Markowska Wanda, Milska Anna Baśnie z dalekich mórz i oceanów


Baśnie z dalekich mórz
i oceanów
WANDA MARKOWSKA ANNA MILSKA
WYDAWNICTWO MORSKIE GDACSK
Cykl  Baśnie z dalekich mórz i oceanów przyniesie opowieści z całego świata, z mórz
Południa i fiordów Północy. Co roku uka\e się jedna bogato ilustrowana ksią\eczka.
Baśnie te po raz pierwszy wydane zostały przez Wydawnictwo Morskie w 1969 roku.
HI
%
V© ^V
^.:
O dzielnym Gunnarze, Dziewczynie Morskiej i czarodziejskich zimorodkach
Baśń skandynawska
ył sobie raz dzielny marynarz imieniem Gunnar. Pływał po dalekich morzach, pod
gwiazdami Północy i Południa, znał lądy i wyspy odległe^wiedział, kiedy i gdzie wieją
silne wichry, gdzie gorące prądy opływają wybrze\a, gdzie zimują foki, gdzie ryby się
gromadzą, by składać ikrę, gdzie się gnie\d\ą pingwiny i pelikany, morskie gęsi i kaczki
o barwnych piórach. Morze nie miało przed nim tajemnic. Tote\ wieści o Gunnarze
obiegały wszystkie rybackie wioski, a dziewczęta śpiewały o nim pieśni zwąc go
śeglarzem Siedmiu Mórz.
 Gunnarze  rzekła raz do syna jego stara matka, gdy wrócił z jednej ze swoich
długich wypraw po świecie  czas, synku, \ebyś pomyślał o o\enku, dokąd się tak
będziesz tułał po morzach? Jam ju\ stara, niedługo po\yję na świecie, chciałabym
przed śmiercią wnuki piastować.
Roześmiał się Gunnar i powiedział:
 Jeszcze się taka nie urodziła w naszym kraju, którą bym chciał za \onę, matko. Ale
nie bój się, dotąd będę pływał po wszystkich oceanach, dopóki sobie nie przywiozę
Dziewczyny Morskiej.
Pokiwała matka ze smutkiem głową, zapłakała i rzecze:
 Nie dla ciebie, synku, Dziewczyna Morska, nie dla ciebie! Czy\ nie wiesz, \e więzi ją
zła Wiedzma o Czerwonych Oczach? Ka\dego, kto się do niej zbli\y, zamienia w
kamień.
 Wiem o tym, matko, ale pragnę ocalić Dziewczynę Morską. Dniem i nocą tylko o tym
myślę od chwili, gdym ją ujrzał raz jeden jedyny, jak siedziała na skale i czesała swe
długie warkocze.
 Zapomnij o niej, synku, jeśli ci \ycie miłe  błagała matka.
Ale \adna siła nie mogła oderwać Gunnara od marzeń o Morskiej Dziewczynie. Gdy
tylko wiosna nastała i wichry zimowe ucichły, znów wyruszył na morze na Swej śmigłej
Å‚odzi.
Przeleciały nad jego głową dwa czarne kruki.
 Powiedzcie, kruki, przyjaciele moi, gdzie mieszka Dziewczyna Morska?  woła
Gunnar
5
 O, nie pytaj o niÄ…! Wracaj, Gunnarze, wracaj co rychlej na lÄ…d. Grozi ci
niebezpieczeństwo !
Ale Gunnar ani myślał wracać.
Załopotały nad łodzią skrzydła wielkiego orła-rybołowa.
 Powiedz mi, orle, gdzie szukać mam Morskiej Dziewczyny?
 Daleko stąd, za siedmioma morzami, za oceanami. Nie dopłyniesz tam, zginiesz,
staniesz się łupem rekinów!  krzyknął orzeł i wzniósł się wysoko w błękit.
Lecz Gunnar popłynął dalej, nieustraszony, jakby nie słyszał przestrogi.
Wtem spostrzegł na fali kołyszące się gniazdko, a w nim parę zimorodków. Zziębnięte
ptaszki tuliły się do siebie przera\one, osłaniając skrzydełkami swe małe, ledwie
wyklute z jajeczek. Nad nimi fruwał wielki czarny ptak, krą\ył coraz ni\ej, ju\, ju\ miał
szpony zatopić w swych ofiarach.
śal się zrobiło Gunnarowi zimorodków, odpędził więc krzykiem drapie\nika, a potem
szybko podpłynął łódką w stronę gniazdka i rzekł do trzepocących się w śmiertelnej
grozie ptaszków:
 Nie lękajcie się mnie. Nie uczynię wam nic złego. Jestem Gunnar, śeglarz Siedmiu
Mórz.
 Witaj nam, nasz obrońco!  pisnęły zimorodki z radością.  Słyszałyśmy o tobie.
To ty szukasz po świecie Dziewczyny Morskiej ?
 Tak, szukam jej wszędzie i nie spocznę, póki jej nie odnajdę.
 O, zawróć z drogi, śeglarzu! Skręć dziób swej łodzi w stronę lądu, jeśli nie chcesz
narazić się na śmierć  rzekł z trwogą zimorodek, ojciec rodu.
 Có\ mi po \yciu, nie dbam o nie, gdy ona tam jęczy pod władzą złej Wiedzmy. Bez
Dziewczyny Morskiej niemiłe mi słońce, morze i powietrze. Odnajdę ją albo zginę.
 Uczynisz podług swej woli, śeglarzu. Ale \e uratowałeś nas od zguby, chcemy ci się
odwdzięczyć. Nie wolno nam zdradzić tajemnicy Morskiej Dziewczyny nikomu z ludzi,
lecz tobie ją odsłonimy. Posłuchaj:
śyje ona daleko, daleko, na krańcach świata, po drugiej stronie widnokręgu, gdzie
rozciąga się Morze Snu i Milczenia. śeby tam się dostać, musisz przepłynąć siedem
mórz nieprzebytych. Na początku opłyniesz morze lodów, mo\na tam \eglować tylko
latem, kiedy słońce stoi wysoko. Potem znajdziesz się na morzu o falach białych jak
mleko. Gdy przepłyniesz białe morze, kieruj się na południe, wcią\ na południe, a\
otoczą cię fale \ółte jak miód. Gdy pokonasz wody \ółtego morza, po\eglujesz dalej, a\
dotrzesz do morza o falach czerwonych jak krew. Tam zdaj siÄ™ na wiatry i prÄ…dy. Nie
wolno ci chwytać za wiosła, owiń się w płótno \aglowe i bacz, by cię nie spryskały
czerwone bryzgi fal, pró\no byś bowiem chciał zetrzeć z siebie te krwawe piany, na
zawsze we\rą się w ciało i nic ich nie zmyje. Dalej twa droga będzie wiodła w stronę
morza o falach czarnych jak noc bez księ\yca. Tam musisz wytę\yć wszystkie siły, są
to bowiem wody burzliwe i groz-
*
ne, ka\dego śmiałka wciągają w swe smoliste tonie. Gdy i to morze przebędziesz
zwycięsko, znajdziesz się na wodach o barwie fiołków. Ale nie daj się złudzić jego
pięknym falom, kryją one bowiem pod swą powierzchnią-mnóstwo raf niebezpiecznych i
wirów zdradliwych. Na koniec dotrzesz do morza siódmego, ostatniego. Jego spokojne
tafle sÄ…
zielone jak trawa wiosenna, całe zarosłe długimi glonami o wę\owych łodygach, które
wiele ju\ statków oplatały swymi śliskimi mackami i wciągnęły na dno.
Tam, na skalistej rafie wznoszącej się pośrodku głębiny, \yją nasi krewniacy. Gdy im
poka\esz piórko z mego skrzydła, przyjmą cię jak przyjaciela i udzielą rad co do dalszej
drogi.
To mówiąc ptaszek wyrwał sobie dzióbkiem piórko ze skrzydełka, sfrunął na ramię
Gunnara i zło\ył mu je w dłoni.
