Hart Jessica Marsz weselny 02 Zwykły przypadek


Jessica Hart
Zwykły przypadek
ROZDZIAA PIERWSZY
- Mamusiu, chodz. Spóznimy się.
- IdÄ™, idÄ™. - Neli gorÄ…czkowo grzebaÅ‚a w torbie, spraw­
dzajÄ…c, czy wszystko zabraÅ‚a. Ostatnio zrobiÅ‚a siÄ™ zapomi­
nalska, a rano zaspała. Gdyby nie wzięła z sobą kosmetyków,
musiałaby pójść na spotkanie biznesowe nieumalowana, co
w obecnej sytuacji oznaczałoby dla niej katastrofę.
- Mamusiu... - westchnęła Clara.
- Muszę sobie kupić jakąś przyzwoitą torbę - mruknęła Neli.
- W tej niczego nie można znalezć. Och... - Torba wypadła jej
z rąk, lądując na wycieraczce. Wypadły z niej klucze, przybory
do pisania, chusteczki, grzebień, kosmetyki i drobne monety.
Clara schyliła się, żeby pomóc je pozbierać.
- Mamo, co się z tobą dzieje? - zapytała poważnie, gdy
wyszÅ‚y na ulicÄ™. Można by pomyÅ›leć, że to ona, dziesiÄ™cio­
letnia dziewczynka, jest w tej chwili matkÄ…, a Neli marud­
nym dzieckiem. - JesteÅ› taka roztrzepana. Niedawno zgu­
biłaś klucze, a kiedy przyszłaś odebrać mnie od Charlotty,
pomyliły ci się budynki, chociaż byłaś tam tysiąc razy.
- Drzwi wejściowe mają ten sam kolor... - Neli usiłowała
siÄ™ bronić, ale w duchu przyznawaÅ‚a racjÄ™ córeczce. Zazwy­
czaj takie pomyłki się jej nie zdarzały. - W ogóle... bardzo
ciÄ™ przepraszam. Mam ostatnio masÄ™ problemów. Nie zdąży­
łam jeszcze wejść na dobre w tryby mojej nowej pracy.
74
Jessica Hart
Niedawna zmiana stanowiska była bardziej stresująca, niż
Neli to sobie wyobrażaÅ‚a, ale przecież nie ta sprawa miaÅ‚a de­
cydujący wpływ na jej zachowanie. Oto znów intensywnie
zaczęła wspominać P.J. Wszystkiemu winna była Thea, jej
siostra, która przypadkowo natrafiła w internecie na Janey,
jego siostrÄ™. Po co w ogóle zdarzajÄ… siÄ™ takie przypadki, my­
ślała z irytacją. Na diabła odnawiać kontakty ze znajomymi
z lat szkolnych? Przypomina to jedynie sprawy, o których
człowiek starał się zapomnieć.
P.J. należaÅ‚ do przeszÅ‚oÅ›ci. WyjechaÅ‚ do Stanów, a ona po­
została w Londynie. Każde z nich poszło swoją drogą. Nie
myślała już o nim, w każdym razie niezbyt często, czasami
przez całe tygodnie. Teraz jednak powrócił.
- Wiesz, kto przyjechał? - rzuciła entuzjastycznie Thea.
- P.J!
Neli byÅ‚a wstrzÄ…Å›niÄ™ta tym, jak mocno Å›cisnęło siÄ™ jej ser­
ce na dzwięk jego imienia.
- Janey mówi, że odniósł niesamowity sukces. Ma to coś
wspólnego z elektroniką. Geniusz! Zawsze trochę zadzierał
nosa.
- Nie zadzierał nosa - sprzeciwiła się Neli. - Ludzie tak
mówią, ponieważ był zdolny.
- Szkoda, że się wtedy nie dogadaliście. Jest teraz multi-
milionerem.
P.J. multimilionerem? Neli nie mogÅ‚a sobie tego wyobra­
zić. W jej pamięci pozostał taki, jakiego kochała - bardzo
mÅ‚ody, trochÄ™ nieokrzesany, z tÄ… swojÄ… szczupÅ‚Ä…, inteligen­
tną twarzą i niespodziewanie pojawiającym się uśmiechem.
Myśl o nim jak o potężnym magnacie finansowym była
dziwna. Nie pasowaÅ‚a do jej wyobrażeÅ„. Już prÄ™dzej widzia­
łaby go jako naukowca niż biznesmena. Ale cóż, nigdy nie
75
Zwykły przypadek
wyobrażała też sobie siebie w roli samotnej, borykającej się
z trudnościami życia matki.
- Janey twierdzi - mówiła dalej Thea - że obecnie nie jest
z nikim związany. Powinnaś się z nim skontaktować.
- WypadÅ‚oby to nadzwyczaj subtelnie, nie sÄ…dzisz? - od­
parła sarkastycznie Neli. - Cześć, P.J. Nie kontaktowaliśmy
się przez szesnaście lat, ale obiło mi się o uszy, że jesteś kre-
zusem, więc zastanawiam się, czy nie marzy ci się spotkanie
ze mnÄ….
- MogÅ‚abyÅ› powiedzieć, że wÅ‚aÅ›nie dotarÅ‚o do ciebie, że wró­
cił do Londynu. Nie trzeba zaraz wspominać o bogactwie.
- No pewnie, i oczywiÅ›cie P.J. nie domyÅ›li siÄ™, że wiem, ja­
ką ma forsę. Taki jest głupi, co?
- Oj, Neli, nie musisz się tak certować. Nie jesteś dla P.J.
pierwszą lepszą znajomą wyciągniętą z lamusa. Bądz co bądz,
byliście zaręczeni.
- Tym gorzej!
- Wstydziłabyś się tak mówić. Tworzyliście zgraną parę.
Niech więc może Janey mu powie, że się rozwiodłaś, i on
skontaktuje siÄ™ z tobÄ….
Neli bardzo w to wątpiła. Wprawdzie P.J. potraktował jej
ślub z dużo większą wyrozumiałością, niż na to zasłużyła, ale
nikt nie lubi występować w roli odrzuconego. Zwłaszcza gdy
zarobi krocie i kobiety tylko czekajÄ…, by zwróciÅ‚ na nie uwa­
gÄ™. Wszystkiego najlepszego, pomyÅ›laÅ‚a. Pogratulować suk­
cesu, ale obecnie żyjemy w dwóch różnych Å›wiatach. Zawra­
canie głowy!
PochÅ‚oniÄ™ta myÅ›lami, nie zauważyÅ‚a, że pojawiÅ‚o siÄ™ zie­
lone światło. Clara dała jej kuksańca.
- Mamusiu, pobudka! Już od rana marzysz o wieczornej
randce?
76
Jessica Hart
Neli westchnęła. Tak intensywnie myÅ›laÅ‚a o P.J., że zupeÅ‚­
nie zapomniała o randce w ciemno.
- ByÅ‚oby lepiej, żebym w ogóle siÄ™ nie umawiaÅ‚a - odpo­
wiedziała niechętnie. - Nie wiem, po co się godzę, żebyście
ty i ciocia wrabiały mnie w takie rzeczy.
- Fajnie, gdybyś miała chłopaka.
- Chłopaka? Ależ, kochanie, mam trzydzieści siedem lat.
Jestem na to za stara!
- Wcale nie! Ciocia Thea jest od ciebie tylko trochÄ™ mÅ‚od­
sza, a dopiero co wyszła za mąż.
Kiedy Thea miała trzydzieści cztery lata, poznała Rhysa
i uznała swoje poszukiwania odpowiedniego mężczyzny za
zakończone.
- Czasami człowiek musi poczekać, aż los postawi mu na
drodze właściwą osobę - wyraziła się bardzo dorośle Clara.
Nie po raz pierwszy Neli pomyślała, że byłoby dobrze,
gdyby jej córeczka nie wnikała aż tak głęboko w związki
miÄ™dzy dojrzaÅ‚ymi ludzmi. Trudno wyjaÅ›nić pewne zawiÅ‚o­
ści dziesięciolatce, a Clarę od najwcześniejszego dzieciństwa
fascynowało, dlaczego ludzie zachowują się tak, a nie inaczej.
Jej ojciec odszedł z domu, gdy była maleńka. Neli rozwiodła
siÄ™, ale zależaÅ‚o jej na tym, by córka siÄ™ przekonaÅ‚a, że kobie­
ta i mężczyzna mogą być z sobą szczęśliwi. Głównie dlatego
daÅ‚a siÄ™ namówić Thei na seriÄ™ randek w ciemno, ale jak do­
tąd kończyły się one totalną klapą.
- Prawdę mówiąc, nawet gdy byłam młodą dziewczyną,
poznałam niewielu chłopców - powiedziała. - Wyszłam za
mąż za twojego ojca w wieku dwudziestu jeden lat, a przed­
tem był jedynie... - Umilkła nagle. Nie wiedzieć czemu,
znów wróciÅ‚a do P.J., choć poprzysiÄ™gÅ‚a sobie go nie wspo­
minać. - Popatrz, jaki fajny piesek - powiedziała szybko.
Zwykły przypadek 77
MÅ‚ody labrador mknÄ…Å‚ ochoczo w ich kierunku, wlokÄ…c za
sobą swego właściciela.
- Cudo! - Clara zagwizdaÅ‚a i pozwoliÅ‚a szczeniakowi po­
lizać palce, ale kiedy pies został odciągnięty na bok, utkwiła
w matce przenikliwe spojrzenie.
- Jedynie kto?
- Nie rozumiem?
Jej córka była skarbem, ale niekiedy mogłaby być nieco
mniej bystra i dociekliwa.
- Powiedziałaś, że miałaś przed tatą tylko jednego chłopca.
- A tak... - odparła najswobodniej, jak potrafiła. - To był
mój kolega ze szkoły.
- Jak się nazywał?
- P.J. - bąknęła niechętnie.
- P.J. A poza tym P i J ma jakieÅ› imiÄ™ i nazwisko?
- Peter John Smith, ale kazał na siebie mówić P.J. Twierdził,
że tylko w ten sposób może zainteresować sobą innych.
- Był aż tak nudny?
- Nie, skÄ…dże. - Neli nie potrafiÅ‚a powstrzymać uÅ›mie­
chu. O P.J. można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że
jest nudny. StanÄ…Å‚ jej nagle przed oczyma - wysoki, smu­
kły, z wyrazistymi oczami. Na modela się nie nadawał, to na
pewno, ale byÅ‚ miÅ‚y, inteligentny i zabawny. Wszyscy go lubi­
li. - Był... sympatyczny. Świetnie się z nim rozmawiało.
Inne dziewczyny wzdychaÅ‚y do przystojniejszych, star­
szych chÅ‚opców, lecz P.J. byÅ‚ o wiele ciekawszy. MiaÅ‚ w twa­
rzy upór. ÅšmiaÅ‚y mu siÄ™ oczy, a pojawiajÄ…cy siÄ™ nieoczekiwa­
nie lekko kpiący uśmiech dodawał mu tajemniczego uroku.
Neli bezwiednie westchnęła. Och, gdyby potrafiła wyrzucić
go z pamięci.
-1 co się stało?
78
Jessica Hart
- ChodziliÅ›my z sobÄ…. Kiedy siÄ™ poznaliÅ›my, miaÅ‚am szes­
naście lat, a on siedemnaście. Potem rozjechaliśmy się na
studia i... cóż, osobno wkroczyliśmy w dorosłość.
Miała wtedy dwadzieścia jeden lat, bardzo pragnęła wyjść
za mąż i założyć rodzinę, a P.J. chciał z tym jeszcze poczekać.
Niby wciąż byli z sobą, ale jakby już tylko z przyzwyczajenia.
- PoznaÅ‚am twojego tatÄ™... - UrwaÅ‚a, przypominajÄ…c so­
bie oczarowanie Simonem. O kilka lat starszy, miaÅ‚ luz i oby­
cie, cechy, których brakowało P.J., a ona była za naiwna, żeby
pojąć, że szczera, długotrwała zażyłość i wzajemne zaufanie
jest czymś o wiele wartościowszym od ekscytującego flirtu.
- Zauroczył mnie... - Simon obiecał jej wszystko, czego
pragnęła, a potem przeżyła z nim osiem lat, tracąc po kolei
wszystkie marzenia i nadzieje.
Clara pociągnęła ją za torbę.
- Wolałabyś poślubić P.J. zamiast taty?
- Oczywiście, że nie. - Neli uścisnęła córeczkę. - Gdybym
nie wyszÅ‚a za twojego ojca, nie miaÅ‚abym ciebie. Jak mogÅ‚a­
bym tego żałować! Niemożliwe!
Clara w żadnym wypadku nie powinna myśleć, że jej matka
żałuje dokonanego wyboru. Małżeństwo z Simonem nie udało
się, ale zaowocowało córką, a cóż mogło być ważniejszego?
- To już daleka przeszłość, kochanie - powiedziała. - P.J.
pewnie już dawno o mnie zapomniał.
Wreszcie doszÅ‚y do szkoÅ‚y. Neli spojrzaÅ‚a na zegarek. Mia­
ła jeszcze czas, by odebrać kostium z pralni, przebrać się
i umalować przed spotkaniem z szefową. Eve przywiązywała
wielką wagę do profesjonalnego wyglądu i nie miałaby o niej
najlepszego zdania, gdyby zobaczyła ją w starych spodniach,
wygniecionej bluzie i tenisówkach, bez makijażu i z potar­
ganymi włosami.
Zwykły przypadek 79
Myśleć o pracy to już coś. Zapomnieć o P.J.!
Zadumana Neli zeszła z krawężnika. Nagle niemal otarł
się o nią pędzący samochód. Usłyszała pisk opon, dojrzała
pobladłą, przerażoną twarz córki.
- Mamusiu!
- Nic, nic. Wszystko w porzÄ…dku. - UÅ›cisnęła ClarÄ™, któ­
ra podbiegła do niej. Trzasnęły drzwi samochodu i usłyszały
męski, zaniepokojony głos.
- Czy coś się stało? Nie uderzyłem pani, prawda?
Clara oderwała się od matki i z furią natarła na kierowcę.
- Powinien pan bardziej uważać! Mógł pan przejechać
mojÄ… mamÄ™!
Neli spodziewała się, że za moment usłyszy coś obrazli-
wego, bo agresja na drodze to niemal norma. Na szczęście
ten mężczyzna okazał się inny.
- To prawda - powiedziaÅ‚ zduszonym gÅ‚osem. - Nie spo­
dziewaÅ‚em siÄ™, że twoja mama wyjdzie na jezdniÄ™, ale to żad­
na wymówka. Powinienem był bardziej uważać. - Zwrócił
się do Neli. - Potrąciłem parną?
- Nie, ja... ja... - Umilkła, nie dowierzając własnym oczom.
Mężczyzna był starszy, mocniejszej budowy, ale... wyglądał jak
P.J.! Ten sam głos, te same oczy i to nieuchwytne coś... Lecz to
na pewno nie on. Takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają.
Mężczyzna przyglądał się jej bacznie, a jego niebieskie
oczy rozszerzyły się w wielkim zdumieniu.
- Neli?
- Cześć, P.J. - odpowiedziała słabym głosem.
ROZDZIAA DRUGI
Patrzył na nią, próbując oswoić się z faktem, że ma przed
sobÄ… Neli. Od kiedy wróciÅ‚ do Londynu, Janey robiÅ‚a, co mo­
gła, by imię Neli padało w każdej rozmowie. Irytowało go, że
tak żywo ją pamiętał.
Neli, co Janey podkreślała, była rozwiedziona.
P.J. się wahał. Nieprawda, że przez wszystkie te lata myślał
uparcie o Neli, lecz wspomnienie wyrazu jej oczu, gdy zwraca­
ła mu pierścionek, wciąż bolało. Minęło tyle lat, ale zadra wciąż
tkwiÅ‚a. Nie chciaÅ‚ przeżywać tego wszystkiego od nowa. A jed­
nak myśl, by zobaczyć się z Neli, nurtowała go i jątrzyła. Często
zapadaÅ‚ w zadumÄ™, dlatego również przed chwilÄ… prowadziÅ‚ sa­
mochód bez należytej koncentracji.
I oto miał ją przed sobą- swoją pierwszą miłość, swoją
utraconą miłość.
Neli była inna. Schudła i straciła złocistą aurę, która przed
laty tak go oszoÅ‚omiÅ‚a. Drobne zmarszczki wokół oczu Å›wiad­
czyły o czujności i zmęczeniu, ale choć inna, wciąż była jego
Neli. Miała to samo spojrzenie, szare oczy, słodycz w wyrazie
twarzy i tę samą delikatność.
- Neli... - Bezradnie przeczesał rękami włosy. - To jakieś
wariactwo. Zawsze miaÅ‚em nadziejÄ™, że kiedyÅ› spotkam cie­
bie, ale żeby w taki sposób... Jesteś pewna, że nic ci się nie
stało?
Zwykły przypadek 81
Dopiero teraz poczuÅ‚a tÄ™py ból w przegubie. MusiaÅ‚a za­
haczyć o lusterko auta P.J.
- Trochę boli mnie ręka, ale to drobiazg - powiedziała
półprzytomnie. A więc to naprawdę on! A zarazem nie on.
Z nieopierzonego chÅ‚opca przemieniÅ‚ siÄ™ w wyjÄ…tkowo po­
ciągającego mężczyznę.
- Pozwól... - Delikatnie pomacaÅ‚ jej rÄ™kÄ™. - ZÅ‚amania chy­
ba nie ma.
Neli, niewiarygodnie zmieszana tym dotykiem, poczuła
siÄ™ jeszcze gorzej, gdy pomyÅ›laÅ‚a o swym byle jakim wyglÄ…­
dzie. yle ubrana, nieumalowana... Skoro los chciał, by mimo
wszystko znów spotkaÅ‚a P.J., powinien przynajmniej zacze­
kać, aż będzie się ciekawiej prezentowała.
- Naprawdę nic mi nie jest. - Gwałtownie cofnęła rękę i aż
syknęła, czując tępy ból w kostce.
- Utykasz - zaniepokoiła się Clara. - W dodatku na tę
gorszą nogę. - Rzuciła P.J. oskarżające spojrzenie. - Złamała
ją w zeszłym roku.
- A teraz jeszcze ten wypadek. Przepraszam, nie chciałem...
Neli nie miaÅ‚a wyboru, musiaÅ‚a dokonać oficjalnej pre­
zentacji.
- Moja córka Clara. Claro, to jest...
- P.J. - Dziewczynka wyciÄ…gnęła rÄ™kÄ™, lustrujÄ…c P.J. wzro­
kiem. Po sekundzie uÅ›miechnęła siÄ™, jakby zdaÅ‚ trudny eg­
zamin. - Cześć.
- Cześć, Claro. - P.J. potrząsnął poważnie jej dłonią, ale
w oczach miał radość. - Miło cię poznać, ale jest mi przykro,
że musiaÅ‚em prawie przejechać twojÄ… mamÄ™, by do tego do­
szło. Jesteśmy starymi przyjaciółmi.
- Wiem - odpowiedziaÅ‚a rezolutnie. - Mama wÅ‚aÅ›nie opo­
wiadała mi o panu. Mówiła same dobre rzeczy.
82
Jessica Hart
P.J. zerknął na Neli z pełnym ciepła rozbawieniem, a ona się
zarumieniła zażenowana.
- Rozmawiałyśmy o moich dawnych chłopakach i o tym,
jak ciÄ™ poznaÅ‚am w szkole - rzuciÅ‚a lekko. - Clarze oczywi­
ście nie mieści się w głowie, że kiedyś byłam taka młoda.
- Ależ tak! - P.J. uśmiechnął się szeroko do dziewczynki.
- Była najładniejszą dziewczyną w całej szkole. Uważałem się
za wielkiego szczęściarza.
Rozpromieniona Clara spojrzała na niego, a w Neli zamarło
serce. Jej córka byÅ‚a nieuleczalnÄ… swatkÄ…, zwÅ‚aszcza od ubiegÅ‚e­
go roku, gdy przyłożyła rękę do pomyślnego rozwiązania spraw
sercowych ciotki Thei. Pewnie teraz uznała, że jej mamie też
coś się od życia należy. Bóg jeden wie, co by wymyśliła, gdyby
się zorientowała, że P.J. jest nie tylko przystojny i sympatyczny,
ale również na tyle zamożny, by bez żadnych problemów roz­
wiÄ…zać wszystkie problemy finansowe matki. NależaÅ‚o jak naj­
prędzej uciąć ewentualne zamiary córeczki.
- Claro, spóznimy się. Miło było znów cię zobaczyć, P.J.
- powiedziaÅ‚a tonem, który miaÅ‚ wyraznie zaznaczyć, że po­
żegnanie jest ostateczne.
Jeśli nawet P.J. zrozumiał intencję, zignorował ją.
- Pozwól, że was podwiozę - powiedział.
- Nie ma potrzeby. - Neli wskazała bramę szkolną. - To
już tutaj.
- A co z twoją kostką, mamo? - wtrąciła Clara. - Pieszo
nie dasz rady. Jak dojedziesz do pracy?
- Jak zawsze, metrem.
- Gdzie pracujesz? - zapytał P.J.
- W centrum - odpowiedziała za nią Clara. - Okropnie
długo się tam jedzie - dodała prowokacyjnie.
Rybka chwyciła haczyk.
Zwykły przypadek 83
- W takim razie nie ma problemu, bo też tam jadę. Muszę
tylko najpierw podrzucić gdzieś dzieci.
Dzieci? Neli odwróciÅ‚a siÄ™ w stronÄ™ eleganckiego samo­
chodu. Zza tylniej szyby spoglÄ…daÅ‚y na nich trzy zaciekawio­
ne buzie.
Trójka? I to był człowiek, któremu kiedyś nie spieszyło
się do założenia rodziny? Serce Neli wypełniła niezwykła
mieszanina uczuć: zaskoczenie, żal, zawód - i najgorsze ze
wszystkich - zazdrość.
Nie wiedziaÅ‚a, czemu jest aż tak poruszona. Przecież to nor­
malne, że P.J. się ożenił i miał dzieci. Czyżby spodziewała się, że
całe szesnaście lat spędził, wspominając młodzieńczą miłość?
Janey powiedziaÅ‚a Thei, że obecnie jest wolny, lecz nie spodzie­
wała się, że tak jak ona się rozwiódł. Zawsze myślała o P.J. jako
o kimÅ›, kto - jeÅ›li zwiąże siÄ™ z kobietÄ… - wytrwa w tym zwiÄ…z­
ku, żeby nie wiem co. Naturalnie Thea mogła coś zle zrozumieć.
