v 05 10







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
V.10)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga V -
Przygotowanie do Męki




–  
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –








10. WYDARZENIA W JEROZOLIMIE I W
ŚWIĄTYNI PO WSKRZESZENIU ŁAZARZA

Napisane 27
grudnia 1946. A, 9799-9812

Wieść o śmierci Łazarza wstrząsnęła i
poruszyła
Jerozolimę i wielką część Judei. Nowina zaś o jego wskrzeszeniu
dopełniła
tego poruszenia. Przeniknęła nawet tam, gdzie nie dotarła i nie
wywołała
wzburzenia wiadomość o jego śmierci.
Bez wątpienia kilku faryzeuszów i
uczonych w Piśmie, czyli
obecnych przy wskrzeszeniu członków Sanhedrynu, nie powiedziało o tym
ludowi.
Z pewnością przekazali to inni żydzi i nowina rozniosła się lotem
błyskawicy.
Od domu do domu, od tarasu do tarasu, głosy niewiast powtarzają ją
sobie, a w
dole lud rozgłasza ją, ciesząc się wielce z tryumfu Jezusa i ze względu
na
Łazarza. Ludzie napełniają ulice biegając tu i tam, wciąż wierząc, że
przybywają jako pierwsi, żeby przekazać nowinę, lecz rozczarowują się,
bo
zna ją już Ofel, jak i Bezeta, Syjon i Syksta. Znają ją w synagogach i
w
sklepach, w Świątyni i w pałacu Heroda. Zna ją Antonia. Z [twierdzy]
Antonia
rozszerza się na posterunki strażników przy bramach, stamtąd zaś wraca
z
powrotem. Napełnia pałace jak i nory [biedaków]:
«Rabbi z Nazaretu wskrzesił Łazarza z
Betanii, który umarł
w czwartek i został złożony do grobu u progu szabatu. Wskrzesił go dziś
o
szóstej godzinie.»
Głośne pochwały hebrajskie dla
Chrystusa i Najwyższego
mieszają się z okrzykami rzymskimi:
«Na Jowisza! Na Polluksa! Na
Libitynę!»

I tak dalej...


W
tłumie, rozmawiającym w uliczkach, nie widzę tylko członków
Sanhedrynu. Nie widzę ani jednego. Dostrzegam za to Chuzę i Manaena,
którzy
wychodzą ze wspaniałego pałacu. Słyszę, jak Chuza mówi:
«Wielki! Wielki! Od razu posłałem
nowinę Joannie. On jest
istotnie Bogiem!»
A Manaen mu
odpowiada:

«Herod przybył z Jerycha, aby złożyć
hołd... panu,
czyli Poncjuszowi Piłatowi. Teraz zdaje się oszalały w swoim pałacu.
Herodiada jest rozwścieczona i nakłania go do wydania rozkazu
zatrzymania
Chrystusa. Ona drży przed Jego mocą. On – z wyrzutów sumienia. Szczęka
zębami
mówiąc do najwierniejszych, aby go bronili przed... zjawami. Upił się,
aby
sobie dodać odwagi. Z powodu wina kręci mu się w głowie, a to sprawia,
że
widzi zjawy. Woła, że Chrystus wskrzesił też Jana, który mu teraz
wykrzykuje do uszu przekleństwa Boga. Uciekłem z tej Gehenny.
Zadowoliłem się
powiedzeniem mu: „Łazarz został wskrzeszony przez Jezusa z Nazaretu.
Strzeż
się przed dotykaniem Go, bo On jest Bogiem.” Podtrzymuję go w tym lęku,
aby
nie uległ zbrodniczej woli swej żony.»

«Ja zaś muszę
tam iść... Muszę tam iść. Ale przedtem
chciałem wstąpić do Eliela i Elkany. Żyją na uboczu, ale mimo to
pozostają
dwoma wielkimi głosami w Izraelu! I Joanna jest zadowolona, że otaczam
ich
szacunkiem. A ja...»

«To dobra ochrona dla ciebie, to
prawda. Ale nigdy nie taka
jak miłość Nauczyciela. To jedyna obrona, mająca wartość...» [–
tłumaczy
Chuzie Manaen.]
Chuza nic nie odpowiada. Zastanawia
się... Tracę ich z
oczu.
Z Bezety przybiega pośpiesznie Józef
z Arymatei. Zatrzymuje
go grupa niedowierzających mieszkańców, którzy się zastanawiają, czy
wierzyć w tę nowinę. Pytają go o to.
«To prawda! To prawda! Łazarz został
wskrzeszony i także
uzdrowiony. Widziałem go na własne oczy.»

«W takim
razie... On jest naprawdę
Mesjaszem!»

«O tym świadczą Jego dzieła. Jego
życie jest doskonałe.
Nadszedł czas. Szatan Go zwalcza. Niech każdy wyciągnie wniosek w swoim
sercu, kim jest Nazarejczyk» – mówi Józef ostrożnie, ale jego słowa są
słuszne.
Żegna ich i odchodzi.

