak
przechodzie艅 str膮ca koron臋 s艂onecznika" tego Cortez nie zauwa偶y艂. Nie dostrzeg艂 tak偶e, jakiego
rodzaju by艂a ta kultura i jakie mia艂a znaczenie. Ale ten sam przez si臋 ju偶 zdumiewaj膮cy fakt daje si臋
jeszcze poniek膮d wyt艂umaczy膰 duchem czasu i ideologi膮 epoki, kt贸ra wprawdzie wyda艂a ju偶
kronikarza, lecz jeszcze nie zrodzi艂a historiografa. Zgo艂a natomiast niepoj臋ty i bez przyk艂adu jest
fakt, 偶e to dokonane na pocz膮tku XVI wieku odkrycie, kt贸re przynios艂o tak niezwykle bogate w
szczeg贸艂y wiadomo艣ci d 偶yciu, ma艂o tego o samym istnieniu dawnych Aztek贸w, zosta艂o znowu
zapomniane. Podczas gdy dalszy rozw贸j historyczny coraz 艣ci艣lej w艂膮cza艂 Ameryk臋 w 偶ycie
gospodarcze i w rytm polityczny Europy (niepor贸wnanie 艣ci艣lej, ni偶 po dzi艣 dzie艅 w艂膮czy艂 w nie na
przy艂ad Mezopotami臋), 艣wiadomo艣膰 tego, 偶e istnia艂y niegdy艣 zupe艂nie niezwyk艂e kultury
ameryka艅skie, tak ca艂kowicie wypad艂a z pami臋ci ludzkiej, 偶e do niedawna nawet nauka nie uwa偶a艂a
za stosowne po艣wi臋ci膰 temu zaginionemu 艣wiatu nale偶nej mu uwagi. Aby przekona膰 si臋 o istnieniu
tej luki, wystarczy uprzytomni膰 sobie, jak ma艂o my sami wiemy o tych kulturach, albo zajrze膰 do
licznych encyklopedii lub dzie艂 z dziedziny historii powszechnej, w kt贸rych kultura Toltek贸w,
Maj贸w i Aztek贸w b膮d藕 w og贸le jest pomini臋ta milczeniem, b膮d藕 zaledwie wzmiankowana.
Argument, kt贸ry ka偶e przyczyny tego zjawiska dopatrywa膰 si臋 w fakcie, 偶e kultury
艣rodkowoameryka艅skie nie pozostaj膮 z nami w r贸wnie 艣cis艂ym, wynikaj膮cym z rozwoju
historycznego zwi膮zku wewn臋trznym, jak kultury Babilonii, Egiptu i Grecji, nie wytrzymuje
krytyki. Nie mniej bowiem odleg艂e od nas kultury Chi艅czyk贸w lub Hindus贸w znacznie 偶ywiej
przenikn臋艂y do naszej 艣wiadomo艣ci ni偶 dawne kultury ameryka艅skie, chocia偶 kraje te mimo swego
po艂膮czenia l膮dowego z Europ膮 stoj膮 daleko bardziej na uboczu od naszego 偶ycia gospodarczego i
politycznego ni偶 Meksyk, kt贸ry ju偶 przed czterystu laty uleg艂 ca艂kowitej hispanizacji, a nast臋pnie
w艂膮czony zosta艂 do kontynetalno-ameryka艅skiej sfery dzia艂ania. I jeszcze jedno zas艂uguje tu na
uwag臋: pierwszy za艂o偶ony w 1879 roku ameryka艅ski instytut archeologiczny przez dziesi膮tki lat
skupia艂 ca艂膮 sw膮 dzia艂alno艣膰 na pracach wykopaliskowych po艣wi臋conych staro偶ytno艣ci
europejskiej. Z ogromnych sum 艂o偶onych przez ameryka艅skie instytuty naukowe na poszukiwania
archeologiczne tylko najmniejsza cz臋艣膰 dociera do r膮k nielicznych badaczy staraj膮cych si臋 zbada膰
obszary kulturowe, na kt贸rych po cz臋艣ci instytuty te si臋 znajduj膮.
Tak wi臋c w kulturze Aztek贸w mamy przyk艂ad kultury nie tylko umar艂ej, lecz tak偶e mo偶na to
艣mia艂o twierdzi膰 zapomnianej po pierwszym jej odkryciu.
Dot膮d cz臋sto wskazywali艣my na pot臋g臋 i wielko艣膰 Aztek贸w. Czas teraz powiedzie膰, 偶e tej pot臋gi i
wielko艣ci nie nale偶y przecenia膰. Je偶eli podkre艣lali艣my j膮 z takim naciskiem, to dlatego, 偶e w艂a艣nie
kultura Aztek贸w pierwsza zosta艂a odkryta, a w ksi膮偶ce naszej wszak postanowili艣my trzyma膰 si臋
chronologii odkry膰 archeologicznych. Teraz jednak przekonamy si臋, 偶e istnia艂y w Ameryce
艢rodkowej inne, znacznie wy偶sze kultury, co wi臋cej, 偶e kultura aztecka by艂a tylko cywilizacyjnym
odblaskiem innej, znacznie bardziej rozwini臋tej i daleko starszej kultury.
I to wprowadza nas znowu w tok naszego opowiadania. Przechodzimy do powt贸rnego odkrycia
dawnej Ameryki, a tym samym do dw贸ch niezwyk艂ych ludzi, z kt贸rych jeden nie wyszed艂szy poza
pr贸g swej pracowni odkry艂 ponownie dawnych Aztek贸w, drugi za艣, przebijaj膮c si臋 macze-t膮 przez
d偶ungl臋, odkry艂 powt贸rnie znacznie starszy lud (pierwszy na lud ten trafi艂 ju偶 jeden z towarzyszy
Corteza).
Tym razem wszak偶e do nowych odkry膰 przyst膮piono z owym wielkim nabo偶nym skupieniem i
szacunkiem wobec minionej wielko艣ci, do kt贸rego zdolny sta艂 si臋 dopiero wiek dziewi臋tnasty. Ku
najwi臋kszemu zdumieniu okaza艂o si臋 jednak, 偶e i to powt贸rne odkrycie dawnych lud贸w
ameryka艅skich jeszcze nie wystarcza艂o, aby przyzna膰 im nale偶ne miejsce w historii kultury 偶e
potrzebne by艂o jeszcze trzecie odkrycie, kt贸re dopiero za naszych dni zmierza do swego punktu
szczytowego. Do tego tematu powr贸cimy w jednym z nast臋pnych rozdzia艂贸w.




Rozdzia艂 dwudziesty dziewi膮ty

MR. STEPHENS KUPUJE MIASTO


Pewnego wczesnego ranka 1839 roku ma艂a kawalkada je藕d藕c贸w jecha艂a dolin膮 Camotan wzd艂u偶
przebiegaj膮cej tu granicy mi臋dzy Hondurasem i Gwatemal膮. Na przedzie dwaj biali; reszt臋
stanowili Indianie. Chocia偶 wszyscy byli uzbrojeni, przybywali w te okolice w na wskro艣
pokojowych zamiarach. Jednak偶e ani bro艅, ani zapewnienia o pokojowych celach podr贸偶y nie
przeszkodzi艂y temu, 偶e tego偶 wieczora ca艂e to towarzystwo znalaz艂o si臋 pod kluczem w "ratuszu"
ma艂ej mie艣ciny, strze偶one przez band臋 uzbrojonych 偶o艂dak贸w, kt贸rzy przez ca艂膮 noc ha艂asowali
zabawiaj膮c si臋 dzik膮 strzelanin膮.
Od tego ma艂o zach臋caj膮cego wst臋pu rozpocz臋艂a si臋 wielka przygoda badawcza Johna Lloyda
Stephensa, kt贸ry po raz drugi odkry艂 dawn膮 Ameryk臋.
Stephens urodzi艂 si臋 28 listopada 1805 roku w Shrewsbury w stanie Nowy Jork. Po odbyciu studi贸w
prawniczych pracowa艂 przez osiem lat w s膮dach nowojorskich. Pasjonowa艂 si臋 zabytkami
staro偶ytno艣ci 艣ladami dawnych lud贸w z najrozmaitszych epok. Na przyk艂adzie tego
Amerykanina potwierdza si臋 to, na co wskazali艣my w poprzednim rozdziale: nie tropi艂 on 艣lad贸w
historii dawnych lud贸w Ameryki, nie uda艂 si臋 do Ameryki 艢rodkowej, gdzie nagromadzone by艂y
niezliczone zabytki po prostu dlatego, 偶e nic o nich nie wiedzia艂. Pojecha艂 do Egiptu, Arabii,
Ziemi 艢wi臋tej, a w rok p贸藕niej do Grecji i Turcji. Dopiero gdy mia艂 trzydzie艣ci trzy lata i sam
wyda艂 ju偶 dwie ksi膮偶ki o swych podr贸偶ach, wpad艂o mu w r臋ce sprawozdanie z podr贸偶y innego
autora, kt贸re w najwy偶szym stopniu wzbudzi艂o jego ciekawo艣膰 i nada艂o jego zainteresowaniom
nowy kierunek.
Chodzi艂o o uj臋te na pi艣mie wyniki urz臋dowych bada艅 (po cz臋艣ci poparte w艂asnymi spostrze偶eniami
autora), kt贸re niejaki pu艂kownik Garlindo na polecenie rz膮du Federacji Ameryki, 艢rodkowej
przeprowadzi艂 w艣r贸d krajowc贸w. Garlindo wspomina艂 w tym sprawozdaniu o szcz膮tkach dziwnych
i niezawodnie bardzo starych budowli, kt贸re mo偶na napotka膰 w lasach Jukatanu i 艢rodkowej
Ameryki.
Te suche uwagi wojskowego niezwykle zaintrygowa艂y Stephensa.
Szuka艂 wi臋c dalszych wiadomo艣ci i natkn膮艂 si臋 na dzie艂o Juarrosa, historyka Gwatemali, kt贸ry ze
swej strony cytowa艂 niejakiego Fuentesa. 脫w za艣 Fuentes twierdzi艂, 偶e za jego czas贸w, oko艂o 1700
roku, w okolicach Cop鋘u w Hondurasie znajdowa艂 si臋 kompleks dobrze zachowanych
staro偶ytnych budowli; Fuentes nazywa艂 go "cyrkiem".
Te sk膮pe wiadomo艣ci rozstrzygn臋艂y o decyzji Stephensa. Cho膰 wydaje si臋 to wprost
nieprawdopodobne, nie zebra艂 on bli偶szych wiadomo艣ci i tylko pobie偶nie zaznajomi艂 si臋 ze
藕r贸d艂ami z epoki konkwistador贸w. Ale powtarzamy raz jeszcze odkrycia hiszpa艅skich
zdobywc贸w, o ile dotyczy艂y znalezionych starych kultur, dawno ju偶 zosta艂y zapomniane. Stephens
za艣 nie m贸g艂 wiedzie膰, 偶e akurat w tym samym czasie, gdy wyrusza艂 do Ameryki 艢rodkowej,
bardzo niedaleko od niego inny cz艂owiek, r贸wnie偶 Amerykanin, zbiera艂 wszystkie osi膮galne
materia艂y o jednym z dawnych lud贸w 艣rodkowoameryka艅skich. Nie wiedzia艂, 偶e cz艂owiek ten
m贸g艂by z czterech 艣cian swojej pracowni nie tylko opowiedzie膰 mu nies艂ychanie wiele o tych
ludach, lecz nawet powiedzie膰 mu w przybli偶eniu, co on, Stephens, tam znajdzie.
Stephens rozgl膮da艂 si臋 za jakim艣 towarzyszem podr贸偶y. Znalaz艂 go w osobie swego przyjaciela
Fredericka Catherwooda, angielskiego rysownika. Napotykamy tu t臋 sam膮 wsp贸lnot臋 pracy, z jak膮
zetkn臋li艣my si臋 ju偶, gdy Vivant Denon utrwala艂 o艂贸wkiem to, co znajdowa艂a napoleo艅ska Komisja
Egipska, i gdy Eugene Flandin rysowa艂 rozsypuj膮ce si臋 rze藕by wydobyte przez Bott臋 z gruz贸w
Niniwy.
Gdy obaj zaj臋ci ju偶 byli przygotowaniami do podr贸偶y, nadarzy艂a si臋 sposobno艣膰 do przerzucenia
wi臋kszej cz臋艣ci koszt贸w wyprawy na rz膮d Stan贸w Zjednoczonych Ameryki P贸艂nocnej. W okresie
tym Ameryka 艢rodkowa pod wzgl臋dem gospodarczym coraz bardziej wchodzi艂a w stref臋 interes贸w
Stan贸w Zjednoczonych. Gdy nagle umar艂 dotychczasowy ameryka艅ski charg艣 d艂affaires przy
rz膮dzie Federacji 艢rodkowoameryka艅skiej, Stephens kt贸ry z okresu swej pracy w s膮dach
nowojorskich zna艂 prezydenta Stan贸w Zjednoczonych Martina van Burena, by艂ego gubernatora
Nowego Jorku zosta艂 jego nast臋pc膮. Dzi臋ki temu wyruszy艂 w sw膮 podr贸偶 wyposa偶ony nie tylko
w wiele list贸w polecaj膮cych, ale i w pi臋knie brzmi膮cy tytu艂 encargado de los negocios de los
Estados Uni-dos del Norte. (Ilu偶 to ju偶 poznali艣my pionier贸w archeologii, kt贸rzy jednocze艣nie byli
dyplomatami!)
Wszystko to jednak nic nie pomog艂o, gdy owi pijani 偶o艂dacy napadli na jego orszak podr贸偶ny.
Stephensowi bowiem w 1839 roku przytrafi艂o si臋 w 艢rodkowej Ameryce to samo, co sze艣膰 lat
potem zdarzy艂o si臋 Layardowi w Mezopotamii, na brzegu Tygrysu. Tak jeden, jak drugi przybyli do
kraju obj臋tego ogniem rewolucji.
W Federacji 艢rodkowoameryka艅skiej istnia艂y wtedy trzy wielkie partie polityczne: partia
Morazana, by艂ego prezydenta republiki San Salvador, partia Ferrery, mulaokiego przyw贸dcy w
Hondurasie, i partia Carrery, india艅skiego przyw贸dcy politycznego w Gwatemali. Carrera wraz ze
swymi zwolennikami, kt贸rych w spos贸b ma艂o przyjazny nazwano cachurecos ("fa艂szywe monety"),
sta艂 wtedy pod broni膮. Moraz鋘 i Ferrera stoczyli bowiem bitw臋 pod San Salvador, z kt贸rej genera艂
Moraz鋘, chocia偶 ranny, wyszed艂 jako zwyci臋zca; teraz oczekiwano jego wkroczenia do
Gwatemali. Ma艂a karawana Stephensa w臋drowa艂a w艂a艣nie drog膮, kt贸r膮 przypuszczalnie mia艂
przyby膰.
Kraj by艂 zniszczony. Operetkowi genera艂owie na przemian z hersztami bandyt贸w dowodzili
wi臋kszymi lub mniejszymi oddzia艂ami wojskowymi, sk艂adaj膮cymi si臋 z Indian, Murzyn贸w oraz
kilku europejskich poszukiwaczy przyg贸d, oficer贸w i dezerter贸w z armii Napoleona. By艂y to raczej
bandy maruder贸w ni偶 oddzia艂y wojskowe. Wsie by艂y spl膮drowane, ludno艣膰 cierpia艂a g艂贸d.
Gdziekolwiek Stephens pr贸bowa艂 naby膰 偶ywno艣膰, spotyka艂 si臋 niezmiennie z odpowiedzi膮: No hay!
"Nie ma!" Dawano im tylko wod臋.
Gdy w jednym z miasteczek zakwaterowali si臋 na nocleg w "ratuszu", miejscowy alkad,
wyposa偶ony w oznak臋 swej godno艣ci, lask臋 ze srebrn膮 ga艂k膮, przyj膮艂 ich nieufnie. W nocy ten偶e
alkad z watah膮 dwudziestu pi臋ciu ludzi wtargn膮艂 do sali sypialnej. Dow贸dc膮 oddzia艂u by艂 oficer,
zwolennik Carrery; Stephens opisuj膮c t臋 przygod臋 stale nazywa go "panem w cylindrze". Dosz艂o do
do艣膰 gwa艂townej wymiany zda艅. S艂u偶膮cy Stephensa, imieniem Augustin, kt贸ry zosta艂 ranny od zbyt
pochopnego uderzenia maczet膮 w g艂ow臋, wo艂a艂: "Strzela膰, sir, strzela膰!" W 艣wietle pal膮cego si臋
艂uczywa Stephens okaza艂 swe paszporty jak r贸wnie偶 glejt zaopatrzony w piecz臋cie genera艂a
Cascary, dezertera armii napoleo艅skiej, kt贸ry wtedy odgrywa艂 tu pewn膮 rol臋, a kt贸rego poparcie
Stephens zapewni艂 sobie wyruszaj膮c w drog臋. Catherwood natomiast wda艂 si臋 w uczony wyw贸d na
temat prawa mi臋dzynarodowego i immunitet贸w dyplomatycznych, co na pijanych 偶o艂dakach
zrobi艂o jeszcze mniejsze wra偶enie ni偶 okazane paszporty. Sytuacja przypomina艂a po trosze scen臋 z
opery Fra Diavolo, mog艂a si臋 jednak sko艅czy膰 tragicznie; trzy muszkiety by艂y ju偶 wymierzone w
pier艣 Stephensa.
Na razie jednak nie dosz艂o do tego krwawego fina艂u, pojawi艂 si臋 bowiem inny oficer, widocznie
starszy rang膮, gdy偶 mia艂 na g艂owie jeszcze bardziej l艣ni膮cy "cylinder" ni偶 pierwszy. Znowu
zbadano paszporty. Oficer zabroni艂 wszelkiego gwa艂tu, oznajmi艂 jednak alkadowi, i偶 ten g艂ow膮
odpowiada mu za to, 偶e wi臋藕niowie b臋d膮 dobrze strze偶eni. Stephens napisa艂 w po艣piechu list do
genera艂a Cascary i dla wi臋kszego efektu zapiecz臋towa艂 go ameryka艅sk膮 p贸艂dolar贸wk膮. "Orze艂
pisze p贸藕niej w swej ksi膮偶ce rozpostar艂 swe skrzyd艂a, a gwiazdy rozb艂ys艂y w 艣wietle pochodni;
wszyscy podeszli bli偶ej, aby sobie dok艂adnie to obejrze膰."
Tej nocy nikt z gromadki Stephensa nie zazna艂 snu. Przed ich kwater膮 偶o艂nierze zabawiali si臋 w
ob贸z wojenny, wrzeszczeli, krzyczeli i bez miary pili w贸dk臋. Wreszcie jeszcze raz pojawi艂 si臋
alkad, a z nim cala uzbrojona banda. Trzyma艂 w r臋ku list Stephensa. Widz膮c, 偶e list nie zosta艂
wys艂any, Stephens tym razem wyst膮pi艂 energicznie. I, o dziwo, to czego nie zdzia艂a艂y ani paszporty,
ani uczone wywody Catherwooda, zdzia艂a艂 ten nowy ton. Alkad natychmiast wys艂a艂 list przez
Indianina, dodaj膮c mu kopniaka na drog臋, i oddali艂 si臋 wraz ze swymi towarzyszami. Stephens by艂
przygotowany na to, 偶e wypadnie d艂ugo czeka膰. Raptem jednak sytuacja sama przez si臋 znalaz艂a
pomy艣lne rozwi膮zanie.
Gdy nazajutrz s艂o艅ce sta艂o ju偶 wysoko, wytrze藕wiony alkad przyszed艂 z oficjaln膮, pojednawcz膮
wizyt膮. 呕o艂nierze, utrzymawszy noc膮 nowy rozkaz, o 艣wicie opu艣cili miasteczko.
Miasto Cop鋘 le偶y w Hondurasie nad rzek膮 tej samej nazwy wpadaj膮c膮 do rzeki Motagua, kt贸ra z
kolei wpada do Zatoki Honduraskiej. (Nie nale偶y myli膰 Cop鋘u z miastem Cob鋘 nad rzek膮 Rio
Coban lub Cahabon, kt贸re le偶y na p贸艂nocny wsch贸d od Copanu i znajduje si臋 w Gwatemali.)
T膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮 obecnie w臋drowa艂 Stephens, niegdy艣 maszerowa艂 Cortez, gdy po
zawojowaniu pa艅stwa Aztek贸w wyruszy艂 w 1525 roku z Meksyku do Hondurasu, aby ukara膰
pewnego zdrajc臋. Droga ta na przestrzeni tysi膮ca kilometr贸w prowadzi przez g贸ry i dziewicze lasy.
Gdy Stephens, Catherwood oraz india艅scy przewodnicy i tragarze pu艣cili si臋 w dalsz膮 podr贸偶 i
zanurzyli si臋 w g臋stwin臋 lasu, kt贸ry zamkn膮艂 si臋 nad nimi jak zielona to艅 morska, zacz臋li rozumie膰,
dlaczego tak ma艂o podr贸偶nik贸w i badaczy zapuszcza艂o si臋 w te strony. "Poszycie lasu pisa艂
trzysta lat przedtem Cortez rzuca艂o tak g臋sty cie艅, 偶e 偶o艂nierze nie wiedzieli, gdzie nog臋
postawi膰." Mu艂y zapada艂y po brzuch w mokrad艂a, a gdy Stephens i Cartherwood zsiadali z koni,
aby pom贸c ludziom i zwierz臋tom, kolczaste ro艣liny kaleczy艂y im r臋ce i twarz. Duszny upa艂 odbiera艂
si艂y, a roje moskit贸w unosz膮ce si臋 nad bagnami nabawia艂y febry. "Klimat ten pisali sto lat
przedtem hiszpa艅scy podr贸偶nicy Don Juan i Ulloa wysysa z cz艂owieka si艂y, zabija kobiety przy
pierwszym po艂ogu. Wo艂y trac膮 mi臋so; krowy przestaj膮 dawa膰 mleko, kury nie艣膰 jajka..."
Przyroda od tego czasu si臋 nie zmieni艂a, by艂a taka sama jak za Corteza i owych dw贸ch Hiszpan贸w.
Gdyby nie to, 偶e wydarzenia wojenne i zamieszanie panuj膮ce w 艢rodkowej Ameryce z g贸ry
uniemo偶liwia艂y wszelk膮 dzia艂alno艣膰 dyplomatyczn膮 i Stephensowi nie pozosta艂o nic innego, jak
folgowa膰 swej pasji do przyg贸d i odkry膰, kto wie, czy nie zawr贸ci艂by z drogi.
Ale Stephens nale偶a艂 do tej kategorii ludzi, kt贸rzy nawet w艣r贸d najci臋偶szych udr臋cze艅 nie staj膮 si臋
nieczuli na urok otaczaj膮cego ich obcego 艣wiata. Las nie tylko z w艣ciek艂o艣ci膮 obezw艂adnia艂 i
atakowa艂 intruza, lecz osza艂amia艂 tak偶e powonienie, s艂uch i wzrok. Z ni偶ej po艂o偶onych cz臋艣ci
podnosi艂y si臋 dusz膮ce, bagienne wyziewy. Drzewa mahoniowe i b艂臋kitne drzewa kampeszowe
rozpo艣ciera艂y roz艂o偶yste korony. Palma corozo swymi do dwunastu metr贸w d艂ugimi li艣膰mi tworzy艂a
nad g艂owami w臋drowc贸w nieprzenikniony dach. Uwa偶niejszym podr贸偶nikom udawa艂o si臋 niekiedy
znale藕膰 orchide臋. Na pniach odwiecznych drzew niby doniczki pousadza艂y si臋 przer贸偶ne
bromeliazeae. Gdy za艣 wieczorem puszcza budzi艂a si臋 do 偶ycia, rozlega艂 si臋 jazgot ma艂p, skrzecza艂y
papugi, rozbrzmiewa艂o wycie i szczekni臋cia, pada艂y g艂uche, urywane krzyki, jakie wydaje konaj膮ca
zwierzyna pod z臋bami szarpi膮cego j膮 napastnika.
Stephens i Catherwood przedzierali si臋 przez dziewicz膮 puszcz臋, o kt贸rej im si臋 nawet nie 艣ni艂o,
gdy w Nowym Jorku przygotowywali si臋 do tej wyprawy. Podrapani, okrwawieni, pokryci b艂otem,
z czerwonymi od bezsenno艣ci oczyma, przedzierali si臋 naprz贸d. I w tym 艣wiecie przekl臋tym przez
Boga i ludzi, w kt贸rym zdawa艂o si臋, nigdy jeszcze nie posta艂a ludzka noga, mia艂y si臋 wznosi膰
kamienne, wielkie budowle?
Stephens sam p贸藕niej uczciwie przyznaje, 偶e im dalej zapuszcza艂 si臋 w to zielone kr贸lestwo, tym
bardziej stawa艂 si臋 sceptyczny. "Musz臋 przyzna膰 pisze 偶e obaj, zar贸wno pan Catherwood, jak
i ja, byli艣my nieco sceptyczni i zbli偶ali艣my si臋 do Cop鋘u ju偶 raczej tylko z nadziej膮 ni偶 z wiar膮 w
znalezienie poszukiwanych cud贸w."
A jednak nast膮pi艂a chwila, w kt贸rej je znale藕li.


Znale藕膰 w jakim艣 obcym, nieznanym lesie resztki starych mur贸w, 艣wiadcz膮cych o dawno
minionym 偶yciu, to rzecz niew膮tpliwie interesuj膮ca i pobudzaj膮ca do rozmaitych refleksji, lecz
trudno- j膮 nazwa膰 cudem. Musimy sobie uprzytomni膰, 偶e Stephens zje藕dzi艂 p贸艂 Lewantu i sta艂 ju偶
na ruinach siedzib niemal wszystkich staro偶ytnych lud贸w. Teraz gdy nie mia艂 ju偶 prawie 偶adnej
nadziei i niemal niczego ju偶 si臋 nie spodziewa艂 (bo jak膮偶 m贸g艂 tu przyk艂ada膰 miar臋 por贸wnawcz膮
na przyk艂ad z Egiptem?), ukaza艂 mu si臋 widok, kt贸ry w pierwszej chwili wprawi艂 go w os艂upienie, a
w ko艅cu gdy pomy艣la艂, jakie wnioski z jego odkrycia b臋dzie mog艂a wysnu膰 nauka istotnie
wyda艂 mu si臋 cudem.
Dotarli do rzeki Rio Cop醤 i zatrzymali si臋 na kr贸tko w napotkanej tu wiosce, aby nawi膮za膰
przyjazne stosunki z zamieszkuj膮cymi j膮 tubylcami, Metysami i Indianami, kt贸rzy wszyscy
nawr贸ceni byli na wiar臋 chrze艣cija艅sk膮. Wyruszywszy st膮d dalej do d偶ungli, stan臋li nagle przed
dobrze zachowanym murem zbudowanym ze 艣ci艣le spojonych kamieni ciosowych. Liczne stopnie
wiod艂y w g贸r膮 na taras, tak jednak obros艂y bujnym zielskiem, 偶e nie mo偶na si臋 by艂o zorientowa膰 w
jego rozmiarach.
Podnieceni tym widokiem, powstrzymywali jeszcze sw膮 rado艣膰. Nie mieli pewno艣ci, czy nie s膮 to
resztki jakiego艣 starego umocnienia hiszpa艅skiego. Zboczywszy z wyr膮banej 艣cie偶ki ujrzeli swego
przewodnika, kt贸ry kilkoma energicznymi ci臋ciami rozbija艂 g膮szcz lian. Rozsun膮艂 popl膮tane ze
sob膮 pn膮cza, niby kurtyn臋 w teatrze, i istny deus ex machina w dramacie tego odkrycia pe艂en
oczekiwania, jak gdyby pokazuj膮c krytykom swe w艂asne dzie艂o, wskaza艂 im r臋k膮 na jaki艣 wysoki,
ciemny przedmiot.
Oczom Stephensa i Catherwooda, kt贸rzy teraz sami maczet膮 rozcinali zaro艣la, aby ods艂oni膰 sobie
widok, ukaza艂a si臋 ogromna stela, wysoka rze藕ba, jakiej nigdy w 偶yciu jeszcze nie widzieli, o
artystycznym wykonaniu, jakiego dot膮d nigdy nie spotykali ani w Europie, ani na Wschodzie, i
nigdy nie spodziewaliby si臋 znale藕膰 w Ameryce.
Kamienna rze藕ba pokryta by艂a tak wspania艂ymi ornamentami, 偶e w pierwszej chwili wyda艂o im si臋,
i偶 w og贸le nie mo偶na tego opisa膰. By艂a ona wybiegamy tu naprz贸d, podaj膮c dopiero p贸藕niej
stwierdzone wymiary na 3,90 metra wysoka, 1,20 metra szeroka i 0,90 metra gruba.
Czworok膮tna kolumna pokryta by艂a od g贸ry do do艂u rze藕bami i ornamentami; ornamenty te, wielkie
i szare, odcina艂y si臋 od soczystej zieleni dziewiczego lasu; w zag艂臋bieniach rze藕b widoczne jeszcze
by艂y 艣lady intensywnych ciemnych kolor贸w, kt贸rymi niegdy艣 by艂y pomalowane.
Na przodzie, rze藕biona bardzo wypuk艂e, widoczna by艂a posta膰 m臋偶czyzny, kt贸rego twarz jak
pisze Stephens by艂a "uroczy艣cie surowa i mog艂a napawa膰 boja藕ni膮". Boki steli pokryte by艂y
zagadkowymi hieroglifami, tylna za艣 strona p艂askorze藕bami, "r贸偶ni膮cymi si臋 od wszystkiego, co
dot膮d widzieli艣my".
Stephens by艂 zafascynowany. Ale jako prawdziwy badacz, nawet w obliczu najbardziej
niespodziewanego widoku nie wyci膮ga pochopnych wniosk贸w. Ogranicza si臋 na razie do
nast臋puj膮cego twierdzenia, czyni膮c to jednak z najwi臋ksz膮 stanowczo艣ci膮: "Widok tego
niespodziewanie znalezionego pomnika... nape艂ni艂 nas przekonaniem, 偶e poszukiwane przez nas
przedmioty s膮 interesuj膮ce nie tylko jako szcz膮tki nieznanego ludu, lecz r贸wnie偶 jako dzie艂a sztuki,
kt贸re niby 艣wie偶o odkryte dokumenty historyczne dowodz膮, 偶e lud zamieszkuj膮cy niegdy艣
kontynent ameryka艅ski nie by艂 ludem dzikim."
Gdy jednak wraz z Catherwoodem przedzieraj膮c si臋 dalej przez g膮szcz znajduje drug膮, trzeci膮,
czwart膮, a w ko艅cu og贸艂em czterna艣cie przedziwnych rze藕bionych stel, jedn膮 doskonalsz膮 od
drugiej, posuwa si臋 ju偶 dalej w swych twierdzeniach. Znaj膮c pomniki w dolinie Nilu i wiedz膮c, 偶e
jedynie wysoka kultura mo偶e wyda膰 podobne dzie艂a, pisze, 偶e niekt贸re stele znalezione w d偶ungli
Copanu "by艂y wykonane z wi臋kszym smakiem artystycznym ni偶 najpi臋kniejsze pomniki Egiptu,
inne za艣 co najmniej im dor贸wnywa艂y".
Twierdzenie to dla 贸wczesnego 艣wiata brzmia艂o wprost absurdalnie. Gdy w jednym ze swych list贸w
przekaza艂 pierwsz膮 wiadomo艣膰 o odkrytych znaleziskach, przyj臋to j膮 nie tylko z niedowierzaniem,
ale i ze 艣miechem. A czy偶 m贸g艂 dowie艣膰 prawdziwo艣ci swych twierdze艅?


Co zrobi膰? Jak przetransportowa膰 te ogromne pomniki zamkni臋te za nieprzebytym, zielonym
murem d偶ungli? "Beznadziejne niemal przedsi臋wzi臋cie pisze w swej ksi膮偶ce. Wsz臋dzie ruiny
ukryte w lesie. Prawda, 偶e przep艂ywa艂a tu rzeka wpadaj膮ca do tego samego morza, nad kt贸rym le偶y
Nowy Jork. Ale na tej rzece by艂y progi i wodospady. Pozostawa艂o tylko jedno wyj艣cie: por膮ba膰
jednego z tych bo偶k贸w na kawa艂ki i tak go przetransportowa膰, aby m贸g艂 s艂u偶y膰 za dow贸d i
przyk艂ad, z innych za艣 zrobi膰 odlewy." Po czym dodaje i teraz por贸wnanie z tym, co dot膮d
uwa偶ane by艂o za niedo艣cig艂y tw贸r dawnych kultur, g艂adko wyp艂ywa mu spod pi贸ra: "Wszak odlewy
z Partenonu, stoj膮ce w Muzeum Brytyjskim, uwa偶ane s膮 za cenne pomniki.艂"
Odst膮pi艂 jednak od tego zamiaru. Przecie偶 ma przy sobie Catherwooda. Nalega wi臋c, aby zabia艂 si臋
do rysowania. Ale Cartherwood, kt贸ry wyda艂 przepi臋kne albumy pomnik贸w egipskich, chodzi
chmurny, raz po raz dotyka wykutych w kamieniu poczwarnych twarzy, ogl膮da niezrozumia艂e
hieroglify, pogmatwane ornamenty. Bada o艣wietlenie, 艣ledzi g艂臋boko艣膰 cieni w wypuk艂e
wy偶艂obionych p艂askorze藕bach, potrz膮sa g艂ow膮...
Stephens jednak nie przestaje nalega膰. Odsy艂a przewodnika do wioski, aby przepyta艂 mieszka艅c贸w,
co wiedz膮 o tych tajemniczych rze藕bach. Nikt nic o nich nie wie. Kto m贸g艂 wykona膰 podobne
artystyczne prace? Quien sabe brzmi stereotypowa odpowied藕.
Z Metysem Bruno, krawcem wiejskim, zapuszcza si臋 coraz g艂臋biej w d偶ungl臋. Znajduje coraz to
nowe rze藕by, nowe mury, nowe schody i tarasy. "Jeden z pomnik贸w pisze olbrzymie
korzenie drzew obsun臋艂y z piedesta艂u, inny tak mocno oplot艂y konary, 偶e niemal wyrwa艂y go z
ziemi, jeszcze inny zwalony by艂 na ziemi臋, gdzie przytrzymywa艂y go olbrzymie pn膮cza. Jeden
wreszcie pomnik, z wzniesionym przed nim o艂tarzem, sta艂 w gaju okalaj膮cych go drzew, kt贸re jak
gdyby chcia艂y zapewni膰 mu cie艅 i os艂ania膰 go jako 艣wi臋to艣膰; w uroczystej ciszy lasu si臋 by膰
b贸stwem op艂akuj膮cym zaginiony lud." powr贸ci艂 do Catherwooda, oznajmi艂 mu, 偶e do skopiowania
jest pi臋膰dziesi膮t obiekt贸w. Ale Catherwood, wypr贸bowany rysownik, potrz膮sa g艂ow膮. Tu nie mo偶na
rysowa膰, trzeba najpierw zrobi膰 艣wiat艂o. W panuj膮cych ciemno艣ciach zacieraj膮 si臋 wszelkie
kontury.
Od艂o偶yli prac臋 do nast臋pnego ranka. Trzeba by艂o zapewni膰 sobie pomoc. Wie艣 musia艂a da膰 mu r臋ce
do pracy. Ale c贸偶 to? Czy nie nadchodzi tu jaki艣 Metys, nieco lepiej i jaskrawiej ubrany ni偶 tragarze
i inni mieszka艅cy, kt贸rych dot膮d widzieli? Mo偶e przyprowadza pomoc, kt贸rej tak bardzo
potrzebuj膮? Lecz ten cz艂owiek o br膮zowej sk贸rze podchodzi dumnie, ku ich zdziwieniu przedstawia
si臋 jako don Jos艣 Maria i okazuje dokumenty, z kt贸rych wynika, 偶e ca艂y obszar nad Rio Copan,
gdzie stoj膮 ruiny, jest jego w艂asno艣ci膮.
Stephens wybuchn膮艂 艣miechem, tak niedorzeczna wydawa艂a mu si臋 my艣l, 偶e te ruiny w d偶ungli
mog膮 w og贸le do kogo艣 "nale偶e膰". Gdy za艣 don Jose Maria w odpowiedzi na postawione mu
pytanie przyzna艂, 偶e "niegdy艣, co prawda, s艂ysza艂 co艣 o tych ruinach, ale..." nie da艂 mu do-
ko艅czy膰 i odprawi艂 go z niczym.
Wieczorem jednak le偶膮c w swej ma艂ej chacie jeszcze raz zastanawia si臋 nad ca艂膮 spraw膮. Do kogo
rzeczywi艣cie nale偶膮 te ruiny? I jak pisze w swej ksi膮偶ce ju偶 zasypiaj膮c rozstrzyga
kategorycznie: "S艂usznie i prawnie nale偶a艂y one do nas. Jakkolwiek nie wiedzia艂em, czy nas
wkr贸tce nie przep臋dz膮 z tych okolic, postanowi艂em, 偶e musz膮 si臋 one sta膰 nasz膮 w艂asno艣ci膮.
Podczas gdy przed oczyma majaczy艂y mi niejasne obrazy s艂awy i uznania, nakry艂em si臋 ko艂dr膮 i
zasn膮艂em."