Podziękował Gunnar zimorodkom za dobre rady i nie zwlekając ni chwili ruszył na
poszukiwanie swej ukochanej.
Wielu przygód zaznał, wiele dziwów widział, stu niebezpieczeństw uniknął, sto burz
zwalczył i orkanów, zanim zdołał przepłynąć sześć mórz nieprzebytych. W końcu
znalazł się na siódmym morzu o falach zielonych jak trawa wiosenna. Wiosła z trudem
przedzierały się przez gąszcz wodorostów, wę\owe glony oplatały łódz, chwytały ją jak
w kleszcze, owijały się wokół dziobu.-Gunnarowi ręce mdlały z wysiłku, pot zalewał
czoło, dokuczało pragnienie. Wtem rozległ się trzask, łódz uderzyła bokiem o sterczącą
skałę pokrytą zielonym mchem. Gęsta, oleista woda wdarła się z chlupotem do środka
przez rozpękłą burtę. Aódz zaczęła tonąć. Jeszcze przez chwilę kołysała się na
powierzchni i w końcu zniknęła w bezdennych głębinach. Ostatkiem sił chwycił się
Gunnar skalnego występu i wdrapał się na rafę.
Nastała noc, parna, gorąca, bez gwiazd i księ\yca.
Le\y Gunnar na mokre) skale oblewanej zewsząd falami i rozmyśla smutnie nad swą
dolą. Coraz bardziej dokucza mu głód i pragnienie, a znikąd nie widzi ratunku. Przyjdzie
mu chyba zginąć na tym strasznym morzu, ju\ nie zobaczy swej ukochanej, ju\ nigdy
nie wróci do rodzinnych brzegów.
Gdy tak dumał samotnie wśród nocy, nagle w dali ujrzał jakieś błękitne światełko
pełgające po falach.
 Co to być mo\e ? Czy\by jakiś statek zabłąkał się na te wody ?
Po chwili posłyszał plusk wioseł i cichy, słodki śpiew dziewczęcy. Wbił wzrok w
ciemność i oto dostrzegł maleńką łódeczkę, a na niej Dziewczynę Morską, tę, dla której
tyle trudów znosił i niebezpieczeństw. Miała na rozpuszczonych włosach wieniec z
dziwnych kwiatów świecących w mroku niby błękitne gwiazdeczki.
Uwiązała swą łódeczkę do skały i lekko wskoczyła na głazy ciągle nucąc swą pieśń 
wołanie:
Do mnie, do mnie, ptaszki morza, Złotym ziarnem was obdarzę, Lećcie do mnie skroś
przestworza I mówcie mi o Gunnarze.
Dał się słyszeć szum tysięcy skrzydeł i po chwili cała skała rozbrzmiewać zaczęła
ptasim świergotem.
Dziewczyna Morska sypała ptakom z dłoni złote ziarna, tysiąc dziobków chwytało je w
locie, a ona pytała:
Gdzie mój Gunnar ukochany? Gdzie jest śeglarz Siedmiu Mórz? Czy przepłynął szóste
morze Pośród wichrów i stu burz?
W ciemności rozświetlanej wiankiem Dziewczyny Morskiej zabrzmiał głos najstarszego
z ptasiej gromady:
Piąte morze on przepłynął, Szóste morze cało minął I na siódmym, przy tej skale, Aódz
Gunnara skryły fale.
Krzyknie Dziewczyna Morska, rzewnymi Å‚zami siÄ™ zaleje.
Skoczył Gunnar spod skalnego załomu, gdzie dotąd siedział w ukryciu, stanął przed
MorskÄ… DziewczynÄ… i rzecze:
 Nie płacz, piękna czarodziejko, i otrzyj łzy z oczu. Oto Gunnar stoi tu przed tobą we
własnej osobie.
8
Zerwała Morska Dziewczyna swój wianek gwiazdzisty z czoła, wzniosła ramię w górę, i
oto w jej dłoni zalśnił jak błękitna latarenka oświetlając jasnym blaskiem postać
Gunnara.
 Tyś jest Gunnar, sławny Gunnar, śeglarz Siedmiu Mórz?  spytała i uśmiech
radości rozjaśnił jej twarz, a serce \ywiej zabiło w piersiach.
 Tak, ja nim jestem. Od kiedym cię ujrzał czeszącą włosy w słońcu, ju\ zapomnieć o
tobie nie mogłem. Jam sześć mórz przepłynął, by cię odnalezć, tu na siódmym łódz ma
się roztrzaskała, a sam ledwiem zdołał ujść z \yciem.
 I ja o tobie myśleć nie przestałam, odkąd cię dostrzegłam na twej ścigłej łodzi. Ptaki
mi powiedziały, \e do mnie płyniesz przez morza i od tej pory w noc ka\dą wykradam
się na tę skałę, by słuchać wieści o tobie. Wiedziałam, kiedyś przemierzał morze
lodowe i morza o falach białych, \ółtych, czerwonych i czarnych, czuwałam z trwogą,
byś na tych toniach o falach zielonych jak trawa nie napotkał mej stra\niczki, Wiedzmy
o Czerwonych Oczach. Często tu ona przybywa ze swego podwodnego pałacu za
horyzontem, tam gdzie le\y Morze Snu i Milczenia o falach błękitnych jak niebo. Ale tyś
pewnie głodny i spragniony.
Klasnęła w dłonie i rozkazała ptakom fruwającym dokoła przynieść jadła i napoju.
Zaszumiały skrzydła i ptasia gromada pomknęła na cztery strony świata. Ptaki powróciły
w mgnieniu oka i ju\ przed Gunnarem le\ały najpiękniejsze owoce, wonne, soczyste
banany, słodkie figi i daktyle, plastry miodu złocistego, a w kryształowych dzbanuszkach
czekała woda zródlana.
Gdy pokosztował Gunnar darów Morskiej Dziewczyny, nowe siły weń wstąpiły i nowa
nadzieja.
 Nie puszczę cię ju\ z powrotem  rzekł z mocą  ju\ ty za siódme morze nie
popłyniesz, nie wrócisz do złej Wiedzmy o Czerwonych Oczach! Jeślim ci miły,
Dziewczyno, to nie traćmy chwili czasu. Płyńmy twą łódką do mojej ojczyzny, przez
siedem mórz i oceanów. Tam, na północy, mam chatkę małą, w niej stara matka mnie
czeka. Tam mojÄ… \onÄ… zostaniesz.
,
 O, mój Gunnarze, dzielny śeglarzu!  odpowie Morska Dziewczyna ze smutkiem.
 Nie mogę z tobą ruszyć na morze, jeszcze nie wolno mi tego uczynić. Zły czar rzuciła
na mnie Wiedzma straszliwa i trzyma mnie w swej władzy. Niegdyś \yłam na wielkim
zamku u rodziców kochanych. Lecz pewnego dnia porwała mnie wiedzma, uniosła za
siódme morze, i poty będę w tej twardej niewoli, póki się nie znajdzie śmiałek, co się
odwa\y rozbić zaczarowane jaje, w którym ukrywa się dusza Wiedzmy o Czerwonych
Oczach, w niej bowiem jest zródło jej mocy. Inaczej choćbym na kraniec świata uciekła,
znajdzie mnie ona wszędzie, a mych rodziców na straszną śmierć wyda.
 Mów, co mam czynić, by cię ocalić. Śmierci się nie lękam! Klnę się na niebo
wysokie!  wykrzyknÄ…Å‚ Gunnar gorÄ…co.
 Dzięki ci, Gunnarze drogi! Kiedym cię ujrzała płynącego w łodzi, czułam, \e
będziesz mym wyzwolicielem. Ale czas jeszcze nie nadszedł. Chocia\ wiele ju\
podpatrzyłam jej sposobów i sztuczek, wcią\ nie wiem, gdzie Wiedzma chowa
zaczarowane jaje. Gdy poznam tę tajemnicę, wtedy ci łatwiej przyjdzie pokonać jędzę.