Rozmawiają, a
na koniec
stwierdzają:

«On jest naprawdę Mesjaszem.»
Jakiś legionista mówi w grupie:
«Jeśli będę mógł, jutro pójdę do
Betanii. Na Wenus i
Marsa, moich ulubionych bogów! Mógłbym jeszcze obejść ziemię od
palących
pustyń po germańskie ziemie okryte lodem, ale znaleźć się tam, gdzie
wstaje
z martwych ktoś umarły przed wieloma dniami, to mi się już nie
przydarzy.
Chcę ujrzeć, jak wygląda ktoś, kto wrócił po śmierci. Będzie
przyczerniony falą rzek zza grobów...»
«Jeśli był cnotliwy, posiniał po
napiciu się jasnobłękitnej
wody z Pól Elizejskich. Tam jest tylko Styks...»
«Powie nam, jakie są łąki Hadesu. Ja
też idę.»
«Jeśli zechce tego Poncjusz...»
«O! Oczywiście, że chce tego! Od razu
wysłał posłańca
do Klaudii, aby przybyła. Klaudia lubi takie sprawy. Słyszałem ją
niejeden
raz z innymi [Rzymiankami] i z wyzwoleńcami greckimi, jak dyskutowali o
duszy i
nieśmiertelności.»
«Klaudia wierzy w Nazarejczyka. Dla
niej On jest większy od
wszystkich ludzi.»

«Tak. Ale dla
Walerii On jest kimś
więcej niż człowiekiem, to Bóg. Rodzaj Jupitera i Apollona co do mocy i
piękna
– tak mówią. I jest mądrzejszy od Minerwy. Widzieliście Go? Przyszedłem
tu niedawno z Poncjuszem i nie wiem...»

«Sądzę, że przybyłeś na czas, aby
ujrzeć wiele rzeczy.
Przed chwilą Poncjusz wołał stentorowym głosem: „Wszystko musi się tu
zmienić. Muszą pojąć, że Rzym tu dowodzi, a oni, wszyscy, są poddanymi.
A
im są więksi, tym bardziej poddani, bo są bardziej niebezpieczni.”
Myślę,
że to z powodu tej tabliczki, którą mu przyniósł sługa Annasza..»
«Oczywiście, on ich nie chce
słuchać... Wszystkich nas
zmienia, bo... nie chce przyjaźni pomiędzy nami a nimi.»

«Pomiędzy nami
a nimi?
Cha! Cha! Cha! Z tymi o
wielkich nosach, którzy brzydko pachną? Poncjusz
ma niestrawności z powodu zbyt wielkiej ilości wieprzowiny, jaką zjada.
Chyba... że chodzi o przyjaźń z jakąś niewiastą, która nie gardzi
pocałunkiem
ogolonej twarzy...» – mówi ktoś śmiejąc się złośliwie.
«Pewne jest,
że od zamieszek w
Święto Namiotów poprosił i otrzymał zmianę wszystkich oddziałów i
musimy
odejść...»

