Antologia polskiej poezji średniowiecznej


Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
Antologia
polskiej
poezji
średniowiecznej
POSAUCHAJCIE, BRACIA MIAA
Posłuchajcie, bracia miła,
Kcęć wam skorżyć krwawą głowę;
Usłyszycie moj zamętek,
Jen mi się [z]stał w Wielki Piątek.
Pożałuj mię, stary, młody,
Boć mi przyszły krwawe gody.
Jednegociem Syna miała
I tegociem ożalala.
Zamęt ciężki dostał się mie, ubogiej żenie,
Widzęć rozkrwawione me miłe narodzenie;
Ciężka moja chwila, krwawa godzina,
Widzęć niewiernego Żydowina,
Iż on bije, męczy mego miłego Syna.
Synku miły i wybrany,
Rozdziel z matką swoją rany.
A wszakom cię, Synku miły, w swem sercu nosiła,
A takież tobie wiernie służyła.
Przemów k matce, bych się ucieszyła,
Bo już jidziesz ode mnie, moja nadzieja miła.
Synku, bych cię nisko miała,
Niecoć bych ci wspomagała.
Twoja główka krzywo wisa, tęć bych ja podparła,
Krew po tobie płynie, tęć bych ja utarła,
Picia wołasz, picia-ć bych ci dała,
Ale nie lza dosiąc twego świętego ciała.
O anjele Gabryjele,
Gdzie jest ono twe wesele,
Cożeś mi go obiecował tak barzo wiele
A rzekący: "Panno, pełna jeś miłości!"
A ja pełna smutku i żałości.
Spróchniało we mnie ciało i moje wszytki kości.
Proścież Boga, wy miłe i żądne maciory,
By wam nad dziatkami nie były takie to pozory,
Jele ja, nieboga, ninie dziś zezrzała
Nad swym, nad miłym Synem krasnym,
Iż on cirpi męki nie będąc w żadnej winie.
Nie mam ani będę mieć jincgo,
Jedno ciebie, Synu, na krzyżu rozbitego.
POZDRAWIAM CI, PANNO GODNA...
(List żaka do panny)
Pozdrawiam cię, panno godna,
Wdzięczna, jasna i dorodna,
W tobie moja chluba!
Twe oblicze jak lilija,
Jeśli mi twa łaska sprzyja,
Dolaż moja luba...
Ciebiem wielbił sercem całem,
Skorom ujrzał, pokochałem,
Gdy byłem w Krakowie.
Gdy o tobie ktoś życzliwie
Wspomniał w gronie, jam skwapliwie
Chwalił w każdej dobie.
Wrodzy twoi, jawni, skryci,
2
Bodaj wrychle kijem bici
I kampustem1 pluskani!
Tożbyś nad tym nie bolała
I swój oręż zachowała,
Iż twa matka cna pani2.
Twoje pląsy, twoje śmiechy
yródłem wszelkiej mej uciechy:
Zaczem tobie służę, tobie
Niosę dziś i w każdej dobie
Korne pozdrowienie!
Bowiem-eś panna godna,
Iście i dorodna:
Twe lica różowe,
Czoło lilijowe.
Pełnaś łaskawości
I pełna słodkości;
Tyś lekarstwem mojem
I pociechy zdrojem.
Wielki z ciebie mocarz,
Toć me serce motasz!
Gdybym był w niewoli,
W tak srogiej niedoli
Nie byłbym pogrążon...
Ma pierś - w każdej porze
Twoje, panno, łoże;
Całaś urodziwa,
Śmiejąca, szczęśliwa.
Twoja, panno, zjawa
Rajem mi się zdawa;
Wszelka radość twoja
To uciecha moja,
O, góro cnót dostojna!
Gdy we łzach twe oczy,
Żałoba mnie mroczy:
Bowiem twe niepokoje,
To lamenty moje.
[. . . . . . . . . . . .]
Gdybym tę pannę cudną,
Żywą, nie marę złudną
Miał ninie u siebie,
Tu, w mojej włości -
Z tej ogromnej radości
Chybabym ją - udusił!
[. . . . . . . . . . . .]
Bądzże pocieszycielką,
Ma nauczycielko,
Gwiazdo wspaniała:
Skoroś mądra taka,
Nauczże prostaka,
Dzieweczko udała.
Tyś w cnocie Katonem,
W rozumie Platonem.
Królu Arystotelesie,
Gdybyś żył w tym czasie,
I ty byś ją wielbił!
Kanclerzu Ganifredzie,
Tyś o wdziękach dziewczyny
Pisał hymny strzeliste:
Ta piękniejsza zaiste.
Gdzież jest ninie moja
Przepiękna dziewoja?
Mieszka hen, w Krakowie,
3
Helena się zowie.
[. . . . . . . . . . . .]
O Krakowie,
Sława tobie!
[. . . . . . . . . . . .]
Twa płeć przedziwnie biała
Blaskiem liliji pała.
W każdej twej zalecie
Kwitniesz niby kwiecie,
Lśnisz jak gwiazda świetna,
Panienko szlachetna.
Paluszki masz pieszczone,
Ramiona toczone,
Ząbki z kości słoniowej,
Złotą włosów koronę.
Ciemne twe powieki
Niby hiacynty,
Twój krok wdzięcznie lekki,
Ród twój znamienity.
Słyszcie moją mowę,
Piękniejszą niż Salomona:
Usta jej purpurowe,
Twarz zorzą barwiona.
Rysie są jej oczy,
Tej dziewczyny uroczej.
Niechaj wszystkie narody
Kłaniają się w zawody.
Nosek mej panienki
Foremny i cienki,
Smukłe też ma biodra
Córka pana Piotra.
[. . . . . . . . . . . .]
Mój rodzic nie przechera,
Ale srogi sknera:
Owszem, godzien miłości,
Toć Polak z krwi i kości.
Ma różne ludzkie żądze,
Ale kocha pieniądze,
Potem kupuje włości,
Bo lubi wiejskie piękności.
