Czarne karty Kościoła


Wbrew temu co może sugerować tytuł, Vittorio Messori w swojej doskonałej książce pod tytułem "Czarne karty Kościoła" przeciwstawia się wielu fałszywym opiniom dotyczącym historii Kościoła, które propaganda antychrześcijańska usiłuje od lat wmówić ludziom wierzącym.

Fragmenty książki:

POCZUCIE WINY

Po trzech dniach męczącej podróży, Leo Moulin, liczący sobie osiemdziesiąt jeden lat, jest wypoczęty, elegancki, skupiony i serdeczny jak zawsze. Moulin, przez pół wieku profesor historii i socjologii na uniwersytecie w Brukseli, autor wielu fascynujących książek, jest jednym z najbardziej znaczących intelektualistów w Europie. Chyba najlepiej zna średniowieczne zakony religijne i jak rzadko kto bardzo podziwia mądrość ówczesnych mnichów. Zaraz po odsunięciu się od lóż masońskich, których był aktywnym członkiem ("Bardzo często -- powiada -- przynależność do nich jest nieodzowna, jeśli chce się zrobić karierę uniwersytecką, dziennikarską lub wydawniczą: wzajemna pomoc "braci masonów" nie jest mitem, jest rzeczywistością"), przyjął postawę świeckiego racjonalisty, którego agnostycyzm graniczy z ateizmem. Moulin radzi mi, abym powtórzył wierzącym jedną zasadę, która dojrzewała w czasie jego długiego życia, nauki i doświadczeń: "Posłuchajcie tego starego niedowiarka, który wie, co mówi: Mistrzowska propaganda antychrześcijańska zdołała wytworzyć u chrześcijan, zwłaszcza u katolików, złą świadomość, opanowaną niepokojem, jeśli już nie wstydem, z powodu własnej historii. Siłą stałego nacisku, od reformacji aż do naszych czasów, zdołała przekonać was, że jesteście odpowiedzialni za całe, albo prawie całe, zło na świecie. Sparaliżowała was na etapie masochistycznej auto krytyki, aby zneutralizować krytykę tych, którzy zajęli wasze miejsce" (wszystkie podkreślenia w tekście moje - P.J.). Feminiści, homoseksualiści, tercermundyści , pacyfiści, reprezentanci najróżniejszych mniejszości, kontestatorzy i niezadowoleni z jakichkolwiek powodów, naukowcy, humaniści, filozofowie, ekolodzy, obrońcy zwierząt i świeccy moraliści: "Pozwoliliście, aby za wszystko, nawet za kłamstwa, bezdyskusyjnie obarczali was. Nie było w historii problemu, błędu lub cierpienia, którego nie przypisaliby wam. A wy, niemal zawsze nie znający swojej przeszłości, zaczęliście w to wierzyć, a nawet wspomagać ich w tym działaniu. Tymczasem ja (agnostyk, ale także i historyk starający się być zawsze obiektywnym) mówię wam, że macie przeciwstawiać się temu w imię prawdy. W rzeczywistości bowiem większość zarzutów jest nieprawdziwa. A jeśli któryś ma nawet jakieś uzasadnienie, to oczywiste jest, że w rozliczeniu dwudziestu wieków chrześcijaństwa światła zdecydowanie górują nad ciemnościami. Dlaczego więc nie żądacie odpowiedzialności od tych, którzy żądają jej wyłącznie od was? Czyż rezultaty ich pracy są lepsze od waszych? Z jakich ambon, skruszeni, słuchacie kazań?" Mówi też o średniowieczu, które studiował: "Owe wstydliwe kłamstwa o "ciemnych wiekach", czyżby były inspirowane wiarą płynącą z Ewangelii ? Dlaczego więc to, co pozostało nam z tamtych czasów, odznacza się tak fascynującym pięknem i mądrością ? Także w historii trzeba kierować się zasadą przyczyny i skutku..."