«To prawda. Już dano znać, że
przybyła do Cezarei galera
z Longinem i jego centurią. Nowe straże, nowe oddziały... a wszystko to
z
powodu tych krokodyli ze Świątyni. Dobrze mi tu było.»
«Mnie było lepiej w Brundyzjum... ale
przyzwyczaję się...»
– mówi ten, który właśnie przybył do Palestyny.
Odchodzą.
[Por. J
11,47] Strażnicy świątynni przechodzą z woskowymi tabliczkami.
Ludzie obserwują i mówią:
«Sanhedryn gromadzi się pilnie. Cóż
oni chcą zrobić?»
Ktoś odpowiada: «Chodźmy do Świątyni,
to zobaczymy...»
Idą w stronę ulicy prowadzącej na
Moria.
Słońce znika za domami na Syjonie i
za górami na
zachodzie. Zapada zmierzch i wkrótce na ulicach nie będzie już
ciekawskich.
Ci, którzy weszli do Świątyni, odchodzą urażeni, bo ich przepędzono od
bram, przy których się zatrzymali, aby widzieć przechodzących członków
Sanhedrynu.
Wnętrze Świątyni pustej, bez ludzi,
ogarniętej światłem
księżyca, wydaje się ogromne. Członkowie Sanhedrynu gromadzą się powoli
w
sali. Są tam wszyscy, jak przy skazaniu Jezusa. Jednakże nie ma tam
tych, którzy
wtedy pełnili funkcję pisarzy. Są wyłącznie członkowie Sanhedrynu, po
części
na swych miejscach, a po części – w grupkach blisko drzwi. Wchodzi i
idzie
na swoje miejsce Kajfasz. Ma wygląd otyłej i złośliwej ropuchy.
Od razu zaczynają dyskutować nad
zdarzeniami, do których
doszło, a sprawa tak ich podnieca, że posiedzenie szybko ożywia się.
Opuszczają swe miejsca, wychodzą na środek, gestykulując i rozmawiając
głośno.
Kilku doradza spokój i dobre zastanowienie się przed podjęciem
jakiejkolwiek
decyzji. Inni odpowiadają:
«Ale czy nie słyszeliście tych,
którzy tu przybyli po
dziewiątej godzinie? Jeśli utracimy najbardziej wpływowych żydów, na
cóż
nam się przyda gromadzenie oskarżeń? Im dłużej będzie żył, tym mniej
będzie
się nam wierzyć, kiedy Go będziemy oskarżać.»
«Temu wydarzeniu nie da się
zaprzeczać. Nie można
powiedzieć wielu osobom, które tam były obecne: „Źle widzieliście. To
złudzenie.
Byliście pijani.” Umarły był umarłym. Zgniłym. Rozkładającym się.
Złożono
go w zamkniętym grobie i grób był zamurowany. Umarły leżał przez wiele
dni
pod opaskami i balsamami. Umarły był związany. A jednak dotarł do
samego wyjścia,
nie poruszając nogami. Kiedy go uwolniono – jego ciało nie było już
martwe. Oddychał. Nie było już zepsucia, choć przedtem, kiedy jeszcze
żył,
pokryty był ranami i od chwili śmierci całkiem się rozkładał.»
«Słyszeliście najbardziej wpływowych
żydów, tych, których
nakłoniliśmy, aby tam poszli, żeby ich całkowicie przekonać, że to my
mamy
rację? Przyszli i powiedzieli: „Według nas, On jest Mesjaszem”. Prawie
wszyscy przyszli! Potem lud!...»
«A ci przeklęci Rzymianie z ich
bajkami...! Co z nimi
zrobicie? Dla nich On jest najpotężniejszym Jowiszem. I jeśli ta idea
zostanie im w głowach! Poznaliśmy ich opowiadania i to było
przekleństwo. Klątwa
na tych, którzy chcieli w nas hellenizmu i dla schlebiania im
sprofanowali nas
przez obce nam zwyczaje! Jednakże to posłuży także naszej wiedzy.
Dowiedzieliśmy się, że Rzymianin szybko obala i wynosi przez spiski i
zamachy
stanu. Gdyby więc niektórych z tych szaleńców ogarnął entuzjazm dla
Nazarejczyka i ogłosiliby Go Cezarem, a w konsekwencji – Boskim, kto
mógłby
Go tknąć?»
«Ależ nie! Któż miałby to zrobić? Oni
się śmieją z
Niego i z nas. Choćby nie wiem jak wielkie było to, co uczynił, dla
nich to
zawsze jest „żyd”, a więc nędznik. Czy lęk cię ogłupia, synu Annasza?»
«Lęk? Czy słyszałeś, jak Piłat
odpowiedział na
zaproszenie mego ojca? Jest wstrząśnięty, mówię ci, jest wstrząśnięty
przez to ostatnie wydarzenie i boi się Nazarejczyka. Biada nam! Ten
człowiek
przybył na naszą zgubę!»
«Gdyby chociaż nas tam nie było!
Gdybyśmy wręcz nie
nakazali najpotężniejszym Żydom, żeby tam poszli! Gdyby wskrzesił
Łazarza
bez świadków...»
«Tak? A cóż by to zmieniło? Z
pewnością nie moglibyśmy
spowodować jego zniknięcia, aby wierzono, że ciągle jest martwy!»
«Nie. Ale moglibyśmy powiedzieć, że
to była fałszywa śmierć.
Zawsze się znajdzie świadków, których można opłacić, aby złożyli
fałszywe
zeznania!»

«Skąd takie
wzburzenie? Nie widzę powodu! Czy On może
podburzał przeciw Sanhedrynowi lub Najwyższemu Kapłanowi? Nie. Dokonał
jedynie cudu.»

«Jedynie dokonał cudu?! Czy jesteś
głupi, Eleazarze, czy
zaprzedany Jemu? Czy podburzył przeciw Sanhedrynowi i Arcykapłanowi? A
czegóż
ty chcesz więcej? Ludzie...»
«Ludzie mogą mówić, co chcą, lecz
jest tak, jak mówi
Eleazar. Nazarejczyk tylko dokonał cudu.»

«Oto Jego inny
obrońca! Nie jesteś już sprawiedliwy,
Nikodemie! Nie jesteś już sprawiedliwy! To działanie przeciw nam,
przeciw
nam, rozumiesz? Już nic nie przekona tłumu. Ach! Biada nam! Dziś
wyśmiewali
mnie niektórzy Judejczycy. Wyśmiewać – mnie! Mnie!»

«Milcz, Dorasie! Ty jesteś tylko
człowiekiem, ale to idea
została dotknięta! Nasze prawa. Nasze przywileje!»
«Dobrze mówisz, Szymonie, trzeba ich
bronić.»

«Ale jak?»

«Atakując, niszcząc Jego [idee]!»
«To łatwo powiedzieć, Sadoku. Ale jak
chcesz je zniszczyć,
skoro ty sam nie potrafisz ożywić nawet muchy? Tu potrzeba nam cudu
większego
niż Jego, lecz żaden z nas nie potrafi go uczynić, bo...» – ten, który
mówił,
nie potrafi wyjaśnić, dlaczego.
Józef z Arymatei kończy za niego
zdanie:

«Bo my
jesteśmy ludźmi, tylko
ludźmi.»

