PRZEŚLADOWANIA
Chrześcijaństwo religią zabobonu i bezbożnictwa - Skandaliczna nowość wiary chrześcijariskieJ
- Skazywać na śmierć, ale nie wyszukiwać - Urzędnicy prowincjonalni wobec pogromów
chrześcijan - Wielkie prześladowania III w. - Ilu byto męczenników - Kto padał ofiarę prze-
śladowań - Ilu chrześcijan załamało się w czasie prześladowań - Zwykli ludzie w obliczu prze-
śladowań: jak nie popełnić apostazji i zachować życie - Konflikty między rygorystami a opór-
(unistami nazajutrz po prześladowaniach
Wielki historyk rzymski Tacyt tak pisał w Rocznikach (15, 44) o prześlado-
waniu chrześcijan w Rzymie w 64 r., wszczętym przez Nerona pod fałszywym
zarzutem podpalenia Rzymu: "...nie ustępowała hańbiąca pogłoska i nadal
wierzono, że pożar był nakazany [przez samego Nerona - E.W.]. Aby więc
ją usunąć, podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi
kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrze-
ścijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania
Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Pilatusa;
a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął, nie tylko w Ju-
dei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko, co po-
tworne albo sromotne, zewsząd napływa i licznych znajduje zwolenników,
Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem
na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych, i udowodniono im nie
tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu. A śmierci
ich przydano to urągowisko, że okryci skórami dzikich zwierząt ginęli roz-
szarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, albo przeznaczeni na pastwę
płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się służąc za nocne pochodnie. Na to
widowisko ofiarował Neron swój park i wydał igrzysko w cyrku, gdzie
w przebraniu woźnicy z tłumem się mieszał lub na wozie stawał. Stąd, cho-
ciaż ci ludzie byli winni i zasługiwali na najsurowsze kary, budziła się ku nim
litość, jako że nie dla pożytku państwa, lecz dla zadośćuczynienia okrucień-
stwu jednego człowieka byli traceni." (przekł. S. Hammera)
Z cytowanego tekstu wynika, iż Tacyt wie, że oskarżenia tłumu o flagitia
Prześladowania 99
(czyny haniebne, występki, "sromoty" w tłumaczeniu Hammera) były nie-
słuszne; jednak nie oznacza to wcale, iż uznawał on prześladowanie chrześci-
jan za niewłaściwe. Przeciwnie, w jego przekonaniu zasługują oni na najcięż-
sze kary, gdyż wyznają religię będącą zabobonem i nienawidzą rodu ludzkie-
go. Termin "zabobon", może zaskakujący dla dzisiejszego czytelnika, jest
nie najlepszym polskim tłumaczeniem łacińskiego słowa superstitio, wypad-
nie nam się zatrzymać nad jego znaczeniem, gdyż jego zrozumienie powinno
dać nam klucz do zrozumienia podstawowej kwestii: dlaczego poganie prze-
śladowali chrześcijan?
Znaczenie superstitio ulegało przez wieki wyraźnym zmianom: u Plauta
(ok. 250-184 p.n.e.) termin ten służy do określania czynności wróżenia;
później (I w. p.n.e. do początku II w. n.e.) oznacza "złą religię", odstępstwo
od oficjalnej religii rzymskiej, źle pojęty i źle praktykowany kult bogów;
wreszcie od początków II w. używany jest w odniesieniu do religii innych
ludów (lub grup), którą należy potępić i odrzucić. Superstitio uprawiali nie
tylko chrześcijanie: Juwenalis, Tacyt, Pliniusz, Swetoniusz widzieli potrzebę
bronienia mos maiorum ("obyczaju przodków") przeciwko superstitiones
egipskim, chaldejskim, żydowskim. Mianem superstitio objęte zostaną nie-
które aspekty wierzeń celtyckich (ofiary z ludzi, wróżenie z wnętrzności ludz-
kich ofiar, wiara w zbliżającą się katastrofę rzymskiego panowania, zapowie-
dzianą przez pożar na Kapitelu). Obce kulty są więc nazywane superstitiones
dopiero wtedy, gdy stają się niebezpieczne dla tradycyjnej społeczności rzy-
mskiej. Superstitio, karykatura religii narodowej, oznacza wtedy wierzenia
absurdalne i niezrozumiałe, niższego rzędu religię cudzoziemców. Owa po-
garda zdradza lęk przed wszystkim, co nie zgadza się z mos maiorum, jest
ona reakcją obronną. .
Superstitio niekiedy kojarzono z magią, obie otacza ta sama atmosfera nie-
pojętości, zarazem odrażającej i fascynującej. W miarę upływu czasu nega-
tywna konotacja superstitio potęgowała się. Chrześcijanie, co godne uwagi,
zatrzymali termin w języku swej polemiki, obracając go przeciwko tym, któ-
rzy religię Ewangelii traktowali jako superstitio: Tertulian i za nim Ojcowie
Kościoła będą odnosić to słowo do religii rzymskiej i - szerzej - w ogóle
do religii pogańskich (superstitio Romana, superstitio gentiiium).
Jeśli w tym samym czasie ten sam termin mógł służyć i poganom, i chrze-
ścijanom, dowód to oczywisty, że sam w sobie nie ma on treści, które można
byłoby określić mianem teologicznych, że nie oznacza wyraźnej, łatwo pod-
dającej się definiowaniu postawy religijnej, wskazuje natomiast, iż strony
(ta, która terminu użyła, i ta, do której termin się odnosi) praktykują religie
zasadniczo różnych typów i z tej właśnie racji nie tolerują odmiennych za-
chowań religijnych.
Nie mamy wątpliwości, co zadecydowało o uznaniu chrześcijaństwa za su-
perstitio i umieszczeniu w tej kategorii wraz z wierzeniami tak bardzo od nie-
100 Prześladowania
go odmiennymi. Przede wszystkim był to emocjonalny charakter tej religii,
spajającej silną (żeby nie powiedzieć namiętną) więzią uczuciową ludzi z Bo-
giem i wyznawców między sobą. Religie tradycyjne, które realizowały się
wyłącznie w kulcie, dopuszczały emocje w bardzo ograniczonym zakresie
i tylko w sytuacjach wyjątkowych; generalnie traktowały je z najwyższą po-
dejrzliwością, widząc w nich dewiację od postawy właściwej dla człowieka
pobożnego, w jakimś sensie objaw choroby umysłowej. Na pewno wśród
czynników kwalifikujących chrześcijaństwo jako superstitio było zamykanie
się jego wyznawców w grupach odcinających się w sferze kultu od reszty spo-
łeczności, obrzędy wyłącznie tajemne (a więc zasadniczo odmienne niż
w przypadku religii tradycyjnych, które wprawdzie znały misteria, ale te ni-
gdy nie wykraczały poza ich margines, nigdy nie stały się podstawową forma
czczenia bóstw, jedynie uzupełniając kult otwarty) przy jednoczesnym aktyw-
nym dążeniu do nawracania innych.
Chrześcijanie wzbudzali potępienie i nienawiść nie tylko z racji odmienno-
ści typu religii, w równym stopniu prowokowali prześladowania przez odmo-
wę uczestniczenia w kulcie praktykowanym przez wszystkich (z wyjątkiem
Żydów) mieszkańców cywilizowanego świata. Inne nurty religijne dające się
zakwalifikować jako superstitio nie odcinały się od udziału w nim, nie nego-
wały istnienia bogów i potrzeby wywiązywania się z obowiązków wobec nich,
chrześcijanie w tej kwestii niezmiennie zachowywali konsekwencję, wyłącza-
jąc się w ten sposób z czynnego życia społecznego. Każda jego czynność była
bowiem okazją do składania ofiar, modlitw, przed każdym niemal aktem
o charakterze oficjalnym pytano bogów o ich wolę. Z upływem dziesięcioleci
chrześcijanie nauczą się trudnej sztuki lawirowania i uników, która pozwoli
ludziom zamożniejszym na zachowanie poprzednio zajmowanego miejsca
w społeczeństwie bez nadmiernego naruszania zasad nowej wiary. Początko-
wo jednak przyjęcie chrztu niemal całkowicie odrywało ludzi od ich rodzin,
grup zawodowych i społecznych, i
Także w samej wierze pierwszych pokoleń było wiele treści niepokój!
cych: głoszenie rychłego końca świata, skłonności ascetyczne, które brały si
z wcześnie przenikającego do chrześcijańskich gmin dualizmu, agresywn
potępienie wielu aspektów moralnego porządku powszechnie przyjęteg
w rzymskim świecie. Chrześcijaństwo stawało się z tej racji czynnikiem kon-
fliktogennym na najniższym, podstawowym poziomie społecznej strukturyli
w rodzinie niełatwo było harmonijnie współżyć jej chrześcijańskim i pogan?'
skim członkom (przypominam tekst Tertuliana). Żydowskie pochodzenie^
ligii Chrystusowej i obecność wielu żydowskich konwertytów, stanowiących
z początku grupę bardzo liczną, też nastrajały do chrześcijan niechętnie, pff
ganię, nie za wiele wiedzący o nowej religii, dosyć długo będą ignorować
istnienie ostrego konfliktu między jej wyznawcami a Żydami.
Swetoniusz (ur. ok. 69 r.), opowiadając w swej biografii Nerona o prześla-
Prześladowania 101
dowaniu chrześcijan, nazywa ich religię "superstitio nova ac malefica" ("no-
wa i zbrodnicza"), zwracając w ten sposób naszą uwagę na istotny aspekt
wiary Chrystusowej naganny dla współczesnych: starożytni niezwykle ostro
potępiali innowacje w sferze religii. Aby unaocznić taką postawę, zacytuję
tekst wprawdzie późny, bo ustęp z edyktu Dioklecjana przeciwko manichej-
czykom z 297 r., jednak precyzyjnie oddający sposób myślenia całej staro-
żytności: "bogowie nieśmiertelni raczyli w swej opatrzności zarządzić, (...)
aby nowa religia nie miała prawa zwalczać starej. Zmiana bowiem tego, co
raz zostało przez starożytnych ustalone i określone, co ma swą pozycję
i bieg, jest bardzo wielkim przestępstwem." Dlatego nowość chrześcijaństwaóżniała je negatywnie w oczach pogan od religii Żydów, która wprawdzie
była także superstitio, ale superstitio łatwiejszą do przyjęcia, gdyż odziedzi-
czoną po przeszłości. ;
Wrogość wywoływała odmowa czczenia bogów w ogóle, mniejsze znacze-
nie miała odmowa udziału w kulcie panujących. Kładę na to nacisk, gdyż
w starszych pracach (a także u niektórych współczesnych autorów niechęt-
nych chrześcijaństwu, jak A. Krawczuk) podstawowej przyczyny prześlado-
wań poszukiwano w sferze politycznej, a nie religijnej: chrześcijanie mieli
odmawiać gestu lojalności wobec władzy, ta więc reagowała represjami, wi-
dząc w upartych sekciarzach wrogów cesarstwa. Opinia taka bierze się z chę-
ci zdjęcia z religii rzymskiego świata odium nietolerancyjności (i słusznie -
religia rzymska była tolerancyjna, ale wobec rozmaitych wariantów swego
własnego typu, Rzymianie nie chcieli natomiast akceptować postaw struktu-
ralnie odmiennych); jest też prostą pochodną przekonania, że działania tak
ważne politycznie muszą mieć polityczne podłoże, że sama religia nie może
mieć dość siły, aby popchnąć do nich ludzi.
