Powrót do XVIII - wiecznej Polski. Z pamiętnika obcokrajowca
Wtorek, 25 Kwietnia Imieniny obchodzą: Marek, Jarosław, Elwira
Sciaga.pl > Prace
> Oświecenie >
Home | Reklama | Info
| Mail
Gdzie Cz@T ???
Gdzie jestSciaga.pl
?
Powrót do XVIII -
wiecznej Polski. Z pamiętnika obcokrajowca
kategoria: J.polski
zakres: Oświecenie
dodano: 1999-12-03
OSOBISTY PAMIĘTNIK
MARKO DE ESPANOLIO Dnia 24 czerwca 1788 r. Wtorek
Ach dziwna ta Polska, dziwna! Ledwo, co przyjechałem
wczoraj z Madrytu, a już zdążyłem się upić z moim wujem Eustachym
Przyjacielskim... Wuj to mój żaden, ale zyskałem jego bliskie
zaufanie podczas podróży po Europie w roku 1765. Będąc w Paryżu w
jednym ze znanych kasyn trwoniłem ostatnie pieniądze na grze w
pokera. Po siódmym rozdaniu miałem tylko dwadzieścia złotych monet i
postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Byłem pewien, że moja
trójka asów będzie najsilniejsza z wszystkich kart towarzyszy,
którzy ze mną grali. Gdy stawka się podniosła, a ja nie miałem
więcej pieniędzy, postawiłem swoje ubranie. Frak mój pochodził z
bardzo wykwintnego sklepu w Paryżu. Niestety szczęście się ode mnie
odwróciło i przegrałem wszystko. Na szczęście obok mnie siedział pan
Eustachy, który szybko zareagował i wykupił dla mnie ubranie.
Postanowiłem odejść od stołu i przestać już więcej grać. Za mną
odszedł od stołu mój wybawiciel i razem wypiliśmy szklaneczkę
białego wina. Potem drugą i trzecią... Obudziłem się rano ze
strasznym bólem głowy. Byłem w jakimś hotelu, a obok mnie leżał pan
Eustachy. W trakcie śniadania pan Przyjacielski nazywał mnie swoim
bratankiem. Nie przeszkadzało mi to, więc zyskałem sobie wuja z
Polski. Zaprosił mnie ostatnio do siebie, a że nie źle mi się
ostatnio wiedzie postanowiłem odwiedzić ten kraj. ...Cały ranek
nie mogłem wstać z łóżka, gdyż nie przyzwyczajony do spożywania na
raz takiej ilości alkoholu, nie mogłem dość do siebie. Z tego, co
wiem pan Przyjacielski przystosowany jest do tego rodzaju zabaw i
już wcześnie z rana wjechał do Warszawy, która znajdowała się 20
minut drogi skąd. Postanowiłem, że do obiadu zwiedzę dworek mojego
dobroczyńcy. Dwór wydaje się na zewnątrz nie wielki, ale niczego
nie brakuje mu wewnątrz. Zewnątrz obity jest drewnem pomalowanym na
kolor zielony. Naprzeciw domu jest klomb, wokół którego prowadzi
droga wyjazdowa z terenu pana Eustachego. Wejście prowadzi przez
ganek, w którym wiszą wszelkie ubrania wyjściowe. Przez sień
dochodzi się do salonu, w którym jest ogromny kominek. Jeden ze
służących raz na jakiś czas dorzuca do niego, aby w całym domu było
wiecznie ciepło. Dalej stoi wielki podłużny stół, na którym
zmieściłoby się około 10 osób. Dalej jest przejście dla służących do
kuchni. Z pierwszego piętra widać jest ogromne pola, na których
pracują chłopi. Z daleka widać jest jak próżnują. Widocznie widząc,
