Andrzej Pilipiuk
HIENA
Wrze niowe sło ce stało wysoko na niebie. Na cmentarzu panował jednak
niepodzielnie cie . Stare drzewa rosły g sto. Ich li cie, choć zmieniały kolor, trzymały
si jeszcze całkiem mocno na gał ziach. Nieliczne jedynie opadły na dół i le ały
sm tnie na kopczykach ziemi, znacz cych miejsce wiecznego spoczynku prostych
ludzi, oraz pompatycznych, lastrikowych płytach, przywalaj cych mogiły
miasteczkowych notabli. Nieznaczny odsetek opadł na zaro ni te chwastami
kamienne nagrobki na prawosławnej cz ci cmentarza.
Tomasz Cie luk i Jan Gr dkowski kopali szpadlami. Na pierwszy rzut oka
wygl dali na grabarzy zaj tych swoj prac , jednak nerwowe spojrzenia, którymi
nieustannie rzucali na boki, podwa ały to wra enie. Jakub W drowycz stał nie
opodal i pogryzaj c w zadumie kawałek kaszanki odwini ty z zatłuszczonej płachty
Trybuny Ludu", popatrywał to na swojego nieletniego syna, który stał na lipie" przy
bramie parku sztywnych, to na drog w stron Chełma. Wiał zimny jesienny wiatr,
przenikaj cy do szpiku ko ci. Obaj kopi cy ch tnie łykn liby czego na rozgrzewk ,
ale Jakub zabronił. Powiedział im ju dawno, e na cmentarzu potrzeba jasnego
umysłu i precyzji ruchów, co zazwyczaj nie idzie w parze z alkoholem. On był
szefem, on wiedział najlepiej i nie musiał tego dwa razy powtarzać.
W swoim zawodzie był artyst najwy szej klasy, co przyznawali nawet ksi dz
oraz milicjanci, którzy ju kilkakrotnie usiłowali nakryć go przy pracy. Gdzie daleko
ryczały sennie krowy p dzone do obory. Szos przetoczył si wóz na elaznych
kołach, ale drzemi cy na ko le wo nica nie zwrócił na nic uwagi. Szkapa sama
zakr ciła w drog na Czarnołozy. Jakub przeniósł czujne spojrzenie na pobliski plac
budowy. Tam tak e było pusto i cicho. Dwa elewatory na zbo e, waga do w gla, hale
skupu pozbawione jeszcze dachu. Popatrzył na zegarek i u miechn ł si . Wcze nie
dzisiaj sko czyli. Wiadomo, w dzie po wypłacie nikomu nie chce si robić. Obrócił
si w stron miasteczka. Kryty blach dach opuszczonej cerkwi majaczył ponad
drzewami i dachami chałup.
To moja wie . Moi ludzie - pomy lał. Tylko ja stoj na stra y".
Aopaty kopi cych zastukały o wieko trumny. Przełkn ł ostatni k s kiełbasy i
otarł usta gazet . Kultura przede wszystkim. Zbli ył si do rozkopanego grobu jak
tygrys do ofiary, która choć osaczona, mo e si jeszcze zdobyć na jaki desperacki
cios.
- A je li to nie on? - zapytał Tomasz niewyra nie, bo trzymał w ustach
gwo dzie wyrwane wła nie przed chwil obc gami.
- Je li b dzie pudło, to trzeba b dzie odwiedzić tego grubego ruskiego kupca
sprzed pierwszej wojny. Je li to nie ten, to chyba niema...
- Tylko jak go wygrzebiemy sprzed cerkwi? - zdenerwował si Jan. - To
przecie prawie w rodku wsi.
- Co si wymy li.
- A mo e to ten lekarz yd? On miał r ce upaprane we krwi po łokcie. Jak z
Josifem pocz stowali tych szwabów bimbrem to było pi tna cie ofiar...
- Z ydów nie robi si wampiry - zaprotestował Jakub. - Wampiry robi si ze
Słowian i ewentualnie z Rumunów. To nie on.
- Ale nie wiadomo, gdzie on le y. Je li w nie po wi conej ziemi, to łatwo mu
wstać. A jako lekarz wie, gdzie s te wszystkie yły i t tnice.
- Ten - szef tr cił nog trumn - le y w po wi conej ziemi, a wstaje.
- Mo e jednak to ten Ru ? Czerwoni szczali na mury cerkwi, to przestała być
wi ta. Mo e to mu ułatwiło?
- Mo e i tak. Ale w takim razie zacz łby wstawać zaraz po wojnie. A ten od
trzech lat grasuje.
- Ale ju trzy razy robili my akcje i za ka dym razem si mylili my. Mo e le
szukamy? Mo e to kto z pierwszej wojny,
mo e nawet z austriackiego cmentarza? Tego z pierwszej wojny?
- Bli ej by mu było do Huty. A tam spokój.
- Jakub, ze Szwabów robi si wampiry?
- Nie jestem pewien, chyba tak.
- To i z ydów powinny si robić. Dodawali krwi chrze cija skich dzieci do
macy. Tak mi opowiadała babka...
- E, to tylko bajki.