Dlaczego nie przyjąć oczywistego wyjaśnienja? P.J. ożenił się
szczęśliwie, ma trójkÄ™ dzieci i zrobiÅ‚ fenomenalnÄ… karierÄ™, pod­
czas gdy ona była samotna, miała jedno dziecko, a o karierze
zawodowej najlepiej w ogóle nie mówić.
- Nie zabierze nam to dużo czasu - mówiÅ‚ P.J. - Ich szko­
ła jest tuż za rogiem.
Neli wiedziaÅ‚a, że mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ tam ekskluzywna prywat­
na podstawówka, do której nigdy nie byłaby w stanie posłać
Gary, nawet gdyby jej małżeÅ„stwo z Simonem nadal trwa­
ło. Oczywiście horrendalne czesne było dla P.J. drobnostką.
Wiódł zupełnie inne życie niż ona. Zresztą, co za różnica.
Nie miaÅ‚a powodu, by zadrÄ™czać siÄ™ zazdroÅ›ciÄ… i czuć siÄ™ gor­
szą. .. a jednak tak właśnie było.
- NaprawdÄ™ nie ma potrzeby, żebyÅ› mnie podwoziÅ‚. - Spo­
strzegła, że Clarę zdziwił jej szorstki ton. - Jestem w stanie cho-
84
Jessica Hart
dzić, poza tym metrem jedzie się o wiele szybciej niż w tych
korkach. Dziękuję, ale musimy już iść. Claro, rusz się!
Niestety w chwili, gdy Neli spróbowaÅ‚a zrobić krok, kost­
ka zawiodła.
- Mamusiu! Nie możesz iść! - Dziewczynkę najwyrazniej
zirytował upór matki. - Nie bądz niemądra!
- Clara ma racjÄ™ - powiedziaÅ‚ P.J. z rozbrajajÄ…cym uÅ›mie­
chem. - Zawsze byłaś taka rozsądna, Neli. Tylko mi nie mów,
że aż tak się zmieniłaś.
- Ty się zmieniłeś - odbiła bez namysłu.
- Jestem o szesnaście lat starszy i noszę garnitur, ale poza tym
jestem taki sam jak dawniej. Nie namawiam cię, żebyś wsiadła
do samochodu z nieznajomym. Byliśmy przyjaciółmi i...
I kochankami.
Niewypowiedziane sÅ‚owa zawisÅ‚y w powietrzu. Przez gÅ‚o­
wę Neli przebiegła seria obrazów. Wylegiwanie się nad rzeką
w wysokich trawach. Odczucie, że ktoś delikatnie drażni jej
nos piórkiem. P.J. pochyla się nad nią z tym cudnym, lekko
kpiącym uśmiechem. P.J. stoi w drzwiach, skryty do połowy
za ogromnym bukietem róż, gdy zdała końcowe egzaminy.
Dodaje otuchy, gdy się rozpłakała, bo zaginął jej pies.
- Chodz, Neli - zachÄ™ciÅ‚ jÄ… z uÅ›miechem, w którym od­
czytała, że też wszystko pamiętał. - Wsiadaj do samochodu
i, jak mówi Clara, nie bądz niemądra.
Clara zachichotała i uścisnęła matkę, uznając sprawę za
przesÄ…dzonÄ….
- Cześć, mamusiu. Do zobaczenia wieczorem. - Spojrzała
promiennie na nowego sprzymierzeÅ„ca. - Cześć, P.J. Nie po­
zwól, by mama zrobiła coś, czego nie powinna.
- Do widzenia, Claro. -Uśmiechnął się szeroko. - Nie
martw się, zaopiekuję się nią jak należy.
Zwykły przypadek 85
Kiedy mała pobiegła do szkoły, Neli potrząsnęła głową.
- Ależ ona jest uparta...
- Wspaniała. Lubię dzieci z charakterem.
- Raczej z charakterkiem. - Uśmiechnęła się czule.
- A zatem wydaÅ‚a ci polecenie i nie chciaÅ‚bym być w two­
jej skórze, jeśli się dowie, że nie wypełniłaś go co do joty.
Proszę - przytrzymał drzwiczki samochodu - wsiadaj.
ZachowaÅ‚aby siÄ™ Å›miesznie, gdyby odmówiÅ‚a, a ze skrÄ™­
coną kostką trudno byłoby szybko odejść. Z odczuciem, że
padła ofiarą manipulacji tych dwojga, Neli pokuśtykała do
samochodu, wsiadÅ‚a i z uÅ›miechem odwróciÅ‚a siÄ™ do siedzÄ…­
cych z tyłu dzieci.
- Jake, Emily i Flora - dokonał prezentacji PJ. - Dzieciaki,
ta pani, którÄ… prawie przejechaÅ‚em, to moja dawna przyja­
ciółka, Neli Martindale.
Dziwnie znów było usłyszeć swoje panieńskie nazwisko.
- Neli Shea - skorygowała.
- Oczywiście. Bardzo przepraszam. - P.J. gwałtownie
zapalił silnik.
- RozwiodÅ‚am siÄ™, ale wbrew pierwotnym zamiarom za­
chowałam nazwisko męża, żeby mieć takie samo jak Clara.
- Jasne.
 Wbrew pierwotnym zamiarom...". P.J. wyraznie to siÄ™
spodobaÅ‚o. SpojrzaÅ‚ w boczne lusterko i wjechaÅ‚ tyÅ‚em w za­
tłoczone pasmo ruchu, a Neli zaczęła gawędzić z dziećmi.
DowiedziaÅ‚a siÄ™, że majÄ… dziewięć, siedem i pięć lat i że szko­
ła  może być", ale nie cierpią pani Tarbuck, która krzyczy na
nie, kiedy sÄ… niegrzeczne. Neli, co P.J Å›wietnie pamiÄ™taÅ‚, mia­
ła znakomity kontakt z dziećmi i marzyła o własnych. To on
odrzucił ten pomysł, uważając, że są jeszcze za młodzi, by
zakładać rodzinę. Dureń, pomyślał o sobie z goryczą. Kiedy
86
Jessica Hart
się wahał, Simon Shea łatwymi obietnicami rozkochał Neli
w sobie.
P.J. dojrzał szybko. Po nauczce, jaką dostał od życia, stał
siÄ™ czujniejszy. RozważaÅ‚ wszystko powoli i starannie. Do­
prowadziÅ‚o go to do zadziwiajÄ…cych sukcesów i pieniÄ™dzy, ja­
kich nigdy przedtem nie byłby w stanie sobie wyobrazić, lecz
młodzieńcza klęska miłosna zaległa mu goryczą w sercu.
DobiegaÅ‚a do niego wesoÅ‚a paplanina dzieci. Neli uzna­
Å‚a, że chociaż bardzo różniÄ… siÄ™ od P.J., Å‚Ä…czy je .rodzinne po­
dobieństwo. Jake miał takie same jak on żywe niebieskie
oczy... Czy nasze dzieci tak wÅ‚aÅ›nie by wyglÄ…daÅ‚y? - pomy­
ślała w zadumie.
- JesteÅ›my na miejscu. - P.J. podjechaÅ‚ pod szkoÅ‚Ä™ i wy­
siadÅ‚. - No, wyskakujcie. - Gdy dzieci wygramoliÅ‚y siÄ™ z au­
ta, na pożegnanie pocaÅ‚owaÅ‚ dziewczynki i daÅ‚ Jakebwi ser­
decznego prztyczka w nos. Gdy zniknęły, powiedział do Neli:
- Już dla nich nie istniejemy.
- Gara jest taka sama. Gdy znajdzie siÄ™ wÅ›ród swoich ró­
wieśników, zapomina o bożym świecie. Jestem pewna, że nie
myśli o mnie nawet przez sekundę.
- Powinnaś się cieszyć, że nie trzyma się kurczowo twojej
spódnicy. Na pewno chcesz, żeby wyrosÅ‚a na niezależnÄ… i sa­
modzielnÄ… kobietÄ™.
- Oczywiście, ale to jednak trochę przykre. Poświęcasz
dziecku wszystko, myślisz tylko o nim, i nagle uzmysławiasz
sobie, że to działa w jedną stronę.
- Taki już los rodziców - odparł ze śmiechem. - A Gara
jest bystra i bardzo samodzielna, na pewno zajdzie daleko.
Ma przy tym mnóstwo uroku.
- Jeśli chce. Przypomina w tym ojca.
- A właśnie... Simon... Jak się ma?
Zwykły przypadek 87
- Ożenił się powtórnie, ale niewiele o nim wiem.
- Janey powiedziała mi, że się rozeszliście. Przykro mi.
Musiał to być dla ciebie cios. Bardzo go kochałaś...
KochaÅ‚a, czy też ulegÅ‚a iluzji? Cóż to jednak miaÅ‚o za zna­
czenie.
- Miałeś rację - powiedziała gwałtownie.
- Ja? - zdziwił się P.J. - W czym?
- Mówiłeś, że Simon tak naprawdę mnie nie zna, więc
nie może mnie kochać. Dodałeś, że ja również go nie znam,
wiÄ™c nie powinnam mu ufać. Na koniec stwierdziÅ‚eÅ›, że zÅ‚a­
mie mi serce i zostawi mnie... i zrobiÅ‚ to. - Neli uÅ›miech­
nęła się markotnie. - Masz teraz prawo powiedzieć:  A nie
mówiłem!"
- Neli... Nie zamierzam triumfować. Po prostu mi przy­
kro, że tak ci siÄ™ uÅ‚ożyÅ‚o w życiu. A wtedy byÅ‚em rozgoryczo­
ny i wściekły na ciebie, dlatego nagadałem ci takich rzeczy.
Uwierz mi jednak, wcale nie chciaÅ‚em, by te moje przepo­
wiednie się sprawdziły.
- Wiem. Ja też cię przepraszam - powiedziała cicho. - Nie
chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał, lecz wiem, że tak było.
- Ot, zagoiÅ‚a siÄ™ skóra na niedzwiedziu - rzuciÅ‚ z tym swo­
im uśmiechem.
Neli przypomniała sobie z całą ostrością dotyk jego warg
na swojej skórze. Drżąc, odwróciła się do niego plecami.
- Tak naprawdę trochę to trwało, ale potem zrozumiałem,
że stało się najlepiej, jak mogło. - Nie chciał, by się obwiniała
za rozpad ich zwiÄ…zku. Wybór, którego dokonaÅ‚a, i tak oka­
zał się nad wyraz ciężkim brzemieniem.
- Czyżby? - Neli spojrzała gdzieś w dal. Naturalnie ucieszyła
się, że P.J. się nie załamał, ale przecież powinien odczuwać żal...
A może też pragnął zakończyć sprawy między nimi i jej decyzję
88
Jessica Hart
przyjął z ulgą? Lecz takie przypuszczenie było jeszcze gorsze
niż poczucie winy za złamanie mu serca..
- Ty też miaÅ‚aÅ› racjÄ™, Neli. ByliÅ›my z sobÄ… za dÅ‚ugo, po­
padliÅ›my w rutynÄ™. Dla wÅ‚asnego dobra musieliÅ›my po­
smakować życia osobno. GdybyÅ›my siÄ™ pobrali, wpakowa­
libyśmy się od razu w długi i dzieci. Pamiętasz, marzyliśmy
o wyprawie do Afryki, ale nigdy byśmy tam nie pojechali
ani nie zrealizowali innych naszych planów. Utknęlibyśmy
w miejscu, peÅ‚ni urazów i pretensji rozpamiÄ™tujÄ…c to, co stra­
ciliÅ›my. - PrzerwaÅ‚ na chwilÄ™. - Z rodzinÄ… na karku na pew­
no nie zaryzykowałbym założenia firmy.
Dojechali do skrzyżowania. P.J. czekał na sposobność, by
przebić się przez sznur pojazdów. Neli obserwowała go spod
rzęs, czując przygniatający smutek. P.J. mógł być jej. Mogli
w wielkim szczęściu spÄ™dzić razem tych szesnaÅ›cie lat. Mo­
gli pojechać do Afryki i zabrać dzieci z sobÄ…. Razem udaÅ‚o­
by im siÄ™ wszystko. Ich zwiÄ…zek wcale nie byÅ‚ skazany na go­
rycz i smutek.
- Uważasz zatem, że wszystko ułożyło się jak najlepiej? -
zapytała.
ROZDZIAA TRZECI
P.J. wreszcie ruszył.
- Tak uważam. - Zerknął na nią. - A ty nie?
- Skądże. Jestem pewna, że masz rację - odpowiedziała
prÄ™dko. - Ale jeÅ›li komuÅ›, tak jak na przykÅ‚ad mnie, rozpa­
da się małżeństwo, to ciężko uznać, że wszystko wyszło na
dobre.
- Przepraszam, wybacz. Wciąż cię to boli?
- Co? Że rozstałam się z Simonem?
- No właśnie.
- Och, nie. Choć najpierw musiaÅ‚am przebyć dÅ‚ugÄ… i bo­
lesną drogę. - Zaskoczyła ją łatwość, z jaką znów, po tylu
latach, zwierza siÄ™ P.J. z tak bardzo osobistych spraw. - Kie­
dy doszÅ‚o do ostatecznego rozpadu naszego małżeÅ„stwa, od­
czuwałam już tylko ulgę. Koniec udawania, koniec awantur...
Nie chciałam, żeby Clara wzrastała wśród ciągłych kłótni.
Nie o takiej rodzinie marzyÅ‚am. Pragnęłam, żeby moje dzie­
ci miały bezpieczny dom i dwoje kochających rodziców, ale...
no cóż, nie stworzyÅ‚am takiego domu. MyÅ›lÄ™ jednak, że le­
piej jest tak, jak jest. Przynajmniej Clara od czasu do czasu
pożyje sobie  normalnie" - zakończyła ze skrywaną goryczą
- gdy przebywa u Simona i jego żony Elaine.
- Jak często widuje się z ojcem?
- Nie tak często, jakby potrzebowała. Simon to po prostu
90
Jessica Hart
Simon. PÅ‚aci alimenty w terminie, nie uchyla siÄ™ od kontak­
tów, do których jest sÄ…downie zobowiÄ…zany... ale tak to wÅ‚aÅ›­
nie traktuje, jako obowiązek, i to dość uciążliwy, bo przecież
ma nowÄ… rodzinÄ™. Nie sÄ…dzÄ™, żeby wizyty pasierbicy zbyt­
nio cieszyły jego żonę. Elaine zawsze zmienia ustalenia, gdy
Gara zjawia siÄ™ u nich. Nigdy nie zapraszajÄ… jej na rodzinne
święta czy wakacje.
- Przykre...
- Mnie Simon nic już nie obchodzi, ale to bolesne, w ja­
ki sposób traktuje Clarę. Jest nadzwyczaj rozsądna, godzi się
z sytuacjami, których nie może zmienić i nigdy się nie skarży,
ale jest jeszcze dzieckiem, ma dopiero dziesięć lat.
- Nie potrafiÄ™ sobie wyobrazić, jak można mieć takÄ… cór­
kę i ją odtrącać. - P.J. zatrzymał samochód przed przejściem
dla pieszych.
- No wÅ‚aÅ›nie. I dlatego... - Neli w porÄ™ ugryzÅ‚a siÄ™ w jÄ™­
zyk. Jeszcze chwila, a opowiedziałaby P.J. o swoich wysiłkach
zmierzających do związania się z mężczyzną, który miałby
lepszy wpływ na rozwój Clary.
- Tak? Dlatego co?
- Nic.
- A nie myślałaś, by powtórnie wyjść za mąż? - P.J. posłał
jej niepokojąco przenikliwe spojrzenie. Neli nie przepadała
nigdy za jego niezwykłą umiejętnością podążania za tokiem
jej myÅ›li, choćby nawet i najskrytszych. MiaÅ‚a ochotÄ™ zapy­
tać, czy wyobraża sobie, jak trudno jest samotnej, zapraco­
wanej matce po trzydziestce znalezć partnera, lecz zabrzmia­
Å‚oby to jak bezradna skarga.
- Nie. - Koniecznie musiała zmienić temat. - Ależ miłe
są te dzieciaki - powiedziała szczerze. - Pewnie jesteś z nich
bardzo dumny.
Zwykły przypadek 91
- Jestem. Chociaż muszę ci się przyznać, że od paru lat
rzadko je widujÄ™.
Neli nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Jak mógł mówić tak
lekko o tym, że nie poÅ›wiÄ™caÅ‚ wÅ‚asnym dzieciom dość cza­
su? Była pewna, że jeśli P.J. zostanie już ojcem, potraktuje tę
rolę bardzo poważnie.
- Rzadko?
- Ich matka zasługuje na wielki szacunek. Nie ma takiego
wsparcia, jakie by się jej należało.
- WiÄ™c może mógÅ‚byÅ› jej trochÄ™ wiÄ™cej pomagać? - zasu­
gerowała chłodno.
- Chciałbym, lecz to trudne... Kieruję dużą firmą.
TakÄ… samÄ… wymówkÄ™ miaÅ‚ zawsze Simon, pomyÅ›laÅ‚a z gory­
czą.  Nie mam czasu - mówił. - Nie mogę sobie pozwolić na
wolne. Muszę dużo pracować, bo nie utrzymam ciebie i Clary".
- No cóż, skoro firma aż tak cię potrzebuje... - Wcale nie
próbowała ukryć sarkazmu.
P.J. ściągnął brwi.
- Nie potrzebują mnie tam aż tak bardzo, jak bym tego
chciał.
- Bardziej jednak niż dzieci?
- Myślisz o Florze, Emily i Jake'u?
- Oczywiście.
- Nie są moje. - Uśmiechnął się szeroko. - To dzieciaki Ja-
ney. Pamiętasz moją siostrę, prawda?
- Owszem... - ZrobiÅ‚o jej siÄ™ gÅ‚upio. Aatwo byÅ‚o popeÅ‚­
nić taką omyłkę, ale mimo wszystko nie powinna pochopnie
wyciągać wniosków. Czy to oznaczało, że P.J. nie ożenił się
szczęśliwie i nie miał idealnej rodziny? - Widać jednak, że
jesteś z nimi bardzo zżyty.
- Przez ostatnich parę lat mieszkałem w Stanach, więc wi-
92
Jessica Hart
dywaÅ‚em je tylko od czasu do czasu, ale od powrotu próbu­
ję dać im z siebie więcej. Do tej pory nie mam domu, więc
czasem nocuję u Janey. Ponieważ jej mąż często wyjeżdża
w interesach, myślę, że moje towarzystwo ją cieszy, no i mam
okazję wyżyć się jako wujek.
- Wspaniały wóz. - Pogładziła miękką skórzaną tapicerkę.
- Nic dziwnego, że dzieciaki lubią nim jezdzić.
- Åšlicznotka, no nie?
Gdy lekko poklepał tablicę rozdzielczą, Neli zalała fala
wspomnień.
P.J. zawsze kochał samochody. Stanęła jej przed oczyma
scena z przeszłości, gdy prezentował jej swój pierwszy, choć
używany samochód, na którego kupno ciężko pracowaÅ‚. Je­
go twarz rozpromieniała duma.  Ślicznotka, no nie?". Wtedy
też tak powiedział.
- Absolutna piękność - prychnęła z drwiną, tak samo jak
przed laty.
P.J. się roześmiał i spojrzał na nią. Siedziała tuż obok,
a kiedy spotkali siÄ™ wzrokiem, w powietrzu zrobiÅ‚o siÄ™ gÄ™­
sto od wspomnień.
- Nie taka jak ty - powiedział wtedy i ujął jej twarz w dłonie.
- Piękna... - Pocałował ją, jak nie całował nigdy przedtem.
Do tej pory Neli czuła ten cudowny pocałunek. A potem
zawładnęło nimi ostateczne pożądanie...
Jak mogła to wszystko odrzucić? A przecież był taki czas,
kiedy uważała, że są sobie przeznaczeni i nic ich nie rozłączy.
Gdy Neli skończyła studia, byli z sobą już pięć lat. Czuła się
dojrzałą kobietą, pragnęła założyć rodzinę, ale P.J. chciał być
rozsądny i poczekać, aż zdobędzie mocną pozycją zawodową.
Właśnie wtedy pojawił się Simon i wszystko się zmieniło.
Simon był taki inny - pewny siebie, intrygujący, a P.J. był ko-
Zwykły przypadek 93
chany, znany i właśnie gdzieś pojechał. Ona zaś była młoda
i głupia. Za młoda, żeby docenić, kim naprawdę był dla niej
P.J. I za durna, żeby zrozumieć ryzyko, jakie podejmuje, wiÄ…­
żąc się z mężczyzną, którego prawie nie znała.
OtrzÄ…snęła siÄ™. Te wspomnienia byÅ‚y zbyt trudne, poczu­
cie straty zbyt bolesne. Neli przygryzła wargę. Niepotrzebnie
wsiadła do samochodu z P.J. Powinna była pojechać metrem.
Myślałaby o pracy, a nie sięgała pamięcią do czasów, kiedy
była szczęśliwa... i kiedy zniszczyła swoje szczęście.
- Jak tylko wróciłem do Londynu, pierwsze, co zrobiłem,
to kupiłem ten samochód - powiedział P.J. - Janey się śmieje,
że to w moim stylu: najpierw samochód, potem dom. -
Neli odetchnęła z ulgą. Zmiana tematu była jej bardzo
potrzebna. Postanowiła, że będzie się zachowywać tak, jakby
poznała P.J. parę minut temu. Jakby nigdy się nie kochali.
- Czy wróciłeś tu na stałe?
- Mam nadzieję. W Stanach przeżyłem kilka wspaniałych
lat, ale zacząłem odczuwać... bo ja wiem, chyba znużenie,
wypalenie. Wiesz, tego się nie da określić dokładnie, ale po
prostu czegoś mi zaczęło brakować. Żaden konkret, tylko
taki wewnętrzny niepokój. - Zadumał się na chwilę. - Więc
wróciłem. Kupiłem samochód, mam więc czym jezdzić, ale
nie mam domu. Wynająłem oczywiście mieszkanie, ale to
siÄ™ nie liczy.
- Mógłbyś kupić jakąś willę. - Jeśli był choćby w połowie
tak majętny, jak twierdziła Thea, stać go było na to nawet
w Londynie.
- Tak, mógłbym, ale jeszcze się nie zdecydowałem, gdzie
chcę mieszkać.
- Możesz przebierać, prawda? Słyszałam, że finansowo
stoisz niezle.
