ANNA, Boże Wychowanie, Rozdział XIII
Anna - BOŻE WYCHOWANIE -
XIII
ROK 1992 -
dokończenie
Teraz osądzają się
całe
narody
3 IX 1992 r. Anna,
Grzegorz
Mówi Pan:
— Moje dzieci, blisko
już czas światowego chaosu. Umacniajcie się we Mnie i wierzcie słowom
Matki mojej. Nie dajcie się, dzieci, prowokować; wciąż jeszcze wodzą
was na pokuszenie.
To co dzieje się teraz w
Jugosławii, budzi wstręt i ochrania przed podobnym, ale tylko te
narody, w których jeszcze nie rozpalił się płomień nienawiści.
A w wielu już tli się i stosy już są przygotowane. Nie jest to dzień
Sądu Ostatecznego, lecz pora, w której osądzają się całe
narody. Módlcie się i proście o skruchę dla ginących. Znowu
muszę dopuścić, żeby lała się krew najmniej winnych i bezbronnych:
dzieci, matek, ludzi starych, chorych, nie potrafiących sobie
poradzić w warunkach krańcowych, ale tylko krew niewinna może
zapłacić za zbrodnie całego narodu. I zawsze tak było. Ci, którzy
giną z moim imieniem w sercu, są ostateczną szansą przeżycia dla
innych swoich współbraci. Pamiętajcie, że po mojej stronie
(tzn. po śmierci) każdy jest świadomy i wie, przed Kim stoi i
jak bardzo jest kochany. Dlatego też natychmiast proszą Mnie oni o
ratunek dla jeszcze żyjących, proszą o ugaszenie ogni nienawiści.
Tak jak ty Mnie prosiłaś o
ugaszenie ognia (pożaru lasów) w Kuźnicy Raciborskiej,
tak samo proszą tam.
Anna:
— Prosimy za
wszystkich, którzy buntują się przeciw Tobie.
Grzegorz:
— A zwłaszcza za tych,
co mienią się chrześcijanami, i tych, którzy wyrośli w
kulturze chrześcijańskiej.
Pan:
— Każdy, kto był
chrześcijaninem, a morduje, jest zdrajcą. A kto zdradza Mnie, ten
później już może zdradzić wszystko, ponieważ zdradził już
samego siebie.
Grzegorz:
— Ale oni dają tym
gorsze świadectwo o Tobie (niż ci, którzy z
chrześcijaństwem nie mają nic wspólnego).
Pan:
— Mówisz, że
dają gorsze świadectwo o Mnie wobec świata. Oni świadczą tylko o
sobie, o tym, jak mało dla nich znaczyłem — do tego stopnia, że
depczą wszystkie moje prawa i wyszydzają je swoimi czynami. Czy nie
widzicie, że sami się potępiają?
Grzegorz:
— I to jest takie
przerażające!
Ofiarom ludzkich katów
odpuszczam wszelkie winy
Pan tłumaczy nam:
— Szatan i jego zastępy
spieszą się. W pośpiechu popełniają wiele błędów. I będzie
tak, jak było w obozach koncentracyjnych, łagrach i na innych polach
śmierci, które obecnie są na całej ziemi: Ja zbiorę z nich
największe żniwa. Bowiem ten, kto został zniewolony, nie może
wybierać, a wtedy Ja — Ojciec — ujmuję się za nim.
Kiedy jestem wśród
ludzi zniewolonych, doprowadzonych do progu śmierci (np.
umierających z tortur, z głodu, z wycieńczenia, z zimna), wtedy
nie wymagam, aby zwracano się do Mnie. Wtedy to, co jest w nich
jeszcze żywego, łaknie ciszy, spokoju, ciepła, pożywienia, ukojenia i
objęcia miłością — a Ja tym wszystkim jestem. A ponad wszystko
jestem Miłosierdziem. Ofiarom ludzkich katów odpuszczam
wszelkie winy. Dlatego ci, co przychodzą z pustymi rękami, otrzymują
wszystko — z mojej pełni. Otaczam ich moją miłością, która
przenika ich łagodnie, delikatnie i czule, lecząc wszystkie bóle
i zatapiając w szczęściu, które oni wchłaniają, powoli
rozumieją, by następnie całą świadomością pojąć, iż jest to miłość
ich Ojca — Boga, miłość bezgraniczna, wieczna, która
będzie wciąż rosła. I to są już początki miłości wzajemnej. (To
jest jak budzenie nowo narodzonego dziecka do życia — tylko już
do życia wiecznego).
Anna:
— Panie, tak bym
chciała, żeby te słowa działały na ludzi.
Pan:
— Przydaję im moją moc.
Grzegorz:
— Co możemy jeszcze
zrobić dla tych zagrożonych potępieniem?
Uczcie się też
wysłuchiwać Mnie w milczeniu
Otrzymany telefon
sprawia,
że przez kilka chwil zajmujemy się sprawą zorganizowania w parafii
adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy skończyliśmy, Pan mówi,
żeby to było ogłoszone jako godzina milczącej z Nim rozmowy.
— Niech każdy
uczestniczący w adoracji jeszcze na zakończenie w duchu podziękuje:
„Dziękuję Ci, Ojcze, że mnie kochasz, rozumiesz i czekałeś na
mnie, aby mi pomóc". (Nie chodzi o „formułę"
tej modlitwy, ale o jej sens).
Powiedz po cichu Marysi i
innym, żeby zawsze zapraszali do współadoracji Maryję (tak
jak dzieci idą modlić się z matką). (Pan chce, żebyśmy poszerzali
serca, żeby ludzie chcieli się modlić za innych, żeby widzieli też
inne sprawy nie tylko swoje własne, i o nie też prosili).
— Nie chciałbym, żeby
weszło w zwyczaj „odsiadywanie" całej godziny. Każdy
przychodzi na tyle czasu, ile ma. Może tylko wejść, pokłonić Mi się i
poprosić, żebym był łaskaw wysłuchać próśb tych, którzy
tu dzisiaj będą. Obejmijcie też myślą tych mieszkańców waszej
parafii, którzy przyjść nie mogą: starzy, chorzy, zapracowani,
zajęci, zbyt zmęczeni. (W znaczeniu: Pan chciałby, żebyśmy prosili
jedni za drugich. Wtedy wzrastać będzie poczucie odpowiedzialności za
jedność parafii).
Możecie prosić, aby moi
aniołowie strzegli waszych obywateli od wypadków, napadów,
kradzieży, załamań psychicznych i samobójstw. Poszerzajcie
serca. Uczcie się też wysłuchiwać Mnie w milczeniu. Może wtedy będę
mógł wam coś powiedzieć...
— Aktem przyjścia na
adorację każdy mówi Panu: „Kocham Cię, potrzebuję Cię,
jesteś dla mnie ważny, liczę na Ciebie" — tłumaczy Anna
i po chwili dodaje:
— Panie, prosimy Cię o
błogosławieństwo.
— Dzieci, przytulam was
do serca, otaczam moją miłością i daję wam radość mojej obecności. +
Zawsze kiedy modlisz
się za innych, proś nas o współudział
8 IX 1992 r. Anna,
Dobrosława, ks. Grzegorz
Odmawiamy „Zdrowaś
Maria".
Anna:
— Prosimy o rozmowę,
Matko.
Maryja:
— Ja zawsze pośredniczę
z radością. Moja córka (matka Dobrosławy) jest tutaj.
Niech rozmawia matka z córką.
Dalej Maryja zwraca się
do
Dobrosławy:
— Powiedz, dziecko,
powiedz co chcesz swojej matce. Ponieważ Dobrosława milczy, rozmowę
rozpoczyna jej matka:
— Moje dziecko, przede
wszystkim chcę ci powiedzieć, że jesteśmy tu (w niebie) wszyscy:
jest twój tatuś, dziadek, są już wszyscy, którzy umarli
wcześniej. O swoją najbliższą rodzinę nie martw się. Bóg nie
po to daje choroby, aby gnębić, lecz aby oszczędzić nam czyśćca,
jeśli nie przeklniemy daru choroby. Dlatego tak się dzieje, że
wszystkie nasze wady i grzechy Bóg odsuwa, kiedy ma do
czynienia z cierpieniem ludzkim (cierpienie ludzkie przywołuje
miłosierdzie Pana).
Moje ukochane maleństwo.
Chcemy ci dzisiaj podziękować za wszystko, co zrobiłaś, aby ulżyć nam
w naszych ciężarach. Twoja postawa — wytrwałość, miłość i
cierpliwość, którą nam okazywałaś — powodowała, że
łatwiej nam było znosić utrapienia i choroby i łatwiej umierać. Tu
dopiero można zrozumieć, jak konieczna jest nam w życiu na ziemi
miłość ludzka. Wielu ludzi umiera nie zaznawszy w życiu miłości. (W
znaczeniu: i potem musi przejść przez czyściec, bo nie rozumiejąc
miłości musi się jej dopiero nauczyć. Niebo jest wzajemnym
miłowaniem).
Tobie zawdzięczamy tak
wiele,
córeńko. Obiecujemy ci, że będziemy przy tobie wszyscy i w
momencie śmierci otoczymy cię naszą miłością. Pan mi to obiecał.
(Będzie to śmierć bez lęku i samotności).
Wiem, że odczuwasz naszą
obecność. Chcę ci powiedzieć, że nie możemy usuwać z twojej drogi
cierpień, zmartwień i kłopotów (powodowanych przez ludzi),
dlatego że umniejszalibyśmy w ten sposób twoje szczęście tu (w
niebie), więc skrzywdzilibyśmy cię. Ale czuwamy nad tobą i
bronimy cię od wszelkich zagrożeń. Tu miłość nasza wzrasta, staje się
świadoma i dlatego nie opieramy się nigdy zamiarom Boga wobec
człowieka.
Czy chciałabyś mnie o coś
zapytać, dziecino?
Dobrosława:
— O męża.
Matka Dobrosławy:
— Przeszedł przez
czyściec, ale krótko w nim był dzięki tobie.
Dobrosława:
— Mama wie, że
niektórzy wierzą, ale wierzą bezmyślnie (to znaczy nie
zastanawiając się nad treścią prawd wiary i nad tym, że je trzeba
praktykować).
Matka Dobrosławy:
— Córeczko,
zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o wstawiennictwo, o
współudział; najprościej: mówiąc Panu, że prosisz wraz
z nami. Bo my cię słyszymy; to mało — jesteśmy przy tobie,
odczuwamy wraz z tobą twoje stany duchowe, i emocjonalne, a również
pojmujemy twoje cierpienia fizyczne.
Ks. Grzegorz:
— Prosimy o zdrowie dla
p. Dobrosławy.
Matka Dobrosławy:
— My też prosimy o to.
Ale w obecnej sytuacji Polsce potrzebne jest każde cierpienie
ofiarowane za tych, co cierpieć nie chcą, nic nie rozumieją lub są
daleko od Boga. Bo Pan nasz pragnie przemienić cały kraj. Dlatego
wszystko, co was boli (również ból psychiczny, np.
ból z powodu strajków, niewiary, oszustw...),
składajcie Jemu jako swój dar z prośbą o użycie dla uratowania
tych, którzy mogą zginąć śmiercią wieczną.
Pomyśl tylko o nas. Wy
jeszcze możecie oddawać Bogu cierpienia, zawody, smutki, czyli skarby
waszego życia ziemskiego — my już nic. Ale wciąż prosimy za
wami, a uzupełniamy wasze prośby naszą nieustającą wdzięcznością,
zachwytem, uwielbieniem Boga.
Ks. Grzegorz:
— Proszę o szczęśliwą
drogę do domu.
Matka Dobrosławy:
— Z chęcią na to
przystaję.
Dzieci, teraz my prosimy
Maryję, Matuchnę naszą, aby udzieliła wam błogosławieństwa Bożego.
Maryja:
— Moje drogie dzieci.
Kochamy was, cieszymy się waszą wiernością Bogu (która nie
jest równoznaczna z bezgrzesznością). A teraz przez moje
ręce przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całym majestacie Trójcy
Świętej. Niech spocznie na was, na waszych domach i bliskich, i na
wszystkich, o których się troszczycie. Niech towarzyszy waszej
służbie. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Przyjmijcie też
błogosławieństwo w Bogu od rodziny i bliskich dla Dobrosławy i dla
was.
Każdy otrzymał dary
odpowiednie dla własnej służby
10 IX 1992 r. Anna,
Dobrosława, ks. Grzegorz
Odmawiamy „Zdrowaś
Mario". Maryja zwraca się do nas:
— Znowu jesteśmy
wszyscy razem. Zawsze, jeżeli o kimś w niebie mówicie, ten
ktoś was słyszy i przychodzi.
Widzicie, dzieci, człowiek
został stworzony z miłości. Bóg powołując do bytu każdą istotę
ludzką, pragnął uczynić ją bytem szczęśliwym na wieczność, ponieważ
ludzkość to byty nieśmiertelne.
Wolność została wam
udzielona
jako ogromny dar Boży i przywilej, i nie jest obwarowana żadnymi
warunkami. Ale ze względu na waszą wielką słabość duchową,
zaciemnienie władz duchowych, otrzymaliście od początku ogromną pomoc
Bożą, która trwa. Rodzicie się i rośniecie w cieple miłości
Bożej, w słońcu Jego miłosierdzia. Bóg dał wam prawo do
poszukiwań, pomyłek i błędów. Pomaga wam, uczy i prowadzi.
Jeżeli pragniecie słuchać, macie Jego bezpośrednią pomoc. Jeśli
pragniecie kochać, Bóg przybliża się ku wam. Daje się poznawać
tym, którzy szukają prawdy, sensu życia, pragną odkrywać prawa
rządzące waszym wszechświatem. Takim Bóg daje możliwości
zdobywania wiedzy. Nikogo z was nie spuszczę z oczu, ponieważ dar
wolności wyboru przekracza wasze możliwości i bez pomocy Boga
zagubilibyście się. Reszta zaś zależy od siły i stałości waszych
pragnień.
Bóg nie odmawia wam
pożądania rzeczy dla was szkodliwych, ale usiłuje wytłumaczyć poprzez
wydarzenia życia, że są to rzeczy złe, a zatem spotykacie się ze
skutkami swoich czynów, tak ludzie jak i całe narody.
Najprostszy przykład macie przed oczyma. Słyszycie, wciąż mówi
się wam o miłości, o miłosierdziu i przebaczeniu. Zobaczcie, co
dzieje się w Jugosławii, która odrzuciła przykazania Boże.
Prawdą jest, że giną zwykle najsłabsi, najbardziej bezbronni, ale co
pozostanie mordercom? Kraj wyludniony, zniszczony, cofnięty w
rozwoju, pełen goryczy, smutku i żałoby. Pozostanie wstręt i pogarda
innych narodów, a walczącym ze sobą — poczucie
bezowocności własnych działań. Pozostaną w historii jako przykład
głupoty swoich wyborów.
Mówiłam wam o wolności
i miłości Boga, Ojca waszego. Kto chce, może całe swoje życie przeżyć
istniejąc w miłości Ojca. Jezus niczego innego nie pragnie, jak tylko
abyście się społem miłowali, abyście się stawali przyjaciółmi
Jego. Jeśli ktoś z was na zaproszenie do przyjaźni odpowie, zostaje
wezwany do wspólnej z Jezusem służby światu. Bo Syn mój
nie kieruje wami, a prowadzi — idąc pierwszy. I macie w Nim
zawsze doradcę i przyjaciela. Syn mój nie żąda od was wiele,
gdyż wszystko, czego potrzebujecie, otrzymujecie dla tej służby,
którą On dla was wybrał, a także miłość do waszego zadania.
Przecież wy troje to rozumiecie. Każde z was otrzymało imienne
zaproszenie i odpowiedziało na nie. Dlatego tu dziś rozmawiamy.
Świat ludzki jest tak
różnorodny, że potrzebuje niezliczonej rozmaitości służb. I
żadna nie jest lepsza od drugiej, gdyż każdy otrzymał dary
odpowiednie dla własnej służby.
Śmierć... jest
spotkaniem dziecka z Ojcem jego
Maryja:
Widzę, że się rozumiemy,
moje
dzieci, moje biedne, kochane, zmęczone dzieci. Przecież wasi bliscy,
o których Mnie prosicie, nie byli inni. Też swoje życie
wypełniali tym, że służyli pracą swoim bliźnim. A więc w ten sposób
wypełniali przykazanie miłości bliźniego, tak jak umieli, jak
rozumieli swoje zadanie życiowe. Bóg nigdy nie wymaga od
człowieka więcej, niźli dał mu darów (umiejętności i sił),
i nigdy nie sądzi człowieka według innych, ale według jego własnych
możliwości pojmowania.
Ogólnie biorąc Bóg
Ojciec tak mało od was chce, a tak wiele daje. Dlatego też —
aczkolwiek na ogół dopiero po śmierci — błogosławicie
Pana i dziękujecie Mu w nieustannym uwielbieniu za Jego hojność,
wielkoduszność, dobrotliwość, łagodność, nieustającą troskliwość i
miłosierdzie. Bowiem ono towarzyszy wam do ostatniej sekundy życia.
Dlatego, proszę, nie
próbujcie osądzać śmierci żadnego człowieka według waszych
osobistych pragnień czy wyobrażeń o dobrej śmierci. Śmierć tych,
którzy nie odrzucili w życiu Pana, jest spotkaniem dziecka z
Ojcem jego i jest najważniejszym momentem życia przede wszystkim dla
niego samego, a nie dla tych, którzy patrzą, są obecni itd.
Dlatego, proszę was, od dzisiaj dziękujcie Bogu za śmierć każdego z
waszych bliskich.
Przekaż, Grzegorzu, matce
swojej, że śmierć jej matki była łagodnym jak sen przejściem do
wieczności spracowanego robotnika. Powiedz matce swojej, aby przy
najbliższej bytności przed tabernakulum podziękowała Synowi mojemu za
Jego przybycie do twojej babci, przygarnięcie jej do serca i
bezbolesne, łagodne, spokojne przeniesienie do Jego królestwa.
Ks. Grzegorz:
— Babcia nie była w
czyśćcu?
— Przecież to Syn mój
zapłacił za nią już z góry. Nie zażądał od niej zapłaty za
swoją Krew, przyjąwszy ze wzruszeniem wszystkie jej wysiłki, starania
i trudy (fizyczne), które Mu dała za życia — Jemu
samemu w postaciach swoich bliźnich. Inaczej mówiąc, to co
czyniła dla was, przyjął jako miłość do siebie.
Powiedz, Grzegorzu, matce
swojej, że we wszystkim, co czyni dobrego, jest również ślad
trudu i przykładu jej matki. Powiedz jej też, że swojej matce
zawdzięcza łatwość służenia innym i obdarzania, bo weszła na już
utorowaną ścieżkę. Dlatego też należy się twojej babce wdzięczna
pamięć.
Moje dziecko, twoja babcia
jest tutaj ze Mną. Prosi, abyś powiedział swojej matce, że pierwszą
jej prośbą do Pana było błaganie o opiekę nad córką i wnukami,
i od tej pory nigdy nie przestaje się troszczyć o was. Przekaż też
błogosławieństwo matczyne, którego nie otrzymała w momencie
śmierci swojej matki (która zmarła w szpitalu). Powiedz
też matce, że babcia jej oręduje za wami stale i towarzyszy wam,
ponieważ jeśli była miłość między ludźmi, to w domu Bożym utrwala się
i wzrasta w miarę wzrostu waszego. Bo w królestwie Bożym wy,
ludzkie dzieci Ojca niebieskiego, wciąż wzrastacie w pojmowaniu
miłości. Babcia twoja obiecuje wam (całej rodzinie) pomoc i
wsparcie we wszelkich trudnościach a podtrzymanie w czynach dobrych
oraz obecność przy was w momencie przejścia. Przecież jesteście z jej
krwi! Przekazuję wam błogosławieństwo babci.
Tu wszyscy dziękujemy i
żegnamy się. Maryja mówi dalej:
— Dobrosławo, z twoją
rodziną nie było inaczej. Proszę cię, nie myśl już nigdy więcej o
fizycznych okolicznościach śmierci swoich bliskich, bo ciało jest
schorowane i nie można od niego wymagać specjalnego (poprawnego)
zachowania się, gdy obumiera. (W znaczeniu: gdy duch spotyka
się z Panem, ciało przestaje cokolwiek wyrażać).
Byłaś świadkiem tego
spotkania. Widziałaś, jak Bóg szybko objął swoją miłością
twojego ojca, nie pozwalając na żaden ból, szok czy
przerażenie. Stało się tak dlatego, że ojciec twój wiedział, z
Kim się spotyka. Dalsze istnienie trwa w wieczności, a tym samym
staje się nieosiągalne dla zmysłów człowieka. Podziękuj więc
za szybkie, bezbolesne przejście, gdyż gdyby nie wstawiennictwo
członków rodziny (już nieżyjących), mogłoby być
cięższe. Bycie przy śmierci swoich najbliższych bywa łaską i
przywilejem, a jednocześnie zwiększonym cierpieniem, ale pamiętajcie,
że jest to wyłącznie asystowanie przy spotkaniu, które
rozpoczyna życie duchowe w wieczności. (W znaczeniu: matce ks.
Grzegorza zostało oszczędzone cierpienie obecności przy śmierci jej
matki).
Moje dzieci kochane,
przytulam was do serca, ogarniam moją opieką i błogosławię imieniem
Pana, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Szatanowi wy sami
otwarliście drzwi
15 IX 1992 r. Anna,
Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz
Anna:
— Prosimy Cię, Panie, o
słowo dla pani Sławy. Korzystamy z jej domu, z jej dobroci...
Dobrosława:
— Nie czuję się godna
pytać o cokolwiek.
Pan:
— Powiedz, czy
kiedykolwiek czułaś się niegodna rozmawiać ze swoim ojcem?
— Nie. (Dobrosława
zrozumiała, o co Panu chodziło w tym pytaniu).
Po chwili Dobrosława pyta:
— Czy kiedykolwiek
przestanie istnieć zło? Czy człowiek może istnieć bez pokus?
Pan:
— Dlatego dałem wam
wolność wyboru, abyście mogli sami stanowić o sobie. Jak moglibyście
to zrobić, jeśli nie istniałyby alternatywy? Córko, ziemia
jest terenem walki. Pokój jest w moim świecie (w niebie)
i w nim nie istnieje zło. Szatanowi wy sami otwarliście drzwi.
Zaprosiliście go do współpracy od samego początku (przez
nieposłuszeństwo Bogu jeszcze w raju).
Pytasz, czy szatan będzie
istniał zawsze. Tak, ponieważ jest bytem wiecznym. Ponadto Ja jestem
Stwórcą, nie zaś mordercą tych, którym raz dałem
istnienie.
Dobrosława:
— Dlaczego szatan ma
tak dużą władzę?
Pan:
— Przecież wy sami mu
ją ofiarowujecie. Moc władzy szatana jest sumą złych wyborów
ludzi. Czy teraz rozumiesz, dlaczego władza szatana wzrasta?
Dobrosława:
— Czy można w jakiś
sposób oprócz modlitwy pomóc człowiekowi, który
błądzi?
Pan:
— Tak, na wiele
sposobów.. Przede wszystkim przez ofiarę. Najlepiej jednak
włączyć się w moją Ofiarę Krzyżową prosząc, aby moja Krew obmyła go.
Ofiarowywać się należy roztropnie, bo nie wiesz, ilu ludziom będziesz
jeszcze potrzebna. Co cię, dziecko, jeszcze niepokoi?
Dobrosława:
— Często, jak czytam
Pismo święte, wstępuje we mnie niewiara.
Pan:
— Moje dziecko. Każdy z
was ma swego towarzysza — złego anioła — który
stara się wam szkodzić podług waszych osobistych cech. Tutaj
wykorzystuje twoją samotność i sprzeciwia się w twoim umyśle, bo
kontakt z kapłanem masz utrudniony (ze względu na stan zdrowia i
odległość).
Po chwili milczenia Pan
dodaje:
— Córko,
zastanów się, czy Bóg może raz kochać, a raz nie
kochać, kochać raz mniej, a raz więcej. Przecież dlatego jesteś, że
cię pokochałem i pragnąłem cię mieć.
Dobrosława:
— Czy można modlić się
pracując dla innych?
Pan:
— Potocznie mówicie,
że modlitwa jest rozmową ze Mną, ale Ja powiedziałem, że cokolwiek
robicie dla Mnie, jest modlitwą. Modlitwa jest odniesieniem całej
waszej natury duchowej do Mnie. Jeśli to odniesienie trwa, to się
modlicie.
Dobrosława:
— Czy wolno zamienić
posługę chorym z pójściem na Mszę świętą? (Chorzy musieliby
wówczas pozostać na długo sami wobec dużej odległości od
kościoła).
— Miłość bliźniego jest
ponad wszystkim. (Pan wskazuje na przypowieść o miłosiernym
Samarytaninie).
Po chwili:
— Córko, teraz
jesteście wszyscy zmęczeni i czas skończyć naszą rozmowę, ale
chciałbym jeszcze nieraz rozmawiać z tobą. Czytaj moje słowa (chodzi
o maszynopis „Świadków Bożego miłosierdzia"),
bo są to słowa waszych sióstr i braci (z nieba i czyśćca),
którzy chcieli podzielić się z wami swoją radością.
Jesteś moim prawdziwym
dzieckiem. Proszę cię, traktuj Mnie jak Ojca, ale też i jak
najbliższego Przyjaciela, i przestań się lękać, bo ten niepokój,
lęki i zastraszanie są ci cały czas narzucane przez szatana. Prawdą
jest to, że byłaś, jesteś i będziesz nieskończenie kochana i nikt
inny Mi ciebie nie zastąpi. Bo w moim sercu jesteś jedyna.
Pan zwraca się teraz do
wszystkich:
— Bardzo was proszę,
byście się nie uprzedzali wzajemnie. Starajcie się widzieć w każdym z
was przede wszystkim cechy pozytywne, bo w nich przejawia się moje
działanie, podczas gdy wszystkie wasze braki są naturalnym obrazem
każdego z ludzi.
Dzieci, już czas wam do
domu.
Tulę was do serca — wszystkich. Czy myślisz, Dobrosławo, że
ciebie mniej?
Dobrosławo, chcę żebyś
wiedziała, iż cieszysz moje serce. Wypełniasz życie tym dobrem,
którym zapragnąłem cię obdarzyć. Pragnę, abyś przyjęła moją
miłość do siebie tak naturalnie, jak każde dziecko przyjmuje miłość
swojego ojca. Nie rań Mnie przypuszczeniami, że cię nie kocham, bo
tym odpychasz moje ręce pragnące cię objąć. Pozwól, abym mając
twoje pełne zawierzenie mógł współpracować z tobą
nieustannie i tak blisko, jak tego pragnę. Pozbądź się wszelkich
osądów swojej osoby i pozostaw je Mnie. Pozostań tylko przy
jednym, że jesteś kochana zawsze — bezgraniczną miłością Boga.
Chcę, abyś w moim sercu czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Jestem z
tobą zawsze, córko, i wiedz, że nie uczynisz nic tak złego, co
mogłoby Cię na zawsze oddalić ode Mnie. Obdarzam cię moim pokojem.
Wiedz, że cokolwiek robisz, robisz to dla Mnie, a Ja cieszę się
każdym dniem twojego życia.
Teraz daję wam moje
błogosławieństwo z całą pełnią miłości Boga. +
Pragnę, abyście Mnie
pytali, abym mógł przejąć wasze troski...
19 IX 1992 r. Anna,
Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz, Wiesław
Gdy Anna chce wprowadzić
p. Wiesława w istotę rozmów z Panem, Pan sam włącza się w
rozmowę:
— Moje dzieci. Cieszę
się, że chcecie się ze Mną spotkać. Przecież każde nasze spotkanie
jest wymianą miłości, przyjacielskim zbliżeniem. Czymże jest wasza
modlitwa, jeśli nie wyrażeniem waszych pragnień i uczuć. A czy
pomyśleliście kiedyś, jakimi motywami Ja się kieruję rozmawiając z
wami?
Anna:
— Uważam, że dlatego,
że nas kochasz i jesteś nam potrzebny.
Pan:
— Słusznie. Tak, chcę,
żebyście się czuli bezpiecznie. Pragnę was uspokoić, ale przede
wszystkim pragnę udzielać się wam. Powiedzcie Mi, jak to rozumiecie.
Ks. Grzegorz:
— Myślę, że skoro Pan
jest Miłością, to uczy nas właściwego rozumienia miłości i
praktykowania jej w życiu.
Dobrosława:
— Że każdy wyraża swoją
miłość Panu na swój sposób, tak jak potrafi. Wydaje mi
się, że często człowiek czuje pomoc Pana, gdy np. nie wie, co wybrać.
Pan:
— Dobrze mówisz,
córko, bo jestem z wami stale. Ale takie spotkanie jak dzisiaj
daje wam potwierdzenie tej obecności. Dlatego pragnę, abyście Mnie
pytali, abym mógł przejąć wasze troski, niepokoje, a często
smutki, odpowiedzieć na wątpliwości, a ponad to udzielić wam czegoś z
mojej natury, np. spokoju ducha, nadziei, radości —
wszystkiego, czego wam w danym momencie brak. Teraz tu na ziemi moja
rozmowa z wami może przypominać karmienie łyżeczką małego dziecka:
tyle pokarmu, ile dziecko może przyjąć.
Wiesław:
— Pan skoncentrował
moje myśli na tym, że jest z nami, jest obecny. Czy i jak mogę pomóc
bratu, który zatraca drogę ku Tobie, Ojcze, słuchając często
muzyki rockowej, poddając się wpływom zła?
Pan:
— Jeżeli masz kontakt
ze swoją rodziną oprócz niego, proś wszystkich, aby włączyli
się we wspólną modlitwę orędowniczą za niego. (...)
Ks. Krzysztof:
— W moim bloku jest
chory na raka chłopiec. Nie godzi się na to cierpienie. Ojciec pije.
Co mogę mu powiedzieć?
Pan:
— Jeżeli dziecko będzie
wiedziało, że umiera, to powiedzcie mu, że Ja tęsknię za nim i chcę
go mieć jak najszybciej u siebie. I tak go kocham, że chcę spełniać
jego prośby za innych ludzi. Jego choroba daje mu prawo do tego, by
jego prośby orędujące za innymi były wysłuchane. Bóg obiecuje
mu, że w Jego królestwie będzie mógł prosić za tych,
którzy zostają na ziemi. Będzie wysłuchany. Dlatego prosi go
Pan, aby jeszcze trochę zgodził się pocierpieć.
Powiedz mojemu dziecku, że
sam przyjdę po niego. Niech się nie boi, bo spotkanie nasze będzie
samym szczęściem i już nigdy nie będzie czuł bólu.
Klęknijcie, dzieci.
Przyjmijcie moje błogosławieństwo i przekażcie je swoim bliskim, za
których prosiliście. Szczególnie ty, Krzysiu, przekaż
je temu chłopcu. Daję błogosławieństwo tobie, Wiesławie, twoim
bliskim i bratu. Daję błogosławieństwo temu domowi i wam wszystkim,
którzy tu jesteście. +
Droga ku Mnie jest dla
każdego z was inna
20 IX 1992 r. Anna,
Dobrosława, ks. Krzysztof
Pan zwraca się do
Dobrosławy:
— Córeczko,
pragnę, abyś się całkowicie zanurzyła w mojej miłości do ciebie.
Proszę, przestań się osądzać, jeśli bowiem Ja tego nie czynię, znając
ciebie i wszystkie okoliczności twego życia, jakie ty masz prawo
osądzać siebie? Wybrałem dla ciebie drogę bardzo trudną, bo zaufałem
ci, że nie zrezygnujesz, i ciężary, które niesiesz, przekażesz
dopiero do moich rąk, nie przerzucając ich na ramiona innych.
