v 05 15







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.15)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








 15. JUDASZ GANI POSTĘPOWANIE
JEZUSA


Napisane 12
stycznia 1947. A, 9850-9863
Wstańcie i
chodźmy wzdłuż strumienia. Jak Hebrajczycy
poza ojczyzną i w miejscach, gdzie nie ma synagogi, będziemy świętować
szabat w naszym gronie. Chodźcie, Moje dzieci...» – mówi Jezus do
apostołów
próżnujących w ogrodzie przy domu i wyciąga rękę do trojga biednych
dzieci
stojących na uboczu.
Biegną z
nieśmiałą radością na swych twarzach dziecięcych,
lecz przedwcześnie zamyślonych, które widziały przerastające je rzeczy.
Najstarsze ujmują Jezusa za ręce. Najmłodsze chce, żeby je niósł, więc
On
zadowala je, mówiąc do najstarszego:
«Zostaniesz
przy Mnie i będziesz trzymać Moją szatę, jak
wczoraj. Izaak jest zbyt zmęczony i zbyt mały, aby iść sam...»
Dziecko
syci się uśmiechem Jezusa i zgadza się, zadowalając
się maszerowaniem przy Nim jak mały mężczyzna.
«Daj mi
dziecko, Nauczycielu. Musisz być jeszcze zmęczony
po wczorajszym dniu, a Ruben cierpi, że nie mógł podać Ci ręki...» –
mówi
Bartłomiej i chce wziąć od Niego chłopca, który przywiera do szyi
Jezusa.
«Jest uparty
jak wszyscy z jego rasy!» – wykrzykuje
Judasz.


«Nie.
Jest zmęczony. Nie rozumiesz dzieci. One takie są.
Kiedy są zasmucone lub przerażone, szukają schronienia u pierwszego,
kto się
do nich uśmiechnął i pocieszył je» – odpowiada mu Bartłomiej. I nie
mogąc
wziąć na ręce najmłodszego, podaje dłoń starszemu po pogłaskaniu go po
głowie
i uśmiechnięciu się po ojcowsku.
Wychodzą
z domu, w którym zostaje niewiasta i idą za osadę,
wzdłuż potoku. Piękne są jego brzegi porośnięte świeżą trawą i pokryte
polnymi kwiatami jak gwiazdami. Woda jest przejrzysta i szemrze pośród
kamieni, a choć nie jest zbyt obfita, słyszy się w niej dźwięki harfy i
szmer na największych kamieniach rozsianych na piaszczystym dnie, kiedy
wpływa
pomiędzy szczeliny kilku małych wysepek porośniętych trzciną. Z drzew
nad
brzegami zrywają się do lotu ptaki z radosnymi trelami lub siadają na
gałęzi,
w słońcu, i wyśpiewują swe pierwsze wiosenne piosenki. Inne schodzą
pełne
wdzięku i ruchliwe. Szukają owadów i robaków w ziemi lub piją wodę przy
brzegu. Dwie dzikie turkawki kąpią się w zakolu rzeki i trącają się
dziobami, a potem odlatują unosząc w swych dziobach kłaczek wełny
porzucony
przez jakąś owcę na gałęzi głogu, która ma już kwiaty na szczycie.
«Robią
tak, żeby zbudować gniazdo – mówi największe z
dzieci – Na pewno mają już małe turkawki...»
Chłopiec
spuszcza głowę nisko, bardzo nisko. I choć przy
pierwszych słowach lekko się uśmiechnął, teraz płacze cichutko
ocierając
dłonią łzy.
Bartłomiej
bierze go na ręce, pojmując ranę, jaką zadały
dziecku dwie turkawki zajmujące się swym gniazdem, i wzdycha, mając
dobre
serce ojca rodziny. Dziecko płacze na jego ramieniu, a drugie widząc
jego łzy
też zaczyna płakać, po czym wtóruje im trzecie, wołając ojca swym
głosem
dziecka, które ledwie zaczyna mówić.
«Dziś to
będzie nasza szabatowa modlitwa! Mogłeś zostawić
dzieci w domu! Niewieście łatwiej niż nam przychodzi zajmować się
takimi przypadkami
i...» – stwierdza Iskariota.


«Ale
przecież ona też tylko płacze! Zresztą ja też mam
ochotę to zrobić... Bo to są sprawy... które wywołują płacz...» – mówi
Piotr biorąc na ręce drugie dziecko.
«Tak, to
sprawy, które skłaniają do płaczu, to prawda. I
Maria, małżonka Jakuba, biedna zasmucona staruszka, nie jest zdolna
pocieszyć
dzieci...» – potwierdza Zelota.
«Nam
też, jak się wydaje, to zbytnio nie wychodzi.
Jedynym, który mógłby je pocieszyć jest Nauczyciel, a nie uczynił tego»
[– mówi znowu Iskariota.]