94
Jessica Hart
- SkÄ…d wiesz? CzyżbyÅ› zaczęła czytać kolumny bizneso­
we w prasie.
- Ledwie starcza mi czasu na nagłówki - odparła oschłym
tonem. - A wiem od Thei, która dowiedziała się o 1ym od
Janey. Twoja siostra jest z ciebie bardzo dumnÄ….
- Ale przede mną skrzętnie to ukrywa! - roześmiał się P.J.
- Co więcej, daje mi niezle w kość. Ciągle ma mi coś za złe.
Nie docenia tego, że od zera stworzyłem dużą i dochodową
firmÄ™.
- Jaki pożytek z pieniędzy, jeśli nie masz się nimi z kim
podzielić?! - rzuciła ostro. - Powinieneś założyć rodzinę.
- To nie takie proste. Muszę mieć pewność, że znalazłem
właściwą kobietę.
Natychmiast przypomniał sobie burzliwą rozmowę ze
swojÄ… siostrÄ….
- Powiem ci wprost. Nie znajdziesz sobie nikogo, póki
nie przestaniesz rozpamiętywać związku z Neli Martindale
- stwierdziła Janey.
- Zapomniałem o niej, to już tyle lat - zaoponował ostro.
Jednak Janey uÅ›miechnęła siÄ™ po swojemu, to znaczy iry­
tująco, jakby pozjadała wszystkie rozumy.
- Czyżby? A dlaczegóż to wszystkie kobiety, z którymi się
przez te lata spotykałeś, są do niej podobne? Jednak jakoś
żadna nie zdołała jej dorównać.
- Bzdura! To nie ma najmniejszego zwiÄ…zku z Neli.
Janey jednak nie odpuszczała.
- Ten draÅ„ Shea przez kilka lat robiÅ‚ jej z życia piekÅ‚o, a po­
tem puÅ›ciÅ‚ jÄ… kantem i zostawiÅ‚ z maleÅ„kim dzieckiem i żaÅ‚os­
nymi alimentami. Wiem od Thei, że Neli od tego czasu boryka
siÄ™ ze wszystkim sama. PowinieneÅ› siÄ™ z niÄ… spotkać. Może do­
piero wtedy potrafisz na dobre wybić ją sobie z głowy.
Zwykły przypadek 95
- Nie mam sobie czego wybijać- odpowiedziaÅ‚ przez za­
ciÅ›niÄ™te zÄ™by. - ByÅ‚a wspaniaÅ‚a, ale minęło tyle lat... Zmie­
niłem się, dojrzałem.
- Bezsprzecznie - prychnęła Janey.
P.J. poczuł się tak rozdrażniony, że na koniec pozwolił,
by siostra umówiła go na jakąś idiotyczną randkę w ciemno.
Postąpił tak dlatego, by jej udowodnić, że jest gotów poznać
kobietę, która w niczym nie przypomina Neli.
Lecz oto niezwykłym zrządzeniem losu Neli była tuż przy
nim. CzuÅ‚ delikatny zapach jej perfum, widziaÅ‚ zarys policz­
ka i spuszczone rzęsy. Zapragnął wyciągnąć rękę, poczuć jej
ciepło, zrobić coś, żeby uśmiechnęła się do niego i sprawiła,
by przepadły gdzieś te straszne lata.
- Czy to nieprawda? - GÅ‚os Neli przywróciÅ‚ go do teraz­
niejszości.
- Co?
- Że zbiłeś fortunę?
- Janey mawia, że staÅ‚em siÄ™ obrzydliwie bogaty. - UÅ›miech­
nÄ…Å‚ siÄ™ lekko. - Wcale jednak nie marzyÅ‚em o milionach. Prag­
nąłem stworzyć firmę, to było marzenie. Udało się, a pieniądze
przyszły same.
- Mimo wszystko musi to być przyjemne. - PomyÅ›laÅ‚a o ra­
chunkach, długach i opłatach, które wisiały nad nią co miesiąc.
- Pewnie, że tak. Móc lekkÄ… rÄ™kÄ… kupić taki jak ten samo­
chód, to wspaniała sprawa, ale...
- Chyba nie zamierzasz mi powiedzieć, że pieniądze to nie
wszystko?
- Wiem, że gdy takie słowa mówi człowiek bogaty, brzmi to
obłudnie, ale tak, faktycznie pieniądze to nie wszystko. Duże
konto zwalnia z wielu trosk, lecz po pewnym czasie staje siÄ™
to nudne. Już niczym nie ryzykujesz, bo z takim zabezpieczę-
96 Jessica Hart
niem możesz próbować najróżniejszych pomysłów. Nieważne,
jeÅ›li nawet trochÄ™ stracisz. Nadal jesteÅ› tym  obrzydliwym bo­
gaczem". Powiem ci szczerze, tÄ™skniÄ™ za ryzykiem. Za posma­
kowaniem czegoś nowego, za pracą do upadłego, by wyjść na
swoje, gdyż w przeciwnym razie lepiej nawet nie myśleć, co by
siÄ™ staÅ‚o... Co z tego, że mam ogromne przedsiÄ™biorstwo, sko­
ro nie mam nic do roboty. Zatrudniam setki ludzi, którzy robią
to, co kiedyś sam wymyśliłem, i jest to po prostu nudne. Pragnę
nowego wyzwania, czegoś, co by mnie porwało.
- Załóż rodzinÄ™ - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Neli. - Kiedy siÄ™ ma dzie­
ciaki, trudno się nudzić. Miałbyś też na co wydawać tę forsę,
na której siedzisz.
- To samo powtarza mi Janey... CzÄ™sto siÄ™ nad tym zasta­
nawiam, ale... PopeÅ‚niÅ‚em klasyczny bÅ‚Ä…d. SÄ…dziÅ‚em, że po­
winienem poczekać z tą sprawą, aż nadejdzie właściwa pora,
a kiedy nadeszła, nie miałem się z kim ożenić.
- Wciąż zatem szukasz tej jedynej?
Spojrzał na nią, i wtedy przypomniał sobie tę rozpacz,
która nim zawładnęła, gdy Neli oznajmiła mu, że wychodzi
za mąż za Simona.
- Należymy do siebie - powiedział, nazbyt dumny, by
błagać.
- Znajdziesz sobie innÄ…, tÄ™ naprawdÄ™ wymarzonÄ… - odpo­
wiedziała przez łzy. - Gdzieś taka kobieta istnieje.
- Nie. Zawsze będziesz tylko ty.
Bzdura, oczywiÅ›cie. ZachowaÅ‚em siÄ™ jak w tanim melo­
dramacie, myślał teraz ze złością. Jak kiedyś stwierdziła Neli,
taka kobieta na pewno gdzieÅ› istnieje.
ROZDZIAA CZWARTY
- Nigdy bym nie pomyślała, że będzie to dla ciebie takie
trudne. Ktoś tak bogaty jak ty na pewno może przebierać
w pięknych kobietach jak w ulęgałkach.
- Zdziwisz się - odparł P.J. - Janey mówi, że mnie w ogóle
nie można zadowolić.
Dawniej nie byÅ‚o to takie trudne, pomyÅ›laÅ‚a Neli. Musia­
łam być jedynie sobą, nic więcej... Jej spojrzenie ześliznęło
siÄ™ wzdÅ‚uż profilu P.J., przylgnęło na sekundÄ™ do rÄ…k na kie­
rownicy - i coś ją aż ścisnęło za gardło. Odwróciła wzrok.
Cisza w samochodzie wydaÅ‚a siÄ™ nagle ogÅ‚uszajÄ…ca. Neli sÅ‚y­
szała, jak wali jej serce.
- To tyle o mnie. Powiedz, co u ciebie.
Neli bezradnie wzruszyła ramionami.
- O czym tu mówić? W porównaniu z tobą moje życie jest
bardzo szare. Żadnego rozmachu. Przeżyłam szesnaście lat
zwyczajnie, dzień po dniu. Wychowuję córkę najlepiej, jak
umiem. Niezbyt to wszystko ekscytujÄ…ce.
- Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jak banalny slogan
- odparÅ‚ z ironicznym spojrzeniem - ale wychowanie szczęś­
liwego, zdrowego dziecka jest warte więcej niż pomnażanie
milionów.
- Praca jest równie ciężka, jak twoja, szczególnie gdy jest
się zdanym tylko na siebie. Simon odszedł, kiedy Clara by-
98 Jessica Hart
ła maleńka, więc trudno mi było znalezć pracę, którą dałoby
siÄ™ pogodzić z macierzyÅ„stwem. - Jeszcze moment, a opo­
wiedziałaby mu o kosztach opieki nad dzieckiem, ale w porę
ugryzła się w język. Nie chciała, by zobaczył w niej smutną,
samotnÄ… matkÄ™, zgorzkniaÅ‚Ä… z powodu rozwodu i bezustan­
nie żalącą się na brak pieniędzy. Skoro nie była w stanie
konkurować z nim poziomem życia, mogła go przynajmniej
przekonać, że jest jej dobrze i niczego nie żałuje. Również
ich rozstania. - Tak czy owak, to moje życie - uÅ›miechnÄ™­
ła się promiennie. - Laurów nie zbieram, ale mam z Clarą
Å›wietny kontakt, rodzina udzieliÅ‚a mi fantastycznego wspar­
cia, nie narzekam na brak przyjaciół... Myślę, że spotkało
mnie sporo szczęścia. Ostatnio znalazłam wreszcie dobrą
pracę, więc wszystko zmierza ku lepszemu.
Czy tym, co powiedziała, utwierdziła RJ. w przekonaniu,
że jest szczęśliwa? ByÅ‚oby jej o wiele Å‚atwiej o szczerość, gdy­
by nie wiedziaÅ‚a, że jest bogaty. Ale skoro byÅ‚, bardzo siÄ™ ba­
ła, by nie pomyślał, że żałuje zerwania i próbuje odnowić ich
związek ze względów materialnych.
Nic jednak nie wskazywało na to, by RJ. o coś takiego ją
posądzał. Zapytał natomiast o pracę.
- Czym siÄ™ zajmujesz?
- Do tej pory pracowałam jako urzędniczka, ale dostałam
siÄ™ do firmy, która zajmuje siÄ™ doborem kadr. Jest niewiel­
ka, ale prestiżowa, wiÄ™c to dla mnie awans. Szczerze powie­
dziawszy, mocno stresujÄ…cy.
- A nie możesz wrócić do tego, co robiłaś wcześniej?
WymÄ…drzanie siÄ™ czÅ‚owieka, który nigdy nie musiaÅ‚ mar­
twić się brakiem pieniędzy!
- MuszÄ™ spÅ‚acić dÅ‚ugi - powiedziaÅ‚a ostrzej, niż zamie­
rzała. - Oto brutalna prawda: brak pieniędzy. Chcę się też
Zwykły przypadek 99
sprawdzić. Dotąd nigdy tak nie pracowałam, na wysokich
obrotach, w firmie, w której bezwzglÄ™dnie obowiÄ…zuje pro­
fesjonalizm.
- To znaczy?
- Mam wymagajÄ…cÄ… szefowÄ…. WyglÄ…da zawsze nieskazitel­
nie i tego samego oczekuje ode mnie. Mówi, że chodzi o wi­
zerunek firmy, ale to trochÄ™ mÄ™czÄ…ce wciąż siÄ™ pilnować, że­
by wyglądać jak spod igły.
Niebieskie oczy P.J. spoczęły na moment na jej spodniach do
joggingu, tenisówkach i starej bluzie. Uśmiechnął się leciutko.
- Co się tak gapisz! - Neli się zarumieniła. - Przebiorę się,
jak dojadę na miejsce. W ubiegłym roku miałam wypadek.
Potłukłam się, złamałam nogę w kostce. Już jest OK, ale na
dÅ‚uższe dystanse potrzebujÄ™ wygodnego obuwia. IdÄ™ do pra­
cy w takim stroju, przebieram siÄ™ dopiero na miejscu.
- Bardzo rozsądnie - z powagą skomentował P.J., ale
w oczach miał coś, co ją rozdrażniło.
- O tej porze zazwyczaj jestem już ubrana jak do pracy. -
Dziwiła się, dlaczego się przed nim usprawiedliwia. - Ale po
południu mam ważne spotkanie i muszę odebrać kostium
z pralni.
- A co to za spotkanie?
- PrawdÄ™ mówiÄ…c, niewiele wiem. Mamy zawrzeć jakiÅ› waż­
ny kontrakt. Chodzi o znalezienie kogoÅ› na kierownicze stano­
wisko w pewnym dużym przedsiębiorstwie. Eve, moja szefowa,
uważa, że jeÅ›li siÄ™ teraz sprawdzimy, bÄ™dÄ… nadal korzystać z na­
szych usÅ‚ug. Chce, żebym byÅ‚a obecna na tym spotkaniu i zo­
rientowała się, czego tak naprawdę sobie życzą, bo nasi klienci
nie zawsze chcą tego, o czym mówią na wstępie. Na szczęście
Eve wymaga ode mnie tylko tego, żebym wyłapywała wszelkie
niuanse w rozmowie i je zapamiętała, poza tym mam dobrze
100 Jessica Hart
wyglądać, zachowywać się profesjonalnie i sprawiać wrażenie,
że znam się na rzeczy.
- A nie znasz siÄ™?
- Nie - wyznała szczerze. - Bardzo się boję, że ktoś zada
mi jakieś pytanie, na które nie będę potrafiła odpowiedzieć,
ale mam nadziejÄ™, że jeÅ›li bÄ™dÄ™ milczeć i wyglÄ…dać tajemni­
czo, nikt się nie domyśli mojej ignorancji.
- No to znasz już caÅ‚y sekret zawodowego sukcesu - za­
żartował P.J. - Wysoko zajdziesz!
Oboje siÄ™ rozeÅ›mieli... i nagle zapadÅ‚a cisza, jakby spe­
szyli się tym, że tak łatwo nawiązali dawny kontakt. Znów
powróciło napięcie. Neli desperacko spoglądała przez szybę,
obserwując tłum podróżnych wylęgających ze stacji metra.
Zwykle należaÅ‚a do tego tÅ‚umu. Å»yÅ‚a wÅ‚aÅ›nie tak, a nie rozbi­
jała się luksusowym samochodem. Nie mieściła się w świecie
P.J. Już nie. Musiała o tym pamiętać, a gdyby pobyła w jego
towarzystwie dłużej, zbyt łatwo mogłaby o tym zapomnieć.
Dawna wiÄ™z i pamięć o przeszÅ‚oÅ›ci byÅ‚y zbyt silne. A prze­
cież to wszystko należało już do historii, która ma tę okropną
wadę, że nigdy nie wraca.
W przedÅ‚użajÄ…cej siÄ™ ciszy P.J. zabÄ™bniÅ‚ palcami po kie­
rownicy i pomyślał o tym, co mówiła jego siostra.
- Nigdy nie ruszysz z miejsca, póki nie uwolnisz się od
Neli. Spotkaj siÄ™ z niÄ…. Nie jest już tÄ… Å›licznÄ…, mÅ‚odÄ… dziew­
czyną, i nie obudzi w tobie tych samych uczuć.
P.J. baÅ‚ siÄ™ tego spotkania. Nie chciaÅ‚ siÄ™ przekonać, że je­
go Neli straciÅ‚a dawny urok. WolaÅ‚ zatrzymać w sercu daw­
ne marzenia. Ale oto los postawił ją znów na jego drodze
- starszą, z siateczką zmarszczek koło oczu, ale wciąż piękną,
pełną ciepła i uroku. Czemu więc, myślał, nie sprawdzić, czy
nie da się rozdmuchać iskierki?
Zwykły przypadek 101
Jechali mostem Waterloo. Wkrótce mieli znalezć siÄ™ w Ci­
ty i ich niezwykłe spotkanie dobiegnie końca. Czemu nie
skorzystać z przypadku?
- Co robisz wieczorem? - zapytał, przerywając ciszę tak
gwałtownie, że Neli aż podskoczyła na fotelu.
- Wieczorem?
- Zastanawiałem się, czy mógłbym zaprosić cię na kolację
w ramach rekompensaty za to, że omal cię nie przejechałem.
- Dlaczego zabrzmiało to tak drętwo i obco? Na litość boską,
przecież to była Neli.
- Dziś wieczorem nie mogę. - Nie wiedziała, czy powinna
się cieszyć, czy martwić, że ma prawdziwą wymówkę. - Idę
na randkÄ™.
- Na randkÄ™?
P.J. był tak zaskoczony, że Neli aż się zirytowała.
- Tak cię to dziwi? - rzuciła ostro. Czyżby oczekiwał, że za
takie niezobowiÄ…zujÄ…ce zaproszenie padnie mu z wdziÄ™czno­
ści do stóp? - To dozwolone. Jestem wolna.
- Nie o to chodzi, że... - Sam już nie wiedział, o co mu
chodzi. Neli zawsze jawiÅ‚a mu siÄ™ jako domatorka, dziewczy­
na, z którą cudownie można spędzić wieczór na kanapie przy
kominku, a nie taka, z którÄ… biega siÄ™ po knajpkach. - Powie­
działaś, że nie wyjdziesz po raz drugi za mąż - usiłował się
tłumaczyć - a myślę, że na randki...
- Jestem za stara? - dokończyła z mocno wystudiowanym
uśmiechem.
P.J. już wiedział, że bardzo podpadł.
- Nie, skądże znowu...
- Mam tylko trzydzieści siedem lat - powiedziała ostro. -
Nie wszyscy mężczyzni marzą o osiemnastolatkach. Wyobraz
sobie, że są i tacy, którym podobają się panie w moim wieku.
102 Jessica Hart
- Wiem. Jestem jednym z nich... - No cóż, w końcu przed
sekundÄ… poprosiÅ‚ jÄ… o wieczór. - A kim jest ten twój wielbi­
ciel? - Starał się zachować swobodny ton, choć nie wiedział,
czy mu siÄ™ to udaje.
- Ma na imię John. - Neli poczuła się niepewnie i głupio.
- Od dawna siÄ™ spotykacie?
W jego gÅ‚osie usÅ‚yszaÅ‚a tÅ‚umione rozdrażnienie, co umoc­
niÅ‚o w niej postanowienie, że za nic siÄ™ nie przyzna, iż wybie­
ra siÄ™ na randkÄ™ w ciemno.
- Nie, niedługo, ale nasza znajomość rozwija się bardzo
interesująco. - Po tym stwierdzeniu P.J. miał się ostatecznie
przekonać, że nie jest smutnÄ…, samotnÄ… rozwódkÄ…, która tyl­
ko wyczekuje, by ktoś z łaski zaprosił ją na kolację.
- No to powiedz coÅ› o tym Johnie,..
- Przemiły człowiek... - zaimprowizowała Neli. - Bardzo
uprzejmy, dowcipny, inteligentny. Jest nam z sobą całkiem
przyjemnie. - Przynajmniej Thea twierdziła, że tak będzie.
- Zaczynam wierzyć, że to może ktoÅ› dla mnie. Rozmawia­
liśmy już trochę o przyszłości i... no, nie wiem, to dopiero
początek, ale coś we mnie drgnęło.
- A jak go poznałaś?
- Dzięki Thei. - Z ulgą powróciła do prawdy. - Umówiła
nas na randkę w ciemno. Powiedziała, że będziemy do siebie
pasować, no i... pasujemy.
- W takim razie cieszę się, że jesteś szczęśliwa - wydusił
z siebie P.J., chociaż czuÅ‚ w gÅ‚Ä™bi serca, że Neli idealizuje te­
go czÅ‚owieka. MiaÅ‚ jedynie nadziejÄ™, że nie spotka jej kolej­
ny gorzki zawód.
- Jestem... - Za szybą przemknęły znajome sklepiki. Uff,
co za ulga. Neli nie miaÅ‚a najmniejszej ochoty, by P.J. wy­
pytywał ją dalej o ten ponoć cudowny związek z Johnem.
103
Zwykły przypadek
Nie byÅ‚a stworzona do opowiadania wymyÅ›lonych history­
jek - O, dojechaliÅ›my do pralni. MógÅ‚byÅ› mnie tutaj wyrzu­
cić? Muszę odebrać kostium.
- Zaczekać na ciebie?
- Nie ma potrzeby. Pracuję parę kroków stąd. - Pokazała
ręką biurowce przy szosie. - Przejdę się.
P.J. odniósł wrażenie, że Neli nie chce mu zdradzić, gdzie
jest jej biuro. Zmieniła się, pomyślał z goryczą. W jej życiu
nie było już dla niego miejsca i gdyby miał choć odrobinę
rozsądku, powinien po prostu się pożegnać... i powtórnie ją
stracić. Jednak myśl o tym wydała mu się nie do zniesienia.
- A może moglibyśmy umówić się na inny wieczór? - Na
jego sÅ‚owa Neli znieruchomiaÅ‚a z rÄ™kÄ… na drzwiach. - Oczy­
wiÅ›cie nie zamierzam stawać miÄ™dzy tobÄ… a twoim ukocha­
nym, ale dlaczego nie mielibyśmy się spotkać jako starzy
przyjaciele? Widzisz jakiś powód?
Powód byÅ‚ tylko jeden. Nie byÅ‚ dla niej jedynie wspo­
mnieniem z dawnych lat. Po prostu w niepokojący sposób
działał na nią. Ale jak miała mu to powiedzieć?
- Wiesz, P.J. - wydusiła z siebie. - Chodzi o to, że... Nie
ma powrotu do przeszÅ‚oÅ›ci. Przyjemnie mi byÅ‚o znów ciÄ™ zo­
baczyć, ale przeszłość to przeszłość i będzie lepiej, żeby nią
pozostała. Do widzenia...
Nacisnęła klamkę i wysiadła.
P.J patrzył, jak odchodziła... znów odchodziła od niego
na zawsze.
ROZDZIAA PITY
Najprędzej, jak się dało, Neli zatelefonowała do swojej
siostry i zrelacjonowała spotkanie z P.J.
- Zaprosił mnie na kolację. Odmówiłam.
- Ale dlaczego?! No, dlaczego?!
- Thea, to nie ma sensu...
- Nie ma sensu spotkanie z nieżonatym multimilionerem,
który kiedyś kochał się w tobie bez pamięci?
- KiedyÅ›. - Neli aż siÄ™ przestraszyÅ‚a, sÅ‚yszÄ…c w swoim gÅ‚o­
sie tÄ™sknÄ… nutÄ™. - PowinnaÅ› go zobaczyć teraz. Garnitur, kra­
wat, fantastyczny samochód, pewność siebie.