- A ja bym poszedł na dniach na kirkut i wykopał tego handlarza z rynku. Tego,
co sprzedawał ryby... On wprawdzie zmarł jeszcze przed wojn .
- A jak go znajdziemy? Cholera, mówiłem ludziom, eby nie brali macew na
fundamenty, a ci wszystko rozkradli. Teraz ju nie dojdziemy, co Jakub?
- I tak by my nie doczytali si kto i gdzie. Wszystko po hebrajsku.
- E, alfabet pewnie znale liby my w encyklopedii, gdyby było trzeba.
- Musi ten handlarz to na lewo od wej cia. Ten czerwony nagrobek z granitu.
- Ten czerwony był cadykiem. Patrz, gdzie le y teraz. - Jan machn ł r k .
W odległym ko cu cmentarzyska le ał masywny granitowy nagrobek. Na
płycie wyryto gł boko pi cioramienn gwiazd oraz cytat z Lenina.
- Co u diabła? - zdziwił si Jakub.
- To było wtedy, gdy je dziłe do Radomia do roboty. Ten bydlak, Jakubowski
odwrócił płyt do góry nogami i zafundował tej swojej kacapskiej dziwce pochówek
jak si patrzy, i to za psie pieni dze. Bydle.
- To ten? Mo e nie...
- Pewnie, e ten. We lewarek, podnie i zajrzyj. S litery po hebrajsku?
- Mo e to ona wstaje?
- Mo e. Cholera, je li to nie ten, to trzeba b dzie wykopać. -Jakubowski nam
za to z dupy jaja powyrywa.
- Gówno nam zrobi. O niczym nie musi wiedzieć.
- Jakub, a z komuchów robi si wampiry?
- Jasne. Te najwredniejsze.
- Ale oni nie wierz w Boga.
- Tym gorzej. No ko czmy.
Podnie li wieko. Wn trze trumny przedstawiało sob obraz n dzy i rozpaczy.
Wy ciólka była poszarpana na strz py. Ubranie, które miał na sobie zmarły, tak e
było podarte. Zwłoki le ały dziwacznie zwini te.
- O kurwa! Co tu si stało?
- Słodka tajemnica Josifa z Tru cianki. Ten bydlak sprzedawał ludzi szwabom.
ydów, partyzantów, jak leciało. No i Josif pogrzebał go ywcem.
- Josif Starszuk?!
- Tego nie powiedziałem.
- A sk d wiesz?
- Od Ałnaza Paczenki. Zaraz po wojnie mi opowiedział. Miał prywatne
porachunki z tym tu. Dowiedział si , e Josif go zabił i pochował, wi c wykopał go,
eby choć w ciało wsadzić kul . A ten jeszcze ył.
- I co Ałnaz?
- Zamkn ł trumn i zakopał ponownie. To był człowiek ze stali.
- To by si zgadzało, nie? Ten tu w m ce si sko czył i ma niewinn krew na
r kach. To dlatego go wybrałe ?
- Jasne. No, ale czas brać si do roboty.
W drowycz rozpi ł ceratow teczk . Na pryzmie ziemi poło ył gazet , t od
kiełbasy, a na ni zacz ł wykładać swoje rekwizyty. Drewniany młotek, osikowy
kołek, elazny gwó d , buteleczk
wody wi conej oraz sierp. Pomocnicy cofn li si z szacunkiem.
Prze egnawszy si , uj ł sierp w spracowan dło i nachyliwszy si nad ciałem, ci ł z
rozmachem nieboszczyka po gardle. Jan i Tomasz spr yli si do ucieczki, ale nic
si nie stało.
- Spokojnie - powiedział ich szef. - Oni nie maj siły za dnia. W nocy co
innego.
- Gdyby my robili akcje w nocy, nie myliliby my si tak cz sto.
- Ale wtedy mogłyby zostać z nas kupki wylizanych gnatów. Teraz trzeba
oddzielić głow . Aopat .
- Dlaczego nie sierpem wszystko? - zapytał Tomasz, podchodz c ze
szpadlem.
- Sierpem tylko gardło.
- A je li nie ma gardła?
- Ko ć grdyki zazwyczaj zostaje.
Tomasz zagryzł wargi i waln ł. Zachrz ciło, ale głowa nie oddzieliła si od
tułowia. Szpadel zaklinował si mi dzy kr gami. Ten niewielki opór wprawił go
niemal w przera enie.
- Za słabo - uspokoił go szef. - Depnij butem. miało. Nie ugryzie ci .
Ten od szpadla nie był w stu procentach przekonany, niemniej jednak
przełamał si . Noga wzniosła si do góry. a potem opadła na rant szpadla. Głowa
potoczyła si wk t trumny. Tomasz zrobił si zielony na twarzy i zacz ł si chwiać.
- Ayknij - Jakub podał mu mena k bimbru. Było to sprzeczne z jego
zasadami, ale ten człowiek potrzebował czego na wzmocnienie. - Spokojnie.
Przywykniesz.
Wydobył głow z trumny, przesun ł ciało w gór skrzyni, a nast pnie umie cił
głow w nogach.
- Drut.
