May O istocie człowieka


Rollo May
O ISTOCIE CZŁOWIEKA
Szkice z psychologii egzystencjalnej

W serii PsychologiaDom Wydawniczy REBISwydał już następujące tytuły:
Roiło May
KarenHorney
Neurotyczna osobowość naszych czasówNerwica a rozwój człowiekaNasze wewnętrzne konflikty
Rollo May Miłość i wola, Odwaga tworzenia,
O ISTOCIECZŁOWIEKA
SZKICE Z PSYCHOLOGII EGZYSTENCJALNEJ
Francois J. Paul Cayallier Wizualizacja
Demitri F. Papolos, Janice Papolos
Przezwyciężyć depresję
Przełożyli Mariusz Moryń, Zdzisław Wiese
Erich FrommKryzyspsychoanalizy
W przygotowaniu:
Erich FrommRewolucja nadziei
Dom Wydawniczy REBISPoznań 1995.

Tytuł oryginału
The Discovery of Being.
Writings in Existential Psychology
Copyright1983 by Roiło MayAli rights reserved
Copyright for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd.
,Poznań 1995Copyright for the cover illustration byEwa Nemoudry
Opracowanie graficzneLucyna Talejko-Kwiatkowska
iW

Wydanie I
ISBN 83-7120-182-6
Dom Wydawniczy REBISul.
Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznańtel.
67-47-08, teL/fiuc 67-37-74
Dla Laury,towarzyszki badań
- DRUK l OPRAWA
Zakłady Graficzne w Gdańsku' fax (058) 32-58-43
^(a0K- im[^g BWP?

WPROWADZENIE
Współcześnie przyszło nam stawić czoło dziwnemuparadoksowi.
Nigdy wcześniej nie docierało do nasprzez radio, telewizję i satelity tyle bitów i strzępówinformacji, a zarazem nigdy przedtem nie mieliśmy takmało wewnętrznej pewności co do własnej istoty.
Wrazze wzrostemobiektywnej prawdy zanikłopoczucie subiektywnej pewności.
Fantastycznie rozwinięta potęgatechniczna wymknęła się spod naszej kontroli.
Każdypostęp wtechnologiioznacza pojawienie się nowychsposobów unicestwiania.
Potwierdziły się więc proroczesłowa Nietzschego: "Żyjemy w czasie zatomizowanegochaosu [.
] okropnej zjawy [.
]Narodów Zjednoczonych[.
] a pogoń za szczęściem nigdy nie będzie większa,bowiem musi ono zostać uchwycone pomiędzy dniemdzisiejszym i jutrzejszym, gdyż pojutrze czaswszelkiej pogoni może dobiec ostatecznego końca".
Doświadczając tego, oraz rozpaczliwie poszukującznaczenia w życiu, człowiek współczesny dokonujewyborów osłabiających jegoświadomość bycia przezapatię, zastój psychicznylub hedonizm.
Niektórzy,szczególnie ludzie młodzi,wybierają ucieczkę od własnego istnienia przez samobójstwo.
Ich liczba rośnieciągle w sposób alarmujący.
Nic więc dziwnego, że ludzie dręczeni pytaniem,czy życie wogóle ma jakikolwiek sens, zwrócili się do.

terapeutów.
Niestety, sama terapia jest bardziej wyrazem rozdarcia naszych czasów niż przedsięwzięciem mogącym temu zaradzić.
Często takie osobyposzukująuwolnienia od uczucia otaczającej je pustkilub, siedząc w gabinecie, zrzucają ciężar swego istnienia na terapeutę.
Może to prowadzić tylko dopogrążenia sięw rozpaczy, rozpamiętywania urazówi w końcu wybuchnie autodestrukcją.
Dlategohistoria nieustannie wskazuje, że indywidualna potrzebawolności wcześniej czy później musi zostać zaspokojona.
Wierzę, że tylkopoprzez odkrycie i afirmację istnieniaw nas samych stanie się możliwyjakiś rodzajwewnętrznej pewności.
W opozycji do nurtów psychologii,które poprzestają na teoriach uwarunkowań, mechanizmów behawioralnych i reakcji instynktownych, twierdzę, że musimy pójść głębiej i odkryćosobę, istnienie, którego wszystko to dotyczy.
Toprawda, że wnaszej kulturze mówienie o istnieniu wywołuje pewne zakłopotanie.
Może jest tozbyt obnażające,zbyt osobiste, zbyt głębokie?
Ukrywającbycie, tracimy wszystkoto, co najbardziej cenimy w życiu.
Dzieje się tak,gdyż sens bycia związanyjest z najgłębszymi i najbardziej fundamentalnymipytaniami pytaniami dotyczącymi miłości, lęku,niepokoju, troski, śmierci.
Pisma zebrane w tej książce wyrosły z mojej pasjiodnajdywaniabycia w innych osobach i we mniesamym.
Zawsze sprowadza się to doposzukiwaniacelów i wartości.
To tak, jak z doświadczeniem lęku:
jeśli ktoś go nie odczuł, niedoświadczy równieżwolności.
Lęk wskazuje, żewartościniezależnie odtego jak niejasne istniejąw osobie.
Bezwartościpozostałaby tylko jałowabeznadzieja.
Ponieważ stoimy obecnie wobec najpoważniejszej groźby whistorii
ludzkiegotrwaniapoprzez kontrast z możliwościąnaszego unicestwieniawidzę wyraźniej możliwościbycia.
Pojedynczy człowiek niezmienniebowiem pozostaje stworzeniem, które możesię dziwić, możezostać oczarowane przez piękną sonatę, może zestawiać symbole, by tworzyć poezję radującą naszeserca;stworzeniem, które oglądając wschód słońca,odczuwa podziw i wzniosłość.
Wszystko tocharakteryzuje jednostkowe bycie,a ono rodzi problemy, którym poświęconebędą następne strony tej książki.

CZĘŚĆ PIERWSZA
ZASADY.

I. PODSTAWY PSYCHOTERAPII
Mimo iż prądy egzystencjalne były bardzo znaczącew europejskiej psychiatrii i psychoanalizie już oddwudziestu lat, to w Ameryce pozostawały do 1960roku praktycznie nieznane.
Od tego czasu niektórzysympatycytego ruchu zaczęli wyrażać obawy, żemogą onestać się "zbyt"popularne w niektórychdziedzinach.
Uspokajali się, cytując słowa Nietzschego,że "pierwsi zwolennicy ruchu nie są argumentemprzeciwko niemu".
W Stanach Zjednoczonych znajdujemy więc, paradoksalnie, zarówno sympatię, jak i awersję do terapiiegzystencjalnej.
Z jednejstrony, w nurcie tym zawiera się głęboko ukryte powinowactwo z amerykańskim charakterem i sposobem myślenia.
Jest on bardzo bliski naprzykład Williamowi Jamesowi, podkreślającemu bezpośredniość doświadczenia, jednośćmyślenia i działania, wagę decyzjii zobowiązań.
Z drugiej strony, niektórzy psychologowie i psychoanalitycy amerykańscy żywią wielką wrogość wobecegzystencjalizmu.
Później postaramsię wyjaśnić powody tegoparadoksu.
Powszechność idei egzystencjalizmu prowadzi bowiem do zaprzeczenia jego natury.
Kierunek tenodwoływał się do doświadczenia nieprzekazywalnego, jednostkowego i dokonywanegow samotności (przyp.
tłum.
).
13.

Chciałbym w tej książce być raczej egzystencjalistąi mówić bezpośrednio na podstawie własnego doświadczenia jako osoby i jako praktykującego psychoanalizę psychoterapeuty.
Pracowałemnad TheMeaning ofAnxiety, spędzając półtora roku w łóżku,w sanatorium dlachorych na gruźlicę.
Miałem wtedydużo czasu, aby rozważać znaczenie lęku i bardzodużo danych z bezpośredniej obserwacji samegosiebie i innych lękowych pacjentów.
Podczas mojegopobytu w sanatorium studiowałem dwie,wciąż aktualne, książkipoświęcone lękowi.
Jedną znich byłoZagadnienie lęku,dzieło Freuda; druga, autorstwaKierkegaarda, nosiłatytuł Pojęcie lęku.
Wysoko ceniłem koncepcje Freuda na przykład jego pierwsząteorię, w której twierdził, że lęk jestponownympojawieniem się wypartegolibido, i drugą, zgodniez którą lęk jest reakcją ego na groźbę utraty obiektumiłości.
Jednakciągle były to tylko teorie.
Na przeciwnym biegunie znajdował się Kierkegaard,opisujący lęk jakozmaganie się żywejegzystencji z nicością.
Zmagania tego mogłem bezpośredniodoświadczyćw czasie, gdy walczyłem ze śmiercią,i później, świadom groźby trwałego kalectwa.
Kierkegaard wyszedłz założenia, że rzeczywistą groząlękunie jest samaśmierć, lecz fakt, że każdy z nas wewnątrz siebieznajduje się po obuwalczących stronach, że jak tookreśla "lęk jestpragnieniem tego, co wywołujetrwogę", jest jak "obca potęga, która powala i trzymajednostkę, a ta nie może się wyrwać".
Wywarło na mnie wówczas wielkie wrażenie, żeKierkegaard pisał dokładnie o tym, przez co ja i pozostali pacjenci przechodziliśmy.
Freud zaśsytuował sięna zupełnie innym poziomie, analizując mechanizmypsychiczne, przez które wyraża się lęk.
Kierkegaardopisywał to,co jest bezpośrednio doświadczane przez
14
osobę przeżywającą kryzys specyficzny kryzysżycia walczącego ze śmiercią, który był całkowicierealny dla nas, pacjentów.
Nie jest on jak sądzę odmienny w swej istocie od załamań wielu ludzi,którzy podejmują terapię, lubod przeżyć, jakichwszyscy doświadczamy w różnej formie wielokrotniew ciągu dnia; nawet wtedy, gdyodsuwamy od siebieostateczną perspektywę śmierci.
Freud pisałna poziomietechnicznym, gdzie jego geniusz niema równych sobie.
Być może żaden człowiek przed nim niewiedziałtyle o lęku.
Kierkegaard był genialny w innym sensie pisał onnaegzystencjalnym,ontologicznym poziomie.
Znał lęk.
Nie wprowadzam tu sztucznejdychotomii wartości,gdyż oba poziomy są niezbędne.
Prawdziwy problemzwiązany jest raczej z naszą kulturowo-historycznąsytuacją.
Żyjąc w świecie zachodniej cywilizacji,jesteśmy spadkobiercami czterech wieków osiągnięć technicznych, służących pokonywaniunatury, któreteraz naszdominowały.
To stanowi o naszej wielkościi jest zarazem naszym największymzagrożeniem.
Problem nietkwi w przeciwstawianiu się naporowitechniki (czego dowodem mogłaby być ogromna popularność Freuda w Stanach Zjednoczonych, jeżelijakikolwiek dowód byłby potrzebny).
Leży onw czymśzupełnie odmiennym.
Jeśli wolno mi tuużywać terminów, które będę później wyjaśniał, topowiedziałbym owypieraniu sensu bycia, sensuontologicznego.
Jednąz jegokonsekwencjijest rozpad współczesnego wyobrażenia człowieka o sobie,jego doświadczaniasiebie jako odpowiedzialnej jednostki, przeżycia własnego człowieczeństwa.
Ruch egzystencjalny nie zmierza do przekreśleniatechnicznych odkryć Freuda ani do odrzucenia dokonań innych dziedzin nauki czy samej psychologii.
15.

Chce on znaleźć nowe podstawy dla wcześniejszychodkryć, pragnie zrozumieć na nowo albo ponownieodkryć naturę i obraz człowieka.
Z powagą traktuję niebezpieczeństwa dehumanizacji, tkwiące w skłonności współczesnej nauki do wpisywania człowieka wobraz maszyny, w obraz technik, przez które go poznajemy.
Winy zatę tendencjęnie ponoszą ani,,błędne" systemy teoretyczne, ani"wywrotowy", pojedynczy człowiek.
Kryzys ten spowodowanyjest naszą, szczególnie trudną sytuacjąhistoryczną.
Karl Jaspers, psychiatra ifilozofegzystencjalny, uważał, że zachodni świat przechodzi proces utraty samoświadomości, i że to nasze pokoleniemoże stanowić ostatnią epokę w historii człowieka.
William Whyte w swojej pracy Organizacja cztowieka zauważył,że współczesnymi wrogami jednostkiokazują się ,,łagodnie wyglądające grupy terapeutów,którzy [.
] będą robilito, co robili dotychczas, aby cipomóc".
Odwoływał się do tendencji, aby traktowaćnauki społeczne jakopodstawy etykinaszych czasów.
Wyrosła naich gruncie psychoterapia mogła uczynićz człowieka konformistę i prowadzić prosto do destrukcjiindywidualności.
Taka tendencja, jak sądzę,wzrasta radykalnie wrazz rozszerzaniem się modyfikacji zachowań,formy psychoterapii, która otwarcieprzyznaje, iż jej koncepcji nie jest potrzebny człowiek, z wyjątkiem terapeuty, przekonanego, iż cel,który on i jego grupa obrali, jest najlepszy z możliwych dla wszystkich ludzi.
Nie możemy więcodrzucać ostrzeżeńtakich łudzi, jakJaspers i Whyte,zarzucając ichsłowom antyintelektualizm i antynaukowość.
Czynią takwyłącznie ignoranci.
Wielu psychologów podziela moje sympatie, leczoponują przeciw terminom ,,bycie" i,,nicość".
Utrzymują, że ruch egzystencjalny w psychologii jestmgli16
sty i pełenniejasności.
Jauważam, że bez kategorii,.
bycia" i ,,nicości" nie możemy zrozumieć nawetnajbardziej elementarnych, powszechnie występujących mechanizmów psychologicznych.
Weźmynaprzykład "wypieranie" i "przeniesienie".
Zwykledyskusje o tych terminach zawieszone są w próżni,pojęcia te są nieprzekonujące i pozbawionerealnościpsychologicznej, ponieważ niemamy żadnej struktury, na której można by je oprzeć.
Sam termin"wypieranie" odsyła do fenomenu,którystale obserwujemy,do dynamizmu, któregowiele postaci jasnoopisał Freud.
Przeważnie wyjaśniamy ten mechanizm, mówiąc, że dziecko spycha do nieświadomościpewne impulsy, takie jak seks iagresja, ponieważkultura w formie ikształcie reprezentowanym przezrodziców nie akceptuje ich,a dziecko musidbaćo swoje bezpieczeństwo.
A przecieżta kultura,którazakłada potępienie, jest budowana właśnie przez osoby, które dokonują tłumienia.
Dlatego pytam, czy niejest złudnei upraszczające przeciwstawianie kulturyjednostce i robienie zniej "chłopca do bicia"?
Cowięcej, nie wiadomo, skąd wzięłosię przekonanie,jakoby dziecko czy dorosły byli tak zajęci swymbezpieczeństwem i zaspokojeniem libido.
Czyż niezostało ono przeniesione z naszych prac dotyczącychnerwic, lęków u dziecii dorosłych?
Na przykład jestczymś oczywistym,żelękowei nerwicowe dziecko w sposób kompulsywny zabiegao własne bezpieczeństwo,neurotyczny zaś dorosłyi my, terapeuci, doszukujemy się w jego nieskażonymumyśle naszych własnych teorii.
Aczyż nie jest tonaturalne i zrozumiałe udziecka, że tak jak prawdziwie interesuje się poznaniemświata zewnętrznego, badaniem go, ti1nririi^i"i własną ciekawościąipotrzebą przygod^yiRore^cpwadzą do poznania
l;, "i.
3;!:^ ?
B 17.

otoczenia i opanowania strachu?
Jeśli zablokuje się tewszystkie potrzeby dziecka, wywoła się u niego traumatyczną reakcję, podobną do reakcji na utratę bezpieczeństwa.
Jestem przekonany, ze znacznie przesadziliśmy, akcentując zainteresowania człowieka bezpieczeństwem ichęcią przetrwania, tylko dlatego, żepasowało do naszego przyczynowo-skutkowego sposobu myślenia.
Sądzę,że Nietzschei Kierkegaardmieli więcej racji, gdy opisywali człowieka jako strukturę ustanawiającą pewne wartości godność, moc,czułość ważniejsze od przyjemności, a nawet ważniejszeniż własne przetrwanie.
Stawiam tu następującą tezę: możemy zrozumiećwypieraniewyłącznie na głębszym poziomie rozumienia człowieka napodstawiejego możliwości.
W takimujęciu "bycie" osoby musi być zdefiniowanejako indywidualny "zespół możliwości".
Możliwościtesą częściowo dzielone zinnymi osobami, ale zawszew każdej jednostce stanowią unikatowy układ.
Musimy zatem postawić pytanie: Jaka jest relacja osobydojej własnych możliwości?
Co zachodzi,kiedy samablokuje lub jest zmuszona zablokować dostęp doswejświadomości czemuś, co zna, a na innym poziomiewie, że zna?
Moja psychoterapeutyczna praktykawskazuje corazbardziej wyraźnie,że w naszych czasach lęk nie rodzisię aż tak często na tlebrakusatysfakcji seksualnej czy poczucia bezpieczeństwa,lecz wynika raczej z obawy przed utratą własnej siłyi z konfliktów, które powstają na tej bazie.
Jesttocharakterystyczne dla szczególnej "neurotycznej osobowości naszych czasów" neurotycznego wzorcawspółczesnego,,,skierowanego na zewnątrz" człowieka.
Wobec tego "nieświadomość" nie może być traktowana jako rezerwuarimpulsów, myśli ipragnień,
18
któresą kulturowo nieakceptowane.
Definiuję ją jakote możliwości poznania i doświadczenia, których jednostka nie może, lub nie chce, zaktualizować.
Na tympoziomie powinniśmy zauważyć, że prosty mechanizm wypierania jest dalekobardziej skomplikowany, niż mogłoby się zdawać: że ogarnia on całościowezmagania jednostkowego "bycia" przeciwkomożliwości "nicości";że terminy "ego" i "nie-ego", czynawet "trwanie" i"nietrwanie jaźni" nie są wystarczające do jego zrozumienia; oraz że związane sąz tym nieodłącznie pytania o margines wolności człowieka, respektujący jego możliwości, o margines,w którym mieści się także odpowiedzialność osoby zasamą siebie, czego nawet terapeuta nie może na siebieprzejąć.
Należy tutaj skomentować jeszcze jedno obokwypierania pojęcie z klasycznej analizy.
Myślętuo przeniesieniu,o relacji między dwiema osobami pacjentem i terapeutą w gabinecie lekarskim.
Pojęcie iopis przeniesienia stanowiły wielkie osiągnięcie Freuda i zaważyły na wielu koncepcjach.
Istnieją rozliczne wskazania dla terapii, wynikające z fenomenu, że pacjent przynosi do gabinetu swoje wcześniejsze lub teraźniejsze związki z ojcem, matką,kochanką, dzieckiem, oraz zdaje się postrzegać terapeutę jako te znane sobie osoby ipróbuje według tegoschematu razem z nimbudowaćswój świat.
Przeniesienie, takjak i inneFreudowskie pojęcia, nieskończenie rozszerza zakres i wpływosobowości: my żyjemy w innych, a inni żyją wnas.
Zwróćmy uwagę naFreudowską ideę, że w każdym akcie płciowym obecne są cztery osoby: mężczyzna, kochanka i dwojerodziców.
Ja sam zawszezajmowałem niejednoznaczną postawę wobec tej idei wszakże akt miłościzasługuje na pewną prywatność.
Tkankęludzkiego
19.

życia tworzą jednak głębsze powiązania czyiś przodkowie, jak ojciec Hamleta, zawsze będą zgłaszaćróżne wymagania i będą złorzeczyć.
Potwierdza totezę Freuda ogłębi i wadze związków, w które jesteśmy uwikłani,i pozbawia współczesnego człowiekazłudzeń co do miłości i relacji interpersonalnych.
Staniemy przed niekończącymi siętrudnościami,jeślipojęcie przeniesienia potraktujemy abstrakcyjnie, to jest w oderwaniu od zakorzenionych w naturzeczłowieka norm międzyludzkich zachowań.
Najważniejszejednak jest to, że owo pojęcie może służyćterapeucie jakopodręczna i zawsze użytecznaobrona.
Jak mówi Thomas Szasz, terapeutamożesię za nimukryć, aby bronić się przed lękiembezpośredniegospotkania.
Z koleipojęcieprzeniesienia może podważyćcale doświadczenie i sensrzeczywistości w terapii.
Dwie osoby w gabinecie lekarskimstają sięwówczas ,, cieniami", podobnie jak wszyscy inni naświecie.
Możeto spowodować destrukcję poczuciaodpowiedzialności pacjenta, a także pozbawić terapięznacznej części tejdynamiki, dzięki której pacjentmoże się zmienić.
Obecniewprowadzimykategorię ,,spotkania",w którym i tylko w nim przeniesienie uzyskujeswoje właściwe znaczenie.
Przeniesienie musi byćrozumiane jako zniekształcenie spotkania.
Psychoanalizanie ustaliła żadnych norm ludzkiego spotkania, nie było w niej również odpowiedniego miejscadla opisu stosunku ja-ty, dlatego spotkanie zostałookreślone przez upraszczającą i zacierającą jego sensrelację miłości.
Freud istotnie wniósł duży wkład donaszego rozumienia różnorodnych, potężnych i wszechobecnych form, w których do głosu dochodzi erotyka.
Lecz Eros (zamiast powrócićdo siebie samego, w coFreudszczerze wierzył) oscylujeteraz pomiędzy ja20
kas absurdalną biologią, która potrzebuje ujścia,a względnie nieważną przeszłością dla mężczyznyi kobiety, którychpewnego dnia znudziło wspólneoglądanie telewizji.
Niemamy również żadnych norm określającychagape (tę formę nieegoistycznej miłości,której zależynapowodzeniu innej istoty)w jejwłasnych prawach.
Agape nie może być rozumianajako pochodna tendencjikanibalistycznych lub jako to, co pozostało poich przeanalizowaniu i odrzuceniu.
Agape nie jestsublimacją Erosa,lecz przekroczeniem go w cierpliwej czułości niezmiennie dotyczącej drugiego.
Tojest właśnie ta transcendencja, która daje samemuErosowi pełnię i bardziej trwałe znaczenie.
Egzystencjalizmpomaga nam w odpowiedzi napytania: Jak to możliwe, żeczłowiek jest związany z drugimczłowiekiem?
Jaka jest natura jednostki, skoro dwie osoby mogą się komunikować,mogą pojmować się nawzajem jako istnienia, szczerzezabiegać o dobroi powodzenie drugiego i doświadczać prawdziwego zaufania?
Odpowiedźna te pytania wskaże nam, co w przeniesieniujest zniekształceniem.
Teraz, gdy pozostaję w relacjiz moim pacjentem,zauważam, że ten człowiek, jak każda inna żyjącaistota, musi wyzwolić się z koncentracjina sobiesamym, aby nawiązać kontakt z innymi ludźmi.
Długoprzedtem, zanim podjął ciągle odkładaną decyzjęi zatelefonował wreszcie, by umówićsię na spotkanieze mną, wytworzył się w jego wyobraźni jakiś rodzajwięzi między nami.
Później czekał, paląc nerwowo
Agape wjęzyku greckimznaczy międzyinnymi "uczta","miłość".
RoiłoMay myśli o zniekształceniu spotkania w postaćzawłaszczenia, "pożerania"innej osoby (przyp.
tłum.
).
21.

papierosa w poczekalni, a teraz patrzy na mnie i jegopodejrzenia mieszają się z nadzieją.
Wysiłek,aby sięotworzyć,walczyw nim przeciwkostaremu przyzwyczajeniu, aby wycofać się za barykadę i trzymaćmnie na dystans.
To zmaganiejest zrozumiałe, ponieważ "udział zawsze zakłada ryzyko".
Jeśli ktoś posuwa się za daleko, traci swojątożsamość.
Jeślijednakbardzosię obawia utraty swojego własnego, pełnegokonfliktów, wnętrza które ostatecznie uczyniłomożliwąjakąś częściową integrację i było znaczącew jego doświadczeniu to odrzuca możliwość przełamania kryzysu i trzyma się sztywno dawnego życia,wytyczonej i skurczonej przestrzeni świata, a jegowzrost i rozwój są zablokowane.
To miał na myśliFreud, gdy mówił owypieraniu i zahamowaniu.
W relacji zahamowania wobec świata jednostkamamożliwość otwarcia, ale czuje sięzbyt zagrożona, by touczynić.
Obawia się, że utracizbyt wiele.
Pacjencibędę mówili o tymnastępująco: "Jeśli kocham kogoś,to czuję jakby wszystko wypływało zemnie jak wodaz rzeki i jakby nie zostawało nicdla mnie samego".
Myślę, że zdanie to trafnie opisuje przeniesienie.
Pojawia się ono,jeżeli czyjaś miłość nie wypływaz jego własnej konstytucji, wtedy oczywiściebędzieona czynić spustoszenie.
Fenomen miłości jak
mówi Freud jestoparty na ekonomicznej równowadze.
Jednak współcześnie, wczasach konformizmui ekstrawertyzmu, najczęściej spotykany przypadeknerwic przybiera przeciwną formę.
Człowiek wychodzi poza siebie zbyt daleko, rozpraszając się w łączności i identyfikacji z innymi dopóty, dopóki jego własnebycie nie stanie siępuste.
To jest właśnie psychokulturowy fenomen organizacji człowieka.
Dlategoniekastracja, ale ostracyzmjest współcześniejedną z głó22
wnych przyczyn lęku mężczyzn czy kobiet.
Pacjenci,których przyjmowałem, stwierdzali kolejno (szczególnie ci z Madison Avenue), że woleliby być wykastrowani to znaczy utracić swojąsiłę niż odrzuceni.
Prawdziwa obawa dotyczy więc braku akceptacji, wykluczenia z grupy, pozostawienia samemusobie.
W tej ogólnej przynależnościczyjaśtożsamość przestaje być tożsamością, ponieważ polegana dostosowaniusię do innegoczłowieka.
Jego znaczenie zostaje pozbawione treści, ponieważ jest "pożyczone" odznaczeniainnego.
Mówiąc bardziejkonkretnie o pojęciu spotkania,sądzę, iż jego naturę określa fakt, że w czasie godzinyterapiipomiędzy dwojgiem ludzi zachodzi nawieluróżnych poziomach całościowarelacja.
Jednymz nich jest poziomrealnej osoby: cieszę się, że spotykam sięz moim pacjentem (każdego dnia odmiennie,zależnieod tego, jak długo spałempoprzedniej nocy).
Nasze spotkanie łagodzi fizycznąsamotność, którądziedziczą wszyscy ludzie.
Następną warstwę stanowipoziom "przyjaciół": ufamy ponieważ dużowiemyo sobie że ten drugiautentycznie koncentruje sięna słuchaniu irozumieniu.
Na kolejnym poziomiesytuuje się szacunek czyteż agape, zdolność (którazawierasię w pojęciu Mitwelf) do samotranscendencji, skierowania na dobro innego.
Następny poziommożna określić mianem poziomu erotycznego.
Kilkalattemu, gdy kierowałem badaniami ClaryThompson, powiedziała mi ona coś, coczęsto później rozważałem jeśli jakaś osoba w relacji terapeutycznej
Niemieckie słowo Mitwett znaczy dosłownie ,,ze światem",światem stosunków interpersonalnych.
Pełne wyjaśnienie tegopojęcia, zgodne z dwoma innymi niemieckimi słowami:Umwelt ,,świat otaczający" lub środowisko i Eigenwelt "świat wewnątrz kogoś", znajduje się wrozdziale dziewiątym.
23.

odczuwa aktywne erotyczne zauroczenie, druga odczuwa je również.
Terapeuta musijawnie stawić czołoswymuczuciom erotycznym, inaczej będzie w ostateczności w fantazjach realizował swoje własnepragnienia, angażując w to pacjenta.
Jednak ważniejsze chyba jest to, że gdy terapeuta przyjmuje erotykęjako jedną z dróg porozumienia, możenie słyszećodpacjenta tego, co powinien, i w efekcie utraci jedno
z najbardziej dynamicznych źródełprowadzących doprzemian.
Tak więc całościowe spotkanie, które może byćdlaterapeuty najbardziej użytecznymśrodkiem zrozumienia pacjenta, jak również najbardziejefektywnyminstrumentempomagającym mu otworzyć się na możliwości przemiany, wydaje się rozbrzmiewać dźwiękiem dwóch instrumentów.
Jeżeli pociągnieszza strunę skrzypiec, odpowie jej z odpowiednim natężeniemta sama struna skrzypiecznajdujących się w tymsamym pokoju.
Jest to oczywiście tylko analogia dotego, co dzieje się w człowieku, a co jest dalekobardziej złożone.
Spotkanie zawsze kreuje w osobiewróżnym natężeniu zarównolęk, jak i radość.
Myślę,iż wynika to z faktu, że autentyczne spotkanie z innąosobą zawsze wstrząsa światem naszych relacji: wygodną, bezpieczną teraźniejszością momentu przedpojawieniem się pytania o naszą otwartość, gotowośćdo zmian.
Czy powinniśmy zaryzykować nassamych,chwytać szansę wzbogacenia się przez tę nową relację(i nawet jeśli jest to stary przyjaciel lub kochanka,tenszczególny moment relacji pozostaje ciąglenowy),czy powinniśmy zamknąć się, wznieść barykadę, zatrzymać drugą osobę i stracić odcienie jej spostrzeżeń,uczuć, intencji?
Spotkanie jestzawsze potencjalnietwórczym doświadczeniem, powinno się onoobjawiaćrozszerzeniem świadomości, wzbogaceniem siebie.
24
(Nie mówiętutaj o ,,ilości" oczywiście krótkiespotkanie może wpłynąć na nas nieznacznie.
W rzeczywistościnie odsyłamtu do ilości w ogóle, ale dojakości doświadczenia.
) W autentycznym spotkaniuzmieniają się obie osoby, choćby tylko na chwilę.
C. G.
Jung wykazał, że w efektywnej terapii zmianazachodzi w obu, terapeucie i pacjencie, chyba żeterapeuta musi zmienić pacjenta, sam pozostając niezmieniony.
Fenomen spotkaniawymaga wielu przemyśleń,wydaje się bowiem oczywiste, że dzieje się w nimdużo więcej, niż myślimy.
Stawiamhipotezę, że w terapiiw trakcie udzielania przez terapeutę wyjaśnień niemożliwe jest,abyjednaz osób przeżywała jakieśuczucia i aby druga niedoświadczała ich w tym samym stopniu.
Zdaję sobiesprawę z tego, że reguła ta nie będzie wolna odwyjątków, ale dlatego właśnie chciałbym zaproponować tę hipotezę do rozważenia i opracowania.
Płyniez niej wniosek, iż w Mitwelt konieczny jestrezonans,a jeśli go nie odczuwamy, to z powodu wewnętrznychzahamowań.
Frieda Fromm-Reichmann często powtarzała, żenajlepszym sposobem dotarciado uczućpacjentana przykład do niepokoju, strachu,miłości czy gniewu, których on, pacjent, nie maodwagiwyrazić jest mówienie o tym, coterapeuta czujew danym momencie.
Takie używanie siebie jakoinstrumentu, wymaga oczywiście niezwykłej samodyscypliny ze strony terapeuty.
Nie znaczy to wcale,że zawsze dotrze się do pacjenta, mówiąc mu o tym, cosię w danym momencie czuje.
Uczucia terapeutymogą być chore na wieleróżnych sposobów, a pacjentma wystarczająco dużo własnych problemów i niemapowodu wciągaćgo wproblemyterapeuty.
Myślęraczej, że samodyscyplina czyraczej samooczysz25.

ożenię, czyli wyłączenie przez terapeutę własnychskrzywień i neurotycznych tendencji, pozwoli w efekcie, w większym lub mniejszym stopniu, doświadczyćspotkania w jego istocie jako sposobu udziału w uczuciach i świecie pacjenta.
Wszystko to wymaga analizi wierzę, że może być zbadane nawiele więcej sposobów, niż sobie z tego zdajemy sprawę.
Zachodziwięccoś ważnego w relacji między jednąistotą ludzkąa drugą, zawiera sięto wsłowieMitwelt.
Jest too wiele bardziejzłożone, azarazemsubtelne i bogate,i pełne mocy, niżdotychczas uświadamialiśmy sobie.
Główną przyczyną powodującą brakopracowaniatego tematu jest,jak misię wydaje, nieznajomość ideispotkania, ponieważ zostało ono ukryte za Freudowskim pojęciem przeniesienia.
W konsekwencji otrzymaliśmy wiele prac analizujących przeniesienie, które powiedziały namwszystko z wyjątkiem tego, conaprawdę dzieje się pomiędzy dwiema osobami.
Konieczne będzie szukanie pomocy w fenomenologii,która oferuje koncepcję umożliwiającą nam źródłowepostrzeganie spotkania tam,gdzie dotądwidzieliśmytylkojego zniekształcenie, czyli przeniesienie.
Jest toszczególnie ważne,ponieważ nie chcemy poddawaćsię tendencji do uchylania się i rozmywania spotkaniaprzezczynienie z niego pochodnej przeniesienia lubkontrprzeniesienia.
H. PRZYPADEK PANI HUTCt^ENS
Jako praktykującyterapeuta i wychowawca terapeutów zauważyłem, że często nasze próbyzrozumienia pacjenta w kategoriach mechanizmów zachowańhamują możliwość uchwycenia tego, cze^o pnnaprawdę doświadcza.
Pacjentka, której będą dotyczyły poniż gżę uwagipani Hutchens,przyszła do mojego gabinetu po razpierwszy, gdy miała około trzydziestu lat.
Próbowałaformułować zrównoważone i wyrafinowana sądy.
Jednak w jej oczachmożna było dostrzec przestrachniczym u zaszczutegozwierzęcialub zgubionegodziecka.
Dowiedziałemsię wcześniej od jej Neurologa,że cierpi ona na histeryczne napięcie krtafi^ w efekcieczego możemówić tylko zachrypniętych głosem.
Otrzymałem również wynik testu Rorsctiacha, którypotwierdziłsłowa pani Hutchens, iż "gdyby wyraziłato, co naprawdęczuje,zostałaby odrzucona; dlategowolała nie mówić wogóle".
W czasie Rierwszegospotkania zebrałem również trochę wskazówek dotyczących genezy jej dolegliwości.
Opowiedziała mio autorytarnych relacjach pomiędzy nią a matkąibabką oraz otym, jak nauczyła się bard^g uważać,aby nie zdradzać im żadnych sekretów.
Jeśli pozwoliłbym, aby moje myśli zostamyzaprzątnięte tymi wszystkimi "jak?
" i "dlaczego?
'',dotyczą27.

siąca pół tuzina sesji z innym terapeutą.
Mój poprze.
dnikpowiedział jej, pragnąc jąuspokoić, że jest zbytsztywna i ma silną samokontrolę.
Zareagowała na towielkim niezadowoleniem i natychmiast przerwałaterapię.
Technicznieów terapeuta nie zrobił nic złegoegzystencjalnie jednak był w błędzie.
Nie zauważył onbowiem, iż sztywność i opanowanie, które pani Hutchens chciała przezwyciężyć (nie znając wszakże ichprawdziwej istoty), były zarazem częścią jej desperackiej obrony przed utratą swego cennego wnętrza.
Dlatego pozostawała w zgodzie z sobą, gdy mówiła:
"Jeśli się otworzę i zacznę mówić, toutracę nawet tęmałąprzestrzeń, którą teraz posiadam".
Zauważmy na marginesie, jaknieadekwatna jestdefinicja nerwicy jako niepowodzenia w procesieprzystosowania.
Samo przystosowanie jest bowiemdokładnie tym, czym jest nerwica; i tu właśnie tkwijej problem.
Nerwica jest koniecznością przystosowania się, przez comoże być chroniona nienaruszalnośćjednostki jest więc formą akceptacjiniebycia poto,aby uchronić małą cząstkę bycia.
Dla większościludzi przełamanie takiego przystosowania się jestdobrodziejstwem.
Wyłącznie takie założenie możemyprzyjąćwobec pani Hutchensi wobec każdego innegopacjenta przekraczającego próg gabinetu psychoterapeuty.
Ona także, jak wszystkie żyjące istoty, chroninienaruszalność swej egzystencji, która właśnie została zachwiana.
Mimo głębokiego zawstydzenia, zrobiła pierwszy krok zwróciłasię po pomoc.
Wiąże sięto z drugą zasadą, zgodnie zktórą każda egzystującaosoba ma charakter samoafirmacyjny, a tymsamympotrzebę zachowania swej nienaruszalności.
Szczególną postaciątej samoafirmacji, jakąspotykamy u człowieka, jest "odwaga".
Esej PaulaTillicha o "odwadzebycia" jest bardzo przekonujący i płodnydla psycho30
30
"y Tillich podkreśla,że bycie nie jest dane czło"Ckowi automatycznie, alezależy od indywidualnej
-jbuaai be2 której jednostka traci swebycie.
Odwagaioetwięc koniecznością ontologiczną.
Dlatego ja, jako"aoeuta, przywiązuję wielką wagę do wypowiedzinaaentów, które odnoszą się do problemu woli, decyi-wyborów.
Nigdy nie pozwalam, aby takie słowajA,.
może mogę", "być może spróbuję" umknęły mejuwJgi ł zawsze upewniam pacjenta, że słyszałem je.
ajg^e wola wynika z pragnienia,jest tylko połowąaaiaBy; podkreślałbym raczej, że pragnienie nie mojasisigdy stać się realną silą bez naszej woli.
Terazpani Hutchens mówi zachrypniętym głosem,spoglądając na mnie z nadzieją izarazem lękiem.
Jestdla^wnie jasne, żepewien typ relacji pojawił sięmiędzynami nie tylko wtrakcie jej oczekiwaniawpoczekalni, ale znaczniewcześniej, w momenciegSSf pomyślała o tym,by przyjść do mnie.
PaniHutchenszmagałasię bowiem z możliwością uczestnictwa w spotkaniu ze mną.
Zgodnie jednak z trzeciąwadą:wszystkie osoby w swej egzystencji odczuwają potrzebę, imają odpowiednie ku temumożliwości,aby wyjść pozanakierowanie na siebie i uczestniczyćw byciu innych.
Sytuacja ta zawsze zakłada pewienstopień ryzyka.
Jeśli jakiekolwiekstworzenie wychodzi nazewnątrz zbyt daleko, traci poczucie integralności swoją tożsamość.
Fenomen ów łatwo możnazaobserwować w świecie biologicznym.
Na przykładmotylcygański rośnie doniezwykłych rozmiarówprzez kilka lat, pożerając wielkie ilości liści z drzew,by w końcu, z braku pożywienia, zjadaćsiebieiumrzeć.
Jeśli osoba neurotyczna tak bardzo obawia się utraty swej nienaruszalności, że odrzuca wyjście nazewnątrz, trzymającsię sztywno ciasnych ograniczeń
31.

i skurczonej przestrzeni swego świata, to jej wzrosti rozwój są zahamowane, jak podkreślałem to w ro?
dziale pierwszym.
Jest to zespól nerwicowego wypie.
raniąi hamowana, często spotykana w czasach Freudaforma nerwicy.
Może ona również występować współcześnie, w czasach konformizmu i ekstrawertyzmu.
Jednak najbardziej powszechna nerwica przybiera postać dokładnieprzeciwną, mianowicie jednostkazatraca się w uczestnictwie w innych i identyfikuje sięz nimi dopóty, dopóki nie poczuje się pusta wewnętrznie.
Tak jak motyl cygański niszczymy nasze własnebycie.
W tym momencie dostrzegamy słuszność stwierdzenia Martina Bubera z jednej, a Harry'ego StackaSulliyana z drugiej strony, żeczłowiek nie może byćrozumiany jako jaźń, jeślipominięty zostałudziałw jaźniach innych.
Wistocie, jeśli nasze poszukiwaniaontologicznych zasad egzystencjiosoby powiodą się, toniespełnienie jakiejkolwiek z tych zasad będzie znaczyło, że nie mamy do czynienia z osobą.
Czwarta zasada jest następująca: subiektywną stroną nakierowania na siebie jest świadomość (awareness).
PierreTeilhard de Chardin wspaniale ją opisał,obecną na rozmaite sposoby we wszystkich formachżycia, począwszy od ameby, a skończywszyna człowieku.
Świadomość ta istnieje również u zwierząt.
Dla przykładu przytoczmy uwagę Howarda Liddella,któryzaobserwowałnaturalny ufok zwyczajpodnoszenia gtowy co dziesięć sekundpodczas snu.
Pozwala to zwierzęciu upewnićsię, że na horyzoncie niepojawił się żaden eskimoski myśliwy, z łukiem i zatrutą strzałą, który by mu zagrażał.
Tę świadomośćzagrożenia istnienia, jakąmają zwierzęta, Liddellnazywa czujnością (yigilance) i utożsamia ją z prymitywnym, zwierzęcym odpowiednikiem tego, cou ludzi nazywa się niepokojem.
32
"SSatery pierwsze zasadyprzedstawianej tu charakł rystyki egzystującyludzie dzielą ze wszystkimi żyjącymi istotami.
Zasady te sytuują się na poziomiebiologicznym, wktórym uczestniczą także ludzie.
piąta zasada odsyła nas do specyficznie ludzkiej cechy do samoświadomości(sel/-coTisciousłiess).
Samoriadomość jestwłaściwą tylko człowiekowi formą^wiadomości.
Nie identyfikujemy świadomości (awarssess)zeświadomością jej posiadania (conscioMsroess).
Łączymy ją raczej, jak to wcześniej wskazał Liddell,^esnynością.
Terminowitemu towarzyszyinny, któryjest derywatem anglosaksońskiego gewaer, waer,czyli wiedzą o zewnętrznym niebezpieczeństwie i zagrożeniach.
Od nich pochodzą takie słowa jak beware("mieć sięna baczności",,,strzec się") i wary ("ostrożny").
Świadomość na tym poziomie jest więc, jakwidzimy, neurotyczną reakcją jednostkina zagrożenie.
f3dy pani Hutchenszjawiła się u mnie po raz pierwszy,potraktowała mnierównież jak kogoś, kto jej zagraża.
)Samoświadomość natomiastdefiniujemyniejakoprostą świadomość zagrożenia ze stronyświata,ale jakowłasną zdolność poznania samegosiebie jako kogoś,ktojest zagrożony, jako własnedoświadczenie samegosiebie jako podmiotu, który posiada swój własny świat.
Samoświadomość,jak twierdzi Kurt Goldstein, jestzdolnością człowieka dowykraczania poza bezpośrednią sytuację iżycia w kategoriach możliwości.
Stanowiona podłoże ludzkiej możliwości używania abstrakcjii uniwersaliów, posiadania języka i symboli.
Ta zdolność samoświadomościleży u podstaw szerokiej gamymożliwości relacji człowiekaz jego światem i ustanawia fundament ludzkiejwolności.
Poprzez samoświadomość ludzka wolność osadzona jestna ontologicznej bazie i jestem otym głęboko przekonany musi być uwzględniana w całej psychoterapii.
33.

W książce Fenomen człowieka Pierre Teilhard deChardin, jak już o tym wspominaliśmy, opisuje świadomość (awareness) we wszystkich formach życia, naprzestrzeni całego procesu ewolucji.
Jednak wprzypadku człowieka pojawia się nowa możliwość tąmożliwością jest samoświadomość.
Teilhard de Chardin udowadnia dalejcoś,w co zawsze wierzyłem.
Mianowicie, gdy pojawia się nowa funkcja,cały wcześniejszy wzorzec, całościowy Gestalt organizmu zmienia się.
Dlatego układ może byćzrozumiany wyłącznie zjej uwzględnieniem.
Innymi słowy,organizmmożna opisać wyłącznie z uwzględnieniem każdejnowej funkcji, która tworzy nową jakość i warunkujewszystkieprostszeelementy, leżące niżej w drabinieewolucji.
W takim sensie to co proste, możebyćuchwyconetylko w kategoriach większej złożoności.
Takie zadanie pełni wczłowieku samoświadomość.
Wszystkie prostsze funkcje biologiczne muszą byćterazokreślane w kontekście nowych funkcji.
Nienegujemy przy tym starych funkcji ani biologiczności,którączłowiek dzieli ze stworzeniami mniej złożonymi.
Weźmy chociażby płciowość jako przykład cechywspólnej ze wszystkimi ssakami.
Jednak piciowośćwzbogacona o samoświadomość zyskuje nowyGestalt, jak okazuje się to zawsze wkażdejterapii.
Impulsyseksualne są warunkowane przez osobę partnera.
Nie da się bowiem zignorować naszychodczuć,sądów i marzeń o drugiej osobie, nawet jeśli uległyone wyparciu.
Fakt, że partner,z którym jesteśmyzwiązani płciowo, postrzega choćby najdrobniejsząodmienność, wynikającą z nerwicy seksualnej, w kategoriach powiedzmy przymusu seksualnegoczy prostytucji potwierdza tylko, że nasza samoświadomość jest zablokowana, zahamowana i zniekształcona.
Dlatego,mówiąc o płci w kategoriach obiek34
'!3K .
^guplnych.
jak to zrobił Kinsey,możemy ze'^ać interesujące i użyteczne statystyki, lecz nieSmykamy ludzkiej seksualności.
przedstawione tu stanowisko nie powinno być traktowane jako antybiologizm.
Wydaje mi się jednak, żetylko w określony sposób możemy zrozumieć ludzkąbiologię bez W zniekształcania.
Przytoczętu słowaffierkegaarda,który zwykł był mawiać:,,Prawo naturalne jest taktrwale, jak wieczność".
Zdecydowaniesię nie zgadzam z bezkrytycznąakceptacją tezy, żearganizm można zrozumieć wyłącznie poprzez funkei^jegoprostszych elementów, z niższych szczebli drabiny ewolucji.
Takie twierdzenia sprawiły,żeprzeoczona została, oczywistaskądinąd, prawda,że konianie czynią koniem funkcje, które dzieli onze stworzeniami niżej zorganizowanymi, ale te, którego odinnych odróżniają.
Tak więc: te cechy i działania,którymi przejawiają się nerwice, są specyficzne wyłącznie dla człowieka.
W naszychlękowych pacjentach zniekształceniu uległa cecha specyficznie ludzka.
To samoświadomośćwarunkuje pewne funkcjei jest odpowiedzialna za to (co zresztą odkrył jużFreud), że zespól nerwicowy charakteryzuje się tłumieniem i hamowaniem świadomości.
Celem terapeuty jest nie tylko pomóc pacjentowistać się świadomym, ważniejsza jest pomoc w przemianieświadomości (awareness) w samoświadomość(consciousness).
Świadomość jest wiedzą,że cośz zewnątrz zagraża człowiekowi w jego świecie wiedzata, na przykład w paranoi i jej nerwicowychodpowiednikach, skłania do bezpośredniego działania.
Dzięki samoświadomości świadomość sytuuje się najakościowo innym poziomie.
Pacjent zaś może zrozumieć, że to właśnie onjest osobą, która jest zagrożona,że jest on byciem, które znajduje się w zagrażającym
35.

mu świecie, że jest zarazem podmiotem, który posiada świat.
Daje mu tomożliwość wglądu, intuicyjnegowewnętrznego widzenia (in-sight) świata i jego problemów w relacji do siebie samego.
Tym samym
umożliwia mu uporządkowanie dręczących go problemów.
Wróćmy jednak do naszej milczącej już od pewnegoczasupacjentki.
Po około dwudziestu pięciu sesjachterapeutycznych pani Hutchens opowiedziała minastępujący sen.
Śniło jej się, że wjakimś domu nalotnisku przeszukiwała pokój po pokoju, usiłując znaleźć dziecko.
Wiedziała, że dziecko nienależy do niej,lecz do kogoś innego,alesądziła,że ta osoba możezgodzi sieje wypożyczyć.
Później wydawało się jej, żewłożyła dziecko do kieszeni swego szlafroka (lubszlafroka swej matki) i wtedy ogarnął jąniepokój, żemoże się ono udusić.
Jednak po sprawdzeniu, okazałosię, ku jej wielkiej radości, że dziecko żyje.
Wtedypojawiła się dziwna myśl: "Czy powinnam je zabić?
"
Budynek na lotnisku przypominałjej miejsce,w którym w wieku dwudziestu lat uczyła się samodzielnielatać.
Był todlaniej bardzo ważny aktsamopotwierdzenia i uniezależnienia sięod rodziców.
Dziecko zaś było kojarzone z jej najmłodszym synem,którego identyfikowała z kolei z sobą.
Pozwolę sobietutaj pominąć rozległy dowód, który ją i mnie utwierdził w przekonaniu, że dziecko symbolizowało jąsamą.
Sen byłwyrazem wyłonienia się i wzrostusamoświadomości; tej świadomości, której posiadanianawetpacjentka nie była jeszcze pewna; świadomości, której zabicie rozważała we śnie.
Mniej więcej przed sześciulatypani Hutchens porzuciła wiarę rodziców, z którą była związana jedyniepoprzez ich autorytet.
Wtedy też wybrałareligię zgodnie z własnymprzekonaniem.
Nigdyjednak nie od36
36
srszfta się powiedzieć o tym rodzicom.
Zamiast tego,mły tylko ją odwiedzali, uczęszczała do ich kościoła.
dtty czas pozostawała wwielkim napięciu, dopókijedno z jej dzieci niewyjawiłotej tajemnicy.
Po okołongydziestu pięciu sesjach, w czasie którychrozważahtJistowne poinformowanie swoich rodziców o zmiamg wyznania, przeszła przez ponad dwutygodniowyokfes napadówomdlenia w moim gabinecie.
Naglestawała się słaba, jej twarz bladła, doznawała uczuciaWewnętrznej pustki" i musiała położyć się choć naIdlka chwil na kozetce.
Dużo późniejnazywała tenapady "tłumieniempamięci".
^o tych wydarzeniach napisała do rodziców, informując ich o zmianie wiary, zapewniając jednocześnie,zęjpróby wpłynięcia na jej decyzjęnie doprowadzą doniczego dobrego.
Na kolejnej sesji zapytała mniezestrachem, czy sądzę, żegrozi jej psychoza.
Odpowiedziałem, że każdy znas mógł przeżyćcoś podobnego,(Batego nie widzę podstaw, aby bardziej niż ktokolwiek inny miała się tego obawiać.
Zapytałem ją,ayjejobawa przedpopadnięciem w psychozę nie jestraczejlękiemwyrosłym ze sprzeciwu wobecrodziców, lękiemwobec swegoautentycznego bycia,któreodczuwała jako równoznaczne zpopadnięciemw obłęd.
Zauważyłem chciałbym to szczególniepodkreślić również w kilku innych przypadkach,że podobny lęk pacjenci doświadczali jako groźbępsychozy.
Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważuświadomienie sobie swoich pragnieńi ich akceptacjazakładaafirmację swej oryginalności i niepowtarzalności.
To zaśoznacza, że dana osoba musi być przygotowana na bycie samodzielną, nie tylko względemwzorców rodzicielskich, od których kiedyś zależała,ale także musi umieć od razu stawić czoło całemuświatu.
37.

