Fakty i Mity 2008 (nr 30)


ksiądz nawrócony

Fakty

 Jak to się stało, że tak prostacko sklecona, powstała w dusznej atmosferze skandali i afer korupcyjnych, ideologia ugrupowania Prawo i Sprawiedliwość doprowadziła je do władzy ? Czy to pytanie z łamów  FiM ? Nie, to  Sueddeutsche Zeitung . A my odpowiadamy  gdyby w Polsce nie było prostaków, idiotów i aferzystów, PiS nie miałby u nas racji bytu.

 Uważam prezydenta za chama  oświadczył we wtorek w TVN 24 (Magazyn  24 godziny ) Janusz Palikot (PO). Wypowiedz miała związek z zapisem rozmowy Kaczyńskiego z Sikorskim. Przyłączamy się do chóru potępień posła Palikota. Do prezydenta należy się zwracać z szacunkiem, czyli pełnym tytułem: Pierwszy Cham Rzeczypospolitej.

Trwa PiS-owski bojkot TVN i TVN 24. Powód został wreszcie nazwany ustami Suskiego. Chodzi o satyryczny program  Szkło kontaktowe .  Odnoszę wrażenie, że pod pretekstem satyry z ludzi robi się wariata. To nie jest satyra, tylko ośmieszanie i sianie nienawiści  oświadczył Suski, który widocznie szkła kontaktowego nie odróżnia od lupy Rydzyka.

Piękna jak Fotyga i mądra jak Nelly Rokita posłanka Szczypińska, niedoszła żona Jarka, przeprosiła oficjalnie  Solidarność za Wałęsę. Do przeprosin doszło po tym, jak Lechu wezwał do odwołania prezydenta Kaczora, w którym Jola jest zakochana. Zdaje się, że autyzm (i kaczosodomia) to w PiS jakaś epidemia.

Rekord! 63 procent Polaków fatalnie ocenia prezydenta Kaczyńskiego (badania OBOP). Dobre o nim zdanie ma co piąty obywatel RP, głównie z obszarów Polski D. To najgorszy wynik w historii od czasów Mieszka I. To najlepsza wiadomość od lat!

Trzydziestopięcioletni polski ksiądz alpinista zginął w rejonie Matterhornu, spadłszy z wysokości 150 metrów. Ot, smutne. Tylko co, do cholery, robił w tym czasie jego Anioł Stróż?

Pijane małżeństwo na warszawskiej Pradze wyrzuciło za okno niemowlę. Z drugiego piętra, przy akceptacji pijanej babci. Ku wielkiemu zdziwieniu trojga dorosłych maleńka dziewczynka nie umiała latać. To U propos  prostaków i idiotów .

Rydzyk na antenie Radia Maryja prosi słuchaczy o pieniądze na swojego fioła, który nazywa się odwierty geotermalne. Innymi słowy, ogłosił publiczną zbiórkę, a na coś takiego trzeba mieć zezwolenie MSWiA. Oczywiście, dyżurny czarownik kraju takimi pierdołami się nie zajmuje, co już ogłosił ustami posłanki Sobeckiej. No to może prokuratura się zajmie? To żart...

Najprawdopodobniej już we wrześniu pod obrady Sejmu trafi projekt (wspólny PO i PiS) o obligatoryjnym usuwaniu pomników kojarzących się z minionym ustrojem, czyli z PRL-em. Ustawa najpewniej zostanie klepnięta już po drugim czytaniu. Stanowi ona m.in., że decyzję o rozbiórce pomnika będzie mógł podjąć nawet wójt gminy i to bez zgody gminnej rady. Ciekawe, czy na początek zabiorą się za Szpital Pomnik Matki Polki?

 Reksio, aktywny pedofil i kurwiarz. Aktywista Animal Liberation Front. Na zdjęciu podczas uwalniania kur z Polskiej hodowli. Zachować ostrożność. Może być grozny w starciu bezpośrednim  takimi wpisami oraz postaciami z kreskówek polscy hakerzy zablokowali i ośmieszyli nazistowską stronę  Redwatch . Bohaterzy powołują się na artykuły z  Faktów i Mitów . Czyli polscy, najlepsi na świecie informatycy dokonali w końcu tego, czego nie mogli przez trzy lata dokonać agenci FBI i rodzimej policji. Brawo! I dziękujemy.

Ludzie nie w pełni władz umysłowych, ogarnięci rozmaitymi fobiami i lękami, będą mieli prawo ubiegać się o mandat w brytyjskim parlamencie. Rząd JKM chce
(w ramach walki z dyskryminacją) znieść stare prawo zakazujące osobom niezrównoważonym i niedorozwiniętym pełnienia funkcji publicznych. Nareszcie w Anglii będzie jak w Polsce!

Izrael. Tylko jedno jedyne drzewko, to, które w 2000 r. posadził i pobłogosławił Jan Paweł II podczas wizyty w Ziemi Świętej, wydało owoce. Dwanaście pozostałych, posadzonych przez kardynałów, marnieje w oczach.

W USA wymyślono piramidalną bzdurę, ale ta bzdura może raz na zawsze pogrążyć Obamę w prezydenckich wyborach. Otóż według przepowiedni Nostradamusa, koniec świata nastąpi po tym, jak na tronie zasiądzie czarny papież. Wysłano więc w eter sprytną plotkę, że owo wieszczenie należy rozumieć tak, iż tym papieżem jest prezydent Ameryki. Śmieszne? Niekoniecznie. Na stronach internetowych  całkiem poważnie opisujących taką możliwość odnotowano już ponad 5 milionów wejść.

komentarz naczelnego

Ogórki, ogórki! (2)

Mój ostatni komentarz upstrzony historycznymi anegdotami tak się Wam spodobał, że dałem się namówić na bis. Ale spoko, nie będzie powtórki, tylko ganz nowe opowiastki pod wakacyjną gruszą.

Oczywiście, jak to zwykle bywa, nie wszystkim moje pisanie przypadło do gustu. Na przykład Pan Leon z Piaseczna w liście do mnie twierdzi, że zamiast pisać o sprawach poważnych, o polskiej racji stanu i zagrożeniach dla państwa, zajmuję się  pierdołami . Odpowiadam: kiedyś trzeba, czego i Panu szczerze życzę. Zwłaszcza, że jest środek lata. Przepraszam za porównanie, ale Pan Leon potraktował mnie niczym poeta Nicolas Boileau, autor  Sztuki rymotwórczej , samego Ludwika XIV, Króla-Słońce, który pokazał mu kiedyś swoje wiersze, prosząc o ocenę.  Wasza Królewska Mość nie zna rzeczy niemożliwych  odparł Boileau.  Wasza Królewska Mość chciał napisać potworne bzdury i udało mu się znakomicie!
Ą propos krytyki, bywają  co też daję pod rozwagę Panu Leonowi  jej formy bardziej wyrafinowane. I tak zaraz po koronacji Jana III Sobieskiego w różnych urzędach powieszono portrety królewskie. Na jednym z nich ktoś domalował bardzo wówczas obrazliwe słowo KIEP. Na wieść o tym król wpadł w gniew, ale gdy wykryto sprawcę, ten poszedł w zaparte i wyjaśnił, że litery są inicjałami słów: Król Jan Europy Pan. I z KIEPA się wykpił.
Osobiście jednak wolę, a nawet jestem wdzięczny za krytykę konstruktywną, tj. taką, która cokolwiek wnosi, pozwala skorygować błędy. Poza tym chyba nikt nie lubi, jak się go potępia w czambuł. Nie cierpiał tego również sam Napoleon Bonaparte. Pewnego razu cesarz jechał przez niewielkie miasteczko francuskie. Zdziwiony tym, że zwyczajowo nie przywitały go salwy armatnie, pyta burmistrza:
 Dlaczego nie strzelacie z armat na moją cześć?
 Powodów jest ze... dwadzieścia. Po pierwsze, nie mamy armat. Po drugie...
 Dziękuję, dziękuję... To pierwsze już wystarczy!  uciął sprawę cesarz.
Przyznajmy, że wszyscy z natury jesteśmy łasi na pochlebstwa, a już szczególnie uwielbiają je wszelkiego rodzaju artyści. Dlatego prawdziwym okrucieństwem wykazał się Bernard Shaw, który zaprosił do siebie Louisa Armstronga. Kiedy gość przyszedł, gospodarz powiedział:
 Proszę o wybaczenie, ale nie mogę pana przyjąć, bo mam straszną migrenę.
 To może coś panu zagram?  zaproponował Armstrong.
 Bardzo dziękuję, ale wolę już migrenę.
Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie sztuki dzielą się na tych, którzy cenią siebie i swoje dzieła, oraz na tych, którzy cenią dzieła innych artystów. Sentencję tę opowiada się po to, aby skonkludować, że skromniejsi mają jakoby lepszy warsztat od pyszałków i krytykantów. Zdaje się to potwierdzać postać wielkiego kompozytora Franciszka Liszta. Razu pewnego zapytała go jedna z wielbicielek:  Czy to prawda, Mistrzu, że pianistą trzeba się urodzić?  Niewątpliwie trzeba się urodzić, żeby zostać pianistą  odpowiedział Mistrz. Natomiast przeczy temu inna anegdota: Cosimo Medici w wolnym czasie lubił rzezbić. Wyrzezbił posąg Neptuna i polecił ustawić go na głównym placu Florencji. Pokazał go Michałowi Aniołowi i zapytał:  Jakie uczucia budzi w tobie mój Neptun?  Głęboko religijne  odpowiedział wielki rzezbiarz.  Jak to?  zdziwił się Medici.  Kiedy patrzę na ten posąg, proszę Boga, by panu wybaczył zepsucie takiej wspaniałej bryły marmuru. No cóż, Michał Anioł  przy całej swej pysze  niewątpliwie wielkim rzezbiarzem był.
A skoro już sięgnęliśmy Absolutu... Narody zawsze wsłuchiwały się w to, co mają do powiedzenia wielcy tego świata, zwłaszcza w kwestii pytań podstawowych. Często prostaczkowie byli przy tym gorszeni niedowiarstwem autorytetów, bo tak już jest, że im większy ludzki umysł, tym mniej skory do zwalania wszystkiego na siły niebiańskie. Ludzie głęboko religijni twierdzą, że to wszystko z pychy. Monteskiusz, zapytany pewnego razu, co sądzi o ludzkim wyobrażeniu Boga, odpowiedział:  Gdyby trójkąty stworzyły sobie boga, ten miałby na pewno trzy boki.
I tak wróciliśmy na nasze podwórko. Jeśli bowiem przyjąć, że Boga stworzyli sobie ludzie na swój obraz i podobieństwo, to przecież tak zwane powołanie kapłańskie jest niczym innym, jak tylko czystej wody kuglarstwem. Istnieje wszak anegdota, która może dowodzić, że polscy księża, opływając w dostatki, jednocześnie wiernie służą Stwórcy i cieszą się jego względami... Otóż Jan III Sobieski, spotkawszy nędzarza, zadał mu pytanie:  Komu służysz? , na co ten odparł, że Bogu; a kiedy król wyraził zdziwienie, że sługa tak wielkiego pana okryty jest łachmanami, biedak wyjaśnił:  Jaka służba, taka i zapłata .
Jednak nie samym Bogiem żyje człowiek. Choć wielu jest takich, którzy żyją z Boga (to moje!). Paradoksalnie, to ci ostatni najgłośniej krzyczą o braku wiary i pokory u tych, którzy chcą jakoby zdetronizować pana stworzenia, a tak naprawdę wykonują jedno z Jego przykazań  czynią sobie ziemię poddaną. I to oni zwykle mają najwięcej pokory i dystansu do samych siebie. Pięknie ujął to wspomniany już Bernard Shaw. Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, powiedział:  Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie .
Z kolei wielki architekt Eiffel poszedł dalej. Kiedy zarzucono mu, że jego paryska wieża jest śmieszna i nikomu do niczego się nie przyda, powiedział:  żyć i tworzyć to za mało, czasami potrzeba jeszcze śmiać się z własnych dzieł . Podobną zasadę wyznawał Herbert Wells, znany z wielkiego poczucia humoru. Kiedyś poproszono go, by wyjaśnił, co to jest telegraf.
 Wyobrazcie sobie gigantycznego kota, którego ogon znajduje się w Liverpoolu, a głowa w Londynie  powiedział pisarz.  Gdy kotu nadepnąć na ogon, rozlega się miauczenie. Właśnie tak działa telegraf.
 A co to jest telegraf bez drutu?
 To samo, tylko bez kota.
A na koniec opowiastka, którą dedykuję naszym pekińskim olimpijczykom. Dedykuję z nadzieją, że nie wezmą jej sobie do serca...
Gdy Diogenes zobaczył, że prowadzą zwycięzcę olimpiady, spytał go:
 Czy zwyciężony był słabszy od ciebie?
 Naturalnie, przecież przegrał!  odrzekł zawodnik.
 To z czego się, głupku, cieszysz? Że pokonałeś słabszego?!

JONASZ

gorcy temat

Zabrać czarnym, dać niebieskim

Jednym z paradoksów Katolandu jest fakt, że instytucja, której działalność rodacy oceniają o niebo lepiej niż działalność Kościoła katolickiego, ledwo dyszy. Tą instytucją jest Policja.

Po tym, jak w lutym br. funkcjonariusze z całej Polski słali do Komendy Głównej Policji w Warszawie listy z widelcami, aby zwrócić uwagę na wciąż niezrealizowane obietnice płacowe, wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna podpisał wreszcie rozporządzenie, na mocy którego uruchomiono podwyżki.
Od tego czasu minęło zaledwie kilka miesięcy, a mundurowi... znów protestują. Dlaczego? Bo wiatru odnowy jakoś nie poczuli, małą podwyżkę zjadła inflacja, za to wciąż karmi się ich obietnicami zapewnienia nowego sprzętu komputerowego, broni czy radiowozów (dziś 75 proc. tych, którymi poruszają się policjanci, nadaje się do wymiany), a także  tradycyjnie już  większych pieniędzy.
Ubiegłoroczne zakupy dla resortu  ponad 1200 samochodów, 4700 nowoczesnych pistoletów Glock, 4276 komputerów, 1598 laptopów oraz 4 tys. palmotopów  to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Żeby było dramatyczniej  niemal w tym samym czasie, gdy rzecznik prasowy Policji Mariusz Sokołowski zapewniał, że w latach 2008 2009 na wymianę radiowozów, uzbrojenia i wyposażenia funkcjonariuszy zostanie przeznaczone niemal 4,5 mld zł, szefowie poszczególnych komend odebrali od przełożonych korespondencję z zaleceniem... racjonalizacji kosztów.
Wydawać by się mogło, że rzeczywistość polskiego komisariatu już bardziej przytłaczająca być nie może. Nic bardziej mylnego. Bo rzeczona racjonalizacja to same oszczędności  wody, energii elektrycznej, ciepła, a także wyjazdów służbowych, paliwa. To limity na rozmowy telefoniczne, a nawet... papier toaletowy.
 Wie pani, jaka jest najbardziej znana anegdota w policji?  pyta mnie funkcjonariusz komendy w Radomiu i po chwili sam odpowiada:  Gdyby wszyscy policjanci nagle odeszli ze służby i zabrali ze sobą to, co jest ich własnością, w komendach zostałyby puste ściany.
Na potwierdzenie swoich słów pokazuje sprzęt komputerowy z naklejką informującą, że to prywatna własność.  Przynosimy tu ze sobą nawet swój papier toaletowy  uśmiecha się ironicznie.

Problemem nie mniej istotnym jest brak chętnych do przyodziania munduru. Obecnie w całym kraju brakuje ponad 5 tysięcy policjantów. Tylko w Wielkopolsce  jak informuje Andrzej Borowik, rzecznik tamtejszej KWP  potrzeba ponad 400 policjantów, z czego 300 w samym Poznaniu. Komenda stołeczna ma przeszło 1000 wakatów. Nie lepiej jest w pozostałych województwach (patrz tabela).
Choć po tegorocznej podwyżce najniższe uposażenie zasadnicze policjanta, który ukończy szkolenie podstawowe, to około 2200 zł brutto, według Antoniego Dudy braki kadrowe są wciąż związane z niskimi płacami.
 Znacząco wzrosła pensja, ale tych, co są na górze. A tam akurat nie ma wakatów  mówi  FiM szef NSZZP.
Reprezentowany przez niego związek zawodowy, który od czerwca br. znajduje się w sporze zbiorowym z komendantem głównym Policji, nadinspektorem Andrzejem Matejukiem, oraz ministrem spraw wewnętrznych Grzegorzem Schetyną, postuluje, by w przyszłorocznym budżecie rząd przeznaczył na wzrost płac policjantów 240 mln zł.
Poza tym domagajÄ… siÄ™ m.in.:
* doposażenia komisariatów;
* przeznaczenia całości środków pochodzących z niepełnego zatrudnienia w roku 2008, a więc około 200 mln zł, wyłącznie na podwyżki płac dla funkcjonariuszy, którzy w związku z brakami personalnymi wykonują dodatkowe zadania, a nie  jak się planuje  na łatanie budżetu Policji (paliwo, media, łączność);
* wprowadzenia w trybie pilnym przepisów gwarantujących waloryzację wysokości świadczeń ustawowych należnych policjantom;
* opracowania zasad rejestracji czasu służby, norm z tym związanych i wynagrodzenia z tytułu pełnienia służby ponad przyjętą normę;
* rekompensaty za służbę w godzinach nocnych lub dniach ustawowo wolnych od pracy;
* wprowadzenia do ustawy o Policji przepisów nakładających obowiązek zwrotu przez państwo kosztów pomocy prawnej policjantom, wobec których wszczęto postępowanie karne o przestępstwo w związku ze służbą, w przypadku uniewinnienia policjanta w postępowaniu sądowym;
* uzgadniania z NSZZP zasad tworzenia i planowania budżetu Policji, co pozwoli na uwzględnienie rzeczywistych kosztów realizacji zadań.
Jak postępują negocjacje?
* 6 czerwca br.  podsekretarz stanu w MSWiA Adam Rapacki po wysłuchaniu postulatów przedstawicieli NSZZP orzekł, że środków w budżecie wystarczy tylko na& przetrwanie Policji do następnego roku;
* 16 czerwca br.  komendant główny Matejuk odniósł się do postulatów związkowców, stwierdzając między innymi:  Środki finansowe pochodzące z niepełnego zatrudnienia, będące w dyspozycji komendanta głównego Policji w 2008 r. w kwocie 106 455 577 zł powinny być przeznaczone przede wszystkim na zabezpieczenie pokrycia niezbędnych wydatków, tj. na planowane dalsze zwiększanie zatrudnienia policjantów, należności i świadczenia dla policjantów zwalnianych ze służby w II półroczu w szacowanej na dzień 15 maja 2008 r. kwocie 47 720 tys. zł oraz opłaty za dzierżawę traktów i łączy, w związku z przejęciem przez KGP finansowania przedmiotowych wydatków w II półroczu br. szacowane na kwotę 40 mln zł , co oznacza, że o przeznaczeniu całości funduszy pochodzących z niepełnego zatrudnienia w roku 2008 wyłącznie na wydatki osobowe mowy być nie może;
* 18 czerwca br., a więc dwa dni po odpowiedzi komendanta, NSZZP dokonał rejestracji sporu zbiorowego w Państwowej Inspekcji Pracy, gdyż pozostałe propozycje nadinspektora Matejuka również były nie do zaakceptowania;
* do dyskusji włączył się minister spraw wewnętrznych, zapewniając ustami swego podsekretarza, że  dołoży wszelkich starań, by w granicach wyznaczonych przez prawo i realia budżetowe wesprzeć komendanta głównego Policji w staraniach o poprawę warunków pełnienia służby przez policjantów ;
* 27 czerwca br.  Zarząd Główny NSZZ Policjantów postanowił, że w przypadku niepodjęcia rokowań przez ministra spraw wewnętrznych oraz komendanta głównego Policji upoważnia Prezydium ZG NSZZ Policjantów i Komisję Negocjacyjną do przygotowania akcji protestacyjnej.
Związkowcy przypominają, że Konstytucja RP nakłada na państwo obowiązek zabezpieczenia właściwych warunków służby mundurowej, ochrony prawnej oraz godnego wynagrodzenia, a państwo zdaje się o tym zapominać. Wzrost kosztów utrzymania powoduje, że większość rodzin policyjnych korzysta z różnego rodzaju pomocy, w tym również społecznej.
 Spór zbiorowy jako forma prawna działania związku zawodowego powinien doprowadzić do uzgodnień i zmian w budżecie Policji  twierdzi Antoni Duda.
Policjanci  w przypadku niezadowalających wyników rozmów  na jesień zapowiadają manifestacje.

WIKTORIA ZIMICSKA
wiktoria@faktyimity.pl

Świat według rodana

Serwus, nerwus!

Nie potrafię zrobić tak, żeby nerwy w konserwy i na eksport. Jestem nerwus!

Przeżywam porażki polskich sportowców jak Kaczory rządy Tuska. A tu niebawem olimpiada i futbolowe eliminacje do kolejnego mundialu. Niby sport polski ma w tym roku trochę sukcesów: na olimpiadę w Pekinie awans wywalczyły żeńska i męska drużyna siatkarska oraz piłkarze ręczni, niezle zapowiadają się lekkoatleci i przedstawiciele innych dziedzin sportowych. 19-letnia Agnieszka Radwańska w Stambule zdobyła drugi tytuł w WTA, jak również awansowała do 1/8 finału tenisowego w Paryżu i był to największy sukces polskiej tenisistki na Roland Garros od czasów Jadwigi Jędrzejowskiej. Radwańska jest obecnie 10 żeńską rakietą świata w rankingu ATP. Jest jednak poważne  ale tkwiące w sercach fanów sportu jak cierń. Chodzi o futbol...
W dołku jest trener Leo Beenhakker. To nie pierwsza jego porażka, ale... trzecia. Przecież prowadząc reprezentację Holandii, mimo bogatej kariery sromotnie przegrał z Belgami baraże do Mundialu Mexico  86; cztery lata pózniej poprowadził Holandię do kolejnej porażki, a wówczas drużyna ta
była mistrzem Europy mającym w składzie takie gwiazdy jak van Basten, Gullit, Rijkaard, Koeman. A teraz polska drużyna, której selekcjonerem był Leo, okazała się za słaba nawet na rezerwy Chorwacji. No cóż, na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje.
Zupełnie inaczej można mówić o innym Holendrze  trenerze reprezentacji Rosji. Rosjanie uważają, że Guus Hidding znakomicie przygotował reprezentację do ME. Jednakże Hidding ma dużo większe osiągnięcia niż Beenhakker. W 1998 roku doprowadził Holandię do półfinału mistrzostw świata, a w 2002 roku powtórzył ten sukces z Koreą Płd. W krymskim kurorcie Ałuszta wyrzezbiono nawet postać Hiddinga z gipsu, a kibice rosyjscy są przekonani, że holenderski selekcjoner poprowadzi Rosję do finału Mundialu 2010. Jednak także Beenhakkerowi należy oddać, że aż 85 proc. polskich kibiców chce, aby nadal został trenerem kadry.
Siedzieliśmy przy browarku. Ja i chłopy z mojej wsi: Zdzichu, co ma takiego zeza, że może obejrzeć sobie plecy (ksywka: Zwiadowca Szoguna), Józek Oblatywacz (do godz. 17 obleci wszystkie knajpy), major Gienek (po odsiadce ma na ramionach wytatuowane dystynkcje majora) oraz pleban Eustachy (ksywka: Belzebub). No i Józek powiedział:  Jędruś, nerwusku, nie bądz wafel, nie pękaj! Denerwujesz się tym sportem jak stara panna na weselu. PZPN nie rozwiedzie się z Leo. Ale za to ja mam problemy. Właśnie dostałem od mojej kobity SMS-ka, że się ze mną rozwodzi, bo pijus jestem i nie mamy dzieci. I poszło o jedno tylko zdanie. Wczoraj powiedziałem do niej: najpierw kolacja, potem kopulacja! Bendem pić Żywiec, aż się Okocim!

ANDRZEJ RODAN
www.arispoland.pl

rzeczy pospolite

Jesień Kościoła

Kierujący Kościołem lubią fotografować się w towarzystwie młodych, przystojnych ludzi. Tak jakby ten zabieg reklamowy mógł w jakiś magiczny sposób usunąć zapach anachroniczności i schyłkowości, jaki rozsiewa wokół siebie papiestwo.

Pewien znajomy prawnik zwykł nazywać obecnego papieża nieco przewrotnie żeńskim imieniem Benedetta. Ta żartobliwa ksywka jest nie tylko aluzją do widocznej zniewieściałości papieża (papieżycy?) Ratzingera, ale także jego ekstrawaganckich upodobań estetycznych, kojarzonych na ogół z płcią piękną. Purpurowe płaszczyki, takież kapelusze z szerokim rondem, wygrzebane gdzieś z dna watykańskich szaf czapeczki U la Pius XII... Ostatnio przykuł moją uwagę wierzchnią białą suknią (Dni Młodzieży w Sydney) z długim koronkowym zakończeniem. Jeszcze chwila, a  Benedetta każe odkurzyć schowaną gdzieś w kościelnej rupieciarni lektykę używaną jeszcze przez Jana XXIII...
Czy to oznaka estetycznej odwagi, bezkompromisowości i ostentacji godnej najsłynniejszych gejowskich kreatorów mody? Nie, to raczej przejaw nieuleczalnego, śmiertelnego anachronizmu, na jaki cierpi on sam i kierowana przez niego instytucja.
Te wszystkie paradne ciuszki przywołują czasy dawno minione i nie mają w sobie nic z inspirującej kreatywności. Cały Benedykt  ze swoim zamiłowaniem do archaicznej liturgii trydenckiej, z wielkopańską rezerwą oraz dziwacznymi poglądami moralnymi, społecznymi i teologicznymi  jest żywą skamieliną, wspomnieniem epoki, która dawno już odeszła i której nie przywrócą ani pobożne zaklęcia, ani najsprytniejsze nawet sztuczki marketingowe. Nic tu nie pomoże także wysiłek kilku milionów katolickich duchownych, katechetów i wychowawców, trudzących się nad mózgami dzieci i młodzieży oddanych na wychowanie Kościołowi.
Nad Kościołem papieskim unosi się dojmujący smród stęchlizny, który łatwo był wyczuwalny już za Jana Pawła II, a za czasów Benedykta stał się wręcz nie do zniesienia. Ten smród rozkładu odstrasza nawet pilnych wychowanków Kościoła  jednym z nich był zresztą kiedyś piszący te słowa.
Świadectwem uwiądu jest m.in. mizerny efekt kilkuletniej reklamy i ogromnego wysiłku finansowego w postaci tylko 200 tysięcy uczestników młodzieżowej imprezy w Sydney. Ta liczba to zaledwie kilka procent australijskich katolików, a przecież ogromną część uczestników stanowiła młodzież zwieziona z czterech stron świata!
Benedykt zachęca młodych, aby stali się  prorokami nowej ery , ale jak ma do tego dojść, skoro on sam jest zaledwie pamiątką po czasach minionych? Kościół nie ma żadnej przekonującej odpowiedzi na dręczące młodych pytania. Katolicka rzekoma  cywilizacja życia z zakazem antykoncepcji, aborcji i rozwodów, ale z przyzwoleniem na autorytaryzm, wyzysk, dyskryminację i cierpienie ludzi i zwierząt jest nieprzekonująca, niespójna, dziwaczna i mało zrozumiała nawet dla wychowanków katolickich rodzin, o reszcie świata nie wspominając. Zamiast reklamowanej wiosny Kościoła trwa niezmiennie jego jesienny uwiąd.

