Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Wydanie elektroniczne
O książ ce
Ktoś uprowadza dzieci najbogatszych mieszkańców Nowego Jorku. Rodzice są bezsilni, nie mogą
im pomóc. Porywacza nie interesuje bowiem okup ani dostęp do władzy on organizuje ofiarom
swoisty egzamin z wiedzy na temat ekologii i biedy na świecie. Cena, jaką muszą zapłacić za
negatywny wynik testu jest niezwykle wysoka śmierć od kuli. Detektyw Michael Bennett,
przydzielony do Oddziału Dochodzeń Specjalnych policji, zajmuje się sprawą zaginięcia
osiemnastoletniego syna właściciela międzynarodowej firmy farmaceutycznej. W śledztwie, które
w krótkim czasie zmienia się w pościg za psychopatycznym zabójcą, wspomaga go agentka FBI,
Emily Parker. Niestety, nie udaje im siÄ™ zapobiec kolejnemu porwaniu i morderstwu tym razem
ofiarą jest nastoletnia dziewczyna. Przebiegły i bardzo ostrożny morderca krok po kroku realizuje
swój dokładnie przemyślany plan, dla którego widownią ma być całe miasto. W jego pozornym
sza leń stwie jest ukry ty cel i jedy nie Ben nett umie go do strzec&
JA MES PAT TER SON
Czołowy amerykański autor powieści sensacyjnych i młodzieżowych, według rankingu Forbesa
najlepiej zarabiający pisarz świata. W swoim dorobku ma prawie 100 książek w kilku cyklach
wydawniczych, m.in. Alex Cross (21 tytułów z czarnoskórym detektywem Alexem Crossem; 3
tytuły sfilmowane), Kobiecy Klub Zbrodni (12 tytułów; w latach 2007-2008 serial telewizyjny
produkowany przez 20th Century Fox), Michael Bennett (6 tytułów) oraz Daniel X i Witch
& Wizard (seria dla młodzieży). Patterson jest liderem światowych statystyk sprzedaży; łącznie
sprzeda no po nad 220 mi lio nów eg zem pla rzy jego po wieści.
www.ja mespat terson.com
MI CHA EL LE D WID GE
Pisarz amerykański, autor kilkunastu powieści sensacyjnych, m.in. Before the Devil Knows You re
Dead oraz (z Jamesem Pattersonem) Nego cja tor, Szybki numer, Terror na Manhattanie ,
Naj gorsza spra wa, Kłam stwo do sko na łe, Zoo, I, Mi cha el Ben nett i Gone.
Tego au to ra
DOM PRZY PLA ŻY
DRO GA PRZY PLA ŻY
KRZY ŻO WIEC
MIE SIC MIO DO WY
RA TOW NIK
S DZIA I KAT
SZYBKI NU MER
OSTRZE ŻE NIE
BI KI NI
REJS
POCZTÓW KO WI ZA BÓJ CY
(z LizÄ… Mar klund)
KAAM STWO DO SKO NA AE
WY CO FAJ SI ALBO ZGI NIESZ
ZOO
DRU GI MIE SIC MIO DO WY
Alex Cross
W SIE CI PA J KA
KO LEK CJO NER
JACK I JILL
FIOA KI S NIE BIE SKIE
CZTE RY ÅšLE PE MYSZ KI
WIEL KI ZAY WILK
NA SZLA KU TER RO RU
MARY, MARY
ALEX CROSS
PO DWÓJ NA GRA
TRO PI CIEL
PRO CES ALE XA CROS SA
GRA W KOT KA I MYSZ K
JA, ALEX CROSS
W KRZY ŻO WYM OGNIU
ZA BIĆ ALE XA CROS SA
CEL: ALEX CROSS
BOŻE NA RO DZE NIE ALE XA CROS SA
Ko biecy Klub Zbrod ni
TRZY OBLI CZA ZE MSTY
CZWAR TY LIP CA
PI TY JEyDZIEC APO KA LIP SY
SZÓ STY CEL
SIÓD ME NIE BO
ÓSMA SPO WIEDy
DZIE WI TY WY ROK
Pri va te
DE TEK TY WI Z PRI VA TE
DE TEK TY WI Z PRI VA TE: IGRZY SKA
Mi cha el Ben nett
NE GO CJA TOR
TER ROR NA MAN HAT TA NIE
NAJ GOR SZA SPRA WA
Ty tuł ory gi na łu:
WORST CASE
Co py ri ght © Ja mes Pat ter son 2010
All ri ghts reserved
Pu bli shed by ar ran gement with Lit tle, Brown and Co. Inc., New York, USA
Po lish edi tion co py ri ght © Wy daw nic two Al ba tros A. Ku ry Å‚o wicz 2013
Po lish transla tion co py ri ght © Mag da lena Bu gajska 2013
Redak cja: Piotr Chojnac ki
Ilu stra cja na okład ce: Bort N66/Shut terstock
Pro jekt gra ficz ny okład ki: An drzej Ku ry ło wicz
ISBN 978-83-7885-187-5
Wydawca
WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYAOWICZ
Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa
www.wydawnictwoalbatros.com
Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę,
która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub
w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych jest
nielegalne i podlega właściwym sankcjom.
