R 22 24


ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGf
PO ZWYCIĘSTWIE W EUROPIE
Zgodnie z warunkami aktu kapitulacyjnego 9 maja dowódcy wojsk niemieckich powinni byli stawić się w Berlinie w celu ratyfikowania go w sztabie rosyjskim. Ta druga ceremonia miała, naszym zdaniem, symbolizować jedność zachodnich aliantów i Rosjan oraz uprzytomnić Niemcom i całemu światu, że kapitulacja została dokonana .wobec wszystkich, nie tylko wobec zachodnich aliantów *. Z tego względu otrzymaliśmy polecenie wstrzymania wszelkich wiadomości o pierwszym akcie, do chwili gdy drugi zostanie spełniony.
Aby jednak amerykańscy i brytyjscy dziennikarze poznali całą historię kapitulacji, zaprosiliśmy ich do Reims. Zobowiązali się oni przy tym, że nie podadzą jej do wiadomości publicznej do czasu ogłoszenia oficjalnego komunikatu za tfgodą aliantów. Jeden z dziennikarzy amerykańskich opublikował sprawozdanie przed terminem, co doprowadziło do wściekłości tych, którzy dotrzymali słowa. Incydent wywołał wielkie oburzenie, ale nie wyrządził żadnej szkody nikomu poza gazetami 2.
Zachodni alianci zostali zaproszeni do Berlina i oczekiwano,
będą obecni przy podpisaniu aktu kapitulacji, ja uważałem jednak, że moja obecność będzie niewłaściwa. Niemcy byli już raz w sztabie sojuszniczym dla podpisania aktu bezwarunkowej kapitulacji, toteż uważałem, że ratyfikacja w Berlinie powinna być sprawą radziecką. Wydelegowałem wobec tego swego
stępce, marszałka lotnictwa Teddera, aby reprezentował mnie
tej uroczystości. Ustalenie terminu, ilości i stopnia służ-
owego osób, które miały wziąć wi niej udział, oraz tras naszych
36 - Krucjata w Europie
562
Krucjata w Europie
samolotów nad okupowanym przez Rosjan terytorium byio sprawą skomplikowaną. Wszystko to zostało jednak załatwione i Tedder przybył na czas, a towarzyszyły mu dwa czy trzy samoloty wypełnione oficerami, żołnierzami, dziewczętami z pomocniczej służby kobiet i przedstawicielami prasy1J. W kilka miesięcy później widziałem w Moskwie film przedstawiający najważniejsze chwile ceremonii berlińskiej, w filmie tym nie było wzmianki o .wcześniejszej kapitulacji w Reims.
W moim "Rozkazie dziennym z okazji zwycięstwa" spoglądałem ufnie na przyszłą współpracę w rozwiązywaniu problemów powojennych. Po słowach podziękowania dla wojsk i ludzi pracujących w kraju za pomoc, która nigdy nie zawodziła, mówiłem w nim:
Ciągnący się setki mil przebyty przez was szlak bojowy znaczą groby waszych towarzyszy broni. Każdy z poległych zginął jako członek zespołu, do którego i wy należycie, zespołu związanego wspólnym umiłowaniem wolności i protestem przeciwko niewoli. Stojące przed nami już obecnie i w przyszłości zadania rozwiążemy najlepiej, jeśli w dalszym ciągu pozostaniemy wierni temu samemu duchowi współpracy i poświęcenia dla sprawy wolności, dzięki któremu te oto wojska ekspedycyjne stały się tak potężnym narzędziem sprawiedliwego zniszczenia.
Nie dajmy się wciągnąć w spory nikomu nie przynoszące korzyści, w spory, jakie niechybnie się rozpoczną, o to, który kraj lub który rodzaj sił zbrojnych wygrał wojnę europejską. Wszyscy mężczyźni i wszystkie kobiety reprezentowanych tu narodów pracowali w miarę swych możliwości, a wysiłek każdego z nich przyczynił się do zwycięstwa. O tym powinniśmy pamiętać a jeśli tak będziemy postępować, uczcimy każdy grób i pocieszymy ludzi bliskich sercu towarzyszy broni, którzy nie dożyli tej chwili4.
Ani wtedy, ani później nie urządziliśmy żadnych uroczystości z okazji zwycięstwa. Po złożeniu podpisu przez Jodła poszliśmy po prostu do łóżka, aby uzyskać choć trochę tak bardzo nam potrzebnego odpoczynku, wstać następnego dnia i zająć się licznymi sprawami związanymi z zakończeniem
po zwycięstwie^ Europie
działań wojennych. Pracę naszą wykonywaliśmy jednak obecnie w tym przyjemnym przeświadczeniu, że rzeź w Europie została zakończona. Mieliśmy przed sobą trudne sprawy do rozwiązania, lecz oszczędzone nam były listy strat.
Najbardziej skomplikowanym i pilnym zagadnieniem była sprawa przerzucenia wojsk na inny teatr działań wojennych. Od 1941 roku ogólna wytyczna strategii aliantów polegała na pokonaniu Niemców przed podjęciem generalnej, uzgodnionej ofensywy przeciwko Japończykom. Kapitulacja Niemiec 7 maja oznaczała osiągnięcie pierwszego i największego celu
aliantów.
Obecnie nadszedł czas, aby pospiesznie zwrócić się ku drugiemu celowi. Siły zbrojne aliantów na całym świecie zostały zwolnione dla działań na wschodnim krańcu Osi. Rosja oficjalnie wciąż jeszcze była w sNiejeden dowódca w przeszłości, mając do czynienia z podzielonymi siłami nieprzyjaciela, skutecznie stosował manewr i zaskoczenie, aby iw ten sposób skoncentrować swoje siły najpierw przeciwko jednej izolowanej części wojsk nieprzyjaciela, a następnie, po zadaniu im klęski przeważającymi siłami, zniszczyć drugą ich część. Nigdy jednak przed tym nie stosowano tej prostej metody prowadzenia wojny w szerszych rozmiarach aniżeli na skalę kontynentu. Niemniej jednak koncepcja ta była równie słuszna w skali ogólnoświatowej. Przywódców wojsk sojuszniczych, którzy stosowali ją w drugiej wojnie światowej, nie powstrzymał fakt, że przerzucenie wojsk rzeciwko drugiemu nieprzyjacielowi wymagało transportu ilionów żołnierzy i nieskończenie wielkich ilości wyposażę-
Europy, przez pół świata, do Japonii.
rzegrupowanie sił rosyjskich oznaczało przesunięcie wdel-
ilosci wojsk z zachodu na wschód transsyberyjską linią
te] ową. Ponieważ jednak istniała tylko ta jedna linia kole-
Ara, zadanie było trudne i wymagało dłuższego czasu, Dla
564
Krucjata w Europie
zachodnich aliantów natomiast przerzucenie wojsk lądowych i lotnictwa z Europy na teatr azjatycki było przedsięwzięciem fantastycznych rozmiarów, które wymagało setek okrętów działających na szlakach morskich długości 10 000 mil.
Już w lutym 1945 roku rozpoczęliśmy opracowywanie planów związanych z tym posunięciem. Członkowie mego sztabu prowadzili nieustanne narady z Departamentem Wojny. W dniu zwycięstwa w Europie prace nad ustaleniem terminów, kolejności oraz przygotowań organizacyjnych były tak zaawansowane, że mogliśmy rozpocząć masowy transport wojsk ns Pacyfik.
Kilka dodatkowych czynników utrudniało nam i bez tego skomplikowaną sprawę. Okupowanie pokonanych Niemiec wymagało utrzymywania w Europie odpowiednich wojsk. Teatr azjatycki pilnie potrzebował jednostek tyłowych, ale i nam były one potrzebne bardziej niż kiedykolwiek, jeśli szybko chcieliśmy zakończyć transport dywizji na Daleki Wschód. Jeszcze większe trudności wynikały z naszej zasady równomiernego rozłożenia ciążaru służby frontowej pomiędzy miliony żołnierzy.
W dniu kapitulacji olbrzymie siły zbrojne aliantów pod moim dowództwem liczyły ponad 3 miliony żołnierzy amerykańskich. W skład ich wchodziło sześćdziesiąt jeden dywizji, z których wszystkie, poza jedną, brały udział w walce 5.
Żołnierze, którzy mieli za sobą najdłuższy okres służby frontowej, zostali wyznaczeni do służby okupacyjnej bądź też odesłani do domu. Inni mieli się udać na Pacyfik. Wiele spośród naszych dywizji miało za sobą jedenaście miesięcy nieprzerwanych walk, inne zaś, między nimi l, 3, 9, 36 i 45 dywizja piechoty oraz 82 dywizja desantowo-powietrzna i 2 dywizja pancerna, rozpoczęły wojnę od kampanii śródziemnomorskiej. Najstarsze spośród nich walczyły z małymi przerwami od dwóch i pół roku. 34 dywizja piechoty i l dywizja pancerna, przebywające jeszcze na teatrze śródziemnomorskim, miały za sobą podobnie długi okres służby.
Dokonanie niezbędnych zmian (wymagało przenoszenia całych grup z najstarszych dywizji i wypełnienia powstałych
ycięstwie w Europie
MORZE BAŁTYCKIM
dańsM IPRUSY
WSCHODNIE
O L S K A
CZECHOSŁOWACJA^J X
POCZĄTKOWE CZTERY STREFY OKUPACYJNE
Amerykańska Ę::-.:>:-;::i Brytyjska Francuska Rosyjska Wspólna kontrola
żołnierzami o krótszym stażu bojowym. Musieliśmy równocześnie bardzo uważać, aby zachować sprawność jedność Wysyłanie dywizji złożonych z żołnierzy będących prawie rekrutami pozbawione byłoby sensu.
Decyzję o zatrzymaniu poszczególnego żołnierza w , względnie o jego zwolnieniu podejmowano na podstawie skomplikowanego systemu punktowego, opartego na obliczaniu długości czasu służby, długości czasu spędzonego za morzem, zdobytych odznaczeń, badaniu stosunków rodzinnych i wieku. System ten wymagał żmudnej pracy, nie sądzę jednak, by można było opracować lepszy, który pogodziłby sprzeczność, laka istniała między uczciwym postępowaniem w stosunku do Pojedynczego żołnierza a troską o sprawność jednostki. Dodatkowe trudności powstały, gdy Departament Wojny postanowił zmienić "krytyczny punkt" obliczeń. Przysporzyło to
566
Krucjata w Europie
pracy, nie mówiąc już o zamieszaniu i pewnym niezadowoleniu, jakie zarządzenie to wywołało6.
Cafa nasza machina administracyjna w Europie musiała rozpocząć ruch wstecz. Bazy, lotniska, magazyny, porty, drogi i koleje nastawione były dotychczas na kierowanie ludzi i zaopatrzenia ku centrum Niemiec. Teraz, mówiąc obrazowo, musiały one dokonać zwrotu w tył i rozpocząć działanie w odwrotnym kierunku. Rozproszone po całej zachodniej Europie oraz na znacznej części terytorium Włoch i Afryki Północnej zaopatrzenie i ekwipunek trzeba było zebrać, zinwentaryzować, zapakować i załadować na statki. Najważniejszy czynnik stanowiła przy tym szybkość.
Sprawiy te były tak pilne i zakrojone na tak wielką skalę, że musieliśmy stworzyć specjalny sztab, który nie miał żadnych innych obowiązków, jak kierowanie ruchem, kontrolowanie i przyspieszanie go. Sztab ten został formalnie utworzony 9 kwietnia, na miesiąc przed kapitulacją Niemiec7. Generał Spaatz, który miał niezrównane doświadczenie w zakresie wielkich kampanii lotnictwa bombowego, został zwolniony ze stanowiska na naszym teatrze wojennym i skierowany na Pacyfik. Na Dalekim Wschodzie potrzebny był również doświadczony dowódca armii lądowej. Wybraliśmy generała Hodgesa, którego l armia, po dojściu do Łaby, zakończyła swe działania w Europie, nie tylko dlatego, że miał odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie, lecz również dlatego, że spośród .wszystkich naszych dowódców armii lądowej mógł zostać najwcześniej zwolniony bez szkody dla naszego teatru działań. Hodges udał się na Pacyfik przez Stany Zjednoczone jeszcze przed dniem kapitulacji w Europie.
Zagadnienia te, chociaż o ogromnym zakresie, nie obejmowały jeszcze większości zadań stojących przed amerykańskimi siłami zbrojnymi i ich dowódcami. Po zakończeniu działań wojennych alianci zachodni musieli przystąpić do podziału wielkich Ziwdązków operacyjnych według klucza narodowości. Rządy odrzuciły ponawiane przeze mnie zalecenie, aby okupować zachodnią- część Niemiec jako jedną całość. Plan mój uważano za nierealny ze względów politycznych, chociaż ja
567
byłem zdania, iż skoro okupacja jest następstwem wojny, nic ńe stoi na przeszkodzie utrzymaniu w zachodnich Niemczech tei samej organizacji sojuszniczej, która doprowadziła do zwycięstwa. Była to jednak sprawia czysto polityczna. Nasi mężowie stanu obawiali się, że proponowane przeze mnie rozwiązanie mogłoby wywołać niefortunną interpretację ze strony Związku Radzieckiego8.
Separacja oznaczała konieczność wyodrębnienia wszystkich naszych skomplikowanych i w wysokim stopniu zjednoczonych sztabów i zespołów oraz zróżnicowanie sposobów działania, tak abyśmy mogli sprostać nowym potrzebom administracji narodowej i nowym obowiązkom. Całe niemal zaopatrzenie Francuzów i znaczna część brytyjskiego zależało od amerykańskich zapasów i urządzeń. Wobec tego, że przetwddy-wano zlikwidowanie "lend-lease" *, trzeba było wprowadzić szczegółowy system rozliczeniowy, aby praca ta mogła się odbywać na zasadach handlowych, a nie wojennych.
W opanowanych ostatnio częściach Niemiec należało pospiesznie ustanoiwdć zarządy wojskowe. Jeśli dodamy do tego niekończące się szczegóły administracyjne, związane z dowodzeniem olbrzymią armią aliantów na zachodzie, wówczas łatwo zrozumieć uwagę pewnego przepracowanego oficera sztabu: "Zawsze myślałem, że gdy Niemcy w końcu skapitulują, urządzę z tej okazji wielką popijawę. A teraz biorę codziennie aspirynę nie mając nawet tej przyjemności, ażeby wspominać jakieś
pijaństwo".
Nasza codzienna robota tak nas absorbowała, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z entuzjazmu ogarniającego nasze kraje
ojczyste.
Pod tym względem moja własna nieumiejętność oceniania
owszechnej reakcji była typowa. Wkrótce po kapitulacji Nie-
^ przypomniałem sobie, że w roku 1945 przypada trzy-
Uc ^l^k^M-^Act uchwalony 11 marca 1941 r. dawał prezydentowi
iwo zaopatrywania każdego rządu, którego obronę uznał za
zna w interesie Stanów Zjednoczonych, we wszystkie materiały
inne potrzebne do prowadzenia wojny. 28 października
utworzona została specjalna jednostka administracyjna, której
wa brzmiała "Office of Lend-Lease Administration", potocznie
w skrócie "lend-lease" - przyp. red.
568
Krucjata w Europie
dziesta rocznica ukończenia Akademii w West Point przeze mnie i moich kolegów szkolnych. Miałem zamiar urządzić krótką, prywatną uroczystość dla tych, którzy służyli w Europie. Myślałem, że uda nam się wybrać samolotem do Stanów Zjednoczonych, spędzić jeden dzień w West Point podczas egzaminów promocyjnych i powrócić z powrotem do Niemiec, co zajęłoby w sumie tylko trzy dni. Zdawało mi się, że jeśli zrobimy to po cichu, nikt w Stanach Zjednoczonych, poza ludźmi iwi West Point, nie będzie o tym wiedział aż do naszego tjowrotu do Frankfurtu. Bardzo się zapaliłem do tego projektu i zaproponowałem moim dwudziestu kolegom w Europie, aby wysłali w tajemnicy depeszę do swych żon, prosząc o spotkanie się z nimi na jeden dzień w West Point.
Podczas gdy ja zastanawiałem się, jak pomysł ten wprowadzić w życie, z Waszyngtonu nadeszła iwdadomość, że ponieważ okoliczności nie pozwalają jednostkom amerykańskim w Europie na powrót do Stanów Zjednoczonych i na ich udział w tradycyjnej defiladzie zwycięskich oddziałów, generał Marshall chce, abym wybrał reprezentację oficerów i żołnierzy, którzy powirócą w pięćdziesięcioosobowych grupach i odbędą krótką podróż po kraju. Jego zdaniem, tego rodzaju reprezentacyjne uroczystości pozwolą Ameryce złożyć hołd żołnierzom, którzy walczyli w Europie.
Wobec tych rozkazów moje osobiste plany wzięły w łeb. Wydaje mi się, że wszyscy żołnierze, którzy zostali wyznaczeni do wzięcia udziału w serii uroczystości w czerwcu 1945 roku byli zdziwieni i zaskoczeni entuzjazmem, z jakim ich powitano.
Dla każdego z nich było to głębokie i radosne przeżycie. Szczodrość, serdeczność i hojność, z jaką powitał ich naród Stanów Zjednoczonych, miała w sobie coś potężnego. Dla mnie zaś stanowiło to olbrzymi kontrast ze skromnym jednodniowym spotkaniem, które z takim utęsknieniem planowałem na czerwiec w West Point. Interludium to sprawiło nam wiele radości, ale szybko trzeba było powrócić do codziennej, żmudnej pracy. W ciągu miesięcy, jakie nastąpiły po dniu zwycięstwa, odwiedziłem szereg stolic europejskich, biorąc udział w podob-
569
rwj^j___---
ch uroczystościach, między innymi w Londynie, Paryżu, kseli Hadze i Pradze. Więcej zaproszeń nie byłem w stanie vHać Późniejsze moje wizyty w Moskwie i Warszawie nie Dniały związku z "uroczystościami zwycięstwa".
Podczas konferencji moskiewskiej w_19A3 roku, w której brał udział sekretarz stanu Hull, główni alianci postanowili ratychmiast stworzyć ^Europejską Komisję Doradczą w Lon-dynieJlOrganizacja ta miała rozpocząć studia nad powojennymi zagadnieniami politycznymi Europy i dać odpowiednie zalecenia rządom9.
Komisja rozpoczęła swą działalność iw Londynie na początku 1944 roku i uzgodniła zalecenia co do warunków kapitulacji Niemiec, ustaliła granice stref okupacyjnych oraz aparat wspólnej kontroli. Amerykański doradca wojskowy komisji, generał brygady Cornelius Wickersham, został później moim zastępcą, gdy organizowano amerykańską grupę rady kontroli 10.