Gdy za panowania Marka Aureliusza (161-180) nadeszły ciężkie czasy
pierwszej fazy kryzysu cesarstwa, kiedy to trudne wojny na granicy wschod-
niej i północnej zbiegły się ze straszliwą epidemią, coraz częściej zaczęto for-
mułować pod adresem chrześcijan zarzut ateizmu. W języku owej epoki ate-
izm oznaczał coś innego niż obecnie, polegał na odrzuceniu udziału w kulcie,
a nie na przekonaniu, że w świecie nie ma istot boskich. Taka postawa była
zawsze traktowana jako ciężkie przestępstwo, wystawiające na szwank po-
myślność lub nawet byt społeczeństwa: rozgniewani bogowie mogli mścić się
na grupach ludzi, którzy nie odrzucili ateistów i tym samym wzięli na siebie
winę za ich karygodną postawę. Klęski na wojnie, epidemia, rosnąca bieda
skłaniały ludzi do nerwowego szukania tych, którzy obrazili bogów - chrze-
ścijanie nieuchronnie znaleźli się w centrum wrogiej podejrzliwości, łatwo
przeradzającej się w agresję.
Przez pierwsze dwa stulecia swego istnienia chrześcijaństwo nie było
przedmiotem systematycznych represji. Prześladowania wszczynano w roz-
maitych miejscach i w rozmaitym czasie, nigdy nie trwały one długo ani nie
102 Prześladowania
obejmowały naraz większych obszarów. Wierni byli świadomi wiszącego nad
nimi niebezpieczeństwa, ale urzeczywistniało się ono kapryśnie i nie nazbyt
często.
O stosunku władcy, i szerzej: rzymskiej elity rządzącej imperium, do tego
problemu dowiadujemy się z listów, jakie około 112 r. wymienili Pliniusz
Młodszy i cesarz Trajan. Pliniusz przebywał wówczas na obszarze prowincji
Bitynii i Pontu jako namiestnik i właśnie z tej racji przyszło mu zająć się
sprawą chrześcijan, których mu zadenuncjowano. Poprzednio nie miał
z nimi do czynienia, nie wiedział, jakie wyroki winien ferować, kogo karać
i jak ("... czy trzeba brać pod uwagę wiek, czy też młodych należy tak samo
traktować jak bardziej dorosłych. Czy przebacza się tym, którzy żałują
swych czynów?"). Mimo tej niewiedzy działał energicznie, pytał oskarżo-
nych, czy są chrześcijanami, a jeśli odpowiadali, że tak, i przy tej odpowiedzi
trwali, kazał ich prowadzić na śmierć (z wyjątkiem obywateli rzymskich,
gdyż ci mieli przywilej odwołania się od wyroku namiestnika do cesarza,
więc wysyłał ich do Rzymu). "Nie miałem bowiem wątpliwości, cokolwiek
by wyznali, że z pewnością należy ukarać upór i nie dającą się zmienić
krnąbrność."
Jednak Pliniusz jako człowiek rzetelny zadbał o dowiedzenie się czegoś
więcej o tych podsądnych, nawet przepytał na torturach dwie niewolnice
chrześcijanki (zastosował tortury nie z okrucieństwa, ale z szacunku dla pra-
wa - zeznania niewolników, aby mieć moc dowodową, musiały być składa-
ne na torturach). Na podstawie tak zebranych informacji doszedł do wnios-
ku, że chrześcijanie nie są winni zarzucanych im zbrodni: "nie znalazłem nic
innego jak tylko niegodziwy i nieumiarkowany zabobon". Ostatecznie zdecy-
dował się odroczyć postępowanie w stosunku do ludzi, których mu zadenun-
cjowano, i napisać do cesarza. Ten zaś odpowiedział mu w taki oto sposób:
"Postąpiłeś tak, jak powinieneś był, mój Sekundusie, przy prowadzeniu
śledztwa, w stosunku do tych, o których doniesiono ci, że są chrześcijanami.
Nie można bowiem podjąć ogólnej decyzji o ściśle ustalonej formie. Wyszu-
kiwać ich nie należy. Jeżeli jednak wpłynęłyby donosy i zostały udowodnio-
ne, należy ich karać, z tym zastrzeżeniem, że jeśliby ktoś zaprzeczył, iż jest
chrześcijaninem i potwierdził to swoim zachowaniem - zanosząc modły do
naszych bogów - to chociażby było podejrzenie co do jego przeszłości, po-
winien uzyskać przebaczenie ze względu na skruchę. Natomiast pisma anoni-
mowe - w żadnej sprawie dotyczącej przestępstwa - nie mogą być brane
pod uwagę. Dawałoby to bowiem najgorszy przykład, nie pasujący do nasze^
go wieku."
Ostatnie zdanie kieruje Trajan ponad głową Pliniusza do całego środowis-
ka senatorskiego, które przeżyło piekło za niedawnego panowania Domicja-
na, dającego posłuch anonimom. Cesarz wykorzystywał każdą okazję, by
głosić jedną z głównych (i skutecznych) tez swej propagandy - dobrze wie-
Prześladowania 103
dział, że jego korespondent powtórzy te słowa swym kolegom. Niebranie
pod uwagę anonimów tyczyć się miało całego wymiaru sprawiedliwości, a nie
wyłącznie postępowania przeciw chrześcijanom.
Zarówno Pliniusz, jak Trajan powtarzają opinię, którą znaleźliśmy już
u Tacyta: chrześcijaństwo zasługuje na najwyższy wymiar kary. Wszyscy
trzej dobrze wiedzą, że oskarżenia pod adresem wyznawców Chrystusa o po-
pełnianie szczególnie odrażających przestępstw nie mają podstaw, ale uzna-
nie tego faktu nie usuwa zarzutu podstawowego i dobrze w oczach rzymskiej
elity udokumentowanego: nowa religia była "niegodziwą i nieumiarkowaną"
superstitio.
Taktyka proponowana przez Trajana na pierwszy rzut oka wydaje się nie-
konsekwentna: jeśli chrześcijaństwo jest przestępstwem, to dlaczego namie-
stnik prowincji, w której ta religia kwitnie, nie powinien wyszukiwać win-
nych, lecz jedynie ograniczać się do karania zadenuncjowanych (i to wyłącz-
nie tych, których zgłosili ludzie znani z imienia)? Niekonsekwencja jest po-
zorna, cesarz nie dąży bowiem do fizycznego wytępienia chrześcijan; jest
przekonany, że wystarczy skazanie na śmierć pewnej ich liczby, aby reszta ze
strachu wróciła do tradycyjnych kultów. W czasach Trajana nowa wiara
objęła niezbyt wielką liczbę ludzi, elita rządząca imperium była wprawdzie
przekonana, że winno się ją zwalczać, ale nie widziała potrzeby czynienia
tego z większą energią. Interwencje państwa wynikały raczej ze swoiście po-
jętej profilaktyki: należy usuwać wszystko, co może naruszyć pokój we-
wnętrzny w miastach, wywołać pogromy, zaostrzyć i tak istniejące napięcia.
Chrześcijaństwo, wedle Pliniusza i jemu podobnych, działało właśnie w owej
społecznej przestrzeni niepokoju i dlatego wymagało pilnej obserwacji
i okresowych represji, mających na celu ograniczenie do minimum niebez-
piecznego społecznie zjawiska.
Namiestnicy prowincji następnych dziesięcioleci (aż do panowania Decju-
sza) nie musieli trzymać się rady Trajana - nie miała ona formy ustawy,
można się było na tę opinię powoływać, ale jej respektowanie nie było obli-
gatoryjne. Większość zapewne postępowała zgodnie z nią. Niektórzy uzna-
wali, że nie należy wszczynać postępowania, jeśli nie można podsądnym udo-
wodnić konkretnych przestępstw, inni i bez dowodów podejmowali działania
energiczniejsze. Zależało to nie tylko od osobowości dostojnika, ale i od sy-
tuacji na podległym mu obszarze: jeśli tolerowanie chrześcijaństwa mogło
prowadzić do niepokojów (na przykład jeśli kary dla nich domagał się tłum),
nie wahali się w celu uspokojenia nastrojów posyłać na śmierć ludzi, którzy
nie wydawali im się winni. Stąd, analizując posiadane przez nas źródła,
mamy niekiedy wrażenie, że namiestnicy dawali się popychać przez rozwście-
czone masy, zdarzało się tak zwłaszcza w okresie wyczuwalnego pogorszenia
sytuacji cesarstwa, za panowania Marka Aureliusza i później.
O zmianie w stosunku do chrześcijan, która nastąpiła bliżej połowy III w.,
104 Prześladowania
była już mowa. Wrogość, jaka ich otaczała, staje się o wiele intensywniejsza,
niebezpiecznie j sza. "Wynika to ze zmian w religiiności pogańskich mieszkań-
ców imperium: z całą mocą ujawnia się kryzys religii tradycyjnej, szerzą się
kulty bardzo bliskie w swym typie chrześcijaństwu. Pliniusz i Tacyt nie waha-
liby się nazwać ich zabobonami. Nowe prądy religijne także odwołują się do
emocji, obiecują zbawienie na tamtym świecie, często organizują czcicieli
w sekciarskie grupy, separujące się od innych i spojone silną lojalnością we-
wnętrzną. Ich zwolennicy będą przywiązani do swych kultów nie mniej niż
chrześcijanie do posłania Ewangelii, fanatyzm obu stron będzie równy, nato-
miast odmienna - możliwość wzajemnego sobie szkodzenia. Pogańscy gorli-
wcy, nie zrywający z kultem oficjalnym, mogli działać przeciwko chrześci-
jańskim gminom, wykorzystując wszelkie możliwości, jakie dawał im system
prawny.
Z owych środowisk pogańskich fanatyków pochodzili organizatorzy prze-
śladowań na różnych szczeblach. Poprzednio chrześcijanie zawsze musieli li-
czyć się z tym, że zostaną zadenuncjowani przez osobistych nieprzyjaciół,
którzy w ten sposób mogli rozstrzygać osobiste konflikty; w III w. ludzie
będą pisać donosy także z czystej potrzeby religijnej. Nieszczęścia, jakie do-
tykały państwo rzymskie od lat trzydziestych tego wieku, nierzadko wywoły-
wały prawdziwą histerię zbiorową; gniew obrażonych bogów był namacalny,
bliski, straszny.
Trzykrotnie na cesarskim dworze zapadały decyzje o prześladowaniach
chrześcijan w całym państwie.
O prześladowaniach wszczętych w 250 r. przez Decjusza już miałam oka-
zję wspomnieć. Cesarz, szykując się do walnej rozprawy z atakującymi nad-
dunajską granicę barbarzyńcami, nakazał poddanym złożenie ofiar i udział
w modlitwach, mieli oni, zgodnie z antycznymi obyczajami kultowymi, spo-
żyć cząstkę ofiary lub wrzucić ziarnka kadzidła do ognia płonącego na ołta-
rzu. Wbrew temu, co nam mówią autorzy chrześcijańscy, ofiara nie była pro-
stym testem służącym oddzieleniu chrześcijan od pogan, lecz aktem religij-
nym, miała na celu przebłaganie rozgniewanych bogów. Cesarz i ludzie
z jego otoczenia byli jednak w pełni świadomi, że zbiorowe składanie ofiar
będzie oznaczać wszczęcie represji wobec chrześcijan, na pewno tego chcieli,
mieli też świadomość, że w atmosferze gorliwości religijnej prześladowanie
chrześcijan będzie łatwiejsze do przeprowadzenia. Powołano do życia komi-
sje, które miały zorganizować i nadzorować przeprowadzenie całej akcji;
wydawały one zaświadczenia osobom, które dopełniły obowiązku. Tym, któ-
rzy tego nie uczynili, groziły surowe kary: śmierć lub przymusowe roboty.
Prześladowania Decjusza były gwałtowne, ale trwały krótko, w czerwcu 251 r.
cesarz zginął na polu bitwy w czasie wojny z Gotami; działania przeciwko
chrześcijanom zawieszono zresztą jeszcze wcześniej. .
