Chopin w poezji polskiej


Cyprian Kamil Norwid (1821-83)
Fortepian Szopena
Chopin
La musuque est chose 閚trange!
Byron
L'art?... c'est l'art - et puis, voila tout.
B閞enger
w poezji polskiej
I
By艂em u ciebie w te dni przedostatnie,
Antologia
Niedocieczonego w膮tku - -
- Pe艂ne, jak Mit,
Blade, jak 艣wit...
- Gdy \ycia koniec szepce do pocz膮tku:
,,N i e s t a r g a m C i 臋 j a  n i e! -
J a u w y d a t n i 臋!..
II
By艂em u ciebie w te dni przedostatnie,
Gdy podobnia艂e艣  co chwila  co chwila
Do upuszczonej przez Orfeja liry,
W kt贸rej si臋 rzutu moc z pie艣ni膮 przesila,
I rozmawiaj膮 z sob膮 struny czt閞y,
Tr膮caj膮c si臋
Po dwie  po dwie 
I szemrz膮c z cicha:
,,Z a c z 膮 艂 \ e o n
U d e r z a 膰 w t o n?...
C z y t a k i M i s t r z!... \ e g r a...
c h o 膰  o d p y c h a?...
III
By艂em u ciebie w te dni, Fryderyku!
Szkic do portretu Fryderyka Chopina - Eug艁ne'a Delacroix
Kt贸rego r臋ka... dla swojej bia艂o艣ci
Alabastrowej  i wzi臋cia  i szyku 
I chwiejnych dotkni臋膰, jak strusiowe pi贸ro -
Miesza艂a mi si臋 w oczach z klawiatur膮
Wyboru wierszy dokona艂 Janusz Nowosad wed艂ug w艂asnej antologii  Muzyka
Z s艂oniowej ko艣ci...
p艂yn膮ca z wierszy (zbi贸r najpi臋kniejszych wierszy o muzyce autorstwa pol-
I by艂e艣, jako owa posta膰, kt贸r膮
skich poet贸w, od Jana Kochanowskiego do Jana Twardowskiego) wydawnictwa
Z marmur贸w 艂ona,
Polihymnia.
1 2
Nizli je kuto, VII
Odejma d艂uto
Geniusz  wiecznego Pigmaliona! O Ty!  co jeste艣 Mi艂o艣ci  profilem,
Kt贸remu na imi臋 D o p e 艂 n i e n i e;
IV To  co w Sztuce mianuj膮 Stylem,
I\ przenika pie艣艅, kszta艂ci kamienie...
A w tym, co艣 gra艂  i co? zm贸wi艂 ton  i co powie, O! Ty  co si臋 w dziejach zowiesz E r 膮
Cho膰 inaczej si臋 echa ustroj膮, Gdzie za艣 ani historii zenit jest,
Ni\, gdy b艂ogos艂awi艂e艣 sam r臋k膮 Swoj膮 Zwiesz si臋 razem D u c h e m i Li t e r膮
Wszelkiemu akordowi  I ,,consummatum est  ...
A w tym, co艣 gra艂: taka by艂a prostota O! Ty  Do s k o n a 艂 e  w y p e 艂 n e n i e,
Doskona艂o艣ci Peryklejskiej, Jakikolwiek jest tw贸j i gdzie... znak,
Jakby staro\ytna kt贸ra Cnota, Czy w F i d i a s u? D a w i d z i e?
W dom modrzewiowy wiejski Czy w S z o p e n i e?
Wchodz膮c, rzek艂a do siebie: Czy w E s c h y l e s o w e j scenie?...
,,O d r o d z i 艂 a m s i 臋 w N i e b i e, Zawsze  zem艣ci si臋 na tobie: BRAK!...
I s t a 艂 y m i s i 臋 a r f 膮  w r o t a,  Pi臋tnem globu tego - niedostatek:
W s t 臋 g 膮  艣 c i e \ k a... D o p e 艂 n i e n i e?... go boli!...
H o s t i 臋  p r z e z b l a d e w i d z 臋 z b o \ e... On  r o z p o c z y n a 膰 woli
E m a n u e l j u \ m i e s z a I woli wyrzuca膰 wci膮\ przed si臋  zadatek!
N a T a b o r z e!  K艂os?... gdy dojrza艂, jak z艂oty kometa,
Ledwo, \e go wiew ruszy,
V Deszcz pszenicznych ziarn pr贸szy,
Sama go doskona艂o艣膰 rozmieta...
I by艂a w tym Polska, od zenitu
Wszechdoskona艂o艣ci dziej贸w VIII
Wzi臋ta, t臋cz膮 zachwytu 
Polska  p r z e m i e n i o n y c h k o 艂 o d z i e j 贸 w! Oto patrz, Fryderyku!...to - Warszawa:
Ta\ sama  zgo艂a, Pod rozp艂omienion膮 gwiazd膮
Z艂oto  pszczo艂a!... Dziwnie jaskrawa 
(Pozna艂  ci  \ebym j膮  na kra艅cach bytu!...)  Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo!
脫wdzie patrycjalne domy stare
VI Jak P o s p o l i t a  r z e c z,
Bruki plac贸w g艂uche i szare,
I  oto - pie艣艅 sko艅czy艂e艣 - ju\ wi臋c閖 I Zygmuntowy w chmurze miecz.
Nie ogl膮dam Ci臋 - jedno s艂ysz臋:
Co艣?... jakby sp贸r dzieci臋cy  IX
 A to jeszcze k艂贸c膮 si臋 klawisze
O nie do艣piewan膮 ch臋膰: Patrz!... Z zau艂k贸w w zau艂ki
I tr膮caj膮c si臋 z cicha, Kaukaskie si臋 konie rw膮
Po o艣m  po pi臋膰  Jak przed burz膮 jask贸艂ki,
Szemrz膮: ,,P o c z 膮 艂 \ e g r a 膰? Wy艣migaj膮c przed pu艂ki,
C z y n a s o d p y c h a?... Po s t o  po s t o...
3 4
 Gmach zaj膮艂 si臋 ogniem, przygas艂 zn贸w, Promethidion
Zap艂on膮艂 znowu oto pod 艣cian膮
(fragment)
Widz臋 czo艂a o\a艂obionych wd贸w
Kolbami pchane 
I zn贸w widz臋, acz dymem o艣lepian,
B o g u m i 艂
Jak przed ganku kolumny
Sprz臋t podobny do trumny
& Taka rozmowa by艂a o Chopinie
Wydzwigaj膮... run膮艂... run膮艂... Tw贸j f o r t e p i a n!
(Kt贸ry naczelnym u nas jest artyst膮):
X
 Co do mnie, polski ja w nim zamach ceni臋,
Nie melancholi臋 romantyczno-mglist膮,
Ten!... co Polsk臋 g艂osi艂, od zenitu
I  chocia\ ma艂e mam wyobra\enie
Wszechdoskona艂o艣ci Dziej贸w
O sztuce  przecie\ wiem, co jest muzyka,
Wzi臋t膮, hymnem zachwytu 
I mo\e lepiej wiem od graj膮cego:
Polsk臋  przemienionych ko艂odziej贸w,
Je艣li mi serce bierze i odmyka,
Ten sam  run膮艂  na bruki z granitu!
Jak kto艣 do domu wchodz膮cy w艂asnego...
 I oto: jak zacna my艣l cz艂owieka,
Poterany jest gniewami ludzi,
Nekrolog Fryderyka Chopina
Lub j a k  o d w i e k a
(fragment)
W i e k 贸 w w s z y s t k o, c o z b u d z i!
I  oto  jak cia艂o Orfeja,
Rodem Warszawianin,
Tysi膮c Pasyj rozdziera go w cz臋艣ci;
sercem Polak,
A ka\da wyje: ,,N i e j a!...
a talentem 艣wiata obywatel
N i e j a!  z臋bami chrz臋艣ci 
Fryderyk Chopin
& & & & & & & & & & & & & & & & & & .
zszed艂 z tego 艣wiata...
