Baranczak Stanislaw Bog, Traba i Ojczyzna id 215208


Stanisław Barańczak





Bóg, Trąba i Ojczyzna





Słoń a Sprawa Polska oczami poetów od Reja do Rymkiewicza





Słowo wstępne





Inteligent Polski, zwłaszcza Inteligent Ciemny lub Niedouczony, wciąż jeszcze w niedostatecznym stopniu zdaje sobie sprawę z wagi Słonia. Jest to niedostatek tym bardziej krzywdzący, że wagę tę właśnie do sprawy polskiej Słoń przywiązywał od dawna i z samozaparciem.

Na skutek swego zanurzenia w pomroce pradziejów początki Słoni na ziemiach piastowskich są niezmiernie trudne do uchwycenia dla dzisiejszego historyka. Nie ułatwia mu tego zadania nawet fakt, iż początek niemal każdego Słonia wyróżnia się charakterystyczną trąbą.

Właśnie jednak ta szara, codzienna, pozornie pozbawiona prężności i poloru trąba nie stroniła od sięgania po formy liryczne w celu zabrania głosu w sprawach dla narodu istotnych. Działo się tak już w czasach Reja, gdy walczyła o literaturę w języku narodowym, nie mówiąc o Złotym Wieku, gdy czołowe Słonie sprowadzone do Polski przez królową Bonę zaczęły nadawać ton życiu politycznemu, kulturalnemu i religijnemu. Badacze wysunęli np. ostatnio śmiałą ale godną zainteresowania hipotezę, że w Trenach Kochanowskiego słowo Orszulka jest imieniem zaufanej Słonicy–sekretarki, której przedwczesne odejście ż tego świata wstrząsnęło poetą tak silnie właśnie z uwagi na fizyczne rozmiary zwierzęcia (por. znamienne: śWielkieś mi uczyniła pustki w domu moimŚ”).

Cóż zaś mówić o okresie rozbiorów, gdy na barkach Słoni spoczęło ze zrozumiałych przyczyn wiele powinności spełnianych dotąd przez inne gatunki flory i fauny naszych łąk, pól i gajów (charakterystyczny jest pod tym względem słynny wiersz Mickiewicza śSłoniczku mój, a leć, a piej”). Słoń dobrze zasłużył się sprawie polskiej i pora, abyśmy spłacili choć cząstkę długu, jaki u ofiarnego zwierzęcia kazała nam zaciągnąć Historia.

Niniejsza antologia to zaledwie wstęp do prac o szerszym zakresie, które powinny nastąpić. Mam na myśli przede wszystkim zadanie uzupełnienia Boga, Trąby i Ojczyzny o przedstawioną tu jedynie wyrywkowo poezję dwudziestowieczną (oczywiste luki: Słoński, Słonimski, Słonie na dachu Wierzyńskiego, W głąb Słoń i Najmniej kłów Przybosia, Słoń w butonierce Jakuba Szeli Jasieńskiego, Nagi Słoń w Śródmieściu Sterna, Czochranie się Boga i Słonie polskie Tuwima, Ważyka Poemat dla trąbonosych, Miłosza Gdtęie Słoń chce, wchodzi, i gdzie chce, zasiada oraz Nieobjęta w pasie, Różewicza Słoń w płaszczu Prospera i Regio, cz. II: Ełephantiasis, Herberta Słoń Cogito i Raport z oblężonego ZOO, Szymborskiej Sto pociech z trąby i Ludzie na chwoście, Brylla Na kle malowane, Zagajewskiego Sklepy ze słoniną i Jechać do Słonimia, Barańczaka Ja wiem, że to nie Słoń oraz Tryptyk z ogona, tułowia i trąby, Kornhausera W Afrykach udajemy smutnych ewolucjonistów i Zjadacze kartofli, a spośród najmłodszych " Marcina Barana Słonica jest jak Sosnowiec oraz Roberta Tekielego T(rąb)a. Już lektura niniejszego zbiorku przekona jednak z pewnością Czytelnika, że Słoń przewija się czerwoną nicią przez najbardziej produktywny nurt ojczystej liryki " nurt, którego nie dająca sobie zamknąć ust tkanka otrzymała z rąk Słonia, tego wielkiego przyjaciela Polski, swoje obywatelskie i artystyczne namaszczenie.