Codziennie przemierzając samochodem peryferie Mediolanu, myślę o historyku z Brukseli. Tutaj, podobnie jak i na innych zurbanizowanych peryferiach, jakiś współczesny Dante mógłby umieścić jedną ze swoich sfer piekielnych: ogłuszający hałas, przykre zapachy, sterty śmieci i odpadów, zatrute wody, chodniki zatarasowane zaparkowanymi samochodami, szczury i myszy, zwariowany beton i źdźbła toksycznej trawy. Gdzie nie spojrzeć -- tam gniew i nienawiść jednych wobec drugich: kierowców taksówek wobec kierowców ciężarówek, pieszych wobec zmotoryzowanych, klientów wobec sprzedawców, tych z Północy wobec tych z Południa, Włochów wobec obcokrajowców, robotników wobec właścicieli, dzieci wobec rodziców. Degradacja zaczyna gnieździć się dużo wcześniej w sercach niż w środowisku.

Na końcu meta: wielki klasztor, starożytny dom zakonny. Uspokojony uwolnieniem się od samochodu przechodzę przez bramę. Nagle cały świat wokół mnie się zmienia. Wielki, liczący wieki dziedziniec, zamknięty ze wszystkich stron kolumnadami, podtrzymuje ducha harmonią swych łuków. Cisza, piękno fresków, spoistość budowli, chłód cieni. Nieco dalej, za dziedzińcem, znajduje się duży ogród, ostatnia ostoja drzew, w których schroniło się wszystko, co jeszcze żyje lub fruwa nad zdewastowaną, pobliską okolicą. Gościnność zakonników pozwala odczuć, że ci ludzie, mimo wszystko, starają się czynić dobro i jeszcze wierzą, że można kochać.

Z odrobiną ironii i smutku myślę o zemście historii ostatnich dwóch wieków, w której brali udział różni ludzie, zjednoczeni pragnieniem zniszczenia chrześcijańskich znaków, zaczynając od zakonów. Chcieli koniecznie zniszczyć te miejsca pokoju i piękna, ponieważ uważali je za oazy obskurantyzmu, anachroniczne przeszkody na drodze do zbudowania wyśnionego "nowego świata".

Za ogrodem mamy owoc obiecanego świetlanego jutra. Nigdy jeszcze świat w imię humanitaryzmu nie stał się tak nieludzki. Pomylono się: rzeczywistość i nadzieja na świat bardziej ludzki przetrwają -- jednak jak długo ? -- w tych ostatnich religijnych ostojach, które przeżyły (dzięki cudowi, przypadkowi i uporowi chrześcijan, wzmagającemu się w chwilach trudności) furię "oświeconych". Ich dzieci i wnuki także chronią się w tych miejscach, lamentując nad tym, co utracono i ciesząc się, że jednak coś ocalało przed wściekłością niszczycieli. Jeśli drzewo poznaje się po owocach, warto z tego, co powiedzieliśmy, wyciągnąć pewne wnioski, chociażby tylko dlatego, aby postępować zgodnie z zaleceniem Moulina, starego filozofa-agnostyka, skierowanym do wierzących, a dotyczącym "przyczyny i skutku..." My także mamy nasze wady i trzeba uważać z ukrywaniem ich. Rzeczywistość chrześcijańska zawsze miesza to, co boskie, z tym, co ludzkie. "Ecclesia -- casta et meretrix" , jak nas pouczają Ojcowie Kościoła. I tacy zawsze byli jego synowie. Popatrzmy wokół nas z zawstydzeniem i onieśmieleniem. Miłość nie jest już możliwa bez prawdy, zarówno wśród nas, jak i wśród innych ."



CZARNA LEGENDA 3

"Presja Żydów w środkach masowego przekazu oraz protesty katolików zaangażowanych w dialog z judaizmem zakończyły się powodzeniem. Sprawa beatyfikacji Izabeli Katolickiej, królowej Kastylii, została w ostatnim czasie znacznie przyhamowana. (...) Obawa przed sprowokowaniem Żydów, zirytowanych beatyfikacją nawróconej Żydówki, Edyty Stein i obecnością klasztoru karmelitanek w Oświęcimiu pomogła tym, którzy domagali się "czasu na refleksję", aby móc przemyśleć kontynuację sprawy Służebnicy Bożej, do którego to tytułu ma już prawo Izabela I Kastylijska".