Rozpacz sen mi płoszy,
Bo nie chce dać groszy,
Nawet trzech halerzy,
Bym miał na ekspensy.
[. . . . . . . . . . . .]
Niech w myśli wiecznie mnie chowa,
Na koniec, bądz zdrowa!
Na wsi, chodząc spacerem,
Pisałem sercem szczerem,
W poniedziałek, piątego maja,
W dzień świętego Dobiesława.
Ten ci to rymował,
Który cię miłował.
On cię, panno, oznajmia:
Mieszka w Krakowie,
Helena się zowie
Z łaciny przełożył Józef Jedlicz
Objaśnienia
Jest to wierszowany łaciński list miłosny (inc. Saluto te, speciosa) anonimowego żaka krakowskiego z
końca XV w.
4
Cantilena inhonesta
Chcy ja na pannu zalowac:
Nie chcialat mi trochy dac
Memu koni owsa.
Mnisz-li ty, panno, bych byl mal?
U mnet wisi jako stal
Nozyk przy biedrzycy.
Rozzy, panno, swieciczku,
Przysuczywa dratwiczku
Jako pirwe bylo.
Na pisane perzynie
Damy sobie do wole
Piwa i medu.
Rozzy, panno, kahanec,
Ohledawa hned winec,
Jeszcze li je cal.
A ktorak moze cal byci,
Zarazem ji starl kici,
Kto pirwe przybiehl.
Mnisz-li, panno, bych byl slep?
Uderzym ja kijem w kerz,
Wyzenu zajece.
DAWNOM ZWIEDZIA CUDZE STRONY...
Dawnom zwiedził cudze strony:
Czechy, Włochy i Morawy;
Potrawiłem jimienia wiele,
Szukajęcy sobie miłej -
Nie nalazłem aliż ninie.
Nalazłem ją k swej lubości,
Chcę rad służyć Jej Miłości
Do mego skonania wiernie,
By raczyła wiedzieć pewnie,
Na wszelki czas, w nocy i we dnie.
Służba moja ustawiczna
Twej Miłości, panno śliczna!
Ze mną nie miej rozłączenia
Dla mnogich ludzi mowienia,
Sokom nie wierz nowego smyślenia.
Ten, kto mię prze tobą wini,
Memu sercu ciężkość czyni;
To słysz, wszech prześliczna pani,
[Żeć memu sercu ciężkość czyni,]
Trwam w żałości bez przestania,
Kako mi w żałości rozstania.
Dusza z ciała wyleciała
Dusza z cieła wylecieła,
Na zielonej łące stałe -
Stawszy silno, barzo rzewno zapłakałe.
K ni przyszedł święty Piotr, a rzekujęcy:
"Czemu, duszo, rzewno płaczesz?" -
Ona rzekłe:
"Nie wola mi rzewno płakać,
A ja nie wiem, kam siem podzieć".
5
Rzekł święty Piotr je:
"Podzi, duszo moje miła!
Powiedę cie do rejskigo,
Do krolestwa niebieskiego". Amen
SKARGA UMIERAJCEGO
Ach! Moj smętku, ma żałości!
Nie mogę się dowiedzieci,
Gdzie mam pirwy nocleg mieci,
Gdy dusza z ciała wyleci.
Byłżem s młodości w rozkoszy,
Nie usłałem swojej duszy,
Już stękam, już mi umrzeci,
Dusza nie wie, gdzie się dzieci.
Com miał jimienia na dworze,
Com miał w skrzyni i w komorze,
To mi wszytko opuścici,
Na wieki się nie wrocici.
Dziatki s matką narzekają,
Bracia mię w rzkomo żałują,
Ku jimieniu przymierzają,
Na mą duszę nic nie dbają
Eja, eja, dusza moja,
Ocuci się, długoś spała,
Nie masz wierniejszego k sobie,
Uczyń dobrze sama w sobie!
Fałszywy mi świat powiedał,
Bych ja długo żyw byci miał,
Wczora mi tego nie powiedał,
Bych ja długo żyw byci miał.
Gdzie ma siła, ma robota,
Głupiem robił po ty lata:
Ośm miar płotna, sidm stop w grobie,
Tom tylo wyrobił sobie.
Halerzem łakomo zbierał,
Swoj żywot rozpustnie chował:
Prze ty dwa bogi przeklęta
Nie czciłem żadnego święta.
Jałmużnym nędznem nie dawał,
Ofierym Bogu nie czynił,
Ni z pirwiny, ni z nowiny
Bogum nie dał z siebie winy.
Kaki to moj rozum głupi,
Sobiem był szczodr, Bogu skąpy:
Com kiedy Bogu poślubił,
Tegom nigdy nie uczynił.
Leży ciało, barzo stęka,
Duszyca się barzo lęka,
Bog się z liczby upomina,
Diabeł na grzechy wspomina.
Młotem moje pirzsi biją,
Dusza nie śmie wynić szyją;
Widzi niebo zatworzone,
Widzi piekło otworzone.
Nie gdzie się przed Bogiem skryci,
Dusza nie śmie przed sąd jici;
Widzi niebo zatworzone,
Widzi piekło otworzone.
O duszyco, drogi kwiecie,
Nic droszego na tem świecie,
Tanieś się diabłu przedała,
Iżeś się w grzeszech kochała.
6
Pamiętaj coś na chrzcie ślubowała,
Gdyś się diabła otrzekała,
Jego pychy, jego działa -
Toś wszytko przestępowała.
Kwap się rychło ku spowiedzi,
Kapłany w swoj dom powiedzi,
Płacz za grzechy, przymi świątość,
Boże Ciało, święty olej!
Rolą z domem dziatkam podaj,
Coś urobił za duszę daj,
S jimienia przyjacioł nabywaj,
Coć przyłączą twą duszę w raj.
Zbierz gniewliwe i dłużniki,
Odproś, zapłać pieniądz wszelki:
Za jeden pieniądz w piekle być -
Na wieki stamtąd nie wyniść.
