Krwawy czwartek we Lwowie (1936)


Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Miesiące, które poprzedziły lwowskie wypadki w kwietniu 1936 roku, zaznaczyły się w Europie
ogólnym wzniesieniem fali rewolucyjnej. Masy pracujące wystąpiły zespolone w jednolitym
froncie do walki o chleb, pracę i wolność.
Rok 1935, a zwłaszcza 1936, upłynął pod znakiem gwałtownych akcji masowych w całym kraju,
zaciekłych, długotrwałych strajków, które kończyły się przeważnie (82%) zwycięstwem
robotników. Znamienne dla tych strajków było to, że akcja rozpoczęta w jednej fabryce
rozszerzała się na inne i przechodziła łatwo w strajk powszechny, jak np. w Skierniewicach, w
Lidzie, w Białymstoku. Stałym zjawiskiem w tym okresie były strajki demonstracyjne połączone
z burzliwymi pochodami ulicznymi oraz wspólne walki strajkujących i bezrobotnych.
Walki klasowe w Polsce przybierały najjaskrawsze formy na Ukrainie zachodniej, stanowiącej
najbardziej napięte ogniwo imperializmu polskiego. Tutaj - w kraju okupowanym - gospodarka
kapitalistyczna była jeszcze bardziej rabunkowa i niszczycielska, półfeudalne stosunki na wsi
zwiększały jeszcze bardziej eksploatację mas chłopskich, wzmagał się z roku na rok ucisk
narodowy, a pałka policyjna, więzienie, obóz koncentracyjny i wojskowa ekspedycja karna były
stałą metodą rządzenia. Nasilenie strajkowe było tutaj trzykrotnie większe niż w całej Polsce.
Nad wszystkimi sprawami górowała sprawa bezrobocia, które rosło bezustannie.
Na wiosnę 1936 r. było w samym tylko Lwowie zarejestrowanych oficjalnie około 30 000
bezrobotnych, co stanowiło zaledwie ułamek wszystkich bezrobotnych i półbezrobotnych. Prasa
lwowska co dzień niemal przynosiła wiadomości o demonstracjach bezrobotnych.
Dnia 23 marca na ulicach Krakowa padło od kuli policji ośmiu zabitych i kilkunastu rannych. Byli
to krakowscy robotnicy i robotnice, którzy ogłosili strajk powszechny w obronie strajkujących
"Semperitu" i manifestowali swą solidarność masowym pochodem przez miasto. Strzały do
robotników krakowskich, po których wkrótce nastąpiła krwawa masakra bezrobotnych
Częstochowy i Torunia, wywołały w całym kraju głębokie wrzenie. Wyraziło się ono w
masowych akcjach proletariatu, w szerokiej akcji pomocy dla ofiar morderców policyjnych i w
powszechnym ogólnokrajowym strajku protestacyjnym 2 kwietnia.
1 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Szczególnie mocno zareagował Lwów. Marian Naszkowski, podówczas student, opowiada:
"Dwudziestego piątego o świcie widziało się na mieście zbierające się grupy ludzi. Policja była
zdezorientowana, szpicle węszyli, wypatrywali stercząc na rogach ulic. O godzinie 10 z rana z
budynku stacji telefonów przy ulicy Sykstuskiej wyszli robotnicy PASTY. Byli odziani w swoje
mundury, na przedzie pochodu czerwieniał sztandar. Przechodnie przystawali, jakby przykuci
tym widokiem. Wiadomo było, że do PASTY nie mógł się dostać żaden rewolucyjnie nastrojony
robotnik. Władze doceniały znaczenie tego węzła użyteczności publicznej i stosowały specjalną
selekcję w przyjmowaniu robotników do pracy. A jednak ci robotnicy, których przez całe lata
oszukiwano, mamiono obietnicami lepszych posad, którym wmawiano, że nie mają nic
wspólnego z klasą robotniczą, wzburzeni wydarzeniami krakowskimi poczuli w sobie krew
robotniczą, pierwsi wyszli na demonstrację.
Niedługo potem - jakby na jeden tajemny nakaz - z wybiciem zegara na wieży ratuszowej
zatrzymały się w całym mieście tramwaje. Motorniczowie z trzaskiem wyjmowali korby,
odsłaniali głowy. Mieszczuchy w popłochu opuszczali tramwaje. Pięć minut trwała milcząca
demonstracja. Tymczasem na Wałach Hetmańskich <> (czyli pod pomnikiem
Sobieskiego) czarno już było od ludzi. Zjawiły się oddziały policji w hełmach".
"Pracowałem wtedy w hucie szklanej <> na Zniesieniu - opowiada młody robotnik Jan
Biliński - Na drugi dzień po wypadkach krakowskich, odbyła się u nas w hucie narada
partyjników i młodzieżowców. Otrzymaliśmy polecenie, by 25 marca rzucić o 9 rano pracę i
przyjść masowo <> na wały Hetmańskie. Zastanawialiśmy się, jak zorganizować
strajk i udział w demonstracji. Było trudno, bo OKR PPS sabotował i nie chciał wydać okólnika
w sprawie demonstracji.