Zgodnie z protokołami opracowanymi przez Europejską Komisję Doradczą każde z czterech państw sojuszniczych miało okupować część Niemiec, zarząd wojskowy zaś miał być powierzony czterostronnej radzie, w której skład wchodziło czterech dowódców wojskowych oraz komitet koordynacyjny. We władzach kontrolnych miały również pracować grupy oficerów i osób cywilnych do specjalnych zadań obejmujących sprawy rozbrojenia i demobilizacji niemieckich sił zbrojnych, iziedzinę polityczną, gospodarczą, prawną i finansową oraz >rawy zatrudnienia i inne funkcje zarządu wojskowego w pokonanym kraju n.
Jak długo istniało dowództwo naczelne sojuszniczych sił Dojnych w Europie, Brytyjczycy i Amerykanie występowali zarządzie wojskowym wspólnie. Brytyjczycy zorganizowali w Anglii szkołę podobną d naszej szkoły w Charlottesville >inia). Szkoła nasza dostarczyła nam już ludzi, którzy ^ali w zarządzie wojskowym na Sycylii i we Włoszech. -czne szkolenie oficerów zarządu wojskowego w ame-;kiej strefie Niemiec odbywało się w Anglii. Przy dowie naczelnym stworzyliśmy oddział sztabu generalnego,
570
_ Krucjata w Europie
który koordynował pracę. Na czele tego oddziału stał generał porucznik A. E. Grasett z armii brytyjskiej oraz generał brygady Julius C. Holmes z armii amerykańskiej 12.
Pierwsze doświadczenia pracy zarządu wojskowego w Niemczech zdobyliśmy w Akwizgranie przed przekroczeniem Renu. Poznaliśmy tutaj ten rodzaj spraw, z którymi mogliśmy spotkać się w przyszłości, gdy okupacja rozciągnie się w głąb Niemiec. Sytuacja była nowa, trudna i coraz bardziej się zaostrzała, ponieważ prowadziliśmy politykę niezatrudniania hitlerowców na jakichkolwiek stanowiskach państwowych. Jednakże w wielu dziedzinach działalności publicznej tylko miejscowi hitlerowcy byli dostatecznie zorientowani, by nam pomóc. Natychmiast powstało zagadnienie, czy mamy zatrudniać ich, czy też ludzi, którzy wprawdzie nie byli hitlerowcami, lecz prawie albo w ogóle nie orientowali się w sytuacji. Mimo związanych z tym trudności jak najszybciej pozbyliśmy się członków partii i przeszkoliliśmy innych, tak aby mogli zająć się pracą publiczną, instytucjami użyteczności społecznej, służbą sanitarną, pocztą, telegrafem i telefonami.
Oficer zarządu wojskowego nigdy się nie nudził. Awans swój w armii zawdzięczał on zazwyczaj przygotowaniu administracyjnemu lub technicznemu. Mając jednak na swej głowie gospodarkę całego miasteczka lub miasta oficer taki musiał rozstrzygać wszelkiego rodzaju sprawy w stosunkach między ludźmi, utrzymywać spokój i porządek, wyławiając równocześnie tych, którzy mieli stanąć przed sądem aliantów; musiał rozpocząć odbudowę lub wznowić działalność produkcyjną, wykonując swą funkcję w ramach szerokiej polityki sojuszniczej, tak jak ją formułował nadesłany z Waszyngtonu dokument znany pod nazwą "JCS 1067"13. Był on często zmuszony zwłaszcza w okresie początkowym występować w charakterze rozjemcy w zatargach osobistych. Gdy tylko Niemcy dowiedzieli się o naszym planie denazyfikacyjnym, każda skarga opierała się na zarzucie: ,.on jest hitlerowcem". W panującym w Niemczech powojennym chaosie błędy były nieuniknione i to zarówno w postępowaniu ogólnym, jak też w szczegółach pracy miejscowych funkcjonariuszy. W zasadzie
pO zwu^*-*-_________________
iednak amerykańska grupa zarządu wojskowego dokonała niezwykłej pracy, w której przejawiła rozsądek i inteligencję i dowiodła, że szkolenie specjalne opierało się na słusznych
założeniach.
Generał porucznik Lucius Du B. Clay przybył do Europy w kwietniu 1945 roku w charakterze mego zastępcy w zarządzie wojskowym Niemiec. W poprzednim okresie wojny przez krótki czas oddawał nieocenione usługi na europejskim teatrze działań wojennych w naszej służbie kwatermistrzewskiej. Od samego początku zgadzał się ze mną co do tego, że władzę w Niemczech powinna przejąć cywilna instytucja rządowa, toteż cały jego aparat był zupełnie oddzielony od sztabu wojskowego. W ten sposób byliśmy przygotowani do przekazania zarządu wojskowego Departamentowi Stanu, bez jakiejkolwiek reorganizacji14. W późniejszym czasie generał Clay objął po generale McNarneyu stanowisko amerykańskiego dowódcy w Niemczech i zawsze trzymał się tego rozgraniczenia kompetencji organizacyjnych. Stworzenie podstaw amerykańsikiego zarządu wojskowego w Niemczech jest przede wszystkim zasługą Claya i Wickershama. Jeśli weźmiemy pod uwagę przeszkody, na jakie natrafiali, niemożliwość przeprowadzenia niektórych planów, różnice zdań oraz trudności zorganizowania powojennej współpracy aliantów, osiągnięcia ich musimy ocenić jako wspaniałe.
W wyniku układu na szczeblu politycznym dowództwo naczelne aliantów w Europie przestało istnieć w dniu 14 lipca. L tej okazji skierowałem do wszystkich moich podkomendnych pismo z wyrazami podziękowania i pożegnania. Po trzech latach przestałem być naczelnym dowódcą sojuszniczych sił zbrojnych. Od tej chwili kompetencje moje ograniczały się wyłącznie do sektora amerykańskiego 15.
DO mego sztabu osobistego przybył obecnie podpułkownik James Stack. Podczas mojego pobytu w 3 dywizji w Fort Liewis był on starszym sierżantem. Później otrzymał awans 1 ^tał przeniesiony do oddziału operacyjnego na odpowie-uzialne stanowisko. Przez cały czas trwania kampanii śród-
572
Krucjata w Euroni
ziemnomorskiej i europejskiej pułkownik Stack był osobistym przedstawicielem w Departamencie Wojny.
Wstępne porozumienie w sprawie pierwszego posiedzenia Rady Sojuszniczej w Berlinie nie było łatwe do osiągnięcia. Komplikacje wynikały między innymi z różnic językowych trudności w porozumiewaniu się oraz braku bliższych kontaktów między wyższymi dowódcami; zniszczenie Berlina, które bardzo ograniczało możliwości kwaterunkowe, również utrudniało sytuację. Dopiero 5 czerwca żmudne negocjacje były dostatecznie zaawansowane, alby mogło się odibyć pierwsze oficjalne spotkanie dowódców sojuszniczych w Berlinie le.
Jedynym celem tej konferencji było podpisanie naszej zasadniczej proklamacji, dokumentu obwieszczającego ukonstytuowanie się rady i przejęcie przez nią wspólnej władzy w Niemczech. Sądziliśmy, że dokumenty w tej sprawie zostały już w pełni uzgodnione przed naszym wyjazdem do Berlina, po przybyciu na miejsce stwierdziliśmy jednak, że istnieje szereg spraw, które, zdaniem Rosjan, nie zostały jeszcze załatwione.
Spotkanie miało się rozpocząć po południu. Skorzystałem przed tym z okazji, aby złożyć wizytę marszałkowi Żukowowi w jego kwaterze głównej i udekorować go komandorią "Legion of Merit" przyznaną mu przez rząd amerykański. Marszałek Żuków był człowiekiem sympatycznym o bardzo żołnierskiej powierzchowności.
Gdy wróciłem do mojej tymczasowej kwatery w Berlinie, dowiedziałem się, że konferencja nasza, której gospodarzem miał być marszałek Żuków, została nieoczekiwanie odłożona. Było to dla mnie dość przykre, ponieważ jeszcze tego samego wieczoru miałem wrócić do Frankfurtu. Czekaliśmy kilka godzin, ale władający językiem angielskim oficer łącznikowy ze sztabu Żukowa nie potrafił nam wyjaśnić przyczyn opóźnienia. Późno po południu zdecydowałem się w końcu przyspieszyć sprawę. Wiedząc, że każdy z zainteresowanych rządów uprzednio już przestudiował i skontrolował wszystkie dokumenty do omówienia, nie widziałem żadnej poważnej przyczyny opóźnienia, które zaczynało wyglądać na zamierzone.

rpoprosiłem oficera łącznikowego, aby poinformował marszałka Bukowa, że z wielkim żalem, co prawda, lecz jednak będę musiał wrócić do Frankfurtu, jeśli konferencja nie zacznie się w przeciągu pół godziny. Ale w chwili gdy posłaniec miał wyjść ode mnie, otrzymaliśmy wiadomość, że jesteśmy oczekiwani w sali konferencyjnej, do której udaliśmy się natychmiast. Marszałek przeprosił za spóźnienie, mówiąc, że oczekiwał ostatecznych instrukcji z Moskwy w sprawie ważnego punktu. Przyjęliśmy to oświadczenie w dobrej wierze i rada berlińska rozpoczęła swą działalność w atmosferze przyjaznej
i serdecznej.
Zasiedliśmy przy okrągłym stole konferencyjnym największym, jaki kiedykolwiek widziałem. Każda delegacja narodowa otrzymała dziewięćdziesięciostopniowy wycinek stołu. Dowódców otaczał tłum pomocników wojskowych i politycznych, fotografów, dziennikarzy i innych osób, których rola, jak się wydawało, sprowadzała się wyłącznie do obecności na sali. Moim doradcą politycznym był, podobnie jak w czasach północnoafrykańskich, Rdbert Murphy. Pierwszym doradcą politycznym marszałka Żukowa był Wyszyński, który przed kilku laty zdobył sobie znaczny rozgłos jako oskarżyciel w rosyjskich procesach okresu czystki. Każdy z nas miał przed sobą cztery kopie każdego dokumentu, a każda kopia miała 'być podpisana przez wszystkich czterech członków rady. Po krótkiej dyskusji nad drobnymi szczegółami, dotyczącymi pewnych sformułowań w dokumentach, cała skomplikowana procedura została zakończona17.
Okazało się, że marszałek Żuków przygotował dla swych gości wytworny bankiet, nie byłem jednak przygotowany do spędzenia nocy w Berlinie, nie mówiąc już o tym, że pozwoliłem tylu ludziom towarzyszyć mi do Berlina, iż nie było żadnej możliwości pomieszczenia ich w przydzielonej nam ciasnej kwaterze. Powiedziałem wobec tego Żukowowi, że będę usiał wrócić do Frankfurtu tegoż wieczoru, i to dość wcześ-e, by wylądować przed zapadnięciem zmroku. Poprosił mnie, ym zgodził się na kompromisowe wyjście i abym przyszedł sah bankietowej dla wzniesienia toastu i wysłuchania
574__________________________________Krucjata w Europie
dwóch pieśni odśpiewanych przez chór Armii Czerwonej Obiecał mi, że zostanę szybko odwieziony przez miasto na lotnisko i że osobiście przypilnuje, alby nie było żadnego opóźnienia.
Ze względu na gościnność marszałka przykro mi było, ze nie mogłem dłużej zostać. Chór Armii Czerwonej śpiewał wspaniale, a stół zastawiony był rosyjskimi przysmakami. Przed wyjazdem marszałek Żuków zawiadomił obecnych, iż przed chwilą otrzymał depeszę z Moskwy, że generalissimus wyraził zgodę na udekorowanie marszałka Montgomery'ego i mnie' rosyjskim Orderem Zwycięstwa,\ odznaczeniem radzieckim, którego nie otrzymał jeszcze żaden cudzoziemiec. Marszałek zapytał mnie, kiedy chciałbym, aby uroczystość wręczenia orderu się od/była, wobec czego zaprosiłem go do mojej kwatery głównej we Frankfurcie. Żukowi przyjął zaproszenie. Sprawiło mi radość, gdy Montgomery taktownie zaproponował, aby wobec tego, że służył przez całą kampanię europejską pod moimi rozkazami, odznaczenie to zostało również i jemu wręczone w moim sztabie.
Poprosiłem Żukowa, aby na uroczystość we Frankfurcie zaibrał pewną ilość oficerowi swego sztabu i zatrzymał się tak długo, jak mu się spodoba, zapewniając go, że będzie serdecznie przyjęty. Odpowiedział, że przyjedzie 10 czerwca w towarzystwie nie więcej aniżeli dziesięciu oficerów sztabu, i będzie mógł pozostać tylko jeden dzień. Przygotowałem wobec tego oficjalne śniadanie dla niego i towarzyszącej mu grupy. Na kilka godzin przed jego przybyciem otrzymałem telegram, iż poza dziesięcioma oficerami sztabu zabiera ze sobą pięciu oficerów ochrony. O oficerach ochrony i pełnionych przez nich funkcjach nigdy przedtem nie słyszałem, toteż nie bardzo .wiedziałem, co robić z tymi pięcioma podczas śniadania. Poleciłem oficerowi zarządzającemu kasynem, aby przygotował się na ewentualne zmiany przy stole, i powiedziałem mu, że go zawiadomię po przybyciu marszałka.
Powitaliśmy Żukowa na lotnisku kompanią honorową i orkiestrą armii amerykańskiej, po czym wszyscy wraz z tłumaczem, wsiedliśmy do mego samochodu i udaliśmy się do
575
l S\ L, W o -____________ ----------
bu Natychmiast poruszyłem sprawę rozmieszczenia ofice-5' ochrony podczas śniadania. Powiedziałem, że możemy ich rsadzić wokół marszałka lub postawić za' nim; mogą rów- ż siedzieć przy końcu stołu. Gdy mu to wszystko przetłumaczono, marszałek nieoczekiwanie powiedział: "Proszę powiedzieć generałowi, że może ich umieścić, gdzie mu się podoba, ja wziąłem ich tylko dlatego, że mi tak kazano". W ten sposób sprawa oficerów ochrony została bardzo pomyślnie załatwiona. Śniadanie we Frankfurcie udało się nadzwyczajnie. Był piękny letni dzień. Zaprowadziliśmy najpierw naszych gości do wielkiej galerii pod otwartym niebem, gdzie podano wino i przekąski. W tym czasie odbyła się defilada dużej formacji naszych sił powietrznych, przypuszczaliśmy bowiem, że marszałek Żuków przyjmie to jako oznakę specjalnego uznania. Z pobliskich lotnisk sprowadziliśmy setki myśliwców, za którymi leciały bombowce, od lżejszych do najcięższych. W jasnym blasku słońca było to potężne widowisko i zdawało się, że zrobiło duże wrażenie na Żukowie.
Zgodnie z rosyjskimi zwyczajami o tyle, o ile były one nam znane podczas śniadania nastąpiła seria toastów. Marszałek był doskonałym mówcą, takie w każdym razie odnieśliśmy wrażenie, i za pośrednictwem tłumacza wyraził swe życzliwe uczucia w stosunku do aliantowi oraz nadzieję na powodzenie naszej współpracy.
Wszyscy po kolei wznosili toasty Anglicy, Amerykanie, Rosjanie i Francuzi. Zrywaliśmy się na nogi co najmniej dwanaście razy, lecz zauważyłem, że większość Amerykanów szybko poszła za moim przykładem i napełniała szklanki wodą zabarwioną czerwonym winem tylko w takiej ilości, aby nadać napojowi właściwy kolor.
Wręczone Montgomery'emu i mnie odznaczenia należały do tych nielicznych, jakie widziałem, które nie mają znaczenia wyłącznie uczuciowego lub symbolicznego, lecz przedstawiają też wartość materialną. Były one w kształcie gwiazdy; około BO lub 90 brylantów, otaczało grupę syntetycznych rubinów, pośrodku zaś znajdowała się emaliowana miniatura Kremla.
576__________________________________
Z postawy Żukowa i jego pomocników można było wnioskować, że pragną utrzymać przyjazne stosunki i współprace z nami. Gdy wspominam ten dzień, pamiętam jedynie, że był on zapowiedzią serdecznych i bliskich stosunków z Rosjanami Nadzieja ta nigdy się nie ziściła, przesłoniły ją w przyszłości podejrzenia i wzajemne obwdniienia. Jeśli jednak idzie o przyjazne stosunki pomiędzy marszałkiem Żukowem a mną, to do czasu, gdy w 1945 roku opuściłem Europę, pogłębiały się one coraz bardziej. Przyjaźń ta była naszą sprawą osobistą i niestety nie odzwierciedlała ogólnej postawy.
Na podstawie współpracy Rosjan z aliantami zachodnimi podczas wojny, generałowie Smith, Clay i ja wyciągnęliśmy wczesną wiosną 1945 roku wniosek, iż powodzenie wspólnego zarządzania Niemcami będzie zależało prawie wyłącznie od tego, iW) jakim stopniu alianci zachodni potrafią pokonać podejrzliwość i brak zaufania Rosjan, zarówno w skali ogólnej, jak na danym terenie. Pomiędzy naszymi systemami rządzenia istniała ogromna przepaść, którą przekroczyć można było tylko pod tym warunkiem, że na najwyższym szczeblu politycznym osiągnięte zostanie wzajemne zaufanie. Zakładając jednak nawet, że głowom państw uda się je osiągnąć, na nas w Berlinie spadała duża odpowiedzialność. Codziennie i co godzina mieliśmy do czynienia ze sprawami, które wymagały jednomyślności, uwiązaliśmy więc, że osiągnięcie jej na szczeblu lokalnym będzie miało decydujący wpływ na to, czy komunizm i demokracja mogą istnieć w jednym świecie. Nie szczędziliśmy wobec tego zarówno w osobistych, jak oficjalnych stosunkach wysiłków, by okazać dobrą wolę, szacunek i przyjazne zamiary.
W danej jednak chwili bardziej byłem zajęty sprawą wysiedleńców aniżeli moimi osobistymi stosunkami z Rosjanami. Za wysiedleńca uważano oso/bę cywilną, która na skutek wojny znalazła się poza granicami swego kraju i pragnęła powrócić do ojczyzny lub znaleźć sobie miejsce osiedlenia, lecz nie była w stanie tego zrobić bez pomocy; za wysiedleńców uważano również tych ludzi, których należało skierować z powrotem na terytorium nieprzyjacielskie lub eksnieprzyjacielskie 18.
_______________________577
pośpiesznie ewakuowano setki tysięcy osób, nie licząc jeńców wojennych i cywilów, którzy mieli gdzieś w Europie swe domy i pragnęli do nich natychmiast powrócić. Organizowaliśmy dla nich obozy opieki, dostarczaliśmy im wyżywienia, a równocześnie opracowywaliśmy plany transportu 19.
Ci jednak, dla których .wkrótce już nazwa^dipisi" (displaced persons osoby wysiedlone) stała się charakterystyczna, nie należeli do grup, które łatwo można było odtransportować. Naprawdę nieszczęśliwi byli ci, którzy z takiego lub innego powodu nie mieli już domów, lub byli "prześladowani" i obawiali się powrotu do swego kraju ze względu na możliwość dalszych represji. Szereg samobójstw osób, które wolały umrzeć, niż powrócić do ojczyzny, dało nam pojęcie o przerażeniu, jakie panowało w tej ostatniej grupie. Niekiedy mogli to być zdrajcy, którzy słusznie obawiali się czekającej ich kary; lecz w wielu wypadkach należeli oni do klas uciskanych i śmierć wydawała im się mniej przerażająca niż nowe represje.