Desdemona Duś





Mikołaj Rej





Z śŻywota Słonia poczciwego”





Niechaj to narodowie wżdy postronni znają,

Iż Polacy nie Słonie, choć swe Trąby mają.





Anonim, II poł. XV w.





Satyra na leniwe słonie





Chytrze bydlą Elefanty,

Wobec pana są na anty–:

Gdy dzień jemu robić mają,

Częstokroć odpoczywają,

A robią silno obłudnie:

Jedwo wynidą pod południe,

A na drodze postawają,

Rzekomo zwolnienie mają.

Elefancica, ród świński,

Bierze urlop macierzyński:

Bo umyślnie na to godzi,

Iż się coś w czas żniw urodzi.

Słoń się zda jako prawy wołek,

Alić jest chytry pachołek.





Jan Kochanowski





Na słoniową lipę





Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!

Nie dojdzie tutaj Słoń cię, przyrzekam ja tobie,

Choć się najwysszej wzbije, a postne trąbienie

Ściągnie w Słoniowe trzewia rozwolnione cienie.

Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,

Na Słonicy tłuszcz szpacy wdzięcznie narzekają,

A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,

Że ludności na głowę jeden Słoń przypadnie.





Na słonia





Słoń " kto go nie zna? " trąbił do północy:

Nie mógł do domu trafić o swej mocy.

Ujźrzawszy kogoś: śSłuchaj, panie młody,

Proszę cię, nie znasz ty mojej gospody?”

A on: śNiech cię znam, tedy legniesz w wyrku”.

śJam”, pry, śElefant”. śIdźże spać do cyrku!”





Mikołaj Sęp Szarzyński





O nietrwałej miłości słoni świata tego





I nie miłować Słonia, i miłować

Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione

Bestie cukrują nadmiernie Kły one,

Które i próchnieć, i muszą się psować.



Komu tak będzie dostatkiem pasować

Złoto plomb, mostki i sztucznie stworzone

Misterne szczęki, by tym nasycone

I mógł mieć serce, i trwóg się warować?



Miłość jest Biały Kieł bycia naszego,

Ale z żywiołów utworzone ciało

Słonia, to chwaląc, co wzrostu równego,

Zawodzi duszę, której wszystko mało,



Gdy spoza skóry słoniowej i kości

Słonia nie widzi, celu swej miłości.





Jan Andrzej Morsztyn





Do panny SłŚ





Oczy twe nie są oczy, ale zwiewne uszy,

Których wachlarz twarz moją z gorzkich łez osuszy.

Usta twe nie są usta, lecz trąba rumiana,

Co serce me oplata jak liana banana.

Piersi twe nie są piersi, ale kły parzyste,

Na które się nadziewa ciało moje czyste.

Tak oczy, usta, piersi, twarz, serce i ciało

Uchem, trąbą i kłami suszą, żrą, rwą śmiało.





Do trupa słonia





(początek nigdy nie dokończonego sonetu)





Leżysz zabity i jam też zabity,

Ty " kłem rywala, ja " zębem mądrości

(Gdy w organizmie infekcja zagości,

Rzecz to poważna, szczególniej, że ni ty,



Ni ja nie mogliśmy owej wizyty

Penicyliną, nawet złej jakości,

Zneutralizować* albowiem, wciórności,

Ów antybiotyk ma zostać odkryty

Dopiero zaŚ*





X. Józef Baka





Uwagi o słoniu niechybnym





Słoń matula "

Jak cebula:

Łzy wyciska,

Czuć go z pyska:

Ale grunt,

Rzeczy szpunt "

Fakt, iż Słoń

Jest jak Koń:

Kto pobidzi się na fest, fest, fest,

Ten sam widzi, co Słoń jest, jest, jest.





Ignacy Krasicki





Słonie w klatce





,,Czemuż ryczysz?” " staremu powiadał Słoń młody.

śMasz dzisiaj lepsze w klatce niż w buszu wygody”.

śTyś w niej zrodzon”, rzekł stary, ślecz wprost ci wyrąbię:

Jam był wolny, dziś w klatce, i dlatego trąbię”.





Banan i słonie





Zawsze znajdzie przyczynę bestia, jeśli cwana.

Dwaj Słonie samotnego zdybali Banana.

Już go mieli rozerwać, gdy rzekł: śJakim prawem?”

