Flori Rycerstwo w średniowiecznej Francji


Jean Flori

Rycerstwo

w średniowiecznej Francji
Wprowadzenie
Początek XIII wieku wydaje się okresem szczytowego rozkwitu rycerstwa. W wielu
regionach, zwłaszcza we Francji, jest ono przemieszane ze szlachtą, stanowiąc
jej zbrojne
ramię. Od ponad stu lat w całej Europie, a nawet na Bliskim Wschodzie, zwycięża
dzięki
swym ostrym szarżom na wszystkich polach walk. Dominuje także w społeczeństwie,
wień-
cząc proces awansu społecznego, który stopił je z arystokracją; w ten sposób
powstała odręb-
na grupa społeczna, której jasno określone i na nowo zatwierdzone przywileje
wkrótce stały
się dziedziczne: szlachta.
Wypracowała ona sobie również ideologię, zbiór wartości, które we własnym mnie-
maniu ucieleśnia; posłannictwo, jakie Kościół niegdyś przypisywał królom: obronę
królestwa,
utożsamianą z obroną całego chrześcijaństwa; ochronę kościołów i ludzi słabych,
duchow-
nych, wdów, sierot.
W oczach rycerstwa owo posłannictwo usprawiedliwia jego przywileje, jego
przewagę
nad ludem, a nawet jego pochodzenie i istnienie. Ten obraz samego siebie trafnie
odzwiercie-
dla opowieść z początku XIII wieku, Lancelot z Jeziora, jeden z najbardziej
poczytnych w
Średniowieczu utworów, mający przemożny wpływ na umysły: młody Lancelot,
sierota, za-
nim stał się "najwaleczniejszym rycerzem świata", został przysposobiony i
wychowany przez
Panią z Jeziora, księżniczkę-wróżkę dziwnej i tajemniczej krainy. Kiedy osiąga
wiek, w któ-
rym z chłopca staje się rycerzem, Pani z Jeziora wysyła go do króla Artura,
prawdziwego mi-
strza rycerzy. Król wręczy mu miecz, oznakę jego stanu. Przedtem jednak Pani
opowiada
Lancelotowi o pochodzeniu rycerstwa, jego przywilejach, a także o posłannictwie
i obowiąz-
kach.
Pochodzenie to ginie w mrokach dziejów. Jednak nie sięga samego stworzenia, gdyż
wszyscy ludzie pochodzą od jednej pary, Adama i Ewy, wszyscy więc byli równi "w
prawie".
Nic ich nie różniło z racji urodzenia, rodu, szlachectwa. Jednak wskutek
ludzkiego grzechu na
świecie rozwinęło się zło i silni zaczęli uciskać słabych, którzy wybrali wtedy
najzdolniej-
szych spośród siebie, aby nimi rządzili i ich bronili.
"A kiedy słabi nie mogli już stawić czoła ani oporu silnym, ustanowili nad sobą
gwa-
rantów i obrońców, by zapewnić słabym pokój i rządzić nimi sprawiedliwie, a
także aby od-
wieść silnych od nieprawości i zniewag, jakich się dopuszczali" (Lancelot z
Jeziora).
Tak więc, na mocy wyboru, ustanowiono najwyższy stan - rycerstwo. Ma ono dwoja-
kie zadanie: osłaniać Kościół i bezbronny lud, służyć Bogu i Kościołowi, ale
także rządzić,
kierować, panować nad ludem, który winien być mu we wszystkim posłuszny i
zapewnić to,
co niezbędne do godnego życia.
Odnajdujemy tutaj, z kilkoma znamiennymi retuszami, trójdzielny schemat
charakte-
ryzujący większość społeczeństw wywodzących się z indoeuropejskich migracji,
które osie-
dliły się w Europie. Być może jest to nawet, z paroma odmianami, stały element
całej ludzko-
ści. Jednak w Europie, a zwłaszcza na średniowiecznym Zachodzie, który nas tu
interesuje,
schemat ten jawi się w pełni wyraziście dopiero na początku XI wieku. W poemacie
dedyko-
wanym królowi Francji Robertowi Pobożnemu około 1030 roku biskup Laon Adalberon
dzieli chrześcijańskie społeczeństwo na trzy kategorie: "Ci, którzy się modlą,
ci, którzy wal-
czą, ci, którzy pracują". Kilka lat wcześniej jego kuzyn Gerard, biskup Cambrai,
przemawiał
w podobny sposób podczas synodu zebranego w Arras, gdzie zwalczał wywrotowe
poglądy
"heretyków", ludzi świeckich, którzy rościli sobie prawo do samodzielnego
wypracowania
poglądu w kwestii wiary religijnej. Występując przeciw nim, wykazał, że "od
zarania rodzaj
ludzki dzieli się na trzy części, na ludzi modlitwy (oratoribus), rolników
(agricultoribus) oraz
ludzi wojny (pugnatoribus)".
Niech zatem każdy dostosuje się do woli Bożej i umie zostać na swoim miejscu.
Niech
religia będzie sprawą duchownych, stosowanie siły sprawą wojowników, a dla
wyżywienia
całej ludzkości niech masa chłopów nie szczędzi trudu, poddana dwóm pozostałym
stanom
społeczeństwa chrześcijańskiego, niezmiennego, gdyż takiego społeczeństwa od
początku
chciał Bóg.
Ten podział na trzy części nie jest niewinny. Ponad prostym stwierdzeniem
koniecznej
różnorodności funkcji czy zawodów zaprowadza w istocie hierarchię społeczną,
wręcz praw-
ną. W obrębie społeczeństwa średniowiecznego, tak zastygłego w swej uświęconej
niezmien-
ności, wszyscy ludzie wywodzący się od pierwszej pary są zatem całkowicie równi,
ale -
mówiąc żartobliwie - "niektórzy są równiejsi". Ich różne funkcje nie mają bowiem
równego
stopnia godności, wielkości, "szlachectwa". Na szczycie hierarchii "słudzy Boga'
przyjmują
Jego słowo i w Jego imieniu rządzą ziemskim społeczeństwem swymi oświeconymi
radami.
To posłannictwo pośredników między niebem i ziemią stawia ich w szczególnej
sytuacji. Są
oni "w świecie", ale nie "ze świata". Przez swe modlitwy czy sakramenty, których
są jedyny-
mi prawomocnymi szafarzami, dzierżą klucze do raju, do tego królestwa Bożego, do
którego
dążą wszyscy ludzie tych czasów. Stan duchowny zajmuje zatem szczyt hierarchii,
gdyż to,
co duchowe, ma przewagę nad tym, co doczesne (przynajmniej w oczach księży), tak
jak -
według ich poglądów - dusza nad ciałem.
Nie ulega wątpliwości, że na dole społeczeństwa, u jego podstaw, znajdują się
ci, któ-
rzy żyją z pracy własnych rąk. Na początku XI wieku prawie nie ma innych prac
prócz upra-
wy roli, z której pochodzi wszelka żywność. Rozwój miast, handlu, rzemiosła, a
potem tego
wszystkiego, co już da się nazwać przemysłem, rozbije później jedność trzeciego
stanu, który
na razie można utożsamiać z uprawiającymi ziemię, żywicielami dwóch pozostałych
warstw
społecznych. Natomiast stan drugi, jedyny, który nas tutaj interesuje, w myśli
Adalberona i
Gerarda składa się z tych, którzy kierują i rządzą społeczeństwem
chrześcijańskim według
dyrektyw z nieba: są to przede wszystkim królowie oraz ci, którym przekazali oni
całość lub
część władzy królewskiej powierzonej im przez Boga.
Około 1030 roku społeczeństwo chrześcijańskie, zwłaszcza we Francji, przeżyło
do-
głębną przemianę. Władza senioralna, zwana niekiedy feudalizmem, utrwaliła się
mocno - nie
można mówić o anarchii feudalnej, to niemal jej przeciwieństwo. Zmierzch władzy
centralnej
pociąga za sobą umocnienie więzi między ludźmi, wzrost znaczenia i skupienie
rządów w
rękach dawnych przedstawicieli upadającej władzy królewskiej, hrabiów, których
na niższym
szczeblu wkrótce zastąpili kasztelani. Otoczeni wojownikami, których łacińskie
teksty nazy-
wają milites, co wkrótce będzie można przetłumaczyć słowem chevaliers (rycerze),
kasztelani
zaprowadzają wówczas swój porządek - czy też nieporządek - panując nad ludźmi w
obrębie
małego regionu, którym kierują, zarządzają, który użytkują. Jest to epoka zamków
i rycerzy -
dwóch filarów społeczeństwa feudalnego.
Wtedy się rodzi rycerstwo.
Nie tak, jak tłumaczono Lancelotowi, na mocy wyboru przez najsłabszych, szukają-
cych obrony przed zdzierstwem najsilniejszych podczas zamierzchłych napięć u
zarania
dziejów ludzkości, ale raczej w burzliwej epoce początków świata feudalnego,
przez samo
praktykowanie siły miecza na bezbronnej ludności. Pod przykrywką obrony, która
stała się
już jednak mniej konieczna po ustaniu najazdów Normanów czy Saracenów,
kasztelani orę-
żem swych rycerzy narzucili władzę ludności poszczególnych regionów. Rządzą nią,
sądzą ją,
nakładają na nią podatki, które teksty często określają wielce wymownym słowem:
wymu-
szenia (exactiones).
Mitycznym źródłom rycerstwa stającego w obronie słabych, kobiet, sierot i
wszystkich
wydziedziczonych trzeba więc stanowczo przeciwstawić rzeczywiste pochodzenie
tego stanu,
który bardziej uciska, niż broni. Dopiero stopniowo, pod wielorakim wpływem
Kościoła, ale
także poetów, pisarzy, kobiet, powszechnej ewolucji obyczajów, gustów i
mentalności, ta
klasa żołdaków i wiarusów przeobraziła się w rycerstwo, jeśli nie w
rzeczywistości, to przy-
najmniej w jej wyobrażeniu, w jej obrazie. W większym stopniu niż realną
instytucją rycer-
stwo jest sposobem życia, ideałem, a być może nawet i marzeniem.
I. Rycerstwo klasą społeczną?
Czym jest rycerstwo i kim są rycerze? Wątpliwości budzą się już na poziomie
słownictwa.
Określenia bowiem, które od XI wieku coraz częściej spotykamy w tekstach, same w
sobie są
niejasne.
1. Problemy ze słownictwem
Zabarwienie znaczenia służbą publiczną dochodzi do klasycznego i czysto
militarnego
sensu łacińskich słów miles, militia, militare, które odnosiły się do żołnierzy
rzymskich. Mni-
si sami określają się mianem milites Dei, co można przetłumaczyć zarówno jako
"słudzy Bo-
ży", jak i "żołnierze Boży", tak ściśle są wówczas powiązane pojęcia walki
(tutaj duchowej) i
służby. Skądinąd, kiedy w VIII wieku odbywa się koronacja króla, a nieco później
księcia,
biskup przypomina mu, że zaczyna on pełnić służbę publiczną (militia) i winien
służyć Bogu
(militare Deo). Oczywiście, czasem i orężem; jest to jednak tylko jeden z
aspektów jego
funkcji rządzenia. Jeszcze w X wieku u Hinkmara z Reims słowo militia zachowuje
znaczenie
funkcji publicznej, a miles (liczba mnoga: milites) kładzie akcent w równej
mierze na służbę i
posłuszeństwo, co na funkcję wojowania.
Dochodzi tu także zabarwienie związane z wasalstwem. Rozszerzanie się więzi
wasal-
nych, wspierane przez karolińskich władców, sprawia, że powstaje coraz więcej
określeń
oznaczających wasala, człowieka zaufanego jakiegoś księcia czy seniora.
Napotykamy więc
zarówno dawne terminy: vassus, vassalus, fidelis, jak również słowa: homo, które
występuje
najczęściej, lub miles - w tym znaczeniu powszechne w XI wieku. Miles może nawet
wyrażać
związek przymierza mniej określony i mniej przymuszający niż związek wasalny.
Tak się
dzieje ok. 1030 roku u Dudona z Saint-Quentin: po ustaleniu projektu małżeństwa
między
młodym diukiem Ryszardem z Normandii i córką diuka Hugona z Francji
nieprzyjaciele Ry-
szarda, jak on sam nam mówi, obawiają się, że kiedy zostanie on miles Hugona,
będzie miał
oparcie w jego orężu. Ryszard nie był zaś ani wasalem, ani "rycerzem" Hugona.
Znaczenie wojskowe także się utrzymuje. Zwłaszcza w liczbie mnogiej milites
wciąż
oznacza po prostu żołnierzy, wszystkich wojowników, a nie tylko tych, którzy
później zyskają
miano rycerzy. W wielu tekstach z X - XII wieku napotykamy opisy wojsk
składających się z
wojowników (milites), dzielących się na konnicę (equites) i piechurów czy
pieszych (pedites).
Przewaga ciężkiej konnicy w XI i XII wieku spowodowała jednak połączenie różnych
zna-
czeń pojęcia miles. Książęta, kasztelani i ich zbrojni wasale walczyli
oczywiście raczej konno
niż pieszo i wreszcie słowo milites zaczęło oznaczać wyłącznie elitę konnych
wojowników, a
już nie żołnierzy w szerokim tego słowa znaczeniu. Stopniowe połączenie tych
różnych zna-
czeń miles stało się możliwe dlatego, że wszystkie one wyrażały pojęcie służby,
która w tej
epoce miała przede wszystkim aspekt wojskowy.
2. Od wasalstwa do feudalizmu
Od początku VIII wieku powstały związki wasalne, łączące ze sobą dwóch ludzi
wol-
nych i równych wobec prawa, lecz jeden z nich, wasal, wchodził w zależność (nie
uwłaczają-
cą godności) od drugiego.
Obrzędy zawierania takich związków są dobrze znane: przyszły wasal, klęcząc
przed
swym seniorem, wkładał złożone ręce między jego dłonie i w ten sposób stawał się
"jego
człowiekiem". Kiedy senior podniósł go z klęczek, przysięgał mu wierność, kładąc
rękę na
Ewangelii lub na relikwiach świętych, których znaczenie wzrasta w XI wieku. Jest
to ceremo-
nia hołdu i przysięgi (homagium et fidelitas). Potem następował obrzęd
inwestytury: senior
podawał swemu wasalowi przedmiot symbolizujący sposób utrzymania, jaki mu
zapewnia za
"cenę" jego służby: na przykład grudkę ziemi lub chorągiew. Ludzie wolni, ale
nie mający
środków do życia, wchodzili w ten sposób w zależność od seniorów, którzy ich
utrzymywali,
zapewniając im dochód od warunkowo nadanej ziemi, beneficjum (beneficium).
Zależnie od
rangi beneficjanta mogło ono przybierać różne formy: bezpośrednie utrzymanie w
zamku se-
niora, w jego drużynie (mesnie), w garnizonie lub w eskorcie (jest to
domownictwo w szero-
kim tego słowa znaczeniu) bądź też - i to częściej w wypadku osobistości nieco
wyższej ran-
gi, mających własne sługi czy protegowanych - senior przyznawał swemu wasalowi w
ten
sposób osiedlonemu (chase) ziemię, która zapewniała mu byt.
Ci, którzy w ten sposób uzależniali się od "patrona", początkowo reprezentowali
bar-
dzo skromne warstwy. Wybitny francuski historyk M. Bloch tłumaczył ten fakt
mówiąc, że
system wasalny u swych początków mocno pachniał domowym chlebem. Świadczą o tym
najstarsze znane nam formuły; zaczynają się następująco (być może nie należy
brać tego do-
słownie): "Zważywszy, że wszystkim jest wiadomo, iż nie mam już środków, by się
wyżywić
i odziać, ja, taki a taki, powierzam się w ręce seniora X..." Wasale znajdywali
w ten sposób
bezpieczeństwo, którego im brakowało, gdyż senior zobowiązywał się utrzymywać
ich i bro-
nić. W zamian za to przyrzekali służyć mu we wszystkim, co było zgodne z ich
stanem wol-
nych ludzi.
Więzi feudalno-wasalne rozwijają się w X i XI wieku na bardzo różnych poziomach,
a
rzeczywisty element, beneficjum, zajmuje najważniejsze miejsce. Coraz
powszechniej jest to
odstąpienie ziemi wasalowi w lenno (fief), najpierw dożywotnio, potem jednak, od
XI wieku,
wasalom udało się doprowadzić do tego, że ziemia stała się dziedziczna na
szczycie hierarchii
wasalnej. W ten sposób władcy karolińscy odstępowali rozległe obszary (hrabstwa)
hrabiom,
którzy byli tam ich przedstawicielami i rządzili w ich imieniu. W IX i X wieku
ci reprezen-
tanci władcy uwalniali się spod jego opieki. System wasalny, który Karol Wielki
i jego na-
stępcy mieli nadzieję sobie przywłaszczyć, doprowadzając do jego przejęcia, aby
wzmocnić
swą władzę w odległych regionach, wymyka im się z rąk: zatrzymuje się w pół
drogi, wpierw
na szczeblu hrabiów. W ten sposób powstają niezależne księstwa, w których
niebawem hrabia
zaczyna sobie poczynać jak udzielny monarcha. Kasztelania i rycerstwo. W XI
wieku wyraź-
niej się zaznacza przesunięcie władzy, zwłaszcza we Francji. Tym razem schodzi
na szczebel
kasztelanii. Rozpowszechnia się praktyka lenna, a jego militarny charakter
jeszcze się umac-
nia. W system wasalstwa wchodzą wówczas niezależni właściciele ziemi
dziedzicznej (alleu-
tiers) którym się to opłaca.
Powierzają oni swoje włości, niekiedy znaczne, potężniejszemu seniorowi i stają
się
jego wasalami; od razu odzyskują swe dobra, ale już jako własność seniora (z
prawem użyt-
kowania). Mają zapewnioną opiekę, jednakże sami również zapewniają
bezpieczeństwo siła-
mi zbrojnymi - własnymi i swych wojowników, jeśli takich mają. W ten sposób
zadzierzgują
się układy prywatnej zależności w obrębie arystokracji.
Na wasalu spoczywają w istocie obowiązki trojakiego rodzaju - finansowy, prawny
i
wojskowy: pomoc finansowa w jasno określonych wypadkach (małżeństwo najstarszej
córki
seniora, pasowanie na rycerza jego najstarszego syna, okup lub wyjazd na
krucjatę); rada,
udział w jej decyzjach, zwłaszcza w dziedzinie sprawiedliwości; przede wszystkim
zaś służba
w wojsku. Szybki rozwój kasztelanii jest wyraźnie widoczny w XI wieku. W zamkach
- któ-
rych wyrasta wówczas coraz więcej, za zgodą hrabiów lub bez niej, a czasem nawet
wbrew
ich woli - kasztelani i garnizony wojowników (milites castri) tym łatwiej panują
nad społecz-
nością podległych im ludzi, że władza centralna została osłabiona. Oczywiście,
osłabienie to
nie ma jednolitego charakteru. W Niemczech na przykład utrzymuje się
zwierzchność cesarza
i twierdze są obsadzone przez jego garnizony albo powierzane niewolnym
urzędnikom dwor-
skim, ministeriałom. Na obrzeżach Cesarstwa cesarz nie walczy z powstającym
systemem
feudalnym, ale zachowuje nad nim kontrolę. Awans społeczny rycerstwa nastąpi
tutaj znacz-
nie później, u schyłku XII wieku, pod wpływem Francji i na jej wzór. Natomiast
osłabienie
władzy hrabiów zaznacza się w środkowej Francji, Anjou, Poitou, Szampanii, Ile-
de-France...
na tym rozległym obszarze kasztelani, opierający się na swych wojownikach,
powszechnie się
wyzwolili spod opieki hrabiów. Zjawisko to w jeszcze większym stopniu występuje
w regio-
nie Macon, którego mistrzowskie studium, autorstwa Georges' a Duby'ego, zyskało
wartość
wzoru. W południowej Francji zjawisko kasztelanii także pojawia się bardzo
wcześnie. Wła-
dza sądownicza szybko przechodzi od hrabiów do kasztelanów. Władza wojskowa
również.
Kasztelani i milites - już w ciągu pierwszych trzydziestu lat XI wieku - w tych
regio-
nach dzierżą więc w swych rękach znaczną władzę. Na południu wojownicy ci
nazywani są
cabalarii czy cabalers na równi z mianem milites. Określenia te nie mają jeszcze
doniosłego
wydźwięku społecznego; co więcej, są stosowane raczej w odniesieniu do ludzi
dość niskiej
rangi. Mają oni jednak udział w wyzysku chłopów, pobierają podatki i
zaprowadzają porzą-
dek kasztelana, tym samym zaś oddzielają się, w powszechnym sposobie myślenia, a
najpierw
we własnym, od masy chłopskiej, z której wielu z nich pochodzi; większość
milites nie dzier-
ży osobiście tej władzy, banu, a w tekstach powstałych na południu Francji
skrupulatnie od-
różniani są ci, którzy wydają rozkazy (majores milites, strenui milites), od
tych, którzy je wy-
konują (minores milites, gregarii milites, rycerze domowi). W regionach
położonych między
Sekwaną a Renem - przez długi czas uznawanych za kolebkę feudalizmu, gdzie więzi
wasalne
powstały szybko określenie miles istotnie pojawia się bardzo wcześnie w
dokumentach epoki
(połowa X wieku), lecz przez cały XI wiek owi milites zajmują podrzędną pozycję:
znacznie
częściej są to zbrojni (hommes de main) możnowładców niż ich wasale. Na przykład
w Pi-
kardii na początku XII wieku rycerstwo jest jeszcze trzymane krótko przez
książąt lub ich
zarządców, a położenie społeczne milites jest wciąż dość nędzne. Niemniej jednak
są oni
sprzymierzeni z arystokracją wojskową, gdyż stanowią jej zbrojne ramię - tak też
są postrze-
gani przez ludność (vulgum), którą wyzyskują. Powoli, dzięki służbie wojskowej
odbywanej
u boku swych seniorów, dzięki awansowi społecznemu, którego mogą dostąpić
wyróżniając
się w walce, przez małżeństwo, niekiedy przez uzurpację, niektórzy z nich
wznoszą się do
poziomu drobnej arystokracji, czy to dziedzicznej, czy feudalnej. Alodium,
uznawane niegdyś
za wyjątek na północ od Loary, w rzeczywistości utrzymywało się znacznie silniej
niż sądzo-
no. Równolegle zatem do arystokracji feudalnej istnieje drobna arystokracja
dziedziczna.
3. Arystokracja czy szlachta?
Czy w tej epoce można mówić o szlachcie? Zagadnienie to jest przedmiotem
cierpkich
dyskusji między historykami i najlepsi mediewiści nie są całkowicie zgodni w tej
kwestii.
Znaczy to, że sprawa nie jest prosta. Poprzestaniemy więc na prezentacji
głównych zarysów
tego problemu, nie zagłębiając się zbytnio w spór. Słownictwo niewiele nam tu
wyjaśnia.
Faktycznie, pojęcie nobilis przed końcem XII wieku nie odwołuje się wyłącznie do
"jakości'
prawnej, jaką byłaby szlachta dziedziczna w późniejszym tego słowa znaczeniu.
Wyraża ra-
czej renomę, prestiż, a pod piórem pisarzy kościelnych przede wszystkim wartość
moralną,
związaną z postawą wobec Boga i Jego sług. Niemniej jednak te zalety spotykają
się ze
szczególną pochwałą, gdy występują u rodów, które swą potęgą, bogactwem,
darowiznami na
rzecz Kościoła wsławiły się na oczach wszystkich w przeszłości... i są to przede
wszystkim
rody należące do wielkiej arystokracji. Żaden z autorów nie omieszkał zresztą
podkreślić
faktu, iż cnoty te są w naturalny sposób przekazywalne w obrębie rodów;
podkreślają również
reputację ludzi wywodzących się z tych rodów, uzyskaną w chwili narodzin.
Wynika z tego problem definicji. Czym jest szlachta? Czy wszyscy "szlachcice" z
XI
wieku pochodzą z dawnej szlachty karolińskiej, z rodzin spokrewnionych z rodem
królew-
skim? Tego zdania był Adalberon, twierdząc, iż szlachta wywodzi się z krwi
królewskiej. Do
tego poglądu skłaniają się także niemieccy historycy, a belgijski historyk L.
Genicot częścio-
wo przyznaje im rację, w odniesieniu do regionów leżących na obrzeżach
Cesarstwa, a nawet
w głębi Francji. Jego zdaniem, szlachectwo i wolność to pojęcia zamienne,
przekazywane
przez urodzenie. Nie ulega wątpliwości, że wyższa arystokracja nieustannie
podkreślała ród,
urodzenie oraz kondycję prawną tak przekazywanej wolności. Jest to kwestia krwi.
Czy jest to jednak prawdą w odniesieniu do wszystkich szczebli tej arystokracji,
zwłaszcza jej najniższych warstw, do których należy większość milites? To
trudniej stwier-
dzić i możemy tutaj przyłączyć się do tezy, której broni między innymi Georges
Duby: szla-
chectwo miałoby pochodzić przede wszystkim od władzy sprawowanej nad ludźmi
banu.
Gdyby tak było, objęłoby ono tych wszystkich, którzy wchodzą w posiadanie banu,
przekaza-
nego prawowicie lub... przywłaszczonego bezprawnie. A zatem do szlachty mieliby
należeć
kasztelani, a nawet rycerze, z chwilą objęcia części dawnej władzy publicznej, w
ten sposób
"sprywatyzowanej".
Wreszcie, jak utrzymują niektórzy historycy, pomijając najświetniejsze rody
wyższej
arystokracji, pojęcia szlachty nie sposób ściśle zdefiniować przed rokiem 1200.
W XI i przez
znaczną część XII wieku szlachcicem miałby być ten, kto jest uznany za takiego
wskutek
swego stylu życia, stosunków, bogactwa, władzy... a to niczego nie rozstrzyga,
gdyż taki spo-
sób egzystencji widać wyraźnie wśród najwyżej postawionych rodów, lecz gdy
schodzimy na
poziom drobnej arystokracji, stopniowo się on zaciera. Granicy dzielącej wówczas
ludzi, któ-
rych ledwie ośmielano się nazywać "drobną szlachtą' (mediocres), od górnych
warstw chłop-
stwa wyraźnie przestrzegano jeszcze w XI wieku, a nawet w następnym stuleciu. Od
połowy
XII wieku jednak, na przykład w niektórych regionach północnej Francji,
posiadanie wielkich
dóbr ziemskich dopuszczało do tej kategorii, która przedtem stała otworem tylko
przed ludź-
mi w niej urodzonymi, piastującymi jakiś urząd publiczny lub zarządzającymi
zamkiem. Roz-
bieżne wnioski najwybitniejszych mediewistów ostatecznie potwierdzają, że przed
1200 ro-
kiem szlachta jest na obraz... samego słowa nobilis. Występuje ono w stopniu
wyższym i
najwyższym. Między szlachtą i nie-szlachtą nie nastąpiło jeszcze radykalne
cięcie, co nie
oznacza, że takiego cięcia nie ma, tyle że dokonuje się ono stopniowo, jak
zapadanie zmroku.
W zależności od urodzenia, prestiżu przodków, własnej rangi, renomy, bogactwa
ziemi, po-
tężnych przyjaciół, licznych wojowników, człowiek jest uznawany za szlachetnego,
mniej
szlachetnego lub w najwyższym stopniu szlachetnego.
4. Szlachta a rycerstwo
Gdzie tutaj usytuować milites, których już można nazywać rycerzami? Stopnie
arysto-
kracji pozwalają wyróżnić kilka przypadków. Jeśli chodzi o członków wyższej
arystokracji,
nie ma wątpliwości: są oni zresztą nazywani "nader szlachetnymi rycerzami'
(nobilissimi mi-
lites)... nie tyle dlatego, że są rycerzami, ile że pochodzą ze świetnych i
potężnych rodów oraz
że walczą konno na czele swych oddziałów. W przypadku członków średniej
arystokracji, ka-
sztelanów i ich największych wasali, stopniowej asymilacji ze "szlachtą' przez
cały XI wiek
towarzyszyło - w przeciwnym kierunku - zjawisko stopniowego przechodzenia władzy
pu-
blicznej na ich poziom. Określenie "szlachetni i potężni rycerze" wywodzi się
nie stąd, że są
rycerzami, ale stąd, że są panami banu, tej cząstki władzy niegdyś królewskiej,
potem hra-
biowskiej, a przez nich przejętej. Stanowią oni znaczną część rycerstwa książąt.
Znaczną
część, ale nie całość, a być może i nie większość. W zamkach bowiem, w
garnizonie, w naj-
bliższym otoczeniu kasztelanów, do którego należą zbrojni, eskorta, są jeszcze
inni rycerze
(milites castri, gregarii, nutriti, satellites, rycerze z drużyny itd.), mający
różną rangę: wasale
osiedleni, dysponujący dochodami wystarczającymi na ich wyposażenie; wasale
gospodarzą-
cy na dobrach dziedzicznych, wymykający się jeszcze rosnącej dominacji więzów
zależności,
ale również w trudnej do uchwycenia proporcji; dependenci w bardziej ścisłym
znaczeniu -
żywieni w zamkach synowie zrujnowanych rodziców, młodsi bracia, którzy nie mogli
lub nie
chcieli opuścić świata i wejść w szeregi ludzi Kościoła, a których rozwinięta w
XII wieku
zasada uprzywilejowania pierworodnych spycha do rangi dependentów, najemników
albo
błędnych rycerzy. Należy tu jeszcze dodać zbrojne sługi, chociaż teksty
narracyjne niewiele o
nich mówią. Widzimy ich wyraźnie poza granicami Francji: rycerze-wasale w
Cesarstwie,
hiszpańskie rycerstwo plebejskie itd.
Przed 1200 rokiem istnieje więc różnica między szlachtą i rycerstwem, nawet
jeśli w
wyższych warstwach te dwa pojęcia odnoszą się do tych samych osób i służą
jedynie do opisu
dwóch odmiennych aspektów ich postaci: rodzinnych korzeni (narodzin, rodu) z
jednej stro-
ny, a prawa noszenia broni z drugiej. Przed końcem XII wieku nie należy jednak
rozciągać tej
tożsamości na wszystkich wojowników.
Rycerstwo kształtuje się więc w XI wieku w warstwach niższych od uznanej
szlachty.
Stanowi ono kategorię społeczną, a raczej społeczno-zawodową, złożoną z tych
wszystkich,
którzy nie słyną ani z przynależności do szlachetnego rodu, ani z bogatych
posiadłości ziem-
skich, ani nie mają prawa banu pana feudalnego. Ich wspólną cechą jest jednak
uzbrojenie
charakterystyczne dla rycerzy - uzbrojenie zresztą kosztowne, co oczywiście
wyklucza bie-
daków... chyba że otrzymają takie wyposażenie. Wszyscy służą swemu seniorowi
włócznią i
mieczem, konno, o ile zaś nie są uznawani za swoich przez chłopów, na których
patrzą z gó-
ry, to nie są również przyjmowani wśród szlachetnie urodzonych, którzy ich
zatrudniają.
5. Od rycerstwa do szlachectwa?
Rycerstwo jest jednak niekwestionowanym środkiem awansu społecznego. Dostęp do
szlachectwa nigdy w istocie nie był zupełnie zamknięty. Jedną z najlepszych dróg
awansu
społecznego - o ile nie jedyną - było władanie orężem. Dzięki rzemiosłu
wojennemu synowie
zamożnych chłopów lub skromnych rodów mieli szansę wyróżnić się w oczach pana
feudal-
nego, któremu służyli, uzyskać od niego (albo zedrzeć ze swych podwładnych)
dobra lub
ziemie; co więcej: poślubić osobę wyższej rangi niż oni sami, co pozwalało im
wspiąć się
wyżej w świecie arystokracji. Poprzez rycerstwo paru wojowników niskiego
pochodzenia
zdołało w ten sposób wślizgnąć się w świat szlachty. A przede wszystkim sprawić,
że ich
dzieci, synowie matki szlachetniej urodzonej niż ojciec, należały do tej sfery.
Awans pozo-
stawał jednak sprawą przypadku, a nie dokonywał się w sposób systematyczny. Dla
tych
drobnych rycerzy kondycja rycerska miała charakter osobisty, wiązała się z
wykonywaniem
zawodu i mogli ją stracić (co widać na przykład w paru opisach zwyczajów
, ja-
kie zachowały się do naszych czasów), gdyby utracili zdolność prowadzenia walki
konno, czy
to z powodu wieku lub choroby, czy też dlatego, że już nie posiadają uzbrojenia
niezbędnego
w tym rzemiośle. Innymi słowy, o ile rycerstwo mogło prowadzić do szlachectwa,
to go nie
przyznawało.
Niemniej jednak wspólny styl życia, władanie orężem i stosowanie siły, udział w
wal-
kach, w turniejach, w grabieżach, w rozmaitych rozrywkach oddziałów stanowiących
straż
niewątpliwie zbliżały wszystkich rycerzy do siebie, niezależnie od ich rangi.