Tam sam oczy moje głądzą,
Toć już trzy złe duchy widzą,
Na mię me grzechy wzjawiają,
Mej duszy sidła stawiają.
Wircę się, wołam pomocy,
Nikt za mię nie chce umrzeci,
Nikt przyjaciel na tym świecie,
Jedno w Bodze nadzieję mieci.
Kryste, przez twe umęczenie,
Rozprosz diable obstąpienie,
Daj duszycy przeżegnanie,
Daj ciału dobre skonanie!
Ja twoj synek marnotrawny,
Tyś moj ociec miłosierny,
Żal mi tego, iżem cię gniewał,
Ale ciem się nie otrzekał.
Zażżycie-ż mi świeczkę ale,
Moji mili przyjaciele!
Dusza jidzie z krawym potem;
Co mnie dzisia, to wam potem.
Objaśnienia
Utwór ten, znany z dwóch średniowiecznych przekazów: płockiego (1463) i wrocławskiego (1461-1470), jest
prawdopodobnie przekładem czeskiej pieśni O rozdzieleniu duszy z ciałem (po 1422). Tematem jest narzekanie
konającego człowieka na zle spełnione życie, lęk przed potępieniem, prośba o Boskie miłosierdzie - motywy znane
z popularnych w średniowieczu tzw. sztuk dobrego umierania (ars bene moriendi). Przekaz płocki jest wierszowaną
pieśnią składającą się z 22 zwrotek ułożonych w kolejności abecedarnej - pierwsze litery pierwszych wierszy
poszczególnych zwrotek zaczynają się od kolejnych liter alfabetu. Przekaz wrocławski natomiast posiada formę
scenicznego widowiska (rozbicie tekstu na kwestie dialogowe, didaskalia), wiążącego się zapewne z obrzędami
pogrzebowymi. Do tekstu Skargi umierającego dołączono tu krótką pieśń w formie dialogu o duszy opuszczającej
ciało, znaną z pózniejszych przekazów ludowych.
LEGENDA O ŚW. ALEKSYM
Ach krolu wieliki nasz,
Coż ci dzieją Maszyjasz,
Przydaj rozumu k mej rzeczy,
Me sierce bostwem obleczy,
Raczy mię mych grzechow pozbawić,
Bych mogł o twych świętych prawić:
Żywot jednego świętego,
Coż miłował Boga swego.
Cztę w jednych księgach o nim;
Kto chce słuchać, ja powiem.
W Rzymie jedno panie było,
Coż Bogu rado służyło,
A miał barzo wielki dwor,
7
Procz panosz trzysta rycerzow,
Co są mu zawżdy służyli,
Zawżdy k jego stołu byli;
Chował je na wielebności i na krasie,
Imiał kożdy swe złote pasy.
Chował siroty i wdowy,
Dał jim osobne trzy stoły;
Za czwartym pielgrzymi jedli,
Ci [ji] do Boga przywiedli;
Eufamijan jemu dziano,
Wielkiemu temu panu.
A żenie jego dziano Aglijas;
Ta była ubostwu w czas.
Był wysokiego rodu,
Nie miał po sobie żadnego płodu,
Więcci jęli Boga prosić,
Aby je tym darował,
Aby jim jedno plemię dał;
Bog tych prośby wysłuchał.
A gdy się mu syn narodził,
Ten się w lepsze przygodził:
Więcci mu zdziano Aleksy,
Ten był oćca barzo lepszy.
Ten więc służył Bogu rad.
Iże był star dwadzieścia, k temu cztyrzy lata,
Więc k niemu rzekł ociec słowa ta:
Miły synu! Każę tobie,
Pojimże jekąć żonę sobie;
Ktorej jedno będziesz chcieć,
Ślubię tobie, tę masz mieć.
Syn odpowie oćcu swemu,
Wszeko słusza starszemu:
Oćcze! wszekom twoje dziecię
Wierne, dałbych żywot prze cię;
Cokole mi chcesz kazać,
Po twej woli ma się to stać.
A więc mu cesarz dziewkę dał
A papież ji z nią oddał.
A w ten czas papieża miano,
Innocencyjusz mu dziano;
To ten był cesarz pirzwy,
Archodojusz niżli;
Ktorej krolewnie Famijana dziano,
Co ją Aleksemu dano.
A żenie dziano Aglijas,
Ta była ubostwu w czas.
A gdy się z nią pokładał,
Tej nocy z nią gadał;
Wrocił zasię pirścień jej,
A rzekł tako do niej:
Ostawiam cię przy twym dziewstwie,
Wroć mi ji, gdy będziewa oba w niebieskim krolewstwie;
Jutroć się bierzę od ciebie
Służy[ć] temu, cożci jest w niebie;
A gdyć wszytki stoły osiędą,
Tedyć ja już w drodze będę.
Miła żono! każę tobie,
Służy Bogu w każdej dobie,
Ubogie karmi, odziewaj;
Swych starszy cli nigdy nie gniewaj;
Chowaj się w[e] czci i w kazni,
Nie trać nijednej przyjazni.
8
Krolewna odpowie jemu:
Mam też dobrą wolą k temu,
Namilejszy mężu moj!
Tego się po mnie nic nie boj;
Każdy członek w mym żywocie
Chcę chować w kazni i w cnocie;
Jinako po mnie nie wzwiesz,
Dojąd ty żyw, ja też.
A jeko zajutra wstał,
Od obiada się precz brał;
O tym nikt nie wiedział,
Jedno żona jego;
Ta wiedziała od niego.
Nabrał sobie śrzebra, złota dosyć,
Co go mogł piechotą nosić;
Więc się na morze wezbrał,
A ociec w żałośc[i] ostał,
I mać miała dosyć żałości;
Żona po nim jeko spita.
Więc to święte plemię
Przyszło w jednę ziemię;
Rozdał swe rucho żebrakom,
Śrzebro, złoto popom, żakom.