śSmacznyś, słaby i w dżungli”. Zjedli niezabawem.





Franciszek Karpinski





Laura i Filon pod baobabem





Już miesiąc zaszedł, hieny zawyły

I coś tam klaszcze od buszu:

Pod baobabem mój Filon miły

Tak klapie parą swych uszu.



Prowadź mnie teraz, miłości śmiała,

Gdybyś mi skrzydła przypięła!

Żebym najprędzej busz przeleciała,

Trąbę Filona ścisnęła.





Adam Mickiewicz





Oda słonia do młodości





Bezsens Mamuta: to szkieletów ludy!

Młodości! Kły daj mi krótsze!

Niech nad martwym wzlecę światem

W rajską dziedzinę ułudy:

Gdzie żyrafy, barracudy,

Gdzie chwosta potrząsa kwiatem

Słoń, ewolucji dziecię szczęśliwsze, choć chudsze.



Mamut, gdy go wiek zamroczy,

Chyląc ku ziemi poradlone czoło,

Takie widzi świata koło,

Jakie tępymi zakreśla oczy.



Młodości! ty nad poziomy

Wylatuj, a okiem Słonia

Zezwierzęcenia ogromy

Przeniknij, od Pchły do Konia.





Patrz na dół " kędy wieczna mgła zaciemia

Obszar gnuśności przesiąkły odorem:



To ziemia





Bangla Desz! Nad wody trupie

Wzbił się ssak: za nędzne rupie

Jest buldożerem, czołgiem i traktorem;

Goniąc za żywiołkami drobniejszego ssactwa,

Stopę wzbija, trąbą wali;

Nie lgnie do kłów brutala osłona z woali;

A wtem jak bańka prysnął żal biedactwa!

Nikt nie znał szpili, którą przez los był nakłuty:



To Słoń z Kalkuty!





Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga,

Łam, czego rozum nie złamie,

O trąbo! Orla twych lotów potęga,

Jako piorun twoje ramię.





Hej! trąbę złącz z ogonem! spólnymi łańcuchy

Opaszmy ziemskie kolisko!

Dmuchajmy trąbą w żar i ognisko

Wachlujmy wielkimi uchy!

Dalej, bryło z palmy świata!

Zerwie cię Słoń nieulękły

I w dal poturla: jak kokos rozpękły,

Zielone przypomnisz lata.



Pryskają nieczułe lody

I przez trąby światłość zionie:

Witaj, jutrzenko swobody,

Zbawienia za tobą Słonie!





Pieśń filaretów elefantofilów





Hej, użyjmy żywota!

Wszak żyjem tylko raz;

Niech ta szara istota

Nie próżno wabi nas.



Cyrkla, wagi i miary

Do martwych użyj brył;

Mierz Słonia na hektary,

By wynik duży był.



Krew stygnie " hekatomba

W wieczności pcha nas toń;

To oko zamknie trąba,

To filarecki Słoń.





Lilije: elefantazja gminna





Straszna losu ironia:

Pani zabija Słonia;

Zabiwszy grzebie w gaju,

Na łączce przy ruczaju,

Grób liliją zasiewa,

Zasiewając tak śpiewa:

,,Rośnij kwiecie wysoko,

Jak Słoń leży głęboko;

Jak Słoń leży głęboko,

Tak ty rośnij wysoko”.



Potem cała skrwawiona

Słonia zbój czyni żona:

Ha! ha! zsiniałe usta,

Oczy przewraca w słup.

Drżąca, zbladła jak chusta:

śHa! Słoń, ha! trup!”



I staje, i myśli, i słucha,

Słucha, zrywa się, bieży,

Włos się na głowie jeży,

W tył obejrzeć się lęka,

Coś wciąż po krzakach stęka,

Trąba rozsadza skroń:

śTo ja, twój Słoń, twój Słoń!”





Trąba morska





Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,

Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,

Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki:

Słoń to krwawy nadchodzi, precz reszto nadziei!



Wzniósł trąbę, dziko zawył; w cielska mokre góry,

Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu,

Wstąpił jenijusz śmierci i szedł do okrętu,

Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.



Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,

Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,

Ci modlą się przed śmiercią, z życiem chcąc się żegnać.



Jeden podróżny siedział i pomyślił: ,,Słonie?