Jan podał mu kawałek grubego drutu i kombinerki. Jakub zebrał r ce
nieboszczyka do kupy i oplatał je drutem w nadgarstkach. Zacisn ł kombinerkami.
eby dra nie si gn ł po swoj
głow . Nast pnie wzi ł gwó d i wbił z rozmachem w rodek czaszki.
- Stara metoda - powiedział. - Ale skuteczna.
- A kołek w piersi? - Tomasz odzyskiwał stopniowo równowag umysłow .
- Zaraz wbij . To metoda, która przyszła ponoć z Rumunii, ale mnie nauczył
jeden Ukrainiec.
Przyło ył kołek do piersi domniemanego wampira. Skóra pomi dzy ebrami
była napi ta. Po pierwszym uderzeniu młotka ust piła z odgłosem p kaj cego
płótna. Z teczki wydobył latark i po wiecił przez dziur obok.
- Serce zachowało si - powiedział. - Kołek siedzi w dobrym miejscu.
Tomasza zemdliło, odszedł na stron , ale powstrzymał wymioty, nie chc c
desakrować cmentarza. Jakub pokropił swoje dzieło wod wi con z butelki.
-Przybijajcie.
Poło yli wieko i zacz li przybijać je wyci gni tymi wcze niej gwo dziami. Na
zako czenie odwrócili trumn dnem do góry i zacz li zasypywać grób. W tym
momencie nadbiegł Mikołaj, syn Jakuba.
- Tatko!
- Co?
- Ksi dz i jeszcze dwu gliniarzy biegn drog !
- Panowie! Chodu!
Wybiegli z cmentarza i pokonawszy chyłkiem szos , ukryli si na placu
budowy. Ksi dz dotarł na nekropol par minut pó niej.
- Ja ci , ukrai ska winio, w wi zieniu zgnoj - wydarł si duchowny pod
adresem Jakuba. - Mało ci było kl twy biskupa? Ja ci si postaram o dziesi ć lat
odsiadki!
Oddalili si szybkim krokiem, ale złorzeczenia goniły ich jeszcze przez wiele
minut.
Wieczorem Jakub przemkn ł do wsj i zapukał do okna swojego przyjaciela
Józefa Paczenki. Kumpel otworzył okno i przyło ył palec do warg.
- Dobry.
- Dobry. Syn usn ł dopiero co. Spotkajmy si w stajni.
- Przyniosłem flaszk .
- Dobra, wezm co na z b.
Po chwili obaj siedzieli w ciepłej stajni. Ustawiona na podmiecionej cz ci
klepiska lampa naftowa roztaczała łagodne wiatło. Józef nalał bimbru do szklanek i
stukn li si .
- Oby nam si .
- Zdrowia. Wypili.
- Ognista gorzała - zauwa ył gospodarz. - To Josifa?
- Pewno.
- No to si przygotuj na zmian dostawcy.
- Co si stało? Kocioł wybuchł?
- Zwin li go.
- Pierdoły! Za partyzantk - domy lił si . - Mówiłem idiocie, e ta amnestia
przed dwu laty to pułapka, a on...
- Co ty. Za bimber i kłusownictwo.
-Kiedy?
- Dzi po południu. Kiedy ty hmmm...
- Nie dotarła do mnie jeszcze ta wie ć. Opowiesz?
- Pewno. Jaki czas temu zaszedł nasz drogi przyjaciel do stodoły i co widzi?
W jednym k cie le y locha z warchlakami.
-Dziki?
- Ano dziki. Dziewi ć sztuk. Inny by wzi ł siekier i miałby mi so, ale jak wiesz
on ma smykałk do wszelakich interesów.
- Mówiłem mu nieraz, e ten jego zmysł handlowy doprowadzi go do mamra.
- No to wykrakałe . Pasł dziki kartoflami, eby podrosły, pasł, a na niego
s siedzi donie li.
- Cholera! Kto?
- Jeszcze nie wiem, ale si dowiem.
- Ju my ich urz dzimy. I co dalej?
- No có . Weszli gliniarze do stodoły, zobaczyli kojec z dzikami. Potem
popatrzyli w drug stron i zobaczyli bimbrowni .
- Du o?
- Podobno pi ćset litrów zacieru.
- Rany Boskie. Pi ć lat jak obszył. I jeszcze za kłusownictwo.
- Mo e troch mu odpuszcz za dobre sprawowanie.
- Z tego, co go znam, raczej doło za złe sprawowanie. Tak czy siak,
wcze niej jak za trzy lata go nie zobaczymy. Uniósł szklank do góry.
- Za tych, co w wi zieniu.
- Za naszego druha. Wypili.
- Wiesz - zacz ł Józef. - Zachodził do mnie ksi dz.
- Dzisiaj?
- Dzi . Niedawno sobie poszedł. Wiesz, co powiedział?
- Nie mam poj cia, ale to chyba nietrudno zgadn ć.
- Powiedział: Zrób co Józefie i wpły na swojego przyjaciela, bo kroczy po
bagnie. Do ko cioła nie chodzi, nieboszczykom spokój narusza. Mo e to i nie jest zły
człowiek, ale bł dzi".
