Ten Mężczyzna
Tom 4
Jego Pocałunki
J ODI ELLEN MAL PA S s e r i a T e n M ę ż c z y z n a
Tom 1 T e n M ę ż c z y z n a
Tom 2 J e g o K ł a ms t w a
Tom 3 J e g o N a mi ę t n o ś ć
Tom 4 J e g o P o c a ł u n k i
Tom 5 J e g o W y z n a n i a
Tom 6 J e g o P r a w d a
Rozdział 1
John otwiera przede mną drzwi Rezydencji i uśmiecha się lekko, żeby dodać
mi otuchy.
Uspokoił się? pytam. Mijamy bar i przechodzimy przez ogród zimowy.
Siedzący na sofach goście popijają drinki i rozmawiają, zapewne dyskutują o
tym, co ich czeka wieczorem. Czuję na sobie ciekawskie spojrzenia. Cała się
spinam.
A niech to, dziewczyno, zalazłaś sukinsynowi za skórę śmieje się John,
demonstrując złoty ząb.
Wzdycham, przyznając mu rację.
Mój mężczyzna bywa trudny.
John spogląda na mnie z uśmiechem.
Trudny? Ciekawe określenie. Ja mówię, że jest upierdliwy. Ale podziwiam
jego determinację.
Determinację? Marszczę brwi. Determinację, żeby utrudnić mi życie?
John zatrzymuje się przed gabinetem Jessego.
Jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany, żeby żyć.
Co masz na myśli? Nie udaje mi się ukryć zmieszania. Nie dostrzegam
żadnej determinacji, żeby żyć. Widzę tylko determinację, żeby zestresować się
na śmierć. Ten facet ma skłonności autodestrukcyjne. Oddech więznie mi w
gardle. Jesse użył słowa samozniszczalny , kiedy zabrał mnie na przejażdżkę
motorem.
Uwierz mi, to dobrze. John spogląda na mnie z sympatią. Nie bądz dla
niego zbyt surowa.
Od jak dawna go znasz, John?
Wystarczająco długo, dziewczyno. Zostawię was teraz. Odwraca się i
odchodzi korytarzem.
Dziękuję, John mówię do jego pleców.
Nie ma za co, dziewczyno. Nie ma za co.
Stoję przed gabinetem Jessego z dłonią na klamce. Słowa Johna, choć
niejasne, wzbudziły moją ciekawość. Przez głowę przemykają mi myśli o
alkoholu, zabawianiu się, skórzanych strojach i bliznach. Naciskam klamkę i
ostrożnie wchodzę do środka. I nie podoba mi się to, co widzę.
Jesse siedzi w swoim wielkim fotelu zwrócony twarzą do Sarah, która
przysiadła na jego biurku. Czuję przypływ zaborczości, ale bardziej niepokoi
mnie stojąca na biurku Jessego butelka wódki. Mogę znieść kobiece zaloty, o
ile są niechciane. Wódka to zupełnie inna sprawa.
Oboje jednocześnie podnoszą wzrok, Sarah posyła mi nieszczery uśmiech.
Zaraz potem zauważam worek z lodem na dłoni Jessego. Miałam rację,
dopuszczając do siebie uczucie zazdrości. Wydają się być w zażyłych
stosunkach. Teraz nie mam już absolutnie żadnych wątpliwości, że tych dwoje
spało ze sobą. Sarah ma to wypisane na twarzy. Robi mi się niedobrze, ogarnia
mnie zazdrość i drapieżna zaborczość.
Spojrzenia moje i Jessego spotykają się. Wciąż ma na sobie te same
ciemnoszare spodnie, ale podwinął rękawy czarnej koszuli. Blond włosy ma
zmierzwione, ale mimo całego swojego uroku sprawia wrażenie wystraszonego
i skrępowanego. Nie winię go za to. Właśnie przyłapałam go z inną kobietą i
butelką tego świństwa w zasięgu ręki. Spełniły się moje najgorsze obawy. Jesse
powoli odwraca się w fotelu w moją stronę.
Piłeś? pytam stanowczo, choć czuję się niepewnie.
Jesse kręci głową.
Nie odpowiada cicho, ale nie wiem, czy z powodu tej kobiety, czy
wódki. Opuszcza lekko głowę i zapada krępująca cisza. Zaraz potem Sarah
kładzie dłoń na jego ramieniu, a ja mam ochotę przyskoczyć do biurka i
wytargać ją za kłaki. Jesse wzdryga się i zerka na mnie.
Za kogo ona się uważa, do cholery? Nie uwierzę, że próbuje być
przyjaciółką służącą mu wsparciem, nie jestem aż tak naiwna. Nagle jestem na
siebie wściekła, że pozwoliłam innej kobiecie zwłaszcza tej kobiecie go
pocieszać. To moje zadanie.
Możesz się odsunąć? Patrzę prosto na nią, więc nie ma żadnych
wątpliwości, do kogo się zwracam.
Podnosi na mnie wzrok, ale nie zabiera ręki z ramienia Jessego.
Słucham?
Słyszałaś. Rzucam jej nienawistne spojrzenie, a ona uśmiecha się kpiąco
pod nosem.
Jesse odsuwa się i jej dłoń opada na biurko. Biedak nerwowo wodzi
wzrokiem od Sarah do mnie. Nie odzywa się ani słowem, ale wtedy ta zdzira
nachyla się i całuje go w policzek, przywierając doń ustami znacznie dłużej, niż
to konieczne.
Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebował, kotku mówi idiotycznie
uwodzicielskim tonem.
Jesse sztywnieje od stóp do głów i spogląda na mnie z obawą. I słusznie,
kilka godzin temu to on zmieszał mnie z błotem z powodu klienta i byłego
chłopaka. Gdyby to mnie przyłapał w podobnej sytuacji, z Matta i Mikaela
zostałaby już tylko krwawa miazga.
Otwieram na oścież drzwi biura i wbijam wzrok w tę sztuczną blond zdzirę.
Żegnam, Sarah mówię tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Spogląda na mnie z pewną siebie miną, zsuwa się z biurka i wolnym
krokiem rusza w stronę wyjścia, ani na chwilę nie odrywając ode mnie wzroku.
Odprowadzam ją morderczym spojrzeniem aż do drzwi i gdy tylko jej
piętnastocentymetrowe platformy przekraczają próg, zatrzaskuję je za nią z
cichą nadzieją, że walnęłam ją w ten jej jędrny tyłek.
A teraz muszę się zająć moim trudnym mężczyzną. Gdy zobaczyłam go z
Sarah, jedno stało się dla mnie jasne. Jesse należy do mnie, koniec kropka.
Odwracam się w jego stronę. Nie ruszył się z fotela, butelka wódki wciąż stoi
na środku biurka. Przygryza dolną wargę, trybiki w jego głowie kręcą się jak
szalone. Wskazuję głową butelkę.
Co tu robi wódka?
Nie wiem. Na jego twarzy maluje się udręka, a mnie dobija to, że stoję
po przeciwnej stronie pokoju.
Masz ochotę się napić?
Nie kiedy ty tu jesteś odpowiada głośno i wyraznie.
Zostawiłeś mnie przypominam mu.
Wiem.
A gdybym nie przyszła? To kluczowe pytanie. Wciąż się nad tym
zastanawiam. Jesse zachowuje się tak, jak gdyby nie miał problemu z
alkoholem, a potem zastaję go w towarzystwie kobiety i butelki wódki, bo się
pokłóciliśmy. Nie mogę się tak zamartwiać za każdym razem, gdy się
posprzeczamy.
Nie miałem zamiaru pić. Odpycha butelkę.
Więc skąd się tu wzięła?
Wzrusza ramionami, jak gdyby nigdy nic. Doprowadza mnie tym do szału.
Moje obawy się potwierdziły, a on myśli, że zadowolę się jego mętnymi
wyjaśnieniami i wzruszeniem ramion?
Nie zamierzałem jej wypić, Avo powtarza lekko poirytowanym tonem.
Napijesz się, jeśli odejdę?
Spogląda mi w oczy, na jego przystojnej twarzy pojawia się panika.
Zostawisz mnie?
Musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań. Grożę mu, ale czuję, że nie
mam innego wyjścia. Musi wyjaśnić kilka spraw. Dlaczego Mikaela tak
interesuje nasz związek?
Zostawiła go żona odpowiada szybko Jesse.
Bo się z nią przespałeś.
Tak.
Kiedy?
Wiele miesięcy temu, Avo. Podnosi na mnie wzrok, z jego oczu bije
szczerość. To ona pojawiła się w Lusso. Mówię ci to, zanim znów zagrozisz,
że mnie zostawisz. W jego słowach słychać nutkę sarkazmu, ale puszczam to
mimo uszu.
Martwiła się o ciebie, prawda?
Zapewne, ale wciąż mnie pragnie.
Jakżeby inaczej. Zachowuję stoicki spokój.
Jesse kiwa głową.
Postawiłem sprawę jasno, Avo. Przespałem się z nią wiele miesięcy temu,
potem ona wróciła do Danii. Nie wiem, czemu teraz postanowiła się za mną
uganiać.
Wierzę mu, zresztą Mikael był zajęty swoim rozwodem, a takie sprawy
wymagają czasu. Musiało minąć dobre kilka miesięcy.
A więc Mikael chce mnie tobie odebrać, tak jak ty odebrałeś mu żonę.
Jesse chowa twarz w dłoniach.
Nie odebrałem mu jej, Avo. Sama od niego odeszła. Ale masz rację, chce
mi ciebie odebrać.
Przecież byliście w przyjacielskich stosunkach, kupiłeś apartament w
Lusso. Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.
Z jego strony to tylko pozory. Nie miał na mnie żadnego haka, bo na
niczym mi nie zależało. Ale teraz mam ciebie. Podnosi na mnie wzrok.
Teraz wie, jak mnie zranić.
Czuję pieczenie pod powiekami, jemu też szklą się oczy, a na twarzy
pojawia się smutek. Dłużej już nie wytrzymam tego oddalenia. Podchodzę do
fotela, a on rozpościera ramiona. Nie przejmując się spuchniętą ręką, siadam
mu na kolanach i pozwałam, by wziął mnie w objęcia i zawładnął moimi
zmysłami. Jego dotyk i zapach działają na mnie kojąco. Gdy tak pocieszamy się
i dodajemy sobie nawzajem otuchy, wszystkie dręczące nas problemy schodzą
na dalszy plan, liczymy się tylko my.
Umrę, kochając cię. Nie mogę pozwolić, żebyś poleciała do Szwecji.
Wzdycham.
Wiem.
Powinnaś była pozwolić mi przewiezć twoje rzeczy. Nie chciałem, żebyś
się z nim spotykała dodaje.
Znów mu ulegam, ale nie dbam o to.
Wiem. Matt wie o tobie.
Czuję, jak jego ciało sztywnieje pode mną.
Wie o mnie?
Powiedział mi, że jesteś alkoholikiem.
Jesse rozluznia się i wybucha śmiechem.
Ja jestem alkoholikiem?
Podnoszę na niego wzrok, zszokowana jego reakcją na tak krzywdzące
określenie.
To wcale nie jest zabawne. Skąd on o tym wie?
Avo, naprawdę nie mam pojęcia. Wzdycha. Poza tym jest zle
poinformowany, bo ja nie jestem alkoholikiem.
Tak, wiem ustępuję, choć jestem pewna, że jego problem z piciem
podchodzi pod alkoholizm. Jesse, co ja mam zrobić? Mikael jest ważnym
klientem. Nagle do głowy przychodzi mi bardzo nieprzyjemna myśl. Czy on
zatrudnił mnie przy projekcie Life Building tylko ze względu na ciebie?
Jesse się uśmiecha.
Nie, Avo. Nie wiedział o nas aż do wczoraj. Wynajął cię, bo jesteś
utalentowaną projektantką. Oszałamiająca uroda była twoim dodatkowym
atutem. A to, że się w tobie zakochałem, okazało się jeszcze większym.
Odsłoniłeś się mówię cicho. Gdybyś nie wparował na nasze spotkanie,
może nigdy nie skojarzyłby faktów.
Zadziałałem instynktownie, kiedy zobaczyłem twój kalendarz. Wzrusza
ramionami. Zresztą nawet gdyby nie wiedział, że jesteś moja, i tak
próbowałby cię uwieść. Już mówiłem, jest nieustępliwy.
Pamiętam, jak Jesse wybałuszył oczy i zaczął zgrzytać zębami, gdy zajrzał
do mojego kalendarza. Nie dlatego, że kupiłam nowy. Dlatego, że zobaczył w
nim imię Mikaela.
Skąd wiesz? Jest żonaty. To znaczy był.
Nigdy wcześniej nie stanowiło to dla niego przeszkody, Avo.
Mam w głowie totalny zamęt. Po tym odkryciu nie będę już mogła
pracować z Mikaelem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. O Boże, jestem z
nim umówiona na poniedziałek. Szykuje się niezła afera. Mam ochotę
nawrzeszczeć na Jessego, że nie umie utrzymać ptaka w spodniach. Przy-
pominam sobie paskudnego typka, którego John wyrzucił z Rezydencji w dniu,
w którym odkryłam, czym naprawdę jest. Wołał coś o zdradzanych mężach i
braku sumienia. Ile małżeństw rozbił Jesse? Ilu mężów dyszy żądzą zemsty?
Jesse obejmuje dłonią mój policzek, odrywając mnie od tych przykrych
myśli.
Jak się tu dostałaś?
Uśmiecham się szeroko.
Wymknęłam się mojemu strażnikowi.
Oczy Jessego skrzą się wesołością, w kącikach jego ust igra uśmiech.
Będę musiał go zwolnić. Jak ci się to udało?
Poważnieję na myśl o rachunku za szkody, który zostanie wystawiony
Jessemu.
Jesse, Clive ma sześćdziesiątkę na karku. Rozłączyłam mu system
telefoniczny, żeby nie mógł powiadomić cię o mojej ucieczce z tej twojej
niebosiężnej wieży.
Naszej wieży. Jak to rozłączyłaś ? Marszczy nieznacznie czoło.
Chowam twarz w jego torsie.
Wyrwałam kable.
Aha mówi beznamiętnie, ale wiem, że stara się powstrzymać śmiech.
Co to w ogóle za pomysł, kazałeś emerytowi zatrzymać mnie w budynku?
pytam oskarżycielsko. Nawet w szpilkach byłabym w stanie uciec Clive owi.
Jesse głaszcze mnie po włosach.
Nie chciałem, żebyś wyszła.
Więc trzeba było samemu nie wychodzić. Wyciągam mu koszulę ze
spodni i wsuwam pod nią dłonie, żeby móc się nacieszyć ciepłem jego torsu.
Ściska mnie mocniej, czuję pod palcami bicie jego serca. Dodaje mi to otuchy.
Byłem wściekły. Wzdycha. Doprowadzasz mnie do szału. Całuje
mnie w skroń i zanurza palce w moich włosach.
Jak twoja ręka?
Miałaby się lepiej, gdybym ciągle nią w coś nie walił odpowiada oschle.
Wyzwalam się z jego uścisku.
Pokaż. Prostuję się, a on wypuszcza mnie z objęć i podaje mi chorą rękę.
Delikatnie ujmuję ją w dłonie. Nie krzywi się, ale zerkam na niego spod oka,
żeby upewnić się, że go nie boli. Szklane drzwi windy rozsypały się na milion
kawałków i tego samego spodziewałabym się po jego dłoni.
Nic mi nie jest.
Rozwaliłeś drzwi windy mówię, gładząc jego pokiereszowaną pięść.
Byłem naprawdę wściekły.
Już to mówiłeś. A co z nalotem na moje biuro dziś po południu? Wtedy
też byłeś wściekły?
Tak. Mruży oczy, a potem się uśmiecha. Trochę tak jak ty przed
chwilą.
Ja nie byłam wściekła, Jesse. Spoglądam ze współczuciem na poranioną
dłoń. Podobne uczucia wzbudza we mnie ta żałosna kobieta, którą właśnie
wyprosiłam z gabinetu. Po prostu znaczyłam swój teren. Ona cię pragnie.
Równie dobrze mogłaby usiąść na tobie okrakiem i wepchnąć ci cycki w twarz.
Krzywię się z odrazą na myśl o jej desperacji. Gdy podnoszę wzrok, Jesse
obdarza mnie szerokim uśmiechem godnym hollywoodzkiej gwiazdy. Ten
uśmiech jest jeszcze bardziej promienny niż ten zarezerwowany wyłącznie dla
kobiet. Ten uśmiech jest zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Nie mogę
powstrzymać lekkiego uśmieszku.
Widzę, że jesteś z siebie bardzo zadowolony.
Jesse zabiera rękę, żebym przestała się nad nią roztkliwiać.
Bo jestem. Lubię, kiedy jesteś taka zaborcza i opiekuńcza. Mam wtedy
pewność, że jesteś we mnie szaleńczo zakochana.
Bo jestem, mimo twoich wybryków. I nie nazywaj Sarah kotkiem
drwię.
Trąca nosem mój nos i całuje mnie.
Dobrze.
Spałeś z nią. To nie jest pytanie, lecz stwierdzenie (aktu. Jesse cofa się,
w jego zielonych oczach dostrzegam czujność. Przewracam oczami. Seks bez
zobowiązań?
Spuszcza wzrok.
Tak. Nie podoba mu się obrót, jaki przybrała ta rozmowa.
Cholera, wiedziałam. W porządku. Jakoś to przeżyję, pod warunkiem że
będzie trzymał tę lafiryndę na dystans. Co może się okazać cholernie trudne,
skoro pracuje dla niego i łazi za nim jak zagubione szczenię.
Chcę powiedzieć tylko jedno. Muszę to wyjaśnić, jeśli kiedykolwiek w
przyszłości mam utrzymywać kontakty, społeczne i służbowe, z innymi
mężczyznami, chociaż zdaję sobie sprawę, że Jesse nigdy nie wyzbędzie się do
końca swojej zaborczości. Liczysz się tylko ty. Całuję go w usta, żeby
podkreślić wagę tego wyznania.
Liczę się tylko ja powtarza, odwzajemniając pocałunek.
Uśmiechem się szeroko.
Grzeczny chłopiec.
Odsuwa się i muska palcami mój kark, w jego oczach widzę satysfakcję.
Kocham cię, Avo.
Przyciskam policzek do jego ramienia.
Wiem.
Wez jutro wolne.
Nawet nie poinformowałam Patricka o moim popołudniowym spotkaniu z
panem Wardem, ale potrzebuję chwili oddechu, a propozycję przedłużonego
weekendu z Jessem trudno odrzucić. Nie mam żadnych umówionych spotkań i
jestem ze wszystkim na bieżąco. Patrick jest mi winien kilka dni wolnego. Nie
będzie miał nic przeciwko temu.
Odrywam się od Jessego.
Dobrze.
Marszczy brwi, jak gdyby obawiał się, że zaraz cofnę to, co powiedziałam,
albo postawię jakiś warunek.
Naprawdę? Oczy mu się skrzą, a kąciki ust drgają. Zachowujesz się
bardzo rozsądnie. To do ciebie niepodobne.
Robię wielkie oczy. Wiem, że wie, że to on zachowuje się nierozsądnie.
Droczy się ze mną. Nie daję się złapać.
Nie zwracam na ciebie uwagi mruczę.
Zaraz zaczniesz. Zabieram cię do naszej niebosiężnej wieży. Już zbyt
długo nie byłem w tobie. Wstaje z fotela. Idziemy? pyta, wyciągając do
mnie rękę. Czuję ściskanie w żołądku na myśl o tym, co czeka mnie w domu.
Mogłabym trochę powiosłować rzucam od niechcenia.
Jesse unosi brew.
Powiosłujemy innym razem, skarbie. Chcę się z tobą kochać mówi
miękko, spoglądając na mnie. Uśmiecham się.
Gdy prowadzi mnie przez ogród zimowy do wyjścia, ignoruję rozczarowane
miny napotkanych po drodze kobiet. Najwyrazniej wszystkie liczyły na to, że
wyjdziemy stąd osobno. Przy drzwiach spotykamy Johna, który obdarza mnie
swoim charakterystycznym uśmiechem.
Zobaczymy się jutro informuje go Jesse, otwierając mi drzwi.
W porządku. John klepie Jessego w ramię i odchodzi w kierunku baru.
Gdy się odwracam, dostrzegam kątem oka Sarah stojącą w drzwiach baru.
Wita się z Johnem, ale obserwuje mnie i Jessego. Nie sposób nie zauważyć
rozgoryczenia na jej silikonowej twarzy. Jestem pewna, że rano będzie miała
worki pod oczami.
Zostaw auto, jutro je odwieziemy mówi Jesse, otwierając mi drzwi
astona martina. Nie protestuję.
Jadąc długim podjazdem, mijamy porsche Sama zmierzające w stronę
Rezydencji. Prostuję się na siedzeniu.
Hej, tam jest Kate! wołam. Sam trąbi i pokazuje Jessemu uniesiony w
górę kciuk. Wyciągam za nimi szyję. Kate niechętnie unosi rękę w geście
powitania. Co ona tu robi? Zerkam na Jessego, który nie odrywa wzroku od
drogi. Dobry Boże! Należy do klubu, prawda? pytam oskarżycielskim
tonem.
Nie rozmawiam o członkach klubu. To poufne odpowiada z kamienną
twarzą.
A więc Kate należy do klubu!
Jesse wzrusza ramionami i wciska guzik otwierający bramę. A to spryciara!
Dlaczego nic mi nie powiedziała? Czy zapisała się ze względu na zamiłowanie
do perwersji, czy ze względu na Sama? Chryste, a już myślałam, że moja
płomiennowłosa przyjaciółka niczym mnie nie zaskoczy.
Jesse rusza szosą z rykiem silnika. Wciska kilka guzików na kierownicy i
otacza nas wyrazisty męski głos.
Kto to?
Jesse stuka palcami w kierownicę.
John Legend. Podoba ci się?
O tak. Wyciągam rękę, a Jesse zsuwa dłonie z kierownicy, żebym miała
dostęp do przycisków. Znajduję ten po prawej i podgłaśniam muzykę.
Uznam to za potwierdzenie. Uśmiecha się półgębkiem i kładzie mi rękę
na kolanie. Nakrywam ją dłonią.
Ręka w porządku?
W porządku. Wyluzuj, moja droga.
Muszę wysłać wiadomość Patrickowi.
Tak, zrób to. Jutro i przez cały weekend chcę cię mieć tylko dla siebie.
Zdejmuje rękę z mojego kolana i kładzie ją z powrotem na kierownicy.
Wysyłam krótki esemes Patrickowi i, tak jak się spodziewałam, od razu
dostaję odpowiedz. Mogę wziąć zasłużony dzień wolny. Doskonale. Trzy dni
niezakłóconego niczym pobytu w Siódmym Niebie Jessego.
Rozdział 2
Wchodzimy do Lusso, trzymając się za ręce. Clive rzuca mi spojrzenie pełne
dezaprobaty. Moja skruszona mina chyba nie robi na nim wrażenia.
Panie Ward mówi ostrożnie, nie odrywając ode mnie wzroku.
Clive Jesse wita go skinieniem głowy i bez wdawania się w pogawędki
prowadzi mnie do windy. Nie jestem zaskoczona, gdy zaraz po zamknięciu się
drzwi przyciska mnie do ściany, napierając całym ciałem. W podbrzuszu czuję
znajome, silne pulsowanie, krew zaczyna mi szybciej krążyć w żyłach. Jesse
wpycha mi nogę między uda i przesuwa nią po kroczu. Zaczynam dyszeć.
Zdenerwowałaś konsjerża szepcze, przysuwając usta do moich.
A niech to udaje mi się wydusić. Jesse rozgniata mi usta pocałunkiem,
jednocześnie napierając na mnie pulsującym członkiem. O Boże, pragnę zerwać
z niego ubranie, ale to z całą pewnością nie jest kochanie się , chociaż wcale
nie zamierzam się skarżyć.
Dlaczego nie masz na sobie sukienki? pyta z irytacją Jesse, raz po raz
wsuwając mi język do ust. Sama zadaję sobie to pytanie. Teraz byłaby już
zadarta na wysokość pasa, a on tkwiłby we mnie.
Nie mam ich aż tyle.
Jęczy mi w usta.
Jutro kupimy same sukienki. Wypycha biodra w górę, ocierając się o
moje krocze. Wzdycham z czystej, niekłamanej rozkoszy.
Jutro kupimy jedną sukienkę. Sięgam ręką w dół i rozpinam mu pasek.
Jesse przerywa pocałunek i pociera spoconym czołem o moje, oczy błyszczą
mu na znak aprobaty, wargi ma rozchylone. Pocieram grzbietem dłoni jego
spodnie i czuję, jak jego członek drga pod moim dotykiem. Przesuwam
językiem po jego dolnej wardze. Potem rozpinam rozporek i wyjmuję sztywny
członek, łapię go mocno u nasady i ściskam lekko. Jesse zaciska powieki.
Wez go do ust rozkazuje łagodnie.
Drzwi windy otwierają się na hol penthouse u. Czuję niewysłowioną ulgę,
że to jedyna winda, która wjeżdża na ostatnie piętro. Zsuwam się plecami po
ścianie i kucam przed nim, tak że mam przed sobą gorący, pulsujący członek,
ale moją uwagę przykuwa paskudna blizna. Obiecałam sobie, że nie będę już o
nią pytać, ale zżera mnie ciekawość, zwłaszcza że John wspomniał o
autodestrukcyjnych skłonnościach Jessego. Podnoszę na niego wzrok.
Wyprostowane ręce oparł sztywno o ścianę nad moją głową, patrzy na mnie.
Na co czekasz? pyta, niecierpliwie wypychając biodra do przodu.
Wszystkie myśli o tajemniczych bliznach rozpierzchają się, gdy przypominam
sobie ostatni raz, gdy wzięłam go w ten sposób. Był taki brutalny. Czy znów
taki będzie?
Spuszczam wzrok i łapię mocniej pulsujący członek. Potem zlizuję z
nabrzmiałej żołędzi kroplę nasienia i powoli przesuwam dłoń do przodu. Z
gardła Jessego wyrywa się niski jęk, biodra trzęsą mu się lekko. Każde leniwe
pociągnięcie językiem sprawia, że oddycha coraz szybciej, jego podbrzusze
unosi się i opada tuż przed moją twarzą. Gdy wyrywa mu się przekleństwo,
oblizuję jądra, po czym muskam językiem spód penisa i unoszę się lekko na
nogach, żeby dosięgnąć samego koniuszka.
Wez go całego, Avo dyszy Jesse.
Drzwi windy znów się zamykają, Jesse uderza pięścią w guzik i znów
zapiera się ręką o ścianę za moimi plecami. Otaczam ustami żołądz i powoli,
delikatnie, zataczam językiem kółko wokół niej. Jesse dygocze. Uwielbiam to
robić. Uwielbiam, gdy z jego gardła wydobywają się takie dzwięki, gdy jego
ciało reaguje na mnie w taki sposób.
Czekam na pchnięcie, ale nie nadchodzi. Walczy ze sobą, czuję narastające
w nim napięcie. Widzę, że biodra trzęsą mu się lekko. Postanawiam zakończyć
jego udrękę i biorę go głęboko do ust, aż uderza członkiem w tylną ścianę
gardła. Jest w dotyku miękki jak aksamit. Idealny. Stłumione warknięcie, jakie
wydaje z siebie, gdy odsuwam się, oblizuję powoli żołądz i znów biorę go aż po
nasadę, napawa mnie satysfakcję i pewnością siebie. Tym razem wyrzuca
biodra naprzód, a że mam ścianę za plecami, nie mogę się cofnąć. Obejmuje
dłońmi tył mojej głowy, żeby ją osłonić, z okrzykiem wbija się we mnie,
odrzucając głowę w tył, i zaczyna mnie posuwać. Pamiętam, żeby się rozluznić.
Walcząc z odruchem wymiotnym, przesuwam dłonie na jego jędrny tyłek. A
potem zatapiam paznokcie w muskularnych pośladkach.
Mocniej! Głos ma surowy i drapieżny. Wbijam paznokcie mocniej. O
cholera.
Wiem, że jest już blisko. Odrywam jedną dłoń od pośladka, sięgam między
uda i zaciskam ją na jądrach. To go gubi.
Jasny gwint! woła, wycofuje się i łapie mocno nasadę. Nie puszczaj i
otwórz usta! rozkazuje, świdrując mnie wzrokiem.
Posłusznie zaciskam dłoń na ciężkiej mosznie i otwieram usta, cały czas
patrząc mu w oczy. Przesuwa dłonią w przód i w tył, mięśnie na szyi napinają
mu się jak postronki. Ze i duszonym okrzykiem opiera nabrzmiałą główkę na
mojej dolnej wardze i spuszcza się we mnie. Gorący, kremowy płyn tryska mi
do gardła i zalewa usta. Przełykam odruchowo.
Jesse powoli masuje członek, a ja uwalniam mosznę z uścisku i przesuwam
rękę ku górze, nasze dłonie spotykają się. Otaczam dłonią jego pięść i razem z
nim uciskam członek, wysysając resztki słonawego płynu, który wlewa mi się
do ust.
Mógłbym tak codziennie do końca życia. Twarz ma nieprzeniknioną,
głos śmiertelnie poważny, a ja mam nadzieję, że przewidział w swoich
marzeniach miejsce dla mnie. Z tobą dodaje, jak gdyby czytał mi w
myślach.
Uśmiecham się i znów skupiam uwagę na jego członku, który wciąż pręży
się pod naszymi dłońmi. Liżę go i ssę, aby nie uronić nawet kropelki, po czym
całuję czule w sam koniuszek.
Chodz tutaj. Jesse pomaga mi wstać i przyciąga mnie do piersi.
Kocham ciebie i twoje lubieżne usta mówi cicho, trącając nosem mój nos.
Wiem. Chowam mu członek w spodnie i zapinam rozporek. Jesse łapie
mnie za rękę i wyciąga z windy.
To była kompletna strata czasu. Zdejmę je, gdy tylko znajdziemy się w
środku.
Wpuszcza nas do apartamentu i w nozdrza uderza mnie cudowny zapach.
Och, kolacja! Kompletnie o niej zapomniałam. Na szczęście
wyłączyłam piekarnik, bo po powrocie mogliśmy zastać straż pożarną i kolejny
rachunek do zapłacenia.
Jesse prowadzi mnie do kuchni, puszcza moją rękę, żeby włożyć rękawicę
kuchenną, i wyciąga z piekarnika spaloną lazanię. Odstawia ją na blat, kręcąc
głową.
Zatrudniam gospodynię i kucharkę, a tobie i tak udało się przypalić
kolację.
Z powodu naszej kłótni kompletnie zapomniałam o tej biednej kobiecie,
którą potraktowałam w tak niewybaczalny sposób. Będę musiała jej to jakoś
wynagrodzić. Pewnie uważa mnie za wredną zdzirę.
Wróci?
Jesse wybucha śmiechem.
Mam nadzieję. Dzga palcem spieczony wierzch latanii. Lazania Cathy
jest pyszna. Spogląda na mnie. Chyba będę musiał znalezć coś innego do
jedzenia.
Podchodzi do mnie powoli, jego zielone oczy lśnią obietnicą rozkoszy.
Obejmuje mnie ramieniem i przyciskając mnie mocno do piersi, rusza przed
siebie. Wplatam mu palce w zmierzwioną czuprynę i marszczę brwi, gdy mija
schody i kieruje się na taras.
Dokąd idziemy? pytam.
Rżnięcie alfresco. Przyciska wargi do moich. Wieczór taki przyjemny.
Nie zmarnujmy tego.
Wynosi mnie na taras, w chłodnym wieczornym powietrzu słychać wyraznie
odgłosy nocnego Londynu. Stawia mnie na ziemi i zaczyna rozpinać mi bluzkę.
Na jego czole pojawia się drobna zmarszczka, bo grube palce mają kłopot /.
maleńkimi złotymi guziczkami. Sięgam w dół i rozpinam mu spodnie oraz
rozporek. Potem, guzik za guzikiem, rozpinam mu koszulę, i wreszcie mogę
położyć dłonie na jego ciepłym, twardym torsie. Obwodzę kciukami sutki, a on
dociera do ostatniego guzika bluzki i przechodzi do spodni.
Podpuszczalska mruczy, odnajdując moje usta i szukając zapięcia
spodni. To okrutne, ale nie pomagam mu. Na próżno maca przód, potem tył i w
końcu wydaje pomruk niezadowolenia. Gdzie suwak? jęczy mi w usta.
Zdejmuję jego dłonie z pleców i naprowadzam na zapięcie z boku. Jesse
szybko się z nim rozprawia i unosi mnie, żebym mogła zrzucić buty. Ściąga
spodnie w dół.
Kolejny powód, żeby nosić wyłącznie sukienki zrzędzi, zsuwając mi
bluzkę z ramion. Wszystko, co utrudnia mi dostęp do ciebie, pójdzie na
śmietnik.
Uśmiecham się w duchu. Teraz chce się rozprawić z moimi ubraniami?
Czuję na nagiej skórze chłodne powietrze, sterczące sutki wyprężają się
jeszcze bardziej. Jesse robi krok w tył, zrzuca grensony, a potem zdejmuje
skarpetki, spodnie i rozpiętą koszulę, cały czas wodząc wzrokiem po moim
ciele.
Koronka mówi z aprobatą, a potem powoli zsuwa bokserki w dół ud,
uwalniając sprężysty członek. Mam ochotę uklęknąć i ponownie wziąć ten
rarytas do ust, ale silne pulsowanie w moim podbrzuszu domaga się uwagi.
Rozpinam stanik, który opada na drewnianą podłogę, a Jesse w mgnieniu oka
przywiera do mnie całym ciałem, dysząc mi w twarz. Wsuwa palec pod
materiał fig i muska łechtaczkę. Opuszczam mu głowę na pierś i mocniej
zaciskam dłonie na jego ramionach, bo jego dotyk wysyła impulsy elektryczne
do każdego zakończenia nerwowego w moim ciele.
Jesteś mokra mówi niskim, chrapliwym głosem, przeciągając głoski.
Zatacza koniuszkiem palca kółeczka, uciskając lekko łechtaczkę. Tylko dla
mnie?
Tylko dla ciebie sapię.
Pomruk satysfakcji, jaki wyrywa mu się z ust, wibruje w wieczornym
powietrzu. Zawsze będę należeć do niego. Unoszę głowę, a Jesse muska ustami
moje wargi, zachęcając mnie, żebym je otworzyła. Zsuwa figi w dół ud i z
płytkim jękiem wsuwa mi język do ust. Jego smak jest uzależniający. W końcu
klęka przede mną i ściąga figi do końca. Zanurza nos we włoskach u
zwieńczenia ud, a potem powoli przeciąga gorącym językiem przez sam środek
mojej płci. Jęczę, nogi uginają się pode mną, a w samym koniuszku łechtaczki
odzywa się niemal bolesne pulsowanie.
Ooooch.
Mocniej obłapia mnie za uda i przesuwa gorącym językiem w górę, przez
sam środek mojego ciała, aż do szyi i ust. Całuje mnie z szacunkiem i pasją,
mrucząc mi w usta.
Potem spogląda w oczy i przewierca mnie zielonym spojrzeniem.
Jesteś moim życiem.
Jego słowa sprawiają, że czuję ukłucie w sercu. Jesse wznawia delikatne
pocałunki, przesuwając dłoń po mojej pupie i w dół uda. Lekko unosi mi nogę
do góry i zakłada ją sobie na biodro. Potem odsuwa się.
Kochasz mnie? Szuka w moich oczach potwierdzenia.
Wiesz, że tak szepczę.
Powiedz to. Muszę to usłyszeć. W jego głosie słychać desperację. Nie
waham się ani chwili.
Kocham cię. Całuję jego wilgotne, pełne wargi, zarzucam mu ręce na
szyję, a potem z gracją unoszę się i opasuję go w talii nogami. Zawsze będę
cię kochać. Patrzę prosto w te jego chmurne zielone oczy, a on ustawia się na
wprost mojego wejścia. Z trudem powstrzymuję chęć nadziania się na niego.
Potrzebujesz mnie? pyta.
Potrzebuję cię. Wiem, że cieszy go to równie mocno, jeśli nie bardziej
niż wyznanie miłości. Kocham cię.
Zawsze przytakuje Jesse, a potem wchodzi we mnie jednym,
niespiesznym ruchem. Oboje gwałtownie wciągamy powietrze w płuca.
Przyciska mnie do siebie, gdy staramy się uspokoić oddech, a potem podchodzi
do leżaka i kładzie mnie na nim, cały czas zanurzony we mnie. Z jego oczu
wyziera niewiarygodna wręcz szczerość. Czujesz, jak doskonale do siebie
pasujemy? Powoli wysuwa się i znów wchodzi we mnie, budując gładki,
stabilny wstęp do tego, co ma nastąpić. On naprawdę chce się kochać.
Czujesz to? pyta miękko i powtarza ten podniecający manewr, podsycając we
mnie żądzę.
Tak odpowiadam cicho. Czułam to od naszego pierwszego zbliżenia,
zapewne od chwili, gdy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy.
Wciąż zadaje powolne, kontrolowane pchnięcia, a ja przesuwam dłonie na
jego plecy i muskam lekko jędrną skórę.
Ja też szepcze. Kochajmy się.
W skupieniu przyjmuję jego pchnięcia. Przy każdym z nich kręci biodrami,
przybliżając mnie do orgazmu. Patrzy na mnie z absolutnym podziwem i
oddaniem, jego cierpliwość i siła woli, dzięki którym utrzymuje ten miarowy,
namiętny rytm, sprawiają, że kocham go jeszcze mocniej. On naprawdę wie, co
to słodka miłość.
Choć na zewnątrz jest chłodno, zmarszczka na jego czole spływa potem. Nie
mogąc się oprzeć, obejmuję dłonią jego policzek. Patrzy na mnie z góry, trzęsąc
się na całym ciele. Jego członek pulsuje we mnie i odruchowo zaciskam wokół
niego mięśnie, Jesse wzdycha.
O Boże, Avo szepcze, napierając na mnie mocno. Precyzyjna stymulacja
doprowadza mnie do szaleństwa, pragnę wyrzucić biodra naprzód i uchwycić
nadciągający orgazm.
Dłużej już nie wytrzymam dyszę.
Razem sapie Jesse. Zaciskam uda, gdy znów naciera, tym razem nie
panuje już nad sobą tak dobrze. Sapiąc gwałtownie, dotyka czołem mojego
czoła, odzyskuje panowanie nad sobą i zadaje kolejne rozkoszne pchnięcie.
Już, Jesse łkam, czując, że tracę panowanie nad sobą. Z głośnym
okrzykiem rozpadam się pod nim na kawałki. Jesse pospiesznie zadaje kilka
ostatnich pchnięć i wraz ze mną osiąga szczyt.
O Jezu krzyczy, wbija się we mnie po raz ostatni i opada na mnie całym
ciałem. Jego członek drży i dygocze, napełniając mnie, rozgrzewając,
dopełniając.
O cholera szepczę cicho, zamykając oczy z satysfakcją. Ten mężczyzna
ma bezpośredni dostęp do przycisku wywołującego u mnie orgazm.
Nie wyrażaj się mamrocze mi w szyję, dysząc z wyczerpania. Myślisz,
że kiedyś przestaniesz przeklinać?
Przeklinam tylko wtedy, gdy mnie wkurzysz albo dajesz mi rozkosz
bronię się, rysując koniuszkiem palca słowo cholera na jego plecach. Jesse
podnosi się na łokciu i wysuwa się ze mnie, żeby spojrzeć mi w oczy. Polem
powoli wypisuje mi na piersiach słowo przestań , po czym całuje oba sutki.
Uśmiecham się, gdy podnosi na mnie wzrok. Jego oczy skrzą się figlarnie, gdy
zaciska lekko zęby na sterczącym guziczku.
Au! śmieję się.
Wypuszcza sutek z ust, zakreśla językiem mokre kółko wokół mojej piersi,
a potem łapie mnie za biodro. Podskakuję z krzykiem, a on znów zaciska zęby
na sutku. Zamieram, przejrzawszy jego zamiary.
Nie możesz! krzyczę, gdy zaczyna masować biodro opuszkami palców,
nie odrywając ust od sutka. Zaciskam powieki i poruszam palcami stóp, żeby
stłumić instynktowne drżenie. Jesse, proszę, przestań! Jesse ze śmiechem
zwiększa nacisk na biodro i sutek. Proszę! piszczę, chichocząc. Sutek
pewnie by mnie bolał, gdyby nie rozpraszała mnie nieznośna tortura, jakiej
poddaje moje biodro. Zaraz oszaleję! Robię głęboki wydech, usiłując jakoś
przetrwać te katusze. Nieruchomieję pod nim i w końcu Jesse uwalnia moje
biodro i zaczyna ssać sutek, przywracając w nim czucie. Wzdycham. To ty
zasłużyłeś na karne rżnięcie.
Znów łapie mnie za biodro.
Avo! beszta mnie ze znużeniem i znów zaczyna pieścić językiem moje
piersi. Wzdycham z ulgą i zamykam oczy. Ty drżysz stwierdza. Zabiorę
cię do środka. Podnosi się, a ja mamroczę niezrozumiale na znak protestu i
przyciągam go z powrotem do siebie. Chichocze. Wygodnie ci?
Mhm. Nie jestem w stanie mówić.
Do łóżka. Dzwiga mnie w górę, żebym mogła opleść go nogami w pasie,
co bezzwłocznie czynię, zatapiając nos w jego szyi. Zanosi mnie do swojej
sypialni, opuszcza na łóżko i gdy tylko wsuwa się pod kołdrę obok mnie,
wpełzam na niego. Całuje moje włosy i głaszcze mnie po plecach. Przysuwam
się jeszcze bardziej, bo wciąż nie leżymy wystarczająco blisko. Jak zwykłe nic
nie może nas rozdzielić.
Rozdział 3
Budzę się i czuję głęboko w sobie Jessego, który przyciśnięty torsem do
moich pleców wchodzi we mnie raz po raz. Nie tylko mój mózg się obudził.
Moje ciało staje na baczność, sięgam ręką za siebie i wplatam mu palce we
włosy, wyginając plecy w łuk i obracając głowę, żeby odnalezć jego wargi.
Pozwałam, by zawładnął moimi ustami, nasze języki splatają się w dzikim
tańcu. Napieram na niego przy każdym pchnięciu, co nakręca mnie jeszcze
bardziej.
Avo, nie potrafię się tobą nasycić dyszy mi w usta. Obiecasz, że nigdy
mnie nie zostawisz?
Obiecuję. Aapię go za włosy, przyciągam do siebie i całuję. Kocham
jego usta, nawet kiedy zachowuje się niedorzecznie i mam ochotę mu je zaszyć.
Czy już zawsze będzie mi kazał obiecywać, że zostanę? Zawsze, bez cienia
wątpliwości, zapewniam go, że tak, ale chciałabym, żeby to wiedział i nie
musiał wymuszać na mnie kolejnych obietnic.
Odsuwam głowę, żeby spojrzeć na mojego niepewnego mężczyznę. Zawsze
jest taki pewny siebie, oprócz tej jednej kwestii.
Proszę, uwierz mi.
Utrzymując stanowcze, miarowe tempo, Jesse spogląda na mnie, uśmiecha
się lekko, a potem przywiera do mnie ustami i przyspiesza. Porusza się z taką
zawziętością, że nie jestem w stanie odwzajemniać jego pocałunków.
Odwracam głowę i przytrzymuję się brzegu materaca, gdy raz po raz nadziewa
mnie na swoją męskość. Kiedy napięcie sięga zenitu, oboje krzyczymy jednym
głosem. Jesse napiera na mnie jak szaleniec, strącając mnie w bezdenną otchłań
niewysłowionej rozkoszy. Z trudem łapię oddech, serce wali mi jak szalone,
ciałem targają niekontrolowane spazmy. Jesse przeklina i wbija się we mnie
ostatni raz, zalewając mnie gorącym nasieniem.
O mój Boże sapie, wyślizguje się ze mnie i przewraca na plecy.
Odwracam się i wspinam na niego, wtulając mu nos w szyję.
To nie był leniwy seks.
Nie? dyszy Jesse.
Nie. To było leniwe rżnięcie. Krzywię się, bo właśnie zaklęłam, a nawet
nie wstaliśmy jeszcze z łóżka.
Na miłość boską, Avo. Przestań przeklinać.
Przepraszam. Gryzę go w szyję i ssę lekko.
Chcesz mi zrobić malinkę? pyta, ale nie protestuje.
Nie, tylko cię smakuję. Przez dłuższą chwilę pieszczę ustami jego twarz,
szyję i tors. Jesse wzdycha głęboko.
Avo?
Hm?
Wiedziałem, że jesteś tą jedyną, od chwili gdy cię ujrzałem.
Tą jedyną? Próbuję się podnieść, ale przyciąga mnie do siebie. Odwraca
głowę i muska nosem moje ucho.
Tą, która przywróci mnie do życia odpowiada rzeczowym tonem, który
oznacza, że mówi coś, co tylko on sam rozumie. Tym razem udaje mi się
wyswobodzić z jego objęć i odszukać jego spojrzenie.
Skąd to wiedziałeś?
Przewraca mnie na plecy, kładzie się na mnie całym ciałem i spogląda mi
prosto w oczy, jak gdyby chciał mi coś rozpaczliwie przekazać.
Bo moje serce znowu zaczęło bić.
Mam gulę w gardle. Jego wyznanie całkowicie mnie obezwładnia. Nie
wiem, co odpowiedzieć. Ten oszałamiający mężczyzna patrzy na mnie tak, jak
gdyby nie istniało nic oprócz mnie. Uwalniam nadgarstki, zarzucam mu
ramiona na szyję, oplatam go w pasie nogami i przywieram do niego, jak gdyby
nie istniało nic oprócz niego. Nie wiem, dlaczego zdobył się na takie wyznanie,
ale moc tych słów mówi sama za siebie. Jesse nie może beze mnie żyć. A ja nie
mogłabym żyć bez niego. Ten mężczyzna jest całym moim światem.
Leży nieruchomo i pozwala mi się ściskać, dopóki nie zaczynają mnie boleć
mięśnie.
Mogę cię nakarmić? pytam, gdy mięśnie moich ud zaczynają
protestować. Jesse podnosi mnie z łóżka i znosi po schodach na dół.
Zapomnę, jak się używa nóg stwierdzam, gdy dociera do stóp schodów i
rusza do kuchni.
Wtedy będę cię wszędzie nosił.
Chciałbyś, co? Miałby doskonałą wymówkę, żeby nigdy się ze mną nie
rozstawać.
Byłbym zachwycony. Uśmiecha się kpiąco i sadza mnie na
marmurowym blacie. Chłód przenikający moje pośladki przypomina mi, że
oboje jesteśmy zupełnie nadzy. Podziwiam jego idealny tyłek, gdy podchodzi
do lodówki, skąd wyjmuje różne produkty niezbędne do przygotowania
śniadania oraz słoik masła orzechowego. Zsuwam się z wyspy kuchennej.
To ja miałam zrobić śniadanie tobie. Odpycham go. Siadaj
rozkazuję najbardziej stanowczym tonem, na jaki mnie stać. Jesse uśmiecha się
szeroko, łapie słoik masła orzechowego, szczypie mnie w sutek i ucieka na sto-
łek. Na co masz ochotę? pytam, wrzucając chleb do tostera. Odwracam się i
widzę, że już zanurza palec w słoiku.
Na jajecznicę mówi z palcem w ustach, z trudem powstrzymując
uśmiech.
Zerkam na swoje nagie ciało. Może powinnam się ubrać, jeśli chce, żebym
coś usmażyła. Gdy znów na niego patrzę, widzę, że przegrał walkę z wesołością
i uśmiecha się z zachwytem.
Zrobię ci jajecznicę, jeśli ty zrobisz ją dla mnie. Przesuwam wzrokiem
po jego nagiej klatce piersiowej i unoszę sugestywnie brwi.
Dzikuska mówi Jesse, wyjmując palec z ust.
Na dzwięk otwieranych drzwi gwałtownie odwracamy głowy w stronę
wejścia do kuchni. Spoglądam na Jessego, który zamarł z palcem w połowie
drogi do ust. Wygląda na równie zaskoczonego jak ja. Zeskakuje ze stołka i
strąca z blatu słoik masła orzechowego, który z hukiem roztrzaskuje się o
ziemię. Szkło pryska na wszystkie strony. Ogarnia mnie panika.
Cholera jasna! Jesse wytrzeszcza na mnie oczy. To Cathy!
Boże dopomóż!
Zmieszałam ją wczoraj z błotem, a teraz będę przed nią świecić gołym
tyłkiem! Na domiar złego na blacie stoi sobie jak gdyby nigdy nic spalona
lazania. Ta kobieta mnie znienawidzi. Żeby wydostać się z kuchni, musimy
pobiec w jej stronę. Gapię się na Jessego. Stoi jak słup soli i wygląda na równie
rozdartego jak ja. Cathy raczej nie będzie miała nic przeciwko podziwianiu jego
wdzięków. Uśmiecham się w duchu, ale zaraz wracam do rzeczywistości. Odry-
wam łakomy wzrok od mojego muskularnego mężczyzny i puszczam się pędem
przez kuchnię.
Cholera! Moją stopę przeszywa ból. Au, au, au! wołam, nie
zatrzymując się. Jesse jest zaraz za mną, śmieje się do rozpuku, gdy wbiegamy
po schodach.
Nie wyrażaj się! parska, klepiąc mnie w pupę,
Boże miłosierny! rozlega się zdenerwowany głos, gdy dopadamy
szczytu schodów. Cóż to musi być za widok! Wpadam do sypialni i chowam się
pod kołdrę. Jesse ląduje na łóżku obok mnie.
Gdzie jesteś? Ściąga ze mnie pościel, aż wreszcie znajduje mnie z głową
pod poduszką. Tutaj. Obraca mnie i zanurza twarz między moimi piersiami.
Zdenerwowałaś konsjerża, a teraz naprawdę zdenerwowałaś moją
gospodynię.
Przestań! Z rozpaczą zakrywam twarz rękami. Jesse wybucha
śmiechem.
Pokaż mi stopę. Siada na piętach i bierze moją stopę w dłonie.
Boli skarżę się, gdy muska skaleczoną piętę koniuszkiem palca.
Skarbie, odłamek szkła wbił ci się w stopę. Całuje piętę i zeskakuje z
łóżka. Pęseta?
Zdejmuję rękę z twarzy i wskazuję łazienkę.
W kosmetyczce mamroczę. Nie mogę uwierzyć, że właśnie błysnęłam
golizną przed gospodynią Jessego. To okropne, upokarzające. Muszę sobie
kupić szlafrok.
Aóżko znów ugina się pod jego ciężarem, Jesse łapie innie za stopę.
Nie ruszaj się.
Wstrzymuję oddech i znów zakrywam twarz dłońmi, jestem czerwona jak
burak, ale zapominam o wstydzie, gdy tylko czuję jego ciepły, wilgotny język,
którym przesuwa po podeszwie stopy, zlizując ślady krwi. Drżę pod pieszczotą
jego języka i rozsuwam palce, żeby na niego spojrzeć. Zmieniam pozycję,
napinając uda. Jesse uśmiecha się znacząco, a potem otacza ustami odłamek
szkła.
Co ty robisz?
Wyciągam szkło odpowiada. Wsysa się w moją piętę, a potem odsuwa
się, bierze pęsetę i zbliża twarz do mojej stopy. Uśmiecham się, gdy na jego
skupionym czole pojawia się zmarszczka.
Gotowe. Całuje i wypuszcza stopę. Właściwie nawet nie bolało. Co cię
tak bawi?
Twoja zmarszczka na czole.
Nie mam zmarszczki na czole mówi urażony.
Masz.
Wdrapuje się na łóżko i kładzie się na mnie,
Panno O Shea, czy twierdzi pani, że mam zmarszczki?
Uśmiecham się jeszcze szerzej.
Nie, pojawia się tylko wtedy, gdy się koncentrujesz albo gniewasz.
Naprawdę?
Naprawdę.
Och. Jesse pochmurnieje. Mam ją teraz?
Wybucham śmiechem, a on gryzie mnie w pierś. Przeszywa mnie dziki
dreszcz.
Ubierz się. Całuje mnie mocno. Pójdę sprawdzić, czy Cathy nie
uciekła z krzykiem.
Mina mi rzednie na myśl o biednej gospodyni Jessego, która mogła przed
chwilą podziwiać mój goły tyłek,
Okej.
Zobaczymy się na dole. Nachyla się i całuje mnie namiętnie. Nie
ociągaj się.
Wstaje, wciąga luzne kraciaste spodnie i idzie udobruchać swoją
gospodynię. Żeby nie pogrążyć się w rozpaczy, idę wziąć prysznic. Wkładam
kwiecistą sukienkę zapewne zbyt krótką i płaskie sandałki. Ściągam włosy
w kucyk. Może być.
Gdy wchodzę do kuchni jak jakaś zahukana przybłęda, zawstydzona i
zdenerwowana, Jesse podnosi wzrok znad bajgla z łososiem i jajkiem i obdarza
mnie uśmiechem przeznaczonym wyłącznie dla mnie. Jego nagi tors sprawia, że
zapominam na moment o zażenowaniu. Nie umyka mi grymas, jakim kwituje
długość mojej sukienki. Ignoruję to.
Oto i ona. Poklepuje stołek obok siebie, a Cathy odwraca się w moją
stronę. Cathy, to Ava, miłość mojego życia. Moje policzki płoną,
uśmiecham się przepraszająco. Humor znacznie mi się poprawia, gdy
zauważam rumieniec na policzkach Cathy. Byłam tak przejęta własny m
upokorzeniem, że nawet nie przyszło mi do głowy, jaka ona musi być
zażenowana. Siadam obok Jessego, który nalewa mi soku pomarańczowego.
Aadna sukienka mówi z przekąsem. Za krótka, ale ułatwia dostęp.
Może zostać.
Patrzę na niego ze zgrozą i kopię go pod blatem. Ze śmiechem zatapia zęby
w bajglu. Jestem zszokowana jego zachowaniem, choć mile zaskoczona faktem,
że nie kazał mi odmaszerować na górę, narażając na kompromitację.
Avo, miło mi cię poznać. Przygotować ci śniadanie? Glos Cathy jest
przyjazny i ciepły. Nie zasługuję na to.
Mnie również. Tak, poproszę.
Na co masz ochotę? Uśmiecha się do mnie. Ma wyjątkową sympatyczną
twarz.
Poproszę to samo, co Jesse. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby
odwróciła się na pięcie i kazała mi się wypchać. Ale Cathy kiwa głową i
zabiera się do pracy. Podnoszę szklankę soku i zerkam na Jessego, który wcale
nie Wygląda na skruszonego. Cieszę się, że moje skrępowanie go bawi, ale
podejrzewam, że wcale nie byłoby mu do śmiechu, gdyby Cathy była
mężczyzną. Wyciągam rękę, wsuwam ją w jego luzne spodnie i łapię za
członek. Jesse podskakuje, uderza kolanem w blat i zaczyna się krztusić. Cathy
odwraca się przestraszona i podaje mu przez blat szklankę wody. Jesse unosi
dłoń w geście podziękowania.
Nic ci nie jest? pytam z udawanym niepokojem, masując powoli
twardniejący członek.
Nie odpowiada wysokim, napiętym głosem.
Cathy zabiera się z powrotem do szykowania śniadania, a ja bez żadnych
skrupułów próbuję sprawić, żeby Jesse postradał zmysły. Odkłada bajgla,
bezgłośnie wciąga powietrze w płuca i spogląda na mnie wielkimi oczami.
Niewzruszona jego zaszokowaną miną, obwodzę kciukiem wilgotny koniuszek,
a potem zsuwam dłoń aż do nasady. Czuję, jak pulsuje w moim uścisku, z
czubka wysącza się kropla nasienia. Płynnymi ruchami rozprowadzam wilgoć
po całej długości. Zerkam na Jessego.
Miło? pytam bezgłośnie, a on z desperacją kręci głową.
Jestem w swoim żywiole. Musi bardzo szanować Cathy, bo jestem pewna,
że gdyby to był ktokolwiek inny, już dawno wyniósłby mnie z kuchni.
Proszę, Avo. Cathy podsuwa mi talerz.
Wypuszczam członek Jessego jak oparzona, wsuwam kciuk do ust i oblizuję
go, po czym przyciągam do siebie talerz. Jesse wciąga gwałtownie powietrze,
czuję na sobie jego świdrujący wzrok.
Dziękuję, Cathy mówię radośnie. Biorę do ręki bajgla i odgryzam duży
kęs. Cathy, to jest pyszne oznajmiam, gdy zaczyna ładować zmywarkę.
Zajadam bajgla, wciąż czując na sobie płomienne spojrzenie Jessego. W końcu
odwracam się powoli w jego stronę. Na jego twarzy maluje się szok i zgroza.
Unosi brwi, a potem wskazuje ruchem głowy wyjście z kuchni.
Na górę, ale już mówi cicho, wstając. Dziękuję za śniadanie, Cathy.
Idę wziąć prysznic. Spogląda na mnie znacząco. Kiwam głową.
Nie ma za co, chłopcze. Możemy porozmawiać o moich zadaniach na
dziś? Mam duże zaległości, a widzę, że zajmowałeś się głównie psuciem drzwi
i robieniem dziur w ścianach. Wyciera ręce w ścierkę i spogląda z dezapro-
bata na oddalające się plecy Jessego. Jesse nie odwraca się, żeby ukryć potężną
erekcję wydymającą przód spodni. Z kpiącym uśmiechem przyznaję sobie w
myślach punkt zwycięstwa.
Ava to z tobą załatwi, musi mi tylko w czymś pomóc woła przez ramię
Jesse i znika.
Czyżby? Nie wiem, czym się zajmuje Cathy ani jakie zadania przewidział
dla niej na dziś Jesse, nie mam też najmniejszego zamiaru iść za nim na górę,
aby zakończyć to, co zaczęłam. Oddycham głęboko dla dodania sobie
animuszu.
Cathy, chciałam cię przeprosić za wczoraj i dzisiejszy ranek.
Cathy przewraca oczami.
Nie przejmuj się tym, kochanie, naprawdę.
Byłam dla ciebie nieuprzejma, a dziś rano... no cóż, nie spodziewałam się
towarzystwa. Znów się rumienię.
Avo, naprawdę nie ma o czym mówić. Jesse wytłumaczył mi, że miałaś
zły dzień, a on nie uprzedził cię o moim powrocie. Rozumiem to. Uśmiecha
się do mnie, strzepując okruchy z fartucha. To szczery uśmiech. Lubię Cathy.
Siwe, ostrzyżone na pazia włosy, miła twarz i kwieciste spódnice nadają jej
sympatyczny wygląd.
To się już nie powtórzy. Zanoszę talerz do zmywarki i chcę ją otworzyć,
ale Cathy wyjmuje mi go z ręki.
Ja to zrobię. Lepiej idz na górę pomóc mojemu chłopcu, chyba jesteś mu
potrzebna.
Doskonale wiem, czego chciał ode mnie Jesse, ale nigdzie się nie wybieram.
Odmawianie mu przychodzi mi z trudem, ale jego mina była tego warta.
Och, poradzi sobie.
Dobrze, to od czego mam zacząć? Znam zakres swoich obowiązków, ale
długo mnie nie było i mam straszne zaległości! Wyjmuje z kieszeni na
przodzie fartucha notes i długopis. Chyba powinnam zacząć od prania i
prasowania.
Hm, nie jestem pewna. Wzruszam ramionami. Właściwie nawet tu nie
mieszkam szepczę. Mam ochotę dodać, że zostałam tu przeprowadzona
wbrew własnej woli.
Nie? dziwi się Cathy. Mój chłopiec mówił, że się wprowadziłaś.
Musimy to jeszcze przedyskutować wyjaśniam. Jesse zle znosi
odmowę. W każdym razie z mojej strony.
Na jej lśniącym czole pojawia się zmarszczka.
Mój wyrozumiały chłopiec?
Prycham.
Na to wygląda. Jeśli ktoś jeszcze nazwie go wyrozumiałym, puszczą mi
nerwy.
Miło mieć panią domu mówi Cathy, wyjmując spod zlewu jakiś preparat
czyszczący. Mój chłopiec potrzebuje dziewczyny.
Pieszczotliwy sposób, w jaki Cathy wyraża się o Jessem, sprawia, że się
uśmiecham. Jestem ciekawa, od jak dawna pracuje dla niego. Jesse powiedział
kiedyś, że to jedyna kobieta, bez której nie mógłby żyć, choć podejrzewam, że
teraz zmienił zdanie.
Cathy spryskuje blat sprejem anty bakteryjnym i zaczyna go wycierać.
W takim razie zaczekam na Jessego.
Tak będzie najlepiej. Muszę teraz do kogoś zadzwonić, Zauważam
swoją komórkę przypiętą do ładowarki, ale nigdzie nie widzę torebki.
Widziałaś może moją torbę?
Schowałam ją w szafie, skarbie. Aha i poprosiłam Clive a, żeby zajął się
drzwiami windy.
Dziękuję. Biorę komórkę do ręki i idę po torbę. Cathy z pewnością
uważa mnie za fleję, a także ordynarną krowę, wandalkę i ekshibicjonistkę.
Zerkam na wyświetlacz, mam dwa nieodebrane połączenia od mamy i
wiadomość od Matta. Zwieszam ramiona z rezygnacją. Powinnam ją usunąć,
ale ciekawość bierze górę.
Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam .
Zjeżam się cała i kasuję wiadomość. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby
Jesse ją przeczytał. Nadal zachodzę w głowę, skąd Matt wiedział o
alkoholizmie Jessego. Powinnam najpierw zadzwonić do mamy, ale
przyjaciółka jest mi winna wyjaśnienia. Trochę to trwa, ale w końcu ktoś
odbiera telefon. Wiem, że zastanawiała się, co powiedzieć.
Zapisałaś się do klubu! wypalam oskarżycielsko, gdy wreszcie odbiera.
I? Stara się nadać głosowi nonszalancki ton, ale wychwytuję w nim
nutkę irytacji.
Dlaczego mi nie powiedziałaś?
To nie twoja sprawa.
Dzięki! Czuję się głęboko urażona. Zawsze mówimy sobie o wszystkim.
Po prostu dobrze się bawię, Avo prycha ze zniecierpliwieniem Kate.
Wciąż to powtarzasz zgrzytam do słuchawki. Dlaczego nie przyznasz,
że to coś więcej?
Na przykład? Jest zaskoczona, że bez owijania w bawełnę zadałam
pytanie za milion dolarów.
Że naprawdę go lubisz.
Kate prycha.
Bzdura!
Och, jesteś beznadziejna. Dlaczego nie może schować dumy w garść i
wreszcie się przyznać? Co jej to szkodzi, zwłaszcza że rozmawia ze mną?
A jak tam Jesse? A niech mnie, Avo, ten gość naprawdę potrafi wpaść w
szał!
Wybucham śmiechem.
To prawda. Matt próbował się do mnie dobierać, zanim Jesse wparował do
jego mieszkania. Powiedział Jessiemu, że się całowaliśmy. Obawiam się, że
Matt obudził się dziś rano z limem pod okiem.
Ha, dobre! Kate chichocze, a ja uśmiecham się z satysfakcją. Matt
zasłużył sobie na to.
On wie, że Jesse ma problem z alkoholem dodaję. Teraz już nie jest mi
do śmiechu.
Skąd? Kate też jest zaskoczona.
Nie mam pojęcia. No nic, muszę zadzwonić do mamy. Do zobaczenia
wieczorem.
O tak! woła Kate, podekscytowana perspektywą przyjęcia w Rezydencji.
Nie podzielam jej entuzjazmu. Na razie!
Pa. Rozłączam się i dzwonię do mamy, zanim ta wyśle po mnie
ekspedycję ratunkową.
Ava? Jej piskliwy głos atakuje moje bębenki.
Mamo, nie tak głośno!
Przepraszam. Matt znów dzwonił.
Idę do salonu, żeby usiąść. Nie mam co liczyć na słowa pocieszenia ze
strony mamy.
Avo, Matt twierdzi, że wprowadziłaś się do jakiegoś alkoholika, który
kompletnie nad sobą nie panuje! Pobił go!
Opadam na oparcie fotela i z rezygnacją wbijam wzrok w sufit. Dlaczego
ten fiut nie może schować się w jakiejś dziurze i zdechnąć?
Mamo, proszę, nie rozmawiaj z nim więcej błagam. Co za gnida, że
obarcza tym wszystkim moich rodziców. Słusznie uznałam go za wredną,
zdradliwą żmiję.
Czy to prawda? pyta z wahaniem mama. Widzę oczyma wyobrazni, jak
zerka z niepokojem na tatę.
Niezupełnie. Nie mogę jej okłamywać. W końcu dowie się, gdzie
mieszkam. Matt wszystko poprzekręcał, mamo, to nie tak.
Więc jak?
Och, to nie jest rozmowa na telefon. Trzeba zbyt wiele wyjaśniać, a ja nie
chcę, żeby pochopnie oceniła Jessego. Mam ochotę zabić Matta.
Mamo, posłuchaj. Muszę jechać do pracy. Drobne kłamstewko nie
zawadzi.
Avo, tak bardzo się o ciebie martwię.
W jej głosie słychać desperację. Nienawidzę Matta. Powiedział, że jest mu
przykro. Czy to było przed, czy po tym, jak zadzwonił do moich rodziców, żeby
zdać im raport z mojego życia miłosnego? Powinnam wysłać Jessego, żeby dał
mu nauczkę.
Niepotrzebnie. Matt chce mnie odzyskać. Zaczął się do mnie dobierać,
kiedy przyjechałam po resztę, swoich rzeczy, i zrobił się nieprzyjemny, kiedy
go odrzuciłam. Jesse tylko mnie bronił. Staram się nie wchodzić w szczegóły i
specjalnie przemilczam kwestie, które mogłyby przedstawić Jessego w złym
świetle.
Jesse? To ten mężczyzna, który odebrał twój telefon, kiedy zadzwoniłam
w ubiegły weekend?
Tak.
A więc jest kimś więcej niż przyjacielem? pyta drwiąco mama.
Przejrzała moje kłamstewko i jest na mnie zła.
Po prostu się z nim spotykam. To nic poważnego. Próbuję
zbagatelizować sytuację, ale śmieję się w duchu. Nie mogę uwierzyć, że to
powiedziałam.
I jest alkoholikiem?
Wzdycham ze znużeniem.
Jesse nie jest alkoholikiem, mamo. Matt się mści, olej go. I nie odbieraj
telefonów od niego.
Nie podoba mi się to. Nie ma dymu bez ognia, Avo. W jej głosie
wyraznie słychać niezadowolenie i nie mogę mieć o to do niej pretensji. Jeszcze
nigdy się tak nie cieszyłam, że rodzice mieszkają tak daleko. Chyba nie
dałabym rady spotkać się z mamą twarzą w twarz. Twój brat wraca niedługo
do Londynu dodaje groznie. Jestem pewna, że gdy tylko się rozłączymy, od
razu zadzwoni do Dana, żeby mu o wszystkim opowiedzieć.
Wiem. Muszę kończyć.
Dobrze, porozmawiamy w weekend fuka. Dbaj o siebie dodaje
trochę łagodniej. Nigdy nie kończy rozmowy w złości.
Dobrze. Kocham cię.
Ja też cię kocham, Avo.
Zamykam oczy i próbuję odpędzić myśli o obleśnych eksach i
nadopiekuńczych rodzicach. Bezskutecznie. Gdy tylko podnoszę powieki,
widzę nad sobą twarz Jessego, który nachyla się nade mną, oparty rękami o
podłokietniki fotela. Szeroki uśmiech znika z jego twarzy na widok mojej miny.
Co słychać? pyta z troską. Nie chcę z nim o tym rozmawiać. Nie chcę go
rozjuszyć, nie po tym, co się wczoraj stało. Hej, powiedz mi.
Dobrze mówię, a on kuca naprzeciw mnie, tak że nasze oczy znajdują
się na tym samym poziomie. Bierze mnie za rękę.
No to mów zachęca, gdy wciąż milczę. Nie chcę, żeby z samego rana
wpadł w szał.
Matt zadzwonił do moich rodziców i powiedział im, że wprowadziłam się
do alkoholika, który go pobił wyrzucam z siebie z szybkością karabinu
maszynowego i czekam na napad furii. Jesse czerwienieje, zagryza dolną
wargę. Zmieniłam zdanie, nie chcę, żeby dał Mattowi nauczkę. Gotowy go
jeszcze zamordować. Siedzę i czekam, aż się namyśli.
Nie jestem alkoholikiem zgrzyta w końcu.
"! Wiem zapewniam go swoim najbardziej uspokajającym tonem, ale
obawiam się, że zabrzmiało to protekcjonalnie. On naprawdę nie lubi, gdy
nazywać go alkoholikiem, a ja zastanawiam się, czy ma rację, czy wypiera ten
fakt. Wygląda na wściekłego. Trzeba było trzymać buzię na kłódkę. Jesse,
skąd on wie?
Jesse wstaje,
Nie wiem, Avo. Musimy porozmawiać z Cathy.
To wszystko? Nie zamierza się tego dowiedzieć?
O czym mamy z nią rozmawiać? pytam krótko.
Nie było jej. Musi wiedzieć pewne rzeczy. Wyciąga do mnie rękę i
pomaga mi wstać.
Jakie rzeczy?
Nie wiem fuka Jesse. Właśnie o tym musimy z nią porozmawiać.
Próbuje pociągnąć mnie w stronę kuchni, ile wyrywam mu się.
Nie. Ty musisz, Jesse. To twoje mieszkanie, a ona jest twoją gospodynią.
Kręcę głową. Jesse wydaje z siebie grozny pomruk i mierzy mnie wściekłym
spojrzeniem.
Nasze! Aapie mnie za pupę i przyciąga do siebie. Naprawdę potrafisz
mnie rozdrażnić. Co przypomina mi... ociera się o mnie kroczem ...że
zachowałaś się okrutnie i niedorzecznie. Unosi brew. Czekałem na górze,
ale nie przyszłaś.
Chichoczę cicho.
I co zrobiłeś?
A jak myślisz?
Wybucham gromkim śmiechem na myśl o moim biednym mężczyznie,
zmuszonym do szybkiej robótki ręcznej, ho go podpuściłam. Ale przestaję się
śmiać, gdy znów napiera na mnie biodrami. Aowię jego roziskrzone spojrzenie.
Wiem, co zamierza, i wiem, że z powodu Cathy nie ma najmniejszego zamiaru
doprowadzić spraw do końca. Wywijam się z jego objęć.
Przepraszam mówię z uśmiechem, choć wcale nie jest mi przykro.
Mruży olśniewająco zielone oczy. Cała złość już z niego uszła, dzięki Bogu.