ADAM CIOCH

z notatnika heretyka

Prowincjałki

Swój chłop
Jarosław Z. swą posługę w nowej parafii św. Doroty w Strzałkowie rozpoczął mocnym akcentem. Pewnej nocy jego opel spłonął doszczętnie po tym, jak uderzył w znak drogowy. Ksiądz Jarek, mimo że kompletnie pijany, potrafił jednak z samochodu uciec.

Piwo za 3 koła
Mieszkaniec Krakowa w pewien duszny dzień delektował się zimnym piwem przed jednym z osiedlowych spożywczaków. Miał pecha, bo na czynie zabronionym przyłapali go strażnicy miejscy. Byli nieubłagani. Skończyło się sądem grodzkim i grzywną w wysokości 3 tysięcy złotych. A przecież mogło być dożywocie!

Wesoły karawan
Na wycieczkę po lokalnych pubach 25-letni Piotr O. z Elbląga wybrał się wraz ze swoimi trzema kumplami. Podróżowali nie byle czym, bo... ukradzionym z firmy pogrzebowej karawanem.

Telefon zaufania
Dla mieszkańców Wielkopolski numer 997 to swoista  błękitna linia . Dzwonią z najróżniejszych powodów. Żeby zamówić pizzę lub taksówkę, zapytać o rozkład jazdy PKP albo pogadać o UFO. Tylko w ubiegłym miesiącu wielkopolscy policjanci odebrali ponad 5 tysięcy tego typu połączeń.

Miłośniczka sztuki
51-letnia krakowianka zatrudniła się w pomocy społecznej, ale nie po to, by nieść ulgę potrzebującym. Obrotna opiekunka pomiędzy odkurzaniem dywanów a robieniem zakupów wynosiła z domów swoich podopiecznych cenne obrazy. Patent sprawdzał się przez kilka miesięcy. W końcu wpadła po tym, jak z domu pewnej 81-tatki wyniosła osiem obrazów z początku XX wieku.

Opracowała WZ

z notatnika heretyka

myśli niedokończone

Telewizja publiczna w niektórych programach przypomina Radio Maryja, tak bardzo pogardza prawdą. (Stefan Niesiołowski)


Prezydent boi się brata, małp w czerwonym, tęczowych barw, Rydzyka, opinii publicznej. (Joanna Senyszyn)


Wyrażam ubolewanie, że w gronie kilkunastu osób podejmujących decyzje bezpośrednio brzemienne w skutki dla mojej partii, a przez to, pośrednio, dla mojego kraju, są osoby, którym inteligencja niejako automatycznie kojarzy się z ciężkim schorzeniem psychicznym. (Ludwik Dorn)


Kancelaria jest dzisiaj sztabem wyborczym pana Donalda Tuska i Platformy w wyborach prezydenckich, a nie co do koordynacji rządu, że ta teza, o której mówiliśmy, że dzisiaj jest połowa wiceministrów w Kancelarii od PR. Jeden minister od krawatów, drugi od garnituru, trzeci od koszuli.
(Przemysław Gosiewski)


PiS przeżywa ostatnimi czasy istny baby boom. Temat dzieci stał się  po polityce  najpopularniejszy w klubie. Śmiejemy się, że nowym hasłem przewodnim w PiS powinno być:  Czyny, nie słowa albo  Po pierwsze: dawać przykład . (poseł Mariusz Kamiński, tuż po narodzinach córki)


Pragnę przeprosić wszystkich moich znajomych działaczy z  Solidarności podziemnej, kolegów i koleżanki za to, że umacniałam Was w przekonaniu i głębokiej wierze, że Lech Wałęsa jest człowiekiem honoru i idei, a także gwarantem walki o niepodległą demokratyczną i solidarną Polskę. Jako Polka i poseł na Sejm RP protestuję przeciwko niedopuszczalnemu w demokratycznym Państwie prawa bezkarnemu znieważaniu Prezydenta RP oraz kreowaniu tej postawy przez niektóre środowiska i liberalne media, a tym samym znieważaniu mojej Ojczyzny. Sprzeciwiam się tym działaniom wymierzonym w nasz interes narodowy. (Jolanta Szczypińska)


Chciałbym być gentlemanem w jej przypadku, ale się nie da (...). Śmieszna jest, nic nie znaczyła w czasach  Solidarności , dzisiaj też nic nie znaczy, próbuje się zawiesić, próbuje zaistnieć. Należy współczuć tej dziewczynie i spuścić na nią zasłonę milczenia. To wygląda, że tu konie kują, a żaba nogę podkłada. (Lech Wałęsa)

Wybrała OH


na klęczkach

PiÄ…ta Kolumna

Kaczka i dziwaczka
Objawia się nowa koalicja prawicy. Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas swojej wizyty w Legnicy ujawnił, że będzie próbował dogadać się z dr. hab. Jerzym Robertem Nowakiem, założycielem Ruchu Przełomu Narodowego, związanego z Radiem Maryja i  Naszym Dziennikiem Rydzyka.
Podczas spotkania z działaczami, członkami i zwolennikami PiS-u Kaczyński stwierdził:  Jeśli jego celem ma być wspieranie, to nie mamy nic przeciwko temu, ale jeśli ma to być konkurencja, to zle. Będę chciał rozmawiać z profesorem. Mam nadzieję, że się porozumiemy .
Czy wróży to powstanie  nowego LPR-u ? Na pewno zapowiada powstanie sojuszu polityczno-klerykalnego. Ale jeśli skończy on tak jak LPR, to wszystko skończy się dobrze.

ZK


Fałszywe podPISy
Ostoja moralności  partia PiS  fałszowała podpisy na listach poparcia wyborów parlamentarnych oraz prezydenckich, w których Lech Kaczyński prawidłowo wykonał zadanie powierzone przez brata. Miało to miejsce w biurze byłego posła PiS-u Ryszarda Nowaka, przykładnego katolika należącego do ultrakatolickiej organizacji  Civitas Christiana .
Skandal dotyczy wyborów parlamentarnych w 2005 roku. Jak ustaliła prokuratura, dane osób przepisywano z kserokopii list z poprzednich kampanii wyborczych, po czym podrabiano ich podpisy. Prokuratorzy odkryli 60 sygnatur sfałszowanych w ten sposób. Jedna z ówczesnych pracownic biura zamieszana w sprawę chce dobrowolnie poddać się karze. Według PiS-owskich moralizatorów, to żadne oszustwo, gdyż osoby, których podpisy sfałszowano, na pewno popierały ich partię (sic!).

PP


Polityka rodzinna
Bogna Bender-Motyka  córka ultrakatolickiego senatora PiS Ryszarda Bendera  zrezygnowała z intratnej posady wiceszefa Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Lublinie. Nie bez powodu. Rodzina Benderów chce się okopać w Najwyższej Izbie Kontroli.
Zarząd województwa lubelskiego (koalicja PO-PSL) dymisję Bender-Motyki przyjął 15 lipca tego roku. Obecnie stara się ona o pracę w NIK. Zapewne nie będzie miała z tym większych problemów, gdyż Izbą kieruje powołany jeszcze przez ekipę PiS-owską dyrektor Jacek Jezierski.
Dziewoja startowała w ostatnich wyborach samorządowych i przegrała, więc tatko załatwił, by córuś kierowała kinem  Wyzwolenie  należącym do warszawskiej firmy Max-Film. Kiedy zaś Lubelszczyzną rządziła koalicja LPR (z której Ryszard Bender, nim objął mandat senatora, był radnym wojewódzkim i szefem całego sejmiku) oraz PSL-u, Bender-Motyka znalazła pracę w WOK. Teraz przyszła pora na NIK.

KC


Kto pod kim dołki kopie
W kierownictwie PiS rozgorzała dyskusja, co to za idiota rok temu wpadł na pomysł politycznego zniszczenia Andrzeja Leppera i przeprowadzenia prowokacji z wręczeniem mu łapówki, przez co Kacza partia straciła władzę...
Na razie nikt się nie przyznaje, a każdy boi się wskazać na prezesa. Znacznie lepsze wyniki osiągnęli za to prokuratorzy zajmujący się sprawą, która wyszła przy okazji prowokacji CBA (billingi rozmów aresztowanych). Oto dzięki pomocy niemieckiej skarbówki udało się odkryć tajny fundusz działający w telekomunikacyjnej firmie Dialog (spółka zależna od państwowej Polskiej Miedzi). Zarzuty przyjmowania łapówek usłyszały 23 osoby. Wśród nich były senator PiS Jarosław Ch., który w zamian za sporządzenie korzystnych dla Dialogu opinii prawnych oraz zgłaszanie odpowiednich poprawek w Senacie  miał dostać 80 tysięcy złotych. Na prośbę parlamentarzysty firma miała także zatrudnić jego bliską znajomą. Prokuratorzy podejrzewają, że jeszcze dwaj inni ważni politycy PiS mieli otrzymywać z Dialogu kosztowne prezenty. Władze PiS przysięgają, że były senator już dawno został wyrzucony z partii. Innego zdania są członkowie opolskiego PiS. Twierdzą oni, że Jarosław Ch. jeszcze w połowie lipca 2008 roku wchodził w skład władz regionalnych ich partii.

MiC


Ruch oporu
Tuż po naszej publikacji nt. obdarowania zakonnic państwową ziemią przez kościelno-rządową Komisję Majątkową ( FiM 29/2008) Katolicka Agencja Informacyjna doniosła, że opolski poseł SLD Tomasz Grabowski złożył interpelację w sprawie działalności tejże komisji. Poseł chce się dowiedzieć, które ministerstwo kontroluje działalność komisji i ile gruntów przekazano dotąd Kościołowi. Podobne pytania zadawał ostatnio w Sejmie kielecki poseł SLD Sławomir Kopyciński. Odwaga staniała, czy miara kościelnej pazerności już się przelała?

MaK


Uwaga na kleryków
Prokuratura zarzuca próbę przeprowadzenia nielegalnej aborcji dwóm lekarzom z Legionowa. Organy ścigania powiadomił kleryk, który o planowanej aborcji dowiedział się od swojej koleżanki. Cóż, każde pokolenie ma swoich Pawków Morozowów  także pokolenie JPII.

MaK


Plagiat kościelny
Ze swoim prorektorem rozstał się Papieski Wydział Teologiczny we Wrocławiu. Ksiądz doktor Andrzej Małachowski musiał odejść, bo w swojej pracy habilitacyjnej dopuścił się serii plagiatów. Pewny siebie wielebny nie ściągał jednak ze zródeł zagranicznych, jak czynią to inni ostrożni naukowcy, lecz z prac opublikowanych w kraju, w tym napisanych przez innych duchownych. Specjalna komisja kościelna bada teraz plagiat byłego prorektora.

MaK


Religia nocÄ…
Radio Eska Rock, które przejęło koncesję zajmowaną dotychczas przez Radio Wawa, musi chcąc nie chcąc nadawać audycje religijne, bo tak stanowią zapisy koncesji. Aby nie razić zatem słuchaczy radia, którzy najwyrazniej nie grzeszą pobożnością, wymyślono cykl audycji nadawanych nocą, w porze najmniejszej słuchalności stacji.

AC


Rajskie protezy
Koniec świata zapowiadany jest na rok 2012. No to co mają zrobić pacjenci w Legnicy, skoro zabiegi wszczepienia endoprotez (sztuczne biodra, kolana, naczynia itp.) dla większości z nich przewidziano na rok... 2013? Krystyna Barcik, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, przyznaje, że to prawda, a powodem takiej sytuacji jest  brak pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia na przeprowadzanie tego typu operacji . Kasa będzie (według wyliczeń) dopiero za pięć lat, czyli po Armagedonie. Tylko na co komu wówczas sztuczna kość?

ZK


Krzysztof zawalidroga
W Zwierzyńcu (woj. lubelskie) na środku jezdni rośnie okazały stutrzydziestoletni dąb. Kiedy w latach 60. budowano drogę, okoliczni mieszkańcy nie zgodzili się na wycięcie drzewa. W ubiegłym roku władze miejscowości postanowiły ochrzcić dąb, więc komisyjnie nadano mu imię  Krzysztof  oczywiście na cześć katolickiego patrona kierowców. Przy okazji nie mogło obyć się bez oficjalnego zamanifestowania religijności, zatem na  pogańskim do niedawna dębie została zawieszona kapliczka z figurką św. Krzysztofa, mająca rzekomo chronić kierowców przed wypadkami. To chyba tak (nomen omen) na wszelki wypadek, bowiem na  nieochrzczony dąb nigdy nikomu nie zdarzyło się najechać.

AK


Jasna Górka
Można pielgrzymować do Jasnej Góry, można też do Jasnej Górki. Sanktuarium na Jasnej Górce, czyli wzgórzu koło Ślemienia na Żywiecczyznie, dawniej zwanym Kumorkowym Groniem, jak sama nazwa wskazuje, z Jasną Górą konkurować nie ma szans. Ale jest to bodaj jedyne sanktuarium na świecie, które oficjalnie nie ukrywa, że szerzony tam kult zrodził się z oszustwa. Na stronie sanktuarium można bowiem przeczytać, że  jeden góral ze Ślemienia przywieziony z Częstochowy olejny obrazek Jasnogórskiej Madonny potajemnie zanurzył w studzience na Kumorkowym Groniu, ażeby spreparować cud ukazania się Matki Boskiej w wodzie. Gdy zaczęła się rozchodzić pogłoska o tym rzekomym objawieniu, za które sprawca cudu zbierał pieniądze, wmieszały się władze. Usunięto kapliczkę, zródełko zasypano, a górala ukarano .
A mimo to w XIX wieku na Jasnej Górce nad  cudownym zródełkiem wybudowano kościół. Chyba na wszelki wypadek...

AK


Kosztowna fikcja
Wieża XV-wiecznego kamiennego, gotyckiego kościoła w Aęczycy niedaleko Stargardu (woj. zachodniopomorskie) odchyliła się od pionu i lada dzień grozi zawaleniem. Na razie odpadające kamienie lecą na głowy wiernych. No więc te poobijane głowy przypomniały sobie, że w latach 90. ubiegłego wieku wykonano tu jakoby kosztowne roboty konserwatorskie, na które wydano furę państwowego szmalu. Gdzie ta forsa i jakie prace zrealizowano? Wie to tylko były proboszcz, który teraz przyznaje publicznie, że rozliczenie dla konserwatora zabytków było... zwyczajną fikcją. Czy jest na sali prokurator?!

BS


Wakacje z modłami
Gdziekolwiek się znajdziesz w czasie wakacji, zawsze możesz się pomodlić.
Ks. Paweł na stronie parafii św. Barbary w Strumieniu poleca specjalne modlitwy na różne okazje.
I tak dla podróżujących pociągiem proponuje tekst:  Ten tłok, upał, stanie na jednej nodze, to okropne zmęczenie ofiaruję Ci Boże jako zadośćuczynienie za wszystkie wakacyjne grzechy . Podczas dancingu:  Przyjemnie tu, wspaniale grają, dobrze się bawię. Spraw Boże, bym został dopuszczony do wiecznej radości razem z tymi! . Na widok zakochanych:  Matko pięknej miłości spraw za swą przyczyną, aby ich miłość była prawdziwa i tak piękna jak ich młode twarze . A dla wypoczywających nad morzem:  Tak bezkresne jest miłosierdzie Twoje Panie. Chcę zatopić w nim wszystkie moje nieprawości .

AK


Ogon na cztery sutanny
Z faktu, że księża rzadko chodzą w sutannach, najwięcej powodów do radości mają... konie. Czarne guziki do autentycznych sutann powinny być wykonane z końskiego włosia. Z jednego końskiego ogona można wprawdzie wyprodukować średnio nawet sto guzików, ale księżowska sutanna potrzebuje ich przeciętnie 25 (wbrew wielu mitom ich liczba zależy wyłącznie od długości sutanny, a rozmieszcza się je w odstępach co 6 cm). Gdyby więc jednocześnie 30 tysięcy polskich księży zapragnęło wystroić się w nowe  kiecki , trzeba by pozbawić ogonów aż 7 i pół tysiąca koni!

SK

polska parafialna

Matka Boska PÅ‚onÄ…ca

Czytelnik  FiM założył najładniejsze ubranko, jakie znalazł w szafie, zabrał ze sobą obrazek Maryi, zapałki i poszedł do ogrodu. Po co? Nie uwierzycie! Żeby wypełnić przykazanie boże i polecenie bernardynów z Lublina...

Mirek w czasie generalnych porządków znalazł w szufladach cały stosik religijnych obrazeczków, relikwii i figurek. Już miał wszystko wyrzucić do kontenera, kiedy coś go powstrzymało. Co? Artykuł 196 kodeksu prawa karnego o obrazie uczuć religijnych. Nasz bohater posiadał nikomu niepotrzebne wykształcenie i wiedział, że Biblia zakazuje oddawania czci obrazom (Wj 20. 4 5 i Pwt 5. 7 10). Znał też historię Kościoła i stanął mu przed oczami święty biskup Epifaniusz (zm. 403 r.), który w Betel potrzaskał obraz jakiegoś świętego. Ale doprawdy nie miał pojęcia, czy o tym wszystkim wiedzą słuchacze Radia Maryja. Jako mieszkaniec Lublina miał obawy przed niezapowiedzianą wizytą ks. Podstawki z moherowym orszakiem, a jako były zakonnik nie chciał zastępować darmowej zupki w klasztornym refektarzu na równie darmową strawę w katolickim więzieniu.
Zupełnie przypadkowo wpadł mu w ręce adres e-mailowy lubelskich bernardynów. Napisał do nich szczerze, że ma zbędne obrazki, że nie wie, czy wypada wyrzucić... Po kilku dniach przyszła odpowiedz, której nie powstydziłby się żaden ikonoklasta ani antyklerykał:  Panie Mirosławie. Obrazki trzeba spalić .
Teraz już nie miał żadnych wątpliwości i strachu. Jednak spalenie obrazków to nie taka sobie czynność jak skopanie ogródka czy odkurzenie pokoju. Nasz piroman poczuł się jak celebrans liturgii. Ubrał się więc ładnie (zdjęcie) poszedł do ogrodu z zapalniczką i... wszystko stało się jasne.

o. Pius

polska parafialna

Mecenasi z bożej łaski

Kościół katolicki lubi pokazywać twarz mecenasa kultury. Aż ślini się na widok szmalu.

W Płocku pazerność kleru przybrała horrendalne rozmiary. Udział w wypompowywaniu państwowej kasy ma m.in. panujący tu przez lata biskup Stanisław Wielgus, wsławiony współpracą z SB. Sam purpurat niewiele by jednak zrobił, gdyby nie marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik  niegdyś stojący na czele Senatu i odgrywający czołową rolę w PSL.
 Biskup płocki zażądał przed laty, by państwo zwróciło Kościołowi dawny zamek  pobenedyktyński klasztor. Hierarcha nie miał żadnych papierów na potwierdzenie prawa własności do tego wiekowego obiektu.
W latach 60. ubiegłego wieku państwo wpompowało olbrzymie pieniądze w zamianę kompletnej ruiny Muzeum Mazowieckiego w piękną siedzibę  mówi jeden z byłych płockich decydentów, wolący zachować anonimowość.
Niestety, ówczesnym gospodarzom grodu nie przyszło do głowy, żeby podliczyć, ile dokładnie pieniędzy wsadzili w mury, że już nie wspomnimy o założeniu hipoteki i o obciążeniu jej wydatkami. Potężna budowla za friko wpadła w ręce biskupa.
Haniebne porozumienie z kurią podpisał przed laty m.in. były prezydent Płocka Dariusz Krajewski-Kukiel (niegdyś sympatyzujący z Porozumieniem Centrum, teraz z PO). Na mocy tego kuriozalnego dokumentu muzeum musiało płacić Kościołowi olbrzymi czynsz, a do tego zobowiązać się do szybkiej wyprowadzki. Potem w podobny sposób do cennego obiektu i kurii podchodzili inni urzędnicy i samorządowcy, np. wspomniany marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik, wielki kościelny donator (m.in. 20 mln na Świątynię Opatrzności, której proboszczem  w nagrodę  został jego rodzony brat).
Na skutek tej czołobitności wobec sutanny państwo straciło nie tylko pieniądze wydane na wyremontowanie zamku, ale jeszcze musiało sfinansować nową siedzibę dla Muzeum Mazowieckiego, które od lat wyliczane jest w światowych bedekerach dzięki wspaniałej kolekcji eksponatów secesyjnych. Samo wyremontowanie kamieniczki przy ulicy Tumskiej (nowa siedziba muzeum) kosztowało około 14 milionów złotych, zaś budowa dodatkowego skrzydła, która ma się zakończyć za kilka miesięcy, pochłonie niemal drugie tyle.
Zachłanność Krk nie skończyła się na samym przejęciu zamku. Kuria wymyśliła sobie, że przeniesie tu swoje skromniutkie muzeum diecezjalne mieszczące się dotąd w niewielkim budynku.
 Wystarczał on w pełni na kościelne zbiory, ale księża chcieli się pokazać i przenieśli je do zamku. W tych gigantycznych wnętrzach kościelne eksponaty niemal zginęły...  wyjaśnia jeden z płockich muzealników.
Na te przenosiny i  dostosowanie wnętrz do nowego muzeum kościelni biznesmeni wyciągnęli łapy po pieniądze z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i dostali... 3 mln zł.

BS

polska parafialna

ZÅ‚odziej dobrodziej

Do Sądu Rejonowego w Pleszewie wpłynął akt oskarżenia przeciwko księdzu Andrzejowi Sz. z Dobrzycy. Prokuratura zarzuca kapłanowi złodziejstwo.

A dokładnie to, że w latach 2003 2007 fałszował księgi firmy meblarskiej  Dębina i działał na szkodę jej wierzycieli. Ponadto przywłaszczył sobie spory majątek parafii: w 2007 roku wielebny sprzedał 22 maszyny stolarskie o wartości 170 tys. zł, uzyskując za nie jedynie 23 tys. zł, które schował do własnej kieszeni.
 To diabeł w sutannie  mówi jedna z parafianek.  W ciągu kilku lat doprowadził do zamknięcia  Dębiny i wyrzucenia ludzi na bruk. Do tego okradł nas, wywożąc wszystko z plebanii, nawet drogie meble.
* * *
Zakład meblarski  Dębina założył przed laty ks. Henryk Buchalski, kapłan z prawdziwego zdarzenia i znakomity gospodarz pracujący w parafii przez ponad 30 lat. Fabryczka parafialna prosperowała świetnie, wytwarzała różnorodne meble, w tym poszukiwane przez parafie z całego kraju kościelne ławki. Niestety, ksiądz Henryk poszedł kościelne ławki robić w niebiesiech, a jego następca potraktował firmę jako magazyn wyprzedaży maszyn i części.
W końcu miarka się przebrała i parafianie kategorycznie zażądali od biskupa kaliskiego (niestety za pózno) odwołania łobuza. Gdy nad złodziejaszkiem miecz Damoklesa już, już zrywał się z włosa, ten próbował jeszcze sprzedać ostatnie maszyny, aby więcej zarobić. I o mało nie zarobił... po mordzie od mieszkańców wsi. To mu jednak nie przeszkodziło ukraść drogie, plebanijne meble.
Nowy proboszcz, ks. Roman Kłobus, jest przeciwieństwem wyrzuconego na zbitą twarz poprzednika. Wieś nachwalić się go nie może, ale wielkich szkód materialnych naprawić już się nie da. Co z tego, że złodziej przyznał się prokuratorom do winy i nawet wyraził chęć dobrowolnego poddania się karze. Miejsc pracy ani doprowadzonego do ruiny zakładu nikt już raczej nie odtworzy.

BARBARA SAWA
polska parafialna

Skarga na przywileje Kościoła cd.

Mimo że Komisja Europejska nie zechciała właściwie rozpatrzyć naszej skargi na uprzywilejowanie Kościoła, staramy się, aby problem ten nie schodził sprzed oczu Unii Europejskiej.

Jesienią ubiegłego roku skierowaliśmy do Komisji Europejskiej skargę na ekonomiczne uprzywilejowanie Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce ( FiM 40/2008). Zwróciliśmy uwagę Komisji na szereg aspektów szczególnego traktowania Krk przez polskie prawodawstwo, a m.in.: udzielanie darowizn gruntów pod tereny, na których następnie prowadzi się działalność gospodarczą, preferencje w reprywatyzacji, uprzywilejowanie w obrocie nieruchomościami, zwolnienia podatkowe, dopłaty do składek ubezpieczenia społecznego itp.
Komisja początkowo zapowiedziała zajęcie się tą sprawą ( FiM 46/2008). Niestety, okazało się, że prace Komisji nie wykroczyły... poza studiowanie tekstu naszego pisma. Stwierdzono, że nasze argumenty nie są rzekomo wystarczające, ale nikt nie pofatygował się, aby sprawdzić, jak się w Polsce rzeczy mają, a tylko w ten sposób można nasze pismo zweryfikować. W odmowie zajęcia stanowiska przez Komisję pełno jest ogólników w rodzaju  ten i ten przywilej nie jest na pierwszy rzut oka oczywisty . Ponieważ uważamy, że rząd europejski nie jest od robienia  pierwszych rzutów oka , lecz od solidnego badania skarg obywateli, postanowiliśmy złożyć zażalenie na odmowę Komisji. Naszym zdaniem, urzędnicy po prostu wykręcili się sianem, aby nie podejmować pracochłonnego dochodzenia.
Wystosowaliśmy pismo do Europejskiego Rzecznika Praw Człowieka profesora Nikiforosa Diamandourosa z zażaleniem na zlekceważenie naszej skargi przez Komisję. Obecnie czekamy na decyzję tego urzędu.

MAREK KRAK

polska parafialna

Bałwany

Czy w Katolandzie istnieją granice wpływów duchownych katolickiego Kościoła?
Raczej nie.

