G LEIBNIZ NOWE ROZWAŻANIA DOTYCZĄCE ROZUMU LUDZKIEGO


Bez tytułu 1 Strona 1 z 12
DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do końca staro\ytności % średniowiecze i odrodzenie % barok i oświecenie % 1815-1914 % 1914-1989
jak i z czego studiować filozofię % moje wykłady % Wittgenstein % filozofowie i socjologowie nauki
Gottfried LEIBNIZ
NOWE ROZWAśANIA DOTYCZCE ROZUMU
LUDZKIEGO
przeło\yła Izydora Dąmbska
PRZEDMOWA
Poniewa\ Rozwa\ania dotyczące rozumu ludzkiego pewnego znakomitego Anglika są
jednym z najpiękniejszych i najwy\ej cenionych dzieł tego czasu, postanowiłem
zaopatrzyć je w swoje uwagi, gdy\ od dość dawna rozmyślając na ten sam temat i nad
większością zagadnień tam poruszonych, uznałem, \e byłaby to dobra sposobność, aby
ogłosić coś pt. Nowe rozwa\ania dotyczące rozumu. Sądziłem, \e umieszczając swoje
myśli w tak dobrym towarzystwie, zapewniłbym im \yczliwsze przyjęcie; sądziłem
równie\, \e będę mógł skorzystać z cudzej pracy nie tylko dlatego, by zaoszczędzić
sobie własnej, ale tak\e dlatego, aby dorzucić coś do jego osiągnięć, bo to rzecz
łatwiejsza, ani\eli wszystko zaczynać i opracowywać na nowo. To prawda, \e często
jestem odmiennego ni\ on zdania; nie tylko \e nie odmawiam dlatego zasługi temu
sławnemu pisarzowi, ale oddaję mu sprawiedliwość pokazując, w czym i dlaczego
oddalam się od jego poglądów, gdy uznaję za konieczne zapobiec, aby w pewnych
wa\nych punktach jego autorytet nie wziął góry nad słusznością. Istotnie, chocia\ autor
Rozwa\ań mówi tysiące pięknych rzeczy, którym muszę przyklasnąć, systemy nasze
wielce się ró\nią. Jego ma więcej punktów stycznych z Arystotelesem, mój z Platonem,
mimo \e w wielu sprawach i on, i ja oddalamy się od doktryny tych dwóch staro\ytnych
pisarzy. On jest bardziej popularny, podczas gdy ja zmuszony jestem do nieco większej
ścisłości i abstrakcyjności, co nie przemawia na moją korzyść, zwłaszcza gdy piszę w
języku nowo\ytnym. Myślę jednak, \e ka\ąc rozmawiać dwom osobom, z których jedna
wykłada poglądy wydobyte z Rozwa\ań tego autora, a druga dorzuca do nich moje
obserwacje, stwarzam paralelę bardziej w guście czytelnika, ani\eli gdybym go częstował
całkiem suchymi uwagami, których lekturę co krok przerywałaby konieczność uciekania
się do jego ksią\ki, aby zrozumieć moją. Będzie [jednak] rzeczą dobrą konfrontować
niekiedy jeszcze nasze pisma i oceniać jego poglądy jedynie na podstawie jego
własnego dzieła, jakkolwiek zachowuję zazwyczaj jego wyra\enia. To prawda, \e
sugestia stwarzana przez czyjąś rozprawę, której śladem trzeba iść robiąc swoje uwagi,
sprawiła, \e nie mogłem marzyć o uchwyceniu wdzięku właściwego dialogowi; ale ufam,
\e treść wynagrodzi braki formy.
Ró\nimy się co do spraw dosyć wa\nych. Chodzi o to, czy dusza sama w sobie jest
całkowicie pusta, jak tabliczki, na których niczego jeszcze nie zapisano (tabula rasa) - tak
chce Arystoteles i autor Rozwa\ań - i czy wszystko, co w niej jest wyryte, pochodzi
wyłącznie od zmysłów i od doświadczenia? Czy te\ dusza z natury zawiera podstawy
pewnych pojęć i teorii, a przedmioty zewnętrzne tylko je rozbudzają w odpowiednich
warunkach - jak ja sądzę razem z Platonem, a nawet ze Szkołą i z tymi wszystkimi,
którzy w ten właśnie sposób rozumieją ustęp listu św. Pawła (do Rzym. II. 15), gdzie
czytamy, \e prawo Bo\e wyryte jest w sercach. Stoicy nazywali te zasady pojęciami
wspólnymi, prolepseis, to znaczy zało\eniami podstawowymi albo tym, co się z góry
przyjmuje jako uznane. Matematycy nazywają je pojęciami wspólnymi (żąąŻ żąąą).
Filozofowie nowocześni nadają im inne piękne nazwy - w szczególności Juliusz Scaliger
nazywał je semina aeternitatis, a tak\e Zopyra, jak gdyby chcąc powiedzieć: \ywe ognie,
rysy świetliste ukryte wewnątrz nas, które dzięki zetknięciu się zmysłów z przedmiotami
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 2 z 12
zewnętrznymi ukazują się jak iskry, na skutek uderzenia sypiące się ze strzelby. I nie bez
racji wierzy się, \e te błyski wyra\ają coś boskiego i wiecznego, co się przejawia przede
wszystkim w prawdach koniecznych. Stąd rodzi się inne pytanie, mianowicie, czy
wszystkie prawdy zale\ą od doświadczenia, tzn. od indukcji i przykładów, czy te\ istnieją
takie, które mają te\ inną podstawę. Bo jeśli pewne zdarzenia mo\na przewidzieć przed
wszelkim doświadczeniem, w którym byłyby dane, jasną jest rzeczą, \e przyczyniamy się
do tego w pewnej mierze sami. Zmysły, chocia\ konieczne przy ka\dym naszym
aktualnym poznaniu, nie wystarczają, by nam dać wszelkie poznanie, poniewa\ zmysły
dostarczają wyłącznie tylko przykładów, tzn. prawd szczegółowych lub jednostkowych.
Otó\ wszystkie przykłady, które potwierdzają jakąś prawdę ogólną, w jakiejkolwiek byłyby
liczbie, nie wystarczają, aby ustalić powszechną konieczność tej prawdy, gdy\ z tego, \e
coś się zdarzyło, nie wynika wcale, \e zdarzać się będzie zawsze w taki sam sposób.
