ksiega wybrykow natury










Księga wybryków natury







Księga wybryków natury
1991
 
(...)
 

Potworki pasożytnicze

Chyba najbardziej fascynującą anomalią, stworzoną przez Naturę, są
potworki złożone z dwóch osobników, z których jeden posiada w miarę
normalną budowę, podczas gdy drugi jest niekompletny i generalnie znacznie mniejszy. Tego drugiego, nie w
pełni ukształtowanego, nazywamy pasożytem, ponieważ całkowicie zależy od
brata lub siostry, który utrzymuje go dostarczając pokarmu i tlenu, podczas
gdy on sam nie przyczynia się w najmniejszym stopniu do wspólnego wzrostu i
rozwoju. Niemal w każdym przypadku pasożyt ów nie posiada jednej lub kilku
kończyn i wyłania się z ciała "gospodarza", zwykle z jego klatki
piersiowej lub pleców.



Lazarus Joannes-Baptista Colloredo

Colloredo, urodzony w 1617 roku, został dokładnie przebadany przez Pineta,
siedemnastowiecznego genueńskiego lekarza, który pisał, że Lazarus miał
"małego brata", wystającego mu z klatki piersiowej, rosnącego - jak
wszystkie takie pasożyty - z tą samą szybkością co gospodarz, choć
znacznie od niego mniejszego.
Pasożyt miał tylko jedną nogę, dwie ręce i po trzy palce u każdej dłoni.
Jego usta, ciągłe otwarte, bez przerwy wydzielały ślinę. Nie trawił żadnego
pożywienia, żywiąc się wyłącznie za pośrednictwem ciała dużego brata.
Pasożyt nie potrafił mówić ani słuchać, choć wyraźnie oddychał. Lazarus
troszczył się bardzo o jego zdrowie, wiedząc, że tylko od niego zależy życie
nieszczęśnika.

W niektórych przypadkach widoczne są tylko głowa i szyja pasożyta, jak
gdyby mniejszy brat utknął w miejscu, wynurzając się z większego, by
popatrzeć na otaczający świat. W roku 1825, na przykład, niejaki profesor
Winslow zaprezentował swym kolegom z berlińskiego Instytutu Antropologicznego
dwunastoletniego chłopca z doskonale uformowaną głową, wystającą spod
trzeciego żebra po lewej stronie. Każda z głów otrzymała imię na chrzcie
świętym, a uczeni zauważyli, że jeżeli Johann, gospodarz, został ukłuty,
głowa imieniem Mathias krzyczała także.

Jedna głowa na drugiej

Znane są przypadki, kiedy druga głowa, mniejsza od właściwej, ale także
dobrze wykształcona, dosłownie wyrastała z tej pierwszej. Typowy przykład
takiej anomalii obserwowany był przez angielskiego anatoma Home'a w 1791 roku.
Chodziło o urodzone w maju 1783 roku w Bengalii hinduskie dziecko. Ciało ośmiolatka
uformowane było bez zarzutu, ale druga głowa, prawie tej samej wielkości co
pierwsza, wyrastała lekko ukośnie z głównej. Przerażona położna cisnęła
potwornego noworodka w ogień, z którego wyszedł jednak cało, jeśli nie
liczyć niewielkich poparzeń. W wieku sześciu miesięcy obie głowy były już
pokryte czarnymi włosami i rodzice zaczęli wystawiać małego potworka na
ulicach Kalkuty. Oczy dwóch głów prowadziły odrębne życie - kiedy jedna głowa
spała, druga często czuwała i odwrotnie, ale kiedy jedne usta ssały, druga
twarz miała ten sam oznaczający pełne zadowolenie wyraz, również obie w
doskonałej harmonii wyrażały radość i cierpienie. W wieku pięciu lat na
skutek ukąszenia kobry dziecko zmarło. Sekcja zwłok wykazała, że oba mózgi
były ze sobą do pewnego stopnia połączone. Szkielet potworka znajduje się
do dziś na wystawie w muzeum Królewskiego Zrzeszenia Chirurgów w Londynie.
Inny taki przypadek obserwował w 1828 roku w belgijskim mieście Liege
chirurg nazwiskiem Votten. Dziecko również zmarło w młodym wieku.
Słusznie pojawiłyby się wątpliwości, gdyby o istnieniu takich
fantastycznych zjawisk zaświadczały wyłącznie niepewne przekazy z przeszłych wieków, ale jeszcze pięćdziesiąt
lat temu podobne, choć mniej spektakularne osobniki były wystawiane na widok
publiczny w wielkich miastach, takich jak Londyn, Paryż czy Nowy Jork. W 1927
roku, na przykład, tysiące Amerykanów z mieszanymi uczuciami odrazy i fascynacji obserwowało Pasquala Pinona, Meksykanina, który
urodził się z dodatkową malutką głową na czole. Oczy pasożyta mrugały i
potrafiły patrzeć. Jednak jego usta, które bez przerwy zamykały się i
otwierały, nie były w stanie wydać dźwięku.


Laloo

Istniały także przykłady pasożytniczych potworków, których właśnie głowa
była ukryta w ciele gospodarza, tak jakby mały brat chciał jak struś schować się przed wrogim światem. Tak było w przypadku Laloo, drugiego z czworga
dzieci muzułmańskich rodziców, urodzonego w Indiach w 1869 roku. Jego pasożytniczy brat przymocowany był szyją do dolnej części klatki piersiowej
Laloo. Jego skurczone ciało zwisało jak fartuszek na brzuchu Laloo i nie dawało
specjalnych oznak życia, choć kończyny poruszały się od czasu do czasu.
Jednak najdziwniejszą cechą pasożyta było nieproporcjonalnie dużych rozmiarów
prącie, które, nie będąc pod świadomą kontrolą Laloo, co pewien czas
ulegało erekcji i bez przerwy oddawało mocz na nieszczęsnego gospodarza.
Laloo odnosił oczywiście ogromne sukcesy jako atrakcja pokazów osobliwości.
Manager przebierał go za Cygana, podczas gdy jego pasożytniczy braciszek
przystrojony był w dziewczęce szatki, co pozwalało na reklamę: "Jeszcze
bardziej niewiarygodne stworzenie niż człowiek o dwóch ciałach: mieszanka
brata i siostry!"
W roku 1894, będąc u szczytu sławy, Laloo ożenił się z dziewczyną
pochodzenia niemieckiego, rodem z Filadelfii. Przez kilka lat byli szczęśliwymi
małżonkami. Pewnego dnia Laloo zaakceptował szczególnie atrakcyjną ofertę
tournee po Meksyku. Niedaleko Nowego Jorku wiozący go pociąg wykoleił się, a
on sam zginął na miejscu.

Gian-Giacomo Libbera także obarczony był bliźniakiem,
wyrastającym mu szyją z klatki piersiowej. Zarabiał również w amerykańskich
teatrzykach osobliwości, znany jako "człowiek o dwóch ciałach" i
rywal Laloo.
Urodzony we Włoszech w 1884 roku, był czwartym z trzynaściorga dzieci. Choć
to wprost niewiarygodne, jego matka już wcześniej wydała na świat potworka złożonego,
który zmarł zaraz po porodzie. Niemiecki profesor Berdenheimer prześwietlił
pewnego razu Libberę promieniami Roentgena. Fotografia ujawniła, że wewnątrz
ciała Gian-Giacoma istnieje należąca do pasożyta struktura, przypominająca
głowę, ulokowana w prawej połowie klatki piersiowej gospodarza.
Libbera, który ożenił się szczęśliwie i miał czworo dzieci, prowadził
aktywne życie społeczne, a kiedy wychodził na ulicę, nosił szeroki, czarny
płaszcz, ukrywający jego ułomność. W wieku pięćdziesięciu czterech lat
wycofał się jednak z czynnego życia do willi pod Rzymem, gdzie zmarł w 1946
roku.


Betty Lou Williams

W 1931 roku, będąc jeszcze dzieckiem, Betty Lou Williams była główną
atrakcją muzeum osobliwości Dicka Besta w Nowym Jorku. Kontynuowała następnie
karierę w showbusinessie, stając się jedną z najpopularniejszych w historii
postaci cyrków i pokazów kalek.
Ta pochodząca z Atlanty czarująca mała czarnoskóra dziewczynka
przedstawiała sobą zadziwiający widok. Z lewej strony jej brzucha wyrastała
część bliźniaczej siostry. W tym wypadku pasożyt zredukowany był do dwóch
nóg i jednej ręki, przyczepionych do masywnego, jakby odciętego w pasie
korpusu. Kiedy Betty Lou rosła, z taką samą szybkością zmieniały się
wymiary jej siostry. Wspaniały apetyt Betty spowodowany był faktem, że miała
aż dwa ciała do wykarmienia. Mimo swego groteskowego zniekształcenia, Betty Lou znana była jako czarująca i inteligentna kobieta. Jej popularność
była tak ogromna, że jako jedna z nielicznych ludzkich osobliwości miała naśladowców
oszustów. W roku 1930 sprzedając własne zdjęcia z autografami zarabiała
ponad pięćset dolarów tygodniowo, a do 1950 roku jej dochód podwoił się.
Aż do przesady szczodra - wybudowała bowiem swym rodzicom dom za czterdzieści
tysięcy dolarów i wysłała na uniwersytet całe rodzeństwo - Betty Lou miała
jeszcze jednego pasożyta poza przyczepionym do własnego ciała. W wieku
dwudziestu dwóch lat zakochała się beznadziejnie. Ten łajdak bez skrupułów
z ochotą korzystał z jej pieniędzy, ale odmówił zawarcia małżeństwa i w
końcu opuścił ją dla innej. Znajomi twierdzili, że Betty Lou nigdy nie doszła
do siebie po tym wydarzeniu i zmarła, mając złamane serce.


Czworonoga kobieta
Myrthe Corbin miała o jedną nogę więcej niż słynny Frank Lantini i ten
nadmiar umożliwił jej długą i zapewniającą dostatek karierę w show-businessie.
Dodatkowe kończyny, mniejsze, ale symetryczne, ulokowane były dokładnie pomiędzy
normalnymi nogami i Myrthe ponoć w pełni je kontrolowała. Przyznawała jednak, że
bardzo jej przeszkadzały podczas chodzenia.
Kiedy wyszła w 1882 roku za mąż, wydarzenie to wywołało ogólne podniecenie i
ciekawość: ile ta nadzwyczajna kobieta miała organów płciowych? Wszyscy jej
impresariowie zarzekali się, że miała dwa układy rozrodcze i że dwoje z
pięciorga dzieci urodziła w rzeczywistości jej pasożytnicza siostra.
Niedorzeczność? Nie, jeśli można wierzyć szacownemu "British Journal of Medicine".
W 1889 roku w jednym z numerów opisany jest przypadek dwudziestoletniej
zamężnej kobiety, której nogi pasożytniczej siostry wystawały z brzucha. Kiedy
lekarz stwierdził u niej ciążę, odpowiedziała po prostu, że to niemożliwe, chyba
że doktor mówi o jej pasożytniczej siostrze - a, to zupełnie inna sprawa. Lekarz
w końcu zorientował się, że mąż odbywa stosunki płciowe wyłącznie z pasożytem!
Artykuł podsumowany został stwierdzeniem, że bliźniaczka bohaterki rzeczywiście
była w ciąży, ale zastosowano aborcję, ponieważ uznano, że pasożyt nie byłby w
stanie urodzić dziecka.
 