W roku 257 antychrześcijańską politykę Decjusza podjął Walerian - pod
Prześladowania 105
wyraźnym naciskiem kręgów fanatycznych pogan, gdyż na początku swego
panowania traktował wyznawców Chrystusa życzliwie. W połowie 257 r.
edykt cesarski nakazywał wygnanie duchownych, jeśli nie dokonają aposta-
zji, ponadto zabraniał wszystkim wiernym uczestniczenia w zebraniach
i wstępu na cmentarze. W 258 r. zaostrzono represje: duchowni mieli być
karani śmiercią, senatorzy i ekwici tracili swe godności i karano ich konfiska-
tą dóbr. Ów przepis wskazuje, że religia Chrystusowa szerzyła się wśród naj-
wyższej elity państwa, co musiało szczególnie niepokoić gorliwych pogan.
Również te prześladowania skończyły się szybko, cesarz dostał się do per-
skiej niewoli, jego następca, Galien, przyjął postawę tolerancji, wydał nawet
dekret nakazujący zwrot skonfiskowanego mienia Kościołom.
Trzecie z prześladowań inspirowanych z centrum sprawowania władzy
otwierają edykty Dioklecjana. Pierwszy z nich, z marca 303 r., zarządza kon-
fiskatę pomieszczeń kultowych i świętych ksiąg, zakazuje zebrań, odbiera
chrześcijanom prawo do wszczynania spraw w sądzie (podczas gdy mogą to-
czyć się rozprawy przeciwko nim), pozbawia ich przywilejów stanowych, od-
biera wolność wyzwoleńcom cesarskim wyznającym chrześcijaństwo. Wiosną
bądź latem 303 r. polecono aresztowanie duchowieństwa (notabene w części
następnie wypuszczonego w ramach połowicznej amnestii - w więzieniach
nie było dość miejsca dla oskarżonych). W początku 304 r. ogłoszono rozpo-
rządzenie najgroźniejsze, które zarządzało powszechne składanie ofiar wedle
wzoru Decjusza.
Natężenie prześladowań wszczętych przez Dioklecjana bynajmniej nie
było jednakowe przez cały ich okres i w całym imperium (do tej sprawy jesz-
cze wrócę). Okres intensywnych represji zakończył się w większości prowin-
cji w 306 r., edykt tolerancyjny kładący im kres został wydany już przez na-
stępcę Dioklecjana, Galeriusza, w kwietniu 311 r. W praktyce w niektórych
krainach (Egipt, Palestyna, Syria, w nieco mniejszym stopniu Azja Mniej-
sza) prześladowania trwały jeszcze przez następne dwa lata.
Dopiero przejęcie władzy przez Konstantyna Wielkiego i Licyniusza (313 r.)
zmienia sytuację chrześcijan w sposób radykalny: zwycięscy cesarze ostenta-
cyjnie manifestują swą sympatię dla Kościoła. Wprawdzie gdy doszło między
nimi do zerwania, Licyniusz miał wszcząć jakieś działania anty chrześcijań-
skie, jednak nawet tradycja gruntownie urobiona przez propagandę prokon-
stantyniańską wymienia tylko jeden przypadek ostrych represji, zapewne za-
zwyczaj w grę wchodziły raczej szykany.
Historycy od dawna toczą uparte spory o liczbę ofiar kolejnych prześlado-
wań. Czy było ich dużo, czy mało? W jakim stopniu przeciętny chrześcijanin
czuł się osobiście zagrożony represjami stosowanymi przez władze różnych
szczebli?
106 Prześladowania
Krytycy apologetycznej wizji dziejów Kościoła koncentrowali SWÓJ atak na
tym właśnie punkcie, twierdząc, że prześladowania dotykały ograniczone
środowiska, a liczba męczenników była niewielka - na tyle pokoleń, na tyle
milionów ludzi żyjących w cesarstwie rzymskim. Obraz Kościoła stale zagro-
żonego, skrwawionego, rozwijającego się w podziemiu był w ich przekona-
niu anachroniczny, nie odpowiadał temu, co wiemy o życiu cesarstwa. Reli-
gia pogańska była ze swej istoty tolerancyjna, jeśli zaś uderzano w chrześci-
jan, to zdaniem tych badaczy z racji głównie pozareligijnych: z powodu od-
mowy uczestniczenia w kulcie cesarzy.
Atakującym tradycyjna wersję prześladowań historykom nietrudno było
wykazać, że większość źródeł, które nam o nich opowiadają, nie ma żadnej
wartości: powstałe w wiele (niekiedy w bardzo wiele) lat po wydarzeniach,
zbudowane są z czystej fantazji, tworzą fikcyjne postacie męczenników
i umiejscawiają ich w świecie pozbawionym cech rzeczywistych. Wykreślanie
świętych z rejestrów stało się ulubioną grą osobistych nieprzyjaciół Kościoła.
Z wielką także lubością zwracali oni uwagę na to, iż w czasie prześladowań
było bardzo wielu apostatów, a mogli przy tym powoływać się na najlepsze
źródła powstałe wewnątrz Kościoła: na Historię kościelne Euzebiusza z Ce-
zarei i korespondencję biskupa Kartaginy, Cypriana (po 200-258).
Obrońcy tradycyjnych poglądów na przebieg i zasięg prześladowań odpo-
wiadali obroną każdego świętego, każdego epizodu; nauczyli się reagować
nerwowo na wszelkie dyskusje o liczbie męczenników i liczbie odstępców.
Argumenty przeciwników tyczące się funkcjonowania państwa rzymskiego
na ogół ignorowali. W miarę upływu lat, mnożenia się badań nad struktura-
mi ustrojowymi i doskonalenia stosowanych przez nie metod rozziew między
historią tout court a historią Kościoła robił się coraz większy - obie strony
nie zwracały na siebie uwagi, nie czytywały swoich prac, z rzadka tylko miały
okazję spotykać się z sobą.
Podejmując dyskusję nad rozmiarami prześladowań sine ira et studio, wy-
pada zacząć od stwierdzenia, że jakiekolwiek rzetelne badania na temat licz-
by męczenników i odstępców są niemożliwe: nie mamy w ogóle źródeł, na
których moglibyśmy się oprzeć, i nigdy ich mieć nie będziemy. Podejrze-
wam, że nawet w czasach prześladowań Kościół nigdy takimi danymi nie dy-
sponował. W poszczególnych gminach wiedziano, ilu braci znalazło się
w więzieniach, a ilu poszło złożyć pogańską ofiarę, ałe nikt takich informacji
nie przechowywał, nikt też nie gromadził ich na szczeblu prowincji czy grup
prowincji. Ludzie starożytności nie byli opętani manią statystyczną, pragnie-
niem precyzji. Kościoły zawiadamiały się wzajemnie o represjach, o szcze-
gólnie heroicznych męczennikach, przysparzających im chwały, jednak krąg
tej korespondencji nie musiał być szeroki, zwłaszcza w przypadku gmin
mniejszych, nie odgrywających poważniejszej roli w chrześcijańskiej oikou-
mene. Na pewno nie było tam miejsca na informacje liczbowe. Gdyprześla-
Prześladowania 107
dowania minęły, nie wszędzie dbano o utrwalenie wiedzy o nich, o przecho-
wanie dotyczącej ich korespondencji. Gdy w początkach IV w. Euzebiusz
przystąpił do pisania Historii kościelnej, materiały, które mógł wykorzystać,
były wielce niekompletne, pochodziły tylko z niektórych Kościołów. Trady-
cja ustna, przekazywana z pokolenia na pokolenie, nie może służyć za pod-
stawę do rekonstrukcji danych liczbowych, ma ona naturalną tendencję do
mitologizacji wydarzeń, przesadna ocena liczby męczenników stanowi zaś je-
den z podstawowych zabiegów mitotwórczych.
Euzebiusz niezmiernie rzadko posługuje się konkretnymi danymi, najczę-
ściej mówi o setkach i tysiącach męczenników, Cyprian pisze o tysiącach od-
stępców w Kartaginie. Nic z tych liczb nie wynika. Historycy mentalności
starożytnej dawno udowodnili, że nasi odlegli przodkowie nie wykazywali
dążenia do ścisłości w sferze liczb. Autorzy piszący o setce żołnierzy nie wi-
dzieli przed sobą dokładnie stu żołnierzy, posługiwali się terminem "sto",
gdy chcieli powiedzieć: wielu, "tysiąc" - bardzo wielu, i odpowiednio dzie-
sięć tysięcy (czy jeszcze więcej - sto tysięcy) w przypadku zbiorowości wy-
jątkowo licznych. Jeden z francuskich historyków nauki nazwał mentalność
starożytną i średniowieczną mentalnością "a peu pres" - "mniej więcej" -
dopiero w czasach Galileusza Europa wkracza na drogę myślenia naznaczo-
nego pragnieniem precyzji.
Liczenie męczenników pojawiających się w źródłach nie ma więc naj-
mniejszego sensu. Wykonuje się bowiem tę czynność - powtórzmy - na
podstawie niewiarygodnych źródeł, gdyż tylko do małej części relacji z pro-
cesów i kaźni możemy mieć zaufanie. U schyłku starożytności i w dobie śre-
dniowiecza każda miejscowość, każdy kościół chciały mieć swego męczenni-
ka, fabrykowano więc ich żywoty, tak jak fabrykowano relikwie.
Osobiście jestem przekonana, iż męczenników było więcej, niżby wynika-
ło z wykazów ich imion odnotowanych w źródłach. Między epoką prześlado-
wań a epoką kultu męczenników, gdy każde imię stało się drogocenne, roz-
ciągał się długi okres, dostatecznie długi, by imiona (nie mówiąc już o fak-
tach) poszły w niepamięć. Nie wszędzie Kościoły miały historię bez przerw,
nie wszędzie zadbano o'utrwalenie pamięci wszystkich represjonowanych,
a nie tylko tych najwybitniejszych.
Jesteśmy w nieco lepszej sytuacji, gdy przychodzi nam zastanawiać się nad
stopniem zagrożenia poszczególnych Kościołów, nad miejscem, jakie prze-
śladowania zajmowały w ich codziennym bytowaniu. Możemy bowiem uciec
się do rozumowań pośrednich, wziąć pod uwagę to, co wiemy o działaniu
państwa rzymskiego i o dziejach gmin chrześcijańskich.
Wielka szkoda, że historię prześladowań musimy odtwarzać niemal wy-
łącznie na podstawie źródeł chrześcijańskich, wszelkie badania nad represja-
mi wymagają konfrontowania świadectw z obu stron. Każda z nich na swój
sposób deformuje obraz tego, co zaszło: skazujący maksymalnie obciąża swą
108 prześladowania
ofiarę i przedstawia ją jako godną represji z powodu naruszania norm n
rainych i religijnych; ofiary prześladowań mają tendencję do powiększał
rozmiarów swych cierpień i liczby osób nimi dotkniętych. Regułą jest milcz
nie na temat okoliczności aresztowania, wskutek czego najczęściej nie potr
firny powiedzieć, dlaczego władze zajęły się właśnie tą grupą chrześcijał
a zostawiły w spokoju inne - ten problem nie służył heroizacji ofiar i wobe
tego nie interesował autorów relacji o prześladowaniach. ;i
Uwagi te należy wziąć do serca tym bardziej, że nasza sympatia dla prze-
śladowanych zmniejsza krytycyzm w stosunku do tekstów, które ich wychwa-
lają. Kiedy bierzemy do ręki świadectwo powstałe po stronie prześladow-
ców, z góry wiemy, że nie należy mu ufać, świadectwa ofiar rzadziej wzbu-a
dzają sceptycyzm.