Pożałujesz tego. Aapie mnie i stawia przed sobą. Nie rób tego więcej.
Całuje mnie namiętnie, napierając na mnie biodrami, i zostawia, oszołomioną i
zdezorientowaną. Drań.
Jesse odbywa krótką rozmowę z Cathy, a ja godzę się z Clive m, odbieram
pocztę, upycham ją w torebce, po czym wyruszamy do miasta. Poranne korki
nie robią na Jessem wrażenia. Oasis śpiewa Morning Glory, a on nuci do wtóru.
Sprawia wrażenie beztroskiego i zadowolonego z siebie. To wyrozumiały Jesse,
o którym wszyscy mi opowiadają. Wiem, że ma burzliwą przeszłość, ale mamy
to już za sobą. Kocha mnie. Nie wątpię w to ani przez chwilę.
Co znowu? Zerka na mnie, przyłapując moje spojrzenie.
Myślałam o tym, jak bardzo cię kocham.
Wiem, że mnie kochasz. Wyciąga rękę i ściska moje nagie kolano.
Więc dokąd jedziemy?
Oxford Street. Wszystkie moje ulubione sklepy są na Oxford Street.
Jesse krzywi się z dezaprobatą.
Wszystkie sklepy?
Tak.
Nie ma jednego sklepu, do którego moglibyśmy pójść?
Muszę jeszcze kupić nowe buty. I może torebkę. Nie znajdę wszystkiego
w jednym miejscu.
Ja bym znalazł!
Nie potrafię wyobrazić sobie Jessego kupującego ubrania. Męskie zakupy są
znacznie prostsze niż kobiece. Jeśli spodziewa się czegoś podobnego, czeka go
szok.
A ty dokąd chodzisz na zakupy?
Do Harrodsa. Zoe zawsze mi pomaga. Krótko i bezboleśnie.
Tak, bo płacisz za obsługę.
Obsługa jest pierwszorzędna i warta każdego pensa. Są najlepsi w tym, co
robią stwierdza stanowczo. Zresztą nie ty będziesz płacić za sukienki, więc
ja wybieram styl zakupów.
Podrywam głowę.
Jedną sukienkę, Jesse, jesteś mi winny jedną sukienkę przypominam mu.
Wzrusza ramionami, kompletnie mnie ignorując. Jedną sukienkę.
Mnóstwo sukienek odpowiada cicho.
Nie będziesz kupował mi ubrań!
Spogląda na mnie, jak gdyby wyrosła mi druga głowa.
A właśnie, że będę, do cholery!
Nie będziesz.
Ava, to nie podlega dyskusji. Koniec tematu. Zdejmuje dłoń z mojego
kolana, żeby zmienić bieg.
Masz rację, nie podlega. Sama kupuję sobie ubrania. Podkręcam
głośność, żeby zagłuszyć jego ripostę. Tym razem się nie ugnę. Ubrania będę
kupować sobie sama. Koniec tematu!
Resztę drogi pokonujemy w milczeniu. Zauważam, że Jesse gryzie dolną
wargę, trybiki kręcą się tak szybko, prawie je słyszę. Uśmiecham się, bo
gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, Jesse właśnie przemawiałby mi do
rozumu. Zamiast tego zastanawia się, co zrobić, żeby postawić na swoim.
Parkuje samochód i odwraca się do mnie.
Mam dla ciebie propozycję.
Aha, trybiki w akcji. Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli ją przyjmę,
Jesse dopnie swego.
Nie interesuje mnie twoja propozycja. Nie będziesz mi kupował ubrań
mówię wyniośle, wysiadając z auta. Chciałbyś mnie zerżnąć, żebym nabrała
rozumu, co?
Licz się ze słowami! Nawet mnie nie wysłuchałaś skarży się. Wyskakuje
z samochodu i staje na chodniku obok mnie. Już i tak jesteś mi winna karne
rżnięcie.
Czyżby?
Tak, za ten występ przy śniadaniu. Unosi brew. Spodoba ci się moja
propozycja. Wyszczerza zęby w uśmiechu. Znów bije od niego pewność
siebie, jestem zaintrygowana. Przyglądam mu się przez chwilę, a on uśmiecha
się jeszcze szerzej. Wie, że przykuł moją uwagę.
Słucham.
Oczy skrzą mu się z zadowolenia.
Pozwolisz, żebym zapłacił za zakupy unosi mój podbródek palcem, żeby
zamknąć mi usta, gdy próbuję zaprotestować a ja powiem ci, ile mam lat.
Zbliża usta do moich i przypieczętowuje umowę głębokim pocałunkiem.
Co takiego?
Całuje mnie namiętnie na zatłoczonej londyńskiej ulicy, przełamując we
mnie resztki oporu. Jęczy mi w usta i przegina mnie do tyłu.
Wiem, ile masz lat mówię.
Przerywa pocałunek i spogląda na mnie.
Czyżby?
Gapię się na niego z otwartą buzią.
Okłamałeś mnie? Nie ma trzydziestu siedmiu lat? Więc ile? Cholera
jasna, jest jeszcze starszy? Powiedz mi żądam, mierząc go gniewnym
spojrzeniem.
O nie. Najpierw zakupy, pózniej wyznania. Mogłabyś mnie oszukać.
Wiem, że moja piękna dziewczyna nie gra fair. Uśmiecha się szeroko i
pomaga mi stanąć prosto.
Będę grać fair prycham. Niedoczekanie! Nie mogę uwierzyć, że mnie
okłamałeś.
Przygląda mi się badawczo.
Nie mogę uwierzyć, że przykułaś mnie kajdankami do łóżka.
Sama nie mogę w to uwierzyć, ale wygląda na to, że niepotrzebnie się
trudziłam. Jesse bierze mnie za rękę, przeprowadza przez ulicę i razem
wchodzimy do sklepu.
Rozdział 4
Natychmiast zauważam mnóstwo fantastycznych torebek, ale nie mam
czasu lepiej się im przyjrzeć. Jesse maszeruje Stanowczym krokiem, ciągnąc
mnie za sobą, a gdy wchodzimy do windy, wciska guzik na pierwsze piętro.
Zerkam na plan sklepu.
Hej, chcę jechać na czwarte piętro. Wolałabym uniknąć koszmarnie
drogich zagranicznych kolekcji na pierwszym piętrze, ale Jesse nie zwraca na
mnie uwagi. Jesse? Patrzy przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy,
ściskając moją dłoń. Drzwi windy rozsuwają się i wysiadamy.
Tędy mówi, prowadząc mnie między niewiarygodnymi kolekcjami
designerskich ciuchów i sukni haute couture. Na szczęście je ominął. Ale serce
zamiera mi w piersi na widok znaku Zakupy ze stylistą .
Nie, Jesse, nie, nie, nie. Próbuję go zatrzymać, ale idzie dalej, ciągnąc
mnie za sobą. Jesse, proszę błagam, ale on kompletnie mnie ignoruje. Mam
ochotę kopnąć go w piszczel. Nie cierpię trzęsących się nade mną sprzedaw-
czyń. Całują cię w tyłek i zapewniają, że wyglądasz wspaniale, żebyś czuła się
w obowiązku coś kupić. Ciśnienie będzie ogromne, a o kosztach nawet nie chcę
myśleć.
Jestem umówiony z Zoe zwraca się do mężczyzny w eleganckim
garniturze, który nas wita. Po co w ogóle pytał mnie, dokąd jedziemy? Mam
ochotę skręcić mu kark.
Pan Ward? pyta asystent.
Tak odpowiada Jesse, wciąż nie racząc na mnie spojrzeć, choć
doskonale wie, że mierzę go wściekłym spojrzeniem i jestem skrępowana całą
tą sytuacją.
Proszę tędy. Czy podać państwu coś do picia? Może szampana? pyta
uprzejmie.
Jesse spogląda na mnie, a ja kręcę głową. Mam ochotę zwiać do House of
Fraser, gdzie mogę robić zakupy z puszką coli w dłoni, bez całego tego
zamieszania.
Nie, dziękujemy odpowiada Jesse. Młody mężczyzna prowadzi nas do
luksusowej sali z wielką skórzaną kanapą. Siadam obok Jessego i uwalniam
dłoń z jego uścisku. Spełnił się mój najgorszy koszmar.
O co chodzi? pyta Jesse, próbując złapać mnie z powrotem za rękę.
Patrzę na niego oskarżycielsko.
Po co pytałeś, dokąd chcę iść, skoro już wcześniej umówiłeś nas na
spotkanie?
Wzrusza ramionami.
Nie rozumiem, po co włóczyć się po kilkunastu sklepach, skoro tutaj
wszystko podsuną ci pod nos.
Zanim zdążę odpowiedzieć, pojawia się młoda blondynka, która uśmiecha
się promiennie do Jessego.
Jesse! woła. Jak się masz?
Jesse wstaje, a ona całuje go w policzek.
Świetnie, Zoe. A ty? Uśmiecha się do niej. To jeden z tych
powalających uśmiechów, który sprawia, że kobiety padają mu do stóp.
Wspaniale. Ty musisz być Ava. Miło mi cię poznać. Wyciąga do mnie
rękę, a ja wstaję, żeby ją uścisnąć, uśmiechając się blado. Zachowuje się
przyjaznie, ale ja wciąż jestem skrępowana. Zoe siada w fotelu naprzeciw nas.
Avo, Jesse powiedział mi, że szukamy czegoś wyjątkowego na bardzo ważne
przyjęcie mówi, cała podekscytowana. Do czegoś wyjątkowego z pewnością
będzie dołączona metka z wyjątkową ceną.
To ma być coś naprawdę wyjątkowego podkreśla Jesse, ściągając mnie z
powrotem na kanapę. Nagle oblewa mnie fala gorąca, czuję się
klaustrofobicznie w tym ogromnym pomieszczeniu.
No dobrze, jaki masz styl, Avo? Opowiedz mi, jak się lubisz ubierać.
Kładzie ręce na kolanach i patrzy na mnie wyczekująco.
Nie wiem, jaki mam styl. Kupuję rzeczy, które mi się podobają i w których
się dobrze czuję.
Nie mam swojego stylu. Wzruszam ramionami i widzę błysk w oczach
Zoe. To musiała być właściwa odpowiedz.
Sukienki wtrąca Jesse. Ava lubi sukienki.
Ty lubisz sukienki mruczę pod nosem, a on trąca innie w kolano.
Zoe uśmiecha się, prezentując olśniewająco białe zęby godne
hollywoodzkiej gwiazdy.
Rozmiar 38, zgadza się?
Tak potwierdzam.
Tylko nie za krótkie dodaje szybko Jesse.
Rozdziawiam usta. Wiedziałam, że tak będzie. Sama nic przepadam za
kusymi strojami, ale to może się zmienić, jeśli on będzie się zachowywał jak
jaskiniowiec. Zoe Wybucha śmiechem.
Jesse, Ava ma fantastyczne nogi. To grzech je ukrywać. Jaki masz rozmiar
buta, Avo?
Już ją lubię.
Trzydzieści osiem.
Świetnie. Chodzmy. Zoe wstaje, a ja za nią. Jesse też się podnosi.
Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłeś jęczę, gdy pochyla się, żeby
pocałować mnie w policzek. Lubię Zoe, ale wolałabym robić zakupy sama.
Jesse wzdycha.
Avo, zrób mi tę przyjemność. Przyciąga mnie do piersi. Przede mną
prywatny pokaz mody z moją ukochaną w roli modelki.
Kto wybierze sukienkę?
Trąca nosem mój nos.
Ty. Ja będę się tylko przyglądał, obiecuję. No dalej, baw się dobrze.
Siada z powrotem na sofie i dzwoni do kogoś. Co za ulga. Chyba nie
zniosłabym, gdyby łaził za mną po sklepie i kwestionował każdy mój wybór.
Zoe prowadzi mnie przez sklep.
A więc możesz dzisiaj zaszaleć? pyta przyjaznym tonem. Jest urocza,
ale jej zęby są trochę zbyt białe.
Tak, pod przymusem. Odwzajemniam jej uśmiech.
Nie masz ochoty zaszaleć? Zoe ze śmiechem zdejmuje z wieszaka długą
zieloną suknię. Jest piękna, ale ten kolor bardziej pasuje do Kate. Potrząsam
przepraszająco głową. Masz rację, to nie to. A ta? Kładzie rękę na uroczej
sukience w stylu greckim.
Piękna przyznaję, ale wygląda też na bardzo drogą.
Prawda? Przymierzymy ją. A ta?
Wow! wypalam na widok obcisłej kremowej sukienki z rozcięciem na
nodze. Jesse nie lubi, gdy za dużo odsłaniam śmieję się, rozchylając
rozcięcie. Do takiej sukienki trzeba by się ogolić na zero.
Naprawdę? Zoe patrzy na mnie z zaciekawieniem. Jeśli powie... Jest
taki wyluzowany dodaje.
Puszczam sukienkę z rozcięciem i podchodzę do kreacji z czerwonej satyny.
Nie przy mnie burczę pod nosem. Ta mi się podoba.
Zdziwienie na twarzy Zoe ustępuje miejsca uśmiechowi.
Doskonały wybór. A ta? Podchodzi do wieszaka naprzeciwko i muska
oszałamiającą, kremową suknię bez ramiączek. Czy brak ramiączek jest
dopuszczalny?
Śliczna zgadzam się. Mogę ją przymierzyć. Jeśli nie przypadnie Jessemu
do gustu, na pewno mi o tym powie. Nagle moją uwagę przykuwa sukienka po
drugiej stronie sklepu i mimowolnie ruszam w jej stronę. Lekko muskam
palcem przód czarnej, koronkowej sukni. Jest przepiękna.
Koniecznie musisz ją przymierzyć mówi Zoe, stając obok mnie.
Zdejmuje ją i odwraca delikatnie. Suknia jest zabezpieczona linką
przeciwkradzieżową, co może oznaczać tylko jedno. Czyż nie jest piękna?
pyta z rozmarzeniem Zoe.
Z pewnością. Jest też absurdalnie droga, skoro ktoś uznał, że trzeba
zabezpieczyć ją w taki sposób. Poza tym na metce nie ma ceny. To kolejny
sygnał, że zemdleję, gdy usłyszę, ile kosztuje. Przesuwam wzrokiem po plecach
dopasowanej sukni, która rozszerza się lekko na wysokości ud i opada aż do
ziemi. Fason ma prosty, na plecach dekolt w kształcie litery V, delikatne
rękawki, które odstają leciutko od ramion, i korzystny głęboki dekolt. Nie mam
najmniejszych wątpliwości, że wyszła z pracowni znanego projektanta.
Jesse uwielbia mnie w koronkach mówię cicho. I w czerni.
Więc powinnaś ją przymierzyć. Zoe odwiesza suknię na miejsce. Od
jak dawna spotykasz się z Jessem?
To pytanie budzi moją czujność. Co powinnam odpowiedzieć? Prawda jest
taka, że spotykamy się nieco ponad miesiąc, z czego tydzień Jesse spędził
pijany, a ja pielęgnowałam złamane serce. Do głowy przychodzi mi paskudna
myśl.
Od niedawna. Siląc się na swobodę, pytam: Czy przyprowadza tu
wszystkie kobiety, z którymi się spotyka?
Zoe wybucha śmiechem. Nie wiem, czy to dobry znak.
O Boże, nie! Poszedłby z torbami!
To był zdecydowanie zły znak. Zoe musiała złowić moje spojrzenie, bo
lekko blednie.
Avo przepraszam. Nie to miałam na myśli. Kołysze się ze
skrępowaniem na szpilkach. Chciałam powiedzieć, że gdyby przyprowadzał
tu wszystkie kobiety, z którymi spał... Zastyga i blednie jeszcze bardziej. Robi
mi się niedobrze. Cholera! woła.
Zoe, nie przejmuj się. Zaczynam oglądać kolejną sukienkę. Kogo ja
chcę oszukać? Wiem, że miał wiele kobiet.
Avo, z tego, co wiem, on nigdy nie spotykał się z nikim na serio. To
łakomy kąsek. Będziesz musiała się opędzać od kobiet z Rezydencji.
Taak śmieję się lekko. Muszę zmienić temat. Myśl o Jessem z inną
kobietą znów nie daje mi spokoju. Dokąd teraz? Przybieram niezazdrosny
wyraz twarzy, o ile w ogóle istnieje coś takiego. W środku aż się we mnie go-
tuje. Dlaczego on musiał puszczać się na lewo i prawo?
Buty! woła Zoe, prowadząc mnie w stronę ruchomych schodów pod
sfinksem.
Godzinę pózniej wracamy do luksusowej prywatnej sali, a młody asystent
ciągnie za nami wieszak z sukienkami i butami. Jesse nadal siedzi na kanapie z
telefonem przy uchu. Na nasz widok uśmiecha się promiennie i rozłącza.
Dobrze się bawiłaś? pyta, wstając, i całuje mnie namiętnie. Stęskniłem
się za tobą.
Nie było mnie godzinę odpowiadam ze śmiechem i łapię go za ramiona,
gdy przechyla mnie do tyłu.
Zbyt długo narzeka. Co tam masz?
Za duży wybór odpowiadam. Udało mi się przekonać Zoe, żeby
zostawiła koronkową suknię. Prawdę mówiąc, zrezygnowałam ze wszystkiego,
co było zabezpieczone linką,
Idz się przebrać. Klepie mnie w pupę, a ja ruszam za Zoe i wieszakiem
na kółkach do wielkiej przymierzalni. Przez kilka kolejnych godzin wbijam się
w sukienkę za sukienką. Razem naliczyłam ich z dwadzieścia, wszystkie są
oszałamiające i wszystkie podobają się Jessemu.
Zoe znika na chwilę, a ja siadam i zastanawiam się, którą kieckę wybrać.
Wszystkie są ładne. Podrywam głowę, gdy Hoo wraca z kolejnym wieszakiem,
ale tym razem wiszą na nim sukienki na co dzień i koktajlowe, a nie suknie
wieczorowe. Spoglądam na nią, kompletnie zdezorientowana. Zoe wzrusza
ramionami.
Jesse domagał się, żebyś przymierzyła mnóstwo sukienek. Oto one
mówi, chowając się za wieszakiem. Wraca, trzymając przed sobą czarną
koronkową suknię. I jeszcze ta.
Co takiego? wypalam, podnosząc się z miejsca. Stoję w samej bieliznie i
poruszam ustami jak karp.
No więc zaczyna Zoe, idąc w moją stronę Jesse nie mówił, żebyś
przymierzyła akurat tę suknię, ale powiedział wyraznie, że masz kupić to, co
będziesz chciała. Uśmiecha się promiennie. A ja wiem, że tak naprawdę
chcesz kupić właśnie ją.
Zoe, nie mogę dukam, usiłując przekonać swój mózg, że ta suknia jest
ohydna, odrażająca. Po prostu paskudna. Bezskutecznie.
Jeśli martwi cię jej cena, nie przejmuj się. Mieści się w budżecie.
Wiesza suknię na haczyku w ścianie.
Jest jakiś budżet? pytam z wahaniem.
Zoe odwraca się i uśmiecha szeroko.
Budżet jest nieograniczony.
Z jękiem osuwam się z powrotem na fotel.
Mogę zapytać, ile kosztuje?
Nie odpowiada radośnie. Załóż to pod spód. Podaje mi czarny
koronkowy gorset. Wbijam się w niego, i Zoe zapina haftki na plecach.
Przestaję się wahać, gdy wyobrażam sobie minę Jessego na widok takiej ilości
koronek. Uśmiecham się. Z miejsca dostanie orgazmu.
Zoe pomaga mi włożyć suknię i prowadzi do ogromnego lustra.
Jasny gwint! woła i zaraz przyciska dłoń do ust. Przepraszam. To było
bardzo nieprofesjonalne.
Jasny gwint, bez dwóch zdań. Obracam się lekko, żeby zobaczyć tył sukni,
oddech więznie mi w gardle. Materiał opina każdą krągłość na moim ciele i
muska podłogę, gdy stanę na palcach. Podszewka pod koronką jest matowa,
przez co delikatny, ażurowy wzór wydaje się mienić, a głęboki dekolt
komponuje się idealnie z rękawkami i eksponuje obojczyki. Zoe odbiega na
chwilę i zaraz wraca. Klęka przede mną.
Włóż te buty instruuje mnie. Odrywam wzrok od lustra i zauważam u
swoich stóp parę czarnych szpilek bez pięty od Diora. Robi mi się słabo.
Zakładam je, a Zoe się odsuwa. Avo, musisz mieć tę suknię mówi ze
śmiertelną powagą. Idz się pokazać Jessemu.
Nie! protestuję niegrzecznie. Przepraszam, wiem, że będzie nią
zachwycony. Jest z koronki i jest czarna. Jesse padnie mi do stóp, jestem o
tym przekonana, ale suknia sporo odsłania. Czy mój neurotyczny maniak
kontroli powali mnie na ziemię i zasłoni własnym ciałem, żeby nikt nie
zobaczył mojej nagiej skóry? I ile kosztuje ta przeklęta kiecka? Zmagam się
właśnie z wyrzutami sumienia z powodu tej cholernej sukni, gdy Zoe podaje mi
kopertówkę pasującą do butów. Jestem bliska łez. Wiedziałam, że nie
powinnam jej przymierzać.
Jesse ją widział? Odwracam się do Zoe, która patrzy na mnie, nie
rozumiejąc. Suknia, czy widział ją na wieszaku, kiedy wracałaś? pytam.
Nie, chyba poszedł do łazienki.
Unoszę dłoń do ust i gorączkowo stukam paznokciem w zęby.
Dobrze, kupię ją, ale nie chcę, żeby Jesse o tym wiedział. To ryzykowne
posunięcie. Zoe klaszcze w dłonie i rozpromienia się, a ja odpowiadam
uśmiechem. A to co? Wskazuję dodatkowy wieszak, który przyciągnęła.
Jesse chce, żebyś miała mnóstwo sukienek odpowiada, wzruszając
ramionami.
Wybucham śmiechem. Jesse zbyt poważnie podszedł do zasady łatwego
dostępu. Zdejmuję koronkową suknię, a wtedy Zoe odbiera ją ode mnie i
oznajmia młodej asystentce, że Jesse pod żadnym pozorem nie może jej
zobaczyć, znów ogarniają mnie wątpliwości. Zaczynam przymierzać resztę
sukienek. Kupię maksimum trzy i lepiej niech nie próbuje się ze mną sprzeczać.
Spalam chyba z milion kalorii, zakładając i zdejmując dziesiątki sukienek,
które odkładamy na trzy stosy: tak , nie i może . Ze zdumieniem
stwierdzam, że sprawia mi to przyjemność. Jesse rozsiada się z powrotem na so-
fie i patrzy, jak pojawiam się i znikam, za każdym razem w innej kreacji.
Ma to we krwi, prawda? zwraca się do Jessego Zoe, gdy wychodzę w
bardzo krótkiej, szarej sukience od Chloe. Bardzo mi się podoba, ale tak jak
wszystkie pozostałe sukienki kosztujące ponad trzysta funtów trafi na stertę z
odrzuconymi rzeczami. Widzę szok na twarzy Jessego, gdy odnotowuje długość
sukienki.
Zdejmij to! cedzi, a ja ze śmiechem wracam do przymierzalni. Ma rację,
jest cudowna, ale zdecydowanie za krótka. Ktoś mógłby ją pomylić z halką.
Gdy wreszcie kończę przymierzanie, padam z nóg. W ciągu kilku godzin
przebrałam się więcej razy niż przez cały ten miesiąc. Razem z Zoe przeglądam
sukienki, które zaakceptowałam, i jestem lekko zaniepokojona ich liczbą.
Przesuwam je na wieszaku, próbując ograniczyć wybór.
Co my tu mamy? pyta Jesse, podchodząc do mnie. Kulę się w sobie.
Ava wybrała naprawdę fantastyczne sukienki. Jestem szalenie zazdrosna
mówi Zoe. Zaraz wszystko zapakuję.
Do diabła! Czuję się jeszcze bardziej upokorzona, gdy Jesse wręcza Zoe
kartę kredytową.
Jesse, to mi się wcale nie podoba. Aapię go za ręce i staję przed nim,
żeby skupił na mnie całą swoją uwagę. Jesse zwierza ramiona z
rozczarowaniem.
Dlaczego? Jest naprawdę urażony.
Patrzę, jak Zoe znika z wieszakiem sukienek na tak .
Nie chcę, żebyś wydawał na mnie tyle pieniędzy.
To wcale nie tak dużo próbuje mnie przekonać, ale ja widziałam metki.
To zdecydowanie za dużo, a nie wiem nawet, ile kosztowała suknia
wieczorowa.
Wbijam wzrok w podłogę. Nie chcę się o to kłócić w Harrodsie.
Kup mi tylko suknię na dzisiejszy wieczór. Na to mogę się zgodzić.
Tylko jedną? pyta nieszczęśliwym głosem. Jeszcze pięć i umowa stoi.
Jestem mile zaskoczona.
Dwie odparowuję, podnosząc na niego wzrok.
Pięć odbija piłeczkę. Nie tak się umawialiśmy.
To prawda, ale nie obchodzi mnie już, ile ma lat, poza tym przerabiałam już
kompromis w jego wydaniu. Przekonałam się, że podczas gdy ja próbuję
manewrować, Jesse okopuje się na swojej wyjściowej pozycji. Mrużę oczy.
Nie obchodzi mnie, ile masz lat. Możesz to trzymać w sekrecie.
Dobrze, ale zostajemy przy pięciu zgadza się łaskawie. Pewnie i tak nie
miał zamiaru dotrzymać swojej części umowy. Muszę zadzwonić. Całuje
mnie w usta. Idz wybrać pięć sukienek. Zoe ma moją kartę. Mój PIN to jeden,
dziewięć, siedem, cztery.
Odskakuję jak oparzona.
Nie mogę uwierzyć, że właśnie podałeś mi swój PIN.
Żadnych sekretów?
Żadnych sekretów? Czy on kpi? Jesse odchodzi, a ja doznaję olśnienia.
Szybko obliczam w myślach.
A jednak masz trzydzieści siedem lat! krzyczę do jego pleców.
Przystaje. Twój PIN. Urodziłeś się w siedemdziesiątym czwartym
oznajmiam triumfalnie. Rozgryzłam go. Faceci są tacy przewidywalni. Wcale
nie kłamałeś, prawda?
Jesse obraca się powoli i obdarza mnie swoim firmowym uśmiechem,
przeznaczonym wyłącznie dla mnie, poi cm posyła mi całusa i zostawia mnie,
żebym wybrała swoje pięć sukienek.
Wychodzę z działu zakupów osobistych, Jesse już na mnie czeka. Wręczam
mu jego kartę i całuję go w policzek.
Dziękuję. Nie wiem, czy jestem mu bardziej wdzięczna za zakupy, czy
za wpadkę z PIN-em, dzięki której uzyskałam pewność, że rzeczywiście ma
trzydzieści siedem lal. Tak czy inaczej, jestem bardzo szczęśliwa.
Nie ma za co. Odbiera ode mnie torby. Czy mogę liczyć na jeszcze
jeden pokaz? Unosi brwi.
Oczywiście. Nie mogę mu odmówić, zachowywał się dzisiaj tak
rozsądnie. Ale sukni ci nie pokażę.
Którą wybrałaś? pyta z zaciekawieniem. Wszystkie sukienki mu się
podobały, ale nie widział jeszcze sukni wieczorowej, która jest bezpiecznie
ukryta w pokrowcu.
Dowiesz się pózniej. Zaciągam się jego zapachem, gdy wtula twarz w
moją szyję. A więc mój mężczyzna zbliża się do czterdziestki drwię.
Odsuwa się, przewraca oczami, po czym bierze mnie /.a rękę i rusza do
wyjścia.
Przeszkadza ci to? pyta, jak gdyby nigdy nic, ale wiem, że się tym
przejmuje.
Wcale. A tobie?
Avo, pamiętasz jedną z pierwszych rzeczy, o jakie mnie zapytałaś?
Jak mogłabym zapomnieć. I wciąż nie wiem, dlaczego zapytałam właśnie o
to.
Dlaczego skłamałeś?
Wzrusza ramionami.
Bo nie pytałabyś, gdyby to nie był problem.
Uśmiecham się.
Twój wiek nie ma dla mnie znaczenia. Czy to siwe włosy? pytam
śmiertelnie poważnie, wchodząc na ruchome schody.
Jesse staje stopień niżej i odwraca się w moją stronę. Nasze oczy znajdują
się na mniej więcej tym samym poziomie.
Uważasz, że to zabawne?
Nie jestem w stanie zachować powagi, a kiedy schyla się i przerzuca mnie
sobie przez ramię, z trudem tłumię pisk. Nie może się tak zachowywać w
Harrodsie! Prawda jest taka, że Jesse nie przejmuje się cudzą opinią na temat
swojego zachowania. Przerzuci mnie sobie przez ramię, sponiewiera albo
wyładuje na mnie swoją wściekłość, gdzie tylko przyjdzie mu na to ochota. Nie
przejmuje się niczym. Ja, szczerze mówiąc, też nie.
Wynosi mnie ze sklepu na Knightsbridge i stawia na ziemi. Obciągam
sukienkę, biorę go za rękę i ruszamy do samochodu. Nawet nie robię mu
wyrzutów. Pomiatanie mną, czy to w domu, czy w miejscach publicznych, we-
szło mu już w krew.
Zjemy lunch w Rezydencji oznajmia Jesse, chowając zakupy do
bagażnika. Otwiera mi drzwi, siada obok mnie, uśmiecha się do mnie i zakłada
okulary przeciwsłoneczne. Dobrze się dzisiaj bawisz?
Bawiłam się dobrze, dopóki nie wspomniał o wizycie w Rezydencji. Będę
musiała tam spędzić cały wieczór.
Doskonale. Nie mogę narzekać, dopóki on mi towarzyszy.
Ja też. Zapnij pasy. Z rykiem silnika włącza się do popołudniowego
mchu. Podkręca głośność i opuszcza szybę, żeby całe Knightsbridge mogło
posłuchać Dakoty Stereophonics.
Rozdział 5
Jesse hamuje gwałtownie przed Rezydencją, na schodach czoka już na nas
John. Na parkingu stoi tylko kilka samochodów, w tym mój. Zupełnie o nim
zapomniałam.
Chodz. Chcę to szybko załatwić i wrócić do domu, żeby przez kilka
godzin mieć cię tylko dla siebie. Aapie mnie za rękę i prowadzi do wejścia.
Więc zabierz mnie już teraz marudzę, za co zostaję ukarana gniewnym
spojrzeniem.
Nie słucham cię mamrocze Jesse.
Avo. John wita nas skinieniem głowy i wchodzi iii nami do środka.
Wszystko w porządku? pyta Jesse, prowadząc mnie do baru. Jest w nim
pusto, jeśli nie liczyć obsługi, która uwija się jak w ukropie. Sadza mnie na
wysokim stołku, siada naprzeciw mnie i kładzie sobie moją dłoń na kolanach.
Zauważam Mario, który poleruje metalowe wieszaki na alkohol.
Wszystko gra mówi tubalnym głosem John. Catering już dotarł, zespół
będzie o piątej. Sarah ma wszystko pod kontrolą. Kiwa na Mario, a ja zjeżam
się cała na dzwięk jej imienia.
Świetnie, gdzie ona jest? pyta Jesse.
W twoim gabinecie, pakuje torebki z upominkami.
Torebki z upominkami? Jakie upominki można wręczać podczas przyjęcia
w seksklubie? O Boże, nawet nie chcę wiedzieć.
Mario przerzuca ścierkę przez ramię i podchodzi do nas. Odruchowo
odwzajemniam jego ciepły uśmiech. Jest naprawdę uroczy.
Masz ochotę na drinka? Jesse ściska moją dłoń.
Poproszę wodę.
Dwa razy woda, Mario. Odwraca się z powrotem w moją stronę. Co
byś zjadła?
To proste.
Stek odpowiadam z entuzjazmem, robiąc wielkie oczy. To był
najlepszy stek, jaki w życiu jadłam.
Jesse się uśmiecha.
Mario, przekaż Peteowi, że prosimy dwie porcje steku z młodymi
ziemniaczkami i średnią sałatką. Zjemy w barze.
Oczywiście, panie Ward szczebiocze Mario, stawiając na kontuarze
dwie butelki wody i szklankę.
Zostaniesz tu, a ja pójdę dopilnować kilku spraw? pyta Jesse,
wypuszczając moją dłoń, i nalewa mi wody do szklanki. Unoszę brew.
Czy Mario będzie mnie pilnował?
Nie odpowiada powoli Jesse, zerkając na mnie spod oka. Zza pleców
słyszę niski, tubalny śmiech Johna. Chyba nie ma już potrzeby?
Chyba nie. Wzruszam ramionami i rozglądam się dookoła. Gdzie są
wszyscy?
Jesse wstaje.
W dniu przyjęcia klub jest nieczynny. Przygotowania są czasochłonne.
Całuje mnie w czoło i bierze do ręki swoją butelkę. John?
Jestem gotowy.
Jesse odgarnia mi włosy z twarzy.
Postaram się to załatwić jak najszybciej. Jesteś pewna, że chcesz tu
zostać?
Tak. Przeganiam go ruchem ręki.
Zostawiają mnie w barze wśród obsługi wycierającej gorączkowo szklanki i
uzupełniającej lodówki. Czuję, że powinnam jakoś pomóc, ale słyszę dzwonek
komórki. Wyjmuję telefon z torebki, dzwoni Ruth Quinn. Powinnam pozwolić,
żeby nagrała się na pocztę głosową, bo mam dzisiaj dzień wolny, ale może uda
mi się jakoś wykręcić ze spotkania z nią.
Witaj, Ruth.
Avo, jak się masz?
Jest taka miła... zbyt miła,
Świetnie, a ty?
Doskonale. Dostałam już twój cennik i projekty. Są cudowne!
Cieszę się, że ci się podobają, Ruth. Przy takim entuzjazmie z jej strony
współpraca powinna nam się dobrze układać.
Teraz, gdy już wiem, jak wspaniale może wyglądać moje ponure
mieszkanie, nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy.
Gdy tylko uiścisz wstępną opłatę, a na pewno dostałaś już fakturę,
możemy brać się do roboty.
Tak, dostałam. Zrobię przelew. Możesz mi podać numer firmowego
konta?
Niestety nie. Mogłabyś zadzwonić do biura? Mam dzisiaj dzień wolny,
więc w tej chwili nie mogę tego sprawdzić.
Przepraszam, nie wiedziałam.
To była spontaniczna decyzja. To żaden problem, naprawdę.
Jakieś miłe plany na dziś?
Uśmiecham się.
Tak się składa, że owszem. Spędzam dziś dzień z moim chłopakiem.
Dziwnie to zabrzmiało.
Och. Po drugiej stronie słuchawki zapada cisza.
Ruth, jesteś tam? Zerkam na wyświetlacz, żeby sprawdzić, czy nie
straciłam zasięgu. Nie. Halo?
Tak, jestem. Przepraszam. Po prostu mówiłaś wcześniej, że nie masz
faceta.
Nie mam kłopotów z facetem. To miałam na myśli.
Rozumiem! W takim razie baw się dobrze.
Dziękuję. Zadzwonię w przyszłym tygodniu i wezmiemy się do pracy.
Świetnie. Do widzenia, Avo. Rozłącza się, a ja uświadamiam sobie, że
nie wykręciłam się z wyjścia na drinka. Z drugiej strony ona też o tym nie
wspomniała. Chowam telefon do torby i zauważam Mario, który zmierza w
moją stronę z pudłem pełnym świeżych owoców.
Jak się masz, Avo?
Doskonale, Mario. A ty?
Dzwiga pudło w górę, a ja pomagam mu wciągnąć je na kontuar.
Bardzo dobrze. Czy zostaniesz... Marszczy brwi. Jak to powiedzieć...
królikiem doświadczalnym?
O tak! odpowiadam z zapałem. Uwielbiam całe to mieszanie,
potrząsanie i degustowanie.
Mario chichocze i podaje mi małą deseczkę oraz nożyk do obierania
owoców.
Pokrój instruuje mnie, wyjmując z pudła koszyk pełen owoców.
Wybieram truskawkę, usuwam szypułkę i przekrawam owoc na pół. Właśnie
tak. Mario kiwa głową i zaczyna wlewać różne płyny do dużego srebrnego
shakera.
Obieram wszystkie truskawki i zabieram się do cytryny. Mario śpiewa pod
nosem jakąś melodię z włoskiej opery, a ja siedzę przy kontuarze, kroję cytryny
na plasterki i z zainteresowaniem obserwuję, jak odmierza, nalewa i przy-
gotowuje koktajl przy użyciu najróżniejszych akcesoriów.
A teraz najlepsze. Uśmiecha się, zamyka shaker i zaczyna nim
potrząsać. Podrzuca go w górę i chwyta, a potem wyrzuca nad głowę i obraca
się wokół własnej osi, żeby go złapać. Patrzę jak zaczarowana, jak stuka
shakorem o kontuar, po czym wlewa ciemnoróżowy płyn do wysokiej szklanki
z miętą i truskawkami. Voila! woła.
Wow! mówię, wpatrując się w obsypany cukrem brzeg szklanki. Czy
ma jakąś nazwę?
To magiczna mikstura Mario! odpowiada z emfazą. Jest z siebie dumny.
Skosztuj. Popycha szklankę w moją stronę, a ja pochylam się, żeby
powąchać. Pachnie cudownie, nie pamiętam, że gdy ostatnim razem
spróbowałam drinka, którego przygotował, palił w gardle. Ostrożnie podnoszę
szklankę, a Mario kiwa zachęcająco głową. Wzruszam ramionami i upijam
łyczek. Smaczne, prawda? Uśmiecha się promiennie i zaczyna zakrywać
pojemniki ? owocami.
Tak! Pociągam większy łyk, drink jest przepyszny. Co w nim jest?
Mario wybucha śmiechem i kręci głową.
O nie, nie. Tego nikomu nie zdradzę,
Co tam masz? słyszę zza pleców chrapliwy głos Jessego. Okręcam się na
stołku. Stoi za mną, na jego czole jak zwykle rysuje się zmarszczka. Z
uśmiechem wyciągam do niego szklankę.
Musisz spróbować. O mój Boże!
Jesse cofa się nieznacznie, zmarszczka na czole robi się jeszcze głębsza.
Nie, dziękuję. Wierzę ci na słowo. Siada obok mnie. Nie pij za dużo.
Spogląda na szklankę z dezaprobatą.
Przepraszam! wołam. Nie pomyślałam. W myślach rzucam się do
kubła na śmieci za barem.
Mario musiał wyczuć napiętą atmosferę, bo znika, zostawiając nas samych.
Odstawiam drinka na kontuar i odwracam się twarzą do baru. Pyszny koktajl
nie smakuje już tak słodko.
Hej. Jesse ściąga mnie ze stołka i sadza sobie na kolanach. Chowam
twarz w jego szyi. Nie mam śmiałości spojrzeć mu w oczy. Tak mi głupio.
Nic się nie stało. Wrzuć na luz, moja droga mówi ze śmiechem. Jego mina
świadczyła o czymś zupełnie przeciwnym. A może chodziło o to, że ja piję?
Odchyla się do tyłu, żeby spojrzeć mi w twarz, palcem unosi mój podbródek.
Wyraz jego oczu łagodnieje. Przestań przepraszać i pocałuj mnie.
Natychmiast spełniam jego polecenie. Kładę mu dłoń na karku i przyciągam
go do siebie. Rozluzniam się w jego ramionach i chłonę go całą sobą, mrucząc
mu w usta. Czuję, że się uśmiecha.
Przepraszam powtarzam. Strasznie mi głupio.
Powiedziałem: przestań ostrzega. Nie wiem, czym się tak przejmujesz.
Czym się przejmuję? Przejmuję się jego pełnym wyrzutu spojrzeniem, gdy
zaproponowałam mu alkohol.
Załatwiłeś wszystko? pytam.
Tak. Teraz coś zjemy, a potem wrócimy do domu wziąć kąpiel i trochę się
poprzytulać, zgoda?
Zgoda.
Grzeczna dziewczynka. Daje mi buziaka i sadza z powrotem na moim
stołku. A oto nasz lunch. Wskazuje głową Pete a, który idzie w naszą stronę
z tacą. Kładzie ją na kontuarze. Dziękuję, Pete.
Cała przyjemność po mojej stronie. Smacznego. Pete uśmiecha się do
mnie miło. Jest taki sympatyczny. Prawdę mówiąc, wszyscy pracownicy
Jessego są uroczy... z wyjątkiem jednej osoby, ale nie pozwolę, żeby Sarah ze-
psuła mi mój dzień z Jessem.
Odwijam sztućce z serwetki i zaczynam pałaszować kolorową sałatkę
skropioną pysznym dressingiem. Muszę się dowiedzieć, co to za sos.
Smakuje ci?
Podnoszę wzrok znad talerza i widzę, że Jesse też zajada. Mruczę z
zachwytem. Mogłabym to jeść codziennie do końca życia. Jesse uśmiecha się
do mnie.
Jesse, czy zgadzasz się, żeby zespół rozstawił instrumenty w rogu ogrodu
zimowego?
Odruchowo napinam ramiona na dzwięk przenikliwego głosu Sarah.
Tak. Myślałem, że już to ustaliliśmy? Jesse odwraca się lekko w jej
stronę. Ja nie. Siedzę twarzą do baru i dziobię widelcem sałatkę.
Chciałam to tylko potwierdzić. Jak się masz, Avo? pyta.
Wbijam wściekły wzrok w talerz. Jeśli naprawdę chce to wiedzieć, chętnie
jej odpowiem. Czuję na sobie spojrzenie Jessego, oczekuje, że zachowam się
przyzwoicie i odpowiem tej wiedzmie. Obracam się i przyklejam do twarzy
szeroki, nieszczery uśmiech.
Dobrze, dziękuję, Sarah. A ty?
Sarah uśmiecha się równie sztucznie jak ja, ciekawe, czy Jesse wychwycił
naszą wzajemną niechęć.
Świetnie. Pewnie nie możesz się już doczekać wieczoru?
O tak kłamię. Cieszyłabym się bardziej, gdyby nie jej obecność.
Jesse włącza się do rozmowy, ratując nas przed dalszą wymianą
wymuszonych uprzejmości.
Jadę do domu. Wrócę o szóstej. Dopilnuj, żeby na górze wszystko grało.
Apartamenty i sala wspólna mają pozostać zamknięte do dziesiątej trzydzieści.
Jesse wskazuje widelcem wejście do baru. Bez wyjątków dodaje surowo.
Na wzmiankę o sali wspólnej kompletnie tracę apetyt. Przez cały wieczór
będę obserwować ludzi odpływających stopniowo na górę.
Oczywiście przytakuje Sarah. Zostawię was. Do zobaczenia, Avo.
Pa. Uśmiecham się, a ona odwzajemnia mój uśmiech, ale po
wczorajszym wieczorze nie da się już ukryć faktu, że nie przepadamy za sobą,
więc całe to udawanie nie ma większego sensu. Odwracam się i zabieram do
sałatki. Nie mam żadnych wątpliwości, że Sarah udaje przyjazną przez wzgląd
na Jessego. Z pewnością przejrzał jej grę,
Dlaczego nie cieszysz się z powodu przyjęcia? pyta cicho Jesse.
Cieszę się odpowiadam, nie patrząc na niego. Jesse wzdycha ciężko.
Avo, przestań się bawić włosami. Bawiłaś się nimi, kiedy Sarah zadała ci
to samo pytanie i teraz też to robisz. Trąca moją nogę kolanem, a ja
wypuszczam z palców kosmyk włosów. Odkładam widelec.
Przepraszam, że nie tryskam entuzjazmem na myśl o przyjęciu, na którym
za każdym razem, gdy ktoś na mnie spojrzy albo się do mnie odezwie, będę się
zastanawiać, czy nie chce zaciągnąć mnie na górę i zerżnąć.
Podskakuję, gdy sztućce Jessego spadają ze szczękiem na talerz.
Do jasnej cholery! Odsuwa talerz gwałtownym gestem, kątem oka
widzę, że kolistymi ruchami masuje sobie skronie. Licz się ze słowami, Avo.
Aapie mnie za brodę i zmusza, żebym na niego spojrzała. Jego zielone oczy
płoną wściekłością. Nikt nie odważy się na nic podobnego, bo wszyscy
wiedzą, że jesteś moja. Nie mów rzeczy, które doprowadzają mnie do szału.
Surowy ton jego głosu sprawia, że kulę się w sobie.
Przepraszam mówię naburmuszona, ale przecież taka jest prawda. Mogą
sobie myśleć, co chcą. Skąd będzie to wiedział?
Proszę, spróbuj wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. Przesuwa
dłoń z brody na mój policzek. Chcę, żebyś się dobrze bawiła.
Patrzy na mnie błagalnie, a ja mam ochotę kopnąć się w swój frajerski tyłek.
Wydał Bóg jeden wie ile pieniędzy na oszałamiającą suknię wieczorową dla
mnie, ten wieczór jest dla niego wyjątkowy. Jestem niewdzięczną krową.
Siadam mu okrakiem na kolanach. Oczywiście nie przejmuje się wcale, że
obejmuję go w pasie nogami na środku baru.
Wybaczysz mi? Śmiało przygryzam jego dolną wargę i zataczam nosem
kółko wokół jego nosa.
Jesteś urocza, kiedy się dąsasz wzdycha.
Ty zawsze jesteś uroczy odparowuję i przywieram do niego ustami.
Zabierz mnie do domu szepczę. Jesse jęczy.
Zgoda. Wstawaj. Wstaje ze stołka, a ja rozluzniam żelazny uścisk wokół
jego bioder.
Co z moim autem?
Poproszę kogoś z obsługi, żeby je odstawił rozwiewa moje obawy i
rusza na parking. Nie mogę się już doczekać kij pieli w wannie.
Odczuwam ulgę, gdy wreszcie docieramy do Lusso.
Cathy wciąż tu jest? pytam. Mam nadzieję, że nie. Mam ochotę wtulić
się w Jessego i nie ruszać się jakiś czas.
Nie. Miała wyjść, gdy tylko skończy. Wysiadamy % windy i Jesse
przekłada moje zakupy do drugiej ręki, żeby otworzyć drzwi. Wchodzę za nim
do środka i odbieram od niego torby.
Co robisz? pyta, marszcząc brwi.
Zabieram je do gościnnej sypialni. Nie możesz zobaczyć mojej sukni.
Ruszam w stronę schodów.
Zanieś je do naszej sypialni! krzyczy za mną.
Nie ma mowy wołam, znikając w moim ulubionym pokoju. Natychmiast
wypakowuję suknię z pokrowca i wieszam ją na drzwiach. Z westchnieniem
cofam się kilka kroków, żeby móc ją podziwiać w całej okazałości. Albo
dostanie na jej widok orgazmu, albo kompletnie się rozklei. Wypakowuję
gorset, buty oraz torebkę, resztę sukienek zostawiam na pózniej. Chwilę pózniej
słyszę cichutkie pukanie do drzwi.
Nie wchodz! wołam z przerażeniem i biegnę do drzwi, żeby lekko je
uchylić. Jesse stoi na korytarzu z rękami w kieszeniach i uśmiecha się drwiąco.
Czy bierzemy ślub? pyta.
Chcę ci zrobić niespodziankę. Zbywam go machnięciem ręki. Muszę
pomalować paznokcie. Idz. Chciał entuzjazmu, więc niech lepiej nie narzeka.
Jesse unosi ręce do góry, jak gdyby chciał się poddać.
W porządku, zaczekam na ciebie w wannie. Tylko się pospiesz zrzędzi,
odchodząc korytarzem.
Zamykam drzwi, wyjmuję z torebki kosmetyczkę i odnajduję listy, które
Clive oddał mi rano. Kładę je na komodzie przy drzwiach i siadam wygodnie
na łóżku, żeby pomalować paznokcie.
Gdy wchodzę do łazienki, Jesse leży w pianie z obrażoną miną. Ściągam
sukienkę przez głowę, zdejmuję stanik i majtki i wchodzę do wanny. Na jego
twarzy odmalowuje się zadowolenie.
Gdzie się podziewałaś?
Czekałam, aż mi wyschną paznokcie. Sadowię mu się między nogami i
opieram o jego muskularny tors. Jesse mruczy z satysfakcją, oplata moje nogi
swoimi, obejmuje mnie i zanurza nos w moich włosach. Och, prawie za-
pomniałam. Clive przekazał mi rano listy do ciebie. Schowałam je do torby i
zupełnie o nich zapomniałam. Przepraszam.
Nic się nie stało uspokaja mnie Jesse. Uwielbiam, uwielbiam,
uwielbiam, gdy jesteś cała mokra i śliska. Nakrywa moje piersi dłońmi i
gryzie mnie w szyję. Jutro spędzimy cały dzień w łóżku.
Uśmiecham się pod nosem, żałując w duchu, że nie możemy pójść do łóżka
już teraz. Czuję bicie jego serca przyciśniętego do moich pleców i
przypominają mi się jego słowa o sercu, które zaczęło bić.
Jaka była pierwsza rzecz, która przyszła ci do głowy na mój widok?
Jesse milczy przez chwilę.
Moja warczy i gryzie mnie w ucho.
Podskakuję ze śmiechem.
Nieprawda!
Tak właśnie pomyślałem, a teraz jesteś moja. Odwraca moją twarz w
swoją stronę i całuje mnie delikatnie. Kocham cię.
Wiem. Czy nie przyszło ci do głowy, żeby zaprosić mnie na kolację,
zamiast mnie śledzić, zadawać niestosowne pytania i osaczać w jednej ze
swoich sal tortur?
Odwraca wzrok, zastanawia się.
Nie, nie przyszło. Nie myślałem rozsądnie. Przez ciebie straciłem rozum.
Jak to?
Nie wiem. Coś we mnie wyzwoliłaś. To było bardzo niepokojące.
Odchyla się do tyłu, a ja znów opieram głowę o jego tors.
Co ja takiego wyzwoliłam? Bicie serca? Uznałabym to stwierdzenie za
dziwne, ale on też coś we mnie wyzwolił i to również było bardzo niepokojące.
Wręczyłeś mi kwiat mówię cicho.
Tak, próbowałem zachować się jak gentleman.
Uśmiecham się.
To dlatego przy następnym spotkaniu zapytałeś mnie, jak głośno będę
krzyczeć, kiedy będziesz mnie pieprzył?
Nie wyrażaj się, Avo. Nie wiedziałem, co robić. Zwykle wystarczy, że się
uśmiechnę, żeby dostać to, czego chcę.
Mogłeś być mniej arogancki. Nie podoba mi się myśl, że uśmiech
wystarcza mu, żeby dostać to, czego chce. Do ilu kobiet się tak uśmiechał?
Być może. Powiedz, co ty sobie pomyślałaś. Szturcha mnie, a ja
uśmiecham się w duchu. Ta kąpiel może potrwać. Powiedz mi naciska
niecierpliwie.
Żebyś wbił się w jeszcze większą dumę? prycham, a on daje mi
kuksańca pod żebro. Podskakuję, wylewając wodę z wanny.
Przestań!
Powiedz mi, chcę wiedzieć.
Biorę głęboki oddech.
Prawie zemdlałam przyznaję. A potem mnie pocałowałeś. Dlaczego
mnie pocałowałeś? pytam z niedowierzaniem, drżąc lekko.
Nie wiem. To się po prostu stało. Prawie zemdlałaś? pyta. Nie widzę
jego twarzy, ale dałabym głowę, że maluje się na niej szelmowski uśmiech.
Odchylam głowę do tyłu. Tak jak myślałam. Przewracam oczami.
Uznałam, że jesteś aroganckim dupkiem, wszystko przez to ciągłe
dotykanie mnie, nietaktowne uwagi i złe maniery. Ale tak mocno na mnie
działałeś. Wciąż nie mogę uwierzyć, jaka byłam ślepa. Byłam zbyt
pochłonięta walką z niechcianymi reakcjami własnego ciała. To ulegałam im, to
walczyłam z nimi.
Jesse obwodzi moje sutki opuszkami palców.
Musiałem cię ciągle dotykać, żeby upewnić się, że sobie tego nie
wyobraziłem.
Czego?
Czułem mrowienie w całym ciele za każdym razem, gdy cię dotknąłem.
Wciąż je czuję.
Ja też przytakuję. To niesamowite uczucie. Czy zdajesz sobie sprawę z
tego, jak działasz na kobiety? Rozczapierzam palce na jego udach.
Tak jak ty na mnie? Splata palce z moimi. Czy tracą oddech za
każdym razem, gdy mnie widzą? Przyciska wargi do mojej skroni i zaciąga
się moim zapachem. Czy mają ochotę zamknąć mnie w szklanym pudełku,
żeby nikt ani nic nie mogło mnie skrzywdzić?
Oddech więznie mi w gardle. Jesse wzdycha ciężko, unoszę się i opadam w
rytmie jego oddechów.
Czy myślą, że ich życie się skończy, jeśli odejdę? kończy cicho.
Oczy zachodzą mi łzami, z trudem łapię oddech. To mocne stwierdzenia,
tym bardziej że znamy się dopiero miesiąc. Ten mężczyzna był nieustępliwy, a
teraz jestem mu za to wdzięczna. Jego interesy i problemy z alkoholem są teraz
nieistotne. To wciąż Jesse i wciąż należy do mnie. Odwracam się na brzuch i
przesuwam w górę jego torsu, aż nasze oczy znajdą się na tym samym pozio-
mie.
Miałam powiedzieć to samo mówię miękko. Chcę, żeby wiedział, że nie
tylko on w tym związku jest niewiarygodnie zaborczy i opiekuńczy. To istne
szaleństwo. Ten wielki, dominujący mężczyzna całkowicie mną zawładnął,
poddaję mu się bez zadawania pytań i bez wahania. Władza, jaką mu dałam,
może mnie zniszczyć. Jest dla mnie tak samo ważny, jak ja dla niego. Tak po
prostu. Tak bardzo cię kocham mówię stanowczo. Musisz mi obiecać, że
nigdy mnie nie opuścisz.
Jesse parska.
Skarbie, jesteś na mnie skazana.
To dobrze, pocałuj mnie.
Rozchyla zapraszająco wargi i przyciska je do moich ust. Smakuję żar jego
miętowego oddechu, nasze języki splatają się ze sobą. Jesse przesuwa dłońmi w
dół i w górę moich mokrych pleców.
Wiem, że z chęcią zostałabyś tutaj całą noc, ale musimy się zbierać.
Oplata dłońmi moją pupę i podnosi mnie w górę, żeby mieć dostęp do mojej
szyi.
Zostańmy upieram się nierozsądnie. Zsuwam się w dół, ocierając się
kroczem o jego członek. Jesse wciąga gwałtownie powietrze.
Musisz mnie wypuścić, bo jeśli tu zostanę, nigdzie nie pojedziemy.
Całuje mnie niecierpliwie i popycha w górę, tak że siadam przed nim na
piętach.
Więc zostań mówię nadąsana, napierając na niego całym ciałem,
zarzucam mu ręce na szyję, i siadam na nim. Próbuje mnie powstrzymać, ale
bez przekonania. Chcę zostawić swój ślad oznajmiam z uśmiechem i
przysysam się do jego klatki piersiowej. Jesse z jękiem odchyla się do tyłu.
Avo, spóznimy się mówi, ale głos ma spokojny. Zaciskam zęby i ssę.
Cholera, nie potrafię ci odmówić jęczy i unosi mnie, żeby przybrać dogodną
pozycję.
Wzdychamy jednocześnie, gdy pozwala mi opaść. Zaciskam mocniej zęby i
zaczynam poruszać się powoli w górę i w dół. Jesse łapie mnie w talii, unosi i
opuszcza w narzuconym przeze mnie tempie.
Chcę zobaczyć twoją twarz żąda. Całuję ugryzione miejsce i unoszę
głowę. Tak lepiej mówi z uśmiechem.
Odgarniam mu mokre włosy z czoła i splatam palce z tyłu jego głowy.
Poruszamy się w jednym rytmie, wpatrując się sobie w oczy. Żar w moim
podbrzuszu tli się łagodnie, dopóki Jesse nie wyrzuca w górę bioder, aż muszę
się złapać brzegów wanny. Wydymam policzki, a on spogląda na mnie kpiąco i
powtarza ten sam ruch.
Jeszcze raz żądam impulsywnie, czując nadciągający orgazm, Z
krzykiem odrzucam głowę do tyłu, gdy spełnia polecenie. Odrywa jedną dłoń
od mojej talii i kładzie mi ją na szyi.
Jeszcze? pyta niskim, chrapliwym głosem.
Głowa opada mi w dół.
Tak udaje mi się wysapać, zanim znów podrzuci biodrami. Zamykam
oczy.
Otwórz, skarbie ostrzega łagodnie, przesuwając dłonią po moim mostku
i brzuchu.
Otwieram oczy i widzę, że zaciska zęby, mięśnie szyi ma napięte jak
postronki. Znów unosi mnie i ściąga w dół, jednocześnie napierając biodrami.
Krzyczę, walcząc z odruchową chęcią zamknięcia oczu.
Dobrze ci? pyta, nagradzając mnie kolejnym podrzutem bioder.
Tak! Zaciskam palce na brzegu wanny tak mocno, że bieleją mi knykcie.
Zaczekaj na mnie, Avo. Nie jestem gotowy.
Koncentruję się na powstrzymaniu nadchodzącego orgazmu. Jego miarowe,
kontrolowane ruchy wcale mi w tym nie pomagają. Odrzuca głowę do tyłu, ale
wciąż Wpatruje mi się w oczy, unosi mnie, ściąga w dół i mocno napiera
biodrami, raz po raz. Oboje jęczymy, moja głowa robi się coraz cięższa. Mam
ochotę odrzucić ją w tył i dać się ponieść, ale muszę czekać na jego zgodę. Nie
wiem, jak długo jeszcze dam radę.
Grzeczna dziewczynka chwali mnie, łapie mocniej w talii i przyciska do
swoich bioder. Czujesz, Avo?
Zaraz dojdziesz sapię, czując, jak jego członek nabrzmiewa.
Uśmiecha się.
Poskub sutki.
Puszczam brzeg wanny i pod jego uważnym spojrzeniem wydłużam sutki
palcami, tak że twardnieją jeszcze bardziej.
Mocniej, Avo żąda, po raz kolejny wyrzucając biodra W górę.
Nadziewam się na niego z krzykiem, przeszywają mnie igiełki bólu. Mocniej!
krzyczy Jesse, wbijając mi kciuki w talię.
Jesse!
Jeszcze nie, skarbie. Jeszcze nie. Zapanuj nad tym.
Z trudem przełykam ślinę, każdy mięsień w moim ciele sztywnieje. Nie
wiem, jak on to robi. Widzę napięcie rysujące się na jego twarzy, zaciśniętą
szczękę, czuję to w jego pulsującym członku. To wręcz niewiarygodne, że
potrafi się do tego stopnia kontrolować. Pędzę ku oszałamiającemu orgazmowi,
napięcie w sutkach staje się coraz silniejsze.
Jesse zsuwa dłoń na wnętrze mojego uda i muska lekko moją szparkę.
Gdy unosi i opuszcza biodra, jego palce pocierają ją w rytmie jego
niespiesznych pchnięć Potrząsam głową z rozpaczą,
Jesse, proszę!
Chcesz dojść?
Tak!
Przyciska kciuk do czubka łechtaczki.
Teraz rozkazuje, wyrzucając biodra w górę, a ja, oszalała z rozkoszy,
eksploduję z krzykiem, który rozchodzi się echem po łazience. Z głośnym
przekleństwem unosi mnie i nadziewa na siebie, raz za razem. Zszokowana
tymi karzącymi ciosami, krzyczę i opadam na jego tors, dygocząc
niepohamowanie. Czuję, że unosi moje zwiotczałe ciało i ściąga je z
powrotem w dół. Wbija się we mnie i przywiera do mnie, jego potężne uda
wydają się szorstkie w kontakcie z moim bezwładnym ciałem,
O Jezu! Wypuszcza głośno powietrze, rozchlapując wodę. Avo,
jutro ja przykuję ciebie do łóżka dyszy. Pocałuj mnie.
Dzwigam głowę do góry i odnajduję jego usta, Jesse wykonuje biodrami
koliste ruchy, wyciskając z nas ostatnie krople rozkoszy. Mogłabym teraz
zasnąć na jego mokrej piersi.
Zabierz mnie do łóżka mamroczę.
Nie słucham cię odpowiada surowo.
Przyciskam mu dłonie do policzków, żeby go unieruchomić, i całuję
namiętnie w rozpaczliwej próbie przekonania go, żebyśmy zostali w domu.
Chcę się z tobą kochać szepczę, przesuwając dłonie, żeby złapać go
za włosy. Chcę tu zostać, ale wiem, że nie mam najmniejszych szans, żeby
postawić na swoim.
Skarbie, przestań. Nie cierpię ci odmawiać. Schodz. Odpycha mnie,
wyślizguje się ze mnie i wstaje. Mruczę coś pod nosem, nadąsana.
Nie cierpi mi odmawiać? Jasne, ale tylko wtedy, gdy ofiarowuję mu swoje
ciało.
Nie upinaj dziś włosów do góry mówi, biorąc ręcznik do ręki.
Wychodzę z wanny i włączam prysznic.
Możliwe, że będę chciała je upiąć odpowiadam, wchodzę pod wodę i
zaczynam myć głowę. Tak się składa, że miałam zamiar je rozpuścić, ale
sprzeciwiam mu się dla zasady.
Piszczę, gdy wymierza mi siarczystego klapsa. Szybko zmywam szampon i
otwieram oczy. Mam przed sobą skrzywionego, bardzo niezadowolonego
mężczyznę.
Cicho bądz. To ten jego ton budzi we mnie instynktowny sprzeciw.
Rozpuścisz włosy. Muska wargami moje usta. Prawda?
Prawda.
Wiem. Wychodzi spod prysznica. Wyszykuj się tutaj, ja pójdę do
innego pokoju.
Tylko nie kremowego! wołam w panice. Nie wchodz do kremowego
pokoju!
Wrzuć na luz, moja droga.
Odprowadzam wzrokiem jego wilgotne plecy, gdy zostawia mnie w
łazience.
Rozdział 6
Stoję przed ogromnym lustrem z żołądkiem zwiniętym w supeł. Wysuszone
włosy ułożyłam w lśniące fale, zrobiłam delikatny makijaż i mam na sobie
suknię. Czuję się w niej niesamowicie, ale jestem kłębkiem nerwów. Nie wiem,
czy powodem jest miejsce, w które idziemy, czy może niedorzeczne obawy, że
Jessemu nie spodoba się mój strój. Odwracam się do lustra, żeby zobaczyć
głęboki dekolt na plecach, który wydaje się odsłaniać więcej niż w sklepie. Czy
Jesse wpadnie w szał? Prawie dostał ataku serca na widok wydekoltowanej
letniej sukienki.
Zdmuchuję włosy z twarzy, wkładam proste złote kolczyki koronka nie
pozwala na bardziej wyszukaną biżuterię i przekładam błyszczyk, puder oraz
telefon do kopertówki. Rozlega się pukanie do drzwi, serce podchodzi mi do
gardła.
Ava? Skarbie, musimy już iść mówi przez drzwi. Nie próbuje wejść do
środka i ten drobny gest, w połączeniu z cichym, niepewnym tonem jego głosu,
podpowiada mi, że on też jest zdenerwowany. Dlaczego? Normalnie
wparowałby do sypialni bez pukania i czułych słówek.
Dwie minuty wołam wysokim, drżącym głosem. Spryskuję się moim
ulubionym zapachem Calvina Kleina. Nie słyszę groznego pomruku ani
zniecierpliwionego głosu domagającego się, żebym wzięła dupę w troki. Daje
mi czas, żebym wzięła się w garść.
Robię kilka uspokajających oddechów, biorę kopertówkę do ręki i ściągam
łopatki. To na nic. Zżerają mnie nerwy. Będę musiała stawić czoło wszystkim
członkom klubu. Kobiety z Rezydencji dały mi jasno do zrozumienia, że nie
jestem tam mile widziana i nie sądzę, żeby zmieniły zdanie tylko dlatego, że
mam na sobie suknię od projektanta albo że jestem dziewczyną Jessego.
Biorę głęboki oddech i podnoszę dół sukni, żeby zerknąć z zachwytem na
nowe szpilki. Wychodzę z sypialni i staję na szczycie schodów. Widzę z góry
cały salon, zewsząd dobiegają niskie, hipnotyzujące dzwięki Nights in w lute
satin Moody Bluesa. Uśmiecham się w duchu. A potem zauważam Jessego.
Zastygam na najwyższym stopniu, z trudem łapiąc oddech. Czuję się tak,
jak gdybym znów zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. W czarnym
garniturze, śnieżnobiałej koszuli i czarnej muszce wygląda olśniewająco. Jest
świeżo ogolony, włosy zaczesał na bok i utrwalił woskiem. O Boże, dziś
wieczór będę musiała zawalczyć o swoje.
Jeszcze mnie nie zauważył. Przechadza się powoli tam i z powrotem, z
rękami w kieszeniach, wpatrzony we własne stopy. Jest zdenerwowany. Mój
pewny siebie, dominujący eksplayboy jest zdenerwowany. Obserwuję w
milczeniu, jak siada, splata dłonie, kręci kciukami młynka, a potem wstaje i
znów zaczyna się przechadzać. Uśmiecham się pod nosem, a on, jak gdyby
wyczuł moją obecność, podnosi głowę, tak że mogę podziwiać go w pełnej
krasie. Oddech więznie mi w gardle, przytrzymuję się poręczy schodów. Jego
zrenice rozszerzają się lekko.
O Jezu szepcze, a ja przestępuję nerwowo z nogi na nogę. Nasze
spojrzenia spotykają się, Jesse rusza powoli w stronę schodów. Chcę zejść na
dół, ale moje głupie nogi jakby wrosły w ziemię i żadne zachęty nie są w
stanie ruszyć ich z miejsca. Chyba będzie musiał mnie znieść.
Jesse rusza po schodach, przez cały czas patrząc mi w oczy, a gdy staje
przede mną, wyciąga do mnie rękę' z lekkim uśmiechem. Biorę głęboki oddech,
unoszę jedną ręką suknię, a drugą podaję jemu i pozwalam, żeby sprowadził
mnie na dół. Teraz, gdy mnie podtrzymuje, moje nogi wydają się bardziej
stabilne.
Na dole Jesse zatrzymuje się, odwraca i omiata wzrokiem ; moje okryte
koronką ciało. Powoli obchodzi mnie dookoła, ) a ja zaciskam powieki, modląc
się w duchu, żeby wybór odważnego dekoltu na plecach nie okazał się
karygodnym błędem. Słyszę, jak wciąga gwałtownie powietrze, a potem jego
ciepłe opuszki dotykają mojego karku. Przesuwa nimi leniwie w dół kręgosłupa,
przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Chwilę potem czuję na skórze
charakterystyczny żar jego ust, gdy całuje mnie w sam środek pleców.
Rozluzniam się pod ciepłą pieszczotą jego warg.
Powoli kończy okrążenie, staje przede mną i spogląda j mi w oczy.
Nie mogę złapać tchu mruczy, otacza mnie ręką w pasie i przyciąga do
siebie. Całuje mnie czule, jak gdybym stała się równie delikatna jak spowijająca
mnie koronka. Całe zdenerwowanie przeszło mi jak ręką odjął. Teraz j martwią
mnie już tylko rzesze kobiet, które będą mu się rzucać do stóp. Przerywa
pocałunek i napiera biodrami na moje podbrzusze, wyraznie czuję przez
materiał jego potężną erekcję. Chyba nie każe mi się rozbierać, w każdym razie
nie teraz? Twoja sukienka naprawdę mi się podoba mówi z lekkim
uśmiechem. Tej nie przymierzałaś. Zapamiętałbym ją. Omiata suknię
spojrzeniem pełnym podziwu.
Zawsze w koronkach powtarzam jego słowa, a on j znów zagląda mi w
oczy.
Wybrałaś tę suknię dla mnie?
Przytakuję, a Jesse robi krok w tył i chowa ręce do kieszeni. Zagryza dolną
wargę, trybiki kręcą się jak szalone, gdy kiwa głową z aprobatą. Potem znów
spogląda mi w oczy.
Tak jak ja wybrałem dla ciebie to? Wyciąga rękę /. kieszeni, z jego palca
zwisa delikatny, platynowy łańcuszek.
Prawie dławię się własnym językiem. Widziałam ten naszyjnik w szklanej
gablocie, gdy dziś rano przechodziłyśmy z Zoe przez dział z biżuterią. Pokazała
mi go i natychmiast innie oczarował. Na końcu delikatnych, platynowych
splotów wisiał spory, kwadratowy diament. Prawie dostałam zawału na widok
małej karteczki z ceną.
Patrzę mu w oczy.
Jesse, ten naszyjnik kosztował sześćdziesiąt kawałków! wybucham. Nie
ma mowy o pomyłce. Liczyłam zera kilka razy.
Nagle robi mi się gorąco, wodzę wzrokiem od Jessego do diamentu
zwisającego wciąż z jego palca, Jesse uśmiecha się, staje za moimi plecami i
przerzuca mi włosy przez ramię. Serce podskakuje mi w piersi, gdy przekłada
mi naszyjnik nad głową, tak że brylant opiera się na moim mostku. Jest Laki
ciężki. Zaczynam się trząść.
Muskając lekko plecy, Jesse zapina naszyjnik, a potem zsuwa dłonie na
moje barki i całuje mnie w kark.
Podoba ci się? szepcze mi do ucha.
Wiesz, że tak, ale... Podnoszę rękę i dotykam diamentu. Natychmiast
nachodzi mnie chęć, żeby zetrzeć z niego odciski palców aksamitną szmatką.
Zoe ci powiedziała? Robi mi się niedobrze. Wiem, że odpowiada m sprzedaż,
ale powiedzieć Jessemu, że zachwyciłam się obscenicznie drogim
diamentowym naszyjnikiem, to już lekka przesada. Sześćdziesiąt patyków? A
niech to.
Nie, to ja poprosiłem Zoe, żeby ci go pokazała, Obraca mnie przodem
do siebie i przesuwa palcami po naszyjniku. Jesteś szalenie piękna.
Delikatnie całuje mnie w usta.
On ją o to poprosił? Śmieję się nerwowo.
Mówisz o mnie czy o tej błyskotce?
Liczysz się tylko ty mówi, unosząc brew. Teraz i zawsze.
Poważnieję.
Jesse, a jeśli go zgubię, jeśli... Jesse ucisza mnie pocałunkiem.
Avo, zamknij buzię. Przekłada mi włosy z powrotem na plecy. Jest
ubezpieczony i dostałaś go ode mnie w prezencie. Jeśli nie będziesz go nosić,
będę szalenie zły. Zrozumiano?