 Ale ja czekać nie chcę i nie mogę!  wykrzyknął Gunnar.  Wez mnie na swą
9
t'*-||#
łódkę, razem popłyniemy do jej siedziby. Nie zabraknie mi męstwa ni siły, by stanąć w
twojej obronie.
 Dobrze  zgodziła się Morska Dziewczyna widząc zapał i odwagę Gunnara.  Gdy
minie dzień, wrócę tu do ciebie z gałązką cudownego drzewa i wtedy cię powiodę poza
kraniec widnokręgu, na morze o falach błękitnych jak niebo. Jest to Morze Snu i
Milczenia. Taka panuje na nim cisza, taki spokój bezmierny, \e nawet fala nie pluśnie,
ptak nie zaśpiewa, wietrzyk nie zawieje. Ka\dy, kto się zabłąka na jego wody martwe,
nieruchome, zasypia snem nieprzespanym i ju\ się więcej nie zbudzi. Tylko gałązka
drzewa rosnącego u wejścia do podwodnego pałacu, w którym mnie więzi Wiedzma,
mo\e uchronić przed zaśnięciem na wieki. Nie wa\ się tedy sam tam płynąć, Gunnarze,
bez gałązki cudownej. Czekaj tu na mnie do "jutrzejszej nocy. Zjawię się na pewno, a
wtedy...
Nie dokończyła tych słów, gdy nagle z głębi ciemności zerwał się wicher potę\ny, a
wzburzone fale zaczęły uderzać o skałę z głośnym pluskiem. Dziewczyna Morska
zadr\ała i zawołała ze zgrozą:
 To ona! Słyszę jej wołanie. Muszę wracać. Szuka mnie po tej stronie horyzontu. Nie
mo\e ciebie zobaczyć, Gunnarze! Gotowa cię zabić i zamienić w kamień, gdy cię tu
odnajdzie. Masz tu \agiel z mojej łódki, nakryj się nim co prędzej, a staniesz się
niewidzialny.
10
To mówiąc zarzuciła na głowę Gunnara płótno \agla, a sama wskoczyła do łódki i
odpłynęła w dal rozjaśnioną blaskiem wstającej zorzy.
Tymczasem Wiedzma o Czerwonych Oczach pędziła niczym burza po morzu szukając
Morskiej Dziewczyny. W świetle brzasku widział Gunnar z daleka, jak biegła po
powierzchni wód niby po murawie depcąc olbrzymimi stopami kępy wodorostów. Wielka
była jak góra, cała czarna, tylko ślepia miała czerwone, płonące krwawym ogniem. W
ręku trzymała wę\a morskiego i wywijała nim niby biczem.
Wstąpiła na skałę, chwilę węszyła głośno, rozglądając się na wszystkie strony, w końcu
warknęła wściekle:
 Nie ma jej tutaj. Ale ja jÄ… znajdÄ™, przede mnÄ… nie umknie. A kiedy jÄ… schwytam, to
mnie popamięta do końca \ycia. Odechce jej się samotnych wędrówek po morzu. Ale
co to? Czuję ludzką duszę! Jakiś człowiek musi się tu ukrywać. Kim jest ten zuchwalec,
co przepłynął sześć mórz nieprzebytych ?
Potę\nymi no\yskami stąpała po głazach, zaglądała pod ka\dy załom skały,
przetrząsała kępy trzcin, ale Gunnara nie znalazła, choć Mika razy otarła się o niego z
bliska, a\ mu dreszcz przebiegł po grzbiecie. Na szczęście, dobrze ukryty pod \aglową
płachtą-nie-widką, bezpieczny był przed wzrokiem wiedzmy.
Wreszcie przeszukawszy całą rafę zaczęła się oddalać. Gnała jak wicher po zielonym
morzu, a\ zniknęła po drugiej stronie horyzontu.
11
Gunnar odetchnął z ulgą, zrzucił płachtę-niewidkę z ramion i usiadł na skale. Dzień
wydał mu się długi nieskończenie, nie mógł się doczekać nocy i powrotu Morskiej
Dziewczyny.
W końcu zmrok zapadł na morzu, w górze rozbłysły gwiazdy i księ\yc zalśnił srebrnym
blaskiem.
Czeka Gunnar noc całą, czeka do białego rana, Dziewczyny Morskiej jak nie ma, tak nie
ma.
Pewnie ją więzi zła Wiedzma o Czerwonych Oczach  myśli Gunnar zrozpaczony 
ju\ ona do mnie nie wróci. Co teraz począć mam nieszczęsny, uwięziony na tej skale,
bez łodzi, bez \agla, bez wioseł? Jak wyrwać Morską Dziewczynę z niewoli?
Kiedy tak siedział zatopiony w smutku i posępnych myślach, nagle przypomniał sobie o
darze zimorodków. Wyjął piórko ptasie i zaczął je głaskać i obracać w palcach.
Jakie\ było jego zdumienie, gdy w tej samej chwili ujrzał przed sobą parę małych
ptaszków trzepocących skrzydełkami. Kiwały główkami i ciekawie, bez lęku przyglądały
mu siÄ™ czarnymi oczkami.
 Witaj nam, Gunnarze!  przemówiły  co cię sprowadza do nas ? Mów śmiało,
bowiem ten, kto przybywa od naszych drogich krewniaków zza morza, jest naszym
przyjacielem.
Uradował się Gunnar na te słowa i opowiedział zimorodkom o swoich przygodach, o
tym jak przepłynął sześć mórz nieprzebytych, jak się tu rozbił o skałę, jak spotkał
Dziewczynę Morską i jak zla wiedzma niczym wicher pędziła za nią po morzu.
 Daremnie noc całą czekałem na Dziewczynę Morską. Świt biały nastał, a ona nie
przybyła. Pewnie wiedzma zamknęła ją i więzi. Rozpacz mnie chwyta i gniew bezsilny,
gdy pomyślę, \e ona tam nieszczęśliwa oczy wypłakuje, pró\no ratunku czeka, a ja na
tej skale bezczynnie siedzę i nie wiem, co czynić, by ją z rąk straszliwej czarownicy
uwolnić.
Wysłuchały zimorodki uwa\nie opowieści Gunnara, a gdy skończył, odezwały się w te
słowa:
 Właśnie wracamy zza horyzontu. Tam z samego środka Morza Snu i Milczenia
wyrasta samotna góra, a na jej szczycie jest otwór prowadzący a\ na dno głębiny, do
pałacu Wiedzmy o Czerwonych Oczach. Kiedyśmy przelatywały nad górą, słyszałyśmy
jęki i skargi Morskiej Dziewczyny i wrzask czarownicy, która jej pilnuje. Morski krab, co
ma tam swą kryjówkę, powiedział nam, \e wiedzma nie odstępuje jej na krok,
przywiązała Dziewczynę łańcuchem do ło\a i bije ją biczem splecionym z morskich
wę\ów za to tylko, \e odwa\yła się wypłynąć ukradkiem na tę stronę horyzontu, na
morze o falach zielonych jak trawa, i karmić ptaki morskie złotym ziarnem i słuchać
wieści, jakie jej znosiły o tobie, Gunnarze.
 A więc wiedzma wie wszystko?  zawołał Gunnar z przestrachem.
 Ma ona swoich szpiegów pośród barwnych meduz, to one jej donoszą o wszystkim,
co siÄ™ dzieje na morzu.
 Choćbym miał zginąć najstraszniejszą śmiercią, muszę zgładzić Wiedzmę o
Czerwonych Oczach!  wykrzyknął Gunnar wznosząc dłonie w górę.
12
 Pomo\emy ci, Gunnarze, bo kochamy Dziewczynę Morską i nienawidzimy złej
czarownicy  powiedziały zimorodki.  A teraz posłuchaj nas uwa\nie:
Ni ogień, ni woda, ni ostrze \elaza nie imają się Wiedzmy o Czerwonych Oczach. Nikt
jej pokonać nie zdoła, ka\dego zamienią w głaz jej krwawe ślepia. Ale jest sposób
jedyny, który mo\e pozbawić ją \ycia.
