Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
Tango z motylem
1
Regina Dachówna
Tango
z motylem
3
Dyrektor, redaktor naczelny
Wojciech Głuch
Redakcja
Daria Demidowicz-Domanasiewicz, Krzysztof USciński
Korekta
Stanisława Trela
Projekt okładki
Beata Zdęba
Projekt typograficzny
Maciej Szłapka
Łamanie i przygotowanie do druku
Pracownia Składu Komputerowego TYPO-GRAF
Wydanie pierwsze
2003 by Wydawnictwo EUROPA
Wszystkie prawa zastrzeżone, szczególnie prawo do przedruku
i tłumaczeń na inne języki. Żadna z częSci tej książki nie może być
publikowana bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawnictwa. Dotyczy to
również sporządzania fotokopii, mikrofilmów oraz przenoszenia danych
do systemów komputerowych.
ISBN 83-88962-28-0
Wydawnictwo EUROPA
50-011 Wrocław, ul. KoSciuszki 35
tel. (071) 346 30 10, faks (071) 346 30 15
e-mail: europa@wydawnictwo-europa.pl www.wydawnictwo-europa.pl
Druk i oprawa
Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA, Kraków
* * *
Ta książka nie powstałaby nigdy, gdyby na mojej drodze życia nie
pojawili się ludzie, którzy w najtrudniejszych chwilach podali mi rę-
kę i byli dla mnie oparciem.
Dzięki ojcowskiej opiece, jaką otoczył mnie prof. dr hab. nauk
medycznych Michał Krauss, mogłam pogodzić studia z leczeniem
w Szpitalu Chirurgii Plastycznej.
Dzięki wysiłkom prof. dr. hab. nauk medycznych Kazimierza
Kobusa, mogłam pewniej wkroczyć w Swiat złudnie nazywany eli-
tarnym.
Dzięki pielęgniarkom, salowym i innym osobom zatrudnionym
w szpitalu, które stwarzały serdeczną, rodzinną atmosferę, częste po-
wroty na kolejne zabiegi nie napawały mnie lękiem czy grozą.
W czasie leczenia poznałam wiele kobiet i dziewcząt, wielu męż-
czyzn i chłopców. Z ich zwierzeń w bezsenne noce, z ich opowieSci
w słoneczne, radosne dni zrodziły się powieSciowe postaci, których
portrety stworzyłam z elementów kilku różnych życiorysów. Każdy
spoSród rzeszy pacjentów tego szpitala może odnalexć siebie w boha-
terach powieSci.
Ta powieSć istnieje dzięki Wam.
Tango z motylem jest więc o Was, dla Was, dla Waszych bliskich,
dla znajomych i nieznajomych, którzy staną się znajomymi.
Dziękuję Wam za to, że byliScie i jesteScie ze mną, że towarzyszy-
cie mi w życiu, pozostając w pamięci i we wspomnieniach.
ROZDZIAA I. Inaczej
Mam mieć oczy szeroko otwarte, słuch wyostrzony, wyczulony na
każde słowo, na każdy dxwięk. Mam zapamiętać zapach bloku ope-
racyjnego, który przecież doskonale znam. Żeby wszystko dokładnie
zarejestrować w pamięci jak na taSmie filmowej, ani wczoraj wieczo-
rem, ani dziS rano nie zażyłam luminalu.
A mimo to spałam znakomicie.
Młodziutka pielęgniarka nie może wyjSć z podziwu.
Bez tabletek? I nic a nic się pani nie denerwuje? Pierwszy raz
widzę taką pacjentkę.
Na blok operacyjny wchodzę bez lęku. Gdy proszą, bym się poło-
żyła na wózku, bo za chwilę Ewa wstrzyknie mi lek uspokajający
i rozluxniający mięSnie, nie dygoczę ze strachu jak kiedyS.
Wręcz przeciwnie. Ogarnia mnie niezwykły spokój.
Mam wrażenie, że sala operacyjna, cały blok operacyjny, niebie-
ski, sterylny od podłogi po sufit, wypełnia niewidzialna bania na-
dmuchana spokojem.
Po zastrzyku jest mi cudownie lekko i błogo. Mogłabym tak leżeć
bez końca. Nie martwię się o efekt zabiegu. Czeka mnie zaledwie
kilka zygzakowatych cięć, kilkadziesiąt szwów na brodzie i policzku.
Niczego nie ryzykuję.
Takie drobiazgi nie grożą przecież komplikacjami. A właSnie
komplikacji, nie bólu, bałam się zawsze najbardziej.
Spokojna jestem z kilku powodów.
Mam czas, nigdzie się nie spieszę.
Nikt niczego ode mnie nie chce.