Ton jego głosu mówi mi, że sprzeciw jest bezcelowy, ale jestem kompletnie
oszołomiona i denerwuję się jeszcze bardziej niż przedtem. Oddycham głęboko
i kładę mu dłonie na piersi.
Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Głos lekko mi drży, trzęsę się na
całym ciele.
Na przykład, że bardzo ci się podoba. Kąciki jego ust unoszą się
leciutko. Mogłabyś podziękować.
Bardzo mi się podoba. Dziękuję. Całuję go.
Nie ma za co, skarbie. Choć nie jest tak piękny, jak ty. Nic nie jest równie
piękne. Zdejmuje moje dłonie z piersi. Zrobiłem, co do mnie należało.
Chodz, przez ciebie twój bóg jest spózniony. Prowadzi mnie do drzwi fron-
towych, wyłącza muzykę, bierze klucze i idzie do windy. Zauważam, że szyba
została naprawiona.
Drzwi otwierają się, Jesse wbija kod i odsuwa się. Zerka na mnie i mruga.
Jesteś szalenie przystojny mówię tęsknie i przeciągam kciukiem po jego
dolnej wardze, żeby zetrzeć z niej resztki mojej szminki. I cały mój.
Aapie mnie za rękę i całuje w koniuszek palca.
Wyłącznie twój, skarbie.
Gdy przechodzimy przez hol Lusso, Clive patrzy się na nas z lekko
rozdziawionymi ustami. Jesse obejmuje mnie ciasno ramieniem i wiem, że
będzie taki zaborczy przez cały wieczór, co nawet mi odpowiada, bo mam
zamiar spędzić całe przyjęcie u jego boku.
Pomaga mi wsiąść do astona martina i już pędzimy do Rezydencji. Przeze
mnie spózni się na własne przyjęcie, ale wydaje się tym nie przejmować. Od
czasu do czasu zerka na mnie i uśmiecha się półgębkiem, gdy przyłapuję go na
tym.
Opieram dłoń na jego jędrnym udzie i rozluzniam się, gdy przykrywa moją
dłoń swoją i ściska ją dla dodania mi otuchy. Jestem w nim taka zakochana i ku
swemu zaskoczeniu po raz pierwszy myślę z radością o nadchodzącym
wieczorze. Rozrywkowy Jesse zamierza się dziś dobrze bawić i właśnie w
takich ulotnych chwilach dostrzegam wyluzowaną stronę jego charakteru, o
której wszyscy mi opowiadają. Jest jednak boleśnie oczywiste, że zachowuje
się tak tylko wtedy, gdy wszystko idzie po jego myśli, kiedy robię, co mi każe,
a on dostaje to, czego chce. Ale jestem najszczęśliwsza, najbardziej
zadowolona, kiedy jest właśnie tuki. W Siódmym Niebie Jessego czuję się jak
w swoim żywiole. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, nie jestem wcale zaskoczona
widokiem Johna na schodach Rezydencji. Jesse pomaga mi wysiąść z
samochodu i prowadzi mnie do wejścia, gdzie John właśnie udziela ostatnich
wskazówek kilkunastu parkingowym. Jesse rzuca mu kluczyki do samochodu, a
John oddaje je jednemu z mężczyzn z surowym zaleceniem, żeby nie
przestawiał astona marina, chyba że będzie to absolutnie konieczne.
Unoszę rękę na powitanie, a John uśmiecha się do mnie i szeroko, błyskając
złotym zębem. Jak zwykle ma na sobie czarny garnitur, ale zamiast czarnej
koszuli włożył białą z czarną muszką. Okulary tkwią na swoim miejscu, a on
sam jak zwykle emanuje spokojem.
Tu jesteś! Spanikowany głos Sarah to pierwsza rzecz, juką słyszymy po
wejściu do Rezydencji. Sunie ku nam drobnymi kroczkami, skrępowana obcisłą
suknią z czerwonej satyny, która przypomina drugą skórę. Musiała się w nią
wbijać. Jeśli wcześniej miałam jakiekolwiek wątpliwości co do jej piersi, teraz
zostały całkowicie rozwiane. Choć jej suknia nie ma ramiączek, sterczą dumnie
do góry i gdyby trochę pochyliła głowę, mogłaby je pocałować.
Zatrzymuje się przed Jessem i mierzy mnie wzrokiem. Jej spojrzenie
zatrzymuje się na mojej szyi, co nie jest specjalnie zaskakujące, bo naszyjnika
trudno nie zauważyć. Ale to nie jego piękno ją olśniło. Mowy nie ma. Zastana-
wia się, od kogo go dostałam, i sądząc po grymasie, który wykrzywia jej
ostrzykaną botoksem twarz, już się tego domyśliła. Instynktownie zaciskam
diament w dłoni, jak gdybym chciała go ukryć przed jej wzrokiem. Spogląda na
mnie z zazdrością, a potem omiata wzrokiem moje opięte koronką ciało.
Ściągam łopatki i uśmiecham się słodko.
Już jestem burczy Jesse, ciągnąc mnie za sobą. Wchodzimy do baru,
gdzie Mario wydaje instrukcje pracownikom. Bar jest trzykrotnie większy niż
zwykle, bo drzwi między nim a restauracją zostały otwarte, a pomiędzy po-
mieszczeniami rozstawione wysokie barowe stoły i stołki.
Siadaj. Jesse sadza mnie przy kontuarze, przywołuje Mario, po czym
siada obok mnie.
Sarah wskazuje arkusz, który trzyma w ręku.
Możemy to przejrzeć...
Sarah, daj mi chwilę przerywa jej Jesse, nie odrywając ode mnie oczu.
Mam ochotę go pocałować. Na co masz ochotę?
Czuję chłód bijący od Sarah, gdy stoi jak głupia i czeka, aż Jesse zwróci na
nią uwagę. Podjęcie decyzji może zająć mi trochę czasu. Czy mogę pić
alkohol? Jesse powiedział, że mogę, kiedy on jest w pobliżu.
Pojawia się Mario, który wygląda bardzo szykownie w białej kamizelce i
muszce, z włosami zaczesanymi na bok i starannie przystrzyżonymi wąsami.
Uśmiecha się promiennie, a ja przypominam sobie smakowity koktajl, który
przygotował dla mnie w południe.
Poproszę magiczną miksturę Mario uśmiecham się szeroko.
Mario śmieje się głośno.
Tak! woła i zaczyna krzątać się za barem. A dla pana, panie Ward?
Poproszę wodę, Mario odpowiada Jesse, nachylając się ku mnie, żeby
mnie pocałować. Czuję na sobie świdrujący wzrok Sarah, więc oczywiście
pozwalam mu zrobić t o, na co ma ochotę. Nie żeby obecność Sarah była do te-
go konieczna. Ten mężczyzna robi to, na co ma ochotę, zawsze i wszędzie.
Dla mnie dżin, Mario rzuca Sarah i prycha, gdy Jesse nie przestaje mnie
całować. On naprawdę ma ją w nosie, co bardzo mnie cieszy. Nie jest dla mnie
żadnym zagrożeniem. Jesse, chciałabym porozmawiać z tobą w twoim
gabinecie nalega Sarah.
Z gardła Jessego wyrywa się grozny pomruk, a ja zachęcam go w duchu,
żeby dał jej nauczkę.
Sarah, proszę! zgrzyta zębami Jesse, wstając. Skarbie, chcesz tu
zostać, czy wolisz pójść ze mną?
Nie patrzę na Sarah, ale wiem, że właśnie przewróciła oczami, i choć
miałabym ochotę wkurzyć ją jeszcze bardziej, chętnie zostanę tu z Mario, żeby
wypić jego magiczną miksturę.
Zostanę tutaj. Idz sam.
Jesse bierze swoją wodę i całuje mnie w czoło.
Zaraz wrócę. Odchodzi szybkim krokiem i Sarah, żeby za nim nadążyć,
jest zmuszona prawie biec na swoich dwudziestocentymetrowych obcasach. Ale
najpierw nachyla się nade mną i z warknięciem bierze swój dżin z kontuaru.
Olewam ją i odbieram swojego drinka od Mario.
Dziękuję, Mario. Odwzajemniam jego uśmiech i upijam łyk, wzdychając
z wdzięcznością.
Panno Avo, czy będzie nietaktem, jeśli powiem, że dziś wieczór wygląda
pani wyjątkowo pięknie? Uśmiecha się z sympatią, a ja rumienią się lekko.
Mario, czy będzie nietaktem, jeśli powiem, że wyglądasz dziś piekielnie
przystojnie? pytam, unosząc szklankę w toaście za zdrowie tego niskiego
Włocha, którego zdążyłam już tak polubić.
Mario wybucha śmiechem i klepie dłonią w kontuar. Jego wzrok pada na
diament wiszący na mojej szyi. Spogląda na mnie spod uniesionej brew.
Bardzo panią kocha, prawda?
Zawstydzona, wzruszam ramionami. Nagle czuję się nieswojo w
towarzystwie tego sympatycznego Włocha. Nie chcę, żeby wszyscy doszli do
podobnych wniosków jak Sarah.
To tylko naszyjnik, Mario. Naszyjnik za sześćdziesiąt tysięcy funtów,
ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Znów go dotykam. Co chwilę upewniam się,
że jest na swoim miejscu, choć przecież doskonale czuję jego ciężar.
Widzę, że ty też bardzo kochasz pana Warda. Mario uśmiecha się i
dolewa mi koktajlu. Bardzo mnie to cieszy.
Rozlega się brzęk tłuczonego szkła i Mario odchodzi, wymachując rękami i
krzycząc po włosku.
Siedzę zadowolona przy barze i obserwuję obsługę przygotowującą
wszystko do wieczornej uroczystości. Nalewają szampana do kieliszków,
polerują kontuar, a Mario wydaje pracownikom polecenia. Niski Włoch jest
perfekcjonistą. Wielkie pomieszczenie prezentuje się doskonale, zadbano o
najdrobniejsze szczegóły. Wiszące nisko żyrandole migoczą lekko, dając
miękkie, brzoskwiniowe światło. Na myśl natychmiast przychodzą mi słowa
zmysłowe i pobudzające , słowa, które gdzieś już kiedyś słyszałam.
Pojawia się Pete z tacą pełną kanapeczek.
Avo, wyglądasz wspaniale. Podsuwa mi tacę. Może się poczęstujesz?
Wdycham cudowny zapach wędzonego łososia.
Och, Pete kładę dłoń na brzuchu. Jestem taka najedzona. Nie mam
pojęcia, jak zmieszczę trzydaniową kolację. Szwy sukni raczej tego nie
wytrzymają.
Avo, prawie nic nie zjadłaś na lunch. Obrzuca mnie spojrzeniem pełnym
dezaprobaty i rusza dalej. Baw się dobrze.
Ty też, Pete odpowiadam i natychmiast robi mi się głupio, że życzyłam
udanej zabawy pracownikowi Jessego, którego czeka dziś ciężki wieczór. Ale
ma rację. Nie dokończyłam lunchu, bo obecność Sarah odebrała mi apetyt i
pewnie teraz też nie jestem głodna z tego samego powodu.
Odwracam się przodem do kontuaru i widzę, że moja szklanka jest znów
pełna. Odszukuję wzrokiem Maria, który przestawia stołki po przeciwnej
stronie baru. Aowi moje spojrzenie i uśmiecha się zuchwale. Podnoszę szklankę
i marszczę brwi. Mario dalej przestawia stołki, jak gdyby nigdy nic. Muszę
uważać. Zdążyłam już wypić dwie szklanki tej magicznej mikstury, a nie mam
pojęcia, co w niej jest. Nie mogę się zataczać, kiedy pojawią się goście.
Ava!
Zeskakuję ze stołka na dzwięk podnieconego okrzyku Kate.
O rany! Zatrzymuje się przede mną jak wryta, oczy wychodzą jej z
orbit. Jasny gwint!
Wiem mruczę. Jestem nim przerażona. Powinien leżeć w sejfie.
Znów dotykam ręką diamentu, ale Kate odpycha ją, żeby samemu go pomacać.
Wow! Niezłe cacuszko. Wypuszcza diament z palców i odsuwa się,
żeby mi się przyjrzeć. Ale się odstawiłaś! Ktoś cię dzisiaj solidnie
rozpieszczał.
Wybucham śmiechem. Rozpieszczał to mało powiedziane.
A ty? Aapię ją za ręce i rozkładam je na boki. Piękna sukienka.
Obracam Kate dookoła. Jak zwykle wygląda fantastycznie w długiej zielonej
sukni. Płomiennorude loki upięło wysoko na głowie. Masz ochotę na drinka?
Musisz tego spróbować unoszę moją szklankę. Siadaj. Gdzie Sam?
Kate siada obok mnie i przewraca oczami.
Nie pozwolił nikomu zaparkować swojego samochodu. Uważa
parkingowych za kretynów, którzy nie są w stanie ujarzmić mocy carrery.
Wybucha śmiechem. Gdzie Jesse?
Uśmiech znika mi z twarzy.
Sarah gdzieś go zaciągnęła. Zerkam na zegar, nie ma go już ponad
godzinę. Tak czy siak, zauważyłam pewną carrerę, z pewnym rudzielcem w
środku, podjeżdżającą wczoraj wieczór pod Rezydencję mówię spokojnie,
popijając drinka i obserwując jej reakcję znad brzegu szklanki.
Moja płomiennoruda przyjaciółka posyła mi mordercze spojrzenie.
Tak, Avo. Już o tym wspominałaś mówi wyniośle. Poproszę tego
drinka.
Kręcę głową, ale nie naciskam.
Mario? wołam, a Włoch macha do mnie i podchodzi. To moja
przyjaciółka Kate. Kate, to Mario.
Zdążyliśmy się już poznać Kate uśmiecha się do Mario.
Jak się dziś miewasz, Kate? Mario obdarza ją swoim uroczym, ciepłym
uśmiechem.
Będę się mieć jeszcze lepiej, jeśli przygotujesz dla mnie taki koktajl
Wskazuje moją szklankę, a Mario śmieje się i idzie po szklany dzbanek pełny
magicznej mikstury.
No jasne, że się spotkali. Ale ile razy? Mario wraca z dzbankiem, a ja
zakrywam moją szklankę dłonią i rzucam mu na żarty ostrzegawcze spojrzenie.
Wzrusza ramionami, mamrocząc pod nosem coś po włosku i powstrzymując
uśmiech. Najwyrazniej udaje, że jest urażony.
Ktoś się ze mną przywita?
Obie się odwracamy. Przy wejściu do baru, na szeroko rozstawionych
nogach i z rozpostartymi ramionami, stoi Sam.
Wygląda wyjątkowo szykownie w porównaniu ze swoim zwykłym
wydaniem w workowatych dżinsach i T-shircie. Wygładza marynarkę,
podchodzi tanecznym krokiem do kontuaru i zamawia głośno butelkę piwa. Jest
ubrany elegancko, ale jego falująca czupryna jest zmierzwiona, a na twarzy jak
zawsze gości zuchwały uśmiech i dołeczki.
Drogie panie! Wyglądacie wspaniale w ten przemiły wieczór. Daje mi
buziaka w policzek, a potem całuje namiętnie Kate. Ta odpycha go ze
śmiechem. Gdzie mój kumpel? pyta, rozglądając się po barze.
Mam ochotę wyprowadzić go z błędu i poinformować, że Jesse jest mój, ale
obawiam się, że byłoby to nieuprzejme.
Jest w swoim gabinecie odpowiadam, upijając kolejny łyk drinka. Mam
trochę za szybkie tempo, ale ten koktajl jest przepyszny i wchodzi aż miło.
Godzinę pózniej w barze nie ma gdzie szpilki wcisnąć, a Jessego wciąż nie
widać. W tle przygrywa jazzowa orkiestra, wszędzie słychać gwar ożywionych
rozmów. Wszyscy mężczyzni mają na sobie eleganckie garnitury lub smokingi,
a kobiety oszałamiające kreacje. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób rozmawia o
mnie, zwłaszcza kobiety, które nieudolnie próbują ukryć swoje zainteresowanie.
Najgorsze jest to, że ciekawość wciąż każe mi się zastanawiać, z iloma z nich
Jesse się przespał. To przygnębiająca myśl, od której już chyba nigdy się nie
uwolnię.
Sączę powoli trzecią szklankę magicznej mikstury. Pojawił się Drew, który
jest jak zwykle elegancko i starannie ubrany. Oddycham głęboko i rozluzniam
się, gdy ktoś kładzie dwie wielkie dłonie na moich biodrach, w nozdrza uderza
mnie cudowny, miętowy zapach. Jesse opiera brodę na moim ramieniu.
Zaniedbałem cię.
Wykręcam szyję do tyłu.
To prawda. Gdzie się podziewałeś?
Nie mogłem przejść spokojnie dwóch metrów, bo co chwilę ktoś coś ode
mnie chciał. Ale teraz jestem już do twojej dyspozycji, obiecuję. Przyciska się
do moich pleców i nachyla do przodu, żeby uścisnąć dłonie chłopaków, po
czym nadstawia Kate policzek do pocałunku. Mogę się założyć, że wszystkie te
osoby, których nie mógł spokojnie wyminąć, były kobietami. Wszyscy dobrze
się bawią? pyta, kiwając na Mario na znak, że prosi o wodę.
Będziemy się dobrze bawić po kolacji wyszczerza zęby Sam i stuka się
butelką z Drew.
Dziesiąta trzydzieści mówi stanowczo Jesse. Ściąga mnie ze stołka,
siada na nim i sadza mnie sobie na kolanach, po czym zanurza twarz w mojej
szyi. Sam i Drew wymieniają zniesmaczone spojrzenia, a Kate odwraca wzrok,
co tylko wzmaga moją podejrzliwość i niepokój.
Mam ochotę położyć cię na kontuarze i powoli zedrzeć z ciebie wszystkie
te koronki szepcze mi do ucha, przyciskając krocze do mojej pupy.
Sztywnieję, błagając go w duchu, żeby się zamknął, bo zaraz sama się na niego
rzucę. Co masz pod tą sukienką?
Jeszcze więcej koronek mówię cicho, uśmiechając się pod nosem, a on
jęczy mi do ucha.
Cholera, dobijasz mnie. Przygryza płatek ucha, a mnie przeszywa
dreszcz.
Musisz przestać ostrzegam bez przekonania. Wydostanie mnie z tej
sukni i zapakowanie w nią z powrotem zajęłoby mu z tydzień. Pewnie straciłby
cierpliwość i zdarł ją ze mnie, a wtedy nie nadawałaby się już do ponownego
założenia.
Nigdy. Wsuwa mi język do ucha, a ja zamykam oczy z westchnieniem.
Hej! Kate klepie Jessego w ramię. Wypuść ją!
Właśnie, ograniczasz nasze potrzeby seksualne, a sam pieścisz swoją
dziewczynę skarży się Sam.
Jesse spogląda na Sama z wyrzutem.
Więc mnie powstrzymaj. Zamknę interes na trzy spusty i zabiorę ją do
domu.
Teraz znęcasz się nad swoimi kumplami śmieję się, a oni mi wtórują.
Jesse wznawia pieszczoty, ale moją uwagę przykuwa kobieta w kremowej
sukience stojąca przy wejściu do baru. Kto to? pytam.
Kto? Jesse podnosi głowę, a ja wskazuję kobietę ruchem głowy. Ma
około trzydziestu lat, czarne włosy do ramion i ładną buzię. Nie zwróciłabym
na nią uwagi, gdyby nie patrzyła prosto na nas i nie była sama. Gdy rusza w na-
szą stronę, Jesse zastyga pode mną. Sam i Drew milkną, a ja robię się jeszcze
bardziej podejrzliwa. Kim ona jest, u licha?
Gdy dociera do naszej grupki, zatrzymuje się ze wzrokiem wbitym w
Jessego. Napięcie wiszące w powietrzu jest niemal namacalne. Zerkam na Kate,
która wyraznie spochmurniała. Jesse zestawia mnie na ziemię.
Coral, może przejdziemy do mojego gabinetu? pyta Jesse, moim
zdaniem zbyt miękko i łagodnie. Kobieta kiwa głową i teraz widzę, że ma łzy w
oczach. Chodzmy. Odwraca się do mnie i uśmiecha przepraszająco, po
czym kładzie dłoń na krzyżu kobiety i wyprowadza ją z baru, a ja zastanawiam
się, co tu się, do cholery, dzieje, i w myślach każę mu zdjąć rękę z jej pleców.
John kiwa mu głową, gdy mijają go przy wejściu do baru, a potem oznajmia
wszem wobec, że zaraz zostanie podana kolacja. Robi się zamieszanie, bo
wszyscy naraz ruszają do ogrodu zimowego. Mijające mnie kobiety rzucają mi
ciekawskie spojrzenia. Nie zwracam na nie uwagi, jestem zbyt zajęta
zastanawianiem się, co robią Jesse i tajemnicza nieznajoma.
Kate przerywa milczenie.
Kto to był? pyta, pomagając mi zsiąść ze stołka. Spogląda na Drew i
Sama, którzy wzruszają ramionami na znak, że nic nie wiedza, ale ich nagłe
skrępowanie mówi mi, że doskonale wiedzą, kim jest Coral.
Nie wiem. Nigdy wcześniej jej nie widziałam mówię, idąc za tłumem do
ogrodu zimowego. Ale Jesse wydaje się ją znać dodaję sucho.
Odnajdujemy nasz stół i czuję nie wysłowioną ulgę, gdy okazuje się, że
siedzę obok Kate, Sama, Drew i Johna. To, że siedzi z nami Sarah, cieszy mnie
nieco mniej. Dołącza do nas jeszcze jeden mężczyzna, którego widzę po raz
pierwszy. Przedstawia się jako Niles. To typ uroczego chłopca o
zmierzwionych włosach, kogoś takiego zupełnie nie spodziewałabym się
spotkać w Rezydencji. Ale jak właściwie powinien wyglądać bywalec
Rezydencji?
Z ogrodu zimowego wyniesiono wszystkie sofy i stoliki, a ich miejsce
zajęły okrągłe stoły mieszczące od ośmiu do dziesięciu osób. Próbuję je
policzyć, ale przy trzydziestu tracę rachubę. W wystroju sali dominuje czerń i
złoto. Zastanawiam się, czy to przypadek. Wszędzie palą się świece, co jeszcze
bardziej podkreśla atmosferę zmysłowości. Jesse wymienił zmysłowość w
wytycznych dla mojego projektu i wtedy, gdy byłam nieświadoma, czym jest
Rezydencja, jego wymaganie wydało mi się dziwne. Teraz nabiera ono sensu.
W rogu sali rozłożyła się orkiestra, ale do kolacji przygrywają nam czterej
mężczyzni z saksofonami. Krzesło obok mnie jest wciąż puste, dalej siedzi już
Sarah. Zgaduję, że to ona odpowiadała za usadzenie gości. Musiała być niezle
wkurzona, gdy musiała mnie posadzić po drugiej stronie Jessego.
Gdzie on jest?
Kate bierze do ręki wytłaczany woreczek ze złotej satyny i wymachuje nim
w powietrzu. To musi być torebka z upominkiem. Decyduję, że nawet do niej
nie zajrzę, i utwierdzam się w tej decyzji, gdy Kate wtyka nos do środka i
zamyka torebkę, wytrzeszczając niebieskie oczy. Sam próbuje ją jej wyrwać,
ale Kate odpycha jego ręce. Nadąsany Sam bierze do ręki czarny woreczek
ułożony przy jego nakryciu. Reaguje równie gwałtownie, ale zamiast się id/, i
wić, uśmiecha się szeroko do Kate i tym razem to ona próbuje mu wyrwać
upominek.
Na przystawkę zostaję podane przegrzebki i na chwilę zapominam o całym
świecie. Smakują bosko, w Rezydencji naprawdę potrafią gotować.
Avo, słyszałem, że odpowiadasz za wystrój Lusso odzywa się Niles.
Wyrazy uznania. Uśmiecha się i wznosi kieliszek w toaście.
Nie zaszkodziło to mojemu portfolio odpowiadam niezobowiązująco.
Cóż za skromność. Niles wybucha śmiechem.
Jest niezła wtrąca Kate. Projektuje teraz wnętrza w nowym skrzydle.
Kate wskazuje widelcem sufit, co zupełnie nie przystoi damie.
Rozumiem. Czy tak poznałaś Jessego? pyta Niles, nieco zaskoczony.
Zgadza się potwierdzam uprzejmie, ale nie podejmuję tematu. Czuję się
nieswojo, opowiadając o swoim związku z Jessem, zwłaszcza w obecności
Sarah, która siedzi przy stole z kamienną twarzą. Jego pytanie przypomina mi,
to Jessego wciąż nie ma. Czym się zajmujesz? pytam, żeby zmienić temat.
Niles odkłada widelec i wyciera usta serwetką.
Odpowiadam za dostawy mówi z lekkim uśmiechem.
Udaje mi się powstrzymać przed zadaniem najgłupszego z możliwych pytań.
Nie dostarcza przecież do Rezydencji jedzenia i picia. Nie, Niles dostarcza inne
istotne towary, niezbędne na wyższych piętrach. Kiwam głową, chcąc za-
kończyć ten temat.
Sarah korzysta z okazji, żeby zapytać, jak udała się jego ostatnia podróż do
Amsterdamu. Jestem jej za to wdzięczna, choć szybko przestaję się
przysłuchiwać, bo ta konwersacja również zmierza w niepożądanym kierunku.
Zerkam na Kate, która z wrednym uśmieszkiem wskazuje Sarah głową i łapie
się z pierś. Staram się ukryć uśmiech, ale jej tupet mnie rozbawił. Kate niczym
się nie przejmuje. Uwielbiam ją za to.
Dopijam szklankę magicznej mikstury, biorę kieliszek białego wina
zaproponowany mi przez kelnera, od razu upijam łyk i wybucham śmiechem,
gdy Drew dzga widelcem ostatniego przegrzebka, który wyskakuje na środek
stołu. Wściekły Drew usiłuje nabić śliskiego mięczaka na widelec, burcząc coś
pod nosem, ale w końcu poddaje się i łapie go ręką. Nachmurzony, rzuca go na
talerz, po czym zerka na pozostałych biesiadników, którzy za wyjątkiem
Sarah doskonale się bawią jego kosztem. Drew poddaje się, wstaje i składa
nam ukłon, odzyskując dobre maniery. To zabawne przedstawienie zupełnie nie
pasuje do sztywnego, wycofanego Drew, jakiego znam.
Obsługa sprząta ze stołów przystawki i podaje danie główne: łososia w
bukiecie kolorowych warzyw. Cieszę się, że kolacja jest stosunkowo lekka. Nie
dałabym rady zjeść więcej, gdy Sarah siedzi obok mnie. Przez całą kolację nie
odezwała się do mnie ani słowem, nie zapytała też, co się stało z Jessem, więc
zakładam, że wie. Poleca kelnerowi, żeby zabrał jego nietkniętą przystawkę i
wstrzymał się podaniem dania głównego. Gdyby nie było tu Kate, mogłabym
stracić panowanie nad sobą.
Nie zaprosiłeś Victorii? rzuca Kate do Drew, który nie wydaje się ani
trochę zaskoczony jej pytaniem.
Nie. Victoria jest urocza, ale to trudny przypadek. Upija łyk wina i
odchyla się na oparcie krzesła. Dobrze jest tak, jak jest. Unosi kieliszek i
wszyscy, łącznie ze mną, przyłączają się do toastu, choć ja nie jestem do końca
zachwycona swoim obecnym położeniem. Poza tym nie dała się dotknąć przy
włączonym świetle.
Parskam tak, że prawie opluwam stół winem, a potem wybucham głośnym
śmiechem. Kate rzuca we mnie serwetką, którą łapię i wycieram cieknące mi po
brodzie wino, nie przestając się śmiać. Drew przygląda się nam z poważną
miną, ale w kącikach jego ust błąka się uśmiech.
Do tego, co chciałem zrobić, potrzebne jest zapalone światło.
Przestań wołam, usiłując pohamować chichotanie. Zerkam na Sarah i
napotykam jej wredne spojrzenie. Opieram się morderczej pokusie wciśnięcia
jej buzki w talerz z łososiem.
Siadam wyprostowana Sarah również gdy Jesse i tajemnicza nieznajoma
wyłaniają się z korytarza prowadzącego do jego gabinetu. John musiał dostrzec
naszą gwałtowną reakcję, bo zrywa się od stołu i rusza w ich stronę. Po krótkiej
wymianie zdań olbrzym wyprowadza kobietę z ogrodu zimowego.
Jesse rozgląda się po sali, odnajduje moje spojrzenie i rusza w naszą stronę.
Po drodze zostaje zatrzymany kilkanaście razy przez różnych gości, ale nie
wdaje się z nimi w pogawędki. Z uprzejmym uśmiechem potrząsa dłońmi
mężczyzn i nachyla się, by pocałować kobiety w policzek, po czym znów
odszukuje mnie wzrokiem. W końcu dociera na miejsce, siada i łapie mnie pod
stołem za kolano. Sam wita go radośnie i nalewa mu wody do kieliszka. Kate
spogląda na mnie spod zmarszczonych brwi, a Sarah przerywa rozmowę z
Nilesem. Jesse odwraca się w moją stronę j patrzy na mnie przepraszająco.
Wybaczysz mi?
Kto to był? pytam cicho.
Nikt, kim musiałabyś się przejmować. Wskazuje głową mój talerz. Jak
jedzenie?
Nikt, kim musiałabym się przejmować? Jego słowa sprawiają, że przejmuję
się jeszcze bardziej.
Pyszne, spróbuj odpowiadam krótko, rozglądając się za kelnerem, ale
mam spózniony refleks. Wygląda na to, że Sarah już się tym zajęła. Przed
Jessem ląduje łosoś i mój mężczyzna zaczyna pałaszować. Wciąż ściskając
moje kolano, kroi i wkłada jedzenie do ust jedną ręką. Kiedy John wraca i
kiwa mu głową w swój charakterystyczny sposób, rzucam ochroniarzowi
pytające spojrzenie, ale Jesse zauważa to, nachyla się i całuje mnie.
Odwzajemniam pocałunek bez większego entuzjazmu. Zdaję sobie sprawę,
że znów próbuje odwrócić moją uwagę. Jesse odsuwa się i przygląda mi
badawczo.
Masz mi coś do zarzucenia?
A ty coś do ukrycia? odparowuję.
Hej zgrzyta przez zęby Jesse, całkiem głośno, zważywszy na bliskość
współbiesiadników. Jak ty się do mnie odzywasz? pyta z gniewnym
grymasem, mocniej ściskając moje kolano.
Kręcę głową.
Ciekawe, jak ty byś się zachował, gdyby jakiś tajemniczy nieznajomy
odciągnął mnie od ciebie na ponad godzinę. Patrzę mu prosto w oczy. Sarah
uśmiecha się chytrze za jego plecami. Może się odpieprzyć. Nie mam
nastroju na jej gierki.
Spojrzenie Jessego łagodnieje, przestaje zaciskać zęby, wypuszcza moje
kolano i głaszcze zwieńczenie ud. Tężeję. Doskonale wie, co robi.
Avo, proszę, nie mów rzeczy, które doprowadzają mnie do szału. Jego
głos złagodniał, ale wciąż wyczuwam w nim nutkę złości. Powiedziałem,
żebyś się nie martwiła. Koniec tematu.
Odwracam się przodem do stołu, ignorując jego gorący dotyk. W środku
aż się we mnie gotuje. Zaczynam dorównywać mu zaborczością, ale ta
rozmowa nigdzie nas nie zaprowadzi, w każdym razie nie teraz.
Rozdział 7
Kiedy podano już deser i kawę, a mnie od śmiechu z przekomarzań Kate i
Sama bolą policzki, John wstaje i oznajmia swoim tubalnym głosem, że
wszyscy powinni opuścić salę, aby można ją było przygotować do reszty
wieczoru. Jesse podnosi się i pomaga mi wstać, nadskakując mi na każdym
kroku, ale ja wciąż się dąsam. Gdy próbuję odejść od stołu, łapie mnie za łokieć
i obraca twarzą do siebie. Świdruje mnie zielonym spojrzeniem, wyraznie
niezadowolony.
Będziesz się zachowywać przez cały wieczór jak rozkapryszony bachor,
czy mam cię zabrać na górę i zerżnąć, żebyś nabrała rozumu?
Z jego głosu bije taka wrogość, że aż się cofam. Jesse patrzy nad moim
ramieniem i uśmiecha się do kogoś. Gdy znów spogląda mi w oczy, uśmiech
znika mu z twarzy. Obejmuje mnie, kładzie mi dłoń na pupie, przyciska mnie
do swojego krocza i zatacza tymi swoimi przeklętymi biodrami koło, mocno i
powoli. Przeklinam swoje zdradzieckie ciało, które natychmiast tężeje.
Instynktownie chwytam go za ramiona. Nachyla mi się do ucha.
Czujesz to? Znów ociera się o mnie.
Tym razem z ust wyrywa mi się jęk rozkoszy. Nie chcę się za bardzo
napalić, bo nie ma takiej siły, która skłoniłaby mnie, żeby oddać mu się w tym
miejscu. Nigdy.
Odpowiedz na pytanie, Avo. Skubie zębami małżowinę i lekko ciągnie.
Zaciskam dłonie na jego barkach.
Czuję odpowiadam niskim, rwącym się głosem.
To dobrze. Jest twój. Cały twój. Napiera na mnie jeszcze mocniej.
Więc przestań się dąsać, do cholery. Rozumiemy się?
Tak szepczę mu w ramię.
Wypuszcza mnie z objęć i unosi wyczekująco brwi, a ja kiwam głową,
próbując wziąć się w garść. Czy on już zawsze będzie tak na mnie działał? Cała
drżę i poważnie zastanawiam się nad złamaniem danego sobie słowa, że nigdy
nie będę uprawiać seksu w Rezydencji. Bez żadnego wysiłku mogłabym go
zaciągnąć do któregoś z apartamentów na piętrze i pozwolić, by pożarł mnie
żywcem.
Zerkam nad jego ramieniem i dostrzegam jadowite spojrzenie Sarah. W
żałosnej próbie zaznaczenia, do kogo należy ten mężczyzna, znów przywieram
do jego piersi i spoglądam na niego przepraszająco. Jesse kiwa głową z
aprobatą i pochyla się, by złożyć na moich ustach pocałunek.
Tak lepiej mówi, a potem obraca mnie i prowadzi do wyjścia. Z
trudem znoszę te wszystkie zachwycone spojrzenia, które przyciągasz burczy,
stanowczym ruchem kładąc mi dłoń na krzyżu.
Prycham.
Sam też budzisz duże zainteresowanie stwierdzam, mijając jakąś
atrakcyjną brunetkę, która uśmiecha się do niego promiennie i głaszcze go po
ramieniu.
Jesse, jak zwykle wyglądasz bardzo smakowicie.
Jestem tak zaskoczona, że parskam śmiechem. Ależ to babsko ma tupet!
Najwyrazniej uznała, że pominę milczeniem tę jawną próbę flirtu. Mam już
przystanąć i pokazać jej, gdzie jej miejsce, ale Jesse popycha mnie do przodu,
uniemożliwiając mi konfrontację z tą bezwstydną zdzirą.
Nataszo, jak zwykle straszna z ciebie flirciara odpowiada cierpko Jesse,
otacza mnie ramieniem i daje mi buziaka. Najwyrazniej wyczuł moją irytację.
Brunetka uśmiecha się przebiegle i przygląda mi się spod zmrużonych powiek.
Z nią też spał? Zaborczość, którą niedawno w sobie odkryłam, znów dochodzi
do głosu. Nie mam wcale ochoty lii przyjeżdżać, skoro za każdym razem
napotykam takie reakcje. Nie żebym jakoś szczególnie chciała tu być, ale to
miejsce pracy Jessego. Chciałabym się tu czuć swobodnie, u nie tak, jak
gdybym nadepnęła na odcisk tabunom atrakcyjnych kobiet. No właśnie, czy
Jesse oferuje członkostwo wyłącznie kobietom, które na skali atrakcyjności
plasują się od ósemki w górę? Rezygnacja z pracy z każdą chwilą wydaje mi się
coraz bardziej realna. Mam ochotę przylgnąć do Jessego na stałe, żeby
przepędzić wszystkie te kobiety.
Gdy wchodzimy do baru, stołek, na którym zwykle siedzę, jest zajęty.
Mężczyzna, który na nim siedzi, na nasz widok wstaje i unosi szklankę w
toaście. Jesse podsadza mnie i zaraz pojawia się przy nas Mario. Pozostałych
członków Rezydencji obsługuje ktoś inny.
Na co masz ochotę? Jesse sadowi się naprzeciw mnie i bierze mnie za
rękę. Na magiczną miksturę? pyta, unosząc brew.
Odwracam się do czekającego Mario.
Poproszę mówię, a on jak zwykle uśmiecha się sympatycznie, choć
wygląda na lekko podenerwowanego. Wcale mnie to nie dziwi, ma tu niezłe
urwanie głowy.
Ja poproszę to samo. Kate dołącza do nas i z sapnięciem opiera się o
ramię Jessego. Padam z nóg! woła ze zbolałą miną. Bez kitu. Wysokie
obcasy musiał wymyślić jakiś mężczyzna, żeby ułatwić wam, facetom,
powalenie nas na ziemię i zaciągnięcie do łóżka.
Jesse odrzuca głowę do tyłu i wybucha gromkim śmiechem. W tej samej
chwili odnajdują nas Sam i Drew.
Co jest grane? pyta Sam, przyglądając się rechoczącemu Jessemu.
Spogląda na mnie i na Kate, ale obie wzruszamy ramionami, uśmiechając się
kpiąco. Kate z uczuciem klepie Jessego w ramię. Udziela mi się jego
rozbawienie. Kiedy się tak śmieje, wokół jego roziskrzonych zielonych oczu
pojawiają się drobne zmarszczki. Jest taki przystojny.
Przepraszam, co chcieliście zamówić? pyta, opanowując wesołość, i
puszcza do mnie oko.
Cała się rozpływam i wysyłam mu telepatyczną wiadomość, żeby zabrał
mnie natychmiast do domu. Znów jestem w siódmym niebie.
Drew i Sam chcą złożyć zamówienie, ale Mario jest już w połowie drogi do
lodówki po ich piwa. Odbieram nasze koktajle i podaję jeden Kate, która daje
mi głową jakiś znak. Marszczę brwi, nie rozumiejąc, więc powtarza ten sam
ruch, a ja wreszcie załapuję, o co jej chodzi. Nachylam się w stronę Jessego,
który przerywa rozmowę z chłopakami i od razu odwraca się w moją stronę.
O co chodzi, skarbie? Sprawia wrażenie zaniepokojonego.
Nic takiego, idę do łazienki. Zsuwam się ze stołka i biorę torebkę z baru.
Zaraz wrócę.
Dobrze. Całuje moją dłoń.
Podchodzę do Kate.
Muszę zapalić mówi niecierpliwie.
Naprawdę? A ja myślałam, że chcesz mnie zaciągnąć na górę wypalam.
Idę do łazienki. Spotkamy się na zewnątrz.
Przed wyjściem woła Kate, idąc w stronę holu, a ja ruszam w
przeciwnym kierunku.
W damskiej łazience nie ma nikogo. Zamykam się w kabinie i zadzieram
suknię do góry. Zaraz potem ktoś wchodzi do łazienki. Słyszę dzwięk
otwieranych drzwi i kilka rozbawionych głosów.
Widziałyście ją? Jest za młoda dla naszego Jessego.
Zamieram, wstrzymując oddech. Naszego Jessego? Słucham? Czy one się
nim dzieliły? Opadam na sedes i opróżniam pęcherz do końca. Skoro już
zaczęłam siusiać, muszę skończyć.
Stracił dla niej głowę. Cholera jasna, widziałyście ten diament na jej szyi?
wybucha głos numer dwa.
Trudno go nie zauważyć. To jasne, że dybie na jego forsę włącza się
trzeci głos.
Ile ich tam jest? Kończę siusiać i obciągam sukienkę, zastanawiając się, co
zrobić. Mam ochotę tam wyjść i wyprowadzić je z błędu.
Przestań, Nataszo. Jesse jest bogiem seksu. Kasa to tylko dodatek. To
głos numer dwa. Teraz już wiem, że właścicielką głosu numer trzy jest Natasza,
niepoprawna flirciara. A Jesse jest moim bogiem seksu!
Wygląda na to, że wszystkie nasze starania na nic. Słyszałam o niej, ale
nie chciałam uwierzyć, dopóki nie przekonałam się na własne oczy. Sprzątnęła
nam Jessego sprzed nosa śmieje się pierwszy głos.
Stoję w kabinie, modląc się w duchu, żeby już sobie poszły i pozwoliły mi
uciec, ale słyszę, jak cmokają przy nakładaniu szminki i pryskają się
perfumami.
Wielka szkoda, to był najlepszy seks w moim życiu, ale nie mam co
liczyć na powtórkę mówi z rozmarzeniem głos numer trzy, czyli Natasza.
Cała się zjeżam. A więc jednak z nią spał. Spoglądam w sufit, usiłując się
uspokoić, ale to niemożliwe, gdy te trzy zdziry rozprawiają o seksualnych
wyczynach mojego boga.
Och, ja też nie dodaje głos numer jeden, a mnie szczęka opada do
podłogi. Czekam, aż trzeci głos przyłączy się do tego pochwalnego chóru.
Nie wiem, jak wy, ale ja nie zamierzam dać za wygraną, był za dobry
dobija mnie drugi głos.
Nie mogę tego dłużej słuchać. Spuszczam wodę i wszystkie trzy głosy
milkną. Upewniam się, że suknia nie zahaczyła się o gorset, a potem otwieram
drzwi i wychodzę jak gdyby nigdy nic z kabiny. Uśmiecham się uprzejmie do
trzech kobiet, które zamarły w trakcie poprawiania makijażu i wpatrują się we
mnie jak rażone piorunem. Podchodzę do lustra po drugiej stronie łazienki,
spokojnie myję i wycieram ręce i w milczeniu nakładam błyszczyk pod
czujnym wzrokiem trzech bezwstydnych lafirynd. Mijam je pewnym krokiem i
bez słowa wychodzę z łazienki. Mam poczucie, że moja godność nie doznała
uszczerbku.
Serce wali mi jak szalone i trochę trzęsą mi się nogi, ale jakoś udaje mi się
dotrzeć do holu. To było koszmarne. Sposób, w jaki te kobiety wyrażały się o
Jessem, raczej zmartwił mnie, niż rozwścieczył. On naprawdę niezle się
zabawiał... z tyloma kobietami. Ja chyba też muszę zapalić.
Z ust wyrywa mi się jęk, gdy zza drzwi służących normalnie jako wejście
do restauracji wychodzi Sarah. Czekała na tę chwilę cały wieczór, ale po tym,
co właśnie przeżyłam, nie mogę na nią patrzyć. W ciągu kilku minut nie,
raczej sekund spotykam czwartą kobietę, którą Jesse pieprzył. Żołądek
wywraca mi się na drugą stronę. Jest mi niedobrze i nie mam ochoty
wysłuchiwać jadowitych uwag Sarah.
Sarah, przeszłaś dziś samą siebie mówię kurtuazyjnie. Zacznę od
uprzejmości, żeby było jasne, że chcę utrzymać poprawne stosunki, choć
wymaga to ode mnie ogromnego wysiłku.
Sarah obejmuje się ramieniem w pasie, wypychając piersi jeszcze bardziej
w górę. Drugą ręką trzyma szklankę dżinu na wysokości ust. Język jej ciała
świadczy o poczuciu wyższości.
Zajrzałaś do swojej torebki z upominkiem? pyta z uśmiechem.
Zbija mnie tym pytaniem z tropu.
Nie odpowiadam ostrożnie. Mina Kate skutecznie mnie do tego
zniechęciła.
Sarah uśmiecha się szerzej.
Co za szkoda. Było w niej coś, co może ci się przydać.
Na przykład? pytam z nieskrywaną ciekawością. Co ona kombinuje?
Wibrator. Zauważyłam, że twój leżał roztrzaskany na podłodze sypialni
Jessego.
Słucham? pytam ze śmiechem.
Sarah uśmiecha się chytrze i wypowiada słowa, których tak się obawiam:
A tak, kiedy ratowałam go w środę rano po tym, jak przykułaś go
kajdankami do łóżka. Kręci głową. Niemądre posunięcie.
Mój żołądek wędruje w okolice pięt. Jesse zadzwonił po Sarah? Kompletnie
nagi, przykuty kajdankami do łóżka i z leżącym obok wibratorem wybrał Sarah,
żeby go uwolniła? Myślałam, że John go wypuścił. Dlaczego tak pomyślałam?
Teraz nie potrafię sobie przypomnieć. Wpatruję się w tę paskudną kreaturę,
która stoi naprzeciwko mnie, delektując się moją niedolą. Zabiję Jessego, ale
najpierw zetrę ten przebiegły uśmiech z tej jej napompowanej botoksem buzki.
Słyszałaś kiedyś o plastrach podtrzymujących biust, Sarah? pytam
chłodno. Mina jej rzednie, spuszcza wzrok na swoje piersi. Ruszam w jej stronę.
Zaraz się doigra!
Słucham? pyta z rozbawieniem.
Plastry podtrzymujące biust. Używa się ich... kręcę głową. No pewnie,
ty przecież specjalnie afiszujesz się ze swoją nadmuchaną klatką piersiową.
Staję tuż przed nią. Mniej znaczy więcej, Sarah. Słyszałaś kiedyś takie
powiedzenie? Powinnaś wziąć je sobie do serca, zwłaszcza w twoim wieku.
Avo?
O nie! Odwracam się i widzę Jessego, na jego czole rysuje się zmarszczka.
Doskonale, ma powody do niepokoju. Zaraz potem słyszę stukot obcasów
Sarah, która znika w restauracji. No jasne, zrzuciła taką bombę, a teraz zwiała,
żeby nie dostać szrapnelem.
Co tu się dzieje? pyta Jesse, na jego przystojnej twarzy maluje się
niepokój.
Nawet nie wiem, co odpowiedzieć. Rozglądam się po holu Rezydencji i
widzę, że wiele osób idzie po schodach na górę. Musi już być po wpół do
jedenastej.
Avo?
Znów patrzę na Jessego, która rusza w moją stronę, ale przystaje, gdy
zaczynam się cofać.
Wychodzę mówię zdecydowanym tonem. Nie mogę tu zostać i
wysłuchiwać, jak te babska przechwalają się swoimi igraszkami z Jessem i
oceniają powody, dla których z nim jestem. A już na pewno nie zamierzam
znosić upokorzeń ze strony Sarah. Odwracam się i ruszam pewnym krokiem w
stronę wielkich, podwójnych drzwi, które pozwolą mi się wydostać z tego
piekła. Serce wali mi w piersi, oczy zachodzą łzami frustracji.
Avo! krzyczy Jesse, a zaraz potem słyszę za plecami jego dudniące
kroki.
Nie mam pojęcia, co zrobię, kiedy wyjdę na zewnątrz. Wiem, że mnie
złapie, i wiem, że nie pozwoli mi odjechać. Ukradnę czyjś samochód. Mam w
nosie fakt, że za dużo wypiłam. Nie zniosę dłużej tych tortur. Odbierają mi
zdrowy rozsądek, zmieniają w zazdrosnego, ziejącego nienawiścią potwora. Nie
powinnam była tu przyjeżdżać.
Avo, wracaj tu, do cholery!
Docieram na schody i wpadam na Kate.
Gdzie byłaś? pyta krótko moja przyjaciółka i robi wielkie oczy na widok
ścigającego mnie Jessego.
Spadam stąd wypalam, zadzierając suknię, żeby zbiec na dół. Kate
odprowadza mnie osłupiałym wzrokiem. Na łeb na szyję zbiegam po schodach i
zderzam się z twardym torsem Jessego. Pieprzony tors! Bez wysiłku podnosi
mnie i przerzuca sobie przez ramię.
Nigdzie nie idziesz, do cholery warczy i wraca po schodach na górę.
Odrzucam włosy z twarzy i zapieram się rękami o dół jego pleców.
Puść mnie! wrzeszczę jak opętana, szamocząc się, ale on trzyma mnie w
żelaznym uścisku i wiem, że prędzej umrze, niż mnie wypuści. Jesse!
Kate patrzy na nas z rozdziawioną buzią, a potem ciska niedopałek na
ziemię i rusza za nami.
Co jest grane?
To dupek! Ot co! drę się, ściągając na nas uwagę wszystkich
parkingowych, którzy porzucają swoje obowiązki i obserwują w ciszy, jak
zostaję zawleczona do Rezydencji. Jesse, postaw mnie na ziemi!
Nie! Idzie przez hol w stronę ogrodu zimowego. Wszystko w
porządku, Kate. Muszę tylko uciąć sobie z Avą małą pogawędkę mówi
spokojnie, przytrzymując mnie mocniej, bo wciąż próbuję się wyrwać.
Podnoszę wzrok i widzę, że Kate zatrzymuje się przy wejściu do baru i
wzrusza ramionami. Mam ochotę na nią wrzasnąć, ale wiem, że nie wydrze
mnie ze stalowego uścisku Jessego. Niesie mnie przez ogród zimowy, skąd
usunięto wszystkie stoły, żeby zrobić miejsce na tańce. Orkiestra przerywa
próbę dzwięku i odprowadza nas wzrokiem. Wykręcam szyję i dostrzegam
Johna, który zbliża się od strony gabinetu Jessego. Na nasz widok kręci głową z
uśmiechem. To wcale nie jest zabawne. Mijamy go w korytarzu, ale nie odzywa
się do nas. Przepuszcza nas i idzie w swoją stronę, jak gdyby nie było w tej
sytuacji nic niezwykłego. Pewnie nie ma.
Jesse zamyka kopniakiem drzwi gabinetu i zrzuca mnie z ramienia, jego
twarz jest wykrzywiona wściekłością, co tylko podsyca moją furię.
Nie waż się mnie zostawiać! ryczy.
Wzdrygam się.
Z frustracji wyrzuca ręce w powietrze i podchodzi do barku. Ruszam do
drzwi. Czy napije się, jeśli wyjdę?
W tej chwili jestem tak wściekła, że nie dbam o to. Aapię za klamkę, ale nie
udaje mi się wyjść. Jesse chwyta mnie i odciąga do tyłu, po czym kopniakami
przesuwa barek tak, że blokuje drzwi.
Co ty wyrabiasz, do cholery? Aapie mnie za ramiona i lekko mną
potrząsa. Co jest grane?
Odzyskuję panowanie nad swoim ciałem i odsuwam się od niego. Jesse
wydaje z siebie grozny pomruk, ale pozwala mi na to. Teraz i tak już się stąd
nie wydostanę. Obracam się i posyłam mu najbardziej wredne spojrzenie, na
jakie mnie stać.
Nie mogę uwierzyć, że jesteś gotowy wdeptać w ziemię każdego faceta,
który tylko na mnie spojrzy, a jednocześnie uważasz, że możesz wezwać do
swojej sypialni inną kobietę, gdy leżysz nago na łóżku! Mój głos jest coraz
wyższy. Jestem taka wściekła! Myślałam, że to John cię uwolnił!
Mina trochę mu rzednie, gdy dociera do niego to, co właśnie
wywrzeszczałam.
Nie uwolnił mnie! krzyczy. Był w Rezydencji, z Samem nie mogłem
się skontaktować, a Sarah była w pobliżu. Co twoim zdaniem miałem zrobić?
Gapię się na niego. Dlaczego jest na mnie taki wściekły?
Na pewno nie powinieneś dzwonić po inną kobietę!
W takim razie nie powinnaś mnie zostawiać przykutego kajdankami do
naszego łóżka!
To twoje łóżko! poprawiam go.
Wytrzeszcza oczy.
Nasze!
Twoje!
Odrzuca głowę do tyłu i przeklina siarczyście. Mam to w nosie. To nie ja
jestem winna, niech nie wykręca kota ogonem.
A tak przy okazji, właśnie miałam wątpliwą przyjemność przysłuchiwania
się trzem kobietom porównującym twoje seksualne możliwości Naprawdę
doskonale się bawiłam. I kim, do cholery, była tamta kobieta w barze?
Próbuję odzyskać panowanie nad sobą, ale przychodzi mi to z trudem. Natrętne
myśli i obrazy Jessego zadowalającego inną kobietę zatruwają mój umysł. To
jakiś absurd. On ma trzydzieści siedem lat.
Jesse rusza w moją stronę.
Wiesz, że mam przeszłość, Avo mówi zniecierpliwiony.
Czy to znaczy, że zerżnąłeś wszystkie klubowiczki?
Nie przeklinaj, do cholery!
Nie! Podchodzę do barku, łapię pierwszą butelkę z brzegu to wódka i
nalewam trochę do szklanki. Ręce mi się trzęsą, gdy unoszę ją do ust i wlewam
w siebie jej zawartość. Dopiero teraz zadaję sobie pytanie, po co Jesse trzyma
alkohol w gabinecie, skoro nie chce go pić. Wódka pali mnie w gardle,
wzdrygam się i z hukiem odstawiam szklankę na wypolerowany drewniany blat.
Nie jestem aż tak głupia, żeby nalać sobie kolejną. Stoję oparta rękami o barek,
ze wzrokiem wbitym w ścianę.
Jesse milczy.
Gardło mam obolałe i zachrypnięte, czuję, że wszystko wymyka mi się spod
kontroli, zżera mnie zazdrość i nienawiść.
Co byś poczuł, gdyby jakiś obcy mężczyzna oglądał moje nagie ciało
przykute kajdankami do łóżka?
Gorący oddech, który czuję na plecach, wystarcza mi za odpowiedz.
Chęć mordu warczy Jesse.
Jak byś się czuł, gdybyś musiał wysłuchiwać cudzych opinii na temat
moich łóżkowych wyczynów? Gdybyś usłyszał, że ktoś wciąż ma zamiar
zaciągnąć mnie do łóżka?
Przestań!
Gdy się odwracam, Jesse obserwuje mnie uważnie, zaciskając zęby.
Zrobiłam, co do mnie należało rzucam i ruszam do drzwi. Barek
wygląda na ciężki, ale nie mam okazji się o tym przekonać. Jesse zastępuje mi
drogę. Biorę głęboki oddech, żeby się uspokoić i podnoszę na niego wzrok.
Nie pojadę do domu, ale tylko dlatego, że nie mogę. Idę wypić drinka, a jutro
wieczorem wychodzę do miasta z Kate. A ty mnie nie powstrzymasz.
To się jeszcze okaże wypala Jesse pewnym siebie głosem.
Właśnie.
Zagryza wargę, przewiercając mnie wzrokiem.
Nie mogę zmienić mojej przeszłości, Avo.
Wiem o tym. I wygląda na to, że ja nie będę potrafiła o niej zapomnieć.
Możesz przesunąć ten barek?
Kocham cię.
Proszę, przesuń barek.
Musimy się pogodzić mówi z kamienną twarzą, a ja wytrzeszczam na
niego oczy.
Nie!
Robi krok do przodu, a ja do tyłu.
Nie będę się patyczkował, Avo ostrzega spokojnie. Robię kolejny krok
w tył, nie spuszczając z niego wzroku. Odmówisz mi? Unosi ostrzegawczo
brew, a ja cofam się, dopóki nie dotrę do barku. Jeśli mnie dotknie, już po mnie,
a ja chcę pozostać wściekła. Muszę pozostać wściekła! Staje tuż przede mną i
nakrywa moje dłonie swoimi. Moja twarz znajduje się na poziomie jego szyi i
szczęki, próbuję nie wdychać jego zapachu. Na próżno.
Jutro przeprowadzam się do Kate oznajmiam odważnie. Potrzebuję
czasu, żeby zapanować nad chorobliwą zazdrością, jaką we mnie wzbudza.
Wygląda na to, że Jesse Ward wydobył ze mnie kilka paskudnych cech.
Nie zrobisz tego, Avo. Ale już sama wzmianka o tym doprowadza mnie
do szału.
Zrobię odpowiadam. Czuję przypływ niemądrej śmiałości, ale chcę,
żeby wiedział, jakie to dla mnie ważne.
Pochyla się i spogląda mi prosto w oczy.
Do szału, Avo ostrzega cicho. Spójrz na mnie dyszy mi w twarz.
Kwilę cicho.
Nie.
Powiedziałem: spójrz na mnie.
Kręcę słabo głową, a on wzdycha.
Trzy.
Instynktownie podnoszę na niego wzrok, ale nie dlatego, że zaczął
odliczanie i nie chcę, żeby doszedł do zera. Dlatego, że jestem w szoku.
Mimowolnie spełniłam jego polecenie, a teraz wpatruję się w ciemnozielone
oczy pełne pożądania.
Pocałuj mnie żąda.
Wydymam usta i kręcę głową, próbując wyrwać ręce z jego uścisku.
Trzy zaczyna odliczać od nowa, a ja zastygam z rozdziawionymi ustami.
Delikatnie muska ustami moje wargi. Dwa.
To nie fair. Mógłby mnie pocałować, ale wiem, że tego nie zrobi. Chce,
żebym mu uległa, a ja rozpaczliwie próbuję się opierać, mimo że moje
zdradzieckie ciało domaga się jego dotyku.
Jeden. Znów muska moje wargi.
Odwracam głowę i szamoczę się desperacko w jego uścisku.
Nic z tego, Jesse.
Wydaje z siebie okrzyk pełen frustracji, rozluznia chwyt, a ja podrywam
ręce, żeby go odepchnąć. Okładam go pięściami, a on próbuje złapać mnie za
nadgarstki.
Ava! krzyczy, gdy wreszcie udaje mu się dopiąć celu. Nie wiem,
dlaczego to robię. Nigdy z nim nie wygram, choć wyraznie stara się być
delikatny. Przestań, do cholery, ty wariatko!
Wciąż stawiam zaciekły opór, wściekłość i adrenalina dodają mi sił.
Do jasnej cholery! wrzeszczy, powala mnie na podłogę i przygniata
własnym ciężarem. Opanuj się!
Oddycham ciężko, boli mnie każdy mięsień, walące serce próbuje
wyskoczyć mi z piersi. Gdy otwieram oczy, na jego twarzy maluje się
osłupienie. Nie wie, co ze mną począć. Wpatrujemy się w siebie, dysząc ze
zmęczenia. A potem jednocześnie rzucamy się na siebie, nasze usta zderzają się
ze sobą, języki splatają w gorączkowym pojedynku.
Punkt dla Jessego. Z jękiem wypuszcza moje nadgarstki, łapie mnie za
włosy i atakuje moje usta z zapałem, który dorównuje mojemu. To zaborczy
pocałunek. Obejmuję go w posiadanie, chcę, żeby zrozumiał, jak bardzo mi na
nim zależy, że na myśl o tym, że spał z innymi kobietami, ja też wpadam w
szał. Jesse odnajduje moją pierś i ściska ją mocno przez materiał sukienki.
Stękając, miętosi ją i ugniata.
Bolą mnie język i wargi, ale żadne z nas nie odpuszcza. Oboje próbujemy
coś udowodnić. Przesuwam dłonie z jego bicepsów na głowę, łapię go za
włosy, a potem przyciskam do siebie. Cała płonę. Wiję się pod nim na podło-
dze, skutecznie uświadamiając mu, do kogo należy. Jesse przewraca nas na
plecy, tak że ląduję na nim. Przerywam pocałunek i zjeżdżam ustami po jego
okrytym garniturem torsie i docieram do rozporka. Rozpinam go jednym szarp-
nięciem, uwalniam szybko członek i bez zwłoki obejmuję dłonią nasadę. W
przypływie szaleństwa biorę go w usta aż do samego końca, bez żadnych
pieszczot, liznięć ani drażniących muśnięć. Atakuję go, gorączkowo i rozpacz-
liwie.
Kurwa! wrzeszczy Jesse, a ja czuję, jak uderza mnie w tylną ścianę
gardła. Kurwa, kurwa, kurwa!
Nie dławię się, nie mam odruchu wymiotnego. Raz za razem wsuwam
członek do ust, ściskając nasadę. Potem sięgam między uda, żeby złapać za
ciężką mosznę. Mocno.
Jezu! Jesse podrzuca biodrami. Ava! Odnajduje moją głowę i szarpie
mnie za włosy. Nie wiem, czy błaga mnie o coś, czy udziela reprymendy.
Gwałtownymi, szorstkimi ruchami staram się przekazać mu, jak
rozpaczliwie go pragnę. Jego członek jest jedwabisty w dotyku, szybkie tempo
rozgrzewa nas oboje.
Nie wypuszczaj go z ust, Avo rozkazuje Jesse, wypinając biodra przy
każdym pociągnięciu. Bolą mnie policzki, ale nie daję za wygraną. Zaraz potem
czuję, że jest już blisko. Członek nabrzmiewa mi w ustach, oddech Jessego staje
się urywany. Jęcząc, chwytam mocniej jądra, wsuwam mu drugą dłoń pod
koszulę, łapię za sutek i ściskam z całej siły. Jesse z rykiem wyrzuca biodra w
górę i przyciska sobie moją głowę do krocza, główka członka napiera na tylną
ścianę mojego gardła.
Jesse dochodzi.
Przełykam.
Oboje jęczymy.
Cholera, kobieto dyszy, podciągając mnie w górę. Cholera jasna.
Znów mnie całuje, dzieląc się ze mną swoim słonym nasieniem. Rozumiem,
że to miały być przeprosiny sapie, splatając język z moim.
Niechcący zgodziłam się na przeprosinowe rżnięcie. Za co chciałam go
przeprosić? Za to, że jestem niedorzecznie zaborczą idiotką... zupełnie tak jak
on?
Ależ skąd mówię stanowczo. Wcale nie jest mi przykro. Nasz języki
splatają się ze sobą, oboje jęczymy, przesuwając dłońmi po swoich ciałach.
Sięgam w dół, obejmuję dłonią jego zwiotczały członek i masuję go
niezmordowanie, przez cały czas rozgniatając mu usta pocałunkiem. Nie
zamierzam przestać. Jesse odsuwa się, dysząc, jego klatka piersiowa unosi się i
opada, ale nie daję za wygraną. Przyciskam obolałe wargi z powrotem do jego
ust, wpycham w nie język, nie przestając masować członka.
Avo, przestań. Zabiera moją rękę ze swojego krocza i odwraca twarz w
dragą stronę.
Nawet teraz się nie poddaję. Zasypuję go gorączkowymi pocałunkami.
Jeszcze nigdy mi nie odmówił.
Avo! Proszę! Jesse traci cierpliwość i przewraca mnie na plecy,
przygważdżając do ziemi.
Pod powiekami czuję łzy. Jestem bardziej zdesperowana niż którakolwiek z
tych kobiet. W ogóle nie radzę sobie z tą sytuacją. Z ust wyrywa mi się szloch,
odwracam głowę, zawstydzona.
Skarbie, nie płacz prosi miękko Jesse, odwraca moją twarz do siebie i
odgarnia z niej rozczochrane włosy. Patrzy na mnie, jak gdyby mi współczuł.
Rozumiem szepcze, kciukiem ocierając mi łzy. Nie płacz. Muska ustami
moje wargi. Zawsze liczysz się tylko ty.
Mrugam, żeby powstrzymać łzy.
Nie radzę sobie z tym. Dotykam jego twarzy. Mam ochotę zrobić
komuś krzywdę przyznaję. Nie mogę uwierzyć, że wyznałam mu to z własnej
woli i jestem oszołomiona, że naprawdę tak się czuję. Mój mówię cicho.
Kiwa głową. Rozumie, o co mi chodzi.
Zawsze tylko twój. Przyciąga moją dłoń do ust i całuje ją stanowczo.
Proszę, nie zwracaj na nie uwagi. Są w szoku, to wszystko. Pewna młoda,
ciemnooka piękność utarła im nosa. Moja piękność.
Ty jesteś moją pięknością mówię chrapliwie.
Cały ja, Avo. Każda cząstka mnie. Kładzie się na mnie, przywierając do
mnie całym ciałem. Ujmuje moją twarz w dłonie i wpatruje się we mnie
zielonymi oczami. Avo, jestem twój. Całuje mnie. Rozumiesz, co mówię?
Kiwam głową, czuję się słaba i żałosna.
Grzeczna dziewczynka szepcze. Ty jesteś moja, a ja jestem twój.
Znów kiwam głową, bo boję się, że wybuchnę szlochem, jeśli się odezwę.
Nie sądziłam, że mogę go kochać jeszcze bardziej. Przesuwa dłońmi po moich
policzkach, badając wzrokiem każdy centymetr mojej twarzy.
Wiem, że to dla ciebie trudne, ale uwierz mi, w ogóle nie zwracam na nie
uwagi. Widzę wyłącznie ciebie.
Kocham cię udaje mi się wydusić.
Wiem o tym. A ja kocham ciebie. Wstaje i pomaga mi się podnieść z
podłogi. Pózniej pogodzimy się jak należy. Nie chcę ci wymiąć sukienki.
Uśmiecha się lekko i obraca mnie tyłem do siebie. Wygląda na to, że wymaga
cierpliwości, a oboje wiemy, że ja nią nie grzeszę. Odwraca mnie przodem do
siebie i pociera nosem o mój nos. Lepiej?
Tak.
To dobrze. Chodzmy. Bierze mnie za rękę i prowadzi do drzwi.
Wypuszcza ją na chwilę, żeby przestawić barek na miejsce, a potem znów ją
łapie i odprowadza mnie z powrotem na przyjęcie. Zrozumiał.
Rozdział 8
Orkiestra zaczęła grać i goście powoli przechodzą do ogrodu zimowego.
Motown? pytam, nieco zaskoczona, gdy prowadzi mnie między
nielicznymi stołami, jakie zostały w sali.
To świetny zespół. Chcesz zatańczyć? Zerka na mnie, uśmiechając się
półgębkiem, a ja przypominam sobie, że mój mężczyzna jest królem parkietu.
Pózniej. Zdaję sobie sprawę, że Kate z pewnością zastanawia się, co się
stało, i gdzie jestem. Jesse kiwa głową i ruszamy do baru.
Mój stołek jest wolny, więc sadza mnie na nim. Kate, Drew i Sam nadal
okupują kontuar, ich twarze są zarumienione od alkoholu.
Gdzie się podziewałaś? dopytuje się Kate, zerkając ostrożnie na Jessego.
W gabinecie Jessego. Dyskutowaliśmy o pewnej kobiecie, która uwolniła
go z kajdanków, którymi przykułam go do łóżka wypalam półgłosem,
upewniając się, że Jesse nie słucha. Jest zbyt zajęty zamawianiem drinków.
Zostawiłaś go tak? Kate z trudem powstrzymuje śmiech. Nie
wspominałam jej o tym wcześniej.
Był naprawdę wściekły.
Kate wydyma usta.
I zadzwonił po Sarah, żeby go uwolniła?
Tak zgrzytam. W dodatku kiedyś z nią spał.
O. Kate robi wielkie oczy. Dlaczego zadzwonił akurat po nią?
Przysuwa się bliżej i wciska między mnie a Jessego.
Nie mógł się dodzwonić do nikogo innego. John był w Rezydencji, a Sam
był zajęty.
Jaki to był dzień?
Środa. Przyglądam się spod uniesionych brwi, jak wraca pamięcią do
środowego poranka. Chyba coś jej świta, bo robi skruszoną minę. Nawet nie
będę pytać, dlaczego Sam nie mógł podjechać do Lusso. Sarah poinformowa-
ła mnie o tym z nieskrywaną rozkoszą. Jej wyznanie oraz wątpliwa
przyjemność wysłuchania trzech kobiet porównujących łóżkowe wyczyny
Jessego sprawiło, że straciłam panowanie nad sobą zrzędzę.
Ojej. Kate patrzy na mnie ze współczuciem. Facet z przeszłością.
Wiem. Potrząsam głową z niesmakiem. Kate, mam ci tyle do
opowiedzenia. Możemy jutro gdzieś wyjść? Muszę się odstresować.
Kate kiwa głową, a potem wydaje z siebie pisk, bo Jesse podnosi ją i stawia
obok, żeby zająć jej miejsce. Kate klepie go na żarty w ramię, chichocząc.
Napij się. Jesse podsuwa mi pod nos szklankę wody, a ja biorę ją bez
słowa skargi, opróżniam i oddaję mu pustą. Jesse przygląda mi się z
uśmiechem, nieco zaskoczony, kiwa głową na znak aprobaty, a potem
wymienia pustą szklankę na szklankę magicznej mikstury.
Widzisz, o ile jest łatwiej, gdy robisz to, o co proszę.
Mrużę filuternie oczy, kręcąc głową na tę impertynencję. Tak, to prawda,
ale jego prośby nie zawsze są tak proste jak wypicie szklanki wody. Jesse
odwraca się, żeby porozmawiać z Samem i Drew, ale wciąż trzyma dłoń na
moim kolanie.
Patrz szepcze Kate.
Podążam za jej spojrzeniem i widzę roześmianą Sarah otoczoną
wianuszkiem mężczyzn. Głaszcze ich, dotyka i obmacuje przy każdej możliwej
okazji. Jej złośliwe oczka odnajdują mnie w tłumie, patrzy na mnie z
zadowoloną z siebie miną... dopóki nie poczuję na policzku ust Jessego. Niech
udławi się świadomością, że jej plan spalił na panewce. Jesse puszcza do mnie
oko, pomaga mi wstać, zarzuca sobie moje ręce na szyję, a potem obejmuje
mnie ramionami, przyciąga do siebie i dotyka czołem mojego czoła. Chce
dodać mi otuchy. Jestem mu za to wdzięczna.
Wszystko w porządku?
Odsuwam się z uśmiechem i omiatam wzrokiem jego przystojną twarz.
Jak najbardziej.
To dobrze.
Oboje odwracamy się, gdy błyska flesz. Kate stoi z wycelowanym w nas
aparatem. Jesse przechyla mnie przez ramię, a ja ze śmiechem odrzucam głowę
do tyłu. Migawka nie przestaje pstrykać, a flesz błyskać. Jesse przyciska mi
usta do szyi.
Uśmiechnij się do mnie, skarbie.
Podnoszę głowę, jego zielone oczy skrzą się z zadowolenia... szczęścia
nawet. To ja go uszczęśliwiam. To ja budzę w nim wolę życia. To ja sprawiam,
że chce porzucić swój dawny styl życia. Uśmiecham się, wplatam mu palce we
włosy i przyciągam jego usta do swoich.
Okej woła Kate wystarczy!
Jesse całuje mnie namiętnie, nie przejmując się wcale widownią, a potem
pomaga mi się wyprostować i sadza mnie z powrotem na stołku. Podaje mi
drinka i jak gdyby nigdy nic wraca do przerwanej rozmowy z chłopakami.
Zerkam na drugą stronę baru, gdzie Sarah aż się gotuje ze złości. ;
Ona naprawdę mnie nie cierpi, Kate.