Uwierz Mi, dziecko, że Ja
każdego z was (każdego człowieka — ze wszystkim na ziemi)
prowadzę do świętości i nic mniejszego Mnie nie zadowala. Lecz droga
ku Mnie jest dla każdego z was inna ze względu na wasz indywidualny —
u każdego człowieka inny — zespół
cech. Bo Ja liczę się nawet z cechami dziedzicznymi, z waszym
dziedzictwem duchowym, wpływami otoczenia, waszym wychowaniem —
ze wszystkim, co ukształtowało waszą osobowość. Oprócz tego
każdego z was wyposażam w narzędzia potrzebne w jego służbie, czyli
uzdolnienia, predyspozycje, zainteresowania, umiejętności, a daję też
łaski specjalne. Dary Ducha Świętego spoczywają na was, a ożywiają
się i rozwijają w miarę przyjmowania przez was mojej woli i
współpracy ze Mną.
Znasz, córeczko, list
Pawła do Koryntian: wiesz, że największym darem jest miłość. Bo wtedy
Ja sam — Źródło miłości — daję wam udział w swojej
naturze, która jest Miłością darzącą, bezinteresowną.
Córeczko, dałem ci największy dar Boży. Dla słabej natury
ludzkiej jest on prawie nie do udźwignięcia. Cóż robi mądry
Ojciec, który nie narzuca swemu dziecku zbyt wielkiego
ciężaru? Sam niesie cały ciężar, pozwalając dziecku na podtrzymywanie
go. I zawsze idą razem. Jeśli dziecko Ojca nie widzi, odczuwać będzie
wyłącznie ogrom ciężaru, chyba że zawierzy Jego miłości, tak iż w
każdej chwili pewne jest Jego obecności i nieustającej miłości. Tak
jest, córeczko, z tobą. Mówię ci to, abyś przestała się
czymkolwiek niepokoić. Pomiędzy nami jest zrozumienie i miłość
prawdziwa, ponieważ Ja i ty służymy sobą ludziom głodnym miłości.
Moja droga przyjaciółko,
pragnę, abyś wiedziała, że w moim Kościele każdy z was naśladując
Mnie (niosąc swój krzyż) współpracuje nad
zbawieniem świata (nie zaś tylko nad swoim). I od każdego z
was zależy duchowy rozwój lub cofanie się waszych bliźnich.
Jeśli ty służysz Miłości, możesz swoją postawą uzyskać wszystko, o co
prosisz. Możesz wyprosić niebo nawet największemu grzesznikowi. W
moim Kościele dojrzali do współpracy ze Mną stanowią wojsko,
armię walczącą w obronie wszystkich słabszych, niedojrzałych lub
zabłąkanych. Jeżeli nawet ty o tym nie myślisz, Ja czuwam, aby
wszystko, co czynisz dla Mnie — w bliźnich swoich —
stawało się okupem za niedociągnięcia i winy tych, których
kochasz (przede wszystkim ich, ale nie tylko), jeśli tego będą
potrzebować w chwili śmierci. Okup pochodzi z moich skarbców,
ale wy go dajecie (tzn. trud spłacania jest nasz). Ta wymiana
ofiary i miłości nigdy nie ustanie.
Zanim skończymy rozmowę,
przekazuję ci od twoich bliskich wyrazy wdzięczności i największej
miłości. Mówią ci te moje kochane dzieci, że nigdy nie
schodzisz im z oczu, że są przy tobie i czuwają, prosząc Mnie we
wszelakich potrzebach. A Ja z radością przychylam się do ich próśb.
To co zyskałaś dla nich, uzyskałaś ciężkim trudem. Dlatego niczego z
twojego skarbca uszczuplać nie chcę. Bogactwo w moim Kościele jest
bogactwem miłości ofiarnej i wydającej siebie za braci swoich.
Córeczko, daję ci moje
błogosławieństwo i obietnicę, że przyjaźń teraz (za życia na
ziemi) zawarta ze Mną pozostanie utrwalona na wieczność. Zawsze
będziesz Mi ukochaną szafarką darów mojego serca. +
Co za znaczenie ma
wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!
27 IX 1992 r. Anna,
Grażyna, o. Jan, Grzegorz
Czytamy fragmenty tekstów
pisanych w okresie pobytu Anny na wsi (we wrześniu).
Grzegorz:
— Dziękujemy Ci, Panie,
za p. Dobrosławę i za te wspaniałe słowa powiedziane do niej.
Anna:
— I dziękujemy za o.
Jana i za tę daną mu nową możliwość dzielenia się Twoimi słowami.
Pan:
— Posłuchaj, Janie.
Chciałbym, żebyś to wszystko, co już wiesz, mógł przekazywać
innym (przygotowując ich do pracy z następnymi pokoleniami).
Tym samym to, czego się dowiedziałeś, nie stanie się wyłącznie twoją
własnością, ale zostanie utrwalone w umysłach ludzi. Czy nie
chciałbyś Mi podziękować za tyle okazji, ile ci daję ostatnio...?
Anna:
— I ja dziękuję Ci,
Panie. Ogromnie dziękuję.
O. Jan:
— I dziękuję za coraz
lepsze wnikanie, rozumienie tych tekstów. Coraz bardziej mnie
pociągają.
Pan:
— Pomagam ci, synu, bo
czasy zbliżają się. Martwi Mnie bardzo, że tak marnujecie czas (wy,
Polacy), tak beztrosko pozwalacie, żeby przepływał wam jak woda
pomiędzy palcami. Rozumiem, że nie znając przyszłości trudno wam
przygotować się na nadejście nieznanych zagrożeń, ale boli Mnie, że
nie przynagla was miłość do własnego kraju. Każdy z was powinien
robić wszystko co może, aby skrócić okres bezprawia i
beznadziejności. Gdzie są uczciwi prokuratorzy? Gdzie są uczciwi
sędziowie? Gdzie władza wykonawcza? Dlaczego tak mało powstaje wśród
was całościowych projektów reform? (...) Dlaczego prawie nikt
z fachowców nie myśli o zreformowaniu swojego działu, jeżeli
widzi jego braki lub błędy?
Oczywiste jest, że macie
wrogów na Wschodzie i Zachodzie, lecz dlaczego tylu z was z
nimi współpracuje na szkodę swojego narodu? Co się dzieje z
waszym sejmem, z waszymi ministrami, z waszymi najwyższymi władzami?
Zastanówcie się, dlaczego z uporem powtarzacie wszystkie stare
błędy, przez które kiedyś upadła wasza ojczyzna (najgorsze
błędy szlacheckie: prywata i stawianie barier przed realizacją
wszelkich sensownych projektów, podobnie jak kiedyś czyniono
to za pomocą liberum veto)? Gdybyście wiedzieli, jak boli to
waszych rodaków w moim Królestwie, tych którzy,
jak np. Starzyński, całe życie trudzili się dla dobra tego kraju i
zań ginęli. Nie będę mógł wam pomóc, jeżeli wy sami
pomóc sobie nie będziecie chcieli.
Wasze władze państwowe dają
się zastraszyć śmiesznemu słowu „niedemokratyczne", pod
którym żyją sobie bezpiecznie i wygodnie ludzie, którzy
mają na sumieniu zbrodnie, nie mówiąc o wykorzystaniu na
użytek osobisty bogactw narodu i o wielorakich działaniach na jego
szkodę, z których największą zbrodnią w oczach moich jest
niszczenie człowieka w całym zakresie jego praw: np. zdemoralizowanie
służby zdrowia, służby prawa, pracowników oświaty, wieloletnie
kształcenie młodzieży „bez Boga". A przecież ktoś te
programy opracowywał. Od kogoś wychodziły wytyczne, wskazówki,
a również nakazy i zakazy. Nie „jakieś władze",
lecz ludzie, konkretni ludzie byli za to odpowiedzialni.
Zemsta jest przeciwieństwem
sprawiedliwości, ale jak nazwać to, co wy czynicie? Protegujecie
pobłażanie dla zbrodni, wykazując w ten sposób, że zanikło w
was sumienie.
Anna:
— Co my mamy robić,
Panie? Jesteśmy bezradni. Pomóż nam. Chociaż i Ty niewiele
możesz zrobić, Panie, jeżeli nie masz ludzi, przez których
możesz mówić na forum publicznym?
Pan:
— Ja mam trochę ludzi,
ale wciąż przebywają w ukryciu.
Anna:
— A czy nie mógłbyś
im, Panie, dodać sił i energii?
Pan:
— Niech więc Mnie
proszą...
Grzegorz:
— My Cię, Panie,
prosimy: za nich i wraz z nimi.
Pan:
— ...ale niech nie
milczą.
Czujemy, że ten temat
został na dziś zakończony. Zastanawiamy się, co czynić w sprawie
wydania książek ze słowami Pana.
Pan:
— Obiecuję wam stałe
wspomaganie waszych wysiłków — jeżeli je będziecie
czynić, w co nie wątpię. Czy ci nie pomagałem w ostatnich rozmowach
przed wyjazdem?
Anna:
— Panie, liczymy na
Ciebie, bo na kogo moglibyśmy liczyć. Prosimy Cię o mocną i stałą
pomoc. Każdy z nas może zrobić tylko trochę, a Ty panujesz nad
całością spraw.
— Dzisiaj, dzieci,
przyjmijcie moje Ojcowskie błogosławieństwo, a jutro przygotujcie się
do rozmowy. Chciałbym, żebyście przygotowali swoje konkretne pytania.
Przecież przychodzę, aby wam pomóc.
Po chwili Pan dodaje:
— Moje biedne dzieci.
Zmartwiliśmy sią
zarzutami, jakie Pan czynił dziś Polakom, i tym, że nasze
postępowanie tak Co boli. Pan nawiązuje do tego:
— Nie po to wam to
mówię, żeby wam wypominać, ale po to, żeby was zmobilizować,
ukazać wam przemijanie czasu, potrzebę szybszych działań — a o
tym to już możecie mówić wielu osobom. Wam czworgu teraz chcę
dać więcej sił, więcej „optymizmu", pewności, że przecież
powiedziałem, że was nie pozostawię. Przeciwnie, będę działał silnie.
Ale wy proście o to. (Nie chodzi o „proszenie" Pana,
chodzi o naszą wolę, o to, czy nam na pomocy Bożej rzeczywiście
zależy. Jeżeli nie proszą inni, to chociaż my prośmy za tych
wszystkich, którzy nie proszą).
Waszym zadaniem w naszej
wspólnocie jest uciekać się do Mnie, przedkładać Mi wszelkie
trudności osobiste i ogólne i powierzać Mi ludzi, o których
się martwicie. A jeżeli czasem powiecie Mi, że Mi ufacie, a nawet że
Mnie kochacie, sprawicie Mi tym wielką radość (właściwie Pan
powiedział żartobliwie: „nie będę się o to gniewał").
Anna:
— Panie Jezu, jaki Ty
jesteś cudowny!
Pan odpowiada z
uśmiechem,
żartobliwie, jak gdyby chciał nasze napięcie nieco rozładować:
— Muszę być taki
„cudowny", skoro mam kilka miliardów ludzi żyjących
współcześnie i każdy czego innego się po Mnie spodziewa, a Ja
chcę być dla każdego oparciem.
Grzegorz:
— I znowu wraca myśl o
zebraniu tekstów tych wspaniałych rozmów z Tobą w
zbiorze. Nazwaliśmy go roboczo „Boże wychowanie" (patrz
rozmowa z 30 marca) i zaznaczamy już nawet „na wszelki
wypadek" teksty ukazujące, jak nas wychowujesz, jednak
sporządzenie zbioru ma sens tylko wtedy, jeżeli będzie wypełnieniem
Twojej woli...
Pan:
— A teraz obejmuję was,
dzieci, przytulam do serca. Czuję, jak biją wasze serca przy moim.
Proszę, odetchnijcie głęboko, poczujcie się zupełnie wolni,
bezpieczni, kochani tak, jak tylko Ja mogę was kochać. Pomyślcie, że
Ja was do niczego nie zobowiązywałem i nie zobowiązuję. I nie
przynaglam. Tym bardziej nigdy was do niczego nie przymuszam.
Wystarcza Mi, że mogę się wami cieszyć. Trudno wam uwierzyć, że każdy
z was jest moją radością, a przecież tak jest. Cokolwiek robicie dla
Mnie, robicie to z własnego wyboru, i to właśnie napawa Mnie
szczęściem. Pragnę, abyście odczuwali — chociażby w tym
tygodniu — stałą i silną moją obecność i pomoc. Co za znaczenie
ma wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!
Zrozumieliśmy te słowa
jako odpowiedź na pytanie ukryte w uwadze Grzegorza. Do sprawy
przygotowania do druku „Bożego wychowania" Pan powrócił
31 stycznia 1993 r., kiedy koncepcja tego zbioru dojrzała w nas
samych. Dzisiaj Pan zakończył rozmowę:
— Moi kochani
przyjaciele. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej mocy,
majestacie i chwale Trójcy Świętej. Niech spocznie na was,
pozostanie i udziela się innym. Dzielcie się Mną, dzieci. +
Prawem waszym jest
liczyć na Mnie
28 IX 1992 r. Anna,
Grażyna, o. Jan, Grzegorz
Dyskutujemy o
wykorzystywaniu tekstów we fragmentach. Ojciec Jan ma
wątpliwości, czy nie powinniśmy ich wykorzystywać wyłącznie w
całości. W końcu pytamy Pana.
Pan:
— Moi drodzy
przyjaciele. Przecież pytaliście Mnie przed zaczęciem pracy nad
sporządzeniem wyborów, czy tego sobie życzę, i po zakończeniu
pracy pytaliście Mnie, czy jestem z niej zadowolony. Czyż nie tak?
O. Jan, Grzegorz:
— Tak. Tak.
Pan:
Obecnie dobrze byłoby wydać
te „Słowa", które kierowałem do was (Polaków).
Sądzę, że chętnie by to zrobił wasz znajomy (który wydał
zbiór tekstów „Dziękujcie Panu, bo jest
miłosierny" pod nadanym przez siebie tytułem „Słowa Jezusa
Chrystusa do polskiego narodu"). Wtedy miałby sens tytuł
zmieniony przez niego. Nawet godzę się na to, żeby wydał zestaw „Słów
do Polaków" razem z „Dziękujcie Panu, bo jest
miłosierny", ale niech się postara o opinię cenzorską. Może być
twoja, Janie. Niech to załatwi jak na katolika przystało, (chodzi
o starania u władz kościelnych) nic ponadto w treści nie
zmieniając ani nic nie dodając.
Jeżeli on się na to zgodzi,
to gotów jestem dołączyć jeszcze kilka słów przestrogi
ze względu na pogarszający się stan waszego narodu. Ponieważ w
gruncie rzeczy cała praca przypadnie jemu (załatwianie w kurii itp.),
to was nie obciąży. Dlatego możesz, Anno zatelefonować do niego.
Świadectwo żywej
działalności Ducha Świętego
O. Jan:
— Czy mam przyjąć tych
kleryków, którzy się zgłoszą na moje seminarium?
Pan:
— Synu, pozostaw Mi w
tym wolną rękę.
O. Jan:
— Dziękuję bardzo. Ja
bym im proponował teksty nasze — bez rozstrzygania
autentyczności, ale jako dokument religijności — do porównania
z nauką Soboru czy nauczaniem Jana Pawła II.
Pan:
— Bardzo dobrze. Ale
porównawczo. I nie zaczynaj od dawania im naszych tekstów.
Podstawą niech będą teksty soborowe i wypowiedzi Papieża — bo
to jest już autorytet. (...) Możesz, synu, zachęcać swoich uczniów
do porównywania wymowy społecznej naszych tekstów —
tu Pan się uśmiechnął — lecz skoro przede wszystkim Ja
jestem Tym, który się tu wypowiadał, to raczej powinniście
porównywać z Ewangelią.
A drugą sprawą byłoby
zajrzeć
— i to nie ty, tylko twoi uczniowie — do starych polskich
tekstów (np. do tak dawnych jak Pawła Włodkowica i do
nowszych, na przykład Konecznego).
O. Jan:
— Jak nazwać całość:
„teksty", „teksty charyzmatyczne",
„orędzie"...?
Pan:
— Jest to świadectwo
żywej działalności Ducha Świętego, przede wszystkim w darze
charyzmatycznym rady, przez który Bóg usiłuje dopomóc
tym, którzy Mu zawierzają w ciężkim trudzie realizowania Jego
posłannictwa — w ewangelizacji kraju w czasach dla Polski
przełomowych i bardzo trudnych.
O. Jan:
— Słowo „świadectwo"
bardzo mi się podoba.
Pan z uśmiechem:
— Dziękuję ci.
O. Jan:
— Bardzo dziękuję za
dzisiejsze rozmowy. I dziękuję za dzisiejsze rozmowy na Rakowieckiej.
Pan:
— Zaraz, zaraz, Ja
jeszcze nie skończyłem. Powiedziałem ci, jak wygląda istota sprawy, a
ty masz z tego wyciągnąć wnioski. Jakie jeszcze masz pytania, synu?
O. Jan:
— Jeśli zdarzy się
okazja zainteresowania ludzi Twoimi słowami, to będę mówił,
ale nie będę szukał takich okazji, lecz skupię się na studiowaniu
tych tekstów.
Pan:
— I tak jest dobrze. Od
lat mówiłem ci, synu, żebyś przyjął do serca treści tych
tekstów, żeby móc głosić je własnymi słowami. (...)
Chcę, żebyś mówił i głosił treści naszych rozmów,
przedstawiając je jako swoje własne przemyślenia. A jeśli będą cię
pytać, na czym się opierasz (skąd to czerpiesz), to wskaż
wszystkie źródła: biblijne, teologiczne, nauki Kościoła,
staropolskie, soborowe, charyzmatyczne. Bo tam, gdzie jest mowa o
prawach Bożych, przede wszystkim o przykazaniach miłości Boga i
bliźniego, nie może być sprzeczności pomiędzy tymi tekstami. Duch
Święty nie może zaprzeczać sam sobie. Co jeszcze, synu?
O. Jan:
— Bardzo dziękuję za te
wyjaśnienia.
Nie lekceważcie,
dzieci, modlitwy
Pan:
— A Grażyna? Co ciebie
boli?
Grażyna:
— Bardzo dużo: ataki
różnych środowisk na prowadzenie katechizacji w szkole,
nierzetelne informowanie przez środki przekazu, nieodpowiedzialne
podejście do tej sprawy w niektórych środowiskach... Moje
słabości biorą górę, emocje...
Pan:
— Rzeczywiście, te
wszystkie sprawy nie są na dzisiejszy dzień. Ale dam wam radę. Weźcie
się poważnie za modlitwę orędowniczą w stosunku do wszystkich
ujawniających się wrogów Kościoła. Zawsze radzę to samo:
zwróćcie się do zamkniętych zakonów z prośbą o
współmodlitwę. A wszystko, co cię martwi, co cię boli,
natychmiast oddawaj Mnie w intencji ich nawrócenia. Powinnaś
to robić, dziecko, razem z Matką moją, która jest waszą
Królową i która nieustannie oręduje za wami. Nie
lekceważcie, dzieci, modlitwy, tym bardziej że możecie dodać do niej
wasze cierpienia psychiczne i fizyczne.
Grzegorz:
— Ja wprawdzie ostatnio
wykorzystuję czas na pracę w większym stopniu niż dawniej, ale ciągle
nie tak, jak powinienem. Podjąłem się pewnych zadań i nie mogę się z
nich wywiązać, bo praca posuwa się znacznie wolniej, niż sobie
wyobrażałem. Być może stawiam sobie zbyt ambitne wymagania, ale
przynajmniej częściowo winię o to siebie. I proszę o pomoc.
Pan:
— Mój synu.
Mówię to zresztą wam wszystkim. Nie macie w obecnej sytuacji
ani pełni sił, ani pełni sprawności. W przenośni mogę to określić
jako życie pod presją aktywnego zła. Dlatego nie wymagajcie od siebie
więcej niż robicie. Na ogół zresztą przeceniacie swoje
możliwości. Starajcie się żyć w pokoju wewnętrznym, w zgodzie ze Mną
i z ludźmi (z otoczeniem) i mówcie Mi o waszych
potrzebach. Jeżeli dziecko jest głodne lub zimno mu, czy źle się
czuje, to krzyczy lub — jeśli jest starsze — mówi,
i nigdy się tego nie wstydzi.
Dlaczego wy tak obawiacie
się
powiedzieć Mnie — swojemu Ojcu — o waszych potrzebach
chwili. Przecież waszym prawem jest liczyć na Mnie. Chciałbym, aby
zaistniało stałe, codzienne porozumienie pomiędzy nami (nie
ograniczane do specjalnych okazji). W ten sposób szybko
przyzwyczaicie się włączać w swoje prośby ludzi, którzy was
otaczają i ich sprawy. Pragnę bardzo waszej bezpośredniości,
szczerości i zaufania. Jeśli nikt inny nie chce, postępujcie tak
chociaż wy, którym to sam mówię, a może powoli wezmą z
was przykład i inni... Jesteście moją ludzką rodziną. Pragnę, abyście
czuli we Mnie Ojca, przyjaciela, towarzysza w pracy i w życiu
codziennym. Będę wam o tym przypominał.
Grzegorz:
— Jak pomóc
Michałowi?
Pan:
— Synu, oddawaj Michała
Matce mojej, zwłaszcza w dniu jego imienin. Proś Ją, aby przejęła
pełnię opieki nad nim i sama decydowała o wszystkim, co go dotyczy —
w jego duszy, w sprawach wewnętrznych.
Grzegorz:
— Boję się wchodzić w
jego wewnętrzne sprawy „z butami".
Pan:
— Przecież jeżeli masz
to zrobić (oddać go Maryi), to zrobisz to z miłości do niego.
Lepszej rady dać ci nie mogę. Wspomagajcie go modlitwą i nie
zdradzajcie się z jakimikolwiek obawami. Dajcie mu pełnię komfortu
życia w rodzinie: spokój, czułość, delikatność, radę w razie
potrzeby. I nie izolujcie go od życia rodzinnego (np. odwiedzin u
bliskich). A jutro módlcie się z nim razem, żeby się w nim
spełniła wola moja.
Świętość jest
osiągalna
nawet w zwykłym codziennym życiu
Grzegorz:
— Twoje słowa sprzed
miesiąca dotyczące chorego przyjaciela, żebyśmy dodali „bądź
wola Twoja", zrozumiałem jako zapowiedź jego śmierci. I tak się
stało. Jestem przekonany, że umierał w pokoju...?
Pan:
— Grzesiu, on jest ze
Mną. Dziękuje ci za serdeczną pamięć. Jeżeli możesz, powiedz jego
bliskim, że zabrałem go do siebie i teraz daję mu duże możliwości
pomocy jego rodzinie, przyjaciołom, bliskim i wszystkim, którzy
zwrócą się do niego. Jestem szczęśliwy, że ten mój
biedny synek przyjął moją wolę bez goryczy i bez lęku, z zaufaniem.
Dlatego pragnę go uszczęśliwić możliwością pomocy.
Pamiętajcie o nim i nie
płaczcie, lecz towarzyszcie mu w jego radości. Czy wiecie, na czym ta
radość polega? On już widzi i rozumie moją miłość do każdego z was,
poznaje moje działanie w każdym człowieku, który Mnie nie
odrzuca, i pojmuje, że mój wybór daje każdemu z was
największą szansę świętości.
Masz w nim przykład, synu,
że
świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu i zwykłej
śmierci wynikającej z choroby. Ja zawsze jednego pragnę dla każdego z
was: abyście wchodzili w mój dom z podniesioną głową, bez
wstydu (w znaczeniu: bez uczucia, że wchodzimy tu jak żebracy).
Trudno wymagać tego od jego rodziny, ale wy możecie Mi za niego
dziękować.
— Chwała Ci, Panie.
Pan:
— Dzieci, przyjmijcie
błogosławieństwo waszego Ojca, przyjaciela, tego który was
kocha. I wobec tego, że macie takiego Ojca, starajcie się kochać
wzajemnie. Błogosławię was i wszystkich, których kochacie. A
moje błogosławieństwo rozciągam także na tych, których
uważacie za wrogów waszych, bo pragnę, abyście wiedząc o mojej
miłości do nich, oddawali Mi każdego z tych, o których
wspomnicie. +
Mnie bardziej chodzi o
was samych niż o wasze czyny
2 X 1992 r. Anna, s.
Ewelina, Szymon
Mówi Pan:
— Czy myślisz,
Szymonie, że Ja z ciebie kiedykolwiek zrezygnuję? Ja wierzę w twoją
dobrą wolę, wierzę, że kochasz Mnie w takim stopniu, w jakim możesz.
Musiałbyś długo, wytrwale i z uporem odmawiać Mi służby i odrzucać
moje starania, abym pozostawił cię wyborowi twojej woli. Szymonie,
powiedz Mi teraz, co cię najwięcej boli, w czym potrzebujesz pomocy,
w czym czujesz się słaby.
Szymon:
— Mam wiele obowiązków.
Potrzebuję prowadzenia za rękę, abyś, Panie, dał mi światło, bym nie
błądził; potrzebuję rozeznania tej drogi. Pragnę, byś mnie używał
jako narzędzie Twoje.
Pan:
— Już jesteś tam, gdzie
Ja cię chciałem mieć.
Szymon:
— Ale błądzę.
Pan:
— Synu, uczysz się.
Nikt od razu nie może być doskonałym w swoim zawodzie. Ale powiedz
Mi, co już zrozumiałeś, czego się nauczyłeś.
Szymon:
— Zrozumiałem, że wiele
jest zła w Sejmie, w ludziach: prywata, pycha i egoizm; mało jest
pragnienia służby.
Pan:
— A któż ich
nauczył służby? Oni tego nie znają. Ale wy od pokoleń opowiadaliście
się za Mną. Wam jest łatwiej. Chciałbym, abyście wy dla nich byli
przykładem i wzorem zarazem. Co o tym myślisz, Szymonie?
Szymon:
— To jest bardzo
trudne.
Pan:
— Przeraziłeś się. A
przecież Ja nie stoję nad wami z batem, przeciwnie, daję wam pełnię
wolności. Ale czy wiesz, dlaczego ją daję? Bo tylko w wolności może
się w was ukształtować szlachetna godność człowieka — dziecka
Bożego. A Mnie bardziej chodzi o was samych niż o wasze czyny: chodzi
Mi bardziej o wasze dojrzewanie ku mojemu Królestwu. Czy
chcesz Mi coś powiedzieć w związku z tym, o czym ci mówię?
Szymon:
— Chcę spytać, Panie,
czy nasze spotkania różańcowe mamy kontynuować, czy się
spotykać?
Pan:
— Publicznie nie (w
znaczeniu: Pan nie pragnie, by czyny nasze były ostentacjne). Do
pełni codziennego współżycia ze Mną też musicie dorastać. Nie
mam natomiast nic przeciwko spotkaniom z wami w waszych pokojach.
Pragnę, abyście się modlili wspólnie z moją Matką.
Pamiętajcie, że jesteście teraz wykonawcami Jej woli jako waszej
Królowej. Pamiętajcie, że Matka moja nie życzy sobie w waszym
postępowaniu dwulicowości, obłudy i dokonywania uników.
Jesteście Jej
przedstawicielami w Sejmie, dlatego przystoi wam uczciwość w
postępowaniu i w słowach, rzetelność w dotrzymywaniu danego słowa
(obietnic), opanowanie, spokój i pragnienie
poszukiwania wspólnych rozwiązań. Bowiem wszystko co dzieli,
wprowadza rozdrażnienie i pobudza emocje, a więc nie przystoi sługom
Maryi. Nie znaczy to, że macie się zgadzać z waszymi przeciwnikami
ideologicznymi, ale powinniście ich traktować jako równe sobie
dzieci Boże, otoczone moją miłością tak jak i wy sami, chociaż być
może dzieci ciężko błądzące i zaślepione. Wasze poszanowanie dla
godności ludzkiej drugiego człowieka — pomimo że możecie
spotykać się ze złośliwością, szyderstwem, grubiaństwem —
świadczy o waszym rzeczywistym nasyceniu chrześcijaństwem.
Postępowanie prawe i szczere daje wam szansę zyskania szacunku u
waszych przeciwników, co może zaowocować pomocą w ich
nawróceniu. Pamiętajcie, że Ja pragnę nawrócić ku sobie
cały wasz naród. Co jeszcze cię boli, Szymonie?
Szymon:
— Jest problem z
komunistami, którzy się chlubią, że są pierwszym klubem w
Sejmie. Kiedy będzie zmiana tego?
Pan:
— Niedługo, synu, bo
szatan dzieli i rozbija.
Następnie Pan zwraca się
do s. Eweliny:
— Ewelino, dziękuję ci,
córeczko, za dzisiejszy dzień. Dużo dla Mnie zrobiłaś, ale
teraz czas już, byś odpoczęła. Przygarniam cię do serca i zapraszam
do Leśnej. Powiedzcie, czyż nie potrafię zorganizować wam rekolekcji?
Powiedzcie Mi, co
powoduje, że tak wielu odrzuca mój Krzyż
8 X 1992 r. Anna,
Grzegorz
— Czy widzisz nas,
Panie, na rekolekcjach w Leśnej?
Pan uśmiecha się i
odpowiada nam:
— Rekolekcje jeszcze
nigdy nikomu nie zaszkodziły.
I po chwili dodaje:
— Tym razem Matka moja
zaprasza was do siebie. Jeśli możecie jechać, korzystajcie, aby
zyskać trochę czasu na spotkanie ze Mną w ciszy i bez pośpiechu. Na
te zaś rekolekcje zapraszam was szczególnie, bo moja Matka
chce zapoznać was ze sobą. Maryja pragnie natchnąć was duchem walki,
duchem czynnego sprzeciwiania się złu.
Cieszę się, że jesteście tu
ze Mną, że żyje w was pragnienie przebywania razem, co jest stałym
moim pragnieniem, które ustanie dopiero wówczas, kiedy
znajdziecie się już bezpieczni w moim domu. Chciałbym, abyście
wykorzystali czas rekolekcji na otwarcie się przede Mną. Tam gdzie
będzie na to czas (chodzi o czas przeznaczony na adorację),
postarajcie się mówić do Mnie jak do swego najbliższego
przyjaciela. Oddajcie Mi wtedy wszystkie swoje zmartwienia własne i
wszystkich, których znacie (nie tylko osobiście, ale i np.
z telewizji, radia, prasy, książek). To jest właściwy czas na
rozmowę i oddanie Mi wszystkich waszych ciężarów, gdyż
człowiek może zupełnie odsłonić się tylko przed kimś, do kogo ma
największe zaufanie, wie, że jest dla niego niezmiernie ważny i przez
niego kochany, od kogo spodziewa się zrozumienia, rady lub pomocy.
Ten najwyższy dowód zaufania jest właśnie uznaniem Mnie za
tego, kim rzeczywiście jestem — czyli jest to wyraz adoracji.
Anna:
— Dziękuję Ci, Panie,
słowo „adoracja" tak mnie peszyło, ponieważ nie
rozumiałam, co naprawdę znaczy.
Pan:
— Dziecko, wychowano
cię w czci dla bohaterstwa, poświęcania się dla dobra innych, w duchu
szacunku dla ofiary z życia, a stąd bardzo blisko do zrozumienia
mojej Ofiary Krzyża. Sądzę, że łatwiej niż innym przyjdzie ci
zrozumieć moje pragnienie, by stać się dla was ratunkiem i
zbawieniem. I pomyśl: wszyscy możecie z tego faktu skorzystać bez
żadnego trudu i wysiłku, a tylko nieliczni pragną się uratować —
za tak małą cenę: jedynie za cenę zaufania, zawierzenia Mi, bo całe
cierpienie przyjąłem Ja sam. Powiedzcie Mi, co powoduje, że tak wielu
odrzuca mój Krzyż lub go pomija przez całe swoje życie.
Przecież już pół świata wie o Mnie i o mojej śmierci
krzyżowej.
Grzegorz:
— Oprócz wpływów
zewnętrznych „świata", który chce, byśmy o Tobie
zapomnieli, a w każdym razie nie traktowali Ciebie — Boga! —
poważnie, widzę jeszcze jakąś skazę w każdym z nas, w sobie...
Pan:
— Grzech pierworodny.