że ich pan wyjechał do miasta, postanowili wziąć sobie wolne. Gdy
zwiedzałem sobie okolicę, nagle cisza, która mnie otaczała, została
zakłócona przez jakieś dziwne krzyki i nawoływania. Okazało się, że
wrócił już pan domu i podano do stołu. Pan Przyjacielski był
strasznie zdenerwowany. Wykrzykiwał, że za czasów saskich było
lepiej, że nie lubi zmian itd. Przez cały obiad tłumaczył mi, że
głupotą było zniesienie wolnej elekcji, liberum veta i innych
przywilejów szlacheckich. Szczerze mówiąc nie wiele zrozumiałem z
jego wywodów, ponieważ u mnie w kraju nie ma tylu problemów z
polityką. Pan Eustachy był wściekły, że nie może sobie z nikim
pogawędzić o polityce polskiej, więc wyciągnął odpowiedni trunek i o
tej godzinie zakończył się mój dzień na dworze pana
Przyjacielskiego. Ach dziwna ta Polska dziwna! Dnia 25
czerwca 1788 r. Środa Dziś Polska wydawała mi się
jeszcze dziwniejsza niż wczoraj! Po śniadaniu, na które wstałem
z wielkim trudem wybraliśmy się wraz z panem Eustachym do Warszawy,
gdzie miałem zwiedzić wszelakie zabytki i poznać część rodziny pana
Przyjacielskiego. Najpierw pojechaliśmy do Korpusu Kadetów, gdzie
uczęszczał bratanek Przyjacielskiego od strony jego siostry. Byliśmy
tam około godziny 12:00 i właśnie na głównym placu, gdzie odbywały
się apele cała, cała Szkoła Rycerska śpiewała hymn korpusu, napisany
przez niejakiego Ignacego Krasickiego. Widzieliśmy jak komendant
szkoły Adam Kazimierz Czartoryski stał na ponad wszystkimi i po
odśpiewaniu hymnu prawił uczniom o nauce wiedzy obywatelskiej.
Niestety nie zastaliśmy kadeta, gdyż wyjechał akurat w odwiedziny do
swojej matki do Petersburga. W kramiku, który znajdował się przed
Korpusem Kadetów zaopatrzyłem się w różne gazety między innymi w
„Monitor”, „Gazetę Warszawską”, „Gazeta Narodowa i Obca” i inne.
Większość gazet mówiła na temat Sejmu Czteroletniego i jego
uchwałach i postanowieniach. Jedno pismo przyciągnęło szczególnie
moją uwagę. Jest to czasopismo o charakterze informacyjno –
rozrywkowym, a mianowicie jest to „Magazyn Warszawski”. Znajduje się
tu wiele informacji o sprawach polskich, przede wszystkim dotyczyły
one spraw społecznych, politycznych, gospodarczych i kulturalnych
kraju, w którym obecnie przebywam. Droga ze szkoły nie trwała zbyt
długo, a zakończyła się odwiedzeniem Collegium Nobilium, czyli
szkoły do której uczęszczała bratanica pana Eustachego od strony
jego starszego brata. Dziewczyna uczęszczała do szkoły już od paru
lat i była jednym z pierwszych roczników dziewcząt, które mogły się
uczyć w normalnych szkołach. Jej matka nie mogła się uczyć
normalnie, ponieważ dopiero 15 lat temu kobiety uzyskały prawo do
nauki wraz z mężczyznami i dziećmi chłopskimi. Dziwna dość sprawa i
nie do końca zrozumiałem wszystko, co powiedział pan Przyjacielski.