Na przykład Grecy i Rzymianie, i wszystkie inne ludy zawsze spostrzegały, \e przed
upływem 24 godzin dzień zmienia się w noc, a noc w dzień. Ale myliłby się ten, kto by
uwierzył, \e tę samą prawidłowość mo\na zaobserwować wszędzie, skoro widziano coś
przeciwnego podczas pobytu na Nowej Ziemi. I myliłby się tak\e ten, kto by myślał, \e to
jest co najmniej dla naszej strefy klimatycznej prawda konieczna i wieczna, gdy\ sądzić
nale\y, \e nawet ziemia i słońce nie istnieją koniecznie i \e mo\e nadejść czas, kiedy nie
stanie tej pięknej gwiazdy z całym jej systemem, co najmniej w obecnej jej postaci. Stąd
wydaje się, \e prawdy konieczne, takie, jakie znajdujemy w matematyce czystej, a w
szczególności w arytmetyce i geometrii, muszą mieć podstawy, których uzasadnienie nie
zawisło od przykładów ani w konsekwencji od świadectwa zmysłów, mimo \e bez
zmysłów nigdy nie ośmielono by się o nich myśleć. To właśnie nale\y wyraznie odró\nić i
to zrozumiał tak dobrze Euklides, udowadniając rozumowo rzeczy widoczne za
pośrednictwem doświadczenia i wyobra\eń zmysłowych. Tak\e logika z metafizyką i
etyką [la morale], z których pierwsza kształtuje naturalną teologię, a druga
prawoznawstwo naturalne, pełne są takich prawd; a w konsekwencji dowód ich nie mo\e
pochodzić od niczego innego jak tylko od zasad wewnętrznych, które nazywa się
wrodzonymi. Co prawda nie nale\y sobie wyobra\ać, jakoby mo\na czytać w duszy jak w
otwartej księdze te wieczne prawa rozumu, niby jakiś edykt pretora na jego album, bez
trudu i bez poszukiwania; ale to wystarcza, \e mo\emy je wykrywać w sobie wysiłkiem
uwagi przy sposobnościach dostarczanych przez zmysły. Sukces doświadczeń słu\y jako
potwierdzenie dla rozumu mniej więcej tak, jak sprawdzania przydają się w arytmetyce,
aby lepiej unikać błędu rachunkowego w długim rozumowaniu. A tak\e właśnie tym ró\ni
się wiedza ludzka od wiedzy zwierząt. Zwierzęta są czystymi empirykami i kierują się
wyłącznie przykładami; gdy\ - o ile mo\na coś o tym sądzić - nie dochodzą nigdy do
sformułowania wniosków koniecznych, podczas gdy ludzie zdolni są do nauk
demonstratywnych. W tym względzie zdolność wnioskowania, która przysługuje
zwierzętom, jest czymś ni\szym od rozumu ludzkiego. Wnioski zwierząt są zupełnie jak
wnioski naiwnych empiryków, którzy utrzymują, \e to, co się parokrotnie zdarzyło, zdarzy
się jeszcze, jeśli tylko to, co ich uderza, jest podobne, choć nie mogą na tej podstawie
osądzić, czy zachodzą tu te same racje. l dlatego właśnie tak łatwo ludzie chwytają
zwierzęta i tak łatwo zdarza się naiwnym empirykom popełniać błędy. Nie są od nich
wolne nawet osoby, które z wiekiem i doświadczeniem nabrały rutyny, jeśli tylko ufają
zbytnio swemu dawnemu doświadczeniu, jak się to niejednemu zdarzało w sprawach
obywatelskich i wojskowych: bo się nie bierze dostatecznie pod uwagę, \e świat się
zmienia i \e ludzie stają się zręczniejsi, wynajdując tysiące nowych sposobów, podczas
gdy jelenie i zające współczesne nie zdobywają się na większą chytrość, ani\eli te, które
dawniej \yły. Wnioskowanie zwierząt jest tylko cieniem rozumowania, tzn. tylko
kojarzeniem wyobrazni i przechodzeniem od jednego wyobra\enia do drugiego,
poniewa\ w nowym zdarzeniu, które wydaje się podobne do poprzedniego, oczekują
znowu tego, co kiedyś tam napotykały w tym połączeniu, jak gdyby rzeczy były
powiązane ze sobą faktycznie, dlatego \e ich wyobra\enia wią\ą się ze sobą w pamięci.
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 3 z 12
To wielka prawda, \e rozum doradza, aby oczekiwać zazwyczaj, i\ dostrze\emy
nadejście w przyszłości tego, co odpowiada długiemu doświadczeniu przeszłości; ale nie
jest to dlatego prawda konieczna i niezawodna i wynik mo\e przestać istnieć w chwili, w
której najmniej tego oczekujemy, jeśli zmienią się racje, które go podtrzymywały. Dlatego
ludzie najmędrsi nie są tak dalece ufni, aby nie próbowali wniknąć (jeśli to mo\liwe) w
racje danego faktu, co pozwala im poznać, kiedy trzeba będzie robić wyjątki. Bo tylko
sam rozum zdolny jest ustalić reguły nacechowane pewnością i uzupełniać przez
robienie wyjątków braki tych, które nie miały tego charakteru, a wreszcie wynajdywać
pewne stosunki w sile koniecznych następstw. To właśnie pozwala często przewidywać
zdarzenia bez odwoływania się do doświadczenia związków zmysłowych między
wyobra\eniami, do czego ograniczone są zwierzęta; tak więc to, co czyni prawomocnymi
wewnętrzne podstawy prawd koniecznych, tak\e odró\nia człowieka od zwierząt.
Być mo\e, i\ nasz bystry autor nie będzie całkowicie odbiegał od mego zdania.
Zu\ywszy bowiem całą pierwszą księgę swego dzieła na odrzucanie przyrodzonego
światła rozumu, pojmowanego w pewnym sensie, przyznaje przecie\ na początku drugiej
księgi i w dalszym ciągu, \e idee, które nie powstają dzięki doznaniu zmysłowemu, mają
swoje zródło w refleksji. Otó\ refleksja nie jest niczym innym jak tylko uwagą zwróconą
na to, co jest wewnątrz nas, a zmysły nie dają nam tego, co ju\ nosimy w sobie. A jeśli
tak jest, czy\ mo\na zaprzeczyć, \e wiele jest w naszym umyśle rzeczy wrodzonych,
skoro niejako sami wrodzeni jesteśmy sobie i skoro w nas jest: byt, jedność, substancja,
trwanie, zmiana, działanie, spostrze\enie, przyjemność i tysiąc innych przedmiotów
naszych idei intelektualnych. Skoro ju\ same te przedmioty są bezpośrednio i stale
obecne w naszym rozumie (chocia\ nie zawsze mogą być dostrzegane wskutek naszego
roztargnienia i naszych potrzeb), dlaczego dziwić się naszemu twierdzeniu, \e te idee są
nam wrodzone wraz z wszystkim, co od nich zale\y. Posłu\yłem się równie\
porównaniem do płyty marmuru, ale \yłkowanego raczej ni\ jednolitego, lub do
niezapisanych tabliczek, tzn. do tego, co filozofowie nazywają tabula rasa; bo gdyby
dusza była podobna do tych niezapisanych tabliczek, to prawdy byłyby w nas w takim
sensie, w jakim postać Herkulesa jest w marmurze, który równie dobrze nadaje się do
przyjęcia tego lub jakiegokolwiek innego kształtu. Ale gdyby w kamieniu znajdowały się
\yły, które wyznaczałyby raczej postać Herkulesa ani\eli inne figury, wówczas ten
kamień byłby do tego bardziej predysponowany, a Herkules jak gdyby w pewien sposób
w nim wrodzony, chocia\ trzeba byłoby pracy, aby wykryć te \yły i odczyścić je przez
wygładzenie i odrzucenie tego, co przeszkadza im się uwydatnić. Tak więc idee i prawdy
są nam wrodzone jako skłonności, dyspozycje, nawyki i naturalne potencjalności, a nie
jako działania, chocia\ tym potencjalnościom towarzyszą zawsze jakieś odpowiadające
im działania, często niedostrzegalne.
Wydaje się, \e nasz bystry autor utrzymuje, jakoby nic w nas nie było potencjalnego, a
nawet nic, z czego byśmy sobie nie zdawali zawsze aktualnie sprawy. Ale nie mo\e brać
tego ściśle, w przeciwnym bowiem razie pogląd jego byłby zbyt paradoksalny, poniewa\
chocia\ nabyte nawyki i zawartość naszej pamięci nie zawsze są dostrzegane, a nawet
nie zawsze przychodzą nam na pomoc w potrzebie, to jednak często łatwo przywołujemy
je na myśl przy jakiejś nikłej okazji, która je nam przypomina. Tak np. nieraz wystarczy
początek piosenki, aby nam przypomnieć resztę. Ogranicza on te\ swoją tezę pod innymi
względami, mówiąc, \e nie ma w nas nic, czego byśmy przynajmniej kiedyś dawniej nie
dostrzegli. Pomińmy ju\ to, \e nikt nie mo\e samym rozumem rozstrzygnąć, dokąd
sięgać potrafią nasze minione apercepcje, o których mogliśmy zapomnieć; zwłaszcza na
gruncie reminiscencji platoników, która mimo mitologicznego charakteru nie ma w sobie
nic sprzecznego z czystym rozumem. Pomijając to - jak mówię - dlaczego mielibyśmy
dochodzić do wszystkiego wyłącznie przez apercepcje rzeczy zewnętrznych i dlaczego
nie moglibyśmy niczego doszukiwać się w nas samych? Czy\ tylko nasza dusza jest tak
pusta, \e bez wyobra\eń zapo\yczonych z zewnątrz byłaby niczym? To nie jest, jak
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 4 z 12
sądzę, pogląd, który nasz wytrawny autor mógłby wyznawać. I gdzie znalazłyby się takie
tabliczki, które same przez się niczym by się nawzajem nie ró\niły? Czy widział ktoś
kiedy płaszczyznę doskonale jednolitą i jednorodną? Dlaczegó\ więc nie moglibyśmy
sami sobie dostarczyć jakiegoś przedmiotu myśli z własnej głębi, skoro zechcemy w nią
się zapuścić? Tak więc skłonny jestem wierzyć, \e w gruncie rzeczy pogląd jego w tej
mierze nie ró\ni się od mojego, a raczej od potocznego, tym bardziej \e uznaje on dwa
zródła naszego poznania: zmysły i refleksję.