Nazajutrz w d偶ungli znowu rozleg艂y si臋 kr贸tkie, urywane uderzenia maczety. Indianie podci臋li
kilkana艣cie drzew. Potem jedno z nich zwali艂o si臋, padaj膮c poci膮gn臋艂o za sob膮 inne, a wraz z nimi
poszycie z listowia i pn膮czy.
Stephens obserwowa艂 Indian. Wci膮偶 usi艂owa艂 doszuka膰 si臋 w ich twarzach 艣lad贸w owej tw贸rczej
si艂y, kt贸ra stworzy艂a te kamienne dzie艂a sztuki obcej, niesamowitej si艂y, z wyra藕nie widocznym
rysem okrucie艅stwa i groteskowo艣ci, lecz przejawiaj膮cej si臋 w formie tak doskona艂ej, jaka nie mo偶e
znienacka wytrysn膮膰 z ciemno艣ci, lecz zazwyczaj wyrasta powoli z g艂臋bokiego pod艂o偶a. Nie
znajdowa艂 tych 艣lad贸w. Przeciwnie, twarze pracuj膮cych Indios wydawa艂y mu si臋 raczej t臋pe.
Podczas gdy Catherwood ustawia艂 swe sztalugi, aby nie trac膮c czasu wykorzysta膰 dopiero co
uzyskane 艣wiat艂o, Stephens znowu wyruszy艂 do d偶ungli. Odnalaz艂 mur na brzegu rzeki. By艂
znacznie wy偶szy, ni偶 go poprzednio na pierwsze wejrzenie oceni艂. Przede wszystkim zajmowa艂
znacznie wi臋ksz膮 powierzchni臋. By艂 jednak do tego stopnia obro艣ni臋ty kol膮cym janowcem, 偶e
wygl膮da艂o to tak, jak gdyby na jego wierzcho艂ek nasadzono olbrzymi膮 czap臋 z janowca. Krzyk
ma艂p towarzyszy艂 Stephensowi, gdy wraz z Metysem Bruno przedziera艂 si臋 przez popl膮tane pn膮cza.
"Widzieli艣my tutaj te stworzenia, ni to ma艂py, ni ludzi, po raz pierwszy pisze Stephens. W
otoczeniu dziwnych pomnik贸w wydawa艂y nam si臋 w臋druj膮cymi duchami zaginionego ludu,
strzeg膮cymi ruin swych dawnych siedzib."
Potem Stephens zauwa偶y艂 budowl臋 w kszta艂cie piramidy. Z trudem zacz膮艂 wspina膰 si臋 po szerokich
schodach obros艂ych pn膮czami. Schody prowadzi艂y z ciemno艣ci kolczastych zaro艣li mi臋dzy mniej
艣cis艂e, przepuszczaj膮ce wi臋cej 艣wiat艂a korony drzew, a wreszcie jeszcze wy偶ej, ponad
wierzcho艂kami drzew ceiba, na taras wznosz膮cy si臋 co najmniej na wysoko艣膰 trzydziestu metr贸w
nad ziemi膮. Stephens by艂 oszo艂omiony. Jaki偶 lud 偶y艂 i dzia艂a艂 niegdy艣 na tym terytorium? Kiedy
wygin膮艂? Przed iloma stuleciami zbudowa艂 t臋 piramid臋? W ci膮gu jakiego czasu, jakimi narz臋dziami,
na czyje polecenie i na czyj膮 cze艣膰 stworzy艂 te niezliczone rze藕by? Jedno by艂o pewne: takich dzie艂 i
budowli nie mog艂o wyda膰, samo z siebie, jedno tylko miasto, musia艂a za tym sta膰 si艂a tw贸rcza wiel-
kiego i pot臋偶nego ludu. Gdy za艣 wyobrazi艂 sobie, ile innych nikomu nie znanych podobnych miast
kryje si臋 mo偶e w dalekich d偶unglach Hondurasu, Gwatemali i Jukatanu, wstrz膮sn膮艂 nim dreszcz na
my艣l o wielko艣ci czekaj膮cego go zadania. Opad艂o go tysi膮c pyta艅. Na 偶adne z nich nie znajdowa艂
odpowiedzi. Spojrza艂 poprzez korony drzew, pod kt贸rymi rysowa艂y si臋 szare kontury pomnik贸w.
"Miasto ruin le偶a艂o przed nami niby barka rozbita po艣rodku morza, z pozrywanymi masztami, bez
nazwy, bez za艂ogi. Nikt nie wie, sk膮d przyby艂a, do kogo nale偶a艂a, jak d艂ugo znajdowa艂a si臋 w
drodze, co spowodowa艂o jej zag艂ad臋. Tylko domn艅rtrne podobie艅stwo jej budowy pozwala si臋
domy艣la膰, kim byli nieznan\ zaginieni majtkowie, lecz pewno艣ci co do tego nie uzyskamy mo偶e
nigdy."
Gdy chcia艂 obejrze膰 pierwsze wyniki pracy swego przyjaciela, ukaza艂 mu si臋 niezwyk艂y widok.
Zasta艂 Catherwooda przed stel膮, kt贸ra by艂a ich pierwszym odkryciem. Doko艂a niego le偶a艂y
porozrzucane na ziemi niezliczone arkusze papieru. On sam sta艂 nogami w mokradle, obryzgany od
g贸ry do do艂u b艂otem; dla ochrony przed rojami moskit贸w na艂o偶y艂 na r臋ce r臋kawiczki, zas艂oni艂 sobie
twarz z wyj膮tkiem oczu i pracowa艂 z ponur膮 zawzi臋to艣ci膮, chc膮c za wszelk膮 cen臋 pokona膰
napotkan膮 trudno艣膰. Okaza艂o si臋 bowiem, 偶e Catherwood, jeden z ostatnich wielkich rysownik贸w,
kt贸rych tradycja przetrwa艂a tylko w niewielu angielskich sztychach do prze艂omu ubieg艂ego i
obecnego stulecia, by potem zagin膮膰 w eksperymencie formalizmu nie m贸g艂 sprosta膰 stoj膮cemu
przed nim zadaniu.
艢wiat form, kt贸ry mia艂 tu przed sob膮, tak dalece r贸偶ni艂 si臋 od wszystkich form, z jakimi spotka艂 si臋
dot膮d, le偶a艂 tak ca艂kowicie poza obr臋bem wszelkiego europejskiego wyobra偶enia o sztuce
plastycznej, 偶e Catherwood sta艂 bezradny; nie poznawa艂 proporcji, przesuwa艂 k膮ty i ani z szeroko
w贸wczas stosowan膮 camera lucida, ani bez tego 艣rodka pomocniczego nie m贸g艂 osi膮gn膮膰 wynik贸w,
kt贸re by odpowiada艂y jego wymaganiom. Bo c贸偶 na przyk艂ad wyobra偶a ten oto szczeg贸艂
ornament czy cz臋艣膰 ludzkiego cia艂a? A oto czy jest to s艂o艅ce, czy symbol? Albo tamto czy to
g艂owa jakiego艣 zwierz臋cia? A je偶eli tak, to gdzie istnia艂y podobne zwierz臋ta, w jakiej wyobra藕ni
zrodzi艂y si臋 podobne poczwary? Kamienie by艂y tu przekszta艂cone we wspania艂e formy, kt贸re
nigdzie na 艣wiecie nie mia艂y wzoru ani odpowiednika. "Wygl膮da艂o to tak pisze Stephens jak
gdyby 玝o偶ek drwi艂 z jego kunsztu. Na pobliskim drzewie dwie ma艂py zdawa艂y si臋 艣mia膰 z
niego!"
Catherwood jednak sta艂 tak przed sw膮 sztalug膮 ca艂ymi dniami, od rana do wieczora. A偶 wreszcie
przyszed艂 dzie艅, kiedy uda艂 mu si臋 pierwszy rysunek. Rysunek ten p贸藕niej wzbudzi膰 mia艂 sensacj臋.


Teraz jednak zdarzy艂o si臋 co艣 zdumiewaj膮cego. Stephens, kt贸remu potrzebna by艂a pomoc, nawi膮za艂
bli偶szy kontakt z mieszka艅cami wioski. Wzajemne stosunki zapowiada艂y si臋 pomy艣lnie, gdy偶
Stephens ju偶 niejeden badacz znalaz艂 si臋 w podobnej sytuacji m贸g艂 i ze swej strony okaza膰
si臋 pomocny rozdaj膮c troch臋 lek贸w i udzielaj膮c dobrych rad. Potem jednak zacz臋艂y si臋 k艂opoty. Raz
po raz, z wytrwa艂o艣ci膮 godn膮 lepszej sprawy, zg艂asza艂 si臋 Jos艣 Maria przedstawiaj膮c swe tytu艂y
w艂asno艣ci. W ci膮gu d艂ugich pertraktacji okaza艂o si臋, 偶e w艂a艣ciwie teren z ruinami nie ma dla niego
偶adnej warto艣ci i nigdy go te偶 nie b臋dzie interesowa艂, a wszystkie te "b贸stwa" s膮 mu najzupe艂niej
oboj臋tne. Je偶eli nieustannie molestowa艂 Stephensa, to jedynie dlatego, 偶e poczu艂 si臋 zadra艣ni臋ty w
swej ambicji prawowitego w艂a艣ciciela.
Poniewa偶 Stephens chcia艂 za wszelk膮 cen臋 utrzyma膰 dobre stosunki z wszystkimi okolicznymi
mieszka艅cami nie zapomina艂 o tym, 偶e znajduje si臋 w kraju ogarni臋tym zamieszkami
politycznymi wi臋c powzi膮艂 szale艅cz膮 decyzj臋. Po prostu i bez d艂ugich wst臋p贸w zapyta艂 don Jos艣
Marii: "Ile pan 偶膮da za swoje miasto ruin?"
"My艣l臋 pisze Stephens 偶e nie by艂by bardziej zaskoczony i skonsternowany, gdybym mu
oznajmi艂, i偶 chc臋 kupi膰 jego 偶on臋, biedn膮 star膮 kobiet臋, nasz膮 reumatyczn膮 pacjentk臋...
Najwidoczniej, sam ju偶 nie wiedzia艂, kto z nas dw贸ch postrada艂 rozum. Posiad艂o艣膰 by艂a tak zupe艂nie
pozbawiona warto艣ci, 偶e moja propozycja wyda艂a mu si臋 podejrzana."
Aby wi臋c dowie艣膰 uczciwo艣ci swych zamiar贸w, musia艂 Stephens rad nierad zdecydowa膰 si臋 na to,
by temu obmierz艂emu don Jose okaza膰 wszystkie swe dokumenty i wylegitymowa膰 si臋 jako
cz艂owiek nieposzlakowanej przesz艂o艣ci, podr贸偶uj膮cy naukowiec i charg膰 d艂affaires wielkich i
pot臋偶nych Stan贸w Zjednoczonych. Jeden z mieszka艅c贸w wioski umiej膮cy czyta膰 i pisa膰, niejaki
Miguel, g艂o艣no odczyta艂 dokumenty. Im膰 don Jose s艂ucha艂 przest臋puj膮c z nogi na nog臋, po czym
oznajmi艂, 偶e musi sobie to wszystko przemy艣le膰 i jeszcze powr贸ci.
Ta sama scena powt贸rzy艂a si臋 po raz drugi. Miguel znowu przeczyta艂 na g艂os dokumenty. Poniewa偶
i to nie poskutkowa艂o, a Stephens w kupnie starego miasta Cop鋘 widzia艂 jedyn膮 mo偶liwo艣膰
utrzymania spokoju i przyjaznych stosunk贸w, przeto oceniaj膮c trafnie mentalno艣膰 mieszka艅c贸w
wioski po艂o偶onej w samym sercu d偶ungli chwyci艂 si臋 innych sposob贸w. Rozegra艂a si臋 scena, kt贸ra
zdaje si臋 by膰 偶ywcem wyj臋ta z jakiej艣 farsy.
Przywl贸k艂 sw贸j kufer podr贸偶ny i wydoby艂 z niego mundur dyplomatyczny. Sw膮 misj臋
dyplomatyczn膮 w Ameryce 艢rodkowej dawno ju偶 uwa偶a艂 za przekre艣lon膮, lecz czemu偶 by mundur,
skoro nadarza艂a si臋 ku temu sposobno艣膰, nie mia艂 odegra膰 swej roli? I oto charge d艂affaires Stan贸w
Zjednoczonych w obecno艣ci os艂upia艂ego Metysa Jose Marii z namaszczeniem ubiera si臋 w galowy
frak. Mniejsza, 偶e str贸j ten uzupe艂nia rozmok艂y od deszczu panamski kapelusz, kraciasta koszula i
bia艂e pan-talony po kolana zawalane b艂otem, 偶e z drzew po ca艂odziennej ulewie kapi膮 jeszcze
krople deszczu, a na ziemi stoj膮 b艂otniste ka艂u偶e, bo oto kilka promieni s艂o艅ca odbija si臋 w wielkich
guzikach z ameryka艅skim or艂em i nadaje haftom i szamerunkom ow膮 przekonywaj膮c膮 si艂臋 autory-
tetu w艂adzy, kt贸rej dzia艂anie nie zawodzi na 偶adnej szeroko艣ci geograficznej naszego 艣wiata.
Jak偶e wi臋c widok ten mia艂 nie podzia艂a膰 na don Jose Mari臋. Op贸r Metysa by艂 z艂amany. John Lloyd
Stephens, kt贸ry m贸wi sam o sobie, 偶e "sprawia艂 chyba nie mniej dziwaczne wra偶enie ni偶 pewien
murzy艅ski kr贸lik, kt贸ry grup臋 brytyjskich oficer贸w przyj膮艂 we wci艣ni臋tym na g艂ow臋 kapeluszu, w
wojskowej kurtce i bez ineksprymabli" kupi艂 stare miasto Cop鋘!
Pisz膮c p贸藕niej o tym Stephens dodaje:
"Czytelnik mo偶e ciekaw jest dowiedzie膰 si臋, jak w Ameryce 艢rodkowej kupuje si臋 miasta. Jak przy
wszystkich innych artyku艂ach handlu, tak i w tym wypadku dzia艂a prawo poda偶y i popytu.
Poniewa偶 jednak staro偶ytne miasta nie s膮 artyku艂em sk艂adowym, jak bawe艂na i indygo, wi臋c cena
ich jest zupe艂nie dowolna, wtedy za艣 w tej dziedzinie akurat panowa艂 zast贸j. Dowiedz si臋 wi臋c,
czytelniku, 偶e zap艂aci艂em za Cop鋘 pi臋膰dziesi膮t dolar贸w. Cen臋 t臋 uzgodnili艣my bez najmniejszej
trudno艣ci. Zaproponowa艂em j膮, a don Jos艣 Maria uzna艂 j膮 za tak wysok膮, 偶e w jego oczach by艂em
sko艅czonym g艂upcem. Gdybym zaproponowa艂 mu wi臋cej, uwa偶a艂by mnie prawdopodobnie za co艣
jeszcze gorszego."
Rzecz jasna, 偶e tak donios艂e i niezwyk艂e wydarzenie, chocia偶 ca艂a wioska nie umia艂a go nale偶ycie
oceni膰, nale偶a艂o odpowiednio uczci膰. Stephens wyda艂 wi臋c oficjalne przyj臋cie. Licznie
reprezentowane by艂y na nim damy w podesz艂ym wieku. Ca艂a wie艣 przyby艂a w uroczystym po-
chodzie. Roznoszono cygara cigarro dla kobiet, puro dla m臋偶czyzn. Podziwiano rysunki
Catherwooda, a w ko艅cu wybrano si臋 nawet na zwiedzenie samych ruin i pomnik贸w. Wywo艂a艂y
one powszechne zdumienie. Okaza艂o si臋, 偶e 偶aden z mieszka艅c贸w tej wsi nigdy ich jeszcze nie
widzia艂. Nikt nie uwa偶a艂 za potrzebne zapuszcza膰 si臋 w duszn膮, pe艂n膮 mokrade艂 d偶ungl臋, nikt,
nawet synowie najwi臋kszego miejscowego potentata, don Gregoria, uchodz膮cy za ludzi odwa偶nych
i najlepszych znawc贸w d偶ungli.
A jednak czystej krwi Indianie mieszkaj膮cy w tej wiosce nale偶eli do tego samego ludu, pochodzili z
tego samego pnia, m贸wili tym samym j臋zykiem co dawno zmarli tw贸rcy tych kamiennych rze藕b,
piramid, schod贸w i taras贸w...
W 1842 roku w Nowym Jorku ukaza艂a si臋 ksi膮偶ka Stephensa Incidents of Travel in Central
America, Chiapas and Yucatan, a wkr贸tce potem rysunki Catherwooda. I jedno, i drugie rozp臋ta艂o
burz臋 w prasie. Rozgorza艂y nami臋tne dyskusje i polemiki. Historycy stan臋li w obliczu odkry膰
podwa偶aj膮cych mocno dot膮d ugruntowane pogl膮dy na dzieje dawnych wiek贸w, laicy posuwali si臋
do najbardziej fantastycznych wniosk贸w.
Stephens i Catherwood po swych odkryciach w Copanie pow臋drowali dalej. Przeszli na terytorium
Gwatemali, przemierzyli Chiapas i Jukatan. Na drodze swej wsz臋dzie napotykali pomniki kultury
Maj贸w. To za艣, co teraz w s艂owie i obrazach ukazywali 艣wiatu, nasuwa艂o nie jedno, lecz tysi膮c
pyta艅. Raptem przypomniano sobie i odgrzebano stare 藕r贸d艂a hiszpa艅skie i w materia艂ach
traktuj膮cych o pierwszych odkrywcach i zdobywcach Jukatanu Hernandezie de Cordova i
Franzisco de Mon-tejos znajdowano pierwsze wzmianki o tym tajemniczym ludzie. Teraz te偶
sta艂a si臋 dopiero przedmiotem dyskusji ksi膮偶ka, kt贸ra cho膰 ju偶 na cztery lata przedtem ukaza艂a
si臋 w Pary偶u i podawa艂a te same informacje co ksi膮偶ka Stephensa dot膮d nie zwr贸ci艂a na siebie
niczyjej uwagi.
Na pierwszy rzut oka brak zainteresowania t膮 ksi膮偶k膮 wydaje si臋 bardzo dziwny. Dzie艂o Stephensa
wzbudzi艂o sensacj臋, doczeka艂o si臋 w ci膮gu kr贸tkiego czasu szeregu wyda艅, zosta艂o niemal
natychmiast przet艂umaczone na wiele j臋zyk贸w, s艂owem by艂o na ustach ca艂ego 艣wiata. Natomiast
wydana w Pary偶u w 1838 roku praca Waldecka pod tytu艂em Romantyczna podr贸偶 archeologiczna
po Jukatanie pozosta艂a prawie nie zauwa偶ona i dzi艣 jest niemal ca艂kowicie zapomniana.
Niew膮tpliwie ksi膮偶ka Stephensa jest gruntowniejsza, a przy tym tak 艣wietnie napisana, 偶e jeszcze i
dzisiaj czyta si臋 j膮 z przyjemno艣ci膮. Waldeck nie mia艂 te偶 towarzysza tej miary co Catherwood,
kt贸rego rysunki obok swej warto艣ci artystycznej odznacza艂y si臋 tak膮 dok艂adno艣ci膮 (nawet fotografie
wydaj膮 si臋 nam blade w zestawieniu z jego kartonami), 偶e jeszcze dzisiaj maj膮 dokumentaln膮
warto艣膰 dla archeologii. Wiele bowiem zabytk贸w, kt贸re Catherwood zd膮偶y艂 jeszcze uchwyci膰
swym o艂贸wkiem, tymczasem zagarn臋艂a d偶ungla; wiele innych rozpad艂o si臋 lub uleg艂o zniszczeniu.
Brak zainteresowania dzie艂em Waldecka mia艂 jednak przypuszczalnie inn膮 przyczyn臋. Ukaza艂o si臋
ono w okresie, kiedy Francja by艂a rozentuzjazmowana odkryciem innej zaginionej kultury,
odkryciem, kt贸re 艂膮czy艂o si臋 z bardzo niedawnym wydarzeniem historii francuskiej. 呕yli jeszcze w
tych czasach uczestnicy ekspedycji egipskiej Napoleona, opinia publiczna przej臋ta by艂a wielkim
dzie艂em Champolliona odcyfrowa-niem hieroglif贸w. Francja, i nie tylko Francja ca艂a Europa,
a nawet i Ameryka mia艂y wzrok utkwiony w Egipcie. (Wszak i sam Stephens skierowa艂 tam w艂a艣nie
swe pierwsze kroki). Uwag臋 tak ca艂kowicie zaabsorbowan膮 Egiptem odwr贸ci膰 m贸g艂 tylko powa偶ny
wstrz膮s inne wielkie odkrycie.
Gdy to nast膮pi艂o i Majowie nagle znale藕li si臋 w centrum zainteresowania, nieuchronnie pojawi艂y si臋
wszelakie fantastyczne teorie, jakie z regu艂y dot膮d zawsze towarzyszy艂y ka偶demu nowemu
odkryciu. Po ukazaniu si臋 ksi膮偶ki Stephensa jedno wszak偶e by艂o bezsporne: dawni Majowie byli
ludem o wysokiej kulturze, kt贸r膮 mo偶na by艂o stawia膰 w jednym szeregu z kulturami Starego 艢wiata
(archeolog stwierdza艂 to ju偶 na podstawie odkrytych budowli, natomiast wysokie osi膮gni臋cia
Maj贸w w naukach matematycznych poznano dopiero znacznie p贸藕niej).
Nasuwa艂o si臋 przede wszystkim pytanie: sk膮d wzi膮艂 si臋 ten lud? Czy faktycznie wywodzi艂 si臋 z tego
samego india艅skiego pnia, co inne ludy 偶yj膮ce dalej na p贸艂noc i na po艂udnie, kt贸re w rozwoju swym
nigdy nie wysz艂y poza stadium koczownictwa? A je偶eli tak, to dlaczego w艂a艣nie Majowie wznie艣li
si臋 na tak wysoki szczebel rozwoju? Co by艂o ich si艂膮 nap臋dow膮? I czy by艂o w og贸le mo偶liwe, 偶eby
na kontynencie ameryka艅skim, ca艂kowicie odci臋tym od wielkich nurt贸w kulturowych Starego
艢wiata, mog艂a powsta膰 zupe艂nie swoista w艂asna kultura?
W艂a艣nie w zwi膮zku z tym ostatnim pytaniem pojawi艂y si臋 pierwsze 艣mia艂e teorie. Kultura Maj贸w,
powiadano, w 偶adnym razie nie mog艂a powsta膰 w kompletnej izolacji od Starego 艢wiata.
Niew膮tpliwie w zamierzch艂ych czasach przedhistorycznych jakie艣 plemiona musia艂y przyw臋drowa膰
do Ameryki ze staro偶ytnego Wschodu. Jak膮 drog膮? Istniej膮 przypuszczenia brzmia艂a odpowied藕
w okresie dyluwialnym drog膮 l膮dow膮, 艂膮cz膮c膮 oba kontynenty na dalekiej p贸艂nocy! Inni znowu,
kt贸rym nie bardzo trafia艂a do przekonania hipoteza, jakoby ludy 偶yj膮ce w pobli偶u r贸wnika
przyw臋drowa艂y przez kr膮g polarny, dopatrywali si臋 w Majach ocala艂ych resztek ludu legendarnej
Atlantydy. Gdy za艣 偶adna z tych teorii nie zdo艂a艂a si臋 osta膰, nie zabrak艂o tak偶e g艂os贸w twierdz膮-
cych, 偶e Majowie to jedno z plemion Izraela.
I dalej. Czy偶 niekt贸re rze藕by w dost臋pnym odt膮d dla ca艂ego 艣wiata zbiorze rysunk贸w Catherwooda
nie by艂y zdumiewaj膮co podobne do postaci bog贸w hinduskich? Istotnie, m贸wiono na to, s膮 do nich
podobne, ale piramidy wskazuj膮 stanowczo na inne pochodzenie na Egipt. Z kolei kilku badaczy
zwr贸ci艂o uwag臋 na zawarte ju偶 w wiadomo艣ciach z okresu konkwistador贸w wyra藕ne wskaz贸wki, 偶e
w mitologii Maj贸w znajdowa艂y si臋 widoczne elementy chrze艣cija艅skie. Znaleziono symbole krzy偶a,
istnia艂y oznaki, 偶e Majowie znali mit o potopie, i wydaje si臋 nawet, 偶e ich b贸g Kukulkan spe艂nia艂
rol臋 podobn膮 do roli Mesjasza. Wszystko wi臋c przemawia艂o za tym, 偶e Majowie pochodz膮 z Ziemi
艢wi臋tej.
Gdy jeszcze toczono te nami臋tne dyskusje (kt贸re dodajmy od razu i dzisiaj, cho膰 prowadzone
na powa偶niejszych podstawach, bynajmniej jeszcze nie s膮 zako艅czone), ukaza艂a si臋 ksi膮偶ka
napisana przez cz艂owieka, kt贸ry nie by艂 archeologiem-podr贸偶nikiem, jak Stephens, lecz uczonym
zag艂臋bionym w studiach w czterech 艣cianach swej pracowni. Co wi臋cej, cz艂owiek ten by艂 prawie
niewidomy. Nie wychodz膮c za pr贸g swej pracowni, sam膮 tylko przenikliwo艣ci膮 umys艂u przebija艂
艣cie偶ki przez d偶ungle, kt贸re Stephens wyr膮bywa艂 maczet膮. Je偶eli Stephens odkry艂 stare pa艅stwo
Maj贸w w Hondurasie, Gwatemali i Jukatanie, to uczony ten odkry艂 po raz wt贸ry pa艅stwo Aztek贸w
pa艅stwo Montezumy w Meksyku. Gdy za艣 og艂osi艂 swe odkrycie, dopiero na dobre powsta艂o
zamieszanie.
William Hickkling Prescott pochodzi艂 ze starej puryta艅skiej rodziny osiad艂ej w Nowej Anglii.
Urodzi艂 si臋 4 maja 1796 roku w Salemie. Od 1811 do 1814 roku studiowa艂 prawo na uniwersytecie
harvardzkim. W kilka lat p贸藕niej cz艂owiek ten rokuj膮cy w贸wczas wielkie nadzieje jako prawnik,
siedzia艂 przed niezwyk艂ym przyrz膮dem do pisania, tak zwanym "noktografem", wynalazkiem
niejakiego Wedgewooda. Przyrz膮d ten podobny by艂 do szkolnej tabliczki 艂upkowej, na kt贸rej
zamiast linii przeprowadzone by艂y poprzeczne mosi臋偶ne sztaby. Sztaby te tak pewnie prowadzi艂y
r臋k臋, 偶e na tablicy mo偶na by艂o pisa膰 z zamkni臋tymi oczyma (zanurzenie pi贸ra w atramencie by艂o
niepotrzebne, gdy偶 za艂o偶ona pod sztabami kalka przenosi艂a nacisk o艂贸wka na papier), czyli m贸g艂 na
niej pisa膰 r贸wnie偶 cz艂owiek 艣lepy.
A William Prescott by艂 niemal 艣lepy. W czasie studi贸w w 1813 roku wskutek nieszcz臋艣liwego
wypadku straci艂 lewe oko. P贸藕niejsze intensywne studia do tego stopnia os艂abi艂y r贸wnie偶 prawe
oko, 偶e mimo i偶 przez dwa lata odwiedza艂 najznakomitszych europejskich okulist贸w, nie odzyska艂
ju偶 wzroku. Zmusi艂o go to do porzucenia zawodu adwokackiego.
Z nieprawdopodobn膮 si艂膮 woli zabra艂 si臋 wtedy do prac historycznych. Rezultatem ich by艂o,
napisane na "noktografie", dzie艂o History of the Conquest of Mexico. Jest to pasjonuj膮cy opis
podboj贸w Corteza. Ale ksi膮偶ka ta ma jeszcze inne, g艂臋bsze znaczenie. Z nadludzk膮 wytrwa艂o艣ci膮
Prescott zebra艂 w niej najdrobniejsze przyczynki 艣wiadk贸w wsp贸艂czesnych konkwistadorom i
roztoczy艂 obraz pa艅stwa Aztek贸w z okresu podboju i po nim. Gdy w 1843 roku ksi膮偶ka ta ukaza艂a
si臋 na p贸艂kach ksi臋garskich, przed oczyma 艣wiata obok dopiero co odkrytej kultury Maj贸w tak
samo niespodzianie wy艂oni艂a si臋 nie mniej od niej zagadkowa cywilizacja Aztek贸w.
I c贸偶 si臋 okaza艂o? Okaza艂o si臋, 偶e niew膮tpliwie istnia艂y pewne powi膮zania mi臋dzy Aztekami i
Majami. Wiele element贸w wsp贸lnych wykazywa艂a na przyk艂ad ich religia; r贸wnie偶 budowle
艣wi膮tynie i pa艂ace zdawa艂y si臋 wyp艂ywa膰 z tego samego ducha. Inaczej jednak przedstawia艂y si臋
sprawy, gdy chodzi na przyk艂ad o j臋zyk i wiek tych dw贸ch lud贸w. Ju偶 na podstawie pierwszych
pobie偶nych bada艅 mo偶na by艂o stwierdzi膰, 偶e Aztecy i Majowie m贸wili j臋zykami r贸偶nego
pochodzenia. I podczas gdy kultura aztecka zosta艂a przez Corteza "zamordowana" najwidoczniej w
okresie swego najwi臋kszego rozkwitu, Majowie szczytowy punkt swego kulturalnego i
politycznego rozwoju przekroczyli ju偶 na wiele stuleci przedtem i w okresie gdy Hiszpanie
wyl膮dowali u ich wybrze偶y, byli ludem chyl膮cym si臋 ju偶 ku upadkowi.
Niemniej jednak stosuj膮c nadal metod臋, kt贸ra nie cofa si臋 nawet przed doszukiwaniem si臋 w
przedhistorycznej Ameryce potomk贸w Izraela, mo偶na by艂oby w ko艅cu wyja艣ni膰 wyst臋puj膮ce tu
sprzeczno艣ci. Tymczasem spraw臋 jeszcze bardziej skomplikowa艂y pewne marginesowe uwagi Pre-
scotta, stwarzaj膮ce wok贸艂 kultur 艣rodkowoameryka艅skich szereg nowych zagadek.
W ksi膮偶ce swej Prescott na przyk艂ad przerywa w pewnym miejscu tok swego opowiadania o
straszliwej noche triste, kiedy to Cortez ucieka艂 ze sw膮 dru偶yn膮 z Meksyku. Przerywa je, by
przystan膮膰 przed polem ruin, na kt贸re, rzecz zrozumia艂a, 艣cigani Hiszpanie nie zwr贸cili wi臋kszej
uwagi. Na terenie tym wznosz膮 si臋 piramidy w Teotihuacan, piramida S艂o艅ca i piramida Ksi臋偶yca
budowle tak olbrzymie, 偶e wytrzymuj膮ce por贸wnanie z grobowcami faraon贸w. (Piramida S艂o艅ca
wznosi si臋 na wysoko艣膰 sze艣膰dziesi臋ciu metr贸w, a bok jej kwadratowej podstawy liczy dwie艣cie
metr贸w.)
Olbrzymie 艣wi膮tynie w Teotihuacan po艂o偶one s膮 w odleg艂o艣ci jednego marszu dziennego (dzi艣
jednej godziny jazdy kolej膮) od Meksyku, czyli le偶膮 w samym centrum dawnego pa艅stwa Aztek贸w.
Prescott jednak nie ulega sugestii tego po艂o偶enia geograficznego, lecz idzie dalej tropem za-
chowanych india艅skich tradycji i twierdzi, 偶e Aztekowie zastali ju偶 te ruiny, gdy niegdy艣 jako
zdobywcy wtargn臋li do tego kraju. Innymi s艂owy, twierdzi, 偶e w Ameryce 艢rodkowej przed
Aztekami, a tak偶e przed Majami dzia艂a膰 musia艂 jaki艣 inny, znacznie starszy od nich, trzeci lud o
rozwini臋tej kulturze.
"Jakie偶 refleksje pisze Prescott w swej ksi膮偶ce nasuwaj膮 si臋 podr贸偶nikowi... gdy kroczy po
popio艂ach pokole艅, kt贸re wznios艂y te olbrzymie budowle przenosz膮ce nas w zamierzch艂膮
przesz艂o艣膰! Ale przez kogo zosta艂y zbudowane? Czy przez legendarnych Olmek贸w, kt贸rych dzieje,
podobnie jak dzieje mitycznych Tytan贸w, gubi膮 si臋 we mgle legend i poda艅, czy te偶 jak si臋 na
og贸艂 twierdzi przez pokojowy, trudni膮cy si臋 r臋kodzielnictwem lud Toltek贸w, o kt贸rych dot膮d
posiadamy tylko wiadomo艣ci opieraj膮ce si臋 na bardzo niepewnych podaniach? I co sta艂o si臋 z
ludami, kt贸re je zbudowa艂y? Czy pozosta艂y one na tych ziemiach i zmiesza艂y si臋 z dzikimi
Aztekami, kt贸rzy przyszli po nich?... Czy te偶 poci膮gn臋艂y dalej na po艂udnie znajduj膮c rozleg艂e
obszary dla szerzenia swej kultury, na co wskazuje 艣wiadcz膮cy o wy偶szym stopniu rozwoju charak-
ter ruin w dalekich okolicach Ameryki 艢rodkowej i Jukatanu?"
Tego rodzaju hipotezy, kt贸re wysuwano teraz z r贸偶nych stron, a kt贸re dla uproszczenia
przytaczamy tylko z ksi膮偶ki Prescotta, wywo艂a艂y, rzecz zrozumia艂a, jeszcze wi臋ksze zamieszanie.
Je偶eli jednak Prescott powiada: "Wszystko to jest tajemnic膮, na kt贸r膮 czas zarzuci艂 nieprzeniknion膮
zas艂on臋... zas艂on臋, kt贸rej nie zdo艂a uchyli膰 r臋ka 偶adnego 艣miertelnika", to jako historyk mimo
wszystkiego, co wydoby艂 z mrok贸w przesz艂o艣ci na 艣wiat艂o dzienne, okazuje si臋 tu nazbyt
sceptyczny. R贸wnie偶 i dzisiaj "r臋ce 艣miertelnik贸w" prowadz膮 nadal wykopaliska. Roz艣wietli艂y one
ju偶 niejedno, co przed stu laty by艂o nieprzeniknion膮 tajemnic膮, i wszystko przemawia za tym, 偶e
ods艂oni膮 tak偶e to, co obecnie jest jeszcze przed nami ukryte.