- Byłem chrzczony w cerkwi i tam brałem lub! Słuchaj, ty wierzysz w te
wampiry, z którymi ja walcz ?
- Tak szczerze?
- Szczerze.
- Je li mam nie skłamać, to nie do ko ca. Pluskwy pogryz dzieciaka,
prze cieradło we krwi, a matka krzyczy o wampirach. Targa ni dza plotki, a
przecie nie pochwali si , e ma robactwo w mieszkaniu.
- Zobacz to - Jakub podci gn ł r kaw koszuli. - W czterdziestym pierwszym
ci łem z Aleksandrem Pilipiukiem drzewo w jego lesie. Noc była ciepła, przysn li my
na mchu. A rano...
Józef patrzył na obnarzone rami przyjaciela, na którym widniały dwie
zagojone dawno blizny. Jak od z bów wampira. Jak od kłów w a.
- Mo e mija? - zasugerował.
- A widziałe kiedy w a, nawet nie mij , jakiegokolwiek w a w naszym
lesie?
-Nie. Nigdy.
- Ja tak e nie. Ani Pilipiuk nie widział, ani Hawraj, ani Far-fos, ani Kuraszko,
ani Mi cz, ani Sapiega, ani...
- A widziałe kiedy Sapieg w lesie?
- Nie. W a nikt nie widział.
- A wampira kto widział?
- Wampirów nie, ale duchy to i owszem.
- Ba! Ka dy wie, gdzie straszy. Na drodze koło szubienicy, próbowałe kiedy
przejechać tamt dy wozem albo konno w południe albo o zmroku?
- Tak, mój dziadek próbował, mój ojciec, ja. Konie zawsze si płosz . Boj si .
L kaj si czego , czego my nie widzimy.
- Mój ojciec te próbował. I ja. To przekl te miejsce.
- Mo e trzeba by postawić kapliczk tam na górze? A mo e w samym
w wozie.
- Nie wiem. Tam czai si jakie zło. A ł ki koło Mamczynej góry? Facet z lask
w meloniku.
- Dwa lata temu pobił tego z Tró cianki. Jak on si nazywał...? - Ze Starego
Majdanu. Florek. Nie! Misztal oberwał.
- Racja.
-Józwa.
-Tak?
- Widzisz...
- Masz do mnie jak spraw . Wiedziałem o tym, gdy tylko ci zobaczyłem.
Mów kumplu.
- Nie chciałem o tym mówić, to do ć przykre, ale wampiry powstaj zazwyczaj
z nie po wi conej ziemi.
- Czy ty robisz aluzje do mojego ogrodu?
- Wiesz, jak to si mówi po wsi. Podobno masz tam złych ludzi pod kwiatkami.
- S tam zakopani. Po wi ć ogród i po problemie.
- To za mało. Z wampirami nale y mieć całkowit pewno ć. A my l , e ty
wiesz, ilu i gdzie.
- Pami tam.
- Nie chc ci naciskać, ale to do ć prawdopodobne, e który z nich albo i oni
wszyscy.
- Wszyscy? To ju by nie było tej wsi!
- Ilu!
- Jeden volksdeutsch, dwaj gestapowcy, czterej bolszewicy. A i jeszcze jeden
milicjant.
- Słuchaj, a aktyw gminny?
- Jaki aktyw?
- Ci, co ich Ruscy osadzili w czterdziestym pi tym.
- O nich nic nie wiem . Zreszt twój ojciec te ich strzelał. Nie pochwalił si ?
- Nie zd ył. Ja wiem tylko, e gdzie pod lasem. W piaskach.
- Mo e to nawet oni. - Józef ugryzł si w j zyk. - To znaczy chciałem
powiedzieć, e z nich mogło si zrobić co takiego. A tak swoj drog , to opracuj
sobie naukow metod szukania.
- Ba, ale jak. Cał swoj wiedz czerpi z ksi ki o wampirach jednego
Ruskiego. Ksi ka jest przedwojenna.
- Tak, teraz si takich nie drukuje.
- Ale jej bohater nie musiał szukać, wszyscy wiedzieli, e to hrabia Drakula.
No có , pora na mnie. Ju si zrobiło ciemno.
- A uwa aj na siebie, gdy b dziesz mijał szubienic . Na gliniarzy te uwa aj.
- Pójd koło kirkutu. Zawsze byłem w zgodzie ze starotestamentowymi. Nie
pogryz mnie.
Po egnali si i Jakuba W drowycza pochłon ł mrok.
Dwa dni pó niej
Dziecko płakało w ramionach matki. Jakub W drowycz w skupieniu badał
łó eczko. Na kołdrze i prze cieradle widniało kilkana cie krwawych plamek. Zdj ł
materac i odło ył go na bok. Wydobytym z kieszeni scyzorykiem dłubał bez
specjalnego przekonania w spojeniach mebla. Nie wydłubał nic szczególnego.
- adnych pluskiew - stwierdził Jan, patrz c mu przez rami .
Tomasz wygarn ł spod łó ka jakie gałgany i kilka bobków.
Jakub ogl dał przez chwil w skupieniu, a potem przeniósł wzrok na
niemowl . Niewielka rana na dłoni i kilka zadrapa , oto co pozostawiło to co
grasuj ce w nocy.