Potworki na zamówienie

Wiele razy w ciągu historii niektóre potworki były do tego stopnia
podziwiane przez szerokie masy i możnych tego świata, którym tak bardzo zależało
na posiadaniu przynajmniej jednego czy kilku z nich, a ludzie wykorzystujący
takie deformacje chcieli się tak szybko wzbogacić, że dostarczany przez Naturę
kontyngent kalek uznano za niewystarczający. Francuski powieściopisarz Guy de Maupassant myślał może, że używał tylko licencji poetyckiej, pisząc o
kobietach w ciąży, tak ciasno wiążących swe gorsety, aby dzieci urodziły
się zdeformowane, by następnie sprzedać je właścicielom teatrzyków
osobliwości. Maupassant nie zdawał sobie pewnie sprawy, że w historii było
ogromne zapotrzebowanie na potworki i ludzie znaleźli sposoby, by to
zapotrzebowanie zaspokoić.

Sztuczne karły

Pierwsze próby sztucznego wytwarzania karłów miały miejsce w późnym
okresie cesarstwa rzymskiego. Kiedy okazały się one skuteczne, powstał cały
przemysł, wysoce wyspecjalizowany w produkcji i sprzedaży sztucznych karłów.
Wśród rzymskiego plebsu krążyli agenci-nabywcy, wykupujący noworodki, które
następnie przekazywano mamkom, wyszkolonym w specjalnej obróbce małego człowieka,
tak by powstrzymać proces jego wzrostu.
Często stosowaną metodą było, po pierwsze, układanie diety ubogiej w
pewne niezbędne dla wzrostu składniki, dzięki której niemowlęta były
rachityczne i słabowite. W trochę późniejszym wieku dzieci zmuszano
codziennie do picia ogromnych ilości brandy i innych napojów o wysokiej
zawartości alkoholu. Wreszcie po pewnym czasie delikwenta kąpano raz na dzień
w czystym alkoholu, "aby skurczyły się tkanki i szkielet". Kilkanaście
wieków później podobna metoda stosowana była w Bolonii w celu wytwarzania
karłowatych piesków pokojowych.
Jak można oczekiwać, bardzo wiele dzieci ginęło podczas takiego
"procesu technologicznego". Te, które przeżyły, były jednak później
dosłownie warte w złocie tyle, ile ważyły, ponieważ bogaci i możni chętnie
płacili niesamowite sumy, aby nabyć na własność osobistego nadwornego karła.

Karły robione na miarę

Inna technika produkcji karłów na skalę komercyjną stosowana była w
Chinach jeszcze w nie tak odległej przeszłości.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Chińczycy byli najlepszymi
handlarzami na świecie. W celu rozszerzenia rynku karłów zaprojektowali
system, w którym karły można było zamawiać u specjalnych rzemieślników z góry, z podaniem dokładnej żądanej wielkości i kształtu. Służąca
do osiągania takiego wyniku technika zwana była "modelowaniem na żywo".
Dzieci w wieku dwóch do trzech lat umieszczano w specjalnych porcelanowych
wazach odpowiedniej wielkości i kształtu, otwartych na obu końcach, tak by
wystawały tylko stopy i głowa dziecka. W ciągu dnia wazy trzymano pionowo, a
w nocy kładziono na boku, by dzieci mogły spać. Przez długie lata nieszczęśnik
rósł na zewnątrz, zamiast w górę i zakamarki wazy szybko wypełniały się
ściśniętym mięsem i powykręcanymi kośćmi. Kiedy nie było wątpliwości,
że ciało dziecka osiągnęło już w pełni wymagany kształt, wazę rozbijano
i wyłaniał się gotowy karzeł. Technika ta była w założeniu podobna do
stosowanego również przez Chińczyków wiązania stóp kobiet ciasnymi bandażami.

Dzieci-zwierzęta

Chińczycy byli także mistrzami w sztuce produkowania istot ludzkich, do złudzenia
przypominających zwierzęta. W 1880 roku doktor MacGowen, znany jako rzetelny i
obiektywny obserwator, stwierdza, że był świadkiem operacji, której celem było
przeszczepienie dzieciom skór psów i niedźwiedzi. Proces był stopniowy, składał
się z usuwania z ciała dziecka kolejnych pasów skóry, które następnie zastępowano
bardziej lub mniej odpowiadającymi im płatami futra wraz ze skórą, świeżo
zdjętą ze zwierzęcia. Procedura ta była niewyobrażalnie bolesna i prawie
zawsze dziecko, o ile przeżyło, wariowało w jej wyniku, ale dla producentów
nie miało to znaczenia, ponieważ następnym etapem operacji było selektywne
przecinanie pewnych strun głosowych, tak by jedynymi dźwiękami, jakie mogło
wydawać dziecko, było warczenie lub ryki zwierzęcia, które miało ono
przypominać. Wreszcie, aby złudzenie było pełne, łamano niektóre ze stawów
dziecka, co zmuszało je do poruszania się na czterech łapach.

Fabrykacja potworków w Europie

Mongolski zdobywca Tamerlan wydaje się być pośrednio odpowiedzialny za
sztuczne wytwarzanie potworków w Europie. Wśród uchodźców, którzy uciekli
do Europy, kiedy jego oddziały podbiły w 1400 roku Indie, byli także
przodkowie współczesnych Cyganów. Przywieźli oni ze sobą swe rytuały,
obyczaje i umiejętności, zwłaszcza sztukę obróbki metalu, kowalstwo,
przepowiadanie przyszłości i... produkcję potworków. Cyganie szybko zasłużyli
sobie na reputację, która przetrwała wieki - porywaczy dzieci do tego
ponurego celu (nawet dziś matki, zwłaszcza w Europie Wschodniej, straszą
niegrzeczne dzieci takim straszliwym losem).
Do siedemnastego wieku wielu Cyganów osiedliło się na stałe w Hiszpanii,
Francji, Niemczech i w hrabstwie Yorkshire w Wielkiej Brytanii. Victor Hugo
opisuje szczegółowo ich zwyczaje w powieści Śmiejący
się człowiek, gdzie
stwierdza, że często określano ich mianem "Comprapequenos" czy
"Comprachicos", co dosłownie oznacza: "ci, którzy kupują
dzieci".
Doktor Carlos Garcia w traktacie opublikowanym w 1619 roku pisał, że
"Cyganie uprowadzają dzieci w wieku trzech do czterech lat i następnie łamią
im ręce i nogi, by móc je sprzedać jako żebraków".
Wykwalifikowani i cierpliwi rzemieślnicy i mistrzowie w sztuce wytwarzania
potworków, Cyganie potrafili także uzyskiwać sztucznych garbusów i w ogóle
zniekształconych poprzez wyłamywanie, rozciąganie bądź ściskanie niektórych
lub wszystkich części ciała.
Cyganie specjalizowali się także w szczególnie nieprzyjemnej procedurze
chirurgicznej, znanej jako denatsate, która polegała na rozcinaniu
policzków od ucha do ucha, usuwaniu dziąseł - ale nie zębów - i ucinaniu
nosa. Od tej pory twarz nieszczęśnika przyozdobiona była bez przerwy ohydnym
permanentnym grymasem i dla wszystkich praktycznych celów była nie do
rozpoznania. Denatsate było zadziwiająco popularną operacją, ponieważ
w renesansowej Europie stanowiło ulubiony sposób załatwiania spraw sukcesji, dziedziczenia i intrygi: znacznie lepiej i prościej było uczynić wszystko,
aby niewygodnej osoby nie można było zidentyfikować, niż ją zabić. Poza
tym zawsze pozostawała możliwość, gdyby taka potrzeba zaszła w późniejszym
okresie, przywrócenia ofiary do jej pozycji i majątku.
Wreszcie to właśnie Cyganie byli oficjalnymi dostawcami "kogutów"
na angielski dwór królewski. Od średniowiecza aż do czasów Jerzego II była
tradycja posiadania przez władcę na dworze człowieka-koguta, który piał jak
ów król podwórzy, obwieszczając godziny. Istoty takie produkowano poprzez
delikatną operację krtani, która ograniczała wszelkie formy ekspresji
oralnej do przejmującego piania, podobnego do głosu koguta. "Królewskiemu
kogutowi" płacono około dziesięciu funtów rocznie z kasy dworskiej.
Tradycja została na krótko przerwana w czasie rządów Karola II, kiedy jego
kochance, księżnej Portsmouth, nie spodobało się ciągłe ślinienie się
stworzenia - nieodłączna konsekwencja operacji. Na pewien czas jego miejsce
zajął zwykły naśladowca. Potem tradycję znowu podjęto i zakończył ją na
dobre dopiero Jerzy II, który wstępując na tron nie tracił ani chwili i
natychmiast kazał stracić "koguta", który irytował go bez przerwy
przez tyle lat jego młodości. Aż do tej pory tradycji nie odnowiono.

Żebracze potworki

Cyganie nie byli jedynymi Europejczykami, sztucznie wytwarzającymi potworki.
Sami rodzice często okaleczali potomstwo i potem wysyłali je na ulicę, by żebrało,
w nadziei, że zniekształcone dziecko prędzej wzbudzi sympatię - i szczodrość
- przechodniów. Dawniej żebractwo było kwitnącym przemysłem. Ocenia się,
że ponad jedna szósta populacji osiemnastowiecznego Paryża - mniej więcej
sto dwadzieścia tysięcy osób! - żyła z tego procederu. Na każdym rogu
ulicy, przy każdym wejściu do tawerny i na każdych schodach kościelnych
siedział miejscowy dyżurny żebrak, błagający przechodzących obywateli o
litość nad cierpiącym na olbrzymi wachlarz przeróżnych kalectw i chorób.
Pogarda burżuazji dla tej subkultury podsycana była dodatkowo informacjami, że w poważnej większości przypadków
kalectwo zadał sobie sam żebrak lub je po prostu udaje w nadziei na zmiękczenie
serc potencjalnych dobroczyńców. Niektórzy żebracy symulowali epilepsję, żując
mydło i puszczając pianę z ust. Inni sami wywoływali u siebie krwawienia, kłując
wnętrze nosa słomką. Przedsiębiorczy żebracy symulowali także szaleństwo,
ślepotę, trąd i żółtaczkę, przy czym smarowali sobie skórę końskim łajnem.
Jednak tym, którzy po prostu symulowali kalectwo, groziły surowe wyroki. W
Aix-la-Chapelle, na przykład, pewien mężczyzna został powieszony za
pokazywanie okropnej rany na udzie, kiedy odkryto, że noga, która wystawała
mu spod płaszcza, nie należała do niego, lecz została odcięta świeżo
straconemu skazańcowi. Wziąwszy pod uwagę tak surowe kary za oszustwo,
znacznie bardziej opłacało się sztucznie wywoływać prawdziwe deformacje, niż
je imitować.