Rozdzia艂 trzydziesty

INTERMEZZO


W okr膮g艂o dwadzie艣cia lat po ukazaniu si臋 ksi膮偶ki Prescotta, w 1863 roku, w Bibliotece
Kr贸lewskiej w Madrycie pewien czytelnik szperaj膮c w pa艅stwowych archiwach historycznych
znalaz艂 kt贸rego艣 dnia po偶贸艂k艂y, bardzo stary r臋kopis, nad kt贸rym najwidoczniej nikt tu jeszcze nie
pracowa艂. Manuskrypt nosi艂 dat臋 1566 roku i zatytu艂owany by艂 Relacion de las cosas de Yucatan.
Tekst uzupe艂nia艂y bardzo dziwne, na pierwszy rzut oka zupe艂nie niezrozumia艂e szkice. Nazwisko
autora brzmia艂o Diego de Landa.
Ka偶dy inny od艂o偶y艂by zn贸w ten r臋kopis, i niew膮tpliwie do owej pory wszyscy tak w艂a艣nie
post臋powali. Przypadek jednak chcia艂, 偶e cz艂owiek, kt贸ry teraz trzyma艂 go w r臋ku, by艂 przez
dziesi臋膰 lat kapelanem poselstwa francuskiego w Meksyku, od 1855 roku proboszczem w
india艅skiej wsi Rabinal w okr臋gu Salama w Gwatemali i gorliwie oddawa艂 si臋 badaniom nad
j臋zykami Indian i resztkami ich dawnej kultury. (Pr贸cz tego ten duchowny, misjonarz i uczony
napisa艂 pod pseudonimem Etienne Charles de Ravensberg ca艂y szereg opowiada艅 i powie艣ci
historycznych, o czym wspominamy tu jedynie dla podkre艣lenia wszechstronno艣ci jego
zainteresowa艅.)
A wi臋c 贸w Charles Etienne Brasseur de Bourbourg tak bowiem brzmia艂o jego prawdziwe
nazwisko, 偶y艂 za艣 od 1814 do 1874 roku trzyma艂 w r臋ku z偶贸艂k艂a ksi膮偶eczk臋 Diego de Landy -i
nie od艂o偶y艂 jej, lecz uwa偶nie przeczyta艂, co doprowadzi艂o do niezmiernie wa偶nego dla badania
kultur 艣rodkowoameryka艅skich odkrycia.
William Prescott by艂 o dziewi臋膰 lat starszy od Stephensa, Brasseur de Bourbourg o dziewi臋膰 lat
ode艅 m艂odszy. I chocia偶 de Bourbourg dokona艂 swego wa偶nego odkrycia dopiero w 1863 roku,
dzie艂o tych trzech ludzi stanowi jedn膮 ca艂o艣膰. Stephens odkopa艂 pomniki Maj贸w; Prescott zebra艂
materia艂y do historii Aztek贸w i opisa艂 zamkni臋ty w sobie (co prawda tylko ostatni) okres ich
dziej贸w; Brasseur de Bourbourg za艣 da艂 pierwszy, cho膰 jeszcze niewystarczaj膮cy, bo nie do
wszystkich zamk贸w pasuj膮cy klucz do zrozumienia licznych dotychczas niezrozumia艂ych in-
dia艅skich ornament贸w i hieroglif贸w. Zanim jednak przejdziemy do obja艣nienia donios艂o艣ci jego
odkrycia, musimy u艣wiadomi膰 sobie sytuacj臋 archeolog贸w badaj膮cych problem dawnych kultur
ameryka艅skich. Znajdowali si臋 oni w zupe艂nie innym po艂o偶eniu ni偶 archeologowie badaj膮cy
kt贸r膮kolwiek z kultur Starego 艢wiata.


Gdy Chi艅czycy poczynaj膮c od trzeciego tysi膮clecia przed Chrystusem po ich wielkim potopie
zacz臋li si臋 艂膮czy膰 w jedno pa艅stwo, proces ten przebiega艂 wzd艂u偶 dw贸ch wielkich rzek Huangho
i Jangtsekiangu. Hindusi zak艂adali swe pierwsze osiedla nad Indusem i Gangesem. Gdy Sumerowie
wtargn臋li do Mezopotamii, wyros艂a z ich pierwszych osiedli kultura babilo艅sko-asyryjska mi臋dzy
Eufratem i Tygrysem. Kultura Egipcjan 偶y艂a nie tylko nad Nilem, lecz 偶y艂a wraz z Nilem. Czym dla
tych lud贸w by艂y rzeki, tym dla staro偶ytnych Grek贸w by艂o niezbyt rozleg艂e Morze Egejskie.
Widzimy wi臋c, 偶e wielkie kultury by艂y kulturami dorzeczy. Badacze przywykli nawet uwa偶a膰
obecno艣膰 wielkiej rzeki za nieodzown膮 przes艂ank臋 powstania kultury. Ot贸偶 kultury ameryka艅skie
nie by艂y kulturami dorzeczy, a jednak nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e dosz艂y do wysokiego stopnia
rozwoju i rozkwitu. (R贸wnie偶 kultura Ink贸w na p艂askowy偶u peruwia艅skim nie by艂a kultur膮
dorzecza. Zajmiemy si臋 ni膮 p贸藕niej, gdy偶 nie pozostaje ona w bezpo艣rednim zwi膮zku z kulturami
艣rodkowoameryka艅skimi).
Za dalsz膮 przes艂ank臋 powstania kultury uwa偶ano sk艂onno艣膰 i zdolno艣膰 lud贸w do rolnictwa, hodowli
byd艂a i oswojenia zwierz膮t domowych. Ot贸偶 Majowie wprawdzie zajmowali si臋 rolnictwem
chocia偶 w spos贸b wymagaj膮cy osobnego om贸wienia natomiast hodowla byd艂a by艂a im zupe艂nie
nie znana. Kultura Maj贸w jest faktycznie jedyn膮 kultur膮 nie znaj膮c膮 zwierz膮t domowych i
poci膮gowych, a zatem tak偶e ko艂a i wozu.
Ale nie tylko z tych powod贸w Majowie ukazuj膮 si臋 nam jako lud tak bardzo swoisty. Wi臋kszo艣膰
lud贸w, kt贸re stworzy艂y dawne kultury Starego 艢wiata, wymar艂a, znikn臋艂a bez 艣ladu z powierzchni
ziemi. Wraz z nimi umar艂y tak偶e ich j臋zyki, kt贸re dzi艣 jako "j臋zyki martwe" cz臋stokro膰 poznajemy
dopiero poprzez 偶mudn膮 drog臋 odszyfrowywania. Majowie natomiast 偶yj膮 do dzi艣 dnia w liczbie
oko艂o jednego miliona. Nie zmienili si臋 wcale pod wzgl臋dem konstytucji fizycznej, bardzo ma艂o w
materialnym sposobie 偶ycia i tylko nieznacznie pod wzgl臋dem odzie偶y. Badacz spogl膮daj膮c dzi艣 na
swego india艅skiego s艂u偶膮cego ma przed sob膮 tak膮 sam膮 twarz, jak膮 dopiero co kopiowa艂 z jakiej艣
starej p艂askorze藕by. W 1947 roku dwa czasopisma "Life" i "Illustrated London News" zamie艣ci艂y
zdj臋cia z pewnych nowych wykopalisk w Ameryce. Na jednej z tych fotografii m臋偶czyzna i
dziewczyna z ludu Maj贸w stoj膮 przed dwiema starymi p艂askorze藕bami. Odnosi si臋 wra偶enie, 偶e to
oni s艂u偶yli za modele. Gdyby za艣 te g艂owy na p艂askorze藕bach mog艂y przem贸wi膰, przem贸wi艂yby
tym samym j臋zykiem, w kt贸rym india艅ski s艂u偶膮cy z ludu Maj贸w zwraca si臋 do archeologa na
przyk艂ad o wyp艂at臋 wynagrodzenia.
Wydawa艂oby si臋, 偶e tego rodzaju stan rzeczy stwarza szczeg贸lnie korzystne warunki dla bada艅
naukowych. Tak jednak nie jest. W rzeczywisto艣ci bowiem r贸wnie偶 w przeciwie艅stwie do
wszystkich kultur Starego 艢wiata punkty zaczepienia dla badania kultury Maj贸w, chocia偶
umar艂a ona nie 2000 lub 3000, lecz zaledwie 450 lat temu s膮 mniej liczne ni偶 gdziekolwiek
indziej.
O Babilonii bowiem i Egipcie, o dawnych ludach Azji, Anatolu i Grecji mamy wiadomo艣ci od
niepami臋tnych czas贸w. Wiele co prawda zagin臋艂o bezpowrotnie, ale wiele te偶 zachowa艂o si臋 w
dokumentach pisanych i ustnej tradycji. Zapewne, kultury te umar艂y bardzo dawno, ale to, co stwo-
rzy艂y za 偶ycia, dzia艂a艂o jeszcze po ich 艣mierci, umiera艂y za艣 bardzo d艂ugo. Ameryka艅skie kultury
natomiast jak ju偶 powiedzieli艣my zosta艂y "zamordowane". Za Hiszpanem, kt贸ry zwyci臋偶a艂
koniem i mieczem, przyszed艂 ksi膮dz. Pisma i obrazy, kt贸re mog艂yby nam tyle powiedzie膰, sp艂on臋艂y
na stosach. Don Juan de Zum醨raga, pierwszy arcybiskup Meksyku, spali艂 w gigantycznym auto-da-
f wszystkie pisma, jakie tylko uda艂o si臋 znale藕膰. Biskupi i ksi臋偶a poszli za jego przyk艂adem, a
wszystko, co jeszcze ocala艂o, z nie mniejsz膮 gorliwo艣ci膮 zniszczyli 偶o艂nierze. Gdy w 1848 roku lord
Kingsborough zako艅czy艂 swe dzie艂o zbi贸r ocala艂ych dokument贸w dawnych Aztek贸w nie
zawiera艂o ono ani jednego dokumentu z okresu hiszpa艅skiego. A co pozosta艂o nam z dokument贸w
Maj贸w z okresu przed konkwistadorami? Trzy manuskrypty!
Jeden le偶y w Dre藕nie, jeden w Pary偶u i dwa, stanowi膮ce jedn膮 ca艂o艣膰, w dw贸ch r贸偶nych miejscach
w Hiszpanii. S膮 to trzy tak zwane kodeksy: Codex Dresdensis (najstarszy), Codex Peresianus i
kodeksy Troano i Cortesianus.
Nie zapomnijmy na zako艅czenie zwr贸ci膰 tak偶e uwag臋 na trudno艣ci zwi膮zane z poszukiwaniami
prowadzonymi bezpo艣rednio na miejscu. Archeolog podejmuj膮c wykopaliska w Grecji lub we
W艂oszech pracuje w cywilizowanym kraju. W Egipcie pracuje w najzdrowszym na tych
szeroko艣ciach geograficznych klimacie. Cz艂owiek jednak, kt贸ry w ubieg艂ym stuleciu decydowa艂 si臋
szuka膰 nowych 艣lad贸w po Majach i Aztekach, pracowa艂 w piekielnym klimacie i z dala od
wszelkiej cywilizacji.
(Tak na przyk艂ad do dzi艣 dnia, tj. do po艂owy lat sze艣膰dziesi膮tych, nie istnieje 偶adna droga l膮dowa,
kt贸r膮 turysta m贸g艂by dotrze膰 do Tik鋖 w Gwatemali, najwa偶niejszego miejsca wykopalisk, gdzie
Uniwersytet Pensylwa艅ski w ci膮gu dziori臋ciu lat pod kierownictwem Williama Coe przeprowadzi艂
badania archeologiczne ponad 300, po cz臋艣ci gigantycznych, budowli. Natomiast ka偶dy mo偶e dzi艣
w godzin臋 osi膮gn膮膰 to miejsce samolotem z Gwatemala-City i w przytulnym hoteliku "Jungle
Lodge" mieszka膰 i jada膰 na mod艂臋 ameryka艅sk膮.)
Trojakiego rodzaju trudno艣ci pi臋trzy艂y si臋 przed badaniami archeologicznymi w Ameryce
艢rodkowej. Po pierwsze, zupe艂nie niezwyk艂e zagadki wynikaj膮ce ze swoisto艣ci tych kultur; po
drugie, niemo偶no艣膰 przeprowadzenia jakichkolwiek por贸wna艅 i wyci膮gania jakichkolwiek wnio-
sk贸w, na kt贸re zezwala jedynie wielka obfito艣膰 materia艂贸w, tu za艣 poza ruinami nie by艂o prawie
偶adnych materia艂贸w; po trzecie, przeszkody terenowe, utrudniaj膮ce wszelkie pr贸by dalszych
szybkich poszukiwa艅.
Czy偶 mo偶na si臋 wi臋c dziwi膰, 偶e Majowie i Aztekowie po wspania艂ych odkryciach Stephensa i
Prescotta znowu zostali zapomniani? 2e przez cztery dziesi膮tki lat tylko kilku badaczy strzeg艂o
wiedzy o tych ludach? 呕e wprawdzie osi膮gni臋to niezliczone drobne wyniki badawcze, lecz 偶e w
okresie od 1840 do 1880 roku 偶aden pojedynczy archeolog nie dokona艂 ani jednego prawdziwie
wielkiego odkrycia? 呕e nawet "wykopalisko" Brasseur de Bourbourga w madryckich archiwach
pa艅stwowych wzbudzi艂o tylko zainteresowanie kilku specjalist贸w?
Ksi膮偶ka Diego de Landy, kt贸ra przez trzysta lat, chocia偶 dla wszystkich dost臋pna, nie by艂a przez
nikogo spo偶ytkowana, zawiera艂a owe czarodziejskie s艂owa, kt贸rymi mo偶na by艂o przynajmniej
po cz臋艣ci dociec znaczenia i sensu niewielu dokument贸w i zabytk贸w materialnych z okresu
dawnych Maj贸w. Za ma艂o by艂o jednak tych dokument贸w, za ma艂o kamieni, p艂askorze藕b i rze藕b, aby
m贸c zastosowa膰 te czarodziejskie s艂owa i na podstawie skrupulatnych por贸wna艅 sprawdzi膰 ich
skuteczno艣膰.




Rozdzia艂 trzydziesty pierwszy

TAJEMNICA OPUSZCZONYCH MIAST


Je偶eli od miasta Chichen-Itz na p贸艂nocy Jukatanu przeprowadzi膰 lini臋 do Copanu (Honduras) na
po艂udniu, a od miast Tikal i Ixkun (Gwatemala) na wschodzie, poprzez Gwatemal臋-miasto do
Palenque (Chiapas) na zachodzie, to wyznaczone tym b臋d膮 punkty graniczne obszaru dawnej
kultury Maj贸w. Jednocze艣nie za艣 zakre艣limy obszar, po kt贸rym w latach 1881 do 1894, czyli
okr膮g艂o licz膮c czterdzie艣ci lat po Stephensie, angielski badacz Alfred Perdval Maudslay prowadzi艂
poszukiwania.
Maudslay zrobi艂 wi臋cej ni偶 Stephens. Dokona艂 rzeczy, kt贸re sta艂y si臋 niezb臋dne, je偶eli badania nad
kultur膮 Maj贸w nie mia艂y nadal le偶e膰 od艂ogiem. Z siedmiu wypraw w g艂膮b d偶ungli przywi贸z艂 na
wybrze偶e nie tylko w艂asne opisy i obrazy, lecz r贸wnie偶 oryginalne zabytki, starannie zdj臋te odciski
oraz gipsowe odlewy p艂askorze藕b i inskrypcji.
Zbiory jego przewieziono do Anglii. Umieszczone najpierw w Muzeum Wiktorii i Alberta, znalaz艂y
si臋 w ko艅cu w Muzeum Brytyjskim. Dzi臋ki udost臋pnieniu tej tak zwanej "kolekcji Maudslaya"
badacze mogli teraz na podstawie oryginalnego materia艂u podj膮膰 badania nad wiekiem i po-
chodzeniem zabytk贸w.
I tu znowu dochodzimy do Diego de Landy. Ten drugi od czasu podboju arcybiskup Jukatanu by艂
wida膰 cz艂owiekiem, w kt贸rym fanatyzm kap艂ana nie dawa艂 si臋 pogodzi膰 z zami艂owaniem do
nowoczesnej, d膮偶膮cej do poznania nauki. Mo偶na tylko ubolewa膰, 偶e w tej walce dw贸ch dusz w
jednym ciele zwyci臋stwo w ko艅cu odni贸s艂 fanatyzm. Diego de Landa by艂 bowiem jednym z owych
biskup贸w, kt贸rzy kazali pozbiera膰 wszystkie daj膮ce si臋 odnale藕膰 dokumenty Maj贸w i spali膰 na
stosie jako dzie艂o szatana. Tyle tylko, 偶e ta druga 偶yj膮ca w nim dusza sk艂oni艂a go do tego, aby
jednemu z ocala艂ych ksi膮偶膮t ludu Maj贸w wyznaczy膰 rol臋 podobn膮 do roli Szeherezady. Okaza艂o si臋
jednak, 偶e india艅ski ksi膮偶臋 tym si臋 r贸偶ni艂 od Szeherezady, i偶 opowiada膰 umia艂 nie same tylko bajki.
Wynik tego by艂 taki, 偶e Diego de Landa napisa艂 nie tylko histori臋 o 偶yciu i zwyczajach Maj贸w, o
ich bogach i wojnach, lecz do zapisk贸w swoich do艂膮czy艂 tak偶e szkice, z kt贸rych mo偶na by艂o
zorientowa膰 si臋 w znakach, jakimi Majowie wyra偶ali swe miesi膮ce i dni.
W tym miejscu ka偶dy powie: Mo偶e to nawet jest ciekawe, ale dlaczego w艂a艣nie tym wiadomo艣ciom
miano by przypisywa膰 jakie艣 wyj膮tkowe znaczenie?
A jednak mia艂y one szczeg贸lne znaczenie. Dzi臋ki tym szkicom pomniki Maj贸w, kt贸re dot膮d
wskutek swej budz膮cej groz臋 ornamentyki wydawa艂y si臋 jedynie niesamowite, teraz nabra艂y nagle
偶ycia. Z rysunkami Diego de Landy w r臋ku, uzbrojony w zdobyt膮 wkr贸tce potem znajomo艣膰
stosowanej przez Maj贸w pisowni liczb, badacz zobaczy艂 w 艣wi膮tyniach i schodach, w kolumnach i
fryzach rzeczy dot膮d ukryte.
Okaza艂o si臋 bowiem, 偶e w sztuce Maj贸w, w wyrze藕bionych w kamieniu i kamiennymi narz臋dziami
pomnikach, nagromadzonych w d偶ungli mimo braku zwierz膮t poci膮gowych i woz贸w, nie by艂o ani
jednego ornamentu, ani jednej p艂askorze藕by, ani jednego fresku z wizerunkami zwierz膮t, ani jednej
rze藕by, kt贸ra by nie pozostawa艂a w bezpo艣rednim zwi膮zku z jak膮艣 dat膮! Ka偶da budowla Maj贸w
by艂a zakutym w kamieniu kalendarzem. 呕aden uk艂ad nie by艂 przypadkowy, wsz臋dzie estetyka by艂a
podporz膮dkowana matematyce.
Je偶eli dot膮d dziwiono si臋 bezsensownemu pozornie powtarzaniu si臋 lub nag艂emu urywaniu si臋
poczwarnych kamiennych twarzy, to teraz dowiedziano si臋, 偶e wyra偶a艂o to jak膮艣 liczb臋, jakie艣
szczeg贸lne odchylenie kalendarza. Je偶eli na pokrytych hieroglifami schodach w Copanie ornament
na balustradzie powtarza艂 si臋 pi臋膰dziesi膮t razy, to okaza艂o si臋, 偶e wyra偶a艂o to ilo艣膰 minionych
okres贸w przest臋pnych. Je偶eli same schody liczy艂y siedemdziesi膮t pi臋膰 stopni, podawa艂o to ilo艣膰
minionych w tych偶e okresach dni przest臋pnych (pi臋tna艣cie razy pi臋膰). Drugiej takiej kultury i
sztuki, ca艂kowicie podporz膮dkowanej kalendarzowi, nie by艂o na 艣wiecie. Gdy za艣 badania nad tym
kalendarzem a niekt贸rzy badacze po艣wi臋cili im ca艂e swe 偶ycie! coraz g艂臋biej przenika艂y w
jego tajemnice, w tej zaprawd臋 bogatej ju偶 w niespodzianki kulturze pojawi艂a si臋 jeszcze jedna
nowa niespodzianka:
Okaza艂o si臋, 偶e kalendarz Maj贸w by艂 najlepszym kalendarzem na 艣wiecie!
Zbudowany inaczej ni偶 wszystkie znane nam kalendarze, by艂 mimo to od nich dok艂adniejszy. Nie
wchodz膮c we wszystkie jego finezje (zreszt膮 do dzi艣 dnia bynajmniej jeszcze nie wyja艣nione),
budow臋 jego przedstawi膰 mo偶na nast臋puj膮co. Przede wszystkim operowa艂 on seri膮 dwudziestu
znak贸w dni, kt贸re w po艂膮czeniu z liczbami 1 do 13 dawa艂y cykl 260 dni, tak zwany tzolkin (po
aztecku tonalamatl). Po drugie, operowa艂 seri膮 osiemnastu znak贸w miesi臋cy, z kt贸rych ka偶dy
przedstawia艂 okres dwudziestu dni i uzupe艂niony by艂 dodatkowym znakiem obejmuj膮cym okres
pi臋ciu dni. 艁膮cznie by艂 to rok Maj贸w tak zwany haab licz膮cy 365 dni. Ponadto rachowano
tak偶e okresem stanowi膮cym kombinacj臋 tzolki-nu i haabu, a okre艣lanym obecnie przyj臋t膮 w 艣wiecie
naukowym angielsk膮 nazw膮 calendar round. Okres ten obejmowa艂 18 980 dni, czyli 52 lata po 365
dni; by艂 on, jak si臋 o tym jeszcze przekonamy, szczeg贸lnie wa偶ny dla ca艂ego 偶ycia Maj贸w.
Wreszcie rachowano jeszcze tak zwanym long count, systemem pozostaj膮cym w zwi膮zku z pewn膮
dat膮 wyj艣ciow膮. Ta data wyj艣ciowa, "4 ahau, 8 cumbu", w funkcji swej je偶eli chcemy
zaryzykowa膰 ostro偶ne por贸wnanie odpowiada艂a naszej dacie narodzin Chrystusa, oczywi艣cie,
tylko w swej funkcji, a nie gdy chodzi o dat臋 jako tak膮.
Stosuj膮c ten system rachuby czasu (tak rozwini臋ty i zawi艂y, 偶e dok艂adny jego opis wype艂ni艂by
osobn膮 ksi膮偶k臋) stworzyli Majowie kalendarz przewy偶szaj膮cy sw膮 dok艂adno艣ci膮 wszystkie inne
kalendarze 艣wiata. Nies艂usznie uwa偶amy nasz obecnie u偶ywany kalendarz za najlepszy. Stanowi on
tylko ulepszenie w stosunku do swych poprzednik贸w.
W 239 roku przed Chr. Ptolemeusz III udoskonali艂 staroegipsk膮 rachub臋 czasu. Juliusz Cezar
przyj膮wszy to rozwi膮zanie opar艂 na nim kalendarz julia艅ski, kt贸ry utrzyma艂 si臋 do 1582 roku naszej
ery, kiedy to papie偶 Grzegorz XIII zast膮pi艂 go kalendarzem gregoria艅skim. Je偶eli zestawi膰 d艂ugo艣膰
roku we wszystkich tych kalendarzach z absolutn膮, astronomicznie obliczon膮 d艂ugo艣ci膮 roku, to
widzimy, 偶e 偶aden z nich nie jest tak bliski warto艣ci absolutnej, jak kalendarz Maj贸w.
D艂ugo艣膰 roku wynosi:
wed艂ug kalendarza julia艅skiego........ 365,250 000 dnia
wed艂ug kalendarza gregoria艅skiego....... 365,242 500 dnia
wed艂ug kalendarza Maj贸w........... 365,242 129 dnia
wed艂ug oblicze艅 astronomicznych........ 365,242 198 dnia

Lud Maj贸w, kt贸ry okaza艂 si臋 zdolny do naj艣ci艣lejszej obserwacji ruch贸w cia艂 niebieskich i umia艂
po艂膮czy膰 j膮 z najbardziej zawi艂ymi sztukami matematycznymi, czyli da艂 znakomity dow贸d
racjonalistycznego my艣lenia, jednocze艣nie ca艂kowicie ulega艂 najgorszego rodzaju mistycyzmowi.
Stworzywszy najlepszy kalendarz 艣wiata sta艂 si臋 jednocze艣nie niewolnikiem tego kalendarza.
Trzecie ju偶 pokolenie specjalist贸w pracuje nad wyja艣nieniem kalendarza Maj贸w. Prace te
rozpocz臋艂y si臋 od obja艣nie艅 de Landy, osi膮gn臋艂y swe pierwsze sukcesy podczas opracowywania
kolekcji Maudslaya i trwaj膮 do dzi艣 dnia. Z sukcesem- osi膮gni臋tym na tym polu, jak r贸wnie偶 w
dziedzinie odcyfrowania pisma ideograficznego Maj贸w, 艂膮cz膮 si臋 nazwiska takich uczonych, jak E.
W. F鰎stemann (germanista z wykszta艂cenia, pierwszy skomentowa艂 Codex Dresdensis), Eduard
Seler (w swych Gesammelte Abhandlungen zur amerikanischen Sprach- und Altertumskunde by艂y
nauczyciel, a potem kierownik berli艅skiego muzeum etnograficznego zebra艂 bodaj 偶e najbogatszy
po Maudslayu materia艂 o Majach i o Aztekach), Thompson, Goodman, Boas, Preuss, Ricketson,
Walter, Lehmann, Bow-ditch i Morley. Ka偶de jednak podkre艣lenie jakiegokolwiek nazwiska jest
niesprawiedliwo艣ci膮 wobec legionu innych badaczy, kt贸rzy b膮d藕 w d偶ungli badali i kopiowali
zabytki, b膮d藕 w swych pracowniach doszli do wi臋kszych lub mniejszych wynik贸w naukowych.
Dorobek nauki o kulturach ameryka艅skich jest wsp贸lnym dorobkiem wielu uczonych. Wsp贸lnie te偶
wst膮pili badacze na najtrudniejszy odcinek drogi odcinek prowadz膮cy od kalendarza do
chronologii historycznej.
Zg艂臋bienie bowiem tajemnic kalendarza Maj贸w nie mog艂o by膰 celem samym w sobie. Poczwarne
twarze znak贸w, wyra偶aj膮cych liczby, miesi膮ce, dni i okresy, widnia艂y na fasadach, na balustradach,
kolumnach i freskach 艣wi膮ty艅 i pa艂ac贸w. Ka偶da budowla mia艂a wypisan膮 na czole sw膮 dat臋
urodzenia. Obecnie chodzi艂o o to, aby dzie艂a te ugrupowa膰 pod k膮tem widzenia przynale偶no艣ci do
poszczeg贸lnych okres贸w, uporz膮dkowa膰 te grupy chronologicznie i po wp艂ywach jednej grupy na
drug膮 rozpozna膰 przemian臋 styl贸w, s艂owem zobaczy膰 histori臋.
Ale jak膮 histori臋?
Oczywi艣cie histori臋 Maj贸w! odpowie ka偶dy. Przecie偶 to jasne! A jednak pytanie nasze nie
jest pytaniem tylko scholastycznym. Wszystkie bowiem zdobyte dot膮d wiadomo艣ci mia艂y ten
mankament, 偶e badacz widzia艂 tylko histori臋 Maj贸w, 艣ci艣lej tylko daty Maj贸w bez 偶adnego
zwi膮zku z nasz膮 w艂asn膮 rachub膮 czasu.
I znowu badacze stan臋li przed tak zawi艂ym problemem, jakiego nigdy jeszcze nie postawi艂y przed
nimi dzieje Starego 艢wiata. Spr贸bujmy dla lepszego zrozumienia sprawy skonstruowa膰 przyk艂ad z
nowszej historii europejskiej. Przypu艣膰my, 偶e Anglia w przebiegu swych dziej贸w nie mia艂a 偶adnej
styczno艣ci z kontynentem europejskim, 偶e posiada艂a w艂asn膮 rachub臋 czasu, kt贸rej punktem wyj艣cia
nie by艂a data narodzin Chrystusa, lecz jaka艣 zupe艂nie inna, nie znana nam data, i 偶e jej historia
zota艂a spisana wed艂ug tej "angielskiej ery". I oto przychodz膮 historycy z kontynentu. Widz膮 jasno
wzgl臋dn膮 relacj臋 historyczn膮 od czas贸w Ryszarda Lwie Serce a偶 do czas贸w kr贸lowej Wiktorii, lecz
nie znaj膮c punktu wyj艣cia rachuby czasu, nie mog膮 powiedzie膰, czy Ryszard Lwie Serce 偶y艂 wsp贸艂-
cze艣nie z Karolem Wielkim, Ludwikiem XIV czy Bismarckiem.
W identycznej sytuacji znale藕li si臋 badacze wobec pomnik贸w odnalezionych w d偶ungli. Doszli
wprawdzie bardzo rych艂o do tego, 偶e mogli powiedzie膰, o ile lat starsze by艂y na przyk艂ad budowle
Copanu od budowli w Quirigu, lecz nie mogli snu膰 najbardziej nawet lu藕nych domys艂贸w, w
kt贸rym wieku ery europejskiej oba te miasta zosta艂y zbudowane.
Najbli偶sze zadanie musia艂o wi臋c, rzecz prosta, polega膰 na ustaleniu korelacji mi臋dzy chronologi膮
Maj贸w a nasz膮 w艂asn膮 chronologi膮. Gdy jednak cel ten w najistotniejszej cz臋艣ci osi膮gni臋to,
w贸wczas w zwi膮zku z coraz dok艂adniejszymi pojedynczymi datowaniami wy艂oni艂 si臋 nowy
problem, jeden z najbardziej zagadkowych problem贸w w historii wielkich lud贸w tajemnica
opuszczonych miast.