W nocy z 24 na 25 marca pracowałem razem z Mironiukiem w nocnej zmianie. Dziś każdy we
Lwowie wie, kto to był Włodzimierz Mironiuk i nasza huta nazywa się obecnie jego imieniem.
Przez całą noc prowadziliśmy z Włodkiem agitację. Robotnicy uchwalili, że Mironiuk ma
raniutko pójść do miasta, zbadać, jak wygląda sytuacja w innych fabrykach, i przynieść do huty
sprawozdanie. Rano Mironiuk poszedł. W powrotnej drodze wstąpił do drugiej huty -
<>. Portier nie chciał go wpuścić, więc przeskoczył przez płot, dał znać robotnikom,
co się dzieje na mieście, i wszyscy porzucili pracę. Była to wielka zdobycz, bo w tej hucie nie
było ani partyjnej, ani młodzieżowej organizacji i robotnicy stamtąd nie brali dotychczas udziału
w akcjach".
***
2 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Władysław Kozak - to jeden z dziesiątków tysięcy lwowskich bezrobotnych. Miał lat 23. Przez
długi szereg miesięcy daremnie szukał pracy. Wieczorem, gdy po bezskutecznych wędrówkach
za pracą wracał ostatkiem sił do domu, spotykał go głodowy płacz niemowlęcia. Bezskuteczne
były również starania i prośby żony Kozaka o przyjęcie dziecka do zakładu. Chcąc uratować
dziecko przed śmiercią głodową, zaniosła Kozakowa swoje niemowlę pod zakład Albertynów,
zmuszając braciszków do zajęcia się nim. A dalej: policja, więzienie, sąd, prokuratorska
cyniczna mowa o "wyrodnej matce".
14 kwietnia 1936 r. poszedł Władysław Kozak, jak co dzień, na ulicę Świętokrzyską pod Urząd
Pośrednictwa Pracy. Przed czterema dniami obiecano mu, że po świętach wielkanocnych
przyjmą na robotę około tysiąca robotników. Przyszło kilka tysięcy. Okazało się jednak, że
pracę może otrzymać tylko pięćdziesięciu. Rozgoryczeni robotnicy poszli domagać się pracy na
ulicę Wiśniowieckich do Funduszu Pracy, do "biura nędzy" - jak nazywano ten urząd we
Lwowie. Ale dyrektor Funduszu oświadczył delegacji, że pracy nie ma.
Michał Miga opowiada:
"...Po powrocie z więzienia byłem bezrobotnym i wraz z innymi wystawałem na Świętokrzyskiej i
na Wiśniowieckich. Stamtąd niemal co dzień szły demonstracyjnie grupy robotników pod
magistrat i województwo. Byłem także i 14 kwietnia na Wiśniowieckich. Przyszło około trzech
tysięcy. Znów pracy nie ma. "Pod magistrat" - padają głosy. Idziemy.
Idziemy ulicami Sapiehy, Kopernika, Sykstuską w kierunku Rynku. Po drodze przyłączają się
jeszcze setki ludzi. Tworzymy już wielki pochód. Dookoła nas wyrastają zewsząd policjanci. Na
placu Kapitulnym policja atakuje nas kolbami i pałkami gumowymi i rozbija czoło pochodu. Ale z
tyłu napierają demonstranci. Wówczas policja okrąża pochód i rozbija go od tyłu. Demonstranci
rozbici na kilka grup nie mogą przebić się do magistratu. Największa grupa, około 150 osób,
ciągnie na Akademicką. O okna burżujskich mieszkań, o wystawy burżujskich kawiarń obijają
się okrzyki: "Pracy i chleba", "Precz z policją!"
Na placu Akademickim natrafiliśmy na rozkopany kanał, gdzie pracowali robotnicy. Słysząc
nasze okrzyki, wystawili głowy. My do nich: "Towarzysze, pomóżcie!" i wszyscy wyszli z kanału i
połączyli się z nami. W tej chwili nadjechała od strony Akademickiej i Fredry konna policja - i
końmi między robotników. Schroniliśmy się za rozkop kanału. Walimy kamieniami w policję.
Ugodzony kamieniem koń policjanta cofnął się. Ale za chwilę nowa szarża policji i płazowanie
szablami. I znowu grad kamieni i wściekłe okrzyki: "Precz z policją!" Koń przodownika dostał
3 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
kamieniem. Przodownik wyciągnął rewolwer, bez ostrzeżenia strzelił w tłum. Potem strzał drugi,
trzeci".
Władysław Kozak przyszedł wraz z innymi na plac Akademicki. Wraz z innymi domagał się
pracy i chleba. Jego pierwszego ugodził śmiertelnie strzał przodownika Folty. Drugi padł ciężko
ranny w szyję robotnik budowlany Mikołaj Sereda. Był i trzeci ranny. Dalsza relacja Migi:
"Jeszcze długi czas stali robotnicy na placu. Przyjechały auta zabrać rannych. Nadjechali
panowie z magistratu, zaczęli uspokajać obecnych i radzić: "Wybierzcie delegację, niech uda
się z prośbą do magistratu". Wtedy wystąpił robotnik budowlany Rudek: "Panowie. Teraz już za
pózno na prośby".