Potworności kosmetyczne

Chińska praktyka wiązania stóp kobiet przetrwała aż do 1912 roku. Choć
zwyczaj ów może się wydawać odrażający, motywy, które doprowadziły do
jego powstania, są prawdopodobnie bardziej możliwe do zaakceptowania niż te,
które skłaniały europejskich rodziców do okaleczania własnych dzieci.
Powszechnie uznawana jest teoria, że skurczone stopy zmuszały kobiety do
poruszania się za pomocą drobnych kroczków, przy czym nie zginały się
kolana. Prowadziło to do atrofii mięśni łydek, podczas gdy uda stawały się
większe i - jak mówiono - bardziej zmysłowe.
Inne wyjaśnienie stwierdza, że zatrzymanie rozwoju szkieletu stopy powodowało
zwiększenie kości biodrowej w miednicy, w ten sposób ułatwiając kobiecie
rodzenie dzieci.
Trzecia teoria mówi, że u podłoża zwyczaju leżała zwykła męska zazdrość.
Kobiety z wiązanymi stopami, ze względu na trudności z chodzeniem, uznawano
za mniej skłonne do oddalania się z domu małżeńskiego w cudzołożnych
celach.
Według tradycji chińskiej praktyka owa pojawiła się w drugim wieku przed
naszą erą i powstała jako próba naśladowania malutkich stóp żony cesarza
Czou. W końcu kobiety ze wszystkich warstw społecznych chciały uniknąć piętna
posiadania zbyt wielkiej stopy przy użyciu tej bolesnej procedury, którą
trzeba było zaczynać w bardzo młodym wieku. Między trzecim a piątym rokiem
życia palce dziewczynki odginano ku dołowi i łukowato wygiętą stopę ciasno
obwiązywano pasami tkaniny. Bandaże zostawały już na całe życie - tylko w
sytuacjach wysoce intymnych chińska kobieta zgodziłaby się na ich zdjęcie.
Stopa wielkości siedmiu do dziewięciu centymetrów była uważana za
odpowiednią dla dorosłej kobiety.
Praktyka okaleczania stóp trwa do tej pory w północno-wschodniej
Argentynie w tamtejszym plemieniu Indian, żyjących w pobliżu granicy z
Paragwajem. Kilka miesięcy po urodzeniu wszystkim niemowlętom płci męskiej
amputuje się palce u stóp. Ten ponury rytuał przetrwał z czasów, kiedy
plemię bez przerwy toczyło wojnę z sąsiadami. Brak palców u stóp uniemożliwiał w dużym stopniu wytropienie ich w lesie po śladach, jako że nie sposób było
się zorientować, w którym kierunku poszli, ponieważ odciski ich stóp były
zupełnie symetryczne. Stąd wzięła się nazwa plemienia: "Va-y-vienes",
co oznacza: "Czy oni przychodzą, czy odchodzą?"

Paznokcie długości ręki

Innym dobrze znanym orientalnym dziwactwem jest praktyka chińskich, koreańskich
i japońskich mandarynów, którzy pozwalali swym paznokciom rosnąć do
fantastycznych rozmiarów. Jednak paznokieć na palcu wskazującym przycinano,
tak by ręki w dalszym ciągu, choć w ograniczonym zakresie, można było używać
w celach praktycznych. Najdłuższe (zmierzone w 1910 roku) paznokcie w historii
- 58 centymetrów -należały do pewnego mnicha z Szanghaju. Nie obcinał ich od dwudziestu
siedmiu lat.
W niektórych krajach afrykańskich kobiety wydłużają sobie szyje, dodając
z roku na rok coraz więcej miedzianych obręczy, umieszczonych jedna nad drugą.
Jeśli praktykę zacząć wystarczająco wcześnie, można uzyskać szyję o długości
nawet trzydziestu pięciu centymetrów.
W innych krajach afrykańskich i u pewnych Indian z dżungli amazońskiej
kobiety poszerzają dolne i górne wargi aż do dwudziestu pięciu centymetrów
przy użyciu drewnianych dysków. Uważa się, że w Afryce zwyczaj ten powstał
w dawnych czasach w nadziei, że tak zniekształcone Murzynki będą mniej
atrakcyjne dla muzułmańskich handlarzy niewolników i nie zostaną porwane.
Inna teoria głosi, że duże wargi to imitacja hipopotama, zwierzęcia świętego.


Deformacje czaszki

Żadna sztuczna potworność nie była wywoływana u dzieci przez tak wiele
społeczności jak deformacje czaszki. Jest to jeden z najstarszych zwyczajów
na ziemi i istnieje wyjątkowo niewiele ludów, które nigdy go nie znały.
Jednym z takich wyjątków są, na przykład, Żydzi.
Najczęściej używana metoda zmieniania naturalnego kształtu czaszki polegała
na przywiązywaniu ciasno do obu boków głowy drewnianych deseczek. Czasem używano
także ciasno związywanych bandaży, a także rąk ludzkich, chociaż ta
ostatnia technika skuteczna jest tylko w przypadku miękkich czaszek noworodków.
Należące do rasy białej oddziały Huna Attyli, chcąc bardziej przypominać
swych mongoloidalnych towarzyszy broni, spłaszczali swe nosy i boki czaszek
ciasno zawiązywanymi bandażami, co powodowało, że ich oczy były głęboko
osadzone, a kości policzkowe - wystające. W Chinach Marco Polo obserwował w
pagodach różnych sekt mnichów o stożkowatych czaszkach, którą to
obserwację potwierdził na początku naszego wieku wybitny francuski
antropolog, Leconte. Na Tahiti jeszcze w 1850 roku matki dzieci płci męskiej,
przeznaczonych na wojowników, deformowały przód i tył ich czaszek. W
dziewiętnastowiecznej Turcji i w niektórych regionach Rosji mamki miały za
zadanie modelować głowy niemowląt, aby przybrały jak najszlachetniejsze
zarysy. Praktyka ta spełniała także bardzo ważną rolę w tradycji Indian Guarani z Brazylii, północnoafrykańskich Maurów i wielu innych ludów
Czarnego Lądu.
Majowie i Aztekowie zauważyli, że pewne deformacje czaszki miały wyraźny
i specyficzny wpływ na ludzki mózg. Z tego powodu próbowali modyfikować
zachowanie i mentalność wybranych noworodków poprzez pewne zmiany w rozwoju
czaszki.
Europa nie była terenem wolnym od tego dziwacznego obyczaju. Znane są
osiemnastowieczne opisy sztucznych deformacji czaszki w Belgii i w niektórych
rejonach Niemiec, zwłaszcza w Hamburgu. Siedemnastowieczny francuski pisarz
Boileau przeszedł jako dziecko rytualne zniekształcenie czaszki, podobnie jak
Robespierre. W 1852 roku w raporcie francuskiego Ministerstwa Zdrowia napisano, że praktyka ta była wówczas jeszcze
regularnie wykonywana w niektórych regionach kraju i żywe dowody jej istnienia
jeszcze w tym wieku możemy obserwować dziś w kilku wioskach departamentu
Haute-Garonne.
Najbardziej ekscentryczny zwyczaj deformowania czaszki praktykowali bez wątpienia
peruwiańscy Indianie, żyjący w dziewiętnastym wieku na brzegach rzeki
Maranon. Przy użyciu deszczułek spłaszczali przód, tył, czubek i boki
czaszki. W wyniku tego wszyscy mieli kwadratowe głowy.

Eunuchowie

Ogólnie biorąc, są dwa typy eunuchów: ludzie wykastrowani przed osiągnięciem
dojrzałości płciowej i po niej. Jeśli operacja zostaje przeprowadzona już
na dorosłym osobniku, często wypadają mu włosy, rozwijają się piersi,
przybiera na wadze i przedwcześnie się starzeje. Czasem widoczne stają się
zmiany w osobowości, które ujawniają się w arogancji, okrucieństwie,
podejrzliwości i nadwrażliwości. Mimo swego kalectwa, osoby takie często dręczone
są pożądaniem seksualnym.
Jeśli kastrację przeprowadzi się, zanim młodzieniec osiągnie dojrzałość
płciową, nie pojawią się u niego w ogóle pewne męskie cechy. Barki
pozostaną wąskie, miednica szeroka, a cała figura pucołowata. Skóra będzie
delikatniejsza niż u normalnego osobnika i pozbawiona włosów. Pojawi się
tendencja do otyłości. Najbardziej jednak zauważalną cechą takiego eunucha
będzie wysoki głos.
W Afryce i na Bliskim Wschodzie kastrację przeprowadzali zwykle Koptowie,
egipscy chrześcijanie, których wyszkolenie i skuteczność w tym nieco dziwacznym rzemiośle były
ogólnie podziwiane. W Europie ową delikatną operację wykonywali zwykle
cyrulicy lub lekarze, podczas gdy w Chinach istniały całe wyspecjalizowane
rodziny, przekazujące kunszt z ojca na syna. Pewien doktor Curran opowiadał w
1896 roku, że w Indiach spotkał "wytwórcę eunuchów", który za swą
usługę pobierał mniej więcej osiem i pół dolara. Różne były przyczyny
przeprowadzania tego raczej drastycznego zabiegu chirurgicznego, niektóre wyraźnie
praktyczne, inne spowodowane wierzeniami religijnymi lub mające swe korzenie w
męskiej zazdrości czy ignorancji.
Ze względu na niezwykle wysokie głosy kastraci byli bardzo poszukiwani w
szesnastym, siedemnastym i osiemnastym wieku jako śpiewacy we włoskiej operze.
Przyczyną było wydanie papieskiego edyktu, zabraniającego kobietom występować
na scenie. Większość z wykastrowanych przed osiągnięciem dojrzałości płciowej
wokalistów szkoliło się w konserwatoriach w Neapolu i Wenecji. Niektórzy,
jak na przykład Caffarelli, Guadigni i Farinelli, byli w swych czasach sławniejsi
niż dziś Callas czy Pavarotti.
W starożytnym Rzymie częściowo wykastrowani młodzieńcy byli popularni
jako męskie prostytutki, skoro bowiem byli pozbawieni jąder, a prącie
pozostawało, znudzone arystokratki rzymskie nie ryzykowały zajściem w ciążę.
Większość z nas jednak widzi eunucha w najbardziej typowej roli: strażnika
i opiekuna haremów orientalnych władców. Tutaj dokonywano całkowitej
kastracji, aby nie było absolutnie żadnej możliwości stosunku z damami z
seraju. Rola eunucha jako strażnika haremu datuje się aż od 1800 roku przed
naszą erą, kiedy byli oni zatrudniani właśnie w takim charakterze w
sumeryjskim mieście Ur. Ta ich pozycja przetrwała niezachwiana aż do początków
dwudziestego wieku, kiedy to haremu w Konstantynopolu pilnowało jeszcze ponad
sześciuset eunuchów - liczba stała od prawie siedmiuset lat. Zależnie od
swej rangi, każda kobieta w haremie miała do swej wyłącznej dyspozycji
jednego, dwóch lub trzech eunuchów, uczących ją postawy i etykiety,
przygotowujących ją do tej najważniejszej pierwszej nocy w łóżku sułtana.
W Chinach cesarz utrzymywał od dwóch do trzech tysięcy eunuchów w
granicach Zakazanego Miasta. W skład tej liczby wchodzą nie tylko strażnicy
seraju, ale także kapłani, aktorzy, doradcy polityczni i inni dobrani
funkcjonariusze aparatu państwowego. W nocy, kiedy zamykały się bramy
Zakazanego Miasta, w murach pozostawał tylko jeden prawdziwy mężczyzna - sam
cesarz.