Och, chrzanić ją! rzuca ze złością Kate. Obchodzi cię to?
Nie. Ale trudno mi się pogodzić z faktem, że Jesse będzie tu codziennie
przyjeżdżał i ona tu będzie. Czy zwolniłby ją, gdybym go o to poprosiła?
Nagle miejsce Kate robi się puste Sam porywa ją i wyprowadza z baru,
Avo, tańce! woła Kate, znikając mi z oczu.
Do Jessego podchodzi z wyciągniętą ręką jakiś mężczyzna, Już go gdzieś
widziałam. Jesse potrząsa lekko podaną mu dłonią. Rozmawiają przez chwilę, a
potem mężczyzna wskazuje mnie swoją szklanką, dając Jessemu znak, żeby
podeszli do mnie. Ma ponad czterdzieści lat i wydaje się lekko wstawiony.
Avo, to Chris ton Jessego sugeruje, że wolałby mnie nie przedstawiać.
Jest agentem nieruchomości, pośredniczył w sprzedaży apartamentów w Lusso.
No jasne. Wiedziałam, że skądś go znam. Mężczyzna uśmiecha się
paskudnie i od razu czuję do niego niechęć.
Witam. Wyciągam z wahaniem rękę. Jego dłoń jest spocona. Miło mi
cię poznać. Uśmiecham się nieszczerze, a Jesse obserwuje z uśmiechem, jak
bawię się włosami.
Cała przyjemność po mojej stronie odpowiada Chris, przeciągając
sylaby. Zerkam nerwowo na Jessego, gdy Chris przysuwa się bliżej, nie
wypuszczając mojej dłoni z uścisku. Piękna suknia. Przesuwa wzrokiem po
mojej klatce piersiowej, a ja odsuwam się nieznacznie.
Ten facet jest bardzo odważny albo wyjątkowy głupi. Jesse przyskakuje do
niego w ułamku sekundy, zaciskając nerwowo zęby. Cały aż się trzęsie. Chris
zostaje usunięty z mojej przestrzeni osobistej krótkim, gwałtownym szarp-
nięciem za ramię. Stoi, gdzie go postawiono, i patrzy, jak Jesse siada na moim
miejscu i sadza mnie sobie na kolanach.
Chris, lepiej trzymaj ręce przy sobie i nie strzelaj oczami. Może wtedy nie
połamię ci tych twoich pieprzonych kulasów, kapujesz? Jesse wypowiada te
słowa ze spokojem, ale w jego głosie słychać grozbę.
Chris cofa się z niepokojeni.
Jesse, przepraszam. Uznałem, że to wolna sztuka.
Słucham? krztuszę się.
Czuję, jak Jesse tężeje pode mną, spanikowana kładę mu rękę na udzie i
ściskam lekko. Bije od niego żar, serce łomocze mu w piersi. Z miłą chęcią
poszczułabym go na tę świnię, ale wolałabym doczekać końca wieczoru bez ko-
nieczności okładania jego obolałej pięści lodem. Zamorduje Chrisa, jeśli go nie
powstrzymam.
Unosi się lekko na stołku i przyciąga mnie do piersi.
Sugeruję, żebyś się odpieprzył warczy złowróżbnie.
Napieram na niego plecami i rzucam Chrisowi spojrzenie mówiące
spieprzaj, jeśli ci życie miłe . Chris wycofuje się i wątpię, żeby wrócił w
najbliższym czasie. Wykręcam szyję i spoglądam badawczo na Jessego.
Żądny krwi?
Mordu.
Czy wszystkie kobiety to wolne sztuki ? To dla mnie nowość.
Jesse wzrusza ramionami.
Nie zostajesz członkiem klubu, jeśli nie jesteś gotowy na przygody.
Cudownie. Rozglądam się po barze, w którym zrobiło się trochę luzniej,
odkąd orkiestra zaczęła grać i otwarto górę. Ludzie, którzy mnie otaczają,
wyglądają zwyczajnie, ale wszyscy są tu z jednego powodu i nie chodzi
bynajmniej o wypasione obiekty sportowe, jakimi może się pochwalić
Rezydencja. Jedno jest pewne, sądząc po drogich samochodach parkujących
często przed budynkiem wszyscy są bardzo bogaci.
Ile kosztuje członkostwo? Ciekawość bierze górę.
Wtula twarz w moją szyję,
A co, chcesz wstąpić do klubu?
Może.
Gryzie mnie w szyję.
Sarkazm nie pasuje do ciebie, moja droga. Podciąga mnie wyżej.
Czterdzieści pięć.
Funtów za miesiąc? To nie tak dużo.
Jesse wybucha śmiechem,
Nie, tysięcy rocznie.
O cholera!
Zaciska zęby na moim uchu i napiera biodrami na moją pupę.
Nie wyrażaj się.
Wydaję z siebie cichy jęk, bo wyraznie czuję jego erekcję. Czterdzieści pięć
tysięcy rocznie to bajońska suma. Ci ludzie muszą być głupi albo
zdesperowani, ale gdy rozglądam się wokoło, nie widzę żadnych wyjątkowo
odrażających mężczyzn ani kobiet. Gdyby chcieli, bez problemu zaciągnęliby
kogoś do łóżka.
Hej, czy Kate też tyle płaci? Wiem, że nie klepie biedy, ale jest bardzo
oszczędna.
A jak myślisz? pyta ze śmiechem Jesse. Skąd mam wiedzieć? Czy Jesse
odstąpił od opłaty członkowskiej, bo jest moją przyjaciółką? Zrobiłby coś
takiego?
Sam! mówię, doznając nagłego olśnienia. Sam zapłacił.
Stawkę dla kumpla, rzecz jasna.
Wprowadził stawkę dla kumpli w swoim seksualnym raju? Chyba trafiłam
na jakąś obcą planetę. To wszystko nie mieści mi się w głowie, a jednak siedzę
tu, jem i piję w towarzystwie tych ludzi i spotykam się z właścicielem.
Mogłeś odmówić burczę. Kate jest wyluzowana, ale mam obawy, że
pędzi na łeb na szyję ku katastrofie.
Avo, to co robią Sam i Kate, to ich sprawa.
Krzywię się.
Ilu jest wszystkich członków?
Kładzie mi dłoń na czole i naciska lekko, dopóki nie oprę głowy o jego
ramię.
Ktoś jest dzisiaj bardzo ciekawski, choć podobno nie cierpi tego miejsca.
Całuje mnie w policzek.
Nie jestem ciekawska wzruszam obojętnie ramionami, choć tak
naprawdę interesuje mnie ten temat. Dzięki Rezydencji Jesse stał się bardzo
bogatym człowiekiem, nawet jeśli odziedziczył ją po wuju Carmichaelu.
Jesse uśmiecha się lekko.
Kiedy ostatnio liczyliśmy, Sarah mówiła coś o tysiącu pięciuset, ale nie
wszyscy członkowie są aktywni. Niektórych widzimy raz na miesiąc, część
spotyka kogoś i wchodzi w związek, a inni robią sobie przerwę.
Przeprowadzam w pamięci błyskawiczne obliczenia i wychodzi mi suma
liczona w milionach.
Czy restauracja i bar są w cenie?
Nie! zaprzecza gwałtownie Jesse. Nie wiem, co go tak zaszokowało. Za
czterdzieści pięć tysięcy funtów rocznie życzyłabym sobie czegoś więcej niż
możliwości uprawiania seksu z kimkolwiek zechcę. Bar i restauracja są płatne
osobno. Niektórzy członkowie klubu jedzą tu śniadanie, lunch i kolację cztery
czy pięć razy w tygodniu. Wiele bym nie zarobił, gdyby wszystkie posiłki i
drinki były za darmo. Każdy ma rachunek, który reguluje raz w miesiącu. Od-
wróć się, muszę cię zobaczyć. Trąca mnie lekko, żebym wstała i ustawia mnie
między swoimi udami. Przerzuca mi włosy przez ramię, poprawia diamentowy
naszyjnik, po czym łapie mnie za ręce. Chciałabyś pójść na górę? pyta,
zagryzając dolną wargę.
Odsuwam się nieznacznie. Wiem, że nie chodzi mu o apartamenty.
Widziałam je, a w każdym razie jeden z nich. Ma na myśli salę wspólną. Czy
chcę ją zobaczyć?
Jasny gwint!
Chcę, i to bardzo. Nie wiem, czy to magiczna mikstura Mario dodała mi
odwagi, czy może to kwestia czystej ciekawości, ale naprawdę chcę się
dowiedzieć, jak to wygląda.
Dobrze mówię cichutko, zanim zmienię zdanie, a on kiwa nieznacznie
głową, jak gdyby się namyślał.
Wstaje, a ja pozwalam, żeby zaprowadził mnie do stóp schodów. Spoglądam
na galerię na piętrze, słyszę ludzi wchodzących i wychodzących z pokojów. A
potem ruszamy powoli w górę schodów. Wiem, że się nie spieszy, żeby dać mi
czas na zmianę decyzji, a ja mam ochotę powiedzieć mu, żeby właśnie się
pospieszył, zanim ją zmienię. Docieramy na szczyt schodów, obchodzimy
galerię i stajemy pod witrażowym oknem. Wszędzie kręci się mnóstwo osób,
całkowicie ubranych, niektórzy po prostu rozmawiają. To dziwaczne.
W przyszłym tygodniu musimy się wziąć do roboty mówi Jesse,
wskazując przejście do nowego skrzydła. Teraz rozumiem dlaczego. Gotowa?
Wiem, że mi się przygląda, gdy patrzę na podwójne drzwi prowadzące do
sali wspólnej, jego magnetyczne spojrzenie przyciąga mój wzrok. Jego zielone
oczy przeszywają mnie na wskroś. Wie, że wszystko, co związane z tym
miejscem, strasznie mnie onieśmiela, ale nie jest z tego powodu urażony.
Prawie tak, jak gdyby pochwalał moją reakcję i awersję.
Przysuwa się, nie przerywając kontaktu wzrokowego, aż stoimy pierś w
pierś.
Jesteś ciekawa.
Tak przyznaję.
Nie musisz być taka spięta. Będę przy tobie przez cały czas. Jeśli będziesz
chciała wyjść, wystarczy słowo i wyjdziemy. O dziwo, ta próba uspokojenia
mnie działa. Ściska moją dłoń dla dodania mi otuchy i od razu czuję się
pewniej. Ciągnie mnie lekko w stronę schodów, a ja pozwalam mu się
prowadzić. Serce zaczyna mi szybciej bić. W środku odbywać się będą różne
akty. Niektóre łagodne, inne nie. Musisz pamiętać, że wszystko dzieje się za
zgodą uczestników. Sama obecność w sali nie musi oznaczać, że masz ochotę
wziąć udział w którymś z tych aktów. Spogląda na mnie z uśmiechem. I
nigdy nie wezmiesz. Dopilnuję, żeby każdy mężczyzna wiedział, jakie poniesie
konsekwencje, jeśli się do ciebie zbliży. Znów patrzy przed siebie. Może
wyślę wszystkim specjalne powiadomienie.
Uśmiecham się pod nosem. To do niego podobne. Zerka na mnie z
szelmowskim uśmiechem, a ja kocham go jeszcze mocniej. Pozwalam, żeby
wprowadził mnie przez podwójne drzwi z ciemnego drewna do sali wspólnej.
Rozdział 9
Omiatam wzrokiem salę, próbując uspokoić oddech. To trudne. Muzyka w
tle stanowi absolutną esencję seksu i tylko przyspiesza bicie mojego serca.
Ogromne pomieszczenie jest tak piękne, jak zapamiętałam. Strop pokrywa
wyrazne belkowanie, zwisające z niego złote żyrandole dają przytłumione
światło. Austriackie rolety w georgiańskich oknach są zaciągnięte, co w
połączeniu z łagodnym blaskiem żyrandoli tworzy zmysłowy, ale nie obskurny
nastrój. Nie potrafię stwierdzić, czego jest to zasługą. To doprawdy ironia losu,
że otaczają mnie nadzy ludzie, a ja podziwiam wystrój i atmosferę. Gdy
idziemy przez salę, Jesse kiwa głową licznym osobom. Kobiety ożywiają się
wyraznie na jego widok, mimo że trzyma mnie mocno za rękę. Czuję się jak
ktoś z zupełnie innej bajki, głównie dlatego, że jestem ubrana. Podnoszę na
niego wzrok i widzę, że otoczenie nie robi na nim żadnego wrażenia. Dlaczego
miałoby być inaczej? To dla niego codzienność. Na moich oczach rozgrywają
się różne sceny, od których kręci mi się w głowie. Trudno odwrócić wzrok.
Jesse zerka na mnie i uśmiecha się, ściskając lekko moją dłoń.
W porządku? pyta, zatrzymuje się i staje przodem do mnie.
Kiwam głową, uśmiecham się blado i spoglądam na nasze złączone ręce.
Jesse muska kciukiem wierzch mojej dłoni. Swoim dotykiem usunął ze mnie
cały niepokój, a kiedy podnoszę na niego wzrok, on też przygląda się naszym
dłoniom. Wciąż gładząc kciukiem moją skórę, odwraca się w stronę młodej
kobiety po dwudziestce, przywiązanej do podwieszonej ramy, takiej samej, jaką
widziałam w dobudówce. Kobieta ma na oczach przepaskę z czarnej satyny i
lekko rozchylone usta.
Przed nią, na rozstawionych nogach, nagi od pasa w górę, stoi mężczyzna z
batem w dłoni. Z jego oczu bije czysta żądza i zachwyt, gdy powoli, starannie,
obrysowuje koniuszkiem bicza jej piersi. Kobieta faluje pod jego dotykiem.
Dłoń Jessego drga lekko, podnoszę na niego wzrok, ale obserwuje
rozgrywającą się przed nami scenę. Spoglądam na związaną kobietę.
Mężczyzna przesuwa powoli biczem w dół jej ciała, między piersiami, przez
środek brzucha, precyzyjnymi, miarowymi ruchami zatacza kółka wokół pępka.
Kobieta kwili.
Przestępuję z nogi na nogę. Jesse rzuca mi zaintrygowane spojrzenie, ale
ignoruję go i patrzę, jak bat kontynuuje swoją wędrówkę w dół, aż do
zwieńczenia ud, a gdy kobieta wydaje z siebie głośny jęk, mężczyzna zamyka
jej usta pocałunkiem. Odrzuca bat, palcami rozsuwa wargi i zaczyna pocierać
powoli łechtaczkę. Kobieta jęczy coraz głośniej w miarę, jak narasta w niej
pożądanie.
Oblewam się potem, czuję się trochę klaustrofobicznie, moje serce bije
coraz szybciej. Partner kobiety przyspiesza ruchy ręki i pogłębia pocałunki,
odgłosy zmagających się ze sobą języków robią się rozpaczliwe. Kobieta
szczytuje ze zduszonym okrzykiem, jej ciało wypręża się w więzach, a
mężczyzna głaszcze ją, wyżymając z niej resztki rozkoszy. Kobieta obwisa,
spuszcza podbródek na pierś. Wzdycham bezwiednie, a Jesse ściska moją dłoń.
To intensywne przeżycie, a ja jestem zaskoczona tym wszystkim. Nie tylko my
przyglądamy się tej erotycznej scenie. Przyciągnęła uwagę wielu osób, które
zebrały się wokół pary. Rozglądam się i rozpoznaję różnych ludzi, których
widziałam w barze i na kolacji, z tą różnicą, że teraz są nadzy lub na wpół ro-
zebrani. Trzeba być cholernie odważnym, żeby uczęszczać do sali wspólnej.
Jesse ciągnie mnie za rękę, żeby zwrócić moją uwagę. Podnoszę na niego
wzrok, ale wskazuje głową dwójkę kochanków teraz mężczyzna całuje
kobietę na znak wdzięczności. Podnosi bat z ziemi i powoli obchodzi ją
dookoła, wlekąc go za sobą. Ona go nie widzi, ale nagle sztywnieje i podnosi
głowę, dysząc, bo mężczyzna zaczyna głaskać jej plecy, wodząc palcami w górę
i w dół jej kręgosłupa, a potem po pośladkach. Kobieta mruczy z satysfakcją, a
ja jej wtóruję. Jesse zerka na mnie. On też mnie usłyszał.
Mężczyzna pieści jej idealne, jędrne pośladki, pocierając je i ugniatając
dłonią, z gardła wyrywa mu się jęk, gdy kobieta wygina plecy w łuk, a potem
znów się rozluznia. Po kilku minutach masowania jej krągłego tyłeczka zabiera
rękę, a kobieta tężeje.
Wie, co ją czeka. Ja też to wiem. Zaciskająca się mocniej dłoń Jessego
potwierdza moje przypuszczenia, ale nie jestem w stanie oderwać wzroku.
Mężczyzna unosi bat i szybkim ruchem smaga jeden pośladek. Kobieta krzyczy,
a ja wzdrygam się i chowam twarz w twardym, szerokim torsie Jessego. Zanim
się zorientuję, przyciska moją głowę do ramienia i przyciąga mnie do siebie.
Ucisk jego dłoni robi się silniejszy, gdy po raz kolejny rozlega się trzaśnięcie
bata. Wypuszcza moją rękę i obejmuje mnie ramieniem, a ja kulę się z rękami
na jego piersi. Otula mnie swoim ciałem jak kokonem i mimo tego wszystkiego,
co się tu rozgrywa, jeszcze nigdy nie czułam się tak bezpieczna.
To nie twoja bajka, chodzmy dalej szepcze mi do ucha.
Dalej, ale dokąd? Czy to będzie moja bajka ? Czuję się obnażona, gdy
Jesse odkleja mnie od siebie, bierze za rękę i prowadzi dalej przy wtórze
trzaśnięć z bata. Przy każdym smagnięciu zaciskam powieki i wstrzymuję
oddech. Nie pojmuję tego, czego właśnie byłam świadkiem. Ale zaraz
przypomina mi się, jak Jesse skuł mnie kajdankami, i jego mocne klapsy, gdy
wbijał się we mnie. Nawet nie zamierzam udawać, że nie czerpałam z tego
przyjemności.
Co to za muzyka? pytam, gdy zbliżamy się do kolejnej grupki ludzi.
Spogląda na mnie z uśmiechem.
Enigma. Zrobiłaś się napalona?
Nie prycham. A właśnie że tak! To wszystko mnie kręci, ale nie
przyznam się do tego, choć zdradza mnie palec, na który gorączkowo nawijam
włosy. Jesse ze śmiechem paca mnie w dłoń i zatrzymuje się przed grupą
złożoną z kobiety i trzech mężczyzn. Nachyla się, tak że patrzymy sobie prosto
w oczy.
Żeby było jasne: my nigdy nie wezmiemy udziału w czymś takim.
Patrzę na niego, a on puszcza do mnie oko. Jestem mu wdzięczna za to
wyjaśnienie, bo ja też nie zamierzam się nim dzielić.
A inne rzeczy? próbuję nadać głosowi obojętny ton i chyba mi się to
udało.
Nie dzielę się tobą z nikim, Avo. Nawet z ich wzrokiem. Sprawia
wrażenie oburzonego, a ja uśmiecham się, choć nie miałam na myśli sali
wspólnej. Są przecież prywatne apartamenty. Cholera jasna, co we mnie
wstąpiło? Skupiam uwagę na scenie przed nami.
Na futrzanej narzucie zarzuconej poduchami leży kobieta, ręce ma luzno
związane miękkim rzemieniem. Zerka na Jessego i oblizuje wargi. Wybucham
nerwowym śmiechem na ten bezwstyd. Czyżby kolejna kochanka? Jest
zupełnie naga, a jej oczy są pełne pożądania, gdy odrywa wzrok od Jessego i
przenosi go na trzech pochylających się nad nią mężczyzn. Pragnie również
Jessego i jestem pewna, że to, co zaraz zobaczę, odbędzie się także dla niego.
Trzej mężczyzni klękają wokół leżącej kobiety i kładą dłonie w różnych
miejscach na jej ciele. Każdy w innym, każdy zna swoją pozycję. Jeden powoli
przysuwa głowę do jej piersi i zaczyna wodzić językiem wokół sutka, a potem
otacza ustami brodawkę i ssie, ugniatając dłonią całą półkulę.
Kolejny mężczyzna poddaje takim samym zmysłowym pieszczotom drugą
pierś. Współpracuje z pierwszym, jak gdyby wiedzieli, jak najlepiej ją
zaspokoić. Jęki i westchnienia kobiety świadczą o skuteczności tych zabiegów.
Przestępuję z nogi na nogi, czując mrowienie w twardniejących sutkach. Wiem,
że Jesse na mnie patrzy. Spoglądam na niego, a on szybko odwraca wzrok, ale
w kącikach jego ust czai się uśmiech. Wie, że jestem podniecona. Wzdrygam
się i skupiam z powrotem na scenie przed nami, usiłując zapanować nad
reakcjami własnego ciała. Teraz do grupki dołączył trzeci mężczyzna, który
głaszcze i pociera kobietę między udami.
Jest tak mokra, że jego palce ślizgają się wokół wejścia. Unosi rękę i muska
wilgotnymi palcami jej dolną wargę, a ona wysuwa język i zlizuje tę wilgoć.
Mężczyzna przesuwa palce na jej brodę, a potem wytycza leniwy szlak w dół jej
ciała, aż w końcu dociera do zbiegu ud. Kobieta drży i krzyczy z frustracji, gdy
przyciska rękę do jej brzucha, żeby ją unieruchomić. Potem zanurza w niej dwa
palce, z uśmiechem obserwując jej próby uwolnienia się z więzów.
Patrzę jak urzeczona na kobietę, która nie przestaje pojękiwać, oznajmiając
im w ten sposób, że dają jej wiele szczęścia. Jestem zaskoczona tym, jak bardzo
mnie to podnieca. Ci mężczyzni poświęcają jej całą swoją uwagę, czerpiąc całą
rozkosz z jej rozkoszy.
Wiem, że Jesse znów na mnie patrzy, ale nie jestem w stanie na niego
spojrzeć.
Właśnie wtedy mężczyzna klęczący przy jej udach kiwa głową dwóm
pozostałym i wszyscy trzej odsuwają się od niej. Kobieta wydaje z siebie
okrzyk, a zaraz po nim kolejny, gdy rozsuwają jej kolana i czyjeś usta
przyciskają się do jej nabrzmiałej szparki. Krzyżuję nogi, dłoń Jessego
rozluznia się, a potem mocno ściska moją.
Kolejny mężczyzna całuje chciwie kobietę, a ostatni zajmuje się jej
piersiami. Ujmuje w dłonie obie półkule, drażni je i pieści, jednocześnie
przesuwając językiem wzdłuż rowka między nimi, a w końcu smaga je na
zmianę językiem. Wszyscy trzej zerkają co rusz na jej twarz i za każdym razem
zostają nagrodzeni spojrzeniem pełnym satysfakcji, co jeszcze bardziej ich
ośmiela. Trzej wspaniali mężczyzni oddają kobiecie cześć i chyba tylko
zakonnica nie poczułaby podniecenia na taki widok.
Wkrótce jej ciało wyraznie się napina to widomy znak, że zaraz osiągnie
orgazm. Ja też tężeję. Na sygnał, że jest już blisko, mężczyzni zaczynają ją
pieścić z jeszcze większym zapałem, ich ruchy stają się gorączkowe.
Mężczyzna przy głowie kobiety tłumi jej jęki namiętnym pocałunkiem, a ona
rozchyla uda jeszcze szerzej, żeby mężczyzna między nimi miał lepszy dostęp.
Działają jak zgrany zespół, przygotowując ją do eksplozji.
I wtedy kobieta dochodzi z głośnym okrzykiem, tylko trochę stłumionym
przez usta pierwszego mężczyzny. Mężczyzni zmniejszają tempo i siłę tarcia.
Kobieta rozluznia się i cichnie, a oni delikatnie pieszczą jej ciało ustami i dłoń-
mi. Mężczyzna przy głowie przerywa pocałunek i uwalnia jej ręce z
rzemiennych więzów. Uśmiecha się, gdy kobieta rozciera nadgarstki, a po kilku
minutach wyciąga się na futrzanej narzucie. Jest uosobieniem spełnienia. Jej
wzrok znów pada na Jessego.
Kręcę głową z niedowierzaniem. Czy ona ma ochotę wstać i się ukłonić?
Mimo jej arogancji było to niesamowite przeżycie, które pochłonęło mnie bez
reszty, ale teraz dopada mnie nieuniknione poczucie skrępowania. Jesse bywał
tutaj, robił takie rzeczy, i to z wieloma kobietami, niektóre z nich są tu w tej
chwili. Ile ich było i jak daleko się posunęli? Nagle czuję, że Jesse porusza
dłonią i uświadamiam sobie, że ściskam ją jak w imadle. Podnoszę na niego
wzrok i rozluzniam uścisk. Jesse przygląda mi się uważnie, próbując odgadnąć
moje myśli, po chwili odwraca się przodem do mnie i łapie mnie za drugą rękę.
Jesteś ekshibicjonistką, Avo, i kocham cię za to jeszcze bardziej. Jesteś
moja i tylko moja, a ja jestem wyłącznie twój. Rozumiesz mnie? W jego
głosie słychać troskę. Domyślił się, o czym myślałam.
Moje ciało zamienia się w galaretę, serce zamiera mi w piersi, zataczam się
lekko w przód. Jesse przyciąga mnie do siebie, dotykam czołem jego ramienia.
Jest solidny, ciepły i cały mój.
Do diabła wzdycha głęboko. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo cię
kocham. Całuje mnie w czubek głowy. Chodz, chcę z tobą zatańczyć.
Odrywa się ode mnie, obejmuje mnie ramieniem i rusza w stronę drzwi. Po tym
wszystkim chce ze mną zatańczyć? Nachyla się ku mnie. Założę się, że jesteś
cała mokra. Oddech więznie mi w gardle, a Jesse śmieje się cichutko. Tylko
dla mnie przypomina mi. Nie żebym potrzebowała przypomnienia.
Zerkam przez ramię i staję jak wryta. Kobieta zostaje odwrócona na
czworaki, jeden z mężczyzn wdziera się w nią od tyłu, a drugi klęka przed nią.
Wbija jej się prosto w usta, uciszając jej zszokowane skamlenie. Wytrzeszczam
oczy, zaskoczona tą nagłą zmianą. Posuwają ją jednocześnie, każdy ze swojej
strony, a trzeci mężczyzna zaczyna okrążać klęczących. Co, u diabła, teraz
zrobi?
Patrzę, jak trzeci mężczyzna bierze coś z szafki obok łóżka, a potem klęka
na ziemi za kobietą. Drugi mężczyzna wysuwa się z niej i rozchyla jej pośladki.
Muszę stąd wyjść. Muszę natychmiast wyjść, ale patrzę jak zaczarowana, jak
coś pomiędzy nie wkłada. Nie mam pojęcia co to, ale przedmiot jest duży i
mieści się tylko do połowy. Nie mogę oderwać oczu od tej sceny. Trzeci
mężczyzna odsuwa się i pozwala, aby ten drugi ponownie w nią wszedł, a sam
kładzie się na plecach pod nią. Aapie jedną pierś w dłoń, unosi głowę i bierze
drugą do ust, wolną ręką obejmując własny członek.
Dobry Boże. Czuję, że Jesse szarpie mnie za rękę, więc zerkam na niego.
Ma niepewną minę. Wyraz mojej twarzy musi mówić sam za siebie. Mam
nadzieję, że on nie robił takich rzeczy.
Chodz, widziałaś już wystarczająco dużo. Ciągnie mnie w stronę drzwi,
żeby mnie stąd zabrać. Jezu, mój biedny, niewinny mózg jest jak rażony
obuchem.
Jesse?
Nie pytaj, Avo. Kręci głową, nie patrząc na mnie. Wie, o czym myślę.
Poczucie skrępowania wróciło, jeszcze silniejsze i bardziej dojmujące.
Potrzebuję wyłącznie ciebie.
Czy...
Powiedziałem, nie pytaj! powtarza, wciąż unikając mojego wzroku.
Postanawiam nie drążyć tematu. Nie mogę myśleć o nim w taki sposób.
Gdy docieramy do drzwi, Natasza udaremnia naszą próbę ucieczki. Jest
naga, jeśli nie liczyć mikroskopijnych satynowych fig, a jej piersi kołyszą się
jak szalone, gdy staje przed nami. Nie wiem, gdzie oczy podziać.
Masz na sobie trochę za dużo ubrań, Jesse mruczy.
Po tym, co właśnie przeżyłam, to pewny sposób, żeby wytrącić mnie z
równowagi. Mam ochotę ją spoliczkować. Zaciskam dłoń w pięść i napinam
mięśnie szczęki, ale Jesse wymija Nataszę.
Do diabła, miej trochę szacunku, Nataszo warczy.
Krótka odpowiedz Jessego sprawia, że mój gniew zmienia się w satysfakcję.
Wychodzimy z sali wspólnej, zostawiając za plecami Nataszę, która z
pewnością ma teraz skwaszoną minę.
Ja też chciałabym rozesłać specjalne powiadomienie mówię z ironią,
schodząc po schodach.
Czego tylko sobie życzysz, Avo śmieje się Jesse, gdy wchodzimy do
baru. Masz ochotę na drinka?
Tak, poproszę. Nie chcę, żeby poznał po tonie mojego głosu, że czuję się
zraniona, choć to daremna próba. Już nigdy nie będę w stanie wymazać tych
scen z pamięci, ale oczyma wyobrazni nie widzę wcale obcych mężczyzn,
którzy na klęczkach zadowalają jakąś kobietę. Widzę wyłącznie Jessego.
Niedobrze mi, ale sama się o to prosiłam. Jesse patrzy na mnie z namysłem, i
widzę, że on też żałuje, że mnie tam zabrał.
Chciałaś, żebym był bardziej otwarty mówi cicho.
To prawda, ale już tego żałuję.
Już nigdy więcej tam nie pójdę.
Nie pójdziesz przytakuje natychmiast.
I nie chcę, żebyś ty tam chodził. To nierozsądne wymagać od niego,
żeby unikał epicentrum swojego przybytku rozkoszy.
Przygląda mi się uważnie.
Nie potrzebuję tam chodzić. Wszystko, czego potrzebuję, mam na
wyciągnięcie ręki, i zamierzam dopilnować, żeby tak już zostało.
Kiwam głową, omiatając go wzrokiem.
Dziękuję mówię cicho. Czuję się winna, że stawiam mu takie
wymagania, a jeszcze bardziej dlatego, że zgodził się bez żadnych pytań i
kłótni. Delikatnie odgarnia mi włosy z twarzy.
Znajdz Kate, a ja przyniosę napoje.
Dobrze,
Idz. Obraca mnie i popycha.
Idę przez ogród zimowy. Na parkiecie jest tłoczno, ale od razu dostrzegam
Kate, którą wyróżniają z tłumu rude włosy. Wychodzę na parkiet w chwili, gdy
orkiestra zaczyna grać Love man Otisa Redinga. Kate wydaje z siebie okrzyk,
uradowana moim widokiem i ulubionym kawałkiem.
Gdzie byłaś? woła, przekrzykując muzykę.
Zwiedzałam salę wspólną. Wzruszam ramionami, ale mój umysł
opanowuje zaraz paskudna myśl, że ona też tam była. O Boże, nie.
Jej wielkie niebieskie oczy rozszerzają się ze zdumienia, a potem jej bladą
twarz rozpromienia szeroki uśmiech. Aapie mnie za rękę, a ja podwijam suknię,
żeby dołączyć do tańczących. Sam i Drew są już niezle wstawieni i poruszają
się w sposób, który powinien być karalny. Przyciągają uwagę wielu kobiet, ale
Kate wydaje się nie mieć nic przeciwko temu. Jest wyluzowana jak zawsze,
czego nie można powiedzieć o Samie. Zaraz odciąga ją od faceta, który jego
zdaniem tańczy zbyt blisko niej.
Podskakuję, lekko spanikowana, gdy ktoś przywiera do moich pleców, ale
do moich nozdrzy dociera znajomy zapach. Odwracam samą głowę, a Jesse
opiera mi podbródek na ramieniu.
Hej, piękna.
Wystraszyłeś mnie.
Uśmiecha się.
Trochę cię sponiewieram.
Naprawdę? Leciutko unosi moją suknię, a potem przysiada na nogach,
pociągając mnie za sobą w dół. Kładzie mi dłoń na podbrzuszu i zaczyna
kołysać biodrami. Moje biodra odnajdują szybko jego rytm, oboje zgrywamy
się z niesamowitym wykonaniem słynnego utworu. Ze śmiechem odrzucam
głowę do tyłu, a Jesse wyciąga rękę w bok i porusza nią w górę i w dół.
Przyspieszamy i zwalniamy w rytmie muzyki, Jesse kołysze mną na boki, a
potem w przód i w tył. Kate i Sam tańczą przyciśnięci do siebie, a Drew porwał
do tańca jakąś kobietę, która wyraznie się o to prosiła. Nakrywam dłonią dłoń
Jessego i pozwalam mu robić swoje, bez wahania i przejmowania się
dziesiątkami kobiet wokół nas, które zauważyły obecność Jessego na parkiecie i
teraz dwoją się i troją w tanecznych wygibasach. Na próżno próbują zwrócić na
siebie jego uwagę. Liczę się tylko ja.
O Boże, kocham cię mówi mi do ucha, całując mnie w skroń, a potem
łapie mnie za rękę, okręca i znów przyciąga do piersi. Tancerze biją brawo, a
orkiestra zaczyna grać Superstition Steviego Wondera. Słyszę za plecami pisk
Kate. Zostajemy? Jesse unosi brew i uśmiecha się pewnie, kołysząc mnie z
boku na bok.
Pić błagam.
Nie jesteś w stanie dotrzymać kroku swojemu bogowi, słodka kusicielko
stwierdza chrapliwym głosem.
Jesteśmy jedyną obejmującą się parą na parkiecie, pozostali goście tańczą
już w takt nowej melodii. Jesse ma rację, orkiestra jest naprawdę świetna.
Przesuwa nosem po moim policzku, a potem powoli zatacza nim kółko.
Szczęśliwa?
Opętańczo odpowiadam bez wahania. To najłatwiejsze pytanie, na jakie
musiałam kiedykolwiek odpowiadać. Przyciągam go bliżej. Stoimy za daleko
od siebie.
A więc zrobiłem, co do mnie należało. Wtula twarz w moją szyję i
zaciąga się moim zapachem. Uśmiecham się z czystą, niekłamaną rozkoszą, gdy
przyciska mnie do siebie, obejmując ramionami jak kokonem. Jeszcze nigdy nie
byłam tak szczęśliwa i wiem, że nigdy nie będę szczęśliwsza. Dam radę uporać
się z jego przeszłością.
Twoja kusicielka umiera z pragnienia mówię cicho.
Jesse uśmiecha się.
Niech Bóg broni mówi, wypuszczając mnie z objęć. Chodz, nie chcę
zostać oskarżony o zaniedbywanie cię. Obraca mnie i prowadzi przez parkiet
do baru.
Proszę. Sadza mnie na moim ulubionym stołku i macha do Mario, który
natychmiast wyjmuje zza kontuaru mojego drinka oraz dwie butelki wody.
Sama sięgam po wodę, zanim zdąży zażądać, żebym się napiła. Siada na
stołku naprzeciw mnie i poprawia diament na mojej szyi.
Dobrze się czujesz?
Kiwam głową, tłumiąc ziewnięcie.
Tak.
Jesse uśmiecha się.
Zabieram cię do domu. To był długi dzień.
Do baru wchodzi John, klepie Jessego w ramię i kiwa mi głową.
W porządku, dziewczyno? grzmi, a ja potakuję. Nagle utraciłam
zdolność mówienia. Jestem kompletnie wyczerpana.
Zabieram Avę do domu. Na górze wszystko w porządku?
W porządku zapewnia John. Kiwa mi głową, a ja znów ziewam.
Zadzwonię po twój wóz. Zabierz ją do domu. Wyjmuje telefon, po czym
wydaje krótkie, precyzyjne instrukcje i znów kiwa głową Jessemu.
Muszę się pożegnać z Kate mamroczę.
John śmieje się głębokim barytonem, który rozbrzmiewa mi aż w trzewiach.
Wydaje mi się, że właśnie weszła z Samem na górę.
Jesse też jest rozbawiony.
Chcesz pójść się pożegnać?
Nie! Wiem, że krzywię się z odrazą, bo obaj śmieją się jeszcze głośniej.
O Boże, czy ktoś do nich dołączy? A gdzie Drew? Gorączkowo odpędzam
nieproszone myśli. Zabierz mnie do domu. Wzdrygam się i staję na
znużonych nogach.
Jesse i John rozmawiają chwilę, ale mój mózg nie pozwala uszom słuchać.
Udaje mi się wyłapać, jak Jesse mówi, że jutro go nie będzie, co oznacza, że
spędzę z nim cały dzień w łóżku. Jeśli spróbuje obudzić mnie bladym świtem i
wręczyć mi strój do biegania, zrobię mu scenę godną Oscara. Żegnam się z
Mario i Johnem, opieram głowę na ramieniu Jessego i pozwalam mu
wyprowadzić się z Rezydencji i wsadzić do samochodu.
Spędziłam cudowny dzień mruczę sennie, wtulając się w chłodną,
miękką skórę siedzenia. To prawda, jeśli nie liczyć tych bezczelnych lafirynd.
Jesse kładzie mi dłoń na udzie i wykonuje nią koliste ruchy.
Skarbie, ja również. Dziękuję.
Za co mi dziękujesz? Znów ziewam, moje powieki stają się coraz
cięższe. To on mnie dzisiaj rozpieszczał i nadskakiwał mi na każdym kroku.
Za to, że pozwoliłaś odświeżyć sobie pamięć mówi cicho.
Spoglądam na niego sennie i patrzę z uśmiechem, jak włącza silnik i
pośpiesznie wyjeżdża z parkingu. Zamykam oczy i poddaję się zmęczeniu.
Rzeczywiście odświeżył mi pamięć, a ja jestem mu za to wdzięczna.
Jutro przywieziemy resztę twoich rzeczy od Kate mówi, gdy oddalamy
się od Rezydencji. W poniedziałek powiemy o nas Patrickowi. I uważam, że
powinnaś powiedzieć rodzicom, że jestem kimś więcej niż przyjacielem.
Mamroczę coś niezrozumiale na znak, że rozumiem. Oficjalna
przeprowadzka przestała mi się jawić czymś wyjątkowym, ale zdaję sobie
sprawę, że z Patrickiem i rodzicami mogę mieć cięższy orzech do zgryzienia.
Jesse może sprawiać wrażenie kontrolującego tyrana i jest nim do pewnego
stopnia, ale ma całą masę innych zalet. Nie wiem, czy moi rodzice będą w
stanie dojrzeć coś poza jego potrzebą tłamszenia i kontrolowania mnie. Uznają,
że to niezdrowe, ale czy rzeczywiście tak jest, jeśli druga strona to akceptuje?
Nie dlatego, że jest zastraszona czy bezbronna, ale dlatego, że niezmiernie
kogoś kocha, a takie dni jak dziś wynagradzają z nawiązką te chwile, gdy mam
ochotę wrzeszczeć z frustracji, a nawet go udusić. Jest zaborczy, to fakt, i
czasem mu się sprzeciwiam, ale nie jestem do tego stopnia zaślepiona, żeby
myśleć, że to ja noszę spodnie w tym związku. Wiem doskonale, dlaczego się
tak zachowuje. Wiem, że żyje w strachu, że ktoś mu mnie odbierze, ale ja boję
się tego samego. Teraz, gdy znam coraz lepiej jego historię, nie jestem już
wcale taka pewna, czy strach Jessego jest bezpodstawny.
Rozdział 10
Dzień dobry.
Otwieram oczy i zaraz mrużę je z powrotem, oślepiona światłem dnia. W tle
gra cicho taka sama muzyka jak w sali wspólnej. Nade mną unosi się przystojna
twarz Jessego, na której widać cień porannego zarostu. Wygląda smakowicie.
Próbuję go objąć, ale nie mogę poruszyć ramionami. Co u licha? Na jego
twarzy pojawia się mroczny, szelmowski uśmiech i od razu wiem, co zrobił.
Patrzę w górę i widzę, że przykuł mi ręce kajdankami do wezgłowia łóżka.
Wybierasz się gdzieś? pyta.
Znów spoglądam mu w oczy, powieki ma na wpół przymknięte, długie rzęsy
rzucają cień na policzki. Powinnam była to przewidzieć.
Co chcesz zrobić? O poranku mam lekko zachrypnięty głos i jest ku
temu więcej niż jeden powód.
Pogodzić się z tobą mówi, uśmiechając się półgębkiem. Chcesz się
pogodzić, prawda? Unosi wyczekująco brwi.
Leniwy seks? podsuwam nieśmiało.
Nie, nie leniwy seks. Jeszcze nie wymyśliłem dla niego nazwy mówi, po
czym zdejmuje z nocnego stolika woreczek ze złotej satyny, który dostałam na
przyjęciu. Nie przypominam sobie, żebym go zabierała do domu, ale z drugiej
strony w ogóle nie pamiętam, jak się w nim znalazłam.
Jesse siada mi okrakiem na biodrach i kładzie woreczek na moim brzuchu.
Co my tu mamy? Wyciąga ze środka złoty wibrator. Tego nie
potrzebujemy. Spogląda na niego z odrazą, po czym wyrzuca go przez ramię.
Wibrator ląduje z łoskotem na podłodze sypialni, Co jeszcze? Wyjmuje
małe pudełeczko i je też wyrzuca przez ramię, z jeszcze bardziej zniesmaczoną
miną. Tego też nie.
Co to? pytam, ale Jesse kompletnie mnie ignoruje i dalej szpera w
woreczku. Wyciąga z niego stringi ze srebrnej satyny, które ogląda dokładnie i
też wyrzuca. Brak koronki mruczy, zaglądając znów do torebki.
Przyglądam mu się z lekkim rozbawieniem, gdy tak siedzi na mnie
okrakiem, krzywiąc się gniewnie. Nie jest zachwycony. Wyjmuje ze środka
kartę, czyta ją, z prychnięciem drze na kawałki i ciska w ślad za resztą rzeczy,
których nie zaakceptował.
Co to było? pytam zaintrygowana.
Zerka na mnie.
Nic, co mogłoby ci się przydać.
Co takiego?
Voucher na botoks mamrocze.
Wybucham śmiechem. Nie mam żadnych wątpliwości, że to Sarah zadbała
o zawartość torebek z upominkami. Żałuję, że podarł voucher, mogłabym go jej
sprezentować.
Same śmieci prycha, po czym wyjmuję ostatnią rzecz i rzuca torebkę na
ziemię. Chociaż to wygląda interesująco. Unosi czarny gumowy pierścień,
do którego dołączone jest małe, metalowe urządzenie w kształcie naboju.
Co to jest, do cholery? wypalam.
Jesse podnosi to coś do góry, żeby mu się przyjrzeć, a potem znów spogląda
na mnie. Uśmiecha się znacząco, nachyla do przodu, układa mi poduszkę pod
głową i daje buziaka.
Chcę, żebyś miała dobry widok szepcze, siada z powrotem na wysokości
moich bioder, po czym unosi się na kolanach. Zaczyna wsuwać czarny gumowy
pierścień na wzwiedziony członek i jego przeznaczenie szybko przestaje być
zagadką.
O nie! Skoro ja nie mogę korzystać z urządzeń na baterie, to ty też nie!
krzyczę, ale mnie ignoruje. Nie odrywając oczu od swoich rąk, przesuwa
pierścień do nasady i przyciska nabój do penisa. Z prychnięciem odrzucam
głowę na poduszkę i wbijam wzrok w sufit.
Spójrz na mnie żąda, ale ja wciąż patrzę w górę. Czuję, jak materac obok
mojej głowy zapada się pod ciężarem jego pięści, drugą ręką łapie mnie za
szczękę. Spójrz.
W tonie jego głosu słychać wyzwanie. Potrząsa lekko moją szczęką, a ja
spuszczam wzrok. Z jego zielonych oczu wyziera żądza, wargi ma rozchylone.
Pocałuj mnie, Avo. Opuszcza głowę, a ja unoszę swoją, wychodząc mu
na spotkanie.
Atakuje gorączkowo moje usta, zanurza w nich język i jęczy z
zadowoleniem. Wiem, że zostawi mnie zdyszaną i rozochoconą i nie będę w
stanie nic na to poradzić. Ten dziki, zwierzęcy pocałunek sprawia, że moje
zmysły domagają się czegoś więcej, ale wtedy Jesse się odsuwa. Kwilę.
Będziesz patrzyć mówi, gryząc mnie w wargę.
Wyłącz muzykę! Mówię buntowniczo.
Aapie mnie gwałtownie za biodro, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie.
Dlaczego? Jesteś napalona.
To będzie istne piekło. Odsuwa się od mojej twarzy i obejmuje ustami sutek,
ssąc mocno. Z jękiem wyginam ciało w łuk, zamykam oczy i próbuję ukryć
twarz. Nie mam gdzie.
Otwórz oczy! warczy Jesse, szturchając mnie ponownie w biodro.
Unoszę powieki, a on przechodzi do drugiej piersi, którą ssie, liże i kąsa,
wydłużając maksymalnie sutek. Walczę z chęcią zaciśnięcia powiek i
usztywnienia nóg. Chciałabym je zgiąć, ale Jesse przytrzymuje moje łydki
swoimi.
Jesteś okrutny jęczę, a on przygląda mi się z wyrazną satysfakcją. To
jego zemsta.
Unosi się na kolanach, jedną ręką łapie członek, a drugą włącza
przypominające nabój urządzenie. Rozlega się miarowe bzyczenie, Jesse
rozchyla wargi.
Wow szepcze.
Zamykam powieki na ułamek sekundy, ale ściska moje wrażliwe biodro,
więc natychmiast otwieram oczy z powrotem. Biorę głęboki oddech i przenoszę
wzrok z jego twarzy na tors, w dół na bliznę i owłosione podbrzusze. Powoli
przesuwa dłonią wzdłuż członka, napinając mięśnie ud. Z gardła wyrywa mi się
okrzyk rozpaczy, tak bardzo pragnę go dotknąć. Teraz wiem, jak się wtedy
czuł, i jest to cholernie nieprzyjemne uczucie. Chcę go dotknąć, poczuć, ale nie
mogę. Jestem bezradna.
Jego dłoń drży, gdy przesuwa ją z powrotem do nasady członka, wilgotna
żołądz lśni.
Jak mi dobrze, skarbie. Jego chrapliwy głos sprawia, że czuję ukłucie w
podbrzuszu. Chcesz mi pomóc?
Spoglądam mu w twarz.
Pieprz się mówię cicho i spokojnie. Mogę sobie poprzeklinać. I tak nie
może mnie ukarać bardziej niż teraz.
Nie... wyrażaj... się wydusza z siebie z jękiem, a ja potrząsam
kajdankami. Będziesz miała siniaki, Avo. Przestań walczyć syczy łamiącym
się głosem, powoli przesuwając dłonią wzdłuż potężnej erekcji.
Nie przestaję się szamotać.
Nie ruszaj się! krzyczy, a jego ruchy stają się nagle szybsze. Dobija
mnie to, ale wygląda niewiarygodnie, gdy tak klęczy nade mną i się masturbuje.
Wszystkie mięśnie na jego torsie, ramionach i udach napinają się jeszcze bar-
dziej, na szyi wyraznie pulsuje tętnica.
Proszę błagam. Muszę go dotknąć.
Niezbyt przyjemne, prawda? pyta. Pomyśl o tym następnym razem,
gdy nie pozwolisz mi się dotknąć.
Pomyślę! Jesse, proszę, wypuść mnie. Zaciskam powieki, krzycząc w
myślach, żeby zagłuszyć głośną muzykę.
Otwórz te pieprzone oczy, Avo!
Nie! Miotam głową z boku na bok. To najgorsza możliwa tortura. Już
nigdy nie zabronię mu się dotknąć. Nigdy. Czuję, jak jego palce zsuwają się do
mojej cipki, zbierają z niej wilgoć i rozprowadzają ją wokół wejścia, po czym
zanurzają się we mnie brutalnie. Otwieram oczy. Proszę.
Jego twarz się napina.
Masz patrzeć powtarza, zwiększając tempo. Cholera! Nagle
przesuwa się wyżej i obejmuje kolanami moją głowę, wpychając mi krocze w
twarz. Otwórz usta ryczy, a ja robię, co każe, bez sekundy wahania. Zapiera
się wolną ręką o wezgłowie łóżka, drugą masuje członek. O Jezu! Spuszcza
głowę, wsuwa członek w moje oczekujące usta i tryska mi na język. Czuję w
gardle słonawy smak nasienia. Korzystam z okazji i zaciskam wargi wokół
trzonu, zadowalając się tą namiastką kontaktu.
Tors Jessego faluje, jego ruchy stają się coraz wolniejsze. Wibracje naboju
przenoszą się na członek, łaskocząc mnie w usta. Penis drga na moim języku, a
ja liżę go i ssę do woli. Jesse dygocze nade mną, usiłując złapać oddech. Unosi
ciężkie powieki i spogląda na mnie. Wibracje ustają, słyszę trzask elastycznej
gumki i ciche stuknięcie, co oznacza, że cisnął urządzenie na podłogę.
Jesse układa się między moimi udami i spogląda na mnie z namysłem,
głaszcząc moje ramiona. Nie zamierza mnie wypuścić? Erotyczne nuty enigmy
wciąż zalewają mi uszy, trawiąca mnie żądza grozi wybuchem.
Mógłbym cię tak trzymać cały czas. Przyciska usta do moich i przesuwa
w nich językiem. Dzięki temu zawsze będę wiedział, gdzie jesteś.
Myślę, że coś takiego zahaczałoby niebezpiecznie o niewolnictwo
seksualne mruczę mu w usta.
I to byłby problem, bo...?
Bo chciałabym myśleć, że pragniesz mnie nie tylko ze względu na moje
ciało.
O, chcę od ciebie czegoś więcej. Zasypuje moją twarz pocałunkami, a
potem znów wsuwa mi język do ust. Chcę, żebyś została moją żoną.
Że co?
Jestem w takim szoku, że prawie odgryzam mu język. Jesse spokojnie całuje
mnie dalej, jak gdyby nie wypowiedział tych słów zaraz po tym, jak spuścił mi
się w usta, gdy byłam przykuta do łóżka kajdankami. W końcu odsuwa się i
patrzy w moją oszołomioną twarz.
Wyjdz za mnie prosi miękko.
Nie możesz mi się oświadczyć, kiedy jestem przykuta do łóżka!
Mam cię zerżnąć, żebyś nabrała rozumu? pyta cicho, a potem znów
bierze moje usta w posiadanie.
Jestem jak ogłuszona. Tym razem nie może wymusić na mnie zgody
seksem! Śmieję się w duchu, bo wiem, że jest do tego zdolny.
Jesse odsuwa się, spuszcza wzrok i wzdycha.
To był żart, bardzo niestosowny żart. Zagryza dolną wargę, trybiki w
jego pięknym umyśle zaczynają się obracać. Całkowicie mną zawładnęłaś,
Avo. Nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Jestem od ciebie kompletnie
uzależniony, skarbie. Głos ma miękki i niepewny. Mój stanowczy,
dominujący eksplayboy denerwuje się. Należę do ciebie. Wyjdz za mnie.
Wpatruję się w jego boleśnie przystojną twarz, wciąż jestem w ciężkim
szoku. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Dopiero wczoraj wieczorem
zdecydowałam się do niego wprowadzić, choć Jesse, ten szaleniec, przeniósł
moje rzeczy tydzień wcześniej. Teraz zagryza gorączkowo dolną wargę,
przyglądając się mojej zdezorientowanej twarzy. Mam dwadzieścia sześć lat, a
on trzydzieści siedem. Dlaczego myślę teraz o różnicy wieku? Nigdy wcześniej
nie miała dla mnie znaczenia. Bardziej powinnam się niepokoić jego
zaborczością. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że mógłby się zmienić, jeśli
zgodzę się za niego wyjść. On nigdy się nie zmieni, ale taki właśnie jest
mężczyzna, którego kocham.
Dobrze. Wypowiedziane szeptem słowo pada z moich ust bez większego
namysłu. To w naszym przypadku naturalna kolej rzeczy. Czy poprosi mnie o
rękę teraz, czy za rok, odpowiedz będzie taka sama. Chcę z nim być już zawsze,
pomimo jego zaborczości. Kocham go. Potrzebuję go.
Teraz to na twarzy Jessego pojawia się oszołomienie, trybiki kręcą się tak
szybko, że zaraz pójdzie z nich dym.
Tak? pyta cicho.
Odpowiedziałam odruchowo. Wzruszam ramionami, a potem
uświadamiam sobie, że wciąż jestem przykuta do łóżka. Nie musisz
przemawiać mi do rozsądku. Możesz mnie już wypuścić?
Jesse przyskakuje w panice do nocnego stolika, bierze z niego kluczyk i
pospiesznie rozpina kajdanki. Rozcieram zdrętwiałe nadgarstki, ale Jesse
wyciąga mnie spod siebie, obejmuje i ściska.
Jasny gwint! Właśnie zgodziłam się wyjść za mąż za tego kontrolującego,
neurotycznego eksplayboya, którego znam zaledwie kilka tygodni! O Boże,
moich rodziców trafi szlag.
Opada na łóżko, pociągając mnie za sobą, i zanurza twarz w mojej szyi.
Ściska mnie jak w imadle, a ja nie mam serca powiedzieć mu, żeby trochę
odpuścił. Nigdzie się przecież nie wybieram teraz zostanę z nim już na
zawsze.
Uczynię cię taką szczęśliwą mówi łamiącym się głosem.
Szamoczę się lekko, ale Jesse wciąż chowa głowę w mojej szyi, więc
zdwajam wysiłki i w końcu udaje mi się spojrzeć, mu w oczy. Są pełne łez.
Już jestem szczęśliwa. Głaszczę go po twarzy i przesuwam kciukiem
po dolnej powiece, zbierając zbłąkaną łzę. Dlaczego płaczesz? pytam,
próbując opanować drżenie głosu.
Kręci lekko głową i gorączkowo pociera twarz dłońmi.
Widzisz, jak na mnie działasz? Ujmuje moją twarz w dłonie,
przyciąga do siebie i dotyka czołem mojego czoła. Nie mogę uwierzyć, że
pojawiłaś się w moim życiu.; Nie mogę uwierzyć, że jesteś moja. Jesteś
moim skarbem. Wodzi wzrokiem po mojej twarzy i gładzi dłońmi policzki,
jak gdyby chciał się upewnić, że jestem prawdziwa.
A ty moim mówię cicho. Mam nadzieję, że to rozumie. Jest dla mnie
wszystkim... całym światem.
Uśmiecha się łagodnie.
Jesteśmy przyjaciółmi?
Zawsze. Odwzajemniam jego uśmiech.
To dobrze. Zrobiłem, co do mnie należało. Przewraca mnie na plecy,
układa się między moimi udami, a potem powoli zanurza się we mnie. A
teraz pora na leniwy seks dla uczczenia zaręczyn. Sięga po pilot i wyłącza
muzykę. Chcę słyszeć tylko ciebie, kiedy dojdziesz dla mnie. Opuszcza
głowę i jęczy, gdy przywieram do jego ust. Aapie mnie za ręce i
przytrzymując mi je nad głową, wycofuje się i znów naciera.
To było rżnięcie oświadczynowe oznajmiam i czuję, że się uśmiecha,
ale nic nie mówi ani nie beszta mnie za przeklinanie, Wchodzi we mnie i
wychodzi w sennym rytmie, wbija się we mnie, kołysze lekko biodrami i
wysuwa. Znów ogarnia mnie uczucie błogości, rosnące napięcie zaczyna się
domagać rozładowania. Jego niespieszne ruchy i rozkołysane biodra mają jak
zwykle magiczny wpływ na moje ciało.
Jesse przerywa pocałunek, kontynuując namiętne pchnięcia.
Zostaniesz panią Warci. Patrzy na mnie z góry, czuję na twarzy jego
miętowy oddech.
Tak. To dopiero będzie dziwne.
Będziesz moja na zawsze.
Już jestem. Mleko już dawno się rozlało.
Jesse zaciska powieki, a ja czuję pulsowanie zwiastujące jego orgazm, co
popycha mnie ku mojemu własnemu spełnieniu.
Będę cię wielbił każdego dnia do końca mojego życia. Wyrzuca biodra
naprzód. Jezu!
O Boże wyduszam i sztywnieję pod nim, drganie w moim wnętrzu
przechodzi w szybkie, nieprzerwane pulsowanie.
Wbija się we mnie raz po raz, całując mnie rozpaczliwie i powarkując przy
każdym pchnięciu. Ręce trzyma mi nad głową, zanurzając się we mnie
niezmordowanie. Dochodzi z krzykiem, a ja oplatam nogami jego biodra i
przyciągam go bliżej, dygocząc intensywnie. Czuję się tak, jak gdyby piorun
przeszył całe moje ciało. Leżę pod nim, zdyszana i spocona. Jego głowa opada
mi na szyję, oddech ma nierówny i płytki.
Nie mogę złapać tchu mówi, wypuszczając moje ręce. Natychmiast
opasuję nimi jego ciepłe, potężne plecy i rozpływam się pod nim. Unosi głowę i
przesuwa ustami po mojej twarzy, dopóki nie odnajdzie ust. Kocham cię do
szaleństwa, skarbie. Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółmi.
Uśmiecham się, a on przetacza nas, tak że teraz siedzę na nim okrakiem.
Kładę mu dłonie na klatce piersiowej, a on nakrywa je swoimi. Leniwie kołyszę
biodrami.
Wiem o tym. Jeśli mam wyjść za ciebie za mąż, musisz mi odpowiedzieć
na kilka pytań. Mówię to asertywnym tonem, który oznacza nie waż mi się
sprzeciwić . Nie wiem, czy mi się uda, ale warto spróbować.
Brwi Jessego wędrują w górę.
Muszę?
Tak mówię z przekonaniem.
Więc wykrztuś to wreszcie. Co chcesz wiedzieć? Wzdycha ciężko, a ja
piorunuję go wzrokiem. Przepraszam. Ma przynajmniej dość przyzwoitości,
żeby zrobić skruszoną minę. Wciąż nakrywa moje dłonie swoimi.
Kim była ta kobieta wczoraj?
To Coral odpowiada bez wahania, jak gdyby spodziewał się tego
pytania.
Przewracam oczami.
Wiem, że ma na imię Coral. Kto to jest?
To żona tego skurwysyna, którego John wyrzucił z Rezydencji tego dnia,
gdy odkryłaś salę wspólną.
Naprawdę? Wracam pamięcią do tamtego okropnego dnia i przypominam
sobie złośliwą, ziejącą nienawiścią kreaturę, obrzucającą Jessego stekiem
wyzwisk.
Miałeś z nią romans?
Nie. Kręci głową, marszcząc brwi. Przyszli do mnie, bo szukali kogoś
do trójkąta.
Wzdrygam się lekko. Nie musi mówić nic więcej.
Do ciebie? szepczę. Jesse kiwa głową, prawie zawstydzony. Dlaczego
miałbyś się zgodzić?
Poprosiła mnie o to.
Zakochała się w tobie.
Jego oczy rozszerzają się nieznacznie. To przecież jasne.
Chyba tak.
Od razu nasuwają mi się kolejne pytania. Wcale nie dziwi mnie to, że się w
nim zakochała. Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o powodach jej
niezapowiedzianej wizyty w Rezydencji i dlaczego Jesse spędził z nią tyle
czasu w swoim gabinecie.
Czego chciała wczoraj? Bardzo długo cię nie było.
Jesse bierze głęboki oddech i wbija we mnie spojrzenie pełne determinacji.
Zostawiła Mike a... dla mnie. Nie wiem czemu. Nigdy nie dałem jej
powodów, by myśleć, że chcę z nią być. Urywa na chwilę, żeby ocenić moją
reakcję. Sama nie jestem pewna, co czuję. Jesse wzdycha. Wyrzucił ją z
domu, zabrał jej samochód i zablokował karty. Nie ma nic.
Przyszła do ciebie po pomoc?
Tak.
I co jej powiedziałeś? Nie jestem pewna, czy spodoba mi się odpowiedz
na to pytanie.
Powiedziałem, że zrobię, co w mojej mocy. Zagryza tę przeklętą wargę.
Miałam rację. Nie spodobała mi się ta odpowiedz. Co właściwie mógłby
zrobić? Jeśli jej pomoże, tylko ją zachęci i da jej fałszywą nadzieję.
Przekrzywiam lekko głowę.
Czy to ma coś wspólnego z policją?
Jesse śmieje się leciutko. Nie wiem czemu, bo to wcale nie jest zabawne.
Mike pogrywa ze mną. Powiadomił służby imigracyjne, że połowa moich
pracowników to nielegalni imigranci. Szybko oczyszczono mnie z zarzutów, nie
wielkiego się nie stało. Trochę utrudnił nam życie.
Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim, zamiast zmuszać mnie do
snucia domysłów?
Jesse marszczy brwi.
Po co miałbym ci zawracać głowę tymi głupotami?
Rozumiem jego punkt widzenia, niemniej jednak powinnam o tym wiedzieć,
zwłaszcza gdy chodzi o inną kobietę pragnącą mojego zaborczego mężczyzny.
Wytrzymuję jego spojrzenie, gdy kreśli kciukami kółka na wierzchach moich
dłoni.
Więc wziąłeś udział w trójkącie i na tym koniec?
Tak. Zmienia pozycję, unikając mojego spojrzenia.
Kłamiesz. Zaciskam zęby. To nie był koniec, prawda?
Niezupełnie, Znów zmienia pozycję, wciąż unikając mojego
spojrzenia, Możemy już skończyć ten temat? pyta poirytowany.
Odniosła błędne wrażenie, że chcę czegoś więcej. Nie chciałem, Koniec
kropka.
A więc miałeś z nią romans?
Tak! Okej, mieliśmy romans, ale to był tylko seks, nic więcej. Jego
zielone oczy mają dziki wyraz. Zmieńmy temat.
Kiedyś powiedziałeś mi, że nigdy nie miałeś ochoty pieprzyć się z
żadną kobietą więcej niż raz, że jestem wyjątkiem. Nigdy nie zapomnę tej
uwagi, a choć marna to pociecha, zważywszy na fakt, ile miał kobiet, podoba
mi się myśl, że tylko mnie miał więcej niż raz.
Nigdy nie mówiłem, że nie miałem żadnej kobiety więcej niż raz.
Powiedziałem, że nie chciałem mieć żadnej kobiety więcej niż raz. To był
środek do celu, to wszystko. Sama się o to prosiła.
Więc nie tylko ze mną pieprzyłeś się więcej niż raz? W moim głosie
słychać urazę. To absurdalne. Zanim mnie poznał, był szukającym podniet
playboyem. Mój zazdrosny umysł zaraz się przegrzeje.
Avo, licz się ze słowami!
Nie, nie gdy opowiadasz o pieprzeniu innych kobiet! Nie tylko mnie
pieprzyłeś więcej niż raz, prawda?
Jesse wydaje z siebie grozny pomruk, a ja mierzę go gniewnym
spojrzeniem,
Prawda przyznaje, coraz szybciej rysując kółka na moich dłoniach.
Ale musisz zrozumieć, że żadna z nich nic dla mnie nie znaczyła. Używałem
ich, traktowałem jak przedmioty. Nie jestem z tego dumny, ale tak właśnie
było. Brały mnie i nie wymagały niczego w zamian, Avo. Wszystkie chciały
czegoś więcej, ale nigdy tego nie oczekiwały. A teraz zorientowały się, że
potrafię być z jedną kobietą.
Robi mi się niedobrze. Ta rozmowa musiała się tak skończyć. Ile z nich
będzie próbowało odbić mi mojego
neurotycznego maniaka kontroli? Żona Mikaela już próbowała, a teraz Coral.
Ona wciąż jest w tobie zakochana mówię cicho. To kolejny powód, dla
którego Coral pojawiła się wczoraj w Rezydencji. Nie dostanie cię mówię.
Żadna z nich cię nie dostanie dodaję, żeby miał świadomość, że na tym się nie
skończy. Czuję się tak, jak gdybym szykowała się na wojnę. Wyraz jego oczu
łagodnieje, uśmiecha się półgębkiem.
Już jej to mówiłem. Żadna z nich nie ma u mnie szans. Liczysz się tylko
ty.
I nie chcę, żebyś pomagał Coral. Nie możesz ode mnie oczekiwać, że to
zaakceptuję.
Avo, nie mogę się od niej odwrócić. Sprawie wrażenie zaskoczonego
moim żądaniem.
Dobrze, w takim razie będę dalej pracować dla Mikaela. Nie mam
pojęcia, dlaczego to powiedziałam. To był błąd. Wyraz jego twarzy, z
łagodnego i pokrzepiającego, zrobił się mroczny i surowy. Czy ja kiedyś zmą-
drzeję?
Lepiej to odwołaj. Jego pierś faluje pode mną, zaciska zęby tak mocno,
że zaraz je skruszy. Ja czuję to samo, gdy pomyślę, że pomaga Coral.
Nie wypalam, wiedząc, że przeginam.
Trzy zaczyna odliczać Jesse.
O nie! Próbuję z niego zejść, ale przytrzymuje moje dłonie w silnym
uścisku.
Dwa!
Nie! Tym razem nie możesz tego zrobić! Mowy nie ma, Ward. Możesz
wpakować sobie swoje zero w swój pieprzony tyłek! Próbuję uwolnić ręce. Im
mocniej mnie trzyma, tym większa wściekłość mnie ogarnia.
Nie przeklinaj! Przewraca mnie na łóżko, twarzą do materaca, i
przygniata mnie całym ciałem. Jeden.
Spadaj! Tym razem się nie ugnę.
Zero, skarbie. Odnajduje moje biodro i wpija mi się palcami w bok...
mocno.
Wrzeszczę, strącona w piekielną otchłań jego bezlitosnymi kuksańcami.
Naprawdę idzie na całość, a ja nagle czuję, że mój pęcherz zaraz pęknie jak
balon.
Dobrze! Już dobrze, przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Nie
jestem w stanie tego znieść.
Natychmiast przerywa tortury, obraca mnie na plecy i przygważdża do
łóżka.
Pocałuj mnie rozkazuje, nachylając się nade mną.
Nic nie zrobię, dopóki nie przyznasz, że jesteś niesprawiedliwy. Widzę,
jak moje słowa docierają do niego powoli, trybiki obracają się w jego głowie.
Ciągnę dalej, zanim mi przerwie: Coral chce mi cię odebrać, a ja nigdy na to
nie pozwolę. Jeśli mam wyjść za ciebie za mąż, musisz szanować moje uczucia.
Nie chcę, żebyś się z nią widywał ani z nią rozmawiał. Żal mi jej, ale nie aż tak,
żeby miało to wpływ na nasz związek, i mam nadzieję, że czujesz to samo.
Oczywiście, że tak. Wzdycha.
Zatem spełnienie mojej prośby nie powinno być trudne.
Nie będzie. Przepraszam. Pociera nosem o mój nos. Zachowałem się
bezmyślnie. Więcej się z nią nie spotkam. Wybacz mi.
Wybaczam. Pocałuj mnie.
Bez chwili zwłoki przywiera do mnie ustami i całuje namiętnie, mrucząc
gardłowo z niekłamanym zadowoleniem.
Powiedz, że mnie kochasz żąda.
Kocham cię.
W jego zielonych oczach błyszczą iskierki, na wargach błąka się uśmiech.
Powiedz, że za mnie wyjdziesz.
Wyjdę za ciebie.
Nie mogę się już doczekać. A teraz ty pocałuj mnie. Gardłowy ton jego
głosy sprawia, że kręci mi się w głowie.
Zarzucam mu ręce na szyję i obdarzam pocałunkiem pełnym uwielbienia.
Jesse uśmiecha się i wstaje z łóżka, a ja opasuję go nogami w biodrach.
Wchodzi do łazienki i wolną ręką rozplata moje nogi. Burczę z
niezadowoleniem, a on się śmieje. Umyj zęby, ja przygotuję śniadanie.
Ściąga moje ręce z szyi, stawia mnie przodem do lustra, całuje w bark, a potem
daje mi klapsa w pupę i wychodzi.
A więc wychodzę za mąż? Wpatruję się w swoje odbicie w lustrze ciemne
włosy opadają kaskadą zmierzwionych fal, oczy błyszczą, usta są zaróżowione,
a policzki zarumienione. Wyglądam dobrze. Z roztargnieniem biorę do ręki
szczoteczkę i nakładam pastę, rozmyślając o tym, jak dobrze się czuję. Jeszcze
nigdy nie miałam w sobie tyle życia i jest ku temu tylko jeden powód, który
nazywa się Jesse Ward. Cholera jasna, Kate trafi szlag. Nawet nie chcę myśleć
o tym, jak zareagują moi rodzice.
Unoszę szczoteczkę do ust i cała w skowronkach zaczynam myć zęby.
Drugą ręką odgarniam z twarzy niesforny kosmyk. Coś natychmiast przykuwa
moją uwagę. Co to jest, do licha ciężkiego?
Rozdział 11
Z szoku aż mnie zatyka, prycham pastą na lustro, szczoteczka wypada mi z
ręki na umywalkę. Przytrzymując się brzegu blatu, żeby nie upaść, gapię się na
swoją lewą dłoń, która nagle robi się ciężka jak z ołowiu. Potem mrugam kilka
razy i kręcę głową, jak gdyby to był jakiś omam, który zaraz zniknie. Ale nie,
patrzę prosto na ogromny diament pyszniący się dumnie na moim serdecznym
palcu.
Jesse! piszczę, a potem przytrzymując się blatu, docieram do szezlongu i
opadam na niego bez sił. Chowam głowę między kolanami, próbując uspokoić
oddech i łomoczące serce. Zaraz chyba zemdleję.
Słyszę, jak Jesse wpada do łazienki, ale nie jestem w stanie unieść głowy
spomiędzy nóg.
Ava, skarbie, co się stało? W jego głosie słychać panikę. Klęka przede
mną i kładzie mi dłonie na udach.
Nie mogę wydobyć z siebie głosu. W gardle mam gulę wielkości diamentu,
który obciąża moją dłoń.
Avo, do cholery! Co się stało? Delikatnie unosi mi głowę i zagląda w
oczy, Jego spojrzenie jest pełne rozpaczy, moje pełne łez. Proszę! Powiedz
mi.
Przełykam ślinę i próbuję wykrztusić jakieś słowa, ale bezskutecznie, więc
po prostu unoszę dłoń. O Boże, wydaje się taka ciężka. Widzę przez łzy, jak na
jego czole pojawia się zmarszczka, wodzi zdezorientowanym wzrokiem od
mojej twarzy do ręki.