Lecz Ty?  lecz ja?  uderzmy w s膮dne pienie,
Nawo艂uj膮c: ,,C i e s z s i 臋, p 贸 z n y w n u k u!
J 臋 k 艂 y  g 艂 u c h e k a m i e n i e:
I d e a 艂  s i 臋 g n 膮 艂 b r u k u   
Fortepian Chopina to prawdziwe poetyckie arcydzie艂o. Wiersz ten powsta艂 w 1865 roku. Zag臋szcze-
nie metafor i g艂臋bia refleksji filozoficznych czyni go trudnym, wymagaj膮cym od czytelnika wnikliwe-
go zastanowienia. W wierszu odnajdujemy a\ trzy w膮tki: historyczny-ot贸\ 24 wrze艣nia 1863 roku do
genera艂a Berga oddano strza艂y z Pa艂acu Zamoyskich w Warszawie. W odwecie Moskale zdemolowali
pa艂ac wyrzucaj膮c na bruk fortepian Chopina; w膮tek wspomnieniowy-dotyczy ostatnich chwil kompo-
zytora, kt贸rego Norwid odwiedzi艂 kr贸tko przed zgonem. Poeta opisuje  alabastrow膮 r臋k臋 , kt贸ra deli-
katnie tr膮caj膮c klawisze wydobywa z nich zachwycaj膮ce dzwi臋ki. Oburzenie autora wywo艂uje wyrzu-
cenie instrumentu na bruk, st膮d bolesna ironia w s艂owach  idea艂 si臋gn膮艂 bruku . Dla carskich \andar-
m贸w nie istnieje pi臋kno muzyki, nie s艂yszeli o Chopinie, kt贸rego poeta stawia na r贸wni
z najwi臋kszymi tw贸rcami w dziejach ludzko艣ci, jak Fidiasz czy Ajschylos; w膮tek filozoficzny-cech膮
wszystkiego na ziemi jest brak. Sztuka jest dope艂nieniem, jest kszta艂tem mi艂o艣ci, a w dzie艂ach naj-
wi臋kszych tw贸rc贸w zbli\a si臋 do boskiej doskona艂o艣ci. Nale\y do nich i Chopin. Dzwigni臋cie
i zrzucenie fortepianu 艂膮czy si臋 w wierszu Norwida z m臋cze艅stwem Orfeusza. Nabiera symbolu ode-
pchni臋cia sztuki przez wsp贸艂czesnych. Dopiero  p贸zny wnuk doczeka zmartwychwstania sztuki i
Polski.
5 6
Kornel Ujejski (1823-97) Maria Konopnicka (1842-1910)
Marsz pogrzebowy Gdy polonez chopinowski
(fragment)
Gdy polonez chopinowski
Tyle dzwon贸w! Gdzie te dzwony? Tajne struny serca ruszy,
Czy w mej g艂owie hucz膮? Zawsze wtedy mam widzenie
K臋dy id膮 roje ksi臋\y z tak膮 pie艣ni膮 krucz膮? Narodowej, polskiej duszy.
Tu przede mn膮 o dwa kroki czarny w贸z si臋 toczy 
Jak mi ciemno!  ten w贸z czarny 艣ciemni艂 moje oczy. Dusza ta mi si臋 objawia
Nie w zam臋cie, nie w wybuchu,
Gdzie艣 w powietrzu krzy\ ja艣nieje; migaj膮 pochodnie, Ale w jakim艣 idealnym,
A prowadz膮 mnie pod r臋ce, id臋 tak wygodnie, Post臋powym, wiecznym ruchu.
Same prawie si臋 podnosz膮 zatr臋twia艂e nogi,
Dobrze, dobrze, \e mnie wiod膮  nie znam \adnej drogi. Ruch ten wolnej chce przestrzeni,
By roztoczy膰 rytm wspania艂y,
Id臋, p艂yn臋 niby 艣ni膮cy, bez my艣li, bez woli, Jakich艣 ornych p贸l szerokich,
Tylko w g艂owie, tylko w sercu co艣 mnie strasznie boli, Jakich艣 p贸l ogromnych  chwa艂y.
Co艣 zatapia w nich swe szpony, krzywe, ostre szpony,
A tu ci膮gle bij膮 dzwony, a tu kracz膮 wrony... Rytm jej to nie rytm wesela,
Lecz powagi i zapa艂u,
Ha! Muzyk臋 jak膮艣 s艂ysz臋  pi臋knie graj膮, pi臋knie... Gdy, natchniona, w przysz艂o艣膰 kroczy
艣ar mam w oczach, a po twarzy co艣 zimnego cieknie. W jasnych 艂unach idea艂u.
Patrz膮 na mnie, ale zbli\y膰 nikt si臋 nie odwa\a,
Musi co艣 by膰 w mojej twarzy, co ludzi przera\a. Mija czasy i stulecia,
Pr贸g jej \aden nie zatrzyma,
A w贸z ci膮gn膮 cztery konie okryte \a艂ob膮, Idzie, jutrem zadumana,
A mnie ci膮gnie jaka艣 sit艂a, wlecze mnie za sob膮.. Z utkwionymi w 艣wiat oczyma.
Wielki Bo\e! To\ ta trumna wysuwa si臋 ku mnie!
Tam zagadka mego bytu  w tej trumnie! w tej trumnie! Idzie ca艂a w orlich szumach,
Z chor膮gwianym pi贸r szelestem,
W jak膮艣 wielk膮 zorz臋 lud贸w
Idzie \ywym manifestem.
W rocznic臋 Chopina
W obcej gdzie艣 krainie
Kamie艅 tw贸j grobowy,
Cudze niebo p艂ynie
Nad snem twojej g艂owy;
Cudze niebo chmurne
Rankiem gr贸b tw贸j rosi,
Cudzy wiatr ci echo
Cudzej pie艣ni nosi...
7 8
Ani twej mogi艂y Kazimierz Przerwa-Tetmajer (1865-1940)
Nasza brzoza strze\e, Cie艅 Chopina
Ani 艣wierk pochy艂y
Szepce tam pacierze, Na wiejskie gaje, na kwietne sady,
Ani wierzby nasze Na pola hen,
艣a艂osnymi szumy Idzie nocami cie艅 jego blady 
Budz膮 ciebie noc膮 Cichy, jak sen.
Z 艣miertelnej zadumy...
S艂ucha jak szumi膮 nad rzek膮 lasy
Kurhanu twojego Owite w mg艂y;
Bracia nie sypali, Jak brz臋cz膮 skrzypce, jak hucz膮 basy.
Nasza z艂ota zorza Z odleg艂ej wsi.
Tobie si臋 nie pali;
Nie pal膮 si臋 Tobie S艂ucha jak szepc膮 dr\膮ce osiny,
Nasze gwiazdy dr\膮ce, Malwy i bez;
Grobu twego nasze I rozp艂akanej s艂ucha dziewczyny,
Nie srebrz膮 miesi膮ce... Jej skarg, jej 艂ez.
Oj, nie mia艂a matka W wodnych wiklinach, w blasku ksi臋\yca,
Szcz臋艣cia w swoich progach, W p贸艂nocny ch艂贸d,
Oj, pu艣ci艂a syn贸w Rusa艂ka patrzy na艅 bladolica
Po rozstajnych drogach! Z przepastnych w贸d.
Oj, \y艂y tam syny
W d艂ugiej poniewierce, S艂ucha j臋cz膮cych dzwon贸w pogrzebnych,
Oj, odda艂y matce Ich wielkich 艂ka艅,
Swe p臋kni臋te serce. I rozp艂akanych k臋dy艣 podniebnych
Gwiazd b艂臋dnych drga艅...
S艂ucha jak serca w b贸lu si臋 krusz膮
I rw膮 bez si艂 
S艂ucha wszystkiego co jego dusz膮
By艂o, gdy \y艂..