Grzegorz:
— Człowiek, gdy styka
się z wielką miłością do siebie, a tym bardziej, gdy zaczyna
dostrzegać, jak wielka jest Twoja miłość do niego, boi się
odpowiedzieć miłością. Wielka miłość to jak wielka przygoda, a z tym
wiąże się „ryzyko" wywrócenia małego „światka",
w którym każdy z nas jakoś się urządził. I nie chcemy (nie
potrafimy?) uwierzyć, że Twoja miłość jest bezinteresowna; boimy
się np. ograniczenia naszej wolności — bo tak sobie wyobrażamy
konsekwencje „zgody na miłość".
Anna:
— Ja myślę, że człowiek
się boi, iż będzie zmuszony do odwdzięczenia się Tobie. Czyli nie
wierzy, że jest bezinteresownie kochany i boi się, że zażądasz
zapłaty. To znowu dowodzi, że ciągle dla nas jesteś odległy,
daleki...
Pan:
— Doszłaś do tego,
Anno, co powiedział Grzegorz, że człowiek nie potrafi uwierzyć w
miłość bezinteresowną i bezwarunkową.
Anna:
— Ja też nie mogłam. I
po długich modlitwach o „uzdrowienie pamięci" (na
rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym) zobaczyłam scenę z
dzieciństwa, którą odebrałam wtedy bardzo boleśnie, a która
świadczyła o niedojrzałości mojej matki jako wychowawczyni swoich
dzieci. Zrozumiałam, że w tym momencie zrodziła się we mnie
nieufność, a potem niewiara w to, że Matka mnie kocha.
Pan:
— Ale teraz masz —
naszą Matkę, Maryję.
Anna:
— Tylko że Ty, Panie,
byłeś dla Niej szczęściem; troską i lękiem oczywiście też, ale
szczęściem...! (w domyśle: a my dla naszych matek — nie
zawsze).
Pan:
— Dla normalnych
rodziców każde dziecko jest szczęściem, a dla Mnie każdy z was
jest dzieckiem upragnionym, które się stało istotą żywą,
rozwija się, rośnie i dojrzewa, chodząc cały czas w świetle mojej
miłości. Ja nie mam innych dzieci niż upragnione, chociaż prawie
żadne z moich dzieci nie jest szczęśliwe. A przecież Ja pragnąłem dla
nich pełni szczęścia od początku życia na ziemi.
Tak wiele zależy od
każdego z was
Po chwili ciszy Pan mówi:
— Pomyślałaś teraz:
„Jaki straszny jest dar wolnej woli". Ja nigdy nie żałuję
tego, co wam dałem. A wy, czy naprawdę chcielibyście być
niewolnikami...?
Grzegorz:
— Bez wolnej woli nie
moglibyśmy kochać. Co nie znaczy, że zawsze z niej dobrze korzystamy.
Anna:
— Nie. Dziękujemy Ci,
Panie, za wolną wolę!
Pan:
— Czy teraz rozumiesz,
że Ja — Wolność sama — nie mógłbym moim dzieciom
nałożyć obroży? Przecież jest w was moje podobieństwo. Czy rozumiesz,
jaki szacunek dla każdego z was ma wasz Stwórca?
Grzegorz:
— Tak wielką miłość
albo trzeba przyjąć, wiedząc przy tym, że się do niej nie dorosło, i
odpowiedzieć całym sobą jak w przypowieści o perle, albo trzeba
odrzucić w całości lub częściowo, np. podchodząc do niej jak do
kontraktu. Wówczas nie chcemy wzrastać tak, jak Ty byś
pragnął.
Pan:
— Raczej nie chcecie
dojrzewać. Bo chętnie „porastacie" we wszystko, co wam się
spodoba, w czym widzicie jakąś korzyść dla siebie. Do tego celu
potraficie użyć nawet takich środków jak wiedza, nie mówiąc
już o pożądaniu takich drobiazgów, jak pieniądze, sława,
popularność, tytuły i funkcje urzędowe. Wszystko jest dobre, co może
posłużyć wam ku ozdobie własnego ja — zależnie od tego, co
każdy z was uznaje za ozdobę. Ja to nazywam zwróceniem się ku
„światu". A kto jest „księciem tego świata"?
Odwieczny kłamca i zwodziciel. Wciąż trzyma świat w swoim ręku.
Anna:
— Właściwie nadzieja
jest już tylko w Tobie.
Pan:
— A ilu z was pokłada
nadzieję we Mnie?
Grzegorz:
— Nie wiemy. Gdyby
wierzyć prasie, to nadzieję pokładamy w „Europie" (EWG,
„demokracja", „postęp", dobrobyt za cenę,
nieliczenia się z prawem Bożym, prawa człowieka wraz z prawem do
zabijania nienarodzonych itd.), ale wiem, że ten obraz narodu nie
jest w pełni prawdziwy.
Anna:
— Ja liczę na nasz
naród, i to na tych „maluczkich". A także na taką
Polonię, jak na przykład w Kazachstanie, czyli wierzącą.
Po chwili:
— Panie, to ja teraz
użyję Twojej metody. Nie jesteś „księgowym" — tak
nam powiedziałeś. Jeśli chodzi o nasz naród, to jesteśmy
jednością z tymi pokoleniami, które są już u Ciebie. A więc,
Panie, licz i ich.
Grzegorz:
— I jeszcze dolicz
naszą Królową.
Pan:
— Macie rację, dzieci.
Dlatego właśnie od was rozpoczynam odrodzenie świata („rozpoczynam",
a nie „pragnę, rozpocząć"). I dlatego spodziewajcie
się powszechnego poruszenia serc. Bo Duch Święty został już na was
wylany (podczas Mszy św. odprawianej przez Papieża 9 czerwca 1991
r.). A ponieważ tak wiele zależy od każdego z was, zwracam się do
tych, którzy Mnie już rozumieją, wołając:
Gotujcie się do
działania,
do świadczenia o Mnie w życiu publicznym,
i ode Mnie oczekujcie
„mocy z wysokości", która was uzbroi,
i wszystkich innych darów
Ducha Świętego.
I pragnę, abyście to, co
powiedziałem, zabrali na rekolekcje do Leśnej. (...) Proście Mnie
(tam), zwłaszcza w czasie Mszy świętych, o wszystkie dary
Ducha Świętego, które Ja dla każdego z was przeznaczyłem.
Przyjmijcie błogosławieństwo moje. +
Anna:
— Przez te dziewięć
dni, jakie pozostały, prośmy o te dary dla wszystkich, którzy
tam będą.
Odmawiamy „O
Stworzycielu Duchu, przyjdź" i „Apel Jasnogórski"
oraz oddajemy Panu serca i umysły wszystkich biorących udział w
rekolekcjach, tych którzy będą je prowadzić, gospodarzy —
ojców paulinów i wszystkich mieszkańców Leśnej.
Pan:
— I tak powinniście się
przygotowywać do każdych rekolekcji.
Dary Boże... wymagają
stałej współpracy człowieka
11 X 1992 r. Anna
— Panie, co powinnam
zabrać na rekolekcje do Leśnej?
— Jak najmniej tekstów.
Pragnę, abyś sama skorzystała z rekolekcji. Jak dalece się otworzysz,
tak będziesz przygotowana, aby przyjąć moje dary.
Módl się wraz z Matką
moją, abyście wy zdolni byli przyjąć te dary, które wam
przeznaczyłem. Gdyż dary Boże nie są nigdy lekkie, wymagają bowiem
stałej współpracy człowieka. Jest to postawa żołnierza w
czasie wojny — stale czuwającego, w każdej chwili gotowego
służyć sobą z sercem gorącym, gorliwością i radosną ofiarnością.
Im większe są dary moje, tym
bardziej wzrastać musi wasze pragnienie służenia całą swoją osobą,
sobie zaś poświęcać możecie mniej czasu. Być może w tym leży wasz lęk
przede Mną, o czym mówiliśmy w ostatniej rozmowie. Jest to lęk
człowieka przed ograniczeniem potrzeb swego „ja" na
korzyść dawania bliźnim. W służbie mojej widzicie nie szansę
wykazania swojej miłości do Mnie, ale trud i ograniczenia. Gdy ciało
zapanuje nad wami, służba moja — dokładniej, służba ze Mną
światu — staje się niemożliwa.
Błogosławię cię. +
Łączcie się, wy,
którzy
służycie planom Boga
17 X 1992 r. Leśna
Podlaska
Anna, Hanna, s. Maria,
Jacek, Mariusz, o. Paulin, Szymon, Paweł, Waldemar.
Mówimy o różnych
sprawach, m.in. o zagrożeniu świata wojnami i kataklizmami. Ojciec
Paulin mówi o działaniu Opatrzności Bożej, o całej kaskadzie
cudów, nieraz niewidocznych, bo prawdziwe sprawy Boże dzieją
się po cichu. Modlimy się,. Mówi Maryja:
— Tyle o Mnie mówicie.
Pozwólcie Mi dojść do słowa. Przede wszystkim dziękuję wam za
to, że potrafiliście odpowiedzieć na moje wezwanie. Wszyscy jesteście
tak smutni i przez to słabi, że pragnęłam podnieść was na duchu.
Pragnęłam, abyście mogli przeżyć to spotkanie (rekolekcje) ze
Mną i moim Synem.
S. Maria:
— Prosimy Cię, Matko,
udziel nam daru dzielenia się z bliźnimi Twoimi darami.
Maryja:
— Słyszeliście, co wam
mówiono o Aniołach. To są wasi bracia we wspólnej
miłości do waszego Stwórcy. Oni nie tylko was strzegą przed
fizycznym zagrożeniem, ale również przed niewidzialnym złem,
przed legionami szatańskimi. Szatan obecnie opanował ludzi stojących
u władzy w polityce, a przede wszystkim w królestwie mamony,
we wszystkich prawie krajach. Dotyczy to największych mocarstw świata
zachodniego i Azji (Japonia, Hong Kong, Taiwan, Singapur itd.).
Szatan opanował dużą część ludzkości, ale zrobił to waszymi rękami.
Sam nie zrobiłby nic.
Nie chcę was dzisiaj
martwić,
więc wróćmy do relacji między nami. Moje ukochane dzieci. Czy
wiecie, jak wielka jest moja odpowiedzialność za was wobec Boga? On
Mi was powierzył — mówię o Bogu w Trójcy —
bo ludzkość tak ciemna, nie widząca jasno prawdy i bezradna
potrzebowała Matki. Od tego momentu staram się, aby żadne z moich
dzieci nie zginęło. Robię wszystko, aby nawet w ostatnim momencie
życia znalazło się coś, co mogłoby usprawiedliwić i uratować takie
nieszczęsne dziecko.
Czuję się odpowiedzialna za
dalsze istnienie każdego z was w królestwie Bożym. Spójrzcie
na Jugosławię. Pan wskazał Mi ten kraj, tak bardzo zarażony
nienawiścią, i pragnął, abym zrobiła wszystko, co mogę, dla wydobycia
go z oparów nienawiści ku drodze pokoju i miłości społecznej.
Ja ich nie opuszczę. Nadal strzegę chociaż tych niewielu, którzy
Mi zawierzyli, ale zrozumcie, jak straszliwie bolesna jest dla Mnie
obecność wśród nich, bowiem jestem w dużej mierze bezradna
wskutek narastania złej woli ludzkiej.
Dlatego wam to mówię,
że żaden kraj nie jest wolny od zagrożeń i jeśli raz wyzwoli się
nienawiść, nie można jej zahamować. To jest moja przestroga dla was,
dzieci. Proszę was, zabiegajcie o sprawiedliwość, ale egzekwowaną
przez odpowiednie władze. Pragnę, aby przyszły ustrój w moim
królestwie oparty był na sprawiedliwości i miłosierdziu
(miłości społecznej). Brak jawnej sprawiedliwości,
przeprowadzanej środkami prawnymi, spowodował u was utratę nadziei,
utratę zaufania do jakichkolwiek władz i odwrócenie się ku
własnym interesom.
Paweł:
— Jak tego dokonać, bo
my nie jesteśmy do końca wolni.
Maryja:
— Słyszę was, dzieci, i
mogę powiedzieć, że obecnie pojawiają się nowe autorytety, ponieważ
przedtem nie mogły się ujawnić poza tymi, które trwały w
głośnym sprzeciwie. Cóż wam mogę poradzić? Łączcie się ponad
partiami wedle waszych prawdziwych przekonań. Łączcie się, wy, którzy
służycie planom Boga, tak żebyście mogli zobaczyć własną siłę.
Jeżeli uważacie się za
moje dzieci, nie możecie myśleć o rezygnacji
Rozmawiamy o braku
świadomości narodowej. Paweł pyta Maryję:
— Jak rozpoznać ducha
narodu?
Maryja:
— Po stałości poglądów
chrześcijańskich, po zawierzeniu Synowi mojemu. Przecież rozmawiacie
i widzicie ludzi w różnym działaniu. Fałsz się ujawni. Ciągle
chcecie znaków i wskazówek imiennych, a Ja mówię:
Poznawajcie się, rozmawiajcie ze sobą. Powiedz Mi, Pawle, czy masz
zaufanie do Szymona, Waldemara i Mariusza?
Paweł:
— Znamy się z rozmaitej
działalności.
Maryja:
— Widzisz sam, że
jakieś kryteria masz i oni też. Macie do siebie zaufanie, a wszyscy
czterej pełnicie w kraju służbę publiczną. Przekonana jestem, że
każdy z was zna jeszcze cztery osoby uczciwe.
Paweł:
— Tak. Tak.
Maryja:
— Zapewne w waszych
środowiskach w rodzinnych stronach znajdziecie co najmniej cztery
osoby uczciwe. Czyli te osoby już by was popierały i mogły ręczyć za
was. Czy te wszystkie inne osoby są bierne, czy coś robią?
Paweł:
— Przeważnie nie
wiedzą, co robić ani jak działać.
Maryja:
— Ale w tym wypadku
macie mnie. Polecajcie mi osoby, które znacie abym uruchomiła
ich energię w zakresie pracy odpowiadającym ich możliwościom.
Moi drodzy, Ja nie posługuję
się statystyką, dlatego nie przeraża Mnie, że jest was mało, bo to
nieprawda. Mam ogromne rezerwy ludzi dobrej woli, tylko bez
doświadczenia i bez wiary w swoje możliwości, a przecież Ja mogę je
umocnić i rozwinąć i mogę uprosić u Boga wszystko, co jest wam
potrzebne. Mogę ujawnić w was uzdolnienia, o których nie
wiecie.
Poznawajcie się,
rozmawiajcie, ale nie tak, jak mówicie teraz do Mnie: jak
żołnierze gotowi do poddania się, którzy postanowili już
rzucić broń. Jeżeli uważacie się za moje dzieci, nie możecie myśleć o
rezygnacji. Mocy Bożej nie może zwyciężyć nikt!
Czytacie Biblię. Jak
nieliczne było wojsko Jozuego. A co mówić o dwunastu
apostołach i kilkudziesięciu uczniach, którzy zdobyli świat?
Oni byli zdolni do wielkiej miłości wobec tych, którym nieśli
Jezusa. Jeżeli wy ponad dbałość o swoje własne dobro przełożycie
walkę o dobro wspólne dla całego narodu, Ja potrafię uczynić
was zwycięzcami. Tu rzecz dotyczy spraw duchowych, a nie
politycznych.
Chodzi o postawę was samych:
albo służycie mojemu Synowi, albo sobie samym. Musicie wybierać.
Chciałabym, abyście nie
ulegali depresjom, sugestiom szatana, i abyście stawali przed
przeciwnikami w całej godności moich dzieci. Proszę was, powiedzcie
teraz wszystko mojemu Synowi (podczas adoracji).
Moje dzieci, chciałam wami
troszkę potrząsnąć, ale Syn mój was pocieszy. Nie jestem Matką
okrutną, lecz wymagającą. Jednakże kocham każdego z was, jestem przy
was i będę zawsze, nawet gdybyście oddali broń, bo Ja was kocham na
dobre i na złe. Pragnę dla was szczęścia i długiego, pięknego życia.
Teraz, dzieci, tulę was do
serca. Czy bardzo was uraziłam? Pragnę wkrótce kontynuować z
wami rozmowę. Ponieważ jesteście gośćmi w moim domu, pełnym łask
Pana, proszę, przyjmijcie dary, które Pan mój i Syn
pragnie wam ofiarować. Proście więc o wszystko, co jest wam
potrzebne. Teraz daję wam błogosławieństwo Boga najwyższego
majestatu, świętości i miłosierdzia. W imię Ojca i Syna, i Ducha
Świętego.
Moją wolą jest, abyście
się łączyli we wspólnej miłości
20 X 1992 r. Święto św.
Jana Kantego (z Kęt). Anna, o. Jan, Grzegorz
Pan zwraca się do o.
Jana,
którego imieniny są dzisiaj:
— Czy pozdrowiłeś
dzisiaj swojego patrona?
O. Jan:
— Byłem u Św. Anny przy
jego grobie; modliłem się.
Pan:
— Synu, pamiętaj, że on
otrzymał prawo do opieki nad tobą, które mu nadała twoja
rodzina i rodzice chrzestni, i on traktuje ciebie jak przybranego
syna. Żaden święty nie narzeka na zbyt dużą ilość synów.
Wszyscy się cieszą, kiedy mogą — przez zezwolenie waszej
ludzkiej dobrej woli — objąć nowe dziecko swoją opieką.
Anna:
— Prosimy Cię, św.
Janie Kanty, o opiekę nad o. Janem i o pomoc dla tych kleryków,
którzy będą mieli chęć zająć się pod jego kierunkiem sprawami
Polski.
Anna upewnia sią:
— Panie, ksiądz Jan
Kanty ma chyba także wiedzę dotyczącą współczesności, a nie
tylko swoich czasów...?
Pan:
— Nie martw się o to,
Anno. U Mnie wiedza wasza, a właściwie pojmowanie w Prawdzie, wciąż
rośnie i z pewnością niezmiernie przekracza wiedzę wam współczesną.
Ksiądz Jan Kanty obiecuje
ci,
Janie, swoją pomoc, a także pragnie objąć nią tych wszystkich
uczniów, których mu polecisz. Masz, synu,
błogosławieństwo od swojego Patrona.
Anna pyta o. Jana, czy ma
obrazek św. Jana Kantego i radzi mu, żeby zachęcał swoich uczniów,
by sią do tego świątego zwracali, Św. Jan mówi:
— Tak, będziemy
pracować we dwóch nad nimi.
Anna:
— Widzę teraz, Panie,
że Twoi święci ochoczo stają do współpracy z nami.
Pan:
— Moje dzieci, przecież
niebo jest nieustającą wymianą miłości. Całe nasycone jest miłością
Boga do Jego dzieci i radością bytów duchowych przyjmujących
tę miłość i odpowiadających na nią (ze zrozumienia: przyjmują
miłość, są nią nasycone, ta miłość ich przenika, odpowiadają na nią
dalszym wzrastaniem). Im więcej mojej miłości „wchłaniają",
tym większe staje się ich pragnienie darzenia (Bóg bowiem
jest miłością darzącą, udzielającą się.). Dlatego ogarniają
miłością nieba wszystko, co istnieje poza nim — oprócz
piekła — czyli wszystkie byty duchowe dorastające powoli i z
wysiłkiem ku niebu. Wszyscy jesteście kochani. Za każdego z was
proszą Mnie, orędują, tłumaczą was i każdemu gotowi są służyć pomocą,
jeżeli się ich prosi o pomoc, czyli jeżeli istnieje w was wola
przyjęcia miłości waszych starszych braci, dojrzałych w miłości.
Moją wolą jest, abyście się
łączyli we wspólnej miłości, aby potęga miłowania mogła
udzielać się wam, walczącym w ciemnościach materii z przeciwnikiem
takim jak szatan. Weźcie to sobie, dzieci, do serca i mówcie o
tym innym.
A teraz, Janie, powiedz Mi,
czego najbardziej pragniesz.
O. Jan:
— Pragnę dawać
przekonywające świadectwo swego zawierzenia Twojemu planowi
odnowienia świata. Nasz język teologiczny jest „zaszyfrowany":
problemy, zagadnienia, a nie ma świadectwa. Chciałbym dać świadectwo,
że jesteś Królem królów, że jesteś dziś obecny w
historii, działający, ratujący świat...
Pan:
— Powiedz Mi, Janie,
czym jesteś przede wszystkim.
O. Jan:
— Towarzyszem Jezusa,
kapłanem.
Pan:
— A może przede
wszystkim jesteś moim synem...?
O. Jan:
— Jak najbardziej,
Ojcze.
Pan:
— Czy ktoś może ci
zabronić mówić o swoim Ojcu z miłością — poza wykładami,
jeśli już się tego boisz, a więc w kazaniach, rozmowach
prywatnych...?
O. Jan:
— Oczywiście że nie. Ja
się boję jedynie, żeby mi nie zarzucano, że głoszę „objawienia
prywatne".
Pan:
— Janie, czy Ja jestem
„objawieniem prywatnym"?
O. Jan:
— Jesteś Słowem
objawiającym Ojca.
Pan:
— Czy nie możesz mówić
o Mnie, jakim jestem w Piśmie świętym? A skoro powiedziałem „Jestem",
to Jestem w całej wieczności.
O. Jan:
— Widzę, że
przestaliśmy mówić o Tobie, dawać świadectwo o Bogu żywym.
Pan:
— Czy i was, moje
sługi, dopiero zagrożenie życia może nawrócić?
Czy znalazłeś, Janie, kogoś,
kto by przetłumaczył „Pozwólcie ogarnąć się Miłości"
na niemiecki?
O. Jan:
— Nie.
Pan:
— Przecież ty tak
dobrze władasz językiem niemieckim.
O. Jan:
— Ja?
Pan:
— Nie pomyślałeś o tym,
żeby ułatwić poznanie ze Mną twoim kuzynkom w Niemczech?
O. Jan:
— Przekazałem
ostrzeżenia i kuzynka przestała do mnie pisać.
Pan:
— Posłałeś moją książkę
do Dedecjusa, a nie pomyślałeś, że już dawno zdążyłbyś ją
przetłumaczyć, pisząc po jednym rozdziałku na tydzień, zużywając na
to czas przeznaczony na rozmyślania i rozważania...
O. Jan:
— Bałem się popełnienia
błędów w tłumaczeniu.
Pan:
— A Ja starałem się
mówić tak prostym językiem, aby ułatwić pracę tłumaczom...
Po krótkiej chwili
ojciec Jan odpowiada:
— Owszem, bardzo
chętnie się zabiorę. Nie miałem odwagi pomyśleć, że mogę
przetłumaczyć.
Pan:
— Powinieneś tłumaczyć
potocznym językiem niemieckim, a nie teologicznym. (...) Specjalnie
przeznaczyłem te teksty dla ludzi świeckich, nie mających
doświadczenia filozoficznego ani teologicznego. I jeszcze coś ci
zaproponuję, Janie. Spróbuj zapoznać z „Pozwólcie
ogarnąć się Miłości" kleryków ze Wschodu.
Gdy zaczynamy o tym
mówić,
Pan dodaje:
— W tym wypadku chodzi
o to, żeby wiedzieli, że jest przy nich ktoś, kto ich kocha i
troszczy się o nich (bo mogą się czuć samotni w innym kraju i
kulturze niż ta, w której się urodzili i wychowali).
Czy tak wyobrażałeś sobie
rozmowę ze Mną dzisiaj?
Ojciec Jan się uśmiecha:
— Nie.
Dodatkową trudność z
tłumaczeniem widzę w tym, że Anna posługuje się obfitym słownictwem.
Gdy używa pięciu słów na określenie czegoś, to czy ja mogę
użyć np. trzech?
Pan:
— Nie Anny językiem
masz mówić, lecz moim. Chodzi o to, żebyś dobrze wyrażał moją
myśl.
O. Jan:
— Dziękuję za zachętę.
Przyznaję, że ja czytam dużo publikacji niemieckich.
Pan:
— Nawet wykłady
prowadzisz w Niemczech (w podtekście: to znaczy, że dobrze władasz
tym jązykiem).
O. Jan:
— Duch Święty mnie
oświeci i przypomni w razie potrzeby...
Pan:
— No widzisz, synu. Ja
ci daję prezenty w dniu imienin. Nie chcę, żebyś „podniósł
lament", że cię obciążam — dodaje Pan żartobliwie.
Weź pod uwagę, synu, że Ja
składam wyłącznie propozycję, ponieważ chciałbym ci dać szerszą
możliwość dzielenia się. Ale weź do serca moją radę co do studentów
ze Wschodu. Matce mojej zależy najbardziej na Białej Rusi.
A teraz przyjmijcie moje
błogosławieństwo. Daję ci, Janie, więcej sił i energii, więcej
optymizmu i zapewniam ci czas, abyś mógł dokończyć to, co w
tym roku zaczynasz.
O. Jan:
— Dziękuję bardzo.
Pan:
— I wam, dzieci, daję
dzisiaj mój pokój. Pragnę wzmocnić wasze ciała i
rozradować dusze. Kocham was, dzieci. A szerzej porozmawiamy jutro.
Teraz tulę was do serca. Jakże bardzo was kocham! Błogosławię w imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Wy, którzy
przyznajecie się do Mnie, starajcie się godnie Mnie reprezentować
21 X 1992 r. Anna, ks.
Grzegorz, Grzegorz, o. Jan, Szymon
Prosimy Pana, żeby
powiedział to, co sam chce. Odmawiamy „Ojcze nasz". Pan
zaczyna rozmowę od nawiązania do tej modlitwy:
— Moje dzieci, kiedy
uczyłem was modlić się o przyjście królestwa Bożego na ziemię,
chciałem wam powiedzieć, że pragnienia wasze mogą być nieograniczone.
Macie prawo, a nawet obowiązek wobec tych pokoleń, które
przybędą po was, pragnąć budować królestwo Boże już w życiu
ziemskim.
Każdego z was przeznaczyłem
do świętości, ale jakże trudna jest wasza droga — przede
wszystkim dlatego, że ten, kto zdecydowanie dąży do świętości,
wyprzedza innych i idzie samotnie. A przecież gdybyście szli jako
wspólnota, moglibyście podtrzymywać się w drodze. Bywają
wspólnoty rodzinne; przeważnie jest to oddziaływanie przykładu
matki lub obojga rodziców na ich dzieci lub wspomaganie się
wzajemne rodzeństwa (Pan przywodzi na myśl wiele przykładów,
m.in. bł. Czesław i bł. Bronisława — rodzeństwo; podobnie
siostry Ledóchowskie; św. Monika i jej syn — św.
Augustyn), lecz gdy wspólnota jest większa, wzrasta jej
siła, różnorodność możliwości wspomagania się, a także
różnorodność dojrzałości, która sprzyja potrzebie
naśladowania wzorców wśród młodzieży i dzieci.
Rodzina ludzka, która
staje się wspólnotą narodową, może mieć potęgę przekształcenia
nie tylko swojego kraju, ale może mieć moc stawania się wzorcem dla
wszystkich innych narodów, poszukujących prawidłowego i
godnego człowieka sposobu życia. Ja wam powiedziałem, jaki on (czyli
sposób życia) powinien być, ale tak rzadko próbujecie
rozszerzać go na życie społeczne. Dotychczas tak się działo, że ci,
którzy chcieli realizować swoje ideały życia wspólnotowego,
wyodrębniali się i ograniczali do wspólnej dla siebie reguły,
miejsca lub terytorium, a nawet izolowali się (np. murami,
habitem).
Dzisiaj tworzę dzieło nowe.
Pragnę, aby choć jedna wspólnota narodowa zaczęła rozwijać
moje zamysły bez „mundurów", bez izolacji, nie
wyróżniając się niczym zewnętrznie, ale żyjąc w ścisłej
przyjaźni ze Mną, gdyż wtedy będzie miała stałą pomoc i radę.
Wszystkie ruchy świeckie w Kościele, a także zakony charytatywne
powinny działać jak dwie ręce tej samej osoby. Czy nie zauważyliście,
jak staram się was zaprzyjaźnić ze sobą (zakony i świeckich)?
Jeżeli potraficie zaprzyjaźnić się i podtrzymać tę przyjaźń, to
działacie ściśle wedle mojej woli. Kiedy obie te moje dłonie będą
zdrowe, rozpoczną wyciągać się ku każdej potrzebie ludzkiej —
bo Ja służę światu. Prawda, że się rozumiemy?
Anna:
— Ale, Panie, ciągle
nas mało. I tak nam się leniwie te ręce wyciągają...
Pan:
— Bo nie znacie swojej
siły (przychodzą na myśl słowa Pana: „Gdybyście mieli wiarę
jak ziarnko gorczycy..." Łk 17,6). Przecież jesteście
członkami mojego Ciała! Czyżbyście o tym zapomnieli?
To, co teraz wam powiem,
jest
zarysem mojego planu. Jak już wielokrotnie mówiłem wam, lęk,
strach przed śmiercią i wszelkimi zagrożeniami zmobilizuje was.
Człowiek, który się boi, jest zdolny do wielu wyrzeczeń i do
zdecydowanych działań. Niestety, w ten właśnie sposób muszę
obudzić całą ludzkość, bo wasza obojętność na cierpienie bliźniego
powoduje, iż nie reagujecie na krzywdy dziejące się tuż za granicą
(dosłownie: „tuż za płotem waszej zagrody"; chodzi
m.in. o stosunek Europy do wydarzeń w Jugosławii). Mówię
wam to dlatego, abyście powtarzali innym, że jest to mój plan
ratowania ludzkości, mój plan wydobycia was z otoczki
obojętności i wygodnictwa (a nie „kara Boża" za
grzechy).
Rozmowę, przerywa telefon
od ks. Krzysztofa, który „się znalazł", przyjście
ks. Grzegorza, załatwianie spraw związanych z jego noclegiem, a także
poczęstunek. Do rozmowy z Panem wracamy trochę rozproszeni.
Anna:
— Przepraszam Cię,
Panie.
Pan:
— Za co?
Anna:
— Za nasze
rozproszenie...
Pan:
— Przecież jesteście
normalnymi ludźmi. Nie spodziewam się po was postawy kamedułów.
Raczej pomyślcie, ile pomogłem wam w tym czasie.
Dojrzałość uzyskuje
się
przez pełnienie służby temu, co się samemu wybrało
Pan:
Moja Matka w Leśnej, w swoim
domu, radziła wam, jak szukać podobnie myślących. Tyś się zdziwiła, a
Ja bardzo pochwalam tę metodę. Tylko nie zgubcie się w ilości
pozyskanych (chodzi o to, żeby nie licytować się, ilu kto
pozyskał), bo wtedy możecie zacząć błądzić. Działajcie spokojnie
i powoli. Chciałbym, aby przystawali do was ci, których swoją
postawą budujecie.
Matka moja mówiła wam
o nielicznym wojsku Jozuego. Chciałem wam powiedzieć, że Bóg
nie potrzebuje siły ludzkiej (mnogości ludzi), aby móc
działać, ale liczy na waszą współpracę: gdyby żaden żołnierz
nie przystał do Jozuego, Bóg nie uratowałby Izraela. Natomiast
wy, którzy przyznajecie się do Mnie, starajcie się Mnie godnie
reprezentować. Pamiętajcie, że przedstawiacie sobą Króla
Miłosierdzia, który ofiarował się sam za was wszystkich (ze
zrozumienia: przeszedł granicę możliwości ludzkich, bo żaden człowiek
nie zdobyłby się na ofiarę z życia za obojętnych, za wrogów,
za tych, którzy go wyszydzą i zdradzą). Pragnę, aby
wasza postawa spowodowała u waszych politycznych przeciwników
rewizję pojęć o katolicyzmie, aby stali się oni zdolni przekroczyć
granice podziałów partyjnych. Nie znaczy to jednak, że
proponuję wam ugodowość i ustępstwa od moich praw, przeciwnie,
zalecam wam ostrą walkę, ale otwartą i opartą na poczuciu
odpowiedzialności wobec Mnie, a nie na przykład na odpieraniu ataków
godzących w wasze dobre mniemanie o sobie.
