25 (100)



















Philip Jose Farmer     
  Gdzie wasze ciała ...

   
. 25 .    





    Gdy tylko Burton odwrócił głowę, mężczyzna odłożył przedmiot na
bok.
    - Długo trwało, zanim cię znalazłem, Richardzie Burton -
powiedział po angielsku.
    Burton próbował lewą ręką trafić na broń, ukrytą przed wzrokiem
intruza. Pod palcami czul jednak tylko nagą ziemię.
    - Znalazłeś mnie więc, cholerny Etyku - warknął. - I co masz
zamiar ze mną zrobić?
    Mężczyzna poruszył się w ciemności i zachichotał.
    - Nic - odparł. - Nie jestem jednym z Nich - dodał po chwili.
Zaśmiał się znowu, wyczuwając zdumienie Burtona. - To niezupełnie prawda. Jestem
jednym z N i c h , ale nie jestem z N i m i . Podniósł przedmiot, którym celował
w Burtona.
    - To urządzenie mówi, że masz pękniętą czaszkę i wstrząs mózgu.
Musisz być bardzo wytrzymały, gdyż sądząc po obrażeniach, powinieneś już nie
żyć. Możesz z tego wyjść, jeżeli poleżysz spokojnie. Niestety, nie masz czasu na
rekonwalescencję. Tamci wiedzą, że jesteś w tym rejonie, z dokładnością do
trzydziestu mil. Za dzień, dwa zlokalizują cię dokładnie.
    Burton spróbował usiąść, lecz jego kości były miękkie jak
rozgrzany słońcem toffi, a w tyle czaszki czuł wbijający się do mózgu bagnet. Z
jękiem opadł z powrotem na plecy.
    - Kim jesteś i o co ci chodzi?
    - Nie mogę ci zdradzić swego imienia. Jeżeli, a raczej - co
bardziej prawdopodobne - k i e d y cię złapią; wyizolują twoją pamięć i przewiną
ją do tyłu, aż do chwili, kiedy zbudziłeś się w przedwskrzeszeniowym bąblu. Nie
dowiedzą się, dlaczego odzyskałeś przytomność przed czasem. Odkryją jednak naszą
rozmowę. Będą nawet mogli mnie zobaczyć, lecz tak, jak ty mnie teraz widzisz -
jako niewyraźny, jasny cień. Usłyszą też mój głos, lecz nie rozpoznają go.
Używam transmutera. Będą jednak przerażeni. To, co powoli i opornie zaczynali
podejrzewać, okaże się nagle prawdą. W ich szeregach znalazł się zdrajca.
    - Chciałbym wiedzieć, o co ci właściwie chodzi - odezwał się
Burton.
    - Powiem ci tylko tyle - odparł tamten. - To, czego się
dowiedziałeś o przyczynach Zmartwychwstania jest potwornym kłamstwem. To, co ci
mówił Spruce i czego naucza ten twór Etyków, Kościół Jeszcze Jednej Szansy - to
kłamstwa! Same kłamstwa! Prawda jest taka, że wy, istoty ludzkie, otrzymaliście
życie po to, by wziąć udział w eksperymencie naukowym. Etycy - ta nazwa zupełnie
do nich nie pasuje - przebudowali tę planetę w jedną dolinę Rzeki, zbudowali
kamienie obfitości i przywrócili wam życie w jednym tylko celu - by zbadać waszą
historię i obyczaje. Jako kwestię drugorzędną potraktowali obserwację waszych
reakcji na Zmartwychwstanie i na wymieszanie różnych ludów pochodzących z
różnych epok. To wszystko - naukowy projekt badawczy. A kiedy spełnicie wasze
zadanie, z powrotem do piachu! Ta bajeczka, że otrzymaliście jeszcze jedną
szansę zbawienia i wiecznego życia, to bzdura. Moi ziomkowie nie wierzą, że
warto was zbawiać. Nie sądzą, żebyście mieli "dusze"!
    Burton milczał przez chwilę. Ten człowiek z pewnością był
szczery. A jeśli nawet nie, to jego ciężki oddech zdradzał silne zaangażowanie
emocjonalne.
    - Nie rozumiem - odezwał się w końcu - jak ktoś mógł ponieść
takie koszta t włożyć tyle pracy tylko po to, by przeprowadzić eksperyment albo
dokonać badań historycznych.
    - Nieśmiertelnym trudno zabić czas. Byłbyś zaskoczony wiedząc,
co robimy, by wieczność stała się interesująca. Co więcej, mając ją do
dyspozycji nie odrzucamy nawet najbardziej oszałamiających projektów. Po śmierci
ostatniego Ziemianina przygotowanie Zmartwychwstania zajęło nam kilka tysięcy
lat, choć ostatni etap trwał ledwie dzień.
    - A ty? - spytał Burton. - Co t y chcesz osiągnąć? I d 1 a c z
e g o robisz to, co robisz?
    - Jestem jedynym prawdziwym Etykiem z całej tej monstrualnej
rasy! Nie podoba mi się przestawianie was, jakbyście byli kukiełkami,
przedmiotami do obserwacji jak zwierzęta w laboratorium! Choć prymitywni i
gwałtowni, jesteście przecież istotami i świadomymi! W pewnym sensie jesteście
tak... tak...
    Widmowy rozmówca machnął widmową ręką, jakby chciał chwycić w
powietrzu brakujące słowo.
    - Muszę użyć waszego terminu - mówił dalej. - Jesteście równie
l u d z c y jak my. Podobnie owe prehistoryczne istoty, które pierwszy raz użyły
mowy, były równie ludzkie jak wy. I jesteście naszymi przodkami. Z tego co wiem,
mogę być twoim potomkiem w linii prostej. Cała moja rasa może pochodzić od
ciebie.
    - Wątpię - stwierdził Burton. - Nie miałem dzieci... w każdym
razie nic o tym nie wiem.
    Chciał zadać wiele pytań, lecz tamten nie zwracał na niego
uwagi. Przyciskał przyrząd do własnego czoła. Nagle odsunął go.
    - Przed chwilą... - przerwał Burtonowi w połowie zdania. - ...
nie macie na to określenia... Powiedzmy... słuchałem. Wykryli mój... w a t h a n
. . . Ty chyba nazwałbyś go aurą. Nie wiedzą, czyj to w a t h a n , tyle tylko,
że należy do Etyka. Ale wyzerują tutaj w ciągu najbliższych pięciu minut. Muszę
odejść.
    Blada sylwetka wyprostowała się.
    - Ty też musisz odejść.
    - Dokąd mnie zabierasz? - spytał Burton.
    - Donikąd. Musisz umrzeć. Znajdą tylko twoje zwłoki. Nie mogę
cię zabrać ze sobą; to niemożliwe. Lecz jeżeli umrzesz, Oni stracą twój ślad.
Kiedyś spotkamy się znowu. A wtedy...!
    - Zaczekaj! - przerwał Burton. - Nie rozumiem. Dlaczego nie
potrafią mnie znaleźć? To Oni zbudowali maszynerię Zmartwychwstania. Czy nie
wiedzą, gdzie jest urządzenie wskrzeszające właśnie mnie?
    Mężczyzna zaśmiał się znowu.
    - Nie. Ich jedyne zapisy ludzi na Ziemi były czysto wizualne,
nie dźwiękowe. A lokalizacja wskrzeszonych w bąblu przedwskrzeszeniowym była
losowa, ponieważ planowali rozrzucić was, ludzi, wzdłuż Rzeki w porządku z
grubsza chronologicznym, lecz z pewnymi domieszkami. Dopiero potem chcieli zejść
na indywidualny poziom. Naturalnie nie mieli pojęcia, że się Im przeciwstawię,
ani że wyselekcjonuję niektórych Ich poddanych; by pomogli mi w zniweczeniu
Planu. Nie wiedzą więc, gdzie ty albo inni wyskoczycie następnym razem.
Zastanawiasz się pewnie, dlaczego nie mogę nastawić twojego układu
wskrzeszeniowego, tak, by przeniósł cię w pobliże celu, do źródeł. Uczyniłem to.
Kiedy zginąłeś po raz pierwszy, znalazłeś się przy pierwszym kamieniu obfitości.
Lecz nie udało ci się; domyślam się, że zabici cię Titanthropi. To nie, dobrze,
gdyż nie śmiem więcej bez ważnego powodu zbliżać się do bąbla. Nikomu nie wolno
tam wchodzić, z wyjątkiem obsługi. Oni są podejrzliwi, boją się manipulacji.. Od
ciebie więc i od przypadku zależy, czy trafisz znowu w północny region polarny.
Co do innych, to nie miałem okazji nastawienia ich układów wskrzeszających.
Muszą radzić sobie z pomocą praw prawdopodobieństwa. Mają jedną szansę na
dwadzieścia milionów.
    - Inni? - zdziwił się Burton. - Jacy inni? I dlaczego akurat
nas wybrałeś?
    - Miałeś odpowiednią aurę. Oni także. Uwierz mi, wiem co robię.
Wybrałem dobrze.
    - Powiedziałeś, że zbudziłeś mnie przed czasem w... bąblu
przedwskrzeszeniowym dla jakiegoś celu. Co chciałeś tym osiągnąć?
    - Tylko to mogło cię przekonać, że Zmartwychwstanie nie jest
czymś nadnaturalnym. Zacząłeś też szukać śladów Etyków. Mam rację? Oczywiście,
że mam. Trzymaj!
    Podał Burtonowi maleńką kapsułkę.
    - Połknij to. Umrzesz natychmiast i znajdziesz się poza ich
zasięgiem - na pewien czas. Komórki twojego mózgu będą tak poniszczone, że Oni
nie będą w stanie nic odczytać. Spiesz się. Muszę już iść!
    - A jeśli nie połknę? Jeżeli pozwolę Im teraz się schwytać?