Więc go znalazłaś? pyta sucho. Nie spieszyłaś się z tym. Jezu, Avo,
prawie dostałem zawału. Bierze moją rękę w dłonie i przyciska do niej usta
tuż obok mojego nowego przyjaciela. Podoba ci się?
O Boże! wołam z niedowierzaniem. Nawet nie zamierzam pytać, ile
kosztował. To zbyt wielka odpowiedzialność. Oddech więznie mi w gardle,
szybko unoszę dłoń do piersi, szukając mojego drugiego przyjaciela.
Jest w sejfie. Aapie moją rękę i kładzie ją obok tej z pierścionkiem na
moich nagich kolanach. Oddycham z ulgą, a Jesse z uśmiechem rysuje kciukami
kółka na wierzchach moich dłoni. Powiedz, podoba ci się?
Wiesz, że tak. Spoglądam na pierścionek. Jest wykonany z platyny, w
płaską obrączkę wprawiono oszałamiający, kwadratowy diament. Podnoszę
wzrok na Jessego. Wiem, że na moim czole rysują się zmarszczki. Ten voucher
na botoks może mi się jeszcze przydać. Kiedy mi go włożyłeś?
Ściąga usta w kreskę.
Zaraz po tym, jak założyłem ci kajdanki.
Robię wielkie oczy.
Cóż za pewność siebie.
Wzrusza ramionami.
Trzeba być optymistą.
Ty to nazywasz optymizmem, ja oślim uporem.
Wyszczerza zęby w uśmiechu.
Nazywaj to sobie, jak chcesz. Powiedziałaś tak . Rzuca się na mnie,
kładzie moje nagie ciało na twardej i zimnej łazienkowej posadzce, przewraca
mnie na plecy i chowa twarz między moimi piersiami. Ze śmiechem napawa się
moimi wdziękami.
Przestań!
Nie! Gryzie mnie w pierś. Zostawiam swój ślad.
Nawet gdybym była w stanie go powstrzymać, nie zrobiłabym tego. I tak
tylko on mnie ogląda. Wplatam mu palce we włosy, a gdy mój wzrok pada na
pierścionek, znów zapiera mi dech. Nie mogę uwierzyć, że włożył mi go, zanim
mi się oświadczył. Arogancki dupek. Jakim cudem niczego nie zauważyłam?
Byłam rozkojarzona... pochłonięta.
Proszę całuje malinkę na mojej piersi. Teraz do siebie pasujemy.
Spoglądam na idealne kółko na mojej skórze, a potem na Jessego, który
podziwia swoje dzieło.
Szczęśliwy? pytam.
Tak. A ty?
Zachwycona.
To dobrze. Zrobiłem, co do mnie należało. Następne zadanie: nakarmić
moją kusicielkę. Wstawaj. Pomaga mi się podnieść. Zejdziesz zaraz na dół?
Za pięć minut... może trochę dłużej.
Trochę. Nachyla się i gryzie mnie w ucho. Pospiesz się. Klepie mnie
w pupę i wychodzi.
Na mojej zarumienionej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Powiedziałam
tak . Nie mam żadnych wątpliwości, absolutnie żadnych. Należę do Jessego.
Biorę szybki prysznic, podnoszę z podłogi jego koszulę i wkładam ją do
bawełnianych szortów. Wychodzę na korytarz i przypominam sobie o poczcie,
której wciąż nie oddałam Jessemu, więc zaglądam do kremowego pokoju, biorę
listy z szafki i schodzę na dół. Nie widzieliśmy się nieco ponad dwadzieścia
minut, a ja już za nim tęsknię.
Jesse siedzi w kuchni z palcem w słoiku masła orzechowego i wpatruje się
w ekran laptopa. Wzdycham na widok skupienia na jego twarzy, a potem
marszczę z niesmakiem nos, gdy wtyka do ust palec pokryty orzechową mazią.
Proszę, zapomniałam ci oddać. Oddaję mu listy i nalewam sobie soku
pomarańczowego.
Ty je otwórz.
Zauważam na blacie moje kluczyki od samochodu.
Mój wóz tu jest?
John go podrzucił mówi Jesse, nie przestając studiować ekranu swojego
komputera. Uśmiecham się w duchu na myśl o olbrzymim Johnie prowadzącym
mojego maleńkiego mini coopera.
Jesteś religijna? pyta niezobowiązująco.
Marszczę brwi.
Nie.
Ja też nie. Masz jakieś preferencje co do daty?
Daty czego? W moim głosie słychać dezorientację.
Podnosi na mnie wzrok, marszcząc brwi.
Czy jest jakaś szczególna data, kiedy chciałabyś zostać panią Avą Ward?
Nie wiem wzruszam ramionami. Za rok albo dwa. Biorę do ręki tosta
i zaczynam go smarować masłem. Oświadczył mi się ledwo pół godziny temu.
Jeszcze się dobrze nie obudziłam. Mamy na decyzję mnóstwo czasu, a na
początek powinnam porozmawiać z rodzicami.
Jesse upuszcza słoik masła orzechowego na marmurowy blat, aż
podskakuję.
Za rok? woła z oburzeniem.
No dobrze, za dwa lata. Przyszły rok to chyba trochę za wcześnie.
Przekrawam tosta na pół i wgryzam się w niego.
Za dwa lata?
Spoglądam na niego i widzę, że jego przystojną twarz wykrzywia grymas
niedowierzania. Naprawdę mi się nie spieszy. Może być i za trzy, jest mi to
obojętne. Wzruszam ramionami, żując tosta. Twarz Jessego wykrzywia
wściekłość.
Wezmiemy ślub w przyszłym miesiącu. Bierze do ręki swój słoik i
wtyka w niego palec agresywnym gestem.
Prawie dławię się tostem, a potem gryzę go gorączkowo, żeby przełknąć
resztki. W przyszłym miesiącu? Czy on oszalał?
Jesse, nie mogę wyjść za ciebie w przyszłym miesiącu!
Możesz i wyjdziesz ucina, nie patrząc na mnie.
Odsuwam się lekko. Nie powiedziałam jeszcze rodzicom, że z nim
mieszkam, nie mówiąc już o ślubie. Potrzebuję czasu,
Nie, nie mogę mówię ze śmiechem.
Wbija we mnie wściekłe spojrzenie i z hukiem odstawia słoik. Znów
podskakuję.
Słucham? pyta, szczerze zaskoczony.
Jesse, moi rodzice nic o tobie nie wiedza. Nie możesz oczekiwać, że do
nich zadzwonię i przekażę taką wiadomość przez telefon. Błagam go w
duchu, żeby był rozsądny. Widziałam już tę minę wiele razy i zawsze oznacza,
że nie da za wygraną.
W takim razie spotkamy się z nimi. Ja nie żartuję, Avo.
Nerwowo upijam łyk soku pomarańczowego, a on wwierca się we mnie
niezadowolonym wzrokiem. Myśl o przedstawieniu Jessego rodzicom napełnia
mnie strachem. Wiję się pod jego spojrzeniem, ale nie mogę odpuścić.
Jesteś nierozsądny. Zresztą nie da się zorganizować ślubu w miesiąc.
Odgryzam kolejny kęs tosta, czując złość bijącą od mojego zaborczego
mężczyzny.
Kochasz mnie? pyta ostro.
Patrzę na niego, mrużąc oczy.
Nie zadawaj głupich pytań.
To dobrze. Wydaje z siebie pomruk, który ma oznaczać koniec dyskusji,
i znów wbija wzrok w laptop. Ja też cię kocham. Bierzemy ślub w przyszłym
miesiącu.
Zdesperowana, opuszczam tosta.
Jesse, nie wezmę z tobą ślubu w przyszłym miesiącu. Wstaję ze stołka i
podchodzę do kosza na śmieci, żeby pozbyć się resztek niedojedzonego
śniadania. Zupełnie straciłam apetyt.
Chodz tutaj warczy do moich pleców.
Obracam się twarzą do niego, czuję, że znów budzi się we mnie dziki opór.
Nie rzucam. Jesse robi wielkie oczy. I nie uda ci się wymóc na mnie
zgody rżnięciem. Zapomnij o tym.
Nie przeklinaj, do cholery. Z gniewnym grymasem ściąga usta w wąską
kreskę i przygważdża mnie spojrzeniem. Trzy.
O nie! wołam ze śmiechem. Nawet o tym nie myśl!
Dwa!
Nie!
Jeden!
Jesse, odwal się! Gryzę się w język, przekleństwo rozdrażniło go z
pewnością jeszcze bardziej.
Nie wyrażaj się! warczy. Zero. Zaczyna okrążać wyspę, a ja
instynktownie ruszam w przeciwną stronę. Chodz tutaj cedzi przez zęby.
Pilnuję, żeby przez cały czas pozostawać po przeciwnej stronie wyspy.
Nie, skąd ten pośpiech? Nigdzie się nie wybieram.
Żebyś wiedziała, do cholery. Po co to odwlekasz? Spokojnie próbuje
zmniejszyć dystans między nami.
Niczego nie odwlekam. Zorganizowanie ślubu i wesela zajmuje
przynajmniej rok.
Nie mówię o ślubie. Rzuca się naprzód, a ja umykam w przeciwnym
kierunku. Przestań przede mną uciekać, Avo. Wiesz, że doprowadza mnie to
do szału!
Więc przestań zachowywać się nierozsądnie! Prawie wybucham
śmiechem, gdy znienacka zmienia kierunek, a ja nurkuję w przeciwną stronę.
Avo!
Jesse! drwię, zastanawiając się, czy zdołam wybiec z kuchni i dotrzeć na
piętro, zanim mnie złapie. Marne szanse.
Jesse rzuca się ku mnie, a ja z piskiem pędzę do przejścia. Wiem, że nie uda
mi się dobiec do schodów, więc wpadam do siłowni i próbuję zamknąć szklane
drzwi. Jesse już napiera na nie z drugiej strony, ale wiem, że nie wkłada w to
całej swojej siły, żeby nie zrobić mi krzywdy.
Puszczaj! wrzeszczy.
Co chcesz zrobić?
Natychmiast przestaje popychać drzwi i spogląda na mnie przez szybę z
lekkim niepokojem.
A jak myślisz?
Nie wiem kłamię. Doskonale wiem, co zamierza. Zamierza mnie
zerżnąć, ale nie mogę wpleść palców we włosy, bo mam zajęte ręce. Niepokój
na twarzy Jessego jeszcze się wzmaga, a napór na drzwi słabnie. Wykorzystuję
okazję, zatrzaskuję drzwi i przekręcam zamek. Jesse rozdziawia usta.
Nie zrobiłaś tego! Szarpie za klamkę. Robię krok w tył. Avo, otwórz
drzwi.
Kręcę głową. Jego nagi tors unosi się i opada gwałtownie.
Avo, wiesz, jak się czuję, kiedy nie mogę cię dotknąć. Otwórz drzwi.
Nie, najpierw obiecaj, że porozmawiamy o naszym ślubie w rozsądny
sposób.
Rozmawialiśmy. Znów szarpie za klamkę, aż drzwi się trzęsą. Avo,
proszę, otwórz.
Nie, nie rozmawialiśmy, Jesse. Ty oznajmiłeś mi, jak ma być. Naprawdę
nigdy nie byłeś z nikim w związku, co?
Nie, już ci to mówiłem.
To widać, Jesteś w tym beznadziejny.
Spogląda na mnie nerwowo zielonymi oczami.
Kocham cię mówi miękko, jak gdyby to wszystko tłumaczyło. Proszę,
otwórz drzwi.
Zgadzasz się? Wiem, jak bardzo irytuje go fakt, że nie może mnie
dosięgnąć, a ja wykorzystuję tę jego słabość. To jego jedyny słaby punkt, jaki
znam, więc skoro muszę go wykorzystać, zrobię to, zwłaszcza w sprawie tak
wielkiej wagi.
Jesse gryzie nerwowo dolną wargę, rozważając moje żądania.
Zgadzam się. Otwórz drzwi. Aapie za klamkę, ale mnie przychodzi do
głowy jeszcze jedna kwestia, która może mnie narazić na odliczanie. Spróbuję
upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Wieczorem wychodzę z Kate oznajmiam śmiało.
Jesse wytrzeszcza oczy, tak jak się spodziewałam.
Co takiego?
Wczoraj uprzedziłam cię, że wychodzę z Kate przypominam mu.
I? Otwórz drzwi.
Nie możesz mi zabronić spotkań z przyjaciółką. Jeśli mam za ciebie wyjść,
nie możesz kontrolować wszystkiego, co robię. Wieczorem wychodzę z Kate, a
ty mi na to pozwolisz... bez marudzenia. Mówię spokojnym, asertywnym
tonem, choć w duchu przygotowuję się na rżnięcie, które przyćmi wszystkie
poprzednie próby przywołania mnie do rozsądku.
Przeginasz, moja droga. Jesse zaciska zęby, a ja wzdycham ze
znużeniem.
Ja przeginam, bo chcę wyjść do miasta z przyjaciółką? Odwracam się do
niego plecami, idę do ławeczki do podnoszenia ciężarów i rozsiadam się na niej
wygodnie. Nie otworzę drzwi, dopóki się nie ugnie, więc może to trochę
potrwać.
Ava, co ty wyrabiasz? Otwórz te pieprzone drzwi. Szarpie gorączkowo
drzwiami. Boże, kocham go, ale musi trochę przystopować z tymi swoimi
niedorzecznymi żądaniami i nadmierną opiekuńczością.
Nie otworzę drzwi, dopóki nie zaczniesz zachowywać się rozsądnie. Jeśli
chcesz się ze mną ożenić, musisz trochę wyluzować.
Patrzy na mnie jak na idiotkę.
Martwienie się o ciebie to nie jest brak rozsądku.
Ty się nie martwisz, Jesse, ty się zadręczasz.
Otwórz drzwi. Znów szarpie klamką.
Wychodzę wieczorem z Kate.
W porządku, ale żadnego alkoholu. Otwórz te pieprzone drzwi!
O tak, w tej sprawie też powinnam mu się postawić, ale chyba dostarczyłam
mu już dość powodów do zawału jak na jeden poranek. Wygląda, jak gdyby
miał zaraz wyjść z siebie, co nie ma zupełnie sensu. Przecież jestem tuż obok.
Z westchnieniem wstaję, podchodzę do drzwi, otwieram zamek i odsuwam się,
zanim wpędzę go przedwcześnie do grobu. Wpada do środka jak pocisk,
przyciska mnie do piersi i przewraca nas oboje na jedną z mat. Obejmując mnie
ciasno, dyszy mi ciężko we włosy.
Proszę, nie rób tego więcej prosi. W całej tej sytuacji najbardziej
niedorzeczne jest jego zdenerwowanie. Obiecaj mi.
Tylko w ten sposób mogę cię zmusić, żebyś mnie posłuchał próbuję go
udobruchać. Głaszczę go po plecach i czuję, jak serce wali mu w piersi.
Będę słuchał. Tylko nie zamykaj się już przede mną.
Nie możesz być ze mną przez cały czas.
Wiem, ale nawet wtedy chcę, żeby to było na moich zasadach.
Ze śmiechem łapię się za głowę.
A co ze mną?
Odsuwa twarz i mierzy mnie gniewnym spojrzeniem.
Będę słuchał burczy nadąsany. Jesteś bardzo wymagająca, przyszła
żono. Naburmuszony, chowa twarz w mojej szyi.
Och, jest taki gruboskórny. Ale tym razem nie mam nic przeciwko
wymianie argumentów. Po takiej akcji spodziewałam się, że przyciśnie mnie do
ściany i zerżnie tak, że zapomnę, jak się nazywam, więc jestem trochę
zaskoczona faktem, że tylko mnie obejmuje. Może wreszcie znalazłam sposób
na targowanie się z nim. Siada na ławeczce i sadza mnie sobie na kolanach.
Dlaczego nie pojedziecie na drinka do Rezydencji?
Mowy nie ma!
Dlaczego? Sprawia wrażenie urażonego.
Żebyś mógł mnie mieć na oku?
To logiczne Ty będziesz mogła się napić, ja będę miał pewność, że jesteś
bezpieczna, a potem odwiozę cię do domu.
Brzmi to całkiem logicznie, ale nie zamierzam ukręcić bicza na własne
plecy.
Nie. Koniec tematu.
Jesse wydyma usta, ale ja kręcę przecząco głową. Poza tym ona tam będzie.
Będzie rzucać te swoje spojrzenia i kąśliwe uwagi. Wykluczone.
Jesteś niemożliwa zrzędzi Jesse, wstając ze mną w ramionach. Stawia
mnie na ziemi i daje mi buziaka. Idę pod prysznic, a ty ze mną. Unosi
znacząco brew i uśmiecha się szelmowsko. Aatwiej mi się zgodzić na jego
warunki, kiedy stawia je w takie sposób.
Przyjdę za minutkę. Muszę zadzwonić do Kate. Wyzwalam się z jego
objęć i wracam do kuchni. Gdzie mój telefon?
Jest podłączony do ładowarki. Pospiesz się.
Odnajduję swoją komórkę i dzwonię do Kate.
Halo? słyszę z drugiej strony jej zachrypnięty głos. Chyba ma kaca.
Złe samopoczucie?
Nie, jestem zmęczona. Która godzina?
Zerkam na piekarnik.
Jedenasta.
Cholera! woła Kate i słyszę w tle jakieś poruszę nie. Samuel, ty
frajerze. Jestem spózniona! Ava, powinnam właśnie dowozić tort w Chelsea!
Zadzwonię pózniej!
Hej, idziemy gdzieś wieczorem? wołam, zanim się rozłączy.
No jasne. Dostałaś pozwolenie?
Tak! Podjadę do ciebie o siódmej.
Super! To na razie.
Rozłączam się i moja komórka natychmiast powiadamia mnie o nadejściu
wiadomości. Gdy ją otwieram, domofon zaczyna piszczeć, więc ruszam w
jego stronę, jednocześnie zerkając na wyświetlacz.
Krew krzepnie mi w żyłach. To esemes od Mikaela. Nie chcę go
przeczytać, ale mój kciuk wciska przycisk otwieram , zanim zdołam
przekonać mózg, żeby wykasował go bez przeczytania.
Nie uda mi się spotkać w poniedziałek. Wróciłem na jakiś czas do Danii.
Skontaktuję się po powrocie, żeby przełożyć nasze spotkanie .
Żołądek podchodzi mi do gardła, komórka zaczyna mi się trząść w dłoni.
Co ja mam zrobić, u licha? Natychmiast kasuję wiadomość, bo wiem, że
Jesse na pewno by ją przeczytał. Nie odpisuję. Mam przynajmniej więcej
czasu, żeby wybrnąć jakoś z całej tej sytuacji i porozmawiać z Patrickiem.
Jak długo go nie będzie? Ile mam czasu, żeby przygotować się do tego
spotkania? Mam ochotę odpisać Mikaelowi, że wiem, co zaszło między jego
żoną a Jessem, ale znów rozlega się pisk domofonu. Podskakuję, wystra-
szona. To Clive.
Avo, mam tu przesyłkę dla ciebie. Będę zaraz na górze.
Nie zdążyłam zapytać, co to takiego ani kto jest nadawcą. Clive się rozłącza.
Wracam do kuchni cała w nerwach i zaczynam przeglądać menu komórki,
szukając opcji wprowadzenia PIN-u, żeby uniemożliwić Jessemu przeczytanie
kolejnych wiadomości od Mikaela. Nabierze podejrzeń, kiedy zauważy, że
założyłam blokadę, ale wolę, żeby się obraził, niż zmienił w trąbę powietrzną
pustoszącą penthouse. Otwieram drzwi i słyszę dzwięk zatrzymującej się windy,
a potem charakterystyczne gderanie Clive a. Podchodzę ostrożnie do windy, z
której Clive zaczyna wynosić niezliczone pudła i torby.
Avo, masz poważny problem. Jesteś zakupoholiczką. Mam wnieść to
wszystko do środka? sapie.
Eee, tak. Omiatam wzrokiem pudła i torebki z Harrodsa. Co jest grane, u
licha? Czuję się jak piąte koło u wozu, gdy tak trzymam drzwi otwarte,
przyglądając się z rozdziawioną buzią, jak Clive wnosi je wszystkie do
apartamentu i upuszcza na podłogę.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Dlaczego nie domyśliłam się, że coś jest
nie tak, gdy bez żadnego oporu pozwolił mi postawić na swoim? A raczej
pozwolił mi tak myśleć. Ten mężczyzna przepuścił wczoraj bajońskie sumy.
Clive wnosi ostatnią torbę i rusza w stronę drzwi.
To już chyba wszystko. Coś tam jeszcze zostało?
Patrzę zdezorientowana na plecy Clive a.
Słucham?
Odwraca się i marszczy brwi.
W sklepie, zostało coś, czy wykupiłaś cały asortyment?
Aha. Dziękuję, Clive.
Och, byłbym zapomniał, była u mnie młoda kobieta... zaczyna Clive, ale
zaraz urywa i zaciska usta, jak gdyby uświadomił sobie swój błąd.
Ta wiadomość wyrywa mnie z oszołomienia.
Naprawdę?
Clive wytrzeszcza oczy.
Eee... no nie wiem... Rusza do wyjścia. Może przyszła do kogoś
innego. Nie jestem pewien, Śmieje się nerwowo.. Starość nie radość.
Krótkie, czarne włosy? pytam. Użył słowa dojrzała , gdy wspominał o
blondynce, która okazała się żoną Mikaela. A raczej jego byłą żoną.
Nie jestem pewien, Avo.
Właściwie jest mi go trochę żal. Biedaczysko nie powinien się tym
zajmować.
Zachowajmy to w tajemnicy, dobrze?
O? Wygląda, jakby mu ulżyło.
Tak, ty nie mów Jessemu o młodej kobiecie, a ja nie powiem nikomu o
zwyczajach naszych sąsiadów.
Clive wciąga gwałtownie powietrze w płuca. O tak, nie gram fair, staruszku.
Podchodzę i zamykam mu drzwi przed nosem. Czy mój biedny mózg zniesie
kolejne rewelacje? Nie powiem o niczym Jessemu. Nie chcę, żeby się
kontaktował z Coral, pomagał jej, widywał się z nią. Przepełniają mnie
niepokój i strach, walczę z potworną zazdrością, i właśnie skazałam się na
przeżywanie takich rozterek już do końca życia. Zgodziłam się wyjść za niego
za mąż. Czy ja jestem głupia?
W kuchni rozlega się dzwonek komórki Jessego. Idę za nim, staję przed
wyspą kuchenną i spoglądam na wyświetlacz. Słusznie czy nie, odbieram
połączenie, choć sumienie wyrzuca mi hipokryzję.
Coral? mówię powoli i wyraznie. Odpowiada mi cisza, ale kobieta nie
rozłącza się. Coral, czego chcesz?
Zastałam Jessego? pyta cicho, a ja jestem odrobinę zaskoczona, że się
nie rozłączyła.
Bierze prysznic. Mogę jakoś pomóc? pytam uprzejmie, ale w moim
głosie słychać irytację.
Nie, muszę z nim porozmawiać. Coral nie sili się na uprzejmość.
Sprawia wrażenie urażonej.
Coral, musisz przestać mu się narzucać. Muszę postawić sprawę jasno,
bo Jessego najwyrazniej gryzą wyrzuty sumienia.
Ava, zgadza się?
Chyba nie podoba mi się ton jej głosu.
Tak.
Avo, on rozkocha cię w sobie, a potem porzuci. Odejdz, dopóki jeszcze
możesz. Rozłącza się.
Stoję z komórką Jessego przy uchu, wodząc wzrokiem po kuchni,
kompletnie przytłoczona, i próbuję przekonać samą siebie, że przemawiała
przez nią zazdrość. Wszystkie te kobiety są zazdrosne i urażone, bo Jesse
zabawił się z nimi, wykorzystał je, a potem porzucił, gdy się nimi znudził.
Wiem, jak się czułam, gdy się rozstaliśmy, więc jeśli one wszystkie tak się
czują, naprawdę je rozumiem. Jest mi ich bardzo żal, ale to nie moja wina, że
nie mogą znieść faktu, że on zmienił się dla mnie nie dla żadnej z nich, ale dla
mnie. Przestał dla mnie pić. Przestał się zabawiać. To już przeszłość, dość
paskudna, ale przeszłość. Prostuję się, czując przypływ determinacji. Nigdy go
nie opuszczę. Sprawił, że go potrzebuję, ale on też mnie potrzebuje. Nie
zamierzam go zostawić.
Odkładam telefon na blat, wracam do salonu i spoglądam na górę toreb i
pudeł. Nie wiem, czy mam być podekscytowana, czy wściekła. Przy każdej
okazji lekceważy moje zdanie, zachowuje się jak zaborczy neurotyk i obawiam
się, że ja też zaczynam się tak zachowywać.
Klękam na podłodze, delikatnie macam jedną z toreb i ostrożnie zaglądam
do środka, jak gdyby coś mogło z niej wyskoczyć i mnie zaatakować. Hę? To
nie leżało na kupce z wybranymi rzeczami. Wyciągam granatową jedwabną
sukienkę Cabana Kleina. Odłożyłam ją na stos rzeczy, nad którymi miałam się
jeszcze zastanowić. Otwieram pudełko i znajduję w nim kremowo-czamą
sukienkę od Chloe. Tę sukienkę odrzuciłam. Była zdecydowanie za droga.
O nie. Wszystko pomieszali. Przyciągam następną torbę i odkrywam w niej
parę luznych dżinsów Diesla. Ich w ogóle nie przymierzałam. Przeglądam
wszystkie pakunki i oprócz ubrań znajduję w nich bieliznę we wszystkich ko-
lorach i fasonach, jakie można sobie wyobrazić.
Bóg jeden wie, ile czasu pózniej siedzę na środku podłogi, otoczona stertami
ubrań, butów, toreb i innych dodatków. Są tu wszystkie stroje, które
przymierzałam, oprócz wieczorowej sukni te na tak, te na nie, te, nad którymi
miałam się jeszcze zastanowić, i cała masa ciuchów, których w ogóle nie
przymierzałam. Wiem, że to jakieś nieporozumienie, bo jest tu nawet szara
sukienka od Chloe, a Jesse nigdy by mi jej nie kupił z własnej, nieprzymuszonej
woli. Jest cudowna.
Kładę się na plecach i wbijam wzrok w wysoki sufit penthouseu. Tego już
za wiele: suknia, naszyjnik, pierścionek, a teraz jeszcze to wszystko. Czuję się
przytłoczona i jest mi duszno. Nie chcę tego wszystkiego. Chcę tylko jego, bez
przeszłości, bez innych kobiet i bez komplikacji w postaci Mikaela.
Hej, skarbie. Widzę nad sobą mokrą, przystojną twarz Jessego.
Czekałem na ciebie. Co słychać?
Prycham i wskazuję hałdy designerskiej odzieży. Czy on tego nie widzi?
Jesse rozgląda się, zupełnie niespeszony stertami damskich ciuchów, jakie mnie
otaczają.
W czym problem?
To zbyt wiele narzekam. Chcę tylko ciebie.
Uśmiecha się, oczy błyszczą mu z zadowolenia.
Cieszy mnie to, ale nigdy nie miałem nikogo, z kim mógłbym się dzielić
swoimi pieniędzmi, Avo. Proszę, pozwól mi na to.
Ludzie pomyślą, że wychodzę za ciebie dla pieniędzy. Mówię, jak jest.
Już spotkałam się z takim oskarżeniem.
Mam w dupie to, co myślą inni. Liczymy się tylko my. A teraz się
zamknij.
Zbankrutujesz, jeśli będziesz wydawał pieniądze w takim tempie jak
wczoraj burczę pod nosem.
Avo, powiedziałem, żebyś się zamknęła.
Zmuś mnie odpowiadam, uśmiechając się półgębkiem.
A on to robi. Pożera mnie żywcem pośród połowy stoiska z modą damską.
Rozdział 12
Wychodzę spod prysznica do sypialni i z potępieniem kręcę głową na widok
Jessego, który leży na łóżku w białych, obcisłych bokserkach. Jest
niezadowolony. Siadam przed wielkim lustrem i zaczynam suszyć włosy.
Spędziliśmy cały dzień na wnoszeniu obscenicznych ilości ubrań i akcesoriów
na piętro. Cała połowa ogromnej garderoby należy teraz do mnie, miałam też
zadowolonego faceta... dopóki nie zaczęłam się szykować do wyjścia z Kate.
Jego dobry nastrój prysł, ale ponieważ mają do nas dołączyć Tom i Victoria, a
ja mam tyle spraw do obgadania z Kate, nie mogę się już doczekać wieczoru.
Jesse musi się nauczyć mną dzielić. Kończę układać włosy i gdy wyłączam
suszarkę, słyszę wzdychanie, sapanie i prychanie dobiegające od strony łóżka.
Zachowuje się jak rozkapryszony chłopiec, więc ignoruję go i idę do łazienki,
żeby wklepać balsam i zrobić makijaż. Jestem właśnie w połowie malowania
rzęs, gdy Jesse wchodzi do środka jak gdyby nigdy nic i wyciąga się na
szezlongu z głośnym westchnieniem. Ręce unosi nad głowę, napinając każdy
mięsień klatki piersiowej. Próbuję nie zwracać na niego uwagi, ale Jesse
paradujący w białych, obcisłych bokserkach od Armaniego strasznie mnie
rozprasza. Robi to specjalnie.
Szybko wychodzę z łazienki, żeby znalezć bieliznę i coś do ubrania. To
może zająć trochę czasu, zwłaszcza pod krytycznym okiem Jessego. Nie udaje
mi się dotrzeć nawet do przydzielonej mi dopiero co szuflady z bielizną, bo ktoś
zdziera ze mnie ręcznik i rzuca mnie na łóżko. Powinnam się była domyślić.
Zamierza mnie sponiewierać, naznaczyć i wysłać do miasta przesiąkniętą jego
zapachem. Pieprzony maniak kontroli.
Unosi mnie na czworaki, rozsuwa mi nogi i łapie za nadgarstki, skutecznie
unieruchamiając.
Nie dojdziesz warczy, zanurzając we mnie dwa palce, żeby mnie
rozciągnąć i przygotować. Zaskoczona tym nagłym atakiem, chowam twarz w
pościeli, żeby stłumić krzyk. Zostawi mnie na krawędzi orgazmu, wiem o tym.
Zaczyna zataczać kółka wokół wejścia, z osamotnienia jęczę w materac. To
najgorsza możliwa tortura. Jesse doskonale wie, co robi. Cała sztywnieję w
odpowiedzi na jego dotyk.
Rozluznij się, Avo. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Wpycha we mnie palce,
ale instynktownie napinam mięśnie, broniąc się przed tą inwazją. Krzyczę.
Rozluznij się! wrzeszczy Jesse, a ja bezskutecznie próbuję skłonić swoje
ciało, żeby wykonało jego polecenie. Jestem pewna, że Jesse zostawi mnie tuż
przed wybuchem. Nie chcę wyjść do miasta z kroczem pulsującym z powodu
nierozładowanego napięcia. Chcę się czuć spełniona i zrelaksowana, i on to
potrafi. Cholerny dupek! Czuję, jak ustawia się naprzeciw wejścia. Akam.
Do licha, Avo. W jego głosie słychać zniecierpliwienie. Przestań mi
się opierać.
Zamierzasz mnie porzucić, prawda? Nie pozwolisz mi dojść.
Ja o tym zadecyduję, skarbie. Daje mi klapsa w pupę. Rozluznij się!
Nie mogę! Pieczenie promieniuje na całe pośladki. Jesse, sfrustrowany
moim oporem, sięga ręką w dół i muska palcem pulsującą łechtaczkę.
Ooooch! Natychmiast się rozluzniam, żar jego dotyku poraża moje
zmysły i popycha mnie ku spełnieniu, jak gdyby wcisnął jakiś magiczny
przycisk. Zalewa mnie fala intensywnej rozkoszy, mknę ku oszałamiającemu
orgazmowi. Desperacko próbuję się go uczepić i zatrzymać, ale Jesse zabiera
palce. Nie! krzyczę z frustracją.
O tak. Znów zanurza we mnie palce, muskając kciukiem sam koniuszek
łechtaczki, a ja rozpaczliwie próbuję się o niego otrzeć. Jesse wysuwa palce i
rozprowadza wilgoć po mojej szparce.
Nie, Jesse! Czuję, jak jego twardy członek przyciska się do wejścia.
Proszę!
Kochasz to, Avo. Napiera i wchodzi we mnie powoli. O cholera.
Chce mi się płakać z wściekłości i frustracji, lecz mimo to napieram na
niego biodrami, tak że wchodzi we mnie aż po nasadę. Wiem, że nie dojdę, ale
nie potrafię się powstrzymać. Z krzykiem łapie mnie w pasie i zadaje potężne
pchnięcie, pozbawiając mnie tchu.
O Boże! wołam, gdy wypełnia mnie całą. Znów naciera, nie dając mi
czasu, żeby się dostosować. Żarty się skończyły.
Och, Avo dyszy, nieruchomiejąc. Jesteś niesamowita, skarbie.
Ociera się o mnie z przeciągłym jękiem, a ja usiłuję zapanować nad rwącym się
oddechem. Złap się wezgłowia.
Biorę głęboki oddech i chwytam dłońmi drewnianą listwę. Z gardła wyrywa
mi się okrzyk, bo zmiana pozycja sprawia, że wbija się we mnie jeszcze głębiej.
Zastyga na chwilę, delikatnie głaszcząc moje plecy. Iskrzenie, jakie odczuwam
w łechtaczce, jest prawie bolesne.
Dobrze się trzymasz?
Tak! odwarkuję, za co zostaję ukarana klapsem. Chce mi się wyć, a on
jeszcze ze mną nie skończył. Dlaczego, do diabła, nie powiem dość?
Słyszę, jak wciąga ze świstem powietrze. Gdy zaczyna się ze mnie
wysuwać, uczucie wypełnienia słabnie nieco, ale zaraz potem lecę do przodu,
bo znów wbija się we mnie potężnym pchnięciem. Znów krzyczę.
Zaprzyj się rękami, Avo! Powtarza ten rozkoszny manewr, a ja
usztywniam ramiona i opieram spocone czoło na przedramieniu.
Jesse, proszę błagam.
Przyjemnie, prawda? pyta zmysłowym, pożądliwym głosem.
Tak.
Lubisz, kiedy cię ostro pieprzę, prawda, Avo?
Tak!
Wiem o tym. Puszcza moje biodra i chwyta mnie za ramiona, a potem
wbija się we mnie raz po raz, rycząc przy każdym pchnięciu. Wyciąga rękę i
przesuwa palcami po mojej drżącej łechtaczce. Z krzykiem zatapiam zęby we
własnym przedramieniu, w głowie kręci mi się od niewiarygodnej rozkoszy
połączonej z ostrym, przejmującym bólem. Czuję zbliżający się orgazm i w
gorączkowej próbie uchwycenia go napieram na niego biodrami przy każdym
pchnięciu.
O nie warczy Jesse, zabiera palce i wysuwa się ze mnie.
Krzyczę ze złości, gdy odrywa moje ręce od wezgłowia, obraca mnie i
popycha na plecy. Siada mi okrakiem na brzuchu, kolanami przyciska ręce
wzdłuż ciała i zaczyna przesuwać dłonią po pulsującym członku. Zamykam
oczy.
Otwórz oczy, Avo! wrzeszczy i chwyta mnie za biodro. Wyrywam się z
krzykiem.
Jesteś draniem! Rzucam mu moje najbardziej wredne spojrzenie.
Zaleję się dzisiaj w trupa!
Nie zrobisz tego. Nie przestaje się masturbować, a ja zaciskam usta.
Pochyla się do przodu, opiera wolną ręką o wezgłowie łóżka i tryska mi na
piersi z głośnym okrzykiem, który odbija się echem w całej sypialni. Dysząc,
zwalnia tempo, a ja szamoczę się bezskutecznie. Piersi mam całe w jego ciepłej
spermie, włosy potargane, makijaż z pewnością wymaga poprawek, a ogromne
napięcie w moim kroczu grozi eksplozją. Nie jestem zadowoloną dziewczynką.
Chcesz dojść? pyta, spoglądając na mnie z góry. Czoło ma pokryte
potem.
I tak wychodzę! warczę, żeby zaznaczyć, że o to nie będę się z nim
targować. Wykluczone!
Uparciucha. Przesuwa dłonią po moich piersiach, wcierając spermę w
każdy centymetr kwadratowy mojej klatki piersiowej. Zrobiłem, co do mnie
należało mówi, uśmiechając się półgębkiem, a potem nachyla się i mocno
przywiera do mnie ustami.
Mimowolnie rozchylam wargi, chłonąc chciwe smagnięcia jego języka,
jęcząc, prosząc o więcej, ale wtedy przerywa pocałunek, a ja miotam głową na
boki i przewracam się na brzuch. Jesse śmieje się, a potem klepie mnie mocno
w pupę i wstaje z łóżka.
Nie bierz prysznica.
Nie mam czasu! Zeskakuję z łóżka i próbuję doprowadzić się do
porządku. Ułożone suszarką loki mam w nieładzie, policzki zarumienione.
Wyglądam na porządnie zerżniętą, co zakrawa na ironię. Z jękiem zaciskam
uda i biorę ręcznik, żeby zetrzeć z piersi resztki nasienia Jessego. Wielkiej
malinki nie da się zmazać. Nie włożę dziś niczego z dużym dekoltem, i to nie
tylko z powodu siniaka.
Gdy już poprawiłam makijaż i się ubrałam, schodzę po schodach najciszej
jak się da. Rozglądam się po przestronnym apartamencie, ale nigdzie nie widzę
Jessego, więc idę na paluszkach w stronę kuchni i wysuwam głowę z przejścia.
W tym nie pójdziesz, do diabła!
Na dzwięk tego wściekłego głosu moje nogi dostają przyspieszenia, rzucam
się do drzwi, zatrzaskuję je za sobą, żeby utrudnić mu pościg, i modlę się w
duchu, żeby winda była otwarta. Dziękując niebiosom, wpadam do środka i
wbijam gorączkowo kod. Przez szparę w zasuwających się drzwiach dostrzegam
wściekłą twarz Jessego. Macham mu zuchwale i odwracam się, żeby przejrzeć
się w lustrze. No dobrze, szara kiecka od Chloe jest nieco ryzykowna, ale moje
nogi wyglądają w niej niewiarygodnie. Sam się o to prosił.
Drzwi windy otwierają się, ruszam szybkim krokiem po marmurowej
posadzce, szukając po drodze kluczyków. Jesse musi się ubrać i zaczekać, aż
winda wróci na górę, więc powinnam zdążyć.
Słyszę go, zanim go zobaczę. Odwracam się i patrzę, jak wypada z holu
Lusso. Wygląda jak sam diabeł. Zaciskam usta, żeby powstrzymać chichot. Ma
w oczach żądzę mordu. Pędzi w moją stronę, bosy i cudownie nagi, jeśli nie
liczyć obcisłych bokserek. Stoję nieruchomo. Wiedziałam, że nie wyjdę w tej
sukience. Czy złapałby mnie tutaj, czy w barze, i tak zawlókłby mnie z
powrotem do domu i kazał się przebrać w coś bardziej odpowiedniego.
Aapie mnie, przerzuca sobie przez ramię, jedną ręką obciąga dół sukienki i
zabiera mnie z powrotem do Lusso.
Trzeba mojego szczęścia, żeby zakochać się do szaleństwa w najbardziej
niemożliwej kobiecie na całym cholernym świecie. Dobry wieczór, Clive.
Panie Ward. Clive kiwa głową, nie zwracając na nas większej uwagi.
Dzień dobry, Avo.
Dzień dobry, CIive! wołam ze śmiechem, gdy Jesse wsiada do windy i
wbija kod, mamrocząc pod nosem.
Wciąż nie zmieniłeś kodu?
Zamknij się, Avo.
Jesteśmy przyjaciółmi? Uśmiecham się pod nosem.
Nie! Daje mi bolesnego klapsa.
Au!
Nie zadzieraj ze mną, piękna. Powinnaś już wiedzieć, że ja zawsze
wygrywam.
Wiem. Kocham cię,
Ja też cię kocham, ale jesteś okropnie upierdliwa.
Podjeżdżamy pod dom Kate okropnie spóznieni. Jesse zaakceptował
sukienkę w kolorze pudrowego różu i pasujące do niej szpilki, ale mało
brakowało, a znów przykułby mnie kajdankami do łóżka, kiedy zauważył, że
zostawiłam pierścionek zaręczynowy na stoliku nocnym. Dopilnował, żeby
trafił na mój palec, ale udało mi się go przekonać, żeby naszyjnik pozostał w
sejfie. Czuję się nieswojo z tym wielkim kamieniem na palcu. Gdybym włożyła
jeszcze naszyjnik, zjadłyby mnie nerwy.
Kate wybiega z domu i Jesse wysiada, żeby wpuścić ją na tylne siedzenie.
Rety! Podoba mi się bardziej niż porsche mówi, sadowiąc się wygodnie
z tyłu. Tylko nie powtarzajcie tego Samuelowi. No dobra, pokazuj.
Co takiego? Odwracam się, żeby spojrzeć na swoją płomiennowłosą
przyjaciółkę.
Kate zamiera i zerka ze strachem na Jessego.
O cholera!
Nic nie szkodzi zapewnia ją Jesse.
Rozdziawiam buzię.
Kate wiedziała o wszystkim?
Potrzebowałem twojego pierścionka, żeby wybrać odpowiedni rozmiar.
Wzrusza ramionami, nie odrywając wzroku od drogi. Kate oddycha z ulgą.
Było romantycznie? Pokaż mi go. Gestem zachęca mnie, żebym
pokazała jej dłoń.
Wybucham głośnym śmiechem. Jesse zerka na mnie kątem oka, usta ma
zaciśnięte w wąską kreskę.
Tak, bardzo romantycznie prycham. Jeśli kajdanki i lód z połykiem
można tak nazwać. Wyciągam do niej rękę.
Jasny gwint! Aapie moją dłoń w obie ręce i ogląda z bliska diament.
Jest naprawdę wyjątkowy. To kiedy ślub? Wypuszcza moją dłoń i grzebie w
torebce, skąd wyjmuje podręczne lusterko. Cholera, Avo. Mówiłaś już
rodzicom?
Kate nieświadomie poruszyła dwa drażliwe tematy.
Nie wiem kiedy. I nie, nie mówiłam.
Jesse porusza się niespokojnie i rzuca mi niezadowolone spojrzenie.
Ignoruję go. Nie będę teraz o tym rozmawiać. Odwracam się do Kate.
Dobrze się wczoraj bawiłaś?
Tak, było cudownie. Wciąż wpatruje się w lusterko.
O której się zwinęliście?
Nie pamiętam. Wydyma usta do swojego odbicia, a potem wbija we
mnie swoje niebieskie oczy. A czemu pytasz?
Jesse chichocze.
Ava chyba chciałaby wiedzieć, czy dobrze się bawiłaś na górze.
Kate klepie go w ramię.
Nie twój interes, przyjacielu. To znaczy twój, ale nie twój. Kate
wybucha śmiechem. Otaczają mnie wariaci.
Jesse zatrzymuje się przed Baroque i wysiada, żeby wypuścić Kate.
Zamówię drinki! woła Kate i tanecznym krokiem wchodzi do baru.
Jesse czeka, aż wysiądę i wejdę na chodnik. Znów się nachmurzył, nie
umyka też mojej uwadze fakt, że właśnie skinął głową bramkarzowi. Przytula
mnie do piersi i zaciąga się zapachem moich włosów.
Nie pij.
Dobrze.
Odsuwa się i dotyka czołem mojego czoła.
Nie żartuję.
Nie będę piła alkoholu zapewniam go. Nie zamierzam się sprzeczać.
Donikąd mnie to nie zaprowadzi, zanim mrugnę okiem, wsadzi mnie do
samochodu i odwiezie z powrotem do Lusso.
Przyjadę po ciebie. Zadzwoń. Odgarnia mi włosy z twarzy i całuje
głęboko, żeby nikt nie miał wątpliwości, do kogo należę. Mam na palcu
gigantyczny diament, trudno sobie wyobrazić bardziej jawną demonstrację
przynależności. Jest taki przygnębiony, że prawie mam ochotę z nim wrócić, ale
musimy jakoś pokonać tę niedorzeczną obawę przed wypuszczaniem mnie z
zasięgu wzroku. Całuję go w chropowaty policzek.
Zadzwonię po ciebie. Idz się przebiec albo coś w tym rodzaju.
Zostawiam go na chodniku i modlę się w duchu, żeby wrócił do domu, włożył
strój do biegania i zrobił z dziesięć rundek wokół Royal Parks. Uśmiecham się
słodko do ochroniarza, a on kiwa mi głową ze znaczącym uśmieszkiem.
Kate siedzi przy barze z Tomem i Victorią, którzy są już obsługiwani.
Victoria nie dąsa się już tak bardzo, a Tom wydaje się zachwycony moim
widokiem. Ma na sobie idiotyczną koszulę w różowo-żołte pasy.
Ava! woła. Wow, fantastyczna kiecka! grucha.
Dziękuję. Bóg jeden wie, jak zareagowałby na tę szarą.
Czego się napijesz, Avo? pyta przez ramię Victoria.
Wina! wołam z desperacją, a cała trójka wybucha śmiechem.
Siadamy przy stoliku. Rozluzniona, upijam pierwszy łyk wina i wzdycham z
rozkoszy, zamykając oczy z zadowoleniem. Och, ależ pyszne.
Dobry Boże! A to co, u licha? Tom nachyla się nad stolikiem i łapie
moją dłoń, a potem zaczyna się ślinić do mojego nowego przyjaciela. Od
adonisa?
Wzruszam ramionami.
Zakochałam się do szaleństwa.
Znasz go jak długo... od miesiąca? Pełen dezaprobaty ton Victorii
podnosi mi ciśnienie. I jest właścicielem seksklubu?
I co z tego? odcinam się.
Victoria aż się wzdryga.
Nic, tak tylko pytam. Opada z powrotem na stołek.
Kiedy to się stało? Ostatnio tylko z nim sypiałaś przedrzeznia moje
własne słowa Tom.
A teraz wychodzę za niego za mąż. Wyrywam rękę i ukrywam twarz w
kieliszku wina. Zdaję sobie sprawę, że rodzice i Dan wezmą mnie w krzyżowy
ogień pytań. Nie chcę, żeby teraz przesłuchiwali mnie przyjaciele. O rety, Dan
wraca już jutro. Przez te wszystkie wydarzenia ostatnich dni zupełnie wyleciało
mi to z głowy. Ogarnia mnie poczucie winy, które zaraz ustępuje podnieceniu, a
zaraz potem lękowi. Co o tym wszystkim pomyśli Dan?
Co słychać u Drew? pyta Victorię Kate.
Nie jest to zbyt rozsądne pytanie, ale jestem wdzięczna przyjaciółce za
zmianę tematu.
Nie mam pojęcia odpowiada wyniośle Victoria. Nie spotykamy się już.
Zaraz mam randkę.
Dziś? pyta zaskoczony Tom.
Tak.
Tom prycha i odchyla się na oparcie stołka.
Wielkie dzięki! Porzucasz mnie!
Victoria wytrzeszcza oczy na nadąsanego Toma.
Ty zostawiasz mnie bez żadnych skrupułów, gdy na horyzoncie pojawia
się szansa na seks! W jej głosie słychać wyrzut i słusznie. Tom wiele razy
zostawiał Victorię, gdy jakiś gej rzucił mu obiecujące spojrzenie.
Mogłaś wybrać jeden z pozostałych sześciu dni tygodnia. A kto to w
ogóle jest? Popija pina coladę, udając znudzonego.
Przyjaciel przyjaciela odpowiada wymijająco Victoria. O, tam jest.
Zeskakuje ze stołka. Na razie! Rusza w stronę przeciętnie wyglądającego
faceta przeciętnego wzrostu, który stoi przy barze. Witają się niezręcznym
całusem w policzek i uściskiem dłoni. Victoria mówi mu coś do ucha, a on
kiwa głową i wychodzą. Sensowne posunięcie. Wszyscy obserwowaliby rozwój
wydarzeń, a Tom zachowywałby się jak kompletny dupek.
Przez następną godzinę śmiejemy się, rozmawiamy o wszystkim i o niczym,
i pijemy. Jest cudownie. Przypomniałam sobie, dlaczego w tej kwestii nie mogę
ulec mojemu zaborczemu mężczyznie. Potrzebuję przyjaciół.
A co u Sama? zwraca się do Kate Tom.
Czemu pytasz? Wciąż masz ochotę go przelecieć? Kate mruga do mnie,
a Tom rumieni się od stóp do głów i rzuca Kate urażone spojrzenie.
Nie. Krzywi się z dezaprobatą i krzyżuje nogi. Chciałem tylko być
uprzejmy. A co u Jessego?
Czemu pytasz? Jego też chcesz przelecieć? pyta ironicznie Kate, a ja
wybucham śmiechem.
Tom patrzy na nas z niesmakiem.
A więc to wieczór drwin z Toma?
Na to wygląda mówię i unoszę szklankę. Tom, Jesse zwaliłby... cię z
nóg!
Ava! Toma zamurowało.
Proszę cię! Ciągle muszę wysłuchiwać opowieści o twoich ekscesach.
Kate chichocze.
Jeśli mamy omawiać życie seksualne Toma, idę na fajkę. Zeskakuje ze
stołka i idzie do strefy dla palaczy.
Muszę się odlać burczy Tom i rusza w stronę toalet, a ja zostaję sama.
Mogę zająć się obserwowaniu ludzi, co zwykle lubię robić, ale nagle w moim
polu widzenia pojawia się Matt. Kulę się za stolikiem.
Cholera!
Pierścionek zaczyna mnie palić żywym ogniem, cała oblewam się potem.
Nie odpowiedziałam na jego esemes z przeprosinami i wiem, że ten oślizły
padalec dzwonił do moich rodziców. Już mam nadzieję, że udało mi się przed
nim ukryć, gdy jego złośliwe oczka odnajdują mnie w tłumie. Rozglądam się
dookoła, pamiętając, że ochroniarz ma mnie pilnować, a potem spoglądam na
Matta. Pod okiem ma blednącego siniaka. Gratuluję w duchu Jessemu i nagle
zaczynam żałować, że nie uległam mu i nie zostałam w domu.
Avo wita mnie radośnie Matt, jak gdyby nic się nie stało, jak gdyby nie
wydzwaniał do moich rodziców i nie karmił ich przekłamanymi informacjami.
No... trochę prze kłamanymi.
Matt, najlepiej będzie, jeśli mnie zostawisz oznajmiam spokojnym,
stanowczym tonem.
Avo, proszę, wysłuchaj mnie. Jest mi niewymownie przykro. Zachowałem
się jak totalny palant. Zasłużyłem sobie na to wszystko. Przestępuje z nogi na
nogę i wbija wzrok w kufel piwa. Jeśli jesteś teraz z kimś innym, pogodzę się
z tym. Czuję się jak wypatroszony, ale pogodzę się z tym.
Trzymam dłonie pod stołem, żeby nie zauważył pierścionka. Muszę go o to
zapytać, nie jestem w stanie się powstrzymać.
Skąd wiesz o Jessem?
Podnosi na mnie zaskoczone spojrzenie.
Wciąż się z nim spotykasz?
To nie twoja sprawa, Matt. I dlaczego dzwonisz do moich rodziców i
opowiadasz im bzdury?
To są bzdury?
Z kim rozmawiałeś?
Z nikim. Nie chce spojrzeć mi w oczy, ale potem opiera łokcie na stole i
nachyla się w moją stronę. Avo, wciąż pragnę cię odzyskać.
Prostuję plecy i zerkam w stronę wyjścia, żeby upewnić się, że nikt mnie
nie obserwuje. Przed chwilą powiedział, że pogodził się z naszym rozstaniem.
Ile razy będziemy wałkować ten sam temat? Mam ochotę ucałować Toma,
który właśnie wrócił z łazienki i obrzuca Matta pożądliwym spojrzeniem, na co
ten odpycha się gwałtownie od stolika, zrzucając moją torebkę na ziemię.
Zeskakuję ze stołka.
Och, kochanie! Tom kuca, żeby pomóc mi zebrać rozrzucone rzeczy.
Ale z niego ciacho! szepcze do mnie.
Nieprawda! Krzywię się i wstaję, Matt właśnie odchodzi, machając mi
na pożegnanie.
Dokąd on idzie? woła Tom, tupiąc nogą.
Mam nadzieję, że rzucić się w przepaść mruczę nieżyczliwie pod
nosem. Dopijam wino jednym haustem. Po spotkaniu z Mattem mam ochotę na
kolejny kieliszek.
Matt tu jest! Kate opada na stołek. I ma podbite oko. Piąteczka dla
Jessego!
Dziewczęta, było mi bardzo miło, ale muszę dziś kogoś bzyknąć, a tutaj
nie mam na co liczyć. Tom patrzy z odrazą w stronę wszystkich jawnie
heteroseksualnych mężczyzn w klubie. Idę do Route Sixty. Macie ochotę
dołączyć? pyta z nadzieją w głosie.
Nie! wołamy z Kate jednocześnie, po czym wybuchamy śmiechem.
Tom wychodzi z klubu poszukać okazji.
Czy ten padalec rozmawiał z tobą? pyta Kate, gdy już przestała
chichotać.
Próbował. Mam właśnie zaproponować, że pójdę po drinki, gdy do baru
wpada z powrotem Tom. Jest cały zasapany. Razem z Kate wpatrujemy się w
niego spod zmarszczonych brwi. Wreszcie udaje mu się odzyskać oddech.
Nie uwierzycie, kogo właśnie widziałem.
Kogo? pyta Kate, zanim zdołam otworzyć usta.
Sally. Tom uśmiecha się od ucha do ucha, zerka przez ramię i z
powrotem wlepia w nas podniecone spojrzenie. Sally w minispódniczce i
wydekoltowanym topie... bardzo opiętej, krótkiej minispódniczce i bardzo
wydekoltowanym topie. Jest z kimś!
O? pytam, nieco zaskoczona, ale nie z powodu wyzywającego stroju.
Jestem zaskoczona, bo jeszcze w czwartek Sally miała myśli samobójcze.
Co takiego? Nasza nudna jak flaki z olejem Sally? pyta Kate.
Tak potwierdzam. Tom, zostaw ją w spokoju. Podnoszę pusty
kieliszek i orientuję się, że miałam pójść po kolejny.
Cyknę jej fotkę! Tom oddala się tanecznym krokiem, wyciągając z
kieszeni komórkę.
Pójdę po drinki. Zsuwam się ze stołka i biorę torebkę. To samo?
Jeszcze się pytasz? Kate przewraca oczami i wymachuje pustym
kieliszkiem.
Przeciskam się do baru i czekam na swoją kolej. Jakiś napakowany,
odrażający typek z włosami związanymi w kucyk zwraca na mnie uwagę, ale
ignoruję jego pożądliwe spojrzenie i zamawiam wino dla siebie i Kate.
Hej, mogę postawić ci drinka?
Rozglądam się dookoła ze słodkim uśmiechem.
Nie, dziękuję.
To tylko jeden drink naciska typek i przysuwa się bliżej.
Nie, naprawdę. Ale dziękuję.
Barman stawia na kontuarze jeden kieliszek wina.
Muszę skoczyć do piwnicy. Wino się skończyło. Zostawia mnie przy
barze w towarzystwie śliniącego się do mnie typka z kucykiem. Przewracam
oczami, ale barman niczego nie zauważa.
W takim razie może dałabyś się gdzieś zaprosić? Teraz przysunął się już
naprawdę blisko.
Mam kogoś mówię przez ramię. Nie mógł nie zauważyć gigantycznego
diamentu na moim palcu. Upijam łyk wina.
I?
Odwracam się do niego.
I... mam kogoś. Migam mu pierścionkiem, a on kiwa głową, ale chyba
niespecjalnie się przejął. Chyba uznał wyzwanie za jeszcze bardziej
interesujące.
Ale teraz go tu nie ma, prawda?
Nie ma, na twoje szczęście odpowiadam krótko, odwracając się w stronę
kontuaru. Skóra mi cierpnie pod jego lubieżnym spojrzeniem, więc pociągam
kolejny łyk wina, usiłując go ignorować. Moja irytacja sięga zenitu, gdy
barman sygnalizuje, że nie ma jak mi wydać reszty. Idzie na drugi koniec baru i
zaczyna szperać w różnych szufladach.
Typek z kucykiem przysuwa się bliżej.
Gdybyś była moja, nie spuszczałbym cię z oka.
Boże święty!
Posłuchaj, próbowałam być uprzejma. Odwal się.
Myślę, że moglibyśmy się świetnie zabawić. Przesuwa koniuszkiem
palca po moim ramieniu.
Podskakuję w górę, wściekła na samą siebie, że okazałam niepokój, ale
zaraz wraca barman. Bogu niech będą dzięki! Wydaje mi resztę, a ja chwytam
wino Kate, żeby uciec przed tym gadem. Odwracam się zbyt pospiesznie i
monety rozsypują się po podłodze. Szlag by to trafił! Odstawiam kieliszki z
powrotem na kontuar, podnoszę monety, które upadły w zasięgu ręki i
zostawiam resztę, nie jestem aż tak zdesperowana. Biorę wino i robiąc krok, zle
stawiam obcas, przez co lekko się chwieję.
Cholera! przeklinam. Teraz pomyśli, że jestem wstawiona i łatwa.
Gdy znów się odwracam, palant stoi naprzeciwko mnie.
Trochę się wypiło, co, skarbie?
Odwal się! W końcu straciłam cierpliwość.
Oho, ma się ten charakterek. Typek śmieje się, a ja przeciskam się obok
niego. Powinien się cieszyć, że nie ma tu Jessego. Rozjechałby go jak walec
drogowy. Docieram do Kate i stawiam kieliszki na stoliku trochę zbyt niezdar-
nie, wino rozchlapuje się po blacie. Potrząsam lekko głową i siadam na stołku,
znów się zataczając. Kate marszczy brwi.
To przez buty mamroczę.
Nic ci nie jest? Kate nachyla się w moją stronę, wygląda na
zaniepokojoną.
Nie, wszystko w porządku zapewniam ją. Nie jestem pijana. To dopiero
mój trzeci kieliszek wina.
Co to był za idiota? Wskazuje głową samozwańczego ogiera, upijając
łyk wina, które właśnie przyniosłam.
Po prostu idiota odpowiadam krótko. Poza tym jesteś mi winna
wyjaśnienia.
Naprawdę?
Tak i nie waż się mnie zbywać. Co jest grane?
Kate wypija kolejny łyk wina, unikając mojego wzroku.
O czym ty mówisz?
Moja płomiennoruda przyjaciółka zaczyna mi działać na nerwy. Ona nigdy
nie pozwoliłaby mi się wykręcać, zresztą nawet bym nie próbowała. O
wszystkim sobie mówimy.
Mówię o tobie, Samie i Rezydencji.
To tylko zabawa!
Ani mi się waż!
Po prostu dobrze się bawię, Avo. Co to za pytania? Jesteś z sekspolicji?
Więc nic do niego nie czujesz?
Nie!
Wiesz co, gdybyś była mną, właśnie bawiłabyś się włosami. Pociągam
długi łyk wina. No dobrze, w takim razie mi pomóż. Skoro nie chcesz się
przede mną otworzyć, pozawracam ci głowę moimi problemami. Cenię sobie
twoje zdanie. Uśmiecham się słodko.
Kate unosi wysoko brwi, ignorując ten przytyk.
Brzmi poważnie.
Bo to poważna sprawa. Kojarzysz dewelopera Lusso, tego, który zaprosił
mnie na kolację?
Kate kiwa głową.
Tak, tego Duńczyka, przystojnego na skandynawski sposób.
Tak, Mikaela. Jesse przespał się z jego żoną. Teraz on się rozwodzi.
Nie mów! Kate nachyla się nad stolikiem.
Tak, a teraz Mikael chce się odegrać na Jessem i wygląda na to, że chce
wykorzystać do tego mnie. Mam się z nim spotkać i wiem, że nie będziemy
omawiać spraw zawodowych.
O cholera!
No właśnie. Jego żona też się kręci w pobliżu.
I co zamierzasz zrobić?
Kręcę głową i upijam kolejny łyk wina.
Nie wiem. Nie wiem też, co zrobić z tamtą kobietą, która pojawiła się na
przyjęciu w Rezydencji.
Kim ona jest? Oczy Kate z każdą sekundą robią się coraz większe. Nie
dziwi mnie to. To się nazywa przeładowanie informacjami.
Ma na imię Coral. Pamiętasz tego paskudnego typka, którego John
wyrzucił z Rezydencji, kiedy odkryłyśmy salę wspólną?
O tak! Jesse niezle go obił. To było przerażające, Avo.
To jej mąż. Coral zaprosiła Jessego do trójkąta. Zakochała się w nim,
zostawiła męża i teraz została z niczym.
Chce odzyskać Jessego. Pojawiła się w Lusso i dzwoniła na jego komórkę.
O niczym mu nie powiedziałam. Ostrzegła mnie przed nim.
Ja pierdzielę! Kate opada z powrotem na stołek, a ja wychylam kolejny
łyk wina.
Sama muszę przyznać, że wszystko to brzmi absurdalnie, wariacko,
nierzeczywiście.
Twarz Kate rozpromienia się na czyjś widok. Nie muszę się odwracać, żeby
wiedzieć kto to.
Drogie panie!
Podnoszę wzrok i widzę Sama, który uśmiecha się od ucha do ucha. Co on
tu robi? To miało być babskie wyjście, a Kate wciąż nie wydała werdyktu w
sprawie mojej pokręconej sytuacji. Sam wtyka język do ucha Kate, a ja
prycham pod nosem. Dawniej Kate nigdy nie pozwoliłaby facetowi wtargnąć na
babski wieczór. Dopijam swoje wino, obserwując znad brzegu kieliszka, jak
Kate i Sam wymieniają czułości. Jeśli jutro spróbuje mi powiedzieć, że to tylko
zabawa, postawię się jej!
Idę do łazienki oznajmiam.
Okej odpowiada Kate.
Wstaję i odwracam się w stronę wyjścia, pocierając skronie, aby uśmierzyć
ból rozsadzający mi głowę. Gdy przedzieram się przez tłum, otaczający mnie
gwar przechodzi w tępy szum, a w głowie zaczyna mi się lekko kręcić.
Przeciskam się obok rozmazanej grupki osób i prawie dostaję ataku serca na
widok Jessego., który stoi kilka metrów przede mną w drzwiach klubu. O
cholera! Staję jak wryta. Wiedziałam, że nie będzie w stanie zostawić mnie w
spokoju, nawet na kilka godzin, żebym mogła wypić kilka zasłużonych
kieliszków wina. Widzę trochę niewyraznie, ale nie sposób pomylić z niczym
istnej furii, jaka wykrzywia jego przystojną twarz. Wypiłam z przyjemnością
kilka kieliszków wina. To on ma problem z piciem, nie ja.
Znów zataczam się lekko.
Stoimy tak, wpatrując się w siebie, a potem on rusza w moją stronę. Chce się
przytrzymać stolika, ale nogi uginają się pode mną. Przerażenie, jakie
odmalowuje się na jego twarzy, jest ostatnią rzeczą, jaką widzę, zanim ogarnia
mnie ciemność i zapadam się w niebyt.
Rozdział 13
Jesse, uspokój się. Wypiła trzy kieliszki wina. Nie była pijana.
Oślepia mnie blask świetlówek i jaskrawa biel ścian. Czuję się tak, jak
gdyby ktoś zdzielił mnie w głowę żelaznym prętem. Gdzie ja jestem, u diabła?
Zamykam z powrotem oczy i podnoszę rękę, żeby odgarnąć kosmyk włosów,
który łaskocze mnie w policzek. Lekko dotykam dłonią czoła i mój mózg
przeszywa dojmujący ból.
Ava? pyta cicho Jesse, ściskając moją dłoń. Ava, skarbie, otwórz oczy.
Próbuję ze wszystkich sił, ale to zbyt bolesne. Szlag! Co się ze mną dzieje?
Czy to jakiś koszmarny kac? Nie przypominam sobie, żebym aż tyle wypiła.
Czy ktoś mi powie, co tu się, kurwa, dzieje?! ryczy Jesse.
Znów podnoszę powieki i rozglądam się po nieznanym miejscu. Jedyną
znajomą rzeczą jest ten rozdrażniony głos, który przynosi mi dziwne ukojenie,
choć sieje spustoszenie w mojej wrażliwej głowie. Unoszę ręce, żeby objąć
obolałą czaszkę.
Ava, skarbie?
Mrużę oczy, próbując skupić wzrok, i napotykam zrozpaczone zielone
spojrzenie. Jego ciepła dłoń gładzi mnie po głowie, a ja jęczę na znak protestu.
To boli.
Cześć chrypię. Gardło mam suche jak wiór.
Dzięki ci, Boże! Jesse zasypuje mnie pocałunkami, a ja próbuję go
odepchnąć. Nie mogę oddychać.
Nic ci nie jest, laska?
Patrzę tam, skąd dobiega kolejny znajomy głos, i widzę pochylającego się
nade mną Sama, który jeszcze nigdy nie wyglądał tak poważnie. Co jest grane?
Czy ona wygląda, jak gdyby nic jej nie było?! wrzeszczy mu w twarz
Jesse. % Kurwa mać!
Uspokój się!
Ten głos też znam. Omiatam wzrokiem pomieszczenie i odnajduję Kate
siedzącą na krześle naprzeciw mnie.
Gdzie ja jestem? pytam, przezwyciężając suchość w gardle. Muszę się
napić wody.
Jesteś w szpitalu, skarbie. Jesse głaszcze mnie po twarzy i znów całuje
w czoło.
Co ja robię w szpitalu, u diabła? Próbuję usiąść, ale Jesse z całej siły
przyciska mnie do materaca. Odpycham jego nieustępliwe ręce i podnoszę się
do pozycji siedzącej. Aapię się za głowę, gdy siła ciążenia atakuje mój mózg.
Jasny gwint, to najgorszy kac, jakiego miałam w życiu. Stękam i krzyżuję nogi
przed sobą, opieram łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach. Czuję
szarpnięcie, a gdy podnoszę wzrok, widzę podłączoną do ramienia kroplówkę.
Niech ktoś, kurwa, zawoła lekarza! wrzeszczy Jesse, aż się wzdrygam.
Kate się nie rusza, ale Sam wychodzi z pokoju.
Ava, co się stało? W głosie Kate słychać szczery niepokój, co rzadko jej
się zdarza.
Nie wiem odpowiadam, opierając głowę o wezgłowie łóżka. Znów
ogarnia mnie niewiarygodna senność.
Ja wiem! woła Jesse, patrząc na mnie oskarżycielsko.
Wykorzystuję resztki energii, żeby rzucić mu gniewne spojrzenie.
Nie upiłam się!
Często urywa ci się film, bo jesteś trzezwa?! wrzeszczy Jesse.
Jego krzyk rani moje wrażliwe uszy, wzdrygam się. Ma przynajmniej dość
przyzwoitości, by wyglądać na skruszonego, gdy ponownie otwieram oczy.
Nie krzycz na nią! broni mnie Kate. Jestem jej za to wdzięczna. Jesse
mierzy ją gniewnym wzrokiem, a potem wpycha ręce w kieszenie dżinsów i
zaczyna chodzić tam i z powrotem po pokoju. Wypiła kilka kieliszków wina.
Wcześniej zdarzało jej się wypić nawet dwie butelki i nigdy nie straciła
przytomności. Kate siada obok mnie i rozciera mi ramię. Zjadłaś coś przed
wyjściem?
Wytężam pamięć.
Tak odpowiadam. Jesse karmił mnie przez cały dzień między
wnoszeniem kolejnych partii ubrań na piętro i dobieraniem się do mnie.
Jesse przystaje i zagryza dolną wargę.
Jesteś w ciąży? pyta, przyglądając mi się uważnie i żując wargę.
Nie! wołam, zaszokowana jego bezpośredniością, ale zaraz zamieram.
Boże święty!
Moje pigułki. Nie wykupiłam nowego opakowania! Boże, ależ ze mnie
idiotka. Pieprzę się jak królica bez żadnego zabezpieczenia. Jak mogło mi to
umknąć? Spoglądam na Jessego z najbardziej obojętną miną, na jaką mnie stać.
Jesse mruży oczy.
Jesteś pewna?
Tak! krzywię się na dzwięk własnego piskliwego głosu i napinam ramię,
żeby nie dotknąć włosów. Jesse pomyśli, że jestem wkurzona. Tak naprawdę
świruję ze strachu.
Tylko pytam. Znów zaczyna chodzić po pokoju.
Co pamiętasz? pyta Kate, nie przestając głaskać mnie po ramieniu.
Próbuję przypomnieć sobie wydarzenia ostatniego wieczoru, ale przychodzi
mi to z wielkim trudem. W tej chwili jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym,
ile pigułek przegapiłam i jakie są szanse, że zaszłam w ciążę. Próbuję
przypomnieć sobie cokolwiek. Pamiętam Matta, ale o nim nie zamierzam
wspominać Jessemu. Potem przypomina mi się napakowany typek z kucykiem,
ale o nim też nie wspomnę. Wzruszam ramionami. Niewiele mogę powiedzieć,
jeśli nie chcę, żeby mój neurotyk wpadł w szał.
Wszystkie głowy odwracają się w stronę drzwi, gdy do pokoju wchodzi
lekarz, a za nim Sam.
Usłyszałem, że odzyskałaś przytomność. Kiwa mi głową. Jestem
doktor Manvi. Jak się czujesz, Avo?
Dobrze. Wzdycham ze znużeniem. Boli mnie głowa, ale poza tym nic
mi nie jest.
Słyszę obok siebie pomruk Jessego, który siada na łóżku i bierze mnie za
rękę.
Avo, jest czwarta nad ranem, do cholery! Zamyka oczy, żeby odzyskać
panowanie nad sobą. Straciłaś przytomność na prawie siedem godzin, więc
nie waż się mówić, że nic ci nie jest.
Siedem godzin?
Pójdziemy coś zjeść. Kate spogląda na Sama, który kiwa głową.
Najwyrazniej nie mają ochoty przebywać w towarzystwie Jessego, kiedy jest w
takim humorze.
Doktor Manvi świeci mi najpierw w jedno, a potem w drugie oko
przyrządem przypominającym ołówek, po czym chowa go do kieszeni na piersi.
Avo, co pamiętasz z ubiegłej nocy?
Niewiele. Jesse mocniej ściska moją dłoń, widocznie wciąż jest
wściekły, Czuję się fatalnie.
Doktor Manvi spogląda na Jessego.
A pan jest?
Mężem odpowiada ostro Jesse, nie odrywając ode mnie wzroku.
Wytrzeszczam oczy, ale nie robi to na nim wrażenia. Zapomniał dodać
przyszłym .