Badając historię prześladowań starożytnych, musimy nieustannie pamię-
tać, że rozgrywały się one w warunkach całkowicie odmiennych od tych, któ-
re charakteryzują świat współczesny. Zwłaszcza nie wolno nam wyobrażać |
ich sobie na wzór represji w państwach totalitarnych naszej epoki, które po- |
wołały do życia aparat ucisku o niezwykłej skuteczności. Imperium rzymskie |
go nie miało, nie miało ono nawet zawodowej policji (poza samym Rzymem, |
a i tu oddziały pełniące policyjne funkcje były nieliczne jak na ogrom mia- l
sta). Namiestnicy prowincji, zwłaszcza spokojnych prowincji położonych J
w głębi państwa, dysponowali niewielkimi grupami oddelegowanych specjał-
nie żołnierzy, nadzorującymi główne trakty komunikacyjne i najważniejsze |
miasto lub co najwyżej dwa, trzy najważniejsze miasta. Jeśli wybuchły za- J
mieszki, jeśli tłum wyległ na ulicę, namiestnik nie miał czym go rozpędzić J
- to nam tłumaczy nieustanny lęk o destabilizację miast, uleganie rozkrzy- J
czanym tłumom pogan itp. Skuteczność represji, szczególnie represji na|H
większą skalę, zależała od współdziałania miejscowych elit i od aktywności ^H
denuncjatorów. A trzeba zauważyć, że starożytność nie zna instytucji prolcu- ^1
ratora: władze muszą opierać się na indywidualnych donosach i nagradzać ^B
donosicieli, nawet wtedy, gdy ich działania budzą wstręt. Właśnie dlatego ^H
rozwój pogańskiego fanatyzmu był dla chrześcijan tak groźny, groźniejszy ^H
niż wroga postawa cesarzy, ^ł
Postępowanie karne, zwłaszcza postępowanie karne wobec mieszkańców J
prowincji, nie było regulowane w sposób drobiazgowy, jak w nowoczesnych J
systemach prawnych. W procesach chrześcijan sędziowie mieli znaczną swo- l
bodę decyzji w zależności od oceny miejscowej sytuacji, mogli oskarżonego f
skazać na śmierć, ale też go wypuścić, wysłać do kamieniołomów lub kopalń /
czy na lżejsze od nich wygnanie. Nawet w czasie prześladowań wszczynanych i
na rozkaz z góry nie wszyscy chrześcijanie musieli zostać ukarani śmiercią, j
Los oskarżonych zależał w poważnym stopniu od ich pozycji w społeczeri- j
stwie. Jeśli należeli do elity, w zasadzie nie powinni być torturowani w śledź- ^
twie ani skazywani na śmierć w amfiteatrze, pozbawiano ich życia przez ścię- m
Prześladowania 109
cie. W więzieniu byli traktowani inaczej, gdyż mieli dość pieniędzy, aby
przekupić strażników, ponadto nawet w tym miejscu ich pewność siebie,
przyzwyczajenie do rozkazywania, ogłada robiły wrażenie. Personel więzien-
ny i jego dowódcy liczyli się zapewne z tym, że jeśli będą się zachowywać
wobec nich brutalnie, rodziny znajdą sposób, aby dopiec dręczycielom.
W rozmaitych tekstach relacjonujących procesy uderza nas respekt, z ja-
kim namiestnicy zwracali się do oskarżonych z grona miejscowej elity, często
czynili oni niemałe wysiłki, aby ocalić głowy tych podsądnych. Pozwolę sobie
zacytować jeden z nich. Jest to fragment akt Fileasa, biskupa Tmuis w egip-
skiej Delcie; tekst w tej postaci, jaką posiadamy, powstał w niewiele lat po
wydarzeniach i jest jednym z najwiary godniej szych świadectw doby prześla-
dowań. Proces toczy się w Aleksandrii w końcu 306 lub na początku 307 r.
przed namiestnikiem Kulej anusem. Dostojnik ten prowadzi długą dysputę
z Fileasem, starając się nakłonić go do apostazji:
"Kulcjanus rzekł: Nie zapominaj, że okazałem ci względy. Mogłem cię
przecież w twoim mieście upokorzyć, ale nie zrobiłem tego z szacunku dla
ciebie.
Fileas odpowiedział: Dziękuję ci za to. Okaż mi przeto i tę największą
łaskę.
Kulcjanus rzekł: 0 co prosisz?
Fileas odpowiedział: Wydaj wyrok bez zastanawiania się. Rób, co ci roz-
kazano.
Kulcjanus rzekł: Czy tak bez powodu chcesz umrzeć? (...)
Kulcjanus rzekł: Wypuszczę cię z łaski względem brata twego.
Fileas odpowiedział: Tę wielką łaskę okaż mi i ty. Wydaj wyrok bez za-
stanawiania się. Rób, co ci kazano.
Kulcjanus rzekł: Gdybym wiedział, że jesteś ubogi i dlatego przystałeś do
tej głupoty, tobym cię nie oszczędzał. Lecz ponieważ masz tak wielki mają-
tek, że nie tylko siebie, ale całą niemal prowincję możesz wyżywić, dlatego
oszczędzam cię i radzę ci złożyć ofiarę." (przekł. ks. A. Bobera)
W procesie występują adwokaci poganie, rzetelnie starający się ocalić swe-
go klienta. W pewnym momencie zgłaszają oni w jego imieniu (a bez poro-
zumienia się z nim) prośbę o odroczenie procesu. Kulcjanus natychmiast de-
klaruje: "Daję ci odroczenie, abyś mógł się namyślić", na co Fileas odpowia-
da: "Już długom się namyślał i to [to znaczy śmierć - E.W.] wybrałem."
A jednak spotykamy przypadki, kiedy nie liczono się z przywilejami, posy-
łając członków elity na hańbiącą śmierć ad bestias. Wszystko zależało od nie
znanych nam określonych warunków.
Owe warunki powodowały, że w tym samym czasie ludzie reprezentujący
ten sam status byli traktowani rozmaicie. Najlepiej widać to w czasie prześla-
dowań zarządzonych przez Waleriana przy porównywaniu decyzji władz
w sprawie dwóch biskupów dwóch wielkich miast imperium: Kartaginy (Cy-
110 Prześladowania
priana) i Aleksandrii (Dionizego). Zgodnie z literą rozporządzenia cesarskie-
go obaj winni byli ponieść śmierć jako członkowie kleru upierający się przy
swojej wierze. Zginął jednak tylko Cyprian, Dionizy wprawdzie został wy-
gnany, ale prześladowania przeżył. Dlaczego? Nie wiemy. Decyzja o śmierci
Cypriana zapadła zresztą w Rzymie, a nie w Kartaginie (w sprawach osób
należących do najwyższych warstw społecznych decyzje podejmował najczę-
ściej sam cesarz lub przynajmniej najważniejsi dostojnicy cesarstwa). Namie-
stnik prowincji, traktujący Cypriana z najwyższym respektem, pozwolił mu
na staranne i drobiazgowe wyreżyserowanie sceny własnej śmierci na oczach
tłumnie zgromadzonych chrześcijan, których w żaden sposób nie niepoko-
jono.
Ta śmierć w otoczeniu członków kłeru i wielu wiernych niesłychanie n;is
zdumiewa, podobnie jak niepojęte dla ludzi XX w. są rzymskie obyczaie
więzienne, dopuszczające do zatrzymanych ich bliskich i znajomych bez wi-
docznych ograniczeń. Odwiedzający przynosili im odzież, pożywienie, przy-
bywali, aby się wspólnie z nimi modlić, aby ich pocieszyć (przypomnę, że
kobieta z cytowanego już tekstu Tertuliana chodziła do więzienia, aby cało-
wać kajdany uwięzionych). Członkowie kleru rozdawali zatrzymanym wy-
znawcom Chrystusa Eucharystię. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że ten
strumień ludzi należy do gminy chrześcijańskiej, a mimo to, w czasach gdy
skazywano na śmierć za sam fakt wyznawania chrześcijaństwa, ci ludzie poja-
wiający się w więzieniach na ogół nie byli prześladowani. Rzadko dowiaduje-
my się o przypadkach aresztowania chrześcijan wyciąganych z tłumu obecne-
go na procesie, zawsze takie fakty były sprowokowane przez przyszłe ofiary,
które głośno dawały wyraz swej dezaprobacie i solidarności z podsądnymi.
Namiestnik dochodził zapewne do wniosku, że tolerowanie takich manifesta-
cji będzie uznane za dowód słabości i może dać złe skutki; niekiedy, w innej
sytuacji, potrafił je ignorować.
Organizatorzy prześladowań chcieli sekciarzy zastraszyć, nie stawiali sobie
za cel fizycznej eksterminacji wszystkich. Z pogańskiego punktu widzenia
wystarczało więc wybrać pewną liczbę ofiar, zastosować wobec nich tortury,
po to by złamać słabszych, wreszcie część schwytanych, uparcie trzymają-
cych się swej wiary, wysłać na śmierć - spektakularną i hańbiącą, bo prze-
znaczoną dla pospolitych zbrodniarzy. Owa taktyka pogańska tłumaczy nanaf
niezrozumiałe inaczej postępowanie władz w czasie prześladowań Dioklecja-
na, tak opisane przez Euzebiusza w Historii kościelnej (8, 3): "... otóż jeden
jakiś chrześcijanin, przemocą wepchnięty przez innych, którzy prowadzili do
tych wstrętnych i nieczystych ofiar, odchodzi swobodnie jako rzekomy ofiar-
nik, chociaż żadnej ofiary tam nie złożył; drugi zaś, który w ogóle nawet tam
się nie zbliżył i nie dotknął niczego skażonego bałwochwalstwem, skoro inni
powiedzieli, że ofiarę złożył, odchodził stamtąd, w milczeniu znosząc oszczer-
cze pomówienie; nieraz ktoś inny wzięty na pół martwy, porzucony bywał
Prześladowania 111
tak, jak gdyby był już tylko trupem; a czasem znów kogoś, co leżał na ziemi,
na długiej przestrzeni ciągnięto i zaliczano do tych, którzy złożyli ofiary. Ja-
kiś człowiek głośno krzyczał i zaklinał się, że ofiary nie złoży (...) Pomimo
wszystko jednak i ci ludzie, bici raz po raz po ustach i policzkowaniem zmu-
szani do milczenia przez odkomenderowany w tym celu oddział żołnierzy,
usuwani byli przy użyciu siły." (przekł. S. Kazikowskiego)
Prześladowania nigdy nie dotykały wszystkich Kościołów w jednakowym
stopniu. W tym samym czasie chrześcijanie w jednej prowincji ginęli za wia-
rę, w sąsiedniej zaś bytowali spokojnie. Działo się tak nawet w okresach
prześladowań, które były wszczynane na polecenie cesarza, na mocy jego
edyktu. Nie jest łatwo zrozumieć, dlaczego tak postępowano, ustalić, gdzie
tkwi źródło odmienności postaw ludzi sprawujących władzę w prowincji czy
mieście; źródła, które posiadamy, niezmiernie rzadko pozwalają nam zoba-
czyć konkretne sytuacje, konkretnych ludzi.
Mimo istotnych trudności warto jest wdać się w rozważania na temat czyn-
ników określających stopień natężenia represji, co pozwoli nam zrozumieć
ich zasięg i ludzkie na nie reakcje. Zatrzymajmy się na prześladowaniach
Dioklecjana, najgroźniejszych i zarazem nieco lepiej nam znanych od pozo-
stałych.
Z edyktów wydanych przez Dioklecjana tylko pierwszy (ten nakazujący
zburzenie kościołów i spalenie egzemplarzy Biblii) był wcielany w życie
wszędzie, choć nie zawsze z równą gorliwością. Bardzo wiele zależało od po-
stawy władców.