    - Nie masz na to właściwej aury.
    Burton już niemal postanowił, że nie zażyje tabletki. Dlaczego
ma temu arogantowi pozwolić rządzić sobą? Pomyślał jednak, że nie powinien
odmrażać sobie uszu tylko po to, by zrobić na złość babci. W danej sytuacji mógł
wybierać jedynie pomiędzy przymierzem z nieznanym człowiekiem a wpadnięciem w
ręce Tamtych.
    - Dobrze - powiedział. - A dlaczego t y mnie nie zabijesz?
Czemu sam muszę to zrobić?
    - W tej grze są pewne reguły - zaśmiał się obcy. - Nie mam
czasu, by ci je tłumaczyć. Jesteś inteligentny, większość sam odkryjesz. Jedna z
nich mówi, że j e s t e ś m y Etykami. Możemy dawać życie, lecz nie możemy go
bezpośrednio odbierać. Nie jest to rzecz dla nas niewyobrażalna czy
niewykonalna. Po prostu bardzo trudna.
    Zniknął nagle. Burton nie wahał się. Przełknął kapsułkę.
Zobaczył oślepiający błysk...





następny    









Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 25 100
3 25 100
VA US Top 40 Singles Chart 2015 10 10 Debuts Top 100
52 (25)
249 25
rozdział 25 Prześwięty Asziata Szyjemasz, z Góry posłany na Ziemię
100 0013
Rodzaj i zakres … Dz U 1995 25
CCC 25
1) 25 02 2012

więcej podobnych podstron