Stwór to dość obrzydliwy, ale trudna rada:

Trzeba wstać, wziąć kijaszek i bydlę stąd przegnać”.





Kieł pułkownika





W głuchej dżungli, przed chatką leśnika,

Rota strzelców stanęła zielona;

A u wrót stoi straż Pułkownika,

Tam w izdebce Pułkownik ich kona.

Z wiosek zbiegli się czarni włościanie:

Wódz to był wielkiej mocy i sławy,

Skoro lud grzeje wodę w saganie

I na zapas gromadzi przyprawy.



Lecz ten wódz w tropikalnej odzieży

Jakie szare i duże ma lica?

Jaki nos? " Ach, to była Słonica,

Afrykanka, Słonica"bohater,

Trąbonosa Emilija Plater!





W albumie księcia Golicyna





Jeżeli wolność czuć i kochać umiesz,

W naszej rozmowie nie potrzeba Słonia.

Ja twe westchnienia, ty me łzy zrozumiesz,

Wytrąbmy nosy dwa " ot i harmonia.





Do słonia BŚZ.





Słoniczku mój! a leć, a piej!

Na pożegnanie piej

Wylanym łzom, spełnionym snom!

Skończonej piosnce twej.



Słoniczku mój, twe uszy stul,

Sokole skrzydła weź

I rykiem trąb, zołoto–gąb,

Dawidzki hymn tu nieś!



Bo wyszedł głos, i padł już los,

I tajne brzemię lat

Wydało woń! I stał się Słoń!

I rozraduje świat.





Antoni Malczewski





Z poematu śMaria, córka słonia”





" Hej, ty, na szybkim Słoniu gdzie pędzisz, Kozacze?

Czyś zaoczył Goryla, co przez kurhan skacze?

" Pich, Horyl!Ś " załkał jeździec z kozackim akcentem

Zmysły pęta tem tempem pęd, stępia tętentem!Ś "

I, z realizmem, który Szymon Szymonowie

Doceniłby, łkał dalej: " Jam zresztą krótkowidz,

Tupet tupotu tedy Słoniowi wybaczam:

Bez binokli i tak już mało co zaaczam.





Juliusz Słowacki





Ojciec zadżumionych w Szwajcarii





(Z cz. I: Safari nad l^emanem)





Odkąd zniknęła jak Słoń jaki złoty "

W namiocie nie mam poczucia ciasnoty.





Z poematu śSłoń Beniowskiego”





Chodzi mi o to, by ryk trąby giętkiej

Wyraził wszystko, co pomyśli głowa,

A czasem był jak piorun jasny, prędki,

A czasem tęskny jako pieśń stepowa "

By końcem zgiętym niby haczyk wędki

Narząd ów w wodzie mózgu łowił słowa

I wachlującym suszył ucha skrzydłem:

Trąba być winna tubą, nie wędzidłem.



(. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .)



Trąb zdrów! " a tak się żegnają nie wrogi,

Lecz dwa na Słoniach swych przeciwne bogi.





Anioły słoniom na rodzinnych polachŚ





" Postój, o! postój, Hindusie wnerwiony,

Przez co to Słoń twój zapieniony skacze?

" To nicŚ to matki mojej grób zhańbiony;

Serce me pęka, lecz oko nie płacze. "

Kieł dobył iskier na grobie z marmuru

I mściwa trąba ryknęła do wtóru.





Pośród niesnasek Pan Bóg uderza.





Pośród niesnasek Pan Bóg uderza



W ogromny dzwon:



Dla Słonia w charakterze papieża



Otwarty tron.





Cyprian Kamil Norwid





Za wstęp do ZOO: okólniki





Ponad wszystkie wasze uroki "

Menażerie! wbrew waszym złym woniom

Jeden wiecznie będzie wysoki:



* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Odpowiednie dać warunki " Słoniom!





Słoń–pielgrzym





Nad trąbami jest i trąba–trąb,

Jako wieża nad płaskie domy

Stercząca, w chmuryŚ



Wy myślicie, żem kapustny–głąb,

Dlatego że dom mój ruchomy

I z grubej skóryŚ



Przecież ja " aż w niebie trąbą trwam,

Gdy ono słomkę tę zanurza

W duszy mej zupę!