- P.J. zawsze taki był - odparła ku jej zaskoczeniu Thea.
- Nawet jako nastolatek. MiaÅ‚ w sobie spokój, poczucie wÅ‚as­
nej wartości i luz. Rzadko się spotyka takich ludzi, zwłaszcza
w szkolnych latach.
- Teraz widać to jeszcze wyrazniej - przyznała Neli. - Było
mi jakoÅ›... dziwnie. CzuÅ‚am siÄ™ tak, jakbym go znaÅ‚a, a jed­
nocześnie było dla mnie oczywiste, że wcale go już nie znam.
Może to dlatego, że sama bardzo się zmieniłam.
- Wcale się nie zmieniłaś!
- Och, Thea... ByÅ‚am kiedyÅ› taka mÅ‚oda, taka pewna swe­
go. .. Od dawna już nic z tego w sobie nie czuję.
- Wiem, o czym myślisz - przytaknęła Thea z namysłem.
- Ale wtedy, przed laty, to P.J. wydawał się szczęściarzem.
Zwykły przypadek 105
Wszyscy go lubili, dziewczyny jednak nie wzdychaÅ‚y do nie­
go. A ty miałaś niesamowite powodzenie.
- MówiÅ‚, że nawet nie liczyÅ‚ na to, bym choćby go zauwa­
żyÅ‚a - wyznaÅ‚a Neli. - TraktowaÅ‚ mnie jak boginiÄ™, a dziÅ› ra­
no. .. Och, Thea! W porównaniu z nim jestem kompletnym
nieudacznikiem, niemal zerem.
- Nie sądzę, że prosiłby cię o spotkanie, gdyby tak uważał.
- Pewnie zrobiło mu się mnie żal.
- Oj! - Thea z przejÄ™ciem cmoknęła jÄ™zykiem. - Neli, je­
steÅ› wciąż wspaniaÅ‚a! JeÅ›li P.J. jeszcze raz poprosi ciÄ™ o spot­
kanie, masz się zgodzić.
- Nie poprosi. Nie wie, jak się ze mną skontaktować.
- Wystarczy, żeby zadzwonił do Janey, a ona do mnie.
- Thea! Ani mi się waż! Nie wolno ci dawać jej mojego
numeru telefonu!
- A właśnie że dam! Chcesz odrzucić szansę, by związać
się ze wspaniałym facetem, który rozwiąże wszystkie twoje
problemy, to jÄ… odrzucaj, ale nie Ucz na mojÄ… pomoc.
-i tak nie zadzwoni. Dałam mu jasno do zrozumienia, że
nie chcę go więcej widzieć.
- No cóż, czyli sprawa już nieaktualna... Szkoda. Jak za­
mierzasz się ubrać na dzisiejszą randkę?
- Nie wiem. Może włożę czarne spodnie?
- Znowu? W żadnym wypadku. MogÅ‚abyÅ› wystÄ…pić w su­
kience, którą kupiłaś sobie na moje wesele. Wyglądasz w niej
przepięknie.
- A w ogóle muszę iść? - Gdyby nie randka w ciemno,
którÄ… zaaranżowaÅ‚a Thea, nie musiaÅ‚aby odmawiać P.J. Za­
miast tego zastanawiaÅ‚aby siÄ™ teraz, jak by siÄ™ dla niego wy­
stroić. - Okropność! Znów skończy się na tym, że będziemy
ględzić o pięknych samochodach albo o rozwodach. Od roz-
106
Jessica Hart
stania z Simonem nie spotkaÅ‚am mężczyzny, z którym roz­
mawiałabym na inny temat.
- Tak wielu ich nie było. W każdym razie nie tylu, żeby na
tej podstawie tworzyć jakieś ogólne wnioski.
- W tym roku byÅ‚am już na czterech randkach - zaopono­
wała Neli - i wszystkie okazały się upiorne.
- Dlatego że twoi partnerzy byli dobierani przypadkowo,
z gazetowych kolumn samotnych serc - wyjaśniła cierpliwie
Thea. - Tym razem bÄ™dzie inaczej. Po co miaÅ‚abym ciÄ™ uma­
wiać z kimÅ› okropnym? MężczyznÄ™, z którym siÄ™ dziÅ› spot­
kasz, znam i uważam, że jest wspaniały. Pasuje do ciebie.
- W takim razie dlaczego mi o nim nie opowiesz? Wiem,
że ma na imiÄ™ John i że bÄ™dzie siedziaÅ‚ w  Barabaszu" z roz­
mówkami w języku suahili. To doprawdy niezbyt dużo!
- Nic więcej nie powiem, ponieważ nie chcę, żebyś się
z góry uprzedziła. Za dobrze cię znam. Wyobrazisz go sobie,
zanim się spotkacie, a potem zagrają nerwy i najeżysz się.
WÅ‚aÅ›nie tak, jak rano wobec P.J., myÅ›laÅ‚a Neli z poczu­
ciem winy. Å»aÅ‚owaÅ‚a, że zachowaÅ‚a siÄ™ obcesowo. To nie je­
go wina, że się tak nastroszyła, ale... Gdyby nie był aż tak
przytÅ‚aczajÄ…cy! PrzypominaÅ‚a sobie każdy szczegół - jego rÄ™­
ce na kierownicy, skrzywienie kącika ust, ciepło i wesołość
w oczach. I swoje pragnienie, żeby go dotknąć. To było coś,
co naprawdę ją żenowało.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - usłyszała ostry głos Thei.
Wzięła się w garść.
- Oczywiście.
- Mam co do tej randki dobre przeczucia. Pamiętasz, zawsze
mi mówiłaś, że kiedyś nagle stwierdzę, że wreszcie poznałam
kogoÅ›, kto na zawsze odmieni moje życie. No i faktycznie, mia­
łaś rację. Poznałam Rhysa. Wystarczy jeden dzień, by odmienić
Zwykły przypadek 107
wszystko. Myślę, że dzisiaj przeżyjesz właśnie taką chwilę, więc
po prostu idz na tÄ™ randkÄ™, rozluznij siÄ™ i bÄ…dz sobÄ….
- Rozluznię się dopiero po naradzie. - Neli zniżyła głos. -
Eve wyciąga z nas wszystkie flaki. Jestem taka nakręcona, że
do wieczora stanÄ™ siÄ™ kompletnym wrakiem.
- Sama sobie wybrałaś taką robotę - powiedziała Thea
bez współczucia. - Ważniejsze jednak, żebyÅ› wieczorem by­
ła w formie, więc idz z pracy prosto do domu. Wpadnę do
ciebie i dopilnujÄ™, żebyÅ› nie wÅ‚ożyÅ‚a znów tych swoich sÅ‚yn­
nych czarnych spodni.
Asystentka RJ. zamierzała przekazać mu pełen zapisanych
wiadomości notatnik, lecz powstrzymał ją gestem.
- ChwileczkÄ™ - powiedziaÅ‚. - Czy mogÅ‚abyÅ› najpierw po­
łączyć mnie z moją siostrą?
- RJ.! - Janey najwyrazniej zaskoczyÅ‚ jego telefon. - Zwy­
kle nie dzwonisz do mnie o tej porze. Stało się coś złego?
- A gdzie tam! - odparł wesoło. - Zgadnij, kogo rano
przejechałem?
- Przejechałeś?! - przeraziła się Janey.
- No, prawie. Tyle że - sparafrazowaÅ‚ sÅ‚owa piosenki - spo­
śród wszystkich przechodniów na wszystkich ulicach Londynu
zdarzyło mi się najechać na Neli Martindale!
- Neli?! Nie może być. Oszukujesz!
- Nie. - Uśmiechnął się szeroko. - Tylko daruj sobie to
twoje  A nie mówiłam?". Zmieniłem zdanie i naprawdę chcę
siÄ™ z niÄ… znowu zobaczyć. Czy możesz wziąć numer jej tele­
fonu od Thei?
Zapadła cisza. RJ. prawie słyszał, jak jego siostra myśli.
- Czemu nie poprosiÅ‚eÅ› Neli o spotkanie, kiedy siÄ™ widzie­
liście?
108 Jessica Hart
- PoprosiÅ‚em, ale daÅ‚a mi kosza. PowiedziaÅ‚a, że ma dzi­
siaj randkÄ™.
- Ty też - odparła sucho Janey.
Z twarzy P.J. zniknął uśmiech.
- O Boże, zupełnie o tym zapomniałem... Ale...
- Żadnych ale! Nawet nie próbuj się migać.
- Zaraz, Janey, przecież nie kto inny, jak wÅ‚aÅ›nie ty chcia­
Å‚aÅ›, żebym skontaktowaÅ‚ siÄ™ z Neli! To prawda, miaÅ‚aÅ› ra­
cję, a ja byłem w błędzie. Naprawdę muszę wybić sobie Neli
z głowy. Nie sądzisz, że to trochę nie fair udawać przed jakąś
tam kobietą, nie wiem nawet, jak jej na imię, że zależy mi na
nowym zwiÄ…zku, skoro tak naprawdÄ™ interesuje mnie inna?
- Ta ma na imiÄ™ Helen - odparÅ‚a zimno Janey - i nie sÄ…­
dzę, żeby było fair wystawić ją do wiatru w ostatniej chwili.
Jest bardzo miłą osobą, no i, prawdę mówiąc, również nie
miała wielkiej ochoty na randkę w ciemno z tobą. Byłoby jej
bardzo przykro, gdybyś nie przyszedł.
- Oczywiście, nie chciałbym, żeby siedziała i czekała na
próżno. Może mogłabyś zadzwonić do niej i wyjaśnić...
- Co niby wyjaÅ›nić? Å»e mój brat nie wie, czego tak na­
prawdę chce? Mówiłeś, że nie chcesz zobaczyć się z Neli, że
nie chcesz wskrzeszać przeszłości i że jesteś gotów wejść
w nowy związek. I chętnie przystałeś na spotkanie z Helen.
- Wiem, wiem - powiedział P.J. przez zęby - ale to było,
zanim znów ujrzałem Neli. Wszystko jest teraz inaczej.
- A zatem zmieniłeś zdanie! Kto wie, czy nie zmienisz go
ponownie, gdy poznasz Helen? JesteÅ› strasznie rozpuszczo­
ny i w tym cały problem. Za bardzo się przyzwyczaiłeś do
tego, że wszystko jest po twojemu. Wydaje ci siÄ™, że ponie­
waż masz grubą forsę, możesz tylko strzelić palcami, a zaraz
dostaniesz to, czego tylko zapragniesz. No to ci powiem: Nie
Zwykły przypadek 109
wykrÄ™cisz siÄ™ z tej randki, dlatego że nagle przestaÅ‚o ci to pa­
sować. Nie jestem jednym z twoich lokajczyków, którzy po­
kornie wykonajÄ… za ciebie brudnÄ… robotÄ™.
- Wiesz co, siostrzyczko - odpowiedział ze złością P.J. -
Gdyby któryś z moich dyrektorów odezwał się do mnie tak
jak ty, w zarządzie od razu zrobiłoby się wolne miejsce.
- Daruj sobie... Wieczorem pójdziesz na randkę i będziesz
najsympatyczniejszym facetem pod sÅ‚oÅ„cem. JeÅ›li dasz od­
czuć Helen, że w ogóle nie zależy ci na tym spotkaniu, to
z nami koniec.
- W porzÄ…dku. - P.J. z trudem przeÅ‚knÄ…Å‚ zÅ‚ość. - Dotrzy­
mam słowa, ale czy dasz mi numer Neli? Naprawdę chcę się
z nią jeszcze raz spotkać.
- Pożyjemy, zobaczymy. To zależy od tego, co jutro powie
mi Helen. JeÅ›li bÄ™dzie zadowolona ze spotkania, to zadzwo­
niÄ™ do Thei.
- Dziękuję - odparł P.J. z ponurą miną. Gdyby wiedział,
że Janey tak się zachowa, postarałby się o telefon Neli inną
drogą. Mógłby zlecić to jednemu ze swoich  lokajczyków",
jak jego podwładnych określiła Janey, ale sądził, że ucieszy
jÄ…, iż zmieniÅ‚ nastawienie do Neli. Ot, nie ma to jak kocha­
na siostrzyczka!
- ZresztÄ… kto wie - powiedziaÅ‚a Janey z lekkim rozbawie­
niem. - Może uznasz, że Helen mimo wszystko bardzo ci
odpowiada, zadzwonisz do mnie i powiesz, że numer telefo­
nu Neli nie jest ci w ogóle potrzebny.
P.J. nie sÄ…dziÅ‚, żeby byÅ‚o to możliwe. Kiedy Janey przerwa­
Å‚a poÅ‚Ä…czenie, siedziaÅ‚ przez chwilÄ™, patrzÄ…c bez ruchu na te­
lefon. ByÅ‚ taki pewny, że wybiÅ‚ sobie z serca Neli. Jednak mu­
siał przyznać rację siostrze: jego serce wciąż do niej należało.
Dlatego tak obsesyjnie szukał kobiety, która byłaby jak ona.
110 Jessica Hart
Z irytacją przeszedł do okna. Grały w nim sprzeczne
uczucia: cieszył się, że spotkał znów Neli, a jednocześnie był
zły na przewrotny los, że do tego doszło.
Nie, to nie tak. Pragnął ją zobaczyć. Wolałby tylko, żeby
nie była mu taka bliska i wciąż piękna. Żeby, jak dawniej, nie
rozmawiało im się tak łatwo. Miał odczucie, jakby wszystko
siÄ™ zmieniÅ‚o. Neli, cokolwiek by na ten temat sÄ…dziÅ‚a, nie by­
Å‚a dla niego kimÅ› z przeszÅ‚oÅ›ci. StaÅ‚a siÄ™ również terazniej­
szością. Była nią zawsze. Zrozumiał to w momencie, gdy po
tylu latach spojrzał w głąb jej szarych oczu.
CzuÅ‚ siÄ™ poirytowany, niemal wÅ›ciekÅ‚y, a wszystko z po­
wodu Neli. Tak łatwo wytrąciła go z równowagi, odebrała
spokój. yle się z tym czuł, a szczególnie drażniło go, że Neli
znalazła sobie kogoś innego. Janey powiedziała mu, że Neli
się rozwiodła, ale nic nie wiedział o tym całym Johnie. Nie
był jej więc potrzebny, co jasno dała mu do zrozumienia.
Odmówiła nawet konwencjonalnej kolacji. Czy faktycznie,
jak stwierdziła Janey, za bardzo się przyzwyczaił do tego, że
z miejsca dostaje wszystko, co chce? Nie sądził, żeby aż tak
siÄ™ zmieniÅ‚, lecz bez wÄ…tpienia Å›wiadomość, że może nie od­
zyskać Neli, wprawiaÅ‚a go w podÅ‚y nastrój. ByÅ‚ caÅ‚y roze­
drgany, miał widmo klęski przed oczyma. Dawno już tak nie
szalał. Prawdę mówiąc, przez całych szesnaście lat. Nie był
już jednak nastolatkiem. Był dojrzałym mężczyzną i potrafił
walczyć. Może i nie zdoła odzyskać Neli, ale zrobi wszystko
co w jego mocy, żeby tak się stało.
ROZDZIAA SZÓSTY
Narada miaÅ‚a siÄ™ zacząć o trzeciej po poÅ‚udniu. Neli ma­
rzyÅ‚a o tym, by nigdy nie sÅ‚yszeć o żadnej Sygmie, poszuku­
jącej nowego dyrektora finansowego. Eve natomiast odnosiła
się do całego przedsięwzięcia z ogromnym entuzjazmem.
- Sygma - powiedziała - to ogromne przedsiębiorstwo.
Zdominowało rynek elektroniczny w Ameryce Północnej,
a obecnie rozwija swoje wpływy w Londynie, by skorzystać
z niedawnego rozszerzenia Unii Europejskiej. Sygma wcho­
dzi na europejskie rynki i jeśli zrobimy dla niej dobrą robotę,
otwierajÄ… siÄ™ dla nas ogromne perspektywy. Trzeba perfek­
cyjnie rozegrać to spotkanie. Pamiętaj, mamy do czynienia
z Amerykanami, musimy wiÄ™c być asertywni i iść za cio­
sem. Å»adnych tam brytyjskich ceregieli! Przyjmujemy żela­
zną taktykę. Jesteśmy pozytywni, profesjonalni, najlepsi.
Neli zacisnęła pięść w geście, który, jak miała nadzieję,
wyrażał stosowny entuzjazm.
- Najlepsi - przytaknęła, marzÄ…c, żeby szefowa jak naj­
prÄ™dzej siÄ™ wyniosÅ‚a i pozwoliÅ‚a jej siÄ™ zająć pracÄ…. - Abso­
lutnie.
-Maj ą opinię twardych negocjatorów - kontynuowała
Eve - ale my też potrafimy być twardzi. Ważne, by nabrali
przeświadczenia, że jesteśmy najlepsi w tej profesji, więc na
pewno znajdziemy najwłaściwszą osobę na stanowisko dy-
112 Jessica Hart
rektora finansowego. JeÅ›li chodzi o jakość, o kwalifikacje na­
szych kandydatów, jesteśmy bezkompromisowi. Zawsze.
Neli podejrzewaÅ‚a, że Eve bardzo siÄ™ denerwuje i po pro­
stu powtarza na gÅ‚os to, co zaplanowaÅ‚a powiedzieć po po­
Å‚udniu, wiÄ™c ograniczyÅ‚a siÄ™ do przytakiwania szefowej. Bar­
dziej szanowała Eve, niż ją lubiła, lecz nie mogła jej nie
podziwiać, gdy przyjechały do biura Sygmy. Uścisk dłoni,
jaki wymieniła z Lesterem Gravesem, dyrektorem do spraw
zasobów ludzkich, byÅ‚ znakomicie wystudiowany. Najmniej­
szego śladu napięcia.
Neli cieszyÅ‚a siÄ™, że wÅ‚ożyÅ‚a swój najlepszy kostium. Po­
mieszczenia biurowe Sygmy były bardzo stylowe. Samo szkło,
stal, najwyższa jakość. Zaczęła rozumieć, o co chodziło Eve,
gdy mówiÅ‚a o potÄ™dze tej firmy. UsiÅ‚owaÅ‚a nie okazywać spe­
szenia, gdy Graves podał jej rękę i wskazał salę obrad.
- Bardzo proszę. Czy możemy już zacząć?
Bezkompromisowo, otwarcie, profesjonalnie, powtarzała
w myÅ›lach Neli, prostujÄ…c ramiona i zdejmujÄ…c żakiet w pro­
wadzącym do sali konferencyjnej korytarzu. Lester otworzył
drzwi.
- A, zapomniaÅ‚em - zwróciÅ‚ siÄ™ do Eve. - W naradzie bÄ™­
dzie uczestniczyÅ‚ nasz prezes. Stanowisko dyrektora finanso­
wego ma kluczowe znaczenie, chciałby więc mieć pewność,
że wiecie państwo dokładnie, czego szukamy.
Innymi sÅ‚owy, prezes nie ufa dyrektorowi do spraw za­
sobów ludzkich, że wywiąże się ze swego zadania właściwie,
pomyślała Neli, ale Eve nie okazała zmieszania.
- Naturalnie - powiedziaÅ‚a uprzejmie. - To sprawa wiel­
kiej wagi, żebyÅ›my już na wstÄ™pie precyzyjnie ustalili warun­
ki współpracy.
Prezes stał przy oknie, lecz odwrócił się na dzwięk głosu
Zwykły przypadek 113
Lestera i podszedÅ‚, żeby siÄ™ przywitać. Neli, schowana do po­
łowy za Eve, nie od razu dobrze mu się przypatrzyła.
- Peter, pozwolisz, że przedstawię ci panie Eve Fleming
i Neli SheÄ™ - powiedziaÅ‚ Lester. - Drogie panie, to nasz pre­
zes, pan Smith.
Eve wymieniÅ‚a z nim uÅ›cisk dÅ‚oni, powiedziaÅ‚a coÅ› miÅ‚e­
go i odsunęła się, przepuszczając Neli.
- Moja asystentka, Neli Shea.
Dopiero wtedy Neli spostrzegła, kto wyciąga do niej dłoń.
P.J. Oddech uwiązł jej w gardle. Jego też zamurowało. Rzecz
nie tylko w tym, że spotykali się w takich okolicznościach.
Najistotniejszy był wygląd Neli. Nigdy dotąd nie widział jej
takiej - starannie umalowanej i eleganckiej. ByÅ‚a w jasno ró­
żowym kostiumie i pantoflach na wysokim obcasie, z wÅ‚osa­
mi uczesanymi do góry, odsÅ‚aniajÄ…cymi twarz. Kontrast miÄ™­
dzy tym, jak wyglądała rano, w wyblakłej starej bluzie, bez
makijażu i z potarganymi włosami, nie mógł być większy.
Postanowił wziąć udział w tym spotkaniu tylko dlatego, że
przez całe przedpołudnie nie był w stanie się na niczym skupić.
Na sprawach zwiÄ…zanych z rekrutacjÄ… Lester znaÅ‚ siÄ™ znakomi­
cie, ale bez sÅ‚owa podporzÄ…dkowaÅ‚ siÄ™ woli szefa, gdy ten zasu­
gerował, że tym razem chciałby uczestniczyć w naradzie.
P.J. patrzyÅ‚ wiÄ™c teraz na Neli i miaÅ‚ już pewność, że je­
go siostra się nie myliła. Nie wystarczyło strzelić palcami, by
odzyskać Neli. WyglÄ…daÅ‚a tak piÄ™knie, elegancko, profesjo­
nalnie. Nie byÅ‚a już dziewczynÄ…, jakÄ… zapamiÄ™taÅ‚. ByÅ‚a ko­
bietą, którą musiałby oczarować i zdobywać na nowo bez
względu na to, jakie stanowisko zajmował. Powoli dotarło
do niego, że Lester i Eve spoglądają na niego, najwyrazniej
czekajÄ…c, aż zakoÅ„czy powitanie z Neli. ZerknÄ…Å‚ na niÄ… jesz­
cze raz. Skoro chciała udawać, że to zwyczajne spotkanie
114 Jessica Hart
biznesowe, to proszę bardzo. Uścisnął jej dłoń i poczuł, że
cofa jÄ… jak oparzona.
