dokad (2)



















Janusz A. Zajdel
    
  Dokąd jedzie ten tramwaj


   Święte słowa, inżynierze. Mało, że
awansować trudno. Utrzy­ mać się na swoim stanowisku oraz ciężej. Wszyscy
podwyższają kwalifikacje, wymagania wciąż rosną, z dołu też na człowieka
napierają młodsi. Ciągle ta walka o pozycję, o awans... Za bile­ ty, proszę,
płacimy i przesuwamy się do przodu, tam jest zupełnie luźno! U nas to jeszcze
nie najgorzej. Ale niech pan pomyśli, inżynierze, co się dzieje tam, wyżej...
Kilku albo kilkunastu czeka w kolejce na każde stanowisko. Mają staż, stopień
naukowy, tylko etatów dla nich nie ma odpowiednich, bo nikt nie ustępuje bez
walki, chyba że na emeryturę, albo... Niedawno rozmawiałem z jednym takim: dwie
habilitacje i jedna rehabilitacja... i od pięciu lat czeka na etat adiunkta. O
stanowisku docenta może już tylko marzyć, nie zdąży... Proszę za bilety, pani
wysiada na żądanie, panie, inżynierze, proszę zatrzymać na żądanie, pasażerka
wysiada... Ala babka, pan spojrzy tylko, inżynierze: co najmniej dwa fakultety!
    Kiedy byłem ostatnio w Instytucie Biletologii - w
sprawie mojego doktoratu - bo ja piszę pracę na temat optymalizacji kształtu i
wymiarów dziurek w biletach komunikacji miejskiej... Ale o czym to ja?...Aha,
więc spotkałem tam naszego wicedyrektora, który niedawno habilitował się po raz
drugi, z teorii automatów i kasowników biletowych... To taka czysto teoretyczna
dziedzina, bo jak dotychczas nie udało się skonstruować ani jednego działającego
modelu, nic dziwnego zresztą, bo to przecież jasne, że żadna maszyna nie zastąpi
wysoko kwalifikowanego fachowca... Więc dyrektor powiedział, że od tygodnia na
stanowisku zwrot­ niczego obowiązuje wykształcenie średnie: dyplom technika
komu­ nikacji. Przemysł idzie naprzód, widział pan już ten nowy model
ręcznej "wajchy", prawda, że bardzo nowoczesny w kształcie? W dzisiejszym
"Ekspresie Popołudniowym" czytałem, że właśnie kilka dni temu ostatni pełnoletni
obywatel naszego kraju uzupełnił średnie wykształcenie. To wielki sukces
społeczny... Nie pa­ miętam tylko, co ten człowiek robił dotychczas, ale na
pewno te­ raz awansuje, i to szybko. Bo jeśli o nim w gazecie napisali, to
nie wypada żeby inaczej... W ogóle trudno sobie wyobrazić stanowisko pracy dla
człowieka z niepełnym średnim wykształce­ niem. Zamiataczki uliczne
obsługują inżynierowie sanitarni, polewaczki - technicy hydrologii... Przecież
to wszystko są bar­ dzo skomplikowane maszyny. Zaraz, gdzie ja mam ten
"Ekspres", tu leżał. Pewnie któryś z pasażerów mi zabrał. Trudno teraz kupić to
pismo, wszyscy tak się garną do czytelnictwa. Ale mam znajomą panią magister w
kiosku, która mi codziennie odkłada jeden egzem­ plarz...
    Dobrze, że już wieczór, trochę chłodniej się zrobiło
i luźniej w wozie. Kończy się trzeci szczyt przewozowy, słuchacze wieczorowych
studiów doktoranckich zaczęli już zajęcia. Jeszcze tylko koło dwudziestej
trzeciej będzie trochę ciaśniej, kiedy za­ czną wracać do domu, a do tego
jeszcze dojdą uczestnicy nocnych studiów habilitacyjnych. Słyszał pan, że
przyszłorocznych absol­ wentów szkół średnich obowiązywać będzie
wykształcenie wyższe? Pan sobie zdaje sprawę, co to oznacza: za parę lat
wajchowym będzie inżynier, a pan i ja będziemy musieli mieć doktoraty. Pan już,
zdaje się, otworzył przewód? Temat, o ile pamiętam, z pogranicza geologii i
mechaniki, tak ? Aha, rzeczywiście, pa­ miętam: "Badania nad korelacją
między granulacją piasku a długością drogi hamowania w funkcji inercji i
akceleracji tramwa­ ju podczas jazdy z górki". Temat ładny, powiązany z
praktyką...     Panie, panie, nie tędy się wsiada, tu
jest wyjście.     Słucham? Pyta pan, dokąd jedzie ten
tramwaj? Przecież ma pan napisane na tablicy. Nie, dworzec jest w przeciwnym
kierunku, musi pan wysiąść.     Niech pan jeszcze
otworzy, inżynierze, drzwiami go pan ścisnął, o już dobrze, odjazd... stop,
stop, niech pan hamuje do licha! Łazi jak nieprzytomny, prosto pod koła. Już
można jechać... No, to mamy pusty wagon inżynierze. Tutaj, do ogródków
działkowych, prawie nikt ostatnio nie przyjeżdża, ludzie nie mają czasu na
głupstwa, wszyscy się dokształcają. A zielsko wyrosło nad parkan. O niech pan
patrzy tam, znowu te same, co wczoraj, albo podobne. Kosmate takie, duże... Psy?
Nie, za duże na psy, chyba że ja kaś nowa rasa. Co to może być? Wałęsają się po
dwa, po trzy - coraz częściej je tu widać. Małpy czy niedźwiedzie... Skąd to się