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Spis treści
O książce
O autorach
Tego autora
Dedykacja
Prolog Dacie szansÄ™ pokojowi& albo&
Część pierwsza Z prochu w proch
Część druga Egzamin końcowy
Część trzecia Znak krzyża
Część czwarta Kwestia dobroczynności
Przypisy
Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.
Dla Su san Ma lo ney, Sue Naj ork,
Marlene Stang i Kary Tan gredi
J.P.
Dla Mary Ann O Don nell, naj lep szego do rad cy na świecie.
Szczególne po dzięko wa nia na leżą się Wuj ko wi
Edo wi Kel ly emu i sędziemu Jo emu Leno wi
M.L.
Prolog
Dacie szansÄ™ pokojowi& albo&
1
Przysadzisty, szpakowaty mężczyzna czuł się lekko oszołomiony, gdy po przejściu pod
marmurowym łukiem znalazł się w Washington Square Park. Położył na ziemi plecak, zdjął
okrą głe oku la ry i osu szył łzy ręka wem swo jej sta rej dżin so wej kurt ki.
Nie spodziewał się, że tak się rozklei. Mój Boże, pomyślał, wycierając szorstką, pomarszczoną
twarz. Teraz wiedział, jak czuli się weterani wojny w Wietnamie, kiedy widzieli swój
waszyngtoński pomnik. Jeśli weterani antywojennego ruchu mieli swój pomnik Ścianę Aez to
wła śnie tu taj. To tu taj, w Wa shing ton Squ are Park, wszyst ko się za częło.
Patrząc przed siebie na wietrzny park, przypomniał sobie wszystkie niesamowite rzeczy, które
miały tu miejsce. Antywojenne demonstracje. Bob Dylan w piwnicznych klubach przy Czwartej
Ulicy śpiewający o tym, w którą stronę wieje wiatr. Oświetlone blaskiem świec twarze jego
starych przyjaciół, gdy podawali sobie butelki i jointy. Wypowiadane szeptem obietnice, że zmienią
świat, że uczy nią go lep szym.
Spojrzał na piątkowy, popołudniowy tłum przy głównej fontannie, na ludzi pochylonych nad
stołami z szachownicami, tak jakby spodziewał się zobaczyć jakąś znajomą twarz. Ale przecież to
niemożliwe, prawda? pomyślał i wzruszył ramionami. Wszyscy poszli naprzód, podobnie jak on.
Do ro śli. Sprzeda li się. Albo byli w pod ziemiu. W przeno śni. Do słow nie.
Tam te cza sy, jego cza sy, już niemal cał ko wi cie wy bla kły, mi nęły i znik nęły.
Niemal, po my ślał, gdy klęk nął i wy jął pu deł ko z ulot ka mi z pleca ka.
Ale nie cał ko wi cie.
Na każdej z pięciuset kartek znajdowały się trzy akapity tekstu zatytułowanego MIAOŚĆ
MOŻE ZMIE NIĆ ŚWIAT.
Kto powiedział, że nie można iść do domu? pomyślał. Kiedy układał kartki, do głowy przyszły
mu sło wa Keitha Ri chard sa.
Mam dla was wiadomość. Nadal jesteśmy bandą twardych drani. Powieście nas, a my i tak nie
zgi niemy .
Ty to po wiedzia łeś, Keith, po my ślał i za chi cho tał. Święte sło wa, bra cie. Ty i ja.
W ostatnich miesiącach coraz częściej wspominał lata swojej młodości. Jedyny okres w życiu,
gdy czuł, że na praw dę coś zna czy, że zmienia świat na lep sze.
Czy powrót do tego teraz, po tylu latach, był kryzysem wieku średniego? Może. Nie obchodziło
go to. Postanowił, że znów chce się tak poczuć. Zwłaszcza w świetle niedawnych wydarzeń. Świat
był teraz w jeszcze większych tarapatach niż wtedy, gdy walczył o niego ze swoimi przyjaciółmi.
Na deszła pora, by znów to zro bić. Mu siał znów obu dzić lu dzi, za nim będzie za pózno.
Dlatego teraz tu stał. Już raz się udało. W końcu przerwali wojnę. Może znów się uda. Nawet
jeśli dzi siaj był o wiele star szy, jeszcze przecież nie umarł. W żad nym ra zie.
Polizał kciuk i wziął pierwszą kartkę z kupki. Uśmiechnął się na wspomnienie niezliczonej ilości
ulotek, które rozdał w Berkeley i Seattle oraz w Chicago w 1968 roku. Był tu znowu po tylu latach.
Niesa mo wi te. Ży cie jest zwa rio wa ne. Znów siedział w sio dle.
2
Cześć. Po dał ulot kę mło dej ciem no skó rej ko biecie ze spa cero wym wózkiem.
Uśmiechnął się do niej, nawiązując kontakt wzrokowy. Zawsze był dobry w kontaktach
z ludzmi.
Mam informacje, z którymi powinna się pani zapoznać. Jeśli to dla pani nie kłopot. Dotyczą, no
cóż, w za sa dzie wszyst kiego.
Dajcie mi spokój z tymi głupotami, do cholery powiedziała z zaskakującą gwałtownością
i niemal wy trą ci ła mu kart kę z dło ni.