***
Po mieście rozeszła się wieść o śmierci Kozaka. "Zamiast chleba dają kule" - rozległy się po
całym mieście okrzyki. Grupy demonstrantów skandowały: "Za-miast chle-ba da-ją ku-le".
Robotnicy gromadzą się w związkach zawodowych, uchwalają na zebraniach ostre rezolucje
protestacyjne. Nawet żółte związki chrześcijańskie pod naciskiem robotników zwołują
protestacyjne zebrania. Wszędzie uchwalają ogłosić strajk, wziąć masowy udział w pogrzebie
Kozaka w dniu 16 kwietnia. Natychmiast na wieść o śmierci Kozaka w wielu warsztatach i na
budowach robotnicy porzucają pracę.
Stanisław Karwacki pracował we wtorek 14 przy kanałach na placu Bernardyńskim: "Ktoś
nadleciał i krzyknął, że policja zabiła robotnika. I zaraz potem ukazała się taksówka z ciałem
zabitego i jeszcze jeden wóz z rannym. Jeden z robotników cisnął gniewnie łopatę. Wszyscy
natychmiast przerwali pracę. Nikt nic nie mówił. Byli wśród nas "protekcjoniści" z "Polskiej
Pracy", tacy, co dotychczas nie chcieli słyszeć o strajku, ale teraz byli poruszeni i wszyscy
rzucili łopaty".
Zwierał się wspólny front walki wszystkich robotników Lwowa. Na mieście ukazały się czerwone
klepsydry podpisane przez związki zawodowe. Klepsydrę podpisaną "Towarzysze" z
wściekłością zrywała policja. Młodzieżowcy organizowali pikiety strajkowe. We czwartek 16
przygotowania ogarniają całe miasto.
Wchodzisz do szewca przyszyć guzik do pantofla, a u szewca młodzi z czerwonymi
4 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
kokardkami: "Towarzysze, odłożyć młotki i dratwy. Wszyscy do strajku, wszyscy na pogrzeb!"
Wchodzisz do sklepu kupić chleba, a za tobą głosy: "Sklep zamknąć. Wszyscy do strajku,
wszyscy na pogrzeb!" W fabrykach i warsztatach ostatnie pociągnięcia korbą, młotem, łopatą.
Idą nakazy komitetów strajkowych: "Przerwać pracę. Wszyscy do strajku, wszyscy na pogrzeb!"
Głos ten płynie przez cały Lwów, przez wszystkie kręte, wąskie uliczki aż na główne chodniki.
Wszyscy wiedzieli, że między przedstawicielami robotników a starostwem toczą się pertraktacje
w sprawie pogrzebu. Starostwo nie pozwalało pochować Kozaka na cmentarzu Janowskim, aby
nie dopuścić do demonstracyjnego pochodu z kostnicy przez całe miasto. Przedstawiciele OKR
PPS, Haduch i Kusznir, bez porozumienia się z komitetem pogrzebowym zgodzili się pochować
Kozaka na cmentarzu Ayczakowskim obok kostnicy. Robotnicy byli tym oburzeni. Delegacja za
delegacją zjawiała się w lokalu PPS. Z fabryk, związków, z poszczególnych kół pepesowskich
napływały oświadczenia, że do tego nie dopuszczą, że Kozak musi spocząć na "proletariackim"
Janowskim cmentarzu, a nie na arystokratycznym Ayczakowie, że Kozak musi odbyć swą
ostatnią drogę przez cały Lwów.
W tym czasie, 16 kwietnia rano, tow. Bryn była na posiedzeniu Okręgowego Komitetu Partii
Komunistycznej: "Na Janowskiej u szewca, za przepierzeniem, zebrało się kilku członków
Lwowskiego Komitetu Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Nie wszyscy. Obliczono straty.
Ilu do więzienia, ilu po prostu nawaliło. Potem sprawozdania z terenów.
W lokalu OKR PPS - sodoma i gomora. Coraz większa przepaść między jednolitofrontowcami a
prawicą. Budowlani - jak zwykle, gotowi. Metalowcy, szewcy - pełna gwarancja. Ale jak u
tramwajarzy, kolejarzy? Tam najwięcej brużdżą macherzy z PPS. U kolejarzy idą oni wręcz z
reakcyjną "Rezerwą" i "Federacja", na tramwajach jednak wpływy ich już podcięte. I tam zebrani
wypowiedzieli się przeciw Ayczakowowi, za Janowem. U kolejarzy - warsztaty staną. Więc jak
towarzysze - Janów? Ktoś próbuje rozumować o nowych ofiarach i stratach, o sile wroga.
Spojrzenia spode łba, spojrzenia nieufne robotników z terenów zamykają mu usta. Wszystkie
ręce za Janowem. Przekreślić decyzję starostwa! Porozumieć się z Okręgowym Komitetem -
Lwów podmiejski. Zmobilizować chłopstwo.
Ostatnie pociągnięcia: kto głównym komendantem, kto dzielnicowym, kto mówca, kto sztandar,
kto łączność i kogo zostawić w rezerwie - ukryć. W pojedynkę, niepostrzeżenie rozeszliśmy się,
każdy na swoją placówkę".
