Resnick Mike Ostatni pies


Ostatni pies
Resnick Michael D.
Resnick Michael D.
Michael Diamond Resnick (ur. 5 marca 1942), bardziej
znany jako Mike Resnick, amerykański pisarz i redaktor
science fiction.
Urodził się w Chicago. Od dawna jest równie\ członkiem
fandomu science fiction. Jego córka, Laura Resnick,
równie\ tworzy science fiction.
Ostatni pies
Pies - stary, wynędzniały, z kręgosłupem ostro sterczącym przez pokrywającą jego
zabiedzone ciało obwisłą skórę - truchtał z nosem przy ziemi przez opustoszałe ulice. Brak
mu było połowy ucha i większej części ogona, a jego szyję spowijała jak szarfa smuga
zakrzepłej krwi. Kiedyś miał sierść mo\e złocistą, albo jasnobrązową, ale teraz nieliczne
skrawki zachowanej sierści oblepione paprochami i błotem były barwy starej cegły.
Poniewa\ nie wiedział, co to czas, nie miał pojęcia, kiedy jadł po raz ostatni - prócz tego, \e
było to dawno temu. Strzaskana chłodnica na cmentarzysku samochodów pozwalała mu przez
ostatni tydzień zaspokajać pragnienie. Trzymał się tej okolicy jeszcze długo po tym, jak
przezroczysty, choć rdzawy płyn skończył się.Teraz dyszał cię\ko, w nie kończących się
spazmach wdechów i wydechów. Z obolałymi bokami i załzawionymi oczami wypuszczał się
czasami na wędrówki przez rumowiska zrujnowanych domów otaczających nędzne resztki
ulicy. Poduszki jego łap zrogowaciały od licznych skaleczeń, a oba piąte pazury dawno były
zdarte.
Nie ustawał w truchcie, dr\ąc niekiedy z powodu zimnego wiatru hulającego po ulicach
wymarłego miasta. W pewnej chwili zobaczył szczura, ale z głodu wyrwało mu się skomlenie
i szczur skrył się w gruzach, zanim pies mógł go złapać, więc potruchtał dalej - krok trochę
krótszy, trochę większy ból w piersiach. Pies szukał odrobiny jedzenia, \eby prze\yć następny
dzień i mieć siłę, by zapolować na jakieś po\ywienie, które pozwoli mu prze\yć jeszcze jeden
dzień.
Nagle znieruchomiał, jego zlepione błotem nozdrza łowiły wiatr, a \ałosny kikut ogona
wyprę\ył się sztywno. Pozostawał prawie minutę bez ruchu, jeśli nie liczyć drgawek jednej z
przednich nóg, a potem przemknął w cień i posuwał się powoli w głąb ulicy.
Wynurzył się w miejscu, które kiedyś było skrzy\owaniem, spojrzał na coś po drugiej
stronie ulicy i zamrugał. Jego wzrok, niespecjalny nawet w dniach młodości i zdrowia, nie
był w stanie podołać zadaniu, tote\ pies zaczął się skradać na brzuchu, na pierś ściekały mu
stru\ki śliny.
Człowiek usłyszał ciche szuranie i wbił wzrok w cień, w dłoni zaciskał kawałek starej,
grubej listwy. I on był wychudzony, brudny, miał skołtunione włosy, brakowało mu czterech
zębów, a kolejny wygnił w połowie. Stopy miał owinięte szmatami, a jego ubranie nie
rozpadało się tylko dzięki spoiwu brudu.
- Kto tam? - spytał chrapliwym głosem.
Pies wyszczerzył kły, wypełzł spomiędzy budynków i parł do przodu, z jego gardła
dobiegał niski warkot. Człowiek zwrócił się ku niemu, wzmacniając chwyt na swojej
namiastce maczugi. Obaj stanęli w odległości pięciu metrów od siebie, napięci i nieruchomi.
Powoli mę\czyzna zamachnął się pałką; pies powoli ugiął tylne łapy.