Pr贸ba obja艣nienia metody, wed艂ug kt贸rej zdo艂ano w ko艅cu w spos贸b jako tako zadowalaj膮cy ustali膰
korelacj臋 mi臋dzy obydwiema chronologiami, przekracza艂aby ramy tej ksi膮偶ki i zak艂贸ci艂aby tok
naszego opowiadania.
Nie mo偶emy jednak pomin膮膰 pewnego odkrycia, kt贸re zreszt膮 jeszcze bardziej utrudni艂o t臋 i tak ju偶
trudn膮 metod臋 korelacyjn膮. Zas艂uguje ono na uwag臋, gdy偶 wprowadza nas bezpo艣rednio w
najp贸藕niejszy okres historii Maj贸w, a tym samym drog膮 okr臋偶n膮 wiedzie znowu do tajemnicy
umar艂ych miast.
W r贸偶nych miejscach Jukatanu znaleziono w ubieg艂ym stuleciu tak zwane Ksi臋gi Chilam Ba艂am.
By艂y to kroniki spisane w okresie pokonkwi-stadorskim, barwne, pe艂ne epizod贸w politycznych i
warto艣ciowe przez to, 偶e przynajmniej po cz臋艣ci oparte na oryginalnych dokumentach Maj贸w.
Najwa偶niejszy r臋kopis znaleziono w latach sze艣膰dziesi膮tych ubieg艂ego stulecia w Chumayel.
Przekazano go biskupowi i historykowi Crescencio Carillo y Ancona. Uniwersytet filadelfijski
opublikowa艂 p贸藕niej fotografi臋 tego dokumentu. Po 艣mierci biskupa manuskrypt wyl膮dowa艂 w
bibliotece Cepeda w mie艣cie Merida, sk膮d w 1916 roku zagin膮艂 bez 艣ladu w tajemniczych
okoliczno艣ciach. Ksi膮偶ka ta zreszt膮 przechowa艂a si臋 jej fotografia stanowi prawdziwe
kuriozum. Pisana jest w j臋zyku Maj贸w, lecz pod wp艂ywem hiszpa艅skim literami 艂aci艅skimi.
Kap艂ani Maj贸w jednak nie uwzgl臋dniali ani 艂aci艅skiego dzielenia s艂贸w, ani interpunkcji: niekt贸re
s艂owa s膮 zupe艂nie dowolnie rozbite, inne zn贸w, bez w艂a艣ciwego pocz膮tku i w艂a艣ciwego ko艅ca,
po艂膮czone w nowe s艂owa monstrualnej d艂ugo艣ci. Niekt贸re d藕wi臋ki j臋zyka Maj贸w, nie istniej膮ce w
j臋zyku hiszpa艅skim, wyra偶one s膮 przez 艂膮czenie liter 艂aci艅skich w nie znane nam warto艣ci
d藕wi臋kowe. Zbyteczne dodawa膰, 偶e odcyfrowanie tego dokumentu, kt贸rego tekst poza tym pe艂en
jest mglistych proroctw, by艂o bardzo trudne.
Odkrycie to, chocia偶 przy powszechnym braku materia艂u ze wszech miar cenne, zada艂o badaczom
wiele trudnych 艂amig艂贸wek. Ksi臋gi Chilam Ba艂am operowa艂y bowiem rachub膮 czasu nie znan膮
jeszcze w Starym Pa艅stwie Maj贸w, mianowicie tak zwanym katun count. Chocia偶 do艣膰 rych艂o
okaza艂o si臋, 偶e chodzi艂o tu tylko o uproszczony long count, to jednak nale偶a艂o teraz z kolei ustali膰
korelacj臋 nie tylko mi臋dzy rachub膮 czasu wed艂ug long count a er膮 chrze艣cija艅sk膮, lecz tak偶e mi臋dzy
tymi dwiema rachubami a rachub膮 katun count.
By艂o to nad wyraz trudne dodatkowe zadanie, za kt贸re jednak badaczy czeka艂a tak偶e dodatkowa
nagroda. Im bardziej bowiem zbli偶ano si臋 do rozwi膮zania, tym wi臋cej uzyskiwano wiadomo艣ci o
ostatnim okresie historii Maj贸w, kt贸ry nie tylko nabiera艂 偶ycia, lecz przede wszystkim dawa艂 si臋
uchwyci膰 okre艣lonymi datowaniami. O ile dot膮d wszystko, co wiedzieli艣my o dawnym ludzie
Maj贸w, by艂o obce i dalekie, zakrzep艂e jedynie w architekturze, o tyle przynajmniej ten ostatni okres
ich dziej贸w upodobni艂 si臋 do historii wszystkich innych znanych nam lud贸w, wype艂ni艂 si臋 tak膮
sam膮 jak tamta tre艣ci膮, napadami, wojnami, zdrad膮 i rewolucj膮, s艂owem sta艂 si臋 ludzki.
S艂yszymy tu o rodach dynastycznych Xiu i Itz walcz膮cych o w艂adz臋; o 艣wietno艣ci metropolii
Chichen-Itz, o jej wspania艂ych budowlach, kt贸re pod wzgl臋dem wielko艣ci i stylu, je偶eli je
por贸wna膰 ze starymi miastami na po艂udniu Jukatanu, zdradzaj膮 jaki艣 dziwny, obcy wp艂yw; o
mie艣cie Uxm鋖, kt贸re w swej monumentalnej prostocie dzia艂a niby renesans Starego Pa艅stwa; o
Mayapanie, w kt贸rym wyst臋puj膮 obydwa style. Dowiadujemy si臋 o zwi膮zku miast utworzonym
przez miasta Mayap鋘, Chichen-Itza i Uxmal. Potem jednak zdrada rozbija t臋 federacj臋. Wojsko
Chichen-Itz zbiera si臋 przeciw Mayapanowi. Lecz Hunac Ceel, w艂adca stolicy zwi膮zkowej, przy
pomocy tolteckich najemnik贸w zdobywa miasto Chichen-Itz; jego w艂adcy zostaj膮 uprowadzeni na
dw贸r Mayapanu jako zak艂adnicy, potem za艣 osadzeni jako wicekr贸lowie. Lecz si艂a nap臋dowa tego
zwi膮zku miast zanik艂a. W 1441 roku wybucha powstanie uci艣nionych miast, na kt贸rego czele staje
dynastia Xiu z Uxmalu. Mayap鋘 zostaje zdobyty. Wraz z nim pada nie tylko liga miast, lecz i
samo pa艅stwo Maj贸w. Miastu, kt贸re zak艂ada jeszcze dynastia Xiu, nadana zostaje nazwa Mani, co
zdaniem niekt贸rych badaczy oznacza: "Przemin臋艂o." Gdy przybywaj膮 Hiszpanie, staje si臋 ono dla
nich 艂atwiejszym 艂upem ni偶 Meksyk dla Corteza.
Ten wgl膮d w datowan膮 histori臋 Nowego Pa艅stwa obfitowa艂 pod niejednym wzgl臋dem w
emocjonuj膮ce momenty. Aby nie wzbudzi膰 fa艂szywego wyobra偶enia o przebiegu tych bada艅,
musimy przed om贸wieniem najbardziej bodaj zagadkowego okresu historii Maj贸w stwierdzi膰 raz
jeszcze: wyniki bada艅 nie zawsze 艂膮czy艂y si臋 ze sob膮 w tej logicznej kolejno艣ci, w jakiej staramy si臋
je tu przedstawi膰, nie zawsze po tezie nast臋powa艂a antyteza i synteza. Przeciwnie, aby doj艣膰 do
poszukiwanego wyniku, badacz mozol膮cy si臋 nad Ksi臋gami Chilam Ba艂am korzysta艂 zar贸wno z
tego, co jeden z jego koleg贸w po fachu osi膮gn膮艂 trzydzie艣ci lat przedtem w pracach
wykopaliskowych, jak i z tego, co inny przed dziesi臋ciu laty wy艣wietli艂 jako lingwista, a trzeci
dopiero co odkry艂 posun膮wszy si臋 o krok dalej w odcyfrowaniu kalendarza. Zdobywanie
wiadomo艣ci o tej zaginionej kulturze nigdy, z wyj膮tkiem naszych ju偶 dni, nie nast臋powa艂o za
jednym zamachem, lecz obraz stopniowo stawa艂 si臋 coraz pe艂niejszy.
Pewnego dnia wype艂ni艂 si臋 te偶 obraz jedynego w swoim rodzaju wydarzenia historycznego, kt贸re
do dzi艣 dnia nie znalaz艂o jeszcze wyja艣nienia zas艂uguj膮cego na og贸lne uznanie.
U偶yli艣my dopiero co s艂贸w "Nowe" i "Stare Pa艅stwo". Wybiegli艣my tym naprz贸d. Skoro jednak
s艂yszeli艣my ju偶 co艣 nieco艣 o miastach Mayap鋘, Chichen-Itza i Uxm鋖 (偶e wymienimy tylko te
najwa偶niejsze miasta Nowego Pa艅stwa), wi臋c spr贸bujmy przeprowadzi膰 ma艂y "wywiad" z lud藕mi
zajmuj膮cymi si臋 chronologi膮 Maj贸w.
Pytanie: Dlaczego te miasta na p贸艂nocy Jukatanu nazywacie panowie Nowym Pa艅stwem?
Odpowied藕: Poniewa偶 zosta艂y one za艂o偶one bardzo p贸藕no, gdzie艣 mi臋dzy VII a X wiekiem po
Chrystusie, i poniewa偶 to Nowe Pa艅stwo w swych charakterystycznych przejawach, tak w
architekturze i sztukach plastycznych, jak w systemie kalendarzowym, r贸偶ni si臋 wyra藕nie od Stare-
go Pa艅stwa.
Pytanie: Co w danym wypadku oznacza okre艣lenie "nowo za艂o偶one pa艅stwo"? Normalnie nowa
forma jakiego艣 pa艅stwa wyrasta z jego starej formy.
Odpowied藕: Tutaj ten normalny porz膮dek nie zachodzi, gdy偶 Nowe Pa艅stwo zosta艂o faktycznie na
nowo za艂o偶one na dziewiczym terenie d偶ungli. Innymi s艂owy, po艂o偶ono kamie艅 w臋gielny pod
zupe艂nie nowe miasta. Stare Pa艅stwo znajdowa艂o si臋 nie w p贸艂nocnej, lecz w po艂udniowej cz臋艣ci
p贸艂wyspu Jukatan, na terytorium dzisiejszego Hondurasu, Gwatemali, Chiapas i Tabasco.
Pytanie: A wi臋c Nowe Pa艅stwo uwa偶a膰 nale偶y za za艂o偶on膮 przez pionier贸w koloni臋 Starego
Pa艅stwa?
Odpowied藕: Nie, w艂a艣nie o to chodzi, 偶e za艂o偶one ono zosta艂o nie przez pionier贸w, lecz przez ca艂y
lud Maj贸w.
Pytanie: Czy chcecie panowie przez to powiedzie膰, 偶e pewnego dnia ca艂y lud Maj贸w opu艣ci艂 swe
dobrze ugruntowane pa艅stwo, swe solidne miasta, aby na p贸艂nocy, nara偶ony na wszelkie
niepewno艣ci dziewiczego terenu, zbudowa膰 nowe pa艅stwo?
Tym razem nasi badacze odpowiadaj膮 z u艣miechem: Tak jest, w艂a艣nie to chcemy powiedzie膰. Sami
wiemy, 偶e brzmi to zupe艂nie nieprawdopodobnie, niemniej jednak tak by艂o.
I tu uczeni przedstawiaj膮 nam szereg dat. M贸wili艣my ju偶 o tym, jak ten lud, kt贸ry stworzy艂
najlepszy na 艣wiecie kalendarz, sta艂 si臋 jego niewolnikiem. Majowie wznosili swe wielkie budowle
nie wtedy, gdy by艂y im one potrzebne, lecz gdy im to nakazywa艂 kalendarz. Inaczej m贸wi膮c, w
odst臋pach pi臋ciu, dziesi臋ciu lub dwudziestu lat stawiali jak膮艣 budowl臋 i zaopatrywali j膮 w dat臋
powstania. Niekiedy, gdy jak膮艣 nowa interpolacja kalendarzowa wymaga艂a uwiecznienia,
obudowywali kt贸r膮艣 z istniej膮cych ju偶 piramid murami nowej piramidy. Czynili to przez setki lat z
absolutn膮 regularno艣ci膮, jak 艣wiadcz膮 o tym wyryte daty. Fakt, 偶e w pewnym momencie
regularno艣膰 ta nagle si臋 urwa艂a, spowodowa膰 mog艂a tylko jaka艣 katastrofa lub gremialna
emigracja.
Je偶eli zatem widzimy, 偶e w pewnym okre艣lonym roku dzia艂alno艣膰 budowlana w jednym mie艣cie si臋
urywa, a mniej wi臋cej w tym samym czasie w innym mie艣cie dopiero si臋 rozpoczyna, mo偶na z tego
wyci膮gn膮膰 jeden tylko wniosek: ludno艣膰 nagle opu艣ci艂a pierwsze miasto i za艂o偶y艂a to drugie, nowe.
Gdyby chodzi艂o tu o jakie艣 zjawisko lokalne cho膰 i ono nasuwa艂oby wiele zagadek mo偶na by
je jeszcze jako艣 wyt艂umaczy膰. To jednak, co rozegra艂o si臋 w pa艅stwie Maj贸w poczynaj膮c od 610
roku po Chr., przekracza wszelkie wyobra偶enie i w og贸le wyt艂umaczy膰 si臋 nie daje.
Oto ca艂y lud, mieszkaj膮cy przewa偶nie w miastach, nagle opuszcza swe domy, ulice i place,
艣wi膮tynie i pa艂ace i wyw臋drowuje na obszary dalekiej, dzikiej p贸艂nocy. Z tej w臋dr贸wki nikt ju偶 nie
powr贸ci艂. Miasta opustosza艂y, d偶ungla wdar艂a si臋 w ulice, schody i progi zaros艂y zielskiem i
chwastem, nasiona le艣ne usadowi艂y si臋 w szczelinach, kt贸re wiatr wype艂ni艂 okruchami naniesionej
ziemi, g臋stwina pn膮czy oplot艂a i rozluzo-wa艂a mury. Nigdy stopa ludzka nie posta艂a ju偶 na
dziedzi艅cach pa艂ac贸w ani na schodach wiod膮cych ku szczytowi piramidy.
Aby zrozumie膰, jak monstrualne, jak zupe艂nie niepoj臋te jest to wydarzenie, spr贸bujmy wyobrazi膰
sobie, 偶e na przyk艂ad Francuzi, nar贸d a tysi膮cletniej historii, nagle zwart膮 mas膮 wyruszaj膮 do
Maroka, aby tam na wybrze偶u za艂o偶y膰 "now膮 Francj臋". 呕e opuszczaj膮 swe katedry i wielkie miasta.
呕e wszyscy ludzie z Marsylii, Tuluzy i Bordeaux, z Lyonu, Nantes, i Pary偶a nagle emigruj膮. Ale
nie do艣膰 na tym ledwo przybywszy do Maroka zaczynaj膮 natychmiast budowa膰 dok艂adnie to
samo, co dopiero opu艣cili takie same katedry, takie same miasta.
Tego rodzaju wydarzenie, kt贸re by艂oby zupe艂nie niezrozumia艂e u Francuz贸w, jest tak samo
niezrozumia艂e u Maj贸w.
Skoro tylko badacze wpadli na jego trop, posypa艂y si臋 zewsz膮d najr贸偶niejsze teorie usi艂uj膮ce je
wyt艂umaczy膰. Najbardziej naturalna wydawa艂a si臋 hipoteza, 偶e Majowie zostali wyp臋dzeni ze
swego kraju przez obcych naje藕d藕c贸w. Ale jacy偶 to mogli by膰 naje藕d藕cy? Majowie stali w贸wczas u
szczytu swego rozwoju i nie by艂o w s膮siedztwie innego ludu, kt贸ry by nawet w przybli偶eniu m贸g艂
si臋 mierzy膰 z ich pot臋g膮 militarn膮. Zreszt膮 ta interpretacja ju偶 z innych wzgl臋d贸w nie wchodzi艂a w
rachub臋: w opuszczonych miastach nie by艂o 偶adnego 艣ladu obcego najazdu.
Wi臋c mo偶e przyczyn膮 tej emigracji sta艂 si臋 jaki艣 偶ywio艂owy kataklizm? Tu jednak znowu musimy
zapyta膰: gdzie s膮 艣lady tego kataklizmu? I jaka偶 katastrofa mog艂a sk艂oni膰 lud do tego, aby zbudowa艂
sobie nowe pa艅stwo na innym obszarze, zamiast po ucieczce powr贸ci膰 znowu do swych siedzib?
A mo偶e wybuch艂a jaka艣 straszliwa zaraza? Nie ma 偶adnych oznak, kt贸re by wskazywa艂y na to, 偶e
Majowie udaj膮cy si臋 na t臋 wielk膮 w臋dr贸wk臋 byli zdziesi膮tkowani przez jak膮艣 epidemi臋 (a chyba
tylko w takiej sytuacji ludy decyduj膮 si臋 na zbiorow膮 emigracj臋). Przeciwnie, lud, kt贸ry zbudowa艂
nowe miasta, takie jak Chichen-Itza, by艂 silny.
A wi臋c mo偶e zmieni艂 si臋 klimat, uniemo偶liwiaj膮c Majom dalsze pozostawanie w dawnych
siedzibach? Ot贸偶 odleg艂o艣膰 mi臋dzy centrum Starego i Nowego Pa艅stwa wynosi w linii powietrznej
czterysta kilometr贸w. Wydaje si臋 ma艂o prawdopodobne, 偶eby zmiana klimatu (na kt贸r膮 zreszt膮 nic
nie wskazuje), b臋d膮ca przyczyn膮 a偶 tak radykalnego przewrotu w 偶yciu ca艂ego pa艅stwa, nie obj臋艂a
tak偶e obszaru po艂o偶onego w nieznacznej odleg艂o艣ci.
Jakie偶 pozostawa艂y jeszcze inne mo偶liwo艣ci wyt艂umaczenia tej zagadkowej emigracji?
Wydaje si臋, 偶e w ostatnich dziesi膮tkach lat znaleziono w艂a艣ciwe jej wyt艂umaczenie, w ka偶dym razie
bardziej przekonywaj膮ce od wszystkich innych. Coraz wi臋cej badaczy sk艂ania si臋 te偶 ku tej teorii,
kt贸rej autorem i najgorliwszym obro艅c膮 by艂 ameryka艅ski profesor Sylvanus Gris-wold Morley. Aby
uzasadni膰 to wyt艂umaczenie, musimy rzuci膰 okiem na histori臋 i struktur臋 spo艂eczn膮 pa艅stwa
Maj贸w. W nagrod臋 za to poznamy jeszcze jedn膮 osobliwo艣膰 tego dziwnego pa艅stwa: oka偶e si臋, 偶e
w艣r贸d wszystkich wysoko rozwini臋tych kultur 艣wiata kultura Maj贸w by艂a jedyn膮 kultur膮, kt贸ra nie
zna艂a p艂uga.
Powiedzmy z g贸ry, 偶e dla wi臋kszej przejrzysto艣ci a tak偶e i dlatego, 偶e ju偶 same daty narzuca艂y
tego rodzaju podzia艂y histori臋 tak zwanego "Starego Pa艅stwa" zwyk艂o si臋 dzieli膰 na trzy okresy.


STARE PA艃STWO

Stare Pa艅stwo wed艂ug ustalonej przez S. G. Morleya korelacji mi臋dzy datami jego budowli a datami
ery chrze艣cija艅skiej trwa艂o od czas贸w nie obj臋tych datowaniami a偶 do 610 roku po Chr.

Okres najstarszy trwa艂 od czas贸w nie datowanych do 374 roku naszej ery. W tym okresie
najstarszym miastem by艂o zdaje si臋 Uaxact黱 (dot膮d przynajmniej nie znaleziono miast starszych)
po艂o偶one na p贸艂nocnej granicy dzisiejszej Gwatemali. P贸藕niej niedaleko od Uaxact黱 powsta艂y
miasta Tikal i Naranjo. W tym czasie jednak na terytorium dzisiejszego Hondurasu za艂o偶one zosta艂o
miasto Copan, potem za艣 dzisiejsze Piedras Negras nad rzek膮 Rio Usumacinta.

Okres 艣redni trwa艂 od 374 do 472 roku naszej ery. W ci膮gu tych okr膮g艂o stu lat za艂o偶one zosta艂y
miasta: Palenque (po艂o偶one na granicy Chiapas i Tabasco, powsta艂o ono na prze艂omie najstarszego i
艣redniego okresu; cz臋sto zalicza si臋 je jeszcze do okresu najstarszego), nast臋pnie Mench膰 (w
Chiapas) i wreszcie Quirigu (w dzisiejszej Gwatemali).

Wielki okres trwa艂 od 472 do 610 roku. Powsta艂y miasta Seibal, Ixk黱 oraz dzisiejsze Flores i
Benque Viejo. Okres ten ko艅czy si臋 emigracj膮 Maj贸w.

Teraz czytelnik, kt贸rego zainteresowa艂y dzieje Maj贸w, dobrze zrobi, je偶eli przyjrzy si臋
zamieszczonej na ko艅cu ksi膮偶ki mapie (a tak偶e tablicy chronologicznej). Znowu bowiem
spotykamy si臋 z rzecz膮 godn膮 uwagi.
Je偶eli przyjrzymy si臋 obszarowi geograficznemu, na kt贸rym rozmieszczone by艂y te miasta Starego
Pa艅stwa, to zauwa偶ymy, 偶e ma on kszta艂t tr贸jk膮ta, kt贸rego k膮ty tworz膮 miasta Uaxact黱, Palenque i
Cop鋘. Dalej zauwa偶ymy, 偶e jeszcze na ramionach albo ju偶 wewn膮trz tego tr贸jk膮ta po艂o偶one s膮
miasta Tik鋖, Naranjo i Piedras Negras. Wreszcie za艣 stwierdzimy, 偶e (z wyj膮tkiem jednego tylko
miasta Benque Viejo) wszystkie miasta, kt贸re zosta艂y za艂o偶one najp贸藕niej i trwa艂y najkr贸cej, a
mianowicie Seib鋖, Ixk黱 i Flores, le偶膮 wewn膮trz tego tr贸jk膮ta.
Mamy tu wi臋c do czynienia z jednym z najbardziej zdumiewaj膮cych zjawisk, jakie kiedykolwiek
zdarzy艂y si臋 w historii:
Majowie byli chyba jedynym ludem na 艣wiecie, kt贸ry pa艅stwo swe rozwija艂 od peryferii do 艣rodka.
A wi臋c: imperializm z ekspansj膮 ku w艂asnemu centrum! Organizm rosn膮cy od ko艅czyn w kierunku
serca. M贸wimy "rosn膮cy", bo pa艅stwo to rzeczywi艣cie ros艂o i "rozszerza艂o si臋". Nie kurczy艂o si臋,
艣ciskane przez jak膮艣 obc膮 pot臋g臋 (w regionach tych nie by艂o innej pot臋gi poza Majami), lecz
rozwija艂o si臋 bez 偶adnego wp艂ywu z zewn膮trz w kierunku przecz膮cym wszelkiej logice i wszelkim
do艣wiadczeniom historycznym.
Nie b臋dziemy si臋 tu powo艂ywa膰 na przyk艂ady Chi艅czyk贸w (z ich Wielkim Murem) ani przytacza膰
m臋tnego uzasadnienia psychologicznego, jakoby jaki艣 lud ogarni臋ty dekadenck膮 pych膮 nie chcia艂
rozwija膰 si臋 na zewn膮trz. Przyznajmy po prostu, 偶e brak dotychczas wszelkiego wyt艂umaczenia dla
tego zdumiewaj膮cego szczeg贸艂u w historii Maj贸w. Poniewa偶 za艣 rzadko si臋 zdarza艂o, 偶eby jaki艣
problem historyczny wcze艣niej czy p贸藕niej nie doczeka艂 si臋 rozwi膮zania, wi臋c mo偶e w tym wy-
padku potrafi je znale藕膰 kt贸ry艣 z naszych czytelnik贸w? Nie jest to pytanie retoryczne ani
podyktowane tylko kurtuazj膮. Faktem jest, 偶e sama nauka archeologiczna tego problemu nie
rozwi膮偶e. Wszystkie jej dotychczasowe dociekania nie doprowadzi艂y do 偶adnego wyniku.
Sama tylko archeologia nie zdo艂a艂a tak偶e rozwi膮za膰 zagadki, dlaczego Majowie, znajduj膮c si臋 u
szczytu swego rozwoju, nagle opu艣cili swe miasta, kt贸re dosz艂y wtedy do pe艂ni rozkwitu i pot臋gi, i
wyw臋drowali na niego艣cinne obszary p贸艂nocy.


Jak ju偶 powiedzieli艣my, Majowie byli ludem mieszkaj膮cym przewa偶nie w miastach. Byli nim w
tym samym ograniczonym sensie, w jakim od pi臋ciuset lat mieszka艅cami miast by艂y wszystkie ludy
europejskie. Klasy panuj膮ce (szlachta i duchowie艅stwo) siedzia艂y po miastach; wszelka w艂adza, ale
i wszelka kultura, 偶ycie duchowe i wykwintne zwyczaje promieniowa艂y z miast. Wszystkie te
miasta nie by艂yby jednak zdolne do 偶ycia bez ch艂op贸w, bez ziemiop艂od贸w, przede wszystkim bez
tego jednego, g艂贸wnego p艂odu ziemi, kt贸rym u nas by艂o zbo偶e, a u lud贸w 艣rodkowoameryka艅skich
r贸wnie偶 zbo偶e, ale "india艅skie zbo偶e", przez nas nazywane tak偶e "tureck膮 pszenic膮", s艂owem
kukurydza.
Kukurydza 偶ywi艂a miasta i klasy panuj膮ce. Na kukurydzy wyros艂a i ni膮 偶y艂a kultura Maj贸w.
Kukurydza te偶 stworzy艂a dla nich pierwsz膮 przestrze艅 偶yciow膮, gdy偶 miasta ich wznosi艂y si臋 na
wypalonych po艂aciach d偶ungli, na ziemi, kt贸ra przedtem rodzi艂a kukurydz臋.
Ale struktura spo艂eczna Maj贸w wykazuje ostrzejsze przeciwie艅stwa ni偶 jakakolwiek inna znana
nam kultura. Charakter jej wyst臋puje ju偶 wyra藕nie, gdy por贸wnujemy jakiekolwiek nowoczesne
miasto europejskie z kt贸rymkolwiek miastem Maj贸w. Nowoczesne miasto jest tworem, kt贸rego
zewn臋trzny obraz wprawdzie unaocznia spo艂eczne przeciwie艅stwa jego mieszka艅c贸w, lecz zarazem
wykazuje mn贸stwo szczebli po艣rednich, a przez to i wiele po艂膮cze艅 i pomost贸w wiod膮cych od
warstwy do warstwy. Natomiast miasta Maj贸w wykazywa艂y te przeciwie艅stwa spo艂eczne bez
偶adnych obs艂onek. 艢wi膮tynie i pa艂ace duchowie艅stwa i arystokracji wznosi艂y si臋 przewa偶nie na
jakim艣 wzg贸rzu tworz膮c zamkni臋ty w sobie, odosobniony obszar nieomal o charakterze fortecy (t臋
rol臋 fortecy prawdopodobnie te偶 niejednokrotnie odgrywa艂y). Doko艂a tej kamiennej city, bez
偶adnego szczebla po艣redniego, sta艂y sza艂asy i lepianki prostego ludu. Lud Maj贸w dzieli艂 si臋 na
znikom膮 garstk臋 warstwy panuj膮cej i na przyt艂aczaj膮c膮 mas臋 uci艣nionych.
Przepa艣膰 mi臋dzy obydwiema klasami by艂a, na nasze poj臋cia, nieprawdopodobnie wielka. Majowie
w og贸le nie posiadali po艣redniej klasy mieszcza艅skiej. Arystokracja stanowi艂a 艣ci艣le zamkni臋t膮 w
sobie klas臋, zwan膮 almehenoob, co oznacza: "Ci, kt贸rzy maj膮 ojc贸w i matki", czyli prowadz膮 swoje
tablice genealogiczne. Z tej klasy wywodzili si臋 tak偶e kap艂ani, jak r贸wnie偶 dziedziczny monarcha
Mach uinic "prawdziwy m膮偶". Na szlacht臋, na tych, co "posiadali ojc贸w i matki", pracowa艂 ca艂y
lud. Jedn膮 trzeci膮 zbior贸w ch艂opi oddawa膰 musieli szlachcie, jedn膮 trzeci膮 kap艂anom, a tylko jedn膮
trzeci膮 mogli zatrzyma膰 dla siebie. (Wiemy, 偶e w ustroju feudalnym w Europie oddawanie
"dziesi臋ciny" sta艂o si臋 niezno艣n膮 pa艅szczyzn膮 i prowadzi艂o do rewolucji.) W okresie mi臋dzy
siewem a zbiorami ch艂op musia艂 wsp贸lnie z niewolnikami pracowa膰 przy budowach. Bez zwierz膮t
poci膮gowych i woz贸w przenoszono ogromne bloki kamienne: bez 偶elaza, miedzi i br膮zu, li tylko
narz臋dziami kamiennymi wykuwano wspania艂e rze藕by i p艂askorze藕by. Praca dokonywana przez
tych robotnik贸w nie tylko dor贸wnuje pracy egipskich robotnik贸w, kt贸rzy budowali piramidy, lecz
prawdopodobnie nawet j膮 przewy偶sza.
Tak brutalny ustr贸j spo艂eczny (kt贸ry w ci膮gu tysi膮ca lat nie uleg艂, zdaje si臋, 偶adnemu z艂agodzeniu)
kry艂 w sobie zarodek upadku. Wysoka kultura i nauka kap艂an贸w si艂膮 rzeczy stawa艂a si臋 coraz
bardziej ezoteryczna. Nie zasila艂 jej dop艂yw 艣wie偶ych si艂 od do艂u. Nie by艂o wzajemnej wymiany
do艣wiadcze艅. Bystry umys艂 uczonych coraz bardziej zasklepia艂 si臋 w nauce o gwiazdach,
zaniedbywa艂 natomiast sprawy rolnictwa, z kt贸rego na dalsz膮 met臋 wy艂膮cznie czerpa艂 swe si艂y, nie
my艣la艂 o wynalezieniu 艣rodk贸w zaradczych, aby zapobiec gro偶膮cej katastrofie. Tylko t膮
nieprawdopodobn膮 wynios艂o艣ci膮 duchow膮 warstwy o艣wieconej daje si臋 wyt艂umaczy膰 fakt, 偶e lud,
kt贸ry mia艂 takie osi膮gni臋cia na polu nauki i sztuki, nie zdo艂a艂 wynale藕膰 jednego z najwa偶niejszych,
a przy tym i najprostszych narz臋dzi: p艂uga.
W toku ca艂ej swej historii Majowie stosowali spos贸b uprawy przedstawiaj膮cy szczyt
prymitywizmu. Uprawa roli oparta by艂a na "siewie gniazdowym". Odbywa艂a si臋 ona w ten spos贸b,
偶e w jakim艣 pasie d偶ungli 艣cinano wszystkie drzewa, kt贸re potem, gdy ju偶 wysch艂y, kr贸tko przed
nastaniem pory deszczowej palono. Kr贸tko po porze deszczowej dr膮偶ono d艂ugimi ostrymi palami
otwory w ziemi i do ka偶dego do艂ka wsypywano kilka ziaren siewnych kukurydzy. Po zebraniu
plon贸w z tego pola ch艂op przechodzi艂 do nast臋pnego odcinka lasu; poniewa偶 nie stosowano 偶ad-
nych nawoz贸w (poza sk膮pymi nawozami naturalnymi w pobli偶u osiedli ludzkich), ka偶de
uprz膮tni臋te pole wymaga艂o d艂ugiego okresu odpoczynku, zanim znowu mog艂o rodzi膰 p艂ody.
I tu dochodzimy do trafnego, by膰 mo偶e, wyt艂umaczenia przyczyny, kt贸ra zmusi艂a Maj贸w do tego,
aby w ci膮gu kr贸tkiego czasu opu艣cili swe miasta.
Pola wyja艂owia艂y. Okres odpoczynku, jakiego potrzebowa艂o ka偶de pole, nim znowu zosta艂o
zalesione i zanim znowu mo偶na by艂o je podpali膰, stawa艂 si臋 coraz d艂u偶szy. Nieuchronnym
nast臋pstwem tego by艂o, 偶e ch艂opi karczuj膮c i wypalaj膮c coraz to nowe zalesiane odcinki musieli
coraz g艂臋biej zapuszcza膰 si臋 w d偶ungl臋, coraz bardziej oddala膰 si臋 od miasta, kt贸re mieli 偶ywi膰 i
kt贸re bez nich nie mog艂o 偶y膰. W ko艅cu mi臋dzy ch艂opem a miastami wyros艂y spalone i ja艂owe stepy.
Wysoka kultura Starego Pa艅stwa Maj贸w dlatego przesta艂a istnie膰, 偶e straci艂a baz臋 ch艂opsk膮. Zgin臋艂a
dlatego, 偶e mog膮 wprawdzie istnie膰 kultury bez techniki, ale nie mo偶e by膰 kultury bez p艂uga. W
ko艅cu, gdy mi臋dzy poszczeg贸lnymi miastami le偶a艂y ju偶 tylko ja艂owe stepy, nasta艂y kl臋ski g艂odowe,
kt贸re zmusi艂y ludno艣膰 do emigracji.
Lud wyruszy艂 w drog臋 opuszczaj膮c miasta i ugory. Podczas gdy na p贸艂nocy powsta艂o Nowe
Pa艅stwo, na po艂udniu d偶ungla powoli wdziera艂a si臋 do opuszczonych 艣wi膮ty艅 i pa艂ac贸w, spalone
ugory znowu pokrywa艂y si臋 lasem, kt贸ry zagarn膮艂 miasta i budowle, ukry艂 je na tysi膮c lat.
Takie prawdopodobnie jest wyt艂umaczenie tajemnicy opuszczonych miast.




