Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.136)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
136. JEZUS MÓWI
DO APOSTOŁÓW O
MIŁOŚCI
Napisane
30 maja 1946. A, 8528-8541
Jezus kieruje się
na północny
wschód, przez co zwraca się tyłem do Równiny Ezdrelońskiej i idzie w
kierunku Taboru.
Pyta:
«Gdzie zostawiłeś
łodzie,
Szymonie, przybywając do Nazaretu?»
«Odesłałem je na
połów,
Nauczycielu. Ale powiedziałem, że co trzy dni mają się zjawiać w
Tarichei... Nie
wiedziałem, ile dni pozostanę z Tobą.»
«Bardzo dobrze.
Kto z was chce iść
uprzedzić Moją Matkę i Marię Alfeuszową, żeby do nas dołączyły w
Tyberiadzie?
Spotkanie jest w domu Józefa.»
«Nauczycielu...
wszyscy byśmy
chcieli. Zatem Ty powiedz, kto ma tam iść. Tak będzie lepiej.»
«W takim razie:
Mateusz, Filip,
Andrzej i Jakub, syn Zebedeusza. Niech inni idą ze Mną do Tarichei.
Powiecie niewiastom,
jaka jest przyczyna naszego spóźnienia. Niech zamkną domy i przyjdą.
Zostaniemy razem
przez cały miesiąc. Idźcie. Oto rozstaje dróg. Pokój niech będzie z
wami.»
Całuje czterech
odchodzących i
idzie dalej z pozostałymi. Ale po kilku krokach zatrzymuje się i
dostrzega Margcjama,
który z pochyloną głową idzie nieco w tyle. Gdy młodzieniec dochodzi do
Niego, Jezus
ujmuje dłonią jego podbródek, żeby go zmusić do podniesienia głowy. Na
przybrązowionej twarzy widać ślady po potokach łez. [Pyta go:] «Ty też
poszedłbyś
chętnie do Nazaretu?»
«Tak,
Nauczycielu... ale uczyń, co
chcesz.»
«Chcę, żebyś miał
pociechę,
synu... Idź, biegnij za nimi. Matka cię pocieszy.»
Całuje go i
pozwala mu odejść.
Margcjam biegnie, żeby dołączyć szybko do czterech [apostołów].
«To jeszcze
dziecko...» – odzywa
się Piotr.
«I bardzo
cierpi... Wczoraj
wieczorem znalazłem go zalanego łzami w kącie domu. Powiedział mi: „To
tak jakby
mój ojciec i moja matka wczoraj umarli... Śmierć starego ojca otwarła
mi ranę w
sercu...”» – opowiada Jan.
«Biedne
dziecko!... Ale to i tak
dobrze, że był obecny przy jego śmierci...» – mówi Zelota.
«Tak marzył o tym,
żeby pomóc
starcowi!... – mówi Piotr – Porfirea opowiadała mi, że podejmował
najróżniejsze
wyrzeczenia, żeby odłożyć pieniądze. Pracował w polach, robił wiązki
chrustu do
pieców, łowił ryby, pozbawiał się sera, żeby go sprzedać, miodu, żeby
go
sprzedać... To leżało mu na sercu i chciał mieć dziadka przy sobie...
Niestety!»
«To poważnie
myślący człowiek.
Nie cofa się przed ofiarą i pracą. To zalety» – stwierdza Bartłomiej.
«Tak. To dobry syn
i będzie w
gronie najlepszych uczniów. Widzicie, jak samego siebie potrafi
utrzymać w ryzach, nawet
w chwilach wzburzenia... Jego strapione serce pragnęło Maryi, ale nie
poprosił, żeby
do Niej iść. Tak dobrze pojął, czym jest siła modlitwy, że przewyższył
wielu
dorosłych» – mówi Jezus.
«Czy uważasz, że
on podejmuje
ofiary wyznaczając sobie z góry cel?» – dopytuje się Tomasz.
«Jestem tego
pewien» [– odpowiada
mu Jezus.]