Nie wiem, czy równie łatwo uda się pogodzić tego autora z nami i z kartezjanami, wtedy
gdy utrzymuje, \e umysł nie zawsze myśli, a w szczególności, \e nie spostrzega, kiedy
śpimy bez snów. Mówi, \e skoro ciała mogą być bez ruchu, dusze mogą być te\ bez
myśli. Ale tutaj odpowiadam nieco inaczej, ani\eli zwykle się to robi. Bo utrzymuję, \e z
natury rzeczy substancja nie mo\e nie działać i \e nie ma nawet nigdy ciała bez ruchu.
Doświadczenie przemawia ju\ za mną, a wystarczy zajrzeć do ksią\ki sławnego p.
Boyle'a przeciw bezwzględnemu spoczynkowi, aby dojść do tego przekonania. Ale
wierzę, \e przemawia za tym tak\e i rozum. I to jest jeden z dowodów, którymi
rozporządzam, aby skruszyć atomy. Zresztą tysiące znamion ka\e sądzić, \e w ka\dej
chwili jest w nas jednak nieskończona ilość spostrze\eń bez apercepcji i bez refleksji,
tzn. \e dokonują się zmiany w duszy samej, których nie uświadamiamy sobie, bo te
wra\enia są albo zbyt małe i w zbyt wielkiej liczbie, albo zbyt jednolite, tak \e niczym
specyficznym się nie ró\nią. Ale złączone z innymi wywołują swój skutek i w zespole dają
się odczuć choćby niewyraznie. Tak właśnie przyzwyczajenie sprawia, \e nie zwracamy
uwagi na ruch młyna albo na wodospad, gdy przez pewien czas mieszkamy w pobli\u.
To nie znaczy, by ten ruch nie oddziaływał na nasze narządy zmysłowe i \e wskutek
harmonii duszy i ciała nie odpowiada temu ponadto coś w duszy. Ale wra\enia, które są
w duszy i w ciele pozbawione uroków nowości, nie są dość silne, aby zwrócić na siebie
naszą uwagę i utkwić w naszej pamięci, gdy te [dyspozycje] nastawione są na bardziej
zajmujące przedmioty. Wszelka uwaga potrzebuje pamięci, a gdy nie jesteśmy - by się
tak wyrazić - ostrze\eni, \e mamy zwracać uwagę na te lub tamte z własnych naszych
aktualnych spostrze\eń, pozwalamy im ujść bez refleksji, a nawet niepostrze\enie. Ale
jeśli ktoś nas ostrze\e natychmiast i zwróci np. naszą uwagę na jakiś hałas, który dopiero
co dał się słyszeć, przypominamy go sobie i uświadamiamy sobie, \eśmy poprzednio
odnieśli jakieś wra\enie. Były to więc spostrze\enia, których od razu nie uświadomiliśmy
sobie; apercepcja - w wypadku tego spostrze\enia - zjawiła się dopiero po pewnej,
choćby najkrótszej przerwie. Aby jeszcze lepiej ocenić te małe spostrze\enia, których nie
umielibyśmy w masie rozró\nić, zwykłem posługiwać się przykładem szumu lub hałasu
morza, który nas uderza, gdy znajdziemy się na wybrze\u. Aby tak słyszeć ten hałas,
trzeba słyszeć najpierw elementy, z których składa się ta całość, tzn. szmer ka\dej fali,
mimo \e ka\dy z tych małych szmerów jest poznawalny wyłącznie w zmieszanym
zespole wszystkich innych razem i nie dostrzeglibyśmy go, gdyby fala, która go wywołuje,
była tylko jedna. Ale ruch tej fali musi jednak w pewien sposób oddziaływać i musi się
mieć jakieś spostrze\enie ka\dego z tych szmerów, choćby najmniejszych. Inaczej nie
spostrzegałoby się szumu stu tysięcy fal, gdy\ nic razy sto tysięcy nie potrafi być czymś.
Zresztą, nigdy nie śpimy tak głęboko, aby nie doznawać jakichś słabych bodaj i
niewyraznych wra\eń. l nie obudziłby nigdy nikogo największy na świecie hałas, gdyby
nie był jakoś spostrze\ony jego nieznaczny początek, tak jak największym wysiłkiem nie
mo\na by nigdy rozerwać sznura, gdyby nie był naprę\ony i rozciągnięty trochę przez
mniejsze wysiłki, mimo \e to małe napięcie, które one powodują, nie daje się zauwa\yć.
Te małe spostrze\enia są więc o wiele bardziej skuteczne, ani\eli się przypuszcza. To
one właśnie kształtują to coś nieokreślonego, owe gusta, owe obrazy jakości
zmysłowych, jasne w zespole, ale niewyrazne w częściach; owe wra\enia, które
otaczające nas ciała wywierają na nas, a które zawierają nieskończoność; ów związek,
który zespala ka\dy byt z resztą wszechświata. Nawet mo\na powiedzieć, \e w
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 5 z 12
następstwie tych drobnych spostrze\eń terazniejszość pełna jest przyszłości i obcią\ana
przeszłością, \e wszystko współdziała (Ążąą ĄŹą - jak mówił Hipokrates) i \e w
najmniejszej substancji oczy tak przenikliwe, jak oczy Boga, mogłyby wyczytać cały ciąg
rzeczy wszechświata.
Quae sint, quae fuerint, quae mox futura trahantur.
[Te, które są, które były i które przyszłość przyniesie. Georg. IV,399]
Nadto te nieuświadomione spostrze\enia wyznaczają i utrzymują to\samość
indywiduum, dla którego charakterystyczne są zachowane przez nie ślady poprzednich
stanów tego indywiduum, zespolone z jego stanem obecnym. A mogą być poznawane
przez umysł wy\szy, nawet gdyby ich dane indywiduum nie odczuwało, tzn. gdyby nie
istniało ju\ w nim umyślne przypomnienie. One nawet dostarczają sposobu odszukania w
potrzebie przypomnienia przez okresowe przeobra\enia, które mogą kiedyś nastąpić. I
dlatego śmierć mo\e być tylko snem, a nawet nie mo\e pozostać snem, skoro
spostrze\enia jedynie przestają dostatecznie się odró\niać i sprowadzają się u istot
\ywych do stanu zamętu, który zawiesza wprawdzie apercepcje, ale nie mo\e trwać
wiecznie.