Było tak przede
wszystkim wtedy, gdy związki małżeńskie tworzyły powinowactwa, ściślej wiążące z
arysto-
kracją ludzi, którzy przedtem sytuowali się na jej obrzeżach. Rycerstwo zbliżyło
się wówczas
do szlachty i usiłowało się w nią wtopić. Różnorodność modeli poszczególnych
regionów
wciąż jednak pozostaje znaczna. Proces fuzji nie odbywa się wszędzie w tym samym
rytmie
ani w tym samym zakresie. Można wysunąć następujący pogląd: ten zlepek był
zjawiskiem
tym wcześniejszym, im bardziej pojęcie władzy publicznej uległo osłabieniu. Na
przykład w
regionie Macon gdzie bardzo wcześnie zaczęto podważać władzę hrabiów, w drugiej
połowie
XI wieku fuzja ta wydaje się faktem dokonanym; w owym czasie wszyscy rycerze są
już
"dziedzicami". Asymilacja nastąpiła nieco później w środkowej Francji i w
Katalonii, a jesz-
cze później w Hiszpanii, w Normandii, w północnych regionach Francji. W
aktualnych grani-
cach Belgii, w Holandii, w Niemczech fuzję tę można dostrzec dopiero w XIII czy
XIV wie-
ku, a nawet później.
Te rozbieżne wnioski mogą dziwić. Wynikają one z paru czynników: z różnorodności
gatunkowej badanych źródeł, z cech szczególnych każdego regionu, odmiennej
sytuacji poli-
tycznej, a także z różnorodności podejścia poszczególnych badaczy i mniej lub
bardziej wy-
raźnych różnic w postrzeganiu przez nich pojęć szlachectwa i rycerstwa.
6. Od szlachectwa do rycerstwa
Pozostając przy ogólnych zarysach, można jednak stwierdzić około 1200 roku
proces
zamykania się w sobie arystokracji, która usiłuje lepiej określić właściwe sobie
cechy, obro-
nić swe przywileje, ukonstytuować się jako kategoria prawna i zamknąć się w
swoim kręgu.
Wobec rosnącego zagrożenia ze strony mieszczaństwa, którego bogactwo i
umiejętność po-
stępowania zjednują sobie książąt, arystokracja usztywnia się i broni,
akcentując dwie cechy,
które ją wyróżniają lub uświetniają: urodzenie i władanie mieczem. Literatura
wyraźnie to
pokazuje: od schyłku XII wieku surowo krytykuje książąt, którzy tak jak królowie
Francji
otaczają się nie-szlachcicami, a zaniedbują rycerzy. W tym samym czasie szlachta
zastrzega
dostęp do rycerstwa dla swych synów.
Pasowanie na rycerza staje się sposobem kontroli społecznej w rękach szlachty,
która
ugruntowuje swoją odrębność i pozycję, zaczyna stanowić kastę prawną - w jej
szeregach nie
ma już miejsca dla przybyszów. Zwyczaje uściślają, że syn miles nie pasowanego
na rycerza
osiągnąwszy wiek dwudziestu pięciu lat popada w kategorię rustici. W 1186 roku
cesarz Fry-
deryk Barbarossa wyklucza z rycerstwa synów księży lub chłopów; w 1231 roku
"konstytucje
ogłoszone w Melfi" (Sycylia) umacniają te rozporządzenia. Można się w tym
dopatrywać
zarówno zamknięcia rycerstwa, które od tej pory jest zastrzeżone dla synów
szlacheckich, jak
i woli władzy cesarskiej, która chce poddać swej kontroli szlachtę, gdyż jedynie
specjalne
zezwolenie władcy może uchylać te zakazy. Pasowanie na rycerza jawi się zatem
jako sposób
selekcji odnoszący dwojaki skutek, z jednej strony w rękach szlachty, a z
drugiej - władcy:
arystokracja zamyka dostęp do rycerstwa a więc wszelką możliwość osiągnięcia
stanu szla-
checkiego - przed tymi wszystkimi, którzy nie mają rycerzy już wśród swych
przodków (od
czterech pokoleń), ale z drugiej strony władza centralna, przede wszystkim tam,
gdzie jest
mocna, zatwierdza ten sposób działania, jednocześnie zastrzegając sobie możność
przyzna-
wania odstępstw od tej zasady i w ten sposób pozostając mistrzem ceremonii
pasowania, któ-
re nadaje szlachectwo.
Czy można stwierdzić, że już teraz rycerstwo dotarło do szlachty? To raczej
szlachta
przysposabia rycerstwo, przyłącza je do siebie oraz przypisuje sobie jego
wartości i prestiż,
który tym samym zwiększa. Urodzenie stało się niezbędnym warunkiem
przynależności do
rycerstwa i niektórzy historycy wyciągają z tego wniosek, jakoby szlachectwo
było "zdolno-
ścią do zostania rycerzem". Należy raczej powiedzieć, że zastrzegło rycerstwo
dla siebie, ono
zaś staje się najwyższym stopniem szlachectwa.
W XI i w XII wieku bynajmniej nie wszyscy rycerze byli szlachcicami; w XIII i w
XIV wieku powstaje sytuacja odwrotna: wszyscy rycerze są szlachcicami lub
zostają uszlach-
ceni, lecz już nie wszyscy szlachcice są rycerzami. Pasowanie, coraz bardziej
wystawne i
kosztowne, w istocie już nie jest dla szlachty koniecznością: zastrzega je ona
tylko dla nie-
których spośród swych synów jako swoiste dodatkowe odznaczenie, ukazujące
przystąpienie
do rycerstwa, którego wymiar honorowy przewyższa teraz wszystkie inne. Toteż w
XIV wie-
ku widzimy, jak bardzo waleczni dowódcy, na przykład Du Guesclin, przez wiele
lat walczą
jako rycerze na czele swych wojsk, nim zostaną "uczynieni rycerzami" w wieku
trzydziestu
czterech lat. Przykład ten jest typowy, a nie odosobniony, i trafnie ujmuje nowy
sens, jakiego
nabrało teraz rycerstwo. Rycerstwo szlachecką korporacją? Jest ono związane z
systemem
wasalnym i z feudalizmem, z arystokracją i ze szlachtą, ale nigdy się całkowicie
nie utożsa-
miło z żadną z tych kategorii. Od swego powstania do końca Średniowiecza
rycerstwo przeja-
wia nie tyle cechy klasy społecznej czy kategorii prawnej, ile właściwości,
jakie później na-
potykamy w korporacjach. Można by je więc zdefiniować jako korporację elitarnych
wojow-
ników walczących konno z bronią charakterystyczną dla tej zacnej profesji,
zgodnie z jej ko-
deksem deontologicznym. Rycerstwo ma swoich świętych patronów, świętych
wojowników
(oraz, co dziwne, Najświętszą Maryję Pannę); ma swoich mistrzów, pracodawców
rycerzy,
ich seniorów; ma swój obrzęd przyjęcia, pasowanie, do którego jeszcze wrócimy.
Ma swych
nowicjuszy giermków - a przynajmniej niektórych z nich. Praktykuje cnoty cechu
rzemiosła
wojennego; początkowo otwarte, zamyka się u schyłku XII wieku, co znacznie
później uczy-
nią również inne korporacje. W ten sposób chroni siebie z inicjatywy swych
mistrzów, ary-
stokracji i szlachty, zastrzegającej wyłącznie dla swych synów wstęp do owej
szlachetnej kor-
poracji, owego wyższego stanu rycerstwa, które tymczasem przybrało zabarwienie
ideolo-
giczne - do czego niebawem wrócimy.
II. Rycerstwo, elitarna konnica
732 rok: Karol Młot odnosi zwycięstwo nad Arabami pod Poitiers. Zdanie to w swej
lapidar-
nej formie stanowi prawdopodobnie jeden z klejnotów historii wydarzeń, niegdyś
nauczanej
we francuskich szkołach podstawowych. Krytykowano ją, ale miała ona przynajmniej
tę za-
letę, że dostarczała punktów odniesienia, sprawdzonych i znaczących wytycznych.
Tu widzi-
my właśnie jeden z tych punktów odniesienia: po raz pierwszy w tak jednoznaczny
sposób
wielki najazd muzułmańskiej konnicy rozbił się o zaciekły opór frankijskiej
piechoty pod
dowództwem majordoma Karola Młota. Operacje wojskowe dla odzyskania południa
Francji,
jakie prowadzono po Poitiers, pozostawiły w zbiorowej pamięci trwałe
wspomnienia, tkwiące
u źródeł wielu pieśni rycerskich [chansons de geste; gesta - czyny] sławiących
Wilhelma z
Septymami, hrabiego Tuluzy, Wilhelma z epopei, głównego bohatera cyklu noszącego
jego
imię, stanowiącego wraz z Rolandem wzór średniowiecznego rycerza. Wojownik
przeobraził
się w rycerza. Metamorfoza ta, dokonana między epoką wydarzeń (VIII wiek) i
epoką redak-
cji dzieł, które trzysta pięćdziesiąt lat później czerpały inspirację z owych
wydarzeń, trafnie
ilustruje rewolucję militarną znamienną dla tego okresu: rozwój ciężkiej
konnicy. Proces ten
rozpoczyna się za panowania Karolingów.
1. Karolińska konnica
Operacje wojskowe prowadzone przez władców karolińskich polegały przede
wszystkim na
zajmowaniu miast, obleganiu twierdz, budowie fortyfikacji. Historycy zgodnie
jednak twier-
dzą, że u podstaw militarnych sukcesów Karola Wielkiego legły dwa czynniki:
liczba jego
wojowników i wartość jego ciężkiej konnicy.
Liczebność wojowników trudno oszacować. Rekrutacja opierała się na prawie, jakie
miał
władca do powoływania pod broń wszystkich wolnych mężczyzn, swych poddanych, bez
określania czasu trwania służby. Żołnierze musieli zapewnić sobie wyposażenie na
własny
koszt. W rzeczywistości, zważywszy na obszar Cesarstwa, obowiązku tego nie dało
się egze-
kwować. W wypadkach skrajnego zagrożenia wprowadzano go tylko po to, by lokalnie
zor-
ganizować obronę. Wojska zwoływane niemal każdego roku w celu odbycia dalekich
kampa-
nii opierały się przede wszystkim na systemie wasalnym: hrabiowie, opaci i
biskupi, osiedleni
wasale korony mieli dostarczyć na królewski ost [wyprawę wojenną] należycie wy-
posażonych wojowników, w liczbie proporcjonalnej do wielkości beneficjów
terytorialnych,
jakie otrzymali. Historycy nie są całkowicie zgodni co do tej liczby, którą
jedni szacują na
mniej niż 5000, inni zaś na mniej więcej 50 000. Nieścisłość tych szacunków nie
powinna
dziwić; w odniesieniu do Średniowiecza tak wyglądają dane. Historyka to irytuje,
lecz musi
do tego przywyknąć.
Do armii wasali królewskich, których obowiązki militarne są ściśle określone,
docho-
dzą kontyngenty ludzi wolnych, od 806 roku rekrutowanych według zasady: jeden
zbrojny na
cztery posiadłości wiejskie (czyli około 15 ha). Do tego trzeba dodać jeszcze
jeźdźców ochot-
ników, których pociąga przygoda lub perspektywy łupu - zawodowych wojowników
Oczywi-
ście lwią część kontyngentu stanowią piechurzy Konnica to niewiele ponad jedna
dziesiąta
całości. Odgrywa jednak ważną rolę, nawet jeśli jeźdźcy częściej toczą walki
pieszo niż kon-
no: jest w istocie lepiej uzbrojona i... bardziej wypoczęta niż piechurzy Lekka
konnica to w
gruncie rzeczy tylko piechota z transportem. Ciężka konnica także w znacznej
mierze jest
taką piechotą, lecz już dysponuje uzbrojeniem charakterystycznym dla rycerza:
długa włócz-
nia z zaczepem, okrągła lub owalna tarcza, długi miecz obosieczny, drugi,
krótszy miecz z
jednym ostrzem, a przede wszystkim broń obronna, zapewniająca dość pewną
ochronę: bro-
igne, czyli kolczuga. Ph. Contamine szacuje całość ciężkiego wyposażenia na
prawie 50 soli-
dów, a więc równowartość trzech lub czterech lat pracy zwykłego robotnika w tych
czasach.
Jak walczyła ta ciężka konnica? Historycy (L. White) jeszcze niedawno
wyolbrzymiali fakt
pojawienia się strzemienia, które miało jakoby zrewolucjonizować technikę
prowadzenia
walki i umożliwić powstanie feudalnego rycerstwa; strzemię musiało jednak być
już znane i
rozpowszechnione w VIII wieku, nie powodując mimo to zasadniczych zmian w
metodach
walki. Większość starć odbywa się pieszo, nawet jeśli dysponujemy wskazówkami,
że istniały
walki na włócznie, pozorowane walki konne, które wydają się zapowiedzią
późniejszych tur-
niejów. Zwłaszcza włócznia nadal jest wykorzystywana jako broń kolna, a także
jako broń
miotana, jak oszczep. Rewolucja w dziedzinie taktyki dopiero nastąpi.
2. Epoka postkarolińska
Niepokoje dynastyczne, jakie pojawiły się po śmierci Ludwika Pobożnego (840)
były
potwierdzeniem zerwania jedności Cesarstwa i rozdrobnienia terytorialnego.
Powstają wów-
czas księstwa i uzysku ją niemal całkowitą autonomię; przywłaszczają sobie dawne
prawa
królewskie.
Najazdy Duńczyków pogłębiły jeszcze poczucie braku bezpieczeństwa, spowodowane
już
starciami zbrojnymi między wielmożami spierającymi się o władzę. Źródła
monastyczne z
pewnością wyolbrzymiły spustoszenia dokonane przez tych ludzi Północy (stąd
wzięło się
słowo Normand), gdyż chętnie napadali oni na klasztory, by je grabić. Prawem
reakcji niektó-
rzy historycy z kolei przesadnie zminimalizowali te straty, posuwając się nawet
do przypisy-
wania im niekiedy pozytywnej roli w gospodarce: najeźdźcy mieli jakoby na nowo
puścić w
obieg zgromadzone w klasztorach bogactwa. Trzeba jednak uznać, że siali oni
trwogę. Dowo-
dzi tego liturgia (msze przeciwko Duńczykom, poganom itd.), a także obrabowane i
spusto-
szone klasztory, a tym bardziej bezradność władz, zmuszonych do płacenia
haraczu, by opła-
cić odjazd normandzkich band. W 911 roku Karol Prostak został nawet zmuszony
odstąpić im
znaczną część Neustrii, zmienionej na księstwo Normandii. Konsekwencje tego
poczucia nie-
pewności - uzasadnionego czy subiektywnego - nie są bez znaczenia dla omawianej
tu kwe-
stii. Nie ulega wątpliwości, że przyspieszyły one rozpoczęty już proces
rozdrobnienia teryto-
rialnego i wzmocnienia władzy miejscowych wielmożów, gdyż tylko oni byli w
stanie za-
pewnić ludności w miarę skuteczną obronę. Teraz już wojny mają charakter nie
tylko "naro-
dowy", a ściślej biorąc królewski; na początku X wieku angażują one książęta i
hrabiów, nie-
co później kasztela nów, a nawet zwykłych rycerzy.
Poczucie zagrożenia w feudalizmie teraz już nie wynika z najazdów normandzkich,
które
stały się rzadkością od czasu odstąpienia Normandii; ani z najazdów Madziarów,
od kiedy
niemiecki władca Otton Wielki na czele ciężkiej konnicy rozpędził na Lechowym
Polu koło
Augsburga (955) madziarskich jeźdźców, nie mających żadnej broni obronnej; ani z
wypa-
dów Saracenów, których ostatni bastion, La Garde Freinet, padł w 972 roku. Teraz
zagrożenie
pochodzi z sąsiednich kasztelanii. Istotnie, od końca X wieku tam, gdzie władza
centralna
najwcześniej osłabła, kasztelani mają dowództwo nad wojskiem, połączone z
komendą nad
zamkami.
Zamki powstają wówczas bardzo licznie. Niekiedy odgrywają rolę strategiczną,
lecz
przede wszystkim służą jako schronienie dla wojowników, którzy mieszkają w nich
jak w
garnizonie, co pozwala im nadzorować, kontrolować, dominować i wyzyskiwać
okoliczną
ludność; służą także jako baza wypadowa dla zbrojnych ekspedycji rycerzy na
terytoria są-
siednich kasztelanii. Jest to prawdą w odniesieniu do zamków "legalnych",
wybudowanych
przez hrabiów, prawowitych posiadaczy władzy publicznej, i powierzonych pieczy
ich zau-
fanych, ich wasalów; odnosi się to jednak również, i to być może w jeszcze
większym stop-
niu, do zamków zwanych niegdyś "bastardzimi" (powstałych bez zezwolenia
hrabiów), któ-
rych liczbę i wpływ prawdopodobnie wyolbrzymiono. Jakkolwiek było, XI wiek jest
z pew-
nością stuleciem zamków. W X wieku istniało ich niewiele. Około 1050 roku jest
już ich du-
żo, a około 1100 jeszcze więcej. W ciągu stu lat ich liczba, zależnie od
regionu, wzrosła trzy-
krotnie, pięciokrotnie, a niekiedy dziesięciokrotnie i więcej. Rozkwit ten nie
zanikł i później -
trwał przez całe Średniowiecze. W XI wieku jednak przejawiał się w sposób
najbardziej ży-
wotny. Właśnie wtedy następuje prawdziwa "rewolucja zamkowa".
W większości zamki te są na razie tylko obwarowaniami z drewna i ziemi, zbudowa-
nymi na naturalnym wzniesieniu mającym znaczenie strategiczne albo, jeszcze
częściej, na
sztucznym pagórku, nasypie. Te ostatnie, niedawno wydobyte na światło dzienne
przez ar-
cheologię, składały się z drewnianej wieży postawionej na sztucznym nasypie,
okolonym fo-
sami i palisadami. Kamienna wieża, która stanie się donżonem, pojawia się na
początku XI
wieku lub nieco wcześniej, ale jest jeszcze rzadkością. Zamek z kamienia
rozpowszechnia się
dopiero w następnym stuleciu. Trudne do zdobycia lub zniszczenia - głównym
atutem oble-
gających był pożar - zamki wraz z milites były podstawą potęgi panów. Widać to
wyraźnie po
zaciekłości, z jaką kontrolowali je książęta i królowie podczas zamieszek. Tak
było w przy-
padku młodego diuka Wilhelma z Normandii w pierwszym okresie jego panowania czy
też
króla Francji Ludwika VI na początku XII wieku.
3. Narodziny rycerstwa
Innym czynnikiem stanowiącym o potędze, związanym ściśle z pierwszym, są ludzie,
wojownicy, a zwłaszcza ciężka konnica, składająca się ze sług domowych
uzbrojonych przez
panów oraz z ich wasali, osiedlonych lub najmowanych. Piechurzy (pedites)
najprawdopo-
dobniej odgrywają w konfliktach rolę mniej drugorzędną, niż to utrzymują teksty,
wysławia-
jące wyczyny dowódców na czele konnicy. Nie można jednak zanegować faktu, iż od
połowy
XI wieku, zarówno w walkach, jak w sposobie myślenia, faktyczną przewagę miała
ciężka
konnica.
Uzbrojenie rycerza jest dobrze znane. Ulega pewnym zmianom, gdy w XI wieku walka
na
koniu przechodzi prawdziwą rewolucję. Dla zobrazowania tego faktu dysponujemy
zupełnie
wyjątkowym dokumentem: gobelinem z Bayeux, wykonanym około 1086 roku z
inicjatywy
biskupa-wojownika Odona z Bayeux, przyrodniego brata Wilhelma Zdobywcy. Ten
istny
średniowieczny komiks w obrazach opatrzonych bardzo krótkim komentarzem pisanym
opo-
wiada o podboju Anglii, a przede wszystkim o rozstrzygającej bitwie pod Hastings
w 1066
roku. Niestety, nie zostało tu przedstawione starcie między rycerzami, gdyż w
tej epoce Sasi
staczali walki jeszcze przede wszystkim pieszo, uzbrojeni w łuki, oszczepy,
miecze i duńskie
topory. Niemniej jednak uzbrojenie normandzkich rycerzy i ich metody walki
zostały tam
opisane z niezwykłą precyzją.
Przedstawione tu uzbrojenie charakteryzuje odtąd rycerza. Kolczuga, druciana
koszul-
ka sięgająca kolan, rozcięta z przodu i z tyłu, by można było dosiadać konia;
kask z osłoną
nosa, o lekko spiczastym kształcie, który stopniowo będzie się przekształcać w
bardziej za-
mknięty hełm, zaokrąglony, a później bardziej płaski na szczycie; puklerz lub
tarcza, wąska i
długa, spiczasta u podstawy, jest trzymana na lewym ramieniu lub zwisa u szyi
wojownika,
gdy jedzie on na koniu. Osłania głównie lewy bok rycerza; miecz jest tutaj
krótszy niż w po-
przedniej epoce. Później wrócimy do włóczni, której zastosowanie radykalnie się
zmienia.
Nie należy lekceważyć roli łuczników. Ogólnie rzecz biorąc, broń wystrzeliwana
lub
miotana wydaje się tutaj najczęściej występować, ze wspomnianych już powodów:
Sasi wal-
czą pieszo. Z punktu widzenia naszych rozważań główna wartość tego dokumentu
polega na
tym, że przedstawia on równolegle trzy możliwe zastosowania włóczni przez
rycerza: 1) jako
oszczepu, i to najczęstszy tutaj przypadek; 2) jako piki, którą rycerz włada
pionowo, z góry
do dołu, trzymając zgięte ramię, rzadziej z dołu do góry, a czasem zadając cios
wprost, wy-
rzucając ramię przed siebie; 3) jako broni natarcia frontalnego.
Nowa metoda walki pojawiła się prawdopodobnie na krótko przed opisaną tutaj
bitwą. Stała
się możliwa dzięki rozpowszechnieniu się strzemion (VIII wiek), głębokiego i
rozłożystego
siodła (X wiek), które przekształci się w siodło z podniesionymi łękami, zwane
"siodłem kł-
ującym', dzięki rozwojowi hodowli bardziej krzepkich koni, a przede wszystkim
dzięki pew-
nej nowatorskiej idei. Idea ta polega na tym, by nie powierzać już samemu
ramieniu jeźdźca
siły ciosu piką, jak w dwóch poprzednich rodzajach zastosowania, w których walka
na koniu
jest zwykłą odmianą walki pieszych. Prędkość konia nie była tutaj przydatna, a
nawet mogła
się okazać zgubna; ponadto cios był skuteczny dopiero w bitewnej ciżbie, niemal
w starciu
wręcz. Przeciwnie, nowa metoda łączy całość koń-jeździec-nieruchoma włócznia, i
zmienia
prędkość konia w siłę uderzenia. Aby to osiągnąć, rycerz już nie rzuca oszczepem
ani nie ma-
newruje włócznią, chcąc zadać cios. Trzymają nieruchomo pod pachą, w stałej
pozycji po-
ziomej, aż do chwili natarcia. Celem jego ataku jest przeszycie na wylot, a
przynajmniej zrzu-
cenie przeciwnika z siodła.
Wtedy to konnica zmienia się w rycerstwo, gdyż walka na koniu nabiera
znamiennych
dla siebie cech, swych ostatecznych rysów. Rycerze, ciężko uzbrojeni, by w miarę
możności
stawić opór takiej sile uderzenia, przypuszczają teraz szybkie szarże, skupieni
w zwartych
oddziałach (conrois), mających odepchnąć przeciwnika, przerwać jego linie,
wedrzeć się w
nie, wzniecając w ten sposób panikę w szeregach wroga, którego łatwo wtedy
doścignąć i
pokonać. Zwartość i solidarność rycerzy zapewnia szarży niemal niezwyciężoność,
wzmoc-
nione jeszcze przez rosnącą jakość ich uzbrojenia obronnego.
Aby unaocznić to, co nowa metoda wniosła do taktyki wojennej, być może należy ją
porównać do rewolucji, jaką w XX wieku spowodowało pojawienie się na polach walk
dywi-
zji pancernych.
Konnica doborowa. Oczywiście, nie wszyscy jeźdźcy przeobrażają się w rycerzy.
Można są-
dzić, że ich względna liczba zmalała, a nowa metoda przyczyniła się w ten sposób
do wy-
kształcenia elitarnej konnicy, w której rozpoznajemy rycerstwo w jego aspekcie
zarówno
społecznym, jak militarnym.
Jest to konnica doborowa, gdyż nowa metoda nie znosi improwizacji. Potrzeba wy-
trwałego treningu, by być skutecznym i trafić w cel, samemu nie będąc trafionym
przez ostrze
przeciwnika. Do tego treningu służy manekin ćwiczebny do atakowania z galopu:
rycerze
odbywają ćwiczenia szarżując na niego lub tarczę umieszczoną na drewnianym
stojaku, pod-
czas walk na włócznie i turniejów. Jeszcze do tego wrócimy. Na ra zie warto
podkreślić, że
chodzi teraz o bardzo szczególny trening i od tej pory nie można już używać
wymiennie sło-
wa "rycerz" i "wojownik". Rycerstwo stało się najważniejszym rodzajem wojska, we
wszyst-
kich znaczeniach tego przymiotnika. Mężczyźni przeznaczeni do rzemiosła
rycerskiego są
więc dobierani według określonych kryteriów. Wychowuje się ich i kształci w tej
perspekty-
wie. Najpierw, w bardzo młodym wieku, uczą się doglądania koni, czyszczenia
broni, dosia-
dania konia itd. Potem służą jako giermkowie. Łacińskie słowo scutifer (a
jeszcze bardziej
armiger) odnosiło się pierwotnie do żołnierza noszącego lekką broń. Później
zaczęło oznaczać
sługę, dbającego o rycerza, u którego służy, nosi jego broń i tarczę, prowadzi
jego konie,
ugniata jego kolczugę, by była bardziej giętka - krótko mówiąc - sprawuje swego
rodzaju pie-
czę nad swym panem. Młodzi szlachcice, późniejsi rycerze, w ten sposób terminują
przemie-
szani z innymi giermkami, skromniejszego pochodzenia, którzy z pewnością nigdy
nie zosta-
ną rycerzami i całe życie spędzą pełniąc tę podrzędną funkcję. Od XII wieku
każdy rycerz ma
do dyspozycji dwóch lub kilku giermków i wyraźnie widać, że licz ba rycerzy nie
podwaja się
z pokolenia na pokolenie.
Jest to konnica elitarna, również dlatego, że pełne wyposażenie jest ciężkie i
kosztow-
ne. Ciężkie? nie aż tak, jak często uważano, przynajmniej w odniesieniu do XI i
XII wieku:
waga kolczugi, obciążającej ramiona, nie przekraczała 10 - 12 kg, miecz - 2 kg,
a hełm ważył
nieco ponad kilogram. Niezbędna jednakże była do tego siła fizyczna, by przy
takim wy-
posażeniu (będąc pasowanym) manewrować długą włócznią i mieczem. W powieściach i
pie-
śniach rycerskich pasowano piętnastolatków: chciano w ten sposób podkreślić
przedwczesną
dojrzałość bohatera, jego nadzwyczajną siłę. W rzeczywistości wydaje się, że
powszechnie
pasowano starszych, osiemnasto - dwdwudziestolatków. Znani są natomiast rycerze,
którzy
wciąż brali udział w walkach w wieku uważanym przez nas za bardzo podeszły do
tego ro-
dzaju zajęć: Wilhelm le Marechal w 1217 roku miał z pewnością powyżej
sześćdziesiątki.
Ekwipunek był kosztowny. Żelazo należało do rzadkości, a tym bardziej wysokiej
jakości
kolczuga, która się nie rozdzierała, mocne i ostre miecze, a przede wszystkim
wierzchowce
zaprawione do wojaczki, których nie przerażały ani krzyki, ani szczęk oręża.
Każdy rycerz
musiał posiadać kilka koni i, jak widzieliśmy, utrzymywać paru giermków.
Kim jest rycerz? Nie może nim być każdy chętny. Niezależnie jednak od
jakiejkolwiek kon-
troli społecznej sytuacja ekonomiczna, jakiej wymagało rycerstwo, zastrzega je
dla ludzi dys-
ponujących znacznymi środkami i wolnym czasem na ćwiczenia... lub dla tych,
których
oczywiste warunki fizyczne rekrutują do służby wielmożom. Jak mówiliśmy, w XI i
w XII
wieku rycerze wywodzą się z rodów wielmożów lub ich wasali czy też ich zbrojnych
do-
mowników. Są wśród nich także profesjonaliści - najemnicy, będący na żołdzie,
rekrutowani
niezależnie od jakichkolwiek zobowiązań wasalnych.
W XII wieku najemników było nawet coraz więcej; władcy usiłują odzyskać swą wła-
dzę i czasem odnoszą się nieufnie do szlachty i jakości służby w królewskim
wojsku (ost).
Aby podbić Anglię w 1066 roku, Wilhelm Zdobywca wezwał nie tylko swych wasali,
lecz
także rycerzy przybyłych z różnych regionów, których wynagradzał pieniędzmi i
zdobytymi
ziemiami. Idąc w jego ślady, Plantageneci często korzystali z usług płatnych
rycerzy, najem-
ników, w swej walce z królem z dynastii Kapetyngów. Jan bez Ziemi, atakując
Normandię
odbitą na krótko przedtem przez Filipa Augusta, dysponował ośmiuset rycerzami z
tytułu feu-
dalnego ost, a także płatnymi rycerzami, sierżantami (czyli wojownikami, którzy
nie byli ry-
cerzami) i łucznikami. Filip August go naśladował, i w jego wojskach widać
rzeczywisty
wzrost udziału najemników. Rycerze otrzymują tam żołd w wysokości 5 - 10 solidów
dzien-
nie, konni strażnicy 5 solidów, konni kusznicy 4 - 5 solidów, piesi 1 - 2 solidy
itd. Pochodze-
nie społeczne tych konnych sierżantów pozostaje jeszcze przedmiotem dyskusji,
gdyż niektó-
rzy dopatrują się w nich synów drobnej szlachty, inni - wojowników wywodzących
się z ludu,
mieszczan, których nikt nie pomyli ze szlachtą. Rosnący udział tych opłacanych
wojowników
wymagał środków finansowych: znaleziono je w wykupie świadczeń feudalnych,
ecuage,
które rozpowszechniło się w drugiej połowie XII wieku, najpierw w Anglii, a
potem we Fran-
cji i w Niemczech. Równolegle, królowie Francji coraz bardziej się opierali,
zwłaszcza w XIII
wieku, na ośrodkach miejskich, będących twierdzami i dysponujących od czasu
wprowadze-
nia gmin (communes) własną organizacją wojskową. Są to nowe siły militarne,
które wymy-
kają się rycerstwu i stają się dla niego konkurencją.
4. Ewolucja uzbrojenia
U schyłku XII wieku rozpoczyna się ciągły proces doskonalenia technicznego i
tech-
nologicznego. Znacznie ulepszono ochronę rycerza siedzącego na koniu. Po
pierwsze, starano
się lepiej zabezpieczać dłonie, stopy, szyję (wykonane z kółek kolczugi,
rękawice z jednym
palcem i nogawice, "czepiec z kółek", dolna część hełmu). W XIII kask zmienia
się w za-
mknięty hełm opierający się na ramionach, mający tylko jeden lub dwa otwory na
oczy. W
XIV jest to szyszak z wizjerem o bardziej skomplikowanym kształcie. Niektóre
hełmy uży-
wane podczas turniejów są przeładowane ozdobami, o czym świadczy, nie bez
popadania w
przesadę - ikonografia poświęcona turniejom na iluminowanych stronicach
manuskryptów,
przede wszystkim epopei. Od schyłku XII wieku, a być może i wcześniej, także i
konie mają
zapewnioną ochronę, jeśli wierzyć paru opowieściom opisującym konie pokryte
żelazem.
"Osłony" te, wytwarzane z tego samego materiału co kolczugi rycerzy,
rozpowszechniły się w
wieku XIII.
Kolczuga od X do XIV wieku (a nawet dłużej, gdyż jest wytwarzana nawet
współcześnie w
niektórych regionach Azji czy Bliskiego Wschodu) zapewnia rycerzowi najlepszą
ochronę.
Stopniowe jej ulepszanie pozwala wreszcie zrezygnować z tarczy, która stała się
bezużytecz-
na. W wiekach XI - XIII składa się ona z względnie giętkiego odzienia,
sięgającego kolan,
zrobionego z kółek, drobnych, przeplatających się ogniw z żelaznego drutu,
wchodzących
jedne w drugie i ciasno związanych. Być może tu i ówdzie zachował się pancerz z
nie-
wielkich płytek metalu naszytych na skórzaną tunikę jak łuski, zwany brogne.