W trzech różnych faktach dotyczących pani Hutchens widzimy głębokie konflikty wyłaniającej się samoświadomości.
Ich głównym symptomem była negacja tej specyficznie ludzkiej zdolności, opartej naświadomości, mianowicie mowy; zaś sygnałami:
l sen o pokusie zabicia dziecka; 2tłumieniepamięci przez omdlenia (zgodne zresztą z tym, cosama mówiła: "Jeśli tylko mogłabym nie posiadaćświadomości tego, uciekłabym od okropnego problemu mówienia o tej sprawie moim rodzicom"); 3 lękprzed psychozą.
Wtym właśnie miejscu dochodzimy do szósteji ostatniej zasady ontologicznejdo lęku.
Jest onstanem, w jakim znajduje się człowiek, który zmagasię z tym, co zagraża jegobyciu.
Jestto, mówiącsłowami Tillicha,bycie w niezgodzie znicością.
Konflikt ten Freud przedstawił za pomocą potężnegoi ważnego symboluinstynktu śmierci.
Z jednejstrony, zmaganie to jest zawsze walką przeciwkozagrożeniu z zewnątrz.
Jednak bardziejzłowieszczyiznaczący dlapsychoterapii jest wewnętrzny aspektkonfliktu.
Obserwowaliśmy go na przykładzie paniHutchens.
Dramat wewnętrznyosoby polega nastanięciu wobec wyboru, czy chce ona, czy też nie,realizować swe własnebycie, swoją potęncjalność.
Pokusy zabicia własnej samoświadomości czyjak tosię symbolicznie wyraziło u pani Hutchens pokusy zabicia dziecka traktujemy jako istotne z egzystencjalnego punktu widzenia.
Nie zamierzamyprzechodzić nad nimi doporządku, przypinając imetykietkę ,,neurotycznego" efektu chorobowego, czypodsumowywać, mówiąc: "OK,ale przecież nie musisz tego robić".
Jeśli tak postąpimy, będziemypomagać pacjentcedostosować się, za cenę wyrzeczenia się38
raWt "4 części jej egzystencji.
To znaczy za cenę"ygnacji z możliwości pełniejszej wolności.
Konftontacjaz samym sobą,która jest częścią akceptacjijdlBioświadomości, polega na prostym identyfikowaWniektórych elementów, zaakceptowaniuzniena;łJa2onej przeszłości, w przypadku pani HutchensaSjejmatki oraz babki;akceptacji obecnych źródeł"Sleaawiści i destrukcji; na ujrzeniu faktów i złudzeńitotycZĄcych zachowania i jego motywów.
Jest to więc
kceptacja odpowiedzialności i samotności, porzuceitte dziecinnych wyobrażeń o wszechmocy i przyjęcieiaktu, że chociaż nigdy nie możemy być absolutniepewni swoich wyborów, to przecież musimy wybierać.
Jednak wszystkie te konkretne rzeczy, wystarczająco proste, by zrozumieć je w pewnym wyizolowaniu, muszą byćwidzianew świetle faktu, że samoświadomość zawsze implikuje możliwość obróceniasię przeciwko sobie, zanegowania osoby.
Tragicznanatura ludzkiej egzystencji polega na tym,że w samoświadomości zawiera się pokusa zabiciasamej siebie.
Dostojewski i inni poprzednicy egzystencjalizmunietworzyli wyłącznie poetyckich hiperbol czy opisównastępstw nieumiarkowanego picia alkoholu, gdymówilio śmiertelnym ciężarze wolności.
Fakt, iż psychoterapia egzystencjalna kładzie nacisk na tragiczne aspekty życia, nie oznacza, że w całości jest ona pesymistyczna.
Wręcz przeciwnie.
Konfrontacja z autentyczną tragedią pozwala przeżyćpsychiczne katharsis,o czym przypominali Arystoteles iinni myśliciele.
Tragedia jest nierozerwalniezwiązana z wielkością i godnościąosoby oraz towarzyszy człowiekowi w momentach najgłębszych wglądów w siebie, jak to ilustrują dramaty o Edypie czyOrestesie; Hamlecie czy Makbecie.
39
y
ial,-:.

i
^ PRZYPISY
^
iii',,' Relacja na podstawie "American Journal of Orthopsychiatry"';)'!
1960, nr 30, ss.
685-695.
^ j ' Z filozoficznego punktu widzeniamówilibyśmytu o "zasadach(Mitologicznych".
CZĘŚĆDRUGA
PODŁOŻE KULTUROWE.

m. POCZĄTKI I ZNACZENIEPSYCHOLOGII EGZYSTENCJALNEJ
W ciągu ostatnich lat u części psychologów i psychiatrów wzrastała świadomość istnienia poważnychłuk w naszym rozumieniu istoty człowieka.
Bardzomożliwe, że toona wywołała zainteresowanie psychoterapią.
Przypadki kliniczne i te z gabinetu lekarskiego wykazały, że rzeczywistości osoby ogarniętejlękiem nie da się zamknąć wdefinicjach i teoretycznych formułach.
Owe brakispowodowały pewnenieprzezwyciężalne w badaniach naukowych trudności.
Dlatego wielu psychiatrów i psychologów w Europiei Ameryce ciągle stawiało pytaniao człowieka.
Innizaś byliświadomi wątpliwości, które wynikały z częściowo stłumionych i nie zadanych pytań.
Czy możemy być pewni,pytano, że widzimy pacjenta takim, jakimon naprawdę jest; może widzimytylko projekcjęnaszych własnych teorii, które jegodotyczą?
Każdy terapeuta, jestem tego pewien, posiada własną wiedzę o wzorcach imechanizmach zachowań oraz opanował do perfekcji system pojęćrozwiniętych w jego modelu terapeutycznym.
Systempojęciowy jest oczywiście konieczny, jeśli chcemyprowadzić obserwację naukową.
Jednak zawsze decydującą sprawąjest relacja pomiędzy terapeutą apacjentem.
Jak myterapeuci możemy być pewnitego, że nasza konstrukcja, wspaniale funkcjonująca
43.

w swoich teoretycznych założeniach, ma cokolwiekwspólnego z tym konkretnym panem Jonesem, zupełnie realnie siedzącym w naszym gabinecie?
Może właśnie ta konkretna osoba wymaga innego podejścia,całkiem różnego od naszego układu odniesienia?
Możepacjent ten, lub jakaś innazwiązana z nimosoba,wymknie się nam przez to, prześlizgniesię pomiędzypalcami naszych naukowych teorii jak piana morska,dowodząc zarazem, że zostało to spowodowane przeznasze bezgraniczne zawierzenie systemowi?
Niepokojące jest też pytanie, skąd możemy wiedzieć,że widzimy pacjenta w jegoprawdziwym świecie, świecie, w którym żyje, porusza się iistnieje, który jest dlaniego jedyny, konkretny iróżni się odpowszechnychkulturowych koncepcji?
Możemy byćprawie pewni, żenigdy nie uczestniczyliśmyw jego świecie i nigdy niepoznaliśmy go bezpośrednio.
Jednakpowinniśmygopoznać i do pewnego stopnia uczestniczyćw nim, jeślichcemy mieć szansępoznania pacjenta.
Takie pytania stanowiły motywację dla psychologów i psychiatrów wEuropie, którzy później włączylisię do mchu egzystencjalno-analitycznego określanegomianem Daseinsanalyse.
" Egzystencjalna orientacja badawczaw psychiatrii pisze LudwigBinswanger, główny przedstawiciel ruchu wyrosła z niezadowolenia z powszechnych wysiłków zmierzającychdo osiągnięcia naukowego rozumienia w psychiatrii.
t...] Psychologiai psychoterapia jako nauki powinnykoncentrować się na człowieku nie jak na chorejjednostce, lecz na człowieku jako takim.
To nowerozumienieosoby zawdzięczamy Heideggerowskiejanalizie egzystencji.
Maono swoją podstawę wjegokoncepcji, w której człowiek nie jest już rozumianyw terminach żadnej teorii: animechanicznej, anibiologicznej czy psychologicznej"'.
44
Co wywołało rozwój egzystencjalizmu?
Zanim powiemy, czym jest nowa koncepcjaczłowieka, zwróćmy uwagę,że nowa tendencja pojawiłanę spontanicznie w różnych częściach Europy,ar szkołach skupiających różnych naukowców i twórjarochmyślicieli.
Wśród nich znaleźli sięEugene Minhowski w Paryżu, Erwin Straus w Niemczech, do
aJljórego później dołączył V.
E. von Gebsattel, reyezentujący główniepierwszą, fenomenologiczną fa' Ae ruchu.
Wymienić tu takżemusimy LudwigaBinsanangera, A.
Storcha,M.
Bossa, G.
Bally'ego iRolanda
ijKuhna działających w Szwajcarii, J.
H. Van DenBerga i F.
J.Buytendijka wHolandii i wielu innych,reprezentujących drugi, ściśleegzystencjalny etaprozwoju.
Egzystencjalizm rozwijał się spontanicznie,-a zauważalne podobieństwo między poszczególnymipracami nurtu było najczęściej dziełem przypadku.
Swe powstanie zawdzięcza on różnym psychiatromi psychologom, a nie zamierzeniu jednego lidera, copotwierdza tezę, że wyrósł z wielkiego niedomaganiawspółczesnej psychiatrii i psychologii.
Von Gebsattel,Boss i Ballysą analitykami ze szkoły Freuda; Binswanger, chociaż działał w Szwajcarii, po rekomendacji Freuda został członkiem Wiedeńskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (po oderwaniu się grupy zurychskiej od międzynarodowej).
Inni z egzystencjalnych terapeutów znajdowali się pod wpływemJunga.
Ci wielce doświadczeni ludzie postanowili przerwaćciszę wokół faktu, żechociaż prowadzilileczeniez wykorzystaniem uczonych technik dopóki identyfikowali się z założeniami Freuda czy Junga niemogli zrozumieć, dlaczego w niektórych przypadkachleczenie skutkowało, a w innych nie, albo co właś45.

ciwie działo się w psychice pacjenta.
Skrytykowalioniodwracająceuwagę od rzeczywistych problemów,a powszechne wśród terapeutów, uciszanie wewnętrznych wątpliwości poprzez przykładanie nadmiernejwagi do doskonalenia własnych systemów pojęciowych.
Innym sposobem na zredukowanie niepokojui towarzyszących mu wątpliwościbyło poświęcaniecałkowitej uwagi technikom pracy czyli oderwaniesię od przyczyn i skupieniesię na działaniach formalnych.
Wymienieni wcześniej psychiatrzy nie ulegli tejpokusie.
Byli oni niechętni takim pojęciom jak "libido" czy "potępienie" jak wskazywał Ludwig Lefebre2 - czy określaniu różnychprocesów zbiorczojako "przeniesienie", co miałowyjaśniać nieweryfikowalne mechanizmy.
Bylioni przekonani, twierdziStraus, że "nieświadome idee pacjenta sąznacznieważniejsze od świadomychteorii terapeuty".
To nie poszczególne techniki terapiispowodowałyzmianę orientacji uwielu psychiatrów i psychologów.
Uznawali oni na przykład, żestosowanie psychoanalizy jest uzasadnione wniektórych przypadkach i częśćz nichszczerzy wyznawcy Freuda wykorzystywała jej metody.
Jednak wszyscymieli poważnewątpliwości dotyczące teorii człowieka w psychoanalizie.
Uważali, że trudności i ograniczenia tkwiącew tej koncepcji nie tylko poważnie zablokowały badania, ale na dłuższąmetę również poważnie ogranicząefektywność i rozwój technik terapeutycznych.
Poszukiwalioni zrozumienia poszczególnych przypadków nerwicczy psychoz, a w efekcie zrozumieniakażdego człowieka znajdującego się w sytuacji kryzysowej.
Przy czym nerwice i psychozy pojmowali niejako odchylenie od teoretycznego wzorca ustalonegoprzez psychiatrów czy psychologów, którym zdarzyłosię prowadzić obserwację, lecz jako zniekształcenie
46
^strukturze egzystencji konkretnego człowieka, jalco rozdarcie jego ludzkiej kondycji.
"Psychoterapia
egzystencjalno-analitycznych podstawach poszutBaje historii życia leczonego pacjenta, [.
] ale niewyjaśnia jej i jej patologicznej natury zgodnie z naukąT-fcUSrfiJŚze ^kół psychoterapeutycznych czy zgodnie^.
^(yykładnią preferowanych przez nią kategorii.
InterMtetuje ona tę historię życiaraczej jako modyfikację.
'Adościowej struktury istnienia-w-świeciepacjenta"3.
-y^yysiiek Binswangera, aby zrozumieć, co egzysten:";jatoa analiza wydobywa zdanego przypadku i jak to' Isęma do innych metod psychologicznego zrozumienia, został plastycznie ukazany w jego studium o Elten West".
Po ukończeniu w 1942 r.
książki poświęconej analizie egzystencjalnej Binswanger powrócił dobadaniaarchiwówsanatorium, którego był dyrek' torem.
Chciał przeanalizować przypadek młodej kobiety, która ostatecznie popełniła samobójstwo.
Historia Ellen West wydarzyła się w roku 1918, zanimzaczęto stosować terapię wstrząsową, gdy psychoanaliza była jeszcze względnie młoda i gdyrozumienie chorób umysłowych było prymitywne z dzisiejszego punktu widzenia.
Binswanger posługiwał siętym przykładem,by ukazać kontrast pomiędzy surowymimetodami psychiatrii z czasów EllenWest (której przypadek byłby łatwy do zrozumienia przezegzystencjalną psychoterapię) a współczesnymi.
Ellen West była w dzieciństwie bardzo żywą dziewczynką i wcześnie rozwinęła w sobie wielkie ambicje,co wyraża wypowiadane przez nią zdanie: "AlboCezar, albo nic".
Gdy zbliżała siędo wieku dwudziestu lat, zaczęła dostrzegać, że wpadła w pułapkęatakujących ją zewsząd problemów.
Jejnastrój zmieniał się w sposób krańcowy: od rozpaczy do radości,od gniewu do potulności, a przede wszystkim od nie47.

umiarkowania w jedzeniu, wręcz pożerania go, aż domorzenia się głodem.
Binswanger wykazuje jednostronność analiz dwóch psychoanalityków, którzy zajmowali się EIlen West, jeden przez pięć miesięcy,a drugi nieco krócej.
Interpretowali oni jej zachowanie tylko wświecie popędów, instynktów i innychaspektów,które Binswanger nazywa Umwelt (omówimy to w rozdziale dziewiątym).
Kontynuowali zasadęzapoczątkowanąprzez Freuda, która w dosłownymtłumaczeniu brzmi: "Z naszego punktu widzenia,postrzegany (obserwowany) fenomen musi ustępować swego miejsca postulowanym (zakładanym) usiłowaniom (tendencjom)"5.
Podczas swej długiej choroby, którą dzisiaj określasię mianem anorexia neryosa, Ellen odwiedziładwóchpsychiatrów, aby zasięgnąć porady: Kraepelina, który określił jej chorobę mianem melancholii,i BIeulera, którydopatrzył się objawów schizofrenii.
Binswangera nie interesuje zastosowana tutaj technika leczenia, skupiłsię on napróbiezrozumieniaEllen West.
Zafascynowało go jej złudzenie, iż jest"zakochana w śmierci".
Jako nastolatka Ellen błagała"Króla Morza o pocałunek śmierci".
Zostawiła między innymi takie notatki: "Śmierć jest największymszczęściem, jeżeli nie jedynym w życiu" (strona 143).
"Jeśli ona[śmierć], mój największy przyjaciel, każemi czekać jeszcze dłużej, tedy będęmusiała wyruszyćisama jejposzukać" (strona 242).
W tym, co pisze,wyrażaciągle od nowa pragnienie śmierci, "jak ptak,który umierając, wyśpiewuje największą radość".
W powstałych w tym czasie wierszach oraz w dziennikach i notatkach, w których opisywała swoją chorobę, ukazuje się jej literackitalent.
W pewnym sensieprzypomina ona Sylvię Plath.
Binswanger staje tuprzed istotnym pytaniem: Czy istnieją takie osoby,48
i-tAre mogąwypełnić swojąegzystencję tylko przezS-łwanie sobie życia?
"Przecież jeśli egzystencja"nas istnieć tylko jako wyrzeczenie się życia, tostaje^egzystencją tragiczną".
jgQen Westwydajesię Binswangerowi żywym przy.
[daaem-Kierkegaardowskiego OP^U rozpaczy, zawarimfSir Chorobie na śmierć.
Binswanger pisze:
^iiSe,^-
^'Sife.
^ 2yć w obliczu śmierci, znaczy jednakże,,umrzeć naęmierć", jak pisze Kierkegaard, lub uśmiercić własną śmierć,jak wyrażają to Rilke i Scheler.
Każdetakie odchodzenie,umieranie, obojętne czy jest to wybrana przez siebie śmierć
"aite-E.
^ła^czy nie, jest ciągle ,, autonomicznym aktem" życia,jak to jużi-'"?
'"- powiedział Goethe, gdy mówił o Rafaelu czy Keplerze, "obajnagle położylikres swojemu życiu".
Jednak miał on na myślimimowolną śmierć, która przyszłado nich ,,zzewnątrz",,Jako zewnętrzne fatum".
Dlatego pragnienie śmierci EllenWest możemy inaczej określić jako odchodzenie lubumieranie.
Czy jest ktoś, ktomoże stwierdzić, gdzie w tym przypadku zaczyna się wina, a kończy "fatum"?
6
' acs,^:te"1' v.
iSif:
;' Osąd, czy Binswangerowi udało się wyjaśnić egzystencjalne pryncypia na podstawie tego przypadku,pozostawiamy czytelnikowi.
Jednak każdy, kto czytahistorięEllen West, dostrzeże głębięi gorliwość zjakąBinswanger prowadził swoje badaniaoraz zwróciuwagęna jego bogate zaplecze kulturowe oraz profesjonalizm.
Chciałbym podkreślić, że Binswangera i Freudałączyła długa przyjaźń.
Obaj bardzo cenili ten związek.
W małej książeczce, zawierającej wspomnieniao Freudzie, którą Binswanger opublikował na prośbęAnny Freud, wspominaon wiele wizyt, które złożyłw domu Freuda w Wiedniu i kilkudniowe odwiedzinyu Freuda przebywającego w sanatorium.
Ich stosunkisą tym bardziej godne uwagi, że jest to jedyny przypadek trwałej przyjaźni pomiędzy Freudem ainnym.

kolegą po fachu, którego poglądy tak radykalnieróżniły się od jego własnych.
Dodatkowąinformację znajdujemy wwiadomościprzekazanej Binswangerowi przez Freuda, w liścieodpowiadającym na spóźnione życzenia noworoczne:
"Jesteś całkiem różny od wieluinnych.
Oby nigdy niestało się tak, żeby twój intelektualny rozwój, odległyode mnie coraz bardziej, nie zepsuł naszej przyjaźni.
Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy,jak wiele onadla mnie znaczy"7.
Nie jest istotne, czy przyjaźń taprzetrwała tylko dlatego,że konflikt intelektualnypomiędzynimibył jakprzysłowiowa bitwa pomiędzysłoniem i morsem, które nigdy nie walczyły, ponieważ nie mogły spotkać się na tym samym terenie, czyteż z powodu dyplomatycznej postawy Binswangera(czasem z tego powodu Freud ganił przyjaciela), czydlatego, że łączył ich wzajemny głęboki szacuneki uczucie sympatii.
Dzisiaj tego się nie dowiemy.
Należy jednakzwrócić uwagę, że Binswanger i inniterapeuci egzystencjalni skupili się nie na dyskusjachwokół istoty dynamizmów, lecz na dociekaniu ukrytych założeń natury człowieka, któredoprowadziłybydo odkryciastruktury, na której można by byłooprzeć poszczególne systemy terapeutyczne.
Jednakpopełnilibyśmywielki błąd, gdybyśmypoprostu identyfikowali ruch egzystencjalnyw psychoterapii z jeszcze jedną szkolą, która uniezależniła sięod freudyzmu, Junga czy w końcu Adlera.
Te wcześniejsze podziały na kolejne grupy chociaż tu zostały wywołane przez świadomość braków w ortodoksyjnej psychoterapii które pojawiają się zawsze,gdy ortodoksja wkracza wokres zastoju, były efektem impulsu twórczej pracy jednego płodnego lidera.
Na początku 1920roku pojawiły się prace OttoRanka owpływie chwili obecnej na osobowość czło50
-.aafca Byłto nowy element, gdyż wówczas klasycznaSaiiza zaczęła pogrążaćsięw czczych intelektual-"i:h dyskusjach nad przeszłością pacjenta.
DokonainrzezWilhelma Reicha analiza charakteru ukazałagte:w późnych latach dwudziestych jako odpowiedźo-.
teczególną potrzebę przebicia się przez ,,linieajeenne ego".
Nowe nurty kulturowe rozwinęły się,dp3atach trzydziestych dzięki pracom Horney'ywtl inny jużsposób Fromma i Sullivana, wtedyyf tradycyjna analiza mijała się z prawdziwym sengeia społecznych i interpersonalnych aspektów nerflHBy i zaburzeń psychicznych.
WSWs.
więc ruch egzystencjalny w psychoterapii majHtoa cechę wspólną zomawianymi szkołami: zostałflterównież wywołany jak wyjaśnimy to szczegółowo później przez braki w istniejących prądachpsychoterapeutycznych.
Różni sięon jednak od inaych modeli z dwóch powodów.
Po pierwsze, nienastał stworzony przez jednego lidera,lecz pojawił sięniezależnie i spontanicznie w różnych częściach Europy.
Podrugie, nowa szkoła nie powstała jako wyraz((pozycji do innych ani nie oferowała nowej techniki" terapii w opozycjido znanych technik.
Jej zamierzeniem byłai jest analiza struktury ludzkiejegzystencji
przedsięwzięcie,które,jeślisię uda,powinno daćnowe zrozumienie rzeczywistości leżącej u podstawkryzysowej sytuacji człowieka.
Tak więc intencje ruchu wykraczają poza "usuwaniebiałych plam".
Gdy Binswanger pisze, że "analizaegzystencjalna ma możliwość poszerzenia i pogłębieniapodstawowych pojęć i psychoanalitycznego zrozumienia",to uznajewartość zarówno analizy, jak i innychform terapii, o czym jestem głęboko przekonany.
Kiedy psychoterapia egzystencjalna po raz pierwszy pojawiła się w StanachZjednoczonych, po wyda.

:
niu książki Existence, natychmiast wzbudziła opojwbrew temu, że w Europie miała już od pewnegoczasu ugruntowaną pozycję.
Teraz, gdywiększośćwrogich głosówucichła, ciągle możemy sięczegośuczyć, obserwującnaturę tych sprzeciwów.
Pierwszą ich przyczyną byłoprzekonanie, żewszy.
stkie wielkie odkryciaw psychologii zostały już dokonane, do nas zaś należy tylko uzupełnieniedetali.
Takapostawa niczym nieproszony gość ciągledominujew starciach pomiędzy różnymi szkołami psychoterapeutycznymi.
Niewiedza ulega w niej przekształceniuw dogmat.
Dlatego nie zasługuje ona na szerszą dyskusję, która nie jesttu zresztą możliwa.
Trzeba jednakzauważyć, iżstanowisko to niestety możeszerzyć siędzisiaj bardziej niż postawa, której jestem zwolennikiem.
Sprzeciw wywołało również podejrzenie,żeanalizaegzystencjalna uzależnia psychiatrięod filozofii i nie ma zbyt wiele wspólnego z nauką.
Przekonanieto jest kulturową pozostałością odziedziczoną po zmaganiach,w jakich uczestniczyły nauki psychologicznewkońcu dziewiętnastego wieku, gdy uwalniały się odmetafizyki.
Zwycięstwo wtedy osiągnięte było niezmiernie ważne, ale jakto bywa ze żniwem każdejwojny wywołało także reakcje ekstremalnie opozycyjnewobec siebie, co samow sobie jest szkodliwe.
W związku ztym musimy poczynić kilka uwag.
Należy pamiętać, że ruch egzystencjalny w psychiatrii i psychologiinarodził się z pragnienia, aby uczynićte naukibardziej empirycznymi, niż były dotychczas.
Binswanger i pozostali psychologowie byliprzekonani, żetradycyjne metody badawczenie tylko nie sąrzetelne wstosunku do danych, lecz faktycznie prowadzą raczej do ukrywania, niż do odkrywania tego,co dzieje się w pacjencie.
Ruch analizy egzystencjalnej jest protestem przeciwko skłonnościujmowania
52
52
, ,.inu' w formach okrojonychdo istniejącychzało'^""^ibwpasowywania go w obraz naszych upodo'S-ys tym względzie psychologia egzystencjalna"B'.
ło się wyraźnie wewnątrz naukowej tradycji'S^najszerszym znaczeniu.
Poszerza ona swojąiririzę o człowieku o perspektywę historyczną orazia ją kulturowo, uwzględniając fakt, że istotaeka przejawia się także w filozofii,literaturzee.
W każdejz tych dziedzin kultury odnaleźć^A można ekspresję niepokojów i konfliktów,jpe przeżywa współczesnyczłowiek.
'ilHNttdzoważnejest przypomnienie nam samym, żelaźda naukowa metoda opiera się na założeniachHtozoficznych.
Określają one zakres rzeczywistości^Bsą może dany obserwator zobaczyć, stosując konttretną metodę w istocie są ,,okularami", przezktóre postrzega.
One również wskazują, na ile to, copodlega obserwacji, jest adekwatne wobec realnychpBoblemów; determinują zatem trwałość i sens pracynaukowej.
Częsty, by nie powiedzieć powszechny,błąd polega na naiwnymprzekonaniu, że możnatt)brze postrzegać fakty, jeżelitylko udasię odrzucićwszelkie założenia filozoficzne.
Wtedy wszystko, corobi badacz, bezkrytycznie odbijajego zaściankowepoglądy, ograniczonedodatkowo przez własną kultarę.
Współcześnie, wrezultacie takiej opinii, naukęutożsamiasię z metodami izolowania poszczególnychczynników i obserwowania ich z rzekomo niezależnych postaw.
Ta szczególnametoda powstała z podziału na podmiot i przedmiot, którypojawił sięw kulturze Zachodu w siedemnastym stuleciu.
Swespecyficzne formy rozwinęłaona później w końcudziewiętnastego i już w dwudziestym wieku.
Kultura amerykańska podlega współcześnie "metodolatrii" w takim samym stopniu jak inne kultury.
53
A.

Jednak szczególnym nieszczęściem wydaje się takt,;,od niej uzależnione jest także nasze rozumienie tal;
podstawowych dziedzin, jak psychologiczne studianad człowiekiem, wraz z pojmowaniem emocjonal.
nego i psychicznego zdrowia, że musi ono być zawężane przez bezkrytyczną akceptacjęograniczonych założeń.
Jakdosadnie i mądrze zauważyłaHelenSargent:,,Nauka oferujewięcej swobody, niż uczonybadacz dostrzega"8.
Czy istotą nauki nie jest stwierdzenie, ze rzeczywistość charakteryzują prawa i dzięki temumożna jązrozumieć?
Czy założeniem każdej naukowej metodynie jest ciągła krytyka własnych fundamentów, któragwarantuje jej jedność?
Jedynym sposobem, abyrozszerzyć zakres widzenia jakiejś metody, jest analizajej założeń filozoficznych.
Moim zdaniem, do wielkichzasługpsychiatrów i psychologów skupionych w ruchu egzystencjalnym należy to, że usiłowali oni określić podstawy swojej dziedziny.
To umożliwiłoim,jakwykazuje Henri Ellenberger9, ujrzenieludzkiegopodmiotu znową jasnością oraz rzuciłonowe światłona wiele aspektów psychologicznego doświadczenia.
Najbardziej zasadniczym powodem sprzeciwu wobec egzystencjalnej analizy było zaabsorbowanieamerykańskich psychiatrów techniką i niecierpliweposzukiwanie warunków, fundamentów, które mogłyby stanowić podstawę wszystkich psychiatrycznych technik.
Ta tendencja może zostać wyjaśniona,gdy uwzględnimy specyfikę społeczeństwaamerykańskiego, a szczególnie historię pogranicza.
Jest ona teżwyrazem optymistycznego i czynnego zainteresowania pomaganiem i zmienianiem ludzi.
Jeszcze doniedawna amerykański wkład w psychologię ograniczał się do behawioryzmu, obserwacji kliniczneji dziedzin z nią związanych.
Natomiast specjalnyS4
54
ll^atamerykańskich psychiatrów polegał na wprowsewiterapii farmakologicznej i innych zalece'-t.
ii-lfl technicznych.
Gordon Allport napisał, że ame^ańska i brytyjska psychologia (i ich ogólnyklimat^aektuamy) były oparte naLocke'u czyli prag.
^^ITOzne i to 'właśnie stanowiło odpowiednią pod"Błfc?
eto rozwoju behawioryzmu, systemu bodźcannlnni--3-5 oraz psychologii zwierząt.
W tradycji,"!
-^g^gj wywodzącej się od Locke'a,jak wykazujert, kładziesię nacisk na koncepcję umysłu jakol rosa, na której doświadczenie zapisuje wszyst^co potem możemy tam znaleźć.
Natomiast w tra'^fCjiopartej na filozofii Leibniza twierdzisię, że^jiiaysł sam w sobieposiada potencjalne zalążki ak.
^Mmości.
Tradycja europejska, w przeciwieństwie do
ijjlherykańskiej, bazuje właśnie na Leibnizu10.
Chciał3^n przy okazji zwrócić czytelnikowi uwagę, że każ""3 nowa zdobycz wdziedzinie psychologii, aż do.
HBca minionego dziesięciolecia, która potemprowadziłado rozwoju nowych szkół, pochodziła ze StaaBĘgo Kontynentu.
Od tej zasadyistnieją dwa wyjątki,a których jednemu dał początek psychiatra urodzonyW Europie11.
My, Amerykanie, jesteśmy raczej narodem praktyków, co nie przynosi nam przecież ujmy.
Niepokojąco brzmi natomiast pytanie: Skąd czerpie:-my to, co stosujemy w praktyce?
Dopiero ostatnioasBałiśmy sobie sprawę, że nasze zatroskanie o technikę, chwalebne samo w sobie, powodowało częstoniedostrzeganie faktu, że kładąc zbyt duży na niąnacisk, możemy doprowadzić do jej zniszczenia.
To, o czym mówiliśmy powyżej, jest moimzdaniem dalekie od podważania wpływu analizy egPierwsze wydanie mniejszej książki miało miejsce w 1986 roku(przyp.
tłum.
).
55.

zystencjalnej w Stanach Zjednoczonych.
Wręcz przp.
ciwnie, pokazuje jej potencjalne oddziaływanie nanasze myślenie.
Mimo trudności które częściowo sąspowodowane jej językiem, a częściowo złożonościąidei sądzę, ze jest to znaczący i oryginalny nurtzasiugiuący na poważne studium.
Czym jest egzystencjalizm?
Nadszedł czas, aby wyjaśnić nieporozumienia dotyczące terminu"egzystencjalizm".
Słowo to bywaużywane na oznaczenie prawie wszystkiego, od stanowiska niektórych zbuntowanych członków lewicowejawangardy z Paryża, do filozofiirozpaczy, propagującej samobójstwo, i systemu antyracjonalistycznej myśli niemieckiej, wyrażonej w tak ezoterycznym języku, że irytuje każdego racjonalnie myślącego czytelnika.
Egzystencjalizm jestwyrazem głębi współczesnych problemówemocjonalnych i duchowych, któreujawniają się w prawie wszystkichaspektach naszejkultury.
Odnajdujemy je nie tylko w psychologiii filozofii, ale także w sztuce vide Van Gogh,Cezanne, Picasso i literaturze vide Dostojewski,Baudelaire, Kafta i Rilke.
Oczywiście w każdymwypadkujest to wyjątkowy i jedyny wswym rodzajuportret współczesnego człowieka Zachodu.
Korzenietegokulturowego ruchu,jakzobaczymy topóźniej,tkwiąw tej samej sytuacji historycznej i kryzysiepsychologicznym, który doprowadził do powstaniapsychoanalizy i innych form psychoterapii.
Zamieszanie wokół pojęcia ,,egzystencjalizm" czasami pojawiasię nawet tam, gdzie zupełnie się go niespodziewamy.
"New York Times", komentując wypowiedź Sartre'a, dotyczącą jego ostatecznego zerwa56
^cbmunizmem radzieckim z powodu stłumieniailucji na Węgrzech, nazwał go liderem "egzystenanu,wyraźnie materialistycznejmyśli".
Dostrze
SSąw tutaj dwa poważnebłędy.
Pierwszy dotyczyi^BBzechnego wStanach Zjednoczonych utożsamia;-S-^zystencjalizmu z pismami Jean-Paula Sartre'a.
SSiue siętak, mimo że Sartre jest znany u nas'JjŁtiUieJ z dramatów, filmów i powieści niż ze swoichaSSykich i przenikliwych analiz psychologicznych.
=-"lalbym tu podkreślić fakt, że reprezentuje onjnie subiektywistyczny odłamegzystencjalizmu,(owoduje nieporozumienia, gdyżjest toodłam reprezentatywny dla całościnurtu.
Drugie zagaJHItenie jest znacznie poważniejsze.
Znajdujemy oto"3plzytoczonej z "Timesa" informacji stwierdzenie, żeatpystencjalizm jest "wyraźnie materialistyczny".
Nie
-Mta nic bardziej nieodpowiedniego, jak określenie goOltlanem myśli materialistycznej, ale równie niewłaWwe byłoby uznanie go za idealizm.
Przypomnijmy,"fHZasadnicze w tym nurcie jest poszukiwanie i doko" ćywanie analizy istoty człowieka na poziomie niezależnie od tego czy w sztuce, czy literaturze, filozofii czypsychologii na którym nie istnieje stary dylemat,W którym materializm ścierał sięz idealizmem.
" Krótko mówiąc, egzystencjalizm dąży dozrozumienia człowieka, odrzucając podział na podmiot i przedmiot, któryzaraz po Renesansie założyła zachodniamyśl i nauka.
To rozszczepienie Binswanger nazywa"rakiem toczącym całą psychologię aż do dzisiaj [.
]rakiem doktryny podmiot-przedmiot rozbijającejświat".
Egzystencjalny sposób pojmowania człowieka można także ukazać na przykładzie dociekań kilku filozofów, twórców historiimyśli Zachodu.
Mam tu nauwadze dialogi Sokratesa, głęboko psychologiczną.

analizę jaźni św.
Augustyna czy w końcu Pascalaz jego dążeniem do znalezienia miejsca dla "racjiserca, o których nie możemy nic wiedzieć".
Nurt tenzaistniał w sposób szczególny niewiele ponad sto lattemu, wgwałtownym proteście Kierkegaarda przeciwko racjonalizmowi jego czasów, przeciwko Heglowskiemu ,, totalitaryzmowi przyczyn", by użyćwyrażenia Maritaina.
Kierkegaard ogłosił, że Heglowska identyfikacja abstrakcyjnej prawdy z rzeczywistością była iluzją, równoznaczną z oszustwem.
"Prawda istnieje pisałKierkegaard tylko wtedy, gdyjednostkatworzy jąw działaniu".
On i następującyponim egzystencjaliści zdecydowanie oponowali przeciwkoracjonalistom iidealistom, którzy chcieliwidzieć człowieka wyłącznie jako podmiot to znaczy,posiadającego realność tylko jako istota myśląca.
Z taką samą siłą walczyli oni przeciwko traktowaniuczłowieka jak obiekt, który może podlegać kalkulacjomi kontroli.
Przykłady tego ostatniegoznajdujemy prawie wszędzie w tendencji cywilizacji Zachodudo przekształcania ludzi w anonimowejednostki,pracujące jak roboty w bezmiarze przemysłowegoi politycznego kolektywizmu naszych czasów.
Myślicieleci odrzucili intelektualizm z powodu jegosłabości.
Protestowali oni bardziej gwałtownieniżklasyczni psychoanalitycy przeciwko używaniu myślenia jako obrony przed życiem lub jako substytutubezpośredniegodoświadczenia.
Jeden z wczesnychegzystencjalistów z odłamu socjologicznego, LudwigFeuerbach, sformułował taką normatywną przestrogę:"Niechciej być filozofem zamiast człowiekiem [.
]nie myśl jak filozof [.
] myśl jak żyjąca, prawdziwaistota.
Myśl w Egzystencji"12.
Termin ,,egzystencja" pochodzi od słowa ex-sistere,znaczącegodosłownie,,stawaćsię, wyłaniać się".
Opi58
H^la.
on dokładnie to, co wyrażali przedstawiciele tegofeterunku w sztuce, filozofii czypsychologii, mianowieie człowieka nie jako zbiór statycznychsubstancjiaro mechanizmów lub wzorów, ale raczejjako wyła.
tfKuącego się, stającego się, czyli po prostu egzyAlaącego.
Nie ma znaczenia, jak interesującyczy^jfgoretycznie prawdziwy jest fakt, że na mój byt skłaf^jcf się określone reakcjechemiczne, konkretne wzoSSiW .
zachowań i mechanizmy.
Podstawowe będzie za^H^ze to, że to mnie przydarzyło się egzystować w tym.
'.'llstaśnie czasie i przestrzeni.
Ode mnie zależy to, czy'.
^świadomie sobieten fakt i co dalej z nimuczynię.
" Jak się później przekonamy,psychologowie i psy: -ehiatrzy egzystencjalni nie negują badań nad dynamigmami, popędami i wzorcami zachowań.
Utrzymujątylko, że nie można ich wyrywać z kontekstu danejosoby, tej, której przydarzyło się egzystować, być.
Jeśli nie będziemy o tym stale pamiętali,wszystko, cowiemy o tej osobie, utraci swoje znaczenie.
Egzystencjalizm podchodzi do człowieka zawsze z punktuwidzenia jego dynamiki, ponieważ egzystencja oznacza stawanie się bycia.
Dążenie do zrozumienia jegowyłaniania się ma prowadzić do ujęcia tego stanu niejako sentymentalnego artefaktu, ale jakofundamentalnej struktury ludzkiej egzystencji.
Gdy na następnych stronach pojawi siętermin ,,bycie", czytelnikpowinien pamiętać, że nie jest to statyczne słowo, aleforma odczasownikowa, czyli rzeczownik od czasownika "być".
Egzystencjalizm jest zasadniczo zainteresowany ontologią, to znaczy nauką o byciu(greckieontos znaczy "bycie", ,,istnienie"),
Bardziej przejrzyścieuchwycimy znaczenie tegoterminu, gdy zauważymy,że tradycyjnie w myślizachodniej ,,egzystencja" była przeciwstawiana "istocie".
Powiedzmy, że istota odsyła do zieloności
59.

drzewa, jego przeznaczenia, wagi i innych cech charakterystycznych składających się na jego substancjęPocząwszy od Renesansu, większość filozofów Zachodu skupiona była na istocie.
Tradycyjne naukistarały się odkryć istotę lubsubstancję, co jakmówi profesor Wildzakładało metafizykę istoty".
Takie poszukiwanie istoty może rzeczywiście zaowocować sformułowaniemuniwersalnych praw w naucelub wspaniałych abstrakcyjnychsystemów wlogiceczy filozofii.
Jednak można tegodokonaćtylkopoprzez abstrakcję.
Egzystencja każdej indywidualnejrzeczy pozostaje przytym poza zasięgiem obserwacji.
Możemy na przykład wykazać, że trzy jabłka dodanedo trzech innych dają wsumie sześć jabłek.
Będzie toprawdziwe nawet wtedy, gdy jabłka zamienimy najednorożce.
Bowiemdla matematycznej prawdy niema znaczenia, czy jabłka lub jednorożce w rzeczywitości istnieją, czy też nie.
Jest to natomiast ważnedlaosoby, która posiada owe jabłka to jest właśnieegzystencjalna strona rzeczywistości, jednak pozostaje ona bez związkuz matematyczną prawdą.
Rozważmytak poważny przykład, jakprawdao tym, że wszyscy ludzie umierają.
Możemy ustalić, żepewien procent ludzi umiera wokreślonym wiekui otrzymamy statystycznie ścisły wynik.
Jednakżadna z tych informacji nie mówiniczego, co ma rzeczywisteznaczenie dla każdego z nas, mianowicie, że tyi ja musimy samotnie stawić czoło rzeczywistości, żekiedyś,w jakiejś nieznanej chwili w przyszłości,umrzemy.
Mamy tu do czynienia z faktami egzystencjalnymi wodróżnieniu od treści esencjalnych.
Możemy zatem stwierdzić, że założenia esencjalnemogą być prawdziwe i jednocześnie nie być realne.
Być może właśnie dlategoabstrakcja tak świetniespełniałaswą funkcję w pewnych dziedzinachnauki,
60
"aż mieliśmy skłonności do zapominaniao tym,
Srezentują one oderwanyod konkretu punkt wii^aow, który pomija żyjącąjednostkę.
Przypomina toj^m o przepaści, dzielącejprawdę i rzeczywistość,IHn podstawowym pytaniu, które zadajemy sobiejagBsychologiii innych naukacho człowieku: Co jestJiglaltrakcyjną prawdą, a co egzystencjalną rzeczywiaaćcią konkretnej żyjącej osoby?
H3auważmy, że nietworzymy tu sztucznej konstruk-agteiadnego człowieka-chochoła, że nawet wyrafinomyśliciele spod znaku behawioryzmu i psychoasjtBfa odruchów bezwarunkowych otwarcie i jawnie,aap!
yznają, iżprawda i rzeczywistość znajdują się naocznych poziomach.
Kenneth W.
Spence,lider jed"jlłego z odłamów behawioryzmu, napisał: ,,Pytanie,"Bey jakikolwiek szczególny aspekt zachowań jest bar!
taej realny lub bliższy prawdziwemu życiu i czy;tego względu powinien otrzymać pierwszeństwo^w badaniach; pytanie tonie może, lub przynajmniej(iriepowinno, absorbować psychologów jako naukowców".
To znaczy,że nie ma wcale pierwszorzędnegoznaczeniato, czy obserwowana przez nas rzecz jestrealna, czy też nie.
Wobec tego powstajepytanie,jakie aspekty powinny zostać wybrane i poddaneobserwacji?
Spence przyznał pierwszeństwo fenomenowi, który prowadzi "do weryfikacji analiz niezbędnych przy formułowaniu abstrakcyjnychpraw"14.
Nigdzienasz punkt widzenia niezostał przedstawionyprościej i jaśniej.
To, co może być zredukowane doabstrakcyjnych praw, przyjmuje się bez względu nato, czy przedmiotobserwacji jest rzeczywisty, czy teżnie.
Na bazie tego założenia powstało w psychologiiwiele imponującychsystemów opartych na abstrakcjach, które wspierały kolejne abstrakcyjne teorie.
Ichautorzy niemogli się oprzeć jak to często bywa
61.

z nami intelektualistami swoistej "złożonej naj.
budowie", i nie ustawali,dopóki nie powstałajakaśimponująca struktura.
Jedyny problemtkwił w tymże nadbudowa ta oddzielona była od ludzkiej realno^ści.
Dlatego myśliciele związaniz tradycjąegzystencjalnąprzyjęlidokładnieprzeciwny, w stosunku doSpence'a, punkt widzenia.
Podobnie uczynili psychiatrzy i psychologowie z ruchu terapii egzystencjalnej.
Położyli oni nacisk na potrzebę i możliwość stworzenianauki o człowieku, która obserwuje go we właściwej mu rzeczywistości.
Kierkegaard i Nietzsche oraz ich następcy dokładnie przewidzieli zwiększanie się rozdżwiękupomiędzy prawdą i rzeczywistością w kulturze Zachodui odważyli się wezwać człowieka do porzucenia iluzjio rzeczywistości pojmowanej w sposób abstrakcyjny.
Jednak protestując przeciwkoczczemu intelektualizmowi, stali onijedynie na stanowisku zwykłegoaktywizmu czy antyracjonalizmu.
Antyintelektualizm i inne współczesne nurty, które myśleniepodporządkowują działaniu, nie mogą być mylone z egzystencjalizmem.
Propozycja, w którejczłowiek jestalbopodmiotem, albo przedmiotem, grozi utratą z polaobserwacji żyjącej, egzystującej osoby.
Kierkegaard i pozostali myśliciele egzystencjalniodwoływali się dorzeczywistości znajdującej sięu podstawzarówno podmiotowości, jak i przedmiotowości człowieka.
Utrzymywali,że musimy obserwować nie tylko doświadczenia jednostki, ale znaczniewięcej.
Powinniśmy zwrócić uwagę na człowieka,któremu konkretne przeżycia się przydarzają, naosobę,którabezpośrednio doświadcza.
Według nich"Rzeczywistość czy Bycie nie są obiektami poznawczego doświadczenia, toraczej egzystencja jest Rzeczywistością bezpośrednio doświadczaną;przy czym
62
t-gpoczywa tu na wewnętrznym, osobistym cha'ze owego bezpośredniego doświadczenia człoii Komentarz ten, tak jak kilka wcześniej pozwalaczytelnikowi zauważyć, jak bliskotesnejpsychologii głębi byliegzystencjaliści.
iże być przypadkiem, że największych z nichsiętnastym wieku: Kierkegaarda i Nietzsche"jeścić możnarównież pomiędzy najwybitniejJ psychologami (w specyficznymsensie psycholaBynamizmów) wszystkich czasów.
Nieprzypady jeden ze współczesnych liderów tej szkołyari Jaspers był pierwotnie psychiatrąi napisałiy uwagi tekst, poświęcony psychopatologii.
Gdy""a się przeprowadzone przez Kierkegaarda glęboH8analizy lękuirozpaczy, czy niezwykle przenikae -Nietzscheańskieanalizy dynamizmów resenty
-giBartu, winy i agresji, które towarzyszyły stłumionej"Kit?
emocjonalnej,trzeba pamiętać, że są to dziełallHiWsane w minionym stuleciu, a nie współczesneijlBBiekania psychologiczne.
Egzystencjaliści koncent-SaiWalisięprzede wszystkim naponownym odkryciu;1toiejącej osoby pośród podziałówi dehumanizacjiOtpółczesnej kultury i temu celowi była podporządi; kowana psychologicznaanaliza.
Filozofów egzystencji nie zajmowały więc wyizolowane reakcje psycho^,tBgiczne, lecz raczej psychologia istoty, która ichiteświadcza.
Innymi słowy, terminypsychologicznepojmowali oni w ich ontologicznym znaczeniu.
Zimą 1841 rokuSchelling wygłosił na uniwersytecieberlińskim, przed znakomitym audytorium, słynnąserię wykładów.
Słuchaligo między innymi Kierkegaard, Burckhard, Engels, Bakunin.
Schelling odrzucił Hegla, którego rozległy racjonalistyczny system wraz z utożsamianiem abstrakcyjnej prawdyz rzeczywistością oraz sprowadzaniem wydarzeń hi63.

storycznych do "absolutnej konieczności" miał olbrzy.
mię znaczenie w Europie połowy dziewiętnastegowieku.
Chociaż wielu słuchaczy było mocno zawiedzionych reakcją Schellinga na postulaty Hegla, można powiedzieć, ze wtedy właśnie zaczął się ruchegzystencjalny.
Kierkegaard wrócił do Danii iw 1844r.
opublikowałswoje Okruchy filozoficzne, a dwa lata później napisałdeklarację niezależności egzystencjalizmu Post scrzptum nie naukowe do "Okruchów filozoficznych".
Również w 1844 r.
ukazałosię drugie wydanie Światajako woli i przedstawienia Schopenhauera, rozprawyważnej dla ruchu z powodu podjęcia problemówwitalności, woli i przedstawienia.
Dwa podobne dziełazostałynapisane przez Karola Marksa w latach1844-1845.
Jego wczesne prace mają znaczeniedlaegzystencjalizmu,ponieważ atakował onabstrakcyjną prawdęjako "ideologię", tak jak poprzednicy,krytykując Hegla.
Istotne dla nurtu egzystencjalnegobyło aktywistyczne spojrzenie Marksana historięjakoarenę, na której działania jednostek i społeczeństwa ustanawiają prawdy, a także analizy wykazujące, jak gospodarka pieniężna współczesnego Marksowi przemysłu prowadzi do przekształcenia ludziw rzeczy, a praca do dehumanizacji człowieka.
Obaj,Marks i Kierkegaard, posługiwali się dialektycznąmetodą Hegla, leczw całkowicie odmiennych celach.
Trzeba przytym podkreślić,że w filozofii Hegla kryłosię więcej elementów egzystencjalnych, niż dostrzegali jego przeciwnicy.
W kolejnych dziesięcioleciach dynamika ruchu powoli opadała.
Kierkegaard pozostał zupełnie nieznany, dzieła Schellinga z pogardą spalono, a Marksai Feuerbacha zinterpretowano jako dogmatycznychmaterialistów.
Wtedy, około roku 1880, wraz z praca64
EBiltheya, a szczególnieFriedricha Nietzschego,liern " filozofii życia" i dziełami Bergsona, pojawił.
^-enowy impuls.
"B'Trzecia, współczesna faza egzystencjalizmu nade^SlsP sztoku, jaki przeżył światzachodni wnastępowane pierwszej wojnyświatowej.
Na nowo zostali"aMtayci Kierkegaard i wczesny Marks, aprawdziwe rżenie, jakie rzucił Nietzsche przeciwduchowym'etiologicznym podstawom zachodniego świata, nieto być dłużej ukrywane przez zadowolone z siebieabilizowane wiktoriańskie społeczeństwo.
gs^pecyficzna forma trzeciego etapu zawdzięczawieiHllfenomenologii Edmunda Husserla.
Zaoferowała
Saia Heideggerowi, Jaspersowii innym metodę bada^czą, dzięki której mogli podważyć podział na pod-Ssafcot i przedmiot, będącygłównym hamulcem w nauwite.
i w filozofii.
Istnieje oczywiste podobieństwo po-t^flriędzy egzystencjalizmem, który uważa prawdę zaiktdziałania, a refleksją filozoficzną np.
WhiteheaT-ite i amerykańskim pragmatyzmem, szczególnie, y ujęciuWilliama Jamesa16.
' Martin Heidegger jest powszechnie uważanyzatwórcę współczesnej myśli egzystencjalnej17.
Jegopodstawowa praca.
Bycie i czas, okazała się dziełemfundamentalnym dla Binswangerai innych psychiatrów i psychologów egzystencjalnych, gdyż ustanowiłagłębokie i ogólne podstawy, którebyły niezbędnedla zrozumienia istoty człowieka.
Myśl Heideggerajest rygorystyczna, logicznie przenikliwa i ,,naukowa" wsensie dążeniaz nieustającą siłą i konsekwencją dokądkolwiek poszukiwania zaprowadzą.
Jegodzieło jest trudne do tłumaczenia, ale Macquarriei Robinson z powodzeniemprzełożyli Bycie i czas.
Mowa oczywiścieo przekładzie na język angielski (przyp.
tłum.
).65.