Mazurek Chopina
Panieneczka, panieneczka
Czesze z艂oty w艂os,
艢piewa sobie: kogo zechc臋,
Powiod臋 za nos!
Mam metod臋 doskona艂膮:
U艣miecham si臋 na pocz膮tku,
Potem buzi dam, a potem
9 10
Co 艢witezianka dzieci膮tku. Artur Oppman (Or-ot) (1867-1931)
Koncert Chopina
I tak dalej, i tak dalej...
Kt贸\ mi oprze si臋? Wi臋c siedli emigranci, by s艂ucha膰 Chopina.
Wprawdzie  brzydko mnie nazwali, Fortepian milczy jeszcze, jak senna syrena,
Lecz, czy tylko mnie?... Jeszcze w zmar艂ych melodyj zatopiony echa,
Sm臋tn膮 biel膮 klawiszy jakby si臋 u艣miecha,
Got贸w odda膰 si臋 znowu tej s艂odkiej tyranii,
Kt贸ra rwie go na b艂臋kit, zabija w otch艂ani,
Ka\e mu by膰 anio艂em albo szale膰 w walce 
I czeka na widmowe, pieszczotliwe palce.
Polski klub. Na fotelach samych gwiazd elita:
Mickiewicz i S艂owacki, ksi膮\臋 Adam, 艣wita,
Ostatnie senatory, pos艂y, jenera艂y,
Dembi艅ski i Dwernicki, Ursyn srebrnobia艂y,
Ksi膮dz Je艂owicki obok ksi臋\ny Wirtemberskiej,
Nabielak w krwawych p膮sach 艂uny belwederskiej
I chmurny, jak dzwi臋k jego pie艣ni ukrai艅skiej,
Brat ludu, wr贸g monarch贸w i ksi膮\膮t, Goszczy艅ski.
Chopin wszed艂. W lamp p贸艂cieniu dziwny jak zjawisko,
Nad rebusem klawisz贸w pochyli艂 si臋 nisko,
Jakby wprz贸d, nim ich dotknie, nim w nich g艂os obudzi,
Chcia艂 oczyma przem贸wi膰 jak do tamtych ludzi,
Jakby sprz臋ga艂 sw膮 dusz臋, czarem czy mi艂o艣ci膮,
Z t膮 czarn膮 i z t膮 bia艂膮 martw膮, zimn膮 ko艣ci膮,
I 艣mierteln膮 umow臋 zawiera艂 tajemnie:
Ja wezm臋 twoje \ycie, wez moje ode mnie.
W niem膮 sal臋 pad艂 pierwszy dzwi臋k. Improwizuje.
On oczy ma zamkni臋te. Lecz nie gra. Maluje.
Przypomnia艂 jaki艣 obraz: wie艣 w gruszkowych sadach,
Bose dzieci na progach, malwy na lewadach,
Roze艣mian膮 dziewczyn臋 w kalinowym wianku,
Rozdrgany graniem dzwonek w r贸\owym poranku;
Barwy mu dnia i zmierzchu wi膮\膮 si臋 pod r臋k膮 
I widok, jakby wst膮\k膮, owin膮艂 piosenk膮.
Dziwna piosenka, wszystkim s艂uchaczom przyjemna,
Kto艣 my艣li: to znad Ikwy, inny kto艣: znad Niemna,
Jeszcze komu艣 od Wis艂y gra echem znajomem,
Jakby j膮 dzieckiem s艂ysza艂 pod rodzinnym domem:
11 12
A to tylko tak szumi li艣膰 na polskim drzewie, Dembi艅ski i Dwernicki wstali, \ar w ich oku,
A to tylko tak pluszcze polski deszcz w ulewie, R臋ce dr\膮, jakby broni szuka艂y u boku,
A to tylko tak t臋skni serce po tym wszystkiem: Z Goszczy艅skim, z Nabielakiem kilku si臋 zsun臋艂o
Za kamieniem przydro\nym  za niebem  za listkiem. Bli\ej, 艣ci艣lej: trzydziesty! to ich! to ich dzie艂o!
Z fortepianu powia艂o dumnie, butnie, swojsko 
Zata艅czy艂 pasa\ skoczny pod palcami mistrza  I krzykni臋to od m艂odych:  Wiwat lud i wojsko!
I strzeli艂a z pasa\u jaka艣 my艣l ognistsza;
Wzbija si臋 jak rakieta, po salonie kr膮\y, Lecz w艣r贸d foteli gorycz wyci膮ga swe macki:
Jakby si臋 z m艣ciwym ludem zmawia艂 podchor膮\y, Z d艂o艅mi na oczach siedz膮 Mickiewicz, S艂owacki,
Jakby, d艂ugo tajone, rozgorza艂e czucie Nie chc膮 ods艂oni膰 oczu; serce si臋 spr臋\y艂o
Wytrys艂o krzykiem: wolno艣膰!  wp贸艂 urwanej nucie Krwi膮, \r膮c膮 jak trucizna: tam! tam ich nie by艂o!
I zn贸w 艣cich艂o  na kr贸tko!  pod chrapliwym tonem, I c贸\, \e z Jej 艣wi臋tego zrobili nazwiska
Co jak p臋dz膮ca tr贸jka przelecia艂 salonem. Wieczny  pacierz, co p艂acze, i piorun, co b艂yska ,
Kiedy widz膮 p艂omieniem nakre艣lon膮 wst臋g臋:
Pod 艣cianami, pod drzwiami cicho stoj膮 m艂odzi;  Trudniej prze\y膰 dzie艅 pi臋knie ni\ napisa膰 ksi臋g臋.
Sp艂on臋li rumie艅cami: wiedz膮, o co chodzi;
Jeszcze 贸w dzwi臋k chrapliwy dusz臋 im przewierca, A Chopin, z drgaj膮cymi w powietrzu r臋kami,
Jeszcze go w nienawistnym czuj膮 biciu serca  Nie 艣mie dotkn膮膰 klawisz贸w, by nie trys艂y 艂zami,
Pr臋dzej! Niech ju\ zamilknie! Niech ju\ ich nie pali! By si臋 w krew nie rozla艂y zr贸dliskiem czerwonem,
Jak niegdy艣 wzrok \o艂nierzy, przed kt贸rymi stali, Gdzie szar\uje, jak w przepa艣膰, szwadron za szwadronem,
Lub jak wyrzut w zrenicach tych 艣licznych panienek, Gdzie stracone kompanie i dzia艂o za dzia艂em
Kt贸rym grywa艂 do ta艅ca m艂odziutki Szopenek. Run膮 z ostatnim:  Naprz贸d! , z ostatnim wystrza艂em
I zatargn膮 艂oskotem odr臋twia艂e ludy
A on odj膮艂 na chwil臋 palce od klawiszy: Jak do miliona grob贸w wal膮ce si臋 grudy.
Skupia si臋. Na co艣 czeka. Czego艣 s艂ucha w ciszy,
I nagle: podni贸s艂 r臋ce, jakby cios wymierzy艂, A jednak pcha te r臋ce niezmo\ona si艂a 
I w zmartwia艂e klawisze, jak burz膮, uderzy艂, I j臋kiem rozpaczliwym struna uderzy艂a:
I wydar艂 z nich melodi臋 tak straszliwej mocy, Bij膮 dzwony pogrzebne od kra艅ca do kra艅ca,
Jak baterie piorun贸w bij膮cych w艣r贸d nocy, Od Wo艂ynia  od Litwy  od wolskiego Sza艅ca,
I taka stal pod r臋k膮 zadzwi臋k艂a mu twarda, A z lamentu tych dzwon贸w jak 艣mier膰 si臋 wywija
A\ si臋 wzdrygn膮艂 i \achn膮艂 fortepian Erarda. Taka straszna t臋sknota... wszystkich  i niczyja!
Taki \al, kt贸ry w serce jak w trumn臋 ko艂ata,
Lecz on umie go zmusi膰. Palcami pomyka  Gdy si臋 patrzy w najdro\sze, co odesz艂o z 艣wiata.