 Jaki\ to sposób, wyjawcie mi go, zaklinam!  zawołał Gunnar niecierpliwie.
 Na skraju widnokręgu, tam gdzie kończy się siódme morze o zielonych falach, na
którym teraz przebywasz, jest wąska cieśnina. Jej nurty łączą się z wodami Morza Snu i
Milczenia. Z obu stron cieśniny rozciągają się długie pasy lądu ocienione wysokim
lasem. Z lewej strony rośnie las cedrowy, a z prawej  sosnowy. W cedrowym lesie
stoi drzewo tysiącletnie, w jego pniu na pól spróchniałym ze starości znajduje się
dziupla głęboka, a w tej dziupli spoczywa małe czarne jajeczko, w którym zaklęta jest
dusza Wiedzmy o Czerwonych Oczach. Jeśli ktoś rozbije czarne jajeczko, w tej samej
chwili jędza przestanie \yć. Ale jaja ukrytego w dziupli strze\e olbrzymi smok o stu
oczach, co nigdy nie zasypia.
 Choćby i tysiąc miał oczu, ja się nie ulęknę!  zakrzyknął Gunnar. Muszę ocalić
moją ukochaną! Ale jak tam dopłynąć bez tratwy, bez łodzi?
 O to się nie martw, ju\ nasza w tym głowa  zaświergotały ptaszki i wydały
przenikliwy gwizd, raz, drugi i trzeci.
Na ten zew zleciały się zewsząd ptaki morza, jezior i moczarów, dzikie łabędzie,
\urawie, czaple siwe, białe, purpurowe i czarne, bociany klekocące długimi dziobami,
śmigłe kormorany, pelikany, ró\owe flamingi, czerwone ibisy, dzikie orły-rybołowy,
nawet biało-czarne pingwiny przyfrunęły z lodowych pól, a ile mew, czajek, rybitw
krzykliwych, ile nurów, traczy, kurek wodnych, morskich gęsi, miękkopiórych edredo-
nów! Tysiące, tysiące skrzydeł furkotało w powietrzu, a wcią\ nowe roje nadlatywały z
daleka.
 Bracia i siostry!  zawołały zimorodki.  Czy chcecie pomóc Morskiej Dziewczynie
?
 Zrobimy dla niej wszystko, co w naszej mocy!  odkrzyknęły ptaki.  Wiemy, \e
jest przyjaciółką ptasiego rodu. Czy grozi jej niebezpieczeństwo?
 Więzi ją Wiedzma o Czerwonych Oczach na Morzu Snu i Milczenia. Gunnar,
śeglarz Siedmiu Mórz, pragnie ją wyrwać z mocy złej czarownicy, lecz nie ma on ni
łodzi, ni tratwy. Musimy mu pomóc.
 Nic łatwiejszego!  ucieszyły się ptaki.  Zaraz zbudujemy z naszych piór
pływające gniazdo.
I w tej samej chwili jęły sobie wyrywać piórka, znosić w dzióbkach muł i wodorosty i
lepić wielkie, okrągłe pływające gniazdo. Było tak piękne, tak lekko kołysało się na fali,
\e Gunnar a\ krzyknÄ…Å‚ z zachwytu.
Kiedy wszystko ju\ było gotowe, ptaki odleciały do swoich krajów, a zimorodki
powiedziały do Gunnara:
 A teraz w drogę, nie ma chwili do stracenia! Nim słońce przejdzie pół nieba, musimy
dotrzeć do cieśniny u skraju widnokręgu. Wsiadaj do łodzi, a oto twój \agiel  do-
13
dały wskazując dzióbkami płachtę-niewidkę, ów płat płótna, którym osłoniła Gunnara
Morska Dziewczyna przed czerwonymi oczami Wiedzmy.
Usiadł Gunnar w pływającym ptasim gniezdzie, rozwinął \agiel, zimorodki przycupnęły
po obu bokach i tak razem ruszyli w/ drogÄ™.
Pierzaste czółno pędziło niczym wiatr po siódmym morzu o falach zielonych jak trawa i
wkrótce wpłynęło w wąską cieśninę na skraju widnokręgu.
 Teraz steruj na lewo, Gunnarze, tam gdzie las cedrowy  mówią zimorodki. Chwycił
Gunnar pęk wielkich piór orlich, zanurzył w wodzie jak wiosło i skierował
łódz-gniazdo na lewo. Lekko, cicho dobili do brzegu zarosłego dzikim gąszczem drzew,
krzewów i lian. Gunnar szybko wyskoczył na ląd, swoją ptasią łódkę uwiązał pędami
lian i nie tracąc chwili zaczął sporządzać łuk i strzały. Gdy ju\ setkę długich strzał obcio-
sał ostrym krzemieniem, związał je mocnym łykiem, łuk zarzucił na plecy i ruszył w las,
ą para zimorodków wskazywała mu drogę.
 Widzisz tam w dali ten wielki cedr na wpół spróchniały ze starości ? To w jego pniu
ukryta jest dusza Wiedzmy o Czerwonych Oczach. Musisz teraz ostro\nie pod-kraść się
doń, ale wpierw osłoń się płachtą-niewidką, by smok cię nie dostrzegł  poradziły ptaki.
Podpełzł Gunnar, jak mógł najciszej, w stronę cedru, lecz smok był czujny, posłyszał
szmer i wyczołgał się z dziupli. Jego ryk zatrząsł lasem, a\ szczyty drzew pochyliły się z
przestrachu jakby przygięte wichrem. Potwór miał paszczę ziejącą ogniem, ze łba
miotało iskry sto płonących ślepi, potę\ny ogon pokryty błyszczącą łuską walił z
wściekłością o ziemię, a\ dudniła głucho.
Porwał Gunnar łuk z pleców, zało\ył strzałę, napiął cięciwę. Strzała pomknęła ze
świstem i utkwiła w jednym ze stu ślepi smoka. Za nią druga i trzecia, dziesiąta,
dwudziesta. Zawył potwór z bólu i zaczął się miotać wściekle na wszystkie strony, nie
widząc, skąd wróg nadchodzi, bo płachta-niewidka dobrze skrywała Gunnara.
A on tymczasem szył weń strzałami bez przerwy, bez odpoczynku. Ju\ dziewięćdziesiąt
dziewięć ślepi potwora przebił ostrymi pociskami, zostało jeszcze setne, ostatnie.
Zało\ył Gunnar swą ostatnią strzałę na cięciwę, lecz, o zgrozo, cięciwa, pękła, nim
zdą\ył strzałę wypuścić z łuku.
Ale mę\ny \eglarz nie stracił odwagi, wyrwał tęgie drzewko z ziemi, szybko jak
błyskawica podbiegł do potwora i jednym ciosem powalił go trupem.
Gunnarze, dalej, w skok! Legł martwy straszny smok!'
 śpiewały zimorodki radośnie, kołując nad głową \eglarza.
A on dumny ze zwycięstwa ju\ zniknął w olbrzymiej dziupli. Długo szukał czarnego
jajeczka w grubej warstwie próchna zalegającego wnętrze pnia, ju\ zrozpaczony stracił
nadzieję, gdy nagle poczuł w dłoni mały, krągły kształt.
 To ono! Czarne jaje, a w nim przeklęta dusza złej Wiedzmy o Czerwonych Oczach!
14
- ** %
Uradowany wyskoczył z dziupli, chwycił kamień i roztrzaskał jaje na miazgę. Głuchy jęk
rozległ się w lesie, z dala od strony morza podniósł się szum złowrogi, jakby huragan
rozszalał się w przestworzach. Potem wszystko ucichło, tylko ptactwo gnie\d\ące się w
koronach cedrów zaczęło śpiewać, świergotać, gwizdać, szczebiotać i wyciągać głośne
trele jak podczas godów wiosennych. Wielka radość zapanowała na świecie, bowiem
skończyło się panowanie okrutnej Wiedzmy, przed którą dr\ało wszystko, co \yje w
morzu, w powietrzu i na ziemi.