Z kolei wielką zasługą Jean-Paula Sartre'a dlaomawianego tu tematu jest fenomenologiczny opisprocesów psychologicznych.
Natomiast idee Jaspersarozwijaliinni wpływowi myśliciele, tacy jak GabrielMarcel we Francji, NikołajBierdiajew (który z pochodzenia był Rosjaninem, jednak do końca życiamieszkał w Paryżu) oraz Jose Ortega y Gasset i Miguel de Unamuno w Hiszpanii.
Przesłanki dążeń egzystencjalnych odnajdziemyrównież w pracachPaulaTillicha.
Z wielu różnych powodów jego książka Męstwo bycia jestnajlepszą w języku angielskimi najbardziej przekonywającą prezentacją egzystencjalizmujako dążenia do zrozumienia rzeczywistego życia18.
PowieściKafki obrazują beznadziejnośći dehumanizację nowoczesnejkultury, z której wyrasta i o której mówi egzystencjalizm.
Obcy i DżumaAlbertaCamusa są wspaniałymi przykładami literaturywspółczesnej, w których egzystencjalizm ma świadomy udział.
Są to być może najbardziej żywe ze wszystkich dzieł wyrażających sens egzystencjalizmu, któremożna znaleźć we współczesnej sztuce.
Poniekąd jesttak dlatego, że idea egzystencjalizmu ukazana jestwnich raczej symbolicznie niż w formie świadomegowywodu myślowego, a poniekąd dlatego, żesztukazawsze objawia ze szczególną wyrazistością ukrytyduchowy i emocjonalny charakter kultury.
Wspólneelementy w pracachtakwybitnych przedstawicieliwspółczesnego malarstwa, jak Van Gogh, Cezannei Picasso są, po pierwsze, buntem przeciwko hipokryzji tradycji akademickiejkońca dziewiętnastegowieku.
Po drugie, są wyrazem dążenia do wniknięciaw głąb, pod powierzchnię zjawisk, by uchwycić nowyzwiązekz rzeczywistością natury.
Potrzecie,zabiegają oodnowienie witalności iprawdy, bezpośredniościwrażenia estetycznego; po czwarte,są desperackim
66
leniem wyrażenia w sposób bezpośredni ukryJsensu sytuacji współczesnego człowieka, nawetŁtjest to równoznaczne z obrazowaniem rozpaczyicstki.
Na przykład Tillich utrzymuje, że Guernicaeassajest najdokładniejszą wizją zatomizowania(Zdarciaeuropejskiegospołeczeństwa, w przedpń wybuchu drugiej wojny światowej i ,,pokazuj e^0 teraz dzieje się w umysłach wielu Amerykanów,ponowicie rozbicie, egzystencjalne zwątpienie, pug i brak sensu"18.
ttuch egzystencjalnypojawił sięjako naturalnalaontaniczna odpowiedź na kryzys współczesnejBtury.
O kryzysie świadczy nie tylko obecnośćSHtślonych wątków w sztuce iliteraturze, ale rów^ż fakt, że różni filozofowie w odległych częściachiropy częstopracowali nad rozwinięciem pewnychii, nic niewiedząc o pracach innych.
Itak, chociaż;3j6wne dzieło Heideggera Bycie i czas zostało wydane'BrToku 1927, toOrtegay Gasset już w 1924 rozwinął(Siezęściowo opublikował uderzająco podobne idee^książce Dehumanizacjasztuki i inne eseje20.
6'Prawdą jest, że egzystencjalizm narodził się w czaste kulturowego kryzysu, a dzisiaj odnajdujemy gow awangardzie współczesnej sztuki, literatury i my^li.
Dla mnie nie świadczy to o niczym innym, jakdsłuszności jego intuicji.
Gdykultura znajduje sięwtrakcie głębokich przemian epoki przejściowej,jednostki w społeczeństwie ze zrozumiałych powodów cierpią duchowe i emocjonalne odrzucenie.
Powszechniedotąd akceptowane myślenie i obyczajeniezapewniają bowiem człowiekowipoczucia bezpieczeństwa: albo popada on wdogmatyzmi konformizm, wyrzekając się świadomości, albo jest zmuszany doutrzymywania jej w najwyższym napięciu,poprzez co staje się świadomy swojej egzystencji.

opartej teraz na nowych podstawach.
Tu tkwi jed"z najpoważniejszych podobieństw ruchu egzystencjalnego i psychoterapii.
Oba te kierunki są skupionona jednostce przeżywającej kryzys.
Nietwierdzę wcale,że intuicjeczasu kryzysu są "zwykłym wytworemniepokoju i rozpaczy", raczej wolałbym twierdzić, jakto zawsze robimy w psychoanalizie, że kryzys jestdokładnie tym, czego potrzeba, aby wyrwać ludziz nieświadomej zależności od zewnętrznych dogmatów i zmusić ich do odrzucenia warstwy pozorów poto, by mogła się ukazać naga prawda o nich samych,
która, jakkolwiek nieprzyjemna, zostanie dostatecznie rozjaśniona.
Egzystencjalizmjest stanowiskiem, w myślktóregoczłowiek ciągle staje się,cooznacza znajdowanie sięw kryzysie.
Nie jest to identyczne z rozpaczą.
Optymistą był Sokrates, którego dialektyczne poszukiwanie prawdy w jednostce jestprototypem współczesnego egzystencjalizmu.
Stanie się tojaśniejsze,gdy omówimy doświadczenie pojawiające się w czasach przejściowych, gdy jeden wiekodchodzi, a drugijeszcze się nie narodził.
Wtedy to jednostka jest albobezdomna i zagubiona,albo osiąga nowąsamoświadomość.
W epoce przejścia od "średniowieczności" do"renesansowości",w momencie radykalnego skokuw kulturze zachodniej, Pascal opisał doświadczenie,które później egzystencjaliści nazwali Dasein:" Kiedyzważam krótkość mego życia, wchłoniętego w wieczność będącą przed nim i po nim,kiedy zważam małąprzestrzeń, którązajmuję, a nawet którą widzę, wto Zdanieto można rozumieć dwojako: albo R.
May przeoczył latażycia Pascala (1623-1662), albo świadomie uznał, iż jeszcze w siedemnastym wiekuwystępują pierwiastki średniowieczności i Renesansu (np.
system Kartezjusza oparty jest jeszcze na scholastycznym wzorcu dedukcjonistycznego modelu wiedzy) (przyp.
tłum.
).
68
skończonym ogromie przestrzeni,którychii które mnie nie znają, przerażam się i dziwię,(je się raczej tu niż tam, nie ma bowiem racji,raczej tu niż gdzie indziej"21.
Rzadko problemncjalny był wyrażany prościej ipiękniej.
W tymacie dostrzegamy, popierwsze,głęboką świaprzypadkowości ludzkiego życia,którą egzyiści nazywają ,,wyobcowaniem".
Po drugie,y człowieka niezachwianie stawiającego czołoi: "istnieć tu?
" czy dokładniej: "gdzie istnieć?
"cię,cytat ten uświadamia nam, że jednostka nieuciec w powierzchowne rozważania o czasiestrzeni, tak dobrze znane Pascalowi jako naukoi.
Po czwarte wreszcie, znajdujemy tu głęboko^sający lęk, powstający ze świadomościosamotj egzystencjiw takimwszechświecie22.
koniec chciałbym podkreślić relacjępomiędzy,SĘfstencjalizmem i myślą orientalną, jaką znajduje'SSS' wpismach Lao Tse i buddyzmieZeń.
Podobieńsą uderzające.
Dostrzeżemy je bez trudu, przyjąć się kilku cytatom z pism Lao Tse Drogi33t(eia.
"Istnienie jest poza siłąsłów, definicji, terISIBttówmożnaich użyć, ale żaden z nichnie będziel(l)solutny".
"Egzystencja przez nic nie zrodzona rodzi3BR'szystko.
Jest pierwotna w stosunku do wszechświaIBa".
,,Egzystencja jest nieskończona, nie może być{(definiowana i dlatego wydaje siętylko kawałkiem"l drewna w twojej dłoni, któremu możesz nadać dowol?
ay kształt, jednaknie możesz sięnią po prostu bawić,a potem odłożyć na bok".
"Istnienie jest czynieniem".
"Trzeba raczej trwać w centrum swojej istoty, ponieważim bardziej się od niego oddalasz, tym mniej sięuczysz"23.
Zbieżności można dostrzec także z buddyzmemZeń24.
Podobieństwa pomiędzy filozofamiWschodu
69.

a egzystencjalizmem sięgają daleko głębiej niż przy.
padkowe podobieństwo słów.
Zarówno filozofiaWschodu, jak i egzystencjalizm są zainteresowaneontologią i poznawaniem bycia.
Obydwa nurty my.
ślowe poszukują relacji dorzeczywistości, która zlikwiduje przepaść pomiędzy podmiotem i przedmiotem.
Oba podkreślają, że towłaśnie zwycięstwoZachodu we współzawodnictwie z przyrodą i zyskiwanienad nią przewagi przyniosło nie tylko wyobcowanieczłowieka z natury, ale również wyobcowanie człowieka z samego siebie.
Myśl wschodnia nigdy niecierpiała z powodu rozdwojenia na podmiot i przedmiot, które charakteryzowało Zachód.
Właśnie tędychotomięusiłuje przezwyciężyć egzystencjalizm,zbliżającsię tym samym do idei wschodnich.
Nurty tenie mogą być jednak w całości utożsamiane z sobą, ponieważ znajdująsię nacałkowicie różnych poziomach.
Egzystencjalizmnie jest całościowym systemem filozoficznym czy sposobem na życie,lecz próbą ogarnięcia rzeczywistości.
Jednak tym, cozasadniczo różni go od filozofii Wschodu z naszegopunktuwidzenia jest fakt, że egzystencjalizm jestzanurzonyi wyrasta bezpośrednio z niepokojów wyobcowania ikonfliktów człowieka Zachodu oraz z podziału na kulturowe nacjonalizmy.
Tak jak psychoanaliza, egzystencjalizm nie poszukuje rozwiązańw odległych kulturach,ale postrzega konflikty współczesnego człowieka jako punkt wyjścia do głębokiegosamozrozumienia i do poszukiwania odpowiedzi naproblemy, odnoszącje do ich bezpośrednich przyczyn, a zatem do historycznych i kulturowych kryzysów.
Szczególna wartość filozofii Wschodu nie polegawięc na tym, że może ona być przeniesiona na naszgrunt, zrodzona jak Atenadla zachodniegoumysłu,lecz raczej na tym, że może służyć jako korekta
70
licznych odchyleń iujawnić błędne założeIktóre doprowadziły Zachód do kryzysu.
Dzisiejszerokie zainteresowanie myślą Wschodujak^ odbija podobnezałamanie kulturowe, podobbcowanie i pragnienie, aby wydostać się pozakoło dychotomii jakto,którewywołałopoegzystencjalizmu.
PRZYPISY
^.L. Binswanger,Existential Analysis and Psychothera-py,^rogress in PsychoUierapy, red.
F. Fromm-Reichmaim, New 1956, s.
144.
fr Osobista relacja dr Lefebre'a, terapeuty egzystencjalnego,ry byłstudentem Bossai Jaspersa.
i L. Binswanger, op- cit-, s.
145.
^ L. Binswanger,The Case ofEllen West, w: R- May, E.
Angel,feySllenberger (red.
) Existence: A New Dimenswn in Pychology'SIUSi Psychiatry, New York 1958, ss.
237-364.
lir'11?
6 S. Freud, Introductwy Lectures on Psychoanalysis, przekl.
IgBted.
J. Strachey, New York 1958.
[Z. Freud, Wstępdo pSHcho^Baolizy,przekl.
S. Kempnerówna.
W.Zaniewicki, wyd.
, przejrzał^l^oprawił K.
Obuchowski, Warszawa1984.
]SS.^ " L.
Binswanger,The Case ofEllen West, s.
294.
S-^'- 7 ^' Binswanger, Sigmund Freud: Reminiscencesof a Friend-ip, przekl.
N. Guterman, New York1957.
,,-8 H.
Sargent, Methodological Problems m the Assessment of^IntrapsychicChange in Psychotherapy, niepublikowane.
^:- 9 Existence: A New Dzmension.
, op.
cit.
, ss.
92-127.
;^. 10 G.
Allport, Becoming, Basie Considerations/or a Psychologyiy CffPersonality, New Haven 1955.
^ 11 By udowodnić to, wystarczy wymienić kilku twórców nowychr' teorii: Freuda, Adlera, Junga, Ranka, Stekela, Reicha,Horney,.
\ Fromma itd.
Dwa wyjątki, o których wspomniałem, stanowią
szkoły Harry'ego StackaSullivana i Carla Rogersa.
Trzeba za' znaczyć, że dzieło ostatniego z nich nosi ślady wpływów urodzone\ go w Szwajcarii Adolfa Meyera- Jednak nawet praceRogersa mogą,.
- służyć pośrednio jakoilustracja naszegotwierdzenia,dlatego żechociaż zawierająone jasne i konsekwentne powiązaniaz naturą
';/ 71.

ludzką, koncentrował się raczej na aplikacji teorii naukowych n'
na "czystej" nauce.
Jego koncepcja natury ludzkiejzawdzipc?
ponadto wiele pracom Otto Ranka.
1 ' Cytat zaczerpnięty z pracy P.
Tillicha, ExistentialPhilosophu,,Journal ofthe History ofldeas" 1944, nr 5, ss.
44-70.
1B J.
Wild, TheChallenge of Existentialism, Bloomington 1955Współcześni fizycy, tacy jak Heisenberg, Bohr i inni, dokonaliprzełomu w tym zakresie, podobnie jak, co zobaczymy późniejegzystencjalizm na jednym z etapów swego rozwoju.
Mamy namyśli tradycyjne idee nauki zachodniej.
14 K.
W. Spence, Behavior Theory and Condłtioning, New Haven1956.
15 P.
Tillich, op.
cit.
16 Wszystkich, którzy chcielibywiedzieć więcej o nurcie egzystencjalnym, odsyłam docytowanej już pracyTUIicha.
Wiele z materiałów historycznych, cytowanych wcześniej, zawdzięczam jegodziełu.
'7 M".
Heidegger, Being and Time, przeki.
J. Macquarrie,E-Robinson, New York 1962.
[M. Heidegger, Życie i czas, przekł.
B. Baran, Warszawa 1994.
] Heidegger zrzekał się tytułu "egzystencjalisty", gdy termin ten zaczęto identyfikować z dziełem Sartre'a.
Sam siebie nazywał filologiem lub ontologiem.
Jednak bez względuna to, musimy pozostawać bliskopojęcia egzystencjalizmu, aby niepopaśćw terminologiczne zawiłości.
Powinniśmybrać pod uwagęducha prac tych badaczy, a nie terminy- Martm Buber nie jestspecjalnie zadowolony, gdy określa się go mianem egzystencjalisty,mimoże jego pracewykazują bezpośredni związek z tym nurtenftCzytelnik, który ma kłopoty terminologiczne, znajduje się więcnaprawdę w dobrym towarzystwie!
18 P.
TiUich, The Coiirage to Be, New Haven 1952.
[P. Tillich,Męstwo bycia, Paryż1983.
J Książka ta jest egzystencjalna, gdyżźródłowo podchodzi do problemu kryzysów w przeciwieństwiedoprac o egzystencjalizmie.
Tillich,jakwiększość myślicieli wspomnianych wcześniej,niemoże być określanyjedynie jako egzystencjalista, ponieważ egzystencjalizm jest sposobem podejścia doproblemu i sam nie daje odpowiedzi czy norm.
Tillich zaś opiera sięzarówno na normach racjonalnych struktura rozumu jest zawszeobecna w jego analizachjak i na religijnych.
Niektórzy czytelnicy mogą sięniezgodzić z elementami religii obecnymi wMęstwiebycia.
Dlatego bardzo ważne, abyw tym miejscu podkreślić, żetakie idee religijne bez względu nato, czymożemy się z nimizgodzić, czy nie ilustrują podejście autentycznie egzystencjalne.
72
juważyć w koncepcjach "BogapozaBogiem" i "wiaryj" Jako wiary niew jakąś treść lub kogoś, ale wiary jakol'tycia, jako sposobu relacji do rzeczywistości,który charaksae się odwagą, akceptacją, pełniązaangażowania itd.
TeiBB argumenty dotyczące istnienia Boga pozostają poza dyskuajpi przykłademjednego z aspektów zachodniego myśleniaw zubożających terminach substancji lub obiektu, istp w świecie obiektów ipozostającego w relacji do tych,podmiotami.
Jest to ,,zła teologia", wskazuje Tillich, którejem było stwierdzenie Nietzschego, że"Bóg musibyć zabity,raź nikt nie może tolerować istotyprzemienionej wobiektgtawę absolutnej wiedzy i kontroli" (s.
185).
^.Tillich, Existential Aspects of Modern Art, w: Christianity^e Existentialists, red.
C. Michalson, New York 1956, s.
138.
F. Ortega y Gasset, TheDehuma.
nization ofArt, andOthers on Art and Culture,NewYork 1956.
[J. Ortega y Gasset,mizacjasztuki iinne eseje, przeki.
S. Cichowicz, Warszawa
^-B. Pascal, Perisees, red.
i przekł.
G. B.
Burford Rawlmgs, NewFk 1946.
[B. Pascal, Myśli, przeki.
T. Żeleński-Boy, Warszawa, S- 72.
1
2 Nic dziwnego, że takie podejście do życia charakteryzujefcególme współczesnychludzi, którzy są świadomi emocjonalh iduchowych dylematów, dzisiaj napotykanych.
Norbert Wiena przykład stwierdziłw swojej autobiografii, że jego aktywV naukowa doprowadziłago do "pozytywnego" egzystencjalitt, "Nie walczy po to, aby osiągnąć całkowite zwycięstwo wbliżeji określonej przyszłości pisze największym możliwymycięstwem Jest być w przeszłości i byćteraz.
Żadna klęska nietóe pozbawić nas egzystowania w danym momencie czasu w pomie nam obojętnym wszechświecie.
Por.
lAm aMathematician.
jll^^23 W.
Bynner, The Way ofLife, According to Laotzu, (inAfnerijĘiJBSm Yersion,New York 1946.
;".:' " 2" Zob.
W. Barrett (red.
), Zeń Buddhism, the Selected Writings:' OtfD.
T. Suzuki, New York1956, s.
xi..

IV. JAK EGZYSTENCJALIZMI PSYCHOANALIZAWYROSŁY Z TEJ SAMEJ SYTUACJIKULTUROWEJ
Odnotujmy, iż pomiędzy problemami, które interesująpsychoanalizę i egzystencjalizm, istnieją zauważalneparalele.
Z różnychperspektyw ina różnych poziomachoba te nurty analizująlęk, rozpacz, wyobcowanie człowieka z samego siebie i ze społeczeństwa, oba poszukują też syntezy, integracji i sensu w życiu jednostki.
Freud opisuje nerwicową osobowość końca dziewiętnastego wieku jako jednostkę cierpiącą z powodu podziału, a właściwiena skutek wypierania instynktownych popędów, hamowania świadomości, utraty samodzielności, które są jego symptomami.
Kierkegaard,który napisał jedynąznaną przed Freudem książkępoświęconą problemowi lęku, analizuje nie tylkolęk,ale szczególniedepresję i rozpacz, jako rezultaty samowyobcowania, które następnie dzieli na różne formyistopnie zaawansowania'.
Nietzsche ogłasza, dziesięćlat przed pierwszą książką Freuda, że chorobą współczesnegomu człowieka jest to, iż .
jego duszastęchła",iżjest on "przejedzony", iżwszędziedookoła rozchodzi się"nieprzyjemny zapach.
zapach zepsucia.
Największym zagrożeniem współczesnego człowieka jest uniformizacja i ograniczenie".
Następnie opisuje w kategoriach przypominających późne psychoanalityczne koncepcje jak blokowanie instynktownejsiły wewnątrzjednostkiobraca się w resentyment, nienawiść do siebie
74
, wrogość i agresję.
Freud nie znal dzieła Kierla, lecz uważał Nietzschego za jednego z najrchludzi wszechczasów.
t jestzależnośćpomiędzy tymi trzemawielkimilicielami dziewiętnastego stulecia?
Który z nichśrednio wpływałna innych?
Jaka jest relacjay egzystencjalizmem a psychoanalizą zaininymi przez tych filozofów nurtami, w którycha została próba zrozumienia ludzkiej natury?
y kierunkami, którenajbardziej wstrząsnęły,wet zdominowały tradycyjne ujęcia człowieka.
Byelić odpowiedzi na te pytania, musimy zapoznać sięy z sytuacją kulturową połowy i końca dziewiętnao stulecia, z której nurty te a każdy znichIziewał się znaleźć własne rozwiązanie wyrosły.
da siębowiem uchwycić właściwie egzystencjalizi czy psychoanalizy in abstracto, woderwaniu odiata.
Można je zrozumieć tylko w kontekście sytuacjitorycznej, która spowodowała ich powstanie.
DlateSSSi nie odejdziemyodgłównego zagadnienia, gdy przeI^Sledzimy historycznedyskusje na ten temat.
PrzybliżeaHaie historii egzystencjalizmu i psychoanalizy może rzuH;(ać światło na problempodstawowy, mianowiciejakJEaoaukowe techniki, które rozwinął Freud dla badaniaS;rozdartej jednostki w czasach wiktoriańskich, łączą sięS.
z ujęciem człowieka w jego kryzysie przez Kierkegaar?
da i Nietzschego, atakże jakie byłoich znaczenie dlaf późniejszej psychoterapii egzystencjalnej.
Podział i wewnętrzne załamaniewdziewiętnastym wieku
Podstawową cechą człowieka z drugiej połowydziewiętnastego wieku był podział osobowości.
Rozpad ten, jakzobaczymy,był wynikiem emocjonalnej,
75.

1
psychologicznej i duchowej dezintegracji jednosti.
i kultury.
Rozszczepienieosobowości ujawnia zres?
tnie tylko psychologia i nauka tamtego okresu, j^
prawie każdy aspekt późnodziewiętnastowiecznejkiiitury.
Rozkład życia rodzinnego zosta} żywo ukazanyw dramacie Ibsena Nora, czyli dom lalki.
Życie bohatera, szanowanego obywatela, toczysię na wieluniezależnych poziomach.
Jedenz nich zajmuje rodzina, na zupełnie innychbohater prowadzi swoje sprawy i kontaktuje się ze światem, w efekcie czego jego
dom przypomina dom lalek.
A to jest początkiemupadku.
Podział ówmożna zauważyć w oddzieleniu sztukiod realiówżycia.
Sztukaw jej estetycznych,romantycznych i duchowych formach byłapełną hipokryzjiucieczką od egzystencji i natury, była sztuką dlasztuki, przeciwko której Cezanne czy Van Gogh,impresjoniści oraz przedstawiciele innych ówczesnych ruchów w sztuce tak gorąco protestowali.
Przejawia się on również w oddzieleniureligii od powszedniej egzystencji, w uczynieniu z niej niedzielnegoobowiązku, wymagającego wyjątkowych zachowań,wuniezależnieniu sfery interesów i etyki.
Rozłamwystąpił także w filozofii i psychologii, kiedy Kierkegaard walczyłnamiętnie przeciwko intronizacji jałowych, abstrakcyjnych racji i proponował w zamianpowrót dorzeczywistości.
Nie miał wtedypojęcia,żeczłowiekepoki wiktoriańskiej sam siebie widział jakopodzielonego na rozum, wolę iemocje, a co ważniejsze, ten obraz mu odpowiadał.
Jego rozum miał muprzypuszczalnie mówić co robić, wtedy arbitralnawola nadawała temu znaczenie, a emocje cóż,emocje ulegały skanalizowaniuw przymusowej pracyi powszechnie przyjętych wzorcach zachowań oraz76
/D
nianeprzez bezwzględność moralności wi3.
które powodowały prawdziwe problemyrwały rozdarcie, takie jak seks czy agresja,zostaćalbo całkowicie wyparte, albo uzewsię w orgiach patriotyzmu czy zabawachnych takimi hulankami, że ich uczestnicyniczym silnik parowy, który pozbawionociśnienia pracowaćbardziej efektywnieiwrocie do swego biurka w poniedziałek rano.
riście ten typ ludzi musiał kłaść duży nacisk namarność".
W istocie, sam termin "irracjonalny"zał coś,o czym nie możnabyło mówić czy nawetSieć.
Wiktoriański człowiektłumiący lub odjący od siebieto, o czym niemożna byłomyśleć,otowywai tym samymwarunki dla pozornejaacji kultury.
Schachtel wykazał, jak bardzoepoki wiktoriańskiej musieli wmawiać sobiewłasną racjonalność, jak zaprzeczali temu, jakiedykolwiek byli dziećmi iposiadali dziecięcąlomość pozbawioną kontroli.
To rozszczepienie"SIBiniędzy dzieciństwem a dorosłością stało siębezpoSiSHnSdaią zapowiedzią Freudowskich dociekań2.
'''Bozbicie postępowało wraz z rozwijającym się in"Jglustrializmem.
Było zarówno jego przyczyną, jak^^'efektem.
Człowiek, który był zdolny różne płaszyysyzny swego życia traktować jako całkowicie nieza^""feźne od siebie, który potrafił każdego dnia dokładnie'"""o tej samej godzinie wyłączaćbudzik, którego zachowania były zawszeprzewidywalne, który nigdynie sprawiał kłopotów irracjonalnymikłótniamilubpoetyckimi wizjami,który rzeczywiście mógł kierować sobą samym w taki sposób, w jaki kierowałmaszyną, za pomocą dźwigni, które przesuwał takiczłowiek był najbardziej wydajnym pracownikiem,

nie tylko przy (",.
^^^^^S^^.
^sukcesTy^61 ich ^"^rŁstT a2ali t"
s-^s^^s^^s^""^s^0^"610"6^^^
S^^^S^TpS^
^^^s^^^-s^^%^'^^^ss
"ajpowa^^^^cjalisci.
B^o^,ostro P^oteS^-K;^^^^^^2!
sisr^^^^s
"SS^^^^^
^^S^^^?
^--P^ecież wiel ecla- ^^"Jeste^T^ "auki"ych nau^^^^ty b^21^21^.
To
"auka badała sw^wl tyzn Ernst?
'"'"'"""""czjednoczących swą wiasną dziedrinn N^T1'-Ka2dc'do czło^eta ^ ypiów- ^czegdT- y ^"Whw 0^ S02"6 ^^^^obeo .
""^^ieniugumenty^8.
6 ^""^ane pr^ Jednostki byty
^^^^rs^s^^tr^116 -
^Piryczne fa^ p^"stesa,na któr^ teonawzoru.
[ j w^y ta]i:.
abypasowały T "'"asano
czesne teoriT cT"1^1^ ^u 2ato20ne^
^^S^^i?
^^s^?
s^s
"nonuści
78
Wszyygy patrzyli na problem ze swego punktu widzenia[;,.
}, wydawało się w końcu, żekażdy autor jesturadzony przez własną koncepcję i własne analizyja ludzkiego"3.
Nie dziwiąwięcsłowa Maxa Sche, który mówił: "w żadnej innej epoce ludzkiejdzy człowiek nie stanowił dla siebie samego więkP) problemu, niż to ma miejsce w naszych czasach.
t więc mamy antropologię przyrodniczą, filozoficz i teologiczną, które nie troszczą sięwzajemniejrsiebie, nie mamy jednak jednolitej idei człowieka.
tenadto stale rosnąca wielość zajmujących się człoHekiem nauk specjalistycznych jakkolwiek mogą
ne być wartościowe znacznie bardziej przesłania(go istotę, aniżeli ją naświetla"4.
Napowierzchni era wiktoriańska wydajesię spokojna, zadowolona z siebiei uporządkowana, leczten.
sĘrSpokój został kupiony za cenę szerokiego, głębokiegociąglepowiększającego jej kruchość wypierania.
^"""Zrak jak w przypadkujednostkowej nerwicy, dezin-łegracja staje się corazbardziej głęboka, aż w końcuposiąga punkt krytyczny 11 sierpnia 1914 roku jKłciedy wszystko się wali.
^' . Chciałbymzaznaczyć, że to rozbicie w kulturzeS?
miało swój ,,psychologiczny odpowiednik w zdecydoSS;1 wanymprocesie wypierania w głąb indywidualnejS osobowości".
Geniusz Freuda polegał na rozwinięciu.
S" naukowych technik służących zrozumieniu, a możeg.
nawet leczeniu tegorozbicia osobowości.
Jednak niezauważył on aż do momentu, gdy wziął pod uwagępesymizm ipewne rodzajerozpaczy5 że nerwicepojedynczych ludzi stanowiły tylko jeden aspekt dezintegrujących sił, które opanowały całe społeczeństwo.
Kierkegaard ze swej strony przewidział rezultaty tej dezintegracji i ichwpływ na wewnętrzneemocjonalne i duchowe życie jednostki:endemii
czny.

lęk, samotność, wyobcowanie spośród innych lud?
;
a w końcu taki stan, który doprowadzi do ostatecznabeznadziei i wyobcowania człowieka z siebie samegoZapadło to w pamięć Nietzschemu, który w sposóbbardziej obrazowy zarysował tę sytuację: ,, Żyjemyw czasie zatomizowanego chaosu" z głębi tegochaosu przekazał nam żywa przepowiednię dwudziestowiecznego kolektywizmu ,,[.
]okropnejzjawy(.
] Narodów Zjednoczonych [.
]a pogoń za szczęściem nigdy nie będzie większa, bowiem musi onozostać uchwycone pomiędzy dniem dzisiejszym i jutrzejszym, gdyż pojutrze czaswszelkiej pogoni możedobiec ostatecznego końca [.
]'"'.
Freud widział dezintegrację osobowości w świetlenauk przyrodniczych i zajął się badaniem jej technicznych aspektów.
Kierkegaard i Nietzsche nie zapominali o znaczeniu specyfiki analizypsychologicznej,jednak bardziej interesowało ich zrozumienie człowieka jako byciai jako tego, któryje wypiera; bycia,któreużywa samoświadomości jako obrony przeciwko rzeczywistości, a potem cierpi nerwicowe konsekwencje tego.
Podstawowe pytanie brzmi: Dlaczegoczłowiek bycie w świecie,które może być świadome tego, że egzystuje i może poznawać swoja egzystencję musi blokować tę świadomość lubjestzmuszany do jej blokowania i dlaczego musi cierpiećlęk, napady samozniszczeniai rozpaczy?
Kierkegaardi Nietzsche wiedzieli doskonale,że,,choroba duszy" człowiekaZachodu była głębszai bardziej zaraźliwa, niż można tobyło wyjaśnićpoprzez specyficzne jednostkowe lub społeczne problemy.
W relacji człowieka do siebie samego tkwiłzasadniczy błąd; człowiek powinien był stać się dlasiebie samego fundamentalnymproblemem.
"Prawdziwym niebezpieczeństwem Europy głosił Nie80
,. jest to, że wraz ze strachemo człowiekailiśmy miłość człowieka, ufność w człowieka,"najważniejsze, wolę bycia człowiekiem".
PRZYPISY
E Kierkegaard,The Sickness unto Death, przekł.
W. Lowrie,?
ork1954.
[S. Kierkegaard,Bojaźn i drżenie- Choroba nałć,przekł.
J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1969.
]L Schachtel, On Affect, Anxiety and the Pleasure Principle,ttamorphosis,New York 1959, ss.
1-6S.
Cassirer, AńEssay on Mań, New Haven1944.
[E. Cassirer,,vfoczłowieku, przekł.
A. Staniewska, Warszawa 1977.
]RSł.
Scheler, Die SteUung des Menschen im Kosmos, Darmstadtj.
[M. Scheler,Stanowisko człowieka w koamosie,w: PismaEgttTopologfii filozoficzneji teorii wiedzy, przekł.
K. Czerniak,;iWęgrzecki, Warszawa 1987, s.
47.]
^..S.
Freud, Cwilization and Its Discontents,przekł.
i red.
gtrachey, New York 1962.
W. A.
Kaufmann, Nietzsche: Philosopher, Paychologist, Anti^gBłst, Princeton 1950, s.
140.

V. KIERKEGAARD, NIETZSCHE I FREUD
W rozdziale tymprzedstawimybardziej szczegółowe porównanie prób zrozumienia człowieka Zachoduprzez Kierkegaarda i Nietzschego, z nadzieją, że uda
nam się uwypuklić ich powiązania z intuicjami iodkryciami Freuda.
Kierkegaard
Kierkegaardowska analiza lęku którą podsumowaliśmy w innej książce' wystarczyłaby, aby zapewnić mu miejsce pomiędzy geniuszamipsychologiiwszechczasów.
Jego wgląd w sens samoświadomości,spojrzenie na wewnętrznekonflikty,utratę własnego,Ja", a nawetna problemypsychosomatyczne, sązdumiewające tym bardzej, ze o czterdzieści lat poprzedzał on Nietzschego, a o pół wieku Freuda.
Wskazuje to na niesamowite wprost uwrażliwienieKierkegaarda na to, co przeżywał współczesny mu człowiek Zachodu, a co miało wybuchnąć poi wiekupóźniej.
On sam umarł wcześnie, w wieku czterdziestu czterech lat, po okresie intensywnej, namiętneji samotnej pracy, kiedyto napisał prawie dwa tuzinyksiążek w czasie zaledwie piętnastu lat.
Będąc przekonanym, że docenią go dopiero pokolenia, którenadejdą, nie miał żadnych złudzeń dotyczących swo82
Skryć nie spodziewał się, że ktośze współczel docenijego przenikliwość.
,,Piszący niniejszen]e wautoironicznym komentarzu nie jest anie filozofem, jest.
pisarzem-amatorem, który niela systemów ani nawetszkiców systemów [.
].E mu przewidzieć własnelosy wczasie, kiedyna namiętności i zostanie służbanauce, w czasie,' pisarz, który będzie chciał mieć czytelników,e musiał się starać pisać tak, aby łatwo było jegokę przejrzeć podczas poobiedniej sjesty [.
].iriduje własny los: pozostanie zupełnie nie zauny".
Jego przepowiednia sprawdziła się na nimm: wyjąwszy satyryczne reportaże z rozrywkotygodnika,,Korsarz" ukazującego się wKopene, był prawie nie znany wswoim czasie.
Przezwieku pozostawał zapomniany,by potem,w lah dwudziestych naszego stulecia zostać na nowotryty, nietylko po to,by mieć znaczący wpływ naizofię i religię, lecz także,by wnieść istotny i ważnyład do psychologii głębi.
Binswangerzostawił naykład w swojejdokumentacjidotyczącej przypad1 Ellen Westinformację, że "cierpiała ona na choro!
duszy, którą Kierkegaard zprzenikliwością geniua opisał ioświetliłze wszystkich możliwych stronko chorobę na śmierć.
Nie znam żadnej innejgorący, która mogłaby wnieść więcej do egzystencjallno-analitycznej interpretacji schizofrenii niż ta.
Ktoś^mógłby powiedzieć, że wtym dziele KierkegaardB rozpoznał, z intuicją godną prawdziwego geniusza,;nadejście schizofrenii.
" Binswangeridzie nawet day' leji podkreśla, że także ci psychiatrzy i psycho:' logowie, których poglądy nie są zbieżne z myśląKierkegaarda, pozostają dłużnikami jego dzieła.
Kierkegaard, podobnie jak Nietzsche, nie miał zamiarutworzyć filozofiiczy psychologii.
Chciał tylko.

zrozumieć, odkryć i ujawnić ludzką egzystencję.
Z Freudem i Nietzschem łączył go znaczący faktwszyscy trzej budowali swą wiedzę głównie na analizie jednego przypadku, mianowicie siebie samych.
Główne dzielą Freuda, takie jak na przykład Interpretacja snów, byłyod początkudo końcaoparte najego własnym doświadczeniu i jegosnach.
Pisałszczerze do Fliessa, że przypadek, z którym ciągle walczyi ciągle analizuje, to on sam.
Każdy system ideologiczny, jak podkreśla Nietzsche, "mówi tylko: to jestobraz całegożycia i z niegomożesz nauczyć sięznaczenia twojego życia.
Albo na odwrót: obserwujtylko swoje życie i staraj się w nim odnaleźć znakiżycia uniwersalnego"2.
Zasadniczy problem psychologiczny postawionyprzez Kierkegaarda można ująć w jednym pytaniu,które on sam nieustannie sobie zadawał.
Jak mogęstać się jednostką?
Bycie jednostki od strony racjonalnej wchłoniętebyło wówczas przez bezmiarlogikiHeglowskiego ,,Ducha Absolutnego",od strony ekonomicznej przez postępującą reiftkację osoby, a odstrony moralnej i duchowej przez wygodną i płytkąreligię jego czasów.
Europa była chora i stan jejpogarszałsię coraz bardziej.
Nie działo się tak z powodu niedostatkówwiedzylub techniki, ale z powodubraku zarówno pragnienia pasji, jak i namiętności3.
"Zostawmy Spekulację,zostawmy System nawoływał Kierkegaard i wracajmy do rzeczywistości".
Był przekonany, że osiągnięcie "czystej obiektywności" jestniemożliwe,a nawet gdyby było, byłobyniepożądane.
Pragnienie obiektywności z innego punktu widzenia jest nawet niemoralne: jesteśmy takbardzo powiązani z innymi i ze światem, że niemożemy być zadowoleni, znając jedynie prawdę obiektywną, którą osobiścienie jesteśmy zainteresowani.
84
egzystencjaliści, Kierkegaard podkreślałisens słowa ,,zainteresowanie" (mter-est,)4.
Każlytanie .
jest pytaniem dlaPojedynczej Osoby" naczy dlażyjącej i samoświadomej jednostki.
Jeśli[podejmiemy próby zrozumienialudzkiego istnie.
właśnie od tych podstaw, ugrzęźniemy, z nasządała siłątechniczną, w kolektywizmie robotów,nie skończy się po prostu w pustce,lecz doidzi do samodestrukcyjnej rozpaczy.
itnym wkładem Kierkegaarda do późniejszejlologii dynamizmów jest jego teza o prawdzierelacji.
W książce, która później stała się manifei egzystencjalizmu, napisał: "Gdy pojawia sięnie o prawdę jako wartość obiektywną, refleksjaskierowana obiektywnie na prawdę jako naskt, z którym poznający jest związany.
Refleksjajest skoncentrowana na relacji, lecz na pytaniuprawda jest tym, do czego poznającysię odnosi.
eli obiekt, z którym pozostaje on w związku, jestwda, wtedy podmiot może byćuważany za będącyprawdzie.
Gdy pytanie o prawdę ma zabarwieniebiektywne, refleksja jest bezpośrednio skierowanainaturę jednostkowej relacji.
Jeżeli modus tej relai tkwi w prawdzie, to jednostka poznająca znajdujeę w prawdzie, nawet jeśli przypadkiem znajdzie sięi relacji do tego, co prawdą nie jest'"'.
Trudno byłobyprzesadzić, mówiąc o rewolucyjności tychzdań, którą zresztą zachowały dodzisiajw stosunku do współczesnejkultury jako całości,apsychologii w szczególności.
Mamy tu do czynieniaz zasadniczym, podstawowym stwierdzeniem o prawdziejako relacji.
To właśnietu znajdujesię główneźródło egzystencjalnej myśli o prawdzie jako"głębi",lub jak wyraża toHeidegger prawdzie jakowolności6.
Jest to także zapowiedź tego, co ujawniła
85.

1
a
dwudziestowieczna fizyka, mianowicie odwrotuzasady Kopemikańskiej, mówiącej, że do prą801można zbliżyć się najbardziej, oddzielając ją od c?
iwieka, obserwatora.
Kierkegaard przepowiedz'0punkt widzenia Bohra, Heisenberga i innych współczesnychfizyków, że nie da się utrzymać Konpnikańskiego przekonania, iż obserwowana naturmoże być odizolowana od człowieka.
,,Ideał nauk;
całkowicie niezależnej od człowieka (tzn.
całkowicieobiektywnej) jest iluzją"7 stwierdza HeisenbergW przypadku Kierkegaarda mamy zapowiedź koncepcji relatywności i innych stanowisk utrzymujących, że ludzka istota, która jest zaangażowana w studiowanie naturalnych fenomenów, znajduje sięw szczególnej i znaczącej relacji do poznawanych !
obiektów i musi stać się częścią swoich sądów.
To znaczy, że podmiot, człowiek, nigdynie może byćoddzielony od przedmiotu, który bada.
Staje się więcjasne, że choroba zachodniej myśli, podział napod- E
miot iprzedmiot, możezostać przezwyciężona dzięki ,analizom Kierkegaarda.
l
Następstwa takiego stanu rzeczy są bardziej zna- !
czące i wyraźniejsze w psychologii.
Uwalniają nas one [oddogmatu, że prawda może być zrozumiana tylko iw terminach zewnętrznego przedmiotu.
Otwiera toniezmierzone obszary wewnętrznej, subiektywnejrzeczywistości i pokazuje, że taka rzeczywistość możebyć prawdą,nawet na przekór obiektywnym faktom.
To właśnie odkrył później Freud.
Gdy przeżył bolesnerozczarowanie, stwierdził, że ,,zniewolenie dziecięcymi wspomnieniami",do którego przyznaje się takwielu jegopacjentów, było w rzeczywistości kłamstwem.
Fakt zniewolenia nigdy nie wydarzył się naprawdę.
Okazało się jednak, żedoświadczeniezniewolenia było możliwe, nawet jeśli istniało tylko w fan86
86
więcej, w każdym przypadku ważniejszeik pacjentreagował na nie, niżto, czy miałooczywistości miejsce,czy nie.
Gdy nabywalonania, że najważniejszą dla badanego przezntajest relacjado jakiegoś faktu, osoby lub^^^tf niezależnieod tego, czy fakt ów lubsytua1 '^^^S9vzy^y sleobiektywnie wówczas zyskujemy
'"^^^5.
,na obszary nowej wiedzy o wewnętrznychEJ^^Buzrnach.
Musimy, byuniknąć nieporozumień,
--a^^^K^H^^ nawet za cenę powtórzenia, że praw-relacja podstawowa nie ma, nawet wnajym stopniu, zadanianegowania ważności tecośjest obiektywną prawdą, czy też nią niei o totu chodzi.
StanowiskoKierkegaarda nieo być mylone zsubiektywizmem czy idealiz;'0twiera onświat subiektywny, nie tracąc przytbiektywności.
Oczywiście człowiek mado czyi zrealnym, obiektywnym światem.
KierkeI, Nietzsche i myśliciele im podobni traktowali'ę znacznie poważniej niż wielu z tych, którzyvali siebie samych naturalistami.
Chodzi tu rao to, żeznaczenie obiektywnychfaktów lubizji dla jednostki zależy od jejstosunkudo nich.
przykładu,obiektywna dyskusja o seksie możeinteresująca ikonstruktywna,ale jeśli ktoś jestjakimś związkuz określoną osobą, obiektywna
Erda zależy od znaczenia związku pomiędzy tąą i jej seksualnym partnerem.
Opuszczenie tegonika oznacza nie tylko unikanie faktów, ale poria nas widzenia rzeczywistości.
:a- Idee te,obecne w dziełachKierkegaarda, bezpo^ średnio poprzedzają koncepcję,,obserwacji uczest niczącej" Sullivana i innych, którzy kładlinacisk nag znaczeniezaangażowania terapeuty w związek zpav cjentem.
Fakt, że terapeuta w realny sposób uczest?
87.

dwudziestowieczna fizyka, mianowicie odwrotność'zasady Kopernikańskiej, mówiącej, że do prawdymożna zbliżyć się najbardziej, oddzielając ją od czlo.
wieka, obserwatora.
Kierkegaard przepowiedziałpunkt widzenia Bohra, Heisenberga i innych współczesnych fizyków, że nieda się utrzymać Kopernikańskiego przekonania, iż obserwowana naturamoże być odizolowana od człowieka.
,,Ideał naukicałkowicie niezależnej od człowieka (tzn.
całkowicieobiektywnej) jest iluzją'7 stwierdza Heisenberg.
W przypadku Kierkegaarda mamy zapowiedź koncepcji relatywnościi innych stanowisk utrzymujących,że ludzka istota, która jest zaangażowana w studiowanie naturalnych fenomenów, znajduje sięw szczególnej i znaczącej relacji do poznawanychobiektów i musi stać się częścią swoich sądów.
Toznaczy, że podmiot, człowiek, nigdy nie może byćoddzielony od przedmiotu, który bada.
Staje sięwięcjasne, że choroba zachodniejmyśli, podział na podmiot i przedmiot, może zostać przezwyciężona dziękianalizom Kierkegaarda.
Następstwa takiego stanu rzeczysą bardziej znaczące i wyrażniejsze w psychologii.
Uwalniająnas oneod dogmatu, że prawda może być zrozumiana tylkow terminach zewnętrznego przedmiotu.
Otwiera toniezmierzone obszarywewnętrznej,subiektywnejrzeczywistości i pokazuje, że taka rzeczywistość możebyć prawdą, nawet na przekór obiektywnym faktom.
To właśnie odkrył później Freud.
Gdy przeżył bolesnerozczarowanie, stwierdził, że ,,zniewolenie dziecięcymi wspomnieniami", do którego przyznaje się takwielujego pacjentów, było w rzeczywistościkłamstwem.
Fakt zniewolenia nigdy nie wydarzył się naprawdę.
Okazało się jednak, żedoświadczeniezniewolenia było możliwe, nawet jeśli istniało tylko w fansCo więcej, w każdym przypadku ważniejszeo, jak pacjent reagował na nie, niż to, czy miałof rzeczywistości miejsce, czy nie.
Gdy nabywaekonania,że najważniejszą dla badanego przezgenta jest relacjado jakiegoś faktu, osobylubi niezależnieod tego, czy fakt ów lub sytuairzyły się obiektywniewówczas zyskujemy na obszary nowejwiedzy o wewnętrznychanach.
Musimy, by uniknąć nieporozumień,ilić, nawet za cenę powtórzenia, że praw-relacja podstawowa nie ma,nawet w najzym stopniu, zadania negowania ważności tecoś jest obiektywnąprawdą, czy też nią niei o to tu chodzi.
StanowiskoKierkegaarda nieo być mylonez subiektywizmem czy idealizi.
Otwiera on świat subiektywny, nie tracąc przyobiektywności.
Oczywiścieczłowiek ma do czy.
z realnym, obiektywnym światem.
Kierke, Nietzsche i myśliciele impodobnitraktowali?
znacznie poważniej niż wielu ztych, którzyrali siebie samych naturalistami.
Chodzi tu rao to, że znaczenie obiektywnych faktów lubĘji dla jednostki zależy odjej stosunku donich.
irzykładu,obiektywna dyskusja oseksie możenteresująca i konstruktywna, ale jeśli ktośjestkimś związku z określoną osobą, obiektywnaffda zależyod znaczenia związkupomiędzy tąt i jejseksualnym partnerem.
Opuszczenie tegoka oznacza nie tylkounikanie faktów,ale poŁ nas widzenia rzeczywistości.
te, obecne wdziełach Kierkegaarda, bezpoińo poprzedzają koncepcję ,,obserwacji uczestącej" Sullivana i innych, którzy kładli nacisk naaczenie zaangażowania terapeuty w związek z pantem.
Fakt, że terapeuta w realny sposób uczest87.

niczy w tym związku i jest nieodłączną częścią "pola"obserwacji, nie oznacza wcale, ze jego obserwacjenaukowe muszą być bezwartościowe.
W istocie możemy nawet stwierdzić, żedopóki terapeuta nie będzieprawdziwie uczestniczył w związku z pacjentem i dopókiświadomie tego nie zaakceptuje, dopóty niebędzie w stanie odkryć z pełną jasnością tego, cow rzeczywistości zachodzi między nim a drugą osobą.
,,Manifestowi" Kierkegaarda zawdzięczamy uwolnienie odtradycyjnej doktryny tak bardzo ograniczającej, zamkniętejw sobie, sprzecznej iczęsto destruktywnej w psychologii.
Mówi ona, że "im mniejjesteśmy zaangażowani w danąsytuację, tym jaśniejmożemyobserwować prawdę".
Następstwem owejdoktryny było stwierdzenie,żeistnieje odwrotna zależność pomiędzy zaangażowaniem i naszą zdolnościąbezstronnej obserwacji.
Koncepcja ta stała się takbardzo nienaruszalna, że przeoczyliśmy jedno zjejoczywistych założeń, mianowicie, że prawdę możeodkryć jakoby tylko ten, kto nie jest w najmniejszymchoćby stopniu nią zainteresowany.
Nikt nie będziewystępował przeciwko oczywistemufaktowi, że ujawniającesię emocje zakłócają czyjąś percepcję.
W tymznaczeniu samo przez się staje się jasne, żektórakolwiek ze stron w związku terapeutycznym,lub osoba obserwująca inną, musi z tego właśniepowodu miećwielką jasność co do tego,co jest jejwłasnym zaangażowaniem w sytuację i wynikłymiz niej emocjami.
Problemu tegonie da się jednakrozwiązać poprzez redukcję i abstrakcję.
Ten sposóbnie doprowadziłby nas do niczego pozamorzem piany, a rzeczywistość jednostki rozpłynęłaby się nanaszych oczach.
Granicom jasności w związkuterapeutycznym ze strony terapeuty może jedynie towarzyszyćpełniejsza świadomość sytuacji egzystencjal88
pnączy poczucie prawdziwego, żywego związFjgiedy mamy do czynienia z istotami ludzkimi,ożemy traktować żadnej prawdy jako oczywiimej przez się.
Zawsze będzie ona uzależniona
czywistości bezpośredniej relacji.
wynika z tego, co mówiliśmy wyżej, Kierke, podkreślałkonieczność zaangażowania był totolejny ważny wkład w rozwój psychologii dynaiw.
Prawda staje sięrealna tylko wtedy, gdyitka wprowadza ją w czyn, co z kolei zakładaarzeniejej we własnejświadomości.
Najbardzieji^-iiczą konsekwencją twierdzenia Kierkegaardaiąd, żeniemożemy nawet zauważyć określonejiwdy, o ile nie pozostajemy w jakiejś relacji do niej.
tażdy terapeuta wie dobrze, że pacjent może mó; o swoich problemach, teoretycznie i akademickoulować, a przy tym wcale nie odczuwać zaanwania emocjonalnego.
Bywatak szczególnieypadkach intelektualistów istałych pacjentów,tórych chęć mówienia może maskować podykrywką bezstronności i zaangażowaniaprag-lie zrozumieniatego, cosięw nich dzieje.
Nadernarozmowność jest jednak często obroną przed)aczeniem prawdy i przed wejściem wrelację z sa,'msobą, a w rzeczywistości obroną przed własnąitalnością.
Samo mówienie niepomoże pacjentowil^plrze.
iść do rzeczywistości dopóty, dopóki nie będzieas-mógi doświadczyćczegoś lub jakiegoś działania,K w którym będzie on ryzykować absolutniei bezpoK' średnio.
Potrzeba takiego doświadczenia nazywanaH'1;' jest "koniecznością wzbudzenianiepokojuw pacjenrcie".
Jednakżejestem przekonany, że to załatwiasprawę tylko częściowo i upraszcza ją.
Czy nie jest;:.
nadal fundamentalną zasadą, że pacjent musi znaleźć;;lub odkryćjakiś punkt w swojej egzystencji, gdzie
4 89.

l
może się zatrzymać, zanim pozwoli sobie na zobacznie prawdy o tym, co robi?
Kierkegaard określa}mianem "namiętności" i "zaangażowania", jako broni przeciwko obiektywnej, bezstronnej obserwacjiNaturalnym następstwem potrzeby zaangażowaniajest powszechnie akceptowany fenomen, w myśl którego nie możemy wniknąć w ukryte głębie problemów jednostki za pomocą laboratoryjnych eksperymentów.
Tylko wtedy, gdy jednostkasama ma nadziejęna uwolnienie od cierpienia i beznadziei ora;
otrzymanie jakiejś pomocy w swoichproblemach,podejmie bolesny proces poszukiwania własnych ilu- {zji i odkrywania możliwości obrony i racjonalizacji.
Nietzsche
Teraz zajmiemy siętak bardzo różniącym siętemperamentem od Kierkegaarda FriedrichemNietzsche (1844-1900).
Żył on czterydekady później,a jego refleksje dotyczyłyróżnych poziomówdziewiętnastowiecznej kultury.
Nigdy nie czytał Kierkegaarda.
Dopiero na dwa lata przed śmierciąNietzschego, jego przyjaciel Brandes, zwrócił mu uwagę nadzieła Duńczyka.
Było już jednak za późno,by mógidokładnie poznać prace swego poprzednika.
Mimo iż Kierkegaardbył diametralnie od niegoróżny, to jednak w wielu kwestiach pozostali zadziwiająco zgodni.
Obaj ukazywali w fundamentalnysposób wyłanianie się egzystencjalnych stron ludzkiego życia.
Bywają często cytowani jako myśliciele,którzy najdokładniej przewidzieli iopisali psychologiczny i duchowy stan człowieka Zachodu w dwudziestym wieku.
Nietzsche, podobnie jak Kierkegaard, nie był antyracjonalistą, jednak nie powinien90
AoW z ,,filozofami uczuć" lub z tymi,którzyBJ-Tlowrót do natury".
Nie atakował rozumu, leczwy rozum; oponował przeciwko jego jaiowości,lnentaryczności i racjonalistycznej formie, jakągderał w jego czasach.
Chciał pobudzić refleksję il.
podobnie jak Kierkegaard by ukazaćgranicegląjące rzeczywistość, która leży u podstawzarófeozumu, jak i nierozumu.
Dlatego, żerefleksjaIfcżawsze zwrócić się sama ku sobie, odbić się jakutrze i dać żyjącej, egzystującej osobie odpowiedźIjrtanie, nad którym się zastanawia; w innymIpadku refleksja pozbawiadaną jednostkę witalg?
Jak psychologowie głębi, którzy przyszli poIpNietzsche chciał wprowadzić w zakresegzystentieświadome, irracjonalne źródła siły i wielkościwieka,tak samo jaki źródła jego choroby i samorukcji.
łie znaczące podobieństwopomiędzy tymi dwot"myślicielami i psychologią głębi tkwi w rozwinięI; przez nich wielkiej wrażliwości samoświadomoWiedzielidoskonale,że najbardziej dotkliwymkiem ich kultury była utrata indywidualnej samoadomości, utrata później wyrażona przez Freudal pomocą symbolu chorego i pasywnego ego "żyjące9 dzięki id", które utraciło zdolność kierowaniabą10.
Kierkegaardnapisał: "Im więcej świadomości,fal więcej jaźni", zdanie,którego Sullivan użył stoat późniejw całkieminnym kontekście i które jestEawarte w Freudowskim opisie celu jego technikigtozszerzeniasfery świadomości: ,,Gdzie było id,tam1'będzie ego".
Jednak Kierkegaard i Nietzschenie' mogli uniknąć, w specyficeich własnej sytuacji historycznej, tragicznych konsekwencji intensywnościwłasnej samoświadomości.
Obaj byli samotni,obajbyli skrajnymi nonkonformistami, znali najgłębsze
91.

ss,
(U .,
^i
Q
'0
i i
J3 P (B^ 'W co
^^
S.3
o,
^^
n^
^ ^'2' .
.w S ^ 9 3!
-S'Fw ^.
' y-s a.
^e Sfs s
0'^^^^^rt?
N ^Ps s A :
^i^S^
N 3 N
^PSS
^ l S
:9 ' W^
-!- .
S ,l
QW 0 .
c l
S
^P .
C -C 3 U (
K? 0W W -
i w aN n
Ę^ S Ssi?
^gs
g5's '!
N "2N 'n -
^^. fl^;I^^Ji ;pf!
^11^
i^ ji^mi^i^!
^ ^fól?
P^ l^.
l^ps^l^l^g lso's^'1 1^1?
^
SM-M ''"S^'^)Ocls-1a)^^^^S='"' ^07 nftH-^N .
NC3^-P:^
1
8"83"l^^lljil^.
i.i.