***
5 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
We czwartek o godzinie pierwszej w południe rozpoczął się we Lwowie strajk powszechny. Na
godzinę trzecią wyznaczony był pogrzeb Kozaka. Już od pierwszej godziny zaczynają płynąć
tłumy na Piekarską, w kierunku Anatomii, gdzie leżało ciało Kozaka. Na Starym Rynku koło
lokalu związku budowlanych przy ulicy Lwiej zebrali się murarze i pomoc budowlana, cieśle,
kamieniarze, a za nimi szewcy, krawcy, stolarze. Było ich razem cztery, a może pięć tysięcy. Z
pasażu Andriollego wyszła grupa około pięciuset drukarzy. Grupami po stu, dwustu, trzystu, szli
chemiczni z rafinerii nafty, hut szklanych, garbarń, z "Aidy". Oddzielnie szli tramwajarze,
robotnicy zakładu oczyszczania miasta.
Grupkami szły kobiety z sąsiadujących z sobą domów. Uczniowie opuszczali szkoły i przyłączali
się do pochodu. Z okolic Lwowa przybyła ludność podmiejska. Płynęła na Piekarską fala za
falą. Od Rynku przez Serbską, przez plac Halicki, Bernardyński i Piekarską - morze głów. Tłumy
trzydziesto-czterdziestotysięczne. Z bocznych uliczek napływają wciąż nowi i nowi. Cały Lwów.
A w tłumy wbite czerwone sztandary. W klapach marynarek czerwone kokardki z żałobną
krepą. Wieńce. Czerwone szarfy wieńców. Czerwony Lwów.
W pewnej chwili tłumy tracą swą nieforemność. Wyciągają się w prostokąty, przyjmują
rytmiczny ruch. Szeregi równo wyciągnięte i napięte jak struna. Prostokąty ucięte i objęte
żelazną ramą straży robotniczej w czerwonych opaskach. Idą milczący i zawzięci w zastygłej,
groznej ciszy. Gdziekolwiek przejdą, zasuwają się ostatnie żaluzje sklepów. Przechodnie
zatrzymują się, odsłaniają głowy.
Kiedy pochód pogrzebowy miał wyruszyć, raz jeszcze udała się delegacja komitetu
pogrzebowego do starosty z żądaniem, ażeby zgodził się na ustaloną przez komitet trasę
pogrzebową przez miasto na cmentarz Janowski. Starosta znowu odmówił. Zajechał karawan,
lecz robotnicy przepędzili wóz pogrzebowy: "Sami zaniesiemy towarzysza".
Właśnie z bramy Zakładu Anatomii ukazała się na ramionach robotniczych trumna, pokryta
czerwonym całunem. I tu nastąpił wypadek, o którym po dziś dzień opowiadają wszyscy
przejętym, wzruszonym i dumnym głosem: Na latarnię wspiął się mężczyzna. Wielu poznało go.
To Radek, budowlany, wierny, oddany działacz robotniczy. Radek zawołał: "Towarzysze!
Starostwo nie pozwala pochować Kozaka na Janowskim, tylko na pańskim cmentarzu
Ayczakowskim. Co robić, towarzysze? Ayczaków czy Janowski?"
6 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Odpowiada potężny, nie milknący, nie kończący się krzyk tysięcy: Na Janowski! Wszystkie ręce
wznoszą się w górę. Groznie zaciśnięte pięści uchwalają: Na Janowski! Wszystkie twarze
zwracają się ku wylotowi ulicy Piekarskiej, w stronę cmentarza Janowskiego. Tworzy się
szpaler, zakołysały się sztandary, czerwone szarfy wieńców, trumna Kozaka ruszyła.
W chwili, kiedy pogrzeb zbliżał się do wylotu ulicy Sakramentek i Żulińskiego, zastąpił mu drogę
oddział policji. Komisarz kazał rozejść się, lecz pochód szedł miarowo naprzód. Wtedy
policjanci rzucili się na niosących wieńce. Pałkami gumowymi zaczęli okładać mężczyzn,
kobiety i dzieci. Wyrywali wieńce i tratowali je. Rozdzierali sztandary. Delegatowi niosącemu
cierniowy wieniec od bezrobotnych, jeden z policjantów wcisnął go na ramiona.
Robotnicy bronią się, uchylają się przed ciosami, pochód prze naprzód. Wtedy pada pierwsza
salwa. Czterech zabitych i kilkudziesięciu rannych. Na rogu Żulińskiego i Piekarskiej leży
Bronisława Henc. Wieniec, który niosła, przykrywa jej ciało.
Trumna posuwa się dalej.
***
W tylnych szeregach pochodu usłyszano strzały, a zaraz potem zobaczono bruki zalane krwią.
Ktoś niósł na rękach ranną kobietę. Ociekający krwią mężczyzna wołał coś wściekłym głosem.
Zrozumieli wszyscy, że rozpoczęła się śmiertelna walka, że trzeba zespolić wszystkie siły, że
nie wolno się wahać, że nie wolno ustąpić. Fala ludzka parła wściekle naprzód.
"Naprzód, naprzód!" - wołano zapamiętale - "Zabijają naszych!" i "Naprzód, naprzód!"