Prałat Andrzej Tokarzewski był kapelanem honorowym Ojca Świętego i wieloletnim proboszczem parafii pw. św. Anny w Lubartowie. W ponad 20-tysięcznym miasteczku był też osobistością numer jeden. Bo taki już miał  dar , że co sobie umyślił, to zawsze w czyn wprowadził. Wybudował na przykład kilka świątyń, a na rzecz ostatniej swojej lubartowskiej parafii lobbował tak długo, aż w końcu przeobraził ją w sanktuarium. W skutecznej promocji skatoliczałego miasta wadził mu jednak pewien pomnik.
 Bałwanek , bo tak nazywają go mieszkańcy, stoi w centrum Lubartowa od 30 lat. I stałby co najmniej drugie tyle, gdyby nie to, że w roku 2004 na spotkaniu Lubartowskiego Towarzystwa Regionalnego prałat Tokarzewski wystąpił z wnioskiem, by pomnik zburzyć. Długo nie było okazji, by wola proboszcza ciałem się stała, aż w końcu miejscy włodarze... zaczęli realizować jego testament.
* * *
Do usunięcia pomnika, który zdecydowanej większości mieszkańców zupełnie nie przeszkadza, burmistrz Jerzy Zwoliński (ostatnio obdarowany przez swoich radnych prezentem w postaci 20-procentowej podwyżki pensji) potrzebował jednak pretekstu. Drobiazgowe śledztwo przeprowadził z tej okazji wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Andrzej Zieliński. Wyszło mu, że  bałwanek to ani chybi pomnik XXXV-lecia PRL, a więc (tfu!) relikt niechcianej epoki. Determinacja pana radnego była tak wielka, że nie trafiały doń nawet takie argumenty, jak ten, że na monumencie nie ma ani jednej daty związanej z komunizmem (jest za to rok 1905, 1918 oraz 1939 i 1945), a pomnik powstał na cześć tych, którzy polegli w walce o ojczyznę.
Co więc ustalił pan radny? Ano, w pazdzierniku 1978 r. lubartowski ZBoWiD wystąpił z wnioskiem o wydanie lokalizacji pomnika żołnierzy poległych w czasie II wojny światowej. ZBoWiD zgodę dostał, ale monument ostatecznie postawił powołany przez ówczesną władzę komitet budowy, który zapraszał potem na odsłonięcie  pomnika o wolność, niepodległość i socjalizm .
Dysponując takimi materiałami kompromitującymi  bałwanka , burmistrz wysmarował więc uzasadnienie swojego (?) pomysłu:  Projektowana uchwała o likwidacji pomnika XXXV-lecia PRL stanowi od dawna oczekiwany akt usunięcia z życia publicznego pozostałości symboli dawnego porządku politycznego (...). Likwidacja pomnika jest wyrazem szacunku dla uczuć tych obywateli, którzy dalszą obecność symboli komunizmu w sferze publicznej odczuwają jako upokorzenie, drwinę z ofiar komunizmu oraz wyraz sprzeczności między ocenami i wartościami zawartymi w Konstytucji RP oraz wielu ustawach a realiami życia codziennego .
Społeczeństwo Lubartowa okazało się na tym gruncie wyjątkowo mało wrażliwe. Przez kogo  akt usunięcia był od dawna oczekiwany, to już sam pan burmistrz wie najlepiej, bo mieszkańcy miasteczka, o których zdanie nikt nie pytał, pomysłem się nie entuzjazmują, wyraz niezadowolenia dając na miejskich forach:
*  A ja proponuję usunąć obecnych bałwanów z Lubartowa, bo psują wizerunek miasta (Lubartowiak);
*  Może kolejny kościółek? Bo tak mało ich mamy w naszym miasteczku! A może przeniesiemy ten ołtarz ze św. Anny? (Fafik);
*  (& ) może lepiej coś na kształt Ściany Płaczu, gdzie będą mogli wsuwać swoje odcinki od rent i emerytur (Wkurzaczek).
Ostatecznie Rada Miasta, mając zapewne w uszach dzwięk słów Zwolińskiego, który zapowiedział, że... będzie szczęśliwy, jeśli usunięcie pomnika zostanie przegłosowane, uchwałą numer XX/148/08 sporny monolit przeznaczyła do likwidacji.
* * *
Sekretarz miasta Tadeusz Trąbka przyznaje, że nie zna jeszcze ani kosztów, ani dokładnego terminu usunięcia niesłusznego pomnika. Obecnie trwają poszukiwania firmy, z czym zresztą są kłopoty.
Co zastąpi  bałwanka , który zwolni dość spory plac wart kilkaset tysięcy złotych? Zastępca burmistrza Jacek Świętoński wylicza trzy możliwości: zieleniec, budynek handlowy albo... inny pomnik.
 Lubartów jest zaśmiecony, wprost straszy odrapanymi kamienicami. Miejski żłobek ufundowany w 1964 r. przez  Samopomoc Chłopską , a od 10 lat nieczynny, to dopiero prawdziwy relikt PRL-u i do tego całkowita ruina. Po co więc tracić energię i pieniądze na usuwanie czegoś, co niemal nikomu nie przeszkadza?  zastanawiają się mieszkańcy i nijak nie znajdują dobrej odpowiedzi.
A może po prostu nie ma w mieście lepszej lokalizacji dla pomnika Jana Pawła II?

JULIA STACHURSKA

polska parafialna

Diabeł w sutannie

 Mogłaby pani coś tak zrobić, żeby to dziecko zmarło?  z takim pytaniem, a właściwie żądaniem zwrócił się do lekarki częstochowskiego szpitala ojciec nowo narodzonej dziewczynki. Mężczyzna ów to ksiądz Wieńczysław A. ze wsi Janiki pod Częstochową.

Zszokowana kobieta wspólnie z dyrekcją lecznicy powiadomiła prokuraturę. Ta zatrzymała łajdaka, ale tylko na kilka godzin.
Ani ciąża, ani poród Edyty L. nie były łatwe. Z powodu uszkodzenia łożyska noworodkowi groziła śmierć. Matce być może też. Trafiła do szpitala (Najświętszej Marii Panny...) tuż przed rozwiązaniem. Nie odstępował jej tajemniczy mężczyzna, który raz personelowi medycznemu mówił, że jest ojcem dziecka, to znów że wujkiem ciężarnej. Już po kilkunastu godzinach wiadomo było, że to ksiądz  jedna z pielęgniarek rozpoznała w nim kapłana z pobliskiej miejscowości. Nie zaprzeczył.
Jednak na razie lekarze mieli inne zmartwienie. Konieczna była natychmiastowa ratująca życie operacja. Cesarskie cięcie. I tu kolejny szok: 29-letnia kobieta nie chce się na nią zgodzić. Trwa w uporze, ale szczęśliwie ktoś z personelu przypadkowo słyszy jej rozmowę z Wieńczysławem A. To on namawia Edytę do niegodzenia się na zabieg. Natychmiast zostaje wyproszony z porodówki. Przyszła matka wydaje się jednak bezwolna i uzależniona psychicznie od swojego konkubenta  jeszcze przez wiele godzin mówi  nie! . W końcu do zabiegu dochodzi. Rodzi się dziewczynka. Niedługo pózniej doktor Ewa Jaśkiewicz słyszy cytowane we wstępie słowa. Mężczyzna już wcześniej przebąkiwał, że lepiej byłoby dla wszystkich, aby to dziecko zmarło. Wówczas te  życzenia budziły niesmak, ale ostatnie żądanie wywołuje u lekarki przerażenie. Powiadomiona prokuratura uruchamia policję, ta pojawia się w szpitalu... Przedtem jednak ksiądz Wieńczysław przystępuje od próśb do czynów i wtargnąwszy do pokoju swojej konkubiny, próbuje udusić ją i dziecko. Zostaje obezwładniony w ostatniej chwili.
Przewieziony na komendę policji zaprzecza, że jest ojcem. Składa mętne wyjaśnienia i... zostaje zwolniony. Prokuratura wszczyna śledztwo, ale...  w sprawie , a nie przeciwko Wieńczysławowi A. Jak to możliwe, że ten diabeł w sutannie wraca do domu i jak gdyby nigdy nic odprawia niedzielną mszę w swojej parafii? A tak, że informuje prokuratorów, iż jest cukrzykiem. I to im wystarcza! Czyn, o jaki jest podejrzany, zagrożony jest dożywociem. W takich przypadkach areszt jest obligatoryjny. Nie w Częstochowie  jak widać.
W Janikach wszyscy od dawna wiedzieli o romansie 45-letniego księdza z Edytą. O jej ciąży też.
 I nic nie robiliście?  pytamy przygodnych mieszkańców wioski.
 A co było robić?! Przecież to proboszcz. A poza tym to na tym terenie co drugi ksiądz ma babę. To u nas normalka i nikogo już nie dziwi. A co, ksiądz to nie chłop?  słyszymy w odpowiedzi.
 Brał do łóżka wszystko, co tylko na drzewo nie uciekało  śmieje się młody mężczyzna.
Rodzice Edyty też wiedzieli o grzesznym związku. Podobno kiedy pleban dowiedział się o ciąży, zaczął pić na umór. Kiedy było już za pózno na aborcję i ciąża była nazbyt widoczna, by ją ukryć, Wieńczysław A. usilnie namawiał rodzinę L. aby Edyta zaraz po porodzie, jeszcze w szpitalu, zrzekła się dziecka, oddając je do adopcji. Na coś podobnego absolutnie nie chciał przystać Franciszek  ojciec Edyty.  Jak będzie potrzeba, to sam wychowam małą  oświadczył.  Tak? To potwierdz mi to na piśmie  zażądał ksiądz, podsuwając mu gotowe już oświadczenie do podpisania.
Proboszczowi z Janików mogło chodzić o to, czyje życie w pierwszej kolejności ratować  matki czy dziecka. I może wskazał matkę, i stąd doszło do jakiegoś nieporozumienia  powiedział rzecznik częstochowskiej kurii ks. Andrzej Kuliberda. A kiedy dusił matkę i dziecko? Zapewne był to spontaniczny odruch wielkiej radości! Zaprawdę, obłuda i bezczelność kleru nie zna granic.
Ta historia wstrząsnęła Polską, zajmując czołówki codziennych gazet i pierwsze miejsca serwisów informacyjnych. I tylko  Nasz Dziennik nie zająknął się na ten temat ani słowem.

MAREK SZENBORN

Do sprawy wrócimy za tydzień, szerzej opisując tło zdarzeń i ich kontekst socjologiczny.


patrzymy im na ręce

Pan na kulturze

Kazimierz Michał Ujazdowski przedstawiany jest jako wzorzec porządnego konserwatysty. Dwukrotny minister kultury i dziedzictwa narodowego, bohater walki z komuną.
W rzeczywistości specjalista od marnowania pieniędzy i bałaganiarz. Świadczą o tym kwity, do których dotarliśmy.

Ten były polityk PiS zaskoczył opinię publiczną, gdy w listopadzie 2007 roku jako jeden z trzech ministrów rządu Kaczyńskiego zaprosił na pogawędkę swojego następcę Bogdana Zdrojewskiego. Panowie w miłej atmosferze pogadali sobie o problemach resortu kultury i dziedzictwa narodowego. Ujazdowskiemu udało się nawet przekonać polityka Platformy do pozostawienia w resorcie sporej gromady urzędników z PiS-owskiego zaciągu, z głównym konserwatorem zabytków Tomaszem Mertą na czele.
Przez ponad pół roku trwała sielanka we wzajemnych relacjach. Panowie nie szczędzili sobie pochwał. Nagle, z dnia na dzień, w prawicowej prasie zaroiło się od wyzwisk pod adresem Zdrojewskiego. Okazał się on  grabarzem polskiej kultury ,  człowiekiem jadącym na pasku niemieckich ziomkostw ,  politycznym chuliganem i  pseudokonserwatystą . To był szok. Rozwiązanie zagadki znalezliśmy w skromnym kilkustronicowym dokumencie sporządzonym przez Tomasza Arabskiego  szefa Kancelarii Premiera. Dokument nosi taki oto tytuł:  Wystąpienie pokontrolne po kontroli dotacji udzielanych przez MKiDN w okresie od 1 stycznia 2007 do 14 kwietnia 2008 podmiotom niezaliczanym do sektora finansów publicznych . Oznacza to, że obecny premier polecił sprawdzić, jak Ujazdowski dawał kasę różnym prywatnym firmom i organizacjom. No i wyniki były szokujące. Przebił otóż Ujazdowski (co nie było sztuką łatwą) swoje dokonania z pierwszego ministrowania w rządzie Jerzego Buzka (2000 2001).
Po pierwsze: okazało się, że doktor prawa Kazimierz Michał Ujazdowski w 2007 r. udzielał dotacji prywatnym firmom oraz organizacjom z rażącym naruszeniem prawa. Przy wszystkich dotacjach! Na łączną kwotę 104 milionów złotych. To wynik o 100 procent  lepszy niż siedem lat wcześniej, kiedy bezprawnie przyznał tylko połowę takich dotacji.
Po drugie: okazało się, że nie wiadomo dlaczego właśnie te, a nie inne organizacje czy firmy dostały pieniądze od pana ministra. Po prostu zespoły oceniające nie ujawniły kryteriów punktacji. Jak wyjaśnili pracownicy resortu Ujazdowskiego, były to informacje tajne. Całkiem co innego stanowi ustawa o finansach publicznych.
Zdaniem pracowników Kancelarii Premiera, zastosowana procedura prowadziła do:  uznaniowości w doborze wnioskodawców (...), a także (...) nierównego ich traktowania .
Ogłaszając konkursy, pan minister zapomniał powiedzieć, jakie wydatki mogą zostać sfinansowane przez resort (czy np. płace dodatkowych pracowników, czy może wyłącznie zakup urządzeń). Szczegółowe dane otrzymali tylko wybrani wnioskodawcy.
Po trzecie: okazało się, że instytucje kościelne bardzo chętnie biorą dotacje z resortu kultury, ale wykazują znacznie mniejszą ochotę na ich rozliczanie. Przypomnijmy, że zgodnie z prawem mają na to 90 dni od zakończenia projektu. Za złamanie tego terminu grozi zarówno odpowiedzialność karna, jak i zakaz subsydiowania ich przez wszystkie instytucje państwowe i samorządowe. O tej zasadzie urzędnicy pamiętali, gdy chodziło o granty dla organizacji mniejszości narodowych (patrz  FiM 1/2005, 13/2007). W przypadku instytucji Kościoła katolickiego musieli im o tym przypomnieć kontrolerzy z Kancelarii Premiera.
* * *
Niezwykle pouczająca była lektura wykazu organizacji i instytucji obdarowanych przez ministra Ujazdowskiego.
Na przykład w dziale  Ochrona dziedzictwa narodowego najwyższe dotacje dostały instytucje nie polskie, narodowe, tylko watykańskie. I tak: w przypadku zabytkowych cmentarzy na cztery zaakceptowane wnioski trzy pochodzą od proboszczów (łącznie na kwotę 391 tysięcy złotych). Czwarty wniosek został opracowany przez przykościelne stowarzyszenie. Na liście beneficjentów nie znalazła się natomiast żadna nekropolia innowiercza, choć te znajdują się w najbardziej opłakanym stanie i o pomoc prosiły. Mało tego, miłośnicy Powązek po raz pierwszy od 20 lat okazali się  kiepscy w pisaniu próśb, bo żaden z ich dwudziestu projektów nie spełniał kryteriów. Podobnie  niechlujni byli działacze komitetu ratowania Zespołu Cmentarzy w Aodzi przy ul. Ogrodowej. Ich pomysły dotyczące zabezpieczenia unikalnych w skali Europy grobowców na cmentarzu ewangelickim oceniono jako nic niewarte.
Natomiast zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Płocku muszą chyba mieć w ogrodzie jakieś unikatowe stanowisko archeologiczne, bo dostały więcej niż wynosił kosztorys wykopalisk na ich terenie (prosiły o 70, a dostały ponad 100 tysięcy złotych). Co ciekawe, w żadnym atlasie archeologicznym nie znalezliśmy jakichkolwiek interesujących (ani żadnych innych)  wykopków na siostrzyczkowym terenie. Inne instytucje (Zamek Królewski w Warszawie, archeolodzy z Uniwersytetów Warszawskiego, Aódzkiego oraz Jagiellońskiego) też nie potrafią robić badań. Żaden z projektów przez nich przygotowanych nie został sfinansowany przez ministra w całości (przydzielone dotacje wahały się od 10 do 70 proc. kwoty, o którą wnioskowano), a warte były najwyżej... 26 tysięcy złotych!
Lektura wykazu środków, jakie minister wydał w ramach programu  Ratowanie ruchomych i nieruchomych obiektów zabytkowych także dowodzi, że instytucje kościelne zatrudniają najwybitniejszych fachowców. Na 275 projektów sfinansowanych przez Ujazdowskiego, tych przygotowanych przez duchownych było aż 240. Także o nasze dziedzictwo za granicą potrafi dbać wyłącznie kler katolicki i dlatego 2/3 spośród 78 dotacji trafiło do parafii i kurii zakonnych.
Najcenniejsze i warte subsydiowania czasopisma to oczywiście ultrakatolicka  Fronda (m.in. odkrywcy spisku gejów  w celu zniszczenia tożsamości cywilizacji białego człowieka  cytat z ostatniego numeru tego pisma) oraz  Christianitas (redagowany przez kolegów pana ministra z Opus Dei: małżeństwo Jurków oraz Pawła Milcarka z UKSW). Hitem nad hitami były zeszyty  Templum Nowum oraz  Glaukopis . Oba periodyki drukowane w oszałamiającym nakładzie po 350 sztuk zajmują się odkrywaniem białych plam w historii Polski i Europy.  Glaukopis ustalił na przykład, iż Żydzi w czasie wojny spiskowali przeciw Armii Krajowej i dlatego prawicowe bojówki co bardziej bezczelnych musiały mordować. Także w Jedwabnem Żydzi zapędzili się sami do stodoły, jak zobaczyli niemieckie samochody. Wszystkich pobił jednak zespół redagujący  Templum Novum . Jego twórcy odkryli, że największym ruchem opozycyjnym w czasach PRL byli chuligani ze stadionów. To oni w ramach walki z partią komunistyczną walczyli z ZOMO i niszczyli autobusy. To oni przenosili ideę oporu przeciw władzy. Nie żaden Wałęsa, nie Kuroń czy Michnik, lecz kibole rozwalili system. Powyższe oszołomskie tytuły wsparte zostały kwotą 3,5 miliona złotych!
Ale to nie koniec. W ramach programu  Patriotyzm jutra minister Ujazdowski dotował zloty ultraprawicowych organizacji  Ligi Republikańskiej, ZHR, Młodych Konserwatystów  kończące się często popijawą; pielgrzymki oraz konkursy o Janie Pawle II. Dał na to 4 miliony!
Zalecenia pokontrolne można streścić jednym zdaniem: Zdrojewski, zrób pan porządek! No to na początek minister kultury i dziedzictwa narodowego zawiesił  jutrzejszy patriotyzm i zażądał od obdarowanych rozliczenia się z dotacji. Bezczelny! Wywalił też z pracy urzędników od Ujazdowskiego. Oświadczył jednocześnie, że odtąd kryteria przyznawania dotacji będą czytelne.
I za to prawicowi dziennikarze przestali z dnia na dzień lubić nowego ministra. Bo pokazał, że nie jest oszołomem i potrafi kierować resortem bez pomocy suflera.
A miało być tak pięknie i ludzie Kazia Ujazdowskiego mieli nadal kierować polską kulturą, rozdając nasze pieniądze Watykańczykom.

Michał Charzyński
michał@faktyimity.pl

zamiast spowiedzi

SerWal-demar

Waldemar Kocoń, piosenkarz, balladzista, tekściarz. Antyklerykał i humanista. Trochę filozof, trochę pięknoduch. Licznym fanom jego nazwisko kojarzy się natychmiast z wielkim kiedyś, poetyckim i urokliwym przebojem  Wyznania najcichsze . Dzisiaj śpiewa:

Nie wierzę w łaskę Opatrzności
Lecz w mądrość nienazwaną
wierzÄ™.
W to, co mi sprzyja
z Wysokości,
Co mnie naznaczy i wybierze.
Gdy w pysze piekło wre ogniste
Jakże je Duch pokona Boży?
O, byle serce było czyste,
A reszta jakoś się ułoży...
* * *
 Niezmiennie protestujesz w swoich songach przeciwko zagrożeniom cywilizacji, niszczeniu środowiska, przeciw moherowej mentalności. Tym razem w  Zagrożeniach słyszę również jakieś poszukiwanie absolutu.
 Absolutu, Wyższej Instancji, cokolwiek to znaczy, poszukuje każdy. Ja też. Ale od lat głośno opowiadam się przeciwko religijnej tresurze, kościelnej obłudzie i zacofaniu. Muszę przyznać, że bardzo starałem się zbliżyć do Kościoła. Nawet występowałem w wielu świątyniach  z aulą Jana Pawła II na Jasnej Górze i bazyliką św. Jacka w Chicago na czele, gdzie proponowano mi występy z uwagi na tę część repertuaru, którą cechują emigracyjne klimaty i patriotyzm. Robiłem to mimo incydentu, o którym już kiedyś wam opowiedziałem.
 Chodzi o molestowanie Cię przez księdza wiele lat temu?
 Tak. Niby fizycznej krzywdy mi nie wyrządził, ale psychicznie skrzywdził. Uczucie wstydu, strachu przed karą boską wisiało nade mną jak miecz nad Damoklesem. Najgorsze było to, że urzędnik Pana Boga w tę ohydę wmieszał Jego samego. Asekurując się, powtarzał, że jeśli komuś o tym powiem, spotka mnie kara boska. Widzę, że dziś w kościelnych kręgach nic się nie zmieniło. Księża, fałszywi abstynenci ze świątyń nie tylko pychy, ale często rozpusty, nadal uwodzą swe  ofiary i zapewne nadal straszą karą ze strony samego Boga. Wiem, że w umyśle nastolatka czyni to ogromne spustoszenie. Po takim doświadczeniu kilkunastoletni chłopak nie jest w stanie powiedzieć o tym ani rodzicom, ani innemu księdzu, że o policji nie wspomnę. Ja wtedy bałem się Boga, co znaczy, że na swój sposób uwierzyłem temu draniowi.
 Długo to trwało?
 Tak naprawdę z tej wewnętrznej traumy otrząsnąłem się dopiero w roku 1997, gdy dowiedziałem się o wstrząsających faktach dotyczących molestowania młodych chłopców przez księży. Mówię o tym, bo wtedy jak na dłoni zobaczyłem hipokryzję tych  boskich pośredników, dla których Najwyższy nie jest celem, tylko narzędziem potrzebnym do osiągnięcia pożądanego celu  zboczonego seksu głównie z młodymi chłopcami oraz życia w bogactwie i luksusie. Bóg jest im potrzebny do utrzymania władzy i stu innych rzeczy, przyziemnych, płaskich, niekiedy wstrętnych.
 No, ale wróciłeś do Polski w roku 2000. Do wolnego kraju i...
 Mówisz: wolnego? Tak mi się wydawało, że wolnego. Jednak z przerażeniem skonstatowałem, że tu ludzie poddawani są permanentnej religijnej tresurze. Powiedz, jak cywilizowany europejski kraj może dopuścić, aby na jego terenie, w jego eterze istniało coś takiego jak Radio Maryja z tym 20-sylabowym, dziewiczym hasłem na powitanie. Nie wiem, może idea religijnego radia, katolickiego głosu w polskich domach była słuszna, potrzebna... Jednak coś wymknęło się spod kontroli. Poczciwe, często biedne, zagubione we współczesności owieczki zaczęły być przez swego pasterza zamieniane w rogate baranki, bodące myślących inaczej.
 Cóż, rozgłośnia religijna i tyle...
 Chyba żartujesz? Religijna? Tam szczątkowa ewangelizacja jest parawanem dla polityki, pseudowiara  parawanem dla niewiary, Boże miłosierdzie  parawanem dla nienawiści. Do tego bezustanne dzielenie Polaków na my, wyznawcy jedynie słusznej, rydzykowej myśli i prawdy, oraz oni  typy spod ciemnej gwiazdy, przeważnie Dawida, same Żydy, komuchy i pedały, liberalni wrogowie, nie tylko Radia Maryja, ale całego Kościoła, Polski i samego Boga. To nazywasz religijnością? Podziały, które sięgnęły niebios? Nie mogę zrozumieć, dlaczego Kościół w Polsce pozwolił głosowi Rydzyka, który jest echem skansenu, katolickich zabobonów, nieuczciwości, być jedynym katolickim głosem w polskich domach. Ten głos, to echo średniowiecza, sprawia, że wielu takich jak ja, urodzonych, wychowanych katolików, nie chce dziś słyszeć o Kościele katolickim. Trudno też zrozumieć, skąd księża tacy jak Rydzyk czy Jankowski znajdują poparcie, poklask ze strony ludzi ubogich? Przecież z pazerności na bogactwo i władzę w Kościele uczynili oni styl życia. Obiecując swym owieczkom Królestwo Boże po śmierci, za ich pieniądze tworzą sobie królestwo na ziemi. Bogiem dla nich jest władza, bogactwo i luksus. Jak to możliwe, że Polonii amerykańskiej i kanadyjskiej nie interesuje, co stało się z milionami dolarów, jakie 10 lat temu Rydzyk zbierał na ratowanie Stoczni Gdańskiej?!
 Bard humanistyczno-antykościelny. Czegoś takiego chyba jeszcze w Polsce nie było. Pewnie dlatego Waldemar Kocoń, choć istnieje na koncertach i w pamięci licznych fanów, nie istnieje np. w telewizji. Może teraz w Polsce jest czas jedynie na Dodę?
 Może? Powiem ci, że nigdy nie miałem  parcia na szkło . Na telewizji nigdy mi specjalnie nie zależało. Ktoś, kto chce posłuchać mnie i tego, co dziś mam do powiedzenia, znajdzie moje płyty lub przyjdzie na koncert. Wciąż występuję. Mało, ale wciąż.
 Czyli, mówiąc po męsku, tacy, którzy Ci zle życzą, mogą Cię w d... pocałować?
 Niekoniecznie. Kilka razy próbowali otruć mojego kota.
 Tego słynnego, wielkiego serwala?
 Właśnie tego! Okazuje się, że są ludzie, którzy albo nie mogą znieść, że po moim ogrodzie biega afrykański, wielki kot, którego w Europie można spotkać jedynie w ogrodach zoologicznych, albo nie mogą mi podarować nieprzejednanej postawy wobec Kościoła czy Rydzyka. Tego, że o tym mówię i śpiewam. A może nie w smak im był mój występ podczas imprezy  zabronionej przez prezydenta Kaczyńskiego  dla około dwóch tysięcy uczestników Wiecu Wolności w 2004 roku, czy innych tego typu imprez o prowolnościowym charakterze... Oni wiedzą, że najsilniej można mnie zranić, robiąc krzywdę memu kochanemu zwierzakowi. Dość powiedzieć, iż kilka razy znalazłem przerzucone przez płot mięso z  wkładką .
 Z truciznÄ…?
 Ot, taka właśnie  katolicka miłość w twoim domu .
 Piszesz książkę, właściwie już ją kończysz. O czym?
 To autobiografia, tyle że widziana  inaczej , bo oczami mego serwala. W zasadzie on ją pisze. Tytuł:  SerWALdemar . Zabawna gra słów, nieprawdaż? Będzie o Ameryce i Polsce, o przyjaciołach i wrogach, o sukcesach i porażkach. Jednak osobny i opasły rozdział poświęcony będzie Kościołowi, który na przestrzeni dziejów nie zrobił nic, by ulżyć losowi często maltretowanych zwierząt. A przecież wystarczyłoby jedno słowo księdza z ambony, żeby np. w rzezniach czy w wiejskich zagrodach każde ze zwierząt do momentu uboju traktowane było z należną mu godnością. Słowo na temat tragicznego losu koni transportowanych po Europie albo psów wiązanych na krótkich łańcuchach. Może włączenie się w kampanię przeciwko barbarzyńskiemu zabijaniu młodych fok, przeciwko piekłu, jakie na oczach wielotysięcznej widowni przeżywają
torturowane byki podczas corridy, kozy zrzucane z wież kościołów w Hiszpanii... Można by mnożyć. Jakieś konkretne słowo Kościoła zmieniłoby los naszych mniejszych braci. Czy wśród ludzi Kościoła nie ma miłośników zwierząt? Jest takie powiedzenie:  Jeśli przez życia chcesz przejść zawieruchę, bądz dla zwierząt człowiekiem, a dla ludzi duchem . Szkoda, że ludzie Kościoła nie wiedzą, iż miarą człowieczeństwa jest między innymi sposób traktowania zwierząt,
a nie długość różańca czy bezmyślne odklepywanie zdrowasiek. Mam nadzieję, że książka  SerWALdemar zrobi wrażenie nie tylko na Czytelnikach  Faktów i Mitów . Katolików uprzedzam, że wspomniany rozdział o obojętności Kościoła wobec cierpienia zwierząt nie będzie ani miłą, ani łatwą lekturą.
 Z uporem powracasz do wątku religijnego. Czyżbyś wypowiedział prywatną wojnę Bogu?
 Niezupełnie. Przynajmniej ty nie stawiaj znaku równości pomiędzy Bogiem a Kościołem.  Najmniej Boga jest w Kościele  tak powiedział hiszpański filozof J. Arangurena. A nieodżałowany ksiądz Józef Tischner w czasach komunistycznych mawiał, że ani Marks, ani Engels czy Lenin nie odciągną ludzi od Kościoła  sam proboszcz to zrobi.
I robi to. Robi wielu księży, biskupów, ojców. Także sam Kościół katolicki, dla którego liczy się nie człowiek, ale kościelna instytucja; nie krzywda wyrządzona ofiarom seksualnych afer, ale ksiądz, na którego  urządza się nagonkę . Kościół mieszający się we wszystkie aspekty życia permanentnie oddala wiernych od Boga. Ludzie często prywatyzują swą wiarę, odrzucając pośredników Boga. A czy On sam, Wszechmogący, który tak wiele mógł, a w sumie niewiele zdziałał, nie sprawia, że ludzie coraz częściej powątpiewają? George Carlin, jeden z najwybitniejszych amerykańskich satyryków i zdobywca kilku nagród Grammy, strawestował kościelną prawdę, mówiąc:  Gdzieś tam, na górze istnieje jakiś niewidzialny człowiek, który wymyślił dla ciebie dziesięć zasad, których masz obowiązek się trzymać. Jeżeli w chwili słabości kilku z nich, lub nawet tylko jednej, nie podporządkujesz się, to On przygotował dla ciebie specjalne miejsce pełne dymu i ognia, płomieni i tortur i wyśle cię tam, żebyś cierpiał, smażył się i dusił całą wieczność. Ale nie zapominaj, ten niewidzialny człowiek cię kocha . Czy zatem przez całe, ziemskie życie warto wierzyć w tę miłość?