O? Doktor przegląda moją dokumentację. Tu jest napisane panna
O Shea.
Pobieramy się w przyszłym miesiącu. Świdruje mnie wzrokiem, rzucając
mi wyzwanie. Nie mam na to sił. Ostrożnie opuszczam głowę na poduszkę.
Rozumiem. Doktor Manvi wydaje się usatysfakcjonowany wyjaśnieniem
Jessego. Zwisa mi to. Zrobiliśmy rutynowe badania. Przyciąga do siebie
krzesło ze zgrzytem, który przyprawia mnie o dreszcze. Data ostatniej
miesiączki? Wpatruje się we mnie ze współczuciem, a ja mam ochotę
przeczołgać się przez pokój i wpełznąć do kubła na odpady medyczne.
Jakiś tydzień temu odpowiadam cicho. Nie muszę zerkać na Jessego,
żeby wiedzieć, że drgnął nerwowo.
W porządku, rutynowo przeprowadzamy test ciążowy, aby ustalić, co
spowodowało utratę przytomności. Urywa, a ja przygotowuję się na atak
huraganu Jesse. Nie jest pani w ciąży.
Podrywam głowę do góry.
Nie?
Wynik testu był negatywny, ale od miesiączki minął tylko tydzień, więc
jest jeszcze za wcześnie, by mieć pewność Uśmiecha się życzliwie, ale nie
udaje mu się mnie uspokoić. Stosujesz pigułki antykoncepcyjne, Avo?
Tak.
W takim razie możemy bezpiecznie założyć, że nie jesteś w ciąży,
Uśmiecha się krzepiąco i nachyla do przodu. Avo, to ważne, żebyś
spróbowała sobie przypomnieć, co wydarzyło się wczoraj, z kim rozmawiałaś,
kogo spotkałaś.
Co takiego? warczy Jesse. Do czego pan zmierza?
Nawet nie chce mi się go besztać za chamskie zachowanie, ale doktor Manvi
ignoruje go i ciągnie dalej:
Wykonaliśmy jeszcze jedno badanie. Skłoniły nas do tego twoje objawy.
Objawy? Jakie objawy? pytam, nic nie rozumiejąc.
Lekarz robi wdech i zmienia pozycję na krześle.
Wykryliśmy wyrazne ślady rophynolu.
Co takiego? ryczy Jesse.
Wytrzeszczam oczy, serce wali mi w piersi jak młotem. Jasny gwint, Jesse
podrywa się z łóżka, wypuszczając moją dłoń. Gdy zerkam na niego nerwowo,
cały aż się trzęsie z wściekłości.
To coś w rodzaju tabletki gwałtu?! wrzeszczy na biednego lekarza.
Tak potwierdza nasze obawy doktor Manvi.
Ogarnia mnie panika. Nie jest dobrze. Jesse odwraca się i odrzuca głowę do
tyłu.
Jezu Chryste! woła. Zapiera się rękami o metalowy stolik, jego plecy
unoszą się i opadają gwałtownie.
Avo, radziłbym ci powiadomić policję. Powinnaś opowiedzieć im
wszystko, co pamiętasz. Doktor Manvi odwraca się do Jessego. Potrafi pan
stwierdzić, czy panna O Shea przebywała przez jakiś czas sama?
Błyskawicznie przebiegam myślą wydarzenia wczorajszego wieczoru, ale
mam w głowie mętlik. Chyba nie. Jesse zaczyna masować palcami skronie.
Zaraz eksploduje. Zmieni się w tornado, które rozniesie szpital. Nagle po-
wiedzenie mu, że mogę być w ciąży, wydaje się znacznie lepszym
rozwiązaniem.
Nie była sama odpowiada Jesse spokojniej, niż mogłabym się
spodziewać. Widziałem, jak upadła, natychmiast do niej podbiegłem.
Odwraca się do mnie i spogląda na mnie zbolałym wzrokiem. Czuję się
całkowicie wyprana z wszelkich emocji. Chyba jestem w szoku.
Jest pan tego pewien?
Tak odpowiada ostro Jesse.
Avo, chciałbym panią zbadać naciska doktor Manvi. Poszukać
siniaków i zadrapań. Żeby mieć pewność.
Obejrzałem każdy centymetr kwadratowy jej ciała. Nie ma żadnych
śladów na ciele. Jesse przechodzi przez pokój i otwiera drzwi. Kate?
Słyszę zza drzwi stłumioną wymianę zdań, najwyrazniej Jesse chce z niej
wyciągnąć jakieś informacje. Skonsternowany lekarz wodzi wzrokiem ode mnie
do Jessego, a ja wciąż próbuję sobie coś przypomnieć. Jesse wraca i siada obok
mnie.
Skarbie, Kate powiedziała, że poszła zapalić, ale Tom został z tobą.
Pamiętasz to?
Tak odpowiadam szybko. To bardzo dobrze pamiętam. Ale Tom
wyszedł do łazienki, kiedy Kate wyszła na papierosa dodaję.
Okej, czy pamiętasz, co się działo, kiedy byłaś sama? naciska.
Tak. Nie powiem mu, dlaczego to pamiętam. Cholera, wzmianka o
Matcie byłaby poważnym błędem. Dlaczego pytasz?
Bo nie chcę, żeby ktoś cię obmacywał, jeśli nie jest to absolutnie
konieczne. Więc proszę, zastanów się dobrze. Ściska moją dłoń. Przed
moim przybyciem dobrze się czułaś? Pamiętasz wszystko?
Tak.
To dobrze wtrąca doktor Manvi. Ale wolałbym, żebyś zgodziła się na
badanie, Avo.
Nie! Wiem, że nic się nie stało. Nie mam żadnych siniaków ani ran.
Jeśli masz stuprocentową pewność, Avo, nie mogę cię zmusić.
Do niczego nie doszło. Pamiętam wszystko do przybycia Jessego.
Spoglądam na Jessego. Pamiętam wszystko. Głos mi się trzęsie. Cała się
trzęsę. Jesse głaszcze mnie po policzku.
Wiem. Wierzę ci.
W porządku. Organy wewnętrzne są nienaruszone mówi doktor Manvi.
Przez pewien czas może cię boleć głowa, ale poza tym nie powinno ci nic
dolegać. Gdy przygotuję wypis i odłączymy kroplówkę, będziesz mogła wrócić
do domu.
Jak długo to potrwa? Jesse znów zamienia się w szaleńca.
Proszę pana, jest noc z soboty na niedzielę w centrum Londynu. Jak pan
myśli?
Zabieram ją do domu natychmiast oświadcza Jesse tonem nieznoszącym
sprzeciwu. Podnoszę na niego wzrok i od razu wiem, że tej bitwy nie warto
staczać jeśli chce się przeżyć.
Leżę jak w transie, ktoś odłącza mi kroplówkę, a Jesse rozmawia z
lekarzem. Nic nie słyszę. Dociera do mnie tylko stłumiony bełkot. Jak to się
mogło stać? Nawet na chwilę nie spuściłam mojego kieliszka z oczu. Nikt nie
postawił mi drinka. Byłam ostrożna i rozsądna. Jezu, a gdybym poszła do
łazienki kilka sekund wcześniej i minęła się z Jessem? Mogłam stracić
przytomność i kompletnie nie zdawać sobie sprawy, co się dzieje wokół mnie.
Mogłam zostać zgwałcona. Niespodziewanie zalewam się łzami, moim ciałem
wstrząsają niepohamowane spazmy. Szlochając, chowam twarz w dłoniach.
Avo, proszę, nie płacz. Czuję ciepło jego ciała, gdy przyciska mnie
mocno do siebie, a ja dygoczę w jego objęciach. Dostanę szału, jeśli będziesz
płakać.
Akam nieprzerwanie, a on pociesza mnie, mamrocząc pod nosem
przekleństwa.
Przepraszam wyduszam między szlochami. Nie wiem za co, może za to,
że sprzeciwiłam mu się i wyszłam do miasta mimo jego próśb. Naprawdę nie
wiem czemu, ale jestem pełna skruchy.
Avo, proszę, zamknij się. Obejmuje mnie mocno i głaszcze po włosach.
Słyszę, jak serce tłucze mu się w klatce piersiowej.
Gdy wreszcie udaje mi się zapanować nad sobą, ocieram łzy i pociągam
nosem. Muszę wyglądać jak siedem nieszczęść.
Nic mi nie jest mówię, robię kilka oddechów dla uspokojenia i
odpycham go. Chcę wrócić do domu.
Próbuję zgramolić się z łóżka, ale drogę zagradza mi zielonooka góra
mięśni. Jesse bierze mnie na ręce i wynosi z pokoju, mijając po drodze Kate.
Wez jej rzeczy rozkazuje.
Co się dzieje? Sam podrywa się z krzesła w korytarzu.
Ktoś podał jej narkotyk. Jesse nie zatrzymuje się, żeby udzielić dalszych
wyjaśnień.
O cholera! W głosie Sama słychać przerażenie.
Słyszę za plecami stukot obcasów Kate, która próbuje dotrzymać nam kroku.
Narkotyk?
Tak! krzyczy Jesse, idąc korytarzem ze mną w ramionach. Zabieram ją
do domu.
Opuszcza mnie na siedzenie astona martina i zapina mi pasy. Wzdrygam się,
gdy trzaska drzwiami, zaraz potem słyszę z zewnątrz odgłosy rozmowy. Ktoś
puka w okno, a gdy podnoszę wzrok, Kate daje mi znak, żebym do niej
zadzwoniła. Kiwam głową i opieram się o szybę. Jesse wsiada do samochodu i
kładzie moje buty oraz torebkę pod moimi nogami. Znów zamykam oczy i
odpływam.
Kładzie mnie na swoim wielkim łóżku. Jak przez mgłę rejestruję, że
zdejmuje ze mnie sukienkę, chrząkając przy tym z dezaprobatą, ale nie zwracam
na niego uwagi. Przewracam się na brzuch i wzdycham z zadowoleniem, wcią-
gając w nozdrza mój ulubiony zapach świeżej wody i mięty. Wiem, że
wróciłam tam, gdzie moje miejsce.
Rozdział 14
O mmmóóój Booożeeeeee! Przeciągam się i jest to najbardziej rozkoszne
uczucie, jakie potrafię sobie wyobrazić,' Podnoszę się na łokciu, wyciągam
szyję i rozglądam się po, pokoju, ale nie ma w nim nikogo oprócz mnie.
Ostrożnie t przesuwam się na skraj łóżka i zanurzam stopy w puszystym
kremowym dywanie, przygotowana na zawroty głowy, gdy wstanę. Ale nic
takiego się nie dzieje. Stoję zaskakująco pewnie. Wychodzę z sypialni na
korytarz, z góry widzę Jessego, który siedzi rozparty w fotelu i rozmawia
cicho przez telefon. Wziął prysznic, ogolił się i włożył bladoniebieskie dżinsy.
Jest nagi od pasa w górę. Cichutko siadam na najwyższym stopniu i obserwuję
go przez szklaną barierkę. Jesse wygląda świeżo, ale coś go trapi.
Nie wiem mówi cicho, skubiąc obicie fotela. Przysięgam na Boga,
wydrapię im te ich pieprzone ślepia. Unosi rękę i przeciera oczy. Niewiele
mi brakuje, John. Naprawdę tego potrzebuję. Kurwa, co za kanał.
O Boże, przeze mnie znów ma ochotę sięgnąć po alkohol?
Zupełnie jak gdyby usłyszał moje nieme pytanie, podnosi wzrok i spogląda
mi w oczy. Czuję się nieswojo pod jego bacznym spojrzeniem.
Spróbuj się czegoś dowiedzieć, John. Nie pokażę się przez kilka
najbliższych dni... tak, dzięki, wielkoludzie. Telefon zsuwa mu się do
wnętrza dłoni, ale rękę wciąż trzyma przy uchu. Czuję się jak jakiś intruz.
Siedzi w fotelu, a ja na najwyższym stopniu schodów i niewyobrażalnie
długo wpatrujemy się w siebie przez szybę. Nie mam pojęcia, co powiedzieć.
Chciałam mu udowodnić, że jego przesadna opiekuńczość jest niedorzeczna, ale
tylko pogorszyłam sytuację. Teraz już nigdy nie spuści mnie z oka.
Gdy rozważam swój kolejny ruch, Jesse wstaje z fotela i rusza w stronę
schodów. Patrzę, jak wspina się po nich powoli, staje kilka stopni pode mną i
spogląda na mnie z góry. Przez jego twarz przemykają gniew i żal, zmarszczka
na czole wydaje się żłobić je już od dawna.
Jeśli masz zamiar na mnie krzyczeć, od razu sobie pójdę oznajmiam,
pokonując suchość w gardle. Nie chcę, żeby Pan Neurotyk wyżywał się na
mnie. Chcę zapomnieć o wszystkim i uznać, że miałam szczęście, że wszystko
nie skończyło się gorzej. Mogło skończyć się znacznie gorzej.
Już się nakrzyczałem odpowiada schrypniętym głosem. Jak się
czujesz?
Lepiej. Wbijam wzrok w swoje nagie stopy. Jestem naga, jeśli nie liczyć
czarnej koronkowej bielizny, i czuję się maleńka, gdy tak stoi nade mną.
Trochę lepiej? pyta.
Po prostu lepiej upieram się.
Kuca przede mną, tak że nasze głowy znajdują się teraz na mniej więcej tym
samym poziomie, i opiera dłonie na najwyższym stopniu, po obu stronach
mojego ciała. Podnoszę na niego wzrok.
Doprowadzasz mnie do szału, Avo mówi miękko.
Nie upiłam się stwierdzam ostro. Cholera, nawet nie byłam wstawiona.
Prosiłem cię, żebyś w ogóle nie piła alkoholu. Nie powinienem był cię
nigdzie puszczać.
Ciekawa jestem, skąd pomysł, że możesz mi dyktować, co mam robić
mówię wyzywająco. Jestem dorosłą kobietą. Czy masz zamiar kontrolował
każdy mój ruch? Mój głos jest cichy, ale stanowczy. Musi zrozumieć mój
punkt widzenia.
Jesse ściąga usta w wąską kreskę, trybiki w jego głowie zaczynają się
obracać. Z westchnieniem spuszczam wzrok.
Powiedziałeś, że niewiele ci brakuje. Do czego? Podnoszę wzrok.
Patrzy mi w oczy. Wie, że go słyszałam. Popatrzył prosto na mnie zaraz po
tym, jak to powiedział.
Do niczego.
Niczego? nie potrafię ukryć niedowierzania w głosie. Masz ochotę się
napić, prawda? Potrzebujesz tego, żeby uporać się z tym całym pieprzonym
bałaganem.
Jesse wytrzeszcza oczy.
Licz. Się. Ze. Słowami! Pieprzony bałagan wziął się stąd, że wyszłaś z
domu, kompletnie się ze mną nie licząc. Przysuwa twarz do mojej. Nic by
się nie stało, gdybyś mnie posłuchała, do cholery.
Jego szorstkie słowa i ton, jakim je wypowiada, ranią mnie do żywego.
Przepraszam! prycham. Przepraszam, że cię nie posłuchałam!
Wstaję, a on wciąż klęczy na schodach. Przepraszam, że z mojego powodu
czujesz potrzebę utopienia smutków w wódce! Najwyrazniej mam na ciebie zły
wpływ. Położę kres twoim mękom. Obracam się na pięcie i ruszam do
sypialni, trzęsąc się ze złości.
Do szału, Avo.
Odwracam się i widzę, że idzie w moją stronę z chmurną miną. Cofam się
odrobinę, i od razu wyrzucam sobie, że nie umiem mu się postawić. Dlaczego
on nie rozumie, że to jego niedorzeczne oczekiwania popychają go ku
szaleństwu, nie ja?
Staje przede mną, oddychając ciężko, czuję na sobie jego miętowy oddech.
Pocałuj mnie.
Nie! Chyba mu odbiło!
Mruży pociemniałe oczy.
Trzy.
Chyba żartuje.
Oszalałeś?
Kompletnie oszalałem, Avo. Dwa.
Jest zupełnie poważny. O mój Boże!
Jeden szepcze.
Wiem, że tym razem ucieczka nie ma sensu.
Zero.
Aapie mnie i w sekundę przygniata do łóżka, jedną ręką unosząc mi ramiona
nad głowę. Obciągniętą dżinsami nogę kładzie mi na udach, przytrzymując
mnie, choć wcale nie stawiam oporu. Dyszy mi w twarz, wodząc palcem po
moim brzuchu, a potem sunie nim w górę, przez środek ciała, aż do ust. Dotyka
opuszką mojej dolnej wargi, a potem wznawia wędrówkę w dół.
Proszę, nie pij. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby z mojego
powodu znów się tak sponiewierał.
Nie napiję się, Avo odpowiada bez przekonania. Czuję się nieswojo.
Siada, a potem podciąga mnie i sadza sobie na kolanach. Odgarnia mi włosy z
twarzy i obejmuje dłońmi policzki. Ubiegłej nocy w szpitalu, kiedy byłaś
nieprzytomna, czułem, jak moje serce z każdą minutą bije coraz wolniej. Nigdy
nie pojmiesz, jak bardzo cię kocham. Gdyby kiedykolwiek mi cię odebrano, nie
przeżyłbym tego, Avo. Mam ochotę łeb sobie urwać, że pozwoliłem ci się
sprzeciwić.
Wytrzeszczam oczy. Mówi śmiertelnie poważnie i bardzo mnie to martwi.
W zasadzie próbuje powiedzieć, że by się zabił. To jakiś szalony bełkot, ale
lepiej będzie mu tego nie wypominać.
Nic mi nie jest mówię, na próżno próbując podnieść go na duchu.
A gdyby coś ci się stało? Gdybym się wtedy nie pojawił? Zaciska
powieki. Zajrzałem do baru, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku,
miałem zaraz sobie pójść. Potrafisz sobie wyobrazić, co czułem, gdy runęłaś jak
długa na ziemię? Otwiera oczy, są zaszklone i udręczone. Teraz mam już
pewność, że równie dobrze mogę się raz na zawsze przykuć kajdankami do
łóżka. To nie jest zdrowy układ, ani dla niego, ani dla mnie.
To był przypadek, ktoś się głupio bawił. Znalazłam się w nieodpowiednim
miejscu w nieodpowiednim czasie, to wszystko. Odrywam jego dłonie od
swojej twarzy i kładę między nami. W takim tempie zestresujesz się na
śmierć i co ja wtedy zrobię? pytam cicho.
Kręci głową i zagryza dolną wargę.
Odniosłem wrażenie, że poczułaś ulgę, kiedy lekarz oznajmił, że nie jesteś
w ciąży.
Ze wstydu nie wiem, gdzie oczy podziać.
Zapomniałam wziąć pigułkę. Czuję, jak jego dłoń zaciska się wokół
mojej. Gdy podnoszę wzrok, napotykam jego oskarżycielskie spojrzenie.
Kilka pigułek. Znów je zgubiłam.
Nie kupiłaś nowych?
Zapomniałam. Wzruszam ramionami.
Okej. Przygląda mi się przez chwilę. Więc kiedy wzięłaś pigułkę po
raz ostatni?
Kilka dni temu odpowiadam cicho. Kłamię jak z nut, walcząc z chęcią
wplecenia dłoni we włosy. Nie mogę uwierzyć, że minął już prawie cały
tydzień, a ja wciąż nie poszłam po receptę.
Więc kupisz nowe opakowanie?
Jutro. Jego twarz przybiera dziwny wyraz. Jakby czegoś żałował?
Jesse... urywam, nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co zamierzam
zasugerować.
Tak? pyta ostrożnie, jak gdyby czuł się winny. Wie, o czym myślę.
Wiem, że to wie, i nabieram poważnych podejrzeń. Chyba nie próbował wrobić
mnie w ciążę? Byłby do tego zdolny? Nie jestem pewna, ale jeśli chował przede
mną pigułki, doskonale zdaje sobie sprawę, że nie biorę ich od tygodnia. A
może myślał, że zdążyłam już kupić nowe?
Nic odpowiadam, kręcąc głową. Wiem, że się do niczego nie przyzna,
więc udaję głupią, ale przy pierwszej okazji przeszukam każdy centymetr
kwadratowy penthouseu.
Dzwonił twój brat oznajmia Jesse, ewidentnie próbując zmienić temat.
Prostuję się. Osiągnął swój cel.
Dan?
Tak.
Rozmawiałeś z nim?
Spogląda na mnie z powątpiewaniem.
Nie mogłem pozwolić, żeby ciągle wydzwaniał, zacząłby się o ciebie
martwić. Dlaczego masz hasło w komórce?
Śmieję się w duchu. Ciekawe, ile kombinacji wypróbował, zanim je złamał?
Mimo to zdołałeś odebrać. Co powiedziałeś mojemu bratu? W moim
głosie słychać nutę paniki. Dan od razu zadzwoni do mamy, a ja nie mam
najmniejszej ochoty się przed nią tłumaczyć.
Nie powiedziałem mu, co się stało. Nie chcę, żeby twoja rodzina myślała,
że nie potrafię się o ciebie zatroszczyć. Mówił, że mieliście się spotkać.
Patrzy na mnie z wyrzutem, jak gdybym popełniła poważne wykroczenie, nie
mówiąc mu o swoich planach, choć to przecież jeszcze nic pewnego.
Powiedziałeś mu, że z tobą mieszkam, prawda? Ściągam wargi.
Tak. W jego głosie nie słychać nawet cienia skruchy.
Mam ochotę go zamordować!
Jesse, coś ty narobił? Z rezygnacją opieram głowę na jego ramieniu.
Hej, popatrz na mnie. W jego głosie znów słychać gniew. Dzwigam
głowę z jego ramienia i spoglądam na niego z udręką. Na jego czole pojawia się
zmarszczka. Nie sądzisz, żeby mógłby zacząć się martwić? Pogódz się z tym,
Avo. Przyciąga mnie do piersi, serce bije mu jak szalone. Idę pobiegać. Ty
wez prysznic. Po drodze kupię coś do jedzenia.
Nie możesz zostać? pytam z nosem w jego torsie. Nie chcę zostać sama.
Nie. Pomaga mi wstać i popycha w stronę łazienki. Pod prysznic.
Włącza wodę i zostawia mnie, urażoną i zmartwioną. On nigdy nie chce się ze
mną rozstawać.
Rozdział 15
Kilka godzin pózniej wchodzę do kuchni i zastaję Jessego z palcem w słoiku
masła orzechowego. Wciąż ma na sobie strój do biegania. Krzywię się z
obrzydzeniem, gdy podnosi wzrok i posyła mi niewyrazny uśmiech, który nie
sięga oczu.
Cappuccino z dodatkowym espresso, bez czekolady. Wyciąga w moją
stronę kubek ze Starbucksa, który przyjmuję z wdzięcznością. Przyniosłem ci
coś do jedzenia wzrusza ramionami. Nie mieli bajgli z łososiem.
Dziękuję. Uśmiecham się i siadam obok niego.
Mam nadzieję, że masz koronkową bieliznę pod tymi workowatymi
ciuchami. Wskazuje mnie głową, wtykając palec do ust.
Zerkam na moje wystrzępione dżinsy i kusy T-shirt z Jimim Hendriksem i
uśmiecham się.
Owszem. Zadzieram koszulkę, żeby pokazać mu kremowy stanik z
koronki, a on kiwa głową z aprobatą. Myślałam, że przyniosłeś mi kolację.
Przyciągam najbliższą papierową torbę, w której znajduję croissanta. Od razu
zatapiam w nim zęby.
Ponieważ przespałaś prawie cały dzień, w zasadzie jest to śniadanie.
Uśmiecha się blado. Co masz ochotę robić wieczorem?
Mogę zdecydować? pytam z buzią pełną rogalika.
Przekrzywia głowę na bok.
Już ci mówiłem, od czasu do czasu muszę ci pozwolić postawić na swoim.
Strąca jakiś okruszek z kącika moich ust. Jestem całym sercem za
równowagą w związku.
Wybucham śmiechem i dostaję ataku kaszlu. Przyciskam rękę do ust, żeby
nie wypadł z niej na wpół przeżuty croissant. Równowaga w związku? Ten
mężczyzna jest obłąkany.
Powiedziałem coś zabawnego?
Nie, nic, wpadło nie do tej dziurki co trzeba. Pokasłuję jeszcze przez
chwilę, a on, niech Bóg ma go w swojej opiece, zaczyna głaskać mnie po
plecach. Gdy wreszcie dochodzę do siebie, rozlega się dzwonek domofonu i
Jesse idzie odebrać.
Tak, Clive, wyślij go na górę. Odkłada słuchawkę. To Jay mruczy,
nie patrząc na mnie.
Jay? Kto to jest Jay?
Bramkarz. Przyniósł nagranie z monitoringu w klubie. Chowa masło
orzechowe do lodówki i wychodzi z kuchni.
Cholera jasna! Nagranie, na którym rozmawiam z Mattem? Robi mi się
niedobrze.
Słyszę stłumione głosy i chwilę pózniej Jesse wraca do kuchni razem z
Jayem. Bramkarz wita mnie uśmieszkiem, który sugeruje, że oglądał już
nagranie i wie, co się zaraz wydarzy.
Tak, zaraz zwymiotuję. Zeskakuję ze stołka i ruszam do wyjścia.
Dokąd idziesz? pyta mnie Jesse.
Nie odwracam się. Na mojej twarzy maluje się kompletna panika.
Do łazienki wołam, zostawiając Jessego i Jaya w kuchni. Gdy tylko
znikam im z oczu, puszczam się pędem po schodach i zamykam w łazience,
gdzie nie zagraża mi nadciągająca burza. Powinnam była się domyślić, że tak
tego nie zostawi. Powinnam była wiedzieć, że postanowi odnalezć winowajcę.
O Boże, ale kanał. Siadam na sedesie, wstaję, chodzę w kółko po łazience, a
potem ktoś porusza klamką.
Avo?
Staję w miejscu, wpatrując się w drzwi.
Tak? pytam piskliwym, nerwowym głosem. Nerwy mam napięte jak
postronki.
Co się dzieje, skarbie? Dobrze się czujesz?
Może powinnam zaprzeczyć, udać, że jestem chora, żebym mogła zostać w
łazience.
Tak. Zaraz zejdę na dół. Przyznanie, że zle się czuję, byłoby głupotą.
Wyważyłby drzwi, żeby się mną zająć.
Dlaczego drzwi są zamknięte?
Zamknęłam je nieświadomie. Robię siusiu. Wzdrygam się. Dobrze, że
oddziela nas solidna deska, bo właśnie nawijam włosy na palec.
Tylko nie siedz za długo.
Dobrze. Słyszę jego długie, równe kroki, gdy wychodzi z sypialni.
Ogarnia mnie panika. Świruję ze strachu, choć sama nie wiem czemu. Nie
umawiałam się przecież z Mattem. To było przypadkowe spotkanie, to
wszystko. A niech to! Dlaczego on musi być tak cholernie nieustępliwy? Dla-
czego nie może zapomnieć o całej sprawie, zamiast kazać bramkarzowi
podprowadzić nagranie z monitoringu? Powinnam zejść na dół i je zniszczyć.
Szarpnięciem otwieram drzwi i zdecydowanym krokiem wychodzę z sypialni
na korytarz. Jesse zdecydowanie przesadził. Przystaję w pół kroku, gdy w moim
polu widzenia pojawia się gigantyczny, płaski telewizor. Ekran podświetla się
jak w kinie, podkreślając każdy szczegół, który wydaje się przez to ogromny.
Ale to nie kino. Obraz jest zamazany i skacze. Jay zaczyna przewijać nagranie
do przodu, ludzie śmigający po klubie, błyski świateł, to wszystko sprawia
bardzo chaotyczne wrażenie. I wtedy zauważam siebie, siedzącą przy stole ze
znajomymi.
Zwolnij rozkazuje Jesse i Jay puszcza nagranie w normalnym tempie.
I zostaw.
Siadam na najwyższym stopniu i oglądam w telewizorze swój wieczór.
Przez dłuższy czas nie dzieje się nic ciekawego. Patrzę, jak Tom rzuca się na
blat i łapie moją rękę. Patrzę, jak Victoria zostawia nas, żeby spotkać się ze
swoim nowym facetem, a potem Kate wstaje od stolika, a ja wiem aż nadto
dobrze, co się teraz wydarzy. Modlę się w duchu, żeby telewizor wybuchł, ale
nic z tego. Tom odchodzi i wtedy pojawia się Matt. Cała sztywnieję i widzę, że
Jesse unosi barki aż do uszu. Matt stoi odwrócony plecami do kamery, ale to na
pewno on. Nie zdołałabym zamydlić Jessemu oczu.
Zatrzymaj poleca krótko Jesse, podchodząc do telewizora, żeby
przyjrzeć mu się z bliska. Kiwa głową z namysłem. Puść dalej.
Jay włącza nagranie, a Jesse cofa się o kilka kroków. Mam przechlapane.
Siedzę na najwyższym stopniu i przypominam sobie, co się stało ostatnim
razem, kiedy Jesse dowiedział się o moim spotkaniu z Mattem. Nie chcę
przeżyć powtórki. Dlaczego tego nie przewidziałam? Patrzę, jak zeskakuję ze
stołka i kucam, żeby razem z Tomem pozbierać rozrzuconą zawartość mojej
torebki.
Chcę to obejrzeć z drugiej strony mówi Jesse.
Potrzebne by było nagranie z drugiej kamery odpowiada szybko Jay.
Zdobądz je. Widziałeś, jak z nim rozmawiała?
Ward, robię, co mogę, ale jeśli muszę wywalić jakiegoś pijanego palanta
albo rozdzielić bijące się panienki, nie mogę jej pilnować.
Kręcę głową z niedowierzaniem. Niedługo załatwi mi ochroniarza. To jakiś
absurd.
Nie potrzebuję, żeby ktoś mnie pilnował cedzę przez zęby. Obaj
odwracają głowy w moją stronę. Jay wydaje się skrępowany, a Jesse sztywny i
pobudzony, zapada nieprzyjemne milczenie. Bezwiednie obejmuję się ramio-
nami i siadam. Jesse przygląda mi się badawczo.
Czy w którymś momencie zostawiłaś swojego drinka bez opieki? pyta
Jay.
Jestem w szoku.
Nie.
Kiedy poczułaś się dziwnie? włącza się Jesse, krzyżując ramiona na
piersi.
Zachwiałam się lekko przy barze, ale uznałam, że to przez wysokie
obcasy.
Rozmawiałaś z kimś przy barze?
O cholera! Mam skłamać? Widziałam już reakcję Jessego, gdy podrywał
mnie jakiś facet, i nie było to przyjemne. Jasny gwint! Zerkam nerwowo na
Jaya. Wie, nad czym się zastanawiam.
Ciemne oczy Jessego wpatrują się we mnie ostrzegawczo, jego klatka
piersiowa unosi się i opada, ręce ma wciąż skrzyżowane.
Odpowiedz na pytanie, Avo mówi spokojnie, choć wiem, że to pozory.
Jakiś facet przy barze zaproponował mi drinka. Odmówiłam wyrzucam z
siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię, ale Jesse sam to odkryje, gdy skończy
oglądać nagranie, więc równie dobrze mogę być z nim szczera. Nic się nie
stało. Odeszłam od baru i wróciłam do Kate. Próbuję zbagatelizować całe
zajście, zanim Jesse zacznie świrować.
Przestań powtarzać, że nic się nie stało! wrzeszczy.
Podskakuję i niechętnie podnoszę na niego wzrok, na szyi wystąpiły mu
tętnice, mocno zaciska szczękę. Nagle coś na ekranie przykuwa moją uwagę
i spoglądam ponad ramieniem Jessego. Nie powinnam była tego robić.
Powinnam była to zignorować i może wtedy Jesse by to przeoczył. Krew
krzepnie mi w żyłach. Przy barze stoi wysoki mężczyzna w garniturze. Już za
pózno, Jesse obraca się w stronę ekranu, żeby sprawdzić, co przykuło moją
uwagę, Jay również.
W milczeniu patrzymy, jak mężczyzna znika z ekranu, kiedy ja wstaję,
żeby podejść do baru. Potem pojawia się napakowany typek z kucykiem, ja
upuszczam drobne i zbieram je z podłogi, po czym zataczam się i wracam do
stolika. Mężczyzna znów pojawia się na ekranie. Mrużę oczy, żeby mu się
lepiej przyjrzeć. Czy to on? Na to wygląda, ale przecież napisał mi, że jest w
Danii.
Widzę kątem oka, jak Jesse się wzdryga, najwyrazniej myśli o tym
samym co ja. Słyszę jego ciężki oddech, ale jestem zbyt pochłonięta tym, co
!
widzę, żeby na niego spojrzeć. Wiem, że zaraz wpadnie w szał. On też
myśli, że to Mikael. Ale nie wie, że Mikael powinien być w Danii. A może
wie?
Przewijamy nagranie aż do momentu, gdy wchodzi Sam, a ja wstaję od
stolika. Potem w dolnym rogu ekranu pojawia się Jesse, a ja zwalam się na
podłogę. Ludzie zbiegają się wokół mojego bezwładnego ciała, zasłaniając je
przed moim wzrokiem.
Przez bardzo długą, krępującą chwilę nikt nic nie mówi. Spoglądam na
Jessego, który przygląda mi się uważnie. Jego mroczne spojrzenie napawa
mnie niepokojem, do oczu napływają mi łzy. Powinnam im powiedzieć o
esemesie? Jesse już teraz ma chęć mordu w oczach. Czy mam rozwścieczyć
go jeszcze bardziej?
Jay chrząka.
Wystarczy?
Tak odpowiada Jesse, nie odrywając ode mnie wzroku. Jest dla mnie
jasne, że pojawienie się Jessego w klubie było najlepszą rzeczą, jaka mogła
się wydarzyć.
W takim razie pójdę już. Jay wstaje i wyjmuje płytkę z odtwarzacza.
Sam znajdę wyjście.
Wbijam wzrok we własne stopy. Mogło być znacznie gorzej. Jesse z
pewnością zarzuci mi brak szczerości i zatajenie spotkania z Mattem, ale nie
może mieć o to pretensji. Po co miałabym mu o tym mówić z własnej woli? Nie
jestem kompletną idiotką. No cóż, chyba jednak jestem. Nigdy nie pomyślałam
o nagraniu z monitoringu, a już na pewno nie przyszło mi do głowy, że Jesse
zechce się bawić w detektywa Poirot.
Nie wspominałaś wcześniej o spotkaniu z Mattem. Jego spokojny ton
mnie nie zwiedzie, ale czemu skupił się na tym, zamiast na znacznie
ważniejszej kwestii... wysokim, eleganckim mężczyznie przy barze? Wiem, że
on też uważa, że to Mikael.
Unoszę nerwowo ramiona, ale nie patrzę na niego. Wiem, że jest wściekły,
nie potrzebuję potwierdzenia. To chyba jasne, dlaczego nie wspomniałam o
spotkaniu z Mattem.
Nie chciałam cię zmartwić.
Zmartwić? pyta zaskoczonym głosem.
Okej, nie chciałam cię wkurzyć. Podnoszę na niego wzrok i widzę
zupełnie obojętny wyraz twarzy. Jestem zdziwiona, bo spodziewałam się
wściekłości. To było przypadkowe spotkanie.
Ale rozmawialiście przez kilka minut. O czym?
Przeprosił mnie.
I zajęło mu to kilka minut? Jesse unosi brwi. Ma rację, przeprosiny nie
trwają nawet dwóch sekund, ale nie pamiętam każdego szczegółu naszej
rozmowy. Mówiłem ci, żebyś się z nim więcej nie spotykała.
Wytrzeszczam oczy.
Jesse, ja tego nie planowałam. Mówiłam ci już, to był przypadek. Co
jego zdaniem miałam zrobić? Wyjść z klubu? Chciałam się dowiedzieć, skąd
o tobie wie.
Obchodzi cię to? Stara się pohamować złość. Widzę to.
Nie.
Przygląda mi się, gryząc dolną wargę. Czuję się winna i nie wiem dlaczego.
Nie zrobiłam nic złego. Nie krzyczy na mnie, ale jest wyraznie niezadowolony.
Co mam zrobić? Wiem, że też podejrzewa Mikaela, ale chyba nie może złościć
się na mnie z tego powodu, bo nawet nie wiedziałam, że tam był o ile to w
ogóle był on.
Więc daj temu spokój. Przechodzi przez salon i rusza po schodach w
górę. Idę wziąć prysznic. Mija mnie, a siedzę na najwyższym stopniu,
oszołomiona jego pozornym spokojem. Chyba wolałabym, żeby dał upust
kotłującej się w nim złości. Przynajmniej wiedziałabym, na czym stoję. Wstaję
i idę do sypialni. Muszę ustalić, co się właściwie dzieje w tym jego
skomplikowanym umyśle. Wiem, że jest wściekły, więc dlaczego nie wpada w
szał? Wolałabym już, żeby wybuchł i oczyścił atmosferę. Czuję się tak, jak
gdybym unosiła się nad guzikiem detonatora. Wchodzę do sypialni i skradam
się do łazienki. Jesse bierze prysznic. Nawet w tej chwili pociąga mnie ta
przystojna postać, która stoi przede mną, trzęsąc się ze złości. Jest wzburzony,
ale panuje nad sobą.
Proszę, ochrzań mnie i miejmy to już z głowy. Siadam na blacie i kładę
ręce na kolanach. Po raz pierwszy od przebudzenia zauważam, że nie mam na
palcu pierścionka zaręczynowego. To on go zdjął? Czuję się tak, jak gdyby ktoś
wbił mi nóż w serce. Nie podoba mi się to, nic a nic.
Jesse nie odzywa się nawet słowem. Spłukuje mydło, wychodzi spod
prysznica i wyciera się ręcznikiem. Idzie do sypialni, a ja dalej siedzę na blacie,
wodząc wzrokiem po łazience. Zżera mnie niepewność. Zeskakuję na podłogę i
wchodzę nerwowo do sypialni.
Jesse?
Kompletnie mnie ignorując, znika w garderobie, skąd wychodzi chwilę
pózniej w spłowiałych dżinsach. Widzę, jak grają mu mięśnie szczęki,
zapanowanie nad targającymi nim emocjami wymaga od niego ogromnego
wysiłku. Nigdy nie sądziłam, że będę chciała, żeby stracił panowanie nad sobą.
I dokąd on się wybiera?
Wciąga przez głowę szarą koszulkę i wraca do łazienki, a ja stoję na środku
pokoju, zastanawiając się, co mam, u licha, zrobić. Gdy idę za nim, myje
właśnie zęby. Zerka na mnie w lustrze. Czuję niepokój... skrępowanie.
Proszę, porozmawiaj ze mną.
Kończy szczotkować zęby, ochlapuje twarz wodą, a potem opiera się rękami
o brzeg blatu i robi kilka głębokich oddechów. Przygotowuję się na wybuch, ale
ten nie następuje. Jesse mija mnie i wraca do sypialni. Drepczę za nim jak
potępiona dusza.
Dokąd idziesz? pytam, gdy idzie w stronę drzwi.
Przystaje i dopiero po chwili zwraca ku mnie mroczne, znękane spojrzenie.
Muszę coś załatwić w Rezydencji. Jego głos jest wyprany z emocji,
podczas gdy ja jestem bliska łez. Jestem przerażona.
Myślałam, że spędzimy wieczór wspólnie przypominam mu desperacko.
Coś mi wypadło burczy i odwraca się do wyjścia.
Jesteś na mnie wściekły wołam rozpaczliwie. Nie chcę, żeby wyszedł.
Normalnie nalegałby, żebym pojechała razem z nim, a ja stanęłabym okoniem,
ale tym razem chcę jechać.
Kręci głową i opuszcza ją nieznacznie, ale nie odwraca się do mnie. Muszę
zobaczyć jego twarz. Wychodzi z sypialni, a ja osuwam się na podłogę i
wybucham płaczem. Czuję się bezradna i wybrakowana. Cierpię, bo chciałam
mieć ostatnie słowo, uparłam się wyjść do miasta i coś mu udowodnić.
Udowodniłam tylko to, że bez niego jestem kompletnie zagubiona.
Dzwigam się z podłogi, dowlekam do łóżka, padam na nie i odszukuję
miejsce, które pachnie nim najmocniej. To tylko nędzna namiastka. Tylko on
może to wszystko naprawić. A najgorsze jest to, że wiem, dokąd poszedł, kto
tam będzie, i co będzie robił. Co ja mam zrobić? Jestem w rozsypce, twarz mam
spuchniętą i mokrą od łez, a głowa boli mnie od natłoku niepokojących myśli.
Czy otworzy butelkę wódki? Wiem, że jeśli to zrobi, szybko go nie zobaczę, nie
chcę go widzieć w takim stanie. Nie chcę mieć nic do czynienia z tym wrakiem
człowieka, jakim staje się po pijaku. Tego mężczyzny nie chcę znać.
Siadam na łóżku, bo nagle coś mi się przypomniało. Nie ma go tu, a ja...
jestem sama. Zrywam się na równe nogi i biegnę do łazienki, otwieram szafkę
na kosmetyki i wpatruję się w niezliczone butelki, pudełka i tubki. Roz-
poczynam poszukiwania od przesunięcia zawartości szafki na bok, ale trzęsą mi
się ręce i przewracam przy tym buteleczki. Z ust wyrywa mi się okrzyk
frustracji, w przypływie wściekłości rozrzucam buteleczki po całej podłodze.
Co ja sobie wyobrażałam? Nie jest aż tak głupi, żeby schować je w takim
oczywistym miejscu. Wychodzę z łazienki, biegnę do garderoby i sprawdzam
kieszenie jego marynarek, zewnętrzne i wewnętrzne, obracam buty do góry
dnem i przeszukuję sterty równo złożonych koszulek. Nadal nic, ale nie
poddaję się. Moje pigułki znikają w tajemniczy sposób, odkąd poznałam tego
mężczyznę. Co on próbuje osiągnąć?
Osuwam się na podłogę garderoby, ocieram łzy, które nie chcą przestać
płynąć, i zaczynam przeszukiwać kieszenie dżinsów, gorączkowo rozrzucając
ubrania po całej garderobie, ale nie udaje mi się nic znalezć. Gdy zrywam z
wieszaka jedną z marynarek, wypada z niej woreczek ze złotej satyny, a jego
zawartość wysypuje się na podłogę.
Prezerwatywy.
Nie są nam potrzebne .
On naprawdę chce, żebym zaszła w ciążę! Jasny gwint!
Biegam po całym apartamencie jak szalona, zaglądając do każdej szuflady i
szafki, wszędzie, gdzie mógłby schować
pigułki, ale godzinę pózniej wciąż nie udało mi się ich znalezć. Zastygam,
słysząc z oddali dzwonek swojej komórki, ale urywa się, gdy ruszam w jego
stronę.
Cholera! przeklinam pod nosem, ale zaraz potem rozlega się sygnał
nadchodzącej wiadomości, który doprowadza mnie do fotela, gdzie wcześniej
siedział Jesse. Wsadzam rękę w głąb siedzenia i odnajduję moją komórkę.
Nieodebrane połączenie od mamy. O Boże, czy Dan już się z nią skontaktował?
Naprawdę nie mogę z nią teraz rozmawiać. To przykra myśl, ale sama nie
wiem, na czym stoję, więc jak miałabym się jej tłumaczyć. Serce zamiera mi w
piersi, gdy widzę, że esemes wysłał John.
Nic mu nie jest, ale chyba powinnaś przyjechać .
Pierwsza część wiadomości poprawia mi humor, ale druga skutecznie go
psuje. Chyba powinnam przyjechać? Czy John stara się wydrzeć Jessemu z rąk
butelkę wódki? Wbiegam na górę i wpadam do łazienki, żeby umyć twarz i
doprowadzić się do porządku. To na nic, wyglądam na zapłakaną i nie ukryje
tego żadna ilość makijażu ani mycie. Odnajduję kluczyki do samochodu i
biegnę na parking.
Docieram do Rezydencji w rekordowym tempie i wcale nie jestem
zaskoczona, gdy brama otwiera się, gdy tylko przed nią staję. John musi na
mnie czekać. Szybko maszeruję przez podjazd, rozpaczliwie pragnąc się przy
nim znalezć. Drzwi Rezydencji są otwarte, więc pokonuję biegiem hol,
ignorując gwar dobiegający z baru i ogrodu zimowego. Jestem pewna, że
napotkałabym tam wiele niechętnych spojrzeń, ale nie mam czasu ani ochoty
narażać się na niechęć bywalczyń.
Gdy zbliżam się do drzwi gabinetu Jessego, podskakuję, słysząc głośny
trzask. Co to było, do diabła? Aapię klamkę i oglądam się za siebie, ale korytarz
jest pusty. Przekręcam klamkę i popycham drzwi.
Ava! Tubalny głos Johna niesie się korytarzem, zatrzymując mnie w pół
kroku, ale nigdzie go nie widzę. A to skurczybyk! Avo, zaczekaj!
Dostrzegam go, zbliża się do mnie z szybkością, o jaką nie podejrzewałabym
tak zwalistego mężczyzny. W przeciwsłonecznych okularach na nosie, mknie
ku mnie niczym parowóz. Jezu, kobieto, nie wchodz tam!
Wpatruję się w pędzącą ku mnie oszalałą bestię i podskakuję, gdy powietrze
przeszywa kolejne trzaśnięcie. Ignoruję dudniący głos Johna i skupiam uwagę
na gabinecie Jessego. Co to było? Popycham drzwi nieco mocniej i moim
oczom ukazuje się cały pokój. Dławię się.
O Jezu Chryste!
Rozdział 16
Zataczam się do tyłu, serce zamiera mi w piersi na kilka sekund. Co tu się
dzieje, do cholery?
Nie! John wpada na mnie i łapie w pasie.
Jak odrętwiała wpatruję się w ohydę przed sobą, a potem mocuję się z
niewiarygodnie silnym Johnem, który próbuje wywlec mnie z gabinetu. Nie
wiem jak, może za sprawą adrenaliny, udaje mi się wyrwać i wpaść do pokoju
w chwili, w której Sarah unosi bat i opuszcza go z trzaskiem na plecy Jessego.
Żołądek podchodzi mi do gardła, czuję na ramieniu ciepłą dłoń Johna.
Avo, kochanie mówi John tak miękko, jak nigdy przedtem nie musisz
na to patrzeć.
Strącam jego rękę i wstaję, próbując nadać sens rozgrywającej się przede
mną scenie. To trudne, choć czas zwolnił bieg i dostrzegam wyraznie każdy,
najdrobniejszy szczegół. Jesse, nagi od pasa w górę, klęczy na podłodze ze
zwieszoną głową. Nawet nie podniósł na mnie wzroku. Sarah stoi za nim,
ubrana w czarne skórzane spodnie, skórzany gorset i skórzane buty za kolana.
Wygląda równie odrażająco, jak bicz w jej ręku.
Nie mogę się mszyć. Stoję jak wmurowana. Nogi mi się trzęsą, serce chce
wyskoczyć z piersi, nie jestem w stanie otworzyć ust. Co tu się dzieje?
Sarah spogląda na mnie z głęboką satysfakcją, powoli unosi bicz. Mam
ochotę wrzasnąć, kazać jej przestać, ale zaschło mi w gardle, a język nie
odpowiada na polecenia mózgu. Jej odęte usteczka wykrzywia grymas
zadowolenia, z radością poddaje Jessego tej odrażającej torturze, tym bardziej
że ja muszę być tego świadkiem. Po raz kolejny opuszcza ze świstem bat na
jego nagie plecy, a on wygina je w łuk i odrzuca głowę do tyłu, ale nie wydaje z
siebie żadnego dzwięku.
Głośny okrzyk odbijający się echem od ścian pokoju należy do mnie.
Jesse podrywa głowę, gdy mój okrzyk dociera do jego uszu. Znów mocuję
się z Johnem, któremu udało się mnie złapać.
Puść mnie! Stawiam coraz zacieklejszy opór, szamoczę się w jego
uścisku, drapię i młócę rękami.
Ava? Słaby, złamany głos Jessego sprawia, że nieruchomieję. Odwraca
głowę w moją stronę.
Z ust wyrywa mi się rozpaczliwy okrzyk, gdy napotykam jego puste,
zaszklone spojrzenie. Wygląda, jak gdyby stracił kontakt z rzeczywistością.
Sprawia wrażenie odurzonego. Próbuje wstać, ale zatacza się lekko do przodu,
kompletnie zdezorientowany. Mój wzrok pada na jego plecy, poprzecinane
przynajmniej dziesięcioma zaognionymi pręgami, które wzbierają kropelkami
krwi.
Jest mi niedobrze. Targają mną mdłości. Sarah po raz kolejny unosi bat,
słyszę jak z oddali głos Johna wykrzykujący jej imię. Kolana uginają się pode
mną i osuwam się na podłogę u stóp Johna.
Ava? Jesse zdołał utrzymać się na nogach, ale wciąż się chwieje.
Potrząsa głową, jak gdyby próbował oprzytomnieć, zmieszanie na jego twarzy
ustępuje zgrozie. Jezu, nie! Na jego przystojnej twarzy maluje się
przerażenie. Nawet głos mu się załamuje. Chce ruszyć przed siebie, ale Sarah
łapie go za ramię. Odpieprz się! ryczy, odpychając ją. Ava, skarbie. Co ty
tu robisz? Rzuca się naprzód i pada przede mną na kolana, ujmuje moją twarz
w dłonie i zagląda mi w oczy.
Ledwo go widzę przez łzy. Nie mogę wydobyć z siebie głosu. Kręcę
gorączkowo głową, usiłując wymazać z pamięci to, czego właśnie byłam
świadkiem. Czy to jakiś koszmar? W ogóle się przed nią nie bronił. Klęczał,
czekając na ciosy jak w transie. Odpycham go od siebie i dzwigam się z trudem.
Avo, proszę błaga, gdy odpycham od siebie jego dłonie. Muszę się stąd
wydostać.
Odwracam się, odtrącam Johna na bok i pędzę na oślep korytarzem, aż do
ogromnego ogrodu zimowego. Gdy przebiegam przez salę, słyszę jak przez
mgłę zszokowane okrzyki, a gdy się odwracam, dostrzegam ścigających mnie
Jessego i Johna. Przyciskam dłoń do ust, bo żółć podchodzi mi do gardła. O
Boże, zaraz zwymiotuję. Wpadam do łazienki, zatrzaskuję za sobą drzwi
kabiny, w ostatniej chwili pochylam się nad muszlą i oddaję zawartość żołądka,
targana głośnymi, bolesnymi spazmami. Twarz mam mokrą od potu i łez.
Trafiłam do najniższego kręgu piekieł.
Drzwi damskiej łazienki walą z głośnym hukiem o wykafelkowaną ścianę.
Ava! Jesse dobija się do drzwi kabiny za moimi plecami, czuję, jak
wzbiera we mnie kolejna fala gwałtownych mdłości. Ava, otwórz drzwi!
Z powodu wymiotów nie byłabym w stanie odpowiedzieć, nawet gdybym
chciała. Co, do diabła, mam mu powiedzieć? Właśnie byłam świadkiem chłosty
wymierzonej mu przez kobietę, której nienawidzę, kobietę, która pragnie jego i
nienawidzi mnie. Moja wyobraznia nie jest w stanie ogarnąć takiej
bezduszności. Znów wymiotuję, a potem szukam papieru toaletowego, żeby
otrzeć usta. Zza moich pleców wciąż słychać walenie w drzwi.
Proszę błaga Jesse i zza drzwi rozlega się głuche łup . Wiem, że walnął
o nie czołem. Avo, proszę, otwórz drzwi.
Jego błagalny ton sprawia, że znów zalewam się łzami. Nie mogę przecież
spojrzeć w oczy mężczyznie, którego kocham, gdy wiem, że zrobił sobie coś
takiego.
Kto ją wpuścił? pyta z wściekłością, waląc pięścią w drzwi. Kurwa!
Kto ją tu wpuścił, pytam?
Jesse, to nie ja. Nigdy bym jej nie wpuścił. Niski głos Johna brzmi
kojąco. Mam ochotę stanąć w jego obronie. To nie on mnie wpuścił. Jego
przerażony głos, próby powstrzymania mnie przed wejściem do gabinetu
Jessego, to wszystko dowodzi, że to nie on wysłał mi esemes. To nie on
otworzył bramę. Znowu to zrobiła. Nie doceniłam nienawiści, jaką do mnie
żywi. Udało jej się mnie zaszokować, to muszę jej przyznać, ale nie zmienia to
faktu, że Jesse aktywnie, z własnej woli brał udział w tym odrażającym akcie.
Dlaczego?
Co tu się dzieje? Znajomy głos Kate daje mi nadzieję na ucieczkę z tego
koszmaru. O żesz! Jesse, co ci się stało z plecami?
Nic! warczy Jesse.
Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób. Gdzie Ava? Co tu się dzieje, do
diabła? Ava? Woła mnie po imieniu, a ja rozpaczliwie pragnę jej
odpowiedzieć, ale wiem, że jeśli otworzę drzwi, Jesse wedrze się do środka.
Nie mogę na niego spojrzeć.
Jest w środku. Nie chce wyjść. Avo? woła. Proszę, Kate, wyciągnij ją
stamtąd. Znów łomocze do drzwi. W jego rozgorączkowanym głosie
pobrzmiewa desperacja.
Hej! Wyjaśnij mi, dlaczego się tam zamknęła i dlaczego krwawisz jak
zarzynane prosię? pyta gniewnie Kate.
Ava zobaczyła coś, co nie było przeznaczone dla jej oczu. Wpadła w
panikę. Muszę z nią porozmawiać. Z trudem wymawia słowa, oddycha
ciężko.
Mam ochotę wy wrzeszczeć im, dlaczego wpadłam w panikę, ale targa mną
kolejna seria mdłości.
Jeśli ją wydymałeś, Jesse, pożałujesz! krzyczy Kate. Avo?
Wydymał mnie jak się patrzy, ale nie tak, jak ona myśli. Jest gorzej.
Znacznie gorzej.
Nie! broni się Jesse. To nie tak!
Więc jak? Ona tam wymiotuje. Avo? Kate delikatnie stuka pięścią w
drzwi. Avo, daj spokój. Otwórz drzwi.
Ava! wrzeszczy jak opętany Jesse.
Jesse, po prostu wyjdz! krzyczy Kate.
Nie!
Ona nie wyjdzie stamtąd, dopóki tu jesteś. Hej, wielkoludzie. Wyprowadz
go stąd.
Jesse? grzmi John, a ja modlę się w duchu, żeby Jesse posłuchał go i
wyszedł z łazienki. Nie wyjdę z kabiny, dopóki on tu jest. Trzeba to opatrzyć,
ty durny sukinsynu.
Siedzę z głową ukrytą w dłoniach, słuchając, jak Kate i John usiłują
wywabić Jessego z łazienki. Wreszcie drzwi się otwierają, zamykają, a potem
Kate puka lekko w drzwi kabiny.
Avo, już sobie poszedł zapewnia mnie przez drzwi. Podnoszę się i
odsuwam zamek, żeby wpuścić przyjaciółkę do kabiny. Przeciska się przez
wąską szparę w drzwiach i krzywi na widok zarzyganego sedesu. Co tu się
dzieje, do cholery? Kuca naprzeciwko mnie, tak że stykamy się kolanami. Nie
przestając szlochać, robię kilka kontrolowanych oddechów, żeby ustabilizować
struny głosowe.
Kazał się wychłostać. Dzwięk tych słów sprawia, że znów nachylam się
nad muszlą, ale dławię się tylko, bo nie mam już czym wymiotować. Kate
głaszcze mnie po plecach.
Co takiego?
Odpycham się od sedesu i widzę, że Kate zbiera szczękę z podłogi. Kto by
pomyślał? Ale widziałam dowody, wyrazne i niezbite, na całych plecach
Jessego. Przyłapałam ich z Sarah, jak go chłostała.
Kate wytrzeszcza oczy.
Ta wredna suka?
Tak. Kiwam głową na wypadek, gdyby mnie nie usłyszała. On
klęczał, Kate, jak jakiś uległy niewolnik. Azy znów zaczynają płynąć, przed
oczyma mam mojego silnego, pewnego siebie mężczyznę, który zostaje podda-
ny chłoście.
O cholera! Kate kładzie mi dłoń na kolanie. Avo, jego plecy są w
strasznym stanie.
Wiem! wołam. Widziałam! To nie była żadna perwersyjna gra. Nie
było w tym elementu przyjemności. A przynajmniej ze strony Jessego. W
przypadku Sarah nie byłabym tego taka pewna. Jesse chciał cierpieć. Znów tar-
gają mną mdłości. Kate, muszę się stąd wydostać. On mi nie pozwoli. Wiem,
że nie pozwoli mi odjechać.
Na jej bladej, ładnej twarzyczce odmalowuje się determinacje, Kate wstaje.
Zaczekaj tu.
Dokąd idziesz? W moim głosie słychać panikę. Wtargnie tu, gdy tylko
Kate wyjdzie. Jestem tego pewna.
John zabrał Jessego do biura. Ale na wszelki wypadek sprawdzę.
Otwiera drzwi i mija moje bezwładne ciało.
Wstrzymuję oddech, spodziewając się zamieszania, ale nic się nie dzieje.
Drzwi otwierają się i zamykają, a potem zapada cisza. Jestem sama. Wstaję, ale
nogi trzęsą się pode mną, gdy próbuję wytrzeć muszlę papierem. A potem
drzwi łazienki otwierają się i zamieram, wstrzymując oddech.
Ava? szepcze Kate, pukając cicho w drzwi kabiny. Jesse jest w swoim
gabinecie z Johnem. Samuel otworzy bramę.
Otwieram drzwi, a Kate wyciąga mnie z kabiny i wlecze w stronę drzwi.
Kątem oka łowię swoje odbicie w lustrze. Wyglądam tragicznie.
Zaczekaj, muszę się umyć. Wyrywam się Kate, podchodzę do umywalki
i nachylam się, żeby ochlapać twarz wodą i przepłukać usta.
Masz gumę do żucia. Kate wsuwa mi listek do ust.
Rozważam zalety alkoholu. Czy wolałabym zastać go pijanego? Tak, bez
wątpienia wolałabym stawić czoło tamtej żałosnej kreaturze, niż patrzeć, jak
poddaje się chłoście. On naprawdę ma skłonności autodestrukcyjne. Mój
smutek przeradza się w gniew, gdy przypominam sobie jego przesadną reakcję,
kiedy nabiłam sobie kilka siniaków podczas jazdy Margo Seniorką, i jego minę,
gdy zauważył moje posiniaczone ramię po scysji z łysym właścicielem jaguara.
Zanim zdążę oznajmić Kate, że zamierzam odszukać Jessego i zażądać od
niego wyjaśnień, on sam wpada spanikowany do łazienki. Jego spojrzenie nie
jest już zamglone, tors ma wilgotny, blond włosy pociemniałe od potu. Czuję na
sobie wzrok Kate, która zerka to na niego, to na mnie, usiłując ocenić sytuację.
Jesse rusza w moją stronę, a ja nawet nie próbuję go powstrzymać. Pochyla
się, bierze mnie na ręce i wychodzi z łazienki, kierując się w stronę swojego
gabinetu. Patrzy prosto przed siebie i idzie zdecydowanym krokiem przez ogród
zimowy, odprowadzany czujnymi spojrzeniami członków klubu, którzy wciąż
się tam kręcą, delektując się całym tym przedstawieniem. Wiem, że szepczą
między sobą i pokazują nas palcami. Azy napływają mi do oczu i ciekną po
pliczkach. Przeżywam istne katusze, jest mi niedobrze, i mam wrażenie, że
moje serce zostało przekrojone na pół.
Jesse kopniakiem zamyka za nami drzwi gabinetu, idzie prosto do kanapy i
siada na niej z grymasem bólu. Żołądek wywraca mi się na drugą stronę.
Obejmuje mnie ramionami i chowa głowę w mojej szyi. Milcząc, przyciska
mnie mocno do siebie, a ja próbuję zapanować nad spazmami, które wstrząsają
całym moim ciałem. Ale tej bitwy nie wygram.
Mój piękny mężczyzna ma poważne problemy z samym sobą, i właśnie gdy
myślałam już, że udało mi się go rozgryzć, zostałam oblana kubłem zimnej
wody. W ogóle go nie znam i z całą pewnością nie rozumiem.
Nie płacz, proszę. Jego stłumiony głos dociera do mnie przez
dzwonienie w uszach. To mnie dobija.
Dlaczego? pytam. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Tylko tego
chcę się dowiedzieć. Dlaczego to sobie zrobił?
Obiecałem ci, że już nigdy się nie napiję.
Co takiego?
Wolał znieść chłostę, niż się napić, bo obiecał mi, że tego nie zrobi.
Chciałeś się napić?
Chciałem zapomnieć.
Spójrz na mnie żądam, ale on nawet nie próbuje unieść głowy.
Cholera jasna, Jesse, spójrz na mnie! Uwalniam się z jego objęć, żeby złapać
go za głowę i podnieść ją, ale syczy z bólu, więc nieruchomieję. Trzy
mówię spokojnie, nie wiedząc, jak inaczej postąpić. Czuję, że tężeje, ale wciąż
nie chce na mnie popatrzeć. Dwa.
Co będzie, kiedy dojdziesz do zera? pyta cicho.
Wyjdę odpowiadam spokojnie.
Podrywa głowę do góry, a mnie z gardła wyrywa się szloch na widok jego
zamglonych zielonych oczu, wyzierającego z nich bólu, trzęsącej się brody.
Spogląda mi prosto w oczy w niemej prośbie.
Proszę, nie rób tego.
Resztki sił, które nie pozwalały mi się rozkleić, opuszczają mnie, gdy na
niego patrzę i go słucham. Biorę jego twarz w dłonie i całuję, ale wciąż nie
jestem dość blisko. Przysuwam się ostrożnie, siadam mu na kolanach, po czym
przyciągam go do siebie najbliżej, jak się da, starając się go nie urazić.
Powiedz mi, o czym chciałeś zapomnieć.
O tym, że cierpisz.
Nie rozumiem. Czy on myśli, że teraz nie cierpię? Wolałabym, żebyś
się napił.
Nieprawda. Mówi to z ponurym uśmiechem, od którego po plecach
przebiega mi nerwowy dreszcz. Odsuwam się i zaglądam mu w oczy.
Wolałabym zastać cię urżniętego w trupa, niż zobaczyć to, czego byłam
świadkiem.
Jesse spuszcza głowę ze wstydem.
Zaufaj mi, Avo, nie wolałabyś.
Zaufać ci? Jesse, czuję się zdradzona. Jeszcze się nawet nie
zastanawiałam, co zrobię Sarze, kiedy ją dorwę. Naznaczyła mojego
neurotycznego boga, a w miarę jak to do mnie dociera, ogarnia mnie coraz
większa złość. Wstaję mu z kolan i odpycham jego ręce, gdy próbuje mnie przy-
ciągnąć. Nigdzie nie wychodzę mówię trochę za ostro. Panika malująca się
na jego twarzy tylko wzmaga mój gniew. Zaczynam chodzić tam i z powrotem
po gabinecie, pukając paznokciem w zęby. Mój trudny mężczyzna, który wciąż
dostarcza mi nowych wyzwań, obserwuje mnie bacznie. Boże, strzeliłam przy
nim z paska w noc otwarcia Lusso. Siadam na sofie naprzeciw niego i chowam
bolącą głowę w dłoniach. Słyszę, jak kilka razy wciąga powietrze, jak gdyby
chciał coś powiedzieć. Wzdycham ze znużeniem, masując skronie.
Czy jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć?
Na przykład? pyta ostrożnie. Nie podoba mi się to, zresztą skąd, do
cholery, mam to wiedzieć? Załatwił mnie na amen tym miejscem, swoim
alkoholizmem, a teraz jeszcze to.
Nie wiem, ty mi powiedz. Z irytacją wyrzucam ręce w powietrze.
Rozpaczliwie pragnę go pocieszyć. Trzymanie się od niego na dystans jest
prawie równie bolesne jak przyglądanie się jego kazni. Dlaczego wolałabym
to niż pijanego Jessego?
Z zaciśniętą szczęką pochyla się lekko w przód, opiera łokcie na kolanach i
rozciera z namysłem skronie.
Picie i seks idą u mnie w parze.
Co to znaczy? pytam wysokim, rozdrażnionym tonem.
Avo, odziedziczyłem Rezydencję, gdy miałem dwadzieścia jeden lat.
Wyobrażasz sobie młodego chłopaka, otoczonego przez całą masę chętnych i
gotowych kobiet? Wygląda na zawstydzonego.
Mam w głowie gonitwę myśli. O tak, potrafię to sobie wyobrazić, i wcale
się nie dziwię, że kobiety były chętne i gotowe. Wciąż są.
Piłeś i bzykałeś?
Wypuszcza powietrze z płuc.
Tak, już przecież mówiłem: seks i alkohol idą u mnie w parze. Ale mam
już to wszystko za sobą. Nachyla się do przodu z grymasem bólu. Teraz
liczysz się tylko ty.
Wyciąga rękę nad stolikiem, który oddziela nas od siebie, ale odsuwam się.
Opuszcza rękę i wbija wzrok w podłogę. Wciąż nie rozumiem, dlaczego zgodził
się, żeby Sarah go wychłostała.
Więc nie napiłeś się, bo miałbyś ochotę na seks? Moje czoło musi
przypominać mapę drogową, bo nic z tego nie rozumiem.
Nie ufam sobie po alkoholu, Avo.
Boisz się, że rzucisz się na najbliższą kobietę?
Śmieje się nerwowo i przeczesuje włosy palcami.
Nie sądzę. Nie mógłbym ci tego zrobić.
Nie sądzisz? Jestem w szoku.
Nie chcę ryzykować, Avo. Gdy wypiję za dużo, tracę rozsądek i kobiety
same się na mnie rzucają. Widziałaś przecież. Uśmiecha się z zażenowaniem.
Prycham.
W ubiegły piątek nie byłeś w stanie ruszyć palcem.
Zwykle nie doprowadzam się do takiego stanu, Avo. Piłem, żeby się
totalnie znieczulić.
A więc zazwyczaj pijesz umiarkowanie, a potem uprawiasz seks z całą
masą chętnych kobiet? Chyba zaczynam rozumieć. Nigdy się nie napiłeś,
kiedy spałeś ze mną?
Wstaje i przesuwa stolik, żeby uklęknąć przede mną i oprzeć ręce na moich
kolanach. Spogląda mi prosto w oczy.
Nie, Avo. Nigdy nie kochałem się z tobą pod wpływem alkoholu... Nie jest
mi potrzebny. Alkohol mnie znieczulał, pozwalał zapomnieć o tym, jak puste
jest moje życie. Miałem w dupie wszystkie te kobiety, z którymi spałem. A
potem w moim życiu pojawiłaś się ty i wszystko się zmieniło. Przywróciłaś
mnie do życia, Avo. Nie chcę już nigdy tknąć alkoholu, bo jeśli zacznę, mogę
nie przestać, a nie chcę stracić ani chwili z tobą.
To wyznanie sprawia, że pod powiekami czuję łzy.
Czy kiedykolwiek uprawiałeś z kimś innym leniwy seks? Wstrzymuję
oddech. Ze wszystkich pytań, jakie mogłabym zadać, zadaję właśnie to. Jesse
wzdycha ciężko.
Nie.
Mrużę oczy.
A co z rżnięciem dla nabrania rozumu?
Avo, nie! Nigdy nie zależało mi na kimś innym na tyle, żebym chciał
przemawiać mu do rozumu. Ściska moje uda. Tylko tobie.
Strącam jego ręce ze swoich ud i wstaję. Jesse klęczy obok sofy i sprawia
wrażenie zagubionego.
Czy chcesz przez to powiedzieć, że gdybyś w ubiegły czwartek napił się
wódki w swoim gabinecie, zastałabym cię posuwającego Sarah na biurku, a nie
tylko w zażyłych stosunkach z nią?
Jesse wstaje, podchodzi do mnie, łapie za biodra i pochyla się, żeby spojrzeć
mi prosto w oczy.
Nie! Nie pleć głupstw!
Nie wydaje mi się, żebym plotła głupstwa szydzę. Wystarczy, że
muszę się martwić o twoje picie. Nie wiem, czy zniosę zamartwianie się o to,
czy po wypiciu nie zechcesz pieprzyć innych kobiet! wrzeszczę, nie mogąc się
powstrzymać.
Jesse wzdryga się.
Możesz się nie wyrażać, do cholery? Alkohol nie sprawia, że chcę
pieprzyć inne kobiety. Po prostu chcę się pieprzyć!
Więc chyba powinnam zadbać o to, żeby być przy tobie, kiedy się
napijesz?
Nie napiję się! Kiedy wreszcie zaczniesz mnie słuchać, kobieto?
krzyczy. Nie potrzebuję się napić. Wypuszcza mnie szorstko i podchodzi do
okna, ale zaraz wraca. Wskazuje mnie palcem. Potrzebuję ciebie!
Wracamy do punktu wyjścia. Odpycham jego palec wycelowany w moją
twarz.
Chcesz zastąpić mną picie i pieprzenie. Mam ochotę się rozpłakać. Tak
naprawdę potrzebuje zerwać ze stylem życia, który wkrótce by go zabił. Jestem
jego ucieczką przed przedwczesną śmiercią z powodu zatrucia alkoholowego.
Znów zbiera mi się na wymioty. On naprawdę boi się, że go opuszczę, ale nie
ma to nic wspólnego z miłością do mnie. Tak naprawdę boi się powrotu do
swojego pustego życia. Manipulujesz mną.
Nie manipuluję! Wygląda na szczerze urażonego.
Ależ tak! Za pomocą seksu! Pieprzysz mnie, żebym nabrała rozumu albo
żeby odświeżyć mi pamięć. To wszystko manipulacja. Potrzebuję cię, a ty
wykorzystujesz to przeciwko mnie!
Nie! ryczy Jesse, a potem jednym ruchem ręki zrzuca z barku
kilkanaście butelek z alkoholem i szklanek, które roztrzaskują się o podłogę z
głośnym hukiem.
Odskakuję w tył, ale Jesse rusza naprzód i łapie mnie za ramiona.
Chcę, żebyś mnie potrzebowała, Avo. Prościej nie potrafię tego wyjaśnić.
Ile razy mam ci to powtarzać? Tak długo, jak mnie potrzebujesz, ja dbam o
siebie... proste.
Poddanie się chłoście nazywasz dbaniem o siebie? wykrzykuję mu w
twarz.
Wypuszcza mnie i zaczyna rwać sobie włosy z głowy.
Nie wiem, kurwa!
Wznoszę oczy ku niebu. To beznadziejna sprawa.
Potrzebuję cię, ale nie w taki sposób.
Bierze mnie za ręce.
