Anne McCaffrey
Jeźdźcy Smoków
. 3 .
Chwała tym, co dbają o smoki
Myślą i czynem, słowem i względem.
Światy albo giną, albo są chronione.
Dzielne smoki obronią przed niebezpieczeństwem.
Jeźdźcy na smokach, żyjcie w umiarze.
Zachłanność niesie tylko strapienie;
Pomyślność tkwi w starożytnych prawach,
Szczęście z wami, smoczy ludzie.
F'lar był rozbawiony, ale jednocześnie i
trochę zasmucony. To był już czwarty dzień pobytu u Faxa. Potrafił jeszcze
zapanować nad sobą i w ryzach utrzymać skrzydło, by zapobiec niekontrolowanemu
wybuchowi agresji jeźdźców.
Wreszcie jest pretekst - rozmyślał F'lar, gdy Mnementh
powoli szybował w kierunku Przełęczy Piersi, która wiodła ku Ruatha - by
porzucić Dalekie Rubieże. Prowokujące zachowanie Faxa mogłoby przynieść sukces w
wypadku S'lana lub D'nola, którzy byli zbyt młodzi, by posiąść cnotę
cierpliwości i rozwagi. Natomiast S'lel, gdy tylko pojawiał się jakiś problem,
szukał samotności. Było to równie niebezpieczne dla Weyr jak bezsensowna walka.
Powinien już wcześniej zdać sobie sprawę z przyczyn upadku
Weyr. Tkwiły one bowiem w nim samym. Niewątpliwie był to rezultat nieudolnych
rządów królowych. Podupadaniu Weyr był również winien R'gul, który nie chciał
naprzykrzać się lordom. A w samym Weyr kładziono zbyt wielki nacisk na treningi,
na doskonalenie umiejętności jeździeckich, które stały się celami samymi w
sobie.
Lordowie nie bez powodu zaprzestali nagle dostarczania
tradycyjnej dziesięciny. Musiało to przebiegać stopniowo i co więcej,
przyzwolenie na to pochodziło z samego Weyr. Doszło nawet do tego, że zaczęto
powątpiewać w potrzebę jego istnienia. Byle jaki parweniusz chciał dorównywać
jeźdźcom. Zarzucono najprostsze środki obrony Pernu przed Nićmi.
Gdyby tylko Weyr był w stanie utrzymać swoją dawną
dominację, Fax na pewno nic mógłby przeprowadzić swej grabieżczej polityki.
Każda posiadłość winna mieć jednego lorda, który broniłby doliny i ludu przed
Nićmi. Jedna posiadłość - jeden lord, a nie jeden lord panujący nad siedmioma
posiadłościami. Kłóci się to ze starożytnymi prawami, a ponadto jest to
niebezpieczne. W jaki bowiem sposób jeden człowiek jest w stanie dobrze ochronić
przed zagrożeniem siedem dolin równocześnie? Człowiek - za wyjątkiem jeźdźca na
smoku - jest w stanie w danym momencie być tylko w jednym miejscu. I gdyby nawet
dosiadał smoka, to i tak potrzebowałby wielu godzin, by przebyć trasę między
jedną a drugą posiadłością. Żaden z dawnych władców Weyr nie pozwoliłby lordom
na tak skandaliczne lekceważenie starożytnych praw.
F'lar ujrzał ślady po ogniu wzdłuż nieużytków leżących na
szczytach przełęczy. Mnementh posłusznie zmienił tor lotu, by jeździec mógł
lepiej im się przyjrzeć. Rozkazał, aby połowa skrzydła utworzyła szyk bojowy.
Nierówny teren był doskonałym poligonem dla ćwiczebnego lotu. Wydał jeźdźcom
rozkaz, by potraktowali lot jako treningowy. Powinno to uprzytomnić zarówno
Fanowi, jak i jego żołnierzom, jakie przerażające umiejętności posiada smoczy
ród. Zwykły lud Pernu dawno o tym zapomniał, choć kiedyś z pamięci recytował
opisy bitew z Nićmi.
Płonąca fosfina wydzielana przez smoki była świetnym
ukoronowaniem lotu. R'gul daremnie mógłby dowodzić bezużyteczności ćwiczeń przy
użyciu smoczego kamienia, którego kawałki wzięli ze sobą jeźdźcy, mógłby też
przywoływać przykłady rozmaitych wypadków takich jak ten, który spowodował
wygnanie Lytola. Każdy jeździec ze skrzydła F'lara musiał użyć smoczego kamienia
w trakcie ćwiczeń, albo opuścić szeregi. I jak dotąd nikt nie sprawił mu zawodu.
Opary fosfiny działały jak narkotyk: rozweselały i dawały
poczucie siły. Człowiek panujący nad potęgą i majestatem smoka! Żadne inne
ludzkie doświadczenie nie dorównywało temu. Od momentu Pierwszego Naznaczenia
jeźdźcy tworzyli już na zawsze oddzielną kastę. Lot na walczącym smoku - czy to
błękitnym, zielonym, brunatnym czy spiżowym - wart był ogromnego ryzyka.
Pozwalał choć na chwilę porzucić problemy życia codziennego.
Mnementh zapikował w dół, by przemknąć przez wąską
rozpadlinę w przełęczy, która prowadziła z Crom do Ruatha. W momencie kiedy
przekraczali granicę pomiędzy posiadłościami, różnica między nimi była aż nadto
widoczna.
F'lar był wręcz zaszokowany. Po dokonanej inspekcji
czterech ostatnich posiadłości był pewien, że cel Poszukiwań musi leżeć właśnie
tu.