1
niewiele uwagi aż do minionej dekady, gdy sh,duchowy człowieka zaczął być zauważany jako povrżny i realny aspekt współczesnych problemów.
Tutrataz kolei została w pewnym stopniu spowodowanazałamaniemsię pewności i zanikiem siły dwóch'głównychtradycji, które stworzyły podstawy dla wartości w społeczeństwie zachodnim mianowicie tradycji judeochrześcuańskiej i humanistycznej.
Takiejest założenie wielkiej Nietzscheańskiej paraboli "Bógumarł", Kierkegaard z pasją ujawniał rozmycie, bezduszność ianemiczność trendóww chrześcijaństwie,jednak prawie nikt gonie słuchał.
Do czasówNietzschego zanikłyformy teizmu, nieautentyczna zaśemocjonalność praktyk religijnych stała się częściąchoroby i dlatego musiała również umrzeć.
Stwierdzając wprost,Kierkegaard mówił w czasach, gdyBóg umierał, a Nietzsche w epoce, gdy Bógjuż umarł.
Obaj byli zdecydowanie oddani sprawie nobilitacjiczłowieka i obajposzukiwali podstaw, na których fgodność i człowieczeństwo mogłyby być ponownie [ustanowione.
To jest właśnie znaczenie Nietzschań- f
skiego "silnego człowieka"i Kierkegaardowskiej l"prawdy indywidualnej".
'
Jednymz powodów, dla których wpływ Nietzschegona psychologię i psychiatrię był tak przypadkowy,ograniczony często do cytowania aforyzmów, byłaniewiarygodna płodnośćjego umysłu,prowadząca doczęstych skoków myślowych od jednej intuicji dodrugiej.
Czytelnik sam musi troszczyć się o to, by niedać się ponieść bezkrytycznemu uniesieniu lub, z drugiej strony, nie przeoczyć realnej wagijego myśli, gdyporównujemy jej bogactwo ze zgrzebnością naszychkategorii.
Dlatego tutajuciekamy się doskrótu, aby
tym jaśniej i systematyczniej przedstawić niektóregłówne założenia Nietzschego.
isi;he używa terminów psychologicznych w ichoiu ontologicznym, co stanowi istotny rys jegoni.
Dzieli tę cechę z innymi egzystencjalistami,l.
jak Kierkegaard,Sartre, Heidegger.
Rozpacz,k, wina, samotność zwykle odnoszą się dołów psychologicznych, ale u Nietzschego opi,,e stan istnienia.
Lęk, na przykład, nie jestlS "uczuciem", którenawiedza człowieka, oddoczasu.
Wskazuje on raczej nastatus bycia.
jest czymś, co możemy ,,posiadać", lecz czymś,
^"jesteśmy".
E-samo dotyczywoli.
Sam termin "wola" u Niehego również określa podstawowecechy naszejpstencji.
Wola jest potencjalnie obecna przezcałyi.
Bez niej nie bylibyśmyistotami ludzkimi.
Żołądż się dębem, ponieważ niema innej możliwości,Mniast może realizować swe bycie, tylko jeślitegognie.
U zwierząti roślin przyroda i istnienie są tymilym, leczu człowieka przyrodai bycienigdy niegą stać się tożsame.
Wnajwiększej pogardzie miałnitzsche tych, którzy ciągle wierzą w tęiluzję i prag( żyć poprostuw zgodziez naturą.
W Poza dobremBem mówi:,,Wedle przyrody" żyć chcecie?
Och, wyidachetnistoicy, jakież słów szalbierstwo!
Pomyślcielabie istotę, jaką jest przyroda, rozrzutną bez miary,pozbawionązamiarówi względów, próżną sprawiedfiwości i zmiłowania, płodną i jałową, i niepewnąłarazem pomyślciesobie indyferencję samą jakoŁ potęgę wedle tej indyferencji jakżebyście żyć mo' gli?
" Ludzkich wartości nieotrzymaliśmy od natury,lecz ustanowiliśmy je sami dla siebie, jako cele, doktórych dążymy.
Jest jasne, że użycie tych psychologicznych terminów w znaczeniu ontologicznymnadaje im głębszy i bardziej radykalny sens.
Sądzę, że ontologicznerozumienie pojęć psycho95.

i
logicznych występuje we wszystkich epokachzmieniają się wartości.
Z pewnością zdarzyło sjp .
^whistorii Grecji w pierwszym wieku przed Chstusem.
Jeśli jestem samw rozpaczy, to czuję sięprawda nieszczęśliwy, ale mogę rozejrzeć się wokółi dostrzec tych, których rozpacz nie dotknęła.
Daje m'to pewną ostoję.
Jednak gdy wszyscy będą w róż.
paczy, gdy społeczeństwoznajdzie się w trakcie zasadniczych zmian,będziemy naówczas wrozpaczy enmasse, a tojest jużcoś zupełnieinnego.
Brak wtedyGwiazdy Polarnej, według której można sterować.
Jeślinasz niepokójnie jest blokowany przezswoisteapatię, toprowadzi on do poruszania się w panice.
Ten rodzaj apatii jest obroną przed paniką, którapojawiasię, ilekroć ktośpozwala sobie na takie uczucia.
Człowiek znajduje sięwówczasw sytuacji przypominającej piekło z obrazów Boscha.
Brak w nimmiejsca, gdzie można by się zatrzymać, a ludzie stadami odprowadzani są w płomienie.
W takich warunkachontologicznawykładnia kategorii psychologicznych wyraża dążeniedoosiągnięcia nowych podstaw,
nowych fundamentów dla naszych wartości.
O towłaśnie walczył Nietzsche.
Nakoniec pojawia siępytanie o wkład Nietzscheańskiej idei siły, a szczególnie "woli mocy", do psychologii.
,,Najbliższa istocie Byciapisze Nietzsche jest wolamocy".
W psychologii akademickiej nietylko nie zaakceptowano tego pojęcia, lecz nawetsamakoncepcja mocy została całkowicie odrzucona.
Czasami zauważmy to gwoli sprawiedliwości pojawia się w naukach psychologicznych jako "wola",lecz ta ostatnia od czasów Williama Jamesa bywatakże przez większość psychologów ignorowana.
Myślę,że główna przyczynatłumienia mocy oraz jejtoposuleży w godnym pożałowania ekstremalnymSfi
96
-i
Kowaniu.
Wybór terminów substytutywnych
bardzopouczający.
Przeanalizujmy dla przy.
itowo "kontrola".
W stosunku do siłyjest tolutywne wyrażenie, w którym nacisk położonyia "moje prawo do rozciągnięcia władzy (mocy)i na ciebie".
Wszystko byłoby jaśniejsze, gdyloczątku używać słowawładza.
^,Jest znaczeniesłowa "moc" w rozwoju tejprażenie "wola mocy" oznacza samoaktualizatzsche protestował przeciwko słabości, anemifc Europejczyka postrzegałjako potrzebuj ącetechstronnej pomocy.
"Wolamocy" jest weando powstrzymaniaprocesów gnicia i docji własnej osobowości w silnej i odpowiedzialtystencji.
"Wola mocy" jest wbudowana w każnostkę, ponieważ nie można jej oddzielić od^o życia.
"Gdziekolwiek znajdowałem życie i Nietzsche znajdowałem również pragnienie
"go idea "wolimocy" implikuje samorealizację
ostki w najgłębszymtego słowaznaczeniu.
Wy156 to odwagi życia zgodnie z możliwościami jednowi w jej własnej egzystencji.
Jak wszyscy egzystenpaliści Nietzsche nie stosuje określeń psychologiczch do opisu psychicznych właściwości lub zdolnościf też do opisu prostych wzorców zachowań, takichy,t agresja czy władza nad kimś.
Wola mocy jestBTaczęj kategorią ontologiczna, to znaczy nieodłączI nym aspektem bycia.
Nie odnosi się wcale do agresjit czy współzawodnictwa, czy jakiegokolwiek podobnego mechanizmu.
Jest to poprostu jednostkowaafirmacja życia i możliwości istnienia kierującego sięswoimi prawami.
Jestto "odwaga bycia jednostką"
jak podkreśla Tillich, wyrażając opinię na tematNietzschego.
Słowo "moc" używane jest przez Nie97.

tzschego w klasycznym znaczeniu potentia, dyna-nrKaufmann zwięźle podsumowuje zdanie Nietzscheena ten temat: "Cel człowieka jest jasny: powinienprzestać pozwalać swojej .
'egzystencji być bezsensownym przypadkiem".
Nie tylko użycie słowa Exis.
tem,lecz sens, o który idzie, wskazują, ze (esejNietzschego] jestszczególnie bliski Existenz-philosophie jak ją dziś nazywamy.
Fundamentalnym problemem człowieka jest osiągnięcie prawdziwej ,,egzystencji", zamiast akceptacji życiawjegoprzypadkowości.
W Wiedzy radosnej Nietzsche wyrażaistotny paradoks braku jakiejkolwiek różnicypomiędzyjaźnią i prawdziwą jaźnią: "Co mówi ci twoja świadomość?
Powinieneś stać się tym, kim jesteś".
Nietzschepodtrzymywał tękoncepcję aż do końca, a pełny tytułjego ostatniego dzieła brzmi .
Bece Homo, Wie mańwird, was mań ist jak się staje, kim się jest13.
Nieskończenie wiele razy Nietzsche powtarza, żemoc, ekspansja, wzrost, dawanie czyjemuś wnętrzumożliwościnarodzinw działaniu,jest głównym dynamizmem i potrzebą życia.
Jego myśl odnosi się w tensposób bezpośrednio do problemu podjętego przezpsychologię do pytania, czym jest podstawowa siłanapędowa organizmu, skoro jej zablokowanie prowadzi do nerwic.
Nie jest ona bowiem pragnieniemprzyjemności czy redukcji libidalnego napięcia, dążeniem do równowagi czy akceptacji.
Siłą tą jestraczejpragnienie rozwijania możliwości (potentia).
"Nieo przyjemności walczy człowiek utrzymuje Nietzsche ale o moc"14.
W istocie, szczęście nie jestbrakiem bólu, lecz ,,najbardziej żywym odczuciemmocy"16, aradość jest ,,takim samym odczuwaniemmocy"16.
Również zdrowie widzi onjako efekt ubocznyrealizacji mocy, opisanejtu specyficznie jako możliwość przezwyciężenia choroby i cierpienia'7.
98
".. sposób doszliśmy do Nietzscheańskiej ideipodstawowej zasady jego filozofii.
Bycie jestsinieniemjakpisze idei życia, woli, dzialaIpStawania się".
Potemdodaje: "Dusza w swej mówi do siebie: nikt nie może zbudować moEtórym właśniety kroczyć musisz przez rzekę'fnikt próczciebie jedynie.
Oczywiście istniejeczona liczbaścieżek, mostów i półbogów goto, by przenieść cię przez rzekę, lecz tylko za cenęj własnej jaźni.
Istnieje na świecie jedna jedynai, którą nikt iść nie może, prócz ciebie.
Dokądadzi?
Nie pytaj, idź nią.
Podążaj tak długo, dopó' powiesz Chcę pozostać sobą inie odkryjesz,rasznejest torozwiązanie.
Wtedy musisz zstąpićtaejw swoją egzystencję".
ff Stanach Zjednoczonych istnieje tendencja doatrastowania bycia ze stawaniem się.
Dopieroostatnie słowo jest akceptowane przez amerykańSeh psychologów.
Gordon Allport używa go w tytuleInej ze swych książek.
Stawanie się jest powszeche uważane za dynamiczne, poruszające, zmieniają' kondycję w kontraście do tego, co jestmylnievażane za ontologiczniestatyczną jakość bycia.
Są-ę, żejestto błąd.
Interesujące, że również Nietzschetdojrzałym okresie swej twórczości doszedł do takiejśmiej konkluzji.
Pisze on: "W stawaniu się wszystko"3St puste, iluzoryczne, płaskie.
Zagadka, którą czło('"wiek musi rozwiązać, może być rozstrzygnięta tylkol w byciu, które jest po prostu tym,czym jest i nie możePrzestać być.
Teraz człowiekzaczyna poznawać głębię swego wtopienia w stawanie się i bycie".
Nietzsche był naturalistą w tymsensie,że myślało każdym przejawieżycia w kontekściecałej naturyi w odniesieniu dowszystkich czasów.
W tym punkciestaje się jasne, że zawszeuważał, iż psychologia
99.

człowieka jest czymś więcej niż tylko biologią j 'nym z silniejszych egzystencjalistycznych akcent'w dziele Nietzschego było przekonanie, że wart -"'ludzkiego życia nigdy nie pojawia się automatyczn cŻyjący człowiek może utracić własne bycie za swoimwłasnym przyzwoleniem.
Kamień lub drzewo m"mogą.
Afirmacja czyjegoś bycia tworzy wartości zy.
cia. "Indywidualizm, poczucie wartości i godnośćniesągegeben, tzn.
przekazane nam jakodane przeznaturę, lecz aufgegeben, tzn.
zadane lubwyznaczone inam jako zadanie, któremu sami musimy sprostać"18.
Godne podkreślenia w tym kontekście jestprzekonanie Tillicha, że odwaga otwiera drogę do bycia; jeślinie posiadasz "odwagi bycia", utracisz własne istnienie.
Podobne stwierdzenie, tyle że w skrajnej postaci, znajdujemyu Sartre'a, gdy powiada on:tyjesteś swoim wyborem.
Rozważając w swoich pismachkwestię zdrowia,Nietzsche znowu zbliża się dowspółczesnejpsychologii.
Zdrowie niejest ustalonym stanem,który osiągają przypadkowi szczęśliwcy.
(Jest to wielkapociecha dla wielu z nas, którzytak często wżyciu cierpieliśmy na różne choroby.
) Zdrowiejest dynamicznym balansemw walceo przezwyciężeniechoroby.
Artysta jest artystą, ponieważ ze zmaganiapomiędzychorobą i zdrowiem wyrasta jegowrażliwość.
Oto, cosam Nietzschemówi o tym: "Duch wzrasta.
Siłaodnawia się poprzez rany".
Zdrowie jest zdolnościąprzezwyciężenia choroby.
To właśnie wskazuje nambezpośrednio późniejszą ideę "mocy"jako zdolnościartysty do przezwyciężenia choroby i cierpienia.
Odnajdujemyu Nietzschego także zaprzeczenie powszechnie przyjmowanej idei, że przetrwanie jestnajwyższą wartością życia.
Ma on w pogardzie tych,Ittórzy nazywają siebie darwinistami, i tych, którzy100
jaja, żeczłowiek nie dąży do zachowania;liwości, ale raczej do ich wyrażenia.
^aikolwiek miejscu otworzymydzieła Niei, znajdziemy psychologiczneintuicje, którei same wsobie są głębokie, ale zadziwiającołaja psychoanalitycznym mechanizmom, którl Freud dziesięć i więcej lat później.
Dlaodwołajmy się tu do Genealogiimoralnościw roku 1887.
Czytamy tam:"Wszystkie, nie mogące wyładowaćsię na zewnątrz,, się do wewnątrz.
To właśnie nazywam uwelieniem człowieka"19.
Ktoś może czytać tofrazy, alerezultat zawsze będzie taki sam:nie;ie nic bardziej zbliżonego do Freudowskiej kontlumienia.
ym motywemdzieł Nietzschego było demasko samozakłamania.
We wszystkich wspomniadotychczas pismach rozwijał tezę, że altruizmalność są rezultatem stłumionej nienawiści i re".
/mentu.
Kiedy indywidualna potentio.
zwraca sięiwewnątrz, rezultatem tego jest zła świadomość.
plastyczny opis "bezsilności" ludzi, "od jadowii^gych i nieprzyjaznych uczuć ropiejących, w których^^pystępujeono [tj.
szczęście] zasadniczo jako narkoza,^Zagłuszenie, spoczynek, pokój, szabas, odprężenie^^tmyslu i wyciąganie członków, słowem biernie"20.
ToIBIlKlwrócenie agresji przekształca się w sadystyczne'Żądania odinnych jest to proces, którypóźniejbędzie nazwanyw psychoanalizie symptomem for^,, macji.
Żądania te, które będą same siebie określały3St jako moralność,zostaną późniejprzez Freuda nazwane formacją reaktywną.
"W swojej wczesnej fazie pisze Nietzsche zła świadomość nie jestniczym innym niż instynktem wolności, który zostałzmuszony do ukrycia się, do uczynienia się niewidocz101.

nyrri, i skierowania całej swej energii przecie -bie""- W innych miejscach znajdziemy zadziwos(^bezpośrednie, uderzające sformułowanie konp c'1 ;
subl-imacji, którą Nietzsche rozwinął.
Mówiąc o zu,110"ku p'omiędzy energią artystyczną jednostki i seks^'nośc-iąi twierdzi, że "zmysłowość za nadejściem stanestetycznego nie zostaje zniesiona, jak Schopenhausądził, lecz przekształca się tylko i uświadamia, akjuż nie jako podnieta płciowa"21.
Nietzschetwierdzi, że radość nie pochodzi z ulg.
giośca i wyrzeczenia się, lecz zpoczucia pewności"Radość jestjedynie symptomem pisze uczuciaosiągłiiętej mocy".
Esencjąradości jestwięc odkrycieosiągniętej mocy.
Będąc dalekim od destrukcji, nihilizmu Nietzsche okazuje się, po dokładniejszym zbadaniu, głęboko konstruktywny.
Jest on konstruktywnyw jedyny możliwy w naszych czasach sposób.
Z powodu apatii ściślej apatii nerwicowej która ogarnęła StanyZjednoczone, z powodu tłumienia ilękua nawet głębiej, z powodu winy, bardzo potrzebujemydobrejnowiny Nietzschego.
Dlatego właśnieNietzscheJest terapeutą terapeutównaszych czasów.
Jakie konkluzje wynikają dla nas z tak zauważalnych paraleli pomiędzy Freudemi Nietzschem?
Zbieżność ich poglądów nie byłatajemnicą dla ludziskupionych wokół Freuda.
Pewnego wieczoru w 1908roku, w Wiedeńskim Towarzystwie Psychoanalitycznym odbywała się dyskusjana temat NietzscheańskiejGenealogii moralności.
Freud wspomniał wtedy, żepróbował czytać Nietzschego, lecz jego myśl byłazbyt bogata, więc zrezygnował z tego zamiaru.
Stwier102
że: "Nietzsche posiada głębszą wiedzętym niż ktokolwiek inny, kto żyłlub będziefea osąd, powtarzany przy różnych okazjach,, jak podkreśla Jones zwykłym komiin wygłoszonym przez twórcę psychoanalil zawsze bardzo interesował się filozofią.
Jego(owanie przybierało różneformy: od akcepaprzez obawę, dobraku ufności23.
Jones wykagten brak zaufania spowodowany był zarówno(ani,jak również merytorycznymi powodami.
H.z nich było podejrzenie jałowości intelektualgekulacji.
W tym punkcie egzystencjaliśei, tacyffkegaard, Nietzsche i inni, zgodziliby się z nimistycznie.
Wkażdym razieFreud czuł, że jego potencjalna skłonność do filozofii "powinnarupulatnie zbadana i wtym celu wybrał skuteośrednictwo dyscypliny naukowej"21.
W innymscu Jones podkreśla:"Podstawowe problemy filii były mu bardzo bliskie, jakby naprzekór jegoaiiu do utrzymywania ich na dystans i nieufnościo możliwościich rozwiązania"25.
Prace Nietzschenoże nie wpłynęły bezpośrednio na Freuda, leczla pewnością oddziałały na niegow sposób pośreJasne jest,że idee, które później zostały sforlowane przez psychoanalizę "unosiły się w powiet" Europy dziewiętnastego wieku.
Kierkegaard,-tzschei Freud pracowali nad tymisamymi proSIEMemami lęku, rozpaczy, podzielonej osobowości.
JSjllPakt ten potwierdza nasze wcześniejsze tezy, żepsyS:ehoanaliza i egzystencjalne próby przezwyciężenia^ ludzkich kryzysów zostaływywołanei stanowiły odK.
powiedź na te same pytania.
Wykazanie,że prawie' wszystkie idee, którepóźniej pojawiły się w psycho, analizie, można znaleźć w filozofii Nietzschego w znacznie większej skali, i wstopniu bardziej pogłębionym
103.

1
u Kierkegaarda, wcale nie oznacza kwestionowageniuszu Freuda.
Szczególny geniusz Freudapolegał na dopasowan'filozoficznych tez i głęboko psychologicznych intuindo naturalnych ram języka nauki jego czasów.
By} gpełen temperamentu, który wszakże umiai obiekty^.
nie i racjonalnie kontrolować, był niestrudzony i zdolny do podejmowania ciągłych wysiłków niezbędnychdla systematycznej pracy.
Osiągnął to, czego niktprzed nim nie zdołał dopiąć, mianowicie przełożył nanaukową myśl zachodniej kultury nowe psychologiczne idee.
Dzięki temu mogły one być poznawanezobiektywizmem ikonstruowane w ramachograniczeń, które narzucała nauka.
Czy geniusz Freudai psychoanaliza nie stanowiąjednak dla nas największego niebezpieczeństwa?
Czynie są niedopuszczalnym skrótem?
Aby przełożyćgłęboko psychologiczną myśl na język obiektywnejnauki, musimy przyjąć przewidywalność rezultatów.
Jednym z efektów byłoby ograniczeniesferydociekańoczłowieku do takiej, która odpowiada nauce.
Binswanger wykazuje, żeFreud pracował tylkoz homo natura i dlatego jego metody doskonale nadawały się do badaniaUmwelt, a więc biologicznegoświata otaczającego człowieka.
Metody tenie pozwalały mu jednak objąć całego Mitwelt człowieka wjegobliskichzwiązkach z innymi ludźmi oraz Eigenwelt,czyli sfery relacji człowieka do samego siebie26.
Inną,bardziej poważną konsekwencję praktycznąstanowiła, jak wykażemy to później w tokuwywodu o ideachdeterminizmu i pasywności ego, tendencja, aby obiektywizować jednostkę.
Był to wkład w dalszyrozwójwspółczesnej kultury, który jednak przedewszystkim spowodował wieletrudnościZbliżamy siędo bardzo ważnego problemu.
Abygo104
, musimy poczynić wstępne terminologicziżnienia.
Chodzi nam tu o różnicę międzyijako terminem, który był używany w sieym wiekui w czasachOświecenia a dzisiej.
zumem technicznym.
Freud podtrzymywałumu, która pochodzi bezpośrednio z Oświecemowicie ,,rozumu ekstatycznego".
Dla niegolEjednoznaczny z nauką.
Takie posługiwanie sięninem zakłada jak możemy tozauważyćy i innych myślicieli siedemnastego wiekuanie, że rozum może sam przez sięobjąćfcie problemy.
Myśliciele ci używali tego pojęiensie rozumu zawierającego możliwości transwania zastanej sytuacji, obejmowania całości,e w funkcjach takich jak intuicja, przeczucie,;ka percepcja.
Idea ta takżedotyczyła etyki:
n w Oświeceniu oznaczałsprawiedliwość.
Naweti dzisiaj nazywamy "irracjonalnym", zawierałopw ówczesnym pojęciu rozumu.
Wskazuje to na(jątkową i jednocześnie entuzjastycznąwiarę, jakąHim pokładano.
Jednak do końca dziewiętnastegoteku, jak przekonująco pokazuje Tillich, ekstatyczl^pojmowanie rozumu zanikało.
Stał się on "rozuttm technicznym": rozumem, który zawarł przymiete z techniką, rozumem, któryfunkcjonuje najlepiej,ty poświęca się szczegółowym problemom,rozusm porządkującym i koordynującym industrialnyistęp, rozumem oddzielonym od emocji i woli, rozu iem, który znalazł się w opozycji do egzystencji,KTozumem w końcu, który Kierkegaard i Nietzsche takj ostro atakowali.
Tak więcFreud ujmujerozum częściowo w formie' ekstatycznej, na przykład gdy mówi o nim,jako"naszym wybawieniu", .
jedynej ucieczce" etc.
W tymmomencie możemy doświadczyć niewczesnegouczu105.

s
cia, że jego sformułowania pochodzą bezpośred z dzieł Spinozy lub jakiegoś twórcy epoki Oświeceń'10Freud pragnął bowiem z jednej strony zachodyaekstatyczną ideę rozumu, ocalić widzenie człowiek1'i rozumu, który transcenduje technikę.
Jednakz drugiej strony, zestawiając rozum z nauką, Freud inter.
pretuje go jako rozum techniczny.
Jego wielka za.
sługąjest wysiłek włożony w przezwyciężenie dezintegracjiczłowieka, poprzez ujawnienie jego tendencjiirracjonalnych, doprowadzenie do poznania nieświadomości, wprowadzenie w obręb świadomości i akceptacjęstłumionych aspektów osobowości.
Jednakżeszczególne rozłożenie akcentów mianowicie identyfikacja psychoanalizy z rozumem technicznym jest wyrazem rozczłonkowania, które zamierzał leczyć.
Nie będziemy niesprawiedliwi,mówiąc, żenurtdominujący, w późnychlatach rozwojupsychoanalizy, szczególnie po śmierci Freuda, odrzucił jego wysiłki,by utrzymaćrozum w ekstatycznej formie i zaakceptował drugie ujęcie,mianowicie rozum w jegotechnicznej postaci.
Trend ów jestpowszechnie nie zauważany, ponieważ bardzodobrze wpasował się w trendy istniejącew całej naszejkulturze.
Zdążyliśmy już wcześniejzaznaczyć, iż widzenie człowieka w jego funkcjachw ich technicznej formie jest jednym z głównychwyznacznikówdezintegracji współczesnego człowieka.
Staje tu przednami poważny i doniosłydylemat.
Od stronyteoretycznej psychoanaliza (i inne nurtypsychologii, które są ciągle poszerzane i łączonez rozumem technicznym) sama z siebie dołączyła do chaosu (o którym mówili Scheler i Cassirer) panującegow filozoficznej i naukowej teorii człowieka.
Natomiastz praktycznej strony istnieje realne niebezpieczeństwo, że psychoanaliza jak inne formy psycho106
psychologicznej oceny stanie się nowymgul dezintegracji człowieka, że będzie raczejiplifikacją utraty indywidualnej witalnościi poEsensu niż czegoś odwrotnego; że nowe technikiraczej towarzyszyły standaryzacji i przyznawadkcji kulturowej wyalienowaniu człowieka, niżgużyły ich rozwiązywaniu; że staną się wyrazem[ mechanicyzacji człowieka, skalkulowanegorolowanego z dużą psychologiczną precyzją,szą skalą nieświadomości i o głębszym wymiapsychoanaliza i psychoterapia staną się raczej(nerwic naszych czasów niż elementem proceienia.
Byłaby to zadziwiająca ironia historii.
ywanie na te tendencje,z których część dotyilnas samych,nie jest wyrazem nadmiernej lękci ani zwykłym biciem na alarm.
Takiewnioskiicąją się przy bezpośrednim spojrzeniu na naszącję historyczną.
toszliśmy do punktu, wktórym możemy zobaczyćIstawowe znaczenie ruchu terapii egzystencjalnej.
właśnie ten nurt protestuje przeciwko tendencjintyfikowania psychoterapii z rozumem techniczn.
Stoi on nastanowisku, iż podstawą psychoapii winno być zrozumienie, co czyni człowiekatą ludzką; opowiada się za definiowaniem nerwickategoriach destrukcji zdolności człowieka do spełienia jego własnego bycia.
Widzieliśmy już, że Kieregaard i Nietzsche tak jak i inni reprezentancikulturowego ruchu egzystencjalistów, którzy nastąpili po nich nie tylkobardziej wzbogacili izbadalipsychologiczne wnętrze człowieka (co już samo jestznaczące dla każdego, kto poszukuje naukowego zroB; zumienia współczesnych problemów psychicznych),lecz także odkrylijego ontologiczne podstawy orazdali początek studiom nad człowiekiem jako istotą,.

która boryka się z tymi szczególnymi problema^-Byli oni przekonani o absolutnej niezbędności przy, 'tych założeń: obawiali się, że podporządkowanie rzuniu technice będzie w ostateczności oznaczało przpkształcenie wizji człowieka na obraz maszyny.
^
uka ostrzegał Nietzsche staje się fabryką, którejwytworem będzieetyczny nihilizm.
Egzystencjalnapsychoterapia jest nurtem posługa.
jącym się naukową analizą, którązawdzięcza główniegeniuszowi -Freuda, aletakże przywraca onawizerunek człowieka na głębszym i szerszym poziomie człowieka w jego byciu.
Opiera się na założeniu, żemożliwa jest nauka o człowieku, która go nie dzielii nie niszczy jego osobowości w procesie jego poznania.
Jednoczy ona natomiast naukę i ontologię.
Niedyskutujemy tu nad nowymimetodami przeciwstawianymi innym, akceptowanym bądźodrzucanympóźniej, lub wchłanianym przez nieokreślony eklektyzm.
Kwestia dotyczy rzeczy tkwiącej znacznie głębiej w naszej współczesnej sytuacji historycznej -
PRZYPISY
1 R. May, The Meaning of Ankiety, New York 1977, ss.
36-52.
Fragment ten polecam jako krótki przegląd ważnejmyśli Kierkegaarda.
Jego dwie najbardziej znaczące psychologicznie pracetoPojęcie lęku i Choroba naśmierć.
Dla bliższego zaznajomienia sięz dziełem Kierkegaarda warto sięgnąć do: A Kierkegaard Ań'thology,red.
R. Bretall, Princeton 1951.
3 W. A.
Kaufmann, op.
cit" s.
135.
"' Rozszerzanie się zakresu prawdy może pozbawić jednostkępoczucia bezpieczeństwa, jeśli człowiek pozwoli, aby obiektywnaprawda działała jako substytut jego własnego zaangażowania.
Może to zniszczyć jego osobistą relacjędo prawdy.
Ten, "któryobserwowałwspółczesną generację pisał Kierkegaard niebędzie z pewnością zaprzeczał,ze istnieje wniej jakaś niezgodność;
108
ikój rozumu wzrasta wraz z rozszerzaniem sięprawdyJem poczuciapewności".
Ł-- w Lowrie, A Shwt Life of Kierkegaard, Princeton 1942.
t zNienaukowezamykające postscriptum do "Okruchów^nych", w: A KierkegaardAnthology, op.
cit.
ss. 210-211.
[eKierkegaarda cały ów passus pisanyjest kursywą, myBaliśmyJaw ograniczonym zakresie, aby podkreślić kontyywym elementem, a mianowicie zsubiektywną relacjągawdy.
) Szczególnie interesujące jest to, że wdalszej częścijfe Kierkegaard posługuje się przykładem sądówo Bogu,jjąc, że poszukiwanie dowodów istnienia Boga jako "obiekl^ałowe, oraz że prawdaznajduje się raczej w istocie relacjifft jeśli Bóg miałby się przejawiać, to zawsze w odniesieniu do!
0nie jest prawdą").
Kierkegaard nie sugeruje,że to, czy cośrawdą, czy nie, nie ma żadnego znaczenia.
Byłby to czystyL Mówi raczej, że jak to określił "prawda jestnieodłączfiązana z egzystencją".
ib. M.
Heidegger, Sposób bycia prawdy izakradanie prawfr.
Bycie i czas, przekł.
B. Baran, Warszawa 1994, ss.
319-324.
iy. Heisenberg, Washington University, St.
Louis, październik
owinno być możliwe wykazanie - być może ktoś już to udowodnił w doświadczeniu, że zainteresowanie i zaanwanie obserwatora powiększa precyzję jegopercepcji.
Zarówno Kierkegaard, jak i Nietzsche wiedzieli, że ,,człowiekl-może, nie tracącsiebie, powrócić dostanu bezrefleksyjnejłśredniości, lecz możejedynie tą drogą kroczyć do końca, aby,: ulec refleksji, właśniew jej medium dotrzeć do własnejawy".
O tym właśnie mówiłK- Jaspers, wykazując podobieńi pomiędzy Kierkegaardem i Nietzschem, których uważałzai największe postaci dziewiętnastego wieku.
Por.
Reason anditenee, przekł.
W. Earle, The Noonday Press 1955.
[K. Jaspers,ttm i egzystencja.
Nietzsche a chrześcijaństwo, przekł.
Cz- Pieich,Warszawa 1991, s.
18-]
10 Współcześni myśliciele egzystencjalni uważają tęutratę świaIsdomości zagłówną tragedię naszych czasów, która nie może byćiograniczona do psychologicznego wymiaru choroby nerwowej.
s Jaspers wierzy, że konformizm i kolektywizm siły, które dziś!
niszczą jednostkowąświadomość,mogą również prowadzić współczesnego człowieka dojeszcze radykalniejszej utraty świadomości.
'ł Kierkegaard i Nietzsche wyrażaliwątpliwość co do wartościżycia uznawanego,w pewnych ujęciach, również i naukowych, za.

patologiczne; Przyjmuję, że ten sposób stawiania próbie abezowocny, nie ma zatem potrzeby, by go dalej rozważać Ę' " ^ ^ger w artykule dotyczącym krytyków atakujących Nietz wal1'z powodu jego psychozy, cytuje Marcela: "Niczego nie n 1jeśli tego nie pragniesz".
Obierzemy trafniejszy kieruneki.
^2.jeśli rozważymy kryzys Kierkegaardai Nietzsehego w kontelc^następujących pytań: czy ktokolwiek możeudźwignąćciężar sa5^świadomości pozbawionejpewności,i czy kreatywność (która '
manifestacją samoświadomości) nie została po prostuprzeceninprzez psychologię- i
12 Kauftnann, op.
cit-, s.
93. j
13 Ibid.
, ss.
133-134.
14 Ibid.
, s. 229.
15 Ibid.
, s. 168.
16 Ibid.
, s. 239.
17 Ibid.
, s. 169.
18 Ibid.
, s. 136.
19 F.
Nietzsehe, Generalogy ofMorals, Garden City1956.
[F. Nietzsche, Z genealogii moralności, przekł.
L. Staff, Warszawa 1913,s.
93].
20 Ibid.
, s. 33.
21 Ibid.
, s. 13232E.
Jones, The Life and Work ofSigmund Freud, New York1955, s.
344.
Dr Ellenberger,mówiąc o związkach Nietzschegoz psychoanalizą, dodaje: ,,W istociepodobieństwa sązbyt uderzające i z trudem przychodzi mi uwierzyć, że Freud nigdy g'0 nie czytał,jak twierdzi.
Albo zapomniał, że czytał, albo poznał jego dziełopośrednio.
Nietzsehe stał siębardzo popularny w swoim czasie.
Jego myśl była szeroko dyskutowana i komentowana w książkach,
magazynach, a nawet w dziennikach,więc jakoś musiało to dotrzećrównieżdo Freuda".
33 E.
Jones, op.
cit.
, s. 344.
24 Ibid.
, s. 295.
25 Ibid.
, s. 432.
26 L.
Binswanger, The Existential Analysis SchoolofThought, w:
Existence, ANew Dimension inPsychology and Psychiatry,NewYork 1958, ss.
191-213.
Sformułowanie,że Freud zajmuje się głównie homo natura, pojawiło się poraz pierwszy w wystąpieniuBinswangera z okazji osiemdziesiątych urodzin Freuda.
CZĘŚĆ TRZECIA
SŁUGIDLA TERAPII.

VI. BYĆ I NIE BYĆ
;awową zasługę terapii egzystencjalnej stanonowanie człowieka jako bycia.
Nie neguje onaon wagidynamizmów i konieczności studiowa'cyficznych wzorców zachowań, przy zachowaaściwego im miejsca.
Utrzymuje tylko,że popę dynamizmy, czy jakkolwiek inaczej je okreII, mogą być zrozumiane jedynie w kontekściettury osoby, z którą pracujemy.
Szczególny chaanalizy egzystencjalnej czyni z niej naukęudzieje się tak poprzez stopień,w jakimyona ontologii i Dasein, egzystencji pojedyn; osoby siedzącej naprzeciw terapeuty.
Itnim podejmiemy próbęzdefiniowania byciai terEów powiązanych z nim,zacznijmy egzystencjalod przypomnienia sobiesamym, że jest ono doSadczaneprzez każdego wrażliwego terapeutę wie?
azy wciągu jednego dnia.
Jest to doświadczenie(mentalnego spotkania z inną osobą, którazwraca' do nasz poziomu zupełnie innego niżten, naSórymcośo niej wiemy.
,,Momentalność" odsyła nie aktualnego momentu, lecz do jakości doświadenia.
Możemy znać wielkie sekrety naszego pacjenŁ z jego własnych opowiadań, mieć niezłą orientacjęEW tym, jak innirozmówcy go opisywali.
Jednakgdyy pacjent wchodzi do gabinetu, często doświadczamy.

1
nagle, czasami w sposób niezwykle silny, ze weninna, nowa osoba.
Doświadczenie, które zwykle nio -^z sobą jakiś element niespodzianki, nie w znaczeń16zakłopotania czy zmieszania, lecz w etymologicznymznaczeniu tego słowa, tzn.
bycia zaskoczonym.
K.chodzi tu także o zdziwienie nieadekwatnością ocenyzawartej w relacji któregoś z kolegów-psychoterapeutów, ponieważ doświadczenie spotkania przeży.
warny nawet w stosunku do osób,które znamy, czyzktórymi pracujemy już oddłuższegoczasu.
Możemytegorównież doświadczyć wobecprzyjaciół lub osóbukochanych.
Doświadczenie to nie jest jednakowe-dla-wszystkich.
Jest ono niezależne od rozwoju, zaawansowania związku; może i prawdopodobniepowinno, jeśli związek jest żywy zdarzać się ciągle.
Dane o pacjencie, którezdobyliśmy, mogą byćdokładną i wartościową wiedzą o nim.
Jednak chodzinamraczej o coś innego, mianowicie o uchwyceniebycia innejosoby, wydarzającegosię na zupełnieinnym poziomie niż ten, na którym znajduje się naszaspecjalistyczna wiedza o pacjencie.
Oczywiście wiedza o popędachi mechanizmach, któreobjawiają sięw działaniu innych osób, jest użyteczna.
Znajomośćwzorców jego interpersonalnych zachowań jest wysoce pożądana.
Przydają się również inne informacje, naprzykłado jego warunkach socjalnych, znaczeniuposzczególnych gestów i symboliki zachowań,i takdalej, ad infinitum.
Jednak gdy konfrontujemy z sobąna różnych poziomach wszystkie teczynniki, faktemnajbardziej realnym i bezpośrednio danym jest konkretna istniejąca osoba.
Gdy odkryjemy, że cala naszawiedza na jejtemat nagle w wynikutej konfrontacjiukłada się w nowy wzór, wcale nie płynie z tegowniosek, żeposiadaliśmy złe dane.
Oznacza raczej, żeto znaczenie, formai wyjątkowość bierze się z realno114
której te wszystkie specyficzne fakty są
fc.-było celem naszych poprzednich wywodówjonowaniezbierania ipoważnego studiowaniafcichszczegółowychdanych, swoistychdlartnej osoby.
To oczywiste i zgodneze zdrowymkiem.
Ale nie można zamykać oczu na emay fakt, że dane te formująsię w konfiguracjeo w spotkaniu z jakąś osobą.
Można to też^.
ować przykładem wspólnego doświadczenia,(.
przeżywamy w czasie rozmów z różnymi lui;:Można by rzec, że nie"czujemy" drugiej osobyimy kontynuować rozmowę, aż wszystkie daneą się" w pewną całość w naszym umyśle.
Szcze brakuje nam tego "czucia", gdy sami jesteśmyo nastawieni lub czujemy urazę do tej osoby.
ja taka może stanowić poważną przeszkodęlej poznaniu, nie zmieni tego nawetnasza wysokawność intelektualna.
Jest to przypadek klasycz' rozróżnienia pomiędzy poznaniem (knowing)idzą (fcnouiżng about).
Gdy pragniemy poznaćS osobę, wiedza o niej musi wypływać zdoświadia jej obecnej egzystencji i temu być podporząd(F-ana.
pW starożytnych językach greckim i hebrajskimasownik ,,poznać" był tożsamy ze słowem, którenaczaio "mieć stosunek płciowy".
Często powtarzai egzemplifikację znajdujemy w Biblii: "Abrahamiznał swojążonę, a onapoczęła.
" To samo znaczeHjEiie słowa "poznać" odnajdujemy w szesnaste- i siedemnastowiecznym angielskim.
Widać więc, że ety teologiczna relacja pomiędzy poznaniem i miłościąf jest niezmiernie bliska.
Poznać inneistnienie ludzkie,to tak, jakby je pokochać, zakłada to bowiem pewienrodzajzjednoczenia, współuczestnictwa.
Trzebabyć
115.

s
przynajmniej gotowym, by obdarzyć miłością ^
osobę, ogólnie mówiąc: trzeba byćgotowym do ^zumienia jej.
Spotkanie z istotą innej osoby ma moc, by wstrząsnać człowiekiem głęboko, i potencjalnie może stać sięprzyczyną lęku.
Może byćtakże źródłem radościDaje mocpogłębienia osobowości.
Oczywiście, terapeutamoże odczuwać pokusę zapewnienia sobie samemu komfortu, poprzez wyłączenie siebie ze spotkania w formie zwykłego myślenia o innym wyłączniejako o ,,pacjencie" lub poprzez skupienie się na pewnych mechanizmach jego zachowania.
Jeśli techniczny punkt widzenia zacznie dominować w relacjiz inną osobą, będzie to znaczyło, zebronimysięprzedlękiem nie tylko za cenę izolacji od innych, lecz takżeza cenę radykalnego zniekształcenia rzeczywistości.
Wtedy po prostu nie możemy widzieć drugiej osoby.
Nie dyskredytuję tuznaczenia techniki twierdzętylko, że technika ta, takjak pozostałe czynniki, musi
byćpodporządkowana realnościdwóch osóbw gabinecie.
Kwestia ta, w trochę inny sposób,została wspanialeomówiona przez Sartre'a.
Jeżelipisze on "uważamy, iż człowieka można poddać analizie i zredukować do podstawowych danych, do istoty zdeterminowanej popędami (lub pragnieniami), którejtowarzyszy podmiotowość jako właściwość obiektu", tomożemy dostrzec tylko imponujący system substancji, które nazywać będziemy mechanizmami, dynamizmami albo wzorcami.
Stajemy przed dylematem: takpojmowana ludzkaistota stałaby się.
jakimś rodzajem nieokreślonej gliny, która albo musiałaby biernieprzyjmować (pragnienia), albo byłabyzredukowanado prostego związku pierwotnych popędów czy oddziaływań.
W obydwu przypadkach człowiek znika;
116
emy już odnaleźć kogoś, komu doświad się przytrafia'".
starczające trudno podać definicję byciai Da^ a nasze zadanie może być podwójnie skomplikoe zewzględu na fakt, że te właśnie terminy (i ichftacje) przyjmowane są z dużymioporami.
Nieym czytelnikommoże się wydawać, że słowa tesą3 nową formą"mistycyzmu" i nie mają nic wspóli z nauką.
Taka postawa oczywiście uchyla całąstię poprzez jej dyskredytację.
Interesujące, żenin "mistyczny" jest używany w języku angieln w swym zubożonymsensie naoznaczenie wszyego, czegoniemożemy podzielićlubpoliczyć.
' naszej kulturze panuje dziwne przekonanie, żez lub doświadczenie nie są realne, jeśli nie możeich zmierzyć matematycznie, a w jakiś sposób:szą być realne, jeśli potrafimy zredukowaćje do;zb.
Oznaczato czynienie z rzeczy idoświadczeń)straktów.
Matematyka jest dyscypliną abstrakcyj(par excellence, co jednak wniczym nie ujmuje jejchwały i niepomniejsza jej wielkiej użyteczności.
Współczesnyczłowiek Zachoduznajduje się w dziwnej sytuacji: po redukcji czegoś do poziomu abstrakItji, musi przekonać siebie samego, że jest to realne.
To? właśnie w znacznym stopniu wpływa natworzenie' pojęć izolacji i samotności uczuć, które są endemicznewe współczesnym świecie Zachodu; dlategojedyne doświadczenia, w które pozwalamy sobie wierzyć jako w realne, sądokładnieczymś odwrotnym.
Z tej przyczyny zaprzeczamy naszemu własnemudoświadczeniu.
Termin "mistyczny", w jego zubożonym znaczeniu,jest powszechnie używany jako określenieczegoś"ciemnego".
Jednak unikanie problemówpoprzez ichpomniejszanie jest tylko zaciemnianiem ich.
Czyż.

^'S^SiP ""' "".
n, , 1
^'SS^FSSySs^^^""SSS-^
możemy wyabstrah .
"e Pokłady) k1-"^do.
^e tego^h S^^^^^elić^S011 ^nak^ nie ^alnia nS:3"11"2^^ bad:^3^SpOw"3 i 0:^^ ^S
-eS^LT^ P^aS- ^lepie
- ^^ ^^f^118su '^nienia jest
namasowością kolektywistycznychtrenerzeniem się tendencji konfonmstycznychjkulturze.
Dlatego Marcel tak jednoznacznie tym: "Zdziwięsię naprawdę, jeśli psychoezne metody, głębsze i bardziej przenikliwe,f kiedykolwiek dotychczas, nie ujawnią chorol efektu wypierania tego sensu (bycia) i igariajego potrzeby"3.
litowanie słowabycie pisze dalejMarcel iri wyjątkową trudność; chciałbym więc tylkoBrować metodę przybliżającą: byciejest tym, coddaje się lub może nie poddawaćsię wy(jącej analizie opartej na danych eksperymenjch, a zmierzającej do ich redukcji krok po krokulementów coraz bardziej pozbawionych faktyczub znaczącej wartości.
Analiza tego rodzajujest:alna w teoretycznych dziełach Freuda"4.
Toe zdanie przytoczyłem, by podkreślić, że gdyi Freudadoprowadzana jest do ostatecznych
a myprzypuśćmy wiemy wszystkodach, instynktach i mechanizmach, to uchwy' wszystko z wyjątkiem bycia.
Bycie jest tym,(pozostaje.
Stanowi to, co konstytuuje ten nieskońnie złożony kompleks deterministycznych czynów w osobie, która go doświadcza; w osobie, któraićby przez mgnienie posiada jakąścząstkę womoSi, pozwalającąjejuświadomić sobie siły,jakie w niejziałają.
Jest tosfera, w której osoba ma potencjalną zdolność zatrzymania się, zanim zareaguje i w ten:sposóbdokonanemu wyborowi zostaje nadane znaczenie.
Dlatego w obrębie tegoobszaru istota ludzkanie jest tylko zbiorem popędów izdeterminowanychform zachowania.
Egzystencjalni terapeuci dla określenia charakteruludzkiejegzystencji posługują się terminem Dasein.