I zagra艂a na tr膮bkach pu艂kowa muzyka,
Tryumfalnie, rado艣nie ulicami jedzie, Aoskot cia艂a na sali... Kto艣 z m艂odych... Azy bryzn膮...
A w艣r贸d tr膮bek, o dziwo! basetla na przedzie; I krzyk kobiecy:  Co艣cie zrobili z Ojczyzn膮?! ...
Co艣 tam dudli weso艂o, co艣 tam basem 艣piewa, Polski klub. W lamp p贸艂cieniu blada twarz Chopina...
Biegnie w t艂um, z nim si臋 brata i porozumiewa, Na fotelach... ksi膮dz Robak... zmienna Telimena...
Od szcz臋艣liwego miasta nabiera oddechu Wallenrod... Gustaw... Konrad z bazylia艅skiej celi...
I 艣miechem si臋 zalewa, i p臋ka od 艣miechu. Piast Dantyszek... Ksi膮dz Marek...Kordian i Anhelli...
Kto艣, jak z snu, przetar艂 oczy...
W fotelach szmer, na twarzach przedparyskie b艂yski, Drgn膮艂 szloch p贸艂dzieci臋cy...
艢ciska d艂o艅 Niemcewicza ksi膮\臋 Czartoryski, I g艂os krzykn膮艂 nerwowy:  艢wiat艂a!  艣wiat艂a wi臋cej! ...
13 14
Preludium Leopold Staff (1878-1957)
Zniszczenie pomnika Chopina
Chopinowska piosnka p艂ynie
W ksi臋\ycow膮 dal, Wyra\a艂 ciebie nie br膮z, lecz powietrze
Niby skarga p艂ynie cicha, Dr\膮ce dzwi臋kami, co od marze艅 letsze
Niby 艂zy i \al. Plot膮 si臋 z sob膮, jak anio艂贸w r臋ce
W niebia艅skich ch贸r贸w harmonijne wie艅ce.
Na powietrza srebrnej fali, Cho膰 ci臋 wolnego ju\, jak nas nie gniecie
P艂acze, t臋skni, dr\y, Bezmiar pod艂o艣ci w ukochanym 艣wiecie,
Przywo艂uje z zapomnienia Ty艣 zna艂 na ducha swego wysoko艣ci
Dawne widma, sny... Stokrotnie sro\sz膮 m臋czarni臋 bosko艣ci
I skromny spi\ tw贸j taka kry艂a chwa艂a,
Chopinowska piosnka p艂ynie 艣e godnie tyka膰 go jedynie 艣mia艂a
Spod dziewcz臋cych r膮k, Muzyk膮 blask贸w swych R贸\anopalca.
A nad ziemi膮 wstaje blady A\ si臋 targn臋艂a dzika d艂o艅 zuchwalca
Ksi臋\ycowy kr膮g. Na tw贸j majestat. Zbir, w艣ciek艂o艣ci膮 艣lepy
Rozbi艂 tw膮 niem膮 posta膰 na czerepy.
Ksi臋\ycowy blask uroczy Rozkaz przed艣miertny obarczy艂 morderc臋:
W raj przetwarza 艣wiat,  Je\eli umr臋, przebijecie mi serce,
S艂ucha piosnk臋 ka\de drzewo, Aby \ywego mnie nie pogrzebano 
S艂ucha ka\dy kwiat... Rzek艂e艣. I jeste艣 dzisiaj jedn膮 ran膮.
Chopinowska piosnka p艂ynie, Ostatnia wola twa si臋 dokona艂a,
Z piosnk膮 p艂ynie czar, Bo twoim sercem jest twa ziemia ca艂a,
I dziewczyna rozmarzona Kt贸r膮 przebito wskro艣. I jeste艣 \ywy,
S艂yszy skrzyde艂 gwar. Niepogrzebany, w otch艂ani burzliwej
Chmur, grom贸w, graj膮c  o bogom podobny!
Bior膮 bia艂e anielice Nieszcz臋艣ciu 艣wiata Wielki Marsz 艣a艂obny.
J膮 w u艣ciski swe,
I nad ziemi膮 wzlata ona Nonsens
W upojenia mgle.
Nigdy czarowniejsz膮 pie艣ni膮
Chopinowska 艣cich艂a piosnka, Nie kusi艂a Odysa syrena...
Tylko echo dr\y, Gdyby fio艂ki i konwalie
Tylko sm臋tnie szumi膮 drzewa, Zamiast pachn膮膰 gra膰 umia艂y,
Kwiaty roni膮 艂zy. By艂aby to muzyka Szopena.
Zapomnia艂a w 艣nie dziewczyna
Mieszczuch
艣ycia b贸l, 艂zy, ple艣艅,
We 艣nie cicho jej przygrywa
,,Nie lubi臋 ch艂opskiej muzyki,
Chopinowska pie艣艅.
Z jej zawadiackim refrenem.
Rytm jej przera\a mi臋 dziki:
Boj臋 si臋 zosta膰 C h o p i n e m .
15 16
Kornel Makuszy艅ski (1884-1953) Jaros艂aw Iwaszkiewicz (1894-1980)
Chopin do Ojczyzny wracaj膮cy Chopin
(fragment)
Nachylony nad ziemi膮, schowany w krzak bzu,
... A za nim Chopin w roju cieni贸w kroczy... S艂ucha jak 艣piewa s艂owik, jak dziewczyna nuci,
Duch, wiecznie \ywy i tak rozt臋skniony, Zbiera z listka bzowego, krople zimnej rosy,
艣e jak dwa w臋gle mu gorej膮 oczy. By j膮 na ziemi臋 zrzuci膰, gdy ziemi臋 porzuci 
Gdy idzie, drzewa bij膮 mu pok艂ony,
艢piewaj膮 wszystkie skowronki w przezroczy W salonie os艂abiony r臋ce jak 艂ab臋dzie
I wszystkie dzwoni膮 mu w powietrzu dzwony, Opuszcza na klawisze, jak Bojan Igora,
A gdy jask贸艂cza nad nim 艣piewa strzecha, I zdziwione damy bledn膮 niby kwiaty,
To si臋 szcz臋艣liwy poprzez 艂zy u艣miecha. A ich m臋\owie m贸wi膮: ta muzyka chora
I on spa艂 smutno na cmentarnej grz臋dzie, I dusz膮c si臋 o sercu my艣li: by umar艂e
W paryskich mur贸w ukrytej nat艂oku, Wr贸ci艂o w tamte strony, gdzie burza za burz膮
I sm臋ci艂 sercem. A czasem usi膮dzie Niszczy drzewa, katedry, serca, poematy.
Na marmurowym swego grobu stoku, I wr贸ci艂o to serce, i p艂onie  niby wiecz贸r r贸\a.
Muzyczne z wichru uczyni narz臋dzie
I, na serdecznym je opar艂szy boku,
Spotkanie
Gra, a umar艂ych wstaje zawierucha,
Na grobach siada i, p艂acz膮cy, s艂ucha.
Na ulicy na szarym rogu si臋 spotkali.
Wiatr rozwiewa艂 im a艂dy w艂贸czkowych szalik贸w.
On ci jest bowiem, kt贸ry uczy艂 brzozy
Szopen mia艂 贸cz emali臋 na kszta艂t medalik贸w
P艂aka膰 i 艣piewa膰 nauczy艂 skowronki,
Cz臋stochowskich; pan Juliusz zrenice ze stali.
Rozpali艂 w 艣mierci oczach po\ar grozy,
Srebrzyste g艂osy wla艂 w ko艣cielne dzwonki,
S艂owacki, \e to wiatr mu wyrwa艂 po艂臋 z r臋ki,
Albo w rycerskie noc膮 szed艂 obozy,
Zatrzyma艂 si臋, p艂aszcz pragn膮c naci膮gn膮膰 na rami臋,
Gdzie husarz szepta艂 przed 艣mierci膮 koronki,
I nagle go porwa艂o wspomnienie  te dzwi臋ki.