Muszę być przygotowany na takie reakcje, pomyślał i skinął głową. Do niektórych ludzi ciężko
dotrzeć. To nieuchronne. Niezmieszany natychmiast podszedł do grupki nastolatków, którzy
jezdzi li na desko rol kach przy po mni ku Ga ri bal diego.
Dzień dobry, chłopaki. Mam tu przekaz, z którym chciałbym się z wami podzielić. Zajmie to
tyl ko chwil kÄ™.
Jeśli interesuje was obecna sytuacja i nasza przyszłość, myślę, że powinniście się nad tym
za sta no wić.
Skołowani, wpatrywali się w niego. Z zaskoczeniem zauważył, że z bliska widać im zmarszczki
wokół oczu. Nie byli nastolatkami. Musieli mieć około trzydziestki. Wyglądali groznie, a nawet
wrednie.
Jasna cholera! To sam John Lennon! powiedział jeden z nich. Myślałem, że ktoś cię
za strzelił. A gdzie Yoko? Kiedy znów zej dziecie się z Paulem?
Reszta mężczyzn wy bu chła nieprzy jem nym śmiechem.
Co za dupki, pomyślał i natychmiast ruszył w kierunku głównej fontanny, obok której
występował uliczny komik. Tak, losy naszego świata były jednym wielkim żartem. Nie będzie się
przejmował tą bandą idiotów. Musiał po prostu dotrzeć do właściwej osoby i sprawy same się
po to czą. Nieustępli wość była klu czem do suk cesu.
Kiedy podchodził do ludzi, odwracali wzrok. Ani jedna osoba nie wzięła od niego ulotki. O co, do
cho lery, cho dzi? za sta na wiał się.
Piętnaście bezowocnych minut pózniej drobna kobieta, która przechodziła obok, wzięła od niego
ulotkę. Wreszcie, pomyślał. Uśmiech na jego twarzy zastygł jednak, gdy kobieta zgniotła ją
i rzu ci ła na chod nik. Po biegł za nią i za nim się przy niej zna lazł, podniósł zmiętą kart kę z ziemi.
Mogła pani przynajmniej poczekać, aż zniknie mi z oczu powiedział. Musiała też pani
na śmiecić, praw da?
Przepraszam& ? spytała kobieta, wyjmując z uszu białe słuchawki od iPoda. Nie usłyszała
tego, co do niej mówił. Czy wszyscy młodzi ludzie w dzisiejszych czasach byli jacyś upośledzeni?
Czy nie wi dzieli, do kąd to wszyst ko zmierza? Czy na praw dę ich to nie ob cho dzi ło?
Och, oczywiście mruknął pod nosem, gdy zaczęła odchodzić. Na pewno przepraszasz.
Po win naś przepro sić ludzkość za swo je ist nienie.
Stanął jak wryty, gdy wrócił do wejścia do parku. Ktoś kopnął stosik ulotek i większość z nich
niesio na wia trem przela ty wa ła pod łukiem, nad chod ni kiem w kierun ku Pią tej Alei.
Wybiegł z parku i chwilę je gonił. Wreszcie stanął. Czuł się idiotycznie i był całkowicie
wy czerpa ny, gdy usiadł na kra wężni ku między dwo ma za parko wa ny mi sa mo cho da mi.
Ukrył twarz w dłoniach i zaczął łkać. Płakał przez dwadzieścia minut, słuchając wiatru
i ob serwu jąc niekoń czą cy się sznur aut.
Ulotki? pomyślał, pociągając nosem. Myślał, że może zmienić świat dzięki kartce papieru
i zatroskanej minie? Spojrzał na starą dżinsową kurtkę, którą wyjął z dna szafy. Był taki dumny,
że nadal na niego pa su je. Na praw dę był skoń czo nym głup cem.
Tyl ko jed na rzecz mo gła spra wić, że lu dzie za czną słu chać i wreszcie otwo rzą oczy.
Do brze, niech będzie to ta jed na rzecz.
Jed na rzecz.
Pokiwał głową i wreszcie się w sobie zebrał. Nie będzie nikogo prosił o pomoc. Musi sam to
zro bić. Do brze. Ko niec z tym non sen sem. Zegar tyka. Nie ma chwi li do stra cenia.
Zorientował się, że nadal trzyma wymiętą ulotkę. Wyprostował ją na zimnym chodniku, wyjął
długopis i naniósł kluczową poprawkę. Załopotała jak rozwijająca się flaga, kiedy pozwolił, by wiatr
po rwał mu ją z dło ni.
Barczysty mężczyzna z siwiejącymi włosami otarł łzy, kiedy kartka, na której coś napisał,
za trzy ma ła się na słu pie la tarni za jego pleca mi.
Sło wo MI AOŚĆ w ty tu le zo sta ło wy kreślo ne. Na tle sza rego nieba wid niał teraz na pis
KREW MOŻE ZMIE NIĆ ŚWIAT!
Część pierwsza
Z prochu w proch
Rozdział 1
Leżąc związany w ciemnościach, Jacob Dunning myślał o wszystkim, co byłby teraz w stanie
od dać za możli wość wzięcia pryszni ca.
Wszystkie swoje materialne dobra? Pewnie. Jeden z palców u nogi? Od razu. Jeden z palców
u ręki? Hm, za czął się za sta na wiać. Czy na praw dę po trzebo wał ma łego pal ca lewej dło ni?