«Nie uczynił tego? A cóż więcej miał
uczynić? Przekonał
rozbójników. Przeszedł wiele mil z dziećmi w ramionach i zajął się
uprzedzeniem ich krewnych...»
«To wszystko są sprawy drugorzędne.
On jest Tym, który
nakazuje nawet śmierci. Mógł czy raczej powinien był zejść do owczarni
i
wskrzesić pasterza. Uczynił to przecież dla Łazarza, który nikomu nie
był
potrzebny! Tu był ojciec, w dodatku wdowiec i dzieci zostały same...
sytuacja
wymagała wskrzeszenia. Nie rozumiem, Nauczycielu...»

«A my nie
rozumiemy, dlaczego
jesteś tak pobawiony szacunku...» [– odzywają się apostołowie.]

«Spokój, spokój! Judasz nie rozumie.
Nie on jeden nie
rozumie racji Bożych i konsekwencji grzechu. Ty też, Szymonie, synu
Jony, nie
rozumiesz, dlaczego niewinne dzieci muszą cierpieć. Nie osądzajcie więc
Judasza, syna Szymona, który nie rozumie, dlaczego ten człowiek nie
został
wskrzeszony. Gdyby Judasz się zastanowił, on, który Mi zawsze czyni
wyrzuty,
że chodzę sam i daleko, zrozumiałby, dlaczego nie mogłem iść tak
daleko...
W rzeczywistości owczarnia była na Równinie Jerychońskiej, lecz za
miastem,
w kierunku brodu. Co byście powiedzieli, gdybym poszedł tak daleko, co
najmniej na trzy dni?»

«Mogłeś Swoim
duchem nakazać temu umarłemu powstać z
martwych» [– stwierdza Judasz.]

«Czy jesteś bardziej wymagający od
faryzeuszy i uczonych w
Piśmie, którzy chcieli dowodu na umarłym, który się już rozkładał, żeby
móc naprawdę powiedzieć, że powstał z martwych?»
«Oni chcieli tego, bo Cię nienawidzą.
Ja chciałem tego,
ponieważ Cię kocham i chciałbym ujrzeć, jak miażdżysz wszystkich Twoich
wrogów» [– stwierdza Judasz.]
«Twoje stare uczucie i
nieuporządkowana miłość. Nie
potrafiłeś wykorzenić ze swego serca starych drzew, żeby je zastąpić
młodymi
drzewami, a stare, ogarnięte Światłością, do której się zbliżyłeś, są
jeszcze potężniejsze. Twój błąd to błąd wielu ludzi, obecnych i
przyszłych,
tych, którzy mimo pomocy ze strony Boga nie zmieniają się, gdyż nie
odpowiadają heroiczną wolą na pomoc okazywaną im przez Boga.»

«Czy może ci,
którzy są jak
ja, Twoimi uczniami, zniszczyli stare drzewa?» [– pyta Judasz.]

«Oni przynajmniej mocno je przycięli
i dokonali wielu
przeszczepów. Ty tego nie uczyniłeś. Ty nawet nie spojrzałeś uważnie,
czy
nie potrzebują przeszczepienia, przycięcia lub czy nie należało ich
usunąć.
Nie jesteś przewidującym ogrodnikiem, Judaszu.»
«Jednakże tylko w odniesieniu do
mojej duszy, bo ogrodami
potrafię się zajmować» [– odcina się Iskariota. Jezus odpowiada:]

«Potrafisz.
Wszystkie ziemskie rzeczy umiesz
robić. Chciałbym widzieć, że jesteś tak samo zdolny w sprawach Nieba.»

«Już samo Twoje światło powinno w nas
dokonywać cudów!
Może ono nie jest dobre? Skoro sprawia, że owocuje zło i umacnia je, w
takim
razie nie jest dobre i to jego wina, że nie stajemy się lepsi.»
«Mów za siebie, przyjacielu. Ja nie
uważam, że Nauczyciel
wzmocnił moje złe skłonności» – odzywa się Tomasz.
Andrzej i Jakub, syn Zebedeusza,
potakują: «Ani ja.» «Ani
ja.»
«A co do mnie, Jego moc wyzwoliła
mnie od zła i odrodziła
mnie. Dlaczego mówisz w ten sposób? Zastanawiasz się nad tym, co
mówisz?»
– pyta Mateusz.
Piotr już ma coś powiedzieć, ale woli
odejść i odchodzi
szybko z dzieckiem przytulonym do jego szyi, naśladując ruchy łodzi,
żeby je
rozśmieszyć. A przechodząc ujmuje pod ramię Tadeusza, mówiąc do niego:
«Chodźmy tam na tę wyspę! Pełno na
niej kwiatów jak w
koszu. Chodźcie, Natanaelu, Filipie, Szymonie, Janie... Jeden skok i
już tam
jesteśmy. Strumień tak podzielony to już tylko dwa potoki z dwu stron
wyspy...»

