8.
NIEWINNE SZALEŃSTWO
Obszedłem cały dom w poszukiwaniu Dracona, by ostatecznie znaleźć go na wychodzącym wprost na ogród tarasie. Był już ubrany, a miejsce ręcznika zajęły luźne spodnie i koszulka... co uprzytomniło mi, że paradował przed Narcyzą na wpół nagi.
Powoli podszedłem bliżej, zatrzymując się przy nim, ale on nawet nie drgnął; wpatrywał się tylko niewidzącym wzrokiem przed siebie. Stał sztywno, zaciskając zbielałe dłonie na rzeźbionej mahoniowej poręczy.
Pogładziłem go czule grzbietem dłoni po policzku, lecz na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Wreszcie powieki poruszyły się nieco, gdy Draco spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.
Nie dotykaj mnie powiedział cicho.
Drgnąłem zaskoczony, ale posłusznie odsunąłem dłoń.
Co się stało? Skąd u niego taka reakcja na mój dotyk?
A potem przeraziłem się, że może... Może on jednak wciąż nie jest w stanie pogodzić się z tym, jak bardzo go poniżałem i raniłem przez ostatnie dwa lata? Merlinie, jak mogłem być tak krótkowzroczny i samemu prowokować konfrontację, która prawdopodobnie przywołała wszystkie złe wspomnienia, wszystkie krzywdzące go chwile?...
A był już tak blisko... tak blisko zapomnienia!...
Kocham cię powiedziałem zduszonym głosem, modląc się, by to wystarczyło. By ten jeden fakt... przeważył nad wszystkim.
Draco spojrzał na mnie zdumiony, a potem uśmiechnął się słabo.
Nie odrzucam cię, tato... powiedział uspokajająco. Po prostu z pewnymi rzeczami muszę sobie sam poradzić. Równie dobrze mógłbym się teraz rozpłakać, a ty z pewnością byś mnie pocieszył, przytulił
ale ja chcę być silny. Choć raz chcę być tak silny, jak ty byłeś zawsze...
Przez chwilę patrzyłem na niego, jakbym widział go po raz pierwszy. Czy to naprawdę mój syn? Czy to naprawdę ten Draco, który w ciągu całego swojego szesnastoletniego życia nie potrafił osiągnąć niczego istotnego bez mojej pomocy? Którego w szkole często ratowała tylko i wyłącznie moja protekcja? Czy to był ten Draco, którego byłem w stanie złamać jednym słowem, który był całkowicie w mojej władzy, od kiedy tylko się urodził?...
Poczułem ukłucie zawodu na myśl, że on już mnie nie potrzebuje. A potem ulgę, że jednak nie jest ode mnie uzależniony i że wreszcie zaczyna dorastać do roli mojego następcy. Dumą napawał mnie fakt, że chłopak jest prawdziwym Malfoyem, z krwi i kości, ciało z mego ciała. A jednak... poczułem też ból. Że Draco nie chce, bym mu pomógł, ochronił go przed cierpieniem, bym był dla niego wsparciem w każdej sytuacji.
Nie musisz... zaprotestowałem. Nie musisz stawiać czoła swoim demonom samotnie!
Wiem. Ale chcę.
Umilkłem, uderzony ogromną siłą woli w jego zdecydowanym, stanowczym głosie.
Ścierała się we mnie cała masa ambiwalentnych emocji. Chęć stłamszenia chłopaka, zawładnięcia nim całym oraz posiadaniem na własność jego uczuć i woli ścierała się z pragnieniem, by Draco wreszcie dorósł. By mógł stać się pełnoprawnym partnerem gotowym do stworzenia prawdziwego związku, a nie tylko dzieckiem, które dla kaprysu wziąłem sobie do łóżka...
Wreszcie jakiś złośliwy głosik w mojej głowie stwierdził, że jeśli chcę mieć bezwolną lalkę bez własnych myśli i krzty siły woli, to dlaczego w takim razie odrzuciłem Narcyzę?... W końcu, w tej roli spisywała się idealnie! To przeważyło szalę; aż skrzywiłem się na myśl, że Draco mógłby stać się miękki i słaby, jak kobieta w każdej chwili oczekujący, że ktoś mu pomoże, że ktoś go obroni...
Nie wspominając o tym, że jest dziedzicem rodu Malfoyów i powinien być na tyle silny, by przynajmniej utrzymać w świecie naszą obecną pozycję!