Niezidentyfikowany brud pokrywał jego policzek, włosy. Ten przystojny student pierwszego
roku o brązowych włosach miał na sobie tylko koszulkę z logo New York University i bokserki,
i leżał w cia snym po mieszczeniu na brud nej beto no wej po sadzce.
Z oddali dochodziły odgłosy miasta. Miał zasłonięte oczy, a ręce przykute kajdankami do rury
znajdującej się za nim. Knebel zawiązany był mocnym supłem na wgłębieniu przy podstawie
czaszki.
Wklęśnięcie to po łacinie nazywało się foramen magnum, wiedział to. W tym miejscu rdzeń
kręgowy przechodzi w czaszkę. Jacob dowiedział się tego jakiś miesiąc wcześniej podczas zajęć
z anatomii. New York University był pierwszym etapem w realizacji marzenia życia zostania
lekarzem. Jego ojciec miał wydanie Ana to mii Graya z 1862 roku w swoim gabinecie, a Jacob od
dzieciństwa uwielbiał przeglądać tę książkę. Klękał w wielkim, miękkim fotelu i z brodą opartą na
dłoniach spędzał godziny, wpatrując się w eleganckie, fascynujące szkice, topografię ludzkiego
cia ła z miej sca mi o na zwach jak da lekie kra iny, mapy skarbów.
Jacob zaczął płakać, gdy wróciły do niego te bezpieczne, szczęśliwe wspomnienia. Kropla ciepłej
wody skapnęła mu na kark i pociekła w dół pleców. Uczucie swędzenia było nie do zniesienia. Jeśli
wkrót ce nie wsta nie, na ba wi się ob tarć. Od leży ny, bak terie gron kow ca, cho ro by.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było wyjście z baru Conrad s w Alphabet City, gdzie nie
zwracano uwagi na fałszywe dowody osobiste, jakimi posługiwali się studenci. Po straszliwie
długich zajęciach w laboratorium chemicznym próbował poderwać Heli, oszałamiającą Finkę,
z którą studiował. Po piątym mojito zaczął mu się jednak plątać język. Stwierdził, że ma dość,
kiedy za uwa żył, że dziew czy na chęt niej rozma wia z bar ma nem, któ ry wy glą dał jak mo del.
Film urwał mu się w chwili, gdy wyszedł na zewnątrz. Nie mógł sobie przypomnieć, jak znalazł się
tu taj.
Po raz milionowy próbował wymyślić scenariusz, w którym wszystko dobrze się kończy. W jego
ulubionym okazywało się, że to dowcip studentów starszych lat. Banda facetów z bractwa pomyliła
go z ja kimś in nym pierw szo rocznia kiem i padł pew nie ofia rą po kręco nych otrzęsin.
Zaczął szlochać. Gdzie są jego ubrania? Po co ktoś zabrał mu dżinsy, skarpetki i buty?
Scenariusze w jego głowie stały się zbyt czarne, żeby znalezć jakąś jaśniejszą stronę. Nie mógł się
oszu ki wać. Tkwił w naj gor szym gów nie, w ja kim kiedy kol wiek się zna lazł.
Zaczął walić głową w rurę, do której był przykuty, gdy usłyszał hałas. W oddali trzasnęły drzwi.
Serce zaczęło mu mocniej bić. Oddech zdawał się nie wiedzieć, czy chce wyrwać się na zewnątrz,
czy do stać do środka.
Niemal dostał konwulsji, kiedy usłyszał brzęk i miarowe, zbliżające się kroki. Nagle pomyślał
o złotej rączce, pracującym w budynku, w którym mieszkali jego rodzice, i o wesołym
pobrzękiwaniu pęku kluczy odbijających się od jego biodra. Chudy pan Durkin, który zawsze miał
w dłoni jakieś narzędzie. Nadzieja dodawała mu odwagi. Nadchodzi przyjaciel, przekonywał się.
KtoÅ›, kto go oca li.
Po mo cy! Ja cob pró bo wał krzy czeć z kneblem w ustach.
Kroki ustały. Usłyszał dzwięk otwieranego zamka i poczuł chłodny powiew na twarzy. Ktoś
wy jÄ…Å‚ mu knebel.
Dzięku ję! Och, dzięku ję! Nie wiem, co się wy da rzy ło. Ja&
Jacob stracił dech, gdy coś bardzo twardego uderzyło go w brzuch. Dostał kopniaka butem
z meta lo wym oku ciem i wy da wa ło mu się, że żo łą dek przebił mu się przez kręgo słup.
O Boże, pomyślał Jacob, krztusząc się z głową na brudnej, kamiennej posadzce. Dobry Boże,
pro szę po móż mi.
Rozdział 2
Ktoś odpiął Jacobowi kajdanki, ciągnął go przez jakieś dwadzieścia kroków, a następnie pchnął
na krzesło z twardym oparciem. Światło oślepiło chłopaka, gdy zdjęto mu opaskę z oczu, a ręce
znów zo sta ły za ku te w kaj dan ki za jego pleca mi.