Przy pomocy nieuświadomionych spostrze\eń wyjaśniam równie\ tę wspaniałą, z góry
ustanowioną harmonię duszy i ciała, a nawet wszystkich monad, czyli substancji
prostych, która zastępuje nie dające się utrzymać wzajemne oddziaływanie jednych z
nich na drugie i która, zdaniem autora najpiękniejszego Słownika, rozsławia wielkość
boskich doskonałości ponad wszelkie dotychczasowe ich pojęcie. Nadto muszę jeszcze i
to dodać, \e właśnie te małe spostrze\enia determinują nas w wielu sytuacjach, choć się
o tym nie myśli, i \e to one wprowadzają w błąd prostaczków pozorami obojętności
równowagi, jakby nam było obojętne, czy np. skręcimy na prawo, czy na lewo. Nie muszę
te\ na tym miejscu - jak to zrobiłem w samej ksią\ce - zaznaczać, \e to one wywołują ów
niepokój, który ró\ni się od bólu tylko tak, jak to, co małe, ró\ni się od tego, co du\e, i
który mimo to często decyduje o naszym pragnieniu a nawet o naszej przyjemności,
dodając im jakby jakiejś ostrej przyprawy. Owe to właśnie nieuświadomione części
naszych spostrze\eń zmysłowych sprawiają, \e zachodzi związek między tymi
spostrze\eniami barw, gorąca i innych jakości zmysłowych a odpowiadającymi im
ruchami w ciałach. Tymczasem kartezjanie a z nimi i nasz autor - mimo \e jest tak
wnikliwy - pojmują spostrze\enia tych jakości jako coś dowolnego, tzn. jak gdyby Bóg
dawał je duszy podług swego upodobania, nie licząc się z \adnym istotnym stosunkiem
między spostrze\eniami a ich przedmiotami. Pogląd taki zdumiewa mnie i wydaje mi się
mało godny mądrości Stwórcy, który niczego nie czyni bez harmonii i bez racji.
Słowem, nieuświadomione spostrze\enia mają równie wielkie zastosowanie w nauce o
duchu [pneumatique] jak cząsteczki w fizyce i jest równie nierozsądne odrzucać jedne,
jak drugie, pod pretekstem, \e znajdują się poza zasięgiem naszych zmysłów. Nic się nie
dzieje od razu, i to jest jedno z moich wielkich i najlepiej sprawdzonych prawideł, \e
natura nigdy nie robi skoków. Nazywałem to prawem ciągłości, kiedy mówiłem o tym
kiedyś (w Nouvelles de la Republique des Lettres); a zastosowanie tego prawa jest
bardzo doniosłe w fizyce. Z niego wynika, \e zawsze przechodzi się od tego, co małe, do
tego, co du\e, i na odwrót, przez to, co pośrednie, zarówno w stopniach, jak częściach; i
\e nigdy ruch jakiś nie powstaje bezpośrednio ze spoczynku ani weń nie przechodzi
inaczej, jak za pośrednictwem słabszego ruchu, tak jak nigdy nie mo\na przebiec do
końca \adnej linii albo długości, zanim nie przebiegnie się linii mniejszej, chocia\
dotychczas ci, którzy formułowali prawa ruchu, nie zauwa\yli tego prawa wierząc, \e w
jednej chwili jakieś ciało mo\e być wprawione w ruch przeciwny poprzedniemu. Wszystko
to ka\e sądzić, \e spostrze\enia dostrzegalne wyłaniają się stopniowo z tych, które są
zbyt małe, aby móc je zauwa\yć. Sądzić inaczej, to znaczy słabo rozumieć niezmierną
subtelność rzeczy ogarniającą zawsze i wszędzie aktualną nieskończoność.
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 6 z 12
Zauwa\yłem równie\, \e dzięki niewyczuwalnym przemianom nie ma dwóch
przedmiotów indywidualnych doskonale jednakowych i \e muszą one ró\nić się czymś
więcej, ani\eli numero, co obala koncepcję niezapisanych tabliczek duszy, duszę bez
myśli, substancję bez działania, pró\nię w przestrzeni, atomy a nawet cząsteczki nie
podzielone aktualnie w materii, jednorodność całkowitą w jakiejś części czasu, miejsca
albo materii, doskonałe kule drugiego elementu powstałe z doskonałych sześcianów
pierwotnych i tysiąc innych fikcji filozofów. Biorą się te fikcje z ich niedokładnych pojęć,
których nie znosi natura rzeczy; dopuszczamy je wskutek naszej nieznajomości i zbyt
małej uwagi w zakresie tego, co nieuświadomione, ale nie powinniśmy ich tolerować,
chyba \e się je ograniczy do abstrakcji naszego umysłu protestującego, jakoby
zaprzeczał istnieniu tego, co usuwa na bok i o czym sądzi, \e nie musi być brane pod
uwagę w jakimś aktualnym rozwa\aniu. Inaczej, gdyby się na serio przyjmowało, \e
rzeczy, których się nie dostrzega, nie istnieją czy to w duszy, czy w ciele, chybiałoby się
zarówno w filozofii, jak w polityce, lekcewa\ąc  ą [to, co małe], niedostrzegalne
postępy; natomiast abstrakcja nie jest błędem, byle się tylko wiedziało, \e to, co się
ukryło, jest w niej. Tak posługują się nią matematycy, gdy mówią o idealnych liniach,
które nam przedstawiają, o ruchach jednostajnych i innych zjawiskach regularnych,
chocia\ materia (tj. mieszanina zjawisk otaczającej nas nieskończoności) zawsze
dopuszcza jakiś wyjątek. Tak się postępuje, aby porozró\niać rozwa\ania, aby
sprowadzić wyniki do racji, o ile to tylko jest dla nas mo\liwe, i aby przewidzieć niektóre
następstwa; bowiem im bardziej uwa\amy, aby niczego nie zaniedbać z rozwa\ań, które
mo\emy uporządkować, tym bardziej praktyka odpowiada teorii. Ale wyraznie pojąć całą
nieskończoność, wszystkie racje i wszystkie następstwa, to wyłączny przywilej
najwy\szego rozumu, któremu się nic nie wymyka. Jedyne, na co nas stać w odniesieniu
do rzeczy nieskończonych, to poznawać je niewyraznie, a wyraznie wiedzieć
przynajmniej, \e one są; w przeciwnym razie mamy fałszywe wyobra\enie o pięknie i
wielkości wszechświata. Nie moglibyśmy te\ mieć dobrej fizyki, która wyjaśnia naturę
rzeczy w ogóle, a tym mniej dobrej nauki o duchu, która zawiera poznanie Boga, dusz i
substancji prostych w ogóle.
