Harry Harrison
Planeta Śmierci 4 Księga I
. 4 .
Mały kosmiczny kuter, którego załogę stanowiły trzy
imity, miał zdublowany system sterowania - zdalne manipulatory oraz sygnały z
okrętu. Przy tym nadrzędne sterowanie w chwili szczególnej konieczności
mógł przejąć dowolny czwarty człowiek, dopuszczony do pulpitu
centralnego, niezależnego od pulpitów sterowniczych aparatów
imitacyjnych, w których znajdowali się aktualnie Jason, Meta i Troy. Ten
sprytny system wymyślił Jason, zarażony niebywały ostrożnością Mety. Oczywiście
miała rację. Lodowa asteroida kryła masę niespodzianek, a każdy, kto miał do
czynienia z imitem, wiedział, że ciężko jest wyjść z szoku, jeśli w celu
uzyskania szerokiego zakresu informacji odłącza się blokadę i nie można jej
włączyć ponownie, gdy odczucia, przekazywane przez robota, przekraczaj ą
niebezpieczny dla człowieka poziom. Przygotowywali się na taką ewentualność, ale
szybko się okazało, że powinni się byli przygotować na inni. Ale kto mógł
wszystko przewidzieć?
Miejsce do lądowania Jason wybrał w sporej odległości od
lodowej tafli, z której pierwsza grupa wycięła sześcian z potworem. Po
pierwsze, nie należy dwa razy kusić losu w tym samym miejscu. Po drugie, chciał
wyjaśnić, dlaczego większa część powierzchni zastygła jak spokojne morze, a w
pojedynczych miejscach widnieją spiętrzenia kry. Jakby szalała tam prawdziwa
burza. Takie burze były niemożliwe na pozbawionej atmosfery asteroidzie. Co
oznaczało, że coś od wewnątrz spiętrzyło lodowy pancerz. W podobnych miejscach
postanowiono umieścić bomby Jason uwzględnił tę okoliczność - w jego planach nie
mieściło się spotkanie z saperami.
Lot odbywał się normalnie niemal do samego lądowania, ale potem
przyrządy odnotowały mocny magnetyczny impuls i po sekundzie kuter przestał
słuchać całej trójki: Bardzo silne promieniowanie zdławiło sygnał
sterujący ze statku i lądowanie odbyło się według nowej, dokładnie wyznaczonej
trajektorii. Kto wyznaczył ten nowy kurs?!
Zetknięcie z podłożem było nadspodziewanie twarde, na szczęście
jednak nie stracili do końca kontroli nad zagrzebanym w lodzie kutrem, luki
wejściowe otworzyły się na żądanie. Trzy imity na rozkaz ludzi wyskoczyły na
lód, jednocześnie i elegancko jak trójka dziarskich
policjantów, przybyłych na miejsce przestępstwa. Na tym podobieństwo się
kończyło, ponieważ cała reszta całkowicie zbiła z topu wspaniałych
komandosów. Stali u podnóża ogromnej pionowej skały, wbijającej
się w otchłań czarnego nieba. Tylko reflektory i mocna lampa kutra wydobywały z
mroku błękitnawy odblask na wpół przezroczystego lodu. Potem ściana przed
nimi rozpadła się na miriady drobniutkich błyszczących odłamków, jak
gruba tafla szkła pod naporem fali uderzeniowej. Jason nawet zdążył pomyśleć, że
może operacja zniszczenia rozpoczęła się nieco wcześniej.
Z czeluści wynurzyła się ogromna, niekształtna postać. Była tak
samo absolutnie czarna, jak czarny wydawał się na ekranach dysk asteroidy w
czasie zdalnej lokacji, i emitowała podobny lęk.
- Prawdziwa czarna dziura! - szepnął Troy. - Popatrzcie tylko:
całkowity brak promieniowania w całym spektrum.
- Tak, ale ta dziura rozszerza się, wyłamując lód, i
zmierza w kierunku naszych imitów - zauważył Jason.
- Ależ to niemożliwe! - zdążył krzyknąć Troy, zanim imit Mety
jako pierwszy otworzył ogień ze wszystkich posiadanych rodzajów broni.
Pyrrusanie nigdy nie potrzebowali komendy "Ognia!" A
rozkaz "Wstrzymaj ogień!" wykonywali dopiero wtedy, gdy kończyła się
amunicja.