Rzucają się na niego, pytając: «A On,
kimże więc On
jest?»
Mąż z Arymatei odpowiada stanowczo:
«Jest Bogiem. Jeśli miałem jeszcze
wątpliwości, to...»
«Ależ nie miałeś ich. Wiemy o tym,
Józefie. Wiem o tym.
Powiedz zatem otwarcie, że Go kochasz!»
«Nie ma nic złego w tym, że Józef Go
kocha. Ja sam uznaję
w Nim największego rabbiego Izraela.»

«Ty! Ty,
Gamalielu, to mówisz?»

«Mówię to. I pozbawienie mnie tej
pozycji przez Niego to
dla mnie zaszczyt. Do dnia dzisiejszego zachowywałem tradycję wielkich
rabbich, z których ostatnim był Hillel, lecz po mnie nie wiem, kto
mógłby
nieść mądrość wieków. Teraz odchodzę zadowolony, gdyż wiem, że ona nie
umrze, lecz przeciwnie – stanie się większa, gdyż powiększy się o Jego
[wiedzę], w której z pewnością jest obecny Duch Boga.»
«Ależ co ty mówisz, Gamalielu?»
«Prawdę. To nie przez zamykanie oczu
zmienimy siebie. Nie
jesteśmy już mądrzy, gdyż początkiem mądrości jest bojaźń Boga, a my
jesteśmy grzesznikami pozbawionymi lęku przed Bogiem. Gdyby był w nas
ten lęk,
nie deptalibyśmy sprawiedliwego i nie mielibyśmy głupiej chciwości
bogactw
tego świata. Bóg daje i Bóg zabiera, zgodnie z zasługami i
przewinieniami. I
jeśli teraz Bóg odbierze nam to, co nam dał, aby to dać innym, niech
będzie
błogosławiony, bo święty jest Pan i święte są wszystkie Jego dzieła.»
«Ale rozmawialiśmy o tym cudzie i
chcieliśmy stwierdzić,
że nikt z nas nie może takich czynić, bo z nami nie ma szatana.»
«Nie. Bo z nami nie ma Boga. Mojżesz
rozdzielił wody i
otwarł skałę, Jozue zatrzymał słońce, Eliasz wskrzesił dziecko i
sprawił,
że spadł deszcz, lecz Bóg był z nimi. Przypominam wam, że jest sześć
rzeczy, których Bóg nie znosi i że nienawidzi siódmej: dumnych oczu,
kłamliwego
języka, rąk, które przelały krew niewinną, serca, które obmyśla
nikczemne
plany, nóg, które szybko biegną do zła, świadka fałszywego, który
wypowiada kłamstwa i tego, kto wznieca kłótnie wśród braci. My zawsze
czynimy to wszystko. Mówię „my”, ale to wy sami się tego dopuszczacie,
gdyż ja się powstrzymuję i od wołania „hosanna”, i od wołania „klątwa”.
Czekam» [– stwierdza Gamaliel.]
«Znak! Oczywiście, czekasz na znak!
Ale jakiego znaku
spodziewasz się od biednego szaleńca, o ile Mu wszystko przebaczymy?»

Gamaliel unosi
ręce i wyciąga
ramiona do przodu, oczy ma zamknięte, głowę lekko pochyloną, jest
dostojny
tym bardziej, że mówi powoli i głosem przytłumionym:
«Prosiłem z
niepokojem Pana, aby mi wskazał prawdę i On oświetlił
przede mną następujące słowa Jezusa, syna Syracha:
„Stwórca
wszystkiego przemówił i dał mi Swe polecenia i
ten, który mnie stworzył spoczął w moim mieszkaniu i powiedział mi:
‘Mieszkaj w Jakubie i w Izraelu obejmij dziedzictwo! Zapuść swe
korzenie pośród
Moich wybranych’... I jeszcze oświecił
mnie co do słów, które rozpoznałem: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy
mnie pragniecie, nasyćcie się moimi owocami! Duch mój bowiem jest
słodszy
nad miód, a moje dziedzictwo – nad plaster miodu. Kto mnie spożywa,
będzie
mnie łaknąć, a kto mnie pije, będzie mnie pragnąć. Kto mnie słucha, nie
dozna wstydu, a kto dla mnie pracuje, nie grzeszy, kto mnie wysławia,
będzie
miał życie wieczne.”


I
światło Boga wzrosło w moim duchu, kiedy moje oczy czytały
te słowa: „te wszystkie rzeczy zawiera księga Życia, testament
Najwyższego,
naukę Prawdy... Bóg obiecał Dawidowi, że z niego narodzi się Król
bardzo
potężny, który na wieki zasiądzie na tronie chwały. On obfituje
mądrością
jak Piszon i Tygrys w dniach nowych płodów, jak Eufrat napełnia go
rozum i
przybiera jak Jordan w czasie żniw. Rozlewa mądrość jak światło... On
jako
pierwszy poznał ją doskonale.”

