v 05 17







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.17)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








 17. KŁÓTLIWOŚĆ JUDASZA W
EFRAIM.
POUCZENIE JEZUSA O
PRAWDZIWYM KULCIE BOGA

Napisane 17
stycznia 1947. A, 9874-9883


To musi
być inny szabat, gdyż apostołowie są znowu
zgromadzeni w domu Marii, małżonki Jakuba. Dzieci są jeszcze między
nimi,
obok Jezusa, blisko paleniska. To właśnie skłania Judasza Iskariotę do
powiedzenia:
«Minął
tydzień, a krewni nie przybyli» – i śmieje się,
potrząsając głową.
Jezus mu
nie odpowiada. Głaszcze średnie dziecko. Judasz
pyta Piotra i Jakuba, syna Alfeusza:
«Mówicie,
że przeszliście obiema drogami, prowadzącymi
do Sychem?»
«Tak.
Ale to było niepotrzebne, kiedy się dobrze zastanowić.
Z pewnością złodzieje nie chodzą uczęszczanymi drogami, zwłaszcza
teraz,
kiedy oddziały rzymskie nie przestają ich patrolować» – odpowiada
Jakub,
syn Alfeusza.
«A
zatem, dlaczego szliście tamtędy?» – nalega
Iskariota.
«Cóż!...
Iść tu czy tam, to dla nas to samo. A więc
udaliśmy się tymi drogami.»


«I nikt
nie umiał wam nic powiedzieć?»
«O nic
nie pytaliśmy.»
«Jak
więc chcieliście się dowiedzieć, czy przechodzili
tamtędy, czy nie? Czy osoby, które podążają jakąś drogą, niosą
chorągwie
lub zostawiają ślady? Nie. Wtedy bowiem odnaleźliby nas już chociaż
przyjaciele. Tymczasem nikt tu nie przyszedł, odkąd tu jesteśmy» –
[Judasz] śmieje się zjadliwie.
«Nie
wiemy, dlaczego nikt tu nie przybył – mówi
cierpliwe Jakub, syn Alfeusza. – Nauczyciel to wie. My tego nie wiemy.
Ludzie
nie zostawiają śladów swego przejścia, kiedy – jak my – wycofują się w
miejsce nieznane ludziom. Przybyć do nich można tylko wtedy, jeśli
powiedzą
o miejscu schronienia. Nie wiemy, czy nasz Brat mówił o tym
przyjaciołom.»
«O!
Chciałbyś wierzyć i skłaniać do wiary, że On tego
nie powiedział przynajmniej Łazarzowi i Nike?» [– odzywa się Judasz.]
Jezus
nie odzywa się. Bierze jedno dziecko za rękę i
wychodzi...
«Nie
chcę w nic wierzyć. Ale nawet jeśli jest, jak mówisz,
to przyczyn nieobecności przyjaciół nie możesz osądzać ani ty sam, ani
nikt z nas nie może tego zrobić...»
«Łatwe
są do zrozumienia te przyczyny! Nikt nie chce mieć
kłopotów z Sanhedrynem, a jeszcze mniej chce ich mieć ten, kto jest
bogaty i
potężny. To wszystko! Tylko my umiemy się narażać na niebezpieczeństwa.»
«Bądź
sprawiedliwy, Judaszu! Nauczyciel nie zmuszał
nikogo z nas do pozostania z Nim. Dlaczego pozostałeś, skoro boisz się
Sanhedrynu?» – pyta Jakub, syn Alfeusza.
«Możesz
też odejść, kiedy chcesz. Nie jesteś przykuty
łańcuchami...» – przerywa drugi Jakub, syn Zebedeusza.

