Jędrzej Winiecki - Kosowo Nostra
Polityka - 11 kwietnia 2009
Jędrzej Winiecki
Kosowo Nostra
W walce z albańskim podziemiem jesteśmy bezradni, przyznają europejskie
policje. l wskazują na Kosowo, bezpieczną przystań najsprawniejszej
organizacji przestępczej na kontynencie.
Co łączy małą kosowską partię, remont
weneckiej opery i wielkie budowy w nowej stolicy Kazachstanu? Najbogatszy Albańczyk
z Kosowa Behgjet Pacolli. Ma szwajcarski paszport, ambicje polityczne (stąd
partia, jak na razie trzecia siła polityczna w kraju) i opinię hochsztaplera
załatwiającego w zamian za łapówki intratne zlecenia dla swego imperium
budowlanego. Uchodzi także za jednego z ojców chrzestnych albańskiej mafii,
który w Kosowie pierze brudne pieniądze przez sieć własnych banków i firm
ubezpieczeniowych.
Pacolli dorobił się w latach 90. w Rosji, gdzie
prowadził interesy z Pawłem Borodinem, dziś sekretarzem Związku Białorusi i
Rosji, wtedy powiernikiem prezydenta Borysa Jelcyna, administratorem majątków
prezydenta Rosji i człowiekiem, który przyjmował do pracy na Kremlu Władimira
Putina.
Poznali się tuż po rozpadzie ZSRR, gdy Borodin
był merem Jakucka. Zaczynali od budowy jakuckiego szpitala i w miarę jak
Borodin piął się w urzędniczej hierarchii, brali się za coraz większe
przedsięwzięcia. Zażyłość zwieńczyła renowacja zabytków Kremla. Według
ustaleń szwajcarskich prokuratorów, Pacolli nie dostałby tego i innych
rosyjskich kontraktów bez łapówek przelewanych na tajne konta Borodina,
Jelcyna i ich rodzin w helweckich i węgierskich bankach.
Wątpliwości narastających wokół Pacollego
jest więcej. Od nieprawdopodobnych sensacyjek serbskiej prasy, jakoby
skorumpował za 40 min euro Marttiego Ahtisaaniego, unijnego negocjatora między
Kosowem i Serbią, po wątpliwość ostatnią, która pojawiła się pod koniec
marca aż na dalekich Malediwach.
Na wniosek tamtejszego prezydenta policja
weryfikuje pogłoskę, jakoby członkowie malediwskiego rządu, m.in. szef MSZ,
przyjęli od Pacollego 2 min dol. za uznanie Kosowa. Przedsiębiorca miał zapłacić,
by poprawić swoje notowania wśród kosowskich rodaków. Sam zapewnia, że nie
musiał sięgać do kieszeni, bo na przyjazny gest Malediwów zapracował
talentem dyplomatycznym. I zapowiada, że dzięki jego osobistym wysiłkom
niebawem w ślady Malediwów pójdą Angola, Katar i Namibia.
Przewiny Pacollego, prawdziwe bądź domniemane,
bledną w porównaniu z dokonaniami jego kolegów z ław parlamentarnych, w tym
obecnego szefa kosowskiego rządu Hashima Thaciego, szefa tak zwanej grupy
drenickiej, wyspecjalizowanej w nielegalnym obrocie paliwem i czerpiącej zyski
z handlu kradzionymi samochodami, narkotykami i żywym towarem.
Ale nie tylko za Thacim, także za niemal każdym
cokolwiek znaczącym politykiem w Kosowie ciągną się oskarżenia o zbrodnie
popełniane w czasie wojny z Serbią. To UCK, czyli Armia Wyzwolenia Kosowa,
wywalczyła niepodległość, toteż nic dziwnego, że władzą w wyzwolonym
kraju podzielili się jej komendanci, którzy zazdrośnie strzegą zdobytych
stref wpływów. Kiedy Kosowo ogłaszało niepodległość, było jasne, że
przestępczość i polityka będą się tam szczególnie mocno przenikać.