Binswanger, Kulm i inni nazywają swoje szkoły rseinsanalyse.
Pojęcie toutworzone jest ze stów se(być) i da (tu-oto).
Dasein wskazuje, żeczłowieki"byciem, którejest tu-oto, i zakłada również, że posiada on owo tu-oto, to znaczy może on wiedzieć tuwłaśnie, ze jest i może się do tego odnieść.
Tu-otojesi.
czymś więcej niż tylko jakimś miejscem, jest szczegół.
nym tu-oto, które jestmój e, jest szczególnym punk.
temw czasiei przestrzeni mojej egzystencji w tymwłaśniedanym momencie,
Człowiek jest istotą, która może być samoświadoma, a tym samym odpowiedzialnaza swojąegzystencję.
Jest tota zdolność stania się świadomym swegowłasnego bycia, która odróżnia ludzi od innych bytów.
Egzystencjalni terapeuci myślą o człowieku nietylko jako o "istocie samej wsobie", takiej jak wszystkie inne istoty, lecz także jako ,,istocie bytującejdlasiebie".
Binswanger mówi o ,,wyborze Dasein" tegoczy tamtego, oznaczającym "osobę-która-jest-w
pełni-odpowiedzialna-za-swoją-egzystencję,którą wybrała".
Pełne znaczenie terminu ,,ludzkie bycie" (humanbeing) stanie się jaśniejsze, jeśli czytelnik zapamięta,że "będąc", "istniejąc" (being) jest imiesłowem, czyliformą czasownika zakładającą, że coś znajduje sięw trakcie procesu "bycia czymś".
Niestety tak nieszczęśliwie się składa,ze gdy używamy ogólnegorzeczownika wjęzykuangielskim, termin ,,istota"(being) konotujestatyczną substancję i gdy używa sięgo jako rzeczownika określonego, jak na przykład,jakaś istota", zwykle odsyła on do jakiegoś bytu,chociażby takiego jak żołnierz, który dopiero może byćpotraktowany jako jednostka.
Ludzkie bycie (being)powinno być raczej rozumiane w swoim ogólnym rzeczownikowym użyciu oznaczającym potentia, źródło120
palności; bycie jest potencjalnością, poprzezzoiądź staje się dębem lub każdy z nas staje siętarn naprawdę jest.
Gdy używamy gow szczegól1 znaczeniu,takim jak choćby "ludzkie istnienie",s posiadadynamiczną konotację kogoś znajdo się w jakimś procesie, osoby będącej kimś.
lożez tego właśnie powodu "stawanie się" maej odpowiednie znaczenie od stwarzającego truterminu, o którym mówiliśmy przed chwilą.
i istotę ludzką możemy zrozumieć tylko poprzezrwowanie, jak zwraca sięona ku temu, czym sięe; siebie zaś możemy poznać tylko jako ,,projektzej potentia wdziałaniu".
Znaczenie czasu dlaowieka polega na pytaniu o przyszłość, czyli oto, kumu zmierzam, kim będęw najbliższej przyszłości.
dlatego właśnie bycie w sensie ludzkiego bycianiet dane raz na zawsze.
Ono nie rozwija się autoatycznie jak drzewo dębu z żołędzi.
Dzieje się takBpowodu wewnętrznego inieodłącznego od ludzkiejistoty elementu, jakimjestsamoświadomość.
Czlonriek (lub Dasein) jest szczególną istotą, któramusiUbyć sama siebie świadoma, jeśli ma stać się sobą.
Jeststekże tą szczególną istotą, którawie, że kiedyśs w przyszłości nadejdzie takachwila, że przestanie6 istnieć; jest istotą, która zawsze pozostaje w dialektycznej relacji z niebyciem, śmiercią.
Nie tylko wie, żekiedyś przestanie istnieć, ale może także w wynikuswych wyborów odrzucić i utracić swoje bycie.
Byći nie być, to "i" w tytule tegorozdziałunie jest błędemdrukarskim, niejest teżwyborem, którego dokonujejednostka, zastanawiając się nad samobójstwem; odnosi się to raczejdowyboru dokonywanego w pewnym stopniu w sposób ciągły.
Głęboka dialektykawłasnego bycia w świadomościistoty ludzkiej zostałaoddana zniedoścignioną pięknością przez Pascala:.

,,Człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyro.
dzie, ale trzciną myślącą.
Nie potrzeba, bycaływszechświat uzbroił się,aby go zmiażdżyć: mgtakropla wody wystarczą, aby go zabić.
Alegdybynawetwszechświat go zmiażdżył, człowiekbyłby i takczymś szlachetniejszym niż to,co go zabija, ponieważwie, że umiera, i zna przewagę, którą wszechświat manad nim.
Wszechświat nie wie nic"6.
W nadziei uczynieniajaśniejszym co oznacza to dlaosoby doświadczającej swego własnegobycia,zaprezentujemy historię pewnego przypadku.
Pacjentka,inteligentna dwudziestoośmioletniakobieta, posiadała dar wyrażania tego, co dzieje się wewnątrz niej,Zdecydowała się na psychoterapię z powodu poważnych napadów lęku, które zdarzały się jej w zamkniętych pomieszczeniach, poważnego zwątpieniaw siebie i wybuchów wściekłości, które czasami wymykały się spod kontroli6.
Jako dziecko z nieprawegołoża była wychowywana w małym miasteczku,w północno-wschodniej części Stanów ^jednoczonych.
Gdybyła jeszcze dzieckiem, matka w porywach gniewu często jej przypominała o jej pochodzeniu.
Mówiła o tym, że chciała dokonaćaborcji, a wtrudnychchwilach krzyczała na małądziewczynkę: "Gdybyśsięnie urodziła, nie musielibyśmy przez to przechodzić!
" Krewni również jej nie oszczędzali i w czasierodzinnych kłótni powtarzali: "Dlaczego się nie zabijesz?
"lub "Powinnaś zostać uduszona w dniu,w którym się urodziłaś" Później, już jako młoda kobieta,dzięki własnej inicjatywie zdobyła gruntownewykształcenie.
W czwartym miesiącu terapii miała następującysen:"Znajdowałam się w tłumie ludzi.
Niemieli oni twarzy; byli jak cienie.
Wtedy spostrzegłam,że w tej ciżbie jest ktoś, kto mi współczuje".
W trakcienastępnej sesji powiedziała, że w dniu wizyty miała
122
yczaj ważne doświadczenie.
Przedstawiam jek, jak opisała je z pamięcii notatek dwa lataniej:
Pamiętam spacer tamtego dnia, podmostem kolejowymw dzielnicy slumsów.
Czułam wtedy, że jestem nieślubnymdzieckiem.
Przypominałamsobie wszystkie słodkie chwiletej udręki, by zaakceptować tenfakt.
Wtedy zrozumiałam,czym jest uczucie braku akceptacji: Jestem czarną kobietąw masie uprzywilejowanych białych, albo: Jestem ślepcemwśród ludzi, którzy -widzą.
Później, gdy przebudziłam sięw nocy, zobaczyłam to inaczej: Akceptuję fakt, że jestemnieślubnym, czyli nieprawym dzieckiem, ale: Nie jestem jużdzieckiem.
Więc: Toja jestem nieprawa.
Jednak to niewszystko: Urodziłam sięjako takie dziecko.
Co w takim raziepozostaje?
Tym,co pozostaje, jest ,Ja jestem".
Ten aktkontaktu iakceptacji tego, że "jaistnieję" raz uchwycony,pozwolił mi(to, o czym myślałam,zdarzyło mi się po razpierwszy) doświadczyć, że: Odkąd istnieję, mam prawobyć.
Co przypominało to doświadczenie?
Po pierwsze, byłototakie uczucie,jakbym otrzymałacoś do zrobienia w domu.
Doświadczeniemojego własnego życia, któremu jest obojętne, w co się kiedyś obróci:w zbiór atomów czy jakieś fale.
Podobnie jak kiedyś, gdy byłam jeszcze małym dzieckiemi jadłam brzoskwiniędotarłam do pestki i przegryzłam ją,nie wiedząc, co znajduje się w środku.
Zdziwiłam się, gdyznalazłam nasienie,które w swoim gorzko-slodkim smakunadawało się do zjedzenia.
Przypominało mi to żaglówkęstojącą na kotwicy w zatoce, oddzieloną od wszystkiego coziemskie!
Jedynym łącznikiempomiędzy ziemią i łodzią byłakotwica,stykająca się z dnem, gruntem, na którym wyrosłodrzewo materiał na łódź.
Oczywiście, łódź może podnieśćkotwicę i pożeglować, ale na pewnoprzyjdzie taki czas,kiedy znowuzacumuje.
Nie będzie miałoznaczenia, czypowodemstanie się sztorm,czychęć odpoczynku.
To jestmoja odpowiedź na słowa Kartezjusza:"Jestem, więc myślę,czuję, działam".
To niczym aksjomat w geometrii nigdy go nie doświadczyć, to jakby poznawać geometrię, nie znając jej podstawowego twierdzenia.
To jak wchodzeniedowłasnego rajskiegoogrodu, gdzie jestem poza dobrem i złem, i pozawszystkimiideami ludzkimi.
Jest to jak poetyckie doświadczenie in123.

tuicyjnego świata, mistyki, z tym jednak wyjątkiem, ze za 'czystego uczucia i jedności z Bogiem, szukam takiej jori ^aslz moim wiasnym istnieniem.
To tak, jakbym posiadała ha sclfelek Kopciuszka i poszukiwała po całym świecie stopyktórą będzieon pasował, i nagiezrozumiała,że pasuje Ilawyłącznie na moją stopę.
Jest to,,SednoRzeczy" ucz\i jakby przed pojawieniem się gór,oceanów ikontynentów e'globie już je narysowano.
To jak dziecko, któreucząc s,gramatyki, znajduje podmiotdo czasownika w zdaniu wty-^wypadku podmiotem jest rozpiętość czyjegoś własnego życiaTu kończysię teoria, a zaczyna czyjeś istnienie.
To doświadczeniebędziemy nazywali doświadczeniem ,Ja istnieję"7.
Ta jedna faza złożonegoprzypadku, tak poruszające ipięknie opisana powyżej, ilustruje wyłanianie się iwzmocnienie poczucia sensubycia w osobie.
Doświadczenieto było odciśniętebardziej wyraźnie w tej pacjentce zpowodu jawnegozagrożenia jej istnienia i cierpienia jakiego doznawałajako nieślubne dziecko.
Zdolność wyartykułowaniaswojego doświadczenia w poetyckiej formie wynikaz dwuletniej różnicy między czasemtego przeżyciai jego opisem.
Nie wierzę we wszystkie z opisanych tuwrażeń,jednak to oneczynią jej doświadczenie fundamentalnie różnym od doświadczeń, któreprzechodzą inne jednostki, niezależnieod tego,czy są neurotyczne, czy nie.
Teraz przedstawimy cztery podsumowujące objaśnienia do doświadczenia egzemplifikowanego przezten przypadek.
Po pierwsze, doświadczenie "ja istnieję", "ja jestem"nie jest samo w sobie rozwiązaniem kłopotów danej osoby.
Jest ono raczej warunkiem koniecznym ich rozstrzygnięcia.
Ta pacjentkaprzez około dwa lata przebijała się przez specyficzniepsychologiczne problemy, któremogła rozwiązać dopiero wtedy, gdy dysponowała podstawą wyłonionego doświadczenia swej egzystencji.
W najszerszym124
s.
fewi osiągnięcie sensu byciajest celem każdej, lecz w ściślejszym znaczeniu sens bycia jesti do siebiei do własnego świata; doświadczeE-irtasnej egzystencji (włącznie z własną tożsamoco jest warunkiem wstępnym przejścia przezastne problemy.
Jest to jak napisałapacIk.
',,podstawowyfakt" naszego doświadczenia.
Iktóry nie może być identyfikowany z odkryciemiripacjentajego szczególnej mocy, gdy uczy sięlipny to tak umiejętności malowania lub pisafefektywnej pracy czy udanegopożycia seksualg.
Odkrycie owej siłyi doświadczenieprzez kogośdnego bycia widziane z zewnątrz mogą wydawaćIrównoczesne, ale to drugie stanowi podstawę,nent psychologiczny,warunek wstępny pier3.
nie dobrze możemy podejrzewać, że takieroziAonie psychicznych problemów jednostkiw psyiterapii, które nie zakłada doświadczenia ,ja jes", może być wątpliwej jakości.
Nowa "moc",
ą pacjent odkrywa, może być równie dobrzeffiadczona przez niego jedyniejako kompensacja ród, żejest on coś wart, wbrew jego głębokoytej pewności, że jest odwrotnie.
Znaczy to, że--.
"le brakujemu podstawowego przekonania o tym,ie ,jajestem, więcmyślę i działam".
Wobec tego zapytajmy, czy takie kompensacyjnerozwiązania nie są raczejzwykłą wymianą jednegosystemuobronnego pacjenta na inny; jednego zespołuterminów nainny, bez doświadczania siebie jakożywej, znaczącej i egzystującejjednostki.
W drugiejfazie pacjent, zamiast wybuchać gniewem, dokonuje"sublimacji", "introwersji" lub opowiada, lecz ciąglenie działa jako istniejący, zakorzeniony w swej egzystencji.
125

a
m
Po drugie: doświadczenie pacjentki, ja jeste " amoże być wyjaśniane przez relację przeniesienia niezytywne przeniesienie, obojętnie czy skierowań ^terapeutę, czy na męża8, było oczywiście ob naw przypadku zaprezentowanym powyżej.
Uwido enito się to w opowiedzianymprzez pacjentkę śrt2wktórym pojawiła się jednaosoba wśród zdepesonalizowanego tłumu.
Zakładam, że tojestem właśnie ja terapeuta, który miał litość dla niej.
Jesteśmyzgodni, ze pacjentka ta pokazuje namwe śnie, zemoże doświadczyć owego ,ja istnieję"tylko wtedygdy zaufachoć trochę innym.
Jednak to nie zaufaniejest przyczyną samego doświadczenia.
Można zgodzićsię z tym, żedla każdejistoty ludzkiej możliwośćakceptacjiprzez drugą istotę ludzkąi zaufanie jej jestkoniecznym warunkiem doświadczenia ,ja istnieję".
Jednakodczucie własnego istnienia wydarza się zwyklena poziomie, na którym wyłącznie my sami możemy siebie pojąć.
Jest to doświadczenie Dasein odczuwane wsferze samoświadomości.
Jegoistota niemoże być wyjaśniana w kategoriach społecznych.
Akceptacja przez inną osobę, na przykład przez terapeutę, pokazuje pacjentowi, że nie musi on już dłużejprowadzić swej bataliiprzeciwko komukolwiek, lubprzeciwko światu, może po prostu zaakceptować go.
Ta akceptacja uwalniago od konieczności doświadczania swego własnego bycia.
Ten wniosek trzebapodkreślić, ponieważspotykamy się z dośćpowszechnie występującym przekonaniem,że doświadczenieprzezkogoś jego własnego istnienia nastąpi automatycznie, jeśli tylko zostanie on zaakceptowanyprzez kogoś innego.
Jest to podstawowy błąd pewnych form,,terapii relacji".
Postawatypu, Jeślipokocham i zaakceptuję cię,to będziesz miał wszystko,czego potrzebujesz" stosowana w życiu i psychotera126
Baspowodować wzrost pasywności.
Podstawoytaniem jest to, co sama jednostka, w swojejmości i odpowiedzialności za własne istnienie,^Efektem, żemoże być zaakceptowana.
wniosek wynika bezpośrednio z tego, coieliśmy przed chwiląbycie jest kategorią,s może być zredukowana do introjekcji społektadów i norm etycznych.
Można powiedzieć ^ując słowaNietzschego że znajduje sięza dobrem izłem".
Zakres mojego poczuciaycznej egzystencjijest zupełnie różny od tego,yznaczają mi inni, mówiąc, kim powinienemEpstnieje jednak taki punkt Archimedesa, w któpowinienem stać, abymóc osądzić, jakich wzoi autorytetów wymagam.
Istotnie, przymusowyywny moralizm powstaje wjednostcewłaśniei:wynik braku poczucia sensu bycia.
Sztywny'lizrn jest mechanizmem kompensacyjnym, poi który jednostka perswaduje sobie przezwycię zewnętrznych sankcji z powodu brakufunmtalnej pewności, że jej własne wyborymająląkolwiek sankcję wniej samej.
Nie mam zamiaru?
owaćwielkiego wpływu społeczeństwa na czyjątlwiek moralność, lecz podkreślam, że ontologicznyysł me może byćcałkowiciezredukowany do ta'a wpływów.
Sens ontologiczny nie jest fenomenemerego.
w słowie "sens" także "sens bycia" yte jest znaczenie, które daje jednostcepodstawęp do poczucia własnej godności, która jest czymś więcej.
mż refleksją nadtym, co myślą o niej inni.
Jeśli tyw swoim poczuciu godności jesteś zmęczony, niczymdługim biegiem, wypełnianiemnorm społecznych, tome masz tak naprawdę poczucia godności, lecz jedyniebardziej wyrafinowaną formęspołecznego konformizmu.
Trzeba podkreślić, że sens czyjegoś bycia,.

t
chociaż powiązany na wiele różnych sposób- stosunkami społecznymi, nie jest w swoich n0^ 2"'wach wytworem sił społecznych zawsze bo03?
19zakłada Eigenwelt,"własny świat"(termin ten 11wimy niżej), """iNa koniec odniesiemy się do najważniejszego,cztego zagadnienia: doświadczenia , ja jestem" nie mn ar'identyfikować z tym, co przez niektórych psycholo abywa nazywane "funkcjonowaniem ego".
Błąd ów IM
ga namylnym definiowaniu pojawiającej sięswiadoino.
ści własnego bycia jako fazy "rozwojuego".
Musimybliżej przyjrzećsię idei ego w klasycznej, psychoanality.
cznej tradycji, by zobaczyć, dlaczegotak jest.
Ego było tradycyjnie traktowane jako relatywniesłabe, niewyraźne, pasywne i jako czynnik pochodnyjako epifenomen w stosunku do innych, bardziejpotężnych procesów.
Jest ono "pochodną id poprzezmodyfikację narzuconą mu ze strony zewnętrznegoświata", jest także "reprezentacją zewnętrznegoświata"9.
"To,co nazywamy ego, jest zasadniczopasywne" mówiGroddeck, a jego zdanie z aprobatącytuje później Freud10.
W środkowym etapie rozwoju psychoanalitycznych teorii większąwagę przywiązywano do koncepcji ego; dodajmy dla ścisłości, żechodziło głównie o badanie mechanizmów obronnych.
Ego powiększało swoją pierwotnie niewielkąi kruchą sferę głównie poprzez negatywne, obronnefunkcje.
Musiało "służyćtrzem panom i jest w konsekwencji zagrożone trzema niebezpieczeństwami:
światem zewnętrznym, libidoid, służeniem superego"11.
Freud często podkreślał, że ego działa w rzeczywistości bardzo dobrze, jeśli potrafi zachować pozory harmoniiw swoim "niesfornym domu".
Już krótki namysł wskazuje, jak wielka jest różnicapomiędzy ego, doświadczeniem ,ja jestem" i swoi128
tern bycia, o którym mówiliśmy.
Zmysł"u3,asię na bardziej fundamentalnym poziofcwarunkiem wstępnym rozwoju ego.
Ego jestPięścią osobowości, zwykle relatywnie słabBzas gdy poczucie bycia odnosi się do całości^doświadczenia,zarówno tego, co samoświak i nieświadomego, oraz jest bez wątpieniagroświadomości (awareness).
EgostanowiBwnętrznego świata; poczucie bycia jest zafue w jednostkowym doświadczeniuegzy jeśli natomiast jest odbiciem, refleksemznego świata, to nie jest właściwie poczuciem[oj zmysł bycia nie jest moją zdolnościąwidzemętrznego świata, powiększania go, ocenyristości; jest to raczej zdolność widzenia sameejako będącego w świecie, poznawania siebie.
nienia, które może wszystko touczynić.
Jest-konieczny dotego, co jest nazywane ,,rozwojemfeEgojest podmiotem w związku podmiot-przed'l, sens bycia pojawia sięna poziomie wcześniejŁwzględemtej dychotomii.
Bycie nie znaczy ,jam przedmiotem", ale"ja jestem istnieniem, któoże,między innymi, poznać siebie jako podmiot, co mu sięwydarza".
Zmysłbycia nie jest,/ych korzeniachprzeciwstawiony światu zewnętrznu, lecz musi on także oznaczaćjednostkową zdolić do przeciwstawienia się jeśli to będzie kojczne zewnętrznemu światu, musi też oznaczaćn-lolność do stanięcia wobliczu nieistnienia.
' Oczywiście zarówno ego,jak i zmysł bycia zakladaąpowstawanie świadomości u dziecka gdzieś pomięJlzy pierwszymi pięcioma miesiącami niemowlęctwat i wiekiem dwóch lat.
Proces rozwoju często nazywa'ny jest "kształtowaniem ego".
Nie oznacza tojednak,: że te dwa czynniki można identyfikować.
Egojest
129.

""
zwykle szczególnie słabe w dzieciństwie n ;
ejonalnie słabe w stosunkudo relatywniewątle por'jomości rzeczywistości, podczas gdy zmysł istn tla'może być szczególnie silny, tylko później zanika i613z tym, jak dziecko uczy się akceptować konfor ststyczne tendencje.
Doświadczenie jego egzysten1"jako refleksjio wpływie innych na nie, powodu'utratę pierwotnego zmysłu bycia.
Faktycznie zniysiten w swoim ontologicznym znaczeniu jg,.
założeniem wstępnym rozwoju ego, jest też warunkiem wstępnym rozwiązania innych problemów12.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że w teorii ego późnych lat klasycznej psychoanalizy występują dodatkowewątki.
Nie dasię jednak wzmocnić słabegomonarchy przez przyobleczenie go w nową szatę, bezwzględuna to, w jak wyrafinowany sposób jest onauszyta czy jak dobrze utkana jest materia, zktórej jązrobiono.
Prawdziwym i podstawowym problememkoncepcji egojest to, że parexceUence reprezentujeona dychotomiępodmiot-przedmiotwe współczesnym myśleniu.
Dlatego podkreślamy: to,że ego jestpostrzegane jakosłabe, pasywne i wtórne, jest dowodem i symptomem utraty sensu bycia w naszychczasach; jest objawem wypierania troski ontologicznej.
Takie spojrzenie na ego jest symbolem szerzącejsię tendencji do widzenia człowieka główniejakopasywnego odbiorcy działających na niego sił niezależnie od tego, czy te siły będą definiowane jako id,czy jako wielki moloch przemysłowy, w terminachmarksistowskich, lub jako zanurzenie się jednostkijako ,jednej z wielu" w morzu konformizmu, jeśliużyjemy słów Heideggera.
Freudpostrzegał egojakowzględnie słabe i mocujące się z id, co było głębokimsymbolem rozdarcia człowieka w epocewiktoriańskiej, jak równieżznaczącą korektą powierzchownego
1'yyzmu tamtych lat.
Gdy jednak taka postaćgna została za podstawową normę, pojawiłsię(iysł bycia musi być bowiem założony w głębim, jeśli ta teoriama być wewnętrznie konsekf-ima stanowić odniesienie do istoty ludzkiej.
jin miejscudochodzimy do problemu niebycia(wyraża to literatura egzystencjalna: nicości.
tytule rozdziału Być i nie być wyraża fakt, żes jestnieoddzielną częścią bycia.
Aby uchwyaiaczy"egzystować", musimy zrozumieć,żey przestać egzystować, że w każdym momenezymy po ostrejkrawędzimożliwości uniceaia i nigdy nie uciekniemy od faktu, żekiedyś,(dnś nieznanym momencie przyszłości nadejdzieić.
Egzystencja nigdy nie jest automatyczna, niePmożebyć odrzucona i zaprzepaszczona, leczcię jest wkażdej chwili zagrożona przez nicość.
wiadomości nicości, czyli świadomości trwogi
śmiercią zagrażającą istnieniu, bez odczuciapokoju i mniej dramatycznej, lecz ciągłej groźbyIkcenia swej potencjalności w konformizmie, bezf.
wszystkiego egzystencja jest mgłą,nierealnościąIkakteryzowaną przez brak konkretnej świadomot Jednak w konfrontacji z nicością egzystencjafeiera się na witalność ibezpośredniośćoraz inStidualne doświadczenie najwyższej samoświado'iei, swojego świata i innych wokół.
imierć jest najbardziej oczywistą z gróźb nicości.
sud odkrył tę prawdę w jednym wymiarze jakonbol instynktu śmierci.
Siły życiowe(bycie)tzymywał walczą w każdym momencie przeciw siłom śmierci (nicości) i w każdym jednostkowymfciu tedrugie ostatecznie triumfują.
Jednak koncepa instynktu śmierci Freuda jest prawdą ontologiczł i nie powinna być uważana za teorię psychologicz131.

na. Idea ta jest doskonałym przykładem wyszedł poza rozum techniczny i próbował ut ^^^Btragiczny wymiar życia.
Podobneznaczenie tną ^ya^akcentował nieuchronność wrogości, agresji i 53 12strukcji w egzystencji.
Być może niewłaściwie mo16'tykulował swe idee, tak samo jakwówczas,gdy s''pretowai "instynkt śmierci" wterminach biolon^'nych.
Użycie słowa thanatosjako paraleli libido v, i,'^gach psychoanalitycznych jest przykładem zubożeń^języka.
Błędy takie powstają przypróbie wyrażaniontologicznych prawd, jakimi są śmierći tragediawramach rozumu technicznego i przy redukowaniuich do specyficznych mechanizmów psychologicznychNa tej podstawie Horney i inni mogli logicznie twierdzić, ze Freud był zbyt,,pesymistyczny" oraz że zdołałon zaledwie zracjonalizować agresję i wojnę.
Myślę, zejest to znaczący argument przeciwko zwykle uproszczonym, przedstawionym w formie rozumu technicznego psychoanalitycznym interpretacjom.
Ale nie jestto znaczący argument przeciwko samemu Freudowi,który próbował zachowaćprawdziwe znaczenie tragedii.
Freud wistociepojmował sens nicości, na przekórfaktowi, że zawsze próbował podporządkować goi swoją ideę bycia rozumowi technicznemu,
Instynkt śmierci był więc mylnie postrzegany tylkow terminach biologicznych, co mogłoby prowadzić dozaplątania się w fatalizm.
Jedynymi podstawowym faktem jest raczej to,ze człowiek jest jedyną istotą, którawie, że zmierza ku śmierci, któraantycypuje własnąśmierć.
Przełomowe jest więcpytanie, jakczłowiekodnosi się do faktuśmierci: czy jego egzystencjabędzie ucieczką od śmierci, czy teżbędzie polegała natworzeniu kultu wypierającego poznanie śmierci.
Temu służypozorna racjonalizacja wiary w automatycznypostęp lub opatrzność, jak to jest w zachodnich
132
rach.
Śmierć ktoś może próbować zakliK"ktoś umiera", i obracać jąw statystykę,'doominięcia podstawowego faktu, że samyra momencie przyszłości umrze.
j strony, egzystencjalni analitycy utrzymurontacja ze śmiercią nadaje życiu najbartywną realność.
Sprawia,że jednostkowaastaje się realna, absolutna ikonkretna.
"śmierć jako bezwzględna potencjalnośćdowleka i niejako indywidualizuje goże jako indywidualnośćrozumieon możiyi;ia w innych (tak jak w sobie samym),więconzdawać sobie sprawę z nieuchronnej natuwłasnej śmierci"13.
Śmierćjest,mówiąc inowy, jedynym faktem ludzkiego życia,któryrelatywny, lecz absolutny.
Świadomość tegozystencjiczłowieka i wszystkiemu, co robi-ej minucie, jakość absolutną.
naprawdę musimy posuwać się do takeksflnego przykładu jak śmierć, by odkryć problem'cia?
Być może najbardziej powszechna i zawsze'na forma przegranej w konfrontacji z nicościąa się w naszych czasach konformizmem.
Jedi bowiem pozwala wchłonąć się morzu zbiororeakcji i postaw,stając się das Mann.
Odyiada temu utratawłasnej świadomości, możliwoi tego,co charakteryzowało jąjako jedynei niepoarzalneistnienie.
Indywidualna, chwilowa ucieczod lęku przed nicością jestwięc zapewnianiem)ie komfortu, za który płacimy zaprzepaszczeniemlasnej mocy iutratą sensu bycia.
Z pozytywnej strony zdolność do konfrontacji z niw, cością wyraża się możliwością zaakceptowanialęku,K wrogości i agresji.
Przez "akceptację"rozumiemy"" tutaj tolerancję bezwypierania i jak najbardziej
133.

konstruktywne spożytkowanie jej.
Wyolbrzymię .
lęku, agresji i wrogości topostawy i sposoby n,)6noszenia się do siebie samego i do innych, które motylko uszczuplać lub zniszczyć bycie.
Chronienie b^cia przez ucieczkę od sytuacji, które wywołują lękim.
wrogość i agresjępozostawia nas z mglistym, słabympozbawionym realnościpoczuciembycia.
Tak twierdził już Nietzsche, gdywspaniale opisywał "ludzi bezsilnych", którzy unikali swojej agresji przez wypieranie jej i zarazpotem doświadczali,,narkotycznej ciszy"i swobodnie płynącego resentymentu.
Nasz punkt widzenia nie prowadzi do ugrzęźnięcia wroztrząsaniuróżnic pomiędzyneurotycznymi inormalnymi formami niepokoju,wrogości i agresji.
Oczywiście, jedynakonstruktywna droga stawienia czoła ich nerwicowymobjawom polega na wyjaśnieniu ich w psychoterapii i,tak daleko jak to możliwe, na usunięciu ich.
Jest toniezwykle trudne, a problem dodatkowo komplikujenasza nieumiejętnośćodróżnienia normalnychi neurotycznych formtych stanów.
"Normalnych", czyli tychzawierających się w zagrożeniu nicością, z którą zmierzyć się muszą wszystkie istoty.
Nie jest rzeczywiściejasne, czy neurotycznytyp niepokoju, wrogościi agresji rozwija się właśnie dlatego, że jednostka niemożezaakceptowaći poradzić sobie z jego normalnąpo- 'stacią, właściwie na niego reagując.
W pełnejmocy lsentencji Paula Tillicha, którą zacytujemy tutaj bez jżadnychwyjaśnień, wybrzmiewają bogate dla psycho-lterapii wnioski: "Samoafirmacja byciajest tym silniej-{sza, im więcej nicości jestono w stanie przyjąć", j
PRZYPISY
' J. P- Sartre, Being and Nothirtfjness,przekł.
H. Barnes, NewYork 1956,s.
561.
Sartre pisze: "Również w naszych poszukiwaniach osoby napotykamy bezużyteczną, sprzeczna, metafizycznąIM
134
K
s
leję lub też bycie, którego poszukujemy, zanika w różnychnach, powiązanych ze światem zewnętrznym.
Jednak tym,Ijfpotrzebujemy, aby zrozumieć drugiego, jest świadomość, że^ożnauciekać się do bezosobowej idei substancji ona takżetko częścią człowieka" (s.
52).
A także: "Jeżeli zgodzimy się,ba jest całością, to nie możemy liczyćna jej odkryciepoprzezranie lub porządkowanie różnych oddziaływań, któreemiiie w niej odkryliśmy".
"Każda postawa osoby polega nau całości, którą onastanowi" utrzymuje Sartre.
"Szczególl^rodzaju fascynacja, poprzez która ktoś stosuje się w historiir relacji do określonejkobiety, oznacza dla każdego, kto wie^interpretować całościową relację do świata,dzięki którejftiotkonstytuuje siebie, jako siebie.
Innymi słowy: takirodzajnadczenia jestsam w sobiewyrazem w pełni zrozumiałego3ru.
Nie maw nim żadnej tajemnicy" s.
58).
B G. Marcel,The Philosophy of Existence, NewYork 1949.
s. l.
^ Ibid.
Szerzej na temat wpływu "chorobowego efektu wypierali" na sens bycia zob.
E. Fromm, Ucieczka od wolności oraz D.
psman, Samotny Uum.
f G. Marcel, op.
cit.
, s. 5.
'f B, Pascal, Pensees,red.
iprzekł.
G- B.
Burford Rawlings, New6rk 1946.
[B. Pascal, Myśli, przel.
T. Żeleński-Boy, WarszawaB9, s.
140.
] Pascal pisze dalej; "Cała nasza godność spoczywa tedyt myśli.
Z niej trzebanam sięwywodzić, a nie z przestrzenii czasu,órych nie umielibyśmy zapełnić- Silmy się tedydobrze myśleć:
zasadamoralna".
Warto podkreślić, że przez pojęcie "myśl"scal chciał określić nie abstrakcyjnyintelekt czy rozum tech:zny, ale samoświadomość; umysł, który kierujesię także serKeem.
s' 6 Ponieważ mamytylko jeden cel doświadczenie sensu bycia lpomijamy tu inne szczegóły przypadku.
^,7 Niektórzyz czytelników przypomną sobie fragment z KsięgiWyjścia 3,14,którymówi o tym, jak Jahwe ukazał się Mojżeszowi[Ł w płonącymkrzewie i poleciłmu uwolnić Izraelitów z niewoli^ egipskiej.
Kiedy Mojżeszzapytał go oimię, Jahwe dał znanąodpowiedz "Jestem, Który Jestem".
To klasyczne egzystencjalnezdanie (pacjentka go nie znała) ma wielkie znaczenie symboliczne,ponieważ pochodziz czasów starożytnych i mówi o boskości, którejkwintesencją jestsiła bycia.
Niestety, nie możemy zgłębić całegobogactwa tejodpowiedzi i nie chodzi tu o problemy natury translatorskiej.
Wskażmy jednak, że zdanie hebrajskie może być również przetłumaczone jako"Będę, Kim Będę".
To potwierdza nasze.

wcześniejsze stwierdzenie, że bycie jest nieodłącznie zwiazanstawianiem się; Bóg jest twórczą potentia, esencją siły stawania ze
8 Ze względuna cel powyższej dyskusji opuściłem rozważań^czy powinno się to nazywać prawidłowo "przeniesieniem", czytw tym konkretnym przypadku zwykłym ludzkim zaufaniem TVzaprzeczam samej idei przeniesienia, właściwie zdefiniowanej ainie ma sensu mówienie o czymś jako o "zwykłym przeniesieniu"tak jakby dato się je wyprowadzić z przeszłości.
9W. Healy, A.
F.Bronner, A.
M. Bowers,The Meanmg andStructure ofPsychoanalysis, New York 1930, s.
38. Wybraliśmycytatyze standardowego opracowania natemat klasycznej, środkowej fazy rozwoju psychoanalizy, ponieważ chcieliśmy pokazać
istotę koncepcji ego, która potem była opracowywana, ale zasadniczo nie zmieniła się.
10 Ibid.
, s. 41.
nIbid.
, s. 38.
la Jeśli wnoszone jest zastrzeżenie, że koncepcja ego jest bardziejprecyzyjna i z tego powodu naukowo bardziej uzasadniona niżzmysł bycia, pozostaje nam tylko powtórzyć to, co powiedzieliśmywyżej: że taka precyzja możebyć łatwo osiągalna na papierze.
Niewiadomą jednakpozostanie kwestia relacji pomiędzy ową ideąi realnością osoby.
Zadaniem nauki zaś będzie znalezienie idei,sposobu rozumienia, który niebędzie negował tej realności, nawetjeśli miałoby się to stać za cenę mniejszej precyzji.
13 Taka interpretacja Heideggera została przedstawiona przezW- Brockawe wstępiedo Existenceand Being (South Bend,Ind.
:
Regnery1949), s.
77. Dla tych, którzyinteresują się logicznymiaspektami problemu bycia i niebycia, możemy dodać, że dialektyka"tak versusnie", jak wykazuje TUlich w Męstwie bycia, jestobecnawróżnych formach, w całejhistorii myśli.
DlaHegla niebycie byłointegralną częścią bycia, specyficzną antytezą w jego dialektyce"tezy, antytezy, syntezy".
Akcentowanie "woli" między innymiprzez Schellinga, Schopenhauera, Nietzschego i innych jako podstawowej kategoriiontologicznej, wskazuje, że istotaposiada siłę,,zanegowania siebie, która nieprowadzi do utraty siebie".
Tillich,przedstawiając własną konkluzję, utrzymuje, że pytanie o byciei niebycie jest względne i można na nie odpowiedzieć tylko metaforycznie: "bycie pozostaje w uścisku zsobą samym i nie-byciem".
Mówiąe wprost, bycie otacza niebycie w tym sensie, że możemy byćświadomiśmierci, zaakceptować ją,a nawet wyjśćjej naprzeciww samobójstwie możemy objąćśmierć nasząsamoświadomością.
136
ONTOLOGICZNY LĘK I WINA
rozważania obyciu i nicościprowadzą nasnktu, w którymbędziemy mogli zrozumiećnentalną naturę lęku.
Lęk nie jest jednymilu uczuć, takich jak przyjemność czy smutek.
raczej ontologiczną cechą człowieka, głębokoorzenionąw podstawach jego egzystencji.
Nie jestC mało ważnym zagrożeniem, które można przeyciężyć lub odrzucić czy zareagować odruchemgącym się sklasyfikować pomiędzy innymi.
Lękówrażąpodstawom, centrum egzystencji jednostki.
t "doświadczeniem zagrożenianadchodzącego nielenia"1.
swoim klasycznym już opracowaniu poświęcoi rozumieniu lęku KurtGoldsteinpodkreślał, żecnie jest czymś, cosię ,,posiada", lecz czymś, czymni ,Jesteśmy".
Swoje stanowisko jasno wyłożyłi-żywym opisie lęku w atakupsychotycznym, pods którego pacjent dosłownie doświadcza zagrożęrozkładu jaźni.
Goldstein wskazuje jednak, iż:zucie zagrożenia rozkładu jaźni nie ogranicza się^wyłącznie dopsychozy iopisuje lękzarówno neurotycznej, jaki normalnej natury.
Lęk jest subiektywnym stanem jednostki, stającej się świadomątego, żei Jej egzystencja może zostać zniszczona, że może utra' cić siebie i swój świat,że może stać się "niczym"2.
137.

Ontologiczne rozumienie lęku rzuca światło na m nicę pomiędzy lękiem i strachem.
Nie tkwi ona an'w stopniu, ani intensywnościdoświadczenia.
Na przykład niepokój, który odczuwamy, gdy ktoś przez na;
szanowany mija nas na ulicy bez słowa, nie jest takintensywnyjak strach, którego doświadczamy, gd"dentysta chwyta wiertło, aby ,,zaatakować" wrażliwezęby.
Jednak lęk przed zlekceważeniem na ulicymoże nas dręczyć przez cały dzień, powracać w snachmoże nas nawiedzać zawsze, podczasgdy strachjakiego doznaliśmy u dentysty, mimo iż w porównaniu z tamtym dużo większy, znika wraz z opuszczeniem fotela dentystycznego.
Różnica polega natym, że lęk godziw centralny punkt naszego poczuciagodności i własnej wartości, a więc w najważniejszeaspekty doświadczenia siebie jako istnienia.
Strachnatomiast pochodziz peryferiiegzystencji; może zostaćzracjonalizowany i jednostka może obserwowaćgoniejako "z zewnątrz".
Lęk przenika w mniejszym lubwiększym stopniu jednostkowe odkrywanie bycia, niszczy zmysł czasu, zaciera pamięć oprzeszłości i wymazuje przyszłość3 co jest może najbardziej nieodpartym dowodem, żeatakuje on samo centrum czyjegoś istnienia.
Ponieważ jesteśmy podmiotem lęku,niemożemy wyobrazić sobie, jak egzystencja mogłabybyć "na zewnątrz" lęku.
Oto dlaczego lęk tak ciężkoudźwignąć, dlaczego ludzie wybierają, jeśli majątakąmożliwość, raczej poważny ból fizyczny, który mógłbysięwydawać obserwatorowi z zewnątrz czymś znacznie gorszym.
Lękjest ontologiczny, strach nie.
Strachmoże być poznawany jako jeden zwielu aspektów,jako reakcjapośródinnych reakcji.
Jednak lękmożebyć zrozumiany tylko jako zagrożenie samego bycia.
Takie rozumienie lęku, jako ontologicznej charakterystyki człowieka, po raz kolejny wskazuje na trud138
którestwarza namten termin.
Dla jego określ Freud, Binswanger, Goldstein, Kierkegaard użyt terminuAngst (Kierkegaard w tłumaczeniu naiecki), czylisłowa,które nie ma odpowiednikayku angielskim.
Najbardziej przypominaono ane anguish (które pochodzi od łacińskiego angusiczącego "wąski", a wywodzącego się odangere,czy "cierpieć przez ścisk", "dusić się").
Angielskii anxiety ("lęk", "niepokój") w wyrażeniu "JesŁniespokojny,robiąc to czy tamto" jestsłowem dużoiższym4.
Dlatego niektórzy badacze tłumaczą Angsto "trwoga", "bojaźń" (dread), jak uczyniłto Lowrie swoim przekładzie Kierkegaarda.
toni próbowalirezerwować dla Angsttermin anxiety6, lecz powstałwien dylemat.
Wydawało się, że rozwiązaniem byłoużywanie pojęcia"lęk"(anxiety) dla określenia{bardziej przejmującego z uczuć.
Termin ten maarakter pojęcia naukowego, ale brak mu odpowiedniejmocyznaczeniowej.
Alternatywę stanowiło słowoBread ("trwoga","bojaźń"), które literacko jest bardzoekspresyjne, ale nie funkcjonuje jako kategoria naukowa.
Z powodów terminologicznych laboratoryjne badaniai opisy lęku wydawały sięczęsto nie dotykać istoty, gdy^je porównywano z silą iniszczącymi właściwościamip lęku, który obserwujemy tak często wpracy klinicznej.
'\Także rozważania klinicznedotyczące symptomów nerwic i uwarunkowań psychoz często dotykały przecieżtylko powierzchni problemu.
Egzystencjalnie pojmowane słowo "lęk" odzyskuje swą pierwotną moc.
Oznaczaono doświadczenie trwogi, która niesie zsobązarównoudrękę, jak i bojaźń, przeżycie najboleśniejszego i najbardziej podstawowego uczucia czyli trwogi przedutratą bycia.
W mojej opinii, psychologia i psychiatriawiele zyskają, traktującwszelkie rodzaje fenomenówlęku w ich ontologicznym wymiarze.
139.

Teraz dostrzec możemy jaśniej kolejny znaczącaspekt lęku to, ze lęk zawsze zakłada wewnętrznykonflikt.
Czy konflikt ów nie rozgrywasię pomiędzytym, co nazywaliśmy byciem i nicością?
Lękprzytrafia się, gdy przed jednostką pojawia się nagląpotencjalność lub możliwość, możliwość realizacji jeibycia.
Jednak każda taka możliwość zakłada zniszczenie obecnego bezpieczeństwa, co rodzi tendencjędo odrzucenia nowej możliwości.
Tu leży prawdasymbolu traumatycznego przeżycia narodzin jakopierwowzoru wszelkiego lęku interpretację takąsugeruje też etymologiczne źródło słowa anxiety jako"bólu w ścisku", "duszenia się" uczucia doznawanego podczas narodzin.
Interpretację lęku jako urazunarodzin podtrzymywał Rank, próbując ująć wszystkie przejawy lęku.
Akceptował jąrównież Freud,jednak w ograniczonym stopniu.
Bez wątpienia zawarta jest w niejznacząca symboliczna prawda, nawetjeśli ktoś uważa, że nie ma ona związku z faktycznyminarodzinami niemowlęcia.
Jeżeli nie istniałaby jakaśmożliwość otwarcia się,jakaś potencjalność pragnącasię "narodzić", to niedoświadczalibyśmy lęku.
Oto dlaczego lęk jest takgłęboko związany z problemem wolności.
Jeżeli jednostkanie posiada pewnego zakresuwolności, choćby najmniejszego, by wypełnić jakąśnową potencjalność, to nie doświadczy lęku.
Kierkegaard opisał lękjako ,, oszołomienie, wolnością" i dodał, wyjaśniając,amoże tylko precyzując: "Lęk jest rzeczywistościąwolności potencjalnej, zanim jeszcze tawolność zmaterializuje się".
Goldstein opisał, jak ludzie indywidualnie i zbiorowo wyrzekająsię wolności w nadzieipozbycia się lęku, z którym nie mogą sobie poradzić,ukrywając się zaniewzruszonymi dogmatami, jakcałegrupy zwracały się w kierunku faszyzmu w la140
j
liiędzywojennych wEuropie6.
Jakikolwiek spoybierzemy, byzilustrować ten fakt, doprowadziawsze do wykazania pozytywnego aspektu Angst.
ik, ponieważdoświadczenie lęku samo w sobieIzi, żeistnieje jakaś potencjalność,jakaś nowavość bycia, któremu zagraża nicość.
idycję jednostki stojącejwobecrealizacji swoichBiwości nazwaliśmy lękiem.
Gdy jednostka negui możliwości, odrzucaich wypełnienie, jej kondykreślamy mianem winy.
To oznacza, że winajesttież ontologiczną charakterystyką ludzkiej egzyJi7.
konano przezMedarda Bossa podsumowanieladku obsesyjno-kompulsywnego będzie tu najym przykładem8.
Jego pacjent lekarz cier' na obsesję mycia, napady czyszczenia przezarównoprzez freudowską, jak ijungowską[izę.
Miewał powtarzający się przezjakiś czas sen,r którym pojawiały się kościelne wieże.
Freudowskąnaliza interpretowała jejako symbole falliczne, natoliast szkoła Junga widziała w nich symbole archetyów religijnych.
Pacjent mógł rozważać te interpretacjedługo i uczenie, ale jego neurotyczne kompulsywle zachowanie po czasowej absencji powracało.
s W czasie pierwszych miesięcy prowadzonej przezBossa analizy pacjent relacjonował powracający sen:
podchodziłw nim do drzwi windy, które zawsze byłyzamknięte.
Boss w rozmowie zpacjentem ograniczałsię zakażdym razem tylko do pytania, dlaczego drzwimusząbyć zamknięte, do "kołataniado drzwi", jak tosam wyrażał.
W końcu pacjentmiał sen, wktórymprzekroczył drzwii znalazł się we wnętrzukościoła,tkwiąc po pas w fekaliach.
Wyciągała go z nichprzewiązana dookoła jegopasa lina, prowadząca prosto do dzwonu na wieży.
Pacjent nie wiedział, czy.

takie naprężenie nie ^
^"STS?
^.^^".
ss^s^s^ss
Boss wykazie w swoin, ąc io
^s"^s:";-=sss.
^^s.S^^e^'
f
c^towaiT;"'jak wyra2ato B^TT^ "pop^0^^^-^^^^142 ""'"oelwpehii
ptować jego analiz w czasie pierwszych sesji,raź "nie znalazł wystarczającego oparcia w saisychoanalityku".
Psychoanalityk ciągle dążyłdokowania snu o wieżach kościelnych do genih symboli, a "cała waga świętości objawiała mu'dwie jako mgła sublimacji".
Innymi słowy,piczno-symboliczna eksplanacja nie mogła;ona nigdy zcielesnością i z tego powodunigdy zazębiała się z doświadczeniem religijnym.
óćmy uwagę, że Boss nie określa stanu pacjentam poczucia winy, lecz mówi, że pacjent jestny.
To radykalne stwierdzenie ma daleko sięgat implikacje.
Wyraża ono egzystencjalnedążenie,i przebija się przez gęstą mgłę zaciemniającąszośćpsychologicznych rozważańo winie roziń opartych na założeniu, że możemy pracować nad jakimś niejasnym ,,poczuciem winy", bezżenią: realnej czy też nie.
Czy redukcja winydynie do jej poczucia nie przyczyniła się znacznie doraku realności i odczucia iluzji podczas psychoteraIB?
Czynie powodowała ona równieżutwierdzania"ajenta w nerwicy, co blokowało jego otwarciesię naważne traktowanie swojej winy i nie pozwalało nalyjęcie faktu utraty swego bycia?
Boss jest radykalnie egzystencjalny, ponieważ uwzględnia onrealneBfenomeny; tutaj realnymfenomenem jest byciewinF nym.
Nie ma tuznaczenia, czy wina jest powiązanawyłącznie z religijnym doświadczeniem pacjenta: możemy być winni zarówno odmowy akceptacji analnego, genitalnego czy jakiegokolwiek innego cielesnego aspektu życia, jak i winni nieakceptacji jegoaspektów intelektualnych czy duchowych.
Takie rozumienie winy nie manic wspólnego z postawą osąduwobec pacjenta, świadczy ono wyłącznie opoważnymtraktowaniu jego życia i doświadczenia.
143.