Alianci opracowali na szczeblu politycznym pewne kryteria dla odróżnienia "dipisów", którzy mieli powrócić do swych krajów, od tych, którymi powinny się były zaopiekować państwa okupacyjne. Początkowo próbowaliśmy zasady te i porozumienia stosować sztywno, wkrótce jednak zorientowaliśmy się, że postępowanie takie często prowadzi do pogwałcenia elementarnej zasady humanitaryzmu, w imię której występowaliśmy. Toteż każdemu, kto nie chciał wracać do swego kraju, pozostawialiśmy wolność decyzji 20.
Spośród wszystkich "dipisów" w najbardziej pożałowania godnej sytuacji znajdowali się Żydzi, od lat bici, głodzeni torturowani. Nawet żywność, odzież i ludzkie traktowanie )łały początkowo wpłynąć na to, aby otrząsnęli się ze ;tanu beznadziejności i apatii. Trzymali się w zbitych gromadach, co zdawało im się dawać pewne poczucie bezpieczeń-wa, i biernie czekali na to, co im los przyniesie. Zdobycie dla nich odpowiedniego schronienia, stworzenie systemu rozdziału wności oraz opieki lekarskiej, nie mówiąc już o uzyskaniu woitych warunków sanitarnych, było sprawą niezmiernie
37 Krucjata w Europie
578
_______________________________Krucjatową Eur0pie
trudną. W wielu wypadkach nie byli oni w stanie sami dbać
0 siebie, wszystko trzeba było dla nich robić 21.
W innych grupach osób, odmawiających powrotu do swego kraju, znajdowali się obywatele państw bałtyckich Estonii Łotwy i Litwy które zostały wcielone do Związku Radzieckiego. Tysiące z nich zastaliśmy w zachodnich Niemczech
1 uznaliśmy za ludzi pozbawionych przynależności państwowej. Uciekali oni, ponieważ przeciwstawiali się okupacji swych krajów, i nie mogli już powrócić. Byli to ludzie w dość dobrym stanie zdrowia, silni i gotowi pracować przy odbudowie swych budynków i zabudowań. Znajdowali się tu również Polacy, Ukraińcy, Rumuni, Jugosłowianie i inni22.
Gdy w Europie wschodniej rozeszła się wieść, że alianci zachodni opiekują się osobami wysiedlonymi, do naszych stref okupacyjnych zaczęły napływać tysiące ludzi. Obozy były zawsze przepełnione, żywności starczało zaledwie, aby utrzymać ich przy życiu i, mimo wszystkie nasze starania, sprawy posuwały się naprzód bardzo powoli.
Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, ludzie nie mający nic wspólnego z załatwianiem tych spraw, działając z humanitarnych pobudek, oburzeni na warunki, którym często nie można było zaradzić, zaczęli opowiadać w Ameryce niestworzone historie o obojętności, niedbałości i znieczuleniu żołnierzy. Tysiące tych ludzi, których skierowano do pracy związanej z ratowaniem "dipisów" i organizowaniem pomocy dla nich, było Amerykanami. Do dyspozycji 'ich postawiono wszystko, czego mogła dostarczyć armia; szczerze starali się uczynić wszystko, co w ich mocy, by dopomóc tym najbardziej nieszczęśliwym istotom na ziemi. Ponieważ jednak nie można było sprawy rozwiązać w sposób idealny, niektórzy tak zwani kontrolerzy znaleźli wspaniałą okazję dla zdobycia sobie rozgłosu. Robili to kosztem wielu Amerykanów, pracujących dniem i nocą, aby ulżyć losowi ludzi, którzy przecierpieli tyle, iż czasami zdawało się, że przekroczyli granice cierpienia.
Wraz z dowódcami i oficerami mego sztabu często przeprowadzałem inspekcje obozowi. W każdym z nich spędzaliśmy
579
po zwycięstwie w Europie^________
wieie godzin, osobiście stwierdzaliśmy, co jest najpilniej potrzebne, i w miarę możliwości uzupełnialiśmy braki.
\V ciągu miesięcy, które minęły od tego czasu, stopniowo dokonano znacznych ulepszeń, ale sprawa ta nie jest jeszcze rozwiązana. Ze wszystkich straszliwych wspomnień najstraszliwszym, jakie na zawsze zachowają amerykańscy uczestnicy wojny w Europie, pozostanie obraz ,,dipisów" oraz obozów śmierci stworzonych przez hitlerowców.
Pierwsza robocza konferencja rady berlińskiej odbyła się 10 lipca. Przewodniczący rady zmieniał się co miesiąc i początkowo obrady toczyły się ,wi przyjaznej atmosferze. Powstawały co prawda różnice zdań, lecz zazwyczaj dotyczyły one szczegółów proceduralnych lub metodycznych i w panującej atmosferze współpracy nie groziły żadnymi poważniejszymi trudnościami.
Na początku lipca otrzymaliśmy wiadomość, że wkrótce odbędzie się konferencja w Poczdamie. Raz jeszcze trzeba było przygotować pomieszczenia i ochronę na przyjęcie "VIP-ówu (tak nazywali żołnierze bardzo ważne osobistości Very ImpóYlant Persons). Tym razem jednak moje zadania ograniczały się wyłącznie do przyjęcia i zaopiekowania się delegacją amerykańską. Udałem się do Antwerpii na spotkanie krążownika, na którym przybywali do Europy [prezydent Truman i sekretarz stanu Byrnes\Vtiałem dzięki temu okazję omówienia z nimi kilku, moim 'zdaniem, ważnych punktów.
Po pierwsze, nalegałem, aby w naszej części Niemiec zarząd wojskowy jak najszybciej przeszedł w ręce władz cywilnych. Zwróciłem uwagę prezydenta i sekretarza stanu, że chociaż do izasu wprowadzenia porządku trzeba będzie utrzymać kontrolę wojskową, to jednak sprawowanie rządów nad ludźmi, prowadzącymi normalny, codzienny tryb życia, nie należy do obowiązków .wojska. Byłem zdania, że nawet przy największej sPrawności i poświęceniu armii w wykonywaniu tych zadań me da się uniknąć nieporozumień. Uważałem, że w dalszej rspektywie Departament Stanu powinien przejąć wszystkie w>wiązki związane ze sprawowaniem władzy w Niemczech 1 najbardziej odpowiadałoby amerykańskim zasadom i trą-
580
_____________________________________Krucjata w Europje
dycjom - - przy czym armia odgrywałaby tylko rolę pomocniczą w umacnianiu władzy i prowadzeniu polityki cywilnej Zarówno prezydent, jak sekretarz stanu zgadzali się w zasadzie ze mną, co pozwalało mi przypuszczać, że zmiany nastąpią w najbliższych miesiącach23.
Gdy pod koniec 1945 roku powróciłem do Stanów Zjednoczonych jako szef sztabu sił zbrojnycfy, nadal starałem się przekonać sekretarza stanu Byrnesa o słuszności tego kroku, lecz zorientotwiałem się, że zmienił on zdanie. Akceptował co prawda samą zasadę, lecz nie chciał się zgodzić na wprowadzenie jej w życie'ze względu na administracyjne i finansowe ciężary, jakie musiałby ponosić Departament Stanu.
Druga sprawa, w której pozwoliłem sobie udzielić prezydentowi Trumanowi rady, dotyczyła zamiarów Związku Radzieckiego przystąpienia do wojny przeciwi Japonii 24. Wobec tego, że meldunki wskazywały na bliski upadek Japonii byłem bezwzględnie temu przeciwny, przewidywałem bowiem pewne trudności, jakie mogły z tego wyniknąć, i proponowałem, żebyśmy przynajmniej nie domagali się ani nie prosili o pomoc radziecką. Osobiście byłem przekonany, że żadna siła nie zdoła powstrzymać Armii Czerwonej od udziału w wojnie, chyba że zwycięstwo nastąpiłoby, zanim zdążyłaby ona do niej przystąpić. Nie przewidywałem jednak jeszcze czekającej nas w przyszłości zaciętej walki, zrodzonej z antagonizmów ideologicznych, ani też sparaliżowania współpracy międzynarodowej, jakie w wyniku tej walki nastąpiło. Obawiałem się jedynie poważnych komplikacji administracyjnych oraz możliwości odrodzenia się dawnych rosyjskich pretensji i planów na Dalekim Wschodzie, mogących sprawić nam wiele kłopotu. Trzecia myśl, jaką rzuciłem prezydentowi, dotyczyła pewnej giętkości przy ustalaniu terminów zakończenia działania układów o "lend-lease" zawartych z Francuzami i Anglikami. Nie znałem dokładnie szczegółów tej ustawy, wiedziałem jednak, że samo zakończenie działań wojennych nie wpłynęło na natychmiastowe i poważne zmniejszenie się zapotrzebowania na żywność i zaopatrzenie, na które Francuzi i Anglicy nadal z całym zaufaniem liczyli. Byłem zdania, że nie należało do-
581
puścić do arbitralnego i nagłego wypowiedzenia tego układu, lecz że trzeba go było zastąpić jakimś porozumieniem, które dałoby tym krajom możliwość szybkiej odbudowy.
Dałem również wyraz memu przekonaniu, że powinniśmy gospodarkę niemiecką, zwłaszcza zaś zagadnienie reparacji, potraktować w ten sposób, by zapewnić Niemcom możliwość zarobienia na życie, pod warunkiem, że gotowi będą pracować, a gotowość ta nie ulegała wątpliwości. Od dnia, gdy wkroczyliśmy do Niemiec, rzucało się w oczy, że przeciętny obywatel skłonny jest pracować od świtu do zmroku za marną zapłatą. Jeszcze przed przekroczeniem Renu widziałem, jak kobiety niemieckie pracowały z dziećmi w polu, kopały ziemię i siały pod ogniem artylerii, aby uzyskać w tym roku coś na podobieństwo zbiorów.
Clay i ja byliśmy przekonani, że odbudowa Zagłębia Ruhry jest dla nas sprawą niezmiernie ważną. W żadnym innym miejscu Europy złoża węgla nie były tak wysokiej jakości i tak łatwe do wydobycia, a już teraz wiedzieliśmy jasno, że węgiel stanie się kluczowym czynnikiem pomyślnego administrowania okupowanymi Niemcami. Bez (węgla nie można było odbudować transportu, a bez transportu cały kraj zostałby unieruchomiony. Oświadczyłem prezydentowi, że jeśli nie położymy nacisku na odbudowę Zagłębia Ruhry, Niemcy w najbliższym czasie zaczną głodować. Oczywiście Amerykanie nigdy nie pozwoliliby na to, aby nawet ich dawni nieprzyjaciele głodowali, i raczej dobrowolnie przyjęliby na siebie kosztowne zadanie wyżywienia ich. Byłem jednak zdania, że tych ciężarów finansowych da się uniknąć. Uważałem, że jeśli pchniemy naprzód produkcję węgla w Zagłębiu Ruhry i odbudujemy "transport, Niemcy będą mogli w najbliższym czasie uruchomić przemysł lekki i eksportować towary zupełnie nie związane - zabronionym przemysłem wojennym. Z uzyskanych iw ten posób pieniędzy będą mogli zakupić w innych krajach i importować dostateczną ilość żywności dla zaspokojenia koniecznych Potrzeb.
W Poczdamie kilkakrotnie składałem wizyty różnym człon->m delegacji amerykańskiej, ponieważ jednak wojna euro-
582 _________________________________________Krucjata w Europie
pejska była zakończona, niejbrałem udziału w konferencji ani jak;o oficjalny jej uczestnik, ani też jako doradca, przeprowadziłem dłuższą rozmowę z sekretarzem stanu Stimpsonem; oświadczył mi on, że w najbliższym czasie odbędzie się (w New Mexico próba bomby atomowej, którą amerykańskim uczonym udało się w końcu wyprodukować. Sekretarz stanu został wkrótce telegraficznie poinformowany o wynikach próby. Wiadomość sprawiła mu olbrzymią ulgę, śledził bowiem z wielkim napięciem prace nad bombą i poczuwał się do odpowiedzialności za wydatki i zasoby, jakie ona pochłonęła. Wyraziłem nadzieję, że nigdy nie będziemy zmuszeni do użycia jej przeciwko jakiemukolwiek nieprzyjacielowi, myśl bowiem, że Stany Zjednoczone staną się pierwszym krajem, który użyje w wojnie broni tak straszliwej i niszczycielskiej, jak mogłem sądzić z jej opisu, była mi nienawistna. Ponadto niesłusznie łudziłem się jakąś nieokreśloną nadzieją, że jeśli nigdy jej nie użyjemy w wojnie, inne państwa mo>że się nie dowiedzą, że problem rozszczepienia atomu został rozwiązany. Nie wiedziałem oczyiwiiście w owym czasie, że w wyprodukowaniu tej broni brała udział cała armia uczonych i że nie można było utrzymać tej ważnej sprawy w tajemnicy. Te moje oso-Podczas swego pobytu w Niemczech prezydent wyraził życzenie dokonania inspekcji niektórych oddziałów amerykańskich. Przygotowałem jego przyjazd do strefy amerykańskiej i tak się szczęśliwie złożyło, że do inspekcji została wybrana 84 dywizja, w której szefem sztabu był kuzyn prezydenta, pułkownik Louis Truman. Tak więc oficjalne spotkanie miało również miły charakter osobisty.
Pewnego dnia prezydent jadąc z generałem Bradleyem i ze mną zaczął mówić o przyszłości niektórych naszych dowódców wojennych. Powiedziałem mu, że nie mam żadnych armbi--
________________________________583
oprócz jednej: chciałbym wycofać się do zacisza domowego tam w ramooh moich skromnych możliwości, robić wszystko, l v pomóc naszeio.ru narodowi w zrozumieniu niektórych wielkich zmian, iakie woji a przyrosła światu, oraz nieuniknionych obowiązków, jakie w związku z tym na nas spadają. Nigdy nie zapomnę odpowiedzi prezydenta. Do tej pory spotkałem go zupełnie przypadkowo tylko dwa lub trzy razy. Jadłem z nim prywatnie śniadanie i stwierdziłem, że jest człowiekiem poważnym, szczerym i bardzo miłym w obejściu. Teraz w samochodzie nagle zwr6cił się do mnie i powiedział: "Generale, pomogę panu we wszystkim, co pan tylko zechce, łącznie z kandydowaniem na stanowisko prezydenta w 1948 roku".
Wątpię, czy zdarzyło się kiedykolwiek przedtem, by prezydent Stanów Zjednoczonych zaskoczył amerykańskiego żołnierza tego rodzaju jak najbardziej szczerą i niewątpliwie zadziwiającą propozycją. W rozmowach z przyjaciółmi zdarzało się niekiedy, że ktoś żartobliwie wspomniał mi o możliwości kariery politycznej. Zawsze z miejsca odrzucałem tego rodzaju uwagi, lecz teraz, gdy usłyszałem słowa takie z ust prezydenta, nie pozostawało mi nic innego, jak potraktować je jako wspaniały dowcip. Spodziewałem się zresztą, że prezydent nie miał nic innego na myśli. Roześmiałem się serdecznie i powiedziałem: "Panie prezydencie, nie wiem, kto będzie pana konkurentem do stanowiska, ale na pewno nie ja". To, że j a móiwiiłem poważnie, nie ulegało wątpliwości.
Ton współpracy na międzynarodowym szczeblu politycznym, jaki cechował końcowe obrady konferencji w Poczdamie, odbił się echem na szczeblu administracji wojskowej. We wszystkich sprawach, załatwianych z władzami rosyjskimi w Berlinie, pilnowaliśmy się, aby co do joty wypełniać wszelkie prośby i zobowiązania nawet w takich wypadkach, gdy były one jedynie marginesowo zaznaczone lub też gdy tylko domyślaliśmy się ich. W ciągu sierpnia, września i października ogólnie panująca atmosfera pozwalała przypuszczać, że w przyszłości "wysiłki nasze uwieńczone zostaną całkowitym powodzeniem. Nie znaczy to bynajmniej, że nie dochodziło do przykrych incydentów. Przeciwnie, w wielu wypadkach, gdy usiłowa-
584
Krucjata w Europie
liśmy osiągnąć jednomyślną zgodę, konieczną do takiego czy innego posunięcia, cierpliwość nasza wystawiana była na próbę. Na ogół z Anglikami dochodziliśmy do porozumienia, chociaż ocz3'wiście i między nami przytrafiały się ostre różnice zdań. Z Francuzami zawsze różniliśmy się w podstawowej sprawie scentralizowanego rządu niemieckiego myśmy ją popierali, Francuzi byli jej przeciwni. Jeśli jednak chodziło o władze rosyjskie, to niezależnie od tych samych podstawowych różnic, istniał jeszcze nie kończący się, jak się zdawało, potok nieistotnych spraw zupełnie wystarczających dla wywołania za-żaileń, a co za tym idzie wyjaśnień.
Jednym z tematów częstych tego rodzaju pism, jakie nadsyłały nam władze radzieckie, były bezprawne, ich zdaniem, przeloty samolotów amerykańskich nad terytorium rosyjskim. Rosjanie wydzielili nam dla lotów do Berlina i z powrotem wąski korytarz, w którego granicach musiały się zmieścić wszystkie nasze samoloty. Zdarzało się jednak często, że nowy pilot, nie znając terenu, nieco wykraczał poza wytyczone granice, a przy zachmurzeniu nawet najbardziej doświadczony pilot mógł dopuścić się chwilowego naruszenia układu. Co pewien czas Rosjanie podawali nam szczegółową listę tego rodzaju rzekomych wykroczeń, i to w takich ilościach, że prowadzenie dochodzeń było zupełnie bezcelowe.
Jedyne, co mogliśmy zrobić, to nalegać, aby samoloty nasze starannie przestrzegały wytyczonych granic. W końcu jednak udałem się do marszałka Żukowa i powiedziałem mu, że, moim zdaniem, te niepoważne i nieumyślne naruszenia są zibyt drobną sprawą, by stale miały pochłaniać zarówno jego, jak moją uwagę. Dodałem, że przecież za każdym razem on musi pisać list, na który ja z kolei muszę przesyłać starannie opracowaną odpowiedź. Natychmiast się ze mną zgodził, że są to sprawy nieistotne i nie powinny zabierać nam czasu, lecz wyjaśnił, że o wszystkich tych naruszeniach melduje Moskwie rosyjska obrona przeciwlotnicza, która jest służbą .wydzieloną i jemu nie podlega. Meldunki te docierały do stolicy, skąd przesyłano je z powrotem do niego i żądano, aby domagał się




MORZE PÓŁNOCNE
\ LITWA
\
ZAJĘCIE NIEMIEC
Szlak bojowy armii sojuszniczych
oraz kierunek ofensywy rosyjskiej
od 1 marca 1945 r do kapitulacji
Niemiec
MORZE BAŁTYCKIE / ( "'N
CN C $
v^j ^^[----\ Ł^-pO Królewiec \
V /S ^
PRUSY /
WSCHODNIE \
Oldenbu
"') Ósnabruck/HanoOWer
S
^Strasburg
Kolmar J/
F R\ A\ N C J A ^
oDijon
' j oMunsłer "N^**"11***1 d 0 / ..