Neli miała wrażenie, że serce podchodzi jej do gardła. P.J.
tutaj? Znowu? Poranne spotkanie uznać można byÅ‚o za nie­
sÅ‚ychany zbieg okolicznoÅ›ci, ale żeby po raz drugi, i to te­
go samego dnia... W dodatku P.J. zachowywał się tak, jakby
w ogóle się nie znali. Kompletnie wytrącona z równowagi,
ruszyła za Eve do stołu konferencyjnego w przeciwległym
koÅ„cu sali. Po drodze omal nie wpadÅ‚a na dużą skórzanÄ… ka­
napÄ™, nie zauważyÅ‚a marmurowego stoliczka do kawy i ude­
rzyÅ‚a siÄ™ tak boleÅ›nie w palce od nogi, że ledwie zdusiÅ‚a w us­
tach ordynarne przekleństwo.
- Nic się pani nie stało? - zapytał z niepokojem P.J.
- Nie, nie - odpowiedziała cicho, świadoma, że Eve patrzy
na nią ze zdziwieniem i myśli, co ona u licha wyprawia i po
co skupia na sobie uwagÄ™.
To tyle jeÅ›li chodzi o otwarte, wyniosÅ‚e i profesjonalne za­
chowanie. SiadajÄ…c obok Eve, Neli Å›ciÄ…gnęła pantofel, by ro­
zetrzeć obolałą stopę. Niechby już wreszcie ten dzień zaczął
się toczyć normalnie. Nic z tego, pomyślała z rozpaczą, gdy
P.J. usiadł naprzeciwko niej.
Odsunął swoje krzesło i oparł rękę na stole.
- Negocjacje poprowadzi pan Lester - powiedziaÅ‚ uprzej­
mie do Eve. - Jestem tu jedynie w roli obserwatora. Wyrażę
swoje zdanie wyłącznie wtedy, gdy uznam to za niezbędne.
Oczywiście, pomyślała z irytacją Neli. I po to, by wszyscy
byli jeszcze bardziej spięci. Starając się zbagatelizować jego
swobodnÄ…, wrÄ™cz leniwÄ… pozÄ™, poÅ‚ożyÅ‚a na kolanach wali­
zeczkę i wyjęła z niej notatnik i pióro. Ułożyła je równiutko
przed sobÄ… i odstawiÅ‚a walizeczkÄ™, ale wyprostowujÄ…c siÄ™, po­
pełniła błąd, bo spotkała się z P.J. wzrokiem. Posłał jej szybki,
Zwykły przypadek 115
żartobliwy uśmiech. Poczuła, że krew nabiega jej do twarzy,
a biedne serce znów wykonuje podskok. Odwróciła wzrok,
niepotrzebnie wygÅ‚adziÅ‚a notatnik i zmusiÅ‚a siÄ™ do pozorne­
go spokoju. RobiÅ‚a, co mogÅ‚a, by wyglÄ…dać na zainteresowa­
nÄ… i zaangażowanÄ… w dyskusjÄ™ Eve z Lesterem, ale w obec­
ności P.J. było to bardzo trudne. Przysłuchiwał się rozmowie
z widocznym zaciekawieniem, od czasu do czasu krÄ™cÄ…c pió­
rem leżącym na stole, ale w jego biernej postawie było coś,
co niewiarygodnie ją rozpraszało. Żeby nie wiem jak starała
się skupić na Lesterze, miała przed oczami tylko P.J.
SiedziaÅ‚ bez marynarki, w rozluznionym krawacie, pod­
winÄ…Å‚ rÄ™kawy i gdy przesuwaÅ‚a sekretnie wzrok z jego policz­
ka na brodę i usta, czuła przerażającą falę czegoś, co można
byÅ‚o nazwać jedynie żądzÄ…. MiaÅ‚a dzikÄ… ochotÄ™ przelecieć po­
nad stołem wprost na jego kolana, ogarnąć rękami ramiona,
wtulić twarz w szyjÄ™ i poczuć smak skóry. Rozpalona i roz­
gorączkowana, czuła rozpaczliwą potrzebę ucieczki. Aż się
trzęsła z pragnienia, żeby go dotknąć, a zarazem nie cierpiała
go za to, że coś takiego w niej wywoływał. Dlaczego musiał
się zjawić i pokręcić wszystko w jej życiu właśnie dziś?
To byÅ‚o ważne spotkanie. Eve wyjawiÅ‚a, że przyszÅ‚e zawo­
dowe losy Neli mogą zależeć od jego przebiegu. Musiała się
skupić, ale jak siÄ™ tu skoncentrować na profilach zawodo­
wych i CV, gdy tuż obok siedział P.J.
Musiała przestać o nim myśleć! Koniec! Neli zmusiła się
do uwagi. Spotkanie toczyło się w dobrym kierunku.
- Tak, sÅ‚uszna uwaga - powiedziaÅ‚a z namysÅ‚em Eve. - BÄ™­
dziemy o tym pamiętać. Neli, zanotuj to dokładnie.
Sięgnęła po pióro, zadowolona, że wreszcie może zająć się
czymÅ› konkretnym.
Pióro nie pisało. Spojrzała na nie ze zdziwieniem. Do tej
116
Jessica Hart
pory działało świetnie. Sprawdziła je zresztą. Najdyskret-
niej jak siÄ™ daÅ‚o, staraÅ‚a siÄ™ je rozpisać, ale atrament nie spÅ‚y­
wał. Czy mam inne pióro? - pomyślała zdenerwowana. I czy
w ogóle do czasu, aż je znajdę, nie zapomnę uwagi, na której
zapisaniu tak zależaÅ‚o szefowej? Wolniutko, by Eve nie spo­
strzegła, co się dzieje, Neli zamierzała otworzyć neseser, ale
nim namacała uchwyt, P.J. podał jej przez stół pióro.
- Proszę skorzystać z mojego - powiedział.
Eve i Lester oczywiÅ›cie przerwali rozmowÄ™ i spojrze­
li z dezaprobatą na Neli. Nie miała jednak wyboru. Wzięła
pióro P.J., bąkając niechętnie:
- Dziękuję.
Swoim gestem ściągnął na nią uwagę. Po co to zrobił? Czy
po to, by pokazać innym, że jest pozbawiona krztyny profesjo­
nalizmu, który nakazuje, by mieć przy sobie sprawne pióro?
Eve powtórzyła wniosek bardzo powoli i jasno, ale nie
polepszyło to sytuacji. Z wypiekami na twarzy Neli zrobiła
notatkę, a potem utkwiła wzrok w negocjatorach, starając się
nie zwracać uwagi na P.J. Nie potrafiła jednak nie pomknąć
spojrzeniem w jego stronÄ™. SiedziaÅ‚, najwyrazniej pochÅ‚o­
nięty sprawami rekrutacji. Wyjął też inne - bez wątpienia
wspaniale funkcjonujÄ…ce - pióro i przysÅ‚uchujÄ…c siÄ™ rozmo­
wie, kręcił nim w palcach.
- Myślę, że jak na razie uzgodniliśmy już sporo. - P.J.
zwrócił się do Eve i Lestera, a ci natychmiast zgodnie skinęli
głowami. Jakby na złość, Neli zapragnęła, żeby się z nim nie
zgodzili, choćby nawet miałoby to oznaczać, że wróciłaby do
domu spózniona. Przynajmniej raz okazałoby się, że P.J. nie
zawsze może postawić na swoim. - Sądzę, że dyskusja była
bardzo interesująca - powiedział, kierując spojrzenie błękit-
Zwykły przypadek 117
nych oczu w stronÄ™ Neli. - A pani jak siÄ™ wydaje? Ma pani
bardzo tajemniczÄ… minÄ™.
Neli odchrząknęła.
- TajemniczÄ…? Mam wrażenie, że to raczej wyraz zaintere­
sowania - powiedziaÅ‚a z wystudiowanym uÅ›miechem. - SÄ…­
dzÄ™, że jest to wyjÄ…tkowo pożyteczne spotkanie, wyjaÅ›niajÄ…­
ce wiele istotnych dla obu stron spraw  dodała, patrząc P.J.
prosto w oczy.
Otóż to. JeÅ›li chciaÅ‚ zapytać, co dokÅ‚adnie tak jÄ… zaintere­
sowaÅ‚o albo jakie sprawy zostaÅ‚y wyjaÅ›nione, to proszÄ™ bar­
dzo. Mogła zawsze wrócić do swojej dawnej pracy. P.J. jednak
tylko się uśmiechnął, a Eve wyraznie się rozluzniła.
- Skontaktujemy się z państwem, kiedy tylko ustalimy listę
potencjalnych kandydatów - stwierdziła, wstając od stołu.
- Może byłoby pożyteczne, gdyby obie panie spotkały się
również z innymi czÅ‚onkami zarzÄ…du naszej firmy - zasuge­
rował P.J. - Jak może paniom wiadomo, Sygma sponsoruje
wystawę współczesnej sztuki brytyjskiej w Weruther Galle-
ry. Wernisaż odbędzie się o wpół do siódmej. Będziemy tam
wszyscy i byłaby to dla was dobra okazja, by spotkać pewne
osoby na gruncie towarzyskim i zorientować się, jaki zespół
stanowimy. Co pan o tym myśli, Lester?
- Znakomity pomysł - odparł posłusznie dyrektor, a Eve,
co oczywiste, wyraziła zachwyt.
- Byłoby nam bardzo miło, prawda, Neli?
Neli miała ochotę krzyczeć. Dziś wieczorem, o czym P.J.
doskonale wiedziaÅ‚, byÅ‚a umówiona na randkÄ™, no i nienawi­
dziła współczesnej sztuki, o czym również świetnie wiedział.
Spędzili kiedyś weekend w Paryżu, sprzeczając się na temat
tego, co widzieli w Centrum Pompidou, a potem pogodzili
się przy kawie i winie w maleńkiej kawiarence na Montmar-
118
Jessica Hart
trze. Zapraszał je teraz tylko po to, by zburzyć jej porządek
wieczoru. Nie mogÅ‚a jednak tego powiedzieć. Eve zacisnÄ™­
ła usta w wąziutką kreseczkę, a spojrzenie, jakie jej posłała,
było stalowe. Równie dobrze mogłaby powiedzieć na głos:
 Uważaj, bo ryzykujesz zwolnienie z pracy". Neli nie miała
wyboru. Zmusiła się do uśmiechu.
- Fantastycznie - powiedziała przez zęby
RJ. wprost nie posiadał się z radości.
- No to świetnie - stwierdził. - Każę wpisać panie na listę
gości. Kto wie, może nawet spędzicie miło czas.
- Jestem o tym przekonana - odparła ciepło Eve, zerkając
znów ostrzegawczo na Neli
Było jej jednak już wszystko jedno. Włożyła notatnik
i pióro do walizeczki i nawet siÄ™ nie odezwaÅ‚a, gdy Eve żeg­
nała się z Lesterem.
- Panno Shea, proszę zatrzymać moje pióro - powiedział
P.J., a Neli aż klepnęła się w czoło.
- Przepraszam - powiedziaÅ‚a sztywno, zamierzajÄ…c otwo­
rzyć walizeczkę. - Nie miałam zamiaru go ukraść. Po prostu
nie pamiętałam.
- Neli... to tylko pióro - powiedział cicho P.J., tak żeby Lester
i Eve nie mogli go usłyszeć. - Żartowałem. To bez znaczenia.
- Nie, nie. - Wydobyła pióro i wręczyła mu je z godnością.
- Bardzo panu dziękuję, panie Smith.
Jeśli miała nadzieję, że go poruszy, przegrała sromotnie.
P.J., kręcąc piórem w palcach, przepuścił ją przed sobą.
- A zatem, mimo wszystko, do rychÅ‚ego zobaczenia - po­
wiedział z szerokim uśmiechem.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Wyszłam przez niego na kompletną kretynkę - piekliła
siÄ™ Neli, trzaskajÄ…c pokrywkÄ… czajnika i stawiajÄ…c go z po­
wrotem na podstawce.
- Nie rozumiem - powiedziała Thea, która do tej pory
zajmowaÅ‚a siÄ™ ClarÄ… i dowiedziaÅ‚a siÄ™ o przebiegu spotka­
nia już przy pierwszej filiżance herbaty. - Przecież to nie
wina P.J., że uderzyÅ‚aÅ› siÄ™ w palec u nogi i nie miaÅ‚aÅ› atra­
mentu w piórze.
A właśnie że przez niego, pomyślała ponuro Neli, ale nie
wiedziała, jak to wytłumaczyć siostrze.
- W dodatku uparł się, żebyśmy poszły na to durne przy-
tecie, tylko dlatego że wie o mojej randce!
Thea sięgnęła po kolejny herbatnik.
- Ma ochotę znów się z tobą zobaczyć, to oczywiste -
stwierdziła z satysfakcją.
- Ale ja nie mam ochoty zobaczyć się z nim! Jeśli Janey
poprosi cię o mój numer telefonu, kategorycznie zakazuję
ci go dawać.
- Po co mu twój numer telefonu. Przecież już wie, gdzie
pracujesz.
Faktycznie. Neli z ciężkim westchnieniem opadła na
krzesło.
- Jestem bez szans. Eve wydałaby mnie za mąż za P.J.,
120 Jessica Hart
gdyby uznała, że zapewni jej to długoterminowy kontrakt
z SygmÄ….
- No cóż, mogłoby cię spotkać coś gorszego - odpowiedziała
z namysłem jej siostra, a Neli spojrzała na nią ze złością.
- Zastanów siÄ™! MyÅ›laÅ‚am, że mam siÄ™ zakochać w tym fa­
cecie, z którym się dziś spotykam.
- Faktycznie. - Ihea uÅ›miechnęła siÄ™ tajemniczo. - Na­
prawdÄ™ myÅ›lÄ™, że byÅ› mogÅ‚a. Ale co ci szkodzi mieć w za­
nadrzu P.J.?
- A ja myÅ›lÄ™, że powinnaÅ› siÄ™ znów z nim zejść - odezwa­
ła się Clara, sięgając matce przez ramię po kolejny herbatnik
z puszki. - Jest taki miły!
- Dopiero co go poznałaś - zaoponowała Neli.
- Ma roześmiane oczy - powiedziała dziewczynka.
Faktycznie, P.J. miał ładne oczy. Ich ciepłu i humorowi
trudno siÄ™ byÅ‚o oprzeć i nic dziwnego, że jej córeczka rów­
nież uległa urokowi.
- Wydaje mi się, mamusiu, że ucieszył się na twój widok.
Czemu byłaś wobec niego taka nieprzyjazna?
Dobre pytanie. Neli nie mogła wyjaśnić swemu dziecku,
że P.J. to o wiele więcej niż czarujący uśmiech i zajmujący
sposób bycia. Gdyby na tym siÄ™ koÅ„czyÅ‚o, nie byÅ‚oby prob­
lemu. Mogłaby wtedy myśleć o nim po prostu jako o starym
przyjacielu i miłym człowieku. Starzy przyjaciele nie budzą
jednak w nikim gorącego pożądania, prawda? Na ich widok
nie grajÄ… w czÅ‚owieku wszystkie nerwy ani też nie odczu­
wa się czegoś, co jest bardziej strachem niż przyjemnością
i od czego ziemia usuwa się spod nóg i raptem całe życie
i wszystko, co się o sobie myślało, co wydawało się chciane,
nie wymyka siÄ™ spod kontroli.
- Byłam po prostu troszeczkę... zdenerwowana - powie-
Zwykły przypadek 121
działa po chwili. - To dziwne uczucie tak bez ostrzeżenia
stanąć twarzą w twarz ze swoją przeszłością.
Neli zapragnęła powrócić do siebie takiej, jakÄ… byÅ‚a wczo­
raj. Owszem, czasami doskwierała jej samotność, ale miała
Clarę, za którą oddałaby wszystko. A że życie nie układało
siÄ™ najciekawiej? No cóż, byÅ‚o przynajmniej bezpieczne. Wy­
starczy. Z całą pewnością lepiej było w nim trwać niż płonąć
rozedrganym, boleśnie żywym uczuciem, które rozpętało się
w niej rano, gdy P.J. wtargnął znowu w jej życie.
- PowinnaÅ› myÅ›leć o przyszÅ‚oÅ›ci, a nie o przeszÅ‚oÅ›ci - po­
wiedziaÅ‚a Thea. DopijajÄ…c herbatÄ™, podniosÅ‚a siÄ™ i zdecydo­
wanym ruchem strząsnęła okruchy z palców. - Idz, i zrób się
na bóstwo dla Johna.
Thea i Clara po gwałtownych zmaganiach zmusiły Neli do
wÅ‚ożenia sukienki, którÄ… kupiÅ‚a sobie w przypÅ‚ywie ekstrawa­
gancji na Å›lub siostry podczas ubiegÅ‚ych Å›wiÄ…t Bożego Naro­
dzenia. Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie. Ot, obcisła
szara sukienka podkreÅ›lajÄ…ca figurÄ™ i kolor oczu. W materia­
le byÅ‚a jednak niteczka dodajÄ…ca delikatnego lÅ›nienia stÅ‚umio­
nej barwie, a efekt łagodziły szyfonowe rękawki i narzutka na
spódnicę, trzepocząca przy każdym ruchu. W materiale i kroju
sukienki było coś, co sprawiało, że Neli czuła się cudownie za
każdym razem, kiedy jÄ… wÅ‚ożyÅ‚a. Nawet teraz, pÅ‚onÄ…c z podnie­
cenia, odczuwała wielką przyjemność, gdy tkanina zaszumiała
wokół niej.
Być może Thea miała rację. Należało myśleć o przyszłości,
a nie o tym, co minęło. Jej życie byÅ‚o obecnie za maÅ‚o urozma­
icone. Nie było w nim miejsca na nic poza Clarą i pracą. Nic
dziwnego, że ponowne pojawienie się P.J. zrobiło na niej takie
wrażenie. Po prostu nagle uzmysłowiła sobie, jak ograniczone
stało się jej życie. Gdyby zaangażowała się w nowy związek, nie
122
Jessica Hart
byłaby teraz w takiej rozterce. Ale to mogło się jeszcze zmienić.
Gdyby dołożyła starań wieczorem... Ten John mógłby okazać
się kimś, kogo by pokochała. Może i jest sympatyczny. Thei się
podobaÅ‚, to dobry znak, ale w tej chwili trudno jej byÅ‚o go so­
bie wyobrazić. Kiedy tylko usiłowała to zrobić, widziała jedynie
uśmiechającego się do niej P.J.
Jeszcze raz odsunęła jego obraz i skupiÅ‚a siÄ™ na wyobraże­
niu sobie przyszÅ‚oÅ›ci z ukochanym mężczyznÄ…. Może po la­
tach ona i John bÄ™dÄ… wspominać ten czas jako dzieÅ„ pozna­
nia i przypominać sobie bar, swoje odczucia i tę sukienkę.
- Nie sÄ…dzisz, że zanadto mnie odsÅ‚ania? - zapytaÅ‚a, prze­
glÄ…dajÄ…c siÄ™ w lustrze.
- I o to chodzi - stwierdziła cierpliwie Thea. - Ma być
seksowna.
- Ale najpierw muszę pójść na wernisaż. Do pracy czegoś
takiego się nie wkłada.
Thea machnęła ręką na pracę.
- Jeśli życzą sobie, żebyś pojawiła się w kostiumie, to niech
ograniczą pracę do godzin biurowych - powiedziała. - Masz
przed sobą randkę i ważniejsze jest, żebyś na niej wyglądała
Å‚adnie. No a teraz... gdzie sÄ… te pantofelki?
- Thea, naprawdÄ™ nie dam rady w nich chodzić - sprze­
ciwiła się Neli, gdy jej siostra wydobyła z dna kredensu parę
wytwornych, delikatnych sandałków.
- Kto powiedziaÅ‚, że masz chodzić? DziÅ› jezdzisz taksów­
kÄ…. ZamówiÅ‚am ci już jednÄ… do galerii. WydaÅ‚aÅ› na te szpi­
leczki majÄ…tek i nigdy ich nie wÅ‚ożyÅ‚aÅ›. Każde inne buty ze­
psują efekt. A może - dodała sarkastycznie - marzą ci się
tenisówki?
- MogÅ‚abym wÅ‚ożyć te eleganciuchy do torby - powie­
działa Neli, ale Thea nie chciała o tym słyszeć.
Zwykły przypadek 123
- Ani siÄ™ waż popsuć wrażenia, dzwigajÄ…c jakÄ…Å› torbÄ™ - Po­
grzebała w szafie i po chwili wydobyła z niej maleńką torebkę.
- Genialnie. - Wepchnęła ją siostrze do ręki. - To wszystko, co
wolno ci nieść. Tenisówki się nie zmieszczą. - Cofnęła się o krok,
by popodziwiać swoje dzieło. - Wyglądasz fantastycznie.
- Fakt - przytaknęła Clara, siedząca ze skrzyżowanymi
nogami na łóżku. - Super.
- Dziękuję ci, kochana - powiedziała poruszona Neli. -
Ale, prawdÄ™ mówiÄ…c, wolaÅ‚abym teraz być w szlafroku i cze­
kać tu z wami na pizzę.
- Niestety. Czeka ciÄ™ wernisaż i randka ze wspaniaÅ‚ym męż­
czyzną - skomentowała Thea z udawanym współczuciem. - To
ciężki obowiązek, wiem, ale ktoś musi go wypełnić i teraz twoja
kolej. Nie zapomnij zabrać swojej książki - dodaÅ‚a, gdy scho­
dziły na dół, żeby poczekać na taksówkę.
Zrezygnowana Neli weszÅ‚a do saloniku i przebiegÅ‚a wzro­
kiem półki, aż odnalazła rozmówki w języku suahili. Thea
uzgodniła wcześniej, że będzie to znak rozpoznawczy. Neli
wolałaby, żeby jej siostra nie wybrała właśnie tej książki.
Wzięła ją powoli w ręce i przytrzymała z biciem serca. Nie
spoglądała na nią od lat. Gdyby tydzień temu ktoś zapytał,
czy w ogóle ma tę książkę w biblioteczce, odpowiedziałaby
prawdopodobnie, że nie.
- Dlaczego powiedziaÅ‚aÅ› Johnowi, że bÄ™dÄ™ miaÅ‚a przy so­
bie właśnie te rozmówki?
- Ponieważ stoją na półce od zawsze. Kiedy mnie prosisz,
żebym przypilnowała Clarę i siedzę tu sama, a w telewizji nic
nie ma, szukam czegoś do poczytania i zawsze te rozmówki
rzucają mi się w oczy. Często się zastanawiałam, dlaczego je
w ogóle kupiłaś.
Neli przerzucała powoli strony.