«To prawda –
odzywa się Jakub,
syn Alfeusza – Wczoraj dał owoce staruszkowi, mówiąc: „Módl się za ojca
mojego
ojca, którego utraciłem przed dwoma dniami”. Powiedziałem mu: „On
odpoczywa w
pokoju, Margcjamie. Czy nie wierzysz, że odpuszczenie Jezusa jest
skuteczne?”
Odpowiedział mi: „Wierzę, że jest skuteczne, ale ofiarowując cierpienia
myślę o
duszach, za które nikt się nie modli. Mówię sobie: jeśli to już
niepotrzebne mojemu
dziadkowi, to niech te ofiary pomogą tym, o których nikt nie myśli”.
Byłem tym
zbudowany.»
«Tak – mówi Piotr.
– Wczoraj
przyszedł do mnie i rzucając mi się na szyję, bo to jeszcze dziecko,
stwierdził:
„Teraz naprawdę jesteś dla mnie ojcem... i oddaję ci to, co twoja
dobroć pozwoliła
mi zaoszczędzić. Te pieniądze nie są już przydatne dziadkowi... A ty i
Porfirea
robicie dla mnie tak wiele...” Trudno mi było pohamować łzy.
Odpowiedziałem: „Nie,
synu. Te pieniądze damy jako jałmużny dla starców żyjących w nędzy albo
dla
biednych sierot, a Bóg je wykorzysta, żeby powiększyć spokój biednego
dziadka”. I
Margcjam spontanicznie pocałował mnie dwa razy, tak że... no... nie
mogłem już
zapanować nad łzami. A jak jest wdzięczny tobie, Bartłomieju, za
zapłacenie wydatków
[związanych z pogrzebem]. Mówił mi: „Dla mnie uczczenie dziadka nie ma
ceny.
Poproszę Bartłomieja, żeby mnie wziął za sługę.”»
«O! Biedne
dziecko! Nawet na
godzinę! On służy Panu i wszystkich nas buduje. Oddałem cześć
sprawiedliwemu.
Mogłem to uczynić, bo moje imię jest znane i łatwo było mi znaleźć
kogoś, kto
pożyczył pieniądze. W Betsaidzie zajmę się spłaceniem małego długu, w
gruncie
rzeczy nieznacznego...» – odpowiada Bartłomiej.
«Tak, jako pieniądz
to mało, bo ci z
Jizreel byli hojni. Jednak twoja miłość do współucznia nie jest czymś
bez znaczenia,
gdyż każdy czyn miłości posiada wielką wartość – stwierdza Jezus i
kontynuuje:
– Wy właśnie formujecie się w miłości bliźniego, która jest drugą
częścią
fundamentalnego przykazania Prawa Bożego. Zostało ono jednak naprawdę
zaniedbane w
Izraelu. Liczne przykazania, drobiazgowe [przepisy], które nastały po
Prawie Synajskim,
prostym i pełnym w swej skrótowości, wypaczyły pierwszą część
fundamentalnego
przykazania. Zamieniły je w zbiór rytów zewnętrznych, którym brak mocy,
wartości,
prawdy. Są to więc tylko zewnętrzne formy kultu, którym brak
aktywnego
udziału wnętrza poprzez wypełniane dzieła, przez pokonywane pokusy.
Jaką wartość może
mieć w oczach
Bożych popisywanie się jakimś kultem, kiedy potem, we wnętrzu, serce
nie kocha Boga,
nie unicestwia się w pełnej szacunku miłości do Boga, nie uwielbia Go i
nie podziwia,
miłując to, co On stworzył, poczynając od człowieka – arcydzieła
ziemskiego
Dzieła Stworzenia? Widzicie, dokąd zaprowadził błąd Izraela?
Na początku posiadał
jedno przykazanie
złożone z dwóch zasad. Stopniowo, wskutek upadku duchów, doszedł do
wyraźnego
odcięcia drugiego od pierwszego, jakby to była nieużyteczna gałąź. To
jednak nie
była niepotrzebna gałąź, nie było nawet dwóch gałęzi. To był jeden
pień, który
u podstawy przyozdabiały cnoty właściwe dla dwóch miłości: [Boga i
bliźniego].