Rozmawiały  FiM

przemilczana historia

Na tropach  Orła

To może być jedna z najbardziej frapujących ekspedycji poszukiwawczych ostatnich lat. Za kilka dni wypływa na Morze Północne polski statek badawczy  Imor II . Cel  odnalezienie wraku legendarnego okrętu podwodnego ORP  Orzeł , który zaginął podczas ostatniej wojny.

Na pokładzie jednostki wypożyczonej od Instytutu Morskiego w Gdańsku przez grupę pasjonatów historii i płetwonurków działających pod kierunkiem Krzysztofa Piwnickiego znajduje się najnowocześniejsza aparatura badawcza. Umożliwi ona spenetrowanie dna na obszarze 20x14 mil. Być może w ten sposób wyjaśniona zostanie jedna z największych tajemnic ostatniej wojny...
* * *
1 września 1939 roku. Dochodzi godzina 7 rano. Po nalocie trzech niemieckich samolotów ORP  Orzeł opuszcza port na Oksywiu i udaje się do swojego sektora w głębi Zatoki Gdańskiej. Mija kilka dni i okręt z powodu choroby dowódcy  komandora Henryka Kłoczkowskiego (załamanie psychiczne)  przybywa w rejon Gotlandii i wkrótce wpływa na redę estońskiego Tallina. Komandor Kłoczkowski trafia do szpitala, a dowództwo okrętu obejmuje jego zastępca kpt. Jan Grudziński.
Następnego dnia dochodzi do skandalu: pod naciskiem Niemców władze estońskie decydują się na bezprawne internowanie  Orła . Z pokładu znikają mapy i broń, pojawiają się wartownicy. Marynarze nie godzą się na internowanie i planują ucieczkę. 18 września nad ranem Polacy obezwładniają dwóch strażników. Grudziński wydaje rozkaz:  Oba motory naprzód! . Okręt szarpie i po chwili pękają nadpiłowane liny. Zaalarmowana artyleria kieruje ogień na  Orła , lecz okręt szczęśliwie wypływa z portu i wkrótce znika pod powierzchnią morza.
Sytuacja załogi jest dramatyczna: brakuje map Bałtyku, nie ma też broni. Na szczęście jeden z oficerów odtwarza z pamięci mapę i  Orzeł przechodzi przez cieśniny Sund, Kattegat, Skagerrak. Przez kilka tygodni łódz podwodna krąży po Bałtyku.
U wybrzeży Gotlandii Polacy wysadzają 2 estońskich strażników, którzy  według propagandy niemieckiej  mieli być zamordowani podczas ucieczki  Orła . 14 pazdziernika okręt dociera do angielskiego portu Rosyth. Cztery dni pózniej kpt. mar. Jan Grudziński zostaje odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Okręt zostaje wcielony do polskiej floty działającej z angielskich baz.
Brawurowa ucieczka  Orła odbija się szerokim echem w Anglii i Polsce. Aódz zbudowana w 1938 r. w holenderskiej stoczni i całkowicie sfinansowana dzięki składkom społeczeństwa (jedyny taki przypadek na świecie) staje się symbolem walki z agresorem. Gdy 8 kwietnia 1940 r.  Orzeł zatapia duży transportowiec niemiecki  Rio de Janeiro załadowany oddziałami desantowymi płynącymi do Bergen i ujawnia tym samym inwazję na Norwegię, rośnie sława polskiego okrętu.
23 maja 1940 r. ORP  OrzeÅ‚ wyrusza na siódmy patrol na Morze Północne, w okolice Helgolandu. Na 8 czerwca planowany jest powrót, jednakże łódz nie pojawia siÄ™ ani 9, ani 10. DzieÅ„ pózniej kontradmiraÅ‚ Jerzy Åšwirski ogÅ‚asza komunikat nastÄ™pujÄ…cej treÅ›ci:  Z powodu braku jakichkolwiek wiadomoÅ›ci i niepowrócenia z patrolu w okreÅ›lonym terminie okrÄ™t podwodny Rzeczypospolitej Polskiej OrzeÅ‚« uważać należy za stracony .
Przypuszcza się, że okręt wszedł na pole minowe lub ostrzelany został pomyłkowo przez inne alianckie jednostki podwodne. Możliwa jest też wersja, iż naszych marynarzy zaatakował bombami jeden z niemieckich samolotów.
* * *
Choć od tamtej tragedii na Morzu Północnym minęło już prawie 70 lat, nie udało się dotąd wyjaśnić przyczyn tajemniczego zaginięcia  Orła z ponad 60 marynarzami i oficerami na pokładzie.
 Przeczytałem kiedyś książkę Pertka o  Orle i tak mnie zafascynowała historia tego okrętu, że dwa lata temu wspólnie z kolegami zacząłem realizować plan dotyczący poszukiwań i ostatecznego dopisania ostatniego rozdziału historii tej jednostki  mówi  FiM Krzysztof Piwnicki, spirytus movens wspomnianej akcji, prezes Stowarzyszenia Morska Agencja Poszukiwawcza, historyk z wykształcenia, podróżnik, płetwonurek, spadochroniarz i były dziennikarz.
Piwnicki ma już na swoim koncie penetrowanie różnych wraków w Polsce i na świecie, podobnie jak wspierający go Andrzej Siadek i Piotr Surzyn. W akcję znalezienia wraku zaangażowani są również Bartosz Wilk i Hubert Jando. Ponieważ na pokładzie jednostki  Imor II będą się znajdować różnorodne sonary i inne urządzenia poszukiwawcze światowej klasy, pasjonaci liczą na powodzenia akcji.
 Przez długi czas zbieraliśmy wszelkie dostępne materiały i relacje dotyczące okrętu, robiliśmy symulacje i wszystko wskazuje na to, że  Orzeł zatonął na obszarze około 20 mil kwadratowych. Mamy nadzieję tam go zidentyfikować i ustalić przyczynę katastrofy. Wnętrza łodzi nie będziemy penetrować, gdyż traktujemy ją jako mogiłę, miejsce spoczynku polskich marynarzy. Przewidujemy jedynie wysłanie zdalnie sterowanego robota  dodaje Piwnicki.
W Instytucie Morskim w Gdańsku powstał precyzyjny plan poszukiwań  Orła . Projekt ten przewiduje  czesanie za pomocą specjalistycznej aparatury dna wyznaczonego rejonu Morza Północnego. Wiele wskazuje na to, że w tym miejscu mogą znajdować się także inne wraki okrętów podwodnych.
Redakcja nasza  jako jedna z nielicznych  ma otrzymywać bieżące informacje z pokładu statku badawczego. Niezwłocznie będziemy je przekazywać naszym Czytelnikom.

RYSZARD PORADOWSKI

pod paragrafem

Porady prawne

Zajmuję mieszkanie komunalne (od 25 lat), które gmina za darmo przyjęła od kuratora oświaty w 1995 r. Powołując się na art. 3 ustawy z 14 kwietnia 2000 r. o zmianie ustawy o zasadach przekazywania zakładowych budynków, wystąpiłem o oddanie mi go również za darmo. Gmina odpisała, że nie podlegam tej ustawie, bo właścicielem tego mieszkania jest Skarb Państwa. Co mam zrobić, by stać się właścicielem tego mieszkania? Czy są w tej sprawie jakieś przepisy prawne, których ja nie znam? Proszę o poradę.

Gmina prawidłowo oceniła Pana sytuację prawną na gruncie art. 3 wspomnianej ustawy. Z przytoczonych przez Pana informacji wynika, że właścicielem mieszkania jest Skarb Państwa, więc wspomniana ustawa nie ma w Pana przypadku zastosowania.
Jeśli chodzi natomiast o inne sposoby, które umożliwiłyby Panu nabycie wspomnianego lokalu, to wskazane są one w ustawie o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych oraz niektórych mieszkań będących własnością Skarbu Państwa. I tak jeśli Skarb Państwa chciałby zbyć Pana mieszkanie, będzie Panu przysługiwało prawo pierwszeństwa w jego nabyciu na mocy art. 4.1 wspomnianej ustawy. Może Pan również złożyć wniosek o sprzedaż mieszkania do właściwej miejscowo Delegatury Ministerstwa Skarbu Państwa, na mocy art. 4.3. W obu przypadkach będzie Panu przysługiwało zmniejszenie ceny mieszkania o 3 proc. za każdy rok najmu tego mieszkania, przy czym łączna obniżka nie może przekraczać 95 proc. ceny sprzedaży mieszkania.
Podstawa prawna: ustawa z dnia 12 pazdziernika 1994 r. o zasadach przekazywania zakładowych budynków mieszkalnych przez przedsiębiorstwa państwowe, dzu 1994.119.567 z pózn. zm.; ustawa z dnia z dnia 15 grudnia 2000 r. o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych oraz niektórych mieszkań będących własnością Skarbu Państwa, dzu 2001.4.24 z pózn. zm.


* * *

Proszę o podanie przepisów, na podstawie których mogę domagać się od dużej firmy zwrotu wydzierżawionej działki, która została zniszczona w czasie jej użytkowania. Firma wykorzystywała działkę jako skład. Warstwa ziemi uprawnej została splantowana. Czy mogę domagać się rekultywacji lub odszkodowania? Działka jest częścią gospodarstwa rolnego.

Umowa dzierżawy jest jedną z umów nazwanych i regulowanych przez kodeks cywilny w księdze III  Zobowiązania. Istotną kwestią jest, czy zawarł Pan umowę dzierżawy z firmą i co w związku z tym wynika z niniejszej umowy? Ustawa wskazuje na sposób wykonania umowy przez dzierżawcę, stanowiąc w art. 696, że dzierżawca powinien wykonywać swoje prawo zgodnie z wymaganiami prawidłowej gospodarki i nie może zmieniać przeznaczenia przedmiotu dzierżawy bez zgody wydzierżawiającego. Zakaz samowolnej zmiany przeznaczenia przedmiotu dzierżawy związany jest z obowiązkiem zachowania substancji rzeczy. Wymagania prawidłowej gospodarki zależą od przedmiotu dzierżawy. Jeśli jest nim gospodarstwo rolne, to zakazana będzie zmiana profilu upraw. Jeśli sposób korzystania z przedmiotu dzierżawy będzie naruszał omawiane wymagania, to wydzierżawiającemu przysługuje roszczenie o naprawienie szkody stosownie do art. 471 474 oraz może on wypowiedzieć umowę ze skutkiem natychmiastowym (art. 667 par. 2 w zw. z art. 694).
Podstawa prawna: Ustawa z dnia 23 kwietnia 1964  Kodeks cywilny, dzu z 1964, nr 16, poz. 93 z pózniejszymi zmianami; Komentarz do kodeksu cywilnego (Księga trzecia  Zobowiązania) tom 2, pod redakcją Gerarda Bieńka, Warszawa 2005.

Opracował MECENAS

do igrzysk w pekinie pozostało 15 dni

Szybciej, wyżej, silniej (cz. 2)

Nie byłoby nowożytnych igrzysk olimpijskich (przynajmniej w jej dzisiejszej, czerpiącej z antyku formule, gdyby nie Pierre de Coubertin  założyciel i pierwszy prezes (1896 1925) Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego... Ale to postać niejednoznaczna, mająca w życiorysie i ciemne plamy, o których MKOl wolałby dziś zapomnieć.

Urodził się w Paryżu, tuż po sylwestrze 1863 roku. Miał w żyłach krew włoską (po ojcu) i normandzką (po matce), co dało mieszankę fundamentalistycznego katolicyzmu. Dla rodziców Pierre a najwyższym i jedynym autorytetem był papież. Wychowany w tym duchu syn podzielał te poglądy, pózniej jednak przejrzał na oczy, stając się republikaninem. Studiował nauki polityczne i sztukę wojenną.
W 1895 roku on  arystokrata  ożenił się z mieszczką Marią Rothan. Miał z nią dwoje dzieci. Od nieudanego małżeństwa Coubertin uciekł w wir działalności pedagogicznej. Marzył, by zmienić skostniały sposób kształcenia młodzieży. Już wówczas uważał, że instrumentem kształcenia młodych ludzi może być wychowanie fizyczne, a dokładniej: sportowe  na wzór antycznej Grecji, czy raczej Sparty.  Jestem przekonany, że sportowe wychowanie jest najlepszą dzwignią, którą można posługiwać się we wszystkich krajach, jeżeli się pragnie kształtować młodych mężczyzn, dzielnych duchowo i cieleśnie. (...) jest rzeczą nadzwyczaj ważną, ażeby współczesna cywilizacja wprowadziła ponownie siłę do mięśni oraz porządek i jasność do umysłów  napisał w jednym ze swoich dzieł. Niestety, ów kult siły i doskonałości sprowadził go na pozycje rasistowskie i antysemickie.
Wkraczając w dorosłe życie, Coubertin był człowiekiem bardzo zamożnym  w spadku otrzymał fortunę w wysokości 500 tys. franków w złocie i dom rodzinny. Jednak kosztowna działalność społeczna i nietrafione inwestycje doprowadziły go do ruiny. Sprzedał dom i żył na granicy nędzy. Nie miał pracy. Starania o posadę wykładowcy uniwersyteckiego i administratora Kampanii Sueskiej były bezskuteczne  jego oferty zostały odrzucone. Chcąc ratować swoją ikonę, Międzynarodowy Komitet Olimpijski zgłosił kandydaturę Coubertina do Pokojowej Nagrody Nobla, ale ten pomysł nie znalazł uznania Królewskiej Akademii (Coubertin podejrzewany był o profaszystowskie poglądy). W roku 1936 MKOl zaapelował do narodowych komitetów olimpijskich o zbiórkę na  Fundusz Pierre a de Coubertin . Zbiórka szła słabo, ale nagle na konto wpłynęła pokazna kwota 10 tysięcy marek niemieckich. Od Adolfa Hitlera! Piękny prezent, ale nie za darmo. W zamian wódz III Rzeszy zażądał, aby jedna z najistotniejszych agend PKOl (Instytut Olimpijski) została przeniesiona do Berlina. Tak też się stało.
Co ciekawe, Pierre de Coubertin był wielkim przyjacielem Polski i Polaków. Kiedy nasz kraj jęczał jeszcze pod knutem zaborców (1906 r.) w artykule  Nieznana Polska pisał:  Polska nie tylko została wyłączona z geografii. Zamierzano wypędzić ją z historii. Nie znamy w Europie ani jej terytorium, ani jej dziejów. Skoro jednak mimo wszystko to terytorium istnieje, nie należy pomijać wydarzeń, które na nim miały miejsce. Dla kogoś, kto potrafi przewidzieć prawdopodobny rozwój ludzkości, kto opiera się na pozytywnych objawach, zrywając, jeśli trzeba, z tradycyjnymi przesłankami, sprawa wskrzeszenia integralnej Polski jest tylko sprawą czasu... Nasi ojcowie  dzielni ludzie  mówili: Polska powinna żyć, bo jest tego godna . Niesamowite, nieprawdaż? Choćby za to jedno powinniśmy mieć Coubertina we wdzięcznej pamięci. Ale przecież i za to, że w 1888 roku ogłosił ideę wskrzeszenia antycznych igrzysk i przekucia ich na nowoczesną modłę. Tak też się stało. Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie zorganizowano w stolicy Grecji w 1896 roku. Medale złote były ze... srebra, a srebrne z brązu. Startowało 285 zawodników z 13 państw. Polacy wystartowali po raz pierwszy w Paryżu w roku 1924. Począwszy od Aten (1896), igrzyska odbywały się kolejno: 1900 r.  Paryż, 1904 r.  St. Louis, 1908 r.  Londyn, 1912 r.
 Sztokholm, 1920 r.  Antwerpia, 1924 r.  Paryż, 1928 r.  Amsterdam, 1932 r.  Los Angeles, 1936 r.  Berlin, 1948 r.  Londyn, 1952 r.  Helsinki, 1956 r.  Melbourne, 1960 r.  Rzym, 1964 r.  Tokio, 1968 r.  Meksyk, 1972 r.  Monachium, 1976 r.  Montreal, 1980 r.  Moskwa, 1984 r.  Los Angeles, 1988 r.  Seul, 1992 r.  Barcelona, 1996 r.  Atlanta, 2000 r.  Sydney, 2004 r.  Ateny.
A teraz garść anegdot sprzed stulecia o zmaganiach sportowców z całego świata.
* Niektóre konkurencje olimpijskie odbyły się tylko raz jeden:
pływanie tylko dla marynarzy, skok w dal z miejsca, skok w dal do tyłu, skok wzwyż z miejsca i... przeciąganie liny (1896)
nurkowanie (1900)
pływanie przez przeszkody (1900)
szermierka na kije (1904)
skok w dal na koniu (1908)
pchnięcie kulą z podziałem na prawą i lewą rękę (1908)
jazda figurowa na koniu (1920)
wspinanie po linie (1924)
* Podczas pierwszych igrzysk nowożytnych w Atenach maraton wygrał pasterz, Grek Spiridon Louis. Pózniej Grecy nie zdobyli złotego medalu olimpijskiego w lekkoatletyce aż do igrzysk w Sydney.
* Podczas igrzysk w Paryżu zwycięzcy zamiast medali otrzymywali... parasolki, szczotki i buty. Medale przesłano im pózniej. Pocztą.
* Najmłodszą złotą medalistką w historii jest Gersting Marjorie, która wygrała w Berlinie (1936) skoki do wody. Miała 13 lat.
* Najmłodszą uczestniczką igrzysk była angielska łyżwiarka Cecylia College, która w 1932 r. (Lake Placid) miała 11 lat.
* Najstarsza zawodniczka to Brytyjka Lorna Johnstone. Startując w konkursie jezdziectwa w Monachium (1972), miała 70 lat.
* Na pierwsze igrzyska zaproszenia rozesłano zbyt pózno, a w dodatku skrewiła poczta. Z tego powodu wzięło w ich udział tylko 13 państw.
* Podczas tych samych igrzysk zawody pływackie wyglądały następująco: zawodników wywożono w morze (woda miała plus 4 stopnie), a na znak startera wskakiwali do wody płynęli do brzegu. Dystans oceniano na oko.
* Podczas igrzysk w Paryżu (1900 r.) konkurencje biegowe rozgrywane były w Lasku Bulońskim.
Rosnące tam wielkie pokrzywy skutecznie odstraszyły wielu zawodników.
* Amerykanin Fred Lorz wygrał maraton w St. Luis (1904 r.). Przyznał się jednak, że w trakcie biegu zmęczył się odrobinkę i został podwieziony.
* Inny maraton  tym razem w Londynie. Włoski biegacz Dorando Pietri wbiegł na stadion ostatkiem sił. Upadał, wstawał i znów upadał. W końcu cztery metry od mety opadł na bieżnię i próbował się czołgać. Nie miał już jednak siły. Wzruszeni jego postawą kibice i sędziowie (w tym słynny Artur Conan Doyle) sami przenieśli go przez linię mety (patrz foto). Pietri przez wiele godzin walczył pózniej ze śmiercią. Załamał się po wiadomości, że został zdyskwalifikowany przez główną komisję igrzysk (za niedozwoloną pomoc). Członkowie tej komisji salwowali się ucieczką przed rozwścieczonym tłumem, który okrzyknął Włocha moralnym zwycięzcą. Podobnego zdania była królowa angielska Aleksandra, która wręczyła mu złoty, olimpijski puchar.
* Podczas tych samych igrzysk zwycięzcą biegu przez płotki został Forrest Smithson. Co w tym dziwnego? A to, że cały dystans przebiegł on z... książką w ręku.
* Jeszcze jedna niesamowita historia z tych igrzysk. Podczas turnieju skoku o tyczce Japończyk Funi podszedł do dołka, wstawił weń tyczkę pionowo, po czym wspiął się na nią i przeskoczył poprzeczkę na wysokości 3,6 metra. Sędziowie oniemieli. Po długich naradach wydali komunikat, że skok musi być poprzedzony rozbiegiem. Japończyk przyjął werdykt ze stoickim spokojem. Powędrował na koniec
rozbiegu, przebiegł go, przystanął i wszystko powtórzył tak jak za pierwszym razem. Skoku i rekordu jednak nie uznano  tym razem bez podania przyczyn.
* Wielkim bohaterem igrzysk w Sztokholmie (1912) był Indianin James Francis Thorpe. Zdobył dwa złote medale w pięcio- i dziesięcioboju. Po powrocie do USA rozpętano przeciw niemu rasistowską nagonkę, twierdząc, że wcześniej występował w różnych zawodach za pieniądze. Odebrano mu medale. Został dożywotnio zdyskwalifikowany. Zmarł w roku 1953, a ostatnie jego słowa przed śmiercią brzmiały:  Oddajcie mi moje zwycięstwa . Oddano je... w roku 1982, rehabilitując go pośmiertnie.
* Pięć splecionych kół olimpijskich  symbolizujących kontynenty  zaprezentowano po raz pierwszy podczas igrzysk w Antwerpii (1920 r.).
* Paryż 1924. Pierwszy występ reprezentacji Polski i dwa medale: srebrny w kolarstwie i brązowy w jezdziectwie.
* Kobiety do startu w igrzyskach dopuszczono po raz pierwszy w roku 1928 w Amsterdamie.
* Podczas pierwszych igrzysk rozgrywanych w Azji (Tokio 1964) znicz olimpijski zapalił Yoshinori Sakai. Urodził się w Hiroszimie, dokładnie w dniu wybuchu bomby atomowej.
* Pierwsze igrzyska zimowe odbyły się dopiero w 1924 r. w Chamonix, ale hokej na lodzie i łyżwiarstwo figurowe rozgrywano już wcześniej  na igrzyskach letnich.
* Kilka razy podczas igrzysk o mało nie doszło do utonięcia pływaków. W 1908 r. płynącego w sztafecie Węgier Zoltana Halmaya (miał już dwa złote, cztery srebrne i brązowy medal) złapał skurcz.
W ostatniej chwili uratowali go koledzy z drużyny. W 1948 r. niemal utonęła Greta Andersen  Dunka, która jak kamień poszła na dno. Uratował ją węgierski pływak Elmer Szathamari. Nie przeszkodziło to zawodniczce dwa dni pózniej zdobyć złoto w sztafecie 4x100.
* Amerykanin Eddie Eagan jest jedynym zawodnikiem w historii, który zdobył złote medale w zimowych i letnich igrzyskach  w boksie (1920) i w bobslejach (1932).

MAREK SZENBORN
PAULINA ARCISZEWSKA

metoda na sukces

Byliśmy na ranczo

Jeśli prawdziwa jest opowieść, że pomysł serialu  Ranczo został przedstawiony najpierw telewizji innej niż TVP i jej specjaliści od tzw. oglądalności wyśmiali go, to ci spece powinni wisieć na maszcie owej stacji, powieszeni przez jej szefów. I powiewać.