Z tego, co się dowiedziałem z tablicy pamiątkowej przed budynkiem
szkoły, założył ją Stanisław Konarski. Dziewczyna jest dość
ładna i niczym nie przypominała pana Eustachego. Inteligentna,
oczytana, spokojna, cnotliwa wywarła na mnie ogromne wrażenie i choć
sam jestem osobą prostą, bez szczególnego wykształcenia z miłą
chęcią porozmawiałem sobie z dziewczyną. Pan Przyjacielski
niezbyt lubi swoją bratanice, a to pewnie z zazdrości jej ogromnej
wiedzy, której ludzie w naszym wieku nigdy już nie posiądą. Po
rozmowie z bratanicą postanowiliśmy wybrać się na krótki spacer po
ulicach miasta. Po piętnastu minutach spokojnego marszu doszliśmy do
dużego budynku na szyldzie, którego widniał napis „BIBLIOTEKA
PUBLICZNA”, czy jakoś tak. Chciałem namówić pana Przyjacielskiego,
abyśmy weszli do środka, ale on wolał zostać na zewnątrz. W
bibliotece było paru szlachciców, którzy namiętnie szukali jakichś
książek. Było ich tu bardzo dużo, około 180 tysięcy woluminów jak mi
wytłumaczył bibliotekarz. Dzięki tej wycieczce nauczyłem się nowego
słowa „wolumin”, czyli książka. Gdy przejrzałem kilka woluminów
przypomniałem sobie, że pan Przyjacielski czeka na mnie przed
biblioteką. Pobiegłem tam szybko i zastałem nasz powóz, w którym
siedział już pan Eustachy. Był on trochę zdenerwowany, że musiał
trochę poczekać, ale szybko zapomniał o całej sprawie. Wróciliśmy do
domu o godzinie 18:00, gdzie zjedliśmy kolację i oczywiście
napiliśmy się, co stało się już tradycją. Oczywiście nic dalej nie
pamiętam. Mówiąc szczerze, w mojej ojczyźnie nigdy by do tego
nie doszło, ale w końcu jesteśmy w Polsce. Dnia 26
czerwca 1788 r. Czwartek Postanowiłem, że jutro
wyjeżdżam z Polski, ponieważ obyczaje, które tu obowiązują wpędzą
mnie w nałóg. Ranek był podobny do dwóch poprzednich, dlatego
też pominę jego opis. Przy śniadaniu pan Eustachy powiedział, że ma
dla mnie niespodziankę. Za nic nie chciał wyznać tego sekretu. Nie
mogłem się doczekać chwili, w której pan Eustachy powie wreszcie, o
co chodzi. O godzinie 13:30 wyjechaliśmy z domu w stronę stolicy. Po
około 20 minutach drogi byliśmy już w środku Warszawy. Jest to
miasto niewielkie, jak na stolice, takie jak Rzym, Paryż,
Mediolan... Miasto leży nad jakąś rzeką, ale nazwy się nie
dowiedziałem. Dojechaliśmy do jakiegoś parku. Z daleka widać było
zamek na wodzie. Jak mnie potem pan Przyjacielski oświecił były to
„Łazienki”. Zamek prezentował się znakomicie. Park, który się wokół
niego rozciągał należał chyba do siedmiu cudów świata. W całej
Europie nie widziałem nic podobnego. Myślałem, że wycieczka do tego
parku była niespodzianką, jaką przygotował dla mnie pan
Przyjacielski. Pan Eustachy zdradził mi w końcu swój sekret i
oznajmił, że pójdziemy na „obiad uczonych”, na którym w czwartki
przebywał sam Stanisław August Poniatowski – król Polski. Nie
wyobrażałem sobie być na takim spotkaniu razem z różnymi pisarzami,
malarzami i innymi artystami. Na szczęście pan Eustachy miał bilet
wejściowy, który upoważniał nas tylko do siedzenia na sali, gdzie
spotkania się odbywały. Pan Przyjacielski musiał nie lada się
postarać, aby dostać upoważnienie na wejście do tego Pałacu.