«O, nie! Naprawdę nie! Jest się tutaj
i tu się zostaje.
Wszyscy. Kto chciał, miał odejść przedtem. Teraz nie. Ja się temu
sprzeciwię,
jeśli Nauczyciel się temu nie sprzeciwi» – mówi powoli, ale stanowczo
Piotr, uderzając dłonią w stół.
«A dlaczego? Kim ty jesteś, żeby
rozkazywać zamiast
Nauczyciela?» – pyta go gwałtownie Iskariota.
«Człowiekiem, który rozumuje nie jak
Bóg, jak On to
czyni, ale jak człowiek.»

«Podejrzewasz
mnie? Masz mnie za zdrajcę?» – mówi
Judasz pobudzony.

«Ty to powiedziałeś. Nie to, że cię
uważam, że jesteś
taki dobrowolnie, ale jesteś tak... beztroski, Judaszu, tak zmienny! I
masz
zbyt wielu przyjaciół. I zbytnio lubisz się chełpić, wszystkim. Ty,
och!
Nie umiałbyś zamilknąć! Mówiłbyś, aby odpowiedzieć komuś podstępnemu
albo aby pokazać, że jesteś apostołem. Dlatego jesteś tu i tu
pozostaniesz.
Tak nie zaszkodzisz i nie wywołasz w sobie wyrzutów sumienia.»
«Bóg nie ogranicza wolności
człowieka, a ty chcesz to
robić?»
«Chcę to zrobić. Ale powiedz mi
wreszcie: czy ci deszcz
pada na głowę? Brakuje ci chleba? Szkodzi ci powietrze? Lud cię obraża?
Nic
z tego. Dom jest solidny, chociaż nie jest bogaty, powietrze jest
dobre, pożywienia
nigdy nie brak, ludzie cię poważają. Dlaczego więc jesteś tu taki
niespokojny, jakbyś był w więzieniu?»

«„Są dwa
narody, których moja dusza nie może ścierpieć,
a trzeci, którego nienawidzę, nie jest nawet narodem: ci z góry Edom,
Filistyni i głupi lud, który zamieszkuje Sychem”. Odpowiadam
ci słowami mędrca. Mam rację, myśląc tak samo. Spójrz, czy te ludy nas
kochają!»

«Hmm! Zaprawdę, nie wydaje mi się,
żeby inni, twoi i moi
[rodacy], byli o wiele lepsi. Obrzucono nas kamieniami w Judei i w
Galilei, w
Judei bardziej niż w Galilei, a w Świątyni Judzkiej jeszcze bardziej
niż w
każdym innym miejscu. Nie uważam, że nas źle traktowano ani na ziemiach
Filistynów, ani tu, ani gdzie indziej...» [– mówi Piotr. Judasz mu
odpowiada:]
«Gdzie indziej? Na szczęście nie
byliśmy gdzie indziej. A
nawet, gdyby trzeba było iść gdzie indziej, nie poszedłbym i nie pójdę
tam
w przyszłości. Nie chcę się więcej zanieczyszczać!»
«Zanieczyszczać się? To nie to cię
rozdrażnia, Judaszu,
synu Szymona. Ty nie chcesz być skłócony z tymi ze Świątyni. To właśnie
cię dręczy» – mówi spokojnie Szymon Zelota, który pozostał w kuchni z
Piotrem, Jakubem, synem Alfeusza, oraz z Bartłomiejem. Inni odeszli,
jeden po
drugim, z dwojgiem dzieci, aby dołączyć do Nauczyciela. To ucieczka
zasługująca
na nagrodę, bo została dokonana, aby nie uchybiać miłości.
«Nie. Nie dlatego. Ale dlatego że nie
lubię tracić mego
czasu i dawać mądrości głupcom. Spójrz! Na co się zdało brać z nami
Hermastesa? Odszedł i już nie wrócił. Józef mówi, że się odłączył od
niego i powiedział, że powróci na Święto Namiotów. Czy go widziałeś?
Odstępca...»
«Nie wiem, dlaczego nie powrócił, i
nie osądzam. Pytam cię
jednak: czy może on jest jedynym, który porzucił Nauczyciela i został
wrogiem? Czy nie ma odstępców pośród nas, Judejczyków, i pośród
Galilejczyków? Możesz to potwierdzić?» [– pyta Zelota. Judasz mu
odpowiada:]
«Nie. To prawda. Ale czuję się tu
nieswojo. Gdyby
wiedziano, że tu jesteśmy! Gdyby wiedziano, że obcujemy z Samarytanami,
wchodząc nawet do ich synagog w szabat! On chce to zrobić... Biada,
gdyby to
wiedziano! Oskarżenie byłoby uzasadnione...»
«A Nauczyciel skazany, to chcesz
powiedzieć. Ale On już
jest skazany. Został skazany, zanim się o tym dowiedziano. Został
skazany
zaraz po wskrzeszeniu Żyda w Judei. Jest znienawidzony i oskarżany o
to, że
jest Samarytaninem i przyjacielem celników i nierządnic. Jest oskarżany
od...
zawsze. A ty, bardziej niż wszyscy, wiesz, że tak jest!»
«Co chcesz powiedzieć Natanaelu? Co
chcesz powiedzieć? Że
mam w tym udział? Czegóż jeszcze się od was dowiem?»