Siedział w szkolnej ławce w dużym pomieszczeniu bez okien. Przed nim znajdowała się
staromodna czarna tablica, na której nic nie było napisane. Za sobą czuł chłodną obecność osoby,
przez któ rą wło sy na karku sta nęły mu dęba.
Jacob łkał po cichu, gdy rozległ się dzwięk odpalanej zapalniczki. Lekko ostry zapach tytoniu
wy peł nił po wietrze.
Dzień do bry, pa nie Dun ning odezwał się głos.
Głos należał do mężczyzny i brzmiał całkowicie normalnie. To był głos człowieka
wykształconego. Jacobowi przypomniał się lubiany przez wszystkich nauczyciel ze szkoły Horace
Mann, pan Man duc ci.
Chwila, a może to był pan Manducci. Zawsze wydawał się pozostawać trochę w zbyt
przyjacielskich relacjach z niektórymi uczniami. Czy to może być porwanie? Ojciec Jacoba,
prezes w du żej fir mie, był niezwy kle bo ga ty.
Jacob poczuł, jak uczucie ulgi niemal paruje z porów jego skóry. W tej chwili gotowy był
ucieszyć się z porwania. Okup nie będzie problemem i zostanie wypuszczony. Pasowało mu to.
Pro szę, niech to będzie po rwa nie, za czął my śleć.
Proszę pana, moja rodzina ma dużo pieniędzy powiedział Jacob, bardzo starając się ukryć
przera żenie w swo im gło sie. Nie uda ło mu się to jed nak.
Owszem, ma odezwał się miły głos. Mógłby należeć do prezentera ze stacji radiowej
nadającej muzykę poważną. W tym właśnie tkwi problem. Mają za dużo pieniędzy i za mało
zdrowego rozsądku. Mają mercedesa, bentleya, no i priusa. Ekolodzy pełną gębą. Możesz
podziękować ich hipokryzji za to, że się tutaj znalazłeś. Na twoje nieszczęście twój ojciec
zapomniał, co mówi Księga Wyjścia, rozdział dwudziesty, wers piąty: Ja Pan, twój Bóg, jestem
Bo giem za zdro snym, któ ry ka rze wy stępek oj ców na sy nach 1.
Jacob zadrżał nagle na twardym krześle, gdy stalowa lufa pistoletu lekko dotknęła jego
pra wego po liczka.
Teraz zadam ci kilka pytań zapowiedział porywacz. Twoje odpowiedzi są bardzo, bardzo
ważne. Sły sza łeś o za li czeniu i ob la niu, praw da?
Lufa moc no wbi ła się w twarz Ja co ba, a ku rek od bezpiecza ją cy gwałtow nie pstryk nął.
Z testu, do którego podchodzisz, możesz dostać zaliczenie albo śmierć. Dobrze, pytanie
pierw sze: Jak na zy wa ła się two ja nia nia?
Kto? Moja nia nia? Ja cob za czął się za sta na wiać. O co tu, do cho lery, cho dzi?
R-R-Rosa? odpo wiedział.
Zgadza się. Rosa. Na razie całkiem niezle ci idzie, panie Dunning, a teraz powiedz mi, jak
mia ła na na zwi sko.
O cholera, pomyślał Jacob. Abando? Abrado? Coś w tym stylu. Nie wiedział. Słodka, głupiutka
kobieta, z którą bawił się w chowanego. Która karmiła go, gdy wracał ze szkoły. Rosa, która
przyciskała swój ciepły policzek do jego, gdy pomagała mu zdmuchnąć świeczki z urodzinowego
tor tu. Jak mógł nie znać jej na zwi ska?
Czas minął rzu cił mężczy zna ni czym w teletur nieju.
Abra do? za py tał Ja cob.
Nie byłeś nawet blisko odpowiedział zdegustowany porywacz. Nazywała się Rosalita
Chavarria. Była osobą, wiesz? Miała imię i nazwisko. Tak jak ty. Była człowiekiem z krwi i kości.
Tak jak ty. Czy wiesz, że w zeszłym roku zmarła? Rok po tym, jak twoi rodzice zwolnili ją
z pracy, ponieważ zaczęła zapominać o różnych rzeczach, wróciła do swojej ojczyzny. A to
pro wa dzi nas do ko lej nego py ta nia:
Skąd po cho dzi ła Rosa?
Skąd, do cholery, ten facet wiedział o zwolnieniu Rosy z pracy? Kto to jest? Jej znajomy? Nie
brzmiał jak La ty nos.
O co w tym wszyst kim cho dzi?
Z Ni ka ra gui? strzelił Ja cob.
Błąd. Pochodziła z Hondurasu. Miesiąc po tym, jak wróciła do jednopokojowej rudery
należącej do jej siostry, musiała poddać się histerektomii. W podrzędnym szpitalu na
przedmieściach Tegucigalpy przeszła transfuzję krwi, przez którą zarażono ją wirusem HIV.
Honduras ma najwyższy odsetek chorych na AIDS na zachodniej półkuli. Wiedziałeś o tym? Na
pewno. A teraz pytanie numer cztery: Ile przeciętnie żyje osoba zarażona wirusem HIV
w Hondurasie? Podpowiem ci. O wiele mniej niż piętnaście lat, które takie osoby mogą przeżyć
w na szym kra ju.
Ja cob Dun ning za czął pła kać.