S:~.A; , )p Magdeburg Luckenwalde
\WeSnelO oLippsta/dtN I R ^ ^ Y
-..^o EssLo DortmundT ^ H?jle \Torqau F'
Antwerpia y,^ ^Dusseldorł T .^Sel
oBruksela f C7 Yx . J^**
01-i- A i '- dKolonuggl^^
Lilie Akwizgrano C >^^ ^n
A M O ,-> l Bonn OMarbur
'^--Namurr^ A .^
5 *' ' OlKoblencja
! \\'^P ^a-^Ń1"R'X" ^ yx~\ V ^PPraga
OLoon VN ' '^^ WT^^- V*0Pill""
oEpernayi T\- '""" loMonnheim """S^"*
Metz \ .OSaarbriicken '-Ik, /O >^V / Nfa,
po zwycięstwie w Europie
585
. .
ode mnie odpowdedzi. Był to system bardzo dziwny, ale w pewnym stopniu odpowiadający naszym poglądom na rosyjski przerost centralizacji. W każdym razie oświadczyłem marszałkowi Żukowowi, że w dalszym ciągu może przysyłać mi te pisma, ja zaś będę wysyłał takie same stereotypowe odpowiedzi; to mu zupełnie wystarczyło.
Zachęcaliśmy do organizowania wizyt towarzyskich, zwłaszcza między Rosjanami i Amerykanami, które obu stronom sprawiały dużo przyjemności. Rosjanie lubią zabawę i umieją ocenić wszelkiego rodzaju muzykę. Dzięki żartom, towarzyskiej atmosferze i orkiestrom przyjęcia te były bardzo udane.
Jednakże po ostrej wymianie zdań między sekretarzem stanu Byrnesem i Mołotowem podczas obrad ministrów spraw zagranicznych w Londynie zdobyliśmy nowe doświadczenia. Rosjanie w Berlinie natychmiast przybrali bardzo sztywną postawę. Oficerowie Armii Czerwonej, którzy już wcześniej przyjęli zaproszenia od Amerykanów, przysłali zawiadomienia, że niestety nie będą mogli z nich skorzystać, lub po prostu nie przyjeżdżali. Uprzejme do niedawna twarze zachmurzyły się. Robiło to wrażenie, jak by Rosjanom nie wolno już było uśmiechać się do Amerykanów lub uprzejmie z nimi rozmawiać. Taki stan rzeczy trwał przez parę dni, po czym nagle, równie tajemniczo, jak nastąpił, zniknął. Przypadek ten jednak nie wpłynął na marszałka Żukowa i na mnie. W dalszym ciągu utrzymywaliśmy przyjazne stosunki, stanowiące podstawę załatwiania naszych spraw.
W ciągu lata i wczesną jesienią utrzymywałem kontakty i przyjazne stosunki z wieloma moimi współpracownikami brytyjskimi z okresu wojny. Brytyjskie Ministerstwo Wojny Pozwoliło mi zatrzymać do końca sierpnia mego osobistego brytyjskiego pomocnika, pułkownika Jamesa Gaulta. Był to oficer oddany, lojalny, który doskonale pracował; ponad dwa lata dzień w dzień niestrudzenie załatwiał mnóstwo drobnych, czasem zupełnie rozpaczliwie drobnych spraw., które bez niego stałyby się moim udziałem.
Od czasu do czasu konferowałem również z innym Anglikiem, generałem jHastingsem Ismayem| który służył mi nieoce-
586
Krucjata w Europie
nioną pomocą w najtrudniejszych dniach wojny. Był on jedną z wybitniejszych osobistości w armii brytyjskiej i bezpośrednim współpracownikiem Churchilla w czasie, gdy Churchill sprawował Airząd ministra obronyj. Stanowisko szefa sekretariatu gabinetu wojennego i brytyjskiego komitetu szefów sztabów, jakie zajmował Ismay, miało z amerykańskiego punktu widzenia doniosłe znaczenie, ponieważ za jego pośrednictwem każda sprawa w każdej chwili mogła dotrzeć do premiera i jego głównych współpracowników. Na szczęście Ismay hołdował zasadzie jedności aliantowi i umiał zdobyć zaufanie i przyjaźń swych amerykańskich towarzyszy. Należał do tych ludzi, których wybitne zdolności skazywały na zajmowanie w ciągu całej wojny stanowiska w sztabie. Być może, nazwisko jego pójdzie w zapomnienie, lecz jego udział w zwycięstwie dorównywał udziałowi tych, których nazwiska stały się powszechnie znane.
latem 1945 roku konserwatyści ponieśli klęskę w wyborach i Churchill przestał być premierem, zdecydował się wziąć krótkie wakacje. W ciągu lat wojennych doskonale znosił trudy i kłopoty związane z jego odpowiedzialnym stanowiskiem, lecz obecnie, gdy jego funkcje urzędowe się skończyły, pragnął i potrzebował krótkiego wypoczynku. Bj^łem uradowany i zaszczycony, gdy poprosił mnie o udzielenie mu gościny. Świadczyło to o tym, że darzył mnie drobną częścią tego wielkiego szacunku, przywiązania i podziwu, jakie żywiłem dla niego. Przygotowałem wszystko na jego przybycie w jednej z najprzyjemniejszych okolic naszego teatru operacyjnego. Czułem się szczęśliwy, że podejmując go prywatnie w ciągu kilku dni, mogłem przynajmniej w drobnej części odwdzięczyć mu się za udzielone mi stanowcze poparcie, niezmienną uprzejmość, nie mówiąc już o osobistej gościnności, z której w swoim czasie korzystałem.
Widywałem czasami marszałka Brooke'a, generała Frede-ricka Morgana, marszałka lotnictwa Teddera, Andrew Cunning-hama, marszałka Montgomery'ego i innych dowódców wojsk brytyjskich, z którymi służyłem podczas wojny. Z wszystkimi łączyła mnie przyjaźń. Rzecz dziwna, że w rozmowach naszych
rzadko wracaliśmy do spraw minionych, do wydarzeń czasu wojny, jak to zazwyczaj czynią starzy żołnierze. Już wtedy wyczuwaliśmy, że przyszłe problemy pokoju usuną w cień nawet największe trudności, jakie przełamywaliśmy w toku działań wojennych. Toteż rozmowy nasze niemal zawsze dotyczyły przyszłości, zwłaszcza perspektyw jasnego i obustronnie przestrzeganego porozumienia pomiędzy aliantami zachodnimi
a Rosjanami.
W ciągu tych miesięcy przewinął się również przez nasz sztab nie kończący się potok gości ze Stanów Zjednoczonych. Znajdowali się między nimi członkowie komisji Kongresu oraz różnych urzędowych i półurzędowych instytucji, zbierających materiały związane z prowadzeniem wojny lub pragnących zorientować się w bieżących sprawach administracyjnych. Witaliśmy tych gości zawsze z radością. Udzielaliśmy im wszelkiej pomocy w prowadzeniu badań i poszukiwań oraz udostępnialiśmy im wszelkie informacje, jakie były w naszym posiadaniu. Oni ze swej strony dostarczali wiadomości z kraju, często zaś byli tak uprzejmi, że przywozili osobiste listy od rodzin do członków dowództwa. Była to szczególna uprzejmość z ich strony, za ich pośrednictwem bowiem listy docierały w ciągu jednego lub dwóch dni, podczas gdy zwyczajna poczta, ze względu na nawał korespondencji, dochodziła czasami dopiero po dwóch lub trzech tygodniach.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
OPERACJA "STUDIUM"
Chociaż latem 1945 roku główne nasze wysiłki skierowane były na przegrupowanie wojsk, zorganizowanie okupacji i przeprowadzenie szeregu pomniejszych spraw, bezpośrednio związanych z naszymi zadaniami, to jednak poświęcaliśmy również czas na badanie skutków wojny z punktu widzenia naszych zainteresowań zawodowych, a mianowicie na studiowanie i ocenę wyniesionych z niej doświadczeń.
Mieliśmy do zbadania materiał monumentalnych rozmiarów i zupełnie wyjątkowej treści. Kampanie śródziemnomorskie i europejskie nie miały równych sobie w historii wojny. Amerykańskie siły zbrojne brały udział w operacjach nie mających precedensu od chwali powstania armii amerykańskiej w 1775 roku.
Operacje w Afryce i Europie wymagały udziału olbrzymich sił lądowych, w których skład wchodziło: czterdzieści siedem dywizji piechoty wraz z artylerią, szesnaście dywizji pancernych, cztery dywizje desantowo-powietrzne, jedna dywizja górska, cztery brygady desantowo-morskie nie Ucząc jednostek amfibijnych i saperów szturmowych, brygad i samodzielnych batalionów artylerii przeciwlotniczej, wielkich ilości artylerii polowej i batalionów artylerii przeciwpancernej. Zadziwiający był również wzrost siły amerykańskiego lotnictwa na tych dwóch teatrach wojennych. Od chwili przystąpienia do wojny do kapitulacji Niemiec myśliwce nasze zdobyły przewagę nad Luftwaffe, a bombowce całkowicie obezwładniły niemiecką obronę przeciwlotniczą.
Zorganizowana została komunikacja międzykontynentalna. system transportowy i administracyjny oraz utworzono zarząd wojskowy, którego aparat sprawował władzę nad milionami obywateli nieprzyjacielskiego kraju. Prowadzenie operacji wymagało uzgodnienia działalności z cywilnymi instytucjami obcych państw o odmiennej niż nasza strukturze organizacyjnej, współpracy sztabu z armiami sojuszniczymi, nowych metod dowodzenia operacyjnego wewnątrz naszych własnych instytucji (wojskowych oraz negocjacji dyplomatycznych, rzadko powierzanych walczącym wojskom. Żadna przedwojenna definicja zadań sił zbrojnych nie mogła w pełni przewidzieć zakresu ich działań przeciwko Osi w Europie. Studiując zarówno osiągnięcia, jak popełnione błędy można się było wiele nauczyć. Należało ocenić i wyciągnąć wnioski z czysto wojskowych operacji, składających się na wielką i długotrwałą ofensywę. Cel postawiony wojskom sojuszniczym należał do najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek stanęły przed armią w polu. Począwszy od Afryki Północnej, poprzez Sycylię, Włochy i atak na "twierdzę Europę", jednostki nasze musiały lądoiwiać na plażach, prowadzić wielodniowe walki, nie mając do dyspozycji nawet podrzędnego portu, utrzymywać osiągnięte pozycje w obliczu przeważających wojsk lądowych nieprzyjaciela i w końcu stworzyć siłę będącą w stanie ostatecznie go zniszczyć.
We wszystkich kampaniach, zwłaszcza w Europie zachodniej, 'trzymaliśmy się podstawowej zasady: za wszelką cenę unikać skostnienia frontu, tak by nie nastąpiła stagnacja w działaniach przypominająca wojnę pozycyjną pierwszej wojny światowej. Podczas prowadzenia kampanii kontynentalnych chwilami następuje okres przeciążenia Uni zaopatrywania, który w znacznej mierze utrudnia kontynuowanie ma&yw-nych, rozstrzygających natarć. W takich okresach nie da się uniknąć pewnego rodzaju stabilizacji. Wojska alianckie nie Pozwoliły jednak, aby okresy te przekształcały się w długie, Ponure i wyczerpujące bitwy, które wykrwawiły Europę podczas pierwszej wojny światowej. Należało dokładnie zbadać zasady połączenia siły ognia, manewru i działań lotnictwa,
590
Krucjata w Europi
którą stosowaliśmy dla osiągnięcia naszych celów, tak aby można je było z korzyścią włączyć do naszej doktryny wojennej.
Niezależnie od desantu morskiego na mię spotykaną dot?d skalę wojska nasze pokonały przeszkody naturalne i sztuczne które dotąd uchodziły za niezwyciężone. W Afryce, na Sycylii i we Włoszech teren, w którym walczyliśmy, sama natura stworzyła do działań obronnych. W górach Tunezji, na zboczach Etny, w Apeninach istniały dziesiątki takich punktów taktycznych, w których batalion mógł powstrzymać marsz całej armii. W Europie zachodniej najpotężniejszą 'barierę w działaniach przeciwko Niemcom stanowił w ciągu dwudziestu wieków na całej swej długości Ren, na którego północnym krańcu leżała łatwa do zatopienia Holandia. Wszystkie te naturalne przeszkody zostały pokonane.
Poza tym w Europie zachodniej armie sojusznicze dwukrotnie przebijały się przez fortyfikacje wzniesione w oparciu
0 najwyższe zdobycze z dziedziny taktyki i inżynierii. Przebicie się przez wał atlantycki i linię Zygfryda było czynem niespotykanym w kronikach nauki wojennej. Rozbicie obu tych ufortyfikowanych pozycji w ciągu dziesięciu miesięcy nie da się porównać z żadnym innym osiągnięciem biorących w nim udział oddziałów.
Łatwo jest lekceważyć wartość stałych linii obronnych i fortyfikacji. Mur chiński, mur rzymski oraz linia Maginota nie spełniły ostatecznie swych zadań obronnych. Jednakże każda jednostka znajdująca się w obronie na pewnym odcinku frontu
1 korzystająca ze starannie przygotowanych pozycji obronnych ma olbrzymią przewagę nad swym odsłoniętym przeciwnikiem.
Na wale atlantyckim, wybierając miejsce lądowania i dokonując wstępnego przełamania, wykorzystaliśmy moment zaskoczenia i zastosowaliśmy koncentrację ogromnych sił na wąskim froncie. Umocnienia nie były głębokie i gdy tylko ]s przełamano, nasze lotnictwo i marynarka umożliwały nam usadowienie się na plażach. Ponadto zniszczenie linii komunikacyjnych oraz mostów na Sekwanie i Loarze przyczyniło się
Operacja "Studium" 591
do poważnej izolacji Niemców. Podczas gdy nieprzyjaciel z trudem uzupełniał swe wojska, nasze posiłki napływały nieprzerwanym potokiem.
Linia Zygfryda była groźniejsza. Jej urządzenia obronne składały się z rozległych pól minowych, skomplikowanej sieci przeszkód, rowów przeciwczołgowych, ukrytych betonowych schronów bojowych i silnych gniazd karabinów maszynowych, wspieranych przez artylerię i bronie pomocnicze, powiązanych doskonałym systemem łączności, opartych o sieć dróg dowozu, po których można było pospiesznie przerzucać posiłki i amunicję. Na niektórych odcinkach umocnienia obronne miały kilka mil głębokości, na innych wykorzystano rzeki jako
przeszkody naturalne.
Dokonanie wyłomu w tego rodzaju umocnieniach i przedarcie się przez nie było zadaniem niesłychanie trudnym, niemal straszliwym. Na wojnie nic nie przychodzi łatwo. Za błędy płaci się zawsze stratami, a żołnierze szybko wyczuwają każdy błąd popełniony przez dowódcę. Chociaż zimą 1945 roku niektóre pasy linii Zygfryda obsadzone były przez pospiesznie sformowane i niedostatecznie przeszkolone oddziały, przełamanie jej na większą skalę i zniszczenie broniących się tam sił świadczyło nie tylko o niezwykłych zaletach żołnierzy i jednostek sojuszniczych, lecz również o stanowczości i zawodowych walorach dowódców dywizji, korpusów, armii i grup
armii.
Siły sojusznicze, które stanęły 8 maja 1945 roku nad Łabą, stanowiły najpotężniejszą machinę wojenną, jaką kiedykolwiek zmontowano. Lewe jej skrzydło opierało się o Morze Bałtyckie, prawe zaś o Alpy. Za sobą miała ona całe armie samolotów, których liczba przekraczała stan całego lotnictwa świata sprzed paru lat. Linie zaopatrzenia i łączności rozległą siecią pokrywały Francję i Zjednoczone Królestwo, docierając do każdej miejscowości. Wspierała je jeszcze jedna zwycięska armia. Na południu, przez przełęcze alpejskie historyczne szlaki klasycznych wojen nadciągało milion doświadczonych w kam-panii włoskiej żołnierzy pod dowództwem Alexandra, również dysponujących olbrzymim lotnictwem i transoceanicznymi
Krucjata w Europie
liniami zaopatrzenia. Gdy obie te siły zatrzymały się po kapitulacji Niemiec, ich połączona moc była przytłaczającym świadectwem potęgi demokracji poglądową lekcją wojny. Zwycięstwo w kampanii śródziemnomorskiej i europejskiej zadało kłam tym wszystkim, którzy głosili lub zechcą obecnie głosić, że demokracje chylą się ku upadkowi, boją się wojny, nie są w stanie sprostać gospodarce planowej i nie są skłonne do poświęceń w imię wspólnej sprawy.
Kampanie śródziemnomorskie i europejskie dowiodły, że koalicja państw może pomyślnie prowadzić wojnę. To było pierwszą i najtrwalszą nauką tych kampanii. Pokonane zostały trudności historyczne i całkowicie rozproszone poważne wątpliwości, jakie istniały w tych sprawach jeszcze jesienią 1942 roku. Rządy oraz podległe im organizacje gospodarcze, polityczne i wojskowe zjednoczyły się w jednym wielkim wysiłku i żadne poważniejsze trudności nie wynikły ze sprzecznych interesów narodowych.
Osiągnięcia aliantów w drugiej wojnie światowej raz na zawsze dowiodły, że istnieje możliwość utworzenia i zastosowania połączonego aparatu dowodzenia, który może stawać czoło najtrudniejszym doświadczeniom wojny. Kluczem do tego jest gotowość najwyższych czynników łagodzenia wszelkich różnic narodowych, które mogą przeszkodzić strategicznemu wykorzystaniu połączonych zasobów, a na teatrze działań wojennych wyznaczenie jednego dowódcy, cieszącego się pełnym poparciem. Gdy te dwa warunki są spełnione, powodzenie jest sprawą zdolności przewidywania, umiejętności dowódczych, zręczności i rozsądku zawodowych żołnierzy, tworzących grupy dowódcze i sztabowe. Gdy tym dwóm warunkom nie staje się zadość jedynym możliwym następstwem jest klęska.
W drugiej wojnie światowej, Ameryka i Wielka Brytania, których armie walczyły ramię w ramię w tylu bitwach lądowych, morskich i powietrznych, zrozumiały i zastosowały te prawdy. W późniejszych fazach wojny brały też udział we wspólnym wysiłku wojska francuskie, jak również jednostk
593
\vielu państw, których tereny zajęte zostały przez nieprzyjaciela.