Najdziwniejsza z sekt

W osiemnastowiecznej Rosji kwitła dziwaczna sekta skopców, której członkowie,
jak bogomolcy z Bułgarii, kastrowali się w imieniu Jezusa. Założycielem
sekty był chłop nazwiskiem Iwanow, który zwerbował trzynastu uczniów i następnie
własnoręcznie ich wykastrował, ponieważ wierzył, że Chrystus podobnie
pozbawił męskości swoich apostołów.
Jednak prawdziwą szarą eminencją w ruchu skopców był niejaki Kondratij
Seliwanow. W sposób jedyny w swoim rodzaju zinterpretował Biblię
i głosił w kazaniach, że życie
jest nieodłącznie związane ze złem i z tego powodu samo jego źródło należy
usunąć. Pod wpływem jego przemówień, w których niezmiennie cytował
przytoczone dalej wersety z Ewangelii według św. Mateusza, skopcy
doszli do wniosku, że akt prokreacji to najstraszliwszy z grzechów,
"prowadzący na samo dno otchłani".
Tak więc podstawową zasadą ich wiary stało się seksualne
samookaleczenie. Zaczęto uważać Seliwanowa za kolejne wcielenie Chrystusa,
przysłanego ponownie na Ziemię z jedną misją: kastrowania ludzi. Skopcy sądzili,
że raj na ziemi nastanie, kiedy ilość eunuchów osiągnie liczbę 144 tysiące,
ponieważ tak interpretowali następujący cytat z Księgi
Objawienia św. Jana:

 

"I śpiewają jakby pieśń nową przed tronem
I przed czterema Zwierzętami, i przed Starcami;
A nikt tej pieśni nie mógł się nauczyć
Prócz stu czterdziestu czterech tysięcy
Wykupionych z ziemi.
To ci, którzy z kobietami się nie splamili;
Bo są dziewicami."

(Apokalipsa św. Jana, XIV:
3-4)

 

Osiemnasty wiek to czasy, kiedy duszę rosyjską przepełniał mistycyzm. W
tych specyficznych warunkach ruch skopców rósł szybko i w bardzo krótkim
czasie rzesze jego zwolenników sięgały dziesiątków tysięcy. Z zaciekłością
fanatyków rekrutowali członków ze wszystkich klas społecznych: sędziowie, właściciele
banków - nawet dwóch siostrzeńców gubernatora Petersburga okazało się członkami
sekty. Wkrótce rytuał inicjacji zaczęto praktykować także na kobietach, które
poddawano wycięciu warg sromowych mniejszych i łechtaczki, co często połączone
było z usunięciem jednej lub obu piersi. Neofitów namawiano do przyłączenia
się retoryką, przekupstwem, oszustwem, a czasem siłą.
Ilość zwolenników Seliwanowa rosła z tak ogromną szybkością, że car
musiał przedsięwziąć surowe środki, by uporać się z heretykami. Sam
Seliwanow jednak, ostrzeżony o planowanych przeciwko niemu posunięciach, ukrył
się. Siła przekonywania skopców była tak wielka, że kiedy aresztowano i
zamknięto w fortecy Tiga jednego z przywódców, zdołał on nawet w tych
ekstremalnych warunkach wykastrować kilku ze współwięźniów, a nawet dwóch
strażników, zanim przeniesiono go do więzienia Disnansindis, gdzie również
odniósł podobne sukcesy. Była to ostatnia chwila, aby przedsięwziąć
drastyczne środki przeciwko tym fanatykom.
Z tego względu w 1806 roku car Aleksander I wydał ukaz przeciwko skopcom, w
którym ogłosił ich "wrogami prawa ludzkiego i boskiego, burzycielami
moralności i wyrzutkami społeczeństwa". W ten sposób wyjęta spod
prawa, cała sekta zeszła do podziemia, gdzie mimo wszystko pozostawała potężna.
Jednak od 1832 roku, kiedy Seliwanow zmarł w niewoli, rozpoczęło się wzmożone
prześladowanie skopców w Rosji. Wielu wyemigrowało, w większości do
Rumunii, gdzie gromadzili się w kilku koloniach. Tam kontynuowali swe ponure
praktyki. W 1865 roku w Bukareszcie było 1609 skopców obu płci. Do 1871 roku
ich ilość wzrosła do 8375 - cóż za spektakularny wzrost!
By przyciągać nowych członków, oferowali oni "nagrodę za nawrócenie"
- sześć koni i karetę. Wyjaśnia to, dlaczego jeszcze po pierwszej wojnie światowej
większość rumuńskich dorożkarzy było eunuchami.

Kastracja religijna

Fanatyzm religijny odpowiedzialny był za bardzo wiele kastracji. Kapłani z
plemienia Galla z Abisynii, na przykład, oraz syryjskiej bogini Cybele
identyfikowali się ze swymi bóstwami, pozbawiając się męskości. W Europie
już w trzecim wieku naszej ery sekta znana jako Walezjanie kastrowała nie
tylko kapłanów owego kultu, ale także wszystkich swych męskich wyznawców,
nie wspominając o mężczyznach i chłopcach, którzy dostali się w ich ręce.
Być może inspirowali się w tym Biblia, ponieważ podczas gdy Koran i
Talmud wyraźnie zabraniają takich operacji, święte pisma chrześcijańskie
wydają się sankcjonować i nawet uświęcać kastrację. Dotyczy to zwłaszcza
dwóch wersów Nowego Testamentu:

"Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu,
odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym
i chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień
wieczny". (Mateusz XVIII: 8)
"Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się
urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są
i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni.
Kto może pojąć, niech pojmuje". (Mateusz XIX: 12)
A czyż prorok Izajasz nie mówi wyraźnie:
"Tak bowiem mówi Jahwe: Rzezańcom, którzy przestrzegają moich szabatów
[...] dam miejsce w moim domu i w moich murach oraz imię lepsze od synów i córek,
dam im imię wieczyste i niezniszczalne." (Izajasz LVI: 4-5)
Takie teksty ewidentnie miały ogromny wpływ na umysły wielu, jako że
niektórzy wcześni biskupi chrześcijańscy, pragnąc odrzucić na zawsze
cielesne pokusy i pozostać cnotliwymi, sami się wykastrowali. Wśród bardziej
sławnych znaleźli się Origenes, Fotos, Ignacjusz i Metody. Wszyscy czterej
byli patriarchami Konstantynopola, którzy pozbawili się męskości wbrew postanowieniom Soboru
Nicejskiego, który kategorycznie zakazał owej praktyki. Niektórzy rosyjscy
metropolici poszli wszakże za ich przykładem, pociągając za sobą także
wiele pomniejszych księży, co spowodowało, że już papież Leon I w 397
roku opublikował bullę, grożącą każdemu wierzącemu, który sam by się
okaleczył, ekskomuniką, tym samym zabraniając eunuchom wstępowania do stanu
duchownego.

Mimo wszystko samokastracja była tak głęboko
zakorzenioną praktyką, że w trzynastym wieku papież Benedykt III ustanowił
zwyczaj przeprowadzania potajemnej ceremonii, mającej na celu weryfikację męskości
głowy Kościoła. Jacquelin Khayat opisuje ją w swej książce Rytuały
i okaleczenia następująco:
"W kaplicy bazyliki świętego Jana na Lateranie papież przed intronizacją
musiał unieść swe szaty i usiąść na porfirowym krześle z wyciętą w środku
dziurą. Jeden po drugim kardynałowie podchodzili do krzesła od tyłu, kucali
i dotykali genitaliów papieża elekta, intonując następnie klasyczną formułkę:
«Testiculos habet et bene pendentes» (ma jądra i wiszą one dobrze)".
Ceremonię tę musiano jednak znieść w szesnastym wieku, kiedy papież
syfilityk Leon X stwierdził, że przyczyną jego choroby była zbyt duża
liczba macających dostojników.
 
Skąd się biorą potwory?