 Teraz czym prędzej za siódme morze, na tamtą stronę horyzontu!  zawołał
Gunnar pędząc co tchu w stronę łódki.
Gdy się tam znalezli, ptaszki, jego wierni przewodnicy, pokiwały łebkami, poświer-gotały
ze sobą, a potem rzekły mu te słowa:
 Nie puścimy cię, Gunnarze, za siódme morze bez gałązki cudownego drzewa.
Wszak wiesz o tym, \e ka\dy, kto się znajdzie na tamtych wodach, musi zapaść w sen
nieprzespany, z którego się nie obudzi. Tylko gałąz czarodziejska zdolna jest odegnać
odeń zły czar, jakim tchną fale tego morza. Musisz się zatem uzbroić w cierpliwość, a
my tymczasem polecimy do siedziby Wiedzmy i uszczkniemy pęd z drzewa rosnącego
na szczycie góry. Dopiero wtedy będziesz mógł wyruszyć w drogę.
Zasmucił się Gunnar głęboko, teraz bowiem, gdy sczezła ju\ ze świata zła Wiedzma,
ka\da chwila dzieląca go od uwolnienia Dziewczyny Morskiej wydawała mu się
wiecznością. Ale nie było rady. Musiał czekać na powrót zimorodków, jeśli chciał \ywy
dotrzeć do swej ukochanej.
A ptaszki uniosły się w gorę wysoko i wkrótce znikły mu sprzed oczu.
Czas upływał powoli. Gunnar zaczął zrywać owoce mango, których tu rosła obfitość,
zbierał \ółwie jaja w nadbrze\nym piasku, a kiedy się posilił, uło\ył się w cieniu i zasnął
głęboko.
Zbudziło go lekkie muśnięcie ptasich skrzydeł. Zerwał się z ziemi i z radością powitał
swoich maleńkich przyjaciół. W dzióbkach trzymały gałązki cudownego drzewa, co
chroniło przed snem nieprzespanym.
 Teraz naprzód! Bez zwłoki!  nagliły zimorodki.  Gdy krą\yłyśmy nad górą
pośrodku Morza Snu i Milczenia, słyszałyśmy jęki Dziewczyny Morskiej. Płakała głośno i
wzywała ciebie, Gunnarze! Chciałyśmy ją pocieszyć, zapewnić, \e czuwasz, \e wkrótce
ją uwolnisz, krzyczałyśmy, wołałyśmy w głąb czarnej czeluści wiodącej do podwodnego
pałacu, ale głosy, jak wiesz, mamy słabe, ciche, więc nas pewnie nie mogła dosłyszeć.
Ścisnęło się serce Gunnarowi z \alu nad męką Morskiej Dziewczyny, bez słowa skoczył
do łódki z piór ptasich i chwycił za wiosła, które sobie ju\ przedtem sporządził z
cedrowych konarów.
Aódz-gniazdko pomknęła jak błyskawica po falach i wkrótce dosięgła krańca wąskiej
cieśniny dzielącej oba morza.
 Tędy biegnie horyzont  powiedziały zimorodki  po tamtej stronie rozciąga się
Morze Snu i Milczenia. Teraz wez zamiast wioseł dwie gałązki cudownego drzewa, by
cię nie opadła senność, na którą nie ma ratunku. Nawet' my musimy ulecieć wysoko w
górę, by nie ulec złemu czarowi tych wód. Z wysoka będziemy ci wskazywać drogę.
16
Gdy dzielny śeglarz Siedmiu Mórz przepłynął granicę horyzontu i znalazł się na Morzu
Snu i Milczenia, chciał wydać okrzyk zdumienia, lecz głos zamarł mu w gardle i \aden
dzwięk nie dobył się z ust młodzieńca.
Zapatrzony w cudowne zjawisko bezwiednie wypuścił z rąk czarodziejskie gałązki.
Ogarnęło go nagle jakieś wielkie, łagodne znu\enie, jakaś szczęśliwość niewymowna,
dotąd nieznana. Bezmierna przestrzeń morza promieniała błękitem tak czystym, \e zda
się nie wody to były, lecz sam lazur roztopiony, jakby wysokie niebo zanurzyło się w
tych toniach bezdennych. Gładkie jak zwierciadło tafle lśniły blaskiem nieziemskim,
najmniejsza falka nie marszczyła spokojnej powierzchni, \aden plusk, powiew \aden
nie mącił martwej ciszy. Milczało morze i niebo, a było to milczenie tak dziwne, \e Gun-
nar zadr\ał przejęty lękiem i nagle poczuł, \e powieki opadają mu na oczy, jakaś
ocię\ałość obezwładnia ciało i nieprzeparta chęć snu nim owłada.
Wtem z góry opadły mu na ramię jak pierzaste kule dwa zimorodki, przestraszone,
dr\ące. Szybko, szybko wcisnęły mu dziobkami w dłonie czarodziejskie gałązki i nim
spostrzegł, co się stało, uleciały w górę.
I oto czar prysnął, senność go odbiegła, powróciły siły i chęć walki. Machnął Gunnar
jedną gałęzią i drugą, zanurzył je w wodzie jak wiosła.
Razno sunęła łódeczka po zwierciadlanej tafli i w końcu ujrzał Gunnar przed sobą
wznoszącą się pośrodku morza wysoką górę. Przybił do urwistego brzegu i krętą
ście\ką zaczął się wspinać na szczyt. Tu siedziały ju\ zimorodki na gałęziach
czarodziejskiego drzewa, które rosło u wejścia do podziemnej siedziby złej Wiedzmy.
Z głębi doleciało go ciche, \ałosne łkanie. To płakała Dziewczyna Morska uwięziona,
samotna, przykuta do ło\a łańcuchem.
Drgnął Gunnar na ten dzwięk jak podcięty biczem i zaczął pospiesznie schodzić w głąb
wÄ…skim korytarzem wykutym w skale.
Oślizłe stopnie wiodły wcią\ ni\ej i ni\ej, ju\ znikł wszelki odblask światła z góry i
czarna, gęsta ciemność zapanowała wokół. Wreszcie dotarł do zakrętu. Jeszcze kilka
kroków przeszedł w mroku i stanął przed wielkimi wrotami zawartymi na głucho. Pchnął
cię\kie podwoje i oto jego oczom ukazała się komnata cała wyło\ona perłową masą.
Blade światło sączyło się przez otwór w sklepieniu. Oślepiony, niepewny dokąd zwrócić
kroki, zatrzymał się w progu, gdy wtem posłyszał cichy szept:
 To ty, Gunnarze? Wiedziałam, \e mnie nie opuścisz, czekałam na ciebie dzień i noc.
Ale ju\ sił mi braknie. Wody, daj mi wody, umieram z pragnienia.
Pochwycił Gunnar dzban stojący u ło\a Morskiej Dziewczyny i przytknął go do jej warg.
Długo piła chłodny, o\ywczy płyn, a z ka\dym łykiem wracały jej siły. A potem wzniosła
doń błagalnie dłonie skute \elaznym łańcuchem i rzekła:
 Wez ten topór o ostrzu z diamentów, który tam wisi na ścianie, i przetnij mi więzy.
Pochwycił Gunnar topór diamentowy i przeciął gruby łańcuch jednym ciosem, a potem
porwał swą ukochaną w objęcia i długo tulił do serca.
 Zabierz mnie stąd jak najprędzej  prosiła Dziewczyna Morska  nie chcę tu
zostać dłu\ej ani chwili. Teraz, gdy zniknęła Wiedzma "o Czerwonych Oczach, gdy
2  Bafnie z dalekich mórz
się rozwiała jak dym razem ze swymi wę\ami, mogę wrócić do mych rodziców
kochanych, do dalekiej ojczyzny za siedmiu morzami.