Carla Del Ponte, prokurator Międzynarodowego
Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii, uważa, że główni kosowscy
politycy powinni stanąć przed trybunałem w Hadze. Na ławie oskarżonych
zasiadł już były premier Ramush Haradinaj. Cóż z tego, skoro jego sprawa
pokazuje bolączkę Kosowa - na etapie śledztwa udaje się zebrać mocne dowody
i znaleźć świadków, ale gdy proces rusza, świadkowie nabierają wody w
usta, a bardziej rozmowni po prostu giną. Na te trudności powoływała się
Carla Del Ponte, autorka książki "Polowanie. Ja i zbrodniarze wojenni".
O dziwo książka nie doczekała się szerokiego odzewu, a szwajcarski MSZ
zakazał jej promocji.
Unia Europejska, zdając sobie sprawę ze skali
przestępczości, próbuje ją ukrócić. Wysyła do Kosowa Eulex, misję
policyjno-celno-sądową. Ma zdobyć zaufanie mieszkańców, którzy w razie kłopotów
szukają pomocy w podziemiu, omijając komisariaty szerokim łukiem. Jednak mimo
Euleksu, a wcześniej dziesięcioletnich rządów oenzetowskiej administracji i
zainwestowania w Kosowo grubo ponad 35 mld euro (na głowę mieszkańca żadne
inne miejsce na świecie, także Irak i Afganistan, nie otrzymało równie
hojnej pomocy), najmłodsze europejskie państwo pozostaje schroniskiem dla
gangsterów prowadzących międzynarodowe interesy.
Nawet Włosi, zaprawieni w bojach z własną
przestępczością zorganizowaną, obawiają się działalności Albańczyków.
Latem zeszłego roku gen. Fabio Mini, były dowódca sił NATO w Kosowie,
ostrzegał, że na kosowskiej niezależności najwięcej skorzystają rodziny
tamtejszych polityków. A przewodniczący antymafijnej komisji włoskiego
parlamentu Beppe Pisami przestrzegał: "Mafia albańska jest wielkim zagrożeniem
dla Włoch!".
W podobnym duchu utrzymane są raporty m.in.
wiedeńskiego biura ONZ ds. narkotyków, policji i służb specjalnych ze
Szwajcarii, Niemiec, USA oraz innych państw, gdzie chętnie osiedlają się
albańscy imigranci. Stawiają pesymistyczną diagnozę: od czasów wojny z
Serbią w 1999 r. kosowskie gangi z pomocą rodaków rozsianych na obczyźnie
zalewają Europę heroiną z Afganistanu, kokainą z Ameryki Płd., lewymi
papierosami, bronią i żywym towarem branym w jasyr na całych Bałkanach. W
drugą stronę wiozą skradzione samochody.
Według Interpolu, w więzieniach UE przebywa aż
27 tys. kosowskich Albańczyków. Nowojorska prokuratura twierdzi, że obecne
tam od 20 lat gangi albańskie weszły do gangsterskiej pierwszej ligi,
dopuszczają się najbardziej bezczelnych przestępstw i są na tyle silne, by
wygryzać słynną cosa nostrę.
Ścigający Albańczyków wszędzie borykają się
z tym samym problemem: przeważnie grupy nie dają się infiltrować, ich członkowie
są bezwzględnie lojalni. Kłopoty sprawia też język, którym posługują się
podejrzani - potencjalni tłumacze nie garną się do pomagania policji, więc
nawet jeśli śledczy dysponują podsłuchami, to nie potrafią szybko zrobić z
nich użytku. Rzecz jasna Albańczycy nie są jedynymi, którzy łamią prawo w
nowych ojczyznach. Wpływami i brutalnością nie ustępują im gangi w Chinach,
Rosji, Nigerii czy w krajach Maghrebu. Ale akurat tam, inaczej niż w Kosowie,
nie stacjonują tysiące żołnierzy sił międzynarodowych. Przykład premiera
Thaciego pokazuje, że spora w tym zasługa kosowskich polityków, którzy
starają się bronić interesów własnych klanów. Spierającym się obozom
wcale nie chodzi o wielkie idee, ale o podział rynku.