Nagle, bez ostrze\enia, z gruzów wyskoczył szczur. Pies rzucił się, ale kij człowieka był
szybszy; przeleciał w powietrzu, wylądował na grzbiecie szczura i zmia\d\ył go, zabijając na
miejscu. Człowiek ruszył po swoją broń i zdobycz. Kiedy się schylał, pies wydał z siebie
głębokie warknięcie. Człowiek spojrzał na niego przeciągle; potem bardzo powoli, bardzo
ostro\nie uniósł jeden koniec kija. Drugim końcem tak długo grzebał w zmia\d\onych
zwłokach szczura, a\ rozpadły się na pół i popchnął jeden kawałek ścierwa w stronę psa. Pies
pozostał parę chwil bez ruchu, po czym opuścił głowę, pochwycił okrwawiony kawał mięsa i
uciekł z nim przez ulicę.
Zatrzymał się na skraju cienia, poło\ył się i zaczął \uć swój straszny posiłek. Człowiek
patrzył na niego przez chwilę, a potem wziął swoją połowę szczura, przykucnął niczym
przodek sprzed miliona lat i zrobił to samo co pies. Po skończonym posiłku człowiek beknął,
podszedł do ocalałej ściany budynku, siadł oparty o nią plecami, zło\ył kij na udach i
popatrzył na psa. Pies, li\ąc przednie łapy, które i tak nie miały ju\ nigdy być czyste,
odwzajemnił spojrzenie.
I tak usnęli, nieruchomi, w widmowym mieście. Kiedy człowiek obudził się następnego
ranka, wstał, i to samo uczynił pies. Człowiek zarzucił kij na ramię i ruszył w drogę, a po
chwili pies ruszył za nim. Człowiek spędził większość dnia krą\ąc po mieście, zaglądając w
brzuchy sklepów i magazynów, klnąc od czasu do czasu, kiedy jeden wymarły sklep po
drugim skąpiły mu butów, ubrań i jedzenia. O zmierzchu rozpalił wśród gruzów małe ognisko
i rozejrzał się za psem, ale nie dostrzegł go. Spał niespokojnie i obudził się jakieś dwie
godziny przed świtem. Pies spał o sześć metrów od niego. Człowiek usiadł gwałtownie, a pies
poderwał się i uciekł. Po dziesięciu minutach był z powrotem. Zatrzymał się w odległości
ponad pięciu metrów, był gotów do ponownej ucieczki na najmniejszy sygnał zagro\enia, ale
jednak wrócił.
Człowiek spojrzał na psa, wzruszył ramionami i zaczął marsz na północ. W połowie dnia
dotarł do skraju miasta i spostrzegłszy, \e ziemia jest miękka i błotnista, za pomocą kija i rąk
wykopał dołek. Usiadł przy nim i czekał, a\ powoli wsączy się doń woda. W końcu schylił się
i zaczerpnął cennego płynu złączonymi dłońmi. Powtórzył tę czynność dwukrotnie, po czym
podjął marsz. Coś kazało mu się odwrócić i wtedy zobaczył, jak pies łapczywie chłepce
resztki wody.
Tej nocy człowiekowi trafiła się następna zdobycz, ptakśredniej wielkości, który wleciał do
pokoju na pierwszym piętrze zrujnowanego hotelu i nie zdołał sobie przypomnieć drogi
powrotnej, zanim został zmia\d\ony. Człowiek zjadł większą część zdobyczy, wło\ył resztki
do czegoś, co kiedyś było kieszenią i wyszedł na ulicę. Kiedy rzucił resztki na ziemię, pies
wynurzył się z cienia. Człowiek westchnął, wrócił do hotelu i wszedł na pierwsze piętro. W
\adnym pokoju nie ocalały okna, ale w jednym znalazła się połowa materaca, na którą
człowiek opadł. Kiedy się obudził, pies spał w drzwiach głębokim snem.