Niestety, współpraca z wojskami radzieckimi nie była tak ścisła. Ale ponieiważ pod względem geograficznym wojska te były bardzo oddalone od wojsk aliantów zachodnich, błędy w ogólnej pracy zespołowej nie przeszkodziły marszowi ku zwycięstwu. Niemniej jednak, gdyby Związek Radziecki związał się tak silnie z całym zespołem jak inne kraje, zwycięstwo nastąpiłoby prawdopodobnie szybciej, a pokój zostaliby oparty na mocniejszych podstawach.
Chociaż jedność aliantowi oraz drogi i sposoby osiągnięcia jej stanowiły główną naukę wojny, dla nas jako żołnierzy najważniejsze były te nauki, które bezpośrednio dotyczyły czysto wojskowych koncepcji i zasad. Gdyby każdą bitwę można było przeanalizować wtedy, gdy pozostawała jeszcze świeżo w pamięci tych, którzy ibrali w niej udział, gdyby jej taktyczne osiągnięcia i błędy poddane zostały dokładnej analizie, nauka wojenna, której celem jest szybkie osiągnięcie zwycięstwa za cenę najmniejszych strat w ludziach, wzbogaciłaby się olbrzymim ładunkiem konkretnych faktów.
W tym celu natychmiast po zakończeniu działań wojennych zorganizowaliśmy dużą grupę najbardziej doświadczonych, a zarazem najbardziej postępowych oficerów, jakich mogliśmy znaleźć. Na czele tej grupy stanął początkowo generał Gerow, potem zaś generał Patton *.
Chcąc, aby Departament Wojny stale mógł korzystać 2 wszystkich faktów, jakie udało nam się zebrać, oraz z opinii ludzi najbardziej doświadczonych w dziedzinie prowadzenia wojny, zaopatrzenia pola bitwy i administracji, dostarczyliśmy grupie wszelkich potrzebnych materiałów i wyznaczyliśmy jej czas, jakiego zażądała na wypełnienie zadania.
Najważniejszą nauką, jaka wypływała z zebranych doświad-
zen, był wzrastający wpływ samolotu na przebieg wojny.
>dczas kampanii europejskiej lotnictwo niemal codziennie
obrywało nowe i cenne metody walki. Zarówno sojusznicy, jak rosyjski front wyraźnie odczuwały skutki wywołanego ?rzez lotnictwo osłabienia potencjału niemieckiego. Ponadto
- Krucjata w Europie
594
Krucjata w Europie
samolot był ważnym elementem w służibie kwatermistrzow-skiej, zwłaszcza podczas naszego pospiesznego marszu przez Francję jesienią 1944 roku i przez Niemcy na wiosnę 1945 roku. Bez lotnictwa pościg nie byłby tak szybki i nie przyniósłby tak poważnych wyników.
Podczas niemieckiej kontrofensywy 101 dywizja mogła utrzymać ważny węzeł drogowy w Bastogne tylko dzięki samolotom, które w krytycznych dniach między 23 a 27 grudnia dostarczyły jej 800 000 funtów zaopatrzenia2. 24 marca 1945 roku w naszej największej operacji desantowo-powietrz-nej znanej pod nazwą "Yarsity", podczas forsowania północnego Renu przez Montgomery'ego, samoloty dokonały 1625 lotów, szybowce zaś 1346, co umożliwiło przetransportowanie do boju ponad 22 000 żołnierzy i niemal 5 milionów funtów wyposażenia 3. Samolot stał się również najcenniejszym środkiem zdobywania informacji o nieprzyjacielu, nie tylko o jego wielkich bazach, lecz również o wojskach zaangażowanych w bezpośredniej walce. Fotografia lotnicza wykrywała najdrobniejsze szczegóły przygotowań obronnych i zaczepnych, a nasza technika osiągnęła taki poziom, że wojska w przeciągu kilku godzin otrzymywały zdobyte tą drogą informacje.
Połączenie przytłaczającej siły lotniczej z wielką ruchliwością, możliwą dzięki wyposażeniu armii w pojazdy mechaniczne, pozwalało nam uderzać w dowolnym miejscu na kilkuset-milowym froncie 4. Najlepszy przykład naszej ruchliwości mieliśmy podczas niemieckiej kontrofensywy w Ardenach, gdy armia Pattona przerwała przygotowania do natarcia na wschód, zmieniła front i przeprowadziła na przestrzeni 60 do 70 mil manewr pod kątem prostym do uprzedniego kierunku marszu. W niespełna siedemdziesiąt dwie godziny od chwili otrzymania rozkazów przez sztab Pattona cały korpus jego armii rozpoczął nowe natarcie 5.
Uczeni i .wynalazcy przekształcili oblicze wojny na dziesiątki sposobów. Przy lądowaniu na plażach korzystaliśmy z nowych rodzajów wyposażenia morskiego, a nawet z czołgów dopływających do brzegu po spuszczeniu na wodę o kilkaset jardów od brzegu. Przed zakończeniem wojny używaliśmy
olbrzymich ilości broni bezodrzutowe j, bardzo lekkiej i wyrzucającej pociski o ogromnej sile działania6.
Studiując wpływ nowych pojazdów, nowych rodzajów broni, nowych systemów transportu i łączności na prowadzenie wojny, rónocześnie przeprowadziliśmy ponowną analizę podstawowego czynnika powodzenia w wojnie - - poszczególnego żołnierza.
Przeszkolony Amerykanin posiada niemal wyjątkowe zalety. Dzięki swej inicjatywie i pomysłowości, umiejętności przystosowania się do zmian i dzięki zaradności staje się on wspaniałym żołnierzem, z chwilą gdy opanuje wszystkie metody prowadzenia wialki. Ale nawet on dochodzi do pewnych granic swych możliwości. Zachowanie jego zalet indywidualnych i zespołowych jest jednym z najważniejszych zadań dowództwa. Zazwyczaj zespoły doświadczone w boju są sprawniejsze aniżeli te, które występują do walki po raz pierwszy. Doświadczenie nie oznacza jednak bynajmniej umiłowania pola bitwy; starzy żołnierze równie niechętnie wkraczają na znajdujący się pod ogniem teren, jak żołnierze niedoświadczeni. Natomiast wykazują oni większą zręczność w wykorzystaniu wszystkich zalet ognia, manewru i terenu. Zdobywają spokój, którego nie może zachwiać zamieszanie i zniszczenie wywołane bitwą. Gdy przebywają jednak zbyt długo w ogniu, ulegają zmęczeniu fizycznemu i psychicznemu; wśród najbardziej przedsiębiorczych i agresywnych urodzonych przywódców procent strat zaczyna wzrastać ponad normę. Toteż dla zachowania sprawności wojsk konieczne jest okresowe luzowanie jednostek zaangażowanych w walce.
We Włoszech i w Europie północno-zachodniej częstokroć nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Pułki i dywizje musiały czasami przebywać nazbyt długo w styczności z nieprzyjacielem. Niektóre dywizje stoczyły znacznie więcej walk, aniżeli powinno było im przypaść w udziale. 34, 45, 3 i l dywizja miały największy ilościowy udział w operacjach; na bezpośrednie walki przypadało w tych jednostkach w sumie od 38 do przeszło 500 dni. Poniosły one również odpowiednio wysokie straty 7.
596
Krucjata w Europie
Długotrwałe walki zawsze wywierają szkodliwy wpływ. Gdy jednostka zostanie wycofana z frontu, zanim proces fizycznego i psychicznego zmęczenia nie posunął się zbyt daleko i zanim straty nie stały się zbyt wielkie, może ona, po wchłonięciu nowych rekrutowi, być gotowa do ponownej walki znacznie szybciej aniżeli oddział, który zbyt długo przebywał pod ogniem. Ponadto okresowy odpoczynek żołnierza frontowego doskonale wpływa na jego samopoczucie a w każdej walce morale jest czynnikiem decydującym.
Już w pierwszym okresie kampanii afrykańskiej zrozumieliśmy, że wytrzymałość nerwowa i siła duchowa żołnierza mają dla przebiegu bitwy nie mniejsze znaczenie niż jego uzbrojenie i wyszkolenie. W miarę wzrostu intensywności naszych działań objawy neurozy bojowej wśród naszych wojsk stawały się zastraszające.
Na początku wojny przeciętny oficer, zarówno zawodowy, jak rezerwista, przywiązywał zbyt wielką wagę do powierzchownej dyscypliny, opierającej się wyłącznie na udoskonalonych mechanicznych sposobach wyszkolenia. Oficerowie liniowi iwykazują zazwyczaj pewien brak pewności siebie, gdy każe się im zajmować sprawami związanymi w jakimś stopniu z psychiką ludzką dążeniami, ideałami, przekonaniami, sympatiami i nienawiściami. Nawet dowódca wywierający silny wpływ na nawyki żołnierza, na jego szkolenie, zachowanie, wychwalający cnoty męstwa i śmiałości, gdy dochodzi do spraw, które mogłyby zostać zrozumiane jako "kazanie''', czuje się skrępowany.
Głęboka znajomość filozofii nie jest bynajmniej niezbędnym elementem "wyposażenia" dobrego dowódcy wojskowego. Ale z całą pewnością można powiedzieć, że jeśli armia zlekceważy sprawę konieczności zrozumienia interesów narodowych oraz stosunku jednostki do ogółu, będzie mogła zwyciężyć tylko kosztem dodatkowych strat, przez co zwycięstwo może być zagrożone.
Tym, którzy zwiedzili szpitale i ośrodki dla ozdrowieńców na tyłach armii oraz wysunięte pozycje frontowe, nie trzeba tego udowadniać. Sprawność żołnierza wojsk sojuszniczych.
Operacja "Studium"________________________________________597
spokojnie wypełniającego swe obowiązki, znoszącego trudy i niewygody, zachowującego w obliczu nieustannego niebezpieczeństwa pewność siebie i stanowczość niekiedy wręcz zuchwalstwo które zdawały się nigdy go nie opuszczać, dodawała otuchy każdemu odwiedzającemu. Czy to Amerykanin, czy też Anglik, Kanadyjczyk, Francuz lub Polak, każdy niezależnie od Siwiej narodowości wywierał na wszystkich, którzy go znali, niezwykle dodatnie wrażenie.
Na tyłach z konieczności wydzielono szpitale i. obozy dla tych, którzy sami się zranili, cierpieli na histerię i neurozy psychiczne oraz choroby weneryczne, czasami, zdaniem doktorów, będące wynikiem celotwego zarażenia się. Procentowo nie (było ich wiele, lecz zebrani razem stanowili dużą grupę. Dobrze jest, gdy dowódca odwiedza te miejsca, rozmawia z poszczególnymi ludźmi, by do pewnego stopnia zrozumieć obłędny strach i defetyzm opanoiwujące ludzi bojących się przede wszystkim życia, chociaż wydaje im się, że boją się śmierci. Zadziwiająca ilość tych ludzi z miejsca reaguje na każde słowo zachęty. Niejeden, spostrzegłszy, że jest przedmiotem zainteresowania, natychmiast zwracał się do mnie z prośbą: "Generale, proszę mnie stąd wydobyć, chcę wrócić do swej jednostki". Ostry ton pogarsza zazwyczaj stan chorobowy, zrozumienie natomiast może się poważnie przyczynić do wyleczenia, wykazane zaś w odpowiednim czasie może, moim zdaniem, w znacznej mierze zapobiec chorobie.
Najważniejszą rzeczą na wojnie jest czas, i wi dziedzinie tej wiele pozostało do zrobienia. Zewnętrzne dowody sprawności, przejawiające się w doskonałym opanowaniu techniki walki i w postawie żołnierza, są tak łatwo dostrzegalne, że oficeroiwde wszystkich stopni nie mogą, czy też nie chcą, poświęcić dostatecznej uwagi poszczególnemu człowiekowi. A przecież zainteresowanie okazane każdemu żołnierzowi stanowi klucz do sukcesu, tym bardziej że amerykańskie rezerwy ludzkie są naszym najcenniejszym skarbem i, co więcej, iwi każdej wielkiej wojnie będziemy odczuwali ich brak.
Obowiązkiem naszych szkół wojskowych jest pouczenie oficerów w tej dziedzinie. Niezależnie od postępu poczynionego
598
Krucjata w Europie
przez uczelnie wojskowe w kraju sprawą wojska jest osiągnięcie zwycięstwa na wojnie; armia nie może więc zaniedbać dziedziny, która, jak wykazało doświadczenie, ma na to tak niezwykły wpływ.
Zmiany zachodzące iw> metodach, wyposażeniu i sile zniszczenia, nad którymi prowadziliśmy badania, wydawały się bez znaczenia, w porównaniu z rewolucyjnym wpływem bomby atomowej. Nie użyto jej, i nie zamierzano użyć, na europejskim teatrze działań wojennych. Chociaż jednak nie mieliśmy (bezpośredniego doświadczenia w jej użyciu, meldunki, które do nas dotarły po zrzuceniu pierwszej bomby atomowej na Hiroszimę w dniu 6 sierpnia, nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do tego, że w dziedzinie prowadzenia wojny rozpoczęła się nowa era.
W jednej chwili wiele starych teorii wojny straciło wszelką wartość. Odtąd, jak się zdawało, celem agresora będzie nagromadzenie dostatecznej ilości bomb atomowych i niespodziewane zrzucenie ich na obiekty przemysłowe i ośrodki skupienia ludności. Metody zaczepne będą głównie polegały na pewności działania, rozmiarach i celności zrzutu, natomiast obrona będzie dążyła do tego, aiby zapobiec bombardowaniu i zrzucić swoje bomby atomowe na kraj agresora. Nawet ruiny Niemiec wydawały się nagle jedynie słabym ostrzeżeniem przed tym, co przyszła wojna może oznaczać dla ludności kuli ziemskiej.
Sądziłem i miałem nadzieję, że ta ostatnia lekcja, dodana do nauk poprzednich sześciu lat nieustającej wojny, przekona wszystkich i wszędzie, że raz na zawsze należy zrezygnować z użycia siły w rozwiązywaniu zagadnień międzynarodowych. Mając wokół siebie dowody tej najbardziej niszczycielskiej wojny, jaką ludzkość kiedykolwiek prowadziła, coraz bardziej wierzyłem, że wynalezienie broni o maksymalnej sile zniszczenia rozbudzi w ludziach instynkt samozachowawczy i zmusi ich do znalezienia sposobu wyeliminowania wojny. Być może jednak, tylko pobożne życzenia pozwalają snuć myśl, że strach, ogarniający cały świat, zdoła dokonać tego, czego nie dokonała mądrość polityczna i religia.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROSJA
Stany Zjednoczone i Rosja wyszły z wojny jako dwa najpotężniejsze państwa na kuli ziemskiej. Znalazło to swoje odbicie iw każdym urzędowym posunięciu władz Stanów Zjednoczonych w pokonanych Niemczech, wszelka bowiem przedłużająca się walka pomiędzy tymi dworna mocarstwami beznadziejnie skomplikowałaby zagadnienia związane z okupacją i mogłaby nasze krwią okupione zwycięstwo pozbawić jakiejkolwiek wartości. W grę jednak wchodziły sprawy znacznie poważniejsze aniżeli sprawność adminiistracji i kontroli politycznej w Niemczech.
Czy niedawno zdobyty pokój będzie trwały, jaka będzie pozycja Narodów Zjednoczonych, a nawet jakimi drogami potoczą się w przyszłości losy cywilizacji oto zagadnienia niewątpliwie związane z tak doniosłym czynnikiem, jak zdolność współpracy i współżycia Wschodu i Zachodu.
Historia stosunków amerykańsko-rosyjskich nie dawała powodów do pesymistycznego spojrzenia w przyszłość. W przeszłości oba narody łączyła zawsze niezłomna przyjaźń, której początki sięgają narodzin Stanów Zjednoczonych jako niezależnej republiki. Poza jednym krótkim okresem państwa te zawsze utrzymywały stosunki dyplomatyczne. Na żadnym z nich nie ciążyło piętno budowania siłą imperiów kolonialnych. Zawarty między nimi układ o przekazaniu 'bogatych terytoriów Alaski był epizodem nie mającym równego sobie w stosunkach międzynarodowych. Przy zawieraniu go nie stosowano gróźb, a po dokonaniu transakcji żadne z tych państw nie czyniło drugiemu wyrzutów. Dwukrotnie sprzymie-
600
Krucjata w Europie
rzyly się one w wojnie. Od 1941 roku łączyła je wspólna sprawa ostatecznego zwycięstwa nad europejskimi członkami Osi.
Ideologicznie jednak reprezentowały one dwa diametralnie różne stanowiska. Gdyby jednak udało się zia pomocą skutecznych metod współpracy przerzucić pomost nad przepaścią dzielącą te państwa, to udałoby się zapewnić światu pokój i jedność. Sprzeczności między innymi państwami nie stanowiłyby zagrożenia dla jedności i pokoju świata, pod warunkiem, że między Ameryką a Związkiem Radzieckim wytworzyłaby się atmosfera wzajemnego zaufania.
W stosunkach amerykańsko-radzieckich istniały po obu stronach przeszkody, wątpliwości i obawa fiaska politycznego. Ale alternatywa była tak przerażająca, że my .wszyscy, którzy pełniliśmy służbę okupacyjną, szukaliśmy dróg osiągnięcia porozumienia.
W naszym przekonaniu Berlin stanowił laboratorium doświadczalne międzynarodowej zgody. Tutaj Zachód łączył się ze Wschodem w dziele reorganizacji wysoce skomplikowanej gospodarki i reedukacji wielkiej ilości ludzi w duchu uczciwości politycznej, tak alby umożliwić Niemcom, wyleczonym z chęci agresji i pozbawionym jej możliwości, powrót do rodziny narodów.
Gdyby w toku tej próby udało się nam znaleźć przyjazne sposoby oraz środki rozwiązania naszych lokalnych sprzeczności i zagadnień, zrobilibyśmy wielki krok naprzód w kierunku przyjaznego uregulowania problemów światowych. Dla nas, Amerykanów, myśl o wkładzie, jaki możemy wnieść iwi sprawę stworzenia rzeczywistej współpracy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją, usunęła w cień wszystkie inne cele. Znaczenie, jakie do tej próby przywiązywałem, oraz wiara w ostateczne powodzenie Organizacji Narodów Zjednoczonych opierały się na moich doświadczeniach zdobytych na stanowisku naczelnego dowódcy.
Na stanowisku tym widziałem, że wiele narodów, pomimo rozbieżnych celów, poglądów i sposobu życia, charakterystycznych dla każdego niezależnego państwa, działało jednolicie.
Rosja
601
państwa te przekazały kierownictwo .w wojnie swym poten-ciałem wojennym i prowadzenie swych armii do boju powierzyły więc te dwie najbardziej zazdrośnie strzeżone oznaki suwerenności narodowej jednej osobie. Zachowały one co prawda kontrolę nad administracją swych sił zbrojnych, począwszy od mianowania dowódców, skończywszy na ustalaniu racji żołnierskich, jednakże w obliczu swej misji bojowej - - misji wygrania wojny dowództwo aliantowi stanowiło jeden organizm. Zasada kierownictwa zespołowego, które przed przystąpieniem do jednolitego działania wymaga jednomyślnej decyzji, została zaniechana na rzecz jednego dowódcy reprezentującego wszystkie biorące w .wojnie państwa.