Trzeba tu powiedzieć, że w wyniku reform przeprowadzonych przez Dio-
klecjana imperium weszło w okres tzw. tetrarchii (dosłownie: rządów czte-
rech). Władza sprawowana była przez cesarskie kolegium zbudowane hiera-
rchicznie. Dwóm starszym rangą cesarzom z tytułem augusta (Dioklecjan
i Maksymian Herkuliusz) towarzyszyło dwóch młodszych określanych mia-
nem cezarów (Galeriusz i Konstancjusz Chlorus). Choć oficjalnie podział
polegał raczej na przydziale zadań, a nie terytoriów, jednak w praktyce po-
szczególne regiony znalazły się pod nadzorem poszczególnych tetrarchów.
Pierwszeństwo w kolegium należało do Dioklecjana, l maja 305 r. Diokle-
cjan i Maksymian abdykowali, ich cezarowie stali się augustami, do grona
tetrarchów włączono nowych władców: Maksymina Daję i Flawiusza Sewera.
Na Zachodzie, na terenach podległych Konstancjuszowi Chlorusowi, ży-
czliwemu chrześcijanom, prześladowania ograniczały się do konfiskaty po-
mieszczeń kultowych należących do Kościoła - ani członkowie kleru, ani
zwykli wierni nie byli nękani. Jednak nawet niechętny wyznawcom Chrystu-
sa Maksymian poprzestał jedynie na realizacji zaleceń pierwszego edyktu.
Wprawdzie w Afryce Prokonsularnej i w Numidii namiestnicy próbowali,
z religijnego fanatyzmu i służbistej gorliwości, iść dalej, niż nakazywał ten
edykt, ale nie wydaje się, aby byli w stanie rozpętać prześladowania na więk-
112 prześladowania
szą skalę. Władze nie mogły już zwalczać chrześcijan metodami brutalnymi,
pogodzenie się z istnieniem gmin było nakazem chwili. Rozumiał to poganin
Maksencjusz, panujący po swej uzurpacji w Italii, Hiszpanii i w Afryce:
w 306 r. pozwolił on chrześcijanom na sprawowanie kultu, a w 311 polecił
zwrócić im skonfiskowane dobra.
Inaczej było na Wschodzie, ale i tu w niektórych prowincjach prześlado-
wanie zaczęło wygasać w 306 r. Najdłużej i najsurowiej organizowano repre-
sje na obszarze podległym Maksyminowi Dai, który został cezarem w 306 r. |
i próbował w sposób rygorystyczny wymusić na wszystkich złożenie ofiary, J
a także wpadł na pomysł posłużenia się przy tej operacji istniejącymi w urzę- J
dach fiskalnych wykazami mieszkańców. Jednak i on nie potrafił dopiąć swe- J
go. Wystarczy uważnie przeczytać dzieło Euzebiusza Męczennicy palestyń- u
scy, napisane przez człowieka, który świetnie znał miejscowe warunki i na
pewno nie miał powodu wprowadzać nas w błąd, aby zrozumieć, że nigdzie
nie zrealizowano groźby rozciągnięcia represji na wszystkich, którzy im z li- J
tery prawa podlegać powinni. Zamęczono wielu ludzi i wielu wysłano do ka- f
mieniołomów, ale na obszarze opisywanym przez Euzebiusza żyli liczni f
chrześcijanie, większości z nich udało się wyjść cało bez popełnienia aposta- J
zji. Wynika więc stąd, że prześladowcy raz jeszcze działali wybiórczo, ude-
rzając w osoby z tych lub innych względów będące "na widoku" lub prowo- J
kujące przedstawicieli pogańskiej władzy. ^^
W kwietniu 311 r., gdy złożony śmiertelną chorobą Galeriusz wydaje ,
edykt tolerancyjny, Maksymin Dają pod rozmaitymi pretekstami kontynuuje
prześladowania. W grudniu ginie biskup Aleksandrii, Piotr, a w styczniu na-
stępnego roku cesarz osobiście sądzi Lucjana z Antiochii i skazuje go na
śmierć. Wobec sukcesów Konstantyna Wielkiego (zwycięstwo nad Maksen-
cjuszem przy moście Muliwijskim), który żąda zaprzestania represji przeciw
chrześcijanom, Maksymin wydaje instrukcje, które w efekcie powodują ich
zawieszenie, ale nie wprowadzają tolerancji. Na dobrą sprawę Maksymin
Dają decyduje się na otwarte uznanie chrześcijaństwa dopiero po klęsce za-
danej mu przez Licyniusza w kwietniu 313 r. *""
Znaczne różnice w trybie prześladowań zależały przede wszystkim od po-
stawy urzędników, których obowiązkiem było realizować edykty. Mogli oni,
jak pokazuje przykład północnej Afryki, posuwać się dalej, niż to wynikało
z instrukcji przełożonych, ale mogli też wykonywać je tak opieszale, że
chrześcijanom udawało się wyjść cało z opresji. Niewątpliwie odczuwali spo-
łeczny opór, którego natężenie zapewne było rozmaite, ale zawsze obecne.
Chrześcijanie stanowili już część normalnego świata, ich osadzenie w tkance
społecznych stosunków w rozmaitych środowiskach było bardzo mocne, po-
wiązania sąsiedzkie, rodzinne, zawodowe okazywały się silniejsze od tego,
co nakazywał pogański fanatyzm, wsparty rozkazem z góry. Solidarność na
tym najniższym poziomie ułatwiała wymykanie się represjom. Zapewne te
Prześladowania 113
właśnie względy tłumaczą nam, że niejednokrotnie przesyłano aresztowa-
nych chrześcijan do innej prowincji w celu ich osądzenia i egzekucji. Euze-
biusz wspomina w Męczennikach palestyńskich o Egipcjanach zamęczonych
w Cezarei palestyńskiej - nie widzę innego wyjaśnienia takich poczynań jak
chęć wyrwania podsądnych (niektórych podsądnych, wielu przecież stracono
w Egipcie, na miejscu) z ich środowiska i przeniesienia do innego, obcego,
gdzie nie brak było litujących się nad nimi chrześcijan, ale nie stało już zna-
jomych pogańskich notabli i ich rodzin, na swój sposób korygujących cesar-
skie zarządzenia.
Owo solidne już osadzenie chrześcijaństwa w pogańskim świecie tłumaczy
nam inną osobliwość Wielkiego Prześladowania. Gdy bowiem przychodzi
nam studiować jego przebieg, uderza znaczny wysiłek propagandowy, na
jaki zdobywają się pogańscy władcy i bezpośrednio przed akcją, i w czasie
jej trwania. Pogańskim mieszkańcom cesarstwa u progu IV w. trzeba tłuma-
czyć potrzebę prześladowania chrześcijan, nie jest ona tak oczywista, jak
była w II i III w. Powstaje literatura atakująca chrześcijan, skierowana,
rzecz prosta, nie do ludu, ale do względnie licznych i bardzo wpływowych
rzesz miejskiej elity. Ta właśnie grupa miała w zamyśle cesarzy być organiza-
torem całej akcji, nie dlatego że, jak twierdziła starsza literatura przedmio-
tu, była w przytłaczającej większości pogańska (bo to nie jest zgodne z praw-
dą), lecz ponieważ jej przypadało sprawowanie rządów w miastach. Bez jej
aktywnego udziału represje nie mogły być skuteczne. Wśród propagando-
wych dzieł literackich tego rodzaju wymienić trzeba utwory najgroźniejszego
polemisty antychrześcijańskiego, Porfiriusza z Tyru (ok. 232 - ok. 303), fi-
lozofa neoplatońskiego. Istotna w tej dziedzinie rola przypadła jednemu
z bliskich współpracowników Dioklecjana, także neoplatonikowi Sossianoso-
wi Hieroklesowi, autorowi traktatu Philalethes ("Miłośnik prawdy"), który
wysławia Apoloniusza z Tyany jako cudotwórcę większego od Jezusa i, po-
dobnie jak Porfiriusz, poddaje krytycznej analizie przekazy biblijne.
Dioklecjan z wielkim naciskiem zorganizował też propagandę pozytywną,
przedstawiając poddanym nową w swej istocie teologię władzy i nie szczę-
dząc starań o odbudowę świątyń i ożywienie tradycyjnych świąt.
Najbardziej interesujące pod tym względem są poczynania Maksymina
Dai, który był wrogiem chrześcijaństwa świadomym i fanatycznym - podjął
on próbę głębokiej reformy religii pogańskiej, wiele z jego idei powtórzy po
półwieczu Julian Apostata. Po wydaniu dekretu tolerancyjnego Galeriusza
Maksymin wyraźnie nie czuł się na siłach otwarcie go negować: ani jego wła-
sna niepewna sytuacja polityczna (życzliwi chrześcijanom Maksencjusz
i Konstantyn, zapewne neutralny Licyniusz stanowiliby zbyt rażący kontrast,
aby ryzykować), ani postawa pogańskiej opinii publicznej nie dopuszczały
prześladowań bez specjalnych motywów. Dostarczały ich uchwały rad miej-
8 - Kościół w świecie...
114 Prześladowania
skich, proszących o prawo do rozprawienia się z miejscowymi chrześcijana-
mi. Jedna z nich zachowała się w postaci inskrypcji:
"Od ludu Licy jeżyków prośba i błaganie. Ponieważ bogowie, wasi krewni,
o bardzo boscy królowie, okazali czynami dobrodziejstwa wszystkim, którzy
dbają o ich kult w interesie wieczystego ocalenia was, władców we wszystkim
zwyciężających, uznaliśmy, że dobrze jest zwrócić się do nieśmiertelnej wła-
dzy królewskiej i poprosić, by chrześcijanie, którzy od dawna są szaleni i do
tej pory tę samą chorobę zachowują, zaprzestali wreszcie tego i nie naruszali
żadnym niewłaściwym nowym kultem tego kultu, który się bogom należy.
Doszłoby to do skutku, gdyby z waszej boskiej i wiecznej decyzji stało się
możliwe, aby swoboda tej wstręt budzącej praktyki bezbożników została
zniesiona i aby wszyscy oddawali się kultowi bogów, waszych krewnych,
w interesie wiecznego i niezniszczalnego królestwa waszego, co oczywiście
będzie bardzo korzystne dla wszystkich ludzi, którzy wam są poddani."
Euzebiusz umieścił w swojej Historii (9, 7) tekst odpowiedzi udzielonej
przez cesarza na podobną prośbę rady miejskiej Tyru - jest to dokument
fascynujący w swej warstwie religijnej, którą należy traktować z całą powagą
jako świadectwo pogańskiego punktu widzenia. Rady wiedziały, czego prag-
nął cesarz, ale nie ma powodu, by wyobrażać sobie, że takie uchwały uzyski-
wano za pomocą presji. W miastach prowincji podległych Maksyminowi
było dość środowisk fanatycznie pogańskich, aby podobne decyzje mogły
być podejmowane z dobrej woli.
Maksymin Dają zalecił też czytać w szkołach Akta Piłata, apokryficzny
paszkwil na chrześcijaństwo.
Pierwszymi kandydatami na ofiary prześladowań byli oczywiście biskupi.
Znali ich nie tylko chrześcijanie, w oczach wszystkich byli uosobieniem gmi-
ny, skupiali na sobie nienawiść pogańskiego tłumu. W tej sytuacji jedynym
rozsądnym wyjściem była dla nich ucieczka do innej miejscowości, władzom
to wystarczało, nie wydaje się, aby zbiegów poszukiwano zbyt gorliwie.