Oto światła, jakich Bóg mi udzielił!
Ale, niestety! Cóż
powiem? Że Mądrość, jaka jest pośród nas, jest dla nas zbyt wielka,
żebyśmy
ją zdołali pojąć i żebyśmy przyjęli myśl większą niż morze i radę
głębszą
niż wielka otchłań. A słyszymy, jak ona krzyczy: „Jak odnoga ogromnych
wód
wychyliłem się z Raju i rzekłem: ‘Nawodnię mój ogród’ i oto moja
odnoga staje się rzeką, a rzeka – morzem. Jak jutrzenka wszystkim daję
Moją
naukę i sprawię, że ją poznają ci, którzy są najbardziej oddaleni.
Wniknę
w największe głębiny, spojrzę na śpiących, oświecę ufających w Panu. I
rozszerzę Moją naukę jak proroctwo i pozostawię ją szukającym mądrości
i
nie ustanę w jej ogłaszaniu aż do świętego wieku. Nie trudziłem się dla
mnie samego, lecz dla wszystkich, szukających prawdy”. Oto, co dał mi
przeczytać Jahwe, Najwyższy» – mówi Gamaliel, opuszczając ramiona i
unosząc
głowę.
«W takim razie On jest według ciebie
Mesjaszem? Powiedz to!»

«On nie jest
Mesjaszem.»

«Nie jest? Kimże więc jest dla
ciebie? Demonem – nie.
Aniołem – nie. Mesjaszem – nie...»

«Jest tym, kim
jest.»
«Majaczysz?
Jest Bogiem? Ten szaleniec jest dla ciebie
Bogiem?»

«Jest tym, kim jest. Bóg wie, kim On
jest. Widzimy Jego
dzieła, Bóg zna Jego myśli, ale On nie jest Mesjaszem, gdyż dla nas
Mesjasz
to znaczy Król. On nie jest i nie będzie królem. Ale jest święty, a
Jego
dzieła to dzieła świętego. I my, my nie możemy podnieść ręki na
Niewinnego, bez popełnienia grzechu. Ja się nie podpiszę pod tym
grzechem»
[– mówi Gamaliel.]
«Ale przez swe słowa niemal nazwałeś
Go Oczekiwanym!»
«Tak powiedziałem. Dopóki trwało
światło Najwyższego,
widziałem Go jako takiego. Potem... kiedy mnie opuściła ręka Pana,
która
mnie uniosła do Jego światłości, stałem się znowu człowiekiem,
człowiekiem
z Izraela i słowa były już tylko słowami, którym człowiek z Izraela,
ja,
wy, nadajemy swój sens, sens naszej myśli, a nie taki sens, jaki mają
one w
wiecznej Myśli, która je podyktowała swemu słudze.»
«Rozmawiamy dalej, odchodzimy od
tematu, tracimy czas, a w
tym czasie lud się burzy» – skrzeczy Kananiasz.
«Dobrze mówisz! Trzeba podjąć decyzję
i działać, aby
się ocalić i odnieść zwycięstwo.»
«Mówicie, że Piłat nie chciał nas
słuchać, kiedy
prosiliśmy o jego pomoc przeciw Nazarejczykowi. A gdybyśmy mu dali
znać...
Wcześniej mówiliście, że oddziały wychwalają Go i mogą Go ogłosić
Cezarem... Cha! Cha! To dobra myśl! Chodźmy przedstawić Piłatowi to
zagrożenie.
Zostaniemy uczczeni jako wierni słudzy Rzymu i... jeśli to zadziała,
pozbędziemy
się Rabbiego. Chodźmy, chodźmy! Ty, Eleazarze, synu Annasza, który
jesteś
jego przyjacielem, większym niż my, bądź naszym przywódcą» – mówi swym
wężowym głosem Elchiasz, śmiejąc się.
Trochę się wahają, ale potem grupa
największych fanatyków
wychodzi, aby się udać do [twierdzy] Antonia. Kajfasz zostaje z innymi.
Ktoś
wyraża zastrzeżenie:
«O tej godzinie! Nie zostaną
przyjęci.»
«Nie, przeciwnie! To najlepsza
godzina. Poncjusz jest zawsze
w dobrym nastroju, kiedy się naje i napije tak, jak poganin...»
Zostawiam ich tak rozmawiających,
gdyż rozjaśnia się
przede mną scena w Antonii.
Przemierzają drogę szybko i bez
trudności, tak jest jasny
blask księżyca, który silnie kontrastuje z czerwonym światłem lamp
zapalonych w przedsionku pretoriańskiego pałacu.
Eleazarowi udaje się dać znać
Piłatowi o przybyciu i
pozwalają im przejść do wielkiej pustej sali, całkowicie pustej. Jest
tu
tylko jedno potężne miejsce do siedzenia, z niskim oparciem, okryte
purpurowym
suknem, które mocno odbija się od doskonałej bieli sali. Stoją w
grupie,
nieco przestraszeni, drżący z zimna, na posadzce z białego marmuru.
Nikt nie
przychodzi. Panuje całkowita cisza. Jednakże brzmiąca w oddali muzyka
co jakiś
czas przerywa ciszę.
«Piłat jest przy stole, z pewnością z
przyjaciółmi. Ta
muzyka pochodzi z triklinium. Będą tańce na cześć gości» – mówi
Eleazar, syn Annasza.