W toku wojny okazało się, że można osiągnąć międzynarodową jedność celów i działania bez uszczerbku dla suwerenności jakiegokolwiek państwa, jeśli wszyscy wyrażą zgodę na powierzenie części swej władzy jednemu dowództwu upoważnionemu do wprowadzania w życie ich decyzji. Przy tworzeniu nowej Organizacji Narodów Zjednoczonych i sojuszniczej organizacji kontroli Niemiec nie skorzystano jeszcze z tych nauk. Wprowadzenie ich w życie mogłoby być równoznaczne ze stworzeniem pewnego rodzaju ograniczonego sfederowanego rządu światowego, który byłby wprawdzie zgodny z doświadczeniami wyniesionymi przez aliantów zachodnich z wojny, jako jedyny sposób osiągnięcia pomyślnych wyników, lecz na który ani jedno z zainteresowanych wielkich mocarstw nie mogło się zgodzić ze iwizględów politycznych. Nacisk na utrzymanie prawa weta podczas konferencji Narodów Zjednoczonych w San Francisco w czerwcu 1945 roku miał swoje źródło w tradycyjnej, lecz przestarzałej koncepcji, że decyzje w sprawach międzynarodowych muszą być podejmowane jednomyślnie przez cały zespół. W Berlinie jednomyślność taka wymagana była nawet iWi sprawach mniejszej wagi.
Przede wszystkim więc żywiliśmy nadzieję, że wśród tych, którzy pełnili służbę okupacyjną w Niemczech, wytworzy się atmosfera wzajemnego zrozumienia na tej podstawie, że wszyscy chcieliśmy drogą pokojową osiągnąć porozumienie i dążyliśmy do jednego celu dla naszego wspólnego dobra.
602
Krucjata w Europie
Gdyby atmosfera taka poiwistała w Berlinie, nie utrzymałaby się tylko w granicach Niemiec, lecz dotarłaby do naszych stolic. Dobrym początkiem była wzajemna życzliwość, zamanifestowana w Poczdamie przez głowy państw. Gdybyśmy się nauczyli załatwiać nasze sprawy po przyjacielsku przy stołach konferencyjnych, moglibyśmy żyć jak przyjaciele i w końcu uzyskać współpracę we wspólnocie światowej. Głównym naszym celem było znalezienie modus vivendi pomiędzy Wschodem a Zachodem.
2 sierpnia prezydent wraz ze swym otoczeniem wyjechał z Niemiec do Stanów Zjednoczonych. W kilka dni później otrzymałem wiadomość z Waszyngtonu, że generalissimus Stalin zaprosił mnie do Rosji. Było to ponowienie zaproszenia, które otrzymałem po raz pierwszy w czerwcu. Nie mogłem go jednak wówczas przyjąć, ponieważ na rozkaz Departamentu Stanu musiałem zameldować się w Stanach Zjednoczonych. Przesyłając mi to drugie zaproszenie rząd mój wyraził nadzieję, że będę mógł je przyjąć.
Generalissimus zaproponował konkretną datę mej wizyty, a mianowicie dzień 12 sierpnia, kiedy w Moskwie miała się odibyć narodowa defilada sportowa. Okazja zwiedzenia kraju, w którym nigdy przedtem nie byłem, sprawiła mi radość, jeszcze bardziej zaś radowały mnie wynikające z zaproszenia wnioski, a mianoiwiicle, że rząd radziecki jest w równej mierze jak my zainteresowany iwi rozwoju przyjaznych stosunków. Zaproszenie przyjąłem natychmiast, poinformowano mnie przy tym, że iwi czasie mego pobytu w Rosji moim oficjalnym gospodarzem będzie marszałek Żuków, który miał mi również towarzyszyć w podróży z Berlina do Mioskwy *.
Gdy w sztabie rozeszła się wieść o czekającej mnie podróży, dosłownie dziesiątki osób prosiły o pozwolenie towarzyszenia mi. Ze względu na ograniczone możliwości znalezienia pomieszczeń w Moskwie wziąłem ze sobą tylko generała Claya i mego starego przyjaciela, generała brygady T. J. Davisa. Jako adiutanta, wyłącznie w tej jednej podróży, chciałem mieć mego syna. porucznika Johna, który od kilku miesięcy służył na europejskim teatrze wojennym. Jego dowódca wyraził
Hosja
603
zgodę. Zabrałem również starszego sierżanta Leonarda Dry'a, który pełnił ze mną służbę w ciągu całej wojny.
Po przybyciu do Moskwy zamieszkaliśmy w ambasadzie amerykańskiej. Ambasadorem był wówczas mój dobry przyjaciel Averall Harriman. Rolę pani domu pełniła jego czarująca córka Kathleen. Z długiego okresu naszej iwispółpracy w czasie wojny wyniosłem wysokie mniemanie o zdolnościach i poczuciu obywatelskim Harr imana. Byłem uradowany, że będzie on moim doradcą i przewodnikiem podczas ważnej wizyty w zupełnie obcym mi kraju.
Naszą pierwszą konferencję odbyliśmy z generałem Antono-wem, szefem sztabu Armii Czerwonej. Zaprowadził mnie do swego gabinetu i przedstawił dyslokację wojsk na Dalekim Wschodzie oraz szczegółowy plan rozpoczętej zaledwie przed kilkoma dniami kampanii. Na całym terytorium Mandżurii wszystko odbywało się zgodnie z planem i Antonow nie wątpił, że zwycięstwo będzie szybkie i łatwe. W atmosferze największej serdeczności i wzajemnego zaufania rozmawialiśmy do późnego wieczora na tematy wojskowe.
Przedpołudnie następnego dnia przeznaczone było na wielką defiladę sportową. Odbywała się ona na ogromnym Placu Czerwonym. Obecni byli jedynie specjalnie zaproszeni goście rządu oraz uczestnicy defilady. Ilość sportowców oceniano na 20 do 50 tysięcy. Według moich obliczeń bliższą prawdy była
liczba wyższa.
Publiczność nie miała prawa wstępu, cały zaś teren był dobrze strzeżony przez wojsko. Kilkuset widzów otrzymało miejsca na trybunie, przypominającej trybuny stadionu, na której nie było ławek. Wszyscy musieli stać. Bezpośrednio po moim. przybyciu na podwyższony odcinek betonu zarezerwowany dla ambasadora amerykańskiego i towarzyszących mu osób zjawił się generał Antonow, aiby mi zakomunikować, że generalissimus Stalin prosi mnie, abym przyłączył się do niego na trybunie Mauzoleum Lenina, naturalnie, jeśli mi to odpowiada. Ponieważ znajdowałem się w towarzystwie ambasadora amerykańskiego, którego prestiż, jako przedstawiciela prezydenta, był sprawą bardzo ważną, miałem wątpliwości, czy wiaś-
604
Krucjata w Europu
ciwe będzie, że go opuszczę, aby towarzyszyć generalissimu-sowi Stalinowi. Mogłem się porozumiewać wyłącznie przez tłumacza, trudno mi więc było prywatnie zapytać generała Antenowa o bliższe szczegóły i chwilę się zawahałem. Generał Antonow uratował jednak sytuację przekazując mi dalsze słowa generalissimusa, a mianowicie: "Generalissimus polecił mi powiedzieć, że gdyby zechciał Pan przyjść i zabrać swych dwóch towarzyszy, to również ich zaprasza".
Odwróciłem się, by pospiesznie naradzić się z ambasadorem. Ambasador powiedział mi, że zaproszenie to stanowi precedens, gdyż, o ile mu wiadomo, żaden cudzoziemiec nie postawił jeszcze nogi na trybunie Mauzoleum Lenina. Zdając sobie wobec tego sprawę, że intencją zaproszenia było okazanie mi szczególnych względów, powiedziałem szybko generałowi An-tonowowi, iż jestem szczęśliwy mogąc je przyjąć oraz że chciałbym, aby towarzyszył mi ambasador oraz szef Misji Wojskowej Stanów Zjednoczonych w Moskwie, generał major John R. Deane. Uważałem, że jeśli można było w ten sposób zdobyć jakiś prestiż tu na miejscu, to przyda on się przede wszystkim ambasadorowi i jego pomocnikowi 2.
Pokaz trwał 5 godzin. Przez cały czas staliśmy na trybunie. Żaden z nas nigdy nie widział czegoś podobnego. Grupy uczestników ubrane były w barwne kostiumy swych krajów. Co pewien czas tysiące osób wykonywało zgodne ewolucje. Wszelkiego rodzaju tańce ludowe, ćwiczenia masowe, akrobatyczne i atletyczne pokazy wykonywane były z nienaganną precyzją i, jak się zdawało, z największym entuzjazmem. Złożona, jak mi mówiono, z tysiąca osób orkiestra grała bez przerwy, prawdopodobnie na zmianę, w ciągu całego pięciogodzinnego pokazu.
Generalissimus nie zdradzał oznak zmęczenia. Przeciwnie, każda minuta pokazu zdawała się go bawić. Poprosił, abym stanął obok niego, i za pośrednictwem tłumacza prowadziliśmy przerywaną co pewien czas rozmowę 3.
Generalissimus okazywał wielkie zainteresowanie dla przemysłowych, naukowych, oświatowych i społecznych osiągnięć Ameryki. Wielokrotnie powtarzał, że Rosji potrzebne są przy-
Rosja
605
jazne stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Za pośrednictwem tłumacza powiedział: "Potrzebujemy pomocy amerykańskiej vv wielu dziedzinach. Zadaniem naszym jest podniesienie stopy życiowej narodu rosyjskiego, która na skutek wojny znacznie się obniżyła. Musimy dowiedzieć się wszystkiego o waszych osiągnięciach naukowych w rolnictwie. Musimy również dostać waszych techników, by dopomogli nam w rozwiązywaniu zagadnień technicznych i budowlanych, chcemy też więcej wiedzieć o metodach masowej produkcji iw fabrykach. Wiemy, że w tych dziedzinach pozostajemy w tyle i że wy nam możecie dopomóc". Tę podstawową myśl rozwijał iwi wielu kierunkach, podczas gdy ja przypuszczałem, że zadowoli się jedynie kilku ogólnikami o potrzebie współpracy.
Marszałek Żukawi cieszył się w tym czasie niewątpliwie wielkimi względami u generalissimusa i brał udział we wszystkich rozmowach, które prowadziłem ze Stalinem. Ze sobą rozmawiali oni serdecznie i poufale. Bardzo mnie to uradowało, ponieważ wierzyłem w przyjaźń i chęć współpracy marszałka Żukoiwa.
Generalissimus skierował rozmowę na działalność rady berlińskiej i zauważył, że ma ona duże znaczenie nie tylko ze względu na swe specyficzne cele, lecz również jako teren prób, które pozwolą określić, czy wielkie narody, zwycięzcy w wojnie, potrafią równie skutecznie współpracować przy rozwiązywaniu zagadnień 'pokojowych.
Myśl ta całkowicie się pokrywała z punktem widzenia Claya i moim, chociaż, naszym zdaniem, jedną z przeszkód na drodze ku większym osiągnięciom w Berlinie był fakt, że Żuków każdą najbardziej błahą sprawą musiał się zwracać do Moskwy. Już w pierwszych dniach działalności rady zauważyłem, że chociaż często zgadzał się z jakimiś logicznymi propozycjami o znaczeniu lokalnym, nigdy nie mógł udzielić natychmiastowej odpowiedzi na własną odpowiedzialność. Skłoniło mnie to do wypróbowania, czy nie mógłbym wpłynąć fta ten stan rzeczy.
Wiedziałem, że iwiszystko, co moi koledzy i ja robiliśmy ' mówiliśmy, zostaje natychmiast przekazywane do Moskwy,
606
Krucjata w Europie
wiedziałem również, że duma narodowa zmusi Rosjan do przestrzegania prestiżu i autorytetu swego berlińskiego przedstawiciela; przeprowadziłem więc pewien bardzo prosty plan, który, jak się spodziewałem, powinien był odnieść skutek. Chciałem po prostu przy każdej możliwej okazji dać do zrozumienia marszałkowi Żukowowi, jak wielką swobodę działania dają mi moi waszyngtońscy przełożeni w załatwianiu wszelkich spraw, które nie naruszały uzgodnionych metod postępowania. Gdy tylko miałem z nim coś do omówienia, starałem się to uczynić bądź bezpośrednio przed, bądź też po oficjalnym posiedzeniu rady berlińskiej. Przedstawiałem mu wówczas pomysł, który zazwyczaj leżał zarówno w interesie Rosjan, jak naszym, w postaci określonej propozycji, po czym w sposób raczej przypadkowy mówiłem: "Jeśli panu ten projekt odpowiada, gotów jestem zrealizować go w każdej chwili, po uzgodnieniu z panem. Jeśli potrzebuje pan nieco czasu dla przestudiowania go lub zechce pan w tej sprawie porozumieć się z Moskwą, chętnie poczekam na odpowiedź. Ale ja gotów jestem działać natychmiast".
Raz czy dwa udało mi się sprowokować go do zapytania: "A co powie na to pański rząd?" Na co odpowiadałem: "Gdybym się zwracał z takimi szczegółami do Waszyngtonu, natychmiast by mnie zwolniono, a mój rząd znalazłby kogoś, kto by sam sobie dawał radę z takimi sprawami".
Nie twdem, czy ta moja prywatna kampania odniosła jakiś skutek, lecz po pewnym czasie marszałek Żuków zaczął wykazywać większą niezależność w działaniu. Nie miał już zwyczaju trzymania się swego doradcy politycznego, spotykaliśmy się zupełnie sami, jedynie w obecności tłumacza. Co więcej, coraz częściej dawał konkretną odpowiedź, "tak" lub "nie", na moje propozycje, a nie prosił o odłożenie sprawy w celu jej rozważenia.
Tak więc stojąc na trybunie, gdy generalissimus poruszył sprawę rady berlińskiej, postanowiłem kontynuować moją kampanię berlińską. Powiedziałem: "Oczywiście, marszałek Żuków i ja świetnie sobie dajemy radę, a to dlatego, że potężne
607
państwa, takie jak pana i moje, mogą sobie pozwolić na przyznanie swoim prokonsulom w polu dostatecznej władzy dla osiągnięcia porozumienia w sprawach lokalnych i administracyjnych. Być może, dla krajów mniejszych lub słabszych byłoby to niemożliwe i mogłyby powstać trudności. Ponieważ jednak marszałek Żuków i ja mamy tak dużą swobodę działania, pokonujemy zazwyczaj drobne przeszkody, które stają na naszej drodze".
Generalissimus skwapliwie się ze mną zgodził. "Nie ma sensu powiedział posyłać swego przedstawiciela, jeśli ma on być wyłącznie chłopcem na posyłki. Musi on być uprawniony do działania".
Pod koniec pokazu sportowego generalissimus zauważył, że masowe zawody atletyczne i ćwiczenia mają bardzo duże znaczenie dla ludności. "Rozwija to powiedział ducha wojennego. Pana kraj powinien więcej się tym zajmować. Po czym dodał: Niemcom nigdy na to nie pozwolimy'"'. W tym czasie prowadziliśmy jeszcze twojnę z Japonią.
Podczas naszego kilkudniowego pobytu w Moskwie poszliśmy na mecz piłki nożnej, któremu przyglądało się 80000 rozentuzjazmowanych widzów. Zwiedziliśmy metro, z którego Rosjanie są bardzo dumni, i jedną z galerii obrazów. Jedno popołudnie spędziliśmy w fabryce samolotów "Sztormowik", inny zaś dzień poświęciliśmy na zwiedzanie kołchozów i sowchozów. Wszędzie spotykaliśmy się z przejawami naiwnego i szczerego przywiązania do Rosji patriotyzmu, który zazwyczaj wyrażał się iwi słowach: "Ależ robimy to dla mateczki Rosji i dlatego nie sprawia nam to trudności". Od grupy robotników w zakładach "Sztormowik" dowiedziałem się, że w czasie wojny pracowali po 84 godziny tygodniowo; robotnicy z dumą stwierdzili, że stan obecności wynosił około 94 procent. Poważny dsetek zatrudnionych robotników stanowiły kobiety i dzieci 1 nie mogliśmy zrozumieć, w jaki sposób przy ich szczupłych racjach żywnościowych i poważnym braku udogodnień transportowych mogli utrzymać taki stan obecności. To samo odnosiło się do wsi.
608
Krucjata w Europie
Wielkim wydarzeniem towarzyskim w czasie naszej podróży moskiewskiej był obiad na Kremlu. W lśniącej sali jadalnej ustawił się szereg marszałków Armii Czerwonej, obecny był również minister Mołotow oraz kilku urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych pełniących funkcje tłumaczy. W obiedzie brali udział towarzyszący mi w podróży oficerowie oraz ambasador i generał Dearie. Wzniesiono wiele toastów. Wszystkie były poświęcone duchowa współpracy i koleżeństwa, które wytworzyły się stopniowo w czasie wojny. Po obiedzie wyświetlano film przedstawiający zdobycie Berlina przez Rosjan. W bitwie tej, jak powiedział mi tłumacz, walczyły 22 dywizje przy niezwykłej koncentracji artylerii. Obraz mnie zaciekawił i generalissimus natychmiast zaofiarował mi kopię filmu w prezencie. Poprosiłem również o jego fotografię. Nie zapomniał ani
0 jednym, ani o drugim. Po kilku dniach otrzymałem w Berli-r>ie cały film oraz fotografię z uprzejmą dedykacją genera-lissimusa.
Stalin poprosił mnie, abym przeprosił generała Marshalla w związku z pewnym faktem, który wydarzył się w czasie wojny, a który on sani uznał za niegrzaczność. Pewnego razu mianowicie otrzymał od generała Marshalla jakąś informację o nieprzyjacielu, która później okazała się fałszywa
1 sprawiła nieco kłopotu dowództwu. W uniesieniu jak tłumaczył wysłał ostry radiogram do generała Marshalla, ale później żałował tego, ponieważ był przekonany, że Marshall informował go w dobrej wierze. Szczerze prosił mnie o przeproszenie szefa sztabu iw jego imieniu 4.