Wydaje się
jednak, że większość historyków widzi w brogne i haubert jedną i tę samą część
zbroi
ochronnej. Kolczuga zapewnia skuteczną ochronę tylko przed ciosami zadawanymi
(mie-
czem) i najsłabszymi pociskami (oszczepy, strzały z tradycyjnych łuków).
Natomiast silne
ciosy na odlew dziurawią ją i rozpruwają, a bełty z kuszy, znanej od początku XI
wieku, bez
trudu ją przebijają. Dlatego kusza, wywodząca się z Włoch i stanowiąca
specjalność genueń-
czyków, została wzgardzona przez rycerstwo. Władze kościelne potępiły jej
stosowanie
(przynajmniej między chrześcijanami) w paru deklaracjach soborowych od 1139 roku
(sobór
laterański II). Bez większego powodzenia. Jednakże powolność strzelania z kuszy
(dwa
strzały na minutę) sprawiała, że broń ta była bardziej skuteczna podczas
oblężenia niż na polu
bitwy. Inaczej było z wielkim, wzmocnionym łukiem z południowej Walii; można
było z nie-
go wystrzelić długie i mocne strzały pięć czy sześć razy szybciej. Legło to u
podstaw nowych
ulepszeń taktycznych i technologicznych.
W kierunku zbroi płytowej. Kolczuga zapewnia wzmocnioną ochronę dzięki płytkom z
me-
talu lub z wygotowanej skóry umieszczonym w miejscach najbardziej narażonych na
ciosy:
na piersi, łokciach, kolanach. Te ulepszenia z początku XIII stulecia pozostają
jeszcze ograni-
czone z powodu zbyt małego postępu metalurgii. Zapewniają jednak większą ochronę
rycerza
przed strzałami i ciosami piki, umożliwiają więc wykorzystanie szarży przeciw
piechurom.
Ostateczna przemiana dokonuje się w XIV wieku dzięki rozpowszechnieniu się zbroi
płyto-
wej, złożonej ze sztywnych, połączonych ze sobą elementów, która stopniowo
zajmuje miej-
sce zbroi z kółek kolczugi, by sto lat później całkowicie ją wy przeć. Ochrona
osiąga maksy-
malną skuteczność wraz z płytową ("białą") zbroją, która zaznacza kres ewolucji
w kierunku
jednolitej, sztywnej zbroi, z dodatkowym zabezpieczeniem na zgięciach.
Jednakże klęska francuskiego rycerstwa w 1302 roku w Courtrai wyraźnie ukazuje
ograniczenia szarży, gdy wpada ona na oddział piechurów - zdeterminowanych,
wyposażo-
nych we włócznie i piki, nie zdziesiątkowanych ani nie rozproszonych wcześniej
dostatecznie
przez łuczników czy kuszników. Poległo tam ponad tysiąc francuskich rycerzy,
zadźganych
pikami Flamandów albo wysadzonych przez nich z siodła i dobitych sztyletami.
5. Ewolucja taktyki
Epizod ten, co prawda bardzo wczesny, obrazuje atuty i słabości rycerstwa.
Ujawnią
się one jeszcze wyraźniej podczas wojny stuletniej. Bitwy pod Crecy (1345) i pod
Poitiers
(1354) istotnie ukazują ograniczenia potęgi rycerstwa francuskiego, nieco
zastygłego w
swych zasadach, a zabiegającego przede wszystkim o popisy zręczności przez
impetyczne i
źle przygotowane szarże.
Tendencja ta nie jest niczym nowym. Widać ją już podczas wypraw krzyżowych, kie-
dy ludzie z Zachodu nauczyli się, że rzadko kiedy można wygrać bitwę wyłącznie
dzięki
szarży; piechota i łucznicy muszą szarżę przygotować i utworzyć dla kawalerii
szaniec
obronny. Wielki mistrz templariuszy, Gerard de Ridefort, przepojony ideałami
nadrzędności
rycerstwa, nie docenił tej taktyki, przypisując zbyt wielkie znaczenie rycerzom,
a lekceważąc
piechotę i łuczników. Wynikło z tego kilka klęsk, dopełnionych rzezią pod Hattin
(1118).
Podczas pierwszej wyprawy Ludwika IX Świętego w 1250 roku także i Robert
d'Art-
ois rzucił się w jedną z tych nieprzemyślanych szarż, które doprowadziły jego
rycerzy w samo
serce miasta Al-mansury, gdzie się rozproszyli, by grabić dobytek wroga, i
zostali wyrżnięci
w walkach ulicznych, w których rycerstwo już nie miało przewagi. Jak się wydaje,
pod Crecy
znowu zapomniano o tych złowieszczych przykładach. Podczas gdy król Anglii
Edward III
rozstawia swych łuczników i rozkazuje swym rycerzom osłaniać natarcie piechurów,
rycer-
stwo francuskie, niecierpliwe walki pomimo znużenia długą drogą, bez żenady
spycha na bok
genueńskich łuczników, ledwie zaczęli strzelać, i rusza na zwarty szyk Anglików,
wśród któ-
rych łucznicy walijscy dokonują cudów. Kolejne ponawiane szarże nie odnoszą
większego
skutku; prowadzi to do klęski, Pod Poitiers powtarza się ten sam scenariusz:
konie jeszcze
gorzej niż ludzie wytrzymują strzały z wielkich łuków walijskich. Francuscy
rycerze zgadzają
się walczyć pieszo, nie udaje im się jed nak uniknąć klęski. W 1415 roku pod
Azincourt fran-
cuscy rycerze tak bardzo się boją angielskich łuczników, że pod białe zbroje
założyli koszulki
z kółek kolczugi, nowe pancerze ze sztywnych, połączonych ze sobą elementów,
zasłaniające
pierś, głowę, ramiona. Ta podwójna, pełna skorupa z wypolerowanej stali sprawia,
że tarcza
okazuje się bezużyteczna, i znacznie powiększa bezpieczeństwo rycerza kosztem
jego możli-
wości poruszania. W tej samej epoce pojawia się jeszcze inna nowość:
unieruchomienie pan-
cerza, pozwalające zharmonizować z pancerzem długą włócznię trzymaną w stałej
pozycji, co
odciąża ramię wojownika. Bardziej niż kiedykolwiek włócznia, rycerz i koń
stanowią jedną
żelazną masę, mającą wedrzeć się w linie nieprzyjaciela. Jednakże pod Azincourt
szarża fran-
cuskich rycerzy nie zdołała rozpędzić piechurów wroga. Wręcz przeciwnie, to
piechurzy rzu-
cili się na rycerzy, skrępowanych w swej zbroi i poruszających się wolniej z
powodu przemę-
czenia koni.
6. Przestarzałe rycerstwo?
Czy to znaczy, że rycerstwo stało się przestarzałe? Niekiedy tak utrzymywano.
Jed-
nakże w ciągu całego Średniowiecza nigdy nie odniesiono żadnego zwycięstwa bez
czynnego
udziału rycerstwa. Zarówno pod Crecy, jak pod Poitiers czy Azincourt zawiniło
raczej jego
niewłaściwe wykorzystanie, brak dyscypliny i uporczywa chęć samodzielnego
decydowania o
losach bitwy. Zarozumiałość? Klasowa pogarda? W każdym razie postawa rycerstwa
od-
zwierciedla pychę płynącą z nieodwracalnej przynależności do społecznej i
wojskowej elity.
Inni uczestnicy wojny, na długo przed Azincourt, bardzo już jednak zaważyli na
losie
działań wojennych. Warto podkreślić raz jeszcze rolę twierdz, oblężeń, podczas
których ryce-
rze z obu obozów nie odgrywali wiodącej roli; mieli tak mało sposobności, by się
dowarto-
ściować, że zazwyczaj wzajemnie się wyzywali na walkę, dla zabicia czasu
urządzali starcia,
pojedynki na włócznie, turnieje, prawdziwe walki, lecz uhonorowane zgodnie z
kodeksem
żołnierskim. Podczas oblężeń, a niebawem, jak widzieliśmy, także i na równinie,
coraz więk-
szą rolę odgrywają inni wojownicy Na początku XIII wieku przeczuwa to Guiot z
Provins;
jest zgorszony, widząc, że rycerze nie są już otoczeni należnymi im honorami i
że kusznicy i
inni obsługujący machiny wojenne będą się wkrótce cieszyli większym szacunkiem!
Rycerze zachowują jeszcze pierwsze miejsce, zwłaszcza w umysłach ukształtowanych
przez
niesłychany prestiż, jaki im przypisują wyczyny rycerskich herosów -
rzeczywistych i fikcyj-
nych. Przewaga rycerstwa zostaje jednak nadwątlona na polu bitwy przez ewolucję
taktyk i
technik prowadzenia wojny. Proces ten, który już się powszechnie rozpoczął w
XIV, wzmaga
się w dru giej połowie XV wieku. Widać wówczas przypływ, zainteresowania
piechotą, jazdą
lekką, łucznikami na koniach, oddziałami wyspecjalizowanymi - jak lancknechci -
a nieba-
wem kanonierami, gdy doskonali się artyleria, która pojawiła się u schyłku XIV
wieku i wy-
korzystywana jest głównie podczas oblężeń; jej skuteczność jest dyskusyjna.
Artyleria doskonali się w XV wieku. Pozwala skrócić czas oblężenia i atak
zyskuje
przewagę nad obroną, co z kolei prowadzi do wykorzystania dział obronnych. Na
polach bi-
twy rycerstwo napotyka artylerię, na przykład pod Crecy, gdzie, jak się wydaje,
oddano kilka
wystrzałów. W tej epoce znane są przenośne "kanony", rusznice zaś pojawiają się
na począt-
ku następnego stulecia, co nie powoduje jakiegoś szczególnego potępienia ze
strony Kościoła
ani szlachty. Dopiero w XVI wieku rusznica, a później pistolet, zastępują na
polu walki
włócznię, broń charakterystyczną dla rycerstwa, dominującą działania wojenne w
Średnio-
wieczu.
Między XIII i XV wiekiem w armiach nastąpiły jednak głębokie przemiany. Do feu-
dalnego ost, którego duszą było rycerstwo, doszły, jak widzieliśmy, inne
jednostki wojskowe:
żołnierze najemni w XII i XIII wieku, wielkie wojska w XIV wieku, skupiające pod
wspól-
nym dowódcą korpusy ochotnicze, na przykład stowarzyszenie zawodowych
wojowników;
włoskie condottieri w XV wieku itd. Wszędzie rozpowszechnia się wykorzystywanie
żołnie-
rzy zaciężnych, co bynajmniej nie oznacza, jakoby szlachta została odsunięta:
wciąż dostarcza
ona przeważającej większości jeźdźców. Ewolucja ta wyraża jednak wolę władców i
książąt,
chcących bezpośrednio kierować godnymi zaufania siłami militarnymi. Odpowiedzią
na to
samo dążenie jest ustanowienie stałego wojska za Karola V Pozwala to ponadto
zatrudnić i
trwale "udomowić' na rzecz królestwa szlachtę, której głównym zajęciem zawsze
była wo-
jaczka.
III. Wojna i turnieje
Wojna to żywioł rycerzy, którzy ćwiczą walki na turniejach, początkowo bardzo
przy-
pominających bitwy, nim nabrały właściwego sobie charakteru. Należy określić,
czym była
wojna w Średniowieczu, by móc dokładniej ocenić udział, jaki mieli w niej
rycerze, i niebez-
pieczeństwa, na jakie byli narażeni.
1. Wojna i bitwa
W Europie Zachodniej działania wojenne polegały przede wszystkim, jak już wspo-
minaliśmy, na obleganiu miast lub fortec. Rycerze nie byli wówczas szczególnie
eksponowa-
ni. Liczniej umierali wskutek epidemii niż w następstwie walk. Większość
konfliktów wojen-
nych miała zresztą ograniczony zasięg i czas trwania, charakter lokalny. Uwagę
kronikarzy i
historyków skupiło jednak kilka wielkich wypraw, na które się powołują: najazd
na Anglię,
rekonkwista w Hiszpanii, wyprawy krzyżowe itd. Obraz średniowiecznej Europy
wiecznie
pogrążonej w ogniu i we krwi jest jednak wyobrażeniem błędnym. Poza oblężeniami,
naj-
częstszymi poczynaniami wojennymi były krótkie i gwałtowne ataki z udziałem
niewielkiej
grupy jeźdźców. Rycerze brali w nich udział w ograniczonej liczbie, w otoczeniu
piechurów.
Przyjmuje się, że od XI do XIII wieku powszechnie w walkach na jednego rycerza
przypadało
pięciu do dziesięciu piechurów.
Mobilność rycerzy i jakość uzbrojenia obronnego mniej narażała ich niż piechurów
na
śmierć w walce. Wzmianki o stratach wśród pieszych, choć rzadkie i
nieprecyzyjne, dobrze
ukazują rzeczywiste zagrożenie w zwykłych starciach wojennych, zwłaszcza kiedy
rycerze
pozostawiali ich własnemu losowi, czego obawiali się oni najbardziej ze
wszystkiego; wiele
opowieści wspomina o takich sytuacjach.
Rycerze byli bardziej narażeni na niebezpieczeństwo w walkach toczonych w szyku,
które z kolei przybierały wielkie rozmiary. W swoistym pojedynku - sądzie Bożym
mającym
rozstrzygnąć o prawie, stawały oko w oko dwie armie mające silne oddziały
rycerzy. Takie
bitwy kończyły się jedynie śmiercią, wzięciem do niewoli lub zmuszeniem do
ucieczki jedne-
go z dwóch dowódców, królów czy książąt, którzy staczali walkę, by rozstrzygnąć
poważny
spór, dotyczący najczęściej prawowitości ich władzy lub ich praw do księstwa. G.
Duby miał
podstawy twierdzić, że takie bitwy były... zaprzeczeniem wojny. Kronikarze mówią
o tym,
nie wysuwając zastrzeżeń natury moralnej, chodziło bowiem w pewnym sensie o
zawierzenie
Bogu, by raz na zawsze położyć kres sporom, które zaogniały się i prowadziły do
wojny i do
nie kończących się aktów zemsty.
Między XI i XIII wiekiem te bitwy należały do rzadkości. Przez cały wiek XI w
An-
jou, pomimo bojowego temperamentu hrabiów Fulka Nerry czy Geoffroy Manela, było
ich
tylko sześć. We Flandrii rozegrała się jedna (Cassel, 1071). Diuk Wilhelm I z
Normandii dużo
wojował, ale wydał jedynie dwie prawdziwe bitwy, pod Val-es-Dunes i pod
Hastings. Przed
wielkim starciem pod Bouvines (1214) królowie Francji stoczyli tylko jeden bój,
pod Bremu-
les (1119), z królem Anglii. XIII wiek nie zaznał więcej bitew. Nawet podczas
wojny stulet-
niej okresy konfliktów były przedzielone długimi rozejmami, a walki były raczej
serią poje-
dynczych gwałtownych ataków, najazdów, potyczek i grabieży podejmowanych głównie
ze
szkodą dla słabo bronionych wiosek czy miast.
Rycerzy chroniła zbroja, lecz również kodeks deontologiczny, etyka zawodowa
rycerzy.
2. Rycerstwo na wojnie
Opisana wyżej nowa metoda walki przyczyniła się do powstania elitarnego
rycerstwa: arysto-
kracja wojskowa utrwaliła prestiż swego społecznego przodka dzięki sławie, jaką
się okryła w
XII wieku, Jednocześnie narzuca pewien taktyczny schemat oparty na mentalności
tworzące-
go się rycerstwa.
Ludyczna koncepcja wojny. Szarża szwadronów ciężko uzbrojonych, dobrze chronio-
nych rycerzy z opuszczonymi włóczniami, staje się centralnym i wzorcowym
elementem bi-
twy. Szarża jest wysławiana przez pisarzy, opiewana w pieśniach rycerskich na
dworach
wielmożów; jest to forma walki klasy arystokratów i jako taka usuwa w cień
wszelkie inne, ze
swymi szczególnymi regułami i metodami stosowanymi przez wszystkich rycerzy ją
upra-
wiających. Narzuca się wówczas ludyczna koncepcja wojny, która staje się swego
rodzaju
sportem, oczywiście niebezpiecznym, ale stawiającym na piedestale, czcigodnym,
otoczonym
zazdrością, zastrzeżonym dla uznanej i podziwianej elity. Niektórzy historycy,
stwierdzając
rosnący prestiż rycerstwa i coraz większą w nim obecność członków wyższej
arystokracji, co
widać na podstawie rozpowszechniania się miana miles, uważali, że szlachta
stopniowo przy-
jęła wartości rycerstwa. A mogło być i odwrotnie. Tworząc elitę ciężkiej
kawalerii, arystokra-
cja stanęła na jej czele, narzuciła rycerstwu swoje metody i zachowania. Inaczej
mówiąc,
szlachta nie przyjęła wartości rycerskich, lecz przyniosła je ze sobą,
rozpowszechniła je w
obrębie całego rycerstwa, tworząc etykę militarną, która jest właściwa rycerstwu
i której by-
najmniej nie podzielają inni wojownicy, plebejusze, piechurzy, bandy zbrojne,
Brabantczycy,
a nawet, w znacznej mierze, sierżanci konno i lekka kawaleria. Proces ten nie
dokonał się
zatem z dołu do góry, od rycerstwa do szlachty, lecz raczej z góry do dołu, od
szlachty do
rycerstwa.
Walka rycerska rzeczywiście wymaga poszanowania pewnych reguł. Szarża z opusz-
czoną włócznią nie może być dziełem improwizacji. Zakłada ona, że oba obozy
godzą się
spotkać na otwartym terenie, w miarę możności równym, bez większych przeszkód.
Walka
jest skuteczna lub w ogóle możliwa tylko pod warunkiem, że przeciwnik
przestrzega tych
samych reguł i godzi się na frontalne zderzenie, nie stosując uników. To
tłumaczy zamęt za-
chodnich rycerzy podczas pierwszych bitew krucjaty, kiedy nacierający z
naprzeciwka jeźdź-
cy tureccy stosowali odwrotną taktykę: unikając zderzenia czołowego i
kłębowiska, jakie po
nim następowało, gdzie czuli się słabsi i wystawieni na ciosy, atakowali
okrążającymi falami,
z daleka rzucając oszczepy i natychmiast się rozpraszając, uciekając na
wszystkie strony i
pociągając za sobą frankijskich rycerzy, którzy ścigali ich z opuszczoną
włócznią; tureccy
jeźdźcy nie gardzili łukiem. Podczas ucieczki potrafili odwrócić się i zasypać
pogoń strzała-
mi, które okazywały się śmiertelne z powodu małej odległości, jaka dzieliła
przeciwników.
Był to inny rodzaj walki, inny świat...
Co bynajmniej nie przeszkodziło krzyżowcom uznać wartości tych jeźdźców Allaha,
do tego stopnia, że twierdzili oni, iż tylko Frankowie i Turcy zasługują na
miano rycerzy, i na
poparcie tej tezy powoływali się na wspólne pochodzenie frankijskich i tureckich
rycerzy z
Troi. Na Zachodzie rycerstwo narzuciło jednak swoje zasady. Gardząc używaniem
łuku pod-
czas jazdy konnej, stawiało wszystko na impetyczną szarżę, podczas której
ciężkie uzbrojenie
czyniło cuda przy minimalnym ryzyku. Celem walki rycerskiej nie jest już zresztą
zadać
śmierć, lecz pokonać, zrzucić z siodła lub pojmać przeciwnika. Zarówno ze
względu na etykę,
jak na zysk. O wspomnianej wyżej bitwie pod Bremule kronikarz Orderyk Witalis
opowiada,
że starło się tam dziewięciuset rycerzy, lecz tylko trzech z nich poległo.
Wyjawia przyczyny
tego: "... byli cali zakuci w żelazo, a z bojaźni Bożej i przez wzgląd na
braterstwo broni
oszczędzali się wzajemnie, starając się nie tyle zabić uciekających, ile ich
pojmać" (Orderyk
Witalis, Historia kościelna, ks. XI, rozdz. 18).
Jego zdaniem, bojaźń Boża sprawiała, że przestawali łaknąć krwi swych braci.
Jeszcze po-
wrócimy do tego aspektu religijnej moralności, którą mnich Orderyk być może
przecenił.
Trafnie natomiast zauważył dwie główne przyczyny tej niskiej śmiertelności:
kolczugę i ko-
deks rycerski.
Kodeks rycerski. Na początku należy określić jego granice. Nie dotyczy on
piechoty, która
bez pardonu jest wyrzynana w pień. Czyżby chodziło o pogardę klasową, jak często
mawia-
no? Pogląd jest być może przesadzony. Należałoby raczej powiedzieć: obojętność,
co być
może gorzej świadczy o rycerzach - w ich oczach piesi nie mają prawie żadnej
wartości. Cza-
sem wynika z tego swoisty antagonizm w obrębie jednej armii, co było widać na
przykład pod
Poitiers. I odwrotnie, piesi nie mają powodu, by oszczędzać rycerzy przeciwnika.
Celem ich
walki jest zwycięstwo, a eliminacja rycerza ma wysoką cenę. Stąd częste użycie
mizerykordii,
krótkich, zabójczych sztyletów, które łatwo wbić między hełm i kolczugę i które
nieubłaganie
sieją śmierć. Z tego powodu Brabantczycy i uzbrojone bandy budzą popłoch. Także
dlatego
pod Courtrai (1302) poległo ponad tysiąc francuskich rycerzy, podczas bitwy
zwanej "bitwą
złotych ostróg", która zyskała takie miano, gdyż zwycięscy Flamandowie nie
oszczędzali ry-
cerzy i obcinali ich ostrogi, by je ofiarować Kościołowi. Według szacunkowych
obliczeń pod
Poitiers (1356) straciła życie niemal połowa francuskiego rycerstwa, większość
od strzał
łuczników. Straty Francji pod Azincourt oszacowano na ponad pięć tysięcy ludzi.
Oczywiście, nie ma mowy o tym, by straty ponosili wyłącznie piechurzy.
Szarżującym
rycerzom także groziło niebezpieczeństwo. Ponadto mówiliśmy tu o bitwach
wyjątkowych.
Można przypuszczać, że podczas "zwykłej" wojny starcia rycerzy nie były tak
ostre. Starali
się oni raczej pokonać, niż zabić. Poddanie się, wołanie "o łaskę' nie hańbiło,
rozważnym
krokiem było jednak poddanie się rycerzowi, a nie piechurowi, mało wrażliwemu na
reguły
rycerstwa, które go nie dotyczyły.
Jeszcze mniej wrażliwi na te reguły byli poganie, można więc było ich zabijać
bez
większych skrupułów. Tym, których mimo wszystko dręczyły jakieś wyrzuty sumienia
(na
przykład templariuszom, tym mnichom-żołnierzom, których na początku istnienia
ich zakonu
przelew krwi mógł niepokoić w związku ze zbawieniem duszy), św. Bernard
odpowiedział w
traktacie De laude novae militiae ad milites templi (Pochwała nowego rycerstwa),
napisanym
po to, by rozwiać ich obawy na ten temat: "Rycerz Chrystusowy zadaje więc śmierć
z całko-
witym spokojem... jeśli umiera, to dla swego dobra, jeśli zabija, to dla
Chrystusa... Zabijając
złoczyńcę, nie postępuje jak zabójca, ale, że tak powiem, jak złobójca..." (ks.
III, rozdz. 4).
Zmienne koleje wojny. Na Zachodzie przeciwnie, walki stawiały naprzeciw siebie
rycerzy
chrześcijańskich. Pobożność kazała ich oszczędzać, solidarność klasowa i kodeks
deontolo-
giczny również. Być może korzyść materialna jeszcze bardziej: zabi temu
rycerzowi można
wyrwać tylko konia i broń, a także narazić się na zemstę ze strony jego
krewnych. Za wzięte-
go do niewoli można uzyskać okup. Dobrze pojęty interes każe więc raczej zrzucić
prze-
ciwnika z siodła, niż go zabijać. Giermkowie i słudzy, jadący z tyłu, zabierają
wierzchowca i
odwożą pojmanego. W najstarszej francuskiej epopei, Gormont et Izembart
(początek XII
wieku) jak refren powraca zdanie punktujące opis każdej zwycięskiej szarży
bohatera, powa-
lającego swego przeciwnika:
Kiedy zabił tego walecznego wojownika,
Odesłał na tyły jego rumaka bojowego.
(Gormont et Izembart)
Konie rzeczywiście drogo kosztują i nie ma nic bardziej pożądanego niż rumak
zdo-
byty w walce. Nie jest to jednak jedyna nadzieja zysku: istnieje ponadto łup
wydarty nie-
przyjacielowi, wynik ograbienia jego obozowiska. Stanowi to zresztą jedną z
głównych przy-
czyn braku dyscypliny wśród rycerzy i możliwości klęski w boju, który zapowiada
się zwy-
cięski. Żądni łupu rycerze zaprzestają czasem walki, nie rozbijając ostatecznie
nieprzyjaciela i
wolą rzucić się jako pierwsi na pozostawione obozowisko, by je obrabować, zanim
dotrą tam
piechurzy.
Wielu ubogich rycerzy w rzeczywistości utrzymuje się tylko dzięki wojnie. Nie
wszy-
scy bynajmniej są bogaci. Od początku literatury w języku romańskim, a zwłaszcza
od drugiej
połowy XII wieku, na scenę wysuwa się nowy typ bohatera, równolegle z królem i z
księ-
ciem: ubogi rycerz, skromnego pochodzenia lub wydziedziczony, soldoier żyjący
(raczej
kiepsko) ze swego miecza i z hojności książąt lub wdający się w jakąś daleką
przygodę, ma-
rzący o podbojach. Ma on wzór historyczny - synów normandzkiego rycerza Tankreda
de
Hauteville, którzy udali się na wygnanie w okolice Apulii, potem na Sycylię, i
poszli w służbę
greckich panów; szybko ich pozbawili władzy i na ostrzach swych mieczy zdobyli w
drugiej
połowie XI wieku księstwo, królestwo. Zarówno teksty genealogiczne, jak powieści
obfitują
w tego rodzaju opowiadania; z wielkim upodobaniem wyobrażano sobie wówczas, że u
źródeł
jakiejś dynastii tkwił wyczyn walecznego rycerza, nawet jeśli w rzeczywistości
wyczyn ten
najczęściej polegał na korzystnym małżeństwie z dziedziczką. Poza wszystkim, w
takim wy-
padku waleczność także odgrywała znaczącą rolę, często bowiem właśnie
bohaterstwem w
walce rycerz urzekał dziedziczkę lub - co ważniejsze - jej ojca: z mieczem w
dłoni zdoła
ustrzec dziedzictwo. Ten wzorzec w nie zmienionej postaci przetrwał całe
Średniowiecze.
Jego najznakomitszym piewcą pozostaje być może rycerz trubadur Bertan z Born
(XII wiek),
wysławiający miłość, ale jeszcze bardziej wojnę, którą sprowadza wiosna; jeden
ze swych
poematów kończy takim wezwaniem do seniorów: "Baronowie, raczej dawajcie w
zastaw /
Zamki, miasta i wioski, / Niżbyście mieli zrezygnować z wojen." Rycerz ubiegał
się o należą-
cą mu się prawowicie zdobycz, wyrywaną nieprzyjacielowi w walce. Niekiedy kusiło
go, by
przejść od łupu wojennego do rabunku i ograbić przejezdnego; jak wiadomo, w X i
XI wieku,
ale epizodycznie i przez całe Średniowiecze, podczas zamieszek czy przerw w
działaniu wła-
dzy, zdarzali się rycerze-zbójcy, rabusie napadający na podróżnych i grabieżcy.
Okup nie jest niczym nowym. W XI i XII wieku nabiera on bardziej "rycerskiego"
charakteru, kiedy okazuje się, że zyskowniejsze i godniejsze jest pozwolić na
wykup jeńców,
niż ich zabić. Wzięcie do niewoli rycerza strony przeciwnej staje się świetnym
interesem,
zwłaszcza gdy jest to osobistość wysokiej rangi. Historyk Wilhelm z Poitiers na
próżno zwie
ten obyczaj "obmierzłą praktyką' - wszyscy ją stosowali i być może faktycznie
należy ją uwa-
żać za przejaw postępu, tak jak niegdyś niewolnictwo w porównaniu z rzeziami
etnicznymi
lub z rytualnym mordem na pokonanych.
Wypłacenie okupu za seniora stało się nawet jednym z czterech przypadków, kiedy
można
było wymagać pomocy finansowej od jego wasali. Obie strony uzgadniały między
sobą cenę,
nie nazbyt niską, by nie poniżać pokonanego, i nie nazbyt wygórowaną, by go nie
zrujnować
ani nie popchnąć do zemsty. Znane są jednak przykłady niebotycznie wysokich
okupów. Nie
wspominając o olbrzymich sumach, ja kich domagano się w zamian za uwolnienie
królów
(Ryszarda Lwie Serce, Ludwika Świętego), wystarczy wspomnieć przykład Du
Guesclina,
tego wzorowego rycerza pochodzącego z drobnej szlachty, który wyłącznie dzięki
mistrzow-
skiemu opanowaniu rzemiosła wojennego zdołał osiągnąć szczyty hierarchii. Jako
dowódca
wojenny, gdy był jeszcze tylko giermkiem (w tej epoce giermkiem jest wojownik
uzbrojony
lżej od rycerza), zostaje pasowany w wieku trzydziestu czterech lat, co
oznaczało wówczas
podwójne wynagrodzenie i większy udział w łupach wojennych; został chorążym,
potem na-
czelnym dowódcą bajliwatu, wreszcie hrabią po swych sukcesach w Hiszpanii. Tam
odnosił
zwycięstwa na czele swych band rycerzy na żołdzie oraz awanturników z "wielkich
kampa-
nii", którzy przedtem pustoszyli i łupili różne regiony Francji, nie mając żołdu
ani łupu wo-
jennego, i tym samym uwalniał od nich Francję. Parokrotnie trafił do niewoli, a
suma okupu
za niego rosła zgodnie z rytmem jego awansu społecznego. Wreszcie, gdy został
znowu więź-
niem Czarnego Księcia w Najera (1367), o mały włos nie przypłacił tego życiem,
gdyż ksią-
żęta uważali, że lepiej uwolnić się raz na zawsze od tak niebezpiecznego
dowódcy. Czarny
Książę był jednak "rycerski": ofiarował Du Guesclinowi wolność w zamian za okup,
którego
wysokość miał określić sam więzień. Świadom swej wartości, a także przez
wyniosłość i dla
prowokacji, Du Guesclin określił go na bajeczną sumę 100 000 złotych dukatów.
Tym, którzy
wątpili, czy król Francji Karol V zgodzi się zapłacić taką sumę za uwolnienie
swego dowód-
cy, odparł wyniośle, iż w takim razie żadna niewiasta w całym królestwie Francji
nie odmówi
wzięcia do ręki wrzeciona, aby złożyć się na tę sumę. Ten epizod jest często
przytaczany, aby
zilustrować narodziny poczucia narodowego. Wyraża także dumę rycerza wywodzącego
się z
drobnej szlachty, który osiągnął wysoką rangę jedynie dzięki żołnierskim cnotom.
Cała jego kariera obrazuje zresztą ewolucję rycerstwa w stronę profesjonalizmu.
Przy-
pomnijmy, że bardzo późno został on pasowany na rycerza, a jego służba rycerska
niczego
nie zawdzięczała systemowi feudalnemu: miała charakter czysto profesjonalny.
Wysokość
wynagrodzenia zarówno Du Guesclina, jak jego ludzi była negocjowana i określana
w umo-
wie. Ponadto, o ile walczył on jako rycerz, to jego główna zasługa dowódcy
polegała na tym,
że zgodnie z instrukcjami króla skupiał swe siły na konkretnych celach:
twierdzach, miastach,
zamkach, unikał zaś wydawania walki w polu, o ile źle to rokowało - odrzucając w
ten sposób
ową szaloną a bezużyteczną brawurę, ową zawadiackość, która przez długi czas
była cechą
francuskiego rycerstwa i jakże często przyczyną jego klęsk. Zwróćmy wreszcie
uwagę na
fakt, iż Du Guesclin został w 1370 roku mianowany konetablem Francji, a do tej
pory urząd
ten zawsze był zastrzeżony dla osób z najwyższej szlachty.
Rycerstwo pozostaje wówczas symbolicznym i błyskotliwym obrazem. Jednakże pod-
czas wojny jego wartości zaczynają niknąć na rzecz skuteczno ści wojsk
zawodowych i nie-
bawem narodowych.
3. Turnieje
Kiedy rycerze nie są zaprzątnięci wojną, szukają turniejów, które, jak się
wydaje, zo-
stały wymyślone przez Francuzów w połowie XI wieku, gdyż określano je zwrotem
torne-
amentum lub conflictus Gallicus. W XII wieku kronikarze często o nich
wspominają; li-
teratura przejmuje ten motyw, któremu piękne stronice poświęcają epopeje,
powieści, lais
[poematy pisane ośmiozgłoskowcem], a nawet wierszowane kroniki. Kościół niepokoi
się
tym nadmiernym uwielbieniem gier wojennych; parokrotnie je potępia (Clermont,
1130;
Reims, 1131; Lateran II, 1139; Reims, 1148; Lateran III, 1179 itd.) Na próżno!