Judasz jest
bardzo wzburzony.

«Ależ, mój chłopcze, sprawiasz
wrażenie myszy otoczonej
wrogami! Ale nie jesteś myszą, a my nie jesteśmy uzbrojeni w kije, aby
cię złapać
i zabić. Po co tyle niepokoju? Jeśli twoje sumienie jest spokojne,
dlaczego
drażnią cię niewinne słowa? Co [takiego] mówi Bartłomiej, że jesteś tak
wzburzony? Czy nie jest prawdą może, że nikt bardziej od nas, Jego
apostołów
– którzy śpimy przy Nim i żyjemy obok Niego – nie może wiedzieć i
zaświadczyć,
że On nie kocha człowieka-Samarytanina, człowieka-celnika,
człowieka-grzesznika,
niewiasty-nierządnicy, lecz ich dusze, i że On się o nie troszczy,
tylko o
nie. I jedynie Najwyższy może wiedzieć, na jaki wysiłek musi się zdobyć
Najczystszy, aby podejść do tego, co my, ludzie i grzesznicy, nazywamy
‘śmieciem’,
kiedy chodzi do Samarytan, celników i nierządnic. Ty nie rozumiesz i
nie znasz
jeszcze Jezusa, mój chłopcze! [Znasz Go nawet mniej] niż Samarytanie,
Filistyni, Fenicjanie i wielu innych» – mówi Piotr ze smutkiem w
ostatnich słowach.
Judasz nie odzywa się już. Inni też
milkną.
Staruszka wchodzi, mówiąc:
«Na ulicy są mieszkańcy miasta.
Mówią, że to godzina
modlitwy szabatu i że Nauczyciel przyrzekł przemówić..»

«Powiem [Mu]
to, niewiasto. A ty powiedz
ludziom z Efraim, że zaraz przyjdziemy» – odpowiada jej Piotr i
wychodzi do
ogrodu, aby powiadomić Jezusa.


«A ty co
robisz? Idziesz z nami? Jeśli nie chcesz iść,
odejdź, wyjdź, nim dotknie Go boleśnie twoja odmowa» – mówi Zelota do
Judasza.
«Idę z
wami. Tu nie można rozmawiać! Wydaje się, że to
ja jestem największym grzesznikiem. Wszystkie moje słowa są źle
rozumiane.»
Wejście
Jezusa do kuchni, zapobiega dalszym słowom.
Wychodzą
na ulicę i przyłączają się do mieszkańców
Efraim. Wchodzą z nimi do miasta zatrzymując się dopiero przed
synagogą.
Malachiasz jest u wejścia. Wita i zaprasza do środka.
Nie
zauważam różnicy między miejscem modlitwy Samarytan a
tymi, które widuję w innych regionach. Zawsze te same lampy, te same
pulpity i
takie same półki z leżącymi na nich rulonami, miejsce przewodniczącego
lub
tego, kto naucza zamiast niego. Tu jest chyba tylko mniej zwojów niż w
innych
synagogach.
«Odmówiliśmy
już modlitwy w oczekiwaniu na Ciebie. Jeśli
zechcesz przemówić... O który zwój poprosisz, Nauczycielu?»