Przez cały czas naszego pobytu marszałek Żuków i inni nalegali, abym powiedział, co chciałbym zwiedzić. Oświadczyli, że nie ma takiego miejsca, którego nie mógłbym zobaczyć, nawet gdybym zechciał pojechać aż do Władywostoku. Czas mój był ograniczony, chciałem jednak przed opuszczeniem Moskwy obejrzeć muzeum na Kremlu. Natychmiast zorganizowano wycieczkę i zaproponowano mi, abym zabrał ze sobą tylu adiutantów i współpracowników, ilu zechcę. Moi gospodarze mieli prawdopodobnie na myśli małą grupę, która towa-
609
rzyszyła mi z Berlina, lecz w chwili gdy mieliśmy wyruszyć, stwierdziłem, że niemal cały personel ambasady amerykańskiej zgłosił się ochotniczo do objęcia na ten dzień funkcji adiutanckich. Ponieważ dotychczas nikt z nich nie otrzymał zezwolenia na zwiedzenie Kremla, śmiejąc się wyraziłem zgodę, aby przyjąć ich na chwilowych adiutantów. Całe to towarzystwo, składające się z pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu osób, spędziło popołudnie na zwiedzaniu nagromadzonych na Kremlu skarbów carskich5. Biżuteria, przepięknie haftowane kostiumy, sztandary i ordery wszelkiego rodzaju wypełniały wielkie sale i stanowiły wspaniałe widowisko.
Spacerując po terenach Kremla przeszliśmy obok działa największego kalibru, jakie kiedykolwiek .widziałem. Wewnętrzna średnica lufy miała chyba ze 30 cali. Był to zabytek z XVIII wieku. Gdy odchodziliśmy od tej armaty, syn mój powiedział w zamyśleniu: "Przypuszczam, że 200 lat temu, po wyprodukowaniu tej broni, przyszłe wojny wydawały się zbyt straszne, by w ogóle o nich myśleć".
Wieczorem w przeddzień wyjazdu z Moskwy ambasador amerykański wydał przyjęcie dla naszej grupy. Był to wieczór "kawalerski", na który zaprosiliśmy gości rosyjskich głównie spośród członków Ministerstwa Spraw Zagranicznych i sił zbrojnych. Wzniesiono jak zazwyczaj toasty, po których nastąpiła kolacja. Podczas kolacji ambasador otrzymał pilną wiadomość i musiał natychmiast udać się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Harriman przypuszczając, że może to być iwiia-domość o oczekiwanej w każdej chwili kapitulacji Japończyków, prosił mnie, abym postarał się zatrzymać wszystkich gości do jego powrotu. Nie było to bynajmniej łatwe, ponieważ ambasadora zatrzymano w ministerstwie znacznie dłużej, niż przypuszczał. Jednakże przy pomocy kilku amerykańskich przyjaciół, którzy wymyślili nowe toasty, niektóre układane pod dźwięki orkiestry, udało nam się zabawić gości i zatrzymać większość z nich do powrotu ambasadora.
Harriman wszedł, stanął pośrodku pokoju i powiadomił nas o kapitulacji Japonii, co wywołało okrzyk radości wszystkich obecnych Amerykanów6.
39 Krucjata w Europie
610
Krucjata w Europu
Dużo się nasłuchałem w czasie wojny o wspaniałej obronie Leningradu w latach 19411942. Wyraziłem chęć ztwdedzenia tego miasta. Według rosyjskich danych, podczas oblężenia Leningradu zmarło z głodu 350 000 osób cywilnych. Jeszcze więcej było zabitych i rannych. Liczby te powtarzali narn stale cywilni urzędnicy leningradzcy, towarzyszący dowódcom wojskowym, którzy pełnili obowiązki gospodarzy. Niezwykłe cierpienia ludności oraz długie miesiące, w jakich miasto znosiło trudy i wyrzeczenia, sprawiły, że oblężenie to stało się jednym z najbardziej pamiętnych w historii; niewątpliwie w czasach współczesnych nie miało równego sobie. Uderzyło nas, że każdy obywatel mówił o stratach Leningradu z dumą i zadowoleniem. Duma była oczyiwaście zrozumiała ze względu na bohaterską wytrzymałość, która pokonała nieprzyjaciela na tym ważnym odcinku. Trudniej jednak było pojąć przyczyny zadowolenia, nawet gdy tłumaczono nam, że miasto płacąc tak straszliwą cenę dowiodło, iż godne jest swej rosyjskiej ojczyzny. Burmistrz miasta zaprosił nas na śniadanie z kilku przedstawicielami władz cywilnych i wojskowych. Czas uprzyjemniali nam zaproszeni artyści rosyjscy. Słuchaliśmy śpiewu, muzyki instrumentalnej oraz deklamacji, której oczywiście nie mogliśmy zrozumieć, widzieliśmy kilka pięknych tańców. Powiedziałem memu gospodarzowi, że jestem zaskoczony powszechnym szacunkiem, jakim otoczeni są w Rosji artyści, oraz niezwykłym poważaniem dla sztuki, we wszystkich jej formach, jakie zdają się przejawiać tutaj wszyscy, od najwyżej postawionych osobistości do zwykłych szarych ludzi. Mój gospodarz odpowiedział, że każdy Rosjanin z radością zgodzi się znosić głód przez cały tydzień, jeśli dzięki temu będzie mógł pójść w niedzielę do jakiejś galerii obrazów, na mecz futbolowy czy na przedstawienie baletu.
Gdy nadeszła chwila toastowi, marszałek Żuków wezwał mego syna, któremu jak dotąd udawało się uchronić od tego dopustu, do wzniesienia toastu. John powiedział mi potem, że przez cały czas naszej podróży obawiał się, iż to nastąpi, i przygotował się do tego, jak tylko mógł. Wstał i na wstępie stwierdził, że jako młody porucznik nie jest przyzwyczajony do
611
towarzystwa marszałków Związku Radzieckiego, burmistrzów wielkich miast i generałów z pięcioma gwiazdkami; następnie powiedział: "Od kilku dni jestem w Rosji i słyszałem już wiele toastów; słyszałem toasty na cześć cnót wszystkich sprzymierzonych 'głów państiwa, każdego wybitnego marszałka, generała, admirała i dowódcy lotniczego; nie słyszałem jednak jeszcze toastu na cześć najważniejszego Rosjanina drugiej wojny światowej. Panowie, proszę wypić ze mną za zwykłego żołnierza Wielkiej Armii Czerwonej''.
Toast ten został powitany z większym entuzjazmem i głośniejszymi okrzykami aprobaty aniżeli wszystkie inne, jakie słyszałem .w ciągu tych dni nie kończących się toastów. Marszałek Żuków był szczególnie zadowolony i powiedział mi, że widocznie obaj starzejemy się, sikoro trzeba było czekać na młodego porucznika, aby przypomniał nam, ,,kto rzeczywiście wygrał wojnę".
Podróż powrotna z Leningradu do Berlina była nieprzyjemna, gdyż pogoda się zepsuła. Podczas naszych lotów w Rosji, musieliśmy, zgodnie z porozumieniem, korzystać z pomocy nawigatorów rosyjskich. Co prawda, orientowali się oni bardzo dobrze według cech charakterystycznych znanego im terenu, gorzej jednak szło im widocznie z nawigacją astronomiczną. Toteż pozwalali nam latać tylko na takiej wysokości, z jakiej mogli widzieć teren. Gdy lecieliśmy z Leningradu, pułap obniżył się do tego stopnia, że nasz czteromotorowiec niemal ocierał się o wierzchołki drzew. Tego było już za wiele dla mego pilota, majora Larry Hansena, który przez chwalę udawał, że nie rozumie łamanej angielszczyzny rosyjskiego nawigatora i szybko wzbił samolot ponad chmury. Odtąd lot był normalny i lekki do samego Berlina.
W czasie godzin spędzonych w samolocie marszałek Żuków i ja dyskutowaliśmy o kampaniach minionej wojny. Zajmując od wielu lat wybitne stanowisko w Armii Czerwonej, miał on bogatsze doświadczenie jako odpowiedzialny dowódca w wielkich bitwach aniżeli jakikolwiek inny człowiek naszych czasów. Zdaje się, że wysyłano go zazwyczaj na każdy odcinek frontu )syjskiego, który w danej chwili był decydujący. Jego opisy
612
Krucjata w Europie
składu Armii Czerwonej, terenów, na których walczyła, i motywy jego decyzji strategicznych dowodziły ponad wszelką wątpliwość, że był to doświadczony żołnierz.
Marszałek wyraził zdziwienie, gdy powiedziałem mu, że każda z naszych dywizji wiraż z wspierającymi batalionami liczyła 17 000 żołnierzy. Starał się, jak mówił, utrzymać swe dywizje na poziomie około 8000 ludzi, ale często w czasie długich kampanii, niektóre z nich zostały zmniejszone do trzech lub czterech tysięcy.
Żuków zgodził się, że niszczenie ducha bojowego nieprzyjaciela musi być zawsze celem dowództwa na wysokim szczeblu. Nic nie jest tak korzystne dla osiągnięcia go jak operacyjne zaskoczenie zaskoczenie, przez które siły nasze nagle zagrażają możliwości kontynuowania wojny, przynajmniej w jakimś poszczególnym, ważnym obszarze. Efekt ten jest jeszcze większy, gdy towarzyszy mu zaskoczenie taktyczne, wzbudzające w oddziałach frontowych nieprzyjaciela strach przed zupełnym zniszczeniem. W czasie kampanii w rejonie śródziemnomorskim i w Europie raz za razem udawało nam się osiągnąć zaskoczenie bądź to w skali operacyjnej, bądź też w taktycznej, a niekiedy w obydwu równocześnie. Zaskoczeniem taktycznym była dla nas siła ataku niemieckiego i data jego rozpoczęcia w bitwie o wybrzuszenie w grudniu 1944 roku. W tym jednak wypadku przewidzieliśmy prawdopodobieństwo i ogólny kierunek natarcia, i to tak dalece, że można było zaplanować i skutecznie przeprowadzić przeciw/uderzenie. Pomimo to zaskoczenie w poważnym stopniu wpłynęło na morale wojsk frontowych.
W rozmowie z pewnym rosyjskim generałem (wspomniałem o spadającym na nasze barki w różnych okresach wojny trudnym zagadnieniu opieki nad tak wielką ilością jeńców niemieckich. Zaznaczyłem, że otrzymują oni te same racje żywnościowe co nasi żołnierze, na co Rosjanin zapytał z największym zdziwieniem: "A pocóż wy to robicie?" Odpowiedziałem na to: ,.No cóż, przede wszystkim kraj mój zobowiązany jest postępować w ten sposób na podstawie konwencji genewskiej. Po drugie, Niemcy mieli kilka tysięcy amerykańskich i brytyj-
________________613
skich jeńców, nie chciałem więc dostarczyć Hitlerowi powodowi, które usprawiedliwiłyby jeszcze brutalnie jsze traktowanie ich niż dotychczas". Te i inne przykłady nie świadczą bynajmniej, że Rosjanie byli okrutni czy też odnosili się do życia ludzkiego
z obojętnością.
Podczas drugiej wojny światowej Rosja przeżyła ciężkie doświadczenia. W 1941 roku cała zachodnia część kraju została zajęta przez hitlerowców. Od Wołgi na zachód prawie wszystko zostało zburzone. Gdy lecieliśmy do Rosji w 1945 roku, nie widziałem ani jednego całego domu między zachodnią granicą kraju a okolicami Moskwy. Marszałek Żuków powiedział mi, że na okupowanym terytorium zginęło tyle kobiet, dzieci i starców, iż rząd rosyjski nigdy nie będzie w stanie ustalić pełnej listy strat. Niektóre miasta opustoszały i do listopada 1942 roku wydawało się, że mało jest nadziei na to, by ich rozpaczliwa obrona mogła powstrzymać nieprzyjaciela do czasu, gdy przemysł zostanie odbudoiwiany, a sojusznicy zachodni roziwiiną pełne siły w walce.
Każdy inny naród byłby równie rozgoryczony. Dziwne byłoby raczej, gdyby Rosjanie nie żywili silniejszego uczucia bezpośredniej i osobistej nienawiści w stosunku do Niemców i nie wykazywali twardszej postawy wobec rzeczywistości wojennej aniżeli kraje bardzo oddalone od toczącej się iwialki.
Nawet w swych udanych ofensywach płacili oni straszliwą cenę za zwycięstwo. Formą wojny, która pociąga za sobą najwięcej strat i w której najszybciej wyczerpują się siły zaczepne, jest natarcie taktyczne przeważającymi siłami przeciwko giętkiej i umiejętnej obronie, co poziwiala na powolne i stopniowe zdobywanie terenu. Nieprzyjaciel stale przegrupowuje swe siły w ten sposób, by zmusić do coraz to nowych i wyczerpujących ataków przeciwko tym samym oddziałom, zajmującym zawczasu przygotowane pozycje, i w miarę jak czynnik zaopatrzenia zaczyna odgrywać poważną rolę, może mu się udać odwrócić początkowy stosunek sił materialnych i moralnych. W czasie pierwszych przeciwnatarć tej wojny Żuków zmuszony był wykorzystywać swe armie w ten właśnie wyczerpujący
614
Krucjata w Europie
615
Rosja
sposób. Dopiero w ostatnich miesiącach zostały Armii Czerwonej wynagrodzone, w sensie wojskowym, straszliwe ofiary, jakie poniósł i na początku. Chociaż dumni ze swych zwycięstw Rosjanie zawsze z goryczą wspominali cenę, jaką za nie zapłacili.
Wiem z własnego doświadczenia, że w miarę jak mijały miesiące wojny, z coraz większą goryczą odnosiłem się do Niemców, a zwłaszcza do bandy Hitlera. Wszędzie wokoło otaczały nas zniszczenia, do których doprowadziła okrutna ambicja Hitlera. Każda bitwa, każda potyczka, wymagała swej ceny w poszarpanych ciałach i w życiu młodych żołnierzy sojuszniczych.
W ciągu wojny otrzymywałem setki osobistych listów od zrozpaczonych ojców, matek i narzeczonych, z prośbą o kilka słów nadziei, że ukochany człowiek jest jeszcze przy życiu, a przynajmniej o kilka dodatkowych szczegółowi wyjaśniających w jaki sposób zginął. Odpowiadałem na każdy z tych listów i nie znam skuteczniejszego środka na wywołanie wiecznie żywej nienawiści do ludzi odpowiedzialnych za agresywną wojnę, jak wyrażanie sympatii rodzinom, które wojna ta pogrążyła w żałobie. Być może dlatego odnosiłem się z większym zrozumieniem do postawy Rosjan, niżby to było możliwe przed rozpoczęciem wojny.
Marszałek Żuków nie zdradzał iwdększego zainteresowania środkami ochrony piechura i zwiększenia jego wydajności, które, modm zdaniem po doświadczeniach w Afryce Północnej i w Europie należało przedsięwziąć. Wydajność jednostek lądowych jest w znacznym stopniu zależna od tego, czy dowódcy uda się doprowadzić swoich żołnierzy do linii frontu bez zmęczenia wywołanego długimi i wyczerpującymi marszami oraz ochronić ich przed sporadycznym ogniem stale nękającym obszary tyłowe. Niektóre jednostki specjalne przewożono zazwyczaj na pole bitwy w lekkich pojazdach pancernych, odsetek zaś strat ponoszonych przez nie w porównaniu ze stratami, jakie ponosiła normalna dywizja piechoty, wyraźnie wykazywał, że należy szukać sposobu dostarczania wojsk
vv podobnie sprzyjających okolicznościach. Prawdopodobnie jednak Rosjanie uważali środki ochrony indywidualnej przed zmęczeniem i ranami za rzecz zbyt kosztowną.
Rewanżując się za uprzejmość okazywaną przez rząd rosyjski w stosunku do mnie, amerykański Departament Wojny, za zgodą prezydenta Trumana, zaprosił marszałka Żukowa do Ameryki. Zaproszenie zostało natychmiast przyjęte, sądziliśmy więc, że marszałek w niedługim czasie wyjedzie do Stanów Zjednoczonych 7. Marszałek Żuków prosił, by w podróży towarzyszył mu generał Clay lub ja, chciał bowiem mieć przy sobie przyjaciela, podobnie jak ja go miałem w podróży po Rosji. Niestety ze względu na szczególne okoliczności i zajęcia w danej chwili nie mogłem tego uczynić, załatiwtiłem jednak, by pojechał z nim generał Clay. Marszałek Żuków zapytał również, czy mój syn będzie mógł mu towarzyszyć w charakterze adiutanta. Odpowiedziałem, że John poczyta to sobie za zaszczyt, a ponadto z przyjemnością oddam marszałkowi do dyspozycji "Sunflower", samolot typu "C-54", którym odbywałem wszystkie podróże8. Był bardzo uradowany, latał nim bowiem w Rosji i miał do tego samolotu oraz do jego załogi wielkie zaufanie. Powiedział coś do tłumacza, co przetłumaczono mi w następujący sposób: "Mając ze sobą samolot generała i syna generała wiem, że będę zupełnie bezpieczny".
Niestety, marszałek wkrótce zachorował. Zastanawiano się co prawda podówczas, czy nie jest to choroba dyplomatyczna, lecz gdy spotkałem się z nim na konferencji rady kontrolnej w Berlinie, wyglądał na człowieka, który przeszedł ciężką chorobę. Było to w każdym razie przyczyną odłożenia jego wizyty. Potem zaczęła się zima, a wówczas wyraził życzenie udania się do naszego kraju na wiosnę9. Zanim wiosna nadeszła, Rosjanie przestali się widocznie interesować wysłaniem jednego ze swych marszałków na tydzień lub dziesięć dni do
Ameryki.
Po raz ostatni widziałem marszałka Żukowa 7 listopada 1945 roku. Wydał on z okazji narodowego święta radzieckiego duże przyjęcie w Berlinie zapraszając na nie wyższych dowód-
ców i oficerów sztaibów wszystkich sojuszników. Pogoda się zepsuła i o podróży samolotem nie było mowy. Dwaj inni dowódcy naczelni zrezygnowali z zaproszeń, ja natomiast wiedząc, że wkrótce zostanę odwołany, postanowiłem wziąć udział w uroczystości, chociaż wymagało to całonocnej podróży pociągiem, a potem dłuższej jazdy samochodem.
Gdy przybyłem, marszałek Żuków z żoną i kilku wyższymi oficerami oczekiwał gości. Przywitał się ze mną, po czym natychmiast opuścił grupę witającą. Wziął pod rękę swoją żonę i we trójkę, w towarzystwie tłumacza, wycofaliśmy się do wygodnego pokoju, gdzie znajdował się bogato zaopatrzony bufet. Rozmawialiśmy przez dwie godziny.
Treść rozmowy z marszałkiem sprowadzała się do tego, że, jego zdaniem, przyczyniliśmy się w Berlinie do rozwiązania trudnego zagadnienia, jakim było wzajemne zrozumienie pomiędzy dwoma państwami o tak różnych podstawach kulturalnych i politycznych jak Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Był przekonany, że możemy zrobić jeszcze więcej. Zatrzymał się dłużej na nowej organizacji Narodów Zjednoczonych i powiedział: ,,Jeśli Stany Zjednoczone i Rosja zachowają zgodę w dobrym i złym, Narody Zjednoczone niewątpliwie odniosą sukces. Gdy my jesteśmy partnerami, żaden inny kraj nie odważy się rozpocząć wojny, jeśli mu tego zabronimy".