To poznanie nieuświadomionych spostrze\eń słu\y tak\e do wyjaśnienia, dlaczego i w
jaki sposób dwie dusze ludzkie lub dwie rzeczy tego samego gatunku nie wychodzą
nigdy doskonale jednakowe z rąk Stwórcy i ka\da posiada zawsze pierwotne swoje
odniesienie do punktów widzenia, które im będą przysługiwały we wszechświecie. Ale to
wynika ju\ z tego, co zauwa\yłem w odniesieniu do dwóch indywiduów; mianowicie, \e
ró\nica między nimi jest zawsze więcej ni\ numeryczna. Jest jeszcze inny punkt
wnioskowania, w którym jestem zmuszony oddalać się nie tylko od poglądów naszego
autora, ale od większości autorów nowoczesnych; bowiem wierzę, zgodnie z większością
staro\ytnych, \e wszystkie duchy, wszystkie dusze, wszystkie proste substancje
stworzone są zawsze w jakimś ciele i \e nie ma \adnych dusz, które by były od niego
całkowicie oddzielone. Znam aprioryczne racje tego twierdzenia. Ale i to oka\e się
korzystne w tym dogmacie, \e rozwiązuje on wszelkie trudności filozoficzne dotyczące
stanu dusz, ich wieczystego zachowania, ich nieśmiertelności i ich działania, skoro
ró\nica jednego ich stanu od drugiego nie jest albo nie była nigdy czym innym jak
przejściem od tego, co bardziej - do tego, co mniej świadome, od tego, co doskonalsze -
do tego, co mniej doskonałe, albo na odwrót, co pozwala wyjaśniać ich stan przeszły lub
przyszły na równi z terazniejszym. Najmniejsza refleksja uświadamia nam, \e to jest
rozumne i \e przeskok z jednego stanu do drugiego, nieskończenie ró\nego, nie byłby
naturalny. Dziwi mnie, \e szkoły, bez racji opuszczając naturę, rozmyślnie chciały się
zagłębiać w bardzo wielkie trudności i dostarczać wolnomyślicielom materiału do
pozornych triumfów, podczas gdy wszystkie ich argumenty upadają od razu dzięki temu
właśnie wyjaśnieniu rzeczy, przy którym nie ma większej trudności w pojmowaniu trwania
dusz (albo raczej, podług mnie, istoty \ywej), ani\eli w pojmowaniu przeobra\enia się
poczwarki w motyla i zachowania myśli w śnie, do którego z tak boską trafnością
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 7 z 12
Chrystus przyrównał śmierć. Tote\ powiedziałem ju\, \e \aden sen nie mógłby trwać
wiecznie. A trwać będzie krócej albo prawie go nie będzie dla dusz rozumnych, na wieki
przeznaczonych do zachowania osobowości i pamięci danych im w Państwie Bo\ym po
to, aby były bardziej podatne na nagrody i kary. Dodam jeszcze, \e w ogóle \adne
uszkodzenie narządów widzialnych nie jest zdolne doprowadzić do całkowitego zamętu
w istocie \ywej; nie mo\e te\ zniszczyć wszystkich narządów ani pozbawić duszy całego
jej ciała organicznego i niezmazalnych resztek wszystkich poprzednich śladów. Ale
łatwość, z jaką porzucono starą naukę o ciałach subtelnych, przysługujących aniołom
(które pomieszano z cielesnością samych aniołów) oraz wprowadzenie rzekomych
inteligencji oddzielonych w stworzeniach (do czego przyczyniły się wielce te, które
poruszają niebiosami podług Arystotelesa), a wreszcie zle zrozumiany pogląd, \e nie
mo\na zachować dusz zwierząt bez popadania w metempsychozę, sprawiły, moim
zdaniem, \e pominięto naturalną interpretację zachowania duszy. To było przyczyną
licznych szkód, które poniosła religia naturalna, i kazało niektórym wierzyć, \e
nieśmiertelność nasza jest wyłącznie łaską cudowną Boga, o której na dobitek sławny
nasz autor wyra\a się z pewnym powątpiewaniem, o czym niebawem będzie mowa. Ale
nale\ałoby sobie \yczyć, aby wszyscy, którzy podzielają ten pogląd, mówili o nim tak
rozumnie i z taką dobrą wiarą jak on, gdy\ mo\na \ywić obawę, \e niektórzy mówiąc o
nieśmiertelności z łaski, chcą tylko przez to zachować pozory, a w gruncie rzeczy zbli\ają
się do tych awerroistów i niektórych niewydarzonych kwietystów, którzy wyobra\ają
sobie, \e dusza zlewa się z oceanem boskości i w nim się roztapia - pogląd, którego
niemo\liwość wykazuje chyba tylko mój system.
Wydaje się tak\e, \e się ró\nimy jeszcze w poglądach na materię, skoro nasz autor
uwa\a pró\nię za konieczny warunek ruchu, poniewa\ przyjmuje, \e cząstki materii są
sztywne. Przyznaję, \e gdyby materia składała się z takich części, ruch bez pró\ni nie
byłby mo\liwy, tak jak w zapełnionym pewną ilością kamyczków pokoju, w którym nie
byłoby \adnego pustego miejsca. Ale trudno zgodzić się na to przypuszczenie, za którym
nie wydaje się te\ przemawiać \adna racja, chocia\ bystry ten autor posuwa się a\ do
przekonania, \e sztywność albo spoistość cząstek tworzy istotę ciała. Nale\y raczej
pojąć przestrzeń jako wypełnioną jakąś materią pierwotnie płynną, podległą wszelkim
podziałom i skazaną nawet aktualnie na podziały i poddziały, idące w nieskończoność. Z
tą jednak ró\nicą, \e jest podzielna i podzielona nierówno w ró\nych miejscach, z
powodu ruchów mniej lub bardziej ju\ tam współdziałających. To sprawia, \e posiada
ona wszędzie pewien stopień sztywności a zarazem płynności i \e nie istnieje \adne
ciało doskonale twarde lub płynne, tzn. \e się w niej nie znajduje nigdy atom o
nieprzezwycię\alnej twardości ani \adna masa całkowicie niedostępna podziałowi. Tak\e
porządek natury, a w szczególności zasada ciągłości, obala całkowicie i jedno, i drugie.
Wykazałem równie\, \e spoistość, która by sama nie była skutkiem impulsu albo ruchu,
powodowałaby dosłownie przyciąganie. Bo gdyby istniało ciało z natury sztywne, np.
atom Epikura, mający jedną część wysuniętą w kształcie haczyka (skoro mo\na sobie
wyobra\ać atomy w kształtach wszelkiego rodzaju), wówczas ten haczyk, pchnięty,
pociągałby za sobą resztę tego atomu, to znaczy część nie popychaną i nie wchodzącą
w pole impulsu. Jednak\e nasz bystry autor sam jest przeciwnikiem owych przyciągań
filozoficznych, takich, jakie przypisywano kiedyś obawie przed pró\nią; i sprowadza je do
impulsów, utrzymując zgodnie z nowoczesnymi uczonymi, \e \adna cząstka materii nie
działa bezpośrednio na drugą inaczej, jak popychając ją z bliska, w czym - jak sądzę -
mają oni słuszność, gdy\ inaczej cała ta operacja staje się całkowicie niezrozumiała.
Nie wolno mi jednak ukrywać, \e zauwa\yłem w tej sprawie coś w rodzaju retraktacji ze
strony naszego znakomitego autora i nie mogę się powstrzymać od pochwały jego w
pełni skromnej szczerości, tak jak w innych okolicznościach podziwiałem jego wnikliwy
geniusz. To właśnie w odpowiedzi na drugi list nie \yjącego ju\ biskupa z Worcester,
ogłoszonej drukiem w roku 1699, str. 408, chcąc usprawiedliwić pogląd, który
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 8 z 12
podtrzymywał przeciw temu uczonemu prałatowi, mianowicie, \e materia mogłaby
myśleć, mówi on m. in.: "Przyznaję, \e powiedziałem (w ks. II Rozwa\ań dotyczących
rozumu ludzkiego, rozdz. 8, ż 11) - i\ ciało działa za pomocą impulsu, a nie w inny jakiś
sposób. Takie te\ było moje przekonanie, gdy to pisałem, a i teraz nie umiałbym pojąć
innego sposobu działania. Ale pózniej przekonała mnie niezrównana ksią\ka wytrawnego
Newtona, \e zbyt wiele zarozumiałości kryje się w chęci ograniczania mocy bo\ej za
pomocą naszych ciasnych pojęć. Cią\enie materii ku materii po drogach dla mnie
niepojętych nie tylko dowodzi, \e Bóg mo\e dowolnie wkładać w ciała mo\ności i
sposoby działania, które przewy\szają to, co mo\e wynikać z naszej idei ciała, albo
znalezć wyjaśnienie w tym, co wiemy o materii; ale jest to nadto niezaprzeczalny
argument przemawiający za tym, \e to faktycznie uczynił. Dlatego postaram się w
następnym wydaniu mojej ksią\ki sprostować ten ustęp." Widzę, \e w przekładzie
francuskim tej ksią\ki, dokonanym zapewne na podstawie ostatnich wydań,
zamieszczono w ż 11, co następuje: "Jest rzeczą widoczną, przynajmniej o tyle, o ile
mo\emy to zrozumieć, \e ciała oddziałują jedne na drugie przez impuls, a nie w inny
sposób, gdy\ niemo\liwością jest dla nas pojąć, aby ciało mogło oddziaływać na coś,
czego nie dotyka, co wychodzi na jedno z przedstawieniem sobie, \e mo\e ono działać
tam, gdzie go nie ma".