«Nie potrzebuję żadnego. Poza tym nie
będziesz miał
tego, co chcę wyjaśnić» – odpowiada Jezus i następnie odwraca się ku
ludziom. Zaczyna Swoje pouczenie:
«Kiedy Hebrajczycy zostali odesłani
do swojej ojczyzny
przez Cyrusa, króla Persów, aby odbudować Świątynię Salomona,
zniszczoną
pięćdziesiąt lat wcześniej, ołtarz został ponownie wzniesiony na swych
podstawach. Płonęła na nim codzienna ofiara całopalna, wieczorem i
rano, i
ofiara specjalna z pierwocin każdego miesiąca, i ofiara świąt
poświęconych
Panu lub osobiste żertwy [wiernych]. Następnie, kiedy zostało
ustanowione to,
co było niezbędne i wymagane dla kultu, przyłożyli rękę – w drugim roku
po powrocie – do tego, co można by nazwać oprawą kultu, jego stroną
zewnętrzną.
To nie grzech, gdyż uczyniono to po to, aby oddawać cześć Odwiecznemu,
ale
to nie było niezbędne. Kultem bowiem Boga jest miłość do Boga, a miłość
wydziela zapach i pali się w sercu. Nie [uwielbia się Boga] przyciętymi
kamieniami, cennym drewnem, złotem i kadzidłami. Wszystko to jest
zewnętrzne,
dawane bardziej dla zaspokojenia własnej pychy narodu lub miasta niż
dla
uczczenia Pana.
Bóg pragnie Świątyni ducha. On nie
zadowala się Świątynią
z murów i marmurów, w której brak duchów przepełnionych miłością.
Zaprawdę, powiadam wam, że Bóg kocha jedynie świątynię serca czystego i
miłującego
i w niej ustanowi Swą siedzibę ze Swymi światłami. Głupie są spory,
które
dzielą regiony i miasta według piękna szczególnych miejsc modlitwy. Po
co
rywalizować bogactwem i ozdobami w domach, w których się wzywa Boga?
Czy to,
co skończone, może zaspokoić Nieskończonego, nawet gdyby to, co
skończone,
było dziesięć razy piękniejsze niż Świątynia Salomona i pałace
królewskie
zebrane razem? Bóg, Nieskończony, którego żaden materialny przepych ani
żadna
przestrzeń nie może zawrzeć w sobie ani Go uczcić, znajduje w sercu
człowieka
jedyne miejsce godne oddania Mu należytej czci i może, a nawet chce, w
nim
zostać zamknięty. Duch bowiem sprawiedliwego jest świątynią, nad którą
unosi się, pośród zapachów miłości, Duch Boga, i wkrótce będzie on
świątynią,
w której Duch uczyni sobie rzeczywistą siedzibę, Jeden i Troisty, jak w
Niebie.

I jest
napisane, że gdy tylko
murarze postawili fundamenty Świątyni, kapłani przybyli z ozdobami i
trąbkami,
a lewici z cymbałami, według zaleceń Dawida. I śpiewali, że „trzeba
uwielbiać Boga, gdyż On jest dobry, a miłosierdzie Jego trwa na wieki”.
Lud
radował się. Wielu jednak kapłanów, przywódców, lewitów i starszych
płakało
myśląc o Świątyni, która istniała wcześniej. I nie można było odróżnić
głosów skargi od głosów radości, tak były pomieszane. Czytamy jeszcze,
że
należący do ludów sąsiednich przeszkadzali budującym Świątynię. Chcieli
się zemścić za to, że zostali odepchnięci przez budowniczych, kiedy
zaproponowali pomoc w budowie. Oni także szukali Boga Izraela, Boga
Jedynego i
Prawdziwego. Te przeszkody przerwały prace, gdyż nie podobało się Bogu,
aby
trwały nadal. To czytamy w Księdze Ezdrasza.