W artykule opublikowanym w Il nostro Tempo, informator religijny Il Messagero, Orazio Petrosillo, przypomina, że spowolnienie ze strony Watykanu nastąpiło mimo pozytywnej opinii historyków, opartej na dwudziestoletniej pracy, streszczonej w dwudziestu siedmiu tomach. "W tak ogromnej ilości materiału -- mówi postulator sprawy, Anastasio Gutierrez -- nie ma ani jednego dokumentu lub oświadczenia królowej, zarówno publicznego, jak i prywatnego, który można by uważać za przeciwny świętości chrześcijańskiej". Ojciec Gutierrez nie waha się określić jako "tchórzliwych tych duchownych, którzy zastraszeni polemikami, decydują się nie uznać świętości królowej". Niemniej -- jak konkluduje Petrosillo - "odnosi się jednak wrażenie, że sprawa z trudnością, ale dotrze do celu".

Nie jest to wiadomość szczególnie krzepiąca. Niestety, nic pierwszy raz tak się dzieje. Pozostając przy Hiszpanii, przypomnijmy, że Paweł VI wstrzymał beatyfikację męczenników z czasów wojny domowej. Po raz kolejny mogliśmy doświadczyć, że cena spokojnego współżycia kontrastowała z prawdą, która w tym przypadku została gwałtownie zaatakowana nie tylko przez Żydów (w czasach Izabeli cofnięto im prawo zamieszkiwania Hiszpanii), ale także przez muzułmanów (wyrzuconych z Grenady, ich ostatniej posiadłości na ziemiach hiszpańskich) oraz przez wszystkich protestantów i antykatolików w ogólności, którzy wpadali w gniew, kiedy mówiło się o owej starej Hiszpanii, której władcy mieli prawo używać tytułu "Królów Katolickich". Tytułu, który potraktowali tak poważnie, że w świeckiej polemice hiszpanizm utożsamiano z katolicyzmem, a Toledo i Madryt z Rzymem.

Jeśli chodzi o usunięcie Żydów, zazwyczaj zapomina się o pewnych faktach, jak np. o tym, że dużo wcześniej niż Izabela podobne kroki podjęli władcy angielscy, francuscy i portugalscy, a po nich wielu innych uczyniło to samo, chociaż ich decyzje polityczne nie były tak usprawiedliwione jak dekret hiszpański, który mimo to był dramatyczny dla obu stron.

Warto przypomnieć, że muzułmańska Hiszpania nie była oazą absolutnej tolerancji, jak to chciano nam wmówić. Zarówno chrześcijanie, jak l Żydzi co jakiś czas stawali się ofiarami pogromów. Jednak kiedy trzeba było wybierać między Chrystusem a Mahometem, Żydzi wybierali tego drugiego, działając jako piąta kolumna podczas prześladowań katolików. Stąd ówczesna nienawiść narodu, połączona z podejrzeniem wobec niektórych Żydów, że formalnie przyznają się do chrześcijaństwa, ale w sposób ukryty praktykują judaizm (los marranos ), spowodowała napięcia, prowadzące często do spontanicznych i krwawych rzezi, którym władze na próżno starały się położyć kres. Królestwo Kastylii i Aragonii, powstałe w wyniku małżeństwa królewskiej pary, jeszcze nie zdążyło się w pełni zjednoczyć i nie było w stanie ani kontrolować tak wzburzonej sytuacji, ani nie mogło pozwolić sobie na jej trwanie, zwłaszcza w obliczu kontrofensywy przygotowywanej przez Arabów, którzy mogli dodatkowo jeszcze liczyć na ludzi nawracających się na islam dla własnej korzyści.

Z prawnego punktu widzenia zarówno w Hiszpanii, jak i we wszystkich królestwach tamtej epoki Żydzi uważani byli za obcokrajowców; pozwalano im na czasowe zamieszkanie, jednak bez prawa obywatelstwa. Żydzi doskonale uświadamiali sobie swoją sytuację: ich pobyt w danym kraju był możliwy dopóty, dopóki nie zagrażali państwu, czego obawiali się nie tylko władcy, lecz także lud i jego reprezentanci, a spowodowane to było gwałceniem prawa przez nawróconych Żydów (z których wielu przyjęło chrześcijaństwo jedynie zewnętrznie), otaczanych przez Izabelę tak "szczególną troską", że zdecydowała się przekazać w ich ręce niemal całą administrację finansową, wojskową, a nawet kościelną. Wydaje się jednak, że przypadki "zdrady" były tak liczne, że uniemożliwiły przetrwanie takiego stanu rzeczy.