I skacze jako
pierwszy, stawiając
stopy na wynurzającej się z wody piaszczystej kilkumetrowej
przestrzeni,
pokrytej trawą jak łąka, porośniętej pierwszymi kwiatami, które formują
na niej kobierzec. Pośrodku zaś znajduje się jedna topola wysoka i
smukła.
Łagodny wiatr kołysze jej wierzchołkiem. Wezwani przyłączają się do
Piotra powoli, a następnie idą za nim ci, którzy byli bliżej Jezusa. On
zaś
pozostaje w tyle, aby porozmawiać z Iskariotą.


«Jeszcze
nie skończył?» – pyta Piotr swego brata.
«Nauczyciel
właśnie obrabia jego serce» –
odpowiada Andrzej.

«Ech! Łatwiej mi sprawić, żeby
wyrosły figi na tym
drzewie niż sprawiedliwości zrodzić się w sercu Judasza.»

«I w jego
rozumie» – dodaje Mateusz.
«Jest głupi,
bo chce takim być i w tych sprawach, w których
tego chce» – mówi Tadeusz.


«Cierpi,
bo nie został wybrany do ewangelizowania. Wiem o
tym» – wyjaśnia Jan.
«Co do
mnie... gdyby chciał iść za mnie... naprawdę nie
zależy mi na tym, aby chodzić!» – woła Piotr.
«Nikomu
nie zależy, ale jemu – tak. Z drugiej strony mój
Brat nie chce go wysłać. Dziś rano o tym z Nim rozmawiałem, bo też
zrozumiałem
nastrój Judasza i jego źródła. Ale Jezus powiedział mi: „To właśnie
dlatego, że jego serce jest chore, chcę go zatrzymać przy Mnie. Właśnie
cierpiący i słabi potrzebują lekarza, kogoś, kto ich podtrzyma”.»
«Tak!...
Dobrze!... Chodźcie, moje dzieci. Teraz weźmiemy
te piękne trzciny i zrobimy z nich łódki. Popatrzcie, jakie są piękne!
A do
środka, jako rybaków, włożymy kwiatki... teraz przywiążemy łodzie tymi
trawkami, a potem wy wypłyniecie nimi na wodę, tak... a potem
wyciągniecie je
na brzeg po połowie... Możecie też opłynąć wyspę... uważajcie na
podwodne skały, ech!...»
Piotr
wykazuje godną podziwu cierpliwość. Nożem przycina
kawałki trzciny. Rozcina je od jednego zgrubienia do drugiego, zdejmuje
jedną
część, aby przekształcić trzcinę w łódki. Aby byli w nich rybacy zerwał
stokrotki jeszcze z pączkami. W piasku wykopał maleńki port, a z
mokrego
piasku zbudował domy. Osiągnął swój cel: rozbawił dzieci. Siada teraz
zadowolony szepcząc: «Biedne dzieci!»
Jezus
wchodzi na wyspę akurat w chwili, gdy dwoje dzieci
zaczyna zabawę. Głaszcze je, stawiając na ziemi najmniejszego, który
przyłącza
się do zabawy swych braci.
«Jestem
dla was. Teraz pomówimy o Bogu, gdyż mówić o
Bogu i mówić do Boga, to przygotowywać się do posłannictwa. Po
modlitwie,
czyli po mówieniu do Boga, będziemy mówić o Bogu, który jest obecny we
wszystkim, aby pouczyć o tym, co dobre. Chodźmy. Wstańcie i pomódlmy
się...»
I
intonuje psalmy po hebrajsku. Apostołowie przyłączają
się.
Dzieci,
które się oddaliły z łódkami, przerywają swój
szczebiot i zabawy. Podchodzą, słysząc śpiew psalmów. Słuchają uważnie,
z oczyma skierowanymi na Jezusa, który dla nich jest wszystkim, a potem
z
dziecięcą skłonnością do naśladowania przybierają tę samą postawę, co
modlący się i próbują naśladować śpiew. Nucą, gdyż nie znają słów
psalmów. Jezus spuszcza głowę i spogląda na nie z uśmiechem zachęcając
do
śpiewu niewinne głosy. Czując tę pochwałę nabierają odwagi...
Śpiew
psalmów dobiega końca.
Jezus
siada na trawie i zaczyna mówić:
«Kiedy
królowie izraelscy, król Joramu i król Judy,
zjednoczyli się, aby walczyć z królem Moabu i poszli prosić o radę
proroka
Elizeusza, ten odpowiedział posłańcowi królów: „Gdybym nie darzył
szacunkiem Jozafata, króla Judy, nawet bym na ciebie nie popatrzył. Ale
teraz,
przyprowadźcie mi grającego na harfie”. I podczas gdy harfista grał,
Bóg mówił
do swego proroka, nakazując wyżłobienie wielu rowów w wyschłym potoku,
aby
napełnił się wodą dla ludzi i zwierząt. I w godzinie ofiary porannej,
potok
– chociaż nie było wiatru ani deszczu – napełnił się jak Pan
zapowiedział. O czym, według was, poucza to wydarzenie?
Powiedzcie!»