"Chwyciliśmy się pod ramiona, by się nie rozbiec, i tak czwórkami biegliśmy naprzód" -
opowiada malarz pokojowy Friedman. Komendant oddział milicji budowlanych Dymitr Feren już
nie mógł utrzymać szyku. Zawołał do milicjantów: "Chłopcy, naprzód! Będziemy bronić trumny!"
U wylotu Piekarskiej zaczęto wyrywać żelazne pręty, drzewka ze skweru, kostki bruku, zaczęto
uzbrajać się w kamienie. Kobiety uzbrajały się na równi z mężczyznami. Na placu
Bernardyńskim nastąpiło drugie starcie z policją.
7 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Na ataki policji masy odpowiedziały gwałtownymi kontratakami. Zasypano policję gradem
kamieni. W pewnej chwili szpaler policji od strony placu Halickiego otworzył ogień z karabinu
maszynowego. Znowu zaczęły padać trupy i ranni. Ale to nie wstrzymało robotników. Nikt już
nie myślał o własnym bezpieczeństwie. Odrzucić wroga, utorować trumnie drogę!
Przed hotelem Krakowskim padła ranna kobieta, niosąca wieniec. Podbiegły dwie inne kobiety,
chwyciły wieniec, poniosły go naprzód. Nie było czasu na udzielenie rannej pomocy. Wielu ludzi
widziało, jak ranni odpychali od siebie ratujących ich ze słowami: "Towarzysze! Tam jesteście
potrzebni!"
Oddziałem młodzieży na pl. Bernardyńskim dowodził młodzieżowiec Mironiuk, robotnik huty
szklanej "Lwów". W chwili, kiedy wyrywał drzewko, aby mieć broń w ręku, ugodziła go kula
poniżej serca. Mironiuk jęknął, zatoczył się, a potem się schylił i biegiem rzucił się na szeregi
policji. Tak biegł przez kilka sekund, aż padł martwy tuż przed linią wroga. Mironiuk miał
zaledwie 19 lat, ale zdążył już poznać bezrobocie, strajk, więzienie. Był nadzieją lwowskiej
organizacji młodzieży komunistycznej.
Krwawe starcie zakończyło się nową porażką policji. Kordon policyjny został przerwany.
Policjanci grupami cofali się w boczne ulice. Trumna ruszyła naprzód, ale masakra nie ustała.
Wzdłuż Wałów Hetmańskich cofająca się policja strzela bez przerwy do tłumu. Pochód rozbity
na wiele części. Grupy robotników chronią się przed kulami do bocznych uliczek i do bram
kamienic, za chwilę znów powracają i gromadzą się wokoło trumny. (...) Policja mierzy teraz
głównie w trumnę.
Relacja Migi:
"Na placu Mariackim koło hotelu George'a znów zobaczyłem trumnę. Powoli posuwała się
naprzód. Wtem usłyszałem strzały i robotnik niosący trumnę upadł. Trumna zakołysała się,
przystanęła. Przez kilka sekund trwało osłupienie. Wtedy idąca obok mnie Bluma Finkelstein,
robotnica, która przed kilku tygodniami wyszła na wolność po sześcioletnim wyroku za
komunizm, przyskoczyła, chwyciła trumnę na ramiona.
8 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
To wszystkim dodało otuchy. Rozległy się głosy: "Naprzód!" Ktoś zawołał: "Zluzować kobietę!"
Jakiś młody robotnik podbiegł i zajął miejsce przy trumnie. I znowu ruszył pochód. Dookoła
trumny widziałem kilkaset osób. Przed trumną, środkiem jezdni, niosła kobieta wieniec
czerwonych róż..."
Na ulicy Legionów jeszcze dwa razy policja szarżowała na trumnę i strzelała w nią. Za każdym
razem trumna padała na ziemię i za każdym razem po odparciu ataku policji, zabitych i rannych
zastępowali nowi i przedzierali się z trumną wśród kul. Najgwałtowniejszy atak przypuszczano z
karabinów i z karabinu maszynowego z okien i dachu gmachu więziennego "Brygidek". Tu pod
"Brygidkami" kamieniarz Bronisław Rot widział, jak policjanci zarąbali szablami dwóch ludzi
niosących trumnę. Tutaj zginął robotnik budowlany Mieczysław Sikorski, niosący wieniec
cierniowy od więzniów politycznych. Jezdnia przy ulicy Kazimierzowskiej, Brajerowskiej,
Kołłątaja była pokryta trupami. Strzępy potarganych wieńców nurzały się we krwi.
Podczas gdy trumna Kozaka przedzierała się przez ulicę Kazimierzowską na Janowską -
zaczęto w mieście wznosić barykady, wokół których rozgorzały zacięte walki. Najgęściej
obsadzona i najsilniej strzeżona była barykada na Janowskiej, zamykająca policji drogę na
cmentarz Janowski. W środku barykady powiewał duży czerwony sztandar. Walki rozszerzały
się na coraz to nowe ulice i przybierały na sile.
Franciszek Woś powiada: "W dzielnicy Gródeckiej walki z policją trwały do póznej nocy.
