Obama przyjechał po głosy wywiad z prof. Andrzejem
Nowakiem
Aktualizacja: 2011-06-4 3:56 pm
Nastroje dużej części amerykańskiego społeczeństwa w odniesieniu do stanu gospodarki są
pesymistyczne. Stąd desperacka walka Baracka Obamy o każdy głos, w tym również Polaków
mieszkających w USA. Media mogą rozpisywać się o różnych powodach tej wizyty, ale ten
wydaje się najważniejszy.
Z prof. Andrzejem Nowakiem, historykiem, rosjoznawcą i sowietologiem z Uniwersytetu
Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika Arcana , rozmawia Mariusz Bober
Dlaczego Barack Obama wybrał właśnie Polskę na przystanek w swojej krótkiej podróży po
Europie?
- Odpowiedzi na to pytanie udzielił sam Barack Obama, mówiąc podczas konferencji prasowej, że jeśli
ktoś mieszka w Chicago i nie stał się choć trochę Polakiem, to znaczy, że z człowiekiem tym jest coś nie
tak. Chodzi po prostu o zbliżające się w USA wybory prezydenckie. Obecny amerykański przywódca
walczy o każdy głos i chodzi mu także o poparcie Polaków mieszkających w tym kraju. To jest główny
powód jego wizyty w Polsce.
Tym bardziej że notowania Obamy wcale nie są rewelacyjne i o wygranej może zdecydować
minimalna liczba głosów.
- Dokładnie tak. Tym bardziej że polityka Obamy, zwłaszcza w dziedzinie gospodarczej, najważniejszej
dla amerykańskich wyborców, spotyka się z bardzo dużym krytycyzmem za oceanem, co mogłem
niedawno sam bezpośrednio zaobserwować, kiedy przebywałem w USA. Nastroje dużej części
amerykańskiego społeczeństwa w odniesieniu do stanu gospodarki są pesymistyczne. Stąd desperacka
walka Obamy o każdy głos. Media mogą rozpisywać się o różnych powodach wizyty amerykańskiego
prezydenta, ale ten wydaje się najważniejszy. Chodzi o argument, którego będzie można użyć przed
wyborami, że Barack Obama nie zlekceważył Polski tak bardzo, jak to mogło wyglądać zwłaszcza 17
września 2009 r., w 70. rocznicę agresji sowieckiej na nasz kraj, gdy Obama ogłosił decyzję o
rezygnacji z rozlokowania w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej. To właśnie był praktyczny
wymiar tzw. resetu w relacjach amerykańsko-rosyjskich, który sygnalizował, że Europa Środkowo-
Wschodnia z Polską na czele nie interesuje Stanów Zjednoczonych i że Rosja może sobie z Europą
ustalić podział strefy wpływów. To wywołało fatalne wrażenie nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim
w USA na wyborcach amerykańskich polskiego pochodzenia. Ale ogólnie prezydent Obama
lekceważy Europę jako całość.
Czy ta wizyta Obamy przyniesie jakieś zmiany w amerykańskiej polityce wobec Polski i Europy
Środkowo-Wschodniej?
- Trzeba spojrzeć na to trzezwym okiem. Z jednej strony mamy niewątpliwie pozytywne efekty tej wizyty,
których nie lekceważyłbym. Najważniejszym z nich jest to, że Obama w ogóle do Polski przyjechał.
Ponadto jednym z ważnych akcentów tej wizyty było to, że amerykański przywódca spotkał się z
przedstawicielami rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Wymogła to sama amerykańska dyplomacja. Co
prawda niezręcznie spotkanie zorganizowano tylko z niektórymi rodzinami, ale było ono ważne,
akcentowało znaczenie sprawy katastrofy smoleńskiej. Prezydent Obama złożył też kwiaty pod jedyną
1
w Warszawie dostępną dla wszystkich tablicą upamiętniającą ofiary katastrofy w katedrze polowej
Wojska Polskiego. W stolicy bowiem nie ma wciąż w przestrzeni publicznej pomnika ofiar katastrofy w
sposób godny upamiętniającego tę tragedię, którą przeżywa tak wielu Polaków. To spotkanie w
ciasnym przejściu katedry polowej jest swego rodzaju wyrzutem. Zostało ono jednak dostrzeżone przez
zachodnie media. Znaczący jest też fakt, że doszło do spotkania między prezydentem USA a
Jarosławem Kaczyńskim i Martą Kaczyńską. To zaś pokazuje, że rządzącym w Polsce nie udało się
potwierdzić sytuacji, na której tak bardzo im zależy, że w naszym kraju jest tylko jedna światła partia i
zasłużeni w walce o wolność i demokrację działacze neo-ZBOWiD, których wyznacza aktualnie
rządzący prezydent. Z punktu widzenia administracji USA potrzebne jest spotkanie się z tą drugą siłą
polityczną w Polsce, która nie może zostać zepchnięta do podziemia , bo po prostu jest uznawana za
ważną część pejzażu politycznego w Polsce, i to ta siła, czyli PiS, ma prawo upomnieć się o sprawę
katastrofy smoleńskiej. Zostało to również zauważone w amerykańskich mediach. Na przykład New
York Times z 28 maja odnotowuje to spotkanie z przywódcą PiS.