Spójrzcie na wielki
figowiec, który
wyrósł na tym wzgórzu. Wyrósł spontanicznie i niemal od korzenia, czyli
od wyjścia z
ziemi, jest podzielony na dwa odgałęzienia. Są one tak połączone, że
ich kory się
zespoliły. Ale każda gałąź wydała swe liście z dwóch stron w sposób tak
zadziwiający, że tej małej wiosce usytuowanej na niewielkim wzgórzu
nadano nazwę:
„Dom figowca bliźniaka”. Otóż gdyby teraz chciało się rozdzielić dwa
pnie,
które w gruncie rzeczy stanowią jeden pień, trzeba by użyć
siekiery lub piły.
Ale co by się stało? To drzewo by umarło. Przy odrobinie zręczności
siekiera lub
piła przeszłaby tak, że tylko jeden z dwu pni zostałby zraniony. Jeden
by ocalał.
Drugi zaś zostałby skazany na nieuchronną śmierć. Ten, który by
pozostał, chociaż
żywy, byłby wątły i prawdopodobnie zmarniałby, nie dając już owocu lub
dając go
bardzo mało.
To samo stało się w
Izraelu. Chciano
podzielić, rozdzielić dwie części zjednoczone do tego stopnia, że są
czymś jednym.
Chciano poprawić to, co było doskonałe. Każde bowiem dzieło Boże jest
doskonałe,
każda myśl, każde słowo. Skoro Bóg na Synaju nakazał – w jednym
poleceniu –
miłość Boga Najświętszego oraz bliźniego, to jest jasne, że nie ma
dwóch
przykazań, które można by praktykować niezależnie jedno od drugiego.
One stanowią
jedno przykazanie.
Nigdy Mi nie dość
formowania was w tej
wzniosłej cnocie. Ona przewyższa wszystkie, wznosi się wraz z duchem do
Nieba, gdyż
jest jedyną, jaka istnieje w Niebie. Dlatego kładę nacisk na tę cnotę,
duszę całego
życia ducha. On traci życie, kiedy traci Miłość, bo wtedy traci Boga.
Zrozumiejcie Mnie.
Przypuśćmy, że
któregoś dnia przychodzi zapukać do waszych drzwi dwoje małżonków
bardzo bogatych.
Proszą o gościnę na całe życie. Czy moglibyście powiedzieć:
„Przyjmujemy
małżonka, ale nie chcemy małżonki”? Zapewne usłyszelibyście od małżonka
słowa:
„Tak nie może być. Nie mogę odłączyć się od ciała mojego ciała. Jeśli
nie
chcecie jej przyjąć, to ja też nie mogę się u was zatrzymać. Odchodzę
ze wszystkimi
skarbami, którymi chciałem się z wami podzielić”.
Bóg jest złączony z
Miłością. Ona
jest duchem Jego Ducha, prawdziwie i głębiej niż u dwojga małżonków,
którzy mocno
się kochają. Bóg jest Miłością. Tylko Miłość najbardziej ukazuje i
wyjaśnia, kim
jest Bóg. Pośród wszystkich Jego przymiotów ona jest cechą dominującą i
przymiotem
źródłowym. Wszystkie inne przymioty Boga rodzą się z miłości. Czym jest
Potęga,
jeśli nie miłością działającą? Czym jest Mądrość, jeśli nie miłością
nauczającą? Czymże Miłosierdzie, jeśli nie miłością przebaczającą? Czym
Sprawiedliwość, jeśli nie miłością zarządzającą? I mógłbym jeszcze
dalej w ten
sposób wyjaśniać wszystkie niezliczone przymioty Boga.
Teraz – po tym, co
powiedziałem –
czy możecie jeszcze myśleć, że ten, kto nie posiada miłości, ma Boga?
Nie ma Go. Czy
jeszcze możecie myśleć, że można przyjąć Boga nie przyjmując Miłości?
Miłość
jest jedyna. Obejmuje Stwórcę i stworzenia. Nie można posiadać jej
jednej połowy –
dawanej Stwórcy – ale nie posiadać drugiej połowy: [miłości] okazywanej
bliźniemu.