Odetchnąłem więc raz i drugi, na samym dnie swej duszy skrywając pragnienie chronienia chłopca przed całym złem tego świata, a potem położyłem dłoń na jego ramieniu i uścisnąłem je lekko.
Jestem z ciebie dumny, Draco... Tak dumny, jak jeszcze nigdy powiedziałem ciepło, patrząc mu prosto w oczy. Pamiętaj tylko, że będę obok ciebie zawsze, gdy tylko będziesz potrzebował mojej rady lub pomocy... albo chociaż zwykłej obecności.
Łzy wzruszenia zalśniły w oczach chłopaka, ale żadna z nich nie spłynęła po jego policzku, zaś głos był pewny, choć cichy, gdy Draco odezwał się wreszcie:
Dziękuję, tato... Ale czy nie powinienem mimo wszystko obywać się bez twojej pomocy? Czy nie powinienem być samodzielny?
Potrząsnąłem głową. A tak wiele jeszcze musi się nauczyć...
Draco, dojrzałość to nie tylko samodzielne radzenie sobie z problemami; to także umiejętność przyznania, że czasem jakaś sytuacja naprawdę nas przerasta tłumaczyłem łagodnie. Wpierw spróbuj poradzić sobie sam, a gdy mimo wszelkich starań nie będziesz dawał sobie rady... po prostu zwróć się do mnie po pomoc. Nikt nie jest w stanie zwojować całego świata samotnie! Nawet Malfoy...
Chłopak rzucił mi pełne wdzięczności wspomnienie, po czym przytulił się do mnie na krótką chwilę i pocałował lekko w policzek.
Zapamiętam to sobie powiedział, odsuwając się ode mnie.
No i dobrze. Bo to była lekcja... mruknąłem z przekąsem, na co uśmiechnęliśmy się do siebie. Lepiej ci już?
Tylko trochę... Bo przecież problem wcale nie zniknął stwierdził ponuro Draco.
Nawet nie ma prawa sam z siebie znikać. Po prostu łatwiej jest dźwigać każdy ciężar, gdy jest obok ktoś, z kim można go dzielić... kto cię wspiera powiedziałem miękko.
Chłopak zamrugał.
To też jest lekcja?
Nie... Wyznanie miłości. Chodź, najwyższy czas przestać się obijać i zacząć robić coś konstruktywnego.
Draco potrząsnął głową, a w jego oczach ujrzałem mieszankę niedowierzania i rozbawienia.
Wiesz, jesteś jedyną osobą, jaką znam, która jest w stanie jednym tchem powiedzieć: "miłość" i "konstruktywny"... westchnął ciężko, po czym przeciągnął się, prężąc się pod moimi oczyma niczym kot. To co robimy?
Przypuszczam, że uprawianie dzikiego seksu na tarasie nie uznasz za coś konstruktywnego? zapytałem z nikłą nadzieją, czując, że przez tego niemożliwego, cholernie seksownego chłopaka
a właściwie młodego mężczyznę
staję się nienasycony...
Odpowiedziało mi milczenie połączone z trudnym do zinterpretowania spojrzeniem Dracona.
Tak myślałem stwierdziłem ponuro, godząc się z tą niemą odmową. Skoro nie chcesz, to może zajmiemy się doskonaleniem twoich umiejętności magicznych?
Chłopak uśmiechnął się przekornie.
Wiesz, miałem zamiar się zgodzić na poprzednią propozycję, ale skoro zmieniłeś zdanie...
Czy mnie się wydaje, czy stworzyłem potwora?... Potwora, który w dodatku owinął mnie sobie wokół palca?... Zacząłem wyrzucać sobie w duchu, że staję się miękki i podatny na wpływy, jak jeszcze nigdy. Wymarzyłem sobie partnerstwo? To teraz mam, czego chciałem! Jak to mówią: uważaj, czego sobie życzysz...
... bo możesz zostać bardzo czule... i bardzo namiętnie pocałowany.
Wynagrodzę ci to później wyszeptał Draco prosto w moje usta, odsuwając się ode mnie nieco. Jego głos był sugestywnie niski i aż wibrujący od wypełniającej go obietnicy namiętności i spełnienia. A teraz chodź!...
I pociągnął mnie za sobą, trzymając moją dłoń w swojej.
* * *
Wyciągnąłem ojca z tarasu, bo choć wizja dzikiego seksu na świeżym powietrzu była dość... malownicza i kusząca, nie zaprzeczę... to jednak po nocnych i porannych "zabawach" czułem, że zwyczajnie muszę odpocząć, przynajmniej te kilka godzin. W końcu, nie jestem przecież erotomanem...