Budowano barykady co kilkadziesiąt metrów. Przewrócone tramwaje leżały na ulicy. Na
latarniach powiewały czerwone sztandary. Na ciężarowym samochodzie uzbrojeni w łopaty i
dżagany robotnicy pędzili w górę ulicy Grodeckiej".
W zapadający szybko mrok wiosennego dnia uderzyła łuna palących się składów i sklepów.
Złamać zakazy, wywalczyć prawo do ulicy i demonstracji, na terror odpowiedzieć taką
mobilizacją mas, która zmusi wroga do ustępstw i zmobilizuje kraj do dalszych walk
politycznych z reżimem - taki był cel organizatorów strajku i pogrzebu 16 kwietnia, żywiołowo
podchwycony przez najszersze masy.
Ale wypadki potoczyły się z zawrotną szybkością i przybrały rozmiary i charakter
niespodziewany. Rozwijały się bez ogólnego kierownictwa. W burzliwym przebiegu wypadków
masy wykuwały własną strategię, instynkt klasowy podpowiadał postępowanie. W świadomości
proletariatu lwowskiego zaczęła kiełkować myśl: zdobyć nie tylko drogę na cmentarz Janowski -
zdobyć Lwów. Więc przede wszystkim szturm na "Brygidki", uwolnić więzniów politycznych!
9 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Rozbite i rozpierzchłe poprzednio grupy demonstrantów ze wszystkich stron zaczynają
podchodzić pod więzienie "Brygidki". Usiłują wyważyć bramy. Z okien i dachu "Brygidek" i
sąsiednich koszar policji bezustannie strzelają z karabinów maszynowych. Padają trupy.
Demonstranci chronią się w sąsiednie ulice. Tu ich dopada policja, dziesiątkuje strzałami z
rewolwerów i rąbie szablami. Strzelają nawet do tych, którzy schronili się do bram. Na jezdni
leżą zmasakrowane ciała. Chwila ciszy i znowu z różnych stron napływają grupy robotników,
zaczynają na nowo szturmować więzienie. Rosła namiętność do walki, rósł rewolucyjny zapał
mas a wraz z tym wytwarzał się rewolucyjny ład i dyscyplina. Rozproszona i rozbita milicja
robotnicza zaczęła na nowo działać. Milicjanci organizowali pomoc rannym.
Masy surowo przestrzegały, by nikt nie skalał wielkiej sprawy niegodnym uczynkiem. Wzdłuż
trasy pochodu na pl. Halickim, Mariackim, na ul. Legionów w rozbitych wystawach sklepowych i
obok na ulicy leżały suknie, obuwie, pieczywa, wina. Nikt z tych setek i tysięcy głodnych,
nędznych, obdartych ludzi nie tknął nic dla siebie. Chwytali z wystawy buciki, by ciskać nimi w
głowy policjantów. Tłukli z dziką nienawiścią kosztowne porcelany. Ale żadnego rabunku nie
było...
Słowo rewolucja - zaczęło się tego popołudnia coraz częściej pojawiać na ustach proletariatu
lwowskiego i po dziś dzień słyszy się nieraz, jak proste kobiety czy też chłopi z dalekich wsi
mówią: "Kiedy we Lwowie była rewolucja..."
Śmiertelnie przestraszony wojewoda alarmuje na wszystkie strony o wciąż nowe i nowe posiłki
policyjne. Wojska nie odważono się wprowadzić na ulicę. Sympatie w pułkach lwowskich były
przeważnie po stronie robotników. Świadczyła o tym choćby zbiórka pieniędzy w 26 pułku na
rzecz strajkujących "Karpalitu". Komenda wojskowa wiedziała, że nie uda jej się użyć wojska
przeciw robotnikom, przeciwnie, istnieje możliwość, że wojsko połączy się z nimi.
Było już prawie ciemno, kiedy trumna Kozaka zbliżała się do Janowskiego cmentarza.
Eskortowało ją około 300 ludzi, ocalałych z krwawej masakry. W pobliżu cmentarza przyłączały
się do pochodu wciąż nowe grupy, które zdołały przedrzeć się tutaj bocznymi ulicami. Nastąpił
ostatni akt pogrzebu.
Jest tylko jedna łopata i towarzysze zmarłego kopią mu dół rękami, Spuszczają trumnę w dół,
obok trumny kładą zdobytą na policjancie szablę. Na grobie układają szczątki wieńców i
10 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
sztandarów, drzewc połamanych i chust umaczanych we krwi poległych. Nad grobem
przemawiali mówcy ? komuniści i związkowcy. Nie były to zwykłe mowy pogrzebowe. To były
biuletyny z pola walki, zapowiedz dalszych walk i zwycięstw.
Kiedy wystąpił ostatni mówca, zjawiła się na cmentarzu wielka grupa ludzi z wieńcem na czele,
jedynym wieńcem, który ocalał. Nagle, odruchowo wszyscy zaczęli bić brawo przybyszom.
Wstrząsającym echem odbiły się tryumfalne okrzyki na cmentarzu. Jeszcze jedno wydarte
zwycięstwo! Robotnik niosący wieniec wzniósł go wysoko w górę.