Nie dzwonią telefony.
Nie muszę pędzić na kolejną konferencję prasową, gdzie politycy
udają, że wiedzą, jak na nowo urządzić Swiat. Z konferencji trzeba
w poSpiechu pisać relację, Scigać się z czasem, bo redakcja nie pocze-
ka, drukarnia nie poczeka, koledzy nie poczekają.
Pracuję w dzienniku, jestem dziennikarką.
DziS jednak, spokojna i wyciszona, leżę wygodnie, komfortowo
na bloku operacyjnym. Chyba trzydziesty raz z rzędu.
Przy wózku, ze strzykawką w ręku, stoi pogodna i uSmiechnięta
Ewa. Jedno ukłucie, w głowie zaczyna się wielkie kołowanie. Okno
z lewej strony w Scianie jakby ożyło, niespokojnie podskakuje,
6
przewraca się... Ręce, nogi, całe ciało wpółomdlałe, bezwładne.
Dobrze znam i tę salę, i ten stół operacyjny, i wózek, na którym
leży się w otępieniu tuż przed zabiegiem.
Pielęgniarki pomagają przejSć z wózka na stół.
Tym razem jestem tu z własnej woli i chęci. Dla rzetelnoSci opi-
su poddaję się zabiegowi chirurgii plastycznej. KiedyS operacje by-
ły konieczne. Ta wygląda na kaprys. Ale w rzeczywistoSci nim nie
jest. To kontynuacja leczenia, które rozpoczęłam w dzieciństwie.
Co będziesz sobie teraz operować? pyta Sonia.
Ewę i Sonię, pielęgniarki z bloku operacyjnego, znam wiele lat.
Ich obecnoSć zawsze budowała we mnie poczucie bezpieczeństwa.
Tym razem nic poważnego. Zwykłe, proste wycięcie blizn.
Przesuń się trochę wyżej... Głowa musi być dobrze oSwietlo-
na. Która strona będzie operowana?
Chyba obie.
No to trzeba umyć całą twarz.
Na tym stole w tej sali ostatni raz leżałam kilkanaScie lat temu.
Wtedy znałam wszystkich lekarzy, wszystkie pielęgniarki. DziS
otaczają mnie nowe twarze. Ale te nowe pielęgniarki są równie cie-
płe i uczynne, jak tamte sprzed lat.
Przykryjemy panią, dobrze? Proszę zamknąć powieki. I pro-
szę się nie bać. To tylko tampon z wodą. I tampon z benzyną.
I tampon ze spirytusem...
Nie cierpię zapachu benzyny, spirytusu, eteru, ale teraz, pod-
czas mycia, muszę to znieSć.
Oczy już zamknięte, przysłonięte sterylną serwetą. Cała jestem
przykryta sterylnym przeScieradłem.
Słyszę kroki i szelest lekarskiego fartucha.
Profesor jest przy mnie.
Symulantka mówi z udawaną przyganą.
Specjalnym pisakiem zaznacza linie cięć.
Ukłucie jedno, drugie, trzecie... To znieczulenie.
Drętwieją usta, policzek, broda.
Proszę nóż...
Na szyi czuję ciepło od strużki krwi.
Pułapka
Przez okno sali operacyjnej widać błękit nieba i góry pokryte la-
sem. Na dworze czerwcowy upał.
7
Gdy odwiedziłam profesora zimą, nie przypuszczałam, że zdecydu-
ję się na zabieg i kolejny raz wyląduję na stole operacyjnym.
Profesor także tego nie przewidział.
Był póxny wieczór.
RozmawialiSmy nie w szpitalu, lecz w jego nowym i obszernym
domu, w salonie, gdzie kręcił się duży pies. Profesorowa odbierała
telefony, które nie milkną do północy. Ludzie po wypadkach szu-
kają ratunku.
CzęSciej niż mężczyxni ratunku szukają tu kobiety w depresjach.
Mąż, kochanek, przyjaciel odchodzi. Znalazł młodszą, ze Swie-
żą urodą. Trzeba go zatrzymać.
To może się udać, gdy skrócimy nos, który nie wiadomo dlacze-
go wydłużył się, bo przecież dwadzieScia lat temu był znacznie krót-
szy. To uda się na pewno, gdy usuniemy zmarszczki wokół oczu
i ust, podniesiemy policzki oraz zlikwidujemy niepotrzebny, obwi-
sły fałd pod brodą.
Mężczyxni po wypadkach, kobiety w depresjach odnajdują pry-
watny adres i numer telefonu profesora.
Telefon dzwoni w porze, gdy uzdrowisko szykuje się do snu.
I pacjenci szpitala chirurgii plastycznej w Polanicy Zdroju także.