Anna przypomina osobę
księdza Boduena, który założył przytułek dla dzieci i zbierał
środki na ich utrzymanie m.in. na przyjęciach czy w kawiarniach.
Kiedyś, gdy został spoliczkowany za zakłócenie spokoju
biesiadnikom, odpowiedział: „(Dziękuję). To dla mnie. A co dla
moich dzieci?" Mówimy też o obecnym i możliwym w
przyszłości publicznym szkalowaniu ludzi wierzących.
— Nie daję wam teraz
krzyży fizycznych, bo nie chcę wam przeszkadzać w mojej służbie, ale
Polsce potrzebne są wszystkie możliwe ofiary, jakie każdy z was może
Mi dać w jej intencji. Przyjmujcie jako wasz udział wszystko,
cokolwiek wam ubliży lub ugodzi w wasze dobre imię.
Grzegorz przypomniał gen.
Fieldorfa, który ginął jako zdrajca, skazany przez komunistów
za rzekomą współpracę z Niemcami, ale przyjął całą swoją
sytuację w duchu pokuty za osobiste winy i w duchu solidarności ze
swoimi podwładnymi, którzy oddali swe życie za Polskę, a
troskę o swoje dobre imię powierzył Bogu. I teraz jego postać zaczyna
jaśnieć...
— Pamiętajcie, dzieci,
że dojrzałość uzyskuje się przez pełnienie służby temu, co się samemu
wybrało. Pragnę, abyście stawali się ludźmi dojrzałymi,
odpowiedzialnymi za swoje słowa i obietnice nie wobec wyborców,
a wobec Polski, której służycie, wobec jej Królowej,
która jest wzorem pokory, uciszenia, bezinteresownej miłości i
wzorem wyrzeczenia się siebie samej. A wobec takiej Matki i Pani
waszych losów nie można stawać inaczej niż w „możliwie
białej" szacie.
Czy masz, Szymeczku, jakieś
pytania?
Szymon, zwracając się
właściwie do Maryi:
— Potrzebuję
błogosławieństwa w przyszłym tygodniu, aby rady Pana były przyjęte
przez tych posłów, do których są kierowane.
Anna:
— Nie tylko do posłów.
Pan:
— Słowa moje, synu,
niosą już moje błogosławieństwo, a Matka moja będzie im towarzyszyła,
jak towarzyszyła Mi w życiu obecnością lub modlitwą orędowniczą.
Jeżeli działasz dla Mnie nie szukając własnej chwały, masz we Mnie
oparcie i wspomożenie. Dlatego nie myśl o przyszłości, bo każda
chwila działania obdarzona będzie łaską. To dotyczy każdego z was.
Dalej Pan zwraca się do
o.
Jana:
— Tak samo dotyczy to
ciebie, Janie. Przecież, synu, służysz Mi już tyle lat...
i ponownie do Szymona:
— Nie ścielę wam życia
po różach, bo na to przyjdzie wam zaczekać aż do otwarcia wrót
wieczności. Teraz jest czas walki, ale przynajmniej wiecie, o co
walczycie. Dobry żołnierz nie ulega depresjom i nie załamuje się
nawet po przegranej walce, bo wie, że dopóki żyje, zawsze może
znowu podjąć broń przeciw nieprzyjacielowi. Chciałbym, żebyście się
zaprawiali w męstwie, dzieci. Pragnę na was polegać. Sytuacja ogólna
będzie zresztą polaryzowała wasze postawy. Ja pragnę, abyście wy byli
ośrodkami pokoju, wiary i nadziei, aby na was mogli opierać się
wszyscy, którzy się chwieją. (...)
Będę dla każdego z was
taki, jakiego Mnie potrzebujecie
— Czy macie jeszcze,
dzieci, jakieś pytania?
Ks. Grzegorz:
— Ja chciałem po prostu
podziękować za możliwość przyjazdu, za spotkanie i za leczenie. Chcę
prosić o błogosławieństwo, abym dobrze ten czas wykorzystał.
Grzegorz:
— Tata (teść)
miał tej nocy niespodziewaną operację. Nie spodziewam się tu jakiegoś
wielkiego zagrożenia, ale... (w domyśle: czy nie potrzeba mu
jakiejś specjalnej pomocy?)
Pan:
— Każde życie powoli
się kończy i nie możecie go przedłużać do nieskończoności. Dbajcie o
ciało, bo ono jest „zwierzęciem jucznym" duszy, leczcie
się, lecz decyzję w sprawach waszych oddawajcie Mnie, ponieważ Ja
nigdy żadnego człowieka (tą decyzją) nie skrzywdziłem. Ojca
Grażynki kocham nie mniej niż każdego z was — przecież też jest
moim synem — i zrobię to, co będzie dla niego najlepsze.
Anna:
— Chcemy Ci powiedzieć,
Panie, że Cię kochamy, że dziękujemy Ci, że jesteś tak blisko nas i
tak nas rozumiesz.
Pan:
— Rozumiem was tak
dobrze, że nigdy nie mam do was pretensji o wasze drobne codzienne
uchybienia i upadki. Wiem, że dziecko ucząc się chodzić, upada po
wielekroć. Im jesteście słabsi, tym bardziej liczcie na Mnie i
wołajcie Mnie na pomoc. Nie bójcie się więc, dzieci, swojej
ludzkiej słabości. To jest wasza cecha przyrodzona, tak jak
chwiejność, zmienność i upadki. Przecież Ja to wszystko wiem. Dlatego
proszę, stawajcie przede Mną w prostocie i naturalności, nie
przybierając „odświętnej szaty", i mówcie z serca,
prosto. To mówię wam wszystkim i na zawsze.
Pragnę, abyśmy pozostawali w
stosunkach tak bliskich jak rodzinne, jak dziecko z ojcem, jak uczeń
z nauczycielem, jak przyjaciel z przyjacielem. Będę dla każdego z was
taki, jakiego Mnie potrzebujecie. Bo Ja jestem wszystkim, a wy
drobinami, tak bardzo uzależnionymi, słabymi i bezradnymi. Dlatego
właśnie moja miłość do was jest tak bezgraniczna.
Teraz przyjmijcie moje
błogosławieństwo. +
Janie, Szymonie, obaj
Grzegorzowie i ty, Anno, ukochane dzieci moje, przytulam was do serca
i zapewniam: będziecie szczęśliwi, będziecie szczęśliwi i dumni, że w
tych właśnie czasach służyliście Mi i zaufali. Udzielam wam
błogosławieństwa w całym majestacie Boga, udzielam wam pokoju,
nadziei i umocnienia we Mnie. +
Nade wszystko pragnę,
abyście pokochali Jezusa
26 X 1992 r. Anna,
Hanna,
Grzegorz, Jacek, o. Paulin
Maryja zwraca się do o.
Paulina:
— Mój synu, o co
chcesz Mnie prosić szczególnie?
O. Paulin:
— Żeby Leśna stawała
się prężnym ośrodkiem religijnym. Żebyśmy stanęli na wysokości
zadania.
— Mój synu,
Janku (Maryja zwraca się do o. Paulina jego imieniem od chrztu, a
nie zakonnym), cieszę się twoją postawą. Cieszę się, że twoją
życzliwością obdzielasz moje dzieci. W ten sposób dobrze Mnie
reprezentujesz. Niczym się nie martw. Wszędzie, gdzie jestem czczona,
pragnę otworzyć jak najszerzej drzwi moich domów
(sanktuariów), tak jak ty otwierasz swoje serce
każdemu, kto do Mnie przybywa. Dlatego jeśli wy nie zrezygnujecie,
pozostaniecie w Leśnej, obiecuję wam, że stanie się ona moim domem
szeroko otwartym i gościnnym. Nie martw się też tym, co zginęło, bo
Ja wam straty wynagrodzę (ukradziono pieniądze na opał), a o
złoto nie dbam.
Teraz, synu, ponieważ
jedziesz daleko, daję ci moje błogosławieństwo na okres całej
podróży. Odpocznij, synu, i wróć do Mnie z nowymi
siłami. Chciałabym, aby ci, którzy zajmują się służbą
publiczną, znajdowali tam odpoczynek. Zwróćcie się do Mnie
zbiorowo z propozycją, abym przyjęła patronat nad tym domem, w którym
planujecie urządzanie rekolekcji, a Ja wam pomogę. (W sprawie wilgoci
zwróćcie się do specjalistów).
Tulę do serca, synu, i
obiecuję ci, że tak jak teraz jesteśmy razem, tak pozostanie na
wieczność: zawsze będziemy razem. Ja daję ci błogosławieństwo Boga
Najwyższego, a ty wychodząc pobłogosław ten dom. +
Ojciec Paulin wychodzi.
Rozmowa schodzi na temat wydawnictw. Anna wspomina o nierzetelności
jednego z nich, mówiąc, że sią za nich wstydzi. Na to Maryja
mówi:
— Ja się za każdego z
was wstydzę — czasami. Każdego z was pragnę ukształtować na
wzór mego Syna, czyli pragnę, abyście stawali się ludźmi
dojrzałymi i odpowiedzialnymi w swoim człowieczeństwie (w
znaczeniu: wzorem człowieczeństwa jest Chrystus). Jeżeli ufacie
Mi i staracie się trzymać Mnie za rękę, mogę doprowadzić was do
właściwej każdemu z was pełni. I wtedy Syn mój zyskuje sobie
wspaniałych przyjaciół (o. Kolbe, Ludwik Grignon de
Montfort i setki innych).
Lecz Ja nie używam środków
gwałtownych. Staram się raczej pielęgnować każdego z was jak ogród.
Pielęgnuję rośliny i cały czas troszczę się o to, by miały dookoła
siebie wolną przestrzeń dla wzrostu. Ale Ja nie plewię, lecz wskazuję
każdemu z was to, co jest w jego duszy chwastem, co przeszkadza mu w
rozwoju cech pożytecznych i pięknych. Bo ogród jest wasz:
każdy z was jest własnym ogrodem i tylko on ma prawo plewić chwasty,
przycinać rośliny, usuwać szkodliwe i nawozić, podlewać i okopywać
te, które wspólnie uważamy za najcenniejsze. Nawet
jeżeli wy oddajecie się Mnie w niewolę miłości, Ja przyjmuję to
oddanie jako dowód waszego zawierzenia, waszego zaufania do
Matki — lecz jakaż to byłaby matka, która chciałaby
zniewolić swoje dzieci? Nikt z was (tu obecnych) tak by nie
postąpił.
Anna:
— Tak, Maryjo, bo
trzeba wzajemnie się szanować.
Jacek:
— Twoje wychowanie jest
wspaniałe. Bo Ty nas wychowujesz do dojrzałości, do człowieczeństwa.
Maryja:
— Staram się też
poszerzać wasze serca. Nade wszystko pragnę, abyście pokochali
Jezusa, ale też nie narzucam wam tej miłości. Bo Syn mój
godzien jest najwyższej i najczystszej miłości, na jaką człowiek może
się zdobyć, a takiej miłości nie sposób nikomu narzucić ani
nakazać. Czy to rozumiecie, dzieci?
— Tak. Tak. No pewnie —
odpowiadamy.
Anna:
— Rozumiemy, że Pan
pragnie otaczać się ludźmi kochającymi Go, a nie pochlebcami lub
ludźmi interesownymi.
Grzegorz:
— Tych, którzy
Go kochają szczerze, może bliżej przyciągnąć do siebie i więcej
miłości im okazać (bo będą w stanie ją przyjąć).
Jacek:
— Ja szczególnie
silnie reaguję, gdy widzę człowieka cierpiącego. I tak chciałbym mu
pomóc...
Maryja:
— Jacku, ty
doświadczasz drobinę tego, co stale odczuwa Jezus względem każdego z
was. Tylko niektórzy dają się utulić i nasycić Jego miłością,
a reszta odrzuca Go albo odpłaca nienawiścią.
Prosimy za różne
osoby, m.in. za grupą znajomych posłów. Maryja odpowiada:
— Oni Mi się oddali i
nigdy o nich nie zapomnę. A was chciałabym jeszcze prosić o pamięć o
tych, którzy teraz konają, o chorych, zwłaszcza o tych, którzy
cierpią. Wiesz przecież, Anno, jak ciężkie są noce. Nie bądźcie też
tacy zimni w stosunku do waszych bliźnich w czyśćcu. Miłujcie się
wzajemnie, bo przecież spotkacie się w miłości w królestwie
Bożym.
Maryja:
— O kogo specjalnie się
martwisz, Grzesiu?
Grzegorz:
— O ojca i ciotkę. O
kuzynów też.
Maryja:
— A wy?
Hanna i Jacek:
— O kuzynów, o
naszych bliskich...
— Prosimy za tych
wszystkich, którzy działają w Polsce przeciw Tobie, przeciw
Jezusowi.
Maryja:
— Oddawajcie ich Mnie.
Mogę teraz (w swoim sercu) pomieścić was wszystkich, bo Syn
mój udzielił Mi miłości swego serca — Serca Boga.
No to, dzieci, zakończyliśmy
rozmowę modlitwą. Teraz pragnę udzielić wam błogosławieństwa Boga
Najwyższego. Śpijcie, dzieci, spokojnie. +
Grzegorz:
— Chciałem jeszcze
prosić o światło, czy protest do gazety (która określiła
jakiegoś włoskiego malwersanta jako „potomka dwóch
papieży") przesłać do wiadomości nuncjusza. Nie chciałbym
„robić szumu" koło siebie.
Maryja:
— Czy szum robisz
naprawdę koło siebie?
Grzegorz:
— Dziękuję. Już wiem.
Potrzeba wam pomocy i
pragnę ją wam dać
28 X 1992 r.
Mówi Pan:
— Dobrze, córko,
że postanowiłaś przeczytać te „Słowa" moje, które
wybraliście do zbioru „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny".
Od razu otrzymałaś odpowiedź: wyłączyliście te treści, które
wydawały się wam niebezpieczne w okresie stanu wojennego i
zaostrzonej cenzury państwowej. Teraz nie istnieje cenzura.
Dodam też, że nie działa
należycie cenzura kościelna. (W znaczeniu: Chodzi o to, że Kościół
Katolicki niemal zupełnie nie ostrzega przed wydawnictwami
szkodliwymi dla wiary i moralności: teozoficznymi, okultystycznymi,
satanistycznymi, sekciarskimi, wyszydzającymi religię i Kościół,
pornograficznymi, a także podszywającymi się pod wydawnictwa
katolickie. W obecnym zalewie prasy i książek pozostawieni własnemu
osądowi ludzie gubią się; powinno się ich uczyć rozróżniać
wydawnictwa i prasę wyraźnie szkodliwe lub wrogie).
Nie istnieje również
społeczna, publiczna cenzura sumienia i rozumu. Dopuszczacie obrazy i
treści pełne bezwstydu, lubieżne i demoralizujące, zwłaszcza młodych.
Pod hasłem „demokracja" szerzy się treści deprawujące
dusze lub wodzące na pokuszenie ludzkie emocje i złe instynkty,
zachęcając do pożądania wszystkiego, co zdoła się kupić, posiąść,
zagarnąć dla nasycenia swej wybujałej potrzeby posiadania,
wyniesienia się nad innymi, dla zaspokojenia nadmiernej ambicji i
pożądań ciała - nie tylko nieumiarkowanych, lecz i wyuzdanych lub
wynaturzonych.
Nowe szatany dopuściliście
do
władzy nad sobą, nie zwalczywszy szatanów zabójstwa
(zwłaszcza zabójstwa najbardziej bezbronnych, nie
narodzonych), szatana pychy, kłamstwa zaślepiającego was, zawiści
wzajemnej, chciwości, złodziejstwa i alkoholizmu. Dlatego tak źle się
czujecie i tak osłabliście. Potrzeba wam pomocy i pragnę ją wam dać,
jeśli jej zapragniecie.
Teraz powrócić powinno
hasło, pod którym zwyciężają wojska anielskie: „Któż
jak Bóg!" A więc wzywajcie Boga - niezwyciężonego Pana
Zastępów, wzywajcie pomocy Maryi, Królowej Aniołów,
i pomocy całego nieba. Nie bójcie się walki. Stawiajcie czoło
przeciwnikom Boga i mówcie o odpowiedzialności za wychowanie
społeczeństwa, które zostało tak omotane, że nie odróżnia
bieli od czerni.
Obrona Kościoła
powinna
leżeć na sercu każdemu katolikowi
29 X 1992 r. Anna,
Grzegorz
Mówimy o „Opus
Dei".
Grzegorz:
— Byłem na
organizowanym przez nich spotkaniu, właściwie dniu skupienia.
Zwróciłem uwagę, że bardzo akcentują podejmowanie przez
każdego chrześcijanina zadań tam, gdzie postawił go Bóg, np. w
jego miejscu pracy, nalegają na uświęcanie codzienności. Nie myślę
teraz o wstępowaniu, ale chciałbym podtrzymać kontakty w celu
współdziałania.
Do rozmowy dołącza się
Pan:
— Bardzo dobrze
zrobisz, Grzegorzu. Ciągle mówimy wam, Ja i Matka moja,
żebyście się jednoczyli, aby przeciwstawiać się działaniom kierowanym
przeciwko Mnie i mojemu Kościołowi (patrz m.in. 24 VIII 1992 r.).
Jeżeli Maryja mówiła o przeciwstawianiu się stowarzyszeniom
masońskim, to nie oznacza to brutalnej walki ani szkalowania czy
insynuacji, lecz zwieranie szeregów przez katolików
dostatecznie dojrzałych i mądrych, aby dostrzegali zagrożenia godzące
bezpośrednio w cały naród, zwłaszcza w przyszłe pokolenia, i
zbiorowo przeciwstawiali się im. Obrona Kościoła powinna leżeć na
sercu każdemu katolikowi, zwłaszcza bierzmowanemu.
Powinniście się jednoczyć,
nie obawiając się atakowania przeciwników, ale środkami
prawnymi (nie wyłączając drogi sądowej). To co oni
wykorzystują dla swoich celów, wy powinniście robić dla moich.
Anna:
— Na przykład mówić
o braku tolerancji wobec wierzących, gdy się z nim zetkniemy.
— Wasz naród
przetrwał dzięki mojemu Kościołowi i gotowości do ofiary z życia w
obronie wartości dla was bezcennych, które w dużej mierze też
przejęliście z chrześcijaństwa (z historii i tradycji Kościoła
oraz z Pisma świętego, Starego i Nowego Testamentu).
Mnie potrzebne są
teraz
szeregi „wojska" — ludzi zdecydowanych walczyć w
życiu społecznym o moje sprawy
29 X 1992 r. wieczorem.
Anna, ks. Grzegorz, Grzegorz
Po wyjściu Szymona i
Mariusza, z którymi rozmawialiśmy m.in. o „Opus Dei",
modlimy się we troje. Mówi Pan:
— Już zauważyłaś, Anno,
że od niedawna mówimy wam, moja Matka i Ja, o polaryzacji
postaw w waszym kraju. Pragniemy, aby wszyscy, którzy uznają
się za katolików i zależy im na przetrwaniu mojego Kościoła,
poznawali się, żeby się wspomagać i poznawać swoją siłę („zwierać
szeregi").
Rozmawialiście dzisiaj o
„Opus Dei". Jest ono może najbardziej prężnym ze
wszystkich ruchów katolików świeckich. „Opus Dei"
(dzieło Boże) mówi o tym, że Ja was prowadzę. Jeśli
zezwolicie Mi na to, „Dzieło moje" będzie użyteczne, silne
i czyste w swoich intencjach. Wszystko od was zależy, dzieci.
Lecz jeśli opieracie się
wabiącym was różnym organizaqom masońskim, to może potraficie
stworzyć przeciwwagę dla ich działania. Możecie stać się aktywną i
dużo dobra czyniącą grupą wyróżniającą się tym, że jest ponad
wszelkimi partiami politycznymi i instytucjami
finansowo-gospodarczymi (banki, organizacje przemysłowe, zwłaszcza
trusty i koncerny międzynarodowe, itp.). Każdemu z was potrzebne
jest towarzystwo osób podobnie myślących. Bez tego czujecie
się bezradni i bezbronni wobec grup aktywnie działających przeciw
Mnie. A Mnie potrzebne są teraz szeregi „wojska" —
ludzi zdecydowanych walczyć w życiu społecznym o moje sprawy.
Myślałaś (niedawno),
Anno, że nieustannie przechodzicie z jednej próby w drugą
przez kilkadziesiąt już lat i wtedy kiedy myślicie, że „teraz
już będzie nareszcie wolność", okazuje się, że to jest nowa
walka, nowa próba, nowe przeszkody. Uważałaś, że już po prostu
nie macie sił. Pomyśl jednak, że teraz nikt was za ujawnianie swoich
poglądów nie karze. Możecie głosić je jawnie. Możecie też
występować publicznie w obronie moich praw. I niczego więcej od was
nie pragnę — pod tym jednakże warunkiem, że będziecie nie tylko
słowem, lecz swoją postawą w życiu codziennym świadczyli o prawdzie
swojej wiary, żyjąc wedle praw Bożych.
Moje kochane dzieci. Daję
wam
pełną wolność działania wedle własnych waszych potrzeb i
umiejętności, wy tylko chciejcie. Pamiętajcie, że cokolwiek robicie
dla bliźnich swoich, robicie to dla Mnie. A w jakiż to inny sposób
możecie udowodnić Mi, że Mnie kochacie? Im bardziej staniecie się
wyczuleni na potrzeby ludzkie, tym bliżej będę z wami, aby je
wskazywać i abyśmy mogli tym potrzebom zaradzić.
Dobrze zrobisz, synu, jeżeli
idąc do „Opus Dei", zabierzesz ze sobą Szymona. Jeżeli
uznasz, że warto przystąpić do współpracy z nimi, możesz
powiedzieć to wielu aktywnym katolikom, których znasz. Jutro,
Grzegorzu, będę z wami (na spotkaniu z biskupem). O nic się
nie martw.
A teraz daję wam obu
błogosławieństwo. Pragnę powiększyć waszą nadzieję. Przymijcie też
radość z tego, iż zechciałem przyjąć was do współpracy ze
Sobą.
Grzegorz:
— A to jest
wyróżnienie, zaszczyt, radość i szczęście!
Pan:
— ...i chwała w moim
Królestwie, jeśli swoje zadanie wypełnicie uczciwie.
— Dziękujemy Ci, Panie.
Pan:
— A ty, Anno, nie
płacz, bo cały czas żyjesz w naszym domu pod moją opieką i twojej
miłości jestem pewien.
Anna:
— Dziękuję Ci, Panie.
Pan:
— Błogosławię was, moi
kochani synowie, i ciebie, córko. +
Tekst, który wam
przyobiecałem...
30 X 1992 r. Anna,
Grzegorz
Grzegorz:
— Czy chcesz, Panie,
powiedzieć, czego od nas oczekujesz w najbliższym czasie?
Pan:
— Moi kochani.
Zadecydowałem, aby zbiór wszystkich moich słów do
waszego narodu został wydrukowany, ponieważ prawie nikt z osób,
które je otrzymały (księża), nie chciał ich szerzyć, a
są wam bardzo potrzebne. Pragnę, aby zostały jak najszybciej wydane.
(...) Tekst, który wam przyobiecałem, wyrazi w ogromnym
skrócie całość moich zamiarów, a zwłaszcza pilną
konieczność działania w najbliższym czasie (wydaje się, że chodzi
o dwa...trzy lata). Jeżeli chcecie, dzieci, przygotujcie się na
jutro. Określ, Anno, o jakiej porze.
Anna:
— Jeżeli można, Panie,
to o wpół do pierwszej. I wtedy siadamy od razu do pracy,
dobrze?
Pan:
— Dobrze, dzieci,
dobrze. A swoją drogą, synu, pomyśl o słowach Matki mojej, tych, w
których mówiła o dwóch zadaniach, jakie Ja przed
wami stawiam. Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo.
Cieszy Mnie, że zauważyliście mój udział w rozmowie. To są
ciągle moje sprawy, chociaż — jak wszystko, co dla was czynię —
służyć mają wam, a nie mojej chwale. +
Mój lud opuścił
Mnie
2 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz
Robimy korektę tekstu,
który Pan podał 31 października — tekstu ważnego i
pilnego. W przeciwieństwie do dawniejszych „Słów Pana"
nie był on dyktowany w całości słowo za słowem. Po raz pierwszy
Grzegorz bierze w korekcie aktywny udział, np. zwracając uwagę na
miejsca, w których dostrzega luką w toku rozumowania bądź nie
dość jasne sformułowanie, a także pomagając w doborze właściwszych
słów, lepiej wyrażających myśl Pana. Tekst z 31 X 1992 r. po
wszystkich zmianach przybiera postać:
Mówi Pan:
Jeszcze raz zwracam się do
was, moje polskie dzieci.
Pogrążyliście się w chaosie,
a Ja dopuszczam ten stan, abyście wreszcie zrozumieli, co dzieje się
z poszczególnymi ludźmi — a co stać się może też z całym
narodem — wtedy, gdy odrzuca się własną, od wieków
uznawaną hierarchię wartości na korzyść wpływów obcych, które
pragnie się ślepo naśladować.
Kiedy dotyczy to wpływów
Zachodu, nie bierzecie pod uwagę tego, iż tamtejsze społeczeństwa o
wiele dalej niż wy odsunęły się od chrześcijańskich wartości, gdyż
dłużej od was dawały się zatruwać wpływom mającym na celu zniszczenie
mojego działania w duszach ludzkich. Wy widzicie tylko kształt
„złotego cielca" i usiłujecie jednym skokiem pokonać
odległość dzielącą was od „raju dobrobytu", założonego na
ludzkich interesach i ambicjach, nie zaś na opoce moich praw. Nie
zauważacie, że w tych bogatych krajach ogromne masy ludzkie
odrzuciwszy prawa moje i obowiązki chrześcijanina powróciły w
rzeczywistości do pogaństwa i uległy degradacji. Odrzuciły Boga jako
Stwórcę, kochającego Ojca i Pana ludzkich losów, a co
za tym idzie, odrzuciły godność synów Bożych na rzecz
istnienia w buncie i sprzeciwie, w lekceważeniu i w pogardzie
wszelkich moich praw. Rośnie wśród nich nienawiść do Mnie
samego. Coraz liczniejsze stają się szeregi omamionych nieprzyjaciół
moich.
Wy przez wiele lat żyliście
w
znieprawiającym systemie komunistycznym. Jakże wielu wśród was
uległo zniewoleniu i przystosowało się przyoblekając się w obłudę
albo też odrzuciliście wszelkie związki z chrześcijaństwem na rzecz
„wolności", zwłaszcza w zakresie etyki. Obłuda wasza
wyraża się tym, że prywatnie prowadziliście życie pozornie
chrześcijańskie, a publicznie — ateistyczne. U wielu z was
nastąpiło zerwanie z życiem istotnie chrześcijańskim poza cienką
fasadą wypełniania obowiązków publicznych: chrzty i pierwsze
komunie dzieci, katolickie śluby i pogrzeby, ewentualnie uczestnictwo
w mszach niedzielnych czy świątecznych. Kłamiecie Mi, gdyż
najważniejszą sprawą pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest: „Będziesz
miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym
swoim umysłem i całą swoją mocą" (Mk 12, 30). Jeśli to
najpierwsze przykazanie łamiecie, tym łatwiej naruszacie wszystkie
inne przykazania moje — dane wam przecież ku pomocy, abyście
dojrzewali do pełni człowieczeństwa. Lecz wy zasmakowaliście w
komunistycznej wolności od niego. Straciliście godność nie tylko
dzieci Bożych, ale i Polaków.
Kto odrzuca Mnie, odrzuci
prędzej czy później kolejne wysokie wartości duchowe. W waszym
narodzie miłość ojczyzny była czymś godnym najwyższej czci,
najczystszej służby, aż do ofiary z życia. W pojęciu „Ojczyzna"
umieściliście wielkie wartości chrześcijańskie: miłość społeczną,
poczucie godności człowieczej i braterstwa, szacunek dla wolności
własnej i cudzej oraz tolerancję, w której żyły szczęśliwie,
nie mszcząc się wzajemnie, różnorodne nacje i religie.
Ojczyzna wasza była tak wielkoduszna, że przygarniała łaskawie
obcoplemieńców i uciekinierów. Niemcy, Żydzi, Ormianie,
Tatarzy i Włosi, arianie, ewangelicy i katolicy szkoccy —
wszyscy znajdowali tu swój dom i wolność pielęgnowania swoich
religii i tradycji. Teraz dajecie się skłócać ze sobą i
pobudzać do nienawiści. Straciliście poczucie odpowiedzialności za
swoją wspaniałą ojczyznę. Lekceważycie i nie znacie historii, kultury
i tradycji własnego narodu. Straciliście ojczysty grunt pod nogami i
toniecie.
Wielu z was odrzuciło
również
najwyższe wartości narodowe, wśród których pierwszą
była przynależność do kultury zachodnio-chrześcijańskiej
(łacińskiej), dobrowolnie przed wiekami przyjęta. Tym samym
odrzuciliście przynależność do mojego Kościoła, a z nią utraciliście
kompas sumienia.
Utraciliście też pojęcie
służby swojemu narodowi na rzecz jakże niskiego pojęcia kariery
politycznej, w której różnorodne partie walczą ze sobą,
wydzierając sobie co bardziej pożądane funkcje i stanowiska, lub
zwróciliście się ku zaspokajaniu swojej żądzy posiadania za
wszelką cenę, również za cenę oszustwa. Tak iż uczciwa,
rzetelna, wytrwała praca wydaje się wam sprawą śmieszną; tym bardziej
— służba. Nie macie poczucia odpowiedzialności za cały naród
i nie chcecie zrozumieć jego potrzeb. Widzicie tylko interes własnej
partii lub grupy zawodowej i w powszechnej biedzie walczycie o własne
korzyści kosztem ogółu społeczeństwa. Jest to zdumiewające w
narodzie, który mieni się chrześcijańskim. Mój lud
opuścił Mnie. Bo przecież Ja, wasz Pan, bezinteresownie służę światu
mocą moją i do takiej współpracy powołuję was. Jeszcze w
okresie ostatniej wojny do obrony własnych wartości zrywał się cały
naród. Teraz nawet nie wiecie, jakie one są, jakżeż więc
moglibyście stawać w ich obronie?
W trakcie korekty
następuje dygresja na temat „sposobu pracy":
Anna:
— Czy nie było lepiej,
Panie, gdy Ty dyktowałeś Twoje słowa zdanie po zdaniu?
Pan:
— Lecz obecnie wy
dodajecie swój trud.
Grzegorz:
— Ale czy to „Słowo"
będzie równie Twoje (jak poprzednie)?
Pan:
— Jest moje, ponieważ
Ja chcę, żebyście to powiedzieli. Jeśli zaś spełniacie moje życzenia,
Ja dodam do tych słów moją moc.
Anna:
— A biskupowi jak to
wytłumaczymy: Twoje, Panie, czy nasze?
Pan:
— Zaraz wam to
wyjaśnię. Czasem dyktuję wam słowo po słowie, a w innym dniu ukazuję
wam szerzej to, o czym chcę powiedzieć i spodziewam się, że sami
wasze zrozumienie przyobleczecie w słowa. Czyżby nie wolno Mi było
postępować tak jak chcę?
Anna:
— Oczywiście, że wolno.
Tylko czasem zaskakujesz nas tym, Ojcze.
Pan:
— Dzisiaj zaskoczyłem
was w inny sposób. Chciałem, aby Grzegorz na równi z
tobą uczestniczył w kształtowaniu moich słów.
Grzegorz:
— Dziękuję, Panie.
Anna:
— Tak, ale ja myślałam,
że to ja źle pracuję, że to moja wina, że Grzegorz tak musi mi w tym
pomagać.
Pan:
— Ale już tak nie
myślisz.
Anna:
— Nie, ja się bardzo
cieszę, że Grzegorz może...
Pan:
— Trzeba było Mnie
zapytać. Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że „tego ci nie
wyjaśnię"?
Anna:
— Nigdy.
Pan:
— Nie dosyć na tym, że
nigdy, ale zawsze staram się wytłumaczyć ci to, o co pytasz, jak
najjaśniej, jak najprościej, abyś mogła dzielić się z innymi.