Bóg jest w stworzeniach przez Swój niezatarty znak – ze Swymi prawami
Ojca,
Małżonka, Króla. Dusza jest Jego tronem, ciało – świątynią. Kto więc
nie miłuje
swego brata i gardzi nim, ten gardzi, zasmuca, nie zna Pana domu swego
brata, jego Króla,
Ojca, Małżonka. To naturalne, że ten Wielki Byt – będący Wszystkim i
obecny
w bracie, we wszystkich braciach – uzna za Swoją obrazę znieważenie
istoty mniejszej,
mającej udział we Wszystkim, czyli pojedynczego człowieka.
Dlatego też
pouczałem was o dziełach miłosierdzia wobec ciała i ducha. To dlatego
pouczałem was,
żebyście nie gorszyli waszych braci. To dlatego uczyłem was nie
osądzać, nie
pogardzać, nie odrzucać braci, dobrych lub niedobrych, wiernych lub
pogan, przyjaciół
lub nieprzyjaciół, bogaczy lub biednych.
Kiedy w małżeńskim
łożu dokonuje
się poczęcie, dokonuje się ono przez taki sam akt, czy się to dzieje w
łożu ze
złota czy na ściółce z obory. A dziecko formujące się w łonie
królewskim nie
różni się od tego, które się kształtuje w łonie żebraczki. Poczęcie,
formowanie
się nowej istoty jest takie samo we wszystkich punktach ziemi, bez
względu na religię
mieszkańców. Wszystkie dzieci rodzą się tak, jak się narodził Abel i
Kain z łona
Ewy.
A równość w poczęciu,
formowaniu
się i sposobie rodzenia dzieci z mężczyzny i kobiety na ziemi,
odpowiada innej
równości – w Niebie: stworzeniu duszy, żeby ją wlać w embrion. Dzięki
[duszy]
staje się on embrionem ludzkim, a nie zwierzęcym, i ona
towarzyszy mu od chwili
jej stworzenia aż do śmierci. Potem żyje dalej, oczekując powszechnego
zmartwychwstania, dla zjednoczenia się na nowo z ciałem
zmartwychwstałym i otrzymania
wraz z nim nagrody lub kary: nagrody lub kary zależnej od czynów
dokonanych w czasie
ziemskiego życia.
Nie myślcie, że
Miłość jest
niesprawiedliwa. [Nie myślcie,] że wielu ludzi – pomimo praktykowania
cnoty w swej
religii, uważanej za prawdziwą – pozostanie bez nagrody na wieki
dlatego tylko, że
nie należeli do Izraela lub do Chrystusa. Po końcu świata nie będzie
żyła żadna
inna cnota jak tylko Miłość, czyli Jedność ze Stwórcą każdego
stworzenia, które
żyło sprawiedliwie. Nie będzie licznych Niebios: jednego dla
Izraelitów, jednego dla
chrześcijan, jednego dla katolików, jednego dla pogan, jednego dla
bałwochwalców. Nie
będzie wielu, lecz tylko jedno Niebo. Tak samo będzie jedna
nagroda: Bóg,
Stwórca, zjednoczy się ze Swymi dziećmi, które żyły sprawiedliwie. W
nich, dzięki
pięknu duchów i ciał świętych, będzie On podziwiał samego Siebie,
ciesząc się
jako Ojciec i Bóg. Będzie jeden Pan. Nie będzie jednego Pana dla
Izraela, jednego dla
katolicyzmu, jednego dla każdej innej religii. Teraz odsłaniam przed
wami wielką
prawdę. Pamiętajcie o niej. Przekazujcie ją waszym następcom. Nie
czekajcie ciągle,
aż Duch Święty rozjaśni prawdy po latach lub wiekach ciemności.
Słuchajcie.
Powiecie może: „Czy
to sprawiedliwe?
Przynależeliśmy do religii świętej, a na końcu świata zostaniemy
potraktowani tak
samo, jak poganie?” Odpowiadam wam: to tak samo sprawiedliwe, jak to –
a jest to
sprawiedliwość prawdziwa – że niektórzy, pomimo przynależności do
religii
świętej, nie osiągną szczęścia [wiecznego], gdyż nie żyli w sposób
święty.