«Zepsuci!
Jutro się oczyszczę.
Rozwiązłość przenika przez te mury» – mówi z obrzydzeniem Elchiasz.

«W takim razie dlaczego tu
przyszedłeś? Ty to podsunąłeś»
– odpowiada mu Eleazar.
«Dla uczczenia Boga i dla dobra
ojczyzny potrafię ponieść
każdą ofiarę. A to jest wielka ofiara! Oczyściłem się po podejściu do
Łazarza...
a teraz!... Straszliwy ten dzisiejszy dzień!...»
Piłat nie nadchodzi. Czas mija.
Eleazar, obyty z tym
miejscem, próbuje otworzyć drzwi. Wszystkie są zamknięte. Trwoga
ogarnia
obecnych. Przerażające historie przychodzą im na myśl. Żałują, że tu
przyszli. Już czują się straceni.

W końcu po
przeciwległej do nich stronie – oni stoją
blisko drzwi, którymi weszli, a tym samym blisko jedynego miejsca do
siedzenia
w sali – otwierają się drzwi i wchodzi Piłat w szacie białej, jak sala.
Wchodzi rozmawiając ze współbiesiadnikami. Śmieje się. Odwraca się.
Nakazuje niewolnikowi, który unosi zasłonę przy wejściu, aby wlał
olejki na
palenisko i przyniósł wonności oraz wodę do umycia rąk. Innemu
niewolnikowi
poleca przyniesienie lustra i grzebieni.

Nie zajmuje się Hebrajczykami, jakby
nie istnieli. Ich zaś
ogarnia gniew, ale nie ośmielają się poruszyć...
W tym czasie przynoszą kadzielnice,
wlewają żywice do
ognia. Rzymianie myją ręce w wonnej wodzie. Niewolnik wprawnymi ruchami
czesze
włosy na modłę bogatych Rzymian tamtej epoki. Hebrajczycy unoszą się
gniewem.
Rzymianie śmieją się i żartują,
spoglądając od czasu
do czasu na czekającą w głębi grupę i ktoś mówi o nich Piłatowi, który
ani razu na nich nie spojrzał. Ale Piłat wzrusza ramionami, jakby
znudzony.
Klaszcze w dłonie, przywołując niewolnika. Nakazuje przyniesienie
słodyczy i
wprowadzenie tancerek. Hebrajczycy, zgorszeni, drżą z gniewu.
Pomyślcie:
Elchiasz będzie zmuszony oglądać tancerki! Jego twarz to poemat
cierpienia i
nienawiści.
Niewolnicy nadchodzą ze smakołykami w
kosztownych
pucharach, a za nimi – tancerki przyozdobione kwiatami i ledwie okryte
tkaniną
tak lekką, że wydaje się welonem. Bardzo białe ciała przezierają przez
lekkie odzienie, o barwie różowej i jasnobłękitnej, kiedy przechodzą
przed
rozpalonymi kadzielnicami i licznymi lampami postawionymi w głębi.
Rzymianie
podziwiają wdzięk ciał i ruchów, a Piłat prosi o powtórzenie tańca,
który
mu się szczególnie spodobał. Oburzony Elchiasz – a jego towarzysze idą
w
ślad za nim – odwraca się twarzą do muru, aby nie oglądać tancerek,
które
poruszają się jak motyle, kołysząc niestosownymi szatami.
Po skończeniu krótkiego tańca, Piłat
żegna je, wkładając
w dłoń każdej z nich puchar wypełniony słodyczami, do którego wrzuca
nonszalancko bransoletę. W końcu raczy się odwrócić, aby spojrzeć na
Hebrajczyków i mówi do swych przyjaciół z wyglądem znudzonego:
«A teraz... muszę przejść od marzenia
do rzeczywistości...
od poezji do... obłudy... od wdzięku do brudu życia. Oto utrapienia
bycia
Prokonsulem!... Żegnajcie, przyjaciele, i współczujcie mi.»
Pozostaje sam i powoli podchodzi do
Hebrajczyków. Siada,
obserwuje swe wypielęgnowane dłonie. Odkrywa coś pod jednym z paznokci.
Bada
go i zaniepokojony wyjmuje spod szat delikatny złoty patyczek. Przy
jego pomocy
zaradza wielkiej szkodzie, jakiej doznał niedoskonały paznokieć...
Potem łaskawie powoli odwraca głowę.
Szyderczo się uśmiecha
na widok żydów wciąż zgiętych służalczo i mówi im:

«Wy! Tutaj!
Mówcie krótko.
Nie mam czasu do tracenia na nieważne sprawy.»

Hebrajczycy podchodzą wciąż w
postawie służalczej, aż
jego:
«Dość! Nie za blisko!» – przykuwa ich
do podłogi.
«Mówcie! I wyprostujcie się. Jedynie
zwierzęta są tak
pochylone do ziemi» – śmieje się.
Hebrajczycy prostują się pod wpływem
tej kpiny i stoją
wyprężeni.
«A więc? Mówcie! Koniecznie
chcieliście tu wejść.
Teraz, kiedy już tu jesteście, mówcie.»
«Chcieliśmy ci powiedzieć, że... to
znaczy... jesteśmy
wiernymi sługami Rzymu...»