wzięło? W tych zapuszczonych ogródkach działkowych się lęgną czy jak... Aż
strach tu wieczorem chodzić, mogą rzucić się na człowieka! Że też nie ma na to
sposobu! Co robi Zakład Oczyszczania? To doprawdy skandal, trzeba gdzieś
wreszcie inter­ weniować, napisać do prasy... Żadna gazeta słowem nawet nie
wspomina, żadnego ostrzeżenia... O znowu dwa, zupełnie bezczelne, po ulicy
spacerują. A gazety zajmują się głupstwami, ostatnio na przykład: "Tajemnicze
zniknięcie czterech profesorów ponadzwycza­ jnych", "Gdzie się podzieli dwaj
docenci doktorzy rehabili­ towani?" - a co to obchodzi szarego człowieka?
Wiadomo, profe­ sorowie bywają roztargnieni. Może zmęczyli się pracę i
pojechali sobie we czterech gdzieś odpocząć, w brydża pograć i zapomnieli o tym
zawiadomić uczelnię? Oni, biedacy, żyją w ciągłym napięciu, w obawie przed
wygryzieniem ze stanowiska... Niech pan zatrzyma, inżynierze, kontroler chce
wsiąść. Moje uszanowanie dla pana dok­ tora! Zjazd do zajezdni mamy o
dwudziestej czwartej piętnaście. Cedułkę? Proszę uprzejmie, bileciki podliczone,
koniec trasy. Nie boi się pan doktor zapuszcza w tę okolicę? Widział pan te
stwory kosmate, co się tu kręcą w pobliżu działek... Czy to prawda, że mają
skrócić tę trasę o trzy przystanki? Bardzo słuszna decyzja. Mało kto jeździ tu
teraz...     Mówi pan, doktorze, że nie ma się kto tymi
tam zająć? A hy­ cel, u licha! Co robi hycel? Jak to "nie ma"? Ach,
rozumiem, to właśnie on uzupełnił średnie wykształcenie! A dla stanowiska
hy­ cla taryfikator przewiduje zasadnicze wykształcenie zawodowe...
Rozumiem, oczywiście, trudno wymaga, żeby zootechnik pracował na etacie hycla.
Ale co teraz będzie? Zgoda, że hycel nie miał zbyt wiele do roboty. Ale ten
problem pojawił się w ostatnich dosłow­ nie dniach i wciąż nabrzmiewa!
Codziennie widujemy więcej tych kosmatych małpiszonów. Zmienią taryfikator?
Panie doktorze, sam pan wie, ile to może potrwa! A przez ten czas one tutaj
sobie spokojnie... No, właściwie niby racja, jak dotąd nikt nie skarżył się na
agresywność z ich strony, ale kto wie, co będzie dalej? 0, proszę spojrzeć! Trzy
egzemplarze paradują chodnikiem, jakby nigdy nic! Na tylnych łapach. Przednimi
chyba gestykulują albo może zdawało mi się tylko. 0, a teraz idą na czterech,
węsząc jakby!     Może pan doktor rzeczywiście ma
słuszność, że to nie nasze kompetencje. Inni lepiej znają się na tym, wiedzą, co
robią... Ale... jeśli nie ma specjalistów od takich właśnie, kosmatych? Nie, na
pewno są, przy dzisiejszym stopniu specjalizacji muszą być. Mamy odjazd,
inżynierze. Pan doktor wraca z nami w kierunku miasta? No, to jedziemy. .oOo.
   - Już, profesorze, może pan wstać, pojechał ten
cholerny tramwaj. Tak to niezbyt wygodne. No i gorąco w tym futrze, ale co
robić, względy bezpieczeństwa i tak dalej...    Lecz
mówię panu profesorze... No dobrze, będę mówił "Józiu", a ja jestem Władek. A
więc mówię ci, Józiu, tu jest wspaniale! W porównaniu z tym młynem piekielnym, z
którego wyr­ waliśmy, to jest raj na ziemi. Nigdy, przez cały rok
akademicki, nie udało mi się tak efektywnie pracować jak tu w ciągu paru os­
tatnich dni. Widzisz, miałem racje! Dobrze obliczyłem! W zeszły wtorek ostatni
hycel uzyskał dyplom zootechnika. Jesteśmy bez­ pieczni, do ogródków
działkowych od dawna nikt nie zagląda. Uwielbiam pomidory! A poza tym - tyle
wolnego czasu, powietrze czyste, cisza, nikt głowy nie zawraca, nikt nie
wygryza, nie robi intryg, nie znajdą cię tu ani studenci, ani adiunkci, ani
dziekan, ano sam diabeł! Nikt nie czyha na twoje stanowisko, na twój etat
kosmaty. Boją się tu przychodzić. Musimy ich trochę postraszyć, żeby nie łazili.
Idealne warunki dla prawdziwych uc­ zonych! Z wierzchołka uciekliśmy tu, na
sam dół, poniżej na­ jniższego z niskich. Oni wszyscy patrzą w górę, nikt
nie spojrzy tutaj. Do diabła z tytułem, etatem, uniwersytetem, z tym legionem
docentów czekających, aż wreszcie szlag cię trafi. Nareszcie można spokojnie
pomyśleć, w gwiazdy popatrzeć... Uwaga! Na czworaka! Józiu! Szybko, znów tramwaj
jedzie!



    powrót















Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
dokad po wiedze
dokąd, którędy
Muktananda Swami Dokad idziesz
GLS DOKAD PROWADZI TA DROGA
Dokad zmierzamy (Harciarek, 2006)
07 17 Styczeń 1998 Kaukaz nie ma dokąd odejść
Dokad idziesz
Zajdel A Janusz Dokąd jedzie ten tramwaj
Dokąd zmierza Europa
Dokąd po najlepszą lokatę
dokad po wiedze

więcej podobnych podstron