Ich atrakcyj
ność nieustannie wzrasta i w różnych formach przez całe Średniowiecze turnieje
przyciągają
rycerzy przed coraz bardziej roznamiętnioną publiczność.
Wojna w miniaturze. Początkowo, i aż do połowy XIII wieku, turniej niewiele się
róż-
ni od wojny. Nie jest to tylko zaprawa, lecz prawdziwe starcie dwóch obozów,
które przez
pewien czas skupiają rycerzy przybyłych z różnych stron. Stwierdzenie, iż
turnieje w tych
czasach przypominają wojnę, to jeszcze mało powiedziane: broń jest ta sama,
taktyki i techni-
ki również. Są to wojny, lecz zorganizowane, stopniowo kodyfikowane, a przede
wszystkim
starcie jest ich celem samym w sobie. Zdecydowanie jest to więc sport.
Dwa obozy ścierają się w określonym miejscu. Nie na zamkniętym polu, jak to
będzie
później, ale na rozległej przestrzeni, obejmującej zamek lub miasto, a wokół
lasy i pola. Jeden
z obozów stanowią oblężeni. Są nazwani "tymi ze środka", w przeciwieństwie do
"tych z ze-
wnątrz". Oblężenia, potyczki, zasadzki, wypady, szarże i najazdy stawiają
przeciw sobie te
dwa obozy, tak samo jak podczas wojen i zwykłych bitew. Jakie są zatem różnice?
Początko-
wo jest ich bardzo mało: w każdym obozie istnieją strefy ewakuacji czy
bezpieczeństwa,
gdzie każdy zmęczony lub zraniony uczestnik może odpocząć i uzyskać pomoc
medyka, za-
nim powróci do walki. W jeszcze większym stopniu niż na wojnie, gdzie różne są
środki, ce-
lem jest tutaj nie zabicie, lecz pojmanie. Z pewnością zdarzają się przypadki
śmierci, zwłasz-
cza że broń niczym się jeszcze nie różni od broni używanej na wojnie. Śmierć
zawsze jest jed-
nak wypadkiem, nad którym ubolewają oba obozy. Wreszcie, kodeks postępowania
rycer-
skiego jaśniej się na ten temat wypowiada. Łupem jest broń i konie, a odzyskanie
wolności w
zamian za okup stano wi tu regułę. Na koniec, o ile starcia mają charakter
zbiorowy (pojedyn-
czy rycerz staje się bowiem dla innych łatwą zdobyczą), to jednostkowe wyczyny
wyróżniają
się i pomagają wyznaczyć zwycięzcę: tego, którego sami walczący, a później
giermkowie,
wskażą jako najlepszego rycerza turnieju.
Zysk z turniejów Nie da się zaprzeczyć, że turnieje miały charakter utylitarny.
Inne formy
ćwiczeń, na przykład atakowanie manekina z galopu, umożliwiały praktycznie tylko
mini-
malną zaprawę, rozwijając zręczność w dosiadaniu konia, pchaniu mieczem,
trafianiu włócz-
nią w tkwiącą nieruchomo tarczę. Spośród wszystkich innych form ćwiczeń turniej
był nie-
wątpliwie najlepszy i najwyżej ceniony: stwarzał rycerzowi warunki prawdziwej
walki, był
najlepszym sposobem trenowania szarży z ułożoną poziomo włócznią, co
najprawdopodob-
niej przyczyniło się do wielkiego rozkwitu turniejów. Możliwe zresztą, że samo
słowo przy-
wodzi na myśl i ruch żołnierzy między jedną szarżą a drugą, zawracających
[tournant], by z
powrotem uformować grupę. Było to dla nich przede wszystkim sposobnością, by
wyćwiczyć
większą spójność, niezbędną przy zbiorowych szarżach tych zwartych grup,
conrois, których
skuteczność w dużej mierze zależała od ich jednolitości. Widać to wyraźnie w
Historii Wil-
helma le Marechal, cieszącego się sławą najlepszego rycerza XII wieku - był
wielkim bywal-
cem turniejów, gdzie miał szczęście zostać zauważony, gdy parokrotnie przyszedł
z pomocą
młodemu królowi Henrykowi, późniejszemu Henrykowi II Angielskiemu, niekiedy zbyt
nie-
rozważnemu. Rycerz, który zbytnio oddalił się od grupy, wiele ryzykował, gdyż
szybko mógł
się znaleźć odosobniony, otoczony przeciwnikami i zabity lub wzięty w niewolę.
Stawka. Nawet w obrębie grupy nie brak jednak indywidualnych wyczynów. Jednym
z pożądanych celów jest bowiem sława, rozgłos, który można zdobyć, rozdając
piękne ciosy,
dowodząc swej waleczności. Damy podziwiają ich prawdopodobnie z wysokości wież,
a póź-
niej z trybun na zamkniętym polu, niewątpliwie pod wpływem powieści, które
przypisują
rycerzom coraz większą rolę. Każdy z nich może żywić nadzieję, że w ten sposób
ściągnie na
siebie uwagę jakiejś bogatej dziedziczki, wdowy posiadającej włości, których
trzeba bronić.
Na początku XIII wieku Lambert z Ardres opowiada, jak młody Arnul z Guisne
jeździł na
turnieje i został tam zauważony przez hrabinę Idę z Boulogne, którą "udawał, że
kocha". Tur-
niej to również okazja do światowych spotkań, a wyczyn rycerski jest atutem dla
zdobywcy
niewieścich serc. O tym przynajmniej przekonuje ówczesna literatura, z pewną
dozą prawdo-
podobieństwa. Co więcej, jest to okazja dla ubogich rycerzy, młodych bacheliers
- bohaterów
opowieści przygodowych - by zaciągnąć się do drużyny jakiegoś księcia, w ten
sposób za-
pewniając sobie przyszłość; rekrutacja ta mogła się okazać mniej lub bardziej
trwała: na tur-
niej, na sezon, na rok, czasem na całe życie. Takie wejście do drużyny wielmoży
oznacza
zapewnienie sobie egzystencji i w czasie pokoju, i podczas wojny. Przez całe
Średniowiecze
to ci sami ludzie wyróżniają się zarówno na turniejach, jak na polu walki;
dowód, jeśli go
jeszcze potrzeba, ścisłego związku między tymi dwoma zajęciami.
Główną oprócz sławy atrakcją turnieju pozostaje wygrana. Można tam uzyskać
nagro-
dę, ale także konie, zbroję, broń, a nawet pieniądze, pochodzące z okupów lub z
wykupu zdo-
bytego wyposażenia. Epoka ta dostarcza nam dość licznych przykładów rycerzy,
którzy przy-
byli na turniej z rumakiem i bronią wypożyczonymi lub wynajętymi, a dzięki swej
waleczno-
ści i sprzyjającemu szczęściu odjeżdżają bogatsi, na lepszym wierzchowcu i
lepiej wy-
posażeni. Historia Wilhelma le Marechal dostarcza cennych przykładów. Opisuje,
jak na po-
czątku turnieju uczestnicy ustalają wysokość nagród, koni, zbroi, które będzie
można zdobyć i
wykupić, okupów, jakich będzie można zażądać. W takich okolicznościach słowo
zasługuje
na wiarę, i rozumiemy, dlaczego poszanowanie danego słowa stanowi jeden z
filarów etyki
rycerskiej. Kariera Wilhelma trafnie ilustruje korzyść z turnieju oraz jego
przebieg. Błędni
rycerze, bacheliers, których przyciąga wieść o zgromadzeniu, zbierają się w
różnych miej-
scach, zabiegając o dołączenie do najlepszych, już utworzonych, oddziałów,
drużyn książąt
lub najwyższych baronów, którzy zatrudnili najsławniejszych i którzy mają
wszelkie szanse
na zwycięstwo. Rycerze walczą wówczas w grupie, solidarni, i nie istnieje
bynajmniej zakaz
atakowania w czterech czy pięciu jednego osamotnionego przeciwnika:
sprzymierzeńcy
dzielą wtedy między siebie wartość łupu. Zyski mogą być ogromne: tak więc, w
ciągu dzie-
sięciu miesięcy, Wilhelm pojmał sto trzy konie, mnóstwo broni i kilku rycerzy.
Niebezpieczeństwa mają taki sam charakter. Można wiele stracić od jednego ciosu
włócznią:
uzbrojenie, konia, co jest stratą katastrofalną dla ubogiego rycerza, któremu
grozi wówczas
wykluczenie z rycerstwa. Można tam również stracić życie, pomimo opisanej wyżej
etyki.
Wypadki zdarzają się nierzadko, zwłaszcza wśród młodych żądnych sławy, wśród
maluczkich
poszukujących wyczynów, które przyniosą zysk. Wypadki dotykają nawet osobistości
wyż-
szej rangi, lepiej chronionych, lecz stanowiących bardziej pożądany cel. Wśród
samych tylko
książąt angielskich wskutek ran odniesionych na turnieju zmarli i są opłakiwani:
Godfryd,
czwarty syn Henryka II w 1186 roku, diuk Godfryd z Mandeville w 1216 roku, diuk
Pembro-
ke w 1241 roku, Wilhelm, syn diuka Sussexu w 1286 roku itd. Kościół sprzeciwia
się śmierci
poniesionej "dla zabawy" i piętnuje w bullach papieskich oraz ustami
kaznodziejów te zgro-
madzenia, które rozbudzają światowego ducha, ostentację, próżną chwałę,
zmysłowość i sie-
dem grzechów głównych, utrwalają ducha przemocy, zabawy, ryzyka, powodują ruinę
lub
śmierć chrześcijan i odwracają od jedynej walki w pełni - zdaniem Kościoła -
uprawnionej:
od wyprawy krzyżowej. Nic nie może temu zaradzić, nawet odmowa chrześcijańskiego
po-
chówku dla tych, którzy poniosą śmierć podczas takich zgromadzeń (Lateran II,
1139).
Turniej a polityka. Skąd ta klęska? Dla arystokracji turniej i krucjata nie są
sobie przeciw-
stawne. Turniej wydaje się jej niezbędną zaprawą, a przede wszystkim jest
ideologicznym
wyrazem rycerstwa, którego cnoty mają charakter wojenny, społeczny, światowy w
równym i
większym stopniu, co chrześcijański. Jest to także atut polityczny. Jak sądzi G.
Duby, wysoka
arystokracja północnej Francji, gdzie odbyła się większość turniejów z XII i z
początku XIII
wieku, znajdowała w nich najpewniejszy atut, by stawić opór rosnącej władzy
królewskiej ad-
ministracji: pozyskiwała sobie rycerstwo, oferując mu ulubioną rozrywkę. Faktem
jest, że
moda na turnieje osiągnęła wówczas w tych regionach największą i najwcześniejszą
przy-
chylność arystokracji, zanim się rozpowszechniła na wschodzie, gdzie u schyłku
XII wieku
Fryderyk Barbarossa przyjął obyczaje francuskiego rycerstwa z końca XII wieku,
oraz na
południu, gdzie kraj języka d'oc nie znał ich jeszcze przed krucjatą przeciw
albigensom.
Na uwagę zasługuje przypadek Anglii. Angielscy królowie, wywodzący się z rodu
Plantagenetów, lubowali się w turniejach, a synowie Henryka II sami byli
doświadczonymi
ich uczestnikami. Jednakże Henryk I i Henryk II zakazali zawodów rycerskich z
przyczyn
politycznych: zgromadzenia te, ściągające liczne rzesze uzbrojonych mężczyzn,
mogły się w
istocie zmienić w zbrojną opozycję przeciw królowi, dać sposobność prywatnej
zemsty czy
wręcz spowodować powszechny zamęt. Ryszard Lwie Serce, wzór rycerstwa, który w
młodo-
ści odbył wiele turniejów we Francji, przywrócił je w swym królestwie w 1194
roku, lecz
tylko w pięciu miejscach i po uiszczeniu świadczeń (uzyskaniu licencji).
Rozporządzenia te
jednocześnie umożliwiały ścisłą kontrolę ze strony króla i powodowały napływ
środków fi-
nansowych z obowiązkowych świadczeń i sankcji wymierzanych w wypadku
wykroczenia: w
1195 roku Roger Mortimer za udział w turnieju bez licencji został pozbawiony
wszystkich
swych ziem! Te przykłady dobitnie pokazują, jak wielkim powodzeniem wśród
arystokracji
cieszyły się turnieje na Zachodzie, pomimo rezerwy ze strony Kościoła i
monarchów.
4. Ewolucja turniejów
W XIV i XV wieku to upodobanie wzrasta, jednak z pewnymi zmianami, które jesz-
cze bardziej zbliżają turniej do prawdziwego sportu, nie odrywając go przy tym
od realiów
wojny. Już w połowie XIII wieku obok broni używanej w walce "do ostatniej kropli
krwi",
wciąż przypominającej broń stosowaną na wojnie, pojawiają się włócznie "dla
przyjemności",
w których wyostrzony czubek zastąpiono zębatym kółkiem, by uniemożliwić wbicie
włóczni
głęboko w ciało przeciwnika. W tej samej epoce społeczność turniejów tworzy
zamknięty
krąg i nabiera cech arystokracji. Drobny szlachcic, jak Wilhelm le Marechal,
mógł zrobić
majątek dzięki turniejom u schyłku XII stulecia. Sprawa staje się trudniejsza w
następnym
wieku i niemożliwa później; pasowanie na rycerza, niezbędne, aby móc przystąpić
do turnieju
rycerskiego (istnieją walki na kopie i turnieje dla giermków), stało się bardzo
kosztowne i
zastrzeżone dla tych, którzy mogą wykazać się czterema rycerzami wśród przodków.
Nagrody
wygrywane na turniejach "dla przyjemności" maleją, a okupy i branie łupu
stopniowo zani-
kają; praktycznie pozostaje tylko zabieranie koni. Oznacza to, że turniej
przestaje być sposo-
bem na zyskanie awansu społecznego i przekształca się w arystokratyczny sport,
kosztowny,
prestiżowy, zastrzeżony dla wąskiej i zamkniętej społeczności, zdominowanej
przez kilka
wielkich, wciąż tych samych rodów, pojawiających się w tekstach między 1100 a
1400 ro-
kiem.
Walki wręcz, walki na kopie, okrągłe stoły. W miarę upływu czasu zmianom ulegają
same turnieje. Wielkie walki wręcz z XII wieku utrwalają się, z ich stałymi
cechami: zbioro-
wego udziału, z włócznią i mieczem, w szarży i w walce w ciżbie, na wzór wojen,
których
stanowią skodyfikowaną replikę. Konkurencją dla nich są jednak walki na kopie,
cieszące się
większym powodzeniem u dam, wciąż (XIII - XV wiek) obserwujących turnieje, a
wyżej ce-
niących indywidualne wyczyny dokonywane na ich oczach przez dwóch tylko
zawodników.
Walki na kopie są też lepiej widziane przez władze świeckie i kościelne, gdyż są
mniej zabój-
cze. Dwaj przeciwnicy stają tu oko w oko na ograniczonej powierzchni otoczonej
palisadami,
lices, bez żadnej bariery; bariery rozdzielające walczących pojawiają się
dopiero w XV wie-
ku. Ścierają się oni w szarżach wyłącznie z długimi włóczniami. Aspekt wojenny
utrzymuje
się oczywiście, gdyż głównym elementem bitwy wciąż jest szarża. Ustępuje jednak
miejsca
aspektowi ludycznemu, a przede wszystkim uroczystościom. Jest to jeszcze
bardziej praw-
dziwe w odniesieniu do okrągłych stołów, najwyraźniej inspirowanych przez
powieści artu-
riańskie. Uroczystości te wydają się raczej dostarczać okazji do spotkań
wielkiego świata niż
szczególnych form gier wojennych, chociaż odbywają się podczas nich starcia "dla
przyjem-
ności". Natomiast czyny zbrojne, wyczyny (pas d'armes), kiedy trzeba bronić
mostu, brodu,
przejścia, przeciwstawiają sobie "do ostatniej kropli krwi" "obrońców" i
"napastników", za-
równo pieszo, jak konno. Najsłynniejszym przypadkiem jest sławetna "walka
trzydziestu", w
której w 1531 roku w Ploermel zmagały się garnizony z dwóch sąsiednich zamków, z
których
jeden popierał dom Montfort, a drugi - dom Blois. Tego rodzaju walki upodobniły
się do sko-
dyfikowanych starć, które podczas wojny stuletniej niejednokrotnie w swoistych
turniejach
stawiały naprzeciw siebie rycerzy z oblężonego miejsca i rycerzy, którzy ich
otaczali. Takie
spotkania znowu czerpią zarówno z wojny, jak z turniejów. Chcąc wyjaśnić
rządzące nimi
wedle prawa reguły, Godfryd z Charny stawia swe pytania na temat walki na kopie,
turnieju i
wojny; niestety, nie znamy udzielonych mu odpowiedzi.
Ewolucja broni. Turnieje, a w jeszcze większym stopniu walki na kopie,
spowodowały istną
ewolucję uzbrojenia, które nabrało specyficznego charakteru. Aby ograniczyć
ryzyko śmierci
lub ciężkich ran, zaprojektowano broń obronną, o której już była mowa. Tak więc
hełm, w
zasadzie nie zmieniony, w XIII wieku przybiera kształt cylindryczny z płaskim
wierzchem;
ma szpary na oczy i otwory zapewniające (słabo) pewną wentylację, bardzo
nieskuteczną w
ciepłych krajach; krzyżowcy boleśnie tego doświadczyli. Sto lat potem, przede
wszystkim na
turniejach, hełmy zostały umocnione i zaczęto na nich umieszczać czuby i kity.
Różnica mię-
dzy hełmem wojennym a hełmem na turniej staje się jeszcze bardziej wyrazista pod
koniec
XIV wieku. To samo dzieje się ze zbroją płytową, która w wieku XIV przekształca
się w kol-
czugę i poszerza się na użytek walki na kopie, zwłaszcza po lewej stronie
piersi, bardziej na-
rażonej na ciosy ("popiersia do walki na kopie"). Puklerze podczas konserwacji
są wycinane
po prawej stronie, by mogła tamtędy przechodzić włócznia, która stała się
dłuższa i cięższa,
od kiedy spoczywa na faucre i na tulei na pancerzu, oswobadzając ramię rycerza
od ciężaru i
zablokowania; teraz może on już tylko namierzyć cel.
Od XII wieku puklerze są malowane i ozdabiane znakami herbowymi domu, któremu
służy rycerz. Przez długi czas uważano, iż rozwój heraldyki wynikł z
konieczności rozpozna-
wania, do którego obozu należy dany rycerz, kiedy zamknął on hełm i nie można go
było roz-
poznać po twarzy. Faktycznie wydaje się, że emblematy te są wcześniejsze, a w
każdym razie
niezależne od technologicznej ewolucji hełmu. Prawdopodobnie turniej odegrał
tutaj zasadni-
czą rolę, a rozwój heraldyki należy raczej przypisywać zamiłowaniu arystokratów
do znaków
wyróżniających, koloru i ostentacji.
W tej ewolucji istotną rolę odegrali giermkowie. Już pod koniec XII stulecia
widzimy ich u
boku Krystiana z Troyes i Wilhelma le Marechal. Ci pomocnicy rycerstwa, wędrowni
śpie-
wacy i minstrele mieli za zadanie zapewnić turniejom rozgłos - ogłaszają kolejne
fazy, ko-
mentują akcje, sławią wyczyny. Stają się wyspecjalizowanymi ekspertami od
rycerstwa i he-
raldyki, a niekiedy przypada im w udziale mianowanie zwycięzców turniejów, po
wyjaśnieniu
zasad i rozstrzygnięciu punktów spornych, nieprecyzyjnie określonych przez prawo
wojenne.
Turnieje u schyłku Średniowiecza. Historycy późnego Średniowiecza niekiedy
kwestionowali
praktyczną użyteczność turniejów, które stały się jakoby wtedy jedynie
ceremoniami, pełnymi
przepychu i frywolnymi. Niektórzy, jak Huizinga, dopatrywali się w tym oznak
schyłku ry-
cerstwa. Prawdą jest, że wielkie turnieje w XV wieku były formalistyczne i
przeładowane
przepychem i świadczą o świetności i ostentacji arystokratów, pozostających pod
wpływem
powieści arturiańskich i przenoszących w teatralne realia organizowanych przez
siebie tur-
niejów wyobrażony obraz, który uważali za obraz świata arturiańskiego. Nie
należy jednak
rozciągać na wszystkie XV - wieczne turnieje ściśle ekstrawaganckich cech paru
wielkich,
"płonących" turniejów, które w oczywisty sposób są pełne przesady. W
rzeczywistości, nawet
w tej epoce, turnieje nie są całkowicie oderwane od wojennych realiów swych
czasów. Praw-
dą jest jednak, że rycerskie społeczeństwo XV wieku bardziej kultywuje gest i
galę niż praw-
dziwą zaprawę. Jak uważa M. Keen, aspekty te są wynikiem przede wszystkim
przepojenia
mentalności i kultury arystokracji literaturą i powstania wąskiej kasty,
swoistej "superszlach-
ty" - święta, a przede wszystkim turnieje, służą jako manifestacja siły i
nostalgiczne upamięt-
nienie przeszłości, którą odbudowuje ona zgodnie ze swymi marzeniami i którą
idealizuje.
XV-wieczna szlachta oddaje hołd i cześć takiemu rycerstwu, jakie sobie wyobraża
zgodnie z
wzorami z pieśni rycerskich, powieści i traktatów rycerskich. Usiłuje przywrócić
do życia
cnoty, które jej zdaniem charakteryzowały rycerstwo w dawnych czasach -
faktycznie w czy-
sto mitycznych czasach korzeni idealnego rycerstwa.
IV Kościół, wojna i wojownicy
Kościół nie mógł nie interesować się rycerstwem. Wszystko skłaniało go do prób
kie-
rowania nim lub sprawowania kontroli za pomocą najważniejszego środka, jakim
dyspono-
wał: ideologii.
1. Dominująca ideologia
W Średniowieczu ideologię wypracowują i rozpowszechniają ludzie Kościoła, depo-
zytariusze kultury i wykształcenia. Przed XII wiekiem wszystkie księgi, jakie
przetrwały do
naszych czasów, tak jak niemal wszystkie inne źródła pisane lub figuratywne, z
których czer-
pią historycy, są dziełem duchownych, którzy otrzymali edukację w szkołach
katedralnych
lub klasztornych, a później w uniwersytetach, zdominowanych przez zakony. Ci,
którzy prze-
kazują wiedzę za pośrednictwem pisma, są zatem przepojeni ideologią kościelną.
Większość z
nich wiedzie życie księży świeckich (biskupów, kapelanów) lub zakonnych
(mnichów). Ich
pisma odzwierciedlają i rozpowszechniają dominującą kulturę. Ma ona charakter
klerykalny i
wyraża się w łacinie, powszechnie przyjętym języku wiedzy od czasów rzymskiej
Starożytno-
ści, który w epoce rycerstwa stał się językiem Kościoła.
Czy to znaczy; że Średniowiecze nie znało kultury świeckiej? Takie twierdzenie
było-
by zbyt daleko posunięte. Od XII wieku literatury spisywane w językach
pospolitych (daw-
nym francuskim d'oc i d'oi1, anglosaskim, katalońskim, średnio-wysoko-niemieckim
itd.)
pokazują, że istniały sposoby odczuwania, myślenia i działania wyraźnie różniące
się od od-
czuwania, myślenia i działania ludzi Kościoła. Ujawniają one również
utrzymywanie się
praktyk i religijności niechrześcijańskiej, wspominanych bardzo pobieżnie przez
źródła ko-
ścielne, aby je potępić (na przykład w penitencjałach) albo zwalczać (w
traktatach przeciw
herezjom). Szczególnie literatura arturiańska odtwarza i rozpowszechnia pod
mniej lub bar-
dziej dopasowanym płaszczykiem chrześcijaństwa, przedchrześcijańskie mity
celtyckie (J.
Frappier, J. Markale). Te tradycje celtyckie zostały "ochrzczone" i
schrystianizowane, tak jak
kilkaset lat wcześniej inni świadkowie cywilizacji celtyckiej (megality, kult
źródeł). Tych
kilka przykładów dostatecznie wymownie pokazuje, że równolegle do dominującej
kultury
kościelnej, kultury średniowiecznego katolicyzmu, utrzymują się inne tradycje,
stłumione i
często rugowane, których świadectwa pisane prawdopodobnie były rzadkie i nie
zachowały
się do naszych czasów.
Czy rycerstwo odziedziczyło coś z tych tak zmarginalizowanych kultur? Jest to
mało
prawdopodobne i z całą pewnością należy odrzucić wszelką możliwość powiązania z
ezotery-
zmem, który miał jakoby powołać do życia rycerstwo. Natomiast laickie,
wojownicze i ger-
mańskie korzenie rycerstwa mogły zachować w jego obrębie różne
niechrześcijańskie style
myślenia, wartości magiczno-religijne kojarzone z pewnymi obrzędami, które same
uległy
chrystianizacji (wręczanie broni u dawnych Germanów), albo z niektórymi cechami
charakte-
rystycznymi dla rycerza, takimi jak koń i miecz, przysięga, kompanionaż itd. (F.
Cardini). Ta
starożytna i pogańska spuścizna nie jest właściwa rycerstwu. Znamionuje je
spuścizna rodów
arystokratycznych, wojowniczych - germańskich i celtyckich - której rozproszone
ślady, wy-
magające ostrożnej interpretacji, napotykamy w utworach przede wszystkim
epickich i po-
wieściowych, a nawet w staroskandynawskich sagach. Dziedzictwo to jest
rzeczywiste, ale
ukryte, zatopione w dominującej kulturze, która nadaje średniowiecznej
cywilizacji zabarwie-
nie klerykalne.
2. Kościół a wojna
Kościół bardzo wcześnie jął wprowadzać swe wartości do społeczeństwa, zwłaszcza
dominującej który okazał się definitywny - przynajmniej do czasów Reformacji, a
- dla nie-
których - po dziś dzień (na przykład celibat księży).
Tabu krwi stwarzało inne problemy, zwłaszcza po upadku Cesarstwa i powstaniu
królestw
barbarzyńskich. Nawrócenie się Chlodwiga ukazuje zainteresowanie Kościoła nowymi
elita-
mi rządzącymi. Temu zainteresowaniu towarzyszy wyraźne nagięcie doktryny ku
wartościom
wojennym: położenie akcentu na Stary Testament, "Pana Zastępów", Chrystusa w
chwale,
świętych żołnierzy itd. Nurt ten rozszerzył się jeszcze wraz z Karolem Wielkim,
pozdrawia-
nym jako nowy Dawid. Kampanie mające na celu chrystianizowanie orężem, zwłaszcza
Sa-
sów, odzwierciedlają również ewolucję w kierunku wojennej koncepcji
chrześcijaństwa,
przepojonego wartościami wyznawanymi przez germańskich zdobywców.
Różne formy promocji wartości wojennych. Kościół poczynił więc daleko idące
ustępstwa na rzecz wartości germańskich pochodzenia pogańskiego, gloryfikujących
siłę,
wojenną wściekłość; zarzucił próby wykorzenienia przemocy i wojny, które włączył
do swe-
go systemu wartości. Tym samym otwierała się możliwość, nie do pomyślenia a
priori na
podstawie pierwotnych doktryn, chrystianizacji wojny, a nawet sakralizacji
wojowników,
działających pod kierownictwem Kościoła w sprawie uznanej za słuszną. Decydujący
etap w
tym kierunku został przekroczony w epoce karolińskiej, naznaczonej ścisłym
związkiem mię-
dzy papiestwem i monarchią frankijską, która usunęła dynastię Merowingów w
czasie, kiedy
powstaje "Patrymonium św. Piotra", zalążek państw papieskich. Zagrożeni przez
Longo-
bardów, a potem przez Saracenów papieże zwracają się ku nowej dynastii
frankijskiej, two-
rząc tym samym teorię władców będących obrońcami Kościoła (defensores
Ecclesiae). Funk-
cja ta staje się urzędem cesarskim par excellence. Skutkiem tego było
ideologiczne dowarto-
ściowanie operacji wojskowych prowadzonych w celu wyzwolenia, obrony, a nawet na
rzecz
interesów Stolicy Apostolskiej. Już papież Grzegorz Wielki wysławiał wojnę
misyjną, której
celem było nawracanie nieprzyjaciół siłą. Papieże Zachariasz (747) i Stefan II
(755) obejmują
tą oceną każdą walkę na rzecz papiestwa, świadomie utożsamianego z całym
Kościołem.
Wojownicy, którzy zginą w tak słusznej sprawie, mają obiecane szeroko otwarte
bramy raju.
Między VIII a X wiekiem Kościół jeszcze podnosi wartość funkcji wojny na
najwyższy po-
ziom, przez sakrę królewską. Sakramentarze z tej epoki, a zwłaszcza te z
rozpowszechniają-
cego się wtedy pontyfikału romańsko-germańskiego, ukazują przede wszystkim
sakralizację
funkcji publicznej, powierzonej władzy królewskiej, której zadaniem jest
utrzymywanie po-
koju, ładu, sprawiedliwości i roztaczanie opieki nad ludem. Te funkcje
królewskie wymagały
oczywiście stosowania siły zbrojnej. Symbolem ich wszystkich był miecz
królewski, uroczy-
ście wręczany monarsze podczas jego koronacji. W X wieku ceremonie koronacyjne
po raz
pierwszy stosują formuły błogosławieństwa miecza władcy i chorągwi wojsk
królewskich.
Zawierają one elementy ideologiczne, które później zostaną uznane za rycerskie,
a tymczasem
są jeszcze tylko wyrazem różnych aspektów funkcji królewskiej. Nazwalibyśmy je
sprawie-
dliwością, porządkiem i obroną Kościoła, którego królowie są utytułowanymi
obrońcami.
Rycerze, a raczej zwykli wojownicy (milites), nie występują w tych tekstach, tak
jak i w in-
nych formułach błogosławieństw z tej epoki. W tym samym czasie biskupi piszą
najpierw dla
królów, a później dla książąt, kiedy powstają księstwa terytorialne, traktaty
moralne zwane
"zwierciadłami książąt", w których starają się zwrócić ich uwagę na obowiązki
związane z ich
funkcją: zapewnianie ładu, pokoju, sprawiedliwości, moralności publicznej. Aby
to osiągnąć,
władcy muszą dać przykład dobrego postępowania.
3. Kościół a wojownicy
Do tej pory milites są jeszcze tylko zwykłymi wykonawcami, żołnierzami. Nie ma o
nich żadnej wzmianki w formułach liturgicznych ani w traktatach przeznaczonych
dla cesa-
rza, dla królów, dla możnych pełniących funkcje rządzące. Milites (nie można
jeszcze tłuma-
czyć tego słowa określeniem "rycerz") wychodzą z cienia w X i przede wszystkim w
XI wie-
ku, kiedy powstaje system feudalny, najpierw we Francji, a potem w sąsiednich
krajach. Ko-
ściół uświadamia sobie wówczas osłabienie władzy królewskiej i próbuje temu
zaradzić.
Ochrona kościołów. Król, naturalny opiekun kościołów, których podczas obrzędu
koronacji
obiecał bronić i budować, już nie jest w stanie wypełniać tej misji. Na
wszystkich poziomach
Kościół potrzebuje więc obrony militarnej. Przeciw komu? Właśnie przeciw milites
- zbroj-
nym bandom działającym na rzecz swego pana, a czasem nawet na własny rachunek -
którzy
plądrują, wymuszają, rabują, niszczą przez różnego rodzaju grabieże dziedzictwo
kościołów i
klasztorów, uzurpując sobie prawo, narzucając nowe podatki ("złe zwyczaje") i
przywłasz-
czając sobie inne (exactiones). Tymczasem duchowni, przede wszystkim mnisi,
muszą po-
wstrzymać się od przelewu krwi. Aby im towarzyszyć lub zastępować ich w
działaniach
świeckich, dostojnicy kościelni wprowadzili urząd rzeczników (advocati), czasem
zwanych
obrońcami (defensores). O to przynoszące wysokie zyski stanowisko ubiegali się
świeccy
seniorzy, którzy za jego pełnienie osiągali znaczne dochody (beneficium)
pochodzące z wło-
ści kościelnych, których ochrona była ich obowiązkiem. Niektóre kościoły same
zapewniały
sobie obronę, bezpośrednio rekrutując wojowników (milites ecclesiae). Tak było w
przypadku
wielu kościołów Francji, w Reims, Toul, Rodez, Albi itd. Tak jest też w
przypadku kościoła
Rzymu, posiadającego militia. W połowie XI wieku papież Leon IX sam zorganizował
w Ce-
sarstwie zaciąg wojowników św. Piotra (milites sancti Petri), których
poprowadził do walki z
Normanami z Sycylii w Civitate, gdzie zostali oni rozerwani na strzępy przez
przeciwników
(1053).