Anna:
— Chyba że dochodzę do
granic pojmowania, jak wtedy, gdy mówiłeś o Trójcy
Świętej (tekst jest zamieszczony w I tomie „Bożego
wychowania"). I tej treści nie potrafię wyrazić własnymi
słowami, a tylko przekazać słowa usłyszane.
Pan:
— Daję wam całą
wieczność na coraz głębsze poznawanie Mnie. Tu, na ziemi, kiedy
żyjecie w ciele fizycznym, możecie poznawać tylko w zakresie jego
możliwości, ale za to możecie przekształcać materię i czynić ziemię —
Mnie poddaną.
Anna:
— Zachowujemy się jak
dzieci. Najpierw niszczymy lub bawimy się światem, a potem w miarę
dorastania z entuzjazmem młodości próbujemy go ulepszać.
Pan:
— Przecież każdy
człowiek musi przejść przez okres dziecięctwa, żeby stać się
dojrzałym. Ziemia po to jest mu dana. Kiedy dochodzi do dojrzałości,
przenoszę go do mojego Królestwa.
Powracamy do dalszego
zapisywania „Słowa". Pan mówi:
Jak do was mam mówić?
Chcę wam pomagać, ale na czym mam się opierać, skoro nie macie
„kręgosłupa", gdyż odrzuciliście własną hierarchię
wartości lub lekceważycie ją. A może nie zależy wam na tym, abym z
wami został? Może wszystko wam jedno, kim jesteście, ku czemu dążycie
i po co istniejecie? Mam więc was porzucić, abyście zginęli
wyniszczając się wzajemnie w zacietrzewieniu i niezgodzie? Mamże więc
odejść?
A jeśli nie, to co Mnie
zatrzyma?
Gdy Pan to powiedział,
zrobiło się nam bardzo niewyraźnie, po prostu przestraszyliśmy się,
spróbowaliśmy jednak odpowiedzieć.
Anna:
— Chyba, Panie, prośby
Twojej Matki a naszej Królowej. Ona będzie prosiła za nami, bo
stała się naszą Matką. Matka nigdy się swoich dzieci nie wyrzeknie.
Grzegorz i Anna:
— Jeszcze prośby
naszych zmarłych w Twoim domu, bo oni złożyli Ci życie w ofierze za
Polskę.
Anna:
— A poza tym, Panie, Ty
powiedziałeś, że jesteś wierny sobie samemu. I powiedziałeś, że
jesteś naprawdę naszym Ojcem. Czy Ojciec może zostawić dzieci, nawet
głupie, i odejść?
Grzegorz:
— I weź, Panie, pod
uwagę tych chorych, słabych, zmęczonych, którzy orędują za
Polską, i za tymi zagubionymi, którym się wydaje, że Ciebie
nie chcą.
Anna:
— Weź, Panie, pod uwagę
naszą Polonię (przede wszystkim na Wschodzie), która Cię nie
odrzuciła.
Anna:
— A może byś, Panie,
potrafił obudzić Twój Kościół hierarchiczny i
wstrząsnąć nim?
Grzegorz:
— Trzeba obudzić cały
Kościół, nie tylko hierarchię. Cały naród.
Pan:
— Znowu chcielibyście,
żebym coś robił siłą?
Anna:
— Panie, ale jednak
czasem to robiłeś. Dlaczego nie mógłbyś i u nas?
Pan:
— Dajcie Mi przykłady.
Anna:
— Posłałeś anioła, żeby
wyprowadził Piotra z więzienia.
Grzegorz:
— I Pawła.
Anna:
— A przejście przez
Morze Czerwone to nic? Tylko nie rób z nami, Panie, tego, co
zrobiłeś z Sodomą i Gomorą.
— A Zesłanie Ducha
Świętego. Co apostołowie by zrobili, gdyby nie Twoja pomoc? Dalej
kryliby się po kątach.
Pan:
— Pokaż Mi taki moment,
w którym odmieniłem swoją decyzję.
Anna:
— Król
Ezechiasz, któremu przydałeś piętnaście lat życia.
Grzegorz:
— Niniwa (pokutująca).
Anna:
— Jestem przekonana, że
także Jasna Góra w czasie najazdu szwedzkiego i bitwa pod
Wiedniem, i pod Lepanto.
Pan:
— A „cud nad
Wisłą" w 1920 roku? Tam odpowiedziałem na prośby mojej Matki.
Grzegorz:
— Pamiętasz, Anno?
Mówiła o tym twoja Mama.
Anna:
— A ci co w Katyniu
dawali życie za Polskę? Sam to nam mówiłeś. Na ich prośby
jeszcze nie odpowiedziałeś. A tacy jak generał „Nil"? Ty
jeszcze nie odpowiedziałeś.
Grzegorz:
— Panie, nawet nie dla
naszych zasług, ale przecież to odrodzenie świata jest potrzebne
wszystkim, nie tylko nam, Polakom.
Pan:
— A wy chcielibyście
mieć w tym dziele udział?
Grzegorz:
— Bardzo.
Anna:
— Tak. Wszyscy chcemy.
A ci, co ginęli oddając swoje życie za odrodzenie Polski? Czy to nie
ma względu (u Ciebie, Panie)!
Pan:
— Ja mam wzgląd na moją
wierność.
Anna:
— Przecież my Ci,
Panie, nie możemy powiedzieć, jak to masz zrobić. My nie widzimy
możliwości. Ale Ty możesz wszystko, i to w jednej sekundzie, kiedy
powiesz „chcę".
Pan:
— A wolna wola ludzka?
Grzegorz:
— A orędownictwo
jednych za drugich, jak Abrahama?
Anna:
— A nawrócenie
św. Pawła w drodze do Damaszku? „Dyszał żądzą zabijania uczniów
Pańskich" (Dz 9,1), a jednak ukazałeś mu się, Panie.
Grzegorz:
— ...i to wystarczyło,
by rozpoznał Prawdę i Miłość.
Anna:
— Panie, przecież
często to nie jest zła wola ludzka, lecz ślepota duchowa.
Pan:
— A wy oboje wierzycie,
że chcę wam, Polakom, pomóc?
Grzegorz:
— Nie mamy wątpliwości,
Panie.
Anna:
— Przecież jesteś
naszym Ojcem. Ty, Panie, sam znajdziesz drogi i możliwości, jak
będziesz chciał. Nic Ci nie możemy pomóc, tylko ufamy Tobie. A
ja mówię w imieniu bardzo wielu ludzi; i Grzegorz też. Oni też
powiedzą, że ufają Tobie.
Wyliczamy wiele osób,
duchownych i świeckich, żywych i już zmarłych.
Anna:
— ...bo przecież
wszyscy jesteśmy żywi, Panie, tu i w Twoim Królestwie.
Pan:
— A więc mówicie
Mi „ufamy Tobie"?
Grzegorz:
— Tak. I ci, którzy
oddali się w niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i świecie; i
ci, co ponawiają akt oddania prosząc, by nasze rodziny, parafie i
cała Ojczyzna była rzeczywistym królestwem Twoim i Maryi. I
ci, którzy odmawiają koronkę do Miłosierdzia Bożego i inne
wezwania, mówią Ci, że Ci ufają — nie tylko ustami, ale
i sercem i wolą.
Pan:
— Tak więc twierdzicie,
że bardzo wielu ludzi liczy na Mnie, prosi Mnie i oczekuje mojej
pomocy?
Grzegorz:
— Tak, Panie.
Anna:
— To ja Ci, Panie,
dołożę jeszcze choćby siostrę Faustynę, ojca Kolbe, Anielę Salawę,
Celakównę. I dominikanki z Nowogródka rozstrzelane
przez Niemców. I jeszcze tych, co zginęli za Polskę w okresie
komunizmu i w czasie wojny, i w partyzantce, i w Powstaniu
Warszawskim, i na frontach całej niemal kuli ziemskiej.
Wyliczamy różne
osoby.
Anna:
— Sam wiesz, Ojcze.
Ginęli najwartościowsi. A ci wywiezieni na Wschód. A nasze
więźniarki z Ravensbruck czy na Pawiaku, czy w Majdanku. Ogólnie
biorąc, nie możesz nas zawieść, bo byś zawiódł całą Polskę
tysiącletnią, nie tylko nas dzisiaj. Nie możesz się nas wyprzeć.
Pan:
— Nie, nie mogę. I nie
chcę. Nie zawiodę też Matki mojej, która płacze nad wami.
Anna:
— Aż tak źle jest z
nami?
Pan:
— Tak.
Kiedyś powiedziałem wam, że
dla jednego zawierzającego Mi człowieka gotów jestem uratować
całe miasto, a wy wyliczacie Mi tak wielu swoich rodaków
zawierzających Mi. Jakżeż mógłbym was pozostawić?
Anna:
— Ale chciałeś, Panie,
dowiedzieć się od nas, że Ci ufamy?
Pan:
— Tak, głodny jestem
waszego zawierzenia, waszej miłości. Pamiętajcie także o tym, że moja
Matka jest człowiekiem (ze zrozumienia: z pełnią wrażliwości i
głodu miłości, potrzeby bycia kochaną i bycia potrzebną...)
Moje dzieci, jakże bardzo
was
kocham, wszystkich. Obiecuję więc wam pomoc moją. Postaram się
obudzić Kościół mój i cały naród.
Ale na dzisiaj dosyć.
Grzegorzu, umów się z księdzem biskupem na środę. Już dużo
pisania nie będzie. A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo,
dzieci. Przyciskam was do serca jako przedstawicieli i orędowników
waszego narodu. Błogosławię wam, waszym domom i całemu Krajowi. +
Bytem głodny, a
daliście Mi jeść...
3 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz
Mówi Pan (jest to
dokończenie „Słowa" rozpoczętego 31 października):
— Ja jestem wierny
samemu sobie. Nie odwracam się więc od was, lecz wzywam was:
odmieńcie swoje postępowanie. Zawstydźcie się marnych ambicji
waszych, dziecinnej próżności waszej, żądzy znaczenia i
poklasku, zwłaszcza żądania zapłaty za wasze prawdziwe lub urojone
zasługi.
Wszystko czym jesteście,
otrzymaliście ode Mnie za darmo. Darmowe też mieliście szkoły i
uczelnie. Tak więc na to, czym się chlubicie, składały się dary moje
i środki uzyskane z pracy całego społeczeństwa. Teraz zaś wspinacie
się po karkach mniej obdarzonych ludzi, aby sobie zagarniać zyski —
zamiast służyć. Jedni drugim służyć powinniście z radością i ze
wszystkich sił swoich, wy zaś pragniecie się sprzedać za jak
najwyższą cenę — mówię o tych z was, którzy na
fali wolności wysoko wspięli się w pożądaniu nagrody — i
wszystko, o co walczyliście wspólnie, stało się wam teraz
obojętne. Bo wam już zapłacono.
Zwracam się więc do innych,
do całego umęczonego, nieszczęśliwego, zubożałego mojego ludu: Nie
traćcie nadziei. Ja jestem z wami. Dlatego bądźcie odważni. Nie
rezygnujcie z czynienia dobra wokół siebie. Wy stańcie się
armią moją. Walczcie każdego dnia o przymnożenie dobra waszej ziemi i
waszym współbraciom.
Macie Królową
niezwyciężoną. Matka moja nie przestaje prosić za wami, chciejcie
więc trwać w jedności z Nią. Co to znaczy? Bezinteresownie jak Ona
obdarzajcie się wzajemnie troskliwością, serdecznością, dobrocią.
Dbajcie o dobre imię swoich bliźnich. Nie szkalujcie nikogo.
Pomagajcie sobie. Szanujcie w sobie to wszystko, co czyni z was
dzieci moje.
A jeśli tworzycie związki
przyjaciół, grupy i stowarzyszenia, to po to, aby powiększać
siłę waszego działania, budowania lepszych warunków dla innych
ludzi, słabszych, bardziej bezbronnych i jeszcze biedniejszych od
was. Obmyślajcie, co wasza grupa może dać im lub w czym możecie ich
wesprzeć.
Bo byłem głodny, a
daliście Mi jeść. Organizujcie dożywianie dzieci w szkołach i
przedszkolach. Twórzcie ośrodki wydające posiłki dla
najuboższych w waszych zakładach pracy, osiedlach i dzielnicach.
Byłem spragniony, a
daliście Mi pić. Budujcie w waszych osiedlach ujęcia zdrowej wody
dostępne dla wszystkich.
Byłem przybyszem, a
przyjęliście Mnie. Stwórzcie rady osiedlowe, które
zainteresują się bezdomnymi. Odwiedzajcie też tych, którzy
otrzymali azyl w waszym kraju bądź przebywają czasowo jako uchodźcy.
Zorganizujcie dla nich wspólne nabożeństwo, jeśli są tej samej
wiary. Zorganizujcie spotkania, zainteresujcie się ich kulturą i
zwyczajami, śpiewajcie razem, zasiądźcie przy wspólnych
ogniskach. Czy to jest takie trudne dla waszej młodzieży i studentów?
Chciejcie się dzielić waszą młodością i radością. Poznawajcie się.
Ulżyjcie im w ich samotności.
Byłem chory, a
odwiedziliście Mnie. To samo dotyczy ludzi samotnych i chorych w
szpitalach i w domach. Tym, którzy są w domach, możecie
pomagać w ich codziennych trudnościach. Uczcie się darzenia za młodu,
abyście z wiekiem dojrzewali do pełni człowieczeństwa.
Byłem nagi, a
przyodzialiście Mnie. Pamiętajcie o wielodzietnych rodzinach, o
samotnych matkach. Nie ma domu, z którego nie można by coś
ująć, by dać biedniejszym od siebie.
Byłem w więzieniu, a
przyszliście do Mnie. Zajęliście się więźniami, pomyślcie o ich
rodzinach. Może trzeba tam waszej siły i młodości. Może moglibyście
też zorganizować opiekę nad dziećmi, wakacje dla nich lub choćby
wycieczki.
Zainteresujcie się ludźmi
pogardzanymi i odrzuconymi przez społeczeństwo, bo to też są dzieci
moje. Człowiek krótko żyje, a tylko wtedy możecie uczynić mu
dobro, chociażby uczynić śmierć jego lżejszą.
Dałem wam kilka propozycji,
a
potrzeb w waszym narodzie jest nieskończenie wiele, lecz nie ma
takiej, której nie potrafilibyście zaradzić, jeśli zechcecie.
Obiecuję, że będę otwierał wam oczy, poruszał wasze serca i umysły i
dodawał wam sił, abyście umieli służyć sobie wzajemnie. Wtedy stanie
się jak w Galilei, bo Ja jestem z wami (Jezus rzekł do Szymona:
„Wyjedź na otwarte jezioro i zapuśćcie sieci na połów".
„Mistrzu — odpowiedział Szymon — przez całą noc
pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zapuszczę
sieci". Skoro to uczynili, zagarnęli mnóstwo ryb tak
wielkie, że sieci się omal nie rwały (Łk 5, 4-6)).
Jeżeli wy, dzieci moje,
zechcecie mniej dbać o siebie, a więcej o bliźnich swoich, wtedy Ja,
Ojciec wasz, który mogę wszystko, uczynię dla uszczęśliwienia
was to, czego tylko Ja mogę dokonać: uczynię kraj wasz szczęśliwym,
obfitującym we wszelkie dobra, których potrzebujecie. Każdy
bowiem miłosierny uczynek przyjmuję jako ofiarowany Mnie samemu.
Mówię to wam, dzieci
mojego Kościoła, bo na was liczę i po was spodziewam się współpracy
nad ulepszaniem życia w ojczyźnie waszej. Wzywam do służby waszemu
krajowi tych, którzy rozumieją miłość moją, troskę i
pragnienie udzielania wam pomocy. Obiecuję wam, współpracownikom
moim, stałą moją obecność przy was. Bo dobry Ojciec nie wysyła dzieci
swoich do pracy, lecz sam pracuje, a im pozwala pomagać sobie.
Pragnę, aby wasz naród
odwrócił się od egoizmu i rozpoczął realizację dzieła mojego,
dzieła oczyszczenia was i odrodzenia. Lecz aby stało się ono ciałem,
musi być przez was czynione. Wzywam was do usilnego czynienia dobra.
Bo waszym wkładem będzie trud uczenia się miłości bliźniego. Resztą
spraw waszego narodu zajmę się Ja sam.
Uczono was wielu rzeczy. Ja
pragnę nauczyć was jednej: bycia prawdziwym człowiekiem, obdarzonym
przeze Mnie godnością syna Bożego. Jeżeli zdobędziecie się na choćby
najdrobniejsze wysiłki wyjścia z egoizmu ku miłości braterskiej, Ja
dopełnię dzieła współpracy uzupełniając wszystkie wasze braki
ze swojej bezgranicznej hojności. Potrafię uczynić naród wasz
wzorcem dla innych, krajem szczęśliwym, dostatnim, bezpiecznym,
głoszącym światu miłość moją. Was pragnę uczynić wizerunkiem narodu
żyjącego wedle praw moich, aby wszystkie zapragnęły żyć tak jak wy.
Dla Mnie nie ma nic niemożliwego.
Taki jest mój plan
względem waszego narodu. Jeśli jednak odrzucicie go, wybierając prawa
wasze, pozostawię was waszemu wyborowi, abyście zebrali jego owoce
tak, jak zbierać je będą inne narody. Dla wielu z was stało się już
widoczne, co zdziałać może nienawiść społeczna — w Jugosławii,
na Kaukazie, w Małej Azji, w Afryce. A niedługo na całej kuli
ziemskiej ujawni się, czym karmiły się narody ziemi. Was pragnę
uchronić przed tym losem, bo wielu z was jeszcze kocha Mnie i Maryja,
Matka wasza, wstawia się za wami.
Błogosławieństwo moje i moc
moja będzie towarzyszyła wam w trudzie waszym nad powrotem do praw
moich w miłości wzajemnej.
Każdy powinien czuć
się
odpowiedzialny za dobro wspólne
10 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz
Czytamy teraz tekst
przygotowany przez Grzegorza na spotkanie z dominikańskimi
rekolekcjonistami (oparty cząściowo na ostatnim „Słowie").
Potem Grzegorz pyta Pana:
— Czy ten narodowy
„rachunek sumienia" potrzebny jest wszystkim, czy też
sugerować dominikanom, by posługiwali się nim tylko w niektórych
środowiskach?
Pan:
— Po to wam dałem te
słowa. Jeśli znajdzie się ktoś, kto uważa, że nigdy nie zgrzeszył
wobec społeczeństwa, to będzie oznaczać, że jego pycha nie zna
granic.
Wspólnota narodowa
jest wielką rodziną, w której każdy powinien czuć się
odpowiedzialny za dobro wspólne (także za dobre imię
swojego kraju). Każdy z was może płacić za winy i niedociągnięcia
innych, a silni powinni podtrzymywać słabych, zdrowi zaś prowadzić
chorych: prowadzić, bo mówię wam o waszej wspólnej
ludzkiej drodze do Mnie.
W nawiązaniu do obrazu
biegu u św. Pawła Pan mówi:
— Ja nie będę wieńczył
zwycięzcy, który po drodze wyprzedza wszystkich słabszych od
siebie, aby być pierwszy. Bo to jest wyścig ku Miłości (a nie „do
mety", czyli na czas przy określonej odległości) i pomaganie
innym po drodze zwielokrotnia miłość, a pomijanie słabszych i
odmawianie im zainteresowania i wsparcia w potrzebie zaprzecza
miłości. (Ze zrozumienia: W czasie tej drogi wzrastamy na
podobieństwo do Pana i dlatego Pan stawia nam wzór Matki
Teresy, która potrafi zatrzymać się przy potrzebujących).
Mój synu, uczyłem cię
wiele lat, bo traktowałem cię jako swojego dziedzica. Teraz możesz
już współpracować ze Mną, bo zrozumiałeś moje intencje, moje
plany w stosunku do was, a przede wszystkim moją bezinteresowną
miłość do każdego z was. Dlatego czuj się swobodny, tak jak wolni
czuli się Apostołowie.
Do Anny:
— Widzisz, ile daje
przebywanie blisko Kogoś?
Do Grzegorza:
— Mówiłem wam,
że tęsknię do swoich uczniów — ciągle nowych, w każdym
pokoleniu — ale powiedz, przyznaj Mi sam, czy mało zyskałeś
przebywając ze Mną i słuchając Mnie? (W znaczeniu: chodzi nie
tylko o łączność „nadzwyczajną", ale także, a nawet przede
wszystkim o kontakt sakramentalny i poprzez Pismo świąte, modlitwę,
praktyki religijne i postępowanie godne dziecka Bożego).
Grzegorz:
— Widzę, że zyskałem
więcej, niż mogłem sobie wyobrazić, a wierzę, że więcej niż mogę
sobie wyobrazić.
Pan:
— To jest dojrzewanie
do człowieczeństwa. Prawdziwym dziecięctwem jest ustalenie się w
synostwie Bożym. Bo człowiek, mój synu, jak już powiedział mój
ukochany syn, Kamil Cyprian Norwid, tylko stopami dotyka ziemi. (W
znaczeniu: czyli tylko stopami tkwi w materii, a cały przebywa wyżej,
w świecie duchowym — myśl zawarta w wierszu „Pielgrzym"
ze zbioru „Vademecum").
Grzegorz:
— Gdyby dominikanie
poprosili mnie o tekst...? Wolałbym dać teksty źródłowe, ale
liczę się z ich oporami „intelektualnymi". Co powinienem
zrobić w takiej sytuacji?
— Teksty źródłowe
możesz dać tylko pojedynczym osobom, ale nie ogólnie,
natomiast powiedz, że terminowałeś u Mnie. Dokładniej oznacza to nie
tylko znajomość Pisma świętego i Tradycji Kościoła, ale i znajomość
tradycji, historii i kultury twojego narodu, a także uznanie Matki
mojej za swoją Matkę i Królową twojego narodu oraz
naśladowanie Jej. To nie znaczy, że te ostatnie wskazówki też
masz im przeczytać — Pan zaznacza z uśmiechem.
— Wyobrażam sobie, że
powiedziałbym im, iż tekst ten jest kompilacją różnych
tekstów, bez zaznaczenia, co jest cytatem, a co nie —
mówi Grzegorz pytająco.
Pan:
— Nie, nie tak. To co
napisałeś, jest wynikiem twojej wieloletniej edukacji religijnej, w
której czerpałeś z różnych autorytetów z Pismem
świętym na czele (można wspomnieć także objawienia Maryjne, łącznie z
Medjugorie), zarówno polskich, jak i wszystkich innych. W tym
wszystkim jestem Ja. Ale nie tyle Ja jestem na przykład „w
Polsce", ile Polska jest we Mnie, tak jak i inne wspólnoty
narodowe, z których każda co innego lub w różnych
proporcjach czerpała ze Mnie. (Ze zrozumienia: Grecja — głód
prawdy; Rzym — prawo; Izrael — potrzebę dialogu,
zrozumienia i przyjaźni z Bogiem). Przyjaciółmi moimi
stawali się Prorocy, Psalmiści, Apostołowie i święci Kościoła, w tym
niezliczone ilości nieznanych wam świętych, olbrzymia kochająca się
wspólnota, poza czasem i wszelkimi podziałami. Te wszystkie
moje ukochane dzieci to najpiękniejsza część ludzkości.
Anna:
— Panie, pomóż
nam.
— Już to robię.
Ponadto, moje dzieci, Ja też tam będę — Pan o spotkaniu z
dominikanami.
Pamiętaj, że teraz
powinieneś
więcej się dzielić z Grażyną tym, co zyskałeś, bo jej potrzeba więcej
energii, nadziei i zawierzenia mojemu słowu. Czy czytałeś Grażynie
rozmowę z 2 XI?
Grzegorz:
— Nie.
Pan:
— Ona musi wziąć w tym
udział. Po to uczyła się teologii, żeby mogła dodać własne przykłady
— i włączyć się w ten sposób w tę wspólną
modlitwę.
Tulę was do serca, dzieci.
Cieszę się wami. A jutro wzywajcie całą Wspólnotę Polską ku
pomocy (Polsce).
Anna zwracając sią do
przyjaciół i bliskich w Królestwie niebieskim:
— Zapraszam was... Ale
chciałabym was zobaczyć „naocznie".
— Niedługo —
dodaje Pan.
Anna:
— Tak. Znam to
„niedługo" (czas u Pana płynie inaczej).
Pan:
— Ale teraz potraktuj
te słowa poważnie.
Ciesz się każdą
chwilą,
którą ci daję
17 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz
Zastanawiamy się, jak
zacząć modlitwą. Wtedy Pan pyta nas:
— A jak to jest przy
rodzinnym stole? Czy trzeba zaczynać rozmowę od czegoś ważnego, a
inaczej się milczy? Grzegorzu, co chcesz Mi powiedzieć?
Grzegorz:
— Dziękuję za
podsuwanie mi pomysłów interweniowania w radio i telewizji (w
odpowiedzi na wyszydzanie religii i ewidentną demoralizację dzieci).
Pan:
— Ale czujesz się
lepiej po tym, co napisałeś?
Grzegorz:
— Dużo lepiej. Czuję
się pewniej, czuję, że można interweniować, co nie znaczy, że zawsze
skutecznie. Czuję, że wiele osób chętnie to poprze. A poza tym
dziękuję za pomysł wystąpienia synodalnego w sprawie potrzeb
duszpasterskich osób mających na sumieniu aborcję.
Pan:
— Chcę ci powiedzieć,
Grzegorzu, że pokładam w tobie duże nadzieje, ale najpierw musisz sam
zrozumieć, na co cię stać — poza tym, że zajmujesz się techniką
— i dlatego pomogę ci odkryć twoje możliwości (w znaczeniu:
chodzi o to, by być w pełni człowiekiem, który bierze udział w
życiu społecznym, nie ograniczając się do swojej specjalności
zawodowej).
Mój synu, to jest twój
najlepszy wiek, bo zdobyłeś już doświadczenie, a jeszcze masz siły i
zdrowie. A Ja cię tylko zachęcam, abyś reagował na to, co widzisz
dookoła, o czym słyszysz czy czytasz, czy oglądasz. I sam się
przekonujesz, że działanie jest możliwe. Ufam, że chcesz dalej
prowadzić ze Mną taką współpracę?
Grzegorz:
— Bardzo chcę.
Mówimy o trudnych
sprawach i wspominamy uciekanie się do orędownictwa sióstr
zakonnych. Pan mówi:
— Nie należy ich
„oszczędzać", bo to jest ich zadanie. One na to poświęciły
życie, żeby orędować. Tak więc dawajcie im tę szansę.
Na wzmiankę o Grażynie,
że
czasem na brutalne ataki reaguje łzami, Pan mówi:
— To są koszta służby
Mnie — i narodowi; jak nie waszym dzieciom, to ich dzieciom.
Do rozmowy włącza się
Anna:
— A powiedz, Panie, co
ja powinnam zrobić.
Pan:
— Zawsze pragnąłem,
abyś umiała poddawać się sytuacjom bieżącym. I ty powoli przełamujesz
swoją wolę samodzielnego działania. Proponuję ci, córko, żebyś
każdy dzień żegnała podziękowaniem za wszystko, co ci w nim dałem —
tu Pan uśmiecha się i dodaje: łącznie z „odpoczynkiem od
gości" — i każdy nowy dzień możesz witać radością z powodu
posiadania dobrego Ojca, który dba o ciebie i myśli o tobie.
(...) A teraz ciesz się każdą chwilą, którą ci daję i nie czuj
się winna, że odpoczywasz.
Grzegorz:
— Panie, proszę za p.
Franciszka, o którego śmierci właśnie się dowiedziałem, i za
jego zmarłą wcześniej żonę. Martwię się o nich, zwłaszcza o nią, bo
była nie tylko zgorzkniała, ale jak gdyby zatwardziała w złu, które
zapewne czyniła (była prokuratorem).
Pan:
— Wolna wola ludzka ma
wielkie znaczenie, ale wasze prośby przyjmuję poważnie.
Grzegorz:
— Nie chcę ich sądzić
(nie mam prawa); po prostu oddaję Ci ich oboje. Proszę też za
ich przybranego syna, z którym są takie kłopoty.
Pan:
— Dobrze czynisz, synu,
bo to Ja jestem Panem Miłosierdzia.
Anna:
— Panie, chciałabym
spytać o mojego zmarłego kolegę (wiele lat temu opuścił swoją żoną
i związał się z inną osobą).
Pan:
— On musi prosić o
przebaczenie swoją żonę (zmarłą przed dziesięciu laty).
Anna:
— Proszę Cię, Panie, o
pomoc dla jego córki (żyjącej) i dla tej pierwszej
żony.
Pan:
— Ona mu już
przebaczyła, ale bardzo martwi się o córkę. Teraz twój
kolega musi zrozumieć pełne konsekwencje swoich czynów. Proś
za niego, oddając go Matce mojej.
Anna:
— A siostra Maria pyta
się o swoją zmarłą ciotkę, która była straszną egoistką.
Pan:
— Przekaż jej to samo,
co powiedziałem tobie.
Anna:
— Panie, dziękuję Ci za
wszystkich, których doprowadziłeś do bezpośredniego wejścia do
Twojego królestwa (np. gen. „Nila", Marynią,
Grażyną).
Pan:
— Ja tylko spełniłem
ich wolę. Oni wszyscy pragnęli być ze Mną i swojego aktu zawierzenia
dokonali za życia.
W tym wieku zaiste
zapełnia się piekło
Pan:
Mówiłaś, Anno, o
słowach mojej Matki na temat losu ludzi umierających obecnie (w
Medjugorie Maryja miała powiedzieć, że obecnie najwięcej osób
idzie do czyśćca, ale dużo idzie do piekła; bezpośrednio do nieba —
niewiele). Odchodzi ode Mnie na zawsze wielka liczba ludzi, ale
są wśród nich tylko ci, którzy zdecydowanie odrzucili
wszelką miłość — przede wszystkim jednak miłość do swoich
braci, ludzi.
Grzegorz do Anny:
— Weź scenę Sądu
Ostatecznego. Pan nie pyta nikogo o wyznanie, tylko mówi:
„Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść" albo „Byłem
spragniony, a nie daliście Mi pić" itd.
Pan:
— Słusznie, Grzegorzu,
gdyż niebo jest wspólnotą miłości. Nie mogą tam wejść ci,
którzy kochali wyłącznie siebie, gdyż w takim wypadku jest to
postawienie siebie na miejscu Boga, a w skutku jest to nienawiść,
pogarda lub obojętność dla wszystkich innych ludzi: inaczej, jest to
odmówienie swoim bliźnim należnej im troski, współczucia,
litości, pomocy. Dlatego najtragiczniejszy jest los ludzi bogatych we
wszelkie rodzaje bogactwa, którzy nie tylko odmawiali ludziom
pomocy pieniężnej, lecz także szacunku, uwagi, czasu. Gdy nie
dzielili się z bliźnim swoim szczególnym bogactwem, np.
talentem, wiedzą, zaradnością, umiejętnościami działania, a także
wtedy, kiedy wykorzystywali swoje umiejętności w złym celu, nawet do
zbrodni kainowej.
Tu Pan wylicza:
— Lekarze ginekolodzy
dokonujący „zabiegów" dla pieniędzy, politycy,
ludzie posiadający władzę, bandyci, terroryści, szantażyści,
handlarze narkotykami, bronią, informacjami zarówno
szpiegowskimi, jak kryminalnymi i „skandalizującymi".
Pan tłumaczy dokładniej,
o
kogo chodzi:
— Dotyczy to takich
ludzi, którzy dla uzyskania osobistych korzyści lub
satysfakcji gotowi byli poświęcić życie, zdrowie i cześć innych
ludzi. W obronie tych skrzywdzonych występuję wtedy Ja jako Sędzia
Sprawiedliwy: takim jestem wobec bezwzględności, okrucieństwa i
nikczemności ludzkiej (np. donosów). W tym wieku zaiste
zapełnia się piekło. Ale zawsze gotów jestem usprawiedliwić
zniewolonych, przymuszonych i tak zdeptanych, że zatracili swoje
człowieczeństwo.