Cokolwiek by powiedzieć, zwolennicy beatyfikacji Izabeli są przeświadczeni, że "dekret znoszący pozwolenie na zamieszkanie Żydów" podyktowany był jedynie przyczynami politycznymi, związanymi z porządkiem publicznym i bezpieczeństwem państwa. Z całą pewnością nie był on konsultowany z papieżem, w związku z tym Kościół nie jest zainteresowany osądem, jaki chciano by wydać w tej sprawie. Nawet ewentualny błąd polityczny daje się pogodzić ze świętością. Dlatego też, jeśli dzisiejsza wspólnota żydowska chciałaby wyrazić jakieś pretensje, musiałaby skierować je do władz politycznych, zakładając, że one są odpowiedzialne za działanie swoich poprzedników sprzed pięciu wieków.

Komisja postulacyjna dodaje (a trzeba pamiętać, że w swojej pracy posługiwała się metodami naukowymi i współpracowała z dziesiątkami badaczy, którzy poświęcili dwadzieścia lat życia, aby przestudiować sto tysięcy dokumentów ze średniowiecznych archiwów): "Alternatywa aut-aut (łac. "albo albo") , "albo nawrócicie się, albo opuścicie królestwo", przypisywana królom katolickim jest nieścisła, jest sloganowym uproszczeniem: w tym czasie nie wierzono już w takie nawrócenia. Alternatywa proponowana w latach politycznych gwałtów i niestabilności królestwa była raczej taka: "Albo przestaniecie popełniać przestępstwa, albo będziecie musieli opuścić królestwo." Dowodem na to może być wcześniejsze postępowanie Izabeli, która broniła wolności religii judaistycznej wobec władz lokalnych, popierając to odpowiednimi zarządzeniami i pomagając w budowie wielu synagog.

Co ciekawsze, bardzo znaczący jest fakt, że cieszący się niezwykle złą sławą spowiednik królewski, Tomas deTorquemada , pierwszy organizator inkwizycji, który był z pochodzenia Żydem, osobiście radził, aby Żydów wypędzić. Równie znaczący i ukazujący złożoność historii tamtych czasów jest inny fakt, a mianowicie że mimo ogólnego sprzeciwu i uzasadnionych racji politycznych, bogate i wpływowe rodziny żydowskie zwracały się do jedynej władzy, która z zadowoleniem ich przyjmowała i dawała im schronienie na swojej ziemi: do papieża. Może to zdziwić każdego, kto nie wiedział, że papieski Rzym był jedynym miastem Starego Kontynentu, w którym społeczność żydowska żyła spokojnie i szczęśliwie i nigdy nie została z niego wyrzucona, nawet na krótki czas. Trzeba było czekać aż do roku 1944, do czasu okupacji niemieckiej, aby ponad tysiąc sześćset lat po Konstantynie zobaczyć rzymskich Żydów prześladowanych i skazanych na nielegalną wegetację. Ci, którzy zdążyli zbiec, w większości uczynili to dzięki życzliwości instytucji katolickich z Watykanem na czele.

Przeszkodą na drodze Izabeli do ołtarzy są także ci, którzy bezkrytycznie zaakceptowali tę czarną legendę, o której już mówiliśmy oraz tę, o której sobie dopiero powiemy. Wielu z nich to katolicy. Nie umieją oni wybaczyć królowej ani jej mężowi, Ferdynandowi Aragońskiemu, zainicjowania, poprzez negocjacje z papieżem, patronatu, w którym zobowiązali się ewangelizować ziemie odkryte przez Krzysztofa Kolumba, którego wyprawę finansowali. Oskarża się ich o to, że byli inspiratorami ludobójstwa Indian, niosąc w jednej ręce krzyż, a w drugiej miecz l że tych, którzy uniknęli śmierci, uczyniono niewolnikami. Tymczasem prawdziwa historia przedstawia nam inną wersję, zupełnie różną od utartej legendy.