Rozdzia艂 trzydziesty, drugi

DROGA DO STUDNI


Ksi臋偶yc w pe艂ni 艣wieci艂 nad d偶ungl膮. W towarzystwie jednego tylko india艅skiego przewodnika
ameryka艅ski badacz Edward Herbert Thompson jecha艂 konno przez terytorium, na kt贸rym p贸艂tora
tysi膮ca lat temu Majowie opu艣ciwszy swe dawne miasta zbudowali na p贸艂nocy Nowe Pa艅stwo;
podb贸j Hiszpan贸w i jemu po艂o偶y艂 kres. Thompson szuka艂 miasta Chichen-Itz, kt贸re by艂o
najwi臋ksze i najpi臋kniejsze w艣r贸d wszystkich ich miast, najpot臋偶niejsze i pe艂ne najwi臋kszego
przepychu. Oba konie i obaj je藕d藕cy mieli za sob膮 ci臋偶kie trudy podr贸偶y. Thompson ze zm臋czenia
zwiesi艂 g艂ow臋; za ka偶dym potkni臋ciem si臋 konia traci艂 r贸wnowag臋 i omal nie spada艂 z siod艂a. Wtem
zbudzi艂o go g艂o艣ne nawo艂ywanie przewodnika. Przestraszony poderwa艂 si臋 w siodle. Spojrza艂 przed
siebie i ujrza艂 zaczarowany 艣wiat ba艣ni.
Nad ciemnymi wierzcho艂kami drzew, na szczycie wysokiego, stromego wzg贸rza, oblana srebrn膮
po艣wiat膮 ksi臋偶yca sta艂a 艣wi膮tynia. W艣r贸d nocnej ciszy wznosi艂a si臋 wysoko nad d偶ungl膮 niby
Partenon india艅skiego Akropolu. W miar臋 jak zbli偶ali si臋 do niej, zdawa艂a si臋 rosn膮膰. India艅ski
przewodnik zeskoczy艂 z konia, rozsiod艂a艂 go i roz艂o偶y艂 na ziemi koce. Lecz Thompson jak
urzeczony nie m贸g艂 oderwa膰 oczu od 艣wi膮tyni. Zsiad艂 z konia i podczas gdy przewodnik uk艂ada艂 si臋
ju偶 do snu, sam poszed艂 dalej. Strome schody, zaros艂e traw膮 i zielskiem, miejscami rozluzowane,
prowadzi艂y od st贸p wzg贸rza na szczyt piramidy, ku 艣wi膮tyni. Thompson zna艂 z obraz贸w egipskie
piramidy i wiedzia艂 o ich przeznaczeniu. Ale ta piramida Maj贸w nie by艂a grobowcem, jak piramidy
pod Gizeh. Z wygl膮du przypomina艂a babilo艅skie zikkuraty, lecz w jeszcze znacznie wi臋kszym
stopniu ni偶 one zdawa艂a si臋 by膰 tu jedynie po to, by s艂u偶y膰 za grzbiet olbrzymich schod贸w, kt贸re
wiod艂y wci膮偶 wy偶ej i wy偶ej do boga, do s艂o艅ca, do ksi臋偶yca.
Thompson pocz膮艂 wspina膰 si臋 po schodach. Oczom jego ukaza艂y si臋 ozdoby, bogate p艂askorze藕by.
Gdy stan膮艂 na szczycie, na wysoko艣ci niemal trzydziestu metr贸w nad d偶ungl膮, rozejrza艂 si臋 doko艂a.
Liczy艂 jedna, dwie, trzy... niebawem doliczy艂 si臋 dwunastu budowli. Sta艂y rozproszone,
schowane w g臋stwinie dziewiczego lasu, tak, 偶e cz臋sto dopiero mu艣ni臋te 艣wiat艂em ksi臋偶yca
zdradza艂y sw膮 obecno艣膰.
To wi臋c by艂a Chichen-Itz艣! S艂u偶膮c prawdopodobnie na pocz膮tku wielkiej w臋dr贸wki za wysuni臋t膮
daleko do przodu umocnion膮 plac贸wk臋, wyros艂a na wspania艂膮 metropoli臋, sta艂a si臋 g艂贸wnym
o艣rodkiem Nowego Pa艅stwa. W ci膮gu najbli偶szych dni Thompson stawa艂 coraz to na innych
ruinach. "Pewnego ranka pisze p贸藕niej sta艂em na dachu tej 艣wi膮tyni w艂a艣nie w chwili, gdy
pierwsze promienie wschodz膮cego s艂o艅ca r贸偶owi艂y daleki horyzont. Panowa艂a niezm膮cona cisza
poranna. Szmery nocy ju偶 przebrzmia艂y, g艂osy dnia jeszcze si臋 nie zbudzi艂y. Niebo i ziemia jakby
wstrzyma艂y oddech w oczekiwaniu czego艣 niewiadomego. Potem wzesz艂o s艂o艅ce ogromne,
okr膮g艂e, promienne i z艂ote, i w jednej chwili ca艂y 艣wiat rozbrzmia艂 艣piewem i brz臋kiem. Ptaki na
drzewach i owady na ziemi zaintonowa艂y wielkie Te Deum. Sama przyroda nauczy艂a pierwotnego
cz艂owieka czci膰 s艂o艅ce i cz艂owiek w g艂臋bi duszy wci膮偶 jeszcze idzie za tym, czego nauczy艂 si臋 w
zaraniu swego istnienia." Thompson sta艂 oczarowany. Nie widzia艂 ju偶 d偶ungli, ods艂oni艂y si臋 przed
nim rozleg艂e obszary, powolnym krokiem sun臋艂y procesje, rozlega艂a si臋 muzyka, pa艂ace o偶ywi艂y si臋
hucznymi ucztami, w 艣wi膮tyniach odprawiano b艂agalne nabo偶e艅stwa. Gdy w ko艅cu pr贸bowa艂
rozpozna膰 szczeg贸艂y w dalej po艂o偶onych terenach, nieoczekiwany widok przyku艂 do siebie jego
wzrok. Je偶eli dotychczas sta艂 jak urzeczony, to teraz nagle prysn臋艂y obrazy wyczarowane
wyobra藕ni膮, rozwia艂a si臋 wizja przesz艂o艣ci. Teraz by艂 znowu trze藕wym badaczem i widzia艂 przed
sob膮 swe zadanie. Bo tam daleko w bladym 艣wietle rysowa艂a si臋 droga. Prowadzi艂a ona prawdopo-
dobnie do najbardziej porywaj膮cej tajemnicy Chichen-Itza do 艢wi臋tej Studni.
W tej ksi臋dze traktuj膮cej o odkryciach w Meksyku i Jukatanie brak dot膮d odkrywcy na miar臋
Schliemanna, Layarda, Petriego. Brak te偶 je偶eli pomin膮膰 pierwsz膮 podr贸偶 Stephensa owego
podniecaj膮cego po艂膮czenia bada艅 archeologicznych z przygod膮, zdobyczy naukowych z po-
szukiwaniem skarb贸w, brak romantycznej nuty, kt贸ra pojawia si臋 w pracy archeologa, gdy rydel
zapuszczony w ziemi臋 dla bada艅 naukowych natrafia na z艂oto.
Edward Herbert Thompson by艂 Schliemannem Jukatanu, bo udaj膮c si臋 do Chichen-Itza szed艂 tak jak
tamten za s艂owami pewnej ksi膮偶ki, kt贸rych nikt poza nim nie bra艂 powa偶nie. Wyniki jego
poszukiwa艅 przyzna艂y mu s艂uszno艣膰, tak jak niegdy艣 przyzna艂y j膮 wierz膮cemu w Homera Schlie-
mannowi. I tak jak niegdy艣 Layard z sze艣膰dziesi臋cioma angielskimi funtami i jednym tylko
towarzyszem wyruszy艂 na swe pierwsze odkrycie, tak Thompson, r贸wnie jak Layard ubogi, zapu艣ci艂
si臋 w d偶ungl臋. Gdy za艣 napotka艂 trudno艣ci, przed kt贸rymi ka偶dy inny by艂by skapitulowa艂, wykaza艂
t臋 sam膮 uporczywo艣膰 co Petrie.
Czy偶 nie wspomnieli艣my ju偶, 偶e niegdy艣, gdy ca艂y 艣wiat by艂 rozgor膮czkowany odkryciami
Stephensa, broniono mi臋dzy innymi pogl膮du, jakoby Majowie byli potomkami zaginionego w
falach morskich ludu Atlantydy?
Thompson jako pocz膮tkuj膮cy archeolog w pierwszej swej pracy, og艂oszonej w 1879 roku w
popularnym czasopi艣mie, broni艂 tego 艣mia艂ego pogl膮du. Gdy jednak w 1885 roku jako najm艂odszy
konsul ameryka艅ski mia艂 wtedy dwadzie艣cia pi臋膰 lat uda艂 si臋 do Jukatanu, ten specjalny
problem pochodzenia Maj贸w zszed艂 w jego bardziej ju偶 krytycznym umy艣le na drugi plan; bardziej
ni偶 teoria poci膮ga艂o go teraz badanie samych zabytk贸w.
Nie ta ryzykowna hipoteza wi臋c, lecz pewna wiara pchn臋艂a go do poszukiwa艅 w Jukatanie, tak jak
pewna wiara ci膮gn臋艂a niegdy艣 Schliemanna do Troi. U Thompsona by艂a to wiara w s艂owa Diego de
Landy. W ksi膮偶ce biskupa znalaz艂 po raz pierwszy opowiadanie o 艢wi臋tej Studni, o cenote w
Chichen-Itz. De Landa, opieraj膮c si臋 na starych podaniach, opowiada艂, jak to w okresach suszy
procesje kap艂an贸w i ludu ci膮gn臋艂y szerok膮 drog膮 nad studni臋, aby za艂agodzi膰 gniew boga deszczu.
Prowadzili ze sob膮 ofiary, kt贸re mia艂y go przeb艂aga膰: m艂ode dziewcz臋ta i ch艂opc贸w. Po odbyciu
ceremonii dziewcz臋ta wrzucano w to艅 tak g艂臋bok膮, 偶e nigdy 偶adna z tych ofiar nie wyp艂yn臋艂a
znowu na powierzchni臋.
W pie艣niach wszystkich niemal lud贸w droga dziewcz膮t do studni cho膰 temat ten niekiedy jest
symbolicznie pog艂臋biony wyst臋puje zawsze jako radosna afirmacja 偶ycia. Droga m艂odych
dziewcz膮t ludu Maja do 艣wi臋tej cenote by艂a drog膮 艣mierci. Udawa艂y si臋 w ni膮 przystrojone w
najpi臋kniejsze szaty, obsypane klejnotami, ko艅czy艂y j膮 za艣 z g艂uchym okrzykiem, gdy ich cia艂a
uderza艂y o tafl臋 mulistej wody.
Diego de Landa opowiada艂 jeszcze i inne rzeczy. M贸wi艂, i偶 by艂o w zwyczaju, 偶e w 艣lad za ofiarami
wrzucano do studni bogate dary: ozdobne naczynia, klejnoty, z艂oto. "Je偶eli kraj ten posiada艂 kiedy艣
z艂oto pisa艂 w swej ksi膮偶ce to wi臋ksza jego cz臋艣膰 powinna si臋 znajdowa膰 na dnie tej studni."
S艂owa te, kt贸re wszystkim innym wydawa艂y si臋 tylko retorycznym upi臋kszeniem opowiadania,
Thompson bra艂 dos艂ownie. Wierzy艂 w nie i by艂 zdecydowany dowie艣膰 s艂uszno艣ci swej wiary. Gdy
owej ksi臋偶ycowej nocy zobaczy艂 ze szczytu piramidy drog臋 wiod膮c膮 ku studni, nie przeczuwa艂, ile
go to b臋dzie kosztowa艂o trudu.
Gdy po latach stan膮艂 po raz drugi nad studni膮, by艂 ju偶 do艣wiadczonym badaczem d偶ungli.
Przemierzy艂 Jukatan od p贸艂nocy do po艂udnia, wyostrzy艂 jeszcze bardziej sw贸j wzrok przywyk艂y do
przenikania tajemnic. W chwili tej doprawdy mo偶na go by艂o por贸wna膰 ze Schliemannem. Doko艂a
niego sta艂y wspania艂e, czekaj膮ce zbadania budowle porywaj膮cy cel dla ka偶dego archeologa. Nie
ku nim jednak skierowa艂 swe kroki, lecz ku studni, ku ciemnej jamie, kt贸r膮 wiele stuleci wype艂ni艂o
szlamem, kamieniami i brudem. Nawet gdyby s艂owa Diego de Landy by艂y oparte na faktach, to
czy偶 w og贸le istniej膮 cho膰by najmniejsze widoki na to, by w tej ziej膮cej st臋chlizn膮 jamie znale藕膰
klejnoty, kt贸re kap艂ani wrzucili do niej w 艣lad za ofiarami?
I jak w og贸le rozpocz膮膰 poszukiwania? Odpowied藕 Thompsona brzmia艂a awanturniczo. Jak?
Nurkowa膰!
Gdy powr贸ci艂 do Stan贸w Zjednoczonych, aby wzi膮膰 udzia艂 w pewnym zje藕dzie naukowym,
po偶yczy艂 sobie pieni膮dze. Uzyska艂 t臋 po偶yczk臋, chocia偶 ka偶dy, komu opowiada艂 o swym planie,
uwa偶a艂 go za wariata.
"Nikt m贸wiono mu nie mo偶e zej艣膰 w niezbadan膮 g艂臋bin臋 tej wielkiej jamy, raczej 艣cieku ni偶
studni, i spodziewa膰 si臋, 偶e wyjdzie z niej 偶ywy. Je偶eli ju偶 koniecznie chcesz pope艂ni膰
samob贸jstwo, to czemu偶 nie uczynisz tego w spos贸b mniej nieprzyjemny?"
Ale Thompson zwa偶y艂 ju偶 dok艂adnie wszystkie za i przeciw. By艂 zdecydowany.
"Nast臋pny m贸j krok pisze p贸藕niej polega艂 na tym, 偶e uda艂em si臋 do Bostonu, aby nauczy膰 si臋
sztuki nurkowania na du偶ej g艂臋boko艣ci. Nauczycielem moim by艂 capitain Ephraim Nickerson z
Long Wharf, kt贸ry ju偶 od dwudziestu lat wycofa艂 si臋 z czynnego wykonywania swego zawodu. Pod
jego fachowym i cierpliwym kierownictwem sta艂em si臋 z czasem do艣膰 dobrym, chocia偶 jak
niebawem mia艂em si臋 przekona膰 bynajmniej nie doskona艂ym nurkiem. Nast臋pnie wystara艂em si臋
o nadaj膮cy si臋 do mego przedsi臋wzi臋cia bagier z wyci膮giem, ko艂owr贸t i trzydziestostopowy maszt.
Ca艂y ten materia艂 le偶a艂 zapakowany w skrzyniach i na ka偶de listowne lub telegraficzne wezwanie
m贸g艂 by膰 natychmiast wys艂any."
I oto znowu sta艂 na kraw臋dzi studni. W najszerszym miejscu 艣rednica jej wynosi艂a siedemdziesi膮t
metr贸w. Za pomoc膮 o艂owianki stwierdzi艂, 偶e powierzchnia mulistej wody znajdowa艂a si臋
dwadzie艣cia pi臋膰 metr贸w poni偶ej kraw臋dzi studni. Sporz膮dzi艂 drewniane kuk艂y o kszta艂tach cz艂o-
wieka i wrzuca艂 je do wody tak, jak wed艂ug tego, co sobie wyobra偶a艂, ongi艣 ciskano do niej m艂ode
dziewcz臋ta oblubienice bo偶ka deszczu. Cel tych eksperyment贸w by艂 jasny: chcia艂 ustali膰
miejsce, gdzie na dnie studni nale偶y prowadzi膰 poszukiwania. Dokonawszy tej lokalizacji opu艣ci艂
po raz pierwszy bagier.
"W膮tpi臋, czy ktokolwiek pisze potem mo偶e sobie wyobrazi膰 moje napi臋cie, gdy bagier, z
pi臋cioma lud藕mi przy wyci膮gu i hamulcach, z rozwartymi z臋bami stalowego czerpaka zatoczy艂
kr膮g, zawis艂 na kr贸tk膮 chwil臋 nad ciemnym szybem, po czym miarowo opu艣ci艂 si臋 na d贸艂 i zanurzy艂
w spokojnej wodzie. Kilka chwil czekania, aby ostre z臋by czerpaka zd膮偶y艂y wgry藕膰 si臋 w dno, i oto
postacie robotnik贸w pochylaj膮 si臋 nad korb膮 wyci膮gu; musku艂y ich niby 偶ywe srebro graj膮 pod
ciemn膮 sk贸r膮, gdy stalowe liny napinaj膮 si臋 pod ci臋偶arem wyci膮ganego w g贸r臋 艂adunku.
Woda, dot膮d jeszcze czerwona jak tafla obsydianu, zacz臋艂a si臋 k艂臋bi膰 i kot艂owa膰, gdy czerpak bagra
z jego 艣ci艣le zamkni臋tych zwierade艂 kapa艂a czysta woda powoli podnosi艂 si臋 ku kraw臋dzi
studni. Obr贸ciwszy si臋 doko艂a masztu zwali艂 na pokryt膮 deskami platform臋 sw贸j wagonowy
艂adunek ciemnobr膮zowej masy drzewa, zgni艂ego listowia, po艂amanych ga艂臋zi i najr贸偶niejszych
innych rzeczy.
Potem znowu si臋 obr贸ci艂, znowu zawis艂 w tej samej co poprzednio pozycji i opu艣ci艂 si臋 po nowy
艂adunek... Pewnego razu wr贸ci艂 z wci艣ni臋tym mi臋dzy z臋by czerpaka pniem drzewa, kt贸ry zdawa艂
si臋 by膰 tak dobrze zachowany, jak gdyby go burza dopiero wczoraj str膮ci艂a do szybu. By艂o to w
sobot臋. W poniedzia艂ek pie艅 rozsypa艂 si臋 w proch; na stercie kamieni, na kt贸rej z艂o偶y艂 go bagier,
pozosta艂o jedynie par臋 w艂贸kien drzewa, a doko艂a nich ciemna plama jak po occie drzewnym. Innym
razem bagier wydoby艂 z wody ko艣ci jaguara i sarny, nieme 艣wiadectwo jakiej艣 tragedii le艣nej."
Dzie艅 po dniu bagier wydobywa艂 na powierzchni臋 jedynie mu艂 i b艂oto, kamienie i ga艂臋zie, niekiedy
szkielet jakiego艣 zwierz臋cia, kt贸re w czasie suszy zwietrzy艂o tu wod臋 i uton臋艂o w cenote. S艂o艅ce
pra偶y艂o i z dna szybu wydobywa艂a si臋 wo艅 zgnilizny; bucha艂a tak偶e z mu艂u, kt贸rego coraz wi臋ksze
zwa艂y pi臋trzy艂y si臋 na brzegach studni.
"Tak praca pisze Thompson toczy艂a si臋 dalej przez d艂ugie dni. By艂em coraz bardziej
nerwowy, nie mog艂em sypia膰 po nocach. 獵zy偶by by艂o mo偶liwe pyta艂em sam siebie 偶e
nak艂oni艂em mych przyjaci贸艂 do wydatk贸w i sam narazi艂em si臋 na 艣mieszno艣膰, aby dowie艣膰 tego, co
inni przyj臋li z g贸ry jako rzecz przes膮dzon膮, 偶e wszystkie te podania to tylko legendy pozbawione
wszelkich podstaw?"
Potem jednak nast膮pi艂 dzie艅, kiedy Thompson, jak zawsze przetrz膮saj膮c dopiero co wyci膮gni臋ty na
g贸r臋 nowy 艂adunek mu艂u, znalaz艂 w nim dwie dziwne, 偶贸艂tawobia艂e 偶ywiczne bry艂ki. Obw膮cha艂 je, a
nawet skosztowa艂 j臋zykiem. Szcz臋艣liwa my艣l podszepn臋艂a mu, aby rozgrza膰 偶ywiczn膮 substancj臋
nad ogniem: rozni贸s艂 si臋 odurzaj膮cy aromat. Okaza艂o si臋, 偶e bagier wydoby艂 ze studni kadzid艂o
palone przez kap艂an贸w podczas sk艂adania ofiar.
Czy by艂 to ju偶 dow贸d, 偶e znajdowa艂 si臋 na w艂a艣ciwym tropie? Obok olbrzymich stos贸w gruzu i
mu艂u dwie bry艂ki 偶ywicy? Nikt nie uzna艂by tego za dow贸d. Dla Thompsona jednak te dwie
grudki oznacza艂y jeszcze wi臋cej. Uskrzydli艂y na nowo jego fantazj臋. "Tej nocy pisze po raz
pierwszy od wielu tygodni spa艂em d艂ugo i mocno."
Dalsze wypadki potwierdzi艂y przypuszczenia Thompsona. Odt膮d bowiem z dna studni
wydobywano, jedne po drugich, narz臋dzia i klejnoty, wazy i ostrza oszczep贸w, no偶e z obsydianu i
czary z nefrytu, i wreszcie pierwszy szkielet m艂odej dziewczyny.
Diego de Landa m贸wi艂 wi臋c prawd臋.
Zanim Thompson przyst膮pi艂 teraz, jak Bam si臋 wyra偶a, do "najpiekiel-niejszej cz臋艣ci tego
piekielnego przedsi臋wzi臋cia", znowu odkry艂 przypadkiem ziarno prawdy zawarte w jeszcze jednym
starym podaniu. Je偶eli biskup Diego de Landa wskaza艂 mu drog臋 do 艢wi臋tej Studni, to Don Diego
Sarmiento de Figueroa, kt贸ry w 1579 roku by艂 alkadem Valladolidu, powiedzia艂 mu, jakie obrz臋dy
towarzyszy艂y sk艂adaniu ofiar nad cenote. Oto jego opowiadanie, kt贸re Thompsonowi zrazu wyda艂o
si臋 niejasne i niezrozumia艂e:
"Zgodnie ze zwyczajem, szlachta i dostojnicy kraju po sze艣膰dziesi臋ciu dniach wstrzemi臋藕liwo艣ci i
postu szli o 艣wicie nad studni臋 i wrzucali w g艂膮b ciemnego szybu nale偶膮ce do nich india艅skie
kobiety. M贸wili im przy tym, 偶e ka偶da z nich ma wyprosi膰 dla swego pana pomy艣lny, odpo-
wiadaj膮cy jego 偶yczeniom rok. Kobiety str膮cano do studni nie zwi膮zane. Z wielk膮 si艂膮 i ha艂asem
wpada艂y do wody. Gdy przed wieczorem te z nich, kt贸re by艂y jeszcze w stanie to uczyni膰, odzywa艂y
si臋 g艂o艣nymi krzykami, zrzucano im liny i wyci膮gano ze studni na wp贸艂 martwe. Rozpalano doko艂a
nich ogniska i palono przed nimi kadzid艂a. Wr贸ciwszy do zmys艂贸w Indianki opowiada艂y, 偶e na dole
znajduje si臋 wiele ludzi z ich ludu, m臋偶czyzn i kobiet, kt贸rzy ich przyj臋li. Gdy pr贸bowa艂y podnie艣膰
g艂owy, aby na nich spojrze膰, otrzymywa艂y silne uderzenia w g艂ow臋. Gdy za艣 sk艂ania艂y g艂ow臋 w d贸艂,
widzia艂y pod wod膮 wiele wzniesie艅 i wiele zag艂臋bie艅; mieszka艅cy studni odpowiedzieli na ich
pytania co do dobrego lub z艂ego roku, jaki s膮dzony jest ch panom."
Thompson, kt贸ry w ka偶dym podaniu tropi艂 艣lad prawdy historycznej, d艂ugo 艂ama艂 sobie g艂ow臋 nad
t膮 na poz贸r zupe艂nie fantastyczn膮 opowie艣ci膮. Pewnego dnia siedzia艂 w spuszczonej ju偶 na
powierzchni臋 wody p艂askiej 艂odzi, kt贸ra mia艂a potem s艂u偶y膰 za baz臋 podczas zamierzonego
nurkowania. Oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu st贸p poni偶ej stanowiska bagra przycumowa艂 j膮 do opadaj膮cej
urwiskami ska艂y. Spojrzawszy za burt臋 艂odzi ujrza艂 co艣, co wprawi艂o go w najwy偶sze zdumienie.
"Znalaz艂em pisze klucz do zrozumienia opowie艣ci o owych kobietach wysy艂anych w cha-
rakterze 玜mbasador贸w do bo偶ka deszczu. Woda w 艢wi臋tej Studni jest ciemna i m臋tna i niekiedy
zmienia sw膮 barw臋 z br膮zowej na jaspisowo-zielon膮, a nawet na krwistoczerwon膮, co p贸藕niej
jeszcze opisz臋. Jest jednak tak m臋tna, 偶e jak lustro odbija 艣wiat艂o i nie za艂amuje go.
Patrz膮c na zwierciad艂o wody mog艂em zobaczy膰 玾iele zag艂臋bie艅 i wiele wzniesie艅. W
rzeczywisto艣ci by艂y to odzwierciedlenia wzniesie艅 i zag艂臋bie艅 we wznosz膮cej si臋 prosto nade mn膮
urwistej skale. Kobiety odzyskawszy zmys艂y powiedzia艂y, 偶e na dole jest 玾iele ludzi z ich ludu i
偶e 玱dpowiedzieli na ich pytania. Ot贸偶 i ja, gdy w dalszym ci膮gu patrzy艂em w owe 珃ag艂臋bienia i
wzniesienia, zobaczy艂em na dole tych 玾iele ludzi z ich ludu; odpowiedzieli tak偶e i mnie. By艂y
to po prostu g艂owy i cia艂a mych robotnik贸w, kt贸rzy pochylili si臋 nad kraw臋dzi膮 studni, aby spojrze膰
na 艂贸d藕. A 偶e przy tym cicho rozmawiali ze sob膮, wi臋c g艂os ich odbija艂 si臋 o tafl臋 wody, kt贸ra
odrzuca艂a do g贸ry ciche, brzmi膮ce tubylczym akcentem, lecz niezrozumia艂e s艂owa. Epizod ten da艂
mi wyt艂umaczenie starego podania...
Poza tym okoliczni tubylcy od dawna twierdzili, 偶e woda 艢wi臋tej Studni zamienia si臋 w krew. Ot贸偶
stwierdzili艣my, 偶e wyst臋puj膮ce niekiedy zielone zabarwienie wody pochodzi od mikroskopijnych
wodorost贸w; barw臋 brunatn膮 nadawa艂y jej obumieraj膮ce li艣cie, pewne za艣 ziarna kwiat贸w i nasion o
barwie krwistoczerwonej czasami nadawa艂y powierzchni stawu wygl膮d zakrzep艂ej krwi.
Wspominam o tym odkryciu, aby pokaza膰, dlaczego wierz臋, 偶e wszystkie autentyczne podania s膮
oparte na faktach i przy bli偶szej obserwacji okoliczno艣ci, w jakich si臋 zrodzi艂y, zawsze dawa艂y si臋
wyja艣ni膰."


Najtrudniejsza cz臋艣膰 pracy le偶a艂a jeszcze przed Thompsonem. Dopiero gdy i t臋 prac臋 pokona艂,
osi膮gn膮艂 sukces, kt贸rym za膰mi艂 wszystkie swe dotychczasowe sukcesy. Gdy bagier chwyta艂 coraz
mniej i w ko艅cu wydobywa艂 na 艣wiat艂o dzienne ju偶 tylko nieliczne kamienie, Thompson zrozumia艂,
偶e nasta艂 czas, aby uchwyci膰 w艂asnymi r臋kami to, czego z臋by czerpaka nie mog艂y dosi臋gn膮膰 w
szczelinach i rysach dna studni. Najlepiej b臋dzie, je偶eli teraz nasz niezwyk艂y archeolog sam
zabierze g艂os:
"Nicolas, grecki nurek, z kt贸rym ju偶 przedtem wszystko uzgodni艂em, przyby艂 z wysp Bahama,
gdzie trudni艂 si臋 wy艂awianiem g膮bek. Przywi贸z艂 ze sob膮 pomocnika, r贸wnie偶 Greka.
Rozpocz臋li艣my przygotowania do poszukiwa艅 pod wod膮.
Najpierw w 艂odzi, kt贸ra teraz nie by艂a ju偶 tratw膮, lecz solidnym pontonem, umie艣cili艣my pompy
powietrzne, po czym obaj Grecy zamienili si臋 na jaki艣 czas w nauczycieli pokazuj膮c wybranej
brygadzie robotnik贸w, jak obchodzi膰 si臋 z tymi pompami, od kt贸rych zale偶a艂o nasze 偶ycie, jak
odczytywa膰 i odpowiada膰 na sygna艂y nadawane z dna. Gdy doszli do przekonania, 偶e ludzie ci s膮
ju偶 dostatecznie wyszkoleni, przygotowali艣my si臋 do nurkowania. Opu艣cili艣my czerpak naszego
bagra na ponton i ubrali艣my si臋 w nasze kombinezony z nieprzemakalnego materia艂u z艂膮czone z
du偶ym miedzianym he艂mem, zaopatrzonym w wy艂upiaste szk艂a na oczy, oraz z o艂owianymi
艂a艅cuchami na szyi, wa偶膮cymi po艂ow臋 tego co he艂m. Ubioru tego dope艂nia艂y buty z 偶aglowego
p艂贸tna, z ci臋偶kimi podeszwami z kutego 偶elaza. Wyposa偶ony ponadto w tub臋 g艂osow膮,
pneumatyczne spodnie i starannie przymocowan膮 lin臋 ratownicz膮, z pomoc膮 greckiego asystenta
podszed艂em zataczaj膮c si臋 do spuszczonej w wod臋 kr贸tkiej, szerokiej drabiny. Gdy wst膮pi艂em na
pierwszy jej szczebel, robotnicy obs艂uguj膮cy pomp臋 i wszyscy inni moi wierni tubylcy kolejno
podchodzili do mnie, z powa偶n膮 min膮 艣ciskali mi d艂o艅, po czym wracali na swe stanowiska, aby
czeka膰 na sygna艂. Nietrudno by艂o odgadn膮膰 ich my艣li. 呕egnali si臋 ze mn膮 na zawsze, nie wierzyli,
偶e mnie jeszcze kiedykolwiek zobacz膮.
Pu艣ci艂em drabin臋 i zanurzy艂em si臋 w wodzie, jak w贸r o艂owiu, pozostawiaj膮c za sob膮 smug臋
srebrzystych p臋cherzyk贸w. Do g艂臋boko艣ci pierwszych dziesi臋ciu st贸p promienie 艣wiat艂a by艂y
naprz贸d 偶贸艂te, potem zielone, w ko艅cu za艣 purpurowo-czarne. Potem znalaz艂em si臋 w zupe艂nej
ciemno艣ci. Wskutek wzrastaj膮cego ci艣nienia odczuwa艂em ostry b贸l w uszach. Gdy prze艂kn膮艂em
艣lin臋 i otworzy艂em wentyle powietrzne w he艂mie, z obydwu uszu wydoby艂 si臋 d藕wi臋k w rodzaju 玣t!
ft!, po czym b贸le usta艂y. Dop贸ki nie stan膮艂em na dnie, musia艂em to powt贸rzy膰 kilka razy. Podczas
opuszczania si臋 odczuwa艂em jeszcze inn膮 dziwn膮 sensacj臋: mia艂em wra偶enie, jak gdybym
gwa艂townie traci艂 na wadze, a gdy wreszcie stan膮艂em na p艂askim ko艅cu wielkiej kamiennej
kolumny, kt贸ra spad艂a tu ze stoj膮cej u g贸ry ruiny grobowca, zdawa艂o mi si臋, 偶e ju偶 w og贸le nic nie
wa偶臋, 偶e jestem raczej p臋cherzykiem w wodzie ni偶 cz艂owiekiem ob艂adowanym ci臋偶kimi
przedmiotami.
Jednocze艣nie jednak ogarn臋艂o mnie dziwne uczucie, gdy uprzytomni艂em sobie, 偶e jestem jedyn膮
偶yj膮c膮 istot膮, jaka kiedykolwiek znalaz艂a si臋 tutaj i zamierza艂a si臋 st膮d 偶ywa wydosta膰. Potem obok
mnie na dole pojawi艂 si臋 grecki nurek. Zamienili艣my u艣cisk d艂oni.
Mia艂em ze sob膮 podwodny reflektor i podwodny telefon. Ale po tym pierwszym nurkowaniu wi臋cej
ich ze sob膮 nie zabiera艂em. Podwodny reflektor nadawa艂 si臋 do czystej lub bardzo ma艂o zm膮conej
wody. Tymczasem ciecz, w kt贸rej mieli艣my pracowa膰, nie by艂a ani wod膮, ani b艂otem, tylko jak膮艣
skot艂owan膮 przez bagier mieszanin膮 jednego i drugiego. 呕aden promie艅 艣wiat艂a nie m贸g艂
przenikn膮膰 przez t臋 g臋st膮, nieomal papkowat膮 ciecz. Musieli艣my wi臋c pracowa膰 w zupe艂nych
ciemno艣ciach, ale ju偶 po up艂ywie kr贸tkiego czasu nie stanowi艂o to dla nas 偶adnej niemal
niedogodno艣ci, gdy偶 nerwy dotyku w koniuszkach naszych palc贸w zdawa艂y si臋 nie tylko odr贸偶nia膰
rodzaj dotykanych przedmiot贸w, lecz nawet dopomaga膰 do rozpoznawania ich barwy. Telefon
podwodny dawa艂 nam ma艂o po偶ytku i rych艂o odstawili艣my go na bok. 艁atwiej, a nawet i pr臋dzej,
porozumiewali艣my si臋 z nasz膮 baz膮 na pontonie za pomoc膮 tuby g艂osowej i liny ratowniczej.
Uderzy艂o mnie jeszcze jedno, o czym nigdy nie s艂ysza艂em od innych nurk贸w. Obaj bowiem z
Nicolasem stwierdzili艣my, 偶e pracuj膮c na g艂臋boko艣ci sze艣膰dziesi臋ciu do osiemdziesi臋ciu st贸p,
mogli艣my siada膰, a przytykaj膮c nosy naszych he艂m贸w wcale dobrze i zrozumiale ze sob膮 roz-
mawia膰. Nasze g艂osy brzmia艂y g艂ucho, bez 偶ycia, dochodzi艂y jak gdyby z wielkiej odleg艂o艣ci,
niemniej jednak mog艂em mu dawa膰 wskaz贸wki i dosy膰 wyra藕nie s艂ysze膰 jego odpowiedzi.
Dziwna strata na wadze pod wod膮, nim si臋 do tego przyzwyczai艂em, powodowa艂a szereg
zabawnych incydent贸w. Chc膮c z jednego miejsca dna przenie艣膰 si臋 na inne, potrzebowa艂em tylko
wsta膰 i odepchn膮膰 si臋 nog膮 od skalistego gruntu. Natychmiast jak rakieta szed艂em wtedy w g贸r臋 i
sun膮c majestatycznie przez brudn膮 ciecz cz臋sto l膮dowa艂em o kilka st贸p dalej, ni偶 zamierza艂em.
Z grubsza bior膮c, studnia ta jest owalnym szybem, kt贸rego 艣rednica w najszerszym miejscu wynosi
187 st贸p. Powierzchnia wody le偶a艂a 67 do 80 st贸p poni偶ej powierzchni d偶ungli. 艁atwo by艂o
stwierdzi膰, gdzie si臋 rozpoczyna, trudniej natomiast by艂o rozpozna膰, gdzie ko艅czy si臋 woda, a
zaczyna si臋 mu艂 pokrywaj膮cy dno; nie by艂o mi臋dzy nimi 偶adnej linii rozgraniczenia. 艁膮czn膮
g艂臋boko艣膰 wody i mu艂u ocenia艂em na 65 st贸p. Na dole znajdowa艂 si臋 g艂臋boki na 30 st贸p pok艂ad
mu艂u, dostatecznie gruby, aby utrzyma膰 na powierzchni konary, ga艂臋zie i du偶e korzenie drzew. W
pok艂adzie tym jak rodzynki w cie艣cie tkwi艂y g艂azy bardzo r贸偶nych kszta艂t贸w i rozmiar贸w. Mo偶na
sobie zatem wyobrazi膰, jak otoczeni zewsz膮d faluj膮cym b艂otem szperali艣my w szparach i
szczelinach ostrego wapiennego dna w poszukiwaniu przedmiot贸w, kt贸rych czerpak bagra nie
zdo艂a艂 uchwyci膰. Prosz臋 sobie tak偶e wyobrazi膰, jak w tych styksowych ciemno艣ciach co chwila
jaki艣 g艂az obluzowany ze swego miejsca przez naciskaj膮c膮 na艅 wod臋 zwala艂 nam si臋 z pluskiem na
g艂ow臋. Mimo wszystko nie by艂o to jednak tak gro藕ne, jak by si臋 wydawa艂o. Prawda, 偶e ci臋偶kie
bloki spada艂y, kiedy i gdzie im si臋 podoba艂o, i 偶e nie mogli艣my ani ich widzie膰, ani nimi kierowa膰.
Dop贸ki jednak trzymali艣my si臋 wraz z naszymi tubami, pneumatycznymi spodniami i lin膮
ratownicz膮 w nale偶ytej odleg艂o艣ci od 艣ciany, nie grozi艂o nam zbyt wielkie niebezpiecze艅stwo. Gdy
g艂azy osuwa艂y si臋, du偶o wcze艣niej od nich dosi臋ga艂o nas poprzedzaj膮ce je ci艣nienie wody, tak 偶e
nawet wtedy, gdy sami nie odsuwali艣my si臋 w por臋 z w艂asnej inicjatywy, trafia艂o nas ono jak
olbrzymia mi臋kka poduszka i wprawia艂o nas w ruch, cz臋sto z g艂ow膮 na d贸艂 i nogami do g贸ry;
balansuj膮c i dr偶膮c jak bia艂ko w szklance wody poruszali艣my si臋 tak, dop贸ki skot艂owana woda nie
uspokoi艂a si臋, po czym mogli艣my znowu stan膮膰 na nogach. Gdyby艣my nieostro偶nie oparli si臋
plecami o 艣cian臋, zostaliby艣my niby gigantycznymi no偶ycami rozci臋ci na dwoje i bo偶kowi deszczu
z艂o偶one zosta艂yby jeszcze dwie ofiary.
Obecni mieszka艅cy tych okolic wierz膮, 偶e w mrocznych g艂臋biach 艢wi臋tej Studni 偶yj膮 wielkie 偶mije
i potwory. Mo偶na jedynie snu膰 domys艂y co do tego, czy wiara ta wyp艂ywa z nik艂ego wspomnienia
czci oddawanej dawniej w臋偶om, czy te偶 opiera si臋 na czym艣, co mo偶e niekt贸rzy tubylcy
rzeczywi艣cie kiedy艣 tu widzieli. Co do mnie, to istotnie widzia艂em wielkie 偶mije i jaszczurki
p艂ywaj膮ce w wodzie, lecz by艂y to tylko 偶mije i jaszczurki, kt贸re goni膮c za zdobycz膮 spada艂y z
drzew do studni i potem pr贸bowa艂y si臋 z niej wydosta膰. Ani razu nie widzieli艣my w stawie jakich艣
szczeg贸lnie du偶ych p艂az贸w lub zgo艂a potwor贸w.
Chocia偶 nigdy 偶aden gad nie chwyci艂 mnie swymi mackami, prze偶y艂em pewn膮 przygod臋, kt贸r膮
warto tu opowiedzie膰. Kiedy艣 nurek i ja gorliwie grzebali艣my w jakiej艣 w膮skiej szczelinie dna
odkrywaj膮c w niej tyle znalezisk, 偶e zapomnieli艣my o niekt贸rych zwyk艂ych 艣rodkach ostro偶no艣ci.
Raptem poczu艂em na sobie co艣 ogromnego, co艣, co podst臋pnym, o艣liz艂ym ruchem spycha艂o mnie w
d贸艂, co艣 g艂adkiego, co z nieodpart膮 si艂膮 wciska艂o mnie w b艂oto. Na chwil臋 krew zamar艂a mi w
偶y艂ach. Potem poczu艂em, jak obok mnie Grek szamota艂 si臋 z tym przedmiotem; pomog艂em mu i w
ko艅cu uwolnili艣my si臋 spod tego nacisku. Okaza艂o si臋, 偶e by艂 to zmursza艂y pie艅 drzewa, kt贸ry
uniesiony wod膮 od 艣ciany spad艂 na mnie, gdy by艂em skulony.
Pewnego dnia siedzia艂em na g艂azie skalnym ogl膮daj膮c interesuj膮ce znalezisko lany metalowy
dzwonek, przy czym zupe艂nie zapomnia艂em otworzy膰 wentyle powietrzne, jak to powinienem by艂
uczyni膰.
Wsun膮艂em dzwonek do kieszeni i wsta艂em, by zmieni膰 pozycj臋, gdy raptem, jak nape艂niony
powietrzem p臋cherz, wzbi艂em si臋 w g贸r臋. By艂o to 艣mieszne, ale zarazem i niebezpieczne, gdy偶 na
tej g艂臋boko艣ci krew jest jak musuj膮cy szampan; je偶eli cz艂owiek nie wznosi si臋 powoli, daj膮c jej czas
przystosowa膰 si臋 do zmiany ci艣nienia, mo偶e wynikn膮膰 z tego choroba powoduj膮ca 艣mier膰 w艣r贸d
straszliwych b贸l贸w. Na szcz臋艣cie mia艂em tyle przytomno艣ci umys艂u, 偶e otworzy艂em wentyle, zanim
znalaz艂em si臋 bardzo wysoko, dzi臋ki czemu unikn膮艂em tej gro藕nej kary. Niemniej jednak
przyp艂aci艂em sw膮 nieostro偶no艣膰 uszkodzeniem b臋benk贸w usznych i przyt臋pionym do dzi艣 dnia
s艂uchem.
Nawet wtedy, gdy otworzy艂em ju偶 wentyle i podnosi艂em si臋 coraz wolniej, uderzy艂em nagle g艂ow膮
w dno pontonu; doznany wstrz膮s niemal mnie og艂uszy艂. Potem zorientowa艂em si臋, co zasz艂o. Na
my艣l o strachu, jaki musieli prze偶y膰 moi ch艂opcy s艂ysz膮c mnie uderzaj膮cego tak o dno 艂odzi,
roze艣mia艂em si臋. Wygramoli艂em si臋 spod pontonu i wyci膮gn膮艂em r臋k臋 w stron臋 pok艂adu. Gdy m贸j
he艂m pojawi艂 si臋 u boku 艂odzi, poczu艂em, 偶e czyje艣 ramiona obejmuj膮 mnie za szyj臋 i jak czyje艣
zaniepokojone oczy wpatruj膮 si臋 w wy艂upiaste szk艂a w mym he艂mie. Zdj臋to ze mnie skafander i
podczas gdy odpoczywa艂em na podanym mi krze艣le, powoli wracaj膮c do normalnego stanu i
rozkoszuj膮c si臋 fili偶ank膮 gor膮cej kawy i 艣wiat艂em dziennym, m艂ody Grek opowiedzia艂 mi przebieg
tej historii.
獿udzie powiedzia艂 zzielenieli ze strachu, us艂yszawszy uderzenie o sp贸d pontonu zwiastuj膮ce
pa艅skie nieoczekiwane przybycie. Gdy im powiedzia艂em, co to jest, ze smutkiem potrz膮sali g艂ow膮,
a jeden z nich, wierny stary Juan Mis, powiedzia艂: "Nie ma co, El Arno, szef nie 偶yje. Po艂kn膮艂 go
b贸g w臋偶a i znowu go wyplu艂. Nigdy go ju偶 nie us艂yszymy m贸wi膮cego." Oczy mia艂 pe艂ne 艂ez. Gdy
jednak pa艅ski he艂m pojawi艂 si臋 nad pontonem, Mis, zajrzawszy przez jego szk艂a, podni贸s艂 r臋ce ku
niebu i rzek艂 pe艂en wdzi臋czno艣ci: "Bogu dzi臋ki, jeszcze 偶yje i 艣mieje si臋."
Je偶eli chodzi o wyniki naszego bagrowania i nurkowania, to przede wszystkim uda艂o nam si臋
dowie艣膰, 偶e podania na temat 艢wi臋tej Studni by艂y we wszystkich swych najwa偶niejszych
szczeg贸艂ach zgodne z prawd膮. Poza tym znale藕li艣my znaczn膮 ilo艣膰 r偶ni臋tych w nefrycie i wykutych
w z艂ocie i miedzi pos膮偶k贸w, wiele kopalu, bry艂ki 偶ywicznego kadzid艂a, szcz膮tki szkielet贸w oraz
oszczepy i dzidy o pi臋knie wykonanych grotach z krzemienia, kalcytu i obsydianu, jak r贸wnie偶
kilka starych tkanin. Wszystko to mia艂o wielk膮 warto艣膰 archeologiczn膮. By艂y tak偶e w艣r贸d tego
przedmioty ze szczerego z艂ota: lane, kute, grawerowane. Wi臋kszo艣膰 jednak tak zwanych 珃艂otych
przedmiot贸w wykonana by艂a z po艣ledniej jako艣ci stop贸w zawieraj膮cych wi臋cej miedzi ni偶 z艂ota.
Najwi臋ksz膮 warto艣膰 znalezionych przedmiot贸w stanowi艂y wyryte w nich symbole. Na powierzchni臋
wydobyto przewa偶nie tylko fragmenty r贸偶nych obiekt贸w. Przypuszczalnie chodzi艂o o dary
wotywne, rozbite przez kap艂an贸w w toku jakiego艣 rytualnego obrz臋du poprzedzaj膮cego wrzucenie
ich do studni. Rozbite za艣 by艂y w takich miejscach, 偶e g艂owy i rysy twarzy os贸b przedstawionych w
nefrycie lub na z艂otych p艂ytkach nie zosta艂y zniszczone.
Istnia艂y podstawy ku temu, aby przypuszcza膰, 偶e te wisiorki z nefrytu, z艂ote p艂ytki i inne ozdoby z
metalu lub kamienia z chwil膮 po艂amania uwa偶ano za zabite. Wiadomo, 偶e dawne cywilizowane
rasy ameryka艅skie, podobnie jak i starsze od nich ludy p贸艂nocnej Azji a tak偶e po dzi艣 dzie艅
Mongo艂owie wierzy艂y, 偶e nefryt i inne u艣wi臋cone przedmioty obdarzone s膮 偶yciem. Dlatego
t艂uczono je, czyli 珃abijano, aby ich dusze mog艂y zdobi膰 wys艂annika, gdy duch jego stanie przed
obliczem Hunal Hu, najwy偶szego boga w niebiosach."
Pierwsze relacje Thompsona o jego znaleziskach w 艢wi臋tej Studni wzbudzi艂y ogromne
zainteresowanie tak ze wzgl臋du na bogactwo odkrytego skarbu, jak i na niezwyk艂e okoliczno艣ci, w
jakich zosta艂 wydobyty z zamulonego dna studni. Chodzi艂o przy tym nie o materialn膮 warto艣膰
znalezisk.
"Warto艣膰 w z艂ocie pisze Thompson jak膮 przedstawiaj膮 te przedmioty, z takim trudem i takim
kosztem wydobyte ze 艢wi臋tej Studni, jest raczej nieznaczna. Ale warto艣膰 wszystkich rzeczy jest
wzgl臋dna. Historyk zapuszcza si臋 w przesz艂o艣膰 z tych samych powod贸w, dla jakich in偶ynier
wdziera si臋 w g艂膮b ziemi: aby zabezpieczy膰 przysz艂o艣膰. Mo偶na przypu艣ci膰, 偶e na powierzchni
niekt贸rych z tych przedmiot贸w wyryte s膮 w postaci symbol贸w idee i pogl膮dy, kt贸re poprzez
zygzaki czas贸w prowadz膮 do praojczyzny tego ludu do kraju za Jeziorami. Aby przyczyni膰 si臋
do wykrycia tego, warto chyba po艣wi臋ci膰 prac臋 ca艂ego 偶ycia." Mimo tej nieznacznej warto艣ci
materialnej znaleziska z Chichen-Itza by艂y z punktu widzenia archeologicznego nieocenionym
skarbem, kt贸ry w naszym stuleciu przewy偶szy艂y jedynie skarby odkryte w grobowcu
Tutanchamona. Ale z艂oto faraona le偶a艂o dooko艂a mumii, kt贸r膮 zaniesiono do grobu w podnios艂ym
spokoju. Natomiast z艂oto w cenote le偶a艂o obok szkielet贸w m艂odych dziewcz膮t, ofiar okrutnych
bog贸w i okrutnych kap艂an贸w, kt贸re sz艂y na 艣mier膰 z okrzykiem zgrozy i przera偶enia. Czy偶by jedna
z tych dziewczyn zdo艂a艂a poci膮gn膮膰 za sob膮 w g艂臋biny kt贸rego艣 z kap艂an贸w? W艣r贸d licznych
czaszek m艂odych dziewcz膮t znaleziono bowiem jedn膮 jedyn膮 czaszk臋 m臋偶czyzny. Stopie艅
zgrubienia ko艣ci oczodo艂owych 艣wiadczy艂 o tym, 偶e by艂a to czaszka starego cz艂owieka. Czy by艂 nim
kap艂an?