Żyjący cnotą poganin – przekonany, że jego religia była dobra –
osiągnie na
końcu niebo, jedynie dlatego że praktykował wybraną cnotę. Kiedy [je
posiądzie]? Na
końcu świata. Wtedy gdy z czterech miejsc pobytu zmarłych pozostaną
tylko dwa, a
mianowicie: Raj i Piekło. Albowiem Sprawiedliwość w tamtej chwili
będzie mogła
zachować i dać tylko dwa królestwa wieczne tym, których drzewo wolnej
woli wydało
owoce dobre lub chciało owoców złych. Jakież jednak oczekiwanie, zanim
praktykujący
cnotę poganin dojdzie do nagrody!... O tym nie myślicie? A to
oczekiwanie –
szczególnie od chwili, gdy Odkupienie wraz ze wszystkimi następującymi
po nim cudami
dokona się i kiedy Ewangelia będzie głoszona światu – będzie
oczyszczeniem dusz.
[Będzie ono dotyczyć dusz,] które żyły sprawiedliwie w innych
religiach, ale nie
potrafiły przyjąć prawdziwej Wiary, poznając jej istnienie i
doświadczając jej
realności. Dla nich – otchłanie przez wieki wieków, aż do końca świata.
Dla
wierzących w Boga prawdziwego, którzy nie potrafili się zdobyć n na
heroiczną
świętość – długi Czyściec. Dla niektórych będzie on się mógł zakończyć
dopiero na końcu świata.
Po ekspiacji jednak i
po oczekiwaniu
wszyscy dobrzy, bez względu na swoje pochodzenie, znajdą się po prawicy
Boga. Źli
zaś, jakiekolwiek było ich pochodzenie – po lewicy, a potem – w
straszliwym Piekle.
Zbawiciel zaś wejdzie z dobrymi do Królestwa wiecznego.»
«Panie, wybacz mi,
jeśli Cię nie
rozumiem. To, co powiedziałeś, jest bardzo trudne... przynajmniej dla
mnie... Ciągle
mówisz, że jesteś Zbawicielem i że zbawisz tych, którzy wierzą w
Ciebie. A zatem ci,
którzy nie wierzą – ponieważ Cię nie poznali, bo żyli wcześniej, albo z
powodu
ogromu świata nie mieli możności poznania Ciebie – jakże mogą osiągnąć
zbawienie?» – pyta Bartłomiej.
«Powiem ci: dzięki
sprawiedliwemu
życiu, dobrym czynom, wierze, którą uważają za prawdziwą» [–
wyjaśnia
Jezus.]
«Ale oni nie
zwracali się do
Zbawiciela...»
«Jednak Zbawiciel
będzie cierpiał za
nich, także za nich. Nie myślisz o tym, Bartłomieju, jaką wartość i
zasięg będą
mieć Moje zasługi Człowieka-Boga?»
«Mój Panie, zawsze
mniejszą od
[zasług] Boga, a te miałeś przecież od zawsze...»
«Słuszna i niesłuszna
jest twoja
odpowiedź. Zasługi Boga są nieskończone, jak rzekłeś. Wszystko jest
nieskończone w
Bogu. Jednak Bóg nie ma zasług, to znaczy On nie zasługiwał. Ma
przymioty, cnoty Mu
właściwe. Jest Tym, Który Jest – Doskonałością, Nieskończonością,
Wszechmocą.
Żeby zasługiwać, trzeba z wysiłkiem wypełniać coś, co przewyższa naszą
naturę.
Nie jest więc zasługą na pykład spożywanie pokarmów. Ale jedzenie może
stać się
zasługą, kiedy je ograniczymy, podejmując prawdziwe ofiary, aby dać
biednym to, co
zaoszczędzimy. Milczenie też nie jest zasługą. Staje się nią jednak
wtedy, gdy się
milczy nie odpowiadając na zniewagę. I tak dalej.
Teraz rozumiesz, że
Bóg –
Doskonały, Nieskończony – nie może zmuszać Siebie samego [do
ofiarowania czegoś].
Jednak Człowiek-Bóg może się przymuszać, uniżając nieskończoną Naturę
Bożą do
granic ludzkich, pokonując ludzką naturę, która jest w Nim realna – a
nie nieobecna
lub pozorna – ze wszystkimi zmysłami i uczuciami, z jej możliwością
cierpienia,
umierania, z jej wolną wolą.