Nie zwlekając chwili powiódł Gunnar swą miłą na szczyt góry, gdzie ich powitały wierne
zimorodki, a potem wszyscy razem uzbrojeni w gałęzie czarodziejskiego drzewa
przepłynęli szczęśliwie Morze Snu i Milczenia i dotarli do skały na siódmym morzu o
falach zielonych jak trawa.
Tu pozostawili parę swych skrzydlatych przyjaciół, podziękowali im pięknie za pomoc i
ruszyli w dalszą drogę na swej łódce pierzastej, lotniejszej ni\ wiatr. Przebyli
bezpiecznie morze o barwie fiołków i morze o falach czarnych jak noc bez księ\yca, i
morze o falach czerwonych jak krew, i morze o falach \ółtych niczym miód, przemknęli
przez obszary morza białego jak mleko, przepłynęli przez morze lodowe, a\ wreszcie
dobili do brzegów porosłych gajami kwitnących krzewów i drzew. Była to kraina, w której
władali rodzice Morskiej Dziewczyny. Nikt nie zdołałby opisać ich radości na widok
cudownie ocalonej córki.
19
Wkrótce odbyły się zaślubiny Gunnara z Morską Dziewczyną, weselisko było huczne i
ja na nim byłem, miód i wino piłem, a czegom się dowiedział, tom wam opowiedział.
A potem Gunnar sprowadził na zamek królewski swą matkę staruszkę i odtąd \yli sobie
w szczęściu i radości.
Od tej te\ pory wszyscy ludzie w ich państwie jak długie i szerokie, i \eglarze pływający
po siedmiu morzach, i ka\dy, kto słyszał o tej cudownej historii  wszyscy, wszyscy
darzyli wierne zimorodki największą przyjaznią i strzegli ich gniazdek.
O pięknej Inie, dzielnym Tuanie i Wyspie Znikąd-Donikąd
Baśń z mórz południowych
aleko na morzach Południa le\ał atol maleńki jak pierścień z koralu, zewsząd oblany
błękitnymi wodami tworzącymi u brzegów płytkie mielizny. Pośrodku atolu lśniło w
blaskach słońca jeziorko pokryte kwieciem błękitnych lotosów.
Nad brzegiem jeziorka stała chatka z bambusu kryta palmowymi liśćmi. W tej chatce
mieszkała uboga wdowa wraz ze swym synem Tuanem.
Pewnego razu poszła wdowa ze dzbanem po wodę do jeziora. Patrzy, a tu na liściach
lotosu le\y jak w gniazdku maleńka, śliczna dziewczynka i rzewnie płacząc wyciąga do
niej rÄ…czki.
Zabrała wdowa dziewczynkę do chaty, utuliła, nakarmiła, napoiła i uło\yła do snu w
kołysce z trzciny cukrowej.
Dziecko wyrosło po latach na piękną dziewczynę. Drugiej takiej nie było na calutkim
świecie. Przybrana matka nadała jej imię Ina i kochała ją jak własną córkę, a młody
Tuan nazwał ją Kwiatem Lotosu i świata poza nią nie widział, znosił jej najcudniejsze
korale i konchy perłowe, pióra dzikich łabędzi i flamingów, naszyjniki z zębów rekina,
grzebienie z szylkretu. Z dalekich morskich wypraw przywoził j-ej nanizane na sznury
maleńkie białe muszelki, tkaniny barwione jak tęcza i maty tkane z najdelikatniejszych
włókien białej tapy.
Kiedy czas nadszedł, rzekła wdowa do Iny:
 Pora pomyśleć o zaślubinach. Cię\ko mi będzie na sercu, gdy opuścisz moją chatę,
ale tak ju\ jest na świecie, \e dziewczyna idzie za tym, który jej przeznaczony na mę\a.
 Albo mi tu zle u ciebie, matko?  zaśmiała się Ina.  Nie chcę odchodzić. Tu jest
moje miejsce i mój dom  dodała spoglądając na Tuana.
Słyszał to młody \eglarz i, nie posiadając się z radości, zawołał:
 A mnie byś nie chciała za mę\a, Ino, zrodzona z kwiecia lotosu?
 O niczym bardziej nie marzę  odpowiedziała Ina śmiało  od dawna serce moje
nale\y do ciebie, Tuanie.
Szczęście i radość zapanowały w małej chatce nad laguną, wnet sproszono gości
weselnych z daleka i z bliska na zaślubiny młodej pary. Gdy wszystko było ju\ gotowe
do uroczystej uczty, poszła Ina nad jezioro narwać kwiatów lotosu do wianka.
Wtem z rozło\ystego drzewa mango rosnącego nad brzegiem wyskoczył zły czarodziej.
Straszny był, cały porośnięty czarną szczeciną, z długą zmierzwioną brodą, z wielkimi
zakrzywionymi pazurami. Zamiast nóg miał rybi ogon, a z ramion wyrastały mu czarne
skrzydła.
 A tuś mi! Teraz mi nie ujdziesz! Od dawna na ciebie czekałem.
22
%%'
Krzyknęła Ina przera\ona widokiem potwora i rzuciła się do ucieczki. Lecz było za
pózno. Wielkie, zakrzywione pazury czarodzieja pochwyciły ją jak piórko i uniosły w
powietrze. Długo leciał z nią nad morzem, ju\ zniknęły w oddali brzegi koralowego atolu
i złoty piasek nad laguną, ju\ tylko fale spienione kłębiły się w dole pod jej stopami, a
pęd wiatru tłumił oddech w piersiach. Siły opuściły biedną Inę, w oczach jej pociemniało
i ju\ nic nie widziała ani nie słyszała.
Gdy się obudziła z omdlenia, le\ała na miękkiej białej macie z tapy w pięknej grocie
wykutej z koralu, przed nią stał stoliczek z perłowej masy, a na nim dzban wody, garść
owoców i miseczka ry\u. U jej stóp zieleniła się maleńka sadzawka pokryta kwieciem
lotosów, w której pływały złote rybki z długimi welonami, ze ścian groty zwieszały się
festony wodorostów, a na ka\dym jaśniały cudnym blaskiem pęki zielonych
szmaragdów i roje barwnych ptaszków wyśpiewywały swe trele. Dziwne to były
stworzenia, niby ptaszki  niby rybki, bo miały skrzydła do fruwania, lecz zamiast
nó\ek wyrastały im płetwy.
 Czy to sen? Gdzie ja jestem? Gdzie mój Tuan ukochany?  zawołała Ina i zerwała
siÄ™ z maty.
 Jesteś na Wyspie Znikąd-Donikąd  usłyszała ochrypły głos czarodzieja i jego
straszliwa postać, wyrosła nagle przed dziewczyną.
Zasłoniła Ina oczy ze zgrozą i zaczęła się cofać przed nim pod koralowe ściany groty.
 Jestem panem tej wyspy, z której jeszcze nikt \ywy nie uszedł. Odkąd twa matka
wymknęła się spod mej władzy, szukałem cię po całym świecie. Jeśli mi będziesz
słu\yć bez szemrania, nie spotka cię u mnie nic złego, ale biada ci, gdybyś zechciała
uciekać: zginiesz straszną śmiercią jak ona. A teraz marsz do roboty. Masz codziennie
karmić złote rybki w sadzawce i rozsypywać proso dla moich ptaszków. Ale to jeszcze
nie wszystko.
23
Musisz zrywać szmaragdy z wodorostów zwieszających się ze ścian i układać je w
koszach, które sama upleciesz z sitowia porastającego sadzawkę. Co dzień musisz mi
napełnić klejnotami sto koszy, bo inaczej poznasz co to głód i pragnienie.
Po tych słowach czarownik znikł tak nagle, jak się pojawił, zostawiając Inę we łzach i
rozpaczy.