Niska brunetka, której ojciec był garderobianym w Nabol,
mogła być wprawdzie celem Poszukiwań, ale... również wysoka i smukła, o
ogromnych oczach, córka zwykłego strażnika w Crom była niczego sobie. Gdyby na
miejscu F'lara znajdował się S'nol, K'net czy D'nol, to dokonaliby już wyboru,
biorąc je jako partnerki dla smoka, choć najprawdopodobniej żadna z nich nie
zostałaby władczynią Weyr.
Od samego początku Poszukiwań utwierdzał się w przekonaniu,
że prawdziwy ich cel leży na południu. Obecnie, gdy przyglądał się ruinie, jaką
była Ruatha, jego nadzieje prysły. Poniżej ujrzał podążającą w szyku chorągiew
Faxa.
Rozczarowany bezowocnym lotem, nakazał Mnementhowi lądować.
Czy dobrze postąpił zarządzając poszukiwania w pozostałych posiadłościach lorda
Faxa?
- Już na pierwszy rzut oka widać, dlaczego włości Dalekich
Rubieży cieszą się takimi względami Faxa - udzielił sobie odpowiedzi F'lar.
Mnementh gwałtownie ryknął i jeździec musiał ostro przywołać go do porządku.
Spiżowy smok wyraził swą niechęć, graniczącą wręcz z nienawiścią, wobec Faxa.
Taka antypatia jest czymś rzadkim u smoka.
- Nie mam żadnych korzyści z Ruatha - oznajmił Fax głosem,
który był prawie warknięciem. Ostro szarpnął cuglami swej bestii, aż na jej
pysku pojawiła się zabarwiona świeżą krwią piana. Wierzchowiec odrzucił głowę do
tyłu, by złagodzić ból, jaki wywołało wędzidło. Fax w odpowiedzi grzmotnął
pięścią między jego uszy. Uderzenie, jak zauważył F'lar, nie było adresowane do
biednej bestii, lecz jedynie podkreślało słowa Faxa o bezużyteczności Ruatha.
- Jestem suwerenem. Mojego panowania nie zakwestionował
nikt z Rodu. Należy mi się ona legalnie. Ruatha musi zapłacić daninę prawowitemu
władcy...
- I głodować potem do końca roku - zauważył oschle F'lar,
przyglądając się rozległej dolinie. Tylko nieliczne z pól były zaorane. Małe
stada pasły się na pastwiskach. Nawet sady wyglądały na zapuszczone. Kwitnące
drzewa w Crom, a tutaj, w sąsiedniej dolinie, nieliczne kikuty. Tak, jakby pąki
nie chciały rozkwitnąć w tym posępnym miejscu. I mimo iż słońce stało już wysoko
na niebie, na farmach nie było widać, by ktokolwiek się krzątał. Nad doliną
zawisła posępna rozpacz.
- Ruatha przeciwstawia się mojemu panowaniu.
F'lar spojrzał z ukosa na Faxa; głos pełen zawziętości i
ponura twarz nie wróżyły nic dobrego buntownikom z Ruatha. Mściwość wobec Ruatha
i jej mieszkańców, która przepajała Faxa, zabarwiona była jeszcze inną silną
emocją, której F'lar nie był w stanie określić. Czuł jednak, że była wyraźnie
adresowana do niego od czasu, gdy zręcznie zasugerował ten rajd po
posiadłościach. Nie był to lęk, gdyż Fax był go po prostu pozbawiony. Ba, był
wręcz drażniąco pewny siebie. Czy był to może gniew? Niepokój? Czy może
niepewność? F'lar nie był w stanie określić powodów niechęci Faxa, aby odwiedzić
Ruatha.
Fax krążył wokół jeźdźca - jedna ręka zawisła nad
rękojeścią miecza, a w oczach palił się ogień. F'lar czekał, czy uzurpator nie
spróbuje go przypadkiem sprowokować do walki. Był prawie rozczarowany, gdy ten
opanował się, mocno chwycił cugle swego wierzchowca i kopnął go, by zmusić do
szalonego biegu.
- A jednak muszę go zabić - rzekł F'lar do siebie, a
Mnementh na dowód aprobaty rozpostarł skrzydła.
F'nor posuwał się obok swego przywódcy.
- Czy zauważyłeś, że chciał cię sprowokować?
- F'nor kwaśno się uśmiechnął.
- Aż do momentu, gdy uświadomił sobie, że dosiadam smoka. -
Radzę ci, uważaj na niego!
- Niech tylko spróbuje taczać!
- To niebezpieczny wojownik - z twarzy F'nora znikł
uśmiech. Mnementh i Canth, brunatny smok F'nora, zaczęły łagodnie opadać,
-zmuszając jeźdźców do większej uwagi.
Wzrok F'lara przyciągnęły wielkie smocze oczy, połyskujące
jak opale w słońcu, które patrzyły na jeźdźca.
- W tej dolinie tkwi ledwo uchwytna moc - mruknął F'lar,
odbierajac od smoka przekaz, który poruszył jego umysłem.
- Jakaś dziwna moc. Nawet mój brunatny smok to czuje
odpowiedział F'nor i twarz mu się ożywiła.
- Uważaj! - ostrzegał F'lar. - Całe skrzydło do góry
rozkazał. - Przeszukać dokładnie tę dolinę! Powinienem zrobić to dawno. Nie mogę
się dać zaskoczyć.
następny
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
TI 99 03 12 GT T pl(1)Iracki sąd nakazał USA uwolnienia fotoreportera Reutersa (03 12 2008) 03 12 06 praDiscoteka 2014 Dance Club Vol 132 (03 12 2014) Tracklista03 12 Styczeń 1996 Nienawiść rozerwie wszystkoTI 02 03 12 pl(1)więcej podobnych podstron