Zawsze więcej mam tych
dzieci, dla których mogę znaleźć jakiekolwiek
usprawiedliwienie. I ci przygotowują się powoli. Czasem bardzo powoli
postępuje zrozumienie, żal, pragnienie uzyskania przebaczenia,
oczyszczenia się z win, ale jednak zaczyna się przygotowanie do
osiągnięcia królestwa miłości. Jest to droga ku dojrzałości
ludzkiej w swoim człowieczeństwie. Dlatego mogą tak wiele wyprosić
dla was, żyjących, ponieważ dla nich jest to nauka miłości wzajemnej.
Anna:
— Strasznie się cieszę,
że jesteś, Panie, tak miłosierny. Wiem, że naprawdę trudno jest
osiągnąć piekło, bo Ty robisz wszystko, żeby nas ratować. Musi być w
nas zaciekła zła wola...
Pan:
— Tak, córko.
Ale człowiek potrafi rozwijać ją w sobie, nie zauważając momentu,
kiedy zostaje zniewolony przez nieprzyjaciela waszego — szatana
— i już od tej pory jest tylko narzędziem własnej zguby.
Grzegorz:
— A ja spotkałem się z
poglądem, iż to, że tyle osób wybiera wieczność poza Bogiem,
to jest też i nasza wina (żyjących chrześcijan), bo gdybyśmy
byli tacy, jakich Tyś nas zapragnął, to nikt z żyjących obecnie nie
potępiłby się. Prawdziwa miłość bliźniego u chrześcijan wyrażana w
czynach miłosierdzia świadczyłaby o Tobie i Twojej miłości, zaś nasza
gotowość do ofiar i wyrzeczeń czynionych za zabłąkanych wypraszałaby
im łaski potrzebne do nawrócenia.
Pan:
— Dziecko, Ja was nie
oskarżam, bo i wy jesteście bardzo obciążeni. Dźwigacie wielowiekowe
długi i sami uginacie się pod ciężarem wspólnych win. Dlatego
tak trudno jest wam dokonać czegoś dla Mnie wspólnie, poza tym
co czynicie osobiście. (Przykładem trudności we wspólnych
dokonaniach są np. kłopoty przy próbach wydania książek).
Grzegorz:
— Dziękujemy Ci, Panie.
Anna:
— Jak dostanę się w
Twoje ręce, to już będę bezpieczna.
Pan:
— Tak, bo kocham cię,
córko.
Oddaj Mi swoje łzy
Anna:
— Prosimy Cię, Panie, o
błogosławieństwo, takie specjalne...
Pan:
— Każde moje
błogosławieństwo jest specjalne.
Anna:
— Ale nam potrzeba
dzisiaj trochę Twojego serca.
Pan:
— Czyż ci go nie daję?
Masz całe moje serce, tak jakbyś była jedynym człowiekiem na ziemi.
Anna:
— Jak dobrze jest być z
Tobą, Panie.
Pan:
— Ja jestem z wami
zawsze.
Anna:
— W takim razie oddaję
Ci, Panie, te osoby, które spotkałam dzisiaj. I dziękuję Ci,
Panie, że jestem sama w domu, że nie jestem zupełnie uzależniona od
innych (w wyniku choroby).
Grzegorz:
— A ja —
studentów i tych, którzy będą pracować nad nowymi
programami nauczania.
Anna:
— Oddaję Ci całą
Polskę, i chorego Mariusza. Proszę też za Szymona.
Pan:
— Jak się teraz
czujecie, dzieci? Troszkę lepiej?
Anna ze łzami w oczach:
— Tak bym się chciała
Panu wypłakać...
Pan:
— Oddaj Mi swoje łzy.
To jest dar, który chętnie przyjmuję. A ty będziesz miała
suche oczy.
Łzy rzeczywiście wyschły,
bo ogarnęła nas radość.
Anna:
— Panie, to Ty tak
możesz manipulować naszymi nastrojami i uczuciami? Tak w jednej
chwili je zmieniać?
Pan:
— Ja wszystko mogę. Ale
nie „manipuluję" wami, lecz przytulam do serca, jak ojciec
przygarnia swoje bardzo zmęczone dzieci. A teraz przyjmijcie ode Mnie
na najbliższe dni więcej sił, więcej optymizmu i więcej pewności, że
stale jestem z wami i działamy razem. Kładę moje błogosławieństwo na
wasze głowy. +
Przyjmijcie je i cieszcie
się, dzieci, bo jesteśmy razem.
Ja wiem o wszystkich
ukrytych zamysłach... i przeciw nim wystąpię
22 XI 1992 r. Anna,
Grażyna, Hanna, Jacek, Grzegorz, o. Jan
Anna:
— Panie, czy mógłbyś
nam powiedzieć, o co teraz najwięcej prosić, co jest najważniejsze w
tej chwili?
Pan:
— Moje dzieci, z każdym
dniem zbliża się okres kataklizmów i wstrząsów
politycznych. Powiedziałem wam, że ziemię ocalę, więc jej zgubą już
się nie trapcie. Ale będą upadały, ulegały zniszczeniu lub rozpadowi
te państwa, które się znieprawiły. (W znaczeniu: do
rządzenia wybierano tam ludzi moralnie nędznych; oni dobierali sobie
podobnych i takież były ich czyny w polityce. Narody to akceptowały i
potwierdzały w kolejnych wyborach, tak że państwa takie za
przyzwoleniem swoich obywateli szerzą w świecie zło, np. handlując
bronią i podsycając zarazem konflikty, uzależniając inne narody,
„handlując" nimi, handlując narkotykami i popierając
działania powodujące demoralizacją). Ponadto uważają swoje
działania za słuszne, gdyż przynoszą im profity.
Ja przystępując do
oczyszczenia świata — a robię to dla was, abyście wy, ludzie
ubodzy, bezradni, „szarzy" ludzie ziemi, mogli żyć
spokojnie — usunę wszystkie zapory, które
przeciwstawiają się moim zamierzeniom. Dlatego dopuszczę, aby
ujawniły się i rozpoczęły swoje dzieło destrukcji wszelkie plany i
zamysły rządów dążących do zniszczenia innych państw lub
narodów, bądź też do zawładnięcia ich bogactwami. To już się
dzieje. Czyż tego nie widzicie?
Pan oczekuje od nas
wskazania zauważanych zagrożeń. Wymieniamy je:
Grzegorz:
— Choćby „wędrówka"
przez Europę materiałów nuklearnych, przemycanych z byłego
ZSRR.
Anna:
— Przyzwalanie Serbom
na wyrzynanie innych narodów Jugosławii, działania na
Kaukazie. Iran, Irak, Libia — państwa, w których nie
wiadomo co się szykuje.
Jacek:
— Mnie niepokoi stara
struktura w Rosji (armia, tajne służby).
O. Jan:
— Komuniści powracają
do władzy na Litwie w następstwie wyborów.
Jacek:
— Napięcia w państwach
bałtyckich i na Ukrainie.
Anna:
— Mołdawia (choć teraz
tam przygasło), Korea Północna, Indochiny, Cejlon (Sri Lanka),
Afryka (np. Somalia), która morduje się i wymiera z głodu,
Południowa Afryka, gdzie rośnie nienawiść międzyplemienna.
Jacek:
— Nawet w Australii
widać zalążki konfliktów z osiedlającymi się tam Japończykami.
Grzegorz:
— Napawają nas smutkiem
konflikty etniczne w Niemczech.
Grażyna:
— A skutki zachłanności
ludzkiej w postaci zatrucia środowiska!
Grzegorz:
— A zagrożenie
następnym Czarnobylem (istniejącymi tam podobnymi reaktorami w
elektrowniach na Litwie, Ukrainie i w Rosji).
Anna:
— A o ilu ukrytych
działaniach nic nie wiemy.
Pan:
— Ja wiem o wszystkich
ukrytych zamysłach, a niektóre z nich są wręcz inspirowane
przez waszego nieprzyjaciela (szatana), i przeciw nim przede
wszystkim wystąpię. Bądźcie pewni jednego: jeżeli zawierzycie Mi,
będziecie bezpieczni. Lecz staniecie się świadkami wydarzeń
najstraszniejszych w znanej wam historii ludzkości. Dużo muszę usunąć
zgnilizny, zepsucia (państw i rządów), tak jak usuwa
się w ciele człowieka tkankę rakową; lecz w złośliwej postaci raka
trzeba niekiedy amputować całe kończyny.
Anna:
— Panie, a co zrobisz z
takimi ludźmi jak Czerwoni Khmerzy? Czy żeby ich usunąć, dopuścisz do
wygubienia także ich ofiar?
— Nikt się przede Mną
nie ukryje, jeśli Ja powiem „dość".
Po chwili Pan dodaje:
— Czasem wystarczy
usunąć kilka osób (przywódców).
Anna:
— Panie, czemu nie
usunąłeś wcześniej Stalina?
Pan:
— Chciałem dopuścić, by
ten nieludzki ustrój skompromitował się i upadł sam, aby cały
świat ujrzał żałosny koniec wszelkich kłamstw i fałszywych teorii.
Chciałem, aby ci, którzy głosili stworzenie „nowego
świata" — beze Mnie, doświadczyli go sami i zrozumieli, że
odrzucając Boga stali się narzędziami nieprzyjaciela: stworzyli
bliźnim swoim prawdziwe piekło na ziemi.
Zatrzymujemy się. na
chwilą nad tymi słowami Pana. Pan zwraca sią następnie do o. Jana,
który musi niedługo wyjść.
— Mój, synu, co
chcesz, abym ci powiedział? Zrobiłeś to, co chciałem, żebyś zrobił;
napiszesz to, co możesz — i nie proś Mnie o wskazówki,
gdyż sam zrobisz to doskonale — Pan mówi to z
uśmiechem.
O. Jan:
— Dopiero przy
tłumaczeniu „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" poznaję
dobrze tekst. A jeszcze pozostała sprawa tworzenia grup (zespołów).
Czy mam więc zajmować się kimś jeszcze oprócz kleryków?
Pan:
— Janie, ty masz
prowadzić swoich doktorantów — na co się zgodziłeś. Tu,
w Warszawie, Grzegorz zobaczy i oceni ruch, którym się
zainteresował. Jeśli uzna, że jest to dobre pole do działania
społecznego, powiadomi was o tym. Anna będzie rozmawiała z posłami.
Każdy z was robi dla Mnie to co może, a macie przecież jeszcze wiele
obowiązków stanu. U ciebie, Anno, tym obciążeniem jest
choroba.
Jacek:
— Tworzą się rodziny
św. Tomasza z Akwinu (domyślnie: czy mam się tym zainteresować?).
Pan:
— Jacku, ty też możesz
wszędzie wejść i osobiście wyrobić sobie opinię.
Anna:
— To pewnie będzie
dokształcanie filozoficzne i teologiczne, a nie działanie społeczne w
imię miłosierdzia?
Dobro rośnie powoli i
po cichu
Mówimy o niektórych
znanych nam inicjatywach, m.in. o działaniach podejmowanych przez
pijarów.
Pan:
— W tej chwili jednak
najważniejsze są wszelkie działania dotyczące polepszenia warunków
życia społecznego we wszystkich kategoriach (w znaczeniu: chorzy,
starzy, niepełnosprawni... reedukacja młodzieży poprzez czynną służbę
potrzebującym). Chciałbym, żeby którąś z kobiet
działających społecznie zainteresować tekstem o służbie kobiet.
Ktoś z nas:
— Na przykład harcerki.
Pan:
— Matka moja obiecała
wam, że będzie was inspirować i poruszać wasze serca — i czyni
to. Potrzebna jest tylko wasza dobra wola. Każdy, kto Mnie poprosi,
abym mu wskazał jego pole działania, otrzyma odpowiedź — ale
musi naprawdę pragnąć służyć społeczeństwu, nie zaś szukać swego
znaczenia, popularności, sławy lub wysokiego stanowiska.
Najpiękniejszym rezultatem
starań zakonu pijarów było „Collegium Nobilium"
(ludzie, którzy stamtąd wyszli). Niech się zastanowią,
czy nie czas powrócić do swoich źródeł. Powinniście im
to przekazać, jak umiecie.
I czym się jeszcze
martwicie,
dzieci?
Jacek:
— Mam bardzo poważne
zmartwienie. Moja praca zabiera mi 11 godzin na dobę. I czekam na
emeryturę jak na zmiłowanie.
Pan:
— Powiem ci to, co
powiedziałem Grażynie. Poczekaj, skończ, a wtedy przeniosę cię do
pracy, w której chcę cię widzieć. Jeżeli zadbałem o Grażynę,
dlaczego nie miałbym zadbać o ciebie?
Grażyna:
— A ja się martwię, że
tylu katolików w Polsce tak bardzo ulega propagandzie
antykościelnej. I tak gubią samych siebie, swoje rodziny, swoje
dzieci...
Pan:
— Macie moje ostatnie
słowo. Jeżeli macie takich w swoim otoczeniu, przeczytajcie je razem
z nimi.
O. Jan:
— Czytałem niedawno
mądry artykuł ukazujący, że to, co miało odejść z komuną, może teraz
powrócić z Zachodu.
Pan:
— Moi drodzy, kiedy
pisaliście moje słowo ostatnie (31 X — 3 XI), Anna i Grzegorz
wystąpili jako przedstawiciele waszego narodu i przedstawili Mi —
na moje życzenie — argumenty na rzecz nie opuszczania was,
bronienia i pomagania wam. Apelowaliście przede wszystkim do mojego
miłosierdzia i otrzymaliście odpowiedź: zapewnienie dalszej pomocy i
zwiększenia siły mojego działania w waszym kraju. Teraz możecie nadal
spokojnie współpracować ze Mną. A koła waszych rodaków
będą się poszerzać, będzie odradzać się w was poczucie patriotyzmu i
wzrastać pragnienie poznawania waszej własnej hierarchii wartości
katolickiej i polskiej i pragnienie służenia (tym wartościom,
rozwijania ich i przekazywania). A wy wspomagajcie każdego w
waszym otoczeniu, kto będzie się budził.
Pamiętajcie, że dobro rośnie
powoli i po cichu. Tylko zło jest krzykliwe i usiłuje być widoczne.
Jednak wtedy, kiedy szaleje burza, zło lęka się i ukrywa, natomiast
moi słudzy nie lękają się walczyć o moje prawa bez względu na pogodę.
Zobaczycie, że moje szeregi będą wzrastać, ale poznawać się je będzie
po skutkach ich działania (w znaczeniu: a nie po odznakach,
wypowiedziach, hasłach, manifestacjach, propagandzie i reklamie).
Anna:
— Panie, martwię się,
że wschodnia granica nie jest umocniona. Że to zalecenie zostało
zlekceważone. Komu możemy to powiedzieć?
— Nie bójcie
się, dzieci, bo Ja czuwam nad wami. Pragnę, abyście wzrastali w
zawierzeniu, w nadziei i w miłości wzajemnej. Na ten wysiłek daję wam
moje Ojcowskie błogosławieństwo. +
Przyjmujemy je i
dziękujemy Panu. Gdy o. Jan daje nam na zakończenie swoje kapłańskie
błogosławieństwo (a takie było życzenie Pana wobec każdego kapłana,
który odwiedza Annę), Pan mówi:
— Dziękuję ci, synu.
Żebyście każdego dnia
czynili tyle dobra, ile możecie
24 XI 1992 r. Anna, o.
Jan, Grzegorz
Modlimy się za szwagra o.
Jana, którego pogrzeb był poprzedniego dnia. Gdy kończymy, Pan
mówi:
— On jest już ze Mną.
O. Jan:
— Jesteśmy, Panie, w
pogotowiu; mówiłeś, że to „lada dzień" (rozpocznie
się oczyszczenie świata). Czekamy.
Pan:
— Wcale nie
powiedziałem, żebyście czekali. Mówiłem wam, żebyście każdego
dnia czynili tyle dobra, ile możecie, wykorzystując w tym celu
wszelkie okazje i wszystkich ludzi, z którymi was spotykam.
Czyż nie na tym polega „życie chrześcijańskie"?
O. Jan:
— Na święto Chrystusa
Króla spodziewałem się wielkiej perspektywy, a tu same
konkrety...
Pan:
— Kiedy ks. Popiełuszko
mówił wam: „zło dobrem zwyciężaj", właśnie to miał
na myśli.
Grzegorz:
— To znaczy czynić
dobro, jakie możemy?
Anna:
— No tak, bo czy
miałoby sens czekanie bezczynnie przez całe życie, aby wziąć udział w
turnieju rycerskim (i na dodatek zostać pokonanym z powodu braku
kondycji na skutek tej bezczynności)? Pan nie stworzył nas do
wielkich czynów, tylko do dobrych czynów.
Pan prostuje:
— Moje dziecko, każdy
czyn dobry jest czynem wielkim, dlatego że do waszego wysiłku Ja
dokładam moją łaskę. Bo w każdym waszym wyborze darzenia dobrem
zamiast na przykład myślenia o swojej wygodzie lub przyjemności czy
korzyści wyraża się wasza wola miłowania i moja odpowiedź, którą
jest umacnianie was we Mnie.
Anna:
— Jest to nieustanne
wprawianie się.
Grzegorz:
— Ćwiczenie się w
cnocie.
Annie przypomina się
zasada któregoś z hinduskich guru: „Przezwycięż siebie
raz. To da ci moc do następnego zwycięstwa". Po chwili Pan
zaczyna rozmowę:
— Moi drodzy, jesteśmy
tu w ciszy, bez niepotrzebnych napięć i pośpiechu z waszej strony. O
czym pragniecie ze Mną mówić?
O. Jan:
— Gdy czytam i tłumaczę
tekst „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", to każdy
następny tekst wydaje mi się najpiękniejszy. Widzę teraz, jak słabo
klerycy, księża przygotowani są do przyszłych zadań. Stąd konieczność
przygotowania dla nich takich zeszycików.
Rozmawiamy przez chwilę
na
temat koncepcji zeszytów, które służyć by miały jako
podręczne pomoce duszpasterskie. Pan podsumowuje naszą dyskusję:
Pan:
— Znajdź sobie grono
bliskich współpracowników wśród tych kleryków
i ojców, dla których takie sprawy są ważne, bliskie i
istotne. To oni powinni przygotowywać ci materiały. Ale może
znajdziesz wśród swoich przyjaciół takich, którzy
potrafią „wyciągnąć" z tekstów syntezę?
Z wami, jezuitami, jest ten
kłopot, że każdemu z was daje się dużo swobody i każdy pracuje nad
tym, co go interesuje. A gdzie współpraca i braterstwo we
wspólnej służbie? Czy pojęcie Societas Jesu określać ma
jedynie budynek i te same „mundury"? Przypomnij sobie,
synu, że nawet apostołowie chodzili po dwóch. Jeżeli jesteście
sobie braćmi, to w czymże się objawia to autentyczne braterstwo?
Tobie też trudno, Janie, a przecież powinieneś pragnąć dzielić się,
zwłaszcza mając tyle możliwości.
O. Jan:
— Ale przecież tylu
naszym mówiłem! Każdy posłuchał i ... poszedł.
Pan:
— No bo oni są
wychowani w takim samym indywidualizmie. Kiedy Ignacy zakładał
Towarzystwo Jezusowe, to był to zakon braterski. Działali wspólnie;
stąd mieli taką siłę. A co się z wami dzieje? Czy nie czas odnowić
wasze życie?
O. Jan:
— Ja już kiedyś
ogłaszałem rekolekcje ośmiodniowe dla naszych zakonników na
podstawie tekstów soborowych. Mógłbym teraz przedstawić
nasze teksty.
Pan:
— Podoba Mi się ta
myśl. A jakie skutki będą, zobaczymy. Przecież Ja chcę, żebyś się
dzielił, ale nie od razu musisz mówić o źródłach. Mów
raczej o przełomowych czasach, w jakich żyjecie — co fakty
potwierdzą. Już potwierdzają. (...) Zawsze Mi się podoba, kiedy
chcecie się dzielić pomiędzy sobą tym, co wam daję. Jeżeli uważasz,
że moje słowa są dość dobre dla was, jezuitów, to czy nie
powinieneś się nimi dzielić?
Po krótkiej
dyskusji między nami Pan dodaje:
— Zamiast stosunków
braterskich stworzyliście teraz stromą hierarchię w swoim zakonie i
nie dopuszczacie możliwości, abyście mogli przebywać wspólnie
z klerykami w małych grupach przyjaźni i zainteresowań.
O. Jan:
— Są takie grupy.
Pan:
— A ty, Janie, czemu
nie wchodzisz w takie grupy?
O. Jan mówi, że nie
jest do nich zapraszany. Po chwili Pan mówi:
— Najpilniejsze jest,
żebyś napisał opinię teologiczną (do książeczki „Słowa
Jezusa Chrystusa do polskiego narodu"). Rozumiemy, że ten temat
jest wyczerpany na dziś.
Przede wszystkim
módlcie się za swój naród
Anna:
— Panie, proszę Cię,
abyś nam powiedział to, czego chcesz, abyśmy wysłuchali.
Pan:
— A na czym wam
najbardziej zależy?
Anna:
— Na tym, że nas
kochasz.
Pan:
— Czy możesz w to
wątpić wobec tylu naszych spotkań?
Anna:
— Panie, widzę, ile
krąży tych przepowiedni: fałszywych, mętnych i takich, które
są kompilacją różnych innych. I one są wydawane i
rozpowszechniane, nawet przez zakonnice, a Twoje teksty nie.
Powiedziałeś, że chcesz wysławiać swoją Matkę, i co się dzieje z
wydaniem „Zaufajcie Maryi"? Takie masy różnych pism
złych i miernych wychodzą teraz w Polsce. Twoje słowa mogłyby
stanowić antidotum, ale nie wychodzą. Sam wiesz, jakie wrażenie robią
na ludziach „Świadkowie Bożego miłosierdzia", jak ta
książka jest potrzebna. Nawet nie wiemy, kto mógłby to wydać.
(...) Dlaczego tyle sił jest przeciwnych w Kościele, Panie?
Po chwili ciszy Pan mówi:
— Cóż mam wam
powiedzieć, dzieci? To wszystko, co mówicie, świadczy o tym, w
jak złym stanie znajduje się mój Kościół — mam na
myśli wszystkich katolików, nie tylko hierarchów —
jak mało zależy wam na mojej chwale. Jesteście wszyscy w stanie
defensywy, a większość żyje w chrześcijaństwie „siłą
przyzwyczajenia" do tradycji ojców. Tak mało w was żaru,
ognia i zapału. Ale zmieni się to bardzo szybko, gdy sytuacja
światowa stanie się katastrofalna. Stanie się tak, bo Ja już nie
zwlekam.
Matka moja w Medjugorie
mówiła o znakach zwiastujących nadejście zapowiedzianych
wydarzeń. Spodziewajcie się ich. Powiedziała, żeby ludzie
przygotowywali się zawczasu, bo znaki potwierdzające ostrzeżenia dla
wielu przyjdą za późno. Czy nie jest już tak w wielu rejonach
Jugosławii, Kaukazu, Azji Środkowej, nie mówiąc już o Afryce,
Ameryce Południowej i wielu rejonach Azji Południowo-Wschodniej? Do
wielu z tych ludzi ostrzeżenia już nie dotrą (bo np. działania
wojenne uniemożliwią im otrzymanie wiadomości), albo nie trafią
do ich serc (które już wypełniła nienawiść).
Jeżeli chcecie, abym
stanął pośród was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie
Mnie na ratunek
Dlatego proszę wraz z Matką
moją: Oczyszczajcie się, módlcie się za świat, zwłaszcza za
ginących lub mających ponieść śmierć. Przede wszystkim módlcie
się za swój naród i proście o nawrócenie narodów
sąsiadujących, bo od tego zależy zwiększenie waszego bezpieczeństwa,
a co za tym idzie — zwiększenie waszego oddziaływania na nie.
Mówię o waszym świadczeniu o Mnie. (...) Ileż wam trzeba
przemienić w waszym życiu publicznym, aby Polska wydała się
uciśnionym, prześladowanym i głodnym krainą bezpieczeństwa i pokoju!
A taką chcę widzieć waszą ojczyznę, królestwo mojej Matki,
Królowej pokoju. (...) Tam, gdzie Maryja jest Królową,
Ja Królem jestem.
Mówiłem wam, że jestem
Królem Miłosierdzia, a uczniom moim odchodząc powiedziałem:
„pokój mój daję wam" 0 14, 27). Matka moja
prowadzi dzieło moje, gdyż tak jak każda matka ludzka przygotowuje
swoje dzieci, tak Ona przygotowuje ludzkość do dojrzałego wyboru:
wprowadzenia Mnie na tron władzy. Pragniemy, aby królestwo
moje zrodziło się w stolicy Polski i objęło cały kraj.
Moja władza jest władzą
miłosierdzia, wielkoduszności i wymiany miłości pomiędzy Władcą a
Jego ludem. Dlatego abym przyjął koronę królewską, potrzeba Mi
waszego zbiorowego wyboru dokonanego z miłości. Bo Miłość odpowiada
wyłącznie na miłość człowieka. Jeżeli chcecie, abym stanął pośród
was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie Mnie na ratunek.
Wiem, że Mnie potrzebujecie, ale mało głosów Mnie wzywa.
Ufam, że w obliczu grozy
zagłady coraz więcej głosów wołać będzie: „Pragniemy
pokoju, bezpieczeństwa, ładu i sprawiedliwości. Pragniemy żyć w
zgodzie, jedności i miłości wzajemnej". Wtedy przybędę.
Teraz wy mówcie Mi to
w imieniu waszych rodaków.
Gdyby Mnie episkopat mojego
Kościoła słuchał, gdyby władze państwowe Mnie słuchały, wołałbym,
abyście szybko przygarniali waszych rodaków, przede wszystkim
tych zesłanych na Syberię, do Kazachstanu i na dalekie obrzeża
imperium rosyjskiego (Sachalin, Kamczatka, Kraj Amurski, okolice
jeziora Bajkał itp.). Proście za nimi.
Moje dzieci, to co wam
dzisiaj powiedziałem, wskazuje, że kończy się czas dany wam na
zastanowienie się, pokutę i oczyszczenie.
W tym momencie Matka Anny
przypomina fragment wiersza Słowackiego „Ty głos cierpiący
podnieś":
Kto grzeszny teraz,
niechaj jeszcze grzeszy. A kto jest czysty, niech się jeszcze czyści.
Czas bliski, który
święte z nas pocieszy, A złymi pogna jak wiatr chmarą liści.
— Na zakończenie powiem
wam: Nie dajcie się straszyć żadnym przepowiedniom ani złym prognozom
politycznym. W waszym kraju obiecałem wam zachować pokój.
Jakże inaczej mógłbym rozpocząć tu moje dzieło — dzieło
wyzwolenia was z niewoli duchowej. Dlatego daję wam błogosławieństwo
nowe:
Niech wzrasta w was
zawierzenie, pewność mojej miłości i pomocy. Niech ustala się w was
mój pokój. Oto stawiam was na skale (opoce)
miłości mojej. Proście, aby cały naród zgromadził się na tej
skale, bo ona się nie zachwieje. Pozostańcie w pokoju. +
Modlimy się. Pan dodaje:
Nie, wy się nie
zachwiejecie.
Wy już stoicie na mojej skale. Waszą najsilniejszą bronią jest teraz
pełnia zawierzenia — pomimo wszystko.
Wasze zawierzenie i
zaufanie zobowiązują Mnie
26 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz, Szymon
Gdy Szymon przedstawia
swój dylemat dotyczący wyboru między obowiązkami posła i
obowiązkami związanymi z pełnioną funkcją publiczną na swoim terenie,
Pan mówi:
— Synu, życie polega na
wyborze tego, co uważasz za potrzebniejsze w twojej służbie.
Po dłuższej rozmowie i
zapoznaniu się Szymona z ostatnimi tekstami, mówimy o tym, jak
ważny jest sposób traktowania przeciwników, którzy
też są ukochanymi dziećmi Bożymi, jak bardzo potrzebne jest
okazywanie im szacunku i życzliwości, świadczenie swoją postawą wobec
nich o Bogu (bardziej niż zwycięstwo w dyskusji), i jak potrzebna im
jest modlitwa za nich. Pan mówi wtedy:
— Powiedz, córko,
Szymonowi, że w każdej chwili, kiedy sobie o tym przypomni, może Mi
powiedzieć, co go boli w zachowaniu czy wypowiedziach tej lub innej
osoby. Bo Ja na jego prośbę mogę bardziej się zatroszczyć o tych
ludzi...
Dalej Pan zwraca się do
Szymona bezpośrednio:
— ...zwłaszcza jeżeli
będziesz Mnie prosił, synu, wraz z moją Matką. Bo wasze zawierzenie i
zaufanie zobowiązuje Mnie. Pamiętajcie, że nigdy nie stoicie na
straconych pozycjach, gdyż za wami jestem Ja.
Teraz błogosławię was,
dzieci. Walczcie, dzieci, walczcie o moje dobre imię, o moją chwałę i
nie naśladujcie tych, którzy poniewierają wami, a naprawdę
upodlają siebie. Jeśli występujecie w moich szatach, szanujcie je.
Błogosławię wam i dodaję wam więcej sił, więcej energii i więcej
pewności, że nie jesteście sami. Skoro postanowiłem już, nic zmienić
moich planów nie może. +
Grzegorz:
— Dziękuję Ci, Panie,
za to, że tak układałeś mi dzisiejszy dzień, pełen tylu spraw, także
poważnych i trudnych, w którym wszystko przebiegało tak
gładko.
Pan:
— A oddałeś Mi
dzisiejszy dzień?
Grzegorz:
— Tak.
Pan:
— No widzisz.
Szymon mówi Panu o
swoim zawierzeniu.
Pan:
— Proś, synu, o
podparcie twojego zawierzenia przez tych twoich bliskich, którym
ufasz. Niech przez modlitwę towarzyszą ci w twojej służbie.
Anna:
— Kochamy Cię, Panie.
Pan:
— Ja kocham was —
na zawsze.
Czy może być dusza „za
stara" lub „zbyt chora", aby nie móc jeszcze
bliżej podejść do Mnie?
30 XI 1992 r. Anna,
Grzegorz
Rozmawiamy o „Opus
Dei". Zwracamy się do Pana:
Anna:
— Ojcze, proszę Cię
bardzo — w imieniu nas obojga — powiedz o „Swoim
Dziele" dla świeckich, dla Twojego Kościoła.
— A jednak zrobił to
ksiądz. (Pan mówi to z uśmiechem, nawiązując do słów
Anny na temat „niskiej pozycji" świeckich w Kościele,
zwłaszcza dawniejszym).
Anna:
— Ale zwykły ksiądz —
który był blisko Ciebie.
Pan:
— A ty?
Anna:
— Ja nie mogę
powiedzieć, że żyję blisko z Tobą. Raczej to, że rozumiem Twoją
miłość do każdego człowieka. No i czuję się dzieckiem Bożym. (...)
Chciałam Ci służyć, i to tym bardziej, im bardziej poznawałam
wspaniałość Twoich planów, to, jakim są dobrodziejstwem dla
ludzkości, i jednocześnie poznawałam Twoją nieustającą miłość do
każdego człowieka. — Miłość, która ciągle zabiega,
ciągle darzy i ciągle usiłuje nas przyciągać ku Sobie i ratować.
Trudno się nie zachwycić Tobą.
Wywiązuje się krótka
rozmowa, którą Grzegorz podsumowuje:
— Bo Pan zaspokaja nie
nasze zachcianki, a nasze potrzeby: te najważniejsze — potrzeby
duszy.
Pan:
— Moi kochani. Ksiądz
Josemaria (Escriva de Balaguer) jest tutaj ze Mną. Ja chciałem
was zapoznać ze sobą.
Anna:
— To niesamowite.
Grzegorz:
— Nie dziwisz się
chyba, że to, co my możemy pomyśleć i czego zapragnąć, Pan pomyślał
pierwszy i pragnienie też nam podsunął? To jest dzieło Boże.