Thompson umar艂 w 1935 roku. Nie mia艂 powodu uwa偶a膰, 偶e zmarnowa艂 swe 偶ycie, chocia偶 jak
sam pisa艂 strawi艂 sw膮 "substancj臋" w s艂u偶bie bada艅 nad przesz艂o艣ci膮 Maj贸w. W ci膮gu
dwudziestu czterech lat, przez kt贸re by艂 konsulem w Jukatanie, i bez ma艂a pi臋膰dziesi臋ciu lat, przez
kt贸re z 艂opat膮 w r臋ku prowadzi艂 badania archeologiczne, rzadko kiedy widziano go przy biurku.
W臋drowa艂 przez d偶ungl臋 i 偶y艂 z Indianami. Rozumie膰 to nale偶y dos艂ownie, jad艂 bowiem te same
potrawy co oni, spa艂 w ich sza艂asach, m贸wi艂 ich j臋zykiem. Wskutek zaka偶enia mia艂 sparali偶owan膮
nog臋, a nurkowaniem w 艢wi臋tej Studni nabawi艂 si臋 nieuleczalnej choroby uszu. Nie 偶a艂owa艂
niczego. Praca jego nosi wszystkie znamiona entuzjazmu granicz膮cego cz臋stokro膰 z egzaltacj膮. W
pierwszych swych sprawozdaniach cz臋sto wyci膮ga艂 zbyt pochopne wnioski. Gdy w pewnej
piramidzie znalaz艂 kilka grob贸w, po艂o偶onych jeden nad drugim, a potem pod fundamentami tej偶e
piramidy, w skalnym gruncie, odkry艂 g艂贸wny grobowiec, wydawa艂o mu si臋, 偶e znalaz艂 miejsce
ostatniego spoczynku Kukulkana, legendarnego praboga i nauczyciela ludu Maj贸w. Gdy za艣 znalaz艂
cenne ozdoby z d偶etu (kt贸ry wydobywa si臋 nie w Jukatanie, lecz w bardzo odleg艂ych od niego
okolicach), w贸wczas, ju偶 jako do艣wiadczony badacz, powr贸ci艂 do swej teorii z m艂odych lat do-
szukuj膮cej si臋 ojczyzny Maj贸w w Atlantydzie. By艂 entuzjast膮. Czy偶 jednak taki entuzjazm nie jest
potrzebny? Czy偶 to nie on w艂a艣nie jest t膮 jedyn膮 si艂膮, kt贸ra pokonuje parali偶uj膮ce energi臋
w膮tpliwo艣ci? Od tej pory w Jukatanie, Chiapas i Gwatemali prowadzono wiele wykopalisk.
Wreszcie do poszukiwa艅 archeologicznych u偶yto tak偶e samolot贸w. Pu艂kownik Charles Lindbergh,
bohater pierwszego przelotu nad Atlantykiem, chyba pierwszy ogl膮da艂 z lotu ptaka kraj, kt贸ry by艂
prastary ju偶 wtedy, gdy zosta艂 odkryty przez Corteza jako Nowy 艢wiat. W 1930 roku P. C. Madeiro
junior i J. A. Mason odbyli loty nad nieprzebytymi puszczami Ameryki 艢rodkowej fotografuj膮c z
powietrza i sporz膮dzaj膮c mapy nie znanych dot膮d osiedli Maj贸w.
W czasach najnowszych, w 1947 roku, wyruszy艂a ekspedycja do Bonampaku w Chiapas. Zdaje si臋,
偶e obok bogatych znalezisk dokonano tu interesuj膮cego nowego odkrycia. Ekspedycj臋 t臋 finansowa艂
koncern owocowy United Fruit Company, a patronat naukowy sprawowa艂 Instytut Carnegiego w
Waszyngtonie. (Instytut ten wsp贸lnie z waszyngto艅skim Smithsonian Institute po艂o偶y艂 bodaj 偶e
najwi臋ksze zas艂ugi na polu bada艅 nad Majami. Smithsonian Institute operuje odsetkami fundacji,
kt贸r膮 Anglik James Smithson okr膮g艂o sto lat temu odda艂 do dyspozycji Stan贸w Zjednoczonych
przeznaczaj膮c j膮 na cele badawcze.) Ekspedycja ta, kt贸rej kierownikiem by艂 Giles Greville Healey,
znalaz艂a niebawem jedena艣cie 艣wi膮ty艅 z czas贸w Starego Pa艅stwa, zbudowanych na kr贸tko przed
wielk膮 emigracj膮. Znalaz艂a ponadto trzy cudowne stele; jedna z nich jest drug膮 co do wielko艣ci
w艣r贸d wszystkich dot膮d odkrytych stel. Liczy ona sze艣膰 metr贸w wysoko艣ci i pokryta jest
p艂askorze藕bami. Najcudowniejszym jednak znaleziskiem, odkrytym w d偶ungli r贸wnie偶 przez
Healeya, by艂y tym razem malowid艂a 艣cienne. Po zastosowaniu odpowiednich 艣rodk贸w technicznych
ukaza艂y si臋 na nich wspania艂e niegdy艣 barwy czerwona, 偶贸艂ta, ochrowa, zielona i niebieska
oraz wojownicy, kr贸lowie i kap艂ani w uroczystych, ceremonialnych strojach. Podobne obrazy
znaleziono dot膮d jedynie w Chichen-Itza, w "艢wi膮tyni Wojownik贸w".
Wi臋cej jednak wykopalisk ni偶 gdziekolwiek indziej przeprowadzono w Chichen-Itz, dawnej
metropolii Maj贸w. Dzi艣 przed podr贸偶nikiem roztacza si臋 tu obraz zgo艂a odmienny od tego, kt贸ry
ukaza艂 si臋 Thompsonowi owej pami臋tnej ksi臋偶ycowej nocy. Dzi艣 ruiny uwolnione s膮 od d偶ungli,
wszystkie dobrze zachowane zabytki stoj膮 widoczne na odkrytym terenie, a drogami, kt贸re niegdy艣
przebijano maczet膮, zje偶d偶aj膮 autokarami tury艣ci. Zwiedzaj膮 tu "艢wi膮tyni臋 Wojownik贸w" z
kolumnadami, z kt贸rych wznosz膮 si臋 schody prowadz膮ce na szczyt piramidy. Widz膮 tak zwane
obserwatorium, okr膮g艂膮 budowl臋, kt贸rej okna s膮 tak umieszczone, 偶e kieruj膮 wzrok na okre艣lone
gwiazdy. W臋druj膮 po wielkich boiskach najwi臋ksze z nich ma oko艂o 160 metr贸w d艂ugo艣ci i 40
metr贸w szeroko艣ci na kt贸rych "z艂ota m艂odzie偶" Maj贸w oddawa艂a si臋 grze w pi艂k臋 podobnej do
baskijskiej pelotty. Stoj膮 wreszcie przed najwi臋ksz膮 piramid膮 "Castillo"; przez dziewi臋膰 wysokich
kondygnacji prowadz膮 schody do 艣wi膮tyni upierzonego w臋偶a Kukulkana.
Oszo艂omienie ogarnia obserwatora, gdy zatopi wzrok w straszliwych twarzach, w okropnych
g艂owach w臋偶贸w, w wykrzywionych grymasem obliczach bo偶k贸w i st膮paj膮cych jaguarach i gdy
usi艂uj膮c przenikn膮膰 tajemnic臋 tych ornament贸w i hieroglif贸w, dowiaduje si臋, 偶e tutaj 偶aden znak,
偶aden obraz, 偶adna rze藕ba nie pozostaje bez zwi膮zku z liczbami astronomicznymi. Dwa krzy偶e
widoczne jeszcze na brwiach g艂owy w臋偶a, pazur jaguara ko艂o ucha bo偶ka Kukulkana, kszta艂t jakiej艣
bramy, ilo艣膰 "oczek" forma ci膮gle powtarzaj膮cych si臋 motyw贸w zdobniczych w ornamentyce
schod贸w wszystko to wyra偶a liczb臋 i czas. Nigdzie jednak liczba i czas nie 艂膮czy艂y si臋 z tak膮
straszliwo艣ci膮 wyrazu. (Angielski powie艣ciopisarz Graham Greene, wr贸g wszelkich ruin, po-
dr贸偶uj膮c dziesi臋膰 lat temu po Meksyku i Jukatanie, pisa艂: "Tutaj herezj膮 by艂a nie jaka艣 czysto
ludzka mieszanina poj臋膰 jak na przyk艂ad ma-nicheizm lecz b艂膮d rachunkowy!... Tu cz艂owiek
spodziewa si臋 zobaczy膰 wypisane na bruku wielkiego dziedzi艅ca [Greene pisze o Teotihuacanie,
potem jednak rozci膮ga to tak偶e na inne ruiny] jakie艣 quod erat demcmstran-dum podliczon膮
sum臋 dodanych do siebie piramid, liczb臋 taras贸w pomno偶on膮 przez liczb臋 stopni i podzielon膮 przez
og贸ln膮 powierzchni臋 z ko艅cowym wynikiem r贸wnie odcz艂owieczonym jak problem
algebraiczny!") Podr贸偶nik odwiedzaj膮cy te ruiny stwierdza, 偶e zastyg艂a w kamieniu matematyka
mo偶e by膰 prawdziwym piek艂em, rozgl膮da si臋 za jakim艣 艣ladem 偶ycia, przynajmniej za jak膮艣 ro艣lin膮.
Lecz, o dziwo, w ca艂ym tym wspania艂ym 艣wiecie obraz贸w i ornamentyki Maj贸w, ludu, kt贸ry 偶y艂
kukurydz膮 i otoczony by艂 pyszn膮, bujn膮 ro艣linno艣ci膮 w ca艂ym tym 艣wiecie obraz贸w nadzwyczaj
rzadko ukazuje si臋 jaka艣 ro艣lina: zaledwie kilka spo艣r贸d niezliczonej w tym kraju ilo艣ci kwiat贸w i
ani jedna z o艣miuset odmian kaktus贸w! Ostatnio w pewnym sk艂adaj膮cym si臋 z pi臋ciu cz臋艣ci
ornamencie badacze wed艂ug swego mniemania rozpoznali kwiat bombax aquaticum, drzewa
rosn膮cego na po艂y w wodzie. Ale gdyby nawet mieli racj臋 wobec powszechnego w sztuce
Maj贸w braku wszelkich motyw贸w ro艣linnych jest to doprawdy niewiele. Nawet kolumny, kt贸re
nieomal wsz臋dzie na 艣wiecie zrodzi艂y si臋 z widoku pn膮cego si臋 ku艂niebu drzewa, u Maj贸w s膮
podzielonymi na sploty cielskami w臋偶贸w obrzyd艂ymi potworami z wysuni臋tym j臋zykiem.
Dwie takie kolumny stoj膮 przed "艢wi膮tyni膮 Wojownik贸w". Rogata g艂owa w臋偶a przywar艂a p艂asko
do ziemi, paszcza jest szeroko otwarta, cielsko wije si臋 do ty艂u, po czym pionowo d藕wiga si臋 w
g贸r臋: niegdy艣 ogonem podpiera艂o dach 艣wi膮tyni. Stoj膮c przed tymi w臋偶ami i "艢wi膮tyni膮
Wojownik贸w", i nie tylko przed nimi obserwuj膮c niemal wszystkie budowle w Chichen-Itza,
badacze coraz bardziej utwierdzali si臋 w przekonaniu, 偶e sztuka ta r贸偶ni si臋 od budowli w Copanie i
Palenque, w Piedras Negras i Uaxactiin nie tylko tak, jak zwykle r贸偶ni膮 si臋 mi臋dzy sob膮 sztuka
Nowego i sztuka Starego Pa艅stwa. Przeprowadzali studia nad stylami. Badali i por贸wnywali tu
lini臋, 贸wdzie ornament, tu jak膮艣 mask臋 bo偶ka, tam znowu znak wyra偶aj膮cy rok lub okres prze-
st臋pny. I w ko艅cu doszli do wniosku: tu pracowa艂y obce r臋ce, dzia艂a艂y obce my艣li, przemawia艂a
obca wiedza.
Ale sk膮d wzi臋艂y sd臋 te obce my艣li? Kto je tu przyni贸s艂? Badacze kierowali sw贸j wzrok na Meksyk,
jednak偶e nie na pa艅stwo Aztek贸w (by艂o ono przecie偶 znacznie p贸藕niejsze od pa艅stwa Maj贸w), lecz
na budowle, kt贸re by艂y ju偶 prastare, gdy Aztecy wtargn臋li do Meksyku.
Czy偶by dla zrozumienia tego zdumiewaj膮cego faktu, 偶e pot臋偶na kultura Maj贸w uleg艂a obcemu
wp艂ywowi, nie by艂o 偶adnej wskaz贸wki historycznej? 呕adnego przewodnika, takiego, jakim niegdy艣
by艂 Diego de Landa? Nikogo, kto by przynajmniej napomkn膮艂 s艂owem o tajemniczym ludzie
wielkich "budowniczych"?
By艂 taki cz艂owiek i znano go ju偶 od dawna. Tylko 偶e dotychczas nie brano go serio. By艂 nim aztecki
ksi膮偶臋 ksi膮偶臋 Ixtlilxochitl, zupe艂nie niezwyk艂y cz艂owiek.




Rozdzia艂 trzydziesty trzeci

SCHODY POD LASAMI I LAW膭


Jest on tak William Prescott pisa艂 sto lat temu o ksi臋ciu Ixtlixochitl bezpo艣rednim potomkiem
rodu kr贸lewskiego z Texcoco, kt贸ry stulecie hiszpa艅skich podboj贸w zasta艂o w pe艂ni rozkwitu.
Korzysta艂 z ka偶dej sposobno艣ci, by wzbogaca膰 sw膮 wiedz臋, a przy tym by艂 bardzo pracowity i
zdolny. Je偶eli za艣 opowiadania swe upi臋ksza艂 wspania艂ymi barwami, co jest zrozumia艂e u cz艂owieka
pragn膮cego wskrzesi膰 minion膮 chwa艂臋 starego, lecz w gruzach le偶膮cego pa艅stwa, to jednak na og贸艂
chwalono go za szczero艣膰 i prawo艣膰, a hiszpa艅scy pisarze, kt贸rzy mieli dost臋p do jego r臋kopis贸w,
bez nieufno艣ci szli wskazanymi przez niego 艣ladami."
W latach p贸藕niejszych 艣wiat uczonych zgo艂a inaczej ocenia艂 tego ksi臋cia. "Stulecie krytyki 藕r贸de艂"
uwa偶a艂o go za romantycznego bajarza, za india艅skiego barda; traktowano go z 偶yczliw膮
wyrozumia艂o艣ci膮, gdy opowiada艂 o 艣wietno艣ci swego ludu, lecz nie wierzono mu ani s艂owa. To, co
opowiada艂, istotnie by艂o zdumiewaj膮ce, a niekiedy wr臋cz niewiarygodne. Dopiero dwaj bodaj 偶e
najwybitniejsi niemieccy badacze historii Meksyku, Eduard Seler i Walter Lehmann, zacz臋li
bardzo p贸藕no wierzy膰, 偶e opowiadania ksi臋cia Ixtlilxochitl zawieraj膮 jakie艣 "ziarno prawdy
historycznej".
W naszym opisie dziej贸w archeologii natrafiali艣my raz po raz na kr贸tkie okresy, w kt贸rych
nagromadzenie nowych fakt贸w grozi艂o przeinaczeniem obrazu historycznego, dopiero co
uzyskanego w艣r贸d najwi臋kszych trudno艣ci. Niejednokrotnie te偶 mogli艣my obserwowa膰, jak usi艂uj膮c
trwo偶liwie unikn膮膰 tego rodzaju przeinacze艅 (albo uzyskania nowego obrazu), nowe te fakty b膮d藕
w og贸le ignorowano, b膮d藕 tak ostro偶nie obchodzono woko艂o, jak kot obchodzi wko艂o zbyt gor膮c膮
papk臋. R贸wnie偶 i "archeologiczna papka" musi wystygn膮膰, nim si臋 nadaje do spo偶ycia. Tote偶
badacze kr膮偶yli wok贸艂 tych staromeksyka艅skich budowli i ruin, jak gdyby lawa, kt贸r膮 niegdy艣
zosta艂y na po艂y zakryte, wci膮偶 jeszcze la艂a si臋 ognistym strumieniem. Albowiem te budowle
wznosz膮ce si臋 w dawnych miastach azteckich w 偶aden spos贸b nie pasowa艂y do obrazu, kt贸ry dzi臋ki
znaleziskom i badaniom na obszarze Maj贸w wype艂ni艂 si臋 rysunkiem i barwami, uzyska艂
perspektyw臋 i t艂o. Je艣li w og贸le dostrzegano (a nikt ich nie szuka艂), starano si臋 je skrz臋tnie omija膰. I
chocia偶 normalnie bior膮c nie mo偶na by艂o nie zauwa偶y膰 na przyk艂ad uwag Prescotta (pisanych przed
stu laty!) o Teotihuacan mie艣cie ruin, ko艂o kt贸rego przemaszerowa艂 Cortez uciekaj膮c owej n-
oche triste ze stolicy Meksyku to jednak a偶 do pocz膮tku naszego stulecia wszystkim niemal ba-
daczom jako艣 si臋 to udawa艂o. Kilka ogl臋dnych aluzji, bardzo wiele znak贸w zapytania i na tym
ko艅czy艂y si臋 komentarze maj膮ce obja艣ni膰 te prastare ruiny. A偶 nasta艂 czas, gdy raptem poznano ich
tajemnice jedn膮 po drugiej. W ci膮gu ostatnich trzydziestu lat zacz臋艂y si臋 nagle mno偶y膰 odkrycia,
kt贸rych dokona膰 mo偶na by艂o ju偶 dawno. Najbardziej bowiem zdumiewaj膮cy by艂 fakt, 偶e dla
dotarcia do tych piramid nie trzeba by艂o dopiero organizowa膰 ekspedycji, nie trzeba by艂o walczy膰 z
febr膮 i gro藕nymi zwierz臋tami ani przebija膰 sobie drogi przez nieprzebyt膮 d偶ungl臋. Doje偶d偶a艂o si臋
do nich brzmi to wprost nieprawdopodobnie, a jednak jest prawd膮 kolej膮 lub dochodzi艂o w
niedzielne popo艂udnie wygodnym spacerem. Wiele bowiem z tych budowli, najwi臋kszych i
najwznio艣lejszych 艣wiadectw dawnej kultury 艣rodkowoameryka艅skiej, le偶a艂o o jedn膮 godzin臋 jazdy
kolej膮 od stolicy Meksyku, co wi臋cej niekt贸re z nich sta艂y na kra艅cach samego miasta.
Ksi膮偶臋 Ixtlilxochitl, przyjaciel Hiszpan贸w, by艂 ochrzczony. Posiada艂 znakomite wykszta艂cenie, a
tak偶e rozleg艂膮 wiedz臋 kap艂a艅sk膮. Gdy okres wojen si臋 sko艅czy艂, ca艂y ws艂uchany w podania, kt贸re
偶ywa jeszcze tradycja szepta艂a mu do ucha, pocz膮艂 spisywa膰 histori臋 swego ludu. Historia, kt贸r膮
napisa艂 (a kt贸rej nikt nie wierzy艂), zaczyna si臋 od prastarych, zamierzch艂ych czas贸w od za艂o偶enia
miasta Tul膮 (inaczej Tollan, w dzisiejszym stanie Hidalgo) przez lud Toltek贸w. Ixtlilxochitl
opowiada o ich wielko艣ci i 艣wietno艣ci. Znali pismo, liczby i kalendarz, budowali 艣wi膮tynie i pa艂ace.
Ich rz膮dy w Tuli by艂y nie tylko rz膮dami w艂adc贸w, ale i m臋drc贸w. Prawa, kt贸re wydawali, by艂y
sprawiedliwe dla ka偶dego. Religia ich by艂a 艂agodna, wolna jeszcze od p贸藕niejszych okrucie艅stw.
Pa艅stwo Toltek贸w trwa艂o pi臋膰set lat. Potem nast膮pi艂y kl臋ski g艂odowe, wojny domowe, wa艣nie
dynastyczne. Inny lud, Cziczimekowie, zaj膮艂 ich kraj. Pozostali przy 偶yciu Toltekowie
wyw臋drowali. Uciekali najpierw do Ta-basco, a potem dalej do Jukatanu.
Kiedy si臋 to wszystko dzia艂o? Ksi膮偶臋 Ixtlilxochitl podaje kilka dat. Nie powtarzamy ich za nim, bo
s膮 nie艣cis艂e. W og贸le opisuj膮c znaleziska z czas贸w przedazteckich (a tak偶e z czas贸w
poprzedzaj膮cych histori臋 Maj贸w) nie wierzymy ju偶 偶adnej dacie. Dla ka偶dego bowiem wydarzenia
jest ich tyle, ilu jest badaczy historii meksyka艅skiej, a tych jest dzisiaj niema艂o.
Rzecz dziwna, 偶e nawet i wtedy, gdy pierwsze znalezisko pewnego francuskiego odkrywcy
potwierdzi艂o opowiadania india艅skiego historyka, w dalszym ci膮gu nie dawano im wiary. 呕aden
archeolog nie wierzy艂 w istnienie miasta Tul膮, o kt贸rym opowiada艂 Ixtlilxochitl; jakkolwiek
podawa艂 o nim tyle konkretnych szczeg贸艂贸w, por贸wnywano je z mitycznym Tul臋. Nawet fakt, 偶e i
obecnie na p贸艂noc od stolicy Meksyku istnieje miasteczko Tul膮 de Allende, nie dawa艂, zdaniem
badaczy, 偶adnego punktu zaczepienia, gdy偶 w okolicy tego miasteczka nie wida膰 by艂o 偶adnych
ruin, kt贸re by potwierdza艂y dane azteckiego ksi臋cia i historyka. Nawet gdy w latach
osiemdziesi膮tych ubieg艂ego stulecia Francuz Desir艣 Charnay (szukaj膮c raczej skarb贸w ni偶
zabytk贸w archeologicznych) w pobli偶u tego Tul膮 de Allende natkn膮艂 si臋 na piramid臋, nauka nie
wyci膮gn臋艂a z tego 偶adnych konsekwencji.
Dopiero w czasie drugiej wojny 艣wiatowej, gdy niemal ca艂a reszta 艣wiata zaj臋ta by艂a
unicestwianiem wszystkich istniej膮cych kultur, meksyka艅scy archeologowie zacz臋li odkopywa膰
sw膮 dawn膮 kultur臋.
I, o dziwo, w 1940 roku archeologowie ca艂ego 艣wiata musieli schyli膰 g艂owy przed india艅skim
ksi臋ciem. Czy偶 jednak tak samo nie schylili jej przed Homerem, na skutek wykopalisk
Schliemanna, i przed Bibli膮 wobec znalezisk Layarda? Sceptyczni bowiem badacze znale藕li w
ko艅cu owo stare miasto Tul膮! Znale藕li piramid臋 S艂o艅ca i piramid臋 Ksi臋偶yca, a pod wielometrowym
pok艂adem gruzu dobrze zachowane p艂askorze藕by i pi臋kne rze藕by.
Egon Erwin Kisch, najlepszy reporter 艣wiata, kt贸ry jako niemiecki emigrant sp臋dzi艂 kilka lat w
Meksyku, pierwszy przeprowadzi艂 "wywiad" z piramid膮 Ksi臋偶yca. "Podczas tej rozmowy pisze
z platformy nachyla si臋 nad nami ostro zarysowana twarz Indianina. Czy偶by to wraz z piramid膮
wy艂oni艂 si臋 z ziemi Ixtlilxochitl, 偶eby po czterystu latach wygnania i pot臋pienia upomnie膰 si臋 o sw膮
s艂aw臋 uczonego?"