Wszyscy ci wojownicy, z racji samej funkcji obrońców Kościoła, byli przezeń
wysoko
cenieni, wręcz sakralizowani. Świadczy o tym na przykład liturgia, fala
kanonizacji żołnierzy,
rozmaite deklaracje papieży dotyczące duchowego wynagrodzenia walczących.
Najpierw
liturgia: od X wieku znamy kilka formuł błogosławieństwa broni oraz tych, którzy
wyruszają
do walki; stopniowo zaczynają one obejmować wojowników dawnej ideologii
królewskiej.
Tak jest przede wszystkim w wypadku pewnego rytuału z XI wieku, zawartego w
pontyfikale
z Cambrai. Niegdyś widziano w nim pierwszy rytuał pasowania rycerzy. W
rzeczywistości
nic tam nie ma o pasowaniu. Jest to rytuał nadania stanowiska rzecznika lub
obrońcy Kościo-
ła, jednakże znamienny dla ewolucji charakterystycznej dla tej epoki: Kościół, a
raczej Ko-
ścioły lokalne, powierzają teraz swą ochronę zawodowym wojownikom lub dowódcom
wo-
jennym, hrabiom, wicehrabiom, panom czy miejscowym potentatom, dla których
układają
rytuały, stosujące znowu modlitwy lub błogosławieństwa, ułożone niegdyś dla
królów. Ci
"opiekunowie" mają prawo wznosić poświęconą chorągiew, na której widnieje
wizerunek
świętego patrona bronionej przez nich świątyni. Mają przywilej pochówku, z
mieczem przy
boku, pod posadzką tejże świątyni. W ten sposób ich funkcja ulega sakralizacji.
Wynika z
tego podwójny proces ideologiczny. Sakralizacja funkcji królewskiej i związana z
nią ideolo-
gia zstępują teraz na poziom wojowników znacznie skromniejszej rangi, skoro
pełnią oni
funkcję obrony jakiegoś kościoła. Warto podkreślić ten ostatni punkt. Nie chodzi
tutaj o
wszystkich panów, a tym bardziej nie o wszystkich "rycerzy". Jednakże proces ten
idzie w
tym kierunku.
4. Sakralizacja wojny
Duchowe dowartościowanie wojowników walczących dla Kościoła, kościołów, papie-
stwa, świata chrześcijańskiego (pojęcia te są jeszcze płynne i często mylone ze
sobą) przeja-
wia się także w fakcie pojawienia się nowej duchowości, w kulcie militarnych
świętych.
Zauważmy przy okazji, że kryje się tu paradoks, gdyż większość tych świętych,
póź-
niejszych patronów rycerstwa, poniosła śmierć męczeńską... właśnie za to, że
odmówili słu-
żenia w wojsku! Tak było na przykład ze św. Maurycym, dowódcą antycznego legionu
tebań-
skiego, którego "świętą włócznię" cesarz Otton przywiózł na Lechowe Pole na
bitwę z Węgra
mi, zagrażającymi chrześcijaństwu. Tak było również w przypadku św. Jerzego czy
św. Mar-
cina. Inni mają niewiele wspólnego z wojownikami, jak archanioł św. Michał
lub... Najświęt-
sza Maryja Panna, patronka rycerstwa, której "świętą tunikę" obnoszono podczas
ważnych
bitew i której wizerunek widniał na chorągwi biskupa Puy podczas pierwszej
krucjaty.
Tej fali militarnych świętych, od IX do XI wieku, towarzyszy rozkwit kultu
relikwii,
którym gorszył się jeszcze Bernard z Angers na początku XI wieku, gdyż ta ludowa
forma
kultu świętych wydawała mu się zbyt bliska pogaństwa. Relikwie bardzo szybko
zyskały po-
pularność wśród wojowników, zabiegających o kawałki kości, włosów, zębów lub
szat świę-
tych, wykorzystywane jako talizmany lub opiekuńcze amulety, którymi, jak cennymi
kamie-
niami, wysadzano hełmy lub rękojeści mieczy Fakty te, znane w historii, a
niekiedy i w ar-
cheologii, są obficie relacjonowane w epopejach. Znacznie bardziej świadczą o
tym, że do
Kościoła przeniknęły wojownicze lub magiczne sposoby myślenia, niż o
chrystianizacji wo-
jowników. Obrazują jednak wyraźne zainteresowanie Kościoła stanem żołnierskim, a
także
wzajemne przenikanie wartości Kościoła i arystokracji wojskowej.
Nagrody duchowe. Obietnice składane wojownikom, którzy służą interesom papie-
stwa, ilustrują to samo zjawisko. W 753 roku Stefan II w obliczu zagrożenia ze
strony Sara-
cenów wezwał na pomoc Franków z Zachodu. Chcąc ich zachęcić do przybycia,
zapewnił, że
grzechy przez nich popełnione w walkach między chrześcijanami mogą zostać
odkupione
wyprawą przeciw poganom. W 847 roku papież Leon IV, znowu zagrożony przez
Saracenów,
obiecał nagrodę w niebie tym, którzy przybędą, by polec "dla prawdy wiary,
zbawienia oj-
czyzny i obrony chrześcijan". Kilka lat później Jan VIII stwierdził w liście do
biskupów fran-
kijskich, że wojownicy polegli w walce podczas owej "wojny Pańskiej" z poganami
lub nie-
wiernymi, mogli mieć pewność życia wiecznego. Jesteśmy tutaj u korzeni koncepcji
świętej
wojny: wojownicy polegli w walce z niewiernymi zostają utożsamieni z
męczennikami za
wiarę.
W walce z niewiernymi czy dla papiestwa? W umysłach XI-wiecznych papieży
dominuje
raczej ten drugi aspekt. Jak podają niektóre źródła, kiedy Leon IX poprowadził
swych milites
sancti Petri na pole bitwy w Civitate (o czym już wspominaliśmy), obiecał im
życie wieczne.
W każdym razie, po krwawej łaźni, jaką im sprawili Normanowie (chrześcijanie),
bez waha-
nia oznajmił, że znajdują się już oni w raju, w towarzystwie męczenników.
Niektóre źródła
określają tych wojowników zwrotem, który kilka lat później będzie się odnosić do
krzyżow-
ców: milites Christi, żołnierze Chrystusa. W 1075 roku Grzegorz VII używa tego
samego
określenia w stosunku do pewnego chrześcijanina, zwolennika papieża, zabitego
podczas
konfliktów mediolańskiej Patarii, utożsamiając go z męczennikami. Także i tutaj
wszyscy
walczący byli chrześcijanami.
Wojownicy-męczennicy. Utożsamienie tych wojowników z męczennikami za wiarę
zaznacza kres prawdziwej rewolucji ideologicznej. Wystarczyło zatem tysiąc lat -
a to nie-
mało! - aby postawiono na tej samej płaszczyźnie dwóch skrajnie przeciwstawnych
bohate-
rów: jeden, uczeń Chrystusa, pierwotnie nie stosujący przemocy, wolał zginąć od
pogańskie-
go miecza, niż przelać krew nieprzyjaciela Boga. Drugi, chrześcijański wzorowy
wojownik
papiestwa, otrzymywał palmę męczeństwa, jeśli umierał z mieczem w dłoni,
wyrzynając
wrogów następcy św. Piotra.
Kazanie wygłoszone przez Urbana II podczas pierwszej krucjaty prawie nic nowego
tu
nie wnosi; nie mamy więc żadnego powodu, by podawać w wątpliwość relacje
świadków
opowiadające o podobnym utożsamieniu krzyżowców z męczennikami za wiarę.
Oczywiście,
krucjata była pielgrzymką do Jerozolimy, lecz także wyprawą zbrojną mającą
wyzwolić
święte miejsca, przedsięwzięciem Stolicy Apostolskiej głoszonym przez papieża,
kon-
trolowanym (przynajmniej w zasadzie) przez jego legata, a interesy papiestwa nie
były tu bez
znaczenia: między innymi możliwość spotkania między Kościołami chrześcijańskimi
po roz-
łamie w 1054 roku lub ustanowienie na Wschodzie chrześcijaństwa łacińskiego
obediencji
rzymskiej. Jakkolwiek jest, wyprawa krzyżowa wynika z rzeczywistego
dowartościowania
ideologicznego statusu wojownika w służbie Kościoła.
Krucjata a rycerstwo. Dowartościowanie rycerstwa? Bynajmniej! Wyprawa krzyżowa
nie jest bowiem rycerstwem. Można by niemal rzec, iż jest jego przeciwieństwem.
Być może
Urban II stwierdził to w swym kazaniu w Clermont, przeciwstawiając krucjatę
bratobójczym
wojnom, zaprzątającym chrześcijańskich rycerzy. Miał na myśli przede wszystkim
drobnych
rycerzy, opłacanych, najemnych, którzy jak mówił - ryzykują śmierć wieczną dla
kilku nędz-
nych groszy! I nawoływał ich, by opuścili tę militia (czyli rycerstwo tego
świata) i zostali
milites Christi na służbie Chrystusa-Boga. Raul z Caen opowiada, jak jego
bohatera, Tankre-
da, dręczyły sprzeczności, jakie dostrzegał między zasadami rycerstwa światowego
a ideałami
rycerzy Chrystusa. W duszy czuł się rycerzem, żądnym sławy, zapalczywym w boju,
odważ-
nym, nie wiedział jednak, jak pogodzić te cnoty z nakazem Chrystusa, by
nadstawiać drugi
policzek, oddać szatę... zachwyciła go więc obietnica Urbana II, zapewniająca
odpuszczenie
grzechów tym wszystkim, którzy wyruszą do walki z niewiernymi. Wahał się wówczas
mię-
dzy dwiema drogami: drogą Boga i drogą świata. Krucjata pozwoliła mu połączyć te
dwie
drogi, walczyć dla Boga jako rycerz. Chodzi więc o pewną ciągłość (zawód
rycerza), lecz
również o zerwanie: Chrystusowe rycerstwo, krucjata (militia Christi), odwraca
się od świa-
towego rycerstwa, krótko mówiąc - od rycerstwa.
Ta sama sprzeczność występuje u św. Bernarda w sposób jeszcze bardziej
radykalny;
ok. 1130 roku, pisząc Pochwałę nowego rycerstwa, odmalowuje on obraźliwy portret
"zwyk-
łego' rycerstwa, lecz nie zmyśla jego cech, a tylko je uwydatnia, jak w
karykaturze. Podej-
mując grę słów, obecną już sto lat wcześniej u niektórych pisarzy kościelnych,
utożsamia ry-
cerstwo ze złem (militia = malitia). Jego zdaniem, rycerstwo jest pod każdym
względem
sprzeczne z nowym rycerstwem, jakie stanowią templariusze, ci mnisi-wojownicy,
nieustanni
krzyżowcy. Pierwsi praktykują pychę, brak dyscypliny, przepych, egoizm i
indywidualizm,
które powodują nieskuteczność w walce; drudzy - surowość, posłuszeństwo,
dyscyplinę, mi-
łość braterską. Dawne rycerstwo służy światu i jego zwodniczym wartościom, a
jego walki
prowadzą je do śmierci wiecznej przez grzech zabójstwa. Templariusze natomiast
nie nara-
żają się na żadne tego rodzaju niebezpieczeństwa: jeśli zabijają, to dla
Chrystusa, a śmierć
zapewnia im życie wieczne. Przy okazji warto wspomnieć, że te rycerskie zakony,
szpitalni-
cy, templariusze i rycerze teutońscy starają się połączyć w jednej postaci
radykalnie przeciw-
stawne do tej pory ideały i praktyki mnicha i wojownika. Taka synteza sprzeczna
z naturą (tak
bardzo, że kaznodzieja Izaak ze Stella kilka lat później nazwał to rycerstwo
"nowym po-
tworem") dowodzi, że wspomniana wyżej rewolucja ideologiczna doszła wtedy do
kresu. W
dziedzinie zakonów rycerskich, ale jeszcze nie rycerstwa.
5. Kościół, książęta i pokój
Wyprawa krzyżowa jest złożonym zjawiskiem, które zaznacza zakończenie procesu
dogłębnej przemiany nauki Kościoła na temat wojny. Odzwierciedla również inne
zakończe-
nie: próby Kościoła, by uwolnić się najpierw od dominacji arystokracji świeckiej
i wojskowej
(jest to jednym z aspektów reformy gregoriańskiej i sporu o inwestyturę), a gdy
umacnia się
centralizm papiestwa, by odwrócić ten proces i z kolei zdominować świeckich
(walka o do-
minium mundi). Nie miejsce tu na pobieżne nawet omawianie tych ważnych elementów
dziejów; spróbujemy wydobyć tylko parę ich aspektów, które wywarły głęboki wpływ
na
ukształtowanie się ideologii rycerskiej. W tym celu trzeba cofnąć się do X i XI
wieku, które
można uznać za prehistorię rycerstwa. W tej epoce, przede wszystkim w
południowej połowie
Francji, słabnąca władza centralna spo wodowała załamanie bezpieczeństwa
publicznego, i z
tego powodu cierpiał cały bezbronny lud (inermes), a zwłaszcza Kościół.
Sprawcami zamie-
szek byli ci sami ludzie, którzy później zostaną nazwani rycerzami i którym
zostanie powie-
rzona misja obrony Kościoła i słabych: milites.
Pokój Boży. W obliczu niewystarczalności władzy centralnej, Kościół starał się
prze-
jąć w swoje ręce tę część funkcji królewskiej, szukając w tym celu
sprzymierzeńców najpierw
wśród najwyższej arystokracji Akwitanii, a później w sąsiednich regionach.
Chciał uzyskać
od seniorów wojny (tak bowiem można ostatecznie przetłumaczyć zwrot principes
militiae)
ograniczenie szkód, jakie powodowali. Nie było mowy o tym, by zabronić wojen
prywatnych,
uznawanych za prawo związane z banem, z posiadaniem publicznych twierdz. Nikt
nawet o
tym nie myślał. Od wojennej furii można było ocalić przynajmniej ludzi,
przestrzenie i pewne
okresy roku: przez przymuszającą siłę przysięgi, przez groźbę kar duchowych
(ekskomunika)
pozbawiających sakramentów Kościoła, niezbędnych wiatyków, ludzi, którzy złamali
te przy-
sięgi, czy nawet wszystkich ludzi żyjących pod władzą owych ekskomunikowanych
(inter-
dykt).
- Ludzi: inermes, całą bezbronną ludność, niezdolną do stawania we własnej
obronie; ludzi
Kościoła, chłopów, dzieci, szlachetnie urodzone kobiety nie
mające opieki. Innymi słowy, wojnę należy zastrzec dla wojowników.
- Przestrzenie: święte miejsca związane z kultem, zwłaszcza kościoły, ołtarze,
cmentarze.
- Czas: dni świąt liturgicznych, upamiętniających męczeństwo najważniejszych
świętych
świata chrześcijańskiego i miejscowych patronów, a przede wszystkim mękę
Chrystusa.
Składając publicznie przysięgę na relikwie świętych w obecności władz
kościelnych i ludu,
wojownicy zobowiązują się do swoistej dobrowolnej ascezy: do rezygnacji z
uprawiania ulu-
bionego sportu, wojny i wzorowanych na niej gier, w piątek, dzień męki
Chrystusa, w sobotę
- dzień Jego przebywania w grobie oraz w niedzielę - dzień Jego
zmartwychwstania.
Te dobrowolne przysięgi upowszechniają się pod moralną i publiczną presją. Takie
zgroma-
dzenia odbywają się najpierw w Akwitanii u schyłku X (Charroux, 989), a w XI
wieku w ca-
łej Francji, we Włoszech, w Niemczech itd. Tam, gdzie władza centralna jest
mocna lub gdzie
zostaje na nowo zaprowadzona (Normandia, Flandria), instytucje te wzięli w swe
ręce hra-
biowie. Pokój Boży staje się tutaj pokojem księcia. W Normandii na przykład
historycy diu-
ków podkreślają ich władzę nad milites, którzy byli utrzymywani w posłuszeństwie
i trzymani
w ryzach przez bardzo twarde prawa, karzące ich za rozbój, a nawet za zwykłe
pijaństwo po
gospodach.
Instytucje pokojowe mają wielkie znaczenie historyczne. Podkreślimy tylko
zwiększone za-
interesowanie, jakie Kościół okazuje teraz wobec milites. Właśnie przed nimi
trzeba chronić
siebie i chronić lud, a Kościół może to uczynić, tylko wzywając na pomoc innych
wojowni-
ków, dowartościowując ich walkę w słusznej sprawie lub niejako zgadzając się na
pewne od-
stępstwa, wytyczając dla wojen, nawet prywatnych, strefy dopuszczalności. Tym
samym Ko-
ściół zbliżył się do wojowników, których już nie mógł zbiorowo potępić,
wykluczyć ze zba-
wienia. Potępić moralnie wojnę prywatną w pewnych okolicznościach oznaczało
równocze-
śnie przyjąć ją za dozwoloną w innych. Skutkiem tego było dowartościowanie
funkcji wojen-
nej, widzianej przychylniejszym okiem.
Jest to jednak tylko początkiem procesu, który w końcu doprowadzi do ideologii
ry-
cerskiej. Wojownicy, którzy składają przysięgę pokoju, zobowiązują się nie
grabić kościołów,
nie porywać kobiet, nie zabijać chłopów i nie zagarniać ich bydła. Nie ma
jeszcze mowy o
tym, by mieli ich bronić. Militia w znacznej mierze kryje się jeszcze w
ideologicznym cieniu
malitia. Jasna strona medalu pozostaje jeszcze do odkrycia.
V Pasowanie na rycerza
Ceremonia pasowania oznacza przyjęcie nowego rycerza do stanu elitarnych
wojowników,
wejście do rycerstwa. W klasycznej epoce rycerstwa (XII - XIII wiek) polega
zasadniczo na
przekazaniu broni znamionujących nową funkcję pasowanego (miecza, włóczni,
puklerza,
hełmu, strzemion), czemu towarzyszy deklaracja o charakterze etycznym oraz
uderzenie w
kark wierzchem dłoni, colee lub paumee, później zmienione w lekkie uderzenie
płazem mie-
cza w ramię (XIV - XV wiek). Jest to ceremonia o charakterze deklaratywnym,
mająca
wszelkie cechy obrzędu przejścia.
1. Przekazanie broni
Historia pasowania nie jest prosta, gdyż jest mało prawdopodobne, że istniała
faktycz-
na i znaczeniowa ciągłość między najdawniejszymi sposobami wręczania broni,
jakie znamy
z historii (charakterystycznymi dla większości dawnych Germanów ze Starożytności
przed
naszą erą, o których wspomina Tacyt w Germanii), a pasowaniem rycerzy, o jakim
mówią
liczne źródła XII-wieczne i późniejsze. Jest też mało prawdopodobne, że
przekazanie miecza
królom, a potem książętom w IX i X wieku było zasadniczo znakiem ich wejścia do
"rycer-
stwa", niezależnie zresztą od tego, jaki sens nadawano temu określeniu.
Przyjmując miecz,
oznakę władzy politycznej i sądowniczej, otrzymywali prawo rządzenia ludźmi
podlegający-
mi ich jurysdykcji. To oczywiste, że właśnie tutaj kryje się dwuznaczność, gdyż
prawo to
obejmowało ban, władzę wojskową, i nie ulega wątpliwości, że książęta pełniący
tę część
władzy publicznej wydawali - siedząc na koniu - rozkazy swym wojskom złożonym z
jeźdź-
ców i piechurów.
Co więcej, wspomniana już niejednoznaczność określeń miles, militia, militare
budzi
zastrzeżenia w odniesieniu do przynajmniej części dokumentów stwierdzających,
często bar-
dzo lakonicznie, iż jakiś książę czy kasztelan otrzymał pendent (cingulum
militiae), że przy-
pasano mu miecz (gladio accintus) lub został miles. Takie wyrażenia, szczególnie
w zamierz-
chłej epoce, oznaczają niekiedy raczej dopuszczenie do jakiejś funkcji
publicznej niż podjęcie
zawodu żołnierskiego, będącego częścią tej funkcji. Jednakże rosnąca
militaryzacja społe-
czeństwa w X, a zwłaszcza w XI wieku sprawiła, że w obrębie tej samej funkcji
publicznej
coraz mocniejszy akcent pada na aspekt militarny, który wysuwa się na pierwszy
plan.
Wreszcie, zależnie od regionu i od pochodzenia dokumentów, najprawdopodobniej
istnieją różnice w obrębie znaczenia ceremonii, którą Kościół bardzo wcześnie
starał się
przejąć na własny rachunek, nadając jej treść ideologiczną zgodną z jego
wartościami, nie
udało mu się jednakże w pełni osiągnąć celu ani zupełnie zatrzeć świeckich
aspektów tej ce-
remonii.
Etymologia. Etymologiczne źródło słowa adouber (pasowanie) nie jest całkiem
jasne.
Chciano je powiązać z rdzeniem germańskim, oznaczającym "uderzyć" (dubban).
Etymologię
tę przyjęli historycy w epoce, kiedy sądzono, iż la colee była podstawowym
elementem pier-
wotnym w obrzędzie przejścia. Jest to bardziej niż wątpliwe, gdyż la colee
pojawia się dopie-
ro w drugiej połowie XII wieku w źródłach literackich (Garin le Lorrain), a
najwcześniej na
początku XIII wieku w łacińskich źródłach narracyjnych (Lambert z Ardres). Z
drugiej stro-
ny, w swym pierwszym znaczeniu adouber znaczy wyposażyć, zaopatrzyć: pasować
rycerza
znaczy dostarczyć mu sprzęt i tym samym sprawić, że staje się on zdolny do
działania. W
bardzo pokrewnym znaczeniu, "pasowano" wieżę, fortyfikując ją, mówiono także o
adoubs
konia, czyli jego wyposażenia, a jeszcze całkiem niedawno przeprowadzało się
radoubement
statku, kiedy poddawano go remontowi w celu dalszego użytkowania; podobnie
szachista
adoube (robi ruch próbny), kiedy dotyka pionka, by odstawić go na miejsce. Żaden
z tych
przypadków nie ma związ ku z la colee ani nawet z ceremonią wojskową czy z
wręczaniem
broni. Ich pierwotne znaczenie ma więc charakter czysto funkcjonalny. Później
słowa te na-
brały znaczenia związanego z rycerstwem.
Pomimo różnorodnych konotacji wymienionych wyżej słów miles-militia-militare,
zwrot "czynić rycerza" (militem facere) jednoznacznie się odnosi do obrzędu
przejścia, jakim
jest pasowanie w klasycznej epoce rycerstwa. Chodzi o przyjęcie w szeregi
militia. W epoce,
w której publiczny, deklaratywny gest odgrywa rolę oficjalnego dokumentu,
pierwsze wrę-
czenie broni, mniej lub bardziej uroczyste w zależności od rangi pasowanego, w
oczywisty
sposób zyskuje znaczenie zasadnicze.
Znaczenie wręczenia broni. Pasowanie jest najważniejszym wydarzeniem w życiu ry-
cerza i często służy jako chronologiczny punkt odniesienia dla innych wydarzeń.
W istocie
obejmuje ono kilka znaczeń, zmieszanych i łączących się ze sobą bez wykluczania
się na-
wzajem.
- Na płaszczyźnie prawnej zaznacza wejście w świat dorosłych. Tak więc liczne
zapisy z XI i
XII wieku rejestrują akty prawne młodzieńca, który
gdy "został miles" czy
"przypasał
miecz" - potwierdza lub odwrotnie, kwestionuje donacje złożone wcześniej przez
jego opie-
kunów, upomina się dla siebie o jakieś zagrabione dobra albo dokonuje innego
aktu prawnego
tego rodzaju. Wręczenie broni stanowi więc osiągnięcie przez młodzieńca pełnej
zdolności,
pełnej dojrzałości prawnej.
- Na płaszczyźnie społecznej wynika z tego w sposób naturalny, iż młodzieniec,
do tej pory
trzymany w stanie podległości, uzyskuje pozycję odpowiadającą randze... do
której może
pretendować z racji swego urodzenia i środków ekonomicznych, jakimi będzie mógł
dyspo-
nować. Pod tym względem pasowanie pozostaje w XI i XII wieku nieco niejasne.
Młody
szlachcic, syn hrabiego lub księcia, przed otrzymaniem broni uczył się - by w
przyszłości
zostać wojownikiem i panem - na dworze swego ojca lub, jeszcze częściej, w
"domu' krewne-
go, najczęściej wuja lub stryja, raczej wuja (brata matki), mającego na ogół
wyższą rangę.
Kiedy jego kształcenie zostało zakończone, kiedy uroczyście wręczono mu broń, a
przede
wszystkim miecz (tylko o tej broni wzmiankują najdawniejsze teksty), akt ten
czynił zeń oso-
bę pełnoletnią w tej kategorii społecznej, z której się wywodził. Osiąga status
społeczny, któ-
ry otwiera przed nim jego nową niezależność. Status ten zależy oczywiście od
bogactwa i
władzy, jakimi będzie dysponował. Z tego powodu wręczenie broni najczęściej
bardzo nie-
znacznie poprzedza inne akty prawne o znaczeniu ekonomicznym i społecznym, które
spra-
wiają, że wejście do świata arystokracji staje się faktem: małżeństwo z
dziedziczką, odstąpie-
nie jakiejś ziemi, jakiejś części włości przez rodziców nowego miles, zostanie
wasalem, obję-
cie całego dziedzictwa lub jego części. W gruncie rzeczy chodzi tu o akt
deklaracyjny, za-
znaczający osiągnięcie przez syna arystokraty statusu "samodzielnego seniora'. W
tym sensie
można więc powiedzieć, że wręczenie broni jest obrzędem szlachty, seniorii,
feudalizmu. Nie
zawsze jednak wręczeniu cingulum militiae towarzyszyły takie koncesje dochodów.
Młodsi
synowie, synowie zbuntowani przeciw ojcu, wydziedziczeni, wygnani, "ubodzy",
mogli
otrzymać broń militia, nie zdobywając tym samym pełnej niezależności społecznej.
W tym
celu musieliby zaczekać na śmierć ojca, odzyskanie swych ziem lub zwrot majątku.
W wy-
padku wygnanych lub zbuntowanych synów książąt wręczenie broni przez seniora,
który
przyjął ich na dwór i "żywił", jawi się jako publiczna deklaracja uznania na
płaszczyźnie po-
litycznej. W XI i XII wieku znamy kilka tego rodzaju przypadków
- Aspekt zawodowy, do tej pory wszędzie kryjący się podskórnie, w tych ostatnich
wypad-
kach nabiera pełnej mocy. Przez przekazanie broni, dostarczanej na ogół przez
tego, kto do-
konuje pasowania, pasowanie pozwala "młodemu' dostąpić w każdym wypadku zawodu
żoł-
nierskiego w militia wielmożów. Synowie szlacheckich rodów, o których mówiliśmy
do tej
pory dlatego, że tylko oni są przedmiotem zainteresowania autorów tekstów,
jakimi dyspo-
nujemy, wchodzą wtedy, przynajmniej na pewien czas, w szeregi innych milites z
drużyny
możnowładców, "zwykłych rycerzy", dla których pasowanie, z pewnością pozbawione
świą-
tecznej oprawy, jest po prostu rozdaniem broni, prawdopodobnie bez żadnego
ceremoniału,
przynajmniej na początku. Dla wielu spośród ruch na pewno jest to awans
społeczny, zwłasz-
cza dla uzbrojonych sług z niższych warstw. Jednakże jest to awans czasowy,
prowizoryczny,
odwracalny, w najlepszym razie dożywotni, gdyż wiązał się z faktycznym
wykonywaniem
zawodu żołnierskiego i kończył się w wypadku ustania tego zajęcia. Z tego
rycerstwa stałych
dependentów i tymczasowo zdeklasowanych rekrutują się członkowie książęcych
eskort,
kompanie bywalców turniejów, błędnych rycerzy szukających przygód oraz
najemników,
których literatura ukazuje wyraźniej niż wszelkie inne źródła od XII wieku,
którzy jednak
przypuszczalnie istnieli i wcześniej, być może mniej licznie.

2. Rycerstwo a liturgia
Religijny wymiar pasowania rozwija się wraz z procesem wzrastania społecznej i
ideologicz-
nej rangi rycerstwa. Jak widzieliśmy, Kościół zawsze interesował się dzierżącymi
władzę i
bardzo wcześnie ułożył błogosławieństwa paru przedmiotów-znaków tej władzy:
berła, koro-
ny, królewskiego miecza. Wręczając je królowi, obdarzonemu przez Boga niemal
religijną
misją, biskupi wypowiadali te błogosławieństwa przypominające władcy o różnych
aspektach
jego misji.
Ideologia miecza. Wręczenie miecza, jedyny akt, jaki nas tutaj zajmuje, dawał
spo-
sobność, by podkreślić obowiązki związane z posługiwaniem się siłą zbrojną:
utrzymywanie
pokoju i ładu przez ściganie wszelkich złoczyńców, wspieranie i obrona Kościoła
oraz sła-
bych, obrona królestwa przed wrogami z zewnątrz, którzy często byli utożsamiani
z pogana-
mi. Kiedy władza królewska zaczęła słabnąć, Kościół wykorzystywał - wpierw w
odniesieniu
do książąt, a następnie do swych protektorów, advocati i defensores - te
błogosławieństwa,
które bez istotnych zmian można było stosować w ceremoniach przeznaczonych dla
osobisto-
ści nie mających już w żyłach królewskiej krwi. Proces ów rozpoczął się być może
wraz z
najazdami Madziarów, Saracenów, Normanów, kiedy to przyjął się zwyczaj
udzielania błogo-
sławieństwa wojsku ruszającemu do walki z poganami lub z niewiernymi. Nabrał
szybszego
tempa podczas niepokojów, jakie wstrząsały systemem feudalnym. Ujawnia się to w
liturgii:
od X wieku w Kościele wzmacnia się rytualizacja i sakramentalizacja i święcone
jest niemal
wszystko, by nadać przedmiotom związanym z jakąś funkcją zapewniającą życie
niemal ma-
giczną skuteczność: święcone jest ziarno na zasiew, łoże małżeńskie, narzędzia
pracy i broń
wojowników. W XI wieku pojawiają się pierwsze formuły błogosławieństw miecza,
zawie-
rające nakazy o charakterze etycznym. Nie mamy jednak pewności, czy były one
wykorzy-
stywane przy liturgicznym pasowaniu rycerzy.
Rytuały pasowania. Najstarsze rytuały, które z całą pewnością wykorzystywano
przy
pasowaniu, pochodzą z XII wieku. Element etyczny jest tu jeszcze nikły. U
schyłku tego stu-
lecia pewien rytuał z południowej Italii stosuje do rycerstwa niektóre niegdyś
królewskie
formuły, które sto lat wcześniej pontyfikał z Cambrai już stosował do rzeczników
czy obroń-
ców kościołów. Jedna z modlitw zawiera prośbę do Boga, by pobłogosławił miecz
obecnego
tu swego sługi, "aby mógł być opiekunem i obrońcą kościołów, wdów, sierot i
wszystkich
sług Bożych przeciw srożącym się poganom". Inna modlitwa kieruje polecenia do
tego, który
"właśnie zostaje rycerzem: strzeż prawdy, broń Kościoła, sieroty i wdowy, tych,
którzy się
modlą i tych, którzy pracują". Poczym celebrans, przyzywając imienia Ojca, Syna
i Ducha
Świętego, wręcza młodzieńcowi miecz, włócznię, puklerz i ostrogi, broń
charakterystyczną
dla rycerza. Choć rytuał jest zwięzły, obfituje już w elementy ideologiczne
pochodzenia ko-
ścielnego. Przy okazji zwróćmy uwagę na podwójny aspekt obrony kraju przed
poganami
(jesteśmy w południowej Italii i muzułmanie są niedaleko) i opieki nad dwoma
pozostałymi
stanami społeczeństwa: nad tymi, którzy się modlą, i tymi, którzy pracują. Mamy
tu do czy-
nienia z misją powierzoną całemu rycerstwu. Kilka innych świadectw z XII i XIII
wieku za-
wiera także błogosławieństwa wyraźnie pochodzące z różnych liturgii koronacji na
króla.
Kres tego procesu, który niepostrzeżenie zaczyna obejmować wszystkich rycerzy, a
zatem rycerstwo ideologia niegdyś wyłącznie królewska, objawia się w całej pełni
w kom-
pletnym rytuale pasowania z pontyfikału biskupa Mende, Wilhelma Duranda (koniec
XIII
wieku).