Ile pouczeń i jakie daje urywek,
który przedstawiłem?
[Jedno pouczenie] już zostało
wypowiedziane: że kult ma być
oddawany w sercu, a nie wyraża się go przez kamienie, drewno lub szaty,
cymbały
i śpiewy, w których nie ma ducha. Poza tym – nieobecność miłości
wzajemnej jest zawsze przyczyną opóźnienia i przeszkód, nawet jeśli
chodzi
o cel, który jest dobry sam w sobie. Nie ma Boga tam, gdzie nie ma
miłości.
Zbędne jest szukanie Boga, jeśli nie spełnia się najpierw warunków, by
móc
Go znaleźć. Bóg znajduje się w miłości. Ten lub ci, których siedzibą
jest miłość, znajdują Boga, nawet bez konieczności podejmowania
uciążliwych
poszukiwań. A kto ma Boga ze sobą, kończy pomyślnie wszystkie swoje
przedsięwzięcia.
W psalmach, które wypłynęły z serca
mędrca po medytacji
nad bolesnymi wydarzeniami, które towarzyszyły odbudowie Świątyni i
murów,
jest powiedziane: „Jeśli Pan nie zbuduje domu, na próżno się trudzą
wokół
niego budowniczy. Jeśli Pan nie czuwa nad miastem i nie strzeże go, na
próżno
czuwają nad nim obrońcy”.
Jakże więc Bóg może być przy
wznoszeniu domu, jeśli
wie, że jego mieszkańcy nie mają Go w sercach, gdyż nie ma w nich
miłości
do sąsiadów? Jakże może strzec miasta i dawać siłę obrońcom, skoro nie
może przebywać w nich, bo jest w nich nienawiść do sąsiadów? Czy było
korzystne, o narody, oddzielenie się przeszkodą nienawiści? Czy to was
uczyniło
większymi? Bogatszymi? Bardziej szczęśliwymi? Nigdy nie przynosi
pożytku
nienawiść ani uraza, nigdy nie jest mocny ten, kto jest sam, nigdy nie
jest
kochany ten, kto nie kocha. I daremne jest, jak mówi psalm, wstawanie
przed świtem,
aby stać się wielkim, bogatym i szczęśliwym. Niech każdy zażywa swego
spoczynku, aby się umocnić z powodu boleści życia, gdyż sen jest darem
Bożym,
jak jest nim światło i wszystko inne, czym cieszy się człowiek. Niech
każdy
zażywa spoczynku, ale niechaj w spoczynku i w czuwaniach ma za
towarzyszkę miłość,
a jego prace przyniosą mu korzyść i zyska jego rodzina i jego sprawy, a
przede wszystkim rozkwitnie jego duch i zdobędzie królewski wieniec
synów
Najwyższego i dziedziców Jego Królestwa.
Powiedziano, że podczas śpiewów
pochwalnych ludu niektórzy
mocno płakali, gdyż z żalem myśleli o przeszłości. Ale nie było można
odróżnić głosów w tym zgiełku.