- Szczur - zawyrokował wreszcie ponuro.
Obaj jego asystenci skin li głowami dla potwierdzenia diagnozy.
- Bałwany! Tylko udajecie, e co wiecie! W moim domu nigdy nie było
szczurów. To wampiry. L gn si na tym zdewastowanym ydowskim cmentarzu.
Mało si naszej krwi za ycia na łopali, jeszcze i teraz próbuj .
- Marto! Nie wierzysz mojemu do wiadczeniu, to jed z dzieckiem do Chełma
do doktora. A na noc wsad kota do łó ka.
- Co wy tam wiecie. Złe dzieciaka pok sało. Wampir.
- To szczurze bobki. - Tomasz wyci gn ł w jej stron otwart dło .
- A tak wygl daj uk szenia wampira. - Jakub podci gn ł r kaw koszuli,
odsłaniaj c blizn .
Kobieta zbladła i prze egnała si zamaszy cie. Wyszli.
- W takie chwile człowiek ałuje, e nie jest ateist - powiedział pogromca
nieczystych sił i splun ł przez lewe rami , eby nie zauroczyć.
- A mo e to z Bo czy przyła ? - zastanawiał si Jan. - Tak sobie my l .
- E, za daleko. Zreszt ci z Bo czy nic do nas nie mieli. Mo e jeden hrabia
Poletyłło.
- Mówi , e to jego syn straszy na ł kach.
- Ten nienormalny, co to pojechał do Berlina pod podwoziem poci gu? Ja
jeszcze nic na ł kach nie spotkałem, zreszt ten biedak nie miał specjalnie
mo liwo ci narozrabiać.
- A ja bym si wybrał której nocy. Oczywi cie z pistoletem nabitym srebrn
kul .
- Dok d teraz? - Tomasz wgramolił si na furmank .
- Na Ucha sk . Podobny przypadek.
W domu na Ucha skiej dziecko było wi ksze, mo e czteroletnie. Krew
znaczyła prze cieradło jedn du plam .
- Wampir? - zapytała matka dzieciaka.
W jej głosie wyczuć mo na było rz dz sensacji.
- Dezyderia. Krwawa biegunka. Czy ty Karolina nie nakarmiła dzieciaka
zepsutym mi sem?
- Czego zaraz zepsutym? Cielak si nie ywy urodził. Miałam wywalić tyle
mi sa? Mój stary zjadł i nic mu nie jest. W drowycz złapał si za głow .
- Czy ty babo rozum postradała? Trzeba go do Chełma do szpitala.
Natychmiast. We wóz albo mo e zapytaj, czy nie dadz w gminie samochodu.
- E, mo e samo przejdzie. Wczoraj wymiotował, a dzisiaj ju jak gdyby idzie ku
lepszemu.
- Gdy siedziałem w obozie w czasie wojny, to wi cej ludzi od tego zmarło ni
od kuł szwabów - wtr cił si Jan. - Zawie dziecko do szpitala, bo jutro ci na r kach
umrze.
Uwierzyła. Rozeszli si . Koło poczty dogonił Jakuba milicjant.
- Dzie dobry, obywatelu W drowycz. Dok d to pod acie?
- Szacunek, panie posterunkowy. Do Józefa Paczenki.
- Wobec tego pójdziemy kawałek razem. Ja te id w tamt stron .
- Có skłania was do szukania towarzystwa tak plugawego degenerata, jak ja?
- Ksi dz znowu zło ył skarg .
- A fe. Duchowny, a kapu .
- To powa na sprawa. Zapewne wiecie, e zarówno profanowanie mogił, jak
te okradanie nieboszczyków to przest pstwo? Jest na to odpowiedni paragraf.
- Ksi dz zeznał, e jestem hien cmentarn ?
- Co w tym gu cie.
- Je li go spotkacie, to przeka cie mu, e rzucanie fałszywych oskar e na
bli nich zostało zakazane przez ósme przykazanie dekalogu.
- Przydałoby si was przymkn ć.
- A corpus delicti?
- e co?
- Dowód winy. eby mnie zapudłować, musicie mi udowdo-dnić, e to ja
rozkopuj groby.
- To da si udowodnić w toku ledztwa poszlakowego. Zreszt wcze niej czy
pó niej i tak dorwiemy ci na gor cym uczynku. Poszedł bez po egnania. Józef
akurat r bał drwa w szopie.
- Dobry.
- Dobry. Co ci sprowadza?
- O, mam kilka spraw.
- A jak ranny obchód miasta?
- Wzywały mnie kobiety. Jedna do dzieciaka pogryzionego przez szczury,
druga do dzieciaka z krwaw biegunk . Wyobra sobie, nakarmiła go zdechłym
cielakiem.
- Borkowa?
- Sk d wiesz?
- Tylko ona jest do tego stopnia sk pa.
- Tak wi c z egzorcysty amatora staj si inspektorem sanitarnym.
- Zrób uprawnienia i ci k fors zarobisz.
- E, za stary ju jestem.