Przecież i ja ziemi tyle mam,

Ile jej udepcze stopa duża,

Dopokąd tupię!Ś





Siła–ich





Ogromne wojska, bitne generały,

Policyj tajnych, widnych zbieranina "

Czegóż po wieków"wiek będą się bały?

Ot, że Słoń idzieŚ czarny Słoń z twarzą Murzyna!.





Adam Asnyk & Stanisław Wyspiański





nieznany przypadek współpracy między pokoleniowej





Między nami nic nie było





Między nami nic nie było "

Żadnych derek, siodeł żadnych "

Nic skór naszych nie dzieliło

Oprócz szortów tych szkaradnych



(Które wprawdzie noszę, ale

Pod spód nigdy nic nie wdziewam,

Przez co w częstym tu upale

Od razu się lepiej miewam),



Prócz zaschłego błota, jakiem

Dno Gangesu cię okryło "

Gdym dosiadał cię okrakiem,

Między nami nic nie było!





Jan Kasprowicz





Rzadko na moich wargach





Rzadko na moich wargach

Zjawia się święta, jedyna,

W dymie pożarów wędzona

Najdroższa nazwa: słonina.



Atoli gdy zjawi się " warga,

Drżąca lecz trwodze daleka,

Idzie od razu na całość:

śPoproszę dwadzieścia deka”.





Bolesław Leśmian





W bananowym chrusniaku





Duszno było od malign, gdyś banany rwała,

A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,

Gdym wargami wygarniał z uczynnych trąb słoni

Owoce, przepojone wonią twego ciała.



I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,

Że dotknęła mi trąba spoconego czoła,

Porwałem ją " ty ogon złapałaś w skupieniu,

Słoń złączył nas " a stado sapało dokoła.





Jan Lechoń





Herostrates





Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze

Jesiennych wiatrów gędźba w Kłów nagich badylach,

A latem niech się Słoń chce przeglądać w motylach,

A zimą " niechaj Kenię, nie Polskę zobaczę.





Mochnacki





Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie

I rzekł: ,,Ta kość słoniowa ma początek w mordzie.

Tym mordzie, nie tej mordzie; mam na myśli mord ja,

Coś zatem, czemu obca jest mizerykordia;

Zrywam koncert w proteście przeciw mordom słoni!Ś”



ŚSłyszy sala: ktoś idzie, ostrogami dzwoni "



Lecz muzyk karabelę jedną ujął dłonią

I uderzył w instrument tą piekielną bronią;

Po sali idzie cisza przeraźliwa, blada,

A on słowo śklawikord” zmienia w śmarmolada”,

A on, blady jak ściana, plącze, zrywa tony

I kolor spod klawiszy wypruwa " czerwony,

Aż wreszcie wstał i z hukiem rzucił czarne wieko,

I spojrzał taką straszną, otwartą powieką,

Aż ktoś ryknął: śTo myśmy, jako klasa, rwali

Te kły rękami ludu! Krew pachnie w tej sali!!!”





Maria Pawlikowska–Jasnorzewska





Słonie w klatce





Słonica, senna, naga, nie czuje więzienia,

Gdy spogląda na słonia, który od niechcenia

Trąbę, przed chwilą zwisła wznosi w wysokości.

A jakaś pani patrzy " i płacze. Z zazdrości!





Julian Przyboś





Notre–Dame des Elephants–Martyrs





Z miliona wzniesionych do modlitwy trąb wzlatująca przestrzeń!



Lecz zdjęło mnie z iglicy pawilonu Wnętrze " przerażenie.



Wiem. Coś musi być nie w porządku

albo z Panem Bogiem, albo z architekturą ogrodów zoologicznych,



albo

z Jednym

i

z drugim.



Kto pomyślał tę tuszę i wtłoczył ją w taką dziurę!





Władysław Broniewski





Bagnet na kieł





Kiedy przyjdą podpalić pawilon,

ten, w którym mieszkasz " Polskę,

kiedy rzucą kasjerce bilon,

w ZOO runą żelaznym wojskiem,

pod wybiegiem twym staną i nocą

kolbami w żłób załomocą "

ty, ze snu poderwany Słoń,

stań u drzwi.



Bagnet na broń!



Trzeba krwi!





Są w zwierzyńcu rachunki krzywd,

owca, koń i jeż ich nie skreśli,

ale krwi nie odmówi nikt,

żadna z dżdżownic, ameb czy pleśni.