W toku historii stworzono trzy podstawowe teorie, wyjaśniające istnienie
ludzi-potworów. Pierwsza z nich przypisywała powstawanie potwornych zniekształceń
wpływom boskim, diabelskim bądź magicznym. Druga - wpływowi wyobraźni
matki. Wreszcie według trzeciej teorii wyjaśnienia należy szukać w
przyczynach fizycznych i racjonalnych.
W starożytności narodziny potworka uważano za omen, znak boskiego gniewu,
przepowiadający straszliwe kataklizmy i epidemie. Słowo "monstrum"
pochodzi właśnie od łacińskiego czasownika monere, oznaczającego
"ostrzegać".
Z reguły we wszystkich cywilizacjach starożytnych zdeformowane dzieci
pozostawiano za bramami miasta, by tam umarły. Wprawdzie Romulus, założyciel

Rzymu, zarządził, aby oszczędzano pierworodnych synów, ale już w okresie
zmierzchu pradawnej monarchii w Rzymie (ok. VI w. p.n.e.) wszystkie poważnie
zdeformowane dzieci zabijano natychmiast po urodzeniu. Tytus Liwiusz, Cyceron i
Tibullus opisują rytualne topienie i palenie takich istot, jako że ich śmierć
miała odwrócić prorokowane klęski i katastrofy. Tacyt i Tertulian pisali,
że "Tyber zaniósł do morza wielką ilość dzieci-potworków". Często
zabijano je już po katastrofie, co w zamierzeniu miało ułagodzić rozgniewane
bóstwo.
W starożytnej Grecji Arystoteles doradzał ustanowienie prawa, zakazującego
żywienia kalekich dzieci. Platon miał do nich podobne nastawienie, pisał
bowiem: "Zniekształcone i niedołężne dzieci powinno się odstawiać w
odpowiednie miejsce". Takie postępowanie nie miało jednak nic wspólnego
z przejednywaniem bogów - Grecy po prostu próbowali zachować i chronić
fizyczne piękno swojej rasy.
W wielu miastach na Peloponezie dzieci słabe, zdeformowane i potworki były
eksterminowane. W Sparcie, na przykład, słabowite bądź dziwnie wyglądające
noworodki rada starców poddawała badaniu i decydowała, które z nich należy
zrzucić ze skały w przepaść.
Wprawdzie liczne społeczeństwa z różnych przyczyn praktykowały zabijanie
zniekształconych dzieci, ale niektóre zupełnie nie znały tego zwyczaju.
Starożytni Egipcjanie, na przykład, nie bali się ani też nie nienawidzili
dzieci-potworków. Dowodzą tego między innymi obrazy bóstw - na przykład
Besa i Ptaha, poza wieloma innymi bogami o potwornie zdeformowanym wyglądzie.
Asyryjczycy, który wierzyli, że narodziny potworka to omen, zaliczali
wrodzone defekty do różnych kategorii i w zależności od tego rozmaicie je
interpretowali. Przytoczymy niewielki przykład z tej wyjątkowo wyczerpującej
klasyfikacji:
- Jeśli kobieta urodzi kalekę, jej dom ulegnie zniszczeniu;
- Jeśli kobieta urodzi chłopca z sześcioma palcami u lewej ręki, pokona
on wroga;
- Jeśli kobieta urodzi dziecko z dwiema głowami, naród rozpadnie się
na części;
- Jeśli kobieta urodzi bliźniaki zrośnięte plecami, bogowie porzucą lud,
a król abdykuje.
Kiedy Roksana, żona króla Persji, urodziła dziecko bez głowy, mędrcy
zinterpretowali to zjawisko jako przepowiednię, że król nie pozostawi po
sobie spadkobiercy i pretendenta do tronu.

Rasy potworów

Starożytni, poza tym, że dopatrywali się w potworkach omenów, wierzyli w
istnienie całych ich ras. Ówcześni historycy opowiadają o plemionach syren,
satyrów, faunów, centaurów, sfinksów i oczywiście niezliczonych szczepach
karłów i olbrzymów.
Wszyscy historycy greccy wierzyli w istnienie Sciapodów, mitycznej rasy
ludzi o jednej stopie, ale tak wielkiej, że - według Pliniusza - mogła być
ona używana w charakterze parasola! Pliniusz i święty Augustyn, który także
o nich wspomina, umieszczali ich gdzieś na Wschodzie.
Owidiusz, Herodot i Pliniusz pisali o całym plemieniu faunów, żyjącym głęboko
w lasach Scytii. Demostenes i Owidiusz zapewniali, że oceany pełne są przeróżnych
rodzajów syren. Homer, Juwenalis, Owidiusz i Stacjusz umiejscawiali w różnych
rejonach starożytnego świata narody karłów. Egipscy kapłani twierdzili, że
gdzieś w pobliżu źródeł Nilu żyje kilka rodzin sfinksów. Filostratus
opowiadał o oswajaniu dzikiego fauna, pojmanego w Etiopii. Plutarch tak opisywał
innego fauna, złapanego w pułapkę pod Apollonia i przysłanego do Rzymu:
"Owłosiony i rogaty, z kopytami kozła i długimi, ruchliwymi uszami, był
pokazywany podczas wielu uczt rzymskiej arystokracji, gdzie wykazywał wielki
pociąg do dam. Piękna płeć wywoływała w nim tak gwałtowną reakcję, że
często trzeba go było powstrzymywać". Święty Hieronim, opisując życie
świętego Antoniego, wspominał, że pobożny pustelnik żyjąc na pustyni
napotykał "liczne okazy z rasy satyrów". W niektórych tradycjach
rzymskich faun, wnuk Jowisza, miał być trzecim królem Italii. Sam Juliusz
Cezar utrzymywał, że pochodzi od tego słynnego "Faunusa".

Średniowiecze: czaty i diabelstwo

Z rozprzestrzenianiem się chrześcijaństwa, a wraz z nim ścisłego
pojmowania dobra i zła, wszystkie nie wyjaśnione zjawiska naturalne zaczęto
przypisywać interwencji Boga lub Szatana. Sądzono, że dobre i złe duchy są
ze sobą w ciągłym konflikcie. Te pierwsze przyczyniały się do powstawania
istot doskonałych, podczas gdy te drugie odpowiedzialne były za deformacje i
potworności. Te mistyczne wyjaśnienia dominowały w średniowieczu. Biblia bowiem
mówi wyraźnie, że człowiek stworzony został na podobieństwo boże, a więc
potworki muszą być dziełem Szatana. Język niemego dziecka został więc bez
wątpienia wyrwany z jego ust przez piekielne obcęgi, by nie mógł wyjawić
sekretów podziemnego świata. Głuche dziecko uważano za podatne jedynie na
pomruki Bestii, a niezdolne do usłyszenia nauk sług bożych. Oczy ślepca
zostały z pewnością wypalone rozżarzonymi do czerwoności węglami Piekieł,
a szpotawi i kulawi byli kalekami nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.
Garbaty bezsprzecznie nosił na plecach ciężar straszliwego przekleństwa; czyż
nie można wyczuć, gdy przemyka on w nocy w pobliżu, uginając się pod ciężarem
szatańskiego brzemienia, wyraźnego zapachu siarki, który przesiąka przez
ubranie i duszę przechodnia?
Takich stworzeń należało się w miarę możności wystrzegać jak ognia,
ponieważ nawet sam ich widok mógł sprowadzić na patrzącego nieszczęście.
Kiedy zdarzyła się jakaś katastrofa bądź klęska, kalekę lub potworka, który
nawinął się pod rękę, obwiniano o wszystko i torturowano, póki nie przyznał
się on do paktu z Szatanem. Umacniało to oczywiście wiarę w przesąd.
Inkubów i sukubów uważano za agentów diabła, odpowiedzialnych bezpośrednio
za narodziny potworków. Twierdzono, że pod postacią ludzką lub zwierzęcą
uwodzą kobiety we śnie, zapładniając je swym złowrogim nasieniem. W myśl
tego przesądu reinterpretowano historię: wiele znanych postaci z dawnych czasów
uznano za potomstwo inkubów. Platona ogłoszono synem dziewicy i demona. Merlin
Czarodziej miał być potomkiem kobiety-druida i inkuba, a matkę cesarza Augusta obwiniano o
to, że spała z diabłem.
Takie wierzenia, usankcjonowane dekretami doktorów teologii z Sorbony,
Wielkiego Inkwizytora Niemiec i wreszcie papieża Innocentego VIII, prowadziły
do bezlitosnej eksterminacji monstrualnych dzieci i często także ich matek.
Kobietę, która urodziła zniekształcone dziecko, podejrzewano o zawarcie
nielegalnego małżeństwa bądź o cielesny stosunek z demonem w jednej ze
zwierzęcych postaci, czczonych w "czarnej magii".
Wierzenie, że za narodziny potworków odpowiedzialny jest Szatan, przetrwało
renesans, było w modzie jeszcze w czasie oświecenia i miało zwolenników aż
do późnego dziewiętnastego wieku. W 1876 roku przeor klasztoru kapucynów w
Paryżu utrzymywał, że za deformacje noworodków odpowiedzialne są bez żadnych
wątpliwości demony.

Wpływ gwiazd

Aż do dziesiątego wieku wielu astronomów wierzyło, że narodziny
zdeformowanych istot spowodowane są przez niebiańskie "nowotwory",
rozpościerające się po firmamencie, które przypadkiem weszły w kontakt z
Ziemią. Później astronomowie uznali, że za niektóre narodziny
odpowiedzialne są także same gwiazdy i ich układ. W roku 1240 Albert Wielki,
słynny prawnik, uratował przed spaleniem na stosie pasterza, oskarżonego o
kopulowanie ze swoją owcą, kiedy ona urodziła potworka. Adwokat udowodnił po
prostu sędziom, że zjawisko zaistniało prawdopodobnie w wyniku wpływu
konstelacji. W okresie renesansu pewien duński astronom stwierdził, że za
zniekształcenia noworodków odpowiedzialne są głównie komety!
Szesnastowieczni astrologowie utrzymywali, że gwiazdozbiór Bliźniąt wpływa
na narodziny "podwójnych potworków", że monstra rodziły się zwłaszcza
wtedy, gdy Wenus była poza zodiakiem, jak również że Księżyc może mieć
szkodliwy wpływ na kobietę w ciąży. Współcześni astrologowie wierzą
nadal, że niektóre warunki kosmologiczne mogą przyczyniać się do narodzin
potworków.

Siła wyobraźni

Wśród wielu teorii, wymyślonych przez ludzi na przestrzeni dziejów dla
wyjaśnienia tajemnicy powstawania potworków, najszerzej rozpowszechniona i
najtrwalsza mówiła o decydującym wpływie wyobraźni matki w ciąży.
Zgadzali się z nią nie tylko ignoranci i przesądni, ale także najbardziej oświeceni
i najinteligentniejsi ludzie swoich czasów: Arystoteles, Platon, Descartes,
Malebranche, Locke i Voltaire wierzyli bez zastrzeżeń w możliwość wpływu
poprzez wyobraźnię przyszłej matki na rozwój płodu. Choć sama hipoteza była
w dużym stopniu naciągana, miała przynajmniej tę zaletę, że podejmowała
próbę naturalnego wyjaśnienia zadziwiającego zjawiska.
Wszyscy zwolennicy teorii cytowali na jej poparcie fakt, że myśli człowieka
mogą momentalnie wpływać na wydzielanie gruczołów bądź przyspieszać
przepływ krwi w żyłach. Z tej niepodważalnej obserwacji już tylko jeden
krok prowadzi do stwierdzenia, że we wczesnych etapach ciąży każdy
psychiczny szok, doznany przez matkę, może odbić się na rozwoju przyszłego
dziecka.