Odtąd dni jej mijały na cię\kiej pracy, w tęsknocie i w udręce. Dłonie krwawiły od
ciągłego splatania koszy i zrywania twardych szmaragdów, które wcią\ na nowo
odrastały, często przymierała głodem i cierpiała pragnienie, gdy nie zdą\yła na czas z
robotą, bo wtedy srogi potwór nie dawał jej ni kropli wody do picia, ni ziarenka ry\u.
Jedyną pociechą Iny były złote rybki w sadzawce i te dziwne ptaszki o rybich płetwach
fruwające nad jej głową.
Pewnego dnia, gdy tak siedziała pochylona nad koszami, łykając słone łzy, zdało jej
się, \e rozró\nia w śpiewie ptaków słowa:
Tirli, tirli, tiii. Zly czarodziej śpi. Zerwij lotosu kwiat, Posłuchaj naszych rad.
Czy ją słuch nie myli? Czy\by ptaszki znały ludzką mowę? A ptaszki śpiewały dalej:
Gdy przyjdzie potwór dziś, Ciśnij mu w ślepia liść. Zdmuchnij kwiatowy pył, A wnet nie
będzie \ył.
Nie wierząc własnym uszom wstała Ina z maty, pochyliła się nad sadzawką i zaczęła
pełnymi garściami zrywać pęki lotosów.
O zwykłej porze zjawił się przed nią czarodziej odwaliwszy ogromny głaz, którym
zamykał zwykle wejście do groty.
 No, skończyłaś robotę? Ile masz koszy gotowych?  zaryczał groznie i zaczął je
liczyć głośno.  Co? Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć? Myślisz, \e darmo cię będę
\ywił? Poczekaj, odpokutujesz za swe lenistwo.
Kopnął nogą dzban z wodą, wrzucił ry\ do sadzawki i jął okładać Inę twardym biczem
ze skóry rekina.
Lecz Ina poderwała się z klęczek i szybkim ruchem sypnęła mu garścią lotosowych liści
w twarz, dmuchnęła pyłem kwiatowym w rozwścieczone ślepia.
Jakby ra\ony gromem runął potwór na ziemię, zaczął blednąc, niknąć, zmniejszać się,
kurczyć, a\ w końcu zmienił się w smugę czarnego dymu i rozwiał w powietrzu.
Ina, oczom własnym nie wierząc, długo stała jak wryta nad brzegiem sadzawki i
rozglądała się wokół niepewna, czy skądeś nie wypadnie z rykiem jej okropny
prześladowca. Ale nawet najmniejszy ślad zeń nie pozostał, tylko ptaszki jak oszalałe z
radości
24
')((
;
*.
%'" . \
zaczęły fruwać po całej grocie i świergotać, i śpiewać rozgłośnie, tylko złote rybki
zatańczyły w przejrzystej wodzie wywijając długimi welonami i błyskając krągłymi
oczkami.
Uszczęśliwiona Ina wybiegła przed grotę i wydała okrzyk zachwytu.
Znajdowała się na małej wysepce zewsząd oblanej morzem. Rosły tu drzewa olbrzymie,
ka\de innej barwy, niebieskie, czerwone, bursztynowe, białe i ró\owe, z gałęzi
zwieszały się soczyste owoce: złote jabłka, fiołkowe granaty, słodkie daktyle i figi: na
polach \ółciły się dynie, olbrzymie tykwy, ananasy i melony, w zaroślach szemrały
strumyki, chłodne zródła tryskały spod głazów, bielutkie kozlęta pasły się na zielonej
murawie, a stado antylop na widok Iny bez lęku przybiegło do niej przyglądając się jej
ciekawie wielkimi Å‚agodnymi oczami.
W cieniu wysokich palm stał pałac o ścianach ze słoniowej kości, o wrotach
wysadzanych ró\owymi muszlami.
Pchnęła Ina odrzwia pałacu i weszła do środka. Wewnątrz nie było nikogo. Mijała
ogromne, puste sale wysłane cudnymi kobiercami, pełne nieprzeliczonych skarbów
zebranych z całego świata, stąpała po posadzkach ze złota i srebra, po drogich
kamieniach rozrzuconych wszędzie niby piasek na morskim wybrze\u. W wielkich
skrzyniach le\ały stosy szmaragdów nanizanych na sznury.
Ach! To pewnie te, które musiałam zrywać w grocie  pomyślała Ina i zarzuciła sobie
na ramiona zielony błyszczący naszyjnik.
Odtąd chodziła sobie swobodnie po całej Wyspie Znikąd-Donikąd, bawiła się z kózkami
na łące, karmiła złote rybki w sadzawce, zrywała słodkie owoce i orzechy z drzew,
stroiła się w złoto i klejnoty, rozmawiała z ptaszkami-rybami, ale ani na chwilę nie
opuszczała jej tęsknota za rodzinnym atolem, za Tuanem i przybraną matką.
Pewnego razu nie wyszła Ina do kózek na łące, do swych rybek w sadzawce, siedziała
samotnie w ogromnej sali ró\owego pałacu i rozmyślała smutnie:
Co oni tam robiÄ… teraz sami w opuszczonej chatce? Czekali na mnie, czekali, lecz ja nie
przyszłam na ślubną ucztę. Pewnie ju\ goście weselni odeszli, pewnie matka zalewa
się łzami, a Tuan myśli, \e o nim całkiem *zapomniałam. A mo\e mnie szuka gdzieś po
świecie szerokim?.Mo\e płynie za mną po morzu głębokim, a wiatry i fale miotają jego
Å‚odziÄ… samotnÄ…?
Wtem wzrok jej padł na szmaragd tak cudnej piękności, wielki niby orzech palmy
kokosowej, \e a\ przystanęła w podziwie. Klejnot zamigotał jasnym, zielonkawym
blaskiem i stoczył się jej pod stopy.
Podniosła Ina drogocenny kamień. Ogląda, obraca w palcach raz, drugi, trzeci, nadziwić
się jego piękności nie mo\e.
Lecz có\ to się dzieje? Szmaragd znikł, a przed nią się pojawił maleńki człowieczek,
cały zielony jak drzewo, \wawy niby wiewiórka i zaczął klaskać z radości zielonymi
niczym listki rączkami i tańczyć, i wywijać cienkimi nó\kami.
 Dzięki ci, o dzięki ci stokrotnie, wybawicielko moja:  zawołał:  Mów, czego
pragniesz, a wszystko otrzymasz, ka\dy twój rozkaz będzie spełniony.
 Kim jesteś, zielony człowieczku?  pyta Ina zdumiona i wystraszona okrutnie.
 Jestem królem Wyspy Znikąd-Donikąd. A te wszystkie szmaragdy, które tu le\ą w
pałacu i te, co rosną w koralowej grocie, to moi poddani. Zły czarodziej zamienił
26
nas wszystkich w zimne kamienie. Lecz teraz, gdy on ju\ przepadł na zawsze i rozwiał
się jak dym, zaklęcie działać przestało, wystarczy gdy obrócisz szmaragd trzy razy w
palcach, a znów wszyscy moi bracia, jak ja tu przed tobą, powrócą do dawnej postaci.
Ale tu na naszej wyspie od dawna nie postała stopa \ywego człowieka, tyś jest drugą
istotą ludzką, co zawitała do naszego kraju, o córko Królowej Lotosu. Na te słowa
zadr\ała Ina a\ do głębi serca i zawołała:
 Ach, zielony człowieczku, więc tyś znał moją prawdziwą matkę? Mów, gdzie ona,
czy \yje, czy jÄ… jeszcze zobaczÄ™?
 Twoją matką była piękna Iri, Królowa Lotosów, a ojcem mę\ny wojownik Marua.
Lecz zły czarodziej zabił twego ojca, a matkę porwał i zawiózł tutaj na naszą wyspę,
gdzie ją więził w koralowej grocie. Wkrótce umarła biedaczka z rozpaczy i smutku, a po
jej śmierci wyrosły w sadzawce kwiaty lotosu, zaś jej słu\ki zamieniły się w złote rybki,
któreś ty karmiła, i w te ptaszki o rybich płetwach. Tylko ciebie zdołała ocalić piękna Iri
przed złym czarodziejem i ukryła cię na jeziorku wśród liści lotosu, gdzie cię odnalazła
przybrana matka. Lecz teraz, Ino, błagam, racz o\ywić swym dotknięciem mych
poddanych zaklętych w szmaragdy. Wez ka\dy kamień w dłonie i obróć trzy razy, gdy
to uczynisz, powrócą do dawnej postaci.