Choć stwierdziłem z rozbawieniem, że jestem na dobrej drodze, by nim zostać.
W każdym razie, byłem gotów spędzić kolejne godziny na nauce magii, byle tylko w towarzystwie Lucjusza, choć niekoniecznie kochając się z nim... Do szczęścia wystarczyłaby mi przecież sama jego obecność.
Tak rozmyślałem, gdy ojciec przystanął nagle. Zatrzymałem się więc także i spojrzałem na niego pytająco.
A co powiesz na odrobinę niewinnego szaleństwa? wymruczał Lucjusz, obejmując mnie wpół.
Łypnąłem na niego podejrzliwie, stwierdzając, że słowo "szaleństwo" brzmi w jego ustach wyjątkowo niebezpiecznie... nawet w połączeniu z określeniem "niewinne".
Co masz na myśli? spytałem nieufnie, próbując nie poddać się już na wstępie czułym pocałunkom, jakie ojciec składał na mojej szyi.
Marzę... wyszeptał z ustami tuż przy mojej skórze. Marzę, by uciec stąd w jakieś ustronie, gdzie nikt nas nie zobaczy... Gdzie będziemy mogli zachowywać się zupełnie swobodnie, nie zważając na to, co przystoi Malfoyom, a co nie... Gdzie moglibyśmy położyć się beztrosko na trawie i gdzie nikogo by to nie obchodziło... Co ty na to?
Westchnąłem, rozmarzony, odprężając się już od samego wyobrażenia sobie tego.
W takim razie marzymy o tym samym... powiedziałem cicho, wtulając się w ojca i przymykając w zachwycie powieki. Ale istnieje w ogóle takie miejsce? Myślałeś o czymś konkretnym?
Ojciec zastanowił się chwilę.
Jest... pewna polana... bardzo dla mnie wyjątkowa powiedział wreszcie. Ale nie wiem, czy będziesz się tam dobrze czuł, skoro spotykałem się tam z kimś innym... A nie chcę wprawiać cię w zakłopotanie czy jakikolwiek dyskomfort, Draco.
Zamrugałem niepewnie. Mój ojciec... kochał kogoś? Byłem niemal pewien, że nie mówi w tym momencie o mojej matce, a więc... o kim? Przegryzłem wargi. Kto to mógł być? Kto mógł znaczyć dla Lucjusza tak wiele? Dopiero teraz zrozumiałem, jak niewiele o nim wiedziałem!...
Co dziwne, w tym jednym momencie ukłucie zazdrości, jakie poczułem na myśl o jego kochanku czy kochance, było bardzo słabe. O wiele intensywniejsza była nagła fala wzruszenia, która zalała moje serce, gdy zdałem sobie sprawę, że właśnie w tym momencie mój ojciec otwiera się przede mną, uchyla rąbka przeszłości.
Co więcej... chce, bym ją poznał. Bym stał się częścią jego życia, skoro sam zaprasza mnie w tak ważne dla niego miejsca.
A opowiesz mi historię związaną z tą polaną? Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko... dodałem niepewnie, nie wiedząc, czy nie posuwam się za daleko.
Ciche słowa Lucjusza uspokoiły mnie:
Opowiem... jeśli tylko będziesz chciał słuchać.
Chciałem. Bardzo...
* * *
Nie wiem do końca, dlaczego zaproponowałem właśnie TO miejsce.
Przez wszystkie te lata nie przyprowadzałem na polanę nikogo, choć sam zjawiałem się na niej za każdym razem, gdy samotność stawała się zbyt dojmująca, a wspomnienia
zbyt natrętne, bym mógł odpędzić je ze swych myśli. I znajdowałem na niej spokój, choć nie znajdowałem ukojenia... A teraz ktoś inny oprócz mnie i Niego miał widzieć ten jedyny zakątek na tej ziemi, na którym czułem się naprawdę sobą; który, nie licząc rodzinnego domu, coś dla mnie znaczył.
Spojrzałem na Dracona, który przytulał się do mnie ufnie i pogładziłem go po policzku.