Biblia mówi o tym, jak
Jakub wrzucał do wodopoju swoich owiec gałęzie, z których uprzednio w niektórych
miejscach zdarł korę, aby spowodować narodziny łaciatych jagniąt.
Hipokrates przytacza przykład ateńskiej arystokratki, która urodziła
czarne dziecko o kręconych włosach. Ojciec medycyny zjawisko to przypisuje nie
cudzołóstwu, jak można by przypuszczać, ale faktowi, że nad łóżkiem
matki wisiał portret czarnego księcia, który z pewnością miał duży wpływ
na jej wyobraźnię w okresie ciąży. Sławny rzymski naturalista Pliniusz
wspomina o dwóch podobnych incydentach. W jednym przypadku kobieta urodziła słonia,
podziwiając uprzednio takowe zwierzę, a w drugim dziecko podobne do węża,
ponieważ przyszłą matkę przestraszyła żmija.
Wiara w potężny wpływ doznań matki panowała przez całe średniowiecze.
Kronikarze opowiadają o dzieciach, urodzonych z głową lub nogami bydlęcymi,
ponieważ matka podczas ciąży jadła zbyt wiele cielęciny. Był także
przypadek kobiety, która urodziwszy bardzo owłosione dziecko, miała zostać spalona na stosie za uprawianie
sodomii. Prawnik wybronił ją jednak, dowodząc, że w momencie poczęcia
patrzyła ona na portret świętego Jana Chrzciciela, ubranego w owczą skórę.
Sąd uniewinnił ją.
Za pontyfikatu papieża Marcina IV rzymska dama powiła podobne, wyjątkowo
owłosione dziecko. Rodzina natychmiast usunęła z domu wszystko, co miało
jakikolwiek związek z niedźwiedziami.
Wydaje się także, że teorię wpływu wrażeń matki popierał nawet sam
Ambroise Pare, ojciec współczesnej chirurgii. Wśród czynników, mogących
powodować powstawanie potworków, wymieniał on nie tylko gniew boży, wpływ
diabła czy sodomię, ale także "chimery, nawiedzające wyobraźnię
matki". W jego pismach odnajdziemy historię pewnej Madeleine Sorel, która
cierpiąc z powodu gorączki, za poradą przyjaciółki trzymała w rękach żywe
żaby. W czasie choroby poczęła z mężem dziecko, które urodziło się z głową
żaby.
W szesnastym wieku w Niemczech pewna kobieta tak przeraziła się ohydnego
kikuta ujrzanego przypadkowo żebraka, że przez cały okres ciąży bała się,
że urodzi podobnie zdeformowane dziecko. Jej najgorsze obawy potwierdziły się.
Z tego właśnie powodu książę Bawarii wygnał ze swych włości wszystkich
kalekich żebraków, jako że mogliby w podobny sposób zagrażać kobietom w ciąży.
"Wyimaginowane" przyczyny narodzin potworków mają wielu bardzo
znamienitych popleczników. Descartes pisał, że "nietrudno byłoby pokazać,
jak kształt danego przedmiotu transmitowany jest żyłami matki i wcielany w
ciało płodu". Ten punkt widzenia podzielali także Montaigne i
Malebranche, który popierał swe teorie licznymi przykładami, między innymi
kobiety, którą tak poruszył widok przestępcy łamanego kołem, że urodziła
dziecko, którego kości były połamane w identyczny sposób.
Szwajcarski filozof i teolog, Kaspar Lavater, podziwiany przez Goethego,
opowiadał o kobiecie w ciąży, która widziała, jak złodziejowi ucinano dłoń.
Szok spowodował, że przedwcześnie urodziła dziecko bez prawej ręki. Jak
twierdzi filozof, brakująca kończyna pojawiła się kilka godzin później!
Podobnie narodziny słynnych bliźniąt syjamskich, Helen i Judith, wyjaśniano
faktem, że ich matka we wczesnym stadium ciąży obserwowała dwa kopulujące
psy.
Teoria wrażeń matczynych pozostała nie podważona aż do dziewiętnastego
wieku, kiedy to Geoffroy Saint-Hilaire, ojciec współczesnej teratologii,
kategorycznie odrzucił możliwość wpływu wyobraźni matki na rozwój płodu.
Opinię tę poparł następnie fizjolog Mueller. Charles Darwin, który głęboko
wierzył w skuteczność metod eksperymentalnych, przetestował znacząco dużą
grupę ciężarnych kobiet, zadając im pytanie, czy coś zrobiło na nich silne
wrażenie podczas ciąży. Z jednym wyjątkiem nie stwierdził zależności między
odpowiedziami a ewentualnymi anomaliami, przejawianymi przez noworodki. Tylko
jedna kobieta, uczestnicząca przy obdzieraniu zająca ze skóry, była
przekonana, że urodzi dziecko z zajęczą wargą, i rzeczywiście tak się stało.
Darwin po prostu uznał to za nadzwyczajny zbieg okoliczności.
Resztki "teorii imaginacyjnej" przetrwały do dzisiaj. Na przykład,
w 1976 roku na zjeździe założycielskim Francuskiego Stowarzyszenia Karłów
pewien profesor ekonomii rolniczej stwierdził, że alianckie bombardowanie
Drezna podczas drugiej wojny światowej miało tak traumatyczny wpływ na podświadomość
tamtejszej populacji, że jeszcze przez kilka lat kobiety rodziły tam większy
niż normalnie procent karłów.

Sodomia: początek naszego gatunku?