Idzie Ina przez sale pałacu, pochyla się nad skrzyniami pełnymi klejnotów, ka\dy z nich
obraca w dłoniach, raz, drugi i trzeci. Zaroiła się Wyspa Znikąd-Donikąd tysiącem
maleńkich zielonych człowieczków, rozszumiała ich śpiewem i śmiechem, tańcem i
weselem.
Gdy ju\ skrzynie były puste, sięgnęła Ina ręką po naszyjnik, którym się przyozdobiła po
zniknięciu czarodzieja. Dotyka kamieni, obraca je w palcach, lecz o dziwo, one nie
znikają, nie przemieniają się w małych zielonych ludzików, tylko jeszcze cudniejszym
płoną blaskiem.
 Te szmaragdy nie są zaklęte  rzecze król Wyspy Znikąd-Donikąd  to prawdziwe
klejnoty, wez je sobie na pamiÄ…tkÄ™, Ino, nale\Ä… do ciebie, tak jak wszystko, co siÄ™ tu
znajduje. Bądz naszą władczynią, króluj nam i rozkazuj, oddaję ci moje berło.
I mały zielony ludzik wyciągnął do Iny pięknie rzezbioną pałeczkę ze szczerego złota.
 Zielony królu  Ina odpowiada  niechaj berło Wyspy Znikąd-Donikąd zostanie
przy tobie. Lecz jeśli chcesz coś uczynić dla Iny, spraw, bym mogła powrócić na mój
atol koralowy, do mego ukochanego Tuana, który czeka na mnie ze swą starą matką.
Piękna jest twoja wyspa, kocham moje rybki złote, moje ptaszki-nieptaszki, kocham was
wszystkich, moje dobre, zielone ludziki, ale serce mi siÄ™ wyrywa do swoich, tam moje
szczęście i \ycie.
Posmutniał mały człowieczek, zieloną głowę zwiesił i tak rzecze:
 Cię\ko nam przyjdzie rozstanie z tobą, nasza wybawicielko, ale prośba twoja jest
dla mnie rozkazem. Jutro skoro świt zawieziemy cię na koralowy atol, do narzeczonego.
Wiedz jednak o tym, \e gdy raz stąd odejdziesz, nigdy ju\ więcej \aden człowiek nie
trafi na naszÄ… wyspÄ™.
Nazajutrz o brzasku weszła Ina do groty, która tak niedawno była jej więzieniem,
zerwała naręcze kwiatów lotosu, pamiątkę po zmarłej matce, uwiła z nich wianek na
27
głowę, po\egnała się ze złotymi rybkami w sadzawce, ze ślicznymi ptaszkami-nieptasz-
kami i pobiegła nad brzeg morza.
Czekał tam na nią mały zielony król ze świtą swoich dworzan. Na falach ju\ się kołysała
ogromna koncha perłowa połyskując mlecznym blaskiem.
Usiadła Ina na dnie konchy wysłanej ptasim puchem, a zielone ludziki na rozkaz króla
rozpięły białe \agle i pochwyciły za maleńkie wiosła.
 śegnaj mi na zawsze Wyspo Znikąd-Donikąd  zawołała Ina, a tłumy zielonych
człowieczków zaczęły machać na po\egnanie pękami kwiecia i zieleni.
I perłowa koncha popłynęła z szumem przez fale unosząc z sobą Inę i jej maleńkich
\eglarzy.
Nie wiadomo, krótko to trwało czy długo, dzień jeden czy chwilę, a ju\ przed oczami
dziewczyny pojawił się brzeg jej rodzinnego atolu.
 Widzę moje drzewo mango!  wykrzyknęła radośnie.  I moją palmę ulubioną tam,
nad jeziorkiem! Ach, jak\e jestem szczęśliwa!
Cicho plusnęły fale, perłowa koncha dobiła do brzegu i miękko zaryła się w piasek.
HH<
Szybko, szybko wyskakuje Ina ze swej czarodziejskiej łodzi, chce podziękować
\eglarzom, lecz zaledwie dotknęła stopą złocistego piasku, perłowa koncha znikła w
falach, zniknęli zieloni ludkowie, rozpłynął się w powietrzu maleńki król Wyspy Znikąd--
DonikÄ…d.
Śpieszy Ina z bijącym sercem do chaty. Na jej długich czarnych włosach błękitnieje
wianek przecudnych lotosów, na jej piersi lśni naszyjnik z zielonych szmaragdów.
Patrzy, a tu na progu stoi Tuąn, jej ukochany, ręce do niej wyciąga i woła:
 Prędzej, Ino, chodz ju\ do chaty, czemuś tak długo zrywała lotosy na wianek, uczta
ju\ dawno gotowa, wszyscy czekamy na ciebie.
Padła mu Ina w ramiona, ze szczęścia mówić nie mo\e. A on ją wiedzie do chaty, a
bębny warczą, piszczałki grają, wszyscy się weselą i wznoszą okrzyki na cześć młodej
pary. )
 'Gdzieś była tak długo, córeczko?  pyta stara matka Tuana  i skąd masz ten
piękny naszyjnik ze szmaragdów?
 Wracam z Wyspy Znikąd-Donikąd  mówi Ina  a ten naszyjnik to pamiątka od
małego zielonego króla.
Zdziwili się wszyscy słysząc te słowa, a Ina długo w noc opowiadać im musiała o swych
przygodach na wyspie, o złym czarodzieju, o swej biednej matce, Królowej Lotosów, o
złotych rybkach w sadzawce, o ptaszkach-nieptaszkach śpiewających ludzką mową, o
wspaniałym pałacu pełnym skarbów niezliczonych, o tym jak wyzwoliła mieszkańców
wyspy z zaklęcia, jak ją odwiezli na atol w perłowej konsze i o innych cudach, jakie się
jej przydarzyły na morzu.
Odtąd Inę zwano Królewną Wyspy Znikąd-Donikąd, a jej naszyjnik ze szmaragdów do
dziÅ› pokazujÄ… wnuki i przy ogniskach opowiadajÄ… sobie o jej cudownych i dziwnych
przygodach.
*
SPIS TREÅšCI
O DZIELNYM GUNNARZE, DZIEWCZYNIE MORSKIEJ I CZARODZIEJSKICH
ZIMORODKACH - BAÅšC SKANDYNAWSKA.....5
O PIKNEJ INIE, DZIELNYM TUANIE I WYSPIE ZNIKD-DONI-KD - BAŚC Z MÓRZ
POAUDNIOWYCH................21
W następnej ksią\eczce przeczytacie o czarodziejskiej piszczałce Olafa, pozwalającej
poznać tajemnice morskich stworzeń i o walce mę\nego Halvora z postrachem rybaków
 białym Rekinem.
ISBN 83-215-6622-7
© Text copyright by Wanda Markowska, Anna Milska, GdaÅ„sk 1969 © lUustrations
copyright by Gizela Bachtin-Karłowska, Gdańsk 1969
Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1983
Wydanie drugie. Nakład 199 750 + 250 egz.
Ark. wyd. 3,57. Ark. druk. 4.
Przekazano do drukarni 18 kwietnia 1983 r.
Podpisano do druku 1 czerwca 1983 r.
Papier offset. III ki. 90 g.
Druk: Zakłady Graficzne w Gdańsku,
ul. Świętojańska 19/23
Zam. nr 760 D-5


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Basnie Z dalekiego wschodu
Baśnie przyjaciół W Markowska, A Milska
Naturalne planowanie rodziny Anna Gabriela
Z dalekiej Fatimy

więcej podobnych podstron