W przypadku innych ofiar istotną rolę odgrywały prywatne konflikty, za-
ciekłe nienawiści sąsiedzkie, intrygi rodzinne, chęć zemsty. Wreszcie musimy
się liczyć z tym, że przyszłe ofiary niejednokrotnie same prowokowały prze-
ciwników nieostrożnym zachowaniem, publicznymi i irytującymi pogan wy-
znaniami wiary, obelgami pod adresem panujących i bogów pogańskich.
Pierwszym męczennikiem w czasie prześladowań zarządzonych przez Dio-
klecjana był nie znany z imienia chrześcijanin, który zerwał i zniszczył wysta-
wiony na publiczny widok w Nikomedii tekst pierwszego cesarskiego edyktu.
Aresztowano go natychmiast i skazano na śmierć, jego czyn musiał być za-
kwalifikowany jako crimen laese maiestatis (obraza majestatu władzy). Kie-
rownicy gmin chrześcijańskich śledzili takie zachowania z mieszanymi uczu-
ciami: stanowiły one dowód prawdziwej płomiennej wiary i budziły powszech-
ny podziw, ale były wysoce niebezpieczne, gdyż nie mogły stanowić wzoru
Prześladowania
pusimy
nłyprze-
dgan wy-
tiliskich.
zez Dio-
b1! wysta-
li edyktu.
li być za-
ky). Kie-
fini uczu-
Ipowszech-
m wzoru
dla przeciętnego wiernego, pragnącego zachować i wiarę, i życie, oraz osła-
biały prestiż członków kleru zachowujących się "rozsądnie" i wystrzegają-
cych się niepotrzebnego heroizmu. Zdarzało się też, że gorliwcy załamywali
się w toku postępowania sądowego, co kompromitowało wiarę Chrystusową
w oczach pogan silniej niż zwykłe apostazje, nie poprzedzone prowokacyjny-
mi gestami.
Niestety, najczęściej nasze źródła nie mówią nic o okolicznościach areszto-
wania męczenników, ważniejsze z punktu widzenia ich autorów były opisy
tortur i przemówienia stron, służyły one bowiem heroizacji ofiar, podczas
gdy relacjonowanie wcześniejszych ich czynów pojmowano jako niegodną
wielkiego tematu pedanterię. Tylko w niektórych przypadkach możemy do-
myślać się, jak doszło do aresztowania. Na przykład Euzebiusz opowiada
w Męczennikach palestyńskich, jak u bram Cezarei zatrzymano grupę egip-
skich chrześcijan wracających z Cylicji, gdzie odwiedzili ofiary prześladowań
zesłane do kamieniołomów. Relacja Euzebiusza wydaje się dziwna. Przepy-
tywanie przybyszów u bram dużego miasta, kim są i co robią, nie leżało
w zwykłych obyczajach - iluż zresztą chrześcijan trafiłoby wtedy w Cezarei
do więzienia, gdyby przeprowadzano takie śledztwo systematycznie! Po co
zresztą było czynić to u bram miasta, wystarczyły jego place, ulice... Egip-
cjanie nie mogli narazić się władzom samą wizytą w Cylicji, gdyż schwytano
by ich od razu, w kamieniołomach. Zapewne coś się stało w czasie podróży
(na poprzednim jej etapie?), co spowodowało zainteresowanie władz po-
dróżnymi i polecenie ich zatrzymania. Żołnierze czekali u bram na określo-
nych ludzi, a nie po prostu na chrześcijan. Milczenie Euzebiusza o owych
wcześniejszych wydarzeniach, prowokujących władze do działania, mogło
wynikać z jego niewiedzy, równie dobrze jednak mogło być skutkiem prze-
konania, iż takie szczegóły są w panegiryku na cześć męczenników niepo-
trzebne.
Drugi przypadek, również z okresu prześladowań wszczętych z inicjatywy
Dioklecjana - wart naszej uwagi, gdyż pokazuje, że nie każdy konflikt
chrześcijanina z władzami prowadził do śmierci - tyczy się Afryki. W pa-
mięci chrześcijan tych obszarów osią prześladowań były działania urzędni-
ków mające na celu odbieranie chrześcijanom Biblii i jej palenie. Reakcje
w gminach były rozmaite. W wielu miejscach biskupi lub inni członkowie
kleru odmówili, jak się wówczas mówiło, traditio - wydania ksiąg; znamy
kilka akt męczeństwa, których bohaterami są duchowni opierający się żąda-
niu władz i ponoszący za to śmierć. Część kleru jednak uznała, że księgi nie
są warte ludzkiego życia i je wydała (notabene na Wschodzie sam taki fakt
nie był traktowany jako apostazja i nie wywoływał emocji, jakie możemy
obserwować w Afryce). Wielu przywódców Kościołów próbowało znaleźć ja-
kieś kompromisowe rozwiązanie, dogadując się z przedstawicielami władz
albo wydając księgi byle jakie, najlepiej heretyckie. Gdy minęło prześlado-
Prześladowania 115
dla przeciętnego wiernego, pragnącego zachować i wiarę, i życie, oraz osła-
biały prestiż członków kleru zachowujących się "rozsądnie" i wystrzegają-
cych się niepotrzebnego heroizmu. Zdarzało się też, że gorliwcy załamywali
się w toku postępowania sądowego, co kompromitowało wiarę Chrystusową
w oczach pogan silniej niż zwykle apostazje, nie poprzedzone prowokacyjny-
mi gestami.
Niestety, najczęściej nasze źródła nie mówią nic o okolicznościach areszto-
wania męczenników, ważniejsze z punktu widzenia ich autorów były opisy
tortur i przemówienia stron, służyły one bowiem heroizacji ofiar, podczas
gdy relacjonowanie wcześniejszych ich czynów pojmowano jako niegodną
wielkiego tematu pedanterię. Tylko w niektórych przypadkach możemy do-
myślać się, jak doszło do aresztowania. Na przykład Euzebiusz opowiada
w Męczennikach palestyńskich, jak u bram Cezarei zatrzymano grupę egip-
skich chrześcijan wracających z Cylicji, gdzie odwiedzili ofiary prześladowań
zesłane do kamieniołomów. Relacja Euzebiusza wydaje się dziwna. Przepy-
tywanie przybyszów u bram dużego miasta, kim są i co robią, nie leżało
w zwykłych obyczajach - iluż zresztą chrześcijan trafiłoby wtedy w Cezarei
do więzienia, gdyby przeprowadzano takie śledztwo systematycznie! Po co
zresztą było czynić to u bram miasta, wystarczyły jego place, ulice... Egip-
cjanie nie mogli narazić się władzom samą wizytą w Cylicji, gdyż schwytano
by ich od razu, w kamieniołomach. Zapewne coś się stało w czasie podróży
(na poprzednim jej etapie?), co spowodowało zainteresowanie władz po-
dróżnymi i polecenie ich zatrzymania. Żołnierze czekali u bram na określo-
nych ludzi, a nie po prostu na chrześcijan. Milczenie Euzebiusza o owych
wcześniejszych wydarzeniach, prowokujących władze do działania, mogło
wynikać z jego niewiedzy, równie dobrze jednak mogło być skutkiem prze-
konania, iż takie szczegóły są w panegiryku na cześć męczenników niepo-
trzebne. "
Drugi przypadek, również z okresu prześladowań wszczętych z inicjatywy
Dioklecjana - wart naszej uwagi, gdyż pokazuje, że nie każdy konflikt
chrześcijanina z władzami prowadził do śmierci - tyczy się Afryki. W pa-
mięci chrześcijan tych obszarpw osią prześladowań były działania urzędni-
ków mające na celu odbieranie chrześcijanom Biblii i jej palenie. Reakcje
w gminach były rozmaite. W wielu miejscach biskupi lub inni członkowie
kleru odmówili, jak się wówczas mówiło, traditio - wydania ksiąg; znamy
kilka akt męczeństwa, których bohaterami są duchowni opierający się żąda-
niu władz i ponoszący za to śmierć. Część kleru jednak uznała, że księgi nie
są warte ludzkiego życia i je wydala (notabene na Wschodzie sam taki fakt
nie był traktowany jako apostazja i nie wywoływał emocji, jakie możemy
obserwować w Afryce). Wielu przywódców Kościołów próbowało znaleźć ja-
kieś kompromisowe rozwiązanie, dogadując się z przedstawicielami władz
albo wydając księgi byle jakie, najlepiej heretyckie. Gdy minęło prześlado-xxx
116 Prześladowania
wanie, byli oni traktowani przez rygorystów jako apostaci, trudno zresztą nie
uznać racji takiego stanowiska, jeśli uznamy w myśl Ewangelii, że istotna jest
intencja, a nie tylko sam czyn.
Wśród tych oportunistów znalazł się Mensuriusz, biskup Kartaginy, który
w liście do Sekundusa z Tigisis opowiedział, jak rzeczy się miały. Na wieść
o działaniach władz schował on kodeksy z Pismem Świętym we własnym
domu, zamieniając je na dzieła heretyckie, które władze skonfiskowały,
przeszukując kościół, i następnie spaliły bez sprawdzania, co rzucają
w ogień. Jacyś pogańscy gorliwcy, poinformowani o tym, co Mensuriusz
przekazał urzędnikom (ktoś z jego domowników musiał o tym opowiedzieć),
donieśli to namiestnikowi, sugerując, że należy pociągnąć biskupa do odpo-
wiedzialności; namiestnik nie uczynił jednak niczego, uznając widocznie, że
nie warto ryzykować napięć w mieście. A był to przecież Anullinus, pogański
fanatyk, próbujący wprowadzić w życie nakazy ostatniego edyktu Dioklecja-
na! Podobno Mensuriusz splamił się także wrogim zachowaniem w stosunku
do tych chrześcijan, którzy z gorliwości denuncjowali się sami, i zabronił
traktowania tych, którzy przeżyli, jako wyznawców; ponoć nawet nakazał
swemu diakonowi Cecylianowi odpędzać biczem od bram więzienia ludzi,
którzy chcieli zobaczyć aresztowanych za wiarę. Trudno nam dojść, czy rze-
czywiście biskup Kartaginy zdobył się na tak drastyczne gesty (wygląda to na
pomówienie, pomysł jest za efektowny, aby był całkowicie prawdziwy), na
pewno jednak usilnie zwalczał entuzjastów, w których widział wielkie zagro-
żenie dla Kościoła - jego własne zachowanie dobitnie wskazuje, że nie na-
leżał do grona moralnych rygorystów.
Ci chrześcijanie, których z takich czy innych przyczyn represje nie dotknę-
ły, przeżywali męki strachu, bynajmniej nie zasługujące na lekceważenie;
niekiedy, zapewne często, załamywali się, zanim jeszcze wezwano ich przed
sędziów. Wielu jednak, jeśli sąsiedzi, krewni, znajomi ich nie zadenuncjowa-
li i jeśli nie zawiodły ich nerwy, przechodziło przez koszmar prześladowań
bez szkody innej niż psychiczna.
Działo się tak, choć'wszyscy w danej osadzie czy dzielnicy miasta wiedzie-
li, kto jest, a kto nie jest chrześcijaninem - tego faktu nie dało się ukryć.
Aby ujawnić imiona chrześcijan, wystarczyło pierwsze święto, pierwszy akt
kultowy, w którym winni uczestniczyć przynajmniej wszyscy ojcowie rodzin.
Łatwiej było się ukryć kobietom - choć i one miały swoje obrzędy, swoje
święta - i niewolnikom, nie będącym samodzielnymi podmiotami kultów
(za nich modlił się i składał ofiary pan domu). Tylko bardzo wielkie miasto
pozwalało, i też nie na długo, na zagubienie się w tłumie.