W p艂acz膮c膮 lutni臋 swoj膮 godzi艂 grzmotem
I gna艂 ich w burz臋 z rumak贸w tupotem.
Szopen szuka艂 nazwiska, czyli mu nie sk艂amie
O, wr贸膰 z tu艂aczki swej, aniele blady,
Pami臋膰, co mu si臋 zda艂a jak starta paleta.
I s艂uchaj, jak jest Polska roz艣piewana,
Stali tak. Mo\e nawet nie przesz艂a sekunda.
Jak sercem bije w twojej rytm ballady,
Jak膮 s艂odycz膮 g艂os贸w wielbi Pana,
Szopen sobie przypomnia艂: ach, to ten... Poeta
Jak twoim dzwi臋kiem szemrz膮 w贸d kaskady,
Bez talentu. S艂owacki westchn膮艂: moribunda.
Jak ch贸rem 艣wierszcz贸w g艂o艣nym gra polana,
Kt贸ry z nas p贸jdzie pierwszej... tam?  my艣leli wieszcze.
I polska nawet 艣mier膰, gdy dusz臋 bierze,
I min臋li si臋. Dzisiaj mijaj膮 si臋 jeszcze.
Nie milczy, ale 艣piewa swe pacierze.
17 18
Kazimierz Wierzy艅ski (1894-1969) Kawaleri臋 szkielet贸w, konie zmartwychwsta艂e,
Szopen Jak lec膮, z艂e i m艣ciwe, po 艣mierci i po chwa艂臋,
Jak r\膮 do krwi, co j膮trzy, krwi, co rzek膮 wali!
Anio艂y przy klawiszach stan臋艂y milcz膮co
I nas艂uchuj膮 palc贸w niewidzialnym uchem,
Centaury moje, le膰cie! Le膰cie jak najdalej!
Nic tu ziemi膮 nie zabrzmi, ka\dy dzwi臋k wytr膮ca,
Je艣li b艂y艣nie inaczej nizli bo\ym duchem.
Ju\ ich nie ma. Pogna艂y. Omdlewa fortepian.
Wyp艂osz膮 nuty 艣pi膮ce na liniach szeregiem,
Przy klawiszach sam stan膮艂 i s艂ania si臋, tu艂a,
Czarny alfabet zgarn膮, na wiatry go zdmuchn膮:
P艂aszcz narzuca na plecy, wiatr fa艂d贸w si臋 czepia,
P艂yn膮膰 trzeba tym drugim nad艣wiatowym brzegiem,
Odchodzi w jesie艅 chmurn膮. Ziemia jest nieczu艂a.
Nie w ludzki grzech si臋 toczy膰 i krusze膰 na pr贸chno.
艢r贸d li艣ci pordzewia艂ych wygna艅czo si臋 w艂贸czy,
S艂ucha nocnych \urawi, j臋ku g臋sich kluczy,
Jak\e s艂odko pod 艣wi臋t膮 ko艂owa膰 opiek膮,
Idzie przez miasta, lustra, przez ciep艂e salony.
W jezioro faluj膮ce rozko艂ysa膰 wieko,
Mru\y oczy pod 艣wiat艂o.
Po szkle klawisz贸w skaka膰 i biec jak po schodach.
Jak\e jest zm臋czony.
Po mgle, po paj臋czynie, po srebrnych ogrodach,
I wtedy mu b艂臋kitnie zal艣ni艂y przy 艣wiecy
Anielsk膮, lekk膮 stop膮, promieniem i smug膮,
Czarne w艂osy i odblask pad艂 rz臋sy kobiecej,
Coraz wy\ej i 艣wi臋ciej...
R臋ka pachnie przy ustach, dr\y kruchym motylem
Ach, tylko jak d艂ugo?
I g艂owa nad nim chyli si臋 ciemnym profilem,
Niskim g艂osem co艣 m贸wi i szepce do ucha,
Bo wiatr ju\ w li艣ciach j臋kn膮膰, tr膮ci艂 oczerety,
艣e to by艂o, min臋艂o jak z艂a zawierucha,
Anio艂y si臋 zdziwi艂y, patrz膮 w twarz poety,
I 艣mieje si臋, i pyszni w mi艂o艣ci rozrzutnej.
Czemu ta mg艂a go 艣lepi, czemu lustro wody
Srebrny ogr贸d pomin臋艂o w g臋stw臋 niepogody,
 Jaki to dziwny wiecz贸r! I jak ba艂amutny!
Czemu nad 艣wi臋t膮 nut膮, ponad sercem prostym
Wez t臋 d艂o艅, usta ciemne i g艂ow臋 rozwian膮,
Wieko ro艣nie straszliwym, ci臋\kim wodorostem
Zbudz si臋 przy niej na wyspie i z domu wyjdz rano,
I morze bije sztormem, huczy w g艂owie chorej 
Zamiast ptak贸w w powietrzu przelec膮 si臋 r贸\e
Czemu tam przy klawiszach stan臋艂y upiory?
I si膮d膮, zadyszane zapachem, na murze,
Zamiast kwiat贸w sny wyjd膮 z ogrodu ro艣linne,
Je艣li grzechem jest wolno艣膰, a ludzie to pr贸chno,
Struny wonne, poranne i coraz to inne,
Niech palce si臋 po艂ami膮 i struny og艂uchn膮,
Zamiast dzwi臋k贸w 艣wierszcz z艂oty do wiatru si臋 wtuli,
Niech alfabet angielski, nuta w liniach 艣wi臋ta,
Pawie wodne na 艂odziach Ofelii i Julii,
Powrozem niewolniczym r膮k wi臋cej nie p臋ta!
Dzban morza, a w dzbanach ksi臋\yce olbrzymie,
Po schodach zbiegn臋 na d贸艂  艣wi臋to艣膰 ju\ wych艂贸d艂a 
Wszystko sny, wszystko mi艂o艣膰 i wszystko jej imi臋.
Na samo dno hucz膮ce szalonego pud艂a,
W pust膮 noc, w ciemno艣膰 zguby, w jej zmrok nierozumny
Durzy si臋 kwiat pomara艅czy, gorzknieje, cyprysi,
Rozwala膰 pi臋艣ci膮 groby i rozbija膰 trumny,
G臋sta wo艅 spalenizny nawiewa z d膮browy,
Piszczelami bi膰 w b臋ben, ko艣ci膮 przez klawisze,
Korowodem z klasztoru prowadz膮 si臋 mnisi
Wskrzesza膰 艣pi膮cych i p臋dzi膰!
I oleander kwitnie w kamieniach r贸\owy.
Jeszcze gdy palmy w koszach swe pi贸ra rozpuszcz膮
Niech wtedy us艂ysz臋
I gdy okna w ob艂oki pop艂yn膮 na po艂贸w,
Nie rondo przez anielsk膮 potr膮cone stop臋,
Ziemia zniknie, 艣wiat omgli nadziemsk膮 si臋 puszcz膮
Lecz ziemi臋, gdy dr\y zbita pod ostrym galopem,
I klawisze znowu kl臋kn膮 pod palce anio艂贸w.
19 20
Seraficznie rozt臋skni膮 si臋 w polu pastuchy Jak tu trzyma膰 nadludzk膮 samemu wci膮\ wart臋,
Zawodz膮ce flamenco zgubione przez Maur贸w, Ca艂y 艣wiat jak przer膮ba膰 do dna klawiatury,
Niebo sp艂ynie w jej profil, a z r臋ki ci kruchej Biec do grob贸w i trupy wywleka膰 do g贸ry,
Mi艂o艣膰 rzuci na usta li艣ci mirt贸w i laur贸w. Ponad ciemno艣ci, nad zgub臋, nad mrok bezrozumny
I chwia膰 si臋, wlec bez si艂y, i艣膰 brzegiem swej trumny,
Tylko nag艂e s艂贸w piski z poddasza po nocy, Gdy\ ju\ lec膮, gdy wida膰, gdy s艂ycha膰, jak dzwoni,
Tylko ostry, zw臋glony w ugorach ja艂owiec, Jak krzyczy ca艂a Polska:
Tylko ten tupot racic i smutny bek owiec   To oni! To oni!