Pontyfikał Wilhelma Duranda. Pasowanie jawi się tutaj jako prawdziwe święcenia,
wejście do "stanu rycerskiego", mającego bardzo wyraźny charakter duchowy i
religijny. Za-
sadniczą rolę odgrywa tutaj duchowny, a wszystkie gesty pasowania mają wartość
symbolu:
ceremonię poprzedza modlitewne czuwanie - w tekstach literackich i historycznych
zaczyna
się ono pojawiać u schyłku XII wieku
oraz rytualna kąpiel mająca znaczenie
religijne. Cele-
brans błogosławi miecz złożony na ołtarzu, odmawiając nad nim dwie modlitwy
pochodzące
z dawnych ceremonii koronacji królów; tekst precyzuje, iż może też pobłogosławić
inne ro-
dzaje broni dzięki formułom, które mamy z innych źródeł i które także zawierają
elementy
etyczne. Potem następuje błogosławieństwo samego rycerza, podkreślające jego
obowiązki
sprawiedliwości, obrony prawdy i wiary; kapłan zdejmuje wówczas miecz z ołtarza
i wkłada
go w dłoń postulanta, przypominając mu, że ma on używać tej broni w obronie
własnej i w
obronie Kościoła świętego. Potem miecz zostaje schowany do pochwy; celebrans
opasuje
rycerza pendentem, z którego zwisa miecz, a rycerz trzykrotnie dobywa miecza
(jak wcze-
śniej robił to cesarz podczas koronacji), zanim ostatecznie schowa go do pochwy.
Następnie
celebrans przekazuje mu pocałunek pokoju, potem la colee, która staje się tutaj
"lekkim po-
liczkiem wymierzonym po to, by rycerz ocknął się ze snu malitia", aby czuwać w
wierze w
Chrystusa. Po czym - to jedyny element, który do końca Średniowiecza zachował
świecki
charakter - obecni przy ceremonii szlachcice dopasowują do rycerza swe
strzemiona, które
również zostały poświęcone. Wreszcie wręczają mu jego chorągiew, na której
widnieje jedno
lub dwa błogosławieństwa także pochodzące z liturgii królewskich, o silnym
zabarwieniu
duchowym i ideologicznym. Pasowanie staje się wówczas aktem sakramentalnym. Dla
Ko-
ścioła wyraża ono wejście do prawdziwego porządku społecznego; przy tej okazji
Kościół
przypomina o posłannictwie "szlachetnego stanu rycerskiego", o którym mówią
literackie
źródła.
3. Historia a epopeja
Pomijając źródła liturgiczne, opisy pasowania prawie też się nie pojawiają w
źródłach histo-
rycznych przed XII wiekiem. Ich zgodność z opowiadaniami z epopei zasługuje na
uwagę.
Kilka przypadków pasowania. W 1128 roku w Rouen miało miejsce pasowanie Got-
fryda z Anjou. Kronikarz Jan z Marmoutier (który co prawda pisze ok. 1180 roku,
w czasach,
gdy kulturowe wzorce rycerstwa już się zakorzeniły) opisuje ceremonię, używając
pojęć bar-
dzo zbliżonych do określeń z pieśni rycerskich tej samej epoki: po kąpieli lub
ablucjach, w
których nic nie pozwala się dopatrywać jakiegokolwiek znaczenia symboliczno-
religijnego,
Gotfryda odziewają w nowe szaty w jaskrawych barwach. Potem na dwór
przyprowadzają
piękne rumaki hiszpańskie. Gotfrydowi zakładają jego kolczugę (lorka), tak
doskonałej jako-
ści, że nie zdoła jej przebić żadna włócznia ani oszczep, oraz nogawice z
żelaznych kółek.
Przyczepiają mu złote ostrogi, dają puklerz ze znakami herbowymi, który wieszają
mu na
szyi. Na głowę zakładają kask ozdobiony drogocennymi kamieniami, który oprze się
ciosom
miecza. Przynoszą jesionową włócznię z ostrzem z Poitou. Wreszcie wręczają
miecz, pocho-
dzący z królewskiego skarbca, wykuty niegdyś przez legendarnego kowala. Wtedy
nowy ry-
cerz w pełnej zbroi wskakuje na konia i zaraz dowodzi swej waleczności w
turniejach i ćwi-
czeniach wojennych, które są uciechą dworu przez siedem dni.
Takie opisy pojawiają się często w źródłach literackich, zwłaszcza w epopejach.
Podobień-
stwo tonu i stylu, stereotypowy porządek relacjonowanych faktów, wyraźnie
świadczą o za-
interesowaniu odbiorcy scenami z życia współczesnej arystokracji.
Zwróćmy uwagę: nie ma tu ani śladu żadnej ceremonii religijnej. Czy należy przy-
puszczać, iż jednak się ona odbywała, lecz autor skupił się wyłącznie na opisie
nowego ryce-
rza przywdziewającego zbroję na turniej? Nawet jeśli tak było, wybór ten był
znaczący: dla
XII-wiecznego społeczeństwa arystokratycznego religijny aspekt pasowania prawie
się nie
liczy. Tak samo jest z większością innych relacji historycznych, jak na przykład
relacja autor-
stwa Lamberta z Ardres o pasowaniu Arnula z Guines w 1181 roku. Jak zwykle
bywało, na
dzień pasowania z pewnością wybrano wielkie święto kościelne. Może to być Boże
Narodze-
nie, Wielkanoc i przede wszystkim Zesłanie Ducha Świętego, tak jak w tym
wypadku. Tę
datę wybrali królowie Anglii, by "ze brać swój dwór". Baldwin z Guines również:
wobec
zgromadzonego dworu ojciec wymierzył swemu synowi la colee, ten "policzek,
którego nie
należy oddawać". Wraz z nim pasowano jeszcze kilku rycerzy. Potem następuje opis
uroczy-
stości, uczty, darów wszelkiej szczodrości, do której okazją było pasowanie.
Także i ksiądz z
Ardres nie napisał ani słowa o jakiejkolwiek roli Kościoła.
W 1213 roku podczas krucjaty przeciw albigensom Amauryk z Montfort został
rycerzem
"zgodnie z nową liturgią, nie znaną w poprzednich stuleciach",jak nam mówi
kronikarz tej
krucjaty, Piotr des Vaulx de Cernay: w dniu św. Jana, kiedy biskup odprawiał
mszę, Amauryk
został przyprowadzony do ołtarza przez swych rodziców, hrabiego i hrabinę de
Montfort,
którzy "ofiarowali swego syna Bogu", prosząc biskupa, by uzbroił rycerza "na
służbę Chry-
stusowi". Biskupi Orleanu i Auxerre przypasali wówczas młodzieńcowi pendent,
śpiewając
Veni Creator Spiritus. Autor popada w zachwyt wobec tego "nowego i niesłychanego
prze-
biegu pasowania". Być może nowość miała charakter nie tylko liturgiczny: trzeba
tu zwrócić
uwagę na fakt, że Amauryk zostaje nie tylko rycerzem, ale miles Christi,
krzyżowcem.
Funkcja rycerstwa. Ideologia, którą Kościół próbował wpoić rycerstwu przez
pasowa-
nie, nie w pełni jeszcze przeniknęła sposób myślenia całej arystokracji
wojennej. Przed Ko-
ściołem zaczęły się otwierać nowe sposoby osiągnięcia celu: na przykład traktaty
dydaktycz-
ne. W połowie XII wieku Jan z Salisbury pisze dla króla Henryka II traktat
polityczny, w któ-
rym porusza kwestię pasowania i funkcji rycerstwa. Jego zdaniem, "rycerza
czynią' dwie rze-
czy: rekrutacja przez księcia i złożona przez rycerza przysięga. Rycerze jawią
mu się jako
zbrojne ramiona księcia, od których wymaga się tylko posłuszeństwa rozkazom,
dyscypliny,
znajomości rzemiosła wojennego, czyli zaprawy we władaniu bronią. Dochowując w
ten spo-
sób posłuszeństwa książętom ustanowionym przez Boga, rycerze spełniają chwalebną
misję:
są nawet "świętymi' w wypełnianiu tej misji, gdyż pośrednio poprzez swego
seniora służą
Bogu. Czy zresztą nie otrzymują miecza z ołtarza? To jest jedyne nawiązanie do
liturgii pa-
sowania.
Około 1185 roku inny biskup-poeta, Stefan z Fougeres, układa w języku
starofrancu-
skim Przegląd stanów świata i Księgę manier. Przedstawia tam zwięzły opis
funkcji każdego
z trzech stanów społeczeństwa. Rycerstwo, mówi (za Krystianem z Troyes), jest
najwyższym
stanem. Jeśli jednak wolny człowiek, urodzony z wolnej matki, zostaje w ten
sposób "wy-
święcony na rycerza", musi godnie postępować, szanować Kościół i jego
duchownych, musi
być lojalny i pobożny. Wziął miecz z ołtarza, aby stawać w obronie ludu Bożego.
Dobywa
tego miecza w słusznej sprawie. Jeśli okazuje się go niegodny, należałoby móc go
"odświę-
cić", wypędzić ze stanu, któremu przynosi hańbę, odebrać mu miecz, odciąć
ostrogi. W tej
samej epoce pieśni rycerskie w podobnych słowach wspominają o degradacji
rycerza.
Traktaty o rycerstwie. Inne dzieła zostają w całości poświęcone edukacji
moralnej rycerstwa
zgodnej z naukami Kościoła. Nawiązują one do słynnego tekstu, w którym Pani z
Jeziora w
Lancelocie prozą opisuje pochodzenie i posłannictwo rycerstwa, pomimo swej formy
literac-
kiej wyraźnie były inspirowane przez duchownych. Tendencję tę reprezentował już
Stefan z
Fougeres. Nasila się ona w XIII wieku, kiedy powstają prawdziwe "traktaty o
rycerstwie" w
języku potocznym, wierszem lub prozą. Jeden z nich, anonimowy ordene de
chevalerie, także
niewątpliwie powstały w środowisku księży, usiłuje wsączać ideologię Kościoła
swemu od-
biorcy - rycerzom - zapożyczając formę powieści, cieszącej się powodzeniem w tej
epoce.
Opisuje on fikcyjną sytuację, jak około 1175 roku pewien rycerz krzyżowiec,
uwięziony
przez Saladyna, na jego prośbę opowiada ze szczegółami, jak się zostaje
rycerzem. Wyjaśnia
Saladynowi znaczenie kolejnych etapów pasowania. Kąpiel, tak jak chrzest, jest
znakiem wy-
rzeczenia się grzechu i woli życia "w uczciwości i uprzejmości'. Szkarłatna
suknia symboli-
zuje krew, którą rycerz musi być gotów przelać w obronie prawa Bożego; pas
oznacza odrzu-
cenie zmysłowości; ostrogi ukazują żarliwość w służbie Bożej. Miecz obosieczny
symboli-
zuje prawość i lojalność, oznacza obowiązek rycerza: obronę słabego przed
silnym. Wreszcie
la colee ma tu tylko funkcję pamięciową: dzięki niej rycerz zapamięta tego, kto
go pasował.
Także i tutaj niewiele się mówi o jakiejkolwiek roli księdza, choć dzieło jest
silnie zabarwio-
ne wpływami Kościoła. Styl posługujący się alegorią, rozpowszechniony w XIII i
XIV wieku
(na przykład w Romansie o Róży) pozwalał snuć bez końca motywy ideologiczne
związane z
poszczególnymi rodzajami broni, jaką rycerz otrzymywał podczas ceremonii
pasowania.
Raymond Lulle, młody poeta mieszczańskiego pochodzenia, który został rycerzem, a
żywota dokonał jako misjonarz męczennik w Afryce Północnej, około 1263 roku
napisał po
katalońsku prawdziwy mały traktat, Księgę stanu rycerskiego. Gromadzi on i
systematyzuje
nauki, jakich udzielała już Pani z Jeziora; tworzą one teraz klasyczną ideologię
rycerstwa
zgodną z wolą Kościoła. Pasowanie staje się dla Kościoła swoistym sakramentem
przepojo-
nym wartościami religijnymi, który wprowadza do rycerstwa tak jak do zakonu. Do
pasowa-
nia trzeba się więc przygotować wpierw wyznaniem swych grzechów na spowiedzi,
później
postem i modlitwą na nocnym czuwaniu w kościele. Przy okazji Raymond Lulle
korzysta ze
sposobności, by przeciwstawić ideał stanowi taktycznemu, wspominając giermków,
którzy
wykorzystują to czuwanie, by słuchać, jak wędrowni śpiewacy recytują pieśni
rycerskie albo
powieści, które, jak utrzymuje, wysławiają rozpustę. Nazajutrz po mszy, kiedy
celebrans od-
mawia modlitwy przed ołtarzem, szlachcic (a nie ksiądz) przypa suje miecz nowemu
ryce-
rzowi, przekazuje mu pocałunek pokoju i la colee, dzięki której ma on pamiętać o
swym zo-
bowiązaniu, by respektować obowiązki stanu rycerskiego. Potem następuje przejazd
konno,
obwieszczający publicznie nowy stan młodzieńca, uczta, turniej, okazja do
szczodrobliwości.
Jak widać, schemat wydaje się ostatecznie ustalony, jeszcze z paroma drobnymi
różnicami w
odniesieniu do roli kapłana celebransa podczas samego pasowania. Proponowany
ideał jest
odtąd nienaruszalny, przynajmniej w dziełach o inspiracji kościelnej. Wyraźnie
to pokazuje
symbolika broni, przejawiająca się różnorodnie: rycerz musi posługiwać się
mieczem w służ-
bie Kościołowi, walczyć z wrogami Krzyża, zapewnić ład wewnętrzny oraz chronić
kościoły,
wdowy, sieroty. Służąc swemu seniorowi i rządząc ludem, rycerze są więc w
służbie Boga.
Do tej ideologii moralnej, której ton nadaje religia, dochodzi nuta ideologii
szlachec-
kiej, świadcząca o tendencji zamykania się rycerstwa na nie-szlachciców, nawet w
Katalonii:
Raymond Lulle faktycznie opowiada się przeciwko rycerzom, którzy stanęliby po
stronie ludu
przeciw swemu seniorowi, możliwość pasowania nie-szlachcica z urodzenia uznaje
za absurd,
szlachectwo utożsamia z rycerstwem. Rycerstwo jest dla niego szczytnym wojennym
posłan-
nictwem szlachty, która dla ideału poświęca służbie Bożej miecz, symbolizujący
najwyższe
cnoty stanu rycerskiego. Jesteśmy w epoce, w której ideologia rycerstwa święci
triumfy. Ry-
cerstwo jaśnieje pełnym blaskiem i z Francji promieniuje na sąsiednie kraje. Już
w 1184 roku
cesarz Fryderyk Barbarossa utrzymywał "rycerski dwór", naśladując dwory
zachodnie, i pa-
sował na rycerzy własnych synów oraz paru innych młodych szlachciców. Te
zbiorowe pa-
sowania mnożą się w całej Europie w XIII wieku, pasowanie zaś staje się
ceremonią kosz-
towną, luksusową, honorową i prestiżową, przydając godności i splendoru tym
spośród
szlachty, którzy go dostępują.
Ukształtowana już ideologia rycerstwa w niemałym stopniu się przyczynia do
wzrostu
prestiżu. O ten zaszczyt ubiega się sam król Franciszek I, chcąc otrzymać z rąk
Bajarda ude-
rzenie, które na początku XVI wieku stało się najważniejszym rytuałem podczas
pasowania
rycerza.
VI. Świeckie wartości rycerstwa
Rycerstwo, które przeżywa rozkwit w XIII wieku w całej Europie Zachodniej, nie
zostało
ukształtowane wyłącznie przez Kościół - jedyny wspomniany dotąd czynnik. Od XIII
wieku, i
to mimo że wielu pisarzy i poetów wywodziło się z kręgów duchowieństwa,
literatura prze-
znaczona dla świeckich, a głównie dla odbiorcy dworskiego, ukazuje nam
zamiłowania ryce-
rzy, ich dążenia, ich wartości ideowe i postępowanie. W ten sposób zarysowuje
się postać
wzorowego rycerza, jaśniejącego wszelkimi cnotami rycerstwa.
1. Wzór rycerstwa
Kilka symbolicznych postaci ilustruje ów obraz średniowiecznego rycerza. Wilhelm
le
Marechal (XII wiek), Ulryk von Liechtenstein (XIII wiek), Bertrand du Guesclin
lub Godfryd
z Charny (XIV wiek), John Falstaf czy Bajard (XV wiek). Pomimo różnic związanych
z re-
gionami, z epokami, z których pochodzą te postacie, wszyscy ci rycerze
ucieleśniają wspólne
wartości, zachowania i sposoby myślenia znamienne dla rycerstwa: znajomość
rzemiosła
wojennego, odwaga, pragnienie sławy, troska o reputację, po czucie honoru,
poszanowanie
danego słowa, szczodrobliwość, waleczność, dworność... oto najważniejsze cnoty
"dworne".
Rycerstwo i dworność rzeczywiście stały się nierozłączne. Już w dzieciństwie
później-
szy rycerz przechodzi naukę na dworze jakiegoś mniej lub bardziej możnego pana,
któremu
"służy przy broni' jako pachołek, potem jako giermek. W ten sposób uczestniczy w
życiu
dworu, przesiąka jego obyczajami i wartościami, ucząc się jednocześnie zawodu
rycerza.
Rozpowszechnione przez literaturę wzorce rycerza dwornego: wędrownych śpiewaków
(jon-
gleurs), trubadurów z południa, potem truwerów i twórców romansów z północy,
wywierają
wpływ na rycerza, sławiąc bohaterów, których będzie się on starał naśladować:
Roland Wa-
leczny, Wilhelin Żelazne Ramię, Percewal z Walii, Lancelot z Jeziora i Rycerze
Okrągłego
Stołu stają się wówczas wzorami rycerstwa.
Spójrzmy przez chwilę na przykładne dzieje Wilhelma le Marechal. Ten czwarty syn
angielskiego drobnego szlachcica jest wpierw "żywiony" u krewnego swego ojca,
pana de
Tancarville, znanego bywalca turniejów, który pasował go na rycerza w 1163 roku,
gdy Wil-
helm miał osiemnaście lat. Zdany na własne siły, bez środków utrzymania (będąc
młodszym
synem) sam z kolei zaczął brać udział w turniejach, aby się zahartować, lecz
również aby od-
nosić zwycięstwa, aby rozpocząć karierę. Od początku jego waleczność czyni cuda:
bierze
pięciu jeńców i zwraca na siebie uwagę swego wuja, brata matki, hrabiego
Salisbury. Wstę-
puje do niego na służbę i z tego tytułu należy do eskorty, podczas podróży do
Poitou, królo-
wej Eleonory Akwitańskiej, byłej królowej Francji, która po rozwodzie z
Ludwikiem VII zo-
stała królową Anglii przez powtórne małżeństwo z Henrykiem Plantagenetem. Pewien
baron
zbuntowany przeciw Plantagenetom, pan de Lusignan, napada na mały oddział, chcąc
porwać
królową. Patryk z Salisbury zdołał umieścić ją w bezpiecznym miejscu, lecz
poniósł śmierć
wpadłszy w zasadzkę. Wilhelm le Marechal pospieszył mu z pomocą, pomścił wuja,
naraża-
jąc życie. Podczas walki otrzymał ranę w udo i... wdzięczność Eleonory, która
przyjęła go na
służbę. Dwa lata później, mając dwadzieścia pięć lat, został wybrany, by służyć
jako nauczy-
ciel, opiekun, mentor "młodego króla' Henryka, którego ojciec dopuścił do władzy
w 1170
roku. Błyskawiczna kariera, którą zawdzięczał jednocześnie powiązaniom rodzinnym
i sile
swego ramienia: niezliczone zwycięstwa na turniejach sprawiły, że został
obwołany naj-
lepszym rycerzem świata. Odważny bez brawury, łączy waleczność Rolanda z
mądrością
Oliwiera. Umie jednak także "żyć" na wzór rycerski, okazywać wielkoduszność i
szczodro-
bliwość rycerzom, których trzyma (czyli zatrudnia) w swej drużynie, w miarę
możności
wspomaga darami, a zawsze przydaje im sławy. Umie również zabawić damy różnymi
roz-
rywkami. Kiedy zabraknie śpiewaków czy minstreli, potrafi śpiewać, tańczyć,
dobrze się pre-
zentuje na dworze. Aż nazbyt dobrze: zostaje oskarżony o grzeszne stosunki z
królową Mał-
gorzatą, żoną "młodego króla" Henryka, córką Ludwika VII, mającą dwadzieścia
pięć lat,
podczas gdy on liczy sobie trzydzieści pięć. Pogłoski te ściągają na niego
niełaskę i czasowe
wygnanie. Henryk potrzebuje go jednak do turniejów; jego wartość sprawia, że
zostaje ścią-
gnięty z powrotem na dwór, gdzie - aby się oczyścić z zarzutów - chce stoczyć
pojedynek
sądowy z trzema kolejnymi zawodnikami wybranymi przez jego oskarżycieli. Krół
zwalnia
go z pojedynku i przyjmuje na nowo do grona domowników. Awans społeczny Wilhelma
trwa więc dalej. Do tej pory pozostawał kawalerem: król daje mu za żonę bogatą
dziedziczkę,
jedną z pierwszych w królestwie. Teraz wkracza już bez przeszkód do wyższej
arystokracji.
Mamy tutaj przykład historii życia rycerza, który musi się zmierzyć ze
społecznymi i ideolo-
gicznymi problemami swych czasów. Jego historia, która przy okazji opisuje
niektóre z tych
wartości, w tej kwestii pokrywa się z literaturą rycerską.
2. Literatura epicka
Literatura jest doskonałym zwierciadłem rozmaitych ideologii. Poprzez motywy
przewijające się w każdym z wielkich cyklów literackich można więc dostrzec
również głów-
ne elementy ideologii rycerskiej.
Najstarszy korpus literacki napisany w języku potocznym stanowią pieśni
rycerskie,
gdyż pierwsze z nich w znanej nam postaci powstały na samym początku XII wieku.
Osiągają
szczytowe powodzenie w wieku XII i XIII, lecz maleje ono wyraźnie dopiero u
schyłku Śre-
dniowiecza. Sprawa pochodzenia tych epopei i ich związku z historycznym
podłożem, do
jakiego się odnoszą, wciąż jest przedmiotem żywych sporów między erudytami i
bezpośred-
nio nas tutaj nie dotyczy. Należy podkreślić dwa fakty: 1) w oczach poetów
epickich i ich
odbiorców epopeja, pomimo cechującej ją emfazy, była dziełem poważnym i
prawdziwym; 2)
epopeja, zapożyczając motywy z historii Karolingów, a nawet Merowingów, w
istocie opisu-
je, możliwe że z niewielkim przesunięciem, współczesny świat rycerzy, będących
jej bo-
haterami i głównym odbiorcą. Przedstawia nam zatem pewne wyobrażenie świata
rycerskie-
go, a przede wszystkim jego różnych ideologii. Pojęcie rycerstwa, jakie tutaj
napotykamy,
może być w istocie bliższe przeżywanej rzeczywistości niż pojęcie występujące w
tradycyj-
nych dziełach historycznych, z jednej strony nazbyt przepojonych kulturą i
moralnością ko-
ścielną, a z drugiej - utrzymującymi się stereotypami z kultury starożytnej. Co
tu widzimy?
Echo wielkich ideałów, które ożywiały rycerstwo; służbę Panu-Bogu w walce z
niewiernymi,
służbę panu - królowi w obronie królestwa, rywalizacje seniorów między sobą,
ideał wasala,
gloryfikację arystokracji, wojowników, wysławianie przede wszystkim walk oraz
pięknych
ciosów włócznią i mieczem.
Tłem, a być może moralnym alibi epopei, jest walka z Saracenami. Kościół
istotnie
odnosi się nieufnie do poetów i śpiewaków, gotowych opiewać wartości nie będące
warto-
ściami Kościoła, a wywodzące się z pogaństwa lub ze społeczeństwa
barbarzyńskiego. Nie
może jednak zwalczać naturalnych upodobań odbiorcy, kiedy osiągają one tak
wielką siłę.
Śpiewacy (jongleurs), którzy niekiedy sami są klerykami, posługują się więc
oczyszczającym
stereotypem świętej wojny, uzasadnianej i propagowanej przez Kościół,
opowiadając historie
epickie. Roland, Oliwier, Wilhelm, Vivien są rycerzami Krzyża przeciw
niewiernym. Ryce-
rzami Krzyża, ale jeszcze nie krzyżowcami: trzeba czekać końca XII wieku, aby
powstał
"cykl krucjat", opiewających wyczyny rycerzy Bożych, bohaterów pierwszego
zdobycia Jero-
zolimy (Zdobycie Antiochii, Zdobycie Jerozolimy, i jej kontynuacje uświęcające
ród God-
fryda z Bouillon: Lohengrin, rycerz z łabędziem).
W tej samej epoce Ambroży układa wierszem historię trzeciej krucjaty, na cześć
inne-
go wzorowego rycerza, Ryszarda Lwie Serce, króla Anglii. W epopei walki, w
których ście-
rają się frankijscy rycerze z Saracenami, rozgrywają się więc na Zachodzie, a
przede wszyst-
kim we Francji. Czyżby odległe echa wojen rekonkwisty z czasów karolińskich w
Akwitanii,
w regionie Narbonne, w Prowansji? Nie jest to niemożliwe, a w takim wypadku
stosunkowo
krótka okupacja saraceńska mogła jednak pozostawić głębsze piętno, niż zwykło
się sądzić.
Zwróćmy jednak uwagę na fakt, iż zwalczając Saracenów, rycerze z największych
epopei
walczą zarówno dla swego króla, jak dla chrześcijaństwa. Nawet Roland, w którym
często się
dopatrywano archetypu krzyżowca, jasno wyraża swój ideał służby wasalnej, kiedy
zagrzewa
do boju rycerzy przed bitwą w wąwozie Roncevaux:
"Trzeba nam tu wytrwać dla naszego króla. Dla swego pana trzeba ścierpieć
wszelką niedolę i
znosić wielkie gorąco i wielkie zimno, i oddać skórę, i nałożyć głową".
[Pieśń o Rolandzie, w. 1010-1012, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, Warszawa 1937, s.
39]
Kiedy Wilhelm, inny mistrz świata chrześcijańskiego, udał się do Rzymu na
odsiecz papie-
żowi zagrożonemu przez Saracenów i tam zmierzył się z ich mistrzem, olbrzymem
Corsol-
tem, przed walką zapowiedział, że będzie się bił za swego króla, którego
terytorium najeż-
dżają Saraceni i do którego należy miasto Rzym (Koronacja Króla Ludwika). W
innych epo-
pejach Wilhelm po śmierci swego siostrzeńca Viviena - który poległ jako wojownik
i mę-
czennik i po wyginięciu całego wojska, wzywa pomocy wojskowej, jaką mu winien
jego król,
Ludwik, dla którego stoczył wiele walk jako nienaganny wasal. Odwołuje się nie
tyle do po-
jęcia świętej wojny z niewiernymi, ile do obowiązków wasalnych i dobrze
rozumianego inte-
resu króla: jeśli Wilhelm nie zdoła powstrzymać nieprzyjaciela, ten niebawem
spustoszy całe
królestwo, w tym stolicę! Oczywiście, dawne francuskie epopeje jasno wyrażają
świadomość,
że islam zagraża wspólnemu dobru - chrześcijańskiej Europie. Opiewają
rekonkwistę, która
trwa w Hiszpanii (Oblężenie Barbastre). Idealizują rycerza, który oddaje swój
miecz na służ-
bę chrześcijaństwa atakowanego przez islam, gotowego umrzeć za swą wiarę i za
swego kró-
la, i bardzo jasno wyrażają pewność, że ci chrześcijańscy rycerze bronią prawa
przed błędem,
prawdziwej religii przed fałszywą (utożsamianą zresztą z pogaństwem) i że
umierając w ten
sposób, aby essaucier sainte crestiente [ocalić święte chrześcijaństwo],
otrzymają palmę mę-
czeństwa i miejsce w raju. Mogło jednak stać się i tak, że to religijne
zabarwienie motywacji
wojennych, dominujące co prawda w innych epopejach, zostało rozbudowane i
świadomie
podsycane przez śpiewaków i poetów, po to, aby propagować w ten sposób krucjatę,
do której
nawoływał Kościół, bądź też po to, by przyodziać swe pieśni w szaty ideologiczne
możliwe
do przyjęcia przez Kościół i w ten sposób nie narażając się na zbyt wielkie
potępienie z jego
strony.
Ideał wasala. Rzeczywiście, bardzo wcześnie na pierwszy plan sceny epickiej
wysunęły się
inne motywy, splatając się z motywem świętej wojny, niekiedy spychanym w tło.
Epopeje
buntu (Raul z Cambrai, Girard z Rusylionu, Renald z Montalbanu itd.) bardzo
gwałtownie
roztrząsają kwestię, którą porusza już cykl Wilhelma z Orange: kwestię relacji
między władzą
królewską a arystokracją, zwłaszcza gdy król jest słaby, otoczony przez
niewłaściwych ludzi,
mało zdolny lub niesprawiedliwy. Widzimy tu pewne odzwierciedlenie kryzysu
feudalizmu;
Wilhelm rozwiązuje ten kryzys, opowiadając się za wiernością wasalną i uznaniem
zasady
dziedziczenia korony: pomimo niesprawiedliwości, jaką okazał mu król Ludwik,
Wilhelm
pozostaje wierny i niestrudzenie zwalcza wrogów króla, po prostu spełniając
obowiązek wo-
bec swego suwerena. Często wyrażano też pogląd, iż pieśni rycerskie były
nośnikiem ideolo-
gii politycznej Kapetyngów, popieranej przez Sugera, opata Saint-Denis, doradcę
Ludwika VI
i Ludwika VII. Romanse arturiańskie miały natomiast udzielać poparcia
Plantagenetom.
Ideologia wasalna, spoiwo arystokracji wojennej, wysławiana jest nawet w
epopejach
buntu. Można zatem stwierdzić, że jest ona jedną z podstawowych wartości
rycerstwa. Typo-
wy przykład: Bernier w Raulu z Cambrai. Bernier, na początku będący giermkiem
Raula,
został przez niego pasowany i pozostał jego wasalem. Raul zatraca miarę,
najeżdża ziemie
należące do rodu Berniera, podpala klasztor w Origny, gdzie ginie matka
Berniera... a jednak
Bernier stale odrzuca możliwość zbrojnego przeciwstawienia się Raulowi. Wyjaśnia
to:
Raul, mój pan, jest bardziej zdradziecki od Judasza,
Pozostaje moim panem: daje mi konie i tkaniny,
Szaty i jedwabne stroje Baudasa.
Nie zawiodę go nawet pod Damaszkiem,
Aż wszyscy powiedzą: "Bernier ma prawo"
(Raul z Cambrai, w. 1380-1385).
Tymczasem Raul podczas spotkania z Bernierem unosi się przeciw niemu gniewem i
publicz-
nie obija go laską, kawałkiem włóczni, który walał się po ziemi. Tym razem
Bernier ma po
swojej stronie prawo feudalne, które stanowi, iż w takim wypadku więź wasalna
zostaje ze-
rwana. Raul próbuje ofiarować mu zadośćuczynienie, ale Bernier odmawia: teraz
będzie mógł
chwycić za broń przeciw swemu suwerenowi, stanąć przeciw niemu w jednym szeregu
ze
swymi krewnymi. Jest to skrajny przypadek, gdyż w takich przykładach lubują się
średnio-
wieczni pisarze chcący zobrazować złożoność prawa feudalnego. Gdzie indziej, na
przykład
w pierwszej części Lancelota prozą, często napotykamy sytuacje pozwalające
roztrząsać pra-
wo feudalne, co świadczy o zainteresowaniu odbiorcy tym zagadnieniem. W innych
epope-
jach wasale chętniej się buntują. Niemal zawsze jednak poeta wyraża dezaprobatę
dla takiej
postawy, nawet gdy usprawiedliwia ją powszechnie przyjęta moralność (na przykład
w Girar-
dzie z Rusylionu). Ukazuje to siłę więzi feudalnej w społeczeństwie
arystokratycznym, a
przynajmniej siłę, jaką stanowią pieśni rycerskie. Służba wasalna znajduje się w
samym sercu
obowiązków rycerskich.
U schyłku XII wieku, a później jeszcze wyraźniej, splata się z nimi ideologia
szla-
checka. Ma ona charakter zdecydowanie antyplebejuszowski i wyraża świadomość
klasową,
zdradzającą niepokoje szlachty w obliczu podwójnego zagrożenia: politycznego
rozkwitu
monarchii, która stopniowo odzyskuje władzę centralną (Filip August we Francji)
oraz eko-
nomicznego rozwoju mieszczaństwa, któremu królowie poświęcają coraz więcej
uwagi. Ta
reakcja szlachty przejawia się w epopejach i w romansach (Ajol, Partonopeu z
Blois, Alek-
sander) przez wychwalanie królów i książąt, którzy dopuszczają do swego
otoczenia wyłącz-
nie szlachetnie urodzonych, synów rycerzy, i którzy nigdy nie pasują nie-
szlachciców, miesz-
czan lub wyzwolonych chłopów. W ten sposób dzieła te piętnują porozumienie,
jakie zaczyna
się zawiązywać między władzą królewską we Francji i mieszczaństwem. Reagując na
to za-
grożenie, szlachta przejawia tendencje do większego zacieśniania swych szeregów,
broniąc
się przed napływem nowych ludzi. Spisanie zbiorów praw zwyczajowych odpowiada
temu
pragnieniu, określając wyraźniej przywileje szlachty i kładąc nacisk na czystość
krwi, na ba-
riery oddzielające szlachciców od nie-szlachciców. Oczywiście, bariery te nigdy
nie były cał-
kowicie nieprzekraczalne, a definicje praw zwyczajowych, niekiedy sprzeczne, nie
są całko-
wicie jasne (na przykład Obyczaje z Beauvaisis Philippe'a z Beaumanoir). Nie
ulega jednak
żadnej wątpliwości, że kryje się tutaj oznaka pewnego usztywnienia. Pomijając
dziedziczenie,
w szeregi szlachty można się dostać tylko za wolą władcy W XIV wieku teoretycy
jeszcze
bardziej utrwalili zasady wejścia (i wyjścia) w szeregi szlachty, utraty praw
szlacheckich
(Olivier de La Marche). O ile bowiem trudno uzyskać szlachectwo, to o tyle łatwo
je stracić.