Synowie
Samarii! I wy, Moi
apostołowie, synowie Judy i Galilei! Dzisiaj jeden wychwala, a inny
płacze,
kiedy nowa Świątynia Boża wznosi się na swoich wiecznych fundamentach.
Także
dziś są tacy, którzy przeciwstawiają się pracom i szukają Boga tam,
gdzie
Go nie ma. Teraz również są tacy, którzy chcą budować według nakazu
Cyrusa, a nie według polecenia Bożego, to znaczy według nakazu świata,
a nie
– według głosów ducha. I teraz również są tacy, którzy wylewają
nierozumne i ludzkie łzy żałując gorszej przeszłości, przeszłości,
która
nie była ani dobra, ani mądra, lecz taka, że wywołała oburzenie Boga.
Teraz
również mamy wszystko to, jakbyśmy wciąż byli we mgle minionych czasów,
a
nie – w świetle czasów Światłości.
Otwórzcie
serca na Światłość, napełnijcie się Światłością,
abyście ujrzeli, przynajmniej wy, do których mówię Ja-Światłość. To
nowy
czas. Wszystko jest w nim odbudowywane. Biada jednak tym, którzy nie
będą
chcieli wejść i będą przeszkadzać budowniczym Świątyni nowej wiary,
której
Ja jestem Kamieniem Węgielnym i której oddam całego Siebie, aby uczynić
zaprawę [łączącą] kamienie, aby budowla się wzniosła zdrowa i mocna,
wspaniała w ciągu wieków, rozległa jak ziemia, którą pokryje całą swoim
światłem. Mówię światłem, a nie cieniem, gdyż Świątynia będzie
uformowana przez duchy, a nie przez nieprzejrzystą materię. Kamień
[węgielny]
dla niej – to Ja z Moim Duchem Wiecznym, a kamieniami – wszyscy, którzy
pójdą
za Moim słowem i za nową wiarą, kamieniami niezniszczalnymi, kamieniami
płonącymi,
kamieniami świętymi. I światłość się rozszerzy po ziemi, światłość
nowej Świątyni i okryje ją mądrością i świętością, a na zewnątrz
pozostaną tylko ci, którzy swoimi nieczystymi łzami będą opłakiwać i
żałować
przeszłości, gdyż była dla nich źródłem korzyści i zaszczytów czysto
ludzkich.