 Ranczo to już nie tylko sukces, to swoisty kulturowy fenomen (7 milionów widzów) i triumf scenarzystów Roberta Bruttera i Jerzego Niemczuka, operatora Włodzimierza Głodka, a przede wszystkim reżysera Wojciecha Adamczyka, który nawet u drugoplanowych aktorów (chociaż nie jesteśmy pewni, czy tam w ogóle tacy są) wyzwolił całe pokłady iskrzącego się talentu.
A oto kanwa opowieści, czyli to i owo dla tych, którzy jakimś cudem z serialem się nie zetknęli.
Tytułowe ranczo to urokliwy dworek z Tuwimowej  Chandry Unyńskiej, gdzieś w mordobijskim powiecie , która tu nazywa się Wilkowyje. Mikromiasteczkiem rządzą ksiądz i wójt  szczerze nienawidzący się bracia blizniacy (podwójna, brawurowa rola Cezarego Żaka). Na oko wszystko ich różni, a jednak obdarzeni są podobnymi cechami charakteru: temperamentem, arbitralnością i chęcią dominacji.
Tymczasem w senne, ogarnięte marazmem Wilkowyje wkracza jak burza Amerykanka polskiego pochodzenia  śliczna Lucy (znakomita kreacja Ilony Ostrowskiej) i obejmuje ranczo w posiadanie. Musi jednak zmierzyć się z niechęcią, ba... wrogością obu panów, a także z nieufnością miejscowej społeczności, dla której jest odmieńcem,  malowanym ptakiem . A jednak Lucy siłą swojej osobowości, determinacją i wewnętrznym ciepłem powoli, cierpliwie zmienia wiejską mentalność otoczenia, wyzwalając u wielu ludzi nieoczekiwane ambicje i pragnienia. Patrząc oczami Amerykanki na ten wiejski mikrokosmos, dostrzegamy już nie bezbarwne, nieciekawe postaci, lecz całą paletę interesujących charakterów i osobowości. No bo kogóż poza wymienionymi wcześniej tu nie ma... Jest więc Kusy (Paweł Królikowski  połowa Polek przyznaje się, że do niego wzdycha, a druga połowa się nie przyznaje), były artysta, niegdysiejszy intelektualista, a teraz wiejski pijaczek, który dzięki Lucy (a raczej afektowi do niej) zrywa z nałogiem; Witebski (Jacek Kawalec)  miejscowy nauczyciel, pózniej redaktor lokalnych mediów, kliniczny przykład oportunizmu, rozdwojenia jazni, rozdarcia i w końcu wyrzutów sumienia; Więcławski (Grzegorz Wons)  sympatyczny przedsiębiorca, który jednak jakimś cudem (a cud nazywa się wójt) wygrywa wszystkie gminne przetargi budowlane; doktor Wezół (Wojciech Wysocki)  lekarz, którego niezwykłość polega na tym, że nie ma zaufania do medycyny, a ma za to piekielnie zazdrosną żonę; Stasiek (Arkadiusz Nader)  wierny wójtowi jednoosobowy posterunek policji bez pamięci zakochany w Wioletce; Wioletka (Magdalena Waligórska)  barmanka, wiejska piękność prowadzenia się raczej nieciężkiego... Oraz wiele, wiele innych postaci, które w każdym calu są jedyne w swoim rodzaju, przyjazne i ciepłe. Jest też słynna ławeczka zasiedlana przez  antyczny chór grecki , czyli dżentelmenów: Hadziuka (Bogdan Kalus), Stacha (Franciszek Pieczka), Solejuka (Sylwester Maciejewski), Pietrka (Piotr Pręgowski) i Japycza (nieodżałowany Leon Niemczyk, który ostatniego przed śmiercią wywiadu udzielił  FiM )  smakoszy napoju wyskokowego o nazwie  Mamrot i bystrych komentatorów życia Wilkowyj. Panoptikum nie byłoby pełne bez barwnej, negatywnej osobistości o nazwisku Czerepach (Artur Barciś, który Oscara powinien dostać już przed laty za Lejzorka Rojtszwańca, ale co się odwlecze...). Ów sekretarz gminy to najpierw wiernopoddańcza, prawa ręka wójta, pózniej wróg jego śmiertelny.
Nawet się nie zorientowaliśmy, jak przez trzy pierwsze serie  Rancza (po 13 odcinków każda) ich losy stały się nam bliskie; nawet nie spostrzegliśmy, że dzielimy ich radości i kłopoty, wzloty i upadki. Że życzymy im wszystkiego najlepszego...
Czy to serial komediowy? Tak, ale jest to ten rodzaj humoru, w finale którego pojawia się Gogolowskie pytanie i konkluzja:  No i z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie! . I na tym polega jego siła. Owa vis comica...
* * *
Pobyt na planie  Rancza to spora frajda. Postaci tak dalece stały się obecne w naszym życiu, że spotykając Amerykankę, chce się powiedzieć  Cześć, Lucy! ; chce się z Kusym zrobić  niedzwiedzia , a z Solejukiem strzelić  Mamrota . Może jeszcze dać się poleczyć Wezółowi i wyspowiadać proboszczowi (co ja piszę!). Jacy są bohaterowie  Rancza , gdy akurat nie mają wycelowanych w siebie obiektywów kamer? Przyjemnie zwyczajni. Ilona Ostrowska wystawia do słoneczka zgrabne nóżki, co chwilę nuci też szlagier sprzed lat:
 Mówiła mu że kocha go
Że nigdy nikt że tylko on ...
Policjant Stasiek, ciągle głodny, buszuje w autokarze z cateringiem, Kusy klnie siarczyście, skarżąc się, że jest zmęczony, bo pomylił mu się kalendarz i na zdjęcia jechał całą noc, Czerepach ze śmiesznym tupecikiem na głowie wkuwa kolejne frazy roli, ktoś tam próbuje się zdrzemnąć. Ot, niezwykli  zwykli zapracowani ludzie, z którymi spędziliśmy sporo godzin. Przez ten czas (kilkanaście powtórzeń, reżyser  tyran ) nagrali kilka minut z jednej sceny, w której Czerepach wpada na pomysł wyborczej debaty telewizyjnej: wójt kontra konkurencja.
* * *
Dla  FiM powiedzieli:
Paweł Królikowski  Kusy:
 Od początku byłem zachwycony scenariuszem  Rancza i moją pięknie napisaną rolą. To wartościowa fabuła, piękna narracja. Zapewne dlatego serial zdobył tak wielką sympatię i popularność. Jaki będzie finał filmowych losów Kusego? Sam jeszcze nie wiem, bo obecnie kręcimy sceny z 48 odcinka, a serial będzie ich liczył 52.
Artur BarciÅ›  Czerepach:
 Na planie filmu panuje cudowna atmosfera, która jest zasługą całej ekipy, ale przede wszystkim reżysera, bo przecież wszystko zaczyna się od głowy. Podstawową sprawą jest jednak scenariusz  świetnie napisany, pełen zaskakujących scen, dający pole do popisu dla aktorów. Widzowie polubili mojego bohatera i kiedy zniknął, salwując się niesławną ucieczką, nadeszło bardzo dużo listów od osób oczekujących jego powrotu. No to jestem! Teraz gram rolę doradcy wójta startującego w wyborach samorządowych. Jestem szczęśliwy. Czerepach, to tak czy inaczej wspaniała postać. Z Czarkiem Żakiem zaprzyjazniliśmy się na planie  Miodowych lat i ta przyjazń trwa. Znamy się bardzo dobrze i rozumiemy bez słów. Doskonale wiemy, jakie obaj mamy możliwości aktorskie i wzajemnie stawiamy sobie coraz wyżej poprzeczkę.
* * *
O czym będzie czwarta, ostatnia (UROCZYŚCIE PROTESTUJEMY!) trzynastoodcinkowa seria  Rancza ? Nikt nie chciał puścić farby, ale udało się nam ustalić, że Wilkowyje zostaną opanowane przez mafię, że miejscowe radio, które marnie skończyło, zostanie zastąpione przez lokalną telewizję oraz że dojdzie do pewnego z dawna oczekiwanego ślubu i hucznego weseliska. Może nawet nie jednego...
* * *
Filmowe Wilkowyje to tak naprawdę Jeruzal, niewielka wieś w województwie mazowieckim. Tak jak Lucy zmieniła życie mieszkańców fikcyjnego miasteczka, tak  Ranczo odmieniło losy tutejszej, autentycznej społeczności. To kolejny  tym razem socjologiczny  fenomen tej produkcji. Magia kina. Jeszcze trzy lata temu nikt Jeruzala nie umiałby wskazać na mapie, teraz przed sklepem (przy którym, niestety, nie ma kultowej ławeczki) zatrzymują się samochody z całej Polski. Widać też rejestracje zagraniczne. To wcale nie przypadkowy przystanek po drodze. Wilkowyje/Jeruzal to cel turystycznej wyprawy. Żeby się porozglądać, zajrzeć do osiemnastowiecznego kościółka i plebanii (obiekty z planu), może spotkać filmowców często tu obecnych, a przede wszystkim wstąpić do Więcławskiej, gdzie za cztery złote i dwadzieścia groszy można kupić najprawdziwszego  Mamrota . Tylko tu na całym świecie! (W zachodniej Polsce oryginalny wilkowyjski  Mamrot chodzi po 200 złotych!)
Mieszkańcy wioski poczuli wiatr w żaglach. Ten najmuje się za przewodnika po miejscach znanych z filmu, ów zaprasza na pierogi. Podobno nie gorsze od tych, co to je Solejukowa robi. Fikcja miesza się z rzeczywistością.
Sympatyczny duch Lucy nadal krąży nad Wilkowyjami. I nad Jeruzalem.

Marek Szenborn
Ryszard Poradowski

PS Na planie  Rancza gościła nas odpowiedzialna za kontakty z prasą Marta Lipecka. Bardzo dziękujemy!

ze świata

Polacy zmÄ…drzeli!
W pierwszej połowie lipca, gdy władze czeskie podpisywały umowę na budowę radaru, a polskie wciąż nie ulegały presji Ameryki, media USA obiegł artykuł agencji Associated Press, komentujący w wymowny sposób stanowisko Polski.
Jeszcze niedawno  pisze Vanessa Gera  USA cieszyły się w Polsce mitycznym statusem. Reagan był bohaterem, dolar królem, a Waszyngton zaufanym sojusznikiem przeciw Rosji. Lecz naiwny idealizm się ulotnił; nigdzie nie widać tego lepiej niż w trwających od 18 miesięcy negocjacjach w sprawie tarczy antyrakietowej, w których Polska zajmuje twarde stanowisko. Autorka cytuje polskich ekspertów stwierdzających, że podczas negocjacji  ujawniło się wiele problemów dotyczących stosunków bilateralnych, nie tylko o charakterze politycznym ale także psychologicznym .
Polscy politycy sparzyli się na Bushu, stwierdza artykuł Associated Press. W zamian za twarde poparcie wojskowe USA Warszawa nie otrzymała niczego w zamian  polskim firmom nie przyznano ani jednego kontraktu na odbudowę Iraku. W rezultacie władze doszły do wniosku, że jeśli mają się angażować w kolejne przedsięwzięcie amerykańskie, chcą konkretnych korzyści.
 Polska wcześniej miała idealistyczne podejście do popierania Stanów, teraz ma postawę bardziej realistyczną, racjonalną i handlową z powodu rozczarowania, jakie stało się jej udziałem  konstatuje autorka.
Rozczarowanie w stosunku do USA objawia również społeczeństwo czeskie  zauważa Gera.   Sprzeciw wobec budowy radaru jest olbrzymi . W przeciwieństwie do Polaków, władze czeskie nie chciały prawie nic w zamian, co Czechom, świadomym teraz stanowiska Polski, wcale się nie podoba. Niezadowolenie przybrało formy zorganizowanej kampanii sprzeciwu, najsilniejszej od czasów  aksamitnej rewolucji Waclava Havla.

PZ


Zbereznicy obłudnicy
Dziesięciu ultrakonserwatywnych republikańskich senatorów USA po raz kolejny usiłuje doczepić do konstytucji amerykańskiej poprawkę zakazującą ślubów homoseksualnych.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo walka z gejami i starania delegalizacji skrobanek to standardowy program religijnych konserwatystów w USA, gdyby nie niektóre nazwiska inicjatorów poprawki. Wśród rycerzy niezłomnych, walczących z demoralizacją i zepsuciem, są senatorzy Partii Republikańskiej David Vitter i Larry Craig. Pierwszego przyłapano na wynajmowaniu prostytutek, drugi został zatrzymany w kiblu lotniskowym w Minneapolis podczas próby poszukiwania partnera do szybkiego seksu analnego. Wodzonym na pokuszenie okazał się gliniarz na służbie.

CS


Jadło życia
Doktor Jonny Bowden, amerykański ekspert w zakresie zdrowej żywności, sporządził listę warzyw i owoców, które nie tylko są podstawą zdrowej diety, ale mogą uratować i przedłużyć życie. Oto one:
Buraki. Ze względu na walory, zwane  czerwonym szpinakiem . Zawarte w nich związki chemiczne zapobiegają uszkodzeniom naczyń krwionośnych i chorobom serca.
U myszy laboratoryjnych buraki zwalczają nowotwory. Najlepiej jeść je świeże i surowe (zarówno bulwy, jak i nać) bo podczas gotowania tracą swe właściwości.
Kapusta. Uboga w kalorie, za to niezmiernie bogata w związek sulforafane (zawiera go najwięcej ze wszystkich warzyw.) Wzmaga on produkcję enzymów unieszkodliwiających wolne rodniki i zmniejsza ryzyko raka.
Guava. Egzotyczny owoc bogaty w likopen, antyutleniacz zwalczający raka prostaty. Zawiera bardzo dużo potasu i błonnika.
Cynamon. Kontroluje poziom cukru we krwi. Chorzy na cukrzycę II typu, którzy spożywali 1 gram cynamonu dziennie przez 6 tygodni, mieli znacznie zmniejszony poziom cukru, trójglicerydów oraz cholesterolu.
Sok z granatów. Izraelscy uczeni stwierdzili, że redukuje ciśnienie krwi o 21 proc. i wydatnie poprawia przepływ krwi do serca. Dużo wit. C.
Śliwki suszone. Zawierają duże ilości antyutleniaczy szczególnie efektywnych w zwalczaniu robiącego ogromne szkody wolnego rodnika (superoxide anion radical), będącego jednym z głównych katalizatorów raka.
Pestki dyni. Kopalnia magnezu. Francuscy naukowcy ustalili, że u ludzi o najwyższym poziomie magnezu we krwi o 40 proc. mniejsze jest ryzyko przedwczesnej śmierci. Pestki należy jeść w całości, z łupiną, podpiekane.

TN


A kolor jego jest czerwony...
Czerwony kolor działa na nerwy. Zwłaszcza bykom. Polakom też działał, więc socjalizm firmujący się takiego koloru sztandarem został wytrzebiony. Czy przyjdzie przeprosić się z czerwienią? Chodzi o lepsze wyniki sportowe...
W roku 2005 biolodzy Rusell Hill i Robert Barton z brytyjskiego Uniwersytetu Durnam stwierdzili, że noszenie stroju w kolorze czerwonym poprawia wyniki sportowe. Sugerowali zwiÄ…zek czerwieni z dominacjÄ… i agresywnoÅ›ciÄ…. 3 lata pózniej z pochwaÅ‚Ä… koloru wystÄ™puje grupa psychologów z Uniwersytetu Münster pod przewodem Norberta Hagemana. Przeprowadzili oni eksperyment z 42 sÄ™dziami sportowymi. Pokazano im na wideo zawody egzotycznej bijatyki taekwondo i wydali werdykty. Potem  o czym sÄ™dziowie nie wiedzieli  psycholodzy zmienili komputerowo stroje zawodników: ci, którzy wystÄ™powali na niebiesko, ubrani zostali w czerwieÅ„ i odwrotnie. Tym razem sÄ™dziowie, którym pokazano te same zawody, dali o 13 proc. wiÄ™cej punktów zawodnikom ubranym w czerwieÅ„.
Zawodnicy taekwondo, bokserzy i zapaśnicy tradycyjnie występują
w strojach czerwonych i błękitnych. Tak będzie podczas olimpiady w Pekinie. Tymczasem okazuje się, że czerwień poprawia wydatnie szanse zwycięstwa. Wprawdzie zawodnicy taekwondo mają teraz pod strojem elektroniczne czujniki sygnalizujące cios, co ułatwia sędziom obiektywną ocenę, ale bokserzy i inni sportowcy  nie. Czy Polacy przełamią odrazę kolorystyczną, by zwiększyć szanse wygranej?

JF


Blogerka na wiecznym czacie
Społeczność międzynarodowa internautów straciła weterankę: zmarła najstarsza blogerka świata, 108-letnia Australijka Olive Riley.
Swój blog pt.  Życie Riley uruchomiła w lutym ubiegłego roku, a opisywała swe przeżycia z okresu dwu wojen światowych i wychowywania trojga dzieci. W portalu YouTube prezentowała swe widea z pogadankami i śpiewami. Fizycznie nie była w pełni sprawna, ale cieszyła się doskonałą sprawnością umysłową. Była o 12 lat starsza od obecnego najstarszego internauty, Marii Amelii z Hiszpanii. Ostatni, 74 odcinek blogu Olive ukazał się 26 czerwca. Oznajmiła, że przenosi się do domu starców i nienajlepiej się czuje.
Z rekordzistki powinien brać przykład kandydat prezydencki republikanów, 76-letni John McCain, który wyznał, że nie zna się na ekonomii i nie ma pojęcia, jak obsługiwać komputer.

ST


TÅ‚uste plemniki
Mężczyzni, którzy pragną zostać tatusiami, powinni uważać na tłuszcz  ostrzegają naukowcy ze szkockiego Uniwersytetu Aberdeen.
 Do długiej listy zagrożeń zdrowotnych wynikających z nadwagi dopisujemy jeszcze jedno: niską jakość nasienia  stwierdza koordynujący studium Ghijath Shayeb.
60 proc. tłustych panów ma zmniejszoną liczbę plemników. Istnieje również 40-procentowe ryzyko, że są one dotknięte degeneratywnymi zmianami.
Czy plemniki są tłuste i nie chce im się wywijać witkami? Raczej nie. Chodzi o temperaturę. Plemniki produkowane są w temperaturze o 2 stopnie niższej niż reszta organizmu, a tłuszcz działa izolująco i temperaturę podwyższa. Badacze wykryli także, że sperma cukrzyków jest dwa razy częściej dotknięta uszkodzeniami DNA. Otyłość zmniejsza także płodność kobiet.

ST


Penisy już nie urosną
W Indonezji żałoba. Z życiem rozstała się Mak Erot. Miała lat może 101, a może 130... Pozostawiła po sobie nieutulonych w żalu klientów. Była bowiem specjalistką w wydłużaniu penisów.
Specjalistka z wyspy Jawa wywoływała przyrost dodatkowych centymetrów za pomocą tradycyjnych ziół i islamskich modlitw. Ma legiony usatysfakcjonowanych pacjentów. Ci, którzy nie zdążyli z wizytą w którejś z jej sławnych klinik, pogrążyli się w żalu.
Erot była ogólnie znaną ikoną popkultury. Podszywało się pod nią wielu oszustów, ale tylko ona znała miksturę o cudownych właściwościach, pilnie teraz strzeżoną przez rodzinę.

CS


Old seks
Nie te lata  mawiają często ludzie w wieku wcale nie tak podeszłym i rozkładają bezradnie ręce, gdy zagadnąć ich o seks. Przywykło się mniemać, że łóżkowe figle to domena młodych, a starszym to nie przystoi.
Nic podobnego  oponują szwedzcy naukowcy. Przeprowadzili właśnie serię badań z udziałem 70-latków i okazało się, że życie seksualne, które dla ich rówieśników 30 lat temu było już fikcją, dla nich jest czymś realnym i satysfakcjonującym. 68 proc. żonatych mężczyzn w tym wieku wciąż się w te klocki bawi  to o 16 proc. więcej niż w początkach lat 70. Jeszcze większe zmiany zauważono u kobiet: życie seksualne prowadzi 54 proc., w porównaniu z 30 proc. w roku 1970. 12 proc. niezamężnych seniorek nie odpisuje seksu na straty i raportuje znaczną satysfakcję.
Czy dane te można odnieść do Polski? Hm... Nie wiadomo. Zapewne nie do oldbojów oddanych ojcu Rydzykowi.

PZ


Skarpeciarz
James Dowdy z St. Louis to nieuleczalny recydywista, ale przy tym taki, że warto o nim napomknąć. Jest włamywaczem, a jego łupem padają wyłącznie... skarpetki. Damskie.
Zaliczył już trzy kilkuletnie odsiadki, bo amerykański wymiar sprawiedliwości kiepsko odróżnia kradzież skarpet od złotych naszyjników. Obecnie Dowdy, który przebywał na warunkowym zwolnieniu, szykuje się do powrotu za kraty. Zatrzymano go na ulicy z ładunkiem skarpet...
Matka 36-letniego fetyszysty jest w rozpaczy:  Zamknijcie go w psychiatryku, wyleczcie, on sam płacze, że ten nałóg rujnuje mu życie. Ale nie może się oprzeć! .
Koszty więzienia skarpetkowego kryminalisty wielokrotnie przewyższają wartość szkód, jakie wyrządza. Z drugiej jednak strony, w kryminale nie grozi mu śmierć, natomiast każdy mieszkaniec domu, do którego się włamuje, ma prawo bezkarnie go zastrzelić.

JF
koŚciÓA powszedni

Benedykt w szambie

Papież zapewne pluje sobie w brodę. Kiedy decydował się na podróż do Australii, by uświetnić sobą zlot katolickiej młodzieży, nie przyszło mu do głowy, że znajdzie się w oku cyklonu.

Najpierw pojawiły się apele  coraz bardziej natarczywe  by przeprosił za przestępstwa, głównie seksualne, księży australijskich, do których to wezwań dołączyli się ostatnio pokrzywdzeni z Nowej Zelandii. Potem się okazało, że B16 będzie musiał stawić czoła opozycji antypapieskiej, planującej demonstracje przeciw polityce Watykanu w odniesieniu do homoseksualistów, antykoncepcji, aborcji i roli kobiet w Kościele.
Największa bomba wybuchła na tydzień przed początkiem wizyty papieża. Arcybiskupowi Sydney, kardynałowi George owi Pellowi, najwyższemu rangą duchownemu w Australii, udowodniono, że przed kilku laty kłamał z premedytacją, by ratować skórę księdza pedofila.
W roku 1982 koordynator katechezy Anthony Jones został podczas kąpieli w basenie seksualnie zaatakowany przez księdza Terence a Goodalla. Kapłan wsadził mu rękę za slipki i obmacywał członek. Gdy Jones wyrwał się i uciekł, Goodall dopadł go ponownie, powalił na łóżko i zaczął trykać swym prąciem.
Sygnałów o namiętności seksualnej Goodalla musiało być więcej, bo Kościół  20 lat pózniej  wszczął śledztwo w jego sprawie. W roku 2003 kardynał Pell w liście do Jonesa zakomunikował, że wprawdzie dochodzenie wykazało, że Goodall nie był aniołem, lecz oskarżenia Jonesa nie mogą być uznane za zasadne. Jeśli nawet do seksu doszło, to... za obopólną zgodą. Tymczasem istnieje taśma policyjna z nagraniem Goodalla przyznającego się do winy:  To co zrobiłem, było bardzo niedobre, wykorzystałem innego człowieka i to było złe . Telewizja otrzymała dokument świadczący, że tego samego dnia Pell pisał list do innej ofiary Goodalla, wówczas małoletniego ministranta, w którym zawiadamiał ze smutkiem, że istotnie, Goodall zbłądził. Postawiony pod ścianą kardynał Pell wydukał, że nie miał intencji nikogo oszukiwać  po prostu list do Jonesa był niefortunnie sformułowany...
Jakby tego było mało, prasa australijska doniosła, że Barry Hickey, arcybiskup archidiecezji Perth w zachodniej Australii, jest bezczelnym kłamcą. Oto w podległej Kościołowi społeczności religijnej Bethel Covenant Community działy się przed ośmiu laty dziwne rzeczy. Duchowy przywódca społeczności, Kevin Horgan, był praktykującym erotomanem i ogierem na schwał. Publicznie rozpinał kobietom bluzki i macał piersi, pchał łapy do majtek, indagował o ulubione pozycje seksualne.
W roku 2000 grupa zgorszonych członków kościelnej społeczności wystąpiła z niej i sporządziła 13-stronicowy raport o tym, co się dzieje.
Po ośmioletnim namyśle, w marcu 2008 r., Kościół polecił Horganowi, by ustąpił ze stanowiska. Kiedy 23 maja ekscesy duchowego lidera Bethel Covenant wyszły na jaw, media jęły indagować arcybiskupa Hickeya. Ten z kamienną twarzą zapewnił, że do roku 2007 nie miał zielonego pojęcia, iż dzieje się coś niewłaściwego. Wpadka. Hierarcha nie był w stanie zaprzeczyć, że w roku 2000 osobiście, podczas spotkania, autorzy wręczyli mu raport, który opisywał nie tylko  sprawy seksualne , ale także matactwa finansowe w Bethel Covenant, i wzywał arcybiskupa do wszczęcia dochodzenia.
Przypuszczalnie Benedyktowi wydawało się, iż jedzie do Australii, żeby kreślić znak krzyża nad głowami setek tysięcy rozmodlonych i wpatrzonych weń jak w obraz młodych ludzi, którym zaserwuje porcję homilii o konieczności życia w prawdzie, zgodnie z przykazaniami Kościoła i daleko od brudów bezbożnej cywilizacji śmierci. Tymczasem trafił we własne szambo, które on i jego poprzednik chronili i zasłaniali przed wiernymi.
Nie miał więc wyboru i wbrew wcześniejszym oficjalnym zapowiedziom Watykanu, że żadnych przeprosin nie będzie, papa Benedykt o przestępstwach seksualnych księży powiedział:  Głęboko ubolewam nad cierpieniami, jakich doznały ofiary. Jako pasterz cierpię razem z nimi . Dziennik  Corriere della Sera natychmiast  we wstępniaku  zaczął rozpływać się nad wielkością papieża:  To niesamowite! Watykan nigdy dotąd nie powiedział tego tak wyraznie! . To prawda, ale włoski dziennik nie dodał jednak, że papy nie było stać na marne  przepraszam skierowane do Aborygenów  rdzennych mieszkańców Australii przez trzy stulecia poddawanych holokaustowi. Z pomocą i błogosławieństwem Kościoła.
Głucho też jakoś o tym, że to właśnie Ratzinger, jako niegdysiejszy  wicepapież , czyli prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary (2002 2005) oraz dziekan Kolegium Kardynalskiego, stał na czele tajnego porozumienia biskupów, którego celem było tuszowanie pedofilskich skandali w łonie Krk.

PIOTR ZAWODNY


koŚciÓA powszedni

Kościół nie przeprasza

Media kanadyjskie ostrożnie komentują oficjalne przeprosiny premiera kraju Stephena Harpera, który z 40-letnim opóznieniem poprosił o wybaczenie żyjących jeszcze przedstawicieli 150 tys. członków plemion indiańskich z Kanady.

Dzieci odebrano rodzinom i zakwaterowano w 130 szkołach zawodowych z internatami, prowadzonych przez zakony katolickie. Były sadystycznie bite, upokarzane, głodzone i wykorzystywane seksualnie przez ludzi z krzyżami na szyjach, którzy mieli je uczyć żyć po bożemu.
Większość ofiar przeprosin już nie doczekała (Harpera słuchało zaledwie 40 obecnych), bo praktyki, za które szef rządu przepraszał, trwały od roku 1840 i dobiegły końca dopiero w latach 70. ubiegłego wieku.
Gazety, ustosunkowując się do wystąpienia Harpera w parlamencie, piszą o czarnym piętnie w historii Kanady. Podkreślają, że celem akcji było nie tylko  zabicie w dzieciach ich indiańskiej samoświadomości , ale nawrócenie ich przemocą na chrześcijaństwo. Przeprosiny z rezerwą zostały przyjęte przez członków rady plemiennej Mohawk.  Były niewątpliwie spóznione  stwierdził wielki wódz Tim Thompson.  Czy szczere? Czas pokaże. Rząd musi poprzeć słowa akcją. Możemy niezliczone okrucieństwa wybaczyć, ale nie możemy zapomnieć .
A gdzie przeprosiny Kościoła?! Z tym jest problem. Kościół przepraszać nie zamierza, choć to jego ludzie byli odpowiedzialni za popełniane przez dziesięciolecia przestępstwa i okrucieństwa. Kiedy w w Quebec City pod siedzibą arcybiskupa 19 czerwca zebrali się manifestanci domagający się przeprosin, kardynał Marc Quellet, który przewodniczył odbywającemu się właśnie Międzynarodowemu Kongresowi Eucharystycznemu, oświadczył, że  Kościół nie jest gotów do publicznych przeprosin, bo nie jest to odpowiedni moment .

TN

koŚciÓA powszedni

KsiÄ…dz macant

Lot z Polski do USA trwa około 10 godzin, więc wielu pasażerów zżera nuda. Ale nie wszystkie rozrywki są wskazane i dozwolone. Szczególnie, gdy jest się duchownym.