124 Jessica Hart
- P.J. i ja marzyliÅ›my kiedyÅ› o podróży do Afryki - przy­
znała niechętnie. - Zamierzaliśmy spędzić tam parę miesięcy
i postanowiliśmy nauczyć się suahili.
Obecnie nie mogłaby sobie wyobrazić takiej wyprawy bez
uwzględnienia wszelkich możliwych komplikacji i trudności.
Ale wtedy wszystko wydawało się proste. Byli zakochani, świat
leżał u ich stóp. Przypomniała sobie, jak chodzili do sklepiku
w Covent Garden, kupowali mapy, przewodniki i rozmówki.
To było zaraz przed ostatnim wyjazdem na uczelnię, a potem,
kiedy wróciła do domu, pojawił się Simon...
- Tak bym chciała wybrać się do Afryki - westchnęła Cla-
ra. - Pojechać na safari, zobaczyć lwy, żyrafy i słonie.
O, tak. To byÅ‚o wÅ‚aÅ›nie to, o czym tak bardzo marzyli wte­
dy we dwoje.
- A co ma przynieść z sobą John? - zapytała Neli, wciąż
kartkując książeczkę.
- SÅ‚ownik jÄ™zyka suahili - odparÅ‚a Thea. - John byÅ‚ w Tan­
zanii, wiÄ™c pomyÅ›laÅ‚am, żebyÅ› wzięła te rozmówki. MÄ…dry po­
mysÅ‚, nie? MaÅ‚o prawdopodobne, żeby ktoÅ› inny miaÅ‚ przy so­
bie taką książkę, więc łatwo się rozpoznacie.
- W razie czego bÄ™dzie przynajmniej o czym porozma­
wiać - stwierdziÅ‚a kwaÅ›no Neli, otwierajÄ…c torebkÄ™. Roz­
mówki miaÅ‚y kieszonkowy format, ale torebka byÅ‚a taka ma­
ła, że ledwie zdołała je do niej wcisnąć. Zameczka nie dało
się zapiąć, lecz jeszcze gorzej byłoby trzymać książkę w ręce,
a tak P.J. przynajmniej jej nie zauważy.
O tej porze do centrum Londynu ciężko siÄ™ byÅ‚o prze­
bić. Samochody ciągnęły wolno jeden za drugim. Siedząc
w taksówce, Neli daÅ‚a siÄ™ ponieść wspomnieniom. Przypo­
mniała sobie dawne marzenia o obozowaniu pod szerokim
afrykańskim niebem.  Wyobraz sobie - entuzjazmował się
125
Zwykły przypadek
P.J. - Leżymy w namiocie i sÅ‚uchamy, jak ryczÄ… lwy. BÄ™dzie­
my patrzeć, jak słońce wstaje nad Serengeti, pobierzemy się,
będziemy najszczęśliwszymi ludzmi na świecie".
A jednak nigdy tak się nie stało. Wybrała Simona i był to
wybór, którego nie daÅ‚o siÄ™ przekreÅ›lić. Spontanicznym ru­
chem wyjęła z torebki rozmówki. Objęła je oburącz i raptem
poczuła, że rozdrażnienie buzujące w niej po popołudniowej
naradzie z niewiadomych przyczyn przygasło. Uświadomiła
sobie nagle, że tak naprawdÄ™ byÅ‚a zÅ‚a nie na P.J., a na siebie. By­
ła zła, ponieważ P.J. swoim powrotem sprawił, że myślała o tym,
jak szczęśliwi mogliby być z sobą aż do teraz, gdyby dokonała
innego wyboru. To nie była wina P.J., że się rozwinął i że mu się
powiodło - bez niej. Miała Clarę. O tak, to najważniejsze. Nie
wyobrażaÅ‚a sobie życia bez Clary. MogÅ‚a jednak wyobrażać so­
bie bycie z kimÅ›, kto by jÄ… kochaÅ‚, troszczyÅ‚ siÄ™ o niÄ…, dziÄ™ki ko­
mu śmiałaby się i kto podtrzymywałby ją na duchu, kiedy była
smutna, kto Å›wiÄ™towaÅ‚by z niÄ… jej sukcesy i współodczuwaÅ‚ nie­
powodzenia. Kto dzieliłby z nią życie, a nie wyznaczył jej w nim
małą rólkę, tak jak to uczynił Simon.
P.J. byÅ‚by takim mężem. Neli utkwiÅ‚a szklany wzrok w szy­
bie taksówki i myślała o popełnionych błędach. Miała kiedyś
przed sobą wielką szansę. Spotkała odpowiedniego człowieka,
ale tÄ™ szansÄ™ przegapiÅ‚a. ByÅ‚a za mÅ‚oda, żeby przedÅ‚ożyć hu­
mor, sympatiÄ™, bliskość i marzenia ponad blichtr i gest. Dopie­
ro teraz była w stanie dostrzec wartości, jakie znalazła w swojej
pierwszej miłości. Niestety za pózno.
Jeszcze i teraz sprawy mogÅ‚yby przybrać inny obrót, gdy­
by P.J. nie odniósł w życiu tak wielkiego sukcesu. Zdaniem
Neli jego bogactwo wykopaÅ‚o miÄ™dzy nimi rów nie do prze­
bycia. ZmieniÅ‚o wszystko. Pragnęła go nie z powodu pieniÄ™­
dzy, ale jakim cudem miałby w to kiedykolwiek uwierzyć?
126
Jessica Hart
Powinnam zatem pozostać po swej stronie rowu i uczynić
z tego najlepszy użytek, myÅ›laÅ‚a ze smutkiem. Trzeba spot­
kać się z Johnem i zmusić się do prawdziwego wysiłku, by
zacząć coś nowego. Być może po pewnym czasie udałoby się
znów zapomnieć o P.J.
Kiedy dotarła na miejsce, w galerii było już tłoczno. Gwar
wydobywał się na ulicę. Gdybyż tylko nie musiała się znowu
z nim zobaczyć! ByÅ‚a jednak szansa, że w takim tÅ‚umie unik­
nÄ… spotkania. Wejdzie, pokaże siÄ™ Eve, porozmawia z paro­
ma osobami i do widzenia. UmówiÅ‚a siÄ™ przecież z kim in­
nym. Nie można było oczekiwać od niej, by całe swoje życie
towarzyskie powiązała z pracą.
Przez sekundę miała nadzieję, że jej nazwiska zabraknie
na liście gości, ale niestety została wywołana. Z kieliszkiem
szampana w ręce rozejrzała się ostrożnie za Eve. I, oczywiście,
pierwszą znajomą osobą, jaką zobaczyła, był P.J. Nie patrzył
w jej stronÄ™, ale mimo to na jego widok poczuÅ‚a bolesne poru­
szenie serca. Gwałtownie przechyliła kieliszek, oblewając sobie
przód sukienki. Wytarła go lekko drżącą ręką i nakazała sobie
spokój. ZaryzykowaÅ‚a kolejne zerkniÄ™cie. P.J. rozmawiaÅ‚ z ja­
kąś ciemnowłosą dziewczyną, ubraną tak ekstrawagancko, że
Neli uznaÅ‚a jÄ… za jednÄ… z artystek. WyglÄ…daÅ‚ na pochÅ‚oniÄ™te­
go rozmową, więc Neli pozwoliła swoim oczom sycić się przez
moment jego widokiem. Widziała go ostro - twarz, ramiona
i biały mankiet na tle brązowej ręki, gdy gestykulował. Raptem
z pożądania aż ją ścisnęło w dołku. Odwróciła się gwałtownie
i ruszyÅ‚a w przeciwnym kierunku, szukajÄ…c Eve. GoÅ›cie, z któ­
rych żaden nie wydawaÅ‚ siÄ™ w najmniejszym stopniu zaintere­
sowany obrazami i instalacjami eksponowanymi na ścianach,
tak się tłoczyli, że przebić się przez ten ścisk było dość ciężko,
więc Neli - uciekając od P.J. najdalej, jak się dało - przystanę-
Zwykły przypadek 127
Å‚a. Ani Å›ladu Eve. I co teraz? CaÅ‚a ta gimnastyka byÅ‚a bezsen­
sowna. W takim tłoku i tak nie da się porozmawiać. Może więc
lepiej wymknąć siÄ™ już teraz? ZerkajÄ…c tÄ™sknie w kierunku wyj­
ścia, Neli natknęła się na parę znajomych, ciepłych niebieskich
oczu, które rozświetliły się na jej widok. P.J. uśmiechnął się do
niej. Miała wrażenie, że robi się miękka jak wosk. Pragnęła jak
najprÄ™dzej znalezć siÄ™ przy wyjÅ›ciu, ale wiedziaÅ‚a, że gdyby wy­
szła teraz, P.J. domyśliłby się, że to z jego powodu. Zwróciła
więc szklane spojrzenie na obraz wiszący na ścianie, udając, że
bardzo ją zaintrygował.
- Co myślisz?
Głos zabrzmiał tuż za nią i Neli aż podskoczyła. Zwilżyła
językiem wyschnięte usta.
- Myślę? - powtórzyła nieco bez sensu. Jak w ogóle mogła
myśleć, gdy marzyła tylko o jednym - odwrócić się do niego,
zapleść ręce na jego plecach i przywrzeć do niego, jakby był
jej ostatniÄ… deskÄ… ratunku.
- O obrazie.
- A, o tym. Kawał dobrej malarskiej roboty. Ciekawy.
- Tylko mi nie mów, że polubiłaś współczesną sztukę, Neli!
- Nie mówię  lubię", ale być może nauczyłam się cenić
pewne sprawy, których nie ceniłam kiedyś, bo byłam na to
za smarkata.
Ich oczy spotkały się na moment. Przez twarz P.J. przebiegł
jakiÅ› cieÅ„ - coÅ›, co sprawiÅ‚o, że Neli przestaÅ‚o bić serce. Odwró­
ciła błyskawicznie wzrok, bojąc się, że ujawniła za wiele..
ROZDZIAA ÓSMY
P.J. patrzyÅ‚ na profil Neli, napawajÄ…c oczy czystym zary­
sem jej policzka i szyi z wyraznie bijÄ…cym pulsem. Raptem
przypomniaÅ‚ jÄ… sobie sprzed lat - dziewczynÄ™ siedzÄ…cÄ… na­
przeciw niego przy kawiarnianym stoliku w Paryżu, ożywio­
ną rozmową, dyskutującą i roześmianą.
UważaÅ‚ za prawdziwy cud, że ta urokliwa istota należy na­
prawdę do niego. To, że go kochała, wydawało się za piękne,
żeby mogło być prawdziwe, i kiedy Simon Shea sprzątnął mu
ją sprzed nosa, odebrał to tak, jakby zawsze wiedział, że ich
związek nie przetrwa. Dlaczego taka wspaniała dziewczyna
miaÅ‚aby chcieć być z nim, chudym chÅ‚opakiem, pozbawio­
nym krztyny polom?
Była wciąż piękna, szczupła i jakby nieuchwytna. Kiedy
tak siÄ™ jej przyglÄ…daÅ‚, czuÅ‚, że traci wyrobionÄ… przez Å‚ata pew­
ność siebie. MiaÅ‚ znów dwadzieÅ›cia dwa lata. CzuÅ‚ siÄ™ nie­
zgrabnie, oszoÅ‚omiony jej bliskoÅ›ciÄ… i przestraszony, że gdy­
by spróbował zatrzymać ją przy sobie, prześliznęłaby mu się
przez palce i odeszła. Jak wtedy. Teraz miała jakiegoś Johna.
Była szczęśliwa. Czemu miałaby chcieć zaczynać znów z nim
coś od początku? Wystarczyło na nią spojrzeć - elegancką,
budzącą pożądanie. Przełknął ślinę.
- Wyglądasz zachwycająco - powiedział świadom, że za-
Zwykły przypadek 129
brzmiało to gwałtownie i prawie gniewnie, ale nie potrafił
temu zaradzić.
- Dziękuję - odpowiedziała z wahaniem.
- Mam nadzieję, że Johnowi spodoba się ta sukienka.
Johnowi? Przez króciutką, przerażającą chwilę Neli nie
byÅ‚a w stanie przypomnieć sobie, o kim mowa, i nagle ucze­
piÅ‚a siÄ™ fikcji. John reprezentowaÅ‚ sobÄ… przyszÅ‚ość, P.J. - prze­
szłość. Dla własnego dobra postanowiła udawać.
- John nie przywiÄ…zuje wiÄ™kszej wagi do ubioru - powie­
działa to, co przyszło jej do głowy, ale P.J. nie dawał za
wygranÄ….
- Nie trzeba przywiązywać wagi do ubioru, by docenić
piękno kobiety w pięknej sukience - powiedział. - Ten twój
John wydaje mi siÄ™ trochÄ™ zbyt zasadniczy.
- To bardzo miły człowiek.
- A może odrobinę nudny?
- Skądże znowu - odpowiedziała sztywno.
- Wyciągam wnioski z tego, co słyszę. To wszystko.
Neli spojrzaÅ‚a na P.J. niechÄ™tnie, tak poirytowana przy­
tykiem, że prawie zapomniała, że o niejakim Johnie nie wie
dosłownie nic.
- Åšwietny facet. Inteligentny, z ogromnym poczuciem hu­
moru. ..
-1 pewnie jeszcze jest fantastycznie przystojny - dokoÅ„­
czył złośliwie P.J.
- To bez znaczenia, ale owszem, jeÅ›li chcesz wiedzieć, bar­
dzo przystojny.
Ciekawe, pomyÅ›laÅ‚a, co z tego okaże siÄ™ prawdÄ…. Czy rze­
czywisty John ma poczucie humoru? Czy okaże siÄ™ miÅ‚y i in­
teligentny? Czy będzie mężczyzną, który potrafi wybić P.J.
z jej głowy i serca?
130 Jessica Hart
- MyÅ›lisz o zamążpójÅ›ciu? - P.J. nie chciaÅ‚ sÅ‚yszeć odpo­
wiedzi, ale musiał to wiedzieć, jeśli miał się poddać.
- Za wcześnie, żeby o tym myśleć. - Neli postanowiła nie
kÅ‚amać. - Znamy siÄ™ niedÅ‚ugo. BÄ…dz co bÄ…dz, byÅ‚am już raz mÄ™­
żatką i dwukrotnie się zaręczyłam - dodała, próbując obrócić
wszystko w żart. -1 niespecjalnie dobrze na tym wyszłam.
- Może za trzecim razem ci się poszczęści.
Poszczęściło mi się za pierwszym razem, pomyślała ze
ściśniętym sercem. Gdybym tylko miała rozum, żeby wtedy
zdać sobie z tego sprawę.
- Być może - przytaknęła z tęskną miną.
- A Clara... Co o nim sądzi? Zakładam, że to dla ciebie
ważne, jak ułożą się stosunki między nimi.
- Naturalnie, ale... Ona go jeszcze dobrze nie zna.
- Clara wydaje mi siÄ™ dzieckiem, które od razu wyrabia so­
bie opinię o człowieku. - Było to tak trafne spostrzeżenie, że aż
wstrzÄ…snęło Neli. Taka wÅ‚aÅ›nie byÅ‚a Clara, w taki sposób po­
traktowała P.J. Spojrzała na niego, oceniła i uznała, że go lubi.
Nic nie mogło zmienić jej nastawienia. -1 wiesz, co myślę?
-Co?
- Sądzę, że Clarze nie potrzeba dużo czasu, by ocenić tego
twojego Johna. Myślę, że uważa go za nudziarza, ale nie chce
ci tego powiedzieć i wÅ‚aÅ›nie dlatego zastanawiasz siÄ™, czy za­
wrzeć z nim bliższą znajomość.
- Bzdura!
- Gdybyś kochała Johna i uważała go za odpowiedniego
mężczyznę, nie wahałabyś się. Jesteś osobą, która jeśli kocha,
to na zabój i bezwarunkowo.
- A może nauczyłam się patrzeć, nim wpadnę jak śliwka
w kompot - odpowiedziała trochę gorzko, myśląc o Simonie.
Wyraz jej oczu sprawił P.J. ból. Uświadomił sobie, że prze-
Zwykły przypadek 131
lał na nią swoją gorycz. To nie była wina Neli, że wciąż ją
kochał.
- Przepraszam - powiedziaÅ‚ zmienionym gÅ‚osem. - Szczęś­
ciarz z tego Johna. Próbowałem jedynie powiedzieć, że gdybym
to ja czekał na ciebie, a ty przyszłabyś ubrana w tę sukienkę, to
byłbym naprawdę dumny.
Neli popatrzyła na niego i serce ścisnęło się jej boleśnie.
Gdyby tak miaÅ‚a spotkać siÄ™ dziÅ› wieczorem z nim, a nie z ja­
kimś nieskazitelnym Johnem! Marzenie, żeby to powiedzieć,
odebrało jej na moment oddech. Nie zależało jej na poznaniu
Johna. ByÅ‚ przyjacielem Thei, czÅ‚owiekiem zapewne kultural­
nym i atrakcyjnym. Randka z nim mogła przebiec wspaniale.
Wszystko to prawda, tyle że ten nieznajomy nie był mężczyzną,
którego pragnęła. Nie mógł być. Pragnęła jedynie P.J. Chciało
jej siÄ™ pÅ‚akać i z trudem powstrzymaÅ‚a drżenie ust, a P.J., rozu­
miejąc, że jest zdenerwowana, ale nie znając przyczyny, robił,
co mógł, by rozładować atmosferę.
- Ta sukienka - powiedział - jest trzecim strojem, w jakim
cię dzisiaj widzę i zdecydowanie ją wybieram. Wyglądałaś
oczywiście bardzo ładnie w bluzie i tenisówkach, ale to nie
to samo. Szczerze mówiąc, nie sądzę też, żeby kostium, jaki
miałaś na sobie po południu, najlepiej do ciebie pasował.
WdziÄ™czna za zmianÄ™ tematu, Neli uÅ›miechnęła siÄ™ z wy­
siłkiem.
- Wystudiowaną elegancję znoszę zazwyczaj lepiej niż dziś
po południu - powiedziała. - Pióro zawsze pisze i nie wpadam
na meble. Nie co dzieÅ„ jednak zdarza mi siÄ™ wejść na sÅ‚użbo­
we spotkanie i zobaczyć, że czÅ‚owiekiem, z którym wymieni­
łam uścisk dłoni, jest mój były narzeczony. Czy wiedziałeś, że
tam będę?
P.J. pokręcił głową.
132
Jessica Hart
- Lester podał mi nazwisko Eve, ale nie nadmienił, że ktoś
bÄ™dzie jej towarzyszyÅ‚. Nie wierzyÅ‚em wÅ‚asnym oczom, kie­
dy cię zobaczyłem... Za dużo tych zbiegów okoliczności. -
Uśmiechnął się. - A może los próbuje nam coś powiedzieć?
Jak sÄ…dzisz?
- Chyba tylko to, że jest nieprzewidywalny.
PodeszÅ‚a kelnerka z talerzem wytwornie przybranych ka­
napek. Spragniona chwili oddechu, Neli przytrzymaÅ‚a moc­
niej kieliszek i włożyła torebkę pod pachę, by mieć wolną
rÄ™kÄ™. WybraÅ‚a kanapkÄ™ i podnosiÅ‚a jÄ… do ust, gdy ktoÅ› z ty­
łu niechcący ją potrącił. Błyskawicznie się uchyliła, żeby nie
upuÅ›cić szampana, ale ten ruch wystarczyÅ‚, by torebka wy­
sunęła się spod ramienia. I nic wielkiego by się stało, gdyby
była zapięta, a tak wylądowała na podłodze wraz z całą jej
zawartością i rozmówkami suahili.
- Bardzo paniÄ… przepraszam. - Mężczyzna, który potrÄ…­
cił Neli, przykucnął, podobnie jak P.J., by pomóc wszystko
pozbierać.
Dlaczego w takich momentach nigdy nie ma gdzie
odstawić kieliszka? Neli rozejrzaÅ‚a siÄ™ bezradnie. Z kanap­
ką w jednej ręce i szampanem w drugiej oraz z dwoma
mężczyznami u swych stóp poczuÅ‚a siÄ™ Å›miesznie. Wrzu­
ciła kanapeczkę do ust i nachyliła się po torebkę. Mocno
speszona, z uÅ›miechem dziÄ™kowaÅ‚a, gdy podawano jej roz­
rzucone przedmioty. KtoÅ› przyniósÅ‚ monetÄ™, która poto­
czyła się na środek sali, kto inny znalazł grzebień. Chwała
Bogu, że poza kluczami, szminkÄ…, telefonem komórko­
wym, kartami kredytowymi, chusteczkami, perfumami,
dziesięciofuntowym banknotem i drobniakami z reszty,
jaką wydał jej kierowca taksówki, nie miała w torebce nic
kompromitujÄ…cego!
Zwykły przypadek 133
- Myślę, że to już wszystko - powiedziała, wyprostowując
się i dziękując mężczyznie, który ją potrącił, za pomoc.
- Z wyjątkiem tego. - P.J. wstał z rozmówkami w ręku.
Miał dziwną minę. - Neli, chyba mi nie powiesz, że wciąż
próbujesz nauczyć się suahili?
- Nie... MiaÅ‚am tó wÅ‚aÅ›nie pożyczyć Johnowi... Zastana­
wia siÄ™, czy nie pojechać na wakacje do Kenii. - Neli impro­
wizowała jak umiała, ale nawet w jej uszach nie brzmiało to
zbyt przekonywajÄ…co.
- NaprawdÄ™? - P.J. uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej tak, że nagle za­
brakło jej powietrza i krew zadzwoniła w uszach.
- Tak - odpowiedziała bez tchu, nie potrafiąc wymyślić
nic ponadto. Pragnęła, żeby P.J. jak najprędzej zwrócił jej
książkę, lecz on spokojnie przerzucał strony.
- Habarrigani... Jak się czujesz? Pamiętasz to? Ciągle to
powtarzaliśmy.
- A jeszcze częściej:  Dwa zimne piwa, proszÄ™" - powie­
działa, starając się, by zabrzmiało to lekko, ale serce waliło
jej od wspomnień. P.J. podniósł rękę.
- Czekaj... Nataka beer mbili, barioli sana - powiedział po
chwili z triumfem w głosie. - Widzisz!
- Jestem pod wrażeniem. Ja nigdy nie byÅ‚am w stanie te­
go zapamiętać.
- A ja pamiętam wszystko... - Zmienił mu się głos. - Nie
zapomniałem też, jak się mówi:  Kocham cię". Nakupenda
sana. Mówiłem ci to codziennie.