***
Tej nocy i w następnych dniach nastał okres terroru. Miasto było martwe. Przewrócone latarnie,
powyrywane płyty z chodników, okna wystawowe bez szyb. Na ulicy szkło i ślady krwi. Według
"Gońca Warszawskiego" z 24 kwietnia liczba aresztowanych we Lwowie w ostatnich trzech
dniach wyniosła - 1500 osób, liczba zesłanych do obozu w Berezie Kartuskiej - 70 osób. Liczby
te nie są bynajmniej pełne.
W więzieniach i budynkach policyjnych nie starczyło miejsc, stworzono więc obóz
koncentracyjny w hangarach skniłowskiego lotniska pod Lwowem. Setki ludzi więziono w
piwnicach magistratury, w suterenach teatru. W koszarach policyjnych "na furdygarni" na
korytarzu, na schodach biją. Setki ludzi stłoczonych w celach. Rano - znowu masakra. Ciągną
kobiety za włosy, biją po głowach i piersiach. Te dni okrucieństwa i grozy nie zdołały zdusić
głębokiego wzburzenia robotników lwowskich. W wielu warsztatach i na budowach nie
przystępowano do pracy. Ogólne było dążenie do strajku demonstracyjnego.
W piątek 17 kwietnia, na konferencji przedstawicieli związków zawodowych, został uchwalony
na poniedziałek 20 kwietnia powszechny strajk protestu we Lwowie. Poniedziałkowy strajk,
jednolity, potężny, obejmujący wszystkie fabryki, warsztaty, budowy, tramwaje, drukarnie, strajk
przygotowany w warunkach wojennego terroru - wykazał nieugiętą postawę lwowskiego
proletariatu i jego gotowość do dalszych walk.
We czwartek obok walczących w pierwszych szeregach komunistów walczyli i ginęli robotnicy
różnych partii i organizacji politycznych. Boje czwartkowe były wielką szkołą walki klasowej,
wskazywały nawet dotąd nieuświadomionym robotnikom jedyną drogę wyzwolenia, drogę
11 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
rewolucyjnej walki. Dają temu wyraz na przykład słowa młodocianego robotnika, Czolika, z
fabryki "Kontakt": "Wypadki czwartkowe zadecydowały o całym moim światopoglądzie, gdyż
wykazały prawdziwe oblicze kapitału, który terrorem najemnych siepaczy gnębi klasę
robotniczą, do której należę i ja. Byłem wtedy w okresie, gdy każdy człowiek szuka jakby
właściwej drogi dla przyszłego swego życia, to jest idei, która by mu odpowiadała na dręczące
go pytania. Odpowiedz tę dała mi idea komunizmu, a w miesiąc po wypadkach wstąpiłem do
organizacji młodzieży komunistycznej".
Wieść o wypadkach lwowskich wywołała w całym kraju wrzenie. Z ducha walk kwietniowych
zaczerpnął siłę lwowski pierwszy maja 1936 roku. Takiego mają nikt nie pamiętał. Szedł ulicami
miasta sześdziesięciotysięczny tłum, robotnicy, pracownicy, kobiety, młodzież. Sztandary
spowite krepą przypominały świeżo przelaną krew robotniczą, pięści wznoszące się raz po raz
w górę mówiły o tym, że krew ta będzie pomszczona.
Na czele pochodu widniał olbrzymi transparent z napisem w języku polskim, ukraińskim i
żydowskim: "Solidarny proletariat niech żyje". Wszystkie napisy i hasła na wiecu i w pochodzie
manifestowały jedność proletariatu i jego międzynarodową solidarność. Okrzyki "Niech żyje
ZSRR", "Niech żyje towarzysz Stalin" były entuzjastycznie podchwytywane przez masy. Przez
szereg godzin maszerowały kolumny robotnicze. Wróg nie śmiał zakłócić potężnej
demonstracji. Policja pochowała się, jak gdyby znikła. Przywódcom PPS, USDP i Bundu nie
udało się w tym roku - jak poprzednio - rozbić demonstracji na oddzielne pochody
narodowościowe. Nierozerwalna była jedność, scementowana wspólnie przelaną krwią.
***
Dzieje lwowskiej wiosny 1936 roku dostarczają pięknych przykładów sojuszu
robotniczo-chłopskiego. Salwy policyjne odbiły się na wsi gwałtownym echem. Przecież z tych
samych karabinów strzelano dzień w dzień do rewolucyjnych chłopów Wołynia. Ci sami
mordercy urządzali krwawe ekspedycje karne do wsi ukraińskiej. Przeciw temu samemu
kapitalistyczno-obszarniczemu reżimowi prowadzili chłopi nieustanną walkę o ziemię, o
wolność, o wyzwolenie narodu ukraińskiego i białoruskiego. Sprawa robotników to była ich
własna, chłopska sprawa.
Przytoczone niżej fakty solidarności chłopów z robotnikami pochodzą z jednego wyłącznie
powiatu - rudeckiego. Lecz podobne fakty można by zebrać w wielu innych powiatach i wsiach.
12 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Hryńko Baran ze wsi Hoszany opowiada: "Kilkunastu chłopów z naszej wsi było w ów czwartek
we Lwowie. Przyjechali i wszystko opowiedzieli. My, komuniści, zwołaliśmy zebranie w
spółdzielczej mleczarni. Przyszło ponad 200 osób. Uchwalono rezolucję protestacyjną. Chłopi
wybrali Hryńka Miaskałę i mnie, abyśmy zebrali na wsi pieniądze i kartofle dla rodzin zabitych.