DoroSli z twarzami bez nosów, bez żuchw po amputacjach,
bez uszu, które spłonęły, stopiły się w ogniu nie mogą zasnąć.
ObmySlają sposoby na życie w nowej, niespodziewanej dla sie-
bie, sytuacji.
Przewracają się niespokojnie z boku na bok zanurzeni we wła-
sne mySli.
Dzieci z rozszczepami warg i podniebienia, ze spłaszczonymi
nosami, z przesuniętymi na boki oczodołami, zniekształconymi
czaszkami, z dłońmi bez paluszków, które nie wiadomo dlaczego
nie wykształciły się, nie urosły, są spokojne.
Już Spią.
USmiechają się przez sen nieSwiadome bólu fizycznego i psy-
chicznego, który czeka je po operacji, a potem w życiu.
Oddział dziecięcy w ostatnich latach został rozbudowany, po-
większony. Wchłonął oddział męski i zajmuje całe skrzydło pierw-
szego piętra.
Teraz oddział męski przemieszany z żeńskim, jest przeniesiony
na drugie piętro. W jednej sali kobiety, w drugiej obok, za Scianą,
8 mężczyxni. Takie sąsiedztwo kiedyS nie byłoby możliwe.
Przed wielu laty, gdy jako dziecko trafiłam do szpitala, maluchy
zajmowały jedną dużą salę podzieloną na trzy mniejsze przeszklo-
nymi Scianami. Zabudowana, oszklona weranda służyła nam za
jadalnię i bawialnię. Oddział dziecięcy był wydzielony z oddziału
męskiego.
Moje łóżko stało pod Scianą w sali dla starszaków obok umy-
walki i kranu z wodą.
Profesor był wówczas dopiero studentem medycyny. Spotkali-
Smy się w tym szpitalu dziesięć lat póxniej. Ja, u progu studiów,
i on, młody chirurg po specjalizacji, ale jeszcze przed doktoratem.
Przez przypadek zostałam jego pacjentką.
Trudną.
Niepokorną.
Zbuntowaną.
Kilka dni po nieudanym zabiegu wpadałam z wrzaskiem do je-
go gabinetu, krzycząc od drzwi: Gdy ja miałam kontakty z chi-
rurgią plastyczną, pan biegał w krótkich majtkach! Proszę więc
słuchać, co mówię!
Nie protestował.
Milczał, przeczekując awanturę.
Tak reagowałam na komplikacje i niepowodzenia.
Szloch, łzy i krzyk.
Rozpacz nie trwała jednak dłużej niż dwa dni.
Przecież w takim stanie nie wypuszczą mnie ze szpitala. Z dziu-
rą, z otwartą raną w Srodku policzka? CoS muszą zrobić, coS wy-
mySlić, coS postanowić.
Szukałam argumentów i kojących mySli, które dodawały mi
otuchy, nie pozwalały zapaSć się w beznadziejną, depresyjną
otchłań.
Młody chirurg sprzed lat jest dziS profesorem o międzynarodo-
wej sławie. Kieruje szpitalem.
Zajęty ponad miarę.
Osaczony pacjentami, ich nieszczęSciami, łzami, rozpaczami,
po wyjSciu z bloku operacyjnego, po wielogodzinnych zabiegach
stara się znalexć czas na czytanie. Rledzi osiągnięcia i postępy ko-
legów na Swiecie.
W szpitalnym gabinecie stos literatury w kilku językach.
Najwięcej w angielskim.
W domu stos literatury. 9
Na szerokiej, wygodnej kanapie w salonie leży wpółotwarta
książka na stronie z angielskim opisem kolorowego zdjęcia. Na
zdjęciu zaznaczony mięsień pod łopatką. Strzałki pokazują, jak
można go przesunąć, przenieSć w miejsce amputowanej piersi.
Pod ten mięsień, uszypułowany powie profesor kobietom
wszywa się protezy.
Sonia wyjaSni mi potem, że mięsień jest potrzebny po to, by, uj-
mując rzecz w ogromnym uproszczeniu, proteza nie przesuwała
się pod skórą.
Protezę trzeba jakoS umocować, bo by zleciała, zsunęła się aż
do pasa mówi Sonia.
A kobieta, której amputują pierS z powodu raka, ma wycięte
wszystko. I mięsień, i gruczoły, i tkankę tłuszczową, i węzły
chłonne pod pachą.
O szczegóły zapytaj profesora radzi.
Profesor wymySla własne metody, własne techniki operowania
i leczenia. Z metalowych prętów, wkrętów, rozpórek konstruuje apa-
raty, którymi rozciąga, wydłuża pacjentom koSci czaszki i twarzy.