Wszystko jak tam, jak u nas, w dalekiej P贸艂nocy. Znak poduszek si臋 podni贸s艂, poznaje w agonii,
C贸\ ta wyspa? Dzban szcz臋艣cia czy dno ciemnej urny, W oczach  niebo i tylko na wargach te laury
Gdzie wiatry proch podnosz膮 i siej膮 z艂y zam臋t, Gorzkim sypi膮 si臋 smutkiem jak z urny popio艂y.
Czy kurhan, w kt贸rym hucz膮 podziemne nokturny,
Stuka 艣lepy duch kl臋ski i wieczny trwa lament? I przy trumnie zwyci臋skie kl臋kaj膮 centaury.
Nadchodz膮 parne noce, nie mo\e spa膰, s艂ucha, I przy trumnie nieziemskiej 艣piewaj膮 anio艂y.
Co go gnie, co zagnu艣nia, co gn臋bi mu ducha,
A\ muzyk臋 pod nar贸d odleg艂y pod艂o\y艂:
To g艂odny nad ska艂ami zakraka艂 mu orze艂
To okr臋t lamp膮 rzuci艂 w pomroce mu sygna艂
I t臋tent porwa艂 serce, i z piersi je wygna艂,
Ogie艅 wypad艂 spod palc贸w!... Czy to ju\ si臋 pali
Na czterech rogach 艣wiata 艣wi臋ty znak z oddali?
St膮d z cyprys贸w, z pomara艅cz, z tej ska艂y, z klasztoru
Ostatni raz si臋 wzbija spod guse艂 upior贸w,
Na sztorc klawisze wygn臋, pazurem niech b艂ysn膮,
Sztyletem si臋 naje\膮, drapie\n膮 ojczyzn膮,
Dzidami strzel臋 w globus, popruj臋 granice,
A\ zawo艂am was i porw臋. Na 艣mier膰 was zachwyc臋.
Alarm! Zbudzcie si臋 martwi! Do r臋ki piszczele!
Tr膮bi膰 surm臋 ostatni膮 uzbroi膰 kapele,
Anio艂y zaku膰 w pancerz, niech stan膮 szwadronem,
Rekruci b贸stw przy ludzkim nieszcz臋艣ciu szalonym,
Z Bogiem lub mimo Boga! Podajcie im szpad臋.
Otr膮bi膰 szturm! Ja wiod臋. Ja jestem Konradem.
Rusza poch贸d straszliwy. Gra 艣mierci膮 pochmurn膮.
Fortepian  pe艂en czaszek i kurz popio艂贸w,
G艂uchy dobosz na przedzie potrz膮sa sw膮 urn膮,
B臋bni marsz po salonach, przelewa si臋 o艂贸w,
Czarna flota nad g艂ow膮, noc czarna 艣r贸d \agli,
Koncert dudni pomorem po Szkocji, po Anglii,
Krzyczy gard艂o sczernia艂e, grzmi wieko otwarte:
21 22
W艂adys艂aw Broniewski (1897-1962) na starym fortepianie
Mazurek Szopena w pokoju, gdzie fotografia
dw贸ch braci rozstrzelanych.
W jerozolimskim zau艂ku
cyprysy b艂膮dz膮 i smutki. Bracia w czarnych czamarach
O, moja przyjaci贸艂ko, le\膮 w p艂ockim ogrodzie,
wiecz贸r otula ogr贸dki, a babka niedawno zmar艂a
niespodzianie, gdzie艣 w drodze...
tchn膮ce snem i legend膮,
pe艂ne ciszy biblijnej, Hucznie zatupi膮 basy,
woniej膮ce lawend膮 zap艂acze trel w wiolinie,
i woni膮 melodyjne. i przez sosnowe lasy
serce Wis艂膮 pop艂ynie,
Srebrn膮 艣wieci nam glori膮
ksi臋\yc, p艂yn膮c jak cz贸艂no, p贸jdzie piaszczystym traktem,
Niedzwiedzica i Orion p贸jdzie szlakiem tu艂aczym
Pokazuj膮 na p贸艂noc, i wiolinowym taktem
jak mazurek zap艂acze...
na p贸艂noc wiatry wiej膮,
na p贸艂noc lec膮 my艣li Za g艂o艣no w starym zau艂ku
z rozpacz膮 i z nadziej膮 pianista smaga cisz臋:
ku Warszawie, ku Wi艣le po sercach, o przyjaci贸艂ko,
bij膮 nas bia艂e klawisze.
Cisza otula nas senna,
o, moja przyjaci贸艂ko...
I nagle!  mazurek Szopena
w jerozolimskim zau艂ku!
Gra dobrze nieznany pianista
melodi臋 sercu znajom膮,
nuta srebrzysta i czysta,
nuta z Kraju i z domu,
mazurska, kujawska nuta
wraca do nas, serdeczna,
ale dzisiaj zatruta 
i wczorajsza, i wieczna:
 o bia艂ej narzeczonej,
 i o koniusze biednym,
 o 艂膮ce. o zielonej,
wci膮\ o tym samym, o jednym.
A babka mi to gra艂a
23 24
Stanis艂aw Bali艅ski (1899-1984) Konstanty Ildefons Ga艂czy艅ski (1905-53)
Ojczyzna Szopena
Niobe
(fragment)
C贸\ to by艂a za dziwna, romantyczna Pani,
Wszyscy si臋 w niej kochali, umierali dla niej.
Spotkanie z Chopinem
Wszyscy cierpieli za ni膮 najdotkliwsze krzywdy,
Nawet ci, co jej oczu nie widzieli nigdy.
Dobry wiecz贸r, monsieur Chopin.
Jak pan tutaj dosta艂 si臋?
Z jej imieniem na ustach w Hiszpanii konali,
Ja przelotem z gwiazdki tej.
Marz膮c na z艂otych ska艂ach o Mazowsza polach;
By膰 na ziemi to mi l\ej:
Dla niej w czarnych p艂aszczach podr贸\nych zje\d\ali
Do fosforycznych port贸w Konstantynopola.
Stary szpinet, stary dw贸r,
ja mam tutaj co艣 w C-dur,
Za ni膮 t臋sknili d艂ugo po nocach i rankach
(tak膮 drobnostk臋, prosz臋 pana),
Na Dalekim Zachodzie w Ameryki preriach,
w starych nutach stary 艣piew,
I pie艣ni o niej snuli i o jej kochankach
jesie艅, leci li艣cie z drzew.
Zatraconych, zawianych 艣niegiem na Syberiach.
Pan odchodzi? Hm. To \al.
M贸wi膮 im obcy ludzie:  po co cierpie膰 dla niej,
Matko Boska, w tak膮 dal!
T艂umacz膮:  \e nie warto, \e jak gwiazda pierzcha,
R臋kawiczki. Merci bien.
Ale oni nie s艂ysz膮, na 艣mier膰 zakochani.
Bon soir, monsieur Chopin.
I dalej za ni膮 goni膮 po l膮dach, po zmierzchach.
I dalej znosz膮 dla niej, pod niebem nieszcz臋艣cia.
艣miertelny ch艂贸d wygnania na mongolskich mrozach.
I w nowe id膮 piek艂o, zaciskaj膮c pi臋艣ci,
Na dno upodle艅 ludzkich w niemieckich obozach.
I dalej o ni膮 walcz膮 na Norwegii 艣niegach,
I na piaskach Egiptu w rozpalonym wietrze,
Umieraj膮 samotnie w galijskich szeregach,
I w Anglii, wiecznie wolnej, wznosz膮 si臋 w powietrze.