Między paroksyzmami prześladowań mijały lata spokojne; pamiętano co
prawda, że w każdej chwili może wrócić koszmar, ale myśl o potencjalnym
zagrożeniu nie musiała być bardzo żywa. Zwłaszcza okres między prześlado-
waniami Waleriana i Dioklecjana, zwany Małym Pokojem Kościoła, był ta-
Prześladowania 117
kim czasem swobodnego rozwoju gmin. W Historii kościelnej (8, l) Euzebiu-
sza znajdziemy taką jego charakterystykę:
"Godne opisanie wielkości i rodzaju chwały oraz swobody, jaką się przed
prześladowaniem dni naszych u wszystkich ludzi, Greków i barbarzyńców,
cieszyła religia Boga wszechrzeczy, światu zwiastowana przez Chrystusa,
przewyższa moje zdolności. Dowodem niech będzie władców łaskawość,
okazywana naszym braciom. Otóż powierzali im zwierzchnią nad ludami
władzę, a z wielkiej przychylności, jaką żywili do wiary naszej, zwalniali ich
z przykrego obowiązku składania ofiar. Cóż mam powiedzieć o dworzanach
cesarskich, a przede wszystkim o samych cesarzach? Dworzanom swym
w swej obecności w sprawach Bożych pozostawiali zupełną swobodę słowa
i czynu, tak samo ich dzieciom i domownikom, co więcej, pozwalali im pra-
wie chlubić się swej wiary wolnością. Darzyli ich łaską nadzwyczajną, więcej
nawet niż drugich (...) Widziało się ponadto, jakimi względami dostojnicy
cywilni i wojskowi darzyli zwierzchników poszczególnych Kościołów. A jak-
żeż opisać owo przystępowanie do Kościoła ludzi niepoliczonych, te w każ-
dym mieście tłumne zgromadzenia, ten wspaniały napływ rzesz całych do do-
mów modlitwy? Rzeczywiście już nie starczyło starych budynków, więc po
miastach nowe a przestronne i obszerne budowały się kościoły."
Świadectwo Euzebiusza wymaga krytycznego dystansu. Obraz spokojnego
Kościoła w czasach Małego Pokoju jest mu potrzebny, aby tym ostrzej ryso-
wały się prześladowania, na które chrześcijanie sobie zasłużyli: "Lecz gdy-
śmy skutkiem tej pełnej swobody popadli w lekkomyślność i niedbalstwo,
gdy się jedni do drugich odnosili z zawiścią i wzajemne wybuchały kłótnie,
gdyśmy sobie sami prawie że otwartą wypowiedzieli wojnę i przy lada spo-
sobności uderzali na siebie ostrymi jak miecze i włócznie słowami, gdy się
zwierzchnik porywał na zwierzchnika, a gmina powstawała przeciwko gmi-
nie, gdy nikczemna obłuda i fałsz wzrosły do ostatecznych granic niegodzi-
wości, tedy się rozpoczęło działanie sądu Bożego..." (przekł. ks. A. Lisiec-
kiego)
Choć zarówno względy retoryczne, jak teologiczne skłaniały historyka do
przesady, nie ma powodów, aby całkowicie odrzucić jego świadectwo i uznać,
że chciał nas wprowadzić w błąd. W cytowanym poprzednio ustępie znalazły
się wiadomości upoważniające do traktowania z zaufaniem obrazu nakreślo-
nego przez Euzebiusza. Warto zwrócić uwagę na passus mówiący o tym,
z jakim respektem przyjmowali biskupów namiestnicy prowincji i inni wyso-
cy urzędnicy. Jest jasne, że owi dostojnicy widzieli w biskupach zwierzchni-
ków wpływowych grup, z którymi trzeba się było liczyć w toku sprawowania
oficjalnych funkcji, należało więc dobrze ich usposobić do siebie. Kościoły
w drugiej połowie III w. nie były już podejrzanymi organizacjami, bytujący-
mi gdzieś na społecznym marginesie. Zabawne, że ów respekt jest w oczach
Euzebiusza tak ważny, mimo że imperium pogańskie było dla niego, jak wszy-
118 Prześladowania
stko co pogańskie, narzędziem szatana. Także wiadomości o tłumach groma-
dzących się przed kościołami, o pośpiesznie wznoszonych nowych budynkach
znajdują potwierdzenie w tekstach powstałych poza Kościołem.
Kładąc nacisk na istnienie okresów pokoju, na możliwość ocalenia głowy
i majątku nawet w najgorszych czasach, na nierównomierny rozkład zagroże-
nia pomiędzy Kościołami, bynajmniej nie mam zamiaru pomniejszać roli
prześladowań w dziejach Kościoła starożytnego. Lęk przed nimi był ogrom-
ny i stale obecny, niebezpieczeństwo trafienia przed sędziego - realne
(zwłaszcza dla biskupów, będących "na widoku"), jednak nie wszędzie i nie
zawsze owa krwawa perspektywa stawała się rzeczywistością. Powtórzę to,
co już kiedyś miałam okazję napisać: znaczenie prześladowań z każdego
punktu widzenia - historycznego, teologicznego, psychologicznego - nie
jest prostą pochodną danych arytmetycznych. Nie rośnie i nie maleje wraz
z liczbą tych, którzy ginęli.
Trzeba się nam pogodzić z taką wizją Kościoła, w której jest miejsce i dla
męczenników, i dla budowanych na oczach pogan domów chrześcijańskiego
kultu. Trzeba pamiętać o biskupie Antiochii, Ignacym, wleczonym przez pół
cesarstwa do Rzymu, aby tam znaleźć śmierć na arenie, ale i o wpływowych
chrześcijanach w stolicy, którzy może byliby w stanie go ocalić.
Tak jak nie potrafimy policzyć męczenników, nie jesteśmy też w stanie
określić liczby chrześcijan, którzy się załamali - "upadłych" (w łacińskiej
terminologii: lapsi). Źródła, którymi dysponujemy, zawierają jeszcze mniej
przydatnych do tego informacji. W Aktach i w Pasjach pojawiają się niekie-
dy odstępcy, aby tym ostrzej rysował się heroizm męczenników, ale ze zrozu-
miałych względów nie są to wiadomości obfite; niewiele o nich pisze Euze-
biusz (zwłaszcza przykre jest jego milczenie na temat odstępców w tej części
Historii, która jest poświęcona prześladowaniom za czasów Dioklecjana, Ga-
leriusza i Maksymina Dai, a więc wydarzeniom, znanym autorowi z autop-
sji). Gdybyśmy nie posiadali korespondencji Cypriana, pokazującego bez
osłonek, jak sprawy wyglądały w Kościele kartagińskim, moglibyśmy sądzić,
że zjawisko nie miało większego zasięgu.
Historycy katoliccy niechętnie piszą o lapsi, psują im oni obraz heroiczne-
go Kościoła. Analizując postawę chrześcijan północnej Afryki podczas are-
sztowań i uwięzień, ks. Eugeniusz Derdziuk stwierdza w artykule opubliko-
wanym w 1984 r.: "...na podstawie skąpych informacji źródłowych można
zauważyć, że wyznawcy Chrystusa nie przestraszyli się ani rzymskiego pra-
wa, ani możliwości męczeństwa. (...) Z kilku więc opisanych wypadków are-
sztowania wynika, że chrześcijanie w momencie zatrzymania nie popadali
Prześladowania 119
w panikę lub depresję, ale zachowywali się na ogół spokojnie, pełni ufności,
że wszystko, co ich spotka, pochodzi od Boga." Tak sformułowana opinia
jest w jaskrawej sprzeczności z tym, co o sytuacji w Kościele kartagińskim
pisze Cyprian w swych listach i w traktacie O upadłych. Ks. Derdziuk, anali-
zując akta męczeństwa, zapomniał, że nie mogą one stanowić podstawy do
oceny zachować ogółu wiernych, pokazują heroiczne wzorce (po to je wszak
pisano), a nie rzeczywistość.
"Upadłych" w czasie wielkich prześladowań (tych za Decjusza, Waleriana
i na początku IV w.) było na pewno bardzo wielu. Heroizm jest rzadkim
zjawiskiem, strach przed torturami i śmiercią (często straszną, powolną, za-
dawaną z wyrafinowanym okrucieństwem) cechuje ludzką naturę we wszy-
stkich znanych nam sytuacjach historycznych, tkwi w naszych genach, a prze-
łamać owo biologiczne uwarunkowanie nie jest łatwo. Ludzie lękali się także
degradacji materialnej swej rodziny, gdyż za skazaniem na śmierć szła konfi-
skata majątku. To, co o postawie chrześcijan w Afryce pisze ks. Derdziuk,
jest w moim odczuciu wysoce dla męczenników krzywdzące; jeśli uznajemy,
że tak łatwo było nie popadać w panikę, negujemy heroiczny wymiar posta-
wy tych, którzy trwodze się nie poddali. Wszyscy się bali i cierpień, i własnej
słabości. Nawet Ignacy, biskup Antiochii, który zostawił nam w swych li-
stach przerażająco konsekwentne świadectwo namiętnego pragnienia mę-
czeństwa, lękając się, iż może zawieść na końcu, napisał do braci w Rzymie:
"A gdybym nawet ja sam, będąc u was, zaczął was prosić, nie słuchajcie mnie.
Temu raczej bądźcie posłuszni, co wam piszę. Piszę do was żywy, pragnący
umrzeć." (przekł. A. Świderkówny)
Cóż musieli czuć zwykli ludzie, obdarzeni mniejszą wiarą, mniejszą pew-
nością siebie, uwikłani w szare życie...
Cyprian, karcąc lapsi w swym traktacie O upadłych, pisał: "Zaprawdę, nie
ma słusznej i poważnej racji, która by usprawiedliwiała tak wielką zbrodnię.
Bez wątpienia trzeba było opuścić ojczyznę i stracić majątek (...) Wielu
uwiodła ślepa miłość majątku, bo też rzeczywiście trudno się zdecydować na
ucieczkę ludziom, których mamona krępuje niby kajdanami..." (10, 11,
przekł. ks. M. Michalskiego) Biskup Kartaginy ma więc do apostatów pre-
tensje przede wszystkim o to, że nie skorzystali z możliwości ucieczki, bojąc
się utraty majętności, które podlegałyby konfiskacie. Nie tchórzostwo więc,
ale chciwość są w jego polemikach głównym przedmiotem ataku.
Postawa apologetyczna popycha historyków Kościoła do pogardliwego
traktowania lapsi jako plamy na honorze Kościoła starożytnego. Z przeciw-
nej strony osobiści nieprzyjaciele Pana Boga, gorliwie poszukujący objawów
słabości religii Chrystusowej, przypominając o wielkiej liczbie "upadłych",
dają złe świadectwo własnej kulturze historycznej. Stanowisko jednych
i drugich jest błędne: lapsi na równi z męczennikami są dowodem siły nowej
wiary. Wszak bardzo wielu tych, którzy zawiedli w godzinie próby, chciało
120 Prześladowania
następnie wrócić do szeregów Kościoła i chwytało się w tym celu wszelkich,
nie zawsze całkiem godziwych środków. Czynili to przecież nie dla ułatwie-
nia sobie życia, lecz z głębokiego przekonania, że chrześcijańska wiara jest
słuszna, a oni przez swą słabość i zdradę skazali się na wieczne potępienie.
O "upadłych" trzeba więc mówić bez wstydu, bez przemilczeń. Na równi
z męczennikami byli uczestnikami wielkiego dramatu, nie zasługują na po-
dziw, ale należy się im szacunek i gotowość zrozumienia ich racji.
Określenie, kto był, a kto nie był "upadłym", mogło niekiedy przysparzać
istotnych trudności. Granica między ostrożnością, postawą nie przynoszącą
chwały, ale dopuszczalną, a godnym potępienia tchórzostwem bywała bar-
dzo płynna. Przyjrzyjmy się kilku przypadkom znanym nam ze źródeł po-
wstałych w czasach prześladowań Dioklecjana; pozwolą nam zrozumieć, ja-
kie komplikacje niosło życie, jak rozległy był obszar, w którym poruszali się
ludzie dalecy od heroizmu, broniący się jednak w miarę swych możliwości
przed apostazją.