Dziś uznawana za odrażającą, sodomia nie zawsze była traktowana z takim
wstrętem. Stosunek człowieka do tej dziś zakazanej praktyki zmieniał się
znacząco na przestrzeni wieków, zależnie od religii, rasy i moralności
danego społeczeństwa. Dla wielu ludów kopulowanie ze zwierzętami było czymś
zwyczajnym, banalnym, niewartym nawet wspomnienia. Dla innych sodomia stanowiła
celebrację mitycznych początków, ponieważ wiele ludów wierzyło w swe
pochodzenie ze związku ludzi i zwierząt. Malgasze, na przykład, w poczet swych przodków zaliczają
zebrę; Gwinejczycy wielkiego pająka; Tybetańczycy małpę; wreszcie
Dahomejczycy rekina i leoparda. Jeszcze na początku tego wieku pierwsza żona
króla jednego z państw w północnych Indiach rytualnie symulowała stosunek płciowy
z zabitym koniem, co miało przypomnieć, że wszyscy ludzie pochodzą ze związku
kobiety i ogiera. W końskich przodków wierzyli także Arkadyjczycy, Hindusi i
Tatarzy.
Syjamczycy wierzą w swe pochodzenie ze związku kobiety i psa, podobnie jak
lud Ainu z Japonii. Jak mówi stara legenda Ainu, na jednej z najpiękniejszych
wysp Archipelagu Japońskiego żyła sobie samotna młoda kobieta. Pewnego razu
wracając z polowania napotkała psa, który zaoferował się, że będzie jej
opiekunem, przyjacielem i kochankiem. Zgodziła się i z ich związku narodzili
się przodkowie ludu Ainu.
Co dziwniejsze, wiele narodów, które nigdy nie miały ze sobą kontaktu i
które są od siebie odległe o tysiące kilometrów, wywodzą swój rodowód od
podobnych par człowiek-zwierzę, przy czym szczegóły są zadziwiająco zbieżne.
Indianie z północno-zachodniej Kanady, na przykład, opowiadają legendę o
Rhpisunt, młodej kobiecie, którą uprowadził ród niedźwiedzi i uczynił żoną
wodza. Podczas małżeństwa urodziła mu dwa niedźwiadki. Do tego czasu większość
członków jej ludzkiej rodziny uznała ją za zmarłą, tylko jej dwaj bracia,
wierząc, że jeszcze żyje, kontynuowali poszukiwania. Wreszcie natrafili na
zimowy obóz niedźwiedzi i zabili ich wiele, w tym męża siostry. Tuż przed
śmiercią wódz niedźwiedzi zdążył jednak zaintonować magiczną pieśń,
która przekształciła jego dwóch synów - młode niedźwiadki - w chłopców.
Kilka lat później, po śmierci matki, chłopcy wrócili, by żyć pośród
ludu niedźwiedzi, i ich potomkowie rozprzestrzenili się po okolicy.
Ta fascynująca legenda jest prawie identyczna z inną - tym razem duńską -
opowiadającą o zwierzęcych przodkach tamtejszych monarchów. I w tym wypadku
piękna, młoda kobieta zostaje uprowadzona przez niedźwiedzia. Po kilku latach
małżeństwa ze zwierzęciem rodzi młodego niedźwiadka o pewnych cechach
ludzkich. Dokładnie tak jak w legendzie indiańskiej, pewnego dnia myśliwi zabijają jej męża niedźwiedzia i
przyprowadzają kobietę wraz z synem mieszańcem z powrotem do społeczeństwa
ludzkiego. Ze względu na pamięć o ojcu chłopiec nazwany został Ursus. Później
ożenił się i miał syna imieniem Ulso, który z kolei został ojcem Sweyna,
pierwszego króla Danii.
Starożytni Grecy i Rzymianie mieli znacznie pobłażliwszy stosunek do
sodomii, niż my, dumni spadkobiercy ich kultury, moglibyśmy przypuszczać. W
Grecji słynny matematyk Tales doradził swemu gospodarzowi Periandrowi,
tyranowi Koryntu, by ten nie powierzał owiec ze swego stada nieżonatym
pasterzom, jeśli chce uniknąć rodzenia się centaurów. W Rzymie używanie osłów
do celów erotycznych było powszechną praktyką. Juwenalis pisał, że
"rzymskie kobiety często obnażały pośladki przed osłami, zachęcając
te zwierzęta do stosunku płciowego". W Egipcie kopulacja ze zwierzętami
była integralną częścią ceremonii kultu płodności. W egipskim mieście
Mendes, na przykład, boga Pana czczono poprzez barany. Diodor pisze, że
kobiety często kopulowały z nimi publicznie.
Trzeba tu wskazać na fakt, że bogowie, których czyny podziwiano i naśladowano,
z całą pewnością nie świecili przykładem w odrzucaniu tendencji do
sodomii. Wprost przeciwnie, uświęcali ją, a ich stosunki w postaci zwierzęcej
ze śmiertelnikami są wspólnym elementem wielu mitologii.
Najsłynniejszym w tej dziedzinie był z pewnością grecko-rzymski bóg
Zeus-Jowisz, król Olimpu. W postaci łabędzia uwiódł Ledę, córkę króla
Etołii, która zniosła dwa jaja. Z pierwszego wylęgły się Klitajmestra i piękna
Helena, a z drugiego - Kastor i Polluks. Aby uwieść Europę, córkę króla
Tyru, Zeus przybrał kształt pięknego byka, a kiedy bóg piorunów zakochał
się w dziecięco pięknym Ganimedesie, księciu Troi, przekształcił się w orła,
by unieść obiekt swego pożądania.
Neptun w postaci barana, delfina bądź ptaka uwiódł niezliczone dziewice,
podobnie jak Apollo, który jednak dla swych celów preferował kształty lwa.
Bogini Afrodyta, choć nie gardziła mężczyznami, używała jako kochanków
także lwów i koni. Potężny Herkules zakochał się w stworzeniu-hybrydzie, będącym kobietą od pasa w górę,
a wężem od pasa w dół.
Któż więc potępiałby Priapa za wychwalanie erotycznych wdzięków gęsi?
Czyż Pazyfae, żona króla Krety Minosa, nie naśladowała po prostu bogów,
kiedy zakochała się tak beznadziejnie we wspaniałym byku, że aż dyskutowała
o jego przymiotach z krowami ze stada? Z tej to straszliwej namiętności
narodził się mieszaniec Minotaur, pół człowiek, pół byk.
Podobnie utrzymywano, że cesarz August narodził się ze związku swej matki
Atii z wężem, a przecież właśnie w formie węża Zeus uwiódł ponoć
Olimpię, córkę króla Macedonii Filipa, i w ten sposób został poczęty
przyszły zdobywca, Aleksander Wielki.
Wielu starożytnych, w tym Propercjusz, Lukrecjusz, Wergiliusz, Owidiusz i
Herodot, wierzyło, że nowe gatunki zwierząt można uzyskać po prostu krzyżując
bezpośrednio ze sobą różne gatunki, tak jak nowe rośliny można otrzymać
przez szczepienie. Arystoteles twierdził, że różne gatunki zwierząt mogą
rozmnażać się pomiędzy sobą i wytwarzać potomstwo, o ile tylko wielkość,
natura i długość trwania okresu ciąży obu zwierząt nie są od siebie zbyt
rażąco odmienne.
Polidor, Wergiliusz, Liwiusz i Waleriusz Maksymus opowiadają o młodej Żydówce
imieniem Alcippia, która urodziła w Italii dziecko z głową słonia. Mimo
oczywistych trudności natury mechanicznej przy związku kobiety ze słoniem,
wszyscy wymienieni autorzy zgodnie uznali wydarzenie za wiarygodne. Podobnie
Plutarch w Paradoksach opowiada następującą anegdotę: "Młody
pasterz otworzył skórzaną sakwę i pokazał mi dziecko, które miał, jak mówił,
ze swoją klaczą. Górna część ciała noworodka była ludzka, ale dolna - końska.
Płakało jak każde nowo narodzone dziecko".
Sigmund Freud pisał, że najwyraźniejsza różnica w pojęciach erotyzmu
dzisiaj i w starożytności była taka, że "w dawnych czasach najważniejsza
była tendencja, podczas gdy dzisiaj sprawą podstawową jest obiekt. W starożytności
gloryfikowano tendencję, a ona uszlachetniała obiekt". Judeochrześcijański
stosunek do spraw seksu zmienił podejście człowieka do sodomii. Nasza
tradycja religijna podkreśla wyższość człowieka nad zwierzętami i jego boską naturę. W ten sposób sodomię
zaczęto traktować jako degradującą obrzydliwość, grzech znacznie poważniejszy
niż cudzołóstwo i pederastia, który mógł zostać odkupiony tylko poprzez
spalenie na stosie. Co więcej, każde zwierzę, które było zdolne przywieść
mężczyznę bądź kobietę do tak ohydnego czynu, musiało być oczywiście w
przymierzu z Szatanem. Matka, której dziecko było w jakikolwiek sposób
anormalne, ryzykowała nie tylko oskarżenie o sodomię, ale także o stosunki z
Diabłem poprzez zwierzę. W średniowieczu tysiące nieszczęsnych niewinnych
zostało spalonych żywcem w całej Europie za rzekome przestępstwo tego typu.
Mimo to podczas oblężenia Lyonu przez katolików w 1562 roku włoscy żołnierze
masowo dezerterowali nie z powodu niskiego żołdu, ale ponieważ nie
zapewniono wystarczającej ilości owiec dla zaspokojenia ich potrzeb
cielesnych. Podobnie dowódcy oddziałów Jego Najbardziej Katolickiej Wysokości
króla Hiszpanii Filipa II, walczących w Holandii, zatroszczyli się o to, by
żołnierzom nie zabrakło kóz. Oczywistym jest, że owe zwierzęta otrzymały
specjalne exeat od Świętej Inkwizycji. Wielki Inkwizytor uznał z pewnością,
że ponieważ naturalnych potrzeb nie da się wyeliminować, usatysfakcjonowanie
żołnierzy za pomocą kóz będzie mniejszym złem niż przyzwolenie im na
korzystanie z usług prostytutek.
Mimo tabu i zakazów, powszechnie wiadomym było, że zarówno mężczyźni,
jak i kobiety kopulowali ze zwierzętami. Przez całe średniowiecze i renesans
wierzono, że potworne potomstwo jest częstym skutkiem takich związków. Co więcej,
pogląd ten podzielali ludzie, uchodzący za najtęższe umysły swoich czasów.
Aldrovandi, Haller, Gesner, Paracelsus, Cardano i Fortunio Liceti,
szesnastowieczny włoski położnik i swego rodzaju ekspert w sprawach
dzieci-potworków, wymieniają przypadki urodzenia ludzkich dzieci przez zwierzęta,
a przede wszystkim urodzenia zwierząt lub mieszańców przez kobiety. Czego tu
nie ma: konie, słonie, psy, lwy, szczury, kajmany, ryby, a nawet jednorożce!
Sam wielki Ambroise Pare opowiada, jak w 1274 roku w Weronie klacz, zapłodniona
przez swego właściciela, urodziła centaura. Ówże wybitny chirurg wspomina także o przypadku kobiety, która miała dziecko o ciele
psa od pasa w dół.
Jeszcze przez długie wieki naturaliści wierzyli w możliwość zapłodnienia
międzygatunkowego. W 1675 roku Kircher postulował, że żyrafa to krzyżówka
wielbłąda i pantery. Wspominał on także o takich dziwnych stworzeniach jak
hippelaphus, hybryda konia i jelenia, oraz jumart, krzyżówka konia i krowy.
Mniej niż dziesięć lat później wielki anatom Bartholin twierdził, że sam
widział kobietę, która po stosunku płciowym z kotem urodziła dziecko z kocią
głową.
Listę obserwacji i świadectw można ciągnąć w nieskończoność.
Przytoczone dotychczas przykłady wystarczą jednak, aby dojść do wniosku, że
w renesansie sodomia była uznaną przyczyną narodzin ludzkich potworków.
Mimo że w końcu rozsądniejsze i mocniej oparte na naukowych podstawach
zdania przeważyły, jednak resztki starych wierzeń znajdziemy jeszcze w niektórych
dziewiętnastowiecznych i nawet dwudziestowiecznych dziełach filozoficznych i
medycznych. Zaliczyć tu możemy, na przykład, teologa Soetlera, wpływowego i
szanowanego myśliciela, który w 1940 roku potwierdził, że potworki mogą być
wynikiem związku seksualnego człowieka i zwierzęcia. W dwudziestym wieku Leon
Daudet, król sceptyków, pisał o swym znajomym, sławnym neurologu, który właśnie
zbadał młodą Niemkę. Urodziła ona dziecko-małpę. Polemista przypisał to
zjawisko faktowi, że dziewczyna przyznała się do cielesnej znajomości z dużą
małpą, przywiezioną niedawno z kolonii przez jednego z jej przyjaciół.
Co jeszcze bardziej zaskakujące, pod koniec dziewiętnastego wieku niektórzy
brytyjscy badacze, poza tym uważani za wiarygodnych, pisali, że udało im się
dotrzeć do afrykańskich wiosek, gdzie Murzynki poślubiały goryle. Kobiety
nauczyły małpy używania ognia i wykonywania wielu prostych prac domowych, a
ich dzieci, pół ludzie, pół małpy, posiadały zdolność mowy. Anglicy
zanotowali z żalem w swym dzienniku, że pewnego dnia małpy poczuły się obrażone
ich przedłużającym się pobytem w wiosce i przepędziły ich z powrotem do dżungli.

Czy człowiek jest mieszańcem?

Aż do początków dwudziestego wieku niektóre szkoły naukowe wciąż
popierały hipotezę istnienia zwierząt mieszańców. Niektórzy naukowcy byli
tak przekonani co do jej prawdziwości, że spędzili całe życie na próbach
zebrania potwierdzonych eksperymentalnie dowodów.
I tak na przykład, w 1908 roku w prasie ukazała się seria artykułów,
dotyczących przygotowywanej przez holenderskiego profesora, Bernelota Moensa,
ekspedycji do Konga. Profesor badał pewne skamieniałości, zwłaszcza czaszki
pitekantropów i neandertalczyków, co przywiodło go do przekonania, że możliwe
jest dzisiaj odtworzenie istot pośrednich między małpą a człowiekiem, które
kiedyś stanowiły ogniwo łańcucha ewolucyjnego. Projektowany przez niego
program eksperymentalny w Afryce miał rozpocząć się krzyżowaniem między
sobą różnych gatunków małp człekokształtnych na drodze sztucznej
inseminacji w celu przezwyciężenia instynktownej antypatii między nimi. Gdyby
udało się uzyskać samicę małpy o pewnych pożądanych cechach, następnym
krokiem eksperymentu - o którym nie mówiono głośno, ale który jest
oczywisty - byłoby zapłodnienie jej ludzkim nasieniem, tak by urodziła
osobnika, mogącego stać się prototypem "brakującego ogniwa",
postulowanego przez Charlesa Darwina.
Mimo iż naukowiec uzyskał hojne wsparcie od rządu Holandii, władz
kongijskich i Instytutu Pasteura w Paryżu, nigdy nie opublikowano nawet
najmniejszego skrawka danych na temat ekspedycji czy eksperymentów. Jedyne późniejsze
wspomnienie o przedsięwzięciu ukazało się w roku 1935 na łamach czasopisma
naukowego "Siecle Medical" w notce o śmierci profesora Moensa. Brzmiało
ono: "Wydaje się, że eksperyment, przedsięwzięty z pomocą rządu
holenderskiego, spalił na panewce". Wygląda na to, że taki był koniec
całej sprawy.
Jednak w swej książce o potwornościach Patrick Duvy pyta: "Czy
rezultatów nigdy nie opublikowano, ponieważ eksperyment się nie udał, czy po
prostu wydaje nam się, że eksperyment się nie udał, ponieważ rezultatów nigdy
nie opublikowano?"
Patrick Duvy ma pewne powody, by zadawać takie pytanie, ponieważ wpadł na
trop bardzo interesującego dokumentu, który wzmiankuje, że w roku 1930 w
lunaparku w Paryżu jakiś osobnik pokazywał "dziwną mieszankę sensacji
i nauki" - kobietę-małpę. Czy był to przykład darwinowskiego
"brakującego ogniwa", żywy dowód na hybrydową naturę gatunku
ludzkiego?
A któż to pokazywał wulgarnej publiczności w lunaparku tak rzadki okaz?
Oczywiście - nikt inny, tylko sam profesor Bernelot Moens! Czy do publicznego
wystawiania osiągnięć ciężkiej pracy doprowadził go sceptycyzm kolegów?
Czy może desperacko próbował zebrać pieniądze na kontynuację eksperymentów?
Nigdy się pewnie tego nie dowiemy, ale wspomniany dokument ujawnia jeden ważny
fakt: kobieta-małpa, wystawiana na pokaz w lunaparku, miała około dwudziestu
lat, a profesor Moens przybył do Konga dokładnie dwadzieścia dwa lata wcześniej.
Może jednak jego eksperyment się powiódł?