Ksiądz Tomasz Adam Zieliński ma 31 lat. Trudno się dziwić, że hormony buntują się przeciw celibatowi, lecz w jego wypadku uderzyły mu na mózg. Duchowny, zatrudniony od kwietnia w kościele Chrystusa Króla w Manville w stanie New Jersey, wracał 5 lipca z wakacji w Polsce. Diabeł, który jak wiadomo nigdy nie przestaje kusić, posadził go obok niepełnoletniej dziewczynki. Nad Atlantykiem wielebny nie zdzierżył i jął dobierać się do współpasażerki. Rozochocił się tak, że zaczął ją obmacywać, a potem usiłował rozpiąć rozporek spodni. Molestowana dziewczynka opuściła swój fotel i zwróciła się o pomoc do stewardes. Te przesadziły ją na inne miejsce. Kapłan podążył za nią, by wyrazić skruchę i prosić o wybaczenie. Było za pózno. Obsługa go przegoniła i kazała wracać na swoje miejsce.
Kilka dni po locie, 11 lipca, dziewczyna pojawiła się w sądzie federalnym i złożyła oficjalną skargę o napastowanie seksualne. Ksiądz Zieliński  w koloratce, kajdankach i łańcuchach na łydkach  został doprowadzony na salę rozpraw. Agent FBI, który go wcześniej przesłuchiwał, oświadczył, że duchowny przyznał się do winy. Sędzia zwolnił go z aresztu po wpłaceniu 10 tys. dol. kaucji. Nakazano mu oddanie polskiego paszportu, poddanie się badaniom psychiatrycznym i trzymanie z dala od nieletnich.
Prokurator stwierdził, że atak libido może kosztować ks. Zielińskiego pół roku kicia, 5 tys. dol. grzywny oraz deportację do ojczyzny.
Bp Paul Bootkoski z diecezji Metuchen usunął Zielińskiego z zajmowanego stanowiska. Jako  bardzo niefortunne ocenił to zdarzenie proboszcz parafii Chrystusa Króla, ks. Bogusław Augustyn, dodając, że parafianie lubili Zielińskiego. Niestety, pasażerka do nich nie należała. A przecież duchowny mógł sobie ulżyć w Polsce, gdzie wierni i wymiar sprawiedliwości są o wiele bardziej tolerancyjni dla popędu kapłanów.

CS

koŚciÓA powszedni

Dusza Busha!

Podczas ostatniej swej podróży do Europy, mającej za główny cel wysondowanie reakcji jej przywódców na pomysł zaatakowania Iranu, Bush w kawalkadzie 50 aut pojawił się w Watykanie.

Tamtejszy gospodarz nie przyjął go, jak to jest w zwyczaju, w papieskiej bibliotece, lecz zaprowadził do średniowiecznej wieży św. Jana w watykańskim ogrodzie, co stało się naczelnym newsem dotyczącym spotkania. Benedykt miał w ten  niezwykły sposób zrewanżować się za to, że podczas jego kwietniowej wizyty w Waszyngtonie Bush pofatygował się na lotnisko, czego nigdy przedtem nie czynił.
Prawiono sobie dusery, szczególnie ciepli i bezpośredni byli państwo Bushowie (Laura:  Jak się masz? Dobrze się trzymasz! , Małżonek:  Dobrze eminencja wygląda. I pięknie tu sobie mieszka ). Podczas półgodzinnego spijania sobie z dzióbków panowie poruszali tematy praw człowieka, epidemii AIDS i biedy Trzeciego Świata. A okupacja Iraku? Tortury? Ani słowa.
Ważniejsze było to, że Bush trzyma stronę Watykanu w kwestii aborcji, związków gejów i badań na embrionach.
Nie jest żadną nowością, że liderów Stolicy Apostolskiej charakteryzuje elastyczne podejście do spraw moralności, naganności i etyki. JPII nie wahał się spotkać z ludobójcą i dyktatorem Chile, bo był to dobry katolik, broniący wiernych przed czerwoną zarazą. Nie wyrażał głośno zastrzeżeń pod adresem brutalnego filipińskiego prawicowego dyktatora Ferdinanda Marcosa i wielu innych. Niewykluczone, że Bush stanie kiedyś przed sądem oskarżony o zbrodnie wojenne. Czyżby Benedykt chciał mieć opinię taką jak Pius XII?
Powód czułości Ratzingera może być jeszcze inny. Za kulisami mówi się, że Bush nosi się z zamiarem przejścia na katolicyzm, tak jak to uczynił jego brat Jeb. Papież więc koncentrował się na kwestii zbawienia jego duszy i nie zawracał sobie głowy detalami polityki.

PZ

prawdziwa historia kościoła w polsce (97)

Pod skrzydłami Watykanu

Polityka Watykanu szła jawnie na rękę ekspansji zbrodniczego faszyzmu. Papiestwo wzywało do posłuszeństwa i kolaboracji z okupantem, a nawet troszczyło się o zbrodniarzy wojennych.

Za dwóch ostatnich pontyfikatów, Piusa XI i Piusa XII, doszło konsekwentnie do zbliżenia i ścisłego współdziałania papiestwa z faszyzmem. Było to o tyle łatwiejsze, że faszyzm w swoim programie nie był koncepcją oryginalną, ale obficie czerpał natchnienie ze społeczno-politycznych teorii papiestwa, a zwłaszcza encyklik Leona XIII. Już w 1929 r. zawarte zostały tzw. pakty laterańskie, czyli sojusz polityczny między Watykanem a faszyzmem włoskim. Istniał również ścisły kontakt Watykanu z faszystami węgierskimi, rumuńskimi, chorwackimi i portugalskimi. Przede wszystkim jednak współpracowało papiestwo z hitleryzmem, uznając jego przodującą rolę w zbrodniczej międzynarodówce faszystowskiej. Watykan nie potępił ani hitlerowskiej aneksji Austrii, ani napaści na Czechosłowację, ani też napaści na Polskę. Wprost przeciwnie, w czasie wojny dyplomacja papieska starała się ułatwić hitleryzmowi  spełnienie wielkiej misji historycznej , a zwłaszcza zdławienie jedynego państwa komunistycznego na świecie, w dodatku schizmatyckiego  Związku Radzieckiego.
W okupowanych krajach episkopaty były z reguły narzędziem służącym do uspokajania, moralnego rozbrajania ludności, godzenia jej z okupacją, wzywania do posłuszeństwa i kolaboracji, a nawet do formowania u boku Hitlera ochotniczych legionów do walki z bolszewizmem. Dyplomacja watykańska oddała Hitlerowi nieocenione usługi poprzez nakłanianie kleru  czy to niemieckiego, austriackiego czy francuskiego  by zachęcał katolików do kolaboracji z okupantem. W samej tylko Francji w roku 1945 oskarżono niemal 90 biskupów i arcybiskupów o współpracę z hitlerowskim okupantem (pisał o tym jezuita Domenico Mondrone w  Civita Cattolica ). Również dla wyższego duchowieństwa polskiego jasne było, że papież życzył sobie, aby w okupowanej Polsce  panował spokój . Papież nie godził się na żadne  akty terroru ze strony polskiego ruchu oporu i sprzeciwiał się walce zbrojnej. Ze szczególną siłą potępiał działalność Gwardii Ludowej (przemianowanej w 1944 r. na Armię Ludową), formacji zbrojnej PPR, która prowadziła dywersję na korzyść Armii Czerwonej. Panujący w Polsce  spokój miał Hitlerowi umożliwić rzucenie jak największych sił na front wschodni. Korzystne dla Hitlera były wystąpienia kardynałów i biskupów niemieckich, austriackich oraz analogiczne wystąpienia biskupów polskich  Kaczmarka, Adamskiego, Lorka i innych. Ich celem  zgodnie z linią Watykanu  było inspirowanie ludności w duchu uległości wobec hitleryzmu. W swojej polityce profaszystowskiej, a wcześniej jeszcze proniemieckiej, Watykan był zresztą niezwykle konsekwentny.
Już Pius XI  ten sam, który w 1933 r. zawarł konkordat z Hitlerem  dał się poznać jako wróg Polski już w czasach, kiedy jako nuncjusz papieski w Polsce współuczestniczył w niemieckich dążeniach do oderwania Śląska od Polski. Mianowany wysokim komisarzem plebiscytowym na Śląsku, siedział tam tylko po to, by  jak to zostało powiedziane na posiedzeniu sejmu 30 listopada 1920 r.   razem z Niemcami hakatystami uprawiać politykę przeciwko Polsce . Działalność jego zmusiła nawet biskupów polskich do wystosowania protestu do Rzymu. Musiał opuścić Polskę i... wkrótce został wybrany na papieża jako Pius XI. Pózniej publicyści klerykalni stworzyli mit o Piusie XI   wielkim przyjacielu Polski .
Z imperializmem niemieckim zwiÄ…zany byÅ‚ również jego nastÄ™pca, Pius XII, który swojÄ… dziaÅ‚alnoÅ›ciÄ…, jeszcze jako nuncjusz papieski w Niemczech, torowaÅ‚ Hitlerowi drogÄ™ do wÅ‚adzy. Zaraz po napaÅ›ci Niemiec hitlerowskich na PolskÄ™ powoÅ‚aÅ‚ hitlerowca, biskupa Carla MariÄ™ Spletta, na stanowisko administratora apostolskiego diecezji cheÅ‚miÅ„skiej, co byÅ‚o jawnym zerwaniem konkordatu z 1925 r. WÅ‚aÅ›nie fakt uznania niemieckich biskupów na ziemiach polskich byÅ‚ powodem, dla którego tuż po wojnie, 12 wrzeÅ›nia 1945 r., Rada Ministrów powzięła uchwaÅ‚Ä™, że  konkordat zawarty miÄ™dzy RzeczÄ…pospolitÄ… PolskÄ… a StolicÄ… ApostolskÄ… przestaÅ‚ obowiÄ…zywać wskutek jednostronnego zerwania go przez StolicÄ™ ApostolskÄ… . Skandaliczna byÅ‚a nota, którÄ… w 1946 r. wystosowaÅ‚ Pius XII do rzÄ…du polskiego. InterweniowaÅ‚ w niej w sprawie uÅ‚askawienia hitlerowskiego zbrodniarza wojennego  obergruppenführera SS Arthura Greisera. Ten przeÅ›ladowca i kat ludnoÅ›ci polskiej w województwie poznaÅ„skim byÅ‚ podczas II wojny Å›wiatowej namiestnikiem Rzeszy (Reichsstatthalter) w tzw. Kraju Warty. ByÅ‚ gorliwym realizatorem polityki antypolskiej, prowadziÅ‚ brutalnÄ… germanizacjÄ™ i eksterminacjÄ™  podludzi z podlegÅ‚ych mu obszarów, w tym również duchowieÅ„stwa Krk. W roku 1945 zostaÅ‚ aresztowany przez wojska amerykaÅ„skie i wydany Polsce. ByÅ‚ sÄ…dzony w Polsce przez Najwyższy TrybunaÅ‚ Narodowy, który 9 lipca 1946 r. skazaÅ‚ go na karÄ™ Å›mierci. Najwyższy TrybunaÅ‚ Narodowy uznaÅ‚ go za winnego wszystkich zbrodni i zarzucanych mu przestÄ™pstw. Wyrok wykonano publicznie na stokach poznaÅ„skiej cytadeli. Przed Å›mierciÄ… Greiser otrzymaÅ‚ papieskie bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo.
W jego aktach procesowych znajdowały się m.in. szczegółowe dane dotyczące strat osobowych duchowieństwa polskiego w Kraju Warty (z archidiecezji poznańskiej, archidiecezji gnieznieńskiej, diecezji włocławskiej i diecezji łódzkiej). Wynosiły one ponad 700 pomordowanych. Dla papieża nawet polscy księża byli mniej ważni od jego miłości do wielkich Niemiec.
Warto pamiętać, że tylko ułamek procenta zbrodniarzy hitlerowskich został osądzony i otrzymał sprawiedliwe wyroki. Szacuje się, że przy pomocy Watykanu Europę bezpiecznie opuściło po wojnie około 30 tys. zbrodniarzy hitlerowskich.

ARTUR CECUAA

Życie po religii

Wierzący ateiści

Istnieje taka kategoria ateistów, która wyświadcza Kościołowi niezwykle cenne usługi. Ludzie ci niechętnie patrzą na propagowanie niewiary, za to kiedy tylko mogą, bronią szczególnego, ponoć bezcennego, statusu religii.

Stosunkowo często można ich zobaczyć w telewizji, zwłaszcza polskiej, kiedy posadzeni obok ludzi Kościoła stanowią ich rzekomą przeciwwagę. Nie zadają jednak kłopotliwych pytań, nie atakują też swych ideologicznych adwersarzy. Raczej roztkliwiają się nad własnym brakiem  łaski wiary i chwalą Kościół za jego pracę moralizatorsko-charytatywną, rzekomo niezbędną ludzkości. Sami nie wierzą (zwykle dodają:  niestety !), ale nie wyobrażają sobie świata bez religii.
Ta szczególna kategoria ateistów bardzo nie lubi ludzi pokroju profesora Dawkinsa. Dla nich głoszenie ateizmu jest nachalną propagandą, a krytykowanie religii pozostaje niewybaczalnym chamstwem. Natomiast nawet ostentatycyjne propagowanie religijnego punktu widzenia nigdy ich nie razi, a nazywane bywa przez nich prostą powinnością ludzi wierzących. Dla nich antyklerykalizm zawsze jest  prymitywny , a roszczenia Kościoła wobec państwa niezmiennie uchodzą za  naturalne .
Ludzie ci lubią bredzić o  powszechnej wartości dekalogu , choć chyba nigdy nie zastanowili się nad tym, co mówią. Dekalog nigdy przecież nie miał być uniwersalny  jest częścią umowy, jaką plemienny Bóg Izraela zawarł ze swoim ludem po tym, jak go  wywiódł z ziemi egipskiej . Nawet nie z całym ludem, ale z dorosłymi mężczyznami tego ludu. Nigdy to jednak nie przeszkadzało wierzącym ateistom w podkreślaniu zasług Kościoła dla umoralnienia świata. Bo Kościół trzyma  depozyt moralności. Szczególną estymą darzą oni zmarłego papieża, nazywając go  najwyższym autorytetem moralnym , choć oni sami nigdy nie mieli najmniejszej ochoty, by poważnie traktować jego wskazania we własnym życiu.
Skąd taka ostentacyjna obłuda? Płynie ona z wielu zródeł. Jednym z nich jest chęć posiadania dobrej opinii w katolickim kraju. Bez etykietki dobrego, pokornego ateisty schlebiającego Kościołowi trudno o zaproszenia do TV i na łamy poczytnych czasopism.
Innym powodem jest konserwatyzm społeczny i zle ukrywana pogarda dla  motłochu , która w kościelnym drenażu mózgów widzi zaporę przed demoralizacją prostaczków. Ten rodzaj ateistów uważa, że ludzie bez strachu przed Bogiem wymordowaliby się nawzajem. A że przeczą temu fakty? Tym gorzej dla faktów!
Dziwnym trafem bardzo dobrze w tej roli wypadają byli polscy marksiści. Jednym z najbardziej znanych jest niewątpliwie guru  Tygodnika Powszechnego i  Gazety Wyborczej  profesor Leszek Kołakowski. Niedawno na łamach  Bez dogmatu analizy aktualnych poglądów Kołakowskiego podjęła się profesor Barbara Stanosz. Okazuje się, że ateista Kołakowski, były sługa partii komunistycznej, w niezwykle wyrafinowany sposób potrafi czynić zadość kościelnemu narcyzmowi. I tak uważa on, że  teologiczna analiza świata jest w pełni racjonalna , a  rozum bez teologicznych założeń ma ogromne kłopoty . Popiera postulat Kościoła, aby w eurokonstytucji znalazł się zapis o zasługach chrześcijaństwa dla Europy.
Jakby tego było mało, Kołakowski uważa, że  chrześcijaństwo i Kościół nigdy nie zginą i że  lewicy prawie już nie ma na świecie . Nie wyjaśnia, na czym opiera tę swoją wiarę w wiecznotrwałość Kościoła. Potępia też legalizację małżeństw homoseksualistów i uważa, że  niewierzący muszą uznać, że my wszyscy jesteśmy nieudacznikami i ludzmi przegranymi .
Barbara Stanosz, zastanawiając się nad tym zdumiewającym przypływem irracjonalizmu u człowieka, który wychował się na najlepszych wzorach polskiej szkoły logicznej, doszukuje się u Kołakowskiego... chęci błaznowania. Sugeruje ona, że stary profesor kpi sobie w żywe oczy ze swoich słuchaczy. Jeśli to prawda, to byłby to najgłupszy dowcip, jaki w życiu słyszałem.

MAREK KRAK

kościół i nauka (24)

Bóg z jajem

W kwestii stworzenia linia podziału przebiega w Krk mniej więcej tak, jak między tzw. Kościołem toruńskim i łagiewnickim: księża, którzy ewangelizują ludzi słabo wykształconych, są na ogół gorliwymi krzewicielami kreacjonizmu, zaś ci, którzy chcą podobać się także intelektualistom, są raczej ewolucjonistami.

Kiedy w 1989 roku ukazała się oparta na doktrynie kreacjonistycznej książka J.W.G. Johnsona  Na bezdrożach ewolucji , której imprimatur udzieliła Kuria Warszawska, kilku księży profesorów (M. Heller, Sz. Ślaga, J. Turek, J. Życiński) opublikowało w  Tygodniku Powszechnym nr 24 z 1990 roku protest w tej sprawie, waląc z grubej rury:  Z niepokojem zauważamy zmierzające w tym kierunku działania, podejmowane przez ultrakonserwatywnych fundamentalistów, którzy używają etykiety katolicyzmu do propagowania prywatnej wizji chrześcijaństwa, bazującej na paranaukowej patologii . Jednak nadal są tacy, którzy tej  patologii hołdują.
Według Stephena Jaya Goulda,  kreacjonizm naukowy jest pojęciem pozbawionym znaczenia i wewnętrznie sprzecznym  przykładem tego, co Orwell nazywał nowomową.
Początkowo kreacjoniści głosili, że Bóg od razu stworzył wszystkie gatunki zwierząt, a nawet, że od czasu Kreacji nie powstał żaden nowy gatunek. Z czasem, kiedy teoria ewolucji uzyskała liczne dowody obserwacyjne, wyłoniło się  liberalne skrzydło kreacjonizmu, które głosi chybiony pogląd, forsowany przez to środowisko jako  naukowy , że jakkolwiek ewolucja jest herezją, to jednak taka tyci-tyci nie jest aż tak wielką herezją... Czyli mogła się wydarzyć ewolucja na poziomie gatunku. Zawęzili więc swoje tezy i obecnie twierdzą, że Bóg stworzył jedynie  podstawowe rodzaje i dopuścił ograniczone zmiany ewolucyjne w ich obrębie. Wycofali się tym samym z potępienia ewolucji jako takiej, dopuszczając mikroewolucyjne zmiany, ale odrzucają możliwość makroewolucji (przemiany międzygatunkowe). Ostatecznie  z braku sensownej alternatywnej koncepcji  kreacjonizm przynajmniej częściowo ewolucję uznaje...
Gould pyta zatem:  Jeżeli Bóg stworzył każdy z pół tuzina gatunków człowieka odkrytych w skałach, to dlaczego stworzył je w nieprzerwanej sekwencji czasowej cech stopniowo coraz bardziej współczesnych: wzrastająca objętość mózgu, zredukowana twarz i zęby, większy rozmiar ciała? Czy stwarzał po to, by imitować ewolucję i w ten sposób sprawdzić naszą wiarę? .
 Liberałami są też tacy, którzy uważają się za  kreacjonistów staroziemskich .  Kreacjoniści młodoziemscy nadal utrzymują pogląd, że Ziemia ma około 10 tys. lat (a nie 4,6 mld, jak mówi nauka).
Niedługo przed swą śmiercią (2002 r.) Gould pisał:  To prawda, że po sześćdziesięciu latach zmagań wygraliśmy decydującą bitwę  kreacjoniści nie mogą już liczyć na zrealizowanie swych celów środkami ustawowymi. Nie oznacza to jednak, że się poddali. Zmienili jedynie taktykę, stosując skuteczne strategie, których nie da się powstrzymać na drodze sądowej. Nadal wywierają naciski na wydawców podręczników, nakłaniając ich do usuwania lub skracania rozdziałów o ewolucji (...). Agitują na forum rad szkolnych, wysuwają swoich kandydatów w wyborach, wykorzystując fakt, że w lokalnych wyborach frekwencja jest zazwyczaj niska, dzięki czemu zdeterminowana mniejszość może przechwycić władzę, jeśli zdołała zmobilizować swoich zwolenników .
A oto skutki amerykańskiego kreacjonizmu: Według badań Instytutu Gallupa (1999 r.) 87 proc. Amerykanów podejrzewa, że w pojawienie się człowieka na ziemi był zamieszany Bóg. Aż 47 proc. odrzuca teorię ewolucji, opowiadając się za kreacjonizmem. 40 proc. społeczeństwa amerykańskiego uznaje wprawdzie ewolucję, ale uważa, że Bóg był jej kierownikiem. Jedynie 9 proc. respondentów opowiedziało się za czystym darwinizmem.
Czasami kreacjoniści firmują swoje materiały nazwiskami z tytułami naukowymi. Mało jednak osób wie, że w ogromnej większości uczeni, którzy zasilili ruch kreacjonistyczny, to ludzie reprezentujący specjalności związane bardzo luzno albo w ogóle nie związane z naukami biologicznymi  dziedzinami, które są wymagane do miarodajnej krytycznej oceny ewolucji.
 Nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci, że kontrowersja kreacja versus ewolucja« jest anachronizmem. Wprawdzie zdobyÅ‚a ona, dziÄ™ki bojowoÅ›ci fundamentalistów i ich politycznych sprzymierzeÅ„ców, duży rozgÅ‚os i wpÅ‚yw na politycznÄ…, prawnÄ… i edukacyjnÄ… sferÄ™ życia spoÅ‚ecznego, lecz kreacjonizm nie może już liczyć na szacunek intelektualny  pisaÅ‚ w 1990 r. prof. Tad S. Clements. KreacjoniÅ›ci nie majÄ… już argumentów. Ich propaganda ogranicza siÄ™ wiÄ™c do chwytów argumentacyjnych i przytÅ‚aczania laików specjalistycznymi terminami, przez co czÄ™sto jedynie ludzie zajmujÄ…cy siÄ™ ewolucjÄ… zawodowo potrafiÄ… wyeksponować bzdury przez nich wypisywane.
Stanisław Lem tak pisał o odrodzeniu kreacjonizmu:  Przez wiele wieków emergencja, czyli pojawianie się gatunków, nie mogło być problemem do dyskusji, ponieważ obowiązywało przekonanie o spontanicznej generacji, czyli po prostu kreacjonizm. Ostatnio kreacjoniści poczęli znów podnosić głowę, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, i starają się palce swoje wsadzać wszędzie tam, gdzie wywęszą jakąś zagadkę. Gdy zaś empiria zdoła tę zagadkę wyjaśnić  przechodzą dalej. Był paleontolog nazwiskiem Gosse, który twierdził, że Pan Bóg, stwarzając Ziemię, umyślnie zakopał w niej rozmaite dziwne kości. Jednak obraz Pana Boga, który robiłby nam podobne kawały, wydaje mi się osobiście wysoce niesmaczny  co nie stanowi oczywiście żadnej naukowej refutacji tezy owego pana, a raczej pogląd zdroworozsądkowy .
Sztandarowym argumentem kreacjonistów przeciw ewolucji jest niewielka liczba odnalezionych form pośrednich, zwłaszcza z początku linii ewolucyjnej. Twierdzą oni, że gdyby ewolucja miała być faktem, wówczas tymi formami powinniśmy być zasypani. Jednak historia tylko naszej cywilizacji stawia nas przed irytującą koniecznością stwierdzenia, że o wielu sprawach wiemy żenująco mało, a o innych wiemy zle, fałszywie. Darwin to samo twierdził o zapisie kopalnym: to jak książka, w której zachowały się nieliczne strony, nieliczne wiersze na każdej stronie i nieliczne słowa w każdym wierszu, a badamy jeden krok na tysiąc (dopiero półtora stulecia, ale ciągle jest coś nowego).
Choć zapis kopalny nie jest doskonały, jednak kompletną bzdurą jest twierdzenie kreacjonistów, że nie potwierdza on ewolucji. Przeciwnie: potwierdza ją jednoznacznie, choć jest pełen luk. Jak pisał Dawkins,  zapis kopalny jest pełen wspaniale stopniowych przejść, choć oczywiście pojawiają się pewne luki  niektóre bardzo duże, ale i łatwe do przyjęcia, jak na przykład u zwierząt, których ciało nie ulega fosylizacji .
Dziś wiemy, że zapis ten z natury musi być przerywany. Skały osadowe formują się w ten sposób, że krótkie epizody formowania się warstw są rozdzielane licznymi przerwami w sedymentacji. Po prostu skały nie  zapisują zawsze pełnego czasu geologicznego. Do tego dochodzą kolejne naturalne przeszkody dla zachowania się tych dokumentów natury  na przykład powstanie skamieniałości po organizmie żywym zależy przede wszystkim od środowiska jego bytowania oraz podatności jego szczątków na skamienienie. Mówiąc inaczej: aby powstawały liczne i pełne zapisy różnych form, musiałyby przez długi (geologicznie) czas trwać warunki sprzyjające powstawaniu skamieniałości. Te warunki tymczasem są wyjątkiem, a nie regułą. Mimo to kopaliny dostarczają naprawdę wielu jednoznacznych potwierdzeń ewolucji. Poza tym ciągle jest to wiedza uzupełniana. Cały czas odnajdywane są różne formy przejściowe, o czym można czytać np. w  Świecie Nauki . Jednym z takich przykładów jest Archeopteryx  forma przejściowa na drodze od gadów do ptaków. Od czasów Darwina ogniw pośrednich, łączących różne taksony, znaleziono tysiące.
Kreacjoniści często dopuszczają się licznych deformacji tez ewolucjonistycznych w swych materiałach propagandowych. Jeden z nich pisał:  Według Goldschmidta, a teraz najwidoczniej i według Goulda, gad złożył jajo, z którego powstał pierwszy ptak wraz z piórami i wszystkim innym . Ewolucja nie dopuszcza jednak tak absurdalnych wniosków. Gould odpowiedział zatem kreacjoniście:  (...) jedyną teorią, która taki scenariusz pochodzenia ptaków mogłaby w ogóle wziąć pod uwagę, jest kreacjonizm  z Bogiem działającym w jaju .
Największą rewelacją są jednak odkryte niedawno w Czadzie szczątki liczące sobie ok. 7 mln lat. To najstarsza znana nam dotąd czaszka należąca prawdopodobnie do naszego praprzodka. W lipcu 2002 r., po rocznych badaniach naukowych, oznajmiono światu, że Sahelantrop, jak nazwano ten nowy nieznany gatunek człowiekowatych, ma ponad 6 mln lat i być może jest przodkiem australopiteka.  Człowiek z Czadu nazwany został Toumai, co w tubylczym języku oznacza  nadzieję na życie , a prezydent Czadu mówi o nim:  Nasz krewniak . Toumai stanowi prawdziwą mieszankę cech prymitywnych  małpich i nowoczesnych  ludzkich. Miał typowo ludzką twarz  wysoką, z łukami brwiowymi, jakich nie ma nikt spoza rodzaju Homo, i o typowo ludzkim uzębieniu. Jednak charakteryzował się zaskakująco małą  małpią  puszką mózgową, o pojemności zaledwie ok. 350 cm sześc. (dla porównania: współczesny człowiek ma ok. 1450 cm sześc. tkanki mózgowej). Toumai miał niewiele więcej wzrostu niż szympans, lecz można przypuszczać, że chodził już na dwóch nogach.
 Taki zestaw cech sugeruje, że Toumai jest bliższy linii rozwojowej ludzkiej, a nie szympansiej. Może więc być uznany za praprzodka w prostej linii wszystkich prymitywnych hominidów liczących sobie 2 5 mln lat, których szkielety odkopywano przez ponad 70 ostatnich lat  pisze  Nature .
Jesteśmy więc świadkami stałego osłabiania argumentów kreacjonistycznych. Zapewne kreacjonistów smuci ta sytuacja i zapewne życzyliby sobie, aby na widok każdego hominida nauka wołała: cud! Wówczas ksiądz i pastor mogliby na kazaniu ogłosić:  Wczoraj, po wysłuchaniu mszy na sawannie, grupa chrześcijańskich naukowców odkryła Behemota . Niestety, nauka nie potwierdziła istnienia mitycznych stworzeń biblijnych, wynajduje jednak wiele takich, których  Biblia zakazuje .

MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl

czytelnicy do piÓr

Walka o Białoruś

Na początku lat 20. XX wieku amerykański Kongres stworzył system emigracyjnych kwot z preferencją dla przybyszów z krajów północno-zachodniej Europy. A to na bazie argumentu, że  rasy z południowej i wschodniej Europy miały doświadczenie tylko z rządami  ojcowskiej autokracji .

Prawie 100 lat pózniej amerykański Kongres pieniędzmi oraz sankcjami ekonomicznymi wymusza demokrację w Białorusi, ponieważ Białorusini po raz trzeci wybrali sobie pana Aukaszenkę na prezydenta. Mimo wielkiej presji, aby obalić rząd Aukaszenki, Amerykanie w zamian oferują tylko demokratyczną anarchię, ewidentną w sąsiedniej Polsce i na Ukrainie.
Białoruś to nie pierwszy kraj zmuszany przez Amerykanów do adopcji  zachodniej demokracji . Przykładem wymuszonej demokracji są dziś kraje Afryki Południowej, gdzie ilość przestępstw zwiększyła się sześciokrotnie i ponad 30 proc. ludzi jest bezrobotnych. Porównajmy to ze wskaznikiem bezrobocia (1,6 proc.) w autokratycznej Białorusi. Białoruś ma tylko 10 milionów obywateli z obszarem ziemi wielkości stanu Kansas, ale nie ma znaczących zasobów gazu czy ropy ani strategicznych minerałów. Jednak wysocy dygnitarze amerykańskiego Departamentu Stanu są osobiście zaangażowani w walkę, która ma na celu zniszczenie  dyktatorskiego reżimu prezydenta Aukaszenki. Nic to, że w ostatnich wyborach wybrało go 86 proc. obywateli. Kto by pomyślał, że imperialne Stany Zjednoczone są tak zawzięte na Białoruś, kiedy mają na świecie większe ryby do wzięcia? Może dlatego, że to jest ostatni kraj byłego ZSRR, który opiera się  kolorowej rewolucji? A może dlatego, żeby uniknąć wstydu, że  demokratyczne reformy w sąsiednich krajach to fałsz?
Jest to oczywiste, że wymuszona demokratyzacja kraju, który nie jest do tego gotowy, powoduje klęskę na skalę Iraku. Ale demokratyczna anarchia to dobry interes dla międzynarodowych korporacji. Jedyną obroną przeciw globalnej agresji jest więc narodowy rząd prowadzony przez autokratycznego lidera, którego wybrali obywatele i który ma poparcie wojska. Jeśli jego rząd osiągnie ponadprzeciętny wzrost gospodarki, to będzie chwalony u siebie i za granicą. Większość Białorusinów uważa, że lider taki jak pan Aukaszenko to błogosławieństwo dla ich kraju. Ale tak samo pewnie myśli o swoim prezydencie większość Amerykanów, choć W. Bush jr coraz więcej przypomina autokratę, który obala niezależne rządy i nakazuje demokrację innym krajom. Słowo  demokracja Waszyngton powtarza niczym buddyjską mantrę, szczególnie że kraje z wymuszoną demokracją są słabe i niezdolne do agresji.
Mimo wielkiego wysiłku Amerykanów, aby wprowadzić wszędzie demokrację, wiadomo, że w historii ludzkości jest to krótkotrwała i niesprawdzona propozycja. W zakresie trwałości na przestrzeni wieków ojcowska autokracja cieszy się o wiele większym powodzeniem.
A to dlatego, że daje większe korzyści wzrostu gospodarki oraz obrony przed obcą agresją. Dlatego autokratyczne Chiny mają szybszy przyrost gospodarczy niż demokratyczna Rosja. Dziś Chińczycy  dumni ze swoich osiągnięć gospodarczych  mówią, że Mao Tse-tung musiał być grozny, ponieważ dobry ojciec jest zawsze surowy. Jedyny system polityczny, który jest trwały, to ten, który służy obywatelom danego kraju, a nie ten, który jest wymuszony przez obce mocarstwo, rewolucję czy też wymyślony przez grupę idealizujących intelektualistów.
W mojej skromnej opinii amerykańskie imperium przegra obecną walkę o demokrację w Białorusi.
A to dlatego, że promuje kłamstwo, że demokracja jest lekarstwem na wszelkie zło. Historia Rzymu uczy nas, że kiedy imperium osiągnie szczyt rozwoju, zaraz zaczyna się staczać, a robi to z powodu swoich własnych boleści. W drodze na dół nie zatrzyma się, ale będzie wierzgać i krztusić się własnymi wymiotami. Właśnie dlatego dzisiejsza Ameryka jest tak niebezpieczna dla reszty świata. Imperialne US już nie są krajem demokratycznym, ale ciężko uzbrojoną autokracją, która desperacko walczy o utrzymanie standartu życia kosztem dominacji nad światem. Można mieć tylko nadzieję, że Ameryka spojrzy nareszcie w lustro i przytaknie, że się zmieniła. I musi zdecydować, czy chce być państwem policyjnym, czy też prawdziwą demokracją. Zbawienie dla Ameryki i reszty świata powinno odbyć się poprzez prawdę i tylko prawdę. Nawet jeśli to oznacza wolność wyboru dla Białorusi takiego prezydenta, który służy Białorusinom i im się podoba.

Stanisław Tymiński
(ten Tymiński)
Acton, Kanada

czytelnicy do piÓr

Katoedukacja

Mam 14 lat i jestem uczennicą Gimnazjum Miejskiego w Darłowie. Wierzę w Boga, ale od nowego roku już nie pójdę na religię.

Tak bardzo nie lubię tego przedmiotu, a to wszystko przez siostrę zakonną, która nas uczyła. Jeżeli nie wierzysz w Boga, w moim gimnazjum masz przerąbane. Naprzeciwko gimnazjum, po drugiej stronie ulicy, jest główny kościół. Widać go z wielu sal. Siostry są, a raczej były, dwie. Jedna starsza, a druga młodsza. Ta druga była bardzo fajna. Chodziliśmy z nią na miejski stadion i mogliśmy się wygłupiać. To była kobieta, która umiała nas podejść i mówiła językiem młodzieży. Czasem wydawało mi się że siostra zakonna hipnotyzuje moje koleżanki, a tylko na mnie to nie działa. Może dlatego, że moja mama zawsze kupuje  Fakty i Mity i już się naczytałam, co robią księża i siostry.
Siostra już w pierwszej klasie gimnazjum mówiła nam okropne rzeczy o aborcji. Na przykład że gdy dzieci są usuwane z macicy kobiety, to bronią się i odpychają się rączkami w głąb, żeby te szczypce ich nie dosięgły. Że rączki i nóżki są odrywane osobno i że raz pokazali na filmie, jak po wyjęciu nóżka jeszcze drgała, niby przez te nerwy, i że spadła ze stołka czy czegoś podobnego.
Mówiła, że główka jest wyjmowana na końcu wielkimi szczypcami. Jednak to jeszcze nie najgorsze, bo mówiła też, że te usunięte płody razem z innymi odpadkami (bandaże, opakowania po lekach itd.) są przetransportowane do spalarni i że robią z tego drogi. Pamiętam to dobrze, bo moja koleżanka powiedziała wtedy: ,,Ja cie! drogi z dzieci?! . Dla mnie to było szokujące. Mówiła nam, że te resztki, czyli płody, jedzą w Chinach Chińczycy! Mówiła to bez zająknięcia, więc nie wiem, czy w to naprawdę wierzyła, czy może wyprali jej mózg. Bez zahamowań mówiła to całej naszej klasie. Rozumiem, że Chińczycy mają... dziwny gust, ale według mnie to ona sugerowała, że to jacyś barbarzyńcy. Czy dlatego że nie są chrześcijanami, to od razu muszą jeść płody?!
Raz na zajęciach mieliśmy napisać, co nauka mówi o stworzeniu człowieka. Szczerze mówiąc, nie chciało mi się szukać, więc napisałam to, co uważam, i to, co powiedziała moja pani od biologii. Człowiek pochodzi od małpy, gatunki ich się mieszały i powstał homo sapiens, czyli człowiek rozumny. Siostra mnie mocno skrytykowała i kazała to skreślić. Widać było, że jest bardzo zła, ale mimo wszystko zaczęła mi to tłumaczyć. Na początku powiedziała bardzo ostro, że to bzdury, a ja skuliłam się jak pies, kiedy jego właściciel na niego wrzeszczy.
Mówiła, że gdybyśmy naprawdę pochodzili od małpy, to te małpy z zoo byłyby już ludzmi i urodziłaby nas małpa. Moja przyjaciółka obróciła to w żart i powiedziała że to prawda, jednak siostra zakonna mówiła to poważnie.
Żałowałam, że nie mam w telefonie nagrywarki, żeby przesłać to nagranie do Romana Giertycha, który kazał, żeby takie rzeczy liczyły się na świadectwach.

Uczennica


listy od czytelnikÓw

Listy

Pa, pa, kwa, kwa
Kaczyńscy już więcej nie zaszkodzą Polsce... w następnych wyborach. Odnoszę wrażenie, że Freud i Jung mieliby problemy z opisem stanu umysłowego braci Kaczyńskich i całej formacji PiS. Co chwila to nowy skandal z ich udziałem. Obrażają się na media, bojkotują, opluwają. Kompromitują się na każdym kroku, chociaż dochodzą do nich sygnały, że są obśmiewani i w Polsce, i za granicą.
Za ostatni wybryk urzędującego prezydenta wobec ministra spraw zagranicznych Lech Kaczyński kwalifikuje się do uruchomienia procedury impeachmentu i postawienia go przed Trybunałem Stanu za szkodliwą działalność wobec Polski i godzenie w jej żywotne interesy w wielu kwestiach międzynarodowych.
Również Jarosław Kaczyński jako były premier powinien odpowiadać przed Trybunałem za dwuletnie skandaliczne rządy. Kaczyńscy ze swoją formacją staczają się ku nihilizmowi. Prezentują najbardziej skrajne zachowania, szukają nerwowo poparcia marginesu społecznego, który nie rozumie zasad demokracji. Vide: spęd w Częstochowie fanów oszusta i guru Rydzyka, podczas którego produkował się szef PiS-u.
Kiedy przyjdzie czas wyborów, będą już tak zgrani politycznie, tak znienawidzeni przez większość społeczeństwa, że żadne kolejne awantury im nie pomogą. Wystarczy popatrzeć na sondaże. W PiS-ie zaczną się ruchy odśrodkowe, a politycy tej partii zaczną uciekać w popłochu niczym szczury z tonącego okrętu pod nazwą IV RP, aby się gdzieś zahaczyć pod zmienioną skórą. Czytelnik

Ksiądz i żebrak
Usłyszałem w TVN 24, że policja otrzymała polecenie przeprowadzenia akcji  żebrak . Uzasadniano to m.in. niebezpieczeństwem wynikającym z żerowania tychże osobników obydwojga płci na skrzyżowaniach ze światłami, co skutkuje częstymi wypadkami. Podobno kreatury te wdzierają się na pasy, by pozbierać drobne monety wyrzucane dla nich z samochodów w momencie, gdy już zapala się czerwone światło. Na koniec dodano, że do tego procederu dorośli wykorzystują nawet odpowiednio wyszkolone dzieci. Namawiano również, by nie dawać pieniędzy pukającym do drzwi żebrakom, to więcej nie będą przychodzić. Uzasadniano to tym, że każdy z nich pobiera prawdopodobnie jakąś emeryturę, czy też rentę, więc ma za co żyć, a tymi, którzy nic nie dostają, zajmuje się przecież opieka społeczna. Dziwnym trafem nie wspomniano jakoś o naszych największych, profesjonalnych żebrakach, do których należą księża. Ci nie dość, że dostają sowite uposażenia i dotacje od państwa, a także mają zapewnione świadczenia emerytalne (za darmo), to jeszcze wyrywają, skąd się da i ile się da, nie bacząc nawet na to, że często są to ostatnie grosze, które głodujący człowiek ma na życie. Ich bezczelność nie zna granic, zwłaszcza przy żonglowaniu tacą, którą wtykają pod nos nawet najmniejszym dzieciom przychodzącym na mszę. Nikt w mediach nie odważy się poddać krytyce tego zjawiska, mimo że niewiele się ono różni od zwyczajnej żebraniny. Ba! Powiedziałbym nawet, że jest o wiele bardziej wstrętne, gdyż robią to często ci, którzy opływają w dostatki.
Zgadzam się z policją, że gdybyśmy zaprzestali im dawać  zwłaszcza na tacę  to i oni przestaliby ją nam podtykać pod nos. Otrzezwiejcie więc, Polacy! Bogu nasze pieniądze nie są do niczego potrzebne. Jan Nowak-Niejeziorański

Władca ciemności
 Nie przyszedłem dawać pokój na ziemi, ale miecz (Mat 10. 34, 37). Bitwa pod Grunwaldem... Czytam
i dumam  dwa obozy z jednego zródła piją wodę, bo Najświętsza Maria Panna jest opiekunką tak Krzyżaków, jak i Polski, i ta Pani Bogurodzica zgromadziła na polach Grunwaldu wyznawców jej Syna, by się wzajemnie wymordowali.
Nikt nie odniósł zwycięstwa, zakon krzyżacki ma się wspaniale, a Polacy odpuścili Malbork i zostali przez papieża Marcina V wiecznie wyklęci.  Czy sądzicie, że przyszedłem ustanawiać pokój na ziemi? Bynajmniej powiadam wam, ale rozłączenie (Aukasz 7. 51, 53). Więc te akty mordu od pierwszego wieku naszej ery, te bratobójcze wojny to wypełnienie woli Jezusa? Przeszło 2 tysiące lat męczą się uczeni w piśmie, jedni, że Bóg jest, a drudzy, że go nie ma. Więc główkujcie, wierzący i niewierzący, a ja wiem, że  Bogiem tego świata jest szatan . To też są słowa Jezusa! Rzymski historyk Ammianus Marcelius w latach 333 400 pisał
o współczesnych sobie wyznawcach Jezusa tak:  Nawet dzikie zwierzęta nie pałają wobec siebie taką żądzą krwi, jak niektórzy chrześcijanie wobec swoich braci w wierze .
Pytam więc, czy w tej rzezi pod Grunwaldem nie spełniło się proroctwo Jezusa:  Nie przyszedłem dawać ziemi pokój, ale miecz ...
Stanisław Sochacki

Czarny oręż
Współczuję temu Kameruńczykowi, który zarażał kobiety. Nie znam się na tym, ale chyba choroba, którą ten man roznosił, nie jest tak samo sygnalizowana jak ból zęba? To skąd on miał o tym wiedzieć? Czy polskie prawo zabrania uprawiania seksu z pełnoletnimi osobami? Czy jest to niepisana umowa niosąca skutki prawne? Obecna sytuacja Kameruńczyka wygląda jak polowanie na wilka. Jakie skrzywdzone kobiety! Przecież on nie gwałcił ich, tylko same dobrowolnie rozkładały nogi. W tej sytuacji w złym świetle postawiłbym właśnie polskie kobiety. Czy w Polsce można mówić o rasizmie, skoro wystarczy jeden kolorowy mężczyzna z odpowiednim  orężem , aby przełamać lody nienawiści do kolorowych? Cz

Jakie podwyżki?
Czytam  Biała armia ( FiM 29/2008) i jestem zdumiony. Nie protestem pielęgniarek, ale protestami i żądaniami płacowymi kolejnych grup protestujących i żądających podwyżek. Szczególnie zaś wyliczeniami, ile kto powinien zarabiać i podstawą wyliczenia. Za podstawę wyliczenia zarobków bierze się średnią krajową.
Jeśli pielęgniarki, że odniosę się do czytanego artykułu, dostaną podwyżki zgodnie z podaną propozycją, to średnia krajowa wzrośnie o ileś tam złotych. Kolejne grupy żądające podwyżek na tych samych zasadach już dostaną więcej. Kolejny raz średnia krajowa wzrośnie. I tak w koło Macieju: wyższa średnia  wyższe
zarobki  wyższa średnia... Spirala rośnie, a żądania nie ustają.
A sprawa podwyżek jest prosta do uregulowania, tylko nikt nie patrzy całościowo  na wszystkie grupy społeczne. Nie tylko na pracujących, ale i emerytów, i rencistów.
Za podstawę wynagrodzenia należy przyjąć najniższą kwotę gwarantowaną odpowiednimi zarządzeniami i przepisami. Teraz (jeśli się nie mylę) wynosi ona 1168 zł. W związku z tym żądania płacowe powinny określać wielokrotność tej kwoty.
Nie średniej krajowej, która jest wyznacznikiem ruchomym, ale najniższej, która przez okres do kolejnej podwyżki jest stała. Jest podwyżka najniższej kwoty, są podwyżki innych uposażeń. AUTOMATYCZNIE!!! I tak powinno być robione od stróża po prezydenta!
Jeśli pielęgniarki chcą takich podwyżek, jak to jest pokazane w zamieszczonej tabelce, na pewno ich protest nie wzbudzi społecznego poparcia. Ktoś robi wrogą robotę białemu personelowi.
No bo jak może popierać żądania podwyżek ktoś, kto dostaje za swoją długoletnią pracę 500 800 zł, a siostra oddziałowa ma dostawać 7720 zł. Miesięcznie!
A spracowany emeryt przez rok takiej sumy nie otrzyma! Nie twórzmy nowych podziałów klasowych, nie twórzmy nowych kominów! Walczmy o sprawiedliwy podział dobra wypracowanego wspólnymi siłami. Walczmy z pasożytami i krwiopijcami. Walczmy z tymi, którzy chcą doprowadzić do wojny polsko-polskiej.
Wprowadzenie takich podwyżek to nic innego jak próba zasiania fermentu i niezgody w Narodzie.
Henryk Krajnik, Gryfice

Ogromną radość...
...sprawił mi artykuł w  FiM pt.  Esperanto to jest to , napisany przez mojego kolegę Kazimierza Krzyżaka. Jestem esperantystą od ponad 50 lat, zasłużonym działaczem ruchu esperanckiego oraz propagatorem piękna ziemi szczecińskiej
i ogólnie kultury polskiej za pomocą esperanta w świecie. Byłem za to odznaczany Złotym Gryfem Pomorskim przez przewodniczącego Rady Miejskiej oraz odznaką Zasłużonego Działacza Kultury przez ówczesnego ministra kultury, a chociaż było to za czasów PRL  dziś przez oszołomów i prawicowców potępianego i opluwanego  to i tak nie stanowi dla mnie żadnej hańby. Wręcz przeciwnie, bo nie należałem nigdy do żadnej partii politycznej.
Jestem czytelnikiem  FiM już od pierwszego numeru i żadnego nie opuściłem. Na pojawienie się tej perełki czekałem wiele lat  po dawnej gazecie, w czasach PRL noszącej tytuł  Argumenty , która obalała mity biblijne, lecz niezbyt ostro demaskowała obłudę czarnej mafii. Zapewne z tchórzostwa  przeciwnie niż czyni to obecnie tygodnik  FiM . Po założeniu przez Jonasza APPRacji z wielkim entuzjazmem przyjąłem tę wiadomość i niezwłocznie zgłosiłem do niej swój akces. Bardzo mnie uradował fakt, że mamy wreszcie partię, która ma świętą rację zawartą w swoim programie, a sam program spełnia oczekiwania światłych, odważnych i postępowych ludzi. I oto pojawia się problem, czy nie zrezygnować z tego odważnego i wyrazistego członu: antyklerykalna!
W moim odczuciu zrezygnowanie z tego członu jest błędem. RACJA może podzielić los SLD i innych dotychczasowych tzw. lewicowych partii, które miały na celu rozdzielenie Kościoła od państwa, lecz przez nadgorliwe ustępstwa wobec tej czarnej mafii i zdradę swego elektoratu znalazły się w końcu pod ich batutą.
A o to watykańczykom właśnie chodzi. Zobaczmy tylko, co potrafili zrobić z tzw. prezydentem wszystkich Polaków, który podając się za agnostyka, wypełniał chętnie wolę katolickiego kleru. Edward Jaśkiewicz

Zimne serca
Dlaczego nasi rodacy zachowują się wobec zwierząt tak, jak to zostało opisane w liście  Woda i olej ( FiM 29/2008)? Stare powiedzenie głosi: ryba psuje się od głowy. Podobno nasz kraj jest w 95 proc. katolicki, zaś zwierzchnikiem wiadomej instytucji jest papież. Nawet prości ludzie są zdziwieni, dlaczego ambona w kościołach nie jest wykorzystywana do nagłaśniania tak ważnego tematu, jak cierpienie zwierząt
 przecież jest to skutek braku empatii. Serca członków Kościoła dominującego w naszym kraju są zimne, co potwierdzają wieloletnie doświadczenia czynnych obrońców zwierząt. Jaki dorobek na tym polu pozostawił potomnym Jan Paweł II? Czy człowieka o takiej świadomości można uważać za świętego? Mam duże wątpliwości. Takie wątpliwości ma większość obrońców zwierząt.
Praktykująca chrześcijanka

Uwolnij  FiM ,
podaj dalej!
Wspieram nasz tygodnik kupowaniem 2 3 egzemplarzy i rozdawaniem ich na lewo i prawo. Ponieważ mieszkam na blokowisku, mam ułatwione zadanie, a przeczytane egzemplarze  FiM trafiają do wiszących przed każdą klatką siatek na ulotki. W zeszłym roku w sierpniu zrobiłem nawet eksperyment  powkładałem po egzemplarzu  FiM do siatek przed każdą klatką, usiadłem na ławce, czytałem gazetę i co rusz obserwowałem, czy ktoś wezmie. Okazało się że egzemplarz  FiM biorą do ręki niemal wszyscy  od dresiarzy (!) po emerytów. Po półgodzinie już żadnego nie było.
Piotr Polcyn
warmfather@o2.pl


pytania czytelnikÓw

Prymat Piotra (cz. 4)

Kościół rzymskokatolicki głosi, że apostoł Piotr był pierwszym biskupem w Rzymie; że zanim tam umarł jako męczennik w 67 r., przekazał władzę swojemu następcy i w ten sposób przeszła ona na biskupów rzymskich, a Kościół w Rzymie stał się matką wszystkich pozostałych Kościołów. Czy potwierdza to jednak świadectwo Biblii lub historii?