Posłuchajmy zatem, co mówi Jean Dumont: "Niewolnictwo Indian istniało z osobistej inicjatywy Kolumba, kiedy ten był wicekrólem odkrytych ziem; miało to miejsce jedynie w początkowym okresie, przed rokiem 1500, na Antylach. Izabela Katolicka zareagowała na to (w roku 1496 Kolumb wysłał do Hiszpanii wielu tubylców jako niewolników), nakazując gospodarzom Wysp Kanaryjskich przywrócić wolność tym wszystkim, którzy utracili ją po roku 1478. Rozkazała wysłać Indian z powrotem na Antyle, a swojemu specjalnemu wysłannikowi, Francisco de Bobadilli, poleciła, aby zdjął z nich kajdany niewoli. Tenże zajął miejsce Kolumba, a samego odkrywcę uwięził za nadużycia i odesłał do Hiszpanii. Od tego momentu przyjęta linia polityki była bardzo jasna: Indianie są ludźmi wolnymi, jak wszyscy inni poddani koronie i tak też powinni być traktowani zarówno w tym, co dotyczy ich osoby, jak i ich dóbr".

Kto by zaś uważał te słowa za zbyt idylliczne, niech przeczyta kodycyl Izabeli, który na trzy dni przed swoją śmiercią, w listopadzie 1504 roku, dodaje do testamentu: "Naszą główną intencją było, aby na przyznanych nam wyspach i ladach zamorskich, zarówno tych już odkrytych, jak i tych, które dopiero zostaną odkryte, wprowadzić naszą wiarę katolicką, wysyłając na te ziemie duchownych oraz inne mądre i bogobojne osoby, by gorliwie uczyli ich mieszkańców wiary i dobrych obyczajów; dlatego bardzo serdecznie proszę mojego Króla i Pana oraz nakazuję to mojej córce, księżniczce i jej mężowi, księciu, żeby ze wszystkich sił postępowali tak, aby nie dopuścić, by mieszkańcom wymienionych ziem oraz ziem, które w przyszłości zostaną zdobyte, działa się jakakolwiek krzywda osobista lub materialna. Czyńcie to, co konieczne, aby byli traktowani sprawiedliwie i humanitarnie, a jeśliby zostali w czymś skrzywdzeni, niech to zostanie naprawione".
Jest to wyjątkowy dokument, który nie ma swojego odpowiednika w historii kolonialnej żadnego państwa. A mimo to historia Izabeli Katolickiej została tak przekłamana.

CZASY SWASTYKI

Wszystko wydaje się wolne od podejrzeń. Włoskie wydawnictwo Laterza jest "lewicowe" (jeśli to słowo w ogóle jeszcze komuś coś mówi). Autor, mimo młodego wieku, posiada solidną reputację akademicką, a jego nazwisko, Rainer Zitelmann, zdaje się nawet mieć żydowski rodowód. Dlatego też jego esej pt. Hitler nie ma nic wspólnego z półoficjalną propagandą "rewizjonistyczną". To jeszcze jeden z powodów, które czynią tę lekturę niezwykłą, polecaną czytelnikowi szukającemu obiektywizmu.

Zitelmann urodził się w roku 1957, to znaczy dwanaście lat po śmierci osoby, której poświęcił swoje badania od czasu, kiedy uzyskał dyplom z historii. I tak ponad dwieście stron poświęconych Hitlerowi -- to jeden z pierwszych owoców pracy człowieka wolnego od wspomnień i związanych z nimi uzależnień osobistych.

W książce można znaleźć zadziwiające słowa, jak na przykład te, które przytaczamy dosłownie: "Powodem antysemickich rozporządzeń ekonomicznych było zmuszenie Żydów do opuszczenia Niemiec. W celu zrealizowania tego zamiaru zjednoczyły się zarówno siły narodowosocjalistyczne, jak i syjonistyczne. Już w roku 1933 rozpoczęła się współpraca między oficjalnymi organami niemieckimi (z Gestapo włącznie) i Żydami w celu ułatwienia ludności żydowskiej emigracji z Niemiec. I rzeczywiście, w ciągu pięciu lat, pomiędzy rokiem 1933 a 1937, opuściło Niemcy około 130.000 Żydów, z których 38.400 znalazło schronienie w nowej ojczyźnie palestyńskiej".