Ruszyli w drogę, tym razem w nieco mniejszej odległości, przez pozostałości lasu na północ
od miasta. Po przejściu niecałych dwudziestu kilometrów trafili na strumyczek, który nie
zdą\ył wyschnąć do końca i napili się z niego, najpierw człowiek, potem pies. Nocą człowiek
rozpalił następne ognisko i pies poło\ył się po jego przeciwnej stronie. Nazajutrz pies zabił
małą, niedo\ywioną wiewiórkę. Nie podzielił się nią z człowiekiem, ale te\ nie warczał i nie
szczerzył zębów, kiedy człowiek podszedł do niego. Tej nocy człowiek zabił oposa i
odpoczywali dwa dni, do ostatniego kęsa mięsa torbacza.
Wędrowali na północ prawie dwa tygodnie, czasem coś zabili, czasem znalezli wodę.
Pewnej nocy padało, nie było jak zapalić ogniska i człowiek usiadł skulony pod du\ym
drzewem. Wkrótce podszedł pies, usiadł półtora metra dalej i powolutku, centymetr po
centymetrze zbli\ał się w miarę,jak deszcz się nasilał. Człowiek machinalnie wyciągnął rękę
i pogłaskał psa po karku. To był ich pierwszy kontakt fizyczny i pies odskoczył z warkotem.
Człowiek cofnął rękę i znieruchomiał, ale wkrótce pies znowu zaczął się przysuwać.Po
upływie mo\e dziesięciu minut, a mo\e dwu godzin, człowiek ponownie wyciągnął rękę i tym
razem pies, choć zadr\ał, a potem zesztywniał, nie uciekł. Długie palce człowieka powoli
przesuwały się po poranionej szyi, drapały za porozrywanymi uszami, łagodnie głaskały
pokrytą strupami głowę. Wreszcie człowiek cofnął rękę i poło\ył się na boku. Pies popatrzył
na niego, westchnął i przytulił się do jego wychudzonego ciała.
Następnego ranka człowieka obudziło uczucie ucisku czegoś ciepłego i szorstkiego na ręce.
To nie był chłodny, wilgotny nos psa z ksią\ek, poniewa\ ten pies nie był z ksią\ek. To
był Ostatni Pies, a on był Ostatnim Człowiekiem, i jeśli wyglądali niezbyt heroicznie, to
przynajmniej nie było w pobli\u nikogo, kto widziałby i opłakiwał upadek Wielkich.
Człowiek poklepał psa po głowie, wstał, przeciągnął się i ruszył. Pies truchtał u jego boku i
po raz pierwszy od wielu lat kikut jego ogona ruszał się szybko z boku na bok. Polowali,
jedli, pili i spali i powtarzali tę sekwencję wcią\ od nowa.
A potem natknęli się na Innego.
Inny nie wyglądał ani jak człowiek ani jak pies, ani jak cokolwiek znanego na Ziemi, gdy\
rzeczywiście był nieziemski. Przybył spoza Centauri, spoza Arcturusa, i jeszcze dalej zza
Antarów, z głębi jądra Galaktyki, gdzie gwiazdy są tak stłoczone, \e nigdy nie nadchodzi
zmierzch. Przybył, zobaczył i podbił.
- Tyyy! - syknął człowiek i uniósł w górę kij.
- Jesteś ostatni - powiedział Inny. - Przez sześć lat pustoszyłem tę planetę, przez sześć lat
jadłem sam, spałem sam, sam \yłem i tropiłem niedobitków wojny, jednego po drugim, i ty
jesteś ostatni. Do zabicia zostałeś tylko ty, a potem mogę wracać do domu.
Wyciągnął broń, która dziwnie przypominała pistolet, choć nim nie była.
Człowiek kucnął i przygotował się do rzutu kijem, lecz kiedy to robił, ceglasta,
szczeciniasta, przestraszonamachina zniszczenia wyskoczyła zza jego pleców, pokonując
susami przestrzeń dzielącą ją od Innego. Inny dotknął czegoś, co mo\na by od biedy uznać za
pas, wykonał szybki gest i pies odbił się od czegoś niewidzialnego, niewyczuwalnego, ale
namacalnego.
A potem powoli, prawie od niechcenia, Inny skierował broń ku człowiekowi. Nie było
\adnej eksplozji, \adnego błysku, \adnego wizgotu, ale nagle człowiek chwycił się za gardło i
padł na ziemię.