Nie wiem. Skąd miał bym to wiedzieć? Pro szę.
To nie wystarczy, Jacobie powiedział mężczyzna, boleśnie wbijając lufę w jego zęby. Być
może nie wyrażam się wystarczająco jasno. Na tej lekcji nie będzie piątki za studiowanie na
uniwersytecie Ivy League. Nie dostaniesz korepetytora ani żadnego innego wsparcia, które
pomogłoby ci dostać lepszą ocenę. Nie możesz ściągać, a ocena jest ostateczna. Całe życie uczyłeś
się do tego jedynego sprawdzianu, ale odnoszę wrażenie, że się obijałeś. Na twoim miejscu
za czął bym się moc no gło wić. Dłu gość ży cia z wiru sem HIV w Hon du ra sie! Od po wia daj!
Rozdział 3
W tę niedzielę około południa w sali gimnastycznej szkoły Holy Name trwało marcowe
sza leń stwo 2 w wykonaniu drużyn z katolickich podstawówek. Ogłuszający odgłos odbijających
się piłek, wrzaski cheerleaderek i krzyki dzieciaków pobudzonych cukrem i jeżdżących na rolkach
po la kiero wa nej, drew nia nej pod ło dze wzniósł się aż pod kro kwie z rzezbio ny mi anio ła mi.
Było nie tylko głośno, ale także gorąco, tłoczno, a w powietrzu unosił się kurz. Nie mógłbym być
szczęśliw szy.
Znalazłem się tam, gdzie zawsze, kiedy pojawia się chaos w samym środku zamieszania.
Z gwizdkiem powieszonym na szyi stałem na parkiecie, obserwując rzuty z dwutaktu
i przekazywałem uwagi, gdy nasza drużyna juniorów, buldogów z Holy Name, rozgrzewała się
przed meczem. Nasi przeciwnicy ze szkoły St. Ann przy Trzeciej Alei robili to samo na drugim
koń cu bo iska.
Ponieważ jeden z moich synów, Ricky, grał w reprezentacji szkoły, a drugi, Eddie, w drużynie
juniorów, jakoś bezwiednie zgodziłem się, kiedy dyrektorka, siostra Sheilah, zapytała, czy
zastąpię ich trenera. Początkowo byłem niechętny. Jak to? Samotny ojciec z dziesiątką
dzieciaków? Jakbym nie miał wystarczająco dużo do roboty. Siostra Sheilah potrafiła podejść
ta kich jak ja.
Okazało się, że bycie trenerem ćwiczenia z piłką, kreślenie strategii na tablicy, a nawet
składanie krzeseł po meczu naprawdę sprawia mi frajdę. Nie wiem, czy któryś z moich buldogów
miał w przyszłości trafić do NBA, ale obserwowanie, jak zdobywają wiarę w siebie i jak z bandy
indywidualistów stają się spójną drużyną, było niezwykłe i na pewno mógłbym wymyślić gorsze
za jęcia na niedziel ne po po łu dnia.
Tuż przed meczem tłum zrobił się tak głośny, że ledwo usłyszałem telefon dzwoniący na moim
biodrze. Nie rozpoznałem numeru jako służbowego, ale to nic nie znaczyło. W moim nowym
oddziale byliśmy na zmianę w gotowości podczas weekendów. Zgadnijcie, czyja kolej przypadała
w ten week end?
Ben nett krzyk ną łem w słu chaw kę.
Mike, tu Ca rol. Ca rol Fleming.
Cholera, pomyślałem, zamykając oczy. Wiedziałem. Carol była moją nową szefową. Cóż, tak
naprawdę nową szefową mojego szefa. Naczelnik Carol Fleming. Była dowódcą Oddziału
Dochodzeń Specjalnych nowojorskiej policji, co robiłoby wrażenie, nawet gdyby nie była pierwszą
ko bietÄ… na tym sta no wisku.
W styczniu przeniesiono mnie z wydziału zabójstw na północnym Manhattanie do głównego
oddziału, którym dowodziła. Mimo że wolałem wydział zabójstw, musiałem przyznać, że praca
w sek cji zaj mu ją cej się na pa da mi na bank, kra dzieża mi dzieł sztu ki i po rwa nia mi nie była nud na.
O co cho dzi, szefie? za py ta łem.
Mamy prawdopodobnie porwanie w śródmieściu. Musisz zobaczyć się z April Dunning przy
Zachodniej Siedemdziesiątej Drugiej numer jeden, apartament dziesięć B. Wygląda na to, że
za gi nął jej syn, Ja cob. Jego oj ciec, Do nald Dun ning, jest za ło ży cielem i prezesem&
Latvium and Company, międzynarodowej firmy farmaceutycznej dokończyłem za nią.
Sły sza łem o nim.
Czytałem o nim w magazynie Forbes w poczekalni u dentysty moich dzieciaków. Dunning był
mi liar derem, któ ry gry wał w gol fa z burmi strzem. Wiedzia łem już, do kąd zmierza ta rozmo wa.
Ile lat ma jego dzieciak?
Osiem na ście od po wiedzia ła.
Osiem na ście? po wtó rzy łem. Ja cob nie za gi nął. Ma osiem na ście lat.