Apostołowie naradzają się między
sobą. Jedni mówią:

«Bóg nie mówi,
kiedy serce
jest wzburzone. Elizeusz, aby móc usłyszeć Boga, chciał uśmierzyć
najpierw
swój gniew, wywołany ujrzeniem przed sobą [posłańca] króla Izraela.»


Inni
natomiast mówią:
«To
lekcja sprawiedliwości. Elizeusz, aby nie ukarać króla
Judy – niewinnego, ocala nawet winnego.»
Inni jeszcze:

«To pouczenie o posłuszeństwie i o
wierze. Wykopali rowy
dla okazania posłuszeństwa nakazowi pozornie głupiemu. Przez wiarę zaś
otrzymali wodę, choć niebo było pogodne i bez wiatru.»

«Dobrze
odpowiedzieliście, ale
nie całkiem. Kiedy serce jest wzburzone, Bóg nie mówi. To prawda. Ale
nie
potrzeba harfy, aby uspokoić serce. Wystarczy mieć miłość, która jest
harfą
duchową, wygrywającą dźwięki Raju. Kiedy dusza żyje w miłości, ma serce
spokojne, słyszy głos Boży i rozumie go.»

«Zatem Elizeusz nie miał miłości,
skoro był wzburzony.»
«Elizeusz żył w czasie
Sprawiedliwości. Trzeba umieć
przenieść na czasy Miłości wydarzenia dawne i widzieć je nie w świetle
błyskawic,
lecz w świetle gwiazd. Wy należycie do nowego czasu. Dlaczego więc tak
często
jesteście bardziej gniewni i wzburzeni niż ci z dawnych czasów?
Wyzbądźcie
się przeszłości. Powtarzam to, chociaż Judasz nie lubi słuchać, jak to
powtarzam. Wyrwijcie z korzeniami, przytnijcie, zaszczepcie, posadźcie
nowe
drzewa. Odnówcie się, wykopcie rowy pokory, posłuszeństwa, wiary. Tamci
królowie
umieli to uczynić, dwóch przeciw jednemu. Nie byli z Judy i nie
słyszeli
Boga, lecz prorok Boga powtórzył im wolę Najwyższego. Umarliby z
pragnienia
z powodu braku wody, gdyby nie potrafili okazać posłuszeństwa.
Posłuchali i
woda napełniła wykopane rowy. Nie tylko pozbyli się pragnienia, lecz
pokonali
także nieprzyjaciół. Ja jestem Wodą Życia. Wykopcie rowy w waszych
sercach,
aby móc Mnie przyjąć.

A teraz
posłuchajcie. Nie
przemawiam długo. Podsuwam wam myśli do przemyślenia. Jeśli się nie
przyzwyczaicie do rozmyślania, będziecie zawsze jak te dzieci, a nawet
mniejsi
od nich, bo one są niewinne, a wy – nie, dlatego światło duchowe będzie
w
was zamroczone. Słuchacie ciągle, a nie zatrzymujecie tego nigdy [w
pamięci],
gdyż wasz rozum śpi zamiast być aktywnym.

Posłuchajcie więc. Kiedy Szunemitce
umarł syn, postanowiła
iść do proroka, chociaż mąż powiedział jej, że to nie był nów ani
szabat. Ale ona wiedziała, że powinna tam iść, bo z niektórymi sprawami
nie
można zwlekać. A ponieważ umiała rozumieć ducha tych spraw, jej syn
został
wskrzeszony. Co powiecie o tym wydarzeniu?»

«To wyrzut
skierowany do mnie z powodu szabatu» – mówi
Iskariota.

«Widzisz więc, o Judaszu, że kiedy
chcesz, umiesz zrozumieć?
Otwórz więc twego ducha na sprawiedliwość» [– prosi Jezus.]
«Tak... ale Ty nie pogwałciłeś
szabatu, aby wskrzesić człowieka»
[– mówi Judasz. Jezus mu wyjaśnia:]
«Zrobiłem więcej. Przeszkodziłem
zniszczeniu, uśmierceniu
tych dzieci, ich prawdziwej śmierci. Przypomniałem też złodziejom,
że...»
«O! Zaczekaj z tym pocieszaniem
Siebie, że coś uczyniłeś!
Nie wierzę, że Cię posłuchali...» [– przerywa Mu Judasz.]

«Skoro
Nauczyciel to mówi...»
«Elizeusz sam
w opisie o
Szunemitce mówi: „Pan ukrył to przede mną”. Zatem nie wszystko wiedzą
nawet prorocy» – odpowiada Iskariota.

«Nasz Brat jest kimś więcej niż
prorokiem» – zauważa
Tadeusz.
«Wiem o tym. To Syn Boży. Ale także
Człowiek. Jako taki
może podlegać niewiedzy o sprawach drugorzędnych, jak ta o nawróceniu i
o
powrocie... Nauczycielu, czy naprawdę zawsze, zawsze wiesz wszystko?
Często
zadaję sobie to pytanie...» – mówi szybko, z naciskiem, Iskariota.