Nasza partyjna komórka sama napisała odezwę o lwowskich wypadkach i rozpowszechniała ją
na wsi".
"U mnie - opowiada Eugeniusz Czekanowski, wyrobnik ze wsi Podhajczyki - i u Zubrzyckiego
były zebrania poświęcone wypadkom lwowskim. Uchwaliliśmy zebrać pieniądze dla robotników
lwowskich i wysłać do Warszawy rezolucję z protestem".
Ze wsi Nowy Ostrów pojechało dziesięciu chłopów jako delegacja na pogrzeb Kozaka.
Niektórzy z nich wzięli udział w walkach barykadowych. W Nowym Ostrowie zorganizowano
pózniej pomoc dla ofiar "krwawego czwartku", szczególnie dla więzniów politycznych. W dzień
powszechnego strajku 20 kwietnia chłopi też strajkowali (z opowiadania Semena Repetyły).
Mikołaj Mucyn z Koniuszek Królewskich: "Z naszej wsi Iwan Repetyło, robotnik rolny, brał udział
we Lwowie w walkach 16 kwietnia. On też dawał nam wskazówki, jak nieść pomoc robotnikom
lwowskim. Wielu chłopów w naszej wsi 20 kwietnia strajkowało. Pop Tymczyszyn wygłosił w
cerkwi kazanie przeciw komunistom, nawoływał, żeby ich tępić. Przyjechali do nas undowscy
posłowie sejmowi Terszakoweć i Witwicki. Zwołali więc, zaczęli mleć językami i tumanić
chłopów. Wzywali, "by nie solidaryzować się z robotnikami, bo tam przeważnie Polacy, a naród
ukraiński ma inne zadania". Wystąpił również znany nacjonalista-undowiec z Zaszkowic,
Wasylko Iwaniw i mówił, że "we Lwowie bili się z policją Polacy i komuniści, więc my
powinniśmy pójść przeciw nim". Ale chłopi rozumieli, że oni tak szczekają tylko w interesie
burżuazji. Chłopi byli po stronie robotników".
"We wsi Czajkowice odbyła się - jak opowiada Iwan Czajkowski - 18 kwietnia masówka, w
której wzięło udział około 70 ludzi. Postanowiliśmy przez tydzień nosić czarne kokardki na znak
żałoby. Nosiło je na wsi około 150 ludzi. Członkowie spółdzielni i organizacji "Silskij Hospodar"
składali po 10 groszy na pomoc ofiarom lwowskich wypadków. W czasie strajku budowlanych
zebrano również 8 cetnarów kartofli, 40 kg chleba, 2 kopy jaj, które Michał Berynda miał
odwiezć do Lwowa".
13 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
Michał Berynda jadąc do Lwowa natrafił po drodze na furę z Kołbajowicz, która wiozła również
kartofle dla strajkujących. "Przywiezliśmy 20 cetnarów kartofli i oddaliśmy je przedstawicielowi
komitetu strajkowego. Właśnie odbywał się więc na Starym Rynku. Było na nim około 5 000
ludzi. Przemówiłem do zebranych w te słowa: Przywożę wam gorące pozdrowienia od chłopów
ze wsi Czajkowice. Zachęcamy was do walki przeciw niedoli. Walczcie aż do zwycięstwa!
Potem przeczytałem nasz list. Strajkujący uchwalili rezolucję, którą myśmy zawiezli do
Czajkowic".
Udział chłopów w walce proletariatu i solidarnościowa akcja przygotowywały chłopów do
przyszłych bojów i przyśpieszały nowe, rewolucyjne wystąpienia wsi. W czerwcu tego roku
krwawy strajk robotników rolnych powiatu rudeckiego zapoczątkował nowe wzniesienie fali walk
na wsi.
***
Lwowski "krwawy czwartek", 16 kwietnia 1936 roku, nacechowany niezwykle gwałtownym
wybuchem nienawiści klasowej, namiętnym żarem rewolucyjnym, bezprzykładnym
bohaterstwem, odwagą i ofiarnością mas stanowi jeden z najbardziej heroicznych momentów
walki z uciskiem klasowym w sanacyjnej Polsce.
Julia Bristiger
[w:] "KPP. Wspomnienia z pola walki."
14 / 15
Krwawy czwartek we Lwowie
sobota, 17 kwietnia 2010 09:48 - Zmieniony sobota, 17 kwietnia 2010 10:05
wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1951
15 / 15


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przywilej dla Grzegorza abp ormiańskiego we Lwowie (1367)
Kościół Dominikanów we Lwowie
Tylko we Lwowie Biesiadne
Tylko we Lwowie
song69 Tylko we Lwowie text tab
Tylko we Lwowie batiarska piosenka z filmu
XXXI Ogólnopolski Rajd Górski PTTK na Cmentarzu Orląt we Lwowie compressed
C w7 pliki operacje we wy
Obudź we mnie Venus Sixteen
We wish you a Merry Christmas

więcej podobnych podstron