Głos rozsądku

Przez, stulecia główne teorie, usiłujące wyjaśniać zjawisko narodzin
potworków, miały swe korzenie głównie w ignorancji, przesądach i wybrykach
kapryśnej fantazji. Mimo to w historii było kilku mądrych ludzi, którzy
mieli odwagę przyjąć rozsądniejsze i bardziej zgodne z wiedzą doświadczalną
wyjaśnienia takich ewenementów.
Już pięć wieków przed narodzeniem Chrystusa, na przykład, Empedokles
twierdził, że potworki rodzą się "z powodu słabości bądź ułomności
męskiego nasienia".
Demokryt przypisywał ich powstawanie zmieszaniu w macicy nasienia więcej niż
jednego osobnika.
Arystoteles rozsądnie zadeklarował: "Potworność to po prostu odstępstwo
od naturalnej formy. Nie jest zjawiskiem ponadnaturalnym, ponieważ w Naturze
nie zachodzi nic, co nie pozostaje w zgodności z Nią". Nie tylko
natychmiast odrzucił wyjaśnienie, że narodziny potworków to skutek działalności
"złych duchów", ale miał także poważne wątpliwości co do teorii sodomii, którą w owych
czasach powszechnie przyjmowano. W to miejsce jako główną przyczynę narodzin
zniekształconych dzieci podawał za wysoką lub za niską temperaturę męskiego
nasienia oraz zmiany w diecie matki, w tym przejadanie się, ponieważ według
niego "nadmierne odżywianie płodu, zamiast do zwiększania jego wielkości,
może się przyczynić do wyrastania dodatkowych kończyn".
Po śmierci Arystotelesa wiele wieków musiało upłynąć, aby problem
potworków ponownie zaczęto traktować naukowo i racjonalnie. W tym czasie
bowiem, jak już widzieliśmy, niepodzielnie rządziły ignorancja i przesąd, a
wszelkie zniekształcenia naturalnego porządku przypisywano Diabłu.
Cała sprawa doczekała się poważnego potraktowania dopiero w szesnastym
wieku. W roku 1520 włoski filozof Pietro Pomponazzi napisał, że "tylko głupiec
przypisuje Bogu i Diabłu efekty, których przyczyny nie zna". Twierdził,
że nawet najbardziej nadzwyczajne zjawiska mają czysto naturalne podłoże,
dające się wyjaśnić racjonalnie. Tak odważna - jeśli nie zuchwała
-postawa była bardzo niebezpieczna, w czasach gdy potęga Kościoła osiągnęła
swoje apogeum i najlżejsze podejrzenie o herezję mogło skończyć się
tragiczną śmiercią na stosie.
Inne szesnastowieczne dzieła na ten temat, które wyszły spod piór
Ambroise'a Pare, Aldrovandiego i De Weinricka, przypisywały narodziny potworków
takim przyczynom jak wąskość i deformacje macicy, ponowne zapłodnienie jaja
plemnikiem innego osobnika i oczywiście wpływ wyobraźni matki oraz sodomia.
W traktacie zatytułowanym De Generatione Hominus Paracelsus
stwierdzał, że niektóre anomalie rozwojowe człowieka można upatrywać w
przyczynie, którą określał jako "wadliwe rozprowadzenie" spermy. I
tak na przykład, jeśli część nasienia, odpowiedzialna za powstanie głowy,
zostanie podzielona na pół, dziecko urodzi się z dwiema głowami.
Myśliciele siedemnastowieczni potwierdzili po prostu wyjaśnienia
szesnastowieczne, dodając tylko pogląd, że niektóre wady rozwojowe dzieci są
dziedziczne. Jean Riolan, nadworny lekarz Marii Medycejskiej, żony króla Francji Henryka IV, ostro odrzucił twierdzenie, że
potworki powstają w wyniku stosunków z Szatanem i zgodził się z Williamem
Harveyem, że defekty nie są rozstrzygnięte z góry, a w dużej mierze są
dziełem przypadku.
Opinie i hipotezy, sformułowane w szesnastym i siedemnastym wieku, bazowały
głównie na czystej spekulacji bądź na niekompletnych teoriach naukowych. W
żadnym wypadku nie udało im się uzyskać przewagi nad przesądami i ignorancją
własnej epoki: Szatan i demonologia panowały niepodzielnie w popularnych
wierzeniach. Utorowały jednak drogę rygorystycznie racjonalnej i naukowej
analizie osiemnastego i dziewiętnastego wieku, kiedy to wreszcie powszechnie
uznano, że wszystkie zjawiska, nie wyłączając zniekształceń noworodków,
podlegają niezmiennym prawom przyrody.
Postęp naukowy, a zwłaszcza rewelacje, uzyskane drogą mikroskopii, rzuciły
nowe światło na zjawisko rozmnażania. Sformułowano wiele nowych hipotez,
dotyczących etiologii potworności, co dało podstawę uczonym debatom, często
odbywającym się w gorącej atmosferze. Z kontrowersji wyłoniły się na wstępie
dwie podstawowe szkoły naukowe. Z jednej strony badacze tacy jak Littre, Mery,
Winslow i Mechet podtrzymywali i rozwijali teorię od początku defektywnego (to
znaczy z zadatkami na potworka) jaja, podczas gdy druga grupa naukowców, w której
skład wchodzili między innymi Lancini, Thuming, Boehmer i Jacobs, utrzymywała,
że za cały rozwój płodu odpowiedzialny jest plemnik, a więc jeśli on jest
uszkodzony, powstają anomalie i potworności. Obie te teorie są oczywiście
niesłuszne, a właściwą sformułował dopiero francuski anatom Lemery, który
stwierdził, że deformacje są rezultatem zaburzeń w rozwoju początkowo całkiem
normalnego embriona. Niemiecki anatom Kaspar Friedrich Wolff poświęcił całe
życie udowodnieniu tej teorii, ale dopiero w dziewiętnastym wieku, wraz z
publikacją prac Meckela, Muellera i Etienne'a Geoffroya Sa-int-Hilaire'a, następujące
stwierdzenie uznane zostało za jedno z niepodważalnych praw natury: wszelkie
anomalie i potworności wynikają z zaburzeń rozwoju, mających miejsce we
wczesnych stadiach rozwoju płodu.
Badania przyczyn wczesnych zaburzeń rozpoczął Isidore Geoffroy
Saint-Hilaire, syn Etienne'a. Dopiero jednak inny francuski naukowiec, Camille
Dareste, został uznany za pioniera teratologii eksperymentalnej. Modyfikując
warunki inkubacji jaj kurzych, jako jeden z pierwszych stwarzał i obserwował
sztuczne deformacje u zwierząt. Z kolei następny Francuz, Etienne Wolff, osiągnął
na tym fascynującym polu najbardziej znaczące rezultaty. Wolff przez wiele lat
był dyrektorem departamentu embriologii i teratologii eksperymentalnej w sławnym
na cały świat Narodowym Centrum Badań Naukowych (C.N.R.S.) w Strasbourgu we
Francji. Życie swe poświęcił badaniu zniekształceń ciała kręgowców i próbom
sztucznego wywoływania potworności u zwierząt. Udało mu się precyzyjnie
określić stadium rozwoju embrionalnego, w którym bodziec patogeniczny, działający
na konkretny element ciała embriona, powoduje powstanie danej anomalii. W tym
celu używał starannie dobranych dawek promieni X, które koncentrował dokładnie
na wybranej części embriona. Udało mu się w końcu stworzyć istoty żywe,
jakie do tej pory jeszcze nie istniały oraz wykazujące deformacje,
zaobserwowane także u ludzi. W wyniku jego prac wiemy dziś, że różne
czynniki, takie jak alkaloidy i sulfonamidy, mogą działać na płód we wczesnych
etapach jego rozwoju i w ten sposób powodować narodziny potworków. Okazało
się, że dla ludzkiego embriona najbardziej krytyczny jest okres od drugiego do
dwunastego tygodnia ciąży.
Osiągnąwszy sukces w sztucznym wywoływaniu potworności, naukowcy usiłują
obecnie zrealizować swe stare jak świat marzenie - sztucznie stworzyć życie.
Amerykański chemik H.C. Urey, na przykład, odtworzywszy najpierw w swym
laboratorium przypuszczalny skład chemiczny wczesnej atmosfery na Ziemi,
zastosował do tej matrycy różne katalizatory i udało mu się uzyskać niektóre
z podstawowych składników materii organicznej. Efektem kolejnych eksperymentów
było stworzenie podstawowych molekuł organicznych.
Może niedaleko jest dzień - utopijny bądź apokaliptyczny, zależnie od
punktu widzenia - kiedy będziemy zdolni kontrolować produkcję naszego
potomstwa w celu odpowiedniego zaspokojenia potrzeb społeczeństwa: umysły i
ciała będą kształtowane według uprzednio zdeterminowanych specyfikacji,
zgodnie z planem. Nie będzie już wówczas potworków, ale także nie będzie
istot ludzkich w filozoficznym sensie tego słowa.









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
zlota ksiega
kc ksiega1
2 Księga Kronik
VAT naliczony wykazany w spisie z natury
kc ksiega2
Księga Henocha
3 Księga Kapłańska (2)
Pięć praw natury Germańska Nowa Medycyna
Księga Rut Propozycja nowego przekładu na podstawie tekstu masoreckiego
Barankowa księga życiaV0603

więcej podobnych podstron