Otwórzcie się na ten czas i na nową
Świątynię, o ludzie
z Samarii! W niej wszystko jest nowe i nie istnieją już dawne podziały
ani ograniczenia materii,
myśli i ducha. Śpiewajcie, gdyż wygnanie poza miasto Boże
wkrótce się skończy. Czy może cieszycie się będąc dla innych z Izraela
jak wygnańcy, jak trędowaci? Czy jesteście szczęśliwi, że czujecie się
jak wygnani z łona Bożego? Przecież to czujecie i wasze dusze to czują,
wasze biedne dusze ściśnięte w waszych ciałach, nad którymi każecie
panować
waszej pysznej myśli, która nie chce powiedzieć innym ludziom:
„Pobłądziliśmy,
ale teraz wracamy do Owczarni jak rozproszone owce”. Nie chcecie tego
powiedzieć innym ludziom, i to jest już złem. Powiedzcie to więc
przynajmniej Bogu. Chociaż tłumicie krzyk waszej duszy, to Bóg słyszy
jej jęk,
bo jest nieszczęśliwa z powodu wygnania z domu Najświętszego Ojca
wszystkich.
Posłuchajcie słów pieśni wstępowań.
Jesteście bowiem
pielgrzymami, którzy od wieków wstępują ku miastu wzniesionemu na
górze, ku
prawdziwemu Jeruzalem, Jeruzalem niebieskiemu. To stamtąd, z Nieba,
wasze dusze
zstąpiły, aby ożywić ciało, i to tam pragną powrócić. Dlaczego chcecie
poświęcić
wasze dusze, pozbawiając je dziedziczenia Królestwa? Jaką winę ponoszą
za
to, że zstąpiły do ciał poczętych w Samarii? Pochodzą od Jedynego Ojca.
Mają tego samego Stwórcę, co dusze w Judei i Galilei, w Fenicji i w
Dekapolu.
Bóg jest celem dla każdego ducha. Każdy duch dąży ku temu Bogu, nawet
jeśli
różne formy bałwochwalstwa lub zgubnych herezji, schizmy, brak wiary,
trzymają
go w niewiedzy co do Boga prawdziwego. Byłaby ona zupełna, gdyby dusza
nie miała
w sobie embrionalnego, nie do zatarcia, wspomnienia Prawdy i gorącego
pragnienia jej. O, powiększajcie to wspomnienie i to pragnienie.
Otwórzcie
bramy waszych dusz. Niechaj wejdzie tam Światłość! Niech wejdzie Życie!
Niech wejdzie Prawda! Niechaj zostanie otwarta Droga! Niech wszystko
wejdzie
falami świetlistymi i życiodajnymi jak promienie słońca i fale, i
wiatry
czasu zrównania dnia z nocą, aby z tego embrionu wyrosło drzewo i
wystrzeliło
w górę, by być coraz bliżej swego Pana.
Powróćcie z wygnania! Śpiewajcie ze
Mną: „Kiedy Pan
wzywa nas do powrotu z niewoli, dusza wydaje się śnić z radości. Nasze
usta
napełniają się śmiechem, a nasz język – radością. Teraz powie się:
‘Pan uczynił wielkie rzeczy dla nas’.”
Tak, Pan uczynił wielkie rzeczy dla
was i ogarnie was radość.
O, Mój Ojcze! Proszę cię za nimi, jak
za wszystkimi.
Spraw, niech powrócą, o Panie, ci więźniowie, ci, którzy – w Twoich
oczach i w Moich – są skuci łańcuchami uporczywego błędu. Przyprowadź
ich, o Ojcze, z powrotem jak potok, który wpada do wielkiej rzeki, do
wielkiego
morza Twego miłosierdzia i Twego pokoju. Ja i Moi słudzy, we łzach
zasiewamy
w nich Twoją prawdę. Ojcze, spraw, abyśmy w czasie wielkiego żniwa,
mogli
wszyscy – my, Twoi słudzy nauczający Twej Prawdy – żąć radośnie ziarno
wyborne z Twoich spichlerzy w tych skibach, które teraz wydają się
obsiane
tylko bólem i jadem.
Ojcze! Ojcze! Spraw, przez wzgląd na
nasze zmęczenie, łzy,
boleści, pot, śmierć, które były i będą towarzyszami naszego zasiewu,
byśmy
mogli przyjść do Ciebie niosąc, jak snopy, pierwociny z tego narodu,
dusze,
na nowo zrodzone do Sprawiedliwości i Prawdy dla Twojej chwały. Amen.»
Absolutną ciszę, która – w tym tak
wielkim tłumie wypełniającym
synagogę i plac przed nią – naprawdę robiła wrażenie, przerywa szmer,
który
jest coraz głośniejszy, aż zamienia się ze szmeru w szept, z szeptu w
silniejszy dźwięk, a z niego w okrzyki hosanna. Ludzie gestykulują,
komentują,
wykrzykują...

Jakże różni
się ich reakcja od zakończeń przemówień w
Świątyni! Malachiasz mówi w imieniu wszystkich:


«Ty
jeden potrafisz mówić w ten sposób prawdę, bez obrażania
i zawstydzania! Ty jesteś naprawdę Świętym Boga! Módl się o nasz pokój.
Stwardnieliśmy przez wieki... wierzeń i wieki zniewag. Powinniśmy
rozerwać tę
naszą twardą powłokę. Okaż nam współczucie.»
«Więcej
nawet: miłość. Miejcie dobrą wolę, a powłoka
sama odpadnie. Niech Światłość przyjdzie do was.»
Jezus
toruje Sobie drogę i wychodzi, za Nim idą apostołowie.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TI 00 05 17 T B pl(1)
TI 01 05 17 T B pl(2)
festiwal nauki 05 17
05 (17)
03 05 17 pra
mat fiz 03 05 17
TI 99 05 17 T B M pl(1)
pdmv 2016 05 17
05 01 17 pra

więcej podobnych podstron