Nikt nie lubi
śmierci, szczególnie gdy
ona jest bolesna, przedwczesna i niezasłużona. Nikt jej nie lubi. A
jednak każdy
człowiek musi umrzeć. Trzeba więc patrzeć na śmierć z takim samym
spokojem, jak
widzi się koniec wszystkiego, co żyje. Otóż Ja zmuszam Moją Ludzką
Naturę do
umiłowania śmierci. I nie tylko to. Wybrałem życie, żeby móc umrzeć.
Dla
Ludzkości.
Tak więc jako
Człowiek-Bóg zdobywam
takie zasługi, jakich – będąc Bogiem – nie mogę zdobyć. I dzięki tym
nieskończonym zasługom będę miał nieskończoną moc nie tylko jako Bóg,
ale także
jako Człowiek, który składa Siebie w ofierze za wszystkich, czyli
osiąga nieskończone
granice Miłości. [Moje zasługi] są nieskończone ze względu na formę, w
jakiej je
zdobywam, ze względu na Boską Naturę połączoną z ludzką, ze względu na
cnotę
Miłości i Posłuszeństwa, dzięki którym mogę je wysługiwać [dla innych],
ze
względu na Męstwo, ze względu na Sprawiedliwość, Umiarkowanie,
Roztropność, ze
względu na wszystkie cnoty, które złożyłem w Moim sercu, aby było
dobrze przyjęte
przez Boga, Mego Ojca.
To przez ofiarę się
zasługuje. Im
większa ofiara, tym większa zasługa. Absolutna ofiara – absolutna
zasługa.
Doskonała ofiara – doskonała zasługa. I używana według świętej woli
ofiary,
której Ojciec mówi: „Niech będzie, jak chcesz!”, ponieważ ona
bezgranicznie Go
umiłowała i umiłowała bez granic bliźniego.
I to wam mówię.
Najbiedniejszy z ludzi
może być najbogatszy i wyświadczyć dobro bezgranicznej ilości braci,
jeśli potrafi
kochać aż do złożenia ofiary. Mówię wam: nawet jeśli nie macie już
kawałka
chleba, kubka wody, skrawka ubrania, możecie zawsze czynić dobro. Jak?
Modląc się i
cierpiąc za braci. Komu należy świadczyć dobro? Wszystkim. W
jaki sposób? Na
tysiące najróżniejszych świętych sposobów. Jeśli bowiem będziecie
kochać, wtedy
będziecie umieć jak Bóg działać, nauczać, przebaczać, zarządzać i
zbawiać jak
Człowiek-Bóg.»
«O, Panie, daj nam
taką miłość!»
– wzdycha Jan.
«Bóg wam ją daje, bo
On daje wam
Siebie. Ale powinniście ją przyjąć i praktykować coraz doskonalej. Nic
nie może w
was być oddzielone od miłości. To, co dotyczy materii i ducha. Wszystko
czyńcie z
miłością i dla Miłości. Poświęćcie wasze czyny, wasze dni, dorzućcie
soli do
waszych modlitw, światła – do waszych czynów. Światłem, smakiem,
uświęceniem jest
Miłość. Bez niej ryty są bez wartości, modlitwy – próżne, a ofiary –
fałszywe.
Zaprawdę powiadam wam, że uśmiech, którym ubogi was pozdrawia jako
braci, ma więcej
wartości niż worek monet. Ten bowiem ktoś może rzucić wam do stóp
jedynie po to,
żebyście go zauważyli. Umiejcie kochać, a Bóg będzie z wami, zawsze.»
«Naucz nas kochać w
taki sposób,
Panie.»
«Już od dwóch lat was
tego uczę...
Czyńcie to, co widzicie, że Ja czynię, a będziecie w Miłości i Miłość
będzie w
was. Będzie na was pieczęć, namaszczenie, korona, która sprawi, że
rozpoznają w was
sługi Boga-Miłości. Teraz odpocznijmy w tym cieniu. Jest tu trawa gęsta
i wysoka, a
drzewa łagodzą upał. Wieczorem pójdziemy dalej...»
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
136(b1) 04136 0404 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2więcej podobnych podstron