«Cha! Cha!
Cha! Wierni słudzy
Rzymu! Doniosę o tym boskiemu Cezarowi, będzie szczęśliwy! Będzie
szczęśliwy!
Mówcie, błazny! I szybko!»

Członkowie Sanhedrynu drżą, ale nie
odpowiadają.
Elchiasz zabiera głos w imieniu
wszystkich:
«Musisz wiedzieć, o Poncjuszu, że
dziś w Betanii został
wskrzeszony człowiek.»
«Wiem. Przyszliście, żeby mi to
powiedzieć? Wiem o tym od
wielu godzin. Ma szczęście, że wie już, co oznacza umierać i czym jest
drugi świat! I cóż mogę poradzić na to, że Łazarz, syn Teofila, został
wskrzeszony? Czy może mi przyniósł przesłanie z Hadesu?» – ironizuje
Piłat.
«Nie. Ale jego wskrzeszenie stanowi
zagrożenie...»
«Dla niego? Oczywiście! Musi umrzeć
na nowo. To niezbyt miłe.
I cóż! Co mogę z tym zrobić? Czy jestem Jowiszem?»
«Zagrożenie nie dla Łazarza, lecz dla
Cezara.»

«Dla...?
Domine! Ale może ja się upiłem? Powiedzieliście:
dla Cezara? A jakże Łazarz może zaszkodzić Cezarowi? Być może obawiacie
się,
że smród z jego grobu popsuje powietrze, którym oddycha imperator?
Bądźcie
spokojni! On jest za daleko!»

«To nie dlatego. Łazarz, przez
wskrzeszenie, może
doprowadzić do pozbawienia tronu imperatora.»
«Pozbawienia tronu? Cha! Cha! Cha! On
jest większy niż świat.
Zatem to nie ja się upiłem, ale wy. Być może przerażenie wzburzyło
wasze
umysły. Ujrzeć wskrzeszenie... Wierzę, wierzę, że to może poruszyć.
Idźcie
się położyć. Dobrze odpocznijcie. I kąpiel, ciepła kąpiel, to zbawienny
środek na majaczenie.»
«Nie majaczymy, Poncjuszu. Mówimy ci,
że jeśli nie wydasz
właściwego rozkazu, czekają cię smutne godziny. Z pewnością poniesiesz
śmierć
za to, że nie zabiłeś uzurpatora. Niebawem Nazarejczyk zostanie
ogłoszony królem,
królem świata, rozumiesz? Twoi legioniści to uczynią. Nazarejczyk ich
zwodzi, a dzisiejsze wydarzenie wzbudziło ich entuzjazm. Jakimże jesteś
sługą
Rzymu, skoro nie dbasz o jego spokój? Chcesz więc ujrzeć Imperium
wstrząśnięte
i podzielone z powodu twej bezczynności? Czy chcesz widzieć Rzym
pokonany, twe
proporce zwalone, zabitego imperatora, wszystko zniszczone...»

«Cisza! Teraz
ja przemawiam i mówię
wam: jesteście szaleńcami! Więcej. Jesteście kłamcami. Jesteście
zbójami.
Wy zasługujecie na śmierć. Wyjdźcie stąd, plugawi słudzy waszych spraw,
waszej nienawiści, waszej podłości. Wy jesteście niewolnikami, nie ja.
Ja
jestem obywatelem rzymskim, a obywatele rzymscy nie są niczyimi
poddanymi.
Jestem urzędnikiem cesarskim i pracuję dla spraw ojczyzny. Wy... wy
jesteście
poddanymi. Wy... jesteście pod naszym panowaniem. Wy... jesteście
więźniami
przykutymi do waszych ław z pieniędzmi i drżycie daremnie. Bicz
przywódcy
jest nad wami. Nazarejczyk!... Chcielibyście, żebym zabił Nazarejczyka?
Chcielibyście, żebym Go uwięził? Na Jowisza! Jeśli dla ocalenia Rzymu i
boskiego Imperatora musiałbym pozamykać niebezpiecznych osobników lub
zabić
ich tutaj, gdzie ja dowodzę, to jedynie Nazarejczyka i Jego
zwolenników, tylko
ich, uwolniłbym i pozostawił przy życiu. Idźcie. Usuńcie się. Więcej do
mnie nie wracajcie. Wichrzyciele! Podżegacze! Złodzieje i wspólnicy
złodziei!
Znam wszystkie wasze intrygi. Wiedzcie o tym. Dowiedzcie się też i o
tym, że
nowe wojska i nowi legioniści odkryli wasze pułapki i wasze narzędzia.
Protestujecie z powodu podatków rzymskich, a ile was kosztował
Melchiasz z
Galaad, Jonasz ze Scytopolis, Filip z Sokko, Jan z Betafen i Józef z
Ramaot, i
wszyscy, którzy wkrótce zostaną ujęci? I nie chodźcie już do grot w
dolinie, bo jest tam więcej legionistów niż kamieni, a prawo więzienia
jest
takie samo dla wszystkich. Dla wszystkich! Rozumiecie? Dla wszystkich.
I mam
nadzieję żyć dość długo, żeby was wszystkich ujrzeć związanych, jako
niewolników pośród niewolników, pod piętą Rzymu. Wyjdźcie! Idźcie i
zanieście moją odpowiedź. Nawet ty, Eleazarze, synu Annasza. Nie chcę
cię
więcej widzieć w moim domu, gdyż skończył się czas łaskawości. Ja
jestem
Prokonsulem, a wy – poddanymi. Poddanymi. Ja dowodzę, w imieniu Rzymu.
Wyjdźcie!
Nocne węże! Krwiopijcy! I Nazarejczyk chce was odkupić? Gdyby był
Bogiem,
poraziłby was piorunem! I ze świata znikłaby najbardziej odrażająca
plama.
Wynoście się! I nie ośmielajcie się spiskować, bo poznacie miecz i
bicz.»
Wstaje i
wychodzi, trzaskając
drzwiami przed osłupiałymi członkami Sanhedrynu. Nie mają nawet czasu
ochłonąć,
gdyż wchodzi grupa zbrojnych żołnierzy, którzy usuwają ich z sali
pałacu
jak psy.