«A z jakim
nastawieniem [o to pytasz]? Aby
uzyskać spokój, radę, odczuwając niepokój?» – pyta Jezus.

«Ależ... nie wiem. Zadaję sobie takie
pytanie i...»
«I wydajesz się zaniepokojony już
samym pytaniem» – mówi
Tomasz.
«Ja? Oczywiście niepewność zawsze
niepokoi...»

«Co za
subtelności! – odzywa się Piotr – Ja nie
stawiam sobie tylu pytań. Wierzę bez pytania i nic mnie nie wprawia w
stan
niepokoju ani zamętu. Ale pozwólmy mówić Nauczycielowi. Mnie się nie
podoba
to pouczenie. Opowiedz piękną przypowieść, Nauczycielu. Będzie się
podobać
także dzieciom» – prosi Piotr.


«Muszę
jeszcze o jedno zapytać. A mianowicie: Co, według
was, oznacza mąka, która odbiera gorycz polewce uczniów proroków?»
Odpowiedzią
na to pytanie jest głęboka cisza.
«Cóż
więc? Nie potraficie odpowiedzieć?» [– pyta
Jezus.]
«Może
mąka pochłania gorycz...» – mówi Mateusz
niepewnie.
«Wszystko
byłoby gorzkie, nawet mąka.»
«To cud
proroka, który nie chciał dręczyć sługi» –
sugeruje Filip.
«Także i
to. Ale nie tylko to.»
«Pan
chciał, żeby rozbłysła potęga proroka, nawet w
zwykłej materii» – mówi Zelota.
«Tak,
ale to nie jest jeszcze właściwe znaczenie. Życie
każdego z proroków uczestniczy z wyprzedzeniem w tym, co będzie w pełni
czasów:
w Moim [czasie]. Wyrażają Mój dzień ziemski w symbolach i figurach.
Zatem...»

Cisza. Patrzą na siebie. Potem Jan
spuszcza głowę, jego
oblicze rozpłomienia się, uśmiecha się.
«Dlaczego nie wypowiadasz swej myśli,
Janie? – pyta go
Jezus. – Nie uchybisz miłości mówiąc, gdyż nie uczynisz tego, aby
kogokolwiek dręczyć.»
«Myślę, że znaczenie jest
następujące. W czasach głodu
Prawdy i niedostatku Mądrości, w czasie, kiedy Ty przyszedłeś,
wszystkie
drzewa zdziczały i wydały owoce gorzkie, niejadalne, jakby trujące dla
synów
ludzkich. Na próżno je więc zbierali i przygotowywali, aby się nimi
karmić.
Jednakże Dobroć Wieczna przysyła Ciebie, mąkę z wybornego ziarna i Ty,
dzięki
Twojej doskonałości, usuwasz truciznę z każdego pożywienia, czyniąc
ponownie dobrymi i drzewa Pism, które wieki wynaturzyły, i podniebienia
ludzi,
które zepsuła pożądliwość. W tym wypadku, Tym, który nakazuje przynieść
mąkę i wsypać ją do gorzkiej polewki, jest Twój Ojciec. Ty jesteś mąką.
Poświęcasz siebie, aby stać się pokarmem dla ludzi. Kiedy już siebie
wyniszczysz, nie będzie już nic gorzkiego w świecie, gdyż Ty
przywrócisz
przyjaźń z Bogiem. Może się mylę...»
«Nie, nie pomyliłeś się. Oto jest
symbol.»
«O! Ale jak ty to wymyśliłeś?» – pyta
zaskoczony
Piotr.

Jezus mu
odpowiada:

«Mówię ci to twoimi własnymi słowami,
które wypowiedziałeś
przed chwilą: piękny skok i jest się na spokojnej, ukwieconej wyspie
duchowości.
Potrzeba odwagi, aby wykonać ten skok, porzucając brzeg, świat. Skoczyć
nie
zastanawiając się, że ktoś może wyśmiać nieudolność naszego skoku lub
kpić z naszej naiwności, że wolimy samotną wyspę niż świat. Skoczyć,
nie
bojąc się, że się zranimy lub zmoczymy, lub będziemy zawiedzeni.
Porzucić
wszystko, aby się schronić w Bogu. Zostać na wyspie oddalonej od świata
i
opuszczać ją jedynie po to, aby rozdzielać tym, którzy pozostali na
brzegu,
kwiaty i wody czyste zebrane na wyspie ducha, gdzie jest jedno drzewo:
Mądrości.
Pozostać w jego pobliżu, daleko od hałasów świata, aby pojąć wszystkie
słowa
i stać się nauczycielem, umiejąc być też uczniem. To także jest symbol.
Ale teraz opowiedzmy piękną przypowieść dla dzieci. Chodźcie tutaj,
bardzo
blisko.»
Troje dzieci podchodzi tak blisko, że
siadają wręcz na
Jego kolanach. Jezus otacza je Swoimi ramionami i zaczyna opowiadać:
«Pewnego dnia Pan Bóg powiedział:
„Uczynię człowieka i
człowiek będzie żył w Raju ziemskim, gdzie znajduje się wielka rzeka,
która
rozdziela się na cztery [odnogi], którymi są Piszon, Gichon, Eufrat i
Tygrys,
opływające ziemię. Człowiek będzie szczęśliwy, posiadając wszelkie
piękno
i całe dobro Stworzenia i Moją miłość dla radości swego ducha”. I tak
uczynił. To było tak, jakby człowiek znajdował się na wielkiej wyspie,
ale
jeszcze bardziej ukwieconej niż ta, i z wszelkimi gatunkami roślin, i z
wszystkimi zwierzętami. A ponad nim była miłość Boga, jak słońce dla
duszy, a głos Boży był w powiewach wiatru, bardziej melodyjny niż śpiew
ptaków.
Ale oto na tę piękną, porośniętą
kwiatami wyspę, między
wszystkie zwierzęta i rośliny, wpełznął wąż, bardzo różniący się od
tego, co zostało stworzone przez Boga i co było dobre, nie posiadało
jadowitych zębów i okrucieństwa splotów giętkiego ciała. Wąż przywdział
skórę o barwach klejnotów, podobnych do innych [stworzeń,] a nawet
piękniejszych
od nich. Wyglądał więc jak naszyjnik króla, posuwający się naprzód,
pełznąc
pośród wspaniałych drzew Ogrodu. Owinął się wokół drzewa, które
wznosiło
się pośrodku Ogrodu, piękne samotne drzewo, o wiele większe niż to
tutaj,
pokryte liśćmi i cudownymi owocami. I wąż wydawał się klejnotem wokół
pięknego
drzewa. Lśnił w słońcu, a wszystkie zwierzęta patrzyły na niego, gdyż
nikt nie przypominał sobie, żeby widział jego stwarzanie ani też żeby
go
widział wcześniej. Ale nikt do niego nie podchodził. Wszyscy nawet
oddalili
się od drzewa teraz, gdy na jego pniu był wąż.
Jedynie mężczyzna i kobieta podeszli
do niego, przed mężczyzną
– niewiasta, gdyż podobała się jej ta błyszcząca istota, która jaśniała
w słońcu i poruszała głową, podobną do rozkwitającego kwiatu. Słuchała
tego, co mówił wąż, okazała nieposłuszeństwo Panu i namówiła do
nieposłuszeństwa
Adama. Dopiero po okazaniu nieposłuszeństwa, zobaczyli, kim był
naprawdę wąż,
zrozumieli grzech, gdyż odtąd utracili niewinność serca. I ukryli się
przed
Bogiem, który ich szukał, a potem skłamali Bogu, który im zadał pytanie.
Wtedy Bóg postawił aniołów na
granicach Ogrodu i wypędził
z niego ludzi. To było tak, jakby ludzie zostali wyrzuceni znad
bezpiecznego
brzegu rzeki Edenu na brzeg rzek ziemskich wypełnionych jak w czasie
wiosennego
przyboru. Bóg pozostawił jednak w sercu wypędzonych, wspomnienie ich
przeznaczenia wiecznego, to znaczy przejścia z pięknego Ogrodu, w
którym słyszeli
pełen miłości głos Boga, do Raju, gdzie mieli się cieszyć całkowicie
Bogiem. A wraz z tym wspomnieniem zostawił im świętą podnietę
pobudzającą
do [podążania] przez sprawiedliwe życie ku utraconemu miejscu.
Ale, Moje
dzieci, przed chwilą doświadczyłyście tego, że
kiedy łódź płynie z prądem, jej bieg jest łatwy, a kiedy płynie pod
prąd,
trudno jej utrzymać się na powierzchni, nie być spychaną przez wodę,
nie
zatonąć pośród zarośli i piasków lub kamieni w nurcie wody. Gdyby
Szymon
Piotr nie przyczepił waszych łódek przy pomocy sitowia, straciłybyście
je
wszystkie, jak się przydarzyło Izaakowi, gdyż puścił sitowie.

Tak samo
dzieje się z ludźmi
rzuconymi w nurty rzek ziemskich. Muszą pozostawać zawsze w rękach
Boga,
powierzając Mu swą wolę, która jest jak to sitowie, w rękach dobrego
Ojca,
który jest w Niebiosach, Ojca wszystkich, zwłaszcza – niewinnych. Muszą
mieć
oko czujne, aby uniknąć traw i trzcin, kamieni, wirów i błota, które
mogłyby
zatrzymać, rozbić lub pochłonąć łódź ich duszy, wyrywając nić woli,
która
ich utrzymuje w zjednoczeniu z Bogiem. Albowiem Wąż, którego już nie ma
w
Ogrodzie, jest teraz na ziemi i usiłuje właśnie zatopić dusze, usiłuje
im
przeszkodzić w płynięciu w górę rzeki Eufrat, Tygrys, Gichon i Piszon,
do
Wielkiej Rzeki, która płynie w Raju wiecznym i odżywia drzewa Życia i
Zbawienia, wydające wieczne owoce. Będą się nimi radować wszyscy,
którzy
umieli płynąć pod prąd, aby się zjednoczyć z Bogiem oraz Jego aniołami,
aby już nigdy z żadnego powodu nie cierpieć.»