Pan:
— Tak, to jest moje
dzieło — czyli obliczone do końca istnienia ludzkości,
zwracające się ku każdemu mojemu dziecku.
Do Anny:
— Martwiłaś się dzisiaj
swoim wiekiem, a Ja ci mówię, że nie jesteś „za stara".
Dla „mojego dzieła" nie ma granicy wieku ani zdrowia.
Pamiętaj, córko, że moje dzieło dotyczy waszych dusz. Czy
dusza może być „za stara" lub „zbyt chora", aby
nie móc jeszcze bliżej podejść do Mnie? Dusza nie ma wieku; ma
prawo do nieustającego rozwoju w wieczności.
Przypomnij sobie, Anno, co
wam mówiłem, że jesteście jedną ludzką rodziną. W rodzinie
jeden drugiego wspomaga, jeden od drugiego się uczy i jeden uzupełnia
dary drugiego swoimi darami — tak właśnie jak wy w tej chwili
(Pan dodał to z uśmiechem). I pomyślcie, o ile każdy z was
byłby uboższy, gdyby był sam.
W „Opus Dei" też
są przyjaźnie i pomoc wzajemna wynikająca z umiejętności każdego z
was. Nawet jeżeli wydaje się, że organizatorzy — głównie
księża — służą wam, a wy przelewacie na innych wasze
umiejętności, to nie jest to ruch jednokierunkowy. Jak powiedziałem,
jest to moje dzieło, a więc wszystkich was obejmuje moja miłość,
która poprzez każdego z was wzrasta i poszerza się. Nie
patrzcie więc na to jako na przygotowanie żołnierzy, a tak jak
rozumiał to mój syn Josemaria... Prosi was, abyście do niego
mówili „Ojcze Jose" albo „Ojcze Josemario",
bo w tym ojcostwie odnajduje największą radość.
On pragnął każdego z was
przybliżyć do Mnie, rzucić w moje ramiona. Można to nazwać
„uświęcaniem", ale jest to doprowadzanie was do Źródła
Miłości, abyście pili i nasycali się (Pan powiedział to tak jak o
źródle wody żywej przy rozmowie z Samarytanką: „Kto zaś
będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki,
lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem
wody, która wytryska ku życiu wiecznemu" J 4, 14).
Czy teraz rozumiecie, że działaliśmy Obaj? I nadal to robimy.
Teraz pora już na Grzegorza
(idącego na rozmowę do ośrodka „Opus Dei"). Ojciec
Jose mówi, że będzie przy tej rozmowie. Ale możecie
porozmawiać (ze sobą) przy najbliższej okazji, bo Ja tego chcę, Anno.
(...)
Pan dodaje jeszcze:
— Ojciec Jose wie, jak
liczę na was w ewangelizacji świata i jak potrzebne jest prawdziwe
nawrócenie wam samym. Natomiast Ja, znając was, pragnę ukazać
wam perspektywy przyszłości, aby zachęcić was i przygotować na miarę
powagi waszych zadań.
Teraz błogosławię wam i
Ojciec Jose wraz ze Mną. +
Proponuję wam, abyście
codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień
3 XII 1992 r. Anna,
Grzegorz, Mariusz
Rozmawiamy dłuższy czas.
Gdy przystępujemy do modlitwy, wahamy się przez chwilę, jak ją
rozpocząć.
Grzegorz:
— Panie, chcemy być
przy Tobie tak bliżej (niezależnie od tego, czy zechcesz nam coś
powiedzieć, czy nie).
Pan:
— Przecież Ja z wami
jestem stale. Wyraźcie to raczej w ten sposób, że pragniecie
odczuć moją obecność, a więc oddajcie Mi swój czas, abym mógł
do was przemówić i być słyszany. Wobec tego pytam cię,
Mariuszu, czego najbardziej teraz, w tym okresie, potrzebujesz.
Mariusz:
— Miłości, siły do
pełnienia swoich obowiązków — bo czuję się tak słaby,
bezradny — żebym mógł się z nich wywiązać i żeby Pan
przeze Mnie mógł pomagać, żebym był narzędziem użytecznym.
Pan:
— A więc mówisz,
synu, że czujesz się słaby. To twoje wielkie szczęście, że swoją
słabość rozumiesz. Dookoła siebie masz przykłady ludzi, którzy
są z siebie w pełni zadowoleni i o żadną pomoc nie dbają. I cóż
ty wtedy widzisz i słyszysz? (Chodzi tu o wypowiedzi i zachowanie
posłów w sejmie).
Mariusz:
— No, jest to żałosne.
Pan:
— Do sprawowania służby
publicznej w ojczyźnie waszej prawie nikt nie jest przygotowany.
Jedni dlatego, że nie znają tej służby, dopiero w nią wchodzą i
poznają swoje braki, drudzy — bo przedtem służyli przeciw
swojej ojczyźnie tak długo, iż nie są już zdolni zmienić swojego
sposobu myślenia, tym bardziej że przez całe swoje życie nie
interesowali się swoją ojczyzną, lecz tylko swoją karierą, nie znają
więc tradycji, historii i kultury własnego narodu, czyli nie mają
właściwej Polsce hierarchii wartości. Ci prędzej czy później
muszą odpaść, bo Matka moja nie ścierpi sług obcych w swoim
królestwie. (W znaczeniu: im bardziej Maryja będzie
obejmowała władzę, w tym większym stopniu ludzie tacy — nie
chcąc służyć Bogu i Maryi, nie mogąc zrozumieć sensu takiej służby —
będą odpadać lub usuwać się).
Jednym słowem, synu, skoro
stajesz przede Mną w prawdzie o sobie i nie próbujesz kłamać
sobie, możesz liczyć na pomoc moją.
Jeżeli Ja sobie ciebie
upatrzyłem — a sam wiesz, że tak było — do służby
publicznej, jakże bym mógł pozostawić cię samego. Czyż Ojciec
może wypuścić małe dziecko pomiędzy wilki?
Wiem, że uczyć się pragniesz
i uczysz się szybko. Dla Mnie najważniejsze jest, abyś pozostawał
wierny tym wartościom, które sam ustawiłeś wysoko. Proszę cię,
dziecko, abyś starał się trwać w prawdzie. Pamiętaj, że Mnie
reprezentujesz. Szanuj więc swoją godność... i godność innych dzieci
moich; mówię o wszystkich, z którymi się spotykasz.
Osądzanie ich należy do Mnie, do ciebie zaś należy ukazywanie wrogom
moim i waszym oblicza prawdziwego wyznawcy Jezusa. Ucz się, synu,
pokoju wewnętrznego i opanowania, nie poddawania się emocjom. Gdy
poddajesz się emocjom, trudno Mi dotrzeć do ciebie z moją pomocą, gdy
zaś trwasz w ciszy i spokoju, możesz Mnie usłyszeć. Pamiętaj, że Ja,
Ojciec twój, stoję za tobą. Nie obiecuję ci stałych zwycięstw,
ale mogę ci obiecać moje prowadzenie. Cóż jeszcze powiesz Mi,
synu?
Mariusz:
— Pragnę przede
wszystkim podziękować za to prowadzenie „za rączkę". Tego
się nie da nie zauważyć, nie odczuć.
Pan:
— Mój synu,
jeżeli dziecko wyciąga rękę, trudno żeby Ojciec nie ujął jej —
tym bardziej jeżeli dziecko jej nie wyrywa. I w tym pomaga ci twoja
niepewność.
Mariusz:
— To nie tylko
niepewność przy starych wygach (doświadczonych graczach
politycznych) to także niepewność bytowa.
Pan:
— Trwaj w zawierzeniu,
bo najbardziej potrzebne ci jest — na całe twoje życie —
zawierzenie Mi. Na pełni zawierzenia buduje się przyjaźń Boga z
człowiekiem. Synku, podziel się moimi słowami ze swoją żoną i oboje
złóżcie swoją przyszłość w moje ręce. Zróbcie to jak
najszybciej.
Mariusz:
— A czy mógłbym
prosić o jakieś słowo dla Jagody (żony), coś, co mógłbym
jej przekazać?
— Jak przyjdzie, to
porozmawiamy wspólnie. A teraz powiedz jej (ode Mnie):
„Kocham cię, córko. Wiele się po tobie spodziewam, więc
ucz się pilnie i bądź podporą twego małżonka: trwaj w jedności z
nim". (W znaczeniu: chodzi o to, żeby dzielić się swoim
spokojem, „optymizmem", a nie niepokojami). „Wspólne
zawierzenie we Mnie cementuje waszą wspólnotę".
Synu, proponuję wam, abyście
codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień. A rano
zapraszajcie Mnie do udziału w waszym życiu. To wam chyba dużo czasu
nie zajmie? (Pan powiedział to z uśmiechem).
Zauważamy, że zrobiło się
bardzo późno.
Anna:
— A teraz prosimy Cię,
Panie, o błogosławieństwo.
Pan:
— I tak za długo
(trwała rozmowa), dzieci, jesteście już zmęczeni. Przytulam
was do serca. A wiecie, co to znaczy? Zanurzam was w miłości mojej i
nasycam nią. Niech radość wasza wzrasta, a słabość wasza niech się
ukryje w mojej mocy. Błogosławię was. +
My was bronimy przede
wszystkim przed zgubą wieczną
8 XII 1992 r. Uroczystość
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
Spotkanie w godzinie
łaski
(12-13). Anna, s. Maria, Mariusz
Anna zwleka z
rozpoczęciem
modlitwy mówiąc, że się denerwuje. Maryja pyta:
— Czym, dziecko, możesz
się denerwować? Przecież Ja czekam na was. Spotkaliście się tutaj,
aby wykorzystać godzinę łaski.
Anna:
— Matko, czy mogłabyś
nam powiedzieć, co powinniśmy teraz robić, na czym się skupić, gdzie
Ty chciałabyś nas widzieć?
W odpowiedzi Maryja
przypomina, że już Mieszko I przyjmując chrzest uznał władzę Jezusa
nad sobą i swoim państwem, słowem, że już od pokoleń jesteśmy Jego
poddanymi i powinniśmy Mu służyć chętnie i gorliwie. Dalej Maryja
mówi:
— Moi kochani, cieszę
się, że mogę być z wami w godzinie łaski. Towarzyszy wam w myśli
więcej osób, a to oznacza, że garniecie się w tej godzinie do
Mnie jako do Matki. Jestem z wami. Cieszę się waszą miłością. Cieszy
Mnie, że przez was mogę łaski Pana mego rozpostrzeć nad Polską, nad
moim królestwem.
Wiedzcie, że prawdziwy
władca, jakim jest mój Syn — w którego imieniu
objęłam ten kraj — taki władca jest dla swoich poddanych Ojcem,
lecz i prawodawcą, a bardziej niż najwyższym sędzią jest obrońcą
wszystkich swoich poddanych. My was bronimy przede wszystkim przed
zgubą wieczną. Dlatego teraz pragnę wam powiedzieć, jak powinniście
się bronić przed nieprzyjacielem.
Zachęcam was do śmiałych
ataków, a nie do biernej obrony. Tam gdzie My panujemy,
musicie być pewni zwycięstwa. Bóg nie zna przegranej, chyba że
przez zdradę swoich poddanych, ale wtedy to oni przegrywają swój
los, gotując sobie zgubę wieczną.
Ludzie upadają wtedy, gdy
korzyści z przyzwolenia na zło i poddania się w niewolę (rezygnacji
z dalszej walki) przedłożą ponad wszystkie wartości. Szatan o tym
wie dobrze. Dlatego prowadzi z wami perfidną grę, gdyż zaczyna zawsze
od ustępstw, tak drobnych, że ich prawie nie zauważacie. Ponieważ
wydają się wam nieważne, nie budzą w was sprzeciwu. I łatwo sami się
z nich usprawiedliwiacie.
Dla szatana nie ma granicy
wieku. On atakuje każdego. Na przykład łatwo można znieprawić dzieci,
zwłaszcza gdy ich rodzice nie mają ustalonej hierarchii wartości. Dla
waszego kraju były to zawsze wartości chrześcijańskie. Jeżeli w
pewnych rodzinach te wartości nie istnieją, miejsce ich zajmą na
pewno różne bożki. (Ze zrozumienia: Człowiek został
stworzony do życia w wieczności ze swoim Stwórcą, Ojcem i
Dawcą dobra w stosunku wzajemnej miłości oraz czci i uwielbienia,
jakie ma każda istota stworzona wobec Dawcy swego istnienia. Jeżeli
ten stosunek miłości zostaje zburzony przez człowieka, miejsce Boga
zajmują złudne wartości). Prawdziwą tragedią jest to, że człowiek
sam siebie stawia w miejscu należnym Bogu; tym samym jego wybór
staje się „jedynie słusznym", „prawidłowym" i
„zobowiązującym" — czyli człowiek ubóstwia
sam siebie.
W wyniku takiej postawy
człowiek mniema, iż posiada nieograniczoną wolność wyboru
wszystkiego, czego pożądać będzie jego miłość własna. Człowiek, który
odrzuca istnienie Stwórcy, odrzuca również istnienie
szatana (jeśli jednak w szatana „wierzy", to jako w
narządzie swojej woli, mniemając, iż otrzyma odeń wszystko, czego
zapragnie). To jest jak igraszki dziecka z wygłodniałym tygrysem,
które ono nieświadome niebezpieczeństwa bierze za zabawkę —
za kotka, z powodu miękkiego, barwnego futra, ale zabawa kończy się
zawsze tragedią człowieka.
Moje dzieci, szatan zawsze
atakuje, a tym bardziej — moje królestwo. Pragnę,
abyście rozpoczęli z nim walkę. Bóg jest zawsze przy tym, kto
walczy w Jego imię. Przyjmijcie do swego serca, że nikt nie może
przegrać, jeśli przy nim stoi Bóg. Izrael to wiedział. (Maryja
przypomina wiele przykładów, m.in. wojska Jozuego, mury
Jerycha, walkę Dawida z Goliatem). A świat współczesny
odrzucając Pismo święte odrzucił tym samym swoje prawdziwe
dziedzictwo (w znaczeniu: i tym samym zatracił świadomość, czym
naprawdę jest człowiek — dzieckiem Bożym sprzymierzonym ze swym
Niezwyciężonym Ojcem).
Pragnę, abyście przestali
się
bać, bo sam Bóg staje w waszej obronie. Występujcie przeciwko
tym, którzy walczą z wami metodami nieprzyjaciela: kłamstwem,
oszustwem, insynuacją; którzy posługują się nadal metodami
wypracowanymi w królestwie szatana, w szczególności w
Rosji Sowieckiej. Wielu z was nadal boi się występować jawnie.
Sprzeciwiajcie się wszelkim wynaturzeniom, walczcie z próbami
infiltracji (duchowej) zła tak ze Wschodu, jak i z Zachodu.
Cały mój lud
potrzebuje ewangelizacji, potrzebuje oczyszczenia i odrodzenia.
Mówiłam, jak łatwo jest znieprawić małe dzieci. Im wystarczy
zły przykład pijaństwa lub złego życia rodziców; starszym zaś
— zgorszenie, które niosą środki społecznego przekazu,
bezkarność dla jawnych przestępców, dla gorszycieli i
oszczerców, brak prawdy w życiu publicznym, zwłaszcza w
środowiskach opiniotwórczych i partyjnych.
Ja wam ukazuję wszystkie
niegodziwe metody działania — jesteście tego świadkami,
słyszycie, czytacie, oglądacie — ale chciejcie się uczyć i
chciejcie występować przeciw nim, posługując się prawdą i
sprawiedliwością (wymiarem sprawiedliwości). Uczcie się walki
środkami prawnymi. Jeżeli pojedynczych ludzi na to nie stać, to stać
partie, stowarzyszenia, a nawet niewielkie firmy.
Dzieci, starajcie się
działać
z godnością, pamiętając Kogo reprezentujecie — działając
spokojnie, wystrzegając się emocji. I co bardzo ważne, swoich
przeciwników stawiajcie pod krzyżem mojego Syna. Módlcie
się za nich, bo bardziej niż ktokolwiek inny potrzebują pomocy i
przebaczenia. Skoro wierzycie w istnienie po śmierci, jakżeż możecie
patrzeć spokojnie na agonię duchową waszych współrodaków!
Proście za nich, gdyż mój Syn pragnie ich uratować.
Wszystkie wasze złe myśli
potępiające innych ludzi są przeciwne pragnieniu Chrystusa, który
również za nich przelał Krew. Proszę was jako Matka, nie
nienawidźcie waszych prześladowców, nie potępiajcie, nie
osądzajcie, nie szkalujcie, bo w ten sposób stalibyście się
jak oni. Jezus jest waszym obrońcą. On pragnie uratować każdego. Tak
więc pragnę, abyście oczyszczali się wewnętrznie. Bądźcie czujni
wobec waszych myśli, sądów i czynów (w znaczeniu:
sąd nasz jest zawsze ułomny, bo nie znamy w pełni przyczyn, źródeł,
motywów postępowania oskarżanego przez nas człowieka).
Pytałaś, co chcę, żebyście
robili. Oczyszczajcie się, bo służba Panu memu staje się tym
skuteczniejsza, im jest czystsza. Oczyszczajcie się od złych
przewidywań, depresji, niewiary w naszą pomoc, od wszelkich
pożądliwości (przedmiotów materialnych, sławy, chwały,
znaczenia, wyniesienia ponad innych). Zwróćcie uwagę na
pogłębiający się niestety w moim kraju brak miłosierdzia wobec
słabych, bezbronnych i niechętnie przez was widzianych.
Dzieci, teraz najbardziej
potrzebne jest wam zawierzenie i pewność zwycięstwa. Odrzućcie
poczucie niemożności, nieumiejętności, a przede wszystkim
beznadziejności. Przekazuję wam błogosławieństwo Pana: „Niech
wzrasta w was pewność mojego zwycięstwa. Niech serca wasze poszerzają
się i otwierają na miłość Bożą. Niech wzrasta w was nadzieja, odwaga
i odpowiedzialność. Bo ci, którzy Mi wierzą, stają się
odpowiedzialni wobec Mnie za cały swój naród.
Pan zwraca się do nas:
Potrzebuję was, dzieci moje,
aby wasz kraj uczynić prawdziwie wolnym, a godnym mojego panowania —
gdyż Ja jestem Panem wolnych. Umacniam was we Mnie. Niech wszystkie
łaski, które wyprosiła wam Maryja, zakorzenią się w was i
rozwijają. Błogosławieństwo Boga Niezwyciężonego daję wam". +
Cieszę się z każdego
przezwyciężania waszych przywar, słabości i smutku
8 XII 1992 r. Spotkanie
wieczorne. Anna, Grażyna, Grzegorz
Mówimy o różnych
zagrożeniach, m.in. o groźbie ponownego wybuchu w Czarnobylu. Maryja
odpowiada na to:
— Nie obawiajcie się
(wybuchu w Czarnobylu), Ja was osłonię. Wszystko, cokolwiek
smutnego i groźnego szatan może wymyślić, nieustannie sugeruje wam.
Wysiłek całych zastępów piekielnych jest skierowany teraz
przeciw wam. Dlatego tyle wam dzisiaj mówiłam o niepoddawaniu
się i zdecydowanej walce. Ta walka odbywa się we wnętrzu każdego z
was i dlatego jest tak ciężka, że wzajemnie przekazujecie sobie
załamanie, zwątpienie i zniechęcenie. Proszę was, odrzucajcie od
siebie podobne pokusy, wspierajcie się wzajemnie, podnoście się na
duchu. Cieszcie się z każdego przejawu dobrej woli w cudzym
działaniu. Rozumiem wasze fizyczne zmęczenie. Starajcie się
odpoczywać jak możecie. A najlepszy odpoczynek jest w atmosferze
przyjaźni, zrozumienia i miłości wzajemnej. Starajcie się
podtrzymywać innych, nie zaś obciążać.
Kończy się już czas
oczyszczenia, więc proszę, starajcie się mobilizować wewnętrznie. A
jak inaczej możecie to zrobić, jeśli nie przez oparcie się na miłości
Boga. Wyrabiajcie w sobie to, co nazywacie często tężyzną duchową.
Przypowieść Jezusa o latorośli jest wciąż aktualna, a przecież wy
jesteście żywymi gałązkami i krąży w was moc Boża, którą
otrzymaliście przy Chrzcie Świętym.
Zróbcie dla Mnie taki
mały gest: Weźcie się za ręce i powiedzcie sobie głośno: „Jesteśmy
silni, bo Bóg nas kocha".
Czynimy to z radością.
Maryja:
— Dzieci, jeśli macie
pytania, Ja słucham.
Grażyna:
— Chciałam bardzo
podziękować za to, co działo się na kursie, w którym
uczestniczyłam, za tyle dobra...
Maryja:
— A dlaczego o tym
Annie nie opowiesz...?
Opowiadamy, dziękujemy za
różne wydarzenia mające niedawno miejsce. Stwierdzamy w końcu,
że jesteśmy w lepszym humorze. Maryja mówi:
— Powinniście już
wiedzieć, że nasze słowa to nie są dźwięki. My się do was zwracamy z
miłością. A łaski dzisiejszego dnia są bardzo wielkie, bo Pan mój
zapragnął Mnie uszczęśliwić. Czy sądzicie, że mogłabym nie podzielić
się nimi z wami? Wy z łatwością odczuwacie naszą miłość (w
znaczeniu: zbliżyliśmy się przez te lata). A teraz pozwólcie,
że na zakończenie naszego spotkania powiem wam kilka słów od
siebie, nie jako Królowa, a jako Matka.
Ja patrzę w wasze serca i
cieszy Mnie każde wasze najdrobniejsze zwycięstwo nad tą biedną,
zaciemnioną (po grzechu pierworodnym) naturą ludzką. Cieszę się z
każdego przezwyciężenia waszych przywar, słabości i smutku. Cieszy
Mnie, że pomimo wszystko potraficie się dzielić. Każdy gest dobroci i
życzliwości jest dla Mnie dowodem, iż jesteście zdolni do szybkiego
otrząśnięcia się z „oparów zła".
Przyglądałam się
przedwczoraj
(6 X 1992 r. w niedzielę na Placu Zamkowym w Warszawie)
spotkaniu i przebiegowi zbiórki na rzecz samotnych dzieci z
domów dziecka. Widziałam wasze twarze: wszystkie były
uśmiechnięte. Cieszyliście się wzajemnie swoją liczebnością pomimo
złej pogody. Patrzyłam na was z rozczuleniem i nadzieją, jak wiele
jest w was dobrej woli i pragnienia, by udzielać się sobie jak wiele
zrozumienia dla potrzeb innych i współczucia. W przyszłości,
wierzę, że nie będzie w naszym kraju żadnych domów dziecka.
Chciałabym, aby powstawały liczne rodziny zastępcze. Będę pobudzać
was w tym kierunku.
Wy widzicie tylko krzykliwe
i
jaskrawe zło, ale nie widzicie cichych uczynków dobroci. Nie
widzicie tych jasnych strumieni światła wzbijających się ku Bogu przy
każdej waszej prośbie za innych, modlitwie orędowniczej. Wciąż wam
mówię: „Jesteście zdolni do odrodzenia się, do zrzucenia
tego „czerepu rubasznego" waszych wad i błędów".
A Ja zrobię wszystko, aby ukazać was światu w waszej prawdziwej
postaci.
Ja dobrze wiem, jak
potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i
smutny
Pytasz, Anno, jaka jest ta
wasza prawdziwa postać. Jesteście przecież dziećmi Bożymi,
dziedzicami królestwa. A jako naród jesteście rodziną
duchową o potężnej sile przekształcania ziemi w podnóżek
nieba, pierwszy jego stopień. Ufam, że wspólnie doprowadzimy
do prawidłowości i jasności wasze prawa i obyczaje i obdarzymy ziemię
wizerunkiem narodu żyjącego w radości i pokoju. A więc, dzieci,
przygotowujcie się.
Anna:
— Czyli ma to być
spełnieniem pragnienia Boga, by przebywać z ludźmi w bliskiej
zażyłości?
Maryja:
— A czyż tak nie jest w
tej chwili pomiędzy nami? Powiedzcie Mi, czy nie pragnęlibyście, aby
to się stało udziałem waszego narodu?
Grażyna, Grzegorz:
— W całym świecie.
Maryja:
— Przecież to wy,
Polacy, macie być tą zapaloną latarnią.
Anna:
— Pragniemy całym
sercem. I wiem, ile pokoleń się o to modliło. Gdybyś, Matko,
wiedziała, jak pragniemy prawości życia społecznego.
Maryja:
— Nie tylko wiem, ale
pragnę dla was tego szczęścia z całego swego matczynego serca, gdyż
Ja wiem, co może uszczęśliwić człowieka.
Anna:
— Jesteś nam, Matko,
potrzebna w każdej sekundzie życia. Ty nas usprawiedliwiasz przed
Bogiem, nie zrażasz się nami. Jesteś prawdziwą Matką.
Maryja:
— Ja dobrze wiem, jak
potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i
smutny. Dlatego nie pozostawię was nigdy sierotami.
Anna:
— Dziękujemy Ci, Panie,
za Maryję. Dziękujemy za Ciebie, Matko. Bez Ciebie byłoby „zimno"
na ziemi. Teraz widzę, jacy biedni są muzułmanie (którzy
tak nisko stawiają kobiety).
Maryja:
— Dzisiaj mówmy
o was. Wydaje Mi się, że łatwo Mi porozumieć się z wami, szczególnie
z kobietami polskimi, bo one tak wiele wycierpiały.
Rozmowa schodzi na dzieci.
— Prosimy Cię, Matko,
żebyś zajęła się wszystkimi dziećmi, a zwłaszcza tymi, których
rodzice nie przygotowali do człowieczeństwa.
Anna:
Matko, Ty nas też nadal
wychowujesz — Jezusowi. I my to czujemy. I dziękujemy.
Maryja:
— Przecież wszyscy
jesteście moimi dziećmi.
Prosimy za różnych
ludzi, za grupy ludzi, za środowiska i zawody, za Kościół, za
wspólnoty zakonne — za „wszystko, co Polskę
stanowi".
Anna:
— Prosimy Cię, Matko, o
błogosławieństwo.
Maryja:
— Błogosławieństwo Boga
przekazałam wam wcześniej. A teraz przygarniam was do siebie. W
waszych osobach przygarniam też waszych przyjaciół i bliskich.
Pragnę mieć przy sobie jak najwięcej dzieci. Mój płaszcz jest
obszerny.
Tak bardzo pragnę was
podnieść na duchu, napełnić nadzieją, dać poczucie bezpieczeństwa i
utrwalić w was świadomość, że jesteście kochani bezgranicznie i na
zawsze. Ufam, dzieci, że nie dacie się oderwać ode Mnie, bo Ja was
siłą zatrzymać nie mogę, ale pragnę mieć was jak najbliżej przy
sobie. Kocham was, moje drogie zatroskane dzieci.
Proś o otwarcie ich
serc na nauki mojego Syna
10 XII 1992 r. Anna, o.
Jan, Grzegorz
Dyskutujemy o zmienionym
układzie „Słów Jezusa Chrystusa do polskiego narodu".
Do rozmowy dołącza się. Pan:
— Dziękuję wam za wasz
wkład pracy, bo dla was obu był on dużym wysiłkiem. Zawsze tak bardzo
się cieszę, że robicie coś dla Mnie z miłości i że do pracy skłania
was miłość do waszych współbraci, bo przecież to dla nich
szykujecie tę pracę.
A ty, Anno, gdybyś była
podobna do wielu innych osób, trzymałabyś wszystko dla siebie.
Widzisz, ci wszyscy, którzy Mnie naprawdę kochali, pragnęli
się Mną dzielić (np. Prorocy). (...)
Czytamy słowa Maryi ze
spotkań w uroczystość Niepokalanego Poczęcia (dwa dni temu).
O. Jan:
— Dziękuję za zachętę
do dzielenia się i proszę o umiejętność dzielenia się. Będę prowadził
teraz rekolekcje...
Pan:
— A jak myślisz, czy
mógłbym ci nie pomóc? Przecież robisz to dla Mnie.
O. Jan:
— Proszę o
błogosławieństwo na rekolekcje.
Maryja:
— Czy chcesz, abym Ja
udzieliła ci błogosławieństwa?
Chcę cię przytulić do serca,
bo nie było cię tu w dniu mojego święta (8 grudnia). Daję ci
moją pomoc i moją miłość. Kiedy będziesz jechał na rekolekcje, ciesz
się tym, że będziemy prowadzić je razem, bo jeśli cię zrozumiałam,
chcesz przygotować ludzi na przyjście mojego Syna. Czy masz zamiar
rozpocząć je od Mszy świętej?
O. Jan:
— Tak.
Maryja:
— W takim razie, synu,
w czasie ofiary Mszy świętej oddawaj Mi w opiekę wszystkich biorących
udział i siebie, i proś o otwarcie ich serc na nauki mojego Syna —
bo przecież mówisz w Jego imieniu, czyż nie tak? Wszystko, co
poznałeś tutaj, może być przez ciebie użyte (chodzi o treści, a
nie o same teksty). Tulę cię do serca, synu, i daję ci to samo
błogosławieństwo, które przekazałam od Syna mego 8 grudnia.
Daję ci też siły i pragnę „rozjarzyć" cię radością, abyś
miał się czym dzielić.
Przyjmijcie błogosławieństwo
Boże. +
A teraz, Janie, pobłogosław
moje dzieci błogosławieństwem kapłańskim.
Czy macie dzisiaj
jakieś osobiste problemy?
14 XII 1992 r. Anna, o.
Jan, Grzegorz
Po omówieniu
poprawek do nowego wydania „Słów Jezusa Chrystusa do
polskiego narodu" zwracamy się do Pana:
Anna:
— Panie, czy to co
przygotowaliśmy, jest już dobre, czy też masz uwagi i chciałbyś coś
zmienić?
Pan:
— Słowa są moje, a cała
reszta należy do was. Ja szanuję nasz podział pracy. A jeśli chodzi o
drobne uwagi, to wskazywałem ci miejsca wymagające wyjaśnienia.
Pomagałem Grzegorzowi, pomagałem Janowi, ale wtedy, kiedy chcieliście
to zrobić (tzn. zwrócić się. do Pana z prośbą o pomoc).
Czyż wczoraj nie pomogłem ci, kiedy Mnie prosiłaś?
Anna:
— Tak, i tak szybko
poszła praca w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, kiedy nie
prosiłam o pomoc.
I nic więcej, Panie, nie
chcesz już zmieniać?
Pan:
— Pozostawmy to tak,
jak jest teraz.
Cieszę się, że przyjęliście
moje życzenie, żeby fragment psalmu (chodzi o fragment psalmu 102,
zaproponowany przez Grzegorza jako zakończenie) był na końcu. Ja
to robię dla mojej Matki, która żyła psalmami, i chciałem,
żebyście i wy (każdy, kto będzie czytał) zobaczyli, jak
starodawny jest tekst mówiący o miłosierdziu Boga.
Czy macie dzisiaj jakieś
osobiste problemy?
O. Jan:
— Mam trudności przy
pisaniu referatów, które mają być wygłoszone na
zjazdach.
Pan:
— A prosisz Mnie o
pomoc przy rozpoczęciu? Rzecz jasna, że we dwóch zrobimy to
szybciej. A jaki to referat masz pisać?
O. Jan:
— „Wychowanie do
postawy obywatelskiej", „Wychowanie do powściągliwości i
pracy" i „Odpowiedzialność obywatelska za dobro wspólne
państwa".
Pan:
— Synu, czy nie
sądzisz, że o każdym z tych trzech tematów Ja wiem trochę
więcej niż ty? Pomógłbym ci chętnie w wybraniu do każdego z
nich głównych myśli — Pan dodaje z uśmiechem —
„tematu wiodącego".
Anna:
— Panie, dlaczego nie
pisano o twoim śmiechu? Przecież na pewno, gdy przebywałeś tyle czasu
z Apostołami, śmieliście się.