Mógłbym tylko pochwalić tę skromną bogobojność naszego sławnego autora, który
uznaje, \e Bóg mo\e uczynić coś, co przekracza naszą mo\ność rozumienia, i \e w ten
sposób mogą istnieć niepojęte tajemnice w artykułach wiary; ale nie chciałbym, aby
trzeba było uciekać się do cudów w zwyczajnym biegu przyrody i przyjmować mo\ności i
działania całkiem niewytłumaczalne. Inaczej na rachunek tego, co Bóg mo\e uczynić,
pozostawiałoby się zbyt wiele swobody marnym filozofom. Jeśli zaś będzie się
przyjmować owe siły dośrodkowe i bezpośrednie przyciąganie z odległości, nie mogąc
uczynić ich zrozumiałymi, wówczas nie widzę, co powstrzymałoby naszych scholastyków
od mówienia, \e wszystko dzieje się po prostu dzięki zdolnościom, i od przyjmowania ich
intencjonalnych form, które od przedmiotów kierują się ku nam i znajdują sposób
przedostawania się a\ do naszej duszy. Jak dobrze pójdzie, to:
Omnia iam fient, fieri quae posse negabam.
[Wszystko się będzie działo, czemu przeczyłem, i\ stawać się mo\e. Ovid.,
Trist. VIII,7.]
Dlatego wydaje mi się, \e nasz autor - mimo \e tak wytrawny - przerzuca się tu zanadto z
jednej ostateczności w drugą. Wynajduje trudności w odniesieniu do czynności duszy,
jeśli idzie tylko o przyjęcie tego, co nie jest dostrzegalne, a tu przypisuje ciałom coś, co
nawet nie jest zrozumiałe, mianowicie przyznając im mo\ności i działania, które - moim
zdaniem - przewy\szają wszystko, co mógłby zrobić i pojąć umysł stworzony, skoro im
przyznaje przyciąganie nawet z dalekiej odległości, bez ograniczenia do \adnej sfery
oddziaływania; a wszystko to, aby podtrzymywać pogląd, niemniej niewytłumaczalny,
mianowicie ten, \e materia w porządku przyrodzonym mo\e myśleć.
Zagadnienie, które porusza w związku z atakami słynnego prałata, jest to: Czy materia
mo\e myśleć? A poniewa\ jest to wa\ny punkt nawet dla niniejszej pracy, muszę się nim
zająć pokrótce i zaznajomić się z ich sporem. Przedstawię to, co istotne w tej sprawie, i
pozwolę sobie powiedzieć, co o tym sądzę. Nie \yjący ju\ biskup z Worcester
podejrzewając (moim zdaniem bez wa\nego powodu), \e nauka naszego autora o
ideach mo\e się stać okazją do pewnych nadu\yć szkodliwych dla wiary chrześcijańskiej,
zabrał się do zbadania niektórych jej ustępów w Apologii nauki o Trójcy i oddawszy
sprawiedliwość temu świetnemu pisarzowi przez przyznanie, \e uwa\a on istnienie
umysłu za równie pewne jak istnienie ciała, chocia\ obydwie te substancje są jednakowo
mało znane, zapytuje (str. 241 i inn.), w jaki sposób refleksja upewnić nas mo\e o
istnieniu umysłu, je\eli Bóg - zdaniem naszego autora (ks. IV, rozdz. 3) - mo\e dać
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 9 z 12
materii zdolność myślenia. Gdyby tak było, wówczas metoda idei, która ma słu\yć
dyskusji na temat, co mo\e przysługiwać duszy a co ciału, stałaby się bezu\yteczna,
wbrew temu, co było powiedziane w księdze II Rozwa\ań dotyczących rozumu (rozdz.
23, ż 15, 27, 28), mianowicie, \e czynności duszy dostarczają nam idei umysłu i \e
rozum wraz z wolą czyni nam tę ideę tak zrozumiałą, jak stałość i impuls czynią nam
zrozumiałą naturę ciała. Oto, jak na to odpowiada nasz autor w pierwszym swoim liście
(str. 65 i inn.): "Sądzę, \e udowodniłem istnienie w nas substancji duchowej, skoro
doświadczamy w sobie myślenia; otó\ ta czynność albo ta modyfikacja nie mogą być
przedmiotem idei czegoś istniejącego autonomicznie; a w konsekwencji modyfikacja ta
domaga się jakiegoś podło\a albo podmiotu inherencji, a idea tego podło\a tworzy to, co
nazywamy substancją ... bo ogólna idea substancji jest wszędzie ta sama; wynika stąd,
\e gdy się do niej dołączy modyfikacja zwana myśleniem albo mo\nością myślenia, to
powstaje umysł. I nie ma potrzeby rozpatrywać, jaka mu jeszcze przysługuje modyfikacja,
tzn. czy przysługuje mu stałość, czy nie przysługuje. Z drugiej zaś strony substancja,
której modyfikacją jest to, co nazywa się stałością, będzie materią bez względu na to czy
się myślenie do niej dołączy, czy nie dołączy. Ale jeśli przez duchową substancję
rozumie Pan substancję niematerialną, przyznaję, \e nie dowiodłem jej istnienia w nas i
\e nie mo\na dowieść jej dedukcyjnie wychodząc z moich zało\eń. Niemniej to, co
powiedziałem o układach materii (ks. IV, rozdz. 10, ż 16) dowodząc, \e Bóg jest
niematerialny, czyni w najwy\szym stopniu prawdopodobnym, \e substancja, która w nas
myśli, jest niematerialna ... Jednak\e pokazałem (dodaje autor na str. 68), \e sama
nieśmiertelność duszy, bez zakładania jej niematerialności, daje gwarancję wielkim
celom religii i moralności".
Uczony biskup w odpowiedzi na ten list, chcąc pokazać, \e nasz autor był innego zdania,
gdy pisał drugą księgę swych Rozwa\ań, przytacza z niej na str. 51 ten ustęp
(zaczerpnięty z tej księgi, rozdz. 23, ż 15), gdzie jest powiedziane, "\e za pomocą idei
prostych, wyprowadzonych z czynności naszego umysłu, mo\emy utworzyć ideę zło\oną
jakiegoś umysłu i \e łącząc idee myślenia, spostrzegania, wolności i mo\ności
poruszania naszym ciałem, otrzymujemy pojęcie substancji niematerialnych nie mniej
jasne jak materialnych". Przytacza jeszcze inne ustępy, aby pokazać, \e autor
przeciwstawiał umysł ciału, i mówi (na str. 54), \e lepszą gwarancją celu religii i
moralności jest dowód, \e dusza z natury jest nieśmiertelna, tzn. niematerialna.
Przytacza jeszcze to miejsce (na str. 70), \e wszystkie nasze idee poszczególnych i
wyró\nionych gatunków substancji nie są niczym innym, jak ró\nymi kombinacjami idei
prostych. I w ten sposób - zdaniem jego - autor sądził, \e idee myślenia i chcenia
przedstawiają inną substancję, ró\ną od tej, którą przedstawia idea stałości i impulsu; i
\e (ż 17) wedle niego te właśnie idee konstytuują ciało przeciwstawione umysłowi.
Biskup z Worcester mógł dodać, \e stąd, i\ ogólna idea substancji wchodzi w skład
zarówno ciała, jak i umysłu, nie wynika, jakoby zachodzące między nimi ró\nice były
modyfikacjami tej samej rzeczy, jak to właśnie powiedział nasz autor w miejscu, które
przytoczyłem z jego pierwszego listu. Trzeba wyraznie odró\niać modyfikacje i atrybuty.