- A wiesz, e stara Pilipiukowa widziała w nocy Jakubowsk ?
- Słyszałem. Zamiarowałem wdepn ć do nich.
- Ponoć szła w białej sukni. Z wiankiem na głowie. I wieciła lekko w
ciemno ci.
- Nie ona jedna to widziała. Podobno ju z dziesi ć osób, tyle tylko, e nie
wiadomo dokładnie kto. Poza dwoma pijaczkami. Tyle e ja pijakom nie wierz . Ja
jak si upij , to widuj diabły, anioły, a raz nawet kawałek mahometa skiego raju. .
- Mo ej wykopiesz i przypalikujesz? Tak na wszelki wypadek?
- Nie da rady. B d musiał przerwać na jaki czas działalno ć. Gliny niuchaj ,
ksi dz pisuje donosy i grzmi z ambony. Jakubowski zar n łby mnie t pym no em i
pozszywał drewnianymi igłami. A tak na marginesie, to gdzie szła?
- Wyobra sobie, e do Grabarczuka.
- Niemo liwe. Ten facet był jedynym, do którego nic nie miała.
- Ale ludzie gadaj , e jego córka była w ci y z Jakubowskim, ale sp dziła.
- E, ludzie ka dego obsmaruj . A z Grabarczuków zbyt porz dni ludzie, eby
wierzyć w te plotki.
- Mo e i tak.
- No nic. Czas na mnie. Wpadn na dniach.
- No, to do zobaczenia.
Ruszył dalej. Aleksander stał opieraj c si o płot swojego ogrodu. Przywitali
si . Aleksander pocz stował go cia skr tem machorki.
- Mam do pana spraw - zagaił. - Słyszałem, epa ska matka widziała...
- E, to nie istotne. Ona zawsze co zobaczy. A to olbrzyma utkanego z
ciemno ci, a to wilka. Pozwoli pan do obory.
Weszli. W oborze stała krowa, jałówka w kojcu oraz pi kny kary ko .
- Nu, Kary nast psi .
Ko odwrócił si ukazuj c bok.
- Patrz pan.
Zwierz miało dwie kłute ranki, od których ci gn ły si sople zakrzepni tej
krwi. Zar ało cicho.
- O mój Bo e - wyszeptał Jakub.
Ze swojej ceratowej teczki wydobył calówk i zmierzył odst p pomi dzy nimi,
a potem porównał ze swoj blizn . Zas pił si .
- I co pan powie?
- Chyba to samo.
- Wampir?
- Trudno powiedzieć - podszedł do ciany i zacz ł j badać do takiej
wysoko ci, do której mógł dosi gn ć ko . Wodził r k po deskach i po spojeniach.
- Czego pan szuka?
- Jakiego kolca, z ba od wideł tkwi cego w cianie, czego , o co mógł si
skaleczyć.
- Aj jaj, czołowy pogromca wampirów szuka przyczyn naturalnych?
- Pan nie wierzy w wampiry. Pan jest człowiekiem wykształconym. Ja wierz w
duchy, ale szukam innych przyczyn.
- I jak?
- I nie znajduj .
Zas pili si obydwaj. Jeden my lał o swoim biednym koniu, drugi o pewnym
rosyjskim kupcu pogrzebanym koło cerkwi Eliasza Proroka.
Trzy dni pó niej
Było jeszcze zupełnie ciemno. Padał rz sisty deszcze. Trzej ubrani w pałatki
m czy ni kopali przy cianie cerkwi ju trzeci dziur z rz du.
- Jasna cholera - rozległ si j k Tomasza.
- Co si stało?
- Patrzcie tam.
Wyci gn ł r k . Koło mleczarni przesuwała si powoli postać ubrana w dług ,
biał sukni . Postać wieciła wyra nie w ciemno ci mglistym, nierzeczywistym
wiatłem.
- Jakubowska - szepn ł Jakub. - Tylko ona nosiła tak fryzur . Znowu ci gnie
choler mi dzy ludzi. Ech, gdybym miał pistolet i srebrn kul ...
Widmo przesun ło si w stron parku. Było teraz bli ej i patrzyło w ich stron ,
choć na tle muru byli prawie niewidoczni. Jan, mamrocz c co gor czkowo, ci gn ł
brezent z przeno nej klatki. W klatce siedział jego kogut. Zacz ł dra nić koguta,
wpychaj c do rodka kawałek kija. Ten jednak zamiast piać, gdakał jak kura. Duch
stał i patrzył, a potem zacz ł si oddalać.
- Zostaw to ptaszydło, poszła sobie.
- Lepiej niech zapieje. B dzie bezpieczniej. Ptak w ko cu dał si uprosić i
zapiał dono nie. Co gorsza nie chciał przestać.
- Zatkaj mu dziób, do cholery, bo wszystkich pobudzi!
- Au! On dziobie!
- Płoszyć duchy ci si zachciało. Sama poszła.
Wreszcie radosne pienia ucichły. Wrócili do pracy. Po upływie jeszcze
kilkunastu minut łopaty zabrz czały o wieko metalowej trumny. Kopi c pospiesznie,
odsłonili j w cało ci. Była troch za niedziała.