- To nie ma sensu. To nie ma sensu - jęczał Jason. -
Przestańcie!
Rzeczywiście, po co strzelać, jeśli laserowe pociski i
strumienie rozżarzonej plazmy uderzają w pustkę. Postać zamarła na chwilę, jak
bryła idealnie czarnego węgla, ale nie wyglądało, żeby atak wystraszył j ą albo
skłonił do wycofania. Była to raczej chwila zadumy przed następnym krokiem. I
kolejny krok niezwłocznie nastąpił. Już po kilku sekundach cała trójka
mogła się przekonać: absolutnie czarne ciało wcale nie jest dziurą w
przestrzeni, kłębkiem pól energetycznych ani tym bardziej złudzeniem.
Czarny kolos był całkowicie materialny. Niczym dwa ogromne łapska z ciężkimi
pięściami wyrzucił do przodu coś na kształt macek i opuścił je na nieuprzejmych
gości. Jedna z macek spłaszczyła i zmieniła w stertę złomu kuter, a drugą
stwór nakrył imity i błyskawicznie uniósł je w mroczne głębiny.
Zapewne tam zgniótł je na placek, ale tego nie udało się stwierdzić na
pewno - łączność z robotami natychmiast została zerwana. Na szczęście, bo kto
chciałby doświadczyć na własnej skórze całej gamy towarzyszących temu
odczuć? Za równie wielki sukces należałoby uznać również to, że
cała sytuacja została nagrana przez kamery zewnętrznego monitoringu, a zapis bez
przeszkód został przekazany do pamięci głównego komputera.
Jason, Meta i Troy szybko opuścili głuche i ślepe aparaty
imitacyjne i przeszli na zewnętrzną aparaturę "Argo".
W feralnym punkcie planety działo się coś niedobrego. Ostatnia
autoinformacja przekazana przez imity do umysłów trójki
zrozpaczonych badaczy była iście diabelską kakofonią dźwięków, wysokich i
niskich tonów jednocześnie, na granicy słyszalności, o natężeniu
sięgającym bariery bólu. Teraz zaś, gdy łączność się urwała, wszystkie te
odgłosy zastąpiła głucha cisza pustki.
Ale na powierzchni asteroidy nadal coś się działo - wydawało
się, że w obiekcie powstała dziura i że przez nią wypływa z asteroidy strach,
niczym tusz do wody Tyle że nie z prędkością rozlewającej się cieczy, a z
szybkością wyrastającego nad Ziemią atomowego grzyba. Nawet nie - szybciej. Atak
owego mroku na liniowiec przeczył wszystkim prawom fizyki znanym ludziom.
Wywoływał niepewność i strach. To, co w pierwszej chwili wydało się postacią
humanoidalną, teraz przypominało raczej obłok, ośmiornicę czy też rozbiegające
się we wszystkie strony szczeliny. Jakby sama przestrzeń pękła niczym
dwuwymiarowy obrazek, a teraz wolno tajała w atakującym koszmarze lepkiej i
nieprzeniknionej czerni.
Takiego strachu i obrzydzenia, jaki wywoływał ten widok, żadne
z nich nie odczuwało nigdy dotąd. I już wiadomo było, że nie ma gdzie się ukryć,
że mrok dosięgnie ich wszędzie, że pancerz "Argo" jest dla tej
substancji jak skorupka jajka, a raczej przezroczysta siatka, że śmierci nie da
się uniknąć. Że raczej już są martwi, a ten obłęd jest innym życiem, a może
Sądem Ostatecznym lub... zwyczajnym szaleństwem.
Jason zapamiętał zwrócone na niego oczy Mety. Ta nie
znająca lęku, pewna siebie amazonka w jednej chwili zmieniła się w małą,
wystraszoną dziewczynkę. Ciekawe, kogo on w tej chwili przypomina? Tylko na
twarzy Troya widniała, jak i wcześniej, szalona ciekawość przechodząca w
maniakalne podniecenie i niezaspokajalna żądza zemsty.
To nie wróży nic dobrego! - zdążył pomyśleć Jason. Potem
wszystko się skończyło. Ostatnią rzeczą, jaką słyszał, był straszliwy świst, z
którym przez ogromną wyrwę w kadłubie okrętu ulatywało powietrze.
następny
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
v 04 114114 04114 04 (4)04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhiwięcej podobnych podstron