Pierwszy z nich znajdujemy w greckim liście prywatnym pochodzącym ze
środkowego Egiptu, z Oksyrynchos, sporego miasta sławnego dziś z racji
ogromnej liczby odnalezionych tu papirusów. Pewien jego mieszkaniec imie-
niem Kopres wybrał się do Aleksandrii, gdzie miał do załatwienia jakąś
sprawę w trybunale, i wtedy dowiedział się, iż zgodnie z rozporządzeniem
cesarskim (chodzi o edykt wydany przez Dioklecjana 23 lutego 303 r.) każda
ze stron musi złożyć ofiarę pogańskim bogom. Kopres był chrześcijaninem,
nie chciał stać się apostatą, ale też nie chciał przegrać procesu. Poprosił więc
brata, aby dokonał za niego tego aktu. Brat musiał być poganinem, Kopres
nie ma zatem żadnych wyrzutów sumienia i uznaje jedynie za stosowne za-
wiadomić o całej sprawie matkę (dzięki temu mamy ów list, który dotarł
szczęśliwie do Oksyrynchos). Nie tylko Kopres, ale i władze sądowe potrak-
towały rozporządzenie cesarskie dość swobodnie, godząc się na złożenie
ofiary przez kogoś innego.
Z tego samego Oksyrynchos pochodzi inny tekst, który chciałabym tu
omówić. 5 lutego 304 r. przed komisją powołaną przez miejscowe władze
staje lektor kościoła znajdującego się we wsi Chysis (tekst przedstawia go
jako lektora "byłego" kościoła w Chysis). Składa on na piśmie deklarację
w sprawie majątku swego kościoła, który zgodnie z rozporządzeniem władz
podlega konfiskacie: "Wyżej wymieniony kościół nie posiada ani złota, ani
srebra, ani pieniędzy, ani szat, ani zwierząt, ani niewolników, ani ziemi, ani
żadnych posiadłości, pochodzących czy to z darowizn, czy z zapisów, poza
naczyniami brązowymi, które znaleziono i przekazano logistesowi, aby za-
wiózł do naj świetniej sze j Aleksandrii zgodnie z tym, co napisał najczcigod-
niejszy prefekt Klodiusz Kulcjanus." (przekł. A. Świderkówny) Deklara-
cję, zgodnie z obyczajami biurokratycznymi, kończy przysięga, tym razem
nie na bogów, lecz na geniusze panujących cesarzy, i podpis zainteresowa-
Prześladowania 121
nego: "Ja, Aurelios Ammonios, złożyłem przysięgę jak wyżej", po czym po-
jawia się jeszcze dodatkowa wzmianka: "Ja, Aurelios Serenos, napisałem za
niego, ponieważ nie umie pisać."
Tekst, pamiętajmy, stanowi autentyczny dokument z tamtej epoki, nie był
przeznaczony dla przyszłych pokoleń, nie nosił w sobie treści propagando-
wych. W tym tkwi jego wartość. Pokazuje nam sytuację banalną i, zdawało-
by się, niedramatyczną. Lektor wiejskiego kościoła oddał w przeszłości jego
mienie władzom i przy następnym wezwaniu spokojnie podpisuje odpowied-
nią deklarację dla stosownej komisji. Co więcej, składa przysięgę - prawda,
że nie na bogów pogańskich, ale na tyche cesarza (termin ten trzeba w tym
kontekście przetłumaczyć nie przez "los" czy "fortunę", lecz przez "geniu-
sza"). Chrześcijanin w ogóle nie powinien składać przysięgi, także na cesar-
ską tyche. Tłumaczy to Orygenes w dziele Przeciw Celsusowi (8, 65): "Nie
przysięgamy na tyche władcy, tak jak nie przysięgamy na innego rzekomego
boga. Jeśli bowiem tyche jest tylko słowem, takim jak przypuszczenie albo
niezgoda, to nie przysięgamy jakby na bóstwo na coś, co wcale nie istnieje
i nie posiada substancjalnego bytu ani żadnej mocy: nie chcemy bowiem uży-
wać przysięgi w zakazanym celu. Jeśli zaś, wedle opinii innych, że ci, którzy
przysięgają na tyche rzymskiego cesarza, składają przysięgę na jego bóstwo
opiekuńcze, tak zwana tyche cesarza jest demonem, to wolimy raczej umrzeć
niż przysięgać na złego i bezbożnego demona, który często błądzi wraz
z człowiekiem, którego sobie wybrał..." (przekł. S. Kalinkowskiego)
To prawda, że niektórzy chrześcijanie (wspomina o tym Tertulian) byli
przekonani, że można przysięgę podpisać, ale nie należy jej osobiście wygło-
sić ("zabija język, nie pismo"). Było to zgodne z bardzo archaicznym rzym;
skim sposobem pojmowania aktów prawnych, wedle którego decydujące sta-
wało się wygłoszenie przewidzianej tradycją formuły. Jednak nie trzeba było
specjalnego rygoryzmu moralnego, aby taki wykręt odrzucić. Podpisana czy
wygłoszona, przysięga pozostawała przysięgą. W latach prześladowań Dio-
klecjana chrześcijanie dobrze zdawali sobie sprawę z religijnej treści przysię-
gi, nie darmo cesarze przypomnieli o konieczności jej składania.
Lektor ku naszemu zdumieniu nie umie pisać, rodzi się pytanie, jak taki
człowiek mógł pełnić swe liturgiczne funkcje, polegające na czytaniu w koś-
ciele Pisma Świętego i modlitw. Może umie czytać po egipsku, a nie zna gre-
ki? Może ma opory przed podpisaniem dokumentu, czując, że nie jest zupeł-
nie w porządku wobec Boga, i stara się w taki naiwny sposób zmniejszyć
swoją winę? Wreszcie dlaczego w sprawie kościoła w Chysis osobą kontaktu-
jącą się z władzami jest nisko uplasowany w hierarchii lektor, a nie prezbiter
lub diakon? Może Aurelios Ammonios miał mniej oporów niż jego koledzy
przed wzięciem udziału w operacji, która z kościelnego punktu widzenia była
nie całkiem do przyjęcia? Na wszystkie te pytania nie znajdujemy odpowie-
dzi w tekście dokumentu.
122 Prześladowania
Po pierwsze] fazie prześladowań wszczętych przez Dioklecjana, gdy gmuq
mogły mieć iluzję, że burza już minęła i trzeba przystąpić do porządkowania
spraw wewnętrznych, biskup Aleksandrii Piotr w 306 r. wydał dokument,
zwany Listem kanonicznym, ustalający zasady postępowania z wiernymi,
którzy w czasie trwania represji nie zachowali się tak, jak zachować się po-
winni. Poszczególne punkty tego Listu są ogromnie interesujące.
W kanonie 13 Piotr pisze: "Tych, którzy dali pieniądze, aby uwolnić się od
wszelkich przykrości, nie można o nic oskarżać. Albowiem ucierpieli istotnie
na majątku, aby nie ponieść szkody na duszy, czego inni z powodu skąpstwa
nie uczynili." Natomiast niewolnicy chrześcijanie, których chrześcijańscy pa-
nowie zmusili do złożenia ofiary w swym zastępstwie będą pokutowali przez
rok, gdy ich panowie - przez lat trzy. Piotr łagodnie traktuje tych, którzy
oszukali władze, przechodząc tylko obok ołtarza (a nie składając na nim
ofiary), wysyłając niechrześcijan w swym zastępstwie (jak Kopres z pierw-
szego cytowanego tekstu) lub składając pisemną deklarację (jej charakter
nie jest dla nas jasny, gdyż nieco wcześniej Piotr potępia tych, którzy otwar-
cie wyparli się wiary na piśmie - musiała więc istnieć wyraźna różnica mię-
dzy obu deklaracjami). Wszyscy ci ludzie, których spryt biskup pochwala
("dzięki wielkiej przezorności uniknęli tego, by własnymi rękami zapalać
ogień i okadzać nieczyste demony"), mieli pokutować przez pół roku.
Rozporządzenia Piotra mogą szokować, jeśli pamięta się, jak wielką wagę
przywiązywał Chrystus do tego, co dzieje się w sercu człowieka, do jego in-
tencji, jego myśli. Ludziom czasów Dioklecjana najstraszliwsze wydaje się
dotknięcie ołtarza, spożycie cząstek ofiar (wrzucenie do ofiarnego ognia
ziarnek kadzidła jest już grzechem nieco mniejszym). Nakaz jasnego, nie-
dwuznacznego wyznania wiary w Chrystusa uległ zatarciu, rozpłynęła się za-
sada interioryzacji moralności, nad wszystkim dominuje lęk przed material-
nym kontaktem z demonami. Pamiętajmy, że autor kanonów to biskup wiel-
kiej Aleksandrii, a nie przeciętny chrześcijanin, pozbawiony teologicznego
przygotowania - nawet jeśli założymy, że ze względów praktycznych uzna-
wał on za stosowne przyjąć punkt widzenia swych owieczek, nie musiał, jeśli
nie był przekonany, powtarzać ich opinii.
Godna odnotowania jest pobłażliwość wobec tych, którzy kupili zaświad-
czenie o złożeniu ofiary, musiała ona razić rygorystów; polityka Piotra spo-
wodowała zresztą pojawienie się schizmy w Kościele egipskim, biskupa oska-
rżano przy tym o osobiste tchórzostwo, gdyż chronił się ucieczką w czasie
pierwszych lat prześladowań (na koniec jednak został stracony jako jedna
z ostatnich ofiar). Apostaci, którzy ocaleli dzięki łapówce, byli przez Piotra
całkowicie uwalniani od kary, podczas gdy tym, którzy załamali się na tortu-
rach, dodawano po trzech latach pokuty jeszcze czterdzieści dni, zanim do-
puszczono ich do Eucharystii.
Podobnie do postanowień Piotra brzmią niektóre kanony uchwalone na
Prześladowania 123
synodzie w Ankyrze w 314 r. Tym, którzy zasiedli do kultowej uczty, ale
niczego nie zjedli, nakazuje się pokutować przez dwa lata, natomiast ci, któ-
rzy się załamali i dwukrotnie lub trzykrotnie złożyli ofiarę, mają czekać na
powrót do Kościoła lat sześć. Liczy się więc splamienie materialne, a nie po-
stawa wewnętrzna.
Nasze zgorszenie w tych sprawach należałoby mocno trzymać na wodzy.
Nie zrozumiemy zachowań ludzi czasów Wielkiego Prześladowania, jeśli za-
pomnimy, że byli oni opanowani wszechobecnym lękiem przed złymi moca-
mi, lękiem niepodzielnie panującym w umysłach tak chrześcijan, jak pogan.
Nie darmo w Ul i W w. rozkwitła magia (i mnożono przeciwko niej wyjątko-
wo ostre środki represji). Demony powodowały wszystko co złe w życiu jed-
nostki i społeczności: choroby, zbrodnie, wojny, herezje. Groziły ludziom na
każdym kroku. Nawet powietrze było nimi napełnione, trzeba było zbawczej
ofiary Chrystusa, aby stworzyć w nim "korytarze", inaczej dusze sprawiedli-
wych nie mogłyby wzlatywać w niebiańskie strefy. Czyż więc można się dzi-
wić, że ludziom porażonym trwogą przed Złym dotknięcie ofiar wydawało
się o wiele groźniejsze niż słowa lub gest, nie prowadzące do fizycznego kon-
taktu z demonami?
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 Przeslanki wdrazania04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychKNR 5 04więcej podobnych podstron