«Mama też tak
mówiła» – odzywa się najstarsze
dziecko.
«Tak, tak
mówiła» – szczebiocze najmłodsze.

«Ty tego nie
wiesz. Ja – tak,
bo jestem najstarszy. A jeśli będziesz opowiadał nieprawdziwe rzeczy
nie
wejdziesz do Raju.»

«A jednak
ojciec mówił, że w tym nie ma nic prawdziwego»
– zauważa młodszy.
«Bo on nie
wierzył w Pana mamy.»

«Twój ojciec
nie był Samarytaninem?» – pyta Jakub, syn
Alfeusza.

«Nie. Był z
innego miejsca. Ale mama była Samarytanką i
my jesteśmy Samarytanami, bo ona chciała, żebyśmy byli jak ona. I
mówiła
nam o Raju i o Ogrodzie, lecz nie tak dobrze jak Ty. Ja się bałem węża
i śmierci,
bo mama opowiadała, że to był diabeł i dlatego, że ojciec mówił, że ze
śmiercią wszystko się kończy. Z tego powodu byłem tak nieszczęśliwy, że
zostałem sam. Mówiłem sobie, że teraz nie warto być dobrym, bo kiedy
żył
ojciec i matka, uszczęśliwialiśmy ich naszą dobrocią. Teraz nie ma już
nikogo, komu można by sprawić radość naszą dobrocią. Teraz zaś wiem...
i
będę dobry. Nigdy nie wyjmę mojej nici z rąk Boga z obawy, aby mnie nie
uniosły wody ziemi.»
«A czy mama
poszła w górę, czy w dół?» – pyta
niespokojnie średni.
«Co chcesz
wiedzieć, chłopcze?» – pyta Mateusz.
«Pytam: gdzie
jest? Czy poszła nad rzekę wiecznego Raju?»
«Miejmy
nadzieję, chłopcze, jeśli była dobra...»
«Była
Samarytanką...» – mówi z pogardą Iskariota.
«A więc nie ma
dla nas Raju, dlatego że jesteśmy
Samarytanami? W takim razie my nie będziemy mieć Boga? On Go nazwał
„Ojcem
wszystkich”. Mnie, sierocie, spodobało się, że mam jeszcze Ojca... Ale
jeśli
On nie jest dla nas...» – zasmucony chłopiec spuszcza głowę.
«Bóg jest
Ojcem wszystkich, Moje dziecko. Czy może okazałem
ci mniejszą miłość, dlatego, że jesteś Samarytaninem? Walczyłem o
ciebie
ze złodziejami, walczyłbym z demonem, tak samo jak walczyłbym o wnuka
Arcykapłana
ze Świątyni w Jerozolimie, gdyby on nie uznawał za hańbę, że Zbawiciel
ocala jego dziecko. A nawet bardziej jeszcze ubiegałbym się o ciebie,
gdyż
jesteś sam i nieszczęśliwy. Nie ma różnicy dla Mnie pomiędzy Żydem a
Samarytaninem. I niebawem nie będzie już podziału na Samarię i Judeę,
gdyż
Mesjasz będzie posiadał jeden lud, noszący Jego imię, a będą do niego
należeć
wszyscy, którzy Go umiłują.»
«Ja Cię
kocham, Panie. Zaprowadzisz mnie do mojej matki?»
– pyta najstarsze dziecko.
«Nie wiesz,
gdzie ona jest. Ten człowiek powiedział tylko,
że można mieć nadzieję...» – mówi najmłodszy.

«Ja tego nie
wiem, ale Pan wie.
On wiedział, gdzie my jesteśmy, a nawet my nie wiedzieliśmy, gdzie
byliśmy.»


«Ze złodziejami... Chcieli nas zabić...» – na
twarzy
najmłodszego maluje się znowu przerażenie.
«Złodzieje byli jak demony, ale On nas ocalił,
bo nasi
aniołowie Go wezwali.»

«Także mamę
aniołowie ocalili. Ja wiem, bo mi się wciąż
śni.»
«Kłamiesz,
Izaaku. Nie może ci się nic śnić. Nic nie
pamiętasz.»
Malec płacze,
mówiąc: «Nie, nie. Śni mi się. Śni...»
«Nie uważaj
twego brata za kłamcę, Rubenie. Jego dusza może
widzieć matkę, gdyż dobry Ojciec w Niebiosach pozwala sierocie śnić o
niej
i poznawać częściowo jak pozwala nam poznać samego Siebie. Z tego
bowiem
ograniczonego poznania płynie dobra wola poznania Go doskonale, a to
się osiąga,
będąc zawsze bardzo dobrym. A teraz chodźmy. Uświęciliśmy szabat, bo
rozmawialiśmy o Bogu.»