Podziela Pan nastawienie krytyków nadmiernego entuzjazmu z powodu wizyty Obamy w Polsce,
którzy wskazują, że niewiele wniosła ona w nasze relacje z USA?
- Jeśli chodzi o konkrety, to rzeczywiście jest ich niewiele. Jeśli ktoś mówi, że wizyta podkreśliła
wyjątkową pozycję Polski, to trzeba zapytać: w jakim kontekście i dla kogo? Dla krajów arabskich? To
główny tytuł do chwały, jaki wymienił prezydent Obama, co zostało również odnotowane w
oświadczeniu prasowym Białego Domu, że Polska ma być wzorem dla Tunezji oraz innych krajów. To
prawda, że w naszym kraju pokojowo, w sposób bezkrwawy dokonały się przemiany demokratyczne.
Ale 21 lat po ich dokonaniu może warto byłoby zauważać także inne ich elementy. Nie możemy ciągle
ekscytować się naszą historyczną rolą sprzed lat, którą mielibyśmy eksportować do krajów
afrykańskich, z całym szacunkiem dla nich oraz dla koniecznych tam przemian demokratycznych.
Jak odczytuje Pan w kontekście widma bankructwa Białorusi deklarację premiera Tuska, że
Stany Zjednoczone i Polska będą wytyczały taką drogę postępowania dla opinii
międzynarodowej, aby naród białoruski nie musiał płacić zbyt wysokiej ceny i zbyt długo za
rządy Aukaszenki?
- To dobrze, że ta deklaracja padła. Natomiast to, jaką treścią zostanie wypełniona, zależy nie tylko od
Amerykanów, ale także od władz Polski czy będą chciały aktywnie współpracować i wciągać USA do
takiej wspólnej polityki wobec Białorusi. Jeśli będziemy starali się utrzymać zainteresowanie
wspieraniem tendencji demokratycznych w tym kraju i podtrzymaniem nadziei na większe związanie
Mińska raczej z Zachodem niż z Rosją, bo taka jest realna alternatywa, może to stanowić konkretny
przykład współdziałania Polski i USA. Ewentualne zaniechanie takiej polityki oznaczałoby kapitulację
wobec Moskwy i ostateczne wcielenie Białorusi do rosyjskiej strefy dominacji. Może się jednak okazać,
że uda się uratować ten kraj nie tylko z Moskwy, ale też z Warszawy, przy pomocy USA i niektórych
zainteresowanych tym kół w części krajów Unii Europejskiej. Wiadomo bowiem, że wiele państw
europejskich jest zainteresowanych wyłącznie współpracą z Rosją. Polska powinna mocno tę sprawę
akcentować i pracować nad zachęcaniem USA do dalszych działań w tym kierunku. Wspólne z
Polską posunięcia w tym kierunku wzmacniałyby również obecność amerykańską w Europie
Wschodniej, hamując negatywne skutki niesławnego resetu na linii Obama Putin.
Wymiernym efektem pobytu Obamy w Polsce miało być podpisanie memorandum w sprawie
stacjonowania w Polsce sił USA, do czego jednak nie doszło. Co to oznacza?
- Pusto i wręcz śmiesznie brzmią słowa o współpracy wojskowej polsko-amerykańskiej. Zapowiedz
rotacyjnej obecności niewielkiej liczby amerykańskich samolotów wojskowych oraz liczącej ok. 20 osób
2
grupy personelu obsługi naziemnej na polskich lotniskach niesłychanie jasno akcentuje bowiem wolę
USA, by nie rezygnować z polityki uśmiechów i chęci przypodobania się Rosji rządzonej przez premiera
Władimira Putina. W ten sposób Obama utrzymuje tę skrajnie niekorzystną dla nas interpretację relacji
międzynarodowych w naszej części Europy. Gdy bowiem Rosja zgłosiła weto wobec stałej obecności
wojsk Paktu Północnoatlantyckiego w naszym kraju (innych niż polskie), USA dostosowały do niego
swoją politykę. Poza tym samoloty i grupa amerykańskich żołnierzy miałyby zostać wysłane do Polski
po 2013 r., czyli po wyborach w Ameryce, a dziś nie wiadomo jeszcze, kto będzie tam rządził. Zaś
tarcza [elementy naziemne - red.], o której była mowa podczas wizyty Obamy w Polsce, miałaby zostać
u nas zainstalowana po 2017 r., a więc wtedy, gdy z całą pewnością nie będzie on rządził w USA&
A i tak budowa tarczy NATO ma być konsultowana z Rosją.