Pan:
— Tak, ale Ewangeliści
pisali nie o naszym dniu codziennym, lecz o wydarzeniach, o mojej
nauce i faktach, które ją potwierdzały. Przecież w ciągu
trzydziestu lat byłem pomocnikiem ojca, a potem cieślą. Czy myślisz,
że w tym czasie nic dobrego dla nikogo nie zrobiłem?
Anna:
— Musiałeś, Panie,
zrobić, skoro zostałeś zaproszony na wesele razem z Maryją do
biednych ludzi (do Kany) — i to z szacunkiem.
Pan:
— Ale teraz wracamy do
Jana. (...)
Synu, dziel się Mną
O. Jan:
— Dziękuję za czas
rekolekcji.
Pan:
— Synu, czy zadowolony
z nich jesteś?
O. Jan:
— Tak, zacząłem mówić
otwarcie. Zacząłem się dzielić.
Pan:
— Synu, dziel się Mną.
To, co już wyszło, zwłaszcza u michalitów (chodzi o
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), możesz
pożyczać wielu osobom na próbę.
Przekaż Stasi moje
błogosławieństwo i powiedz jej, że nadal pociesza moje serce. Ja
często ratuję człowieka opornego ze względu na prośby tych, którzy
z jego powodu cierpią i ponoszą ofiary. Powiedz jej to i przekaż moje
błogosławieństwo, dając błogosławieństwo kapłańskie.
A ty, Grzegorzu?
Grzegorz:
— Ja mam dwie sprawy.
Zapytałem znajomego Hiszpana, czy nie sprawdziłby hiszpańskiego
tłumaczenia „Słowa do chorych". Chciałbym się dzielić, ale
boję się postąpić nierozważnie.
Pan:
— Mówię ci to
samo co Janowi: Dziel się Mną.
Grzegorz:
— Druga sprawa dotyczy
Uli, która martwi się o swojego nadmiernie pijącego brata i
modli się za niego. Ale widzę, że Twoje słowa do p. Stanisławy
zawierają już odpowiedź.
Pan:
— Zawsze mówię
wam to samo. Nie przestawajcie go kochać (kogoś bliskiego,
grzeszącego, trudnego w pożyciu). Módlcie się za niego i
wszystko, co wam przychodzi z trudnością i cierpieniem, oddawajcie za
niego. Wobec waszych bliskich jest to nawet wasz obowiązek.
Anna opowiada o poznanej
przed laty kobiecie znajdującej się w podobnej sytuacji, która
otrzymała od Pana zapewnienie, że jej ofiary i niewzruszona miłość
wyproszą jej mężowi zbawienie, i od tej chwili ogromnie się zmieniła:
stała się radosna, spokojna, ufna... Pan dodaje:
— A Ja go już mam u
siebie. A ponieważ chciałem sprawić radość tej, która się za
niego modliła i wytrwała w postawie heroicznej, pomogłem mu i tak go
umocniłem, że nie umarł bez sakramentów. Tak że ona wie, iż
jestem wierny swoim obietnicom, dziękuje Mi i nadal Mi służy.
Jak będziesz wszystko Mnie
oddawała — Pan zwraca się do Anny — nie będziesz
miała takich obciążeń pamięci. (...)
Teraz przyjmijcie moje
błogosławieństwo dla was, dla waszych bliskich i przyjaciół. A
tobie, Janie, daję specjalne błogosławieństwo dla twojego domu,
twoich uczniów i ze względu na twoją służbę błogosławię też
całą grupę, dla której prowadziłeś rekolekcje w Gdyni. Jeśli
chcesz je przekazać, to wyślij im z opłatkiem swoje błogosławieństwo,
a Ja dodam swoją moc.
Daję wam błogosławieństwo
Boga Najwyższego. +
Po to przyszedłem na
świat, żeby nikt z was nie zginął
15 XII 1992 r. Anna, o.
Jan
Ojciec Jan mówi o
zamiarze wzięcia udziału w konferencji socjologów religii
Europy Środkowo-Wchodniej. Pan odpowiada:
— Synu, zawsze na
ciebie liczę jako na swego obrońcę nie tylko „z urzędu",
jako na jezuitę, ale z miłości, jako na mojego przyjaciela. Może na
zjeździe będzie ktoś nawrócony, np. z Moskwy, komu można dać
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości".
Janie, najbardziej działa na
ludzi postawa i zachowanie tych, którzy Mnie reprezentują. Ty
nie masz z tym trudności, bo umiesz uszanować godność ludzką i nigdy
sam nie zacietrzewiasz się w dyskusji. O to głównie chodzi.
Możesz wypowiedzieć się właśnie na temat godności człowieka jako
dziecka Bożego. Jeżeli bowiem nie bierzecie pod uwagę tej prawdziwie
królewskiej godności danej przez Stwórcę i
przysługującej człowiekowi przez fakt urodzenia, to jakież inne
powody do szacunku znajdujecie? Na przykład tytuły naukowe, honorowe,
arystokratyczne czy urzędowe, wyróżniające niektórych
ludzi, będą niestety wywoływać u drugich służalczość połączoną z
lekceważeniem lub pogardą dla ludzi nie posiadających żadnego tytułu.
Gdy mówi się o
humanizmie jako o podstawie szacunku dla człowieka, to powstaje
pytanie, na czym się ten humanizm opiera i z czego się wywodzi.
Trzeba ukazać podstawę, na której opiera się szacunek
człowieka dla jego bliźnich: kto stworzył podstawę tego szacunku i
kto jest prawodawcą zobowiązującym ludzi do poszanowania swoich
bliźnich.
Ja wam mówię, że
wszyscy jesteście moimi umiłowanymi dziećmi, że dałem wam istnienie
po to, abyście stawali się szczęśliwi. W tym celu wyposażyłem was w
sumienie, rozum i wolę. Już raz mówiłem wam, że nie bylibyście
wolni, gdybyście nie mieli możności wyboru. W tym (prawie do
wolności wyboru) zawarty jest mój ogromny szacunek dla
waszej wolności i godności.
Nie mówię ci tego,
synu, po to, żebyś wszystko, co tu słyszysz, miał od razu wygłosić.
Pamiętaj, że zawsze cię będę wspomagać, cokolwiek będziesz mówił
jako mój przedstawiciel, mój syn, mój żołnierz,
mój wojownik — jezuita.
Kocham cię, synu. Dziękuję
ci
za wszystkie trudy; bo przecież jeżdżąc tak daleko, by głosić
rekolekcje czy też przyjeżdżając do Warszawy, musisz pokonywać własne
zmęczenie. Robisz to, jak mniemam, w celu służenia Mi lepiej i
pełniej.
Teraz, synu, pozostań w
pokoju. Niech nic cię nie przejmuje, ponieważ to Ja jestem panem
twojego życia, a Ja cię kocham.
Janku, przyjmij pozdrowienia
od twojej rodziny, która jest ze Mną.
O. Jan:
— Dziękuję Ci, Panie,
za ich zbawienie.
Pan odpowiada uśmiechając
się:
— Przecież po to
przyszedłem na świat, żeby nikt z was nie zginął. W rzeczywistości
giną tylko ci, którzy sami tego chcą.
Anna:
— Jest wielu ludzi,
którzy Ciebie nie znają?
Pan:
— Każdego z was osądzam
wedle jego sumienia, nie inaczej. (W znaczeniu: gdy człowiek w coś
wierzy, posiada jakąś hierarchią wartości duchowych, i postępuje
wedle tych praw, które uznał za dobre i przyjął, to jest w
porządku).
Synu, daj kapłańskie
błogosławieństwo Stanisławie i Kazimierze; nie zapominaj o niej. Nie
żegnam cię, synu, bo stale jestem z tobą i jutro razem pojedziemy do
Krakowa. A teraz zamykam okres pracy nad drugą książką („Słowa
Jezusa Chrystusa do polskiego narodu", wyd. II).
Anna:
— Bardzo prosimy Cię o
szybkie ukazanie się „Zaufajcie Maryi" oraz o szybkie
wydanie „Świadków Bożego miłosierdzia".
Pan:
— Polska jest dobrą
matką. Jakże was kocham, dzieci. A teraz „zarządzam" dla
was, moje dzieci, odpoczynek świąteczny — odpoczynek ze Mną.
Cokolwiek złego dzieje się
na
świecie lub będzie się działo, was to nie dotyczy. Ale cała ziemia
potrzebuje waszego orędownictwa. Skupcie się na tym. (...)
Teraz przytulam was do
serca,
błogosławię was. + Cieszę się razem z wami z zakończenia pewnego
etapu naszej wspólnej pracy.
Do Anny:
— Ty niczego się nie
bój. Ale słuchaj lekarzy.
To tak jakbyście stali
obok Maryi i Józefa w miejscu mojego urodzenia
21 XII 1992 r. Anna, ks.
Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz
Po przeczytaniu słów
Maryi z 8 XII 1992 r. mówimy o pięknie świata; Anna chciałaby
zobaczyć „stamtąd" miejsca takie jak Florencja, które
pragnęła zobaczyć, ale nie widziała. Pan mówi:
— Cieszę się, jeżeli wy
się cieszycie moim światem.
Po chwili Anna zwraca się
do księży:
— Zwróćcie się i
wy do Pana.
Pan poprawia: „Zwróćmy
się".
Ks. Grzegorz:
— Dziękujemy Ci, Panie,
za wspólne spotkanie. Pragniemy się przygotować na przeżycie
Twojego Narodzenia. I żeby ta radość udzieliła się moim parafianom i
całemu narodowi. Trapi ich niepokój...
Pan:
— A Ja bym sobie
życzył, żeby każdy z was w dniu oczekiwania (Wigilii) postarał
się dać radość innym w taki sposób, jaki jest mu dostępny:
Może mógłbyś pójść
do więźniów z kapelanem, Krzysztofie?
Może mógłbyś odwiedzić
przed południem jakąś chorą, Grzegorzu?
Przede wszystkim Ja chcę być
z wami w tym dniu, więc nie czujcie się sami. Czujcie się moją
rodziną. To tak jakbyście stali obok Maryi i Józefa w miejscu
mojego urodzenia.
Anna:
— Czy możemy Cię o coś
poprosić, Panie?
Pan:
— Przede wszystkim z
tego powodu jestem z wami, bo Ja mam wszystko, a wy nic nie macie.
Anna:
— Proszę, żebyś w tym
dniu dał radość swojej obecności tym, którzy są zupełnie sami
— przede wszystkim chorym i samotnym w domach. Proszę Cię o ten
dar.
Co sam chcesz nam
powiedzieć,
Panie?
Pan:
— Ponieważ dzisiaj
czytaliście ostatnie nasze słowa, potwierdzam wam, że nie tylko nie
odwlekam, ale już przystąpiłem do dzieła oczyszczenia świata. Tam
gdzie w tej chwili wyładowuje się nienawiść, ujawniają się źródła
zła (inspiracji duchowych sił zła). Takie działanie będzie się
szerzyć jak zaraza, która idzie przez świat. Mówiłem
wam, że cała Mała Azja stanie w ogniu. Także w Rosji będą narastać
ogniska nienawiści zbiorowej.
Anna:
— Panie, my Cię w tym
czasie prosimy o silną interwencję w sprawie powrotu Polaków z
Rosji.
Grzegorz:
— A czy ma sens
wysłanie listów do władz? Dzisiaj napisałem taki list.
Pan:
— Synu, jeżeli robisz
to przez posłuszeństwo moim życzeniom, to Ja to przyjmuję jako twój
udział w walce o życie twoich rodaków na Wschodzie. Bo robisz
to, co możesz, i więcej nie możesz. Dziękuję ci za starania. Tak,
chciałbym, żeby reagował każdy z was — czyniąc to, co może, ale
też czyniąc wszystko, co może, w sprawach, o których wam mówię
— wedle waszej możności.
Nie słowa, lecz wasze
uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was
Pan do ks. Krzysztofa:
— A jak pójdziecie
(z kapelanem), podzielcie się opłatkiem ze wszystkimi, od
naczelnika więzienia do najgorszego więźnia. A gdyby ktoś był ukarany
karcerem, proście, żebyście i tam mogli wejść. Nie żądam od was
więcej niż to możliwe; a gdy okaże się niemożliwe, nie będę miał do
was pretensji — o ile spróbujecie.
Anna opowiada, jak na
początku stanu wojennego, wracając z kościoła po Mszy pierwszego dnia
świąt Bożego Narodzenia, podzieliła się opłatkiem z dwoma patrolami
ZOMO i jacy ci młodzi ludzie z obu patroli byli szczęśliwi. Pan mówi:
— A Ja się tak tobą
wtedy cieszyłem.
Anna:
— Ja się cieszyłam
nimi: że chcieli ten opłatek przyjąć, że pod tymi mundurami były
normalne chrześcijańskie dusze.
— Panie, dziękuję Ci za
wszystko, za Twoje działanie w każdym z nas, za Twoją pomoc. Za p.
Sławę.
Ks. Grzegorz:
— Dziękujemy Ci, Panie,
za (nowe) sutanny.
Pan:
— Pamiętajcie, że to
jest mój mundur. Jakże bardzo was zobowiązuje.
Ks. Grzegorz:
— Mundur! Żebyśmy mieli
dusze takie...
Pan:
— Ale ludzie was sądzą
(rozpoznają) po sutannach.
Ks. Grzegorz:
— Tak, Panie. Żebyśmy
zawsze dawali dobre świadectwo o Tobie.
Pan:
— Ja się po was wiele
spodziewam, moi drodzy synowie, i to wcale nie wedle waszych
uzdolnień, lecz wedle mojego pragnienia uszczęśliwienia was, a co za
tym idzie — moich potężnych środków pomocy. Więc
wszystko zależy od waszej gorliwości w służbie mojej. Im więcej
będziecie pragnęli rozdzielać (innym), tym więcej otrzymacie.
Grzegorz opowiada o
„rozmnożeniu" paczek dla kloszardów paryskich
(przygotowanych bodaj przez Wspólnotę Emmanuel w czasie
minionych świąt). Przygotowano sto paczek i załadowano do samochodu,
a obdzielono ok. trzystu kloszardów: każdy otrzymał paczkę.
Rozmowa schodzi na nadzwyczajne uzdrowienia, na modlitwę
wstawienniczą — różne budujące przypadki.
Pan:
— I to jest to, czego
Ja od was chcę: żebyście się dzielili tym, co was cieszy — tym
bardziej jeżeli to ukazuje wam przejawy mojej miłości do was. Bo Ja
wciąż działam. Zawsze jestem równie obecny w świecie. I
powinniście pamiętać o tym, że serce mam współczujące i jakże
często ulegam waszym prośbom — jeżeli prosicie.
Anna:
— Dziękujemy Ci, Panie,
za Twoje stałe działanie.
Pan:
— Gdybyście prawdziwie
wierzyli, widzielibyście je codziennie. A Ja bardzo pragnę tego,
żebyście stawali się żywymi świadkami mojego działania.
Anna:
— Gdy Ty działasz, to
wszystko wydaje się takie zwyczajne.
Pan:
— Byłoby to „zwyczajne"
(w znaczeniu: powszechne, stałe, codzienne), gdybyście wy byli
moim ludem prawdziwie.
Ks. Grzegorz:
— Ile Pan musi w nas, w
całym narodzie, jeszcze kształtować!
Pan:
— Ja tego pragnę. Od
was przecież zależy, czym stanie się wasz kraj: ziemią moją, pełną
radości, żyjącą w pokoju i bezpieczeństwie, czy „pustynią"
stratowaną przez nieprzyjaciela, jeżeli wybierzecie służbę temu,
który Mi się sprzeciwia.
Anna:
— Te szale wagi (czy
opowiemy się za Panem, czy nie) ciągle się w Polsce wahają.
Panie, my Tobie ufamy.
Pan:
— Nie słowa, lecz wasze
uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was.
Anna:
— A jednak my Ci
wierzymy, Panie.
Pan zwraca się do obu
księży:
— A wy, synowie,
powiedzcie, co wy robicie w tej mierze?
(Gdzie wy widzicie siebie
w tym zmaganiu, co wy możecie zrobić).
Grzegorz:
— Przede wszystkim w
modlitwie.
Ks. Grzegorz:
— Przede wszystkim
urabiam najmłodsze pokolenie. Staram się uświadamiać im zagrożenia.
Koła różańcowe w każdej klasie.
Pan zwraca się do ks.
Krzysztofa:
— A ty, synu, nie mów,
że nic nie możesz.
— No, co ja mogę.
Absorbuje mnie to więziennictwo.
Pan:
— Ja ci to określę.
Pragnę, abyś tu otworzył przede Mną drzwi więzień. I dalej pójdziemy
razem.
Po dłuższej rozmowie:
Anna:
— Panie, w Twojej
obecności...
Pan:
— I co, czujecie się
dobrze? Ja właśnie tego chcę.
Dzieci, przyjmijcie moje
błogosławieństwo. A ponieważ nie „zobaczymy się" już w tym
roku, teraz daję wam moje dary na nowy rok pracy kapłańskiej.
Uklęknijcie. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej
Jego mocy, która was ożywi i wspomoże w waszej pracy. Ja w
niej będę z wami. +
Po chwili Pan zwraca się
do obu księży:
— A teraz wy dajcie
błogosławieństwo kapłańskie.
Właśnie trud jest
dowodem waszej miłości
24 XII 1992 r. Wigilia.
Anna, Grażyna, Hanna, Grzegorz, Jacek, Maciek i Szczepan
Anna:
— Panie, chcemy pobyć z
Tobą.
— Przecież Ja zawsze
jestem z wami. Ale jeśli specjalnie chcecie zwrócić się do
Mnie, to Ja „jestem na wasze usługi" (chcę wam służyć).
Pan mówi to
żartobliwie, aby nas rozweselić; dostrzegamy to i nasz nastrój
od razu się poprawia: zaczynamy się cieszyć.
Anna:
— Muszę Ci powiedzieć,
Panie, że jest różnica między stanem duchowości przed wojną a
obecnie. Wtedy taka bezpośrednia rozmowa z Tobą nie była możliwa; np.
w mojej rodzinie nie mogę jej sobie wyobrazić. Za dużo było
sceptycyzmu.
Pan:
— Bo i Ja się do was
zbliżam w miarę wzrastania waszej potrzeby przebywania ze Mną.
Anna:
— Ale na to trzeba
było, żebyśmy zrozumieli, że Ty możesz... że Ty chcesz z nami mówić.
Dziękujemy Ci z całego serca...
Grażyna:
— Dziękujemy za Maryję
i za Jej „tak".
Dziękujemy za różne
sprawy. Zaczynamy mówić o ludziach nie potrafiących okazać
miłości inaczej niż prostymi czynami, np. ciężką pracą dla rodziny.
Stwierdzamy nawet, że takich ludzi jest dużo, bardzo dużo.
Wtedy Pan mówi:
— Właśnie trud jest
dowodem waszej miłości — to co wam przychodzi z trudem.
Przychodzi Szczepan z
Maćkiem.
Szczepan:
— Cieszę się, że tu
jestem.
Pan:
— Mój synu,
gdybyś wiedział, o ile bardziej Ja się cieszę, mogąc was przygarnąć
do serca. A dzisiaj chciałbym, żeby moją miłość każdy z was przekazał
swoim bliskim.
Szczepan z uśmiechem:
— Zrobi się.
Pan:
— Moje dzieci, gdybym
nie czynił wam w ten sposób krzywdy, nosiłbym każdego z was na
ręku przez całe życie. Ale Mnie zależy na waszej chwale. Chciałbym
uszanować waszą godność dzieci Bożych, wasze wybory, wasz trud
włożony w wysiłki realizowania mojego królestwa na ziemi.
Największą radość
przynosicie
Mi wtedy, gdy ponad wszystko wybieracie Mnie — w mojej służbie
światu.
Anna zaczęła sią
zastanawiać (w myśli) nad tym, co trzeba zrobić, żeby utrwalić pobyt
Pana na ziemi. Wtedy Pan mówi:
— Ja też tego pragnę. W
waszym kraju chcę rozpocząć moje współżycie z wami, mój
stały, wyraźnie odczuwalny pobyt, owocujący atmosferą miłości. Jeżeli
będą wprowadzone moje prawa, to nie będzie ludzi samotnych, sierot i
odrzuconych.
Obiecałem wam, dzieci, że
wspomogę was mocniej i do waszych starań dodam moją moc, ponieważ
jesteście bardzo osłabieni. Chciałbym tylko, abyście pamiętali, że
nie jesteście sami, abyście oddawali Mi nie tylko waszą służbę, ale —
z góry — tych wszystkich, z którymi macie się
spotkać. Czy myślisz, Szczepanie, że za wasze środowisko pracy nie
należy orędować? Nie należy oddawać Mi ludzi pracujących z wami i
tych, którym służycie?
Pan przypomina, że mówił,
abyśmy się zwracali do zakonów zamkniętych z prośbą o
wspomaganie nas modlitwą. Mamy prosić o stałą modlitwę w intencji
planów Pana, zapraszać do niej. Polecać ludzi, sprawy.
Anna do Grażyny:
— Byłaś?
Grażyna:
— Byłam dwa razy, i u
sióstr sakramentek i u sióstr wizytek.
Pan:
— No to pójdź
jeszcze. Polecajcie wciąż nowe sprawy, nowe zagadnienia, nowe zespoły
ludzkie.
Anna:
— Pan się i o nie
troszczy.
Anna do Grażyny:
— A jak będziesz, to
możesz im powiedzieć o rezultatach.
Pan:
— Dzieci, czy jeszcze
chcecie Mnie pytać?
Szczepan waha się, co
powiedzieć. Pan mówi:
— Synu, jesteś Mi
potrzebny. Dlatego nie martw się o siebie, bo Ja cię wspomogę.
Dla Mnie nie ma ludzi
niepotrzebnych. Wszyscy jesteście niezbędni we wspólnym
działaniu. Bo każdy z was może dodać do wspólnej budowy swoją
własną formę wyrażania miłości.
Jacek:
— Dziękuję Ci, Panie,
za radość przeżywania Twoich narodzin. Nie ma bardziej radosnych
świąt, w których wielu z nas się otwiera.
Pan:
— Jeżeli tak, to proszę
cię, uśmiechaj się dzisiaj do każdego, kogo spotkasz.
Szczepan, nie mogąc
sformułować „konkretnego" pytania lub prośby:
— Co zrobić, jak głowa
pusta?
Pan:
— Oddać Mi swoje
zmęczenie.
Szczepan:
— Proszę.
Pan:
— A Ja przyjmuję. To
jest twój dar „pastuszkowy". Ty masz zmęczenie,
daruj Mi więc zmęczenie.
Szczepan:
— Daję zmęczenie, bo
nic u mnie nie ma prócz pragnienia snu.
Pan:
— Synu, nie wydaje Mi
się to pełną prawdą. Nie byłbyś zdolny do działania, gdybyś nie miał
choć trochę nadziei. A Ja pragnąłbym, abyś twoją nadzieją rozpalał
(innych).
Kiedyś zobaczysz rezultaty.
Ty walczysz na pierwszej linii frontu — mojego frontu —
ale czyż nie dałem ci odpowiedniego wyposażenia? (W znaczeniu: tak
jak żołnierzowi dostarcza się dobrej broni, amunicji, umundurowania,
zaopatrzenia, tak tu — inteligencji, wiedzy, umiejętności jej
przekazywania, praktyki). Ja cię nie opuszczam. Nikogo z was
nigdy nie pozostawiam samemu sobie, jeżeli walczycie o moje prawa. To
samo dotyczy ciebie, Grażyno. Przecież wiesz, o co walczysz.
Wszyscy, którzy tu
dzisiaj jesteście, jesteście w pełni świadomi tego, co robicie i dla
kogo to robicie — a to jest właśnie miłość, czyli pragnienie
darzenia, ulepszania, pomagania. W was wszystkich już zakorzeniło się
pragnienie służenia moim prawom. Inaczej, jest to walka o
uszczęśliwienie jak największej ilości ludzi.
Dzieci, dzisiaj radujcie
się.
Przygarniam was wszystkich do serca. Każdemu z was daję moją radość i
dziękuję wam, żeście tu przyszli, bo tym sprawiliście wielką radość
Mnie samemu. (Ale to Pan zadbał, aby wszyscy przyszli o tej samej
porze, a przy tym nie przyszedł nikt nie przygotowany do spotkania z
Panem, dla kogo mogłoby ono być tylko sensacją).
Teraz przyjmijcie
błogosławieństwo Boga Najwyższego w pełni Jego świętości i chwały.
Niech was umocni i da wam więcej siły, więcej nadziei, więcej męstwa
na następny rok.
Błogosławieństwo moje
rozciągam nie tylko na wasze rodziny i bliskich, ale na cały ten
biedny naród, sponiewierany, nie widzący przed sobą
perspektyw, i z tego powodu smutny. Pragnę ożywić w was wiarę w pomoc
moją. Wytrzymajcie, dzieci, bo już niedługo stanie się jasne, co jest
dobrem, a co złem na ziemi. Wówczas praca wasza zyska więcej
siły i oparcia w społeczeństwie.
Kocham was. Wspomagam was.
Liczcie na Mnie, dzieci. Niech błogosławieństwo moje spocznie na
narodzie, który jest królestwem mojej Matki. +
Ci, którzy żyją
w przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie
28 XII 1992 r. Anna,
Grzegorz
Mówimy o różnych
uciążliwych sprawach.
— Panie, oddajemy Ci
nasze „drobiazgi".
— A co powiedziałem
Szczepanowi? Jesteś zmęczony, daruj Mi więc swoje zmęczenie
(przypomina nam Pan słowa ze spotkania wigilijnego).
Mówimy o filmie
„Jezus z Nazaretu" Zefirellego, nadanym w odcinkach w
okresie Świąt, i o niektórych sprawach dotyczących wierności
filmu względem Ewangelii, zwłaszcza w szczegółach.
— Dziękujemy Ci, Panie,
za ten film, za to, że został pokazany w telewizji.
Pan:
— Nie skupiajcie się na
szczegółach (fizycznych), a na istotnym sensie mojego
życia. A to zostało w dużej mierze ukazane w tym fiknie. Dlatego
wyniki pracy reżysera i całej jego ekipy dobrze świadczą o nich.
Cieszę się, że to zrobił, bo wielu ludziom ten film pomógł w
zbliżeniu do Mnie.
Jeżeli chodzi o waszą pracę
nad książką „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu",
jestem zadowolony i nie sądzę, abyście mieli coś jeszcze w niej
poprawiać. Ciekawe teraz, jak się do całej sprawy odniesie wydawca.
Anna:
— Panie, a co z książką
„Zaufajcie Maryi"? To tak jak gdyby szatan się zaparł (że
nie dopuści do wydania jej). Ale dlaczego ulegają mu księża, cały
zakon? (...) Dlaczego się nie odezwą, nawet na święta? Dlaczego są
tak „źle wychowani"?
Pan:
— Ja nie wymagam od
nich więcej niż to, na co ich stać. Pogódźcie się z tym i
naśladujcie Mnie.
Anna:
— Ale chodzi mi o
trochę „kindersztuby", o wrażliwość, o delikatność.
Grzegorz:
— To też są dary. Nie
każdy je wynosi z domu.
— Zgadzam się z
Grzegorzem. Bądź jednak pewna, Anno, że ci, którzy żyją w
przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie. I nie słyszałem o takim
„świętym", który byłby grubiański, ordynarny,
nieżyczliwy — Pan powiedział to żartobliwie.
Anna:
— Wiem, Panie, co
chcesz mi powiedzieć.
Pan:
— Ale nie każdemu od
początku daję równą wrażliwość. Jedni otrzymują ten dar ode
Mnie, drudzy muszą się jej nauczyć — a to trwa. A poza tym nie
zawsze to, co wy uważacie za delikatność, jest nią w istocie. Może to
być także tchórzostwo, lękliwość, nieśmiałość, a nawet
obojętność, która chroni przed angażowaniem się. Może też być
specjalnie przybraną pozą, obłudą lub fałszem świadomie czynionym.
Moje dzieci. Teraz starajcie
się załatwić wasze sprawy bieżące, a w ostatnim dniu roku porozmawiam
z tobą, Anno, o moich dalszych planach — i dam ci możność
pisania (chyba że Grzegorz znalazłby czas i przyszedł notować).
Teraz, dzieci, obejmuję was
mocno i przytulam do serca. Kocham was, moi przyjaciele na wieczność.
Anna:
— I my, Ciebie, Panie.
Choć dopiero u Ciebie będziemy kochać Cię tak, jak na to zasługujesz
— w każdym razie z całego serca, z całej duszy.
Pan:
— A Ja uważam, że już
Mnie kochacie tak, jak możecie. I wiem, że ani ciebie, Anno, ani
ciebie, Grzegorzu, nikt i nic ode Mnie oderwać już nie potrafi.
Grzegorz:
— Dziękujemy Ci, Panie,
bo to Ty nas prowadziłeś, to Ty dawałeś się nam poznać i umacniałeś
nas (na tej drodze).
Anna:
— To proste. Bo poza
Tobą nie ma nic piękniejszego, wspanialszego — i nie ma w ogóle
innej miłości. Jeżeli my tu, na ziemi, kochamy się albo chociaż
lubimy lub przyjaźnimy się, to też w tym jesteś Ty. Bo Ty zbliżasz
ludzi do siebie.
Pan:
— Moje dzieci. Na
początku było wasze szukanie i pragnienie — które Ja
pobudzałem. Ale czy naprawdę tak wielu ludzi pozostaje przy Mnie? A
ilu ich odchodzi? Większość! (Pan mówi to o
chrześcijanach). A przecież Ja każdemu daję się poznać — na
miarę jego pragnienia.
Grzegorz:
— Nie wiemy, co na to
powiedzieć, Panie. Nam żal tych ludzi, którzy odchodzą od
Ciebie. A jak Tobie musi być ich żal... Przecież każdy z nich jest
odkupiony Twoją krwią.
Po chwili Anna dodaje:
— Panie, coraz mniej
czuję się samotna. Coraz więcej odczuwam ciepło Twojej obecności.
Pan:
— Przecież powiedziałem
ci, jaki jestem dla chorych i cierpiących. To co teraz przechodzicie,
jest tak bardzo potrzebne. Stanowi okup (za wielu) i stanie
się dla wielu ratunkiem. I nie sądź, że nie będą wiedzieli, komu
zawdzięczają swoje ocalenie. W ten sposób tworzę więzy miłości
pomiędzy wami a moim królestwem. Jak myślisz, córko,
jak reaguje człowiek, kiedy rozumie, że ocalony został przez
wstawiennictwo i cierpienie innych ludzi?
Anna:
— W każdym razie
rozumie, że jesteśmy jedną rodziną.
Pan:
— Tak, ale w niebie
jesteście moją rodziną. Dlatego żyjecie we wzajemnej miłości między
sobą.
Anna:
— Cieszę się, Panie.
Bardzo.
Pan:
— A ty, Grzegorzu,
możesz ofiarowywać jako akty miłości wstawienniczej każde przejściowe
zmartwienie, zmęczenie lub kłopot; a i cierpienia, jak ta źle gojąca
się rana. To jest udręczenie (w domyśle, tylko udręczenie, a nie
coś poważniejszego), bo nie chcę ci przyczyniać większych
cierpień, abyś był zdolny do czynnej służby.
Grzegorz:
— Dziękuję, Panie. I
proszę za Grażynę, o siły i światło dla niej, przede wszystkim w
dokończeniu pracy magisterskiej. I oddaję Ci tych prokuratorów,
z którymi będę rozmawiał.
Pan:
— Będę z tobą, synu.
Grażyna niech się zwróci do Mnie na początku tygodnia, abym
jej pomógł zorganizować czas tak, by mogła coś zrobić.
Daję wam moje
błogosławieństwo ...aż do końca tego roku. + — dodaje Pan z
uśmiechem, bo wiemy, że przy następnej rozmowie otrzymamy nowe.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
UAS 13 zaoer4p2 5 13Budownictwo Ogolne II zaoczne wyklad 13 ppozch04 (13)model ekonometryczny zatrudnienie (13 stron)Logistyka (13 stron)Stereochemia 13kol zal sem2 EiT 13 2014EZNiOS Log 13 w7 zasobywięcej podobnych podstron