Wstaje i
intonuje inne psalmy.


Ludzie z Efraim, którzy podeszli na odgłos
chóralnego śpiewu,
słuchają z szacunkiem zakończenia psalmu. Witają Jezusa, mówiąc do
Niego:
«Wolałeś przybyć tu niż być z nami? Nie kochasz
nas więc?»
«Nikt z was Mnie nie zaprosił. Przyszedłem więc
tutaj z
Moimi apostołami i z dziećmi.»
«To prawda. Jednak sądziliśmy, że Twój uczeń
przekazał
Ci nasze pragnienie.»
Jezus spogląda na Jana i Judasza. A Judasz
odpowiada:

«Zapomniałem
Ci o tym powiedzieć wczoraj, a dziś przy
tych dzieciach już o tym nie myślałem.»
Jezus w tym
czasie opuścił wysepkę i przeszedł przez małą
odnogę wody, żeby podejść do mieszkańców Efraim. Apostołowie idą za
Nim,
dzieci zaś zostają w tyle, bo odwiązują swe dwie pozostałe łódeczki, a
Piotrowi, który je pyta, odpowiadają:
«Chcemy je
zatrzymać, aby pamiętać o tym pouczeniu.»
«A Ja?
Straciłem ją! I nie będę pamiętał i nie pójdę
do Raju» – mówi najmłodszy chłopiec ze łzami.

«Zaczekaj! Nie
płacz. Zaraz
zrobię ci łódeczkę. Oczywiście. Ty także musisz pamiętać o pouczeniu.
Ech, my wszyscy musielibyśmy sobie zrobić taką z sitowiem przywiązanym
do
dzioba, aby nie zapomnieć. Bardziej nam, dorosłym, przydałoby się to
niż
wam, dzieci!» – i Piotr przecina trzcinę i robi łódkę, a potem jednym
objęciem
bierze w ramiona troje dzieci i skacze przez strumień, żeby dojść do
Jezusa.
«To one?» –
pyta Malachiasz z
Efraim.
«One.»


«I są z Sychem?»
«Tak mówił pasterz: ich krewni byli z tamtych
okolic.»
«Biedne dzieci! A jeśli krewni nie przyjdą, co
zrobisz?»
«Zatrzymam je, ale przyjdą» [– zapewnia Jezus.]
«A ci rozbójnicy... czy oni też przyjdą?»
«Nie przyjdą, ale nie bójcie się z ich powodu.
Nawet
gdyby przyszli... Ja bym ich okradł, a nie oni was. Już im odebrałem
cztery
zdobycze i mam nadzieję, że wyrwałem nieco grzechu z ich dusz,
przynajmniej
jednemu z nich.»
«Pomożemy Ci przy tych dzieciach. Pozwolisz nam
na to?»
«Tak. Nie dlatego że są z waszych stron, lecz
dlatego że
są niewinne, a miłość do niewinnych jest drogą, która szybko prowadzi
do
Boga.»
«Ale tylko Ty nie czynisz różnic pomiędzy
jednymi, a
drugimi niewinnymi. Judejczyk nie przyjąłby tych małych Samarytan ani
nawet
Galilejczyk. Nie jesteśmy kochani. A brak miłości do nas dotyka nawet
[dzieci], które jeszcze nie wiedzą, co oznacza być Samarytaninem lub
Judejczykiem. I to jest okrutne.»
«Tak. Kiedy jednak pójdzie się za Moim Prawem
nie będzie
już tak. Widzisz, Malachiaszu? Są w ramionach Szymona Piotra, Mego
brata i
Szymona Zeloty. Żaden z nich nie jest ani Samarytaninem, ani ojcem. A
jednak
nawet ty nie tulisz swych dzieci do serca z taką miłością, jaką okazują
Moi uczniowie sierotom z Samarii. Oto idea mesjańska: połączyć cały
świat
w miłości. Oto prawda idei mesjańskiej. Jeden lud na ziemi pod berłem
Mesjasza. Jeden lud w Niebie pod spojrzeniem jednego Boga.»
Oddalają się, rozmawiając. Idą w kierunku domu
Marii, małżonki
Jakuba.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
05 (15)
TI 02 05 15 T pl(1)
Leon XIII 1891 05 15 encyklika Rerum novarum Bogumił Kosiak
TI 02 05 15 T pl
Leon XIII 1891 05 15 encyklika Rerum novarum Roman Lusawa encyklika społeczna
TI 02 05 15 T B pl(1)
1931 05 15 Quadragesimo Anno
1955 05 15 Haurietis Aquas
2012 05 15 Zajęcia w KSP i Muzeum Policji sprawozdanie Sine Cura Suwałki

więcej podobnych podstron