Cóż, że nieraz szkodził jelitom

przez publikę rzucany chleb?

Za tę dłoń nad Rzecząpospolitą "

kłem w łeb!



Ogniomistrzu i trąb, i kłów,



poeto, nie w pieśni troska.

Dzisiaj wiersz " to pełen łajn rów,

słoniowych fos kał.

Bagnet na broń!

Bagnet na broń!

A gdyby umierać przyszło "

to, co nazwał tak zwięźle Cambronne,

Słoń najeźdźcy w twarz rzuci nad Wisłą.





Miron Białoszewski





śAch, gdyby, gdyby nawet kieł wyrwaliŚ”

moja nie wytrąbiona do dna oda do radości





Mam kieł,

krzywą wieżę z kości słoniowej!



Wyrywają mi kieł,

krzywą wieżę z kości słoniowej!



Zostawcie mi kieł,

krzywą wieżę z kości słoniowej!



Wyrwali.



Została obok tylko



szara



naga



trąba



szara naga trąba.





I to mi wystarczy:

szara naga trąba

szara naga trąba

sza–ra–na–ga–trą–ba

szaranagatrąba.





Jarosław Marek Rymkiewicz





Co to jest słoń (III)





Co jest w słoniu Słoń jest w słoniu ale który

Czy ten właśnie słoń konkretnie szaroskóry



Ten jedyny ten słyszalny i widzialny

Ten co fruwa między nami substancjalny



Czy słoń inny ten co nie ma kłów i trąby

Słoń z tych które słoniem nie są ale śnią byŚ



A gdy słonia poprzez słonie się pomnoży

To czy w słoniu złote wnętrze się otworzy



A gdy słonia poprzez słonie się podzieli

Czy będziemy jeszcze słonia w słoniu mieli



I co słoń ten mi jedyny wie i sądzi

O tym słoniu który nim tym słoniem rządzi



I co o nim o tym słoniu co wszelaki

Sądzą inne abstrakcyjne raczej ssaki





Leopold Staff





Zamiast epilogu





Podwaliny





Hodowałem na piasku

I zwaliło się.

Hodowałem na skale

I zwaliło się.

Teraz hodując zacznę

Od wydechu z trąby.





Nadużywany często zwrot śSłoń a Sprawa Polska”, umieszczony w podtytule niniejszej antologii, ujawnia nareszcie w jej świetle swój jakże głęboki i nie przeczuwany sens. W tej kolekcji arcydzieł pieczołowicie zrekonstruowanych przez profesora Stanisława Barańczaka (przy pomocy mgr Desdemony Duś) znalazły się prawdziwe perły liryki polskiej, wśród których nie znanym dotąd blaskiem świecą utwory takie, jak np.: Satyra na leniwe Słonie, O nietrwałej miłości Słoni świata tego, Słonie w klatce, Lilije: Elefantazja gminna, W bananowym chruśniaku, Bagnet na kieł i in. Wielbiciele poezji romantycznej ze wzruszeniem rozpoznają tu pamiętane z dzieciństwa wersety: śSłoniczku mój!, a leć, a piej!”, śHej, ty, na szybkim Słoniu gdzie pędzisz, Kozacze?” " natomiast pokoleniom wychowanym na nieśmiertelnej liryce patriotycznej najgłębszych doznań dostarczą bez wątpienia strofy w rodzaju:



Rzadko na moich wargach

Zjawia się święta, jedyna,

W dymie pożarów wędzona

Najdroższa nazwa: słonina.



* * *



* W wymowie Morsztyna (śznełtralizować”) " słowo pięciosylabowe.





* W tym miejscu tekst się urywa; na marginesie rękopisu " odręczna notatka:

ś16:30" do cyrulika; rw. czy lecz. kanałowe? Zapyt., ile by koszt, mostek”.







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
bóg, honor i ojczyzna w recepcji wspó
Barańczak Stanisław
CISAX01GBD id 2064757 Nieznany
listscript fcgi id=33
SGH 2200 id 2230801 Nieznany
listart cgi id=3
111003105109 stress id 2048457 Nieznany
CIXS201GBD id 2064760 Nieznany
R 2 Bóg historiotwórczy
listscript fcgi id=96

więcej podobnych podstron