Przedstawiliśmy tu tylko jedną posta; ontoloo-'nej winy tę, która powstaje z negacji wlas^'potencjalności.
Jednak istnieje równieżinna jej f Jma.
Chodzio bycie winnym wobec ioiego.
Winwyrasta tuz faktu, że każdy z nas jako jednostkz konieczności postrzegainnych przez pryzmat własnych ograniczeń i uprzedzeń.
Znaczy to,że wpewnym stopniu zawsze wywiera swoje presję na prawdziwy obraz otaczających go osób i tylko częściowomoże zrozumieć potrzeby i oczekiwania innych.
Niejest to kwestia załamaniaczy zastoju moralności chociaż wina ta umacnia się w człowieku wraz z zanikaniem wrażliwości moralnej.
Wynika onaz faktu,żekażdy z nasjest oddzielną indywidualnością i nie mawyboru musi postrzegać świat poprzez siebie samego.
Jest ona zakorzeniona w naszej egzystencjalnejstrukturze, to najbardziej wszechmocne źródło głębokiej pokory i niesentymentalnej postawy wybaczaniainnym.
Pierwsza z opisanych postaci winy ontologicznej zaprzepaszczenie potencjalności odpowiada ogólnie światu (który opiszemy i zdefiniujemy w rozdzialedziewiątym) zwanemu Eigenwelt lub "naszym własnym światem".
Drugi rodzaj winy koresponduje zpojęciem Mitwelt, gdyż odnosi się do bliźnich.
(TerminUitwelt takie zostanie wyjaśnionypóźniej.
) Trzeciaforma ontologicznej winy zakłada zarówno Umwelt,jak idwa poprzednie modi świata.
Jest to "winaoddzielenia" wodniesieniu do naturyjako całości.
Zawiera ona zarazem najbardziej złożonyi rozległyaspekt winy ontologicznej.
Aspektów wprowadzapewną niejasność, a nie możemy go tuwyjaśnićw szczegółach.
Wspominamy o nim ze względu nakompletnośćwywodu,oraz ze względuna osobyzainteresowane samodzielnymi badaniami nad winą144
giczną.
Mimo iż zachodni, unaukowiony światli ją ze świadomości, jej senszwiązany jestizym oddzieleniem od natury bardziej, niż toBanoże wydawać.
Zostałoto piękniewyrażonebtanym fragmencie dzieła jednego z wielkich grecch filozofów przyrody,Anaksymandra: "ŹródłoVezy jest bezgraniczne, bowiem muszą one powró(do tego, z czego powstały.
Dlatego pokutują i płacąie wzajem karę za niesprawiedliwośćw porządku
isu".
Sina ontologiczna, po pierwsze, wyróżnia się prze wszystkim tym, że każdy w niej uczestniczy.
Niktfnas nie możeuniknąć zniekształcenia rzeczywisto"Ei bliźniego,nikt znas również w pełni nie wykorzytlijeswojej własnej potencjalności.
Każdy pozostajef dialektycznym związku ze swoimi możliwościami,zego dramatycznym wyrazem weśniepacjenta Bosabylo napięcie pomiędzy obrazem fekaliów i dzwonBnicy.
Po drugie, wina ontologiczna nie wyrasta z zakazów lub zwyczajów kulturowych.
Jest ona zakorzeE niona w fakciesamoświadomości.
Winaontologiczna[nie jestdeklaracją w rodzaju: "Jestemwinny, ponie' waż gwałcę odwiecznezakazy".
Wynika ona z faktu,że mogę zobaczyćsiebie jakoosobę, która możewybieraćlub odrzuca możliwość wyboru.
Każdy dojrzały człowiek jest ontologicznie winny, chociaż treśćwiny zmienia się w zależnościod kultury i jest w znacznym stopniu przez niąkształtowana.
Po trzecie, ontologicznawina może być mylonaz chorobliwą czy neurotyczną winą.
Jeśli jestonanieakceptowanai wypierana, możestać się winąneurotyczną.
Tak jak neurotyczny lęk jestskutkiemunikania lęku ontologicznego, tak neurotycznawinajest rezultatem unikaniakonfrontacji z winąontologiczna.
Sytuacja ulegnie zmianie, jeśli tylko jednostka.

stanie się świadoma i zaakceptuje swą winę (laL.
uczynił później pacjent Bossa).
Po czwarte, wina ontologiczna może powodowaćkształtowanie się symptomów choroby, lecz ma takżekonstruktywny wpływ na osobowość.
Może prowadzić szczególnie do pokory i wrażliwości w stosunkach z bliźnimi i dowzrostu kreatywności dziękjwykorzystaniu własnych możliwości.
' Przypisy dotyczące ontologicznego lęku podane zostały w formieepigramatycznej.
Ze względu na szczupłość miejsca, musieliśmy bowiem pominąć empiryczne szczegóły, które mogły każdemuz nich towarzyszyć.
Głębsze rozwinięcie niektórych aspektówtakiego rozumienia lęku można znaleźć w mojej książce TheMeaning ofAnxiety, New York 1977,
3 Mówimytutaj o lękujako o odczuciu subiektywnym, odróżniającymto, cosubiektywne od tego, co obiektywne,które niemoże być uzasadnione logicznie, ale wskazuje punkt widzenia,z którego się obserwuje.
Obiektywna strona doświadczenia lęku,którą możemy obserwować tylko z zewnątrz, ukazuje się w różnych przypadkach nieuporządkowanych,katastroficznych zachowań (Goldstein), albo u osób chorych nerwowo.
3 Zob- dyskusja dotycząca tego fenomemu.
wartykule E.
Minkowskiego Fiwłings ina Case ofSChłzophTemc Depresswn, w: R.
May,E.
Angel, H.
Ellenberger (red.
), Existence: A New Dimenswn inPsychology and Psychiatry,NewYork 1958.
4 Bardzo interesujące wydajesię pytanie, dlaczego w krajachanglojęzycznych rozwinęły się sposoby unikania reakcjina przeżycia lęku np.
zachowanie stoicyzmuw WielkiejBrytanii czy niepokazywanie obaw w USA.
Jest to jeden z powodów, dla których
nie rozwinęliśmyodpowiedniegosłownictwaopisującego to doświadczenie.
5 R. May, op.
cit.
, s. 32,
6K. Goldstein, Hiirrw.
n Naturę in the Light ofPsychopathology,Cambridge 1940.
146
na się tu uzasadnionawątpliwość, czy to, co nazywama ontologiczną", powinno być nazywane"egzystencjalną winąersalną".
Terminy te znaczą to samo, dlatego zdecydowałempostać przy określeniu "ontologiczną wina".
l. Boss,Psychoanalyseund Daseinsanalytik, Bern-StuttgartJestem wdzięczny dr E.
Heydtowi, uczniowi i przyjacielowi
za to, że zechciał przetłumaczyć dla mnieten fragment
'skatowaćpunkt widzenia autora.

VIK. BYCIE W ŚWIECIE
Kolejnym zagadnieniem, ważnym dla terapii egzystencjalnej, jest jednostka w jej świecie.
"Aby zrozumieć osobę kompulsywnąpisze Erwin Straus musimynajpierw zrozumieć jej świat".
Ta prawdadotyczy naturalnie pacjentówcierpiących także nainne choroby oraz wszystkich ludzi w ogóle.
Dlatego"bycie razem" znaczybycie razem w tym samymświecie, a "poznanie" oznacza poznanie w kontekścietego właśnie świata; Świat każdego poszczególnegopacjenta musi zostać uchwycony w jego wnętrzu,poznany i pojęty tak dobrze, jak mógłby to uczynićtylko ten, kto w nim żyje.
"My psychiatrzy piszeBinswangerzbyt dużo wagi przywiązujemydoodchyleń pacjentów od życia w świecie, który jestwspólny wszystkim, zamiast skupić się najpierw nawłasnym ijirywatnym.
ś.wiecię pacjenta, jak topo razpierwszy w sposób systematyczny uczynił Freud'".
Problem polega na tym,jak możemy zrozumiećświat innej osoby.
Nie może być on pojmowany jakozbiór obiektów, które obserwujemy z zewnątrz (w tensposób nigdy naprawdę go nie zrozumiemy), czyprzez próbęsentymentalnego identyfikowania sięz nim (w tym wypadku wykładnia taka nie przyniesienic dobrego, ponieważ zapominamy ozachowaniurealności naszej własnej egzystencji).
Jest to rzeczy148
słrudny problem.
Aby zrozumieć ów świat,lyciężyć trzeba tradycyjną, chorobliwą dycho^DOrinuofc-przedmiot.
Dążymy do ponownego:ia człowieka jako bytującego wświecie, ponieEo istoty ludzkie doświadczamy współcześnieaziej"bblesnegoz kryzysów.
Utraciliśmy miae"śwoj świat, utraciliśmy doświadczenie wspólSerkegaard, Nietzscłie i egzystencjaliści, któ.
stąpili po nich, bezsprzecznie dowiedli,że dwae źródłaniepokoju i rozpaczy współczesnegoyieka Zachodu to: utrata sensu istnienia i utratanego świata.
Egzystencjalni analitycy są przeiiii, że dysponują wystarczającą liczbą dowodównrierdzającychprawdziwość ich twierdzeńorazTO, żewspółczesny człowiek Zachodu nie tylkowładczawyaiienowaniażeiwiata ludZ^Iecż także'siaduje go wewnętrzne przekonanie byciawy:owanym Ccoś w rodzaju przeczucia) również zedówiśKańaturalnego.
Praće FneayFromm-Reichmann iSullivana opisuJl stan jednostki, która utraciła swój świat.
Autorzyga, i inni im pokrewni, pokazują, jakproblemy samoBności.
izolacji ialienacji zajmowały coraz więcejłniejsca wliteraturze psychiatrycznej.
Wniosek wydaje się prosty.
Notuje się przecież nie tylkowzrost(świadomości tych zjawisk wśród psychiatrów i psy chologów, lecz także obecność czynników je warun; kujących.
Generalniemówiąc, symptomy izolacjil i alienacji są odbiciemstanu,w jakim znąjdujesięi jednostEa, której związek-ze^wiatem został złamany.
Niektórzy psychoterapeuci udowodnili,żecoraz więcej pacjentów wykazuje cechy schizoidalne oraz że"typowym" rodzajem psychicznych kłopotów w naszych czasach nie jest już histeria, jak to miało miejsceza czasów Freuda, lecz schizoidalnoscjOsoby schizoi.

1
dalne odczuwają wewnętrzne rozbicie, wyobcoa,są bezuczuciowe i zmierzają w kierunku depers anxezacji; ukrywając swoje problemy za intelektualnai techrućźnymi nazwami i wywodami2.
^nl
Oczywiste jest,że uczucie alienacji,izolacji dotylrw naszychczasach nie tylko osób żyjących w patologcznych warunkach, lecz całejrzeszy "normalnych"ludzi.
Riesman,w swoim studium Samotny tlum
prezentujeobszerne zestawienie socjopsychologicz-'nych danych, by udowodnić, ze wyizolowany, samotny i wyalienowany charakter jest typowy nie tylkodla neurotycznych pacjentów, ale dla ludzi w całymnaszym społeczeństwie.
Co więcej, w ciągu ostatnichdwudziestu lat dała się zauważyć tendencja wzrastająca.
Riesman czyni ważne spostrzeżenie, że opisywaniludzie są zdolni jedynie technicznie komunikować sięzeswoim światem.
Osoby te, ,,skierowanena zewnątrz"(typ charakterystycznydla naszychczasów), pozostają w relacjitylko z techniczną, zewnętrzną stroną świata.
Ich wypowiedź nie brzmiałaby: "Podoba mi się sztuka", ale: ,,Sztuka była dobrze zrobiona", "Artykuł był dobrze napisany" itp.
Kondycję jednostkowej izolacjii alienacjiwe współczesnym społeczeństwie, ze szczególnym uwzględnieniem socjopolitycznych rozważań, przedstawiłFromm w Ucieczce od wolności.
Pisał otym takżeKarol Marks w uwagach dotyczących dehumanizacjijako efektuistniejącej we współczesnymkapitalizmietendencji do mierzenia wartości wszystkiego pieniądzem.
Z duchowego punktu widzeniaproblem alienacji podjął również Tillich.
Książki Obcy Camusa i Zamek Kąfki zadziwiająco dokładnie ilustrują naszewnioski.
W każdej z nich ukazany został żywy i wzruszający obraz człowieka obcego w swoim świecie, iobcego dla innych ludzi, u którychszuka miłości lub150
spróbuje pokochać.
Jest wygnańcom, żyjeeności niczym we mgle, brak mu bezpośrediczucia związku z otaczającą go rzeczywistości jakby znajdował się w obcym kraju, któregog nie zna i nie ma żadnejnadziei,że zdołasię goPC; Jest skazany na błądzenie w cichej bez"t, w odosobnieniu, bez domu, jako obcy.
iłem utraty świata nie jesttożsamyz prostymBrTnterpersonalnyćrr relacji' czy'Brakiem koagi^blizmmi.
Jego korzenie sięgajągłębiej niżi socjalny, do wyalienowania ze świata natury.
dzo Szczególnego doświadczenia izolacji, któreny nazwać "samotnością epistemologiczną"3.
konomicznymi, socjalnymi i psychologicznymiESiniwyizolowania kryje się wspólny miąnowS: imaTiowićiealienacja jakoostatecznakonsekKgiTczterech stuleci pracynad oddzieleniem człoteaJaKo podmiotu od obiektywnego świata.
Wyra1 się ona przez szereg wieków w pragnieniuWieka Zachodu osiągnięcia władzy nad naturą.
aź"5Ęawia się wyobcowaniem"znaturyiniejasm,Trie"wyartykuiowanym, na poły stłumionymczuciem rozpaczy, towarzyszącej każdemu prawiwęmu^ontaktnwize.
światem.
natury, .
włącznieSsodczuwaniem włąsnęgojnala.
; S!owate^wypowiadanew wieku, który zawierzyłlauce, mogą wydawaćsiędziwne.
Spróbujmy jednaktrzybliżyć ich sens.
Jak wskazywał Straus, Kartezusz, ojciec współczesnej myśli, utrzymywał, że ego"i świadomość są oddzielone od świata i od innych'ludzi4.
Innymi słowy,świadomość jest niezależna' i istnieje samodzielnie.
Wrażenia nie mówią nam'bezpośrednio niczego o świecie zewnętrznym, dająnamtylko podstawę dowyciągania wniosków.
Kartezjusz jest dzisiaj powszechnieobarczany winą za.

dychotomię pomiędzy podmiotem i przedmiotem Tczasem odzwierciedlił on wyłącznie ducha swiyt'czasów i ukryte tendencje współczesnej mu kultuobserwując je i opisując z doskonałą jasnością.
Powszechnie uważa się wedługStrausa ,Średniowiecze należy do innegoświata w przeciwieństwie do "współczesnego świata", który koncentrujesię na człowieku.
W rzeczywistościśredniowiecznechrześcijaństwo rozważało, czy dusza, istniejącw świecie, pozostaje z nim w jakiejś relacji.
Człowiekdoświadczał świata jako bezpośrednio realnego (videGiotto),a ciała jako najbliższego i prawdziwego (videśw.
Franciszek).
Jednak od czasu Kartezjusza duszai natura nie mają z sobą nic wspólnego.
Naturanależywyłącznie do dziedzinyres exiensa, któramoże byćpoznana matematycznie.
Znamy świat tylko pośrednio, poprzez twierdzenia.
Z takiego przekonania narodził się problem, z którym potykaliśmy się od zawsze,którego zapowiedź nie pojawiła się dopiero w ostatnim stuleciu.
Straus zauważa, że tradycyjne podręczniki neurologiii fizjologiiakceptowały tę doktrynęi próbowały ukazywać, że to, co zachodzi neurologicznie,jest tylko ,,znakiem"relacji dorzeczywistegoświata.
Tylko ,,nieświadome wywody prowadziły doprzyjęcia istnienia jakiegoś światazewnętrznego".
Czytelnicy zainteresowani historią tejidei przywołać mogą ważny i imponujący symbol podobnej sytuacji, mianowicie doktrynę Leibniza, według której całarzeczywistość składa się z monad.
Monady nie majądrzwi aniokien otwierających się na siebie.
Każdajest samoistna,wyizolowana.
"Każda pojedyncza jednostka jest samotna w sobie samej, bez jakiejkolwiekbezpośredniej komunikacji.
Groza tej idei zostałaprzezwyciężona przezharmonistyczne założenie, żew każdej monadzie obecny jest potencjalniecały
152
i że rozwój każdej jednostki następuje w naturaannonii z rozwojem innych.
Jest to najbardziejie, metafizyczne stanowisko we wczesnym okrearilizacji burżuazyjnej.
Współgrało ono z ów[ sytuacją, ponieważ ciągleistniał wspólnyt, wbrew postępującej społecznej atomizacji"l Tillich, The Protestant Era, s.
246].
Doktrynaierwotnie ustanowionejharmonii"została przeaona z religijnej idei opatrzności.
Relacja pomięfeosobą i światem była w jakiś sposób "przedulowiona".
Kartezjusz podobnie utrzymywał, że toktórego istnienia, jak mu się wydawało, dowiódł,^irantuje związek pomiędzy świadomością i świaB.
Warunki socjohistoryczne w początkowej fazieg^woju ery współczesnej powodowały, że "wiara"iabniza i Kartezjuszaoddziaływała i odzwierciedlałalienie wspólnego świata.
Jednak teraz Bóg jest nieko "martwy", ale nawet requiem już wybrzmiałoł Jego grobem.
Uwidoczniło się,że zupełna izolacjauienacja towarzyszą człowiekowi nieodłącznie w je1 relacji z otoczeniem.
Mówiąc mniej poetycko: gdyamanistyczne i hebrajsko-chrześcijańskiewartościozpadiysię wraz z upadkiem fenomenu kulturorego, o którym mówiliśmy wyżej, pojawiłysię konE sekwencje takiej sytuacji.
Bez wątpienia.
niejest przypadkiem, żewspółczesI ny człowiek czuje się wyobcowany z natury, że każdal świadomość stoi na uboczu, Samotnie.
Stan ten zostałl "wbiKilawanY"w naszą edukację, a niekiedy rozciąga: się nawetna naszjęzyk.
To oznacza, że przezwyciężenietzolac.
ll łlte-Testprostym zadaniem i wymagabardziej fundamentalnych działańniż jedynie uporządkowania idei, które już posiadamy.
Zbadamy teraz, jak egzystencjalni analitycy próbowali na nowoodkryć człowieka jako istotę pozos153.

^Jącą w relacji ri -Leżenie gwiaS^^^te oraz na^baijej św31 a "^'eka ^a nowo odfc^bani^5^^^^,^^^^ %"^ie w świecie^"16 "^M to rfo ą ^cT^^zewdŁel^16^ ^^o^I^swiat i na o^ e ^^"ymżwiązfc,, T at' P^'
istnieć- P0"^^ Jedno bez S^o'1 impli^wdAesieniu % ZDich "^"aS1"6 ń10^"klenie o crio^e,"^0- Pobawione ^^o^"W jak 0^""^ świecie ^e UJest
, Świataosoby r, 02"a2a coś caik iem ' tel"środowisko h^ożna zroyn^ '"negos.
^by^S^^^du ^TS^^^c jej
^:?.^sys'^
S^2'^?
"''S^,-S
oto.B?
",-"""^;^"'"" """W
Ł:Ł;"'""" "^S=s
%i%%Sy-^,.
154 ^oreeniu uczestniczy.
gn sposób ś'wiat obejmuje wydarzeniaprzeszłe,e'warunkuj ą moją egzystencję i całą gamę różt^deterministycznych wpływów, któredziałającae^Tworzę jew każdej minucie mojejrelacji z niS-jestem icli św?
iadomy, mam je wsobie, kształtujęBwrzę je.
Jest tak, ponieważ bycie świadomym /^go świata znaczy tym samym bycie jego twórcą.
lianat niejest ograniczony do przeszłości detertiującej wydarzenia, ale także zakłada możliwości,Sre otwierająsię przedkażdą jednostką, a któreniezwyklą zastaną sytuacją historyczną.
Dlatego światJfe może byćidentyfikowany z ,,kulturą".
Zawierasięi nim kultura, ale także inneaspekty, jak choćbylenwelt (własny świat, który nie może byćzredukony jedynie do introjekcji kultury) czy wszystkieyszlemożliwości jednostki7.
"Ktoś mógłby wyyorzyć sobie ideę pisze Schachtel niewyobiżalnego bogactwa i głębi świataoraz jego możŁwychznaczeń dlaczłowieka gdyby znałwszystkieEijęzyki i kultury nie w sposób jedynie intelektualny,t ale pełnią swej osobowości.
Idea ta zawierałaby his1 torycznie możliwą wiedzęoświecie ludzkim,ale niel byłoby wniej nieskończoności przyszłych możliwot ści"8.
Nie byłoby ,,otwartości świata", która przedewszystkim odróżnia światczłowieka odzamkniętychświatów zwierząt i roślin, nie przecząc ograniczonościżycia.
Wszystkichnas ograniczaśmierć i starość,w której jesteśmy zniedołężniali pod każdym względem.
Chodzi raczejo te możliwości,które dane sąw kontekście przypadkowości egzystencji.
Rzeczywiście, w sensie dynamicznymsą one najbardziej znaczącym aspektem świata człowieka, są potencjalnością, w którejczłowiek "buduje lub projektuje świat" byposłużyćsię określeniem, którego tak częstoużywają psychoterapeuci.

J Świat nie jest nigdy czymś statycznym, czymś jedy nie danym, co jednostka później ,,akceptuje", ^czego "dopasowuje się" lub z czym "walczy".
Jest onraczej dynamicznym wzorem, w którego tak dług-ojak posiadam samoświadomośćprocesie tworzeniai projektowaniasię znajduję.
Dlatego Binswangermówi o świecie jako o tym,,,doczego egzystencja sięwspina i zgodnie z czym tworzy samą siebie"'7,1 dalejpodkreśla, że podczas gdy drzewo lub zwierzę sąprzypisane do swego "przeznaczenia", związanez określonym środowiskiem, "egzystencja człowiekazawiera nie tylko liczne możliwości sposobów bycia,ale jest w nich ściśle zakorzeniona".
Ważna i bardzo owocna analiza "świata"pacjenta,przeprowadzona przez egzystencjalnych psychoanalityków, przedstawiona została w studium RolandaKuhna o Rudolfie,pomocniku rzeźnika, który postrzelił prostytutkę.
Oto jak Kuhn podsumowujewszystkie fakty w opisywanym przypadku:
23 marca1939 roku Rn^^i^ v J
23marca 1939roku Rudolf R.
, dwudziestojednoletni,ciężko pracujący,niepozorny pomocnik rzeźnika, wcześniej nie
notowany, strzelił do prostytutki z zamiarem zabicia ieiWyszedł z pracy rano- ll^'r'^^-' -
-,...
, ^.i^-
^^^uy pomocnik rzeźnika, wcześniej nienotowany, strzelił do prostytutkiz zamiarem zabicia jej.
Wyszedł z pracy rano, ubrał się w niedzielne ubranie, kupiłpistolet i amunicję i po kupieniu biletu tylko w jednąstronę pojechał do Zurychu.
Tam włóczył się po ulicach,zatrzymywał się w różnychtawernach, alenie pił dużo.
O godzinie 17 spotkał w barze prostytutkę iposzedł z nią dopokoju, gdzie odbył z nią stosunek płciowy.
Gdy obojeubralisię, strzelił.
Kula trafiła ją, ale kobieta została tylko lekko
zraniona.
Krótko po tym zamachu Rudolfzgłosił się napolicję.
Podkreślając, że Rudolf w tym czasiebył w żałobiepo śmierci ojca, Kuhn prowadzi długie rozważaniao rozumieniu "świata żałoby".
Rudolf unikał żalui wypierałżałobę po śmierci swojej matki, którazmarła, gdy miał cztery lata.
Od tamtego czasu żył156
g-,świecie żałoby" to znaczy był ciągle w depresjiwydawało się, iż nie odczuwa w ogóle radości.
Po;erci matki przez kilka lat sypiał w jej łóżku, jakbyzukując jejlub możliwościprzeżycia żalu i wydolia siępoza niego.
Kuhn cytuje Rilkego: "Zabijaniet jednąz form naszej błądzącej żałoby".
Przypadeki jest zbytzłożony w opisie Kuhna, aby go tutajdsumowywać.
W zakończeniu studium Kuhn interituje "świat żałoby" Rudolfa i jego pragnienienordowania prostytutki jako akt żałoby po śmierciatki.
Nie sądzę, żeby podobną jasność możnabyłoiągnąć jakąkolwiek inną metodą, która nie byłabypisem "pacjenta w jego świecie".
PRZYPISY
1 L. Bmswanger, w: H.
May, E.
Angel, H.
EUenberger (red.
),E^Existence: A New Dtmension mPsychology and Psychiatry, Newg:York 1958, s.
197.
E2 Zauważmy, jakbliski jest ten opis, zgodny niemalże słowow słowo ztym, co opisująwspółcześni psychoanalitycy ico w połowie lat siedemdziesiątych nazywano w psychiatrycznych tekstachK"osobowością narcystyczną" (H.
Kohut i O.
Kernberg).
f 3 Wyrażenia "epistemologicznaSamotność" używa D.
Bakan dof opisywania doświadczenia wyobcowaniaczłowieka Zachodu zjegol.
świata.
Według niego izolacja ta jest dziedzictwem sceptycyzmubrytyjskich empirystów, Locke'a, Berkeleya i Hume'a.
Ich błądpolegał na postrzeganiu ,,myśliciela jako osoby samotnej raczej niżjako członka i uczestnika jakiejś myślącej wspólnoty".
(ClinicalPsychology and Logie, ,,American Psychologist", grudzień 1956).
Interesujące jest to, żeBahan zgodnie z dobrą psychologicznątradycją interpretuje ów błąd w kategoriach socjologicznych, mianowicie jako oddzielenie od wspólnoty -4 W: Existence: A New Dimenswn.
, op.
cit.
, s. 142.
BDlatego Heidegger używa terminów przebywać izamieszkać,a nie być, gdy mówi o osobiebędącejw jakimś miejscu.
Używasłowa świat w znaczeniu greckiego słowa kosmos, to znaczy ,,uniwersum",w którym działamy i naktóry oddziałujemy.
Zarzuca.

Kartezjuszowi zbytnie skoncentrowanie się na res extensa.
; analizobiektów i rzeczy w świecie izapomnienieo najważniejszymmianowicie że istnieje świat sam w sobie, to znaczy ogrom relacf'między przedmiotami i osobami.
Myśl współczesna podążała zaKartezjuszem i temu właśnie należy przypisać nasze kłopoty j,ezrozumieniem istot ludzkich.
6 Zob- L.
Binswanger, w: Existence:A NewDimension.
, op.
cits.
196.
7 Termin kultura jest generalnie przeciwstawny jednostce, mówisię np.
o "wpływie kultury na jednostkę".
Takie użycie słowajestprawdopodobnie wynikiemdychotomii podmiotui przedmiotu,zktórej wyrosły pojęcia, jednostka" i "kultura".
Pominięty zostaje
przy tym bardzo znaczący fakt, że jednostka w każdej chwili takżetworzy swoją kulturę.
8 "Otwartość wobec świata jestwyróżniającą cechą przebudzenia się człowieka do życia" mówi dalej Schachtel.
Omawia jasnoi przejrzyście przestrzeń życiowa iczas życia, którecharakteryzujączłowieka, wodróżnieniu od zwierząt i roślin.
,,U zwierząt popędyi nawyki stanowią w wielkim stopniu dziedziczona instynktownąorganizację.
Zwierzę jestograniczone do tego układui do zamkniętegoświata".
Relacyaczłowieka do światajest relacją otwartą, opierającą się tylko w niewielkim stopniu na instynktachi w znacznie większej części na tym, czego się człowiek nauczył lubzbadał.
Na tej podstawiebuduje on relacje do świata innych ludzii kultury wokół siebie".
Wykazując tak bliski związek człowiekai Jego świata, Schachtel dowodzi,że "wszystkie nasze uczuciapowstają {.
] w wynikuprzestrzennych i czasowych luk, którepowstają między nami i światem dookołanas".
OnAffect, Anxiety
Ctftd the Pleasure Principle, w.
Metamorphosis, New York 1959,s.
19-77.
9 L. Binswanger, The Existential AnalysisSchool ofThought, w:
Existence: A NewDimensłon.
, op.
cit.
, s. 191.
W tym rozdzialeważne jest zauważenie paraleli pomiędzy koncepcjami,,świata"Binswangera i Goldsteina10 R.
Kuhn,w: Existence: ANewDimension.
, op.
cit.
, ss.
365-425.
IX. TRZY ASPEKTY ŚWIATA
mpjak już wskazaliśmy, egzystencjalnianalitycyodżniają trzy modi świata, to znaczy trzysymultaniczna Jego aspekty, które charakteryzują egzystencjękażdego z nasbytującego w świecie.
Po pierwsze,inówiliśmy o Umwelt co dosłownie znaczy "światiyokół".
Chodzi^^tcro świat biologiczny,generalnieBazywany środowiskiem.
Drugim aspektem jest Mits^Selt) dosłownie "zeswiatem".
Jest to świat istotiaaszego rodzaju, świat naszych bliźnich.
Ezgenwelt,Ętrzeci aspekt, oznacza,rwłasnyświat", światrelacjido
jsiebie^amego.
Umwelt jest tym, co potocznie rozumie się jako oświat", mianowicie jestrzeczywistością obiektów, dookołanas, światem naturalnym.
Wszystkie organizi my posiadają Umwelt.
U zwierząt i człowieka Umweltobejmuje potrzebybiologiczne, popędy,instynkty.
Jest to świat, w którymjednostką^ mogłaby istnieć,nawet jeśU^przyjęlibyśmy^.
ze nieposiada samoświadomości.
Obowiązują wnim prawa naturalne i naturamecykle, sen ibudzenie się, narodziny i umieranie,pragnienia i zaspokajanie ich.
To świat nieskończonego biologicznego-determinizmu^^świat narzucony'',w którykażdy z nas wszedł poprzez narodziny, doktórego każdy z nas z osobna musi się dopasować.
Egzystencjalni analitycynie lekceważą wcale rzeczy159.

wistości świata naturalnego; "prawa natury są trwjak wieczność" powiedział Kierkegaard.
Egzyo acjahścinie mają nic wspólnego z idealistami,kto nchcieliby zredukować świat materialny do jakiec23'epifenomenu, czy z intuicjonistami, którzy zrobilih5z niego czysto subiektywną rzeczywistość, lub z kim1'kolwiek, kto nie docenia wagi biologicznego światadeterminizmu.
W rzeczywistości naleganie, by trak
tować obiektywny świat natury poważnie,to jednaz wyróżniających ich cech.
Czytając prace egzystencjalistów, często odnosiłemwrażenie, że są oni zdolni pojąć i opisać Umwett, światmaterialny, z większą prawdziwością niż ci, którzydzielą go na "popędy" i ,,substancje".
Dzieje się tak,gdyż nie ograniczają sięwyłącznie do Umwelt, leczpostrzegajągo takżew kontekście ludzkiej samoświadomości'.
Zrozumienie przez Bossapacjentaśniącego o "fekaliach i wieży kościelnej", zacytowanewyżej, jesttego doskonałym przykładem.
Egzystencjaliści silnie podkreślają, żeupraszczamy ipopełniamy kardynalnybłąd, traktując Umwelt człowiekajako jedyny aspektjego egzystencjilub przenosząckategorie Umwelt (czyniąc z niego Prokrustowe łoże)na całość ludzkiegodoświądczema.
W takim ujęciuanalitycyegzystencjamisą większymi empirykami bardziej szanując rzeczywisty fenomen ludzki niżmechanicyści, pozytywiści czy behawioryści.
Mitwelt jest światem wzajemnych relacjipomiędzyludźmi.
Nie"powinien być jednak mylonyz "wpływem'grupy na jednostkę" lub ,,świadomością zbiorową"czy różnymi formami "społecznego determinizmu".
Różnicującą jakość Mitwelt możemy dostrzec,porównując stado zwierząt ze społecznością ludzką.
Howard Liddell wykazał badając owce, że ,,instynktstadny sprowadza się do utrzymywaniastałego środo160
JH". Stada owczarków lub dzieci zachowują siętonie jak owce upewniając się, że ich otoczenietfegło zmianie wyłącznie we wczesnych i nieięcych okresach.
Jednakże we wspólnotachluih interakcje te są daleko bardziej złożone, zwiągpzeznaczeniem innych w grupie, częściowo zde(linowane przez naszą relację do niej.
Krótkoffiąc: zwierzęta mająśrodowisko,a ludzie posia(świat.
Świat ów zawiera struktury znaczenioweSttowaneprzez wzajemnerelacje będącychn jednostek.
Dlatego to, jakie grupa madla mnie'żenię jest częściowo uzależnioneod wewńęfrzrelacjn miejsca, jakie'w niej-zająłem.
Z tegociażby powodu miło^'Trie"moze"'byc^mgdyzroliana na czysto biologicznym poziomie, ale podi takim czynnikom, jak osobista decyzja i zaanżowanie sięw inną osobę2.
Kategorie "dostosowania" i "adaptacji" są cąłkowiS adekwatne dlaUmwelC Adaptuję się do chłodnejgodytdostosówuję-siędookresowejpotrzebymojesi ciałajaką jest sen.
Pogoda natomiast nie zmieniaę przez mojedopasowanie się do niej, ani w ogóle niestzdolna do uczuć.
Dostosowanie występuje pomięsy dwoma obiektami lub pomiędzy jednostką i obietem.
Jednak dla Mitwelt kategorie dostosowaniat adaptacji.
Bifis^odpowiednie,właściwą kategorią^byłaby natomiast,,relacja", związek; jĘżeli oczekuję,paby inńy.
czfewiek dostosował się do mnie, to nie:traktuję go Jak osoby, jak Dasein,lecz w sposóbinstrumentalny.
Jeśli zkolei ja będę się dostosowywał, to wówczas siebie będętraktował jak przedmiot.
Nie jest właściwe mówienie o jednostkach ludzkichjako o "obiektach seksualnych".
Kiedy jednostkastaje się takim obiektem, to nie mamyjuż do czynienia z osobą.
Istota rel.
ac]i polega na tym, że w spot.

"
^O ka2iu-o^e-itI2n2JileS3^3.
^mIa^Jie.
-P ile skon^n]],waiiaiudzkSistotaTieśli nie jest poważnie ch 'posiada jakiś stopień świadomości, o tyle zwia ra^zawsze zakłada wzajemną świadomość, czyli pmwzajemnego oddziaływania osób w czasie spotkań-6S
Bigenwelt, lub ,,własny świat", był najrzadzi 'wspominanyi najmniej się nimzajmowano we współczesriej psychologii i psychologii głębi.
Wydaje się, ;pniemal ignorowano go.
Eigenwelt zakłada samoświadomość; relacje wewnętrzne; i jest właściwy jedynie'cźIowieKÓv7ne3nakniejSton tylko subiektywnymdoświadczeniem wSwnę(rź'Bym7^tano.
wi raczej podstawę, z którą pozostajemy w związku i która warunkuje widzęnieTeaInego^swTate^w jego prawdziwejperspektywie.
WEigenwelt pojmujemy, że coś
w"sw?
eciebukiet kwiatów, inna osoba ma dla nasznaczenie.
Suzuki zauważył, żew językach wschodnich, takich jak np.
japoński, przymiotniki zawsze zawierająimplikację "dla mnie".
Gdy mówię; "ten kwiat jestpiękny" znaczy to, że "dla mnie ten kwiat jest piękny".
Zachodnia dychotomia pomiędzy podmiotemiprzedmiotem doprowadziła natomiast do tego, żegdy konstatujemy z największym przekonaniem nieskończone piękno kwiatu, w rzeczywistości jestonczymścałkowicie odrębnym od nas.
Wydaje się, jakbynasza konstatacja stawała się tym bardziej prawdziwa, im mniej dotyczy nas bezpośrednio!
To^wyeliminowanie Eigenwelt zjrólawidzeniajestspowodowanenie'lylko czczymintelektualizmem iutratą witamości, ale skłonnością współczesnych ludzi do utraty
poczucia rzeczywistości w swoich własnych doświadczeniach.
Teraz jest już jasne, że te trzyaspekty światapozostają zawsze we wzajemnym związku i warun162
"ę wzajemnie.
Na przykład wświeciebiologiczIpzyli w Umwelt, egzystuję w każdymmomencie.
cosób, w jaki odnoszę się do potrzeby snu, doBsamopoczuciaczy innego instynktu czylijakzegam w samoświadomości ten czy inny aspektelt jestzasadniczy dla znaczenia, jakie ma dlaUnwelt i warunkuje moje reakcje na niego.
l ludzkażyje jednocześniew Umwelt, Mitweltnwelt.
Bez wątpienia^ nie są to trzy różne światy,rży równoczesne snosQbyhycasv-świecie.
lowyzśżegóopisutrzech'roodi świata wynikal wniosków.
Po pierwsze, trącimy rzeczywistośćlw^wiecie, jeśli jeden zaspektów zyskuje wyłąkosztem.
"dwóch pozostałych.
Binswanger
mje w związku z tym, że klasyczna psychoi zajmuje się wyłącznie Umwelt.
Geniusz i wardzielaFreuda polegana odkryciu człowiekaIjego Uffiwelt, w świecie instynktów, popędów,fepewności i biologicznego determinizmu.
TradycyjPpsychoanaliza posiada tylko niejasne przeczuciettwelt, jakichś wewnętrznych relacji między jednoimi jako podmiotami.
Ktoś mógłby zaoponować,erdząc,że psychoanaliza rzeczywiście odkrywarientyp Mitwelt, utrzymując, że człowiek musialeźć innego człowieka ze względu nakoniecznośćlizacji potrzeb biologicznych, ponieważ popęd libiwymaga społecznego ujścia i tym samym decydujeo konieczności społecznych związków.
W ten sposób' upraszczając, odrywamy Mitwelt od Umwelt i czynimyz tego pierwszego epifenomen Umwelt.
Znaczy to, żenaprawdę wcalenie mamy do czynienia z Mitwelt, aletylko zjeszcze jedną formą Umwelt.
^ Jest teraz jasne, żepsychologicznenurty interperfsonalistyczne miały teoretyczną podstawę do bezpo5 średniej pracy zMitwelt.
Ukażemy to na przykładzie.

teorii relacji interpersonalnych Sullivana.
Ch nie można identyfikować koncepcji Mitwelt z, te azinterpersonalności, trzeba powiedzieć, że maja ^z sobą wiele wspólnego.
Pojawia się tu niebezpieczróstwo, żejeśli ominiemyw dalszych rozważaniach
Eigenwelt, to relacje interpersonalne mogąsię staćpuste i jałowe.
Powszechnie wiadomo, że Sulliyan przeciwstawia!
się koncepcji indywidualnej osobowości i włożył wieletrudu, by zdefiniować jaźń w terminach "odbitejoceny" oraz w kategoriach społecznych (na przykładroli, jaką odgrywa jednostka w interpersonalnymświecie)3.
Koncepcja tateoretycznie charakteryzujesię poważną logiczną niekonsekwencją, anawet pozostaje w sprzeczności zinnym bardzo istotnym osiągnięciem Sullivana.
Praktycznie zaś odznaczasię tendencją do tworzeniaz jaźni zwierciadła grupy,otaczającej daną osobę, do pozbawiania jaźni witalnościi oryginalności oraz do redukowania interpersonalnego świata wyłącznie do "społecznych reakcji".
Myślenie takie otwiera drogę społecznemukonformizmowi, który stanowi całkowitą opozycjęwobeccelów, jakie stawia sobie Sulliyan i inni myślicieleinterpersonalizmu.
Mitwelt bowiemnie absorbuje automatycznie ani Umwelt, ani Eigenwelt.
Zwracając się ku Eigenwelt, dochodzimy do granicy, poza którą znajdują się strefy nie zbadane przezteoriepsychoterapii.
Jaki jest sens sformułowania:
"relacja jaźni do samej siebie"?
Co zachodzi wfenomenieświadomości, samoświadomości?
Codzieje się"wewnątrz", gdy wewnętrzny Gestalt jednostki dokonuje transformacji?
Co tak naprawdę znaczy "jaźńpoznająca samą siebie"?
Każdy z tych fenomenówdotyczy prawie wszystkich.
Tak naprawdęsą onenam bliższeniż nasz oddech.
Byćmoże właśnie dlate164
l
K
najbliżej nas, nikt nie wie, co się w trakcie.
jcesów dzieje.
Sytuacja jaźni w relacji do[.
siebie była tymaspektem doświadczenia, któeud nigdy naprawdę nie widział i wątpliwe' jakiś nurt osiągnął choćby podstawy, by goiepoznać.
Eigenwelt jest z pewnością nąjtrudn do uchwycenia aspektem,biorąc pod uwagęigiczne zaabsorbowanie Zachodu.
Może sięzdarzyć,że Eigenwelt staniesięw przyszłościnajwiększej jasności.
tlizaaspektów byciaw.
świecie dajenam takżeawy do psychologicznego zrozumienia miłości.
flego doświadczenia miłości nie da się oczywiślekwatnie opisać wewnątrz granic Um/u/elt.
Inrsónauśtyczne koncepcje,"zadomowione" głów pojęciu Mitwelt,zajmowałysię miłością;
ogólnie koncepcje Sullivana: znaczeniem "przyi", i Fronoma analizą przyczyn zaniku miłości we^ółczesnyin, wyobcowanym społeczeństwie.
Istje jednak powód, by podawać w wątpliwość, czyicepcje rzeczywiście osiągnęły teoretyczne podiwy dla dalszych badań.
W mocy pozostaje także" moralne zastrzeżeniepostawione wyżej: bez odpowiedniego rozumieniaUmwelt miłość zostaje pozbawiona swej witalności.
Natomiast bez Eigemwelttraciwą siłę i zdolność, by wydać owoce.
^,. Tak więc nie można zrozumieć.
miłościbez uwzglęIflnienia Eigwwelt.
Nietzschei KierkegaartT ciągle"podkreślali, że abymóc kochać, trzeba stac^ię "prawdziwąjędnostką"7^ktlHś samotnym", kimś, ktr"pbznał głęboką tajemnicę, że nawet kochając inną osobę, musimy wystarczyć sobie sami"4.
Oni sami, podobnie jak inni egzystencjaliści, nie osiągają miłości,lecz jedynie pomagają przeprowadzać człowiekowipsychochirurgiczneoperacje, które mogą usunąć blo.

f
kady i uczynić miłość możliwą.
Z tego samegop"du Binswang-er i pozostali egzystencjalni teraoe 'często mówią o miłości.
Tu można by zapytać clwłaściwiemiłość jest traktowana przez nich w kokrotnychprzypadkach terapeutycznych, ale trzebprzy tym pamiętać i to jest nie mniej ważne ^dają nam oni ogólne teoretyczne podstawy dla od.
powiedniego zajmowania się miłością w psychoterapii.
W wielu psychologicznych ipsychiatrycznych dyskusjach o uczuciu miłości, prowadzonych w StanachZjednoczonych, pomya się jegowymiar tragiczny.
Rzeczywiście, uwzględnienie tragedii w obrazie człowieka pozwala dopierozrozumieć go w trzech aspektach świata: świeciebiologicznych popędów, przeznaczenia i determinizmu (Umwelt); świecie odpowiedzialności przed bliźnimi (Mitwelt); oraz świecie,w którym jednostka może być świadoma przeznaczenia, z którym zmaga się w danym momencie (Eigenwelt).
Eigenwelt jęstmezbędnydla każdego doświadczenia tragedii, ponieważ jednostka musiTyEŚMdadomąjvrojej własnej tożsamości wę mgłę bezmiaru sii
natury i sił'Bptdecznycir'wype}niającychjej przeznaczenie.
Słusznie zauważono, że" Stanom "ZSednoczonym^brakuje zmysłu tragicznego powstało tu zaledwie kilkaprawdziwych tragedii wdramatach i innych formach artystycznych brakuje nam poczuciajednostkowej.
toźsamości i świadomości:"
PRZYPISY
1 Trzeba tu podkreślić, że w przeciwieństwie do wielumyślicielidziewiętnastowiecznychKierkegaard i Nietzsche traktowali problem ciałapoważnie.
Postrzegali oni bowiemciałonie jako zespółwyabstrahowanych substancji czy popędów, lecz jako pewien
166
B^Tzeczywistościosoby.
Dlatego właśnie, gdy Nietzschemówiny razem z naszym ciałem", znaczy to coś zdecydowanie3 niżw ujęciu behawiorystów,rtin Buber rozwinął intuicje dotyczące Mitweltwswej
Ja i Ty.
Zob.
jego wykłady w Washington School ofitry opublikowane w ,,Psychiatry", nr 20, maj 1957, aszczee wykład Dystans i relacja.
koncepcję tę pierwotnie sformułował W.
James.
Głosił on, żel jest sumą różnych ról, które odgrywa osoba".
Pomimożeiłcja ta zostałaprzyjętaw jego czasach jakoprzezwyciężenieSepcji, Jaźni"egzystującej wpróżni,chcielibyśmy wykazać, żeaia nieadekwatna ibłędna.
Jeśli bowiem potraktowalibyśmy jąni konsekwentnie, otrzymalibyśmy nie tylko obraz zdezintegmej, "neurotycznej" jaźni, ale także sprawiłoby nam dużoilościzsumowanie poszczególnych ról.
Sugerowałbymraczejirdzenie, żejaźń nie jest sumą ról, które odtwarza,lecz możtścią zdobycia wiedzy, że to właśnie onajestkimś, kto odgrywa^właśnie rolę.
To jest jedyny moment integracji iwłaściwapiifestacjajaźni.
(. S.
Kierkegaard, Fear andTrembling, przekł.
W. Lowrie, Newk 1954.
[S. Kierkegaard, BojoźA i drżenie, przeł.
J. Iwaszricz, Warszawa 1969.
].