Swoją reakcją na moje słowa zadziwił mnie po raz kolejny. Był taki spokojny; nie okazał nawet cienia zakłopotania na wieść, że oprócz niego kochałem kogoś jeszcze... A tak często zdarza się przecież, że partner uzurpuje sobie prawo do wyłączności, nie tylko w teraźniejszości i przyszłości, lecz także w chwilach, które już minęły. Zamiast zazdrości czy gniewu, ofiarował mi za to chętne do słuchania ucho i otwarte serce, nie wiedząc nawet, jaki wielkie ma to dla mnie znaczenie.
Po raz pierwszy byłem gotów opowiedzieć komuś tę historię.
Teleportuję nas teraz, więc nie puszczaj mnie pod żadnym pozorem poleciłem, na co Draco pokiwał głową.
Skupiłem się i skoncentrowałem na wyobrażeniu naszego miejsca przeznaczenia. Nie minęło dziesięć sekund, a znaleźliśmy się na polanie jakże dla mnie znajomej... i brzemiennej we wspomnienia zdarzeń, słów, wyznań.
Pamiętam, że mówiłeś coś o położeniu się na trawie... powiedział Draco figlarnie, rozglądając się dookoła.
Słońce prześwitywało delikatnie przez liście drzew, padając łagodnie na skórę chłopca i rozświetlając ją, aż zdała się promieniować własnym światłem. Ciepły letni wiatr owiał jego włosy, bawiąc się od niechcenia jasnymi kosmykami i rozwiewając je niepokornie. W powietrzu unosił się ciężki, upajający zapach runa leśnego i samej ziemi, rozgrzanej sierpniowym słońcem.
Tak... I to właśnie mam zamiar zrobić. Połóż się, zaraz do ciebie dołączę.
Draco z młodzieńczym zapałem rozciągnął się na miękkim podłożu, czym wywołał mój pobłażliwy uśmiech.
A co ty będziesz robił?
Za chwilę się przekonasz... Zamknij oczy i nie otwieraj ich, dopóki ci nie powiem.
Tymi słowami ściągnąłem na siebie zaintrygowane spojrzenie chłopca, który jednak posłuchał mnie i posłusznie opuścił powieki.
Tylko nie podglądaj... i bądź cierpliwy. Zaraz wrócę.
Zniknąłem w leśnej gęstwinie, kierując się doskonale znaną mi ścieżką, którą wydeptałem wraz z Nim... Prowadziła ona do dziko rosnących krzaków malin, których owoce mogły smakiem konkurować z tymi wyhodowanymi troskliwie w sadach i ogrodach. Zerwałem najczerwieńszą, najdojrzalszą z malin i z taką "zdobyczą" wróciłem na polanę.
Jakaś dziwna tkliwość ścisnęła mi serce na widok Dracona, odprężonego i spokojnie leżącego w miękkiej zieleni, ufnie czekającego na mój powrót. Podszedłem bliżej, po czym usiadłem tuż obok, zachwycając się sposobem, w jaki opuszczone rzęsy chłopca kładły się cieniem na jego zarumienionych lekko policzkach, całym sobą chłonąc ten cudowny widok.
Z trudem otrząsnąłem się z tego dziwnego, lecz jakże słodkiego uroku, po czym sięgnąłem dłonią ku ustom Dracona. Samymi opuszkami palców, najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, przesunąłem po tych wargach o barwie łagodnego różu, zastanawiając się, jakim sposobem mogłem kiedyś nie lubić tego koloru... W moich oczach nagle stał się piękny.
Ciepły, nieco przyspieszony oddech owiał skórę mojej dłoni, gdy rozsunąłem nieco usta chłopca. A potem palce zastąpiłem owocem maliny, przesuwając nim po drżących leciutko, kusząco rozchylonych wargach, które posłusznie rozwarły się i przyjęły z moich rąk słodki, soczysty prezent...
Pochyliłem się, przykrywając całe ciało Dracona swoim i przylegając do niego łagodnie. W następnej chwili delikatnie zlizałem czubkiem języka maleńkie, karminowe kropelki soku, które pozostały na ustach chłopca, po czym zatopiłem się w pocałunku, napawając się subtelną pieszczotą dotyku jego miękkich, jedwabistych warg.
W tym jednym momencie... świat się dla nas skończył, tak spokojnie i czule kojąc wszystkie nasze smutki, niczym muśnięcie snu, przychodzącego w ciemną, zimną noc.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
2003G Szalency polscy w obrazkach 2Marek Zelkowski Bogini szalenstwaImpuls Zagrozona Niewinnosckustosz polski niewinnejCzyste szaleństwoprokopiuk szalenstwo i tworczoscwięcej podobnych podstron