Azy napłynęły do oczu Neli. Pochyliła głowę, udając, że
sprawdza, czy tym razem torebka jest dobrze zamknięta.
- Minęło już tyle lat...
- SzesnaÅ›cie. PamiÄ™tasz, jakie mieliÅ›my plany? Zamierza­
liśmy zwiedzić wszystkie parki krajobrazowe, wejść na Kiłi-
134 Jessica Hart
mandżaro, popływać w Oceanie Indyjskim... pojechać do
Zanzibaru... Czy nie rozmawialiÅ›my kiedyÅ› o przejechaniu sa­
mochodem przez SaharÄ™?
- NaprawdÄ™ nam odbiÅ‚o. Kiedy myÅ›li siÄ™ o tym teraz, wy­
daje siÄ™ to kompletnie nierealne.
- Byliśmy młodzi - odparł łagodnie P.J. - Czy nigdy ci się
nie marzy, by sięgać po to, co niby jest nierealne?
Neli smutno kiwnęła gÅ‚owÄ…. Przez ostatnich kilka lat rze­
czywistość aż nadto dała się jej we znaki.
- Nie da siÄ™ powtórzyć tamtych odczuć. Nigdy już nie bÄ™­
dziemy tacy młodzi.
- Co nie znaczy, że czÅ‚owiek musi pożegnać siÄ™ z marze­
niami.
- Owszem, ale na dłuższą metę lepiej być realistą. - Neli
przygryzła wargę. - Przeżywa się mniej rozczarowań.
P.J. zamknął rozmówki i oddał jej książeczkę.
- Pojechałaś do Afryki?
-Nie.
Simona nigdy nie pociÄ…gaÅ‚y peÅ‚ne przygód wakacje. Wy­
jeżdżali zawsze do kosztownych kurortów. Hotelowe pokoje
miaÅ‚y klimatyzacjÄ™, prysznice zawsze dziaÅ‚aÅ‚y, a woda w ba­
senie byÅ‚a starannie nitrowana. Neli namawiaÅ‚a męża, by wy­
jechać gdzieÅ› i zobaczyć kawaÅ‚ek kraju, w którym przebywa­
li, ale Simona nigdy to nie interesowało.  Jesteśmy tu, żeby
odpocząć - mawiał. - Tobie to by może odpowiadało, ale ja
pracuję na okrągło całymi miesiącami".
Neli odepchnęła wspomnienia.
- A ty? Byłeś tam?
- Raz. Parę lat temu wybrałem się do Tanzanii.
- I co? Cudowna? - Neli staraÅ‚a siÄ™, by w jej gÅ‚osie nie za­
brzmiała zazdrość.
Zwykły przypadek 135
- Piękna - powiedział powoli P.J. - Nawet piękniejsza, niż
to sobie wyobrażaliśmy.
Tak naprawdę nie umiał cieszyć się pobytem na Czarnym
Lądzie bez Neli. Obserwował zachody słońca i przyłapywał się,
że myÅ›li o niej i o tym, jak by to byÅ‚o, gdyby znalezli siÄ™ tu ra­
zem. Nigdy nie poprosił w języku suahili o dwa zimne piwa.
Marian, jego towarzyszka, lubiÅ‚a szampana i koktajle. Piwa ni­
gdy by nie tknęła, narzekała na upał, insekty i brak dobrych
sklepów. Cały ten wypad okazał się katastrofą i z pewnością
przysłużył się do zakończenia ich związku.
- Cieszę się - powiedziała Neli. - Tak bardzo marzyliśmy
0 podróży do Afryki, że byłoby aż wstyd, gdyby żadne z nas
się tam nie wybrało.
- Tak, wstyd - przytaknął P.J. i ich oczy spotkały się na
krótką chwilę.
Neli pierwsza odwróciła wzrok.
Miała znów kłopot z oddechem i w przedłużającej się ciszy
próbowaÅ‚a wymyÅ›lić coÅ›, co mogÅ‚aby powiedzieć. MiaÅ‚a dziw­
ne uczucie, że jest uwięziona w bańce, wyizolowana z gwaru
i otaczajÄ…cego ich tÅ‚umu, że istnieje wyÅ‚Ä…cznie P.J. i cisza, w któ­
rej krzyczÄ… Å‚Ä…czÄ…ce ich wspomnienia. MusiaÅ‚a siÄ™ z tego wydo­
być, uciec od gorzko-słodkiej wiedzy o tym, co mogło być.
- Nie poznaÅ‚am jeszcze nikogo z waszego zespoÅ‚u - po­
wiedziała w końcu podenerwowana. - Może mógłbyś mnie
poprzedstawiać?
P.J. się nie poruszył.
- Do rozmów wystarczy pani Eve.
- Powinnam jej asystować. Po to tu przyszłam.
- Myślę, że Eve wolałaby, żebyś została tu, gdzie jesteś -
odparÅ‚ z leniwym uÅ›miechem. - PomyÅ›li, że wykonujesz do­
brÄ… robotÄ™, czarujÄ…c szefa.
136 Jessica Hart
Neli była mu wdzięczna za to, że ją rozzłościł.
- Nie wiedziałam, że cię czaruję - mruknęła.
- Nie czarujesz, ale Eve nie musi o tym wiedzieć, prawda?
- Powiedz mi zatem, jaki byÅ‚ sens zmuszać mnie do przyj­
ścia tutaj?
P.J. udał zaskoczonego.
- Do niczego cię nie zmuszałem. Zaprosiłem cię jedynie
na kieliszek szampana.
- WiedzÄ…c doskonale, że nie mogÄ™ odmówić. - Neli Å›wia­
domie podsycała w sobie gniew, z którym radziła sobie
o wiele lepiej niż ze wspomnieniami. - Bez względu na to,
że mam dziś randkę, o czym również doskonale wiedziałeś.
- Spojrzała na zegarek. - I już jestem spózniona.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Jestem pewien, że John ciÄ™ zrozumie - powiedziaÅ‚ P.J. - Za­
telefonuj do niego i powiedz, że się trochę spóznisz.
Neli przygryzÅ‚a wargÄ™. Za żadne skarby Å›wiata nie przy­
znałaby się do tego, że spotkanie jest randką w ciemno i że
John może rozpoznać ją jedynie po rozmówkach w języku
suahili. P.J. podniósł jej telefon komórkowy z podłogi, nie
mogÅ‚a wiÄ™c twierdzić, że nie ma jak skontaktować siÄ™ z Joh­
nem. A gdyby nawet tak byÅ‚o, prawdopodobnie zapropono­
wałby jej skorzystanie z własnego aparatu.
- On nie ma komórki - powiedziaÅ‚a, czujÄ…c siÄ™ zapÄ™dzo­
na w kozi róg.
- NaprawdÄ™? Dlaczego?
- Uważa, że telefon komórkowy to intruz - wymyśliła Neli
na poczekaniu i raptem zirytowaÅ‚a siÄ™ na samÄ… siebie za ro­
bienie z Johna nudziarza. Z tego co wiedziaÅ‚a, John dyspono­
wał najnowocześniejszym sprzętem. - Jestem zresztą pewna,
że zaczeka na mnie, ale lepiej już pójdę.
- Gdzie masz się z nim spotkać?
- W Covent Garden.
- W restauracji?
- Nie, w barze... Ale co cię to właściwie obchodzi?
- W którym?
- Słuchaj, po co te przepytywania? - zirytowała się Neli.
Jessica Hart
138
- Żadne przepytywanki. - P.J. uniósł ręce. - Po prostu też
jadę do Covent Garden. Mógłbym cię podwiezć.
- NaprawdÄ™ nie ma potrzeby...
- Oj, proszÄ™ ciÄ™. Jak sama powiedziaÅ‚aÅ›, spóznisz siÄ™ z mo­
jej winy, więc przynajmniej to mogę dla ciebie zrobić.
- Pojadę metrem - powiedziała sztywno, nie ufając jego
intencjom. - Tak będzie mi łatwiej.
- W tych pantoflach? - RzuciÅ‚ okiem na jej stopy. Nie trze­
ba było być znawcą obuwia, żeby wiedzieć, czemu służą te
delikatne paseczki i eleganckie obcasy. - Sama wiesz, jak siÄ™
będziesz musiała nachodzić podziemnymi tunelami, a z tej
torebeczki nie wypadły żadne buty na zmianę. Twojej kostce
na pewno nie zrobi to dobrze.
- Nie musiałabym w ogóle nigdzie chodzić, gdybyś nie
zmusił mnie do przyjścia tutaj - sarknęła. - Nie poznałam
nikogo z twojego genialnego zespołu i wiem o atmosferze
twojego sÅ‚awnego przedsiÄ™biorstwa tyle samo co po poÅ‚u­
dniu. To dla mnie kompletna strata czasu.
- Nie powiedziałbym.
- W takim razie po co mnie zaprosiłeś?
- Chciałem się z tobą zobaczyć - odparł P.J. - Nie zjesz ze
mnÄ… kolacji, wiÄ™c wyciÄ…gniÄ™cie ciÄ™ tutaj byÅ‚o najlepszym po­
mysłem, jaki przyszedł mi do głowy.
- P.J.... - Neli wyrwaÅ‚a siÄ™ z roztaÅ„czonej gÅ‚Ä™bi bÅ‚Ä™kitu, ja­
kÄ… byÅ‚y teraz jego oczy. Czy nie rozumiaÅ‚ bezsensownoÅ›ci te­
go wszystkiego? - Wiesz... Lepiej już pójdÄ™ - wybÄ…kaÅ‚a, roz­
glądając się za czymś, gdzie dałoby się odstawić kieliszek.
- Tak, tak. Nie wolno ci narażać Johna na czekanie - przy­
taknÄ…Å‚. - Pozwól... - Jakby za sprawÄ… czarów, u jego boku po­
jawił się kelner. P.J. odstawił oba kieliszki na tacę, podziękował
skinieniem głowy i zwrócił się ponownie do Neli: - Gotowa?
Zwykły przypadek
139
- Ależ...
- Neli, zrozum. Jestem tylko twoim starym przyjacielem
i proponuję ci podwiezienie - powiedział cierpliwie. - Co
w tym złego?
Nic, gdyby potrafiła myśleć o nim jedynie jak o dawnym
przyjacielu. Ale nie była w stanie tak go traktować. Za silny
był prąd, który między nimi przebiegał.
- A co z tymi wszystkimi ludzmi? - Wskazała wypełnioną
po brzegi salę. - Myślałam, że jesteś sponsorem imprezy. Czy
nie będzie im ciebie brakowało?
- Nie mam tu nic do roboty. Organizatorem jest korporacja,
a mnie po prostu zaproszono tak jak wszystkich innych gości.
Poza tym mam dziÅ› randkÄ™ i dlatego wybieram siÄ™ do Covent
Garden. - Wyjął maleńki telefon komórkowy i nacisnął guzik.
- Jestem tam umówiony. No, rusz się, chodzmy.
Nie było sensu dalej dyskutować. P.J. ujął ją pod łokieć
i przeprowadził przez tłum. Skłaniając głowę i uśmiechając
się, witał rozmaite osoby, ale nie przystanął przy nikim.
Samochód już czekał. Szofer wysiadł, podał P.J. kluczyki
i dyskretnie zniknÄ…Å‚.
- To siÄ™ nazywa wygoda! - powiedziaÅ‚a Neli, usiÅ‚ujÄ…c od­
zyskać choć odrobinę dawnej waleczności ducha.
- A nie? - uśmiechnął się wesoło P.J., otwierając przed nią
drzwiczki. - Powiadamiam szofera dzwonkiem, gdy mam
skądś wyjść, a on podstawia samochód.
- Nie musisz siÄ™ przejmować biletami parkingowymi. Przy­
jemna sprawa.
- Jedno z dobrodziejstw bycia milionerem - przytaknÄ…Å‚
z szerokim uśmiechem i usiadł za kierownicą.
CoÅ› siÄ™ zmieniÅ‚o, myÅ›laÅ‚a podejrzliwie Neli, zerkajÄ…c na nie­
go spod rzęs, gdy wsuwał kluczyk do stacyjki. Jeszcze niedawno
140 Jessica Hart
był uszczypliwy, prawie nieprzyjemny, gdy wypytywał o Johna,
i przeszło jej nawet przez myśl, że to może zazdrość, a teraz nie
okazywał najmniejszego napięcia. Odzyskał swoje normalne
poczucie humoru. Mówił o tym jego uśmiech, błysk w oczach,
ton głosu, w którym pobrzmiewał śmiech. P.J. wydawał jej się
prawie... rozradowany.
Najwyrazniej bardzo czekał na ten swój wieczór, i czemu
nie? Nie byÅ‚o powodu, dla którego P.J. miaÅ‚by myÅ›leć z nie­
chÄ™ciÄ… o umówionej randce, tak jak ona o swojej. Na wiado­
mość , że P.J. z kimś się spotyka, Neli zareagowała skurczem
żoÅ‚Ä…dka. CzuÅ‚a siÄ™ Å›miesznie. Taki zamÄ™t w gÅ‚owie, tyle za­
chodu, żeby mu się oprzeć! Była przeświadczona, że w nim
również odżyÅ‚a dawna bliskość i tak siÄ™ baÅ‚a, że bÄ™dzie usi­
łował odnowić ich związek. I oto okazało się, że mogła sobie
darować wszystkie obawy!
Nie wspominał o nikim, więc po prostu uznała, że nie
miaÅ‚ kobiety, ale powinna siÄ™ byÅ‚a domyÅ›lić. W życiu męż­
czyzny takiego jak P.J. musiaÅ‚a być jakaÅ› ona. MówiÅ‚ co praw­
da, że chciałby się spotkać ze mną, przypomniała sobie Neli.
Owszem, ale co to oznaczało? Może po prostu miał ochotę
powspominać stare dzieje bez intencji odnawiania czegoś, co
utracili przed szesnastoma laty?
A teraz wybierał się na randkę. Nie był kobieciarzem,
więc, co oczywiste, uważał ją jedynie za swoją dawną
przyjaciółkę. Powinnam się cieszyć, pomyślała markotnie.
Czy nie w takiej roli chciała się widzieć? Postanowiła nie
dopuÅ›cić do tego, by znów wkroczyÅ‚ w jej życie, a wyglÄ…­
daÅ‚o na to, że nie musiaÅ‚a siÄ™ zadrÄ™czać. No i Å›wietnie. Bar­
dzo dobrze, tyle że czuła się jeszcze bardziej rozedrgana
niż przedtem.
- A zatem... spotykasz się z kimś miłym? - zapytała.
Zwykły przypadek 141
- O tak To najsympatyczniejsza osoba, jakÄ… znam. I naj­
piękniejsza.
- Szczęściarz z ciebie.
- Mam nadziejÄ™.
- Nie rozumiem. - Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie jestem pewien jej uczuć - wyjaśnił ostrożnie.
Jest w nim pewnie zakochana po uszy, pomyślała Neli. Jak
by mogło być inaczej?
- Powinieneś ją zapytać. - Takie rady dają sobie nawzajem
starzy przyjaciele, czyż nie?
- Naprawdę tak uważasz?
- Oczywiście. - Wzruszyła lekko ramionami. - Będziesz
przynajmniej wiedział, na czym stoisz.
- A jeśli powie, że mnie nie kocha?
- Lepiej, jeÅ›li oboje bÄ™dziecie wobec siebie uczciwi - po­
wiedziała ze zlodowaciałym sercem.
- W tym cała rzecz. Mam wrażenie, że ona nie jest ze mną
do końca szczera.
- Dlaczego?
- Ma za sobą ciężkie przejścia - powiedział wolno. - Nie
ufa mi.
- Może nie ufa sama sobie. - Neli starała się ignorować
przerazliwy ból, rozdzierający jej serce na myśl o tym, jak
głęboko P.J. kochał tę inną kobietę.
- Pewnie masz racjÄ™ - zastanowiÅ‚ siÄ™. - Co wiÄ™c mam zro­
bić, żeby mi zaufała?
- Musisz być cierpliwy, to wszystko. - Z trudem zdławiła
łzy. - Wiem, że to niełatwe, ale jeśli naprawdę ją kochasz, jest
tego warta. - Załamał się jej głos i szybko odwróciła wzrok
do szyby.
- Tak. Jest warta wszystkiego.
142 Jessica Hart
Neli nie widziała twarzy P.J., ale w tonie jego głosu było tyle
ciepła i czułości, że serce ścisnęło się jej jeszcze bardziej.
- CieszÄ™ siÄ™, że znalazÅ‚eÅ› kogoÅ›, kogo aż tak kochasz - po­
wiedziała, dumna z siebie, że udało się jej zachować pewne
brzmienie głosu. - Mam nadzieję, że ci się wszystko uda.
- Też mam takÄ… nadziejÄ™. I dziÄ™kujÄ™ ci, Neli, za radÄ™. Bar­
dzo mi pomogłaś.
- Będę szczęśliwa, jeśli ci się powiedzie.
Ale nie była szczęśliwa. Czuła się kompletnie zdruzgotana
wiadomością, że pokochał inną.
Po co w ogóle wrócił? Ułożyłam już sobie życie, myślała
gorzko. Borykała się z nim razem z Clarą. Tęskniła niekiedy
za tym, żeby mieć kogoś, kto by ją podtrzymał w trudnych
chwilach, ale w gruncie rzeczy... było jej dobrze. Lepiej niż
dobrze. BywaÅ‚a szczęśliwa. W każdym razie - radosna. A te­
raz P.J. wszystko zepsuÅ‚. SprawiÅ‚, że odczuÅ‚a pustkÄ™. Zobaczy­
ła swoją przyszłość jako pasmo samotnych, beznadziejnych
dni. Przez caÅ‚e lata tÅ‚umiÅ‚a wspomnienia, ale wystarczyÅ‚ je­
den dzieÅ„, by wszystko odżyÅ‚o. ByÅ‚o tak, jakby siÄ™ przebudzi­
ła i sen zatańczył przed nią, przeobrażając się w coś realnego
tylko po to, by zniknąć w momencie, gdy już-już wydawa­
ło się jej, że to jawa. Czuła się teraz chora z rozczarowania
i tęsknoty.
Z paniką uzmysłowiła sobie, że są to być może ostatnie
minuty, jakie spÄ™dzajÄ… razem. P.J. zwiÄ…zaÅ‚ siÄ™ z innÄ… kobie­
tą i nie było powodu, dla którego mieliby się jeszcze kiedyś
spotkać.
Zapragnęła dotknąć go jeszcze jeden, jedyny raz. PoÅ‚o­
żyć rękę na jego udzie, przechylić się i przywrzeć wargami
do jego szyi. Pragnęła, żeby zatrzymał samochód, zjechał na
pobocze i pocałował ją. Pragnęła cofnąć czas o całych tych
Zwykły przypadek
143
szesnaście lat i odzyskać dawną szansę. Tym razem by jej nie
zmarnowała. Dokonałaby właściwego wyboru. Ale powrotu
nie było. Czas biegnie tylko w jednym kierunku.
Na ulicach był ogromny ruch i wydawało się, że ta jazda
nigdy się nie zakończy. Kiedy dotarli wreszcie na Trafalgar
Square, Nell miała wrażenie, że dłużej już nie wytrzyma.
- MyÅ›lÄ™, że bÄ™dzie szybciej, jeÅ›li pójdÄ™ stÄ…d pieszo - po­
wiedziała na kolejnym czerwonym świetle.
- A noga? - zaniepokoił się P.J. - W takich pantoflach to
jednak niezły spacerek.
- Wytrzymają... To już niedaleko, a nie chcę, żeby John
czekał.
- Cóż, skoro jesteś pewna...
Neli nie wiedziaÅ‚a, czy powinna odczuć ulgÄ™, czy przy­
krość, że P.J. nie usiłował jej zatrzymać.
- Tak. - Odpięła pas i chwyciÅ‚a za klamkÄ™. - Mam nadzie­
ję, że nie spóznisz się na swoją randkę.
Spojrzał na zegarek.
- Myślę, że ona zrozumie moje kilkuminutowe spóznienie.
- Kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu, a serce Neli skurczyło
się w kamyk. - Każdy widzi, jaki jest dzisiaj ruch. Może się
okazać, że znajdziesz się w barze wcześniej niż John. Ale to
chyba nie problem. Wydaje mi siÄ™, że to ktoÅ›, na kogo war­
to poczekać.
- O tak. - Neli pożałowała nagle, że tyle nafantazjowała
o Johnie. Było już jednak za pózno, by powiedzieć prawdę.
Otworzyła drzwiczki.
- Niech ci się wiedzie we wszystkim - powiedziała naj-
swobodniej, jak potrafiła.
- Tobie też. - Uśmiechnął się. - Do widzenia, Neli.
- Do widzenia. - W ostatniej chwili opuściła ją odwaga.
Jessica Hart
144
Uśmiech zniknął z jej twarzy, odwróciła się prędko i zmusiła
do odejścia, zanim zobaczył w jej oczach łzy.
Kulejąc, dotarła do baru, ale - paradoksalnie - sytuacja,
w której mogÅ‚a siÄ™ skoncentrować na bólu nogi, a nie na roz­
paczy w sercu, wydała się jej komfortowa.
Nigdy w życiu nie miała mniejszej ochoty na jakąś randkę
w ciemno. Na myÅ›l, że ma siedzieć, być miÅ‚a i starać siÄ™ oka­
zać zainteresowanie mężczyzną, który nie był P.J., Neli czuła
siÄ™ jeszcze markotniej niż zwykle, ale przyszÅ‚a tutaj i nie by­
łoby fair wobec Johna po prostu zostawić go na lodzie.
NajproÅ›ciej byÅ‚oby powiedzieć mu wprost, że kocha inne­
go. Nie było sensu udawać, że jest inaczej. Thea zburczałaby
ją, ale jeśli ten John był taki super, jak twierdziła, na pewno
ją zrozumie. Prawdopodobnie wolałby znać prawdę.
Zerknęła na zegarek. Mimo wszystko nie spózniła się aż tak
bardzo. Pchnęła drzwi, weszła i zawahała się, rozglądając się za
kimś, kto mógłby wyglądać na Johna. W barze było pustawo.
Samotnych mężczyzn byÅ‚o tylko dwóch, w dodatku za mÅ‚o­
dych. Neli usiÅ‚owaÅ‚a przejść obok stolików, przy których sie­
dzieli, tak by nie było widać, że czegoś szuka wzrokiem, lecz nie
dostrzegła nigdzie ani słowniczka suahili, ani też nie odniosła
wrażenia, by któryś z mężczyzn jej wypatrywał.