- Dlaczego metalowa? - zdziwił si Tomasz.
- Bo umarł na tr d. Takich grzebano w metalowych.
- Nie zarazimy si ?
- Min ło 50 lat. Zreszt mam r kawice.
- Tu jest zalutowane.
- Widz . My lisz, e po co kazałem Janowi wzi ć palnik? Rozlutowanie
zł czenia zaj ło im kilkana cie minut.
- Tak, to on.
Zmarły le ał w trumnie w pi knym sobolowym futrze, które kapink si
zdefasonowało. Z ciała został sam szkielet.
- O kurcze -j kn ł Tomasz, wiec c latark .
- Co?
- Jego z by!
Z by kupca l niły matow ółt barw . Wszystkie, cały komplet, wykonane
były z dwudziestoczterokaratowego złota.
- Ucz si uczciwo ci - powiedział surowo Jakub. - Nieboszczyk, nawet wampir,
rzecz wi ta. Nasz zawód nara a na pokusy, ale nie jeste my hienami.
- Ale to jest z ćwierć kilo.
- Jak nie mo esz na to patrzeć, to nikt ci ni ka e.
Uwin li si gładko. Aopata, drut, kołek, głowa w nogach. Zalutowali, zasypali,
udeptali. Znikn li w mrocznej kurzawie. Deszcz zatarł lady kopania. Dobro nale y
czynić w milczeniu.
Koło południa dnia tego
Jakub nalewał wła nie karmy z wiadra dla swoich trzech winek, gdy rozległo
si pukanie do drzwi chlewika. Odwrócił si zaskoczony. Na jego podwórku stała
wysłu ona czarna wołga, a do drzwi pukał sam Jakubowski.
- Dzie dobry - cicho powiedział gminny sekretarz partii.
- Dobry. Có was sprowadza, towarzyszu sekretarzu, do meliny ciemnogrodu i
reakcji?
- Mam do was poufn spraw .
Wyj ł z kieszeni kopert i usiłował niezdarnie j wcisn ć w r ce
W drowyczowi. Ten ostatni wzi ł j wko cu i ciekawie zajrzał do rodka. Wewn trz
tkwiły dwa tysi ce złotych.
- To chyba rzeczywi cie bardzo poufna sprawa - stwierdził. -A konkretnie?
- Pan słyszał o mojej zmarłej onie?
- Du o.
- Od trzech tygodni przychodzi i puka do mojego okna. Egzorcysta amator
oddał mu kopert .
- Nie zajmuj si zabobonami. Niech pan idzie z t spraw do ksi dza albo
napisze do KC z pro b o instrukcje.
- Je li pieni dzy jest za mało, to prosz podać cen . Pogadam te z
posterunkowym, eby dali spokój swoim podejrzeniom.
- A co konkretnie miałbym zrobić?
- Osikowy kołek, czy jako tak.
- Ju mówiłem, esi tym nie zajmuj . Zreszt , atei ci nie wstaj z grobów.
- Dobrze panu mówić. Niech pan si zgodzi. Przyszedłem do pana, bo tylko
pan to potrafi.
- A je li mi si nie uda?
- Panu? Legendy kr o pa skim kunszcie! Słyszałem od znajomego z
Dubienki, a i z Uha przyszły wie ci.
- Jutro o pierwszej. Niech nikt mi nie przeszkadza.
- Obstawi cmentarz milicj . Nikt nawet nie podejdzie.
- Nie chc adnych mundurowych w zasi gu wzroku. Mo e niech zaprosz na
posterunek ksi dza i przesłuchaj go. A pana poprosz , aby nam towarzyszył.
- Czy to konieczne?
- Tak. Na własne oczy zobaczy pan, e wszystko zostanie wykonane bez
fuszerki.
Nast pnego dnia.
Czterej m czy ni zebrali si na cmentarzu. Dwaj kopali, trzeci pogryzał
kaszank . Ten czwarty siedział na odwalonej płycie nagrobkowej i nerwowo obgryzał
paznokcie. Dostał szklank bimbru, ale to mu specjalnie nie pomogło. Niebawem
ukazała si trumna. Odkr cali ruby dwoma rubokr tami jednocze nie. Jakub
rozło ył na gazecie narz dzia. Jak chirurg przed operacj . Gminny sekretarz milczał.
Milczał, gdy odcinali głow szpadlem. Milczał, gdy przebijali czaszk gwo dziem.
Jednak gdy p tali r ce drutem, nie wytrzymał.
- Czy to naprawd niezb dne? - j kn ł.
- Niestety, tak.
Na zako czenie złamali zmarłej obie ko ci udowe, aby całkowicie
uniemo liwić jej wyła enie z grobu. Czysta, dokładna, fachowa robota.
- To wszystko? - zapytał, gdy zakopywali wywrócon do góry nogami trumn .
- Tak. Teraz b dzie spokój.
Otarł czoło z potu i wydobył z kieszeni trzy koperty.
- Premia uznaniowa - powiedział.
Troch si wykr cali, ale w ko cu wzi li. W kopertach było po tysi c złotych.