Przyczyny tego mogą mieć charakter ekonomiczny: sytuacja skłaniająca mężczyzn do
wyko-
nywania zawodów uznanych za niegodne (na przykład handlu), małżeństwo kobiety
zmuszo-
nej, z woli ojca lub braci, do ślubu z bogatym mieszczaninem.
Literatura odzwierciedla te napięcia. Wiele pieśni rycerskich z końca XII i z
początku
XIII wieku atakuje również mieszczan, którzy się mieszają do polityki, usiłują
wejść w szere-
gi rycerstwa i roszczą sobie pretensje do doradzania królom albo, co gorsza,
osiągają swój cel.
Portret mieszczanina bywa życzliwy tylko wtedy, gdy ukazuje go w innej roli:
jako goszczą-
cego w swym pałacu rycerzy, którzy czynią mu zaszczyt, korzystając z gościny.
Równolegle rozwija się motyw ubogiego rycerza, który często został
niesprawiedliwie
wydziedziczony i mając tylko rozprutą kolczugę, starą, zardzewiałą broń i
zmęczonego konia
musi znosić niegodne szyderstwa mieszczan z miast (Ajol). Przed tą postacią
rozpościera się
bogata przyszłość: odnajdujemy ją w XIX wieku - jest to d'Artagnan. Trudności
ekonomiczne
drobnego rycerstwa widać także w innym motywie - ubogiego wasala, który porzuca
świat,
wybierając żywot pustelnika albo jest zmuszony wydać córkę za jakiegoś starego i
bogatego
mieszczanina. Upadek, nostalgia: kobieta zadręcza się na śmierć, a dziecko
będące owocem
tak nieszczęsnego związku zachowuje w genach dziedziczne cechy szlachty. Choć
nic mu o
tym nie mówiono, w sposób naturalny chłopca pociągają konie, broń, szlachetne
zabawy
(szachy, tables, tryktrak), polowanie - zwłaszcza z jastrzębiem lub z innymi
ptakami drapież-
nymi, ułożonymi do polowań - mieniące się barwy, futra - zwłaszcza sobole - oraz
inne
ostentacyjne atrybuty szlachectwa.
Jednym z nich jest szczodrość, nieustannie wysławiana przez śpiewaków, którzy z
niej
żyją i nie zaniedbują sławienia za to dawnych panów, pozostawiając otwarte
pytanie, czy po-
tomkowie będą umieli ich naśladować. Odpowiedź wydaje się wątpliwa, jeśli sądzić
na pod-
stawie skarg, jakie wielu poetów i śpiewaków wplata w swe dzieła, ubolewając nad
upadkiem
dawnych cnót swych patronów czy mecenasów. Oczywiście, znaczną część tych
narzekań
można złożyć na karb starego szablonu "wychwalania zamierzchłych czasów", nie
szkodzi;
częstotliwość, z jaką te aluzje pojawiają się około XIII wieku, przypuszczalnie
odzwierciedla
pewną rzeczywistość ekonomiczną: trudności finansowe co najmniej części
rycerstwa, drob-
nej szlachty.
Istotnie, głównymi beneficjantami tej stale wychwalanej szczodrobliwości są
rycerze.
W swym alegoryzującym poemacie, Powieści o skrzydłach (ok. 1210 rok), Raul z
Houdenc
opisuje dwa skrzydła sławy - cnoty arystokratycznej. Jedno zwie się dwornością i
obejmuje
to, co nazwalibyśmy sztuką savoir-vivre'u. Drugie nosi miano szczodrobliwości i
przejawia
się w rozrzutności szlachty, przeciwstawianej zapamiętałemu gromadzeniu
pieniędzy przez
mieszczan. Szczodrość ta jest też ponownym rozdziałem bogactw, baletem darów,
które po-
ciągają za sobą rewanże: konie i broń zdobyte tu i ówdzie na turniejach lub na
wojnach, cenne
tkaniny zrabowane jako łup i złożone w skarbcu aż do dnia wystawnego przyjęcia,
kiedy pan
otwiera skarbiec i obdarowuje swych sprzymierzeńców, wasali, rycerzy, każdego
według jego
rangi.
Szczodrobliwość wydaje się więc początkowo cnotą pochodzącą z niebios.
Pierwotnie
ma charakter arystokratyczny, a nawet królewski, i - jak często obserwowaliśmy -
schodzi
stopniowo w dół, obejmując rycerstwo, któremu jest potrzebna do życia. Przez
asymilację
rycerz, nawet ubogi, naśladuje postępowanie wielmożów z arystokracji, dążąc do
wejścia w
jej szeregi. Jest to wspólną cechą rycerzy, odróżniającą ich zasadniczo od
nieszlachciców -
chłopów czy mieszczan, często posądzanych o złodziejstwo. Pewien znany epizod
ilustruje tę
cechę. Napotykamy go u Wace'a, który go zapożycza od pewnego mnicha z opactwa
Saint-
Etienne z Caen. Opowiada o szczodrobliwości diuka Roberta, noszącego przydomek
"Wspa-
niały". Któregoś dnia zauważył on podczas mszy, że pewien waleczny rycerz nie
złożył ofia-
ry, wezwał swego szambelana i kazał walecznemu rycerzowi, który był biedny,
dyskretnie
przekazać znaczną sumę: 100 liwrów! Rycerz natychmiast ofiarował całą sumę, nie
zacho-
wując nic dla siebie. Kiedy go pytano, dlaczego nie dał tylko paru denarów, co w
zupełności
by wystarczyło, odpowiedział mniej więcej tak:
Zostały mi dane na ofiarę,
Nie mogłem więc niczego zatrzymać.
(Wace, w. 2328-2329)
Taka budząca podziw godność została zresztą nagrodzona, gdyż diuk przekazał mu
następne 100 liwrów, na osobiste wydatki. Rycerze z pieśni rycerskich nie tylko
odwołują się
do szczodrobliwości świeckich książąt w imię czegoś, co można by uznać za
solidarność kla-
sową. Celem próśb jest również duchowieństwo, namawiane do opróżniania skarbców
na
potrzeby rycerzy, którzy bronią kraju, a zatem również Kościoła, jego dóbr i
jego ludzi. Ry-
cerstwo a kler. W większości epopei nie ma natomiast ani śladu prawdziwego
klerykalizmu;
wręcz przeciwnie, można przedstawić parę cech wskazujących na coś przeciwnego.
Na przy-
kład w Pieśni o Rolandzie arcybiskup Turpin zajmuje poczesne miejsce, lecz
zawdzięcza je w
większej mierze swej funkcji biskupa-wojownika niż duchownego. Jego
błogosławieństwa i
obietnice raju z pewnością dodają otuchy towarzyszom Rolanda, lecz sławę i
popularność za-
wdzięcza on potężnym ciosom miecza. Mnisi natomiast odgrywają niezbyt piękną
rolę w
epopejach, są zajęci próżniactwem i gonitwą za dobrobytem. Epopeja ośmiela się
to stwier-
dzić ustami samego Karola Wielkiego: jeśli młodzieniec odznacza się
walecznością, solidno-
ścią i odwagą, niech zostanie rycerzem; jeśli zaś przeciwnie, jest słabeuszem i
tchórzem, to
niech zostanie mnichem. Moniage Guillaume jest utrzymane w tym samym duchu,
potwier-
dzając wyższość zakonów wojskowych nad kontemplacyjnymi, co stanowi dokładną i
odwró-
coną replikę tego, co w X wieku opat Marcin z Jumieges mówił diukowi Normandii,
Wilhel-
mowi Długiemu Mieczowi. Tymczasem świeckie rycerstwo uświadomiło sobie swe
znacze-
nie i właściwe sobie wartości. Często stoją one w sprzeczności z wartościami
głoszonymi
przez Kościół i można je z trudem dostrzec tylko w literaturze w języku
pospolitym.
3. Dworność a rycerstwo
Ukryta rywalizacja między stanem duchownych i stanem wojowników, której pozwala
się domyślić epopeja, jawi się znacznie bardziej wyraziście w literaturze zwanej
"dworną".
Dyskusja między księdzem a rycerzem po raz pierwszy pojawia się na początku XII
wieku w
jednej z pieśni pierwszego trubadura, Wilhelma IX, diuka Akwitanii, piewcy
miłosnej na-
miętności. W bardzo żywych i pikantnych słowach piętnuje zachowanie damy, która
woli
oddać się duchownemu czy mnichowi niż rycerzowi. Na własnym przykładzie wykazuje
wyższość erotycznych umiejętności rycerza. Debata rozszerza się u schyłku XII
wieku, kiedy
drugorzędni klerkowie, goliardzi, przeciwnie, stwierdzają dobitnie swą przewagi:
łatwiej im
by wać na dworze, podczas gdy rycerz często wyjeżdża na daleką wojaczkę; ponadto
klerk
okazuje się czulszy, bardziej uważny, ma więcej ogłady i delikatniejsze ręce niż
rycerz wła-
dający mieczem, pokryty krwią i potem, prostacki kochanek. Takie dzieła, jak
słynny Synod
w Remiremont lub jeszcze bardziej Traktat o miłości dwornej Andre le Chapelaina,
nastręcza-
jące trudności i wywołujące spory interpretacyjne, podkreślają nowe znaczenie
kobiet i miło-
ści wśród przymiotów arystokratycznych i rycerskich, od XII wieku poczynając, i
milczący
spór na tej płaszczyźnie między kulturą klerykalną i kulturą rycerską.
Fin' amor. W XII wieku życie na dworze, w zamku księcia lub seniora rzeczywiście
nabiera
nowych barw. Świat wojowników, w większości męski, stopniowo robi miejsce
rodzajowi
żeńskiemu, przede wszystkim Damie (od dompna lub domina, pani, małżonka
seniora). Być
może krucjata nie jest obcym zjawiskiem w tej ewolucji: kiedy senior odjechał do
Ziemi
Świętej, życie jego małżonki, niekiedy pozostającej w zamku, nabiera nowego
wymiaru. Pod-
czas I wojny światowej nasz XX wiek przeżył porównywalną niewątpliwie ewolucję
obycza-
jów i sposobów myślenia. Do tego dochodzi tutaj ożywiający kontakt z
cywilizacjami
Wschodu i islamu, znanego już dzięki pielgrzymkom i rekonkwiście, lecz
poszerzony, zwie-
lokrotniony przez nie kończący się odpływ do Ziemi Świętej przez cały XII wiek.
Inne wpły-
wy, bardziej wewnętrzne w stosunku do chrześcijaństwa, na przykład celtyckie,
skupione na
dworze Wilhelma z Akwitanii w Poitiers, odegrały pewną rolę w ukształtowaniu się
miłości
dwornej, opiewanej wpierw po prowansalsku przez trubadurów z południowej Francji
(język
d'oc), a później na północy przez truwerów i w Niemczech przez minneslingers.
Wiodący
motyw tych pieśni jest znany, nawet jeśli mediewiści wciąż dyskutują nad jego
pochodzeniem
i znaczeniem socjologicznym. Wprowadza on w relacje między mężczyzną i kobietą
nieco
zmysłowości, napięcia erotycznego wzmaganego przez przesunięcie w czasie -
uznawane
odtąd za konieczne i dodające wartości - między pragnieniem a jego spełnieniem.
Miłość
dworna nie jest bynajmniej odcieleśniona czy platoniczna: jednoznacznie zmierza
do zjedno-
czenia cielesnego, ale będącego kresem pewnej drogi, pewnej gry, w której
kobieta wydaje
się bardziej panią niż stawką.
Małżeństwo w ówczesnym społeczeństwie arystokratów i wojowników niezbyt się
nadaje do realizowania takiej formy miłości. Niemal zawsze pełni tylko funkcję
społeczno-
ekonomiczną. Jest sposobem, by położyć kres sporom między dwoma rodami,
przypieczęto-
wać przymierze lub poszerzyć włości, pomnożyć swe dobra i potęgę. Łączą się ze
sobą nie
tyle dwie istoty, ile dwa domy. Co więcej, Kościół pod wpływem monastycyzmu
rozwinął
doktrynę małżeństwa i związku cielesnego pozostawiającą niewiele miejsca na
uczucie, a
jeszcze mniej na przyjemność zmysłów Jedynie prokreacja jest uzasadnieniem aktu
płciowe-
go, który nawet w tym wypadku pozostaje wysoce podejrzany Gry miłości dwornej, a
praw-
dopodobnie również sama miłość, rozgrywają się więc poza małżeństwem, wbrew
surowej
nauce Kościoła. W XI wieku Kościół zwiększa ograniczenia, czyniąc z małżeństwa
sakrament
- którym do tej pory nie było - zabrania "prawowitych" związków z oficjalną
konkubiną, "na
duńską modłę', ściślej określa stopnie pokrewieństwa wykluczające małżeństwo "z
jednej
krwi' (do szóstego stopnia), bardziej rygorystycznie zakazuje małżeństwa lub
konkubinatu
księży i w ogóle klerków. Abelard i Heloiza zapłacą wysoką cenę za to nowe
usztywnienie.
Ten doktrynalny rygoryzm nie udaremniał jednak związków pozamałżeńskich. Czy
można wręcz twierdzić, że powodował wzrost ich liczby? Nie da się tego
wykluczyć. Moralna
dyskredytacja, jaką Kościół dotknął akt cielesny i przyjemność płciową, o czym
świadczą
kazania, mogła skłonić niektórych świeckich do twierdzenia - jak uważał św.
Hieronim - że
miłość fizyczna uprawiana jako cel sam w sobie, dla przyjemności, sprowadza
małżonkę do
roli nierządnicy. U schyłku XI wieku Alan z Lille mówi to samo, wręcz uznając
nazbyt żarli-
we stosunki płciowe między małżonkami za cudzołóstwo. Mimo głoszonego przez
mnichów
ideału wstrzemięźliwości lub abstynencji niektórzy mogli uznać, że miłość poza
małżeń-
stwem nie jest w gruncie rzeczy bardziej godna potępienia niż miłość w
małżeństwie, że jest
znacznie łatwiejsza do zrealizowania i, ostatecznie, przyjemniejsza.
Jeden fakt nie ulega wątpliwości: w realiach życia dworskiego, życia rycerzy,
stosunki
pozamałżeńskie były częste, zarówno wśród możnych (stąd wielu bastardów), jak
wśród ota-
czających ich rycerzy. Pan czuwał nad tym, by nie brakło im dziewcząt; nie
wszystkie one
były rozpustnicami, znajdowały się wśród nich również kobiety, które z
omówionych poniżej
powodów nie mogły wyjść za mąż. Dzisiejsi historycy dostrzegają także bardziej
niż prawdo-
podobne istnienie homoseksualizmu w tej męskiej społeczności wojowników, gdzie
regułą
był promiskuityzm. W klimacie panującej obecnie mody niektórzy nawet czynią z
tej tenden-
cji, prawdopodobnie mniejszościowej pomimo notorycznych przykładów (na przykład
Ry-
szarda Lwie Serce), główny element płciowości rycerzy.
4. Miłość a społeczeństwo
W XII wieku istnieje jednak coś więcej niż kwestia zaspokajania popędów
płciowych
rycerzy. Społeczeństwo przeżywa wówczas kryzys małżeństwa.
W istocie wszystkie te formy miłości umykające normom moralnym zostały być może
umocnione przez ewolucję społeczną, która skłania arystokrację w XI i XII wieku
do ograni-
czania liczby zawieranych małżeństw, by unikać rozpraszania spuścizny, zanim
powstało
prawo pierworództwa (XIII wiek). Młodsi synowie rodzin drobnej szlachty,
zmuszeni w ten
sposób do celibatu, którego - przeciwnie do celibatu duchownych - nie narzucały
im żadne
nakazy moralne czy religijne, mogli więc rozwijać frustracje zarówno uczuciowe,
jak seksu-
alne i szukać ucieczki w zakazanych związkach i w marzeniach.
Ideologia dworna. Oczywiście, Kościół potępiał homoseksualizm jeszcze mocniej
niż
nierząd i cudzołóstwo. Literatura pozostawia w cieniu pierwsze z tych zjawisk i
nieco za-
trzymuje się przy drugim. Przywiązuje się natomiast do cudzołóstwa, które
wysławia wręcz
jako pozytywną wartość rycerstwa. I to skutecznie: aby się o tym przekonać,
wystarczy przy-
pomnieć niezwykłe powodzenie, którym przez całe Średniowiecze cieszyły się
stare, celtyc-
kie, przetransponowane mity idealnych kochanków, jakimi były cudzołożne pary:
Tristan i
Izolda, Lancelot i Ginewra. Także i trubadurzy opiewali miłość rycerza poety do
jego damy,
na ogół mężatki. Rozpowszechnili oni pogląd, iż dama nie powinna się okazywać
zbyt obo-
jętna na "względy", jakie okazuje jej rycerz, który "usilnie ją prosi o miłość".
Poeta staje po
stronie kochanków i piętnuje ewentualną zazdrość męża. Tak rodzi się pojęcie
dwornej miło-
ści. Należałoby może raczej powiedzieć: dworne pojęcie miłości (R. Schnell),
które stwarza
typ rycerza służącego swej damie - kobiecie zamężnej, należącej do wyższej
warstwy niż on,
bardzo często będącej żoną jego własnego seniora.
Trudna jest interpretacja takiego typu literackiego. Czy należy się w nim
dopatrywać
jedynie fikcji, pod pretekstem, że wszystko tu jest sprzeczne z nauczaniem
Kościoła? Niektó-
rzy tak sądzili, czyniąc z miłości dwornej zwykłą igraszkę umysłu oderwanego od
wszelkiej
rzeczywistości. Argument niewiele wart, gdyż, jak już mówiliśmy, Kościół równie
surowo
potępiał inne praktyki, które mimo to nie zanikły. Jest tu jednak coś więcej niż
zwykłe istnie-
nie: jest wysławianie wzorca. Toteż inni historycy dostrzegli tutaj wyraz
frustracji i buntu
rycerzy z drobnej szlachty, z którą utożsamiają się trubadurzy i której głosem
przemawiają (E.
Kóhler). To także nie jest pewne, gdyż nie wszyscy trubadurzy wywodzili się z
tej warstwy.
Pierwszy z nich, Wilhelm IX z Akwitanii, był jednym z najpotężniejszych książąt
Zachodu.
Inni byli panami, rycerzami, mieszczanami, a nawet klerkami. Trudno zatem ujrzeć
w miłości
dwornej wyraz jakiejś rewindykacji klasowej, ze strony drobnej szlachty i
młodszych synów
ubogich rodzin. Czyżby fin'amor była więc grą rzeczywistą, swoistym
odpowiednikiem tur-
nieju, w którym młody rycerz oddaje życie przygodzie, by zdobyć przedmiot
niedosiężny z
natury, małżonkę seniora, strzeżoną przez wszelakie bariery moralności
kościelnej i arysto-
kratycznej, mające ustrzec "cześć' małżonki, a przede wszystkim czystość rodu?
Walką pozo-
rowaną, której reguły ustalili jakoby sami seniorzy, tak jak walki na kopie, a
której nagrodą
byłaby dama? Tak sądzi G. Duby. Jego zdaniem, wbrew temu, co sądzono, fin amor
nie była
przejawem awansu kobiet. Służenie damie miałoby być w istocie służeniem
pośrednio senio-
rowi, który chcąc zyskać pełniejszą władzę nad rycerstwem, udomowić je, godził
się postawić
żonę w centrum rozgrywki, "w sytuacji złudnej, ludycznej, prymatu i władzy".
Gdyby tak miało być, ideologię fin amor wypracowałaby lub przynajmniej przejęła
wyższa arystokracja, aby utrwalić, podkreślić swą władzę nad służącym jej
rycerstwem. Być
może warto posunąć się jeszcze dalej i uczynić z tych widowisk miłosnych zawody
wyłania-
jące najlepszego w walkach miłosnych, tak jak turniej wyłaniał najbieglejszego w
sztuce wła-
dania orężem. Zwycięzcy, potencjalni rywale, mogli więc być utrzymywani w
zależności,
wpierw na miejscu, na dworze, podczas trwania rozgrywek, a później w służbie
wasalnej, za
pośrednictwem małżeństwa - ostatecznej i pożądanej nagrody. W istocie,
przynajmniej w źró-
dłach literackich, dama panuje nad stadkiem kobiet na wydaniu, zgromadzonych w
zamku, i
przyznaje je pretendentom, umiejąc poddać próbie ich służbę, ich wierność.
Młody rycerz, bacheler, żarliwy kawaler, dążył w istocie przede wszystkim do
mał-
żeństwa z dziedziczką, oznaczającego urządzenie się, akces do społeczności
arystokratów.
Poprzez małżeństwo mógł w pewien sposób mieć nadzieję, że zacznie żyć "na własny
rachu-
nek". Będąc panem gry, pan dworu dokonywał w ten sposób wśród swego rycerstwa
selekcji
najlepszych zawodników. Jeśli na tym polegała gra, to nie była ona pozbawiona
ryzyka. Se-
nior to również senior, starzec, o ustalonej pozycji i posunięty w latach,
posiadający dzieci z
pierwszego łoża; mogą one być niemal rówieśnikami młodej pani, która zajęła
miejsce pierw-
szej czy nawet drugiej żony. Istnieje więc wielkie ryzyko, że w tych miłosnych
zawodach
będzie ona miała niejeden powód do zmieszania. Przypomnijmy bowiem, że fin'amor
nie jest
bynajmniej odcieleśniona i że rycerz dąży do pełnego posiadania damy Zarówno u
trubadu-
rów, jak i u truwerów, od lais Marie de France po powieści dworne, motyw
nieszczęśliwej
żony, pięknej młodej panny wydanej za starucha, najprawdopodobniej nie jest
tylko owocem
wyobraźni poetów. Nie bez podstaw jest więc pogląd, iż miłość zwana dworną
wyraża przede
wszystkim uczuciowe frustracje tych "młodych" w celibacie - podobnie jak w
małżeństwie o
charakterze czysto społecznym - dążących do stosunków nowego typu. Jak już
powiedzieli-
śmy, miłość nie istniała zawsze: jest ona tworem XII wieku (D. de Rougemont).
Jakkolwiek
było, to właśnie uczucie - będące absolutem - opiewają poeci i pisarze.
Namiętność, której w
ich marzeniach nie krępują ani moralne tabu, ani społeczne konwencje. Uczucie
silniejsze
ponad wszystko, wzmagające odwagę rycerza, wysławiające jego cnoty Miłość, która
wynosi,
oczyszcza, sublimuje rycerstwo.
Postać Lancelota staje się tutaj doskonałym przykładem. Jak widzieliśmy, Pani z
Je-
ziora przedstawia młodemu Lancelotowi, przed jego pasowaniem, główne
posłannictwo ry-
cerstwa, w którego szeregi pragnie on zostać przyjęty: obronę Kościoła i
najsłabszych, rzą-
dzenie ludem w służbie Boga. Jednakże w dalszej części tego monumentalnego
arcydzieła nie
to jest główną ani nawet poboczną troską bohatera. Najważniejszym czy wręcz
jedynym mo-
tywem jego działania jest absolutna miłość, jaką darzy on małżonkę króla Artura,
który go
pasował, królową Ginewrę; zostaje jej wiernym kochankiem. Jedynie ta miłość
czyni z niego
najlepszego rycerza na świecie, sprawcę największych wyczynów rycerskich ku czci
i dla
ochrony jego damy, oraz, w konsekwencji, dla bezpieczeństwa królestwa. Bardziej
znaczący
niż temat powieści - znamy bardziej gorszące - wydaje się sposób jej ujęcia.
Wszędzie bo
wiem, zarówno u trubadurów, jak i u Marie de France czy Krystiana z Troyes, od
Rycerza z
Wózka po Romans o Róży, poeta, dwór, odbiorca stają po stronie kochanków
przeciwko za-
zdrośnikom, dworskim losengiers, pragnącym ich zguby. Sam Bóg ingeruje, aby ich
ocalić, i
żaden odcień dezaprobaty nie towarzyszy opowieści o kłamliwej przysiędze, z
której się roz-
grzesza królowa Izolda, przysięgając na święte relikwie, że nigdy nie ściskała
udami żadnego
mężczyzny prócz swego męża, króla Marka, oraz... trędowatego, na którego barkach
usiadła,
na oczach wszystkich, aby przeprawić się przez bród rzeki. Tymczasem wiemy, że
człowie-
kiem tym jest Tristan, przebrany za trędowatego, by formalnie uwiarygodnić
przysięgę, którą
Bóg jednak przyjmuje.
Celtyckie i bretońskie pochodzenie "materii bretońskiej", widoczne w lais i
powie-
ściach arturiańskich, może z pewnością wytłumaczyć te liczne fakty świadomego
sprzeciwu
wobec moralności głoszonej przez Kościół. Nie szkodzi: wbrew Kościołowi i
potężnemu
wpływowi jego ideologii, bohaterowie ci, mało odpowiadający kościelnemu
ideałowi, już w
XII wieku cieszyli się ogromnym powodzeniem. Stali się wzorem. Za ich
pośrednictwem
rycerstwo wyraża niektóre elementy swej ideologii i tworzy własną mitologię.
VII. Mity i ozdoby rycerstwa
Literatura odzwierciedla nie tylko podstawowe wartości rycerstwa, jego etykę i
ko-
deks honorowy. Pozwala także prześledzić narodziny i ewolucję tego, co można
nazwać mi-
tami rycerstwa. Sposób, w jaki ta grupa społeczeństwa dokonuje projekcji siebie
na marzenia,
jest istotny, zwłaszcza że z racji swej wielkiej popularności mity te zaczęły z
kolei wywierać
wpływ na zachowanie prawdziwego rycerstwa, zarówno podczas wojny, jak na
turniejach.
Heraldyka i zakony rycerskie także czerpią inspirację z owej mitologii i mają w
niej udział.
1. Mity rycerskie
Mit karoliński wyraża się w najgłębszej warstwie literatury, od czasów Jana
Bodela
zwanej "materią francuską". Wysławia Karola Wielkiego i bohaterów walk z
niewiernymi,
ale także - i przede wszystkim doborowego rycerza, odważnego, walecznego,
uwielbiającego
broń i wojnę, wielkiego miłośnika pięknych ciosów włócznią i zabiegającego
przede wszyst-
kim o renomę swej waleczności. Dla takiego bohatera, którego ucieleśnieniem jest
Roland,
Vivien czy Wilhelm, cześć polega na niedopuszczeniu do sytuacji, by ułożono o
nim "złą
pieśń". Wstyd polega na tym, że rycerz zostaje posądzony o tchórzostwo. Stąd
nadużycia
(nieostrożność?), które skłaniają Rolanda, wbrew zdaniu Oliwiera, do odmowy
zadęcia w róg
i wezwania na pomoc wojska Karola Wielkiego w Roncevaux lub Viviena do wytrwania
do
końca na polu walki, samotnie w obliczu nieprzeliczonych rzesz Saracenów, aby
uniknąć
krzywoprzysięstwa: nieopatrznie złożył on ślubowanie, że nigdy nie cofnie się
przed poga-
nami ze strachu przed śmiercią.
Wynoszenie pod niebiosa fizycznej odwagi i waleczności w boju pozostaną jednym z
trwałych elementów etyki rycerskiej na przestrzeni dziejów. Inną trwałą jej
cechą jest lojal-
ność. Podkreślaliśmy ją w związku z postaciami Wilhelma i Berniera. W znacznej
mierze
wynika ona ze znaczenia więzi wasalnej, która łączy rycerza z jego seniorem, ze
sztandarem
jego pana. Ale jest tu coś więcej, gdyż nie wszyscy rycerze byli wasalami, a
lojalność, wier-
ność sztandarowi, któremu służą, staje się cnotą czysto rycerską lub po prostu
wojskową,
wraz z rozwojem wojsk rycerzy na żołdzie, opłacanych, najemnych, których
wierność nie
była mniejsza. Poza wszystkim służba wojskowa z tytułu wasalstwa także była
uważana za
rewanż w wymianie: służono "za takie a takie lenno". Żołnierze najemni służyli
za jakąś sumę
pieniędzy, bachelers zaś, którzy jeszcze nie zostali pasowani - "za broń". W
sferze etyki nie
należy być może zbytnio rozgraniczać różnych form służby.
Zwłaszcza że w tej "materii francuskiej", od samych początków literatury
francuskiej
ukazującej podstawowe wartości, których rycerstwo nigdy nie porzuci, służbą
mieszczącą w
sobie wszystkie inne rodzaje jest służba chrześcijaństwu, czyli Bogu,
reprezentowanemu na
ziemi przez swego namiestnika: nie papieża, jak chcieliby kanoniści, którzy w
tej samej epoce
pisali traktaty utrzymane w tym duchu (Anzelm z Lukki, Bonizo z Sutri), lecz
cesarza Fran-
ków, Karola Wielkiego. Powstaje wówczas prawdziwy mit; dynastia Kapetyngów,
która do-
szła do władzy po Karolingach, za radą Sugera stara się wykorzystać ten mit na
swoją ko-
rzyść: uświęcony król ma za zadanie poprowadzić rycerstwo Franków, którzy
otrzymali misję
rozprzestrzenienia chrześcijaństwa, odepchnięcia pogan, zdobycia władzy nad
światem. Mit
ten wyraża się również w legendach krucjat, mówiących o cesarzu ostatnich dni, o
pielgrzym-
ce Karola Wielkiego na Wschód, o jego protektoracie nad miejscami świętymi, o
zmar-
twychwstaniu cesarza Germanii itd. Kronika Pseudo-Turpina, powstała w tej samej
epoce w
kręgach bliskich opactwu Saint - Denis, służy jako punkt wyjścia do przejęcia
tego mitu przez
Kapetyngów. Jednakże wspomniane już przymierze monarchii francuskiej z
mieszczaństwem
pod koniec XII wieku pozwala sądzić, że ideologia rycerska ukształtowała się
bardziej na
dworach książęcych we Francji niż na dworze władcy kapetyńskiego. Mit
Aleksandra. Odno-
wa kultury klasycznej na Zachodzie w XII wieku przyciąga uwagę dworskich
uczonych,
zwłaszcza w środowiskach anglo-normandzkich. Prestiż pełnego przepychu Wschodu
nigdy
nie przestał fascynować Zachodu, chodziło jednak przede wszystkim o Bizancjum.
Tym ra-
zem do łask powraca historia starożytności grecko-rzymskiej, z nowym
zainteresowaniem dla
dzieł starożytnych filozofów, ale również historyków. Rzymianin Wegecjusz w
znacznej mie-
rze zainspirował opis rycerstwa przekazany przez Jana z Salisbury w jego
Policraticus..., i
warto odnotować tytuł przekładu tego dzieła na starofrancuski: Sztuka rycerstwa.
Ta nowa moda na starożytność doprowadziła do powstania powieści, których akcja
toczy się
w Grecji, Troi lub Rzymie, a ich bohaterami są starożytni herosi,
spopularyzowani przez We-
rgiliusza i Owidiusza, którzy podsunęli treść swych powieści XII-wiecznym
pisarzom, takim,
jak Benedykt z Sainte-Maure. Starożytne wojny przerodziły się tam w walki
rycerskie, starcia
wręcz - turnieje, a miłość pojawia się w formie zwiastującej powieści dworne.
Najlepszy por-
tret wzorowego rycerza przedstawiły jednak nie powieści Eneasz czy Teby, lecz
Aleksander.
Powieść ta, najstarsze znane świadectwo napisane dwunastozgłoskowcem, który
przejmie od
niej nazwę (aleksandryn), czyni z greckiego herosa księcia rycerza, otoczonego
jak Karol
Wielki dwunastoma parami. Rycerz ten nie poprzestaje już na rąbaniu
nieprzyjaciela: jest to
umysł ciekawy, otwarty, błyskotliwy, żądny poznania i odkryć, miłośnik świąt i
turniejów,
organizator istnych liturgii świeckich. Jest on o tyle interesujący dla historii
rycerstwa, że jego
postać i historia legły u podstaw szerokiego rozpowszechnienia legendy - legendy
o pocho-
dzeniu Franków od Troi. W odniesieniu do rycerstwa legenda ta podejmuje i
rozwija pogląd o
przeniesieniu poznania ze Wschodu na Zachód. Powieści ulegające wpływom
starożytnym, a
po ruch powieści Krystiana z Troyes i powieści arturiańskie, doprowadzają ten
proces do An-
glii, co stanowi formę propagandy politycznej.