Więc sam pod kościołem siedział,
A o jego księstwie nikt nie wiedział.
Więc to zawżdy wstawał reno,
Ano kościoł zamkniono;
Więc tu leżał podle proga,
Falę, proszę swego Boga,
Ano z wirzchu szła przygoda,
Niegdy mroz, niegdy woda.
Eż się stało w jeden czas,
Wstał z obraza Matki Bożej obraz,
Szedł do tego człowieka,
Jen się kluczem opieka,
I rzekł jest tako do niego:
Wstani, puści człowieka tego,
Otemkni mu kościoł boży,
Ać na tym mrozie nie leży.
Żak się tego barzo lęknął,
Wstawszy, kościoł otemknął.
To się niejedną dziejało,
Ale się często dziejało.
Więc żak powiedał każdemu,
I staremu, i młodemu.
A gdyż to po nim uznali,
Wieliką mu fałę dali,
Za świętego ji trzymano,
Wiele mu prze Bog dawano.
Steskszy sobie ociec jego,
Przez swego syna jedynego,
Posłał po wszym ziemiam lud,
I zadał jim wielki trud;
Strawili wieliki pieniądz,
Swego księdza szukając.
Tu ji nadjęli
W jednym mieście, w Jelidocei.
Nie znał go jeden jeko drugi,
A on poznał wszytki swe sługi
Brał od nich jełmużny jich,
Więc wiesioł był,
Iż ji tym Bog nawiedził.
9
Tu są jechali od niego,
A nie poznał żadny jego;
A oćcu są powiedzieli:
Nigdziejsmy go nie widzieli.
A gdy to ociec usłyszał ta słowa,
Tedy jego żałość była nowa:
Tu jął płakać i narzekać;
Mać nie mogła płaczu przestać.
A więc świętemu Aleksemu,
Temu księdzu wielebnemu,
Nieluba mu fala była,
Co się mu ondzie wodziła.
Tu się w[e]zbrał jeko mogę,
Wsiadł na morze w kogę,
Brał się do ziemie do jednej;
Do miasta Syryjej;
Tam był czuł świętego Pawła,
Tu była jego myśl padła.
Więc się wietr obrocił;
Ten-ci ji zasię nawrocił.
A gdy do Rzyma przyjał, Bogu dziękował,
Iż ji do ziemie przygnał,
A rzekąc: Już tu chcę cirzpieć,
Mękę i wszytki złe file imieć,
U mego oćca na dworze,
Gdyżeśm nie przebył za morze.
Potkał na żorawiu oćca swego,
Przed grodem i jął go prosić:
W jimię syna bożego
I dla syna twego Aleksego,
A racz mi swą jełmożnę dać,
Bych mogł ty odrobiny brać,
Co będą z twego stoła padać.
Jego ociec to usłyszał,
Iż jemu synowo jimię wspomionął,
Tu silno rzewno zapłakał,
Więc ji Boga dla chował.
A gdy usłyszał taką mowę,
Zawinął sobie płaszczem głowę;
Tu się był weń zamęt wkradł,
Mało eże z mostu nie spadł.
Podał mu szafarza swego;
Ten mu czynił wiele złego.
Tu pod wschodem leżał
Każdy nań pomyje, złą wodę lał.
A leżał tu sześćnaćcie lat,
Wszytko cirzpial prze Bog rad;
Siodmegonaćcie lata za morzem był,
Co sobie nic czynił.
A więc gdy już umrzeć miał,
Sam sobie list napisał,
I ścisnął ji twardo w ręce
Popisawszy swoje wszytki męki,
I wszytki skutki, co je płodził,
Jako się na świat narodził.
A gdy Bogu duszę dał,
Tu się wieliki dziw stał:
Samy zwony zwoniły,
Wszytki, co w Rzymie były.
Więc się po nim pytano,
Po wszytkich domiech szukano;
Nie mogli go nigdzie najć.
10
A wżdy nie chcieli przestać.
Jedno młode dziecię było,
To im więc wzjawiło,
A rzekąc: Aza wy nie wiecie o tym
Kto to umarł? Jąć wam powiem:
U Eufamijanać leży,
O jimże ta fała bieży;
Pod wschodem ji najdziecie,
Acz go jedno szukać chcecie.
Więc tu papież z kardynały,
Cesarz z swymi kapłany,
Szli są k niemu z chorągwiami;
Zwony wżdy zwonili sami;
Tu więc była ludzi siła,
Silno wielka ciszczba była.
Kogokole para zaleciała
Od tego świętego ciała,
Ktory le chorobę miał
Natemieści[e] zdrow ostał;
Tu są krasne cztyrzy świece stały,
Co są więc w sobie święty ogień miały.
Chcieli mu list z ręki wziąć,
Nie mogli go mu wziąć:
Ani cesarz, ani papież,
Ani wszytko kapłaństwo takież,
I wszytek lud k temu
Nie mogł rozdrzeć nicht ręki jemu.
Więc wszytcy prosili Boga za to,
Aby jim Bog pomogł na to,
By mu mogli list otjąć,
A wżdy mu go nie mogli otjąć,
Eżby ale poznali mało,
Co by na tym liście stało.
Jedno przyszła żona jego,
A ściągła rękę do niego,
Eż jej w rękę wpadł list,
Przeto iż był jeden do drugiego czyst.
A gdy ten list oglądano,
Natenczas uznano,
Iż był syn Eufimijanow
A księdza rzymskiego cesarzow.
A gdy to ociec...
(Końca brak)
Rozmowa Mistrza Plikarpa ze Śmiercią
- (De morte prologus)
(fragment)
Gospodzinie wszechmogący,
Nade wszytko stworzenie więcszy,
Pomoży mi to działo słożyć,
Bych je mogł pilnie wyłożyć
Ku twej fały rozmnożeniu,
Ku ludzkiemu polepszeniu!
Wszytcy ludzie, posłuchajcie,
Okrutność śmirci poznajcie! -
Wy, co jej nizacz nie macie,
Przy skonaniu ją poznacie.