Wszystko dla niej po艣wi臋c膮 i znios膮 w milczeniu
Na przek贸r wielkim pr贸bom, kt贸re los przynosi,
A ona, ranna w serce, bezbronna w cierpieniu,
Niczego od nich nie chce i o nic nie prosi.
Tylko czasami noc膮, gdy rozpacz opada,
I gdy Szopen, jak widmo, gra im na pianinie,
Zjawia si臋, ca艂a w czerni, staje przy nim blada,
I 艣piewa do nich cicho  \e jest, \e nie zginie.
25 26
Marian Piechal (1905-89) Roman Brandstaetter (1906-87)
Nuty Chopina 艣elazowa Wola
Zn贸w chodz臋 po tych samych pokojach,
Tu kraj nasz, przywo艂any wspomnieniem dalekiem,
Przystaj臋 przed alkow膮,
tak samo jak wspomnienie z melodii wysnuty,
Przed obrazami,
przywalony jak trumn膮 dziewi臋tnastym wiekiem,
R臋kopisami,
spomi臋dzy strun wyj臋ty, przemieniony w nuty.
A potem kr膮\臋 po parku
I szukam wierzb nad Utrat膮.
Tu palcem spod klawiszy wydobyte \ycie,
kt贸re w strunach milcz膮cych jak krew w \y艂ach p艂ynie,
Ziemia twojej muzyki.
u艂o\one na wieczno艣膰 w nutowym zeszycie
i zamkni臋te kluczami w basie i w wiolinie.
A muzyka?
Tu cz艂owiek \ywy  \ywy jego trud
Nie wyobra\am sobie bez niej Polski,
czeka, a\ sprawiedliwo艣膰 z ciszy go odemknie,
Fryderyku.
a\ pod natchnieniem dzioby otworz膮 si臋 nut
i zmartwychwstanie \ycie, ocalone dzwi臋kiem.
Etiudy
Komponowa艂 膰wiczenia.
Wprawki.
Dla doskonalenia
Sprawno艣ci palc贸w.
Ale te ma艂e etiudy
Na przek贸r ich przeznaczeniu
Uczyni艂 r贸\膮 kosmosu.
Zamkn膮艂 w niej moce 艣piewaj膮ce.
Anielskie,
Marzycielskie,
Gwa艂towne.
Powiewne,
I demoniczne,
Jak ksi臋\ycowy krajobraz.
Przy艂贸\ ucho do r贸\y...
Us艂yszysz p艂acz kosmosu...
Us艂yszysz 艣piew kosmosu...
27 28
Us艂yszysz melancholi臋 kosmosu... Konie ruszaj膮 z kopyta.
Jeszcze s艂yszy ich t臋tent.
Sp贸jrz! By艂y to ostatnie chwile
Kosmiczna r贸\a wysoko na niebie. Jego ziemskiego postoju.
W zenicie!
Nie \y艂.
A to po prostu 膰wiczenie.
A potem kto艣 z palcem na ustach
Dla sprawno艣ci palc贸w. Drzwi cicho otworzy艂
Do s膮siedniego pokoju.
Bardzo trudne.
Jak \ycie.
艢mier膰 Chopina
W t臋 noc
Przylecia艂y do niego mazowieckie wierzby,
P艂acz膮ce anio艂y,
I ukl臋k艂y pod 艣cian膮,
Zmawiaj膮c ch贸rem \a艂obn膮 modlitw臋.
Zani贸s艂 si臋 suchym i dusz膮cym kaszlem.
Wszyscy wyszli do s膮siedniego pokoju,
Pozosta艂y tylko wierzby kl臋cz膮ce pod 艣cian膮,
I ksi膮dz,
I jeden przyjaciel,
I 艣mier膰,
Kt贸ra st膮paj膮c na palcach
Sz艂a przez sypialnie.
Usiad艂a u jego wezg艂owia,
A on g艂ow臋 opar艂
Na jej mi艂osiernym ramieniu.
Czy by艂o to rami臋 matki?
 Ach, matko, matko moja...
A mo\e Polski?
A mo\e krzy\a?
Przystan膮艂 na warszawskiej rogatce.
艣egna si臋 z przyjaci贸艂mi.
Wsiada do dyli\ansu.
29 30
Leopold Lewin (1910-95) Znajome drzewa szumi膮 li艣膰mi zielonemi,
Mickiewicz s艂ucha Chopina W Pary\u kwitnie Baublis, noc gwiazd臋 zapala,
Znan膮 dobrze z dzieci艅stwa, i nieme艅ska fala
Gasn膮 i zapalaj膮 si臋 w p贸艂mroku twarze, Zaraz czule kamienny brzeg Sekwany liznie...
Poblad艂e, zanurzone we wspomnie艅 oparze,
Kt贸ry zaciska serce i odurza zmys艂y,  C贸\ to, p艂aczesz, Adamie?  P艂acze. Jest w ojczyznie.
Zaja艣nia艂o w salonie  klawisze rozb艂ys艂y.
Fryderyk najpierw r臋k臋 do grania przegina 
Czy klaszcze o brzeg woda? Szele艣ci g臋stwina?
Czy wystrza艂 belwederski zahucza艂 na sali?
Raduje si臋 dzwi臋k jeden, a drugi si臋 \ali,
S艂uchaczom w duszy gorzko, to znowu najs艂odziej.
Co za muzykowanie! I co za czarodziej!
Skamienieli s艂uchacze. I Mickiewicz s艂ucha,
Jak fruwa ptak z ga艂臋zi, kaskada wybucha,,
Jak Panna M艂oda z dru\b膮 na weselu ta艅czy,
Jak broni si臋 w okopie garnizon powsta艅czy...
Ze s艂uchaczy On jeden zakry艂 d艂oni膮 oczy 
Czy\by si臋 ba艂, \e upi贸r spod wieka wyskoczy
I zatruje ich tchnieniem pot臋pie艅czych swar贸w?!
G艂ow臋 skry艂 w os艂oni臋ty zgi臋ciem r臋ki par贸w
I rozrzewniony chciwie s艂ucha, jak spod wieka
Wyp艂ywa b艂臋kitniej膮c w zielono艣ci rzeka,
Nad kt贸r膮 pierwsze wzloty i pierwsze upadki...
S艂ysz膮 g艂osy  kochanki, przyjaciela, matki,
S艂yszy, jak d膮b d臋bowi, jezioro jezioru
Przekazuje westchnienia litewskiego boru,
Widzi, jak wiatr pop臋dza objuczone wzg贸rza,
Jak si臋 w贸z drabiniasty z u\膮tkiem wynurza...
Kt贸ry jeszcze klawikord tyle mu opowie
O krainie, co by艂a dla niego jak zdrowie!
Z udr臋k膮 w szarych oczach, z huraganem w duszy,
We wrzaw臋 paryskiego wieczoru wyruszy,
W romantyczne zau艂ki, zgie艂kowe bulwary 
Czy wybieg艂y naprzeciw podkowie艅skie jary?
Robaczki 艣wi臋toja艅skie 艣wiec膮 czy latarnie?
I nagle bolesne ol艣nienie: Bezkarnie
Porzuca膰 kraju ojc贸w nie wolno nikomu!
Wsz臋dzie dopadn膮 g艂osy ojcowskiego domu,
Bezbronnego wspomnienia m艂odo艣ci osacz膮
I zaszumi膮 jak czarnym sztandarem  rozpacz膮...
Oto  jak\e daleko!  na francuskiej ziemi
31 32
Jan Twardowski (1915-2006) Jerzy Hordy艅ski (1919-98)
to wszystko trwa jak Chopin Nokturn Fis-dur Chopina
Co b臋dzie z ludzk膮 sztuk膮 Muzyka dope艂nia wiecz贸r,
przy strasznym ko艅cu 艣wiata, oddala pami臋膰,
gdy tr膮ba groznie zabrzmi weszli艣my w por臋 przeczu膰
naprawd臋 sami.