Wiem, jak to brzmi, Mike. Dobrze ustawiona rodzina poszukuje swojego imprezowego
sy nal ka. Być może, ale i tak chcę, żebyś to spraw dził. Odezwij się, jak tylko będziesz coś wiedział.
Rozłączyłem się, a potem zapisałem godzinę i adres na odwrocie kartki z listą zawodników.
Szukać cudzego dzieciaka? pomyślałem. Miałem wystarczająco duży kłopot z utrzymywaniem
w ryzach swoich własnych. Zamachałem do Seamusa, który z furią wygwizdywał gracza z St. Ann s,
zdo byw cÄ™ rzu tu za trzy punk ty.
Wchodzę, trenerze? spytał ze swoim silnym, irlandzkim akcentem mój przemądrzały
dzia dek ksiądz. Cią gle ci po wta rzam, że jeszcze mam to w so bie.
Po trzą sną łem gło wą.
Posłuchaj, monsignore, muszę coś sprawdzić. Mam nadzieję, że szybko się uwinę. Zastąp mnie,
do pó ki nie wró cę. Albo lepiej po pro stu tu stój i nic nie mów ani nie rób. Pro szę.
Nareszcie powiedział Seamus z radością, wyrywając mi z rąk notatnik i podwijając rękawy
czarnej ko szu li. Może tym ra zem uda się wy grać.
Rozdział 4
Przy Zachodniej Siedemdziesiątej Drugiej numer i stał budynek Dakota, słynna kamienica
w pseudogotyckim stylu, w której mieszkał John Lennon, zanim został zastrzelony przed jej
wejściem. Również tutaj mieszkała kobieta, która urodziła diabła w Dziecku Rosemary, o czym
so bie ra do śnie przy po mnia łem. Tego po po łu dnia po ja wia ły się same do bre zna ki.
Minąłem budynek i zostawiłem samochód na następnym rogu przy Columbus, a potem wróciłem
pieszo wzdłuż Siedemdziesiątej Drugiej Ulicy. Jeśli, co mało prawdopodobne, było to jednak
porwanie, dom mógł być obserwowany. Zdecydowanie nie chciałem, żeby się wydało, że rodzina
skon tak to wa ła się z po li cją.
Przeszedłem przez kutą bramę wejściową Dakoty. To właśnie przy zwieńczonym łukiem
wejściu Chapman zamordował eksbeatlesa, strzelając mu w plecy, zanim Lennon zdążył wejść do
holu po kilku schodach znajdujących się po prawej stronie. Budynek stał się miejscem często
odwiedzanym przez turystów. Yoko, która nadal tu mieszka, musi być zachwycona, kiedy
ob serwu je lu dzi szu ka ją cych śla dów po ku lach.
Ciężkie, okute mosiądzem drzwi otworzyły się, gdy wszedłem po schodach. Korpulentny portier
azja tyc kiego po cho dzenia, w zielo nym garni tu rze, płaszczu i czap ce stał obok ta bliczki:
WSZYSCY GO ŚCIE MU SZ BYĆ ZA PO WIE DZIA NI
Przy szedłem do pań stwa Dunningów po wiedzia łem, dys kret nie po ka zu jąc mu od zna kę.
Gdy zostałem zaanonsowany, pojawił się kolejny, starszy portier, który poprowadził mnie przez
hol. Ściany pokryte były najciemniejszą mahoniową boazerią, jaką kiedykolwiek widziałem.
Ogromny żyrandol i mosiężne kinkiety rzucały miękkie światło na niezwykłe sztukaterie na suficie
i bia łą pod ło gę z tra wer ty nu.
Portier przekazał mnie windziarzowi. Na górze drobny lokaj skinieniem dłoni wskazał mi
otwarte drzwi do aparta men tu 10B.
Przez niezwykle wysokie przeszklone drzwi widziałem mieszkanie Dunningów na przestrzał, aż
do Central Parku. Ogromne pokoje miały klasyczny, amfiladowy układ, dzięki czemu każde
pomieszczenie miało więcej niż jedno wejście, umożliwiając gościom uniknięcie służby. Podłogi,
podobnie jak boazeria na ścianach, zrobione były z mahoniu kubańskiego. Położone były w jodełkę
z ob ra mów ką czar nego orzecha.
Atrakcyjna, czarnowłosa kobieta szła w moim kierunku szybkim krokiem przez długi korytarz
apartamentu. Miała na sobie wymiętą granatową suknię wieczorową i nawet z większej odległości
na jej twarzy widać było ból. Moja irytacja spowodowana niespodziewanym wezwaniem na służbę
zniknęła i poczułem wielkie współczucie. Nawet w tym eleganckim ubraniu i stylowej scenerii była
zwy kłą, za martwia ją cą się mamą.
Dzięki Bogu, już pan jest. Detektyw Bennett, prawda? powiedziała z angielskim akcentem.
Cho dzi o mo jego syna Ja co ba. Coś mu się sta ło.
Jestem tu, żeby pomóc go pani odnalezć odparłem, próbując dodać jej otuchy, i wyjąłem
no tat nik. Kiedy ostat ni raz wi dzia ła się pani albo rozma wia ła z Ja co bem?