Ale dobrze jest poczytać, dowiedzieć się, jak to robią koledzy
w USA czy we Francji. Jeszcze lepiej pojechać tam i zobaczyć
wszystko na własne oczy. Podczas takich wyjazdów, szczególnie
przy dłuższych pobytach, profesor zwykle trafia na podobnych so-
bie chirurgów.
A jest ich w Swiecie niewielu.
Zaledwie kilkudziesięciu.
I zaprzyjaxnia się.
Potem ci chirurdzy długo szukają na mapie kraju o nazwie Pol-
ska i punkciku z napisem Polanica Zdrój .
Lecą samolotem do Warszawy, pociągiem jadą do uzdrowiska.
Tak właSnie zrobił Meksykanin F. Ortiz-Monasterio, jeden
z nielicznych chirurgów plastyków na Swiecie, którzy tak jak
profesor rozciągają koSci twarzy i czaszki. Pierwszym był Ame-
rykanin Joseph McCarthy. W lutym 1992 roku opublikował wyni-
ki takiego zabiegu. Profesor w Polanicy poszedł jego Sladem kilka
miesięcy póxniej. Ale rozwinął i udoskonalił metodę Ameryka-
nina.
Niedawno Polanicy Zdroju uporczywie szukali na mapie chirur-
dzy plastycy z dwudziestu trzech krajów Swiata. Tu wyznaczyli so-
10 bie miejsce kongresu. Lecieli kilkanaScie godzin, jak ci z Ameryki,
kilka godzin, jak ci z Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy, by
sprawdzić legendę o małym, lecz niezwykłym polskim szpitalu,
która krąży po Europie, a w ostatnich latach także po USA i po Au-
stralii.
Przywiexli wiedzę, doSwiadczenie oraz najnowoczeSniejsze
wkładki protezy do powiększania piersi.
Jadwisia, pielęgniarka z bloku operacyjnego, od razu położyła
się na stole.
Niech pokażą, co potrafią.
Martwiły ją małe piersi, które po urodzenia dziecka skurczyły
się, prawie całkiem zanikły. Rlad międzynarodowego kongresu chi-
rurgów plastyków w Polanicy Zdroju jest teraz trwały, widoczny.
Ma kształt Slicznych, jędrnych, dziewczęcych piersi Jadwisi.
Profesor pisze referaty naukowe, recenzuje podręczniki medycz-
ne, okazjonalnie ma wykłady w oSrodkach Swiatowych, a regular-
nie na akademii medycznej, do której trzeba dojechać kilkadzie-
siąt kilometrów.
Pokonanie odległoSci nie jest problemem, ale na dojazd trzeba
poSwięcić czas, którego profesorowi ciągle brakuje.
Przed laty, kiedy jeszcze nie miał tytułów naukowych, wybrał
się z zaprzyjaxnionym uzdrowiskowym internistą na wypoczynek
do Zakopanego. Internista wrócił rozgoryczony i zawiedziony.
Opowiadał, że profesor obłożył się książkami, w ogóle chyba nie
widział gór. Naukę przerywał jedynie dla zrobienia kilkudziesięciu
pompek na Swieżym powietrzu.
Profesora znam od trzydziestu lat.
Profesorową krócej.
Oboje wpisali się w mój życiorys, co profesorowa uSwiadomiła
sobie kilkanaScie lat temu. Gdy zbierałam materiał do reportażu,
poprosiła o interwencję:
Niech pani przemówi mężowi do rozsądku. Zajmujemy mie-
szkanie córki. PowinniSmy rozpocząć budowę własnego domu,
a mąż ciągle nie ma ani czasu, ani głowy do takich przedsięwzięć.
Profesora rzeczywiScie bez reszty zajmowało wówczas modelo-
wanie czaszek oraz przeszczepy koSci i płatów, czyli skóry wraz
z mięSniem, Scięgnem, naczyniami nerwowymi i krwionoSnymi.
Rozwijał w Polsce mikrochirurgię, wprowadzał nowe techniki
operacji twarzy i czaszki.
Rcigał się z kolegami na Swiecie. 11
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
e-booki .
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
1954 10 11 Ad Caeli ReginamKonstrukcja więźby dachowej nawy głównej kościoła ss wizytek w Warszawie, cz 2Motyle dekoracja opis wykonaniaJalousie tango instrumentalne d81,nr805Pokrycia dachow1Łączenie drewna w kratownicach dachowych płytkami perforowanymi czy sklejkąLSSE063?ata Vergine Maria Regina 3Systemy odwadniania dachów1352 To tylko tango MaanamTradycyjne & Biesiadne Obozowe tangowięcej podobnych podstron