X CZASIE l HlSTORn
-Rozważymy teraz inny aspekt egzystencjalnej analizy, mianowicie charakterystyczne rozumienie czasu.
Egzystencjalnych analitykówzastanowić fakt,żenajgłębsze doświadczenia ludzkie, takie jak niepokój,depresja i radość, występują raczej w wymiarze czasuniż przestrzeni.
Stąd śmiały zamiar, aby umieścić czasw centrum psychologicznego opisui następnie zbadaćgo, nie w sposób tradycyjny, jako analogię do przestrzeni, ale w jego egzystencjalnym znaczeniu dlapacjenta.
Dzięki takiemu ujęciu czasu rozjaśnionezostałypewne problemy psychologiczne.
Za ilustracjęposłużynam przypadek badany przez Eugene'a Minkowskiego1.
Popowrocie do Paryża, zpraktyki psychiatrycznej, Minkowskiego uderzyło podobieństwomiędzy głoszoną przez Bergsona istotnością wymiaruczasowego, arozumieniemczasu przez pacjenta,
z którym mieszkał2.
Dalej zacytujemy już jego własnesłowa:
W roku1922, szczęśliwym zbiegiem okoliczności lubdokładniej poprzez zmienne koleje losu, zostałem zobowiązany
do spędzenia dwóch miesięcy w roli osobistegolekarzapewnegopacjentaf.
).
Pacjent ten,człowiek 66-letni, cierpiał na psychozę depresyjną i urojenia prześladowcze,których wyrazem było i
168
aucie winy i upadku[.
]. Ludzie naulicach patrzyli nago dziwnie,jego służący byli opłacani za szpiegowanie'"'i zdradzanie go.
Każdy artykuł w gazecie byładresowany do
- niego, a książki były drukowane wyłącznie przeciwko niemulijego rodzinie!
-.].
l,. Mogłemobserwować godzień po dniu, nie wszpitalur psychiatrycznym czy sanatorium, lecz w zwykłym, powszet:.
dnim środowisku!
]. Miałem nie tylko możliwość obserwacji'pacjenta, ale także, prawiew każdym przypadku, możliwość'""natychmiastowego porównania jego życia psychicznego
zmoim.
Były onejak dwie grane równocześnie i bardzoniezharmonizowane melodie.
Zawsze jednak pomiędzynuta.
mi jednej istniała pewna równowaga,która pozwalała misięgnąć troszeczkę głębiej w psychikę pacjenta.
[...]Na czym właściwie polega niezgodnośćpsychiki chorego z naszą lub inaczej, czym jest iluzja?
Czy nie jest onaniespójnością percepcji i osądu?
W ten sposóbwracamy dopoczątku problemu, mianowicie istotyróżnicy między psychiką pacjenta i moją.
Gdy przybyłem, był on przekonany, że w nocy z pewnościąodbędzie się jego egzekucja.
Ogarnęło go takieprzerażenie,że niemógł usnąć, przez co również i ja nie spałem całą noc.
Osładzałem sobie czuwanie myślą,że razemz nadejściemporanka zobaczy, iż wszystkie jego obawy prysły.
Jednakżeta samasytuacja powtarzała się kilka razy z rzędu,dopóki potrzech czy czterech dniach nie zrezygnowałem, nie wierzącw możliwość choćby drobnej zmiany jego postawy.
I co się stało?
Otóż ja, jako normalny człowiek, zobserwowanych faktów wyciągnąłem pochopne wnioski, dotyczące przyszłości.
Wiedziałem, że będzie on posuwałsię dalej,dzieńpo dniuzaklinając się, że właśnie tejnocy zamęczą gona śmierć.
W ten sposób żył, niemyśląc o teraźniejszości anio przeszłości.
[...lUtrwaUlosię wnim całkowite przeniesienie z przeszłości i teraźniejszości do przyszłości.
[...]Takie rozumowanie!
-.] wskazywało na głębokie nieuporządkowanie w jego generalnym nastawieniu naprzyszłość.
Świadczyło o tym to, że czas, który my normalnie integrujemyw postępującą całość, on dzielił na izolowane fragmenty.
Na podstawietegoprzypadku Minkowskiwykazuje, że pacjent nie umiał odczuwać czasu,każdy dzień.

byi dla niego oddzielną wyspą, bez przeszłości i przysziości.
Rozumując tradycyjnie,terapeuta przyją}hvże pacjent nie potrafi odnieść się do przyszłości ni'może "temporalizować" z powodu swoich urojeńMinkowski proponuje coś całkiem odmiennego.
"Czynie możemy pyta na odwrótzatożyć, że podstawązaburzeń jest zachwianiepostawy względemprzyszłości, podczas gdyurojenie jest tylko jej manifestacją?
" Oryginalna koncepcjaMinkowskiego rozjaśnia ciemne, nie zbadane obszary czasu i wyzwala jeod ograniczeńi pęt klinicznego myślenia, opartegotylko na tradycyjnych sposobach rozumowania.
Gdy zapoznawałem się z tym przypadkiem, przypomniałami się sytuacja z mojej praktyki psychoterapeutycznej, Odkryłem wówczas z pewnym zaskoczeniem, że jeżeli pomożemy pacjentowi, ogarniętemupoważnym lękiem lub depresją, skupie się na jakimśpunkcie w przyszłości, w którym poczuje się on
wyzwolony od tych doznań, to odniesiemypołowęzwycięstwa.
Istota lęku i depresji tkwi w tym, że ogarniają onecałą jaźń, są jakmówi Minkowski uniwersalne.
Ale zajęciaprowadzone z pacjentem,podczas którychdowiaduje się on, co jest powodem jego lęku, dobiegną kiedyś końca, podobniejak przerażające zebraniez szefem jakie uczucia pozostaną mu na później?
Toskupienie się na jakimś punkcie w czasie, paź adoznawanymi odczuciami" daje pacjentowi perspektywę,możliwość spojrzenia ź dystansu, a więci zdolnośćoceny.
To właśnie-nioze skruszyćłańcuchydepresji lub lęku.
Pacjent może sięodprężyć i poddać sięnadziei.
Jeżeli my, psychoterapeuci,zajmując się treściądepresji i lęku, zapomnieliśmy o wymiarze czasowym, to poeci, często bliżsiaktualnemu doświad170
eniu egzystencjalnemu niż my, wręczprzeciwnie.
Eswych słynnych strofach Szekspir opisał depre-syjnyiarakter Makbeta, rozważając nie jego zbrodni,któs miałyograniczony wymiar, ale wymiar czaso-wy:
Jutro i jutro t jutro i jutro:
Tak życie późnięz dniawnastępny dzieńAż do ostatni zgtoski wksiędze czasu;
A każde "uporaj" zostaje za namiNiby ogareh co przyświecaćgłupcomW drodze fen prochom śmierci.
(Przekl.
S. BaraAczak)
Nowa postawa wobec czasuwynikła ze spostyzeżetta, że najbardziej podstawowym faktem naszej egSStenćji jest jej stawaniesię.
Znajduje się ona zawszev procesietworzenia się, stale rozwija się w c-zasie,tie dasię jejzdefiniowaćjako punkt statyczny3.
^gzystehqali3terapeuci"proponują" psycBologiębycia po prostu, zamiast jakiegoś "jest" lub ,,było"1'czy zafiksowania w nieorganicznekategorie.
Ct-iociażEwh koncepcje wypracowane zostały kilkadziesiąt latItemu, to znajdują potwierdzenie w psychologii eksperymentalnej, na przykład w pracach Mowrera i Liddella.
W zakończeniu jednej ze swych najważ' niejszych rozpraw Mowrer utrzymuje, że czas jestl szczególnym wymiarem ludzkiej osobowości.
,,Powiązaniezczasem to znaczyzdolnosćodtwarzaniaprzeszłósćT w chwSr^bec^^jako^c^^^ogolnYChż^^ltow'pirzyczynowych, w których zywej)rgamz-^my działają T"reagują, wraz ze ^doln(isciądzi,alania 9
w^wle^-3aeEtgt'EŁ^łoŚCLSt-lstrti osobowości'"'.
Liddell dowiódł, że owca moSe"postrzegac czas pamiętając karęprzez około piętnaście minut, a psy przez około pół godziny.
Człowiekpotrafi przywołać do życia przeszłośćsprzed Tysięcylat, jako "podstawę dla obecnych działań.
Może" rów.

niez projektować swą świadomą wyobraźnią pr?
szlość nie tylkotę, która nastąpi za kwadrans, y"nawet tę, która pojawi się za tygodnie, lata i dziesiąt)^lat.
Zdolność przekraczania bezpośrednich granic c%a
su, widzenia swego"doswiadczeńia^'sarnóś.
wiadotmgw świetle odległej'przeszłości "3 "przyszłości, zdolność
l' działania i oddzaływama w {xcli3'ymiaraCn,uczenia^ się od przeszłości sprzed tysięcy lat ikształtowaniaodlegtej przyszłości,' to jedyna w'swolrn rodiąju cechacharaktęrys^yczha"dBaegzystenĘJriu3zkiej.
Egzystencjalniterapeući"po3ążąją za Bergsonern,twierdząc,iż "czas jest sercem egzystencji" i że biądtkwił w myśleniu o nas głównie w kategoriach przestrzennych, odpowiednich dla res extensa, tak jakbyśmy byli obiektami, które można umieścić jaksubstancje w jakimś miejscu.
Ż tego powodu utraciliśmy pierwotny i autentxczny.
z5KiSzSEiS^3S^mi,a wTzeczyWSIosci także z osobami, które nas otaczają;Wkonsekwen^^o.
nadmiermr^zesffźeifiiegomyślenia mówi Bergsón "chwile, kiedychwytamy siebie samych, są rzadkie i dlatego tak rzadkojesteśmy wolni"6.
Uwzględnialiśmy w obrazie nassamych problem czasu ale w sensie Arystotelesowsldm i to zdominowało tradycjęmyśli zachodniej.
"Czas jest tym, cojest policzalne w ruchu, zgodnieztym,cobyło wcześniej i nastąpi później".
Uderzanasw takim opisie "zegara czasu", że jest to analogiado przestrzeni i można go zrozumieć przez myślenieo nim jako o linii ciał lub punktów oddzielonych przezregularneodstępy na tarczyzegara lub w kalendarzu.
Ten sposób ujęciaczasu najbardziej odpowiada(fmwelt, gdzie obserwujemy istotę ludzką jako bytpomiędzyróżnymi warunkującymii determinmącyroi siiamt naturalnegoświata, działający na zasadzieiiistynktownych pópędów;-Dlaodmiany wMitwelt,172
nriecie osobistych relacji i miłości, ilościowy wyr czasu nie ma znaczenia dla wagi tych zjawisk;
ira lubna przykładwartość czyjejś miłości niee być mierzona liczbą lat znajomości kochanejy.
Zegar czasu ma natomiastz innychpowodów'znaczeniew Mitwelt: wieleosóbsprzedaje swój^, prowadząc życie codzienne według zaplanowaIgo" Kalendarza; W analizie egzystencjalnej mowa"'j o wewnętrznym znaczeniu wydarzeń.
"Dla
śliwych czasnieistnieje" mówi niemieckie"jłowie, cytowane przez Strausa.
Rzeczywiście,^bardziej znaczące zdarzenia w psychicznej egzysncji jednostki, wydają się czasowo"najbliższe","zełamują zwykły, stały postęp w czasie.
W końcu czas w Eigenwelt, świecie odniesieńdoaebie samego, samoświadomości iw świecie osobisego wejrzenia w znaczenie, jakie mają dla mnieWydarzenia ten czas nie ma praktycznie nicwspólego z Arystotelesowskim zegarem czasu.
Istotą sapoświadomości iwglLądujesUchbycie^,tam.
"^na,ychmlaSfowe[^ezpośrednie.
a"momęnt".
uswiado^menią posjada^wojejnaczenie przez cały czas-Mo- E-żemy to łatwo pojąć,zauważając, co sięw nąs.
cSzifiife ^p,:
Fwchwili refleksiilubjnnegodoświadczeniąuchiiKyce- ' T.
nią sffll^isiebi^Wglądtaki^iiytrafiasięnio^ talrue^eif^rodzonyw^^^^ci^' jeśli można tak!
powiedźieSTT[atego"oikrywamy, że chociaż medytowanie nad wglądem przez godzinęmoże przynieśćefekty, to jednak wgląd ównie jest wcale jaśniejszy a często pod koniec godziny bardziej niepokojącyniż na jej początku.
Egzystencjaln-i terapeuci zaobserwowali także, żenajgłębsze doświadczenia psychologiczne są właśnietymi, którewstrząsają jednostkową relacją do czasu.
Lęk i depresja blokują czas, niszczą przyszłość.
Albo,
173.

jak utrzymuje Minkowski, mogą spowodować takipzakłócenia w relacji pacjenta do czasu, które uniemożliwią "osiągnięcie" przystani, a ich odczuwanie zintensyfikuje się.
W każdym razie najbardziej bolesnymaspektem położenia osoby cierpiącej jest niemożnośćwyobrażenia sobiechwili przyszłości, gdy lękczydepresja zostaną już pokonane.
Widzimy bardzobliski wzajemny związek pomiędzy zakłóceniamifunkcji czasu i symptomami neurotycznymi.
Wypieraniei inne procesy blokowania świadomości są w zasadziesposobami zapewniania sobie tego, by zwykła relacjaprzeszłości doteraźniejszościnie została zachwiana.
Jednak gdy relacja ta stanie się zbyt bolesna lub zbytprzerażająca dla jednostki, która zachowuje pewneaspekty swojej przeszłości w teraźniejszejświadomości, będzie ona dźwigać w sobie przeszłość jak obce,nie należące do niej ciało, niczym zamaskowaną "piątą kolumnę", która nieuchronnie znajdzie ujściew postaci symptomów neurotycznych.
Niezależnie od tego, jak na niego spojrzymy, problem czasu ma szczególne znaczenie dla zrozumienialudzkiej egzystencji.
Czytelnik pewnie się z tymzgadza, ale przeczuwa też, że jeśli będziemy próbowaćzrozumieć czas w innych niż przestrzenne kategoriach, staniemy wobec tajemnicy.
Może również podzielaćzakłopotanie św.
Augustyna, który napisał:
"Gdy nikt nie pyta mnie, czym jest czas, wiem.
Jeślipytającemu usiłujęwytłumaczyć, niewiem"6.
Istotne jest, żeegzystencjalni analitycy umieściliproblem czasu w centrum psychologicznego obrazu.
Założyli również, że przyszłość, w opozycji do teraźniejszości lub przeszłości, jest dominującym sposobem przeżywania czasilpTżez człowieka.
Osobowośćmoże być zrozumiana tylko wtedy, gdydostrzeżemyją natrajektorii zwróconej ku przyszłości.
Człowiek
174
zrozumieć siebie tylko .
wtedy, gdyprojektujebifr-w przyszłość, Jest^ to naturalne następstwopu7 że jednostka zawsze staje się, zawsze wychodziprzyszłości.
Jaźń powinna być widzianciw jejincjalnpści.
"Jaźń, w każdym momencie, wktórSGSe]e napisał Kierkegaard jest w procesievania się.
Dla jaźni [.
] istniejetylko to, czymcesię stać".
Egzystencjalistom nie chodziwcale.
"odleg!
Fą przyszłość" czyo uzyskanie przyszłościko ucieczki od przeszłości lub teraźniejszości.
Wskażą oni, że jakdługo jednostka posiada samoświadoić, i nie jestblokowana przez lęk czy neurotycznetywnienie, tak długo pozostaje w dynamicznymcesie samoaktualizacji, zawszeposzukuje, kształ siebIeTprźesuwa się'RirnajDnzs'zprz^s3?
Sci,Egżysfen-cjahia-aitaHza-n^liabiera"znaczenia przeEszlości,lecz utrzymuje, że może być ona zrozumianattylko wzwiązkuz przyszłością.
Przeszłość jest domeĘną UmwSItTniepewnosci, historii naturalnej, sił detertmmistycznych działających w nas.
Jednak, ponieważl nie żyjemy jedynie w Umwelt, nie jesteśmy ofiaramii wyłącznej automatycznej presjiczasu przeszłego.
Deter' minujące wydarzenia minione czerpią swoje znaczeniezteraźniejszości i z tego, co będzie.
Jak mówi Freud,boimy się, że coś wydarzy się w przyszłości.
"Słowoprzeszłości jest zapowiedzią wyroczni podkreślałNietzsche.
Tylko jako budowniczowie przyszłości,znający teraźniejszość, zrozumiemy ją".
Doświadczeniema charakterhistoryczny, lecz popełniamy błąd, opisując przeszłość w terminach mechanicznych.
Przeszłośćnie jest kolekcją izolowanych wydarzeń ani statycznymrezerwuarem wspomnień czy minionych wpływów lubimpresji.
Przeszłość jest raczej domeną przypadku,w którymakceptujemy i z którego wybieramy wydarzenia, by wypełnić nasze możliwości oraz by osiągnąć.

satysfakcję i bezpieczeństwo w najbliższej przyszłość'Przeszłość w wymiarze historii naturalnej i "wrzucęnią" w nią zauważa Binswanger jest obszarem
który klasyczna psychoanaliza par escellence posiad-'ła w wynikuswoich badań i studiów.
i Zastanawiającsię nad badaniem przeszłości pacjen[ ta w psychoanalizie, zauważyliśmy dwa ciekawetak.
ty. Po pierwsze, obserwujemy niemal każdegodniafenomen, z którego wynika, że przeżycia przeszłości,które pacjent pamięta, mają bardzo mały (jeżeli jakikolwiek w ogóle) bezpośredni związek z liczbą wydarzeń, które przytrafiły mu się w dzieciństwie.
Jednowydarzenie, które przeżył w danym wieku, zostałozapamięfne,a tysiące innych zapomniane nawetjeślipowtarzały się one najczęściej (jak choćbyporanne wstawanie), mają tendencję do zapadania w niepamięć.
Alfred Adler wykazał, że pamięć jest procesemkreatywnym, że pamiętamy to,co ma znaczenie dlanaszego "stylu życia", oraz że cała ,,forma" pamięci\ jest wobec tego zwierciadłem jednostkowego stylu\ życia.
To, czego nadejścia oczekujejedn.
ostka, okreś- la, wjakfsposób pamiętaona to, co.
się jej wydarzyło.
W takimsensie przyszłość determinuje-przeszłość.
Po\ drugie, to, czy pacjent może, przywołać znaczące^wydarzenia z przeszłości czy też nię^jaleS.
y3jegodecyzji, czy chcę spoglądać w przyszłość.
Każdy tera- ]peuta wie, że pacjentmoże przywołać minione wydarzenia, całe sekwencje, nieuporządkowane, nudne ad interminum, bezprzesuwania ich w pamięci.
Z egzys- jtencjalnego punktu widzenia problemem nie jestto, lże człowiek cierpi z powodu zubożenia przeszłości,IIlecz raczej, że nie może,lub też nie chce, powierzyć Hsiebie teraźniejszości i przyszłości.
Jego przeszłość nie uożywa, ponieważ nic nie interesuje go vi przyszłości.
MOdrobina nadziei ioddanie się pracynad zmianą czegoś H176
^najbliższej przyszłości jest właśnie pokonywaniemlub innych bolesnych symptomówi integrowai się dla przyszłej kreatywności.
Jest to konieczne,m nieodkryta przeszłość stanie sięrzeczywistością.
Jednąz praktycznych konsekwencji wypływająrch z powyższej analizy czasu jest przekonanie, żesychoterapia nie może korzystać zezwykłych, autoatycznych doktryn postępu historycznego.
Anality^ egzystencjalni traktują historię bardzo poważnie7,(le występują przeciwko tendencji do pomijaniawspółczesnych lęko-twórczych źródeł i odwoływaniusię do zdeterminowania przeszłością.
Krytykują dok6'tryny, wktórych automatycznie identyfikuje się siły^historyczne z jednostką; krytyce podlegają zarównoirte, które przyjmują formę religijnych przekonań: o predystynacji czy Opatrzności, jak i zanikającymarksistowskimaterializm historyczny.
Odrzucająróżnorodne psychologiczne teorie deterministyczneczynajbardziej popularne we współczesnym społeczeństwie formy taniego determinizmu historycznego, jak wiara wautomatyczny postęp techniczny.
Kierkegaard z naciskiem podkreślał:,,Jednopokolenie może się wiele nauczyć od poprzedniego, aleprawdziwie ludzkichpostawżadne pokolenie od poprzedniego się nie nauczy.
[...
] Jeżeli więcchodzio miłość, niczego się jedno pokolenienie nauczyło oddrugiego, żadne pokolenie nie ma krótszego zadaniaod zadań poprzedniego[.
]. Każdepokolenie zaczynaod początku, następnepokolenie nieposuwa się dalejw tymwzględzie od poprzedniego, jeżelito ostatniebyło wierne swemu zadaniu inie odrzuciło go"8.
Krytyka ta jest związana zwłaszcza z psychoterapią, gdyż ludzki umysłzbyt często czyni psychoanalizę i inne formy psychoterapii nowym technicznym autorytetem, któryma przejąć kontrolę nadnim.

i podjąć obowiązek nauki miłości.
Oczywiście terapiamoże pomóc człowiekowi odszukać czynniki hamujące jego miłość.
Nie może jednak kochaćza niego
i wyrządza mu zasadniczą szkodę, jeśli stępia własnąodpowiedzialną świadomość.
Ważnym osiągnięciem egzystencjalnej analizy czasu jest zrozumienieprocesu wglądu.
Kierkegaard używa terminu Augenblick, znaczącegodosłownie "spojrzenie, mgnienie oka" i powszechnie tłumaczonegojako "doniosła chwila".
Jestto momentów którym"s]jednostka chwyta nagie znaczenieniektorycn waż nycn"wy3aj"ze:ń w.
^rżeszłości, przyszłości lub teraz^"J^^^IS?
^0 ^rls!
KP^S^^ ^^y1?
1ze niejest on nigdyfaktem czysto intelektualnym.
Uchwycenie- jnowegoznaczenia zawsze objawia możliwości i koniecznośćjakichś osobistych decyzji, wymaga przesunięciaw obręGieGeśtalt, nowej orieniag^i ogoby w^glęctem świata'- H przyszłością Większość ludzi doświadcza go^akcfmo' menTnąiwyższej świadomości.
W literaturze psychologicznej określa się to mianem doświadczenia "aha".
Napoziomie filozoficznym Paul Tulich opisuje to jakochwilę, w której "wieczność dotyka czasu", chwilę,która rozwija się później w Kairos, w"czas wypełniony".
W religiii literaturze moment, kiedy wiecznośćdotyka czasu, jest znany pod nazwą epifanii.
1 E. Minkowski, Findings w.
a Case ofSchizophrenic Depression,w:R.
May, E.
An^el, H.
Ellenberger (red.
), Existence: A NewDimension inPsychology and Psychiatry, New York 1958, ss.
127-139.
2 Takie rozumienie czasu jest także odbiciem "procesu filozoficznego", jak np.
u Whiteheada, i ma swoje paraiele we współczesnejfizyce.
3 Por.
Tulich, "egzystencja jest odróżnialna od esencji poprzez178
ij temporalny charakter".
Również Heidegger odsyłałczytela do własnej świadomości bycia w czasie.
P. Tilllch, Existentialle.
ilosophy, "Journal ofthe History ofldeas", 1994, nr 5, ss.
61-62.
Ł O. H.
Mowrer, Time as Determinant m IntegrativeLearning,
Leami-ngTheor-y and Personality D-ynamics, New York 1950.
f B H.
Bergson, cyt.
za Tulich op.
cit.
, s. 56.
^6 Heideggerowskie Bycie i czasjest poświęcone, jakwskazujen tytuł, analizie czasu w ludzkiej egzystencji.
Głównym tematem.
ełajest problem przywrócenia czasu byciu.
Heidegger wyróżnia7 modele czasu;przeszłość, teraźniejszośći przyszłość, "trzyŁazy czasu".
Terminu ekstaza autor używa wjeg-o etymologiczlyrn znaczeniu"bycia na zewnątrz, poza".
Istotową charakterystyką człowiekajest jego zdolność do transcendowania poza danyB modus czasu.
Heidegger utrzymuje, że zajmowanie sięczasemŁ.
obiektywnym stało się naszą prawdziwą plagą, Ludzie znacznie bardziej wolą postrzegać siebie w kategoriachczasu obiektywnego,lstatystycznego, mierzonego ilościowo, "przeciętnego" ponieważl obawiają się uchwycić swojąegzystencjębezpośrednio.
Czas obiek?
tywny jak utrzymuje Heidegger - - który posiada swoje prawdziwe miejsce imiarę, możebyć zrozumiany tylko na podstawiebezpośrednio doświadczonego czasu,a nie odwrotnie.
7 Nie tylkopsychologowie egzystencjalni ipsychiatrzy, ale takżeinni egzystencjalni myśliciele analizują z dużą rzetelnością kulturową sytuację, warunkującą psychologiczne i duchowe problemyjakiejkolwiekjednostki.
Aby poznać historię, trzeba w niej działać.
Zob.M.
Heidegger,Jestestwo i czasowosć, w; Bycie i czas, op.
eit.
,s. 552.
Historia zatem w żadnym razie nie wychodzi od "współczesności" i czegoś tylko dziś "rzeczywistego", aby stąd comąć sięi dotknąć tego, co przeszłe, lecz także historyczneotwarcie uczasawia się na podstawie przyszłości.
"Wybór" tego, coma być możliwym przedmiotem historii nastąpił już w faktycznym, egzystencjalnym wyborzedziejowości, jestestwa, na którymhistoria dopieropowstaje i w którym wyłącznie jest.
8 S. Kierkegaard, Fear and Trembling, przekł.
W. Lowrie, NewYork 1954.
[S. Kierkegaard, Bojaźń idrżenie, tłum.
J. Iwaszkiewicz.
Warszawa 1969, s.
135].
Od poprzednichpokoleń uczymysię faktów- Można się ich uczyć przezpowtarzanie, jak tabliczkimnożenia, lub przez pamięć o wydarzeniach lub doświadczeniach,które spowodowały przełom.
Kierkegaard nie przeczył temu.
Byłświadomy, żez pokolenia na pokoleniedokonuje się postęp techniczny.
Jednak to, oczymmówił, a zwłaszcza miłość, "dotyczyłotylkoczłowieka".

^Ss?,^
Ostatnią cechę ludzkiej egzystencji (Dnsein), którąomówimy, jest zdolność transcendowania poza bezpośrednią sytuację.
Jeśli ktoś próbuje badać istotę ludzką jako związek substancji,nie musi zajmować sięfaktem, że egzystencjazawsze jest w procesie samotranscendowania.
Jeżeli jednak mamyzrozumieć jednostkę jako egzystującą, "dynamiczną, stającą sięw każdym momencie osobę, to nie możemy pominąć tegowymiaru.
Zdolność owa jest już ustanowiona w samymterminie existco znaczy "być z dalaod".
Egzystowaniezakłada ciągłe stawaniesię, w sensie stałegorozwoju,transcendowania^rzęs^loałterażnię]szości
ku^Drzyszłogci.
DJategoteTnmfraHaee2^^"; dosłownie"wsp5ianię sięponad lub poza" opisuje to,
co każdy człowielFczy%wKazdym"iSoniencie, gdyniejest poważnie chory lub czasowo zablokowany przez
rozpacz czy niepokój.
Ta ciągła ewolucja jest dostrzegalna we wszystkich procesachżycia.
Nietzscheustami Zaratustry głosił; "I ztej tajemnicy zwierzyło mi siężycie samo: Patrz, jam jest tym, co się zawsze samopokonywać musi".
Jednak prawda ludzkiej egzystencjijest o wiele bardziej radykalna, ponieważ wrażliwość samoświadomości jakościowo rozszerza skalęświadomości i w ten sposób znacznie powiększa możliwości transcendowania poza zastaną sytuację.
180
termin "transcendowanie" obrósł wielomaorozurnieniami i rzeczywiście, posługiwanie sięczęsto prowadzi do sprzeczności'.
W Stanachmoczonych jeston odnoszony do problemów bli[ nieokreślonychi ponadczasowych, którejak""czyiBacon lepiej oddaje "poezja, gdzie transncja jest bardziej na miejscu".
Bywa równieżony z Kaniowskimi sądami apriori, z nowoanim transcendentalizmem, z doświadczeniaminymi lub ogólnie zobiektami nieempirycznyi-ninie mają żadnego związku z aktualnym do(yiadczeniem.
My jednak będziemy rozumieć podjm terminem coś zupełnie innego.
Chcę tu zasugerować, że słowo to utraciło swójsensIkoniećzne będzie jego odnalezienie.
Byłoby dobrzegdyby mogło ono adekwatnie opisać niezmiernie ważne, bezpośrednie doświadczenie człowieka,do którego przecieżsię odnosi (wtedy, gdy używa go Goldsteiniinni egzystencjaliści).
Gdy podejmujemy się dać
R prawdziwy opisosoby, powinniśmy wziąć owo doyświadczenie równieżpod uwagę.
Uzasadnione jestt pewne podejrzenie w stosunku do samego terminuE jako że możeon służyć podnoszeniu rangikażdegol' tematu, często nie mając z nim bezpośredniego związku.
Prowadzi todo zniekształceń.
Często bywa wtakich wypadkach, że transcendencja kierujeuwagę napisanedużymi literami: Jaźń, Całość, wyraźnie przemycając coś ze świętości.
Trzebaw tymmiejscuzauważyć, żeokazjonalne użycietego słowa w literaturze egzystencjalnej wywiera podobny efekt, zwłaszczaże "kategorie transcendentalne" Husserla sąprzyjmowane bez wyjaśnień, jak je stosować.
Innezastrzeżenia, mniej usprawiedliwione,mogą wyniknąć z faktu, że możliwość transcendowania poza zastaną sytuację zakłada zaburzenie czwartego wymia.

ru, wymiaru czasu.
Stanowi toz kolei poważne zgrożenie dla tradycyjnego sposobu opisywania człowieka jako substancji statycznej.
Dlategotermin"transcendencja" jest odrzucany przez badaczy, którzy nie doszukują się różnic pomiędzy zachowaniemzwierzęcia i człowieka, lub rozumieją psychologieludzką tylko w terminach zachowań mechanicznychWyjaśnienie zdolności transcendowania, o której tumówimy, stwarza istotne trudności.
Być może wynika
to właśnie z faktu, iż cecha ta przynależy wyłącznieczłowiekowi.
Ńeurobiologiczna podstawa tej możliwości zostałaopisana w klasycznej pracy Kurta Goldsteina.
Twierdził on, że jego pacjenci z obrażeniami mózgu głównie żołnierze z uszkodzoną w wyniku postrzału częścią kory mózgowej utracili szczególną zdolność doabstrakcji, do myślenia w kategoriach ,,możliwości".
Byli przywiązani do konkretnej,zastanej sytuacji,w której się znajdowali.
Gdyich najbliższe otoczeniebyło w nieładzie, przejawialigłęboki lęk i brak koordynacji zachowań.
Ujawniało się to kompulsywnymdążeniem do porządkowania, co pozwalało w każdymmomencie utrzymywać kontakt z konkretną sytuacją.
Gdy proszono icho napisanie swych nazwisk nakartce papieru, umieszczali je zwykle w samym rogu,ajakiekolwiek odejście od tych szczególnych granic,wyznaczonych przez narożnik kartki, przedstawiałodla nich zbyt duże zagrożenie.
To tak, jakby bylizagrożenirozkładem osobowości, adopóki pozostawali w każdym momencie w związku z daną sytuacją,dopóty mogli"być sobą".
Tak, jakby osobowość byłazwiązana z konkretnymi przedmiotami w przestrzeni.
Goldstein utrzymuje, że wyróżniającąsię cechą normalnego człowieka jest właśnie zdolność myśleniaabstrakcyjnego, używania symboli,ocena sytuacji,182
której bierze się pod uwagę nie tylko dany czaseestrzeń zdolność myślenia w kategoriach "mo'ości".
Rannilub "chorzy" pacjencicharakteryzoi się utratą zrozumienia rangi możliwości.
Przeeń ich światabyła skurczona, ich czas uszczupny, a oni sami cierpieli konsekwencjecałkowitej
raty wolności.
jrZdolnpść normalnej osoby do transcendowania zanej sytuacji jeśf egzemplifikowana przez wielenych Zachowań.
Jednym z nich jest zdolność donsceńdowania poza granice obecnej chwili w cza^
i -^ak^ywyffażauśmy^naśzynrwywodzlepowyT i wprowadząnia.
Ddległfijprzeszlości i mającej ^nadejść przyszłości, w konkretnąegzystencfę.
Transcen^owame zawierasię %z""'WB-wł^ciw]y7je3ynie
(człowiekowi jnozliwoscj mowieniaTi myślenia za pomocfsymboli.
Przyczyny używania symboli i samoich-użyciesą zakorzenione w zdolności stanięcia na zewnątrz jalHggo^ obiektu lub dźwięku.
Na przykład jestemw etanieuchwycic7% deski, na których stoiimoja maszyna do pisania, i dwie sylaby tworzące, słowo "biurko" zgadzają się z sobą w tym sensie, żekażde z nich zastępuje całą klasę obiektów.
Ta zdolność manifestuje się szczególnie w relacjachspołecznych, wzwiązku łączącym normalną jednostkę ze społecznością.
Rzeczywiście, cały proces zaufania i odpowiedzialności w relacjach międzyludzkichzakłada przecież zdolność jednostki do .
widzeniasiebiew sposób, w jaki widzą ją inni".
Mówi o tymRobert BurńsTKonfraslują^ćz^wieEa z myszą polną.
Człowiek powinienzobaczyć siebie jako kogoś wypełniającego oczekiwania bliźnich, działającego dla ichdobra,lub zaniedbującego te działania.
Jeśli zdolnośćdo transcendowania sytuacji w odniesieniu doUmwelt została osłabiona przez uszkodzenie mózgu,.

jak to widzieliśmy na przykładzie pacjentów Goldteina, a przewagę zyskał Mitwelt, to staje się tprzyczyną psychopatycznych zaburzeń.
Zachwianiate występują u osób, uktórych nie istnieje (lub niemawystarczającego wpływu) zdolność widzeniasiebiesamych przez pryzmat innych o osobie takiej mów;
się, że brak jej "sumienia".
Same słowo "sumienie"(conscience), bardzo znaczące, w wielu językach oznacza to samo co "świadomość" (consciousness).
Oba
słowa znaczą "wiedzieć z" (con łac.
"z",scientia łac.
"wiedza").
Nietzsche podkreślał, że "człowiek jest zwierzęciem,które czyni obietnice".
Nie myślał jednako obietnicach w sensie społecznej presji czy zwykłegowpływuwymagań społecznych (które są często uproszczonymi sposobami opisu sumienia; błędami, którepowstają z rozumienia Mitwelt niezależnie od Eigenwelt).
Chciał raczej przez to powiedzieć, iż jednostkamoże być świadoma faktu, że dała słowo, może zobaczyć siebie samąjako kogoś, kto wypełniaumowę.
Dlategowłaśnieskładanieobietnic zakłada świadomość autorelacji i jest czymśinnymniż proste, uwarunkowane "zachowania społeczne",czyli działaniauwzględniające wymagania grupy, stada czy gromady.
Tak samo Sartre pisze o nieuczciwości jako o wyłącznie ludzkiejformie zachowania: "Kłamstwo jestzachowaniem transcendentnym".
Trzeba w tym miejscu podkreślić, iż duża liczbasłów służących opisywaniu ludzkich działań zawieraprefiks "od-" (re-): od-powiedzialny(re-sponsible),od-twarzać (re-collect), od-powiadać(re-late) itd.
Ztegowynika,3zeąktywnosćcziawiekaje^tzdolnosciarękwsu, " powrotu^.
do juebie samego,, jąkp.
rogQŚ.
Rodęjmujacego-jdaąłąnia.
Widać to wyjątkowo przejrzyście we właściwej ludziom zdolności do byciaod184
alnymi(responsible słowo to [w jeż.
ani przyp.
tłum.
] składa się z re i spondere etnica"), oznaczającej kogoś, na kim można poleć, kogoś, ktoobiecuje i odpowiada za to.
Sftwin Straus opisuje człowieka jako "byt pytają", organizm, który w tym samymmomencie, w któo egzystuje, może pytać siebie o swą własną egzysgjs2.
W rzeczywistości cały ruch egzystencjalnyt zakorzeniony w niezwykłym fenomenie, polegaymna tym, że człowiek jest bytem, który nie tylkojże, ale nawet musi jeśli ma się zrealizowaćspytać, o swe własne bycie.
Ktoś mógłby zauważyć,B rozważanie dynamizmow społecznego przystosotania, takichjak "introjekcja", "identyfikacja" i tnych, jest upraszczające inieadekwatne, gdyżomijaodstawowy fakt, mianowicie zdolność jednostkidoycia świadomą tego, że w chwili wyboru jest ona tą,która odpowiada na określone oczekiwania społeczIne, która wybiera (lub nie wybiera) dopasowanie się do określonego wzoru.
Tu tkwi różnica pomiędzy rutyną społecznego konformizmu z jednej strony?
a wolnością, oryginalnością i kreatywnościąauten'' tycznej społecznej odpowiedzi zdrugiej.
Ta druga; oznacza, że mamy doczynienia^stotajudzka^, działającą w świetle "możliwości".
" ;
'SfimoswSdomosć implikuje^amotranscgndfinsieJJednb nie możtTistniecbez drugiego.
Stanie się jasnedla wielu czytelników, że zdolność transcendowaniapoza zastane położenie zakłada Eigenwelt moduszachowania, w którym jednostka widzi siebie^samąjako podmiot iprzedmiot jednocześnie.
Zdolność, do.
transcendencji sytuacji jest nieodłączną częściąsamoświadomości.
Oczywiste więc, że jedynie świadomośćsiebie jakoTTędącego w świecie implikuje zdolność dostaniecia-nazęwnatrz i ,SDojrzę.
nią,"na.
sjebiel^gwg.

^
położenie, co z kolei określa i prowadzi czfow'przez nieskończoną różnorodność możliwości.
Ań r9tycy^egzystencjaini wskazi3ą7^e"za5inoic jednostk'do przekraczania zastanej sytuacji można dostrzw samym środku ludzkiego doświadczenia i nie da s'jej uniknąć czy przeoczyć bez zaburzania i tworzenianierealnego obrazu danej jednostki.
Jest to szczególnie przekonujące i prawdziwe,gdy weźmiemypoduwagę dane,które napotykamy wpsychoterapiiWszystkie osobliwe zjawiska neurotyczne,takie jakrozszczepienie nieświadomości od świadomości, tłumienie, blokowanie świadomości, autoiluzje wywołane przez symptomy, ad interminum wszystkie onesą niewłaściwie używanymi,,neurotycznymi" formami naszej fundamentalnej zdolności do odnoszenia siędo siebie samych i do swojego świata jako podmiotui przedmiotu zarazem.
Jak napisał Lawrence Kubie"proces neurotyczny jest zawsze procesem symbolicznym: rozdzielenie na paralelne, oddziałującenasiebie procesy świadome inieświadome zaczyna sięmniej więcej wtedy, gdy dziecko zaczyna rozwijaćpodstawy mowyt.
]. Mówiąc ściślej, procesy neurotyczne są ceną, którą płacimy za najcenniejsze ludzkie dziedzictwo, za zdolność do przedstawianiadoświadczeń i komunikowania naszych myśli poprzezznaczenia symboliczne"3.
Azatem istotą używania
symbolico usiłowaliśmy ukazać ^jest^zdtriność do jprzekraczania zastane^ sytuacji; l
Możemy teraz zrozumieć, dlaczego Medard Bossiinni egzystencjalni psychiatrzy i psychologowieuważająowąumiejętność za podstawową i wyłącznieludzką cechę egzystencji.
"Transcendencja i bycię-w-świecje są określeniami identycznej strukturyDasefii, która jest fundamentem dla każdego rodzajupostawy i zachowania"4.
Boss podkreśla związek mię186
t nimi i krytykuje Binswangera, którymówi o różi rodzajach "transcendencji" o "transcendencjiiści", a także o "transcendencji troski".
To niepobnie komplikuje sytuację twierdziBoss.
Nie maBisu mówić o transcendencjiw liczbie mnogiej.
iożemy tylko powiedzieć utrzymuje że członek ma władzę transcendować poza zastaną sytuaę, ponieważ charakteryzujesię możliwością odczu^Sorgeczyli "troski".
Mówiąc ściślej, ma onnóśc zrozumienia swojego bycią^wziecja^dpowieIności za nie (Termin Sórgepochodzi od Heidegi S jest podstawowy dla myśli egzystencjalnej.
Częso jest używanyw formie Fiirsorge,co znaczy " troskato", "troszczyć się o pomyślność".
) Sorge tłumaczy Bossr przez pojęcie "obejmowania" i zawieraw nim miłość, menawiśćinadzieje,'J.
'nawet obojętność.
WszystkieT te; postawy są sposobamidziałania w Sorge lub brakiemdziałania.
W odczuciuBossa zdolność człowieka doposiadania Sorge i do trahścehdowania zastanej sytuacji to dwa aspekty tegosamego.
Musimy podkreślić, że umiejętność ta nie jest,,władzą", którą można umieszczac-pośród innych.
Zostałaona raczejdana w ontologicznej naturze człowieka.
Obiektywizowanie oraz możliwość abstrakcji są dowodami na to.
Jednak, jak to ujmuje Heidegger,"transcendencja nie zawiera obiektywizacji, ale obiektywizacja zakłada transcendencję".
To znaczy, żefakt pozostawania osoby w relacji do samęfsIeDie^ajejej ^jaRb jeanostlEowąTHSnitestację zdolnóscTToobiekty"wTzowanra'sweg?
swiata, 'c[o'^nysIenia"T inó'-^Ienia^a'pómqcasyrribonitd.
To właśnie Kierkegaard"p?
zypomniał namze abyTrozumieć jaźń, musimyjasno widzieć, iż "fantazja nie jest to zdolność porównywalna do innych zdolności, ale, jeśli można takpowiedzieć, jest to zdolność instar omnium.
Uczucie,.

wiedza, wola, które jakiś człowiek posiada, opartew ostateczności na tym, jaką ma fantazję, to znaczyże to, w jaki sposób te właściwości przełamują siw nim, zależy od jego fantazji, wyobraźni.
[...
] wyobraźnia jest refleksją, jest obrazem osobowości, costanowi możliwośćosobowości; a intensywność tegomedium jest możliwością intensywności całejosobowości"6.
Pozostaje nam zradykalizowaćto, co zostało powiedziane powyżej:możliwość transcendowania poza za"staną sytuację jeśtpDdSteWąwanoścyBdgkiej.
Owa,wyjątkowa dla człowieka, cecha daje olbrzymią skalęmożliwości w każdej sytuacji.
Jej zakres zależyodsamoświadomościjeanosTKi, od jej zdolności do"przebiegania11 w wyopiaŻntSŁSyon-spasobów reak(yfia^S^s^ffiaCTę.
VonUexkullw swojej metaforzelasu ukazuje kontrast między uzależnionymi od potrzebśrodowiskami różnych zwierząt żyjących w jednym lesie.
Korniki w drzewie mają jedno środowisko;
romantycznie usposobiona dziewczyna, która spaceruje po lesie, inne.
Drwal, który przychodzi, by narąbaćtrochędrewna na opał, jeszcze inne;artysta,który chce namalować las, widzi coś całkiemróżnegood tego, co oni zobaczyli6.
Binswanger posługuje siętą samą metaforą, by zilustrowaćróżnorodność dróg,które jednostka może wybrać spośródwłasnego świata relacji.
Wszystkie one podlegają opartejna wyobraźni możliwości do transcendencji, to znaczy do umieszczania własn^'chcelów w swoich planach.
Człowiekmoże wybierać; .
spośród^wieIirTela^Taźńjwiąt.
\ Jaznjjal(0miast4eał zdolnością włożenia siebie w tych
-BdisiH-iBażftap^sch.
'
Ta wolność, połączoną z szacunkiem dla świata podsumowuje Binswanger jestoznaką zdrowiapsychicznegojednostki.
Sztywne przywiązaniedo
tdnego określonego "świata", jak to było u Ellęnles^jest oznaką zaburzeń psychicznych.
Istotna jestwolność w projektowaniu świata" lub "pozwolenie'atunastawa.
nK['się'' jak ujrriujelo^Bihswanger.
Eo5^ro)'noŚcijaKokonieczność jest tak głębokoirzeiyonaw egzystencji"inowr^^re^noze także
^^rH-^Wf^^^^^.
,,,--.
'"
elac się same] egzystencji '.
,'.
^: 1 Dostrzegłem to, gdy moja praca była przeglądana przed^drukiem.
Włączyłem do niej paragraf, w którym rozważałem Goldv steinowską koncepcję neurobiologicznych aspektów zdolności or'ganianiu do transcendowaniadanej sytuacji, niezamierzając pozal tym wypowiadać nic prowokacyjnego.
Jednak użycie przeze mnie\-wewprowadzeniu stówatranscendowanie, podziałałona przest glądającego moje wystąpieniejak ,,czerwona płachta na byka".
i Zanimdoszedłdo momentu, w którym wyjaśniam znaczenie tego słowa, napisał namarginesie wielkimiliterami "Nie!
l", opatrując je'' kilkoma wykrzyknikami.
Termin ten zawiera w istocie jakość
wywołującą bunt.
2 E. W.
Straus, Mań, A QuestiOTiiTŁOBeing, "UIT Tijdschrift voor
Philosophie" 1955, nr 17.
3 L.Kubie,PracticalaTidTheoreticalAspectso.
fPsi/choanalysis,
New York 1950, s.
19.
4 M. Boss, Psyćhoanalyse und DaseinsaTialytik, Bern-Stuttgart
1957.
a S. Kierkegaard, The Sickness unto Death, przekł.
W. Lowrie, New
York 1954.
tS.Kierkegaard, Choroba na śmierć,uum.
J. Iwaszkiewicz,Warszawa 1969, ss.
166-167.
1 "Wyobraźnia jest odbiciem procesuunieskońezaniania się, stąd stary Fichte całkiem słusznie wnioskował,nawet w stosunku do wiedzy, że wyobraźnia jest podstawąkategorii.
Osobowość jest refleksją i wyobraźnia jest refleksją, jest obrazem
osobowości, costanowi możliwość osobowości".
6 L. Binswanger, The E.
Kistential Analysis School of Thought, w:
R. May, E.
Angel,H.
Ellenberger (red.
), E.
tistence: A New DiTOCTtsiołi m.
Psychologaand Psychiatro, New York 1958, s.
197.
1 Ibid.
,s. 308.
189.

XII- W TROSCE O TECHNIKITERAPEUTYCZNE
Większość spośród czytających prace poświęconeanalizie egzystencjalnej i traktujących je jako podręczniki technik terapeutycznych, będzie rozczarowana, ponieważ nie znajdzie w nich szczegółoworozwiniętych metod praktycznych'.
Wielu analitykówegzystencjalnych nie przywiązuje bowiem donich zbyt dużej wagi.
Nie są oni też zainteresowanitworzeniem nowych metod.
Podstawowym tego powodem jest fakt, że owi psychiatrzy i psychologowieuważają analizę egzystencjalną raczej za sposób zrozumienialudzkiego istnienia, niż za systemwskazujący "jak postępować".
Jej przedstawiciele wierzą, żeprzesunięcieuwagi na technikę, któremu towarzyszytendencja, by widziećczłowieka jako obiekt podlegający rachubie, ,,analizie" i kontroli, stanowi jednąz głównych (jeśli nie główną) przyczyn niezdolnościzrozumienia osoby przez kulturę Zachodu2.
Zachóduwierzył, że zrozumienie postępuje za techniką.
Posiadając właściwą technikę, możemy badać zagadkipacjenta, lub jak potocznie się mawia zzadziwiającą wprost przenikliwością będziemy mogli dowiedzieć się,jaki z niego numer".
Postępowanie egzystencjalne zakłada coś przeciwnego, mianowicie to, że zrozumieniepoprzedza technikę.
Głównym zadaniem i celem terapeutyjestpo190
kiwanie zrozumieniapacjenta w jego byciu, jakoującego w jego własnym świecie.
Wszystkie pro".
jny techniczne są podporządkowane temu celowi.
ez tej podstawowej świadomości możliwości tech(gzne są w najlepszym wypadku pozbawione znaczcie, a w najgorszym stają się metodą "strukturaliza" nerwicy.
Dlatego fundamentalna dla terapeutywinnabyć pomoc pacjentowi w poznaniu i donadczeniujego własnejegzystencji.
PodporządkoKiie temu celowi procesu terapiinie oznacza poniejszania znaczenia jej technik, zostają one jedynie
ilimieszczone w innejperspektywie.
E Stąd wypływa wniosek, że terapia egzystencjalna
gnie różni sięod innychsposobem postępowania teraIpeutynp.
z lękiem,który napotyka, z oporem, przedfektórym się zatrzymuje, lub z historią czyjegoś życia.
Interpretacja jakiegoś snuczy gwałtownego emoS cjonalnego wybuchu u pacjenta dokonana przez egzy11stencjalnego terapeutęmoże być bliska temu, cot powiedziałby klasycznypsychoanalityk, jeśli każdą' zinterpretacji rozpatrywalibyśmy w izolacji odkon tekstu.
To kontekst wjakim działa terapia egzystenci jama wyodrębnia ją spośród innych terapii.
Zawszebowiem koncentruje się ona na pytaniu,jakieświatłorzucająna przykład snyna egzystencję pacjentaw świecie, co mówią o "miejscu", wjakim obecnie sięznajduje, w jakim kierunku zmierza itd.
Kontekstdotyczy pacjentanie jakozespołu psychicznych dynamizmów czy mechanizmów,ale jako jednostki, któradokonuje wyborów,utwierdza się w nich i kieruje sięw jakąśstronęw danym momencie.
Kontekst jestdynamiczny, bezpośrednio realny i obecny.
Spróbuję opisać niektóre wnioski dotyczące technik terapeutycznych, płynące ze znajomościpracterapeutów egzystencjalnych i z mojego własnego
191.

doświadczenia.
Ukażę, jak ich uwagi wpłynęłymnie, jako terapeutę wyszkolonego w psychoanaliziew ogólnym tego słowa znaczeniu.
Tworzenie systematycznego podsumowania byłoby zarozumialstwemipróbą osiągnięcia niemożliwego.
Ja jednakwierzęże poniższe uwagi zasugerują chociaż niektóre z ważnych terapeutycznych następstw.
Odpoczątku byłojasne, że podstawowym celem ruchu egzystencjalnego jestgłębokie zrozumienie egzystencji ludzkiej,dlatego nie możemy mówić w odniesieniu do niegoo wyizolowanych technikach, chyba że podstawowym założeniem określonego postępowania terapeutycznego jest takie zrozumienie, o którym była mowawe wcześniejszych rozdziałach.
Opierając się na takich przesłankach,egzystencjalni terapeuci stosują różnorodne techniki.
Na przykład Boss wykorzystuje kozetkę i stosuje metodywolnych skojarzeń w tradycyjny, Freudowski sposób,dopuszczając w dośćdużym stopniuzachowaniao charakterze przeniesienia.
Inni będą postępowaliodmiennie, zależnie od różnic dzielącychposzczególneszkoły.
Zwolennicy egzystencjalnej terapii niająnatomiast wyraźnie określone racje, dla których sięgają po konkretną technikę w przypadku danegopacjenta.
Dlatego wybierając metodę,przeprowadzają dokładnywywiad o jego pochodzeniu czy tradycji.
Ruch egzystencjalnynie lokuje się w atmosferzeniejasności i nierealności, jaka otacza wiele sesji terapeutycznych, szczególnie w szkołach eklektycznych,które rzekomo wyswobodziły się z ograniczeń tradycyjnychtechnik i odgrodziły się od wszelkich modeli,nie przyjmując żadnych założeń.
Terapię egzystencjalną wyróżnia zmysł rzeczywistości i konkretuInnymi słowy wyraziłbym to następująco: technikęegzystencjalnąpowinna charakteryzować giętkość192
enność zależne od pacjentów i odstanu zaawaniria terapii w konkretnym przypadku.
Rodzajępowania, który należyprzyjąć w danym mo,cie, powinien być określony na podstawie pytań:
l najlepiej odsłoni egzystencję tegokonkretnegocjenta w danejchwili jego życia?
Co najlepiejfewi jego bycie w świecie?
Giętkość ta nigdy nieSze być wyłącznie ,,eklektyczna" i zawsze powinnaładać dokładne zrozumienie podstawowych załowybranej metody.
Powiedzmy, że na przykładiseyite, tradycyjny freudysta,i pewien analitykystencjalny,pracują nad przypadkiem tłumieniaksualnego.
Kinseyite będzieopisywał je w kategoch zdobywania obiektu seksualnego, a w efekciee będzie mówił o seksie wodniesieniu do osoby.
adycyjny freudysta zobaczy jego psychologiczneistępstwa, ale będzie przede wszystkimposzukiwałzyczyn w przeszłości, zastanawiając się, w jakiosób tłumienie seksualnea więc tłumienie
ogóle może zostać przezwyciężone.
Terapeuta;zystencjalny natomiast zinterpretuje je jako po1 wstrzymywanie potentia egzystencji danejosobyfi chociażmoże on (lub nie) zależnie od sytuacji pracoe wać bezpośrednio z problemami seksualnymi pacjenta, zawsze będzie je postrzegać nie jako mechanizm; tłumienia jakotaki, ale jako ograniczenie bycia osobyw jej świecie.
Po drugie, z przyjętychzałożeń wynika, że psychologiczne dynamizmy swoje znaczenieczerpią z sytuacji egzystencjalnej pacjenta, czylibezpośrednioz życia.
Dowodem na to są pisma wielu psychoterapeutówegzystencjalnych: van den Berga, Frankla, Bossa,a szczególnie prace R.
J. Lainga.
Niektórzy utrzymują, że praktyka Freuda była właściwa, ale teorie jąwyjaśniające błędne.
Pozostająwięc freudystami.

w obrębie techniki, umieszczając jednak teorie i k
cepcje ortodoksyjnej psychoanalizy na fundamenta?
nych podstawach egzystencjalizmu.
Rozważmy tu dlaprzykładu przeniesienie, cenionskądinąd przez badaczy odkrycie.
Zjawisko to nippolega wistocie na "przeniesieniu" przez neurotycznego pacjenta uczuć, które żywił w stosunku do matkiczy ojca, na żonę lub terapeutę.
Neurotykjawi sięw nimraczej jako osoba, która w pewnychdziedzinach nigdy nie rozwinęła się poza ograniczone i zamknięte formy doświadczenia, charakterystyczne dlawieku dziecięcego.
Dlatego w późniejszych latachpostrzega żonę lubterapeutę poprzez te samezniekształcające "okulary", przez które postrzegał ojcaczy matkę.
Problemten można zrozumieć w kategoriach percepcji i relacji wobec świata.
Z tego powodukoncepcję przeniesienia niekoniecznietrzeba pojmować jako przemieszczenie oderwanych uczuć zjednego obiektu na drugi.
Stworzenie dla tej idei nowychpodstaw uwalnia psychoanalizę od ciężarulicznych,nierozwiązywalnychproblemów, l
Rozpatrzmy również sposób zachowania, określanyterminami "wypieranie" i "opór".
Freud postrzegałwypieranie jako pochodną moralności burżuazyjnej a zwłaszcza jako potrzebę pacjenta do zachowaniaakceptowanego obrazu samegosiebie i w konsekwencji, powstrzymywanie myśli i pożądań, które niebyłyby przyjęte przez burżuazyjne normy moralności.
Terapeuci egzystencjalni widzą ów konflikt bardziejfundamentalnie,w kontekście akceptacji lubodrzucenia przez pacjenta jego własnej potencjalności.
Cały czaspowinniśmy zadawać sobiepytanie; Copowstrzymuje pacjenta przed swobodnym zaakceptowaniem swojej potencjalności?
Możeto być spowodowane moralnością burżuazyjną, ale pociąga też za194
coś więcej: prowadzi bezpośrednio do pytaniastencjalnego o wolność osoby.
Zanim stałosięliwe wypieranie, jednostka miała możliwośćakptacji lub odrzucenia to znaczy musiała posiadaćś margines wolności.
Odrębne jest pytanie, czyi świadoma tej wolności lub czy mogła ją wyar.
iłować.
Nie było takiej potrzeby.
Wypieranie bonaoznacza właśnie uczynienie się nieświadomymności.
Taka jest natura owegodynamizmu.
Dlatetwypieraniealbo negowanie wolności już zakładająbo możliwość.
Chciałbym w tym miejscu podkreśli, że determinizm psychiczny jest zawsze zjawitiem wtórnymi działatylko na ograniczonym obiarze.
Podstawową kwestią pozostaje zatem, jakIsoba odnosi się do swojejwolności, a przede wszystro do ekspresji swoich możliwości.
Wypieraniejestdnymze sposobów takiej relacji.
^ Rozważając pojęcie oporu, powinniśmy postawićtme pytanie:Co czyni możliwym to zjawisko?
Możnaitrzymywać, iżwynika ono z wypracowanego przezlacjenta dążenia, aby zostać wchłoniętym przez Mituelt, aby powrócić do das Mań,do anonimowej masy,i wyrzec się jedynej, pierwotnej możliwości, którą jestE on sam.
Ten "konformizm społeczny" jestgłównąl formą oporu w życiu i nawet zaakceptowanie przez;.
pacjenta teoriii interpretacji przedstawionych przezterapeutę możerównież wyrażaćopór.
Nie chcielibyśmy tutaj zagłębiać się w kwestię,coleży u podstaw tego zjawiska.
Chcemy tylko zademonstrować, żekażdy element rozważań terapeutynad dynamizmami przeniesienia, oporu i wypieraniawnosi coś ważnego do problemu egzystencji.
Terapeuci egzystencjalni widzą je w ich ontologicznychpodstawach.
Każdy sposób zachowania się jest postrzegany i rozumiany w świetleegzystencji pacjenta.