Rozmawiałam z nim trzy dni temu. Jacob mieszka na terenie uczelni. Studiuje na New York
Uni versi ty. Ma po kój w aka demi ku Hay den Hall obok Wa shing ton Squ are Park. Mój mąż nadal tam
jest razem z moim ojcem. Rozmawiali z jego przyjaciółmi i nikt nie widział go od piątku. Ani jego
współ lo ka tor, ani nikt inny.
Może po znał ja kąś faj ną dziew czy nę, chcia łem jej po wiedzieć.
To, że nie widziało się kogoś przez kilka dni, nie musi oznaczać, że stało się coś złego, pani
Dun ning. Czy ist nieje ja kiś po wód, dla któ rego przy puszcza pani, że coś mo gło mu się stać?
Wczoraj z mężem obchodziliśmy w Le Cirque dwudziestą piątą rocznicę ślubu. Od miesięcy
planowaliśmy to wydarzenie z Jacobem. Specjalnie z tej okazji dziadek Jacoba przyleciał
z Bordeaux. Jacob nie chciałby przegapić takiej okazji. Jest naszym jedynym dzieckiem. Nie
rozumie pan, jak jesteśmy sobie bliscy. Nie zrezygnowałby z naszego wyjątkowego wieczoru ani
z rzad kiej oka zji spo tka nia z dziad kiem.
Zaczynałem rozumieć, dlaczego tak się martwiła. Sytuacja, o której mówiła, naprawdę
wy da wa ła się dziw na.
Czy mówił coś, kiedy ostatni raz z nim pani rozmawiała? Coś dziwnego? Może poznał kogoś
no wego albo&
W tym momencie zadzwonił telefon stojący obok niej na staroświeckim kredensie. Przerażona
spojrzała na numer, który się wyświetlił, a potem na mnie, podczas gdy telefon nie przestawał
dzwo nić.
Nie znam tego numeru powiedziała, a w jej głosie słychać było panikę. Nie znam tego
nu meru!
Wszystko w porządku starałem się ją uspokoić. Zanotowałem numer i pozwoliłem, żeby
odezwa ły się we mnie in stynk ty.
Posłuchaj, April. Spójrz na mnie. Jeśli to ktoś, kto ma coś wspólnego ze zniknięciem Jacoba,
chociaż nie sądzę, że tak właśnie jest, musisz zapytać, co dokładnie masz zrobić, żeby odzyskać
syna, do brze? A jeśli czu jesz się na si łach, po proś, żeby dali ci do telefo nu Ja co ba.
Po policzkach płynęły jej łzy, gdy telefon znów zadzwonił. Otarła je trzęsącą się zaciśniętą
dłonią, zanim podniosła słuchawkę. Słuchałem rozmowy na drugim aparacie w gabinecie obok.
Kiedy pod nio słem słu chaw kę, uru cho mi łem na gry wa nie na au to ma tycznej sekretar ce.
Tak? Mówi April Dun ning.
Mam Ja co ba rozległ się dziw nie spo koj ny głos. Po słu chaj.
Sły chać było klik nięcie i szum, a po tem coś, co brzmia ło jak na gra nie.
Pytanie numer dziewięć: Jeśli urodziłbyś się w Sudanie, jakie miałbyś szanse dożycia do
czterdziest ki? I co to ma wspól nego z two im ślicznym, czerwo nym iPo dem nano?
Nie wiem za łkał mło dy mężczy zna. Przestań. Pro szę, przestań .
Na gra nie zo sta ło wy łą czo ne.
Za trzy godziny otrzymacie instrukcje odezwał się spokojny głos. Postępujcie dokładnie
według nich albo nig dy nie zo ba czy cie już swo jego syna ży wego. Żad nej po li cji. Żad nego FBI.
Połączenie zostało przerwane. Kiedy odkładałem słuchawkę, usłyszałem hałas dochodzący
z ko ry ta rza. Pani Dun ning za no si ła się pła czem, klęcząc na pod ło dze.
To Ja cob jęk nęła. Ten drań ma mo jego Ja co ba.
Ka merdy ner po ja wił się przy niej chwi lę przede mną i po mógł jej usiąść w fo telu.
Wybrałem numer szefowej. Nie do wiary. To naprawdę było porwanie. Nie mieliśmy ani chwili do
stracenia. Musieliśmy się spieszyć, jeśli wszystkie nasze ekipy miały być gotowe za trzy godziny.
Będzie ciężko.
Wyjrzałem przez okno. W dole, przy Central Park West, z autokaru wysiadała grupa turystów.
Sprawdzali swoje aparaty, gdy zaczęli tłoczyć się przy Strawberry Fields, fragmencie parku
poświęconym Johnowi Lennonowi. Sygnał w telefonie wydawał się niemiłosiernie dłużyć, podczas
gdy płacz pani Dun ning niósł się po po mieszczeniach z wy so kim su fi tem.
No da lej po wiedzia łem do siebie sfru stro wa ny. Od bierz.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Sprawa o rozwód (1)Opłaty w sprawach karnychustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich12 Wstydliwa sprawa Sensacje XX wiekucialo albatros id 2035175 NieznanySprawa Separacjinajgorszy dzien wypracowanieKoszty Sadowe W Sprawach CywilnychKodeks postępowania w sprawach o wykroczeniaustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich z dn 26 10 1982rwięcej podobnych podstron