Mamy tutaj dobry przykład manipulowania prawdą, praktykowany niemal przez pół wieku. Podając nam tę wiadomość o współpracy między nazistami i syjonistami (pierwsi chcieli uwolnić się od Żydów, drudzy byli zainteresowani ich wysiedleniem, aby dać początek snom o nowym Izraelu na terytorium, które od pięciu wieków zajmowali Arabowie), Zitelmann nie mówi o tym, co odkrył w tajnych archiwach. Współpraca między swastyką a gwiazdą Dawida dokonywała się oficjalnie i nawet ówczesne gazety pisały o niej. Jednakże my, którzy nie żyliśmy wtedy, nie mogliśmy czytać owych gazet i nie wiemy o tym, ponieważ historycy skrzętnie ukrywali ten niewygodny temat.

Zobaczmy, co dalej mówi młody historyk: "Jeśli liczba żydowskich emigrantów nie była wyższa, to z tego powodu, że wiele państw ustanawiało coraz to nowe i bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące migracji żydowskiej oraz z powodu zachowania się licznych Żydów niemieckich, którzy aż do ostatnich miesięcy roku 1937 mieli jeszcze złudzenia co do reżimu nazistowskiego. Przykładem tego jest Odezwa do Żydów niemieckich z grudnia 1937 roku, ogłoszona przez Narodową Komisję Żydów Niemieckich, w której proszono ludność żydowską, aby "nie uległa nieusprawiedliwionemu wrażeniu paniki" ." Są to dwa fakty przez długi czas pomijane milczeniem. Przede wszystkim nazistowski antysemityzm nie spotkał się z wybuchem międzynarodowej solidarności; przeciwnie, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja, to znaczy kraje o najliczniejszych wspólnotach żydowskich (których protesty, jeśli nawet miały miejsce, były słabe i szybko wyciszane), zamknęły swoje drzwi tuż przed nosami Izraelitów opuszczających Niemcy. Czyżby miał to być jeszcze jeden z czynników polityki silnego ruchu syjonistycznego, który chciał jak największą liczbę Żydów przeciwstawić palestyńskim Arabom, zamykając inne drogi dla uchodźców?

Aby odpowiedzieć na to pytanie nie można też zapomnieć o powojennych układach (które w większości były tajne) między Izraelem a Związkiem Radzieckim, mających na celu wydostanie Żydów z terytorium sowieckiego i wysłanie ich -- bez międzylądowań -- do Tel Awiwu. Samoloty radzieckie, przewożące Żydów, początkowo lądowały w Wiedniu. Ponieważ jednak Żydzi opierali się dalszej podróży do Izraela, wprowadzono loty bezpośrednie.

Wiadomość o uporczywych złudzeniach Żydów niemieckich co do intencji nazizmu może okazać się użyteczna w momencie oceniania wściekłej polemiki skierowanej przeciwko Kościołowi katolickiemu za układ zawarty z Hitlerem. Pochodzi on z lipca 1933 roku, kiedy reżim nie odkrył jeszcze wszystkich swoich kart. Przecież cztery i pół roku później sami Żydzi niemieccy uważali nadmierną panikę za "nieusprawiedliwioną" !

Jednakże 21 marca 1937 roku w 11.500 katolickich parafiach Rzeszy odczytano encyklikę Mit brennender Sorge, w której Pius XI z "gorliwym zatroskaniem" ujawniał "kalwarię" Kościoła i rzeczowo demaskował antychrześcijański charakter reżimu. Wypada przytoczyć Zitelmanna: "Furia Hitlera przeciwko Kościołowi rzymskiemu rozpętała się na dobre". (Goebbels odnotował w swoim pamiętniku: "Teraz księża będą musieli poznać nasz porządek i naszą nieustępliwość". W sumie, nawet w tym, co odnosi się do "oporu" przeciwko pajęczej sieci nazistowskiej, trzeba zrewidować wiele spraw, o których aż do dziś nam nie mówiono. Wracając do dziwnych relacji między nazizmem a syjonizmem, w tej samej książce mowa jest o "entuzjastycznej aprobacie Hitlera" dla decyzji swego ministra gospodarki: przekazać "Komitetowi Odpowiedzialnych" całą spuściznę Żydów niemieckich. Trzeba nadmienić, że zarejestrowanych jako "pracujących" nie było zbyt wielu, zaledwie 240.000, za to w ich posiadaniu była ogromna suma sześciu miliardów marek (równa wydatkom poniesionym wcześniej na przezbrojenie armii Rzeszy). Z tak stworzonego funduszu, każdy Żyd, który chciał wyemigrować, mógł wziąć tylko tyle, ile było konieczne, aby rozpocząć życie za granicą.