Spójrz na mnie rozkazuje ostro. Opuszczam głowę, tak że znów
patrzymy sobie w oczy. Powiedz mi, co do mnie czujesz. Ja wiem, co czuję do
ciebie. Tak, miałem wiele kobiet, ale chodziło wyłącznie o seks. Bezrozumny
seks. Bez żadnych uczuć. Avo, potrzebuję cię.
Patrzę na mojego przystojnego, udręczonego, neurotycznego łobuza i mam
ochotę nawrzeszczeć na niego, albo walnąć jego głową o ścianę, żeby
przemówić mu do rozumu w bardziej konwencjonalny sposób.
Jak możesz mnie potrzebować, skoro przeze mnie robisz sobie takie
rzeczy? pytam ze znużeniem. Masz jeszcze większe skłonności do
autodestrukcji niż przed poznaniem mnie. Przeze mnie potrzebujesz alkoholu, a
nie tylko masz ochotę się napić. Zmieniłam cię w nierozsądnego szaleńca, sama
też zachowuję się jak niezrównoważona. Nie widzisz, jak na siebie działamy?
Avo mówi ostrzegawczym tonem. Wie, dokąd zmierzam. Przestań.
A tak między nami, jestem wściekła, że spałeś z tyloma kobietami.
Chcę, żeby to wiedział, ale właśnie wtedy do głowy przychodzi mi przerażająca
myśl. Z ust wyrywa mi się zduszony okrzyk. Kiedy zniknąłeś na cztery dni...
Nawet nie potrafię dokończyć. Serce właśnie podeszło mi do gardła i
eksplodowało.
Jesse wytrzeszcza oczy i zaciska zęby.
One. Nic. Nie. Znaczyły. Kocham ciebie. Potrzebuję ciebie.
O Boże! Padam na kolana. Nie zaprzeczył. Pieprzyłeś inne kobiety.
Zakrywam twarz dłońmi i znów zalewam się łzami. Czuję się tak, jak gdyby
ktoś ciosem pięści przebił mi żołądek na wylot. Jesse osuwa się obok mnie,
łapie za ramiona i potrząsa mną.
Avo, posłuchaj mnie. One nic dla mnie nie znaczyły. Zacząłem się w tobie
zakochiwać. Wiedziałem, że cię zranię. Nie chciałem cię zranić.
Powiedziałeś, że nie byłbyś w stanie mi tego zrobić. Zapomniałeś tylko
dodać znowu . Powinieneś był powiedzieć, że nie byłbyś w stanie znowu mi
tego zrobić.
Nie chciałem cię zranić szepcze.
Unoszę pokonaną twarz.
Więc żeby temu zaradzić, pieprzyłeś inne kobiety? Jest mi niedobrze.
Nie mogę złapać tchu. Ile ich było?
Avo, proszę, przestań. Nienawidzę się za to.
Ja też cię nienawidzę! wołam, a moim ciałem wstrząsa niepohamowany
szloch. Jak mogłeś?
Avo> dlaczego mnie nie słuchasz?
Słucham i nie podoba mi się to, co słyszę! Dzwigam się z kolan, ale
Jesse łapie mnie w talii, nie pozwalając odejść. Opiera czoło o mój brzuch,
przez załzawione oczy widzę, że jego ramiona też się trzęsą.
Przepraszam. Kocham cię. Proszę, błagam, nie zostawiaj mnie. Wyjdz za
mnie.
Co takiego? wołam. Jeszcze nie uporaliśmy się z jednym problemem, a
ja już czuję, że balansuję na krawędzi załamania nerwowego. To był śmiertelny
cios. Nie mogę wyjść za kogoś, kogo nie rozumiem mówię cicho między
szlochami, a Jesse wciąga gwałtownie powietrze i zwiesza ramiona. Widzę
czerwone pręgi i kropelki krwi na jego plecach. Znów robi mi się niedobrze.
Myślałam, że wreszcie udało mi się do ciebie dotrzeć. Mój głos drży. Znów
mnie zniszczyłeś, Jesse.
Avo, proszę. Byłem załamany. Straciłem panowanie nad sobą. Myślałem,
że zdołam wybić sobie ciebie z głowy.
Upijając się i pieprząc inne kobiety?
Nie wiedziałem, co robić mówi cicho.
Mogłeś porozmawiać ze mną.
Avo, znów byś przede mną uciekła.
Wszystkie twoje przeprosiny wynikały z wyrzutów sumienia.
Przepraszałeś mnie nie dlatego, że się upiłeś, ale dlatego, że mnie zdradzałeś.
Zapewniłeś mnie, że ostatni raz zabawiałeś się na długo przed tym, jak mnie
poznałeś. Okłamałeś mnie. Za każdym razem, kiedy myślę, że zrobiliśmy
postępy, kolejne rewelacje. Dłużej tego nie zniosę. Nie wiem, kim jesteś, Jesse.
Avo, znasz mnie. Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Nawaliłem.
Nawaliłem na całej linii, ale nikt nie zna mnie lepiej od ciebie, nikt.
A Sarah? Wydaje się znać cię bardzo dobrze mówię beznamiętnym
tonem. Dlaczego?
Opada na pięty i zwiesza głowę.
Zawiodłem cię. Miałem ochotę się napić, ale obiecałem ci, że tego nie
zrobię, zresztą wiem, co się może wydarzyć, kiedy piję.
Wzdrygam się na to wyznanie.
Więc kazałeś się wy chłostać?
Tak.
Żołądek podchodzi mi do gardła.
Nie rozumiem.
Nie podnosi głowy.
Avo, wiesz, że wiodłem barwne życie mówi cicho. Jest mu wstyd.
Rozbijałem małżeństwa, traktowałem kobiety przedmiotowo, brałem to, co nie
należało do mnie. Krzywdziłem łudzi i teraz czuję, że muszę za to odpoku-
tować. Odnalazłem swój mały kawałek raju, a teraz mam wrażenie, że wszyscy
próbują mi go odebrać.
Gula w moim gardle robi się coraz większa.
Tylko ty możesz to spieprzyć, Ty i nikt inny. Ty i twoje picie, ty i twoja
obsesyjna potrzeba kontroli, fakt, że pieprzysz inne kobiety. Ty!
Mogłem z tym wszystkim skończyć. Nie mogę uwierzyć, że cię mam,
Avo. Przeraża mnie myśl, że ktoś mi ciebie odbierze.
Więc prosisz kobietę, której nie cierpię, kobietę, która chce mi ciebie
odebrać, żeby cię wychłostała?
Marszczy brwi i podnosi na mnie wzrok,
Sarah nie chce mnie tobie odebrać.
Kręcę głową z frustracją.
Owszem, Jesse, chce! Cierpię, kiedy robisz takie rzeczy. Karzesz w ten
sposób mnie, nie siebie. Rozpaczliwie pragnę, żeby to zrozumiał. Kocham
cię, pomimo tego całego gówna, jakie zrzucasz na moje barki, ale nie mogę
patrzeć, jak sam robisz sobie krzywdę.
Nie zostawiaj mnie cedzi przez zęby, łapiąc mnie za ręce. Wolę
umrzeć, niż zostać bez ciebie, Avo.
Nie mów tak! krzyczę na niego. Chyba oszalałeś.
Ściąga mnie z powrotem na kolana.
Nie oszalałem. Ten koszmar senny, w którym zniknęłaś. Tak po prostu
zniknęłaś. Dał mi przedsmak życia bez ciebie. To mnie dobiło, Avo.
Przeprosiny, które powtarzał przez sen, nabierają teraz sensu.
Jeśli odejdę, to tylko dlatego, że nie mogę patrzeć, jak się ranisz. Nie
mogę już dłużej patrzeć, jak się zadręczasz.
Nigdy nie zrozumiesz, jak bardzo cię kocham. Wyciąga rękę ku mojej
twarzy, ale uciekam przed nią. Jego słowa doprowadzają mnie do szewskiej
pasji. Pozwól mi się dotknąć żąda, próbując mnie złapać. Ogarnia go pa-
nika, a mnie na ten widok kraje się serce.
Rozumiem, Jesse, bo czuję to samo! wrzeszczę. Chociaż mnie
oszukałeś, wciąż cholernie cię kocham i cholernie się za to nienawidzę. Więc
nie waż mi się mówić, że nie rozumiem!
To niemożliwe. Aapie mnie za barki i przyciąga do siebie z sykiem. To
nie jest, kurwa, możliwe! Głos ma poważny. On naprawdę w to wierzy.
Pozwalam, żeby przyciągnął mnie do piersi, ale nawet nie jestem w stanie
go objąć. Jestem emocjonalnie wyczerpana i kompletnie odrętwiała. Mój silny,
dominujący playboy zmienił się w przestraszonego, zrozpaczonego
nieszczęśnika. Chcę, żeby wrócił dawny Jesse.
Przyniosę wodę, żeby cię umyć. Próbuję uwolnić się z jego uścisku.
Jesse, muszę cię umyć.
Nie odchodz.
Wyrywam mu się i wstaję.
Powiedziałam, że cię nie opuszczę. Mówiłam poważnie. Odwracam się i
kompletnie zamroczona wychodzę z gabinetu, zostawiając go na klęczkach.
Nie idę po wodę do umycia. Poświęcając chwilę uwagi jego ranom, niczego
mu nie udowodnię. Jest tylko jeden sposób, żeby dotarło do niego, że
rozumiem, co czuje. Skoro nie ma innego wyjścia, zrobię to.
Rozdział 17
Szybko mijam toalety, zatłoczony bar i restaurację. Wkrótce zacznie mnie
szukać, więc muszę się pospieszyć. Docieram do holu wejściowego, wbiegam
po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz, i szybkim krokiem obchodzę
galerię, ignorując ostre spojrzenia kobiet.
A potem zauważam ją.
Rozmawia z kilkoma bywalczyniami klubu, bez wątpienia wtajemnicza je w
wydarzenia ostatniej godziny. Wciąż ma na sobie skórzany strój, w ręku ściska
bat. Podchodzę i zatrzymuję się za jej plecami. Gdy towarzyszące jej kobiety
milkną, zaintrygowana Sarah odwraca się w moją stronę. Wyraz jej twarzy jest
pełen wyższości przemieszanej z odrobinę chorej satysfakcji. Krew się we mnie
gotuje, gdy tak stoi przede mną w swobodnej pozie, kręcąc w ręku biczem.
Wysłałaś mi wiadomość z telefonu Johna rzucam ze spokojem.
Prawie wybucha śmiechem.
Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
No jasne. Kręcę głową z niedowierzaniem. I wpuściłaś mnie do
Rezydencji tamtego dnia, gdy odkryłam salę wspólną.
Niby po co miałabym zrobić coś takiego? pyta zuchwale.
Ponieważ go pragniesz. Mój głos jest zdumiewająco spokojny, jeśli
wziąć pod uwagę fakt, że mam ochotę ją zamordować. Czuję na sobie palące
spojrzenia pozostałych kobiet. Omiatam je wzrokiem. Wszystkie go
pragniecie.
Żadna z nich nie odzywa się nawet słowem. Stoją i wpatrują się we mnie,
zapewne próbując przewidzieć mój następny ruch. Tylko Sarah nie potrafi
trzymać gęby na kłódkę.
Nie, dziewuszko, wszystkie go miałyśmy.
Coś we mnie pęka.
Moja dłoń zaciska się w pięść i wystrzela do przodu, trafiając ją prosto w
napompowaną botoksem buzkę. Sarah zatacza się w tył i siada na tyłku. Wciąż
mi mało. Aapię ją za kudły w sposób, który zupełnie nie przystoi damie,
podrywam do góry, łapię za gardło i przypieram do ściany. W powietrzu
rozlegają się zszokowane okrzyki, a potem zapada cisza, słychać tylko ciężki
oddech oszołomionej Sarah.
Jeśli kiedykolwiek tkniesz go choćby palcem, proszona czy nie,
pogruchoczę ci wszystkie kości! Rozumiemy się?
Patrzy na mnie wytrzeszczonymi oczami. Czuję, że dygocze.
Rozumiemy się? wrzeszczę jej w twarz. Straciłam panowanie nad sobą.
Tak piszczy cienko, szamocząc się w moim żelaznym uścisku.
Poddusiłam ją.
Gdy ją wypuszczam, zwala się na podłogę, sapiąc i łapiąc się za szyję.
Trzęsąc się z wściekłości, obracam się i widzę oszołomione spojrzenia
świadków, którzy przyglądają nam się w ciszy. Nie muszę mówić nic więcej.
Wyraziłam się wystarczająco jasno dla Sarah i każdej innej osoby, która
widziała moje załamanie nerwowe. Zostawiam ich wszystkich i ruszam w
dalszą drogę, roztrzęsiona i zdyszana. Gdy docieram do stóp schodów
prowadzących do sali wspólnej, waham się przez kilka sekund, ale gdy tylko
przypominam sobie słowa Jessego, czuję przypływ adrenaliny i determinacji.
Wbiegam pędem na górę.
Wchodzę do mrocznego pomieszczenia. Ignoruję kilka rozgrywających się
przed mną scen i usiłuję nie zwracać uwagi na erotyczną muzykę zalewającą mi
uszy. Nie przyszłam tu, żeby się podniecać. Idę w prawo i trafiam dokładnie
tam, gdzie chciałam.
Dwaj mężczyzni rozmawiają ze sobą przyciszonymi głosami, a jakaś kobieta
zakłada z powrotem bieliznę. Cała trójka spogląda na mnie i milknie, gdy
podchodzę. Pierwszy mężczyzna przygląda mi się z rezerwą, ten drugi z apro-
batą, na jego twarz wypełza mroczny uśmiech. Zrzucam buty, ściągam koszulkę
przez głowę, ciskam ją na ziemię i zaczynam rozpinać dżinsy.
Przyszłaś się zabawić, cukiereczku? pyta drugi mężczyzna, przeciągając
sylaby, i rusza w moją stronę.
Steve, zostaw ją ostrzega ten pierwszy. Najwidoczniej mnie rozpoznaje.
Rzucam mu ostrzegawcze spojrzenie, a on kręci głową.
Chce się zabawić, prawda, cukiereczku? Jego mroczne oczy skrzą się na
mój widok.
To dziewczyna, Jessego, Steve. Nie warto. Przyjaciel Steve a próbuje
przemówić mu do rozsądku, ale Steve wygląda na zdeterminowanego i
najwyrazniej nie lubi, kiedy ktoś mówi mu, co ma robić. Właśnie na to liczę.
W seksie i w Rezydencji wszystkie chwyty są dozwolone żartuje Steve z
uśmiechem. Co mogę dla ciebie zrobić, cukiereczku?
Nie żartuję, Steve, ona jest dla niego kimś wyjątkowym.
Jest wyjątkowa, bez dwóch zdań. Teraz może być wyjątkowa także dla
mnie. Ward nigdy wcześniej nie miał nic przeciwko dzieleniu się.
Jego słowa sprawiają, że znów czuję w gardle gorzki smak żółci. Patrzę, jak
ten rozsądniejszy mężczyzna łapie kobietę za ramię i odciąga ją z niepokojem
na twarzy. Za to Steve jest zuchwały i pewny siebie, ale nie w atrakcyjny
sposób. Nie żeby to miało jakieś znaczenie. Nie zamierzam się z nim całować.
Podchodzę do stojaka przy ścianie i wybieram najgrozniej wyglądający bicz,
odwracam się i wręczam mu go stanowczym gestem. Jeśli się zawaham, nic z
tego nie wyjdzie, a tylko w taki sposób mogę pokazać Jessemu, jakie to
szaleństwo. Usta Steve a rozciągają się w szerokim uśmiechu, gdy odbiera bat i
przesuwa wzrokiem po moim na wpół obnażonym ciele. Zdejmuję dżinsy, staję
pod podwieszoną złotą ramą i unoszę ręce nad głowę.
Żadnego dotykania, tylko bicz. Mocno. Mówię wyraznie i
zdecydowanie. Jestem zdecydowana. Nie czuję strachu ani wahania.
Mocno? pyta.
Bardzo mocno.
A co ze stanikiem? Wbija wzrok w moją klatkę piersiową.
Stanik zostaje.
W porządku. Kiwa głową i podchodzi wolnym krokiem, wtykając
trzonek bicza w tylną kieszeń spodni, po czym zamyka na moich nadgarstkach
kajdanki przytwierdzone do złotej ramy.
Steve, przestań woła jakiś głos.
Nie twój interes zgrzytam zębami.
Słyszałeś, sama tego chce. Steve spogląda na mnie pożądliwie, a potem
obchodzi mnie i staje za moimi plecami.
Serce wali mi w piersi równym rytmem, zamykam oczy, recytując w
myślach słowa Jessego: To niemożliwe. To niemożliwe. To niemożliwe .
Wyrzucam z głowy wszystko prócz tej mantry, muzyka cichnie, a ja czekam na
swoją karę za to, że zmieniłam Jessego w kłębek nerwów, za to, że przeze
mnie potrzebuje alkoholu, a nie tylko ma ochotę się napić, za to, że zmieniłam
go w spiętego, neurotycznego maniaka kontroli... za to, że wyrządził sobie taką
krzywdę.
Słyszę cios, jeszcze zanim mnie dosięgnie. Szybki, ostry trzask przecina
powietrze. Krzyczę.
Jasna cholera!
Czuję ciągły, kłujący ból, który promieniuje na całe moje ciało, nogi mam
jak z galarety. Zaciskam mocno powieki. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że
nie uzgodniliśmy liczby razów. Wstrzymuję oddech i zaciskam zęby, gdy drugi
cios spada na moje plecy, a w duchu modlę się, żebym w milczeniu wytrzymała
chłostę.
Tężeję w oczekiwaniu na kolejny cios, a gdy nadchodzi, rozluzniam się i
obwisam bezradnie. Jestem całkowicie zdana na łaskę tego nieznajomego.
Wymierza mi czwarte, piąte i szóste smagnięcie w równych odstępach czasu,
więc już wiem, kiedy spodziewać się kolejnego uderzenia. Nie zwracam uwagi
na to, co dzieje się wokoło, muzyka dobiega jakby z oddali, głosy wokół mnie
ucichły. Śledzę wyłącznie odstępy czasu między poszczególnymi razami i
trzaśnięcie tuż przed tym, jak rzemień dosięga mojej skóry. Może jestem
nieprzytomna, nie jestem pewna. Już nawet nie napinam mięśni.
Następny cios dosięga moich pleców, wyginam plecy w łuk i odrzucam
głowę do tyłu.
Nieeeeeee!
Ryk, który tak dobrze znam, przywraca mnie do rzeczywistości w chwili, w
której następny palący cios przecina moje plecy. Drżę w szoku, metalowe
okowy brzęczą głośno nad moją głową. Nie mogę otworzyć oczu. Moja głowa
jest ciężka, ciało bezwładne, ramiona pozbawione czucia i zdrętwiałe.
Jezu, Avo, nie! Jego głos jest donośny, lecz złamany. Moje ciało
kołysze się lekko, czuję na sobie jego ciepłe dłonie. John, uwolnij ją! O Boże,
nie, nie, nie, nie, nie!
A to skurwysyn!
John, do cholery, uwolnij ją! Ava? W jego głosie słychać przerażenie.
Trzyma mnie i głaszcze po całym ciele.
Czuję, jak czyjeś wielkie, niezdarne dłonie majstrują przy kajdankach. Mam
wrażenie, że trwa to całą wieczność, ale po kilku sekundach moje ciało osuwa
się na ziemię, ciężkie jak ołów. Obwisam bezwładnie w jego ramionach, Ava?
O Boże! Ava? Czuję, że gdzieś mnie niesie.
I wtedy dosięga mnie ból.
Dobry Boże!
Skóra pali mnie żywym ogniem, ból promieniuje z każdego zakończenia
nerwowego na moich plecach i niżej, Jesse niesie mnie, a ja nie jestem w stanie
wykrztusić nawet słowa. Jeszcze nigdy nie zaznałam takiego bólu.
Nie pozwól mu odejść! Głos Jessego jest stłumiony, ale wiem, o kim
mówi, i jak przez mgłę uświadamiam sobie, że prawdopodobnie skazałam
Steve a na śmierć.
Muszę temu zapobiec. Sama go o to poprosiłam, choć teraz zadaję sobie
pytanie dlaczego. Naprawdę jestem kompletnie szalona, ale zaraz przypominam
sobie, co mnie do tego skłoniło. Może Jesse nie będzie już taki chętny do tor-
turowania siebie, jeśli ja będę gotowa pójść w jego ślady. Szalona i rozsądna
część mojego umysłu toczą ze sobą walkę. Słyszę głośny tupot nóg Jessego i
zaskoczone okrzyki, gdy niesie mnie przez Rezydencję.
Co jest, do cholery? dobiega z oddali zszokowany głos Kate. Jesse?
Jesse nie odpowiada. Słyszę tylko niski głos Johna zlewający się z
odgłosami zamieszania, które spowodowałam. Nie dbam o to. Słyszę trzaśnięcie
drzwiami i chwilę pózniej czuję, że siada na sofie ze mną na kolanach.
Ty głuptasie łka łamiącym się głosem. Zanurza twarz w mojej szyi,
wdycha zapach moich włosów, gorączkowo głaszcze mnie po głowie. Ty
szalony głuptasie.
Z trudem podnoszę ciężkie powieki i patrzę pustym wzrokiem na jego tors.
Strasznie mnie boli, ale nie mam ochoty się poruszyć ani skarżyć. Czuję się jak
na środkach uspokajających, jak gdybym opuściła własne ciało i przyglądała się
całej tej scenie z pewnej odległości. A co, jeśli ta próba przekonania Jessego do
mojego punktu widzenia zawiodła? Co, jeśli znów się ukarze? Nie dam rady
przejść przez to jeszcze raz, i wcale nie dlatego, że tak strasznie cierpię nie
zniosłabym widoku Jessego na kolanach, chłostanego przez Sarah czy
kogokolwiek innego. Nie żebym była w stanie wymazać ten obraz z pamięci.
Wyrył się w niej już na zawsze.
Nie wiem, jak długo siedzimy w milczeniu, ja wpatrzona przed siebie,
zupełnie nieobecna, Jesse łkający mi we włosy. Całe godziny, może dłużej.
Całkowicie straciłam poczucie czasu i rzeczywistości.
Ktoś puka do drzwi.
Czego? pyta Jesse cichym, łamiącym się głosem. Kilka razy pociąga
nosem.
Drzwi otwierają się, ale nie wiem, kto wchodzi. Tak długo gapiłam się w
jeden punkt, że nie jestem w stanie oderwać od niego wzroku. Słyszę w pobliżu
jakiś ruch, ktoś bez słowa stawia coś na stoliku przed nami. Wychodzi równie
cicho, drzwi gabinetu zamykają się prawie bezszelestnie. Jesse porusza się pode
mną, a mnie wyrywa się bolesne syknięcie. Jesse nieruchomieje.
O Jezu W jego głosie słychać napięcie. Skarbie, muszę cię przenieść,
muszę obejrzeć twoje plecy.
Kręcę lekko głową i wciskam twarz w jego nagi tors. Zmiana pozycji będzie
bolała jak cholera. Chcę to odwlec najdłużej, jak się da. Jego własne plecy są w
krwawych pręgach, a ja przyciskam go do oparcia kanapy. To musi być bardzo
bolesne.
Jesse wzdycha i opiera podbródek o czubek mojej głowy.
Dlaczego? chrypi, całując mnie w głowę. Nie rozumiem.
Gdybym była w stanie wydobyć z siebie głos, zadałabym mu to samo
pytanie.
Avo, muszę zobaczyć twoje plecy. Znów próbuje wstać, a mnie
przeszywa ból, ale zaciskam suche powieki i pozwalam, żeby posadził mnie
prosto. Grawitacja wymierza mi cios w brzuch, żołądek podchodzi mi do
gardła, a całym ciałem targa spazm, co jeszcze bardziej wzmaga ból. Zwijam się
wpół.
O Boże, Avo! Kładzie mi dłoń na plecach, instynktownie próbując mnie
uspokoić. Gorący dotyk jego dłoni sprawia, że rzucam się do przodu, a mój
żołądek decyduje, że owszem, zostało w nim jeszcze coś, czego można się
pozbyć. Wymiotuję na podłogę gabinetu. Cholera! Avo, przepraszam. O żesz!
Odgarnia mi włosy z twarzy i przesuwa się ostrożnie, żeby mieć dostęp do
moich pleców. O kurwa! Avo, coś ty najlepszego zrobiła? Jego roztrzęsiony
głos mówi mi, że moje plecy muszą wyglądać naprawdę paskudnie.
Rozpaczliwie próbuję pohamować targające mną mdłości, żeby
zminimalizować ból. Podniosę cię teraz, dobrze? Aapie mnie pod pachami i
wstaje. Krzyczę. Nie mogę cię unieść bez dotykania. Stękając i przeklinając
z frustracji, próbuje zawlec mnie na drugą kanapę w taki sposób, żeby nie urazić
moich pleców. Nogi wciąż mi się trzęsą. Nie wyobrażałam sobie takiego bólu.
Połóż się na brzuchu. Opuszcza mnie na kanapę, a ja kładę ręce pod głową jak
poduszkę. Avo, nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. Klęka obok sofy i
przyciąga do siebie szklaną misę oraz buteleczkę fioletowego płynu. Wlewa
trochę płynu do misy, odrywa z rolki kawałek ligniny, zanurza ją w roztworze, a
potem odciska nadmiar płynu. To będzie piekło, skarbie. Postaram się być
delikatny, dobrze? Przysuwa się, żeby jego twarz znalazła się w moim polu
widzenia. Z pewnym wysiłkiem unoszę powieki i widzę przed sobą dwoje
zielonych oczu, z których wyziera dojmujące cierpienie.
Wpatruję się w niego pustym wzrokiem, moje mięśnie odmawiają
współpracy.
Całuje mnie delikatnie w usta i po raz pierwszy moje ciało nie reaguje na
jego dotyk. Potrząsa głową i skupia uwagę na moich plecach. Nerwowo
wciągam powietrze, gdy delikatnie rozpina mi stanik i pozwala ramiączkom
opaść na boki. Potem muska moją skórę miękką ligniną. Mam wrażenie, że
szoruje po niej drutem kolczastym. Akam.
Przepraszam. Tak mi przykro.
Chowam twarz w ramionach i zaciskam zęby, gdy próbuje pokryć moje
plecy roztworem. Przed każdym bolesnym maznięciem namacza ligninę i
nasącza ją ciepłą miksturą. Przeklina za każdym razem, gdy się wzdrygam.
Gdy słyszę, że misa przesuwa się po stole, wydaję z siebie przeciągłe
westchnienie ulgi. Odwracam głowę w bok i widzę, że fioletowa ciecz
zabarwiła się na czerwono i pływają w niej pęczniejące waciki. Jesse wstaje, ale
wraca szybko z butelką wody i kuca obok mnie.
Dasz radę usiąść?
Kiwam głową i z mozołem unoszę się do pozycji siedzącej. Jesse macha
rękami i przeklina. Stanik spada mi na kolana, bez przekonania próbuję go
podciągnąć z powrotem.
Zostaw to. Odsuwa moje ręce i wkłada mi do jednej butelkę wody.
Otwórz usta. Bez namysłu spełniam polecenie, a on kładzie mi na języku dwie
tabletki. Popij.
Butelka wydaje się ważyć tonę, gdy unoszę ją do ust. Jesse musiał
zauważyć, jaki to dla mnie wysiłek, bo podpiera palcami dno, a ja skwapliwie
wlewam lodowatą wodę w wyschnięte usta. Jesse podchodzi do biurka, bierze
kluczyki i telefon, wpycha je do kieszeni, a potem zakłada koszulkę przez
głowę i podchodzi do mnie. Zdejmuje moje ubrania z oparcia sofy i znów kuca
przede mną.
Zabieram cię do domu. Przytrzymuje przede mną moje dżinsy i klepie
mnie w kostkę, a potem pomaga je naciągnąć.
Przenosi wzrok z koszulki na moje nagie piersi, marszcząc lekko brwi. Na
samą myśl o nakryciu czymkolwiek poranionej skóry robi mi się niedobrze, ale
nie mogę stąd wyjść ani wparadować do Lusso naga od pasa w górę.
Możemy spróbować? Rozciąga dekolt koszulki, ściąga stanik zwisający
mi z ramion, po czym ostrożnie przekłada mi T-shirt przez głowę.
Chcę unieść ramiona, żeby wsunąć je w rękawy, ale wysiłek i dotkliwy ból
sprawiają, że do oczu napływają mi łzy. Potrząsam gwałtownie głową. Za
bardzo boli.
Nie wiem, co zrobić, Avo. W jego głosie słychać rozpacz, gdy
przytrzymuje koszulkę tak, żeby nie dotykała moich pleców. Proszę, nie
płacz. Całuje mnie w czoło, a ja zalewam się łzami. Och, pieprzyć to!
Ściąga mi koszulkę z głowy i rzuca ją na sofę. Chodz do mnie. Nachyla się,
łapie mnie za pupę i unosi w górę. Obejmij mnie nogami w pasie, a ręce
zarzuć na szyję. Ostrożnie. Robię, co każe, powoli i ostrożnie. W porządku?
pyta.
Kiwam głową przytuloną do jego ramienia i zaplatam kostki nóg na
wysokości jego krzyża. Przerzuca mi włosy na piersi i kładzie mi dłoń na karku.
Przyciska mnie do siebie, starając się nie zadawać mi niepotrzebnego bólu.
Moje piersi są rozpłaszczone o jego tors, plecy całkowicie odsłonięte, ale nie
dbam o to. Podchodzi do drzwi, puszcza mój kark, żeby je otworzyć, a potem
znów kładzie na nim dłoń.
W porządku, skarbie? pyta, idąc korytarzem w stronę ogrodu zimowego.
Kiwam głową, ale wcale nie czuję się dobrze. Czuję się tak, jak gdybym
smażyła się za długo na słońcu i cała skóra zeszła mi z pleców, ukazując surowe
mięso. John! wrzeszczy Jesse. Słyszę kilka zduszonych okrzyków, znacznie
bardziej zszokowanych niż wtedy, gdy niósł mnie do gabinetu.
Co z nią? słyszę obok siebie niski głos Johna.
A jak to wygląda, do cholery? Przynieś bawełniane prześcieradło ze
schowka.
Ava? Przejęty ton Kate atakuje moje uszy. Jasna cholera! Coś ty
narobiła, głupia krowo?
Zabieram ją do domu. Jesse nie zatrzymuje się, nawet dla Kate. Nic jej
nie będzie. Zadzwonię pózniej.
Jesse, ona krwawi!
Wiem, Kate. Wiem, kurwa! Czuję, jak jego pierś się unosi. Zadzwonię
do ciebie. Kate milknie, ale słyszę, jak Sam ją uspokaja. Jego głos, zazwyczaj
radosny, jest pełen niepokoju.
Wiem, że zbliżamy się do holu wejściowego, bo chłodne powietrze owiewa
mi plecy, niosąc ulgę.
Jesse, stary, nie wiedziałem.
Przystajemy raptownie i zapada cisza, zaniepokojone szepty milkną jak
nożem uciął, gdy głos Steve a dociera do moich uszu. Ściskam Jessego resztką
sił, a on trąca nosem moją szyję.
Steve, lepiej podziękuj niebu, że trzymam moją dziewczynę w ramionach,
bo inaczej sprzątaczki zbierałyby cię z podłogi przez resztę pieprzonego roku
mówi Jesse jadowitym tonem. Serce łomocze mu w piersi.
Ja... ja... jąka się Steve. Ja nie wiedziałem.
Nikt ci nie powiedział, że ona należy do mnie? pyta Jesse, wyraznie
zszokowany.
Ja... ja uznałem... ja...
Ona jest MOJA! ryczy Jesse, potrząsając mną. Kwilę, bo przeszywa
mnie rozdzierający ból. Jesse tężeje i wciska mi twarz w zagłębienie na szyi.
Przepraszam szepcze. Czuję, jak grają mu mięśnie szczęki. Już nie żyjesz,
Steve. Stoi przez chwilę nieruchomo i wiem, że ma na twarzy żądzę mordu.
Czuję się za to odpowiedzialna.
Jesse? tubalny głos Johna przerywa ogłuszającą ciszę. Spokojnie.
Wszystko w swoim czasie, tak?
Tak. Jesse znów rusza przed siebie i nagle czuję na plecach dojmujący
chłód. Jesse schodzi powoli po schodach.
Ja otworzę. Słyszę na schodach stukot obcasów Kate.
Poradzę sobie, Kate.
Jesse, przestań zachowywać się jak uparty osioł i pozwól sobie pomóc, do
cholery! Nie tylko ty się o nią troszczysz.
Jesse przyciska mnie do piersi.
Kluczyki są w tylnej kieszeni moich spodni.
Ręka Kate muska moje dżinsy, gdy wyjmuje kluczyki z kieszeni Jessego, a
ja uśmiecham się w duchu, bo moja rudowłosa przyjaciółka podtrzymała swoją
reputację. Otwieram oczy i łowię jej spojrzenie.
Och, Avo. Kręci głową i otwiera zamek centralny.
Jesse odwraca się twarzą do Rezydencji.
Niech wszyscy spieprzają do środka. Nie chce, żeby ktokolwiek mnie
oglądał. Słyszę chrzęst żwiru pod stopami, Jesse czeka ze mną w ramionach, aż
wszyscy sobie pójdą. Avo, posadzę cię teraz w samochodzie, musisz odwrócić
się na bok, twarzą do siedzenie kierowcy. Dasz radę to zrobić? pyta miękko.
Rozluzniam chwyt na jego szyi na znak, że dam radę, a on zaczyna mnie powoli
opuszczać na siedzenie pasażera. Nie odchylaj się do tyłu.
Obracam się powoli, dopóki nie siedzę oparta ramieniem o fotel, twarzą do
kierowcy. Jasny gwint, jak to boli. Jesse okrywa mnie lekkim prześcieradłem i
zamyka delikatnie drzwi, nawet nie próbując zapiąć mi pasów. Głowa opada mi
na oparcie, oczy zamykają się, a zaraz potem słyszę trzask zamykanych drzwi i
do moich nozdrzy dociera zapach Jessego. Otwieram oczy i napotykam zielone
spojrzenie pełne żalu. Jesse wyciąga rękę i muska wierzchem dłoni mój
policzek.
Przestań rozkazuje, ocierając kolejną łzę, ale ja nie płaczę już z bólu.
Płaczę z rozpaczy.
Przekręca kluczyk w stacyjce i rusza powoli podjazdem, dziki ryk i szaloną
jazdę, do których zdążyłam się już przyzwyczaić, zastąpił miarowy pomruk
silnika. Jesse ostrożnie wchodzi w zakręty, delikatnie hamuje i przyspiesza, i
raz po raz zerka na mnie.
Siedzę nieruchomo i wpatruję się martwym wzrokiem w profil mojego
przystojnego, zaburzonego mężczyzny i zastanawiam się, czy mnie też można
już uznać za zaburzoną. Moje zdrowie psychiczne z całą pewnością doznało
uszczerbku, ale wciąż jestem na tyle zdrowa na umyśle, żeby to przyznać.
Byłam normalną, trzezwo myślącą dziewczyną. Teraz nie mogę już tego o sobie
powiedzieć.
Nasze milczenie podczas podróży do domu wypełnia tylko szum silnika i
Snow Patrol grający w tle Run.
Rozdział 18
Wiem, że jeśli się przeciągnę, głośno wrzasnę. Przemożna potrzeba
wyciągnięcia się kłóci się z odruchową chęcią pozostania nieruchomo, aby
zredukować ból i pieczenie. Wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia
bombardują mój umysł, zanim jeszcze otworzę oczy cała ta ohyda, trzaśnięcia
bata, przebłyski bólu, cierpienie i tortury. To wszystko wylądowało z przytupem
w moim budzącym się mózgu, po czym wykonało dyg na powitanie. Otwieram
oczy i dostrzegam Jessego. Leży z dłonią na moim policzku i twarzą tuż przy
mojej, oddycha miarowo przez rozchylone wargi. Wygląda tak spokojnie.
Długie rzęsy rzucają cień na policzki, blond czupryna jest jak zwykle rano
zmierzwiona. Na szczęce ma cień zarostu, a jego beztroska, przystojna twarz
tak blisko mojej sprawia, że lekko się uśmiecham. Jego irytujący, władczy
sposób bycia skrywa poważnie zaburzonego mężczyznę, który pije, dupczy i
wymierza sobie karę chłosty. A ja przyczyniłam się w dużym stopniu do jego
opłakanego stanu.
Jego powieki drgają, powoli otwiera oczy i mruga kilka razy, zanim skupi na
mnie wzrok. Trwa to chwilę, ale w końcu wzdycha i przysuwa się do mnie, aż
leżymy nos w nos. Wciąż nie dość blisko. Wyciągam ręce spod poduszki i
krzywiąc się, próbuję zmienić pozycję. Jesse kładzie mi dłoń na biodrze, żeby
mnie powstrzymać, i sam przysuwa się, dopóki nasze ciała nie leżą przyciśnięte
do siebie.
Możesz szepczę, przezwyciężając niewiarygodną suchość w gardle
zrozumieć, co do ciebie czuję, to możliwe.
Zrobiłaś to, żeby mi udowodnić, że mnie kochasz?
Nie, wiesz, że cię kocham. Zrobiłam to, żebyś pokazać ci, jakie to
uczucie.
Na jego czole pojawia się głęboko zmarszczka.
Nie rozumiem. Wiem, jakie to uczucie, zostać wychłostanym.
Nie o to mi chodziło. Mam na myśli cierpienie, jakie sprawił mi widok
ukochanego mężczyzny robiącego sobie krzywdę. Unoszę dłoń i zaczynam
głaskać go po policzku, widzę, że zaczyna pojmować. Nic nie jest w stanie
zranić mnie mocniej niż patrzenie, jak sam siebie krzywdzisz. To mnie zabije,
nic innego. Jeśli znów się ukarzesz, ja też to zrobię. Głos lekko mi drży na
samą myśl, że miałabym przeżyć jeszcze jeden dzień taki jak wczoraj. Ale jeśli
mnie kocha, tak jak mówi, powinien bez trudu spełnić moją prośbę.
Jesse wodzi wzrokiem po mojej twarzy, gryząc dolną wargę i potrząsając
lekko głową. Spogląda mi w oczy.
Kochasz mnie,
Tak. I potrzebuję cię. Silnego i zdrowego. Chcę, żebyś zrozumiał, jak
bardzo cię kocham. Chcę, żebyś zrozumiał, że ja też nie potrafię bez ciebie żyć.
Wolę umrzeć, niż cię stracić.
Nie zasługuję na ciebie, Avo. Nie po tym, jak żyłem. Nigdy nie miałem
niczego, co bym cenił albo chciał chronić. Teraz mam coś takiego i jest to
dziwaczna mieszanka szczęścia i obezwładniającego strachu. Bada wzrokiem
każdy centymetr mojej twarzy. Pragnę cię kontrolować Avo. Nie potrafię nic
na to poradzić. Naprawdę nie potrafię.
Wiem wzdycham. Wiem, że nie potrafisz. Wtulam się w jego tors i
chłonę jego ciepło. Po raz pierwszy czuję, że w pełni go rozumiem. W jego
życiu brakowało troski, uczuć i porządku. Teraz nie wie, co zrobić z tymi
wszystkimi nowo odkrytymi emocjami.
Cierpisz z mojego powodu mówi w moje włosy.
A ty z mojego. Uporamy się z przeszłością. Tak długo, jak jesteś przy
mnie, silny, uporamy się z nią. To nie twoja przeszłość mnie rani. Tylko ty sam.
To, co robisz teraz.
Jesteś szalona mówi miękko Jesse, przyciskając usta do moich.
Kompletnie, totalnie szalona.
Skwapliwie odwzajemniam pieszczotę jego miękkich warg. Usta to jedyna
część ciała, którą jestem w stanie poruszać bez przeszywającego bólu.
Jestem w tobie szaleńczo zakochana. Proszę, nie rób tego więcej. Bolą
mnie plecy.
Odsuwa się, krzywiąc się lekko.
Wciąż jestem na ciebie wściekły.
Ja też nie jestem tobą zachwycona.
Nie mogę cię dotknąć zrzędzi, obsypując pocałunkami całą moją twarz.
Wiem. Jak twoje plecy?
Prycha i dalej zasypuje mnie pocałunkami.
Nic mi nie jest. Po prostu jestem na ciebie wkurzony. Musimy cię
rozruszać, inaczej się zatrzesz.
Nie mam nic przeciwko temu oznajmiam. Jestem szczęśliwa, mogąc tak
leżeć, gdy on całuje mnie od stóp do głów.
Wykluczone, moja droga. Musisz wziąć lawendową kąpiel i pozwolić,
żebym posmarował ci plecy kremem. Nie mogę uwierzyć, że ze wszystkich
członków klubu wybrałaś tego najbardziej niezrównoważonego.
Naprawdę? Skąd miałam to wiedzieć. Po prostu wręczyłam bat
pierwszemu lepszemu mężczyznie, który chciał go wziąć.
Tak. Odrywa usta od mojej twarzy i z niezadowoleniem mruży oczy.
John i ja mieliśmy się dzisiaj spotkać, żeby przedyskutować usunięcie go z
klubu. Obserwowaliśmy go od pewnego czasu. Ostatnio zrobił się nieobli-
czalny, a choć niektóre kobiety cenią sobie brutalność w seksie, inne
niekoniecznie. Część kobiet czuje się przy nim nieswojo i na tym polega
problem. Przez jego twarz przemyka grymas żalu, i wiem, że żałuje, że nie
wyrzucił Steve a wcześniej. Aż do ostatniego wieczora nie zrobił nic, co
dałoby nam pretekst do pozbycia się go.
Zrobił to na moją prośbę. Próbuję złagodzić jego poczucie winy. Nie
mam ochoty przechodzić przez to wszystko jeszcze raz.
Są pewne zasady, Avo. Całuje mnie, skubiąc dolną wargę, Czy
uzgodniliście granice?
Nie. Teraz dociera do mnie, jaka byłam głupia.
Steve złamał wiele zasad. Musi odejść.
Nie pamiętam go. Nie było go na przyjęciu. Zapamiętałabym tę
zuchwałą twarz.
Nie, był na służbie.
Na służbie?
Jesse uśmiecha się. Czekałam na ten widok.
Jest gliną.
Kaszlę, a potem się krzywię.
Co takiego?
Jest gliną.
Groziłeś policjantowi śmiercią?
Wpadłem w szał. Odgarnia mi włosy z twarzy i spogląda na mnie z
namysłem. Rozmyślałem trochę.
To nie brzmi dobrze. On też ma niewyrazną minę.
O czym?
O wielu sprawach. Ale przede wszystkim powinienem porozmawiać z
Patrickiem o Van Der Hausie.
Wiedziałam, że nie spodoba mi się to, co powie, ale nie widzę innego
wyjścia z całej tej sytuacji. Mikeal jest prawdopodobnie odpowiednikiem
funduszu emerytalnego Patricka i wiem, że mój szef padnie z wrażenia, kiedy
powiem mu, że nie mogę pracować z Mikaelem. O Boże!
Dziś poniedziałek! wołam, próbując zerwać się z łóżka.
Jesse naciska na moje barki, spychając mnie z powrotem na materac.
Naprawdę sądzisz, że pozwolę ci gdzieś pójść? Kręci głową.
Posłuchaj, to nie jest jedyna sprawa, o której myślałem. Zagryza dolną wargę.
O nie.
O czym jeszcze?
Przysuwa się jeszcze bliżej.
Nie mogę bez ciebie żyć.
Wiem o tym.
Ale nie dlatego, że boję się powrotu do dawnych nawyków. Kocham cię,
bo nadajesz mojemu życiu sens. Zapełniłaś wielką wyrwę swoją piękną twarzą i
swoim duchem. Może utrudniłem ci trochę życie... Unosi ironicznie brew.
Ale mogę powiedzieć to samo o tobie.
Wybucham śmiechem i natychmiast się krzywię, ale Jesse nie podziela
mojej wesołości. Wydyma usta i mocniej przytrzymuje moje biodro.
Nie jestem trudna, panie Ward. Jesse unosi brwi jeszcze wyżej.
Najwyrazniej nie zgadza się z tym, ale zakrywam mu usta dłonią, żeby
uprzedzić jego kontratak. Właśnie powiedziałeś, że wypełniłam wielką wyrwę
moim duchem...
I piękną twarzą mamrocze mi w dłoń.
Przewracam oczami.
Częścią tego ducha jest nieustanna potrzeba stawiania ci oporu. Nigdy nie
pozbędziesz się tej cząstki mnie, która się przeciwko tobie buntuje, i nie
chciałbyś tego. Właśnie to odróżnia mnie od wszystkich kobiet z Rezydencji,
które zdecydowanie za długo lizały ci buty. Teraz to ja unoszę ironicznie
brew, a on mruży lekko oczy. Oddałam ci się cała. Każda część mnie należy
do ciebie. Nikt ci mnie nie odbierze. Nigdy. I wiem, że część twoich problemów
wynika z potrzeby trzymania mnie jak najdalej od tego wszystkiego, co
reprezentują sobą inne kobiety w twoim życiu.
W moim życiu nie było żadnych innych kobiet! oponuje Jesse.
Mocniej przyciskam dłoń do jego ust.
Ale jedno muszę wiedzieć.
Unosi brwi. Nie może odpowiedzieć, bo przyciskam mu dłoń do ust.
Chcesz mnie trzymać jak najdalej od kobiet z Rezydencji, ale co z
seksem? pytam, czując, jak się uśmiecha. Zabieram rękę. Tak, uśmiecha się
tym swoim łobuzerskim uśmiechem. To piękny widok, nawet jeśli irytuje mnie
jego rozbawienie. Jesse staje na głowie, żeby ubierać mnie w przyzwoity
sposób, każe mi nosić koronkową bieliznę powód tej prośby staje się nagle aż
nadto oczywisty i nie chce, żebym piła alkohol.
No jasne!
Nie lubisz, kiedy piję, bo myślisz, że będę się zachowywać tak jak ty,
kiedy byłeś pijany. Myślisz, że zechcę pieprzyć się z każdym, kto się nawinie!
prawie wrzeszczę. Uśmiech znika mu z twarzy. Nie dałam mu nawet szansy
odpowiedzieć na moje poprzednie pytanie, a już domagam się odpowiedzi na
kolejne. Właściwie to nie pytanie, tylko wniosek domagający się potwierdzenia.
Przestaniesz przeklinać, do cholery? Przewraca się na plecy bez syku ani
żadnych innych oznak bólu.
O nie. Podnoszę się i nie zważając na ból, siadam na nim okrakiem.
To prawda, tak?
. Obserwuję, jak trawi moje słowa. Nie może temu zaprzeczyć, wiem o tym.
Robi wdech i otwiera usta, ale nic się z nich nie wydobywa. Znów robi wdech,
ale nadal nic nie mówi. Robi to trzy razy, aż w końcu odzywa się:
To nie tak, Avo. Jesteś bezbronna, kiedy jesteś pijana.
Ale to tylko część odpowiedzi, prawda? Wiem, że boi się, że inni
mężczyzni uznają mnie za wolną sztukę .
Tak, chyba tak przyznaje.
Okej, a co z seksem? Naprawdę muszę to wiedzieć. Chce, żebym była
przeciwieństwem wszystkiego, co ma związek z Rezydencją, a jednak pieprzy
się ze mną jak szalony.
Aobuzerski uśmiech wraca na swoje miejsce.
Już ci mówiłem. Wciąż pragnę być bliżej ciebie.
Do tego wystarcza leniwy seks.
To prawda, ale między nami jest niewiarygodna chemia. Nigdy wcześniej
się tak nie czułem.
Serce wyrywa mi się z piersi i po raz pierwszy w ciągu tej doby robi to ze
szczęścia. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Ale spał z dziesiątkami
kobiet. A może setkami? Uśmiech znika mi z twarzy.
Jakie to uczucie?
Opiera ręce na moich udach.
Niczym niezmącona błogość. Pełna satysfakcja. Absolutna,
wszechogarniająca, poruszająca w posadach ziemią i wstrząsająca kosmosem
miłość.
Znów się uśmiecham.
Naprawdę?
Naprawdę. Jest jak w niebie.
Opadam na jego klatkę piersiową.
Au!
Ostrożnie. Pomaga mi się podnieść. Bardzo boli? Przez jego twarz
przemyka cień gniewu, gdy czeka na moją odpowiedz, a ja modlę się w duchu,
żeby John wyrzucił Steve a, zanim Jesse go dorwie.
W porządku. Co ja mam zrobić z pracą? Jak to możliwe, że weekend już
minął? Śmieję się w duchu. Minął mi na rozrzutnych zakupach, pysznym
jedzeniu, drogocennej biżuterii, wystawnym przyjęciu, niezwykłych
oświadczynach, masie niewiarygodnego seksu, utracie przytomności pod
wpływem narkotyków, chłoście... Z gardła wydobywa mi się jęk. To był
zwariowany weekend.
Wrzuć na luz. Rozmawiałem z Patrickiem. Jesse siada i przesuwa nas na
brzeg łóżka.
Czy jest w moim życiu ktoś, kogo nie zastraszyłeś? pytam sucho.
Jesse wstaje i stawia mnie na ziemi, mam przed sobą jego cudowne, nagie
ciało.
Tylko bez żadnych numerów ostrzega z całkowitą powagą. Na pupie
nie masz śladów po chłoście. A tak przy okazji, dlaczego nasz dom wygląda,
jak gdyby ktoś go splądrował?
Och, zupełnie o tym zapomniałam.
Szukałam czegoś.
Jesse marszczy brwi.
Czego? pyta, ale w jego głosie słychać ostrożność.
Przyglądam mu się uważnie, oceniam wyraz jego twarzy i język ciała. Nie
jestem w stanie go rozgryzć.
Odwraca mnie plecami do siebie i zaczyna prowadzić mnie w stronę
łazienki, jedną ręką trzyma mnie za łokieć, a z drugą na mojej pupie. Brak
zainteresowania obiektem moich poszukiwań tylko wzmógł moją
podejrzliwość. Normalnie nie zaakceptowałby tak wymijającej odpowiedzi.
Co powiedziałeś Patrickowi? pytam, gdy sadza mnie na łazienkowym
blacie.
Powiedziałem mu, że zemdlałaś w sobotę i nadwerężyłaś sobie plecy.
Sprytnie.
Nie był zdziwiony, że to ty do niego dzwonisz?
Nie wiem i wcale mnie to nie obchodzi. Zaczyna nalewać wody do
wanny. Patrz, co zrobiłaś ze swoim pięknym ciałem mówi cicho, patrząc
nad moim ramieniem na odbicie moich nagich pleców. Przez jakiś czas nie
będę mógł cię brać na plecach.
Gdy zerkam przez ramię, ogarnia mnie rozczarowanie.
To wszystko? wypalam z niedowierzaniem. Czuję się jak obdarta
żywcem ze skóry, ale po tych torturach na moich plecach zostało tylko kilka
długich, czerwonych pręg i jedna pokryta smużką zaschniętej krwi.
Jak to to wszystko? ?
Z grymasem niezadowolenia odrywam wzrok od moich godnych
pożałowania ran i spoglądam na Jessego, który ma podobną minę do mojej, ale
jest jeszcze bardziej zły. Aapię go za biodra.
Odwróć się rozkazuję i odpycham jego szczupłe ciało. Na widok jego
pleców z gardła wyrywa mi się zduszony okrzyk. Ma dwa razy tyle pręg co ja,
więcej krwi i ogólnie więcej śladów tego paskudnego dnia, który wczoraj prze-
żyliśmy. Widzisz, masz się czym pochwalić.
Obraca się błyskawicznie, przyszpila mnie oburzonym wzrokiem, łapie za
barki i potrząsa mną lekko.
Zamknij się, Avo!
Przepraszam! Dlaczego opowiadam takie bzdury? Tak strasznie mnie
boli. Myślałam, że będą wyglądać znacznie gorzej,
Wyglądają wystarczająco zle! Wypuszcza mnie, podchodzi do wanny,
żeby nalać do niej olejku lawendowego i miesza wodę ręką.
Przekrzywiam głowę na bok i podziwiam jego nagie, jędrne ciało. Macham
nogami i poruszam barkami, żeby się trochę rozruszać. Muszę się rozluznić.
Czuję napięte węzły mięśni na plecach. Siedzę cierpliwie na blacie, a
tymczasem Jesse przynosi ręczniki i podnosi rozrzucone przeze mnie
przedmioty. Robi to wszystko w całkowitym milczeniu, ani razu nie podnosi na
mnie wzroku. Wie, czego szukałam.
Schodz. Wyciąga do mnie rękę, patrząc wyczekująco, ale nie łapię jej.
Zsuwam się ostrożnie z blatu, zdejmuję figi i podchodzę do wanny. Wchodzę
do środka i bardzo powoli siadam w piekącej wodzie.
Jesse siada za moimi plecami bez choćby słowa skargi, gdy woda omywa
mu plecy. Obejmuje mnie ramionami i delikatnie przyciąga do siebie.
Nie walcz ze mną.
Gryzie mnie w ucho, a gdy się wykręcam, obejmuje mnie nogami i otacza
rękami moją szyję.
No dobrze. Czas na pogaduszki w wannie.
Opieram głowę na jego ramieniu, jego poranny zarost drapie mnie w
policzek.
Więc Steve wyleciał?
Na zbity pysk.
Bez żadnych pytań?
Zapytałem tylko, czy woli pochówek, czy kremację. Jego słowa są
brutalne i nieco przesadzone, ale właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
Nie boli cię?
Nie, nic mi nie jest zapewniam go. Czy to samo dotyczy Sarah?
Bum!
Jesse zastyga, a ja dalej kreślę na jego udach kółka leciutkimi muśnięciami
palców wskazujących. Wiedziałam, że to będzie drażliwe pytanie. Steve nie jest
mną zainteresowany, a w każdym razie nie na dłuższą metę, za to Sarah z całą
pewnością leci na Jessego, i choć mój gruboskórny mężczyzna jest
nieświadomy jej romantycznych zapędów, to ja muszę zadbać o minimalizację
strat.
A co Sarah ma z tym wspólnego?
Skrzywdziła cię.
Poprosiłem ją o to.
Ja poprosiłam Steve a odpowiadam spokojnie.
Tak, ale Steve wiedział, że jesteś nietykalna, że jesteś moja. Przekroczył
wyrazną granicę, którą wyznaczyłem, i nie chodzi tylko o osobę, na której się
wyżył, ale o sposób, w jaki to zrobił. Choć to owa osoba stała się kością niezgo-
dy. Gryzie mnie w ucho, żebym nie miała żadnych wątpliwości, że mówi o
mnie. O kim innym? Przyjął bat od nowo poznanej osoby i nawet nie określił
granic. Mogłaś być psychicznie niezrównoważona.
W tamtej chwili prawdopodobnie byłam mruczę. A tak poza tym,
jesteś mój. Też jesteś nietykalny, wiesz?
Wiem mówi miękko. Wiem, skarbie. To się już nigdy nie powtórzy,
ale mam wrażenie, że okazałaś już Sarze swoje niezadowolenie dodaje z
ironią.
Uśmiecham się z satysfakcją. To prawda, ale wciąż chcę ją wywalić na zbity
pysk.
Więc nie zamierzasz się jej pozbyć?
Jest moją podwładną i bliską przyjaciółką. Nie mogę jej zwolnić za
wykonanie mojego polecenia, Avo.
Wzdycham ciężko, żeby zademonstrować swoje niezadowolenie.
Przyjaciółką? Bliską przyjaciółką?
Ona to zaplanowała, Jesse.
Jak to zaplanowała ?
Esemes, który dostałam od Johna.
Jaki esemes?
Ten, który wysłała z komórki Johna, wzywając mnie do Rezydencji.
Myślisz, że Sarah zwędziła Johnowi telefon i wysłała ci wiadomość?
Tak!
Nie bądz niemądra!
Nie jestem niemądra! piszczę. Mam ją zapisaną, pokażę ci.
Avo, Sarah nie zrobiłaby tego.
Błagam! Podobno jest jego przyjaciółką, ale najwyrazniej nie zna jej zbyt
dobrze. Wystarczyło mi kilka sekund znajomości z nią, żeby ją rozpracować.
Uważasz, że sobie to wyobraziłam?
Nie, myślę, że w sobotni wieczór zostałaś odurzona narkotykami i może
coś ci się pomyliło.
Pokażę ci. Brzmię jak upierdliwa nastolatka. Ona chce cię zdobyć.
Ale nie może mnie mieć i wie o tym. Należę do ciebie. Całuje mnie w
policzek.
To prawda. Przyciskam policzek do jego warg. Jakie to wszystko
skomplikowane.
Jesse ma rację nie może jej zwolnić za coś, o co sam ją poprosił, co mnie
wkurza, bo gdyby chodziło o mnie, z pewnością chciałby ukarać oprawcę.
Jedynym pocieszeniem jest dla mnie świadomość, że Jesse nie jest nią ani
trochę zainteresowany. Jestem tego absolutnie pewna.
Nachyl się do przodu, żebym mógł ci obmyć plecy. Zachęca mnie,
żebym usiadła. Będę delikatny.
Wolę, gdy jesteś szorstki szepczę zuchwale.
Avo, nie mów takich rzeczy, gdy nie mogę cię mieć.
Z uśmiechem pozwalam mu się umyć. Delikatnie przesuwa gąbką po moich
plecach, co chwila obdarzając je pocałunkami. Myje mi włosy, zawija mnie w
ręcznik i zanosi do sypialni, gdzie kładzie mnie ostrożnie na łóżku.
Może być trochę zimny. Siada mi okrakiem na pupie i wyciska odrobinę
kremu na moje plecy. Unoszę łopatki, tężejąc. Ciii ucisza mnie. Więcej
tego nie zrobisz, prawda?
Pod warunkiem że ty też nie burczę i zanurzam głowę w poduszce,
modląc się o to w duchu.
Zaczyna masować mi czule plecy, żebym oswoiła się z jego dotykiem, a
gdy już się rozluzniłam, wciera krem w rany. Ciepłe, płynne ruchy jego rąk
wkrótce robią się hipnotyzujące, a ja czuję, że coś twardego i wilgotnego trąca
mnie w krzyż. Uśmiecham się pod nosem. Nie jest w stanie długo wytrzymać
bez dobierania się do mnie, a mnie to odpowiada. Ale będzie musiał nakładać
prezerwatywę. Masuje mnie, dopóki całe napięcie nie ustępuje, a plecy
przestają tak bardzo boleć.
Halo?
Oboje podrywamy głowy na dzwięk głosu Cathy.
Cholera! przeklina Jesse, zeskakując ze mnie. Zapomniałem
zadzwonić do Cathy. Znika w garderobie i pojawia się chwilę pózniej w
dżinsach i bladoniebieskiej koszulce. Wstawaj. Aapie mnie w talii i podnosi
z materaca. Muszę dać ci jeść.
Nie jestem głodna.
Zjesz. Znów ten ton. Musisz mieć zupełnie pusty żołądek po tym, jak
oddałaś jego zawartość na podłogę mojego gabinetu.
Wzdrygam się.
Przepraszam.
Nie przepraszaj. Ubierz się. Spotkamy się w kuchni. Daje mi buziaka i
wychodzi, żebym mogła się ogarnąć.
Dzień dobry, Avo. Cathy, która właśnie pakuje zmywarkę, uśmiecha się
do mnie z sympatią.
Ubrana w stare, miękkie, wystrzępione dżinsy i biały, obszerny T-shirt,
który nie uciska pleców, siadam na stołku obok Jessego, który nachyla się, że
powąchać moje świeżo umyte włosy.
Dzień dobry, Cathy, jak się masz? odpowiadam. Odpycham Jessego,
który warczy na mnie na żarty, po czym wciera mi kulkę masła orzechowego w
górną wargę. Odruchowo wysuwam język, żeby je zlizać. O Boże! Krzywię
się z niesmakiem, a Jesse wybucha śmiechem, a potem przyciąga mnie do siebie
i zlizuje je za mnie.
Mniam. Uśmiecha się i wyciska na moich wargach wilgotny pocałunek o
smaku masła orzechowego. Ocieram usta i spoglądam na Cathy, która
przygląda się naszym przekomarzaniom z lekkim uśmiechem na cienkich
wargach. Oblewam się krwistym rumieńcem.
Doskonale, Avo. Przygotować ci śniadanie? Aosoś?
O tak, poproszę mówię z wdzięcznością, a ona kiwa głową, wyciera
dłonie w śnieżnobiały fartuch i podchodzi do lodówki. Rozglądam się po kuchni
i zauważam, że cały bałagan, jaki narobiłam, został uprzątnięty.
Chcemy ci coś powiedzieć, Cathy odzywa się Jesse.
Naprawdę?
Patrzę na niego, marszcząc brwi, ale nie zwraca na mnie uwagi.
Ava zostanie niebawem panią Ward.
Rozdziawiam buzię, ale Jesse nadal mnie ignoruje. Przez te wszystkie
wydarzenia ostatnich dni kompletnie o tym zapomniałam. Jak mogłam?
Och, cóż za wspaniała wiadomość! Cathy odkłada jajka i łososia na
wyspę kuchenną, obchodzi ją i mocno mnie obejmuje. Och, jestem taka
szczęśliwa pieje mi do ucha. Zaciskam zęby, bo pociera przy tym boleśnie
moje plecy. Odsuwa się i ujmuje moją twarz w dłonie. Nawet nie wiesz, jak
się cieszę. To dobry chłopak. Całuje mnie niezdarnie w policzek i wypuszcza
z objęć. Chodz no tu. Obejmuje Jessego z równym entuzjazmem, a on godzi
się na to bez słowa skargi.
Po wydarzeniach ubiegłej nocy uznałam jak widać, błędnie że ta kwestia
wymaga jeszcze przedyskutowania. Pierścionek zaręczynowy zniknął z mojego
palca, a kiedy Jesse zapytał mnie, czy nadal chcę za niego wyjść, odpo-
wiedziałam, że nie mogę. Czy nie powinniśmy uporać się najpierw z
problemami, które nawarstwiły się w weekend? Nasze zagubienie, Sarah, Coral,
Mikael...
Kompletnie mnie zlekceważył. Nawet nie porozmawiałam jeszcze z
rodzicami. Jeśli mam wyjść za tego zaborczego dupka, powinni się o tym
dowiedzieć jako pierwsi.
Mój chłopak wreszcie się ustatkuje. Cathy ściska jego policzki i daje mu
buziaka. Zachowuje się jak dumna matka. Zastanawiam się, co ich łączy. To
coś więcej niż relacja pracodawca pracownik. Wypuszcza Jessego z lekko
pomarszczonych dłoni i pociągając nosem, ociera fartuchem łzy.
Cathy, przestań! beszta ją Jesse.
Przepraszam. Opanowuje się i z szerokim uśmiechem na twarzy zabiera
się z powrotem do szykowania śniadania.
Więc gdzie i kiedy?
W przyszłym miesiącu w Rezydencji informuje ją Jesse pewnym siebie
głosem.
Z wrażenia stukam imbryczkiem w bok kubka i spoglądam na Jessego.
Naprawdę?
Naprawdę odpowiada ze spokojem. Powrót zaborczego dupka, który
doprowadza mnie do szału, nie potrwał długo.
Jak cudownie! szczebioce Cathy.
Wodzę wzrokiem między nią a Jessem. Czy Cathy wie, czym naprawdę jest
Rezydencja?
Z pewnością będzie cudownie. Jesse zakręca słoik z masłem
orzechowym i zaczyna skubać etykietę, ignorując moje zdumione spojrzenie.
Zerka na mnie kątem oka i gryząc wargę, odrywa kawałek etykiety i rzuca ją na
blat.
Powoli wypuszczam powietrze z płuc. Starając się zapanować nad
zniecierpliwieniem, podnoszę ze stołu naderwany papierek. Przecież mieliśmy
to jeszcze przedyskutować? Zsuwam się ze stołka i idę do kosza na śmieci, żeby
zająć się czymś, zamiast kopnąć go w piszczel. Staję za nim i przysuwam usta
do jego ucha.
Z kim bierzesz ślub? pytam cicho, po czym ruszam w stronę kubła.
Z gardła Jessego wydobywa się pomruk.
Uważaj, Avo.
Słucham? Cathy odwraca się od płyty.
Nic takiego mówimy jednocześnie, a potem mierzymy się nawzajem
wściekłym wzrokiem. Ten weekend dowiódł, że powinniśmy skupić się na
innych, ważniejszych kwestiach, takich jak udzielenie sobie nawzajem
wsparcia, którego oboje najwyrazniej potrzebujemy.
Wciskam pedał i wrzucam papierek do kosza, ale moją uwagę przykuwa coś
błyszczącego na jego dnie. Marszcząc brwi, wkładam rękę do środka i
wyciągam połówkę srebrno-białej kartki. To zaproszenie na ślub. Odwracam je,
przekrzywiam głowę, i jeszcze raz zaglądam do kosza. Wyciągam drugą połowę
i przykładam je do siebie.
Pan i Pani Ward mają zaszczyt zaprosić na zaślubiny ich córki, panny
Amalie Ward, z doktorem Davidem Garcią.
O mój Boże!
Ktoś wyrywa mi zaproszenie z ręki i wrzuca je z powrotem do kosza, a mnie
przyciąga szarpnięciem z powrotem do wyspy kuchennej.
Siadaj mówi tonem, którego lepiej nie lekceważyć. Troskliwie sadza
mnie na stołku, a gdy podnoszę na niego wzrok, widzę grające mięśnie szczęki i
napięte mięśnie na szyi.
Twoja siostra? pytam cicho.
Daj spokój ostrzega, nie patrząc na mnie.
W głowie mam gonitwę myśli. Nie rozmawialiśmy wiele o jego rodzicach,
ale wiem na pewno, że nie widział ich od łat. Czy to ich decyzja, czy Jessego?
Raczej Jessego, skoro wysłali mu zaproszenie na ślub siostry. Przyglądam mu
się z boku, ale nie śmiem się odezwać.
Proszę. Cathy stawia przed nami śniadanie, a potem wtyka miotełkę do
ścierania kurzu za przód fartucha. Zostawię was, żebyście mogli spokojnie
zjeść.
Dziękujemy, Cathy mówi Jesse, ale w jego głosie nie słychać
wdzięczności.
Nie jestem w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Zaczynam skubać brzeg
bajgla z łososiem, ale po wlekącej się w nieskończoność chwili milczenia daję
za wygraną i schodzę ze stołka.
Dokąd idziesz? pyta krótko Jesse.
Na górę. Wychodzę z kuchni, zostawiając śniadanie nietknięte. Jesse i
wieczna walka z nim mają zły wpływ na mój apetyt.
Avo, nie odchodz grozi. Ignoruję go. Ava!
Obracam się.
Jesteś bardziej niż szalony, jeśli sądzisz, że za ciebie wyjdę, Jesse mówię
spokojnie i zostawiam go w kuchni. Spodziewam się, że zaraz powali mnie na
ziemię, ale ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu i niepokojowi pozwala mi
wyjść z kuchni i schować się w sypialni bez odliczania ani prób przemówienia
mi do rozsądku. Jestem teraz bardzo wrażliwa, więc poniewieranie mną nie
wchodzi w grę.
Cathy wyciera kurze w moim ulubionym pokoju gościnnym, śpiewając
Valerie. Na jej widok uśmiecham się lekko. Cichutko zamykam za sobą drzwi
sypialni i idę umyć zęby. Pójdę do pracy. Nie będę się tu kręcić przez cały dzień
jak piąte koło u wozu, plecy też już tak nie bolą, jeśli nie wykonuję
gwałtownych ruchów. Wolę stawić czoło mojemu szefowi, który z pewnością
będzie chciał wiedzieć, co łączy mnie z Jessem.
Przesuwam rzędy wieszaków z nowymi ubraniami i w końcu wybieram
jedną ze swoich starych sukienek. Przebieram się, wkładam szpilki i staję przed
lustrem, żeby zrobić makijaż. Drzwi sypialni otwierają się.
Dokąd idziesz? pyta z nutką niepokoju w głosie.
Do pracy.
Nie pójdziesz.
Owszem, pójdę. Maluję się dalej, ignorując jego wysoką postać za
plecami. Niemożność dotknięcia mnie musi go dobijać, zwłaszcza teraz, gdy ma
ochotę mnie powstrzymać.
Jak twoje plecy?
Spoglądam mu w oczy.
Są obolałe ostrzegam. Znów wbijam wzrok w lustro, ale w duchu żal mi
stojącego za mną mężczyzny, który naprawdę nie wie, co począć. Nie może
stłamsić mojego oporu w zwykły sposób. Jest w kropce. Kończę się malować i
pakuję torebkę, Gdzie mój telefon? pytam.
Aaduje się w moim gabinecie.
Jestem zaskoczona, że sam z siebie wyjawił tę informację.
Dziękuję. Biorę torebkę do ręki i ruszam w stronę drzwi, ale odskakuję,
gdy Jesse zastępuje mi drogę.
Porozmawiajmy wypluwa z siebie z niesmakiem. Proszę, nie idz.
Porozmawiam z tobą.
Chcesz porozmawiać?
Wzrusza ramionami ze skrępowaniem.
Nie mogę przemówić ci do rozsądku w tradycyjny sposób, więc chyba
będę musiał z tobą porozmawiać.
Właśnie to jest konwencjonalny sposób załatwiania spraw, Jesse.
Tak, ale mój sposób jest znacznie przyjemniejszy, Obdarza mnie tym
swoim szelmowskim uśmiechem, a ja ze wszystkich sił powściągam
rozbawienie. To nie pora na żarty. Jesse bierze mnie za rękę i przyciąga do
siebie. Nigdy nie musiałem tłumaczyć się przed nikim ze swojego życia, Avo.
Nie mam wcale ochoty o tym rozmawiać.
Nie wyjdę za mąż za kogoś, kto nie chce się przede mną otworzyć. Wciąż
coś przede mną ukrywasz, co kończy się dla nas fatalnie.
Wiem wzdycha Jesse. Avo, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny.
Nigdy nie byłem z nikim blisko, nie tak jak z tobą. Zwykle nie wdajesz się w
pogawędki o swoim życiu, kiedy tylko się z kimś pieprzysz.
Nie mów takich rzeczy.
Ciągnie mnie w stronę łóżka.
Siadaj rozkazuje. Bierze głęboki oddech. Moje ostatnie spotkanie z
rodzicami nie było udane. Moja siostra zaaranżowała je w tajemnicy. Mój
ojciec wygłosił tyradę, matka się zdenerwowała, a ja się kompletnie upiłem,
więc możesz sobie wyobrazić, jak się to wszystko zakończyło.
Więc twojej siostrze zależy na tym, żebyście się pogodzili mówię cicho
z nadzieją w głosie.