Marszałek zrobił na mnie wrażenie człowieka głęboko wierzącego w ideę komunistyczną. Powiedział, że w jego oczach radziecki system rządzenia opiera się na idealizmie, nasz zaś na materializmie. Rozwijając swą myśl zauważył usprawiedliwiając się równocześnie za krytyczne uwagi że, jego zdaniem, system nasz odwołuje się do egoistycznych instynktów człowieka; skłaniamy człowieka do działania pozwalając mu zatrzymać to, co zarobi, i mówić, co mu się podoba; pozwalamy, by człowiek stał się pod każdym względem niezdyscyplinowaną i nieuświadomioną jednostką indywidualną w wielkim narodowym zespole.
Prosił, bym zrozumiał system, w którym poczyniono próbę zastąpienia tego rodzaju pobudek poświeceniem człowieka
Rosja
617
dla wielkiego zespołu narodowego, którego cząstkę stanowi. Mimo że absolutnie nie mogłem zgodzić się z tego rodzaju rozumowaniem i że potępiam wszelkie systemy związane z dyktaturą, ani przez chwilę nie powątpiewałem w szczerość marszałka Żukowa.
Inny drobny epizod podczas naszego ostatniego spotkania raz jeszcze dowiódł, jak często rzeczy, które my uważaliibyśmy prawdopodobnie za nieistotne i nie zasługujące na uwagę, mogą okazać się ważne w oczach ludzi, których wychowanie od dzieciństwa było skrajnie różne od naszego. Prawdopodo-bnie w odwrotnej sytuacji jest to równie prawdziwe. Marszałek opowiedział mi, że jakiś Amerykanin w książce napisanej o Rosjd stwierdził, że Żuków jest o dwia czy trzy cale niższy od swojej żony i że ma dwóch synów. Historia ta zirytowała go, ponieważ dopatrywał się w tym lekceważenia i braku szacunku dla swej osoby. On i jego żona wstali na chwilę, po czym marszałek powiedział : "Teraz już pan widzi, jakie kłamstwa wypisują o nas niektórzy wasi pisarze". I dodał: ,.Poza tym nie mamy synów, mamy dwie córki".
Wspomniał również o fotografii generalissimusa opublikowanej przez jeden z naszych magazynów. Nie była to właściwie fotografia bezpośrednia, lecz sfotografowany portret wiszący iWi jednym z nocnych lokali Berlina. Zdjęcie do magazynu zostało dokonane w taki sposób, że portret generalissimusa pokazany został jakby celowo w najbardziej niefortunnym i niepoważnym otoczeniu. Doprowadzało to marszałka dosłownie do szału. Zwrócił się do mnie i powiedział: "Gdyby w rosyjskim magazynie ukazał się taki portret pana, ja bym się już postarał o to, aby ten magazyn natychmiast przestał wychodzić. Zostałby zlikwidowany. Co pan zamierza uczynić w tej sprawie?"
Musiałem w związku z tym tłumaczyć, na czym polega wolność prasy amerykańskie j , ale po szczerej i, jak mi się zdawało, wymownej próbie, stwierdziłem, że nie odniosło to żadnego wrażenia. Marszałek powtarzał: "Jeśli jest pan przyjacielem Rosji, zrobi pan coś w tej sprawie..."
10
618
Starałem się przedstawić marszałkowi zalety p^watnych przedsiębiorstw. Będąc głęboko przekonany, że bez systemu wolnych lub konkurujących przedsiębiorstw nie można utrzymać indywidualnej wolności politycznej, dowodziłem, że w moim zrozumieniu pełna iwiłasność państwowa nieuchronnie pociąga za sobą pełną dyktaturę i że właśnie próba uniknięcia wszelkich rządów dyktatorskich była źródłem powstania i rozwoju Ameryki. Marszałek ograniczył się do uśmiechu.
Już po moim powrocie do Stanów Zjednoczonych korespondowałem z Żukoiwem do kwietnia 1946 roku. Korespondencja ta, jak zawsze, utrzymana była w przyjacielskim tonie. Na wiosnę tego roku został on zwolniony ze swego stanowiska dowódcy w Berlinie i odtąd już nigdy nie miałem od niego bezpośredniej wiadomości. Krążyły pogłoski, że popadł w niełaskę i że z jakichś powodów stracił odibrzymią sympatię i popularność, jaką cieszył się .wi Rosji w ciągu ostatnich miesięcy wojny. Jako jedną z przyczyn jego zniknięcia wymieniano nie ukrywaną przyjaźń ze mną. Nie mogę uwierzyć, by tak było naprawdę, gdyż mimo naszej przyjaźni zdawał się być zawsze głęboko przekonany o zasadniczej słuszności teorii komunistycznej. Wiedział, że jestem bezkompromisowym wrogiem komunizmu, ponieważ byłem przekonany, że komunizm jest równoznaczny z dyktaturą. Wysłuchiwał cierpliwie, gdy tłumaczyłem mu, że nienaiwddzę wszystkiego, co nosi posmak totalizmu, i że cała nasza tradycja zachodniego świata związana jest z ideą wolności osobistej. Lecz jego przywiązanie do doktryny komunistycznej zdawało się wypływać z wewnętrznego przekonania, a nie z jakiegokolwiek zewnętrznego przymusu. Rosjanie są hojni, lubią robić prezenty i urządzać przyjęcia, co może zaświadczyć każdy Amerykanin, który z nimi służył. Przeciętny Rosjanin ze siwią skłonnością do szczodrości, z zamiłowaniem do śmiechu, przywiązaniem do towarzyszy i swym zdrowym, bezpośrednim stosunkiem do spraw dnia powszedniego przypomina, moim zdaniem, w dużej mierze to, co zwykliśmy nazywać "przeciętnym Amerykaninem".
Moja osobista przyjaźń i wzajemne zrozumienie z marszałkiem Żukowem nie .wykluczały jednak incydentów i kon-
Rosja
619
fliktów zawsze denerwujących i doprowadzających do rozpaczy członków mego sztabu. Niekiedy były to sprawy poważne. Każdy pociąg, każdy samochód, który wysyłaliśmy do Berlina, musiał przechodzić przez terytorium rosyjskie. Kilkakrotnie były one niepokojone przez włóczące się bandy.
Ze iweględu na różnicę języków nie mieliśmy możności bezpośredniego i osobistego załatwienia tych spraw, co złagodziłoby ostrość sporów. Powstawały nieporozumienia w sprawie wykonania układu poczdamskiego, zwłaszcza gdy chodziło o reparacje. Clay i ja zawsze walczyliśmy o odbudowę Zagłębia Ruhry i o taki rozwój gospodarki ziachodnioniemieckiej, który by zaspokoił potrzeby ludności; domagaliśmy się przy tym, by każde zobowiązanie naszego rządu było szyibko i we właściwy sposób wykonywane. Uważaliśmy, że jeśli dopuścimy do nieuczciwości w jakimkolwiek szczególe naszej działalności, przekreślimy wszelką nadzieje na stworzenie szerokiej podstawy dla współpracy międzynarodowej.
Polityka bezkompromisowego dotrzymywania zoboiwtiązań danych przez nasz rząd została po raz pierwszy wystawiona na próbę wkrótce po zakończeniu działań wojennych. Niektórzy z mych współpracowników zaproponowali nagle, bym nie zgodził się na żądanie Rosjan wycofania naszych wojsk z linii Łaby do (wyznaczonego dla Stanów Zjednoczonych terenu okupacji. Wysuwali przy tym argument, że jeśli pozostawimy nasze wojska na Łabie, Rosjanie będą bardziej skłonni do przyjęcia naszych propozycji, zwłaszcza jeśrti idzie o rozsądny podział Austrii. W moim przekonaniu posunięcie takie było niczym nie usprawiedliwione. Byłem pewny, a stanowisko moje poparł Departament Wojny, że zapoczątkowanie naszych bezpośrednich stosunków z Rosjanami odmową wykonania układu, z którym związane było dobre imię naszego rządu, zniweczyłoby już na samym wstępie wszelką próbę współpracy.
Zawsze byłem zdania, że sojusznicy zachodni mogli zapewnić sobie układ, który pozwoliłby nam okupować większą część Niemiec. Sądzę, że gdyby nasi przywódcy polityczni byli po-doibnie przekonani o bliskości zwycięstwa, jak my w naczelnym dowództwie, upieraliby się w Jałcie przy ustaleniu linii Łaby,
620
Krucjata w Europie
jako naturalnej granicy geograficznej dzielącej wschodnią i zachodnią strefę okupacyjną. W końcu stycznia 1945 roku staliśmy .wprawdzie na zachodnim brzegu Renu i nie zburzyliśmy jeszcze Unii Zygfryda, ale mój sztab i ja informowaliśmy naszych przełożonych, że spodziewamy się wkrótce wielkich zwycięstw n. Poza ewentualną ofoawą, że nie zdołamy posunąć się dalej w kierunku wschodnim, nie było wiele powodów do .wyrażenia zgody na granicę okupacyjną nie wcinającą się głębiej w terytorium Niemiec aniżeli Eisenach. Są to jednak wszystko tylko domysły. Nigdy nie omawiałem tej sprawy z kimś bezpośrednio odpowiedzialnym za tę decyzję.
W każdym razie pod koniec lata i wczesną jesienią 1945 roku serdeczność i współpraca z przedstawicielami władz radzieckich w Berlinie osiągnęła swój punkt szczytowy. W szerszym zakresie, na najwyższych szczeblach, trudności coraz bardziej .wizrastały, a to musiało odbijać się w terenie niemieckim. Nie jest również wykluczone, że proces ten przebiegał odwrotnie. W owym czasie Amerykanie a przynajmniej my w Berlinie nie widzieliśmy powodów, dla których rosyjski system rządzenia i demokracja w formie realizowanej przez aliantowi zachodnich nie miałyby istnieć obok siebie, pod warunkiem, że obie strony będą wzajemnie szanowały swe prawa, swe terytoria oraz przekonania i że każdy z systemów unikać będzie wszelkich jawnych lub ukrytych zamachów na całość drugiego. Ponieważ poszanowanie dla praw innych jest założeniem demokracji zachodniej, wydawało nam się rzeczą naturalną, że układ oparty na zasadzie "żyć i dać żyć" może być osiągnięty i uczciwie przestrzegany. Nie spodziewaliśmy się prawdopodobnie niczego więcej. Ale nawet taka czysto praktyczna podstawa współżycia nie została osiągnięta.
Być może, nikt z nas nigdy całkowicie nie zrozumie, co właściwie spowodowało zmianę niekoniecznie w dziedzinie ostatecznych celów, lecz niewątpliwie w oczywistym pragnieniu praktycznej współpracy. Ale dwa i pół roku wzmagającego się napięcia zburzyło nasze sny o szybkim postępie w kierunku powszechnego pokoju i uniknięcia zbrojeń. W sposób poważny i trzeźwy, świadomi naszych sił i naszych słabości, pewni na-
621
szej moralnej słuszności, musimy przygotować się do nowego napięcia opanowującego świat.
Niepowodzenie w wyeliminowaniu agresji i osiągnięciu owocnej współpracy jest równie brzemienne w skutki jak dyktatorska i arbitralna działalność Hitlera, Mussoliniego i Hirohito pod koniec lat trzydziestych. Nazwa każdego niemal małego kraju we wschodniej Europie przypomina nam o straconych perspektywach tak odważnie sformułowanych jeszcze przed napaścią na Pearl Harbour w Karcie Atlantyckiej. Strach, wątpliwości i dezorientacja stały się udziałem tych, którzy wygrali wojnę modląc się żarliwie o to, aiby była ona przynajmniej tą, która położy kres wszelkim wojnom.
Tomy całe napisano i napisze się jeszcze o załamaniu się współpracy światowej i o prawdziwym znaczeniu wydarzeń, które 'towarzyszyły tej tragedii. Dla nas słowa te będą tylko powtarzaniem jednej prostej prawdy. Wyzsbędziemy się strachu, niesprawiedliwości i ucisku tylko w takim stopniu, w jakim ludzie, którzy cenią wolność, będą gotowi jej bronić przed każdym zagrożeniem zarówno wewnętrznym, jak zewnętrznym.
Nie pozostaje nam w chwili obecnej nic innego poza utrzymaniem rzeczywistej i zasługującej na szacunek siły, wyrażającej się nie tylko w prawości naszej postawy moralnej i w naszej potędze gospodarczej, lecz również w odpowiedniej gotowości wojskowej. Zaniedbanie tego, w oczekiwaniu na powszechne wskrzeszenie ducha współpracy, byłoby głupotą zbrodniczą głupotą. Co więcej, nasza obecna słalbość zaniepokoiłaby naszych przyjaciół, wywołałaby pogardę wrogów i faktycznie usunęłaby nas od jakichkolwiek iwipływów na pokojowe rozwiązanie zagadnień światowych. Lekcje lat 1914 i 1939 tak długo pozostaną w mocy, jak długo świat się nie nauczy, że rywalizujące ze sobą siły nie mogą rozstrzygać o sprawach
ludzkości.
Samo przygotowanie zibrojne nie wystarczy. Komunizm wzywa swych .wojujących kaznodziejów do żerowania na niesprawiedliwości i nierówności między ludźmi. Ideologia ta przemawia nie do Włocha, Francuza czy mieszkańca Ameryki
622
Krucjata w Europie
Południowej jako takich, lecz do wszystkich ludzi, jako istot żyjących, które wpadają w rozpacz próbując zaspokoić codzienne ludzkie potrzeby. W tym leży jej głęboka siła ekspansji. Gdziekolwiek podstawą powszechnego niezadowolenia jest ucisk grup ludności, masowa bieda czy też głód dzieci, tam komunizm może zorganizować ofensywę, której żadna broń nie potrafi powstrzymać. Z niezadowolenia może wybuchnąć płomień rewolucja, a z rewolucji chaos społeczny. Opierać się wyłącznie na sile wojskowej przeciwko takiej taktyce jest rzeczą daremną.
Jeśli zwolennicy demokracji nie potrafią przeciwstawić fanatyzmowi komunistycznemu jasnego i wspólnego zrozumienia, że w grę wchodzi wolność człowieka, obszary, na których ona kwitnie, będą się coraz bardziej zmniejszały. Wymuszonej jedności komunistycznej trzeba przeciwstawić dobrowolną jedność wspólnych celów, nawet gdyby miało to oznaczać pewną rezygnację z naszych narodowych roszczeń. A ponad wszystko należy uniemożliwić komunistom odwoływanie się do ludzi głodnych, biednych, uciśnionych, przez podjęcie kroków nie-zmordoiwonie zmierzających do usunięcia zła społecznego i gospodarczego, które szczuje człowieka przeciwko człowiekowi.
Jako siła światowa, demokracja podtrzymywana jest przez narody, które zanadto i za często występują każdy na własną rękę. Demokracja nigdzie nie jest doskonała, lecz w wielu częściach świata jest żałośnie słaba, ponieważ separatyzm, związany z pojęciem suwerenności narodowej, stanowa niepotrzebną przeszkodę na drodze logicznego skupienia zasobów gospodarczych, co mogłoby doprowadzić do wzrostu dobrobytu i wzmożenia siły obronnej. Tego rodzaju rozbicie może doprowadzić do ideologicznego podboju.
Demokracje muszą zrozumieć, że obecny świat jest za mały dla ścisłego przestrzegania suwerenności narodowej, zrodzonej w czasach, gdy narody były samowystarczalne pod względem gospodarczym i samodzielnie mogły zapewnić sobie bezpieczeństwo. Żadne z nich nie może dziś być osamotnione. Nie wymaga to jakiejś radykalnej rezygnacji z suwerenności naro-
Rosja
623
doweij, potrzsbna jest tylko stanowcza zgoda na to, by w razie sporów między narodami centralna i wspólna instytucja, po zbadaniu faktów, większością głosów zadecydowała o słuszności spraiwy i by miała moc i środki zmuszające do wykonania jej postanowień. Zaprawdę jest to nieznaczne ograniczenie uczuć narodowych i niewielka cena do zapłacenia, jeśli w ten sposób narody broniące wolności ludzkiej będą lepiej mogły rozwiązywać kwestie sporne w swych własnych szeregach lub odeprzeć ataki z zewnątrz.
Na tym .właśnie polega zapewnienie długotrwałego rozkwitu demokracji w świecie. Środki fizyczne i umiejętna organizacja mogą ją bezpiecznie przeprowadzić przez kryzys, lecz tylko zaspokojenie intelektualnych, moralnych i fizycznych potrzeb mas żyjących w jej systemie może zapewnić demokracji iwispół-czesnej dalsze istnienie.
Wierzymy, że największym skarbem człowieka jest wolność osobista wyrastająca z godności ludzkiej. Wierzymy, że ludzie, którym pozwoli się na swobodne wyrażenie swej woli, przełożą wolność i niezawisłość osobistą nad dyktaturę i kolektywiizm. Fakty dowodziłyby, że przywódcy komunistyczni również w to wierzą. W przeciwnym razie po cóż atakowaliby oni i próbowali się przeciwstawić praktycznemu zastosowaniu tych poglą-daw? Gdyby byli zupełnie pewni rzetelności i popularności swej doktryny, nie musieliby prowadzić agresywnej polityki. Gdyby komunizm jako siła duchowa i podnieta moralna bardziej przemawiał do ludzkości niż prawa i swobody jednostki, czas byłby jedynym potrzebnym im sprzymierzeńcem. My, którzy widzieliśmy wyzwoloną Europę, wiemy, iż obawy komunistów, że ludzie będą bronili wolności, są uzasadnione. Być może, prawda ta jest przyczyną agresywnych zamiarów komunistów dążących do obalenia wszelkich ustrojów państwowych opartych na wolności jednostki.
Jeśli mężczyźni i kobiety Ameryki spojrzą na ten problem równie uczciwie i odważnie, jak ich żołnierze spoglądali na okropności bitew drugiej wojny światowej, nie będziemy musieli obawiać się o wyniki. Jeśli zjednoczą się równie mocno, jak to uczynili wtedy, gdy iworaz ze swymi sojusznikami
624
Krucjata w Europie
w Europie stworzyli najpotężniejszą armię wszystkich czasów nie znajdzie się taka siła ziemska, która zdoła ich pokonać. Jeśli potrafią zachować czystość moralną, jasność myśli i wykazać gotowość do ofiar, która doprowadziła do ostatecznego rozbicia Osi, to wolny świat będzie żył i rozwijał się, a iwtszyst-kie narody osiągną w końcu szczabel rozwoju kulturalnego, zadowolenia i bezpieczeństwa, jakiego ludzkość nigdy przed tym nie widziała.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
22 24 Wrzesień 1999 Uderzenie w Grozny
22 24 Pomaranczowa zmora
dictionary 22 24
24 (22)
DOT 320 24 01 2005 DLL v 1 14 APP v 2 22 ?config info
24 kijek
USTAWA O OCHRONIE OSÓB I MIENIA Z 22 SIERPNIA 1997 R
990502 24
faraon 24

więcej podobnych podstron