Przeciwnie! Nowy Testament ani jednym słowem nie wspomina o tym, aby apostoł Piotr przebywał w Rzymie, a tym bardziej  aby był tam biskupem. Gdyby prawdą było to, co głosi Kościół papieski, że Chrystus uczynił Piotra głową Kościoła i że główna jego siedziba była w Rzymie, fakt ten powinien być co najmniej kilkakrotnie odnotowany w Nowym Testamencie. Pisma chrześcijańskie milczą jednak na ten temat.
Jest to o tyle dziwne, że kilka listów św. Pawła, a mianowicie: do Efezjan, Filipian, Kolosan, Filemona i do Tymoteusza (drugi list), napisanych zostało właśnie podczas uwięzienia Pawła w Rzymie. W listach tych nie ma jednak ani jednej wzmianki o pobycie Piotra w tym mieście. Wydaje się to o tyle dziwne, że przecież Paweł przesyłał pozdrowienia od wszystkich wierzących z Rzymu (Flp 4. 22), a ani jednym słowem nie wspomniał o Piotrze. W Liście do Kolosan imiennie wymienił jedynie Aukasza i Demasa (Kol 4. 14). Natomiast w Drugim liście do Tymoteusza, na krótko przed swoją śmiercią, dodał:  Tylko Aukasz jest ze mną (2 Tm 4. 11). Pomyślmy: czy to normalne, by Paweł ani jednym słowem nie wspomniał o Piotrze, gdyby ten rzeczywiście przebywał w Rzymie? Czy nie wspomniałby o tak ważnym fakcie, gdyby Piotr był w Rzymie namiestnikiem Chrystusa? Dlaczego tego nie uczynił? Ponieważ Piotra w Rzymie w ogóle nie było. Jak pisze Jan Wierusz Kowalski,  (...) tradycja o pobycie i męczeństwie Piotra w Rzymie nie została dotychczas udowodniona bezspornymi świadectwami. Rozpoczęte z polecenia Piusa XII wykopaliska w podziemiach bazyliki watykańskiej odkryły wprawdzie ślady jakiegoś cmentarzyska  nie brakuje ich w podglebiu Wiecznego Miasta  ale o jakimkolwiek rozpoznaniu grobu czy kości Piotra apostoła nie może być mowy ( Poczet papieży ). Poza tym, gdyby nawet przyjąć, że Piotr był w Rzymie,  (...) nie mógł być biskupem Rzymu ani nawet wyznaczyć swego następcy, gdyż  jak twierdzą zgodnie historycy chrześcijaństwa  instytucja jednoosobowej funkcji biskupiej nie była jeszcze w tym okresie znana (tamże). Ponadto starsi, czyli biskupi, nie byli następcami apostołów, lecz przełożonymi lokalnych gmin. Ich kompetencje były więc ograniczone wyłącznie do lokalnej wspólnoty (Dz 14. 23), co przemawia przeciwko nauce Kościoła, jakoby biskupi w Rzymie byli następcami Piotra, pełniącymi monarchiczny urząd.
Nie jest też prawdą, że Kościół w Rzymie uważany był za macierzysty. W I wieku istniało bowiem pięć głównych ośrodków chrześcijańskich: Jerozolima, Antiochia, Aleksandria, Konstantynopol i Rzym. Początkowo pierwsze miejsce zajmowała Jerozolima, nazywana miastem wielkiego króla (Mt 5. 35). Dopiero po zburzeniu świątyni w 70 r. n.e. i rozgromieniu powstania żydowskiego (132 135) Jerozolima utraciła swoją pozycję na rzecz innych ww. ośrodków. Dowodem tego jest m.in. postanowienie soboru w Nicei (325 r.), które stanowi:
 Niechaj dawne zwyczaje panują w Egipcie, Libii i Pentapolis  iż biskup w Aleksandrii ma autorytet nad nimi, tak jak to jest również praktykowane przez biskupów w Rzymie i podobnie w Antiochii i innych eparchiach, niechaj to pierwszeństwo zachowane będzie dla tych kościołów (Kanon 6).
Jak widać, jakkolwiek biskupom prowincji przyznano większą władzę nad pozostałymi biskupami, sobór postanowił, że biskup w Aleksandrii ma mieć taki sam autorytet nad Egiptem, Libią i Pentapolisem, jak biskup w Rzymie i w Antiochii. To zaś wskazuje, że Kościołowi w Rzymie nie przyznano powszechnej jurysdykcji. Dodajmy, że nie uczyniono tego również w roku 451, kiedy to sobór w Chalcedonie zadekretował w kanonie 28 zrównanie biskupów Rzymu i Konstantynopola. Przełom w rywalizacji między Rzymem a Konstantynopolem nastąpił dopiero w roku 533, kiedy to cesarz Justynian Wielki (527 565) wydał dekret orzekający, że biskup w Rzymie jest głową całego Kościoła. Punkt kulminacyjny został zaś osiągnięty za papieża Leona IV (847 855), który wykorzystał  Dekrety pseudoizydoriańskie , dające mu wręcz absolutną władzę. W ten sposób papiestwo urosło do szczytu potęgi. Oto co na ten temat pisze Jean Mathieu-Rosay:
 W rzeczywistoÅ›ci owe opatrznoÅ›ciowe Dekretalia« miaÅ‚y tyle samo wspólnego z Izydorem z Sewilli, co sÅ‚awetna Donacja« z Konstantynem. Tyle że tym razem faÅ‚szerze byli zrÄ™czniejsi i przemieszali prawdÄ™  niektóre autentyczne dekrety z VII i VIII stulecia  i znieksztaÅ‚cone, a czasem po prostu sporzÄ…dzone na potrzeby Leona dokumenty, opatrzone datami z IV, V czy VI wieku. Intencja byÅ‚a jasna  chodziÅ‚o o uzasadnienie wyższoÅ›ci wÅ‚adzy duchowej nad doczesnÄ… i wykazanie, że zwierzchność papieża nad caÅ‚ym KoÅ›cioÅ‚em trwaÅ‚a nieprzerwanie od poczÄ…tków chrzeÅ›cijaÅ„stwa. Zanim w XVI wieku stwierdzono faÅ‚szywość Dekretów pseudoizydoriaÅ„skich«, Leon IV, MikoÅ‚aj I, Grzegorz VII i Innocenty III powoÅ‚ywali siÄ™ na nie, dążąc do wÅ‚adzy absolutnej ( Prawdziwe dzieje papieży ).
Idzmy jednak dalej, ponieważ również kolejne twierdzenie Kościoła, że znakiem jego apostolstwa jest nieprzerwana linia papieży od ap. Piotra aż do obecnego papieża, jest nieprawdziwa. Jak już bowiem wykazaliśmy, w świetle pism nowotestamentowych nie może być mowy ani o prymacie Piotra, ani o tym, by był on biskupem Rzymu. Tym samym nie można więc mówić o stolicy Piotrowej ani o jego następcach. Tym bardziej że również sama lista biskupów rzymskich jest bardzo podejrzana. Karlheinz Deschner pisze o tym tak:
 Najstarszy znany wykaz rzymskich biskupów, oficjalna księga papieży, wymienia na pierwszym miejscu Linusa, który jakoby otrzymał władzę episkopalną od Piotra i Pawła. Pózniej na jego miejscu umieszczono Piotra, Linus natomiast spadł na drugą pozycję (...). Historyk Johannes Haller określa ten wykaz biskupów Rzymu jako spis imion ludzi, o których wiadomo nam tylko, że na ogół nie piastowali urzędu, jaki im się przypisuje, to znaczy nie byli biskupami, a więc doszło do fałszerstwa, na którym  zdaniem Hallera  historyk opierać się nie może ( I znowu zapiał kur , t. 1).
Poza tym wiadomo, że również tzw. łańcuch papieży został przerwany, i to w wielu miejscach. Przypomnijmy, że począwszy od Wiktora I (189 199) aż do reformacji, nie brakowało papieży, którzy nawet w świetle katolickiej nauki byli winni herezji (z biblijnego punktu widzenia są nimi wszyscy!). Wielu też z nich dopuściło się symonii i najcięższych zbrodni, zaś wybór wielu innych był co najmniej sporny. Mimo to Kościół zaliczył ich wszystkich, z wyjątkiem trzech, do łańcucha papieży. A oto przykłady.
Wspomniany już Wiktor I najpierw pochwalił montanizm, a pózniej go potępił. Kalikst I (217 222) uważał, że wolno mu grzeszyć, nie tracąc przez to urzędu. Dlatego też Hipolit, jeden z najwybitniejszych pisarzy chrześcijańskich, nazwał go przywódcą rabusiów, obłudnikiem i heretykiem. Liberiusz (352 366) wyznawał arianizm. Damazy I (366 384) siłą wydalił z Rzymu swojego konkurenta Ursyna, czym przyczynił się do krwawych zamieszek, w których zginęło 137 osób. Leon I (440 461) domagał się opieki władzy państwowej w walce z heretykami, namawiał cesarza, aby wydał szereg brutalnych i dyskryminujących praw przeciwko Żydom. Uważał ich za potępionych przez Boga bezbożników, złoczyńców i morderców. Symmachus (498 514) zdobył swój urząd w wyniku przekupstwa dworzan ariańskiego króla Teodoryka. Grzegorz I (590 604) podpisywał własne listy tytułem  Największy ze sług Bożych . Uważał, że  księża powinni strzec się kobiet niczym wrogów . Głosił też, że nieochrzczone niemowlęta w wypadku śmierci skazane są na wieczne potępienie. Honoriusz I (625 638) opowiadał się za potępionym przez sobór chalcedoński (451) monoteletyzmem. Leon II (682 683) potępił stanowisko Honoriusza i uznał go za heretyka. Stefan II (752 757), zagrożony przez Longobardów, zwrócił się o pomoc do Franków. Aby przekonać króla o swych roszczeniach, przedstawił mu sfałszowany przez jego kancelarię akt  Donacji Konstantyna , który czynił go właścicielem znacznej części posiadłości w Italii oraz uzasadniał doczesną władzę papieży jako niebiańskich cesarzy. Dodajmy, że dopiero w XIX wieku Kościół oficjalnie akt ten uznał za fałszywy. Stefan VI (896 897) zainscenizował sąd nad zmarłym Formozusem (891 896)  za naruszenie ustaw kościelnych nakazał porąbać jego zwłoki i wrzucić je do Tybru. Sergiusz III (904 911) zamordował dwóch swoich poprzedników, Leona V i Krzysztofa. Był też kochankiem Marozji i ojcem pózniejszego papieża Jana XI (931 935). Jan X (914 928) był kochankiem Teodory. Jako pierwszy papież zbrojnie uczestniczył w wojnie z Saracenami. O jego poważnych nadużyciach świadczy fakt, że jeszcze na krótko przed wtrąceniem go do więzienia mianował 5-letniego Hugona arcybiskupem w Reims. Jan XII (955 964) zamienił pałac laterański w dom schadzek. Z powodu rozpustnego życia (sodomia, kazirodztwo, gwałty) został wyklęty na synodzie w 963 roku i zamordowany w domu jednej z kochanek. Grzegorz V (996 999) wtrącił oślepionego (z obciętym nosem i uszami) Jana XVI do więzienia i zamorzył go na śmierć. Benedykt IX (1032 1044) wstąpił na tron papieski, mając dwanaście lat. Oskarżony o rozboje i gwałty, sprzedał tiarę i urząd papieski Janowi Gracjanowi, który przewodził Kościołowi jako Grzegorz VI (1045 1046). Grzegorz VII (1073 1085) ogłosił, iż obcowanie duchownych z kobietami należy karać wieczną anatemą. W  Dictatus Papae stwierdził m.in., że papieża nikt nie ma prawa sądzić. A także:  Zgodnie z Pismem św. Kościół rzymski nigdy nie błądził i nigdy nie pobłądzi . Urban II (1088 1099) zwołał pierwszą wyprawę krzyżową do tzw. Ziemi Świętej, przez co dał upust swej żądzy krwi. Wszystkim uczestnikom zapewnił odpust zupełny. Szacuje się, że w ciągu prawie dwustu lat trwających wojen życie mogło stracić około 20 milionów ludzi.
Moglibyśmy tak wymieniać kolejnych papieży, wspomnieć o Wielkiej Schizmie (1379 1417), kiedy to aż trzech papieży rywalizowało ze sobą, o zepsutym do cna Rodrigu Borgii, czyli Aleksandrze VI (1492 1503), który kupił urząd papieski i sam mianował wielu kardynałów za pieniądze, i zatrzymać się dopiero w XX wieku, chociażby na pontyfikacie Piusa XII, który nie potępił hitleryzmu być może dlatego, że jego poprzednik wcześniej zawarł układy (konkordaty) z faszystowskimi rządami Włoch, Hiszpanii i Niemiec.
Jedno jest pewne: historia nie pozostawia wątpliwości, kim w istocie byli biskupi rzymscy i jaka to jest sukcesja apostolska oraz ciągłość władzy papieskiej z ich nieomylnością włącznie, którą Kościół tak się chlubi. Każdy, kto zna historię Kościoła rzymskiego, wie, że zarówno tzw. prymat biskupa Rzymu, jak i samo papiestwo nie mogą mieć nic wspólnego z apostołem Piotrem.

BOLESAAW PARMA

rzecia strona medalu

Sancta klapa!

Gdyby nie żołnierze ściągnięci w ostatniej chwili oraz setki księży i zakonnic, przemawiającego w Sydney papieża oglądałaby w Warszawie na telebimie zaledwie garstka młodzieży.

Sobota, 19 lipca, skwer przy moście Świętokrzyskim tuż nad Wisłą. Imprezę zaplanowano na 18 godzin. Miały być dziesiątki tysięcy młodych ludzi. Rozbawionych, rozmodlonych, wsłuchujących się w słowa papieża. Przyszło niecałe 2 tysiące. I to w szczytowym momencie, na finał imprezy, czyli oglądanie przemawiającego w Sydney Benedykta XVI. Frekwencja skandaliczna. Przynajmniej jak na polskie standardy i wcześniejsze doświadczenia z tego typu imprez. Znaczną część uczestników polskiej wersji Dni Młodzieży stanowili bądz to księża, bądz zakonnice, a nawet żołnierze zaciągnięci do udziału przez Ordynariat Polowy Wojska Polskiego! W pełnym umundurowaniu robili za tłum.
 Sydney w Warszawie miało być w założeniu polską odpowiedzią na Światowe Dni Młodzieży w Australii. Były zakrojone na masową skalę przygotowania, darmowa promocja w niezliczonych tytułach prasowych i elektronicznych, w telewizji, radiu, setki osób rozdających ulotki na ulicach stolicy.
I nawet uliczna masowa katolizacja na kilka dni wcześniej. W miejskich autobusach i tramwajach waliły w oczy plakaty z reklamą:  Daj się porwać. Przyjdz i czuwaj razem z tysiącami młodych z całej Polski w łączności satelitarnej ze Światowymi Dniami Młodzieży w Sydney i Benedyktem XVI .
Główny patronat nad imprezą objęło oczywiście miasto stołeczne Warszawa. Patronat medialny zapewniały kolejne media katolickie, a wsparcie telekomunikacyjne  należąca w części do spółek skarbu państwa sieć Plus GSM.
* * *
W ciągu dnia przewidywano modlitwy, spotkania, warsztaty. Przynajmniej w teorii, bo chętnych na lekarstwo. Reporterzy telewizyjni próbowali podkręcać atmosferę i usprawiedliwiać pusty plac za swoimi plecami. To dopiero początek  mówili przy kolejnych wejściach antenowych. Nieco więcej chętnych dojechało na tzw.  wieczór z Duchem . Arcybiskupi Kazimierz Nycz i Henryk Hoser oraz kardynał Józef Glemp bez powodzenia próbowali rozruszać młodych. Świadectwa znanych ludzi kultury i biznesu, którzy łączą pracę z głęboką wiarą, też nie wciągały. Ale nie cały czas było nudno. My bawiliśmy się wyśmienicie, słuchając śmiertelnie poważnych opowieści jednego z biskupów.  Dziennikarz komunista wszedł kiedyś do kościoła. Zobaczył tam monstrancję. Nagle w jego kierunku wystrzelił biały promień i... dziennikarz się nawrócił! To był Duch Święty  opowiadał ksiądz. Z kolei abp Hoser próbował przekonać, że Duch Święty to jest ktoś taki, kto działa jak GPS, czyli system nawigacji satelitarnej. Tym razem chyba jednak coś się popsuło...
Za punkt kulminacyjny spotkania uznano telekomunikacyjny przekaz z Sydney. Nie wyszło. A ci, którzy przyjechali, wkurzali się, że jedzenie z kuchni polowej i grilla takie drogie. Przyznajemy  5 zł za maleńki kawałek kaszanki lub małą kiełbaskę to lekka przesada.

DANIEL PTASZEK


gAaskanie jeŻa

Co ja teraz zrobiÄ™...

...bez Jacka Kurskiego  wzorca etyki i prawdomówności; bez skrzącego się intelektu i błyskotliwych  filipinek Gosiewskiego; bez serdeczności Brudzińskiego; przyzwoitości Macierewicza; pięknej polszczyzny Nelly Rokity; otwartego, zdublowanego umysłu braci Kaczyńskich, zjawiskowej urody Fotygi oraz wielkoduszności Kempy?

Co ja teraz zrobię, gdy TVN objęty został ich bojkotem? Chyba przełączę się na inne media. Wówczas będę miał okazję oglądać wyżej wymienionych (i ich totumfackich) do woli i w trójnasób. A i owszem. Bo choć to wprost niewiarygodne, ale nadal (grubo ponad pół roku po wygraniu wyborów przez Platformę) niemal 70 proc. opiniotwórczych mediów (biorąc pod uwagę udział w rynku) jest w rękach PiS-u. Niemożliwe? No to policzmy tak zwaną oglądalność: wszystkie programy publicznej telewizji (TVP) to odpowiednio: TVP 1  23 proc., TVP 2  20 proc. i TVP Polonia  5 procent. Pozostałe produkcje  publicznej (np. TVP Regionalna) dają razem ok. 9 proc. Na tym tle TVN (razem) wypada słabiutko  16 procent. Polsat  niemal tyle samo. Innymi słowy, na trzech telewidzów zasiadających przed programami informacyjnymi tylko jeden ogląda w tym czasie TVN lub Polsat, dwóch zaś któryś z kanałów  publicznej . Z tym, że Polsat prawie nie bawi się w politykę (a zwłaszcza taką anty-Kaczyńską) po tym, jak Solorz został  agenturalnie spacyfikowany przez partię braciszków i gdzieś tam na niego jest teczuszka. On to wie i Macierewicz to wie.
Co ciekawe, jeśli nałoży się mapę pokrycia Polski sygnałem TVN na mapę preferencji wyborczych, to obserwujemy rzecz zaskakującą: oto PiS w cuglach wygrywa tam, gdzie telewizji ITI prawie nie ma (Podkarpacie, Nowosądecczyzna), zaś sromotną ponosi klęskę w Polsce centralnej i północnej. Jest jeszcze i taka prawidłowość: tam, gdzie TVN (i TVN 24) jest w kablu (duże i średnie miasta), Kaczory nie mają czego szukać, a gdzie kabla nie ma (wieś i miasteczka), Jaruś i Lesiu mogą zacierać łapki z zadowolenia.
Ale przecież to nie koniec wpływu PiS na medialny rząd dusz. Jest jeszcze papier, czyli gazety. Po stronie Kaczorów jest państwowa  Rzeczpospolita (jakimś Tuskowym cudem), zawsze koniunkturalne  Wprost ,  Gazeta Polska i  Nasz Dziennik . No i gigantyczny  Fakt , gotowy bronić PiS-u jak niepodległości (czyjej, kurczę, niepodległości?). Jeśli do tego panoptikum dodamy Radio Maryja, Telewizję Trwam, Telewizję Puls, wszystkie rozgłośnie i gazety diecezjalne i parafialne, gazety i radio publiczne, to  jak policzyli socjologowie  siedmiu na dziesięciu Polaków słucha, czyta i ogląda pro-PiS-owskie media.
Bojkotując TVN, PiS samo sobie strzela w stopę  zawyrokowali medioznawcy. Moim zdaniem, nie mają racji, bo to przemyślana (wiem, że w przypadku Kaczyńskich to ryzykowna teza) decyzja. Kanały ITI programowo nie lubiły antyinteligenckiego PiS-u, a gdyby nagle jakimś cudem polubiły, to raz-dwa straciłyby widzów. A więc nie polubią. Po co więc (kombinował Suski, pomysłodawca bojkotu) walczyć z wiatrakami, skoro lepiej raz na zawsze ustalić porządek, czyli granice podziału na MY i ONI. MY będziemy atakować i mówić o antypolskich mediach, a ONI muszą się bronić, i to bez okazji ośmieszania nas w swoich programach. W ten sposób mecz ten wygramy 7:3, a może teraz jeszcze wyżej, bo Olejnik już więcej nie zrobi z Nelly idiotki, Morozowski z Kurskiego oszołoma, a Sianecki z Brudzińskiego chama i z Kempy furii nienawiści. Przyznacie Państwo, że w tym szaleństwie jest metoda.
* * *
Jest poniedziałek. Pogrzeb profesora Bronisława Geremka. Na stopniach kościoła stoi grupka słuchaczy Radia Maryja. Trzymają wielki transparent. Napis na nim brzmi:  Dzięki Ci, Boże, że go od nas już zabrałeś! .
Są takie chwile, gdy człowiek staje niemy wobec potęgi nienawiści. Tego już nawet nie da się skomentować. I nie trzeba! Trzeba pozostawić tych ludzi samym sobie. Tam gdzie ich miejsce. W kałuży własnych wymiocin.

MAREK SZENBORN

racjonaliści

Okienko z wierszem

Pogrzeb Bronisława Geremka. Smutna ceremonia, podczas której Adam Michnik powiedział:  Umrzeć  tego nie robi się przyjaciołom .  To jakaś dziwna wypowiedz, o co mu chodziło?  zastanawiali się  wszechstronnie wykształceni dziennikarze (TVP). A on po prostu zacytował jeden z najwybitniejszych wierszy Wisławy Szymborskiej. O śmierci, o przemijaniu. Nie w aspekcie absolutu, tylko... kota. Według specjalistów, to ten tekst  genialnie przetłumaczony na szwedzki  zadecydował o Noblu.

Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć  tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

CoÅ› siÄ™ tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
CoÅ› siÄ™ tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknÄ…Å‚
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.

I żadnych skoków pisków na początek.

racjonaliści

Bardzo Nisko

Cud w podkarpackim Nisku! Rządzący  talibowie , jak mówią tu o koalicji PiS-LPR, znalezli lek na upadek zakładów pracy, nędzę setek rodzin, niedożywione dzieci, fatalne drogi, brak kanalizacji, exodus młodzieży. Ów lek to... pomnik Chrystusa Króla.

Pomysł prosty jak drut i choć miejsc pracy ani chleba nie przysporzy, to  jak mówi radny Krzysztof Czubat, taki lokalny Giertych  da strawę duchową ( Będzie skłaniać do modlitwy wierzących i nawracać niewierzących ).
Genialny koncept narodził się w sanktuarium św. Józefa, u władcy Niska  ks. dziekana Mariana Balickiego  który wziął na dywanik szefów rad i radnych powiatu, miasta i gminy oraz aktyw  wspólnoty dla intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa . Uznano, że skoro już w 1907 r.  Nisko zostało oddane i zawierzone na wieczność Boskiemu Sercu Jezusa przez ręce Niepokalanej Dziewicy Maryi , to teraz powiat i miasto powinny  uwzględnić budowę figury Chrystusa Króla w budżecie i hojnie finansowo ją wspierać . Tym bardziej że taki pokropek uświetni 80-lecie parafii św. Józefa, jednej z ledwie pięciu w 15-tysięcznym mieście.
Niedawno 6 radnych opozycji zażądało uchylenia ubiegłorocznej uchwały, która zezwala na pomnik w centrum miasta. Odszczepieńcy uważają, że niezbędne są konsultacje społeczne, bo rada osiedla nr 2, na którym to dzieło ma stanąć, jest przeciwna tej lokalizacji, podobnie jak aż 125 ze 129 uczestników ankiety. Na nic też zdał się argument, że jeden Chrystus Król w Nisku już stoi.  Taliban wygrał głosowanie 10:9 i pomnik za 80 tysięcy zajmie skwerek na placu Wolności.
Komitet budowy już uśmiecha się do kasy samorządowców, ale starosta niżański... odmówił, a burmistrz miasta ostrzega, że dofinansowanie Chrystusa byłoby możliwe tylko kosztem jakiejś innej inwestycji (co jest oczywiste).
Niebywałą odwagą popisała się pani wiceburmistrz Teresa Sułkowska, która uważa, że pomnik powinien stanąć nie w centrum miasta, tylko przy sanktuarium św. Józefa.
 Niech Balicki postawi sobie i trzy takie pomniki, ale za swoją kasę i składki ludzi, którzy go wspierają, w tym 10 radnych włażących mu do d... bez mydła  mówią mieszkańcy.

JANUSZ ADAMSKI

katedra profesor joanny s.

Historia boju

Dyskusja o radykalnym ograniczeniu dopuszczalności przerywania ciąży zaczęła się z początkiem transformacji. Przeplatana takimi tematami jak koronowanie i złocenie pazurów orła, zmiany patronów ulic i placów, burzenie niesłusznych pomników i stawianie słusznych. Może dlatego do dziś jest traktowana jako temat zastępczy.

W 1993 roku zwyciężyli wprawdzie zwolennicy zakazu, ale nie przeforsowali absolutnego. Ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży okrzyknięto kompromisem, którym wcale nie była. Ponad głowami kobiet zawarto ciche porozumienie ograniczające ich prawa. Nie tylko do aborcji. Także do badań prenatalnych i leczenia. Próba liberalizacji przepisów nie powiodła się. Trybunał Konstytucyjny uznał, że przyznane w 1996 roku prawo do usunięcia ciąży z powodu trudnej sytuacji życiowej kobiety jest sprzeczne z ustawą zasadniczą. Aby już nigdy nie dopuścić do zmian, Kościół rozpoczął kampanię mającą na celu zmianę sposobu myślenia. Zaczęto od języka. Zgodnie z Orwellowską zasadą prania mózgu, systematycznie eliminowano słowa neutralne (aborcja, przerywanie ciąży). W ich miejsce wprowadzano zawierające duży ładunek negatywnych emocji (zabicie dziecka poczętego, a wreszcie zabicie dziecka lub niewinnego dziecka). Zachęcano do duchowej adopcji każdego poczętego życia. Zwłaszcza zagrożonego potencjalną aborcją. Dziećmi urodzonymi i ich matkami nikt się specjalnie nie przejmował. W tym akurat środowisku panuje przekonanie, że  jak Bóg dał dzieci, da i na dzieci .
Antyaborcyjna psychoza działaczy ruchów pro life rozprzestrzeniała się. Patronowali jej katoliccy duchowni. Sprzeciw budziły nawet przypadki dopuszczone przez prawo. Tłumaczenia ocierały się o absurd. Nie wolno karać dziecka śmiercią tylko dlatego, że jego ojciec jest gwałcicielem. Nawet jeśli zagrożone jest życie matki, należy je zaryzykować, gdyż życie świadome powinno się poświęcać dla nieświadomego. W takim klimacie w 2007 roku katoprawicowi posłowie postanowili wpisać do Konstytucji RP  ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci . Miał to być wstęp do absolutnego zakazu przerywania ciąży. Fiasko projektu tylko wzmogło agresję. Ofiarami nagonki stały się kobiety, które  zgodnie z prawem  postanowiły usunąć ciążę i miały odwagę się do tego przyznać, a kiedy im odmówiono, wystąpiły na drogę sądową. Są obrażane, wyśmiewane, poniżane, straszone. Najtrudniejsze do zniesienia są dla prolifowców przyznane odszkodowania i zadośćuczynienia. Nazwano je  pieniędzmi za to, że nie pozwolono matce zabić swojego dziecka .
Ponieważ nie udaje się próba ustanowienia moratorium na przerywanie ciąży (bo skoro jest na wykonywanie kary śmierci...), coraz głośniej mówi się o ekskomunice dla tych, którzy ją wykonują. Nieważne, że zgodnie z prawem. Wszak to tylko prawo ludzkie. Musi ustąpić boskiemu. Bój trwa.

JOANNA SENYSZYN
www.senyszyn.blog.onet.pl

wakacje z duchami (13)

Nawiedzony dom i złowróżbne malowidła

Znane są duchy niewiast pięknych i mężczyzn rosłych po zamkach polskich się tułające. Ale widma ludzkie, jak się okazuje, i mniejszymi budowlami nie gardzą...

Może się Nowy Sącz poszczycić parkiem etnograficznym, ogromem swym i bogactwem inne w Polszcze po stokroć przewyższającym. Znalezć tedy można, wśród stoków lasem gęsto porośniętych, zagrodę łemkowską, w połowie stulecia ubiegłego zbudowaną, w całości z Wierchomli Wielkiej koło Piwnicznej przeniesioną. Do obejścia rzeczonego sława miejsca nawiedzonego od lat przylgnęła. A to za sprawą pana tej zagrody, który lata temu całe, w sposób makabryczny, żyły sobie podcinając, żywota się pozbawił. Od czasu owego słychać w chacie było trzaski i stukoty przerazliwe, ciszę nocną na wskroś przeszywające. Tedy to budowlę rozebrano i w Nowym Sączu, dbając o szczegóły, na nowo postawiono. Kiedy tylko w izbach znowu wszystko stanęło na miejscu swoim, chatę na klucz pieczołowicie zamknięto. Lecz kiedy po dniach kilku etnografowie dzwierza odemknęli, oczom ich zaskoczonym widok mebli odsuniętych od ścian i przedmiotów po podłodze porozrzucanych się ukazał.
W jakiś czas potem stróż nocny, co mu obejścia należycie pilnować nakazano, na kamiennych schodach do chaty prowadzących ciemny kształt skulony, z twarzą w rękach ukrytą obaczył. Podszedłszy bliżej, łkanie cichutkie usłyszał, po czem zjawa bezszelestnie zniknęła...
Także dworek szlachecki z modrzewia, w wieku XVII stawiony, z Rdzawy koło Bochni do Nowego Sącza przeniesiony, tajemniczą legendą niejednego zaciekawić może. W początkach swych posiadłość w rękach kanoników regularnych pozostawała, a komnata największa za kaplicę im służyć raczyła. Ściany pokoju zdobiły tedy freski w stylu baroku póznego, sceny z Nowego Testamentu i żywotów świętych przedstawiające... Lecz kiedy za czasów cesarza Józefa II zakon rozwiązano, przeszła posiadłość w ręce świeckie, kaplica salonem się stała, a malowidła pod grubą warstwą tynku zniknęły.
Po latach z górą stu, w czasie remontu dworu, fragmenty fresków rzeczonych światło dzienne ujrzały, spod nawarstwień kolejnych malowań wyjrzawszy, ówczesną właścicielkę Rdzawy zachwycając. Chcąc tedy całość zobaczyć, nakazała niewiasta tynk freski zasłaniający ze ścian delikatnie usunąć. Znaleziono natenczas deszczułkę w załamaniu muru ukrytą, a na niej napis złowieszczy, że kto malowideł dotknie, na tego nieszczęście ogromne w czasie niedługim spadnie... W kilka dni pózniej właścicielkę dworku śmierć tajemnicza na wieki z tego świata zabrała...

PAR







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 6 Fakty i mity w diagnozie
kandydoza przewodu pokarmowego fakty i mity
Dz U 2008 nr 215 poz 1366
Dz U 2008 nr 210 poz 1321 Tekst ogłoszony
Fakty i mity o astmie
fakty i mity 4
odchudzanie fakty i mity
Fakty i mity na temat paralotni z profilem samostatecznym

więcej podobnych podstron