jako człowieka.
Również popędy, libido i inne fenmeny terapeuta zawsze pojmuje w kategoriach potencjalności egzystencji.
DlategoBoss stara się "odrzucić bolesne, intelektualneakrobacje tradycyjne,teorii psychoanalitycznej, które opór uważały za derywat gry jakichś sil lub popędów krających się zanim".
Nie neguje on istnienia sił jako takich,aletwierdzi, że nie mogą być rozumiane jako ,, transformującaenergia" czy wedługdowolnego innego modelunaukprzyrodniczych, lecz tylkojako osobista potentia egzystencji.
"Touwolnienieod zbędnych konstrukcji ułatwia porozumienie pomiędzy lekarzemi pacjentem.
Sprawia także, że znika pseudoopór,który stanowi uzasadnioną obronę osób poddawanych terapii przed naruszeniem ich istoty".
Bosstwierdzi, że dlatego może postępowaćzgodnie z "podstawową zasadą" analizy (a jedynym warunkiemstawianym przez Freuda analiziebyło to, żeby pacjentmówił całkowicie szczerze owszystkim, eo dzieje sięw jego umyśle), ale bardziej efektywnie niż w tradycyjnej psychoanalizie, ponieważ słucha z szacunkiem i traktuje poważnie, bez żadnych zastrzeżeń,treść wypowiedzi pacjenta.
Nie przesiewajejprzezuprzedzenia, nie niszczy przez specjalistyczne interpretacje.
Jest on zainteresowany jak sam twierdzi ujawnieniem ukrytych znaczeń we Freudowskich odkryciach i umieszczeniemich na niezbędnej, obszernej podstawie.
Przekonanie, że odkryciaFreuda muszą byćzrozumiane głębiej niżna zewnętrznym poziomie ich błędnych formuł, Boss uzasadniatym, że Freud nie służył pacjentowi w trakcieanalizyzaledwie za pasywne "zwierciadło",jak się tradycyjnie uważa, ale był "przezroczysty",był środkiem
i medium, poprzez które pacjentwidział samegosiebie.
196
o trzecie, terapia egzystencjalna podkreśla znamię obecności.
Oznacza to, że związek międzyapeutą i pacjentem jest uważany za realny.
Tera[Xta nie jest jedynie nieokreślonym cieniem, alenryrn człowiekiem, któryjest w danej chwili zainteiowany nie swoimi własnymiproblemami, ale zropnieniem i doświadczeniem istoty drugiej osoby, nagte, na ile jest to możliwe.
Zaakcentowaniu ideiecności służyła nasza wcześniejsza dyskusja o funnentalnej egzystencjalnej idei prawdy w relacji?
dzyludzkiej.
Wskazywaliśmy,że prawda egzystengalna zawsze zakłada relację osoby do czegoś lubIpgoś oraz żeterapeuta jestczęścią "pola" relacjirego pacjenta.
Zwróciliśmy uwagę, że drogą doawdziwego zrozumienia pacjentanie jest nawet^szerszy doniegodostęp, ale uczestnictwow tym
olu.
Dla podkreślenia wagi obecności przytoczę kilkaIrcytatów.
Karl Jaspers zauważył: "Cóż tracimy!
Jakie sposobności rozumienia przeoczamy,w każdejt pojedynczej chwilimy, z całą naszą wiedzą tra;cąc prostą doskonałość pełni ludzkiej obecności"3.
W podobny sposób, ale bardziej szczegółowo, piszeBinswanger o psychoterapii, skupiając się naznaczeniu zaangażowania terapeutyw relacjęz pacjentem:
Jeżeli takie [psychoanalityczne] leczenie zawodzi, analitykprzyjmuie, że dany pacjent nie potrafi pokonać swojegooporu wobec lekarza jako na przykład "obrazu ojca".
To, czy analiza zakończy się sukcesem, często nie zależy odtego, czy pacjent w ogóle jestzdolny przezwyciężyć takprzeniesiony obraz ojca,ale od tego, czy konkretny lekarzjest w stanie stworzyć musposobnośćpo temu.
Innymistówy, terapeuta możezostać odrzucony jakoosoba, couniemożliwi nawiązanie szczerego kontaktu i może byćprzeszkodą w przełamaniu "odwiecznie" powracającego ob197.

razu ojca.
Doktryna psychoanalityczna uwikłana w ten
chanizm" i związane z nim mechaniczne powtórzenia je t ejak wiemy również dziwnie ślepa na całościową katee nowości, odpowiedniej kreatywności w każdym momen lężycia psychiki.
Oczywiście, nie zawsze prawdą jest, żeniepowodzenieterapiiwinę ponosi wyłącznie pacjentTlekarz powinien najpierw zadać sobie pytanie, czy nie zau/inil tu on sam.
Nie chodzi mi tutaj o błąd techniczny aleo brak o wiele bardziej fundamentalny,który wynika z niemożliwości wskrzeszenia lubrozniecenia tej świętej "iskry"wpacjencie, którą może przywołać tylko prawdziwe porozumienie między dwiema egzystencjami.
"Iskra" owa posiadawłaściwe jej światło i ciepło,a także fundamentalną siłę.
która sprawia, że terapia działa.
Siłę, która pozwala uwolnićosobę ze ślepej izolacji, z idios kosmos Heraknta, z zaledwiewegetacji w ciele, ze snów, osobistych życzeń, z jej próżności
i oczekiwań,oswobadząjąc ją do życiaw koinonia; prawdziwej społeczności4,
Obecność nie może być mylona zsentymentalnąpostawą wobec pacjenta, ale zależy ona głównie i zasadniczo od tego, jak terapeuta postrzegaczłowieka.
Spotykamy się z kwestią obecności u terapeutówróżnych nawyków i przekonań różnych we wszystkim, z wyjątkiem zasadniczej oceny tego, czy człowiek jest przedmiotem analizy, czy istotą, którą trzeba zrozumieć.
Każdy terapeuta może być egzystencjalistą, bez względu na techniczny trening, jaki przeszedł i wiedzę o przeniesieniu imechanizmach, gdyżzawsze ma możliwość pozostawania w relacji dopa- /cjenta jako "egzystencja komunikująca się zinnąegzystencją", by użyć słów Binswangera.
Siłę taką rposiadałaJak wynika z mojego własnego doświadczę- 'nią, Frieda Fromm-Reichmann.
Często powtarzała: f"Pacjent potrzebujedoświadczenia, nie wyjaśnienia", fZ drugiej strony, Erich Fromm nie tylko akcentuje fobecność, podobnie jakczynił to cytowany już Jaś- F
198
s, ale również uważa ją za główny punkt swojegouczaniapsychoanalizy.
fCarl Rogers jest przykładem osoby, która nie miałaEgdy, o ile mi wiadomo, jako takiego kontaktu z terasą egzystencjalną.
Mimoto jakoterapeuta pozoawił on egzystencjalne świadectwo w swej apologiaro mta sua:
Moja przygoda z terapeutyczną relacją pomiędzy lekarzemi pacjentemro2poczęła się od hipotezy czywiary, żemojeupodobania, przekonania imoje rozumienie wewnętrznegoświata innejosoby muszą prowadzić do znaczącego procesustawaniasię.
Odkryłem tenzwiązek nie jakonaukowiec czylekarz stawiający właśnie diagnozęi leczący, ale jako osobawchodząca w osobisty związek.
Dopóty więc będę postrzegałdrugiego jako przedmiot, dopókibędzie on tylko przedmiotem.
Ryzykuję samym sobą, ponieważ od tego właśnie zależyrozwój relacji.
Jeśli nie rozwinie się ona, nastąpi regresjai zostanę odrzucony przez pacjenta, a wówczaspoczuję, żetracę siebie lub jakąś część siebie.
Czasami ryzyko to jestbardzo poważne i głęboko je odczuwam.
Pozwalamsobie na zanurzenie się w bezpośredniości związku, gdziewładzęabsolutną sprawuje mój organizm, któryodbiera ten związek nie prostoprzez świadomość.
Nie odpowiadam świadomie, w zaplanowany, przewidziany sposób, ale nie zastanawiając się, reaguję na inną jednostkę.
Mojareakcja jest oparta (wsposób nieświadomy) na wrażliwości całego organizmu na inną osobę.
Na takich podstawach przeżywam ten związek5.
Kealna różnica pomiędzy Rogersem a terapeutamiegzystencjalnymi polega między innymi na tym, żewiększość prac Rogersa bazowała na relatywnie krótkich relacjach terapeutycznych, natomiastprace tychdrugich zakładają generalnie długoterminowość.
Czasami punktwidzenia Rogersa jest naiwnie optymistyczny, podczas gdy w egzystencjalizmie wskazuje
199.

się raczej na tragi czny kryzys życia itd.
Jednakżznacząca pozostaje podstawowaidea Rogersa, że terapia jest procesem stawania się", że liczą się przedewszystkim wolność i rozwój wewnętrzny jednostkiSłowem, w pracach Rogersa implicite zawarte jestprzekonanie o godności osoby.
Wszystkie te idee są
bardzo bliskie egzystencjalistycznemu dążeniu do poznania człowieka.
Zanim zakończymy rozważania na temat obecności,musimy poczynić trzy zastrzeżenia.
Po pierwsze, podkreślenie znaczeniarelacji nie może prowadzićdouproszczeń albo skrótów.
Relacja nie jest substytutem dyscypliny czy sumiennego treningu.
Kładąc nanią nacisk, sytuujemy działania terapeutycznew ichkontekście, mianowicie w ich skierowaniu nazrozumienie istoty ludzkiej jako osoby.
W takim przypadku terapeuta przyjmuje odpowiedzialność eksperta.
Jeśli jednak nie jest on przede wszystkim człowiekiem, jego diagnozy będą niestosowne i prawdopodobnie szkodliwe.
Szczególny charakteregzystencjalnych działań polega na tym, że możliwośćzrozumienia człowieka nie jest w nich traktowanajako "dar",intuicja czy dzieło przypadku.
Jest ono wynikiem,,właściwego studium człowieka", mówiąc słowamiAlexandra Pope'a, istaje się absolutnym centrumzainteresowania nauki w szerokimsensie tego słowa.
Analitycyegzystencjalni postępują tak samo ze strukturą ludzkiej egzystencji, jak Freud ze strukturąnieświadomości.
Strukturę egzystencji wyłączająspod panowania przypadkowego daru wyjątkowejintuicji jednostki i akceptują ją jako możliwy dopoznaniaobszar eksploracji i rozumienia.
Po drugie,akcentowanierealnej obecności nie wystarcza, aby właściwie rozumieć znaczącą prawdę,zawartą w koncepcji przeniesienia Freuda.
Każdego
200
nią doświadczamy, że pacjencia także mywszycy zachowują się wobec terapeuty,żony czy mężaak, jak gdybybyli oni dla nich ojcem,matką lub kimśównie znaczącym.
Zrozumienie tegoma decydująceaiaczenie dla terapii.
Terapia egzystencjalna osadziłaBideę "przeniesienia" w nowym kontekście kontekście wydarzenia pojawiającego się wprawdziwymgawiązku pomiędzy dwojgiem ludzi.
Prawie wszystko,jco podczas wizyty czyni pacjent, będący vis-a-vis^terapeuty, zawiera w sobie jakiś element przeniesie nią.
Jednaknie wszystko jest "tylko przeniesieniem"?
i dlategonie może być wyjaśniane pacjentowi tak, jak\ objaśnia się kwestie arytmetyczne.
Idea "przeniesie'; nią" często bywa używanajako wygodny ekranlochronny, zaktórym ukrywają sięzarówno pacjent,E jak i terapeuta, po to, aby w czasie bezpośredniegokontaktu zapobiec sytuacjom wywołującym lęk.
Dlatego sam sobie tłumaczę, szczególnie gdy jestem zmęczony, że pacjentka oczekuje bardzodużo, ponieważpragniedowieść sobie, żemoże spowodować, iż miłość ojca do niej stanie się faktem, który przyniesie jejulgę.
Jednak istoty jejzachowaniawobec mnie wdanym momencie i powodów, dla jakich pojawiło sięono w chwili skrzyżowania sięnaszychegzystencji,nie da sięwyczerpującowyjaśnićprzez opis jej relacjiz ojcem.
Pomijając wpływ nieświadomego determinizmu, który jest prawdą w ograniczonym zakresie ona sama zdecydowała, aby wtaki sposób się zachować wtymoto szczególnym momencie.
Co więcej,jedyna rzecz, którąmogła uchwycićpacjentka iktóra ostatecznie czyni możliwąjej przemianę topełnei głębokiedoświadczenie, że znajduje się onai działa wobec prawdziwejosoby, wobec mnie samego, w tej właśnierzeczywistej chwili6.
Ten aspektpoczucia czasu podczas terapii, który szczególniezo201.

f
l
^ja^s6 ^Sr^-re:!
ojcieczwrócą na ' ' gdy nie morfa a płaka^
si.d^^.
sf^"^^^^s^^s?
^^T.T^^SI^^.
,,, j
^^^=sss?
ss:?
S^SS^S.
^-^?;- j
^^^S^ss J
j
cjenteni.
Teranc ^wolneconii w ^ą- B
s's3sf-^%^".
- F
^ss^?
"^2^ r'-Ks^a^",-"s, (
202 zwa} -akuszerką"' f
upełnie realnie "istniejącą w danejchwili", ale istniejącą w określonym celu, jakim jest pomoc drugiejEosobie w narodzinach czegoś wewnątrz niej samej.
j Czwarty, praktyczny wniosekdla technik stosowa nych w analizie egzystencjalnej wypływabezpośredt; nio z naszych rozważań o obecności.
Terapia będzie próbą"przeanalizowania" tych sposobówzachowac nią, które niszcząobecność.
Terapeuta ze swej strony; musi stać się świadomym wszystkiego, cohamuje( w nim pełnię obecności.
Nie wiem,w jakim kontekście Freud zauważał, że woli, aby pacjenci kładlisięna kozetce, ponieważ nie wytrzymałby bycia obserwowanym przez dziewięć godzin w ciągu dnia.
Tooczywiście prawda, że każdy terapeuta którego celjesttrudny i wymagający najwyższego poświęceniajest w wielumomentach swej pracy kuszony, abyróżnymi sposobami obejść niepokój i potencjalny dyskomfort konfrontacji.
Wcześniej opisaliśmyfakt, żeprawdziwa konfrontacja pomiędzy dwiema osobamimoże być przyczyną powstania lęku.
Nie ma więc niczaskakującego w tym, że uciekamy się do wygodniejszej ochrony siebie samych, myśląc o tym drugimtylko jako o "pacjencie" alboskupiając się tylko napewnych mechanizmach zachowań.
Techniczne spojrzenie na drugąosobęjest być może najbardziejporęcznym i wygodnym dla terapeuty wybiegiem,który ma zredukować lęk.
Motywuje się to założeniem, że terapeuta jest ekspertem.
Jednak technikanie może byćużywana jako sposób blokowania obecności.
Jeśli terapeuta zauważy, iż jego reakcje sąnienaturalne isformalizowane, musi postawić sobiepytanie, czy przypadkiem nie próbuje uciec od jakiegoś lęku iczy w efekcie nie traci czegoś egzystencjalnie istotnego w relacji.
Sytuacja terapeuty przypomina położenie artysty, który spędził wiele latuporząd.

kowanych studiów, ucząc się technik.
Wie on jednakze jeśli myśli o technice zajmą go w trakcie procesumalowania, utraci w tym samym momencie swą wizję.
Procestwórczy, który powinienzaabsorbować gocałkowicie, transcendujący pozapodziałnapodmiot-przedmiot, ulegnie czasowemu załamaniu, artysta zaś oddzielony od przedmiotu będzie nim manipulował.
Kolejne zagadnienie wiąże się z celem procesuterapeutycznego.
Zamiarem terapii jest to, aby pacjent doświadczył swej egzystencji jako czegoś rzeczywistego, aby stałsię jak najpełniejświadomym swejegzystencji.
Świadomość ta zawierarównież poznanieswojej potencjalności oraz pozwalauzyskaćzdolnośćdziałania na jej podstawie.
Neurotyk charakteryzujesię tym, że jego egzystencja stała się "mroczna", jakmówią o tym analitycy egzystencjalni, zamglona.
Łatwo poddaje się zagrożeniu i przenikają ciemność:niedaje żadnych podstaw do działania.
Zadaniem terapiijest rozświetlenie tej egzystencji.
Neurotykjest przeniknięty skupianiem się na Umwelt, zapominając jednocześnie o Eigenwelt.
W czasie terapii, gdy Eigenweltstajesię dlaniego rzeczywisty, pacjent ma skłonnośćdo doświadczania Eigenwelt terapeuty znacznie silniej niż swego własnego.
Binswanger podkreśla,żeprzed taką tendencją trzeba się bronić, gdyż terapianie może stać się siłą miotającą się pomiędzy dwomaEigenwelten.
Funkcją terapeuty jest być-tu (zewszystkimikonotacjamiDasein),być obecnym w relacji,
podczas gdy pacjent odnajduje się i uczy się przezywać swój własnyEigenwelt.
Pewne zdarzenie z mojej praktyki może posłużyć tuza przykład egzystencjalnego podejścia do pacjenta.
Gdy osoba ta wchodziła do gabinetu, często czułemw sobie impuls, by zapytać nie: "Jak się czujesz?
" ale204
E"Gdzie jesteś?
" Różnica pomiędzy tymi pytaniami "nawet gdybym żadnego z nich nie zadał głośno t wskazuje na to, czego oczekiwałem.
Gdy doświad czałem pacjenta w trakcie spotkania, chciałem wieE dzieć nie tylko, co czuje,aleraczej gdzie jest.
Toi; "gdzie" obejmowało jego uczucia,a także dużo wię[ cej.
Czy jest on rozkojarzony, czy w pełni obecny, czyjest nakierowany namniei swojeproblemy, czyoddalony od jednego i drugiego?
Czyucieka od lęku?
Czy wyjątkowauprzejmość i pozorny zapał w odsłanianiu problemów mają spowodować, bym wybaczył mu niektóre jego wybiegi, gdy będzie opowiadało swojej dziewczynie, o której mówiłwczoraj?
Długomożna by jeszcze wyliczać.
Stałem sięświadomy wagipytania ,,gdziepacjent jest",zanim szczegółowo poznałem prace terapeutówegzystencjalnych.
Wskazuje to na spontaniczność postawy egzystencjalnej.
Jest ona następstwem interpretowania możliwego nie tylko dla egzystencjalnej odmianyterapii, alei dla innych mechanizmów lub dynamizmów zawsze w kontekście uzyskiwania przez jednostkę świadomości swej egzystencji.
Jedynietak rozumianydynamizm staje się dla pacjenta czymś realnym, uderza go.
W innej sytuacji mógłby z powodzeniem jakzresztą czyni todzisiaj wielu pacjentów czytaćo nim w książce.
Trzeba szczególnie podkreślić znaczenie tego momentu, ponieważ problemwielu pacjentów polega właśnie na tym,że myślą oni i mówiąo sobie w kategoriach mechanizmów.
Jest to sposóbdobrze wykształconych ludzi kultury dwudziestegowieku na ucieczkę od konieczności konfrontacji zeswą własną egzystencją.
Jestto ich metoda tłumieniaświadomości ontologicznej.
Trzebadodać, że dziejesię to pod hasłem bycia "obiektywnym" wobec siebiesamego.
Czy zasada ta stosowana zarówno w terapii,
205.

jak i w życiu, nie jest usystematyzowanym, częstokulturowo akceptowalnym sposobem racjonalizacjioderwania osoby od samej siebie?
Nawet przyczynapodjęcia terapii może się tylko do tego sprowadzićznaleźć możliwydo zaakceptowania system, w którym będęmógł myśleć o sobie jak o mechanizmiektóry rządzi się takimi samymi prawami jak silniksamochodu, i który po terapii będzie działać z powodzeniem.
Jeżeli założymy, a mamyku temu powody,żefundamentalny proces neurotycznyw naszychczasach polega na wypieraniu sensu ontologicznegonautracie sensu bycia wraz ze zmniejszeniem sięświadomości i brakiemwypełniania możliwości, które są jego manifestacją dotrzemy wówczas bezpośrednio do nerwicy pacjenta w takim samym sensie,w jakim uczymy go nowych sposobów myślenia o sobie samym jako o mechanizmie.
Jest to tylko jednaz możliwychilustracji tego, jak psychoterapia możeukazać rozbicie kultury i strukturalizację nerwicy,zamiast leczyć.
Próba pomocy pacjentowi z problemami seksualnymi wyłącznie poprzez wyjaśnieniemu ichjako mechanizmów, przypomina uczenie rolnika nawadniania w czasie, gdy lejedeszcz.
W tym miejscupojawia siękilka pytań dotyczącychcharakteru ,,leczenia" w psychoterapii.
Zakłada ona,że zadaniem terapeuty nie jest "leczenie" symptomów neurozy u pacjenta, chociaż większośćludzipodejmuje terapię w takim celu.
Motywacja, jaką siękierują, jest w rzeczywistości odbiciem ich problemów.
Terapia bowiem koncentruje się na czymś bardziej fundamentalnym chce pomóc pacjentowidoświadczyć jego egzystencji wszelkiezaś zwalczanie symptomów powinno być wyłącznie tego wynikiem.
Główna idea "leczenia" czyli osiągnięciemożliwie największego stopnia przystosowania jest
206
[.zupełnym zaprzeczeniemDasein, pojedynczego, szcze górnego bycia danego pacjenta.
Sposób leczenia, który polega na przystosowaniu, na zdobyciu umiejętnościt dostosowania się do kultury, może przeważyć wtedy,:gdy nacisk kładziony jest na techniczną stronę terapii.
' Głównym motywemkultury jest bowiem życie jedno;stki w sposób wyliczony, kontrolowany itechniczniedobrze zorganizowany.
Pacjent zaakceptuje wówczaszamknięty świat, pozbawionykonfliktów, ponieważodtąd jego świat jest identyczny z kulturą.
A ponieważwolność przychodzi wyłącznie wrazz lękiem, pacjentnaturalnie przezwycięża swój lęk; jest uwolnionyodobjawów, ponieważ utracił możliwości, które wywoływały w nim lęk.
Jest to sposób "leczenia" poprzezodrzucanie bycia, oddalenie swej egzystencji, przezzamykaniesię, odgrodzenie od egzystencji.
Z tegopowodu psychoterapeuta zostaje pośrednikiem kultury, którego szczególnymzadaniem jest przystosowywanie do niej ludzi.
Psychoterapia staje się bardziejwyrazem rozbicia czasów niż działaniem, które możeje pokonać.
Powyżej wskazywaliśmy na wyraźne odniesienia historyczne, które potwierdzają istnienie podobnych tendencji wróżnych nurtach psychoterapii.
Zwróciliśmy też uwagę na historyczne prawdopodobieństwa ich wzrostu.
Pojawia się tuoczywiście pytanie, jak długo można czerpać korzyści z uwolnienia sięod konfliktówprzez wyrzeczenie się swegobycia,unikając narodzin ukrytej beznadziei w jednostkachi grupach, resentymentu, którypóźniej wybuchnieautodestrukcją.
Dlategohistoria stale powtarza, żeprędzej czy później ludzkie pragnienie wolności spełnisię.
Naszą obecną sytuacjęhistoryczną komplikujedodatkowo to, że kultura samaskonstruowana jestwokół idei doskonałego technicznego wyregulowaniai wbudowanych jest w nią wiele mechanizmów, wywo207.

łujących stan, który przychodzi wraz z używaniemjednostki jak maszyny, która niekiedy może się psuć
Jednakżez drugiej strony, termin ,,leczenie" możebyć rozumiany w głębszym i prawdziwszym znaczeniu, jako stawanie się zorientowanym na wypełnienieswojej egzystencji.
Może sięw nim również zawieraćefekt dodatkowy, jakim jest wyleczenie objawów oczywiścieoczekujemy tego,nawet jeśli będziemyutrzymywali, że nie to jest głównym celem terapii.
Najważniejsze jednak jest odkrywaniebycia przezjednostkę, odkrywanie Dasein.
Kolejną cechą, którawyróżnia proces terapii egzystencjalnej, jest jej podkreślenie zaangażowania.
Omówiliśmy je wstępnie we wcześniejszych rozważaniach dotyczącychideiKierkegaarda,że ,,prawdaistnieje tylko wtedy, gdy jednostka tworzy jawdziałaniu".
Znaczeniezaangażowania nie polega na tym,że jest onobliżej nie sprecyzowanym dobrem, zalecanym przezetykę.
Stanowi ono warunek koniecznydotarcia do prawdy.
Doszliśmy dorozstrzygającego punktu, który, jaksadzę, nigdynie był w pełni brany pod uwagę w literaturze psychoterapeutycznej, mianowicie, że decyzja poprzedzawiedzę.
Zwykle pracowaliśmy,opierając się na stwierdzeniu, że gdy pacjentzdobędzie więcej wiedzy o sobie i wejrzy w siebie samego, tobędzie w staniepodejmować właściwe decyzje.
Jednakto tylko połowa prawdy.
Nie dostrzegano zwykledrugiej jejczęści, czyli tej, że pacjent nie może pozwolić sobie na wgląd w siebie lub wiedzę o sobie,dopóki nie będzie gotowy podejmowaćdecyzji, czylinie zorientuje się decyzyjnie wobec życia i nie dokonawstępnych rozstrzygnięć z nim związanych.
Rozumiemy tu słowo "decyzja" nie w sensiepodjęcia nieodwracalnego kroku,jak choćby zawarcia
208
małżeństwa czy wstąpienia doLegii Cudzoziemskiej.
Sama możliwośćalbo gotowość do podejmowaniatakich "kroków" jest nieodzownymwarunkiemorientacji decyzyjnej, ale wielki skok sam w sobiewydaje się czymś odległym, ponieważ jest oparty namałych wyborach czynionych stale.
Innymi słowy,nagła decyzjajest wynikiem nieświadomego procesu,postępującego odruchowo w nieświadomości ażdochwili, kiedy wybucha, jak choćby w wypadku "nawrócenia".
Używamy tu słowa "decyzja" w znaczeniupostawy wyboru wobec egzystencji, postawy zaangażowania.
Z tego powodu wiedza i wglądwynikająraczej z decyzjiniż odwrotnie.
Znane są przypadki,wktórych pacjent uświadamia sobie weśnie, żezwierzchnik wyzyskuje go i następnego dnia ów pacjent postanawia porzucić pracę.
Jednak równieżznaczące chociaż zwykle nie brane poduwagęz powodu niezgodności z powszechną ideą przyczynowości są przypadki, gdy pacjent nie może śnić,dopóki nie podejmie decyzji.
Na przykład dopiero poodejściu z pracymożepozwolić sobie na zobaczeniewe śnie,żeprzez cały czas był wyzyskiwanyprzez
swego szefa.
Możnaz tego wyciągnąć jeszcze jeden dodatkowywniosek.
Zauważmy, że pacjentnie mógłodtworzyćtego, co było ważnei znaczące w jego przeszłości, domomentu, gdy stał się gotowy decydować o przyszłości.
Pamięć nie pracuje na prostej zasadzie odtwarzaniatego, co jest w niej zapisane, ale na podstawieczyichś przesądzeń co do teraźniejszości i przyszłości.
Często mówisię, że czyjaś przeszłość determinuje jegoteraźniejszość i przyszłość.
Podkreślamy w tymmiejscu, że teraźniejszość i przyszłość osoby tojakangażuje się ona wegzystencję w każdej chwili determinuje również jej przeszłość.
Warunkuje sposób,
209.

w jaki może ona odtworzyć swą przeszłość, którefragmenty z przeszłości wypiera (świadomie lub nieświadomie) dla określenia swej teraźniejszości.
W tensposób działa szczególna Gestalt przeszłości jednostki
Zaangażowanie jest czymś więcej niż czystą świadomością czy zjawiskiemwoluntarystycznym.
Jestono również obecne na tak zwanych "nieświadomych" poziomach.
Na przykład gdyjednostce brakuje tegorodzaju zaangażowania, jej sny mogą być stałepłaskie, zubożone.
Jednak jeśli obierze nastawieniedecyzyjne wobec siebie i swego życia, wtedy zwyklejej sny przejmują twórczy proces badania, modelowania i formowania jej ku przyszłości, lub co jest tymsamym z neurotycznego punktu widzenia przeciwnie: działają tak, aby tego uniknąć, zastąpić przez coś
innego,ukryć.
Istotne jest, że wynik zawsze jest tensam.
Biorąc pod uwagę,iż celem naszym jest pomócpacjentowi wrozwoju nastawienia ku zaangażowaniu, powinniśmy najpierw podkreślić,że terapia egzystencjalnanie jest tym samym co aktywizm.
Niejest też ,,drogą na skróty",pochopnym skokiem,ponieważ działanie może byćłatwiejsze i może znacznieszybciej uciszyć lęk niż późniejszy, mozolny proces badania siebie.
Zaangażowanie oznacza raczejpostawę Dasein, samoświadomego bycia pojmującegopoważnie swąegzystencję.
W momencie zaangażowania i decydowania dychotomia pomiędzybyciempodmiotu i przedmiotu zostaje zastąpiona przezgotowośćdo działania w jedności.
Gdy pacjent dyskutuje odintermmum na dany temat, który nie wywołujew nimnajmniejszegowstrząsuani nie jest dla niegonawetrealny, terapeuta pyta, jakie znaczenie egzystencjalne ma dlaniego ta rozmowa?
Rozmowa sama w sobiemoże służyć ukrywaniu rzeczywistości,
210
aracjonalizowanej zazwyczaj pod postacią idei bezstronnego badania danych.
Mówi się zwykle,że paqent przełamuje się dzięki rozmowie wtedy, gdypoczucie lęku, wewnętrznego cierpieniaczy zewnętrznego zagrożenia wstrząśnienim tak, że doprowadzido zaangażowania i odczuje on potrzebę pomocy.
Rozmowa daje mu jednocześnie konieczny bodziec doprzejścia przezbolesny proces odkrywania iluzji, dowewnętrznej przemiany i wzrostu.
Prawdąjest,żezdarza się to tylko niekiedy.
Terapeuta egzystencjalny może pomóc pacjentowi wchłonąć prawdziwywpływtakiegodoświadczenia, pomagając mu rozI winąć zdolność skupienia i ciszy, które są innymi'i formami porozumienia.
Może to wefekcie zapobiect wykorzystywaniu ciągłego mówienia do przezwyciężania wstrząsającej siły spotkania ze swoim wnętrzem.
W zasadzie nie sądzę, aby właściwe było ,,czyhanie",aż lęk się pojawi.
Jeżeli przyjmiemy, że zaangażowanie pacjenta zależy od tego, czy został on pobudzonyprzez zewnętrzny lub wewnętrzny ból, to staniemywobec kilkutrudnych dylematów.
Albo terapia ,,wyznacza moment" pojawienia się bólulublęku, albomy samigo wywołujemy (co byłoby niewłaściwympostępowaniem).
Wtedy każde ukojenie i uciszenielęku doświadczanego przez pacjentaw trakcie terapiimoże przeszkadzać jego zaangażowaniu się w dalszeleczenie oraz spowodować opóźnienie izwłokę.
Zaangażowanie musi powstać w oparciu o bardziejpozytywne podstawy.
Dlatego powinniśmy znaleźćodpowiedźnapytanie: Co zaszło, że pacjentnie znalazł żadnego punktu w swejegzystencji, w którymógłby się bezwarunkowo zaangażować?
We wcześniejszych rozważaniach o nicości i śmierci wykazałem, że każdyczłowiekciągle staje wobec groźbynieistnienia, jeśli tylko dopuści ją do siebie i rozpozna.
211.

Zasadniczy jest tu symbol śmierci, choć groźba destrukcji istnienia jest obecna w tysiącu różnych formTerapeuta oddaje pacjentowi złą przysługę, jeśli odsuwa od niego świadomość możliwości przegraniai utraty jego egzystencji i że być może dzieje się towłaśnie w tym momencie.
Jest to szczególnie ważnymoment, ponieważ pacjenci mają skłonność do noszenia w sobie niewyartykułowanej wiarypowiązanejbez wątpienia z dziecięcymi przekonaniami o wszechmocy rodziców żeterapeuta nabierze przekonania,iż nic złego się z nimi nie dzieje i dlatego nie mapotrzeby, aby poważnie traktowali swą egzystencję.
W wielu terapiach przeważa tendencja do uciszanialęku, rozpaczy i tragicznych aspektówżycia.
A jednak prawdą jest ogólna zasada,że musimy wywołaćlęk dlatego,iż wcześniejgo stłumiliśmy.
Egzystencjalny wymiar terapii pozwalana konfrontację pacjenta z tragicznymi realiami kryzysów wywoływanychprzez samo życie.
Pacjent mógłbynaprawdę zniszczyć siebie, jeśli taki byłby jego wybór.
Terapeuta niemoże traktować jegodecyzji jako prostestwierdzeniefaktu, nie może jej lekceważyć.
Symbol samobójstwajako możliwości ma pozytywne znaczenie sięgającebardzo głęboko.
Nietzsche zauważył kiedyś, że myśliosamobójstwie uratowały życie wielu osobom.
Wątpię, czy traktuje swe życie z całkowitą powagą ktoś,ktonie zdaje sobie sprawy ztego, że rzeczywiście l
dysponuje taką wewnętrznąsiłą, bymóc siebieunice- j
stwić".
Śmierć, wkażdym z jej aspektów, jestfaktem,który teraźniejszości nadaje wartość absolutną.
Jedenzmyślicieliwyraził to w sposób następujący: "Wiemtylko dwie rzeczy to, że kiedyś umrę i to, że terazżyję.
Jedyna niewiadoma dotyczy tego, co mam robićpomiędzy tymi dwoma punktami".
Nie możemy się212
tjużzagłębiać w szczegóły,niemniej warto jeszcze raz
p podkreślić,żeistotą egzystencjalizmu jest poważne
podejście do egzystencji.
Zakończymynasze rozważania dwoma zastrzeżeniami.
Po pierwsze, trzeba wspomnieć oniebezpie czeństwie generalizacji, które kryje się w nurcie egzystencjalnym.
Byłoby naprawdę wielką szkodą, gdyby idee egzystencjalizmu były dyskutowane przezterapeutów w oderwaniu od ich konkretnego, prawdziwegoznaczenia.
Dlatego musimy pamiętać, że
istnieje pokusa zagubienia sięw słowach iutraty tejskomplikowanej dziedziny, w której działa terapiaegzystencjalna.
Można jąoczywiście zobiektywizować filozoficznie czy ująć jako samodzielną technikę.
Szczególnie należy się bronić przedtraktowaniemegzystencjalnychkoncepcji jako intelektualnychabstrakcji ponieważ odnoszą się do samego centrumrzeczywistości jednostki, mogłoby się zdawać, że tworząc ją, obcujemy już z samą rzeczywistością.
Niektórzy z czytelników mogli odnieść wrażenie, że mniesamemu nie do końca udało się oprzeć tej pokusie.
Mógłbym się bronić, twierdząc,że zbyt mało miałemmiejsca, by wyjaśnićwszystkie złożoności nie załatwia to jednakistoty problemu.
Ważniejszejest, żeruch egzystencjalny w Ameryce staje się wpływowy co kiedyśprzyniesie owocejego zaś stronnicypowinnitrwać na straży,aby nie używano ich idei,podporządkowującje intelektualnym abstrakcjom.
Dla tych powodówterapeuci egzystencjalnipoświęcają wiele uwagi wyjaśnianiu ekspresji słownej pacjenta,podkreślając przy tym konieczność stałegodostrzegania związku pomiędzy werbalizowaniemi działaniem.
"Logos musi mieć ciało".
Ważne jest,aby istnieć w egzystencji.
Drugiezastrzeżenie odnosisię do stanowiska egzy.

stencjalizmu wobec nieświadomości.
Z zasady większość analityków egzystencjalnych odrzuca jej ideęPodkreślają oni wszystkie logiczne i psychologicznetrudności związane z koncepcją nieświadomości i występują przeciwko dzieleniu bycia na dwie części.
Toco nazywa się nieświadomym utrzymują jestciągle częściądanej jednostki;bycie, w każdym pojedynczym przypadku, jest w swej istocieniepodzielne.
Trzeba jednak powiedzieć, ze koncepcja nieświadomości była jednym z najbardziej znanych modeliracjonalizujących zachowanie, pozwalających naucieczkę od realności mojej egzystencji, tak jakbymoje czyny wypływały spoza mnie.
(Człowiek mówipotocznie:,,Zrobiłem tonieświadomie".
) Analitycyegzystencjalni słusznie w mojej ocenie krytykują teorięnieświadomości jako rezerwuar, z któregomożna wyprowadzać każdą deterministyczną koncepcję.
Jednak jest to "najniższy" poziomrozumienianieświadomości.
Utrzymując zastrzeżenia wobec niej,nie powinniśmy zapominaćo wielkim historycznymznaczeniu, jakie miało odkrycie przez Freuda tejsferyczłowieka.
Jego do dziś aktualne dzieło doprowadziłodo poszerzenia osobowości ludzkiej poza akty prostego woluntaryzmu i poza racjonalizm wiktoriańskiego człowieka.
Freud włączył w tę poszerzonąsferę, "głębię" czyli to,co irracjonalne, co częstonazywamy wypartymi, wrogimi i nieakceptowalnymipopędami, zapomnianymi aspektamidoświadczenia,ad infinitum.
Symbolem tegobezkresnego rozszerzenia dominium osobowościbyła ,,nieświadomość".
Nie chciałbym tu rozpoczynać złożonychrozważańnad ideą nieświadomości.
Pragnę tylkozasugerowaćpewien punkt widzenia.
Nie możemy pojmować nieświadomości jako carte blanche, w jej mrocznej i zubożonej formie.
Jednak niewolno namzatracić dale214
ko sięgającego poszerzenia osobowości, co oznaczaakceptację idei nieświadomości.
Binswanger zauważa, że terapia egzystencjalna nie może pomijać sferynieświadomej.
Określiłbym to inaczej: bycie jest niepodzielne, nieświadomośćzaś jest częścią każdegokonkretnego bycia.
Teoria mrocznej nieświadomościjestlogicznie wadliwa i praktycznieniekon^tmktyna, ale odkrycie to mianowicie rad^KaiHe^lszerzenie zakresu bycia jest wielkin/osiągnięcSnaszych czasów i nie możemy go zatrateic.
PRZYPISY
zm
1 Głównym wyjątkiem jest wspaniała książka I.
Yałoma, Existentzal Psychotherapy, New York 1980, która w całości jest poświęcona technikom.
Jednak czytelnik nie znajduje w niej ścisłychinstrukcjijak postępować w konkretnych przypadkach,ale rozważania o różnych sposobach pracyterapeutów ipropozycje możliwości rozwiązywaniadanych sytuacji.
2 Sam termin "analizowany" doskonale oddaje istotę problemu.
Pacjent jednak może i powinien wyjśćpoza rozważanie semantycznych zawiłości i wyrażanie sprzeciwu wobec słowa "analiza", gdyuświadomi sobie, że idea "bycia analizowanym" czyni z niegoobiekt,"nad którym się pracuje".
Egzystencjalna psychoanalizaposługuje się jednak tym słowem częściowo dlatego, że stało się onostandardem w psychologu głębi, a częściowo dlatego, że samamyślegzystencjalna (jaka pojawiła się po Heideggerze) jest "analiząrzeczywistości".
Termin ten jest odbiciem tendencji całej naszejkultury, nazywanej "Wiekiem Analizy".
Chociaż mnie samego niedo końca onsatysfakcjonuje, sądzę, że określenie "egzystencjalnaanaliza" jest mimowszystko prostsze niż "egzystencjalna i fenomenologiczna psychiatria i psychologia".
3 Cytowany przez U.
Soimemanna w książce Existence andTherapy, New York 1954.
Była ona pierwszą w języku angielskimpracą, przedstawiającą teorię egzystencjalną i do dziś zawiera wieleużytecznych informacji.
Tym większa szkoda,że została napisananiekomunikatywnym językiem.
Cytowane przez Sonnemanna, op.
cit.
, s. 255.

5 C. R.
Rogers, Persons OT Science?
A PhilosophicalQuestion"American Psychologist" 1955, nr 10.
B Ten moment podkreślają fenomenolodzy mianowicie pełnawiedza o tym, co robimy, odczuwanie x doświadczanie tego całymswoim jestestwem jest ważniejsze od wiedzy "dlaczego".
Jeżelibędziemy wiedzieli "co", wiedzao"dlaczego" pojawi się samaprzez się- Przejawy tego stanu rzeczy często można spotkaćw psychoterapii.
Pacjent może mieć tylko mgliste pojęcie o przyczynieswego zachowania,ale wmiarę jakpoznaje i doświadcza różnychjego aspektów i faz, przyczyna staje się dla niego jasna sama przezsię i pacjent rozumie, co czyni.
Prezentowanetu podejście doproblemu ma także duże znaczenie kulturowe.
Czy stawiane ciąglew naszej kulturze pytanie"dlaczego?
" nie doprowadziło doznanegonam już podziału naszej osobowości, z którym teraz sięborykamy?
Być może, gdybyśmy pytali bardziejporuszające i twórczo "co?
", uniknęlibyśmy takich skutków.
Zajęcie się przyczynowością i funkcjonalnością charakteryzuje współczesną kulturęzachodnią ioddziela nas od prawdziwego doświadczenia znaczniebardziej,niż zdajemy sobie z tego sprawę.
Pytając"dlaczego",pragniemyuzyskać władzę nad jakimś fenomenem, zgodnie zpowiedzeniem Bacona "Wiedzajestwładzą", a zwłaszcza wiedza
o naturze jest sprawowaniem nad niąwładzy.
Pytając "co",uczestniczymyw zjawiskach.
7 Definiujemy to również jako "czas egzystencjalny" czas,który jest potrzebny, aby coś stałosię realne.
Może to nastąpićnatychmiast lub wymagać godziny rozmowy bądź chwiliciszy.
Każdyjednak przypadek poczucia czasu terapeuta powinien interpretować nie w oparciuo negatywne kryteria (pytając,ile pacjentmoże zaakceptować?
), ale w oparciu o pozytywne kryterium (pytając, czy dla pacjenta stało sięto już realne).
Tak jakw omawianymprzykładzie ważne było, czy to, jak zachowywała się wobec terapeuty pacjentka, było przez nią wystarczająco ostro i żywo doświadczane, tak że badana przeszłość stalą się realna, co dałoimpuls i silę do zmian.
8 Nie mówimy tu o kwestii praktycznej; co robić, gdy pacjent jestfateilycznie zagrożony przez samobójstwo.
Problem tenwprowadzanoweelementy i rodziodrębnepytanie.
Świadomość posiadaniaświadomości, o której mowa, jest czymśinnym niż przygniatającai ciągła depresja z powtarzającymi się atakami autódestruktywnych impulsów, przez które samoświadomość nie może sięprzedrzeć.
SPIS TKESCI
Wprowadzenie .
Część pierwsza Zasady .
I. Podstawy psychoterapii .
D,. Przypadek pani Hutchens .
Część druga Podłoże kulturowe .
III. Początki i znaczenie psychologii egzystencjalnej , .
.IV.
Jak egzystencjalizm i psychoanaliza wyrosły z tejsamejsytuacji kulturowej .
V, Kierkegaard, Nietzsche i Freud .
Część trzecia Zasługi dla terapii .
VI. Być i niebyć .
VII. Onkologiczny lęk i wina .
VIII.
Bycie w świecie .
4IX. Trzy aspekty świata .
X. Oczasie i historii .
XI. Transcendowanie zastanejsytuacji .
XII. W trosce o techniki terapeutyczne .

Demitri F.
Papolos, Janice Papolos
Przezwyciężyć depresję
Przekład: Grażyna Brelik, Wislawa Grabarczyk
Niezastąpione źródło wiedzy dla pacjentów(i ich rodzin) cierpiących na różnego rodzajugłębokie depresje.
Książka obala liczne mityiwyjaśnia wiele niewiadomych związanychz problemem zmienności nastrojów.
Autorzywyjaśniają nie tylko symptomy depresyjnychschorzeń, ale również pokazują, jak żyć z chorobą poprzez omówienie poszczególnych przypadków, proponując określone terapie.
Książkaprzedstawia również najnowszeteorie tłumaczące przyczyny zaburzeń osobowościowychorazostatnie odkrycia w dziedzinie leków antydepresyjnych.
Zaletą książki jest również to, iż skierowana jest nie tylko dosamego chorego, alerównież do jego rodziny.

Erich Fromm
Kryzys psychoanalizy
Przekład: Wojsław Brydak
Kryzys psychoanalizy to zbiór znakomitychesejów, w których Fromm rozbudowuje i poszerza teorię Freuda poprzez włączenie w zakrespodejmowanych problemów zagadnień procesów społecznych i etyki.
Istota tej książki polegana uwypukleniu doniosłości autorytetu matkii ojca,który stanowi główny problem konfliktówwe współczesnej rodzinie, a związanyjest z podkreślanymprzez Freudakompleksem Edypa.
Myśl Frommadotyczy również terapii, którama pomóc ludziom w dostosowaniu się do życiawe współczesnym, pełnym gwałtownych przemian społeczeństwie.
Kryzys psychoanalizywyraża pragnienie, znane z poprzednichdziełtego autora,radykalnej,"psychoanalitycznej"rewolucji, która zmieniłaby całkowicie postrzeganie świata przez człowieka.
SERIA ZWODNIKIEM
BIBLIOTEKA NOWEJ MYŚLI
Zbliża sięnowe stulecie, a także nowe tysiąclecie.
W takich przełomowych momentachwszyscy spodziewają się generalnych zmian: w psychice ludzkiej, w kulturze, nauce, religii,a nawet w ekonomii.
Seria z Wodnikiem oferuje polskiemu czytelnikowi książki, które pozwalają dotych zmiansię przygotować, które ukazują nowe perspektywy stojące przed ludzkościąi dają możliwośćzrozumienia i zinterpretowania na nowo sytuacjiczłowieka w świecie, który go otacza.
Choć nazwa wskazuje na związki tej seriiz literaturą New Agę, to nie są to związki bezpośrednie łączyje bardziej sam fakt przewidywania zmian i przygotowywania do nich niżkonkretne tytuły i autorzy.

Erich Fromm
MIEĆ CZY BYĆ?
Przekład: Jan Karłowski
Mieć czy być?
to książka z pogranicza filozofiii socjologii.
Fromm uważa,że w czasach powszechnego kryzysu wartości istnieją dwa podstawowe sposoby egzystencji.
Pierwszy i dominujący sposób to "posiadanie",związane ze sferąwartości materialnych.
Drugi sposób to ,,bycie",które manifestuje się przyjemnością dzieleniasię doświadczeniami i zakorzenione jest w miłości.
Frommstawia tezę, iż jedynym sposobemuchronienia współczesnej cywilizacjiod zagładyjest oparcie jej na tym drugim właśnie sposobieegzystencji.
Książka, prócz wnikliwej analizywspółczesności, przynosi jedyny w swoim rodzaju projektpsychologicznejrewolucji, która mapowstrzymać postępujący rozkład skomercjalizowanego społeczeństwa.
W PRZYGOTOWANIU
Gary Zukav
TAŃCZĄCY MISTRZOWIEWULI
Spojrzenie na współczesnąfizykęPrzekład: Tomasz Hornowski
Gary Zukavnapisał "biblię" dla wszystkich tych,którzy nie mają odpowiedniego przygotowania naukowego, a ciekawi są poszerzających horyzonty odkryć dokonywanych we współczesnej fizyce.
NiczymMistrz Wu Li, którynim wspomni o grawitacji,wpierwkaże nam zadumać się nad spadającym listkiem, Zukav piszewspaniale, klarownym językiem,nie używając w ogóle równań matematycznych, otwierając nasz umysł na przyjęcie nowych zadziwiającychteorii, które wreszcie zaczynają dotykać ostatecznejnatury wszechświata.
Mechanika kwantowa,teoriawzględnościi dalej.
"Fizyka "odarta z matematyki" staje się czystąrozkoszą.
Nieważne, jak mało zdolny jesteś do naukścisłych.
Lektura tej książki pozwoli ci poczuć sięMistrzem Wu Li".
Christopher Lehmann-Haupt"The New YorkTimes".

OFERTA SPRZEDAŻY WYSYŁKOWEJDOMU WYDAWNICZEGO "REBIS"
Seria z Wodnikiem(Biblioteka Nowej Myśli)
Hubert Bly, Żelazny Jan .
5,10
Beniamin Hoff, Tao Kubusia Puchatka .
4,11)
BeniaminHofT, Te Prosiaczka .
4,90
Bichaid Bach,Mewa .
,....
,,...
,. 6,50
Roger E, Allea, Szkota menedżerów Kubusia Puchatka .
(,90
Erich Froimn, Mieć czybyć?
....
10,90
Seria Psychologia
Francois J.
Paul-CavaIlier, Wizualizacja .
6.90
Karen Homey, Neurotyczna osobowość naszych czasów ,.
,...,4,60Karen Homey, Nerwica a rozwój człowieka .
6,90
Karen Horacy, Nasze wewnętrzne konflikty .
6,90
Roiło May, Miłość iwola .
6,30
Roiło May,Odwaga tworzenia .
4,90
D. i J.
Papolos, Przezwyciężyć depresję .
10,90
Erich Fromm, Kryzys psychoanalizy .
8,50
Socjologia
Jacek Tittenbrun, Upadek socjalizmu realnego w Polsce .
4,30
Józef Baniak, Obraz kapłana w świadomości katolików świeckich .
. . 8,90IvanIllich, Celebrowanie świadomości .
6,90
UWAGA
Sprzedaż wysyłkową prowadziKsięgarnia Wysyłkowa "FAKTOR"02-792 Warszawa 78skrytka pocztowa 60.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O istocie człowieka Szkice z psychologii egzystencjalnej Rollo May
4 Relacja człowiek środowisko
A Manecki Minerały i skały Ziemi i ich znaczenie dla czlowieka
Człowiek wobec przestrzeni Omów na przykładzie Sonetó~4DB
Wymiary rehabilitacji człowieka niepełnosprawnego w W T Z
Zagrożenie Współczesnego Człowieka Ruch New Age
Organizm człowieka
19 brzemie bialego czlowieka pdf
po upadku czlowieka grzesznego
Elementarz obsługi człowieka

więcej podobnych podstron