Bądz to stary albo młody
Żadny nie ujdzie śmiertelnej szkody;
11
Kogokoli śmierć udusi,
Każdy w jej szkole być musi;
Dziwno się swym żakom stawi,
Każdego żywota zbawi.
Przykład o tem chcę powiedzieć,
Słuchaj tego, kto chce wiedzieć!
Polikarpus, tak wezwany,
Mędrzec wieliki, mistrz wybrany,
Prosił Boga o to prawie,
By uzrzał śmierć w jej postawie.
Gdy się moglił Bogu wiele,
Ostał wszech ludzi w kościele,
Uzrzał człowieka nagiego,
Przyrodzenia niewieściego,
Obraza wielmi skaradego,
Aoktuszą przepasanego.
Chuda, blada, żołte lice
Lści się jako miednica;
Upadł ci jej koniec nosa,
Z oczu płynie krwawa rosa;
Przewiązała głowę chustą,
Jako samojedz krzywousta;
Nie było warg u jej gęby,
Poziewając skrżyta zęby;
Miece oczy zawracając,
Grozną kosę w ręku mając;
Goła głowa, przykra mowa,
Ze wszech stron skarada postawa -
Wypięła żebra i kości,
Grozno siecze przez lutości.
Mistrz widząc obraz skarady,
Żółte oczy, żywot blady,
Grozno się tego przelęknął,
Padł na ziemię, eże stęknął.
Gdy leżał wznak jako wiła,
Śmierć do niego przemowiła:
- Czemu się tako barzo lękasz?
Wrzekomoś zdrow, a [w]żdy stękasz!
Pan Bog tę rzecz tako nosił,
Iżyś go o to barzo prosił,
Abych ci się ukazała,
Wszytkę swą moc wzjawiła;
Otoż ci przed tobą stoję,
Oglądaj postawę moję:
Każdemu się tak ukażę,
Gdy go żywota zbawię.
Nie [lę]kaj się mie tym razem,
Iż mię widzisz przed obrazem;
Gdy przydę, namilejszy, k tobie,
Tedy barzo zeckniesz sobie:
Zableszczysz na strony oczy,
Eż ci z ciała pot poskoczy;
Rzucęć się, jako kot na myszy,
Aż twe sirce ciężko wdyszy.
Otchoceć się z miodem tarnek,
Gdyć przyniosę jadu garnek -
Musisz ji pić przez dzięki;
Gdy pożywiesz wielikiej męki,
Będziesz mieć dosyć tesnice,
Odbędziesz swej miłośnice.
Ostań tego wszech, tobie wielę,
Przez dzięki cię z nią rozdzielę.
12
Mow ze mną, boć mam działo,
Gdy się ze mną mowić chciało;
Widzisz, iżem ci robotnica -
Czemu cię wzięła taka tesnica?
Ma kosa wisz, trawę siecze,
Przed nią nikt nie uciecze.
Wstań, mistrzu, odpowiedz, jestli umiesz!
Za po polsku nie rozumiesz?
Snać ci Sortes nie pomoże,
Przelęknąłeś się, nieboże!
Już odetchni, nieboraku,
Mow ze mną, ubogi żaku,
Nie boj się dziś mojej szkoły,
Nie dam ci czyść epistoły.
Magister respondit:
Mistrz przemowił wielmi skromnie:
Lęknąłem się, eż nic po mnie.
Ta mi rzecz barzo niemiła,
Iżeś mię tako postraszyła;
By była co przykrego przemowiła,
Zerwałaby się we mnie każda żyła;
Nagle by mię umorzyła
I duszę by wypędziła.
Proszę ciebie, ostąp mało,
Boć nie wiem, coć mi się stało:
Mgleję wszytek i bladzieję.
Straciłem zdrowie i nadzieję;
Racz rzucić od siebie kosę,
Ać swoję głowę podniosę!
Mors dicit:
Darma, mistrzu, twoja mowa,
Tegom ci uczynić nie gotowa;
Dzirżę kosę na reistrze,
Siekę doktory i mistrze,
Zawżdy ją gotową noszę,
Przez dzięki noclegu proszę.
Wstań ku mnie, możesz mi wierzać,
Nie chcęć się dzisia zniewierzać!
Wstał mistrz jedwo lelejąc się,
Drżą mu nogi, przelęknął się.
Magister dicit:
Miła Śmierci, gdzieś się wzięła,
Dawno liś się urodziła?
Rad bych wiedział do ostatka,
Gdzie twoj ociec albo matka.
Mors dicit:
Gdy stworzył Bog człowieka,
Iżby był żyw eż do wieka,
Stworzył Bog Jewę z kości
Adamowi ku radości.
Dał jemu moc nad zwierzęty,
By panował jako święty;
Podał jemu ryby z morza
Chcąc go zbawić wszego gorza;
Polecił mu rajskie sady
Chcąc ji zbawić wszej biady.
To wszytko w jego moc dał,
Jedno mu drzewo zakazał,
By go owszejki nie ruszał
Ani się na nie pokuszał,
Rzeknąc jemu: Jedno ruszysz,
Tedy pewno umrzeć musisz!
13
Ale zły dusz Jewę zdradził,
Gdy jej owoc ruszyć radził.
Ewa się ułakomiła,
Śmiałość uczyniła;
W ten czas się ja poczęła,
Gdy Ewa jabłko ruszyła;
Adamowi jebłka dała,
A ja w onem jebłk[u] była.
Adam mie w jebłce ukusił,
Przeto przez mię umrzeć musił;
W tem Boga barzo obraził,
Wszytko swe plemię zaraził.
Magister dicit:
Miła Śmirci, racz mi wzjewić,
Przecz chcesz ludzie żywota zbawić,
Czemu twą łaskę stracili.
Zać co złego uczynili?
Chcem do ciebie poczty nosić,
Aby się dała przeprosić;
Dał bych dobry kołacz upiec,
Bych mogł przed tobą uciec.