Mit arturiański. Tak jak niegdyś duchowieństwo (czyli wiedza), tak rycerstwo,
zrodzone na
Wschodzie, zostało jakoby przekazane przez Trojańczyków od Greków po Rzymian, a
póź-
niej na Zachód, aby dotrzeć na dwór króla Artura, gdzie zbierają się najlepsi
rycerze świata,
pragnący pasowania z rąk króla i przyjęcia do Okrągłego Stołu. Plantageneci, od
Henryka I
poczynając, przejęli na swój rachunek mitologię celtycką. Około 1130 roku
Geoffrey z Mon-
mouth pisze po łacinie swą Historię królów Brytanii oraz Proroctwa Merlina, ku
chwale Cel-
tów i Normanów. W ten sposób Plantageneci usiłują pozyskać sobie Celtów
przeciwko An-
glosasom, unikając jednocześnie podżegania nacjonalistycznych rewindykacji,
opierających
się na legendach o tym, że król Artur wciąż żyje. W 1191 roku Henryk II zarządza
poszuki-
wania w opactwie Glastonbury, gdzie, według legend, miał się schronić Artur
(jest to wyspa
Avalon wróżki Morgany); "odkryto" tam grobowce Artura i Ginewry: Artur naprawdę
umarł i
nie powróci! Normandzcy władcy mogą zatem upominać się o spuściznę po Arturze.
Przy-
czyniają się do szerokiego rozpowszechnienia opowieści Okrągłego Stołu, a
Geoffrey, brat
Ryszarda Lwie Serce, nadaje swemu synowi imię Artur. Później, w 1278 roku,
Edward I każe
otworzyć te groby i przenieść koronę Artura do Westminsteru. Edward i jego
rycerze zostają
w ten sposób utożsamieni z rycerstwem arturiańskim. Przez to przeniesienie
rycerstwa ze
Wschodu w głąb Zachodu kler i rycerstwo sprzymierzają się ze sobą, a czysto
barbarzyńskie i
germańskie cnoty wojenne zostają dzięki temu złagodzone, jakby uszlachetnione
przez kultu-
rę wschodnią, składającą się z przepychu, subtelności, zasady dobrego
wychowania. Powieści
arturiańskie wcielają także do swej etyki przymioty miłości, opiewane przez
Owidiusza i
przez trubadurów, zinterpretowane na nowo przez Krystiana z Troyes, który przede
wszyst-
kim ukazuje, że nie tylko nie przynosi ona szkody odwadze wojownika (Erek i
Enida), lecz
przeciwnie, wysławia cnoty rycerskie (Iwajn), a nawet może wysublimować
rycerstwo (Lan-
celot). Nie ulega wątpliwości, że za motywami rozwijanymi przez literaturę
arturiańską kryje
się słabo jeszcze znane tło celtyckie, przekaz wartości politycznych i
moralnych, które nicze-
go nie zawdzięczają Kościołowi ani feudalizmowi, zwłaszcza celtycka zasada
władzy
zwierzchniej wcielonej w postać królowej, a nie króla (J. Markale).
Stopniowa chrystianizacja mitów celtyckich w literaturze jest oczywista w
przypadku
mitu o poszukiwaniu Graala. To tajemnicze naczynie, początkowo nie mające
żadnego
związku z chrześcijaństwem, będące prawdziwym wyjaśnieniem wszelkich czarów,
staje się
ostatecznym celem poszukiwań rycerzy arturiańskich. Ślady chrystianizacji
dostrzegamy już
u Krystiana z Troyes, gdzie Perceval uosabia wzór świeckiego rycerstwa: jest
obrońcą wdowy
i sieroty, jest opanowany, pobożny bez popadania w mistycyzm, stosuje etykę
rycerską łączą-
cą w sobie rozmaite dążenia ówczesnych ludzi świeckich. Jego kontynuatorzy
nadają "materii
bretońskiej" wymiar mistyczny. U Roberta z Boron Graal staje się kielichem, do
którego Jó-
zef z Arymatei zebrał u stóp krzyża krew Chrystusa. Powieści arturiańskie
przeradzają się
wówczas w epopeję o odkupieniu i przemieniają bretońską cudowność w symbole
chrześci-
jańskie. Czary, z którymi walczą rycerze, wyobrażają jakby walkę z siłami zła, z
siłami pier-
wotnego pogaństwa, fałszywych bogów i magii. Jednocześnie zarysowuje się
prawdziwa
teologia odkupienia przez rycerstwo. Odkupienia tego, które jest symbolizowane
przez po-
szukiwanie Graala i ostateczne zdjęcie czarów, może dostąpić tylko rycerstwo
oczyszczone.
Rycerstwo światowe, reprezentowane przez Gowina, ponosi klęskę z powodu braku
ideału.
Rycerstwo dworne, kierowane ludzką miłością, także ponosi klęskę pomimo
waleczności
Lancelota, najlepszego rycerza na świecie, wysublimowanego przez swą miłość do
Ginewry.
Zwycięstwo zdoła odnieść tylko Galaad, nieskalany, syn Lancelota, poczęty jednak
"w grze-
chu", w związku podwójnie nieprawym: dzięki czarom młodej dziewczynie udaje się
połą-
czyć z Lancelotem, który jest przekonany, że trzyma w ramionach królową Ginewrę.
Za przy-
czyną tego, co można by nazwać "pokalanym poczęciem", odwrócony zostaje bieg
historii.
Cnota ojca przechodzi na syna, Galaada, który uosabia "rycerstwo niebieskie".
Jako prawdzi-
wy Chrystus-rycerz, Galaad niestrudzenie prowadzi swe mistyczne poszukiwania,
pokonuje
czary, gdyż pozostaje czysty od wszelkiego grzechu, od rozpusty, od
pożądliwości. Wyraża
żal nawet dlatego, że musiał zadać śmierć w swej słusznej sprawie. Oczywista
jest tutaj inspi-
racja monastyczna z Citeaux. Dziewiczy rycerz dokonuje w ten sposób odkupienia
rycerstwa i
całego świata arturiańskiego. Skądinąd Graal, stając się motywem
eucharystycznym, łączy
rycerzy Artura z historią świętą.
Mit biblijny. W epoce, w której Biblię uważano za księgę historii ludzkości,
próbowa-
no oczywiście połączyć ze sobą te różne światy, utworzyć łańcuch znaczący,
nieprzerwany
chronologicznie i magicznie. Związek chronologiczny jest zapewniony przez
przypomnienie
ciągłości między obecnym rycerstwem i rycerstwem pierwotnym, rycerstwem ludu
Bożego.
W sposób magiczny, ciągłość potwierdza Graal, zawierający w sobie krew Chrystusa
zebraną
przez Józefa z Arymatei i przekazaną na Zachód do królestwa Artura. Tak więc
rycerstwo
Izraela prowadzi do rycerstwa Zachodu, tak samo jak królowie Izraela,
przedstawiani w tej
samej epoce na fasadach katedr, prowadzą do królów Francji. Jedni i drudzy są
uważani za
aktorów historii świętej, która przebiega według niejasnych niekiedy planów
Bożych. Jest to
nowa forma ideologicznej asymilacji rycerstwa przez Kościół. Dzięki temu
głoszona przez
Kościół krucjata sytuuje się na historycznej linii wojen Przedwiecznego w Starym
Testamen-
cie. Pod tym względem jest zresztą znamienne, że pierwszymi księgami Biblii
przełożonymi
na starofrancuski były, przed Ewangeliami, pełne opisów wojen księgi Sędziów,
Królów, Ma-
chabeuszy.
W XIII wieku powstają triady rycerzy-bohaterów, które jednoczą historię i
prowadzą
na krucjatę. Dawne Przymierze reprezentują dowódcy wojskowi: Jozue, Dawid i Juda
Ma-
chabeusz; pogańską starożytność - Hektor Trojańczyk, Grek Aleksander Wielki i
Rzymianin
Cezar. Potem, w sposób naturalny i dwutorowy, jak widzieliśmy, pochodnia
rycerstwa zostaje
przeniesiona na Zachód wraz z Arturem, Karolem Wielkim i Godfrydem z Bouillon.
Chrze-
ścijańskie rycerstwo przejmuje więc dziedzictwo rycerstwa Izraela,
przekazującego mu swą
mistykę, oraz rycerstwa pogańskiego, które dzięki swej wartości podbiło świat i
tym samym
umożliwiło rozprzestrzenienie chrześcijańskiego przesłania. Zawiera w sobie
rycerstwo Ży-
dów i pogan. Każdy z tych dziewięciu walecznych (do których grona dodano później
Du Gu-
esclina, a potem Joannę d'Arc) symbolizuje także jeden konkretny aspekt
rycerstwa. Na po-
czątku XIV wieku osiągamy więc całościową wizję rycerstwa w historii świata.
Powodzenie,
jakim cieszy się kult dziewięciorga walecznych, świadczy o ideologicznej sile
historycyzują-
cego mitu rycerstwa. Ostatnia triada odgrywała również w oczach rycerzy rolę,
jaką powinno
ono było odgrywać w historii świętej. Wraz z Arturem (uważanym wtedy za postać
histo-
ryczną) chrześcijaństwo było oblegane, zagrożone przez pogan, do tego przenikane
przez zło
szatana. Wraz z Karolem Wielkim nabierało świadomościswej jedności i siły, w
stabilnym
Cesarstwie. Wraz z Godfrydem z Bouillon chrześcijańskie rycerstwo spełniało
część posłan-
nictwa będącego przeznaczeniem Franków: zdobywało świat.
W średniowiecznej literaturze rycerstwo nadaje historii spójność i znaczenie.
Bez nie-
go świat powróciłby do bezładu, chaosu. Obraz rycerstwa, jaki odzwierciedlają
powieści,
oczywiście nie odpowiada rzeczywistości. Nie pozostaje jednak bez wpływu na tę
rzeczywi-
stość. Wartości rycerstwa, nieustannie i w różnych formach sławione w dziełach
literackich, a
zwłaszcza w romansach rycerskich, które do końca cieszyły się powodzeniem, w
końcu prze-
niknęły sposób myślenia i utworzyły prawdziwą kulturę. W tym sensie można mówić
o rycer-
stwie jako pewnej formie cywilizacji, sposobu życia, mentalności.
Mamy tego dowód w samej historii. Mówiliśmy już o turniejach, a zwłaszcza o wy-
czynach (pas d'armes), walkach na kopie, okrągłych stołach, które wiele ze swej
formy, reguł,
wystroju, a nawet swego istnienia zawdzięczają opowieściom arturiańskim. Także
podczas
wojny daje się odczuć wpływ wzorca literackiego. Kronikarz wojny stuletniej,
Jean Froissart,
świadczy o tym głębokim przepojeniu, kiedy opisuje rycerzy francuskich,
angielskich, bur-
gundzkich, organizujących między sobą turnieje podczas oblężeń; czy też, w
pełnym toku
wojny, posłusznych - zdarzały się wy jątki, ale wyłamujących się spotykała
krytyka - etycz-
nym regułom rycerstwa. Z drugiej strony, kodeks honorowy narzuca się ponad
granicami ca-
łej arystokratycznej "klasie" wojowników, w następstwie ekspansji Francuzów i
Normanów,
którzy są jego głównymi nośnikami oraz dzięki znacznemu prestiżowi literatury
francuskiej i
anglo-normandzkiej, którą szybko tłumaczono i naśladowano we wszystkich
sąsiednich kra-
jach, w Cesarstwie, w Italii, w Hiszpanii, aż po odległy świat skandynawski i
normandzki.
Wszędzie pasowaniu towarzyszy oprawa coraz bogatsza w motywy honorowe,
ideologiczne,
etyczne. I odwrotnie, degradacja rycerzy "niegodnych", lepiej znana w XIV i XV
wieku, wy-
raźnie pokazuje, jakie były niewybaczalne wady i błędy, pomijając brak
szlachectwa, o któ-
rym już dostatecznie mówiliśmy Są to przede wszystkim zbrodnie zdrady i
tchórzostwa, pro-
wadzące do ucieczki z pola bitwy, ponadto karane śmiercią. Dotyka ona także
tego, kto zaparł
się wiary, uchybił danemu słowu, postąpił haniebnie wobec kobiet. Degradacja
nabiera cha-
rakteru uroczystego, i dotkliwie upokarzającego: siekierą odcina się rycerzowi
ostrogi tuż
przy obcasach. Jego miecz zostaje złamany, tarcza wygięta, herby wymazane.
Heraldyka. Zachowanie rycerzy czerpie inspirację także z wzorców literackich. W
XIV wieku
widzimy, jak królowie i książęta uczestniczą incognito w turniejach lub walczą
każdego dnia
w innych barwach, naśladując pod tym względem bohaterów Okrągłego Stołu, z
którymi
utożsamiają ich giermkowie. Apanaże rodów z wysokiej arystokracji, herby,
rozpowszech-
niają się w XIII wieku na wszystkich posiadaczy lenna i są też przedmiotem
zainteresowania
rycerzy z drobnej szlachty. Ich prawo do herbu zostaje im przyznane w tym samym
czasie, co
prawo do noszenia tytułu messire. Zwróćmy jednak uwagę, że herby są znacznie
ściślej zwią-
zane ze szlachtą niż z rycerstwem, gdyż od XIII wieku nie pasowani szlachcice
mają jednak
do nich prawo. Od połowy XIII wieku zasadnicze reguły heraldyki są ustalone i na
ich mocy
herb staje się dziedziczny; jest to bardziej sprawą szlachty, rodu, genealogii
niż etyki rycer-
skiej. Ta wyjątkowa popularność heraldyki wiąże się zarazem ze średniowiecznym
upodoba-
niem do przedstawień wizualnych, zwłaszcza do barw, z ostentacyjnymi cechami
szlachty i z
tendencją do symbolizmu, do zakodowanego języka. Giermkowie, otaczani coraz
większym
szacunkiem w XIV i XV wieku, mają za główne zadanie tłumaczyć ten język herbów,
sławić
wyczyny rycerzy noszących herby, zwłaszcza na turniejach, których stają się
sędziami, a
przede wszystkim komentatorami. Można ich uznać za piewców rycerskiej kultury,
którą
szczyci się szlachta, za kapłanów swoistej świeckiej religii, mającej własne
liturgie, symbole,
obrzędy, swoją mistykę. Powtórzmy jednak, że heraldyka gloryfikuje przede
wszystkim
szlachtę. Herb jest dziedziczny, przynależność do rycerstwa nie. Rycerstwo,
ozdobione swy-
mi cnotami i swą ideologią, w XIV i XV wieku staje się dla szlachty dodatkową
ozdobą, pod-
noszącą naturalną godność nabytą przez urodzenie. I przeciwnie, dla nie-szlachty
pozostaje
ono jednym z podstawowych sposobów wejścia do jej grona i uzyskania herbu, który
szla-
chectwo wyobraża. Stan wojownika może uszlachcić, na mocy decyzji książąt.
Uroczyste
pasowanie czyni z wojownika jednocześnie rycerza i szlachcica (O. de La Marche,
Ph. de
Novare). Był on już rycerzem z zawodu, zgodnie ze stałym znaczeniem słowa;
teraz, dzięki
pasowaniu, zostaje rycerzem, co tutaj oznacza zarazem tytuł szlachecki. Nie
pasowani sy-
nowie szlachty noszą miano paziów, podczas gdy słowo giermek oznacza także rangę
spo-
łeczną. Takie pasowania nadające tytuł szlachecki są nagrodą za wyjątkowo
brawurowe czy-
ny W XV wieku Jan z Bueil stwierdza, iż rycerstwa nie należy przyznawać nie-
szlachcicowi
w nagrodę za czyn zbrojny dokonany podczas oblężenia lub ataków na miasta czy
twierdze.
Należy brać pod uwagę jedynie wyczyny o charakterze rycerskim, na samym polu
bitwy lub,
w mniejszym stopniu, na turniejach.
2. Zakony rycerskie
Inna ozdoba szlachty to zakony rycerskie, powstałe w XIV wieku. W tej kwestii
nale-
ży rozwiać nieporozumienie, jakie mogą stwarzać używane tu pojęcia. W istocie
świeckie
zakony rycerskie niewiele mają wspólnego z zakonami żołnierskimi utworzonymi w
XII wie-
ku: z templariuszami, szpitalnikami czy rycerzami teutońskimi. Tamte miały
inspirację reli-
gijną, a ich celem było dostarczenie krucjacie stałych, kierowanych odpowiednią
motywacją,
mających nadaną strukturę i zdyscyplinowanych oddziałów. Ich utworzenie
oznaczało kres
rewolucji doktrynalnej, jakiej dokonał Kościół wobec wojny i wojowników, gdyż
łączyły one
w sobie dwa ideały całkowicie dotąd przeciwstawne: mnichów i wojowników.
Jednocześnie
to zjawisko wyrażało w pewien sposób klęskę Kościoła, a zwłaszcza papiestwa,
usiłującego
zebrać pod swym sztandarem całe rycerstwo świata chrześcijańskiego. Zakony
rycerskie nie
mają ani wspólnego pochodzenia, ani wspólnych celów, ani wspólnych cech.
Przeciwnie,
wyrażają zarazem światowe i etyczne ideały rycerstwa świeckiego, a w pewnej
mierze ozna-
czają również klęskę idei międzynarodowego rycerstwa, posłusznego uniwersalnym
nakazom
moralnym. Świadczą jednak o sile i trwałości niektórych idei oraz o
ukształtowaniu się praw-
dziwej ideologii rycerskiej.
Najstarsze pochodzą z połowy XIV wieku: Zakon Podwiązki, założony przez króla
Anglii Edwarda III w 1348 roku; Zakon Gwiazdy, powołany przez króla Francji Jana
Dobre-
go w 1351. Są one znacznie bliższe świeckim bractwom lub stowarzyszeniom
turniejowym
niż zakonom w kościelnym tego słowa znaczeniu. Wydaje się oczywiste, że
większość z nich
odgrywała rolę dyplomatyczną. Pod płaszczykiem gloryfikacji wartości rycerskich
chodzi o
to, by doprowadzić do przymierza dowódcy, którym najczęściej jest władca, z
możnymi i
wpływowymi osobistościami. Przynależność do zakonu umacnia więź wasalną, która
zaczyna
słabnąć. Żadnej wątpliwości w tym względzie nie zostawiają zobowiązania członków
zakonu
wobec mistrza. Zresztą większość z nich sama jest wasalami założyciela. Dzięki
prestiżowi
swych członków zakon służy również propagandzie politycznej.
Zakon Złotego Runa, utworzony w 1430 przez diuka Burgundii Filipa Dobrego, traf-
nie obrazuje polityczną rolę tych stowarzyszeń. Filip założył go zresztą, aby
wymówić się od
przyjęcia Orderu Podwiązki i wzorował jego statuty na zakonie angielskim. Jest
oczywiście
dowódcą zakonu, któremu jego członkowie przysięgają wierność; muszą nawet
zobowiązać
się do tego, że opuszczą inne zakony to rozporządzenie zniszczyłoby
dyplomatyczną rolę
Złotego Runa, gdyby zostało wprowadzone w życie. Było stosowane tylko do wasali
lub pod-
danych diuka. Jego głównym celem było zgromadzenie po stronie diuka całej
burgundzkiej
szlachty. Nacisk położony na obrzędy, na przepych, na braterstwo jednoczące
trzydziestu
jeden członków, na aspekty moralne wyjaśnia prestiż tego zakonu i fakt, że
współcześni utoż-
samiali go ze swoistą religią świecką. Zbliżone cechy napotykamy w Zakonie
Półksiężyca,
założonym w 1448 przez Rene d'Anjou. Wszystkie te zakony opierają się na
ideałach rycer-
stwa, które oddają na służbę polityce książąt. Bractwa turniejowe i konfraternie
towarzyszy
broni, rozwijające się w Niemczech, są bardziej interesujące dla historii
rycerstwa w ścisłym
tego słowa znaczeniu, gdyż mają charakter mniej polityczny Kładą nacisk na
ideologię rycer-
ską i tworzą kult wartości sławionych przez powieści rycerskie: honor,
lojalność, wierność,
szacunek dla dam, które odgrywają tam ważną rolę, dworność. Nie brak tu aspektu
religijne-
go: zalecenia pobożności i przysięgi obrony Kościoła, wdów i sierot. Widać też
aspekt spo-
łeczny, podkreślający pewną równość między członkami, którzy wszyscy są
szlachetnie uro-
dzeni, tak jak we wszystkich innych zakonach rycerskich. Obowiązująca w obrębie
tych
bractw hierarchia nie odpowiada ściśle randze ani bogactwom. Podsumowując, te
bractwa
rycerskie podejmują próby wskrzeszenia w obrębie zamkniętych i mniejszościowych
społecz-
ności mitycznego rycerstwa, egalitarnego i moralnego, które prawdopodobnie
istniało tylko w
ich marzeniach.
Istnienie tych bractw i tych zakonów świadczy w każdym razie o utrzymywaniu się
owego ideału i o coraz jaśniejszej świadomości faktu, iż rzeczywiste rycerstwo
pozostaje od
niego nader odległe. Nie ma w tym zresztą nic nowego: już pod koniec XII wieku
krytycy
rycerstwa uważali, że oddaliło się ono od swego pierwotnego posłannictwa i
sytuowali jego
złoty wiek w zamierzchłej przeszłości. Raymond Lulle i Pani z Jeziora czynili to
samo, prze-
pojeni ideą, iż dawne czasy były więcej warte niż czasy obecne i że
niegdysiejsze rycerstwo
słynęło z cnót, które potem zarzucono.
To zwykłe stwierdzenie świadczy co najmniej o trwałości ideału rycerskiego na
przestrzeni
całego Średniowiecza.
Podsumowanie
Historię rycerstwa, w jego aspektach zawodowych, ekonomicznych, społecznych,
kulturowych, można grosso modo podzielić na cztery fazy.
Pierwsza faza, do połowy XI wieku, na płaszczyźnie zawodowej odpowiada powsta-
niu ciężkiej kawalerii, której technika walki od początku nie uległa zmianie. Z
punktu widze-
nia społecznego, wojownicy konni wywodzą się w większości ze środowisk zamożnego
chłopstwa, właścicieli ziemskich, którzy zostali wasalami lub nadal
gospodarowali majątkiem
rodowym. Osłabienie władzy centralnej w najdalej wysuniętych na zachód regionach
dawne-
go cesarstwa karolińskiego pociąga za sobą rozkwit księstw, a następnie
kasztelanii, które
prawdziwie stają się podstawowymi komórkami społeczeństwa feudalnego. Kasztelani
dzięki
zbrojnej sile swych milites, wasali lub zbrojnych sług przypisali sobie znaczną
część prero-
gatyw władzy publicznej, przede wszystkim ban, władzę wojskową. Polityczny i
ekonomicz-
ny rozwój tych milites zbliża ich do drobnej arystokracji, w którą wtapiają się
poprzez różne-
go rodzaju awans społeczny, zwłaszcza przez małżeństwo z kobietami należącymi do
wyższej
warstwy W większości jednak wypadków przyjęcie broni i ekwipunku wojownika przez
mi-
lites ma niewiele wspólnego z uroczystym wręczeniem miecza władcom i książętom.
Wszy-
scy "szlachetni' świeccy są rycerzami wtedy, gdy dowodzą swymi oddziałami.
Daleko do
tego, by w oczach współczesnych wszyscy rycerze byli szlachetnie urodzeni.
W wymiarze kulturowym "rycerze' wówczas bardziej odpychają, niż pociągają jako
wzór. Ich gwałtowność, nieokrzesanie, bezkarność podczas pełnienia obowiązków
polegają-
cych na zmuszaniu ludzi do służby ich seniorom czy też podczas gwałtów i
grabieży doko-
nywanych na własny rachunek, sprawia, że często są utożsamiani ze zbójcami.
Kościół pró-
buje ograniczać ich rozboje i rabunki, wprowadzając instytucje pokoju i rozejmu
Bożego.
Instytucje te nie wszędzie odnoszą liczący się sukces: świadczy o tym wielka
liczba zgroma-
dzeń pokojowych; czysto zaś negatywny charakter nakazów dowodzi z kolei niemal
zu-
pełnego braku jakiejkolwiek etyki rycerskiej.
Druga faza, od drugiej połowy XI do pierwszego trzydziestolecia XIII wieku
obejmuje
czas kształtowania się rycerstwa w klasycznym tego słowa znaczeniu. Rewolucja w
dziedzi-
nie techniki walki - wykorzystanie włóczni trzymanej poziomo i nieruchomo -
zmienia wo-
jowników konnych w wyborową kawalerię, coraz lepiej chronioną przez kolczugę z
siatki i
hełm, który można zamykać. Szarża jadących ramię w ramię rycerzy sprawia, że
kawaleria
staje się królową bitew. Wysoka cena ekwipunku i koni, specjalnie szkolonych do
nowej
szermierki konno sprawia, że mniej wojowników może korzystać z tych dóbr. Tym
bardziej
rośnie prestiż kawalerii i przepaść między walczącymi na koniu, w pełnym
uzbrojeniu, a
resztą wojowników. Pasowanie na rycerza nabiera więc wartości zarówno zawodowej,
jak
społecznej, gdyż arystokracja stara się zastrzegać stan rycerski przede
wszystkim dla wła-
snych synów, a potem tylko dla niektórych z nich. Arystokracja, kładąca nacisk
na swoje
prawa i dziedziczne przywileje, stopniowo przepaja swymi wartościami rycerstwo,
którym od
zawsze kieruje.
Pod koniec tego okresu szlachta zastrzegła rycerstwo wyłącznie dla siebie. W
wielu
regionach szlachetne urodzenie i stan rycerski to dwa oblicza arystokracji.
Ideologia szla-
checka tym bardziej pozyskuje sobie rycerstwo, że szlachta czuje się zagrożona
ekonomicz-
nym rozkwitem mieszczaństwa i politycznym odrodzeniem władzy królewskiej.
Broniąc się
przed tym podwójnym zagrożeniem, uwypukla to, co uzasadnia jej przywileje.
Rycerstwo jest
wtedy określane jako najwyższy stan o wysokiej wartości ideologicznej.
W tymże okresie rycerstwem interesuje się Kościół: wpierw stara się pozyskać dla
siebie całe rycerstwo przez wyprawę krzyżową, będącą ostatecznym kresem
rewolucji do-
gmatycznej, która poprowadziła go od początkowego głoszenia zasady niestosowania
prze-
mocy do koncepcji świętej wojny, mogącej dać palmę męczeństwa. Liturgie
pasowania stop-
niowo sprowadzają na rycerzy błogosławieństwa, które pierwotnie były
przeznaczone tylko
dla królów i które niosą ze sobą ideologię obrony Kościoła i słabych.
Ideologia ta, pierwotnie klerykalna, zderza się z innymi wartościami, całkowicie
sprzecznymi z tymi, które głosi Kościół: są to miłość dworna, ostentacja,
przepych, gloryfika-
cja radości, święta, miłości absolutnej i wiernej, lecz najczęściej cudzołożnej,
mogącej wzma-
gać waleczność rycerza. Ideologia rycerska z trudem wydobywa się z tych
sprzeczności, któ-
rych ślady znajdujemy w literaturze.
Zarówno w tej dziedzinie, jak w wielu innych wiek XIII stanowi okres równowagi.
Rycerstwo osiąga wtedy pełną dojrzałość, być może okres szczytowy. W dziedzinie
militarnej
przechodzi niewiele zmian i nadal dominuje w bitwach, choć rośnie udział
formacji stosują-
cych inne techniki wojenne. W sferze społecznej rycerstwo i szlachta mieszają
się ze sobą,
chociaż następuje odwrócenie relacji. Odgrywające pierwszoplanową rolę
pierworództwo
wyraźniej rozgranicza władzę polityczną, bogactwo ekonomiczne i szlachectwo,
przekazywa-
ne przez urodzenie i jeszcze wyraźniej określone zwyczajami. Teraz w XIII wieku,
w zasa-
dzie wszyscy rycerze są szlachcicami, a u schyłku stulecia wiele brakuje do
tego, by wszyscy
szlachcice byli rycerzami. Rycerstwo cieszy się wówczas znacznym prestiżem,
który od-
zwierciedla jego ideologia. Król Francji Ludwik Święty uosabia te wartości,
jednocześnie re-
ligijne i arystokratyczne. Istotnie, Kościół zdołał schrystianizować mity
pochodzenia celtyc-
kiego, które wydawały się nie podlegać przemianom. Opowieści arturiańskie, a
zwłaszcza
bardzo popularny cykl Lancelota, zatraciły w ten sposób część swego wywrotowego
charakte-
ru. Charakter ten utrzymuje się jednak w innych dziełach pomimo retuszu (na
przykład w
Romansie o Róży).
W XIV i XV wieku następuje zachwianie tej równowagi. Na płaszczyźnie wojskowej
rycerstwo, choć wciąż odgrywa swą rolę, w istocie traci pełną przewagę nad
piechurami i
przede wszystkim nad łucznikami. Technologiczny postęp w metalurgii umożliwia
jednak
opracowanie i rozwój zbroi płytowej, która zapewnia rycerzom niemal doskonałą
ochronę.
Taktyki rycerstwa niewiele się jednak zmieniają, a przerost brawury prowadzi
niekiedy do
klęski (Courtrai, Poitiers, Azincourt). W tym samym czasie rozwój stałych armii
zmienia
udział w wonie poszczególnych grup społecznych. U schyłku Średniowiecza trzon
sił zbroj-
nych stanowią wolni strzelcy, zawodowa piechota, pojawienie się zaś artylerii
zaczyna
umniejszać rolę rycerstwa. Oczywiście, szlachta nadal odgrywa rolę dominującą w
wojsku i
bitwach, kieruje walką; rycerstwo już nie! Stan rycerski ustępuje miejsca
zawodowi żołnier-
skiemu.
Stan rycerski, ale już nie szlachta, która w XIV wieku przeszła trudny okres z
powodu
wielkich klęsk (morowej zarazy, wojny stuletniej), które pociągnęły za sobą
inflację, czyli
zmniejszenie dochodów obliczanych w pieniądzach. Wiele drobnej szlachty zaciąga
się do
wojsk królewskich. Dzięki rozwojowi tych wojsk w XV wieku mają oni zapewnione
przywi-
leje ekonomiczne (zwolnienie z podatków), a także honorowe, kulturowe: prawo do
noszenia
miecza, prawo do posiadania znaków herbowych. Skutkiem tego jest waloryzacja
ideału ry-
cerskiego, który od dawna stopił się z ideologią szlachecką. Dążenie do
skuteczności podczas
wojny oddala jednak te wartości od rycerstwa wojskowego. Znajdują one
schronienie w oso-
bie kilku wzorcowych bohaterów, jak Bajard, i są kultywowane z niejaką nostalgią
graniczącą
z kultem w zakonach rycerskich; wreszcie stają się mitem w powieściach
rycerskich, których
uwieńczeniem i zarazem karykaturą będzie w XVII wieku Don Kichote Cervantesa.
Rycerstwo mimo wszystko odcisnęło piętno na niemal całym Średniowieczu, poczy-
nając od zarania roku tysięcznego. Zrodzone z nowych uwarunkowań wojennych, a
przede
wszystkim społeczno-politycznych feudalizmu, przerodziło się w etykę świecką
zabarwioną
religijnie, w ideologię. Rycerstwo stało się mentalnością, formą cywilizacji, a
przed XVIII-
wiecznym "uczciwym człowiekiem", rycerz był wcieleniem pewnego wzorca
kulturowego,
którego ślady znajdujemy jeszcze w zachowaniach, nawet wojennych, europejskich
elit z po-
czątku naszego stulecia, pomimo rosnącej dominacji materializmu i wojowniczego
kultu pie-
niądza. Wartości rycerstwa, pod każdym względem sprzeczne z wartościami
współczesnego
materializmu, zostały zapomniane lub wręcz wystawione na pośmiewisko.
Dzisiaj szlachetna postać idealnego rycerza inspiruje niemal wyłącznie ludzi
owład-
niętych tęsknotą za minioną przeszłością. Trudności trzeciego tysiąclecia być
może sprawią,
że będziemy tego żałowali.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Koncepcja miłości w kulturze rycerskiej średniowiecza
! Średniowiecze etos rycerski
Poezja polska średniowiecza
ŚREDNIOWIECZE Psałterz puławski i floriański
mgr Kica,Fizykochemia polimerów średni ciężar cząsteczkowy poliamidu 6
! Średniowiecze algoryzm sredniowieczny
Rząpia, pompy i fontanny w miastach średniowiecznych
WWW?D PL AutoCAD kurs dla średniozaawansowanych14

więcej podobnych podstron