W kr贸tkich, jak ju偶 powiedzieli艣my, odst臋pach czasu nast膮pi艂y teraz odkrycia, kt贸re spod innych
warstw kulturowych, spod kultury Aztek贸w wydoby艂y na 艣wiat艂o dzienne kultur臋 legendarnych
Toltek贸w. Ale czy doprawdy spod innych kultur? W rzeczywisto艣ci mieszka艅cy stolicy Meksyku
od kilkuset lat 偶yli mi臋dzy tymi piramidami, 偶yli obok nich, nic o tym nie wiedz膮c. Mijali je, gdy
udawali si臋 do pracy w polu. Le偶eli u ich podn贸偶y, gdy podczas przerwy w pracy raczyli si臋 艂ykiem
pulque, mordercz膮 w贸dk膮 z agawy, znan膮 ju偶 Toltekom. A wystarczy艂oby, gdyby cho膰 raz poszli
dalej przed siebie wpadliby wtedy prosto na jak膮艣 piramid臋.
W kr贸tkich mierz膮c miar膮 bada艅 archeologicznych odst臋pach czasu nast臋powa艂y teraz po
sobie coraz to nowe wykopaliska. W ci膮gu trzydziestu lat dokonano rewelacyjnych odkry膰. Na
p贸艂nocno-zachodnich kra艅cach stolicy Meksyku odkopano w 1925 roku piramid臋 W臋偶a i
stwierdzono, 偶e nie by艂a to jedna piramida, lecz osiem piramid kamienna cebula, w kt贸rej pod
jedn膮 艂upin膮 kry艂a si臋 druga. Z danych kalendarzowych wynika艂o, 偶e prawdopodobnie co
pi臋膰dziesi膮t dwa lata dodawano do piramidy tak膮 now膮 obudow臋, czyli 偶e w sumie przy tej jednej
tylko budowie pracowano z g贸r膮 czterysta lat (znajduje to jedyny godny odpowiednik w
budowanych w 艣wiecie zachodnim katedrach i tumach). W samym centrum stolicy prowadzono
wykopaliska w poszukiwaniu resztek wielkiego teocalli (tak doszcz臋tnie zniszczonego przez
Corteza). Znaleziono fundamenty tej 艣wi膮tyni. Poza obr臋bem stplicy podejmowano przede
wszystkim wci膮偶 nowe prace wykopaliskowe w odleg艂ym o pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w dzisiejszym
mie艣cie San Juan Teotihuacan, najwi臋kszym zbiorowisku piramid i najwspanialszych 艣wiadectw
dawnej kultury Toltek贸w, w "Mie艣cie, gdzie zanosi si臋 mod艂y do boga" (takie bowiem jest
znaczenie nazwy "Teotihuacan", przy czym warto wskaza膰 na t臋 osobliwo艣膰, 偶e meksyka艅skie
s艂owo "teo" znaczy tak samo jak w j臋zyku starogreckim "b贸g"; dodajmy jednak od razu, 偶e takie
przypadkowe podobie艅stwa d藕wi臋kowe nie daj膮 podstawy do 偶adnych wniosk贸w). Ruiny w
Teotihuacan pokrywaj膮 powierzchni臋 siedemnastu kilometr贸w kwadratowych a dot膮d odkopano
dopiero nieznaczn膮 ich cz臋艣膰! Wszystko zdaje si臋 wskazywa膰 na to, 偶e mieszka艅cy tego miasta
przed sw膮 ucieczk膮 zasypali je wielometrow膮 warstw膮 gruzu. Ta praca ochronna jest nie mniej
godna podziwu ni偶 same budowle, wysoko艣膰 bowiem najwi臋kszych zasypanych w ten spos贸b
piramid (s膮 to piramidy stopniowe z charakterystycznymi schodami) dochodzi do sze艣膰dziesi臋ciu
metr贸w.
Wreszcie archeologowie przenie艣li swe prace wykopaliskowe r贸wnie偶 na teren meksyka艅skich
prowincji. Eduard Seler pierwszy opisa艂 "Piramid臋 Forteczn膮" w Xochicalco, o osiemdziesi膮t
kilometr贸w od stolicy. Kopano tak偶e w Cholula w mie艣cie, gdzie niegdy艣 Cortez pope艂ni艂 jeden
ze swych najhaniebniejszych akt贸w wiaro艂omstwa. Archeologowie odkopali tu we wn臋trzu
najwi臋kszej piramidy, kt贸ra niegdy艣 pokrywa艂a wi臋ksz膮 powierzchni臋 ni偶 piramida Cheopsa,
ci膮gn膮cy si臋 kilometrami labirynt chodnik贸w. Posuni臋to si臋 jeszcze dalej na po艂udnie. W 1931 roku
Meksykanin Alfonso Caso przeprowadzi艂 na polecenie rz膮du wykopaliska na Monte Alban ("Bia艂a
G贸ra") pod Oaxaca. I tu nareszcie urzeczywistni艂o si臋 to, co prawdopodobnie by艂o ukryt膮, cho膰
nigdy nie wypowiedzian膮 nadziej膮 wszystkich pracuj膮cych w贸wczas w Meksyku archeolog贸w: zna-
leziono skarb.
Skarb z Monte Alban! Tu jednak oddajmy g艂os lepszemu od nas narratorowi. Egon Erwin Kisch,
reporter s艂yn膮cy ze swej gruntowno艣ci, przeprowadzi艂 "wywiad" r贸wnie偶 i z t膮 g贸r膮.
"Czy istnieje gdziekolwiek na 艣wiecie pyta Kisch miejsce, kt贸re os艂ania si臋 tak膮
tajemniczo艣ci膮 i pozostawia bez odpowiedzi wszystkie nasze pytania? I co przewa偶a w nas tutaj
zachwyt czy konsternacja?" Kisch pyta, jaka jest tego przyczyna: "Czy s膮 ni膮 te rozmiary
przestrzenne, kontury, otwieraj膮ce widok na niesko艅czono艣膰? Czy piramidy, kt贸re wygl膮daj膮 jak
wspania艂e schody wiod膮ce do wewn臋trznych apartament贸w nieba? A mo偶e jest ni膮 ten dziedziniec
艣wi膮tyni, kt贸ry si艂膮 naszej wyobra藕ni zaludnia si臋 wieloma tysi膮cami Indios pogr膮偶onych w zapa-
mi臋ta艂ej modlitwie? Albo obserwatorium, kt贸rego zamkni臋ty w murach punkt obserwacyjny tworzy
z po艂udnikiem k膮t azymutu? Czy te偶 spojrzenie na stadion, jakiego od czas贸w staro偶ytnego Rzymu
Europa nie zbudowa艂a a偶 do dwudziestego wieku stadion o stu dwudziestu rz臋dach kamiennych
艂aw?
Czy jest ni膮 system takiego rozmieszczenia wieluset krypt grobowych, 偶e razem nie tworz膮
cmentarza i jeden gr贸b nie przeszkadza drugiemu? Czy mo偶e pstre mozaiki, freski z figurami,
scenami, symbolami i hie-roglifami? Czy te偶 gliniane naczynia, wazy ofiarne o szlachetnych wy-
gi臋ciach, urny o geometrycznej prostocie linii, urny na czterech n贸偶kach, z kt贸rych ka偶da ma
wewn膮trz dzwonek i dzwoni wzywaj膮c pomocy, gdy jaka艣 艣wi臋tokradcza r臋ka pr贸buje j膮 wykra艣膰?
A mo偶e s膮 ni膮 klejnoty? Czy偶 na nowojorskiej wystawie 艣wiatowej wszystkie dawne i nowoczesne
dzie艂a sztuki z艂otniczej nie blad艂y wobec klejnot贸w z Monte Alban?
Drobna tylko cz臋艣膰 tego skarbu mieni si臋 i b艂yszczy w witrynie Muzeum Narodowego w Meksyku.
Kto by uwierzy艂, 偶e 玠zicy umieli z tak膮 precyzj膮 szlifowa膰 kryszta艂 g贸rski, 偶e potrafili wykuwa膰
licz膮ce po dwadzie艣cia sznur贸w naszyjniki sk艂adaj膮ce si臋 z 854 wycyzelowanych i matematycznie
r贸wnych ogniw ze z艂ota i szlachetnych kamieni? Jedna z brosz przedstawia rycerza 艣mierci,
kt贸remu Lucas Cranach nie umia艂by nada膰 bardziej apokaliptycznego wygl膮du. Ozdobne przepaski
na kolana przypominaj膮ce angielski Order Podwi膮zki; kolczyki, jakby utkane z 艂ez i cierni;
przybranie g艂owy tiara godna g艂owy papie偶a nad papie偶ami; plecione pier艣cionki jako ozdoba
paznokci u palc贸w r膮k; bransolety i zapinki z rze藕bionymi wypuk艂e ornamentami; agrafy do
p艂aszczy wykonane z nefrytu, turkus贸w, pere艂, bursztynu, korali, obsydianu, z臋b贸w jaguara i masy
per艂owej; z艂ota maska, na kt贸rej policzkach i nosie wymodelowane jest trofeum z ludzkiej sk贸ry;
tabakierka z poz艂acanych li艣ci tykwy; wachlarze z pi贸r ptaka quetzal. Jaka偶 bizantyjska cesarzowa,
jaka 偶ona indyjskiego maharad偶y, jaka ameryka艅ska multimilionerka posiada艂a kiedykolwiek tak
wspania艂e klejnoty jak te, kt贸re wielu z tych Indios nosi艂o na sobie jeszcze w grobie?"
"Pytania, nic, tylko pytania na Monte Alb鋘" taki tytu艂 nada艂 Kisch temu rozdzia艂owi swej
ksi膮偶ki o Meksyku. Ale czy tylko na Monte Alb鋘?
B膮d藕my uczciwi: o tym ludzie "budowniczych" z czas贸w przedazteckich wiemy na razie mniej ni偶
nic. A wiedzie膰 "mniej ni偶 nic" to znaczy wiedzie膰 wiele rzeczy nieprawdziwych. Meksyk i Jukatan
s膮 krajami d偶ungli i jak w d偶ungli gubi si臋 archeolog, gdy zaczyna tu czegokolwiek docieka膰.
Bo c贸偶 w艂a艣ciwie jest w tym wszystkim pewnego?
Jedno tylko jest pewne: kultura tych trzech lud贸w pozostaje ze sob膮 w 艣cis艂ym zwi膮zku. Ka偶dy z
nich budowa艂 piramidy, kt贸rych schody prowadzi艂y do bog贸w, do S艂o艅ca lub Ksi臋偶yca. Spos贸b
ustawienia wszystkich tych piramid, jak obecnie wiemy, pozostawa艂 w zwi膮zku z obliczeniami
astronomicznymi; budowle te wzniesione zosta艂y pod nakazem kalendarza. W 1928 roku
ameryka艅ski archeolog Ricketson junior dowi贸d艂 tego po raz pierwszy na przyk艂adzie piramidy
wzniesionej przez Maj贸w w Uaxact黱. Dzi艣 mamy ju偶 dalsze tego dowody z czas贸w nowszych
w Chichen-Itza i z czas贸w prastarych na Monte Alban. Wszystkie te ludy czu艂y nad sob膮 miecz
Damoklesa wielkich cykl贸w kalendarzowych. Wierzy艂y na przyk艂ad, 偶e z up艂ywem ka偶dego okresu
pi臋膰dziesi臋ciu dw贸ch lat nast臋puje koniec 艣wiata. (Z tego rodzaju wierze艅 powstawa艂a i ros艂a
w艂adza kap艂an贸w, gdy偶 tylko oni byli w stanie odwr贸ci膰 gro偶膮c膮 katastrof臋. Z biegiem lat 艣rodki
stosowane przez kap艂an贸w stawa艂y si臋 coraz surowsze, to znaczy coraz okrutniejsze, i wyrodzi艂y si臋
w ko艅cu w olbrzymie hekatomby ofiar ludzkich oraz w 艣wi臋to Xipe Totec, boga Ziemi i Wiosny, na
kt贸rego cze艣膰 kap艂ani 艣ci膮gali z 偶ywej jeszcze ofiary ludzkiej krwawi膮c膮 sk贸r臋 i sami si臋 w ni膮
ubierali.)
艢cis艂y zwi膮zek mi臋dzy tymi trzema ludami unaoczniaj膮 nam tak偶e ich bogowie, kt贸rzy pozostaj膮 do
siebie w takim samym stosunku, jak bogowie greccy do rzymskich. Jeden z g艂贸wnych bog贸w
azteckich, wielki i m膮dry Quetzalcouatl, wyst臋puje w Gwatemali jako Kukumatz i w Ju-katanie
jako Kukulkan; jego wizerunek "uskrzydlony w膮偶" widnieje na wszystkich budowlach. Ludy
艣rodkowoameryka艅skie nawet w sposobie 偶ycia by艂y do siebie podobne, wszystkie za艣 ich j臋zyki,
jakkolwiek jest ich bardzo wiele, nale偶膮 je偶eli chodzi o ludy o wy偶szym stopniu kultury tylko
do dw贸ch wielkich grup j臋zykowych.
Po stwierdzeniu tych r贸偶norodnych przejaw贸w pokrewie艅stwa wewn臋trznego (ostatnio zebrano co
do tego ogromny, prawie 偶e nie daj膮cy si臋 ogarn膮膰 materia艂) wy艂oni艂o si臋 pytanie, w jakich
wzajemnych stosunkach pozostawa艂y ze sob膮 te ludy, jak wzajem si臋 przenika艂y i jak sobie prze-
ciwdzia艂a艂y, s艂owem jaka by艂a ich historia. I tu gdy chodzi o histori臋 najstarsz膮 b艂膮dzimy
jeszcze po omacku. Mimo znakomitych wynik贸w osi膮gni臋tych przez badania archeologiczne, kt贸re
doprowadzi艂y do przypuszczalnie 艣cis艂ej korelacji mi臋dzy kalendarzem Maj贸w a nasz膮 rachub膮
czasu, w dalszym ci膮gu nie znamy jego punktu wyj艣ciowego. D偶ungla, kt贸r膮 dzi艣 usuwamy z
terenu piramid i pa艂ac贸w dawnej Ameryki, ods艂ania budowle, lecz nie ods艂ania jeszcze przesz艂o艣ci,
ukazuje daty, ale jeszcze nie ukazuje historii. Mo偶emy budowa膰 teorie, niewiele jednak mo偶emy
rejestrowa膰 fakt贸w.
Powiedzieli艣my, 偶e b臋dziemy si臋 wystrzega膰 przytaczania liczb. Odst膮pmy raz od tej zasady, aby
wyrobi膰 sobie poj臋cie o okresach, jakimi musz膮 operowa膰 archeologowie.
Tak na przyk艂ad kilku badaczy opieraj膮c si臋 na r贸偶nych oznakach uwa偶a, 偶e wielkie piramidy w
Meksyku zosta艂y zbudowane przez Tolte-k贸w w IV wieku p o Chr.
Ot贸偶 wymienili艣my kilka spo艣r贸d tych piramid, od miasta Tul膮 a偶 po Monte Alban. Nie
wspomnieli艣my dot膮d o jednej o stoj膮cej na siedmiometrowym pag贸rku na skraju stolicy
Meksyku piramidzie Cuicuilco. Wznosi si臋 ona na tle niesamowitego, jakby zastyg艂ego krajobrazu.
Niegdy艣 wybuch艂y tu wulkany Ajusco i Xitli (by膰 mo偶e tylko ten ostatni) i bluzn臋艂y na ni膮
strumieniami ognistej lawy. Mieszkaj膮cy na jej szczycie b贸g widocznie tylko w po艂owie udzieli艂 jej
pomocy, gdy偶 tylko jedna jej po艂owa zosta艂a zalana wrz膮c膮 mas膮 erupcyjn膮. I tu archeologowie
zwr贸cili si臋 do kilku koleg贸w z innego fakultetu, geolog贸w, z zapytaniem, ile ta lawa ma lat.
Geologowie, nawet nie podejrzewaj膮c, 偶e odpowiedzi膮 sw膮 burz膮 pewien ustalony ju偶 obraz
historyczny 艣wiata, odpowiedzieli: "osiem tysi臋cy lat!"
Dzi艣 wiemy, 偶e odpowied藕 ta by艂a b艂臋dna, metody datowania bowiem stosowane przez geolog贸w
zawodz膮, gdy chodzi o stosunkowo "kr贸tkie" okresy (geolodzy w obliczeniach swych operuj膮
setkami tysi臋cy albo milionami lat).
Dzi艣 uwa偶amy za rzecz niemal pewn膮, 偶e ludy ameryka艅skie, potomkowie plemion mongolskich,
przyw臋drowa艂y do Ameryki dwadzie艣cia lub trzydzie艣ci tysi臋cy lat temu przez Syberi臋 i Alask臋
艂膮cz膮cym w贸wczas te dwa kontynenty pasem l膮dowym albo na 艂odziach. Ale sk膮d z tej do-
mniemanej grupy migracyjnej przybyli budowniczowie kultur Teotihua-canu, sk膮d wzi臋li si臋 tu
Toltekowie i dlaczego w艂a艣nie te grupy etniczne mi臋dzy Alask膮 a Panam膮 by艂y w stanie da膰
prapocz膮tek wszelkiej kulturze ludzkiej tego nie wiemy.
Ma艂o tego, nie wiemy nawet, czy doprawdy dzie艂a tego dokona艂 g艂贸wnie jaki艣 lud "Toltek贸w". Bo
jak膮偶 rol臋 odegrali na przyk艂ad Zapoteko-wie i Olmekowie, kt贸rych 艣lady znajdujemy w ca艂ym
Meksyku? Je偶eli obecnie za poprzednik贸w kultury azteckiej i kultury Maj贸w uwa偶amy
powszechnie "Toltek贸w" (w czasach najnowszych nauka wyodr臋bni艂a kultur臋 Toltek贸w od kultury
Teotihuacanu), to musimy sobie uprzytomni膰, 偶e na razie w tym okre艣leniu znale藕li艣my tylko
zbiorow膮 nazw臋 dla tw贸rc贸w kultur 艣rodkowoameryka艅skich. Kto wie, mo偶e nawet samo s艂owo
"Toltekowie" nie oznacza w rzeczywisto艣ci nic innego, jak "budowniczowie"!
Nie b臋dzie mo偶e od rzeczy, je艣li chc膮c wnie艣膰 jaki艣 艂ad w zagadnienie wzajemnego oddzia艂ywania
na siebie trzech wielkich pa艅stw 艣rodkowoameryka艅skich przytoczymy tu pewne por贸wnanie
zaczerpni臋te ze Starego 艢wiata, kt贸re niemiecki badacz Teodor Wilhelm Danzel w jednej ze swych
prac przeprowadza w odniesieniu do Meksyku:
"Aby scharakteryzowa膰 swoisto艣膰 kultury Aztek贸w i Maj贸w, przeprowadzono tu i 贸wdzie
por贸wnania ze Starym 艢wiatem, zestawiano mianowicie Aztek贸w z Rzymianami, a Maj贸w z
Grekami. Por贸wnanie to na og贸艂 jest trafne. Majowie istotnie byli ludem, kt贸ry, podzielony na
sk艂贸cone ze sob膮 wsp贸lnoty rodowe, tylko przej艣ciowo, gdy chodzi艂o o przeciwstawienie si臋
wsp贸lnemu wrogowi, zespala艂 si臋 w bardziej zwart膮, jednolit膮 ca艂o艣膰. Chocia偶 rola polityczna, kt贸r膮
odgrywali Majowie, nie by艂a zbyt wielka, to jednak w dziedzinie sztuk plastycznych, architektury,
astronomii i arytmetyki dokonali oni rzeczy wielkich.
Aztecy natomiast byli ludem wojowniczym. Zbudowali swe pa艅stwo na gruzach innego ludu
(Toltek贸w), kt贸ry nie by艂 w stanie wytrzyma膰 ich naporu. Toltek贸w, gdyby艣my chcieli dalej
przeprowadza膰 te paralele, mo偶na by por贸wna膰 z Etruskami."
Spodziewamy si臋, 偶e czytelnik, kt贸ry z pewn膮 uwag膮 przeczyta艂 nasz膮 ksi膮偶k臋, dostrze偶e tu jeszcze
inne analogie. Toltekowie (a by膰 mo偶e i wcze艣niejsze od nich ludy) w swej funkcji historycznej
podobni s膮 do Sumer贸w. Wtedy Maj贸w mo偶na by por贸wna膰 z Babilo艅czykami, kt贸rzy
spo偶ytkowuj膮c wielkie wynalazki Sumer贸w buduj膮 pa艅stwo o wysokiej kulturze. Aztecy za艣
wyst臋puj膮 w roli Asyryjczyk贸w, kt贸rzy jeszcze korzystaj膮 z przej臋tych od Babilo艅czyk贸w wielkich
warto艣ci duchowych, lecz ju偶 przeobra偶aj膮 je w czysto materialn膮 pot臋g臋. Snuj膮c dalej w膮tek tych
analogii mo偶na by powiedzie膰, 偶e stolica Meksyku zosta艂a u szczytu swej 艣wietno艣ci tak samo
"zgilotynowana" przez Hiszpan贸w, jak stolica Asyrii, pyszna Niniwa, niegdy艣 zgilotynowana
zosta艂a przez Med贸w.
Oba te por贸wnania wszak偶e prze艣lizguj膮 si臋 ko艂o jednej sprawy. Nie uwzgl臋dniaj膮 mianowicie tego
omal 偶e niepoj臋tego faktu, 偶e Toltekowie w pewnym memencie, gdy pa艅stwo ich ju偶 dawno
rozpad艂o si臋 w gruzy, nagle wyruszyli znowu ze swych siedzib, wtargn臋li do pa艅stwa Maj贸w i w
mie艣cie Chichen-Itz wycisn臋li na nim wyra藕ne pi臋tno swej kultury. Fakt ten nie ma odpowiednika
w dziejach Starego 艢wiata. Ale czy doprawdy tak by艂o? Wszystko to mog艂o si臋 odby膰 zupe艂nie
inaczej. Istnieje te偶 pewna legenda, kt贸ra przedstawia to wszystko w spos贸b tak dalece odmienny,
偶e w obrazie rozwoju wypadk贸w historycznych nawet przybycie Hiszpan贸w staje si臋 faktem
mitycznie z g贸ry przewidzianym. Wed艂ug tej legendy Quetzalcouatl kt贸rego dot膮d
wymieniali艣my tylko jako boga przyby艂 z jakiego艣 "Kraju Wschodz膮cego S艂o艅ca". Nosi艂 d艂ug膮
bia艂膮 szat臋 i d艂ug膮 bia艂膮 brod臋. Uczy艂 lud wszelakich nauk, obyczajno艣ci oraz stanowienia m膮drych
praw i stworzy艂 pa艅stwo, w kt贸rym k艂os kukurydzy si臋ga艂 wzrostu cz艂owieka, a bawe艂na rodzi艂a si臋
ju偶 kolorowa. Potem jednak z jakiego艣 nieznanego powodu musia艂 opu艣ci膰 zbudowane przez siebie
pa艅stwo. Odchodz膮c zabra艂 ze sob膮 swe prawa, pisma i pie艣ni. Oddali艂 si臋 t膮 sam膮 drog膮, kt贸r膮
przyszed艂. Zatrzyma艂 si臋 w mie艣cie Cholula, tu jeszcze raz g艂osi艂 sw膮 m膮dro艣膰, po czym uda艂 si臋
nad morze, pocz膮艂 p艂aka膰 i sam siebie spali艂. Serce jego sta艂o si臋 gwiazd膮 porann膮. Inne legendy
m贸wi膮, 偶e wsiad艂 na sw贸j okr臋t i odp艂yn膮艂 z powrotem do kraju, z kt贸rego niegdy艣 przyby艂. W
jednym wszak偶e punkcie legendy s膮 zgodne: obieca艂, 偶e wr贸ci.
Tak cz臋sto widzieli艣my dot膮d w naszej ksi膮偶ce, jak rdze艅 jakiej艣 legendy okazywa艂 si臋 potem
prawdziwy, 偶e nie pope艂nimy tej nieostro偶no艣ci, by legend臋 o Quetzalcouatlu zby膰 jako poetyckie
zmy艣lenie, czym si臋 na pierwsze wejrzenie wydaje. Czy偶 jego "bia艂a szata" nie mog艂a po prostu
oznacza膰 sk贸ry cz艂owieka, bia艂ej rasy? Zw艂aszcza je偶eli zwa偶ymy, 偶e nosi艂 podobno brod臋 rzecz
zupe艂nie niezwyk艂a u tych lud贸w niemal ca艂kowicie pozbawionych zarostu.
Mo偶na by p贸j艣膰 jeszcze dalej (cytujemy tu pogl膮dy ca艂kiem powa偶nie wysuwane przez r贸偶nych
badaczy) i przypu艣ci膰, 偶e chodzi艂o tu o misjonarza przyby艂ego z jakiego艣 dalekiego, obcego kraju.
Niekt贸rzy badacze uwa偶aj膮, i偶 by艂 to jeden z najwcze艣niejszych misjonarzy katolickich VI wieku,
inni za艣 nawet dopatruj膮 si臋 w nim aposto艂a Tomasza we w艂asnej osobie. A mo偶e ta legenda
stanowi now膮 po偶ywk臋 dla teorii, w kt贸r膮 niegdy艣 wierzy艂 Thompson za swych m艂odych lat, gdy
twierdzi艂, 偶e tw贸rcy kultury najwcze艣niejszego pa艅stwa Maj贸w byli Atlantydami?
Nie wiemy tego.
Wiemy tylko jedno: hiszpa艅scy naje藕d藕cy, kt贸rych ludy india艅skie, pomne ostatniego
przyrzeczenia bia艂ego cz艂owieka z brod膮, uwa偶a艂y za "bia艂ych bog贸w ze Wschodu" ci Hiszpanie
(odrzu膰my na bok wszelk膮 dum臋 narodow膮, potraktujmy rzecz og贸lniej i raczej powiedzmy po pro-
stu: Europejczycy) z pewno艣ci膮 nie byli potomkami Quetzalcouatla. Quetzalcouatla, kt贸ry krzewi艂
dobre obyczaje i g艂osi艂 sprawiedliwo艣膰.




















V. KSI臉GI, KT脫RYCH JESZCZE NIE MO呕NA NAPISA膯


Je偶eli chcemy nauczy膰 si臋 skromno艣ci, nie potrzebujemy kierowa膰
wzroku a偶 na ugwie偶-d偶one niebo. Wystarczy, je偶eli spojrzymy na
ludy i kultury, kt贸re tysi膮ce lat przed nami istnia艂y, dosz艂y do
wielko艣ci i przemin臋艂y.




Rozdzia艂 trzydziesty czwarty

NOWE POSZUKIWANIA W STARYCH PA艃STWACH


Nasz opis wielkich odkry膰 archeologicznych dobiega ko艅ca. Wraz z nim dobiega ko艅ca spacer,
kt贸ry prowadzi艂 nas przez pi臋膰 tysi膮cleci.
Temat bynajmniej nie jest wyczerpany. Je偶eli go mimo to uwa偶amy za zamkni臋ty, to dlatego, 偶e
obj臋to艣膰 ka偶dej ksi膮偶ki podlega pewnej w艂asnej ekonomii. Jednak dokonuj膮c wyboru w艣r贸d
mn贸stwa odkry膰 archeologicznych, kierowali艣my si臋 pewnym szczeg贸lnym zamiarem. Przez to, 偶e
uszeregowali艣my wykopaliska nie w porz膮dku chronologicznym, lecz wed艂ug obszaru kulturowego,
na kt贸rym zosta艂y przeprowadzone, niemal sam przez si臋 w naszych czterech "Ksi臋gach" wy艂oni艂
si臋 obraz czterech zamkni臋tych w sobie kr臋g贸w kulturowych, czterech najwa偶niejszych, wysoko
rozwini臋tych kultur ludzko艣ci. Nale偶y przy tym pami臋ta膰, 偶e mi臋dzy tymi niewidoma kulturami,
kt贸re osi膮gn臋艂y wysoki stopie艅 rozwoju, a niezliczon膮 ilo艣ci膮 prymitywnych spo艂eczno艣ci ludzkich
zachodzi taka sama r贸偶nica, jak mi臋dzy "histori膮" a wegetacj膮, mi臋dzy 艣wiadomo艣ci膮 a instynktem,
mi臋dzy tw贸rczym kszta艂towaniem otaczaj膮cego 艣wiata a biernym bytowaniem.
Je偶eli w tym pos艂owiu chcemy m贸wi膰 o "ksi臋gach, kt贸rych jeszcze nie mo偶na napisa膰", to mamy
na my艣li przede wszystkim trzy kultury pod wzgl臋dem znaczenia bodaj 偶e nie ust臋puj膮ce
om贸wionym przez nas kulturom. Jest to kultura Hetyt贸w, kultura dorzecza Indusu i kultura Ink贸w.
Ksi膮g o tych kulturach nie mo偶na jeszcze napisa膰 i zamkn膮膰, tak jak napisane i zamkni臋te zosta艂y
ksi臋gi o czterech innych kulturach, poniewa偶 nie s膮 one jeszcze w tym stopniu zbadane, by mo偶na
by艂o nakre艣li膰 przebieg ich rozwoju historycznego zastosowan膮 przez nas metod膮.
I jeszcze jedno. Ksi膮偶ka nasza nazywa si臋 "powie艣ci膮 o archeologii". Aby usprawiedliwi膰 ten tytu艂,
z rozmys艂em wybrali艣my te kultury, kt贸rych zbadanie rzeczywi艣cie sta艂o si臋 dla archeolog贸w
romantyczn膮 przygod膮. O Inkach wiemy niemal tyle co o Majach, ale w艣r贸d badaczy kultury
andyjskiej pr贸偶no szukaliby艣my badaczy typu Stephensa lub Thompsona. Wiemy tak偶e do艣膰 wiele
o historii Chin. Ale nasz膮 wiedz臋 o kulturze chi艅skiej w najmniejszej tylko cz臋艣ci zawdzi臋czamy
pracom wykopaliskowym. Jest wi臋c jasne, dlaczego i jedn膮, i drug膮 pomin臋li艣my w naszym opisie.
Natomiast w dawnym pa艅stwie Hetyt贸w i w dolinie Indusu prowadzi si臋 od kilkudziesi臋ciu lat
intensywne prace wykopaliskowe, kt贸re daj膮 bardzo powa偶ne wyniki. Te "Ksi臋gi" zatem pewnego
dnia trzeba b臋dzie napisa膰.
Musimy jednak jasno zda膰 sobie spraw臋, 偶e nawet i wtedy, gdy b臋dziemy mogli uzupe艂ni膰 nasze
cztery "Ksi臋gi" trzema dalszymi, bynajmniej nie damy jeszcze przez to obrazu wszystkich wysoko
rozwini臋tych kultur. W umy艣le przeci臋tnie wykszta艂conego cz艂owieka naszej doby 偶ywa jest obok
chrze艣cija艅skiej kultury Zachodu tylko jeszcze znajomo艣膰 greckiej i rzymskiej staro偶ytno艣ci.
Jednak偶e ju偶 w toku opisywania tajemniczego ludu Sumer贸w mieli艣my sposobno艣膰 przekona膰 si臋,
偶e w g艂臋bokich pok艂adach naszej 艣wiadomo艣ci nadal dzia艂aj膮 znacznie odleglejsze i znacznie starsze
kultury. Wsp贸艂czesny za艣 angielski historyk kultury Arnold J. Toynbee widzi histori臋 ludzko艣ci
jako histori臋 偶yj膮cych obok siebie i nast臋puj膮cych po sobie (przewa偶nie w bezpo艣rednim
nast臋pstwie, gdzie dziedzictwo przechodzi z ojca na syna) dwudziestu jeden kultur!
Toynbee dochodzi do tej wysokiej liczby, poniewa偶 przez "kultur臋" rozumie nie jak Spengler
pewien "kr膮g kulturowy", lecz "ucywilizowan膮 spo艂eczno艣膰". Tak na przyk艂ad spo艂eczno艣膰
wschodnio-chrze艣cija艅sk膮 bada oddzielnie jako prawos艂awno-bizanty艅sk膮 i prawos艂awno-rosyjsk膮.
Z kultury chi艅skiej za艣 wyodr臋bnia jako tw贸r samoistny kultur臋 japo艅-sko-korea艅sk膮.
Jego wielotomowe monumentalne dzie艂o (z kt贸rego historyk D. C. Somervell wyda艂
skomprymowane do jednego tomu streszczenie) nosz膮ce skromny tytu艂 A Study oj History jest w
dziedzinie historii kultury bodaj 偶e najpowa偶niejsz膮 publikacj膮 ostatnich kilkudziesi臋ciu lat.
Ko艅czy ono ostatecznie z obalonym ju偶 przez Spenglera, lecz wci膮偶 jeszcze stosowanym w naszych
szko艂ach sposobem nauczania historii przedstawianej jako "post臋puj膮cy rozw贸j" wed艂ug doprawdy
nie daj膮cego si臋 d艂u偶ej utrzyma膰 schematu: "Czasy staro偶ytne 艣redniowieczne nowo偶ytne
najnowsze."
Aby nale偶ycie u艣wiadomi膰 sobie, jakie kultury, poza tymi, kt贸re usi艂owali艣my zobrazowa膰 w naszej
"powie艣ci", historyk musi dzisiaj bra膰 pod uwag臋, wyliczmy je tak, jak widzi je Toynbee: S膮 to
kultury:

zachodnia
japo艅sko- korea艅ska
prawos艂awno-bizantyjska
minojska
prawos艂awno-rosyjska
sumeryjska
perska
hetycka
arabska
babilo艅ska
kultura Hindus贸w
egipska
Dalekiego Wschodu
andyjska
helle艅ska
meksyka艅ska
syryjska
jukata艅ska
indyjska
Maj贸w.
chi艅ska