- Dlatego ta wizyta przynosi niewiele konkretów dla Polski. Zmiany w polityce USA wobec naszego
regionu należałoby raczej wiązać ze zmianą administracji w Waszyngtonie.
Podczas wizyty prezydenta USA padły zapowiedzi zwiększenia współpracy gospodarczej z
Polską, chodzi przede wszystkim o wydobycie gazu łupkowego. To wpłynie na jakość naszych
relacji?
- Albo potwierdzi się, że te złoża są duże, a ich eksploatacja może być poważnym interesem, a
wówczas USA będą bardzo zainteresowane tym, by skorzystać z tego interesu albo nie. Jeśli
potwierdzą się dane o wielkości zasobów gazu w naszym kraju, będzie to strategicznie wzmacniało
pozycję Polski. To jednak zależałoby od prostego czynnika ekonomicznego, który rozstrzygnie się w
samej Polsce. Albo ten gaz będzie ważnym przedsięwzięciem, z którego władze naszego kraju będą
chciały skorzystać i wykorzystać wielkie znaczenie tego surowca dla naszego kraju i obywateli, albo
same władze nie dopilnują tego, oddadzą za darmo czy za półdarmo prawo do eksploatacji tych złóż i
nie wykorzystają ich dla wzmocnienia geopolitycznej pozycji naszego kraju oraz uniezależnienia od
dominacji energetycznej Rosji nad naszym obszarem. To Amerykanie będą reagowali na rozwój sytuacji
w Polsce, ale to my mamy atuty w ręku jeśli potwierdzą się dane o zasobności złóż których
powinniśmy użyć dla dobra Polski. Każdy prezydent USA, czy to będzie Obama, czy ktokolwiek inny,
będzie wrażliwy na taki argument, bo wiążą się z nim konkretne, duże interesy amerykańskich firm.
Jednym z punktów agendy wizyty Obamy w Polsce była także współpraca naukowa między
Polską i USA.
- Amerykanie mają najlepiej na świecie rozwiniętą bazę naukową i będą współpracować z nami nie
wtedy, gdy Polska będzie wzorem przemian demokratycznych dla krajów arabskich , ale gdy będziemy
traktowani jako kraj o rozwiniętych instytucjach naukowo-badawczych, a więc zależy to od naszego
rozwoju, a nie od decyzji politycznych. To po prostu sprawa dojrzałego rozwoju naszego państwa.
Władze Polski dobrze zorganizowały pobyt prezydenta USA w Polsce i nadały mu właściwą
treść? Można było ją lepiej wykorzystać dla polskich interesów?
- Nie widzę radykalnie innych sposobów organizacji takiej wizyty. Jednak niekiedy groteskowo
wyglądała strona PR w wykonaniu obecnych władz, do której przywiązują one tak wielką wagę. Jeśli
bowiem premier Donald Tusk odgraża się prezydentowi Obamie, że ho, ho, polscy klienci nie muszą
wcale kupować na Piątej Alei w Nowym Jorku, że możemy także w innych miejscach wydawać naszą
fortunę, to brzmi to groteskowo. Te słowa zostały wypowiedziane w dodatku w reakcji na uwagę
prezydenta Obamy na temat możliwości zniesienia wiz dla Polaków podróżujących do USA. A przecież
politycy PO w okresie rządów PiS wytykali ówczesnej władzy, że nie załatwiła tego problemu, a PO
3
dokona tego, inaczej w ogóle nie będzie rozmawiać z Amerykanami. Tymczasem wizy nadal
obowiązują, ponieważ są ku temu konkretne powody, których nie da się całkowicie zlekceważyć.
Śmieszne i żałosne były też komentarze fanatycznie antypisowskich mediów. Przypomnę, że TVN
gorliwie broniła prezydenta Lecha Wałęsy, który wybrał rolę twarzy firmy Biedronka zamiast spotkania z
Barackiem Obamą. To żałosne zachowanie w stylu: Ameryka nie będzie nam tu czynić żadnych
zaszczytów , zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie służalcze nastawienie tych samych mediów wobec
wizyty w Polsce prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa.
Dziękuję za rozmowę.
Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 4-5 czerwca 2011, Nr 129 (4060) (" Obama przyjechał po głosy")
4
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
18 27 Listopad 1997 Przyjechali po wódkęNa spotkaniu z Obamą Napieralski był żenujący, po prostu burakRozgrzewka po kwadracie – cz 2po prostu zyjWędrówki po KresachThaumasyt – Część 1 Droga do powszechnie przyjętego zrozumieniapunkty sieci po tyczMxsałata po nicejsku wiosennie i zdrowoObliczenie po wpustowych, kolkowych i sworzniowychKallysten Po wyjęciu z pudełka 08OSWIADCZENIE O PRZYJECIU SPADKU Z DOBRODZIEJSTWEM INWENTARZAŚlub po islamskuwięcej podobnych podstron