Powiedział mi, że dziś na taki obiad wpuszczają niewielu
szlachciców, którzy nie są poetami, dlatego że na obiedzie będzie
bardzo wykwintny gość Marcello Bacciarelli. Takie spotkania poetów
odbywają się tutaj już od 18 lat. Na takich spotkaniach odczytywano
świeżo napisane utwory, dyskutowano o literaturze i sztuce. Pana
Eustachego niezbyt interesowały tego rodzaju sprawy, ale jeśli miał
okazję zbliżyć się trochę do króla, skorzystał z okazji i zdobył
karty wstępu od swojego brata. Brat pana Przyjacielskiego jest
uczestnikiem Sejmu Czteroleniego i bardzo różni się od swojego
brata. Żyją na szczęście w zgodzie i dlatego tu jesteśmy. Obrady
zaczęły się mową i przywitaniem króla Poniatowskiego. Zrobił on na
mnie ogromne wrażenie. Był to człowiek, który okazał się wielkim
mecenasem sztuki i literatury. Następnie głos zabrał słynny na
cała Europę portrecista Bacciarelli. Po krótkiej przedmowie i
szybkim obiedzie, którego nie dano nam spróbować, zaczęła się
dyskusja. Niestety nie zdołam jej opisać, gdyż nie rozumiałem
większości słów, które rzucali nawzajem uczestnicy dyskusji.
Następnie zaczęto odczytywać nowe wiersze i inne utwory, których
niestety nie zrozumiałem. Chętnie posiedziałbym tam dłużej, ale po 2
godzinach pan Przyjacielski, był tak znudzony, że postanowiliśmy
wyjść. Nie sprzeciwiałem mu się, gdyż dzięki niemu dostałem
możliwość przeżycia takiej przygody. Po drodze do domu wstąpiliśmy
do sklepu z ubraniami. Na nic się jednak nie zdecydowałem, ponieważ
wszystkie dostępne tam kreacje pochodziły albo z Paryża albo z
Rzymu. W domu byliśmy o 20:00 , więc od razu zastaliśmy wieczerzę. A
jak wieczerza to i szklaneczka trunku. A jak szklaneczka trunku, to
znowu nic nie pamiętam. Ach dziwna ta Polska, dziwna!
Dnia 27 czerwca 1788 r. Piątek Dziś
nareszcie wracam do domu. Pożegnałem się z panem Eustachym
Przyjacielskim i zaprosiłem go do siebie, lecz od razu
zapowiedziałem mu, że nie będziemy tak dużo pić. Przyjął to z
uśmiechem, więc nie wiem o co mu chodziło. Więcej nie ma co
opowiadać, gdyż kolejne dni będę tylko i wyłącznie w podróży. Będę
miał czas na przemyślenia nad życiem swoim i Polaków. (...)
(...) Dnia 27 czerwca 1791 r. Poniedziałek
Już trzy lata minęły od mego pobytu w Polsce. Wiele w tym
kraju zaszło zmian. Uchwalona została druga na świecie i pierwsza w
Europie konstytucja. Pod koniec roku, w którym byłem w Polsce
zaprzestano organizować „obiady czwartkowe”. Polityka wewnętrzna
tego kraju jest chyba w dołku.(...) Ja zacząłem się kształcić,
czytać, a nawet zacząłem pisać własną poezję. Nie gram już w karty i
nie trwonię bez sensu pieniędzy. Od tamtego czasu nie zaprosiłem do
siebie pana Przyjacielskiego. Może ze strachu, a może z innego
powodu. Uważałem tak i nadal uważam, że Polska to naprawdę
dziwny kraj... MARKO DE ESPANOLIO Chciałbym prosić o
waszą ocenę bolec@polbox.com
Autor: Łukasz "BOLEC" Łukaszewski
Ocena : 0.0
oceń
prace:
1 2 3 4 5 6
Home | Reklama | Info
| Mail
Prace | Pomoc | Książki | Artykuły | News | Katalog | Forum
| Rozrywka
Wszelkie prawa zastrzeżone / All
rights reserved Sciaga.pl
2000
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Heiz Powrót Do Zdrowego Snu(1993 02c) Tlum Z powrotem do Ksiegi RodzajuFantastyka [ 1996 ] Powrót do księgi życiaOdwołując się do utworów średniowiecznych (polskich i za~2ECWstęp do nauki o języku polskim Kraków 2003 s 181 212więcej podobnych podstron