Mors dicit:
Chowaj sobie poczty swoje,
Rozdraznisz mię tyle dwoje!
W pocztach ci ja nie korzyszczę,
Wszytki w żywocie zaniszczę.
Chcesz li wiedzieć statecznie,
Powiem tobie przezpiecznie:
Stworzyciel wszego stworzenia
Pożyczył mi takiej mocy,
Bych morzyła we dnie i w nocy.
Morzę na wschod, na południe,
A umiem to działo cudnie;
Od połnocy do zachodu
Chodzę nie pytając brodu.
Toć me nawięcsze wiesiele,
Gdy mam morzyć żywych wiele:
Gdy się jimę z kosą plęsać,
Chcę jich tysiąc pokęsać.
Toć jest mojej mocy znamię -
Morzę wszytko ludzkie plemię:
Morzę mądre i też wiły,
W tym skazuję swoje siły;
I chorego, i zdrowego,
Zbawię żywota każdego;
Lubo stary, lubo młody,
Każdemu ma kosa zgodzi;
Bądz ubodzy i bogaci,
Wszytki ma kosa potraci;
W[o]jewody i czestniki,
Wszytki świeckie miłostniki,
Bądz książęta albo grabie,
Wszytki ja pobierzę k sobie.
Ja z krola koronę zemknę,
Za włosy ji pod kosę wemknę;
Też bywam w cesarskiej sieni,
Zimie, lecie i w jesieni.
Filozofi i gwiazdarze,
Wszytki na swej stawiam sparze -
Rzemieślniki, kupce i oracze,
Każdy przed mą kosą skacze;
Wszytki zdradzce i lifniki
14
Zostawię je nieboszczyki.
Karczmarze, co zle piwa dają,
Nie często na mię wspominają;
Jako swe miechy natkają,
W ten czas mą kosę poznają;
Kiedy nawiedzą mą szkołę,
Będę jim lać w gardło smołę.
Jedno się poruszę,
Wszytki nagle zdawić muszę:
Naprzod zdawię dziewki, chłopce,
Aż się chłop po sircu zmiekce.
Ja zabiła Goliasza,
Annasza i Kaifasza;
Ja Judasza obiesiła
I dw[u] łotru na krzyż wbiła;
Alem kosy naruszyła,
Gdym Krystusa umorzyła,
Bo w niem była Boska siła.
Ten jeden mą kosę zwyciężył,
Iż trzeciego dnia ożył;
Z tegom się żywotem biedziła,
Potem jużem wszytkę moc straciła.
Mam moc nad ludzmi dobremi,
Ale więcej nade złemi;
Kto nawięcej czyni złości,
Temu złamię kości.
Chcesz li, jeszcze wzjawię tobie,
Jedno bierz na rozum sobie:
Powiem ci o mej kosie,
Jedno jej powąchaj w nosie,
Chcesz li spatrzać, jako ostra.
Zapłacze nad tobą siostra,
Mistrzostwać nic nie pomogą,
W ocemgnieniu wezdrzysz nogą;
Jedno wyjmę z puzdra kosy,
Natychmiast zmienisz głosy.
Dał ci mi to Wszechmogący,
Bych morzyła lud żywiący;
Zawżdy wsłynie moja siła:
Jam obrzymy pomorzyła,
Salomona tak mądrego,
Absolona nadobnego,
Sampsona wielmi mocnego
I Wietrzycha obrzymskiego.
Ja się nad niemi pomściła,
A swą kosę ucieszyła;
Jać też dziwy poczynam,
Jedny wieszam, drugie ścinam.
Magister respondit:
Jać nie wiem, z kim się ty zbracisz,
Gdy wszytki ludzie potracisz;
Gdy wszytki ludzie posieczesz,
A gdzież sama ucieszesz?
Wżdyć trzeba ludzkiej przyjazni,
By cię zgrzeli w swojej łazni,
Aby się w niej napociła,
Gdyby się urobiła -
A potem lepiej [czyniła].
Mors dicit:
Owa, ja tu ciebie zmyję,
W ocemgnieniu zetnę szyję.
Czemu się tako z rzeczą wciekasz,
15
Snać tu jutra nie doczekasz!
Mowisz mi to tako śmiele,
Utnęć szyję i w kościele!
Otoż, mistrzu barzo głupi,
Nie rozumiesz o tej kupi:
Nie korzyszczęć ja w odzieniu
Ani w nawięcszem jimieniu;
Twe rozynki i migdały
Zawżdyć mi za mało stały;
Eksamity i postawce -
Tych się mnie nigdy nie chce.
W grzechu się ludzkiem kocham,
A tego nigdy nie przeniecham;
Duchownego i świeckiego,
Zbawię żywota każdego;
A każdego morzę, łupię,
O to nigdy nie pokupię:
Kanonicy i proboszcze
Będą w mojej szkole jeszcze,
I plebani z miąszą szyją,
Jiżto barzo piwo piją,
I podgardłki na pirsiach wieszają;
Dobre kupce, rostocharze,
Wszytki moja kosa skarze;
Panie i tłuste niewiasty,
Co sobie czynią rozpasty,
Mordarze i okrutniki,
Ty posiekę nieboszczyki;
Dziewki, wdowy i mężatki
Posiekę je za jich niestatki;
Szlachcicam bierzę szypy, tulce,
A ostawiam je w jenej koszulce;
Żaki i dworaki,
Ty posiekę nieboraki;
Wszytki, co na ostre gonią,
Biegam za nimi z pogonią;
Kto się rad ku bitwie miece,
Utnę mu rękę i plece,
Rozdzielę ji z swoją miłą,
A ostawię ji prawym wiłą;
Chcę mu sama trafić włosy,
Iże zmieni głosy.
Magister dicit:
By mię chciała trocha słuchać,
Chciał bych cię nieco pytać:
Czemu się lekarze stają,
Gdy z twej mocy nie wybawiają,
I też powiedają,
Eże wieliką moc zioła mają?