W rzeczywisto艣ci lista ta, gdyby艣my chcieli p贸j艣膰 za innymi badaczami, by艂aby dwa razy d艂u偶sza.
Platon opowiada nam o zaginionej kulturze Atlantydy. Literatura o tym zatopionym l膮dzie (kt贸rego
istnienia dot膮d w og贸le nie zdo艂ano jeszcze dowie艣膰) obejmuje oko艂o dwudziestu tysi臋cy tom贸w, w
tym ogromna ilo艣膰 dzie艂, kt贸re uwa偶aj膮, ze bez Atlantydy obraz historyczny naszego 艣wiata jest
absurdem. Niemiecki podr贸偶nik po Afryce i historyk kultury Leo Frobenius r贸wnie偶 nie
zadowoli艂by si臋 list膮, kt贸r膮 u艂o偶y艂 Toynbee: z pewno艣ci膮 domaga艂by si臋 uzupe艂nienia jej kilkoma
"czarnymi kulturami". Zreszt膮 i Frobenius operuje stale poj臋ciem "kultury atlantyckiej". A kt贸偶
poza tym odwa偶y艂by si臋 twierdzi膰, 偶e 艂opata archeologa nie wydob臋dzie na 艣wiat艂o dzienne jeszcze
innych kultur, kt贸rych istnienia dot膮d nawet nie podejrzewamy? Co wi臋cej, istniej膮 rozproszone po
艣wiecie i takie pomniki, kt贸re, samotne i zagadkowe, 艣wiadcz膮 tylko same o sobie, lecz dot膮d nie
zdradzi艂y nam jeszcze tajemnicy, z jakiej kultury wyros艂y. Najwi臋cej dyskusji wywo艂uj膮 tajemnicze
pos膮gi na Wyspie Wielkanocnej oko艂o 260 kamiennych rze藕b z czarnego tufu, kt贸re niegdy艣
pokryte by艂y szerokimi "kapeluszami" z czerwonego tufu. Pomniki te milcz膮. Liczne drewniane
tabliczki, pokryte znakami podobnymi do pisma hieroglifowego, kryj膮 w sobie, by膰 mo偶e,
rozwi膮zanie zagadki. W 1958 roku niemiecki etnolog Thomas Barthel wyda艂 sw膮 niezwykle
wnikliw膮 prac膮 Grundlagen zur Entzifferung der Osterinselschrift ("Podstawy do odcyfrowania
pisma z Wyspy Wielkanocnej") podaj膮c w niej interpretacj臋 wielu znak贸w. Na kr贸tko przedtem
Wysp臋 Wielkanocn膮 ponownie odwiedzi艂 norweski badacz Thor Hey-erdahl, kt贸ry w 1947 roku
zyska艂 sobie 艣wiatow膮 s艂aw臋, gdy na tratwie "Kon-Tiki" (zbudowanej na wz贸r tratw dawnych
Ink贸w), wyruszywszy z peruwia艅skiego portu Callao, przep艂yn膮艂 Pacyfik i dotar艂 do wysp
Tuamotu. Ju偶 jego popularna relacja, og艂oszona w 1957 roku, sk艂ania艂a do ostro偶no艣ci wobec tez
wysuni臋tych przez Barthela. W 1966 roku ukaza艂a si臋 pierwsza naukowa ocena jego pracy.
Ustosunkowuje si臋 ona krytycznie do interpretacji Barthela. Ba, wydaje si臋, 偶e pismo z Wyspy
Wielkanocnej jest dzi艣 jeszcze bardziej zagadkowe ni偶 kiedykolwiek przedtem.
Wszelako jedna z podstawowych tez filolog贸w, a mianowicie teza, 偶e inskrypcje w nieznanym
j臋zyku i nieznanym pi艣mie bez tekstu bilingue (tzn. tekstu dwuj臋zycznego) nigdy nie dadz膮 si臋
odczyta膰, zosta艂a obalona. Ju偶 w 1930 roku Niemiec Hans Bauer niemal za jednym zamachem
odcyfrowa艂 pismo z Ugaritu (w ci膮gu kilku zaledwie tygodni z istniej膮cych 30 znak贸w odczyta艂
prawid艂owo siedemna艣cie). Szcz臋艣cie (kt贸re jednak sprzyja tylko 艣mia艂ym) znalezienia raz jeszcze
tekstu bilingue przypad艂o w udziale Helmuthowi Th. Bossertowi. W 1947 roku znalaz艂 on na g贸rze
Karatepe w dzisiejszej Turcji p艂askorze藕b臋 z dwuj臋zycznym napisem i oto hieroglify hetyckie,
nad kt贸rymi daremnie trudzi艂y si臋 trzy generacje badaczy, zosta艂y odcyfrowane.
Najwi臋ksze jednak w naszym stuleciu osi膮gni臋cie w odcyfrowaniu nieznanego pisma uzyska艂
outsider: po pi臋膰dziesi臋ciu latach daremnych wysi艂k贸w badaczy r贸偶nych narodowo艣ci m艂ody
architekt angielski Michael Ventris w 1953 roku odczyta艂 bez tekstu dwuj臋zycznego
krete艅skie tzw. "pismo linearne B" i odkry艂 w nim dialekt starogrecki.
W naszym XX wieku ilo艣膰 prac wykopaliskowych zwi臋ksza艂a si臋 z ka偶dym dziesi臋cioleciem.
Przerwy w nich nast臋powa艂y tylko z powodu bezsensownych wojen. Niekt贸rzy badacze po艣wi臋cili
ca艂e swe 偶ycie jednemu tylko kompleksowi obiekt贸w archeologicznych. Tak na przyk艂ad Francuz
Claude F. A. Schaeffer zaj膮艂 si臋 wy艂膮cznie starosyryjskim miastem portowym Ugarit; badacz
niemiecki Kurt Bittel dawn膮 stolic膮 hetyck膮 Hattusas (zacz膮艂 w 1931 roku i kopie tam do dzi艣
dnia); sir Mortimer Wheeler, kontynuuj膮c dzie艂o sir Johna Marshalla, kt贸ry w 1922 roku prowadzi艂
wykopaliska ko艂o miasta Harappa w Indiach, wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne ca艂kowicie nieznan膮
"kultur臋 Indusu" (g艂贸wne miejsce wykopalisk: Mohend偶o-Daro), wci膮偶 jeszcze przedstawiaj膮c膮
wiele nie rozwi膮zanych zagadek; wreszcie W艂och Amadeo Maiuri przesz艂o czterdzie艣ci lat (do 1962
r.) prowadzi艂 poszukiwania w Pompei a mimo to dotychczas odkopano tylko trzy pi膮te tego
miasta. Tutaj, tak jak i w innych miejscach, stale koryguje si臋 wyniki dawniejszych prac
wykopaliskowych. Tak np. ameryka艅ski profesor Biegen prowadz膮c nowe wykopaliska pod
wzg贸rzem troja艅skim stwierdzi艂, 偶e Schliemann i D鰎pfeld nie mieli racji: nie warstwa VI, lecz
warstwa VII A kry艂a w sobie Homerow膮 Troj臋 (12001190 r. prz. Chr.).
Kilku innym archeologom szcz臋艣liwym trafem uda艂o si臋 odkopa膰 rewelacyjne znaleziska, o kt贸rych
prasa 艣wiatowa donosi艂a pod ogromnymi nag艂贸wkami niekiedy ze wzgl臋du na ich rzeczywiste
znaczenie, ale cz臋stokro膰 tylko z powodu sensacyjnych okoliczno艣ci, w jakich na nie natrafiono.
Leonard Woolley, wielki odkrywca Uru, kopa艂 w latach 19371939, a potem znowu od 1946 roku
ko艂o Alalakh w Turcji, a偶 w 1947 r. doni贸s艂 o odkopaniu pochodz膮cego sprzed 4000 lat grobu kr贸la
imieniem Yarim-Lim, Amerykanin Nelson Glueck ukoronowa艂 sw膮 bogat膮 w sukcesy karier臋
poszukiwacza odkryciem "kopal艅 kr贸la Salomona". Meksykanin Alberto Ruz obali艂 nienaruszaln膮,
zdawa艂oby si臋, tez臋, 偶e wprawdzie wszystkie piramidy egipskie s膮 grobami kr贸l贸w, lecz stare
piramidy meksyka艅skie tylko coko艂ami 艣wi膮ty艅 w 1949 r. odkry艂 w piramidzie Maj贸w w
Palenque gr贸b kr贸lewski.
A w pi臋膰 lat po tym Egipcjaninowi Zakaria Goneimowi udaje si臋 rzecz wprost nieprawdopodobna:
rozpocz膮wszy wykopaliska ko艂o Sakkara znajduje zupe艂nie dot膮d nieznan膮 piramid臋 schodkow膮.
Z naukowego punktu widzenia ogromne znaczenie mia艂o rozpocz臋te w 1958 r. przez Anglika
Jamesa Mellaarta i wzorowo przeprowadzone odkopanie ko艂o Catalh鼀點k w Turcji neolitycznego
miasta (kt贸re prawdopodobnie 6000 lat przed Chr. rzeczywi艣cie by艂o ju偶 miastem); poprzednio nie
mniej zaskakuj膮co stare miasto zosta艂o odkopane pod gruzami Jerycha, g艂贸wnie przez Kathleen
Kenyon. Jednak偶e zar贸wno wiek owych miast, jak i przede wszystkim samo poj臋cie miasta w tak
zamierzch艂ych czasach podlegaj膮 jeszcze dyskusji i stanowi膮 problem raczej dla socjolog贸w w艣r贸d
historyk贸w kultury ani偶eli dla w艂a艣ciwych archeolog贸w. Najbardziej za艣 spektakularne
wykopaliska najnowszych czas贸w to chyba te, kt贸re podj膮艂 by艂y szef sztabu generalnego armii
izraelskiej, a zarazem archeolog Yigael Yadin, odkopuj膮c w pustyni judejskiej twierdz臋 skaln膮
Masada, o kt贸rej wielki historyk J贸zef Flawiusz opowiada, 偶e 960 zelot贸w wzajemnie si臋 tam
wymordowa艂o, aby si臋 nie podda膰 oblegaj膮cym twierdz臋 Rzymianom.
Czysty te偶 szcz臋艣liwy przypadek doprowadzi艂 do bodaj 偶e najbardziej interesuj膮cego i
najwa偶niejszego odkrycia archeologii ca艂ego chrze艣cija艅skiego 艣wiata, odkrycia, nad kt贸rym
jeszcze dzi艣 mozol膮 si臋 uczeni wszystkich kraj贸w: w 1947 roku bedui艅scy pasterze k贸z odkryli w
jaskini ko艂o Kumran, na p贸艂noc od Morza Martwego, starohebrajskie zwoje pisma, w tym pe艂ny
tekst Jezajasza. Do tego dosz艂y dalsze jeszcze znaleziska w innych jaskiniach. Przy tym okazuje si臋,
偶e te dzi艣 s艂ynne ju偶 na ca艂y 艣wiat "zwoje pisma znad Morza Martwego" s膮 najstarszymi tekstami,
jakie kiedykolwiek odnaleziono, tak 偶e powinny one rzuci膰 nowe 艣wiat艂o na opowie艣ci biblijne.
Spo艣r贸d wszystkiego jednak, co po drugiej wojnie 艣wiatowej poci膮gn臋艂o za sob膮 nast臋pstwa dla
archeologii, najwi臋ksze znaczenie og贸lne ma gwa艂towny wzrost wp艂ywu wywieranego na ni膮 przez
nauki przyrodnicze i technik臋. Zacz臋艂o si臋 to od nowych bod藕c贸w do bada艅 archeologicznych pod
wod膮 i z powietrza bada艅, jakich przedtem prawie w og贸le nie pr贸bowano prowadzi膰. Swego
czasu Amerykanin Paul Kosock dokona艂 w tym wzgl臋dzie powa偶nej pracy pionierskiej odkrywaj膮c
w swych lotach badawczych ca艂膮 sie膰 tzw. "dr贸g inkaskich" w Andach. Dzi艣 dokonywanie zdj臋膰
lotniczych (olbrzymich niekiedy obszar贸w, kt贸rych pieszo, nawet przy najwi臋kszej wytrwa艂o艣ci,
nigdy nie mo偶na by艂oby przeby膰 ani gruntownie zbada膰) nale偶y ju偶 do samo przez si臋 zrozumia艂ych
prac przygotowawczych; zdj臋cia bowiem z lotu ptaka wskazuj膮 tak偶e, przez odmienno艣膰
ro艣linno艣ci i zabarwienia gleby, na 艣lady starych budowli znajduj膮cych si臋 pod powierzchni膮 ziemi.
I to, co niegdy艣, na prze艂omie wiek贸w, samotni nurkowie trudni膮cy si臋 po艂owem g膮bek u wybrze偶y
Grecji zapocz膮tkowali wydzieraj膮c "B艂臋kitnemu Muzeum" pierwsze amfory, p贸藕niej dzi臋ki
艣mia艂emu Francuzowi Jacques Yves Cousteau, wynalazcy aqualungi, sta艂o si臋 prawdziw膮 ar-
cheologi膮 podwodn膮; co jednak kryj膮 w sobie setki wrak贸w antycznych okr臋t贸w, spoczywaj膮ce na
dnie morskim u wybrze偶y Morza 艢r贸dziemnego, tego nikt jeszcze nie jest w stanie przewidzie膰.
Technika i fizyka po raz pierwszy wtargn臋艂y do archeologii za spraw膮 outsidera. W艂oski in偶ynier i
przemys艂owiec Carlo M. Lerici zastosowa艂 do poszukiwa艅 archeologicznych w ziemi metody
geofizyczne, kt贸rymi do tego czasu pos艂ugiwano si臋 w poszukiwaniach ropy naftowej i wody w
pustyniach i g贸rach. Swe prowadzone tym sposobem prace rozpocz膮艂 na olbrzymich cmentarzach
dawnych Etrusk贸w na p贸艂noc od Rzymu. Za pomoc膮 swych niezmiernie czu艂ych przyrz膮d贸w
zlokalizowa艂 w niezwykle kr贸tkim czasie setki kom贸r grobowych. Zb臋dnych prac
wykopaliskowych (nad pustym grobem) unika艂 w ten spos贸b, 偶e uruchamia艂 specjalny 艣wider i
przez wywiercon膮 nim dziur臋 opuszcza艂 "peryskop", kt贸rym przed podj臋ciem tych prac
fotograficznie obszukiwa艂 wn臋trze grobu. Lerici mia艂 w sobie niejedno, co upodobnia艂o go do
Schliemanna: by艂 bogatym przemys艂owcem, w sile wieku po艣wi臋ci艂 si臋 ca艂kowicie archeologii i
wyda艂 na to wielki maj膮tek. W 1964 roku, po niespe艂na dziesi臋ciu latach pracy, dorobek jego
obejmowa艂 5250 nowo odkrytych grob贸w etruskich w samym tylko rejonie Cerveteri i Tarquinii!
Jednak偶e oba najwa偶niejsze przyrodnicze 艣rodki pomocnicze wsp贸艂czesnej archeologii powsta艂y
tym razem w Ameryce. Dostarczy艂a je fizyka atomowa i biologia. Spe艂ni艂o si臋 najstarsze marzenie
wszystkich archeolog贸w: mo偶liwo艣膰 dok艂adnego datowania.
W 1948 roku Amerykanin Willard F. Libby rozwin膮艂 sw膮 metod臋 nazwan膮 radiocarbon dating.
Opiera si臋 ona na tym, 偶e znana jest pr臋dko艣膰 rozpadu izotopu C14, znajduj膮cego si臋 we wszystkich
cia艂ach organicznych. Szcz膮tki z grob贸w, pochodz膮ce z czas贸w bardzo jeszcze odleg艂ych od
pojawienia si臋 tekst贸w pisanych, stanowi膮cych 藕r贸d艂o informacji, zdradza艂y temu "zegarowi epok"
Libby艂ego dat臋 swoich narodzin.
Ta fizyczno-chemiczna metoda nie pozwala艂a jednak datowa膰 znalezisk z dok艂adno艣ci膮 do jednego
roku (wykazywa艂a r贸偶nice in plus lub in minus tym wi臋ksze, im starsze by艂y dane obiekty). Lecz
oto okaza艂o si臋, 偶e inny Amerykanin, Andrew E. Douglass, z zawodu w艂a艣ciwie fizyk i astronom,
ju偶 kilkadziesi膮t lat temu opracowa艂 metod臋 tree-ring-dating, czyli tzw. "dendrochronologi臋", kt贸r膮
teraz zesp贸艂 roboczy uniwersytetu Arizony doprowadzi艂 do najwy偶szej precyzji. Chodzi艂o po prostu
o odczytywanie dok艂adnej liczby lat z ilo艣ci i charakteru s艂oj贸w rocznych na nawet zw臋glonych
drzewach i szcz膮tkach drewna. Udoskonalenie tej znanej od dawna metody polega艂o na tym, 偶e
znaleziono spos贸b, by s艂oje przyrost贸w rocznych na drzewach zupe艂nie r贸偶nego wieku niejako
"przypasowywa膰" do siebie i tak "od drzewa do drzewa" (gdziekolwiek tylko w grobach i ruinach
znajdowa艂y si臋 szcz膮tki drewna) przedziera膰 si臋 w przesz艂o艣膰. Tak na przyk艂ad w niekt贸rych
okolicach Ameryki P贸艂nocnej przy badaniu ruin z czas贸w przed Kolumbem posuni臋to si臋 naprz贸d
艣ci艣lej m贸wi膮c: wstecz do roku narodzin Chrystusa. Za pomoc膮 tej metody mo偶na w ramach
dowolnego tysi膮clecia ustanowi膰 tak zwane "p艂ynne" chronologie (nie powi膮zane z 偶adn膮 dat膮
absolutn膮 naszej rachuby czasu), ustalaj膮c mianowicie, czy dany obiekt jest o rok starszy, czy
m艂odszy od innego; przynosz膮c b膮d藕 to potwierdzenie, b膮d藕 zaprzeczenie istniej膮cych ju偶,
odpowiadaj膮cych im dat w naszym starym 艣wiecie, b臋d膮 one przedstawia艂y bezcenn膮 warto艣膰.
Juz samo jednak u偶ycie znanego od tak dawna przyrz膮du jak mikroskop uleg艂o dzi艣 w dziedzinie
prac archeologicznych takiemu udoskonaleniu, 偶e ostatnio konieczne okaza艂o si臋 wydanie
specjalnego traktuj膮cego o tym podr臋cznika.
Wszelako wszystkie te nowoczesne metody podnios艂y nie tylko jako艣膰 bada艅 archeologicznych,
lecz zarazem bardzo wydatnie zwi臋kszy艂y ilo艣膰 ich wynik贸w. Dawniej mo偶na by艂o na palcach obu
r膮k policzy膰 ekspedycje znajduj膮ce si臋 "w polu". Dzi艣 sam tylko Uniwersytet Pensylwa艅ski w
Stanach Zjednoczonych nadzoruje co roku ponad dwadzie艣cia ekspedycji. Ba, w niekt贸rych
dziedzinach zbierany co dnia materia艂 jest a偶 za obfity, tak 偶e praca czysto naukowa,
uporz膮dkowanie go i zinterpretowanie nie mo偶e za tym nad膮偶y膰. W rezultacie i w tym le偶y
niebezpiecze艅stwo dopiero co odkopany materia艂 w臋druje do muze贸w, by tam od razu na nowo
zosta膰 pogrzebanym.
Ale jedno w tym wszystkim okaza艂o si臋 dobre: archeologia, dawniej nauka tak ezoteryczna, sta艂a si臋
przedmiotem zainteresowania szerokiego og贸艂u. To zainteresowanie ni膮 cz艂owieka naszych czas贸w,
tak ca艂kowicie, zdawa艂oby si臋, zaabsorbowanego tym, co ka偶dego dnia zwala si臋 na niego i co grozi
mu w przysz艂o艣ci to jego zainteresowanie przesz艂o艣ci膮, ta ciekawo艣膰 ogl膮daj膮ca si臋 wstecz,
zwi臋kszy艂y si臋 wielokrotnie, sta艂y si臋 dla niego pal膮c膮 potrzeb膮. Przejawi艂o si臋 to z si艂膮, kt贸rej nikt
by nawet nie przypuszcza艂, kiedy technicy obwie艣cili, i偶 zbuduj膮 w Egipcie tak pot臋偶n膮 zapor臋, 偶e
jej spi臋trzone wody niestety niestety! zalej膮 kilka zabytk贸w. Chodzi艂o za艣 przede wszystkim
o gigantyczne rze藕by skalne w Abu Simbel i o mniej wi臋cej sto innych zabytk贸w, nale偶膮cych do
najstarszych i najznakomitszych dzie艂 sztuki ludzko艣ci. Na t臋 wie艣膰 podni贸s艂 si臋 krzyk w ca艂ym
kulturalnym 艣wiecie. Poczynaj膮c od wielkich organizacji, a ko艅cz膮c na ma艂ych klasach szkolnych
zak艂adano fundusze pomocy. W spraw臋 wda艂o si臋 UNESCO, ponad dwadzie艣cia pa艅stw
zjednoczy艂o swe wysi艂ki aby ratowa膰 Abu Simbel!
C贸偶 jeszcze nale偶a艂oby powiedzie膰?
Na ca艂ym 艣wiecie dalej prowadzi si臋 wykopaliska. Ludzko艣ci potrzeba bowiem owych ostatnich
5000 lat, aby mog艂a z jako takim spokojem znie艣膰 najbli偶szych lat sto.





















BIBLIOGRAFIA

OG脫LNA

Biblia (Stary i Nowy Testament).
Bulle, Handbuch der Arch鋙logie (Handbuch der klassischen Altertumswissenschaften, t. VI) M黱chen
1913.
Daniel Glyn E., A. Hundred Years of Archeology, London 1950. Das Erwachen der Menschheit
(Propyl鋏nWeltgeschichte), Berlin 1931.
Daux G., Les Etapes de VArcheologie, 1942.
Frobenius Leo, Der Ursprung der afrikanischen Kulturen, Berlin 1898.
Frobenius Leo, Kulturgeschichte Afrikas (Prolegomena zu einer historischen Gestaltlehre), Z黵ich 1933.
Glover T. R., The Ancient World, Penguin Books, 1948.
Henning Richard, Von r鋞selhaften L鋘dern, M黱chen 1925.
Hertslet W. L., Der Treppenwitz der Weltgeschichte, Berlin 1927.
Jensen Hans, Die Schrift, Gl點kstadt 1935.
Kemmerich Max, Kulturkuriosa, III, M黱chen 1910.
Koepp Fr., Arch鋙logie, IIV, Leipzig 191920.
L黚ke Wilhelm, Die Kunst des Altertums (Grundriss der Kunstgeschichte, t. I), Esslingen 1921.
Magoffin R. V. D., Davis E. C, The Rotnance of Archeology, 1930.
Meissinger K. A., Roman des Abendlandes, Leipzig 1939.
Meyer Eduard, Geschichte des Altertums, lV, StuttgartBerlin 192631.
Michaelis Adolf, Die arch鋙logischen Entdeckungen des Neunzehnten Jahrhunderts, Leipzig 1906.
Oppeln-Bronikowski Friedrich von, Arch鋙logische Entdeckungen im 20. Jahrhundert, Berlin 1931.
Otto W., Handbuch der Arch鋙logie, M黱chen 193950.
Reinhardt Ludwig, Urgeschichte der Welt, III, BerlinWien 1924
Robert Carl, Arch鋙logische Hermeneutik, Berlin 1919.
Rodenwaldt G., Die Kunst des Altertums, 1927.
Schuchardt Carl, Die Burg im Wandel der Weltgeschichte, Potsdam 1931.
Spengler Oswald, Der Untergang des Abendlandes, III, M黱chen 1920.
Springer Anton, Kunstgeschichte, IV, Leipzig 1923.
Toynbee Arnold J., A Study of History, IVI, London 193339. (Wg niem. wyd. Der Gang der
Weltgeschichte, Stuttgart 1950).
Wegner Max, Altertumskunde, FreiburgM黱chen 1951.
Woolley C. Leonard, Mit Hacke und Spaten, Leipzig 1950.


DO 獽SI臉GI POS膭G脫W

Bossert Helmuth Th., AltKreta, Berlin 1923.
Buschor Ernst, Die Plastik der Griechen, Berlin 1936.
Corti Egon C鋝ar Conte, Untergang und Auferstehung von Pompeji und Herkula-neum, M黱chen 1940.
Curtius Ludwig, Antike Kunst, III (Handbuch der Kunstwissenschaft, Athe-naion), Potsdam 1938.
Curtius Ludwig, Deutsche und Antike Welt, Stuttgart 1950.
Evans Arthur, Scripta Minoa, Oxford 1909.
Evans Arthur, The Pal膮ce of Minos, III, London 192130.
Fimmen, Die kretisch-mykenische Kultur, 1924.
Goethe Johan Wolfg. von, Winckelmann und sein Jahrhundert, 1805.
Hausrath, Marx, Griechische M鋜chen, Jena 1913.
Holm, Deecke, Soltau, Kulturgeschichte des klassischen Altertums, Leipzig 1897.
Homer, Iliada i Odyseja.
Justi Carl, Winckelmann, Leipzig 1866.
Lichtenberg R. von, Die 膅鋓sche Kultur, Leipzig 1911.
Ludwig Emil, Schliemann, Berlin 1932.
Meyer Ernst, Briefe von Heinrich Schliemann, BerlinLeipzig 1936.
Pfister Kurt, Die Etrusker, M黱chen 1940.
Schliemann Heinrich, Ithaka, Leipzig 1869.
Schliemann Heinrich, Myken, Leipzig 1878.
Schliemann Heinrich, Ilios, Leipzig 1881.
Schliemann Heinrich, Troja, Leipzig 1884.
Schliemann Heinrich, Tiryns, Leipzig 1886.
Schuchhardt, Wiegand, Carl Humann, 1931.
Uhde, Bernays, Winckelmanns kleine Schriften, Leipzig 1913.
Vietta Egon, Zauberland Kreta, "WienWiesbaden 1952.
Winckelmann Johann Joachim, Sendschreiben von den herculanischen Entdeckungen, 1762.
Winckelmann Johann Joachim, Neue Nachrichten von den neuesten herculanischen Entdeckungen, 1764.
Winckelmann Johann Joachim, Geschichte der Kunst des Altertums, 1764.
Winckelmann Johann Joachim, Monumenti antichi inediti, III, Rom 1767.


DO 獽SI臉GI PIRAMID

Breasted J. A., Ancient Records of Egypt, IV, Chicago 190607.
Breasted J.A., A History of Egypt, (wg niem. wyd. H. Ranke, Geschichte 膅yptens, Wien 1936).
Brugsch Heinrich, Inscriptio Rosettana, Berlin 1851.
Brugsch Heinrich, Die 膅yptologie, Leipzig 1891. Brugsch Heinrich, Steininschrift und Bibelwort, Berlin
1891.
Carter, Mace, Tut-ench-Amun (t. I), Leipzig 1924.
Carter Howard, Tut-ench-Amun (t. II), Leipzig 1924.
Champollion Jean Francois, Lettre a M. Dacier, relative d l艂alphabet des hiiroglyphes phonetiques, Paris
1822.
Champollion Jean Francois, Pantheon kgyptien, Paris 1823.
Cottrell Leonhard, The lost Pharaohs, London 1950.
Ebers Georg, Papyros Ebers, III, 1875.
Ebers Georg, Eine 鋑yptische K鰊igstochter, IIII (Roman), 1884.
Edwards, A. A. B., Pharaohs, Fellahs and Explorers, 1891.
Edwards I. E. S., The Pyramides of Egypt, Penguin Books, 1952.
Erman Adolf, Die Hieroglyphen, 1917.
Erman Adolf, Die Literatur der 膅ypter, Leipzig 1923.
Erman Adolf, Die Welt am Nil, Leipzig 1936.
Friedell Egon, Kulturgeschichte 膅yptens und des Alten Orients, M黱chen 1951.
Hartleben H., Champollion, III, Berlin 1906.
Lange Kurt, Pyramiden, Sphinxe, Pharaonen, M黱chen 1952.
Ludwig Emil, Napoleon, Berlin 1930.
Meier-Graefe Julius, Pyramide und Tempel, Berlin 1927.
Petrie William M. Flinders, Ten years艂 digging in Egypt, 188191.
Petrie William M. Flinders, Methods and aims in archeology, 1904.
Reybaud, Histoire sdentiftque et militaire de l艂expedition francaise en Egypte, IX,
183036.
Scharff, Moorgat, 膅ypten und Vorderasien im Altertum, M黱chen 1951.
Sethe Kurt, Die alt鋑yptischen Pyramidentexte, IIV, 190822.
Steindorff Georg, Die 鋑yptischen Gaue und ihre politische Entwicklung, 1909.
Steindorff Georg, Bl黷ezeit des Pharaonenreiches, 1920.


DO 獽SI臉GI WIE呕

Botta Paul Emile, Monuments de Ninive dccouverts et dicrits par Botta, mesures et
dessines par E. Flandin, IV, Paris 184750.
Diez Ernst, Entschleiertes Asien, Berlin 1943.
Grotefend Georg Friedrich, Beitr鋑e zur Erl鋟terung der persepolitanischen Keilschrift, Hannover 1837.
Hedin Sven, Bagdad, Babylon, Niniveh, Leipzig 1918.
Jordan Franzis, In den Tagen des Tammuz, M黱chen 1950.
Kittel Rudolf, Die orientalischen Ausgrabungen, Leipzig 1908.
Koldewey Robert, Das wiedererstehende Babylon, Leipzig 1914.
Koldewey, Schuchhardt, Heitere und ernste Briefe, Berlin 1925.
Layard Austen Henry, Autobiography and Letters, 1903.
Layard Austen Henry, Niniveh and its remains, III, London 1848 (wg wyd. niem. Meissnera, Leipzig
1850).
Layard Austen Henry, Niniveh and Babylon, being the narrative of discoveries, London 1853 (wg niem.
wyd. Leipzig 1856).
Lawrence, The letters, of T. E., London (br.) (wg niem. T. R, Lawrence, Selbstbildnis in Briefen, M黱chen
Leipzig 1948).
Lloyd Seton, Foundations in the Dust, London 1949.
Meissner Bruno, Babylon und Assyrien, III, 192025.
Meissner Bruno, K鰊ige Babylons und Assyriens, Leipzig 1926.
Rawlinson Henry Creswicke, The Persian cuneiform inscriptions at Behistun, 1846. Rawlinson Henry
Creswicke, Commentary on the cuneiform inscriptions of Babylonia and Assyria, 1850.
Rawlinson Henry Creswicke, Outline of the history of Assyria, as collected from the inscriptions discovered
in the ruins of Niniveh, London 1852.
Rawlinson G., A Memoir of MajorGeneral Sir Henry Creswicke Rawlinson, 1938. Schmidtke Friedrich,
Der Aufbau der babylonischen Chronologie, M黱ster 1952.
Weidner Ernst F., Studien zur assyrisch-babylonischen Chronologie und Geschichte, 1917.
Woolley C. Leonard, Vor 5000 Jahren, Stuttgart 1929.
Woolley C. Leonard, Ur of the Chaldees, Pelican Books. London 1952.


DO 獽SI臉GI SCHOD脫W

Batres Leopoldo, Teotihuacan, Mexiko 1906.
Bowditch Charles P., A suggestive Maya inscription, Cambridge, USA, 1903.
Bowditch Charles P., Mexican and Central American antiquities, calendar Systems and history, Washington
1904.
Catherwood F., Views of ancient monuments in Central America, Chiapas and Yuca-tan, 1844.
Charney Desir膰, Ruines americaines, Paris 1863.
Collier John, lndians of the Americas, New York 1948.
Danzel Theodor-Wilhelm, Mexiko, III, Hagen 1923.
Danzel Theodor-Wilhelm, Mexiko und das Reich der Inkas, Hamburg (br.).
Dieseldorff E. P., Kunst und Religion der Mayav鰈ker, IIII, Berlin 19261933.
Greene Graham, The Lawless Roads, 1939.
Humboldt Alexander von, Reise in die 膓uinoktialgegenden des neuen Kontinents, Stuttgart 185960.
Joyce T. A., Mexican Archeology, London 1914.
Joyce T. A., Central American and West Indian Archaeology, London 1914.
Kingsborough Edward Lord, Antiquities of Mexico, IIX, London 183148.
Kisch Egon Erwin, Entdeckungen in Mexiko, Berlin 1947.
Landa Diego de, Reladon de las cosas de Yucatan, 1566 (franc. Relation des choses de Yucatan, wyd. przez
Brasseur de Bourbourg, Paris 1864).
Lehmann Walter, Ergebnisse und Aufgaben der mexikanischen Forschung, Arch. f. Anthr., Braunschweig
1907.
Maudslay Alfred P., Biologia Centrali Americana, IIV, London 18891902.
Maya-Sculptures, Guide to the Maudslay Collection of, British Museum, London 1938.
Morley S. G., The Ancient Maya, 1947.
Morley S. G., The rise and fall of the Maya Civilization in the light of the monuments and the native
chronicles, New York 1917.
Prescott William H., History of the Conquest of Mexico, 1844 (liczne wyd. niem.).
Radin Paul, The Story of the American Indian, New York, 1944.
Ricketson Oliver G., jr., Six Seasons at Uaxact黱, Intern. Congr. of Americ, 1928.
Sahagun Fr. Bernardino de, Historia General de las cosas de Nueva Espana, IIII, Mexiko 1829 (ang. A
History of Ancient Mexico, prze艂. F. Bandelier, 1932).
Schultze-Jean Leonhard, Gliederung des Alt-Aztekischen Volks in Familie, Stand und Beruf, Stuttgart 1952.
Seier Eduard, Gesammelte Abhandlungen zur amerikanischen Sprach- und Altertumskunde, IV, Berlin
19021923.
Stephens John L., Inddents of Travel in Central America, Chiapas and Yucatan, New York 1842.
Termer Franz, Mittelamerika und Westindien, Handb. d. Georg. Wiss.
Thompson J. Eric, Civilization of the Mayas, Chicago 1927.
Thompson Edward Herbert, People oj the Serpent, London 1932.
Vaillant G. C, The Aztecs of Mexico, Penguin Books, ,1951.
Verril A. Hyatt, Verril Ruth, America艂s Ancient Civilizations, New York 1953.
Westheim Paul, Arte antiguo de Mexico, Mexico 1950.
獽SI臉GI, KT諶YCH JESZCZE NIE MO呕NA NAPISA膯
Baudin Louis, Les Incas du Pkrou, Paris 1942 (niem. wydanie J. Niederehe, Essen 1947).
Baudin Louis, L艂Empire socialiste des Incas, Paris 1928.
Bittel Kurt, Naumann Rudolf, Boghazk鰕-Hattusa, Ergebnisse der Ausgrabungen des Deutschen
Arch鋙logischen Instituts und der Deutschen Orient-Gesellschaft in den Jahren 19311939, Stuttgart 1952.
Bittel Kurt, Naumann Rudolf, Die Ruinen von Boghazk贸y, der Hauptstadt des Hethiterreiches, Berlin und
Leipzig 1937.
Bittel Kurt, Naumann Rudolf, Grundz黦e der Vor-und Fr黨geschichte Kleinasiens, II Ausg., T黚ingen
1950.
Bossert H. Th., Cambel Halet, Karatepe, Istanbul 1946.
Bossert H. Th., Alkim U. Bahadir, Karatepe, Istanbul 1947.
Braghine A., Atlantis, Stuttgart 1946.
Forrer Emil, Ausbeute aus den Boghazk贸yinschriften, "Mitteilungen der Deutschen Orientgesellschaft", 61,
1921.
Garstang, The Land of the Hittites, 1910.
G鰐ze Albrecht, Das Hethiterreich, 1928.
Gurney O. R., The Hittites, Penguin Books, 1952.
Mackay D., Early Indus Civilizations, 1948.
Mackay E. J. K., Excavations at Mohenjo-Daro, Delhi 1938.
Marshall John, Mohenjo-Daro and the Indus civilization, IIII, London 1931.
Piggot Stuart, Prehistorie India to 1000 B. C, Penguin Books, 1952.
Prescott William H., History of the Conquest of Peru, 1847 (liczne wyd. niem.).
Sommer Ferdinand, Hethiter und Hethitisch, Stuttgart 1947.
Ubbelohde-Doering Heinrich, Kunst im Reiche der Inca, T黚ingen 1952.
Wheeler R. E. M. 500 Years of Pakistan, London 1950.
Przek艂ad Fr. Ks. Dmochowskiego.
Przek艂ad Jana Parandowskiego.
Bohater noweli H.Kleista pod tym samym tytu艂em. Michael Kohlhaas na skutek nadmiernie wybuja艂ego
poczucia sprawiedliwo艣ci zmienia si臋 w rozb贸jnika i morderc臋 i ginie w ko艅cu na szubienicy.
Niezwykle barwna posta膰 brytyjskiego podr贸偶nika i 偶o艂nierza, nie
S艂owa te pisane by艂y w 1949 roku. Tymczasem w latach 1951 i 1953 autor mia艂 sposobno艣膰 zwiedzenia najnowszych wykopalisk
na obszarze dawnego pa艅stwa Hetyt贸w (g艂贸wnie na po艂udniowym wschodzie Turcji). Po艣wi臋cona temu jest nowa praca C. W.
Cerama Enge Schlucht und Schwarzer Berg. Entdeckung des Hethiter-Reiches (G艂臋boki w膮w贸z i Czarna G贸ra. Odkrycie pa艅stwa
Hetyt贸w), wyd. Rowohlt Verlag, Hamburg.
Patrz Gotter, Graber und Gelehrte im Bild, Rowohlt Verlag, Reinbek bei Hamburg, str. 8082.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Metodologia pracy umys艂owej Esej na temat Metody uczenia si臋
uczenie sie i pamiec
ANALIZA DNA W ARCHEOLOGII
Bast bogowie (2)
Bogowie egipscy
W czyje sumienia wpisano te groby Nasz Dziennik, 2011 03 07
18 Uczenie si臋 na podstawie obserwacji
W R膮czkowski Archeologia lotnicza metoda wobec teorii, podsumowanie
Archeologia [odkrycia archeologiczne]

wi臋cej podobnych podstron