Amalie bywa uparta. Jesse wzdycha, a ja śmieję się w duchu. Jaki brat,
taka siostra! Nie chce przyjąć do wiadomości, że zbyt wiele się wydarzyło,
zbyt wiele ostrych słów padło przez te wszystkie lata. Spogląda na mnie i
widzę cierpienie w jego oczach. Tego się nie da naprawić, Avo.
To twoi rodzice. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez mojej
mamy i taty. Jesteś ich synem.
Uśmiecha się krzywo, co ma oznaczać, że nic nie rozumiem, co jest jak
najbardziej zgodne z prawdą. Wzdycha.
Dostałem to zaproszenie tylko dlatego, że moja siostra wysłała je za
plecami rodziców. Oni nie chcą mnie tam widzieć.
Ale najwyrazniej Amalie chce, żebyś tam był. Nie chcesz być przy tym,
jak wychodzi za mąż?
Bardzo bym chciał być na ślubie mojej młodszej siostrzyczki, ale nie chcę
jej zepsuć wesela. Jeśli się pojawię, wszystko skończy się awanturą. Uwierz mi.
Dlaczego to tak wygląda?
Zwiesza żałośnie ramiona i zaczyna kreślić kciukami kółka na moich
dłoniach. Widzę, że ta sprawa jest dla niego bolesna, co jeszcze bardziej mnie
frustruje, bo świadczy o tym, że wcale nie jest mu wszystko jedno.
Wiesz już, że mój wuj Carmichael zostawił mi po śmierci Rezydencję.
Nasze stosunki były napięte już wtedy, gdy rodzice wyprowadzili się do
Hiszpanii, a ja postanowiłem zostać z Carmichaelem. Miałem osiemnaście lat i
mieszkałem w Rezydencji. Zdaję sobie sprawę, że ziścił się największy koszmar
każdych rodziców. Śmieje się pod nosem. Zacząłem wieść życie playboya i
kompletnie się upodliłem po śmierci Carmichaela. Gdyby nie John, pewnie nie
byłoby dziś Rezydencji. W zasadzie to on ją prowadził, gdy ja chlałem i
zaliczałem kolejne kobiety.
O szepczę. Zaliczał kolejne kobiety? Wolałam zabawianie się.
Udało mi się uspokoić, ale rodzice postawili mnie przed ultimatum.
Rezydencja albo oni. Wybrałem Rezydencję. Carmichael był moim bohaterem,
nie mogłem jej sprzedać kończy kategorycznym tonem.
Twoi rodzice wiedzieli, że nadal... Odchrząkuję. Wiedzieli o tym?
Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Robi mi się niedobrze.
Tak, w dodatku to przewidzieli, więc mieli rację i nigdy nie pozwolili mi
o tym zapomnieć. Prowadziłem dość nieciekawy styl życia, przyznaję.
Carmichael był czarną owcą w rodzinie. Nikt z nim nie rozmawiał, rodzina go
wydziedziczyła. Wstydzili się go, a gdy umarł, ja zająłem jego miejsce. Moi
rodzice się mnie wstydzą.
Wzdrygam się, słysząc ostatnie zdanie.
Nie powinni się ciebie wstydzić.
Tak po prostu jest.
Więc znasz Johna od dawna? Jeśli pomagał prowadzić Rezydencję od
początków jej istnienia, mówimy o jakichś szesnastu latach.
Tak, od dawna. Uśmiecha się z sympatią. Bardzo się przyjaznił z
Carmichaelem.
Ile John ma lat?
Jesse podnosi wzrok i marszczy brwi.
Chyba około pięćdziesięciu.
Ile lat miał Carmichael?
Kiedy zginął? Trzydzieści jeden.
Był taki młody? wyrywa mi się. Wyobrażałam sobie wysokiego,
siwego, opalonego jegomościa. Jesse wybucha śmiechem na widok mojej
zaskoczonej miny.
Między moim ojcem a Carmichaelem była różnica dziesięciu lat. Był
póznym dzieckiem moich dziadków.
Aha. W myślach przeprowadzam błyskawiczne obliczenia. Więc
między tobą a Carmiachelem też była różnica dziesięciu lat.
Traktowałem go jak brata.
Jak on zginął? Chyba przeciągam strunę, ale jestem zaintrygowana.
Historia Jessego wreszcie zaczyna układać mi się w całość. Jestem jak pies,
który zwęszył kość.
Na twarzy Jessego odmalowuje się smutek.
W wypadku samochodowym.
Och szepczę, ale zaraz potem doznaję olśnienia. Mój wzrok zsuwa się na
jego brzuch i zatrzymuje w miejscu, gdzie ukryta jest blizna. Jesse jechał wtedy
z Carmichaelem. Za każdym razem, gdy próbowałam to z niego wyciągnąć,
twierdził, że to zbyt bolesne. Miał rację.
Nie idz do pracy. Ostrożnie sadza mnie sobie na kolanach i trąca nosem
mój nos. Zostań w domu i pozwól otoczyć się miłością. Chcę zabrać cię
wieczorem na kolację. Jestem ci winny coś wyjątkowego.
Cała się rozpływam. Nowo zdobyta wiedza, w połączeniu z rozsądkiem,
jakim się wykazał, nie pozwala mi odmówić.
Wrócę do pracy jutro oznajmiam stanowczo. Muszę załatwić kilka
spraw związanych z pracą, głównie kwestię Mikaela.
W porządku przewraca oczami. No dobrze, idę pobiegać, żeby
złagodzić nieco napięcie, jakie wywołuje we mnie moja kusicielka, potem
będziemy się przytulać całe popołudnie, a wieczorem pójdziemy na kolację.
Zgoda?
Zgoda, ale nie zgadzam się ze środkową częścią tego zdania i zastępuję ją
obłąkanym bogiem .
Obdarza mnie uśmiechem zarezerwowanym wyłącznie dla mnie i ostrożnie
opada na plecy.
Pocałuj mnie żąda, a ja natychmiast przywieram do niego i całuję go z
uznaniem. Otworzył się przede mną, a ja czuję się o wiele lepiej. Znów jestem
w siódmym niebie.
Rozdział 19
Dzień dobry, skarbie.
Z przerażeniem otwieram oczy. Dzień dobry?
Jest już rano?
Nie, jest siedemnasta. Przespałaś całe popołudnie. Jak twoje plecy?
Wdrapuje się na łóżko, kompletnie nagi, i kładzie się obok mnie, a ja
podziwiam kropelki wody lśniące na jego mocnych ramionach i torsie. Ogolił
się. Pachnie bosko.
Poruszam się nieznacznie.
W porządku. Wtulam się w jego pierś, żeby zaciągnąć się jego
cudownym zapachem.
Pomyśl tylko, gdybyś zrezygnowała z pracy, mogłoby tak być codziennie.
Czyż nie byłoby wspaniale?
Dla ciebie zrzędzę. Wspaniale dla ciebie, bo zawsze byś wiedział,
gdzie jestem. Przyciskam wargi do jego torsu, zastanawiając się, czy cała
sprawa nie zakończy się po jego myśli. Znam dobrze Patricka, ale nie jestem
pewna, że pośle Mikaela do diabła, gdy opowiem mu, co jest grane.
Otóż to! Przeczesuje moje włosy palcami. Mogłabyś jezdzić do pracy
ze mną i nigdy nie musielibyśmy się rozstawać.
Miałbyś mnie wyżej uszu.
To niemożliwe. Pozwolisz mi się zaprosić na kolację?
Moglibyśmy też zostać tutaj. Przesuwam dłonią po jego brzuchu i
muskam bliznę.
Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej, ale chciałbym zabrać cię na kolację.
Masz coś przeciwko temu? pyta całkiem rozsądnie.
To w ogóle do niego niepodobne. Odrzucił możliwość zatrzymania mnie w
łóżku? Robię się podejrzliwa.
Ale z drugiej strony szepcze nie byłem w tobie już za długo. To
niedopuszczalne. Delikatnie kładzie mnie na plecach. Skarbie, leniwy seks
jeszcze przez jakiś czas nie wchodzi w grę, więc po prostu cię zerżnę. Masz coś
przeciwko temu? Kładzie się na mnie połową ciała, w jego oczach zapala się
ogień. To, w połączeniu z jego namiętnymi słowami, sprawia, że zaczynam się
wić w przypływie pożądania.
Pytasz, czy możesz mnie zerżnąć? Nabieram coraz większych podejrzeń.
Jego oczy skrzą się filuternie, gdy całuje mnie w jeden, a potem drugi kącik
ust.
Licz się ze słowami. Próbuję zachowywać się rozsądnie. Zatacza
kroczem koło i trafia mnie dokładnie tam, gdzie trzeba.
Niepotrzebnie! wypalam.
Wycofuje się, zmarszczka na czole znów jest na swoim miejscu. Przez kilka
sekund zastanawia się nad moimi słowami.
Nie chcesz, żebym był rozsądny?
Nie. Zaczyna mi brakować tchu. Jesse dokładnie wie, co robi.
Pozwól, że się upewnię. Jestem trochę zdezorientowany. Napiera na
mnie biodrami, wyzwalając natarczywe pulsowanie w moim kroczu.
Naprawdę nie chcesz, żebym był rozsądny?
Nie!
Rozumiem. Wsuwa palec za skraj moich majtek i muska leciutko
wrażliwą łechtaczkę, a ja prawie wyskakuję ze skóry. Carte blanche?
Tak!
Teraz dajesz mi sprzeczne sygnały mówi, przesuwając kciukiem po
mojej szparce. Uwielbiam, gdy jesteś dla mnie taka mokra.
Wyginam plecy w łuk, cały dotychczasowy dyskomfort ustępuje
seksualnemu napięciu. Aż się we mnie gotuje. Jesse wsuwa we mnie jeden
długi palec i naciska na przednią ścianę.
Miękka, gorąca, jakby stworzona dla mnie. Wolną ręką ściąga miseczkę
stanika i palcami wydłuża sutek. Malinka przybladła stwierdza i wpija mi
się w pierś, gryząc i ssąc. Nie chcemy, żebyś zapomniała, do kogo należysz,
prawda?
Jęczę, gdy wsuwa do środka drugi palec.
Prawda, Avo?
Tak dyszę.
Zaciska wargi na moim sutku i przesuwa zębami po koniuszku. Przenika
mnie dreszcz rozkoszy.
Uwielbiam twoją podatność na mój dotyk. To daje mi władzę. Do
dwóch palców dołącza trzeci, a ponieważ mam poranione plecy, łapię się
prześcieradła. Dobrze ci? Wsuwa i wysuwa ze mnie palce, zatacza nimi
kółka, patrząc, jak pod nim faluję.
Bardzo dobrze. Głos mi drży i trzęsę się na całym ciele. Naprawdę tego
potrzebuję.
Otwórz oczy, Avo. Chcę, żebyś na mnie patrzyła, kiedy dojdziesz.
Otwieram z trudem powieki i odnajduję jego spojrzenie. Wciąż pieści mnie
palcami, doprowadzając na krawędz orgazmu.
Pocałuj mnie rozkazuję, wychodząc biodrami naprzeciw jego
pchnięciom. Zaraz rozpadnę się na kawałki i chcę czuć na sobie jego usta.
Kto ma władzę, Avo? pyta spod przymkniętych powiek, Powiedz mi,
kto ma władzę.
Ty.
Grzeczna dziewczynka. Unosi się i rozgniata mi usta pocałunkiem,
zataczając kciukiem kółka wokół mojego napiętego guziczka. Wczepiam mu się
palcami we włosy, jak gdyby zależało od tego moje życie, a on całuje mnie
mocno, doprowadzając na sam szczyt. Bada językiem moje usta, stanowczo, ale
powoli, szorstko, ale z czcią. Odświeża mi pamięć.
Jego twardy tors wciska mi się w bok, cudowne usta całują namiętnie, a
długie, utalentowane palce sprawiają, że moje ciało sztywnieje, w głowie
pojawia się pustka, a dusza powraca do ciała. Znowu jestem kompletna. Fala
rozkoszy przetacza się przez moje ciało, gdy osiągam orgazm. Wzdycham mu
w usta, dygocząc w niekontrolowany sposób.
Tylko moja warczy z absolutnym przekonaniem. Sposób, w jaki objął
moje ciało w posiadanie, sprawia, że słabnę z pożądania. Zawsze tylko moja,
rozumiesz?
Tak wzdycham i rozluzniam się, krew powoli przestaje mi szumieć w
uszach.
Wstawaj. Zarzuca sobie moje ręce na szyję. Opleć mnie w pasie tymi
fantastycznymi nogami.
Posłusznie obejmuję go i pozwalam się podnieść z łóżka. Jesse rusza w
stronę drzwi sypialni.
Dokąd idziemy? pytam, a na myśl o kłótni w stylu Jessego kiełkuje we
mnie nadzieja.
Do mojego gabinetu.
Zaczekaj! wołam nagle.
Od razu przystaje.
Co się stało?
Zanieś mnie do garderoby.
Po co?
Bo potrzebujemy prezerwatywy.
Co takiego?
Potrzebujemy prezerwatywy powtarzam, choć doskonałe wiem, że
usłyszał mnie za pierwszym razem.
Nie mam prezerwatyw.
Masz. W garderobie. Powinnam być na niego ostro wkurzona, a on
spodziewa się mojego wybuchu, sądząc po tym, jaki jest spięty. Wie, że ja
wiem.
Avo, z tobą nie używam prezerwatyw.
Więc nie będziemy uprawiać seksu. Wzruszam ramionami. Sam
wpuszcza się w kanał.
Słucham? Odsuwa się i mierzy mnie zdegustowanym spojrzeniem.
Mam ochotę się roześmiać, choć powinnam być na niego wściekła za
ukrywanie moich pigułek,
Słyszałeś.
Niesmak na jego twarzy przechodzi w grymas niezadowolenia.
Do jasnej cholery. Ściskając mnie mocno, idzie do garderoby i jedną
ręką odnajduje prezerwatywy, których podobno nie miał. Ani na chwilę nie
przestając narzekać.
Wiesz co, twoja malinka też już blednie mówię, spoglądając na jego
tors, gdy wychodzi z sypialni.
Jesse przestaje się krzywić i spogląda na mnie kpiąco.
Czyżby?
Trzeba ją odświeżyć. Unoszę brwi i z pożądliwą satysfakcją obserwuję,
jak jego oczy ciemnieją jeszcze bardziej.
Moja dziewczyna jest zaborcza. Proszę bardzo, skarbie.
Z uśmiechem zatapiam zęby w jego piersi, z ust wyrywa mu się cichy jęk.
Znosi mnie po schodach prosto do swojego gabinetu.
Chcę wziąć cię tutaj, żebym za każdym razem, gdy będę tu pracował,
widział cię nagą na moim biurku. Opuszcza mnie na wielkie, drewniane
biurko, rzuca pudełeczko kondomów na blat, po czym siada w skórzanym
fotelu. Jest zupełnie nagi, z podnieceniem przesuwam wzrokiem po jego
twardej jak stal erekcji. Zaczepia palcami o brzeg moich fig, a ja zapieram się
rękami o krawędz biurka i unoszę pupę, żeby mógł je ściągnąć. Otwiera górną
szufladę biurka i wrzuca do niej majtki, zamyka ją i znów spogląda na mnie.
Kompletnie je zamoczyłaś. Opiera dłonie na moich udach. Chcę
poczuć twój zapach. Rozsuń nogi.
O mój Boże!
Rozwieram uda najszerzej jak potrafię, całkowicie się przed nim
odsłaniając. Widział mnie tak już z milion razy, ale teraz czuję się całkowicie
naga. Krzesło podjeżdża do biurka, Jesse sięga za moje plecy i delikatnie
rozpina mi stanik. Mój oddech przyspiesza, znów jestem w stanie gotowości,
ale po jego zachowaniu i nastroju poznaję, że tym razem odbędzie się to na jego
zasadach. To on ma władzę i gdy tak siedzi na tym krześle, całkiem nagi, z
napiętymi mięśniami i potężną erekcją przyciśniętą do brzucha, wygląda
naprawdę imponująco.
Odchyl się do tyłu. Chowa stanik od kompletu do szuflady, w której są
już figi, i odchyla się na oparcie krzesła.
Opieram się na rękach i wypinam pierś do przodu. Jestem zdenerwowana i
nie wiem dlaczego. Brał mnie już na wszystkie możliwe sposoby, ale dziś
jestem lekko skrępowana. Odrywa wzrok od moich oczu i powoli, niespiesznie,
przesuwa nim w dół mojego ciała, aż zatrzymuje się na cipce. Wpatrzony w nią,
zapada się głębiej w fotel, który pochyla się do tyłu pod jego ciężarem. Jest mu
naprawdę wygodnie. Mnie? Nie aż tak bardzo.
Siedzę na biurku, naga jak on, a serce chce mi wyskoczyć z piersi, gdy
wpatruje się jak urzeczony w moją szparkę.
Dlaczego się denerwujesz? pyta, nie podnosząc wzroku. Jego głęboki
głos wcale mnie nie uspokaja.
Nie denerwuję się odpowiadam bez przekonania. Czuję się obnażona i
poddana gruntowym oględzinom, co jest absurdalne. Nie ma takiego miejsca na
moim ciele, która nie miałaby go na sobie, w sobie lub nad sobą.
Spogląda mi w oczy i jego spojrzenie natychmiast łagodnieje.
Kocham cię.
Te dwa słowa sprawiają, że cała się rozluzniam.
Ja też cię kocham.
Nigdy w to nie wątp.
Dobrze. Skończyłeś już oględziny? unoszę ironicznie brew.
Nie. Wyciąga rękę i rozsuwa mi uda. Nawet nie zauważyłam, że
bezwiednie je zsunęłam. Oceniam moje aktywa. Odchyla się na oparcie i
dalej ogląda moje najbardziej intymne miejsce.
To są aktywa?
Nie, to są moje aktywa. Wzrok ma nadal wbity w to samo miejsce, więc
dochodzę do wniosku, że równie dobrze mogę popodziwiać moje aktywa. Jego
doskonałość wciąż sprawia, że ślinka napływa mi do ust. Chciałabyś usłyszeć
werdykt?
Tak.
Podnosi wzrok i uśmiecha się półgębkiem.
Jestem bardzo bogatym człowiekiem. Przysuwa się na krześle do biurka,
łapie mnie za kostki i opiera moje stopy o swoje barki. Jeśli już wcześniej się
obnażyłam, nie mam pojęcia, jak nazwać to, co dzieje się teraz. Nie ukrywaj
się przede mną gani mnie, marszcząc lekko brwi. Nakrywa dłońmi moje stopy
i przywiera wargami do kostki, żar jego ust sprawia, że moją nogę przenika
dreszcz, który dociera aż do podbrzusza. Z moich ust wyrywa się cichutkie
stęknięcie.
Odgarnij włosy z ramion rozkazuje spokojnie. Podnoszę się na łokciu,
zbieram włosy z klatki piersiowej i przerzucam je na plecy. Tak lepiej. Teraz
widzę wszystkie swoje aktywa. Skubie zębami moją kostkę. Dygoczę.
Kiedy jesteś podniecona, świadomość, że to ja doprowadziłem cię do takiego
stanu, dostarcza mi ogromnej satysfakcji. Wyciąga rękę i przesuwa
środkowym palcem w górę mojej szparki i naciska lekko czubek łechtaczki.
Rozchylam usta, mój oddech staje się płytki i urywany. Ogarnia mnie
przemożna chęć zaciśnięcia nóg.
Trzymaj je rozwarte, Avo. Chcę widzieć twoją pulsującą łechtaczkę, kiedy
dla mnie dojdziesz. Jego chrapliwy głos wzmaga we mnie chęć
eksplodowania pod jego intensywnym dotykiem i równie intensywnym spojrze-
niem.
Do jednego palca dołącza drugi, powoli zaciska je na łechtaczce. Głowa z
jękiem opada mi do tyłu. Wiem, że dopuściłam się poważnego wykroczenia.
Oczy. Patrz na mnie, skarbie.
Jestem blisko łkam.
Wiem, ale zabiorę rękę, jeśli nie będziesz na mnie patrzeć. Posłuchaj
mnie, Avo. Pokaż mi te piękne oczy.
Dygocząc pod jego dotykiem, z ogromnym wysiłkiem dzwigam głowę do
góry. Nasze spojrzenia spotykają się, Jesse zwiększa tempo, jego pożądliwy
wzrok i rozchylone usta pomagają mi się rozluznić i zwielokrotniają przy-
jemność. Siedzi zupełnie nieruchomo, tylko jego palce przesuwają się w górę i
w dół łechtaczki, członek pulsuje, a klatka piersiowa unosi się i opada
gwałtownie. A potem przywiera ustami do mojej kostki i przeciąga po skórze
zębami.
Przepadłam z kretesem.
Tłumiąc okrzyk, zapieram się stopami o ramiona Jessego, gdy ze
wszystkich stron atakuje mnie nagły wzrost napięcia, które eksploduje i
zmienia moje ciało w niekontaktujący, rozedrgany kłąb nerwów.
O proszę szepcze Jesse, całując mnie w stopę, i przesuwa palcem w górę
mojej szparki. Avo, ty pulsujesz. Jesteś doskonała.
Moje piersi unoszą się i opadają, mięśnie kurczą się spazmatycznie. Jesse,
rozparty w fotelu, wpatrzony w moje wejście, patrzy, jak kończę szczytować.
Jego zadowolone spojrzenie mówi samo za siebie.
Chodz tutaj. Wyciąga do mnie ręce, a ja łapię je, zdejmuję mu stopy z
ramion i siadam na nim okrakiem, trzymając się oparcia krzesła. W górę
mówi cicho.
Prezerwatywa dyszę.
Avo, nie proś mnie, żebym nałożył kondom prawie błaga.
Jesse, czy zdajesz sobie sprawę, ile mieliśmy szczęścia, że jak dotąd nie
zaszłam w ciążę? Pojawienie się dziecka w naszym związku? To byłoby
bardziej niż niemądre.
Kręcąc głową, ściąga mnie w dół, próbując we mnie wejść, ale napinam
mięśnie, usilnie starając mu się to uniemożliwić. Podnosi na mnie wzrok, jego
spojrzenie mówi mi wszystko. Odpycham jego rękę spod pupy i siadam mu na
kolanach. Dopięłam swego. Wciąż patrzę mu w oczy, ale on spuszcza wzrok.
Wie, że wygrałam.
Odwracam się, wyjmuję z pudełka foliowe opakowanie i zsuwam się w dół,
tak że klęczę na podłodze między jego udami. Patrzy, jak rozrywam pakunek,
wyjmuję prezerwatywę, a potem chwytam delikatnie jego członek, nakładam ją
na czubek i rozwijam aż do samej nasady. Oboje milczymy, gdy wspinam mu
się z powrotem na kolana i zajmuję pozycję.
Unoszę się, tak że mógłby polizać moje piersi, a on wykorzystuje w pełni
sytuację. Posyła mi znaczący uśmiech i zatacza gorącym językiem kółko wokół
każdego z sutków, po czym zaciska zęby najpierw wokół jednego, potem dru-
giego. Przeżyłam przed chwilą dwa oszałamiające orgazmy i zmierzam ku
trzeciemu. Jak on to robi?
Czuję pod sobą jego rękę, gdy ustawia członek naprzeciw wejścia, lateks
muska lekko skórę uda. Dziwne wrażenie.
Usiądz powoli. To krótkie, ostre polecenie wydaje tonem, który nie
pozostawia żadnych złudzeń co do tego, kto tu rządzi.
Posłusznie opadam powoli na jego sztywny penis. Jesse bierze głęboki
oddech, głowa opada mu na oparcie krzesła, a ja dotykam czołem jego czoła i
zamykam oczy. Wszedł we mnie aż po nasadę. Jest to nieco inne doznanie niż
zwykle, ale czuję, że mam go w sobie.
Nie ruszaj się. Czuję na twarzy jego miętowy oddech, gdy otacza
wielkimi dłońmi moją talię.
Czekam. Czuję, jak pulsuje wewnątrz mnie, muszę się hamować ze
wszystkich sił, żeby nie zacisnąć wokół niego mięśni. Potrzebuje chwili
oddechu.
Jesteś doskonała. Jak myślisz, jak długo byłabyś w stanie wytrzymać tak
bez ruchu? Całuje mnie i przesuwa językiem po mojej dolnej wardze. W
ogóle nie byłabym w stanie się powstrzymać. Przyciskam usta do jego ust, ale
on cmoka i odwraca twarz w bok.
A więc niedługo.
Odsuwam się, a wtedy odwraca się twarzą do mnie.
Odmawiasz mi mówię miękko.
To wyzwanie.
Ty jesteś wyzwaniem szepczę i znów próbuję go pocałować, ale
ponownie odwraca twarz. Próbuję zmusić go do działania kołysaniem biodrami,
ale zaciska dłonie wokół mojej talii. Unieruchomienie mnie przychodzi mu bez
większego trudu.
Potrzebujesz mnie. Głos ma chrapliwy, piekielnie seksowny, co wcale
nie pomaga mi uspokoić oddechu. Jego członek pulsuje we mnie gwałtownie.
Potrzebuję cię. Wiem, że te słowa znaczą dla niego więcej niż wyznanie
miłości. Jego zadowolona mina tylko to potwierdza. Pochylam się do przodu,
żeby przylgnąć do jego ust, ale znów odwraca twarz. Jak byś się czuł, gdyby
ktoś nie pozwalał ci mnie pocałować? pytam.
Miałbym ochotę go zabić warczy groznie, spoglądając mi w oczy.
Wypuszcza moją talię z uścisku, co natychmiast wykorzystuję, aby nadziać się
na niego z jękiem. Zaciska powieki i zaraz je unosi.
Ja też oświadczam stanowczo, napierając miednicą na jego biodra.
Wydyma policzki i łapie mnie za biodra, uniemożliwiając dalsze
kusicielskie manewry.
Kto tu rządzi, Avo?
Ty.
W jego oczach skrzą się iskierki.
Chcesz, żebym cię zerżnął?
Tak.
Poprawna odpowiedz. Unosi mnie za biodra i z gardłowym warknięciem
ściąga w dół, jednocześnie zadając pchnięcie w górę. Z krzykiem łapię oparcie
krzesła. Tak dobrze? pyta, wysuwa się i znów wbija we mnie jak taran.
O Boże, tak! Zamykam oczy, kręci mi się w głowie.
Oczy! krzyczy, gdy znów zderzamy się biodrami. Poczuj to, Avo. Czy
czujesz to?
Z trudem unoszę ciężkie powieki, obraz rozmazuje mi się w oczach.
Zwierzęca zaborczość malująca się na jego przystojnej twarzy sprawia, że czuję
się jak najbardziej pożądana istota na świecie.
Czuję.
Stękając, raz po raz wyrzuca biodra w górę, unosząc mnie i ściągając w dół.
Na jego czole pojawia się lśniąca warstewka potu, zęby ma zaciśnięte, tętnica
na szyi pulsuje. Zaciskam dłonie na oparciu krzesła, aż bieleją mi knykcie. Chcę
go pocałować, ale po pierwsze, nie pozwolił mi na to, a po drugie, nasze usta i
tak nie pozostaną złączone. Moja łechtaczka drga, przemęczony kłębuszek
nerwów błaga o chwilę wytchnienia, ale potrzebuję jeszcze jednego orgazmu
tylko jednego.
Jestem blisko. Głos mi się rwie, moje rozpaczliwie słowa trudno
zrozumieć. Jesse, jestem blisko!
Zaczekaj! zgrzyta Jesse i zadaje kolejne pchnięcie. Uścisk jego dłoni na
moim biodrach jest niemal bolesny. Masz zaczekać.
Nie mogę wołam, a on natychmiast nieruchomieje. Brak stymulacji i
rytmu sprawia, że orgazm się ulatnia.
Zaczekasz dyszy. Oddech ma ciężki i wysilony, jego członek drga we
mnie gwałtownie. Zapanuj nad tym, Avo.
Przy tobie nad niczym nie panuję. Opieram mu głowę na ramieniu, żar w
moim kroczu stygnie.
Wiem. Przysuwa usta do moich włosów i całuje mnie. Jesteś moja,
więc ja przejmę kontrolę. Zatacza biodrami koło, budząc mój uśpiony orgazm.
Nie będę się z nim spierać. Cała jestem jego i nie mam żadnych złudzeń, że nie
mówi wyłącznie o moim nadciągającym orgazmie.
Kocham cię mruczę w jego wilgotne ramię.
Wzdycha.
Ja też cię kocham, skarbie. Dojdziemy jednocześnie?
Proszę.
Pocałuj mnie.
Przesuwam ustami po jego szyi, szczęce, aż do ust, a on leniwie,
niespiesznie kołysze moimi biodrami w przód i w tył, gdy zatapiam się w jego
pocałunku. To łagodne wcielenie Jessego. Czuję się tak, jak gdybym była w
związku z tuzinem różnych mężczyzn.
Hm. Pysznie smakujesz mówi. Czuję, jak zaciskasz się wokół mnie.
To takie przyjemne. Steruje ruchami moich bioder, wychodząc im naprzeciw.
Mnie też. Zaciskam uda i łapię go za włosy, żeby przyciągnąć go bliżej
do siebie.
Dojdz dla mnie. Wykonuje biodrami kilka kolistych ruchów, po czym
podrzuca je w górę, a ja z jękiem satysfakcji osiągam łagodnie szczyt. Mój
trzeci orgazm w tej sesji nie jest aż tak gwałtowny, ale nie mniej oszałamiający
czy zadowalający niż poprzednie. O Jezu. Jego ciało sztywnieje. Nie czuję,
jak zalewa mnie jego gorące nasienie, ale wszystkie pozostałe oznaki orgazmu
są takie same. Wciąż trzyma mnie w ramionach. Jesteś. Niesamowita.
Chciwie nadziewam się na jego drgający członek i wciągam go w siebie. To
istna rozkosz. On jest istną rozkoszą.
Było fantastycznie mówię, całując go namiętnie. Jesse przyciska mnie
jak najbliżej do siebie i lekkimi jak piórko muśnięciami rysuje kółka na moich
kościach biodrowych. Nie było aż tak zle, co? pytam.
Nie, ale coś było między nami.
Masz ochotę stłamsić kondom mówię z uśmiechem.
To prawda. Odsuwa się i uśmiecha. Musisz się wyszykować, bo
inaczej się spóznimy.
Nie przerywam pocałunku.
Dokąd idziemy? Z radością zostałabym tu, gdzie jestem. Dobrze mi
tutaj.
Na kolację. Zrobiłem już rezerwację. Śmieje się lekko, ujmuje moje
policzki w dłonie i odsuwa moją twarz. Prysznic.
Pozwól mi się kochać. Pochylam głowę i kąsam go lekko w ucho.
Avo ostrzega, przerywając te pieszczoty. W oczach ma iskierki, gdy
obrysowuje palcami malinkę na mojej piersi. Nigdy się jej nie pozbędziesz.
Podnosi na mnie wzrok. Nigdy.
Wyciągam rękę i zataczam kółko wokół malinki na jego torsie.
Powinieneś wytatuować mi swoje imię na czole mówię z uśmiechem.
Wtedy nikt nie miałby wątpliwości, do kogo należę.
Jesse unosi brwi i lekko wydyma usta.
Niezły pomysł. Wstaje ze mną w ramionach, a ja jak zwykle wczepiam
się w niego jak szympansiątko.
Wchodzi ze mną na górę, cały czas zanurzony we mnie, staje nad łóżkiem,
wysuwa się ze mnie i opuszcza mnie delikatnie na pościel. Potrząsa głową,
prychając z odrazą, zdejmuje prezerwatywę, zawiązuje i wrzuca do kosza.
Połóż się na brzuchu. Muszę cię nakremować. Pomaga mi się obrócić i
przesuwa dłońmi po pośladkach.
Muszę wziąć prysznic wzdycham.
Po prysznicu nakremuję cię jeszcze raz.
Tobie też by się to przydało.
Nic mi nie jest. Liczysz się tylko ty. Siada mi na pupie i wyciska trochę
kremu na plecy. Zaskoczona, podrywam łopatki do góry.
A gdzie ostrzeżenie? sapię.
Przepraszam śmieje się Jesse. Chyba jest zimny.
Wykręcam szyję, żeby na niego spojrzeć, a on obdarza mnie olśniewającym
uśmiechem przeznaczonym wyłącznie dla mnie.
Jesteś taki przystojny mamroczę sennie, układając policzek z powrotem
na poduszce. Chyba zatrzymam cię na zawsze.
Dobrze zgadza się Jesse, znów wybuchając śmiechem.
Gdzie chowasz moje pigułki? pytam jak gdyby nigdy nic, a jego dłonie
zastygają bez ruchu. Chowa je przede mną, jestem tego pewna.
O czym ty mówisz?
Mówię o tym, że odkąd cię poznałam, moim pigułkom antykoncepcyjnym
wyrastają nóżki.
Niby po co miałbym to robić? Powoli, ostrożnie masuje mi plecy
kolistymi ruchami.
Nigdzie się nie wybieram, jeśli o to się martwisz.
To prawda.
W porządku. Umówię się do lekarza, żeby wykupić nowe mówię
spokojnie. I będę je ukrywać. Nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli zajdę w ciążę.
Chyba umrę. Będziesz musiał używać prezerwatyw, dopóki nie zacznę
kolejnego opakowania dodaję.
Nie lubię się z tobą kochać w gumkach cedzi.
Więc nie będziemy uprawiać seksu stwierdzam, bardzo z siebie
zadowolona.
Licz się ze słowami!
Śmieję się w duchu. Nie wiem czemu. Powinnam wpaść we wściekłość,
panikować, zamartwiać się. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak by
się zachowywał, gdybym nosiła jego dziecko. Jasny gwint, to byłoby nie do
zniesienia. Owinąłby mnie watą, zamknął w wyściełanej celi i pilnował przez
bite dziewięć miesięcy. I jak traktowałby swoje dzieci, skoro nade mną trzęsie
się jak nad jajkiem? Oczekiwanie na okres w tym miesiącu będzie najdłuższe w
moim życiu.
Wszystko w porządku? pyta Jesse.
Tak odpowiadam szybko. Od jak dawna Cathy pracuje dla ciebie?
pytam, zmieniając temat.
Prawie dziesięć lat.
Bardzo cię lubi.
To prawda odpowiada cicho Jesse, a ja wiem, że on też ma dla niej
ogromną sympatię. Czy Cathy wie o Rezydencji? Au!
Skarbie, przepraszam! Całuje mnie w plecy, żeby uśmierzyć ból.
Przepraszam. Przepraszam.
W porządku. Wrzuć na luz. Czuję, jak się unosi, a potem wymierza mi
klapsa w pupę. Au!
Sarkazm nie pasuje do ciebie, moja droga.
No więc? pytam.
No więc co?
Cathy? Czy ona wie?
Tak, wie. To nie jest jakieś sekretne stowarzyszenie, Avo. Żadnych
płaszczy i szpad. Schodzi ze mnie. Skończyłem. Wstawaj.
Trzymałeś to w sekrecie przede mną burczę z oburzeniem, siadając na
brzegu łóżka.
Bo zakochałem się w tobie do szaleństwa i śmiertelnie przerażała mnie
myśl, że uciekniesz, jeśli odkryjesz prawdę. Unosi oskarżycielsko jedną brew
i wiem już, co zaraz powie. I uciekłaś.
Byłam w lekkim szoku. Wciąż wzdrygam się na myśl o tym, co
nastąpiło, gdy odkryłam prawdę o Rezydencji, ale chcę mu zwrócić uwagę, że
potem do niego wróciłam. Tak naprawdę to jego picie sprawiło, że wzięłam
nogi za pas. Wiedziałam, że jesteś doświadczony, ale nie sądziłam, że to
dlatego, że jesteś właścicielem seksklubu.
Hej! Podchodzi do mnie, kładzie mnie na łóżku i wyciska pocałunek na
moich wargach. Było, minęło. Liczymy się tylko my, teraz, jutro, pojutrze i
przez resztę naszego życia.
Dobrze. Pocałuj mnie. Uśmiecham się szeroko.
Chwileczkę. Kto tu rządzi? Kąciki ust mu drgają, gdy przesuwa
wzrokiem z moich oczu na moje wargi.
Ty.
Grzeczna dziewczynka. Całuje mnie chciwie, dając mi dokładnie to,
czego chcę, ale zdecydowanie za szybko się odsuwa, co kwituję teatralnym
prychnięciem. Nie słyszałem tego. Włóż tę nową kremową sukienkę. Wstaje
i zostawia mnie, żebym wzięła prysznic i przygotowała się do wyjścia.
Wchodzę do kuchni ubrana w moją nową kremową sukienkę, wąski złoty
pasek i nowe kremowe szpilki. Czuję się naprawdę wyjątkowo. Włosy opadają
mi swobodnie na plecy, makijaż mam bardzo naturalny. Na widok Jessego staję
jak wryta. Rozmawia właśnie przez telefon, w granatowym garniturze i
bladoróżowej koszuli wygląda tak, że mam ochotę go schrupać. Przesuwam
wzrokiem po jego jasnobeżowych półbutach, wzdłuż długich, muskularnych
nóg, mocnego, idealnie wyrzezbionego torsu, na starannie ogoloną,
oszałamiająco przystojną twarz. Jest zły.
Marszczę brwi i jego spojrzenie łagodnieje. Siada na stołku i klepie się po
udzie. Podchodzę, siadam mu na kolanach i zaczynam szukać w torebce
błyszczyka. Zanurza twarz w moich włosach, zaciągając się ich zapachem, ota-
cza mnie ramieniem w pasie i przyciąga bliżej.
Masz coś jeszcze do dodania? Nie sili się na uprzejmości.
Odwracam się i spoglądam na niego pytająco, przeciągając błyszczykiem po
wargach. Ignoruje moje zaciekawienie i całuje mnie lekko w policzek.
Cóż za zbieg okoliczności, że druga kamera się zepsuła mówi z
przekąsem. Sprawdzałeś nagranie sprzed baru?
O nie!
Jesse oddycha głęboko. Ściskam jego udo, a on spogląda na mnie, a potem
całuje w czoło,
Dobra, daj mi znać, co znalazłeś. Komórka rzucona przez Jessego na
blat przejeżdża po nim dobry metr. To jakieś kpiny.
Uważasz, że ten facet na nagraniu to Mikael, prawda?
Tak.
Myślisz, że mnie odurzył?
Nie wiem, Avo. Brzmi, jak gdyby uszło z niego całe powietrze.
To trochę naciągana hipoteza, nie sądzisz?
On mnie nienawidzi, Avo. Wie, że jesteś moją piętą achillesową. Tylko na
to czekał.
Wstaję i odwracam się przodem do niego.
Powinniśmy pójść na policję? pytam. Udzielił mi się jego niepokój.
Nie. Kręci głową. Ja się tym zajmę.
Dobrze mówię cicho. Nie będę się z nim o to spierać.
Uśmiecha się lekko, a potem mruży filuternie oczy.
Podoba mi się twoja sukienka. Jego dłoń wślizguje mi się między nogi i
wsuwa pod materiał fig.
Mnie też. Cholera, znowu dyszę. Torebka spada mi na podłogę, łapię go
za przód marynarki.
Wysuwa palec, podnosi go do moich ust i rozprowadza wilgoć po moich
pociągniętych błyszczykiem wargach.
Jestem wielkim szczęściarzem. Sadza mnie sobie na kolanach, przechyla
w tył i wyciska na moich ustach długi, namiętny pocałunek. Kiedy już się mną
nacieszył, odsuwa się i posyła mi uśmiech przeznaczony wyłącznie dla mnie.
Odwzajemniam go, przesuwając kciukiem po jego pełnej dolnej wardze.
Ten kolor nie pasuje do ciebie.
Nie? Wydyma usta, a ja wybucham śmiechem. Stawia mnie na ziemi i
sięga po pilot do wieży. Chcę z tobą zatańczyć.
Naprawdę?
Tak.
Uśmiecham się, gdy z głośników rozlega się głośno Pumped up kicks Foster
the People. On naprawdę chce potańczyć. Przyciąga mnie do piersi, jedną dłoń
kładzie mi na krzyżu, a drugą łapie mnie za rękę. Wolną rękę kładę mu na
ramieniu i z uśmiechem spoglądam mu w twarz.
Jestem z tobą taka szczęśliwa.
Oczy mu się skrzą, w kąciku ponętnych ust błąka się uśmiech.
Będę cię uszczęśliwiał przez resztę mojego życia, skarbie. Zatańczmy.
Tyłem wychodzi z kuchni i gdy tylko znajdziemy się na otwartej przestrzeni,
odpycha mnie i znów przyciąga do siebie. Zaczynamy krążyć po pokoju.
Śmiejąc się, patrzę w jego błyszczące zielone oczy, gdy z uśmiechem lawiruje
między meblami. Prowadzi mnie z jednego końca apartamentu na drugi, na
taras, wokół drewnianego podestu, po czym wraca do środka.
Co my tańczymy? pytam, gdy po raz kolejny okrążamy sofę.
Nie wiem. Chyba coś pomiędzy walcem a quickstepem. Uśmiecha się
szeroko, a ja pozwałam mu się prowadzić. Jego spojrzenie tryska szczęściem.
To równie przyjemne jak zanurzenie się w tobie.
Naprawdę? pytam, kompletnie zszokowana.
Nie. Marszczy brwi. To chyba najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek
powiedziałem.
Ze śmiechem odrzucam głowę do tyłu, a on pochyla się i całuje mnie w
szyję, kierując się z powrotem do kuchni. Unosi mnie, a ja oplatam nogami jego
wąskie biodra i wczepiam mu się palcami we włosy. Patrzę mu w oczy, gdy
staje, przygląda mi się uważnie, po czym sadza mnie delikatnie na blacie
kuchennym.
Ujmuje moją twarz w dłonie i zagląda mi w oczy. Nie musi nic mówić, ale
wiem, że to zrobi. Jak gdyby chciał pochwalić się przede mną nowo odkrytym
talentem. Potrafi ze mną rozmawiać.
Gładzi kciukami moją skórę.
Kto ma władzę, Avo?
Przewracam oczami.
Ty.
Mylisz się.
Naprawdę? dziwię się. To on ma władzę. Nie pozostawił mi co tego
żadnych wątpliwości.
Ty. Uśmiecha się, a ja marszczę brwi. To ty masz władzę, skarbie.
Zawsze upierasz się, że jest na odwrót.
Wzrusza ramionami.
Lubię, gdy łechczesz moje ego.
Wybucham śmiechem.
Żartujesz sobie?
Nie.
Przestaję się śmiać, gdy nie zaczyna mi wtórować, choć to przecież
cholernie zabawne. Świdruje mnie wzrokiem.
Mam władzę nad twoim ciałem, Avo. Kiedy te piękne oczy patrzą na mnie
z pożądaniem, wtedy mam nad tobą władzę. Wypuszcza moje policzki i
muska dłońmi wnętrze moich ud.
Sztywnieję i rozchylam usta, mnąc w dłoniach materiał jego marynarki.
Jesse uśmiecha się, pochyla i delikatnie mnie całuje.
Widzisz szepcze, zabierając ręce z moich ud i uwalniając marynarkę z
mojego uścisku. Znów ty masz władzę.
Przyglądam mu się, uśmiechając się półgębkiem, wreszcie zrozumiałam, o
co mu chodzi.
To dlatego pieprzysz mnie do nieprzytomności, stosujesz odliczanie i
żądasz, żebym cię pocałowała, kiedy jestem wściekła.
Uśmiecha się.
Nie przeklinaj.
Całkowicie się odsłoniłeś. Już nigdy nie pozwolę ci się dotknąć!
Jesse odrzuca głowę do tyłu i wybucha gromkim śmiechem. Chyba już
wcześniej to wiedziałam. To dlatego uciekałam, gdy zaczynał odliczać. Wiem,
do czego jest zdolny, kiedy dostanie mnie w swoje ręce. Opuszcza głowę i
patrzy na mnie badawczo.
Cóż, panie Ward, biorąc pod uwagę to, jak często uprawiamy seks,
powiedziałabym, że jest pan głównym udziałowcem w tym związku.
Wyszczerzam zęby, gdy znów wybucha śmiechem. Wokół jego
roziskrzonych oczu pojawiają się lekkie zmarszczki. To cudowny widok,
Kochanie, nigdy nie będziemy mieli dość seksu.
To czyni cię bardzo potężnym człowiekiem.
O Jezu, Avo. Odgarnia mi włosy z twarzy i ujmuje ją w dłonie.
Cholernie cię kocham. Pocałuj mnie.
Czujesz się słaby?
Nachyla się ku mnie.
Tak. Delikatnie muska moje wargi, a ja mu ulegam, oddaję mu kontrolę,
której tak pragnie, pozwalam, by jego język nasycił moje zmysły, gdy mruczy
mi w usta i przejmuje całą władzę.
Lepiej? pytam.
Zdecydowanie. Chodz, moja droga, wychodzimy na randkę. Stawia mnie
na ziemi, wyłącza muzykę i podnosi z podłogi moją kopertówkę. Gotowa?
Och, miałam ci pokazać tamtą wiadomość. Wyjmuję z torebki komórkę.
Prawie o tym zapomniałam.
Jaką wiadomość? pyta, marszcząc brwi. On najwyrazniej też zapomniał.
Tę wysłaną z telefonu Johna. Przewijam listę otrzymanych esemesów,
serce łomocze mi w piersi. To ten moment. Moment, w którym wreszcie zrzucę
z siebie ten ciężar. Wszystko stoi czarno na białym, więc nie może mnie tym
razem zbyć. John by tego nie zrobił. Proszę. Podaję mu telefon. Gdy czyta
wiadomość, na jego czole pojawia się zmarszczka. Zerka na mnie, a potem
znów na ekran. Naprawdę się nad tym zastanawia.
Mam wrażenie, że wpatruje się w ekran całą wieczność, ale w końcu
zaczyna kiwać głową.
Zajmę się tym. Rzuca moją komórkę na blat. Nie wygląda na
zachwyconego.
Oddycham z ulgą. Obawiałam się, że zacznie jej bronić albo powie, że
wiadomość wysłał ktoś inny, ale kto mógłby to zrobić? Nie muszę mówić nic
więcej. Już wie, a mnie kamień spadł z serca.
Mój telefon zaczyna dzwonić, podnoszę go z blatu. Na widok
podświetlonego nazwiska Ruth Quinn wzdycham ze znużeniem i odrzucam
połączenie. Wkrótce zadzwoni do biura i dowie się, że wzięłam dziś wolne.
Kto to?
Nowa klientka. Okropnie upierdliwa.
Jesse odbiera mi telefon i odkłada go z powrotem na blat, a potem przyciska
mnie do piersi.
Dziś masz wolne. Gotowa na randkę?
Kiwam głową.
Tak.
Całuje mnie w czubek głowy, wypuszcza z objęć i podaje mi ramię jak
prawdziwy gentleman. Z uśmiechem biorę go pod rękę i pozwalam, żeby
wyprowadził mnie z apartamentu do windy.
Odbijamy się we wszystkich otaczających nas lustrach. Gdziekolwiek
spojrzę, widzę jego wspaniałą postać, i siebie, trzymającą go kurczowo za rękę.
Jesse spogląda na mnie kątem oka.
W ramach przeprosin powinnaś pozwolić mi się zerżnąć, tu i teraz mówi
niskim, cichym głosem.
Jestem ci winna przeprosiny?
Owszem. Znów spogląda przed siebie, a ja odnajduję w lustrze jego
spojrzenie.
Za co? Szybko przebiegam w myślach ewentualne powody, do głowy
przychodzi mi cała masa rzeczy, o które mógłby mieć do mnie pretensje. Ale
dziś rano byłam uległa, a on zachowywał się całkiem rozsądnie.
Jesteś mi winna przeprosiny za to, że musiałem na ciebie tak cholernie
długo czekać. Mówi zupełnie poważnie.
Z uśmiechem wtulam się w niego. Ja wcale nie musiałam na niego długo
czekać, jeśli nie liczyć dwóch beznadziejnych związków. Podczas gdy on
zmagał się ze swoimi demonami, żyłam w błogiej nieświadomości, przeżywając
zwykłe rozterki normalnej młodej kobiety. To dziwna myśl.
Drzwi windy otwierają się, Jesse obejmuje mnie delikatnie ramieniem i
ruszamy przez hol Lusso.
Clive. Jesse kiwa konsjerżowi, który odpowiada zdawkowym skinieniem
głowy i z powrotem wlepia wzrok w swoje biurko. Wychodzimy na rześkie
wieczorne powietrze, Jesse otwiera DBS.
Och, Kate dzwoniła. Chyba powinnaś oddzwonić.
Znów odebrałeś mój telefon? pytam, ale on zbywa moje oskarżenie
wzruszeniem ramion.
Z westchnieniem otwieram torebkę, żeby wyjąć komórkę, ale nie udaje mi
się jej wyszperać.
Jesse, zostawiłam telefon na górze.
Jesse nie ukrywa swojego niezadowolenia.
Proszę. Podaje mi klucze. Tylko szybko, bo spóznimy się na kolację.
Zaraz wrócę. Puszczam się pędem przez hol Lusso, spoglądam krzywo
na Clive a, który wciąż nie zwraca na mnie uwagi, i wzywam windę. Dlaczego
nie ma jej na parterze? Czekam niecierpliwie, aż zjedzie na dół, i wskakuję do
środka.
Wychodzę, zanim jeszcze drzwi rozsuną się do końca, wtykam klucz w
zamek, zostawiam go w nim i biegnę do kuchni. Ze stłumionym okrzykiem
staję jak wryta na widok dwóch osób, które siedzą na stołkach barowych z
bardzo groznymi minami.
Rozdział 20
Co... jak... kiedy.... plączę się i jąkam. Skąd oni się tu wzięli?
Dzień dobry mówi mama, krótko i ostro. Tata siedzi i kręci głową.
Nie potrafię stwierdzić, czy jest zła, czy nie. Mam ochotę rzucić się na nich
oboje i wy ściskać ich za wszystkie czasy. Nie widziałam ich od wielu tygodni,
ale teraz są tutaj, a ja nie umiem ocenić, w jakim są nastroju.
Jak się tu dostaliście? udaje mi się wydukać.
To nie wiedziałaś? Ojciec jest emerytowanym włamywaczem. Mama
unosi perfekcyjnie wyregulowaną brew, tata siedzi w milczeniu z miną pełną
dezaprobaty.
Mamo? Marszczę brwi.
Mama wstaje z westchnieniem.
Avo O Shea, chodz no tu i uściskaj matkę. Wyciąga do mnie ramiona.
Wybucham płaczem.
Wiedziałem, że to zrobi zrzędzi tato. Cholerne baby!
Zamknij się, Joseph. Znów rozpościera ramiona, a ja padam w nie,
łkając jak dziecko. Krzywię się nieznacznie, gdy czule rozciera mi plecy. Och,
Avo. Dlaczego płaczesz? Przestań, bo czuję się nieswojo.
Tak się cieszę, że was widzę mamroczę w szary blezer mamy. Słyszę,
jak tata prycha z niesmakiem, bo dwie najważniejsze kobiety w jego życiu
beczą i pochlipują. On nigdy nie lubił okazywać emocji, zawsze go to
krępowało.
Avo, nie mogłaś nas unikać w nieskończoność, nawet jeśli mieszkamy tak
daleko. Pokaż no mi się. Odsuwa mnie i ociera mi łzy.
Nie wyprę się podobieństwa do własnej matki. Ma takie same oczy jak ja,
wielkie i czekoladowe, a jej włosy, tego samego koloru co moje, są krótko
obcięte. Wygląda dobrze jak na swoje czterdzieści siedem lat, wręcz świetnie.
Ja i tata bardzo się o ciebie martwiliśmy przez kilka ostatnich tygodni.
Przepraszam. Ostatnie tygodnie były naprawdę szalone. Próbuję
doprowadzić się do porządku. Tusz z pewnością spływa mi po twarzy i
koniecznie muszę wysmarkać nos. Chwileczkę. Spoglądam na mamę, a
potem na tatę, który wzrusza potężnymi ramionami, chrząkając. Jak się tu w
ogóle dostaliście? Szok i emocje oszołomiły mnie do tego stopnia, że
zapomniałam, że stoimy w wartym dziesięć milionów apartamencie Jessego.
Ja ich zaprosiłem.
Obracam się i widzę Jessego, który stoi w wejściu do kuchni z rękami w
kieszeniach.
Nie uprzedziłeś mnie prycham. Nic z tego nie rozumiem.
Nie chciałem się z tobą kłócić odpowiada, wzruszając ramionami. A
teraz już tu są.
Spoglądam na mamę, która uśmiecha się promiennie, i z zażenowaniem
stwierdzam, że jest pod jego urokiem. Nie wiem, czemu mnie to zawstydza,
wszystkie kobiety tak na niego reagują, a ja powinnam pamiętać, że moja matka
jest mu bliższa wiekiem niż ja.
Eee, mamo, tato. To Jesse. Wskazuję go gestem. Jesse, to moi rodzice.
Elisabeth i Joseph. Nie planowałam tego w taki sposób. W ogóle tego nie
zaplanowałam.
Już się poznaliśmy oznajmia Jesse.
Patrzę na niego z zaskoczeniem.
Co takiego?
Poznaliśmy się już powtarza, zupełnie niepotrzebnie, bo usłyszałam go
za pierwszym razem.
Kąciki ust mu drgają. Okej, mam w głowie kompletny mętlik. Jesse
wzdycha i rusza w naszą stronę. Staje przede mną, odrobinę za blisko,
zważywszy na obecność moich rodziców, dla których ta cała sytuacja musi być
nieco szokująca. Dla mnie również.
Nie poszedłem rano biegać oznajmia.
Nie? Marszczę brwi. Włożyłeś strój do biegania.
Śmieje się leciutko.
Wiem. Nie jest to strój, który sam wybrałbym na spotkanie z twoimi
rodzicami, ale nie miałem wyboru. Wzrusza ramionami.
Teraz to nadrabiasz, Jesse. Mama klepie go po obciągniętym marynarką
ramieniu, a ja zbieram szczękę z podłogi.
Co tu się dzieje, do cholery? Mam ochotę zakląć siarczyście, ale moja mama
nie cierpi wulgaryzmów równie mocno jak Jesse.
Przepraszam. Rozcieram dłońmi skronie. Jestem zdezorientowana.
Usiądz. Jesse bierze mnie za rękę i prowadzi do jednego ze stołków, a
sam siada obok mnie. Mama zajmuje miejsce obok taty. Rozmawiałem z
twoją mamą wczoraj póznym wieczorem. To zrozumiałe, że martwiła się o cie-
bie i pytała mnie o wiele spraw. Unosi brew i spogląda na moją mamę, która
śmieje się lekko.
Jest strasznie wścibska, co? cmoka z dezaprobatą tata, a mama paca go
w ramię.
To moja mała dziewczynka, Josephie.
W każdym razie ciągnie Jesse uznałem, że najlepiej będzie, jeśli twoi
rodzice sami się przekonają, że nie jestem jakimś obłąkanym świrem, który
więzi cię w swojej wieży. Dlatego tu są.
No właśnie szczebioce moja mama. Najwyrazniej nie ma nic przeciwko
oszałamiająco przystojnemu mężczyznie, który głaszcze moją dłoń.
Próbuję otrząsnąć się z szoku.
Więc spotkaliście się dziś rano. Po co?
Czułem, że muszę się wytłumaczyć mówi Jesse. Patrzę na niego i mam
ochotę się rozpłakać. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Avo, żadne z nas nie
było na siebie przygotowane i to z bardzo różnych powodów. Wiem, że liczysz
się ze zdaniem rodziców, a ponieważ jest ono dla ciebie tak ważne, jest ważne
także dla mnie. Jesteś dla mnie wszystkim. Tylko ty się liczysz. Kocham cię.
Wiem, że moją mamę właśnie ścięło z nóg, a tata, choć emocjonalnie
zdystansowany, kiwa głową z aprobatą.
Każdy ojciec pragnie, żeby ktoś zaopiekował się jego córką. Ojciec
wyciąga rękę do Jessego. Wierzę, że sobie poradzisz.
Jesse ściska jego dłoń.
Będę się nią opiekował dwadzieścia cztery godziny na dobę uśmiecha
się Jesse. Mama omdlewa, a ja wybucham śmiechem.
Mój Boże!
Jesse zerka na mnie z rozbawieniem spod uniesionej brwi. Wie, co sobie
myślę. Czy moi rodzice zdają sobie sprawę, jak poważnie podchodzi do tej
deklaracji? Ale muszę pogratulować Jessemu przemowy. Udało mu się podbić
ich serca, a ja czuję, że z mojego spadł ogromny ciężar. Rodzice nie wiedzą
jednak, czym zajmuje się Jesse ani co robił, gdy się upił. Ani o karze, jaką sobie
wymierzył, gdy uznał, że mnie zawiódł, gdy uznał, że zasługuje na odwet... ani
o tym, że mogę być w ciąży. Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność.
Martwi mnie jeszcze jedna sprawa. Czy rozmawiał z nimi o piciu? Po telefonie
Matta muszę się nad tym zastanawiać.
Mama zsuwa się ze stołka, okrąża wyspę kuchenną i podchodzi do mnie. W
oczach ma łzy.
Chodz no tu, głuptasie! Ściąga mnie na ziemię i obejmuje. Z sykiem
zaciskam powieki. Wpadłaś jak śliwka w kompot. Zakochałaś się, Avo.
Powinnaś była mi powiedzieć.
Ma rację, wpadłam jak śliwka w kompot, ale z wielu innych powodów, niż
przypuszcza.
Zjemy coś w końcu? Marzę o piwie. Tata przywraca mnie do
rzeczywistości.
Mama wypuszcza mnie z objęć i prostuje się.
Mogę skorzystać z łazienki, Jesse? pyta.
Oczywiście. W prawo i od razu jeszcze raz w prawo. Przy siłowni. Nie
krępuj się.
Słucham?
Wybucham śmiechem.
Przepraszam uśmiecha się Jesse. Czuj się jak u siebie w domu. W
prawo i jeszcze raz w prawo. Obok siłowni.
Dziękuję. Mama rzuca mi spojrzenie mówiące oho, siłownia , zabiera
torebkę z blatu i zostawia nas samych.
Czym jezdzisz? zaczyna niezobowiązującą rozmowę tata, a ja jęczę w
duchu. Namiętność ojca do wielkich, drogich samochodów, zostanie zaraz
zaspokojona.
Jesse wciąga mnie na stołek.
DBS-em.
Astonem martinem?
Zgadza się. Tata kiwa głową, nieudolnie udając brak zainteresowania.
Masz hotel w Surrey Hills?
Jesse musiał poczuć, że sztywnieję, bo ściska mnie lekko.
Tak. Pokażę go kiedyś państwu, może przy następnej wizycie.
Oczywiście, Elisabeth uwielbia wszystko, co luksusowe. Tata przewraca
oczami. Mama z pewnością byle czym się nie zadowoli. Masz przyjemny
apartament. Tata rozgląda się po kuchni, a potem znów spogląda na Jessego.
Dziękuję, ale to zasługa pańskiej córki. Nawija sobie na palec kosmyk
moich włosów. Ja go tylko kupiłem.
Więc to jest ten ważny projekt, któremu poświęciłaś tyle czasu? pyta
tata. Dobra robota.
Dziękuję, tato. Czuję ulgę, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Tato nie
opanował nigdy trudnej sztuki rozmowy towarzyskiej.
Chcesz otworzyć? Jesse klepie mnie w pupę, a ja wstaję.
Kto to?
Nie wiem. Idz sprawdzić. Popycha mnie, więc zostawiam go z tatą i
ruszam w stronę drzwi wejściowych. Na górę nie może się dostać nikt, kto nie
zna kodu, więc musi to być Clive.
Otwieram drzwi i widzę przed sobą Dana, Kate i Sama. Pierwsza myśl, jaka
przychodzi mi do głowy, to: Dan i Kate w jednym pomieszczeniu? To zle
wróży. Ale Dan występuje naprzód z szerokim uśmiechem, a ja prawie się na
niego rzucam, zapominając o bólu pleców i wyczuwalnym skrępowaniu między
nim a moją najlepszą przyjaciółką.
Co ty tu robisz? Przyciskam go do siebie ze śmiechem.
Robię, co mi każą. Uwalnia się z mojego uścisku i odsuwa mnie na
długość ramienia. Świetnie wyglądasz mówi z promiennym uśmiechem.
Gdzie ten nowy koleś, któremu muszę palnąć gadkę pod tytułem jeśli ją
skrzywdzisz ?
Na myśl o reakcji Jessego oblatuje mnie strach.
Jest w kuchni, ale nie musisz tego robić.
Dan mierzy mnie wzrokiem.
To mój braterski obowiązek oświadcza stanowczo, a potem zagląda mi
nad ramieniem do penthous u. Jasny gwint! szepcze, omiatając apartament
wzrokiem. Puszcza mnie i wchodzi do środka.
Kate podchodzi i obejmuje mnie. Jej blada twarzyczka jest pełna niepokoju.
To musi być najbardziej niezręczna sytuacja, w jaką się kiedykolwiek
wpakowałam szepcze mi do ucha, Masakra.
Wybucham śmiechem.
Nie ściskaj mnie tak mocno. Potrząsam nią lekko. Sam wie? pytam
szeptem.
Przepraszam. Nie. Nie ma zielonego pojęcia.
Hej! Nie przywitasz się ze mną? Sam odsuwa Kate i obejmuje mnie
delikatnie. Jesteś szalona mówi cicho.
Wiem.
Nie rób tego więcej. A gdzie mój kumpel?
W kuchni.
Wypuszcza mnie z objęć i rusza do kuchni. Spoglądam na Kate, która kręci
głową.
Gdybym mogła się z tego wy miksować, zrobiłabym to. Wzdycha
nerwowo. Chodz. Aapie mnie za rękę i wracamy do kuchni, gdzie Jesse
wszystkich sobie przedstawia. Dan zerka to na Jessego, to na Sama, pewnie ma
ku temu swoje powody.
Nagle jak spod ziemi wyrasta Cathy, a wraz z nią Luigi i trzech kelnerów.
Jesse wstaje, żeby z nimi porozmawiać. Patrzę, jak się pochyla, żeby Cathy
mogła go pocałować w policzek, ściska dłoń Luigiego, a potem wskazuje
kuchnię i taras. Cathy przegania go i macha do mnie radośnie.
Co się dzieje? pytam, gdy siada obok mnie przy wyspie.
Zaraz zjemy kolację.
Tutaj?
Tak. Poprosiłem Luigiego, żeby czynił honory. Zjemy na tarasie. Wieczór
taki przyjemny. Sadza mnie przed sobą i odgarnia mi włosy z twarzy.
Nie wierzę, że to zrobiłeś.
Przekrzywia głowę w bok.
Zrobię dla ciebie wszystko, wiesz o tym.
Wsuwam dłoń w rękaw jego marynarki i dotykam bicepsu.
Niewykluczone, że będziesz musiał wysłuchać przemowy kochającego
brata. Uśmiecham się przepraszająco. Zniesiesz to jakoś?
Jesse zaciska wargi w wąską kreskę.
Inny facet ma mi mówić, jak się tobą opiekować? Mowy nie ma.
Zwieszam ramiona.
Zrobię dla ciebie wszystko ? przypominam mu szeptem. Nawet nie
jestem sobie w stanie wyobrazić, ile kosztowała go rozmowa z moimi
rodzicami. To wbrew jego wszystkim naturalnym odruchom. Unosi mi brodę
palcem i całuje leciutko w kącik ust.
Dla ciebie wszystko potwierdza. Chodz.
Wyprowadza gości z kuchni na taras, gdzie wszystko zostało już
przygotowane do posiłku. Stół na tarasie został wykwintnie nakryty, grzejniki
ogrodowe zapewniają ciepło mimo chłodnego wieczornego powietrza, a butelki
wina i piwa chłodzą się w lodówce obok ogromnego grilla. Rzucam Jessemu
pytające spojrzenie. Jak udało mu się to wszystko zorganizować? Jesse
uśmiecha się i składa dłonie jak do snu. Kiedy ja smacznie spałam, on spotkał
się z moimi rodzicami i przygotował to wszystko? Wciąż jestem w szoku.
Jak w transie obserwuję, jak ludzie, których kocham najbardziej na świecie,
gawędzą, śmieją się i piją przy stole, podczas gdy Luigi i jego zespół
przygotowują i serwują smakowitą włoską ucztę. Jesse je tylko jedną ręką,
drugą trzyma na moim kolanie i ściska je od czasu do czasu, mocniej, gdy Dan
rozpoczyna swoją braterską przemowę. Patrzę, jak próbuje być uprzejmy, a gdy
mama włącza się do rozmowy, jestem jej niewymownie wdzięczna. Mama
beszta Dana, uśmiecha się słodko do Jessego, po czym podejmuje przerwaną
rozmowę z Kate, która trochę się rozluzniła, choć trudno nie zauważyć napięcia
między nią a Danem. Za to Sam nie zdaje sobie z niczego sprawy i bawi
mojego ojca do łez Bóg raczy wiedzieć jakimi anegdotami.
Kate jest dzisiaj jakaś nieswoja zauważa Jesse cicho, dolewając mi
wody.
Ona i Dan byli kiedyś parą odpowiadam. To skomplikowane.
Jesse unosi brwi z zaskoczeniem.
Rozumiem. Smakował ci makaron?
Był pyszny. Nakrywam ręką dłoń, którą trzyma na moim kolanie.
Dziękuję.
Nie ma za co. Puszcza do mnie oko. Teraz nic już nie stoi na
przeszkodzie, prawda?
Droga wolna. Uśmiecham się, a potem topnieję, gdy obdarza mnie
uśmiechem zarezerwowanym wyłącznie dla mnie.
Cieszę się, że to powiedziałaś mówi z błyskiem w oku.
Gdy wstaje, wszystkie rozmowy przy stole cichną, cała uwaga skupia się na
nim. Odsuwa moje krzesło.
Wstań.
Podnoszę się, marszcząc brwi.
Proszę nam na chwilę wybaczyć mówi do naszych milczących gości, po
czym bierze mnie za rękę i odprowadza kilka kroków dalej.
Dokąd idziemy? pytam.
Jesse staje, odwraca się i przyklęka na jedno kolano, zaledwie kilka metrów
od stołu. Słyszę, jak mama wciąga gwałtownie powietrze, sama też wzdycham.
Rozdziawiam buzię i robię wielkie oczy, gdy ujmuje moją doń i wbija we mnie
zielone spojrzenie.
Spróbujemy zrobić to w tradycyjny sposób? pyta cicho.
Zaczynam się trząść.
O Boże szepczę. W gardle mam gulę wielkości melona. Odwracam się
powoli i omiatam wzrokiem stół oraz przyglądających się nam uważnie
biesiadników. Mama zakrywa usta dłonią, a mój tato uśmiecha się blado. Dan
ma kamienny wyraz twarzy, a Kate i Sam siedzą wygodnie na swoich krzesłach,
uśmiechając się od ucha do ucha.
Serce wali mi w piersi, gdy znów spoglądam na Jessego zaszklonymi
oczami. Dopiero co poznał moich rodziców. Nie może mi tego zrobić... nie na
ich oczach.
Stłamsiłem ich wszystkich... mówi, a oczy mu się świecą. Nawet
zapytałem o zgodę twojego ojca. Uśmiecha się półgębkiem, z mojego gardła
wyrywa się szloch. Wiesz, jakie to musiało być dla mnie trudne. Wypuszcza
moją dłoń i otacza rękami moje nogi, żeby przyciągnąć mnie bliżej. Opieram
mu ręce na ramionach. Dla ciebie wszystko, Avo szepcze.
Moje dłonie wędrują na tył jego głowy, wplatam mu palce w jasne włosy.
Podnosi na mnie wzrok.
Wyjdz za mnie, skarbie.
Jesteś szalony łkam, pochylając się, żeby go pocałować, i ujmuję jego
twarz w dłonie. Jesteś kompletnie szalony.
Czy będę szalony i żonaty? pyta, całując mnie. Proszę, powiedz, że
tak. Ściąga mnie w dół, tak że klęczę naprzeciw niego, a on patrzy na mnie
wilgotnymi oczyma. Liczysz się tylko i wyłącznie ty, teraz i zawsze. Do
końca życia tylko ty. Kocham cię do szaleństwa. Wyjdz za mnie, Avo.
Akając, padam mu w ramiona. Moja mama wybucha płaczem.
Czy to oznacza tak?
Tak.
Gwałtownie wciąga powietrze.
Nie mogę złapać tchu mamrocze i pada na plecy, pociągając mnie za
sobą, tak że leżymy wyciągnięci na podłodze tarasu. Całuje mnie z
uwielbieniem. Po raz kolejny mój zaborczy, neurotyczny eksplayboy bierze
mnie, gdzie zechce i kiedy chce. I kompletnie się tego nie wstydzi.
Tak bardzo cię kocham. Bierze moją dłoń i z powrotem wsuwa mi na
palec pierścionek zaręczynowy. Całuje palce obok niego, a potem znów
obejmuje mnie i mocno ściska.
Ja też cię kocham szepczę mu do ucha.
Tak się cieszę. Jesteś najlepszym prezentem urodzinowym, jaki
kiedykolwiek dostałem.
Co takiego?
Siadam i spoglądam na niego przez łzy. Uśmiecha się, prawie zawstydzony.
Masz dziś urodziny?
Tak. Zagryza wargę.
Dziś?
Tak. Kiwa głową.
Mrużę filuternie oczy.
Ile masz lat?
Trzydzieści osiem.
Uśmiecham się promiennie od ucha do ucha.
Wszystkiego najlepszego.
Obdarza mnie uśmiechem zarezerwowanym wyłącznie dla mnie, przyciąga z
powrotem do piersi i zatapia nos w mojej szyi. Rozpływam się w jego
objęciach. Kocham tego mężczyznę, w całej jego doskonałości, mimo wszyst-
kich jego problemów i niedorzecznego zachowania. Wziął mnie mocno i
szybko. Sprawił, że się w nim zakochałam. Sprawił, że zaczęłam go
potrzebować.
Był taki zaskakujący, taki namiętny, nie sposób było mu się oprzeć. A teraz
jest wyłącznie mój, a ja jestem niezaprzeczalnie jego. Wreszcie go rozumiem.
Wreszcie udało mi się rozgryzć tego mężczyznę. ciąg dalszy nastąpi...
24 lipca 2014 Ten Mężczyzna
Tom 5
Jego Wyznania
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 02 Jego kłamstwaMalpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 03 Jego namiętnośćMalpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 0106 Rozdział 04 Twierdzenie o funkcji uwikłanej i jego konsekwencjeMargit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (04) Mężczyzna z Doliny MgiełPOCALUJ MNIE TEN JEDEN RAZ txtSandemo Margit Saga o Królestwie Światła 04 Mężczyzna z Doliny Mgieł04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)więcej podobnych podstron