Przez nast pne dni było gorzej ni le. Zmarła, nic sobie najwidoczniej nie
robi c ze skomplikowanych zabiegów, jakim poddano jej ciało, paradowała po wsi.
Widziało j kilkana cie osób, jednego ze wiadków trzeba było hospitalizować, bo
dostał zawału na jej widok. Zeznania były sprzeczne. Wedle jednych niosła odci t
głow w zwi zanych drutem r kach. Inni dopatrzyli si , e nogi zginaj jej si w
niewła ciwych miejscach. Byli i tacy, którzy widzieli osikowy kołek stercz cy jej z
piersi. Ksi dz zabarykadował si na plebanii i udawał chorego. Mieszka cy udali si
wi c na milicj .
Milicja wy miała ich, ale co dziwne przez nast pne dni dzielni obro cy prawa
nabrali zwyczaju barykadowania na noc drzwi posterunku ci k szaf z aktami.
Pewnego wieczoru Józef i Jakub zasiedli w stodole tego pierwszego. Mieli
swoje tajemnice. W starej glinianej doniczce le ała srebrna przedwojenna
dziesi ciozłotówka z Piłsudskim. Obok znajdowała si forma do lania kuł,
pami taj ca powstanie styczniowe. Józef zapalił palnik acetylenowy i skierował jego
płomie na doniczk . Najpierw rysunek lekko si zamazał, a potem moneta zamieniła
si w kropl metalu. Jakub złapał obc gami doniczk . Józef uj ł w r k form . Kropla
stoczyła si . Zanurzył form w słoiku z wod . Za piewała para. Wytarł kul chustecz-
k i podał przyjacielowi.
- No to z Bo pomoc .
Wyci gn ł z kupy siana strzelb skałkow i spokojnymi, wprawnymi ruchami,
zacz ł j nabijać.
- Wystrzeli ten rupieć?
- W zeszłym roku strzelałem.
- Mo e byłoby lepiej, gdybym przyniósł karabin...
- O tak. Wiem, e masz zakopan bro , ale nie dorobi kuli karabinowej.
Zreszt pomy l, co by si stało, gdyby złapali ci z karabinem. Tak masz prawie
czyste r ce. Bro powstała przed 1880 rokiem. Martwi mnie tylko, e jest
jednostrzałowa. Je li spudłujesz, to rozszarpie ci na strz py.
- Mo e nie b dzie a tak le. Mam jeszcze srebrny no yk. Pchn j w serce.
Było dobrze po dziesi tej, gdy zasadził si w krzakach koło domu sekretarza.
Mijały godziny. Koło dwunastej, gdy ju prawie tracił nadziej , na ulicy pojawił si
biały zarys ludzkiej sylwetki. Podsypał wie ego prochu i poprawił krzemie . Postać
zbli yła si . Nie miał w tpliwo ci. Chód i fryzura były nie do pomylenia. Wycelował i
wystrzelił. Postać upadła na ziemi . Z chałup wybiegli ludzie. Kto pochylił si nad
ciałem.
- Ludzie, to nie Jakubowska, tylko młoda Grzesiuczka! Przebrała si i
straszyła...
Pod Jakubem rozst piła si ziemia, a mo e to ugi ły mu si kolana.
- Doktora, pr dko, jeszcze dycha! - usłyszał. Była wi c jaka nadzieja. W tym
momencie ci ka r ka opadła mu na rami .
- Jakubie W drowycz. Jeste cie aresztowani w imieniu Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej za usiłowanie zabójstwa z premedytacj , posiadanie nie
zarejestrowanej broni palnej i profanacj grobów.
Obejrzał si z nadziej na o wietlone okna domu. Zobaczył stół, stoj ce na
nim dwie butelki wódki oraz wisz ce dwadzie cia centymetrów nad nim nogi
gminnego sekretarza. Wzrok jego pod ył ku górze i zatrzymał si na masywnym
haku wbitym w sufit, o który zaczepiony był stryczek. Z tej strony nie mógł si ju
spodziewać adnej pomocy.
Skazano go na cztery lata, ale dodano mu jeszcze dwa lata za złe
sprawowanie. Wyrok odsiadywał w jednej celi z Josifem z Tró cianki, który te dostał
sze ć lat. Trzy za bimber i kłusownictwo, a dalsze trzy za obraz s du i pogró ki pod
adresem tej instytucji. Trzy dni po aresztowaniu Jakuba na ł ce koło zamczyska
zaktywizował si duch w meloniku z laseczk i tak obił jednego pijaczka, e ten
poprzysi gł nigdy wi cej nie brać do ust alkoholu i wytrzymał prawie pół roku.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Pilipiuk Andrzej Przeciw pierwszemu przykazaniuAndrzej Pilipiuk HienaAndrzej Pilipiuk Tajemnica wody (2)Andrzej Pilipiuk GłowicaAndrzej Pilipiuk Cykl Kroniki Jakuba Wędrowycza (4) Zagadka Kuby RozpruwaczaAndrzej Pilipiuk Zbrodnia doskonala (10)Andrzej Pilipiuk ZabojcaAndrzej Pilipiuk Swiety mikolaj spotyka Dziadka Mroza (2)więcej podobnych podstron