Hitler był zadowolony -- i tutaj zaskoczenie -- ponieważ jak mówi historyk "usatysfakcjonowane były żydowskie towarzystwa ubezpieczeniowe w Ameryce i Anglii, decydując się na zatwierdzenie głównych punktów niemieckiego planu". Rozmowy prowadzone były aż do roku 1939, a więc do wybuchu wojny. Jednakże jeszcze w roku 1941, za pośrednictwem niemieckiej ambasady w Ankarze, przynajmniej pewna część członków ruchu syjonistycznego proponowała Berlinowi układ między Trzecią Rzeszą a mającą powstać Republiką Izraela, dotyczący wpływów na Środkowym Wschodzie. W rzeczy samej "prawdziwa" historia nie przestaje kwestionować naszych manichejskich schematów.

SZUKAJCIE KATOLIKA !

Oświęcim raz jeszcze jawi się jako przeszłość, która "nie chce przeminąć", albo lepiej, nie chce się jej pozwolić, aby przeminęła. Mówi się, że powinien być miejscem ciszy, medytacji i modlitwy. Tymczasem właśnie z krzykiem, używając oszczerstw i strasząc konsekwencjami, usuwa się być może jedyne osoby -- klauzurowe zakonnice polskie -- które chciały żyć właśnie w ten sposób.

W miejscu boleści zaczyna się nowa, wcale nie budująca nauka. Wypadałoby tutaj zauważyć coś, co mogłoby służyć przyszłości; chodzi o drobne szczegóły, które składają się na tę mozaikę oszczerstw, kierowanych pod adresem katolicyzmu, na które tylu "katolików" dziś zdaje się nie reagować, żeby już nie powiedzieć, że skruszeni kończą podaniem ręki oszczercom. Tymczasem tak jak pokora jest obowiązkiem wierzącego w Ewangelię, tak też takim samym obowiązkiem jest poszukiwanie prawdy i dawanie o niej świadectwa. I to właśnie dzieje się dziś. Wśród obozowych budynków znajduje się instytut naukowy kierowany przez polskiego historyka Franciszka Pipera. Tenże, zdając sobie sprawę z tego, że misją historii jest rekonstrukcja prawdy, usunął wielką płytę kamienną od dziesiątków lat widniejącą u wejścia do Oświęcimia i informującą, że w obozie straciły życie cztery miliony więźniów. "To nieprawdziwa liczba -- oświadczył profesor Piper. -- Po wielu latach badań prowadzonych w archiwach, stwierdziliśmy z całą pewnością, że zmarłych nie było więcej niż półtora miliona. Nieco ponad jedna trzecia podawanej dotąd liczby. Jest to różnica zbyt wielka, by historyk mógł nad nią przejść do porządku dziennego. Stąd też konieczność zmiany tablicy na nową, zawierającą prawdziwe dane".

Dokładne kalkulacje przeprowadzone przez naukowców wskazują na to, że chociaż większość ofiar była pochodzenia żydowskiego, to jednak wśród wspomnianego półtora miliona było około 150.000 Polaków, 23.000 Cyganów, 15.000 Rosjan oraz ofiar innych narodowości w odpowiednio malejącej liczbie.