Na przyk艂ad, co z Chopinem?
gdy ogie艅  ucze艅 dziki  Cokolwiek teraz si臋 zdarzy,
popali jemu w nutach chwili nie st艂umi,
krzy\yki i bemole? zagaduj臋 mi臋kko艣膰 twej twarzy
po li艣ci szumie.
Zagwi\d\膮 po muzeach
\ywio艂贸w grzywy szumne, Ws艂uchanych w oddech zieleni
upadnie mi z kl臋cznika miasto ominie,
Pan Jezus Frasobliwy. czekamy, a\ B贸g zamieni
nas w gieorginie.
Lecz my艣li dzie艂 najprostsze,
zrodzone w m臋ce ludzkiej
nie zgin膮. W Bogu trwaj膮,
jak 艣wiate艂 pe艂ne r臋ce.
To wci膮\ niewyra\one,
bez kszta艂tu i bez s艂owa,
gdy pr贸\no si臋 trudzi艂a
w po\arach b贸lu g艂owa.
Cho膰 pi贸rem nie zapiszesz,
maszyn膮 nie wystukasz 
To wszystko trwa jak Chopin,
kt贸rego Pan B贸g s艂ucha.
33 34
Anna Kamie艅ska (1920-86) Wanda Chotomska (1929)
Chopin na bruku Preludium deszczowe
Byli艣my g艂usi d艂ugo. Cho膰 kto nawet Najpierw by艂y
zbudowa艂 zarys muzycznych dom贸w, plakaty na mie艣cie,
schod贸w rozpina艂 prze艂臋cz lekk膮  sto pi臋膰dziesi膮t,
gruzy melodii sypa艂y si臋 zewsz膮d, mo\e i dwie艣cie,
powietrze stargane, w strz臋pach g艂os. na plakatach
litery metrowe:
Dzi艣 Chopin s艂up贸w radiowych zmierzch odchyla. ,,Wielki koncert 
Wida膰 przemienione miasto: Preludium Deszczowe .
艣niegu biusty nagrobne zwiewa wiatr, Ludzie stali,
pio艂uny z ruin odsiewa, plakaty czytali,
betonem sp臋tane szarpie si臋 drzewko. nie pytali,
gdzie b臋dzie ten koncert,
Tu kobieta kosz bu艂ek o s艂up opiera, tylko biegli
ch艂opiec kr臋ci si臋 jak fryga. pod pomnik Chopina,
O, nie dla s艂uchaczy siedz膮cych bez ruchu do Aazienek,
z g艂ow膮 przegi臋t膮 wstecz  gdzie wierzby p艂acz膮ce.
to, co w muzyce prze ku g贸rze, P贸艂 Warszawy pobieg艂o do parku,
obala i roztr膮ca, wi臋c ja tak\e ruszy艂am t膮 tras膮,
skupia a \e ka\dy parasol mia艂 w r臋ku,
rz膮dzi  wi臋c ja tak\e przynios艂am parasol.
co w muzyce wzmaga si臋, ...Tak si臋 w艂a艣nie to wszystko zacz臋艂o 
dzia艂a, czyni  by艂 pan Chopin na swoim cokole,
nie dla tych, a doko艂a t艂um ludzi ogromny
kt贸rym marzenie kaleczy d艂o艅. i wetkni臋te w ten t艂um parasole.
Belk臋 niesie robotnik zza rogu, Fortepianu w艂a艣ciwie nie by艂o.
kasjerki wracaj膮 dziobi膮c krokiem bruk. Jeden pan nawet o to si臋 czepia艂,
Wszystko to ma艂\onk贸w uwag臋 ale dziecko, bo z dzieckiem przyszed艂,
w zgodny wykrzywia grymas. powiedzia艂o, \e widzi fortepian.
Nagle pocz膮wszy od rogu ulicy  Widzisz?
zakwita ciemno艣膰 i kwiatem si臋 szerzy.  Widz臋, klawisze graj膮.
 S艂yszysz?
Puszcz膮 si臋 srebrne po rynnach strumyczki,  S艂ysz臋, deszcz w li艣ciach dzwoni.
bryzn膮 potoki  kupcowa z bu艂kami Pod wierzbami w Aazienkach Chopin
ostro\nie koszyk sw贸j wy\ej poniesie, krople deszczu ko艂ysze w d艂oni.
a ch艂opiec z 艣miechem czupryn臋 nadstawia.
Parasole zakry艂y niebo,
A ten, co t臋skni do ludzi, samotny, rozkwitaj膮 w jesiennym zmierzchu.
czy tylko smutny, spluwa p艂atek nieba.  S艂yszysz?
35 36
 S艂ysz臋 Preludium Deszczowe. Jerzy Zaj膮czkowski
 Widzisz? Zaczarowany fortepian
 Widz臋 pocz膮tek deszczu...
Chc臋 Ci bajk臋 opowiedzie膰
W 艣elazowej Woli ze wszystkich najprawdziwsz膮, kochanie 
o pewnym ch艂opcu i przyjacielu jego
W 艣elazowej Woli drzewa wysokie, zaczarowanym fortepianie.
w 艣elazowej Woli malwy u okien,
bia艂y dworek stoi nad rzeczk膮. W艂a艣ciwie by艂 zupe艂nie zwyczajny
 Czy to tutaj? ten fortepian, o kt贸rym mowa,
 Tutaj, c贸reczko. dop贸ki go 贸w ch艂opiec genialny
Tu 艣piewa艂a lipowa ko艂yska, swymi palcami nie zaczarowa艂.
tutaj wiatr gra艂 piosenki na listkach,
tutaj malwy nuci艂y niebiesko. Fortepian sta艂 w dworku ma艂ym
 Tak jak teraz? na Mazowszu w艣r贸d drzew i ciszy 
 Tak jak teraz, c贸reczko. R臋ce pani Chopinowej na nim gra艂y
W 艣elazowej Woli 艣piewania takie, lekko dotykaj膮c klawiszy.
jakby ca艂y ogr贸d by艂 jednym ptakiem,
a tutaj jeszcze graj膮 Ma艂y Frycek s艂ucha艂 grania, a gdy podr贸s艂
艣wierszcze nad rzek膮, zakl膮艂 w klawisze 艣piew 
a za woda w 艂膮kach Wschody s艂o艅ca, gwiazdy, szum boru,
bocian贸w klekot krople deszczu, rozmowy drzew.
i \niwiarzy w pole wo艂a przepi贸rka 
ca艂a ziemia tutaj 艣piewa mazurka. I fujark臋 zakl膮艂 pastusz膮,
Z 艣elazowej Woli za nut膮 nuta wiatr jesienny i 艣wierszczy granie.
w 艣wiat z Chopinem posz艂y, I marzenie, i serce, i dusz臋,
by wr贸ci膰 tutaj. i t臋sknot臋, i u艣miech i 艂kanie.
A wr贸ci艂y nuty pi臋kne nad podziw
do tej ziemi, gdzie si臋 Chopin urodzi艂. Wieczorami, gdy mrok zapad艂
nad Mazowszem las贸w i p贸l,
Chopin bia艂ym klawiszom opowiada艂
ca艂膮 Polsk臋 i ca艂y b贸l.
Fortepian gra艂 zaczarowany
i melodie w 艣wiat wielki sz艂y,
wyciskaj膮c z oczu zas艂uchanych
艂zy.
37 38


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
! 艢redniowiecze tematyka spoleczna i obyczajowa poezji polskiej XV w
Tematyka spo艂eczna i obyczajowa w poezji polskiej XV w
Motywy czarnoleskie w poezji polskiej p贸藕niejszych epok
Przedstawiciele polskiego Romantyzmu o poecie i roli poezji
Nastroje panuj膮ce w poezji M艂odej Polski moje refleksj~8BD
Antologia polskiej poezji 艣redniowiecznej
Bezpiece艅stwo militarne Polski
Historia pa艅stwa i prawa Polski Testy Tablice
Los ludu i idee patriotyczne w poezji Konopnickiej
administracja w ksiestwie warszawskim i krolestwie polskim

wi臋cej podobnych podstron