W Kosowie, w którym 95 proc. towarów pochodzi z
importu, biznesem numer jeden jest przemyt, a przestępcy zarabiają na
przerzucie narkotyków z Azji do Europy. Kosowscy Albańczycy grają kluczową
rolę w długim łańcuchu łączącym afgańskiego chłopa siejącego mak i
producenta opium ze szwajcarskim amatorem heroiny: narkotyk wydostaje się z
Afganistanu do Iranu, stamtąd trafia w ręce Albańczyków tureckich, ci oddają
towar Albańczykom macedońskim, kto rży przez górską i niemożliwą do
upilnowania granicę wwożą go do Kosowa. Zanim heroina je opuści, jest
przepakowywana i w mniejszych działkach kierowana do całej Europy Zachodniej i
USA. Na miejscu Albańczycy sami zajmują się jej rozprowadzaniem.
Pieczę nad tym sprawnym narkotykowym systemem
trzyma kilkadziesiąt klanów. Największe liczą po kilkuset członków. Są
dochodowymi, rodzinnymi, patriarchalnymi i pracującymi na własny rachunek
przedsiębiorstwami, które za granicą dysponują armią rezydentów. W Kosowie
i w Albanii poszczególne rodziny kontrolują doliny lub miasta, a więc i
przechodzące przez nie szlaki. Krewniacy premiera Thaciego opanowali położoną
na południu Kosowa dolinę rzeki Drenica. Terytorium rywala szefa rządu
Ramusha Haradinaja z rodziną rozciąga się na zachód od Prisztiny. W podobny
sposób podzielone jest całe Kosowo i Północna Albania.
Klany nie prowadzą naboru: by móc dla nich
pracować, trzeba się w nich urodzić. Rządzą się regułami Kanunu, kodeksu
honorowego, który od średniowiecza drobiazgowo regulował każdą sferę życia
albańskich górali, od sposobu powitania gościa, po kolejność wypasu owiec
na wysokogórskich pastwiskach. Harmonogram wypasu stad należących do różnych
rodów został wymuszony przez wyniszczające wojny o najlepszą trawę i źródła
wody. W tych wojnach ginęły kolejne pokolenia pasterzy. Do chwytania za broń
popychał ich obowiązek pomszczenia nawet bardzo odległych krewnych.
Kanun działał do XIX w. - w czasie panowania
tureckiego młodzi coraz częściej buntowali się przeciw głowom rodów i zakładali
własne klany. Ostatecznie zrujnował go komunizm. Po latach z finezyjnego
kodeksu ostały się tylko najokrutniejsze zasady: krwawa zemsta (do dziś
praktykowana i to nie tylko przez przestępców oraz nakaz bezwzględnego posłuszeństwa
i zachowania tajemnicy.
Tak scementowane klany nie przegapiły okazji, która
nadeszła w latach 90., gdy wojny w Jugosławii zamknęły dotychczasowe szlaki
przemytnicze na Bałkanach. Lukę na rynku zapełnili zorganizowani Albańczycy.
Mieli już doświadczenia z kontrabandą wyniesione z rozwijanego w czasach
komunistycznych czarnego rynku, kiedy krążyli między Albanią, Jugosławią i
Grecją. Za sprawą wieloletniego exodusu wpływy klanów wykroczyły daleko
poza rodzinne doliny. Na dodatek natowski atak na Serbię w 1999 r. dał wielu
kosowskim Albańczykom rzecz bardzo pożądaną - otwierający granicę krajów
bogatych status uchodźców.
Robert Saviano, znany z książki "Gomorra",
poświęconej włoskiej camorze, przewiduje, że niebawem Kosowo stanie się
drugą Kolumbią, a kosowskim produktem narodowym będzie kokaina z
transgenicznej koki (choć na razie nawet kartelom kolumbijskim nie udała się
trudna sztuka genetycznej modyfikacji tej rośliny).
Jeśli koka na Bałkanach się uda, albańskie
podziemie - oprócz zysków - może się doczekać ikon na miarę Ala Capone.
O mafii polskiej
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kosowonostradamus PrzypisyKoziolek Matolek w Afganistanie czyli polski NostradamusPrengel Przyszłość w świetle przepowiedni NostradamusaNOSTRADAMUS 2012 2009Nostradamus 2012Nostradamus wybrane centurie02 Koszer NostraNostradamus Wielka księga przepowiednikomsomolska nostravox nostrawięcej podobnych podstron