Ruch na ulicach - jak podkreÅ›laÅ‚ P.J. - byÅ‚ faktycznie du­
ży. Może John utkwiÅ‚ w korku. Powinna dać mu szansÄ™. Wy­
brała miejsce widoczne od drzwi, zamówiła kieliszek wina
i położyła rozmówki na stole. Postanowiła dać Johnowi pół
godziny, a gdyby się nie pojawił, wyjść.
W normalnych okolicznoÅ›ciach Neli czuÅ‚aby siÄ™ bardzo gÅ‚u­
pio, że tak wyczekuje na jakąś randkę w ciemno, ale teraz nic
już jej nie obchodziło. Ważne było jedynie to, że znów na za-
Zwykły przypadek
145
wsze rozstaÅ‚a siÄ™ z P.J. Jak miaÅ‚a to znieść? Å»eby coÅ› robić, otwo­
rzyła rozmówki i zaczęła je powoli studiować, lecz górę wzięły
wspomnienia. MyÅ›laÅ‚a o dobrych czasach, które spÄ™dzili ra­
zem, o wspólnych marzeniach i jeszcze raz zaczęła sobie wy­
obrażać, jak by to byÅ‚o, gdyby nie wybraÅ‚a Simona. Ale wybra­
ła i ponosiła za to odpowiedzialność. Nikt jej do tego wyboru
nie zmuszaÅ‚, zrobiÅ‚a to sama. PopeÅ‚niÅ‚a bÅ‚Ä…d, musiaÅ‚a za to za­
pÅ‚acić. A przecież w wielu sprawach poszczęściÅ‚o siÄ™ jej. Mia­
ła zdrowe dziecko, kochającą rodzinę i przyjaciół, mieszkanie,
dobrą pracę. Nie miała tylko P.J. No cóż, jakoś radziła sobie bez
niego i poradzi dalej, tylko że... och, teraz bÄ™dzie o wiele trud­
niej. Postanowiła sobie, że zachowa spokój, a jednak poczuła
spływającą łzę i ze złością otarła bok nosa. Rozmówki w języku
suahili leżały spokojnie na stole.
ROZDZIAA DZIESITY
- Przepraszam, spózniłem się.
Neli spojrzaÅ‚a na rÄ™kÄ™ poÅ‚ożonÄ… na książce. BiaÅ‚y man­
kiet odcinajÄ…cy siÄ™ od brÄ…zowej skóry, bÅ‚yszczÄ…ce zÅ‚ote spin­
ki, ciemny zarost na szerokim męskim nadgarstku. Powoli,
bardzo powoli, przesunęła wzrok w górÄ™ na rÄ™kaw wieczo­
rowej marynarki, ramię i w końcu na twarz. P.J.! Do głębi
poruszona, spuściła oczy na rozmówki, po czym ponownie
je podniosła.
- To ty? - wyszeptała.
- Peter John we własnej osobie. - Odsunął krzesło i usiadł
naprzeciw niej. - Janey i Thea uznały, że nie przyszłabyś,
gdybyÅ› wiedziaÅ‚a, że chodzi o mnie, wiÄ™c posÅ‚użyÅ‚y siÄ™ mo­
im drugim imieniem.
Neli siedziała jak trusia. Patrzyła na niego, prawie nie
Å›miÄ…c uwierzyć w to, co siÄ™ dziaÅ‚o, i zbyt wstrzÄ…Å›niÄ™ta, że­
by docieraÅ‚o do niej cokolwiek poza faktem, że raptem, ja­
kimś cudem, znalazł się tutaj. Była nawet trochę przerażona,
tak jakby był wytworem jej wypełnionej tęsknotą wyobrazni,
a nie kimÅ› rzeczywistym.
- Myślałem, że mam się spotkać z jakąś Helen - mówił
dalej, podenerwowany jej milczeniem bardziej, niż chciałby
się do tego przyznać. - Nie przyszło mi do głowy, że Neli to
zdrobnienie imienia Helen, chociaż o tym wiem. Mówię za
Zwykły przypadek
147
dużo, przepraszam - przerwaÅ‚ i popatrzyÅ‚ prosto w jej piÄ™k­
ne szare oczy - Masz mi za złe?
- Za złe? - powtórzyła schrypniętym głosem. - Co?
- Że to ja, a nie jakiś inny John?
MiaÅ‚ takÄ… niepewnÄ… minÄ™, że Neli wyrwaÅ‚a siÄ™ nagÅ‚e z bez­
ruchu. To nie był sen. Z jej ust wydobył się dzwięk będący
mieszaniną śmiechu i płaczu. Potrząsnęła głową.
- Nie - powiedziała, uśmiechając się przez łzy. - Nie mam
nic przeciw temu.
P.J. gwałtownie chwycił jej dłonie i zamknął w ciepłym,
mocnym uścisku.
- WierzÄ™ ci - powiedziaÅ‚. - TrochÄ™ siÄ™ baÅ‚em, że siÄ™ po­
gniewasz.
- Powinnam - odparła, splatając z nim palce. - Ale nie na
ciebie. Przecież to sprawka Thei i Janey.
- WeszÅ‚y z sobÄ… w kontakt przez internet, a Janey nie mo­
gÅ‚a siÄ™ doczekać, kiedy przedstawi twojej siostrze swojÄ… teo­
rię na mój temat.
- Jaka to teoria?
- Że nie potrafię o tobie zapomnieć. Janey nakłaniała
mnie, żebym siÄ™ z tobÄ… skontaktowaÅ‚, ale baÅ‚em siÄ™ rozdra­
pywać przeszłość. Pomyślałem, że lepiej zostawić wszystko
jak jest i raptem zobaczyÅ‚em ciÄ™ dziÅ› rano. Wtedy uzmysÅ‚o­
wiłem sobie, że moja siostra przez cały czas miała słuszność.
Ale się będzie ze mnie nabijała!
Neli wybuchnęła śmiechem.
- Thea ze mnie też. Podbechtywała mnie przez cały czas.
Dlaczego się z tobą nie kontaktuję? Dlaczego nie zadzwoniłam,
żeby powiedzieć ci  cześć"? Wyobrażasz sobie! I tak w kółko.
A mnie coraz bardziej odrzucało od spotkania z tobą.
- Bałaś się wskrzeszać przeszłość?
Jessica Hart
148
- To też, oczywiście, ale przede wszystkim wstydziłam
się, ponieważ dowiedziałam się, że zrobiłeś karierę i jesteś
bardzo bogaty: Uznałam więc, że żyjemy w dwóch różnych
światach i że lepiej będzie, żeby tak pozostało.
- Rozumiem ciÄ™ - odparÅ‚ z namysÅ‚em. - PoszliÅ›my oddziel­
nymi drogami, w różnych kierunkach. Ale widać było nam
przeznaczone, żebyÅ›my dziÅ› znów do siebie wrócili. Niech na­
sze siostrunie myślą sobie, że to dzięki nim, ale wydaje mi się,
że i tak byśmy się spotkali. Tak chyba miało być.
- Zastanawiam siÄ™ - powiedziaÅ‚a, myÅ›lÄ…c o tym, co wÅ‚aÅ›­
nie usÅ‚yszaÅ‚a. - Pierwsze dwa spotkania nie miaÅ‚y nic wspól­
nego z TheÄ… i Janey, prawda?
- Nie miały, a za trzecim razem to ja postanowiłem wziąć
sprawy we wÅ‚asne rÄ™ce. - P.J. uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko. - Po­
myślałem, że los dość się już napracował, żebym cię odzyskał,
i pora, żebym przystÄ…piÅ‚ do dziaÅ‚ania. Chociaż, jak siÄ™ okaza­
ło, mogłem zostawić wszystko w rękach mojej siostry!
Neli upiÅ‚a Å‚yk wina, czujÄ…c, jak z jej pleców i ramion po­
woli odchodzi napięcie.
- Kiedy się domyśliłeś, że jesteś umówiony właśnie ze mną?
- Dopiero w momencie, gdy upuściłaś torebkę. Do tej
chwili wiedziaÅ‚em tylko to, co powiedziaÅ‚a mi Janey, to zna­
czy że mam siÄ™ spotkać z Helen, jej rozwiedzionÄ… przyja­
ciółką, bardzo miłą kobietą, i że rozpoznam ją łatwo, gdyż
będzie miała przy sobie rozmówki w języku suahili. Kiedy
zobaczyłem, że wypadły ci z torebki, poczułem... - Umilkł,
szukajÄ…c słów, które oddaÅ‚yby jego ówczesny stan ducha. Po­
czuł się nagle tak, jakby coś rozsypanego złożyło się w całość
i jakby z pleców zdjÄ™to mu przygniatajÄ…cy ciężar. - Nie po­
trafiÄ™ ci tego opisać... W każdym razie - poddaÅ‚ siÄ™ ostatecz­
nie - kiedy wysiadłaś na Trafalgar Square, zatelefonowałem
Zwykły przypadek
149
do Janey i zapytałem wprost, czy to z tobą mam te randkę.
Przyznała, że tak.
- Dlaczego u licha nie powiedziaÅ‚y nam o tym? - sarknÄ™­
Å‚a Neli.
- UznaÅ‚y pewnie, że gdybyÅ›my wiedzieli, co uknuÅ‚y, to by­
śmy się z tego wykręcili.
- Ja prawdopodobnie tak - przytaknęła niechętnie - ale
przynajmniej nie zrobiÅ‚abym z siebie idiotki. Bo na pew­
no pomyślałeś, że jestem skończoną idiotką, kiedy uparcie
udawałam, że znalazłam w jakimś tam Johnie mężczyznę
mego życia.
- Uczciwie mówiąc, ulżyło mi, kiedy się okazało, że to ja
mam nim być. - UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ krzywo. - MyÅ›l o nim na­
prawdę mnie wkurzała. Byłem zazdrosny!
- Nie domyśliłeś się, że ten ktoś tak naprawdę nie istnieje?
- Odgadłem to dopiero wtedy, gdy zobaczyłem rozmówki.
Opisywałaś go z dużą emocją. Nie miałem podstaw sądzić,
że improwizujesz.
- Nie wiem, dlaczego to wszystko wymyÅ›liÅ‚am - powie­
dziaÅ‚a zarumieniona, obracajÄ…c w palcach kieliszek. - Pew­
nie po to, żebyś nie uznał mnie za smutną rozwódkę.
- Ależ Neli! - Tym razem P.J. wyglądał na zaskoczonego.
- Czemu miaÅ‚bym tak o tobie pomyÅ›leć? O kobiecie ze wspa­
niałą córką, na stanowisku i - jak mogło mi się wydawać
- ze wspaniałym mężczyzną u boku? Uznałem, że świetnie
panujesz nad swoim życiem.
- A tymczasem miotam siÄ™, mam córkÄ™, która mnÄ… dyry­
guje, i wyimaginowanego kochasia!
- Teraz wiem więcej - przytaknął P.J. - Przyznam, że to
dla mnie ulga, że nie jesteÅ› taka doskonaÅ‚a, za jakÄ… ciÄ™ po­
czątkowo uznałem. - Z ogromną czułością pogładził ją po
Jessica Hart
150
policzku. - Chociaż... dla mnie zawsze będziesz doskonała
- powiedział miękko.
- Och, P.J. - Na rzęsach Neli osiadły łzy. - Jak możesz tak
mówić, skoro tyle przeze mnie wycierpiaÅ‚aÅ›? ByÅ‚am taka gÅ‚u­
pia, że wybrałam Simona... Tak mi żal.
- Ja też cię zraniłem - przyznał łagodnie. - Powinienem był
poświęcić ci więcej uwagi, gdy tego potrzebowałaś. Byłem za
bardzo wpatrzony w przyszłość, a powinienem był wsłuchać się
w ciebie i twoje potrzeby. - Sięgnął po jej dłoń i mocno splótł
z nią palce. - Tak to już jest ze związkami. Tworzy je i łamie
dwoje ludzi. O naszym zdecydowaÅ‚aÅ› nie tylko ty, Neli. Przy­
najmniej byłaś wobec mnie uczciwa. Kiedy uświadomiłaś sobie,
że zakochaÅ‚aÅ› siÄ™ w Simonie, od razu mi to powiedziaÅ‚aÅ›, a mu­
siało cię to dużo kosztować. Wróżyłem zle waszemu związkowi,
ale nic to nie daÅ‚o. Gdybym byÅ‚ starszy, może umiaÅ‚bym wal­
czyć o jego rozbicie i dać ci czas do namysÅ‚u, zamiast katego­
rycznie zakończyć naszą znajomość.
- Byłam taka durna. Nie miałam pojęcia, jakie szczęście
trzymam w rękach. - Spod rzęs Neli trysnęła łza i popłynęła
bokiem nosa. P.J. otarł ją czule kciukiem.
- To było tak dawno, Neli...
- Chciałabym to wszystko odwrócić, naprawić.
- Ale wtedy nie miaÅ‚abyÅ› Clary, a ja swojej firmy. Tych szes­
naście lat nie poszło więc tak całkiem na marne, prawda?
- Prawda - przytaknęła, myśląc o córeczce.
- Tęskniłem za tobą.
- Tyle lat? - Uśmiechnęła się ze łzami w oczach. - Nie
chce mi się wierzyć, że przez cały ten czas bolałeś nad tym,
co się stało.
- Nie bolaÅ‚em - przyznaÅ‚. - Nie robiÅ‚em z siebie nieszczęś­
nika, i owszem, były w moim życiu kobiety. Ale żadna z nich,
Zwykły przypadek
151
Neli, nie byÅ‚a tobÄ…. Moja siostra, jak wiesz, ma na mój te­
mat rozmaite teorie. Jedna z nich sprowadza się do tego, że
przez cały czas szukam twojego drugiego wcielenia. Janey
uważa, że właśnie dlatego moje romanse zawsze kończyły
siÄ™ fiaskiem. ChciaÅ‚em, żeby byÅ‚o inaczej, lecz być może pod­
Å›wiadomie porównywaÅ‚em każdÄ… kobietÄ™ z tobÄ…. - UÅ›miech­
nÄ…Å‚ siÄ™ i potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. - GÅ‚upia sprawa. GdybyÅ› powie­
działa mi jeszcze wczoraj, że tak było, upierałbym się, że to
nieprawda, lecz wystarczyło, żebym cię zobaczył w starym
dresie i tenisówkach, a zrozumiaÅ‚em, że ciÄ™ kocham. Poje­
chaÅ‚em do pracy, zadzwoniÅ‚em do Janey i usiÅ‚owaÅ‚em od­
woÅ‚ać randkÄ™, którÄ… mi zorganizowaÅ‚a, ale mi na to nie po­
zwoliła. Powinienem był się domyślić, co uknuła, jednak się
nie połapałem. Myślałem, że będę musiał spędzić wieczór
na rozmowie o niczym z jakąś rozwódką, a pragnąłem tylko
jednego: być z tobą. Janey miała rację. Zawsze byłaś tylko ty,
Neli. JesteÅ›, jak to mówiÄ…, jedna jedyna. Być znów blisko cie­
bie to dla mnie jak powrót do domu. Tak bardzo mi zależało,
żeby cię znów zobaczyć. Kiedy powiedziałaś, że nie chcesz
się ze mną spotkać, poczułem się strasznie.
- Bałam się. - Neli mocniej splotła z nim pałce.
- Mnie?
- Tego, co się ze mną przez ciebie dzieje. Czułam to samo co
ty. Przez szesnaÅ›cie lat wmawiaÅ‚am sobie, że o tobie zapomnia­
Å‚am, a tu raptem, jakieÅ› dwa tygodnie temu, Thea wypowia­
da twoje imię... Od tej pory ciągle wspominam, żałuję i chcę
czegoś, czego nie mogę mieć... Nie wiem dokładnie, co to jest.
Myślę, że po prostu chciałabym być znów taka ufna i pewna jak
dawniej. Chciałabym być kochana tak, jak ty mnie kochałeś.
W głębi duszy bałam się, że pomyślisz, że teraz mogłabym cię
kochać wyłącznie dla pieniędzy.
Jessica Hart
152
- A tak jest?
- Oczywiście, że nie.
Ścisnął mocniej jej ręce.
- Nie chodzi o pieniÄ…dze. Pytam, czy mnie kochasz?
Neli utkwiła oczy w znajomej, jedynej w świecie twarzy.
Zobaczyła chłopca, który ją niegdyś kochał, i mężczyznę,
który kochał ją nadal. Jej serce zogromniało z radości.
- Tak, kocham. - Och, jaka ulga, że wreszcie mogÅ‚a to po­
wiedzieć. - Wiem, to szaleÅ„stwo... SpÄ™dziliÅ›my razem zale­
dwie jeden dzieÅ„, ale co mam zrobić? Ani ciÄ™ kochać, ani zapo­
mnieć... Przez szesnaście lat miałam takie wrażenie, jakbym
gdzieÅ› zgubiÅ‚a część siebie, a dziÅ› rano poczuÅ‚am siÄ™ tak, jak­
bym ją odnalazła.
- Czyli to samo, co ja. - Uśmiech, który rozświetlił oczy
P.J., gdy powiedziała, że go kocha, rozpromienił całą jego
twarz. - Ja też ciÄ™ kocham, Neli. Zawsze ciÄ™ kochaÅ‚em. Kie­
dy się rozstaliśmy, coś mi uciekło, i jesteś jedyną osobą, która
może to przywrócić. Daj... - PochyliÅ‚ siÄ™ do przodu i przy­
ciągnął ją do siebie, całując ponad stolikiem. - Wyjdzmy
stąd - powiedział urywanym, szalonym ze szczęścia głosem.
- Tutaj nie mogę cię całować jak należy.
Zbyt niecierpliwy, by czekać na wydanie reszty, wetknął
dziesiÄ™ciofuntowy banknot pod kieliszek i zabierajÄ…c sÅ‚ow­
nik, ujął Neli pod ramię. Podbiegli do wyjścia, by stanąć
w najbliższym korytarzyku i całować się do utraty tchu.
- Na diabÅ‚a te wszystkie torebki i książki - powiedziaÅ‚ we­
soło, trzymając ją w objęciach i całując we włosy. - Psują mi
szyki!
- Dobrze by było mieć dwie wolne ręce - przytaknęła Neli
ze śmiechem. - Chodzmy gdzieś usiąść.
Poszli poszukać ławeczki, ale w końcu usiedli na kamień-
Zwykły przypadek
153
nych schodkach. Wreszcie mogli odłożyć książki i mocno się
objąć.
- Jest tak, jakbyśmy znów byli nastolatkami - powiedział,
koÅ‚yszÄ…c Neli wtulonÄ… w jego ramiÄ™. - Jak wtedy, gdy szuka­
liśmy jakiegoś miejsca, gdzie nikt nie mógłby nas przyłapać,
a zwłaszcza twoja matka.
- Chciałabym, żeby wszystko było takie proste jak wtedy...
- Kocham ciebie, a ty mnie. Dla mnie to proste.
- Ale takie nie jest. Muszę myśleć o Clarze.
- Oczywiście. - Ściągnął brwi, spoglądając na jej pełną
niepokoju twarz. - Nie myślisz chyba, że to będzie dla niej
problem?
- Szczerze mówiąc, nie. Ucieszy się. Lubi cię. Powiedziała, że
masz uÅ›miech w oczach... Ale ty... P.J., czy nie bÄ™dzie to prob­
lem dla ciebie? Nie jestem już taka jak dawniej. Jestem psy­
chicznie obciążona paskudnym rozwodem i mam dziecko, któ­
re pochłania masę uwagi. Clara jest fantastyczna, ale nie zawsze
łatwa... Chciałabym, żebyśmy tak po prostu zaczęli od punktu,
w którym nasze drogi się rozeszły, jednak to niemożliwe
- Niemożliwe, wiem, ale możemy zacząć od nowa. - Ujął
jej rękę, odwrócił i przebiegł palcem wzdłuż żył do początku
linii papilarnych. - Bardzo ciÄ™ kiedyÅ› kochaÅ‚em, Neli, i praw­
dÄ… jest, że przez te wszystkie lata niosÅ‚em w sobie twój daw­
ny obraz, ale nie jestem zakochany w przeszłości. Clara jest
teraz częściÄ… tego, kim siÄ™ staÅ‚aÅ›, a ja ciÄ™ kocham. Nie prag­
nę cię takiej, jaką byłaś, ponieważ ja też nie jestem taki sam
jak kiedyś. - Delikatnie dotknął kącików jej oczu. - Pragnę
pewnej pani, która jest starsza, ma leciutkie zmarszczki ko­
Å‚o oczu i chodzi do pracy w butach na wygodnym obcasie...
- PrzytuliÅ‚ jÄ… i pocaÅ‚owaÅ‚, rozwiewajÄ…c ostatnie jej wÄ…tpliwo­
ści. - Wyjdz za mnie - powiedział. - Wezmy ślub i pojedzmy
Jessica Hart
154
razem z Clarą na nasz miodowy miesiąc do Afryki. Zróbmy
wszystko, o czym zawsze marzyliÅ›my, ale tym razem zrób­
my to wspólnie.
- Tak - odpowiedziała wzruszona. - Zróbmy to.
UpÅ‚ynęło jeszcze dużo czasu, gdy Neli ziewnęła, co wi­
dząc, P.J. postawił ją na nogach.
- Do domu, moja miła. - Roześmieli się oboje, żartując na
temat swych zdecydowanie już nie młodziutkich kości, ze-
sztywniałych od siedzenia na kamiennych schodkach. - To
był długi dzień.
- NiezwykÅ‚y - odpowiedziaÅ‚a, rozmasowujÄ…c tylnÄ… część cia­
ła, prawie nieprzytomna ze szczęścia. - Nie mogę uwierzyć, ile
się dziś stało. Dobę temu nie byłabym w stanie wyobrazić sobie,
że ciÄ™ spotkam, że bÄ™dziemy mówić o miÅ‚oÅ›ci i Å›lubie. I oto mi­
nął dzień, a nasze życie całkiem się odmieniło.
P.J. uśmiechnął się, objął ją i poprowadził do samochodu.
- Czasami wystarczy jeden dzień, by stało się wszystko,
o czym marzyliśmy latami.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marsz weselny F Mendelssohn Bartholdy
Marsz weselny
Marsz weselny Wagner
Björnson Björnstjerne Marsz weselny
Jessica Verday Pustka 02 Nawiedzana [rozdz 1]
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
t informatyk12[01] 02 101
introligators4[02] z2 01 n
02 martenzytyczne1
OBRECZE MS OK 02

więcej podobnych podstron