Podczas gdy wszyscy zainteresowani zaakceptowali te dane, oparte na solidnej dokumentacji, nie uczyniła tego wspólnota żydowska. Od razu zaczęły się lamenty, burzliwe oskarżenia i podejrzenia o chęć "zbanalizowania holokaustu", co jest całkowicie niezrozumiałą reakcją. Bowiem dla kogoś nie pozbawionego zdrowego myślenia i współczucia jest oczywiste, że owe dwa i pół miliona ofiar mniej w Oświęcimiu nie umniejsza horroru, jaki tam miał miejsce. Któż może umniejszać grozę i potępienie zbrodni tylko dlatego, że historia udowadnia, iż zamordowano "tylko" półtora miliona ludzi?
Dyrektorka czasopisma żydowskiego o największym we Włoszech nakładzie deklaruje: "Trudno nie łączyć owego rewizjonizmu ze zjawiskami antysemityzmu, mającymi miejsce w Europie i bardzo silnymi w Polsce, gdzie popierane są przez Kościół i pewne odłamy związku Solidarność".

Dyrektor Centrum Współczesnej Dokumentacji Żydowskiej w Mediolanie, w swoich wypowiedziach do La Stampa, stanowczo odrzuca te , tak gniewne oskarżenia, jako nie mające podstaw: "Znamy historyków z Instytutu w Oświęcimiu, ponieważ współpracują z nami i są bardzo rzetelnymi ludźmi. Liczby zaś podawane przez nich odpowiadają naszym danym". Wynika z tego, że już od dłuższego czasu wspólnota żydowska wiedziała, iż w Oświęcimiu straciło życie około 1.300.000 ludzi, a nie prawie cztery miliony, jak to dotąd mówiono. Co, jeśli ktoś uważa za konieczne powtórzenie tego, w niczym nie umniejsza horroru. Ten zawsze pozostanie taki sam, nawet gdyby tylko jedną osobę zabito z powodu jej przynależności "rasowej". Tak czy owak warto jednak zastanowić się nad bezpośrednimi oskarżeniami o "antysemityzm katolicki", spowodowanymi jedynie przez uzasadnione liczby podane przez polskiego naukowca, potwierdzone zresztą przez własne źródła żydowskie.

Niestety, nawet weryfikacja danych nie powstrzymuje złorzeczeń kierowanych pod adresem chrześcijan. Ten sam dyrektor wspomnianego Centrum natychmiast dodaje z wyrzutem: "Nie usunięto z Oświęcimia wielkiego krzyża ani zakonu karmelitanek, mimo ustalonych porozumień. Jest to przykład katolickiej intencji "odhebraizowania" tego miejsca". Zaś dyrektorka żydowskiego czasopisma, ta sama, która odnosząc się do danych, jak się okazało prawdziwych, mówiła o "antysemickich działaniach polskich", zapowiedziała: "Na znak protestu, w październiku zmobilizujemy się na szczebla międzynarodowym, aby usunąć zakonnice z Oświęcimia".

Mówi się, że Joseph Fouche, minister policji Napoleona, w każdej sprawie, jaką mu powierzono, zawsze to samo nakazywał swoim detektywom: Cherchez la femme! ("Szukajcie kobiety!"). Był całkowicie przekonany, że za każdą aferą stoi kobieta, bądź to jako inspiratorka, bądź jako wspólniczka. W przypadku Oświęcimia najwyraźniej sparafrazowano to powiedzenie na: Cherchez le catholique! ("Szukajcie katolika!"). Jakkolwiek by było, zawsze winien będzie "katolik"!

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
POLACY ŻYDZI CZARNE KARTY POWSTANIA
Grzegorz Braun Czarne i złote karty polskiej historii
Ustanawianie swiat i dowody kosciola
2006 04 Karty produktów
ZDRAJCY KOŚCIOŁA 2
09Klim Zaawans czarne
CO ZYSKUJE SAMOBÓJCA (Słowa mistyków Kościoła św )
Kościół Hillsong Świat ma się dobrze w kościele!
Evangeline Anderson Mężczyzna w czarnej skórzanej masce (rozdział 1)
Karty Drogowe i inne
05 KARTY SIECIOWE SPRZĘTOWE SERCE SIECI LAN
Dane biometryczne – klucz do włamania i przeprogramowania osoby za pomocą czarnej magii
Karty pracy matematyczne

więcej podobnych podstron