Zdolności spostrzegania i działania, rozciągłość, stałość są atrybutami albo orzeczeniami
wiecznymi i zasadniczymi; natomiast myślenie, gwałtowność, kształty, ruchy są
modyfikacjami tych atrybutów. Nadto rozró\niać nale\y między rodzajem fizycznym albo
raczej realnym, a rodzajem logicznym lub idealnym. Rzeczy, które są tego samego
rodzaju fizycznego albo które są jednorodne, są - jeśli mo\na się tak wyrazić - z jednej
materii i mogą często przeobra\ać się jedna w drugą przez zmianę modyfikacji, jak koła i
kwadraty. Ale dwie rzeczy ró\norodne mogą mieć wspólny rodzaj logiczny, a wówczas
zachodzące między nimi ró\nice nie są prostymi przypadkowymi modyfikacjami tego
samego podmiotu lub tej samej materii metafizycznej albo fizycznej. W ten sposób czas i
przestrzeń są rzeczami wybitnie ró\norodnymi i byłoby błędem wyobra\ać sobie jakiś,
nie wiadomo jaki, wspólny realny podmiot, któremu przysługiwałaby tylko wielkość ciągła
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 10 z 12
w ogóle i którego modyfikacje byłyby podstawą czasu i przestrzeni. Jednakowo\
wspólnym ich rodzajem logicznym jest wielkość ciągła. Mo\e ktoś będzie się śmiał z tego
odró\niania filozoficznego dwóch rodzajów: jednego logicznego tylko, drugiego realnego
ponadto, i z dwóch materii: jednej fizycznej, która jest materią ciał, drugiej metafizycznej
tylko albo ogólnej; to tak jak gdyby ktoś mówił, \e dwie części przestrzeni mają tę samą
materię albo \e dwie godziny są obie równie\ tej samej materii. Jednakowo\ te
odró\nienia nie są tylko słowne, ale dotyczą samych rzeczy i wydają się być szczególnie
na miejscu tutaj, gdzie ich pomieszanie stało się zródłem fałszywego wniosku. Te dwa
rodzaje podpadają pod wspólne pojęcie, a pojęcie realnego rodzaju jest wspólne obu
materiom. W ten sposób ich rodowód tak się przedstawia:
tylko logiczny, zmieniający się stosownie do ró\nic prostych
tylko metafizyczną tam, gdzie występuje
Rodzaj jednorodność
realny, którego ró\nice są modyfikacjami,
czyli materią
fizyczną, gdzie występuje masa jednorodna,
stała
Nie widziałem drugiego listu autora do biskupa. W odpowiedzi na ten list prałat nie
porusza wcale zagadnienia myślenia materii. Ale replika naszego autora na tę drugą
odpowiedz do niego powraca. "Bóg - (tak się mniej więcej wyra\a na str. 397) - dołącza
do istoty materii jakości i doskonałości, jakie Mu się podoba: prosty ruch w niektórych
częściach, ale w roślinach wegetatywność, a w zwierzętach czucie. Ci, którzy dotąd
zgadzają się, protestują głośnio, skoro tylko zrobi się krok dalszy i powie, \e Bóg mo\e
dać materii myślenie, rozum, wolę - jak gdyby to niszczyło istotę materii. Ale w
dowodzeniu swoim powołują się na to, \e myślenie lub rozum nie są zawarte w istocie
materii; to nie jest \adną przeszkodą, skoro ruch i \ycie tak samo w niej nie są zawarte.
Powołują się i na to, \e myślenie materii jest czymś niepojmowalnym. Ale nasze pojęcie
nie jest miarą mocy bo\ej. Po czym cytuje przykład przyciągania materii na str. 99, a
zwłaszcza na str. 408, gdzie mówi o przypisywanej Newtonowi grawitacji materii ku
materii w słowach, które przytoczyłem powy\ej, wyznając, \e nigdy nie mo\na pojąć, jak
się to dzieje. Faktycznie jest to nawrót do jakości ukrytych albo, co więcej,
niewytłumaczalnych. Dodaje (na str. 401), \e niczym bardziej nie popiera się sceptyków,
jak przecząc temu, czego się nie pojmuje; a na str. 402, \e niepojęte jest nawet to, jak
dusza myśli. Skoro obie substancje: materialna i niematerialna, mogą być pojęte w nagiej
swojej istocie bez \adnego działania, chce się (na str. 403), by od Boga zale\ało
udzielenie, jednej i drugiej, mo\ności myślenia; i chce się wygrywać wyznanie
przeciwnika, który przyznał zwierzętom wra\liwość, ale nie byłby im przyznawał jakiejś
niematerialnej substancji. Utrzymuje się, \e wolność, samowiedza (str. 408) i mo\ność
tworzenia abstrakcji (str. 409) mogą być dane materii nie jako takiej, ale materii
wzbogaconej przez jakąś boską siłę. Wreszcie przytacza (na str. 434) - uwagę tak
powa\nego i bystrego podró\nika, jakim jest pan de la LoubŁre, \e poganie na
wschodzie mają pojęcie nieśmiertelności duszy, nie mogąc zrozumieć jej
niematerialności.
Na to wszystko zauwa\ę, zanim przystąpię do wyłuszczenia swego poglądu, \e jest
rzeczą pewną, i\ materia jest równie mało zdolna do mechanicznego produkowania
wra\liwości, jak - z czym nasz autor się zgadza - rozumu; \e wprawdzie uznaję za
nieuprawnione zaprzeczanie temu, czego się nie rozumie, ale dodaję, \e ma się prawo
(przynajmniej w porządku naturalnym rzeczy) przeczyć temu, co bezwzględnie jest
niezrozumiałe i niewytłumaczalne. Utrzymuję równie\, \e substancji (materialnych i
niematerialnych) w ich nagiej istocie nie mo\na pojąć jako pozbawionych działania, \e
działanie nale\y do istoty substancji w ogóle; i wreszcie, \e pojmowanie właściwe
stworzeniom nie jest miarą mocy bo\ej, ale \e ich zdolność lub siła pojmowania jest
miarą mocy naturalnej, skoro wszystko, co jest zgodne z porządkiem naturalnym, mo\e
być pojęte lub zrozumiane przez jakąś istotę stworzoną.
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 11 z 12
Ci, którzy zrozumieją mój system, osądzą, \e nie mógłbym się zgodzić we wszystkim z
jednym lub z drugim z tych dwóch znakomitych autorów, których polemika jest jednak
wielce pouczająca. Ale, abym mógł wyraznie wytłumaczyć moją myśl, trzeba wziąć pod
uwagę przede wszystkim to, \e modyfikacje, którym mo\e podlegać w sposób naturalny,
czyli bez cudu, ten sam podmiot, muszą pochodzić z ograniczeń lub zmian jakiegoś
realnego rodzaju albo natury pierwotnej, stałej i bezwzględnej. Bo tak właśnie odró\nia
się u filozofów modyfikacje absolutnego bytu od niego samego, wiedząc, \e wielkość,
kształt i ruch są oczywistymi ograniczeniami i zmianami natury cielesnej. Jest rzeczą
jasną, w jaki sposób rozciągłość ograniczona daje kształty i \e zmiana, która w niej
zachodzi, nie jest niczym innym tylko ruchem. I zawsze, ilekroć napotyka się jakąś jakość
w podmiocie, trzeba wierzyć, \e gdyby się rozumiało naturę tego podmiotu i tej jakości,
rozumiałoby się tak\e, w jaki sposób jakość ta mo\e z niej wynikać. Tak więc w porządku
natury (wyjąwszy cuda) nie jest pozostawione woli Boga, by udzieliła substancjom
obojętnie takich, czy innych jakości. I nie da im nigdy innych jak tylko te, które są dla nich
naturalne, tzn. mogą wynikać z ich natury jako zrozumiałe modyfikacje. Tak więc mo\na
sądzić, \e materii z natury nie przysługuje przyciąganie, wspomniane powy\ej, i \e sama
przez się nie będzie się poruszać po linii krzywej, poniewa\ nie mo\na pojąć, jak się to
dzieje, tzn. nie mo\na tego wytłumaczyć mechanistycznie; gdy tymczasem to, co jest
naturalne, winno móc stać się wyraznie pojmowalnym, gdyby się było dopuszczonym do
tajemnic bytu. To odró\nienie tego, co naturalne i wytłumaczalne, i tego, co
niewytłumaczalne i cudowne, usuwa wszelkie trudności. Odrzucając je, utrzymywałoby
się rzecz gorszą, ani\eli jakości ukryte, i rezygnowałoby snę przez to z filozofii i z
rozumu, udzielając azylu nieuctwu i lenistwu przez tępy system, który nie tylko przyjmuje,
\e istnieją w nadmiernej liczbie jakości, których nie rozumiemy, ale nadto, ze istnieją
takie, których nie mógłby pojąć najtę\szy umysł wyposa\ony przez Boga w wszelkie
mo\liwe środki, tzn. jakości, które albo byłyby cudowne, albo bez składu i ładu. I to nawet
byłoby bez składu i ładu, \eby Bóg czynił cuda co dzień. Tak więc ta pró\niacza hipoteza
obaliłaby zarówno naszą filozofię poszukującą racji, jak i Bo\ą mądrość, która ich
dostarcza.