Pies wstał i mozolnie pokuśtykał do człowieka. Obwąchał jego twarz, zaskomlał i
spróbował łapą obrócić ciało.
- To zbyteczne - powiedział Inny, choć jego usta nie poruszyły się. - On był ostatni, a teraz
nie \yje.
Pies jeszcze raz zaskomlał i popchnął nosem martwą głowę człowieka.
- Pójdz, zwierzę - powiedział Inny bez słów. - Chodz ze mną, a nakarmię cię i opatrzę twoje
rany.
- Zostanę z człowiekiem - powiedział pies, równie\ bez słów.
- Ale on nie \yje - powiedział Inny. - Wkrótce zgłodniejesz i osłabniesz.
- I tak jestem głodny i słaby - powiedział pies.
Inny postąpił naprzód, ale zatrzymał się, kiedy pies odsłonił zęby i zawarczał.
- On nie zasługiwał na twoją lojalność - powiedział Inny.
- On był moim... - mózg psa szukał słowa, ale pojęcie, którego szukał, przekraczało dalece
jego zdolności wysłowienia. - Był moim przyjacielem.
- Był moim wrogiem - powiedział Inny. - Był drobnym, pozbawionym skrupułów
barbarzyńcą, był wcieleniem grzechów istot skazanych. Był człowiekiem.
- Tak - powiedział pies. - Był człowiekiem.
Ze skomleniem pies poło\ył się obok ciała człowieka i zło\ył głowę na jego piersi.
- Ju\ ich nie ma - powiedział Inny. - A ty wkrótce go opuścisz.
Pies spojrzał na Innego i ponownie warknął, a potem Inny odszedł i pies został sam z
człowiekiem. Oblizał go, obwąchał, pilnował go przez dwa dni i dwie noce. A potem,
tak jak powiedział Inny, odszedł w poszukiwaniu jedzenia i picia.
I trafił do doliny tłustych, leniwych królików i chłodnych, przejrzystych stawów, więc jadł,
pił i nabierał siły, a jego rany zaczęły się zasklepiać i goić, wyrosła mu te\ długa i lśniąca
sierść.
A poniewa\ był tylko psem, nie upłynęło wiele czasu, a\ zapomniał, \e było coś takiego jak
człowiek. Wyjąwszy chłodne noce, kiedy le\ał samotnie pod drzewem w dolinie i marzył o
więzi, którą tworzył delikatny dotyk albo słowo ledwie słyszalne przez trzaskanie ogniska.
Pewnego dnia zapomniał nawet o tym, \e jest psem. Zdawało mu się, \e wewnętrzna pustka,
którą odczuwa, pochodzi tylko z głodu. A kiedy zestarzał się, ogarnęła go słabość i choroba,
nie ruszył na poszukiwanie nagich kości człowieka, by zlec obok nich, lecz wykopał jamę w
wilgotnej ziemi przy stawie i tam spoczął z półprzymkniętymi oczami, a bezwład ogarniał
całe jego ciało, torując sobie powoli drogę do serca.
I zanim wydał swe ostatnie tchnienie, pies poczuł nagły przypływ paniki. Chciał się
poderwać, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Zaskomlał, strach zamglił jego oczy i coś
jeszcze prócz strachu; i zdało mu się, \e koścista, delikatna dłoń zmierzwiła mu uszy, a wtedy
z machnięciem ogona Ostatni Pies zamknął oczy po raz ostatni i przygotował się na
połączenie z Bogiem o szorstkiej brodzie, podartym ubraniu i stopach spowitych w szmaty.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Resnick Mike Lato mego niezadowolenia
Resnick Mike Ja i mój cień
Resnick Mike Bowiem dotknełam nieba
Resnick Mike Barnaba na wybiegu
Resnick Mike Kiedy starzy bogowie umierają
Resnick Mike Polowanie
Resnick Mike Bacon z komputera
Resnick Mike Kirinyaga
Mike Resnick Merry Bunta!
Mike Resnick Death Is An Acquired Trait
Mike Resnick Opowiadania Zimowe przesilenie

więcej podobnych podstron