Wracają do sali Sanhedrynu.
Opowiadają. Wzburzenie osiąga
szczyt. Nowina o aresztowaniu licznych złodziei i obława w grotach, aby
ująć
innych, mocno niepokoi tych, którzy pozostali. Wielu bowiem [członków
Sanhedrynu], zmęczonych, odeszło.
«A jednak nie możemy pozwolić Mu
żyć!» – wołają kapłani.
[Por. J
11,48] «Nie możemy Mu pozwolić działać. On działa. My nic nie
robimy i dzień za dniem tracimy wpływy. Jeśli jeszcze pozostawimy Mu
swobodę,
będzie nadal czynił cuda i wszyscy w Niego uwierzą. A Rzymianie w końcu
będą
przeciw nam i całkowicie nas zniszczą. Poncjusz mówi tak, ale gdyby
tłum ogłosił
go królem, o! Wtedy Poncjusz będzie musiał ukarać nas, wszystkich. Nie
możemy
na to pozwolić!» – woła Sadok.
«Dobrze. Ale jak? Upadła... legalna
rzymska droga. Poncjusz
jest pewny Nazarejczyka. Nasza... legalna droga jest niemożliwa. On nie
grzeszy...» – zauważa ktoś.
«Wymyśla się winę, jeśli jej nie ma»
– poddaje myśl
Kajfasz.
«Ale to grzech! Przysięgać to, co
jest fałszywe! Skazać
niewinnego! To... dość!... – mówi większość z przerażeniem – To
zbrodnia, bo będzie oznaczać śmierć dla Niego.»

[Por.
J 11,49]
«I cóż? To was przeraża?
Jesteście głupi i nic nie rozumiecie. Po tym, co się stało, Jezus musi
umrzeć.
Nie myślicie, że lepiej jest, aby jeden człowiek umarł niż wielu? A
zatem
On umrze, aby ocalić Swój lud, żeby nie zginął cały naród. Zresztą...
On
mówi, że jest Zbawicielem. Niech się więc poświęci dla ocalenia
wszystkich»
– mówi Kajfasz, odrażający w nienawiści zimnej i przebiegłej.


«Ależ
Kajfaszu! Zastanów się! On...»
«Powiedziałem.
Duch Pana jest nade mną, Arcykapłanem.
Biada temu, kto nie szanuje Arcykapłana Izraela. Bóg spuści na niego
pioruny!
Dość czekania! Dość podniecania się! Postanawiam i zarządzam, że każdy,
kto się dowie, gdzie się znajduje Nazarejczyk, ma przyjść donieść o tym
miejscu. Niech będzie przeklęty ten, kto nie posłucha mojego słowa.»
«Ale
Annasz...» – zastrzegają niektórzy.
«Annasz
powiedział mi: „Wszystko, co uczynisz będzie święte”.
Kończmy posiedzenie. W piątek, pomiędzy godziną trzecią a szóstą,
wszyscy
mają przyjść tutaj na naradę. Powiedziałem: wszyscy. Dajcie o tym znać
nieobecnym. I niechaj zostaną wezwani przywódcy rodzin i stronnictw,
cała
elita Izraela. Sanhedryn przemówił. Idźcie.»
Odchodzi
jako pierwszy tam, skąd przybył, inni zaś udają
się w różnych kierunkach i wychodzą ze Świątyni rozmawiając ze sobą
półgłosem
i idąc do swoich domów.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
re29061 05 10(WREE)
013 05 (10)
Article 05 10 Talk and Listen Quiz 565
143 05 (10)
05 10 Sierpień 1999 Liban Kaukazu
TI 02 05 10 T pl(1)
Aneks nr 2 Prospekt PKO BP 05 10 2009
W1 05 10

więcej podobnych podstron