Mors respondit:
Otoć każdy lekarz faści,
Nie pomogą jego maści;
Pożywają mistrzostwa swego,
Poki nietu czasu mego;
A poki jest wola Boża,
Poty człowiek praw niezboża.
Nie pomogą apoteki,
Przeciw mnie żadne leki, -
A wżdy umrzeć każdy musi,
Kto jich lekarstwa zakusi;
Na mały czas mogą pomoc,
Iż niemocny wezmie swą moc.
16
A wżdy koniec temu będzie,
Gdy lekarz w mej szkole siędzie,
Bowiem przeciw śmirtelnej szkodzie,
Nie najdzie ziela na ogrodzie.
Darbo pożywasz lubieszczka,
Jużci zgotowana deszczka;
Nie pomoże kurzenie piołyna,
Gdy przydzie moja godzina;
Nie pomogą i szełwije -
Wszytko śmirć przez ługu zmyje.
Jać nie dbam o żadne ziele,
A wżdy już lat przeszło wiele,
Gdy pożywam swego państwa,
A nie dbam o żadne lekarstwa;
Swe poczwy nad ludzmi stroję,
A wżdy w jenej mierze stoję.
Morzę sędzie i podsędki,
Zadam jim wielikie smętki.
Gdy swą rodzinę sądzą,
Często na skazaniu błądzą;
Ale gdy przydzie sąd Boży,
Sędzia w miech piszczeli włoży -
Już nie pojedzie na roki,
Czyniąc niesprawnie otwłoki,
Co przewracał sądy wierne,
Bierząc winy nieumierne,
Bierząc od złostników dary,
Sprawiając jich niewiery -
To wszytko będzie wzjawiono
I ciężko pomszczono.
Magister dicit:
Proszę ciebie, słuchaj tego,
A niechaj mowienia swego.
Twoja kosa wszytki siecze,
Tako szlachtę, jako kmiecie;
Dawisz wszytki przez lutości,
Nie czyniąc żadnej miłości.
Chciał bych oto mowić z tobą:
Mogł-li bych się skryć przed tobą,
Gdy bych się w ziemi chował
Albo twardo zamurował?
Żali bych uszedł twej mocy,
Gdy bych strzegł we dnie i w nocy?
Temu bych uczynił wrożę
I postawił dobrą strożę.
Mors dicit:
Chcesz-li tego skosztować,
Dam ci się w żelezie skować
I też w ziemi zakopać -
Ale cię pewno potrzepię,
Jed[no] sobie kosę sklepię;
Uwijaj się, jako umiesz,
Aza mej mocy ujdziesz...
Jużem ci naostrzyła kosę,
A darmo jej nie podnoszę,
Ciebie ją podgolić muszę.
Magister dicit:
Miła Śmierci, nie mow mi tego,
Zbawisz mię żywota mego;
Już ci nie wiem, coć mi się złego stało:
Głowa mi się wkoło toczy,
Z niej chcą wypaść oczy.
17
Mors dicit:
Czemu się tak wiele przeciwiasz,
Mirziączki ze mną nabywasz!
Nikt się przede mną nie skryje,
Wszytkiem żywem utnę szyje.
Sama w lisie jamy lażę,
Wszytki liszki w zdrowiu każę:
Za kunami lażę w dzienie,
Aupieże dam na odzienie;
Ja dawię gronostaje
I wiewiorkam się dostaje;
Jać też kosą siekę wilki,
Sarny łapam drugiej filki,
Przez płoty chłopie
Gonię żorawie i dropie;
Z gęsi też wypędzam [duszki?]
Pierze dawam na poduszki -
Zwierzęta i wszytki ptaki
Ja posiekę, nieboraki.
Cokoli martwym niosą,
Ci byli pod mą kosą -
Przetoć ten przykład przywodzę:
Każdego w żywocie szkodzę.
By się podnosił na powietrze,
Musisz płacić świętopietrze.
Jen ma grody i pałace,
Każdy przed mą kosą skacze;
By też miał żelazna wrota,
Nie ujdzie ze mną kłopota.
Wszytki sobie za nic ważę,
Z każdego duszę wydłażę:
Stoić za mało papież
I naliszszy żebrak takież;
Kardynały i biskupy -
Zadam jim wielikie łupy,
Pogniatam ci kanoniki,
Proboszcze, sufragany,
A ni mam o to przygany;
Wszytki mnichy i opaty
Posiekę przez zapłaty.
Dobrzy mniszy się nie boją,
Ktorzy żywot dobry mają;
Acz mą kosę poznają,
Ale się jej nie lękają;
To wszytkim dobrem pospolno -
Jidą przed mą kosą rowno,
Bo dobremu mało płaci,
Acz umrze, nic nie straci:
Pozbędzie świeckiej żałości,
Pojdzie w niebieski radości;
Prosty mnich w niebo ciągnie,
A żadny mu nie przeciągnie;
Wziął od wszystkich wzgardzenie,
Świeccy mu się naśmiewali,
Za prawego ji wiłę mieli;
Ale gdy przydzie dzień sądny,
Gdzie się nie skryje żadny,
Uzrzą mądrzy tego świata,
Iż dobra boska odpłata;
Chowali tu żywot swoj ciasno,
Alić jich sirca nad słońce jasno;
Jidą w niebieskie radości,
18
A nie w piekielne żałości.
Co nam pomogło odzienie
Albo obłudne jimienie,
Cośmy się w niem kochali,
A swe dusze za nie dali?
Przeminęło jak obłoki,
A my jidzim przez otwłoki.
Jinako morzę złe mnichy,
Ktorzy mają zakon lichy,
Co z klasztora uciekają.
A swej wolej pożywają.
Gdy mnich pocznie dziwy stroić,
Nikt go nie może ukoić;
Kto chce czynić co na świecie,
Zły mnich we wszytko się miece.