A teraz w sprawie myślenia: jest rzeczą pewną i autor niejeden raz to stwierdza, \e nie
mo\e być ono zrozumiałą modyfikacją materii, tzn., \e istota czująca i myśląca nie jest
mechanizmem w rodzaju zegarka czy młyna w tym sensie, \e mo\na by pojąć wielkości,
kształty i ruchy, których mechaniczne powiązanie mogłoby wyprodukować coś
myślącego, a nawet czującego w tworzywie, w którym nie było nic takiego, co by równie\
przestało istnieć przez zepsucie tej maszyny. Nie jest więc czucie i myślenie czymś
przyrodzonym materii i one nie mogą się jej przydarzyć inaczej, jak na dwa sposoby.
Jeden na tym będzie polegał, \e Bóg dołączy do niej substancję z natury myślącą, drugi,
\e Bóg cudem napełni ją myśleniem. W tej mierze jestem całkowicie po stronie kartezjan
z tą ró\nicą, \e rozciągam ich pogląd tak\e na zwierzęta i wierzę, \e one czują i mają
dusze niematerialne (mówiąc ściśle) i równie mało zniszczalne jak atomy u Demokryta
czy u Gassendiego, gdy tymczasem kartezjanie, skłopotani bez powodu, gdy idzie o
dusze zwierząt, i nie wiedząc, co z nami począć, jeśli one trwają (poniewa\ nie odwa\yli
się przyjąć trwania zwierzęcia w postaci zredukowanej), byli zmuszeni wbrew wszelkim
pozorom i wbrew powszechnemu wśród ludzi mniemaniu odmówić zwierzętom nawet
czucia. Ale gdyby ktoś utrzymywał, \e Bóg mo\e co najmniej dołączyć zdolność myślenia
do przygotowanej maszyny, odpowiedziałbym, \e gdyby się to działo i gdyby Bóg
dołączał tę zdolność do materii, nie wlewając w nią równocześnie substancji, która by
była podmiotem inherencji tej właśnie zdolności (jak ja to pojmuję), tzn. nie dodając jej
duszy niematerialnej, wówczas trzeba by, \eby materia została w jakiś cudowny sposób
uduchowiona, by mogła otrzymać mo\ność, do której z natury nie jest zdolna. Niektórzy
scholastycy utrzymywali coś zbli\onego, mianowicie, \e Bóg do tego stopnia
spirytualizuje ogień, i\ staje się on zdolny palić bezpośrednio dusze oddzielone od ciał,
co byłoby po prostu cudem. To wystarczy, aby nie móc utrzymywać, \e materia myśli,
2009-10-20
Bez tytułu 1 Strona 12 z 12
jeśli się jej nie przypisze niezniszczalnej duszy albo nie zało\y cudu. A w ten sposób
niematerialność naszych dusz wynika z tego, co naturalne, poniewa\ utrzymując, \e
dusze giną, trzeba się odwołać wyłącznie do cudu, ju\ to uduchowiając materię, ju\ to
unicestwiając duszę. Wierny bowiem dobrze, \e Bóg swoją mocą mógłby uczynić dusze
nasze śmiertelnymi niezale\nie od ich niematerialności (albo nieśmiertelności
przyrodzonej), jaka by im mogła przysługiwać, poniewa\ mo\e je unicestwić.
Otó\ ta prawda o niematerialności duszy niewątpliwie nie jest bez konsekwencji. Jest
bowiem nieskończenie korzystniej dla religii i dla moralności, zwłaszcza w czasach, w
których \yjemy, wykazać, \e dusze są nieśmiertelne z natury i \e to byłby cud, gdyby
takimi nie były, ani\eli utrzymywać, \e z natury dusze nasze powinny umrzeć i \e tylko
dzięki cudownej łasce, opartej wyłącznie na obietnicy Boga, nie umierają. Tote\ od
dawna uchodzą za podejrzanych, i nie zawsze bez racji, ci, którzy chcieli zniszczyć
religię naturalną i wszystko sprowadzić do objawionej, jak gdyby rozum w tym zakresie
niczego nas nie uczył. Ale nasz autor do nich nie nale\y. Zachowuje dowód istnienia
Boga i przypisuje niematerialności duszy prawdopodobieństwo najwy\szego stopnia,
które w konsekwencji mo\e uchodzić za moralną pewność. Dlatego sądzę, \e mając
tyle\ szczerości co przenikliwości, mógłby uznać teorię, którą właśnie wyło\yłem i która
jest podstawą dla wszelkiej rozsądnej filozofii. Inaczej nie wiem, jak mo\na by się ustrzec
przed tym, by nie popaść w filozofię bądz to fanatyczną, jak filozofia moj\eszowa de
Fludda, który zachowuje wszystkie zjawiska, przypisując je Bogu bezpośrednio i jako
wynik cudów, bądz to barbarzyńską, jak nauka niektórych dawniejszych filozofów i
lekarzy, która przejawia jeszcze barbarzyństwo swej epoki i dziś jest w słusznej
pogardzie. Chcąc ocalić pozory, fabrykowano umyślnie ukryte jakości albo zdolności,
które wyobra\ano sobie w postaci małych demonów albo chochlików, mogących bez
ceremonii robić wszystko, czego się za\ąda, jak gdyby zegarki kieszonkowe wskazywały
godziny dzięki pewnej zdolności chronometrycznej, obywając się bez kółek, albo jak
gdyby młyny męłły ziarno dzięki zdolności mia\d\ącej, obywając się bez czegokolwiek,
co by przypominało kamienie młyńskie. Co się zaś tyczy trudności, którą mają pewne
ludy w pojmowaniu substancji niematerialnej, łatwo ją usunąć (co najmniej w znacznej
mierze), gdy się nie będzie posługiwało substancjami oddzielonymi od materii - których -
jak faktycznie sądzę - nie ma nigdy z natury wśród istot stworzonych.
2009-10-20


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
J LOCKE ROZWAŻANIA DOTYCZĄCE ROZUMU LUDZKIEGO
Nowe przepisy dotyczące przeglądów Opony nie starsze niż 6 lat! Motoryzacja w INTERIA
Celem ludzkiego życia jest szczęście rozważania o s~BCE
Genius nowe głośniki dla komputerowych melomanów
Praca mag Interaktywny system regułowej analizy danych marketingowych dotyczących satysfakcji klie
Samoswiadomosc i unikalnosc osob ludzkich
WYMAGANIA BHP DOTYCZACE OBIEKTOW BUDOWLANYCH I TERENU ZAKLADU czesc II drogi

więcej podobnych podstron