Jestli wsiędzie na szkapicę,
Wetknie za nadra kapicę,
Zawodem na koniu wraca,
A często kozielce przewraca.
Kiedy mnich na koniu skacze,
Nie wezrzałby na nalepsze kołacze;
Umaże się jako wiła.
Wżdy mu ta rzecz bardzo miła.
Gdy piechotą jimie biegać,
Muszę mu naprzod zabiegać.
Azaż ci ji czarci niosą,
Jedwo ji pogonię z kosą!
Nie dba, iż go kijem biją,
Zawod biega z krzywą szyją;
A drugdy mu zbiją plece,
A wżdy się w niem coś złego miece -
A wżdy za niem biegać muszę,
Aż z niego wypędzę duszę.
Mowię to przez kłamu, wierę,
Dam ji czartom na ofierę.
Kustosza i przeora
Wezmę je do swego dwora;
Z opata zejmę kapicę,
Dam komu na nogawicę;
Z szkaplerza będą pilśnianki,
Suknia będzie pachołkom na lanki;
Odejmę mu torłop kuni,
A nie wiem, gdzie się okuni;
Odejmę mu kożuch lisi
I płaszcz, co nazbyt wisi.
Koniecznie mu zejmę infułę
I dam za szyję poczpułę.
Magister dicit:
Chcę cię pytać, Śmirci miła,
By mię tego nauczyła
Panie, co czystość chowają,
Jako się u Boga mają?
Mors respondit:
Azaś nie czytał świętych żywota,
Co mieli ciężkie kłopoty:
Jako panny mordowano,
Sieczono i biczowano,
Nago zwłoczono, ciało żżono
I pirsi rzezano -
Potem do ciemnice wiedziono,
Niektore głodem morzono,
Potem w powrozie wodzono,
19
Okrutnemi dręcząc mękami,
Targano je osękami.
Ja się temu dziwowała,
Gdym w nich tę śmiałość widziała:
Dziwno jest nie dbać okrutności,
Cirzpiąc tak ciężkie boleści.
Magister dictit :
[Miła Śmirci, racz powiedzieć,
co od ciebie chciałbych wiedzieć:
wiem, iż wszemu koniec będzie,
kiedy Bog na sądzie siędzie;
gdzie ty, Śmirci, w ten czas będziesz?
czy i ty na sądzie siędziesz,
iże nas tak bardzo nędzisz?
Mors dicit:
Ten, kto ma rozum stateczny,
wie, iż Bog jest żywot wieczny:
a przeto gdzie Kryst kroluje,
tamto już Śmirć nie panuje.
Gdy Bog będzie grzeszne sędzić,
ja je mam do piekła pędzić,
a kiedy już w piekle siędą,
wielkie męki cirzpieć będą.
Gdy je tako będą mę_____czyć,
oni do mnie będą jęczeć:
prosim, by nas umorzyła
i z mąk takich wybawiła.
A ja mam się w ten czas chronić;
nie mam ich ot męki bronić.
Przeto, mistrzu, uważ sobie,
strzeż się, bo pokażę tobie!
Służ Bogu we dnie i w nocy,
ujdziesz mąk przy tem pomocy.
Możesz mię dobrze rozumieć
i, co ci mowię, uczynić.
Kiedy ci się znowu zjawię,
koniecznie żywota zbawię.
Wtem mistrz krzyknął wielkim głosem,
bo tuż Śmirć ujrzał tym czasem.
Magister dicit:
Już nam wszytkim ludziom gorze,
Śmirć nas wlecze jako morze.
Straciłem wsze swoje lata,
bom telko używał świata].
ACH, MIAOŚĆ, COŚ MI UCZYNIAA
Ach, miłość, coś mi uczyniła,
Eżeś mie tak oślepiła,
Eżeśm ja na miłość podał,
Jako bych nikogo na świecie znał.
MIAUJ, MIAA, MIAUJ WIERNIE
Miłuj, miła, miłuj wiernie,
Miej go w sercu zawżdy pewnie,
Wiernie mienim, nie przemienim,
Kto to wzdruszy,
Dyjabeł będzie pan jego duszy.
20
LAMENT CHAOPSKI NA PANY
Gaweł
Biada nam wielka na te nasze pany!
Prawie nas łupią z skóry jak barany.
Nigdy z pokojem człowiek nie usiędzie,
Chyba co złego przy piwie zabędzie.
Przydzie powszedni dzień - robić do dwora,
Przydzie dzień święty - siedzieć do gąsiora;
A wymówiszli tam stojąc co głupie,
Tudzież powrozem wezmiesz na biskupie.
Wszytko wywleczesz, co masz, na pobory,
Musisz co przedać z gumna i obory;
A jeszcze na te wszytkie niedostatki
Panowie wielkie stanowią podatki.
"Daj czynsze, stróżne, łączne, kurów kilko!"
Już nie wiem czego nie dajemy tylko:
Mamy żołędzie, chmiele i orzechy,
Tylko co panom nabijamy miechy. (...)
Dzwigoń
Niech pan sam orze rolą z miłym Bogiem,
Dawnom ją myślił porzucić odłogiem.
Pan sobie pije naprosiwszy gości,
Kmiotek ubogi co dzień zgoła pości.
U panów wszytkie biesiady, rozkoszy,
Pełna obora i kaleta groszy,
A człowiek nie ma za co kupić soli.
Lepiej by się snadz odrzec i tej roli. (...)
21


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bogurodzica jako najstarszy zabytek językowy i arcydzieło poezji średniowiecza
Antologia polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki WSTĘP [opracowanie]
Polskie dziejopisarstwo średniowieczne
! Średniowiecze polskie dziejopisarstwo sredniowieczne
Antologia polskiego rapu Słowniczek
! Średniowiecze polskie pismiennictwo sredniowieczne
FUTURYZM FORMIŚCI NOWA SZTUKA Wybór tekstów na podst ANTOLOGIA POLSKIEGO FUTURYZMU I NOWEJ S

więcej podobnych podstron